biuletyn absolwenta nr 34

29
Stowarzyszenie Absolwentów Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu Biuletyn Absolwenta nr 34 Listopad 2005 Immatrykulacja rocznika 1959

Upload: truongdien

Post on 11-Jan-2017

227 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: Biuletyn Absolwenta nr 34

Biuletyn Absolwenta nr 34 1

Stowarzyszenie AbsolwentówAkademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu

Biuletyn Absolwentanr 34

Listopad 2005

Immatrykulacja rocznika 1959

Page 2: Biuletyn Absolwenta nr 34

2 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 3

Spis treściNasza pięćdziesiątka ............................................................................................................. 310 lat immatrykulacji ............................................................................................................... 5Księga wspomnień oddana do druku ................................................................................... 8Z życia UczelniInauguracja roku akademickiego 2005/2006 ...................................................................... 10Święto Uczelni ..................................................................................................................... 12Co nowego na Uczelni ........................................................................................................ 14Nowa hala sportowa........................................................................................................... 16Stanisław Maksymowicz - laureatem nagrody „Dedala” .................................................. 16Stefan Banach ..................................................................................................................... 1860 lecieOdliczamy czas ................................................................................................................... 20Karta zgłoszenia na Zjazd .................................................................................................. 22Z życia OrganizacjiSerdeczne podziękowania ................................................................................................. 23Honorowy Sponsoring ........................................................................................................ 24Wspomnień czarWspomnienia Izabeli Burzyńskiej-Degan ............................................................................ 25Obóz letni AWF w Zaporożu .............................................................................................. 35Sprawozdania zjazdoweOrły Sokoły (1953-56) ......................................................................................................... 41Wieczór z jubilatami (1959) ................................................................................................. 43IX Zjazd Rocznika 1961 ....................................................................................................... 45Zjazd najlepszego rocznika (1980) .................................................................................... 46Liryki i złote myśliDrzewa jak ludzie ................................................................................................................ 48Przemijanie ........................................................................................................................... 49Dla Władka... ........................................................................................................................ 50Myśli Zaratustry ................................................................................................................... 50Wspomnienie o nieobecnych ....................................................................................... 51Sport .................................................................................................................................... 52Mazury, Mazury ................................................................................................................... 54

Dyżury w sekretariacie Stowarzyszeniaul. Paderewskiego 35 (Stadion Olimpijski)

wtorki, godz. od 12.00 do 14.00

Biuletyn Absolwenta (34)Kolegium redakcyjne:Antoni Kaczyński, Tadeusz Bober,Ryszard Jezierski, Krzysztof Słonina

Adres:Stowarzyszenie AbsolwentówAkademia Wychowania Fizycznegoul. Paderewskiego 3551-612 Wrocławtel. (71) 347-32-19

Konto bankowe:52 1020 5242 0000 2902 0114 0680Ważne telefony (we Wrocławiu)prezes: Ryszard Jezierski 345-26-43v-prezes Halina Jezierska 349-42-00v-prezes elekt: Władysław Kopyś 368-14-44sekretarz: Marian Klimkowski 357-14-28skarbnik: Leszek Buczyński 352-40-95red. biuletynu: Antoni Kaczyński 328-54-48red. techniczny: Krzysztof Słonina 602430014

Internet: www.awf.wroc.pl/absolwencie-mail: [email protected]

Nasza pięćdziesiątka.

Okazja to przednia, jubileuszowa - zaczynam więc patetycznie - nadętydumą przeżywania naszej uroczystości immatrykulacyjnej, czyniąc wiado-mym wszem i wobec, że w dniu 21 października AD 2005 roku J.M. Rektornaszej Alma Mater „przeimmatrykulował„ nas swoim berłem wpisując w hi-storię uczelni fakt rozpoczęcia przez nas studiów pół wieku temu. Większość z nas szczęśliwie i z niemałym dorobkiem dobiła do tej sym-bolicznej ostatniej prostej, a finisz - nasze październikowe spotkanie za-owocuje postanowieniem częstszych spotkań, wszak z każdym nieomalżedniem kogoś tracimy. Jesteśmy pokoleniem skazanym na przyjaźń i tęsknotę za sobą dziękinaszym wspaniałym profesorom i wychowawcom. Rozpoczynaliśmy studia ożywieni nadzieją na inną rzeczywistość, jak-kolwiek osaczeni propagandą sowietyzacji naszego dnia powszedniego niewyobrażaliśmy sobie, jakie będzie to jutro. „Październik” 1956 roku dał nam siłę, uwierzyliśmy w nowy ład. Pamię-tam jak pod rozkazami szefa naszego Studium Wojskowego my, miesz-kańcy „akademika” na szóstym piętrze PDT-u walczyliśmy z hołotą okrada-jącą delikatesy (na parterze) i niszczącą obiekt Klubu TPPR (dzisiaj TeatrLalek) w tym przepiękne rzeźby na dziedzińcu, jakby to właśnie one byłyprzyczyną stalinowskiego zła. To w jakimś sensie był nasz chrzest bojowy,poczuliśmy się potrzebni ojczyźnie, owianej tchnieniem niezawisłości. Nasz rocznik był dość mocno zróżnicowany wiekowo, kilku miało w życio-rysie ukończoną służbę wojskową, niektórzy już pracowali zawodowo. Byłato grupa przywódcza.Wspólnie z opiekunem roku - Ryszardem Jezierskim - zainicjowalśmy sku-tecznie pewne zmiany w funkcjonowaniu Studium Wojskowego, zainspiro-waliśmy uruchomienie uczelnianej stołówki. Rocznik nasz nie odstawał od czołówki uczelnianej w osiągnięciach spor-towych, wiele koleżanek i kolegów zasilało kluby sportowe Wrocławia, wie-lu z naszych osiągnęło znaczące wyniki na arenie ogólnopolskiej. Nie mampełnej wiedzy o wszystkich, może na kolejnym spotkaniu powspominamy iwzbogacimy informacje o sobie. W czasie studiów brylowali akrobaci, dżu-docy i ciężarowcy. Klasę mistrzowską w akrobatyce posiadał Boguś Osta-powicz, a podstawę w piramidzie stanowił Marian Golema, aktualnie Profe-sor AWF, szef Zakładu Gimnastyki. Wybijali się ponad przeciętność dżudo-cy: Waldek Kołaczkowski i Albert Sola. Pokaźne ciężary podnosił FranioPodhorodecki, imponując pracowitością tak, jak Rysio Franitza - piłkarzręczny, czy Edek Owczarek, - lekkoatleta. . W wioślarstwie dwójka Zdzicho Łukaszów i Staszek Przybyłowski zdo-

Page 3: Biuletyn Absolwenta nr 34

4 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 5

bywali tytuły Akademickich Mistrzów Polski. Z sukcesami boksował Wal-dek Chrążykiewicz, który wraz z Tolkiem Krupą i Jurkiem Puzilewiczemwystępował w Pantomimie Wrocławskiej. Niektórzy koledzy kontynuowali edukację na drugich studiach. Karieręlekarską realizowali: Henio Baranowski, Olek Magdziak, Boguś Ostapo-wicz. Wiesio Wróbel ukończył studia dziennikarskie, Marian KlimkowskiPIPS. Gienio Drozd organizował i przez 20 lat szefował Filii AWF w JeleniejGórze. Liczne grono Koleżanek i Kolegów ukończyło studia podyplomowegłównie w zakresie rehabilitacji ruchowej i pedagogiki specjalnej. JurekKnap wpisał się na trwałe w annały wrocławskiej rehabilitacji, podobnie jakBogna Skawińska-Tokarowska na Śląsku, a jeszcze inni w innych rejonachkraju. Wielu piastowało wysokie stanowiska państwowe. Andrzej Stachow-ski przez długie lata szefował wrocławskiej kulturze fizycznej i dyrektorowałw naszej AWF.

Nie znamy losówwszystkich z nas, któ-rzy przed półwieczemstawali w szranki nabieżniach, skoczniach isalach egzaminacyj-nych, walcząc o god-ność studenta WSWFWrocław.Większość z nas mie-ści się w ogólnych stan-dardach, niektórzy prze-gral i , inni osiągnęliszczyty. Dla niektórychlos był okrutny, gasił

przedwcześnie życie ich samych, ich dzieci, i najbliższych. Zakończenieaktywności zawodowej nie oznacza w mentalności wuefiaka bezczynno-ści. Pomijając tych, którzy jeszcze pracują w macierzystych jednostkachczy we własnym „biznesie”, należy uznać, że każdy z nas w zależności odposiadanych sił i zdrowia, a także odkrytego i drzemiącego w nim talentuznajduje swoje miejsce w emeryckim bytowaniu. Miło słyszeć, jak JulekGozdowski „gazduje” na Polanie Jakuszyckiej, przydając jej „Biegiem Pia-stów” europejskiego blasku. Przedwcześnie zgasła Basia Rolecka-Kozak,pozostawiając nam obrazy odsłaniające Jej wrażliwość i piękno duszy. Mamy też w naszym gronie kolegów harpagonów i obieżyświatów, de-monstrujących do dnia dzisiejszego wielką formę fizyczną. Bryluje w tym

doborowym towarzystwie Boguś Ostapowicz, zajmujący się od lat tenisem,startujący w niezliczonych turniejach. Ostatnio w Gdyni zdobył tytuł Mi-strza Świata lekarzy w grupie siedemdziesięciolatków. Podobnie Wiesio Wróbel, startując wśród dziennikarzy - narciarzy zwie-dził kawał świata. „Nie zrzeszony” Władzio Kopyś - nadal doskonale jeżdżącyna deskach - jest od lat stałym bywalcem alpejskich stoków. Zyga Bodnarw wieku zdecydowanie dojrzałym jeszcze się ściga w świecie z maratoń-czykami. Są też prawdziwi zapaleńcy organizujący nasze spotkania koleżeńskie.Absolutny prym wiedzie tu Marian Klimkowski, aktywni też są Waldek Cho-rążykiewicz, czy Władzio Kopyś. Jest też ktoś, stanowiący „ekstra” kate-gorię w tej dziedzinie. Po przebytych zawałach mięśnia sercowego wybu-dował dom, dodatkowo altankę z pełnym komfortem używalności dla swojejpaczki. U Ździcha Łukaszowa - bo o nim mowa, odbyło się kilkanaściespotkań koleżeńskich. Dziesiątka naszych gościła u niego niejednokrotniez małżonkami przez wiele dni. Gospodarz nigdy nie wystawiał rachunku „zawikt i opierunek”. Jego gościnne serce rodowitego Lwowiaka raduje się nawidok przyjaciół. Jestem wzruszony, wspominając minione lata, co skłania do refleksji iuświadomienia sobie upływu czasu, wszak to nasze całe dorosłe życie. Po50-ciu latach znowu stanęliśmy przed zacnym gronem - profesurą i władza-mi uczelni, z małą różnicą - to my teraz jesteśmy s t a r s i.Jednakże niezmienne są i pozostaną na zawsze uczucia więzi i przyjaźni. Dziękujemy Władzom Uczelni z JM Rektorem Prof. Tadeuszem Kosz-czycem na czele za podjęcie trudu zorganizowania naszej uroczystości.Dziękujemy Stowarzyszeniu Absolwentów AWF Wrocław, jego Prezesowidr Ryszardowi Jezierskiemu - kochanemu opiekunowi roku, i Kolegom zRocznika, wiedząc, że trudy zorganizowania naszej uroczystości spoczy-wały na ich barkach. Dziękujemy również Kolegium Redakcyjnemu „Biule-tynu” za życzliwe publikowanie dobrych i złych wiadomości, w tym także onaszych losach.

Stanisław Paszkowski

10-lecie uroczystości wznawiania immatrykulacji Tegoroczna uroczystość wznowie-nia immatrykulacji, która miała miej-sce podczas święta Uczelni – 21października 2005 r. – to już dzie-siąta z kolei. Krótka historia Rozpoczęło się podczas obcho-

dów 50-lecia Uczelni w 1996 r. nauroczystej akademii w Teatrze Pol-skim, gdzie tego doniosłego aktu po50-latach dostąpili słuchacze pionier-skiego rocznika – 1946-1949. Inspi-racją był podniosły moment sprzeddziesięciu laty na obchodach 40-le-

Rocznik 1955-59

foto

: N

owak

Page 4: Biuletyn Absolwenta nr 34

6 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 7

cia, kiedy starosta pierwszego rocz-nika – Jan Paradowski ze wzrusze-niem wznawiał ślubowanie w imie-niu zebranego wokół (dosyć liczne-go) grona Koleżanek i Kolegów. Propozycja wprowadzenia tegopunktu do programu obchodów 50-lecia i zapoczątkowania nowej tra-dycji wyszła od Stowarzyszenia Ab-solwentów, którą skwapliwie pod-chwycił ówczesny sekretarz Rekto-ra – dr Ryszard Piesiewicz i prze-konał (bez większych oporów) Wła-dze Uczelni do tej idei.Dlaczego wznowienie immatrykula-cji a nie dyplomu? Zwyczajowo, na ogól dokonuje sięaktu odnowienia dyplomu, podkre-ślając doniosłość momentu ukoń-czenia studiów i uzyskania określo-nego tytułu – magistra, inżyniera itd.I na naszej uczelni niektórzy postu-lowali, aby wprowadzić wznowieniedyplomu w miejsce ponowienia im-matrykulacji. Można było tak postą-pić, ale... zaburzony zostałby roz-poczęty na 50-leciu rytm tej uroczy-stości. Należałoby odczekać – po-czątkowo trzy, a następnie czterylata (po przejściu na system studiówczteroletnich) aby być w zgodzie zterminami zakończenia studiów. Akt immatrykulacji ma w sobiewięcej radości i nadziei – przed namijeden z najpiękniejszych okresów wżyciu – studia. Przygoda intelektu-alna i emocjonalna. Widać jak polatach przenosi się to na atmosferęwznawiających immatrykulację rocz-ników. Absolwenci z rozrzewnieniemprzypominają sobie jak stawali w

szranki w walce o indeks, z jakimiwypiekami na twarzy odczytywali li-sty przyjętych, dowiadywali się wjakich znaleźli się grupach, kto z kimzamieszka w akademiku czy na stan-cji. Dalej myśli podążają jak to byłona pierwszym roku i dalszych latach,na obozach letnich i zimowych, napraktykach, no i... na balangach, pry-watkach i w ogóle na studenckim lu-zie. Jeszcze jeden niebagatelny argu-ment – upływ czasu. Nieubłagany losco rusz wyrywa kogoś z naszychszeregów. Dla przykładu w tym roku(2005) przypada 50-lecie ukończeniastudiów mojego rocznika (1952-1955- o czym wspominałem w poprzed-nim Biuletynie), a w 2002 roku spo-tkaliśmy się na wznowieniu immatry-kulacji. I całe szczęście, bo na 50-lecie wznowienia dyplomu nie docze-kałoby się kilkoro z nas (5-ciu kole-gów, o których wiemy na pewno). Po-dobnie było z poprzednimi rocznika-mi i będzie z następnymi.Dziesięć roczników przed obliczemdostojnego grona profesorskiego Uroczystość wznowienia immatry-kulacji odbywa się w historycznej,przepięknej, barokowej Auli Leopol-dinskiej Uniwersytetu Wrocławskie-go. Z oczywistych względów pionier-ski rocznik obchodził ją na uroczy-stej akademii w Teatrze Polskim,kolejne siedem w trakcie inauguracjinowego roku akademickiego, a odtrzech lat ten wzruszający akt odby-wa się podczas Święta Uczelni, usta-nowionego na 22 października –dzień urodzin założyciela i pierwsze-

go rektora uczelni prof. Andrzeja Kli-sieckiego. Dla słuchaczy z lat 50-tych i 60-tych uroczystości mają szczególniepodniosły charakter, gdyż w tamtychsiermiężnych latach nie było pocztusztandarowego, członków Senatu iRady Wydziału w togach, donośniebrzmiącego Gaudeamus, i nie odby-wało się to w okazałym gmachuUniwersytetu. To ma niepowtarzalnynastrój i pozostawia niezapomnianewrażenia, których jako studenci niedoznaliśmy. Nie ma więc się co dziwić, że le-ciwi absolwenci wstępują na stopnieuniwersyteckiej katedry nieco stre-mowani i speszeni dostojeństwemwładz akademickich i miejsca. Tegoroczni jubilaci rozpoczynalistudia w pamiętnym roku akademic-kim 1955/56 – roku znaczących dlakraju przemian – „poznańskiegoczerwca” i „odwilżowego październi-ka”. Mimo, że nadal studiowali w re-alnym socjaliźmie, to w porównaniudo poprzednich roczników nie mielijuż przedmiotu „marksizm-leninizm”,nie musieli wkuwać historii WKPb(dla współczesnych – Wszechzwiąz-kowa Komunistyczna Partia Bolsze-wików). Nie było im lekko, ale za-wsze lżej niźli poprzednikom. Mimonarzekań po dziś dzień, że nie jestlekko, to z każdym okresem byłołatwiej i lżej, zarówno jeśli idzie owarunki społeczne, gospodarcze ipolityczne, jak i też warunki studio-wania. W porównaniu do 50-ciu latwstecz, dzisiejsi słuchacze mająwarunki luksusowe, chociaż jeszcze

nie takie jak na przywoływanym natakie okazje „Zachodzie”!. Cierpliwo-ści, będzie i „Zachód”, choć nie odrazu „Kanada”. Sądzę (choćby po sobie), że na-stroju i atmosfery „Słonecznej Uczel-ni” z tamtych lat nikt nam nie odbie-rze! Było bardziej chłodno i głodno,tłoczyliśmy się w ciasnych salach,gnieździli w pseudo-akademikach –na Kotsisa, w PDT-cie, ale byliśmychyba bliżej siebie, ocieraliśmy sięo siebie. Chyba częściej uśmiecha-liśmy się do siebie, do wykładowców,a oni do nas. Dzisiaj jesteśmy dum-ni z dynamicznie rozwijającej sięuczelni, z nowych coraz piękniej-szych obiektów, ale niestety jest teżdruga strona medalu - coraz więk-sza anonimowość, stały pośpiech igonitwa. Coraz szerszym frontemwchodzi technika, komputeryzacja.Większość spraw załatwia się drogąelektroniczną. Nie ma miejsca i cza-su na osobiste kontakty, na wymia-nę myśli, na wzajemne oddziaływa-nia osobowości na osobowość, a toprzecież nie jest takie bagatelne nauczelni pedagogicznej. Wbrew temu wszystkiemu będzie-my mobilizować się do podtrzymy-wania ducha „Słonecznej Uczelni”,do utrwalania tradycji przejętych od-twórców Uczelni i ich kontynuatorów.

Ryszard Jezierski

Page 5: Biuletyn Absolwenta nr 34

8 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 9

Księga wspomnień już gotowa do druku

Od dość dawna pisaliśmy o zamiarze przygotowania do druku, na jubile-usz 60-lecia Uczelni (wrzesień 2006 r.), „Księgi wspomnień AbsolwentówAWF Wrocław”. Apelowaliśmy do Koleżanek i Kolegów o przesyłanie swo-ich wspomnień, ale apel ten nie spotkał się ze byt szerokim odzewem.Jednakże udało się zebrać dostatecznie dużo materiałów, aby ambitny za-miar sfinalizować. Redaktorzy – Ryszard Jezierski i Antoni Kaczyński, za-częli od zebrania w jedną całość wcześniej wydanych (z okazji 30-to i 50-lecia) nielicznych wspomnień, a także tekstów drukowanych w kolejnychnumerach „Biuletynu Absolwenta” oraz w uczelnianym „Życiu Akademic-kim”. Udało się też nakłonić (listownie, telefonicznie i w bezpośrednich roz-mowach) kolejne grono Absolwentów do spisania swoich wspomnień i wten sposób powstało finalne opracowanie, które złożyliśmy u RedaktoraNaczelnego Wydawnictw AWF Kol. prof. Tadeusza Bobera, aby nadał dal-szy bieg sprawie – korekta redakcyjna (i oczywiście poprawki ze stronyredaktorów) , recenzja, przetarg na druk itp.. Planuje się wydanie „Księgi..”w trzech tysiącach egzemplarzy, co być może będzie dostatecznym na-kładem (przy ponad 12 tysiącach absolwentów AWF Wrocław), a jeżelizabraknie będzie dodruk. Księga zawiera wiele interesujących epizodów z poszczególnych okre-sów studiów, z obozów, praktyk pedagogicznych, z udziału w treningach izawodach sportowych oraz działalności kulturalnej. Są też opisane, niejed-nokrotnie bardzo ciekawe, losy absolwentów po studiach, a czasami rów-nie interesujące motywy podjęcia studiów w SWF – WSWF – AWF Wro-cław. Dla młodszej generacji ciekawe będą relacje z pionierskich lat stu-diów, gdy było „chłodno i głodno” a mimo to rodziła się atmosfera „Słonecz-nej Uczelni”. Absolwenci starszych roczników będą mieli okazję prześle-dzić we wspomnieniach młodszych Koleżanek i Kolegów dalszy rozwójukochanej Alma Mater. Obraz rozwoju Uczelni (przez pryzmat wspomnień Jej absolwentów), zna-komicie oddał prof. Julian Jonkisz w interesującym wstępie do „Księgi..”pt.„Słoneczna Uczelnia Andrzeja Klisieckiego i Zbigniewa Skrockiego – Darzłotych serc, naukowej wiedzy, pedagogicznego trudu i pracowitych rąk”.Już sam tytuł wstępu zachęca do wejrzenia w treść całości zbioru.Pisząc wstęp, prof. Jonkisz przestudiował roboczą wersję zebranego mate-riału i w poszczególnych podtytułach niezmiernie trafnie oddał treść zebra-nych wspomnień. Oto niektóre z podtytułów: „Źródła legendy..i narodziny„Słonecznej Uczelni”;„Pedagogiczne przesłanie prof. Andrzeja Kliscieckie-go”; „Słoneczna Uczelnia” wczoraj i dziś... oraz „w perspektywie jutra”.

Już teraz dla zachęty prezentujemy kilka krótkich cytatów z omawianegowstępu: „Kto nie uczestniczył od początku w tym wielkim dziele budowania Uczelniz niczego w ciężkich warunkach budowania państwowości na ZiemiachOdzyskanych, w ciągłej walce o fundusze, w paroletniej walce o legaliza-cję, ten nie dostrzeże jej osiągnięć... To nie tylko bowiem historia Uczelni,to historia optymizmu i wiary w lepsze, historia poświęcenia i bezinteresow-ności, głębokiego umiłowania swojego zawodu”. Prof. A. Klisiecki – 1956 r.-10-lecie WSWF Wrocław. „Uczelnia jest naszym wspólnym dobrem, Ukochaną Matką, źródłem rado-snych przeżyć, serdecznych wspomnień o niepowtarzalnej dobroci Jej Za-łożycieli i Pedagogów” – Jej oddani absolwenci (pierwszych lat –red.) „Idea <Słonecznej Uczelni> powinna być nadal myślą przewodnią proce-su kształcenia i wychowania, wspólnego egzekwowania ustalonych i zaak-ceptowanych obopólnie norm wychowawczych – pedagogiki na co dzień,<bratniackich> stosunków życia akademickiego. To najbardziej oczekiwa-ne wzory humanizacji, zaczyn serdecznych stosunków koleżeńskich, wza-jemnego poszanowania i szacunku w codziennym życiu studentów i pra-cowników Uczelni.” – prof. Julian Jonkisz – 2005. Jesteśmy pewni, że omawiana „Księga...” to początek serii i w niedługimczasie ukaże się kolejny tom, a w przyszłości następne. Stąd apel do wszyst-kich, którzy nie zdecydowali się chwycić za pióro lub spóźnili się (a już sątacy) z przesłaniem swoich tekstów. Piszcie i przesyłajcie na adres Stowarzyszenia Absolwentów wspomnie-nia, które postaramy się publikować w kolejnych numerach „Biuletynu” isukcesywnie gromadzić materiały do wydania drugiego i dalszych tomów.Tematów nie brakuje. Bogactwo doświadczeń ponad 12-tysięcznej rzeszyabsolwentów to nieprzebrane zasoby wspomnień ze studiów, przygód naobozach, czy w akademiku, anegdot o kadrze i ciekawych opisów drogizawodowej. W tym numerze „Biuletynu” swoje bogate doświadczenia zawodowe opi-suje Koleżanka Izabella Bury-Burzyńska Degan, która wcześniej przesłałaobszerny tekst do „Księgi wspomnień”, koncentrując się w nim głównie naokresie studiów i pracy w kraju. Często słyszy się taka opinię – „a kogo to, co ja napiszę zainteresuje?” –może nie wszystkich, ale wielu tak. „Wuefiacy do piór!” Jak przeczytaciewspomnienia Koleżanek i Kolegów, które weźmiecie do ręki na zjeździe –16-go września 2006 roku – to nabierzecie pewności siebie i zachęty dospisania swoich wspomnień.

Redaktorzy

Page 6: Biuletyn Absolwenta nr 34

1 0 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 11

Z życia UczelniInauguracja roku akademickiego 2005/2006

W tym roku inauguracja odbyła się stosunkowo wcześnie, bo już 27 wrze-śnia . Uroczystość miała typowy dla tej uroczystości przebieg. JM Rektorprof.dr hab. Tadeusz Koszczyc powitał licznie zebranych dostojnych gościz Przewodniczącym Kolegium Rektorów Uczelni Wrocławia i Opola, Rekto-rem Politechniki prof. Tadeuszem Lutym na czele. Po wygłoszeniu przez Rektora zwięzłego przemówienia – relacji z dzia-łalności naukowej, dydaktycznej i gospodarczej Uczelni w poprzednim rokuakademickim, nastąpił akt ślubowania przedstawicieli nowo przyjętych stu-dentów. W gronie ślubujących było kilkoro dzieci pracowników Uczelni: AnnaCaban – córka Edwarda prowadzącego specjalizację z windsurfingu, MartaLewandowska - córka Krystyny prowadzącej zajęcia z pływania i Mieczy-sława „Kuby” prowadzącego specjalizację z tenisa (inspiratora wybudowa-nia hali tenisowej AWF), Marcin Kowalski – syn Beaty prowadzącej zajęciaz narciarstwa. Nie są to jedyne dzieci wuefiaków podejmujące studia w tymroku na naszej Uczelni. Proporcjonalnie do zwiększającej się liczby absol-wentów rośnie liczba dzieci i wnuków wuefiaków wybierających tę samąuczelnię.

Dyplomy z wyróżnieniem odebrało kilkoro najlepszych absolwentów, awśród nich córka dr Grażyny Krzywańskiej-Dąbrowskiej z Fizjoterapii Eli-

za, też absolwentka tego kierunku. Do promocji doktorskiej przystąpiło tylko czworo ze stosunkowo licznegogrona – 25 tegorocznych doktorantów, gdyż pozostali mieli być promowanina Święcie Uczelni w dniu 21 października, co spowodowane jest chęciąusprawnienia przebiegu inauguracji. Podniosły moment wręczenia dyplomu doktora habilitowanego Małgorza-cie Słowińskiej-Lisowskiej ze wzruszeniem obserwował mąż – Józef Lisow-ski, nasz absolwent, znany trener olimpijczyków 400-metrowców. Wykład inauguracyjny wygłosiła dr hab. Ewa Demczuk-Włodarczyk, oma-wiając znaczenie fizjoterapii w przywracaniu zdrowia fizycznego i psychicz-nego. Niezawodni członkowie uczelnianego zespołu pieśni i tańca „Kalina” od-śpiewali w pierwszej części Gaude Mater Polonia i na zakończenie Gaude-amus igitur. Po uroczystości w Auli Leopoldina Rektor podejmował jej uczestnikówtradycyjną lampką wina w przepięknej (odrestaurowanej przed paroma laty)sali Oratorium Marianum. Przy okazji bytności we Wrocławiu (Wrocławian także) zachęcamy Kole-żanki i Kolegów do zwiedzenia tych wartych obejrzenia zabytków, które pogeneralnym remoncie i odnowieniu Uniwersytetu prezentują się okazale. Ogólnowrocławska inauguracja roku akademickiego odbyła się pierwsze-go października na Rynku, z udziałem senatów tak licznych we Wrocławiuuczelni, braci żakowskiej i mieszkańców tętniącego młodzieńczym rytmemmiasta. Odśpiewane przez 14 akademickich chórów Gaudeamus zabrzmiałodonośnie, pogłębione echem odbijanym od ślicznie odremontowanej wro-cławskiej starówki. Dla przypomnienia zamieszczamy skróconą wersję „Gaudeamus igitur”w tłumaczeniu Romana Kołakowskiego.

Gaudeamus igitur, Cieszmy się z każdego dnia,Juvenesdum sumus, Póki czas młodości!Post jucundam juventutem, Gdy przeminie wiek młodzieńczyPost molestam senectutem Trudną starość kir uwieńczy,Nos habebit humus! W ziemi spoczną kości!

Vivat academia, Akademio chwała ci!Vivant profesores, Chwała profesorom!Vivat membrum quodlibet, Ci, co wiarą i nadziejąVivant membra quaelibet, Ziarno wiedzy w nas zasieją,Semper sint in flore! Plon mądrości zbiorą!

Ryszard Jezierski

foto

: N

awar

a

Przemówienie J.M. Rektora

Page 7: Biuletyn Absolwenta nr 34

1 2 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 13

Święto Akademii Wychowania Fizycznego

Gaude Mater Polonia w wykonaniu chóru uczelnianego zespołu „Kalina”zainaugurowała w dniu 21 października br obchody Święta Uczelni w do-stojnej Auli Leopoldina Uniwersytetu Wrocławskiego.

JM Rektor prof.drhab. Tadeusz Kosz-czyc po przywitaniuzaproszonych gości wtym rektorów wrocław-skich uczelni i człon-ków Senatu i licznieprzybyłych na uroczy-stość pracowników istudentów, wygłosiłokolicznościowe prze-mówienie. Następnieodbyła się podniosłaceremonia symbolicz-nego odnowienia im-matrykulacji słucha-czy rocznika 1955 –1959. Po uroczystejformule: „My RektorAkademii Wychowaniawe Wrocławiu działa-jąc na mocy preroga-tyw powierzonychNam przez WysokiSenat i prześwietnychelektorów uroczyściepoświadczamy, że wy-stępujący tu w RokuPańskim 1955 rozpo-częli nauki w Szkole

Naszej, które pomyślnie ukończywszy dyplomy Jej ukończenia otrzymali.Mocą berła rektorskiego niniejsze dyplomy uwierzytelniamy, a ich właści-cieli w poczet zasłużonych Pionierów Almae Matris zaliczyć postanawia-my”. JM Rektor pasując berłem rektorskim ponad pięćdziesięcioosobowegrono przedstawicieli rocznika 1955-1959 wręczył im okolicznościowe dyplomy.

W imieniu immatry-kulowanych bardzoserdeczne przemó-wienie wygłosił mgrStanisław Stokowski,w którym podkreśliłwielkie walory peda-gogiczne oraz życzli-wość ówczesnej ka-dry nauczającej.Szczególnie ciepłowspomniał osobęopiekuna rocznika drRyszarda Jezierskiego. W dalszej części

uroczystości odbyła się promocja licznego grona (20) doktorów nauk w za-kresie kultury fizycznej. Następnie odbyło się wręczenie zasłużonym pra-cownikom Uczelni odznaczeń, wyróżnień i nagród. Część artystyczną uświetnił występ solisty – wirtuoza gitary klasycznej

z Akademii Muzycz-nej, który mistrzowskowykonał ki lka wła-snych utworów. Tradycyjnie uroczy-stość zakończył Gau-deamus igitur w wyko-naniu uczelnianego ze-społu. Po części oficjalnejJM Rektor zaprosił ze-branych do pięknej ba-rokowej sali OratoriumMarianum na symbo-liczną lampkę wina,gdzie wzniósł toast w

intencji nowo mianowanych doktorów i immatrykulowanych słuchaczy rocz-nika 1955-1959. Ci ostatni, choć już 50 lat minęło nadal pełni werwy i wu-efiackiego animuszu, nadawali ton spotkaniu, które upłynęło w sympatycz-nej, pełnej wspomnień i wymiany doświadczeń atmosferze.

Antoni Kaczyński

foto

: N

owak

foto

: N

owak

My Rektor...

...niniejsze dyplomy uwierzytelniamy...

foto

: N

owak

foto

: N

owak

...mocą berła rektorskiego...

Wystąpienie przedstawiciela rocznikaStanisława Stokowskiego

Page 8: Biuletyn Absolwenta nr 34

1 4 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 15

Co nowego na Uczelni?

W nowy rok akademicki 2005/2006 Uczelnia weszła w miarę płynnie – powyborach nowych władz i wejściu w życie nowej ustawy o szkolnictwiewyższym (z dnia 27.07.br Dz.U.164).Nowo wybrane władze Uczelni prezentowaliśmy w poprzednim numerzeBiuletynu, w tym numerze zaprezentujemy (w skrócie – całość jest w inter-necie: www.awf.wroc.pl) strukturę Uczelni i niektóre zmiany personalne.Struktura Uczelni Wydział Wychowania Fizycznego posiada 11 katedr:1) „K. Aktywności ruchowej w środowisku naturalnym”- prof.K. Zatoń, z pły-waniem oraz turystyką i rekreacją; 2) „K. Antropomotoryki” – prof. Z. Igna-siak, z anatomią, antropologią i antropokinetyką; 3) „K.Biomechaniki” –prof. A. Rutkowska-Kucharska; 4) „K. dydaktyki wychowania fizycznego –prof.T. Koszczyc, z metodyką szkolnego wf, z metodyką wf specjalnego,teorią wf, zabaw i gier ruchowych; 5) „K. fizjologii i biochemii” – prof. M.Zatoń; 6) „K. Humanistycznych podstaw kf – prof. E.Wlazło, z pedagogiką,psychologią i historią kf; 7) „K. lekkiej atletyki i gimnastyki – prof. P.Kowalski; 8) „K. komunikacji i zarządzania w sporcie” – prof. G. Łasiński, zzakładami komunikacji społecznej i mediów oraz organizacji i zarządzania;9) „ K. medycyny sportowej” – Prof.med. M. Mędraś, z zakładami medycy-ny sportu i żywienia oraz z. promocji zdrowia; 10) „K. teorii i metodyki dys-cyplin sportowych” – prof. J. Migasiewicz, z zakładami: ćwiczeń siłowych,sportów walki oraz strzelectwa sportowego i szermierki; 11) „K. Zespoło-wych gier sportowych” – prof. R.Panfil, zakładami; dydaktyki gier sporto-wych, motoryczności gracza, zarządzania w grach sportowych, gier z piłkąw wf oraz propedeutyki gier sportowych. Osobną jednostką jest: Dział organizacji praktyk i obozów.

Wydział Fizjoterapii posiada 6 katedr:1) „K. podstaw fizjoterapii” – prof. med. Marek Bolanowski, z zakładami:biologii i ekologii człowieka, podstaw klinicznych, filozofii i socjologii; 2) „K.Kinezjologii” – prof. Artur Jaskólski, z zakładami: fizjologii stosowanej i ki-nezjologii; 3) „K. fizjoterapii” – prof. T. Skolimowski, z zakładami: kinezyte-rapii, metod kinezyterapii i fizykoterapii; 4) „K.kf niepełnosprawnych” – prof.E. Bolach, z zakładami: sportu niepełnosprawnych i odnowy biologicznej;5) „K. fizjoterapii w dysfunkcjach narządu ruchu” – prof. Z. Wrzosek, z za-kładami: fizjoterapii w ortopedii i traumatologii oraz fizjoterapii w pediatrii ineurologii.6) „K. fizjoterapii w medycynie zachowawczej i zabiegowej” – prof. M. Woź-

niewski, z zakładami: fizjoterapii w chorobach wewnętrznych i fizjoterapii wchirurgii. Czytelnicy Biuletynu przeglądając powyższą strukturę mogą w ogólnymzarysie zorientować się jaki jest profil kształcenia na jednym i drugim wy-dziale oraz mogą także porównać to co było kiedyś z tym co jest dzisiaj.Już na pierwszy rzut oka widać, że w katedrze gier sportowych powstałyzakłady, jakich dawniej nie było. Jest też szereg nowych zakładów, którepowstały w wyniku rozwoju i postępu nauki, a także w odpowiedzi na zapo-trzebowanie społeczne – kształcenia specjalistów np. z zakresu organiza-cji i zarządzania, komunikacji społecznej, wf specjalnego itd. Dynamika postępu i rozwoju nauki oraz zmian społeczno-ekonomicznychzmusza naszą, podobnie jak i inne uczelnie do stałego dostosowywania siędo otaczającego nas świata. Do tego dochodzą jeszcze prawa rynku i kon-kurencji. Zainteresowanych szczegółami – dokładnym podziałem na zakłady, ze-społy, pracownie, a także obsadą personalną odsyłamy do internetu:www.awf.wroc.pl

Zmiany na stanowisku dyrektora i kwestora uczelni.Kanclerz Uczelni Z wymogu nowej ustawy o szkolnictwie wyższym wynika, że w miejscedyrektora na czele administracji uczelni wyższej stoi kanclerz. Funkcjękanclerza AWF Wrocław od 1 października br pełni mgr inż. Mariusz Kło-sowski, wybrany w ramach konkursu spośród 30 zgłoszonych kandydatów.Jest absolwentem Politechniki Wrocławskiej i studiów podyplomowych zzakresu zarządzania.

Kwestor Uczelni Również na stanowisku kwestora zaszła zmiana, odchodzącą na emery-turę P. Grażynę Muźnierowską zastąpiła mgr inż. Barbara Drewniak, absol-wentka wrocławskiej AE, która dotychczas pracowała w spółkach prawahandlowego. Dla absolwentów są to z pozoru niezbyt istotne informacje, ale tylko doczasu. Roczniki, które np. wznawiają akt immatrykulacji mają do załatwie-nia szereg spraw finansowo-organizacyjnych, a już wkrótce wielu z nas, zkonieczności stykać się będzie m.in. i z kanclerzem i kwestorem w związ-ku z organizacją jubileuszu 60-lecia i zjazdu absolwentów.

Ryszard Jezierski

Page 9: Biuletyn Absolwenta nr 34

1 6 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 17

Powstaje nowa hala sportowa

Na terenie Stadionu Olimpijskiego, wręcz w oczach rośnie nowa specja-listyczna hala sportowa dla sportów walki. Usytuowana jest tuż za wielo-

funkcyjna halą do gier spor-towych oraz salami treningo-wymi judo, szermierki i siłow-nią. Nowy obiekt będzie po-siadał salę sportową o po-wierzchni tysiąca metrówkwadratowych wraz z trybu-nami dla 250 widzów i oczy-wiście z zapleczem – szat-niami, sanitariatami itd. Fun-dusze wyasygnował Totolo-tek (70%) i Uczelnia (30%). Tempo prac jest imponują-ce, z każdym dniem przyby-

wa nowy fragment budowli. Według planu obiekt ma być oddany do użytkuza niecały rok. Przybywający we wrześniu przyszłego roku na zjazd 60-lecia będą mogli podziwiać kolejny nowy obiekt sportowy. Na terenach Sta-dionu Olimpijskiego w dosyć szybkim tempie powstaje kompleks obiektówdorównujących warszawskiej AWF na Bielanach, z tym, że wrocławskie zoczywistych względów są nowocześniejsze. Wkrótce rozpocznie się budowa nowoczesnego zespołu budowli dla fizjo-terapii, o czym niewątpliwie będziemy informować Czytelników Biuletynu.

Ryszard Jezierski

Stanisław Maksymowicz laureatem nagrody „Dedala”(Skrócony przedruk z Życia Akademickiego 2005/105)

Marmurowy obelisk, na nim kula ziemska z mosią-dzu z wycięciami w kształcie kontynentów, od góry kulęskrzydłami częściowo przykrywa orzeł – oto skróconyopis pamiątkowej statuetki, na której zawieszona jesttabliczka z napisem: Honorowe wyróżnienie imienia De-dala nr 4. Instr.pil. Stanisławowi Maksymowiczowi zawybitne zasługi w kształceniu i wychowaniu lotnikówku chwale polskiego lotnictwa. 2005. Nagrody – tzw. „Dedala”- przyznaje kapituła powoła-

na przez Aeroklub Polski i Klub Lotników„Loteczka”. Do tej pory przyznała trzy„Dedale”: nr 1 Mankerowi, który latał nabalonach, brał udział w zawodach o Pu-char Gordona Benetta i zwyciężał; nr 2Dankowskiemu, wielokrotnemu rekordzi-ście świata w szybownictwie; nr 3 Witol-dowi Świadkowi, ośmiokrotnemu mistrzo-wi świata (absolwent AWF Wrocław). „To jest nagroda dla ludzi, którzy wieleosiągnęli w lotnictwie – mówi dr Stani-sław Maksymowicz. Ja sam jestem hi-storią lotnictwa, bo latam od 1946 roku,czyli prawie 60 lat, a to przecież kawałhistorii lotnictwa polskiego, które ma 80lat, a w zeszłym roku minęło 100 lat lotnictwa ogólnoświatowego. Do tejchwili jestem w posiadaniu wszystkich licencji: samolotowej, szybowco-wej, zawodowej, agropilota, balonowej, motorolotniowej. 17 lat byłem wkadrze narodowej akrobacji samolotowej, 15 lat w nawigacji. Dużą sławęprzyniosły mi rajdy pilotów i dziennikarzy, w których latałem z AndrzejemWaligórskim i razem przelecieliśmy 13 rajdów, wygrywając cztery. Będąc od 1951 roku członkiem GOPR, zorganizowałem ratowanie z po-wietrza – ze śmigłowców. Byłem w tym zakresie również szkoleniowcemoraz przez sześć lat sędzią – ekspertem. Lotnictwo umożliwiło mi bardzoszerokie kontakty z niepowtarzalnymi ludźmi. W latach 1946-1952 latałem

w Jeleniej Górze, a potemtrafiłem do Wrocławia – nawrocławską uczelnię. Wczasie wakacji, pracowałemjako agropilot. Od sześciu lat jestem naemeryturze, ale żeby „niezardzewieć” prowadzę nauczelni zajęcia do wyboru zparalotnictwa i dzięki temumam kontakt z młodzieżą,która jest fantastyczna i maduże poczucie humoru.” 12 paźdzernika br Stani-

sław Maksymowicz odebrał w Paryżu z rąk Maxa Bishopa - sekretarzageneralnego FAI - Dyplom Tissandiera, wyróżnienie z okazji 100-lecia FAI.Dr Stanisław

Maksymowicz

foto

: S

łoni

u

Hala w budowie

Pilot Stanisław Maksymowicz

Dyplom Tissandiera

Page 10: Biuletyn Absolwenta nr 34

1 8 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 19

VII Międzynarodowa Konferencja Naukowa"Dydaktyka wychowania fizycznego w świetle

współczesnych potrzeb edukacyjnych"(Skrócony przedruk z "Życia Akademickiego")

Spotkania uczestników cyklicznej konferencji "Dydaktyka wychowaniafizycznego w świetle współczesnych potrzeb edukacyjnych" w uczelnia-nym Ośrodku Dydaktyczno-Sportowym w Olejnicy obywają się od kilkuna-stu lat. Tegoroczne, organizowane w dniach 18-20 września, w ramach uro-czystości jubileuszowych 60-lecia naszej uczelni, dotyczyło zagadnieniaprzemian edukacyjnych w Polsce, wynikających z wejścia naszego krajudo Unii Europejskiej. W programie konferencji przewidziano wykłady z róż-nych dziedzin dydaktyki wychowania fizycznego, które prezentowali zapro-szeni profesorowie z uczelni zagranicznych i krajowych. To tradycja olejnic-kich spotkań. Tradycją jest także – obok zainteresowania zagadnieniaminaukowymi i prowadzenia na te tematy dyskusji – czas aktywnego wypo-czynku. Tak było i tym razem.

Andrzej Nowak

Who is Who – czyli o patronach „naszych” ulicStefan Banach

Jeden znajwybi t -niejszychmatematy-ków XX wie-ku. Urodziłsię w Kra-kowie 30m a r c a1892 rokujako nie-ś l u b n ed z i e c k o

góralki Barbary Banach i pracowni-ka kolei Stefana Greczka, pochodzą-cego też z góralskiej rodziny. Niebyło mu dane poznać swojej matki,

ponieważ jako dziecko został odda-ny na wychowanie do praczki F. Pło-wej. Znał osobiście tylko swojegoojca i czasami się z nim spotykał.Znalazł się w troskliwej rodzinie za-stępczej praczki i jej córki. Pełniłyone funkcję matki i siostry. Ich bli-skim przyjacielem był J. Mien, Fran-cuz z pochodzenia, który chybapierwszy zauważył niezwykłe zdol-ności matematyczne i lingwistycz-ne chłopca. Zaczął nauczać go fran-cuskiego, dzięki czemu Banachbłyszczał na kongresach międzyna-rodowych i na wykładach zagranicz-nych. Intelektualista ten stał się chy-ba wzorem osobowym dla Stefana.

Stefan Banach od dzieciństwawykazywał nieprzeciętne zdolnościmatematyczne i lingwistyczne, nie-pospolitą bystrość i przenikliwośćumysłu. Dzięki genialnym zdolno-ściom matematycznym, mógł nietylko skompensować swoje trudnedzieciństwo, ale mógł osiągnąć bar-dziej wysublimowane cele. To wła-śnie matematyka, jej potężna siładuchowa, broniła go przed destruk-cyjnymi zjawiskami, takimi jak za-burzenia emocjonalne, lęk i agresja.To ona stała się źródłem rozwojuosobowości silnej, dążącej do pozna-nia prawdy i do osiągnięć, pragną-cej nawiązywać dobre kontakty zinnymi. Studiował (tylko dwa lata) na Poli-technice Lwowskiej i jeszcze jako stu-dent rozwiązał jedno z najtrudniej-szych zagadnień teorii szeregów try-gonometrycznych. Za namową sławnego matematy-ka Hugona Steinhausa porzucił stu-dia politechniczne, aby na zawszepoświęcić się matematyce. W 1920roku, bez studiów uzyskał doktoratna podstawie słynnej tezy sformuło-wanej w języku francuskim; „O ope-racjach w przestrzeniach abstrakcyj-nych i ich zastosowaniach do rów-nań całkowitych”. Habilitował się wcztery lata później i został wybranyczłonkiem Polskiej Akademii Umie-jętności. Razem z profesorem Ste-inhausem stworzył słynną lwowskąszkołę matematyczną, zajmując sięnowoczesną analizą funkcjonalną.Był założycielem czasopisma „Stu-dia Mathematica” i uhonorowano go

nagrodą PAU. W przededniu wojnyzostał prezesem Polskiego Towarzy-stwa Matematycznego, a w 1940roku przewodniczył obradom Świa-towego Kongresu Matematyków.Zmarł we Lwowie w 1945 roku. Banach poprzez syntezę metodalgebraicznych i geometrii analitycz-nej wprowadził nowy, bardzo ogólnytyp przestrzeni liniowych nazwanychdziś w literaturze światowej „prze-strzeniami Banacha”. Sprecyzowałw nich tak zwane „operacje liniowe”,których teoria pozwala uchwycićdotychczasowe działy matematyki idała nowy aspekt niektórym dziedzi-nom analizy klasycznej, zwłaszczateorii równań różniczkowych. Nazwisko Banacha przestało wmatematyce oznaczać człowieka.Stało się terminem matematycznym,takim samym jak geometria Eukli-desa, równanie Pitagorasa i całkaLebesgue`a. Chociaż Stefan Banach należał donajwybitniejszych – obok MikołajaKopernika i Marii Curie Skłodowskiej– luminarzy europejskiej nauki, cią-gle jest osobą mało znaną. W Encyclopedia Britannica pod ha-słem „Stefan Banach” nie pojawia sięsłowo „Polska”, „polski”. W kilku in-formatorach zagranicznych nazywasię go matematykiem rosyjskim, aobecnie – ukraińskim.

Za:1) „Życiem Akademickim” – Grudzień1993.2) J. Kozielecki, Banach geniusz zeLwowa, „Żak”, 1999.

Stefan Banach

Page 11: Biuletyn Absolwenta nr 34

20 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 21

60 - lecie AWF

Drodzy absolwenci W naszym piśmie otwieramy dział poświęcony aktualnościom bezpo-średnio związanym z obchodami 60-lecia uczelni. Znajdziecie tu wszelkieinformacje związane z kalendarium, stanem przygotowań i przebiegiem uro-czystości. W tym celu uruchamiamy symboliczny zegar odmierzający czaspozostały do daty 16 września 2006 roku. Dodatkowo uruchomiony został serwis internetowy, gdzie powyższe in-formacje będziemy na bieżąco tam umieszczać. Adres dostępu towww.awf.wroc.pl/absolwenci. Oczywiście oczekujemy pomysłów, uwag orazzapytań z Waszej strony, które tą drogą możecie nam przekazać (na stro-nie jest nasza poczta internetowa). Mamy nadzieję, że apel nasz nie pozo-stanie bez oddźwięku.

Redakcja

Odliczamy czas do Zjazdu

Page 12: Biuletyn Absolwenta nr 34

22 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 23

Z życia OrganizacjiSerdeczne podziękowania

gdzie berecik? Andrzej w mig „alu-zju poniał” i za dwa dni podesłał przezpracującego u niego „młodego” Świą-dra – naszego absolwenta, któregoojciec Stanisław wcześniej kończyłUczelnię – bardzo gustowny stolikpod ofiarowany komputer. Jak widaćnasi absolwenci znają się na żartachi „z głupia frant” od ręki załatwiającenne dla innych sprawy. Tak na marginesie warto dodać, żeAndrzej Kuchar – niegdyś świetnykoszykarz, był w swoim czasie tre-nerem kadry narodowej, pracował nauczelni, zrobił doktorat i był typowa-ny na następcę prof. Naglaka, aleostatecznie „poszedł w biznesy” iobecnie jest prezesem DolnośląskiejTelewizji – TeDe. Jak widać na wuefiacką brać moż-na zawsze liczyć. Już wcześniej wspominaliśmy owspaniałym geście innego wuefiaka– Jurka Orła, który zafundował namz dużym gestem cztery tysiące eg-zemplarzy druków firmowych z logo60-lecia i stosownym tekstem infor-mującym o danych Stowarzyszenia.Czyni to po raz drugi, gdyż z podob-nym gestem ofiarował kilka tysięcyegzemplarzy druków firmowych na50-lecie, oszczędzając nam po-kaźną kwotę wydatków. Drodzy Koledzy serdecznie Wamza to dziękujemy! W imieniu Stowa-rzyszenia i licznej rzeszy Absolwentów!

Redaktorzy

Dzięki Koledze Andrzejowi Kucha-rowi wzbogaciliśmy się o kolejnykomputer i to niezłej klasy. A było totak! Pewnego dnia w siedzibie Sto-warzyszenia odbyło się spotkanie natemat poszukiwania sponsorów, wktórym uczestniczyli: Andrzej Ku-char, Zdzisław Paliga, WłodekKopyś, Antoni Kaczyński i RyszardJezierski. Andrzej zawitał tu pierw-szy raz i stwierdził, że jest przytul-nie ale nader skromnie i nieco cia-sno i zastanawiał się jak to będziegdy w okresie zjazdu będzie wieluinteresantów. Od słowa do słowa,orzekliśmy, że na czas zjazdu urzą-dzimy pomieszczenie przy bramiegłównej Stadionu Olimpijskiego i tambędziemy obsługiwać przybywają-cych na zjazd. Jednym z problemówbędzie sprawa komputera, któryprzydałby się tu na miejscu i tamprzy bramie. Andrzej orzekł, że tenproblem rozwiąże od ręki przekazu-jąc nam jeden ze komputerów, gdyżwymienia je (w TeDe ) na egzempla-rze najnowszej generacji i już kilkaofiarował szpitalom, to jeszcze jedenmoże podesłać do Stowarzyszenia.Jak rzekł, tak zrobił. Po dwóch ty-godniach odbywaliśmy kolejne spo-tkanie w siedzibie Stowarzyszenia idziękując Andrzejowi za przekaza-ny komputer, któryś z nas rzekł żar-tem – „no fajnie, a gdzie stoliczekktórego ojciec zapytał – no fajnie a

Page 13: Biuletyn Absolwenta nr 34

24 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 25

Honorowy sponsoringHonorowa lista

sponsorów od roku 2004Rok 2004 dyplom złotyindywidualne Eugenia Ostapowicz

Bogdan OstapowiczLeszek DębickiEugeniusz Drozd

Rok 2004 dyplom srebrnyzespołowe Jubileuszowy rocznik 1954-58

Rok 2004 dyplom srebrnyindywidualne Eugeniusz Rolewski

Kazimierz WysmykAdam StockiPelagia Suntajs

Rok 2004 dyplom brązowyindywidualne Elżbieta Kubacka

Józef KopećRafał WołkRoman ProszkowskiRyszard HelemejkoCenia WieszczakZbigniew Lipiński

Rok 2005 dyplom złotyindywidualne Leszek Dębicki

Jerzy BaranowskiRok 2005 dyplom srebrnyindywidualne Halina, Grzegorz Adamscy

Albin CzechZdzisław DrobniewskiJerzy Baranowski

Rok 2005 dyplom brązowyindywidualne Józef Kopeć

Jerzy BaranowskiEdward ChylaRoman ProszowskiCenia Wieszczak

Przepraszamy naszych czytelników - wcześniejszych darczyńców narzecz Stowarzyszenia, że nie zamieszczamy już wszystkich nazwisk nahonorowej liście sponsorów, ograniczając się do okresu ostatnich 2 lat.Czynimy to z konieczności zmniejszenia objętości Biuletynu z uwagi naimponującą i wciąż rosnącą ilość nazwisk. Pełna lista ofiarodawców odroku 1999 jest pieczołowicie przechowywana w naszym archiwum.

Stowarzyszenie Absolwentów AWFapeluje o wspieranie finansowe

działalności statutowejklasy sponsorów osoby prywatne instytucje

brązowa 100 PLN 300 PLN srebrna 300 PLN 600 PLN złota 500 PLN 1000 PLN

Sponsorzy otrzymają honorowy dyplom a ich nazwiska (zazgodą) będą umieszczone w Biuletynie. Wpłacać można nakonto: 52 1020 5242 0000 2902 0114 0680 lub w sekretaria-cie podczas dyżurów lub w klubie na specjalnych spotka-

niach wtorkowych.

Wspomnień czarOd Redakcji

Zamieszczamy tekst Kol. Izabelli Burzyńskiej-Degan (Absolwentki z 1973r.-studia zaoczne) znakomicie ilustrujący jak nasi absolwenci potrafią sobieradzić w życiu, a szczególnie na trudnym terenie poza granicami kraju. Dlawielu współczesnych słuchaczy i absolwentów jest to znakomita lekcjapoglądowa jak można zaistnieć i funkcjonować na niełatwym zagranicznymrynku pracy, w silnej konkurencji i twardych regułach kapitalizmu. O Kol. Izabelli dowiemy się więcej z „Księgi wspomnień...” szykowanejna 60-lecie, w której opisuje okres studiów i wędrówkę na Pomorze. Swoje losy i doświadczenia życiowe szeroko opisała w książce pt. „Wy-grać siebie”. Równie sprawnie jak piórem posługuje się pędzlem, malującobrazy, które prezentowała już na wielu wystawach.

Page 14: Biuletyn Absolwenta nr 34

26 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 27

Retrospekcje zawodowe

Pierwsze kroki w zawodzie Czy zawód WF-ka może być powołaniem?...Bardzo często w życiu ,spotykałam się z lekceważącym traktowaniem naszego zawodu, „ Magi-ster od przysiadów”, słyszałam od postronnych ludzi. Może była to za-

zdrość, bo WF-cy to ludzie od-ważni, z charakterem, mającyświadomość swych sił witalnych.Zawód w którym odpowiedzial-ność za ZDROWIE i stan fizycz-ny ciała, można porównać z od-powiedzialnością zawodu lekarzaza ŻYCIE człowieka. Szczególnie tę odpowiedzial-ność za zdrowie i sprawność czło-wieka daje praca w rehabilitacji.Już w czasie studiów podjęłampracę, która dawała mi radość izadowolenie. Wtedy zrozumia-łam, że rehabilitacja i praca z ludź-mi to moje powołanie. W 1968 r.Zupełnie przypadkowo trafiłam doUzdrowiska Kamień Pomorski,gdzie zaczęłam pracować prowa-dząc gimnastykę i zajęcia rucho-we. Nie przypuszczałam wtedy,że tu zapadną decyzje na całe

moje życie. Miałam zaliczone 1,5 lat studiów na WSWF, które przerwałamze względu na wynikłe kłopoty i problemy życiowe. Zostałam zatrudniona na stanowisku instruktora gimnastyki leczniczej,ponieważ nie posiadałam właściwych kwalifikacji wysłano mnie na szkole-nia do klinik szczecińskich i do Kliniki Ortopedii W. Degi w Poznaniu. Oglą-dałam, przyglądałam się, notowałam, czytałam dużo z zakresu kinezytera-pii, fizjioterapii. Po przejściu szkolenia na oddziałach reumatologii, ortope-dii, neurologii, miałam już wizję mojej przyszłej pracy. Razem z naczelnymlekarzem uzdrowiska postanowiliśmy stworzyć Zakład Kinezyterapii, obej-mujący salę do ćwiczeń indywidualnych w podwieszeniu oraz Terapię Zaję-ciową. Po roku pracy zrozumiałam, że muszę wrócić na studia do Wrocławia,

naturalnie zaoczne. Znalazłam pracę w Uzdrowisku Lądek-Zdrój, tu miałamszansę rozwijać się zawodowo i równocześnie studiować.

Kamień Pomorski Po ukończeniu studiów AWF w 1973 r., powróciłam do Kamienia Pomor-skiego i tam pracowałam w rehabilitacji; reumatologii, ortopedii, neurologii.W 1976 r. Ukończyłam trzymiesięczny stacjonarny kurs specjalizacyjnyrehabilitacji dla mgr.WF, w klinice Ortopedii i Rehabilitacji w Poznaniu. Przez następne lata pracowałam w Filii Uzdrowiska Kamień Pomorski wŁukęcinie, w rehabilitacji ludzi z nadwagą z powodu zaburzeń endykrynolo-gicznych. Leczono tam talasoterapią i ruchem; gimnastyką, tańcem, mar-szami brzegiem morza i jazdą na rowerach. Kochałam moją pracę. Niesienie pomocy i motywowanie ludzi chorychdo normalnego życia, dawało mi zadowolenie i energię. Praca rehabilitantawymagała zawsze dużej kreatywności, wyczucia oceny możliwości pacjentaa przede wszystkim cierpliwości i sympatii do chorego człowieka.

Gostynin - Kruk Kierowana chęcią poznania czegoś nowego, w kwietniu 1979 r., zmieni-łam pracę i trafiłam do ZOZ-u Gostynin k/Płocka, gdzie zamierzano otwo-rzyć nowy Oddział Rehabilitacji Kardiologicznej. Przeszłam specjalne szkolenia w Klinice Rehabilitacji STOCER w War-szawie, w rehabilitacji kardiologicznej u prof. S.Rudnickiego w Konstanci-nie. Wraz z ordynatorem Oddziału Rehabilitacyjno - Kardiologicznego dr An-drzejem Szczerbińskim specjalistą kardiologiem, byliśmy organizatoramiwczesnej rehabilitacji po zawałach serca. Gostynin Kruk był jak na tamteczasy ośrodkiem bardzo nowoczesnym. Otrzymywaliśmy pacjentów w 3-4tygodnie po zawałach i po operacjach serca czy pomostach przewodzą-cych (bey-pass). Program rehabilitacji obejmował 30 minutową gimnastykę, spacery orazindywidualny trening na ergometrze pod kontrolą. W bardziej skomplikowa-nych przypadkach prowadziło się ćwiczenia indywidualne.Praca była bardzo ciekawa i fascynująca, można było obserwować szybkipowrót podopiecznych do sił witalnych. Rehabilitacja kardiologiczna miała duże osiągnięcia na skalę RegionuMazowsza, w związku z tym postanowiono rozbudować drugi pion rehabili-tacji narządu ruchu. Miałam możliwość ponownie wykazać się zdolnościa-mi organizacyjnymi, aby stworzyć nowy dział rehabilitacji, o wielu profilachdla pacjentów z dysfunkcjami ruchowymi. I tak oto ZOZ Gostynin stał się w latach osiemdziesiątych znanym Cen-

Izabella Burzyńska-Degan

Page 15: Biuletyn Absolwenta nr 34

28 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 29

trum Rehabilitacji dla Ziemi Mazowieckiej, obejmujący działalność rehabili-tacyjną dla trzech województw; płockiego, włocławskiego i ciechanowskie-go. Byłam w tym czasie kierownikiem Działu Rehabilitacji i kierowałam ze-społem 12 pracowników - mgr WF, fizjoterapeutów, terapeutów terapii zaję-ciowej i psychologa. Regularnie organizowałam szkolenia zawodowe pod-noszące kwalifikacje, zapraszając różnych specjalistów z dziedzin ortope-dii, reumatologii, neurologii.

Niemcy Zachodnie W lutym 1987 wyjechałam na stałe do Niemiec Zachodnich, zamieszka-łam w okolicach Koblencji w Mayen i tam wyszłam za mąż. Sytuacja byłatrudna, nie znałam na tyle języka, aby móc pracować w swoim zawodzie.Musiałam zaczynać wszystko od początku. Po roku pobytu zaczęłam pracować w prywatnej praktyce rehabilitacji,prowadzonej przez dwójkę fizjoterapeutów. Pracowałam tam około roku inie byłam zachwycona stylem pracy młodych ludzi. Wszystko kręciło sięwokół pieniądza a nie pacjenta. Postanowiłam szukać pracy w szpitalach ipobliskich kurortach. Mimo posiadania dyplomu nauczyciela wychowaniafizycznego [ PL], nie miałam uprawnień do pracy w rehabilitacji w Niem-czech. Wystąpiłam o nostryfikację moich uprawnień. Niestety na wyzna-czony termin nie pojawił się nikt z Ministerstwa Zdrowia Landu Rheinland-Pfalz, egzamin zdawałam w obecności dyrektora Szkoły Fizjoterapii i jegoasystentki. Egzaminu mi nie uznano, ale wyrażono zgodę na skrócony toknauki w/w szkole i przystąpienie do egzaminu końcowego. Zerwanie ścięgna Achillesa w sierpniu 1988 r., podczas gry w tenisa,zmieniło zupełnie moje plany życiowe. Musiałam się sama rehabilitować.Po sześciotygodniowym gipsie trafiłam do „Sportstudia”. Trzy miesiącekonsekwentnego treningu wystarczyło abym mogła znów grać w tenisa. Był to w moim życiu moment przełomowy. Tak się złożyło, że właściciel-ka Studia spodziewała się dziecka i sama nie mogąc już pracować, zatrud-niła mnie w roli trenera „Fitnessu”. Tak się później złożyło, że zostałam tamprzez następne 12 lat. Pracując w „Sportstudiu” wprowadziłam nowe rodzaje zajęć - ćwiczeniarehabilitacyjne w schorzeniach kręgosłupa, grupy odchudzające, ćwiczeniarelaksacyjne i inne. Robiłam to wszystko profesjonalnie, więc zaintereso-wanie było duże. Odbyłam też parę szkoleń i kursów w branży Fitness.Podpatrywałam co w tym czasie było modne na tym rynku, gdyż jak wia-domo „Sportstudio” to instytucja komercyjna. Ludzie którzy przychodzili do„Studia” przychodzili tam za własne pieniądze ponosząc niemałe opłaty. Na kursach odświeżyłam moje wiadomości z fizjologii, biochemii i anato-mii, tym razem naturalnie wszystko po niemiecku. Zajęcia te dawały mi tyle

zadowolenia i radości, że przestałam myśleć o pracy w rehabilitacji i oponownym egzaminie nostryfikującym.. Po upływie około roku, właścicielka zaproponowała mi, odkupienie odniej części Studia, druga część była własnością byłego znanego kulturystyOrtwina. Pracując już rok nie miałam okazji poznać go osobiście, nigdy tunie przyjeżdżał i nie interesował się Studiem.Propozycja była nie do odrzucenia, wiedziałam, że to moja szansa życio-wa, która się już nie powtórzy. Potrzebowałam na to pieniędzy, którychniestety nie miałam. Mój niemiecki małżonek nie był tym pomysłem za-chwycony, lecz w końcu zgodził się na podżyrowanie mi kredytu w banku.Wprawdzie marzeniem mojego męża było mieć w domu przykładną „Haus-frau”, a nie „Gescheftsfrau”, lecz decyzja zapadła. I tak zaczęła się moja wielka przygoda z niemieckim „Fitnessem”.

„Sportstudio –Mayen” Podpisując umowę ze wspólnikiem Ortwinem, nie wiele rozumiałam ztreści tej umowy. Językiem niemieckim posługiwałam się tylko w stopniuumożliwiającym normalną komunikację, lecz sformułowań ekonomiczno-prawnych niestety nie rozumiałam. Mój syn, dwudziestoletni Tom był mojąostoją. Będąc bardzo zaangażowanym w Studiu, od trzech lat sam upra-wiając kulturystykę, wyglądał imponująco. Tom opanował niemiecki błyska-wicznie i właśnie uczęszczał do klasy maturalnej tutejszej Szkoły Ekono-micznej. Właściwie to dla niego zdecydowałam się „wejść w ten interes”,dla zapewnienia mu startu i przyszłości w Niemczech. Praca stała się dla mnie całym moim życiem i światem, zaczynałamrano o 8.30 a kończyłam o 23.00, czasem i później. Małżonek mój byłbardzo rozczarowany i już po paru miesiącach zanosiło się na rozwód. Za to „ Sportstudio” kwitło i rozwijało się wspaniale. Z miesiąca na mie-siąc przybywało średnio 20-25 nowych członków. Doceniano moją fachowość. Właściwie pracowałam sama, pomagał misyn, który studiując książki Arnolda Schwarzerneggera, w dziedzinie kultu-rystyki miał dużo większe wiadomości niż ja. Niemniej służyłam mu moimdoświadczeniem i radą. Ja zajmowałam się ludźmi w wieku dojrzałym, po-trzebujących specjalnego treningu. Prowadziłam trzy razy w tygodniu potrzy godziny: aerobik,stretching i gimnastykę korekcyjną, poza tym całyczas udzielałam instruktażu korygując ćwiczących. Był to jeden z podsta-wowych konceptów naszej „filozofii Gescheftu”, kontakt z klientem, zdoby-cie jego zaufania a przede wszystkim zatrzymanie go w Studiu jak najdłu-żej, ponieważ każdy klient to „chodzące pieniądze”. Sensem mojej pracybyło, wdrożenie zamiłowania do regularnego treningu 3-4 razy w tygodniu wzależności od stanu fizycznego klienta. Bardzo często powtarzałam ludziom,

Page 16: Biuletyn Absolwenta nr 34

30 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 31

z treningiem dla zdrowia jest jak z myciem zębów, tego trzeba się nauczyć,to musi wejść w nawyk. Współpraca z moim wspólnikiem Ortwinem nie układała się najlepiej odsamego początku. Przyjeżdżał do Studia ze swoimi pracownikami, aby siępochwalić jak świetnie się rozwija „jego interes”, chciał, aby jego niemieccytrenerzy mnie pouczali i doradzali. Czułam się czasem upokorzona, bo wkońcu miałam studia magisterskie, specjalizację z rehabilitacji i 20-letniąpraktykę zawodową w Polsce. Powodem była moja słaba elokwencja wniemieckim, nie potrafiłam przekonać o moich konceptach, w ich rodzin-nym języku. Sukcesy przychodziły same i to było owocem mojej pracy. Po półrocznejpracy Studio liczyło 250 stałych członków, a po roku około 400. Ortwinwciąż narzekał, że mamy kłopoty finansowe, że trzeba coś zmienić w orga-nizacji i wyszukiwał problemy tam gdzie ich nie było. Współpraca z nimmiała też dobre strony, dzięki jego dobrej pracy marketingowej, Studio na-sze zostało uznane przez Niemiecki Związek Sportu Zdrowotnego (DVGS)jako jedno z 10 najlepszych Fitness Studiów w Niemczech, otrzymaliśmyuprawnienia do pracy z Kasami Chorych. A to oznaczało, że mamy zabez-pieczony dochód i klientów. Zawdzięczaliśmy to głównie mnie, bo miałam dyplom akademicki, do-świadczenie w rehabilitacji, a wyposażenie Studia odpowiadało wymagane-mu standardowi stanowiącym 30% Cardio urządzeń do treningu układu krą-żenia. Po roku działalności byliśmy renomowanym Studiem w promieniu 100km i właściwie nie mieliśmy konkurencji. Z Kasami Chorych zarabialiśmyniezłe pieniądze, ale właściwie była to moja zasługa, bo ja prowadziłamwszystkie grupy, pracowałam na co dzień z ludźmi i potrafiłam ich „zarazić”sportem dla zdrowia. Coraz częściej Ortwin zaczął odwiedzać Studio ze swoim menażeremB.Meierem. Zawsze miałam jakieś dziwne uczucie, że coś planują za mo-imi plecami. Czułam się ignorowana bo jakieś decyzje zapadały bez moje-go udziału. Dowiedzieliśmy się z Tomem, że Ortwin z B.Meierem otwierają GMBH(Towarzystwo Ograniczonej Odpowiedzialności) i my tzn. Studio ma byćczłonkiem tego GMBH. Od 1992 roku Studio zmieniło nazwę na „Medicon”i byliśmy jednym z ośmiu Studiów gdzie Ortwin miał swoje udziały finanso-we. Od tej pory moim szefem był Bernd Meier, i ja nie miałam nic do powie-dzenia, będąc tylko pracownikiem jako jeden z jego trenerów. „Medicon” posiadał różne Studia, lepiej i gorzej prosperujące, naturalniemoje Studio przynosiło zyski i jeszcze utrzymywało inne. Studio moje na-

zywali „kurą znoszącą złote jaja”.Miałam złe przeczucia i mnie się to wszystko nie podobało. Zdecydowaliśmy się z synem, który przerwał studia, dociec prawdy. DziękiTomowi ujawniliśmy matactwa i mechanizm działania Ortwina – niemiec-kiego wspólnika „Mediconu”. W toku dochodzenia okazało się, że dopuściłsię sfałszowania mojego podpisu i zadłużył firmę na około 100 tysięcy DM.Dalsza współpraca z Otwinem groziła nam bankructwem. W tej sytuacjipostanowiliśmy usamodzielnić się. Po burzliwych negocjacjach nierzetelnywspólnik odsprzedał nam swoją część w „Mediconu” i rozstaliśmy się. „Sport-studio” było całkowicie nasze – moje i syna.

Sport - und Gesundheitscenter - Isabella Degan(Centrum Sportu i Zdrowia) Od stycznia 1994 Studio zmieniło nazwę na Centrum Sportu i Zdrowia,tak to można przetłumaczyć na polski. Oboje z synem byliśmy pełni no-wych sił i zapału do pracy. Tom zajął się biurem, marketingiem, mieliśmywłasnego doradcę finansowego, zatrudniliśmy jedną instruktorkę do Aerobi-ku. Nadal pracowaliśmy z Kasami Chorych prowadząc rocznie około 120kursów prewencyjnych.. Zakupiliśmy system urządzeń norweskich, rodzaj„Cyrkiel-treningu”, NORSK- Sequenztrening , na których można było ćwi-czyć wyizolowane grupy mięśniowe w różnych schorzeniach ruchu. To była nieustanna walka o egzystencję i oto aby być ciągle na „fali”.Coroczny udział w Fitness-Targach w Essen był naszym obowiązkiem, abywiedzieć co teraz jest w „modzie. Musiałam także ciągle dokształcać się,brać udział w sympozjach organizowanych przez Akademicką Szkołę Spor-tową w Köln, ponieważ licencję na współpracę z Kasami Chorych dawałDVGS, który funkcjonował pod patronatem tej uczelni. W połowie roku przeprowadziliśmy wielki remont Studia. Zatrudniłam jesz-cze trenera, nauczyciela, ponieważ czasem miałam trudności w dogadaniusię z młodym pokoleniem, które potrzebowało autorytetu mężczyzny. Wpaździerniku urządziliśmy „Dzień otwartych drzwi”, pod hasłem „Dzień Zdro-wia i Prewencji”. Zaprosiłam do udziału Kasy Chorych, przedstawicieli mia-sta, oraz wiele wpływowych osób. W tym dniu odwiedziło Studio około 300osób z tego 15 zameldowałam na stałych członków. Odbyły się pokazygrup Aerobiku, prezentacja urządzeń „Norsk”. Odwiedziła nas miejscowaTV oraz prasa. Po tej imprezie odczułam pełną akceptację społeczeństwa miasta May-en, drzwi się nie zamykały ludzie przychodzili sami, było w „dobrym tonie”chodzić do Studia, jakąś magnetyczną siłą przyciągaliśmy ludzi. W styczniu, lutym 1995 Studio odwiedzało dziennie 200-250 osób, trze-

Page 17: Biuletyn Absolwenta nr 34

32 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 33

ba było zatrudnić dalszy personel, a więc doszły jeszcze dwie osoby, in-struktorka aerobiku i młody trener dla młodzieży. W kwietniu 1995 Studiojuż liczyło 680 członków, obsługiwanych przez sześciu pracowników. Ja imój syn pracowaliśmy na okrągło, inni na godziny. Wiosną mieliśmy wnaszym planie 35 godzin w tygodniu różnych kursów. W połowie roku 1995 rozbudowaliśmy Studio o dwa poziomy więcej, iteraz zajmowaliśmy trzy piętra i piwnicę, łączna powierzchnia pomiesz-czeń treningowych wynosiła ponad 1000m2. Zaczęłam współpracować z Kąpieliskiem Miejskim, latem wystawiliśmynasze maszyny i na wzór amerykańskich „GYM-ów” mieliśmy Studio napowietrzu na terenach zielonych należących do basenu. W roku 1996 przybyło znów nowych klientów, powiększyliśmy nasz „Te-am”do ośmiu osób obsługujących około 750 członków Studia. W tym cza-sie prosperowaliśmy bardzo dobrze, mnie zaczęło się marzyć założeniemałej filii we Włoszech na wyspie Ischii, gdzie jeździłam tam dwa razy wroku na osobistą odnowę biologiczną. Podjęłam starania, aby zorganizo-wać to przy hotelach z zapleczem balneologicznym, chciałam tu przenieśćmój koncept „Norsk’a”, i pracować od maja do września na Ischii. Niestetynie doszło do realizacji tych planów. Otrzymaliśmy od miasta Mayen ofertę przejęcia całego terenu Kąpieli-ska; terenów otwartych i krytego basenu. Tom bardzo się zaangażował w tęsprawę, oznaczałoby to wielkie zmiany strukturalne Studia, ale na to niebyliśmy przygotowani finansowo, więc i ten plan upadł. W styczniu i w lutym 1997r., był tak duży napływ nowych klientów, żemusieliśmy rozszerzyć nasz repertuar usług do 10 kursów - aerobiku, gim-nastyki odchudzającej, yogi, tai-chi, treningu relaksacyjnego, gimnastykiwyrównawczej, o różne modne formy gimnastyki jak; Body-Forming, Body-Scup, Step-Aerobik, Stretching. W sumie nasz plan gimnastyki grupowejopiewał na 40 godzin w tygodniu. Rozpoczęłam dokształcanie naszej kadry, raz w miesiącu w niedzieleorganizowane były szkolenia naszych instruktorek gimnastyki w celu uzy-skania wymaganych licencji. Wynajęłam dla nich nauczyciela, specjalistęaerobiku, opłacanego z pieniędzy Studia. W branży „Fitness” szybko i wie-le się zmieniało, co miałam możliwość obserwować na corocznych targachw Essen. Naturalnie w miarę moich możliwości musiałam te nowości braćpod uwagę i wprowadzać u siebie w Studiu. W Niemczech zaczęło wycho-dzić czasopismo „Fit for Fun” i ono dyktowało ludziom, co teraz jest wmodzie, jak powinno nowoczesne Studio wyglądać, co powinno mieć wprogramie itd. W pewnym sensie było ono dobre, uczyło ludzi jak zdrowożyć, pozwalało się na identyfikowanie z tym, co proponowało pismo. MojeStudio było też w spisie renomowanych i polecanych „Fitnesscenter” za-

mieszczanych na stronach tego czasopisma. Rok 1998 był najlepszym naszym rokiem, dalej rozwijaliśmy się w za-wrotnym tempie. Na rynku fitnessu pokazał się Spinning Schwinn. Natych-miast naturalnie zakupiliśmy 18 rowerów stacjonarnych a moi pracownicy isyn zrobili specjalne uprawnienia do prowadzenia tych kursów. Był to nowytrend z Ameryki - grupowa jazda na rowerze na wytrzymałość pod kontrolątętna, w rytm głośnej muzyki. Modny się staje Kik-Boks tzw. Tei-Bo , boks azjatycki do szybkiej nowo-czesnej muzyki, który naturalnie natychmiast wprowadziliśmy do naszegoprogramu. Już w lutym 1998 liczba członków Studia liczyła 953 osoby. Nasze Studio było u szczytu rozkwitu, w połowie roku mieliśmy do 1000członków. Bez większych problemów można było spłacać zaciągnięte kre-dyty i zaciągać nowe na dalsze unowocześnianie Studia. W listopadzie 1998, spotkała nas przykra niespodzianka. Jedna z moichpracownic Heike, która wychowała i wyuczyła się u nas, kupiła małe pod-upadłe Studio, wyremontowała i urządziła na wzór naszego. Rok 1999 zaczął się źle dla nas. Heike w brutalny sposób werbowałanaszych klientów, teraz miałam w niej konkurentkę. Jej Studio było małe,stanowiło 1/3 naszego około 300m kw., ale było wierną kopią naszego,nawet maszyny zakupiła u tych samych firm. Opłaty miesięczne miała niż-sze, dużo ludzi młodych odeszło od nas do niej, w końcu była o 25 latmłodsza ode mnie. Nasze 1000 członków powoli „topniało” i sytuacja sta-wała się deprymująca. Tom wymyślał różne atrakcje; Jogging i Wallking w terenie, Spinning-Maraton, Party majowe lub Hellowen-Party. Wspólne wyjazdy z członkamiStudia na narty i snowboard, a wszystko po to aby młodych ludzi jakośzatrzymać Ja zrobiłam uprawnienia do prowadzenia specjalnej gimnastykimeredianów tzw. Chi-Ball, aby wprowadzić znów coś nowego. W połowie roku, byliśmy oboje zmęczeni nowo powstałą sytuacją. Tompostanowił zmienić orientację zawodową i odszedł ze Studia. Zatrudnił miwprawdzie młodą dziewczynę do prowadzenia biura, lecz od tej chwili wszyst-ko było inaczej. Cała odpowiedzialność spadła na mnie, musiałam samatroszczyć się o sprawy dnia codziennego i o przyszłość. Było mi naprawdętrudno pracować jako nauczycielka, trenerka i prowadzić swoje grupy. Czu-łam się bardzo obciążona obowiązkami. Po odejściu Toma straciłam jakośpewność siebie. Aby zaoferować coś nowego w Studiu, zaczęłam robić szkolenia specja-listyczne z Chińskiej Medycyny, Qi-Gong’u, u lekarza chińskiego, mistrzaZhi Chang Li, oraz kurs „Ćwiczeń mięśni głębokich dna miednicy” u B. Can-tieni w Zurüchu w Szwajcarii. Oba szkolenia były kursami terapeutycznymii liczyłam na to ,że będę mogła dalej współpracować z Kasami Chorych.

Page 18: Biuletyn Absolwenta nr 34

34 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 35

Niestety te od stycznia 1999 zaprzestały współpracy z branżą Fitnessu,minister zdrowia zlikwidował dotacje na prewencję. Dla mnie był to ciosfinansowy, ponieważ pracowałam z trzema Kasami Chorych. Jedna z więk-szych zaczęła budować u siebie małą placówkę Fitnessu , zatrudniającfachowca, co w pewnym sensie stało się dla mnie konkurencją. Sytuacja rozbudowanego Studia stawała się powoli coraz trudniejsza,musiałam więc dokonać redukcji pracowników i ilość godzin kursów. Wy-woływało to u naszych klientów niezadowolenie i spadek popularności Stu-dia. Syn zaczął też się martwić zaistniałą sytuacją, chciał nawet porzucićnową pracę i wrócić do Studia. Tom wymyślił, że musimy od nowego rokuzmienić nazwę, ponieważ skończyła się współpraca z Kasami Chorych inie był już nam potrzebny wizerunek zdrowia. Ostatni trend w tej branży był„Fit for Fun”, Tom wymyślił nazwę „Fitness Network”.

Fitness-Network Nowa nazwa nie poprawiła sytuacji Studia. W styczniu 2000 otworzyłosię w Mayen nowe „Fitnessstudio”, tylko dla kobiet „Motion”, idące z tren-dem nowej fali „Wellness’u” czyli odnowy biologicznej. Początkowo nie odczuwałam skutków konkurencji. Byłam dalej w tej bran-ży w Mayen, jedyną osobą z wykształceniem akademickim, i z moim do-świadczeniem zawodowym nikt nie mógł mi dorównać. Ludzie potrzebują-cy sportu dla zdrowia i seniorzy pozostali mi wierni. Niestety liczba moich członków obniżyła się do 650 ludzi. W styczniu2001 „Motion” zmienił profil i stał się Studiem zarówno dla kobiet jak i męż-czyzn, to spowodowało, że wielu młodych ludzi zaczęło nas opuszczać.Myślę, że powodem był brak mojego syna, który był wielkim animatoremmłodych ludzi. Byłam zniechęcona i zaczęłam tracić nadzieję na lepsze.Klienci mnie opuszczali, ale nie tylko mnie, moja konkurentka „nasza” daw-na Heike miała podobne problemy. Zaproponowałam jej kupno mojego Stu-dia. Transakcja doszła do skutku i Heike kupiła Studio, a ja odzyskałamwolność i spokój. Ostatnie dwa lata mocno nadszarpnęły moje zdrowie,pracowałam cały tydzień na okrągło, wszystkie soboty i niedziele, bez urlo-pów Studio było zadłużone i po zapłaceniu kredytów i lesingów, właściwie jużnic nie zostało, a czekał mnie jeszcze podatek wyrównawczy. Moim ma-rzeniem było pozbyć się tego wszystkiego.

Hiszpania – Teneryfa Po załatwieniu z Heike wszelkich formalności, pożegnaliśmy z mężemNiemcy. Mój małżonek pochodził z Teneryfy, żył tam już od wielu lat i bar-dzo chciał tam wrócić. Początkowo chciałam odpocząć od pracy, ale już po

paru miesiącach zapragnęłam coś robić. Zaczęłam pracować w firmie tury-stycznej, prowadzącej wycieczki samochodami terenowymi Jeep Safari,było to pilotowanie polskich i niemieckich turystów po Teneryfie i sąsiedniejwyspie Gomerze. Pracowałam tam około roku, bardzo lubiłam tę pracę, bomiałam ciągły kontakt z ludźmi z Polski i z językiem polskim. Niestetyfirmę zlikwidowano. Postanowiłam znowu spróbować pracy na własny rachunek. Wydruko-wałam ładny prospekt w języku hiszpańskim i niemieckim, z ofertami; Aqua-Jogging, Aqua-Fitness, Qi-Gong, Trening relaksacyjny i ćwiczenia dna mied-nicy. Teneryfa ma wielkie zaplecze hotelowe, przyjeżdżają tu turyści wszel-kich narodowości. Rozesłałam prospekty do hoteli gdzie przyjeżdżają Niem-cy, dałam też ogłoszenie do lokalnej prasy niemieckiej. Powoli zaczęłambudować moją działalność. Niestety, do dzisiaj nie czuję zadowolenia ztego co robię, bo pobyt turystów jest zbyt krótki. Jedynie praca z rezydują-cymi Niemcami daje jakieś rezultaty, w okresie zimowym - od listopada dokwietnia. W pozostałym czasie kultywuję moje hobby artystyczne, przedewszystkim malarstwo. Praca zawodowa zawsze była najważniejszym aspektem mojego życia,była ważniejsza od życia prywatnego. Dzięki gruntownemu przygotowaniudo zawodu na studiach AWF, byłam zawsze dobra, często lepsza od absol-wentów równorzędnych uczelni niemieckich. Myślę, że przedstawiony mój dorobek zawodowy mówi sam za siebiePotrafiłam spełnić się zawodowo nie tylko w Polsce, ale również w innychkrajach. Uważam, że w życiu zrobiłam dużo „dobrej roboty”, pomogłamwielu ludziom znaleźć sposób na zdrowe życie, zaszczepiając im ideę fit-nessu czy wellnessu – zdrowego stylu życia.

Izabella Burzyńska-Degan

Obóz letni AWF w Zaporożu(Niniejszy tekst dotyczy rocznika 1988 – 1991)

Z inicjatywy dr Z. Sutyło, w ramach współpracy z Uniwersytetem w Zapo-rożu, powstał projekt wymiany uczelnianych grup studenckich. Wyjazdnaszej ekipy będący rewizytą ukraińskich studentów we Wrocławiu, zapla-nowano na lipiec 1989 r. Z rekonesansowej wizyty dr Sutyły w Zaporożuwynikało, że tamtejszy akademicki ośrodek sportowy znakomicie wyposa-żony, spełniał wszelkie warunki do odbycia przez naszych studentów pro-gramowego obozu letniego. Rzeczywistość, jak się później okazało, byłazgoła inna.

Page 19: Biuletyn Absolwenta nr 34

36 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 37

Z racji biegłej znajomości j. rosyjskiego i doświadczenia w prowadzeniuzajęć obozowych zostałem kierownikiem obozu. Rekrutacja studentów byłaraczej przypadkowa, gdyż jedynym warunkiem było posiadanie ważnegopaszportu. Podobnie rzecz się miała z 4-osobową kadrą, którą w większo-ści stanowili pracownicy Zakładu Gimnastyki. I tak, oto pewnego poranka prawie 40-osobowa, koedukacyjna grupa stu-dencka, objuczona niesamowitą ilością bagażu, zameldowała się przedakademikiem na Stadionie Olimpijskim. Moje zdziwienie taką ilością tobo-łów młodzież skwitowała śmiechem, zapewniając, że jest to sprzęt sporto-wy niezbędny do zajęć. Po załadowaniu się z wielkim trudem do autokaru,ruszyliśmy w drogę. Trasę zaplanowano nam niebagatelną. Przez granicęLitewskiej SSR do Wilna i stamtąd samolotem do Zaporoża. Pierwsza częśćpodróży minęła bez historii. W Wilnie, dzięki moim wcześniejszym znajo-mościom i układom, zakwaterowaliśmy się w hotelu okazałego Pałacu Spor-tu. Nazajutrz, od rana wyruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Jako rodowityWilnianin objąłem przewodnictwo i poprowadziłem ekipę szlakiem najpięk-niejszych zakątków obecnej stolicy Litwy. Przemierzając miasto szerokimiulicami i urokliwymi zaułkami, zwiedziliśmy unikalną wileńską starówkę, zjej zabytkowymi świątyniami i pałacami oraz licznymi wszędzie śladamipolskości. Z usytuowanych w środku miasta wzniesień – Góry Zamkowej i Trzykrzy-skiej, okolonych wijącymi się wokół nich rzekami Wilią i Wilenką, podziwia-liśmy całą w zieleni panoramę pradawnego grodu. Wycieczkę zwieńczyłoodwiedzenie wileńskiej nekropolii – cmentarza na Rossie, gdzie złożyliśmywiązankę kwiatów na płycie – mauzoleum, kryjącej prochy Matki i SerceJej Wielkiego Syna – Marszałka Józefa Piłsudskiego. Z jakąż satysfakcją

odebrałem na zakoń-czenie słowa stu-dentki: „Pokazałnam pan uroki pięk-nego kresowego gro-du, gdzie nawet ka-mienie mówią po pol-sku”. Następnego dnia,autokar po odwiezie-niu nas na lotnisko,udał się w drogę po-wrotną. Zapamiętaneprzeze mnie lotniskowojskowe Poruba-

nek, jako trawiasta płyta, dziś było nowoczesnym portem lotniczym z im-ponującym terminalem i betonowymi pasami startowymi. Z jednego z nichwystartowaliśmy wielgachnym Tupolewem Aeroflotu w dalszą podróż – doZaporoża. Lecieli z nami dość osobliwi pasażerowie. Jacyś wąsaci Kozacy w papa-chach, omotane kolorowymi chustami zażywne baby z mnóstwem tobołówi żywym inwentarzem. Wkrótce na pokładzie zapanowała wesoła niemalżepiknikowa atmosfera. Częstowano się obficie alkoholem, śpiewano czastusz-ki, słowem bawiono się doskonale. Dziwiono się też, że mimo zaproszenianie kwapiliśmy się do wzięcia udziału w biesiadzie. Lot, przy pięknej pogodzie, przebiegł bez zakłóceń i po paru godzinachznaleźliśmy się nad Zaporożem. Nieskazitelny błękit nieba nad miastemprzesłaniała ciemna chmura smogu z licznych zakładów przemysłowych.Po wylądowaniu mimo, że nikt nas nie powitał poradziliśmy sobie, organi-zując przejazd na miejsce przeznaczenia zdezelowanym autobusem. Ośrodek sportowy, miejsce naszego obozu, leży na historycznej wyspieHortica, położonej na szeroko tu rozlanej potężnej rzece Dnieprze. Na wy-spie tej, będącej pradawnym matecznikiem zaporoskich Kozaków, obowią-zywał ongiś bezwzględny zakaz wstępu i zamieszkiwania przez kobiety.Dlatego waleczni mołojcy, powracający ze swoich zbójeckich wypraw zbogatymi łupami, a nierzadko z egzotycznymi brankami, przeprawiając sięłodziami na wyspę, bezlitośnie topili w rzece te nieszczęsne krasawice. Powiekach, czasy się zmieniły i naszym dziewczętom los taki już nie groził,tym bardziej, że współcześnie wyspę z lądem stałym połączył most. Na miejscu zakwaterowano nas w schludnych pawilonach. W pierwszyporanek, podobno zgodnie z panującą tu tradycją, urządzono kadrze „chrzest”.Nie broniliśmy się, gdy wrzeszcząca wataha wywlokła nas z pościeli i przyogłuszającej kociej muzyce i tam-tamach - skąpała w ogromnym zbiorniku.Prychających jeszcze wodą poczęstowano potężnym łykiem pitej z „gwin-ta” ognistej „Piercowki”. Następną niespodzianką okazał się poranny posi-łek zaserwowany nam w stołówce. Śniadaniowy zestaw pasujący raczej doobiadu, bo składający się z zawiesistej zupy i mięsnego dania z ziemniaka-mi obficie podlanymi tłuszczem, pozostawiliśmy prawie nietknięty. Późniejjuż po stanowczej rozmowie z szefową kuchni, udało się nam wynegocjo-wać posiłki zbliżone do rodzimych. Już pobieżna lustracja obiektu z szefem bazy sprawiła, że szczęki namopadły. Tak zachwalane przez Sutyłę doskonałe warunki i wyposażenieokazały się mitem. Mieliśmy co prawda do dyspozycji imponująca halęsportową do gier, ale my mieliśmy realizować na obozie głównie programsportów wodnych. Tymczasem urządzeń i sprzętu do nich było jak na lekar-stwo. Do zajęć z pływania był bezkresny i na szczęście leniwie płynący

Kadra obozowa Alicja Rutkowska i Ryszard Serafinnad Dnieprem

Page 20: Biuletyn Absolwenta nr 34

38 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 39

Dniepr. Zbieranina kilkunastu wysłużonych kajaków (bajdarek) i wyczyno-wa wioślarska pojedyncza „czwórka” stanowiły cały pływający tabor. Obie-canych żaglówek i motorówek ani śladu. „Popłyli gdie to” – beztrosko skwi-tował gospodarz. Wieczorna narada kadry w osobach: A. Kaczyński, A. Rutkowska-Ku-charska, R. Serafin , D. Haratym (gry sportowe) przebiegała dość burzliwie,ale zakończyła się naszkicowaniem dostosowanego do warunków progra-mu szkolenia. Mnie, jako jedynemu mającemu pojęcie o tych dyscyplinachprzypadło wioślarstwo i obozownictwo. A. Rutkowskiej gry terenowe i zaję-cia świetlicowe, R. Serafinowi pływanie i kajakarstwo, D. Haratym miał pro-wadzić gry sportowe i sporty uzupełniające. W miarę potrzeb mieliśmy so-bie asystować. Prowadzącym zleciłem opracowanie szczegółowych pro-gramów i warunków zaliczeń. Sporządzono też plan zajęć i regulamin obo-zu. Następny dzień rozpoczęliśmy uroczystym apelem z wciągnięciem namaszt przywiezionej z kraju flagi państwowej, poczym studenci podzielenina zastępy rozpoczęli zajęcia szkoleniowe. A oto ich krótka charakterysty-ka. Wioślarstwo trudno było skoordynować z pozostałymi zajęciami, gdyżbyła tylko jedna 4-osobowa łódź. Zajęcia więc odbywały się rotacyjnie nazmianę. Młodzież wiosłująca po raz pierwszy w życiu robiła szybkie postę-py, uczestnicząc nawet w regatach, w których wobec braku konkurentówmierzono osadom czas przepłynięcia na drugi brzeg i z powrotem. Gry terenowe odbywały się na boiskach i skrajach ogromnych sadów iplantacji moreli uprawianych na wyspie. Przy okazji młodzież objadała siędo przesytu dorodnymi owocami. Zajęcia z kajakarstwa przebiegały bez zakłóceń, bo sprzętu było poddostatkiem, a akwen nieograniczony. W pływaniu, ambitny prowadzący, realizował program maksimum. Za-gadnienie bezpieczeństwa wobec postawy etatowego ratownika, który nie„otwieczajet” za umiejętności pływaków wchodzących do wody na własnąodpowiedzialność, musiano rozwiązać we własnym zakresie, poprzez dy-żury studentów z uprawnieniami ratownika. Mieli oni co robić asekurując nakajakach zaawansowane zastępy pokonujące na ocenę bardzo dobry Dnieprw obie strony. Cierpła mi skóra, kiedy obserwowałem te pływackie maratony, zwłasz-cza kiedy czasami były przedzielane kursującymi po rzece pociągami ol-brzymich barek. Szczęściem nie mieliśmy żadnego wypadku, a młodzieższczyciła się pokonaniem Dniepru, tej matki ukraińskich rzek. Trzeba do-dać, że sprzyjały temu leniwy nurt i ciepła woda. Gry zespołowe i sporty uzupełniające takie jak: tenis, badminton oraz

lekkoatletyka odbywały się na doskonale utrzymanych boiskach i kortach,a w razie niepogody w hali.W organizowanych meczach w siatkówce i w koszykówce z reprezentacjąmiejscowych studentów, wobec ich zdecydowanie większego zaawanso-wania, z reguły przegrywaliśmy. Jedynie w piłce nożnej nawiązywaliśmyrównorzędną walkę (!) Zajęcia z obozownictwa odbywały się w formie seminaryjnej z wykorzy-staniem przywiezionej literatury. Ciekawie prowadzone przez A. Rutkowską zajęcia świetlicowe, na którezapraszała miejscową młodzież, przyczyniły się do zintegrowania obu śro-dowisk. W czasie wolnym od zajęć studenci namiętnie handlowali, zamieniającnaszą sportową enklawę w faktorię handlową. Pokaźne zapasy towarów,głównie modnych zachodnich ciuchów i obuwia, sprzedawali tłumnie nawie-dzającym nasz obóz klientom. Naiwnie wierząc studentom, że wiozą sprzętsportowy – wyszedłem na dudka. Bardziej obrotni z nich dysponowali kilku-nastotysięcznym kapitałem w rublach. Mimo czynionych wysiłkow, do koń-ca nie udało mi się powstrzymać tego procederu. Zwiedzając malowniczo położone nad szeroką rzeką miasto, z jego sta-rożytnymi zabytkami i współczesnymi już potężnymi zaporami, kiełznają-cymi słynący niegdyś z groźnych porohów Dniepr, tylko sporadycznie spo-tykałem naszych studentów, gdyż ich bardziej interesowały bazary i sklepyjubilerskie. Którejś niedzieli wybraliśmy się całym obozem na atrakcyjną wycieczkęwodolotem do odległego o przeszło 100 km Dniepropietrowska. Ta napo-wietrzna w istocie podróż huczącym wehikułem dostarczyła nam sporowrażeń. Wodolot unoszący się na podwodnych skrzydłach wywoływał po-tężną falę zalewającą brzegi i licznych na nich wędkarzy. Załoga pojazdużywiołowe protesty przemoczonych wędkarzy kwitowała „gestem Kozakie-wicza” i beztroskim rechotem. Dniepropietrowsk – typowo socjalistyczneprzemysłowe miasto nie zachwycił nas. Któregoś popołudnia kierownictwo ośrodka zaprosiło nasza kadrę na ory-ginalny bankiet w saunie (bani). Solidnie wypoceni i wykąpani, okryci tylkobiałymi kąpielowymi prześcieradłami, zasiedliśmy do suto zastawionegostołu. Czegóż tam nie było? Rozliczne gatunki ryb, wędlin, kawior i specja-ły ukraińskiej kuchni zapijaliśmy gęsto „Piercowką” i „Pszeniczną”. Była toprawdziwie lukullusowa uczta. Rewizytującym nas gospodarzom bardzonatomiast smakowały nasza „Żubrówka” i „Jarzębiak”. Kadra obozu zaproszona któregoś wieczoru przez wędkarzy z przeciw-nego brzegu, wzięła udział w swoistym nadrzecznym party. Nadnieprzań-scy wędkarze koczują całymi rodzinami w skleconych ad hoc szałasach

Page 21: Biuletyn Absolwenta nr 34

40 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 41

przez całe lato. Mężczyźni przemyślnymi wędziskami łowią ryby, kobietyzajmują się dziećmi i gospodarstwem. Przepłynąwszy na drugi brzeg naszą„czwórką”, zostaliśmy serdecznie powitani przez gospodarzy i poczęsto-wani sławetną uchą. Jest to zawiesista zupa z różnych gatunków ryb, moc-no przyprawiona, pichcona w ogromnym saganie nad ogniskiem. Piekielnieostry jej smak z trudem tylko gasiła lodowata wódka, której gościnni entu-zjaści „rybałki” nam nie żałowali. Wesoła, mimo bariery językowej i przepla-tana śpiewanymi na głosy ukraińskimi dumkami, przy akompaniamenciebałałajek biesiada, przeciągnęła się do późnej nocy. W drodze powrotnejkilwater naszej łodzi musiał być nieźle zawiany, bo znacznie odbiegał odlinii prostej. Pracowite dni szybko mijały i ani obejrzeliśmy się kiedy na pożegnalnymapelu ściągaliśmy z masztu naszą flagę. Serdecznie żegnani przez gospo-darzy i zaprzyjaźnioną miejscową młodzież wyruszyliśmy pociągiem doLwowa, gdzie czekał już na nas na dworcu głównym polski autokar. Zosta-wiając mocno zaabsorbowanych załadunkiem obfitego bagażu studentów,udałem się na krótki spacer ulicami drugiego polskiego, kresowego grodu.Mocno rozczarowany fatalnym stanem miasta, skróciłem ten smutny spa-cer, wracając na miejsce zbiórki. Tam już czekał gotowy do odjazdu auto-kar załadowany niemiłosiernie po sam dach. Ruszyliśmy w drogę na przej-ście graniczne w Mościskach. Byliśmy tam wczesnym wieczorem. Po sto-sunkowo krótkim oczekiwaniu poddani zostaliśmy odprawie celnej. I tu zacząłsię horror. Zażywny celnik zaglądając do wnętrza autokaru wykrzyknął –„studenty’!?, a za cziem u was stolko bagaża? A! wsio wygrużat!. Naszeusilne próby udobruchania go lub przekupienia spełzły na niczym. Wbrewpowszechnej opinii o korupcji radzieckich służb celnych, ten okazał sięnieprzejednany i nieprzekupny. Nie poskutkowało też celowo żółwie temporozładunku. Cierpliwie czekał, aż do ostatniego tobołka. W końcu cała za-wartość autobusu ułożona w dwuszeregu na ziemi grzecznie czekała naprzegląd. Teraz można było podziwiać obfitość dóbr wiezionych przez stu-dentów. Był to sprzęt elektroniczny, wiertarki, „kofemołki”, piły spalinowe ielektryczne, radia i telewizory kolorowe, bele tekstyliów, dywany itd. Celnik z kamienną twarzą skrupulatnie oglądał każdą rzecz, wyceniał iwpisywał na tasiemcową listę. Okazało się, że za wszystko będziemy pła-cić podwójnie. Po podsumowaniu dało to bajońską sumę. Sięgnięto więc pozaskórniaki, obce waluty, wzajemnie się zapożyczając. Studenci pomsto-wali, zgrzytali zębami wspominając przysłowiowego Zabłockiego, ale mu-sieli zapłacić. Pod koniec procedury celnik po zadaniu rutynowego i naszczęście retorycznego pytania o złoto, skwitowanego milczeniem, zakoń-czył ten całonocny, koszmarny spektakl. Po błyskawicznym, tym razem, załadowaniu autokaru, ruszyliśmy do

Wrocławia. Gdzieś w głębi ducha odczuwałem coś na kształt złośliwej sa-tysfakcji z takiego finału „handlowej misji” naszych studentów. W sumie jednakże przeżyliśmy wspólnie nietuzinkowa przygodę, a wszy-scy uczestnicy obozu otrzymali wpis zaliczeniowy.

Antoni Kaczyński

Postscriptum.

Po powrocie, przy pierwszym spotkaniu z kolegą Sutyłą, który mnie wro-bił w tę historię, obiecując w Zaporożu złote góry, nieźle mu chciałem na-wrzucać. Ale rozbroił mnie przypomnieniem mojego Wilna, które dzięki nie-mu odwiedziłem. Obiecywał potem gruszki na wierzbie w postaci zorgani-zowania podobnego obozu na...Krymie. Chociaż! – dla Zdzicha nie byłorzeczy niemożliwych.

Sprawozdania zjazdowe

Orły – Sokoły Rocznika 1953-1956 znowu razemw Polanicy

Kiedyś przed laty, po jednym z rocznikowych zjazdów postanowiliśmysię spotykać rok rocznie i tak się dzieje od 1992 roku. Kolejne „nasze”spotkanie odbyło się w dniach 8-11 września 2005 roku w Polanicy. I tymrazem, po raz kolejny, niezmordowany Tolek Bieszczanin wraz z żoną Ewązaprosili nas do pięknych dolnośląskich kurortów. Żaden opis nie odda uro-ku i piękna tych miejscowości, do tego podmalowanych barwami jesieni. Było dużo dodatkowych atrakcji, między innymi wyjazd do Skalnego Mia-sta w Czechach. Trudna trasa przerzedziła nieco nasze szeregi, gdyż nie-którzy zmuszeni byli darować sobie tę nieco wyczerpującą wycieczkę.Największą atrakcją były jednak kurorty: Polanica, Duszniki i Kudowa(wszystkie „Zdrój”), które zwiedziliśmy korzystając z własnych środków lo-komocji. Tradycyjnie uczestniczyliśmy we mszy św. w WambierzyckimSanktuarium, upamiętniając Koleżanki i Kolegów, którym nie dane był do-czekać kolejnego spotkania. Na naszym roczniku ukończyło studia 107osób, a już 29 – jedna grupa dziekańska odeszła na zawsze. Na spotkania stawia się zgrane grono przyjaciół, ale nie wszyscy, gdyżniektórzy mają swoje „alibi” – choroby, kłopoty rodzinne itp Nie przyjeżdża-jąc nawet nie wiedzą jak wiele tracą.

Page 22: Biuletyn Absolwenta nr 34

42 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 43

Następne spotkanie będzie oczywiście w przyszłym - 2006 roku, tymbardziej, że będzie to 50-lecie ukończenia przez na studiów i 60-lecie Uczelni.Spotkamy się w Karpaczu, u Ani i Jasia Piecuchów. Poszalejemy przeztrzy dni i następnie udamy się do Wrocławia, aby wraz z innymi świętowaćJubileusz 60-lecia naszej Alma Mater. Wszystkim tym, którzy nie czują potrzeby spotykania się przedstawiamjeszcze jeden argument. Dzięki naszym spotkaniom poznaliśmy kawałPolski, a także i zagranicy – Litwy, Czech, gdyż coś w nas zostało z wę-drowców. Każdorazowo wytyczając sobie nowe tereny i miejsca spotkańpoznajemy lepiej nasz piękny kraj. Spotykając się, przyglądamy się sobiei mimo upływu czasu nadal w Koleżankach widzimy piękne dziewczyny, aw nieco przygarbionych sylwetkach Kolegów niegdysiejszych dzielnychorłów. Nic to! Najważniejsze, że mamy jeszcze werwę, potrafimy snuć plany naprzyszłość, że chętnie się spotykamy, że potrzebujemy siebie. Tylko cza-sami w bezsenne noce nachodzi człowieka taka myśl: kto i dla kogo będzieorganizował ostatni nasz zjazd? Na szczęście to tylko chwilowy zły sen. Hej wiara! Do spotkania w przyszłym roku w Karpaczu i we Wrocławiu.

Leszek Gliwiński

Wieczór z jubilatami W dniu Święta Uczelni zostaliśmyzaproszeni przez immatrykulowanyrocznik 1955-1959 na uroczystą ko-lację. Przyjęcie odbyło się w okaza-łej „Rezydencji Parkowej” w zacisz-nej uliczce (bocznej Hallera) na Krzy-kach. Obaj z Kol. Ryszardem Jezier-skim zostaliśmy serdecznie powita-ni przez gospodarza spotkania Kol.Mariana Klimkowskiego i zaprosze-ni do suto zastawionego stołu. Jakopierwszy głos zabrał Kol. R. Jezier-ski zapewniając zebranych, że bę-dzie mówił krótko, w myśl zasady,że nic tak nie potrafi zepsuć najlep-szej nawet imprezy, jak oficjalneprzemówienia. Dziękując swoimwychowankom za pamięć i zaprosze-nie, przypomniał sobie, że przed 50-ciu laty po powierzeniu mu funkcjiopiekuna rocznika początkowo nieczuł się zbyt pewnie w tej roli z racjiniewielkiej różnicy wieku między nima studentami. Ba w wielu przypad-kach wychowawca był młodszy odswoich podopiecznych. Dzięki dobrejatmosferze od samego początku,udało mu się znaleźć wspólny językz rocznikiem, przeto obopólne rela-cje przebiegały bez większych za-kłóceń, co zaowocowało pozytyw-nym załatwieniem szeregu sprawbytowych. W pamiętnych dniach„październikowego przełomu” jesie-nią 1956 roku wiele zdziałali dla ogółuspołeczności studenckiej (np. uru-chomienie stołówki w „Zameczku”)dojrzalsi o odbytą służbę wojskowąKoledzy: Zygmunt Biskup, Staszek

Przybyłowski, Bogdan From, Bog-dan Ostapowicz i inni aktywni stu-denci, których na tym roczniku ni-gdy nie brakowało. Wznosząc pierw-szy toast życzył zebranym obokdobrego samopoczucia i wszelkiejpomyślności, również dalszej takowocnej integracji rocznikowej. W toku wystąpienia Kol. Jezier-skiego nieodparcie nasuwały mi sięwspomnienia i refleksje związane ztym rocznikiem. Oto na kadrach cof-niętego o półwiecze „filmu” pojawili-śmy się jako początkujący asysten-ci, którzy jak młode wilki ostrzylisobie zęby na studenckiej braci.Marzyło się nam zrobienie z nichsportowców – narciarzy, gimnasty-ków. W tej ostatniej dyscyplinie re-alizując obowiązujący wtedy pro-gram III klasy sportowej, mordowali-śmy „kałamarzy” nie zważając, żedla niektórych było to prawdziwąmęką i zniechęcało do przedmiotu.Co sprytniejsi próbowali niekiedyzaliczyć niektóre elementy „na mu-rzyna” i to z powodzeniem, jak siępo latach okazywało. Zdarzały sięteż chlubne wyjątki – vide BogdanOstapowicz startujący w klasie I-szej, ale on już wcześniej zdobyłmocne podstawy w wojsku. PozaBogdanem na tym roczniku byładosyć liczna grupa gimnastyków:Marian Golema, Władek Kopyś,Bogdan From, Edek Kubiak, BolekWerner i parę gimnastyczek: ZosiaKulińska i Bogna Skawińska. Co napewno udało się ówczesnej kadrze,a więc i nam, to zaszczepienie umi-łowania zawodu, rzetelnej pracy z

Orły - Sokoły rocznika 1953 - 1956

Page 23: Biuletyn Absolwenta nr 34

44 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 45

młodzieżą i czerpania radości zżycia, ze sportu i ruchu. Przyglądając się teraz przy bie-siadnym stole nieco muśniętym zę-bem czasu obliczom, z satysfakcjąkonstatujemy, że nieliczne kobietkiz tego rocznika (był wyjątkowo ubo-gi w płeć piękną) są nadal młode ipowabne. Chemia to, czy czary? Inie jest to z mej strony li tylko ga-lanteria, ale oczywisty fakt, stwier-dzony zachowanym do dzisiaj soko-lim wzrokiem. A nasi młodsi koledzynadal są pełni werwy i radości życia.Tak trzymać! Organizatorzy spotka-nia przygotowali dla wszystkich oko-licznościowe upominki w postacipięknie wydanego i bogato ilustrowa-nego zdjęciami z dawnych lat folde-ru, autorstwa Staszka Paszkowskie-go oraz terminarza pomysłu Maria-na Klimkowskiego, w którym kole-żeństwo ma notować ważne daty zżycia przyjaciół czy kolejnych spo-tkań. Kol. Władek Kopyś wręczyłopiekunowi ufundowany przez siebiegustowny pucharek. Dodatkowootrzymaliśmy od Staszka tomiki jegoliryk i wierszy pięknie zadedykowa-nych przez tego wszechstronnie uta-lentowanego Lwowiaka - człowiekaorkiestry. Dosłownie, bo w pewnymmomencie zabrzmiała w jego wyko-naniu muzyka, przy dźwiękach któ-rej wiara ruszyła w tany. Potem Sta-sio zorganizował chórek z zespołemśpiewający piosenki z dawnych lat.Po kilku toastach wszyscy przeszli-śmy „na ty”. Początkowo jedynieZdzisiowi Łukaszowowi przychodzi-ło to z pewną trudnością ale szybko

przełamał się, a po poznaniu jego uro-czej małżonki Dziuni przyjąłem bez-terminowe zaproszenie do od-wiedzenia Ich w słynnej z gościnno-ści siedzibie na Pomorzu Zachodnim.Kilkorgu nietańczącym biesiadnikomzebrało się na zwierzenia. W tymcelu przysiadali się kolejno do mniei opowiadali, opowiadali. Te wspomnieniowe pogawędkiprzemieniały się czasami w bardzoosobiste wyznania. Doprowadziło tow pewnym momencie do dowcipne-go komentarza Julka Gozdowskie-go – „paczcie „Kaczka” znowu kogośspowiada, ale czy udzieli mu roz-grzeszenia?”. Zapewniam, że otrzy-mali je wszyscy, a za szczerość izaufanie dziękuję. Zabawa rozkręci-ła się na całego. Zapanował szam-pański nastrój, wznoszono niezliczo-ne toasty, gęsto przepijano do sie-bie, tańczono i gadano, gadano....!Aż wreszcie, może niezbyt eleganc-ko, bo żegnając się tylko z organi-zatorami spotkania (aby nie psućogółowi zabawy) wraz z Kol. Jezier-skim wyszliśmy „po angielsku” i uda-liśmy się w domowe pielesze. Mieli-śmy nadzieję, że mimo nieobecno-ści opiekuna „wychowankowie” zbyt-nio nie narozrabiają. Tak też i było,choć zabawa trwała ponoć do bla-dego świtu. Dziękując organizatorom oświad-czamy, że był to jeden z tych wie-czorów, który się będzie długo pa-miętać. Do zobaczenia za rok na obcho-dach 60-lecia Uczelni.

Antoni Kaczyński

IX Zjazd Rocznika 1961Karpacz 3-4-5.06.2005 r.

„… I znowu czerwiec, I wiatr, i Ty I znowu szczęście, i bzy, i łzy. I znowu jakby sen Śniony za młodu…”

Jarosław Iwaszkiewicz

Minął rok od naszego spotkania. 3 czerwca 2005 znów ściskamy się napowitanie przed dworcem PKS we Wrocławiu. Tym razem przyszli przywi-tać się z nami Jurek Skangiel i Michał Ogonowski, ale nie mogli z namipojechać na zjazd. Kawalkadą samochodów dotarliśmy do Karpacza, gdzie w pensjonacie„Wodomierzanka” czekał na nas Romek Molenda – główny organizator IXzjazdu. Wrzawa, zakwaterowanie 32 osób i uroczysta kolacja z tańcami.Nawiasem mówiąc więcej było konsumowania niż tańców, gdyż zestawutworów muzycznych nie znalazł u nas uznania. Rodzaj muzyki kształtujechęć do tańczenia, niezależnie od wieku tańczących. Tym razem nam sięnie poszczęściło. A szkoda! Tym bardziej, że w pamięci mieliśmy jeszczewspaniały, ubiegłoroczny bal, na którym dzięki Marysi i Heńkowi Dorosław-skim była piękna muzyka. Indianie wierzyli, że poprzez taniec można wyrzucić z siebie wszelkiechoroby i smutki. Kiedyś jeden z szamanów powiedział: „… kiedy człowiekprzestaje tańczyć, śpiewać i słuchać opowieści, to znak, że traci kontaktze swą duszą…” Mało tańcząc – prowadziliśmy więc niekończące się dyskusje wspomi-nając różne wspólne przeżycia. Na drugi dzień, w sobotę po śniadaniu pojechaliśmy specjalną, karpackąciuchcią do świątyni Wang (na naszych zjazdach zawsze w sobotę padadeszcz). Wszyscy wiedzą, jak piękne to i urocze miejsce. Na cmentarzu,przy świątyni – grób wybitnego artysty i twórcy Wrocławskiej PantomimyHenryka Tomaszewskiego. Właśnie Jemu zawdzięczamy powstanie Mu-zeum Lalek w Karpaczu, a Romkowi, że nas tam zaprowadził. Prezentowa-ny w salach zbiór zabawek, to owoc wieloletnich poszukiwań i pasji kolek-cjonerskiej Henryka Tomaszewskiego. Najstarsze lalki pochodzą z XVIIIwieku. Mimo deszczu – humory nam dopisywały.

Page 24: Biuletyn Absolwenta nr 34

46 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 47

Obiad i znów wycieczka. Tym razem do Kruczych Skał (centrum szkole-nia), a przewodnikiem był Romek, który jako „człowiek gór” uchronił nasprzed ogromną ulewą odpowiednio wcześniej zatrzymując nas na szlaku.Przerwa w deszczu, idziemy dalej, na ulicę Staszica gdzie w domu Romkaczekała na nas niespodzianka. Znów wspomnienia, rozmowy i u niektórychlekkie podniecenie przed meczem Polska – Azerbejdżan. Po pewnym cza-sie ktoś rzucił hasło do odwrotu. W tym momencie nie było przy nas Rom-ka, który na pewno popatrzył by w niebo. No i złapała nas kolejna ulewa. Podotarciu do „Wodomierzanki” nie było na nas suchej nitki. Do kolacji rozmo-wy i wspomnienia w małych grupach. Między innymi Lidka opowiedziałaprzygodę jaka Ją spotkała podczas podróży na Gimnastriadę. Podczaspostoju pociągu wysiadła z koleżanką (w niekompletnym stroju), aby napićsię wody, a w międzyczasie pociąg odjechał. Kto jest ciekawy, jak skoń-czyła się ta eskapada – niech przy okazji Lidkę zapyta. Deszcz zdecydowanie popsuł nam również wieczór – i uniemożliwił za-planowane ognisko. Ale „nie ma tego złego…” Wieczór zdominowały dys-kusje i rozważania na temat 60-lecia Uczelni i naszych dalszych spotkańrocznikowych. Niedziela – oczywiście słońce! Wspólne zdjęcia, pożegnania i jak w cyta-cie Iwaszkiewicza były i bzy (cała Wilcza Poręba obsypana kwiatem) iłzy…Do następnego razu

Anna Rybicka

Zjazd najlepszego rocznika AWFWydziału Wychowania Fizycznego (1976 – 1980)

Srebrna Góra - 23 – 25.09.2005

Wierni tradycji spotkaliśmy się po kolejnych pięciu latach od ukończeniastudiów. Na zew organizatorów stawiliśmy się, jak zwykle, licznie - 52 ma-gistrów wychowania fizycznego. Popołudniem 29 września powitała nas urokliwa, przyjazna i trochę sennaSrebrna Góra. Nie było to zwykłe spotkanie, ale huczne obchody srebrnegojubileuszu ukończenia studiów (czy to możliwe?... ćwierć wieku?...). Tak, jak oczekiwaliśmy, dobra forma nas nie opuszcza, a czas jest dlanas łaskawy. Dziewczęta chyba jeszcze piękniejsze, a chłopcy przystoj-niejsi. Program obchodów był niezwykle napięty. Organizatorzy zadbali o: „uro-czysty posiłek regeneracyjny poprzedzający ostrą zaprawę połączoną zwyczerpującym nocnym treningiem”, „ćwiczenia indywidualne lub w gru-

pach treningowych”, „drzemkopauzę regeneracyjną dla mniej odpornych”,„relaks i odnowę biologiczną”, „zajęcia z dietetyki – uzupełnianie witamin imikroelementów – żurek, woda z ogórków, kefir”, „zajęcia z turystyki (szlakGórska Perła - Pod Koniuszym - Pod Fortami)”*, itd. Piątkowy wieczór tańców i pogaduch był piękny. Uczelnia dobrze nas doniego przygotowała, rozstaliśmy się o 7 rano. Już po dwóch godzinachpowitaliśmy kolejny, słoneczny dzień dobrą kawą i czym tam kto mógł. Po śniadaniu, Witek Wasilewski wywlókł nas na spacer w góry. Były coprawda propozycje, żeby go zabić (bo to jedyny sposób na skrócenie tra-sy), ale zmęczenie zadecydowało za nas. Przeżył. Zrobiliśmy tyle kilome-trów ile kazał. Było ciężko, ale daliśmy radę. Może dzięki gitarze Witka?Kiedy towarzystwo zwalniało tempo, Witek wydawał komendę: „do hym-nu!”. Po słowach: „Do boju AWF...” siły do marszu wracały. W sobotę po południu bawiliśmy się przy grillu i ognisku. Były oczywiścietańce, wiele wspomnień i dowcipów. Mistrzem anegdot i kawałów okazałsię Lucek Malinowski -„Malina”. Góral, który może godzinami snuć swojeregionalne opowieści, rozśmieszając wszystkich do łez. Jest niezrównany. To wzruszające, jak dobrze nam ze sobą, ile możemy wspominać i po-wiedzieć o sobie. Życie nie szczędziło nam i gorzkich doznań, ale jakoś

Uczestnicy zjazdu w Srebrnej Górze

Page 25: Biuletyn Absolwenta nr 34

48 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 49

sobie radzimy. Podczas takich spotkań czujemy się tak, jak wtedy na uczel-ni. I życie znowu jest piękne. Sprawdzeni podczas poprzednich zjazdów organizatorzy (Danusia We-sołowska, Witek Wasilewski, Marek Gurgul, Maciek Nawrocki), zapewnilinam mnóstwo wrażeń, wzruszeń i radości, dobre jadło i trunki. Oni chybamogą wszystko! Wielokrotnie wspominaliśmy naszych nauczycieli: prof. Juliana Jonkisza(naszego Rektora), doc. Ryszarda Jezierskiego (naszego Dziekana), dr MarięGrabowską (naszą opiekunkę roku) i wielu innych. To Oni przyczynili się dotego, jacy jesteśmy. Dziękujemy Im za to! W niedzielę wczesnym popołudniem odbyła się „odprawa techniczna koń-cząca zgrupowanie”. Tak, jak przewidzieli organizatorzy opracowując pro-gram, „zapewnieniom miłości i przyjaźni” nie było końca. Przed wyjazdem na zjazd zostałam obficie zaopatrzona w karty zgłoszeńna uroczyste obchody 60-lecia Naszej Uczelni. Popyt przerósł podaż. Trze-ba je będzie jeszcze powielić. Wybieramy się wszyscy, a przecież mamyjeszcze innych przyjaciół – absolwentów AWF. Będzie nas wielu. Do zoba-czenia za rok!

Ewa Głogowska – Nowak

Liryki i złote myśli Mija jesień, nadchodzi zima, z utęsknieniem będziemy wyglądaćwiosny. Niechaj więc zamieszczone strofy natchnionego leśnika łagodzątęsknotę za przyrodą, a wielu zmobilizują do spotkania się w lesie lub wparku. Poetyckie spojrzenie na drzewa jak na sportowców różnychdyscyplin jest przepiękna metaforą, przemawiającą do naszej wuefiackiejwyobraźni. Autor zaprezentował te strofy na uroczystości 40-lecia Ośrodka AWFWrocław w Olejnicy we wrześniu 2004 roku.

Drzewa jak ludzie

Drzewa jak ludzie – wytrwali sportowcy

To atleci dźwigający kilogramy owoców i nasionTo baletnice o delikatnych liściach tańczących na wietrzeTo rajdowcy ścigający się na torach niewiadomego losu

To strzelcy wysyłający swe nasiona w odległe miejscaTo gimnastycy o nienagannej urodzie i precyzji ruchówTo żeglarze z wiecznie rozpostartymi na wietrze konarami

Trwają z Wami od zawsze, łagodząc trudy sportowych zmagańWyrozumiali świadkowie porażek i dumni ojcowie sukcesówNiechaj nadal przez kolejne 40-lecia szumem koją Wasze sercaKoją nerwy, rzeźbią ciała i kształtują umysły.

mgr inż. Stanisław Trendewicz - Nadleśniczy

Przemijanie

Tak, tak.To już pół wieku minęło niepostrzeżenie.Jeden czerstwy, drugi wrak,Choć obaj we wczesnej jesieni.

Geny przekazane, Masz więc już nieśmiertelność, Cudny wrocławski poranek Oraz niezłomną pewność,

Że los dał nam znowu siebieBy słodycz przyjaźni spijać.Tu każdy cię wesprze w potrzebie,Nie musisz w bawełnę owijać.

Wal śmiało, z sercem otwartym, By ulżyć duszy i ciału. Z ciałem to dziś już nie żarty, A więc ostrożnie, pomału...!

Stanisław Paszkowski

Page 26: Biuletyn Absolwenta nr 34

50 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 51

Dopełnieniem do tekstów Staszka Paszkowskiego niechaj będzie oko-licznościowa fraszka Tolka Kaczyńskiego dedykowana Władkowi Kopysiowi -jednemu z tego grona.

Dla Władka rymowana gadkaSkutecznie tak czy siakLudzi z chorób ratujeZ wykształcenia wuefiakLekarzem się czuje

Palcami silnymi jak cęgi Zawsze jest gotowy Pacjentom nastawiać kręgi Prostować stos pacierzowy

Przyjaciołom złożonym niemocąW nieszczęśliwym przypadkuZa friko spieszy z pomocąKochamy Cię za to Władku

Hojnie funduje szampana Bliźnim pomaga w potrzebie Zyskując łaskę Pana Pewne miejsce ma w niebie

Tolo KaczyńskiTo rzekł Zaratustra

Żądza panowania: rozpalona góra serc najtwardszych z zatwardziałych;okrutna tortura, która największemu okrutnikowi zostaje odłożona na póź-niej; ponury płomień żywych stosów.

Żądza panowania: złośliwy hamulec, nakładany nawet najpróżniejszymludom; szyderczyni wszelkiej niepewnej cnoty, która ujeżdża każdego ru-maka i każdą dumę.

Żądza panowania: pod której spojrzeniem człowiek czołga się, kuli, po-pada w poddaństwo i niżej spada niż wąż i świnia, aż wreszcie wyrywa sięz niego krzyk wielkiej wzgardy.

Żądza panowania: straszna nauczycielka wielkiej wzgardy, która mia-stom i państwom głosi w twarz: „P r e c z z t o b ą!”, aż wreszcie z nichsamych wydobywa się krzykiem „Precz ze m n ą!”

Zamiast komentarza: Nihil novi sub sole - od prawieków.Cytaty z: Fryderyk Nietsche, To rzekł Zaratustra, Bibl. GZ, 2005, s, 184.

Wspomnienie o nieobecnych

Adam Czemerys - 1937 – 1993

Minęło 12 lat od dnia odejścia od nas na wieczny spoczynek Kolegi iPrzyjaciela Adama. Byliśmy na co dzień razem w czasie czteroletnich stu-

diów (1955-1959)w „SłonecznejUczelni”. Jakochłopcy z Kresówi z wiejskich ro-dzin, doświad-czaliśmy w okre-sie dorastaniawielu nieszczęśći wojennej ponie-wierki. Po ukoń-czeniu studiówrozpoczęl iśmyposzukiwanie pra-cy. Adam zatrud-nił się jako na-uczyciel wf wszkole średniej wŚwiebodzicach.

Pracował rzetelnie i z zapałem, czerpiąc radość z krzewienia wśród mło-dzieży zamiłowania do ruchu i do uprawiania sportu. Ożenił się z Danusią, która urodziła mu dwóch wspaniałych synów –Piotra i Marcina. Miał dla kogo żyć. Snuł bogate plany do zrealizowania naemeryturze. Niestety podstępna choroba przedwcześnie wyrwała Go z gro-na najbliższych i przyjaciół. Mówi się, że człowiek żyje tak długo, jak żyjepamięć o nim. Adamie! Byłeś wspaniałym mężem, ojcem, kolegą i przyjacielem, a przedewszystkim dobrym i uczciwym człowiekiem. Będziesz żył w pamięci naj-bliższych. Cześć Twojej pamięci.

Marian Klimkowski – „Żiri”

Od lewej: Adam Czemerys i Marian Klimkowski

Page 27: Biuletyn Absolwenta nr 34

52 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 53

SportSukces szermierzy na mistrzostwach Europy

(Przedruk z „Życia Akademickiego”)

Tomasz Motyka – student wrocławskiej AWF, zawodnik AZS AWF Wro-cław, zdobył – jako pierwszy w historii polskiej szermierki – złoty medal wszpadzie na mistrzostwach Europy, rozegranych w Zalaegerszeg na Wę-grzech w dniach 1-3 lipca. Na tych samych zawodach, dwa dni później,polscy szpadziści: Tomasz Motyka wraz ze swoim klubowym kolegą –Robertem Andrzejukiem oraz z Adamem Wierciochem z Piasta Gliwice iKrzysztofem Mikołajczakiem z Legii Warszawa, wywalczyli w turnieju dru-żynowym następny złoty medal. Rektor pogratulował złotym medalistom iich trenerowi z okazji uzyskania – jak podkreślił – cennych dla uczelni iklubu sukcesów na mistrzostwach Europy.

Od prawej: Adam Wiercioch, Tomasz Motyka, robert Andrzejczuk,Krzysztof Mikołajczak

Medale Darii Łuczakowskiej(Przedruk z „Życia Akademickiego”)

Na Akademickich Mistrzostwach Polski w Tenisie Stołowym (30-31.08.2005, Katowice) reprezentująca AWF Wrocław Daria Łuczakowska

(studentka I roku Wydz. Wych. Fiz.)zdobyła dwa medale: srebrny (i tytułvice-mistrza) w grze pojedynczej, ule-gając w finale Chince Yang Xin (AZSCzęstochowa), oraz brązowy w grzedeblowej (w parze z Anną Smy-kowską).

Paweł Sowiński - mistrzeuropy juniorów w

strzelectwie(Przedruk z „Życia Akademickiego”)

Student AWF we Wrocławiu (I/II rok)Osiągnięcia:

2005 – Belgrad – Mistrzostwa Euro-py juniorów (strzelectwo kulowe):indywidualnie: złoty medal w konk.40 mixdrużynowo: srebrny medal w konk.40 mix2004 – Tallin – Mistrzostwa Europyjuniorów (strzelectwo pneumatycz-ne):drużynowo: brązowy medal w konk. 30+30 na 10 m indywidualnie: IV miej-sce w konk. 40 mix2004 – Monachium – Mistrzostwa Europy (strzelectwo kulowe)drużynowo: brązowy medal w konk. 30+30 i brązowy medal w konk. 40 mix

Daria Łuczakowska w akcji

Paweł Sowiński

Page 28: Biuletyn Absolwenta nr 34

54 Biuletyn Absolwenta nr 34 Biuletyn Absolwenta nr 34 55

Mazury, Mazury

Wejdyki na Jeziorze Ryńskim Perkunowski Róg na Jeziorze Dargin

Rybical na Jeziorze Ryńskim

Do grona utalentowanych absolwen-tów naszej Słonecznej Uczelni dołączyłostatnio ongiś znakomity lekkoatleta(skok w dal) i zapalony żeglarz TomekTołłoczko. Swoje fascynacje niepowtarzalnympięknem Wielkich Mazurskich Jezior,którym od lat jest wierny, przelał na pa-pier w swoich ołówkowych impresjach.Część z nich zamieszczamy poniżej.Tomek Tołłoczko

Page 29: Biuletyn Absolwenta nr 34

56 Biuletyn Absolwenta nr 34

Zdrowych i ciepłych ŚwiątBożego Narodzeniaoraz Dosiego Roku!

Życzy Zarząd Stowarzyszenia Absolwentów