riviera 02 2010.indd

16
Rok V Nr 1I (46) 15 luty – 20 marca 2010 O historii sopockiego samorządu opowiada Wieczesław Augustyniak >> S. 4-5 „Piękna ONA” w Rivierze Literackiej >> S. 12 MYŚL GLOBALNIE – CZYTAJ LOKALNIE Sopot. Ruszył wyścig do fotela prezydenckiego Trzęsienie ziemi w Radzie Miasta 5 marca obradowała Rada Miasta Sopotu. Sesję nieoczekiwanie zdominowały kwestie personalne – sopoccy radni odwołali wiceprzewodniczącego Rady Miasta Cezarego Jakubowskiego. W głosowaniu poległ także przewodniczący komisji finansów i strategii Jarosław Kempa. Krzysztof M. Załuski N a ostatniej sesji radni klu- bu PO i Samorządności Sopot odwołali z funkcji wiceprzewodniczącego Rady Mia- sta Cezarego Jakubowskiego oraz przewodniczącego komisji finan- sów i strategii Jarosława Kempę – obaj są członkami rządzącej mia- jest w rzeczywistości politycz- nym odwetem za to, że podpo- rządkował się decyzji władz po- morskiej PO i premiera Donalda Tuska w sprawie sopockiego re- ferendum prezydenckiego. Po zakończeniu sesji Rady Miasta Cezary Jakubowski zapo- wiedział start w jesiennych wybo- rach na stanowisko prezydenta Sopotu. Jarosław Kempa z osta- teczną decyzją o kandydowaniu chce się wstrzymać do Regional- szefa klubu PO-Samorządność, a teraz również wiceprzewodni- czącego Rady Miasta, twierdzi, że zasadą jest, iż to szef największe- go klubu pełni w Radzie funkcję Cezary Jakubowski, który w latach 1998–2006 był wicepre- zydentem Sopotu, uważa jednak, że prawdziwą przyczyną decyzji radnych była różnica zdań po- Władze namawiają właścicieli nieruchomości, by zameldowali się w kurorcie Bezprecedensowa akcja Urzędu Miasta Sopotu 1385 osób posiadających nieruchomości w Sopocie jest zameldowanych poza jego granicami. Najwięcej domów i apartamentów posiadają gdańszczanie. Jest ich 478. Na drugim miejscu znajdują się gdynianie, którzy mają 235 lokali, na trzecim miejscu są warszawiacy, posiadający 130 nieruchomości. W edług wyliczeń urzędni- ków, „sopocianie bez meldunku” odprowa- dzają rocznie 10 mln złotych po- datku do kas miast, w których są zameldowani, co jest jednoznacz- ne z faktem, że kasa Sopotu uszczuplana jest na taką właśnie kwotę. Aby zmienić ten stan prezy- dent Jacek Karnowski i radni ku- rortu postanowili zorganizować akcję pod hasłem: „Meldujemy się w Sopocie”. W jej ramach do nieza- meldowanych właścicieli sopoc- kich nieruchomości zostaną wy- słane listy z druczkami meldunko- wymi oraz informacją o tym, co można zyskać będąc stałym miesz- kańcem miasta. A jest tego cał- kiem sporo. Sopocianie mogą bez- płatnie chodzić do Opery Leśnej i Domu Zdrojowego na koncerty organizowane specjalnie dla nich przez miasto. Korzystają ze zniżek do Multikina, Muzeum Sopotu i Państwowej Galerii Sztuki. Miasto organizuje także programy profi- laktyki onkologicznej i bezpłatne dzienne turnusy rehabilitacyjne w sanatorium „Leśnik”. Jak zapo- wiedział przewodniczący Rady Miasta Wieczesław Augustyniak rozważamy jest też projekt zwol- nienia stałych mieszkańców z ku- powania biletów wstępu na molo. Prezydent Sopotu Jacek Karnowski przypomina, że w Urzędzie Miasta wszystkie sprawy administracyjne załatwiane są od ręki, bez stania w kolejkach. A przy tym wszyst- kim bycie mieszkańcem Sopotu, to swego rodzaju nobilitacja. (kmz) Tegoroczne wybory prezydenckie zapowiadają się wyjątkowo gorąco, najprawdopodobniej staną do nich: Paweł Orłowski, Cezary Jakubowski, Jarosław Kempa i Wojciech Fułek. stem Platformy Obywatelskiej. Kem- pa stracił stanowisko po tym, jak lo- kalna prasa zamieściła informację sugerującą, iż znał on treść rozmowy pomiędzy prezydentem miasta Jac- kiem Karnowskim, a biznesmenem Sławomirem Julke i nie poinformo- wał o tym prokuratury. Z kolei po- wodem dymisji Jakubowskiego mia- ła być jego wcześniejsza rezygnacja z szefowania klubowi radnych koali- cji PO i Samorządności. między nim, a resztą członków ugrupowania, jaka zaistniała podczas niedawnych wyborów szefa Platformy w Sopocie. Jaku- bowski wysunął kandydaturę To- masza Tabeau, wiceprezesa zarzą- du Spółki Centrum Haffnera, jego oponenci optowali za dotychcza- sowym przewodniczącym koła prof. Michałem Woźniakiem. Le- sław Orski, który rok temu zastą- pił Jakubowskiego na stanowisku wiceprzewodniczącego, dlatego też radni podjęli taką, a nie inną decyzję. Wątpliwości, co do faktycz- nych powodów swojej dymisji ma również Jarosław Kempa. Były przewodniczący komisji fi- nansów zwrócił się do Regional- nego Sądu Koleżeńskiego PO z prośbą o zbadanie zasadności swojego odwołania. Jego zda- niem wynik głosowania Rady nego Zjazdu PO. Nieoficjalnie wiadomo, że do wyborów szyku- ją się również wiceprezydenci bezpartyjny Wojcich Fułek po- pierany przez Samorządność So- pot i Paweł Orłowski z PO. Obec- ny prezydent miasta, Jacek Kar- nowski już wcześniej deklarował, że nie ma zamiaru ubiegać się o reelekcję. PiS najprawdopo- dobniej wystawi Aleksandrę Ja- kubowską.

Upload: krzysztof-maria-zaluski

Post on 13-Mar-2016

220 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

 

TRANSCRIPT

Page 1: riviera 02 2010.indd

Rok V Nr 1I (46) 15 luty – 20 marca 2010

O historii sopockiego samorządu opowiada Wieczesław Augustyniak>> S. 4-5

„Piękna ONA” w Rivierze Literackiej

>> S. 12

M YŚ L G L O B A L N I E – C Z Y T A J L O K A L N I E

Sopot. Ruszył wyścig do fotela prezydenckiego

Trzęsienie ziemi w Radzie Miasta

5 marca obradowała Rada Miasta Sopotu. Sesję nieoczekiwanie zdominowały kwestie personalne – sopoccy radni odwołali wiceprzewodniczącego Rady Miasta Cezarego Jakubowskiego. W głosowaniu poległ także przewodniczący komisji finansów i strategii Jarosław Kempa.

Krzysztof M. Załuski

Na ostatniej sesji radni klu-bu PO i Samorządności Sopot odwołali z funkcji

wiceprzewodniczącego Rady Mia-sta Cezarego Jakubowskiego oraz przewodniczącego komisji fi nan-sów i strategii Jarosława Kempę – obaj są członkami rządzącej mia-

jest w rzeczywistości politycz-nym odwetem za to, że podpo-rządkował się decyzji władz po-morskiej PO i premiera Donalda Tuska w sprawie sopockiego re-ferendum prezydenckiego.

Po zakończeniu sesji Rady Miasta Cezary Jakubowski zapo-wiedział start w jesiennych wybo-rach na stanowisko prezydenta Sopotu. Jarosław Kempa z osta-teczną decyzją o kandydowaniu chce się wstrzymać do Regional-

szefa klubu PO-Samorządność, a teraz również wiceprzewodni-czącego Rady Miasta, twierdzi, że zasadą jest, iż to szef największe-go klubu pełni w Radzie funkcję

Cezary Jakubowski, który w latach 1998–2006 był wicepre-zydentem Sopotu, uważa jednak, że prawdziwą przyczyną decyzji radnych była różnica zdań po-

Władze namawiają właścicieli nieruchomości,

by zameldowali się w kurorcie

Bezprecedensowa akcja Urzędu Miasta Sopotu

1385 osób posiadających nieruchomości w Sopocie jest zameldowanych poza jego granicami. Najwięcej domów i apartamentów posiadają gdańszczanie. Jest ich 478. Na drugim miejscu znajdują się gdynianie, którzy mają 235 lokali, na trzecim miejscu są warszawiacy, posiadający 130 nieruchomości.

Według wyliczeń urzędni-ków, „sopocianie bez meldunku” odprowa-

dzają rocznie 10 mln złotych po-datku do kas miast, w których są zameldowani, co jest jednoznacz-ne z faktem, że kasa Sopotu uszczuplana jest na taką właśnie kwotę. Aby zmienić ten stan prezy-dent Jacek Karnowski i radni ku-rortu postanowili zorganizować akcję pod hasłem: „Meldujemy się w Sopocie”. W jej ramach do nieza-meldowanych właścicieli sopoc-kich nieruchomości zostaną wy-słane listy z druczkami meldunko-wymi oraz informacją o tym, co można zyskać będąc stałym miesz-kańcem miasta. A jest tego cał-kiem sporo. Sopocianie mogą bez-płatnie chodzić do Opery Leśnej i Domu Zdrojowego na koncerty organizowane specjalnie dla nich przez miasto. Korzystają ze zniżek do Multikina, Muzeum Sopotu i Państwowej Galerii Sztuki. Miasto organizuje także programy profi -

laktyki onkologicznej i bezpłatne dzienne turnusy rehabilitacyjne w sanatorium „Leśnik”. Jak zapo-wiedział przewodniczący Rady Miasta Wieczesław Augustyniak rozważamy jest też projekt zwol-nienia stałych mieszkańców z ku-powania biletów wstępu na molo. Prezydent Sopotu Jacek Karnowski przypomina, że w Urzędzie Miasta wszystkie sprawy administracyjne załatwiane są od ręki, bez stania w kolejkach. A przy tym wszyst-kim bycie mieszkańcem Sopotu, to swego rodzaju nobilitacja. (kmz)

Tegoroczne wybory prezydenckie zapowiadają się wyjątkowo gorąco, najprawdopodobniej staną do nich: Paweł Orłowski, Cezary Jakubowski, Jarosław Kempa i Wojciech Fułek.

stem Platformy Obywatelskiej. Kem-pa stracił stanowisko po tym, jak lo-kalna prasa zamieściła informację sugerującą, iż znał on treść rozmowy pomiędzy prezydentem miasta Jac-kiem Karnowskim, a biznesmenem Sławomirem Julke i nie poinformo-wał o tym prokuratury. Z kolei po-wodem dymisji Jakubowskiego mia-ła być jego wcześniejsza rezygnacja z szefowania klubowi radnych koali-cji PO i Samorządności.

między nim, a resztą członków ugrupowania, jaka zaistniała podczas niedawnych wyborów szefa Platformy w Sopocie. Jaku-bowski wysunął kandydaturę To-masza Tabeau, wiceprezesa zarzą-du Spółki Centrum Haff nera, jego oponenci optowali za dotychcza-sowym przewodniczącym koła prof. Michałem Woźniakiem. Le-sław Orski, który rok temu zastą-pił Jakubowskiego na stanowisku

wiceprzewodniczącego, dlatego też radni podjęli taką, a nie inną decyzję.

Wątpliwości, co do faktycz-nych powodów swojej dymisji ma również Jarosław Kempa. Były przewodniczący komisji fi -nansów zwrócił się do Regional-nego Sądu Koleżeńskiego PO z prośbą o zbadanie zasadności swojego odwołania. Jego zda-niem wynik głosowania Rady

nego Zjazdu PO. Nieofi cjalnie wiadomo, że do wyborów szyku-ją się również wiceprezydenci bezpartyjny Wojcich Fułek po-pierany przez Samorządność So-pot i Paweł Orłowski z PO. Obec-ny prezydent miasta, Jacek Kar-nowski już wcześniej deklarował, że nie ma zamiaru ubiegać się o reelekcję. PiS najprawdopo-dobniej wystawi Aleksandrę Ja-kubowską.

Page 2: riviera 02 2010.indd

2 www.riviera24.pl

Marzec 2010

1 – 31.03 Cykl filmowy o Fryderyku Chopinie – DKF Kurort, Multikino do 30.04 „O złote pióro Sopotu” – konkurs poetycki – MBP, Filia Nr 7 1.03 g. 17.00 – Spektakl kukiełkowy Teatrzyku Pacynka pt. „Słowik i cesarz”, zajęcia

plastyczne – MBP, Biblioteka Główna 2.03 g. 16.00 – „Wtorkowe czytanie” – czytanie tekstów literackich dzieciom, kolaże,

rysowanie i malowanie – MBP, Filia nr 7 2.03 g. 17.00 – „Książka na piątkę” głośne czytanie i zabawy dla dzieci – MBP, Filia Nr 5 2.03 g. 18.00 – Kampania jesienna 1939 r. – upadek II RP – wykład prof. UG, dr hab.

B. Chrzanowskiego – Muzeum Sopotu2.03 g. 20.30 – Cała zima bez ognia, reż. G. Zglinski, Belgia, Polska, Szwajcaria, 2004, 88

min. – DKF Kurort5 – 7.03 Halowy Puchar Polski w Skokach Przez Przeszkody – Hipodrom5-7.03 Davis Cup – Mecz Tenisowy Polska Finlandia – Hala 100-lecia Sopot ul. Goyki 75.03 g. 20.00 – Anita Lipnicka z zespołem, “Hard Land of Wonder” – Hotel Sheraton /

Dom Zdrojowy – BART 6.03 g. 14.00 – Żetony sopockiego kasyna – Muzeum Sopotu6.03 IV zawody narciarskie o Grand Prix Sopotu – MOSiR 6.03 Koncert Młode Talenty – Sala Koncertowa PFK na terenie Opery Leśnej7.03 g. 19.00 – Chopin Meets The Blues – Koncert – Peter Beets Trio – pick&roll 8.03 g. 17.30 – „Słuchamy bajek i bawimy się” głośne czytanie dzieciom – MBP, Filia Nr 2 9.03 g. 16.00 – „Wtorkowe czytanie” czytanie tekstów literackich dzieciom, kolaże, ryso-

wanie i malowanie – MBP, Filia Nr 7 9.03 g. 17.00 – „Książka na piątkę” głośne czytanie i zabawy dla dzieci – MBP, Filia Nr 5 9.03 g. 18.00 – Prelekcja A. Masłowskiego z cyklu Wędrówki Pomorskie pt. „Rozrywki

dawnych Gdańszczan: podróże, kolekcjonerstwo, widowiska. Cz. 2 – XIX wiek” – MBP, Filia Nr 2

9.03 g. 18.00 – „Ziemie Zachodnie – eksterminacja i germanizacja” – wykład prof. B. Chrzanowskiego – Muzeum Sopotu

9.03 g. 20.30 – „Siekierezada”, reż. W. Leszczyński, Polska, 1985, 78 min. – DKF Kurort10.03 g. 18.00 – Wystawa artystów z Grodna „Koła” – Silwanowicz, Szoba, Jakawienka

– PGS12.03 g. 17.00 – Finał konkursu plastycznego „Tropem kaszubskich baśni” – MBP, Biblio-

teka Główna 12.03 g. 19.00 – Wernisaż C. Łutowicza – cykl imprez związanych z targami Amberif –

Galeria Ambermoda 15.03-30.04 Zwierzę nie jest zabawką – konkurs na projekt plakatu dla uczniów klas 4-6 szkół

podstawowych i gimnazjum – MBP, Biblioteka Główna 16.03 g. 16.00 – „Wtorkowe czytanie” czytanie tekstów literackich dzieciom, kolaże, ryso-

wanie, malowanie – MBP, Filia Nr 7 16.03 g. 17.00 – „Książka na piątkę” głośne czytanie i zabawy dla dzieci – MBP, Filia Nr 5 16.03 g. 18.00 – Generalne Gubernatorstwo, okupacja sowiecka i martyrologia ludności

żydowskiej – wykład prof. B. Chrzanowskiego – Muzeum Sopotu16.03 g. 20.30 – Ślepy los, reż. L. Walker, Wielka Brytania, 2006, 104 min. – DKF Kurort17.03 g. 16.30 – Spotkanie Dyskusyjnego Klubu Książki, rozmowa o książce A. Janko pt.

„Dziewczyna z zapałkami” – MBP, Biblioteka Główna 20.03 g. 14.00 – Na styku formy i rytuału. Wybrane postawy trójmiejskiej rzeźby lat 80.

i 90. XX w. – dr D. Grubba – Muzeum Sopotu20.03 g. 19.00 – Biesiada Literacka z M. Wojciechowską – Urząd Miasta Sopotu, MBP 22.03 g. 17.30 – „Słuchamy bajek i bawimy się” głośne czytanie dzieciom młodszym, za-

bawy – MBP, Filia Nr 2 23.03 g. 16.00 – „Wtorkowe czytanie”: czytanie tekstów literackich dzieciom, kolaże, ry-

sowanie, malowanie – MBP, Filia Nr 7 23.03 „Senior Globtroter” wieczór Chiński w bibliotece: degustacja potraw, nauka jedzenia

pałeczkami, spotkanie z Guo Ben Yan’em Chińczykiem, mieszkającym w Polsce, po-kaz slajdów – MBP, Filia Nr 8

23.03 g. 17.00 – „Książka na piątkę” głośne czytanie i zabawy dla dzieci” – MBP, Filia Nr 5 23.03 g. 20.30 – „Antena”, E. Sapir, Argentyna, 2007, 90 min. – DKF Kurort25 – 26.03 g. 9.00 i 12.00 – Lekcja Teatralna z Gombrowiczem „…Podszyty” na motywach „Ferdy-

durke” – Teatr na Plaży 27.03 g. 19.00 – „…Podszyty!” na motywach „Ferdydurke” W. Gombrowicza – Teatr na

Plaży30.03 g. 16.00 – „Wielkanoc tuż, tuż” czytanie tekstów literackich o tematyce wielkanoc-

nej, wysiewanie rzeżuchy, przygotowanie koszyczka z pisankami – MBP, Filia Nr 7 30.03 g. 17.00 – „Książka na piątkę” – głośne czytanie i zabawy dla dzieci – MBP, Filia

Nr 5 30.03 g. 18.00 – Polska Podziemna i Polskie Państwo Podziemne – wykład prof. B. Chrza-

nowskiego – Muzeum Sopotu

Adres redakcji:81-838 Sopot, Al. Niepodległości [email protected]@gazeta.plwww.riviera24.pl

Redaktor naczelny:Krzysztof M. Załuskitel. 600 394 861

Wydawca:PPHU RIVIERA SOPOTGabriela Łukaszuk81-838 Sopot, Al. Niepodległości 753

Adres do korespondencji:Riviera Literackaul. Mariacka 50/5280-833 Gdańsk

Druk:Polskapresse sp. z o.o.80-720 Gdańsk, ul. Połęże 3

Niezamówionych materiałów redakcja nie zwraca, zastrzega sobie także prawo do ich redagowania.Za treść reklam redakcja nie ponosi odpowiedzialności

Kalendarium Imprez

www.riviera24.plInformacje Urzędu Miasta SopotuJuż w maju Dworek Sierakowskich będzie jak nowy

Zabytek za dwa milionyDworek zbudowany przed ponad 200 laty przez hrabiego Sierakowskiego to, obok Dworu Hiszpańskiego najstarszy zabytek Sopotu. Był on już w złym stanie technicznym i władze miasta zdecydowały się na jego kompleksowy remont. Prace rozpoczęły się w czerwcu ubiegłego roku, a ponowne otwarcie obiektu jest przewidziane z początkiem maja roku bieżącego.

Elewacja Dworku nawiązuje do jego wyglądu z końca XVIII wieku. Są nowe ja-

snoniebieskie tynki, nieco ciem-niejsze, o odcieniu stalowym okiennice, czerwone dachówki.

– Przebudowaliśmy także wnę-trze Dworku Sierakowskich – mówi wiceprezydent Sopotu Woj-ciech Fułek. – W dawnej kawiarni będzie teraz sala wystawienniczo-koncertowa, zaś kawiarnia zosta-nie przeniesiona w drugi kraniec budynku. Powiększona została salka, w której stał fortepian, a to-alety przeniesione do niewyko-rzystywanych do tej pory piwnic.

Podczas remontu odsłonięto pierwotne fundamenty Dworku.

Będzie je można oglądać zarówno schodząc do piwnicy, jak i z ze-wnątrz budynku.

– Zadbaliśmy o detale uznane za zabytkowe – kontynuuje wice-prezydent Fułek. – Odrestauro-wane zostały kafl owe piece, pa-miętające jeszcze czasy hrabiego Kajetana Sierakowskiego. Ułożo-no nowy parkiet, nowy blask uzyskały rozety i fasety na sufi -tach, metalowe okucia drzwi

i okien. Podczas rewitalizacji za-bytku udało się ustalić, jakie ko-lory miały niegdyś ściany po-szczególnych sal. Barwy te zosta-ły pieczołowicie odtworzone.

Uporządkowane będzie także otoczenie Dworku. W ogrodzie, do którego wejście ma prowadzić wprost z kawiarni, stanie altana, a w niej w lecie będą organizowane kameralne koncerty. Restaurowana jest również stojąca w ogrodzie sta-ra wozownia, dla której przezna-czono funkcję magazynu i zaplecza.

Koszt remontu wyniósł nieco mniej niż dwa miliony złotych i był fi nansowany z budżetu miasta. (kmz)

Sopot liderem W pozyskiwaniu funduszy z Unii

Europejskiej pierwsze miejsce w Polsce w kategorii miast na pra-wach powiatu zajął Sopot, a w kate-gorii gmin miejskich i miejsko-wiej-skich Hel. Tak wynika z rankingu przeprowadzonego przez dziennik „Rzeczpospolita”. Ogólna kwota, jaką w ciągu trzech lat Sopot pozy-skał ze źródeł europejskich wynosi prawie 200 milionów złotych. W przeliczeniu na jednego miesz-

kańca oznacza to sumę 5121 złotych. Największe unijne dotacje dotyczą uporządkowania gospodarki wod-no-kanalizacyjnej – 32 miliony zło-tych, rewitalizacji Opery Leśnej – 28 milionów, budowy mariny, wraz z falochronem przy sopockim molo – 25 milionów. Zdaniem prezyden-ta miasta Jacka Karnowskiego środ-ki, jakie Sopot uzyskał z Unii Euro-pejskiej są dla miasta tym, czym dla zniszczonej po II wojnie światowej Europy był tzw. Plan Marshalla. (bs)

PFK Sopot w ToruniuW pierwszej połowie lutego

w Toruniu odbywało się XVII Fo-rum Gospodarcze. W ramach im-prez kulturalnych, towarzyszących tej imprezie wystąpiła Polska Fil-harmonia Kameralna pod dyrekcją Wojciecha Rajskiego, z udziałem solistki Beaty Bilińskiej. Sopoccy fi lharmonicy zagrali Koncert Forte-pianowy e-moll Op. 11 Fryderyka Chopina, oraz Serenadę C-dur Op. 48 Piotra Czajkowskiego. Koncert

odbył się 10 lutego br. w toruńskim Dworze Artusa. W następnych dniach w Baju Pomorskim dwa spektakle ze swego repertuaru za-prezentowała Sopocka Scena Off de BICZ. Były to: „Była Żydówka, nie ma Żydówki” według powieści Ma-riana Pankowskiego i „Umiłowani” na podstawie „Sibilii” Para Lager-kvista. Wydarzeniom tym towarzy-szyła wystawa „Rybacy sopoccy w XIX i XX wieku” przygotowana przez Muzeum Sopotu. (bs)

Na kąpiel starczy złotówekW poprzednim numerze pisali-

śmy o konfl ikcie pomiędzy władza-mi Sopotu, a fi rmą Saur Neptun Gdańsk. Saur chciał w tym roku podwyższyć cenę wody i odprowa-dzania ścieków o 37,40%. Po tar-gach zeszedł do 33,60%. W grudniu ubiegłego roku Rada Miasta na wniosek prezydenta Jacka Karnow-skiego odrzuciła ofertę Saura.

Uchwały tej nie zakwestionował wojewoda pomorski, a prezydent Karnowski zagroził zerwaniem umowy z dostarczycielem wody. Determinacja sopockiego Ratusza odniosła sukces. Saur ustąpił. Z dniem 1 lutego obie strony ustali-ły, że podwyżka wyniesie 25 % i ma obowiązywać od 1 kwietnia. Nowa cena wody wraz z odprowadzeniem ścieków będzie wynosiła 7,75 zło-tych za metr sześcienny. (bs)

Gala sportu młodzieżowego3 lutego br. w Warszawie odby-

ła się Gala Sportu Młodzieżowego, w której wyróżniono miasta stwa-rzające najlepsze warunki dla uprawiania sportu przez młodzież. W kategorii miast do 50 tysięcy i powiatów do 80 tysięcy Sopot za-jął drugie miejsce za Zakopanem i powiatem tatrzańskim. Podkre-

ślono znakomitą infrastrukturę i prężnie działające kluby. Kolejny już sukces odniósł Sopocki Klub Żeglarski, który został uznany za wicelidera wśród klubów działają-cych na terenie gmin do 50 tysięcy mieszkańców. Nagrodę w imieniu władz Sopotu odebrał Lesław Or-ski przewodniczący Komisji do Spraw Sportu, Turystyki i Mło-dzieży Rady Miasta Sopotu. (bs)

Nabór wokalistówSopocka Scena Off de BICZ pla-

nuje zorganizowanie warsztatów wokalnych „Przestrzenie głosu”. Ich uczestnicy będą się uczyli pieśni ar-chaicznych kilku narodów: łemkow-skich, polskich, ukraińskich. W pro-gramie nauczania znajdą się także ćwiczenia fi zyczne, oddechowo-ryt-miczne, poprawna artykulacja. Sze-

fem warsztatów będzie były aktor Stajni Pegaza, Jacek Ozimek. Warsz-taty będą trwały dwa miesiące, dwa razy w ciągu tygodnia. Koszt uczest-nictwa wyniesie 500 złotych (250 za miesiąc). Obecnie trwa nabór kan-dydatów. Zapisywać się można dro-gą elektroniczną pszalkowska@so-pot. pl lub telefonicznie pod nume-rem 603-332-390. (bs)

Nowa siedziba Sopockiego Ośrodka AdaptacyjnegoIdeą Sopockiego Ośrodka Ada-

ptacyjnego jest przystosowanie osób niepełnosprawnych umysło-wo, oraz mających zaburzenia czynności ruchowej, wzroku, lub słuchu do normalnego życia. Pod okiem pracowników MOPS-u wy-konują oni różne czynności domo-we, uczą się nawet piec chleb, zbijać ramki do obrazów, czy lepić świece. Praca z niepełnosprawnymi przy-nosi rezultaty, wielu z nich znajduje potem zatrudnienie, odzyskując utraconą samodzielność. Aktualnie sopocki MOPS zajmuje się 30 oso-bami. Do tej pory zajęcia odbywały się w budynku przy ulicy Kolejowej. Obecnie Sopocki Dom Samopomo-

cy uzyskał nowy, większy i wygod-niejszy lokal w Zespole Szkół Spe-cjalnych przy ulicy Kazimierza Wielkiego 14. Pozwala to rozszerzyć działalność, a przede wszystkim do-stęp do pracowni także dla osób poruszających się na wózkach. (bs)

Artyści w tuneluPo przebudowie rejonu sopoc-

kiego dworca kolejowego powstanie tam dość długi tunel, łączący ulicę Chopina z aleją Niepodległości. Wła-dze miasta chciałyby go wykorzystać (jak i drugi istniejący w ciągu ulicy Marynarzy) do promocji sztuki. Po-mysł zrodził się z inicjatywy dwóch plastyczek: Mai Dyakowskiej i Anny Strzelczyk, które na mniejszą skalę

postanowiły w ten sposób ozdobić przystanek SKM Sopot Wyścigi. Na zmodernizowanym przystanku mają się znaleźć dwie ceramiki przedsta-wiające konie i ich wyścigi. Idea wzbogacenia tuneli akcentami pla-stycznymi zyskała aprobatę zarówno sopockiego Ratusza jak dyrekcji SKM i zostanie uwzględniona pod-czas budowy nowego przejścia pod torami kolejowymi. (bs)

fot. a

rchiw

um

Rewaloryzacja Parku PołudniowegoMimo mrozu i śniegu pod ko-

niec stycznia br. ruszyły prace rewa-loryzacyjne w Sopockim Parku Po-łudniowym. Ten niewielki park o powierzchni niecałych dwóch hek-tarów jest położony pomiędzy Ła-zienkami Południowymi, a Woje-wódzkim Zespołem Reumatologicz-nym. Rewaloryzację, której koszt wyniesie około 5,5 milionów złotych, wykonuje fi rma MTM S.A. Przebu-dowane zostaną ścieżki i alejki, plac zabaw dla dzieci, remont obejmie nawierzchnię wokół grzybków inha-lacyjnych. Przewiduje się budowę nowej fontanny, ukształtowanie ra-

bat kwiatowych, zasadzenie wielu nowych roślin. Park otrzyma stylizo-wane ławki i kosze na śmieci, a także replikę zegara-barometru. Całość ma nawiązywać do historycznego wyglądu tego fragmentu Sopotu z lat dwudziestych ubiegłego wieku. Pra-ce zakończą się do połowy czerwca br. (bs)

Kosztem 5,5 milionów złotych Park Południowy już w czerwcu br. odzyska dawny czar.

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Sopocki Dom Samopomocy mieści się od niedawna w Zespole Szkół Specjalnych przy ulicy Kazimierza Wielkiego 14.

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Page 3: riviera 02 2010.indd

Nr 1I (46) 15 luty – 20 marca 2010 Sopot 3

Szanowni Państwo, Mieszkańcy Sopotu!

Rozwój, przedsiębiorczość, bezpieczeństwo mieszkańców, wysoki poziom

edukacji to wyznaczniki współczesnego, nowoczesnego europejskiego miasta.

W Sopocie nie zapominamy również, że miarą rozwoju cywilizacyjnego każdego

środowiska jest także troska o osoby najsłabsze, często bezradne, niepełno-

sprawne dzieci, osoby w podeszłym wieku. Sopot to miasto otwarte na rozwią-

zywanie lokalnych problemów społecznych, gdzie podejmuje się różnorodne,

niejednokrotnie innowacyjne działania, służące zapewnieniu mieszkańcom po-

czucia bezpieczeństwa oraz warunków do godnego życia i rozwoju. Dokumen-

tem umożliwiającym systemowe rozwiązanie problemów jest strategia zaakcep-

towana w dialogu obywatelskim i społecznym.

Przedstawiam Państwu projekt zaktualizowanej „Strategii Integracji i Polityki

Społecznej Sopotu 2010–2015”. Dokument ten jest efektem pracy zespołu składa-

jącego się z przedstawicieli różnych środowisk, zarówno pracowników samorzą-

dowych jak i reprezentantów organizacji pozarządowych. W trakcie przygoto-

wywania projektu strategii uwzględniono opinie mieszkańców o kierunkach

działań, identyfi kacji problemów i sposobów ich rozwiązywania zależy nam jed-

nak na szerokiej konsultacji społecznej przedstawionego dokumentu i na pogłę-

bionym dialogu społecznym.

Władze samorządowe i autorzy projektu zainteresowani są propozycjami,

opiniami i wnioskami mieszkańców Sopotu.

Tekst projektu strategii zamieszczony jest w Biuletynie Informacji Publicznej

na stronie: www.sopot.pl. E-maile z opiniami proszę kierować na adres: strate-

[email protected]. Poza tym w punkcie informacyjnym na parterze Urzędu Mia-

sta znajdują się egzemplarze Strategii i tam można na specjalnych formularzach

wnieść pisemnie swoje uwagi. Oczekujemy opinii Państwa do 12.03.2010r. Planu-

jemy również zorganizowanie spotkań z mieszkańcami Sopotu i organizacjami

pozarządowymi. Zachęcamy gorąco do lektury Strategii i jesteśmy przekonani,

że Państwa doświadczenie, wrażliwość i zaangażowanie umożliwią stworzenie

programu, który będzie wyrazem harmonijnej współpracy naszej lokalnej

wspólnoty.

Z wyrazami szacunku

Wiceprezydent Miasta Paweł Orłowski

Na marginesie felietonu Wojciecha Fułka

Moja bardzo trudna polemika

Jacek Karnowski

W ostatnim numerze so-pockiej „Riviery” mój zastępca Wojtek Fułek

napisał:„…Odpowiedź na pytanie, dla-

czego często małe stowarzyszenia i fundacje realizują różne idee le-piej, taniej i sprawniej niż wyspe-cjalizowane instytucje czy urzędy, jest stosunkowo prosta. Zawdzię-czamy to bowiem przede wszyst-kim ludziom, którzy mają pasję i chcą coś bezinteresownie zrobić dla innych. Jeśli uwalniamy dodat-kowo taką organizację od koniecz-ności wypracowania zysku (bo działają przecież na zasadzie non-profi t), wszechobecnego w katego-riach gospodarki wolnorynkowej, to społeczną energię, innowacyj-ność i kreatywność można z pew-nością wykorzystać z największą korzyścią dla lokalnej społeczno-ści. Bo właśnie takie cechy jak spo-łeczna wrażliwość, lokalny patrio-tyzm i przywiązanie do swojej małej ojczyzny lepiej kształtują

charaktery liderów i przywódców, niż partyjna przynależność i poli-tyczne szkolenia. I jeśli nawet na poziomie krajowym trudno sobie wyobrazić inną drogę do parla-mentarnej polityki niż przez ak-tywność stricte partyjną, to na po-ziomie lokalnym i samorządowym brak politycznego doświadczenia i zaplecza nie powinien być wcale wadą, a wręcz zaletą. Lokalni lide-rzy z wizją i pasją znacznie częściej rodzą się bowiem dziś właśnie w organizacjach obywatelskich, niż w politycznych partiach, gdzie najważniejsza staje się niemal woj-skowa karność.”

W odpowiedzi Wojtku ! W wolnej Polsce zawsze byłem

partyjny. Mam teraz z oczywistych powodów małą przerwę. Ale już niedługo pewnie znów będę człon-kiem ugrupowania politycznego. Z tego powodu Drogi Wojtku nie czuje się ani mniej ani więcej wart niż Ty czy ktokolwiek inny. Czuję się natomiast lokalnym patriotą, sopockim patriotą! Zawsze byłem aktywnym członkiem dużej liczby organizacji pozarządowych. Ale nigdy tego nie wyliczałem i nie po-równywałem się z kimkolwiek. Za czasów komuny walczyłem o wol-ność zrzeszania się, wolność dzia-łalności politycznej i to pragnienie działalności społecznej i politycz-nej teraz realizuję

Dla mnie nie ma różnicy czy radny jest partyjny czy bezpartyj-ny, czy jest członkiem jakiegoś klu-bu w radzie miasta czy nie, aby

tylko dobrze służył swojemu mia-stu. Po prostu jedni mają bardziej zdecydowane poglądy polityczne i potrzebę działania w grupie, inni mniejsze. Bycie w partii to danie świadectwa swoim poglądom, ale także wypełnianie pewnych przy-jętych przez tę partię standardów. To umiejętność działania w grupie dla Sopotu, Pomorza, Polski.

Myślę, że moja i wielu radnych działalność w SKL-u, KLD, UW, a potem w PO zaowocowała poza skutecznym lobbingiem na rzecz Naszego Miasta, także wieloma dobrymi rozwiązaniami dla regio-nu i kraju. Nigdy, nawet w najcięż-szych dla mnie chwilach nie mia-łem problemu w dotarciu do wielu kluczowych ludzi w regionie i kra-ju, obojętnie czyj był rząd.

A jeśli chodzi o partyjną ule-głość wobec centrali, to chyba nie chcesz obrazić sopockich radnych PO, chyba nie do nich to odnosisz! Kto jak nie oni pokazali, że umieją za wszelką cenę bronić swoich racji dobrych dla Sopotu i przekonać do nich tak dużą partię jak PO. Także proszę Wojtku, nie dziel ludzi na partyjnych i bezpartyjnych, bo ob-rażasz wielu swoich długoletnich przyjaciół, a wobec mnie po raz kolejny wykazujesz zwykłą ludzką nielojalność. Zwracam się do Cie-bie po raz kolejny – tym razem publicznie – proszę Cię przestań!

Autor jest prezydentem Sopotu

Sopot. Odsłonięcie lodowego Fryderyka na molo

Rok Chopinowski w kurorcieW tym roku mija dwusetna rocznica urodzin Fryderyka Chopina. Z tej okazji rok 2010 został ogłoszony Rokiem Chopinowskim – zresztą nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. 27 lutego również Sopot rozpoczął oficjalnie obchody jubileuszu tego genialnego polskiego kompozytora i pianisty.

Konrad Franke

Fryderyk Chopin przyszedł na świat w roku 1810 w Że-lazowej Woli. Stało się to

22 lutego bądź… 1 marca. Nieści-słość wynika z faktu, iż pierwsza data widnieje wprawdzie w me-tryce Chopina, jednak to tą drugą rodzina artysty przyjęła za dzień urodzin Fryderyka.

W Sopocie na uroczystą inau-gurację obchodów Roku Chopi-nowskiego wyznaczono 27 lutego. Tego dnia prezydent Sopotu, Ja-cek Karnowski, złożył kwiaty pod sopockim pomnikiem wielkiego Polaka. Po zakończeniu ceremo-nii, sopocianie i ich goście prze-maszerowali odświętnie udekoro-waną ulicą Chopina na molo. Tam odbyło się odsłonięcie i ilumina-cja lodowej rzeźby przedstawiają-cej profi l Fryderyka. Wart 15 ty-sięcy złotych monument wykona-ny został z 16 bloków lodu o wa-dze 130 kilogramów każdy. Jego autorkami były Ewa Kuźniar i Dą-

brówka Tyślewicz. Uroczystości towarzyszyły hejnał Sopotu ode-grany z wieży Zakładu Balneolo-gicznego oraz kompozycje Chopi-na w interpretacji sopockich mu-zyków.

Klasycznie i interdyscyplinarnie

Uroczystość na molo nie bę-dzie bynajmniej jedyną imprezą w kurorcie, związaną z obchodami 200. rocznicy urodzin Chopina.

– Już w kwietniu miłośników muzyki poważnej czeka nie lada gratka – mówi wiceprezydent So-potu, Wojciech Fułek. – Będzie nią Festiwal Polskiej Filharmonii Kameralnej Sopot zatytułowany „Chopin – dialogi z orkiestrą”. Wydarzenie to w całości ma być poświęcone twórczości kompozy-tora. Złożą się na nie trzy koncer-ty w wykonaniu wybitnych piani-stów, którym towarzyszyć będą sopoccy fi lharmonicy pod dyrek-cją Wojciecha Rajskiego.

Kolejna wielka międzynaro-dowa impreza chopinowska bę-dzie miała miejsce w maju. Złoży się na nią szereg akcji muzyczno-

teatralnych pod hasłem „Hom-mage pour Chopin”.

– Wyjątkowości doda jej z pewnością interdyscyplinarny charakter tego wydarzenia – pod-kreśla prezydent Fułek. – Będzie to bowiem połączenie teatru, mu-zyki wykonywanej na żywo i tań-ca współczesnego. Do projektu zaproszeni zostali m.in. aktorzy Teatru Okazjonalnego i Armato Lingua, John Upperton, Rafał Dętkoś oraz Bartosz Cybowski.

Będzie jazz i Letnia Akademia Śpiewu

Z kolei w lipcu rusza Letnia Akademia Śpiewu i Kurs Kamera-listyki Wokalnej Chopin 2010. W tym roku jego głównym tema-tem będzie oczywiście muzyka Chopina. W ramach imprezy wy-stąpi tegoroczny reprezentant Polski na Międzynarodowy Kon-kurs Chopinowski. Z towarzysze-niem Śląskiej Orkiestry Kameral-nej pod dyr. M. Caldi, wykona on jeden z koncertów fortepiano-wych polskiego mistrza. Imprezie towarzyszyć będzie także multi-medialna wystawa, eksponowana

w sopockiej Państwowej Galerii Sztuki.

- Sopocki październik to tra-dycyjnie muzyka jazzowa – mówi prezydent Fułek. – Tym razem Sopot Jazz Festival zdominowany będzie przez projekty muzyczne poświęcone Chopinowi. Jeden z nich zaprezentuje wybitny so-pocki muzyk Leszek Możdżer, który wraz z innymi artystami bę-dzie próbował odczytać Chopina na nowo.

Na muzyce nie koniec…

Program Roku Chopinowskie-go w Sopocie nie został bynaj-mniej ograniczony do muzyki.

Już w marcu sopocki DKF Ku-rort zaprezentuje cykl fi lmowy o Fryderyku Chopinie – wylicza Wojciech Fułek. – Ciekawą pro-pozycję przygotowało również

Muzeum Sopotu. Od maja do października na jego terenie oglą-dać będzie można wystawę plene-rową zatytułowaną „Sopot w cza-sach Fryderyka Chopina”. W ra-

mach „Teatru przy stole” wysta-wiony zostanie także monodram Henryki Dobosz „Chopin w li-stach”, napisany na podstawie li-stów Mikołaja Chopina do syna.

Podczas inauguracji Roku Chopinowskiego w Sopocie odsłonięta została na molo rzeźba lodowa przedsta-wiająca profil największego polskiego kompozytora.

fot.

Macie

j Kos

ycar

z / KF

P

Page 4: riviera 02 2010.indd

fot. W

ojtek

Jaku

bows

ki /K

FP

3 maja 2005 r. sopockie molo zostało nazwane im. Jana Pawla II. Przed wejściem zawieszona została tablica pamiątkowa. Uroczystego odsłonięcia tablicy pamiątkowej dokonali prezydent miasta Jacek Karnowski, przewodniczący Rady Miasta Wieczesław Augustyniak oraz abp Tadeusz Gocłowski.

4 Sopot www.riviera24.pl

Dwadzieścia lat sopockiego samorządu

Kurort jak feniks z popiołówGdy jesienią 1990 roku mieszkańcy Sopotu wybierali radnych pierwszej kadencji, miasto, podobnie jak cała Polska, znajdowało się w stanie zapaści. Dotyczyło to wszystkich dziedzin życia: handlu, gastronomii, hotelarstwa, gospodarki komunalnej, ochrony środowiska. Po dwóch dekadach trudno uwierzyć, że tamten Sopot i ten współczesny mają ze sobą coś wspólnego.

Krzysztof M. Załuski

Dwadzieścia lat temu w So-pocie obowiązywał cał-kowity zakaz kąpieli

w morzu, a nawet leżenia w po-bliżu brzegu. Kanalizację burzo-wą wypełniały gnijące substancje organiczne. Strumienie, których ujście znajdowało się na plażach, niosły do Zatoki Gdańskiej za-nieczyszczenia z całego miasta. Ponad 400 węglowych kotłowni sprawiało, że powietrze było tu niewiele lepsze niż na Śląsku. Dla miejscowości pretendującej do miana kurortu była to katastrofa.

miasta. Sopot przestał być sy-pialnią, do której wracało się wieczorem z Gdańska czy Gdyni, aby następnego ranka opuścić ją znów na cały dzień. W krótkim czasie ożył najsłynniejszy dziś w Polsce deptak – na Monciaku istniały wówczas dwie restaura-cje: „Ermitaż” i „Pod Strzechą”, dwie kawiarnie: ”Złoty Ul” i „Te-atralna”, kombinat gastronomicz-ny „Alga”, oraz klub SPATiF. W krótkim czasie wyrosły dzie-siątki lokali, w których można było posiedzieć, pożywić się lub napić kawy. Dolną część ulicy za-pełniły pawilony z kebabem, piz-zą, zapiekankami, smażonymi ry-bami, plackami ziemniaczanymi i lodami. Był to klasyczny przykład dobrego zarządzania miastem, po-łączonego z indywidualną inicjaty-wą mieszkańców, którym przesta-no kłaść kłody pod nogi.

– W tym czasie nawiązaliśmy pierwsze partnerskie stosunki z miastami krajów ościennych: szwedzkim Karlshamn, duńskim Naestved i niemieckim Franken-thal – mówi przewodniczący Rady Miasta. – Pozwoliło to na wymianę doświadczeń w zakre-sie ochrony środowiska, gospo-darki komunalnej, kontakty młodzieży szkolnej, artystów i sportowców, współpracę bizne-sową. Dla sopockich samorzą-dowców były to z pewnością cen-ne doświadczenia. My przecież, w odróżnieniu od zachodnich partnerów dopiero uczyliśmy się, jak zarządzać miastem.

Struktura władz23 kwietnia 1992 roku nastą-

piła zmiana prezydenta Sopotu. Rada Miasta wybrała nowe wła-dze. Nowym prezydentem został Jan Kozłowski. W II kadencji, w latach 1994–1998 zachował on swoje stanowisko, a wiceprezy-dentami zostali Jacek Karnowski i Barbara Gierak-Pilarczyk, prze-wodniczącym Rady Miasta To-masz Tabeau, wiceprzewodni-czącymi Wieczesław Augusty-niak i Jerzy Grzywacz.

Kolejne wybory w roku 1998 przyniosły zdecydowane zwycię-stwo bloku AWS, który uzyskał łącznie 8484 głosy. Drugie miej-sce zajęła Unia Wolności – 3321 głosów, a trzecie SLD – 2989. Władze Miasta ukształtowały się w następującym składzie: prezydent – Jacek Karnowski, wiceprezydenci Wojciech Fułek i Cezary Jakubowski oraz prze-wodniczący Rady Miasta – Wie-czesław Augustyniak; wiceprze-wodniczącymi zostali Barbara Gierak-Pilarczyk i Kazimierz Je-leński.

– Od 2002 roku prezydent, wybierany jest w wyborach bez-pośrednich przez wszystkich mieszkańców miasta, posiadają-cych prawo wyborcze. Od tego roku wiodącą rolę w Radzie Mia-sta odgrywa koalicja Platformy

Obywatelskiej wraz z bezpartyj-ną Samorządnością Sopot (w jej składzie jest grupa bezpartyjna skupiona wokół Wojciecha Fułka i grupa środowisk katolickich skupiona wokół Wieczesława Augustyniaka). Do Rady Miasta wchodzi także Prawo i Sprawie-dliwość oraz SLD. Prezydentem zostaje Jacek Karnowski a wice-prezydentami Wojciech Fułek i Cezary Jakubowski. Przewodni-czącym Rady Wieczesław Augu-styniak, a wice Barbara Gierak-Pilarczyk.

Po wyborach 2006 roku ko-alicja PO – Samorządność ma 15-radnych, PIS – 5, jeden radny jest niezależny. Prezydentem zo-staje Jacek Karnowski a wicepre-zydentami Wojciech Fułek i Pa-weł Orłowski. Przewodniczącym Rady ponownie jest Wieczesław Augustyniak, a wice Barbara Gierak Pilarczyk i Cezary Jaku-bowski.

Pięć wielkich przedsięwzięć

Aby Sopot znów miał stać się tym, czym był przed II wojną światową – znanym w całej Eu-ropie kurortem, nie na darmo nazywanym „Rivierą Północy”, samorządowe władze miasta po-stawiły przed sobą pięć wielkich zadań.

– Pierwsze to uczynienie z Sopotu miasta kultury i nauki, miejsca, w którym organizowa-ne byłyby zjazdy i kongresy – wylicza przewodniczący Rady Miasta. – Realizacja drugiego zadania miała uczynić miasto zdrowym, wolnym od zanie-czyszczeń płynących z powie-trza i wody. Trzecie dotyczyło bezpieczeństwa zarówno sta-łych mieszkańców, jak turystów i wczasowiczów. Czwarte miało uczynić Sopot atrakcyjnym miejscem dla przyjezdnych, nie tylko w ciągu trzech letnich miesięcy. Wreszcie ostatnie za-danie miało polegać na przy-wróceniu zabytkowej architek-turze dawnego piękna, oraz od-nowie zdewastowanej infra-struktury technicznej.

Jak realizowano poszczególne zadania?

– Na pewno konsekwentnie, krok za krokiem zbliżając się do wytyczonego celu, jakim było uczynienie Sopotu miejscem, w którym przyjemnie byłoby mieszkać i do którego chciałoby się wracać zarówno w lecie, jak w zimie. – mówi Wieczesław Au-gustyniak. – Zmiany jakie zaszły w ciągu dwudziestu lat istnienia sopockiego samorządu widoczne są na każdym kroku. W ciągu tego czasu znacząco wzrosły wy-datki na kulturę. Rokrocznie wy-noszą one 4 do 5 % budżetu mia-sta, a w roku obchodów stulecia nadania Sopotowi praw miej-skich doszły do 8 %.

Wiele do życzenia pozostawiało również bezpieczeństwo stałych mieszkańców i turystów. Wie-czorami na ulicy Monte Cassino niepodzielnie królowali drobni pijaczkowie, a złodzieje kieszon-kowi już na peronie dworca kole-jowego oczekiwali na przyby-szów z głębi kraju…

– 27 maja 1990 roku odbyły się pierwsze wolne wybory do Rady Miasta Sopotu – mówi obecny przewodniczący Wiecze-sław Augustyniak. – Wybrano 32 radnych, którzy bez wyjątku pochodzili z listy Komitetu Oby-watelskiego.

Prezydentem miasta został Henryk Ledóchowski, jego za-stępcami Józef Kaczkowski i Ja-cek Karnowski, przewodniczą-cym Rady Miasta Jerzy Grzy-wacz.

Pierwsze reformyNowe władze przeprowadziły

pierwsze zasadnicze reformy. – Przede wszystkim dokonali-

śmy inwentaryzacji państwowego mienia przejmowanego przez sa-morząd na własność Gminy – wspomina Wieczesław Augusty-niak. – Następnie zaczęliśmy or-ganizować przetargi, sprzedając mieszkania komunalne ich do-tychczasowym użytkownikom, a sklepy MHD i PSS prywatnym przedsiębiorcom. W ten sposób udało nam się zaangażować mieszkańców w sprawy naszego

Wieczesław Augustyniak – przewodniczący Rady Miasta Sopotu a zarazem jeden z liderów obywatelskiego ruchu Samorządność Sopot.

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

fot. M

aciej

Kosy

carz

/ KF

P

W roku 1999 miało miejsce największe wydarzenie w stuletniej historii miasta, na sopockim hipodromie papież Jan Paweł II odprawił mszę świętą dla 700 tysię-cy wiernych. Sopot wspaniale wywiązał się z tego zaszczytnego zadania. Nz. Ołtarz papieski podczas mszy papieskiej w Sopocie (5 czerwca 1999 r.)

Page 5: riviera 02 2010.indd

Nr 1I (46) 15 luty – 20 marca 2010 Sopot 5Ze środków tych samorząd

wspiera gospodarza Opery Le-śnej – Bałtycką Agencję Arty-styczną BART, Państwową Gale-rię Sztuki, Muzeum Sopotu, Miejską Bibliotekę Publiczną im. Józefa Wybickiego, Teatr Atelier im. Agnieszki Osieckiej, Sopocką Scenę Alternatywną Off de Bicz”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu mieszczące się w Dworku Siera-kowskich i wiele innych przed-sięwzięć kulturalnych.

W roku 1993 ustanowiona zo-stała nagroda Sopocka Muza, przyznawana ludziom kultury i instytucjom kulturalnym zwią-zanym z miastem. Od roku 2002 Sopockie Muzy przyznawane są także wyróżniającym się sopoc-kim naukowcom. Każdego roku honorowane są sopockie fi rmy wspierające miejscowe przedsię-wzięcia kulturalne. Firmy te otrzymują tytuł Mecenasa Kultu-ry. Podlegająca organizacyjnie BART-owi Polska Filharmonia Kameralna Sopot pod dyrekcją Wojciecha Rajskiego, czy Sopoc-ki Chór Continuo znane są i ce-nione zarówno w Polsce, jak poza granicami kraju.

Wydaje się, iż twórczym prze-łomem w sposobie myślenia o przeszłości i przyszłości miasta okazał się jubileusz 100-lecia nadania Sopotowi praw miej-skich, obchodzony w latach 2000-2002. W tym czasie ukazał się szereg wydawnictw książko-wych poświęconych Sopotowi.

Najważniejsze z nich to: „Kronika Sopotu XX wieku” Jó-zefa Golca, odnotowująca wszystkie ważniejsze wydarzenia jakie miasto i jego mieszkańcy przeżywali od początku minio-nego stulecia aż po rok 2001, „Molo do nieskończoności” i „Od Huzarów Śmierci do Eltona Joh-na”, Wojciecha Fułka, „Magiczny Sopot”, zmarłej niedawno prof. Hanny Domańskiej, czy też al-bum „Dawny Sopot” pod redak-cją Donalda Tuska przybliżają czytelnikom historię i piękno na-szego miasta.

Sopot przyjazny mieszkańcom

– 10 października 1993 roku powołany został do życia Zakład Wodno-Kanalizacyjny – przypo-mina przewodniczący Rady Mia-sta. – Dzięki temu w ciągu paru lat można było zmodernizować sieć wodociągowo-kanalizacyj-ną. Zamiast chlorować wodę pit-ną, rozpoczęto naświetlanie jej promieniami ultrafi oletowymi, doprowadzając do stanu spełnia-jącego normy Unii Europejskiej. Uporządkowano przepływające przez miasto potoki, likwidując podłączoną do nich na dziko ka-nalizację deszczową.

W roku 1998 wolno już było kąpać się na całej długości so-pockich plaż. Budowa zbiorników retencyjnych uwolniła mieszkań-ców dolnej części miasta przed zalewaniem piwnic podczas gwałtownej ulewy. W roku 2009 wody potoków zostały ujęte w dwie rury i odprowadzone kil-kaset metrów od brzegu.

Modernizacja systemu grzewczego pozwoliła wyelimi-nować prawie wszystkie kotłow-nie węglowe. Zastąpiono je ogrzewaniem gazowym i elek-

trycznym, a w przypadku sana-torium „Leśnik” uzupełniono ko-lektorami słonecznymi. W roku 2002 rozpoczęto eksploatację wody solankowej ze Zdroju św. Wojciecha.

– W ciągu roku przez Sopot przewija się około 2 milionów turystów – kontynuuje Wiecze-sław Augustyniak. – Aby zapew-nić bezpieczeństwo tak ogrom-nej masie ludzi zainicjowaliśmy program pod nazwą „Bezpieczny Sopot”. Powołany został zinte-growany system ratownictwa. 13 grudnia 2002 roku powstało Centrum Powiadamiania Ratun-kowego, nawiązana została ścisła współpraca pomiędzy policją i Strażą Miejską.

Od roku 1998 systematycznie rozbudowywany jest monito-ring najważniejszych miejsc w mieście. Założenie pierw-szych ulicznych kamer stanowi-ło w tamtym czasie przedsię-wzięcie pionierskie w skali kra-ju. Również pionierskie było utworzenie Centrum Koordyna-cji Ratownictwa Wodnego WOPR. Dzięki niemu już od wielu lat nie było w Sopocie przypadku utonięcia człowieka kąpiącego się w morzu. Ważnym wydarzeniem związanym z bez-pieczeństwem mieszkańców i przyjezdnych stało się oddanie do użytku nowoczesnego bu-dynku Komendy Miejskiej Poli-cji przy ulicy Armii Krajowej, co miało miejsce w roku 2005.

W trosce o ciało i umysł

Od roku 1998 działa w Sopo-cie Samodzielny Publiczny Za-kład Opieki zdrowotnej, który w dwa lata później został spry-watyzowany. Wyremontowano i unowocześniono przychodnie zdrowia, powstał budynek Stacji Pogotowia Ratunkowego, dla którego zakupiono nowe karetki wypadkowo-reanimacyjne.

W 2005 roku z inicjatywy i ze środków Fundacji Atlas powstał Sopocki Dom Hospicyjny Caritas

– Sopot ma za co dziękować Fundacji – podkreśla przewod-niczący Rady Miasta.

Systematycznie, od 20 lat, Miejski Ośrodek Pomocy Spo-łecznej pracuje na rzecz ludzi biednych, chorych i niepełno-sprawnych. W ramach MOPS działa punkt konsultacyjno-in-formacyjny i punkt interwencji kryzysowej. Prowadzony jest dzienny ośrodek adaptacyjny, a już w roku bieżącym pierw-szych pensjonariuszy przyjmie nowoczesny Dom Opieki Spo-łecznej na Osiedlu Mickiewicza.

– Ważną inicjatywą Rady Miasta było utworzenie w roku 2003 Uniwersytetu Trzeciego Wieku – mówi Wieczesław Au-gustyniak. – Konkretnie była to inicjatywa dwojga radnych, dr Małgorzaty Maj i prof. Micha-ła Woźniaka. Pozwoliło to zakty-wizować naszych seniorów.

W mieście działa 240 stowa-rzyszeń, zaś samorząd dofi nan-sowuje programy w takich dzie-dzinach jak oświata, edukacja, wychowanie, rekreacja i turysty-ka, ekologia i ochrona środowi-ska, ochrona zdrowia, pomoc społeczna, sztuka i kultura.

Goście przez cały rok 19 lutego 1999 roku Sopot

uzyskał status uzdrowiska. Roz-budowana została baza hotelo-wa. Powstały hotele o najwyż-szym standardzie od Rezydenta, Haff nera, Opery, Europy, aż po Sheratona i zmodernizowany Grand-Hotel. Mnożą się pensjo-naty i zakłady gastronomiczne. Dzięki budowie tunelu u styku ulic Grunwaldzkiej i Powstańców Warszawy, oraz przesunięciu

bramek mola do linii plaży po-wstał ciąg spacerowy na całej długości ulicy Monte Cassino aż do placu Zdrojowego. Budowa Centrum Haff nera wraz z Do-mem Zdrojowym przydała dep-takowi nowego blasku. Niepo-strzeżenie pomiędzy pawilonem gastronomicznym Alga, a Multi-kinem powstaje jedno z ciekaw-szych w kraju rozwiązań urbani-stycznych, jakim jest plac Przyja-ciół Sopotu.

– Multikino, Krzywy Domek, nowa siedziba Teatru Kameralne-go, Muzeum Miasta Sopotu, Teatr Atelier, dziesiątki klubów i eks-kluzywnych restauracji sprawiają, że do Sopotu ciągną ludzie, którzy lubią się bawić i dobrze zjeść – wylicza przewodniczący Augu-styniak. – Zarówno ci z grubymi, jak i z cieńszymi portfelami. Wkrótce kolejną atrakcją staną się Pijalnia Wód i Galeria Sztuki usy-tuowane w Domu Zdrojowym.

Nie sposób wymienić wszyst-kie inwestycje, które sprawiły, że Sopot tętni życiem już nie tylko w miesiącach wakacyjnych, ale przez cały rok. Sezon, który nie-gdyś rozpoczynał się w końcu czerwca, a kończył Festiwalem Piosenki w ostatnich dniach sierpnia, dziś zaczyna się z po-czątkiem maja i trwa jeszcze w październiku.

Aquapark, ośrodek Sopockie-go Klubu Żeglarskiego Hestii, Hala Sportowa 100-lecia Sopotu, tor wyścigów konnych wraz z krytą ujeżdżalnią, kompleks sportowo-rekreacyjny na Łysej Górze, stadiony, boiska sporto-we, pływalnie, korty tenisowe, sale gimnastyczne aktywizują uzdolnioną sportowo młodzież. Sam tylko SKŻ Hestia Sopot zrzesza ponad dwustu zawodni-ków i zawodniczek, a surfi ngow-cy i katamaraniarze nie mają so-bie równych w kraju odnosząc cenne sukcesy na akwenach całe-go świata. Ilość imprez sporto-wych organizowanych w ciągu roku w Sopocie przekracza już setkę.

Przywrócony blask– Sopot zabudował się na

przełomie XIX i XX wieku. – przypomina Wieczesław Augu-styniak. – Z tego okresu pocho-dzi większość stylizowanych wil-li i kamieniczek. W okresie 45-lecia Polski Ludowej traciły one stopniowo swój unikalny charakter i popadały w ruinę. Wielki program architektonicz-nej rewitalizacji miasta powstał w roku 2000 z okazji przypadają-cej w roku następnym stuletniej rocznicy nadania kurortowi praw miejskich. Wtedy to rzuci-liśmy hasło: „Sto elewacji na stu-lecie Miasta”. W ramach tej akcji zawiązało się partnerstwo po-między władzami miasta, a wła-ścicielami domów, którym na mocy uchwały Rady Miasta, czę-ściowo dofi nansowywaliśmy re-monty elewacji ich siedzib.

Akcja, o której wspomina przewodniczący Rady Miasta przeszła wszelkie oczekiwania. W krótkim czasie Sopot odzyskał dawny blask. Remont stu elewa-cji został wykonany i przekro-czony. I jest nadal kontynuowa-ny. Pospołu, za pieniądze właści-cieli i użytkowników obiektów oraz dotacje z budżetu miasta, kolejne wille i kamienice lśnią nowymi tynkami.

– Ogromną pomocą dla nas stały się fundusze unijne – pod-sumowuje przewodniczący Rady Miasta. – Dzięki nim możemy realizować wielkie inwestycje, takie jak hala widowiskowo-sportowa na granicy z Gdań-skiem, jak rewitalizacja Opery Leśnej, budowa mariny przy molo, której falochron powinien raz na zawsze zabezpieczyć drewniany pomost przed sztor-mami. Wkrótce rozpocznie się także remont i rozbudowa hipo-dromu, a następnie prace przy wznoszeniu nowego dworca ko-lejowego i obiektów z nim sąsia-dujących. Jestem przekonany, że jeśli w roku 2012 ktoś, kto nie od-wiedzał Sopotu od ćwierćwiecza przybędzie do naszego kurortu, nie pozna miasta, które kiedyś znał.

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

fot. Z

bignie

w Ko

syca

rz /

KFP

W latach osiemdziesiątych, ze względu na zanieczyszczenia Zatoki Gdańskiej, również w Sopocie wprowadzono całkowity zakaz kąpieli i uprawiania sportów wodnych. (czerwiec 1981 r.)

W roku 2009 roku, dzięki budowie Centrum Haffnera i Hotelu Sheraton, linia brzegowa w kurorcie zyskała nowy wygląd.

Sportowo-rekreacyjny kompleks na Łysej Górze od lat cieszy się powodzeniem wśród narciarzy i saneczkarzy z całego Trójmiasta.

Page 6: riviera 02 2010.indd

6 Gdańsk www.riviera24.pl

Najlepszy urząd w PolsceFirma konsultingowa K&K

Selekt zwróciła się do 50 fi rm działających na terenie całej Pol-ski o ocenę urzędów wojewódz-kich w poszczególnych woje-wództwach. Chodziło o satysfak-cję przedsiębiorców pod kątem ich kontaktów z urzędami, szyb-kość załatwiania spraw, wiedzę urzędników. W tym rankingu zwyciężył Pomorski Urząd Wo-

jewódzki gromadząc 99 % pozy-tywnych ocen. Pomorze wy-przedziło Małopolskę (95 % po-zytywnych ocen), Wielkopolskę (83 %) i województwo Kujaw-sko-Pomorskie (76 %). Te trzy województwa, mówiąc językiem sportowym, znokautowały swych konkurentów do medali. Bo np. województwo Mazowiec-kie otrzymało tylko 8 % ocen za-dawalających, a Lubelskie zaled-wie 5 %. (as)

Tani węzełZa kilka tygodni ruszy budo-

wa najważniejszego węzła drogo-wego Gdańska – Karczemki. Ma on połączyć Trasę W-Z z Obwod-nicą Trójmiasta. Będzie to jeden z największych węzłów drogo-wych w kraju. Powstanie na nim dziesięć wiaduktów, a 3,5-kilo-metrowy odcinek obwodnicy zo-stanie poszerzony do trzech pa-sów ruchu. Prace mają być za-kończone tuż przed Mistrzo-stwami Europy w Piłce Nożnej –

Euro 2012. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad za-kładała, że koszt Węzła Kar-czemki wyniesie 270 milionów złotych. Kwota ta została prze-szacowana. W przetargu, do któ-rego stanęło 7 fi rm, najdroższa oferta złożona przez Mostostal Warszawa opiewała na 241 milio-nów. Najtańsza – Budimexu tyl-ko 186 milionów. I to właśnie Budimex ma być generalnym wykonawcą Węzła. (as)

Gdański klejnot odzyska blaskW kwietniu zostanie rozstrzy-

gnięty przetarg na renowację Bra-my Wyżynnej w Gdańsku. Jeśli wszystko będzie przebiegało po-myślnie, to do końca 2011 roku brama odzyska dawny blask. Przewiduje się, że jej remont, wraz z wyposażeniem wnętrz bę-

dzie kosztował około 14 milionów złotych. Prawie połowę tej kwoty wyłoży Muzeum Historyczne, reszta będzie pochodziła z Wielo-letniego Planu Inwestycyjnego Gdańska, oraz z Urzędu Marszał-kowskiego. Po remoncie w bramie zostanie ulokowane centrum in-formacji turystycznej.

Szkoła przy LastadiiW roku 1837 w budynku

wzniesionym prze ulicy Lastadia 2 zostało otwarte Gimnazjum Miejskie w Gdańsku. W tym oka-załym gmachu szkoła istniała ponad sto lat. Budynek szczęśli-wie przetrwał tragiczny dla mia-sta marzec 1945 roku i po wojnie nadal pełnił funkcje edukacyjne. Ostatnio mieścił się w nim Ze-spół Szkół Przemysłu Spożyw-czego. Ze względu na zły stan techniczny szkoła została prze-niesiona na Orunię i od roku bu-dynek stoi pusty. Była koncepcja ulokowania tam CBA, ale poten-cjalni nabywcy przestraszyli się

wysokich kosztów remontu. Obecnie właściciel – Urząd Mia-sta – pertraktuje z konserwato-rem zabytków. Konserwator od-stąpiłby miastu XVIII wieczną wozownię, usytuowaną przy Par-ku Oliwskim, a sam zająłby dwie trzecie dawnego Gimnazjum. W pozostałej części budynku urzędowałby Rzecznik Praw Obywatelskich. Najpierw jednak trzeba by przeprowadzić gene-ralny remont obiektu. Jego koszt będzie zapewne wysoki, ale ze względu na rangę zabytku istnie-je szansa otrzymania dofi nanso-wania z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. (as)

Generalny remont siedziby ASPPonad 30 milionów złotych

przeznaczył Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego na modernizację Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Dwie trze-cie tej kwoty będzie pochodziło z Europejskiego Funduszu Roz-woju Regionalnego. Resztę dorzu-ci MKiDzN. Renowacji zostanie poddana należąca do szkoły Basz-ta Słomiana, bibliotece uczelni przybędzie antresola, a w domu

akademickim przy ulicy Chleb-nickiej powstanie galeria, w której prezentowane będą osiągnięcia czołowych studentów ASP. Re-montowi zostanie również pod-dany główny budynek Akademii, mieszczący się w Wielkiej Zbro-jowni przy Targu Węglowym. Za-gospodarowanie parteru Zbro-jowni, wraz z otwarciem pasażu łączącego Targ Węglowy z ulicą Piwną ożywi tę część miasta. Gdańszczanie czekają na tę chwilę już od kilku lat. (as)

Stadion zgodnie z planemMimo ciężkiej zimy prace przy

budowie stadionu w Gdańsku-Letnicy przebiegają planowo. Ak-tualnie wnoszone są górne piętra

trybun, a już wkrótce rozpocznie się montaż dachu. Zdaniem przedstawicieli fi rmy BIEG 2012 termin oddania stadionu do użyt-ku w najmniejszym stopniu nie jest zagrożony. (as)

Pomimo mrozów budowa stadionu PGE Arena w Gdańsku Letnicy przebiega zgodnie z planem.

fot. M

aciej

Kosy

carz

/ KF

P

Nowy marszałek województwaPonieważ europoseł Janusz Le-

wandowski został komisarzem w Unii Europejskiej, jego mandat w strasburskim parlamencie przejął marszałek województwa pomor-skiego Jan Kozłowski. Konieczny więc był wybór nowego marszałka dla Pomorza, oraz zarząd woje-wództwa. Marszałkiem został do-

tychczasowy zastępca Jana Kozłow-skiego Mieczysław Struk. Do nowe-go zarządu wybrano Wiesława Byczkowskiego i Leszka Czarnoba-ja, którzy swe funkcje pełnili już przy Kozłowskim. Nowymi człon-kami zarządu zostali wiceburmistrz Bytowa Adam Leik i prezes Akcji Rybnej Wiesław Kamiński. Wszy-scy oni są członkami Platformy Obywatelskiej. (as)

22 lutego odbyła się pożegnalna sesja Sejmiku Województwa Pomorskiego. N/z ustępujący marszałek Jan Kozłowski i jego następca Mieczysław Struk.

fot. M

aciej

Kosy

carz

/ KF

P

Splendor Gedanensis przyznane25 lutego troje gdańskich

twórców otrzymało najważniej-sze nagrody swego miasta. Kie-dyś nosiły one nazwę Nagród Miasta Gdańska w Dziedzinie Kultury, od roku 2004 zwą się Splendor Gedanensis. W ciągu blisko 40 lat przyznano je ponad 170 osobom. W bieżącym roku Splendorem Gedanensis została obdarowana: Anna Podhajska, lansująca nową metodę naucza-nia gry na skrzypcach, której po-

mysłodawcą jest Japończyk Sini-chi Suzuki. Drugim nagrodzo-nym jest jeden z seniorów gdań-skiego środowiska plastycznego, Hugon Lasecki. Splendor Geda-nensis otrzymał on za wystawę w Oddziale Sztuki Nowoczesnej Muzeum Narodowego w Gdań-sku, podsumowującą dorobek artysty. Jako trzeci uhonorowany został dyrektor Nadbałtyckiego Centrum Kultury Larry Okey Ugwu za zrealizowane przez NCK dwa festiwale: „Metropolia jest Okey” i „Okno na świat”. (as)

Jednym z tegorocznych laureatów nagrody Splendor Gedanensis został dyrektor Nadbałtyckiego Centrum Kultury Larry Okey Ugwu.

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Terminal powstanie w terminieW końcu lutego kierownictwo

Portu Lotniczego im. Lecha Wałę-sy w Gdańsku podpisało umowę na budowę nowego terminalu pa-sażerskiego, a już w marcu ekipy wykonawcy, konsorcjum Budi-mex i Doraco przystąpią do robót ziemnych. Główny budynek lotni-ska będzie gotowy w ciągu 24 mie-

sięcy, czyli oddanie go do użytku nastąpi w bezpiecznym czasie przed rozpoczęciem mistrzostw Europy w piłce nożnej. Równo-cześnie powstanie nowa droga kołowania i płyta postojowa dla samolotów. Ukończenie tych in-westycji pozwoli na dwukrotne zwiększenie przepustowości lot-niska z 2,5 do 5 milionów pasaże-rów w ciągu roku. (as)

24 lutego br. w sopockim Hotelu Haffner, pomiędzy Portem Lotniczym im. Lecha Wałesy, a firmami Dora-co i Budimex, doszło do podpisania umowy w sprawie budowy nowego terminalu T2. N/z prezes zarządu korporacji budowlanej Doraco Andżelika Cieślowska oraz prezes firmy Budimex Dariusz Blocher.

fot. M

ateu

sz O

choc

ki / K

FP

Brama Wyżynna przy ul. Wały Jagiellońskie już wkrótce doczeka się remontu.

fot. M

aciej

Kosy

carz

/ KF

P

Zbrojownia i baszta Słomiana przy Targu Węglowym.

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Inauguracja sezonu piłkarskiej

Ekstraklasy

Lechia bez obawS

ezon wiosenny piłkarska Eks-traklasa rozpoczęła od trze-ciej kolejki. Dwie pierwsze

zostały rozegrane, awansem, jesie-nią 2009 roku. Ekstraklasa wystar-towała 1 marca, a więc w śniegu i mrozie, mimo fatalnych warun-ków atmosferycznych wszystkie spotkania zostały rozegrane w ter-minie. Na inaugurację gdańska Le-chia zremisowała w Wodzisławiu z tamtejszą Odrą 0:0. Następnie był remis 1:1 w meczu z warszaw-ską Polonią i wreszcie zwycięstwo odniesione we Wrocławiu z zawsze

groźną u siebie drużyną Śląska. 5 punktów w trzech meczach to nie rewelacja, ale też żaden wstyd. Jak widać drużyna trenera Toma-sza Kafarskiego jest dobrze przy-gotowana do sezonu i zajmując aktualnie szóste miejsce w tabeli nie musi drżeć o swój ligowy los. Gdyby tak jeszcze udało się po-prawić skuteczność strzelecką gdańszczanie mogliby powalczyć o udział w rozgrywkach europej-skich. Ale z tymi marzeniami trzeba chyba poczekać do następ-nego sezonu. (as)

Page 7: riviera 02 2010.indd

Nr 1I (46) 15 luty – 20 marca 2010 Gdańsk 7Gdańsk. Restauratorzy radzili jak ożywić Starówkę

Martwe Miasto GdańskŻycie na Głównym Mieście w Gdańsku zamiera razem ze zmierzchem. Puste ulice, puste kawiarnie, puby i restauracje. Czy można zmienić ten stan rzeczy, czy ulica Długa, Długie Pobrzeże, Mariacka i Piwna mogłyby być dla Gdańska tym, czym dla Sopotu jest najsłynniejszy polski deptak – ulica Monte Cassino? O tym 25 lutego br. radzili gdańscy restauratorzy na spotkaniu z wiceprezydentem Miasta Maciejem Lisickim.

Krzysztof M. Załuski

Gastronomicy proponowali, aby piątek, podobnie jak sobota i niedziela, stał się

dniem bezpłatnego parkowania na Głównym Mieście i aby stanęły tam tablice z napisami w kilku ję-zykach, informujące o wolnych miejscach postojowych. Tragicz-ną wręcz sytuację, ich zdaniem, mogła by poprawić świąteczna iluminacja tego fragmentu mia-sta, dodająca splendoru nie tylko Długiej i Długiemu Targowi. Chcieliby także by inwestorzy za-dbali o wygląd ogrodzeń wokół prowadzonych budów, ponieważ głębokie wykopy i stojąca w nich cuchnąca latem woda skutecznie odstrasza potencjalnych klientów. Gości na Starówkę mogłyby przy-ciągnąć również plenerowe wy-stawy artystów plastyków, wystę-py ulicznych teatrów i muzyków.

Jednak najważniejszym proble-mem, zdaniem gastronomików, jest wzajemny stosunek właścicieli lokali i mieszkających na wyż-szych piętrach lokatorów. Restau-ratorzy uważają, a prezydent Li-sicki zdaje się podzielać ich zda-nie, że nie powinno się uzależniać otrzymania koncesji na sprzedaż alkoholu od widzimisię wspólno-ty mieszkaniowej, bo jest to pro-sta droga do korupcji. W wielu wypadkach mieszkańcy wyrażą wprawdzie zgodę na wyszynk, ale właściciel restauracji czy pubu musi na swój koszt wyremonto-wać klatkę schodową, wymalować elewację, wymienić drzwi i okna, a czasem wręcz wręczyć komu trzeba pieniądze. Mieszkańcy z kolei, głównie ludzie w pode-szłym wieku, skarżą się na zakłó-canie ciszy nocnej przez bywal-ców lokali gastronomicznych.

– Zdarza się, że złośliwie na-puszczają policję, wyzywają z okien personel, zrzucają na przedproża nieczystości, a nawet

podpalają markizy – mówi z roz-goryczeniem jeden z gastrono-mików, pragnący zachować ano-nimowość. – A przecież nikt ich nie zmusza do mieszkania akurat nad restauracją. W jakim mie-ście rangi Gdańska, lokatorzy decydują, czy pub na parterze będzie czynny do godziny 22, czy całą noc? – pyta retorycznie.

I trudno nie przyznać mu ra-cji…

Każda duża aglomeracja ma swoje dzielnice rozrywki i taką dzielnicą powinno być dla Gdań-ska Główne Miasto. Lokale na

Starówce są najdroższe w Gdań-sku. Jeśli komuś nie podoba się tłum turystów przewalający się pod oknami, może bez trudu za-mienić swoje dwa pokoje na trzy w innej dzielnicy, z dobrą komu-nikacją, gęstą siecią sklepów i na dodatek z zielenią, której brak w centrum. W Pradze, Zurychu, Berlinie czy Frankfurcie już daw-no takie sprawy zostały załatwio-ne. Najwyższy czas by również Gdańsk, pretendujący przecież do miana Europejskiej Stolicy Kultury uporał się raz na zawsze z tym problemem.

Najpiękniejsza ulica w Gdańsku, podobnie jak cała Starówka, po zapadnięci zmroku świeci pustkami, władze miasta i restauratorzy próbują temu zaradzić, oby ze skutkiem.

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Gdańsk. Ostatni etap Olimpiady Wiedzy o Bezpieczeństwie

Bezpieczne i przyjazne Pomorze po raz trzeciStraże miejskie ośmiu pomorskich miast: Gdańska, Sopotu, Kościerzyny, Kwidzyna, Pruszcza Gdańskiego, Pucka, Słupska, Tczewa i Wejherowa są organizatorami III już Olimpiady Wiedzy o Bezpieczeństwie, przeprowadzanej pod hasłem „Bezpieczne i przyjazne Pomorze”. Patronat honorowy nad Olimpiadą objęli prezydenci powyższych miast, a współpracę zapewniła Gdańska Wyższa Szkoła Humanistyczna. Jednym z patronów medialnych jest miesięcznik „Riviera”.

Krzysztof M. Załuski

Olimpiada adresowana jest do młodzieży szkolnej. Jej główny cel to rozwijanie

w uczniach znajomości przepisów prawa i uprawnień instytucji stoją-cych na straży tych praw. Konkurs realizowany jest w trzech etapach.

Etap IDo 10 listopada dyrektorzy

szkół średnich wszystkich typów mieli czas aby przeprowadzić roz-mowy z uczniami i zgłosić kandy-datów do uczestnictwa w konkur-sie. Chętnych było sporo, ponie-waż na zwycięzcę Olimpiady cze-ka wiele atrakcyjnych nagród w tym indeks Gdańskiej Wyższej Szkoły Humanistycznej. „Złoty medalista” będzie mógł wybrać dowolny wydział tej prywatnej uczelni i przez cały okres studiów nie będzie musiał płacić czesnego.

10 grudnia 2009 roku odbyły się pierwsze eliminacje. godzinę wcześniej funkcjonariusze Straży Miejskich rozwieźli do poszczegól-nych szkół koperty z tematami, a następnie wraz z nauczycielami czuwali nad przebiegiem egzami-nu. Do pisemnego testu, składają-cego się z 20 pytań przystąpiło 557 dziewcząt i chłopców z 39 szkół. Prace oceniała komisja konkurso-wa pod przewodnictwem Agniesz-ki Soleckiej, kierownik referatu profi laktyki Straży Miejskiej

Finaliści III Olimpiady Wiedzy o Bezpieczeń-stwie:

• Agnieszka Borsich (Gdańsk)• Katarzyna Ratajczyk (Gdańsk)• Klaudia Brzózka (Gdańsk)• Mateusz Mirzejewski (Gdańsk)• Wojciech Gliwka (Gdańsk)• Dawid Wilewski (Gdańsk)• Anna Rzemieniuk (Gdańsk)• Łukasz Łabędzki (Gdańsk)• Dawid Kiełp (Sopot)• Kamila Kullas (Sopot)• Aleksandra Wysocka (Tczew)• Kamila Niedziałkowska (Tczew)• Joanna Zbrzeźna (Tczew)• Anna Gwizdała (Wejherowo)• Karolina Rost (Wejherowo)• Beata Łęgowska (Puck)• Katarzyna Moszczyńska

(Pruszcz Gdański)• Ludmiła Kołek (Pruszcz

Gdański)• Patrycja Kogut (Kwidzyn)• Agata Pluskota (Kwidzyn)• Robert Bulczak (Kwidzyn)• Szymon Smentek (Słupsk)• Arnold Nowak (Słupsk)• Monika Grzeżułkowska

(Słupsk)• Daniel Gostkowski

(Kościerzyna)• Natalia Kotowska

(Kościerzyna)

w Gdańsku. W składzie komisji znaleźli się przedstawiciele Straży Miejskich i GWSH. Selekcja była ostra. Przez pierwszy etap konkur-su przebrnęły tylko 174 osoby.

Etap IITen etap również składał się

z testu o 20 pytaniach wielorakiego wyboru, oraz z trzech pytań proble-mowych. Organizatorom Olimpia-dy chodziło przede wszystkim o przybliżenie młodym ludziom ustawy o Strażach Gminnych i try-bu postępowania administracyjne-

go i sądowego wobec nieletnich. Lektury jakie uczestnicy konkursu musieli przestudiować mówiły o wychowaniu w trzeźwości, o zgubnych skutkach picia alkoho-lu, palenia papierosów i zażywania narkotyków, ale także o utrzymy-waniu porządku i czystości w gmi-nach, o ruchu drogowym, o samo-rządach: gminnym, powiatowym, wojewódzkim. Do zaliczenia testów niezbędna była znajomość Konsty-tucji Rzeczpospolitej Polskiej.

Ten etap zaliczyło pomyślnie 26 osób. Jak widać z załączonej li-

sty fi nalistów, najwięcej pochodzi z Gdańska – 8 osób, oraz z Kwidzy-na Słupska i Tczewa – po trzy oso-by. Kościerzynę, Pruszcz Gdański, Sopot i Wejherowo – reprezentują po dwie osoby, a Puck – jedna. Płeć piękna zdecydowanie prze-waża. W fi nale znalazło się 17 dziewcząt i tylko 9 chłopców.

FinałDecydujące „stracie” odbę-

dzie się 25 marca br. w siedzibie

Gdańskiej Wyższej Szkoły Hu-manistycznej. Jego zwycięzca, czy też zwyciężczyni, zostanie automatycznie studentem lub studentką GWSH. Gdyby jednak osoba ta zrezygnowała z „bez-płatnego indeksu”, wybierając inną uczelnię, nagroda przecho-dzi na „srebrnego medalistę”, a gdyby i on zrezygnował na „medalistę brązowego”.

Warto dodać, że Olimpiada powstała w ramach programu rządowego „Razem bezpiecz-niej”. Program ten ma rozwijać wśród młodzieży poczucie odpo-wiedzialności za swoje postępo-wanie, a także przybliżyć przepi-sy prawa, oraz uprawnienia i obowiązki instytucji stojących na straży bezpieczeństwa i po-rządku publicznego.

Finaliści III Olimpiady

fot. m

ater

iały g

dańs

kiej S

traży

Miej

skiej

fot. m

ater

iały g

dańs

kiej S

traży

Miej

skiej

Uczestnicy olimpiady przystąpili do pracy pod czujnym okiem strażniczek.

Komendant Straży Miejskiej w Gdańsku Leszek Walczak otwiera 2 etap III Olimpiady Wiedzy o Bezpieczeństwie.

Page 8: riviera 02 2010.indd

8 Biznes www.riviera24.pl

Rozważania eksperta Hestii

Czy można ubezpieczyć miłość?Ekspert z Biura Ubezpieczeń Strategicznych Ergo Hestia Hubert Rutkowski pokusił się o rzecz trudną do wyobrażenia. Postanowił zbadać, czy poważne towarzystwo ubezpieczeniowe może wystawić polisę na coś tak nieprzewidywalnego jak miłość.

Krzysztof M. Załuski

W przypadku ubezpie-czenia czegokolwiek podstawowymi para-

metrami są: przedmiot, czas trwania, zakres i kwota ubezpie-czenia. Według powyższych kry-teriów niepodobna zakwalifi ko-wać uczucia jako podmiotu ubezpieczeniowego. Naukowcy z różnych dziedzin próbowali opisać miłość jako chorobę, do-szukiwali się przemian chemicz-nych w organizmie zakochanego, czy nawet usiłowali wyrazić uczucia w formie równania ma-tematycznego. Wszystko na próżno. Do dziś miłość pozostała czymś absolutnie ulotnym i nie-przewidzialnym. Niepodobna zgadnąć, kiedy wybuchnie z nie-prawdopodobną siłą, nie wiado-mo także jak się od niej uchro-

nić. Miłość to coś, co najpełniej wyrazić może fantazja poety w wierszu, reżysera w fi lmie, malarza na płótnie. A takiego zjawiska, wbrew nadziejom wszystkich nieszczęśliwie zako-chanych, cierpiących z powodu odejścia partnera czy partnerki nie da się przeliczyć na pienią-dze. W związku z tym żadna fi r-ma ubezpieczeniowa nie podej-mie się przyjęcia miłości za rzecz możliwą do ubezpieczenia.

Kwestia czasu, zakresu, kwoty

Aby to sobie lepiej uzmysło-wić rozpatrzmy trzy przytoczo-ne wcześniej parametry. Wyku-pując polisę ubezpieczeniową mamy ściśle określony czas jej ważności. A jak zamknąć w da-tach trwanie uczucia, jakim da-rzymy partnerkę lub partnera? Nie można przecież zakładać z góry, że w ciągu ośmiu miesię-cy zostaniemy zdradzeni, lub, że

za dwanaście miesięcy się odko-chamy.

Nie inaczej jest z zakresem ubezpieczenia. Zgodnie z reguła-mi towarzystw ubezpieczenio-wych należałoby podać wysokość szkody wynikłej z pechowego za-kochania się (lub może z braku uczucia?). W umowie ubezpie-czeniowej kwota przedmiotu ubezpieczenia musi być określona co do złotówki. Emocji wynikłych z poznania kogoś, kto nam prze-słoni cały świat, a potem rozpaczy spowodowanej odejściem tej oso-by nie da się przeliczyć na pienią-dze. I chyba nie należy tego robić. Bo co warta byłaby miłość, przed którą mielibyśmy się zabezpie-

ubezpieczenie nie wystąpił, ale w krajach zachodniej Europy i w Ameryce jest ono bardzo po-pularne. Gwałtowna ulewa może rozpędzić orszak ślubny, nie-

Pierwsza w Polsce

elektroniczna platforma

ubezpieczeniowa

Oferta Hestii dla młodych

Sopockie Towarzystwo Ubezpieczeń Ergo Hestia jako pierwsza w Polsce uruchamia nowoczesną platformę ubezpieczeniową skierowaną do osób, które nie ukończyły jeszcze 30. roku życia.

Konrad Franke

Menadżerem projektu jest Mario Everardo Zamar-ripa Gonzalez. Jego zda-

niem osoby te niechętnie się ubezpieczają, ale właśnie one sta-nowią znaczący potencjał klien-tów biur ubezpieczeniowych.

Program nosi nazwę You Can Drive i proponuje młodym lu-dziom ubezpieczenia komunika-cyjne (OC i AC wraz z opcjami dodatkowymi), podróżne (koszty leczenia, NNW, assistance), oraz mieszkaniowe (ubezpieczenie mu-rów i wyposażenia wraz z opcjami dodatkowymi).

Podstawowym kanałem sprzedaży tego programu jest platforma internetowa www.youcandrive.pl. Bez wychodzenia z domu pozwala ona zdobyć peł-ną informację o ofercie ubezpie-czeniowej i taryfach, oraz płacić za polisy i przesyłać dokumenty drogą elektroniczną.

Zakup polisy jest bardzo pro-sty. Klient wypełnia formularz i otrzymuje ofertę ubezpieczenio-wą wraz z ceną. Po założeniu kon-

Hestia proponuje bezpłatne próbki ubezpieczenia assistance

Nawet szklarz i hydraulik za darmo

Sopocka Grupa Ubezpieczeniowa Ergo Hestia, jako pierwsza tego typu firma w Polsce zdecydowała się na przygotowanie bezpłatnej próbki ubezpieczenia assistance. Jest ona dostępna dla wszystkich, bez ponoszenia żadnych kosztów.

Do marcowego numeru miesięcznika „Twój Styl” została dołączona bez-

płatna 30-dniowa próbka ochrony ubezpieczeniowej assistance – do-mowego i medycznego. W przy-padku nagłej choroby lub zepsu-cia się jednego z elementów in-stalacji domowej można nie tyl-ko skorzystać z pomocy lekarza, lecz także wezwać hydraulika, ślusarza, szklarza, elektryka, a nawet elektronika czy informa-tyka.

Aby zdobyć bezpłatne ubez-pieczenie trzeba pozyskać „Two-ją Darmową Próbkę Assistance” wklejoną do „Twojego Stylu”, zare-jestrować się na stronie www.pro-mocja.hestia.pl i odebrać e-maila potwierdzającego aktywizację usługi. Następnie należy zadzwo-nić na infolinię i czekać na sy-gnał od specjalisty.

Tą nietypową usługę skomen-towała Katarzyna Śliwińska, dy-rektor biura marketingu i PR Ergo Hestii:

„Ergo Hestia to fi rma, która kojarzy się z wysokim standar-dem obsługi klienta. Obok naj-bardziej docenianej likwidacji szkód, naszym wyróżnikiem jest ochrona assistance. Nasi klienci

ta podaje resztę danych i kupuje polisę. Potwierdzenie zakupu przesłane jest e-mailem. W ten sam sposób dostaje się link do serwisu eKonta Ergo Hestii, gdzie znajduje się polisa i ogólne wa-runki ubezpieczenia. Dzięki temu klient może swoje ubezpieczenie obsługiwać drogą elektroniczną.

– Najważniejszymi zaletami You Can Drive jest z pewnością wygoda zakupu i przystępna cena – wyjaśnia dyrektor biura marketingu i PR Ergo Hestii – Katarzyna Śliwińska. – Nowy projekt to jedynie uzupełnienie dotychczasowej oferty Ergo He-stii. Nie będzie on konkurował z istniejącymi już produktami i stanowił zagrożenia dla naszej sieci doświadczonych pośredni-ków – doradców.

nie muszą się martwić, gdy nagle zachoruje dziecko, gdy mają awarię hydrauliczną, zatnie się im zamek, czy stłucze szyba w oknie – w takich wypadkach zapewniamy szybką, bezpłatną pomoc specjalisty. Co ważne, nie jest to traktowane jako szkoda ubezpieczeniowa, klient nie traci z tego powodu zniżek.

Próbka rozdawana za pośred-nictwem prasy ma pokazać klientom jak działa mechanizm assistance, udowodnić wysoką jakość naszych usług i zachęcić do zawarcia ubezpieczenia w Ergo Hestii. Akcja wymagała długotrwałych przygotowań i mamy świadomość, że ma pio-nierski charakter. Z tego też po-wodu nie dysponowaliśmy rze-telnymi odnośnikami statystycz-nymi dotyczącymi spodziewanej skali odzewu klientów na akcję. Jesteśmy jednak przygotowani na obsłużenie każdego klienta, który się zaloguje na stronie pro-mocji”. (kf)

ostrożny drużba może przydep-tać i urwać welon panny młodej, roztargniona fryzjerka zepsuć fryzurę druhny. Tym i podob-nym nieszczęściom, psującym dobry nastrój oblubieńców i ich gości, towarzystwo ubezpiecze-niowe nie może oczywiście zapo-biec, ale może dać im satysfakcję odszkodowawczą.

Ubezpieczeniem może być oczywiście objęta również podróż poślubna. Czyli wszelkie nieprze-widziane przygody, jakie mogą cze-kać młodych podczas miodowego miesiąca. Wspólne, w jednym pa-kiecie, ubezpieczenie samochodu, oraz mieszkania pozwoli zaoszczę-dzić na składce. A gdy na świat przyjdzie dziecko tzw. polisa posa-gowa będzie najlepszą formą inwe-stycji w jego przyszłość, oraz gwa-rancją bezpieczeństwa gromadzo-nego kapitału.

Może więc jednak warto po-myśleć o polisie zanim miłosny amok przesłoni nam cały świat…

czać przy pomocy polisy i liczyć na odszkodowanie w razie niepo-wodzenia?

Nie można, a jednak…Związek dwojga ludzi to nie

tylko miłość od pierwszego wej-rzenia. Prócz uczuć osoby te łą-czy cały szereg wspólnych spraw, które, jak się okazuje, „podpada-ją” pod ubezpieczenie. I tak np. można ubezpieczyć przed zgu-bieniem czy też kradzieżą pier-ścionek zaręczynowy. Jednak tylko pod warunkiem, że jest trzymany w domu.

Ubezpieczeniu może także podlegać uroczystość ślubna. W Polsce nikt jeszcze o takie

fot. a

rchiw

umfot

. arch

iwum

Page 9: riviera 02 2010.indd

FelietonSport 9Davis Cup w Sopocie

A jednak Polacy przegrali

Andrzej Stanisławski

W dniach 5 – 7 marca br. w hali 100-lecia w So-pocie odbył się mecz

tenisowy pomiędzy Polską a Fin-landią w ramach rozgrywek o Puchar Davisa strefy Euro-Afrykańskiej. Zwycięzca tego meczu miał spotkać się z repre-zentacją RPA i w razie kolejnego sukcesu awansować do Grupy Światowej. Polskę reprezentowali najlepsi nasi singliści: Łukasz Kubot (48 miejsce w rankingu ATP) i Michał Przysiężny (140 miejsce w rankingu), oraz jedna z najlepszych par deblowych świata: Mariusz Fyrstenberg i Michał Matkowski. Kapitanem drużyny był Radosław Szyma-nik. Polacy uważano za fawory-tów spotkania, choć w ekipie fi ń-skiej groźny miał być Jarkko Nie-minen, ongiś trzynasty singlista w rankingu ATP, ćwierćfi nalista turniejów w Australian Open, Wimbledon i USA Open, obecnie jednak sklasyfi kowany niżej od Kubota. Jego partner, Henri Kon-

tinen (295 miejsce w rankingu TP), nie wydawał się groźny. Warto dodać, że Polacy zwycię-żali trzykrotnie w turniejach roz-grywanych w Sopocie. I nigdy nie ponieśli porażki. Niestety wszystkie rachuby wzięły w łeb. Wprawdzie Kubot wygrał z Kon-tinenem, a Fyrstenberg i Mat-kowski rozprawili się w czterech setach z parą Nieminen i Konti-nen, ale to był koniec polskich sukcesów. Kubot przegrał po za-ciętym meczu z Nieminenem, a Przysiężny uległ Kontinenowi. Finowie awansowali do II rundy, a Polacy we wrześniu zagrają z Łotwą. Stawką walka o utrzy-manie się w I grupie strefy Euro-Afrykańskiej. Nasi zawodnicy byli po meczu rozgoryczeni. Ich zdaniem polscy sędziowie w zde-cydowany sposób faworyzowali gości. Podobnie twierdzi najwy-bitniejszy polski tenisista minio-nych lat, Wojciech Fibak. Prezes Polskiego Związku Tenisowego Jacek Kseń nie wyklucza, że w przyszłości zaprosi do sędzio-wania zagranicznych arbitrów, ponieważ polscy są zbyt „uprzej-mi” w stosunku do gości.

Sopockie co nieco

Dwie dekady

Wojciech Fułek

Obchodzimy w tym roku 20-lecie narodzin wolnego, demokratycznego samo-

rządu. I moim zdaniem, to właśnie rok 1990, kiedy to mieszkańcy miast, miasteczek, wsi i gmin stali się prawdziwymi gospodarzami „małych ojczyzn” zapoczątkował największe zmiany w naszym kra-ju. Na początku dość nieśmiało nowi samorządowcy stąpali po nieznanym dla nich lądzie, ucząc się wszystkiego od podstaw, meto-dą prób i błędów. Tę pierwszą ka-dencję sopockiego samorządu wspominam jako nieustającą de-batę i spór o kształt lokalnej demo-

kracji. Ten spór nie miał charakte-ru politycznego, ale raczej świato-poglądowy i gospodarczy. To nie ja wymyśliłem powiedzenie, iż „rura kanalizacyjna nie ma przynależ-ności partyjnej, ani określonych barw politycznych”, ale doskonale ono oddaje charakter naszych ów-czesnych sporów na temat przy-szłości miasta. Bo byliśmy wszyscy wtedy – chyba dość naiwnie jed-nak - przekonani, iż najważniejsze wybory dla Sopotu nie powinny być przedmiotem podziałów ani konfl iktów, ale wyłącznie polem dyskusji, z której narodzi się naj-lepsze z możliwych rozwiązanie ja-kiegoś problemu. W takiej sytuacji najlepszym rozwiązaniem wyda-wała się nieustanna „burza mó-zgów” i wymiana opinii. Dziecięca choroba demokracji w społeczeń-stwie, któremu właśnie zdjęto kne-bel cenzury, i które próbowało od-naleźć w nowych warunkach wła-sną drogę.

Dyskusje, komentarze, polemiki i długie tyrady radnych. Jaki wybór bę-dzie najlepszy dla przyszłości Naszego Miasta, jaki model prywatyzacji ko-munalnych mieszkań i lokali przyjąć, aby stworzyć i miastu i mieszkańcom jak najlepsze warunki do dalszego

rozwoju. Czym zająć się w pierwszej kolejności - czy ratowaniem niszcze-jących kamienic z przeciekającymi dachami, czy też raczej skupić się na zdegradowanej plaży i zanieczysz-czonych strumieniach?

Posiedzenia sesji i komisji rady bywały wtedy wyjątkowe długie i burzliwe, pełne gorących dyskusji i argumentów za różnymi rozwią-zaniami. Ścierały się odmienne po-glądy, opinie i postawy, ale cel pozo-stawał ten sam: Sopot jako „mała ojczyzna”. Z tej grupy 32 radnych, których na fali demokratycznych przemian wybrali w roku 1990 so-pocianie, do dziś – oprócz mnie – aktywnie działają w sopockim sa-morządzie 3 osoby. Doceniam ich osiągnięcia oraz szanuję ich wybo-ry, także i te polityczne. Mam też nadzieję, iż oni szanują moje decy-zje i moje wybory. Dużo razem uda-ło nam się osiągnąć. Co nie ozna-cza, że wszyscy mamy mieć takie same poglądy i w każdej sytuacji ze sobą się zgadzać. I nie każdy, kto wygłasza odmienne – od naszego – zdanie, automatycznie staje się na-szym wrogiem. Jako człowiek kom-promisu zawsze bardziej chciałem w związku z tym łączyć niż dzielić, nawet jeśli ktoś wykrzykiwał mi w twarz znajome hasło: „kto nie jest z nami jest przeciw nam”.

Przez dwie dekady całkowicie zmienił się nasz kraj i wyrosło nowe pokolenie Polaków – bez PRL-owskich doświadczeń i mrocznego cienia stanu wojennego. Tylko czy to pokolenie moich synów i ich ró-wieśników uważa dziś, że dobrze wykonaliśmy swoją misję przetar-cia dla nich pierwszego szlaku wol-ności i nauki demokracji od pod-

staw? Czy te dwie dekady polskiej i sopockiej samorządności zostały spożytkowane najlepiej, jak potrafi -liśmy? Na pewno pozostawimy na-szym dzieciom Sopot w znacznie lepszym stanie, niż był w roku 1990. Po naszych poprzednikach odzie-dziczyliśmy, bowiem miasto w sta-nie zapaści – z zamkniętą plażą, z cieknącymi dachami, z zanie-czyszczającymi środowisko kotłow-niami węglowymi, z wielorodzin-nymi mieszkaniami komunalnymi i tysiącami problemów.

Dziś Sopot rozwija się i wciąż zmienia, wygrywając kolejne ran-kingi. Można narzekać na wiele rzeczy, ale nikt nie neguje kierun-ku tych zmian i ich sensu.

Czasami mam tylko taki deli-katny cień wątpliwości, czy na dro-dze do tych wielkich zmian nie zgubiliśmy czegoś istotnego, choć kruchego i ulotnego. Może to żal za utraconą wspólnotą pokolenia, dla którego stan wojenny stał się próbą wartości; może to tęsknota za jałowymi i bezsensownymi – jak mi się wtedy wydawało - wielo-godzinnymi debatami i dyskusja-mi; a może to w końcu wędrówka „w poszukiwaniu straconego cza-su” i własnego entuzjazmu?

Prawdę mówiąc nie do końca wiem, co mnie tak uwiera, więc już na zakończenie proszę swoich wiernych czytelników o listy i ma-ile z ich podsumowaniem plusów i minusów 20 lat sopockiej demo-kracji. Będę się je starał wykorzy-stać w kolejnych tekstach.

(autor pełni funkcję Wiceprezyden-ta Sopotu, jego adres mailowy to: [email protected])

Page 10: riviera 02 2010.indd

10 Felieton www.riviera24.pl

Strzał zza ucha

Aby Polska dotrwała do roku 2030

Krzysztof M. Załuski

Ze dwie dekady temu wpadł mi w ręce esej pewnego eko-nomisty. W tekście owym

wielokrotnie padało pytanie: „Czy Polska dotrwa do roku dwa tysiące dziesiątego?”. Czytałem go w Zury-chu, bodajże w tramwaju, i nieste-ty nie zanotowałem ani nazwiska autora, ani tytułu pisma. Pamię-tam jedynie, że naukowiec był amerykański, więc z pewnością wybitny, a pismo niemieckie, co oznaczało, że sprawę należy trak-tować poważnie.

Autor bezwątpienia był erudy-tą, do tego erudytą szczerym aż do bólu. Jego odpowiedź była więc jednoznaczna: „Polska nie ma żadnych szans na przetrwa-nie”. Za takim scenariuszem prze-mawiać miały zarówno przesłan-ki historyczne, jak i społeczne.

Polską bowiem, już przed rozbio-rami nie rządzili Polacy, a polski przemysł powstał wyłącznie w wy-niku obcych inicjatyw i w oparciu o obcy kapitał. Dlatego też polską gospodarkę należy traktować jako sztuczny twór, zlepek trzech czą-stek oderwanych od gospodarek Rosji, Prus i Austrii. Przemysł, który przypadł Polsce po zakoń-czeniu pierwszej wojny świato-wej, był organicznie związany z gospodarkami mocarstw ościen-nych i tylko w takiej formie mógł prawidłowo funkcjonować. Skoro jednak Austria, jako mocarstwo, przestała istnieć, a Związek Ra-dziecki zapadł się niczym pur-chawka, to na placu boju pozostały jedynie Niemcy. Dlatego właśnie w strukturach ich gospodarki, największej i najprężniejszej go-spodarki Zjednoczonej Europy, powinna się znaleźć Polska.

„Co to oznacza dla Polski jako państwa?” – pytał retorycznie profesor, i zaraz ze swadą odpo-wiadał. – „Same korzyści!”

No cóż, nie trzeba chyba być ekonomistą, aby mieć co do tego pewne wątpliwości. Wystarczy przyjrzeć się „korzyściom”, jakie spotkały gospodarkę Niemiec Wschodnich po połączeniu z Re-publiką Federalną. W ciągu pierwszego jedynie roku wspól-nego gospodarowania nastąpiła całkowita zapaść enerdowskiego

przemysłu, rolnictwa i usług. Pa-dły tamtejsze gazety, teatry, wy-dawnictwa i wytwórnie fi lmowe. Z uczelni została usunięta więk-szość wykładowców, z sądów wy-rzucono prokuratorów i sędziów, ze szpitali lekarzy. Obywatele by-łej NRD zostali sprowadzeni do roli obywateli drugiej kategorii, konsumentów zachodnich bubli. Na gruzach ich państwa koncer-ny Kruppa, Siemensa i Springera pobudowały za półdarmo nowe imperia.

I to samo miało czekać Pol-skę, czego amerykański profesor wcale nie ukrywał. Jego zdaniem polskie fabryki już w chwili transformacji ustrojowej prak-tycznie przestały produkować. Tona zboża w skupie była tańsza niż leasing maszyny, umożliwia-jącej jej zebranie. Tym samym produkcja rolnicza w Polsce stała się kompletnie nieopłacalna. Po-dobnie było z produkcją prze-mysłową. Taniej było sprowa-dzać towary z państw Unii Euro-pejskiej i USA… Aby zlikwido-wać ostatecznie zacofane pol-skie rolnictwo i ekstensywny przemysł, amerykański ekono-mista sugerował, aby międzyna-rodowe korporacje finansowe zmusiły Polskę do zniesienia ceł na zachodnie produkty i zwol-nienia z podatków zachodnich przedsiębiorców. Dzięki temu

w lukę po polskich towarach mo-głyby wejść produkty zachodnie, na pewno atrakcyjniejsze, bo tańsze.

Profesor przypominał rów-nież, że już za czasów pierwszej „Solidarności” przewidział wszyst-kie procesy dezintegracji we-wnętrznej, które obejmą Polskę zaraz po jej wypadnięciu z orbity Moskwy. Jego zdaniem miałyby to być procesy ze wszech miar pożądane, ponieważ prowadzące do zastąpienia archaicznych me-tod produkcji nowoczesnymi formami gospodarowania typu zachodniego. Tylko takie bo-wiem formy, mogą zapewnić sta-bilność i powodzenie kraju nad Wisłą.

Profesor dowodził również, że rozpad wewnętrzny Polski w takim samym stopniu jak go-spodarki dotyczyć będzie życia społecznego i moralnego. Osta-tecznie zaginie także kultura pol-ska, która z kulturą światową niewiele ma cech wspólnych. Stanie się tak, ponieważ Polski nie będzie stać ani na promocję czynnych twórców, ani tym bar-dziej na kształcenie nowych. Żadnemu wydawnictwu nie bę-dzie opłacało się inwestować w krajowych autorów i ich ksiąz-ki, a rozsypujące się państwo nie będzie miało funduszy by zajmo-wać się dotowaniem polskiego

teatru, polskiego fi lmu, polskiej prasy, sztuki, nauki, a nawet ra-dia i telewizji.

„Ale to żaden problem” – pi-sał Amerykanin. – „Wszystko to przecież istnieje, wystarczy pod-łożyć polską wersję językową”. Na koniec profesor obarczył jesz-cze Polaków odpowiedzialnością za zanarchizowanie życia spo-łecznego we wschodniej części Europy, o doprowadzenie do upadku wszelkich autorytetów, o pijaństwo, lenistwo, złodziej-stwo, prostytucję i łapownic-two… Uff .

Po tej lekturze poczułem się totalnie zdruzgotany. Co gorsza, jako emigrant, nie miałem nawet możliwości pełnego zweryfi ko-wania rewelacji amerykańskiego ekonomisty… Pierwsza okazja nadarzyła się dopiero pięć lat temu, po powrocie na stałe do Polski. Już na lotnisku w Rębie-chowie odetchnąłem z ulgą na widok polskich żołnierzy z pol-skimi orłami w koronie na czap-kach. Równie budujący był wi-dok napisów na murach, może nie do końca cenzuralnych, ale na pewno polskich. I tak samo bluzgi taksówkarza, który wiózł mnie dziurawymi ulicami do domu… A potem były jeszcze swojskie facjaty polskich polity-ków w telewizji i polskich dziwek w knajpach. I nawet polscy zło-

dzieje i policjanci wydawali mi się przesympatyczni, nie wspo-minając o polskich psach walą-cych swoje psie klocki gdzie sło-wiańska dusza zapragnie.

A jednak mój entuzjazm bar-dzo szybko zaczął topnieć. Po paru miesiącach widziałem to, czego wcześniej poprzez emi-grancką lornetkę nie byłem w stanie dostrzec. Zobaczyłem wszechobecne chamstwo, aro-gancję i korupcję… Nie tylko z racji zawodu zacząłem bacznie przyglądać się polityce – i tej wielkiej, i tej całkiem małej: amatorskiej, pełnej afer, haków, układów, przekrętów, kłamstwa i wszelakiego łajdactwa, w której dobro Polski i Polaków nie liczy się zupełnie.

I wtedy przypomniał mi się tekst owego amerykańskiego ekonomisty… I pomyślałem, że może rzeczywiście w Polsce chodzi jedynie o to, żeby się na-kraść, okpić bliźniego i naciągać wyborcę. Może tak jest, ale ja w to nie wierzę, a przynajmniej bardzo chciałbym w to nie wie-rzyć. I dlatego idąc jesienią na wybory prezydenckie i samo-rządowe, zanim wrzucę swoją kartę do biało-czerwonej urny, dziesięć razy zastanowię się na kogo głosować. Bo chyba dobrze by było, aby Polska dotrwała do roku 2030…

Na marginesie akcji „Psia Kupa”

Tajni agenci mile widzianiAndrzej Stanisławski

Koniec zimy to zły czas dla psów. Spod kurczących się pryzm śniegu wyłazi

wszystko, co przez zimę skryła pod białym puchem ludzka nie-frasobliwość. Domowe rupiecie, które nie trafi ły do pojemników na śmieci, puszki po piwie, bu-telki po wódce, zgniłe skórki z bananów i pomarańczy, opako-wania po fast-foodach, strzępy foliowych toreb, nie wspomina-jąc o potrzaskanych płytach chodnikowych. Okazuje się, że nie to spędza z powiek sen nie-którym trzecioligowym dzienni-karzom, którzy bojąc się pisać o tym, co istotne, płodzą tematy zastępcze. Takim tematem stały się ostatnio psy i ich kupy.

Co proponują obrońcy czy-stości… trawników? Totalne do-nosicielstwo! I tak, jeśli pani X zauważy, że piesek pana Y zała-twił się na trawniku, a pan Y nie zbierze kupy i nie wsadzi jej so-bie do kieszeni, powinna natych-miast wezwać Staż Miejską, któ-

ra wystawi panu Y taki mandat, żeby zabrakło mu pieniędzy do najbliższej emerytury, nie tylko na jedzenie dla psa, ale także dla niego samego i na lizaka dla wnuczka.

Donosicielstwa w takiej for-mule nie było w Polsce nawet za komuny, przy czym wówczas profesja tzw. TW uważana była za niezbyt chwalebną. Ciekawe jak wysokie ma być teraz wyna-grodzenie tajnych agentów, kto ma je wypłacać i czy pokwitowa-nie powinno się podpisywać pseudonimem?

Mówi się, że ludzie, którzy nienawidzą zwierząt, to źli lu-dzie. I coś w tym chyba jest. Obrońcy czystości trawników wypisując elaboraty o psich ku-pach nie zastanawiają się nawet nad skutkami lansowanej przez siebie akcji. Ponieważ sami ni-gdy nie mieli w domu zwierzęcia, nie rozumieją mechanizmu psich spacerów. Proszę mi wie-rzyć, ale zbieranie odchodów na-szego przyjaciela nie jest wcale łatwą rzeczą dla człowieka, który w jednej ręce trzyma smycz z szarpiącym się czworonogiem (właśnie ujrzał kota za płotem

i chciałby go obszczekać), w dru-giej szufelkę, a w trzeciej (?) po-jemnik na kupę. Trzeba przy tym pamiętać, że najczęściej jest to człowiek starszy, a więc mniej sprawny, bo tak się składa, że większość właścicieli psów to lu-dzie wiekowi, którzy poza zwie-rzęciem nie mają nikogo bliskie-go na świecie.

Dziennikarze, mający obsesję na tle psich kup, piszą przy tym nieprawdę, bo jakoś trudno w to uwierzyć, że w Gdańsku jest sto tysięcy psów (ostatnio czytałem

nawet o 200 tysiącach). W każdej rodzinie pies? To absurd! W moim domu są 54 mieszkania, psów bodaj pięć. Lament nad pobru-dzonymi butami to też bzdura. Dobrze wychowany pies nigdy nie robi kupy na chodnik. Nie wiem jaki instynkt dyktuje mu, aby wejść w tym celu na trawnik, albo w krzaki. Ale to fakt. Więc buty można sobie pobrudzić je-dynie skracając sobie drogę przez trawnik. Podobnie ma się rzecz z dziećmi rzekomo umaza-nymi psim kałem podczas zaba-

wy w piaskownicach. Nigdy nie widziałem psa na placu zabaw. Trzeba mieć trochę zaufania do właścicieli czworonogów. Nikt odpowiedzialny nie wprowadzi zwierzęcia w miejsce, gdzie ba-wią się dzieci. Jeśli place zabaw są zagrożone, to raczej przez pi-janych ludzi, którzy tam sikają, plują, rzucają pety.

Kupa na trawniku na pewno nie dodaje mu urody, ale ma to do siebie, że szybko się rozkłada, wsiąka w ziemię. A przecież zwierzęcy kał, to znakomity na-wóz, od wieków używany przez rolników w celu użyźniania pól – o tym, że psie kupy to problem estetyczny, a nie epidemiologicz-ny przekonywująco pisze w „Ga-zecie Wyborczej” z 6 marca br. lekarz weterynarii Marcin Krze-miński.

Warto jeszcze wspomnieć, że akcja donosicielstwa na ludzi nie sprzątających po swoich psach może przynieść katastrofalne re-zultaty. Zaszczuci właściciele czworonogów, zaczną się ich po-zbywać. Zwiększy się liczba bez-pańskich psów, które rzeczywi-ście mogą stanowić zagrożenie. Schroniska dla zwierząt już teraz

są przepełnione i borykają się z brakiem funduszy, po co więc dostarczać im nowych lokato-rów…

A przecież na każdym osiedlu są dozorcy odpowiedzialni za czystość ulic. Są też odpowiednie służby miejskie wyposażone w łopaty, kubły, grabie i inne tego rodzaju narzędzia, którymi można usunąć nieczystości, nie brudząc sobie rąk.

W większości miast właścicie-le psów płacą za nie podatek. Tam gdzie nie płacą, podatek należało-by wprowadzić. Byle nie za wyso-ki, bo wtedy nastąpi to, o czym pisałem wyżej: ludzie będą psy oddawali do azylu. Część kwot, jakie miasta uzyskują z tego po-datku można przeznaczyć na podwyżki pensji dozorców. I wte-dy problem kup zniknie w ciągu jednego dnia, bez histerycznych wrzasków, wzajemnego napada-nia na siebie i wydawania pienię-dzy na idiotyczne plakaty, jak to ma miejsce w jednym z sąsiadują-cych z Gdańskiem miast… No chyba, że tak naprawdę nie chodzi o psie kupy, tylko o coś zupełnie innego.

O co? Sam chciałbym wiedzieć.fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Page 11: riviera 02 2010.indd

Nr 1I (46) 15 luty – 20 marca 2010 Trójmiasto czyta… 11

Krzysztof M. Załuski

Zza ściany, z damskiej toale-ty dochodził szum wody. Tymoteusz słyszał także

śpiew: cichy, ale wyraźny. Tamta kobieta nuciła melodię, którą już kiedyś słyszał. Myjąc ręce, pró-bował wyobrazić sobie jej twarz, jak przemywa ją tonikiem i kła-dzie na policzki róż, i jak potem cieniuje powieki, poprawia kred-ką kontur ust i jak na zakończe-nie przegląda się w lustrze – naj-pierw z przodu, a potem profi lu. Zastanawiał się jakie ma włosy, oczy i ile może mieć lat. Zanim podstawił dłonie pod elektrycz-ną suszarkę do rąk, usłyszał jesz-cze jak kobieta kaszle, i jak klnie koślawą niemczyzną.

„To jakaś ruska dziwka”, po-myślał, a potem pchnął drzwi toalety.

Do baru wrócił wąskimi schodami. Przeszklona sala była pusta. Na zewnątrz, przy nie-czynnych o tej porze kasach leże-li bezdomni. Tymoteusz spojrzał na zegarek. Do nadejścia interci-ty ze Stuttgartu miał jeszcze dwadzieścia minut. Dziewczyna z radio-taxi przekazała mu, że klientka dzwoniła z pociągu i prosiła, żeby wyjść po nią na peron. Potem miał jechać za miasto do jakiejś wsi w Wysokim Schwarzwaldzie, dokładny adres klientka miała mu podać osobi-

ście. Tymoteusz cieszył się, bo przy takich kursach pasażerowie dają wysokie napiwki, a on – zwłaszcza teraz, po urodzeniu Felixa – potrzebował pieniędzy.

Spojrzał jeszcze raz na zega-rek, a potem usiadł przy stole. Próbował pić herbatę, ale była zimna i obrzydliwie gorzka. Stara barmanka włączyła telewizor i bezmyślnie przerzucała kanały. Zatrzymała się na amerykańskim programie informacyjnym. Kiedy na ekranie pojawili się francuscy chłopi, protestujący przeciwko ubojowi szalonych krów, na salę weszła tamta dziewczyna.

*

Ciągnęła za sobą walizkę na kółkach. Ciężko oddychała i roz-glądała się z jakimś dziwnym niepokojem po sali. Nie była brzydka, ale w jej twarzy było coś odpychającego, coś co sprawiało, że Tymoteusz nie potrafi łby po-czuć do niej sympatii. Dopiero kiedy go minęła, i podeszła do automatu telefonicznego, zauwa-żył, że jest w ciąży. Wtedy zrobiło mu się głupio.

– To ja, Hania – powiedziała tak cicho, że Tymoteusz nie był pewien, czy mu się nie przesły-szało, że dziewczyna mówi po polsku.

Nie znał jej i nigdy jej nie wi-dział. Zapalił papierosa i patrzył na bezdomnych, którzy właśnie się obudzili i pili teraz z pękatej butel-ki lambrusco. Zaczął padać śnieg.

– Jestem w Singen, na dworcu kolejowym. No, uciekłam od nie-go, zlał mnie wczoraj. Tak, chlał całą noc, a potem mnie, ciul zła-many, pobił. Nie, nie mocno, zdążyłam mu zwiać do kibla, a jak wyszłam to już spał. Ale dzisiaj znowu gdzieś polazł z kumplami, a ja mam już bóle. Nie wiem co robić… O Boże, to się zaraz zacznie.

Dziewczyna odłożyła słu-chawkę i podeszła do baru. Pró-bowała coś mówić, ale zaraz zła-pała się za brzuch i Tymoteusz zrozumiał tylko, że dziewczyna rodzi.

Nie miał już nawet czasu, żeby zadzwonić do centrali ra-dio-taxi. Pomyślał, że zrobi to po wszystkim… Czuł dygotanie ły-dek, i wiedział, że to strach, ten sam strach, który odczuwał za-wsze, kiedy działo się coś, nad czym nie do końca potrafi ł zapa-nować. Spróbował wziąć się w garść. Zmusił się nawet do tego, aby powiedzieć dziewczy-nie coś czułego po polsku.

– To pan wszystko rozumiał? – zapytała, kiedy skurcze na mo-ment zelżały. – Błagam, pomóż mi, ja nie znam niemieckiego… Proszę!

– Już dobrze, dobrze, proszę się uspokoić. To tylko kilka mi-nut.

Tymoteusz przejechał na czerwonym świetle przez skrzy-żowanie. W lusterku widział, jak dziewczyna kładzie się na tyl-nym siedzeniu i, jak próbuje

zdjąć elastyczne spodnie. A po-tem słyszał już tylko jej skowyt i przypomniało mu się jak pół roku wcześniej skowytała jego własna żona. W tej samej chwili radar zrobił mu zdjęcie… Tymo-teusz spojrzał odruchowo na licznik – wskaźnik szybkościo-mierza dotknął cyfry 100. Dwie minuty później zatrzymał się przed głównym wejściem do szpitala.

*

Wiózł ją na wózku wąskimi korytarzami i co chwilę pochylał się nad nią, a ona łapała go za szy-ję i krzyczała, że już dłużej nie wytrzyma. Wreszcie wjechał na salę porodową i chciał wyjść, ale pielęgniarka przytrzymała go prawie siłą.

– Może pan zostać – mówiła, ale to brzmiało jak rozkaz.

No więc został i patrzył jak dziewczyna wije się z bólu. I tłu-maczył jej to, co mówiła położna i lekarka: że ma postarać się wy-równać oddech i przeć tylko wte-dy, kiedy dadzą jej znak. Dziew-czyna podniosła się na moment i Tymoteusz zobaczył, że dziew-czyna się wypróżniła. Wtedy zro-biło mu się niedobrze.

*

Nawet nie wiedział ile czasu siedział na korytarzu. Wsłuchi-wał się w krzyki kobiet i płacz dzieci, patrzył na jakieś infantyl-

ne rysunki poprzyklejane do ścian i szyb, potem zasnął i śniła mu się żona.

– Gratuluję, ma pan syna – powiedziała lekarka i wyciągnęła do niego dłoń.

Uścisnął ją i dopiero wtedy oprzytomniał:

– Więc już po wszystkim? Cieszę się, ale… Ale to nie moje dziecko.

– Nie rozumiem, przecież… Lekarka podsunęła mu jakiś

dokument, w którym w rubryce „imię i nazwisko ojca” zobaczył swoje imię i nazwisko.

– To nie możliwe – powie-dział i przeczytał cały dokument jeszcze raz. – Dlaczego mnie tu-taj wpisaliście? Przecież ja nie znam tej kobiety. Ja ją tylko przy-wiozłem.

– Bardzo mi przykro, ale ta pani podała pana jako ojca dziecka. Zresztą skąd znałaby pańskie nazwisko, gdyby…

– Nie wiem skąd – przerwał jej. – Może przeczytała wizytówkę, je-stem taksówkarzem. Każdy wsia-dając do mojego samochodu widzi jak się nazywam, nie wiem…

*

Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Patrzył na tego faceta, który przedstawił mu się jako ad-wokat, słyszał go, ale nie rozu-miał ani słowa. Miał wrażenie, że trafi ł do kina, w którym operator odtwarza fi lm z pomylonym dubbingiem.

– Jak to nie mamy szans wy-grać? – zapytał Tymoteusz. – Przecież mnie z tą dziwką nic nie łączy, nie rozumie pan tego.

– Rozumiem, ale nie wiem czy sąd będzie w to skłonny uwierzyć. Obdukcja potwierdzi-ła, że dziewczyna była przez pana pobita… Przepraszam, ale ona tak twierdzi… Zgadzają się też grupy krwi. A pańska żona odchodząc od pana, też w pew-nym sensie potwierdza, że mógł istnieć jakiś związek pomiędzy panem i tą dziewczyną. Proszę wybaczyć, ale gdyby żona miała do pana stuprocentowe zaufa-nie, to na pewno nie odeszłaby z powodu pomówienia… A na wykonanie badań genetycznych, nie mamy co liczyć, bo najwy-raźniej dziewczyna się na to nie zgodzi.

– No więc co mam robić? – Nie wiem. Nie mam poję-

cia. W najgorszym razie trzeba będzie dziewczynie płacić ali-menty.

*

Zobaczył ją po drugiej stronie ulicy; wysiadł z samochodu i pró-bował zatrzymać. Charlene wy-rwała mu się i zanim uciekła, usłyszał jeszcze jak krzyczy:

– Jak ty śmiesz jeszcze do mnie podchodzić…

A potem odwróciła się i Ty-moteusz zrozumiał, że już nigdy jej nie zobaczy. Ani jej, ani Felixa.

Opowiadanie dla dorosłych

Ojciec z przypadku

Bajki z Wyspy Umpli Tumpli

Rycząca jaszczurkaStanisław Załuski & Mirosław Stecewicz

W ogrodzie zoologicznym w mieście Turmo mieszkał Ty-grys. Potężny, z zębiskami jak dwa rzędy sztyletów i groźnymi wąsi-kami. Pewnego dnia tygrys posta-nowił zażyć trochę swobody.

– Nie chcę wiecznie siedzieć w klatce – powiedział do swego opiekuna, dozorcy Zoo, Pana Flu-pa. – Chciałbym pobiegać po lesie Siekierowo-Piłowym, wleźć na górę Ptasie Ucho, wykąpać się w Zatoce Wulkanicznej. Wypuść mnie na wolność. Obiecuję, że nie zjem żadnego mieszkańca wyspy Umpli Tumpli, a gdy sprzykrzy mi się włóczęga, wrócę do Zoo.

– Nie mogę cię wypuścić – od-parł Pan Flup. – Wiem, że nikomu nie zrobiłbyś krzywdy, ale sam twój widok jest przerażający. Lu-dzie mdleliby ze strachu, gdybyś pokazał się na ulicy. Szkoda, że

nie jesteś jaszczurką. Wtedy – droga wolna.

– W takim razie spróbuję być jaszczurką – oznajmił Tygrys. Na-tężył wszystkie siły i zmniejszył się do rozmiarów małej, pręgowa-nej jaszczurki.

– Do widzenia – powiedział do Pana Flupa. Kiwnął na poże-gnanie ogonem, prześliznął się pomiędzy kratami klatki i popę-dził prosto przed siebie.

Przez trzy dni i trzy noce Ty-grys zamieniony w jaszczurkę wę-drował po wyspie. Wreszcie zmę-czył się, zgłodniał i najchętniej byłby wrócił do Zoo. Nie wiedział jednak, jak stać się z powrotem Tygrysem. Wstyd mu było poka-zać się kuzynce Panterze i całej rodzinie Lwów w postaci jasz-czurki. Zmartwiony krążył wokół miasta Turmo i wreszcie spotkał Pana Dymka. Burmistrz, zarazem plantator dyń, przyglądał się swo-im dyniom, które powoli nabiera-ły żółtego koloru. Oznaczało to, że wkrótce będzie można przystąpić do ich zbioru.

Tygrys stanął i patrzył. Pan Dymek go zauważył.

– A sio! – zawołał. – Ty pręgo-wana jaszczurko! Pewnie przy-szłaś tu popróbować moich dyń.

– Wprost przeciwnie – odparł Tygrys zamieniony w jaszczurkę. – Jeżeli pan zechce, to mogę po-pilnować plantacji przed złodzie-jami.

Na słowo „muchy” Tygrysowi ślinka napłynęła do pyszczka. Kiedyś chrupał potężne kawały mięsa, które Pan Flup przynosił mu na obiad, ale teraz był maleń-ki i garść much w zupełności za-spokoiłaby jego apetyt.

– Jestem nieduży – odpowie-dział Panu Dymkowi. – Ale głos mam potężny.

niespokojnie, jakby się bał, że za jego plecami stoi prawdziwy król zwierząt.

– Masz rację – przyznał. – Głos masz taki jakiś nie jaszczur-czy. Więc może się nadasz. Za-trudniam cię za wynagrodzeniem pięćdziesięciu much dziennie.

Od tej pory pręgowana jasz-czurka dzielnie pilnowała dyń Pana Dymka. Znajomi Burmi-strza przechodząc w pobliżu oglą-dali ją i śmiali się.

– Co za pomysł, żeby takie mi-kre stworzonko, w dodatki w śmieszne paski, pilnowało dyń – mówili. – Jeżeli Pan Dymek boi się złodziei, to nie powinien żało-wać pieniędzy, tylko kupić ostre-go psa. Albo wynająć stróża z tę-gim kijem.

Pan Dymek uśmiechał się słysząc te uwagi, a mała jaszczur-ka, karmiona muchami, zaczęła się powiększać z dnia na dzień. Wyrosły jej wąsy i sierść, a z py-ska wyzierały coraz większe kły. Wkrótce znowu była potężnym Tygrysem. Wywołało to spore za-

mieszanie w mieście Turmo. Lu-dzie jedni drugim przekazywali wiadomość, że na plantacji Pana Dymka jaszczurka przemieniła się w Tygrysa. Bardziej bojaźliwi bali się odtąd wychodzić z do-mów. Na szczęście wieść o Tygry-sie dotarła do Zoo. Wkrótce na polu z dyniami zjawił się Pan Flup i odprowadził uciekiniera do jego klatki. A Pan Dymek, gdy przyszli odwiedzić go znajomi, rzekł

– No i jak, panowie? Radzili-ście mi zamiast Jaszczurki wyna-jąć za duże pieniądze stróża. I co teraz powiecie? Myślę, że ten z was, który czuje się za mały i za wątły, gotów byłby dziś sporo za-płacić, bym tylko pozwolił mu popilnować mojej plantacji. Bo sami widzieliście, że na tej posa-dzie się rośnie i można nawet przybrać groźną postać. Kto chciałby spróbować pierwszy, niech mi od razu położy na stół pięć srebrnych pieniążków.

– Ty stróżem? – roześmiał się Pan Dymek. – Jaki złodziej prze-straszyłby się jaszczureczki ży-wiącej się muchami?

Otworzył mały pyszczek i ryk-nął swoim dawnym, tygrysim głosem. Słysząc go Pan Dymek podskoczył do góry i rozejrzał się

Page 12: riviera 02 2010.indd

12 Sztuka www.riviera24.pl

Gdańsk. Wystawa fotografi i Olimpii Goździewicz – „Piękna ONA” w Rivierze Literackiej

Szkiełkiem w oko

Izabela „Cardre” Nowak

Przygoda ze sztuką jest jak sprint, albo jak maraton. Na linii startu może stanąć

każdy, kto choć w minimalnym stopniu czuje, że boski palec wy-celowany jest właśnie w niego. Ci, którym to wystarcza, zaczynają i kończą w blokach startowych. Ambitniejsi na dźwięk wystrzału ruszają z miejsca, biegną i two-rzą… Część z nich szybko traci oddech i zmienia dyscyplinę na

mniej dynamiczną, innych wiatry natchnienia spychają na wertepy komercji i kiczu. Na szczęście nie dotyczy to Olimpii Goździewicz, której fotografi e z cyklu „Piękna ONA” zobaczyć można na ul. Ma-riackiej w Gdańsku, w Klubie Pi-sarza – Riviera Literacka.

Wernisaż wystawy „Piękna ONA”, odbył się 8 marca, w Dniu Kobiet. Nic dziwnego, bo właśnie kobieta jest jej motywem prze-wodnim. Goździewicz prezentu-je ponad dwadzieścia fotosów, zarówno czarno-białych, jak i ko-lorowych, wyselekcjonowanych z różnych sesji zdjęciowych. Bo-haterkami młodej fotografi czki są m.in. kobieta ciężarna, z czu-łością obejmująca swój brzuch, zwiewny Feniks, spętana paska-mi rudowłosa piękność, i śląca pocałunki zalotna Madam. Deli-katność, drapieżność, niezależ-ność, siła, kokieteria i tajemni-czość, to tylko niektóre atrybuty kobiecej natury, bezbłędnie utrwalone przez Olimpię Goź-dziewicz.

Page 13: riviera 02 2010.indd

Nr 1I (46) 15 luty – 20 marca 2010 Sztuka 13

„Piękna ONA” to wielowymia-rowy zapis emocji i temperamen-tów ujętych w konwencji aktów, portretów i zdjęć plenerowych. Na uwagę zasługuje fakt, iż za obiektywem aparatu nie stoi, za-wodowy fotograf, lecz studentka ostatniego roku biologii Uniwer-sytetu Gdańskiego… Goździe-

wicz rozpoczęła swoją przygodę z fotografi ą dwa lata temu, zainspi-rowana pracami stylistki Elżbiety Skoczeń, która wprowadziła ją w barwny świat wizażu. W grudniu 2007 roku Olimpia zajęła pierwsze miejsce w pomorskim konkursie makijażu fantazyjnego „Wróżki i elfy”, natomiast we wrześniu zeszłe-

go roku jedna z jej prac otrzymała wyróżnienie na międzynarodowym konkursie „Baby doll Look”..

Wystawa „Piękna ONA”, można oglą-dać do końca marca w Klubie Pisarza – Riviera Literacka, Gdańsk, ul. Mariacka 50/52, więcej fotosów na stronie Olimpii Goździewicz: www.paradiz.art.pl

Page 14: riviera 02 2010.indd

14 Literatura www.riviera24.pl

Recenzja. „Zdrada Kopernika”

– gdański kryminał Artura Górskiego

Prawnuczka Kopernika w opałachAndrzej Stanisławski

Podobno powieści sensacyj-nych nie powinno się re-cenzować, ponieważ i tak

sprzedają się same. „Zdrada Ko-pernika” Artura Górskiego zafra-powała mnie jednak miejscem, w którym toczy się akcja jego książki (przynajmniej część ak-cji). Jest to moja ukochana ulica Mariacka w Gdańsku, konkret-nie pierwszy dom od strony Ba-zyliki Mariackiej, czyli hotel o nazwie Kamienica Gotyk. W domu tym, o czym przypo-mniał niedawno znakomity znawca Gdańska – profesor An-drzej Januszajtis, mieszkała

Anna Schilling, ofi cjalnie gospo-dyni, a nieofi cjalnie domniema-na kochanka Mikołaja Koperni-ka z okresu jego pobytu we Fromborku.

„Zdrada Kopernika” nawią-zuje do głośnej, choć z pewno-ścią kontrowersyjnej książki Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci”, któremu z kolei patrono-wał sam wielki Umberto Eco ze swoim arcydziełem „Imię róży”. Chrystusa zastępuje tu nasz wiel-ki astronom Kopernik, Marię Magdalenę – Anna Schilling. Wydawca Łukasz Dybowski, to Robert Langdnon z „Kodu Le-onarda”, dziennikarka Anna Schiegl to Sophie Neveu i nawet profesor Heinz Schultz w jakiś sposób przypomina zamordowa-nego na pierwszych stronach

książki Browna kustosza Luwru Hacquesa Sauniere.

Nie znaczy to, aby powieść Górskiego miała być plagiatem, czy chociażby pastiszem „Kodu”. Wszystko tu jest jakby w po-mniejszeniu. Nawet objętość obu dzieł. Książka Browna to blisko 600 stron drobnego druku, „Zdrada Kopernika” nie ma na-wet 300, a znaków na stronie też dwa razy mniej. Bohaterowie „Kodu” muszę zmierzyć się z de-moniczną, wszechpotężną orga-nizację Opus Dei, przeciwnikami Dybowskiego i Anny jest jakaś bliżej niesprecyzowana włoska mafi a reprezentowana przez nie-bezpiecznego, ale nie tak znów bardzo groźnego Stefano Parez-zio. I wreszcie tam Paryż, Rzym, Zurych, tutaj swojska Warszawa, Toruń, oraz Gdańsk. I właśnie Gdańsk jest najważniejszy, tu

mieszka główny bo-hater powieści, tu zo-staje wydana książka „Narratio prima”, wo-kół której zawiązuje się intryga opowie-dziana przez Górskie-go, tu rozgrywa się fi -nałowa scena „Zdrady Kopernika”.

Górski nie jest mieszkańcem Gdańska, mimo to znakomicie orientuje się w szczegó-łach, które umykają na-wet rodowitym obywa-telom grodu nad Motła-wą. O Gdańsku pisze ciepło, widać, iż jest pod urokiem jego zabytków i atmosfery. Chwała mu za to, bo każdy tego ro-dzaju opis, zamieszczony w poczytnej książce sta-nowi pewnego rodzaju promocję miasta. A jak się zdaje Artur Górski nie za-mierza zaprzestać pisać o Gdańsku. Jego kolejna powieść, której bohaterami znów są Łukasz Dybowski i „czarny charakter” – Stefa-no Parezzo, nosi tytuł „Ze-msta Fahrenheita”, urodzo-nego jak wiadomo w cieniu Bazyliki Mariackiej.

Artur Górski – „Zdrada Koperni-ka”, Instytut Wydawniczy Erika, Warszawa 2010, s. 265, cena 29,90 zł.

XV Konkurs „O Złote Pióro Sopotu”

Poeci na startSopocki Klub Pisarzy i Przyjaciół Książki im. Jerzego Tomaszkiewicza „Brodwino”, oraz Miejska Biblioteka Publiczna im. Józefa Wybickiego w Sopocie ogłaszają XV konkurs poetycki „O Złote Pióro Sopotu”.

Konkurs ma charakter otwarty, uczestniczyć w nim mogą zarówno po-

eci należący do SPP i ZLP, jak i nie-zrzeszeni. Warunkiem uczestnic-twa w konkursie jest nadesłanie zestawu trzech niepublikowa-nych i nienagrodzonych wierszy. Prace opatrzone godłem należy przesyłać w pięciu egzemplarzach na adres: Sopocki Klub Pisarzy i Przyjaciół Książki im. Jerzego Tomaszkiewicza „Brodwino” 81-881 Sopot, ul. Cieszyńskiego 22. Do wierszy należy dołączyć za-klejoną i opatrzoną godłem ko-pertę. Muszą się w niej znaleźć dane autora: imię, nazwisko, ad-res, numer telefonu, a także

wiek, wykształcenie i dotychcza-sowy dorobek twórczy. Nieprze-kraczalny czas nadsyłania prac, to 30 kwiecień 2010 roku.

Prace oceniać będzie jury, po-wołane przez organizatorów konkursu. Autorzy najlepszych tekstów zostaną uhonorowani nagrodami pieniężnymi i rzeczo-wymi. Pierwsza nagroda to pa-miątkowe pióro ufundowane przez Prezydenta Miasta Sopotu,

Białoruscy artyści Aleksandr Silwanowicz,

Walentyna Szoba, Jurij Jakawienka w Sopocie

„Koła” w Państwowej Galerii Sztuki „K

oła” to wystawa prac znanych grodzień-skich twórców: Walen-

tyny Szoby, Jurija Jakawienki, Aleksandra Silwanowicza. Do eks-pozycji wybrano obrazy i grafi ki, w większości z lat 2008 i 2009 r.

Artyści pochodzą z różnych zakątków Białorusi, ale wszyscy ukończyli Białoruską Akademię Sztuki w Mińsku pod koniec lat 80. i na początku 90. ubiegłego stulecia, po czym przyjechali two-rzyć do Grodna. Ich działalność skupiła się w pracowniach, które znajdują się w osobliwych zabu-dowaniach – wieżach ciśnień, wzniesionych na przełomie XIX i XX wieku. Stanowiąc swego ro-dzaju dominantę grodzieńskiego krajobrazu, wieże te w pewien sposób wyrażają dominację tego koła artystów w całej białoruskiej sztuce. Twórcy „Koła” pracują w różnych dyscyplinach i techni-kach. Szoba tworzy arkusze gra-fi czne w wynalezionej przez sie-bie technice autorskiej, Jakawien-ka – sztychy powstające przez połączenie różnych technik mie-dziorytu, a Silwanowicz – obrazy w różnych technikach malarstwa olejnego. Artyści w swoich pra-cach nie odzwierciedlają rzeczy-wistości realnej, lecz tworzą nowy, własny, niepowtarzalny świat. Łączą ich ambitne pomysły i bezkompromisowość w stosun-ku do sztuki. Prezentują dzieła na poziomie światowym, o czym świadczy ich uczestnictwo w licz-nych wystawach międzynarodo-wych, plenerach i festiwalach sztuki. „Grodzieńskie Koło roz-przestrzenia swój wpływ daleko poza granice Białorusi” – pisze w wstępie do katalogu wystawy Swietłana Janczałowska.

oraz nagroda pieniężna. Nagro-dzone i wyróżnione utwory zo-staną opublikowane w kolejnym wydaniu antologii literackiej „Miejsce Obecności”.

Ogłoszenie wyników konkur-su i wręczenie nagród nastąpi 7 czerwca 2010 roku o godzinie 18.00 w Filii nr. 7 Miejskiej Bi-blioteki Publicznej w Sopocie przy ulicy Cieszyńskiego 22. (bs)

Idea wystawy: Irina Silwanowicz, Zbigniew Buski, Kurator: Marek GałązkaWystawa czynna od 10 marca do 5 kwietnia 2010, od wtorku do niedzieli w godz. 11.00 – 18.00.

Jurih Jakawienka

Page 15: riviera 02 2010.indd

Nr 1I (46) 15 luty – 20 marca 2010 LiteraturaWypędzeni do raju

Introdukcja … W roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym dziewiątym, w maju, wysiadłem na lotnisku w Stuttgarcie z samolotu, który wystartował z Londynu. Miałem przy sobie osiemdziesiąt funtów; miałem dwadzieścia sześć lat; byłem autorem niewydanego tomu opowiadań. […] Wysiadając z samolotu, myślałem, że najpóźniej za rok będę z powrotem w Gdańsku. Dzisiaj wiem, że nie wrócę do Polski już nigdy; pisząc to, jednak wiem także, że chciałbym się omylić…

Krzysztof Maria Załuski

Singen leży na końcu mapy, na samym dole Niemiec – dalej nie ma już nic, jeśli nie

liczyć willowej wsi Rielasingen i Szwajcarii. Miejscowi polskoję-zyczni żartownisie twierdzą, że z tego właśnie powodu samocho-dy tutaj rejestrowane otrzymują tablice z literami KN, co ponoć stanowi skrót od słów: Koniec Niemiec. Trudno powiedzieć ile w tym prawdy – faktem jest jed-nak, że czas i przestrzeń pomię-dzy źródłami Dunaju a Górnym Renem uległy swoistej deforma-cji: język tutejszych Niemców jest

luzowali, a przybysze – to zna-czy Turcy, Włosi, Arabowie, Al-bańczycy, Hiszpanie, Portugal-czycy i przesiedleńcy z Kazach-stanu, Ukrainy, Siedmiogrodu, Sudetów, Górnego i Dolnego Śląska, Pomorza i Mazur – nie przejawiają poważniejszych cią-

wie budowali magistralę kolejową do Auschwitz.

W obozie na Berliner Platz, gdzie w jednym z kilkupiętro-wych bloków zainstalowany był mój nowy „niemiecki dach nad głową”, po raz pierwszy zobaczy-łem kobiety płuczące ryby, ziem-

lepek z literką „D”; w oknach rozwie-szali szaliki FC Bayern i czarno-czer-wono-złote proporce faszyzującej partyjki Deutsche Volksunion.

Później wielokrotnie zastana-wiałem się, czy takich ludzi nale-ży potępiać? A może raczej trze-ba im współczuć? W końcu prze-siedleńcy, zwani Aussiedlerami, to ostatni już chyba relikt legisla-cyjny w niemieckim krajobrazie narodowościowym – „wypędze-ni” to sztucznie skonstruowana w okresie „zimnej wojny” kate-goria niemieckich obywateli, kil-

Krzysztof Maria Załuski

Urodzony w Gdańsku w 1963 r. Prozaik, publicysta, wydawca; absolwent po-litologii Uniwersytetu Gdańskiego; od 1987 do 2004 roku przebywał zagranicą, najpierw w Anglii, potem w Niemczech. Debiutował w Polskim Radio w 1980 roku. Wydał dwie książki: zbiór opowiadań „Tryptyk bodeński” (niemiecka edycja „Bodensee Triptychon”, Dr. Tibor Schäfer Verlag, Herne 2000, przekład Henryk Bereska i Agnieszka Grzybkowska) oraz powieść „Szpital Polonia”. Na motywach „Aussi” – jednego z opowiadań „Tryptyku bodeńskiego”, Telewizja Polska zreali-zowała fi lm dokumentalny (seria „Współczesna proza polska”). W latach 1992–98 redaguje i wydaje kwartalnik literacko-artystyczny „b1”, współpracuje także z szeregiem pism w Niemczech i Polsce. Publikował w rozgłośniach radiowych i prasie w Polsce, Niemczech, Holandii, Szwajcarii i Kanadzie – m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Życiu”, „Twórczości”, „Przeglądzie politycznym”, „Czasie kultury”. Jego teksty zamieszczane były także w antologiach „Zwischen den Linien” i „Lek-cja pisania”. Jest również współredaktorem i uczestnikiem dwóch antologii współczesnej polskiej literatury („Napisane w Niemczech – antologia / Ge-schrieben in Deutschland – Anthologie” oraz „Neue Geschichten aus der Pollakey – Anthologie zeitgenössischer polnischer Prosa”), które ukazały się latem 2000 r. w Niemczech. Załuski był także jednym z 50 pisarzy polskich zaproszonych w roku 2000 na Międzynarodowe Targi Książki we Frankfurcie n. Menem. Obec-nie przygotowuje trzy książki: powieść „Ségolène”, zbiór opowiadań „Abecadło zła”, oraz powieść „Wypędzeni do raju”, która ukaże się w najbliższych miesiącach w języku niemieckim nakładem wydawnictwa Zarys. Z niej właśnie pochodzi publikowany fragment.

siedlerzy domyślają się rzeczywi-stego powodu przesiedleń. Wie-rzą bowiem, że gospodin Kohl ściągnął ich tutaj jako echte Doj-czów, którym działa się krzywda poza granicami Vaterlandu – tego, że Niemcy się starzeją, a ich liczba stale spada, jakoś nie chcą zauważyć. Niektórym wydaje się ponadto, że jeśli bardzo tego będą pragnąć, to sąsiedzi i kole-dzy z pracy uznają ich za swoich.

I na pewno jest w tym trochę racji, wszak wiara czyni cuda, a miłość, nawet do ojczyzny, od-biera rozum. A z emigrantami jest dokładnie tak, jak z facetami po czterdziestce, którzy z wiosną od-krywają na nowo świat, zakochują się w pierwszej lepszej małolacie i nagle wszystko, co kojarzy im się ze starą żoną, staje się obce i odra-żające. Dlatego właśnie patrio-tyzm, symbole narodowe, hymn, język, tradycja, historia, to rzeczy dobre dla dupków i mięczaków; prawdziwy Europejczyk, jeśli chce być naprawdę up to date musi patrzeć do przodu, bez względu na to, czy pada deszcz, czy ktoś pluje mu w oczy…

I w tym właśnie tkwi sedno fi lozofi i renegatów.

Wkrótce po przyjeździe do Singen poznałem pewną prze-sympatyczną kobiecinę z Kwidzy-na, która była wręcz wzorcową wyznawczynią tej doktryny. W kręgach aussiedlerskich kobie-

„Aby trafi ć z Gdańska nad Jezioro Bodeńskie, musiałem spaść z piątego piętra mojego wieżowca na samo dno emi-

gracyjnego piekła” – wyznaje popularny pisarz i eseista, dokonując na półmetku życia bolesnego rozrachunku z przeszło-

ścią. Opuszczając Polskę w 1987 roku, nie przypuszczał nawet, że droga do zrozumienia, czym jest miłość, przyjaźń i po-

spolite ludzkie szczęście, wiedzie przez liczne upokorzenia i koszmar bezdomności. Daleka od martyrologicznego tonu

książka Załuskiego jest z pewnością rodzajem autoterapii, zapisem zmagań młodego inteligenta z doświadczeniem emi-

gracyjnym, ukształtowanym przez tradycję sięgającą epoki romantyzmu. Autor, choć demitologizuje legendę o ucieczce

na Zachód w poszukiwaniu lepszego bytu bądź wolności słowa, składa jednocześnie hołd tym wszystkim, którzy dzielili

z nim trudy wędrówki przez życie i wspólną pryczę w obozie dla uchodźców.”

Wydawnictwo Słowo Obraz Terytoria

ta ta znana było jako Milka – z uwagi na tuszę i niepohamowa-ny pociąg do szwajcarskiej czeko-lady. Milka w takim samym stop-niu była osobą komiczną, jak i tragiczną. W obawie przed zde-maskowaniem, iż nie zna języka przodków, po powrocie do ojczy-zny przez parę miesięcy udawała głuchoniemą. Poradziły jej to współlokatorki z pokoju kobiet – ślązaczki, którym dzięki tej wła-śnie umiejętności dramatycznej udało się przeżyć polsko-ruską okupację. Któregoś dnia pani Mil-ka wybrała się z moją byłą żoną do kwiaciarni. Johanna, widząc co się święci, przezornie została na ulicy. Milka wtoczyła się do środka i poprosiła na migi o tuli-pany – na południu Niemiec jest taki zwyczaj, że dzieciom w okresie Wielkiejnocy ekspedientki w skle-pach wręczają czekoladowe jajecz-ka, no i kwiaciarce zrobiło się żal babiny-kaleki, i dała jej takie ja-jeczko: śliczne, błyszczące, w ko-lorowym sreberku.

Milka uśmiechnęła się i ze wzruszenia huknęła:

– Danke schön! Johanna opisała mi to zdarzenie

w jednym z ostatnich listów, jakie dostałem od niej przed wyjazdem z Londynu. Pamiętam, że następne-go dnia zadzwonił do mnie urzęd-nik niemieckiej ambasady z wiado-mością, że dostałem wreszcie wizę wjazdową do Rajchu, i że po jej wstemplowaniu do paszportu będę mógł polecieć do raju.

Startując kilka dni później z londyńskiego lotniska Heath-row, zastanawiałem się, czym jeszcze zadziwią mnie mieszkań-cy nadreńskiej krainy.ciąg dalszy w następnym numerze

15

jakby śpiewniejszy, charaktery ła-godniejsze, a i twarze bardziej eg-zotyczne, niż te z okolic Berlina, Dortmundu czy Hamburga.

Singen znane jest światu z pię-ciu rzeczy: z komunikatów radio-wych o korkach na autostradzie A-81, z położenia na szlaku prze-mytu narkotyków do pobliskiego Zurychu, z festiwalu jazzowego na wulkanie Hohentwiel, z fresku „Wojna i Pokój” autorstwa Ottona Dixa i przede wszystkim z fabryki kostek bulionowych „Maggi”. Trzydzieści trzy kilometry na wschód leży założone przez Rzy-mian miasto o nazwie Konstancja – to tutaj, w czerwcu 1999 roku, urodziła się moja córeczka, Natasza Konstancja; tutaj także, nad brze-giem jeziora zwanego przez Anglo-amerykanów Lake of Constance, ostatnią wojnę przesiedział w obo-

gotek do reformowania czego-kolwiek.

Kiedy nad ranem pierwszego maja 1989 roku, niemieccy pogra-nicznicy wyciągali mnie za kołnierz (rycząc przy tym: sznela, sznela – zupełnie tak samo jak w moim ulu-bionym fi lmie „Czterej pancerni i pies”) z przedziału ekspresu cisal-pino, jadącego ze Stuttgartu do Me-diolanu, domyśliłem się, że miej-scowość Singen jest przystankiem granicznym – i to zarówno w sensie dosłownym, jak i metaforycznym.

No bo, wyobraźcie sobie, Dro-dzy Czytelnicy, dwudziestoparo-letniego faceta, startującego z lon-dyńskiego Piccadilly Circus – gdzie pod statuą Erosa, bez naj-mniejszego nawet ryzyka wybicia zęba za ojczyznę, można opowia-dać, co się chce w dowolnym języ-ku – i w parę godzin później lądu-

niaki i włosy w muszlach kloze-towych. Zobaczyłem także ich mężów, braci i synów, którzy na widok walkmana czmychali, gdzie pieprz rośnie, węsząc stali-nowską prowokację.

Singen anno domini 1989 było jak lądowanie na innej planecie. Tu dopiero zacząłem pojmować, czym

zie jenieckim polski pisarz Stani-sław Dygat. W XV wieku, w tejże Konstancji, dla uatrakcyjnienia so-boru konstancjańskiego, spłonął na stosie czeski reformator Jan Hus. Naturalnie Dygat, pisząc swo-je Jezioro Bodeńskie, mógł wie-dzieć jedynie o tym ostatnim fak-cie – i najprawdopodobniej dlate-go stworzył to, co stworzył…

Teraz nad Jeziorem Bodeń-skim nie jest już tak patetycz-nie: miejscowi wyraźnie się wy-

jącego w samym środku Unii, jakby nie było, Europejskiej, w przytulisku zwanym „obozem dla wypędzonych”. Pomyślcie tyl-ko, co mógł czuć taki człowiek, słysząc jak mieszkańcy owego La-gru straszą się wzajemnie, wyda-nym jeszcze za pana Hitlera zaka-zem mówienia w miejscach pu-blicznych po polsku, rusku, jugol-sku i cygańsku, albo jak się próbu-ją przelicytować opowiadaniem anegdot o tym, jak ich dziadko-

może być strach i rozpacz, podłość i zawiść, cwaniactwo i bezdenna głupota i do czego prowadzi cała ta farsa i oportunizm, jakie towarzy-szą wszystkim emigrantom na ca-łym świecie – „spóźnieni” przesie-dleńcy, aby nadrobić czas stracony za żelazną kurtyną, próbowali stać się bardziej niemieccy od rodowi-tych Niemców: aby ich mercedesy, fałweje, beemwuchy i audice były naprawdę cool, naklejali na maski i szyby po kilka czarnych orłów i na-

kumilionowa hybryda, której członków w każdym niemieckim podręczniku określa się jako Niemców, pomimo że tak na-prawdę większość z nich należy do społeczności – zarówno kul-turowo, jak i rasowo – bardzo od Niemiec odległych. Co najza-bawniejsze, tylko nieliczni Aus-

Page 16: riviera 02 2010.indd

16 Reklama

ALBUM

„FOT. KOSYCARZ. NIEZWYKŁE ZWYKŁE

ZDJĘCIA CZ. IV”

Tramwaj z wagonem barowym, kursujący na trasie

Gdańsk – Sopot. Urodzone w 1961 roku, pierwsze na

Pomorzu, ale już zapomniane czworaczki. Rajd Mon-

te Carlo na Długim Targu. Zlikwidowana śluza ze stat-

kiem bocznokołowcem, pływającym pomiędzy Wisłą

Śmiałą i Martwą w Pleniewie. Pokazy mody, klimaty

starych kawiarni i restauracji, życie codzienne, budo-

wa kiedyś nowoczesnych, dzisiaj już podstarzałych

domów i osiedli. To tylko niektóre z tematów poja-

wiających się na ponad 300 fotografi ach Zbigniewa

i Macieja Kosycarzy z lat 1945 -2009 w kolejnym albu-

mie „Fot. Kosycarz. Niezwykłe Zwykłe Zdjęcia. Część IV”,

czyli fotografi cznej wędrówce przez historię i wspo-

mnienia.

Poprzednie edycje albumu przypadły czytelnikom

do gustu. Tym bardziej, że większość z nich odnajduje

w albumie kawałek swojego życia, a młodsi z cieka-

wością oglądają, jak żyło się kilkanaście i kilkadziesiąt

lat temu. Wiele osób rozpoznało na nich samych sie-

bie, czy to w kolejce do sklepu, czy na zabawie ta-

necznej, czy też zarabiających pierwsze pieniądze na

Jarmarku Dominikańskim lub spacerujących na Dłu-

gim Targu. Nowy album Kosycarzy, wzorem poprzed-

nich będzie albumem, do którego będzie się często

wracać, i który dostarczy każdemu wielu refl eksji i mi-

łych wspomnień.

„FOT. KOSYCARZ. NIEZWYKŁE ZWYKŁE ZDJĘCIA CZĘŚĆ IV”325 ZDJĘĆ Z LAT 1945 – 2009

autor: Maciej Kosycarz160 stron, oprawa twarda, wymiary: 235 x 335 mm

wydawca: Kosycarz Foto Press / KFPUl. Podwale Staromiejskie 89/8, 80-844 Gdańsk

tel. (0-58) 301 94 46

Gdańsk 2009ISBN / EAN 978-83-913709-6-4

Cena detaliczna 59 zł