riviera 57

16
Rok V Nr XII (57) 2 grudnia 2010 Nakład: 20 000 egz. Premier: „W polityce muszą obowiązywać jasne zasady >> S. 3 Nowa Rada Miasta zaprzysiężona >> S. 8-9 Aussiedlerblues Szwabska Riwiera >> S. 14-15 MYŚL GLOBALNIE – CZYTAJ LOKALNIE „Prasa musi mieć swobodę mówienia wszystkiego, by niektórzy ludzie nie mieli swobody robienia wszystkiego” Louis Terrenoire Nieetyczne praktyki przed wyborami w Sopocie DOPISALI NAM KILKUSET OBCYCH WYBORCÓW Bartek Sasper N iespełna dziesięć dni temu jeden z internau- tów umieścił w sieci in- formację, że jego znajomych na- mawiano, by przed drugą turą złożyli do urzędu miejskiego w Sopocie wniosek o wpisanie do rejestru wyborców, a następ- Miejscy urzędnicy dopisali do list wyborczych osoby, które formalnie są spoza Sopotu. Ostateczną decyzję o tym, kto niezameldowany w naszym mieście zagłosuje w II turze podejmował Jacek Karnowski. nie zagłosowali na urzędującego prezydenta. – Ci ludzie są zameldowani w Gdańska – mówi. – Mimo to ktoś proponował im, aby po pierwszej turze dopisali się do li- sty wyborców w Sopocie. Powie- dzieli im też, żeby oddali głos na prezydenta Karnowskiego. Nasz rozmówca nie rozumie, jak to możliwe, żeby ktoś, kto w pierw- szej turze wybrał już sobie prezyden- ta Gdańska, ma teraz prawo wybie- rać ponownie, tym razem w Sopocie. – Co to w ogóle za metody? – zżyma się. – Co to ma wspólnego z grą fair play, moralnością czy demokracją? Magdalena Jachim, rzecznika urzędującego prezydenta po- twierdza, że praktyka dopisywa- nia do list osób niezameldowa- nych w Sopocie ma miejsce. – Chętni do głosowania w na- szym mieście muszą udokumento- wać, że w Sopocie przebywają na stałe – mówi Jachim, rzeczniczka Czy to niezameldowani w Sopocie wyborcy zadecydują, kto będzie prezydentem naszego miasta? fot. Krzysztof M. Załuski fot. Maciej Kosycarz / KFP W niedzielę II tura wyborów BĘDZIE SIĘ LICZYŁ KAŻDY GŁOS W niedzielę, 5 grudnia sopocianie po raz dru- gi pójdą do urn. Zde- cydują, kto przez najbliższe czte- ry lata będzie prezydentem mia- sta. Walka rozegra się pomiędzy Wojciechem Fułkiem a Jackiem Karnowskim. W pierwszej turze obaj kandydaci zdobyli niemal jednakową ilość głosów. Jacek Karnowski wyprzedził Wojcie- cha Fułka zaledwie o …20 gło- sów. Oznacza to, że o ostatecznym wyniku wyborów prezydenckich w Sopocie może zdecydować do- słownie każdy głos. (bs) Premier robi porządki w sopockiej PO DONALD TUSK: NIE ZAGŁOSUJĘ NA KARNOWSKIEGO O statnią niedzielę przed II turą wyborów samorządowych premier Donald Tusk spędził w Starogardzie Gdańskim. Szef rządu potwierdził, że Platforma Obywatelska nie poprze Jacka Karnowskiego, a on sam nie będzie głosował na człowieka, na którym ciążą zarzuty prokuratorskie. Donald Tusk jasno określił swoje stanowisko w spra- wie kolejnej kadencji obecnego prezydenta Sopotu. – W polityce, jak i poza nią wszystkich muszą obowiązywać jednakowe zasady, dlatego w drugiej turze nie zagłosuję na Jacka Karnowskiego – powie- dział. – Ktoś kto ma postawione zarzuty nie powi- nien ubiegać się o stanowisko prezydenta miasta. Jednocześnie premier zadeklarował, że jako miesz- kaniec Sopotu weźmie udział w drugiej turze wyborów prezydenckich w Sopocie. Jednak Jacek Karnowski, nie będzie tym, na kogo odda swój głos. Zapowiedział też powrót do sopockiego koła PO, by odzyskać nad nim Jacka Karnowskiego. – Ich dane są szczegółowo weryfikowane. Jak się okazuje, zasadność wniosku i decyzję o tym, kto spoza Sopotu weźmie udział w drugiej tu- rze ostatecznie podejmuje, starają- cy się o reelekcję Jacek Karnowski. Z sondaży przedwyborczych wyni- ka, że może on przegrać ze swoim konkurentem Wojciechem Fułkiem dosłownie jednym głosem. – Taka sytuacja jest etycznie nie- dopuszczalna. O tym, kto ma pełnić władzę w Sopocie powinni decydo- wać sopocianie, mieszkańcy naszego miasta, a nie przywiezieni w teczce ludzie z innych miast – mówi Woj- ciech Fułek. – Wierzę, że sopocianie pójdą tłumnie do wyborów i nie po- zwolą, by ktoś inny podejmował za nas tak istotne decyzje. Z uzyskanych przez nas in- formacji wynika, że w drugiej turze wyborów w Sopocie zagło- suje kilkaset osób niezameldo- wanych w naszym mieście. kontrolę i mieć bezpośredni wpływ na działania członków popierających Karnowskiego. >> więcej na s. 3 Donald Tusk jest jednym z nielicznych w naszym kraju polity- ków, który pryncypia stawia ponad osobiste przyjaźnie.

Upload: robert-t

Post on 01-Mar-2016

241 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Sopocka gazeta dobrych wiadomości

TRANSCRIPT

Page 1: Riviera 57

Rok V Nr XII (57) 2 grudnia 2010Nakład: 20 000 egz.

Premier: „W polityce muszą obowiązywać jasne zasady>> S. 3

Nowa Rada Miasta zaprzysiężona

>> S. 8-9

AussiedlerbluesSzwabska Riwiera

>> S. 14-15

M YŚ L G L O B A L N I E – C Z Y T A J L O K A L N I E„Prasa musi mieć swobodę mówienia wszystkiego, by niektórzy ludzie nie mieli swobody robienia wszystkiego”

Louis Terrenoire

Nieetyczne praktyki przed wyborami w Sopocie

DOPISALI NAM KILKUSET OBCYCH WYBORCÓWBartek Sasper

Niespełna dziesięć dni temu jeden z internau-tów umieścił w sieci in-

formację, że jego znajomych na-mawiano, by przed drugą turą złożyli do urzędu miejskiego w Sopocie wniosek o wpisanie do rejestru wyborców, a następ-

Miejscy urzędnicy dopisali do list wyborczych osoby, które formalnie są spoza Sopotu. Ostateczną decyzję o tym, kto niezameldowany w naszym mieście zagłosuje w II turze podejmował Jacek Karnowski.

nie zagłosowali na urzędującego prezydenta.

– Ci ludzie są zameldowani w Gdańska – mówi. – Mimo to ktoś proponował im, aby po pierwszej turze dopisali się do li-sty wyborców w Sopocie. Powie-

dzieli im też, żeby oddali głos na prezydenta Karnowskiego.

Nasz rozmówca nie rozumie, jak to możliwe, żeby ktoś, kto w pierw-szej turze wybrał już sobie prezyden-ta Gdańska, ma teraz prawo wybie-rać ponownie, tym razem w Sopocie.

– Co to w ogóle za metody? – zżyma się. – Co to ma wspólnego z grą fair play, moralnością czy demokracją?

Magdalena Jachim, rzecznika urzędującego prezydenta po-twierdza, że praktyka dopisywa-nia do list osób niezameldowa-nych w Sopocie ma miejsce.

– Chętni do głosowania w na-szym mieście muszą udokumento-wać, że w Sopocie przebywają na stałe – mówi Jachim, rzeczniczka

Czy to niezameldowani w Sopocie wyborcy zadecydują, kto będzie prezydentem naszego miasta?

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

fot. M

aciej

Kosy

carz

/ KF

PW niedzielę II tura wyborów

BĘDZIE SIĘ LICZYŁ KAŻDY GŁOSW

niedzielę, 5 grudnia sopocianie po raz dru-gi pójdą do urn. Zde-

cydują, kto przez najbliższe czte-ry lata będzie prezydentem mia-sta. Walka rozegra się pomiędzy Wojciechem Fułkiem a Jackiem Karnowskim. W pierwszej turze obaj kandydaci zdobyli niemal jednakową ilość głosów. Jacek Karnowski wyprzedził Wojcie-cha Fułka zaledwie o …20 gło-sów. Oznacza to, że o ostatecznym wyniku wyborów prezydenckich w Sopocie może zdecydować do-słownie każdy głos. (bs)

Premier robi porządki w sopockiej PO

DONALD TUSK: NIE ZAGŁOSUJĘ NA KARNOWSKIEGO

Ostatnią niedzielę przed II turą wyborów samorządowych premier Donald Tusk spędził w Starogardzie Gdańskim. Szef

rządu potwierdził, że Platforma Obywatelska nie poprze Jacka Karnowskiego, a on sam nie będzie głosował na człowieka, na którym ciążą zarzuty prokuratorskie.

Donald Tusk jasno określił swoje stanowisko w spra-wie kolejnej kadencji obecnego prezydenta Sopotu.

– W polityce, jak i poza nią wszystkich muszą obowiązywać jednakowe zasady, dlatego w drugiej turze nie zagłosuję na Jacka Karnowskiego – powie-dział. – Ktoś kto ma postawione zarzuty nie powi-nien ubiegać się o stanowisko prezydenta miasta.

Jednocześnie premier zadeklarował, że jako miesz-kaniec Sopotu weźmie udział w drugiej turze wyborów prezydenckich w Sopocie. Jednak Jacek Karnowski, nie będzie tym, na kogo odda swój głos. Zapowiedział też powrót do sopockiego koła PO, by odzyskać nad nim

Jacka Karnowskiego. – Ich dane są szczegółowo weryfi kowane.

Jak się okazuje, zasadność wniosku i decyzję o tym, kto spoza Sopotu weźmie udział w drugiej tu-rze ostatecznie podejmuje, starają-cy się o reelekcję Jacek Karnowski. Z sondaży przedwyborczych wyni-ka, że może on przegrać ze swoim konkurentem Wojciechem Fułkiem dosłownie jednym głosem.

– Taka sytuacja jest etycznie nie-dopuszczalna. O tym, kto ma pełnić

władzę w Sopocie powinni decydo-wać sopocianie, mieszkańcy naszego miasta, a nie przywiezieni w teczce ludzie z innych miast – mówi Woj-ciech Fułek. – Wierzę, że sopocianie pójdą tłumnie do wyborów i nie po-zwolą, by ktoś inny podejmował za nas tak istotne decyzje.

Z uzyskanych przez nas in-formacji wynika, że w drugiej turze wyborów w Sopocie zagło-suje kilkaset osób niezameldo-wanych w naszym mieście.

kontrolę i mieć bezpośredni wpływ na działania członków popierających Karnowskiego.

>> więcej na s. 3

Donald Tusk jest jednym z nielicznych w naszym kraju polity-ków, który pryncypia stawia ponad osobiste przyjaźnie.

Page 2: Riviera 57

Drodzy sopocianie,

Jestem sopocianinem od 1936 roku i nie mogę przechodzić obojętnie obok

najważniejszych dla Naszego Miasta spraw. Dlatego zdecydowałem się na

taką nietypową formę apelu do wszystkich mieszkańców, który mam na-

dzieję pozwoli zmobilizować do większej aktywności również niezdecydo-

wanych i wahających się.

Ponieważ sytuacja w Sopocie przed II turą wyborów samorządowych wyraź-

nie wskazuje, że ważny będzie każdy pojedynczy głos, apeluję do wszystkich

mieszkańców Sopotu, aby wzięli udział w tych wyborach i oddali głos za

obywatelską wizję rozwoju Naszego Miasta, w której najważniejsi są miesz-

kańcy. Nie muszę tłumaczyć się ze swoich sympatii, ale nie chcę nikomu ich

bezpośrednio narzucać. Uważam natomiast, że po raz pierwszy w Sopocie

mieszkańcy mają realny wybór pomiędzy dwiema wizjami miasta, dotych-

czasową, uosabianą przez osobę z prokuratorskimi zarzutami i nową, opartą

na dialogu z mieszkańcami. Dla mnie wybór jest oczywisty.

Z wyrazami szacunku

Prof. Karol Toeplitz

fi lozof, etyk, najstarszy urodzony w Sopocie mieszkaniec

Dlaczego wystosowałem ten apel? Ponieważ kocham Sopot, dosłownie!

2 Aktualności www.riviera24.pl

Adres redakcji:81-838 SopotAl. Niepodległości [email protected]

Redaktor naczelny:Krzysztof M. Załuskitel. 530 30 35 38

Wydawca:PPHU RIVIERA SOPOTGabriela Łukaszuk81-838 Sopot, Al. Niepodległości 753

Adres do korespondencji:Riviera Literackaul. Mariacka 50/52, 80-833 Gdańsk

Druk:Polskapresse sp. z o.o.80-720 Gdańsk, ul. Połęże 3

Niezamówionych materiałów redakcja nie zwraca, zastrzega sobie także prawo do ich redagowania.Za treść reklam redakcja nie ponosi odpowiedzialności

Inauguracyjna sesja Rady Miasta Sopotu bez prezydenta.

Karnowski nie złożył ślubowania

Na pierwszej sesji Rady Miasta, 20 z 21 nowych radnych złożyło ślubowanie. Jedynym, który tego nie zrobił, był Jacek Karnowski. Według prawników wojewody, po złożeniu ślubowania radnego musiałby on zrezygnować ze stanowiska prezydenta.

Na konferencji poprzedzają-cej inauguracyjną sesję Rady Miasta, Jacek Kar-

nowski wyjaśnił, że interpretacja prawników wojewody nie jest dla niego całkowicie przejrzysta. Jego zdaniem, prawo zezwala mu na złożenie ślubowania, ponieważ mandat prezydenta Sopotu wygasł wraz z zakończeniem kadencji, co nastąpiło 12 listopada. Jednocze-śnie art. 29 ustawy o samorządzie, mówi, że „prezydent pełni swoją funkcję do czasu objęcia obowiąz-ków przez nowo wybranego prezy-

denta”. Taka sytuacja, według Kar-nowskiego, wywołuje lukę prawną. Ostatecznie jednak Karnowski nie pojawił się na sesji i ślubowania nie złożył. Wywołaniem patowej sytuacji obciążył swojego rywala Wojciecha Fułka, który, jak wyraził się prezydent Karnowski, aby uniknąć tematu zawiązania przy-

szłej koalicji w Radzie Miasta wy-wołuje tematy zastępcze.

– To niej jest żaden temat za-stępczy. To realny problem, który pojawił się też po wyborach przed czterema laty, kiedy sytu-acja była identyczna – ripostuje Fułek, lider ruchu „Kocham So-pot”. – Nad ewentualnymi koali-

cjami, która da nam większość w radzie, będziemy zastanawiać się po II turze wyborów, kiedy już wiadomo będzie, kto zostanie prezydentem Sopotu.

Kolejna sesja odbędzie się 10 grudnia. Wybrany zostanie na niej nowy przewodniczący i wi-ceprzewodniczący rady. (as)

Mietek Szcześniak też kocha Sopot

Biuro wyborcze ruchu Ko-cham Sopot odwiedził wyjątko-wo miły gość, laureat Bursztyno-wego Słowika na sopockim festi-walu, piosenkarz Mieczysław Szcześniak. Z sopockim artysta-mi (m.in. z twórcą statuetki Bursztynowego Słowika, Bogda-

nem Mirowskim) i członkami ruchu „Kocham Sopot” rozma-wiał o swoich planach muzycz-nych (trwa przygotowanie mate-riału na nową płytę), koncerto-wych i wspomnieniach, związa-nych z Sopotem. Na koniec dopi-sał się do galerii „Oni też kochają Sopot”. (as)

Lodowisko otwarteSztuczne lodowisko na sopoc-

kim molo jest już mrożone, 3 grud-nia na tafl ę będą mogli wjechać pierwsi łyżwiarze. W inauguracyj-ny dzień funkcjonowania lodowi-ska wstęp na nie będzie, tradycyjnie już, bezpłatny. Ale za wypożycze-nie, lub też ostrzenie łyżew, trzeba będzie zapłacić. W dni pracujące

tafl a będzie czynna od 14:55 do 20:00, w dni wolne od pracy już od godziny 11:55. Bilety jednorazowe w dni powszednie kosztują pięć zło-tych, w dni świąteczne osiem zło-tych. Można także nabywać karnety na 5 lub 10 wejść, co wypada nieco taniej. Wypożyczenie łyżew kosztu-je sześć złotych, kasku pięć złotych, a ostrzenie również pięć. (as)

Centrum Ratownictwa dofinansowane

Blisko 8 milionów złotych bę-dzie kosztowała budowa Sopoc-kiego Centrum Ratownictwa Wodnego. Niemal połowę tej kwoty (ponad 3,5 mln) Sopot otrzyma ze środków unijnych. Budowa ma się rozpocząć w styczniu 2011 roku i potrwa do grudnia 2012 roku. Ratownicy

uzyskają obiekt o powierzchni 442 metrów kwadratowych. Znajdzie się tam Zintegrowany System Służb Ratowniczych z ra-diotelefonami, komputerami, specjalistycznym sprzętem ra-towniczym. Będzie również ka-retka wodna i inne pojazdy spe-cjalistyczne. Wszystko to zapew-ni kąpiącym się na sopockich plażach większe poczucie bez-pieczeństwa. (as)

Orange Kino nagrodzone

Orange Kino Letnie Sopot – Zakopane otrzymało w tym roku prestiżową nagrodę branżową, „Złoty Spinacz”, przyznawaną przez Związek Firm Public Rela-tions. Nagrody „Złotego Spina-

cza” przyznawane są od roku 2003. Orange Kino Letnie istnie-je od trzech lat. Filmy wyświetla-ne są w Sopocie i Zakopanem, oraz w pociągu Inter City, kursu-jącym pomiędzy Bałtykiem, a Tatrami. Obejrzało je już około 120 tysięcy widzów. (as)

Kącik zabaw w Ergo Arenie

Kibice drużyny koszykarskiej Trefl a Sopot mogą do hali Ergo Are-na przychodzić z małymi dziećmi i pozostawiać je w kąciku zabaw zor-ganizowanym w sali treningowej. Zajmują się tam nimi wolontariu-sze z gdańskiego AWFiS, oraz Fun-dacji Dr Clowna. Firma Trefl jest producentem gier i puzzli, dlatego też „kącik” prezentuje się okazale.

Ilość dzieci kibiców, które przedkła-dają zabawę ponad oglądanie me-czu stale rośnie i ostatnio dochodzi już do setki. Każde dziecko otrzy-muje identyfi kator z imieniem, na-zwiskiem, oraz miejscem, jakie ro-dzice zajmują na widowni. Tak więc w przypadku nagłej tęsknoty za mamą czy tatą wolontariusz odpro-wadza malucha do właściwego sek-tora. Pobyt w kąciku zabaw jest bezpłatny. (as)

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Sopockie lodowisko od lat cieszy się ogromną popularnością wśród mieszkańców, w tym roku rusza już 3 grudnia.

Oświadczenie w związku z II turą wyborów prezydenckich w Sopocie

Prawo i Sprawiedliwość stoi na stanowisku, że udział w wyborach jest obywatelskim obowiązkiem i świę-tem demokracji. Zachęcamy wszystkich naszych wy-borców w Sopocie do wzięcia udziału w drugiej turze wyborów prezydenckich. Jednocześnie zwracamy się do wszystkich mieszkańców Sopotu o podjęcie w naj-bliższy weekend mądrej decyzji, dającej szansę budo-wania pozytywnego wizerunku wspaniałego miasta, jakim jest Sopot.

Prawo i Sprawiedliwość nie udzieli poparcia żadnemu z kandydatów w czekającej nas drugiej turze wyborów prezydenckich w Sopocie,.

Niezmiennie uważamy, co wielokrotnie podkreślaliśmy, że od polityków wymagamy najwyższych standardów w każdej dziedzinie życia a osoby publiczne oskarżone przez prokuraturę, powinny wycofać się z polityki do czasu wyjaśnienia postawionych zarzutów.

PiS Sopot

Page 3: Riviera 57

Nr XII (57) 2 grudnia 2010 Aktualności 3

Platforma Obywatelska przystąpiła do wyborów samorządowych pod hasłem „z dala od polityki”. Oznacza ono, mówiąc w wielkim skrócie, że przez moment politycy udają, że nie są politykami, a szyldy partyjne stają się rzekomo mniej istotne.

Jerzy Hall

W ramach realizacji tego genialnego wynalazku przybyła ze stolicy, do

Sopotu grupa młodych działaczy PO. Zaprezentowali świetnie skrojone garnitury oraz wiarę w sukces. Przybysze pochylili się z troską nad problemami Sopotu, a następnie część z nich przystą-piła do promowania Jacka Kar-

nowskiego, który przypomnę, odszedł z PO w atmosferze skan-dalu po wybuchu afery korupcyj-nej. Prym wiódł minister Sławo-mir Nowak. Rozdawał ulotki i uśmiechy oraz przekonywał, że nie warto eksperymentować i należy postawić na „sprawdzo-nego”.

Pan Sławek uznał najwidocz-niej, ze mieszkańcy Sopotu mają małe rozumki i nie poradzą sobie z tym, jakże trudnym proble-mem bez jego wskazówek. Ot, jeszcze jeden przyjezdny, poli-tyczny „celebryta”, który wie le-piej od nas, co dla Sopotu dobre.

Najbardziej zdumiewającym w tej sprawie jest fakt, że zacho-

wanie Sławomira Nowaka stoi w jawnej sprzeczności z jedno-znacznym przesłaniem premiera RP. Donald Tusk – mieszkaniec Sopotu kategorycznie oświad-czył, że nikt z zarzutami proku-ratorskimi nie będzie kandyda-tem Platformy w wyborach sa-morządowych. Te słowa dotyczy-ły właśnie Jacka Karnowskiego. A jednak Sławomir Nowak za-grał na nosie premierowi i osobi-ście ciągnie wyborczy wózek skompromitowanego kandydata.

Jak to możliwe, że człowiek ze szczytów władzy ostentacyjnie lekceważy działania prokuratu-ry? Czy można się potem dziwić ze obywatele nie szanują instytu-

cji własnego państwa, skoro na-wet minister podkopuje funda-ment demokratycznego państwa prawa, jakim jest wymiar spra-wiedliwości.

Przypomnę, że słowo „mini-ster” pochodzi z łaciny i oznacza sługę. Wielka szkoda, że pan No-wak służy interesowi Jacka Kar-nowskiego, a nie interesowi na-szego miasta. W takiej sytuacji rodzi się zasadnicze pytanie, dla-czego pan Nowak tak bardzo an-gażuje się w kampanię kandyda-ta spoza Platformy Obywatel-skiej, dodatkowo podejrzanego o korupcję? Odpowiedz wydaje się niestety oczywista – współ-czesna polityka jest wyzuta

z wszelkich wartości. Jest to przede wszystkim umiejętność handlu wymiennego. Moim zda-niem w tej dziedzinie Jacek Kar-nowski jest prawdziwym mi-strzem, a że ma wiele do zaofero-wania, toteż jest niezwykle atrakcyjnym partnerem handlo-wym – także dla pana Nowaka.

W sytuacji, gdy Jacek Kar-nowski ma „nóż na gardle” jest gotów wszystkim obiecać wszyst-ko. Nie jakieś tam dobro wspól-ne, ale własny egoistyczny inte-res jest najważniejszy. Nagrania Julkego bardzo wyraźnie pokaza-ły, na czym ten mechanizm pole-ga. Czy jest jeszcze ktoś, kto może mieć złudzenia, że jest ina-czej? Nie sądzę!

Przed drugą turą wyborów pojawią się w Sopocie kolejni przyjezdni „fałszywi prorocy” i złotouści, „ważni politycy”, by nakłaniać do glosowania na Jac-

ka Karnowskiego. Pamiętajmy jednak, że znają oni Sopot jedy-nie z perspektywy „Grandu”, „Sheratona”, ewentualnie Spati-fu. O rzeczywistych problemach miasta nie wiedzą dosłownie nic. Dlatego gorąco proszę o to, by w dniu wyborów, polegać wy-łącznie na własnym zdaniu i nie ulęgać podszeptom warszaw-skich „specjalistów” od Sopotu.

Proszę również o to, by 5- tego grudnia odpowiedzieć sobie na dwa banalnie proste pytania:

Czy wolę kandydata z zarzu-tami prokuratorskimi czy uczci-wego? Czy wolę kandydata, za którym stoi gigantyczny, świet-nie opłacany aparat partyjny, czy też tego, którego sponta-nicznie poparli zwykli miesz-kańcy Sopotu?

Ja odpowiedziałem sobie na nie wcześniej i dlatego popieram Wojciecha Fułka.

Dlaczego premier nie zgodził się poprzeć obecnego prezydenta Sopotu?

DONALD TUSK: W POLITYCE MUSZĄ OBOWIĄZYWAĆ JASNE ZASADY

„Nie zmieniam zdania co do zasad i uważam, że polityk na którym ciążą prokuratorskie zarzuty nie powinien ubiegać się o stanowisko prezydenta. W drugiej turze nie zagłosuję na Jacka Karnowskiego”. To słowa premiera na temat II tury wyborów prezydenckich w Sopocie.

Bartek Sasper

W ostatnią niedzielę, pod-czas pobytu w Starogar-dzie Gdańskim, premier

pytany o poczynania części po-morskich działaczy Platformy Obywatelskiej, którzy wbrew jego zaleceniom poparli Jacka Karnow-skiego, podtrzymał swoje zdanie, że politycy, na których ciążą zarzu-ty prokuratorskie, nie powinni ubiegać się o funkcje publiczne.

– Choć można cenić Karnowskie-go za to, co zrobił dla Sopotu, to nie zmieniam zdania co do zasad – odpo-wiadał dziennikarzom premier.

Premier nie lubi obłudy

Jedną z zasad, którą Jacek Karnowski naruszył jest złama-nie obietnicy danej przed refe-rendum sopocianom, że nigdy więcej nie będzie ubiegał się o fotel prezydenta miasta. Kar-nowski „zmianę” decyzji uzasad-nił katastrofą smoleńską, co we-dług naszych informacji zostało odebrane przez premiera, jako wyraz wyjątkowej hipokryzji.

– Nie można wykorzystywać ludzkiej tragedii dla realizowa-nia własnych celów politycznych – mówi osoba z kancelarii pre-miera. – To jest po prostu nie-etyczne i wzbudziło głęboką nie-chęć premiera.

Donald Tusk słowami o tym, że nie zagłosuje na Karnowskie-go pokrzyżował szyki swoim we-wnątrzpartyjnym przeciwnikom. Dodatkowo premier zapowie-dział powrót do sopockiego koła PO, aby odzyskać nad nim kon-trolę i mieć bezpośredni wpływ na działania stronników Kar-nowskiego, którzy szkodzili wi-zerunkowi partii.

Tusk nie, Nowak takCi, w ostatnią niedzielę pod-

czas konwencji PO w sopockim Teatrze Wybrzeże, chcieli stwo-rzyć pozór, jakoby Tusk jednak Karnowskiemu poparcia udzie-lił. Gdy premier w Starogardzie

stwierdził, że nie zmienia zdania co do zasad i w II turze nie zagło-suje na Karnowskiego, Sławomir Nowak uczestnikom konwencji, która w tym samy czasie odby-wała się w sopockim teatrze, przekazał zmanipulowaną infor-mację, że właśnie przed chwilą premier poparł Karnowskiego. Część dziennikarzy natychmiast wyłapała tą „nieścisłość”. Redak-cja TVN24 zestawiła to co po-wiedział premier, z tym co przedstawił uczestnikom kon-wencji Nowak.

– Nowak nas ośmieszył. Jesz-cze kilka takich wybryków i so-pocka Platforma straci resztki poparcia –mówi Jerzy Hall, czło-nek PO. – Według mnie, premier powinien wyciągnąć wobec No-waka konsekwencje, bo potrakto-wał szefa rządu jak marionetkę.

Minister Sławomir Nowak, niegdyś bliski współpracownik premiera, a obecnie wespół

Donald Tusk po raz kolejny zadeklarował, że w polityce muszą obowiązywać jasne zasady, dlatego będzie głosował przeciwko Jackowi Karnowskiemu.

fot. M

aciej

Kosy

carz

/ KF

P

Kto wybierze nam prezydenta Sopotu?

Z dala od polityki, czyli najazd obcych

z Grzegorzem Schetyną zabiega-jący o odebranie Tuskowi władzy nad Platformą, chce kontrolować sopockie struktury partii i stąd usilnie pomaga Karnowskiemu.

Między innymi z tego powo-du Tusk powrócił do sopockiego

koła partii, z którego wystąpił po tym, gdy prokuratura postawiła Karnowskiemu sześć zarzutów korupcyjnych.

Mimo jasnej i niekorzystnej dla obecnego prezydenta Sopotu deklaracji premiera Tuska, część

sprzyjających Karnowskiemu mediów stara się tak manipulo-wać informacją, aby zasugero-wać swoim odbiorcom, że pre-mier mimo wszystko poparł Jac-ka Karnowskiego.

Page 4: Riviera 57

4 Opinie i komentarze www.riviera24.pl

Uwagi wcale nie na marginesie kampanii wyborczej w Sopocie

MetodyW wywiadzie na antenie radia Gdańsk, dzień po wyborach prezydent Jacek Karnowski oświadczył, że będzie wojna. Nieprawda: już jest.

Prof. Karol Toeplitz

Na wojnie wszystkie chwy-ty są (ponoć) dozwolone, kierując się jednym ce-

lem: wygrać. Jakimi metodami posługuje się obecny jeszcze pre-zydent? Już w trakcie debaty w teatrze zamiast odpowiedzieć na pytanie, dotyczące nieprze-strzegania prawa w kwestii po-nownego nie kandydowania odpo-wiedział, że pytający jako nie-prawnik, powinien sobie co nieco poczytać, a w ogóle pytanie zosta-ło przygotowane przez sztab wy-borczy „Kocham Sopot”. To nie tylko próba poniżenia godności osoby pytającej, to POMÓWIE-NIE, ponieważ udowodnić tego stwierdzenia nie można i w do-datku jest ono nieprawdzie.

Podobnie postępuje protektor obecnego prezydenta, szef po-morskiej Platformy Obywatel-skiej p. Sławomir Nowak. W wy-wiadzie na antenie Radia Gdańsk, dzień po wyborach, na

pytanie redaktor Agnieszki Mi-chajłow stwierdził, że sprawa prokuratorska Jacka Karnow-skiego jest rezultatem „prowoka-cji służb specjalnych, CBA”! Przyparty do muru, poproszony o dowody, zaczął się wycofywać z tego stwierdzenia szczególnie, że prokuratura swoje zarzuty podtrzymuje, mając do dyspozy-cji dwie nowe wiarogodne eks-pertyzy. A więc kolejne POMÓ-WIENIE.

Tenże polityk we wspomnia-nym wywiadzie oświadczył, że doprowadzi do consensusu w Radzie Miasta tak, by ruch „Kocham Sopot”, PIS i PO doszły do porozumienia, ponieważ nie wolno w tym mieście ekspery-mentować! Minister Nowak zda-je się mieć krótką pamięć; prze-cież Wojciech Fułek przez 12 lat był vice-prezydentem Sopotu o szerokim zasięgu kompetencji. Jakiż tu więc może być ekspery-

ment? A jednak Sławomir No-wak ma rację; jeśli Wojciech Fu-łek wygra „dogrywkę”, zmieni się sposób rządzenia miastem: to nie mieszkańcy będą dla Urzędu, lecz Urząd Miasta dla mieszkań-ców; w tym punkcie program Wojciecha Fułka i Piotra Melera, też bezpartyjnego konkurenta urzędującego, prezydenta był zbieżny.

Tak, to będzie eksperyment, gdyż ruch „Kocham Sopot” funk-cjonuje bez struktur, oparty na wolontariuszach i pozbawiony jest środków i narzędzi możli-wych do wykorzystania w „woj-nie”, środków i narzędzi, które, być może (?) dałoby się wykorzy-stać piastując odpowiedzialne stanowisko w mieście.

Sławomir Nowak, jako nie-mieszkaniec Sopotu ingeruje w wewnętrzne sprawy Miasta. Kto Go prosił o mediację między wspomnianymi trzema ugrupo-

waniami? To lęk przed przegraną w drugiej turze swojego protego-wanego? Panie Ministrze: ręce precz od Sopotu; proszę nie wy-wierać nacisku na mieszkańców, niech Pan zaufa mądrości elekto-ratu, niech się Pan nie boi… A w ogóle Pana zdanie w kwestii poparcia J. Karnowskiego różni się od mieszkańca Sopotu, Pre-miera D. Tuska, który jedno-znacznie stwierdził, że człowiek z zarzutami prokuratorskimi nie powinien się ubiegać o wiadome stanowisko. Od polityka można wymagać większej odpowie-dzialności za słowa. Wróćmy do pomówień jako metody „walki”. Wszystkie chwyty dozwolone? Tylko, że mogą się one obrócić przeciwko „wojownikowi”.

Tylko patrzeć, jak do Sopotu zaczną się zjeżdżać wybitne po-staci polskiego życia polityczne-go, z PO, aby tylko poprzeć J. Karnowskiego. Czy bez nich obecny Prezydent byłby 5 grud-nia bez szans na wygraną? Ra-diowe zapowiedzi takich wizyt już usłyszeliśmy od Posła, przy-jaciela obecnego jeszcze Prezy-

denta. Ładna fotka miałaby prze-konać mieszkańców? Proszę nas, mieszkańców, nie niedoceniać. Mamy swój rozum…A może le-piej, niejako dla równowagi, za-miast sprowadzać do Sopotu tyl-ko np. PT Marszałka, Przew. Par-lamentu Europejskiego i innych dostojników, zaprosić w celu pro-mowania W. Fułka jakiegoś pre-miera czy prezydenta demokra-cji zachodnioeuropejskiej, de-mokracji o długoletnim do-świadczeniu, a nie będącej na dorobku polskiej?

We wspomnianym wywiadzie radiowym J. Karnowski wspomi-na, że W. Fułek zaproponował żo-nie obecnego Prezydenta kandy-dowanie do Rady Miasta. To świa-dome(!) wprowadzania w błąd opinii publicznej. Taka propozy-cja padła rzeczywiście pod adre-sem tej Nauczycielki matematy-ki, ale wtedy, kiedy J. Karnowski zapowiedział, że w wyborach już nie wystartuje, nie teraz. Drobne przemilczenie, mijanie się z praw-dą, mówiąc oględnie… gdyż można taką praktykę określić mocniejszym słowem. Skoro

mowa o żonie wypada postawić szereg pytań. J. Karnowski w ob-szernym wywiadzie na łamach gazetki wyborczej Mu przychyl-nej pisze o swoich korzeniach, o pochodzeniu rodziny itd. To prowokuje mnie do zadania py-tania: dlaczego p. Prezydent nie wspomina o swojej aktualnej sy-tuacji rodzinnej? Przemilczenie? Świadome? Jest coś do ukrycia?

Może mieszkańcy, którzy w pierwszej turze głosowali na obecnego jeszcze Prezydenta, za-stanowią się 5 grudnia, czy obec-ne życie rodzinne, jeśli jest to w ogóle poprawne określenie, odpowiada wysokim wymaga-niom stawianym każdej rodzinie przez Kościół katolicki?

Jak to czasami sprawdza się przysłowie: „kto mieczem woju-je, ten od miecza ginie…”

Dlaczego napisałem ten tekst? – ponieważ Kocham So-pot, dosłownie.

Autorem jest prof. zw. dr hab. Karol Toeplitz – etyk i fi lozof, najstarszy uro-dzony w Sopocie i tu mieszkający oby-watel tego miasta.

Kto żywi się nagonką?

Gazeta Korzeniewskiego

„Twoja Gazeta” to periodyk, który na masową skalę zaczął ukazywać się w Sopocie przed wyborami samorządowymi. Współtworzy go Wojciech Korzeniewski kandydat, startujący do rady miasta z tej samej listy co prezydent Jacek Karnowski.

W ostatnich tygodniach do mieszkańców Sopo-tu docierało pismo

szkalujące w niewybredny spo-sób Wojciecha Fułka. Tylko w ostatnim numerze pojawiło się sześć artykułów sugerujących ni-skie morale kontrkandydata Jac-ka Karnowskiego, przypisują-cych mu aferalne powiązania i działanie z niskich pobudek. Skandalem miał być na przykład fakt, że Urząd Miejski zakupił

50 książek Fułka o Sopocie, które wręczano potem gościom kuror-tu jako pamiątkę znad Bałtyku. Sugerowano coś o nielegalnie na-

bytych mieszkaniach choć Fułek mieszka w domu. Zrobiono z Fułka agnostyka, choć wiado-mo, że był związany z kościołem

już jako ministrant. Oberwało się też naszej redakcji choć nigdy w żaden sposób nie zaatakowa-liśmy tego tytułu. Nie będziemy wdawać się polemikę z redakcją „Twojej Gazety”. Czytelników „Riviery” informujemy jedynie, że pismo to tworzy pan Woj-ciech Korzeniewski, który star-tował do rady miasta z listy Jac-ka Karnowskiego. Dodatkowy komentarz wydaje się nam zbędny. (bs) Wojciech Korzeniewski, były redaktor sopockiej edycji pisma „Twoja Gazeta”.

fot. M

aciej

Kosy

carz

/ AF

P

Page 5: Riviera 57

Nr XII (57) 2 grudnia 2010 Wybory samorządowe 2010 5

ALBUM „FOT. KOSYCARZ NIEZWYKŁE ZWYKŁE ZDJĘCIA SOPOTU”„Fot. Kosycarz. Niezwykłe Zwykłe Zdjęcia Sopotu” – to klimat, miejsca, wydarze-nia, ludzie, życie codzienne. To powojenna historia Sopotu na zdjęciach ojca i syna, czyli Zbigniewa i Macieja Kosycarzy. Kolejny, nowy album ze znanego i lubianego cyklu „Fot. Kosycarz. Niezwykłe Zwykłe Zdjęcia” będzie w całości poświęcony Perle Bałtyku. Poprzednie edycje albumu przypadły czytelnikom do gustu. I tym razem wiele osób na 333 zdjęciach znajdzie w nim kawałek swojego życia. Młodsi zobaczą nato-miast, jak żyło się w najsłynniejszym polskim kurorcie kilka, kilkanaście i kilkadzie-siąt lat temu. Być może ktoś rozpozna siebie w starym dziecięcym wózku na molo, inny dojrzy swoich jeszcze młodych rodziców tańczących na dyskotece w Non Sto-pie, czy czekających w kolejce do budki telefonicznej stojącej na środku Monciaka.

ALBUM FOTOGRAFII „FOT. KOSYCARZ – NIEZWYKŁE ZWYKŁE ZDJĘCIA SOPOTU”wydawca: Agencja Kosycarz Foto Press / KFP

redakcja: Maciej Kosycarzliczba stron 160, ilość zdjęć 333, format 244 x 338 mm, cena detaliczna 59 zł.

ISBN 978-83-913709-7-1

Fułek kontra Karnowski w „Kości niezgody”.

Pokojowa debata przed II turą30 listopada br. Telewizja Gdańsk wyemitowała, nagraną tego samego dnia, debatę z udziałem aktualnego prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego i jego rywala, byłego wiceprezydenta kurortu, Wojciecha Fułka. Karnowski apelował do mieszkańców o zaufanie. Fułek wydawał się być bardziej spontaniczny, rozluźniony, ciepły. Debatę prowadził Janusz Trus, autor cyklicznego programu „Kość niezgody”.

Krzysztof M. Załuski

Jako pierwszy głos zabrał Woj-ciech Fułek. Na pytanie, dlacze-go współpracownicy i niegdyś

bliscy koledzy (bo to przecież Fułek w czasie, kiedy wybuchła tzw. „afe-ra sopocka”, protestował przeciwko zatrzymaniu Karnowskiego i wraz z innymi osobami doprowadził do jego zwolnienia z aresztu) stanęli naprzeciwko siebie jako rywale, Fu-łek stwierdził, że musiało do tego dojść. Jego zdaniem w ciągu 12 lat sprawowania urzędu Karnowski bardzo się zmienił, inny stał się tak-że jego styl pracy.

– Na stanowisku burmistrza, czy prezydenta miasta powinna obowiązywać kadencyjność – mówił Fułek. – Gdy tych kadencji jest zbyt wiele, prezydent zaczyna traktować mieszkańców jak pod-danych, jego rządy zmieniają się w karykaturę.

Nawiązując do zdymisjonowa-nia go z funkcji wiceprezydenta zauważył, że lojalność obowiązuje obie strony. Podkreślił, że pierw-szym człowiekiem, któremu wy-znał, że zamierza kandydować na stanowisko prezydenta, był wła-śnie Jacek Karnowski. Zdaniem obecnego prezydenta mieszkańcy chcą dalszego rozwoju Sopotu – w domyśle, zgodnego z jego wizją „Monte Carlo Północy”.

Zdrowie W dalszej części debaty mowa

była o szpitalu dla Sopotu, o hali Ergo Arena, o komunikacji i o Operze Leśnej.

W kwestii szpitala obaj kandy-daci zgodzili się, że powinien po-wstać. Różnili się za to w szczegó-łach. Fułek chciałby szpitala uzdrowiskowego, opartego na ist-niejącej bazie, wraz z kliniką po-łożniczo-ginekologiczną. Kar-nowski był za budową szpitala prywatnego, a jeśli nie znajdzie się chętny, do nadbudowy o jedno

piętro istniejącej przychodni przy ulicy Chrobrego, gdzie powstała-by izba porodowa.

Sukces, ale…Również odnośnie hali Ergo

Arena, zarówno Fułek, jak Kar-nowski zgadzali się, iż jej budowa stanowiła wielki sukces Sopotu. Hala jest największym i najnowo-cześniejszym obiektem tego typu w Polsce i w pełni odpowiada standardom europejskim. Różni-ce ujawniły się, gdy przyszło do wizji zarządzania halą. Fułek przypomniał, że przez 10 lat ku-rort będzie musiał spłacać zadłu-żenie obiektu, co oznacza obcią-żenie budżetu miasta na niebaga-telną kwotę 5 milionów złotych rocznie. Aby hala stała się docho-dowa, konieczne jest zaangażo-wanie międzynarodowego opera-tora, który będzie nią zarządzał. Niestety wybrano inny wariant,

dając obiekt w pacht ludziom bez odpowiedniego doświadczenia i kontaktów w świecie. – Nie wol-no uczyć się na własnych błędach – podkreślał Fułek.

Kontrargumenty Karnowskie-go wypadły wyjątkowo blado. Prezydent, jako dowód, że jego koncepcja jest właściwa, przywo-łał mecz Trefl a Sopot i koncert Lady Gagi.

Komunikacja Kolejnym tematem była komu-

nikacja, przede wszystkim korki, w których codziennie utykają so-pocianie. W tej kwestii, jak się wy-daje, nie ma dobrych rozwiązań. Jak powiedział Fułek, najdłuższy miejski tunel w Polsce (w Warsza-wie) ma ok. kilometra długości. Tunel tranzytowy, biegnący przez Sopot musiałby mieć cztery kilo-metry i kosztowałby około dwóch miliardów złotych. Ze względu na

koszty nie jest to inwestycja na naj-bliższą kadencję. Karnowski po-chwalił się połączeniem Sopotu z Gdańskiem obok Ergo Areny, poprzez ulice Gospody i Łokietka, Fułek nie skomentował stopnia opóźnienia tej inwestycji.

Kultura i rozrywkaOstatnim punktem dyskusji

była Opera Leśna. Zdaniem Fułka leśna scena, to ikona Sopotu, roz-sławiająca kurort nie tylko w Eu-ropie. Krytycznie wyrażał się na-tomiast o poziomie ostatnich fe-stiwali piosenki, podkreślając brak priorytetu dla tzw. kultury wysokiej (np. festiwali wagnerow-skich). Karnowski chwalił się fe-stiwalami piosenki, oraz „koncer-

tami dla ludności” za symbolicz-ną złotówkę.

W „ostatnim słowie” Karnowski apelował do mieszkańców, aby mu zaufali, zaś Fułek przypomniał fe-nomen powstałego w tym roku Ru-chu „Kocham Sopot”, do którego przystąpiło już ponad tysiąc osób. Podkreślił, że Ruch wprowadził do Rady Miasta jedną trzecią wszyst-kich radnych, przy czym trzej jego liderzy zdobywali największą liczbę głosów mieszkańców.

Jak się wydaje Wojciech Fułek był bardziej spontaniczny, rozluź-niony, ciepły. Jego argumenty bardziej trafi ały do przekonania. Ostatecznie o tym, kto zasiądzie w fotelu prezydenckim, zdecydu-jemy już 5 grudnia.

Wojciech Fułek chce Sopotu bardziej niż dotąd przyjaznego mieszkańcom.

fot. J

acek

Kołak

owsk

i

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Jacek Karnowski pragnie kontynuować inwestycje i apeluje do mieszkańców o zaufanie.

Page 6: Riviera 57

6 Gdańsk www.riviera24.pl

HONOROWY KOMITET POPARCIA KANDYDATURY WOJCIECHA FUŁKA

NA PREZYDENTA SOPOTUMy, niżej podpisani, mieszkańcy Sopotu oraz osoby blisko z tym miastem związane m.in. zawodowo,

emocjonalnie, rodzinnie i prywatnie, deklarujemy chęć udziału w Honorowym Komitecie poparcia kandydatury Wojciecha Fułka w zbliżających się wyborach samorządowych na Prezydenta Sopotu

w roku 2010.

Wojciech Fułek działa w sopockim samorządzie od pierwszych demokratycznych wyborów w roku 1990, a od 1998 roku pełnił funkcję Wiceprezydenta Sopotu. Doceniamy jego dotychczasową działalność na rzecz

Sopotu, wiedzę, doświadczenie, kompetencje i bogaty dorobek zawodowy. Obdarzamy go naszym pełnym zaufaniem i wsparciem, uznając, iż jest to najlepszy kandydat na Prezydenta Sopotu w zbliżających się wyborach.

1. prof. Marcin Pliński (sopocianin, wybitny naukowiec, biolog, przez dwie ka-dencje rektor Uniwersytetu Gdańskiego)

2. Andrzej Dudziński (Honorowy Obywatel Sopotu, wybitny malarz i grafi k)3. Elżbieta Wiatrak (przedwojenna sopocianka, nestorka sopockiej Polonii)4. prof. Karol Toeplitz (fi lozof, etyk, tłumacz, sopocianin od okresu przedwojen-

nego, uczeń i przyjaciel Leszka Kołakowskiego)5. prof. Maciej Wołowicz (sopocianin, wybitny naukowiec, biolog morza, sopoc-

ki radny w latach 1998 – 2006, profesor Uniwersytetu Gdańskiego)6. Zofi a Jokiel (Prezes sopockiego koła Światowego Związku Żołnierzy AK)7. Aleksander Mróz (Prezes sopockiego Cechu Rzemiosł Różnych)8. Franciszek Walicki (laureat Sopockiej Muzy, organizator sopockich festiwali

jazzowych w roku 1956 i 1957 i legendarnego „Non-Stopu” oraz „Musicoramy”, „ojciec chrzestny” polskiej muzyki rockowej, odkrywca talentów m.in. Czesława Niemena, Wojciecha Kordy, Michaja Burano, Tadeusza Nalepy)

9. Czesław Lang (wicemistrz świata i wicemistrz olimpijski w kolarstwie szoso-wym, organizator Tour de Pologne i wielu innych kolarskich imprez sportowo-rekreacyjnych, w roku 2010 zorganizował największe w Sopocie zawody dla amatorów, w których wzięło udział ponad 1000 uczestników)

10. Tomasz Lipiński (sopocianin, muzyk, kompozytor, lider grup „Brygada Kryzys” i „Tilt”, autor m.in. piosenki „Nie wierzę politykom”)

11. Hanna Tułodziecka (nauczycielka, długoletnia Prezes sopockiego Związku Emerytów i Rencistów)

12. Roswita Stern (sopocianka, nauczycielka, malarka, działaczka sopockiej Polonii, po-mysłodawczyni i animatorka wielu sopockich przedsięwzięć artystyczno-kulturalnych)

13. Stan Borys (piosenkarz, laureat Bursztynowego Słowika na sopockim festiwalu)14. Andrzej Bartkowski (Wiceprezes Sopockiego Klubu Tenisowego, prywatny

przedsiębiorca)15. dr Bogdan Lamparski (sopocki lekarz, długoletni ordynator szpitala)16. Artur Dyro (sopocianin, twórca fi rmy nowych technologii Young Digital Planet)17. Jerzy Satanowski (kompozytor, reżyser, twórca Lata Teatralnego sopockiego

Teatru Atelier im. Agnieszki Osieckiej, związany również z Teatrem Roma)18. Elżbieta Hajdun (malarka, żona nieżyjącego Janusza Hajduna, laureata Sopoc-

kiej Muzy)19. dr. Adam Olczyk (sopocki lekarz rodzinny, radny Sopotu w latach 2006-2010)20. Gabriela Danielewicz (autorka wielu książek o Sopocie (m.in. „Rody sopockie”,

„Tajemnice sopockiego lata”) oraz historii Pomorza, członek Honorowy Stowarzy-szenia Autorów Polskich

21. Wanda Staroniewicz (sopocka piosenkarka, autorka tekstów)22. dr Stanisław Bajena (sopocki lekarz, specjalista chorób wewnętrznych i reau-

matologii)23. Anna Dauksza-Wołkowicz (sopocianka, wokalistka Teatru Muzycznego, na-

uczycielka i reżyser)24. Bogdan Mirowski (sopocki artysta – rzeźbiarz, autor statuetki Bursztynowego

Słowika – głównej nagrody sopockiego festiwalu)25. Grzegorz Kacała (sopocianin, najsłynniejszy polski rugbysta, zdobywca Pucha-

ru Europy z francuską drużyną Brie, twórca Barbarians Polska)26. prof. Krystyna Drat-Ruszczak (psycholog, wykładowca sopockiej Szkoły

Wyższej Psychologii Społecznej)27. Hanna Bakuła (pisarka, malarka, założycielka Fundacji Hanny Bakuły, która

wspomaga m.in. dzieci z sopockiego szpitala reumatologicznego)28. dr Andrzej Sosnowski (sopocianin, wybitny kardiochirurg, współpracujący

z wieloma szpitalami na świecie)29. Henryk Hryszkiewicz (założyciel i Prezes Sopockiego Stowarzyszenia Kultury-

styki i Rekreacji, wielokrotny mistrz kraju i wicemistrz świata, działacz społeczny, trener dzieci i młodzieży, radny Sopotu kadencji 2006-2010)

30. Przemysław Dyakowski (muzyk, nestor trójmiejskiego i sopockiego jazzu)31. Mieczysława Andrzejewska (sopocianka, wielokrotna reprezentantka Polski

w tenisie, wychowawca oraz trener dzieci i młodzieży)32. prof. Tymon Zieliński (fi zyk atmosfery, pracownik naukowy Instytutu Oceano-

logii PAN, założyciel i Prezes Sopockiego Towarzystwa Naukowego)33. Kazimierz Kalkowski – rzeźbiarz, laureat wielu krajowych i międzynarodo-

wych nagród artystycznych34. dr Anna Jankowska (sopocianka, lekarz stomatologii)35. Tymon Tymański (muzyk, kompozytor)36. Marek Karewicz (światowej sławy fotografi k największych gwiazd jazzu i roc-

ka, autor ponad 3000 okładek płyt)37. prof. Katarzyna Jerzak (sopocianka, wykładowca uniwersytetu w Athens)38. Jan Butowski (pasjonat historii Sopot, twórca fi lmu „Sopot dawniej i dziś”, wła-

ściciel stanowiska lunet na sopockim molo)39. Anna Dahlberg (sopocianka, architekt, organizatorka wydarzeń kulturalnych

i wydawca)40. Wojciech Trzciński (kompozytor, menedżer kultury, wieloletni dyrektor arty-

styczny wielu edycji sopockich festiwali)41. Joanna Konopacka (Prezes sopockiej Fundacji im Stanisławy Fleszarowej-Muskat)42. Krzysztof Figel (Honorowy Konsul Łotwy)43. Andrzej Żylis (sopocianin, kompozytor, pianista)44. Sylwester Hodura (sopocianin, rugbysta związany z sopocką drużyną „Ogniwa”)45. Marek Gaszyński (dziennikarz radiowy i publicysta muzyczny, autor kilkunastu

książek, związanych z historią muzyki rockowej i jazzowej)46. Wiesław Pedrycz (sopocianin, sopocki przedsiębiorca, właściciel i Prezes so-

pockiej formy „Platan”)47. Grażyna Orlińska (sopocianka, autorka tekstów piosenek, m.in. Hymnu Miasta

„Ave Sopot”, napisanego na jubileusz 100-lecia nadania Sopotowi praw miejskich, autorka m.in. książki „Sopocki lubczyk” oraz płyty CD „Sopocki nokturn”)

48. Dariusz Szczecina (sopocianin, działacz i historyk ruchu harcerskiego, autor wielu publikacji i opracowań na temat historii Sopotu)

49. Zbigniew Okuniewski (sopocianin, popularyzator historii miasta, szef Sekcji Eksploracyjnej działającej przy Towarzystwie Przyjaciół Sopotu)

50. Andrzej Morawski (sopocianin, pasjonat historii Sopotu, znawca jazzu i rocka, autor wielu publikacji na temat Sopotu, opracowuje historię sopockich cmentarzy i przewodnik po nich)

51. Grażyna Rigall (sopocianka, malarka, członek Zarządu Towarzystwa Przyjaciół Sopotu)

52. Marek Gałązka (muzyk, kompozytor, wokalista, animator kultury)53. Wiesław Śliwiński (współzałożyciel Fundacji Sopockie Korzenie, związanej z oca-

laniem dziedzictwa Sopotu oraz historii polskiego jazzu i rocka, sopocki księgarz)54. Maciej Szemelowski (sopocki fotografi k, malarz, scenograf, wydawca)55. dr. Ryszard Urbanowicz (lekarz ortopeda)56. Barbara Kaczmarowska-Hamilton (sopocianka, absolwentka PWSSP, dzieli

swój czas pomiędzy Sopot i Wielką Brytanię, gdzie mieszka i pracuje. Jedna z najbardziej popularnych autorek portretów w Anglii – malowała m.in. członków rodziny królewskiej i Jana Pawła II.

57. Zenon Ziaja (prywatny przedsiębiorca, twórca serii sopockich kosmetyków)58. Grzegorz Marchowski (sopocianin, muzyk, kompozytor i wykonawca ballad,

ostatnio wydał płytę „Zielony Księżyc”)59. Jacek Mydlarski (sopocki malarz)60. Wiesława Romanowska (właścicielka galerii „Triada”, promującej sopockich

artystów)61. Marek Richter (aktor, wokalista, związany z Teatrem Muzycznym w Gdyni, założy-

ciel sopockiej Fundacji Art. 2000, wspierającej Teatr Atelier im. Agnieszki Osieckiej)62. Barbara Maj (sopocianka, wychowawczyni wielu pokoleń sopockiej młodzieży,

nauczycielka matematyki w I LO w Sopocie)63. Waldemar Chyliński (poeta, autor tekstów piosenek, bard, autor piosenki

„Pięknie w Sopocie”)64. Tadeusz Foltyn (rzeźbiarz, autor m.in. rzeźby upamiętniającej sopockiego Para-

solnika na ul. Bohaterów Monte Cassino)65. Ryszard Jankowski (sopocianin, menedżer, specjalista od systemów jakości)66. Jerzy Stachura – Junior (pisarz, malarz, „strażnik rodzinnej pamięci” Edwarda

Stachury, związany z Sopotem od lat 80-tych)67. Zbigniew Budziński (sopocki przedsiębiorca, menedżer, specjalista w zakresie

budownictwa dla potrzeb służby zdrowia)68. Anna Szemelowska (sopocianka, konserwator zabytków, odtwarzała min.

Zabytkowe kafl e z pieca w Dworze Artusa)69. Wiesław Grubba (sopocki artysta-grafi k, laureat wielu nagród na festiwalach

reklamy)70. prof. Andrzej Orłowski (pracownik naukowy, specjalizujący się w akustyce,

oceanografi i, rybactwie i ochronie środowiska71. Jerzy Hall (sopocki przedsiębiorca, legenda opozycji, sopocki radny, szef Komisji

Bezpieczeństwa i Porządku)72. Piotr Kaczmarek (trener lekkoatletyczny, tenisista)73. Ewa Rymkiewicz (właścicielka sopockiej szkoły „Stanley’s School of English”)74. Wojciech Okoniewski (Prezes Sopockiego Towarzystwa Tenisowego)75. Włodzimierz Antkowiak (związany z Sopotem Prezes Międzynarodowej

Agencji Poszukiwawczej, Prezes Stowarzyszenia na Rzecz Ratowania Zabytków Kultury Europejskiej w Polsce, autor wielu książek i przewodników)

76. dr Barbara Sarankiewicz-Konopka (sopocka lekarka, dermatolog)77. Adam Grzybowski (sopocki dziennikarz i publicysta)78. Wiesław Połom (sopocki fryzjer)79. Lech Makowiecki (muzyk, kompozytor, wokalista, twórca płyty „Katyń 1940 –

Ostatni list”)80. Jan Golba (Prezes Stowarzyszenia Gmin Uzdrowiskowych RP)81. prof. Andrzej Żurowski (teatrolog, pisarz)82. Tomasz Detlaff (związany z parafi ą św. Michała w Sopocie, członek zespołu

muzycznego, działającego przy kościele, menedżer instytucji fi nansowej)83. Biruta Żylis (sopocianka, spikerka radiowo-telewizyjna, animator kultury)84. Zbigniew Jan Młodzianowski (sopocki architekt)85. Mariusz Gliwiński (twórca biżuterii, właściciel sopockiej galerii „Ambermoda”86. Jerzy Kaźmierczak („Lions Club Sopot”)87. Justyna Grabska (właścicielka sopockiej księkarni-kawiarni „Bookarnia”)88. Zbigniew Wierowski („Rotary Sopot”)89. Jerzy Schön (sopocianin, menedżer)90. Lucjan Brudzyński (długoletni komendant sopockiego Hufca ZHP, harcmistrz,

centralny skarbnik ZHP)91. Andrzej Popławski (sopocki architekt, syn rzeźbiarza Stanisława Horno-Po-

pławskiego)92. Kazimierz Ropel (najstarszy stażem sopocki fryzjer, wciąż aktywny – działa

w Sopocie od roku 1945)93. Olga Krzyżyńska (sopocka dziennikarka)94. Filip Kalkowski (sopocki malarz)95. Magda Masny (sopocianka, fl orystyka, właścicielka ekologicznej kwiaciarni

przy ul. Kościuszki)96. Łucja Sobczak (scenograf)97. Magda Dygat (pisarka)98. Jarosław Kempa (pracownik naukowy UG, sopocki radny, który w ostatnich

wyborach otrzymał największą ilość głosów mieszkańców Sopotu)99. Angelika Zając (sopocianka, prezes sopockich Rodzinnych Ogrodów Działko-

wych „Jantar”)100. Piotr Kurdziel (sopocianin, Prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Przylesie”)

Lateksowa bogini porno, czy królowa popu?

Lady Gaga w Ergo ArenieNiestety nie dotarliśmy na koncert amerykańskiej piosenkarki Lady Gaga, który odbył się 25 listopada br. w sopocko-gdańskiej Ergo Arenie. Tak więc chcąc coś napisać na temat tego widowiska musimy się oprzeć na opiniach tych, którzy tam byli.

Konrad Franke

Jak podaje „Gazeta Wyborcza Trójmiasto”, prezydent Sopo-tu Jacek Karnowski powie-

dział, że „po sukcesie show Lady Gagi, sopocko-gdańska hala wskakuje na poziom europejski i jest uwzględniana w planach tras koncertowych megagwiazd”.

W tym samym numerze „Ga-zety” obszerną recenzję z kon-certu zamieścił Przemysław Gul-da. Pisze on między innymi: „Je-śli ktoś miał jeszcze wątpliwości, czy to właśnie ona jest królową światowego popu i czy hasło jed-nej z brytyjskich gazet „Madon-na, posuń się”, nie jest trochę przesadzone, ponad dwugodzin-ne widowisko rozwiewało je na cztery strony świata. Czegoś ta-kiego jeszcze Trójmiasto nie wi-działo.”

Zupełnie inne zdanie ma re-cenzentka działu kulturalnego „Rzeczpospolitej” Paulina Wilk. Już sam tytuł recenzji mówi sam za siebie: „Perwersyjne zabawy z Gagą. Koncert przypominał nabożeństwo ku czci lateksowej bogini z tanich fi lmów porno”.

Bezwstydna naśladowczyni

„Chciałabym napisać, że Lady Gaga okazała się warta każdej minuty siedmiogodznnej podró-ży zatłoczonym pociągiem z War-szawy do gdańskiej hali Ergo – relacjonowała Wilk. – I że mnie, dziecku MTV, wychowanym na widowiskach Jacksona i Madon-ny – pokazała nowy wymiar roz-rywki. Ale przez dwie godziny oglądałam wulgarną porno gro-

teskę, pełną powtórzeń i zapoży-czeń. Świat przedwcześnie obwo-łał ją królową popu – na żywo Gaga nie dorasta Madonnie do pięt, jest tylko pilną i bezwstydną naśladowczynią.”

O ile po recenzji Guldy żało-wałem, że nie wysupłałem 300 złotych, aby kupić bilet do Ergo Areny, to po recenzji pani Wilk doszedłem do wniosku, że rezy-gnując z koncertu może tak wiele nie straciłem. Najbardziej jednak zmroziły mnie wypowiedzi in-ternautów zamieszczone na stro-nie www.dziennikbałtycki.pl. Bo dotyczyły one nie tyle samego występu Lady Gagi, co organiza-cji imprezy, za którą odpowiada spółka powołana przez Urząd Miasta Sopotu, a której prezesem jest mianowana przez prezyden-ta Karnowskiego, Magdalena Se-kuła. Oto, co na ten temat ma do powiedzenia „fan”: „Koncert su-per, ale jak zawsze zadziałała polska organizacja imprezy i to nie chodzi nawet o parking, któ-ry był nie do opuszczenia. Praw-dziwym skandalem było jedno wyjście z płyty hali. Ludzie wy-chodzili w niesamowitym ścisku długim i wąskim korytarzem, natomiast obsługa korzystała ze wszystkich pozostałych wyjść i rozmontowywała scenę. Trwało to blisko godzinę, cud, że nie wy-buchła panika i nikt nie został stratowany”. A oto opinia „kre-mówki”: „Wielki minus dla orga-nizatorów, którzy zapewnili na 10 tys. osób tylko 500 (?) miejsc

w szatni. Moim zdaniem, jeśli już płacimy 300 złotych za bilet, można by chociaż takie coś za-pewnić. Kolejny minus za czas spędzony na wyjściu z hali. W razie pożaru wszyscy byśmy spłonęli”.

W tym momencie pomyśla-łem o hali Stoczni Gdańskiej i tragicznym koncercie zespołu Golden Live, zakończonego śmiercią blisko dziesięciu osób i trwałym kalectwem paruset na-stolatków.

Profesjonalni amatorzyMagdalena Sekuła, to bliska

przyjaciółka Jacka Karnowskiego (o jej kontaktach z prezydentem Sopotu szerzej pisaliśmy w jed-nym z poprzednich wydań „Ri-viery”). Nie wiem jakie kwalifi -kacje ma pani Sekuła, aby dyrek-torować największemu obiekto-wi, jaki zbudowano w północnej Polsce – zarówno jeśli idzie o do-bór repertuarowy koncertów, jak i o ich organizację. Halą chciał się zająć międzynarodowy kon-cern SMG, wyspecjalizowany w zarządzaniu tego rodzaju obiektami. Władze Sopotu po-stanowiły jednak powołać miej-ską spółkę, która jak na razie „uczy się” fachu na własnych błę-dach. Miejmy nadzieję, że nim w Ergo Arenie dojdzie do nie-szczęścia, nowy prezydent Sopo-tu odwoła panią Sekułę ze stano-wiska i powierzy pieczę nad halą profesjonalistom.

Nie chcą obwodnicy pod oknamiO tym, że Obwodnica Trój-

miasta jest przeciążona wiedzą wszyscy, którzy muszą z niej ko-rzystać. W projekcie jest kolejna obwodnica, która swój początek brałaby na węźle Chwaszczyno, a kończyła w Straszynie, czyli w miejscu, gdzie istniejąca ob-wodnica, oraz Obwodnica Połu-dniowa (w budowie) łączą się z autostradą A1. Generalna Dy-rekcja Dróg Krajowych i Auto-strad przygotowała kilka warian-tów przebiegu nowej drogi. Mia-łaby ona nieco ponad 30 kilome-trów i trzy węzły na trasie: w Mi-szewie, Żukowie i Lublewie.

Obecnie trwają konsultacje w po-szczególnych gminach. Miesz-kańcy miejscowości leżących na jej trasie są zaniepokojeni przy-szłą budową. Władze Kolbud do-magają się, aby obwodnica omija-ła Lublewo i Bąkowo. W Chwasz-czynie, Żukowie i Sulminie zawią-zano stowarzyszenia protestujące przeciwko wszystkim wariantom trasy. Nikt nie chce, aby tysiące samochodów jeździło pod okna-mi ich domów. GDDKiA czeka na składanie wniosków do 12 grud-nia. Po tym terminie będą prowa-dzone dalsze rozmowy. Termin ewentualnego rozpoczęcia budo-wy obwodnicy nie jest jeszcze ustalony. (as)

Jeden dzień pomnika25 listopada prezydent Broni-

sław Komorowski uroczyście od-słonił pomnik Tatara Rzeczypo-spolitej. O ten pomnik gdańscy Tatarzy zabiegali od wielu lat. Tata-rzy naturalizowani w Polsce już w I Rzeczpospolitej znani byli ze swego patriotyzmu i męstwa. Brali także czynny udział w wojnie pol-sko-sowieckiej w roku 1920. Wła-śnie mężczyznę w mundurze z tamtego okresu, z buńczukiem

w dłoni przedstawiał pomnik, któ-ry stanął w Parku Oruńskim. Nie-stety stał tam nienaruszony tylko jedną dobę. W nocy z piątku na sobotę zniknął wykonany z brązu buńczuk. Policja prowadzi inten-sywne śledztwo, przeszukując przede wszystkim punkty skupu złomu. Niestety jak do tej pory nie natrafi ono na ślad skradzionego fragmentu. Jego wartość Narodo-we Centrum Kultury Tatarów oce-nia na 50 tysięcy złotych. (as)

Chopin w Operze BałtyckiejW poniedziałek 29 listopada

w sali Opery Bałtyckiej odbył się koncert, w którym młodzi arty-ści szkoły baletowej w Gdańsku tańczyli do muzyki Chopina. So-listami byli: Anna Szeszejko, Agata Kuczyńska, Marta Korcza-kowska, Arkadiusz Orłowski, oraz bytomianin Adam Myśliń-ski, który zastąpił chorego Rafała Tandka. Przygotowaniem kon-certu zajęli się pedagodzy Liubov Bakharevej, Anna Linnik i Irena Tarasiewicz. (as)

PGE Arena na finiszu Budowa stadionu PGE Arena

w Gdańsku – Letnicy wchodzi w końcową fazę. Trwa montaż elewacji i dachu z poliwęglano-wych płyt w sześciu bursztyno-wych odcieniach. Na początku styczniu 2011 roku rozpocznie się montaż krzesełek, a wreszcie układanie murawy. Zakończenie budowy przewidziane jest w kwietniu. Na nowym stadionie na co dzień grać będą piłkarze Lechii Gdańsk. (as)

Page 7: Riviera 57

7Nr XII (57) 2 grudnia 2010 Speakers’ Corner

Z listów i maili do „Riviery”:

Kilka słów do Pana Dariusza Michalczewskiego

Szanowny Panie Darku.

Pana cenna bokserska rada udzielona na łamach „Twojej Ga-

zety” Panu Prezydentowi Jackowi Karnowskiemu, jak wygrać

wybory, wydaje się być nieporozumieniem. Pamiętając Pana

walki, Pana wielkie sukcesy oraz porażki, pamiętamy również

jak wchodziła Panu lewa i było dobrze. Pamiętamy również jak

otrzymywał Pan prawą od przeciwnika i było po walce. Dużo

osiągnął Pan jako bokser, myślę że w sporcie Pana szansa na

sukces jest wielka: choćby w szkoleniu młodych zawodników.

Niestety w polityce nie ma Pan szans. My, mieszkańcy Sopotu

nie życzymy panu prezydentowi Jackowi Karnowskiemu licz-

nych nokautów, ale życzymy mu odejścia w chwale osiągniętych

przez niego sukcesów.

M.S.

Do Pana Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, pana Jerzego Buzka

Szanowny Panie Przewodniczący.

Jest Pan dla nas, Sopocian wielkim autorytetem zarówno

jako były premier, prawy człowiek, polityk oraz obywatel Euro-

py. Niemniej zdumienie nasze budzi fakt, że jako osoba publicz-

na w wymiarze europejskim dał się Pan – być może nieświado-

mie – wciągnąć w kampanię pana Jacka Karnowskiego. Osoba

publiczna o wielkim znaczeniu dla Europy nie powinna wygła-

szać publicznie wobec 300 polityków PO swojego prywatnego

zdania. Zapewniamy Pana, że twarz obecnego prezydenta jest

nam, mieszkańcom Sopotu znana od 20 lat i myślimy, że nie

trzeba jej wspierać nawet tak wielkim, jak Pana autorytetem.

Zawiedzeni mieszkańcy Sopotu

Sopot 26.11.2010

… Dzisiaj na peronie stacji Sopot Wyścigi wręczono mi bez-

płatne wydanie „Twojej Gazety”.

Jestem przerażona furią, z jaką zaatakowano tym razem Pana

Fułka. To jest po prostu nagonka na człowieka i pomiatanie jego

godnością w stylu najbardziej podłych szykan, jakimi poddawa-

ne były osoby niewygodne dla systemu, zaczynając od imple-

mentujących autorytarne rządy w Polsce komunistów w 1945,

a na Urbanie stanu wojennego kończąc.

Do jakiego grona mieszkańców Sopotu ta tuba propagando-

wa kończącego sprawowanie w naszym mieście układu się od-

wołuje? Czy ten brukowy poziom zamieszczonych tam artyku-

łów w sprawie pana Fułka nazywa się jeszcze dziennikarstwem,

czy jest to już tylko bełkot, który ma doprowadzić do czynnej

napaści na jego osobę i najbliższych. Choć Pan Fułek jest tu

śmieciem, który odważył się w porozumieniu z co najmniej po-

łową mieszkańców Sopotu wyjść ze swoją wizją dalszego rozwo-

ju miasta, to jednocześnie jest ewidentnym zagrożeniem.

Ta gazeta sieje nienawiść i judzi. I to Serce Pana Jezusa w Sopo-

cie. Boże drogi czemu?!?! Ksiądz Tomasz Frymarek powinien na-

tychmiast zażądać sprostowania, że nie ma nic wspólnego z tek-

stem znajdującym się bezpośrednio pod zamieszczonym z nim

wywiadem na str. 9, oraz przeprosin za umieszczenie tego nik-

czemnego donosu właśnie tam. Sam wywiad też jest apoteozą ist-

niejącego układu podany w wysublimowany duszpasterski sposób

wiernym którzy w parafi i księdza mogą mieć rozterki co zrobić ze

swoim cennym głosem. Czy Kościół nie może się powstrzymać ze

zbyt głębokim wchodzeniem na teren gdzie każdy w miarę świa-

tły obywatel powinien poradzić sobie sam z określeniem co na

szczeblu lokalnym jest dla niego dobre a co złe?

Czego więc może się bać Pan Karnowski. Demokratycznej de-

cyzji mieszkańców miasta na usługach którego stoi już tyle lat.

Powinien z pokorą schylić głowę i czekać na werdykt. A tym cza-

sem z miłości do Sopotu popadł w maniakalny stan obwieszcza-

nia swoich sukcesów i wypisywania ich na każdym wolnym

skrawku papieru. To zaczyna trącić już paranoją. Zdjęcia z infor-

macją na pół szpalty, że to ja, właśnie ja to zrobiłem, pamiętajcie

o mnie, nie możecie mnie tak zostawić, ja pragnę waszej uwagi,

miłości, czułości i pieszczot. Ciągle się zastanawiam, do jakich

umysłów jest adresowany ten przekaz. Może tak pisze sam do sie-

bie, żeby nie zapomnieć, co właściwie tutaj robi? Władzo daj żyć!

Pan Fułek nie spadł z kosmosu. Zna klimaty miasta i jego

potrzeby. 12 lat był w cieniu. Teraz zgromadził wokół siebie gru-

pę sprawdzonych samorządowców i będzie starał się powstrzy-

mać rozbuchanego rumaka.

Z poważaniem

(nazwisko tylko do wiadomości Redakcji)

Nie dla faraona

Mam 80 lat, jestem sopocianinem od 60. Z racji mojego wie-

ku dość często bywam gościem naszej przychodni zdrowia,

mieszczącej się przy ulicy Bolesława Chrobrego. Ostatnio zbul-

wersowała mnie wypowiedź prezydenta Karnowskiego, doty-

cząca tej przychodni. Od wielu lat mówiło się o potrzebie wybu-

dowania dla Sopotu szpitala. Byłby tam oddział kardiologiczny,

bardzo ważny ze względu na starzejącą się populację, oraz po-

łożniczy. Choć pan Karnowski jest prezydentem miasta od 12 lat,

jakoś wcześniej nie pomyślał o takiej inwestycji. Ważniejsze były

dla niego hotele, hala sportowa, port dla żeglarzy, czy peron ko-

lejowy, który jak słyszałem sypie się już w trzy miesiące po prze-

budowie. Dopiero przed wyborami pan prezydent przypomniał

sobie o tym, co najważniejsze dla mieszkańców. Niestety ze szpi-

tala nic nie wyszło, podobno nie ma chętnych do sfi nansowania

budowy. Wobec tego pan Karnowski wymyślił plan awaryjny.

Byłaby nim nadbudowa przychodni przy ulicy Chrobrego o jed-

no piętro. Na tym piętrze, o powierzchni 600 metrów kwadrato-

wych, miałaby się znaleźć porodówka. (o kardiologii prezydent

nawet nie wspomniał). Nadbudowa miałaby być zrealizowana

w ciągu dwóch lat. Tyle, co wiem z gazet.

Chciałbym wiedzieć, czy pan Karnowski zdaje sobie sprawę

z tego, co to wszystko znaczyłaby dla pacjentów, leczących się

w gabinetach lekarzy rodzinnych i specjalistów, np. onkologów,

a także dla całego personelu przychodni, również pogotowia ra-

tunkowego i apteki, które mieszczą się w tym samym budynku?

Stukanie, wiercenie, kłęby kurzu, wyłączanie prądu i wody, war-

kot ciężkich pojazdów, niebezpieczeństwo zalania niższych pię-

ter deszczem po zdjęciu dachu. Chyba nikt nie chciałby praco-

wać w takich warunkach, ani być leczonym na placu budowy.

A jeśli okaże się, że fundamenty nie wytrzymają dodatkowego

ciężaru i ściany zaczną się zarysowywać? Makabra! I to wszystko

ma podobno kosztować 6 milionów złotych.

Czy prezydent policzył ile dzieci mogłoby rodzić się w Sopo-

cie? Sto rocznie? Dwieście? Niechby i pięćset. To by oznaczało,

że przeciętnie porodówka przyjmowałaby jedną do dwóch cię-

żarnych dziennie i na jej potrzeby wystarczyłyby dwa nieduże

pokoje, po dwa łóżka w każdym. Do tego doszłaby jakaś salka

operacyjna, pokoik dla lekarza i położnej. A to wszystko zmie-

ściłoby się w niedużym domku. Taką małą porodówkę można

wybudować na pierwszej lepszej wolnej działce należącej do

miasta, lub adaptować istniejący budyneczek. Byłoby i taniej

i prędzej i wygodniej. Nie potrzeba by też wozić ciężarnych na-

szą ciasną windą na czwarte piętro.

Jeden z wielkich myślicieli ubiegłego stulecia napisał, że

„małe jest piękne”. Jak się zdaje pan Karnowski nie lubi tego co

małe. Dla niego wszystko musi być olbrzymie, jak te piramidy

egipskie, które faraonowie wznosili, dla swej chwały. I dlatego

5 grudnia z całą rodzinką, z dziećmi i wnukami pójdziemy gło-

sować na pana Fułka.

(nazwisko i adres do wiadomości redakcji)

Page 8: Riviera 57

Barbara Pilarczyk-Gierak – 542 głosy

67 lat, dyrektor Wojewódzkiego Zespołu

Reumatologicznego w Sopocie, wiceprzewodnicząca Rady

Miasta ostatniej kadencji, wiceszefowa sopockiej PO.

Pla

tfo

rma

Ob

yw

ate

lsk

a

Ko

cha

m S

op

ot

Grzegorz Wendykowski – 522 głosy

53 lata, ekonomista, pracownik Krajowej SKOK, radny

kadencji 2002-2006 i 2006-2010, przewodniczący komisji

mieszkaniowej.

Piotr Bagiński – 498 głosów

48 lat, nauczyciel wychowania fi zycznego, trener

koszykówki.

Lesław Orski – 435 głosów

62 lata, przedsiębiorca, założyciel Automobilklub Orski,

właściciel Orski Power Racing, wiceprzewodniczący

ostatniej kadencji Rady Miasta.

Małgorzata Maj – 426 głosów

53 lata, lekarz w Centrum Traumatologii w Gdańsku,

przewodnicząca komisji kultury i edukacji w

poprzedniej kadencji Rady Miasta.

Marek Bogacki – 310 głosów

30 lat, historyk, doradca szefa Kancelarii Premiera,

Paweł Miękus – 260 głosów

50 lat, lekarz, dyrektor oddziału kardiologii w Szpitalu

Miejskim w Gdyni.

Cezary Jakubowski – 250 głosów

51 lat, były wiceprezydent Sopotu, obecnie doradca

inwestycyjny.

Jarosław Kempa – 775 głosów

36 lata, pracownik naukowy UG, kończy doktorat

z ekonomii, specjalista w pozyskiwaniu środków unijnych

dla samorządów terytorialnych, były przewodniczący

Komisji Strategii i Finansów Rady Miasta Sopotu.

Henryk Hryszkiewicz – 621 głosów

43 lata, trener i wychowawca, wicemistrz Europy i Polski

w kulturystyce, przewodniczący Komisji Sportu Turystyki

i Młodzieży w ostatniej Radzie Miasta, prowadzi serwis

RTV.

Wojciech Fułek – 614 głosów

53 lata, w latach 1998 – 2010 wiceprezydent Sopotu,

kandydat na prezydenta, pisarz, poeta, autor fi lmów

dokumentalnych, scenariuszy telewizyjnych,

dziennikarz i publicysta.

Platforma Obywatelska Barbara Pilarczyk-Gierak, Grzeg

Piotr Bagiński, Lesław Orski, Ma

Paweł Miękus, Cezary Jakubows

Kocham Sopot Jarosław Kempa. Henryk Hryszk

Jerzy Hall, Piotra Kurdziel, Graży

Anna Stasierska

Prawo i Sprawiedliwość Bartosz Łapiński, Piotr Meler, An

Kazimierz Jeleński

Samorządność Sopot Wieczesław Augustyniak, Jacek

Page 9: Riviera 57

Jerzy Hall – 426 głosów

54 lata, prywatny przedsiębiorca, prawnik, w czasach PRL-u

uczestnik opozycji demokratycznej i działacz podziemnej

„Solidarności”, przewodniczący Komisji Bezpieczeństwa

i Porządku w ostatniej kadencji Rady Miasta Sopotu.

Ko

cha

m S

op

ot

Praw

o i S

praw

ied

liwo

śćS

am

orzą

dn

ość S

op

ot

Piotr Kurdziel – 299 głosów

46 lat, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej na Przylesiu,

b. dyrektor MOSIR-u.

Grażyna Czajkowska – 204 głosy

49 lat, mama trójki dzieci, działa w szkolnych Radach

Rodziców i w kawiarence parafi alnej przy Kościele

Św. Jerzego.

Anna Stasierska – 163 głosy

36 lat, prawnik z wykształcenia, menadżer kultury,

organizator przedsięwzięć artystycznych m.in. Lata

Teatralnego w Teatrze Atelier im. Agnieszki Osieckiej.

Bartosz Łapiński – 476 głosów

27 lat, absolwent politologii i prawa UG, pracuje w PZU.

Piotr Meler – 439 głosów

35 lat, pracownik Politechniki Gdańskiej, kończy

doktorat na temat odnawialnych źródeł energii,

dwukrotny kandydat na prezydenta Sopotu.

Andrzej Kałużny – 364 głosy

59 lat, pracownik SKOK-u Stefczyka.

Kazimierz Jeleński – 354 głosy

71 lat, inżynier, emeryt.

Wieczesław Augustyniak – 395 głosów

68 lat, przewodniczący Rady Miasta Sopotu ostatniej

kadencji, emerytowany nauczyciel akademicki.

Jacek Karnowski – 300 głosów

47 lat, od 12 lat prezydent Sopotu, inżynier

budownictwa, dr nauk ekonomicznych.

gorz Wendykowski,

ałgorzata Maj, Marek Bogacki,

ski

kiewicz, Wojciech Fułek,

yna Czajkowska,

ndrzej Kałużny,

k Karnowski

Page 10: Riviera 57

10 Sztuka www.riviera24.pl

Rozmowa z sopockim artystą plastykiem Maciejem Szemelowskim.

Na styku

Kierownicza rola PARTII

Czy jest pan partyjny?To pytanie do roku 1989 budziło powszechne zakłopotanie faktem, że wobec jawnie antydemokratycznej polityki PZPR, wiele osób wciąż do niej należało, a taka przynależność uważana była za „obciach”, albo inaczej „wielki wstyd”. Nie chcę oceniać tych ludzi, nie o nich jest ten tekst, ale o roli, jaką w polityce odgrywa PARTIA.

Dzisiaj większość polity-ków korzysta z usług tzw PR-owców. Dawniej na-

zywano ich prościej: „sekretarza-mi propagandy”. Z ich usług ko-rzystają głównie politycy o ni-skim ilorazie inteligencji, którzy sami nie są w stanie „sprzedać się” wyborcom.

Czy możemy się bronić przed taką manipulacją? Nie tylko mo-żemy, ale musimy.

Jak? Wystarczy poznać tech-niki, jakimi propagandziści się posługują.

Technika „dobrego urwisa”

Stosuje się ją wówczas gdy „obrabiany” kandydat ma „mnó-

stwo za pazurami”, albo jak mówi młodzież ma „nagrabione u pro-kuratora”. Osobę taką przedstawia się w mediach, jako spokojną i wyważoną, gdy w tym samym czasie jego propagandziści obra-żają i zniesławiają wszystkich do-okoła, po to tylko by wykazać, że inni też mają brudne ręce, i zasu-gerować, że „nasz” ma coś na su-mieniu, ale przecież inni też mają.

Ofi ara powinna być znana, niezależna i zamożna, bo to oczywiście rodzi zawiść. Trzeba kogoś „umoczyć”, a najlepiej „umoczyć” wiele osób, łącząc jej jakimiś mętnymi związkami na bazie pomówienia.

Osoba pomówiona, wciągnię-ta w tę grę nie może się bronić,

przez co również może stać się niewiarygodna. Do podważenia wiarygodności takiego deli-kwenta używa się różnego rodza-ju oświadczeń podpisanych za-zwyczaj przez tzw. „publicznie wiarygodne osoby”, w praktyce będące psami łańcuchowymi kandydata, uzależnionymi od niego politycznie lub fi nansowo.

Pomówiony jest narzędziem gry politycznej, a że większość ludzi posługuje się pewnym

schematem myślowym, to po-wstaje prosty obraz: „wiemy, że on jest zły i ukradł, ale wszyscy dookoła nie są lepsi nawet uczciwi mają coś na sumieniu”. Prawda jest jedna: „Kowalski poniósł stratę, bo ukradli mu rower! Ale według propagandzi-stów „dobrego urwisa” prawda ma drugie dno i jest następują-ca: „Kowalski jest zamieszany w kradzież roweru!”

TłoDrugim istotnym elementem

tak rozumianego PR-u jest TŁO. Oczywiści nie chodzi o tło plaka-tu, ale o ludzi, którzy popierają danego kandydata…

I tutaj pojawia się proble-m,ponieważ obwiązujące i me-dialnie nagłaśniane standardy polityczne jasno mówią takim osobom w polityce NIE. Co w ta-kim wypadku można zrobić? Wezwać na pomoc partię!

Przecież ONI chcą skrzywdzić jednego z nas. ON załatwił pracę synalkowi, on zatrudnił szwagier-kę lub teściową. Nie możemy go opuścić, bo runie nasz ład.

Partyjni uważają, że fakt by-cia członkiem jakiegoś ugrupo-wania upoważnia ich do publicz-nego głoszenia co dobre, a co złe, a w szczególności, co jest dobre dla nich. ONI mogą decydować, która gazeta jest dobra, a która kłamie, w której można się ogła-szać, a w której nie!

Uważają, że mają patent na wiedzę, a reszta jest od słuchania i wykonywania ich rozkazów!

Nie dajmy się złapać na ten sta-ry numer, zwłaszcza jak już wiemy jak to wszystko działa. (kr)

Maja Rybarczyk

K.F: Minął dokładnie rok, od pańskiej ostatniej wystawy foto-grafi cznej, która prezentowana była w sopockiej Spółdzielni Lite-rackiej.

Maciej Szemelowski: Tak, tamta wystawa odbyła się z oka-zji 30-lecia mojej pracy twórczej. Prezentowałem na niej wyłącz-nie fotografi e. Tym razem, ko-rzystając z uprzejmości dyrekto-ra Krzysztofa Kuczkowskiego, w nowo odrestaurowanym Dwor-ku Sierakowskim, 4 grudnia od-będzie się mój wernisaż.

Czego możemy się spodzie-wać?

Będzie to wystawa w pewnym sensie retrospektywna, gdyż po-

każę na niej obrazy i plakaty sprzed lat. W jej drugiej części zaprezentuje swoje najnowsze zdjęcia i wideoklipy.

Wideoklipy?W czasach, kiedy TVP

Gdańsk interesowała się jeszcze kulturą, to właśnie tam przez kil-kanaście lat realizowaliśmy pro-gramy muzyczne, reklamy i wi-deoklipy. Tym razem współpracę zaproponował mi wspaniały mu-zyk, Leszek Makowiecki. Kiedy zaprezentował mi swoje nowe utwory doznałem niemal olśnie-nia. Są to piękne, mądre, patrio-tyczne teksty, pisane do bardzo współczesnej muzyki pop. Słu-chając Leszka od razu wyobrazi-łem sobie ich warstwę wizualną. Dodatkowym bodźcem do współpracy był fakt, że pochodzę z rodziny, która za swoją patrio-tyczną postawę zapłaciła wysoką

cenę. Moja mama, powstaniec warszawski, przeżyła obóz kon-centracyjny Majdanek. Ojciec – ułan, a następnie dowódca od-działu partyzanckiego, za swój patriotyzm został zaaresztowany przez NKWD i wywieziony do sowieckiego obozu w Charkowie, dzięki Bogu, jako jedyny z całego oddziału przeżył. Prace przy tych wideoklipach potraktowałem w pewnym sensie, jako mój skromny dług wdzięczności za postawę pokolenia moich rodzi-ców. I powiem, że jak teraz pa-trzę na moich rówieśników, któ-rzy będąc koniunkturalistami tak łatwo sprzedają się dla nędz-nych zeszytów i apanaży, to przy-pominam sobie postawę mojej mamy, która po wojnie, żyjąc bardzo skromnie, nie przyjęła propozycji brania pensji za osią-

gnięcia sportowe, a była wicemi-strzynią wybrzeża w tenisie. Również, jako kombatant, nie wstąpiła nigdy do ZBOWiD-u, z czym się wiązało otrzymywa-nie dodatkowego uposażenia.

No tak, ale to było zupełnie inne pokolenie…

To prawda, to byli ludzie z charakterem.

A skąd tytuł wystawy: „Na styku”?

Tytuł podsunęła mi sopocka natura. Chodząc brzegiem mo-rza zacząłem baczniej przyglądać się cóż interesującego dzieje się na styku wody z lądem. Proszę sobie wyobrazić, że przyroda tworzy przez ułamki sekund bar-dzo nietrwałe, abstrakcyjne dzie-ła sztuki, które po chwili znikają

bezpowrotnie. A ja ten moment błyskawicznie muszę utrwalić.

W takim razie musi pan wy-kazać się refl eksem.

Tak, to są sekundy naprawdę ekscytujące. Żałuję, że z kolekcji 60 zdjęć ze względu na warunki lokalowe, pokażę tylko mały fragment tej kolekcji.

Krótko mówiąc, będzie to jedy-nie przegląd pańskiej twórczości?

Jak już wspomniałem, będzie to wystawa częściowo retrospek-tywna, ale połączona z nowymi pracami. Korzystając z okazji, chciałbym bardzo serdecznie za-prosić wszystkich 4 grudnia o godz. 17.00 do Dworku Siera-kowskich.

Dziękuję za rozmowę.

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Page 11: Riviera 57

Nr XII (57) 2 grudnia 2010 Społeczeństwo 11

Mirosław Stecewicz Stanisław Załuski

Ciocia Titli zrobiła ogrom-ne pranie. Prała i prała przez cały dzień. A gdy

nadszedł wieczór trzeba było po-ściel wywiesić na sznurach, żeby wyschła.

– Chłopcy – powiedziała Ciocia do Ziózia i Funia. – Idźcie rozwiesić pranie w ogrodzie. Noc zapowiada się ciepła. I wiatr dmucha od mo-rza. Do rana wszystko powinno być suche.

Ziózio i Funio wzięli wanienkę z wypranymi rzeczami, sznury i kla-merki i pobiegli do ogrodu. Ciocia tymczasem zajęła się przygotowa-niem kolacji. Nagle z ogrodu do-szedł ją przeraźliwy ryk. Jakby ry-czał ranny albo bardzo rozzłoszczo-ny niedźwiedź. Ciocia wyjrzała przez okno i zamknęła oczy. A po-tem je otworzyła, aby sprawdzić, czy to co zobaczyła w słabym świe-

Bajki z Wyspy Umpli Tumpli

Przygoda Straszydły Dydłoniatle ulicznej latarni nie było przy-padkiem snem.

– Nie! – krzyknęła. – Straszydło Dydłoń zawieszony na sznurze od bielizny i przypięty klamerkami! Jak to się mogło stać?

Zwabieni rykiem Dydłonia z domów wybiegli mieszkańcy wy-spy. Pojawili się także Letnicy, wśród nich cała rodzina Ciekaw-skich. Nikt nie wiedział w jaki spo-sób zdjąć Straszydłę ze sznura. Dy-dłoń machał łapami na wszystkie strony, a na tych łapach miał ostre pazury. Gdyby kogoś nimi zawa-dził, mógłby porządnie skaleczyć. Wreszcie Pan Ziele zdobył się na odwagę, doskoczył z boku i prędko poodpinał klamerki. Straszydło opadło na cztery łapy, mruknęło coś i nawet nie dziękując swemu wybawcy, pokłusowało do lasu Sie-kierowo-Piłowego. Wyspiarze stali nadal wzdłuż płotu okalającego ogród Cioci Titli. Latarkami oświe-tlali pusty sznur, jakby spodziewali się, że za chwilę ujrzą wiszące na nim drugie Straszydło. Wreszcie odezwał się jeden z Ciekawskich:

– To zdumiewające! To niezwy-kłe! Trzeba niezwykłej odwagi, żeby takie olbrzymie Straszydło na sznu-rze, jak prześcieradło powiesić. I do tego klamerkami przypiąć. Kto tego dokonał, powinien teraz wystąpić i opowiedzieć, jak tego dokonał.

Wyspiarze milczeli. Nikt się nie odzywał. Aż reszcie ciszę przerwał Ziózio.

– Nikt się lubi chwalić – rzekł. – Ale to prawda. Odwaga musiała być nie mała. Kto nie wierzy, niech weźmie sznur i klamerki, pójdzie za Dydłoniem do lasu i jeszcze raz go przypnie.

– Więc to ty! – wykrzyknęli Cie-kawscy. – Musisz nam wszystko opo-wiedzieć. Ze szczegółami! Szybko!

Pociągnęli Ziózia w głąb ulicy, wypytywali, krzyczeli jeden przez drugiego. Ziózio słuchał komple-mentów, coś tam odpowiadał, na-dymał się jak paw.

A tymczasem Funio stał z boku, w cieniu, śmiał się i mówił sam do siebie:

– Po co to całe gadanie o odwa-dze? Gdybym nie chciał zrobić

przykrości Zióziowi, powiedział-bym jak to było. Że wystarczy o zmroku, podczas wieszania bieli-zny, zdjąć okulary z nosa. A potem pozwolić sobie na chwilę nieuwagi. Wtedy łatwo można wędrującego w ciemności Dydłonia pomylić z mokrym prześcieradłem.

Cierpliwy Lew

Był piękny październikowy dzień. Ziózio z Funiem spacerowali po lesie Siekierowo-Piłowym, sku-biąc ostatnie w tym roku lodowe jagody, dojrzewające w promie-niach jesiennego Słońca. Nagle zo-baczyli kolumnę mrówek, masze-rujących w kierunku miasta Turmo. Dźwigały one medal z podobizną znanego wszystkim bywalcom Zoo Lwa Leona. Na odwrotnej stronie medalu widniał napis: „Dla Lwa Le-ona, dzielnego od grzywy do ogona, z wyrazami podziwu za cierpliwość i wytrzymałość na swędzenie”.

– Dziwna sprawa – zdziwił się Ziózio. –Kto zgadnie, dlaczego tyle

mrówek idzie do naszego miasta i co znaczy ten napis?

– Ja nie potrzebuję zgadywać – odparł Funio. – Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Mrówki idą do Zoo wręczyć Lwu Leonowi medal. Żeby wreszcie uwierzył, że jest cier-pliwy i wytrzymały na swędzenie.

– Wytrzymały na swędzenie? Dalej nic nie rozumiem.

– Bo nie interesujesz się tym, co robią zwierzęta. Gdybyś kiedyś po-rozmawiał z Lwem Leonem, to byś wiedział, że jego największym pra-gnieniem jest, aby cała wyspa Umpli Tumpli podziwiała jego cierpliwość i wytrzymałość. W tym celu co-dziennie poddaje się próbom.

– Jakim znowu próbom? Co ty wygadujesz?! – zdenerwował się Zióuio.

– Każdego ranka, kiedy wszyscy jeszcze śpimy, Lew Leon wymyka się z Zoo do lasu. Tam siada na naj-większym mrowisko. Siedzi na nim przez godzinę i ani razu nawet się nie podrapie. Ciekawe, jak długo ty byś wytrzymał na mrowisku? Jedną minutę? Dwie sekundy?

Ziózio mruknął coś na temat swojej wytrzymałości, tak nieskoń-czenie wyższej od wytrzymałości Funia i wszystkich innych dzieci. Potem jednak znów wrócił do spra-wy Lwa Leona.

– Coś mi się tu jednak nadal nie zgadza – rzekł. – Rozumiem, że Lew jest cierpliwy i wytrzymały na swędzenie. Ale dlaczego mrówki zafundowały mu medal? I po co cią-gną do miasta ciężar, który jest po-nad ich siły?

– Och, Zióziu! – jęknął Funio. – Nie masz za grosz wyobraźni. Za-stanów się, co by było, gdyby jakiś olbrzym siedział sobie przez godzi-nę dziennie na mieście Turmo? Przy tym zasłaniałby ci Słońce, zgniatał dachy domów i wcale się nie przejmował, że próbujesz go od-pędzić, kłując przez komin szpikul-cem od rożna. Czy nie wolałbyś w takim przypadku ofi arować temu olbrzymowi medalu, byle tylko uwierzył, że zdał egzamin ze swojej cierpliwości i wytrzymałości i po-szedł sobie gdzieś daleko? Byle dalej od naszej wyspy!

Sopocianie dla sopocian

Mikołaje z „Kocham Sopot”W ostatnia niedzielę członkowie i sympatycy ruchu Kocham Sopot zor-

ganizowali kolejną akcję charytatywną. Tym razem zbierali i kupowali

prezenty dla podopiecznych Stowarzyszenia Sopocki Dom. Akcja „Ko-

cham Sopot” spotkała się z ogromna aprobatą i zainteresowaniem so-

pocian. Lider ruchu, Wojciech Fułek podziękował wszystkim za liczny

udział w Sopockich Mikołajkach, a przede wszystkim za gorące serca w

ten zimowy czas oraz wszelkie datki i dary, które członkowie ruchu

przekażą potrzebującym w najbliższy czwartek, tj. 2 grudnia.

- Chcielibyśmy, aby Sopockie Mikołajki na stałe weszły w kalendarz

akcji, które tworzą sopocianie dla sopocian, gdyż jest to jeden

z głównych celów, dla którego powstał ruch obywatelski Kocham

Sopot – powiedział Wojciech Fułek. (as)

fot. materiały ruchu Kocham Sopot

Page 12: Riviera 57

12 Architektura www.riviera24.pl

Spacerem po kurorcie

Sopot magicznySopot posiada doskonałe warunki do rekreacji i wypoczynku (Opera Leśna, tor wyścigów konnych itd.) i stanowił po wojnie swoistą letnią stolicę Polski.

Agnieszka Lasota

Po roku 1989 w Sopocie sta-ło się wiele dobrego, jak np. rewaloryzacja Parku

Południowego i Północnego, choć nie wszystkie zmiany wy-szły Sopotowi na dobre. Dajmy na to popularny Monciak – stra-cił sporo ze swojego charakteru

po zmianie nawierzchni i małej architektury.

Obawy budzi wiele spośród zrealizowanych od przeszło dzie-sięciu lat inwestycji, takich jak hotele i budynki biurowe. Są one często zbyt duże i przez to na-chalnie rzucają się w oczy, nie posiadając znaczniejszych walo-rów estetycznych pozwalających powiedzieć, że „wpisują się w krajobraz miasta”. Niepokoi możliwość wznoszenia w niektó-rych rejonach kolejnych za wyso-kich, jak na nasze miasto, bu-dynków. Taka jest opinia znacz-nej części spośród mieszkańców Sopotu, o czym można się było przekonać przy okazji toczonych

podczas kampanii wyborczej rozmów.

Sopocianie chcą poprawy ja-kości przestrzeni oraz wizerunku miasta, które przy tempie obec-nego inwestowania traci swoje walory, charakter, urokliwy kli-mat.

Dla nas, którzy spędzamy tu cały rok, jakość życia jest po-chodną nie tylko komfortu mieszkania, pracy, transportu, ale również, i kto wie czy nie przede wszystkim, atrakcyjności wypoczynku. Rola pięknych miejsc na świeżym powietrzu jest tu niczym niezastąpiona. Wchodzimy do ich „wnętrza” nie naciskając klamki, nie kupując

biletu – ich atrakcyjność wynika z otwartości właśnie.

Jak można kształtować przestrzeń?

Powszechnie wiadomo, że po to, by miasto „żyło”, lepiej jest nie kumulować punktów usługo-wych w obiektach kubaturo-wych. Urok i charakter Krakowa, Wrocławia, czy czeskiej Pragi po-lega na tym, że zboczywszy z głównego szlaku, można na-tknąć się również tam na cieka-we miejsca. A Sopot nadal nie podpowiada, dokąd mogliby skręcić spacerujący po głównym deptaku lub przyplażowych alej-kach parkowych. W mieście, ale także w lesie wzdłuż tras space-rowych i przy punktach widoko-wych, w niezrewaloryzowanych jeszcze parkach brak jest ławek i śmietników. Brak placów zabaw dla dzieci.

Miejscami cenionymi są za-zwyczaj takie, które pobudzają wyobraźnię. W Sopocie, takim ciekawym miejscem jest przy-kładowo zapomniany zaułek ry-baków zlokalizowany w bezpo-średnim sąsiedztwie ul. Bohate-rów Monte Cassino. Nieliczna społeczność rybacka zamieszki-wała to miejsce do 1914 roku, kie-dy to przeniesiono ich w pobliże Karlikowa. Do dziś zachowały się w Sopocie pojedyncze domki ry-backie, ale te na zapleczu głów-nego deptaka miasta stanowią zwartą strukturę, pozwalając wy-obrazić sobie w tym miejscu „ożywiony” magiczny zakątek.

Zdziczałe zespoły parkowe

Kolejnym przykładem jest okolica wczesnośredniowieczne-go grodziska, gdzie króluje duch odleglejszych jeszcze czasów. To

spory kompleks zieleni poprzeci-nany wąwozami, w których pły-ną wartkim nurtem w kierunku morza potoki (ich wody próbo-wano ujarzmić w kołach nieist-niejącego już dziś młyna). Okoli-ca ta, którą porasta wydawałoby się w całości dzika przyroda (choć w XIX wieku były to parki i ogrody) ma swoją opowieść, jaką jest legenda o srogim wład-cy nadmorskiego grodziszcza. Park Grodowy to jedno z miejsc, jakie możemy uchronić przed zurbanizowaniem.

Całościowe myślenie o mie-ście mogłoby znaleźć odzwiercie-dlenie w utworzeniu szlaków naj-ciekawszych pieszych wędrówek po Sopocie. Przy okazji remontów ulic i chodników można byłoby wizualnie wzmocnić szlak po-przez wprowadzenie pewnego charakterystycznego typu po-sadzki i dobranie, odpowiednich do konkretnych odcinków, ele-mentów małej architektury (lam-py, ławki, śmietniki korelujące z krajobrazem, otoczeniem w ja-kim się znajdują) i zieleni (np. drzewa czy krzaki kwitnąco-pachnące jak jaśmin, forsycja zwana „złotym deszczykiem”).

Warto w tym miejscu wspo-mnieć o konieczności zwiększe-nia powierzchni zadrzewień i za-krzaczeń w pasie głównej arterii miasta – alei Niepodległości. Ta ulica też jest wizytówką naszego miasta.

Wodny charakter miasta

Sopot to nazwa wodna i przez lata był postrzegany jako miasto parków, ogrodów i wód.

Tymczasem planuje się „zako-panie” kolejnych potoków, pod-czas gdy wydawałaby się słuszną raczej polityka wydobycia na po-wierzchnię potoków skanalizowa-nych w kanałach podziemnych i budowa zbiorników wodnych, tam gdzie pozwala na to stan za-inwestowania terenu.

Władze miasta, ustosunko-wując się pozytywnie do tego typu projektów, powinny gwa-rantować pomyślny ich przebieg. To jest przedsięwzięcie, którego realizacja niewątpliwie trwać bę-dzie wiele lat. Konieczna jest ko-ordynacja działalności wszyst-kich tych placówek, w których rękach leżą kwestie dotyczące przestrzeni miasta, by Sopotowi przywrócono należyty charakter.

A mieszkańców winno się o wszystkich planowanych dzia-łaniach i większych wydatkach solennie informować i pozwolić uczestniczyć w ewentualnych dyskusjach, zaś Radzie Miasta umożliwić dostęp do ekspertów takich jak ekonomiści, historycy, urbaniści, artyści i inni.

Warto pamiętać, że w świecie konkurencji zysk zależy w znacz-nym stopniu od standardu ofero-wanego towaru.

Page 13: Riviera 57

Nr XI (57) 2 grudnia 2010 Reklama 13

Hotel Opera Antiaging&Spa – bal sylwestrowy w Operze HHooottteeell OOOpppeerraaa AAAAAnnnttiaging&Spa – bal sylwestrowy w Operze Cena 390 zł Więcej informacji na www.hotelopera.pl oraz pod nr. tel. 58 55 55 600

Hotel Europa – kulinarna i taneczna podróż po starym kontynencie HHooottteeell EEEuuurrroooppaaaa –– kkulinarna i taneczna podróż po starym kontynencie Cena 280 złWięcej informacji na www.hotel-europa.com.pl oraz pod nr. tel. 58 551 44 90

Hotel Miramar – zabawa w rytmie przebojów lat 80-tych Cena 240 złWięcej informacji na www.hotelmiramar.pl oraz pod nr tel. 58 550 00 11

JEDNA TAKA NOC W ROKU 3 WYJĄTKOWE PROPOZYCJE JEJ SPĘDZENIA

Page 14: Riviera 57

14 Trójmiasto czyta www.riviera24.pl

Aussiedlerblues (8)

Szwabska Riwiera

Krzysztof M. Załuski

Z centrum Singen na Berliner Platz jest około dwóch kilo-metrów. Prowadzą tam

dwie drogi: jedna – lipowa aleja zabudowana za czasów pana Hi-tlera dwupiętrowymi domami. Druga przez tereny przemysłowe – w czasie wojny właśnie tu usy-tuowany był obóz pracy dla trzech tysięcy przymusowych pracowni-ków z Europy Wschodniej. Teraz dla Polaków, Rosjan, Ukraińców czy Serbów praca w zakładach „Georg-Fischer”, walcowni „Alu-Suisse” tudzież wytwórni zupek „Maggi” to szczyt marzeń…

Wokół dawnego obozu stoją blaszane hale fabrycznych maga-zynów, myjnia samochodowa, sklep „Aldi” i dwie budy z amery-kańską paszą dla niemieckiego plebsu. Na trawiastym placu przed obozową kaplicą starzy ga-starbeiterzy grają w boule – lśnią-ce wypolerowaną stalą kule ude-rzają o siebie głucho, jak pęknięte dzwony. Czas płynie tutaj z jakimś świadomym oporem, tak jakby nonsens ludzkiego istnienia był tutaj oczywistością… Sto metrów dalej stoi barak dla azylantów. Jego białe ściany pokryte są tale-rzami anten satelitarnych: małych i dużych, białych, czarnych i sza-rych, przytwierdzonych do ścian jedna przy drugiej, niby puste emaliowane miski nadstawione w błagalnym geście konającego z samotności. Przed drzwiami, wprost na ziemi siedzą Murzyni, Arabowie, Albańczycy i Azjaci: szczęśliwi, uśmiechnięci, zastygli w oczekiwaniu na Godota.

Stąd już tylko pięć minut ro-werem do obozu, w którym wylą-dowałem w roku 1989.

Jeszcze nigdy, od powrotu do Singen, nie odważyłem się podje-chać tak blisko do lagrowych bu-dynków. Może dlatego czułem, jak wracają duszności – w pokoju, gdzie niegdyś mieszkałem, przez parę lat mieściła się pakamera na ręczniki, papier toaletowy, miotły, mopy, wiadra i najprzeróżniejsze płyny do mycia podłóg, toalet i szyb; później blok przebudowa-no i urządzono w nim normalne mieszkania – teraz polokowani są tam Jugole, Turcy i Aussiedlerzy.

Jedyne okno tamtego pokoju zwrócone było na południowy-zachód – więc wszystko już

o pierwszej po południu nagrzane było jak piec. Najpierw słoneczne promienie rozpalały aluminiowy parapet, potem wpełzały na paź-dzierzowy stół i ścianę, by wresz-cie około trzeciej rozpocząć pra-żenie podłogi, umywalki, drzwi, blaszanej szafy, pryczy i drugiej ściany. Wówczas całe to pomiesz-czenie, pomimo otwartego na oścież okna i działającego na peł-nych obrotach wentylatora, sta-wało się subtropikalnym terra-rium – Johanna i ja zamieniali-śmy się w parę leniwych, idiocie-jących z każdym dniem coraz bardziej, kameleonów. Aby nie ogłupieć do reszty, zaraz po obie-dzie, kiedy normalni ludzie w tym klimacie urządzają sobie sjestę, wyruszaliśmy w „teren”.

Zresztą nie tylko skwar wypę-dzał nas z tej klitki. Równie obrzydliwy był odór śmietników,

tli w aucie wolnego placu nie sta-ło. No, ale jak my pod chałupę za-jechali i zaczęli sąsiadom czekola-dę z „Aldika” rozdawać, to na-stępnego dnia już połowa wsi na wyjazd do Rajchu się gotowała. A druga połowa jeszcze się wahała, bo pewnie chciała, sobacza ich mać, od nas kawę szwajcarską wyłudzić.

Tata Bystroń, mama Bystroń oraz dwóch synków Bystroniów mieszkali w obozie już dwa lata. Ich pokój był nieco większy od naszego. Stały w nim dwa stoły, dwie metalowe szafy i dwie pię-trowe prycze: górne załadowane były po strop kartonami, a dolne służyły do spania.

Mimo potwornej ciasnoty By-stroniowie nie szukali mieszkania – bo i po co? W tamtych czasach opłaty za pokój w Heimie były stosunkowo niskie. Poza tym,

niemieckie. Niektóre kobiety kupczyły własnym ciałem – tak jak panie Bloch: matka i córka, moje obozowe sąsiadki zza ścia-ny; córka, szesnastoletnia Ala, była dosyć atrakcyjna i za jedyne pięć marek dawała w krzakach „to, co miała najświętszego”. Mat-ka, pani Elwira, reprezentowała nieco wyższą klasę – uprawiała seks pod obozowym dachem… Byli jednak i tacy, którzy za psie pieniądze po bożemu zaharowy-wali się na śmierć. Jednym z nich był niejaki Arno z pokoju męskie-go w klatce „b”. Jego dzień kończył się zwykle sześcioma obligatoryj-nymi piwami i rozmową telefo-niczną z krajem wypędzenia:

– Przyjeżdżajta, kurde, na Niemcy. Godom wom; ja se tu

żyja jak lord! Kurna, na co czeka-ta, pierony?

Tak, tak, drogi panie Polski Poeto Romantyczny z Berlina, ży-cie jest wszędzie. Trzeba tylko trochę przymrużyć oczy.

*Ale ja otwierałem oczy coraz

szerzej i szerzej – jakbym chciał znaleźć coś swojego; nie tylko swojskiego, ale właśnie swojego… Codziennie rano, po śniadaniu, wyruszałem z Johanną na poszu-kiwanie tego czegoś, co pomogło-by odróżnić Nowy Świat od Świa-ta Starego, co usprawiedliwiałoby chociaż odrobinę ten najidiotycz-niejszy z idiotycznych pomysłów: decyzję o emigracji.

Na początku włóczyliśmy się pieszo po Singen i najbliższej oko-

licy – bez przewodnika, bez pla-nu, bez ściśle określonego celu. Potem urządzaliśmy równie cha-otyczne wypady autostopem, po-ciągiem albo autobusami: a to do Radolfzell, a to do Konstancji, a to do Engen.

Pamiętam, z jakim niedowie-rzaniem przyglądaliśmy się po-czerniałym, wczesnośrednio-wiecznym murom, alabastrowym posadzkom kościołów, granito-wym kolumnadom klasztorów, wytartym dębowym klęcznikom i schodom, prowadzącym ku jesz-cze starszym rzymskim kryptom. I pamiętam także tamtą niespre-cyzowaną nadzieję, której nabie-rałem, stąpając po wyślizganych brukowych kostkach – a jednak te kamienie, mimo że miały za sobą

zalatujący z klatki schodowej, nie-ustanny szum samochodów i wi-dok skacowanych, aussiedlerskich twarzyczek, których właściciele myląc piętra, zamiast do Caritasu, co i rusz dobijali się do nas.

Przy wejściu do budynku nie ma już ani pogiętych śmietników, ani pordzewiałych rowerów; nie ma też godła Badenii-Wirtember-gii i napisu „schronisko dla prze-siedleńców”. Jest tylko pusta, sterylnie biała ściana, a na niej domofon, na którego klawiszach ktoś poprzyklejał równiutkie kartoniki ze swojsko brzmiący-mi, słowiańskimi nazwiskami. I jest względna cisza – żadnego jazgotu bachorów, żadnych prze-kleństw, żadnego wybebeszania kontenerów.

Patrząc na to wszystko, przy-pomniałem sobie, jak któregoś dnia z jednego z tych blaszaków wypełzł Lesio Bystroń – cztero-letni syn sąsiadów z końca kory-tarza. Chłopczyna miał wyjątko-wo uradowaną minę, bo w stosie rozkładających się odpadów udało mu się znaleźć papierową tubę, a w niej resztkę rozpusz-czonego loda.

Parę tygodni wcześniej jego ojciec opowiadał mi, jak to zaje-chał dwiema nowiutkimi mazda-mi 626 do rodzinnej, postpegie-erowskiej wsi, gdzieś na Nidersz-lezjen – jedno auto prowadziła jego żona, drugie on.

– Wzięli my oba, panie, bo tak było pełno geszenków, że dla baj-

bezrobotnym czynsz za lagrowy pokój w całości pokrywało mia-sto. A Bystroniowie, jak większość Aussiedlerów, byli biedni i bezro-botni – przynajmniej ofi cjalnie.

Bystroń i Bystroniowa, podob-nie jak kilka innych rodzin z na-szego bloku, pracowali za mia-stem przy zbiorze jabłek. Wyjeż-dżali przed świtem do sadu, około południa wracali, a potem około trzeciej jechali jeszcze raz, na sześć godzin. Razem harowali dwanaście godzin, za 120 marek, bez podatku. Do tego co miesiąc kasowali zasiłek dla bezrobot-nych. Niemieccy podatnicy fun-dowali im wspomnianą już opła-tę za lokum, składkę emerytalną, ubezpieczenie socjalne, dodatek na dzieci i różne „powitalne”, „pożegnalne” et cetera… W ten sposób żyła większość Aussiedle-rów – z wyjątkiem „paru fraje-rów, wiecznych studentów, któ-rym nie chciało się nic robić albo mieli do wszystkiego dwie lewe ręce”, jak ja.

Tym, którym „chciało się ro-bić” i którzy mieli „główkę na kar-ku” żyło się rzeczywiście znako-micie: handlowali samochodami, pośredniczyli w poszukiwaniu pracy i mieszkań, oferowali mniej rozgarniętym rodakom super-po-lisy ubezpieczeniowe lub śmieci wygrzebane na Sperrmüllu. Pol-skojęzyczni (proszę nie mylić z polskimi, bo oni bardzo tego nie lubią) dentyści wyrywali stare, polskie zęby i wstawiali nowe,

Page 15: Riviera 57

Nr XII (57) 2 grudnia 2010 Trójmiasto czyta 15

„Aby trafi ć z Gdańska nad Jezioro Bodeńskie, musiałem spaść z piątego piętra mojego wieżowca na samo dno emigracyjnego piekła” – wyznaje popularny pisarz i eseista, dokonując na pół-metku życia bolesnego rozrachunku z przeszłością. Opuszczając Polskę w 1987 roku, nie przypuszczał nawet, że droga do zrozu-mienia, czym jest miłość, przyjaźń i pospolite ludzkie szczęście, wiedzie przez liczne upokorzenia i koszmar bezdomności. Daleka od martyrologicznego tonu książka Załuskiego jest z pewnością rodzajem autoterapii, zapisem zmagań młodego inteligenta z doświadczeniem emigracyjnym, ukształtowanym przez trady-cję sięgającą epoki romantyzmu. Autor, choć demitologizuje le-gendę o ucieczce na Zachód w poszukiwaniu lepszego bytu bądź wolności słowa, składa jednocześnie hołd tym wszystkim, którzy dzielili z nim trudy wędrówki przez życie i wspólną pryczę w obo-zie dla uchodźców.”

Do nabycia w wybranych księgarniach oraz w Merlin.pl

Krzysztof Maria Załuski, Maszoperia Literacka, Gdańsk 2010, ISBN: 978-83-62129-21-8, s. 184, cena 23 zł.

dziesiątki wojen, powstań, roko-szy i egzekucji, nie chciały albo nie potrafi ły do mnie przemówić.

Nadal nie wiedziałem więc nic o tej ziemi – ani o jej współcze-sności, ani o jej historii, nie wspo-minając o legendach… O tym, że w powstanie okolicznych wzgórz zamieszany był sam Pan Bóg, do-wiedziałem się trochę później z anglojęzycznego folderu, który znalazłem w dworcowej pocze-kalni. Z broszury tej wynikało, że Pan Niebieski, zanim ostatniego dnia Stworzenia udał się na spo-czynek, postanowił na zakończe-nie zrobić jeszcze coś wyjątkowe-go. Tym czymś miał być malowni-czy pas lądu, wyznaczający od północnej, niemieckiej strony uj-ście Renu z Jeziora Bodeńskiego – później wielokrotnie dane mi było przekonać się, że półwysep Höri, którego nazwa w dialekcie Alemanów oznacza mniej więcej „zakończenie”, jest rzeczywiście miejscem niezwykłym.

Ale na tym moja wiedza na temat „Szwabskiej Riwiery” defi -nitywnie się kończyła. W pew-nym momencie zdałem sobie na-wet sprawę, że jeśli chcę w tej materii posunąć się choćby o krok

dalej, musimy postarać się o wła-sny środek lokomocji. Sięgnęli-śmy więc nieco głębiej do naszych funtowych rezerw i kupiliśmy dwa rowery – to były całkiem proste rowery, chyba najtańsze z tanich, jakie wówczas znaleźć można było w okolicznych skle-pach, mimo to ich cena przekra-czała wysokość naszego miesięcz-nego socjalu.

Aby bracia Aussiedlerzy nie po-przecinali nam z zawiści opon, na-sze wehikuły trzymaliśmy w poko-ju, pomiędzy blaszaną szafą, umy-walką a pryczami. Ukrywaliśmy je także ze strachu przed władzą obo-zową, która – gdyby się przypad-kiem zwiedziała, że stać nas na nowe rowery (po przyjeździe z Lon-dynu podpisaliśmy oświadczenie, że nie mamy ani grosza przy duszy) – mogłaby wstrzymać nam wypła-canie zasiłku, a to oznaczałoby ru-inę fi nansową.

Mając rowery, mogliśmy już bez przeszkód penetrować te wszystkie śpiące wioszczyny, za-pyziałe miasteczka, zsekularyzo-wane klasztory, zrujnowane zam-ki, lśniące złotem pałace, polne dróżki, leśne sadzawki, chaszcze nieprzebyte…

Właśnie podczas jednej z ta-kich wycieczek pomyślałem, że tutejsze powietrze pachnie czymś przedziwnym, czymś wyjątkowo egzotycznym – jakby przeszłością w stanie czystym: cudzymi wspo-mnieniami i obcą historią; a może także trochę moimi własnymi tę-sknotami… I wtedy zaczęły mi się przypominać jakieś obrazy z dzie-ciństwa – po raz pierwszy, tak wyraziście, zobaczyłem cały mój betonowy świat: zachód słońca nad oliwskimi lasami, szare bloki, zlane deszczem ulice, wyasfalto-wane boisko i ślepą ścianę szkol-nej sali gimnastycznej, na której ktoś namalował szubienicę i nie-wiele już dzisiaj mówiące litery: PZPR. Poczułem też na twarzy wiatr od morza: zimny wilgotny, pachnący rybami i mazutem, wiatr zasypujący oczy drobniut-kim, białym jak opium piaskiem tęsknoty.

I znowu widziałem fi ligrano-we, pochylone przez wiatr brzozy i zaśnieżone nadmorskie łąki, a na nich pszenicznowłosą Dziew-czynę z Łąki, najcudowniejszą na świecie istotę, która wzgardziła moją pierwszą w życiu miłością… I zobaczyłem także pokryte lodo-

wą glazurą sopockie molo, i na-wet tamtą sforę bezdomnych kotów, szukających jedzenia pod wieżą starego kościoła, i pijane-go milicjanta, śpiącego w krza-kach za „Delikatesami”, i starą Niemkę, „Pujkę”, która rzucała w nas z trzeciego piętra wieżow-ca książkami drukowanymi go-tykiem… Tak, cały tamten świat, aby nie przepaść bez śladu, po-prosił wtedy o azyl w mojej wy-obraźni.

Zupełnie nie rozumiem, dla-czego właśnie te obrazy przyszły mi wówczas do głowy. Czemu nie coś miłego, coś co tchnęłoby we mnie odrobinę optymizmu? Zresztą, potem już zawsze tak to wyglądało: w moich wspomnie-niach księżyc miał tylko jedną,

tą ciemniejszą stronę… Ale być może skoszone trawy, rozsypane po zdziczałych sadach jabłka, po-nadgniwane gruszki, fermentują-ce śliwki, rozkładające się na dnie łodzi rybie łby i wnętrzności, kwitnące wrzosowiska, parujące mokradła, dym z tlących się tor-fowisk, być może wszystkie te miejsca i rzeczy, na całym świe-cie, wydzielają podobną woń – i być może właśnie dlatego przy-pominają siebie nawzajem.

Jadąc po raz pierwszy z Singen do leżącego już po szwajcarskiej stronie Stein am Rhein – drogą, która niegdyś musiała być rzym-skim, a jeszcze wcześniej helwec-kim duktem – miałem wrażenie, że mieszkam tu od początku świata; że wszystko, co widzę, już

kiedyś widziałem: i te poczerniałe ze starości drewniane stodoły, i te strzeliste topole, stojące wzdłuż drogi, i nieprawdopodobnie żółte pola obsiane rzepakiem, pszenicą i słonecznikami, i ciemnozielone winnice na stokach pociętych re-gularnymi tarasami, i stalowy Ren, niosący wodę z Wielkich Gór do odległej o nieskończoność Wielkiej Wody, i szare krowy, przypominające wyglądem archa-iczne celtyckie woły, i ziemiste, umorusane odchodami owce, i kozy o brązowo-czarnej, szorst-kiej jak pędzel szczecinie, i nawet gęsi, kaczki i kury, niby okruchy dzieciństwa rozsypane przez sło-neczny wiatr pod alpejskim nie-bem – i to właśnie miała być moja nowa arkadia.

Page 16: Riviera 57

16 Reklama www.riviera24.pl

Oświadczenie redakcjiSzanowni Państwo,

W ostatnich dniach pan Jacek Karnowski, prezydent miasta Sopotu wielokrotnie przekazywał mieszkańcom Naszego Miasta i mediom niezgodną z prawdą informację, jakoby niezawisły sąd nakazał redakcji „Riviery” przeproszenie go za kłamliwe informacje na jego temat, które rzekomo miały znaleźć się na naszych łamach. Niniejszym chcielibyśmy Państwa poinformować, że żaden sąd nigdy nie nakazał naszej redakcji zamieszczenia przeprosin w stosunku do pana Jacka Karnowskiego. Informacje te są całkowicie niezgodne z prawdą. Wszystkie nasze publikacje staramy się opierać na dokładnie zweryfikowanych dowodach. Tak też było w przypadku ostatnich artykułów na temat kontrowersyjnych, budzących niesmak działań dotychczasowego prezydenta Naszego Miasta. Wierząc w uczciwość i prawdomówność pana Jac-ka Karnowskiego, zwróciliśmy się do niego z prośbą o umieszczenie stosownego sprostowania we wszystkich miejscach i mediach, w których rozpowszechniał on te, krzywdzące nas informacje. Niestety dotąd nie doczekaliśmy się jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony pana prezydenta.

Z poważaniem

Krzysztof Maria Załuski Sopot, 30 listopada 2010 r.Redaktor naczelny „Riviery”.