jarosław szewczyk, szept pola

4
ZMARSZCZKI Szacunek do siwizny i zmarszczek wpisał się w historię cywilizacji. „Przed siwizną wsta- niesz i będziesz szanował oblicze starca” – głosiła biblijna Księga Kapłańska, wyrażając fundamentalną postawę moralną. Dziś negujemy sens starzenia się, farbując włosy, wygładzając zmarszczki i poddając się face liftingowi, czyli chirurgicznym ingeren- cjom w tożsamość. W historię, kulturę i tożsamość wpisał się również szacunek dla starości w większym wymiarze – dla starych drzew, strzechy, domu. Przed niemal 180 laty korespondent leszneńskiego „Przyjaciela Ludu” pisał: „Jakiżby blichtr świeży wapienny zastąpił ów dziwny obraz rozmaitych zielonych i rudych porostów okrywających gnące się strzechy; jakżeż chętniej oko rozeznaje na jednym dachu różnoletnie naprawy strzępiałéj słomy i trzciny, aniżeli spojrzy na wyświeżone, jednostajne pokrycie dachówki” 1 . W XX wieku zdesakralizowaliśmy jednak strzechę. Dziś jesteśmy skłonni afirmować raczej mobilność niż zakorzenienie, novum zamiast pamiątki, modę zamiast pierwotno- ści. Face lifting zmiata zmarszczki domu. Naszych antenatów łączył wszakże również szacunek wobec ojcowizny i pola. Można by, tak jak powyżej, rozważyć jego dawny sens i współczesny zanik. Gdzież jednak są owe „zmarszczki krajobrazu”? Widzimy je tam, gdzie setki lub tysiące lat cy- klicznej działalności człowieka, na przykład uprawy gruntu, nadały krajobrazowi swoiste niepowtarzalne piętno i piękno, jak w przy- 1 O przyozdobieniach wiejskich ułamek, „Przyjaciel Ludu” 1838, nr 17, rok V, s. 131–132. padku pejzażu tarasów ryżowych w chińskiej prowincji Yunan czy angielskich krajobrazów bruzdowo-zagonowych typu ridge and furrow. Są to pola o rytmicznie silnie pofalowanej powierzchni, przy czym owe fale to dawne bruzdy orki zagonowej: konne pługi przez setki lat przemieszczały ziemię w okre- ślonych kierunkach, stopniowo nadając płaskiej powierzchni pól przekrój sinusoidy o ponadmetrowej amplitudzie i kilku- lub nawet kilkunastometrowej długości fali. Dziś krajobrazy bruzdowo-zagonowe typu ridge and furrow są pieczołowicie chronione i opisy- wane w podręcznikach geografii, historii, ekologii i architektury krajobrazu. Nasz krajobraz również miewał „zmarszcz- ki” nieustępujące powyższym. Na obsza- rach wiejskich o przewadze osadnictwa drobnoszlacheckiego powstała z czasem (wskutek ciągłych podziałów rodzinnych) tak zwana zawikłana szachownica grun- towa, której monstrualne rozmiary na Jarosław Szewczyk SZEPT POLA autoportret 2 [49] 2015 | 54

Upload: malopolski-instytut-kultury

Post on 20-Feb-2017

14.722 views

Category:

Art & Photos


0 download

TRANSCRIPT

ZMARSZCZKI

Szacunek do siwizny i zmarszczek wpisał się w historię cywilizacji. „Przed siwizną wsta-niesz i będziesz szanował oblicze starca” – głosiła biblijna Księga Kapłańska, wyrażając fundamentalną postawę moralną.

Dziś negujemy sens starzenia się, farbując włosy, wygładzając zmarszczki i poddając się face liftingowi, czyli chirurgicznym ingeren-cjom w tożsamość.

W historię, kulturę i tożsamość wpisał się również szacunek dla starości w większym wy miarze – dla starych drzew, strzechy, domu. Przed niemal 180 laty ko respondent leszneńskiego „Przyjaciela Ludu” pisał: „Jakiżby blichtr świeży wapienny zastąpił ów dziwny obraz rozmaitych zielonych i rudych porostów okrywających gnące się strzechy; jakżeż chętniej oko rozeznaje na jednym dachu różnoletnie naprawy strzępiałéj słomy

i trzciny, aniżeli spojrzy na wyświeżone, jednostajne pokrycie dachówki”1.

W XX wieku zdesakralizowaliśmy jednak strzechę. Dziś jesteśmy skłonni afirmować raczej mobilność niż zakorzenienie, novum zamiast pamiątki, modę zamiast pierwotno-ści. Face lifting zmiata zmarszczki domu.

Naszych antenatów łączył wszakże również szacunek wobec ojcowizny i pola. Można by, tak jak powyżej, rozważyć jego dawny sens i współczesny zanik.

Gdzież jednak są owe „zmarszczki krajobrazu”?

Widzimy je tam, gdzie setki lub tysiące lat cy-klicznej działalności człowieka, na przykład uprawy gruntu, nadały krajobrazowi swoiste niepowtarzalne piętno i piękno, jak w przy-

1 O przyozdobieniach wiejskich ułamek, „Przyjaciel Ludu” 1838, nr 17, rok V, s. 131–132.

padku pejzażu tara sów ryżo wych w chińskiej prowincji Yunan czy angielskich krajobrazów bruzdowo-zagonowych typu ridge and furrow. Są to pola o rytmicznie silnie pofalowanej powierzchni, przy czym owe fale to dawne bruzdy orki zagonowej: konne pługi przez setki lat przemieszczały ziemię w okre-ślonych kierunkach, stopniowo nadając płaskiej powierzchni pól przekrój sinusoidy o ponadmetrowej amplitudzie i kilku- lub nawet kilkunastometrowej długości fali. Dziś krajobrazy bruzdowo-zagonowe typu ridge and furrow są pieczołowicie chronione i opisy-wane w podręczni kach geografii, historii, ekologii i architektury krajobrazu.

Nasz krajobraz również miewał „zmarszcz-ki” nieustępujące powyższym. Na obsza-rach wiejskich o przewadze osadnictwa drobnoszlacheckiego powstała z czasem (wskutek ciągłych podziałów rodzin nych) tak zwana zawikłana szachownica grun-towa, której monstrualne rozmiary na

Jarosław Szewczyk

Szept pola

autoportret 2 [49] 2015 | 54 autoportret 2 [49] 2015 | 55

Białostocczyź nie opisał w 1926 roku Bohdan Zaborski: „We wsi Łapy Kołpaki istnieje gospodarz, je den z wielu Łapińskich, który swe kilkudziesięciohektarowe gospodarstwo rozrzucone miał aż w 1221 parcelach, nie tylko w swojej wsi, ale i w pozostałych 11 innych Łapach. W Łapach pospolite były gospodarstwa złożone z 600–800 parcel. [...] Widzieliśmy pod Mławą najwęższe parcele po około 1 m szero-kości”2. Ów Łapiński – „pan na tysią cu pól” – miał grunty jak by rozsypane wśród gruntów gospodarzy z kil kunastu innych sąsiednich

2 B. Zaborski, O kształtach wsi w Polsce i ich rozmieszczeniu, „Prace Komisji Etnograficznej PAU” 1926, s. 75.

szlacheckich wsi (to uzasadniało na zwanie sza-chownicy gruntowej mianem „zawikłanej”), a wiele tych poletek mia ło de fac to po kilku lub kilkunastu właścicieli. Taki stan rzeczy trwał do okresu międzywojennego lub dłużej, a w niektórych wsiach przetrwał aż do lat 70.

Nigdzie na świecie poza regio nem biało-stockim i pobliską Ziemią Łom żyńską nie użytkowano po letek i łąk tak niewiarygodnie wąskich i długich, których stosunek szero-kości do długości sięgał 1:2000, a niekiedy nawet mógł przekraczać 1:4000. Pod Nowym Dworem poletka miały 4000 metrów długości i 1,5 metra szerokości, te zaś koło pobliskiej

Dąbrowy Białostockiej3 – długość 7000 me-trów. Nigdzie też na świecie nie występowały gospodarstwa tak „rozproszkowane”4, że nawet niewielkie miewały ponad 100 kilo-metrów miedz, rozdysponowanych w regu-larnym rytmie co półtora lub dwa metry (bo taką szerokość miały paski pól). Niektóre zaś gospodars twa, jak można obliczyć, mogły mieć powyżej tysiąca kilometrów miedz. Taki krajobraz można nazwać „pejzażem miedz”. Nie miał on sobie równych w historii cywilizacji ani nigdzie na świecie – ekspresją i rozdrobnieniem przewyższał nawet pejzaż tarasów ryżowych w chińskim Yunan.

ZEGAR GEOAGRARNY

Według Władysława Biegajły „w okresie międzywojennym na terenie powiatów wysokomazowiec kiego i łomżyńskiego wystę-powały gospodarstwa o powierzchni 7–8 ha [...] w 150–180 działkach [...], zaś układ poje-dynczych działek miewał nieraz fantastyczne kształty w postaci łańcucha litery S”. Skąd ten sinusoidalny kształt? Każda orka – jesienna czy wiosenna – lekko zmieniała układ pól, „wybierając” orany grunt po zewnętrznej i osadzając go po wewnętrznej stronie łuku. Z czasem struktura takich pól zaczęła przypo-minać rzeczne meandry. Esowata, meandru-jąca szachownica gruntowa była więc niejako geoagrarnym zegarem odmierzającym stulecia orki na wąskich zago nach, podobnie jak w przy-padku angielskich krajobrazów ridge and furrow. Gdyby pozwolić jej istnieć, utrzymując dawny sposób gospodarowania, zapewne przez kolejne setki lat przekształciłaby się w jeszcze bardziej

3 Przed półwieczem opisywał je u nas geograf Władysław Biegajło (Szachownica gruntów i gospodarka trójpolowa na terenie województwa białostockiego, „Przegląd Geograficzny” 1957, t. XXIX, z. 3, s. 533–559).4 Nazwę tę wprowadzono już w XIX wieku (T. Łuniewski, Drobna szlachta: przyczynek do poglądu na stan ekonomiczny i po-trzeby małej własności ziemskiej w Królestwie Polskim, Warszawa: Niwa, 1892).

fot.

e. h

artw

ig/p

olon

a

autoportret 2 [49] 2015 | 54 autoportret 2 [49] 2015 | 55

mozaikowy patchwork najoryginalniejszych zawijasów i fantastycznych spi ral.

AGRARNA REWOLUCJA WSZECHCZASÓW

Szachownica na gruntach chłopskich również była powszechna, lecz tak zwana szachownica zawikłana była już raczej wyjątkiem – na-tomiast na włościach drobnoszlacheckich urosła do monstrualnych rozmiarów, toteż już w XIX wieku mazowiecka i podlaska szlachta zagrodowa podejmowała próby likwidacji szachownicowej struktury gruntów poprzez scalenia i ponowną parcelację. Jeśli jednak uwzględnimy stopień rozdrobnienia gruntów i jego międzywioskowe zawikłanie, szlachec-ką kłótliwość oraz liczbę osób włączonych w proces scalania i reparcelacji gruntów nawet na stosunkowo niewielkim obsza-rze – wówczas okazuje się, że samorzutne, inicjowane oddolnie przez właścicieli gruntów akcje scaleniowe5 na Podlasiu i pograniczu podlasko-mazowieckim należały do najbar-dziej rewolucyjnych inicjatyw i zapewne były najbardziej skomplikowanymi procesami agrarno-społecznymi w historii ludzkości, oczywiście relatywnie do obszaru, jaki akcje te objęły. Były one też swoistym socjologicznym fenomenem, bo w komasację pól dowolnej, nawet bardzo niewielkiej wsi wciągnięte były w ten lub inny sposób tysiące osób z kilkuna-stu lub kilkudziesięciu różnych wsi i osad.

Jednakże poza tymi nielicznymi (choć socjologicznie fenomenalnymi) oddolnymi akcjami scalenio wymi szachownicę zlikwido-wała w końcu nie samorzutna, lecz planowa komasacja gruntów, powodując dalsze prze-

5 Zob. S. Rosłoniec, Samorzutne scalanie gruntów wśród ma-zowieckiej i po d laskiej szlachty zagrodowej (Remembre ment béné vole des terres de la petite noblesse de Masovie et de Podlasie), Warszawa: Minister stwo Reform Rol nych, 1928.

kształcenia krajobrazu. Dopiero więc syste-mowy, a nie jednostkowy face lifting zmiótł zmarszczki pól. I wyzerował zegar agrarny.

JĘZYK POLA

Czy dziś potrafimy sobie wyobrazić rozległy wiejski krajobraz niczym kod paskowy z tysiącami nitek – niezmiernie wąskich i długich pól i łąk? Czy dostrzegamy jego ję-zyk – tkwiący w nim zapis setek lat historii, zapis tysięcy przebiegów konnego pługa lub sochy? A przecież częścią tego języka były też mikrotoponimy – miejscowe nazwy źródeł, drzew, rozstajów, przydrożnych krzyży i oczywiście pól oraz miedz. Bo w jaki sposób nasz Łapiński rozróżniał każde z 1221 swych niewiel kich poletek? Robił to tak jak każdy z pozostałych gospodarzy w swej wsi: nada-wał każdemu z pól niepowtarzalną nazwę. Setki tysięcy nazw miejscowych w rodzaju „pole w dole”, „przy krzyżu”, „łąka pijacka”, „pole szwedzkie” i tak dalej stanowiły część zasobu leksykalnego i zarazem definio wały przestrzeń, nadając krajobrazowi dodatkowy wymiar tożsamości.

Dziś – ucywilizowani i wyzbyci atawizmów – zatraciliśmy ten język. Bo on wyrastał właśnie z natury i atawizmów, z bezradności i obaw, z przesądów i skojarzeń. Dziś znów zwyciężył face lifting – językowy i kulturowy.

SZEPT POLA

Owszem, współcześnie dyskutujemy nad drastycznymi przemianami pejzażu wsi i nad kolejnymi „rewolucjami agrarnymi”. Robimy to metodycznie i spokojnie. Język pola nie jest już naszym języ kiem.

Uważam jednak, że ochrona krajobrazu (nawet ta z punktu widzenia architekta) powinna uwzględniać także semantykę przestrzeni,

której jednym z przejawów są lokalne tra-dycje topono mastyczne, to jest dotyczące lokalnego nazewnictwa miejsc i przestrzeni: dróg, strumieni, rozwi dleń, uroczysk, lasów, zagajników, źródeł, pagórków i kopców, głazów narzutowych, poszczegól nych parcel i siedlisk, starych drzew itp. Dotyczy to też architektury i krajobrazu miasta. Bo este tyczny odbiór prze-strzeni wynika nie tylko z fizycznych kształ-tów i proporcji, lecz także z urucho mienia wyobraźni kojarzącej formy (w tym zmurszałe krzywizny i sękate kształty) z „prawdą życia”, z bo gactwem nazw i zaprzeszłych wydarzeń. Arsenał skojarzeń łączony z formą zbyt jedno-znaczną szybko przeradza się zaś w poczucie kiczu, ale gdy forma jest stara i niedopowie-dziana, niewyraźna, nadgryziona zębem czasu, a nadto obfita w nazwy, przydomki, prze-zwiska – wtedy pobu dza wyobraźnię, mnoży skojarzenia i przywołuje refleksje.

Jeśli zaś chodzi o Podlasie, będące kanwą całego wywodu, to jego toponimia pozostawała do nie dawna głównie w kręgu zainteresowań pracowników naukowych Instytutu Filologii Wschodniosło wiańskiej Uniwersytetu w Bia-łymstoku, lecz w listopadzie 2005 roku zaini-cjowano ciekawe, inter dyscyplinarne badania wykraczające poza te ramy, mianowicie w kil-kunastu wiejskich szkołach zlo kalizowanych na obszarze „Euroregionu Puszcza Białowie-ska” zaczęto realizować projekt „Szkolne Koła GIS”. W rezultacie do 2007 roku opracowano za pomocą narzędzi GIS (Geographic Informa-tion System)6 mapę i słownik toponi mów dzie-więciu wsi z najbliższego otoczenia Puszczy Białowieskiej.

To pierwszy krok, by przywrócić krajobrazom zmarszczki i znów nazwać każdą z nich.

6 Systemy Informacji Przestrzennej – interaktywna mapa i systemy informatyczne służące analizie prze-strzennej.

autoportret 2 [49] 2015 | 56

fot.

e. h

artw

ig/p

olon

a

autoportret 2 [49] 2015 | 56