poza bydgoszcz nr 43

24
BEZPŁATNA GAZETA REGIONU BYDGOSKIEGO Jesteśmy też na facebook.com/pozabydgoszcz www.pozabydgoszcz.pl NR 43 | 29 MAJA 2015 | ISSN 2084-9117 | NAKŁAD 30.000 EGZ. FELIETON STR.2 Mały, ale wariat Lżejsze niż jeździec, a jednak wyry- wają się do przodu, przetrząsając bebechy. Wyglądają na niepozorne, ale podwyższają poziom adrenaliny do krytycznego stężenia. Trzeba wiedzieć, jak je okiełznać 7 Gmina Koronowa 16 Pierwszy skatepark w Korono- wie otwarty Gmina Nowa Wieś Wielka Małżeństwo z Kobylarni to prawdziwi wikingowie 18 *** Gmina Dobrcz 14 Podstawówka w Osielsku ob- chodzi 195. urodziny *** Gmina Dobrcz 13 Sprawdzamy kalendarz plene- rowych imprez *** Solec Kujawski Szykuje się Urodzinowa Bie- siada Nadwiślańska 20 *** K rzysztof Zanussi, w rozmowie z Michałem Cie- chowskim opowiada o twórczości splecionej ze śmiercią, zapomnieniu i najnowszych filmach Być wiernym sobie

Upload: poza-bydgoszcz

Post on 15-Jan-2016

185 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Poza Bydgoszcz nr 43

TRANSCRIPT

Page 1: Poza Bydgoszcz nr 43

BEZPŁATNA GAZETA REGIONU BYDGOSKIEGO Jesteśmy też na facebook.com/pozabydgoszcz

www.pozabydgoszcz.pl

NR 43 | 29 MAJA 2015 | ISSN 2084-9117 | NAKŁAD 30.000 EGZ. FELIETON STR.2

Mały, ale wariatLżejsze niż jeździec, a jednak wyry-wają się do przodu, przetrząsając

bebechy. Wyglądają na niepozorne, ale podwyższają poziom adrenaliny

do krytycznego stężenia. Trzeba wiedzieć, jak je okiełznać

7 Gmina Koronowa

16Pierwszy skatepark w Korono-wie otwarty

Gmina Nowa Wieś WielkaMałżeństwo z Kobylarni to prawdziwi wikingowie 18

***

Gmina Dobrcz

14Podstawówka w Osielsku ob-chodzi 195. urodziny

***

Gmina Dobrcz

13Sprawdzamy kalendarz plene-rowych imprez

***

Solec KujawskiSzykuje się Urodzinowa Bie-siada Nadwiślańska 20

***

Krzysztof Zanussi, w rozmowie z Michałem Cie-chowskim opowiada o twórczości splecionej ze śmiercią, zapomnieniu i najnowszych filmach

Być wiernym sobie

Page 2: Poza Bydgoszcz nr 43

2 FELIETON

stopka redakcyjna

Redakcja „Poza Bydgoszcz”Złotoria, ul. 8 marca [email protected]

WydawcaGoldendorfRedaktor naczelnyRadosław RzeszotekZastępca redaktora naczelnegoJacek Kiełpiński (GSM 723 030 103)Redaktor wydaniaKinga Baranowska Dział reportażu i publicystykiMarcin Tokarz, Tomasz Więcławski (GSM 535 405 385)Dział informacyjnyTomasz Skory, Łukasz Piecyk, Aleksan-

dra Radzikowska, Michał Ciechowski

KulturaŁukasz PiecykZdjęciaAdam Zakrzewski, Łukasz Piecyk, Maciej Pagała

REKLAMAAleksandra Grzegorzewska (GSM 512 202 240), Agnieszka Korzeniewska (GSM 534 206 683),Małgorzata Kramarz (GSM 607 908 607), Karol Przybylski (GSM 665 169 292),[email protected]

SkładStudio Poza BydgoszczDrukAgora S.A.

ISSN 2084-9017Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń.

***Na podstawie art.25 ust. 1 pkt 1b ustawy z dnia 4 lutego

1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych Agencja Public Relations Goldendorf zastrzega, że

dalsze rozpowszechnianie materiałów opublikowanych w “Poza Toruń” jest zabronione bez zgody wydawcy.

pozabydgoszcz.pl 29 maja 2015 r.

Red. Łukasz Piecykczeka na informacje

Kontakt pod numerem: 733 842 795

Masz dla nas temat?

F E L I E T O N

Partyzantka już powstaje

JACEKKIEŁPIŃSKI

Gdy prezydent Komorow-ski, na oczach całej Polski, z trudem unikał bliskiego spo-tkania z krewkim mieszkań-cem Torunia, w oddalonym o trzy kilometry miasteczku uni-wersyteckim UMK prezento-wała się jednostka strzelecka JS 4048. Młodzi ludzie w mundu-rach, uzbrojeni w repliki broni długiej, zatrzymywali prze-stępców uciekających samo-chodem (str.4). Tu „zamach”, a tam zabawa? Nic z tego. Ani tu zamach, ani tam zabawa.

Pokaz strzelców oceniał człowiek, który już dziś prze-chodzi do historii. Generał Bo-gusław Pacek podjął się misji bodaj najważniejszej, która ma trwać niezależnie od wyniku wyborów tych i kolejnych. Po-glądy PiS-owskie, platformer-skie, czy jakiekolwiek - muszą zejść na bok. Rodząca się dziś obrona terytorialna ma zna-czenie większe. Przecież pod dach każdego polskiego domu dawno już dotarła wieść, że na-sza armia w ewentualnym zde-rzeniu z pancernymi zagonami Putina wytrzyma trzy dni.

Dlatego wiosną tego roku ruszyła wreszcie budowa struktury, która ma odegrać

zasadnicze znaczenie. Generał Pacek, mówiąc o obronie te-rytorialnej, nawiązuje wprost do Szwajcarii. Przypomina, że szwajcarski genialny system, w którym każda wieś jest przy-gotowana na poczęstowanie najeźdźców ogniem, wzoro-wany był... na Polsce. Szwaj-carzy przyglądali się z bliska powstaniu styczniowemu, a potem zasady jego organizacji sumiennie skopiowali. Teraz my podglądamy Szwajcarów. I wspominamy Piłsudskiego, który mawiał: „Każdy obywa-tel żołnierzem, każdy żołnierz obywatelem”. Do tych tradycji odwołuje się formacja organi-zowana przez generała Packa. I zaprasza wszystkich, którym dobro ojczyzny leży na sercu, gdziekolwiek mieszkają, choć-by w najmniejszej wsi. Bo to oni realnie mogą tę wieś obro-nić.

To nie są żarty. To się dzieje naprawdę. I nie ma być w tym polityki. Generał Pacek za-pewnia, że nie musi się kłaniać żadnej partii, bo tworzy coś na lata, a nie do kolejnych wybo-rów.

Page 3: Poza Bydgoszcz nr 43

3REKLAMApozabydgoszcz.pl29 maja 2015 r.

Page 4: Poza Bydgoszcz nr 43

4 POLSKA pozabydgoszcz.pl 29 maja 2015 r.

Pisk hamulców. Dwa wozy ze strzelcami zajeżdża-ją drogę samochodowi

przestępców. Uzbrojeni po zęby strzelcy wyskakują z aut, grożąc długą bronią wywlekają jadących zatrzymanym samochodem i za-bierają ich ze sobą ruszając także z piskiem. Wszystko trwa zaled-wie trzydzieści sekund.

Gdy generał Bogusław Pa-cek wizytuje kolejną jednostkę strzelecką wchodzącą w skład przyszłej polskiej obrony teryto-rialnej - pokaz jest obowiązko-wy. Tym razem twórca systemu wizytował Toruń, a prezentowała się JS 4048, tutejsza jednostka strzelecka należąca do Związku Strzeleckiego "Strzelec" Organi-zacji Społeczno-Wychowawczej. Takich pokazów należy oczeki-wać w każdej polskiej gminie. To nie żart. Polska ma się jak naj-szybciej oddolnie uzbroić, zor-ganizować - upodobniając w tym do Szwajcarii.

Powstawanie spójnego sys-temu mającego skonsolidować wszystkie istniejące już w Pol-sce organizacje proobronne, a także myśliwych, harcerzy, klasy mundurowe, itd. przyspieszy-ło po kongresie 21 marca, gdy powołano Federację Organiza-cji Proobronnych. Zaczęło się od związku 7 organizacji, ale

zainteresowane wejściem w tę strukturę są podobno wszystkie istniejące w kraju organizacje proobronne, a jest ich około stu.

- W tej chwili Federacja liczy 8 tysięcy ludzi, ale niebawem bę-dzie nas 100 tysięcy! - zapewnia generał Pacek. - Mamy dziś do czynienia z ważnym zjawiskiem społecznym. Wielu ludzi w tym kraju, cywilów, często młodych, chce działać dla kraju, a w sy-tuacji zagrożenia militarnego - bronić go. Ten zapał chcemy skanalizować, usystematyzować. Chodzi najpierw o aspekt wy-chowawczy, patriotyczny, a w ostateczności paramilitarny. Na tym polega obrona terytorial-na, że w każdej gminie będzie pluton, a w każdym powiecie kompania składająca się z lu-dzi doskonale znających teren i miejscowe uwarunkowania. Do tego zmierzamy.

Kim są strzelcy? To na nich głównie opierać się ma budo-wany system. To młodzi ludzie, którzy chcą działać dla ojczyzny. Tak zapewniają.

Marcin Waszczuk, komen-dant główny Strzelca OSW, podkreślił w Toruniu, że dzieją się właśnie rzeczy wielkie. Jego zdaniem, coraz więcej młodych ludzi chce założyć mundur i działać. Dziś kierowana przez

niego organizacja dysponuje 84 jednostkami, w których służy 3300 strzelców. Ktokolwiek chce się dołączyć, jest mile widziany. Założyć jednostkę może każdy, wystarczy, że zwoła podob-nie poważnie myślących o ojczyźnie kolegów i kole-żanki...

Generał podpowiada, jak zrobić to najłatwiej. Jego zdaniem, warto podłączyć się do istniejącej organiza-cji, jak choćby działającego od 1911 roku Strzelca. Ale nie wyklucza też możliwości utworzenia własnej, autor-skiej, organizacji, która po-tem przystąpi do Federacji.

- Świętej pamięci mini-ster Szczygło poradził nam kiedyś: wyjdźcie z lasu, idźcie do gmin oraz zbliżcie się do wojska - wspomina Waszczuk. - I to się dziś dzieje. Gminy chcą wspo-móc jednostki przyszłej obrony terytorialnej, wsparcia udziela też wojsko. Dlatego pluton w każdej gminie jest naprawdę re-alny. Najważniejszy jest zapał uczestników tego wielkiego pro-

jektu. Przecież to najtańszy kom-ponent obrony narodowej, opie-rający się na służbie ochotniczej, działający ponad podziałami. W naszych, strzeleckich jednost-

kach, nic nie jest podstawione pod nos, wszystko musimy sami załatwić, wywalczyć. To wymaga zapału i inicjatywy. Tak działa-my. A to daje dużo satysfakcji. To prawdziwa pasja!

Generał Pacek zapewnia, że za trzy lata system będzie dzia-łał. Zarazem, co ważne, podkre-śla co chwilę jego apolityczność. Obrona terytorialna służyć ma parlamentowi i obywatelom, a nie poszczególnym formacjom politycznym. Ma przetrwać każ-dą polityczną burzę.

- Jestem profesorem i genera-łem dywizji, nie muszę się kła-niać żadnej partii - podkreślił w piątek 22 maja, a więc na dwa dni przed wyborami. - To ważne dzieło, ważniejsze niż doraźna polityka. Apeluję do wszystkich,

którym ojczyzna i państwo nie są obojętne: włączcie się!

Prezentacja JS 4048 była oka-zją do ważnej uroczystości. To-ruńskiej jednostce Strzelca na-

dano imię Garnizonu Toruń Armii Krajowej. W uroczy-stości brali udział weterani, byli AK-owcy. Por. Kazimierz Wach i por. Albin Rybke otrzymali tytuły „Honorowe-go Członka Związku Strze-leckiego „Strzelec” OSW”.

W naszym województwie kolejne ośrodki się uaktyw-niają. Generał Pacek doce-nia szczególnie działania we Włocławku, Grudziądzu i Toruniu. - Bydgoszcz na ra-zie jest nieco mniej aktywna,

ale jak widzimy na mapie, cała Polska pokryta jest już jednost-kami i organizacjami, z którymi współpracujemy - zauważa. - Najwięcej jest ich na Śląsku, Rze-szowszczyźnie, Podkarpaciu, ale ta fala rozlewa się na cały kraj. Społeczeństwo się uaktywnia. Nie chodzi tylko o obronę ojczy-zny w sytuacji realnego zagroże-nia. Działania w czasie pokoju są równie ważne. Chodzi o prze-ciwdziałanie klęskom żywioło-wym, czy choćby obronę przez złodziejami. Jeśli sąsiedzi się znają, są zgrani - złodziej nie ma szans. Nie nazwałbym tego modą na aktywność. To coś więcej, to proces, który chcemy wykorzy-stać dla dobra naszego państwa.

Fot. Jacek Kiełpiński

Pluton w każdej gminieWłaśnie teraz, dynamicznie, ale bez specjalnego rozgłosu, powstaje polska obrona terytorialna. Formacja

proobronna odwołuje się do patriotyzmu i tradycji, chce być powszechną, ma zapewnić Polsce bezpieczeństwoJacek Kiełpiński

Generał Boguslaw Pacek jest odpowiedzialny za stworzenie polskiego systemu obrony terytorialnej. Fot. ŁUKASZPIECYK

“Federacja liczy 8 tysięcy ludzi, ale niebawem będzie nas 100 ty-sięcy! Mamy dziś do czynienia z ważnym zjawiskiem społecznym. Wielu ludzi w tym kraju, cywilów, często młodych, chce działać dla kraju, a w sytuacji zagrożenia mi-litarnego - bronić go

Page 5: Poza Bydgoszcz nr 43

5REGIONpozabydgoszcz.pl29 maja 2015 r.

Jego wspomnienia po nazwą "Opowiadania z dreszczykiem rodem z leśnej głuszy" straszą,

śmieszą i smucą. Traktują o latach 50. i 60. XX wieku. Znajdziemy w nich bandziorów, złodziei, kłu-sowników i istoty nadprzyrodzo-ne.

- Byłem leśniczym w Lesisku, należącym do nadleśnictwa Osiek (później Zawiszyn), nie-opodal Solca Kujawskiego i Cier-pic - wspomina Jerzy Tyrakowski. - Do dziś, gdy przypomnę sobie o tamtych czasach, to włos jeży mi się na głowie. Las udowodnił mi dobitnie, że zjawiska nadprzyro-dzone istnieją. Musiałem się tym z kimś podzielić.

Były leśniczy zbywa pytania o śmieszność i posądzenia o bajko-pisarstwo. Opowiada wszystkie historie z takimi szczegółami, że trudno uwierzyć, iż mogłyby być wymyślone. Koledzy pracujący w lesie nie podchwycili tematu, bojąc się, jakie wywoła reakcje. Tyrakowski - dziś emeryt miesz-kający w Bydgoszczy - wydał już jedną część swoich opowieści, a

napisaną ma drugą. - Bandziorów, którzy szukali

schronienia w lesie, gdy uciekli policji czy z więzienia, spotkałem na swojej drodze przynajmniej kilku - opowiada mężczyzna. - Śmieję się, że byłem zdany na sie-bie i dubeltówkę. Dwóch takich starało się mnie podejść kiedyś paroma podstępami, ale wysta-wiłem swoją nieodłączną lufę, a resztę zrobił wilczur, który miesz-kał ze mną. Potem dowiedziałem się, że zbiegli z Potulic. Koledzy nie chcieli jednak nocować w budynku, w którym mieszkałem. Chyba moje opowieści zrobiły swoje.

Mężczyzna kilkakrotnie przy-pomina, że przełom lat 50. i 60 był najciekawszym w jego życiu.

- Z roku na rok moja leśni-czówka się trochę zapadała - mówi Tyrakowski. - Nadal wielu proponuje, żeby tam pojechali i zbadali ziemię pod nią. Kiedyś wybrałem kilka cegieł i zaczą-łem kopać. Podłoże robiło się galaretowate. Wiązałem żerdzie i wpychałem je coraz dalej w głąb.

Wiele metrów poszło w tę dziurę, a nigdy nie doszedłem do koń-ca. Zgłosiłem to odpowiednim służbom, ale kazali mi się zająć robotą, a nie głupotami. Piwnicę potem jednak omijałem szerokim łukiem.

Opowieści tego rodzaju w książce Tyrakowskiego znajdzie-my multum. Traktuje je śmiertel-nie poważnie.

- Coś nadprzyrodzone-go przyplątało się też kiedyś na moje imieniny - mówi mężczy-zna. - Goście się spłoszyli. Pewien wojskowy, który był u mnie zare-petował broń, a ja wyjąłem dubel-tówkę. Za drzwiami znaleźliśmy tylko laczki. Nie widziałem ich wcześniej. Klamki w leśniczówce parokrotnie same się otwierały.

Nie mam pojęcia, kto lub co to robiło, ale wiem, co widziałem. W sypialni, jak już byłem po ślubie, sztaba z okna sama się uniosła, a ono otworzyło od wewnątrz. Z zewnętrznej strony cały czas było zamknięte. W środku zauważy-łem tylko białą poświatę. W gacie można było narobić.

Gdy słucha się i czyta opowie-ści Jerzego Tyrakowskiego, z każ-dym zdaniem człowiek przeciera oczy ze zdumienia. Nawiedzo-ną leśniczówkę można by było jeszcze jakoś wytłumaczyć. Ale najciekawsza z opowieści, które można znaleźć w pierwszej części książki, przerasta wszystkie pozo-stałe.

- Jechałem na szkolenie mło-dych leśników za Sępólnem -

opowiada Jerzy Tyrakowski. - Po-lonezem złożonym z wielu części. Przed Świekatowem są dwa je-ziora rynnowe. Z jednego z nich, do góry wywaliła ogromna bryła lodu. Zobaczyłem słup wody, któ-ry mienił się wieloma kolorami. Głównie odcieniami czerwieni. Wszędzie była para. Na szczycie tego zobaczyłem talerz. Wtem jakby wyłączono prąd. Wszystko się zamknęło, jak gdyby nigdy nic...

Leśnik zarzeka się, że w dru-giej części swoich opowieści bę-dzie intrygował kolejnymi nad-przyrodzonymi zjawiskami.

[email protected]

Pisze, bo miał ciekawe życie

Takich rewelacji nie znajdziesz w innych książkach o polskich lasach. Leśnicy dość niechętnie opowiadają swoje przygody - szczególnie dotyczące spotkań trzeciego stopnia. Jerzy Tyrakowski jest wyjątkiem Tomasz Więcławski

Historie opisywane przez Jerzego Tyrakowskiego jeżą włosy na każdej głowie. FOT. ADAMZAKRZEWSKI

Page 6: Poza Bydgoszcz nr 43

6 PROMOCJA pozabydgoszcz.pl 29 maja 2015 r.

Mówi się, że wzrok gości sku-pia się zawsze na pannie mło-dej, a pan młody pozostaje w jej cieniu. Czy my – faceci – musimy więc przykładać wagę do tego, w czym stajemy przed ołtarzem?

Ślub to uroczystość dwojga osób, a nie wyłącznie panny młodej. Pan młody zawsze jest drugą najważniejszą osobą na weselu i powinien odróż-niać się czymś od reszty gości. Mężczyźni, którzy zdają sobie z tego sprawę i mają pewne pojęcie o modzie, nie ubierają tego, co im się uda znaleźć tuż przed ślubem, ale rozpoczy-nają poszukiwania garnituru nawet na rok przed uroczysto-ścią.

Tegoroczny sezon ślubny już się zaczął. Co jest teraz w mo-dzie?

Wielu młodych poszukuje teraz smokingów, które po-zwalają im się wyróżnić na tle gości, choć duża grupa wciąż preferuje garnitury. Wiodący-mi kolorami nadal jest czerń oraz odcienie granatu. Od-chodzi się od jasnych kolorów, które niegdyś były popularne w okresie letnim i jeśli już ktoś decyduje się na coś jaśniejsze-go, najczęściej stawia na szafir. Jeśli mówimy natomiast o kro-ju, to dominuje trend angiel-ski, czyli krótsze i węższe ręka-wy i nogawki, modele slim fit, dopasowane do sylwetki.

Ślub to dla wielu panów pew-nie okazja, by pierwszy raz w życiu zamówić garnitur szyty

na miarę... W tej chwili producenci

oferują już tak szeroką roz-miarówkę, że w jednym tyl-ko modelu możemy znaleźć pięćdziesiąt garniturów o róż-nej wielkości. Nie trzeba więc czekać na krawca, bo można wejść do sklepu i wyjść już z dopasowanym garniturem. Je-steśmy największym salonem

mody męskiej w Bydgoszczy, trudno więc wyobrazić sobie, by klient nie znalazł u nas cze-goś na miejscu, ale współpra-cujemy też z krawcową, która w razie czego jest w stanie, w ciągu dnia, wprowadzić w wy-branym modelu poprawki, by pasował do indywidualnego klienta.

A czy krawat i kamizelka to

wciąż obowiązkowe dodatki? Wręcz przeciwnie. W tej

chwili wielu panów młodych wybiera muchy zamiast kra-watów, bo pozwalają dodatko-wo odróżnić się od gości. Od kamizelek się natomiast od-chodzi, bo przestały być mod-ne już parę lat temu. Niektórzy decydują się jeszcze na kami-zelki żakardowe z krawatem

angielskim pod kolor sukni panny młodej, ale zdarza się to dość rzadko.

Garnitury „ślubne” wybiera-my wyłącznie na ślub, czy z myślą o tym, że jeszcze go wy-korzystamy?

Klienci, którzy decydują się na strój tylko na tę jedną oka-zję wybierają głównie smokin-gi, które ubiera się typowo na własny ślub, ewentualnie inne podniosłe wydarzenia. Mło-dzi ludzie, a takich najczęściej przecież dotyczy kwestia ślu-bu, wybierają zwykle uniwer-salne czarne lub granatowe garnitury, które będą mogli później założyć przy innych okazjach.

Taki garnitur to chyba spo-ry wydatek, by posłużyć miał nam tylko na tę jedną okazję...

Często wpadamy w pułap-kę myślową, sądząc, że na ślub trzeba wybrać drogi garnitur, bo droższe oznacza lepsze, a to tak ważny moment, że nie możemy założyć byle czego. Tymczasem garnitur modny i dobrej jakości nie musi być bardzo drogi. Ceny często są sztucznie generowane właśnie po to, by sprawić takie wraże-nie, ale wcale nie są gwarancją jakości. W przedziale ceno-wym 600-800 zł można u nas znaleźć bardzo dużo dobrych garniturów, za które w war-szawskich sklepach trzeba za-płacić dwa razy więcej. Tylko dlatego, że gdyby były w tej samej cenie, nikt by ich tam nie kupił.

Pan młody musi się wyróżniać Z Dariuszem Bolińskim, dyrektorem ds. handlowych salonu mody „Swing” w Byd-

goszczy, rozmawiamy o trendach w modzie ślubnej, smokingach na jeden wieczór, garniturach na różne okazje i o dodatkach, które przestały być koniecznością

Page 7: Poza Bydgoszcz nr 43

7SPORTpozabydgoszcz.pl29 maja 2015 r.

Co przymałe, zwykle bawi, ale PitBike to nie karyka-tura motocykla crosso-

wego, wręcz przeciwnie - źródło frajdy i test sprawności. Wszel-kim drwinom zadaje kłam zawo-dowiec, który dzięki długiemu stażowi jazdy na pełnowymia-rowym jednośladzie, anatomię własnych kości wyrył jak ta-bliczkę mnożenia. Mini wersja jego narzędzia pracy dała mu już wycisk, więc zaczął szukać odważnych bez nawyków z ujeż-dżania większych maszyn. Tak Artur Puzio - Mistrz Polski we Freestyle Motocross zaraził swą pasją Natalię Mazurek. Razem ćwiczą w Centrum Rozrywek Ekstremalnych w Prądkach, rzut beretem od jej domu.

O mały włos, a zajęłaby trzecie miejsce podczas I rundy IMPO-STAL PitBike MRF na zawodach w swojej własnej miejscowości. Gdy finish był już na wyciągnię-cie ręki, rywal podjął karkołom-ną decyzję i barkiem nadał Na-talii tor jazdy wykraczający poza trasę. Mocną stroną PitBike'a jest zwrotność i przyczepność w za-krętach, dopóki z równowagi nie wytrąci trzecia osoba. 16-latka przynajmniej otrzymała puchar za ostrą glębę...

- Koleś zepchnął mnie z górki, zrobił to chamsko, nie wiedział jak inaczej zareagować, kiedy zobaczył metę - Natalia Mazurek relacjonuje ostatnie metry wy-ścigu mającego miejsce 2 maja w Centrum Rozrywek Ekstremal-nych w Prądkach. - Taką glebę zaliczyłam, że mnie zwinęło ra-zem z motocyklem. Przez chwilę byłam do góry nogami. Ech... nie pamiętam wszystkiego nawet. Z PitBikiem nie ma żartów.

Jednak ryzyko nadaje tej dys-cyplinie smaku. Rządni adrena-liny, otrzymają jej dawki w nad-

miarze, jeśli tylko się na to odważą. U początkujących ręce drżą jeszcze przez pół godziny od odstawienia mo-tocykla do garażu. Emocje przejmują kontrolę nad cia-łem.

- Ludzie nie wierzą, że miniatu-rowy cross potrafi dać takiego powe-ra, ale wystarczy rundka i "wow" jest jedynym, co mają do powiedzenia po zejściu z motocykla - zauważa Natalia Mazurek. - Jak dla mnie, więcej adrenaliny dostarcza tylko jaz-da konno cwałem. Po każdym solidnym wypadzie na PitBike nie mogę usiedzieć w miejscu, gadam jak najęta, aż mama nie może wytrzymać - śmieje się Natalia Mazurek, która posta-nowiła wzbogacić swoje 9-letnie doświadczenie jeździectwa kon-nego sportami motorowymi.

Koleżanki ze środowiska na-stolatki żartują, że konia żywego zamieniła na mechanicznego, a konkretnie czternaście, bo tyle generuje czterosuwowy silnik jej PitBike'a o pojemności 125 cm sześciennych. Faktycznie łąki okolic Prądek przemierza teraz na mniejszej wersji crossa w to-warzystwie ukochanych zwie-rząt.

- Coraz częściej je wyprze-dzam, mimo że konie są o wie-le zwinniejsze niż taka maszyna - zauważa dziewczyna. - Szybką jazdę już raczej opanowałam, więc pomału próbuję prostych ewolucji takich jak skręt kołem w powietrzu czy przełożenie nóg nad kierownicą.

Artur Puzio - Mistrz Polski

we Freestyle'u Motocross i trener Natalii - poszedł o parę kroków dalej i kilkakrotnie wycisnął z PitBike'a backflipa, czyli salto w tył. Niestety lżejszy od człowieka motocykl jest na bakier z wyż-szymi zawodnikami.

- Szło mi całkiem nieźle póki nie skręciłem kolana i nie rozwa-liłem sobie więzadła krzyżowego przedniego ACL łękotki bocznej przyśrodkowej - wyznaje Artur Puzio, który wraz z ekipą Sky Fi-ghters dał początek PiteBike'owi w Polsce. - Okazuje się, że na mniejszym motocyklu bezpiecz-niej jest się gonić niż wykonywać ewolucje, na większym - wprost przeciwnie. Motocrossem jeżdżę zawodowo, więc już nie ryzyku-ję i w kwestii FMX na Pit Bike'u pałeczkę oddaję tym, którzy od niego zaczęli przygodę z moto-cyklem.

Niemniej na ostatnich zawo-dach w Prądkach Artur zdublo-wał w gonitwie swoich rywali. Nikt w regionie nie wie lepiej niż on, jak wykorzystać potencjał wysokiego momentu obrotowe-go silnika PitBike'a. Mówi o nim - mały, ale wariat.

Fot. Jacek Woźniak, Adam Zakrzewski

Mały, ale wariatLżejsze niż jeździec, a jednak wyrywają się do przodu, przetrząsając bebechy.

Wyglądają na niepozorne, ale podwyższają poziom adrenaliny do krytycznego stężenia. Trzeba

wiedzieć, jak je okiełznać Marcin Tokarz

“Ludzie nie wierzą, że miniaturowy cross potrafi dać takiego powera, ale wystarczy rundka i “wow” jest jedynym, co mają do powiedzenia po zejściu z motocykla

Page 8: Poza Bydgoszcz nr 43

8 pozabydgoszcz.pl 29 maja 2015 r.PO WYBORACH

II tura wyborów prezydenckich wzbudzi-ła w pani duże emocje?

Niespecjalnie. Powiem szczere, że ża-den z dwóch kandydatów, którzy pozo-stali na placu boju nie był z mojej bajki. Trzeba zaakceptować wyborcze rozstrzy-gnięcie. Zobaczymy, co czas przyniesie. W I turze emocjonowałam się mocniej, bo oddawałam głos z większym przeko-naniem.

Stała się pani jedną z wyborczyń Pawła Kukiza?

(śmiech) Nie lubię mówić publicznie o swoich wyborach. Staram się trzymać z daleka od polityki.

To dokładnie jak on.

Tutaj nie chodzi tylko o Kukiza. Po-lacy pokazali, że są gotowi wybrać kogoś spoza układu. Postawili na najbardziej wyrazistego kandydata spoza główne-go nurtu. Ta kandydatura świeżości. Nie wszyscy musieli utożsamiać go z kon-kretnym programem, ale są zmęczeni obecną polityka.

Ten wynik może mu pomóc jesienią?

Też tak na to patrzę. Oddanie na niego głosu w pierwszej turze było dodaniem wiatru w żagle przed wyborami parla-mentarnymi. Teraz widać, że jego popar-cie się stabilizuje, a nawet rośnie.

Nie ucieknie jednak od założenia jakie-goś ruchu czy quasi-partii. Kogoś na listy będzie musiał wziąć. Może samorządow-ców bez jasnej przynależności partyjnej?

Mówiąc sama za siebie, chciałabym się trzymać jak najdalej od dużej polityki. Na tę chwilę nie przewiduję takiego zaanga-żowania. Myślę, że to może być jednak jeden z pomysłów tego środowiska.

A po prezydenturze Andrzeja Dudy coś sobie pani obiecuje?

Może zabrzmi to górnolotnie, ale za-wsze jestem za tym, żeby łączyć, a nie dzielić. W takim duchu było pierwsze wystąpienie Dudy po ogłoszeniu wyni-ków. Teraz trzeba uważnie śledzić, czy będzie tak działał.

Wybrać kogoś spoza układu

Żanetta Kaźmierczak, Komitet Wyborczy Wyborców „Razem w Powiecie Bydgoskim”, radna powiatu byd-

goskiego - w rozmowie z Tomaszem Więcławskim

Niedziela była w końcu dla was. Ucieszył pana wynik Andrzeja Dudy?

Oczywiście, to naturalne. Mam nadzieję, że po tym sukcesie kolejny osiągniemy już na jesieni.

Ale nie powie mi pan, że wierzył, gdy ogła-szano kandydaturę Andrzeja Dudy na urząd Prezydenta RP, że jest on w stanie wygrać te wybory?

Zaskoczę pana. Bardzo mocno wierzyłem. Mieliśmy dobrego kandydata, dobry program i doskonałą kampanię. No i, co jest wielkim zobowiązaniem i wartością, Andrzeja Dudę poparli ludzie młodzi. To oni nie widzieli pod rządami Bronisława Komorowskiego wizji, która pozwoliłaby im zostać w kraju, a nie wyjeżdżać na zachód.

To co teraz nowy prezydent powinien zreali-zować?

Dokładnie to, co obiecał. To nie są gruszki na wierzbie. Rodzina musi być chroniona. Nie

może być tak, że Polska matka boi się rodzić dzieci, bo może stracić pracę. Przecież na za-chodzie są świadczenia dla matek do osiem-nastego roku życia ich dzieci. Gdzie nam do tego? Śmieję się, gdy opowiadają, że gonimy zachód. Podobnie z kwotą wolną od podatku. Osiem tysięcy na początek to absolutne mini-mum. Szczególnie, że w Wielkiej Brytanii wy-nosi ona 50 tysięcy. Przecież mamy otwartą Europę, kto więc będzie płacił podatki u nas? Obrywa się najbiedniejszym.

Skąd tylko na to wziąć? Wasi przeciwnicy powiedzą, że zrujnujecie takimi pomysłami finanse państwa.

W innych krajach się udaje, uda się i u nas. Trzeba racjonalnie zbalansować wydatki i wpływy, a starczy na rzeczy priorytetowe. Nasz kraj musi się rozwijać, a wtedy będzie bogatszy.

A jesienią znów wygracie?

Zwycięży wszechobecna w naszym społe-czeństwie wola zmian. Nie możemy zawieść ludzi, którzy nam teraz zaufali. Trzeba re-alizować krok po kroku program wyborczy Andrzeja Dudy, a jesienią znów będziemy się cieszyli.

A dla pana z programu nowego prezydenta co jest najważniejsze?

Dbałość o interes narodowy. Ten wyzna-cza oś programów politycznych największych partii na całym świecie. Czemu u nas miałoby inaczej? I odwołanie do tradycji chrześcijań-skiej, która zbudowała Rzeczypospolitą.

Matki nie mogą się bać

Adam Ryfa, Prawo i Sprawiedliwość, radny powiatu bydgoskiego - w rozmowie z Tomaszem Więcławskim

Page 9: Poza Bydgoszcz nr 43

9PO WYBORACHpozabydgoszcz.pl29 maja 2015 r.

Zaskoczył pana wynik II tury wy-borów prezydenckich?

Tak, negatywnie. Chociaż mam to szczęście, że w moim okręgu wyborczym żyją w większości lu-dzie o podobnych do mnie poglą-dach. Zarówno w Osielsku, jak i w Sicienku, Bronisław Komorowski zwyciężył zdecydowanie uzyskując ponad 60 procent głosów. Kampa-nia była, mimo to, słaba. Trzeba się uderzyć w piersi. Mam żal do szta-bowców, że przegrali wybory pro-wadząc kandydata, który pół roku temu miał zaufanie prawie 80 pro-cent Polaków. To nie był do końca błąd prezydenta i jego polityki, ale

właśnie działań w okresie bezpo-średnio poprzedzającym wybory.

Ale już w I turze wielu kontrkandy-datów posługiwało się jednoznacz-nym hasłem zmiany. Ten elektorat skumulował się w II turze?

Nie oceniam wyniku wyborów. Szanuję go i przyjmuję, a nowemu prezydentowi życzę, żeby był lep-szy od swoich poprzedników. Są jednak takie momenty, że ludzie głosują za zmianą u steru władzy, bez względu na to, co ta zmiana miałaby oznaczać i kogo mieliby wybrać. To zresztą nie tylko Polska tendencja. Zauważmy, że ruchy prawicowo-nacjonalistyczne rosną w siłę w Wielkiej Brytanii, Niem-czech czy na południu Europy. Ja-koś trzeba odpowiedzieć na tę falę.

Platforma wie, co zrobić żeby nie przegrać wyborów jesienią?

Jestem bardzo zadowolony z rządu Ewy Kopacz. Już teraz speł-nił on blisko 70 procent

zapowiedzi z expose. To bardzo dużo. Na szczeblu ministerialnym wykonywana jest często tytanicz-na i bardzo wartościowa praca. Szwankuje komunikacja. Nie umiemy odpowiednio opowie-dzieć Polakom o tym, co robimy. Przykładem może być chociażby decyzja o sześciolatkach w szko-łach. Pomysł, który jest realizowa-

ny z doskonałymi rezultatami. Te placówki są teraz kolorowe, wypo-sażone w tablice interaktywne, a uczą w nich świetnie przygotowani do tego nauczyciele. Co z tego, gdy nie przeprowadziliśmy konsultacji społecznych w tej sprawie, jak na-leżało. Teraz wielu ma nam to za złe.

A może ma za złe to, że obiecaliście obniżanie podatków, a je podnosi-liście, obiecaliście wprowadzenie JOW-ów, a w wyborach do Sejmu ich nie ma?

Tu znowu rozbija się o komu-nikację. Nie umiemy ludziom przedstawić realiów, w których się znaleźliśmy. Wiele podatków ob-niżyliśmy, a część musieliśmy pod-nieść. Bo taka była koniunktura w gospodarce. Ale już tego dostatecz-nie nie udało się wyjaśnić. Podob-nie było z wiekiem emerytalnym. Nie wprowadziliśmy JOW-ów? Są w wyborach do Senatu i w więk-szości wyborów na różnych szcze-blach samorządu terytorialnego. Obserwujemy, jakie efekty przy-nosi ten eksperyment. Trzeba było jednak o tym umiejętnie z ludźmi rozmawiać, a nie tylko podejmo-wać decyzje. A część wyborców, co zrozumiałe, jest nami po 8 latach rządów po prostu zmęczona.

Mam żal do sztabu Piotr Kozłowski, radny powiatu bydgoskiego, Platforma Obywatelska - w rozmowie z Tomaszem Więcławskim

Eliminacje odbywały się od 15 do 17 maja w koronow-skiej hali sportowo-widowiskowej.

Wydarzenie zostało objęte patronatem burmistrza Koronowa Stanisława Gliszczyńskiego. Na starcie imprezy stanęło 170 zawodników z 64 klubów. Wśród medalistów znalazło się dwóch zawodników KS Koronowo – Tomasz Kamiński oraz Patryk Śpionkowski. Oprócz nich kwalifika-cje uzyskał Adrian Nalewajko.

- Nerwy zaczęły mnie ogarniać już w piątek wieczorem podczas ważenia – powiedział Patryk Śpionkowski. – W so-botę sprzyjało mi szczęście, gdyż w pierwszej rundzie otrzy-małem wolny los. Pozostałe walki oprócz półfinałowej koń-czyły się moją wygraną. Niedzielna bitwa o trzecie miejsce była bardzo zacięta. Mimo iż początkowo przegrywałem, to zdołałem przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę i mo-głem cieszyć się z brązowego medalu oraz awansu do finału.

Zawodników do wydarzenia przygotowali Mieczysław Szeliga oraz Mirosław Piotrowski. Obaj zgodnie twierdzą, że o medale w dalszej części olimpiady będzie bardzo ciężko ale zrobią wszystko aby przywieźć jak najlepszy wynik.

- Na finały ogólnopolskie dostajemy się regularnie – pod-sumowuje trener Szeliga. – Od kilku lat mamy szansę uczest-niczyć w tych prestiżowych zawodach. Z doświadczenia wiem, że poziom potencjalnych przeciwników będzie dużo wyższy niż na eliminacjach w Koronowie. Nie podpalamy się, naszym głównym celem jest zrobienie dobrych miejsc punktowych, a jeżeli uda się wywalczyć coś więcej to będzie dla nas bardzo miła niespodzianka.

Decydujące rozgrywki Olimpiady odbędą się 19-21 czerwca w Solcu Kujawskim.

(KŻ)

Zapaśnicy w finale

Trójka zapaśników z gminy Koronowo awansowała do finałów

Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży w stylu wolnym

Page 10: Poza Bydgoszcz nr 43

10 pozabydgoszcz.pl 29 maja 2015 r.REGION

Życie to nie bajka, złota rybka marzeń nie ziści - w przeciwieństwie do salo-

nu Servitor, który przygotował akcję „Łazienka 3 w 1: Projekt, Materiał, Wykonawstwo”. W cenę pakietu wpisana jest nie tylko oszczędność godzin, mi-nut i sekund klienta, ale co bar-dziej wymierne - VAT za usługę wynoszący zaledwie 8%. Dzięki kompleksowej ofercie toruńskich speców od łazienkowych wyzwań wyśnione wnętrze może tu po-wstać przy minimalnym absor-bowaniu uwagi klienta.

Zanim dojdzie do powstania wizualizacji, ale już po rozkwicie pragnienia posiadania łazienki z klasą, przygoda z jej urządzeniem zaczyna się od oględzin docelo-wego miejsca przedsięwzięcia. Pomiary dokonane chwilę póź-niej i dane zawarte w planach przekładają się na gotowy projekt, którego przygotowanie, po zaku-pie materiałów w salonie Servitor, kosztuje jedynie złotówkę - nie-zależnie czy klient zdecyduje się na montaż.

- Gdy mamy już projekt i listę towarów, jesteśmy w stanie przy-gotować kalkulację wykonawstwa - Rafał Sakowski, dyrektor regio-nalny Servitor, tłumaczy przebieg wdrożeń związanych z akcją „Ła-zienka 3 w 1”. - Kosztorys spo-

rządzany przez naszą firmę jest kompletny. Na tym etapie klient może podjąć decyzję, czy doko-nuje zakupu z wykonawstwem, czy też bez. W wielu sytuacjach sama różnica w VAT-cie pokry-wa nam w dużym stopniu usługę montażu.

Do skorzystania z pełnego pakietu oferty zachęca VAT za usługę niższy wówczas aż o 15%. Dotyczy to jednak wyłącznie klientów indywidualnych posia-dających mieszkanie nie więk-sze niż 150m2 lub dom 300m2. Kompleksowe przeprowadzenie remontu przyniesie oszczędność

czasu i pieniędzy. Trudno doszu-kać się wad takiego rozwiązania.

- Oferta dzieli się na trzy eta-py, ale podczas całej realizacji wszystkie ze sobą współgra-ją - przekonuje Rafał Sakowski, dyrektor regionalny Servitor z centralą mieszczącą się w Toru-niu przy ul. Polnej 123. - Dzięki temu unikamy konfliktów mię-dzy projektantem-wykonawcą, wykonawcą-dostawcą czy pro-jektantem-dostawcą. Współpra-cujemy z najlepszymi toruńskimi fachowcami, wynegocjowaliśmy z nimi preferencyjne warunki dla zainteresowanych ofertą. Ponad-

to udzielamy gwarancji na całe przedsięwzięcie. Od początku do końca realizacji bierzemy za nie pełną odpowiedzialność.

Salon Servitor działa w myśl strategii zminimalizowanej fatygi klienta. Z każdym kolejnym sta-wia sobie za cel pokonać drogę od projektu do efektu zgodnie z oczekiwaniami bez zbędnego ab-sorbowania jego uwagi.

- Rzeczywistość się zmienia, wszyscy jesteśmy coraz bardziej zabiegani, nie mamy czasu na drobiazgowe doglądanie remon-tu - zauważa Rafał Sakowski. - W Servitorze wychodzimy temu

problemowi naprzeciw. Wiele spraw możemy załatwić telefo-nicznie, mailowo, a nawet za po-średnictwem Facebooka, jeżeli taka będzie potrzeba. Dostosu-jemy się do każdej sytuacji. Naj-ważniejsze jest dla nas zadowole-nie klienta.

Jemu rzecz jasna zależy nie tylko na jakości usługi, ale rów-nież krótkim czasie jej realizacji. Ma na to wpływ, m.in. pochodze-nie materiału, poziom skompli-kowania projektu oraz ustalenie terminu z wykonawcą.

- Sam remont łazienki do 10m2 nasi fachowcy są w stanie wykonać w ciągu 7 dni - przeko-nuje Rafał Sakowski.

Oczywiście oferta Servitora nie ogranicza się tylko do wypo-sażenia łazienki. Układanie pa-neli, klejenie parkietów, remont tarasów z wykorzystaniem no-woczesnej technologii ich pod-noszenia, odświeżanie całych pomieszczeń, pełen zakres prac remontowo-budowlanych to wy-zwania, które każdego dnia sta-wiają sobie pracownicy salonu. Dla zainteresowanych szczegóła-mi akcji „Łazienka 3 w 1: Projekt, Materiał, Wykonawstwo” i peł-ną ofertą salonu Servitor - jego drzwi stoją otworem.

Łazienka jak zaczarowanaZa dotknięciem różdżki nasz wolny czas nagle stał się cenniejszy niż zawartość portfela. Jedno zaklęcie

spełniające na raz trzy życzenia byłoby więc na wagę złota. Taką magią włada tylko ServitorMarcin Tokarz

Fot. NADESŁANETak wygląda droga od projektu(zdjęcie po lewej) do jego realizacji (zdjęcie po prawej) po skorzystani z usług salonu Servitor.

Rzutem na taśmę Urząd Gminy w Dąbrowie Cheł-mińskiej złożył projekt

zamienny dla dobudowanej czę-ści remizy OSP w miejscowości Czarże. Gminni urzędnicy cze-kają także na rozpoczęcie procesu administracyjnego z Wojewódz-kim Inspektorem Nadzoru Bu-dowlanego w Bydgoszczy, który stwierdził, że szambo na terenie strażackiej jednostki powinno być rozebrane. Wszystko to efekt skarg złożonych przez Lilianę i Krzysztofa Durlików, sąsiadów strażaków.

Konflikt mał-żeństwa ze stra-żakami trwa od kilku lat. Zaczęło się od głośnych imprez w remizie, zniszczenia płotu przez imprezowi-czów i wzajemnych oskarżeń. W koń-cu w ręce rodziny Durlików trafiły plany geodezyj-ne, na których brakowało kilku elementów będących za płotem - części remizy, szamba i sceny plenerowej.

- Postanowiliśmy skończyć z tą samowolą i zgłosiliśmy po kolei wszystkie te nieprawidłowe

inwestycje do Powiatowego In-spektora Nadzoru Budowlanego - wyjaśnia Liliana Durlik. - Ta interwencja spotkała się jednak z, delikatnie mówiąc, mało kul-turalnym odzewem ze strony strażaków i ich znajomych. Nasze dane upubliczniono na portalu społecznościowym, otrzymywa-łam głuche telefony i groźby.

To jednak nie zraziło rodziny od dociekania prawdy. Co wię-cej, Durlikowie prowadzą w tej administracyjnej wojnie. Dopro-wadzili już do rozbiórki sceny, a niedawno WINB nakazał Urzę-

dowi Gminy rozbiórkę szamba, bo to samowola budowlana. Wójt będzie walczył o szambo przed Wojewódzkim Sądem Admini-stracyjnym.

Radosław Ciechacki, włodarz gminy, wierzy natomiast w pozy-tywne zakończenie sprawy z do-

budowaną częścią remizy. Tutaj odbywają spotkania strażaków, a sala wynajmowana jest na impre-zy okolicznościowe, np. wesela. Nowa część obiektu powstała, gdy na fotelu wójta zasiadał Zbigniew Łuczak, poprzednik Ciechackie-go. Przy budowie powoływano się na dokument z lat 70., który obecnie nie ma żadnej wartości administracyjnej. Termin na zło-żenie w nadzorze budowlanym projektu zamiennego (opisu fak-tycznego stanu rzeczy) minął jed-nak w połowie maja. Dokument ostatecznie trafił do rozpatrzenia na początku tego tygodnia. Cze-mu?

- Jedna z mapek miała niewła-ściwy opis - tłumaczy Radosław

Ciechacki. - Poprawiliśmy do-kument i dostarczyliśmy go przy zachowaniu wszystkich procedur.

Gdyby plan nie trafił do in-spektora, nie byłoby wyjścia - dobudowana część remizy musiałaby być rozebrana. Teraz strażaków czeka wizja lokalna, a decyzję inspektora poznamy za-pewne na początku lipca.

Przed miesiącem opublikowa-liśmy także fragment rozmowy Liliany Durlik ze Zbigniewem Bartelem, tutejszym sołtysem. Zarządca wsi pojawił się u Durli-ków z… propozycją.

- Nie ulega wątpliwości, że są-siedztwo, które macie, jest uciąż-liwe - słyszymy w słowach kiero-wanych do Liliany Durlik. - Czy

jest szansa na to, że pani z mężem określicie, czego oczekujecie w związku z tą szkodliwością? [...] Czy jest jakaś forma rekompensa-ty, która by państwa satysfakcjo-nowała?

O komentarz w tej sprawie po-prosiliśmy wójta gminy.

- Jeśli ktoś rozpatruje to w ka-tegorii jakiejś formy przekupstwa, to myli się, bo sołtysowi na pew-no chodziło o mediację - twierdzi Radosław Ciechacki. - Zresztą już z poprzednim sołtysem próbowa-liśmy załagodzić konflikt. Nieste-ty, nic nie wyszło z polubownego rozwiązania.

Do sprawy wrócimy. [email protected]

Czy dobudowana część remizy strażac-kiej będzie przeznaczona do rozbiórki?

Przekonamy się prawdopodobnie w lipcu

Nadzieja matką urzędników

Łukasz Piecyk

Urząd Gminy wysłał do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego plan zamienny, który ma uchronić dobudowaną część remizy od rozbióki

Fot. ŁUKASZPIECYK

“- Jeśli ktoś rozpatruje to w kategorii jakiejś formy przekupstwa, to myli się

Page 11: Poza Bydgoszcz nr 43

11pozabydgoszcz.pl29 maja 2015 r. REKLAMA

Page 12: Poza Bydgoszcz nr 43

12 pozabydgoszcz.pl 29 maja 2015 r.

13 maja br. w świetlicy wiejskiej w Maksymilia-nowie odbyło się spotka-

nie informacyjno-warsztatowe z organizacjami pozarządowy-mi gminy Osielsko. Wzięli w nim udział radni powiatowi i gminni oraz lokalni liderzy. Nie zabrakło również staro-sty bydgoskiego Wojciecha Porzycha oraz zastępcy wójta gminy Marii Jończyk. Zwra-cając się do uczestników spo-tkania – starosta podkreślił, że organizacje pozarządowe i liderzy lokalni stanowią trzon odradzającego się społeczeń-stwa obywatelskiego, a ich ak-tywność jako potencjalnych i sprawdzonych partnerów jest ze wszech miar pożądana. Uczestnicy spotkania mogli

zapoznać się z podstawami formalno-prawnymi współ-pracy w zakresie corocznie przyjmowanego programu współpracy, w tym także z za-sadami obowiązującymi pod-czas konkursów ofert, poza konkursami czy wreszcie w trybie inicjatywy lokalnej. W części warsztatowej, wzorując się na wcześniej już spraw-dzonej technice Word cafe, obecni goście mogli wskazać i omówić z prowadzącymi pro-pozycje zapisów do projektu programu współpracy. W sfe-rze finansowej jednoznacznie zwrócono uwagę na potrze-bę organizacji konkursów ekologicznych i wyjścia poza „utarte schematy”. W obsza-rze niefinansowym pojawił się

natomiast szereg pomysłów na wsparcie organizacji i liderów, takich jak choćby rozważe-nie stałych dyżurów w gmi-nie Osielsko, przygotowanie oferty szkoleniowej dla mło-dych organizacji oraz pomoc formalno-prawna przy doku-mentowaniu działań. Wszyscy byli zgodni, co do konieczno-ści wprowadzenia –jako stan-dardu – spotkań gminnych oraz bieżącej informacji o dotacjach i szkoleniach. Cel spotkania został osiągnięty, uczestnicy zgłosili konkretne propozycje do programu rocz-nego, które zostały spisane i w najbliższym czasie zostaną przekazane do zaopiniowania Powiatowej Radzie Działalno-ści Pożytku Publicznego.

O społeczeństwie oby-watelskim i partnerstwie

15 maja br. w siedzibie Starostwa Powiatowego w Bydgoszczy odbyło się

spotkanie poświęcone utwo-rzeniu i oznakowaniu szlaku rowerowego biegnącego przez powiat toruński, miasto To-ruń, powiat chełmiński, mia-sto Bydgoszcz i powiat bydgo-ski.

Starosta Wojciech Porzych wraz z wicestarostą Zbignie-wem Łuczakiem oraz przed-stawicielami powiatu toruń-skiego, miasta Torunia oraz stowarzyszenia PTTK poro-zumieli się wstępnie w sprawie utworzenia szlaku rowerowe-go biegnącego po już wybu-dowanych przez poszczególne samorządy ścieżkach rowero-wych. Przeanalizowano moż-liwości realizacji tego przed-sięwzięcia oraz stworzenia partnerstwa samorządowego, służącego wytyczeniu oraz oznakowaniu szlaku. Okre-ślony został także wstępny

harmonogram prac, które roz-począć mają się już w najbliż-szym czasie.

Przedstawiciele toruńskich samorządów podtrzymali złożone wcześniej deklaracje oznakowania przebiegającej przez powiat toruński drogi rowerowej na całym jej odcin-ku (między granicą miasta To-runia, a miastem Racieniewo), uwzględnienia informacji do-tyczącej szlaku rowerowego w publikacjach powiatu toruń-skiego o tematyce rowerowej,

przygotowania informacji o wytyczeniu szlaku do lokalnej prasy, a także do informowa-nia wszystkich stron inwesty-cji o podejmowanych dzia-łaniach w zakresie turystyki rowerowej.

Uroczyste otwarcie trzeciej z budowanych przez naszych sąsiadów – powiat toruński – ścieżek rowerowych (Toruń--Chełmża z odgałęzieniem do miasta Kamionki Małe) odbę-dzie się 21 czerwca br. w Zale-siu (gmina Chełmża).

Nowy szlak - nowe oznakowanie

Podczas spotkania Zarzą-du Powiatu Bydgoskiego, reprezentowanego przez

starostę bydgoskiego Wojciecha Porzycha i wicestarostę Zbi-gniewa Łuczaka, pracowników Starostwa oraz konsorcjum firm „INSTALCO” w osobach wła-ściciela Firmy Instalco Toma-sza Katnego i właściciela firmy partnerskiej KORBUD Józefa Korczaka – podpisano umowę na realizację zadania pn. Ter-momodernizacja Zespołu Szkół w Koronowie.

Zadanie to obejmuje: termo-modernizację ścian zewnętrz-nych, termomodernizację i wymianę pokrycia dachowe-go, termomodernizację stropu zewnętrznego (pod nieogrze-wanym poddaszem), termo-

modernizację ścian w gruncie, termomodernizację ścian we-wnętrznych. Termin wykona-nia całości robót ustalono na dzień 10 sierpnia br. Część prac, obejmująca wymianę oraz ter-momodernizację pokrycia da-chowego na budynku Zespołu Szkół w Koronowie, z uwagi na ich pilny charakter, zrealizowa-na została już w roku 2014.

Koszt całego przedsięwzięcia to ponad 300 tys. zł i jest ono częścią projektu „Termomoder-nizacja budynków użyteczności publicznej w powiecie bydgo-skim”, realizowanego w ramach Regionalnego Programu Opera-cyjnego Województwa Kujaw-sko-Pomorskiego na lata 2007-2013.

Umowa podpisana – kolejna jednostka modernizowana…

12 maja br. odbył się, objęty patronatem honorowym sta-rosty bydgoskiego, powiato-

wy finał Wojewódzkiej Olimpia-dy Obrony Cywilnej, stanowiący sprawdzian wiedzy z zakresu obrony cywilnej oraz udzielania pierwszej pomocy przedlekar-skiej.

W konkursie udział wzięło ośmioro najlepszych uczniów wytypowanych w eliminacjach szkolnych, reprezentujących Ze-spół Szkół Agro - Ekonomicz-nych w Karolewie, Zespół Szkół Zawodowych w Koronowie, Li-ceum Ogólnokształcące w Ko-ronowie Zespół Szkół Ogólno-kształcących i Zawodowych w Solcu Kujawskim.

W klasyfikacji końcowej I miejsce zajęła Marta Kłosowska

- LO w Koronowie, II miejsce Pa-weł Kowalski – ZSA-E w Karole-wie, a III miejsce Dawid Ostrow-ski - ZSOiZ w Solcu Kujawskim. Pozostałych uczestników: Kamilę Nowakowską – ZSOiZ w Solcu Kujawskim, Wojciecha Frącko-wiaka - ZSA-E w Karolewie, Ju-litę Piskorz – LO w Koronowie, Mateusza Kaczmarka, Dominika Grefkiewicza - ZSZ w Koronowie uhonorowano wyróżnieniami. Wszyscy uczestnicy konkursu otrzymali również nagrody rze-czowe, które w imieniu starosty wręczył sekretarz powiatu Leszek Czerkawski.

W finale wojewódzkim Olim-piady Obrony Cywilnej – powiat bydgoski reprezentować będzie zespół w składzie Marta Kłosow-ska i Paweł Kowalski.

Znawcy OC

Strona redagowana przez

Starostwo Powiatowe w Bydgoszczy

POWIAT BYDGOSKI

Page 13: Poza Bydgoszcz nr 43

1329 maja 2015 r. pozabydgoszcz.pl GMINA DOBRCZ

Wydarzenia artystyczne, kulinarne i spor-towe - gmina Dobrcz zaprezentowała wa-kacyjne atrakcje kulturalne

Wraz z nadchodzącym latem w gminie Do-brcz rozpoczynają

się wielkie imprezy plenerowe. Wśród nich znajdą się uroczy-ste obchody 700-lecia Stronna, Święto Rabarbaru i Chleba oraz doroczne Święto Śliwki.

Pierwsze wydarzenie odbę-dzie się już w sobotę, 30 maja. Na boisku przy świetlicy wiej-skiej w Kusowie rozpocznie się Sołtysiada oraz obchody X-lecia sołectwa Kusowo.

- Dwa równoległe wydarze-nia wystartują o godzinie 14 - relacjonuje Teresa Spionkowska, sołtys Kusowa. - W sobotę po-jawią się u nas przedstawiciele wszystkich sołectw, aby wspól-nie, w świetnych humorach rozpocząć zdrową rywalizację, dobrze się przy tym bawiąc. A zabawy nie zabraknie, zarówno dla dzieci, jak i starszych miesz-kańców gminy. Gry, konkursy, dmuchane zjeżdżalnie i grill to tylko niektóre z wielu atrakcji

przygotowanych na obchody ju-bileuszu sołectwa Kusowo.

W pierwszą sobotę czerwca, na boisku przy Zespole Szkół w Wudzynie, odbędzie się fe-styn „Wszystkie dzieci nasze są”. Rozpocznie się on o godzinie 15. Tydzień później, 13 czerw-ca, Festyn Rodzinny zorganizują przedstawiciele wsi Kotomierz.

W Wudzynku, jak co roku, mieszkańcy będą piec rogale. Wszystko za sprawą Święta Ro-gala, którego szósta edycja od-będzie się 20 czerwca.

W 2009 roku piekarnia Tro-jana w Wudzynku obchodziła swoje 10-lecie. Właśnie wtedy narodził się pomysł zorganizo-wania „Święta rogala”. W to lato mieszkańcy regionu ponownie przygotują niesamowite wypie-ki, których skosztować będzie można w trzecią sobotę czerw-ca.

W sobotę, 27 czerwca Gmina Dobrcz oraz sołtys wsi Stron-no zaprasza wszystkich miesz-

kańców regionu na obchody 700-lecia Stronna. Wydarzenie rozpocznie się o godzinie 15 przy Szkole Podstawowej. Dzień później w Kozielcu, już po raz trzeci, miłośnicy muzyki będą mieli okazję posłuchać koncertu fortepianowego.

W wakacje na mieszkań-ców gminy również czeka moc atrakcji. 19 lipca w Trzebieniu odbędzie się doroczne święto Rabarbaru, podczas którego bę-dzie można spróbować i nabyć wiele domowych przetworów oraz wypieków z tego pysznego

warzywa. W ten sam dzień, wła-dze Strzelec Górnych organizują Sportowe Lato.

Sierpień w gminie Dobrcz rozpoczniemy Świętem Chleba, organizowanym w Gądeczu już po raz trzynasty. Impreza po-zwala pochwalić się bogactwem stołu regionu, jednocześnie pro-mując gminę w województwie.

W przedostatnią sobotę mie-siąca - 22 sierpnia - odbędą się Dożynki Gminne w Dobrczu, podczas których zaprezentują się ze swoimi plonami lokalni przetwórcy oraz rolnicy. Zwień-

czeniem wakacji będzie huczne Święto Śliwki, które odbędzie się na boisku w Strzelcach Dolnych w weekend 5 i 6 września.

Wydarzenia plenerowe w gminie Dobrcz wiążą się z wielo-letnią tradycją. Sołtysiada, Świę-to Rogala czy Śliwki cieszą się wielką popularnością. Festiwale ściągają do Strzelec Dolnych i Gądecza miłośników chleba i śliwki - zdrowych i naturalnych produktów. Siła i smak regionu leżą w rękach jego mieszkańców.

Imprezy pod chmurką

Michał Ciechowski

“Ania jest kandydatką do wyjazdu na Mistrzostwa Świata kadetów.

Oczywiście lato w gminie Dobrcz nie mogłoby się odbyć bez Święta Śliwki. Fot. ADAMZAKRZEWSKI

Łucznictwo nie jest popularnym sportem jednak posiadamy świetnych zawodników

Łuczniczka ULKS „Zryw” Dobrcz Anna Tobolewska odnosi coraz większe suk-

cesy na zawodach rangi krajowej i europejskiej. W ostatni weekend reprezentowała Polskę na Pucha-rze Europy w Klagenfurcie. Wraz z koleżankami zajęła trzecią po-zycję i zdobyła brązowy medal.

Młoda zawodniczka staje się powoli jedną z największych na-dziei polskiego łucznictwa. Ania jest aktualną Mistrzynią Polski w kategorii junior młodszy. Tytuł ten wywalczyła w styczniu na tur-nieju w Zamościu.

- To nie było jej pierwsze mi-strzostwo – przypomina jej tre-ner, Henryk Pater. – Prędzej była również najlepsza wśród młodzi-ków. Jest bardzo zdolną zawod-

niczką i mam nadzieję, że na ko-lejnych szczeblach swojej kariery będzie kolekcjonowała medale za Mistrzostwa Polski i nie tylko.

Z każdym rokiem Ania bierze udział w coraz poważniejszych zawodach. Ten sezon może się okazać przełomowym w perspek-tywie wielkiej kariery zawodnicz-ki z Dobrcza.

- Po Mistrzostwach Polski udaliśmy się na Puchar Gór Opawskich – kontynuuje Pater. – Były to jednocześnie elimina-cje na zawody międzynarodowe do Kamnika w Słowenii. Turniej

w Górach zakończyła na najniż-szym stopniu podium co zakwa-lifikowało ją do wyjazdu. Puchar Europy Środkowej we wspomnia-nym Kamniku ponownie zakoń-

czyła na trzeciej pozycji. Kapitalne występy na arenie

europejskiej dały jej kolejne moż-liwości startu. W dniach 19-23 maja Ania, wraz ze szkoleniow-cem oraz innymi zawodniczkami reprezentującymi Polskę, udała się do Klagenfurtu w Austrii na Puchar Europy.

- Są to bardzo prestiżowe zawody, na które przyjeżdża-ją najlepsi zawodnicy Starego Kontynentu – mówi trener Pa-ter. – W tym roku udział wzięli reprezentanci 24 państw. Ania zajęła 14 miejsce w eliminacjach. W pierwszej rundzie pokonała Gruzinkę z 35 miejsca, co dało jej awans do czołowej szesnastki. Kolejny pojedynek był prawdzi-wym sprawdzianem. Czekał na nią mecz z reprezentantką Turcji, która była trzecia w eliminacjach.

I tym razem udało się sprostać zadaniu i pokonać rywalkę. Do-piero Francuzka zatrzymała Anię, która ostatecznie zajęła 8 miejsce.

Po rywalizacji indywidual-nej przyszedł czas na rozgrywki drużynowe. Oprócz zawodniczki z Dobrcza, Polskę w kategorii ju-niorek młodszych reprezentowa-ły jeszcze Kamila Napłoszek (Ma-rymont Warszawa) oraz Gloria Juszczuk (Łucznik Żywiec).

- Eliminacje były bardzo uda-ne – opowiada Pater. – Nasze dziewczyny zwyciężyły, a w do-datku pobiły rekord Polski popra-wiając go o 51 punktów. Z racji triumfu w eliminacjach w pierw-szej rundzie otrzymały wolny los. W półfinale kadrowiczki musiały uznać wyższość Włoszek, jednak mecz o trzecie miejsce z Ukra-iną potoczył się po naszej myśli

i dziewczyny zostały brązowymi medalistkami Pucharu Europy, co jest bardzo znaczącym sukce-sem.

Wspaniałe wyniki pozwalają z nadzieją patrzeć na przyszłość zawodniczki z Dobrcza. Jakie są najbliższe plany Anny Tobolew-skiej?

- Ania jest kandydatką do wy-jazdu na Mistrzostwa Świata ka-detów – z dumą podkreśla szkole-niowiec. – W najbliższych dniach powinniśmy otrzymać decyzję o zatwierdzeniu jej w gronie repre-zentantów. Myślę, że nie będzie z tym problemu, gdyż aktualnie jest druga na liście potencjalnych kadrowiczek. Mamy już zaplano-wany lot na 4 czerwca.

Mistrzostwa odbędą się w Yankton w USA. Pierwsze kon-kurencje ruszą 8 czerwca.

Nadzieja łucznictwa

Karol Żebrowski

Anna Tobolewska niedawno zdobyła z koleżankami brązowy medal w trakcie Pucharu Europy w Klagenfurcie

Fot. ARCHIWUMPRYWATNE

Page 14: Poza Bydgoszcz nr 43

14 pozabydgoszcz.pl 29 maja 2015 r.GMINA OSIELSKO

Puchar Dewelopeo odby-wał się od 1 do 3 maja w Osielsku. Jeszcze przed

rozpoczęciem zawodów było wiadome, że w większości zespół gospodarzy stanowić będą ju-niorzy. Oprócz drużyny Dębów w turnieju brały udział trzy inne zespoły z Warszawy: Centaury, Pasikoniki oraz Feniksy.

- Nasza drużyna od początku spisywała się bardzo dobrze – po-wiedział Paweł Winiarski, czło-nek zarządu klubu Dęby Osielsko. – Pierwszego dnia wygraliśmy z Centaurami, którzy również mieli w swoich szeregach wielu juniorów, a później pokonaliśmy Feniksy zapewniając sobie awans do finału. W związku z tym na-stępnego dnia mogliśmy zagrać rezerwowym składem przeciwko Pasikonikom, którym ulegliśmy 6:7.

Oprócz drużyny Dębów do finału awansowały Feniksy War-szawa. Zespół na decydujące spo-tkanie zasilił Paweł Sztejka, który nie ma zbyt częstej szansy na grę w ekstraligowych rozgrywkach. Mimo braku regularności Sztejka od początku grał bardzo dobrze,

co w połączeniu z niezłą postawą reszty zespołu pozwoliło na ob-jęcie prowadzenia 8:0. Ostatecz-nie Dęby pokonały warszawski zespół 10:4. W meczu o trzecie

miejsce Centaury po zaciętej walce zwyciężyły z Pasikonikami 11:10. Zwycięzcy otrzymali pu-char, a najlepszym zawodnikiem został wybrany Oskar Wąsik z

drużyny gospodarzy.- Wszystkie zespoły były bar-

dzo zadowolone z organizacji turnieju – stwierdził Winiarski. – Młodsi gracze mieli szansę przy-gotowania się do Pucharu Polski juniorów. Oprócz tego atmosfera była bardzo dobra. Zorganizowa-ny został także grill integracyjny. Jestem pewien, że kilku chłopa-ków zawarło znajomości, które pewnie przetrwają...

W niedzielę 10 maja tym ra-zem seniorzy Dębów udali się na bardzo ciężki wyjazd do Kutna, gdzie rozegrali dwa spotkania z liderem rozgrywek – Stalą. Nie-pokonana drużyna musiała dwa razy uznać wyższość zawodników z powiatu bydgoskiego, którzy wygrali 7:1 oraz 10:8.

- Postawa zespołu była za-skoczeniem nawet dla mnie – twierdzi trener Dębów Mateusz Macniak. – Lider z Kutna pre-zentował stabilną i równą formę odprawiając z kwitkiem kolejne drużyny. W pierwszym spotka-niu zagraliśmy perfekcyjnie w obronie i przyzwoicie w ataku. Szczególnie chciałbym wyróżnić Radka Zajdę, który moim zda-

niem zagrał najlepsze spotkanie w Ekstralidze w dotychczasowej swojej karierze. Drugie spotkanie było bardziej otwarte, ale potrafi-liśmy zachować zimną krew i po-nownie pokonać Stal. Jestem bar-dzo zadowolony z postawy mojej drużyny.

Do domowego spotkania przeciwko Baseballowi Wrocław, które odbyło się tydzień później tj. 17 maja zawodnicy Dębów podchodzili więc z dużymi ape-tytami.

- Chcieliśmy wygrać oba spo-tkania dużą różnicą punktową – powiedział Macniak. – Pierwsze starcie to popis Pawła Sztejki, który nie dość że pozwolił sobie wybić tylko jednego „hita” to do-datkowo zdobył oba punkty decy-dujące o naszym zwycięstwie 2:0. W drugim meczu oglądaliśmy festiwal błędów obu zespołów. Na nasze nieszczęście zakończył się on triumfem wrocławian 5:6.

W następnym spotkaniu, któ-re odbędzie się w najbliższą nie-dzielę 31 maja Dęby podejmą w Kutnie Centaury Warszawa. Po-czątek rozgrywki o godzinie 12.

Dęby ponownie górą!Bardzo dobre wyniki osiąga baseballowa drużyna z Osielska. Najpierw zwyciężyła w Pucharze Dewelopeo, a

później pokonała dwukrotnie niepokonaną dotąd Stal Kutno oraz podzieliła się punktami z Baseballem WrocławKarol Żebrowski

Dokładną datę powsta-nia szkoły podstawowej w Osielsku trudno dziś

ustalić, bo zachowało się niewiele dokumentów opisujących dzieje obiektu. Według przekazów hi-storycznych pierwszą placówką oświatową na terenie miejsco-wości miała być szkoła parafial-na wzniesiona wraz z budową kościoła pod koniec XVII wieku. Na mocy ustawy Komisji Eduka-cji Narodowej, w drugiej połowie XVIII wieku, jej pomieszczenia przeznaczono w poczet pierwszej świeckiej szkoły, a budowa nowej placówki rozpoczęła się dopiero na początku kolejnego stulecia.

Jerzy Świetlik, pasjonat historii i autor wielu artykułów poświę-conych dziejom regionu, w swo-jej publikacji „190 lat szkoły w Osielsku", datuje początek dzia-łalności ówczesnej podstawówki na przełom lat 1819/1820. I wła-śnie sugerując się jego propozycją Społeczny Komitet Obchodów 195 - lecia postanowił zorganizo-wać Pierwszy Zjazd Absolwentów Szkoły Podstawowej w Osielsku.

- Pierwsze wzmianki na temat naszej szkoły, które można zna-

leźć w Archiwum Państwowym, pochodzą właśnie z 1820 roku, przyjmujemy więc tę datę jako początek jej działalności - tłuma-czy Dariusz Jachowski, dyrektor Zespołu Szkół w Osielsku. - A ponieważ w tym roku mija też piętnaście lat od kiedy działamy jako zespół szkół, będziemy mieli podwójną rocznicę.

Jubileuszowy zjazd absol-wentów odbędzie się dopiero 5 września, ale już teraz znamy szczegóły uroczystości. Obcho-dy rozpoczną się o godz. 10.00 w Parafii pw. NMP w Osielsku od uroczystej mszy świętej kon-celebrowanej przez absolwentów szkoły – ks. Sylwestra Bąka oraz ks. Aleksandra Dziadowicza. Główna część uroczystości roz-pocznie się o godz. 11.45 w sali gimnastycznej SP.

Na przybyłych czekać będzie wystawa fotografii, zwiedzanie sal i przegląd kronik szkolnych. Spotkania klas odbywać się będą według roczników ukończenia nauki, a o 13:30 goście przej-dą na dziedziniec, gdzie będzie miała miejsce część artystyczna. O 15 zostanie podany posiłek, a

pomiędzy 16. a 21 chętne osoby będą mogły wziąć jeszcze udział w Balu Absolwenta, który odbę-dzie się w restauracji „Golonecz-

ka”. Patronach honorowy nad ob-

chodami objął wójt Wojciech Sypniewski. Aby wziąć udział w

zjeździe należy wypełnić formu-larz rejestracyjny dostępny na stronie www.zsosielsko.pl i wpła-cić 50 zł na konto Rady Rodziców w banku PKO BP o numerze: 15 1020 1475 0000 8902 0228 5021. W ramach opłaty rejestracyjnej wszyscy uczestnicy otrzymają upominki związane z obchoda-mi oraz ciepły poczęstunek. Do-datkowa opłata za udział w balu wynosi 100 zł.

- Szacujemy, że od roku 1945 mury szkoły podstawowej opu-ściło około 4 tys. uczniów - mówi dyrektor Dariusz Jachowski. - Ta-kiej liczby nie pomieścimy, ale i tak liczymy, że będzie nas wielu. Część, wiadomo, się porozjeżdża-ła, ale tych, którzy dalej mieszka-ją na terenie gminy i się gdzieś udzielają znamy i liczymy, że się u nas pojawią.

[email protected]

Oj, będzie bal!

Szkoła Podstawowa w Osielsku świętuje w tym roku 195 urodziny. Z tej okazji we

wrześniu odbędzie się jubileuszowy zjazd absolwentów. Zapisy już trwają

Tomasz Skory

To już nie ten budynek co niemal 200 lat temu, ale szkoła ta sama.

Fot. GRAŻYNA BRZEZIŃSKA

Fot. ARCHIWUM

Page 15: Poza Bydgoszcz nr 43

1529 maja 2015 r. pozabydgoszcz.pl GMINA OSIELSKO

Muzyczny talent odzie-dziczyła po tacie, który przygrywał jej w dzie-

ciństwie na harmonijce i akorde-onie, a że śpiewała dużo i ładnie, rodzice zapisali ją do muzyczne-go przedszkola. Przez kilka lat sama doskonaliła głos w domo-wym zaciszu, nie przepuszczając jednak okazji, by sprawdzić się w szkolnych konkursach czy mło-dych talentach, a w liceum zwią-zała się grupą wokalną Animi Causa pod kierownictwem Lidii Gackowskiej.

- W dzieciństwie śpiewałam głównie piosenki rozrywkowe, popowe, ale z czasem pochłonęła mnie piosenka aktorska i poezja śpiewana - wspomina Eweli-na Żak. - W liceum z zespołem śpiewaliśmy natomiast utwory klasyczne, od których zaczął się kolejny etap w moim życiu. Dużo ćwiczyliśmy zarówno w grupie, jak i indywidualnie. Śpiewaliśmy a capella i utwory podzielone na głosy. Były to bardzo rozwijające zajęcia, bo musieliśmy słuchać siebie nawzajem. Dużo się wtedy nauczyłam.

Po liceum poszła za ciosem i rozpoczęła studia na wydziale wokalno-aktorskim Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowo-wiejskiego w Bydgoszczy. Już podczas studiów zaczęła zdo-bywać doświadczenie na sa-lach koncertowych zarówno w

rodzinnym mieście, jak i poza jego granicami. W Filharmonii Pomorskiej na koncercie dyplo-mantów śpiewała arię habanera z opery „Carmen", występowała też na deskach Filharmonii Bał-tyckiej oraz Filharmonii Słup-skiej.

Podczas Operowego Fo-rum Młodych została solistką w „Kserksesie” Handla, a w tym roku wraz z artystami Opery Nova występowała w „Potę-pieniu Fausta”. Natomiast wraz z bydgoską orkiestrą Emband miała okazję zaprezentować się

przed publicznością w Paryżu i Brukseli, gdzie śpiewała utwo-ry „New York” Franka Sinatry i „Somewhere over the rainbow', partię Dorotki z „Czarnoksiężni-ka z Oz".

- Każdy występ daje mi bar-dzo dużo satysfakcji - podkreśla

młoda wokalistka. Szczególnym sentymentem darzy operetkę „Student żebrak”, wystawianą w Dworze Artusa w Toruniu. - Grałam w niej nauczycielkę. Było bardzo dużo pracy nad tą postacią, musiałam połączyć śpiew z grą aktorską, ale było to wspaniałe doświadczenie. Marzy mi się pójść dalej w kierunku ak-torstwa, ale zdaję sobie sprawę, że wciąż czeka mnie dużo pracy.

Ewelina Żak wielokrotnie była zapraszana już przez zespo-ły, chóry, schole parafialne i inne koła wokalne do uczestnictwa w konsultacjach, praktykach i kon-certach. Od stycznia natomiast prowadzi zajęcia dla dzieci w Studiu Piosenki GOK w Osiel-sku. Dwa razy w tygodniu spoty-ka się z młodymi podopiecznymi na kameralnych warsztatach z emisji głosu.

- Mam uczniów w różnym wieku i z różnym doświadcze-niem, do każdego trzeba więc podejść indywidualnie - tłuma-czy instruktorka. - Z młodszy-mi dziećmi śpiewam głównie piosenki dziecięce, ze starszymi utwory rozrywkowe. Ćwiczymy słuch, pracujemy nad oddechem, emisją głosu i poprawną dykcją. Pomagam im stawiać pierwsze muzyczne kroki.

[email protected]

Z muzyką od małego Dopiero skończyła studia, ale talentu i doświadczenia scenicznego jej nie brakuje. Od stycznia w GOK w Osielsku muzyki uczy Ewelina Żak

Tomasz Skory

Ewelina Żak i jedna z jej podopiecznych – Natalia. Fot. TOMASZSKORY

Page 16: Poza Bydgoszcz nr 43

16 pozabydgoszcz.pl 29 maja 2015 r.GMINA KORONOWO

Wraz z majem rozpoczął się sezon lotowy gołę-bi pocztowych, a wielu

utytułowanych gołębiarzy z re-gionu mieszka na terenie gminy Koronowo. Miejscowy oddział Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych składa się z czterech sekcji: w Serocku, Wię-cborku, Sypniewie i Koronowie, spośród których ta ostatnia zrze-sza największą liczbę, bo prze-szło trzydziestu hodowców. Nad wszystkimi czuwa zaś Jerzy Mey-ze, gołębiarz od 1965 roku.

- Nie jest to zawód, bo nikt z nas na gołębiach nie zarabia - tłu-maczy prezes PZHGP w Korono-wie. - To hobby, często przekazy-wane z pokolenia na pokolenie. Jedni lubią jeździć na ryby, inni zbierać grzyby, a my organizuje-my loty gołębi pocztowych.

Paweł Sienkiewicz, czołowy hodowca koronowskiego oddzia-łu, pasję gołębiarską odziedziczył po dziadku. Przyznaje, że jest to zajęcie, dla którego trzeba sporo

poświęcić. - Ptakom potrzebna

jest całoroczna opieka - podkreśla mieszka-niec Starego Dworu. - Inaczej odżywiają się o każdej porze roku, nie można karmić je byle czym. Każdy okres: lo-towy, pierzenia, lęgowy i zimowy, oznacza inne obowiązki.

Najważniejszy jest oczywiście okres lotowy, który trwa od wiosny do jesieni. Przed każdym sezonem hodowca skła-da spis gołębi, które przystępują do lotów konkursowych.

- Są cztery kategorie lotów: krótko, średnio i długodystanso-we oraz maratony - wylicza Jerzy Meyze. - Oprócz tego organizuje się loty młodych gołębi, wycho-wanych w danym roku, które dopiero uczą się trafiać do gołęb-nika.

Gołąb pocztowy to niezwykły ptak, który potrafi pokonać setki

kilometrów w drodze do domu. Jednak i on musi się wpierw tego nauczyć. Hodowcy przed każdym sezonem trenują ptaki wypusz-czając je w niedużych odległo-ściach od gołębników, później zwiększając dystans. Najlepsze okazy potrafią trafić do właścicie-la wypuszczone nawet na drugim krańcu kontynentu.

- Ten gołąb przyleciał do nas aż z Barcelony - Grzegorz Zieliński, opiekun gołębi w gospodarstwie Grzegorza Szydłowskiego z No-wego Dworu, prezentuje cham-piona, który w 2011 roku zdobył

pierwszą nagrodę za lot z Hiszpa-nii do Polski, pokonując prawie 1780 km. W ramach mistrzostw tzw. podstrefy B, czyli hodowców, których gołębniki znajdowały się w odległości od 1650 do 1850 km od miejsca startu, zajął natomiast 5 miejsce.

Jak wyglądają takie zawody? Każdy ptak wyposażany jest w elektroniczną obrączkę i trans-portowany w klatce na miejsce startu. Wszystkie wypuszczane są w tej samej chwili i za zada-nie mają jak najszybciej dotrzeć do własnych gołębników, gdzie zainstalowane są elektroniczne zegary. Ptak wchodząc do gołęb-nika automatycznie odbija swój powrót, dzięki czemu można sprawdzić czas, w jakim dotarł na miejsce.

- Wcale nie jest tak, że ten, który ma najbliżej, pierwszy przylatuje do gołębnika - zdradza prezes koronowskiego oddzia-

łu PZHGP. - Nie zawsze gołębie wybierają najkrótsze trasy. Często kluczą, czasem tracą orientację, głupieją przez nadajniki i stacje radiowe, a przy lotniskach zdarza się, że spadają na ziemię i trzeba je podnosić.

Po ukończeniu wszystkich lo-tów rachmistrz zawodów porów-nuje wyniki i przyznaje gołębiom punkty. O ich liczbie decyduje długość trasy oraz czas, w ja-kim została pokonana. Hodow-cy, których ptaki otrzymały ich najwięcej, a więc brały udział w największej liczbie konkursów, w trakcie których zajmowały punktowane miejsca, na koniec sezonu zdobywają wyróżnienia. Wśród mieszkańców Koronowa duży sukces odnieśli, m.in. Adam i Marek Zarembscy, wygrywając wojewódzki konkurs w Młodych Lotach 2013.

[email protected]

Podniebny wyścig trwa

Dziś już nikt raczej nie wysyła listów gołębią pocztą, ale i tak każ-dego roku niebo nad regionem przecinają tysiące skrzydlatych

posłańców. Zamiast wiadomości niosą jednak elektroniczne chi-py, a ich zadaniem jest jak najszybciej zameldować się na mecie

Tomasz Skory- Ten gołąb przyleciał do nas aż z Barcelony - Grzegorz Zieliński, opiekun gołębi w gospodarstwie Grzegorza Szydłowskiego z Nowe-go Dworu

Fot. TOMASZSKORY

“Nie zawsze gołębie wybierają najkrótsze trasy. Często kluczą, czasem tracą orientację, głupieją przez nadajniki i stacje radiowe

Deska w ruchW piątek, 22 maja w Koronowie

otwarto pierwszy skatepark. Projekt powstał z pomocą

dofinansowania ze środków unijnych.Uroczystego otwarcia dokonał bur-

mistrz Koronowa. Skatepark znajduje się przy Gimnazjum nr 1, tuż za bo-iskiem ,,Orlik”.

Podczas imprezy odbyły się również

pokazy sportów ekstremalnych przy-gotowane przez firmę 4Freaks Board-shop, a także warsztaty i konkursy de-skorolkowe z nagrodami. Więcej zdjęć na www.pozabydgoszcz.pl

(IK)Fot. Łukasz Piecyk

Page 17: Poza Bydgoszcz nr 43

1729 maja 2015 r. pozabydgoszcz.pl GMINA BIAŁE BŁOTA

Do ostatniego pożaru do-szło w pierwszym tygo-dniu maja w miejscowości

Przyłęki. W godzinach popołu-dniowych ogień pojawił się na piętrze domu, w którym znajdo-wała się wówczas rodzina. Spa-leniu uległo poddasze i poszycie dachu, ogień strawił też część do-bytku znajdującego się na piętrze. Przyczyna pożaru nie jest znana, prawdopodobnie wybuchł on na skutek zwarcia instalacji elek-trycznej.

- Uratował się parter, rodzi-nie udało się też wynieść z domu większość wartościowych przed-miotów nim dosięgnął je ogień, więc w tej chwili najważniejszą kwestią jest remont budynku - mówi Tomasz Włodarczak, pracownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej. - Rodzina mieszka w tej chwili w budynku gospodarczym obok domu. Cze-kamy wspólnie na opinie budow-lańców, którzy szacują koszta na-prawy budynku.

Wójt zaapelował o pomoc fi-nansową i rzeczową dla rodziny. Środki, które zostaną przezna-czone na remont domu można wpłacać na konto Banku Spół-dzielczego na nr: 36 81420007 0400 4242 2000 0103 z dopi-skiem „Pomoc dla pogorzelców z Przyłęk". W akcję łączyli się już uczniowie i nauczyciele Ze-społu Szkół w Łochowie, prze-kazując rodzinie środki czystości oraz ubrania. W tej chwili trwa też zbiórka materiałów budow-lanych. Osoby, które chciałyby włączyć się w odbudowę domu proszone są o kontakt pod nr tel. 724 351 760.

Przypominamy, że w kwietniu w wyniku pożaru poszkodowana została także rodzina mieszkająca w Lipnikach. Ogień wybuch w przydomowej kotłowni, ale dym rozszedł się po całym budynku. Ściany i meble pokryły się tłu-stym osadem, a to co znajdowało się w ich wnętrzach przesiąkło spalenizną. Rodzina otrzymała już pomoc od gminy i sąsiadów, ale wciąż potrzebuje pościeli, ko-ców, ręczników i ubrań. Można też wpłacać datki podane powy-żej na konto Banku Spółdzielcze-go z dopiskiem „Pomoc dla pogo-rzelców z Lipnik”.

(TS)

Kolejny pożar - trzeba pomóc

Do harcerstwa wstąpił w 1966 roku jako uczeń szkoły podstawowej w

Brzeziu. Działalność w ZHP po-zwoliła mu poznać wielu ludzi o niezwykłych zainteresowaniach i często te spotkania stawały się później inspiracją do odkrywa-nia własnych pasji. Witold Bła-siak latał szybowcami, skakał ze spadochronem, kolekcjonował monety, karty i znaczki poczto-we, ale konikiem, który na do-bre wpłynął na jego życie, stało się krótkofalarstwo.

- W 1973 roku ukończyłem kurs, po którym przyznano mi indywidualny znak wywoław-czy SP2JBJ. Taki unikatowy ciąg znaków dla krótkofalowca jest jak drugie imię, którym się przedstawia na łączach - tłuma-czy mieszkaniec Łochowa.

Jeszcze nim odebrał pozwo-lenie radiowe i już na dobre uaktywnił się na łączach, wstą-pił do szkoły oficerskiej, gdzie zdobył uprawnienia nawigatora lotniczego. Rozpoczął służbę zawodową jako radiolokator na lotnisku w Debrznie, gdzie szybko został dowódcą całego zespołu nawigatorów i w końcu kierownikiem lotniska, a w 1989 roku przeniesiono go do Byd-goszczy, gdzie został dowódcą zmiany w ośrodku kontroli ru-chu lotniczego. Wielu pilotów w tamtych czasach rozpoznawało jego głos na wojskowych często-tliwościach.

- Gdy w 1998 roku polska radiofonia przeszła na zachod-nie fale z dolnego pasa częstotliwości UKF na górny, wiele starych radiostacji i innych urządzeń zaczęło trafiać na śmietniki - wspomi-na Witold Błasiak. - Gdy w bydgoskim hufcu likwidowano kolekcję sprzętu na-leżącego do harcerzy, stwier-dziłem, że zabiorę go do domu i będę udostępniać wszystkim, którzy jeszcze chcieliby z niego skorzystać.

W ten sposób z prywatne-

go domu łochowianina zaczął nadawać klub radiotechników „Emiter” SPSJBJ. Z upływem czasu przybywało mu sprzętu, bo ilekroć pojawiał się na lokal-nych festynach i opowiadał o swojej pasji, znajdował się ktoś, kto miał jeszcze w domu stare

radioodbiorniki i nie wiedząc co samemu miałby z nimi robić, przekazywał je w poczet klubu.

W tej chwili kolekcja Witolda Błasiaka liczy aż 600 ekspona-tów. Znajdziemy w niej radiood-

biorniki wyprodukowane przez polskie firmy Radmor i Unimor, węgierskie Oriony, pierwszą Teslę, enerdowskiego Beetho-vena, przeszło 60 wojskowych urządzeń do nawiązywania łącz-ności i 83 radioodbiorniki wy-produkowane przez bydgoską Eltrę. Całość uzupełnia blisko 800 książek i czasopism związa-nych z radiotechniką, z których najstarsza książka pochodzi z 1928 roku.

- Nigdy nie zamierzałem sprzedawać swojej kolekcji, ale mógłbym oddać ją do muzeum, by służyła jak największej grupie osób - zdradza krótkofalowiec. - Marzy mi się utworzenie mu-zeum techniki radiowej skupia-jącego się głównie na polskich produktach, a już szczytem ma-rzeń byłoby powołanie do ży-cia w takim muzeum klubowej radiostacji, która pozwalałaby każdemu zainteresowanemu na-wiązać łączność radiową.

Instruktor należy do całkiem sporego grona popularyzato-rów tego rodzaju komunikacji. W Polsce egzamin przed ko-misją radiową zdało około 25 tys. osób, choć oczywiście nie wszyscy wystąpili o pozwolenia uprawniające do użytkowania amatorskich stacji. A kogo i dla-czego właściwie ciągnie do za-istnienia na krótkich falach?

- Harcerzy, ludzi, którzy chcą się bawić w gry terenowe lub osoby, które ciągnie do wojska lub innych służb mundurowych i mają ochotę poznać ten sposób komunikacji, bo jest to ze sobą nierozerwalne. Dzięki łączności radiowej w razie zagrożeń moż-na szybko przekazywać sobie informacje, a nie wymaga ona niemal żadnych kosztów, bo wy-starcza 100 watów, by móc uzy-skać łączność z całym światem.

[email protected]

Tu nadaje SP2JBJ Choć w dobie komputerów i telefonów komórkowych może to dziwić, krótkofalarstwo wciąż ma się całkiem dobrze. I warto się nim zainteresować, przekonuje Witold Błasiak,

radioamator, instruktor harcerski i właściciel olbrzymiej kolekcji odbiornikówTomasz Skory

Witold Błasiak nadaje na falach o częstotliwości 145,450 MHz. Fot. ŁUKASZ PIECYK

“- Nigdy nie zamierzałem sprzedawać swojej kolekcji, ale mógłbym oddać ją do muzeum, by służyła jak na-jwiększej grupie osób

Page 18: Poza Bydgoszcz nr 43

18 pozabydgoszcz.pl 29 maja 2015 r.GMINA NOWA WIEŚ WIELKA

Angelika i Przemek Kli-nowscy od czterech lat należą do ogólnopolskie-

go „Bractwa wojowników Kruki”. To elita wojowników w Polsce. Bracia wygrywają większość tur-niejów i bitew, w których biorą udział, a te toczą się nie tylko w naszym kraju. Polscy wikingowie gościnnie biorą też udział w festi-walach historycznych w całej Eu-ropie, z krajami skandynawskimi na czele. I niejednokrotnie już udowadniali za granicą, że biją się jak mało kto.

- Gdy stoi się ramię w ramię z kolegami, a z naprzeciwka zbliża się grupa przeciwników, adrena-lina jest niesamowita - opowiada Przemek. - Bijemy się po kilka minut, ale bardzo intensywnie. Trenujemy tydzień w tydzień, spotykając się w MDK nr 4 w Bydgoszczy.

W trakcie cotygodniowych spotkań wojownicy doskonalą cięcia, bloki i uniki, a sprawdzia-nem ich umiejętności są turnieje i inscenizacje, w których ścierają się z innymi bractwami. Podczas bitwy trzeba mieć oczy dookoła głowy, inaczej szybko można ją stracić. Wrogowie uzbrojeni w topory tylko czyhają aż wyjrzymy zza tarczy, przeciwnicy z włócz-niami atakują nas po nogach za-nim zdążymy się do nich zbliżyć, ale najniebezpieczniejsze są mie-cze, bo tną całą długością ostrza. Brzmi groźnie, na szczęście z dzi-siejszych potyczek nikt już nie wraca na tarczy.

- Współczesne techniki walki odbiegają od tych historycznych, bo dziś jak ze sobą walczymy to jednak nie chcemy się zabić. Jest to więc zupełnie inne podejście

niż w średniowieczu - śmieje się mieszkaniec Kobylarni. - W trak-cie walki nie stosujemy niebez-piecznych pchnięć, a krawędzie naszych mieczy i toporów mają przynajmniej 3-5 mm grubości.

Bojowy ekwipunek wykonują samemu lub zamawiają u wyspe-cjalizowanych kowali i płatnerzy. Nim jednak początkujący wojow-

nik chwyci za stal, czekają go dłu-gie treningi z kijem w ręku. Każ-dy kandydat musi wpierw przejść okres próbny nim stanie się peł-noprawnym członkiem bractwa i otrzyma symboliczny wisior oraz drużynowe imię.

- Kładziemy duży nacisk na szczegóły - podkreśla Przemek, znany w drużynie jako Valhallen.

- Podczas rekonstrukcji każdy z nas wciela się w inną postać i dbamy o to, by zachowane zostały detale zgodne z historyczną wie-dzą. Przykładowo, wojownik bez odpowiednich butów nie może walczyć mieczem, bo jeśli kogoś nie było stać na buty, nie mógł też kupić miecza i walczył toporem. Albo inny przykład: na zakup

czerwonych tkanin mogły sobie pozwolić tylko osoby z wyższych klas, bo kolor czerwony był daw-niej najtrudniejszy do uzyskania.

Ponieważ ciężko u nas o dobrą literaturę opisującą życie wikin-gów, wiedzę na ten temat bracia czerpią z sag, starych rycin, ka-mieni runicznych i drzeworytów, a odnalezionymi informacjami wymieniają się w internecie. Nie skupiają się jednak wyłącznie na tematach związanych z walką. „Kruki” równie duży nacisk kła-dą na odtwarzanie innych ele-mentów życia w średniowieczu, takich jak dawne rzemiosło, zwy-czaje, wierzenia czy kuchnia.

- Panowie spotykają się na fe-stynach po to by się bić, a my by im gotować - żartuje Angelika przygotowując podpłomyki na tradycyjnym palenisku. Histo-ryczną pasją zaraził ją mąż. - Z początku był to po prostu sposób spędzania wolnego czasu, dziś to już na dobre stało się częścią na-szego życia.

Małżeństwo z Kobylarni zara-ża teraz swoją kolejne pokolenia, prowadząc żywe lekcje historii i pokazy w szkołach i przedszko-lach.

- Pokazujemy dzieciom stroje i uzbrojenie, opowiadamy o histo-rii i mitologii. Oczywiście więcej jest w tym zabawy niż nauki, ale może któryś z maluchów połknie bakcyla. Najwięcej radości nam sprawia, gdy dostajemy później laurki, a w środku napis „Chcę zostać wikingiem”.

[email protected]

Sagi, stal i adrenalina Uczą walki, rzemiosła, dawnych obrzędów, biorą udział w rekonstrukcjach, prowadzą lekcje historii

i występują na festynach. Małżeństwo z Kobylarni udowadnia, że by zostać wikingiem nie trzeba wcale przenosić się w czasie, ani przeprowadzać do Skandynawii

Tomasz Skory

Dla Przemka i Angeliki historyczna pasja stała się sposobem na życie. Fot. TOMASZSKORY

Page 19: Poza Bydgoszcz nr 43

1929 maja 2015 r. pozabydgoszcz.pl GMINA SICIENKO I DĄBROWA CHEŁMIŃSKA

V Jarmark w Zakolu Dolnej Wisły zapowiada się nie-zwykle interesująco. Czar-

że czeka najazd kultury ludowej – jej współczesnych przedstawi-cieli. Będzie tradycyjne jadło, po-kazy wikliniarstwa, garncarstwo oraz atrakcje dla dużych i małych. Organizatorzy zadbali zarówno o dzieci, jak i seniorów.

Zabawa rozpocznie się o go-dzinie 13 i potrwa aż do godziny 21. Ci, którzy nie uczestniczyli w niej w poprzednich latach nie wiedzą, że jest ona organizowana z aż tak wielkim rozmachem.

- Nasze dziedzictwo kulturowe trzeba promować na wszystkich możliwych polach – mówi Anna Pawlak z LGD „Zakole Dolnej Wisły”. - Staramy się, żeby ta im-preza ukazywała je możliwie naj-szerzej, bo mamy się na naszym terenie czym pochwalić.

W programie imprezy znaj-

dziemy kolorowe kramy ze swoj-skim jadłem i rozmaitym ręko-dziełem. Wszystkie gminy leżące w obszarze działania tego LGD zaprezentują się także na scenie w specjalnie przygotowanym na tę okazję programie artystycznym. Każdy, kto odwiedzi Czarże, bę-dzie mógł również uczestniczyć w warsztatach garncarskich i wi-kliniarskich.

Jednym z najciekawszych ak-centów imprezy powinien być także konkurs „Modni rycerze XXI wieku”. Zaprezentują się w nim dzieci w strojach średnio-wiecznych wykonanych z mate-riałów pochodzących z recyclin-gu.

Na placu staną też efektowne i kolorowe dmuchańce i zjeż-dżalnie dla dzieci. W zawodach sprawnościowych na wesoło zaprezentują się reprezentanci wszystkich sołectw. O muzyczną

stronę imprezy zadba zespół Zy-deco Flow, który łączy klimaty bluesowe z folkiem.

Warto również podkreślić, że za stoiska wystawiennicze pod-czas tej imprezy nie jest pobierana opłata. Chętni do uczestnictwa w Jarmarku w charakterze wystaw-cy powinni zapoznać się z regu-laminem imprezy oraz wypełnić kartę zgłoszeniową dostępną na stronie www.zakolewisly.pl. Trze-ba ją dostarczyć do biura LGD do 5 czerwca.

Co wyróżnia jarmark w Czar-żu?

- Nie uginamy się pod cięża-rem komercji – mówi Anna Paw-lak. - Jesteśmy ukierunkowani na klimat dawnej wsi. Bawimy się bez plastikowych zabawek i fast--foodów. Skupiamy się wyłącznie na tradycji i ludzkich talentach.

Akcent rycerski podczas jar-marku ma dwojaki cel. Po pierw-sze ma popularyzować aktywne spędzanie wolnego czasu, a po drugie, promować honorowe po-stawy, które zanikają we współ-czesnym świecie.

- Impreza odbywa się na Szla-ku Tradycji i Smaku, który stano-

wi jedyną w swoim rodzaju ofertę turystyczną w regionie – mówi Anna Pawlak. - Zaliczają się do niego dziedzictwo kulturowo--przyrodnicze, produkty lokalne, turystyka wiejska oraz imprezy cykliczne. Chcemy, żeby nasz te-ren wyrabiał świadomie określo-ną markę.

Jarmark współfinansowany jest ze środków Unii Europejskiej w ramach działania „Funkcjono-wanie lokalnej grupy działania nabywanie umiejętności i aktywi-zacja” PROW 2007-2013.

Rycerski pokaz mody

Impreza znana w całym regionie odbędzie się w gminie Dąbrowa

Chełmińska 13 czerwca. W miejscowości Czarże spotykają się wyjątkowe osoby

Tomasz Więcławski

- Jesteśmy ukierunkowani na klimat dawnej wsi. Bawimy się bez plastikowych zabawek i fast-foodów - mówi Anna Pawlak

Fot. ŁUKASZ PIECYK

Pierwsze muzyczne kroki stawiał jako dziesięciolatek za sprawą dziadka, który

uczył go gry na skrzypcach. Po trzech latach nauki potrafił już grać melodie zapisane w nutach, ale nie zapałał uczuciem do in-strumentu smyczkowego i jako nastolatek z ciekawości chwycił za akordeon.

- Spodobał mi się, bo potrafi-łem zagrać na nim coś ze słuchu, bez konieczności spoglądania w nuty, ale był to dość krótki epizod - wspomina Romuald Wiśniew-ski.

W szkole średniej, dzięki ko-legom z klasy, chwycił za gitarę i zaczął śpiewać piosenki tury-styczne. Gdy młodzież zaczęła chorować na beatlemanię, wraz z trójką znajomych z technikum zaczęli grać utwory grupy z Liver-poolu, ćwicząc w domu kultury w Kruszynie i dając koncerty na szkolnych korytarzach.

- Po szkole każdy z nas poszedł w swoją stronę i skończyła się na-sza przygoda z graniem. Sprzeda-łem wtedy gitarę elektryczną, bo stwierdziłem, że nie będzie mi

potrzebna. Na studiach założy-łem rodzinę, a że przydawał się wówczas każdy grosz, sprzedałem też gitarę akustyczną i całkiem przestałem grać.

Wybór ścieżki kariery był dość

oczywisty. Zarówno mama, dzia-dek, jak i najbliższe wujostwo związane było ze szkolnictwem, po studiach pedagogicznych Ro-muald Wiśniewski rozpoczął więc pracę w podstawówce w

Strzelewie. I tam spotkał innych nauczycieli, którym w duszach grała muzyka.

- Zaczęło się od jednego, eme-rytowanego już kolegi, z którym zaczęliśmy pierwsze próby - opo-wiada nauczyciel. - Graliśmy na różnych szkolnych uroczysto-ściach i z czasem dołączyły do nas dwie inne nauczycielki. Cią-gle byliśmy gdzieś zapraszani, występowaliśmy na wszystkich imprezach w szkole i gminnych spotkaniach organizowanych w Sicienku, więc w końcu dyrekcja, by nie zapowiadać nas w kółko jako „zespół nauczycieli ze Strze-lewa”, wymyśliła nam nazwę.

Tak w 2000 roku powstał RAJD, akronim od imion czwor-ga nauczycieli: Romualda, An-drzeja, Joanny i Danuty. Z bie-giem lat skład zespołu uległ lekkim modyfikacjom, ale nazwa pozostała i do dziś pedagogów ze Strzelewa można usłyszeć przy różnych okazjach. Niedaw-no podczas majówki w Sicienku można było usłyszeć jednak nie tyle nauczycieli, co uczniów, któ-rych muzykalny informatyk uczy

gry na gitarze.- Na zajęciach muzyki nie ma

w programie nauki gry na gitarze, więc postanowiłem prowadzić ta-kie zajęcia w ramach tzw. godzin karcianych - tłumaczy Romuald Wiśniewski. - Cztery osoby uczą się ze mną na bieżąco i mamy już nawet pierwsze osiągnięcia, bo jedna uczennica zdobyła dwu-krotnie pierwsze miejsca w gmin-nym konkursie piosenki angloję-zycznej, a jeden z uczniów, który ćwiczy grę dopiero od listopada, zajął niedawno trzecie miejsce w powiatowym konkursie muzycz-nym w Ostromecku.

Ulubionym gatunkiem muzy-ka ze Strzelewa jest poezja śpie-wana, a zespołem, który go inspi-ruje jest Stare Dobre Małżeństwo. Marzy, że kiedyś będzie mógł zagrać utwory tej grupy w jakimś klubie lub kawiarni.

- Taka muzyka nadaje się do takich miejsc, a ludzi przyciąga granie na żywo. Kiedyś zrobiłem taki eksperyment, że chwyciłem gitarę, pojechałem na Wyspę Młyńską w Bydgoszczy i zaczą-łem grać, by zobaczyć jaka będzie reakcja. Ludzie zatrzymywali się, nawet zsiadali z rowerów by jej posłuchać, a jedna pani podeszła i zapytała, w jakim klubie można mnie usłyszeć. No, niestety, na ra-zie w żadnym! - śmieje się Romu-ald Wiśniewski.

Najbliższą okazją, by go usły-szeć będzie koncert zespołu RAJD w ramach Święta Truskaw-ki, 27 czerwca w Strzelewie.

Umysł ścisły, dusza artystyRomuald Wiśniewski uczy matematyki, techniki i informatyki, ale jego największą pasją jest muzyka.

Nauczyciel ze szkoły podstawowej w Strzelewie zaraża kolejne pokolenia miłością do poezji śpiewanejTomasz Skory

Romek Wiśniewski i jego muzykalni uczniowie – Emilia i Dawid. Fot. TOMASZSKORY

Page 20: Poza Bydgoszcz nr 43

20 pozabydgoszcz.pl 29 maja 2015 r.SOLEC KUJAWSKI

Historia bractw strzeleckich sięga późnego średniowie-cza, gdy obowiązek obrony

polskich miast spoczął na barkach rzemieślników należących do po-szczególnych cechów. Każdy cech miał wówczas wyznaczony inny fragment murów obronnych, nad którym miał sprawować pieczę, a rzemieślnicy w zamian za dodat-kowe przywileje, mieli szkolić się na wypadek wojny. Na początku trenowali oni strzelając z łuków albo kusz do żywych kur, ale gdy w miastach zaczęło ubywać dro-biu, strugano wizerunki kogutów i to na nich ćwiczono celność.

- Właśnie od tego zwyczaju bractwa zawdzięczają swoją na-zwę - tłumaczy Zbigniew Kołota, prezes Kurkowego Bractwa Strze-leckiego w Solcu Kujawskim.

Gdy pojawiła się broń palna zaczęto strzelać nie do kura, ale do żerdzi, na której sadzano jego drewnianą podobiznę. Zawo-dy kończyły się w momencie, w którym żerdź na skutek ostrza-łu pękała, a zwycięzcą zostawał ten, który pierwszy kura z żerdzi strącił. Ponieważ wynik takich za-wodów był mocno losowy, wpro-wadzono w końcu strzelanie do tarczy, ale nazwa „kurkowych” bractw strzeleckich przywarła do nich na dobre.

W Solcu Kujawskim bractwo kurkowe zawiązało się w 1905 roku i rozwijało aż do II wojny światowej, w trakcie której wie-lu jego członków straciło życie. Czasy, które przyszły po wojnie przyczyniły się do rozpadu bractw w całej Polsce. Zabroniono kon-taktu z bronią i zdelegalizowano te organizacje, bo przez ówczesne władze uznane zostały za niebez-pieczne. Dopiero dwadzieścia lat temu w regionie podjęto się re-aktywacji strzeleckich tradycji. Dziś w Okręgu Bydgoskim działa osiem bractw, a jedyne w powiecie od dziewięciu lat znajduje się w Solcu Kujawskim.

- Przed wojną na terenie dzi-siejszego Juraparku znajdowała się strzelnica, ale lata zaniedbań doprowadziły ją do ruiny i w koń-cu została zlikwidowana - mówi Zbigniew Kołota. - Obecnie pro-wadzimy działania z Urzędem Gminy w Solcu Kujawskim w sprawie pozyskania terenu, na którym moglibyśmy wybudować strzelnicę i gmina jest niezwykle przychylna naszemu pomysłowi.

Soleckie bractwo stawia sobie za cel jednak nie tylko doskonale-nie umiejętności posługiwania się bronią, ale również kultywowanie historii i pielęgnowanie postaw patriotycznych wśród kolejnych pokoleń. W tym celu w bractwie utworzona ma zostać drużyna młodzieżowa.

- Patrząc na zdjęcia członków wielu bractw można mieć czasem wrażenie, że składają się one wy-łącznie ze starszych panów. Sta-ramy się więc odmłodzić trochę nasze struktury. Oczywiście, nie każdy musi być entuzjastą broni, nikogo więc na siłę nie nakła-niamy, by się nią zainteresował. Chcemy jednak dać młodym lu-dziom szansę obycia się z nią, bo gdzie indziej mieliby to zrobić, skoro nie ma już obowiązkowej służby wojskowej? A może okazać

się, że ktoś ma talent i zechce go dalej rozwijać, na przykład upra-wiając strzelectwo sportowe.

By otrzymać pozwolenie na posiadanie broni do celów spor-towych należy spełnić szereg wy-magań. Potrzebna jest, między innymi, opinia psychologa, za-świadczenie od lekarza ogólnego wyznaczonego przez Wojewódzką Komendę Policji, patent strzelec-ki, licencja zawodnika, a ponad-to przeprowadzany jest wywiad środowiskowy. Kurkowe Bractwo Strzeleckie w Solcu Kujawskim do celów sportowych wykorzystuje wiatrówki, ale podczas uroczysto-ści państwowych, w których biorą udział bracia, prezentują też histo-ryczny oręż, repliki dawnej broni, a nawet armat.

- Przeciwnicy broni czasem patrzą na nas krzywo, mówiąc, że promujemy coś co jest niebez-pieczne. To jednak nie broń zabija, tylko człowiek - podkreśla prezes. - Idąc tym tokiem rozumowania, jeśli karabin miałby być odpowie-dzialny za śmierć, to za błędy or-tograficzne odpowiada długopis. Pistolet czy karabin to przedmio-ty, z którymi należy obchodzić się ze szczególną ostrożnością i tego też właśnie chcemy uczyć.

Wal w kura aż spadnie!

Dziesięć lat temu w Solcu Kujawskim zaczęła odradzać się przedwojenna tradycja Kurkowych Bractw Strzeleckich.

Kim są ludzie w bogato zdobionych mundurach, pojawiający się z bronią na państwowych uroczystościach?

Tomasz Skory Solec Kujawski obchodzi w tym roku 690-lecie. Jubile-uszowe uroczystości odbędą

się w sobotę i niedzielę na terenie przystani WOPR „Salina” przy ul. Żeglarskiej. W godzinach przed-południowych w przystani po-winni zameldować się żeglarze biorący udział w II etapie regat na odcinku z Solca Kujawskiego do Bydgoszczy w klasach Optimist oraz Cadet. Jednostki uczestni-czące w wydarzeniu przepłyną przez miasto w ramach jubile-uszowych 50. Regat Związku Miast Nadwiślańskich rozgrywa-jących się na trasie z Włocławka do Bydgoszczy.

Główna część uroczystości rozpocznie się o godz. 15. Na przybyłych czekać będą pokazy ratownictwa wodnego i sprzętu WOPR, ale program obejmuje nie tylko wodne atrakcje. Swo-ją działalność zaprezentują też uczestnicy Warsztatu Terapii Zajęciowej w Solcu Kujawskim, kuglarze z Soleckiego Centrum Kultury, leśnicy oraz członko-wie Polskiego Stowarzyszenia Ochrony Jeży, a zajęcia fitness poprowadzi instruktorka Micha-lina Kasprowicz. Na dzieci cze-kać będzie wesołe miasteczko, gry i zabawy oraz animatorzy ze stowarzyszenia im. Sue Ryder. W trakcie spotkania usłyszeć będzie można występy grup coverowych Standart MIX i Thomas, a gwiaz-dą wieczoru zostanie grupa Red Guitars, która da koncert przebo-jów Czerwonych Gitar.

Niedziela również utrzymana będzie w sportowym klimacie. O godz. 10 z ulicy 23 Stycznia rozpocznie się bieg uliczny im. burmistrza Antoniego Nawroc-kiego. Trzeci już cykl otwartych biegów ulicznych zainaugurują samorządowcy wyścigiem na 250 m, a potem w pięciominutowych odstępach zmagać będą się ze sobą uczniowie soleckich szkół z poszczególnych przedziałów wie-kowych. O godz. 11.15 wystartuje bieg główny na dystansie 5 km,

którego trasa wiedzie ulicami Piastów, Piotra Skargi, Żwirki i Wigury oraz 23 Stycznia. Osoby, które jeszcze nie zgłosiły swojego udziału w biegu będą mogły zro-bić to w niedzielę w biurze zawo-dów w godz. 8.30 - 9.30.

O godz. 15 do soleckiej przy-stani przypłynie barka z orkiestrą BRDA pod dyrekcją Orlina Bebe-nowa, rozpoczynając koncertowo niedzielną zabawę. Tego dnia na nabrzeżu będzie można wziąć udział w warsztatach przygoto-wanych przez Miejskie Centrum Kultury w Bydgoszczy, zobaczyć występy taneczne i muzyczne dzieci z soleckich szkół i przed-szkoli oraz wysłuchać koncertów młodzieży z Przestrzeni Dźwię-koszczelnej z SCK, grupy rocko-wo-bluesowej Freebirds oraz chó-ru Cantabile SCK.

Ponadto w niedzielę spotkać się można będzie z motocyklista-mi z bractwa HDMC z Bydgosz-czy, aktorami z teatru pantomimy DAR z Bydgoszczy, kuglarzami i tancerzami ognia z SCK oraz wziąć udział w miejskich grach i zabawach z okazji Dnia Dziecka. Obchody 690-lecia miasta zakoń-czy po godz. 19 koncert zespołu Roan, robiącej międzynarodową karierę rockowej grupy z Solca Kujawskiego.

Zarówno sobotnie regaty, jak i niedzielny bieg odbędą się w ramach akcji „Kilometry dobra”, której celem jest zbiórka pienię-dzy na rzecz organizacji uczestni-czących w przedsięwzięciu. Kam-pania rozpoczęła się 3 marca, a jej finał zaplanowano właśnie na 31 maja, kiedy to organizacje part-nerskie podejmą próbę ułożenia jak najdłuższego ciągu z monet o nominale 1 zł w celu pobicia aktualnego rekordu Guinnessa. Światowy rekord należy do au-striackiej organizacji, która w 2011 roku, po prawie roku zbiera-nia pieniędzy, ułożyła ciąg monet o długości 75,24 km.

(TS)

Solec świętuje

Urząd Miasta i Gminy, Soleckie Centrum Kultury oraz Stowarzyszenie im. Sue Ry-der zapraszają w najbliższy weekend na

Urodzinową Biesiadę Nadwiślańską

Dyplomy za udane strzelanie. Fot.KBS.SOLECKU-JAWSKI.PL

Page 21: Poza Bydgoszcz nr 43

2129 maja 2015 r. pozabydgoszcz.pl SOLEC KUJAWSKI

Chciałbym podzielić się z Czytelnika-mi wspomnieniami z kampanii wy-borczej dr Andrzeja Dudy, w której

aktywnie uczestniczyłem.Inauguracja kampanii nastąpiła w war-

szawskim Studio ATM. Obok liderów i działaczy PIS pojawili się znani ludzie kul-tury, m.in. Janusz Rewiński czy Jerzy Zel-nik. Z recitalem wystąpiła Natalia Niemen. To była pierwsza od dziesięciu lat konwen-cja PiS przygotowana z tak dużym rozma-chem. Osiągnęła swoje cele: mobilizację działaczy i przekonanie komentatorów, że partia bardzo poważnie traktuje kandyda-turę Andrzeja Dudy. Kandydat nie zawiódł swoim wystąpieniem. Pokazał twarz, której wielu obserwatorów sceny politycznej nie znało. Mówił z pasją i przekonaniem. Nie zawiódł naszych nadziei. Mnie również udzielił się entuzjazm, ta konwencja to był świetny start. Po raz pierwszy usłyszałem i pomyślałem „Andrzej Duda: to się uda!”

W dalszej części kampanii Andrzej Duda udowodnił, iż jest kandydatem zmiany, aktywnym w odróżnieniu od bier-nego, urzędującego prezydenta. Szybko stał się rozpoznawalny, nie tylko wśród zwolenników PiS. Duda pokonał tysiące kilometrów, odwiedził ponad 250 powia-tów. Dudabus zawitał również do naszego regionu. Prezydent elekt odwiedził Byd-goszcz, Tucholę, Świecie i Kruszwicę.

Konwencja podsumowująca kampanią pokazała, że dobra zmiana jest możliwa. Andrzej Duda miał porywające wystąpie-nie. Widać było, że przemawia najlepszy kandydat to fotela prezydenta, że hasło „Dobra Zmiana" to nie są piste słowa, tyl-ko realna oferta dla wszystkich tych, którzy widzą i czują po pięciu latach z prezyden-tem Komorowskim, że jest potrzebna od-ważna, mądra, naprawdę dobra zmiana w kraju.

Po przemówieniu Andrzeja Dudy, głos

zabrała jego małżonka Agata. Wszyscy do-skonale pamiętają jej słowa: „Nasi przeciw-ny boją się, że za moim mężem stoi Prezes. Nie wiem czemu się boją, bo ja się nie boję. Za Andrzejem stoję ja i moja córka.”

Podczas konwencji przemawiali też Po-lacy. Ludzie którzy widzą, że Andrzej Duda to nadzieja. Pokazano sytuacje, w jakich na co dzień pomaga DudaPomoc - otwarte niedawno biuro pomocy prawnej Andrze-ja Dudy.

Starałem się bardzo angażować w tę kampanię. Wspólnie z działaczami lokal-nych struktur organizowaliśmy akcje roz-dawania ulotek, gazet i konferencje praso-we.

Dodatkowo odpowiadałem jako koor-dynator Korpusu Ochrony wyborów za szkolenia członków obwodowych komisji i mężów zaufania w okręgu bydgoskim. Udało mi się przeprowadzić je w więk-szości miast powiatowych i dwukrotnie w Bydgoszczy ze względu na dużą ilość kandydatów. Niewiele spałem, przejecha-łem tysiące kilometrów i zjeździłem region bydgoski od Tucholi po Inowrocław. Po-magałam po to, by Polska miała wreszcie godnego Prezydenta. Głęboko wierzę, że będziemy z Niego dumni.

Piotr Król Poseł na Sejm RP

Czas dobrej zmiany

W naszym regionie nie ma wielu rodzin, w których tajniki malarstwa prze-

kazywane są z pokolenia na po-kolenie. Rodzina Lewandowskich z Solca Kujawskiego – Dagmara, Lech i Wojciech, tę tradycję kulty-wuje i to z dużym powodzeniem. Blisko miesiąc temu w Soleckim Centrum Kultury, podczas otwar-cia Galerii Homo Faber, mieli swój wernisaż.

Dagmara Lewandowska jest najmłodszą artystką w domu. Dla niej to, że zaczęła tworzyć, było naturalne.

- Wuj Ber-nard, brat mo-jego dziadka, kończył Wydział Sztuk Pięknych w Krakowie, po-tem wyjechał do Paryża i No-wego Jorku – mówi Dagmara Lewandowska. – Tam uczył się, organizował wy-stawy i malował. Lech, mój tata, zaczynał 40 lat temu i na początku traktował to jako hobby. Ludziom podobały się jego obrazy, miał za-mówienia i tak się zaczęło… Dziś jego dzieła są m.in. w Japonii i

Ameryce. Od dzieciaka widzieli-śmy z Wojtkiem, jak tworzy. Brat skończył "trzydziestkę”, mieliśmy niedawno wspólną, rodzinną wystawę. Poprzednia – „Ojciec i syn – dwa talenty” odbyła się 21 lat temu. Wojtek sprzedał wtedy wszystkie obrazy.

W domu państwa Lewandow-skich jest pracownia i galeria. Zdarza się, że o drugiej w nocy klienci dzwonią z prośbą o obraz, czasem zaglądają. Także do Dag-mary.

- Na początku malowałam dla

znajomych, komuś na prezent, bo obraz jest świetnym podarun-kiem – mówi. – I zdecydowałam, że chcę iść tą ścieżką. Poszłam do liceum plastycznego w Bydgosz-czy, a teraz studiuję Historię Sztu-

ki na UMK w Toruniu. Kiedy by-łam dzieckiem, tata kupił mi małą sztalugę, płótno, farby i pędzle. Podpowiadał i oceniał. Mama jest farmaceutką i z troską odwodziła mnie od tego pomysłu, ale ja nie nadaję się do tego, żeby w białym fartuchu sprzedawać lekarstwa.

Pierwszy obraz, duże maki, artystka sprzedała jako trzynasto-latka.

- Fascynujące było to, że ktoś chciał mieć w domu moje prace – dodaje. - Pamiętam wszystkie ob-razy, które sprzedałam i mam do nich sentyment, ale cieszy mnie to, że ktoś chce je mieć u siebie. Najmilej jest wtedy, gdy odwie-dzam znajomych i widzę na ścia-nie swoje prace albo te autorstwa moich bliskich. Wiem, że sporo moich obrazów jest w Niemczech, ale nie tęsknię za nimi. Przecież nie tworzę tylko „do szuflady”.

Artystka przez jakiś czas zaj-mowała się grafiką warsztatową, projektową i obrazami malowa-nymi tuszem. Dziś wybiera por-trety i akty. Mówi, że te są naj-trudniejsze dla artysty, bo każdy z nich jest indywidualny. Szczegól-nie oczy. Odtworzenie na płótnie czyjejś twarzy i to z pamięci, to podobno wielka sztuka.

- Nie ma w portretach niczego, co jest banalne i przychodzi łatwo – uśmiecha się. - Trzeba oddać rysy twarzy i uchwycić charakter człowieka, „to coś”, co sprawia, że ktoś rozpoznaje daną osobę. To wielkie, ale i ciekawe wyzwanie.

Każdy obraz olejny namalo-wany na płótnie ma swoją duszę. Nie ma idealnych reprodukcji, ale czy istnieje takie arcydzieło?

- Obraz nigdy nie jest skoń-czony, zawsze można coś popra-wić, dodać – mówi. – Taki byłby

dopiero wtedy, gdyby żadna pla-ma barwna się na nim nie powta-rzała…

Punktem zwrotnym w życiu Dagmary była nauka w bydgo-skim liceum plastycznym. Tam zrozumiała, jak namalować szkło czy futro, by nie były „płaskie”. Zdała też sobie sprawę z tego, że w tym, co chce w życiu robić, nie chodzi tylko o bierne odwzoro-wanie kształtu czy barwy.

- Jeśli coś mnie zainspiruje, to siadam i po prostu kombinuję, sprawdzam, myślę, co i jak uka-zać – mówi Dagmara Lewandow-ska. – I przede wszystkim – to ja muszę być zadowolona z mojej pracy, zanim trafi ona do innych. Nie wyobrażam sobie, żebym podchodziła do tego inaczej.

[email protected]

Najważniejsze są oczy

Co jest w portrecie najtrudniejsze i dlaczego artystka nie tęskni za

sprzedanymi obrazami? Aleksandra Radzikowska

Dagmara Lewandowska jest studentką trzeciego roku Historii Sztuki na UMK w Toruniu. Fot. ADAMZAKRZEWSKI

“- Trzeba oddać rysy twarzy i uchwycić charakter człowieka, „to coś”, co sprawia, że ktoś rozpoznaje daną osobę. To wielkie, ale i cieka-we wyzwanie.

Page 22: Poza Bydgoszcz nr 43

22 pozabydgoszcz.pl 29 maja 2015 r.MOTOMANIACY

Południowo-koreański producent wyraźnie „puszcza oczko” do eu-

ropejskich odbiorców. I to nie pierwszy raz, bo po niedawnej premierze modelu i20 oraz re-stylizacji popularnego i30, do polskich salonów trafił model i40

Modna i elegancka stylisty-ka nowego Hyundai'a i40 zo-stała uzupełniona o najnowszą wersję firmowego sześciokąt-nego grilla otoczonego nowy-mi reflektorami bi-ksenono-wymi oraz nowymi lampami przeciwmgłowymi z diodami LED. Jest to nowy, przepełnio-ny pewnością siebie wygląd, który odzwierciedla zaawan-sowaną technologię.

Nowoczesny silnik, usprawnione zawieszenie z funkcją tłumienia drgań tylnej osi (ECS) oraz siedmiobiego-wa, dwusprzęgłowa skrzynia DCT przekładają się na wyż-szy komfort jazdy. Nowy i40 sedan oferuje również bogate wyposażenie takie jak: inteli-gentny system wspomagania parkowania czy podgrzewane koło kierownicy oraz pod-grzewane siedzenia przednie z pamięcią pozycji foteli. wyko-rzystaną w nowym i40 Sedan.

Nowy i40 jest oferowany z dwoma silnikami benzyno-wymi 1,6 i 2,0 o mocach: 135 i 165 KM oraz Dieslem 1,7 litra i mocach 115 i 141 KM.

Hyundai i40 występuje w dwóch wersjach nadwo-ziowych, jako sedan i kombi (Wagon). I trzeba przyznać,

że obie odmiany są eleganckie, rzucają się w oczy.

Boczna linia nadwozia do-daje wiele dynamiki biegnąc od górnej części przedniego nadkola i unosząc się aż do obudowy tylnych lamp. Prze-tłoczenia dolnej części drzwi potęgują ten efekt.

Nowy Hyundai i40 moze być wyposażony w koła o średnicy od 16 do 18 cali.

Także wnętrze nowego Hy-undai'a i40 nie pozostawia złudzeń, że mamy do czynie-nia z samochodem pretendu-jącym do segmentu premium. Ta przepustką do tego wyso-kiego segmentu jest nie tylko cena, ale przede wszystkim jakość i perfekcja wykończe-nia wnętrza oraz wyposażenie samochodu.

Nie wszystko da się prze-widzieć, dlatego nowy i40 wagon wyposażony został w zaawansowane systemy bez-pieczeństwa czynnego, które zapobiegają niebezpiecznym sytuacjom.

Reflektory w nowym i40 wa-gon potrafią wykryć obecność pojazdów nadjeżdżających z naprzeciwka w nocy i automa-tycznie skracają wiązkę świa-tła ze świateł drogowych na światła mijania, aby zapobiec oślepianiu innych kierowców. Nowy i40 wagon oferuje do 9 poduszek bezpieczeństwa, w tym poduszki przednie dla kierowcy i pasażera, przednie i tylne kurtyny, przednie i tylne poduszki boczne oraz podusz-kę chroniąca kolana kierowcy.

i40 otrzymał najwyższą oce-nę pięciu gwiazdek w testach Euro NCAP.

Nowoczesny hamulec po-stojowy nie zabiera cennego miejsca w kabinie pasażerskiej. Przycisk obsługujący układ jest sterowany komputerowo, co gwarantuje inteligentne działanie. Zamiast tradycyj-

nej stacyjki nowy i40 posiada przycisk do uruchamiania sil-nika.

Łatwy w użyciu system ISOFIX zapewnia, że kompa-tybilne foteliki dla dzieci będą bezpiecznie zamocowane dla maksymalnej ochrony i bez-pieczeństwa.

Standardowy system audio

wyposażono w sześć głośni-ków, radio AM/FM, odtwa-rzacz płyt CD i MP3. System premium dodatkowo posiada wzmacniacz oraz subwoofer.

Ceny najnowszego Hyun-dai'a i40 rozpoczynają się od 90900 złotych.

Fot.: Hyundai Polska

Flagowa limuzyna Hyundai’a

Zbigniew Juchniewicz

Page 23: Poza Bydgoszcz nr 43

23KULTURA29 maja 2015 r. pozabydgoszcz.pl

Odnoszę wrażenie, że Zanussi jest w Polsce zapomniany.

Jestem już stary i jest to dość naturalne zjawisko. Nie wiem jednak, czy kiedykolwiek byłem w Polsce pamiętany. To nie jest mój wielki problem, bo świat bie-gnie naprzód. Moi młodsi kole-dzy robią dużo dobrych filmów, a ja dla swoich odnajduję jeszcze publiczność. Są kraje, w których jestem bardziej modny, niż u sie-bie w domu. Akurat tak jest w tej chwili. Powodem są moje ostatnie filmy. Dla wielu środowisk stałem się niemodny. Jest to jednak część ceny za to, że człowiek stara się być wiernym sobie i mówić to, o czym jest przekonany, a nie to, co publiczność chciałaby usłyszeć.

Niedawno wkroczył Pan w trze-cie ćwierćwiecze. Mogę cytat z filmu „Rewizyta”: „szukam ludzi, których można by jakoś podsu-mować” - odnieść do naszej roz-mowy?

Każde życie człowiek musi cią-gle podsumowywać tak, jak robi się bilanse. Patrząc wstecz trzeba jasno mówić, co ja osiągnąłem, co zmarnowałem... Dopiero wte-dy mamy jakąś świadomość tego, gdzie się w życiu znaleźliśmy.

Która twórczość perspektywy cza-su jest więc Panu najbliższa?

Nie mam prawa na to pytanie odpowiadać. To tak jak człowiek, który ma wiele dzieci nie może po-wiedzieć, które kocha najbardziej. To jest nie fair. Wszystkie filmy, które stworzyłem zrobiłem najle-piej jak potrafiłem. Jedne mi się bardziej udały, drugie mniej. Na starość bardzo dużo jeżdżę z mo-imi filmami. Często ludzie wracają do moich dawnych filmów. I oka-zuje się, że w wielu krajach różna moja twórczość, wskazywana jest jako ta najważniejsza - ta, która im najwięcej powiedziała. W każdym zakątku świata, z różnych per-spektyw zupełnie co innego wybi-ja się na pierwsze plany. Ja wtedy milknę i mówię: wybierajcie jak chcecie. Ja na swoim straganie rozkładam wszystek towar, który udało mi się zrobić. Sami wybierz-cie, co wam się bardziej podoba.

Dotarłem do komentarza, odno-szącego się do Pana, jako twórcy filmu „Obce ciało" - „Ktoś odwa-żył się wykrzyczeć, że katolik staje się persona non grata”. W kraju katolickim nie trudno o krytykę.

Trudno powiedzieć, jak wy-gląda "kraj katolicki". Zależy jaki katolicyzm jakich ludzi dotyka i dotyczy. Rzeczywiście, w tej chwili coś się zaogniło między tą częścią społeczeństwa, która się do ka-tolicyzmu przyznaje, a tą, która uważa się za bardziej postępową i przypisuje sobie prawo do recen-zowania reszty. Nie jest dobrze z naszym dialogiem. Wydaje mi się, że bardzo mało nasze społeczeń-stwo rozmawia na temat istot-nych wartości, natomiast bardzo często obrzuca się inwektywami, czy też daje wyraz głębokiej wza-jemnej niechęci. Do tego należy mieć cierpliwość i wyrozumienie. Różnimy się i różnie postrzegamy świat. Myślę że dla mnie, czyli dla katolika, najważniejszym pyta-niem jest „czym myśmy katolicy sprowokowali taką dozę niechęci pod naszym własnym adresem".

Bo przecież nie cnotą.

Polska krytyka na filmie „Obce ciało" nie zostawiła suchej nitki. Widzowie zaś się nim zachwyca-ją. Kto więc się u nas nie zna na kinie?

W tej krytyce najgorzej z ar-gumentami. To czy film oceni się tak, czy inaczej to mało, ale trzeba jeszcze wiedzieć dlaczego. Ja bym narzekał na krytykę. Nie dlatego, że o mnie źle napisała, bo pisali to ludzie słabsi, zazwyczaj o nie-wielkich nazwiskach. Faktem jest jednak to, że krytyka u nas bardzo podupadła. W to miejsce pojawiły się osoby podobne do disk joc-key’ów - wrzucają coś i stawiają gwiazdki, zamiast argumentować i pozwolić zrozumieć. Już nikogo nie obchodzi to, czy krytykowi się film podoba czy nie. Rolą krytyka jest powiedzieć, co ten film zna-czy, skąd się wziął, ustawić go w jakimś kontekście. Ale widz ma prawo rozstrzygnąć czy mu się podoba. Natomiast własne zdanie krytyka to jest dość błaha sprawa. Jeżeli komuś coś nie smakowało, to jest jego indywidualna sprawa.

Za granicą jest Pan lepiej odbie-rany.

Różnie bywało, ale w tej chwili tak. Mój ostatni film „Obce ciało" ma więcej zwolenników właśnie za granicą.

Krytyka wciąż boli? Oczywiście. Każde złe zdanie

boli. A to jest więcej niż krytyka - to jest wielki wyraz niechęci, jeśli nie nienawiści.

W swojej twórczości ucieka Pan w dramaty.

Nie uciekam, ja je po prostu widzę. Tak długo jak widzę w nich jakieś światełko nadziei, to jeszcze nie ulegam wymogom i tworzę to, co zaobserwowałem. Po drugiej stronie jest rozpacz. A tej unikam, uciekam przed nią, aby w nią nie popaść.

Motyw śmierci i przemijania wi-doczny jest w wielu Pana filmach. Temat śmierci jest tematem trud-nym?

Łatwym na pewno nie jest. Trzeba o śmierci coś powiedzieć, a nie tylko nią straszyć. Ja jestem jeszcze pokoleniem wojennym, które tę śmierć po prostu zna z empirii, doświadczenia, a nie tyl-ko z wyobraźni.

Podczas Tofifest zaprezentował nam Pan krótki film obrazują-cy przykład śmierci kina. Jest to możliwe?

Kino upadnie w tej postaci, a odrodzi się w innej. Tofifest nato-miast wspominam bardzo ciepło, a przecież jeżdżę na setki takich wydarzeń. Festiwal ten uhono-rował mnie w momencie, kiedy ta nagroda była dla mnie bardzo znacząca. To była nagroda za pew-ną niepokorność i cieszy mnie, że właśnie w Toruniu niepokorność jest w cenie.

Teraz tworzy Pan nowy film - o "złu, które rodzi się w nas samych". Będzie to kolejny dramat?

Pewnie tak, ponieważ scena-riusz do niego jeszcze piszę. Wiem już, że film będzie nazywał się „Eter”. Akcja dzieje się w czasie

przed I wojną światową. Będzie to bardzo kameralny i intymistyczny film, który mam nadzieję przywo-ła trochę mit Fausta, czyli duszy sprzedanej.

Pisze Pan odręcznie? Siedzę w różnych poczekal-

niach i zapisuję notatki na bile-tach, karteczkach... Najtrudniej jest wymyśleć.

A czego potrzebuje polskie kino? Nie mam recepty na polskie

kino. Musiałbym mieć receptę na polskie społeczeństwo, na pol-ską przyszłość. a tak szerokich recept nie warto wygłaszać. Kino jest żywe, dotyka publiczności i warstw społecznych. Może naj-mniej dziś obsługuje inteligencję, a ja wierzę, że ta inteligencja jest ważna i należy o nią zadbać.

Czego mógłbym Panu życzyć? W takim momencie zawsze cy-

tuję Goethego: „Chwilo trwaj”.

Niech trwa.

Być wiernym sobieJego ostatni film nie spotkał się w Polsce z akceptacją krytyków. Aktualnie tworzy scenariusz do kolejnego

dzieła. Najczęściej pisze w poczekalniach, na biletach lub wyrwanych kartkach. Krzysztof Zanussi, w rozmowie z Michałem Ciechowskim opowiada o twórczości splecionej ze śmiercią, zapomnieniu i najnowszych filmach

Page 24: Poza Bydgoszcz nr 43