nr 8 (11)/2009 (listopad) - 1212 generacja tpl

8
Egzemplarz bezpłatny Norwegia coraz bliżej nas Przeglądając kolejne numery „Generacji”, mam wrażenie, że życie „Strefy: Norwegia”, międzynaro- dowego projektu teatrów Polskiego we Wrocławiu i Grusomhetens w Oslo, odnajduje odzwierciedlenie w zjawiskach atmosferycznych. Początek zatapiania się w Norwegię był zimny, wietrzny i deszczowy, tak jak nasze stereotypy o tym kraju, ale w miarę pozna- wania specyfiki, historii i kultury tego regionu robi się coraz cieplej i przyjemniej. Tak jak mijający listopad – ciepły i wiosenny, tak nasze spotkania w ramach projektu „Strefa: Norwegia” coraz bardziej rozgrzewają atmosferę. 23 listopada 2009 roku o godzinie 19:00 na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego odbyło się pierwsze w ramach nowego projektu czytanie nor- weskiego dramatu. Był to tekst Wernisaż autorstwa Cecilie Løveid w reży- serii Marii Spiss. Sala wypełniona po brzegi, a wśród widzów sama pisarka. Po czytaniu w wykonaniu Haliny Rasiakówny, Jana Bleckiego i Jakuba Giela autorka opowiadała o swoich inspiracjach i procesie tworzenia. Zapraszam do lektury grudniowego numeru, w którym przedstawimy dokładną relację z tego wydarzenia. Kolejne spotkania z Norwegią odbędą się w ramach Wszechnicy Teatralnej 28 listopada i 5 grudnia tego roku. W pierwszą z sobót, jak zawsze w samo południe, będzie okazja do wysłuchania wykładu Marzeny Sadochy o przepisywaniu utworów klasycznych przez twórców teatralnych. Redaktorka „Notatnika Teatralnego” przybliży dziś bardzo popularną (ale czy konieczną?) formę uwspółcześniania kanonicznych dla teatru teksów na potrzeby nowych, autorskich interpretacji. A o godzinie 13:00 na Scenie im. Jerzego Grzegorzewskiego odbędzie się projekcja spektaklu Sen nocy letniej (En midtsommernattsdrøm) z Teatru Narodowego w Oslo w reż. Olego Andersa Tandberga. Grudniową Wszechnicę rozpocznie spotkanie z dr Anną Różą Burzyńską z Uniwersytetu Jagiellońskiego, która jest również współpra- cowniczką Instytutu Goethego oraz laureatką nagrody Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej dla młodych uczonych. Działa czynnie jako wykładowca i jako krytyk teatralny. Pracuje w redakcji „Didaskaliów”, pisuje recenzje do „Tygodnika Powszechnego”, publikuje w „Notatniku Teatralnym”, „Teatrze”, „Ricie Baum”. Pracowała jako dramaturg z performerem Stefanem Kaegim. Jest specjalistką w dziedzinie dramatu polskiego i niemieckiego. Wykład będzie dotyczył najnowszych światowych stylów teatralnych, a preteks- tem będą reminiscencje z festiwalu Dialog-Wrocław. Dla wszystkich uczest- ników październikowego teatralnego święta jest to pozycja obowiązkowa. Dla pozostałych widzów wyjątkowa okazja, by przyjrzeć się zagranicznym twórcom. Po wykładzie oczywiście będzie czas na pytania od publiczności. O godzinie 13:00 do grona słuchaczy dołączą Dominika Figurska i Michał Chorosiński znani nam nie tylko z teatralnych desek, ale również z ekranu telewizora. Rozmowę z aktorami poprowadzi blisko zaprzyjaźnio- ny z wszechnicowymi spotkaniami Milan Lesiak. Na wszystkie wydarzenia oczywiście wstęp wolny. Serdecznie zapraszamy. Ada Stolarczyk 1 Listopad 2009 | Generacja Tpl | Nr 8 (11)/2009 (listopad) miesięcznik młodych miłośników Teatru (Polskiego we Wrocławiu) Agata Skowrońska, Rafał Kronenberger, Alicja Kwiatkowska, fot. Stefan Okołowicz W numerze: Co w Polskim? Czytania czas zacząć – strony 2, 3 i 4 Pożegnanie z Dziadami. Ekshumacją Rozmowa z Remigiuszem Brzykiem o nowym przedstawieniu w Teatrze Polskim Sprawa Dantona Jana Klaty w Argentynie Teatr czy taniec? – strona 4 Mistrzowie monodramów – strona 5 Dobre/niedobre – strony 6 i 7 Noc trybad Dwunastu młodych gniewnych Porozmawiaj ze mną Odkurzacz krytyczny – strona 8 Krzyżówka – strona 8

Upload: teatr-polski-we-wroclawiu

Post on 22-Mar-2016

221 views

Category:

Documents


2 download

DESCRIPTION

Norwegia coraz bliżej nas Przeglądając kolejne numery „Generacji”, mam wrażenie, że życie „Strefy: Norwegia”, międzynarodowego projektu teatrów Polskiego we Wrocławiu i Grusomhetens w Oslo, odnajduje odzwierciedlenie w zjawiskach atmosferycznych. Początek zatapiania się w Norwegię był zimny, wietrzny i deszczowy, tak jak nasze stereotypy o tym kraju, ale w miarę poznawania specyfi ki, historii i kultury tego regionu robi się coraz cieplej i przyjemniej.

TRANSCRIPT

Page 1: Nr 8 (11)/2009 (listopad) - 1212 Generacja Tpl

Egzemplarz bezpłatny

Norwegia coraz bliżej nas

Przeglądając kolejne numery „Generacji”, mam wrażenie, że życie „Strefy: Norwegia”, międzynaro-dowego projektu teatrów Polskiego we Wrocławiu i Grusomhetens w Oslo, odnajduje odzwierciedlenie w zjawiskach atmosferycznych. Początek zatapiania się w Norwegię był zimny, wietrzny i deszczowy, tak jak nasze stereotypy o tym kraju, ale w miarę pozna-wania specyfi ki, historii i kultury tego regionu robi się coraz cieplej i przyjemniej.

Tak jak mijający listopad – ciepły i wiosenny, tak nasze spotkania w ramach projektu „Strefa: Norwegia” coraz bardziej rozgrzewają atmosferę.

23 listopada 2009 roku o godzinie 19:00 na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego odbyło się pierwsze w ramach nowego projektu czytanie nor-weskiego dramatu. Był to tekst Wernisaż autorstwa Cecilie Løveid w reży-serii Marii Spiss. Sala wypełniona po brzegi, a wśród widzów sama pisarka. Po czytaniu w wykonaniu Haliny Rasiakówny, Jana Bleckiego i Jakuba Giela autorka opowiadała o swoich inspiracjach i procesie tworzenia. Zapraszam do lektury grudniowego numeru, w którym przedstawimy dokładną relację z tego wydarzenia.

Kolejne spotkania z Norwegią odbędą się w ramach Wszechnicy Teatralnej 28 listopada i 5 grudnia tego roku. W pierwszą z sobót, jak zawsze w samo południe, będzie okazja do wysłuchania wykładu Marzeny Sadochy o przepisywaniu utworów klasycznych przez twórców teatralnych. Redaktorka „Notatnika Teatralnego” przybliży dziś bardzo popularną (ale czy konieczną?) formę uwspółcześniania kanonicznych dla teatru teksów na potrzeby nowych, autorskich interpretacji. A o godzinie 13:00 na Scenie im. Jerzego Grzegorzewskiego odbędzie się projekcja spektaklu Sen nocy letniej (En midtsommernattsdrøm) z Teatru Narodowego w Oslo w reż. Olego Andersa Tandberga.

Grudniową Wszechnicę rozpocznie spotkanie z dr Anną Różą Burzyńską z Uniwersytetu Jagiellońskiego, która jest również współpra-cowniczką Instytutu Goethego oraz laureatką nagrody Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej dla młodych uczonych. Działa czynnie jako wykładowca i jako krytyk teatralny. Pracuje w redakcji „Didaskaliów”, pisuje recenzje do „Tygodnika Powszechnego”, publikuje w „Notatniku Teatralnym”, „Teatrze”, „Ricie Baum”. Pracowała jako dramaturg z performerem Stefanem Kaegim. Jest specjalistką w dziedzinie dramatu polskiego i niemieckiego. Wykład będzie dotyczył najnowszych światowych stylów teatralnych, a preteks-tem będą reminiscencje z festiwalu Dialog-Wrocław. Dla wszystkich uczest-ników październikowego teatralnego święta jest to pozycja obowiązkowa. Dla pozostałych widzów wyjątkowa okazja, by przyjrzeć się zagranicznym twórcom. Po wykładzie oczywiście będzie czas na pytania od publiczności.

O godzinie 13:00 do grona słuchaczy dołączą Dominika Figurska i Michał Chorosiński znani nam nie tylko z teatralnych desek, ale również z ekranu telewizora. Rozmowę z aktorami poprowadzi blisko zaprzyjaźnio-

ny z wszechnicowymi spotkaniami Milan Lesiak.Na wszystkie wydarzenia oczywiście wstęp wolny.

Serdecznie zapraszamy.Ada Stolarczyk

1Listopad 2009 | Generacja Tpl |

Nr 8 (11)/2009 (listopad)

miesięcznik młodych miłośników Teatru (Polskiego we Wrocławiu)

Agat

a Sko

wroń

ska,

Rafał

Kron

enbe

rger,

Al

icja K

wiat

kows

ka, fo

t. St

efan O

kołow

icz

W numerze:

Co w Polskim?Czytania czas zacząć – strony 2, 3 i 4Pożegnanie z Dziadami. EkshumacjąRozmowa z Remigiuszem Brzykiem o nowym przedstawieniu w Teatrze PolskimSprawa Dantona Jana Klaty w ArgentynieTeatr czy taniec? – strona 4Mistrzowie monodramów – strona 5Dobre/niedobre – strony 6 i 7Noc trybadDwunastu młodych gniewnychPorozmawiaj ze mnąOdkurzacz krytyczny – strona 8Krzyżówka – strona 8

Page 2: Nr 8 (11)/2009 (listopad) - 1212 Generacja Tpl

2 | Generacja Tpl | Listopad 2009

Rozmowa z Rafałem Kronenbergerem, odtwórcą roli Księdza Piotra w Dziadach. Ekshumacji

Milada Świrska: Jak wspominasz współpracę z Moniką Strzępką i Pawłem Demirskim przy realizacji Dziadów. Ekshumacji?Rafał Kronenberger: Zanim rozpoczęliśmy pracę w Teatrze Polskim, miałem okazję współpracować z Pawłem w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Z Moniką też tam się poznaliśmy. Znamy się więc dość długo i dobrze rozumiemy. Strzępka i Demirski są wyjątkowym tandemem. Monika jest niezwykle energiczna. Pamiętam, jak kiedyś w trakcie próby w ósmym miesiącu ciąży biegała po scenie i dawała uwagi. Paweł pisze dramaty, z Pawłem się analizuje tekst, dużo rozmawia. Jest bardzo twórczo.

M.Ś.: Dziś Dziady, jutro Śmierć podatnika. Jak się gra w teatrze politycznym?R.K.: Trend polityczny bardzo mi odpowiada. Myślę, że najpierw należy poruszyć podstawowe kwestie, by wzbudzić w sobie i w widzach świadomość. Dopiero później możemy myśleć o metafizyce. Budzenie świadomości, czy to społecznej, czy takiej ludzkiej, odruchu wolności, niezależności, to podstawa naszego funkcjonowania. Myślę, że jest to bardzo ważny nurt w teatrze.M.Ś.: Prapremiera Dziadów. Ekshumacji odbyła się 14 stycznia 2007 roku. Jak od tego czasu zmienił się spektakl i grana przez ciebie postać Księdza Piotra?R.K.: Każdy spektakl po premierze ulega rozwojowi. Każdy z nas miał pewną przestrzeń, małe pole do improwizacji. Ale za każdym razem zyskiwaliśmy nowy, ciekawy wymiar.M.Ś.: Dzisiaj mieliście zielony spektakl. Dobrze się bawiliście?R.K.: Tak, chociaż założyliśmy, że w pewnych fragmentach nie możemy robić sobie żartów, bo kłóciłoby się to zupełnie ze sztuką. Takie niespodziewane dla partnera na scenie i widza działanie sprawia, że spektakl jest żywszy.M.Ś.: Żal żegnać się z Dziadami? Nie za wcześnie?R.K.: Pojawiały się wątpliwości, że poruszane w spektaklu tematy nie są już tak aktualne jak dwa i pół toku temu. Jeśli jednak przyjrzymy się dziś reakcjom publiczności, mam wrażenie, że jednak są. Dez-aktualizacja to zmora teatru politycznego. Tymczasem na Dziady Strzępki publiczność wciąż żywo reaguje.M.Ś.: Były jakieś skrajne reakcje niezadowolonych widzów?R.K.: Pamiętam parę emerytów, którzy w przerwie wstali i krzyknęli: „Jak wy możecie to grać?! To wstyd, to hańba! Nie można takich rzeczy robić! Wy jesteście aktorami?” – i wyszli. Pokrzyczeli i poszli. Dzisiaj też dwóch młodych wyszło. To jest dowód, że ten spektakl nadal bulwersuje, że wciąż żyje.

2 | Generacja Tpl | Listopad 2009

(...,......)

Rozmowa z Wojtkiem Mecwaldowskim, grającym Weterana 2

Milada Świrska: Ostatnio oglądaliśmy cię na scenie Teatru Polskiego we Wrocławiu w spektaklu Wszystkim Zygmuntom między oczy!!! w reżyserii Marka Fiedora, gdzie kreowałeś rolę Bociana. Dzisiaj Dziady. Ekshumacja. Jak się czułeś po tak długiej przerwie?Wojtek Mecwaldowski: Czułem się bardzo smutny, byłem smutny, jestem smutny – szczególnie że zarówno Zygmunty, jak i Dziady to spektakle, które miałem okazję współtworzyć ze wspaniałymi ludźmi – fantastyczna przygoda, która już się kończy.M.Ś.: Czy to też twoje pożegnanie z Teatrem Polskim?W.M.: Tak, zrezygnowałem z teatru już we wrześniu w tamtym roku i dzisiaj zagrałem ostatni spektakl na tej scenie.M.Ś.: Co najlepiej wspominasz z czasów, kiedy tu pracowałeś?W.M.: Wszystko. Naprawdę, mówię całkowicie szczerze. Zżyłem się bardzo z Bocianem z Zygmuntów, z Kordianem też, mimo że był mniej udany. To była niezapomniana przygoda i wyjątkowa praca.

Rozmawiała Milada Świrska

Smutny czas pożegnań13 listopada 2009 widownia Sceny na Świebodzkim Teatru

Polskiego zgromadziła nadkomplet publiczności. Tak licznie przy-byli widzowie nie chcieli przegapić szansy zobaczenia spektaklu Dziady. Ekshumacja zrealizowanego przez duet Strzępka&Demirski ze wspaniałymi rolami między innymi Marcina Czarnika i Wojciecha Mecwaldowskiego. Tym bardziej że była to już ostatnia szansa, ponieważ przedstawienie po blisko trzech latach od prapremiery (styczeń 2007) schodziło z afisza. W ten trzynastopiątkowy wieczór (dla niektórych zdecydowanie pechowy) aktorzy pozwolili sobie na ubarwienie scenariusza w ciekawy sposób, wspominając, że gra-ją już po raz ostatni. Po zakończeniu spektaklu odbyło się kameral-ne przyjęcie z udziałem twórców przedstawienia, zaskoczonych tak miłym... jednak pożegnaniem. „To wyjątkowa tradycja, że spektakl żegna się tak, jakby to była jego premiera. Pierwszy raz mam do czy-nienia z takim oficjalnym zdjęciem przedstawienia” – komentowa-ła reżyserka. Aktorzy powiedzieli nam troszkę więcej. Rozmawiała z nimi nasza redakcyjna koleżanka.

Agnieszka Michalska

Andrzej Mrozek, Rafał Kronenberger, Cezary Kussykfot. Stefan Okołowicz

Adam Cywka, Wojciech Mecwaldowskifot. Stefan Okołowicz

Page 3: Nr 8 (11)/2009 (listopad) - 1212 Generacja Tpl

3Listopad 2009 | Generacja Tpl | 3Listopad 2009 | Generacja Tpl |

W poprzednim numerze zamieściliśmy rozmowę z Moniką Pęcikiewicz, która przygotowuje w Teatrze Polskim Sen nocy letniej Shakespeare‘a. Reżyserka pracuje z aktorami na Scenie im. Grzego-rzewskiego, tymczasem na Scenie Kameralnej też trwają przygoto-wania do nowego spektaklu. Remigiusz Brzyk znany wrocławskim widzom ze śmiałej interpretacji Juliusza Cezara, wystawia zapom-niany, aczkolwiek bardzo interesujący tekst. Reżyser jest absolwentem PWST w Krakowie. Był studentem Krystiana Lupy, czego dowodem głębokie sięganie w tekst literacki i skupienie się na psychologii postaci w jego dotychczasowych przed-stawieniach. Brzyk pracował między innymi w Łodzi, Jeleniej Górze, Krakowie i Warszawie. My kojarzymy go jednak z bardzo ciepłym sto-sunkiemdo przeszłości i pamięci.

Mariusz Cisowski: W Teatrze Polskim pracował pan już nad dwoma przedstawieniami – Mary Stuart i Juliuszem Cezarem. Na luty teatr zapowiada pana nową premierę Berka Joselewicza. Co to za tekst?Remigiusz Brzyk: Wyciągamy z szafy mało znaną sztukę Zenona Par-viego Rok 1794, która opowiada o dziś już praktycznie zapomnianej historii, to jest o stworzeniu przez Berka Joselewicza żydowskiego oddziału lekkiej jazdy w czasach insurekcji kościuszkowskiej. Berek Joselewicz był polskim kupcem pochodzenia żydowskiego, który przyłączył się do powstania wraz z oddziałem 500 mężczyzn-Żydów. Naprawdę mieliśmy żydowski pułk lekkiej jazdy.

M.C.: Czyli na pierwszym planie pojawia się wątek żydowski. R.B.: I tak, i nie. Na pierwszym planie pojawia się dobra, zapom-niana tradycja, powiedzmy, Polski wielokulturowej, otwartej na inność. Pułk Joselewicza mógł zachować aktywność obrzędową, żołnierze żydowscy przestrzegali religijnych obyczajów, mieli dostęp do koszernego jedzenia, w miarę możliwości także powstrzymywali się od pacy w szabat.

M.C.: Spektakl będzie grany na Scenie Kameralnej. Skąd ten wybór? R.B.: Inspiracją do zajęcia się tym tematem był fakt, że w Łodzi w Teatrze Nowym, w którym pracowałem, Teatr Żydowski i Teatr

Nowy współistniały przez pewien okres w jednej siedzibie. Scena Kameralna ma podobną historię – scena na Świdnickiej była kiedyś wrocławskim teatrem żydowskim, a później stała się sceną Teatru Polskiego. To dobre miejsce do wskrzeszenia wypartego mitu wspól-nej historii Polaków i Żydów. M.C.: Kto bierze udział w tym projekcie?R.B.: Mamy 12-osobową obsadę aktorów Teatru Polskiego i zespół sześciu mimów/tancerzy. Premiera 19 lutego 2010 roku.

Rozmawiał Mariusz Cisowski, fot. Michał Matoszko

Dobra tradycja

Page 4: Nr 8 (11)/2009 (listopad) - 1212 Generacja Tpl

4 | Generacja Tpl | Listopad 2009

(...,......)

Sprawa Dantona Jana Klaty w Argentynie

Międzynarodowy festiwal teatralny FIBA w Buenos Aires to najważniejsza na latynoamery-kańskim kontynencie impreza teatralna. W tym roku zaproszono blisko 50 teatrów z 15 państw, w tym Sprawę Dantona Stanisławy Przybyszewskiej w reżyserii Jana Klaty oraz Teczki Teatru Ósmego Dnia z Poznania. W Argentynie powstały najważniej-sze elementy scenografii Mirka Kaczmarka, których wykonanie na miejscu okazało się mniej kosztowne niż ich transport. Spektakl był prezentowany trzy-krotnie między 11 a 14 października 2009 i odniósł pełen sukces – został okrzyknięty rewelacją argentyń-skiego festiwalu. Do kas ustawiały się długie kolejki, wyprzedano wszystkie bilety, a aktorzy Teatru

Polskiego nagradzani byli długimi owacjami. Entuzjastyczne były tak-że prasowe recenzje – największy argentyński dziennik „Clarin” przy-znał Sprawie Dantona aż pięć gwiazdek. Gratulujemy!

Rozmowa z Marianem Czerskim, odtwórcą roli Westermanna w Sprawie DantonaMilada Świrska: Jak wspomina pan wyjazd do Argentyny? Mieliście czas na zwiedzanie Buenos Aires?Marian Czerski: Niewiele, pojechaliśmy do stolicy Argentyny po to, żeby zagrać. Odbiór spektaklu był bardzo dobry. Nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać; jest to inna kultura, inny język.

Buenos Aires to olbrzymie miasto, moloch. To, co zdołaliśmy zoba-czyć, ograniczało się do centrum. Trudno jechać do tych groźnych części, o których też opowiadamy w naszym przedstawieniu, bo można stamtąd nie wrócić, a musieliśmy jeszcze grać.M.Ś.: Część scenografii była tworzona od podstaw w Argentynie. Czy znacznie różniła się od tej na Świebodzkim?M.Cz.: Scenograf Mirek Kaczmarek chwalił stronę argentyńską, zrobili wszystko bardzo dobrze. Wczuli się w klimat. Graliśmy w trochę innych warunkach, widownia była amfiteatralna, dużo większa niż u nas. Ale poradziliśmy sobie. Wyjazd udany ze wszech miar. Tylko ten dłuuuugi lot... Ale lecieliśmy w końcu na inny kontynent, więc byliśmy i na to przygotowani.

Rozmawiała Milada Świrska

Teatr czy taniec?Szukając odpowiedzi na wyżej zadane pytanie, postanowiłam

sprawdzić, co kryje się pod nazwą Bal Jesienny organizowany przez Wrocławski Teatr Tańca Dawnego Campanella. Odbył się on 7 listopa-da 2009 w Kościele Chrześcijan Baptystów przy ulicy Łukasińskiego 20. Zespół wraz z gośćmi przez cztery godziny bawił się przy rytmach muzyki z minionych epok. W programie były tańce średniowiecz-ne, renesansowe, szkockie, włoskie i angielskie. Teatr tańca kojarzy się dziś głównie z technikami współczesnymi, z Piną Bausch, Sashą Waltz, a tu taniec dawny. Mimo to poszłam.

Do wspólnego biesiadowania zapraszała radosna muzyka, która przypominała ścieżki dźwiękowe z filmów o turniejach średniowiecz-nych. Jednak osoby z zespołu nie identyfikują się z bractwami rycer-skimi. „Nie jesteśmy częścią bractwa rycerskiego. W scenografii, stro-jach, języku i stylu tańca staramy się być bliscy historii. Oczywiście zdarzyło nam się dać pokaz podczas takich imprez, ale nie wszystkie tańce tam prezentowane są zgodne z jakąkolwiek konwencją epoki” – mówił Konrad Przybycień, tańczący w zespole Campanella.

Bal Jesienny zakończył koncert życzeń, dlatego na prośbę gości wszyscy zatańczyli najciekawsze choreografie. Taka forma spędzania czasu przypadła wielu osobom do gustu i postanowiono zaaranżo-wać kolejne spotkanie. „W tańcu najistotniejsza jest chęć, a dopiero później ciężka praca” – mówi Ania, jedna z uczestniczek balu.

Katarzyna Lebiedzińska: W jaki sposób powstał Wrocławski Teatr Tańca Dawnego Campanella?Marek Cebrat: Zaczęliśmy od tańca jako takiego. Oczywiście istnieją zespoły, które w przerwach walk rycerskich pokazują tańce starodawne, ale my się od tego odcięliśmy. Chcieliśmy stworzyć coś bardziej wyrafinowanego, dlatego nasze działania poszły w kierunku teatru.

K.L.: Dlaczego taniec dawny?M.C.: Miałem okazję poznać tańce szkockie. Są bardzo łatwe do nauczenia. Można szybko pokazać innym podstawowe kroki i dobrze się bawić. Do tego rodzaju spędzania wolnego czasu zachęcił mnie znajomy. Może tak łatwo dałem się nakłonić, bo interesują mnie fantastyka i magiczne historie. Takie bajki o księżniczkach i królewiczach drzemią w każdym z nas.K.L.: Podczas waszych pokazów przede wszystkim tańczycie. Czujecie się aktorami?M.C.: Pojęcie aktorstwa jest bardzo szerokie. W telewizji, a precyzyjniej w serialach bazuje się przede wszystkim na tekście i tu rzadko widujemy jakąś akcję taneczną. U mimów z kolei nie ma mowy o dialogu, a właśnie sposób prezentowania siebie na scenie jest zasadniczy. W takim rodzaju teatru, który my uprawiamy, taniec jest głównym nośnikiem treści.K.L.: Czyli jesteście bardziej tancerzami niż aktorami?Konrad Przybycień: Teatr i taniec to dwie dziedziny sztuki, które wzajemnie ze sobą korelują i współistnieją wspólnie od dawien dawna. Bardzo niesprawiedliwe wydaje mi się wyróżnienie jednej z tych dyscyplin ponad drugą. Prawdą jest, że układy choreograficzne mogą być dobrym dopełnieniem dialogowanego spektaklu. Mają miejsce jednak momenty, kiedy to właśnie taniec jest istotą przedstawienia, a aktor, nie wypowiadając słów, czaruje publiczność jedynie za pomocą gestów i ruchu ciała. Nierozsądny jest zatem wyżej postawiony problem. Wspólnym mianownikiem łączącym taniec i teatr jest muzyka. Może ona załagodzi spór, w końcu muzyka łagodzi obyczaje.

Rozmawiała Katarzyna Lebiedzińska

Katarzyna Strączek, Marian Czerskifot. Marcin Czarnik

Page 5: Nr 8 (11)/2009 (listopad) - 1212 Generacja Tpl

5

Mistrzowie monodramówMonodram to prawdopodobnie najtrudniejsza konwencja teatralna, wymagająca od artysty wielkich umiejętności. Za pomocą gestów, mimiki twarzy i ciekawie przekazanego tekstu musi on dokonać czegoś, co zwykle czyni cały zespół aktorski – zainteresować widza i skupić jego uwagę. Być może skala trudności jest powodem

tego, że bardzo rzadko mamy okazję na polskich scenach oglądać ten rodzaj spektakli, a szkoda. Tym bardziej warto było zarezerwować swój czas między 22 a 24 listopada 2009. Wtedy właśnie do Wrocławia przyjechali mistrzowie tego gatun-ku z Armenii, Rosji, Serbii, Bośni i Hercegowiny, Mongolii i oczywiście Polski. A wszystko to za sprawą 43. edycji Wrocław-skich Spotkań Teatrów Jednego Aktora (WROSTJA).

Tuż przed rozpoczęciem tej teatralnej uczty udało mi się porozmawiać z dyrektorem festiwalu Wiesławem Gerasem.Agnieszka Michalska: WROSTJA ma już bardzo długą tradycję. Jak na przestrzeni lat zmieniały się festiwal i jego formuła? Czy cieszy się on wciąż popularnością wśród widzów?Wiesław Geras: Największa zmiana nastąpiła od ubiegłego roku. Wtedy to podpisaliśmy porozumienie z wrocławską filią Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie i utworzyliśmy Europejskie Centrum Teatrów Jednego Aktora, do którego przekażemy całą naszą dokumentację dotyczącą teatrów jednego aktora, a jest ona najbogatsza na świecie. Tym samym wrocławska PWST stała się również jednym z organizatorów festiwalu. Od tamtego momentu nastąpił zasadniczy przełom, polegający na tym, że zmieniła się publiczność festiwalowa. Przestali przychodzić tylko ludzie przypadkowi, tacy, których przyciągnęło np. nazwisko jakiegoś znanego aktora, zaczęli natomiast przychodzić głównie młodzi ludzie, uczniowie i studenci. Chętnych do obejrzenia niektó-rych spektakli było tak dużo, że nie mieścili się w salach, w których wystawiane były spektakle (takie miłe festiwalowe zamieszanie). Kolejną zmianą, wynikającą ze współpracy z PWST, jest to, że jeden cały dzień festiwalu poświęcony jest tylko powyższej uczelni. W tym czasie publiczność ma okazję zobaczyć zarówno etiudy studenckie, jak i monodramy w wykonaniu profesorów wrocławskiej PWST.A.M.: Jak się układa współpraca?W.G.: Na razie wręcz wzorcowo. Szkoła bardzo się zaangażowała. Studenci PWST są gospodarzami dnia, zapowiadają spektakle. W ogóle wygląda na to, że wrocławska filia będzie miała kolejną specjalizację – otrzymaliśmy bardzo dużo zgłoszeń studentów chętnych do wystawienia swoich etiud. Dla porównania: w zeszłym roku wystarczyła godzina i piętnaście minut do zaprezentowania wszystkich etiud, a w tym roku będą to aż trzy godziny.A.M.: W ramach WROSTJA odbywa się również Ogólnopolski Festiwal Teatrów Jednego Aktora (OFTJA). Proszę powiedzieć, na czym polega formuła tego konkursu i co daje młodemu artyście zaprezentowanie się na tym festiwalu.W.G.: W ramach OFTJA pokazywane są najciekawsze spektakle zrealizowane w Polsce w ostatnim sezonie teatralnym. W tym roku do konkursu o miano najlepszego monodramisty w Polsce zgłosiło się aż 24 aktorów, z tego zakwalifikowaliśmy 9. Dużą niespodzianką dla nas było to, że z tych 9 artystów aż 7 to absolwenci lub studenci wrocławskiej PWST. Muszę powiedzieć, że selekcja była ostra i nie było żadnej taryfy ulgowej. Być może tak duże

zainteresowanie powyższym konkursem wynika z tego, że jest to duża promocja dla młodego aktora. Wydajemy materiały festiwalowe, w których pojawia się zdjęcie i nazwisko występującego monodramisty. Poza tym na naszym festiwalu pojawiają się dziennikarze oraz dyrektorzy innych festiwali

i często się zdarza, że jeśli aktorzy się spodobają, to zapraszani są na inne festiwale.A.M.: Co roku publiczność festiwalu WROSTJA ma okazję oglądać monodramy w wykonaniu artystów z różnych

zakątków świata. W jaki sposób pozyskują państwo tych artystów? Co decyduje o ich wyborze?

W.G.: 80 procent spektakli to te, które ja albo inni członkowie rady artystycznej widzieli

na innych festiwalach teatrów jednego aktora na świecie. Jesteśmy bowiem zapraszani na różne tego typu imprezy i oglądamy w ciągu roku sporo monodramów. Poza tym czytamy recenzje i pytamy o opinie wielu dziennikarzy na świecie. Mamy również

stronę internetową, która jest czytana i cieszy się dużym zainteresowaniem

( w w w . w r o s t j a . a r t . p l ) . To właśnie przez naszą

stronę dotarli do nas aktorka z Mongolii i aktor z Bośni i Hercegowiny – uczestnicy tegorocznego WROSTJA. Ponadto artyści z różnych stron świata nadsyłają do nas płyty ze swoimi monodramami, my je skrupulatnie oglądamy i jeśli są dobre,

to zapraszamy tych wykonawców. Muszę powiedzieć, że do tej pory nie było spektaklu, który nas skompromi-

tował. Bardzo nas to cieszy.A.M.: Jak pan sądzi, który monodram ma szansę okazać się

takim hitem, że na długo pozostanie w pamięci widzów?W.G.: Myślę, że może być ich kilka. Na pewno niezapomnianym

przeżyciem może być obejrzenie spektaklu w języku mongolskim. Poza tym należy wręcz zobaczyć monodram Kod w wykonaniu mistrza tej formy – Janusza Stolarskiego. Wrażenie może pogłębić niecodzienna przestrzeń, w której aktor zaprezentuje swój spektakl, będzie to bowiem Dom Handlowy Renoma. Dużą niespodzianką może okazać się również spektakl dokumentalny aktora Leo Kantora, który przyjedzie do nas ze Szwecji. Spektakl ten, pt. Wyjechać ze skrzypcami, będzie wystawiony w synagodze Pod Białym Bocianem i będzie to jego premiera.

Rozmawiała Agnieszka Michalska

Listopad 2009 | Generacja Tpl |

Page 6: Nr 8 (11)/2009 (listopad) - 1212 Generacja Tpl

6 | Generacja Tpl | Listopad 2009

Dwunastu młodych gniewnychW zamkniętym pomieszczeniu jednego z amery-

kańskich sądów dwunastu ławników ma wydać wyrok w sprawie o morderstwo. Pozornie sprawa łatwa, oce-na winny-niewinny nie powinna sprawiać kłopotów. Jednak nie w momencie, kiedy wyrok ma zapaść jed-nogłośnie. I tak „dwunastu gniewnych ludzi” ma pod-jąć wspólną decyzję. W przypadku przedstawienia reżyserowanego przez Redbada Klijnstrę – 12 gniew-nych ludzi, bo ten właśnie dramat Reginalda Rose’a stu-denci czwartego roku wrocławskiej filii PWST wybrali na swoje dyplomowe przedstawienie.

Pomieszczenie, w którym ma zapaść wyrok, nie zachęca do dłuż-szego w nim przebywania. Tablica, 12 krzeseł, dystrybutor z wodą – nic więcej. W tym pomieszczeniu 12 osób, każda z innego środo-wiska, w różnym wieku, z różnym wykształceniem i statusem spo-łecznym, w których rękach leży życie osiemnastolatka oskarżonego o zabójstwo ojca. Każdy z nich chce załatwić sprawę jak najszybciej. Lecz tylko jeden chce od początku załatwić ją porządnie – ławnik 8 (Marcin Rams), który w pierwszym głosowaniu sprzeciwia się 11 pozostałym i mówi „niewinny”.

Dramat Reginalda Rose’a jest studium ludzkiej natury. Opowiada o tym, jak łatwo jest przyjąć na siebie odpowiedzialność, nie zdając sobie tak naprawdę sprawy z jej wagi. Jak ławnik 7 (Maciej Mikulski), który nieustannie mówi o meczu, na który ma bilety i który przez przeciągającą się rozprawę może przegapić. Oprócz tego tekst jest

dobrą wykładnią manipulacji. Wspomniany już wcześniej ławnik numer 8, stosując erystyczne wybiegi rodem z Schopenhauera, umie-jętnie przekonuje wszystkich pozostałych, że choć na pierwszy rzut oka dowody na winę chłopca są niezbite, to jednak pojawiają się okoliczności stwarzające „uzasadnioną wątpliwość” co do analizy dowodów i przebiegu procesu, a co za tym idzie – samej winy nastolatka.

Dyplomy studentów PWST zawsze są dla mnie ciekawym prze-życiem. Razem z tymi ludźmi, przecież niewiele starszymi ode mnie, stresuję się i przeżywam pobyt na scenie. Stawiając się w ich sytuacji, wiem, że chcą wypaść jak najlepiej. Świadomość ich starań potęgu-je jednak „apetyt” – chcę zobaczyć jak najwięcej z ich możliwości, już po spektaklu dyplomowym obstawiać, kto ma szansę na karierę, a kto może ugrzęznąć na prowincji. Pod tym względem 12 gniewnych ludzi nie zawiodło mnie. Aktorzy trafili na bardzo dobry tekst, któ-ry pozwolił im się wypowiedzieć. Każda z 12 postaci była charak-terystyczna, znacząco inna od pozostałych. Dzięki temu aktorzy mogli stworzyć role wyraziste, ukazujące ich potencjał. Na szczegól-ną pochwałę zasługuje Marcin Rams, ławnik numer 8. Jego postać wyróżniała się na tle innych, i to nie dlatego, że to właśnie ósmy ław-nik był pełnym sprzeciwu nonkonformistą. Rams swoją postać prowa-dził konsekwentnie, świadomie i to pozwoliło mu się wyróżnić. Obok niego brawa należą się także Aleksandrze Dytko, ławnicze numer 5. Wcielić musiała się w rolę trudną – kobiety wychowanej w slum-sach, której świat, w jakim wzrastał oskarżony, był znany od pod-szewki. Bardzo dobrze udało się jej przedstawić emocje stłamszonej kobiety, była przekonująca.

Noc trybadNoc trybad to spektakl dyplomowy studentów

IV roku Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej we Wrocławiu, wyreżyserowany przez Krzysztofa Kulińskiego.

Z powodu remontu PWST wystawiany jest w małej Sali Prób Teatru Polskiego, na Zapolskiej. Jest to kolejny powiew klimatów ze Skandynawii w naszym teatrze, Noc trybad napisana została bowiem przez szwedzkiego prozaika, autora wielu sztuk teatralnych Pera Olova Enquista. Dzięki niej stał się on najczęściej wystawianym dramatopisarzem w Skandynawii, a sztuka doczekała się 200 insceniza-

cji na całym świecie.Przedstwia ona wycinek z życia Augusta Strindberga, tak-

że szwedzkiego pisarza, twórcy wielu dramatów, powieści i ese-jów, uważanego za ojca współczesnego teatru. Trzykrotnie żona-ty, Strindberg prowadził bardzo burzliwe życie, zarówno w sferze prywatnej, jak i zawodowej, oraz borykał się z depresją i kłopotami materialnymi. Wskutek nagonki po wydaniu jednego ze swych zbio-rów publicystycznych opuścił ojczyznę, podróżując po Europie. Obracał się w kręgach niemiecko-skandynawskiej bohemy, do której należeli między innymi Stanisław Przybyszewski i Edvard Munch.

W spektaklu Augusta Strindberga (Paweł Parczewski/Mateusz Baran) poznajemy w chwili, gdy rozwodzi się ze swoją pierwszą żoną Siri von Essen(Agnieszka Przestrzelska/Agata Obłąkowska- -Woubishet). Akcja toczy się w ciągu jednej nocy na scenie Teatru Dagmary w Kopenhadze. Scenografię tworzą stare krzesła, sto-lik, ustawione pod ścianą skrzynki po piwie, przywodzące na myśl magazyn, stare siedzenia z teatru, manekin oraz stojący z boku for-tepian. Trwają próby do najnowszej sztuki Strindberga, opowiadają-cej „o dwóch kobietach rywalizujących o względy nieobecnego męż-czyzny”. Podczas wieczoru August wyrzuca żonie lesbijski romans z Karoliną Marią David (Anita Balcerzak/Jolanta Solarz), poznaną

w Grecji alkoholiczką, na jaw wychodzą liczne kompleksy pisarza opiewające długość i średnicę penisa oraz odnawiają się dawne pre-tensje Siri do męża. Wypomina mu ona uwiedzenie piętnastolatki, a on nie pozostaje jej dłużny, oskarżając ją o romans z aktorem Viggo Schiwe (Łukasz Kucharzewski). Życie miesza się z teatrem, Strindberg i jego żona targani namiętnościami, bez przerwy toczą wojnę płci, Karolina Maria David wypija kolejne piwa, śmiejąc się z argumen-tów pisarza przeciwko emancypacji kobiet, tylko Viggo, zaintereso-wany próbą, czyni irytujące uwagi na temat mimiki aktorów bądź światła. Mężczyźni wydają się w tym starciu przegrani, jest to w koń-cu noc trybad – kobiet pełniących w miłości lesbijskiej rolę mężczy-zny. Spektakl ma interesującą treść, jednak nie zachwyca, a muzyka wybrzmiewająca na końcu nadaje mu niestety nazbyt ceremonialne-go charakteru.

Milada Świrska

fot. archiwum PWST

Page 7: Nr 8 (11)/2009 (listopad) - 1212 Generacja Tpl

7Listopad 2009 | Generacja Tpl |

Porozmawiaj ze mną

Nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Wniosek smutny, chociaż bardzo prawdziwy. Nie mówimy o naszych problemach,

o oczekiwaniach względem innym. Zamykamy się w sobie, w żalu i poczuciu odrzucenia. Są jednak tacy, którzy mówią. Na dodatek mówią w sposób dobitny, zmuszający do myślenia i analizowania swojego postępowania. Jak Tomasz Cymerman w swoim dramacie Gospel, wyreżyserowanym przez Bartosza Potocznego.

4 listopada 2009 na Scenie na Strychu Wrocławskiego Teatru Współczesnego spotkałam pięć osób. Zgorzkniałą, porzuconą przez córkę matkę, żyjącą z dnia na dzień w czterech ścianach swojego mieszkania. Poznałam też jej córkę, która nie mogąc sprostać ocze-kiwaniom matki, ucieka z domu. Obok nich żyje małżeństwo. Choć bardziej udaje, że żyje, wciąż obok siebie, nigdy razem. Gdzieś w pobliżu przemyka postać mężczyzny zagubionego, szukające-go sensu. Co ich łączy? Nieumiejętność porozumienia się, wzajem-ne, nienazwane roszczenia, które – niewypowiedziane – są źródłem bólu.

Bohaterowie dramatu Cymermana nie potrafią ze sobą roz-mawiać. Jedynie mówią do siebie. Jak córka (Katarzyna Bednarz), która wyrzuca matce jej wychowawcze błędy. Ma do niej żal za to, że ta wmawia jej wyjątkowość. Niestety, rzeczywistość udo-wodniła, że słowa matki nie mają pokrycia, bo tak naprawdę jest oso-bą zupełnie przeciętną.

Mówi też matka (Irena Rybicka), rozżalona porzuceniem, niepo-trafiąca pogodzić się ze swoją samotnością. Próba zrozumienia córki nie przynosi rezultatów. Zamiast współczucia, wsparcia w trudnych chwilach, pojawiają się wyrzuty. Małżeństwo też ze sobą nie rozma-wia. Mąż (Krzysztof Boczkowski) gna za dobrobytem. Chce zapew-nić żonie i uwielbianej przez niego córce jak najlepsze warunki. Nie zauważa przy tym, że jego żona (Anna Kieca) tęskni za prawdziwą rodziną, za mężem, którego ma przy sobie, a nie na budowie niemie-ckiej autostrady. Jej starania pozostają bez odzewu. Na nic droga bie-lizna, która, zamiast działać na męża stymulująco, jest pretekstem do zarzutów o rozrzutność (bo przecież w nowym, wspólnym domu trzeba wykończyć łazienkę!).

Mówi też mężczyzna (Szymon Czacki). Tylko do kogo? Do nas? Do nieznanej matki?

Jak może się skończyć takie życie? Bardzo prozaicznie. W końcu ktoś nie wytrzyma. Nie wytrzymała żona, nauczycielka, która decy-duje się na porzucenie męża i córki i szukanie siebie. Nie wytrzyma-ła córka, która próbę powrotu do matki kwituje prosto: „Po co ja tam poszłam?”. Zastanawiać może w tym kontekście tytuł. Przecież „gospel” etymolodzy wywodzą z angielskiego „good spell” – dobra nowina. Jaką dobrą nowinę chcą nam przekazać Potoczny i Cymerman? Przecież ci ludzie nigdy się nie dogadają. A może

właśnie o to chodzi? Może mieliśmy zdać sobie sprawę, że życie obok nicze-go nam nie da? Może te wnioski są naszą „dobrą nowiną”?

Premiera Gospel odbyła się w ramach drugich uro-dzin wrocławskiej fundacji Centrala71 i towarzyszącego im festiwalu czytań. W projekt zaangażowano aktorów, którzy mogli sprawdzić się w nowych rolach. Dzięki temu na scenie oglą-daliśmy stroje, które zaprojektowała Roma Gąsiorowska. Podkład muzyczny spektaklu przygotował Mariusz Zaniewski. Scenografię, bardzo dobrze oddającą przenikające się świa-ty, stworzyła Małgorzata Musiał. Zamiana ról, powierzenie aktorom przygotowania spektaklu od strony, która być może do tej pory nie była im znana, wyszła spektaklowi na dobre. Dzięki temu mogliśmy zobaczyć świeże pomysły (jak stroje Romy Gąsiorowskiej), ciekawe rozwiązania (brawa dla Mariusza Zaniewskiego za muzykę) czy niebanalną organizację przestrzeni.

Gospel nie chwytałby tak bardzo, gdyby nie gra aktor-ska. Gratulacje należały się Katarzynie Bednarz. Z graną przez nią córką wiele osób mogłoby się utożsamiać. Swojej roli nie przerysowała, w odpowiedni sposób uwypukliła to, co naj-ważniejsze. Gdy opowiadała o swoim życiu z dala od matki, o chorobie, a także ciągłym uczuciu związania pępowiną, była szcze-ra i autentyczna. Intrygował Szymon Czacki, którego strój sytuował gdzieś między jaskiniowcem a rzymskim legionistą. Z boku przyglą-dał się całej sytuacji, z zacięciem ją komentował.

Spokojnie możemy sobie zadać pytanie: czy Cymerman w swo-im dramacie powiedział coś nowego? Przedstawił nam naszą zwykłą codzienność. Jednak na pewno coś między mną a jego dramatem zaiskrzyło. Bo chociaż nie dowiedziałam się czegoś, czego nie wiedzia-łam wcześniej, zostało mi to dobitnie uświadomione. Uświadomione z poczuciem konsekwencji, jakie to za sobą niesie. A konsekwencją są pytania, które kłębiły się w mojej głowie po obejrzeniu spekta-klu. Nieprzegadanego, prostego, ale spójnego, naprawdę niezłego.

Aleksandra Kowalska

Całemu zespołowi należą się gratulacje za swobodę, z jaką prze-bywają na scenie. Po premierze w warszawskim Teatrze Rozmaitości wrocławskie przedstawienia mogły być już zabawą. Jednak zabawą, do której zespół podszedł bardzo profesjonalnie.

W swoim dyplomie studenci zreinterpretowali tekst dramatu. Nacisk położyli na to, co najważniejsze dla nich. Stworzono dzię-ki temu obraz człowieka, któremu można wmówić wszystko, któ-ry postanowił, w imię wygody, zwolnić się z myślenia. Nawet jeśli przyjmie na siebie odpowiedzialność, to stara się ją jak najbardziej zbagatelizować. Wniosek smutny. Cieszy jednak, że 12 gniewnych ludzi Klijnstry pozwoliło nam poznać nowe pokolenie aktorów, któ-re dobrze rokuje na przyszłość. Jak mówi sam reżyser w wywia-dzie dla stołecznej „Gazety Wyborczej”: „ci nowi absolwenci zdają sobie sprawę, że nic im się nie należy z racji tego, że ukończyli szkołę” .

Cieszy też sam wyrok, który, po godzinach dyskusji, zapadł jednomyślnie – „In dubio pro reo” NIEWINNY.

Aleksandra Kowalska

fot. archiwum PWST

Page 8: Nr 8 (11)/2009 (listopad) - 1212 Generacja Tpl

8 | Generacja Tpl | Listopad 2009

Krzyżówka

Odgadnięte hasło prosimy przesłać na adres: [email protected]śród poprawnych odpowiedzi wylosujemy 2 zwycięskie.Nagrodami będą zaproszenia na spektakl Teatru Polskiego. Nazwiska zwycięzców w następnym numerze.

Czy można chodzić do teatru tylko po to, żeby przespać się w wygodnym fotelu po całodziennej harówce? Albo pławić się w stercie

kiepskich serialowych tworów artystycznych i cenić je nad wiekopomne arcydzieła? Wystarczyło trochę pogadać, nazwymyślać, powulgaryzować, wreszcie od rzeczy podyskutować z doborowym establish-mentem krakowskim, aby się przekonać, że można, a nawet więcej – takie spontaniczne zachowania jakże często prowadziły do prawdziwej głębokiej inspiracji sztuką i krystalizowały w głowach nie-przeciętne instynkty artystyczne. Wprawdzie tym razem odkurzaczowi daleko od idei „gadających głów” Grzegorza Ciechowskiego (w końcu szkoda

czasu i szpalty na przepychanie rury), aczkolwiek ostatnia wessana przez niego publikacja udowadnia, że nie tylko podróże kształcą...

Bo kształci też Krakowskie gadanie Beaty Matkowskiej-Święs. To wywiad-rzeka, pełen bynajmniej nie mętnej wody, lecz zaskaku-jących i przejmujących wyznań, intrygujących anegdot i zawiłych kolei losu. W środku nie płotki mizerne, lecz same grube ryby polskiej „mafii” kulturalnej. Autorka zaprasza do rozmów znakomitych aktorów, muzyków, plastyków, reżyserów, rzeźbiarzy i scenografów. Wspólnie spędzając czas na łonie krakowskich plenerów – Kraków jest tym, co łączy wszystkich rozmówców – lawirują pomiędzy tema-

tami o własnym życiu, pasjach, dojrzewaniu twórczości, dosko-naleniu i tajnikach warsztatu, w końcu o wielkich sukcesach i druzgocących porażkach. Rozpiętość wachlarza jest nieby-wała, różnorodność reprezentowanych dziedzin artystycznych

jak na zamówienie. Zaproszeni twórcy nie są ludźmi pierwszej młodości – powszechnie znani i uznani zdają się niekiedy

poruszać problematykę obcą wschodzącym pokoleniom. Oblicze wujka Stalina, smutnego socrealizmu, powszech-

nego prania mózgów czy kolejek po mięso zakrzątają dziś

raczej umysły smakoszy archiwów, warto jednak pamiętać, że nie-gdyś były istotną przyczyną exodusu w świat sztuki jako ostatniego przybytku wolności sumienia. Wątki te są absolutnym (aczkolwiek niezbędnym) marginesem niniejszej publikacji i tylko wprowadzają w zasadniczy kontekst rozmów. I tak zażywając tej krakowskiej kąpie-li, dowiadujemy się, że każdy kamień to dzieło natury celowo uformo-wane pod konkretną rzeźbę (Bronisław Chromy), Tadeusz Łomnicki był tytanem pracy (Jan Frycz) i bał się go sam Jerzy Trela, co działo się w Piwnicy pod Baranami (Marek Grechuta), jaka jest współczesna kondycja filmu artystycznego (Kazimierz Kutz) oraz czym wsławili się w świecie polscy muzycy klezmerscy (Leopold Kozłowski). Poznajemy istotę samotności (Jan Peszek) i niezależności (Marcin Świetlicki) arty-sty, rozstrzygamy zawiłości dylematu, czy twórca powinien być ama-torem czy profesjonalistą (Jacek Sroka), obserwujemy życie rodzinne Krystiana Lupy (czy dacie wiarę, że do ukończenia krakowskiej reżyse-rii teatralnej wyrzucano go z każdej uczelni?) i odpowiadamy na pyta-nie, kiedy w sztuce wszystko można (Jan Świderski). Wreszcie śledzi-my początki kariery artystycznej Krzysztofa Globisza i Edwarda Linde--Lubaszenki, które miały miejsce we wrocławskim Tpl.

Mimo iż każdy rozmówca porusza się w sferze własnych, odmiennych od pozostałych doświadczeń życiowych i twórczych, a ich wyborom przyświecały zupełnie inne pobudki, osadzone w konkret-nych środowiskach i czasach, poszczególne rozmowy składają się na ciekawą strukturę całościową, obrazującą metamorfozę myśli artystycznej lat powojennych. To idealna pozycja edukacyjna, napisana z pomysłem i charakterem. A skoro nurt taki bystry i aura za oknem sprzyjająca, nic tylko brać wędkę... i NA RYBY!

Mariusz Cisowski

Beata Matkowska-Święs, Krakowskie gadanie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001.

Na ryby!

Grafika:Marta Streker, Dawid Krawczyk, Michał Matoszko

1. Nazwisko odtwórczyni roli Maszy w Trzech siostrach Moniki Pęcikiewicz 2. Reżyser Zaśnij teraz w ogniu 3. Reżyser Nirvany4. Autor Prezydentek w reż. Krystiana Lupy 5. Cząstki… Houellebecqa w reż. Wiktora Rubina 6. Odtwórca roli Księdza Piotra w Dziadach. Ekshumacji7. Odtwórca roli Demetra we wznowieniu Kuszenia cichej Weroniki 8. Bente… – norweska pieśniarka żydowskiego pochodzenia, będąca gościem Wszechnicy Teatralnej 17.10.2009

Rozwiązanie poprzedniej krzyżówki: Pani z morza Nagrodzeni: Paulina Rosińska, Justyna Klaman-Derejczyk

Odbiór zaproszeń w dziale marketingu.

„1212 Generacja Tpl”[email protected]

Redakcja:Karolina Babij, Aleksandra Kowalska, Katarzyna Lebiedzińska, Agnieszka Michalska, Ada Stolarczyk, Milada Świrska, Joanna Witkowska,Mariusz Cisowski

1

2

3

4

5

6

7

8