jacek piekara - w oczach boga

26
Jacek Piekara W oczach boga àawa byáa wąska i niewygodna. Siedziaáem na niej juĪ kilka godzin, a przechodz ący sáudzy i dworzanie biskupa uĞmiechali si Ċ drwiąco na mój widok. Oni mogli sobie na to pozwoliü. Opieka Gersarda, biskupa Hez-hezronu, byáa najlepszą gwarancją bezkarnoĞci i bezpieczeĔstwa. Aleja, Mordimer Madderdin, inkwizytor Jego Ekscelencji, nie przywykáem do takiego traktowania. Dlatego siedziaáem ponury jak gradowa chmura. Chciaáo mi siĊ jeĞü i pi ü. Chciaáo mi si Ċ spaü. Z pewnoĞcią nie chciaáem czekaü tu na audiencj Ċ, nie chciaáem teĪ widzieü biskupa, bo nic miáego nie mogáo mnie u niego czekaü. Gersard miaá ponoü wczoraj atak podagry, a kiedy chwytaáy go bóle, byá zdolny do wszystkiego. Na przykáad do tego, aby odebraü mi koncesjĊ, która i tak wisiaáa na wáosku od czasu, gdy przesáuchaáem nie tego czáowieka co trzeba. W koĔcu to nie moja wina, Īe na Ğwiecie istnieją sobowtóry. A przynajmniej ludzie bardzo podobni do siebie. Tyle Īe kuzyn hrabiego Werfena, niestety, nie przeĪ\á przesáuchania. I ja teraz mogáem mieü káopoty. JeĪeli odbiorą mi koncesj Ċ, Ğwiat nagle stanie si Ċ bardzo niebezpiecznym miejscem. Tak to juĪ jest, Īe inkwizytorzy mają zwykle wi Ċcej wrogów niĪ przyjacióá. OczywiĞcie, odszedáby ode mnie równieĪ Anioá StróĪ, a Īycie bez Anioáa trudno sobie wyobrazi ü. Choü, miĊdzy nami mówiąc, trudno teĪ sobie wyobraziüĪycie pod opieką Anioáa. Aleja sobie nie tylko je wyobraĪDáem, lecz zdoáDá em przez te wszystkie lata si Ċ do niego przyzwyczaiü. W koĔcu podszedá jakiĞ wymuskany klecha, roztaczający wokóá woĔ drogich perfum, i spojrzaá na mnie z góry. – Madderdin? – zapytaá. – Inkwizytor? – Tak – odparáem. Jego Ekscelencja czeka. RuszĪe si Ċ, czá owieku! Przeáknąáem obelgĊ i tylko staraáem siĊ zapamiĊtaü t Ċ bezczelną twarz. Da Bóg, spotkamy siĊ w bardziej sprzyjających okolicznoĞciach. Nawet sá udzy biskupa mogą z czasem trafiü do naszych mrocznych cel. A wierzcie mi, Īe tam tracą juĪ wszelką pogardĊ dla siedzącego naprzeciw nich inkwizytora. Wstaáem i wszedá em do komnaty biskupa. Gersard siedziaá pochylony nad dokumentami. Prawą dáRĔ miaá caáą w bandaĪach, co znaczyáo, Īe atak podagry nie byá, niestety, plotką. – Madderdin – rzeká takim tonem, jakby to byáo przekleĔstwo – dlaczego ty wáDĞciwie jeszcze Īyjesz, áajdaku? Uniósá wzrok. Widaü byáo po oczach, Īe musiaá sobie trochĊ wypiü. Twarz miaá obsypaną

Upload: piotr-kruk

Post on 28-Nov-2015

49 views

Category:

Documents


2 download

TRANSCRIPT

Page 1: Jacek Piekara - W Oczach Boga

Jacek Piekara

W oczach boga

awa by a w ska i niewygodna. Siedzia em na niej ju kilka godzin, a przechodz cy s udzyi dworzanie biskupa u miechali si drwi co na mój widok. Oni mogli sobie na to pozwoli .Opieka Gersarda, biskupa Hez-hezronu, by a najlepsz gwarancj bezkarno ci i bezpiecze stwa.Aleja, Mordimer Madderdin, inkwizytor Jego Ekscelencji, nie przywyk em do takiegotraktowania. Dlatego siedzia em ponury jak gradowa chmura. Chcia o mi si je i pi . Chcia omi si spa . Z pewno ci nie chcia em czeka tu na audiencj , nie chcia em te widzie biskupa,bo nic mi ego nie mog o mnie u niego czeka . Gersard mia pono wczoraj atak podagry, a kiedychwyta y go bóle, by zdolny do wszystkiego. Na przyk ad do tego, aby odebra mi koncesj ,która i tak wisia a na w osku od czasu, gdy przes ucha em nie tego cz owieka co trzeba. W ko cuto nie moja wina, e na wiecie istniej sobowtóry. A przynajmniej ludzie bardzo podobni dosiebie. Tyle e kuzyn hrabiego Werfena, niestety, nie prze przes uchania. I ja teraz mog emmie k opoty. Je eli odbior mi koncesj , wiat nagle stanie si bardzo niebezpiecznymmiejscem. Tak to ju jest, e inkwizytorzy maj zwykle wi cej wrogów ni przyjació .Oczywi cie, odszed by ode mnie równie Anio Stró , a ycie bez Anio a trudno sobiewyobrazi . Cho , mi dzy nami mówi c, trudno te sobie wyobrazi ycie pod opiek Anio a.Aleja sobie nie tylko je wyobra em, lecz zdo em przez te wszystkie lata si do niegoprzyzwyczai .

W ko cu podszed jaki wymuskany klecha, roztaczaj cy wokó wo drogich perfum,i spojrza na mnie z góry.

– Madderdin? – zapyta . – Inkwizytor?– Tak – odpar em.Jego Ekscelencja czeka. Rusz e si , cz owieku! Prze kn em obelg i tylko stara em si

zapami ta t bezczeln twarz. Da Bóg, spotkamy si w bardziej sprzyjaj cych okoliczno ciach.Nawet s udzy biskupa mog z czasem trafi do naszych mrocznych cel. A wierzcie mi, e tamtrac ju wszelk pogard dla siedz cego naprzeciw nich inkwizytora. Wsta em i wszed em dokomnaty biskupa. Gersard siedzia pochylony nad dokumentami. Praw d mia caw banda ach, co znaczy o, e atak podagry nie by , niestety, plotk .

– Madderdin – rzek takim tonem, jakby to by o przekle stwo – dlaczego ty w ciwiejeszcze yjesz, ajdaku?

Uniós wzrok. Wida by o po oczach, e musia sobie troch wypi . Twarz mia obsypan

Page 2: Jacek Piekara - W Oczach Boga

alergicznymi plamami. By o wi c gorzej, ni przypuszcza em.– Wierny s uga Waszej Ekscelencji – rzek em, pochylaj c si g boko.– Mordimer, na Boga, odbior ci koncesj ! Co to za bzdury w ostatnich raportach? Co to jest

Ko ció Czarnego Przemienienia?– Nie pisa em o niczym takim, Wasza...– W nie! – wrzasn i g os za ama mu si w czasie tego wrza ni cia, a plamy na

policzkach jeszcze bardziej poczerwienia y. – Po co ja ci trzymam, g upcze, skoro dowiaduj sio nowych herezjach od kogo innego?

W yciu nie s ysza em o Ko ciele Czarnego Przemienienia, wi c postanowi em rozs dniemilcze .

– Nowa sekta – powiedzia , patrz c na mnie spode ba – za ona i prowadzona przezcz owieka nazywaj cego siebie aposto em Szatana. Podobno to jaki ksi dz, zajmuj cy si czarnmagi . Mówi , e ta sekta dorobi a si ju ca kiem sporej liczby wyznawców. Masz go znale ,Madderdin i doprowadzi do mnie. I, na Boga, pospiesz si , bo sko cz z tob .

– Czy Wasza Ekscelencja wie, gdzie mam go szuka ? – zapyta em najbardziej uni onymtonem, na jaki by o mnie sta .

– Gdybym wiedzia , gdzie go szuka , nie kaza bym tego robi tobie, idioto – odpar biskupi pomasowa sobie okie . – Madderdin, czym ja zgrzeszy em przeciw Bogu, e pokara mnietakimi lud mi, jak ty?

Znowu uzna em, e lepiej nie odpowiada , i tylko g boko si sk oni em.– Id ju . – Ekscelencja machn ze znu eniem lew d oni . – Wyno si i nie wracaj mi bez

tego cz owieka. Aha, i jeszcze jedno. S ysza em, e odprawiaj rytua y z po wi caniem dziewicczy noworodków, czy co tam takiego... – urwa , aby znowu pomasowa sobie okie .

– Kiedy mog zg osi si do skarbnika Waszej Ekscelencji? – zapyta em, ca y czas g bokopochylony. Cichym i agodnym g osem.

– Won! – rykn biskup, a ja uzna em, e có : nie zawadzi o spróbowa .Wycofa em si rakiem, a kiedy zamkni to za mn drzwi, odetchn em z ulg . Trzeba by o si

bra do roboty, ale przynajmniej moja koncesja by a na razie bezpieczna. Tylko le ze mndzie, je eli nie znajd heretyka. Ale tym przyjdzie jeszcze czas si martwi . Wyszed em

z pa acu biskupa i odetchn em wie ym powietrzem. A raczej powietrzem rynsztokówi spelunek. Bo tak pachnie Hez-hezron. Czy mówi em wam ju , e to naj ohydniej szez ohydnych miast? Podobno wiek temu król Merwid Z otousty kaza Hez-hezron spali , abywybudowa na jego miejscu wymarzone przez siebie Miasto S ca. Ale nim Merwid spalimiasto, spalono jego i pomys umar mierci naturaln .

Teraz musia em odszuka bli niaków oraz Kostucha. Sprawa w sumie by a prosta – musielibawi si gdzie kartami lub ko mi, a ja przecie zna em ich ulubione miejsca. Pierwszym by a

Page 3: Jacek Piekara - W Oczach Boga

karczma „Pod Bykiem i Ogierem”, jednak tam w ciciel roz tylko r ce.– Ogra ich szuler spoza miasta – powiedzia – i s ysza em, e poszli na zarobek.Westchn em. Jak zwykle dali si wykiwa byle komu. I tak dobrze, e go nie zabili, bo teraz

musia bym ich mo e szuka w lochu burgrabiego. Ale s owo „zarobek” mog o znaczy wielerzeczy. I niekoniecznie przyjemnych.

– Co za zarobek? – spyta em niech tnie.– Mordimer, ty wiesz, e ja nie lubi za du o wiedzie – odpar karczmarz, któremu

pozwala em mówi sobie po imieniu, bo walczyli my kiedy razem pod Kir-karalath. A weteranispod Kir-karalath s sobie równi, cho by nie wiem jaka dzieli a ich spo eczna przepa . Takieby o niepisane prawo. Zreszt , niewielu nas wtedy zosta o. Bardzo niewielu, powiedzia bymnawet.

– Korfis – rzek em spokojnie – nie utrudniaj. Dosta em zlecenie i jak ich nie znajd , to go niewykonam. A wtedy zostan obdarty ze skóry. Jestem ci winien pi dukatów. Chyba chcia by jekiedy dosta z powrotem?

– Siedem – spojrza na mnie chytrze.– Niech b dzie – zgodzi em si , bo równie dobrze mog o by siedemdziesi t. I tak w kabzie

brz cza y mi tylko dwa samotne pó groszaki. I za Boga nie zamierza y si rozmno .– A mo e ubijemy interes? – spyta i popatrzy na mnie badawczo.– No?– Ten szuler tu jest. Dam ci fors ; ograj go, a dostaniesz pi cz wygranej.– Czterdzie ci procent – odpar em machinalnie, ale przecie i tak nie zamierza em si

zgodzi .– Co? – nie zrozumia .– Po ow .Pokiwa g ow i my la przez chwil .– Dam ci po ow – stwierdzi i wyci gn ap : – Przybite, Mordimer?– Ty wiesz, e ja nie gram – powiedzia em, z y, e da em si wci gn w t rozmow .– Ale umiesz. A wi kszo gra i nie umie – odpar sentencjonalnie. – No?– Ile on mo e mie ?Karczmarz nachyli si nade mn . Jecha o od niego piwem i gotowan kapust . Jak na Hez-

hezron nawet nie le. Znam gorsze zapachy.– Mo e trzysta, mo e czterysta – tchn mi w ucho. – Jest si o co bi .– Zwyk y oszust czy magik?– A kto go tam wie? Wygrywa od tygodnia. Dwa razy próbowali go zabi ...– I?Korfis w milczeniu przeci gn palcem po gardle. – Dobry jest – doda . – Ech, Mordimer,

Page 4: Jacek Piekara - W Oczach Boga

eby ty chcia gra . Jaki my by my maj tek zrobili, cz owieku.– Gdzie s Kostuch i bli niacy?– Maj jak robótk u Hilgerarfa, wiesz, tego ze spichlerzy. Jakie ci ganie d ugów, czy co

– wyja ni po chwili namys u. – Zagrasz, Mordimer? – spyta prawie b agalnym g osem.Trzysta dukatów, pomy la em, zostanie mi z tego sto pi dziesi t. Niby mia o si czasem

i dziesi razy wi cej, ale teraz to by maj tek. Starczy oby na szukanie heretyka. Zakl emw my lach, bo nie do , e mam pracowa za darmo, to jeszcze musz zarobi na t prac . Co zaajdak z biskupa.

– Mo e – westchn em, a Korfis a chcia mnie klepn w plecy, ale powstrzyma siw ostatniej chwili. Wiedzia , e nie przepadam za tego rodzaju czu ciami.

– Dam ci sto dukatów. – Nachyli mi si znowu nad uchem. – Starczy, eby zacz , co?No có , knajpiany biznes kwitnie w Hez-hezronie, skoro karczmarz ma na zbyciu sto

dukatów. A jak dawa sto, to mia pewnie i pi razy wi cej.– A jak przegram? – zapyta em.– To b dziesz mia d ug – za mia si – ale ty nie przegrasz, Mordimer.Zapewne, pomy la em, tylko ty nie wiesz, e mnie nie wolno gra . I e jak dowie si o tym

mój Anio Stró , to b mia przesrane na d ugie miesi ce. A co gorsza, mo e mnie za atwiw czasie gry. Chyba e uzna, i gram w szlachetnym celu. A niezbadane s cie ki my leniaAnio ów.

– Teraz to on pi – rzek Korfis. – Gra ca noc u Lonny i wróci dopiero nad ranem.– Nie le – powiedzia em, bo u Lonny gra o si wysoko. – Przejd si tam. Daj par dukatów.Korfis westchn i wygrzeba z zanadrza jednego ober ni tego po brzegach dukata i trzy

pi ciogroszaki.– Dolicz ci do rachunku – mrukn .Nawet nie wyci gn em r ki, tylko spojrza em na niego wymownie.– Korfis, we mnie trzeba zainwestowa – mrukn em.– Zainwestowa – powtórzy , wyra nie wymawiaj c zg oski. – Ilekro s ysz to s owo,

wiem, e kto chce mnie ob upi ze skóry – doda , ale wyj jeszcze jednego dukata. Jeszczebardziej ober ni tego po brzegach ni pierwszy, chocia to akurat mog o si ju wydaniemo liwe.

Dom madame Lonny by masywnym, jednopi trowym budynkiem ogrodzonym murem, zaktórym szala y specjalnie wyszkolone psy. Mówiono zreszt , i to nie psy, tylko mieszankaszakala i wilka, i e mia y zatrute z by. Ale podejrzewam, i takie bajdy rozpuszcza a samaLonna, aby dodatkowo wystraszy nieproszonych go ci. Lonna prowadzi a dobrej klasy burdelz wykwintnym wyszynkiem i jedzeniem. Prócz tego grano u niej w ko ci i karty. Grano wysokoi w niez ym towarzystwie, bo nierzadko mo na tam by o trafi na bogatych szlachciców z okolic

Page 5: Jacek Piekara - W Oczach Boga

Hez-hezronu (po co przyje ali do miasta, opuszczaj c swe posiad ci, Bóg jeden raczywiedzie ), co znamienitszych mieszczan i mistrzów cechowych. A zreszt , ka dy, kto miawypchan kabz i jako tako wygl da , by tam mile widziany.

Zastuka em ko atk . Kilkakrotnie, bo pora by a nietypowa i musia em chwil zaczeka , nimkto si zbli do drzwi. Trzasn uchylany judasz.

– Pan Madderdin – us ysza em g os zza drzwi i pozna em Grytt , który pe ni u Lonny rolod wiernego, wykidaj y i w ogóle ch opca do wszelkich zlece . Grytta by zwalistym ch opemo twarzy wioskowego g upka. Ci, których zmyli a ta powierzchowno , zwykle nie mieli juokazji pope nia nast pnych pomy ek.

– Nie da si ukry – odpar em. – Jest Lonna? Grytta waha si chwil , nim odpowiedzia .– Jest – rzek w ko cu, otwieraj c drzwi. Krzykn na psy. – Dziwna pora na odwiedziny,

panie Madderdin.– Dziwna – przytakn em i da em mu dukata. Trzeba mie gest.Grytta zaprowadzi mnie do saloniku i postawi na stoliku butelk wytrawnego wina oraz

kieliszek.– Wszyscy pi jeszcze, panie Madderdin – wyja ni . – Trzeba b dzie troch poczeka .– Nie ma sprawy – powiedzia em i wyci gn em si w fotelu.Jestem przyzwyczajony do spania o ka dej porze i w ka dych warunkach. W ko cu nigdy nie

wiadomo, kiedy cz owiek b dzie mia nast pn okazj . Lonna wesz a do. pokoju, a ja sinatychmiast obudzi em.

– Zawsze czujny – powiedzia a, widz c, e otwieram oczy. – Dawno si nie widzieli my,Mordimer. Przychodzisz odda d ug?

– A ile ci jestem winien?– Dwadzie cia dukatów – powiedzia a i jej oczy pociemnia y. – Czy to ma znaczy , e ich

nie przynios ?– Ty zawsze o pieni dzach – westchn em. – Nawet nie zd em ci powiedzie , jak pi knie

wygl dasz.– Daruj sobie – wzruszy a ramionami. – Czego chcesz?– Jak zwykle. Informacji.– Zwykle to ty chcesz tu czego innego – odpar a. – Jakiej informacji?– Kto gra wczoraj u ciebie. Jaki zamiejscowy szuler. Wygra ?– Czy ja ledz ka dego, kto tu gra? – zapyta a zniecierpliwiona. – Wczoraj by o mnóstwo

ludzi.– Lonna – wsta em i przeci gn em si , a mi chrupn o w ko ciach, nala em sobie wina –

masz mnie za idiot ?– Wygra – powiedzia a – bardzo du o.

Page 6: Jacek Piekara - W Oczach Boga

– Znaczy?– Czterysta, mo e nawet pi set. Ale on nie kantowa , Mordimer. Kaza am go sprawdzi .– S ró ne rodzaje kantów – odpar em.– No w nie. Mo e wrócimy do mojej dawnej propozycji?– Nie – za mia em si .Lonna kiedy proponowa a, abym zaj si kontrol graczy. Potrafi bezb dnie pozna , czy

kto oszukuje. Rozszyfruj ka dego magika czy iluzjonist , nie mówi c ju o zwyk ychszulerach. A Lonna nie tolerowa a oszustów. Mi dzy innymi dlatego jej dom by tak popularny,bo gra o si tam czysto. A przynajmniej w miar czysto.

– W co gra ?– W „biskupa” – roze mia a si nieco pogardliwie.Ja te si zdziwi em. „Biskup” by jedn z najbardziej g upich i prymitywnych gier.

Wygrywa ten, kto zebra rycerza, giermka i tuza, oboj tnie jakiej ma ci, a przy tym nie miadamy. Zabawa dla wozaków. Zupe nie bezmy lna.

-1 co potem?– Poszed . – Wzruszy a ramionami: – Nawet nie poprosi o obstaw .U Lonny istnia dobry zwyczaj odprowadzania go ci, którzy wygrali, przez specjalnie

dobranych ochroniarzy.– Przyjdzie dzisiaj?– Jak go nie zabili, to pewnie przyjdzie. – Znowu wzruszy a ramionami. – Po co ci on?– Ogra moich ch opaków, wi c mo e kto powinien mu odp aci .Lonna nie wytrzyma a i chwyci a mnie za r .– B dziesz gra , Mordimer? – Widzia em, jak zap on y jej oczy. – Naprawd zagrasz?– Mo e, mo e... – odpowiedzia em, uwalniaj c d .– Czuj si go ciem – rzek a z szerokim u miechem, który odm odzi j o adnych par lat. –

Dam ci pokój, eby wypocz przed wieczorem. Chcesz co jeszcze? Wino, dziewczyny?– Na razie nie. Dzi ki, Lonna, ale musz poszuka Kostucha i bli niaków. Szlag ich gdzie

trafi .– Tylko b agam, nie przyprowadzaj ich, je eli nie musisz.– Lonna z a d onie na piersiach. A by o na czym sk ada .– Ostatnio Kostuch wyp oszy mi go ci.– Nie ma si czemu dziwi . Jakbym go nie zna , sam bym si przestraszy .– Zobaczymy si wieczorem.

***

Page 7: Jacek Piekara - W Oczach Boga

Wyszed em nieco od wie ony t chwil snu i ruszy em na poszukiwanie ch opaków. Mielirobótk u Hilgferarfa? No, to wiadomo gdzie zacz . Do spichlerzy od domu Lonny nie by ospecjalnie daleko, tote spacer zaj mi najwy ej pó godziny. Ju z daleka by o widaniekszta tne magazyny, przytulone do brzegu rzeki. Namno o si ich ostatnimi czasy, boi handel, po zako czeniu wojny na po udniu, rozkwit jak nigdy. Hilgferarf by jednym z nowychtuzów kupieckich. M ody, przebojowy i bez skrupu ów.

Zaczyna jako doker, a teraz mia cztery poka ne magazyny. Spichlerze to by a ju tylkozwyczajowa nazwa, bo teraz w magazynach trzyma o si dziesi tki ró nych towarów. Hilgferarfspecjalizowa si w broni, gdy mia dobre kontakty z kupcami z Barden-hager, ale w zasadziezajmowa si ka dym towarem. Jeden magazyn mia specjalnie przystosowany dla dziewczynz Po udnia, na które zawsze by niez y popyt. Sama Lonna kupi a tam kilka niez ych sztuk, aleszybko umar y. Podobno nie wytrzymywa y ycia w zamkni ciu i liczby klientów. Ale i takpewnie Lonnie koszta zwróci y si z naddatkiem. Na terenie spichlerzy kr cili si ochroniarzez pa kami w r kach, by o te kilku ludzi ze stra y portowej, jak zwykle schlanych prawie donieprzytomno ci. Biuro Hilgferarfa przytyka o do jednego z magazynów nad samym brzegiemrzeki. Czy raczej tego spienionego cieku, który z przyzwyczajenia nazywano rzek .

– Czego tu? – Przy drzwiach czuwa o dwóch stra ników.– Szukam pana Hilgferarfa – wyja ni em.– By umówiony? Jak nie, to sp ywaj. Spojrza em na niego i troch si stropi .– Nazywam si Madderdin, synu. Mordimer Madderdin, inkwizytor biskupa Hez-hezronu.

Chcia by , abym by mi y, kiedy spotkamy si kiedy u mnie?– Przepraszam, panie Madderdin – stra nik, który ze mn rozmawia , prze kn g no lin

– prosz o wybaczenie. Zaraz powiadomi pana Hilgferarfa.Wszed em do rodka, a Hilgferarf nie da mi d ugo czeka . Bardzo uprzejmie z jego strony.

Mia ca kiem mi e biuro wype nione meblami z czarnego d bu. Nieco nuworyszow-skie, alejednak eleganckie.

– Mi o mi, panie Madderdin. – Mia siln d , no ale skoro kiedy by dokerem...– Prosz wybaczy , i zabieram panu czas – powiedzia em uprzejmie – ale podobno wynaj

pan moich ch opców. Dwóch bli niaków i cz owieka...– A, tego przy stój niaczka – wszed mi w s owo kupiec. – Zgadza si . Mia em dla nich

robótk . Prosz usi , panie Madderdin. Wina?Pokr ci em g ow .– Wzi li zaliczk i tyle ich by o – powiedzia spokojnie, ale wiedzia em, e jest w ciek y.– To do nich niepodobne – naprawd si zaniepokoi em. Bli niacy i Kostuch nigdy nie

pozwoliliby sobie na wystawienie klienta do wiatru. A przynajmniej nie w Hez-hezronie. – Czymóg bym wiedzie , co to by a za praca?

Page 8: Jacek Piekara - W Oczach Boga

– Panie Madderdin – kupiec usiad za biurkiem – b my szczerzy. S ysza em, e pozaswoimi obowi zkami s bowymi zajmuje si pan te czasem pomaganiem ludziom b cymw k opotach. Je li by by pan zainteresowany, to...

– Prosz mówi .– Mam d nika. Chodzi o powa ne sumy...– Jak powa ne? Uniós r .– Za chwil , je li pan pozwoli. Chodzi o pra ata Bulsaniego.– O, cholera! – pozwoli em sobie zakl . Pra at Bulsani by dziwkarzem, pijakiem

i hazardzist . A przy tym mia zdumiewaj co mocne plecy.Hilgferarf u miechn si blado.– To dobra reakcja, panie Madderdin. Powiedzia em to samo, kiedy dowiedzia em si , czyim

jestem wierzycielem.– Kiedy dowiedzia si pan...? To znaczy...?– Bulsani dosta spadek i przyj go, bo aktywa nieznacznie przekracza y pasywa. Ale

pasywami by y weksle. Na cztery i pó tysi ca dukatów. P atne do przedwczoraj. Jak panrozumie, p atne w moim biurze. Tymczasem Bulsani sprzeda dom i kilka zobowi za , ale niezamierza p aci d ugów. Wyszed jakie pi tysi cy na czysto, wi c ma pieni dze...

– Znaj c go, stan ten nie potrwa d ugo – mrukn em.– Dlatego zale y mi na szybko ci. Jestem w stanie zaoferowa pi procent od sumy

ci gni tego d ugu.– Dwadzie cia pi – odpar em machinalnie – plus dziesi procent ekstra, bo chodzi

o Bulsaniego. I sto pi dziesi t dukatów na wydatki.– To arty – nawet si nie zdenerwowa . Z twarzy wci nie schodzi mu mi y u miech.– Je li nie za atwi pan tego w ci gu kilku dni, straci pan pieni dze raz na zawsze –

powiedzia em. – Jasne, mo e pan go kaza zabi . Ale po pierwsze, nie zwróci to panu forsy, a podrugie, zabicie Bulsaniego oznacza k opoty. Mo e pan zwróci si do s du. Ale to mo eoznacza jeszcze wi ksze k opoty.

Hilfergard stuka obsadk pióra w blat biurka i ca y czas przygl da mi si z u miechem.– Wie pan, ile utargowali pa scy przyjaciele? – zapyta .– Tak?– Osiem procent i dziesi dukatów zaliczki.– Dlatego nigdy nie powinni robi interesów beze mnie – westchn em. – To przykre, kiedy

ludzie nie potrafi si niczego nauczy .– Ale jednak pa skie propozycje sanie do przyj cia – doda .Przygl da em mu si przez chwil . Cholernie wyedukowa si ten by y doker. Co za zasób

ów!

Page 9: Jacek Piekara - W Oczach Boga

– Nie mam si y – powiedzia em – targowa si . Jestem zm czony i mam przed sob ciprac . Ostatnie czego pragn , to wpl ta si w k opoty przez d ugi Bulsaniego. Moja propozycja,to dwadzie cia pi procent od sumy i sto trzydzie ci bezzwrotnej zaliczki. – Kupiec chcia cowtr ci , ale unios em d : – To naprawd ostatnia propozycja.

Hilgferarf pokiwa g ow ze zrozumieniem.– Niech i tak b dzie. S ysza em o panu du o dobrego, panie Madderdin. Nie jest pan tani, ale

ynie z rzetelnego podej cia do pracy. Mam nadziej , e odzyskam moje pieni dze.– Szczerze? – skrzywi em si . – S dz , e straci pan jeszcze te sto trzydzie ci na zaliczk dla

mnie.– Szczero godna podziwu – powiedzia bez najmniejszej ironii w g osie – jednak

zaryzykuj . By mo e – doda ostro nie – potem, je eli wszystko si powiedzie, mia bym dlapana co powa niejszego. Co du o powa niejszego.

– Sk d to zaufanie?– Ja znam si na ludziach, panie Madderdin. A pan jest uczciwym cz owiekiem. Co nie

znaczy moralnym – zastrzeg si od razu – ale uczciwym.Zastanowi em si przez chwil . To prawda. Rzeczywi cie by em uczciwym cz owiekiem.

Przynajmniej jak na to miejsce i te czasy. Hilgferarf wiedzia , e spróbuj znale Bulsaniegoi odzyska d ug, cho równie dobrze mog em przecie przehula zaliczk u Lonny, a jemupowiedzie , e sprawa jest beznadziejna. Ale zlecenia by y wyzwaniem. Czu bym siupokorzony, gdyby taki cz owiek jak Bulsani potrafi mnie przechytrzy . Owszem, by sprytny.Instynktownym sprytem paj ka, który wie, e w razie niebezpiecze stwa trzeba odpe zn w jaknajciemniejszy k t. Gdzie masz swój najciemniejszy k t, pra acie?, zapyta em sam siebiew my lach. Inna sprawa, i rzecz naprawd trzeba by o szybko doprowadzi do ko ca. Przecieczeka a mnie sprawa zlecona przez biskupa. I nadal nie mia em poj cia, gdzie mog by moiludzie.

– Dzi kuj za mi rozmow – wsta em z miejsca – i mam nadziej , e b móg panupomóc.

– Stra nik zaprowadzi pana do kasy – powiedzia , tym razem nie podaj c mi r ki. Mo euzna , e raz na dzie wystarczy.

Skin em g ow i wyszed em. mierdzia o, jak to przy spichlerzach, ale dzie zrobi sijakby sympatyczniejszy. W ko cu w moim wypadku sto trzydzie ci dukatów to by a kupapieni dzy. Musia em pomy le , gdzie mog znale pra ata Bulsaniego. Mog oby si wydawa ,e mia em wiele mo liwo ci. Mniej wi cej tyle samo, co burdeli w Hez-hezronie. Ale nawet

Bulsani nie by chyba tak g upi, aby z d ugiem na karku zabawia si z dziwkami. Zastanawia emsi przez moment, czy s ysza em o jakich przyjacio ach czcigodnego pra ata. Hmm... nikt nieprzychodzi mi do g owy. Ludzie tacy jak Bulsani nie maj prawdziwych przyjació . Mo e tylko

Page 10: Jacek Piekara - W Oczach Boga

towarzyszy od kielicha. Póki nie wyroluj ich lub nie przer ich córek albo on. Kto w takimrazie pi i bawi si z Bulsanim? Wiedzia em u kogo szuka tej informacji. U niezawodnej Lonny,która wie wszystko. A przynajmniej chcia aby wiedzie .

Grytta nawet nie zdziwi si na mój widok, tylko szeroko u miechn , pokazuj c garniturspróchnia ych z bów. Pewnie spodziewa si nast pnego dukata i nie zawiód si . Lonnanatomiast by a zaskoczona, ale szybko pokry a to zaskoczenie u miechem.

Mordimer, czy by jednak potrzebowa dziewczyny?– By mo e przychodz odda ci d ug, moja droga.– By mo e?Wzi em dwa kieliszki ze stolika i nala em troch wina sobie i jej.– Twoje zdrowie – powiedzia em. – Za bogactwo i urod . Wypi a z lekkim u miechem.– Flirtujesz ze mn , czy masz interes? Je li flirtujesz, to... Spojrza em na jej mocno

wydekoltowane piersi.– A masz ochot na flirt?– Nie, Madderdin – roze mia a si . Dziwne, ale w tym mie cie, gdzie ma o kto dba o z by,

ona mia a je nie nobia e, równe i mocne. – Wiesz przecie , co ja lubi .Wiedzia em. Lonna lubi a m odych, niedo wiadczonych ch opców i m ode, niedo wiadczone

dziewcz ta. Zreszt ja te nie przepada em za dojrza ymi kobietami, wi c tylko pokiwa emow .

– Mów wi c – powiedzia a.– Szukam Bulsaniego.– Widz , e szukasz wielu ludzi, Mordimer. – Zauwa em, e spowa nia a. – Sk d przysz o

ci do g owy, e wiem, co dzieje si z naszym przyjacielem pra atem?– Bo on by u ciebie, Lonna. Przedwczoraj, mo e trzy dni temu, wczoraj raczej nie, prawda?Milcza a.– Pyta o miejsce, gdzie mo na si bezpiecznie zabawi . Przeczeka miesi c, mo e dwa lub

trzy w towarzystwie kilku mi ych panienek, czy nie tak? – oczywi cie blefowa em, ale Bulsaninaprawd móg tak post pi .

Nadal milcza a.– Lonna?– Nie, Mordimer – odpar a – mylisz si . Naprawd . Bulsani wyjecha z miasta, a ja nie wiem

gdzie. Ale...– Ale? – zapyta em po chwili milczenia.– Sto dukatów – powiedzia a – i dowiesz si wszystkiego, co i ja wiem.– Zwariowa ? – roze mia em si . – Nie dosta em a tak du ej zaliczki.– No to nie.

Page 11: Jacek Piekara - W Oczach Boga

Zastanowi em si . Lonna nie naci ga aby mnie w tak prymitywny sposób. Co musia awiedzie .

– Pos uchaj, moja droga, mo e jaki podzia zysków?– Nie.I ju wszystko wiedzia em. Ta szybka odpowied by a tak zdecydowana, e Lonna musia a

wiedzie , i zysków nie b dzie. A jak nie b dzie zysków, to znaczy, e szacowny pra at przeputaca fors . Cztery i pó tysi ca dukatów, to jednak kupa grosiwa. Nie tak atwo pu ci jz dziwkami, atwo za to przegra . Ale Bulsani gra bardzo ostro nie i niemo liwe, by pu ciw dwa dni tyle pieni dzy. Dokona wi c zakupów. A co móg kupowa u Lonny?

– Ile zamówi dziewczyn? – zapyta em. Lonna spojrza a na mnie ze strachem.– Jeste diab em, Mordimer – powiedzia a – ale nawet ty nie dowiesz si , gdzie je kaza

dostarczy .– Wszystko jest kwesti motywacji – powiedzia em – ale rzeczywi cie wola bym si tego

dowiedzie od ciebie.– Mordimer – powiedzia a jakim takim osnym tonem – nie mieszaj si w to wszystko

i nie mieszaj w to mnie.Lonna by a przestraszona. wiat najwyra niej stawa na g owie, a mnie wcale si to nie

podoba o. Zw aszcza e gdzie zagin li Kostuch i bli niacy, do których mimo ich wszystkichwad by em jednak przywi zany.

– Moja droga – zbli em si do niej i obj em, a w tym u cisku by o równie du o czu ci,co si y – kiedy ja stoj po jednej stronie barykady, a kto inny po drugiej, to mo napod – jtylko jedn , s uszn decyzj . Zgadujesz, jak ?

Próbowa a si uwolni , ale równie dobrze mog aby si owa si z drzewem.– Lonna, musisz mi powiedzie .– A jak nie? – tchn a mi prosto w ucho. – Co ty mi mo esz zrobi , Mordimer?Pu ci em j i usiad em w fotelu. Zacisn a z by i widzia em, e ostatkiem si panuje nad sob

by nie kaza mi i w diab y. Ale jeszcze nie sko czyli my rozmowy i wiedzia a o tym.– Jak bajeczk chcia mi sprzeda za sto dukatów? – zapyta em.Milcza a i patrzy a takim wzrokiem, jakby chcia a mnie zabi . Wielu ludzi tak ju na mnie

patrzy o, wi c nie przejmowa em si tym. Zw aszcza e pó niej to zwykle ja ich musia emzabija .

– Gdzie je kaza dostarczy , Lonna? Pos uchaj mnie uwa nie, mo e nie jestem wielk fiszw tym mie cie, ale potrafi zatru ci ycie. Wierz „mi, e mog to zrobi . Nic szczególnego, alego cie zaczn omija twój domek szerokim ukiem. A bez go ci i bez pieni dzy staniesz sinikim. By mo e szepn te s ówko biskupowi. My lisz, e kilka nalotów biskupiej stra yprzysporzy ci popularno ci?

Page 12: Jacek Piekara - W Oczach Boga

Lonna rozmy la a nad tym, co powiedzia em, i wiedzia em, e musz jej da troch czasu.Rozwa a, czy ma wystarczaj co silne plecy, aby zupe nie mnie zlekcewa . Tylko, widzicie,rozs dni ludzie bardzo rzadko pozwalaj sobie na lekcewa enie inkwizytorów. Nigdy niewiadomo, co si stanie, i nigdy nie wiadomo, czy pewnego wieczoru inkwizytor i jegoprzyjaciele w czarnych p aszczach nie zastukaj do twoich drzwi. A wtedy lepiej, aby inkwizytorby ci przychylny. To zreszt rzadko kiedy pozwala o prze , ale przynajmniej godnie umrze .Je li mier w ogóle mo e by godna. Tak wi c ona sobie spokojnie my la a, a ja bez po piechupopija em winko. W ko cu zdecydowa a si .

– Kupi sze dziewczyn – powiedzia a – ale to by o specjalne zamówienie.– Dziewice – nawet nie zapyta em, w zasadzie stwierdzi em.– Sk d wiesz? – otworzy a szeroko oczy.– Co z nimi zrobi ? – nawet nie chcia o mi si odpowiada .– Kaza za adowa je na bark -p yn na pó noc – odpar a po chwili. – Wiem, bo Grytta

eskortowa ich do portu.– Zawo aj go – rozkaza em.– Mordimer, ja ci prosz , nie mieszaj mnie w to wszystko – prawie j kn a i by a urocza z t

bezradno ci . Oczywi cie, je li kto dawa by si nabiera na tak proste sztuczki. Aleprzynajmniej by a na tyle przestraszona, by zacz je stosowa . A to ju co .

– Grytta zobaczy tam co , prawda, Lonno? Co , co ci si bardzo nie spodoba o. Pozwoliszmi zgadywa , czy jednak zawo amy Grytt ?

Dola em sobie hojnie wina, bo by o naprawd smaczne. Wystarczaj co cierpkiei orze wiaj ce, ale nie zostawiaj ce na j zyku tego ch odnego, metalicznego posmaku,wiadcz cego zwykle o tym, i nie le akowa o we w ciwej beczce lub winnica by a nie do

wystawiona na promienie s ca. Nie by em bynajmniej koneserem win, ale lubi em od czasu doczasu napi si dobrego trunku. Zw aszcza e mia em w yciu a nadto okazji, by pija trunkipod e.

Lonna westchn a, wsta a i poci gn a jedwabny sznurek wisz cy ko o drzwi. Po chwili dopokoju wcz apa Grytta. Jak zwykle z wyrazem oddania i skupienia na twarzy.

– Powiedz panu Madderdinowi, co Widzia w przystani – rozkaza a zm czonym tonem.– Znaczy wtedy? – upewni si Grytta, a Lonna skin a g ow .

ucha em nieco bez adnej opowie ci Grytty i robi em w my li notatki. Bogobojny Bulsanikupi sze m odych i pi knych dziewic z Po udnia, po czym kaza je za adowa na barkw porcie. Ma bark z kilkoma lud mi za ogi. Grytta nie widzia twarzy tych ludzi, s ysza tylko,e do jednego z nich Bulsani zwróci si per „ojcze”. Do kogó to pra at móg zwraca si z a

takim szacunkiem? Ale nie to by o najdziwniejsze. Najdziwniejszy by fakt, e na szacie tegocz owieka Grytta dojrza w s abym blasku przyniesionej latarni wyhaftowanego, karmazynowego

Page 13: Jacek Piekara - W Oczach Boga

a. Grytta nie mia poj cia, co oznacza ten symbol. Ja mia em. Lonna równie i dlategonie a tak si ba a. Karmazynowym w em piecz towa si stary i zdziwacza y kardyna

Ingus Beldaria, mieszkaj cy w ponurym dworzyszczu jakie dwadzie cia mil od Hez-Hezronu.Kardyna s yn z zastanawiaj cych upodoba , a jego wyczyny nawet bliscy mu dostojnicyKo cio a okre lali jako „godne ubolewania”. A prawda by a taka, e Beldaria by zbocze cemi okrutnikiem. Nawet w naszych zdzicza ych czasach rzadko spotyka si kogo a takzdeprawowanego. Mówiono, e bra k piele w krwi nieochrzczonych dzieci, w lochachzgromadzi zadziwiaj kolekcj nadzwyczaj interesuj cych narz dzi, a kiedy apa y go atakimigreny (co zdarza o si a nazbyt cz sto), jego ból koi y tylko j ki torturowanych. Przy tymwszystkim kardyna by przemi ym staruszkiem, z siw , trz si bródk i lekkowy upiastymi, b kitnymi jak wyprany chaber oczami. Mia em zaszczyt uca owa kiedy jego

w czasie zbiorowej audiencji (wiele lat temu, kiedy przyjmowa jeszcze na audiencjach)i zapami ta em jego dobrotliwy u miech. Niektórzy twierdzili, e kardyna a strze e wyj tkowopot ny anio stró o gustach podobnych do swego podopiecznego. Ale, jak si zapewnedomy lacie, nigdy nie przysz o mi nawet do g owy, aby pyta o podobne sprawy mojego Anio aStró a, W ka dym razie, je eli Bulsani s kardyna owi Beldarii, to równie dobrze mog emspokojnie wróci do zacnego Hilgferarfa i obwie ci mu smutn nowin , i jego pieni dzeprzepad y raz na zawsze. W ten sposób mia bym czyste sumienie, zaliczk w kieszeni i czas orazpieni dze na szukanie tych przekl tych heretyków, czego da ode mnie jego ekscelencja biskupHez-Hezronu. Podzi kowa em Grytcie za relacj , nie daj c nawet drgnieniem powieki dozrozumienia, co z niej wywnioskowa em. Znowu zosta em sam z Lonn i znowu osuszy em dodna kieliszek. Rzadko si upija em, a z ca pewno ci nie mog em upi si w nie dzisiaj.Zreszt , nie by o takiej obawy, to s abe winko nawet nie mog o zakr ci mi w g owie.

– Dzi kuj , Lonna – powiedzia em. – Nie po ujesz tego.– Ju uj – odmrukn a. – Zawsze marzy am o spokoju, Mordimer. O wytwornej klienteli,

adnym domu i weso ych dziewczynkach. A co mam zamiast tego? Inkwizytora, któryprzes uchuje mnie we w asnym domu, i pra ata zamieszanego w konszachty z samym diab em.

Przypomnia em sobie, e faktycznie kardyna a Beldari nazywano Diab em z Gomollo, odnazwy rodowej siedziby. Zreszt nazywanie go diab em nie mia o specjalnego sensu, bo kardynaco najwy ej by z liwym gnomem, a do diab a by o mu tak daleko, jak mnie do anio a. Alewiadomo, e pospólstwo lubi mocne efekty. Oczywi cie, wcale nie oznacza o to, i kardyna nieby niebezpieczny. Wr cz bardzo niebezpieczny, je li kto próbowa by mu wej w drog . Swojdrog , ciekawe, czemu ko ció tolerowa tego wi tobliwego sadyst ? Dlaczego mia on takmocne plecy? Wielu dostojników za mniejsze grzeszki l dowa o na klasztornym do ywociu,zwykle w solidnie zamurowanej celi i pod czujnym okiem stra y. Albo po prostu podawano imwino, po którym umierali na katar kiszek.

Page 14: Jacek Piekara - W Oczach Boga

Zreszt , wszystko to by o niewa ne. Nie do mnie nale o ocenianie s uszno ci post powaniaKo cio a wobec grzeszników. Ja – Mordimer Madderdin – by em karz d oni Ko cio a, a niejego mózgiem. I ca e szcz cie. A e przy okazji mog em po czy przyjemne z po ytecznym,i s c Ko cio owi s równie samemu sobie, to by o tylko dodatkowym powodem, dlaktórego szanowa em prac . Nie mówi c ju o tym, e bycie inkwizytorem i by ym inkwizytoremró ni si mniej wi cej tak samo, jak ycie ró ni si od mierci.

– Dobrze, Lonna. – Wsta em z fotela, chocia siedzia o si na nim wyj tkowo wygodnie. –Dla w asnego dobra trzymaj buzi na k ódk . – Po em palec na jej ustach.

Próbowa a szarpn g ow w ty , ale przytrzyma em j za w osy lew d oni . Sta apochylona, z odgi do ty u g ow i g no posapywa a. Ale nie próbowa a si wyrywa .Przejecha em opuszkiem wskazuj cego palca po jej pe nych wargach.

– B dziesz grzeczn dziewczynk – powiedzia em – bo widzisz, Lonna, je li kiedykolwiekdowiedzia bym si , e kto szepn na mie cie, i Mordimer Madderdin szuka pra ataBulsaniego, to wtedy móg bym do ciebie wróci , pere ko – u miechn em si agodnie – a wiesz,kogo przyprowadzi bym ze sob ? – Nie czeka em na odpowied , zreszt Lonna by a zbytprzestraszona, eby co z siebie wykrztusi . – Przyprowadzi bym mojego przyjaciela Kostucha,który zwierzy mi si niegdy , e bardzo wpad a mu w oko pewna cycata w cicielka burdelu.I bardzo ch tnie by z ni pobaraszkowa godzink lub dwie. A wierz mi, pere ko, e po takimdo wiadczeniu nie by aby ju t sam dziewczynk co dawniej. Pu ci em j i pozwoli em, ebyopad a na fotel.

– Nie musisz mi grozi , Mordimer – powiedzia a cicho i widzia em, e dr jej d onie.– Nie, nie musz – zgodzi em si – i nawet wcale tego nie lubi . Ale wiem, e to bardzo

atwia ycie. Do widzenia, Lonna. Je li b w mie cie, wpadn wieczorem i obrobi dla ciebietego szulera.

Nie odezwa a si ju , wi c wyszed em. Grytta otworzy przede mn bram .– Serdecznie zapraszamy, panie Madderdin – powiedzia , ale tym razem postanowi em nie

dawa mu ju napiwku. Co za du o, to niezdrowo.Po raz drugi tego dnia czeka mnie uroczy spacerek w stron spichlerzy. Có , nale o

powiadomi Hilgferarfa, e mo e po krzy yk na swoich pieni dzach. Szkoda, bo czteryi pó tysi ca koton to pi kny maj tek. Za takie pieni dze mo na zabi , chocia zna em i takich,co zabijali dla pary dobrych skórzanych butów albo manierki z gorza . Taaak, ycie w Hez-hezronie nie by o cennym towarem i ci, co potrafili je d ugo zachowa , mieli czym si chlubi .Hilgferarf nadal by w swoim biurze, ale kiedy mnie zobaczy , uniós wysoko brwi.

– Pan Madderdin – rzek . – Jakie nowe wie ci? Opowiedzia em mu wszystko, co us ysza emod Lonny, rzecz jasna nie ujawniaj c ród a informacji. Podejrzewam jednak, e nie by na tyle

upi, aby si nie domy li . W miar jak mówi em, widzia em, e jego oczy ciemniej . Có ,

Page 15: Jacek Piekara - W Oczach Boga

egna si w nie z czterema i pó tysi cem koron. To musia o bole . Kiedy sko czy em,wyci gn omsza buteleczk wina i rozla nam do ma ych pucharków. Spróbowa em.Znakomity gust mia ten by y doker. Powiedzia em mu to i podzi kowa skinieniem.

– Co pan teraz zamierza? – zapyta .– Có ja mog zamierza ? – odpar em pytaniem. – S dz , e na tym ko czy si moje

zadanie.– Porozmawiajmy jednak – rzek uprzejmie. – Pra at Bulsani pracuje dla Diab a z Gomollo.

A obaj wiemy, e kardyna ma ogromny maj tek. Czy mo emy wi c domniemywa , e Bulsaninie uszczupli jeszcze swoich zapasów gotówki, a mo e nawet je powi kszy ?

Mój Bo e, pomy la em, „mo emy wi c domniemywa ”, mówi ten by y doker. Czy by bralekcje manier oraz wymowy? A mo e by szlacheckim b kartem, podrzuconym do doków przezwyrodn matk ?

– Mo e tak, mo e nie – odpar em. – Sze dziewic z Po udnia mog o go kosztowa ko oczterech tysi cy, trzysta w t albo w tamt w zale no ci od tego, czy by y naprawd bardzopi kne, jak si targowa oraz jak bardzo ich potrzebowa . Ale podejrzewam, e te dziewczynymaj by prezentem dla Bel – darii, a to oznacza, e pra at wyda swoje, a nie cudze pieni dze.No, oczywi cie je li w ogóle mo na powiedzie , e kiedykolwiek te pieni dze by y jego.

– Taaak – Hilgferarf zastuka knykciami w blat sto u – co ten idiota mo e chcie od Diab a?– No, tak daleko moja domy lno ju nie si ga – wzruszy em ramionami – ale s dz te , e

lepiej si tym nie interesowa .– By mo e, by mo e... – Hilgferarf pokiwa g ow w zamy leniu, a jego zamy lenie

wyj tkowo mi si nie podoba o. – No, dobrze – doda o ywionym ju g osem, jakby ockn siz jakiego pó snu – Madderdin, chc , eby pan uda si do Gomollo, sprawdzi , czy jest tamBulsani i przywlók go do mnie. Rzecz jasna ywego.

– A stoliczka „Nakryj si ” nie chce pan? – spyta em bez cienia ironii w g osie – albo kij ów-samobij ów?

– Bardzo zabawne – spojrza na mnie ci kim wzrokiem. Wyra nie by nieprzyzwyczajony,aby odpowiadano mu w ten sposób. Ale za to ja by em przyzwyczajony, e próbowano mi zlecaró ne idiotyczne zadania. Ku w asnemu ubolewaniu, cz z nich zreszt przyjmowa em.

– Nie pomy la pan, Madderdin, e pa scy ludzie mog by w Gomollo? Albo przynajmniejzmierza w tamt stron ?

– Nie – odpar em szczerze. – Bardzo w tpi , aby odkryli to co ja.Ale w chwili, kiedy wypowiada em te s owa, sam zacz em si zastanawia . Faktem by o, e

Kostuch i bli niacy znikn li z miasta. Oczywi cie, nie sprawdzi em jeszcze wszystkichmo liwo ci, czyli w zasadzie jednej. Nie poszed em do burgrabiego i nie zapyta em, czy w nieich nie przymkn za jakie rozróby. Gdyby mieli pieni dze, siedzieliby zapewne w burdelu i to

Page 16: Jacek Piekara - W Oczach Boga

tak d ugo, póki nie sko czy aby im si gotówka. Ale nie mieli pieni dzy i mieli zadanie, któregowykonania si podj li. Nie s dzi em, by postanowili wy lizga Hilgferarfa. To nie by o w ichstylu. Pies nie sra tam, gdzie je – mówi o stare przys owie, a oni za dobrze zdawali sobie spraw ,ile mo na zarobi w Hez-hezronie. I jak szybko traci si tu reputacj . A reputacja by awszystkim, co posiadali my.

Jednak wyprawa do Gomollo w celu ratowania Kostucha i bli niaków nie wydawa a mi siszczególnie atrakcyjna. Widzicie, my nie jeste my przyjació mi, oddanymi sobie na mieri ycie, dziel cymi si ostatnim okruchem chleba i wspominaj cymi przy kominku oraz grzanympiwie wzajemne przys ugi. Owszem, jest nam wygodnie podejmowa si razem pewnych zlecei tworzymy zgran dru yn . Zgran , bo ch opcy wiedz , kogo s ucha . Ale tym razem wzi li siza sprawy, które ich przeros y. I b musieli za to zap aci . Pewnie e wizja Kostuchai bli niaków w lochach Gomollo nie budzi a mojej rado ci, ale nie widzia em powodu, byryzykowa dla nich reputacj , koncesj , a tym bardziej ycie. By em pewien, e kardyna niezawaha by si zabawi w swych kazamatach z inkwizytorem i uzna by to za mi rozrywk poznojach dnia codziennego. Z drugiej strony patrz c, wiedzia em jednak, e trudno mi b dziezebra podobn grup . W ko cu nie wszystkich zada mog em podejmowa si sam. MordimerMadderdin by od my lenia, przyjmowania zlece i targowania si o honoraria, natomiast trudnoznale kogo , kto lepiej w ada by szabl od Kostucha, a niesamowite zdolno ci bli niakówzadziwia y nawet mojego Anio a Stró a. Poza tym znali my si tak d ugo, i czasami mogli myporozumiewa si bez s ów. Podrapa em si wi c po brodzie, gdy stan em, jak to si adniemówi, przed dylematem. Hilgferarf najwyra niej postanowi pomóc mi w rozwi zaniu go.

I pozostawa o jeszcze jedno. My l, która nie dawa a mi spokoju, od kiedy dowiedzia em sio dziewicach z Po udnia. Dok adnie pami ta em s owa Gersarda, biskupa Hez-hezronu: „Nowasekta, za ona i prowadzona przez cz owieka nazywaj cego siebie aposto em Szatana. Podobnoto jaki ksi dz, zajmuj cy si czarn magi . S ysza em, e odprawiaj rytua y z po wi caniemdziewic czy noworodków, czy co tam takiego”. Czy bym wi c trafi na poszukiwan przezbiskupa sekt ? Diabe z Gomollo doskonale pasowa do roli heretyka, a po wi canie dziewicby oby jak najbardziej w jego stylu. I kiedy zastanawia em si nad tym problemem, poczu emzimny dreszcz sun cy od nasady karku a po l wie. Zrobi o mi si s abo i ostatkiem siutrzyma em si na nogach. Czu em wyra obecno mojego Anio a Stró a. By tu i dawa miznak. Dawa mi znak, e jestem na dobrej drodze. A przynajmniej mia em nadziej , e taka

nie jest prawda, bo niezbadane s cie ki my lenia i post powania Anio ów.– Mog zainwestowa jeszcze troch gotówki – powiedzia ostro nym tonem Hilgferarf. –

By oby le, gdyby d nicy wiedzieli, e naci gni cie mnie na pi tysi cy koron uchodziazem. W ko cu tak naprawd dla nas wszystkich najcenniejsza jest reputacja.

Faktycznie, d nicy s drogocennym towarem i nie nale y dopuszcza , by uleg on

Page 17: Jacek Piekara - W Oczach Boga

zniszczeniu. Chyba e jest si cz owiekiem w gor cej wodzie k panym, lub chce si da nauczkinnym, spragnionym atwego zysku. Zna em niegdy pewnego lichwiarza, który swymniewyp acalnym d nikom kaza obcina palce, zaczynaj c od najmniejszego u lewej d oni. Niemacie nawet poj cia, jak bardzo obci cie palca zwi ksza u cz owieka mo liwo ci zarobkowaniaoraz oddawania d ugów.

– No, nie wiem – powiedzia em równie ostro nym tonem, jak on – ca a ta sprawa cuchnie nawiele mil. A ja od tego smrodu wola bym si znajdowa jak najdalej.

Pokiwa g ow , a ja stara em si opanowa zimne dreszcze, które rozszarpywa y mójkr gos up na cz ci.

– W zasadzie ma pan racj – powiedzia uprzejmie – ale, tak jak powiedzia em, jestemzdecydowany dopa Bulsaniego. Oferuj panu trzy tysi ce koron, je li przyniesie mi pan tupra ata w worku, albo tysi c koron, je li uzna pan, e jest to niewykonalne. Ale wtedy w workuchc mie g ow Bulsaniego.

Nie atwo mnie zaskoczy , ale jemu si uda o. Dla kogo , kto mia by k opoty z zap aceniemza nast pny nocleg, trzy tysi ce koron by o królewskim maj tkiem. Swoj drog , niewieluzna em, którzy nawet za tak sum zechcieliby si nara Diab u z Gomollo. Czy Hilgferarf atak bardzo chcia dopa oszusta? Czy naprawd zale o mu tylko na reputacji? Jasne, e lepiejzap aci trzy tysi ce za odzyskanie pi ciu, ni po kresk na ca ej sumie. Ale jednak tazawzi to by a a dziwna. Przecie w razie niepowodzenia Hilgferarf ryzykowa , by mo e,nawet ycie, je li kardyna owi chcia oby si wyci ga apska tak daleko i je li rzeczywi ciezwi zany by jako z Bulsanim. Co nadal pozostawa o w sferze przypuszcze . Przynajmniej dlamnie.

– Zgoda – powiedzia em.Hilgferarf my la zapewne, e ta szczodra propozycja przekona a mnie do wyra enia zgody.

Ale ja wiedzia em, e nie chciwo wchodzi tu w gr . Dawno ju nie mia em okazji zmierzy siz prawdziwym przeciwnikiem, a Diabe z Gomollo takim w nie przeciwnikiem by . Uosabiaca e z o, ca y brud naszego wiata, ale jednocze nie nie mo na by o odmówi mu sprytu. Anipot gi. Ani bogactwa. Oto prawdziwe wyzwanie. Mo ny kardyna , otoczony gronem s ugi nierzy, a naprzeciwko niego samotny Mordimer Madderdin – r ka sprawiedliwo ci i mieczOpatrzno ci, s uga Anio ów. Wzruszy bym si , gdybym potrafi si wzrusza .

– A wi c dobrze, panie Madderdin – oczy Hilgferarfa poja nia y – prosz powiedzie ,w czym mog panu pomóc...

Zastanowi em si . Dobrego konia kupi u Rufasa na przedmie ciu, poza tym niczego niepotrzebowa em. Mo e tylko wiele szcz cia, ale rzadko mo na je kupi za pieni dze. Mo e tylkoprzychylno ci Anio a, ale o to trudniej ni o szcz cie.

Page 18: Jacek Piekara - W Oczach Boga

***Droga z Hez-hezronu do Gomollo prowadzi a przez spokojne miasteczka i wioski. Zielone

pola, wzgórza poro ni te winoro lami, cha upki ze spadzistymi dachami, rzeczu ki szemrz ceród zaro li. Co za sielski widoczek! Ale nie powiem, by po brudach i smrodzie Hez-hezronu

nie by a to jaka mi a odmiana. Po po udniu zatrzyma em si w du ej karczmie na rozstajutraktów, zaraz niedaleko brodu Ilvin. Budynek by dwupi trowy, porz dnie obmurowany, a oboksta a ogromna stajnia. W ciciel musia mie tu niez e dochody. Có , niektórzy umiej sobiedobrze radzi . Inni, jak wasz uni ony s uga, mog jedynie marzy o spokojnym yciu w dostatkui bezpiecze stwie, o wieczorach przy kielichu grzanego wina i cycatej once pod ko derk .Roze mia em si do w asnych my li. Z ca pewno ci nie zamieni bym si z nikim innym.Bycie inkwizytorem to ci ki chleb, ale te zaszczyt i odpowiedzialno . Niedoceniany zaszczyti kiepsko p atna odpowiedzialno . Có ... ycie nie jest doskona e. Nie zamierza em ujawnia ,kim jestem, ale ko i uprz by y na tyle dobrej jako ci, e ober ysta da mi osobny pokój –male klitk bez okien, schowan pod samym dachem. Ale lepsze to, ni t oczy si wewspólnej izbie, a to zdarza o si nawet hrabiom i lordom, kiedy w cenie by o nie tyle ko, ilesnopek s omy. Zszed em do izby jadalnej, wielkiej, zadymionej i zastawionej sto ami o ci kichblatach. Ober ysta nie zaproponowa mi osobnego alkierza, a ja nie zamierza em si wyk óca .Czasem dobrze posiedzie w ród ludzi, nawet jak s to pijani kupcy, wracaj cy do Hez-hezronui opowiadaj cy, kogo uda o im si oszuka i jakie to pi kne dziewcz ta wydupczyli w czasiepodró y. Gdyby wierzy ka demu ich s owu, to trzeba by uzna , e najwi ksz potencj nawiecie maj w nie kupcy, którym uda o si opu ci rodzinne gniazdko. Wypada si tylko

zastanawia , co w mi dzyczasie robi y ich ony. Zamówi em gorzkie ciemne piwo i misk kaszyze zrazami. Noc przespa em wespó ze stadem wszy i pluskwami wci spadaj cymi z sufitu. No,ale przynajmniej by tu sufit, bo lepiej, jak spadaj ci na g ow pluskwy ni deszcz czy nieg.Wsta em równo ze witem, wiedz c, e wtedy b móg w miar spokojnie przes uchaober yst albo któr z dziewek, czy którego ze stajennych ch opców. Kostuch i bli niacy nie slud mi, których widoku szybko si zapomina, tote mia em nadziej , e je li tu byli, to ktopodzieli si ze mn wiadomo ciami na ich temat.

Ober ysta sta przy ladzie i nalewa z beczki piwo do okr obrzuchych dzbanów. Dziewkikuchenne ju krz ta y si wokó , z zewn trz s ycha by o gwar i r enie koni. Có , ycie budzi osi tu wcze nie.

– Szukam pewnych ludzi – powiedzia em i potoczy em trójgroszaka w stron karczmarza.Moneta zakr ci a si wokó w asnej osi i wpad a wprost w jego rozwart d .

– Ró ni tu bywaj – mrukn .– Tych nietrudno zauwa . Bli niacy i ogromny facet z...– Taki przystojniaczek – wzdrygn si . – Byli tu, i owszem. Pochlali si , zarzygali stó ,

Page 19: Jacek Piekara - W Oczach Boga

rozwalili jednemu z kupców eb kuflem i pojechali z samego rana.– Dok d?– A kto ich tam wie?Potoczy em w jego stron nast pn monet i z apa j tak samo zr cznie jak poprzedni .

Rozejrza si wokó , czy nikt nie s ucha naszej rozmowy.– To jest warte dukata – rzek . – ciutkiego, z otego dukata z portretem mi ciwie

panuj cego – doda z chytrym u mieszkiem.Nie musia mówi wi cej. Nie mia em zamiaru marnowa dukata, skoro wiedzia em ju , e

pojechali do Gomollo. Zreszt , gdzie indziej mogliby si uda w poszukiwaniu Bulsaniego?– Szkoda, e nie mam zb dnego dukata – powiedzia em i odszed em, nie s uchaj c, jak

karczmarz próbuje obni cen .I co mia em robi teraz, kiedy moje przypuszczenia okaza y si prawdziwe? Zapuka do

bram pa acu Diab a i zapyta o zagubionych przyjació ? Czy te wedrze si , morduj c jego straprzyboczn i wyzwalaj c bli niaków oraz Kostucha z lochów? By mo e, gdybym bypaladynem z dawnych dni i mia zast p rycerzy, móg bym pokusi si o zdobycie Gomollo. Aleby em sam, z nic nie wart w domu kardyna a koncesj inkwizytora. Jednak przeznaczeniezadecydowa o za mnie. To nie ja musia em stuka do bram pa acu Gomollo. To kardynaodnalaz mnie. Jecha em dró przez las, godzin drogi od karczmy, kiedy znalaz em si narodku niewielkiej polany. I tam zobaczy em trzech konnych. Nie musia em si odwraca , by

wiedzie , e nast pni pojawili si za moimi plecami. To nie byli zwykli rabusie. Rabusie napó noc od Hez-hezronu ozdabiali krzy e i szubienice, nie spotyka o si ich w rodku dnia nale nym trakcie. Nie mieli dobrych koni, dobrej broni, no i nie mieli karmazynowego w a na

aszczach. Jeden z m czyzn podjecha wolno, st pa w moj stron .– Inkwizytorze Madderdin – powiedzia oficjalnym tonem – Jego Eminencja, kardyna

Beldaria, zaprasza.– Zaprasza – powtórzy em bez ironii.Za plecami mia em jeszcze trzech je ców, s ysza em parskanie ich wierzchowców i czu em

ostr wo ko skiego potu. By mo e powinienem ich zabi lub spróbowa ucieczki. Aleje ców by o sze ciu, mieli dobre konie, a za bym si , e dwóch trzyma o pod p aszczamikusze. Zastanawia em si , czy nie lepiej zgin tu i teraz, ni trafi do kardynalskich lochów. Alecz owiek ma tak dziwn cech , e czepia si ycia nawet w beznadziejnych sytuacjach. Niechcia em jeszcze umiera i mia em nadziej , e uda mi si uratowa skór . Czy mog em da radtym sze ciu nierzom kardyna a? By mo e. Na piechot i w zamkni tym pomieszczeniu niezawaha bym si stan do walki. Ale tutaj by em bez szans. Je li nie dosi aby mnie szablaktórego z nich, to na pewno zrobi by to be t z kuszy. Nie pozostawa o mi nic innego, jak zrobidobr min do z ej gry.

Page 20: Jacek Piekara - W Oczach Boga

– Z rado ci skorzystam z zaproszenia – powiedzia em. A do Gomollo eskortowali mniebardzo uwa nie. Dwóch po bokach, dwóch z przodu i dwóch z ty u. Musiano im powiedzie , epotrafi radzi sobie w trudnych sytuacjach, bo ani na chwil nie spuszczali ze mnie oczu.Próbowa em pogaw dzi z dowodz cym je cem, ale nawet nie raczy si odezwa . I s usznie.Niebezpiecznie wdawa si w dyskusje z inkwizytorem.

***

Pa ac Gomollo sta na malowniczym wzgórzu, a jego wie e odbija y si w b kitnym lustrzele cego u stóp wzniesienia jeziora. Do pa acu prowadzi a jedna droga, przez wysok , kutw elazie bram , zako czon , tak jak i ca e ogrodzenie, ostrymi szpikulcami. Na rozleg ympodje dzie sta o kilka karoc i krz tali si s cy w czerwonej liberii. A na schodachprowadz cych do pa acu sta nie kto inny, jak szacowny pra at Bulsani. Jego puco owata twarzrozja ni a si u miechem, kiedy zobaczy mnie w eskorcie je ców.

– Ach, wi c pragniesz do czy do swych przyjació !– krzykn bardzo zadowolony z siebie Bulsani. – Jak tam si czujesz, Mordimer, biskupi

piesku? B dzie ci cieplutko, wiesz?Zeskoczy em z konia i podszed em w stron pra ata. Czu em, jak za moimi plecami

nierze, zupe nie ju jawnie, wyjmuj kusze spod p aszczy. Ale skoro dowioz em ca skór atutaj, to nie mia em ochoty jej nara . Skin em wi c tylko pra atowi uprzejmie g ow .

– Nie mam nic do pana, Bulsani – powiedzia em – oprócz dwóch rzeczy. Po pierwsze, pitysi cy koron dla Hilgferar – fa, po drugie, niech pan ka e wypu ci moich ludzi. Potemgrzecznie si po egnamy i mo e pan bez strachu wraca do Hez-hezronu.

– Ach, jej! – z udawanym przera eniem krzykn Bulsani. – Bo jak nie, to co? Ka esz mniearesztowa , inkwizytorze? B agam: nie!

Dworzanie i nierze s uchaj cy tej rozmowy miali si w ku ak.– Do tych artów – twarz pra ata nagle spochmurnia a – wszyscy, wynocha! Zostawcie go

ze mn samego.– Madderdin, po co ty si w to wpl ta , cz owieku?– zbli si i zapyta wprost w moje ucho. Czu em silny zapach kadzidlanych pachnide .

Nawet niez ych, cho zbyt kobiecych jak na mój gust.– Jestem inkwizytorem – odpar em spokojnie – i to jest moja praca.Patrzy na mnie, nie rozumiej c.– Praca? – zapyta . – Jaka, u Boga Ojca, praca?

cigam heretyków, dostojny pra acie powiedzia em z ironi . – Na tym zwykle polega pracainkwizytora. Tajemne obrz dki, sekty, po wi canie dziewic...

Page 21: Jacek Piekara - W Oczach Boga

– Dziewic? – nagle wybuchn miechem. – Madderdin, ty idioto! To dlatego tu sipojawi ? Po ladach tych sze ciu dziewic z Po udnia? e niby one s przeznaczone na jakietajemne rytua y? Ch opcze, te kobiety maj umili noce sze ciu kardyna om, którzy zjad jutro.Sze ciu starym idiotom, których jest ju w stanie podnieci tylko m odo , smag e cia koi niewinno . Sze ciu prykom, którzy z naszym przyjacielem Beldari spiskuj , jak pozbawi

adzy biskupa Hez-hezronu. Tu nie ma adnej herezji, Madderdin, to tylko polityka!owa Bulsaniego uderzy y we mnie jak obuchem. A wi c pod em z ym tropem. To nie tu

by a siedziba Ko cio a Czarnego Przemienienia, to nie tu oddawano si herezjom, nie tuprofanowano wi te relikwie. Mog em tylko naplu sobie w brod , bo nie pozostawa o mi nicinnego. W takiej sytuacji nie mia em co liczy na pomoc mojego Anio a Stró a. By mo e, je liby by w dobrym nastroju, wspomóg by mnie sw si w walce przeciw herezji. Ale nie teraz.Je li Mordimer zawiód , poszukam sobie innego inkwizytora – tak zapewne my la mój Anio .I mia racj . Na tym wiecie nie ma miejsca dla tych, którzy pope niaj b dy. Có , mimowszystko próbowa em. Mo e jednak tak naprawd nie chcia em przyzna si nawet przed samymsob , e do z owrogiego pa acu Gomollo przywiod a mnie troska o bli niaków i Kostucha.A mo e tylko teraz, wiedz c, i mier jest blisko, stara em si znale szlachetne motywy swegopost powania.

Kardyna wygl da tak, jak go zapami ta em z audiencji. By w ym staruszkiem o mi ymmiechu, wygolonych policzkach i siwej, ko lej bródce. Jego twarz przypomina a pieczone

jab uszko o lekko sp kanej skórce.– Mordimer Madderdin – powiedzia cicho. – Co za wizyta, inkwizytorze! Spotkali my. si –

zastanowi si przez chwil i przeczesa palcami bródk – szesna cie lat temu na audiencjiw Hez-hezronie. Mia chyba wtedy zaszczyt uca owa moj d .

– Wasza Eminencja ma znakomit pami – powiedzia em, sk oniwszy si lekko. cuch,którym owin li mi kostki, zabrz cza .

– Có ci sprowadza do mojego domu, Madderdin? – zapyta z figlarnym u mieszkiem. –Nieodparta pokusa zwiedzenia lochów Gomollo? Przekonanie si o tym, czy wszystkie te baj dyna temat kardyna a-diab a s prawd ?

– O mieli em si niepokoi Wasz Eminencj z innego powodu – wyja ni em – i je li WaszaEminencja pozwoli, to mog go wy uszczy ...

– Nie, Mordimer – machn d oni – ta rozmowa ju mnie znu a. Po wi ci chwil albodwie jutro wieczorem. Wyja nisz mi dzia anie pewnych narz dzi. To mo e by bardzointeresuj ce, je li skazany sam b dzie opisywa skutki dzia ania narz dzi na swym ciele. –Pstrykn palcami: – Tak, tak, tak, to znakomity pomys . – Jego twarz rozja ni a si w u miechu.

Przeszed mnie dreszcz.– O miel si przypomnie Waszej Eminencji, e jestem inkwizytorem biskupa Hez-hezronu

Page 22: Jacek Piekara - W Oczach Boga

i dzia am na podstawie legalnej koncesji wydanej przez w adze Ko cio a i podpisanej przez Jegowi tobliwo . Beldari spojrza na mnie, Wyra nie zmartwiony.

– Twoja koncesja zagin a, Mordimer – powiedzia . – Zreszt , mnie nie dotycz takie rzeczy.Wiedzia em, e zosta a mi jedna, jedyna szansa ratunku. Ulotna, nieprawdopodobna, ale

jednak jaka szansa. Ten cz owiek by chory, lecz przekonany o w asnej sile i o tym, e przednikim nie odpowiada. A jednak to nie by a prawda. Nikt nie jest bezkarny.

– Licencja inkwizytora zostaje przyznana przez Ojca wi tego na wniosek biskupa –powiedzia em i modli em si , ebym zd doko czy zdanie, zanim ka mnie wrzuci dolochów – lecz decyzja biskupa jest emanacj woli Anio ów, a co za tym idzie, Pana Boganaszego Wszechmog cego. Nie mo esz mnie skrzywdzi , kardynale Beldari i nie sprzeciwi siw ten sposób woli Anio ów!

Kardyna spurpurowia tak, e my la em, i krew try nie mu wszystkimi porami twarzy.Chyba nikt nigdy nie przemawia do niego w ten sposób. wita kardyna a sta a oniemia a i my ,e zastanawiali si nad tym, jakie to sprytne sztuczki zostan zastosowane na bezczelnym

inkwizytorze.– Sram na Anio y! – zagrzmia Beldari , a jego wrzask za ama si w kogucim pieniu. – Do

lochu z tym szubrawcem! Przygotujcie narz dzia! Zaraz! Natychmiast!Na to w nie liczy em. Na nieostro ne i nieopatrzne s owa purpurata. By stary,

sklerotyczny i z amany atakami migren. Ale nawet on powinien wiedzie i pami ta , e niewolno kpi z Anio ów. Powinien wiedzie , e Anio owie s m ciwi, pami tliwi i dra liwi.Poczu em charakterystyczne mrowienie w karku i dreszcz przebiegaj cy wzd kr gos upa.Wszystkie lampy i wiece w komnacie zgas y, jakby zdmuchni te nag ym porywem wiatru. Alew komnacie mimo to by o jasno. Nawet ja niej ni przedtem. Na jej rodku sta mój Anio Stró .Pot ny, bia y, ja niej cy, ze skrzyd ami si gaj cymi powa y i srebrzystym mieczemw marmurowej d oni.

Wszyscy obecni padli na twarze. Tylko Beldari sta , teraz blady jak kreda, i porusza ustaminiczym wie o wyrzucona na brzeg ryba.

– Mo... mo... mo... mo... – wybe kota .Mój Anio Stró przygl da mu si z ponurym u miechem.– Kardynale z Gomollo – powiedzia – nadszed czas zap aty.Machn lew d oni w powietrzu, a wtedy nagle tu obok niego pojawili si Kostuch oraz

bli niacy. Oszo omieni i mrugaj cy nie przyzwyczajonymi do wiat a oczami. Kostuch miazakrwawion bluz , a jednemu z bli niaków przez policzek bieg a paskudna rana. Na moichnogach p y ogniwa cuchów.

– Czyni ciebie, Mordimer, i twoich przyjació , pe nomocnikami Inkwizycji w pa acuGomollo i przyleg ych w ciach. Niech tak si stanie w imieniu Anio ów! – Ostrzem miecza

Page 23: Jacek Piekara - W Oczach Boga

stukn w pod og , a sypn y si ró nobarwne skry.– Zawiadomi inne Anio y.– doda ju cichszym g osem. – Spodziewaj si jutro

inkwizytorów z Hezhezronu.wiece i lampy zap on y pe nym blaskiem, a Anio a nie by o ju w ród nas. Tylko

wypalone lady jego stóp pozosta y na drogocennym dywanie kardyna a. Kostuch wrzasn jakzarzynany, w jego d oni’ pojawi a si d uga, zakrzywiona szabla. Podbieg do najbli szegoz dworzan kardyna a i przyszpili go ostrzem do pod ogi.

– Kostuch! – rykn em – chod tu, Kostuch!Przez chwil patrzy na mnie, nie rozumiej c, ale w ko cu jego twarz rozja ni a si

miechem. U miechni ty wygl da jeszcze paskudniej ni zwykle.– Mordimer – powiedzia z uczuciem – przyszed po nas, Mordimer.Podszed i obj mnie. Odsun em si , bo mierdzia jak nieboskie stworzenie. Warunki

w lochach kardyna a nie sprzyja y higienie, a zreszt i tak mycie si nie nale o do ulubionychzaj Kostucha. Przebity dworzanin le na pod odze i rz zi . Wyrzygiwa z ust krwaw pian .Patrzy em na niego przez chwil oboj tnym wzrokiem. Reszta dworzan powoli wstawa a, zacz ysi jakie szepty.

– Wszyscy pod cian – powiedzia em g no. Podszed em do kardyna a Beldariii spojrza em mu prosto w oczy.

– Wszyscy pod cian – powtórzy em.Beldaria szarpn si , jakby chcia mnie chwyci za kaftan. Lew r przytrzyma em mu

onie, a praw zacz em bi go po twarzy. Wolno, otwart d oni . Poczu em pod palcami krewi ostre okruszki z bów. Jego nos chrupn i ust pi pod uderzeniem. Kiedy pu ci em, starzec padna ziemi jak pokrwawiony achman.

– Zabierzcie to cierwo – rozkaza em s cym.’Pra at Bu sani, dr c, sta pod cian . Tak blisko, jakby chcia sta si cz ci pokrywaj cego

kobierca.– Straci ochot na dowcipkowanie, ojcze? – zapyta em.– Szkoda, bo liczy em na jakie finezyjne arciki i wymy lne aluzje. Nie powiesz czego , by

mnie rozweseli ?Patrzy na mnie ze strachem i nienawi ci . Wiedzia , e dla niego ju wszystko si

sko czy o. Noce sp dzane na kartach, popijaniu wina i ob apywaniu dziwek. Jego ycie warteby o teraz tyle, co spluni cie na gor cy piasek. U miechn em si i podszed em do bli niaków.

cisn li mi d z wzruszaj cym oddaniem. By o nas czterech w pa acu kardyna a. A nierzyi dworzan mo e z pi dziesi ciu. W samej tej du ej komnacie kilkunastu. A jednak nikomunawet nie przysz oby do g owy przeciwstawi si nam. Ka dy z tych ludzi mia z udn nadziejocalenia ycia, ka dy b aga ju w my lach tylko o to, aby nie wyl dowa w piwnicach

Page 24: Jacek Piekara - W Oczach Boga

inkwizytorów. A wierzcie mi, e wszyscy, którzy prze yj , znajd si tam nad wyraz pr dko. Zato, czy ich ycie zako czy si w moczu, kale, krwi i przera liwym bólu, b dzie zale tylko odnich samych i ich ch ci odkupienia grzechów. Je li b wystarczaj co pokorni, mo e umrci ci, je li nie, to zostan upieczeni na wolnym ogniu, na oczach wyj cej z uciechy gawiedzi,

otoczeni smrodem w asnego palonego t uszczu.Wyszed em na korytarz. W ciemnej wn ce sta mój Anio . Teraz jako niepozorny

cz owieczek w ciemnym p aszczu. Ale to by mój Anio . Nigdy nie pomylisz si , kiedy ujrzyszswego Anio a Stró a, jak kolwiek przybra by posta .

– Jestem z ciebie zadowolony, Mordimer – powiedzia . – Zrobi , co do ciebie nale o.– Na chwa Pana – odrzek em, bo co innego mog em powiedzie .– Tak, na chwa Pana – powtórzy z jak dziwn i zaskakuj gorycz w g osie. – Czy

wiesz, Mordimer, e w oczach Boga jeste my wszyscy winni... – Spojrza em w jego renice,a one by y jak jeziora wype nione ciemno ci . Wzdrygn em si i odwróci em wzrok. – ...apytaniem jest tylko wymiar i czas kary. Kary, która nieuchronnie nadejdzie.

– Dlaczego wi c my limy o tym, by Mu si przypodoba ?– o mieli em si zada pytanie.– A czy dziecko na pla y nie buduje murów z piasku, które maj powstrzyma przyp yw?

I czy, kiedy jego budowle znikn ju pod falami, na drugi dzie nie stara si zbudowa murówjeszcze pot niejszych, chocia w g bi duszy dobrze wie, e nic to nie da? – Po d namoim ramieniu, a ja poczu em, e uginam si pod jej ci arem.

– Ty, Mordimer, wype nisz wszystko, co ma si wype ni – powiedzia . – Jutro przyb tuspiskuj cy kardyna owie i jutro pojawi si inkwizytorzy.

– A wi c nie ma Ko cio a Czarnego Przemienienia?– Któ wie, co oznacza s owo, jest”? – zapyta Anio – i którego z bytów dotyczy? – zawiesi

os. – wiat jest pe en tajemnic, Mordimer – ci gn dalej agodnym tonem. – Czy wiesz, eistniej takie elementy materii, których istnienie tylko przeczuwamy, gdy obserwacja powodujeich zniszczenie? Kto mo e wi c odpowiedzie na pytanie, czy one s i dla kog s ?

Czeka em, my c, e powie co jeszcze, ale Anio wyra nie ju sko czy . I tak dziwi em si ,e raczy pozostawa ze mn tak d ugo.

– Co mam wi c robi , mój panie? – zapyta em, cho l ka em si , aby nie rozsierdzi a gomoja niedomy lno .

– Mordimer, to co masz zrobi , sam wiesz najlepiej – odpar i u miechn si .Tym razem nie próbowa em nawet zobaczy jego oczu, bo nie chcia em, aby otch , która

w nich by a, spojrza a we mnie.

Epilog Ta historia zacz a si w Hez-hezronie i tam w nie musia a si zako czy . Do domu

Page 25: Jacek Piekara - W Oczach Boga

Lonny weszli my wczesnym rankiem. Ja, Kostuch, bli niacy i trzech inkwizytorów w ciemnychaszczach. Kiedy nas zobaczy a, krew odbieg a jej z twarzy.

– Mordimer – powiedzia a g uchym g osem.– Mordimer Madderdin w imieniu Inkwizycji – rzek em.– Twój dom, córko, zostanie poddany inspekcji.– Ja nic nie zrobi am – powiedzia a z rozpacz w g osie. – Wiesz o tym, Mordimer!Przynale no do Ko cio a Czarnego Przemienienia, obmierz ej sekty heretyków, to, twoim

zdaniem, nic? – zapyta em. – A skupowanie dziewic w celu poddawania ich wi tokradczymobrz dkom? Nie mówi c ju o sprofanowanych relikwiach i heretyckich amuletach, któreznajdziemy w twoim domu.

– Powiedzia , e je li stoisz po jednej stronie barykady, a kto inny po drugiej, to mo napodj tylko jedn , s uszn decyzj . I ja stan am po twojej stronie, Mordimer. Pomog am ci!

– Nic ci nie obiecywa em, Lonna. – Wzruszy em ramionami: – Takie jest ycie. Poza tymwyda mnie, pere ko, ludziom kardyna a. atwo by o s dzi , e uprzykrzony Madderdin nigdynie opu ci ju Gomollo, prawda?

Patrzy a na mnie i milcza a. Bardzo dobrze, bo nie by o nic do powiedzenia.Kostuch zbli si do mnie i widzia em jego wyg odnia e oczy.– Mog , Mordimer? – zapyta pokornie.Mo esz, Kostuch, ale ona ma prze – odpar em. By jak wdzi czny psiak, kiedy porywa j

i bezwoln , zrozpaczon , oniemia , prowadzi na gór , do komnat. Potem s yszeli my przezszy czas jej krzyk, ale pó niej ten krzyk umilk . Tak nagle, jakby krzycz cemu kto wsadzi

pi w gard o. Po godzinie, kiedy Lonn zabierali inkwizytorzy, mia a zakrwawione uda,porwan sukni i pustk w oczach.

Jeszcze przed po udniem otoczyli my dom Hilgferarfa. Przyj mnie zimno, spokojnie, i takjak ja wiedzia , e jest ju martwy.

– Nie trzeba by o mnie oszukiwa , panie Hilgferarf – powiedzia em. – Dziewice z Po udniamia y by wspólnym prezentem pana i Bulsaniego dla Diab a z Gomollo i jego go ci, prawda?Pan dawa gotówk , a pra at doj cie do kardyna a. Ale Bulsani postanowi pana przechytrzy ,czy nie tak?, i wr czy prezent tylko we w asnym imieniu. Wynaj mnie pan, doskonalewiedz c, gdzie jest Bulsani. Co to mia o by ? Próba?

– Nie. Nie wiedzia em, e Bulsani kupi dziewczyny, dopóki mi pan o tym nie powiedzia .Przypuszcza em tylko, e móg to zrobi .

– Tak, tak, wysoko gra ten nasz pra at. Tak jak i pan – doda em serdecznie.– To prawda – rzek Hilgferarf. – O co jestem oskar ony?– O herezj , amanie zasad wi tej wiary, spisek, profanacj relikwii, rytualne morderstwa,

przynale no do sekt nie usankcjonowanych przez Ko ció – powiedzia em oboj tnym tonem –

Page 26: Jacek Piekara - W Oczach Boga

i co pan jeszcze tylko chce.– Dlaczego mi pan to robi, Madderdin?Aby uk adanka pasowa a – rzek em. Kardyna owie i ladacznica, powa any kupiec i s yn cy

z frywolnego ycia pra at. Wszyscy s heretykami, a to oznacza, e herezja mo e by wsz dzie.Tu i tam. W domu twojego s siada i w ko ciele twojego proboszcza. Mo e nawet w g owietwojej ony. Trzeba by o zajmowa si handlem, panie Hilgferarf, a nie miesza do polityki.I niech pan pomy li, kto by pa skim wspólnikiem, bo takie pytania pan na pewno us yszy.A wtedy trzeba b dzie odpowiada szybko i logicznie, je li nie chce pan cierpie ponad miar .

– Mam przyjació – powiedzia blady, nie wierz c we w asne s owa.Skin em mu g ow i przywo em inkwizytorów. Wyszed em, kiedy zak adali mu kajdany.

By martwy, a ludzie martwi nie maj przyjació .By mo e spytacie, co czuj , pozostawiaj c za sob trupy? Co czuj , wiedz c, e sze ciu

kardyna ów, Lonna, Hilgferarf, dworzanie i nierze kardyna a z Gomollo s martwi? Niektórzyzreszt jeszcze yj . Ich serca bij ze strachu, ich gard a wydaj okrzyki bólu, ich p uca dusz siw chrapliwym oddechu, ich mózgi staraj si wymy li historie, które zaspokoj ciekawospokojnych ludzi w ciemnych p aszczach. Schodz czasami tam, na dó . Do mrocznych piwnic,których ciany t tni bólem i strachem. Widzia em Lonn , widzia em Hilgferarfa i widzia emkardyna ów. Pozbawieni godno ci i purpury wili si u stóp inkwizytorów, oskar aj c samychsiebie i swych towarzyszy. Nie odczuwam rado ci, ale nie odczuwam te smutku. Ci ludzie juteraz wierz , e byli heretykami, spiskuj cymi przeciw Ko cio owi i wi tym zasadom naszejreligii. A je li uwierzyli we w asn zdrad , to znaczy, e ta zdrada by a zawsze w g bi ich serc.Jedyne, czego mi al, to sze ciu dziewic z Po udnia. Kaza em zabi je dworzanom biskupa, a ichcia a u w wyrysowanych czarn kred kr gach, potem podci y i krew zla doszklanych retort. Kaza em na ich piersiach i brzuchach wypisa tajemne symbole, a mi dzy nogi

odwrócone krzy e. Wiedzia em, e ten widok wystarczy, by inkwizytorzy z Hez-hezronupoczuli si jak go cze psy na tropie. Wiedzia em te , e b dzie to powód do aresztowania sze ciukardyna ów-spiskowców, zw aszcza i do Hez-hezronu dotar y wie ci o spisku knutym przyokazji heretyckich praktyk. Tak wi c czuj troch alu. Pociesza mnie tylko jedno: wszyscyjeste my winni w oczach Boga, a pytaniem jest jedynie czas i wymiar kary. Tak powiedzia mójAnio , a ja nie znajduj powodów, by nie wierzy jego s owom. I wierz , e mój czas niepr dkonadejdzie, a kara nie b dzie surowa nad miar .

Jacek Piekara l-sciencE:FiCT>ón 2001/10 – tafcie J ui m* h m-J @