berdnyk - podwyh wajwaswaty

97
Mołoď Kyjiw — 1967 Ołeś Berdnyk plidno praciuje na nywi fantastyky, kożna joho nowa knyha — ce mandriwka ne tilky w ne- widomi swity, a j u bezmeżżia ludśkych dusz. U tworach Berdnyka zawżdy panuje duch wysokych ludśkych pory- wań i szukań, atmosfera moralnoji czystoty i cnotły- wosti, wira w ludynu.

Upload: haereticus

Post on 12-Sep-2015

54 views

Category:

Documents


7 download

TRANSCRIPT

  • MooKyjiw 1967

    Oe Berdnyk plidno praciuje na nywi fantastyky,kona joho nowa knyha ce mandriwka ne tilky w ne-widomi swity, a j u bezmeia ludkych dusz. U tworachBerdnyka zawdy panuje duch wysokych ludkych pory-wa i szuka, atmosfera moralnoji czystoty i cnoty-wosti, wira w ludynu.

  • Roman-egenda

    Wysoko w nebi, za chmaramy, ywu czudesni ptachy chomi,szczo nikoy ne sidaju na zemlu. Nawi jichni jajcia ne dosiahajuzemli. Ptaszeniata wyuplujusia pid czas padinnia jaje i, widczuw-szy prostir, etia uhoru, w tu nebesnu sferu, kudy wede jich instynkt.

    Indijka kazka

    Dowhe yttia proya Anura. Ta ne pamjataje wona takoji buri, jak nyni. Zdryhajesia chaupawid strachitywych udariw, i inci zdajesia, szczo sama bohynia buri Tinaka hamsey kuakamypo bidnomu prytuku.

    Ne hniwajsia, bohyne, szepocze ziwjaymy wustamy Anura, zakutujuczy zi strachu ho-owu starym hanczirjam. Ne hniwajsia, sprawedywa. Ja ne zawynya pered toboju. I mu mijDiwara w czomu win wynen? owy rybu ysze dla proytku, ne hrabuje morke dobro, ywemyrno z susidamy, zustriczaje sonce moytwoju praci Bahosowenna Tinako! Za szczo hniwa-jeszsia?

  • Anura wmowkaje. Prysuchajesia trywono. Buria lutuje szcze sylnisze. Nezrymi ruky jijiszarpaju ubohu chatynu rybaky, o-o zirwu baheku pokriwlu j ponesu u bezwis.

    Serce inky schwylowano tripocze. Jaku my wona storoko oczikuje, potim riszucze wid-kydaje diriawe pokrywao, spetene z suchych wodorostej, pidchody do wikoncia.

    Tonkymy tremtiaczymy rukamy wyjmaje Anura zeenkuwati szyby z hirkoji sludy. Dootworu wrywajesia hurkit pryboju. W temriawi metajusia tini duchiw okeanu j buri, choodnesiajwo misiacia z-za koszatych chmar pywe, pereywajesia na zawychrenomu, tumannomuwbranni hriznoji bohyni.

    Anura ohladajesia. W kutku chaupy, na kupi sitok, spy Diwara. Czuty nespokijnyj po-dych, huche burmotinnia. De brody nyni duch mua? Newe ne czuje win, jak laczno Anuri, jakdemony widczaju rozdyraju jiji duszu?

    Tinako! Za szczo ty prohniwaasia na naszu wbohu simju? Simju A de wona simja?We dwadcia wesen i lit mynuo nad ostrowom, dwadcia raziw witry prynosyy bili snihy zdaekych piwnicznych krajiw, dwadcia raziw jasne sonce wypywao jich wesnianymy dniamy, a jdosi Anura ta Diwara samotni. Ne czuty w chaupi dytiaczoho kryku i paczu, ne czuty szczebe-tannia, ne siaju jasni oczi Bohyne! Moe, za ce hniwajeszsia? Ta chiba ja wynna? Czy ne wypa-kaa oczi swoji temnymy noczamy? Czy ne sniasia meni szczonoczi tonki dytiaczi ruczeniata jadibni wusta, szczo prypadaju do hrudej mojich?

    Bohyne! Zmyujsia! Znaju, szczo weykyj hrich ne zayszyty simja swoho na zemli! Bahajutebe, bahosowenna, ne daj propasty neplidnym korenem! Prynesy z bezdonnoho ona, Tinako, z ona nebes odnu ziroczku dla nas! Zroby ce, Tinako! Znaju, szczo zori, jaki ty meczeszweczoramy na zemlu, to duszi nowonarodenych. Ky meni takyj wohnianyj darunok, bohyne!Budu wicznoju raboju tobi na zemli i w carstwi predkiw

    Swarysia nesamowyta buria. Stohne uwi sni Diwara. Prymaroju stoji bila wikoncia Anura.Prysuchajesia.

    I zdajesia jij, szczo zdaeka yne tonesekyj hoosok. Pronyzywyj dytiaczyj hoos. Anurazdryhajesia. Tio proszywaje byskawycia. Szczo ce, bohyne? Czy to zdajesia, czy nasprawdi?

    Hoos unaje znowu, nastyrywo, widczajduszno. Tinako! Moe, to demony omany potiszajusia nadi mnoju? Szczo maju dijaty?U pokriwlu szczo zahupao. Poczuwsia mohutnij hoos: Zustriczaj dolu swoju, Anuro!Zahoriosia serce inky, tysiaczi a pronyzay tio. Wona metnuasia do mua, schopya za

    ruku, szarpnua. Win laczno kynuwsia zi snu, zirwawsia na nohy. Szczo staosia? Hoos Tinaky, Diwaro! jiji hoos! uroczysto-naachano kae Anura. Jakyj hoos? zaspokijywo perepytuje mu, pryhortajuczy inku do szyrokych woo-

    chatych hrudej. Tobi nasnyosia. La bila mene, wspokijsia! Ne nasnyosia, trywoysia Anura. Ja czua dytiaczyj kryk. Ja moyasia bohyni. A

    potim hoosMowu Anury znowu perebyw sylnyj udar w stinu. I huczno prounaw hoos: Ne spokuszajte doli, Anuro j Diwaro! Bohynia ysze odyn raz widkrywaje obyczczia

    szczastia! Czujesz? zatremtia wid radosti Anura. Mue mij, chodimo!Diwara, szcze ne otiamywszy wid podywu, stupyw do wychodu, widchyyw skrypuczi

    dweri. Anura wyjsza za nym.Wysoczenna chwyla wdarya w skelu, metnua chmaru bryzok na Diwaru. Win zachy-

    nuwsia, zakaszlawsia. Zbenteeno prysuchawsia, wdywlajuczy u motorosznu pimu. Kudy jty? Szczo szukaty, Anuro? Zwidty kryczy, bahalno skazaa inka, wkazujuczy w pimu. Bila zatoky. Czujesz?

    Czujesz!..U hriznomu rewyszczi buri sprawdi prounaw dytiaczyj kryk.Todi Diwara ne zadumujuczy kynuwsia do bereha. Bih ehko, jak dwadcia lit tomu, koy

  • owyw prudku Anuru na pryberenomu pisku. Jak u ti dni, koy myuwaw jiji szkarubkymy ru-kamy, widczuwajuczy prune, paajucze tio swojim tiom. Jak u ti roky, koy spowniuwaw serceswoje czekanniam dytyny. Tak bahato sumnych dniw i noczej mynuo widtodi. Spodiwa i zne-wiry! Newe zmyoserdya dola?

    Diwara bih, zatulajuczy rukamy od buri. Namahawsia rozhedity tini, prysuchawsia do sto-honu chwyl.

    O i zatoka. Neweyka smuha, zachyszczena wid okeanu wysokymy skelamy. Tut spoczy-waju czowny Diwary. Tut tychsze, siudy ne dosiahaju ruky demoniw buri.

    Diwaro! Diwaro! kryczy Anura. Ja baczu czuyj czowen. Naszych dwa, a tut czyjtretij!

    Ta Diwara we j sam pobaczyw. Win metnuwsia do tretioho czowna, schyywsia nad nym. Uhybyni szczo bilio. Diwara perestupyw czerez bort. Czowen hojdnuwsia. Pid nohamy rybakyszczo zaworuszyosia, zarepetuwao dytiaczym hoosom.

    Ptachom metnuasia do czowna Anura, schopya biyj zhortok, pidniaa. Dytyna, paczuczy ozwaasia inka. Nebo posao nam dytynu! Do chaupy merszczij! otiamywszy, chrypko skazaw Diwara. Jiji treba zihrity!Wony pobihy nazad. Anura zadychaasia wid szczastia j trywohy. Wona niczoho ne rozumia

    i ne chotia dumaty nad tym, szczo staosia. Dytyna! W neji bude dytyna! Diakuju tobi, Tinako!Raba twoja dowiku! Dowiku! Tilky zberey, ne obmany, ne widbery nazad! Chaj ce ne bude snom!

    Wony wnesy zhortok do chaupy. Anura pokaa nemowla na siti. Diwara zachodywsia roz-dmuchuwaty woho u piczurci. Zahoriosia hauzzia, spaachnuo poumja, osiajao siru chatynu.

    Nesy siudy.Anura pidbicem nabyzya do mua. Wony rozhornuy spowytok, w jakyj bua zamotana

    dytyna. Roewo-bie yczko jiji zmorszczyosia, rozpluszczyysia oczyci, zaplamkaw bezzubyj ro-tyk.

    Anura prowea tremtiaczymy palciamy po ywotyku dytiaty, niby chotia perekonatysia,szczo wono ywe.

    Syn! proszepotia inka, lubowno pestiaczy tonki ruczeniata. Syn, Diwaro! Win biyj, te poszepky skazaw Diwara, czomu ohlanuwszy. A szczo meni? rozhniwaasia inka. Szczo meni do toho? Tinaka posaa nam syna!

    Win mij biyj czy czornyj! Ae , Anuro, nesmiywo mowyw rybaka, rozhubeno czuchajuczy hrudy. My

    czorni i naeymo Czornomu Woodariu Ty znajesz, jak ne lubla biych naszi woodari! jichrobla rabamy

    Ne wsich, riszucze zajawya inka. U Czornoho Woodaria je eginy biych wojakiw.I mudreci je bili. Ne hniwy bohyni, Diwaro! A to zabere wid nas znowu syna!

    Dytia wsmichnuosia, prostyho ruczeniata do poumja, zadrygao nikamy. Radije, radije! a zachynuasia Anura wid szczastia. Nesy koziacze mooko,

    Diwaro! Nesy chutcziszRybaka metnuwsia do dwerej, wyjszow. Nezabarom win powernuwsia z weykoju hynianoju

    sulijeju. Widyw trochy hustoho mooka w szapyczok. inka pidnesa posudynu do wust chop-czyka. Krapli wpay na jazyczok. Dytyna zaplamkaa, wymohywo zakryczaa.

    Chocze, chocze! kri slozy promowya Anura, prytyskajuczy syna do wyschych hrudej. Diwaro! Podiakujmo Tinaci!

    Wony stay na kolina, pokay dytynu na siti pered soboju i zaszepotiy hariaczi moytwywdiacznosti

    Nastaw ranok. Zatycha buria. Rozijszysia tuczi. Tilky ehkokryli chmarynky roewiy-zoo-tyysia na schodi. Fietowo-bahriani wstay skeli nad morem. Nad nymy szyriay hostrokryli biliczajky.

  • Diwara pidniaw siti, zhromadyw jich na mohutni peczi. Stupywszy krok do chaupy, wid-chyyw dweri.

    Anuro, pywu Tinaka chaj beree tebe, Diwaro, rozczueno ozwaasia inka.Wona stojaa na porozi wbohoji chatyny. Diwara wraeno dywywsia na druynu. Jak dawno

    win ne pomiczaw u neji takoho szczasywoho wyrazu! Chiba szczo todi, koy wony buy moodi Czomu tak dywno hladysz na mene, mue? askawo zapytaa inka. Bo ty Diwara odrazu ne mih znajty sowa, bo ty nyni due harna, Anuro Ty niby

    wdruhe staa diwczynojuAnura spaachnua wid szczastia. Wona nino prytysa tepyj kuboczok do hrudej, zasmija-

    asia stycha. Weyki oczi inky zabyszczay tajemnym wohnem, buzkowi huby zdryhnuysia a-skawo, na czornych szczokach zahray cnotywi jamky.

    Tak, tak, Diwaro, e czutno proszeestia widpowi. My znowu z toboju moodi.Nam je dla czoho yty

    inka zadumywo prymruya, niby dywyasia wdaynu i, koyszuczy dytynu, protiano za-spiwaa starowynnu pisniu materiw Atantisa, jaku dawno mrijaa zaspiwaty.

    Ziroka wpaa z neba.Na zemli narodywsia synok,Na sumnij, neprywitnij zemli.Ruszy buria chatyny,Wyrywaje derewa z korinniam,Pay byskawka lis,Pohynaje rybaok woda,Zabyraje newydyma smer wojakiwNa sumnij, neprywitnij zemliTerpnu ruky w tiakomu trudi,omy spynu wid bolu,Serce pacze wid strachuPered hriznym wohnem z nebes.Ta nemaje strachu dla materi,Bo upaa z neba radis,Nebesna, jaskrawa zoria.Na zemli narodywsia synok,Na sumnij neprywitnij zemli..Ty radij, wyrostaj.Jasne sonce striczaj,Pidesz w zorianyj krajPo sumnij, neprywitnij zemliSzczob zasiajaty znowu zorejuU moocznij dorozi nebes

    Diwara tak i zawmer z tiaharem sitok na peczach, suchajuczy pisniu. Koy Anura kinczyaspiwaty, win siajnuw byskuczym razkom zubiw, kreknuw zadowoeno, chytnuw hoowoju.

    Berey joho, Anuro. Teper tobi praciuwaty mensze treba. Ja sprawlusia za dwoch Ni, ni, zachwyluwaasia Anura. Ja wporajusia sama. Ty j tak tiako trudyszsia u mori.

    Pywy! owy nyni na trioch. Tilky odne nepokoji mene Treba oswiatyty imjam soncia dytynu Budemo daty ercia, zitchnuw Diwara. Chtozna, koy win zawitaje, zabidkaasia inka. Nehoe dytyni szczyty bez imeni Nazwemo poky szczo sami, wyriszyw Diwara. A potim, jak oswiatymo, matyme syn

    insze imja. Nazwemo joho Uratana Darunok buri, wsmichnuasia Anura. Chaj bude

  • Rybaka proszczalno kywnuw i ruszyw do moria. Win zupynywsia na skeli bila zatoky,usmichnuwsia sonciu, szczo schodyo bahrowym kruaom nad morem, ninij syniawi, tepomuwitru. ehko zbih donyzu, kynuw siti w czowen. Chotiw podywytysia szcze raz na czuoho czowna,w jakomu eaa wnoczi dytyna, ae joho we ne buo.

    Diwara zdywuwawsia. Chto b mih zabraty? A wtim, szczo win pytaje. Buria daa syna, buriaj zabraa czowen. Czy ne zabahato win chocze darunkiw?

    Rybaka siw u swij czowen, wziaw do ruk szyroke weso.Widsztowchnuwsia od bereha, szwydko proskoczyw zatoku i spriamuwaw czowen u widkry-

    tyj okeanRaz! Raz! Rytmiczno perekaczujusia tuhi mjazy pid szkiroju na czornych duych rukach,

    mowby wytesanych z bazaltu. Strioju ety czowen, zayszajuczy burunystyj slid nad prozorojuhybinniu wod.

    Diwara wsmichajesia, znowu chmurnije. Nacze chmarynky probihaju po joho suworomuobyczcziu. Trywoysia serce. Czomu? Newidomo zwidky pidkradajusia sumniwy, peredczuttianedobroho.

    Radis! Chaj bude radis! Bo narodywsia syn buri! Biyj, jak morkyj pisok, harnyj, jak ran-kowe sonce, sylnyj, jak okean. Pryjdy, pryjdy, bohyne doli Kaauro, zachysty mae dytia wid pry-wydiw achu!

    Diwara perestaw hrebty, pokaw weso w czowen. Tysza prosaasia nad okeanom. Sonceweyczno wyhlanuo z-za oranewych chmar. Popywo nebom na zootomu czowni, roniajuczy ha-riaczi krapli w prozoru hybi.

    Diwara prostiah ruky do jasnoho kruaa, hyboko zitchnuw i zaszepotiw pako, ahucze, wprunomu rytmi:

    Sonce predywne,Czowen weykoho rybaky,Sonce wsesylne,Ryba wohnianoho moria,Proszu tebe, proszuOko swoje zwerny do mene,Wucho swoje schyy do mene,Prochannia pryjmy mojeW siti zemni potrapya ryba,Szcze maa, sabka, bezzachysna ryba.Zhlasia, sonce,Daj swoju syu,Daj jasnu dolu.A koy za nym ideNenawysna dola Oberny swij pomi na mene!

    Rybaka zamowk. Prysuchawsia. Poehszeno zitchnuw.Nu ot i harazd! Teper syn pid zachystom. Wse ze wpade na nioho, na Diwaru. A jomu szczo?

    We dosy poyw, nadywywsia swita, natrudywsia. Mona wyruszaty do predkiw. Tam kraszczeowyty rybu. Oho! Tam szcze szyrszyj okean! De wy, duchy za i peczali? Ne bojusia was!

    Diwara pohlanuw u wodu. Joho czowen stojaw nad temno-zeenoju zahybynoju. W tij sma-rahdowij czaszi sribom wybyskuju zhraji weseych ryb. Powano pywu towsti, syti kaoty ryby-swyni, jak zwu jich rybaky; weyczno, e pochytujuczy pawnykamy, priamuju kudy ho-stronosi, strunki, kostysti ruay. To najsmacznisza ryba! Siohodni buo b do reczi spijmaty kilkatakych. Pryhostyty rybaok z nahody narodennia syna.

    Diwara prywjazaw odyn kine siti do czowna. Tycheko hrebuczy odnijeju rukoju, druhojustaw wykydaty u wodu si

    A wweczeri, koy sonce sio za obrij, koy temno-fietowi tini ohornuy doyny, lisy, skeli,

  • koy prochoodnyj witer dychnuw iz zachodu, chwylujuczy okean, bila chaupy Diwary, na szyro-komu skelastomu majdanczyku, zapaay bahattia.

    Bahatyj uow prywiz Diwara. Weseo kekocze woda w bronzowych kazanach, biliju oczi uweetenkych ryb, draywo-soodkyj zapach smacznoji strawy pywe nad ostrowom. Rybaky,jichni inky ta dity otoczyy druno wohnyszcze, czekaju, spiwaju starowynni pisni.

    Protiano yne meodija, wplitajesia w tychyj szum okeanu, pywe powano, jak zorianyj ne-boschy.

    Diwara daje znak. Kilka starych rybaok kopystkamy wybyraju rybu z kazaniw, kadu ko-nomu w kamjanu mysku joho czastku.

    Zamowkaje pisnia. Poczynajesia weczeria. Smaczno plamkaju huby, horia oczi w ditej tapidlitkiw. ysze stari ostrowytiany jidia powano, niby znechotia. Tak wey zwyczaj.

    Anura z chaupy pohladaje na hostej, radije. Diwara prynis jij u szapyczku trochy juszky, iwona poji neju dytynu. Uratana obyzujesia, smijesia. Smakuje? Znaczy, bude rybakoju, radijebako.

    Hosti prysuwajusia do kazaniw, siorbaju hustu juszku. ywoty w ditej poodduwaysia, yciabyszcza od yru, ae due smaczna weczeria, szczob kydaty jiji nedojidenoju. Chtozna, czy skoropowtorysia takyj weczir?

    Ta o poroniju kazany. Hosti znowu zbyrajusia w koo na majdanczyku. unaju schwalnihoosy. Ludy wymahaju, szczob jim pokazay nemowla. Treba podiakuwaty jomu j bakam.

    Anura nesmiywo jde do hostej, prytyskajuczy swij skarb do hrudej. Wona mowczazno pere-zyrajesia z Diwaroju. Obyczczia mua spokijne. W byskuczych, rozszyrenych oczach upewne-nis. Win edwe pomitno kywaje.

    Anura rozmotuje spowytok. Pokazuje syna. I wraz tysza spadaje nad majdanczykom. Hostimowcza. I trywono mowczy Anura.

    Uratana prostiahaje ruczeniata do hostej, wadno kryczy: Ua! Ua! Ao! Ao!Dywnyj homin popyw nawkoo. Z miscia wstaw najstarszyj rybaka Kaotana. Win

    prostiahnuw kistlawyj dowhyj pae do dytyny j chrypko zapytaw: Bia dytyna, Diwaro? Nu to j szczo? suworo widpowiw Diwara. Zwidky u was bia dytyna? Wy oboje czorni Ce darunok buri! prodzweniw hoos Anury. Bahosowenna Tinaka prynesa nam

    radis cijeji noczi! To darunok demoniw, zapereczyw Kaotana. Demoniw, zitchnua jurba wslid za nym. Pojawa bioji dytyny wiszczuje nam neszczastia, wiw dali staryj rybaka. Nawiszczo

    ty wziaw jiji, Diwaro? Jak ja mih ne wziaty? skryknuw Diwara, i temne obyczczia joho nayosia prychowa-

    nym wohnem. Dytia kykao nas, wono z neba zoreju wpao do nas! Szczo ty kaesz, Kaotano, szczo wy

    mowyte, ludy moria? Jak mona kydaty dytynu sered buri?Dowho mowczay rybaky. Newmoymo zahrozywo dywywsia na dytynu Kaotana. Anura,

    tremtiaczy, zahortaa Uratanu w pokrywao.Najstarszyj rybaka, zwertajuczy do jurby, powahom skazaw: Bili pemena ne w myosti u Czornoho Woodaria. Koy wojiny Woodaria pobacza dy-

    tynu na ostrowi bude bida! Ne treba zarady odnijeji dytyny nakykaty bidu na wsich! Ne treba, pochmuro burmotiy ludy. Widdamo dytynu tudy, zwidky wona pryjsza, hrizno skazaw Kaotana. Widdamo

    jiji okeanu. Ni!!! straszno zakryczaa Anura. Ni! Ne smijete! Razom zi mnoju! Tilky zi mnoju! Zi

    mnoju!Diwara pidijszow do inky, zatuyw jiji szyrokoju spynoju. Obyczczia w nioho posirio wid

    hniwu.

  • Ludy, hrizno skazaw win. Oce tak wy diakujete za hostynnis? Kaotano! Po-two-jemu ne bude!

    Bude! suworo zapereczyw staryj rybaka. A koy opyratymete, to skynemo zi skeline ysze dytynu, a j was iz neju!

    Jurba zimknuasia nawkoo Kaotany, pidstupya stinoju do Diwary. Czadiy w sutinkachbahattia, naywaysia prozorymy arynamy zori w nebi, wypywaw nad okeanom weseyj misia.

    Diwara widstupaw do chaupy, prykrywajuczy soboju inku z dytiam. Neuchylno za nymypowza jurba. Tak wony mowczky dijszy do skeli. Wnyzu chlupaa chwyla, hrajuczy fosforycz-nymy iskramy, na pesi okeanu merechtia sribna doroha.

    Diwara u widczaji pidniaw ruky do zirok, hniwno zakryczaw: Ehe-hej, nebo! Ehe-hej, syy buri j pomsty! Ehe-hej, duchy sprawedywosti! Kyczu ja was! Bezume! zarewiw Kaotana. Na koho wykykajesz syy pomsty? Smer jomu! pidchopya jurba, szcze tisnisze obstupajuczy pryreczenych.Ta w ciu my wsich wrazyw, niby hromom, unkyj okryk: Zupynisia! Imjam swiaszczennoho Soncia, zupynisia! Jurba zmiszaasia. Wsi ohlanuy.

    Trywonyj szepit pokotywsia mi lumy: re! re Soncia! re Wohniu Dywy, dywy, Diwaro! wraeno promowya Anura. Tinaka poczua moju moy-

    twu. Ce suytel Soncia!Sprawdi, do jurby nabyawsia re. Win wynyk nespodiwano z pimy, wwijszow u koo woh-

    niw i zupynywsia, hrizno ohladajuczy ludej.Oczi joho paay, mow byskawyci, husti czorni browy chmaramy zijszysia na perenissi, wy-

    soke czoo porizay zmorszky, dowha sywa boroda spadaa na mohutni hrudy. Peczi joho pokry-waa szkira muskusnoho byka znak erciw Soncia. Ludy, wraeni, zawmery, schyyysia w po-koni pokory. Kaotana szczo chotiw pojasnyty, ae re, pidniawszy wadno ruku, obirwaw johomowu:

    Wse czuw! Wy hotuwaysia zdijsnyty zoczynnu sprawu. Dytyna pryswiaczena Wohniu!Wona posane Soncia! Bereisia prohniwyty Weykoho Baka, jakyj posy aje wam riatunok.Diwaro, Anuro! Zawtra, na switanku, pryswiaczu dytynu Sonciu!

    Na druhyj de, rano-wranci, re znowu zjawywsia bila prytuku Diwary. Win newidomo denoczuwaw, ne znaty szczo jiw. Od snidanku widmowywsia, niczoho ne howoryw, tilky estom po-kazaw na dytynu.

    Anura, schwylowana j tremtiacza, wynesa syna z chatyny. Za neju jszy Diwara i re. Ry-baky mowczaznym hurtom stojay ostoro i zdywowano-trywono dywyysia na ercia. Chto win?Zwidky zjawywsia? Jak perepyw na ostriw?

    Na obriji kupczyysia chmary. Okean byszczaw, mow sira, choodna szkira zmiji. Dychawkoluczyj witer.

    Anura pohlanua na nebo, ziszczuya od choodu, proszepotia: Ne wydno soncia. Nedobryj znakre mowczky hlanuw na neji. Odwernuwsia. Skawszy ruky na hrudiach, dowho dywywsia

    na schid. Wusta joho buy micno stysnuti, dowha sywa boroda koychaasia na witri.Diwari zdawaosia, niby re napruywsia nazustricz schodu. Jaka mohutnia sya prominy-

    asia z joho postati.Witer dychnuw sylnisze. Okean zadwyhtiw, hojdnuwsia. Chmary zibraysia w huste petywo,

    zwychryysia, potemniy. Wdayni zahrymio.Z neba do moria potiahasia temna ciwka, skaeno zakrutyasia, torknua chwyl, pomczaa

    do ostrowa. Smercz! dychnuo achom mi rybakamy.A re nawi browoju ne powiw. Win nezmyhno dywywsia tudy, de za chmaramy mao zijty

  • sonce.Szcze narodyosia kilka smercziw. Chmary zametaysia u szaenomu tanci. Pomczay, jak

    osinnie ystia, nad okeanom.Zootymy spysamy majnuy w prostori promeni soncia. Oranewo-bahrowi spaachy zama-

    joriy na chmarach. Po houbij halawyni nebes peremono popywo wesee swityo.re woruchnuwsia, wadno pokazaw na dytynu. Anura pidnesa Uratanu do nioho. Win obe-

    reno wziaw dytynu na ruky, pidniaw uhoru na sylnych dooniach, powernuw do soncia. Uratanazakryczaw, zadrygaw nikamy.

    Diwara j Anura hotuwaysia poczuty dywni zaklattia, jakymy erci zwyczajno suprowodu-way poswiatu, ae suworyj suytel Soncia howoryw zrozumio, prosto:

    Imja dytyni bude Wajwaswata, Wajwaswata, proszepotiy maty j bako. Ce oznaczaje Posane Swita, wiw dali re. Sonciu jasnomu, ywotwornomu duchu,

    naszomu Bakowi pryswiaczuju Wajwaswatu.Zworuszeno suchay Diwara z Anuroju. Dywuwaysia zaworoeni rybaky. Zamowk syn na

    rukach ercia, wsmichnuwsia nazustricz sonciu.A re, pomowczawszy, nino skazaw, zwertajuczy do Wajwaswaty:

    Sonce twij bako,Zemla maty twoja.Bu, jak wony,Wsiudy, zawdyJasnym, jak sonce, bu,Szczyrym, jak zemla, bu,Munim, jak ew, bu,Mudrym drakonom bu,Zo spopelaj,mu rozhaniaj,Widwanym wojinom bu!

    Diwara dywuwawsia. Zowsim ne schoyj na inszych erciw cej suytel Soncia. I mowa johozwyczajna, zrozumia. Ne strasznyj, ne czuyj win, a bykyj i ridnyj. Zdajesia, szczo Wajwaswatadla nioho doroha j kochana istota. Czomu? Czomu tak zdajesia Diwari?

    A re ahidno promowlaw dali, pidnimajuczy chopcia nazustricz ywotwornym promeniam:

    Wajwaswato, nowyj wojine,Wajwaswato, wicznyj wojine!Upodobsia Sonciu Wohnianomu Woodariu!Wse widdaj inszym i niczoho sobi!Byskawyceju, hromowycejuPronyy maru yttia!U booti ne zupyny,Prynadoju wadnosti ne zachopy!Wajwaswato, Wajwaswato!

    re zamowk. Wako zitchnuw, pociuwaw dytynu w czoo, peredaw Anuri. Dowho dywy-wsia zatumanenym pohladom na neji, na syna. Potim skazaw:

    Waki czasy pryjdu dla ludej Atantisa. Munimy bute, Anuro j Diwaro. Berei Waj-waswatu. Jomu naey bahato zdijsnyty. Due bahato dla baha

    ludejre odwernuwsia j ruszyw do bereha. Potim rizko zupynywsia, skazaw:

  • Dywna dola czekaje joho. Koy wyroste peredajte: chaj ne bojisia strada! Chaj zne-waaje smer! Chaj ide, jak stria w poloti!

    Kudy? trywono zapytaw Diwara. Kudy jomu jty? Chaj szukaje, suworo pro-mowyw re. Zerno prorostaje w uroczyj czas. Niszczo ne peretwory zerno ewkalipta w zernoliny. Chaj zroszczuje zerno munosti w swojemu serci!..

    Bilsze niczoho ne skazaw re. Twerdymy krokamy ruszyw win do moria i znyk za skelamy.Czerez jaku my ditachy syponuy do bereha. Za nymy potiahysia dorosli. Wsim kortio

    pobaczyty szcze raz dobroho j suworoho suytela Soncia.Ta bereh buw bezludnyj. Okean tako. Ne wydno buo ni ercia, ni czowna, na jakomu win

    mih by popysty do inszych ostrowiw. Suytel Soncia znyk

    Pokotyysia nad ostrowom dni j lita. Hrozamy stohoosymy, szczo suprowoduwayburchywi tropiczni zywy. Urahanamy strachitywymy, jaki zabyray w mori rybaok, toplaczy jichw nezmirianych hybynach. Czariwnymy prozorymy dniamy, koy puchnasti chmarynky, hraju-czy, pywy nad roznienoju zemeju, a derewa hnuysia pid tiaharem owtych, czerwonych, oran-ewych podiw. Snihowymy zawiriuchamy, szczo kotyysia z daekoji piwnoczi, nesuczy ludiamchood i chworoby.

    Wse mynao. I ze j dobre. I pryjemne j ohydne. Pisla choodiw prychodya speka. Pisla ho-odu dostatok. Pisla smerti naroduway nowi ludy.

    Wse mynao. Teko, strumyosia rozmajitym ywym potokom. I w tomu potoci wyrostaw, na-ywawsia syoju, wchodyw u yttia Wajwaswata.

    Win pawaw z bakom na weykomu czowni, pomahaw jomu ahodyty siti, zakydaty jich umore, wytiahaty z bahatym uowom. Materi win prynosyw z bereha byskuczi kaminci, nanyzuwawna tonki nytky i, radisno smijuczy, daruwaw. Anura ne moha natiszytysia synom. Win wyrostawsuchnianyj, sylnyj, munij. I wse ne takyj, jak wsi.

    Jichnie yttia zamykaosia w tisnych meach neweykoho ostrowa. Na zachodi bowwaniyhory, na piwdni zeeniy lisy. A szcze dali, na obriji, inkoy mona buo pobaczyty syniu smuhuinszoho ostrowa. To buw Ruta, ostriw Czornoho Woodaria, a na niomu egendarne misto ZootychWorit. Wajwaswatu ne zadowolniao odnomanitne yttia bakiw. Win ne howoryw pro ce nikoy,ae w synich oczach syna Anura czasto pomiczaa tuhu j trywoni iskry prychowanych baa.

    Mamo, zapytuwaw weczoramy Wajwaswata, kudy sonce chowajesia pisla dnia? W ono boestwa, synku. Boestwa, powtoriuwaw Wajwaswata, nachmurywszy rusi browy. ono boestwa

    A szczo ce take, mamo? Hrich pytaty pro cs, synku, stroho widkazuwaa Anura. Szczo oznaczaje hrich? Nedozwoene, synu. Te, za szczo boestwo karajeBoestwo, zadumywo j protiano howoryw chope. Wono sylne, mamo? Najsylnisze za wse, synu. Nawi sonce suy jomu! Nawi sonce?! dywuwawsia Wajwaswata. Ot bacz! A sonce nikoho ne karaje. Wono

    swity wsim. To jak e boestwo moe buty hirszym za sonce?Maty rozhubeno rozwodya rukamy, zamowkaa. Diwara, suchajuczy syna, zadowoeno

    wsmichawsia, ae czomu potim wako zitchaw, pochytujuczy kudatoju czorno-sywoju hoowoju.Mynay dni. I znowu Wajwaswata pytaw: A kudy ponesy wczora staroho Ototaa? Zakopuwaty, pojasniuwaa maty. Joho spoczatku spala, a potim zakopaju. Nawiszczo? dywuwawsia syn. Chiba win we ne chocze yty? Pryjsza smer, terplacze kazaa maty. Ototaa postariw, wtratyw syu I tak usi ludy? dopytuwawsia Wajwaswata. Wsi wmyraju? Wsi, synu I ja wmru. I ty

  • I wse? Bilsze nas ne bude? Mudri ludy kau, szczo my budemo. Tilky ne tut, a w krajini baennych predkiw De wona, mamo? trywoywsia Wajwaswata. Ja choczu tudy. Tam, mabu, cikawo!Maty hadya syna po rusiawij holiwci, wtiszaa: Szcze pryjde czas, synu. Ty znatymesz wse. Szczo ja widaju stara, temna inka? re,

    jakyj pryswiatyw tebe sonciu, kazaw: de Wajwaswatu dywna dola! Czekaj doli-swojeji, Wajwa-swato!..

    Chope iszow na bereh moria, sidaw na kameni, suchaw hurkit pryboju, dywywsia na pynzeenawych chwyl. Win wdywlawsia w obrij, wsuchawsia u zwuky prostoru, steyw za byskawycz-nym polotom krykywych ptachiw, niby chotiw u spetinniach minywoji pryrody znajty rozhadkytajemny, szczo trywoyy joho junyj rozum.

    Ne znaty szczo prynosyy rozdumy Wajwaswati, ae maty baczya, szczo syn powertawsia zbereha wspokojenyj, projasnenyj

    I znowu kotyysia lita.Ris, muniw Wajwaswata. Staw win prekrasnym junakom. Sylnym, jak ew, strunkym, jak

    bambuk, jasnookym, jak soki. Czornoszkiri diwczata ostrowa pakay wid ahy weczoramy, cho-wajuczy od storonnich oczej poza derewamy, prowodyy zakochanym pohladom junoho weetnia.

    Boh! Boh Soncia! szepotiy wony, zaamujuczy ruky nad hoowoju.Bronzowa szkira junaka zootawo byszczaa pid promeniamy weczirnioho soncia, husti ku-

    czeri rozsypaysia temno-rusym wodospadom po krutych peczach, oczi horiy bakytnym wohnempid hustymy browamy.

    Win iszow na skelu, na swoje zwyczne misce, zawmyraw. Hrudy zdymaysia wid nejasnohochwyluwannia, wid prychowanoji trywohy. Wajwaswata niby czuw jakyj pokyk. Kudy? Chto johokykaw? Dla czoho? Nichto ne mih widpowisty jomu.

    Ta odnoho wesnianoho ranku dywna dola, prorokowana ercem Soncia, znajsza-taky Waj-waswatu

    Do ostrowa nabyaysia try weyki korabli. Wony may czornyj, zowisnyj kolir. Nad nymy,na szczohach, majay owti pootnyszcza z krywawo-czerwonymy obrazamy Pirjastoho Zmija,szczo pazuramy rozdyraw serce ebedia. Witry korabli ne may, ne wydno buo j hrebciw, aeszczo ruchao jich po wodi. Korabli powilno nabyaysia do bereha, za nymy wyruwaa chwylastaburunysta dorika.

    Ostrowytiany skupczyysia na skelastomu berezi, dywyysia na neprochanych pryszelciw,mowczay, trywono perezyraysia.

    Wajwaswata zacikaweno spytaw: Baku! Czomu wony pywu siudy? Jaki dywni weyki czowny Witry nemaje Nema

    wese Szczo jich sztowchaje? Czakunstwo, znechotia widkazaw Diwara. Ne inaksze, jak czakunstwo. Ce korabli

    Czornoho Woodaria. Ja baczyw taki szcze w junosti. Serce wiszczuje ycho Oj, nedobri ce hosti!Korabli we byko. Na nych zaworuszyysia postati w czornomu. Poczay strybaty prosto na

    miynu. asztuwaysia riadamy, mowczky brey do bereha, wybyskujuczy bronzowymy pancy-ramy.

    Obyczczia wojakiw zakryti czornymy maszkaramy. W prorizach byszcza choodni oczi. Nerozibraty, szczo w nych zoba czy bajduis.

    Weete u biomu szoomi z czornym pirjam na werchiwci wytiah mecz, szczo kryknuw. Wo-jaky te ohoyy korotki meczi. Todi weete skazaw, zwertajuczy do ostrowytian:

    Weykyj Czornyj Woodar Ruty j Dajiji Ranataka, poweytel soncia, duch zemnohokruha, wicznyj korol nezrymych i wydymych sy, zbyraje nowe wijko dla sawnych pochodiw. Ja ruka Woodaria Ranataky. Ja joho sowo. Ja joho wola. Wsi junaky, zdatni nosyty zbroju,maju wstupyty do wijka Woodaria.

    Jurba zacipenia. Zahoosyy inky. Spaachnuy strachom i nenawystiu oczi czoowikiw. Awojiny po znaku weetnia we otoczuway szyrokym kilcem ostrowytian.

    O, skryknuw radisno weete. Biyj syacz! Czudesna znachidka! Hej ty! Radij! Mojeoko widznaczyo tebe! Budesz wodem zahonu w eginach Woodaria! Do mene rusz!

  • Sowa weetnia buy zwerneni do Wajwaswaty. Junak rozhubywsia, stupyw krok nazad.Anura schopya joho za ruky. Tio jiji tipaa ychomanka. Wona bahalno pohlanua na Diwaru,zahoosya:

    Muu, szczo ce? Nawiky synoczka widdaty na czuynu? Diwaro! Wajwaswato!..Weete riszucze nabyzywsia do Wajwaswaty, schopyw joho za ruku, smyknuw do sebe.

    Chope podawsia nazad. Weete pochytnuwsia. Oho-ho! radisno-zobno skryknuw win. Dobra sya! Anu, ne protywsia!Win spriamuwaw wistria mecza na junaka, a druhoju rukoju wkazaw na korabli. Rusz do bereha i dy! Inaksze smer!Mene! Mene kraszcze! rydaa Anura, zatuywszy soboju Wajwaswatu. Syna ne ruszte!Ty, pokyku nikczemnyj! Udarom nohy weete widkynuw Anuru. Jakyj win syn tobi

    biyj chope? Win rab Czornoho Woodaria!Wajwaswata spaachnuw wid obrazy za matir, schopyw weykyj kami i szwyrhonuw joho w

    napasnyka. Weete, zojknuwszy, zachytawsia, wpaw. Czorni wojiny korszunamy nakynuysia naWajwaswatu, obputay ruky j nohy reminniam, powayy na zemlu. Win woruszywsia pid nymy,jak wedmi, ryczaw od luti. Ae hodi buo szczo zrobyty! Kilce byskuczych mecziw oddiyo Waj-waswatu ta inszych junakiw ostrowa wid bakiw, materiw, sester i bratiw.

    Nad ostrowom unaw rozpaczywyj ement. Zachooa, zaklaka Anura, wytyrajuczy krow zwust, zatumanenym pohladom dywyasia, jak jiji syna pidwey z zemli j powey u wodu.

    Mamo! kryczaw Wajwaswata. Mamo, dy mene! dy, baku! Ja powernusia! Nikoy! zowisno obirwaw joho weete. Nikoy ne powerneszsia, rabe pohanyj! Ne

    schotiw buty wojinom, budesz dowicznym rabom Czornoho Woodaria! Dowicznym rabom! Cha-cha-cha!

    Straszno rehoczuczy, weete daw znak westy poonenych.Junakiw wywey na bort korabliw. edwe wydno biu posta Wajwaswaty. O ue znyk win,

    jedynyj, switookyj, radis sercia Anury, posane soncia, dytia buri! O Kaaure, bohyne doli! OTinako! Za szczo karajete tak tiako? Czym zawynya Anura?

    Widczaj i hniw szyriaje czornym ptachom nad ostrowom. Wyruje woda za korablamy. Newy-dyma sya ene jich he, do obriju. Buriana dola wede Wajwaswatu do nowych berehiw, do nowychzwersze, u newidomi tajemnyczi swity

  • Ja jizde. Wizok tio. Wiznyk,szczo keruje nym, inteekt. Mohutnikoni poczuttia. Wiky, jakymy jichstrymuju, rozum. Wizok cej mczypo szlachu wyprobuwa.

    Katha Upaniszada

    Maruira zupynyasia pered lustrom. Weykyj polirowanyj dysk widbyw jiji strunku posta,zakutanu w maynowyj paszcz z wakoji parczi, bronzowo-temne obyczczia.

    Diwczyna wsmichnuasia. Bysnuy radisno weyki czorni oczi, na szczokach zjawyysia u-kawi jamky. Wona pidniaa ruky do hrudej, zamyuwaasia wytonczenistiu palciw, graciznistiudowhoji szyji, pereywamy czorno-synioho woossia, szczo wakoju chwyeju spadao donyzu.

    Ta wraz, diwczyna spochmurnia, wako zitchnua. Widwernuasia od lustra. Szczo jij krasa?Szczo jij prywabywis? Dla koho? Chodyty dniamy j rokamy w bakowych paacach, sered nimychta pokirnych suh, widczuwajuczy na sobi waki, ahuczi pohlady wojewod i czakuniw, jaki ta-jemno rozdiahaju jiji w swojich rozbeszczenych duszach i gwatuju w nezrymych tajnykach ser-de. O sorom! Nawiszczo jij take nelube, aluhidne yttia? Nawiszczo? Wsia mohutnis baka Ra-nataky, Woodaria Ruty j Dajiji, do jiji posuh, nezmiriani syy dywowynych utworiw czakunstwahotowi pidkorytysia jij! A szczo jij do toho? Kudy poditiji tu syu?

    Maruira zupyniajesia pered weykym owalnym wiknom. Za prozorymy szybamy wydno

  • hirke pasmo. Biliju snihowi werszyny. Spokijni, nezworuszni. W nych bilsze mudrosti j czystoty,ni u wsiomu znanni, jake zdobua Maruira. Zaputani, chymerni istyny, dywni ideay, orstokiprahnennia. Wozweyczennia syy, wady. Newe w ciomu smys? Czy wona ne rozumije czoho-nebu? Tak de mira sprawedywosti j smysu?

    Za wiknom, w sadu, hojdajusia derewa. Pomi nymy nini rozmajiti kwity. Wony perey-wajusia tonkymy barwamy pid soniacznym prominniam, usmichajusia switowi, pryrodi, ludiam.

    Maruira dowho z askoju dywysia na nych. Kwity, pewno, szczo znaju. Wony znaju take,szczo zakryto wid ludej. Ni, ne mona tak bilsze! adoba znannia i lubow spowniuju jiji serce.Kudy podity ci poczuttia, kudy spriamuwaty?

    Bako Joho zapytaty? Czy skae win suworyj, mowczaznyj i despotycznyj? Zawdy wsamotyni, zawdy w jakij tajemnij roboti abo w daekych pochodach. A w czomu smys i meta johoyttia?

    Maruira riszucze ruszya do dwerej. Dweri tycho widczynyysia. Dali, dali! Rozsowujusiawaki kyymy, ruchajusia whoru schidci. Hraje newydyma muzyka. Czary. Wsiudy czary!

    Diwczyna osudywo chytaje hoowoju. Tak mona wmerty wid sumu. Szcze trochy, i jiji, ma-bu, hoduwatymu nezrymi mechaniczni pomicznyky. Jak wony ostohydy!

    O wysoki striczasti dweri. Wony ne widczyniajusia. Maruira nesmiywo torkajesia ruczky.Zajty czy ni? Czy ne rozserdysia bako?

    Zacho, Maruiro, czujesia wadnyj hoos. Diwczyna zdryhajesia. Wchody do newe-ykoho zau.

    Obabicz dwerej neporuszno stoja dwi postati. Byszcza u prysmerku czerwoni oczi. Chto ce ludy czy mechanizmy? Newidomo. W rukach meczi j dowhi wohnedyszni trubky. Pewno, sto-roa!

    Jdy siudy, doczko, promowlaje zdaeka bako. Win sydy u hybokomu krisli posere-dyni zau. Siudy

    ne pronykaje soniaczne prominnia. Tilky sferyczna pokriwla sribysia fosforycznym siajwomta neweyki prozori kuli nad stoom wyprominiuju mertwotne swito.

    Maruira nabyajesia, nesmiywa j rozhubena. Wona we akuje, szczo pryjsza. Ta pizno!Na neji pylno dywlasia straszni, pronyzywi oczi. Dowhe, suche obyczczia Ranataky niby wysi-czene z czornoho duba, zmorszky zakamjaniy na czoli, na szczokach; zdajesia, nacze win neywyj,i ysze poumjani iskry pohladu swidcza pro napruenu robotu swidomosti.

    Szczo tobi, doczko?Jaku my Maruira mowczy, potim nawaujesia i riszucze howory: Mij Woodariu i baku! Kona sya powynna wstupyty w diju. Zerno zroszczuje z sebe

    kwitku czy derewo, witer hony korabli po moriu, nawi nerozumni twaryny znaju smys swohoyttia A ja

    A ty, ironiczno pidchopyw Ranataka, ne majesz takoho smysu? Tak? Tak, baku, szczyro pryznaasia diwczyna. Ja muczusia U tebe tysiaczi rukopysiw, z podywom skazaw bako. U tebe nezliczenni bahatstwa

    j moywosti. U tebe prawo poweliwaty suhamy. Czoho ty szcze baajesz? Ja choczu znaty j dijaty! riszucze skazaa Maruira. Znaty szczo? Dijaty szczo? Znaty istynu! Dijaty dobro!Czoo Ranataky napruyosia pid sitkoju zmorszczok, oczi, zdawaosia, potemniy szcze bil-

    sze. Istyna Dobro Szczo za cymy sowamy? Ty rozumijesz? Szczo wkadaje w nych ta czy

    insza istota? Nerozumna dytyno! Kone sowo ce symwo pewnoji formy. A su wkadaje ludyna.W odnu j tu formu mona nayty rizni ridyny

    Win pomowczaw. Potim widkryw tajnyk u masywnij stini. Distaw zwidty maekyj priamo-kutnyj jaszczyczok. Podaw joho doczci.

    Szczo ce? zdywuwaasia wona. Mij darunok tobi. Suchaj, szczo skau. Wyky chymery z hoowy. Zabu szukannia. To

  • porodennia flujidiw swidomosti, jaki ne maju realnoho zmistu. Suchajsia poczuttiw poti. Ty mo-oda j zdorowa. Ty doka Woodaria. Ja du wid tebe micnoho j sylnoho potomstwa. Poperedu weyki bytwy. Bu spokijna j sylna. Znajdu tobi dostojnoho mua, i wsi prywydy rozdumiwznyknu. Ne szukaty smysu buttia, a tworyty joho neobchidno! Zbahnua?

    Ne znaju, proszepotia Maruira. Ne znaju, baku. Toskno meni! A szczob ne buo toskno, skazaw Ranataka, pryjmy darunok. Ce Wsewydiucze

    Oko. Wsewydiucze Oko? Wono. Cej darunok dopomoe tobi mandruwaty po zemli, baczyty wse, szczo zachoczesz.

    Sumuwaty ne bude koy! Nu jak zadowoena?Maruira schyyasia do ruky baka, pociuwaa i mowczky metnuasia do dwerej. Bila wy-

    chodu szcze raz wkonyasia j znyka.Ranataka dowho dywywsia wslid jij, wako mowczaw, rozdumujuczy. Potim, hyboko

    zitchnuwszy, znowu wziawsia zmiszuwaty riznobarwni ridyny w prozorych posudynach.

    Pemena Atantisa j daekych zamorkych zemel, narody tajemnyczoji Eady i owti stepowiwojiny daeko na schodi wsi rozpowidaju egendy pro nioho. Wsewydiucze Oko maju herojiw kazkach, pro nioho spiwaju w starowynnych pisniach, pro nioho mriju wczeni Atantisa. A teperwono w rukach Maruiry! Tak prosto?

    Jak potrapyo wono do baka? Zwidky?Diwczyna zhaduje wse proczytane neju. W drewnich manuskryptach je tumanni, symwo-

    liczni natiaky na Wsewydiucze Oko. Wono stworene na inszych panetach. Joho pryneseno mi-ljony lit tomu na zemlu z daekych nebes ytelamy wyszczych sfer. Chto wony, tworci czudesnohodarunka?

    Maruira ne moe rozibratysia w strokatomu potoci zna, szczo pywy do jiji swidomosti zknyhoschowyszcz. Starszyj uczytel Ngaa, jakomu doruczeno buo wychowannia j oswita diw-czyny, dobryj, sumyrnyj did tycho wsmichawsia, koy uczenycia doskipuwaasia do nezbah-nennych tajemny, chytaw sywoju hoowoju, dywywsia na neji prozorymy oczyma i howoryw:

    Ptaszko moja! Szczo ja skau tobi? Ty j sama moesz proczytaty w knyhach. Ja stwerduszczo-nebu, i ce stane dla tebe istynoju! A istyna bezmena. Jak mou ja smertna ludyna stwerduwaty absolutne! Ty zbahnua, Maruiro? Ja choczu, szczob ty dumaa, muczyasia, szu-kaa. Stradannia weykyj uczytel. Tak howoria drewni pryszelci

    Pryszelci? perepytuje Maruira. Ty skazaw pryszelci? Ja bahato czua pro nych.Zwidky pryjszy wony?

    Uczytel zamowk. W oczach joho zjawywsia choodok, ti zadumy wytaje nad temno-korycz-newym wysokym czoom.

    Maruira dywujesia. Ty mowczysz? Ja pytaju nedozwoene? Bako jako kazaw meni, szczo nijakych pryszel-

    ciw ne buo. Szczo to egenda, skadena lumy, jaki rozchytuju wadu zemnych woodariw i er-ciw. Szczo skaesz ty?

    Uczytel zitchnuw, poworuszyw tonkymy wustamy, promowyw: Pokazay Mudreciu zobraennia ludyny z daekoji krajiny. Na dooniach i stupniach buo

    wydno widkryti oczi. Zapytay Mudrecia: Czy ne zabobon ce? Chiba mona baczyty nohoju czyrukoju?

    Sprawdi, nawczajemo baczyty rukamy j nohamy, skazaw Mudre. Jak zdobudemodoswid, koy ne prykademo ruk do praci? Duch nasz perenosysia po zemli nohamy.

    Mudri ludy day ce zobraennia, dodaw Mudre, szczob nahadaty pro su reczej. Aszcze czy ne schoi ci oczi na widkryti rany? Prawdu kau wam, czerez rany zdobuwajete SwitoZnannia

  • Bilsze niczoho ne skazaw staryj uczytel. Tilky sumno j trywono podywywsia na junu ucze-nyciu. A potim piszow do swojeji obserwatoriji, na pokriwlu bibliteky. We na porozi dodaw:

    Wako bude tobi, dytia moje. Dumaj i oczyszczaj serce. Diwczyni j tak nesterpno tiako.Czoho jij, zdawaosia, ne wystaczao? Wse je, nawi bilsze ni treba! Ae boy serce, jatrysiarozum nejasnoju trywohoju, nezrymyj duch kycze do diji, do szukannia. Jak perenesty nejasniporywannia w realne yttia?

    Maruira w sebe wdoma. Neweyka zatyszna kimnata, wsia zawiszana szowkowymy kyy-mamy. Po buzkowomu tli pywe usmichnene sonce. Wid nioho strumlasia chwylasti promeni. e-tia barwysti ptachy, nesuczy w dziobach kwity. Maruira sia do kruhoho stoyka bila wikoncia,neterplacze widkrya skryku.

    Na czornomu oksamyti bysnuw fietowyj krysta. Win zakutyj u siru metaewu oprawu.Szczo tam, u hybyni, newidomo. Jak dijaty, jak korystuwatysia Wsewydiuczym Okom?

    Maruira schyyasia nad krystaom.Dobre buo b wyrwatysia z pochmuroho paacu na wolu, ohlanuty swit z wysoty orynoho

    polotu!O dywo! Krysta spaachnuw houbym siajwom. Maruira pobaczya w niomu nebo j daekyj

    okean, a wnyzu horod Zootych Worit. Za nym pasmo biych hir, poriad paac Woodaria, jijibaka.

    Ote, prawda! Wsewydiucze Oko nese jiji, kudy wona baaje!Maruira metnuasia w prostir. Nycze, nycze. O u krystali wydno koncentryczni smuhy ho-

    roda Zootych Worit. Rozkiszni paacy erciw i wojewod. Bani obserwatorij i chramiw. Szyroki ba-kytni kanay, rozkiszni palmy nad nymy. I jurba, rozmajita wesea jurba na berehach kanaliw i powuyciach.

    owti, czorni, oranewi, bili ludy! Weetni moriaky z hrubeznymy rukamy j szyrokymyhrumy, raby z wysokymy korzynamy na hoowach, wertlawi diwczata w biych pattiach a rozri-zamy na stehnach. Wysoko w nebo porskaju wodohraji, pid potokamy prochoodnych strumeniwweseo rehoczesia ditwora.

    Ech, jak choczesia Maruiri tudy, do nych! O, czomu wona narodyasia w paaci Woodaria!Dali, dali! Bereh okeanu. Skeli j wysoki piniasti chwyli! Bje prybij. Chytajusia na chwylach

    korabli, hordo biliju witrya.A tam, poza horodom Zootych Worit, wzdow bereha prostiahasia szyroka pustela. Maruira

    baczy jiji zhory. Tam te je ludy. Wony metuszasia na pantacijach, szczorobla.Po wuzekych kanaach tecze woda. Zwidky? Ade tut nema riky. Aha, wodu dobuwaju z

    hybokych koodiaziw. Wysoki urawli schylaju dowhi szyji z waennymy derewjanymy widramydo wody, jaka e-e pobyskuje sirym krualcem unyzu, powertajusia nazad, wynosiaczy wdziobach dorohocinnu woohu.

    Jak mechanizmy, zhynajusia j rozhynajusia bila koodiaziw raby. Wony byszcza wid potu,szczo riasno wkrywaje tio. Naprueni w neludkomu zusylli mjazy, spotworeni wid muky ycia.

    Maruira achajesia. Czomu tak muczasia ludy? Za wiszczo? Newe nema u Woodaria me-chanicznych pomicznykiw? Pamoroczysia hoowa w diwczyny. Wona baczy achywi kartynymowby kri tuman.

    Powilno posuwajesia dali j dali nad zowisnym prostorom pusteli. Bez dum, bez rozuminnia,z odnym ysze widczuttiam tupoho bolu j nezbahnennosti

    Pered zorom jiji wynykaje mohutnia bioszkira posta. Temno-zooti kuczeri wpay na zmu-czene prekrasne obyczczia. Priamo w duszu Maruiri pohlanuy weyki, pronyzywi bakytni oczi.

    Wona zdryhnuasia. Tycho skryknua wid nespodiwanky. Szczo take? Czomu tak schwylu-waw jiji biyj rab?

    Inkoy Wajwaswati zdawaosia, szczo win baczy strasznyj son.

  • Ne buo niczoho! Ni czornych korabliw, ni orstokych wojakiw, ni ostrowa Ruta, ni paaju-czoji pusteli. Ce jomu snysia I bezmena kamenysta poszczyna, i wuzeki kanay, i urawli nadhybokymy koodiaziamy, i sotni rabiw, jaki dobuwaju wodu z-pid zemli, szczob poywaty neo-siani pantaciji.

    Wde i wnoczi skrypy gigantke byo urawla, nimiju ruky wid natuhy, pay wohnemspynu, szyroko rozkrytyj rot chapaje rozpeczene powitria Tak, tak! Cioho nema! Szcze trochy,szcze nebahato i win prokynesia, i wse znykne Znowu bude bila nioho askawa Anura, mow-czaznyj bako, huchyj hrim pryboju, jakyj hupaje w skelu bila jichnioho yta

    Ni, Wajwaswata ne prokydawsia. Mynay dni. Mynay noczi. I chope z achom zbahnuw,szczo szczasywe junake yttia szczezo, wyparuwaosia, jak bia chmarynka w hariaczomu lit-niomu nebi.

    Weete wojewoda dotrymaw sowa. Win oddaw Wajwaswatu hospodariam majisowychpantacij, jaki postaczay zernom horod Zootych Worit. Sotni rabiw z riznych krajiw biych,czornych, owtych szczoranku wychodyy z kamjanych wjazny pid nahladom czornych woja-kiw i prostuway do koodiaziw. jich prykowuway do ciamryny towstymy anciuhamy. Wid koo-diazia nemoywo widstupyty j na dwa kroky. Waennu baddiu treba buo zahybyty na piwsotniliktiw unyz, zaczerpnuty wody i potim wytiahty nazad. Ni zupynyty, ni peredychnuty, ni wypu-styty z ruk byo. Whori, bila urawla, buw chytryj mechanizm, jakyj zahrouwaw smertiu tomurabu, szczo kydaw baddiu napryzwolaszcze

    Wona pidnimaa uhoru, wdariaa wail, zhory padaw kami i rozczawluwaw nesuchnia-noho.

    Wajwaswata znaw pro ce. Win baczyw kilka takych wypadkiw. Na noho oczach ne wytrymu-way neludkoji napruhy moodi raby, wypuskay z ruk byo i, zapluszczywszy oczi, pokirno daynemynuczoho

    Rozczaweni krywawi trupy rozkaday pered kamjanyceju, szczob raby uweczeri, jduczy naniczlig, baczyy, do czoho pryzwody nesuchnianis. Pisla takoho wydowyszcza Wajwaswata nespaw do switanku, achywi prymary wytay pered joho oczyma, tio tipaa ychomanka.

    A na switanku znowu treba buo jty do praci. Nahladaczi ajuczy rozdaway rabam majisowikori j po mysoczci hustoji tepoji burdy. A potim wey jich do koodiaziw. Wajwaswatu riatuwaajoho weyczezna sya. W perszyj de win dosy ehko zakinczyw swoju robotu, ae potim wsiu niczpakaw nyszkom od pekuczoho bolu, jakoho zawdaway obderti dooni.

    Poriatuwaw joho staryj rab Soat, jakyj eaw poriad z junakom. Win poczuw stohin Wajwa-swaty, zrozumiw joho bidu. Distawszy z-pid uzholiwja puk zeenych majisowych kis, Soat prykawjich do ran, zamotawszy hanczirkoju. Bil potrochu wszczuchaw. Wajwaswata z wdiacznistiuusmichnuwsia staromu. A toj, alisno dywlaczy na nowoho raba, szepotiw:

    Bidna dytyno! Czoho tebe dola zanesa siudy? Propadesz nizaszczo!Wajwaswata mowczaw, bo ne znaw, szczo widpowisty. Zanadto strasznym, nespodiwanym

    buo wse, szczo staosia. Ne pospiszaj, radyw junakowi Soat. Ne nadrywajsia. Znaju, szczo syy bahato majesz,

    ta tut jiji ehko wykynuty na witer. Wdiacznosti wid hospodaria ne matymesz, to berey sebe. Araptom usmichnesia tobi dola Chto znaje?

    Wajwaswata potrochu wtiahnuwsia w robotu. Zayy, zaszkaruby dooni, potemnio pid so-niacznymy promeniamy tio, mohutnia sitka y i mjaziw obputuwaa ruky j hrudy.

    Nahladaczi dywyysia na atetycznu posta junaka, lutuway. Komu iz nych zdaosia, szczozanadto ehka cia robota dla bioho raba. Jak pirjinku, tiahaje win baddiu tudy j nazad! Nijakohostrachu, nijakoji muky! A jakyj to rab bez muky?

    I wony zaminyy baddiu w koodiazi Wajwaswaty na wdwiczi tiaczu. Chotiw protestuwatyjunak, ta nahladacz tak wdaryw joho remenem, szczo szkira trisnua na spyni. Wajwaswata pryku-syw jazyka, chocz u dumci aden buw rozterzaty muczytela.

    Teper robota wysnauwaa junaka bilsze, ni inszych. Nawi joho moodych sy ne wysta-czao, szczob znosyty achywyj tiahar. Win poczaw chudnuty. Soat pomiczaw ce, widdawaw jomuczastynu swojeji pajky. I szcze pidtrymuwaa Wajwaswatu nezminna wesea posmiszka starohoraba. To bua posmiszka ne wymuczena, ne sztuczna, ni! Junak baczyw, szczo Soat niby osiajanyj

  • zseredyny nezrymym wohnem. Win buw schoyj na zydennu poszarpanu nehodoju chaupu.Zowni wona obbyta, obupena, w dranij pokriwli swysty buria, a za pochyenymy stinamy horyzatysznyj wohnyk, ywu dobri ludy, jaki zawdy hotowi pryjniaty do sebe zmuczenoho mandriw-nyka, nahoduwaty joho, pokasty spaty

    Dywuwawsia Wajwaswata, zwidky ce w Soata? Jak win w takij bidi zberih weseoszczi j nawiradis? Prote zapytaty Soata odrazu ne nasmiluwawsia. ysze znaw, szczo staryj rab prychowuje wduszi jaku tajemnyciu. Bez tajemnyci, napewne, ne mona tak dijaty j yty.

    Osobywo widczuwaw Wajwaswata dywnyj potiah do Soata weczoramy, koy nahladaczi za-mykay rabiw do szyrokoji owalnoji kamjanyci. Tut mona buo pochodyty, rozimjaty zaklaklinohy, poeaty na kamjanych pytach, zarosych burjanamy. Towaryszi, rozbyti ciodennoju pra-ceju, zamertwo paday na soomjani pidstyky. A Wajwaswata razom z Soatom siday ostoro idowho mowczky dywyysia, jak nad nymy weyczno kotyo chwyli nebesne more, spownene zoria-noju ryboju.

    Soate, skazaw Wajwaswata sumno. Staryj Soate! Meni tiako na duszi, koy ja dy-wlusia na zori. Zdajesia, szczo ja wtratyw szczo. Szczo prekrasne, nedosiane, weyke

    Staryj rab zapytywo dywywsia na junaka, wsmichawsia, mowczaw. Potim tycheko zaspi-waw dywnu, trywonu pisniu protianu i meodijnu.

    Koy ryba pywe w okeani,Chiba ryba sumuje wid toho,Szczo otoczuje jiji wodiana stychija, ridna stychija?Ni, ne sumuje ryba wid tohoBjesia ryba na hariaczomu pisku,Zadychajesia na kamjanomu berezi,Baaje pirnuty w zeenu hybi,Szczo porodya jiji!Koy soki szyriaje u nebi,Chiba sokou wako wid toho,Szczo witry joho w nebo zdijmaju,U bakytne, czudowe nebo?Ni, ne wako jomu wid toho!A w klitci sumuje soki,U silci tripoczesia soki,Koy zwjazani krya szyroki,Koy nebo zakryte wid zoru,O prekrasne, weyczne nebo!

    Pisnia chwyluwaa Wajwaswatu, ae win ne rozumiw jiji hybyny, jiji prychowanoho zmistu.I junak szcze ahuczisze dobywawsia w Soata:

    Ty zawdy weseyj, Soate. Czomu ty radijesz? yttiu! prosto widpowiw Soat. yttiu, hirko powtoryw junak. De ty baczysz yttia, w czomu? W stradanni? Soate!

    Ty smijeszsia nadi mnoju! Ne smijusia, serjozno widkazaw staryj rab. Joho suche owte obyczczia rozhadyosia,

    prozori oczi siajay, wdywlajuczy zadumywo w hybyny neba. Ne smijusia, Wajwaswato. Tyszcze junyj, ty niczoho ne znajesz. A ja poyw dosy Buw i wilnym, buw i rabom! Znaju cinu swo-bodi j rabstwu. Czasto ludy radiju ychowi i peczalasia, koy szczastia pidstupaje do nych. Chtoskae, de wona radis? I de neszczastia?

    Ne rozumiju, sumuwaw Wajwaswata. Ujawy sobi, nino szepotiw Soat, szczo ty powertajeszsia do ridnoho domu Mowczy, ne howory cioho, skrypiw zubamy junak. Ne bude cioho, ne bude E, ne perebywaj, smijawsia staryj rab. Powertajeszsia ty do ridnoji materi. Nawkoo

    pima, hroza, bahniuka. Ty mokryj, obirwanyj, choodnyj i hoodnyj. Czy budesz bidkatysia, szczo

  • ty neszczasnyj? Ne budu, pochmuro skazaw Wajwaswata. Bo nezabarom znajdu prytuok wid buri! Zbahnuw, askawo zauwayw Soat. U mene je poperedu takyj prytuok, ridnyj pry-

    tuok De win? nedowirywo spytaw Wajwaswata. Nad namy, dywy, mowyw Soat, prostiahajuczy wn-schli ruky do zirok. Junacze mij

    lubyj! Pamjataj, szczo wse mynaje i wse splitajesia w dywnomu potoci yttia. Wpadajuczy w rab-stwo, my hotujemo sobi dorohu do sawy. Zachoplujuczy bahatstwom i weyczcziu, my nabya-jemo do padinnia! Ja radiju, bo paczu stari borhy. Koy e treba rozpatytysia?

    Wsedno ne zbahnu, pochmuro zapereczyw Wajwaswata. Czornyj Woodar majeneosianu wadu. Ty ysze czerwjak pid joho czobotom. Win hospodar swoho szczastia j neszcza-stia. A ty? A ja? My zaeymo wid odnoho joho sowa

    Staryj Soat tycheko zasmijawsia, obniaw Wajwaswatu za mohutni peczi, prytys do sebe. To obmay. To mara rozumu, jakyj ne baczy hybyn buttia, Wajwaswato. Win Czornyj

    Woodar sprawnij rab. A my wilni! Zaczekaj. Ja pojasniu. Ta tilky moji pojasnennia niczoho nedopomou, koy ty sam ne zbahnesz. Skay widwerto czoho ty najbilsze choczesz?

    Woli! skryknuw Wajwaswata. Bilsze niczoho. Ni paaciw, ni rabiw, ni czowniw, nizoota. Woli!

    Czudowo, zasiajaw Soat. Mij drue, prekrasno! Tobi j meni ne treba niczoho. A Czor-nomu Woodariu i joho wojewodam potribno bahato czoho! I raby, i paacy, i chramy, i pola, i ko-rabli. jim potribna wada nad lumy, nad switom. Jak e ty ne zbahnesz, szczo wony nikoy nematymu swobody? Wony raby wsioho toho, bez czoho ne mou obijtysia. Wilnyj ysze toj, chtowidmowywsia od usioho. Nawi od sebe!

    Wid sebe? Jak ce? Cioho ne mona pojasnyty, skazaw Soat. Ce prychody u taku my, na jaku ne mona

    wkazaty. Jak rozkwitaje kwitka Ty mudryj, Soate, hariacze mowyw Wajwaswata. Ty mudryj i dobryj. Ta ja ne wse

    rozumiju. I ja ne chotiw by widmowlatysia wid sebe! Ni! Ja chotiw by staty wilnym i sylnym! Dla czoho? Szczob zrujnuwaty, swawolu j rabstwo! hniwno widpowiw Wajwaswata. Szczob usi

    ludy mohy wilno dychaty j yty! I szczob buy sami sobi hospodariamy! A szczo ty baajesz sobi za ce, junacze? spytaw starszi rab. Za te, szczo zwilnysz

    rabiw? Niczoho, zdywowano skazaw Wajwaswata. A nawiszczo sobi? Koy inszym bude do-

    bre, to radisno bude j meniSoat zasmijawsia wdowoeno. Todi ty te widmowywsia od sebe, drue mij. Tilky rozum twij szcze tuhyj i nepoworotkyj,

    a serce, jak amaz. Berey serce, Wajwaswato! Wono prywede tebe do prawdyJunak bolisno rozdumuwaw nad sowamy Soata, namahawsia zbahnuty jich. Ta hodi buo.

    Szcze mao mozok zakarbuwaw zna, szcze mao doswidu wyosia do czaszi duszi, szczob zrozu-mity tajemnyczi dumky staroho raba.

    Tak mynay dni j noczi. Wajwaswata metawsia sered zahoroi, jak ew po kamjanyci, szukawwychodu. Kydawsia do Soata, pako szepotiw:

    Ne wytrymaju, staryj Soate! Ne wytrymaju! Treba wtikaty! Pomoy meni! Kudy wteczesz? sumuwaw Soat. Ty takyj prymitnyj. Odrazu spijmaju Odnacze

    treba szczo prydumaty. Szkiru mona pofarbuwaty. U mene je sik, prychowanyj ue dawno Awoossia postryemo. Nu-nu, eopard! Zaduszysz! Tychsze, a to chto poczuje! Buty bidi!

    Wony znajszy misce w kutku kamjanyci, de nichto ne spaw. Poczay potrochu piddowbu-waty zemlu, wykyday w sticznu jamu. Ae radis jichnia j nadija buy nedowhymy. Chto pomitywti hotuwannia i powidomyw nahladacziw.

    Soata i Wajwaswatu spijmay na hariaczomu. Na switanku jich luto byy reminniam peredjurboju rabiw. Naywaysia krowju bahrowi smuhy na spynach, pochniupywszy, stojay raby, i, jakzawdy, askawo smijaosia sonce, pidijmajuczy nad okeanom.

  • Powernuwszy z roboty, Wajwaswata bywsia hoowoju ob kaminnia, stohnaw wid bezsylla,rwaw na sobi woossia.

    O Soate! Szczo dijaty? Teper kine! My raby nazawdy. A ty kazaw: my wilni! Ty kazaw,szczo wony raby! Cha-cha! Soate! Szczo teper twoja mudris skae? Szczo?!

    Nerozumna dytyno! alisno proszepotiw staryj rab. Tebe buntuje bil i spraha pomsty.Ne dumaj pro sebe. Wspokijsia! I bu radisnyj! Ja ne smiju, ne kreszy oczyma na mene! Bo hore,koy wono nawi pryjszo, ne daje ni wtichy, ni pomoczi! Radij u hori, Wajwaswato! Radis toweyka sya! To nasze zwilnennia, junacze!

    Ty w bezodni rabstwa wwaajesz sebe wilnym? Soate! Ja boewoliju! Ja ne mou zrozu-mity tebe

    Zrozumijesz, zapluszczyw oczi Soat. Nezabarom Czornyj Woodar hadaje, szczowoodije mnoju? Durnyci! Win woodije, i to tymczasowo, ysze tiom A szczo tio? Mara Tybaczysz, jake wono nikczemne, jak ehko joho znyszczyty Wsi hynu, wsi hnyju u zemli Odynranisze, inszyj piznisze To nawiszczo dryaty za tym, szczo wse odno znykne Czym e woodijeCzornyj Woodar, Wajwaswato? Hnojem A dusza moja nepidwadna jomu I nikomu! Nikomu,czujesz? Wola moja, duch mij zi mnoju. Ja wteczu z wjaznyci tia, koy zachoczu. Nijaki woodarine wtrymaju mene Wony strachaju mene smertiu. Ae smer to swoboda. Swoboda, Waj-waswato

    Staryj rab zabuwsia w marenni. Win szczo burmotiw, zahortajuczy u hanczirja, ae Wajwa-swata we ne mih niczoho rozibraty. Win prosydiw ciu nicz bila nioho, spustoszenyj i pochmuryj.A koy wranci nahladaczi wyhaniay rabiw na robotu, Soat, jak zawdy, wsmichawsia.

    Starszyj nahladacz rozlutywsia, pobaczywszy toj usmich. Hej ty, rabe pohanyj! Ty smijesz nasmichatysia? Pisla toho, szczo oderaw uczora? Anu,

    dajte jomu bilsze widro! Czujete? Chaj teper posmijesia!Ta na obyczczi Soata ne zminyosia niczoho. Win ysze z aem pohlanuw na nahladacza i,

    rozuczajuczy z Wajwaswatoju, skazaw: Pora meni, junacze. Pora dodomu Kudy? ne zrozumiw Wajwaswata. Do baka, wsmichnuwsia Soat. Spoczywaty We ne mou trymaty tiahar. Pryjdu

    inszi A ty terpy. Terpy, Wajwaswato! I pamjataj pro radis!Wajwaswata zanuriuwaw baddiu w koodia, wytiahaw, wyywaw wodu w koryto i nijak ne

    mih widihnaty trywonych dumok pro Soata. Szczo win nadumaw? Kudy win chocze wtekty?Koy sonce pidniaosia w zenit, na pantacijach prounay luti kryky. Wajwaswata baczyw

    metuszniu, czuw ajku nahladacziw, ae ne znaw, szczo trapyosia.Tilky wweczeri, koy rabiw zawodyy do kamjanyci, Wajwaswata ne pomityw u jurbi Soata.

    Serce junaka zatripotio bolisno j tiako. A bila wchodu na trawi eao rozczawene tio. Po barwy-stych hanczirkach, jakymy Soat obmotuwaw nohy, junak piznaw staroho raba. Raba? Teper ueSoat ne buw rabom. Win zwilnywsia wid rabstwa. Win buw wilnyj!

    Wajwaswata zbahnuw, pro jaku swobodu howoryw staryj towarysz. Jak prosto, jak ehko!Odna my i ruszysia temnycia! Znykaje wse nebo, kamjanycia, Czornyj Woodar! Pustytybyo, wpade kami i kine! Mabu, tak zrobyw i Soat.

    Toho weczora Wajwaswata sydiw u kamjanyci na zwycznomu misci samotnio. Raby zdaekapohladay na wbytoho horem junaka, ae ne pidchodyy, bo znay, szczo ne mona zaraz joho niwtiszyty, ni rozwayty.

    Wajwaswata dywywsia u temno-synie nebo, zori pomahay tamuwaty nesterpnyj bil duszi.Ne buo dum, ne buo mrij Pusto w serci! ysze w prostori widuniuway tychi sowa:

    Koy soki szyriaje u nebi,Chiba sokou wako wid toho,Szczo witry joho w nebo zdijmaju,U bakytne, czudowe nebo?..

  • Maruira ne moha daty rady swojemu serciu, ne moha zaspokojity swidomis. Szczo jij biyjrab, pobaczenyj w krystali Wsewydiuczoho Oka? Szczo win jij newidomyj i czuyj? Dni j nocziwona sposterihaje za nym, dumaje pro nioho j muczysia za joho dolu. Dywni bakytni oczi. Ma-gnetyczne yce, jake marysia jij u snach. Czomu?

    Diwczyna chotia pohoworyty zi starym uczyteem, ae potim wyriszya ne treba! Chtozna,jak podywysia uczytel na jiji poczuttia, szczo podumaje. Bo j sama wona szcze ne rozibraasia wsobi.

    I o wona jde do baka. Woodar pokykaw jiji. Nawiszczo? Moe, tomu, szczo jij spownyosiapjatnadcia lit? Koy maty bua ywa, jij szczoroku daruway w cej de ihraszky, barwysti wbrannia,smaczni pody z daekych zamorkych krajin. Moe j nyni bako zhadaw pro ce i wyriszyw widno-wyty toj zwyczaj? Czy potribno jij ce? Nema materi, nema jiji tychoho czariwnoho smichu, jiji a-skawych karych oczej. Jaki weseoszczi bez neji?

    Maruira prochody wukymy, wysokymy korydoramy. W niszach stoja skulptury Ranataky,wytesani z czornoho granitu. Obyczczia baka hrizne, szczilno zimknuti wusta, ruky skadeni nahrudiach. Bila pidniia konoji skulptury hory nicznyj switylnyk. Szczoranku erci sua bilacych idoliw, kuria aromatni oliji, molasia. A Maruiri smiszno j nijakowo! Nawiszczo tak bahatoobraziw odnijeji ludyny? I nawiszczo jij moytysia? Kau, Ranataka boh! Jakyj e win boh?Ludyna, jak i wsi. To czomu nazywaju bohom Woodaria Ruty j Dajiji? Prawda, ne ysze winmaje swoji zobraennia. Bahato znatnych ludej wojewod, czakuniw i majetnych suyteliw sporudyy w chramach wasni kapyci j utrymuju erciw dla moytow i ertw. Dywni ludy!

    Maruira wchody do baka. Win siohodni usmichnenyj, zadowoenyj. Mensze zmorszczok naczoli, oczi prymrueni, j pohlad jich woohyj, mjakyj.

    Pidijdy bycze, doczko, unaje hoos Ranataky. Win kade ruky jij na peczi, dywysiaw oczi. Sumno zitchaje.

    Ja ne hoden daty tobi takoji radosti, jak maty, Maruiro. Ta szczo w mojij syli zroblu.Tobi siohodni pjatnadcia lit. Ty we weyka. Skoro budesz inkoju. Prosy, szczo baajesz. Wse,szczo chocze serce twoje. Sowo Woodaria zakon.

    Znenaka swidomis Maruiry pronyzaa byskawycia. O wono! Teper abo nikoy! I, opu-stywszy oczi, wona skazaa:

    Mij Woodariu i baku! Ja diakuju tobi za Wsewydiucze Oko. Ja bilsze baczu, ja majuzmohu mandruwaty po twojemu carstwu

    Po naszomu carstwu, mjako dodaw bako. Twoje carstwo prekrasne, wdiaczno wsmichnuasia diwczyna. Osobywo meni spo-

    dobaysia kazkowi kwituczi sady. Ja b chotia rozwesty taki kwity w paaci. Szczob szczodnia my-uwatysia nymy, szczob wdychaty jichni pachoszczi

    To ja pryszlu rabiw, wony odrazu perewezu. Ni, riszucze skryknua Maruira. Ne treba tak prosto. Meni ne cikawo odrazu maty

    sad. Ja choczu, szczob win ris postupowo, szczob ja baczya wse wid narodennia kwitky dozrioho podu. I szczob moha sama wyroszczuwaty jich. Baku, daj meni odnoho dobroho j sylnohoraba, szczob win dopomahaw meni

    Jaki dribnyci! newdowoeno skazaw Ranataka Ty b moha poprochaty szczo znacz-nisze! Bery sobi jakoho choczesz u paaci.

    Ne choczu w paaci, zitchnua diwczyna. Wony nikczemni j edaczi. I pidstupni. Ny-szporia wsiudy, pidhladaju Ja ne lublu jich!

    Ce prawda, zasmijawsia Ranataka. Todi treba wybraty na pantacijach. Tam rabyzwyczni do roboty. Suchniani j sylni. Hm! Szczo my zrobymo? Tak i buty! Trochy czasu pryswia-czu tobi, doczko! Zbyrajsia, etymo za misto!

    Maruira proohom kynuasia do swoho pokoju. Wona edwe strymuwaasia, szczob ne wy-kryty sebe, swoho szczastia.

    Wyjszo, wyjszo! Dobryj duch pokijnoji materi pomahaje jij. Ae tycho, tycho. Ranataka

  • czakun, win umije czytaty dumky! Tycho, ni sowa!Diwczyna odiaha temno-synij paszcz, spustya na obyczczia prozoru czornu sitku. Chutko

    zijsza po spiralnych schidciach na pokriwlu paacu, mymo neporusznych wartowych-weetiw,mymo bibliteky. Tut, bila hybokoji niszi, we czekaw na neji bako. Mohutniu posta joho obla-haa zootysta kolczuha z dribnoji metaewoji usky, peczi pokrywaa czorna nakydka, hoowuwinczaw szoom z obrazom Pirjastoho Zmija. Ranataka wkazaw na ehkyj napiwprozoryj czowen,szczo stojaw u niszi.

    Sidaj!Maruira chwylujuczy sia na prune sydinnia. Bako nawproty. Wartowyj owtoycyj kre-

    meznyj weete zapytywo pohlanuw na Woodaria. Toj nedbao kywnuw. Zayszajsia tut. Ja samRanataka widkryw poseredyni czowna neweykyj sribnyj jaszczyczok. Peresunuw maekyj

    waee. Maruira widczua zapach swioho zerna pszenyci. Poczuosia dzyczannia. Czowenhojdnuwsia. Nawkoo bortiw joho wynyko tumanne tremtywe koo. Wono temnio, nasyczuwa-o, uszczilniuwao.

    Czowen pidniawsia w powitria. Propyw nad sferoju obserwatoriji, popriamuwaw do hir.Dychnuw tepyj woohyj witer, nasyczenyj zapachom moria. Maruira zachopeno ohlanua we-ycznu panoramu horoda Zootych Worit, wdychnua na powni hrudy aromatne powitria, power-nuasia do baka.

    Baku mij i Woodariu! Czomu b usim ludiam ne daty etiuczych czowniw? Jaka to radis! O durna diwczyno! nachmurywsia Ranataka, skosa pohladajuczy na wuyci horoda Zo-

    otych Worit. Szczo bude, koy wsia ota neczystota ludka pidnimesia w nebo? O bohy! Ja nechoczu doyty do takoho dnia!

    Maruira prykusya jazyk. Wona rozczuyasia j zabua, szczo bako zowsim inaksze dywywsiana swit, ni wona. Chiba ne swaryw win jiji bahato raziw, koy wona wyjawlaa czulis i mjakis doludej? Tycho, tycho, ne slid budyty w niomu nijakych pidozri!

    Nasuwajusia kryani szapky hir. Dychaje choodom wid nych. Maruira zakutujesia w tepunakydku. Ranataka kade ruku na sribnyj jaszczyczok, i czowen znyujesia, pawno pochytuju-czy, do hustych sadiw, rozkydanych u hirkych uszczeynach.

    Nahladaczi pomityy etiuczyj czowen Ranataky. Wony padaju na kolina, bjuczy obamy obkamjanystyj grunt, mowczazno dywlasia w obyczczia poweytela, oczikujuczy nakaziw.

    Ranataka mowczy. Potim skupo kae Maruiri: Projdimo po sadu. Dywy i wybyraj do smaku. Maruira znaje, szczo tut jij nichto ne pi-

    dijde. Ae treba jty. Treba hraty swoju rol.Zdywowani raby dywlasia na hriznoho Czornoho Woodaria, na tenditnu inoczu posta u

    temnij nakydci. Schylajusia w pokirnych pokonach.Pywu mymo Maruiry smuhy wynohradnykiw, zarosti pysznych trojand, biych liej, basejny

    z otosamy. Tonki aromaty zabywaju duch, pjania.Czorni, owti, bili raby. Zihnuti postati, pokirni ycia. Ranataka dopytywo dywysia na

    doczku. Nu? Wybraa koho-nebu? Ni, neriszucze kae Maruira. Wony wsi jaki kwoli i due pokirywi. Ja b chotia

    ne takych Todi etimo na majisowi pantaciji, znyzawszy peczyma, kae bako. Tam najsylniszi

    raby!Maruira torestwuje. Serce jiji spiwaje. Wona opuskaje wiji i pokirno zitchaje. Harazd, baku. Suchaju tebeNahladaczi prowodaju zachopenymy pohladamy czowen Czornoho Woodaria. Perehla-

    dajusia, pochytujuczy hoowamy. Nedarma skadaju pro Ranataku straszni egendy j kazky. Na-wi nebo pidwadne jomu!

    A Woodar z doczkoju we nabyajusia do majisowych pantacij. Wdayni synije okean.Tiahnusia czerez pisky zeenawo-owti smuhy majisu, bakytnymy stiokamy strumysia w kana-ach woda.

  • Maruira, zatamuwawszy bil, dywysia zhory na dribni postati rabiw, prykutych do koodiaziw. Baku Czomu ci ludy tak muczasia? U tebe je potuni maszyny. U tebe je sztuczni raby.

    Wony mohy b dobuwaty woduRanataka dowho j suworo dywysia na doczku. Tonki wusta nedobre woruszasia. Potim roz-

    ciplujusia. Czujusia suchi sowa: Ty szcze dytyna. I ne znajesz switu. Ne znajesz yttia. Zaminyty ludynu mechanizmom

    oznaczaje daty ludyni wolu. Daty jij czas dumaty pro sebe. A tym, chto matyme maszyny, trebadaty znannia. Znannia daje syu j wadu. I nasoodu. Bezlicz ludej zachocze maty nasoodu. I ba-hatstwo. I wadu. Wsim e ne wystaczy! I pocznesia straszna boroba. Znowu padinnia donyzu.Znowu wse spoczatku. Ni, chaj praciuju raby. Chaj poynaju pody jichnioji praci j pody rozumumudreciw obrani! My! Ne dumaj pro ce, Maruiro. To sprawa starszych i mudriszych!

    Czowen tycho sidaje bila wysokoji kruhoji kamjanyci. Do Woodaria zbihajusia nahladaczi.Wony zapopadywo wedu joho wzdow kanaliw, mymo koodiaziw.

    Maruira tremty, namahajesia strymaty nerwowu ychomanku, zcipluje zuby. O win, na-reszti!

    Wona zupyniajesia. Zupyniajesia j Ranataka. Czuty skrypuczyj hoos czornoszkiroho nah-ladacza:

    Nesuchnianyj rab. Zbyrawsia wtikaty. Ae sylnyj Win meni podobajesia, edwe czutno kae Maruira. Cioho ja beruBako nedbao dywysia na bioho raba, kywaje. Baczu, szczo sylnyj. A czy wmije win dohladaty kwity? Ja zapytaju, kae Maruira.Wona stupaje kilka krokiw do koodiazia. Z aem i achom dywysia na naprueni ruky raba,

    na pokryte riasnym potom tio. Rab pomiczaje bila sebe ludej, ruchy joho spowilniujusia. Win dy-wysia na dywnu toneku posta, szczo nabyajesia do nioho, wako dychaje. Czoho baaju widnioho czuynci? Moe, wyhaday nowi muky?

    Z-za prozoroji zapony czujesia tychyj meodijnyj hoos: Ja doka Woodaria. Choczu wziaty tebe do sadu. Czy wmijesz ty wyroszczuwaty kwity?Rab mowczy. Hrudy joho wysoko zdijmajusia. Ranataka dywysia na nahladacza. Szczo win nimyj? nezadowoeno zapytuje Woodar. Howory, owczno widpowidaje nahladacz. Pewne, jazyk kowtnuw zi strachu.Ranataka schwalno wsmichajesia. Hej ty, rabe! huczno kae win. Tebe zabyraje doka moja do paacu. Tebe rozkuju.

    Majesz widdano j wirno suyty jij wse yttia. Za te daruju tobi wolu!Wajwaswata pochytnuwsia. Wypustyw byo z ruk. Zahurkotia baddia, pomczaa whoru. Kami! skryknuw nahladacz. Maruiro, nazad! rozpaczywo huknuw Ranataka.Wajwaswata myttiu otiamywsia, zbahnuw smertelnu nebezpeku. Zahynuty tak nikczemno,

    koy wola wsmichajesia jomu! O Soate, weykyj drue, pryjdy na pomicz z krajiny predkiw, z ja-snoho neba!

    U neludkomu zusylli win zibraw usiu junaku mohu i sachnuwsia he wid koodiazia. Zah-rymiw anciuh, trisnua ciamryna, poetiy druzky derewa w usi boky. Wajwaswata wpaw bila nihMaruiry.

    A w nastupnu my weyczeznyj kami hepnuwsia na te misce, de tilky szczo stojaw rab. Ma-ruira, zatuywszy dooniamy yczko, tremtia wid achu. Mowczay nahladaczi, z podywom dywla-czy na Wajwaswatu. Mowczaw i Ranataka, wraenyj syoju bioho raba.

    Hrizna zmorszka prorizaa czoo Woodaria, tiaka duma zalaha w hybyni swidomosti. Winperedczuwaw szczo nepryjemne dla sebe u podiji z biym rabom, u joho dywnomu zwilnenni. Adene win, Ranataka, zwilnyw raba wid anciuha. A toj sam pid zahrozoju smerti rozirwaw kilce newoli!Ce j ne podobaosia Woodarewi.

    Dowho trywaa mowczanka. Pochytujuczy, zwiwsia na nohy Wajwaswata, szcze ne rozumi-juczy, szczo z nym, de win. Maruira bahalno pohlanua na baka, tycho promowya:

    Mij Woodariu i baku! Ja choczu dodomu. Meni treba widpoczyty! Joho prywedu potim.

  • Ade ty obiciaw?Harazd, wako skazaw Ranataka. I, ne ohladajuczy na Wajwaswatu, piszow do etiuczoho

    czowna

    Wajwaswata ywe u neweykomu kamjanomu budynoczku sered derew. Palmy szumla szy-rokym ystiam nad pokriweju. Na switanku dzwinko spiwaju ptachy. urywo bryny poticzok,wpadajuczy do kanau.

    Junak we ne prykutyj anciuhom. Poriad nema nahladacziw, rabiw. Win wilno chody posadu, sered kwitiw. Moe nawi wyjty za mei paacu, w horod Zootych Worit.

    Inkoy Wajwaswata baczy sered kwitiw zdaeka wysoku posta doky Woodaria. Tijeji,szczo prychodya na pantaciji, szczo zachotia wziaty joho do sebe w sad. Ote, win jiji rab. I wonamoe zrobyty z nym, szczo schocze. Wbyty, zakatuwaty, powisyty, czetwertuwaty, kynuty uprirwu! Wse, szczo schocze!

    Ae wona tycha j mowczazna. Wona szcze ne pidchodya do nioho, ne kryczaa, ne ajaa.Jomu nema czoho narikaty na dolu. Treba daty

    Jako Wajwaswata pidrizuwaw noem ziwjali kwity na weykomu trojandowomu kuszczi.Win praciuwaw maszynalno, a w swidomosti probihay jaskrawi spohady dytynstwa, maryy da-eki morki prostory, wysoki zeenawi chwyli, czorni, micni ruky baka Diwary. Serce junakaszczemio, na duszi buo toskno j sumno.

    Nih Wajwaswaty torknuasia ti. Win zdryhnuwsia. Pidwiw hoowu i zlakano zawmer.Poriad z nym stojaa doka Czornoho Woodaria. Wona dywyasia na Wajwaswatu trywono

    j pylno. Czorni oczi wyprominiuway asku. Junak zitchnuw, sumyrno schyyw hoowu. Witaju tebe, Wajwaswato, skazaa diwczyna. Hospodynia witaje raba? zdywuwawsia junak. Hospodynia nasmichajesia?.. Ty ne rab, tycho promowya diwczyna. Ty wilna ludyna. Rab toj, chto chocze buty

    rabom. A ty ne choczesz?Wajwaswata zawmer. Chto howoryw jomu ce same? I takym e serdecznym hoosom? Soat.

    Nu, zwyczajno, Soat, kochanyj staryj druh, jakyj piszow od nioho w krajinu predkiwJunak pomowczaw, nesmiywo hlanuw na preharne obyczczia doky Woodaria, proszepo-

    tiw: Nahladaczi prozyway mene brudnoju hijenoju. Hospodynia due dobra, nazywajuczy

    mene ludynojuDiwczyna spaachnua. W pohladi jiji zaewriy iskry hniwu. I tak e raptowo zhasy. Pry-

    witno podywya wona na mohutniu posta Wajwaswaty, na joho munie obyczczia i jasni oczi,skazaa:

    Ludyna wysokoji duszi ne nazwe pohanym sowom nawi raba. Ti, szczo kykay tebe tak,sami nikczemni. Nichto bilsze ne nazwe tebe tak, Wajwaswato!

    Ja widdanyj suha twij, hospodyne, pokonywsia Wajwaswata. Ty powertajesz meninadiju

    Na szczo nadiju, Wajwaswato? Na wolu Ae ty wilnyj, hariacze zitchnua diwczyna. Ja perekazuwaa tobi, szczo ty moesz

    wychodyty w horod Zootych Worit. Ja wiriu tobi Tak, tak, sumno pidchopyw Wajwaswata. Ty wirysz meni. I ja ne zradu twojeji wiry.

    Ja powernusia. Ta ja b ne chotiw bu-jakoho rabstwa ni z anciuhom, ni bez anciuha. Twojerabstwo, hospodyne, ninisze, ae wono wsedno rabstwo

    Wajwaswato, ty zbahnesz zhodom, szczo ce ne tak. Ty moesz chocz zaraz buty zowsim,zowsim wilnym. Ja mou zrobyty ce. Ja nawi dam tobi znak Woodaria, z jakym tebe nichto netorkne palcem. Ty zmoesz powernutysia dodomu, na swij ostriw

    Prawda? zahoriwsia Wajwaswata. Hospodynia ne obmaniuje mene?

  • Ni, Wajwaswato, sumno zitchnua diwczyna. Ae ne zwy mene hospodyneju. Imjamoje Maruira

    Ne smiju, pochniupywsia Wajwaswata. Ja znaju swoje misce. Ty wysokoho rodu,wczena, preharna j wilna. A ja temnyj rab, jakyj ne znaje niczoho

    Ne znaje niczoho, proszepotia Maruira. Wona wsmichnuasia jakij swojij dumci. Iraptom zapytaa: Wajwaswato, a ty lubysz kwity?

    Junak zdywuwawsia nedanomu zapytanniu, trochy pomowczaw, potim znyzaw peczyma. Ja dywujusia jim Czomu? Ne zbahnu. Jak wony tut? De tut, Wajwaswato? Na zemli, hospodyne De tak straszno j tiako, de llesia krow i stohnu ludy. Wony nini

    j prekrasni. I zawdy weseli. Konoji wesny wyrostaju znowu w krasi j weyczi. Chocz nawkoo,jak i ranisze, smer i tortury

    Dywno howorysz, Wajwaswato Ne znaju. Ja tak myslu. Ja dumaa pro szczo podibne, skazaa Maruira. I czytaa w starych rukopysach. Czytaa, protiano skazaw Wajwaswata. Meni nawi sowo ce neznajome Czytaty oznaczaje rozbyraty znaky, zapysani na papirusi. Ti znaky peredaju sowa,

    jakymy my obminiujemo. W sowach zapysujesia drewnia mudris. Mynue zemnoho kruha, by-twy, znannia pro ludej, rosyn i twaryn, pro zirky j sonce, pro misia i nebesa

    Ja nikoy ne znatymu toho, pochyyw hoowu junak. Czomu? Chto nawczy mene? Ja, bysnua oczyma Maruira. Ty, hospodyne? Tak. Tilky chaj nichto ne znaje pro ce. Zhoda? Ja peredam tobi wse znannia, jake zmou.

    U paaci weyka bibliteka. Ja ne proczytaa nawi desiatoji czastky. Tobi bude cikawo j radisno. Apotim, koy ty stanesz rozumnym i mudrym, todi pidesz, kudy schoczesz, Wajwaswato

    Wajwaswata dywywsia na schwylowane yczko Maruiry, i serce joho byosia czasto j try-wono. Zwidky cia dywna ninis u hospodyni? Za szczo jomu nehadana radis?

    Ja weczoramy prychodytymu do tebe, Wajwaswato. I prynosytymu rukopysy znannia. dymene. Ae ni sowa nikomu

    Maruira wsmichnuasia askawo j szwydko pisza he. Wajwaswata dywywsia jij uslid, szczene wiriaczy, szczo tenditna posta u czornij oksamytowij sukni ne prywydiasia jomu

    Nadweczir Wajwaswata obyszyw robotu w sadu, skaw bila swoho yta motyky, noi, dra-byny. Wmywsia choodnoju prozoroju wodoju z poticzka. Potim wyriszyw pomyty hoowu. Namy-luwaw woossia blido-zeenoju trawyczkoju, szczo neju tak czasto wmywaa joho Anura w dy-tynstwi. Trawa pinyasia, szczypaa oczi. Woda, stikajuczy z hoowy junaka, stawaa wse czysti-szoju. Pokinczywszy z wmywanniam, Wajwaswata rozczesaw bujne woossia derewjanym hrebe-nem. Podumawszy, distaw z wuzyka biu czystu tuniku, jaku prydbaw nedawno u paacowych ra-biw, perewdiahsia.

    Schyywszy nad potokom, win zahlanuw u dzerkalnu wodu i zlakawsia. Dla koho win takhotujesia? Doka Czornoho Woodaria obiciaa pryjty. Obiciaa Komu? Nikczemnomu, bez-prawnomu rabu. Szczob wczyty joho. Szczo ce? Huzuwannia? jij sumno, jij choczesia rozwahy!Ot wona j wybraa joho potiszyty. A potim pryjde siudy razom z wojakamy I nakae schopytyjoho! Jaka haba!

    Wajwaswata kynuwsia do swoho prytuka, chotiw zirwaty z sebe tuniku. Potim otiamywsia.Ochopywszy dooniamy obyczczia, siw na swoju nudennu postil, tiako zadumawsia. Ne moe

  • buty! Taka zrada nemoywa wid takych jasnych oczej! Szczo z toho, szczo wona doka Wooda-ria? Ade wriatuwaa wona joho wid smerti, wid tiakoho ponewiriannia!

    Wajwaswata schopywsia z posteli, wyjszow nadwir. Smerkao. Czornym hromaddiam nawy-saw paac Woodaria nad sadom. U nebi merechtiy perszi zirky. Bahrowym kruaom nad da-ekymy horamy schodyw misia. Z mista doynay protiani kryky, pisni.

    Zaszeestiy kuszczi. Wajwaswata kynuwsia, pryczajiwsia bila swojeji chatyny. Chto tam? Ja, WajwaswatoO wona, Maruira. Hnuczka, jak jaszczirka. W temnomu paszczi. Oczi siaju tajemnyczym

    wohnem, trywonyj podych zlitaje z wust. Chodimo w prytuok. Hospodyne, nawiszczo? ChodimoWin we ne zapereczuje. Widczyniaje dweri, wpuskaje kazkowu hostiu. Pidpyraje dweri wa-

    koju motykoju. Chutko zawiszuje maeke wikonce paszczem. Potim rozhribaje popi u piczurci,rozduwaje arynu. Spaachuje smoysta trisoczka. Wajwaswata zapaluje switylnyk. owtawyj woh-nyk oswitluje Maruiru. Wona ohladaje tisne yto, sabo wsmichajesia.

    Meni podobajesia tut, Wajwaswato artujesz, hospodyne? Ni, ne artuju. Hospodyne, ja dumaw, ty ne pryjdesz Ja dumaw, ty huzuwaa. Ja znaa, szczo ty tak dumajesz. Czomu todi Wajwaswato, pocznemo nawczannia. To ty sprawdi? Wajwaswato, ja prynesa papirus dla wywczennia znakiw pyma. Hospodyne, ja bojusia za tebe. Kynusia, diznajusia, szczo tebe nema. Bude ycho Ty bojiszsia za sebe? Ni, spaachnuw Wajwaswata. Za sebe ni! Ae ty Todi wse harazd! Za mene ne bijsia. Ja znatymu, koy chto zachocze mene baczyty. Jak, hospodyne?Ne pytaj. Zhodom budesz znaty bahato. PocznemoWajwaswata zamowkaje. Poczuttia dowirja j ninosti zaywaje serce junaka. Chaj szczo bude!

    Jomu radisno, jomu pryjemno. Dywytysia w harne obyczczia, suchaty spiwuczyj hoos, lubyj ho-os Czoho szcze treba?

    De mona sisty, Wajwaswato?Junak kynuwsia do posteli, zhornuw jiji, pidsunuw do Maruiry. Jakszczo hospodynia dozwoy U mene bilsz niczoho nema Meni bude dobre, Wajwaswato.Maruira sia na postil, distaa z-pid paszcza zhornutyj w trubku papirus. Rozhornua. Waj-

    waswata, tamujuczy chwyluwannia, dywywsia na jiji powani ruchy. Na ystku zjawyysia czorniznaky. Maruira pokazaa na perszyj.

    Szczo baczysz, Wajwaswato? Schoe na rybu, nesmiywo proszepotiw junak, prysiwszy nawpoczipky bila diw-

    czyny. Ryba i je, skazaa Maruira. Ote, ce j znaczy ryba. Tak prosto? zdywuwawsia Wajwaswata. Ne prosto, pochytaa hoowoju diwczyna. Dywysia dali. Szczo baczysz? Rybjacza hoowaMaruira toneko zasmijaasia. Wona tak rozweseyasia, szczo nawi slozy wystupyy na

    oczach. Wajwaswata wynuwato dywywsia na neji. Chiba ne tak, hospodyne? Oj, Wajwaswato jak ty rozsmiszyw mene Rybjacza hoowa. Cha-cha-cha A. ce? Ce

  • szczo take? Rybjaczyj chwistMaruira zasmijaasia szcze ducze. Junak zowsim rozhubywsia. Tak schoe , hospodyne! Ni, ni, ja niczoho Ja tobi wse pojasniu, Wajwaswato. Sprawdi, ce hoowa, a ce chwist. Ae

    czytajesia wono ne tak A jak e, hospodyne? O tak. Hoowa oznaczaje perszu czastynu sowa ryba. Jak my todi czytajemo? Ry? nesmiywo zapytaw Wajwaswata. Chwalu, zasiajaa Maruira. Ty kmitywyj ucze. A jak e bude chwist ryby nu-nu,

    ja ne smijusia! Ce oznaczaje druhu poowynu sowaBa, skazaw Wajwaswata. Czudowo, pochwaya Maruira. Koy tak nawczatymeszsia, to za dwa misiaci czyta-

    tymesz rukopysy Ja zbahnuw, hospodyne Malujusia ne wsi predmety, a ysze dejaki Rozdilajusia na

    czastky Z tych czastok skadajusia inszi sowa Ne tak prosto, Wajwaswato. Deszczo tak, a bahato czoho ne tak O dywy. Szczo ba-

    czysz? Znowu ryba. Tilky z kryamy etiucza ryba? Tak? Ot baczysz! Zowsim ne tak! Ce oznaczaje dusza! Dusza? zdywuwawsia Wajwaswata. Czomu dusza? Tak howory drewnia mudris, szczo dusza ce nebesna ryba, jaka mandruje w zoria-

    nomu okeani nebes. Tomu w neji krya. Zapamjataw? Ce dusza. A ce szczo? ZubciMaruira znowu zasmijaasia. Ne zubci, a chwyla Chwyla, powtoryw Wajwaswata. Schoe. Sprawdi, chwyla I woda. skazaa Maruira. Bo chwyla na wodi. I more. I maty A czomu maty? ne zbahnuw junak. Mudris howory, szczo wse wyjszo z wody. Woda prawiczna maty. I Wseswit te

    zwesia Nebesnym Okeanom. A zori rybamy. Ote, cej znak czytajesia woda, chwyla, more,maty. I szcze bahato czoho.

    O duchy moria! skryknuw Wajwaswata. To jak e rozibratysia w ciomu? Rozberemosia, zaspokojia Maruira. Spoczatku zdajesia skadnym, a potim pro-

    sto. Dywysia siudy. Oci znaky whori daju riznyciuNad Atantisom kotyasia nicz, blidy zirky. A bila switylnyka w prytuku raba schylaysia

    nad papirusom dwi postatiZachopenyj Wajwaswata zabuw, de win, szczo z nym. Nowi poniattia, chwylujuczi j baani,

    pynuy do swidomosti, karbuwaysia wohnianymy znakamy. Temna peena nerozuminnia tanua,znykaa, spowniuwaasia promenem piznannia.

    Mynay dni. Maruira wsia widdaasia nawczanniu Wajwaswaty. Ne moha ne dumaty pronioho, ne chodyty do nioho. Neperemona sya nezryma, nezbahnenna kykaa jiji, zwaa,wymahaa. Jdy! Nawczaj!

    Diwczyna powertaasia pa switanku do paacu, tajemnym wuzekym chodom pidnimaasiado swojich pokojiw, pochapcem rozdiahajuczy, kydaasia w liko i dowho ne moha zasnuty, zha-dujuczy siajuczi oczi junaka, joho schwylowanyj hoos, dytiaczu radis piznannia.

    Niby sylnyj potik ponis Maruiru kudy. A kudy wona ne chotia dumaty! Bo znaa, szczoprojasnennia buty ne moe! Znaa, szczo poriad prirwa. A wona a wony z Wajwaswatoju na to-nekij nytoczci nad tijeju prirwoju

  • Zasynaa znemoena, szczasywo wsmichaasia uwi sni. A wranci prychodya Horosata metka owtoszkira sunycia. Wona kosuwaa chytrekymy czornymy oczyciamy na hospodyniu,jaka rozczisuwaasia bila, lustra, ukawo skoromowkoju kazaa:

    Ranisze hospodynia wstawaa na switanku. Nyni sonce wysoko w nebi. Moe, chworobajaka? Moe, hospodyni dopomohy treba?

    Maruira nezadowoeno dywyasia na Horosatu, nedbao znyzuwaa peczyma. Niczoho ne potribno, Horosato. Ne wtruczajsia ne w swoji sprawy. Ne budu, ne budu, torochtia sunycia, pidmitajuczy marmurowu pidohu. Ta koy

    hospodynia dozwoy, ja skau sowo hospodyni Kay, Horosato W sadu je nowyj rab Wajwaswata, promowya sunycia. Czy znaje joho hospody-

    nia?Maruira zdryhnuasia. Zawmera. Namahaasia ne wydaty sebe, ne pokazaty, szczo jiji chwy-

    luje szczo. Zatamuwawszy podych, nedbao widpowia: Znaju. A chiba szczo?Horosata zupynyasia za spynoju Maruiry, nesmiywo proszepotia: Win due harnyj, hospodyne To j szczo? rizko zapytaa Maruira. Win podobajesia meni I ja b chotia, szczob hospodynia dopomoha Moe, win

    pohlane na mene prychylno Win rab i ja rabyniaMowby stria wpjaasia w serce Maruiry. O bohy! Jakyj achywyj udar! Wid koho? Wid su-

    nyci. Rab? Pro nioho mrije cia nikczemna ysyczka! Cia paacowa brechucha, szczo nyszpory powsich usiudach. Dobre, szczo wona niczoho ne dowidaasia! Ae jaka haba! Todi, koy Maruirapidnimaa tak wysoko Wajwaswatu w swojich dumkach, koy wona wytaa popid nebo z nym umrijach, Horosata tak prosto, tak ohydno baaje maty joho dla sebe

    Maruira edwe ne zastohnaa wid tiakoji duszewnoji obrazy. A Horosata, ne didawszy wid-powidi, zitchnua, poczaa prybyraty dali. Sumno skazaa:

    Hospodyni nema dia do bidnoji sunyci. Horosati te choczesia kochannia i szczastiaHospodynia probaczy meni Ja bilsze ne budu

    Ty howorysz durnyci, Horosato, bajduym tonom skazaa Maruira. Ty choczesz ko-channia? To jdy do nioho skay

    Meni soromno, chychyknua Horosata. Todi ne jdy, znyzaa peczyma Maruira. Tak choczesia pobaczyty, znowu zamrijano mowya Horosata. Takyj krasunczyk.

    Jakby pryhornuw do sebe wmera b! Oj ee! Szczo ce ja kau?W hoowi Maruiri zapamoroczyo. Wona stysnua wusta, prykrya dooneju oczi. Sabo ska-

    zaa: Idy he, Horosato. Zajmajsia swojimy sprawamy. Ja choczu pobuty sama Jak chocze askawa hospodynia. Jak chocze Zatychy kroky Horosaty. Maruira sama.

    Niby prirwarozwerzasia w duszi diwczyny. I padaje w tu prirwu jiji nadija, jiji chymerna wira. Buria szma-

    tuje serce, rwe joho neszczadno, luto. Maruira wstaje z-za stoyka, u widczaji chody po kimnati.Szczo dijaty? Chto das poradu? Mamo, de ty? De ty, moja nina matusiu? Czomu pisza tak ranoz cioho switu? Pryjdy, pryjdy do mene, nawczy!..

    Maruira zupynyasia, zamysyasia. Moe, sprawdi, wykykaty mamu? Zapytaty! Wonaskae, wona rozwije prymary duszi

    Diwczyna kynuasia do niszi, wybraa starowynne sriblaste pattia. Po tiu prokotywsia cho-odok. Diwczyna ponyszporya w zapowitnij skryci, rozhornua kilka wuzykiw, wysypaa z nychdwi puczky poroszku owtoho j czornoho. Zmiszaa w sribnij czaszi. Prynesa czaszu do stoyka,postawya pered lustrom. Potim zakrya neprozoroju zaponoju wikna. Stao temno. Maruira ap-nua rukoju po stini. Smyknua za nytoczku zapalnyczky. Bysnua iskra, zahoriwsia bahrowyj woh-nyk. Diwczyna zapaya wid nioho swiczku, postawya bila lustra. W dzerkalnij powerchni widby-osia schwylowane temno-bronzowe obyczczia, spowneni muky oczi. Maruira zibraa woossia

  • wakym wuzom, zawjazaa zzadu, nakrya temnoju prozoroju sitkoju hoowu. Potim wkynua doczaszi krychitku smoy stolitnioho kedra. Pid czaszeju postawya swiczku. Zatamuwawsziji po-dych, daa.

    Zakurywsia dymok nad sumiszsziu, popyw u powitri. Tonko oskotaw nizdri diwczyni. Wonawdychnua joho. Spokij rozywsia w swidomosti. Chwyla zanepokojennia widkotyasia w daecz,znyka. Stao ehko, jasno, prosto

    Dym pohustiszaw, staw owtym i neprozorym. Maruira hyboko zitchnua. Jij zdaosia, szczoswidomis widdilajesia wid neji, wytaje de zboku. Stworyosia wraennia, niby wona rozdiyasia.Odna Maruira sydy bila lustra, druha wytaje w prostori. ehko, czudowo, nezbahnenno!

    A wusta diwczyny szepotiy drewni magiczni zaklattia: Duchy powitria j wod, syy zemli j wohniu, ja ne turbuju waszoho spokoju! Zayszajtesia w

    sferach swojich! Swiaszczennym pojasom Nezrymoji Materi widhoroduju was! Spi w onachswojich! Abeon! Ameon! Wam ertwa moho sercia! Pryjdi, dopomoi!

    U lustri znykaje zobraennia Maruiry. Tam poronio, temno. Widkryasia bezodnia, perey-wajesia kubamy dymu, rozmajitymy iskramy, jurbamy prywydiw.

    Pamoroczysia w hoowi Maruiry, wona e-e utrymujesia na hrani swidomosti, szepoczepako:

    Maty, matusiu! Doka twoja Maruira trywoy duch twij! Pryjdy, pryjdy, pryjdy!Sira ma nasuwajesia na dzerkao, nabyraje tremtywych form. Zjawlajusia tumanni ruky,

    naywajusia farbamy, wynykaje z imy obyczczia. Ridne, mye obyczczia materi. Wona wsmicha-jesia, sumno dywysia na doku.

    Czoho tobi, Maruiro? Czym zbenteenyj duch twij? ninym szeestom yne zapytannia. Tiako meni, matusiu, stohne doka, tremtiaczy wid napruennia. Serce moje ne

    naey meni. Ja rozrywaju na dwoje. Nawkoo mara, son Mene ne waby yttia. I ysze winwin switocz dla mene! Ae win rab Oj matusiu, tiako meni!

    Ty sama skazaa mara, proszepotia maty. Ty sama skazaa switocz. Mara zny-kaje pered switoczem. Swito ne wtrymajesz u papirusnomu posudi! Wir i spodiwajsia! Wir i spodi-wajsia, Maruiro!..

    Posta materi znyka. Maruira sabo skryknua j zneprytomniaOtiamywszy, wona szwydko prybraa na stoyku, pereodiahasia w swoje ehke wbrannia.

    Pidijsza do wikna.Dywyasia na hory, dumaa. I dumy jiji buy spokijni, wpewneni.He nikczemni turboty rozumu! Serce znaje prawdu. Maty stwerdya ce. Chaj tworysia wola

    serciaU sutinkach Maruira znowu probraasia mi kuszczamy trojand i liej do prytuku Wajwa-

    swaty. Win zustriw jiji, jak i szczoweczora, trywonyj i radisnyj, wsadowyw na mjake sydinnia, jakezrobyw z derewa j morkych wodorostiw, mowczazno j wdiaczno czekaw.

    Cioho razu Maruira distaa z-pid nakydky ne papirus, a pjatystrunnu zuu, pid zwuky jakojimandriwni pisniari spiway na dorohach i majdanach Atantisa. Wajwaswata zdywowano pohla-nuw na diwczynu.

    Zua, pojasnya wona. Ja choczu zahraty Meni? wraeno zapytaw junak. Tobi. Mene nawczya maty. Szcze koy wona bua ywa. Siohodni my ne budemo wy-

    wczaty znaky pyma. Siohodni suchaj pisniu. Wona te taji u sobi mudris wikiw. Weyku mu-dris. Jiji rozumije toj, u koho serce widkryte

    Todi spiwaj, hospodyne, proszepotiw Wajwaswata. Win siw nawproty neji na nyzekyjpeniok kedra, spersia pidboriddiam na dooni, daw. Maruira torknuasia palciamy strun. eczutne zitchannia poynuo w prostori. Zwuky narostay, rokotay, pereplitaysia w trywonomupojednanni, chwyluway. I diwczyna w takt jim zaspiwaa nykym hoosom:

    Z tajemnyczoho Kraju,Zaetio Zerno Zoote w Okean Predkowicznyj.Zaetio tremtywe Zerno yttia.

  • I pustyo korinnia u prostir szyrokyj,I rozkynuo wity u neosianis.Wyrostao, micnio nepowtorne Drewo yttiaA na niomu wyzriwaa dywowyna kwitka,Jedyna u ciomu Wseswiti.Kwitka Sercia j Lubowi.Ta raptowo pidkrawsia pidstupnyj Drakon,I zachotiw win prokowtnuty paajucze serce,Szczob woodity nym ysze jomu!Szczob u Chaosi wse potopyty, jak koy, do pojawy Zerna.Serce wybucho poumjam i rozsypao w neosianimprostori nebes,Nezliczennymy iskramy rozetio w Okeani yttia.Tak poruszya JednisPynu iskry w serciach, i szukaju dorohy do ridnohodomu.Ta doroha Lubow.De wynykaje wona drewnij zapowit woskresaje:Skasty z iskor paajucze Serce,Powernuty joho promenysto-czudowe U jedyne ono yttia.

    Maruira zamowka Pokaa zuu na kolina. Dywyasia na Wajwaswatu. Mene strywoya pisnia, skazaw junak. Ja szcze ne zbahnuw usioho. Ja budu dumaty,

    hospodyne Dumaj, Wajwaswato, suworo mowya Maruira. W cij pisni weyka tajemnyciaDiwczyna pidweasia z sydinnia, zahornuasia w nakydku. Ja pidu. Na siohodni dosy. My prodowymo nawczannia w nastupni nocziWona stupya do dwerej, rizko powernuasia, hucho proszepotia: Pamjataj, Wajwaswato Cijeji pisni ne znaje nawi bako mij Woodar. Ty perszyj po-

    czuw jiji z mojich wust

    Wajwaswata ne mih ranisze nawi pomysyty, jaku radis prynese jomu znannia pyma. Nibybyskawycia wdarya w duszu, osiajaa temni obriji, rozsunua wydymyj swit do bezmiru.

    Praciujuczy w sadu, kopajuczy zemlu, poywajuczy jabuni j palmy, proczyszczajuczy do-riky, win neodstupno dumaw pro weczir, bahosowennyj weczir, koy znowu zasiaju zirky nanebi, koy poczujesia szeest ehkych krokiw, prounaje tychyj hoos, pollusia w duszu wohnianistrumky mudrosti.

    Junak praciuje za desiatioch. Nadweczir skadaje swoji reczi, wmywajesia, pospiszaje dochatyny.

    Distaje z-pid sydinnia skruczenyj papirus, obereno rozhortaje, pidstupaje do wikoncia, prybahrowomu switli zachodu rozbyraje tajemnyczi znaky. Woruszaczy hubamy, czytaje jich, wyzna-czaje zmist napysanoho. Dywni poniattia pywu do swidomosti, niby murujuczy z nezrymych ka-meniw nowyj chram joho duszi.

    ysze znannia rozsijuje nerozuminnia, szepocze Wajwaswata, jak swito rozsijujepimu.

    Dywno j harno, chytaje hoowoju junak. Znannia rozsijuje nerozuminnia. Sprawditak. Nebahato piznaw win, a jak daeko baczy teper. I rozumije nezriwniano bilsze, ni tam, nadaekomu rybalkomu ostrowi Tilky czomu czomu Czornyj Woodar ne nawczaje wsichswojich ludej?

  • Czomu ludy Ruty ta Dajiji temni j nepymenni? Nawiszczo ce jomu?Munis, samozreczennia, widdanis, widsutnis zazdroszcziw, duszewna czystota, wada

    nad poczuttiamy, swidomyj rozum, duchownyj rozwytok, wira, nezobywis taki desia widznakwsiakoho istynnoho wczennia.

    Wajwaswata zitchnuw. Zadumawsia.Chto propowiduje munis nyni? W czomu wona? Chiba szczo w tomu, szczob napasty na

    bezorunych rybaok, jak todi, koy zabray joho wid bakiw? Samozreczennia Nezobywis Ta-jemnyczi poniattia, prekrasni, czysti Tilky de szukaty jich? Chto napysaw czudowi papirusy?Jak mohy wony potrapyty do bibliteky Woodaria? Newe win czytaje jich? A jakszczo czytaje,to czomu sam ne takyj?

    O tut dali skazano: Prysuchajsia nawi do sliw maekych ditej, wybyraj z nych istynu,szczo promowlaje do twoho sercia. Widkydaj wse, szczo ne spryjmajesia twojim sercem, jak istyna.I koy nawi Werchownyj Boh howorytyme z toboju, ne pryjmaj joho sliw, koy jich ne spryjmajeserce twoje, jak istynu. Trywoni, straszni sowa! Jakby chto skazaw take sered ludej, suhy Czor-noho Woodaria myttiu schopyy b joho j uwjaznyy. Nawi znyszczyy b! Bo z maych lit ytelamAtantisa wbywajesia w hoowu