szept wiatru

26

Upload: muza-sa

Post on 07-Mar-2016

233 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Amelia Divine jest zamożna, kapryśna, zepsuta… i nieszczęśliwa. Niedawno w tragicznych okolicznościach straciła niemal wszystkich najbliższych. W trakcie podróży do nowej rodziny dochodzi do katastrofy: parowiec, którym płynie, idzie na dno po zderzeniu z rafą koralową. Amelia zmusza swoją przyjaciółkę Lucy, by ta oddała jej miejsce w szalupie ratunkowej. Lucy ginie, Amelia jest jedną z dwóch ocalałych osób. Druga to Sarah Jones, której sąd zamienił karę więzienia na pracę na farmie prowadzonej przez owdowiałego farmera z siedmiorgiem dzieci. W wyniku uderzenia w głowę Amelia traci pamięć. Sarah korzysta ze sposobności i podaje się za nią w nadziei, że nigdy więcej już jej nie zobaczy i że skieruje swoje życie na nowe, lepsze tory. Przeznaczenie chce jednak inaczej: losy dwóch młodych kobiet splatają się na dobre w poruszającej historii o miłości, chciwości i zdradzie. Gorące namiętności, zwykłe ludzkie słabostki, miłość, nienawiść i zazdrość – a wszystko w egzotycznych, baśniowych pl

TRANSCRIPT

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:2 c:1 black–text

Elizabeth HaranSzept wiatru

3

S

E L I Z A BE T H

HARAN

prze o y a Joanna Grabarek

Szeptwiatru

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:3 c:1 black–text

Tytu³ orygina³u: Die Insel der Roten Erde

Projekt ok³adki: Pawe³ Panczakiewicz /PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redakcja: Monika Kiersnowska

Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz

Korekta: Renata Surmacz, El¿bieta Stegliñska

Copyright 2006 by Bastei Lübbe GmbH & Co. KG, Köln

Zdjêcia na ok³adce kwest/Shutterstock

Masson/Shutterstock

pashabo/Shutterstock

for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2014

for the Polish translation by Joanna Grabarek

ISBN 978-83-7758-389-0

Wydawnictwo Akurat

Warszawa 2014

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:4 c:1 black–text

Rozdzia³ pierwszyAustralia, Sierpieñ 1845

Po³udniowe wybrze¿e kontynentu

– Lucy! Natychmiast przynieœ mi parasolkê! S³yszysz?! – za-wo³a³a niecierpliwie piêkna, m³oda, ciemnow³osa kobieta. Wy-raŸnie obawia³a siê o swoj¹ brzoskwiniow¹ cerê.

– Je¿eli s³oñce nadto panienkê przypieka, panno Divine, po-winna panienka schowaæ siê w cieniu – doradzi³a Lucy uprzej-mym tonem. Wiedzia³a, jak zdradliwe s¹ promienie s³oñca odbiteod powierzchni wody. Jako blondynka o bardzo jasnej karnacjipoparzy³aby siê w ci¹gu kilku minut. Sta³a wiêc w cieniu pok³adu

rufowego, chowaj¹c siê przed s³oñcem i wiatrem. Parowiec „Ga-zela” ko³ysa³ siê na falach. Podró¿owali wzd³u¿ po³udniowegowybrze¿a Australii w kierunku znanej z kapryœnych wód Cieœni-ny Badacza i Przesmyku Kuchennych Schodów* odzielaj¹cegoWyspê Kangura od l¹du. Ze wzglêdu na silne podmuchy za³oga

statku twierdzi³a, ¿e zanim dotr¹ na miejsce, zapadnie ju¿ zmrok.PaŸdziernik zbli¿a³ siê du¿ymi krokami i powinno siê ju¿ ociepliæ,tymczasem by³o tak ch³odno, jak w zimowy poranek.

Amelia Divine sta³a przy relingu, wpatruj¹c siê gniewniew s³u¿¹c¹.

* Backstaiers Passage [przyp. red.]

5

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:5 c:1 black–text

– To okropne ko³ysanie wywo³uje u mnie md³oœci, Lucy.Gdyby nie bryza, z pewnoœci¹ nakarmi³abym ryby tymi obrzyd-liwymi kotletami jagniêcymi, które dostaliœmy na lunch.

Lucy jêknê³a w duchu. Amelia narzeka³a nieustannie od piêciudni, kiedy to na pok³adzie „Lady Rosalindy” wyruszy³y z Ziemi

Van Diemena*. Zaczyna³o jej to graæ na nerwach. Wci¹¿ s³ysza³a,¿e jest za gor¹co, za zimno, ¿e podaj¹ okropne jedzenie, za³ogazachowuje siê nagannie, ¿e zmuszono je do przebywania w jed-nym pomieszczeniu z pasa¿erami z dolnego pok³adu i tak dalej,i tak dalej… Nawet krótki postój w Melbourne przed wejœciem na

pok³ad „Gazeli” nie poprawi³ humoru kapryœnej pracodawczyni.Lucy by³a przekonana, ¿e wiatr jest zbyt silny, aby utrzymaæ

w rêku parasol, ale spe³ni³a zachciankê swojej pani. Wrêczy³aparasolkê Amelii, a po chwili wiatr wyrwa³ j¹ z r¹k m³odejdamy. Kobieta pisnê³a gniewnie, widz¹c, jak parasol znika, nie-

siony kolejn¹ fal¹.– Mo¿e by³oby rozs¹dniej siê schroniæ, panno Divine – za-

sugerowa³a Lucy. Amelia by³a tak wiotka, ¿e w ka¿dej chwilii ona mog³a zostaæ zmieciona z pok³adu.

– Wtedy z pewnoœci¹ zwymiotujê. Je¿eli nie masz lepszych

sugestii, zostaw mnie w spokoju – odburknê³a ponuro Amelia.Jej twarz przybiera³a coraz bardziej zielony odcieñ. Œwie¿y gro-szek, zupe³nie jak otaczaj¹ce nas wody, pomyœla³a Lucy. Z pew-noœci¹ choroba morska przyczynia³a siê do gwa³townych napa-dów z³ego humoru jej pracodawczyni. Lucy wróci³a na rufê,

gdzie zasta³a jedn¹ z pasa¿erek, Sarê Jones. Kobieta s³ysza³atyradê Amelii.

– Nie wiem, jak znosisz jej narzekanie i kompletny brakszacunku wobec ciebie – powiedzia³a, wpatruj¹c siê w piêkn¹m³od¹ damê, która sta³a przy relingu z naburmuszon¹ min¹.

* Dawne okreœlenie Tasmanii [przyp. t³.].

6

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:6 c:1 black–text

W ci¹gu ostatnich kilku lat mia³a w¹tpliw¹ przyjemnoœæ po-znaæ dziesi¹tki Amelii Divine. Przemawiano do niej w taki samobraŸliwy sposób, ona zaœ, ze wzglêdu na okolicznoœci, nie mia³awyboru, jak tylko zaakceptowaæ tê wzgardê. Nie rozumia³a jed-nak, dlaczego Lucy to znosi. By³a s³u¿¹c¹, a nie niewolnic¹.

Sara potrafi³a rozpoznaæ ludzi, których los postawi³ w tejsamej sytuacji co j¹. Lucy nie nale¿a³a do tej grupy. Na jej miejscuSara ju¿ dawno powiedzia³aby pannie Divine, co o niej myœli.Z pewnoœci¹ kosztowa³oby to j¹ utratê zajêcia, ale satysfakcjaby³aby tego warta.

– Potrzebujê pracy i dachu nad g³ow¹ – odpar³a Lucy. – Przy-jecha³am do Australii osiemnaœcie miesiêcy temu wraz ze stupiêædziesiêcioma szeœcioma dzieæmi z sierociñca w Anglii. Poukoñczeniu szesnastego roku ¿ycia oczekuje siê od nas samodziel-noœci. Ja mia³am urodziny zaledwie miesi¹c temu, ale na szczê-

œcie uda³o mi siê zdobyæ posadê u Amelii.– Panna Divine chyba nie jest wiele starsza od ciebie – stwier-

dzi³a Sara, przygl¹daj¹c siê z niechêci¹ m³odej damie. – Gdzie s¹jej rodzice? – Wiedzia³a, ¿e nie brakowa³o im pieniêdzy i wycho-wali swoj¹ córkê w pogardzie dla klasy pracuj¹cej. Z tego powo-

du czu³a tym wiêksz¹ niechêæ do Amelii.– Ma dziewiêtnaœcie lat i jej ¿ycie by³o godne pozazdroszcze-

nia… a¿ do chwili, gdy kilka tygodni temu jej rodzice i brattragicznie zginêli – odpar³a Lucy.

– Co siê sta³o?

– Ogromny eukaliptus przewróci³ siê na ich powóz w czasiewichury w Hobart Town. Podobno nie mieli najmniejszychszans. Zatrudniono mnie, ¿ebym towarzyszy³a jej w drodze doopiekunów, którzy mieszkaj¹ w Kingscote, na wyspie. Amelianie widzia³a siê z nimi, od kiedy skoñczy³a jedenaœcie lat, ale

kamerdyner Divine’ów twierdzi³, ¿e to cudowni ludzie i na

pewno bêd¹ bardzo dobrzy dla panienki. Modlê siê jedynie,

7

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:7 c:1 black–text

¿eby mnie przy sobie zatrzyma³a, poniewa¿ bez wzglêdu na jejfochy, opieka nad ni¹ nie jest trudnym zajêciem.

Lucy by³a zbyt poczciwa, by gniewaæ siê na Ameliê. Jej wro-dzona s³odycz przejawia³a siê nie tylko w charakterze, ale te¿w ³agodnych rysach twarzy i ciep³ym uœmiechu. Sara spojrza³a

na ni¹ z niezrozumieniem. Sama wola³aby raczej szorowaæ wy-chodki, ni¿ zadawaæ siê z t¹ pannic¹.

– Gdybym nie zosta³a towarzyszk¹ Amelii, pracowa³abymw fabryce jako sprz¹taczka, a to mi siê wcale nie uœmiecha³o– westchnê³a Lucy. Spojrza³a na popêkan¹ skórê na d³oniach

Sary. Domyœli³a siê, ¿e ich w³aœcicielka musia³a w nieskoñczo-noœæ moczyæ je w wodzie z mydlinami. Jej w³asne d³onie wygl¹-da³y podobnie, gdy jeszcze mieszka³a w sierociñcu.

Niechêæ Sary do Amelii bynajmniej nie zmala³a, gdy dowie-dzia³a siê o jej tragedii, o niedawnej stracie rodziny. Nie mog³a

narzekaæ na biedê, a poza tym mia³a opiekunów. Z ca³¹ pewnoœ-ci¹ przysz³oœæ panny Divine bêdzie nadal czyst¹ przyjemnoœci¹.Ponadto Amelia by³a zbyt piêkna, aby zas³ugiwaæ na wspó³czucie.W zasadzie Sara nie lubi³a jej w³aœnie z powodu ró¿nic miêdzynimi. Mia³y wprawdzie kilka wspólnych cech – d³ugie ciemnobr¹-

zowe w³osy, jasn¹ karnacjê i br¹zowe oczy – ale Amelia by³apiêkna, Sara zaœ zaledwie przeciêtna. Obie mia³y zamieszkaæ naWyspie Kangura, ale ich nowe domy nie mog³yby siê bardziejró¿niæ. Amelia nale¿a³a do elity, podczas gdy je rodzice wywodzilisiê z klasy pracuj¹cej. Niemniej Sara rozumia³a punkt widzenia

Lucy, chocia¿ nadal z³oœci³o j¹ to, i¿ dziewczêta pokroju Ameliimia³y prawo traktowaæ ludzi z ni¿szych klas niczym popychad³a.

Lucy zauwa¿y³a, ¿e nad l¹dem gromadz¹ siê czarne chmury.Modli³a siê, ¿eby statek dotar³ do celu, zanim dopadnie ichsztorm.

– Jestem bardzo ciekawa Wyspy Kangura – wyzna³a. – Jeden

z pasa¿erów powiedzia³ mi, ¿e maj¹ tam pla¿e pe³ne bia³ego

8

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:8 c:1 black–text

drobnego piasku i mnóstwo jadalnych ryb. Amelii nie spodo-ba³a siê wiadomoœæ, i¿ wyspa ma niewielu mieszkañców. Uwa¿a-³a, ¿e znajdzie tam tylko kilka sklepów, a ona lubi zakupy. Jaosobiœcie nie mogê siê doczekaæ widoku fok i pingwinów. Praw-dopodobnie klimat tam jest taki sam jak na Ziemi Van Diemena,

wiêc nie powinniœmy cierpieæ z powodu zbyt wielu upalnych dni.Sara wzruszy³a ramionami. Nie interesowa³a siê takimi rze-

czami. Nie mia³a wyboru co do swojego miejsca przeznaczenia.– Czym bêdziesz siê zajmowa³a w nowym domu? – spyta³a

Lucy. By³o to niewinne pytanie, ale Sara nie zamierza³a zwie-

rzaæ siê dziewczynie z nieprzyjemnych szczegó³ów.– Zamieszkam na farmie jako opiekunka dzieci, które rok

temu straci³y matkê.– Och, to okropne! Jak to siê sta³o?– O ile wiem, umar³a, rodz¹c siódme dziecko.

– Czy to znaczy, ¿e jedno z twoich podopiecznych bêdziezaledwie oseskiem? – zdziwi³a siê Lucy. By³o jej ¿al dzieci farmera,które straci³y mamê, ale jednoczeœnie nie potrafi³a ukryæ podeks-cytowania. Uwielbia³a niemowlaki.

– Powiedziano mi, ¿e ono tak¿e umar³o przy porodzie – odpar-

³a Sara. Nie po raz pierwszy pomyœla³a, ¿e ¿ona farmera powinnaoprzeæ siê ³ó¿kowym zachciankom mê¿a. Wtedy jej dzieci nadalmia³yby matkê. By³a jednak realistk¹ i wiedzia³a, ¿e tak naprawdêbiedna kobieta nie mia³a wyboru. Musia³a byæ pos³uszn¹ ¿on¹i zap³aci³a za to najwy¿sz¹ cenê.

Lucy wci¹¿ myœla³a o dziecku, które umar³o, przychodz¹c naœwiat.

– Zatem bêdziesz guwernantk¹ szeœciorga dzieci – rzuci-³a. Pamiêta³a dobrze noworodki i raczkuj¹ce maluchy, którymizajmowa³a siê w sierociñcu; biedne, niechciane kruszynki, któ-

re nie mia³y na tym œwiecie nikogo, kto by je pokocha³. Po¿eg-

nanie z nimi by³o bodaj najtrudniejsz¹ rzecz¹, jak¹ kiedykolwiek

9

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:9 c:1 black–text

musia³a zrobiæ. Pamiêta³a ten dzieñ, zaledwie miesi¹c temu,kiedy odesz³a z sierociñca. Pamiêta³a, jakby to by³o wczoraj.Niemowlêta p³aka³y, maluchy zawodzi³y, ale zakonnice nie po-zwoli³y jej zostaæ. Z³ama³o jej to serce i wci¹¿ czu³a siê winna,¿e porzuci³a biedne niewini¹tka.

Sara odczu³a ulgê, widz¹c, w jaki sposób Lucy postrzega jejsytuacjê. „Guwernantka” brzmia³o du¿o lepiej ni¿ „skazaniecwziêty do terminu”. Sara by³a bowiem wiêŸniark¹, której wrê-czono bilet do wolnoœci. W wieku czternastu lat zosta³a skazanaza kradzie¿ i osadzona w wiêzieniu na siedem lat. Piêæ z nich

spêdzi³a w wiêzieniu dla kobiet Cascade, na Degraves Street,w po³udniowej dzielnicy Hobart Town, pracuj¹c w pralni. Ponie-wa¿ jednak na australijskich farmach nieustannie brakowa³or¹k do pracy, za dobre zachowanie skazañcom obu p³ci oferowa-no mo¿liwoœæ odpracowania reszty kary na australijskim l¹dzie.

Sarê odeskortowa³ na pok³ad Montebello stra¿nik wiêzienny,który towarzyszy³ jej w podró¿y a¿ do Melbourne. Tam, ju¿ sama,przesiad³a siê na „Gazelê”. Po przybyciu do Kingscote mia³azameldowaæ siê na miejscowym posterunku, sk¹d ktoœ powi-nien odtransportowaæ j¹ na farmê Evana Finnlaya, po³o¿on¹

w odleg³ej zachodniej czêœci wyspy. Z pocz¹tku zaniepokoi³a siê,s³ysz¹c, i¿ w³aœciciel nie zg³osi siê po ni¹ osobiœcie, gdy¿ gospo-darstwo le¿a³o ponad sto mil od miasta. Zapewniono j¹ jednak,i¿ zostanie odwieziona na farmê, która usytuowana by³a w dzie-wiczej jeszcze czêœci wyspy.

Na pok³adzie „Gazeli” znajdowa³o siê osiemdziesiêciu jedenpasa¿erów i dwudziestu czterech cz³onków za³ogi. Parowiec prze-wozi³ równie¿ miedŸ, m¹kê, towary ogólnego u¿ytku i kilka koni,w tym cztery wyœcigowe, z przystankiem docelowym w Adelaj-dzie. Ich w³aœciciele, panowie Hedgerow, Albertson i Brown

przechwalali siê przez ca³¹ drogê sukcesami ich rumaków podczas

wyœcigów w Flemington, niedaleko Melbourne.

10

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:10 c:1 black–text

Godzinê póŸniej niebo z³owieszczo pociemnia³o, a wiatr siêwzmóg³. Olinowanie i maszty po obu stronach g³ównego ko-mina statku jêcza³y i trzeszcza³y pod jego naporem. Za³oga oba-wia³a siê, ¿e w którymœ momencie puszcz¹ zabezpieczenia ¿agli,które rozwin¹ siê i postrzêpi¹ na wietrze. Nie mogli jednak nic

zrobiæ, poniewa¿ statkiem, zmagaj¹cym siê z coraz ¿ar³oczniej-szymi falami, miota³o na wszystkie strony. Znajdowali siê piêæmil morskich na po³udnie od b³yskaj¹cej ostrzegawczo latarnimorskiej na przyl¹dku Willoughby. Nagle kolejna fala szarpnê³aparowcem, przewracaj¹c na grzbiet jednego z koni wyœcigo-

wych. Kapitan nakaza³ zwróciæ okrêt w stronê po³udniowegozachodu, w g³¹b morza, dziobem w kierunku piêtrz¹cych siê fal,redukuj¹c prêdkoœæ, ¿eby za³oga zdo³a³a pomóc biednemu zwie-rzêciu stan¹æ z powrotem na nogi.

Wkrótce morze rozszala³o siê do reszty i „Gazela” znalaz³a siê

w centrum nawa³nicy. Kapitan zdecydowa³, ¿e bezpieczniej bê-dzie okr¹¿yæ wyspê i przybiæ do portu w Kingscote, ni¿ próbowaæw takich warunkach przejœcia przez Przesmyk KuchennychSchodów. Zamierza³ poczekaæ w mieœcie na lepsz¹ pogodê przedpodró¿¹ do Adelajdy.

– Kiedy wreszcie dobijemy do portu na tej przeklêtej wy-spie? – spyta³a chyba ju¿ po raz setny Amelia naburmuszonymtonem. Deszcz przegna³ j¹ z pok³adu do kabiny, gdzie dopad³y j¹nudnoœci. Widoczne w oddali zarysy l¹du zniknê³y teraz, prze-s³oniête ciemn¹ œcian¹ ulewy. Mija³y godziny i statek walczy³

w ponurych ciemnoœciach z nawa³nic¹. Sara i Lucy modli³y siêo ocalenie, podczas gdy Amelia nie przestawa³a narzekaæ.

Capitan Brenner dostrzeg³ tymczasem œwiat³o innej latarnimorskiej i zrozumia³, ¿e zboczyli z kursu. Szybko przerzuci³mapy. Widocznoœæ by³a prawie zerowa i nie zdawa³ sobie spra-

wy, ¿e znaleŸli siê tak blisko wyspy. Przyjrza³ siê jednej z map,

szukaj¹c zdradliwych raf. Do³¹czy³ do niego pierwszy oficer.

11

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:11 c:1 black–text

– Jeœli to latarnia na Przyl¹dku du Couedic, sir, a w¹tpiê,¿eby by³o to coœ innego, powinniœmy odp³yn¹æ jak najdalej odwyspy. – Pierwszy oficer czêsto p³ywa³ po okolicznych wodachi wiedzia³, ¿e dla wielu nie skoñczy³o siê to dobrze.

Kapitan Brenner natychmiast zakrêci³ ko³em na bakburtê,

ale by³o ju¿ za póŸno. Ktoœ z za³ogi krzykn¹³ z dziobu ostrze-gawczo i niemal w tej samej chwili potê¿ny wstrz¹s rzuci³ pa-sa¿erów i marynarzy na deski pok³adu.

– Niech Bóg siê nad nami zlituje! – zawo³a³ kapitan. Statekuderzy³ w czêœciowo zatopion¹ rafê. Przera¿aj¹cy zgrzyt przesu-

waj¹cego siê po ostrym koralu drewnianego kad³uba na zawszezapad³ wszystkim w pamiêci. Dolny pok³ad rozbrzmia³ chóral-nym krzykiem przera¿enia. Dzieci w panice przywar³y do p³a-cz¹cych matek. Ludzie wznosili pospieszne mod³y, gdy wysokafala cisnê³a statek g³êbiej na rafê. Uderzony przez kolejn¹ œcianê

wody, parowiec przechyli³ siê na praw¹ burtê. Pasa¿erami rzuci-³o niczym szmacianymi lalkami. Jêki i zawodzenia umilk³y nachwilê, st³umione strumieniem bezwzglêdnej, lodowatej wody,której fala przetoczy³a siê przez dolne pok³ady. Natychmiast za-trzymano silniki, aby œruba napêdowa nie roztrzaska³a siê o prze-

szkodê. Odg³osy fal uderzaj¹cych w statek i krzyki ludzi sta³y siêog³uszaj¹ce. Za³oga zastyg³a w przestrachu na dwie d³ugie mi-nuty, oczekuj¹c wyroku.

Wreszcie statek zdo³a³ siê ustabilizowaæ. Kapitan Brennerniezw³ocznie rozkaza³, aby spuœciæ szalupy. Chwilê póŸniej z³ama³

siê komin „Gazeli”, mia¿d¿¹c jedn¹ z ³odzi ratunkowych i od-dzielaj¹c rufê od czêœci dziobowej. Pok³ady parowca podda³y siêpod ciê¿arem i statek rozpad³ siê na trzy czêœci. Kabiny miesz-kalne i salony wypoczynkowe pogr¹¿y³y siê w kompletnej ciem-noœci, wprawiaj¹c pasa¿erów w przera¿enie. Kilkoro z nich wraz

z grupk¹ pechowych marynarzy i czêœci¹ ³adunku zmy³o z po-

k³adu rozszala³e morze. Za fragmentem rafy, na którym osiad³a

12

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:12 c:1 black–text

tylna czêœæ parowca, rozci¹ga³a siê g³êbia, nad któr¹ wci¹¿ uno-si³ siê pozosta³y fragment statku. Pasa¿erowie ze œrodkoweji przedniej czêœci parowca w panice usi³owali przedostaæ siê narufê po linie trzymanej przez marynarza. Wiêkszoœæ jednak zo-sta³a zmieciona do wody przez bezwzglêdne fale.

Lucy, Amelia i Sara Jones znajdowa³y siê w salonie na dziobie.By³y potwornie przera¿one, mimo i¿ nie zdawa³y sobie nawetsprawy, ¿e wiêkszoœæ ³odzi ratunkowych zosta³a porwana przezwzburzone morze. Amelia myœla³a jedynie o tym, ¿e za chwilêpod¹¿y za swoj¹ rodzin¹ do grobu, a Lucy by³a zbyt wstrz¹œniêta,

aby j¹ uspokoiæ.Kiedy dziób „Gazeli” ko³ysa³ siê na niebezpiecznej koralowej

¿erdzi, pozostawiony na ³askê i nie³askê rozszala³ego morzai wœciek³ej wichury, za³oga rozpaczliwie usi³owa³a ocaliæ ¿yciepasa¿erów. Panowie Hedgerow, Albertson i Brown zaoferowali

im sto funtów za miejsce w szalupie. Wczeœniej zmuszeni bylibezsilnie obserwowaæ, jak ich trzy cenne rumaki panicznie i beznadziei walczy³y ze wzburzonymi wodami, zaœ czwarty zgin¹³w cierpieniu, ciœniêty przez sztormow¹ falê na ods³oniête, po-szarpane ska³y. William Smith, marynarz pozostaj¹cy w czynnej

s³u¿bie przez dwa lata, nie ukrywa³ przera¿enia, zw³aszcza wi-dz¹c pe³n¹ niedowierzania reakcjê matki czworga dzieci, któraus³ysza³a propozycjê bogaczy. Odpowiedzia³ im wprawdzie, ¿ekobiety i dzieci maj¹ bezwzglêdne pierwszeñstwo, ale dwóchjego kolegów poczu³o pokusê. Ronan Ross i Tierman Kelly, majt-

kowie s³u¿¹cy dopiero pierwszy sezon na statku, z chêci¹ przy-jêliby ³apówkê od biznesmenów. Nie mogli jednak zapewniæ,¿e ktokolwiek – bogaty czy biedny – zostanie ocalony. Wszyscyzdawali sobie sprawê, ¿e tylko cud pomo¿e nielicznym prze¿yæ têkatastrofê.

Za³oga skoncentrowa³a siê wiêc na procedurach kryzyso-

wych. Znaleziono kilka rac i wystrzelono je w nadziei, i¿ zostan¹

13

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:13 c:1 black–text

zauwa¿one. Niestety ³adunki okaza³y siê zbyt przemoczonei w rezultacie race tylko dymi³y, nie daj¹c ¿adnego œwiat³a.Uruchomiono te¿ dzwon okrêtowy, z nadziej¹, ¿e us³yszy golatarnik lub za³oga przep³ywaj¹cego w pobli¿u statku, ale wyciewiatru skutecznie zag³usza³o wycie syreny.

Jeden ze stoj¹cych na dziobie marynarzy dostrzeg³ wywróco-n¹ do góry dnem szalupê, unosz¹c¹ siê w pobli¿u na wodzie.Jakiœ pasa¿er, duñski ¿eglarz, zaoferowa³, ¿e pop³ynie do ³odzi,przewi¹zany w pasie lin¹. Cudem uda³o mu siê tego dokonaæ, zaco otrzyma³ seriê oklasków. Jednak gdy p³yn¹³, lina rozwi¹za³a

siê i ¿eglarz nie by³ w stanie wróciæ na statek. Morze unios³o gow dal, kurczowo trzymaj¹cego siê kad³uba szalupy.

Dwóch cz³onków za³ogi parowca, uwiêzionych na rufie, zdo-³a³o poluzowaæ liny przytrzymuj¹ce jedyn¹ pozosta³¹ na statku³ódŸ ratunkow¹. Zwodowali j¹, a nastêpnie jeden z nich, trzy-

maj¹c lampê, wdrapa³ siê do œrodka, podczas gdy drugi zaj¹³ siêprzeprowadzaniem ku niej pasa¿erów po pochy³ym pok³adzie.Marynarz stoj¹cy w szalupie pomaga³ rozbitkom wdrapaæ siê doœrodka i usadowiæ na ³awkach. Nie by³o to ³atwe, zwa¿ywszy nanieustannie atakuj¹ce ich zwa³y wody.

Za³oga oceni³a, ¿e na rufie znajdowa³o siê trzydziestu piêciupasa¿erów – zbyt wielu, ¿eby wszyscy zmieœcili siê w jednej ³odziratunkowej. Marynarze chcieli jednak za wszelk¹ cenê uratowaæjak najwiêcej z nich. Najpierw przeprowadzono do szalupy dzieciwraz z ich matkami, a nastêpnie starszych. Lucy, Amelia i Sara

znajdowa³y siê w tylnej czêœci salonu pogr¹¿onego w absolut-nych ciemnoœciach. Przera¿eni ludzie t³oczyli siê i przepychali,cz³onkowie rodzin rozpaczliwie usi³owali trzymaæ siê razemw ogarniaj¹cym kabinê chaosie.

Lucy i Sara nagle zosta³y odseparowane od Amelii, która

nadal cierpia³a z powodu choroby morskiej. W salonie rozpêta³o

siê prawdziwe pandemonium. Wszyscy przepychali siê, nie zwa-

14

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:14 c:1 black–text

¿aj¹c na innych. Krzyczeli przeraŸliwie, pragn¹c za wszelk¹ cenêdostaæ siê do szalupy, zanim rufa rozbitego statku zostanie unie-siona przez bezwzglêdne fale na g³êbiny.

– Lucy! – zawo³a³a Amelia, czuj¹c, ¿e jej rêka wyœlizgnê³a siêz d³oni s³u¿¹cej. – Lucy! Lucy! Gdzie jesteœ? – By³a przera¿ona,

ba³a siê zostaæ sama. Zaczê³a przedzieraæ siê przez t³um w kie-runku wyjœcia z salonu. Ju¿ na pok³adzie spojrza³a w dó³, szu-kaj¹c Lucy w szalupie, ale w s³abym œwietle latarenki i gêstymdeszczu nie by³a pewna, czy j¹ rozpoznaje.

– Przykro mi, ale nie ma ju¿ miejsca! – krzykn¹³ do góry

marynarz z ³odzi. – Szalupa jest pe³na.– Lucy! – krzyknê³a Amelia, wyda³o jej siê bowiem, ¿e do-

strzeg³a twarz s³u¿¹cej poœród rozbitków st³oczonych w ³odzi.Lucy chcia³a zaczekaæ na swoj¹ pracodawczyniê, ale strumieñ

pasa¿erów uniós³ j¹ wbrew jej woli, wypychaj¹c przez drzwi,

gdzie przechwyci³ j¹ za³ogant. Sara dosta³a siê do szalupy zarazpo Lucy. S³ysz¹c okrzyk Amelii, s³u¿¹ca unios³a g³owê.

– Lucy, zaczekaj na mnie! – wrzasnê³a m³oda dama, rozpo-znaj¹c swoj¹ towarzyszkê.

– Przykro mi, panienko, ale szalupa jest ju¿ pe³na – powie-

dzia³ stoj¹cy przy niej marynarz.– Lucy! – zawodzi³a Amelia. – Nie mo¿esz odp³yn¹æ beze

mnie. – Spojrza³a na przytrzymuj¹cego j¹ marynarza. – Lucyjest moj¹ s³u¿¹c¹. Nie powinna zejœæ do szalupy beze mnie.

– Prze³adowana ³ódŸ siê przewróci, panienko. Nie ma ju¿

na niej miejsca.– Nie rozumiesz, ¿e muszê siê dostaæ do tej szalupy?! – rzuci-

³a histerycznie Amelia. Wyszarpnê³a siê z uœcisku marynarzai skoczy³a do wody. Po wynurzeniu siê chwyci³a kurczowo zaburtê. – Muszê byæ z Lucy! – wykrzycza³a, zach³ystuj¹c siê wod¹.

Nie mieœci³o jej siê w g³owie, ¿e mog³aby pozostaæ na „Gazeli”.

Poza tym jako pasa¿erka pierwszej klasy z ca³¹ pewnoœci¹ mia³a

15

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:15 c:1 black–text

wiêksze prawo do miejsca w ³odzi ratunkowej ni¿ inni po-dró¿ni.

– Przykro mi, ale tylko jedna z was mo¿e siê uratowaæ – za-wo³a³ marynarz z rufy wraku, usi³uj¹c wyci¹gn¹æ Ameliê z wo-dy. Kobieta jednak opiera³a siê. Macha³a ramionami jak sza-

lona, wprawiaj¹c tym rozbitków w stan bliski histerii. Obawialisiê, i¿ Amelia przewróci szalupê i wszyscy znajd¹ siê w g³ê-binach.

– To powinnam byæ ja! – Amelia nienawistnie spojrza³a naLucy, która przysiad³a na ³awce przed Sar¹.

– Zostañ! – Sara z³apa³a s³u¿¹c¹ za ramiê, kiedy ta usi³owa³awstaæ. Lucy nie wiedzia³a, co robiæ. Je¿eli Amelia doprowadzido wywrócenia ³ódki, ¿aden z pasa¿erów nie bêdzie mia³ szansyna ocalenie. Dziewczyna zerknê³a na pe³ne przera¿enia twarzeotaczaj¹cych j¹ dzieci. Jak mog³a dopuœciæ, aby skoñczy³y w wo-

dzie, zamiast przedostaæ siê na bezpieczny l¹d? – Proszê, pozwól-cie pannie Divine wsi¹œæ do ³odzi. – B³aga³a marynarza dowo-dz¹cego szalup¹.

– Nie mogê – odpar³ mê¿czyzna. – £ódŸ bêdzie przeci¹¿ona.– Lucy! – krzyknê³a Amelia. – Nie mo¿esz odp³yn¹æ. Nie

mo¿esz!Lucy zaczerpnê³a powietrza w p³uca i wsta³a.– Idê! – zawo³a³a do Amelii, przesuwaj¹c siê do przodu.– Nie, Lucy! – nalega³a Sara. – Zostañ w ³odzi.– Nie mogê – odpar³a dziewczyna. Wiedzia³a, ¿e nie ma pra-

wa zajmowaæ miejsca, które mog³o siê dostaæ Amelii. Wyswobo-dzi³a ramiê z uœcisku Sary i przeskoczy³a z ³odzi na pok³adstatku. W tym samym czasie marynarz dowodz¹cy szalup¹ wy-³owi³ Ameliê z wody i pomóg³ jej wdrapaæ siê do œrodka.

– Lucy, musisz p³yn¹æ z nami! – nakaza³a gniewnie m³o-

da kobieta. Nie pojmowa³a, ¿e Lucy poœwiêci³a dla niej w³asne

¿ycie. Tupnê³a nog¹ niczym rozeŸlone dziecko. Szalupa zako³y-

16

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:16 c:1 black–text

sa³a siê i zgromadzeni w niej rozbitkowie wrzasnêli z prze-ra¿enia.

– Zaopiekujê siê ni¹! – krzykn¹³ marynarz z pok³adu, chwy-taj¹c Lucy za ramiê i wci¹gaj¹c j¹ po pochy³ym pok³adzie dosalonu. Drugi marynarz wios³em odepchn¹³ szalupê od uwiêzio-

nego na rafie statku.Sara wpatrywa³a siê w Lucy, która przygl¹da³a siê odp³y-

waj¹cej ³ódce. Nawet w s³abym œwietle latarni trzymanej przezmarynarza dostrzega³a wyraz twarzy skazanego na œmieræ cz³o-wieka, który jeszcze przed chwil¹ by³ przekonany o swoim oca-

leniu. Sara by³a tak wœciek³a, ¿e chcia³a rzuciæ siê z piêœciamina Ameliê Divine, ale w miotanej falami szalupie nie by³o tomo¿liwe.

Marynarz dowodz¹cy ³odzi¹ ratunkow¹ usi³owa³ kierowaæsiê w stronê l¹du, ale nawet w panuj¹cych ciemnoœciach wi-

dzia³ zarysy postrzêpionych ska³, wynurzaj¹cych siê ze wzbu-rzonych wód. Bezpieczne przeprowadzenie szalupy przez labi-rynt raf przy sztormowej fali graniczy³o z cudem. Potrzebowaligo, ale jak dot¹d tej nocy szczêœcie im nie sprzyja³o.

Szalupa oddali³a siê nieca³e sto metrów od statku, gdy nagle

przednia czêœæ „Gazeli” od³ama³a siê i zniknê³a w g³êbinachoceanu. Zgromadzeni na ³odzi rozbitkowie s³yszeli trzask belekrozbijanych o ska³y, a potem upiorny dŸwiêk wydostaj¹cego siêz kabin powietrza, gdy dziób parowca zsuwa³ siê powoli domorskiego grobu. Nikt nie krzycza³ o ratunek; nieszczêœnicy

uwiêzieni na dziobie nie mieli najmniejszej szansy na ocalenie.Amelia i pozostali pasa¿erowie szalupy trzymali siê kurczowo³odzi i samych siebie, b³agaj¹c, aby okrutny los ich oszczêdzi³.Zastanawiali siê, czy mieli szczêœcie, czy im tak¿e pisana jestœmieræ.

Kiedy szalupa dotar³a do brzegu rafy, rzuci³o nimi do przo-

du. Widniej¹cy przed nimi l¹d mia³ tylko jedn¹, niewielk¹

17

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:17 c:1 black–text

pla¿ê, która mog³a staæ siê ich ocaleniem. Dooko³a niej strzela³yw niebo nieprzyjazne klify. Kiedy ju¿ rozbitkom wyda³o siê, ¿esprzyjaj¹cy nurt wyrzuci ich na piasek, dno ³ódki uderzy³o w pod-wodne ska³y i ³ódŸ zako³ysa³a siê niebezpiecznie na boki. ChwilêpóŸniej, pod naporem kolejnej fali, wywróci³a siê do góry dnem.

Krzyk Amelii st³umi³a woda. Silny pr¹d poci¹gn¹³ j¹ w dó³i zacz¹³ miotaæ na wszystkie strony. Kiedy wreszcie zdo³a³a siêwynurzyæ, fale rzuci³y j¹ na coœ twardego. Choæ oszo³omiona,instynktownie chwyci³a siê ska³y i przywar³a do niej rozpacz-liwie. Zaczerpnê³a powietrza w p³uca, gdy morze wycofa³o siê

na chwilê, usi³uj¹c poci¹gn¹æ j¹ za sob¹. Ledwie zd¹¿y³a ode-tchn¹æ, gdy kolejna fala przetoczy³a siê nad jej g³ow¹. Ameliêbola³y przeraŸliwie ramiona i nogi. Nie widzia³a nic, poniewa¿d³ugie mokre w³osy zakrywa³y jej twarz.

Kurczowo uczepi³a siê ska³y, opieraj¹c siê nieustannemu ata-

kowi wody, która miota³a jej zmêczonym cia³em. Minuty ci¹g-nê³y siê niczym godziny. Zdrêtwia³e palce Amelii przywar³y dokamienia jak pijawki. Nie mia³a pojêcia, gdzie i jak daleko jestbrzeg. Miêdzy uderzeniami kolejnych fal uda³o jej siê odgarn¹æw³osy z oczu. Resztk¹ si³ wdrapa³a siê na ska³ê na tyle wysoko,

na ile potrafi³a. Dolna po³owa jej cia³a nadal zanurzona by³aw morzu, ale teraz przynajmniej mog³a trochê odpocz¹æ.

Amelia straci³a poczucie czasu. Zamknê³a oczy, zda³oby siêtylko na chwilê, a kiedy je otworzy³a, wokó³ panowa³a dziwnapoœwiata. Po chwili zda³a sobie sprawê, ¿e nastaje poranek.

Trzyma³a siê wielkiej, obroœniêtej p¹klami ska³y. Dzwoni³a zêba-mi z zimna i wyczerpania, a jej d³onie, ramiona, kolana i goleniekrwawi³y. Odwróci³a g³owê i dostrzeg³a l¹d, z³o¿ony g³ównie zestromych klifowych zboczy, chocia¿ nieco dalej w bok widnia³ama³a pla¿a, na której coœ siê porusza³o. Wytê¿y³a wzrok, zafascy-

nowana i jednoczeœnie przestraszona, a¿ wreszcie zrozumia³a, ¿e

ma przed oczami koloniê lwów morskich. Amelia nagle przy-

18

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:18 c:1 black–text

pomnia³a sobie przestrogê, ¿e okoliczne wody roj¹ siê od reki-nów. Zadr¿a³a z przera¿enia i spróbowa³a podci¹gn¹æ nogi, aleokaza³o siê to ponad jej mo¿liwoœci. Spojrza³a w stronê ska³y, naktórej sta³a latarnia morska, nadal ostrzegawczo b³yskaj¹ca. Czylatarnik zdo³a³ j¹ dostrzec? Czy wiedzia³, ¿e „Gazela” zatonê³a

tu¿ przy brzegu, którego strzeg³?Amelia nie mia³a pojêcia, czy jest przyp³yw, czy odp³yw. Wró-

ci³a myœlami do ostatniej nocy. By³a wówczas zanurzona poszyjê, a teraz fale rozbija³y siê o ska³ê u jej stóp. Poziom wodyby³ zdecydowanie ni¿szy. Nie mia³a zbyt wiele czasu na wymyœ-

lenie sposobu, w jaki przedostanie siê na l¹d.Odwróci³a siê w kierunku otwartego morza i jêknê³a z prze-

ra¿eniem. Po œrodkowej i rufowej czêœci statku nie by³o œladu,chocia¿ niedaleko na wodzie unosi³y siê po³amane belki, po-duszka, but i walizka – smutne przypomnienie utraconych ist-

nieñ.– O Bo¿e, czy¿bym tylko ja prze¿y³a?! – wykrzyknê³a. Za-

mknê³a oczy i rozp³aka³a siê. Mewy kr¹¿y³y nad jej g³ow¹, a falerozbija³y siê o ska³y.

Amelia nigdy nie czu³a siê tak dotkliwie samotna. Nagle

dobieg³ j¹ jakby jêk bólu. Zrazu wyda³o siê jej, ¿e siê przes³ysza-³a. Rozejrza³a siê dooko³a.

– Kto tu jest?! – krzyknê³a z nadziej¹, i¿ nie jest jedynymocala³ym rozbitkiem. Nie dostrzega³a nikogo w wodzie, takwiêc odg³os musia³ dobiegaæ z przeciwnej strony ska³y.

– Jestem… jestem tutaj. – Us³ysza³a. Kolejna fala rozbi³asiê o rafê, zag³uszaj¹c czêœciowo s³owa drugiego rozbitka, aleAmelia by³a pewna, ¿e to kobieta.

– Lucy?! – zawo³a³a z nag³¹ nadziej¹. – Czy to ty, Lucy?– Nie – odpar³a beznamiêtnie Sara Jones. Zrozumia³a, ¿e po

drugiej stronie ska³y znajduje siê Amelia Divine. Któ¿ inny bo-

wiem pyta³by o tê biedn¹ dziewczynê?

19

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:19 c:1 black–text

Amelia spojrza³a na otwarte morze, zastanawiaj¹c siê…modl¹c… modl¹c siê o to, ¿eby Lucy jakimœ cudem prze¿y³a,chocia¿ w g³êbi duszy wiedzia³a, ¿e szanse na to s¹ nik³e.S³one ³zy nap³ynê³y jej do oczu i ju¿ nie po raz pierwszy za-da³a sobie pytanie, dlaczego Bóg ocali³ jej ¿ycie. Gdyby tam-

tego dnia, gdy rodzice i brat Marcus zostali zmia¿d¿eni przezdrzewo, nie poczu³a siê gorzej, by³aby teraz razem z nimi. Gdy-by nie przedosta³a siê na szalupê, posz³aby na dno wraz z wra-kiem „Gazeli”.

Amelia poczu³a, ¿e fale siêgaj¹ coraz wy¿ej.

– Zaczyna siê przyp³yw! – Kiepsko p³ywa³a, a poza tymz przera¿eniem myœla³a o ataku rekinów.

Nagle zza ska³y wynurzy³a siê g³owa. Amelia ucieszy³a siêna widok drugiego cz³owieka. Sara z kolei wci¹¿ myœla³a o Lu-cy, spojrza³a wiêc na m³od¹ damê z gniewem.

– Jesteœ sama? Czy ktoœ jeszcze prze¿y³? – spyta³a Amelia.– Nie s¹dzê. Widzia³am kogoœ, chyba marynarza – mê¿czy-

zna mia³ ogromn¹ ranê na g³owie, wiêc Sara uzna³a, ¿e rzuci³o gona ska³y. Popatrzy³a w stronê pla¿y. – Co tam siedzi na piasku?– spyta³a z nadziej¹, ¿e to inni rozbitkowie. Dostrzega³a ciemne

kszta³ty, niektóre z nich siê porusza³y, ale drobna mgie³ka wi-sz¹ca nad rozbijaj¹cymi siê o ska³ê grzywami fal nie pozwala³ajej przyjrzeæ siê dok³adniej.

– Lwy morskie – odpar³a Amelia.– Zaatakuj¹ nas? – Sara nie by³a zbyt dobrze wykszta³-

cona.– Nie, nie s¹dzê, ale, o ile wiem, s¹ po¿ywieniem dla reki-

nów. – Amelia wpatrywa³a siê na rozci¹gaj¹ce siê wokó³ ska³yrozleg³e wody. – O Bo¿e! Kiedy nadejdzie przyp³yw, dopadn¹ nasrekiny! – zaczê³a krzyczeæ przera¿ona.

– Zamknij siê! – warknê³a Sara. – Wpadanie w histeriê

w niczym nam nie pomo¿e.

20

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:20 c:1 black–text

– Nie mów do mnie tym tonem – chlipnê³a Amelia.– A na co ci siê przydadz¹ te wrzaski? Zamierzam dostaæ siê

na brzeg. P³yniesz ze mn¹?– Nie ma mowy. Tutaj s¹ rekiny.– Jak sobie chcesz.

– Nawet nie próbuj mnie tu zostawiæ! – rzuci³a Amelia.Znów ten bezczelny ton.– Jak dla mnie, mo¿esz sobie siedzieæ na tych ska³ach do

koñca œwiata. Je¿eli mamy prze¿yæ, musimy siê przedostaæ na l¹d.– Sara nie mia³a najmniejszej ochoty pomagaæ Amelii, zw³aszcza

¿e przez ni¹ zginê³a Lucy, ale z drugiej strony nie chcia³a zostaæca³kiem sama.

Nagle Amelia znów wrzasnê³a histerycznie.– Przestañ! – krzyknê³a gniewnie Sara.– Widzia³am… p³etwê. Kr¹¿¹ wokó³ nas rekiny. – Jej oczy

by³y wielkie ze strachu.Sara spojrza³a na wodê.– Nic nie widzê. – Nie by³a pewna, czy powinna wierzyæ

Amelii.– Zanurzy³ siê teraz! – kontynuowa³a kobieta, wyci¹gaj¹c

z przera¿eniem nogi z wody.Sara spojrza³a na pla¿ê jeszcze raz i dostrzeg³a, jak dwa lwy

morskie wyskakuj¹ pospiesznie z wody. Mo¿e jednak Ameliamówi³a prawdê. Jeœli tak, próba dop³yniêcia do brzegu by³abyzbyt niebezpieczna. Tylko co im pozosta³o?

– Zacz¹³ siê przyp³yw – powiedzia³a. – Nie mo¿emy tu zo-staæ. Zmyje nas ze ska³.

Amelia potrz¹snê³a g³ow¹, p³acz¹c i trzês¹c siê ze strachui zimna. Niebo nadal by³o ponuro szare a wiatr lodowato zimny.Nie by³o nic, co mog³oby je rozgrzaæ. Sara rozejrza³a siê, szukaj¹c

œladu czarnej p³etwy. Gdyby Amelia o niej nie wspomnia³a, na

pewno zaryzykowa³aby pop³yniêcie w stronê l¹du.

21

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:21 c:1 black–text

– Mo¿e latarnik nas dostrzeg³ i za chwilê przybêdzie na ra-tunek? – zasugerowa³a Amelia.

Sara poczu³a odrazê do m³odej damy, która najwyraŸniejzak³ada³a, i¿ zawsze ktoœ siê ni¹ zaopiekuje. Z w³asnego doœwiad-czenia wiedzia³a, ¿e zdarza siê to bardzo rzadko.

– Ju¿ by tu by³ – odpar³a. – Od poranka minê³o sporo czasu.– Zatem co mamy robiæ? Rzuciæ siê na po¿arcie rekinom?

– jêknê³a Amelia.Sara by³a zbyt wyczerpana, aby myœleæ. Zamknê³a oczy z na-

dziej¹, ¿e jeœli uda siê jej przespaæ chocia¿ przez chwilê, obudzi

siê z nowym pomys³em.Amelia zerknê³a ponownie na latarniê morsk¹. By³a przeko-

nana, ¿e pomoc nadejdzie. Musia³a nadejœæ. U kresu si³, rów-nie¿ zamknê³a oczy.

Nie minê³o po³udnie, gdy poziom wody podniós³ siê znacz¹co.

Fale uderza³y o ska³y coraz natarczywiej. Kobiety przylgnê³y dosiebie, chroni¹c siê przed zimnem i atakami wody. Sara wreszciepostanowi³a zebraæ siê na odwagê i pop³yn¹æ do brzegu, kiedywyda³o jej siê, i¿ dostrzeg³a w wodzie czarn¹ p³etwê.

– O Bo¿e! Tu jest rekin! – wrzasnê³a.

Amelia niemal nie zemdla³a z przera¿enia. Zamknê³a oczyi chwyci³a siê kurczowo ska³. Mimo ¿e wspiê³y siê tak wysoko,jak mog³y, woda siêga³a im teraz do talii, tak wiêc ich poranio-ne nogi zanurzone by³y w wodzie.

– Umrzemy tu – zap³aka³a Amelia. ¯a³owa³a teraz, ¿e nie

zginê³a wraz z innymi pasa¿erami. By³oby to lepsze, ni¿ zostaæpo¿art¹ przez rekina.

Sara nie odpowiedzia³a. Rozgl¹da³a siê za wiêkszym kawa³-kiem obelkowania z rozbitego statku, drewna mog³yby u¿yæjako tratwy. Fragmenty pok³adu unosi³y siê wokó³ nich na wo-

dzie, ale ¿aden nie by³ na tyle du¿y, aby unieœæ ciê¿ar jednej

osoby, a co dopiero dwóch. Jakieœ piêædziesi¹t metrów od ska³y

22

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:22 c:1 black–text

nagle dostrzeg³a beczkê. Zaczê³a siê ¿arliwie modliæ, aby pr¹dprzyniós³ j¹ w kierunku ska³y.

Wpatrywa³a siê z napiêciem w bary³kê, odwrócona plecamido l¹du, kiedy nagle us³ysza³a plusk, zupe³nie inny ni¿ odg³os falrozbijaj¹cych siê o ska³y. Odwróci³a siê i dostrzeg³a zbli¿aj¹c¹ siê

ku nim ³ódkê wios³ow¹. Siedz¹cy w niej mê¿czyzna by³ zwró-cony do nich plecami, ale obra³ kurs prosto na ska³ê, na którejwisia³y kobiety.

– Ktoœ nadp³ywa! – wykrzyknê³a. – Jesteœmy ocalone!Amelia podnios³a g³owê i odgarnê³a z twarzy mokre w³osy.

W tym samym momencie przykry³a j¹ kolejna fala i dziewczy-na napi³a siê wody.

– Pomocy! – zawo³a³a Sara, zanim i ona zniknê³a pod grzy-w¹ fali.

Gdy mê¿czyzna znalaz³ siê jakieœ dziesiêæ metrów od rafy,

odwróci³ ³ódkê.– Rzucê wam linê! – krzykn¹³. – Trzymajcie siê jej, a ja

wci¹gnê was na pok³ad.Amelia zamknê³a oczy.– Re-re-ki-ny – zap³aka³a. By³a tak przemarzniêta i przera-

¿ona, ¿e ledwie mog³a mówiæ.– Wszystko bêdzie dobrze – uspokoi³ j¹ mê¿czyzna. – Nie

mogê podp³yn¹æ bli¿ej. Ska³y.– Widzia³am niedawno p³etwê rekina! – odpar³a Sara.Nieznajomy rozejrza³ siê.

– To pewnie delfin – sk³ama³. – Tutaj jest bardzo du¿o del-finów.

– S³ysza³aœ? To by³ delfin. One s¹ nieszkodliwe – pocieszy³aSara Ameliê.

– To by³ re-re-kin – zawodzi³a kobieta. – Ja… to by³ rekin.

Mê¿czyzna z najwy¿szym trudem utrzymywa³ ³ódkê w jed-

nej pozycji. Fale robi³y siê coraz wy¿sze.

23

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:23 c:1 black–text

– Jedna z was musi z³apaæ za linê, a potem przyci¹gnê wasdo ³odzi – rzuci³, mocuj¹c siê z wios³ami. Kiedy ustawi³ ³ódkêw odpowiedniej pozycji, zawin¹³ lin¹ nad g³ow¹ niczym lassemi rzuci³. Wyl¹dowa³a na skale, ale zanim Sara po ni¹ siêgnê³a,kolejna fala porwa³a sznur. Mê¿czyzna zwin¹³ linê i jeszcze raz

przesun¹³ ³ódŸ tak, aby sta³a zwrócona burt¹ do rafy.– Nie mogê tu zostaæ d³u¿ej! – krzykn¹³, rzucaj¹c ponownie

linê.Tym razem Sara chwyci³a j¹ jedn¹ rêk¹. Pozwoli³a siê zagar-

n¹æ kolejnej fali. Mê¿czyzna przyci¹gn¹³ j¹ do ³odzi i pomóg³

wdrapaæ siê do œrodka. Amelia przygl¹da³a siê temu, ale niewiedzia³a, czy znajdzie w sobie wystarczaj¹co du¿o odwagi, ¿e-by puœciæ siê ska³. Jej d³onie by³y zgrabia³e z zimna. Nie da³abychyba rady utrzymaæ liny.

Fale rzuci³y ³ódkê daleko w bok. Mê¿czyzna szybko chwyci³

za wios³a, usi³uj¹c wróciæ na poprzedni¹ pozycjê. Amelia jednakby³a przekonana, ¿e zostawiono j¹ na pastwê losu. Zamknê³aoczy, zbyt s³aba, aby walczyæ o przetrwanie.

Mê¿czyzna zdawa³ sobie sprawê, ¿e ocalenie drugiej kobietybêdzie trudnym zadaniem. Zrobi³ szybko lasso. Uda³o mu siê

wreszcie podp³yn¹æ wystarczaj¹co blisko i ustabilizowaæ ³ódkê.Rzuci³ sznur w kierunku Amelii. Jakimœ cudem, lasso opad³oprzez g³owê dziewczyny na jej szyjê.

– Wsuñ ramiê przez pêtlê! – zawo³a³. Je¿eli Amelia by tegonie zrobi³a, lina zacisnê³aby siê na jej szyi, dusz¹c j¹. – Pospiesz

siê! – krzykn¹³, widz¹c kolejn¹ wielk¹ falê, zbli¿aj¹c¹ siê do ³odzi.– Nie. – Amelia potrz¹snê³a g³ow¹. Mê¿czyzna musia³ szyb-

ko coœ wymyœliæ.– Za jak¹œ godzinê pojawi¹ siê kraby – oznajmi³. Amelia

spojrza³a na niego.

– Gigantyczne kraby – doda³. – Nie chcê zapeszaæ, ale zje-

dz¹ ciê ¿ywcem.

24

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:24 c:1 black–text

Amelia oderwa³a jedn¹ d³oñ od ska³y i zaczê³a przek³adaæzesztywnia³e ramiê przez pêtlê. W tej samej chwili przetoczy³asiê nad ni¹ kolejna fala i kobieta straci³a punkt podparcia. Linazacisnê³a siê wokó³ niej i poczu³a, ¿e jest holowana przez wodê.Na nieszczêœcie, ta sama fala odepchnê³a ³ódŸ w stronê l¹du.

Amelia walczy³a z wci¹gaj¹cymi j¹ g³êbiej wirami. Z lin¹ zaciœ-niêt¹ wokó³ szyi i jednego ramienia nie by³aby w stanie p³yn¹æ,nawet gdyby mia³a si³ê. Podda³a siê wreszcie. Woda morskawdar³a siê jej do p³uc.

Zanim mê¿czyzna zdo³a³ doholowaæ j¹ do ³ódki, Amelia by³a

sztywna niczym k³oda.– Chryste – mrukn¹³, wci¹gaj¹c j¹ do œrodka. Wystawi³ jej

g³owê i pierœ za brzeg ³odzi i z ca³ej si³y waln¹³ miêdzy ³opatki.– Dalej! – krzykn¹³, ok³adaj¹c Ameliê po plecach. Wreszcie ko-bieta zaczê³a kaszleæ, wypluwaj¹c z siebie wodê.

– Zajmij siê ni¹ – rzuci³ w stronê Sary, sam siadaj¹c zawios³ami. Sara spojrza³a z wdziêcznoœci¹ na ciemnow³osego nie-znajomego, który w³aœnie uratowa³ im ¿ycie. Nied³ugo mia³a siêdowiedzieæ, i¿ ich wybawicielem jest Gabriel Donnelly, latar-nik z Przyl¹dka du Couedic. Dostrzeg³ obie kobiety z brzegu za

pomoc¹ lunety, ale musia³ zaczekaæ z prób¹ ich ocalenia doprzyp³ywu. Na szczêœcie wiatr chwilowo siê uspokoi³, jednak naniebie znów zaczê³y siê zbieraæ czarne chmury i w ka¿dej chwilimog³a nadci¹gn¹æ wichura. On tymczasemmusia³ jeszcze wci¹g-n¹æ kobiety na szczyt ska³. Nie móg³ siê oci¹gaæ. Je¿eli kolejny

sztorm dopad³by ich przed dotarciem w bezpieczne miejsce,wszyscy znaleŸliby siê w prawdziwych tarapatach.

25

j:aSzept_wiatru 13-5-2014 p:25 c:1 black–text