krakowska masówka, lipiec 2014
DESCRIPTION
ÂTRANSCRIPT
Gazetka Krakowskiej Masy Krytycznej • Lipiec 2014 • Egzemplarz bezpłatny
Wakacje
na rowerzeRower to radość, ruch, witalność i wolność, czyliwszystko to z czym kojarzą nam się wakacje i czaswolny! Jeżdżąc na rowerze element wakacji bezwzględu na porę roku mamy zawsze ze sobą.
W lipcowym numerze Masówki zabieramy Was wdłuższe i krótsze rowerowe podróże, w kilka niezwykłych rowerowych miejsc. Jakich? Przeczytajcie sami – zapraszamy do lektury!
Będzie nam też niezmiernie miło, jeśli podzieliciesię z nami opowieściami z wakacyjnych rowerowych przygód. Na Wasze artykuły czekamy podadresem: [email protected]
Redakcja
KMR na facebook’u: www.fb.com/KrakowMiastemRowerow • Oficjalna strona: www.kmr.org.plWsparcie finansowe dla KMR – numer konta: 14 1540 1115 2044 6070 0012 0001
Więcej rowerowych informacji z Krakowa: www.ibikekrakow.comMasówka online: issuu.com/krakowskaMasowka • Kontakt z redakcją: [email protected]
Trasa
przejazduRynek Główny – Szewska –
Straszewskiego – Piłsudskiego –3 maja – Piastowska – Armii
Krajowej – Conrada – Weissa –Radzikowskiego – Wybickiego –Doktora Twardego Prądnicka –
Słowackiego –29. Listopada – Prandoty –
Rakowicka – Grochowska – BelinyPrażmowskiego Rondo Mogilskie
Powstania Warszawskiego Kotlarska – Podgórska –
Daszyńskiego – Grzegórzecka –Dietla – Wielopole – Sienna
Rynek Główny (rowery w górę!)
Zasady
przejazdu• szanujemy innych, w tym także kierowców
• nie jeździmy po chodnikach, nie robimywyścigów
• pamiętamy o prawidłowym oświetleniu roweru
• osoby jadące wolniej zapraszamy na czołomasy
• nie robimy przerw, jedziemy zwartą kolumną
• nie wyprzedzamy porządkowych
• zostawiamy wolną lewą stronę dlaporządkowych, Policji i karetek
• wykonujemy polecenia porządkowych i Policji
• jedziemy z uśmiechem i na luzie
Felieton KonradaMyślika
Obrazletniegoroweru
Podczas miejskiego lata wyostrza sięobraz podziału rowerowego, tonącegopoza sezonem w mnożącej się (jak króliki,Panie …) masie rowerzystów. Rowery miejskie i zamiejskie to pierwszy podział. Zbiór„rower miejski” zawiera trzy kategorie: otorower do jazdy po mieście i TYLKO po mieście. Szyk i sprężyny w siodełku, kierownicawysoko, spódnice i sukienki – i owszem,powiewne. Obok niego rasowy rower turystyczny, na co dzień objuczony sakwami, garminami i giepeesami innegorodzaju. Jest ruchomą delegaturą domu,zawiezie nas wszędzie. Poza właścicielemdotykać nie wolno go NIKOMU. To rowerzamiejski. W mieście jest czasowo rozkulbaczony i pozbawiony elementów możliwych do ukradzenia.
Trzecia kategoria? Rower KAŻDY.Dosiądziemy wszystkiego co się rusza, mapedały i hamulec. Ze zbyt niskim siodełkiem lub – odwrotnie – zbyt niską kierownicą. Na „góralu” po asfalcie (bez sensu –opory toczenia), przez pola do Kryspinowa, wałami do Tyńca, Mogiły, Niepołomic. Z przerzutkami – albo i bez. Ważne,żeby działał.
Kryterium przewozu bagażu zdradzacodzienne przyporządkowanie właścicielirowerów. „Miejscy”? Torba przez plecki(Panowie) lub w koszyku (Panie). Zamiejscy? Bezwzględnie sakwy. Obniżony środek ciężkości i przemyślne patentywewnątrzsakwowe, żeby dyskom ani tzw.„laptokom” (oryginał! Sam słyszałem…)nic się na wybojach nie przytrafiło. Całyten opis jest skierowany do PT Czytelników,którzy w ogóle mają skłonność do przyglądania się rowerowemu otoczeniu.
Letni rower ujawnia też dwa tzw.„międzynarodowsze” © (dziękuję PannoAgato) aspekty roweryzmu:
1. masowe użytkowanie przez przybyszów wypożyczonego roweru miejskiego – bądź niemiejskiego, z wypożyczalni.Tu pozdrawiamy rowerowych przewodnikówobwozicieli wycieczek. Stanowią oniznakomitą przeciwwagę dla nachalnychmeleksiarzy.
2. co ważne dla rozwoju stosunkówmiędzynarodowych w tych niełatwychczasach – rower ma kapitalne znaczeniew skracaniu drogi wycieczek rosyjskich kucywilizacji europejskiej. Tłumy rozstępująsię ze zrozumieniem i wschodniosłowiańskim pouczaniem wzajemnym, gdy zastąpią nam drogę dla rowerów (Pl. Matejki).Żeby nie było tak słodko i zagranicznie, toi polscy rowerzyści przejeżdżający ul. Podzamcze pod Wawelem niejeden razgrzecznie ustępują miejsca grupom zmierzającym z Kanoniczej na Wawel i w kierunku przeciwnym. Żeby sobie czasem niepomyśleli…
Tym sposobem letni rower przyczynia siędo ucywilizowania wielkich zbiorowości idostarczania im dobrych wzorów. Czego iTobie, PT Czytelniku, z całego serca życzyautor.
Konrad Myślik
Rowerowewieści
Rower, na który zbieraliśmy wewspółpracy z Fundacja Mam Marzeniepodczas Targów Organizacji Pozarządowych i ostatniej Masy Krytycznej, jest już wrekach Dawida! Jeszcze raz dziękujemyWam za zaangażowaniei hojność.
Przejezdna jest już część ścieżki rowerowej na ulicy Mogilskiej. Sprawa postawionych tam słupków antyparkingowychokazała się kontrowersyjna. Pojawiają sięgłosy, że takie rozwiązanie jest absurdalnei niebezpieczne dla rowerzysty, z drugiej strony to „jedyna skuteczna metoda, by kierowcy nie traktowali ścieżek rowerowych jakdodatkowych parkingów” niestety, jedynekilka metrów nie skończonej ścieżki rowerowej, gdzie jeszcze nie postawiono słupków,było całkowicie wypełnione zaparkowanymi samochodami... Starajmy się jeździć takim traktem spokojnie i obliczalnie,uważajmy na dzieci i osoby starsze.
30.06 odbyło się Walne ZebranieCzłonków Stowarzyszenia KrakówMiastem Rowerów. Wybrano nowy Zarządoraz Komisję Rewizyjną. Prezesemzostał Krzysztof Ryba.
Zapewne niejeden spośród naszychCzytelników zawita w trakcie wakacyjnych wojaży do Włoch. I choć naturalnau osób urodzonych pod naszą szerokościągeograficzną tęsknota za słońcem nakazywałaby udanie się w południowe rejonyItalii, rowerowo zachwycić może nas jejpółnoc, a konkretnie Mediolan.
Jesienią 2013 znalazłam się w mieście znanym ze swego snobizmu po razdrugi w życiu i nie mogłam uwierzyć, jakwielkie zmiany dokonały się tam podczaspięciu lat mojej nieobecności. Już podróżując z lotniska przez miasto zwróciłamuwagę na zaskakującą, jak na Włochy,liczbę rowerzystów na ulicach. Co więcej,cykliści ci tłoczyli się, przemykali między samochodami na rondach, niekiedy przeciskali się między pieszymi, czasami mknęlipod prąd wąskimi, mało funkcjonalnymikontrapasami. Słowem – powiało krakowskim folklorem – rowerzystów dużo, infrastruktury jak na lekarstwo. Przyglądając się
bliżej zauważyłam jednak istotną różnicęw Mediolanie rowerami jeżdżą ludzie wśrednim wieku i starsi, eleganccy lub wręczwytworni. Wizerunek miejskiego rowerzystynie ma tam nic wspólnego rozczochranym ekoterrorystą, jakim chcieli by go widzieć krakowscy urzędnicy. Podczaszwiedzania La Scali zagadnęłam pracownika muzeum o historię rowerowej rewolucji. Dowiedziałam się, że przed dwomalaty z uwagi na rosnące zanieczyszczeniewładze miasta postanowiły postawić nazrównoważony transport (inwestując równolegle w wymianę pieców). Poszukiwania osoby odpowiedzialnej za ten sukcesdoprowadziło mnie do mediolańskiegooficera rowerowego. Signore Fabio Lopezzgodził się na spotkanie w swoim biurze wratuszu (gdzie oczywiście stał jego rower) iw trakcie ponaddwugodzinnej rozmowypo włosku i angielsku opowiedział o narodzinach i rozwoju idei.
U progu zmian stoi trwająca od 5 lat inwestycja w rozwój roweru miejskiego obecnie na 170 stacjach czeka namieszkańców 3000 rowerów. W miesiącach szczytowych czytniki odnotowująponad 11500 wypożyczeń (od roku 2009dwukrotny wzrost) dziennie. Równoleglewładze miasta wprowadziły również opłatę za wjazd samochodem do Area C(analogicznie okręg mniej więcej PiastowskaKawaryjskaPowstania Warszawskiego) oraz płatne parkowanie. Rower stałsię więc naturalnym wyborem wielumieszkańców. Postawiono również tysiącestojaków (pod samym uniwersytetem naliczyłam 170), a słupki ograniczające parkowanie ubrano w formę umożliwiającąprzypięcie doń rowerów. Każdy mediolańczyk może więc zostawić pojazd obok ulubionego sklepu czy kawiarni.Infrastruktura, nienadążająca za drobnymiułatwieniami wpływającymi na ludzkiewybory, a także konsumująca znaczneśrodki, jest w planach – do 2015 ma powstać 100km dróg rowerowych, między innymi połączenie terenów Expo z centrum.Czyżby Mediolan miał stać się wkrótcesymbolem rowerowej, włoskiej rewolucji?
Kasia
Rower na świecie
Rowerw ojczyźnie Ferrari
Beskid Niskiw pigułce
czyli rzecz o krainiejeleni, bocianów,cerkwi i kapliczek
Najniższy i najrozleglejszy z Beskidów,rzadko wspominany, prawie zapomnianyzakątek naszego kraju – Beskid Niski – zachwyca przepięknymi krajobrazami, zielenią, ciszą i spokojem. Wzgórza porośniętelasem poprzecinane są łąkami, polamiuprawnymi i wioskami w dolinach rzek.Gdzieniegdzie znajdziemy ślady po dawnych PGRach. Spokojne, prawie sennemiejscowości, pełne skromnych drewnianych domów, nieogrodzone obejścia,opuszczone przysiółki, zdziczałe sady, porośnięte trawą i mchem podmurówki zagród i spichlerzy – to wszystko przypomina oprzedwojennej sielance, ale też o tragicznych losach Łemków. Przydrożne krzyże,kapliczki i drewniane cerkwie oczarowująprostotą i nadają miejscu duchowy charakter.
Bez choćby pobieżnej znajomościdziejów tej krainy trudno docenić urokmiejsca, w którym wyludnione tereny wzięła we władanie sama natura… BogactwoBeskidu Niskiego – wielowyznaniowość,wspaniała architektura, specyficzny dialekt, rzadko spotykane rzemiosła – wynikaz przenikania się różnych kultur. Tylko poznanie historii tego regionu pozwoli namzrozumieć dlaczego w niektórych wsiachznajdziemy aż trzy kościoły, w malowniczych dolinach rozpadające się opuszczone chaty, a w środku lasów, z dala odludzkich osad kamienne nagrobki idrewniane krzyże…
Bogactwa naturalneBeskid Niski to rozległe pasmo gra
niczne. Rozciąga się od Krynicy aż do Komańczy. W polskiej części beskidunajwyższą górą jest Lackowa mierząca zaledwie 997 metrów nad poziomem morza.Te niewysokie góry utworzone są ze skałosadowych fliszu karpackiego, zlepieńców, piaskowców i łupków ilastych.
W Beskidzie Niskim zalegają złoża ropy naftowej i gazu ziemnego, ponoć już w
XVI wieku mieszkańcy Krosna łączyli takąwyciekającą ropę z olejem lnianem, a mieszanki tej używali do oświetlania miasta.Oficjalnie jednak złoża te odkryto w XIXwieku i od tamtej pory wydobywano surowce na małą skalę. To w Gorlicach,lwowski aptekarz, Ignacy Łukasiewiczopracował metodę destylacji ropy i skonstruował pierwszą na świecie lampę naftową.
To też, a może przedewszystkim kraina lasów, stanowią aż 70 % powierzchni,dominującym drzewem jest buk., rzadziejpojawia się jodła i sosna, dąb, grab i olszyna, niekiedy spotyka się też skupiska cisa imodrzewia. W dolinach rzek znaleźć można zarośla wikliny. Tam, gdzie kiedyś znajdowały się wsie łemkowskie znajdują sięteraz zdziczałe sady owocowe. Ciekawostką florystyczną są rzadkie gatunki paproci, ciepłolubne rośliny z południa i storczyki.
Zwierzęta zamieszkujące Beskid Niskito niedźwiedzie, wilki, rysie, żbiki, sarny, jelenie, dziki i sporo drobnej zwierzyny. Sporo z nich można zobaczyć gołym okiempodczas spokojnych wędrówek i przejażdżek. Świat ptaków, płazów i gadów jestrównież bardzo bogaty, możemy tamspotkać gadożera, myszołowa, puchacza, puszczyka uralskiego i głuszca, salamandry i traszki oraz żmije.
HistoriaPoczątki zorganizowanego osadnic
twa w Beskidzie Niskim miały miejsce wXIV wieku. Od tej pory tereny sukcesywniezaludniała ludność niemiecka, polska ipasterski lud wołoski. Ci ostatni wymieszani z ludnością ruską, ukraińską, słowacką ipolską dali z czasem początek Łemkom.
Od 1769 roku „przez głuche zakątkiBeskidu Niskiego powiał wiatr dzikiej historii.”* Konfederaci Barscy toczyli tu krwawewalki z Rosjanami, przypominają o tym pozostałości po obozach konfederackich.Potężne straty przyniosła I wojna światowa,sama operacja gorlicka pochłonęła tysiące ofiar, a miasto prawie zniknęło, z 645budynków pozostało jedynie 20. Ponad100 cmentarzy wojskowych w samym tylkoBeskidzie Niskim to pamiątka po długich,zaciętych, krwawych bojach podczasWielkiej Wojny w Galicji. Po zakończeniuwalk władze austriackie rozkazały grzebaćwszystkich poległych, niezależnie od tegopo czyjej stronie walczyli. We wspólnychmogiłach spoczywają zatem Austriacy,Niemcy, Rosjanie, Słowacy, Węgrzy i Polacy. Liczne trójramienne krzyże prawosławne przypominają dawny rycerski obyczaj –szacunek dla pokonanego wroga.
Masowa zagłada Żydów podczas IIwojny światowej nie ominęła Beskidu Niskiego. W Gorlicach, Żmigrodzie, Dukli i Rymanowie utworzono getta, a zgromadzonychtam ludzi rozstrzelano lub wywieziono doobozu zagłady w Bełżcu. Po tragicznychwydarzeniach wojennych nastąpił kolejny
dramat – „akcja repatriacyjna” – wysiedlanie ludności Łemkowskiej, najpierw na Ukrainę, a potem na ziemie odzyskane ZSRR,szacuje się, że w latach 19441946 z terenówpołudniowo wschodniej Polski (czyli głównie Bieszczad i Beskidu Niskiego) wysiedlonookoło 480 tysięcy ludzi. W 1947 roku zorganizowano akcję „Wisła” w wyniku którejokoło 140 kolejnych opuściło swoje gospodarstwa. Dopiero po 1956 roku część Łemków wróciła w rodzinne strony.
EtnografiaŁemkowie to ludność góralska, wy
wodząca się prawdopodobnie osadnikówwołoskich i ruskich, jako odrębna grupaukształtowali się dopiero po przybyciu natereny Beskidu Sądeckiego, Niskiego i Bieszczad. Do początku XX wieku nazywano ichRusnakami. Nazwa Łemkowie pochodzinatomiast od słowackiego słowa „łem”(tylko), którego używali jako jedyni z Rusinów. Wytworzyli wyjątkową kulturę ludową.Jej cechy charakterystyczne widoczne sąw architekturze, stroju i zajęciach, którym sięoddają. Łemkowie byli rolnikami, uprawialiżyto, owies, ziemniaki i len. Hodowali owce,ale też krowy i konie. Najbardziej popularnerzemiosła to: kamieniarstwo (wytwarzanoosełki, żarna i kamienie młyńskie, ale teżkrzyże nagrobkowe i przydrożne), produkcja sukna i płótna, wytwarzanie dziegciu imazi. Język Łemków to dialekt języka ukraińskiego z wpływami polskiego i słowackiego. Łemkowie nie mają jednej spójnejreligii, podzieleni są na grekokatolików iprawosławnych. Trwają też spory o narodowość Łemków, część z nich uważa siędziś za Ukraińców, a pozostali za odrębnągrupę etniczną.
Dlaczego na rowerze?Beskid Niski to kraina marzeń dla ro
werzysty, istny raj. Teren poprzecinany jestpolnymi drogami, górskimi szlakami, węższymi i szerszymi asfaltami. Tutaj każdy – miłośnik kolarstwa górskiego, czy jazdy narowerze szosowym, sakwiarz, a nawet rodzina z dziećmi – znajdzie coś dla siebie.Wystarczy zaopatrzyć się w dobrą mapę(np. wydawnictwa Compass) i samemuukładać trasy wycieczek zależnie od swoich możliwości i potrzeb. Jedynym problemem może okazać się dojazd. Pociągi zKrakowa kursują już tylko do Grybowa, aleza to jedzie się tylko 3 godziny, nie za długo,nie za krótko, a taka podróż dodaje tylkouroku rowerowej wyprawie. Trzeba miećteż na uwadze, że w Beskidzie Niskim łatwosię zakochać, a rowerowe wyjazdy tam sąuzależniające...
Dorota Czopyk
* Beskid Niski. Przewodnik Prawdziwego Turysty, Oficyna Wydawnicza „Rewasz”, Pruszków 2007, str. 53
Egzotyczna Polska na rowerach cz.1
Cycling East Poland
Od jakiegoś już czasu na krakowskich Masach zauważa
my (a właściwie słyszymy) obcokrajowców wszystko jedno,
czy to turyści, którzy przejadą się z nami raz, czy osoby pocho
dzące zza granicy, ale mieszkające w Krakowie. Ich udział
w Masie cieszy nas bardzo, bo oznacza, że sprawy rowerowe
i chęć miłego, wspólnego spędzenia czasu w gronie rowerzy
stów są dla nas wszystkich tak samo ważne. Bez względu na kraj
pochodzenia :) Dlatego właśnie w lipcowym numerze Masówki,
zdecydowaliśmy się na publikację artykułu w języku angielskim,
by i nasi zagraniczni współrowerzyści mogli przeczytać coś na
temat rowerowania w Polsce. No a dodatkowo są wakacje
i możliwości rowerowych wyjazdów w Polskę trzeba reklamo
wać, bo warto! Przekonajcie się sami :)
Our first foray into longdistance cycling came after achance purchase of the travel book "Egzotyczna Polska" and itstales of an undiscovered Eastern European frontier brimming withnatural splendor, unparalleled hospitality, bikefriendly quiet country roads and a Poland very unlike the one we had been familiar with. It was in the late summer of 2012 that we headed east tofollow the shadow of the stork from Przemyśl to Suwałki...
It's a traumatic enough departure. Our train from Krakowleaves from Płaszów and it's a hectic lastminute dash down oneof the busiest roads in the city. Karolina's first moments of gettingused to cycling with 20 kilos of panniers (cyclefriendly baggagenot Indian cheese) dangling off the bike and an impatient motorist nearly runs her off the road. Doesn’t bode well. No injuries. Justmental scars. Get the train. Just. The 10zł fee per bike gets you aroomy “bike carriage” (1.5 m sq) at the back of the train. Sadlythis is the case on many of the quieter routes on PKP’s service inPoland. They’ll charge you for a bike carriage but there won’tactually be one. You can squeeze your bike in between the toiletand the exit. When we eventually identify where the bike areaactually is, we dash down the platform like crazed inmates underthe impatient eye of the train conductor, hoping that the whistledoesn’t come too early....and...we're in!
One more cyclist in the carriage with us. Seems serious. Lotsof professional gear. Gloves. Shorts. Glasses. Helmet. Focused.Going to Bieszczady. Drinking soya milk beverages. Maybe bestto leave him to it. “Remont” on the line to the east. Hardly ashock. A 3 hour journey now extends to 5. Luckily we can gazeout at the beautiful Podkarpacie countryside and lose ourselvesin thoughts of our upcoming trip while our travelling companiongorges on organic salmon. He didn’t even want any of my mieszanka studencka.
My last glimpse of Przemyśl was a cold, grim January evening on the way back from Ukraine 5 years ago, but today it’spositively showing off. Newly revamped train station is grand andthe Rynek a fine place to have a drink in the sun and pretend wehave been cycling for weeks. Ha.
A lifeaffirming jaunt on the bikes to Karolina’s family. Andthe views – rolling hills, fields of sunflowers, acres of land and everywhere farmers harvesting grain, long beans that creep on polesinto the sky in back garden plots – all this late summer smoky country nostalgia reminds me of my childhood. It's all shades of yellow and blue that get deeper in the late haze of the evening sun.It feels good to be alive in Sierakoście.
Leaving our fine hosts the next day – just a stone’s throwfrom the Ukrainian border – we are laden down with jars of homemade pickled gherkins and a few homegrown cherry tomatoes. Cursing the decision to take these at the time on the bikes,they would be more than worth the pain. We were headed forMedyka and it's a wonderful day’s cycling in the warm Augustsun. Stopped for some refreshments at a local shop “na miejscu”.People speak funny here. I like it already and with my strange Polish accent I could certainly fit in. Locals tell us proudly that thesame church is used for both catholic and orthodox ceremonies.How practical. Lots of Ukrainians lived in Medyka before the warbut had been “resettled”. People were curiously asking why wehad come here (it’s a little short on sights). Nothingness is underrated I say. We wild camp in a vast forest of pine and larch. Karolina spots a lone shy wolf next to our little clearing. Wenervously gorge on tomato and garlic chili pasta al fresco thanksto the wonders of 21st century portable French gas stoves. Thatwolf is still in our minds but sticking to purely vegetarian fare willkeep those pesky carnivores at bay, I tell Karolina, reassuringly.Sun goes down quickly and it’s cold. Everything is much too dryto light a campfire and, besides, I couldn’t take the infamy ofigniting a regionwide forest inferno. In the darkness the squirrelssound like marauding elephants stomping around the bonedryleafy forest floor. A broken sleep eventually comes but our mindsare already racing with thoughts of what tomorrow will bring...
Seamus O'Donnell
Reklama