iwaszkiewicz jarosław - opowiadania - tom 4

Download Iwaszkiewicz Jarosław - OPOWIADANIA - ToM 4

If you can't read please download the document

Upload: milina-jovanovic

Post on 22-Dec-2015

290 views

Category:

Documents


24 download

DESCRIPTION

Polish

TRANSCRIPT

JAROSAW IWASZKIEWICZOPOWIADANIATOM IV FamaT3nia 21 maja 1952 roku o godzinie 10 minut 23 rano posg Famy, pochodzcy z Zamku Warszawskiego, a znajdujcy si obecnie w duym hallu Muzeum Narodowego, zatrbi trzy razy. W momencie tym znajdoway si w pobliu posgu cztery osoby: Franciszek Posag, wony, lat 54, profesor Stanisaw Wolski, zasuony historyk sztuki, lat 76, Tosiek Tralka, zwany Herkulesem, ucze szkoy dramatycznej, lat 19, oraz panna Hollnder, kompozytorka, lat 42,*Posag schodzc z grnego pitra na d do ubikacji, znajdowa si najbliej figury, zachowujcej si w tak niezwyky sposb, on te najwyraniej widzia, jak Fama poruszya rk, przytkna trb do warg i wydaa przenikliwy odgos. Powtrzya ten gest trzykrotnie, co wasnymi oczami oglda zdumiony Franciszek. Profesor znajdowa si w sali gotyckiej, pochylony nad otarzem z Nawiedzeniem; pisa on prac owpywie polskiej rzeby dolnopomorskiej i szczeciskiej na sztuk Leonarda d Vinci i wanie ten otarz, co prawda po- chodzcy z Gr witokrzyskich, ale zawierajcy w sobie wpywy mistrza Jana, nadwornego rzebiarza ksicia Kaka Szczeciskiego, wnuka Kazimierza Wielkiego by jedn | zasadniczych podstaw jego tezy. Profesor, mimo e pogrony bez reszty w kontemplacji dolnego fadu szaty witej Elbiety, ktry by podstaw wszystkich jego dowodze, usysza jednak dziwny, ostry, cho dwiczny odgos trby iz chyoci, na ktr mg si zdoby w tym wieku, pody do hallu, aby stwierdzi przyczyn niezwyke; muzyki. Zdy jeszcze ujrze moment, kiedy Fama po raz trzeci podniosa trb do ust; dwik tego instrumentu syszany z bliska wstrzsn nim do gbi. Tosiek Tralka znajdowasi na pitrze, raz po raz spogldajc w d, na drzwi hallu, gdy czeka na Basi Grsk, koleank 2 innej szkoy, ktra umwia si z nim na randk w muzeum o godzinie dziesitej minut pitnacie. Basia nie przychodzia, Tosiek wyglda przez balustrad a jednoczenie cofa si co chwila ze strachu, aby Basia nie spostrzega, e si niecierpliwi, i nie pomylaa sobie Bg wie czego. Gdy Fama zacza trbi, w pierwszej chwili nie zorientowa si, co si dzieje, i jeszcze spoglda na d. Dopiero lekki okrzyk, raczej chrzkajce syknicie, jakie wyda wony, zwrcio jego uwag. Wtedy dopiero spojrza na posg i zbarania. Panna Hollander wchodzia dopiero do muzeum. Ona te kierowaa si do sali rzeb gotyckich: radio zamwio u niej kompozycj, ktra miaa dowie, i realistyczni rzebiarze dolno- i grnolscy, dolno- i grnopomorscy, a zwaszcza szczeciscy, tworzc swoje otarze nie mieli bynajmniej na myli osb z legend chrzecijaskich, tylko sobie wspczesnych chopw i robotnikw i rzebili ich w pozach wczesnych tacw ludowych, tacw, oczywicie polskich, ale dzi ju zaginionych, ktrych je- Hynyttt Siadem Dyy owe rzeby. Panna Hollander w swych kompozycjach miaa te tace odtworzy i zarazem nawiza do realizmu redniowiecznej sztuki polskiej. Nie by to orzech trudny do zgryzienia dla joaszej realistycznej kompozytorki, twrczyni pieni masowych/tak popularnych, jak Zobowizania, Przodownik i przodownica, Serce Sokorskiego itd. Mimo to wesza do muzeum do zamylona wac trudnoci swego zadania, nie zwrcia wic uwagi na to, co si tam dzieje. |p tego zamylenia obudzi j dwik trby, nie [zwrciaby moe i na to uwagi, gdyby nie to, i brzmienie 1 tego sygnau wydao si jej faszywe. Panna Hollander, ktra 'miaa such absolutny, wyranie usyszaa: cis-Cis, as, as, as! Zymna si na te przykre tony, a tu po raz drugi: cis-Gs, as-as-as! Podniosa wtedy oczy i spostrzega, jak posg podnosi po raz trzeci trb do warg, a Posag stoi przed nim ga-Co pan si gapisz? zawoaa trzymaj j pan i jul Przecie to skandal!Trzymaj pani sama filozoficznie -westchn wony, kiedy ju przebrzmiao ostatnie as.W tym momencie caa czwrka wiadkw znalaza si przed spokojnie stojcym rokokowym posgiem.To skandal powtrzya panna Hollander ju nieco sabszym gosem.Trzeba to zbada naukowo po chwili milczenia powiedzia profesor.Da zna do gazet ~ dorzuci Tosiek.Do partii powiedziaa panna Hollander.Zaraz, zaraz zaoponowa wony Franciszek. Za to, co si dzieje w muzeum, odpowiedzialny jest przede wszystkim dyrektor. A moe to dyrektor zaoy jej tak sprynk? Dyrektor wszystko wie.Idmy zatem do dyrektora powiedziaa kompozy- torka sw poprawn polszczyzna.Ruszyli. Spostrzegli, e w arugUn przedpokoju, gdzie byo duo wonych, szatniarzy, paru goci, wszystko szo trybem normalnym. Nikt nic nie zauway.Panna Hollander spojrzaa po swych towarzyszach.Koledzy powiedziaa powanie na razie ani pary z ust! Wszyscy skinli gowami.Tosiek nad nawet sw herkulesow pier i potoczy wzrokiem. Pomimo swego bardzo niskiego wzrostu by jeszcze wyszy od panny Hollander.Po chwili byli ju w gabinecie dyrektora, ktry, przyzwyczajony do niejednej ju delegacji, nie zdziwi si bynajmniej .skadem towarzystwa, ktre stano przed jego biurkiem. Poprosi, aby usiedli, i chcia poczstowa ich papierosami. Panna Hollander jednak odmwia:Ja bym poprosia raczej o szklank wody dodaa.Pani si zmczya? spyta dyrektor. Bzie jest raczej chodny.OpowiadaniaNie posiadam si z oburzenia I wykrzykna nagle kompozytorka i chciaa opowiada dalej, lecz nie da jej doj do sowa wony Posag. Hukn pici w biurko przed nosem dyrektora, a ten spojrza na niego zdziwiony, i krzykn:Panie dyrektorze, trbi! Fama trbi!Dyrektor z przestrachem rzuci okiem w stron profesora. Ten wysoki, powany starzec z dug siw brod kiwa jednak potakujco gow.Tak, panie dyrektorze doda po chwili jak gdyby ze smutkiem syszelimy wszyscy: Fama trbi.To niesychane, niesychane _ ciskaa si nerwowo malutka i okrga kompozytorka to niedopuszczalne. To dyrekcja powinna zaatwi natychmiast w swojej kompetencji, po swojej wasnej linii.Dyrektor wzruszy ramionami i ju ich nie rozkurczy, bowiem Tosiek powiedzia rzeczowo:Panie dyrektorze, posg Famy w hallu Muzeum Narodowego trbi w swoj trb.Czycie poszaleli? sykn dyrektor.A wtedy caa czwrk powiedziaa jak jeden m:Widzielimy, syszelimy wszyscy./ I tutaj po kolei zdali dyrektorowi relcj, ktrej ju nie 'bdziemy powtarza. Wiemy ju, jak si to zdarzenie odbyo i jak na nie zareagowali czonkowie domniemanej delegacji.Dyrektor, wysuchawszy opowiada w najwyszym zdumieniu, gdy nastao milczenie, nie wiedzia, co powiedzie. Chcia mwi, lecz zacz si jka i zatkao go.Ja... ja... jak? powiedzia i potem bezradnie patrzy na kadego z kolei. Obejrza ca dziwaczn galeri tkwic przed jego biurkiem: starego profesora, wonego | purpurowym nosem, maego blondasa kandydata na aktora, i pulchn muzyczk. Mimo wpatrywania si w ich twarze nie znajdowa nic do powiedzenia. Zapanowao chwilowe milczenie.Wreszcie odezwa si znowu bardzo trzewo Tosiek:Panie dyrektorze, my nikomu o tym nie powiemy.Ani sowa zwrcia si do niego panna Hollnder nikt nie mie o tym wiedzie. Po czym popatrzya zimno na dyrektora:To si ju chyba nie powtrzy dodaa.Dyrektor rozoy rce.Do tej pory nie odezwa si ani sowem. Powzicie tej dziwacznej wiadomoci odebrao mu mow. Z inicjatywy panny Hollnder Tosiek zostawi swj adres dyrektorowi, adresy innych wiadkw niezwykego zdarzenia znane byy w administracji muzeum. Raz jeszcze zoywszy przyrzeczenie kompletnego milczenia zebrani rozeszli si wyraajc swe spodziewanie, e dziwny fakt ju si nie powtrzy. 0 s Nadzieje te, niestety, okazay sie ponne.!Nazajutrz Fama zatrblta-dwartazyT Raz o godz. 6.18 rano, gdy w pobliu by tylko wony Franciszek Posag, drugi raz ju po zamkniciu muzeum, gdy dyrektor wraz ze swym pomocnikiem znajdowa si jeszcze w gabinecie, na grze. Tym razem dwik trb by tak donony, e dyrektor od razu zrozumia, jakie to echo rozlega si po pustych salach muzeum. Jego pomocnik zaniepokoi si, skd pochodzi to brzmienie, ale dyrektor zagada go czym prdzej:To pewnie stra ogniowa pojechaa na Prag powiedzia.Ale nie, stra ogniowa trbi inaczej zapewni pomocnik i podszed do okna to jak gdyby zabrzmiao co w samym muzeum!Zdawao si to panu autorytatywnie wyjani dyrektor i skonfundowany pomocnik zamilk, umiechn si tylko pod wsem.f -Na trzeci i dzie Fama milczaa. Dyrektor wezwa jednak wtajemniczonych do swojego gabinetu na godzin lii zoy im relacj 1 przebiegu wczorajszego dnia.Wczoraj posg zatrbi dwa razy, obawiam si, e to si bdzie powtarzao zakoczy swoj opowie dyrektor i wezwaem tu was na narad, abymy si zastanowili, co naley pocz. Jeeli wie o trbieniu dojdzie do Ministerstwa Kultury i Sztuki, kto wie, jak si to moe skoczy.Trbi cholerajak gono, ena ulicy sycha ponuro powiedzia wony.A w ssiednim domu czy moe by sycha?zaniepokoia si panna Hollnder.Dyrektor muzeum spojrza na ni badawczo.O jakim domu pani myli?... spyta powanie.Panna Hollnder nie odpowiedziaa.Wszyscy czonkowie Komitetu byli dzisiaj w bardzo zych humorach. Kadego z nich, powiedzmy nawiasem, spotkaa wczoraj wielka przykro. Tosiek mia dosy Basi, zreszt mia i prcykroci s2kolne, profesor mia atak kamieni nerkowych, Francis2ek pokci si 2 pann Bernhard, a pann Hollnder dos2y gosy, ze w Ministerstwie Kultury oskarono j o lewactwo.Tote profesor Wolski-ode2wa si 2 pewnym 2niecierpli- wieniem:Po c nas pan wezwa, panie dyrektorze, c my na to moemy poradzi?Dyrektor nie zdy odpowiedzie na to pytanie, gdy w tej chwili cay gmach muzeum napeni si silnym odgosem srebrzystej trbki. Dwiki nie ustaway ani na chwil i wzmagay si stopniowo. Szyby zadray.To ona!zawoa Franciszek i wszyscy 2erwali si do biegu.Z gabinetu dyrektora tr2eba byo pr2ebiec korytar2em, potem tezy pitra w d. Pierws2y, oczywicie, bieg Tosiek, za nim dyrektor muzeum. Spogldajc na zegarek woa w biegu:Jedenasta dwadziecia dwie, tym razem jedenasta dwadziecia dwie...Za nim toczya si jak kula panna Hollnder, na schodach wszystkie skadniki jei ^mhnoci podskakiway rytmicznie.As, as, as, as! woaa zeskakujc ze schodka na schodek as, as, as, as liczya nuty trbki. I nagle zawoaa przypominajc sobie swj lwowski akcent: iTa c to znaczy? C, dzisiaj gra C Me Gs! VZ tym okrzykiem wpadli do szatni do hallu.Drzwi zamkn woa w przelocie dyrektor nie wpuszcza i nie wypuszcza nikogo.Speszeni szatniarze tumnie rzucili si do wykonania rozkazu, ku dyrektorowi lecia z gbi drugiego skrzyda przeraony jego pomocnik, wymachujc rkami.Psiakrew! zakl Tosiek.Do Famy dosta si byo niepodobna. Otacza j zwarty tum dzieci.Co to jest? Co to jest? woaa zdyszana pann Hol- lander.Jaka przeraon kobiecina w szarym paszczu i fiokowej woalce na gowie oddzielia si od stoczonych dzieci.My jestemy wycieczka szkoy podstawowej w Klimontowie! zawoaa.Rozej si, rozej si! woa nadbiegy Franciszek.A posg trbi w najlepsze.W godzin^ potem w gabinecie dyrektora zgromadzio si znowu ^fcT "samo towarzystwo, pomnoone o pomocnika dyrektora i zapakan nauczycielk z Klimontowa. Mimo jej baga dzieci nie wypuszczono i muzeum byo zamknite na cztery rygle."ebrani zasiedli wkoo okrgego stou stojcego w rogu gabinetu i przez chwil milczeli. /Areszcie dyrektor bezradnie spojrza po wszystkichTzaamujc rce powiedzia:Co robi?Do Bezpieczestwa sykna bezapelacyjnie panna Hollander.Za nic w wiecie odpowiedzia dyrektor.Nie mona 1 doda jego pomocnik powanie trzeba to ukry jak najstaranniej.Niech tu przyjdzie kto z Ministerstwa Kultury i Sztuki zaproponowa profesor Wolski.Dobrze! j ucieszjsi dyrektor zaraz zadzwoni. I nie czekajc na aprobat podnis suchawk i nkrcinumer. Po chwili ju rozmawia.Halo! To pani sekretarka? To ja, tak, to ja... musz zaraz rozmawia z panem ministrem. Tu si stao nieszczcie w muzeum, wielkie nieszczcie. Musi zaraz kto przyjecha... tak?... tak?... tak... tak... aha... tak... za godzin? Dobrze, za godzin...Pooy suchawk i popatrzy smtnie na towarzyszy niedoli. Minister w omy, wiceminister w Chodziey, kierownik wydziau na zebraniu, dyrektor Lisek nie moe opuci ministerstwa... Kazali zadzwoni z godzin.Dyrektorze powiedzia cierpliwie pomocnik wy nie tak robicie^Ieszczecie si nie nauczyli?To mwic podnis suchawk i nakrci ten sam numer.Halo powiedzia tu mwi zastpca dyrektora Muzeum Narodowego. Chciaem si spyta, czy wycie dostali zaproszenie na nasze dzisiejsze zebranie? Wysane przed tygodniem. Nie wie pani? Bo tu panowie ju si zebrali, a delegata od was nie ma. W jakiej sprawie? W jakiej sprawie... Planowanie tematw malarskich na rok 1956. Tak, tak, zaraz po szeciolatce... no, tak, trzeba myle o przyszoci. Kto jest? Profesor Wolski, pani Hollander... tak, pani Hollander, tam bd i tematy muzyczne. Malarze lubi instrumenty muzyczne, trzeba im ustpowa w ich zamiowaniach do tematw, tak, tak...Dyrektor Lisek? Doskonale. Zaraz bdzie? Dobrze, my poczekamy z otwarciem zebrania. Nie szkodzi, nie szkodzi... my ju przyzwyczajeni.Dyrektor Lisek bdzie za chwil doda odkadajc suchawk.To wietnie zauwaya pann Hollander mam i nim do pomwienia.Jako po p godzinie zjawi si dyrektor Lisek. Wywie- ony, spokojny. e muzeum jest zamknite i e wpuszczono go wyjtkowo nie zauway. Nie po miarkowa nic po zebranych, chocia nauczycielka z Klimontowa pakaa cicho.W tym momencie odwoano wonego Franciszka. ona po niego przysza.Panna Hollander skoczya do oczu dyrektorowi Liskowi:Skd lewactwo? Jak to lewactwo? Co to znaczy? Dlaczego?Dyrektor Lisek umiechn si z caym spokojem.-i- Moja panno Henryko, koleanko, suchajcie I Wasze Tango kurpiowskie na fortepian ma melodi w lewym rku. Dlaczego? Po co? Jeeli melodia jest dostatecznie postpow, to suchacz to i tak zrozumie, nawet i w prawym rku. Nie potrzeba tego podkrela...Tak wtrci tu nagle swoim niskim, robionym basem Tosiek Trlk a jak ja zagraem na popisie szkolnym Bolesaw miaego...Tak, tak przerwa mu wp sowa zirytowany ju dyrektor Lisek bo jeeli Bolesaw miay jest niszy wzrostem od biskupa, to widz odczuwa sympati do biskupa...Ale j graem tak Tosiek podnis swj herkulesowy okie do wysokoci ucha... a potem Motykowska napisaa w gazecie...Drodzy pastwo z rozpacz w gosie przerwa dyrektor zebralimy si tu w innej sprawie.I tu jiopierc^epowiedi zdumionemu przedstawicielowi Ministerstwa Kultury i Sztuki o caej historii z trbieniem. Dyrektor Lisek opanowa swoje zdziwienie i stara si stan na wysokoci sytuacji.Czy pan zarzdzi, aby nikt nie zosta z muzeum wy- I puszczony?Ale oczywicie.Tu przemagajc swe oniemielenie nauczycielka w fioletowej woalce wtrcia swoje:Panie dyrektorze, dzieci godne, ja musz na pocig. One nie maj gdzie nocowa... ja nie mam pienidzy... i Izy znowu poczy j dawi.No, tutaj si zarzdzi zbiorowe ywienie dzieci. Trzeba zatelefonowa do centrali gastronomicznej... Ile jest dzieci?Szedziesicioro wyjkaa nauczycielka.Tak, wic sprowadzi si szedziesit nakry, szedziesit zup...A my? spyta Tosiek, bardzo ju godny.No, to osiemdziesit.Tak, ale ci, co przywioz obiad, nie bd mogli ju opuci muzeum, poniewa si dowiedz, e Fama trbia wtrci pomocnik dyrektora.To trudno.A kolacja? spyta Tosiek, ktrego sprawy wyywienia zawsze mocno interesoway.Przyjad inni.Ale w ten sposb muzeum bdzie si napeniao cotaz szczelniej powiedzia z jeszcze wiksz rozpacz dyrektor.Musimy jednak tak postpi stwierdzi nieubaganie dyrektor Lisek.A Fama przestanie trbi? spyta profesor Wolski.A jeli ta wasza Fama nigdy nie ptzestanie trbi? Do sdnego dnia? paczliwie powiedziaa opiekunka dzieci.Nauczycielka w Polsce Ludowej nie moe wierzy w sdny dzie zrobia uwag panna Hollander.Zaraz, zaraz przerwa jej dyrektor Lisek, czc pace obu rk przed swoim nosem musimy si zastanowi, ile kalorii potrzebuj dzieci. Czy pitnacie gramw misa wystarczy dla dzieci? Musimy przedoy kosztorys wyywienia, do Ministerstwa Handlu Wewntrznego.Dobrze I krzykn dyrektor ale wtedy musimy po* wiedzie, dlaczegomy dzieci zamknli w muzeum.Co to bdzie, jak oni si dowiedz! westchna panna Hollander.W tej chwili wpad Franciszek.Panie dyrektorze zawoa od progu na pomoc! Dzieci szalej! Rozbiegy si po caym muzeum. Dziewczynki bawi si w gospodarstwo koreck porcelan, a chopcy w policjantw i zodziei policjanci maj na gowie greckie wazy zamiast hemw, a zodzieje przepasali si suckimi pasami... A najmodsze zasiusiali ca toalet.Wszyscy ruszyli na d. Z trudnoci pozbierano dzieci po salach, odebrano im muzealne przedmioty, zgromadzono w hallu. Woni utworzyli kordon na schodach, aby dzieci nie puszcza na gr. Krzyk by, gwar i haas niebyway. Trwao to z godzin. Fama trbia przez ten czas par razy, ale nikt nie zwraca na ni uwagi. Tylko dzieci pokaday si ze miechu.Wreszcie uspokoio si wszystko. Dzieci przycichy i u- siady na posadzce. Wyglday jak zbitej stado kuropatw.. Niektre zaczy zasypia.Dyrektor Lisek przez ten czas znik. Wezwano go na inne posiedzenie. Inni czonkowie Komitetu Ratowania Sztuki Polskiej nie mieli ju siy i na gr. Usiedli wszyscy przy szatni, przy wojokowych pantoflach, i spogldali bezradnie jedni na drugich.Pani nauczycielka z Klimontowa, rozdawszy co slabo- witszym dzieciom wasne bueczki z olbrzymiej torby, ktr dwigaa w rku, przysiada te na krzeseku ze zrezygnowanym wyrazem twarzy. O zbiorowym wyywieniu zatrzymanych w muzeum dzieci ju si nie mwio.Wwczas od grupy najstarszych chopcw, ktrzy si zatrzymali na schodach przed kordonem wonych, oddzieli! si jeden ucze i podszed do nauczycielki!Psze pani, psze pani zasepleni z cicha ja pani co powiem.Dziecko kochane ucieszya si nagle nauczycielkai twarz jej si rozpromienia jak soce zza chmur wyzierajce nie mnie, nie mnie. PoWfedz'panu dyrektorowi.To mwic popchna malca ku dyrektorowi muzeum, ktry siedzia ze zwieszon gow w ponurym zamyleniu. Ustawi jednak swoje krzeso w ten sposb, i przez drzwi wejciowe mg od czasu do czasuzerkaniespokojniewstro- n zamarego posgu.Panie dyrektorze, panie dyrektorze zawoaa nauczycielka on ma panu co do powiedzenia. To nasz szkolny racjonalizator, Gabry Ponowa. On wszystko potrafi, to jest inicjator walki z chrabszczami w Klimontowie, on czyci kominy, on zracjonalizowa nasz stra ogniow... Ju ja go znam, on ma sposb no mw, chopcze... posuna maego jeszcze bardziej w stron zaspionego dygnitarza.Oczy wszystkich z ciekawoci i niedowierzaniem zwrciy si na Gabrysia.By to chopiec lat dwunastu, wysoki i chudy, rudawy i piegowaty, ostrzyony na jea. Mia due, niebieskie oczy o zaczerwienionych powiekach, zadarty nosek, ktrym pociga przy mwieniu, i grube, wypuke wargi. Ubrany by w krciutkie spodenki, z ktrych sterczay cienkie, patykowate, bardzo opalone nogi, w sweterek trawiastego koloru i wyp- powia perkalow koszulin.Stan przed dyrektorem i nieco seplenic zapyta:O ile si domylam, towarzyszu dyrektorze, to macie kopot z t figur, co trbi. Czy ona trbi niezalenie od was?Dyrektor z gbokim podziwem obrzuci spojrzeniem patykowat figurk.Zupenie niezalenie odpowiedzia z westchnieniem.I wy nie wiecie, co z tym pocz? pyta dalej Gabry. Wszyscy obecni ze zdumieniem suchali tonu tych pyta.Przesuwali te swoje krzesa stopniowo w ten sposb, e Gabry po chwili znalaz si w rodku koa ciekawych. Nauczycielka z Klimontowa znowu ocieraa zy, tym razem zy ^yimy.Bo wy nie chcecie, aby si wiat dowiedzia, ze w waszym muzeum dziej si rzeczy mistyczne i irracjonalne? jednym tchem wyrecytowa Gabry.No taki odpowiedzieli tym razem wszyscy zgodnym chrem.No, to ja bd, zdaje si, mia sposb powiedzia Gabry, specjalnie seplenic na obu s w sowie sposb.Chopcze, czy ty si nie udzisz? ze smutkiem spyta profesor Wolski. Na pewne rzeczy nie ma sposobu.Ale Gabry nie sucha profesora.) Jak niepowstrzymywany potokmwi dalej, jak gdyby wydawa znakomicie wyuczon, ale niedobrze rozumian lekcj:-j- Podug trzeciej zasady dialektycznej, jeeli nie da si opanowa pewnego przeciwstawiajcego si nam zjawiska, naley to zjawisko podporzdkowa sobie, zuytkowujc na rzecz naszych celw, jak turbin wodn. Towarzysz Stopczyk w przemwieniu swym z dnia 10 lutego roku 1950 w Opatowie powiedzia: Jeeli zjawisko nie poddaje si naszym celom, naley je przechrzci tak, aby z nami wspdziaao Proponuj przechrzci zjawisko zachodzce w Muzeum Narodowym i, e si tak wyra, zracjonalizowa je. /Gabry przerwa, a wszyscy milczeli pogreni w zbara- niaym zdumieniu.Jaka jest trzecia zasada dialektyki? spyta szeptem Tosiek pann Hollander.Nie wiem jeszcze ciszej odpowiedziaa kompozytor- ka.Milczenie przerwa profesor Wolski: Ten may dobrze mwi: naley przechrzci. U nas te tak si robi. Jak ten stary Feigenfeld, dobry malarz, ale chop prosty, od puga, nic nie rozumie, twierdzi, i trzeba malowa tak, jak si czuje jak ten stary Feigenfeld wystawi obraz Chmury w Loing-sur-Mame, nawet dobry obraz, medalem zotym w Paryu odznaczony, to mymy go nazwali Murarze na rusztowaniu i bardzo si wszystkim podoba, czwartnagrod dosta na wystawie, i Sokorski chwali, i Ogoniok go reprodukowa. A obraz zosta ten sam...W tej chwili Fama zadudnia. Ale wszyscy byli tak zajci Gabrysiem, e machnli rkami. Dzieci tylk, ju prawie zasypiajc, odwrciy ku niej niechtne gowiny.No, i dobrze powiedzia rzeczowo pomocnik dyrektora, kiedy trba przestaa rycze i ostatnie jej echo odbio si gdzie o szklany dach gmachu a c ty przechrzcisz?Gabry nie namylajc si ani chwili:Ja bym jej da taki napis: Nawet posgi grzmi na cze sztuki socrealistycznej i niech sobie trbi.Dziecko, ty jeste genialny zawoa dyrektor. #Pewnie chcesz zosta ministrem? spytaa panna Hol- lander.Nie, ja chc by aktorem stanowczo wyrzek Gabry.No, oczywicie powiedzia sam do siebie Tosiek bo sepleni.W mig Franciszek przynis kawaek czerwonego ptna, co zostao z transparentu pierwszomajowego. Wszyscy, nawet nauczycielka z Klimontowa, wycinali z biaego papieru litery, ktre rysowa w popiechu profesor Wolski. Nie przesady trzy kwadranse, a transparent by gotowy. Z tryumfem poniesiono go do hallu i umieszczono nad posgiem. Dla przymocowania go dyrektor powici ostatnie pluskiewkiw muzeum, ktre byy zarazem ostatnimi pluskiewkami--w Warszawie.Panie dyrektorze zrobi skromn uwag Franciszek Posag a czym bdziemy potem przybija?Gwodziami prehistorycznymi odpowiedzia rzeczowo pomocnik dyrektora.H W momencie kiedy napis przybijano nad figur, Fama podniosa rk z trb ku wargom, ale nie zatrbia. Rka jej powoli opada i znieruchomiaa w zwykej pozie. *To jest figura realistyczna powiedzia Gabry pietsi odrobione jak prawdziwe. Tylko w pasie wska, ale to od sznurwki/ Nasze kobiety nie s ju takie. Ta rzeba jest osadzona w historii.Tosiek, nadajc cay aksamit swemu gbokiemu gosowi, raz jeszcze odczyta napis:Nawet posgi grzmi na cze sztuki socrealistycznej,Co za poczucie rzeczywistoci powiedziaa panna Hollander.Teraz mona drzwi muzeum otworzy jak najszerzej, niech przychodz, niech ogldaj zawoa zaraony patosem dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie.To znakomity pomys dorzuci profesor Wolski.I rzeczywicie. Pomys by znakomity. Od chwili zawieszenia tego napisu Fama przestaa trbi.1952BorsukChocia dnie przedwiteczne pozbawione byy niegu i mrozu, roztapiay si w klapaninie i koczyy przedwczenie zapadajcym zmrokiem, ruch w miecie by duy. Zwaszcza w okolicy dworca, przed wystawami sklepw spdzielczych i licznie tutaj utworzonych ksigarni, zatrzymywao si duo ludzi. Wida byo, e myl oni ju o Gwiazdce i gwiazdkowych podarkach. Modzi i starzy przewijali si tutaj na tro- tuarach i nawet schodzili na jezdni, chwilami tak samo zatoczon jak miejsca dla pieszych. Samochody nie angaoway si w te przydworcowe uliczki, wspaniaomylnie zostawiajc je dla przechodniw.Obcy w tym miecie, aziem ulicami, troch hamujc ich ruchliwo swoim obojtnym i powolnym krokiem. Niektrzy co wawsi ludzie nawet si na mnie zymali i okazywali mi swe zniecierpliwienie. Ju chciaem si wycofa z tych okolic: nie interesoway mnie ani granatowe perkaliki w kwiatki, ani wyjtkowo szpetne niebieskie i rowe zabawki, ani nawet obficie rozoone w oknach naronego sklepu tak modne dzisiaj tomy Balzaka. Ale w pewnym momencie zwrcia moj uwag szczeglna para mczyzn.Przodem kroczy wysoki czowiek w szarym wiziennym ubraniu. Wizienna okrga czapka nasadzona na czubek gowy nie zakrywaa obfitej czarnej czupryny, ktra spadaa na czoo i kark. Ju dawno min czas, kiedy go, wchodzcego do wizienia, ostrzyono na zero 1 Ruchy mia pewne siebie, cho obojtne, i szed miarowo, nie ogldajc si ani na prawo, ani na lewo. Za nim nieduy onierz z ogromn pepesz opart o biodro prowadzi go ku jakiemu tam celowi. Odwodzi go z sali sdowej do turmy czy odwrotnie, nikogo to nie interesowao. Zwizani w do dziwn par, szU w rwnymrytmie z reszt przechodniw, tote nie zwracali na siebie zbytniej uwagi. Dyem w t sam stron, wic nie traciem ich z oczu.Szlimy szerokim trotuarem. Porodku tego kawaka ulicy byszczaa dua lustrzana szyba specjalnej wystawy. Znajdowa si tam sklep myliwski. Nie zdaj sobie sprawy, czy by to jeszcze sklep prywatny, czy te jaka spdzielnia nowoczesna, ale na wystawie leay normalne w takich sklepach przedmioty. Par dubeltwek czy wiatrwek uoonych promienicie, torby myliwskie, byszczce te trbki z zielonymi chwastami, mae czerwone piramidki naboi i tym podobne rzeczy. Porodku okna siedzia wypchany, adnie upozowany, popielaty, szorstkowosy borsuk.Wizie wraz z eskortujcym go onierzem przechodzili obojtnie koo wystawy. Nagle wzrok jednego i drugiego prawie jednoczenie pad na wypchanego zwierzaka i nie porozumiewajc si zatrzymali si jak wryci. Ja stanem tu za nimi.Borsuk powiedzia wizie.- Jaiwiec jednoczenie zawyrokowa onierzyk i troch popuci pepeszy.Chwil stali w milczeniu, podliwie spogldajc na wystaw.U nas na to mwi jawiec doda onierz.To wy z Poznaskiego? spyta jeniec.Tak, koo Leszna. Ale mwi i borsuk doda. Jeszcze postali.Nigdy takiegom nie widzia w lesie znowu doda onierz, wida gadatliwy. Chcia si przy tym czego wicejotym zwierzu dowiedzie.A ja strzelaem do takich, oho powiedzia wizie jakem by gajowym koo Koskich.Tam lasy s? A gdzie to jest?W stronie Radomia.To wycie gajowy?Wizie umiechn si.W okupacj byem za gajowego. To tam takich borsukw jak szczurw. Nieraz strzelaem. Ale, jucha, trudny strza.Czytaem niedawno w gazecie, e taki borsuk na nauczycielk napad. Rowerem jechaa przez las.Moliwe. To tek szmyrga, e ha... a czasem odwane. Samica, jak ma mae.A widzielicie takie jawice szczeniaki?Nie, modych tom nie widzia.Chciabym to takie co zobaczy westchn onierz. To musi by fajne.Pojedcie do jakiego lasu, zapolujcie nie bez cikiego akcentu w gosie powiedzia wizie.W wojsku jeszcze dugo westchn onierzyk.Nie cigle przecie w wojsku.Tak. Ale dopiero rok jezdem.Wizie si zamia.No, to jeszcze roczek, i ju.Ano, to prawd przyzna onierz rwnie z umiechem.Jeszcze patrzyli na borsuka.A podobno, tata powiadali, e taki to chopa za s- bizn uchwyci.E, takie myliwskie gadanie wtpico powiedzia wizie.A jak si broni?To chwyta, gdzie moe. Gryzie podobno.Zby to ma. A co toto te?Co ma re? Co popadnie. Mysz zapie, to mysz poknie, ab, to ab. jajka ptasie, to jajka.Przecie n drzewo nie polezie?S takie ptaki, co na ziemi gniazdo wij. Kuropatwiegogniazda nie widziae?O, to to widziaem. Raz u nas kuropatwa siedziaa przysamiutkiej drodze. No, mwi wam, krok ode drogi pokaza pepesz, jak ta kuropatwa siedziaa to ja si do niej podkrada, tak blisko,blisko do niej, i patrz, a ona na mnie tym oczkiem tylko tak yp, yp pokaza praw rk pod nosem, jak to ona tym okiem przewraca, pepesz przedtem przeoy do lewej doni.No i co, i wysiedziaa? spyta z ciekawoci wizie.Ano, czemu nie, wysiedziaa. adne byo stadko, co ze dwanacie sztuk. Po polu potem chodziy. To jeszcze jak Niemiec by, to te andarmy tam strzelay.A wycie nie strzelali?Panie drogi, z czego ? Jakie tam u chopa strzelanie.Wnyki zakadae, co? gronie zapyta wizie.No, co si tam na taki wnyk zapie, niby to nie wiecie tumaczy onierzyk tylko krlik albo co. Zajc to silna bestia, wemie i z takim wnykiem si urwie.Za sabe stawiae. To trzeba z cienkiego, ale mocnego drutu.Raz to si nam kot zapa, nasz wasny kot, o mao si nie udusi; tak mi ap rozora, kiedy mu ten drut przecinaem. A bybym mu odek przeci... kocisko takie gupie.Kotw to ja nie lubi przecigle i jakby z zamyleniem powiedzia wizie.A tego borsuka to dobrze wypchali doda jeszcze konwojent i przeoy pepesz z powrotem do prawej.Dobrze, bardzo dobrze. Jak ywy przyzna prowadzony.Tak te girki mu uoy jak ywe ju lew rk onierz pokaza, jak borsuk unosi ap w gr. On to tak musi wyglda. No, i paznokcie ma na pazurze jak u niedwiedzi.Bo to jedn rodzin powiedzia wizie.Co pan powiesz? No, no. Nie pomylabym. A z tego to futro pewno dobre.Pdzle do golenia robi.A prawda, dziadzio to mi z takiego borsuka pdzel. Powiada, e najlepsze.Zamilkli i jeszcze przez chwil spogldali na wypchane stworzenie. Borsuk jakby si im troch pokrzywia, szczerzy bez przerwy dugie zby i czarne smugi podobne do brwi nad oczami. Podniesiona apka miaa jaki drwicy gest.Futerko ma takie szare w zamyleniu powiedzia jeszcze wizie.Nagle onierz si przeposzy. Spostrzeg w szkle wystawowym mj ciekawy wzrok. Szybkim ruchem gowy obejrza si dookoa, czy prcz mnie nikt ich nie widzia. Ale kady si spieszy w swoj stron i nie zwracano uwagi na t dziwn par. Konwojent postanowi nadrobi min.Ale, ale powiedzia nagle innym tonem co pan tak stoisz tu i gadasz. Jazd, idziem dalej!Wizie wzruszy tylko jednym ramieniem, obrci si i poszed. onierz naleycie uj pepesz i przepisowo ruszy za konwojowanym. Miarowo kroczc znikli po chwili w tumie.Jeszcze zwrciem si do borsuka. Nie, raczej zby szczerzy dobrodusznie. I apk wzniesion kiwa jak gdyby do mnie porozumiewawczo.Dobra, dobra, borsuczku kochany powiedziaem.ChoinkiOpowiadanie mazowieckieJerzemu BeszyskiemuPanie, powiadam panu, e u nas w spdzielni to taka zasada: kady za wszystkich, wszyscy za jednego. Takiego ju mamy kierownika, chop morowy, i wie, co si kademu czowiekowi naley. Jak popijawa, to popijawa, jak robota, to a wre. Wszyscy w Bryjowie jego znaj, migy taki i rzutki, tylko bardzo naczalstwu si stawia i nie zawsze trzewy, ale jako to wszystko uchodzi, bo co zbuduje, panie, to mur-beton-e- lazo... Stoi, panie, i do sdnego dnia sta bdzie, o ile, panie drogi, przed sdnym dniem ta bomba jaka atomowa w nas wszystkich nie wyrnie, ale po tej bombie te sta bdzie, a ten mostek, co u pana prezesa wybudowa, to czternacie takich bomb przetrzyma i bdzie sta.A wita, panie, witami, sam witowa i nam kaza. U nas zawsze choinka musi by mwi. I rybka, pan powiadasz? I rybka, oczywicie, po rybki to my zawsze do siostrzyczek do Walencowa jedzili, siostrzyczki tam maj gospodarstwo efef! Zostawili im toto wszystko, bo jak w zegareczku chodzio: ale i w spdzielni w Koaczkowie, panie, te rybki my wybierali. Karpie takie, panie, e moc, po kilu sztuka, a takie to najlepsze; pan nie uwierzysz, ile smak karpia od wagi zaley... To wtedy, co my po te rybki do Koaczkowa jedzili i przywielimy jak si patrzy dla kadego z naszych chopakw po karpiu, tylko prosi si, eby go podlewa to nasz naczelnik powiada: No, chopaki, a choinki? Jak to, bdziemy pogaskie obyczaje wici, a choinki nie bdzie? Powiadaj choinka noworoczna? Niech bdzie sobie i noworoczna, tylko my j tydzie przedtem zawiecimy* Po wszystkich oknach takie choinki stoj na tydzie przedtem, ale niby ich nie zapalaj czy co, czy te cichcem, jak ju nikt do okien nie zaglda... Jednym sowem,choinki musz by. Bra, chopcy, ciarwk i walaj gdzie- niebd do lasu, ale mi samym nie rba, bo to zniszczenie drzewa, i powiadaj, e tak nie mona w cywilizowanym kraju. W Ameryce podobno cywilne sztuczne choinki powymylali, eby tylko lasw nie niszczy, bo im te lasy potrzebne na gazety. Na jeden numer gazety cay las idzie... No nie? U nas jeszcze nie ma sztucznych choinek, ale prawdziwe s, ile wlezie, tylko trzeba umie szuka... Jak wszystko, panie kierowniku powiadamy trzeba umie szuka.A wita akurat w zeszym roku wypady jak si patrzy, jak to na obrazkach maluj, mrz niewielki, nieg tgi, zasypane wszystko, nie wida nawet, gdzie jakie drzewo stoi. Wzilimy my z Michaem ciarwk, siedzimy w tej szoferce i jedzie- my. Gdzie pojedziemy? Jak to gdzie? Pod yrardw poje- dziemy, najlepsze tam choinki.Jedziemy my pod ytardw, zimno jak cholera, chocia dopiero poudnie i soce wieci, jedziemy my, a nieg si za nami kurzy, walimy my pod yrardw, a pod Miedniewice, a choinek nie ma, ani leniczwki, ani leniczego, i stoj jakie takie szturpaki. Sami sobie pobralibymy, ale nie ma co.Wracaj si powiadam do Michaa.Wracamy si my w inne strony, ile nam kierownik powiedzia, e pod yrardw. Pojedziemy do Mszczonowa, tam w Rochowie moe jak znajdziemy. Mam ja tam znajomego leniczego, co prawda jest to tam gdzie na zadupiu, nie wiadomo, czy przejedziemy, niegami drog zawiao, no, a moe... Jedziemy na Rochw.A tu jak tylko na yrardw, wie pan, tam zaraz od Jaktorowa, a tu widzimy dwa mundury na drodze, i zatrzymuj. Lotna, nie lotna, konttol jaka czy co? Nie ponimajem. A pan wadza taki straszny by, z wsami i karkiem czerwonym jak byczysko, a sam chudy i mizerny, i zatrzymuje: Sta! powiada pewnie choinki kradzione wieziecie do cholery* za dwa dni wigilia, to lasy niszczycie, kanalie. Pokaza, co jest w ciarwce.Panie wadzo powiadam co ma by? Zajrzyj pan wadza pod brezent, nic tam nie ma, ani jednej choinki, my tylko tak...A co tak? pyta drugi milicjant. Ten by modszy i jakby sympatyczniejszy i oczy mu si miej troch do nas, wiadomo, chopak mody i wdk od nas poczu.Zajrzeli pod brezent, a tam pusto.Cocie powiadaj za ofermy, adnej choinki nie potrafilicie znale, a gdzie ecie jedzili?A pod Miedniewice powiadamy.A oni na nas jak skocz: pod Miedniewicami, a nie wiecie, e tam lasy mode, e rba nie wolno? No, nie wiecie, e tam adnej choinki nie ma?Noitak pogadalimy pogadalimy: widz oni, e my dobre ludzie, i powiadaj, e oni te po choinki wylecieli, tylko na piechot przyszli ze stacji w Radziwiowie i po drodze, cholera, ani jednej ciarwki z choinkami nie upolowali, i tak musz do domu wraca, a dzieci w domu na choinki czekaj. Jeden mia dwoje dzieci, a ten, choroba, modszy, to zdy ju czworo namacha. Jak ja powiada do domu bez choinki przyjad, jake to moe by? Same ofermy trafiamy, nikt choinki nie moe przysposobi dla pastwowej wadzy.No Micha powiada sami to nie moecie co wyrba? A oni powiadaj, e nie mog, bo nie bierze.A co nie bierze?pytam.A wtedy jeden z cholewy wyciga tak pik, co mu ogrodnik drzewka na wiosn obcina, a drugi w bucie toporek ma taki, co to dawniej cukier z gowy rbali; ale teraz to ju i takiego cukru, i takich toporkw nie ma. To my w miech.To chyba na was, panowie wadza, trzeba powiedzie, e ofermy jestecie. Jake wy mylelicie, e takim czym choink mona ugongoli?A oni si troch zawstydzili i powiadaj ju jak do ludzi.2*OpowiadaniaNo, a jak, towarzysze powiadaj nie moglibycie poradzi, gdzie my takie choinki znajdziemy ?To Micha powiada do mnie: siadaj z tym modszym pod brezent, a panie starszy, powiada, siadaj pan ze mn do szoferki, pojedziemy przez Mszczonw a do Rochowa, tam znajdziemy choinki. Bdzie tam i dla was, i dla nas.A wiartk macie? pytaj milicjanci.A gdzie za, posali nas z goymi rkami powiadam a nic nie mwi, e my w szoferce po p literka na ryo mamy, no i par rowych ptaszkw te nam kierownik da, tylko przykaza, eby tych sposobw w ostatecznoci uywa.No siadaj, panie wadza, koo mnie powiada Micha i zasuwamy.Siedli my i zasuwamy, jak powiedzia. Jedziemy, jedziemy, pod tym brezentem zimno. Ten mody, co ze mn jecha Witek mu byo powiada: napijmy si, towarzyszu, bo okrutnie zimno. A ja powiadam: a co my pi bdziemy? A on powiada ten Witek, nawet jego numer pamitam, mgbym dzisiaj powtrzy no, jak trzeba, to trzeba i z drugiej nogawicy wiarteczk wyjmuje i mnie daje.Nie chc ja, panie wadzo, powiadam, pi, bo to potem trudno bdzie o te choinki, jak po pijaku przyjedziemy. Do choinek w polskim lesie to potrzebna trzewa gowa.Sam to powiadam, a na t wiartk zerkam. Ale ten mi uwierzy na sowo i wiartk z powrotem za cholew zasun. Patrz, gdzie jedziemy, las marny. Krzycz ja do Michaa nie tam, nie tak, ale on mnie nie syszy. Wali do jakiej leniczwki i zatrzymuje.Zeskakuje. Micha powiada, e to jego znajomy tutaj leniczy, znaczy si, mieszka i e u tego leniczego choinek w brd. I rzeczywicie, patrzymy, naokoo las i sadzonki, i wierki, i takie, i owakie, ale furmanek przed leniczwk stoi do cholery i wszystkie chopy patrz na nasz ciarwk jakby wilka w lesie zobaczyli. A jeszcze oni nie widzieli, e my z wadzamijedziemy, bo ci chopaki to si pochowali i nie wyskoczyli, eby to i leniczego nie zastraszy, i glinianego sowa nie posysze i eby samym jako wyj z tego interesu i gdzie jak choink przychwyci.Wchodzimy my do tego leniczego: patrzymy, a on w kantorze swoim siedzi przy stoliku i taka gra forsy przed nim, e a strach bierze patrze, i w takim nieporzdku. Stwy nie poukadane i te pitki tak tylko chodz po stole, jak leniczy krzyknie, dwjek to jak u ksidza proboszcza na tacce, cae gry. Micha mwi tak i tak, panie leniczy, przecie pan nas zna, ja jestem z tej spdzielni z Bryjowa, to mi kierownik kaza do pana leniczego przyjecha choinek poprosi.A przed tym stolikiem to kupa chopw w kolejce sta, czekali wida na co. A ten leniczy, jak nie krzyknie na nas:Co wy sobie mylicie, ja tutaj dzisiaj wypat mam, poradzi sobie z ludmi nie mog, a wy choinek chcecie, taka wasza ma. Tak powiedzia, prosz pana, chocia wyksztacony czowiek. Ja mu mwi, panie, niech pan nam tutaj od kurww nie wymyla, a niech pana kaczki zdepcz, przecie pan z tak nieposprztan fors wypaty nie doprowadzi do boego koca.A on na nas jak nie wsiednie: Co wy si do mojej wypaty wtrcacie, moja wypata rozumiecie, chamy, nie wasza. Nic wy tutaj nie dostaniecie, ani choinek, ani pienidzy.Micha si rozeli: Nie potrzeba nam paskiej forsy powiada. Nie po fors my tutaj przyjechali, tylko po choink.A ten leniczy wrzanie: Fora ze dwora 1 Wynosi mi si tutaj I Skd wycie si tutaj wzili?Mymy ju chcieli po naszych kompanw w wozie schowanych skoczy, niechby porzdku tutaj narobili, ju samym mundurem stracha napdzili, bo to jeszcze w takim Rochowie to si tego boj a tu leniczy zza stou jak nie wyskoczy, jak si na nas nie zamachnie i pod cian nie zatoczy. Chopi si miej a on okazuje si pijaniusieki. To i my w miech i powiadamy: dzikujemy panu leniczemu, bardzo dziku1jemy panu leniczemu. yczymy dobrej zabawy przy tej wypacie.A jego a zatkao. I nie wiem, co dalej byo, bo do nas jaki taki chopina podszed i powiada: Sotys jestem tutaj powiada z Nowej Wsi, to ja te tutaj po choinki przyjechaem, troch do wietlicy, troch do szkoy, a troch dla ksidza proboszcza; to tutaj jest taki gajowy, to on nam najprdzej da. Bo powiada ten leniczy to nieuyty czowiek, po trzewemu y nie daje, a po pijaku to si do mordy cinie.Poszlimy wic wtedy do tego gajowego, a gajowy nas prowadzi, gdzie najgorsze choiny rosn* Ale my nic nie mwimy, tylko grzecznie czekamy, a i ci dwaj milicjanci z nami poszli. Gajowy milicjantw zobaczy i pyta: A czego sobie panowie stranicy ycz?A oni jemu na tego stranika: Ty, stara cholero, to nie widzisz, e wadza przed tob? A on powiada: Moja wadza to straniki. No i co pan powie? Ten gajowy take by pijany. Potem nam powiadali, e oni tam zawsze w kady dzie wypaty popijaj. Powiadaj, e bez kieliszka nic si nie moe odby. e podobno dorachowa si nie mog, jak dwch litrw nie wypij. No, i tak oni rachowali.Ale my nic. Powiadamy do gajowego: Dawaj pan choinki. A on powiada: Pierwej dla sotysa. No, jak pierwej dla sotysa, to dla sotysa. On z bliszej wsi.No, i rbi te choinki dla sotysa.A powiadam panu, nieg lea, choinki poprzykrywane, co ten gajowy kae jak choink urba (dwch chopw rbao), to jak z niej t onieyn strznie, to patyk a patyk. To ten sotys powiada do nas: Tego patyka to wy sobie wecie. A my nic nie mwimy, chociaby i patyk, a my na ciarwk nosimy. Wkrtce p ciarwki mamy, a sotys prawie nic i skamle: Panie gajowy, a dy to przecie dla ksidza proboszcza. A ten gajowy to by bezbonik, powiada: Dla proboszcza to i takie za dobre. To ten sotys powiada: A to przecie dla wiejskiego komitetu. To gajowy powiada: Jakie mam, takie daj. I tak si z tym sotysem zaczli kci, e ha, a my przez ten czas taskamy i taskamy, ale powiedzie panu prawd, e takie bele co, ani to dla dzieci z tego uciechy nie bdzie, ani do wietlicy postawi nie mona, jedynie moe koo otarza na pasterce takie co stanie i jako tako wyglda.A tu si nagle, panie, jak spod ziemi jaki chopina bierze. Worek ma na plecach, pi okrutn dwiga i wida i topora kawa za pasem. Jak nic, przyszed ty do lasu po choinki. A zimno si robi, ciemnia si powoli, a my tak jak i bez choinek, a ten sotys na dubelt.A ten chopina powiada:Panie, a panowie, a zawiecie mnie do Mszczonowa. ona chora w szpitalu, chciabym przed wigili j odwiedzi, wawy zanie, albo co...A ten starszy milicjant si mieje:A to ona bdzie pi jada? powiada a moe wrbie ten toporek zza twojego pasa?A chop nic, tylko przystaje:A panie wadzo, a zawiecie mnie do tego Mszczonowa. Marznie coraz mocniej, to mymy wreszcie za te litry wzili. | zagrycha si zrobia, a ten chop nic je nie chce, tylko eby do Mszczonowa i do Mszczonowa.Poszed sobie do naszej ciarwki, obejrza j na wszystkie strony i wraca. A my tymczasem popijamy. Mrz bierze a mio. A chop znowu skamle:Panie, zabierzcie mnie do Mszczonowa. Cocie wy takie miecie nazbierali? Jak mnie wemiecie do Mszczonowa, to wam takie choinki poka, e wam oko zbieleje.Jakie choinki? Gdzie choinki? pyta go Micha, a gajowy tylko w kuak si mieje.Jak to jakie? Choinki, jak si patrzy, co by mona byo i do samego cara zawie i na sali balowej postawi.Gdzie ty takie choinki masz? pyta go Witek, ten modszy milicjant.A mam. Tylko zawiecie mnie do Mszczonowa, to wam poka.W Mszczonowie nam pokaesz ?A nie, tutaj poka, dwa kroki std.No, pokazuj powiadam zawieziemy ci do Mszczonowa.A chop nas prowadzi, rzeczywicie niedaleko zaprowadzi i pokazuje takie wielkie wierki, co ju pewnie po pidziesit lat miay.I powiada:Widzicie, panie, jakie choinki?A wtedy Micha powiada:Co ty, chopie, czy ty z byka spad? Jakie to choinki? Takiego wierka nie przepiuje i nie urbie. Gdzie ty takiego postawisz?A chop si mieje.Czubki, panie, czubkitaki czubek to ci dopiero choinka.A gajowy na niego jak nie skoczy:Ty cholero woa to ty bdziesz takim wierkom by ucina? ebym ja tobie czego nie uci!A ja wtedy za rowe argumenty. Jak nie wsun gajowemu w ap! Masz pan, trzymaj, powiadam, bo taki motylek to wemie i pofrunie i ju wicej nie wrci.A do chopa powiadam:Jak ty taki jeste mdry, to wa i piuj.A chop znowu skamle: A gdzie ja poli powiada ja jeszcze zlet.A co ty sobie mylisz ja powiadam jak chcesz do Mszczonowa do chorej ony jecha, to wa, brachu, i piuj. No, jazda.I chop, panie, na ten wierk jak nie wlizie, jak nie spiuje czubka. Panie, taka choinka! Czego podobnego dawno u nas w Bryjo wie nie widzieli.I ten sotys podskakuje.Dla mnie, dla mnie tako, dla ksidza proboszcza.Micha powiada: Dla ksidza proboszcza wystarcz te,co s w ciarwce. Wyjmuj, bracie, i na swoje furmanki aduj, a my bdziemy teraz te czubki brali.Bka si ten sotys i paka, a my jemu tych czubkw taki nie dali. A ten chopina, co do Mszczonowa chcia, to si rozochoci i czubek za czubkiem la. Peno tego byo w naszej ciarwce, a ciemne takie igliwie jak jedwab, panie, prawdziwie katolickie byy choinki.To si nasz kierownik ucieszy, powiadali my i sami cieszylimy si. A te dwa litry osuszylimy, jeszcze si nam adniejsze te choinki widziay.No, bracie, teraz siadajcie i bdziemy si dzieli.To tak ten milicjant powiedzia, a my jemu mwimy: Panie wadzo, co pan bdzie chcia, to niech pan bierze. A nie! ju mu nie mwimy panie wadza, bo my si ju z nimi tykamy, tacy przyjaciele si z nas na tym polowaniu na choinki porobili. I my si grzecznie z nimi podzielili i nawet adniejsze im przeznaczylimy, bo zawsze do Warszawy jechay, wic musiay by adniejsze, ale i nasze take nieliche byy. Wspaniae.No i siadamy na ciarwk i jedziemy. Tego chopa pod Mszczonw dostawilimy i tam go wypucilimy. Choin jedn wzi i podraowa, niby do tej ony, ale take to bya prawda z t on jak psi traw jedli. Ale do Mszczonowa to mymy nie pojechali, bo a nu nas jeszcze kto zaczepi. Kradzione choinki powiedz a jakie one byy kradzione? Kiedy one byy i zapacone, i podlane, i jeszcze wasn krwawic zrbane?Jedziemy tedy do Bryjowa z tymi choinkami, miasteczka omijamy, na polnych drogach ciko, nieg nawali, ciemnio si, za czym dojechalimy i przemarznici tacy. Ja z tym Witkiem znowu w tych choinkach siedzimy, kuj nas one w dup z przeproszeniem, ale jedziemy, a starszy ten przy Michale w szoferce siedzi. I tak, panie, ju pod sam Bryjw podje-damy. Zdrzemnli my si, bo to i ciemno, i zimno, i wdka, panie, rozmarzya. A tu nagle syszymy krzyk:Sta, do cholery I Sta, zodzieje jedne 1 i sycha, jak Micha przyhamowa, a si zakurzyo. Ten Witek to si tak przyczai, e pod gazie wlaz, a to kto brezent podnosi, woa gosem jak z trby na sd ostateczny: A co wy tu, zodzieje, kradzione choinki wieziecie?Patrz ja, a tu dwch takich samych wadzw stoi i to z naszych tutejszych niby, tylko oni mnie w ciemnoci nie poznali, chocia i latark wiecili.Dawa nam te choinki I woaj. Wyadowa natychmiast. Zaraz do komisariatu pjdziecie.A tu nagle ten starszy milicjant, co w szoferce siedzia, jak nie wychyli si, jak nie wrzanie, a zadraem cay.Puszcza, towarzysze 1 To zodzieje zatrzymani do rozporzdzenia Komendy Gwnej Milicji Obywatelskiej miasta Warszawy.Wyrecytowa to, panie, jak przed trybun na rewii wojskowej, a tamci dwaj odpadli jak psy od niedwiedzia, a Micha dooy, doda gazu i chodu.No, i co pan powiesz? A taki si wydawa ten starszy milicjant, jakby nie umia i trzech zliczy 1 Ale to chyba bya bestia. Wiadomo, milicjant.I mylisz pan, co za rado bya. I kierownik si ucieszy,iwszyscy nasi chopcy, i kobity, i dzieciaki. W caym Bryjo- wie rado bya, jeszcze nigdy nie byo takich choinek w naszej miejscowoci. A te milicjanty jeszcze poow do Warszawy potargali, Micha a o pnocy wrci i nie bardzo przytomny. A ci dwaj, co nas pod Bryjowem zatrzymali, to na drugi dzie przyszli i kierownik im po choince da. Dobry czowiek.No, czy nie suszna zasada? Jeden na wszystkich, wszyscy na jednego, jak mwi nasz kierownik.Dziewczyna i gobieInynier S. po wojnie osiedli si w Komorowie koo Pruszkowa, gdzie mia maleki domek, i oprcz zaj zawodowych powici si cakowicie wychowaniu swojego najmodszgo syna. Edward by nieco zaniedbany przez ojca, ale teraz, po stracie oy i dwch crek, uczucia inyniera dla syna znacznie si wzmogy i mona nawet powiedzie nabray cech monomanii. Wprawdzie istnia jeszcze najstarszy, Sta, ale ten usamodzielni si od dawna, w czasie wojny znalaz si we Lwowie, a potem przyszed z Pierwsz Armi jako jeden ze piewakw kwartetu Teatru Wojsk Polskiego, nastpnie piewa w chrze Erin jako tenor, potem za zosta solist, piosenkarzem i mieszka to we Wrocawiu, to znowu latem w Zakopanem lub,w Karpaczu, o ile nie wystpowa w objazdach Artosu na Wybrzeu i gdzie indziej.Domek inyniera skada si z dwch pokoi i kuchni na dole oraz z duego pokoju wbudowanego w wysoki dach. Dach ten wida z daleka, gdy si jedzie kolejk. Ten pokj strychowy zajmowa wanie Edek. Opniony w nauce wskutek perypetii wojennych i powstaniowych, mimo ukoczonych osiemnastu lat uczszcza do dziesitej klasy zawodowej szkoy plastycznej przy ulicy Noskowskiego w Warszawie. Rysowa wcale niele, cho bez zapau, i ojciec niepokoi si, e obra dla syna fach nie bardzo mu odpowiadajcy. Chocia sam Edek nie skary si i nawet si odgraa, e bdzie znakomitym dekoratorem teatralnym, ale na razie objawia mao zapau do swego przyszego zajcia. Zreszt ze szkoy przynosi z rysunkw odrcznych i technicznych same pitki, sumienie wic inyniera uspokajao si stopniowo.Mieszkanie inyniera byo mae, ale adne. W kuchni i przy-^Opowiadanialegym pokoiku panowaa niepodzielnie stara Kodusia, tak nazywana dla znakomitego przyrzdzania ulubionej potrawy inyniera.W drugim pokoju miecia si pracownia inyniera (co domek zwalniao od kwaterunku), Sypialnia i jadalnia. Tam ojciec i syn spdzali czas wieczorami. Jeeli nie gocio w tym mieszkaniu szczcie, to niewtpliwie byo w nim bardzo spokojnie. Ojciec i syn spotykali si dopiero przy kolacji, gdy z rana wyjedali o rnych porach, i caa tre, caa istota ich ycia koncentrowaa si w godzinach po wieczerzy, kiedy rozmawiali, pracowali, od czasu do czasu przypominali matk lub wsplnie czytali lekkomylne listy Stasia. Imiona sistr nie paday nigdy w ich rozmowie.Domek komorowski istnia rwnie przed wojn, ocalao wic w nim troch ksiek i pamitek. Ale dziecinne fotografie Krystyny i Marii zniky po ich mierci ze cian pracowni. Edek nie zdradza zbyt duych zainteresowa intelektualnych, ale potulnie czytywa z ojcem niektrych klasykw, co go czasami potnie nudzio.Kiedy inynier, wysawszy Edka na gr, zostawa sam w swoim pokoju, trudno mu byo streci i zsumowa wszystko to, o czym mwili, rozmowy ich nie miay okrelonych ksztatw, podobne raczej do monologw inyniera, gdy Edward by bardzo maomwny z natury. Wszystkie jego pytania i powiedzenia ojciec powtarza sobie dugo w noc, doszukujc si w nich jakiej treci. Pytania jednak i uwagi chopca byy zupenie zwyczajne.Powoli jednak inynier spostrzeg, e niejasno i w sposb zupenie niesprecyzowany, w znacznej, o ile tak mona o- kreli, odlegoci, kryy one wok czy te zday do jednego tematu. Tematem tym bya kobieta.Oczywicie aluzje byy dyskretne. Edek by moe sam sobie nie zdawa sprawy, e powraca do rozmw o ssiadkach, o koleankach. Zajmoway go kwestie ich urody, powierzchownoci. Czy Helcia ma adniejsze wosy od Marysi,czy Ani oczy s niebieskie, czy szafkowe? Inynier stara si, nie pokazujc tego po sobie, skierowa myli syna na inne przedmioty. Mwi o malarstwie, rysunkach, o sprawach technicznych, o swojej pracy przy odbudowie Warszawy,onowych systemach murowania. Edek znowu po chwili zaczyna o Basi, ktra mieszkaa w ssiedniej willi. Bya to ho, wysmuka dziewczyna i sam inynier zwrci uwag na jej radosn, wiosenn urod. Ale teraz znowu zmieni temat rozmowy. Taktyk t miaa swoje powody.Inynier ba si erotyzmu. Uwaa go za element, ktry niszczy ludzkie ycie. A przede wszystkim pozbawia go dzieci. Sta zdecydowa si na swoj wdrown karier pod wpywem jakiej dziewczyny. Ale nie to byo najpowaniejsz tragedi w yciu inyniera. Mia jeszcze dwie crki pomidzy Stasiem a Edkiem. Jedna z nich zgina w powstaniu warszawskim. Znalaza si w AK nie ze wzgldw ideowych. Wcign j do tej organizacji kolega, w ktrym si lepo zakochaa. Nie widziaa ani jego gupoty, ani arogancji, ani lekkomylnoci, z ktr traktowa sprawy polityczne i yciowe. Jego prawdziwe szlacheckie jako to bdzie udzielio si Krystynie. Ojciec mia z ni dwie powane rozmowy. Krystyna wysuchaa ojca w obu wypadkach z pokor i zrozumieniem, przyznaa mu racj, ale n jedno skinienie Krzysztofa posza za nim lepo i z tpym uporem, z martwym wyrazem twarzy, z oczami zacignitymi mg, jak inynier widywa u podnieconych zwierzt. Zginli razem w do gupi sposb bo zlekcewayli sobie gobiarza strzelajcego z dachu na placu Teatralnym, a gobiarz ich sprztn dubletem jak par dzikich kaczek. Druga crka, Marysia, posza take za jakim fircykiem. Chopak ten, rwnie niewielkiej wartoci, dosta si w apy gestapo przy obawie na handlarzy brylantami, przeby p roku w Gusen i po wejciu Amerykanw skierowa si na Zachd. Marysia, otrzymawszy od niego wiadomo z Nadrenii, przekrada si do niego przez zielon granic. Po paru miesicach inynier S. otrzyma w Komoro-wie wiadomo, e crka jego zgina w Bonn, przejechana na ulicy przez rozpasany jeep z amerykaskimi onierzami. Ona rwnie przed ucieczk miaa par rozmw z ojcem i tak samo jak jej siostra zgadzaa si ze wszystkimi jego argumentami. Tak samo te zauway na jej twarzy w tpy wyraz, kiedy w wigili wyjazdu przyapa j zawizujc wzeek bielizny i pakujc go do przygotowanego zawczasu plecaka. Lka si teraz tego wyrazu jak ognia, a przede wszystkim nie chcia go spostrzec na twarzy jedynego dziecka, jakie mu zostao.Edek oczywicie nie orientowa si w uczuciach ojca i w konsekwentnym podsuwaniu rozmw o dziewczynkach krpowao go wobec ojca zwyke uczucie wstydliwod, ktre tak silnie dziaa zawsze wobec rodzicw. Natomiast mg si wygada na te tematy, ktre mu tkwiy gboko w mzgu, z przyjacielem swym, Wodkiem, mieszkajcym obok niego, w tej samej willi, co Basia.Wodek by starszy o par lat od Edka.Rnica wieku byaby nawet niedua, ale Wodzio nadawa sobie wobec przyjaciela tony dowiadczonego i praktycznego znawcy kobiet. Edek patrzy w niego jak w tczikade jego sowo przyjmowa jak wyroczni. Wodek z racji wsplnego mieszkania w jednym domu z Basi uwaa za stosowne mwi o tej dziewczynie z pewnoci siebie i nader cynicznie. Edzi takie traktowanie Basi oburzao w gbi serca, ywi on do niej pewnego rodzaju naboestwo, ale nie mia sprzeciwia si starszemu, pewnemu siebie koledze.Wisz, bracie, ona by ju dawno do mnie przysza powiada Wodek ebym tylko chcia. Ale ja nie lubi kramu z kobitami 1 Edziowi bardzo si nie podoba ten ton Wodka, waciwie w kadym zdaniu czaiy si tu nieprzyjemne niedomwienia. Co oznaczao sowo przysza? Co to za kram miaby Wodek z kobietami! I z jakimi to kobietami?Wola ju powiedzenia cakiem cyniczne, ale okrelone.Wtajemniczay go one w ycie. Na przykad, Wodek wyoy mu, e jest lepiej, kiedy kobieta jest szeroka w biodrach, gdy wtedy jest wygodniej przy stosunku, jest si0co oprze. Sowo stosunek Wodek wymawia z luboci, nieco seplenic przy literach s. Przeladowao ono Edka przez dugie wieczory, sysza je wymawiane ze smakiem1lubienoci. I adna kobieta, nawet najstarsza, nie moga go min na ulicy, aby nie skonstatowa, jakie ma biodra. W kolejce przypatrywa si ich piersiom.Oczywicie te zainteresowania nie mogy si nie odbi na nauce szkolnej. Edek coraz mniej przejmowa si zadaniami matematycznymi, jzykiem rosyjskim, nawet rysunkami. Doprowadzao to do rozpaczy inyniera, ale na swoje pytani^ nie mg wydui z syna adnej rozsdnej odpowiedzi. Domyla si po czci, co byo przyczyn obojtnoci Edwarda na wszystkie powaby pracy i stara si obudzi w nim przygase zainteresowania.Czasami wieczorami wydobywa z szuflady specjalne papiery i zaczyna szkicowa jakie fantastyczne projekty budowli, aby zainteresowa nimi syna. Mwiono wtedy wieleobudowie miasteczka filmowego w Komorowie, inynier szkicowa ewentualne plany takiego miasteczka, po obu stronach Utraty, ze sztucznym jeziorem. Wreszcie udao mu si zapa Edka na t wdk, pocz on ledzi robot ojca i robi swoje uwagi.Mgby mi pomc troch. Narysuj, na przykad, fronton pawilonu gwnego nad jeziorem. Masz tu dane...Ale... odpowiedzia Edzio ja nie jestem budowniczym. Nie potrafi.Dlaczego nigdy nie rysujesz? Nie*masz to prac do szko-iy?Dla szkoy mam wszystko wykoczone.No, a te sosny przed domem? Obiecae mi, e je narysujesz. Oprawibym je i powiesi na cianie. Tu akurat puste miejsce...Przyjd wakacje, to narysuj bez przekonania obieca chopiec.A kiedy ju te wakacje? z pewnym niepokojem powiedzia ojciec.Za dwa tygodnie...Kiedy inynier zawoa wieczorem Kodusi. Edzio by tego dnia w kinie i dugo nie wraca.Moja Kodusiu powiedzia inynier czy to jutro jest roda?A roda.Pojedzie Kodusia na targ do Grodziska?A pojad. Masa trzeba kupi.Czy Kodusia si zna na gobiach?Na gobiach? A skde...fNo, bo ja chciaem dla Edka kupi par gobi. Dla Edziula? spytaa Kodusia niedowierzajco a bo to on bdzie koo tego chodzi?Tam na tym maym stryszku obok jego pokoju mgby je sobie ulokowa.Na tym stryszku? Ja tam zawsze skrapetki wieszam, jak przepiere...No, to powiesi Kodusia gdzie indziej. Czy to takie wane?A gobie to wane?Chciabym, aby mia jakie zajcie. Wakacje za pasem.A na obz to on ju nie pojadzie w tem roku?Za duy ju, moja Kodusiu, ronie.Ja go zawsze mierze, u mnie w kuchni. To za ostatnie p roku urs pi centymetry. Ju wyszy od pana inyniera.To nietrudno umiechn si inynier, ktry nie by wysoki i to byo jego bolczk.Jemu ju pora z panienkamy si bawi, nie z gobia- my zauwaya Kodusia.Moja Kodusiu. zirytowa si inynier c mi to tu Kodusia takie rzeczy opowiada.No, to jak z temy gobiamy? Mj Jzio to tam je trzyma kiedy, tobym poznaa, jaki adniejszy... tylko to drogie tera, taki, co je trzyma, to myli, e Bg wie co. Ceni jak jendykie. Ale niech pan co da, to kupie.A ile toto moe kosztowa?Jako tam starguje. Pan da dwadziecia zotych.Nie mao ?E, jeszcze przyniese. Albo rzadkiewki kupie. Edek lubi wiosenn saatk wzia banknot od inyniera. I niech si tam pan nie martwi. Chopak swj rozum ma. I tak go w domu nie utrzymamy.Inynier machn rk i Kodusia znika, odchodzc n swoich filcowych pantoflach cicho jak mara. Inynier si zamyli.Przebija si przez to ycie w trudnych okolicznociach. By synem tak zwanego stra. Wielu rzeczy zazna, zanim doszed do wiedzy i umiejtnoci, jakie posiada. Przekona si nieraz, e paska aska na pstrym koniu jedzi, i w ostatecznym rachunku wiedzia, e moe liczy tylko na siebie samego. Przez cae ycie przeladowaa go samotno. I kiedy widzia teraz, jak jego koledzy znajduj takie oparcie w partii, w zwizku, w zespoowej pracy, ogarniao go uczucie zazdroci... Ora w swojej pracowni urbanistycznej, ale jego usposobienie utrudniao mu prac w zespole, w gromadzie, tote nie wysuwa si na pierwsze miejsce, trzyma si w cieniu, nie odznacza si niczym oprcz solidnej pracowitoci. Koledzy go lubili, ale trzymali si od niego z daleka. Zdzi Karmaski, zdolny, bestia, z ktrym zawsze do spki o- pracowywa projekty przed wojn, zgin w czasie okupacji. Zbliy si teraz do innych, ale to bya praca czysto zawodowa, oficjalna, powiedziabym nawet.Jak gupio tak kocha kogo pomyla o synu wszystko, czym si jest, skupi na jednej zwyczajnej istocie, chopcu tak bardzo przecitnym. Syn to prawda. Kog mam kocha, jak nie jego? Ju mi tylko to pozostao...Ale jego myli kryy naokoo Edka w sposb maniakalny. O niczym innym nie mg mwi. Korzysta z kadej sposobnoci w biurze, aby wymieni jego imi, pochwali si nim:A bo mj syn to... a bo mj syn tamto. Mojemu synowi ten projekt si nie podoba... Mj syn to mwi, e Mariensztat...Koledzy znali ju t jego sabo. Wielcy budowniczowie Warszawy sigali projektami daleko w przyszo, spierali si, uderzali na siebie mocno ustawionymi argumentami. Obliczali ogrom przyszej stolicy socjalistycznego pastwa, wyliczali potrzeby, realizowali w cudownym popiechu swoje myli w budowach, ktre czasami wyrastay prdzej ni myli i byy przez to troch nie obmylone. Rodzina dla nich odchodzia na dalszy plan. A tutaj tym wszy stkim problematom inynier S.przeciwstawia malutk osob jakiego tam urwisa. Na sowa mj syn umiechali si i spogldali na siebie porozumiewawczo. Inynier S. wiedzia o tym i stara si jak najrzadziej wspomina imi Edka, ale to byo ponad jego siy. Czasami nawet doblagowywa, to te bya zbyt silna pokusa, aby si jej mona byo przeciwstawi. Rozpakowujc w biurze niadanie, ktre dla niego przygotowywaa zawsze Kodusia, niby to od niechcenia powiada: O, mj syn zapakowa mi rzodkiewki 1 Chcia mi zrobi niespodziank, ja tak lubi rzodkiewki 1 Nikt na to powiedzenie nie zwraca uwagi. Edek nie bardzo troszczy si o ojca, ponuryizamknity w sobie. O tym, aby przygotowa ojcu niadanie, w ogle nie byo mowy. Ale inynier pragn, aby jego koledzy myleli, e jest otoczony czu opiek syna. W dnie, kiedy wiedzia, e Edek mia i do kina albo do teatru, powiada podczas pracy, pochylony nad rysownic czy nad jakim planem, do otaczajcych go: Dzi id z moim synem do teatru I iw glosie jego brzmiaa nutka tryumfu. Po czym po skoczonej pracy spiesznie szed do kolejki i jecha do Komorowa, aby przez dugi ciemny wieczr czeka na powrt Edward.aden z jego kolegw nie chodzi do kina z rodzin albo uwaali to za tak naturalne, e o tym nawet nie wspominali. Inynier stopniowo wciga si w swoje mae kamstwa i nie pytany opowiada tre filmu czy sztuki, na ktrej jakoby by wczoraj ze swoim synem. Zna t tre z bardzo monosylabowych wypowiedzi Edka i atwo by go byo zapa na niecisoci. Ale kogo interesoway te krtkie zdania starego, poytecznego, ale dla wszystkich obojtnego czowieka? Koledzy puszczali te opowiadania mimo uszu. A inynier utrzymujc dom i wypacajc Edkowi niewielk pensyjk nie mi nawet z co pj od czasu do czasu do teatru lub kina celem sprawdzenia opowiadanych przez siebie streszcze. Zreszt w gruncie rzeczy nie interesowao go to specjalnie. Wystarczaa mu wyobrania.Bardzo si podoba nam wczoraj ten film powiada. Albo: Wczorajsza sztuka nie zrobia na nas dodatniego wraenia.A Edzio najczciej chodzi gdzie z Wodkiem.Nazajutrz Kodusi rzeczywicie przywioza z Grodziska par bardzo adnych biaych gobkw. N razie umiecia je w kuchni, w klatce po kanarku, co zdech zeszego roku podrapany przez kota, ktry wsadzi apy midzy prty. Dwa biae ptaki siedziay przestraszone, naczupierzone i nawet troch pobrudzone w swoim nowym pomieszczeniu i nie chciay nic je, nawet tego grochu, ktry Kodusi z alem w sercu nasypaa im na dno klatki.Edek tego dnia przyjecha z Warszawy pno, dobrze ju po przybyciu inyniera, zmczony jaki i zdenerwowany. Dopiero w Komorowie przekona si, e jechali jednym pocigiem z Basi, ale w innych wagonach, i nie spotkali si w drodze. By niezadowolony z tego powodu. > I H JoKu wielkiemu zdziwieniu inyniera bardzo si ucieszy z gobi. Zgromadzili si wszystko troje w kuchni, gdzie Edek jada kolacj, jeeli przyjeda pniej. Edek pochyli si nad klatk stojc na stole i z czuoci patrzy na ptaszki, poruszajc wargami. Inynier uwanie przyglda si twarzy syna. Widzia, jak stopniowo schodzi z niej wyraz pochmurnego zmczenia, jak gdyby jaki wietrzyk zmuskiw i ciga Z jego rysw przejrzyst mask smutku. Powraca jego twarzy czuy, dziecinny wyraz, ktry ojciec widywa dawniej u malutkiego, jeszcze Edka, kiedy ten siedzia na kolanach matki. Serce inyniera cisno si bolesnym przypomnieniem. Nie zwraca wtedy naleytej uwagi na najmodszego syna. Przyby on niepotrzebnie i nieoczekiwanie, Sta go nie lubi, bo mu psu jego jedynctwo, a Sta by wtedy najwaniejsz osob w domu. Inynier zajmowa si crkami, Krysia i Marysia szczebiotay zawsze naokoo niego. Edek pozosta synkiem mamusi. Ojca si ba, a inynier spoglda zawsze na niego krytycznym okiem. Teraz byo mu al straconych tamtych lat, prawie ich nie pamita. Nie mg sobie uprzytomni, jak wyglda Edek, kiedy by malutk, wt istotk. al mu byo okrutnie i czyni sobie wyrzuty.Edek jakby to odczu. Odwrci si nagle do ojca i powiedzia swoim chmurnym, zawoalowanym gosem:Mama tak lubia gobki.Potem otworzy klatk, bra oba gobki po kolei do rkiiotwierajc im dziubki wkada ziarnka grochu. Gobie ykay je.Inynier poszed do swego pokoju przynie synowi chebimaso, ktre tam zostay na stole.Jedz i ty powiedzia.Ale Edzio wda si w spr z Kodusi. Okazao si, e niedowiadczona w tej dziedzinie kucharka kupia dwie samiczki.Ale to naprawd, Kodusiu mwi Edek ze szczerym oburzeniem jak mona? C one bd same robiy?Chyba jaki samiec do nich przyleci odpara Kodusia to go sobie przykaraulisz.Kodusia chce, ebym gobie krad?Pojedziesz w przysz rod do Grodziska i kupisz sobie samca wtrci ojciec. Bdzie dobry pocztek wakacji.A one bd cay tydzie pociy?Dadz sobie rad.Musz kupi dwa samce powiedzia Edek siadajc przy stole bo gobie musz y parami.Nakry by klatk czyst cierk, a teraz zabra si do jedzenia wesoo i z apetytem. Inynier towarzyszy mu, palc papierosa, i | radoci skonstatowa, e dziecinny, swobodny wyraz pozosta na twarzy syna. Po kolacji poczstowa go papierosem. Wiedzia, e Edek pali, ale nigdy nie mwiliotym i Edek przy ojciunie wyjmowa papierosw. Edek umiechn si radonie, pokazujc wszystkie zby, i wyj jednego mocnego z papieronicy ojca. Zapaki mia w kieszeni.Ioto kiedy chopiec zapala papierosa i wciga pierwszy dym ze zwyczajnym w tym wypadku skurczem mini twarzy, kiedy zmarszczy wargi, na rysy jego powrci nalot smutku, oczy zwziy si, pobiegy gdzie za dymem w gr, usta po wypuszczeniu zwary si jak gdyby z gorycz, a potem ody si wyrazem pychy i bezczelnoci, tak obcym zazwyczaj skromnej twarzy chopca.Nie pamitam go, jak by malutki, jak ssa piersi Heleny,; jak.zasypiaa maymi pistkami przy uszach pomyla inynier a teraz widz, jak pali pierwszego oficjalnego papierosa. .Kodusia zacza gdera.Nie czstowaby to pan dziecka papierosem. Ma jeszcze czas. Pani nieboszczka nigdy by mu nie pozwolia pali, a pan to mu na wszystko pozwala. Zbisurmani si i ju.Co oni tak dzisiaj t Helen wspominaj pomyla inynier, ale nic nie powiedzia.Edek na sowa Kodusi umiechn si lekko i do smutnie, jakby z pogard. Nieobecne jego oczy ledziy lot dymu.Kodusia mnie zawsze uwaa za dziecko powiedzia powoli a ja ju nie dziecko.Dla mnie zawsze bdziesz dzieckiem swariwie powiedziaa Kodusia na rkum ci nosia, fartuch mi zalewae...A ja nie pamitam, ebym go nosi na rku myla inynier. Stasia nosiem, to pamitam. Ale raz go upuciem, na szczcie na ko i potem ju dzieci nie nosiem, dziewczynek te nie nosiem. I Edzia nie... takie mia delikatne, drobne ciako... Fe, te co powiedzia Edek przypomina Kodusia takie nieprzyzwoite rzeczy.Wsta gwatownie, jakby otrzsajc si ze snu, poprawi sobie spodnie i poszed na gr, schwyciwszy teczkz ksikami. Podskakiwa po dwa stopnie i po chwili rozleg si jego wesoy, przenikliwy gwizd w grnym pokoju.Kodusia przysiada przy stole n miejscu, ktre zajmowa Edek. Zamylia si. Caa jej pochylona posta, opuszczone rce, pomarszczona twarz wyraay zmczenie.C tam, Kodusiu? serdecznie spyta inynier. Zmczya si?Ano tak westchna stara takie to ycie jest.W tym momencie z potnym trzaskiem obcasw Edek zlecia ze schodw i gwatownie otworzywszy drzwi kuchni, zawoa:Id jeszcze do Basi, zanios jej Mod Gwardi, bo mnie prosia.Zatrzasnwszy drzwi, raz jeszcze je otworzy i wsadzi gow do kuchni:Opowiem jej o gobkach. Ucieszy si.Iznowu trzask drzwi do kuchni, a potem wejciowych. Kodusia umiechna si.Jakie to jeszcze dziecinne.Inynier nic na to nie odpowiedzia.Edek nie tyle chcia Basi opowiedzie o gobiach, ile przedstawi jej cay projekt wyprawy do Grodzisk po samce. Zreszt bardzo si zapali do sprawy ptakw. Nazajutrz wsta o godzin wczeniej ni zwykle i majstrowa na stryszku. Z jakiej paki porobi duki dla gobi, a raczej zacz je robi, bo plan inwestycji gobnikowych nakreli sobie bardzo szeroko; trzeba byo zrobi wylot, przed wylotem balkonik zamykany na noc, przykryty siatk, trzeba byo wydoby skdsi miseczki na wod i skrzynki na pokarm. Jednym sowem, roboty byo w brd. Tego dnia Edek wrci wczeniej z Warszawy i natychmiast znowu polecia na stryszek, tym razem lokujc ju tam samotne samice. Nastpnego ranka gobice gruchay ju sodko na swoim stryszku, na balkoniku pod siatk. Spoglday one w stron domu, gdzie mieszkaa Basia. Gobnik by tak zaplanowany, e ptaki patrzyy zawsze w tamt stron, a Edek przy pracy take mia na oku mieszkanie dziewczyny. Majstrujc, mg przez otwr ptasiej komrki ujrze za oknami ssiedniej willi to tu, to wdzie przemykajc si sylwetk Basi. Gdy j spostrzega, gwizda mocniej i weselej.W nastpn rod wybrali si rzeczywicie do Grodziska. Byo to nazajutrz po zakoczeniu roku szkolnego, przy samym kocu czerwca. Edek czu si specjalnie lekko, nauka zakoczya si szczliwie, bez zahacze. Nie mg spa ju od czwartej, soce wzeszo pogodnie, potem jednak zaczo si gwatownie chmurzy. Ze swojego pokoju Edek nie widzia willi Basi i nie mg obserwowa, czy ona ju wstaje.Opitej nie wytrzyma i poszed do gobi. Otworzy im klapk. Ptaki zaczy spacerowa po niej tam i z powrotem, kiwajc maymi, gadkimi gwkami i falujc podgardlem. Od czasu do czasu spotykay si na rodku promenady i obojtnieodskakiway od siebie ustpujc drogi. Gdy Edek wyjrza ze swego punktu obserwacyjnego, spostrzeg, e u Basi pi jeszcze wszyscy, okna byy pozamykane i biae firanki po- zacigane. Byszczay one w wietle porannego soca. Niestety, byy to nietrwae promienie.Wrci do siebie i z trosk spoglda na niebo, ktre si zawleko szarymi chmurami, a raczej rwnomiern popielat zason. Na prno si pociesza maksym Kodusi deszcz ranny pacz panny. Chmury staway si coraz gstsze i wreszcie zaczo pada drobniutkimi, sipajcymi kroplami. Pod szarym puapem zjawiy si zielonawe, ruchliwe oboczki, koo szstej deszcz rozpada si na dobre.Ale o p do sidmej Edek odzia si w peleryn i wyszed. Basia czekaa na niego w progu swojego mieszkania z olbrzymim starym parasolem w rku. miaa si gono.Zachciao si nam gobkw zawoaa, zanim si jeszcze przywitaa z Edkiem.Pieczone gobki nie lec same do gbki powiedzia ni w pi, ni w dziewi Edek.Maszerowali szybko w stron kolejki. Przeadowane wagony mkny w kierunku Warszawy. Te, ktre szy w przeciwn stron, mniej byy natoczone, ale w Komorowie wraz | nimi wsiado wiele bab z koszami, workami, jechay po zakupy na targ. W Nowej Wsi, a zwaszcza w Podkowie przybyo tych podrniczek. Znay si one midzy sob, witay, artoway z konduktorkami, wymieniay ceny produktw, umawiay si na wsplny powrt. Za Podkow na kadej stacyjce powikszao si ich gwarne grono, stopniowo w wagonie zrobio si bardzo ciasno.Basia i Edek stali na przedniej platformie drugiego wagonu, otoczeni zwart mas wesoych kumoszek. Czuli si odosobnieni i jakby wydzieleni z tego towarzystwa swoim oniemieleniem. Jeszcze nigdy nie byli tak blisko siebie, w tym toku stykali si rkami i caym ciaem. Edek spojrzaw- szy przypadkiem na Basi ujrza tu przed sob jej renice,ciemnozielone i naktapiane zotem. Wargi jej z bliska wydaway si jeszcze pontniejsze, bardzo wiee w kolorze. Rozchyli je niemiay umiech.Jaki stary kolejarz stojc w kcie zrobi sarkastyczn uwag:Skd si ich tyle bierze, tych bab?Gruba gosposia, ktra dopiero co wsiada obadowana dwoma pustymi koszami, oburzya si na wp artem, na wp serio:Tylko nie baby, tylko nie babypowiedziaa gono. My was dziadami nie nazywamy.Potem obejrzawszy si, szeroko umiechnit, po stoczonych pasaerach i ujrzawszy Basi dodaa:Tutaj s nawet bardzo adne panienki.Edek spojrza na ni z wdzicznoci. Basia si zarumienia.Zna si na rzeczy szepn Edek do swej towarzyszki.Basia chciaa machn rk, ale nie moga uczyni adnegogestu, tak byk ze wszystkich stron cinit. Edek czu pod palcami ten niedoszy ruch jej doni i wzi jej palce w swoje. Spokojnie wysuna rk nie patrzc na niego. Edkowi Irobio si przykro.Deszcz siek w szyby zostawiajc na nich wzr okrgych kropelek, smugi wody zmyway brudne szka. Kiedy dojedali do celu podry, rozjanio si troch.Tak dotoczyli si do Grodziska. Wagony stany i kupy bab wysypay si na zabocon ulic. Podune kaue widniay -wzdu torw, trzeba je byo przeskakiwa. Wozy nadjeday ze wszystkich stron, znowu rozlegy si piski i krzyki. Wonice wstrzymywali zaprzgi i klli siarczycie.Edek zeskoczy pierwszy i poda rk Basi. Poszli trotua- rem w tumie przybyych kobiet. Kaue na kadym kroku utrudniay im ruchy.Ty wiesz, gdzie sprzedaj gobie? spytaa Basia.Pewnie I kiwn tylko gow.Targ na gobie lea w zaomie jednej z bocznych ulic.Poprzedzay go grupy handlarzy krlikw. Porozkadane worki pene byy szynszylowych, srebrzystych futerek, krliki kurczyy si od deszczu i tuliy do siebie, tworzc puszyste kbki. W klatkach siedziay powiewne angory.Zaraz za krlikami stay grupy gobiarzy. Wszystkich ich pomimo najrnorodniejszych strojw i najodmien- niejszych profesji czy wsplny wyraz twarzy, niech do spogldania przed siebie, co zatajonego we wzroku, zatajonego z patrzenia w gr, odbicie nieba. W sztywnym od gobiarskiej choroby karku zatajona ch ustawicznego spogldania w gr, ch oderwania si od pospolitego widoku, jaki ich otacza.W momencie kiedy nasza para zbliya si do tego targu, jeden z gobi wyrwa si i frun. Wszystkie gowy podniosy si w jednej chwili i oczy wszystkich zgromadzonych ledziy lot ptaka. Gob usiad na dachu i gowy opady.W ciasnych klatkach pienio si biae pierze. Od czasu do czasu widziao si czarnego murzyna albo pikny jasno- brzowy okaz z tczowymi pirkami na podgardlu. Ptaki zachowyway si nad wyraz potulnie i spokojnie! Nie mona byo tego powiedzie o handlarzach.Panie, panie, co pan, z byka spdd? Pitnacie zotych za takiego wrbla?Patrz pan, we go pan do rki, zobacz pan, jaki letki.Basia zdziwia si.To gob powinien by lekki?Widocznie powiedzia Edzio, ktry take po raz pierwszy to sysza.Pani, niech pani kupi samice do tego samca nagabywa wysoki czowiek w zniszczonym wojskowym ubraniu.Paniusia w koronkowym szaliku umiechna si z zaenowaniem trzymajc w rku siwego gobia.Pani przecie ma samice, nie samca co pan zawracasz gow mwi obserwujc scen stary, powany stolarz.Paniusia popatrywaa to na jednego, to na drugiegoz niepewnym umiechem. Wida kupowaa gobie na rze, a nie miaa si przyzna do tego w tym kku amatorw. Nie sprzedaliby jej, gdyby si przyznaa.Edzio i Basia krcili si midzy tym tumem troch zawstydzeni. Edzio nie bardzo wiedzia, jak wzi si do kupna. Wreszcie zaczepi modego gobiarza, by on mniej wicej w tym samym wieku, co on, poczu wic do niego koleesk sympati.. Suchajcie, kolego , powiedzia nawet ja bym chcia ze dwa samce, tylko eby byy adne.Tu same adne powiedzia szczerzc zby mody chopiec brzydkich nie sprzedajemy zakpi.Ale widocznie poczu sympati do Edzia, a moe podobaa mu si Basia, do e zmieni ton i trcajc kupca okciem zwierzy mu si na ucho:Chod pan tam dali. Tam s lepsze, takie amatorskie ptaki.Wyprowadzi Edka i Basi poza cay jarmarczny rejwach i wszed na mae podwrko domu, ktry sta w pobliu. Na podwrku czuwa mniejszy chopak nad koszami i klatkami przykrytymi brezentem.Olek powiedzia mody handlarz daj dwa orzechy dla faceta.Chopak bez sowa nachyli si i wydoby do bezceremonialnie przecigajc je przez prty klatki dwa nastroszone, nieyste ptaki.To jest towar powiedzia handlarz odbierajc od Olka gobie i podajc je Edkowi.Trzymaj, trzymaj pan doda, widzc, e Edek niezgrabnie ujmuje ptaki jeszcze pan wypucisz takie skarby.Edek pokaza gobie Basi. Pochylili si nad nimi, delikatnie rozprostowujc palcami zmierzwione ich pirka. W pochyleniu nad ptakami wosy Edka wypady spod czapki- i musny Basi po twarzy. Odgarna je rk, a potem oczy ich opuciy gobie, a skieroway si ku sobie.Edek patrzc na Basi poczerwienia.Widzisz, jakie fajne gobki powiedzia odwracajc si ku ptakom moje samiczki si uciesz.Wrcili do Komorowa obadowani ptakami, gdy Basia kupia jeszcze jedn park za swoje i przekazaa je Edkowi do pilnowania.Co ja teraz bd mia roboty mwi chopiec w powrotnej drodze bd musia pilnowa twoich gobi i moich gobi... moich dzieci i twoich dzieci zamia si, ale Basia spowaniaa.P^TDobrze, e ju zaczynaj si wakacje.Z pocztku Edek bardzo zajmowa si gobiami, karmi je r piastowa. Wodek doda mu jeszcze jedn par. Po kilku dniach ptaki oswoiy si i latay naokoo domu, siadyway na dachu, gruchay czule o poudniu. Basia wyjechaa na dwa tygodnie pierwsze tygodnie lipca do ciotki, do Stryko- wa. Edek udawa, e to nic nie znaczy dla niego, i zrazu zajmowa si gobiami, ale potem porzuci ptaki i zda je na wasny los. Kodusia mu przypominaa:A gobki?Macha doni.Musisz o nich pamita. To nie tylko twoje ptaszki, ale i Basi, i Wodka. Z godu pogin.Nie pogin mwi Edek i niechtnie nis im na strych zboe i ziarno. Nie chciao mu si nic robi, odkd Basia wyjechaa. Przez te dwa tygodnie prowadzi jakie dziwne, ospae yde. Tym dziwniejsze mu si ono wydawao, e ojdec zajty przy budowie MDM wraca do domu bardzo pno i spracowany potnie. Pogoda przez cay ten czas bya upalna i pikna. Edek z Wodkiem cae dnie spdzali nad gliniankami, pooonymi pomidzy Komorowem a Pruszkowem. W wodzie siedzieli nieduo, leeli opalajc si i od czasu do czasu przerzucali si leniwymi sowami. Gdy inynier wraca wieczorem do domu, Kodusia mu komuniko* waa z pozorn obojtnod:Ten chopak to jak we nie. Rusza si jak mucha na jesieni.%iNo, a gobie, gobie? pyta inynier.Co tam gobie... ani o nie zadba...Wodek z Edkiem nie rozmawiali o Basi. W ogle mao mwili lec obok siebie na socu. Jednak temat kobiecy czsto powraca w ich rozmowach. Edek sam nic nie mwiotym, co go najbardziej interesowao, ale jako tak odlegle koowa, eby Wodka wycign na sowa. Zreszt to nie byo trudne, myli modego chopca bezustannie kryy naokoo tego samego przedmiotu, a nie mia tej wstydliwoci, co Edek, wic nie powcig jzyka.Dlaczego j wypuci do tego Strykowa? spyta wreszcie Wodek. Ja bym jej na to nigdy nie pozwoli.A dlaczego?Jak to ? Zaczy si wakacje. Teraz najlepszy czas.Ty wci swoje.No bo jake? Czego ty chcesz od kobiety?Edek nie odpowiedzia. Nie mia tak bezwzgldnej pewnoci, jak Wodek, czego chce od kobiety.Trzeba si zdecydowa po dugiej chwili leenia mwi Wodek albo chcesz, albo nie chcesz. I tak postpowa.Znowu milczeli chwileczk. Soce doskwierao tak, a im skry pachniay przypalonym potem.No, bo ja si dawno zdecydowaem znowu odezwa si Wodek mwi ci: nie chc kramu z kobietami. Po co mi to? No, a ty?Edek nie mia si przyzna Wodkowi, e zupenie nie wie, czy ma si zdecydowa, czy nie nawet nie bardzo rozumie, co Wodek chce przez to powiedzie. Tylko czu, e jeszcze nigdy do nikogo nie tskni tak jak do Basi, przez tych kilka dni, co jej nie widzia. Nic go nie interesowao, nic go nie obchodzio, o gobiach myla: niech zdychaj! Tylko mu si chciao znowu widzie Basi, jej umiech, jej rce,albo po prostu czu, e moe j kadej chwili spotka, e -wyjdzie ze swojego domu, e wsidzie do tej samej kolejki.Usiad, wydoby z kieszeni w kpielowych spodenkach niebieski grzebyk, ktry zawsze mia na podordziu, i pocz przyczesyw swoje dugie wosy, ktre i tak mu si zawsze gadko trzymay i byszczay jak jedwab.Wodek nie odejmujc policzka od piasku rzuci ku niemu senny wzrok, lea na brzuchu:No, a ty co ? powtrzy.Edek wzruszy ramionami.No, chc powiedzia - pewnie, e chc.Ty nie bd gupi Wodek oywi si znacznie ja ci mwi, bracie. Ju ja ci musz przypilnowa, bo ty wszystko przefajtasz. I wiesz co ?No, co? spyta obojtnie Edek nie patrzc na przyjaciela i znowu powoli przykadajc si do piasku. Nudzisz mnie doda.Jedmy za ni do tego Strykowa zaproponowa Wodek jak z bicza trzs.A po co? spyta Edek. Ona za tydzie wrci.Wrci? A moe nie wrci? Po co ona tam pojechaa?Do jakiej ciotki. To tak jak na wsi...W takiej sielance to zawsze atwiej powiedzia z prze- ( konaniem Wodek wdki si napijemy...Nie bd poi wdk Basi oburzy si Edek zupenie mnie nie rozumiesz.Nie rozumiesz, nie rozumiesz zapiszcza Wodek. Chopak zawsze chopaka rozumie.Moe by rzeczywicie do tego Strykowa pojecha? Czy t daleko?Za dzie obrci. A moe na noc zatrzymaj? Jedziemy?No, jak chcesz. Moemy pojecha.Basia mieszkaa w Strykowie za miasteczkiem, za mynem i za kocioem mariawitw, w stron Dobrej, w stron odzi. Ciotka jej bya zamna za dawnym pomocnikiem mynarskim, ktry jeszcze przed wojn kupi sobie tutaj chat i kawaek gruntu, na ktrym zaoy spory ogrd. Dom skada si z dwch pokoi przedzielonych sieni, w jednym z tych pokoi sta piec kuchenny. Basia raczej zmieszaa, si, ni u- cieszya, kiedy chopcy zjawili si niespodziewanie. Byo jeszcze wczenie, bo wyjechali najranniejszym pocigiem. Basia podpalaa wanie ogie i trzymajc w rku trzaski odgarniaa doni kosmyki zwisajcych nad oczami wosw.Ol powiedziaa nie wstajc od ogni a wycie skd si tu wzili?adnie witasz goci powiedzia z emfaz Wodek, cho wida byo, e takie przyjcie nic go nie obchodzi. Przy pycie staa ciocia Basi, tga kobieta.Ciociu, to s moi koledzy powiedziaa Basi wstajc sprzed ognia i przekadajc trzaski i zapaki z prawej rki do lewej.Ojej, gocie od samego rana powiedziaa ciocia Sabina z pewnym zakopotaniem, ale raczej yczliwie. No, niech panowie siadaj, n czym mona dodaa przywitawszy si zaraz bdzie mleko. Mymy tutaj przywieli cae gospodarstwo powiedzia Wodek siadajc i kadc przed sob n kuchennym stole wypchan teczk.Kodusi pewnie nadawaa zapasw umiechna si Basia dla swojego Edziula...Kodusia i nie Kodusia. Moja matka te jest co wart doda Wodek.X zaraz zacz wykada na stj jaja na twardo, pomidory, surowe ogrki, bueczki.O, widzi pann Basi, to mi niadanie.Ciocia Sabina bya zachwycona.- Gocie nie z prnymi rkami przyszli powiedziaaz uznaniem. niadanie a mio. A napijecie si herbaty czy mleka?Niech im ciocia da mleka, to zdrowiej poprosia Basia.No, mleko z pomidorami, to nie wiem zauwaya ciocia Sabina, ale postawia przed chopcami po duym kubku mleka. Wdek mrugn jednym okiem do przyjaciela.Edek siedzia przy stole i wpatrzony w swj kubek nie mia nawet spojrze na Basi. Wstydzi si swojego niespodziewanego przyjazdu. Nie odezwa si dotychczas ani sowem. Wydawao mu si, ze Basia i nawet ciocia odgady natychmiast, z jakimi zamiarami przywiz go Wodek, i o- kropnie go to martwio. Basia wydaa mu si w tym codziennym otoczeniu taka mia, taka zwyczajna i taka koleeska, e wszystkie rozmowy z Wodkiem wyday mu si czym okropnie gupim i nierzeczywistym, powiedziaby, podym.Basia zauwaya natychmiast, e milczy jak zaklty i siedzi nie patrzc na ni wcale. Wzruszya na to ramionami i zajmowaa si gwnie Wodkiem. Ciocia Sabina te tego okazaego i gadatliwego modzieca uwaaa za waniejszego gocia, za kawalera siostrzenicy, i czstowaa go mlekiem, chlebem i kiebas, ktr wydobya z biaego kredensu.Mj m poszed do myna powiedziaa ale chyba zaraz przyjdzie dodaa niepewnie.Edkowi byo troch przykro, e tak nikt nie zwraca na niego uwagi. Siedzia z opuszczon gow i udajc, e nie zauwaa mrugania Wodka, popija owo mleko, ktrego mu si bardzo nie chciao. Wreszcie Basia zauwaya jego ponur min i zwrcia si do niego z pytaniem:? No, a jake nasze gobie?A nici odpowiedzia Edek takim basem, e ciocia Sabina spojrzaa na niego zdziwiona.Basia czekaa przez chwil, e Edek powie co jeszczeogobiach, ale chopak milcza. Wycign tylko nogi przedsiebie i wyj z kieszeni spodni papieronic. Wyj papierosa i zapali.Taki mody czowiek i ju pali zastanowia si ciocia Sabina.O, on ju dawno pali objani za towarzysza Wodek. Ojciec mu pozwoli.Ojciec go rozpieszcza dodaa Basia ciotce bo on tak jest, jak jedynak.Wcale nie jak jedynak znowu basem powiedzia Edek mam przecie jeszcze brata, Stasia.., doda po chwili.Wodek si zainteresowa:Masz brata? Nie wiedziaem. A gdzie jest?W Katowicach, prawda?powiedziaa Basia. Edek nic nie odpowiedzia.Milkliwo jego pocza denerwowa Wodka. Przesta na niego mruga, tylko ju koniecznie chcia wywoa z jego strony jakie wypowiedzenie si i trzepa najrnorodniejsze rzeczy, wci wzywajc Edka na wiadka: No, powiedz, Edek! No, prawda, Edek ? No, czy nie tak, bracie ?powtarza po kadym prawie zdaniu, ale to nic nie pomogo. Edek milcza, cho zjad bardzo duo na niadanie.Posiedzenie przerwaa im koleanka Basi czy przyjacika, bardzo zabawna, pretensjonalna dziewczyna z prowincji. Przysza pod jakim pretekstem, ale oczywicie od razu byo wiadomo, e wie o przyjeidzie goci do Basi rozesza si migiem wrd okolicznych domw i e Anielcia zjawia si tylko po to, aby obejrze Wodka i Edka. I ona te nie zwrcia najmniejszej uwagi na Edwarda, natomiast zaja si gadatliwym i dowcipnym Wodkiem. Edek cierpia katusze. Wreszcie Basia zaproponowaa spacer nad Moszczenic.Co to jest Moszczenica? spyta Wodek.To rzeczka tutejsza odpowiedziaa Anielcia. Chod, dzie taki adny.A rzeczka adna? spyta Wodek.Basia wzruszya ramionami.Et, taka tam struga.Wychodzc chopcy znaleli si przez chwil sami przed domem. Dziewczyny zostay w pokoju.Ach, ty powiedzia Wodek i uderzy Edka w bok nie bde fajtap. Po co tu przyjecha?Namwie mnie z grymasem powiedzia Edek sam nie wiem, po co przyjechaem.Dzie by rzeczywicie przeliczny. Niebem pyny spokojnie oboki i wia ciepy wietrzyk.Gorco! Jak w lipcu zaartowa Wodek.Chopcy byli w koszulkach, Edek w trykotowej koszulcew paski, ktr ojcu przysa kto z zagranicy, dziewczyny w jasnych sukienkach. ki nad Moszczenic, niedawno wykoszone, siay si jak aksamit. Byszczay zieleni. Za kami zaczynay si suche laski, a dalej ku Skoszewom pyny faliste wzgrza, na ktrych od czasu do czasu widniay plamy kamionek lub sylwety polnych grusz. Skowronki jeszcze pieway. Na dalekich wzgrzach bielay any dojrzewajcego yta, ci si ubin. Dolatywa stamtd sodki zapach, zapach modoci.Wodek wysforowa si naprzd z Anielci. Dziewczyna wdziczya si do niego i artowaa, ale cigle ogldaa si na Basi, czy ona jej tego nie ma za ze. Edek pozosta z Basi. Basia w milczeniu gryza jak trawk. Wreszcie przysiedli na brzegu ki pod niewielk sosn.Po co przyjecha? spytaa nagle Basia. Przecie ja za tydzie bd ju w Komorowie.Tak. Nudzio mi si. Wodek mnie namwi.C Wodkowi strzelio do gowy I On mfi zawsze takie pomysy. Prawie si nie znamy.Podobno kochasz si w nim obojtnym basem i nie patrzc na Basi wyrzuci Edek.Ja? Rzeczywicie. Kto ci powiedzia?Sam widziaem. Przed chwil.Przywidziao ci si.Tak si ucieszya na jego widok, jakby to by twj narzeczony. Ugaszczaa go...A co miaam robi? Ugaszczaam go z tego, cocie sami przywieli...Ciotka go kiebas czstowaa.Nie wiedziaam, e jeste taki maostkowy powiedziaa Basia i nachmurzya si. Jeeli masz by cay czas taki miy, to moge lepiej nie przyjeda.Edek bez sowa wsta i ruszy w stron, skd przyszli. Basia siedziaa jeszcze przez chwil i ledzia go zym okiem. Ale potem zacza go goni.Edek! Edek! woaa.Chopiec zatrzyma si:Co?Nie bd gupi. Co ci si zrobio? No?Chwycia go za rk i staraa si popatrze w oczy.Ej, nie kapry pogrozia mu palcem bo bdziesz potem aowa.Edek rozemia si.No, chod powiedziaa Basia dogonimy tamtych.I poszli rozmawiajc ju teraz swobodnie, jak wtedy, kiedyjedzili do Grodziska.A Wodek tymczasem lea pod lasem i wykada oiatorsko pannie Anield:Bo wie pani, ja nie lubi adnej organizacji. To mnie krpuje. Ja lubi by swobodny. Na przykad w stosunkach z kobietami... pani rozumie? ZMP miesza si do wszystkiego, absolutnie. A ja chc by swobodny. Ja lubi zmienia kobiety...Anielda si zainteresowaa.Czsto pan to robi?Co? spyta Wodek.No, z tymi kobietami... czsto pan zmienia kobiety?To zaley wymijajco odpowiedzia Wodek.Az Basi, dawno pan chodzi?Ja? Z Basi? To Edek, mj przyjaciel, kocha si w pannie Basi...Jak to? To nie pan? Anielcia jeszcze si bardziej zainteresowaa i nawet jak gdyby przysuna si troch do Wodka. A Basia co ?Czy ja wiem? Nie pytaem si o to.Co ona moe widzie w takim smarkaczu?Wanie. To dziecko. On nie potrafi jeszcze bra si do rzeczy. Nie to, co ja...To mwic Wodek usiowa obj Anielci i ucaowa j. Ale dziewczyna si wyrwaa.Co pan wyrabia, panie Wodku powiedziaa nie bardzo nawet oburzona.W tej chwili nadeszli Edek i Basia.Wrcili razem do domu. Byo poudnie. Basia z cioci Sabin nakryy serwet st w drugim pokoju, gdzie stay dwa wysoko zasane ka. Wyjto z bufetu talerze, kieliszki, Edek pomaga Basi. Przyszed wujek: na czole mia sklejone kosmyki wosw i krople potu spyway mu po twaffzy. Narzeka na upa.A gdzie to ty chodzie do tej pory? spytaa do surowo ciocia Sabina.A we mynie byem, kochanie, we mynie odpowiedzia wujek niepewnym gosem.Az mynarzem gdzie chodzi?Nigdzie ja nie chodziem, Sabinko, kochanie tumaczy si wujek.Wodek z Anielci siedzieli na aweczce przed oknem i przekomarzali si w sposb klasyczny. Gocia Sabina przyniosa z kuchni duy kawa schabu. Nalaa winiaku do kolorowych kieliszkw.Chodcie je powiedziaa zasiadajc sama do stou modzi i po spacerze, to powinni mie apetyt. Chod, Aniel- ciu, zjesz z nami, co tam jest.Modzi maj apetyt, ale jak na co, jak na co, moja stara powiedzia wujo obcierajc sobie gb po wypiciu kieliszka.Po obiedzie Edek z Basi z kolei wyszli przed dom.Dlaczego ty tu siedzisz? spyta Edward tu przecie jest okropnie...Basia spojrzaa nie niego ze zdziwieniem.Nie, wcale nie. Wujostwo s bardzo dobrzy. Mnie tu bardzo dobrze. I adnie jest tutaj.W Komorowie adniej powiedzia lakonicznie Edek.O, nie ywo zaprzeczya Basia tutaj to taka prawdziwa wie...Tak si cigno a do wieczora. Snuli si wkoo chaty, pili, jedli; pylnym zmrokiem poszli na stacj, panny ich odprowadzay.Niech panowie czciej przyjedaj mwia Aniel- ci, kiedy ju czekali na pocig z odzi. Tutaj takie nudy! Na wsi! Panowie z wielkiego wiata.Wielki wiat Komorw! mrukn Edek.Basia nic nie mwia. Zapewniaa tylko Wodka, e za tydzie wrci.Niech pan powie mamusi, e w przysz niedziel przyjad IA pani? zwrci si Wodek do Anielci.J przyjad na 22 Lipca. Jestem przodownic pracy! Przyjad na zlot!Ho! ho! zamia si Wodek iw czyme to pani tak przoduje?Nadszed pocig, cisk by wielki. Tum wsiadajcych rozdzieli chopcw i umiecili si w rnych wagonach. Wieczr by ciepy i peen kurzu.Gdy wysiedli w Warszawie i przechodzili na kolejk, Wodek wzi Edka pod rk.Co jak co, ale z t Anielci mona pokombinowa!Edek milcza po swojemu.A ty co ? Zachowujesz si jak sentymentalny modzieniec sptzed stu lat. Sam nie wiesz, czego chcesz.A wanie odpowiedzia po dugiej chwili milczenia Edek sam nie wiem, czego chc!Gapa jeste zdecydowa bezapelacyjnie Wodek.Edek si zmiesza, jak gdyby si namyla nad bardzotrudnym zagadnieniem.A ty winia powiedzia, gdy ju wsiadali do wagonu kolejki.Wodek nie obrazi si za t nazw. Uwaa j za przyjacielski arcik. mia si tylko dugo i bardzo zoliwie. W Komorowie poegnali si chodno.Cay tydzie po powrocie ze Strykowa, a do powrotu Basi, Edek spdza bardzo gupio. Waciwie mwic, sam nie wiedzia, co robi. Spa albo lea na ku ubrany, udajc, e czyta. Na obiad wcale nie schodzi, cho go Kodusia woaa, a nawet sama wdrapaa si do niego na gr i zasapana usiada u niego na ku.C ci jest? Chory? pytaa.Edek odpowiedzia niewyranym mrukniciem.Za mao ci ojciec pra... zrobia uwag Kodusia filozoficznym tonem.Edek bez sowa kopn nog w cian, koo ktrej lea.Nie zo si, nie zo si dodaa kucharka z trud-' noci wstajc z krzesa i obracajc si ku drzwiom zo piknoci szkodzi.Stana jeszcze w drzwiach i patrzc z ubolewaniem na chopaka pokiwaa gow. Edek odwrci si do ciany i nie' patrzy na ni.No, przyjdziesz na obiad? powiedziaa troch agodniejszym tonem. Nie odpowiedzia.Jak chcesz powiedziaa stara znowu poprzednimgronym tonem nie chcesz je, to nie jedz. Zdychaj sobie z godu mnie tam co? Tatusiowi tylko kopot... | Wysza, mocno zatrzaskujc drzwi.Wieczorem posza do pokoju, do inyniera. Podnis na ni zmczone oczy. Zajty by jakim obliczaniem i nudzia go wizyta Kodusi.Prosz pana mwia kucharka, siadajc na krzele przy roboczym stole inyniera, ktry by jednoczenie stoem jadalnym sama nie wiem, co robi. Tak si kocha, tak si kocha... no, mwi panu, obiadu dzi nie jad.. Ale, Kodusiu, co Kodusia wymyla zniecierpliwi si nieco inynier takie dziecko jak Edek! Czy on moe tak si bardzo kocha? Ot, dziecinne urojenie.- Pan nie chce wierzy. A ja panu prawd mwi. Sam si pan inynier nie kocha w tym wieku?A wie Kodusia, e si nie kochaem.Aha, nie kochaem. Nie pamita pan inynier.Moe nie pamitam...O, bo ja si kochaam. Tam w jednym... To jakem go spotkaa na ulicy, to caa si zatrzsam. Powiadam panu, jakby mnie kontrakt elektryczny zapa.A gdzie on teraz jest?A nie wiem. Poszed gdziesi. Caymi wieczorami gdzie si wczy. A chodzi tak, jakby nogi mia baweniane. To musi tak z osabienia.Co on robi przez cay dzie?Nic. Albo ley, albo chodzi. I albo nic nie mwi, albo odezwie si jak do psa. Jeszczem go takiego nie widziaa.Kiedy ta Basia przyjeda?Pono w niedziel. Mwia mi ta jeich strowa.| Czy mylisz, e on si zmieni?On taki jest, prosz pana, e nic nie wiadomo. On jest do ni niemiay. Jak pojechali wtedy do tego Strykowa, mwi Wodek ty Magdalenie, no, ty, co u nich zamiata, tomwi, e ani sowa si do ni nie odezwa. Chodzi jak mruk, to Wadek mwi, e tylko si z niego umia.Nie byo z czego si mia.Pewni. A on nie umi si do kobity wzi. Dzieciak taki. Tylko u niego to tak wszystko w rodku, w rodku... a na wirzch to niemoebne. Oj, panie inynierze, takie mom z nim zmartwienie.No, chyba i ja si martwi!No, pewni, pewni. Takie ma pan kochliwe dzieci.Inynier si zmarszczy.No, moja Kodusiu, ja musz zrobi na jutro wane obliczenie. Jak mi Kodusia bdzie tutaj gow zawracaa byle czym to nic nie zd...Kodusia wstaa.A herbaty panu inynierowi da?Prosz mi tu postawi filiank. To ju bdzie na noc.Kodusia poczapaa do kuchni i po chwili wrcia z herbat. Inynier przez czas jej nieobecnoci nie wrci do rachunkw. Siedzia zamylony w fotelu z owkiem przy wargach. Brw