do jutra ! - alternativa editions, częśc 1 / 2

404
DO JUTRA!

Upload: instytut-sztuki-wyspa

Post on 24-Mar-2016

261 views

Category:

Documents


14 download

DESCRIPTION

Do jutra! Alter­na­tiva Anto­lo­gia cz 4. Po redak­cja Krzysz­tofa Gutfrańskiego Publi­ka­cja została wydana przy oka­zji wystawy Do Jutra! Ide­olo­gie prze­strzeni mia­sta i tak­tyki jego zamiesz­ka­nia (25.05.-06.10.2013) w ramach festi­walu Alter­na­tiva orga­ni­zo­wa­nego przez Insty­tut Sztuki Wyspa na tere­nach Stoczni Gdańskiej

TRANSCRIPT

DO JUTR

A!

Panorama Gdańska ok 1896, fotografia (źródło: zbiory redakcji)

DO JUTR

A!

DO JUTR

A!GD

Ańsk

A DR

OGA

DO

nOw

Ocze

snOś

ci

AlTeR-nATivA.AnTO-lOGiA

4pl

DO JU

TRA!

GDAń

skA

DROG

A

DO n

OwOc

zesn

Ości

pod redakcją Krzysztofa Gutfrańskiego

Instytut Sztuki Wyspa 2013

Publikacja została wydana przy okazji wystawy Do Jutra! Ideologie przestrzeni miasta i taktyki jego zamieszkania (25.05.-06.10.2013) w ramach festiwalu Alternativa organizowanego przez Instytut Sztuki Wyspa na terenach Stoczni Gdańskiej Kuratorzy wystawy:

Aneta Szyłak, Solvita Krese i Maks Bochenek Konsultacje nauKowe wystawy I PuBlIKacjI:

dr Jacek Friedrich Kurator Programu eduKacyjnego:

Hubert Bilewicz

www.alternativa.org.pl

7

Od redakcji

Kontekst / Lokacja / Ulokowanie Aneta Szyłak

Złota tabakierka Zygmunt Nowakowski

12

22

34

spis TReści

8

część i –OTwARcie MiAsTA

Defortyfikacja Gdańska na tle przekształceń miast niemieckich w XIX wieku Małgorzata Omilanowska

Architektura Wolnego Miasta Gdańska w latach 1920–1933. Nurt nowoczesny (wybrane przykłady) Ewa Barylewska-Szymańska i Wojciech Szymański

Tożsamość peryferii. Nowoczesność i tradycjona-lizm w architekturze Wolnego Miasta Gdańska Jacek Friedrich

Nowe koncepcje architektoniczne w starym Gdańsku Martin Kiessling

Gdańsk na rozstaju dróg Otto Kloepel

Miasto jako ojczyzna. Gdańska konserwacja zabytków w latach 1933–1939 Birte Pusback

44

116

148

182

212

234

9

272

282

294

304

358

364

378

394

część ii –kOnTeksTY

Architektura futurystyczna Antonio Sant’Elia / Filippo Tommaso Marinetti

Miasto – Ulica – Dom Iwan Władysławowicz Żółtowski

Idee stalinowskie w budownictwie miast Mikołaj Jakowlewicz Kolli

O stosowaniu metod przemysłowych w budownictwie, o polepszaniu jakości i obniżaniu kosztów własnych robót budowlanych Nikita Siergiejewicz Chruszczow

Miasto jako dzieło sztuki Oswald Mathias Ungers

Współczesne podejście do urbanistyki. Zniszczenie czy przemiana? Sigfried Giedion

Przestrzeń miejska i krajobraz Victor Gruen

Dziesięć zasad miejskiego planowania przestrzennego Yona Friedman

10

część iii –DO JUTRA?

Odbudowa Gdańska Władysław Czerny

Śródmieście i przedmieścia Włodzimierz Wnuk

W płomieniu marzeń wypalonej cegły Władysław Szremowicz

Odwilżowe dylematy polskich architektów Waldemar Baraniewski

Konkurs na projekt urbanistyczno-architekto-niczny fragmentu śródmieścia Gdańska Stefan Lier

Zbudujemy Gdański Żoliborz Atalia Buksdorf

Konkurs sarP i tuP na osiedle Oliwa-Przymorze. Podstawowe problemy rozbudowy Gdańska Wiesław Gruszkowski

Zarys przemian przestrzennych Strefy Repre-zentacyjnej Gdańska na podstawie opracowań planistycznych od 1866 roku Łukasz Bugalski

402

426

434

446

456

494

504

530

11

AUTORzY558

OD ReDAkcJiOD ReDAkcJi

Widok na Starą Motławę, Gdańsk, fotografia z początku XX wieku (źródło: zbiory redakcji).

OD REDAKCJI

wRóć DO spisU TReści

OD ReDAkcJi

14

Książka Do Jutra! Gdański skok w nowoczesność jest kolejną pozycją w serii antologii Alternativa Editions i pierwszą, któ-ra w tak bezpośredni sposób odnosi się do tkanki miasta i jego przeobrażeń. Publikacja proponuje Czytelnikom trans-histo-ryczną podróż przez prawie sto lat architektury, w trakcie tej podróży nowoczesne tendencje architektoniczne ścierają się z bogatą tradycją i rozmaitymi wizjami konserwatorskimi. W tym czasie miasto wielokrotnie zmienia ideologie, status i swoją fizyczną objętość.

Podobnie jak pozostałe antologie Alternativa i ta jest przedłużeniem oraz uzupełnieniem wystawy odbywającej się w ramach Festiwalu Alternativa w Stoczni Gdańskiej (Do jutra! Ideologie przestrzeni miasta i taktyki jego zamies-zkania, 2013). Bezpośrednią inspiracją dla tomu były nato-miast „futurystyczne” momenty gdańskiej architektury – te zrealizowane, jak i te, które ze względu na zawieruchę hi-storyczną czy też niemożliwość wypełnienia wizji projek-tantów i polityków, nigdy nie powstały. Dziś można tylko się zastanawiać, jak mógłby wyglądać Gdańsk ad 2013, gdyby uniknął pożogi wojennej czy wręcz odwrotnie – zostałby zmo-dyfikowany na potrzeby totalitarnych wizji. Położenie akcentu na „potencjalność” , jaką zawiera w sobie architektura, ma na celu zwrócenie uwagi nie tylko na marginalia i retrofutury-styczne wizje. Temat architektury, tej istniejącej obecnie i tej

„fantomatycznej” , jest dziś – w dobie stopniowej centralizacji Polski, nowych planów urbanistycznych i rewitalizacyjnych gdańskiego śródmieścia (ul. Nowa Wałowa, Młode Miasto) i płynących z nich możliwości oraz zagrożeń – szczególnie istotny. Spojrzenie na „wczorajsze jutro” pozwala zauważyć nie tylko to, jak architektura i planowanie urbanistyczne stają się przedmiotem sporów ideologicznych czy to, jak w naszym codziennym środowisku niewiele jest neutralności. Perspekty-wa taka umożliwia również dostrzec w panoramiczny sposób,

OD ReDAkcJi

15

że bez względu na to, czy mamy do czynienia z miastem socja-listycznym, komunistycznym czy kapitalistycznym – wszyst-kie te modele opierają się na kontroli odgórnej, ustanawiającej nierównomierny rozkład władzy pomiędzy zarządzającymi miastem a ich mieszkańcami.

Przyjmując szerszą perspektywę, być może będzie można spojrzeć krytycznie na postulowane kierunki rozwoju miasta, jak także dostrzec na nowo istniejącą architekturę, tę wy-wodzącą się z najbardziej „zideologizowanych” momentów, o której wspomina się w sposób selektywny – czy będzie to Wolne Miasto Gdańsk czy powojenna odbudowa. Wszak przy-jęło się w miastach o silnych wpływach niemieckich, takich jak chociażby Wrocław, Toruń czy właśnie Gdańsk, doceniać świetnie zaprojektowaną i wykonaną architekturę pruską czy niemiecką (wręcz stawiając ją za wzór w stosunku do nietrwa-łości późniejszej zabudowy), pomijając w tym skrzętnie jej historię i twórców, bazując głównie na datach, stylach archi-tektonicznych czy więcz bezmśylnym kopiowaniu przeszłości. Nie mniej jednak, bez właściwego „nadrobienia” przeszłych spraw, Gdańsk nigdy nie będzie w pełni nowoczesny. Warto więc spojrzeć komplementarnie i zaakceptować albo chociaż spróbować zrozumieć „obce” (również te niemieckie) wpływy architektoniczne w Gdańsku i ich rolę. W tym kontekście, warto też na nowo ustosunkować się do tamtejszej archi-tektury Prl, chociażby do budownictwa mieszkaniowego lat 50.–70., które niebawem będzie wymagało kluczowych decyzji renowacyjnych, jak także skonfrontować potrans-formacyjną traumę z tym, co dzisiaj oferuje znaczna część klasy deweloperów, sprzedających wiele obietnic bez po-krycia. Paradoksalnie w kontekście dyspozycji architektury i dystrybucji władzy pomiędzy decydentami a mieszkańcami, pomiędzy realnym socjalizmem a karaoke-kapitalizmem, nie ma znowu aż tak wiele różnic.

OD ReDAkcJi

16

Książka jest zestawieniem tekstów archiwalnych rozsia-nych po niedostępnych źródłach, prac nigdy niepublikowa-nych w języku polskim, jak także współczesnych analiz spe-cjalistów zajmujących się rozwojem architektury w Gdańsku. Ramę czasową wyznacza tu historia planowania urbani-stycznego w Gdańsku, począwszy od otwarcia miasta na skutek wyburzania murów miejskich w końcu XIX wieku, aż do boomu architektury mieszkaniowej latach 50. i 60. oraz stopniowego zanikania dyskusji architektonicznej wraz z kryzysem i „dewaluacją idei socjalistycznych” lat 70. Część pierwsza przedstawia początki tendencji modernistycznych w architekturze Wolnego Miasta Gdańska wraz z dyskusją na temat konserwacji dziedzictwa średniowiecznej i nowo-żytnej architektury, aż do przejęcia władzy przez nazistów. Czytelnik znajdzie tu analizy współczesnych krytyków ar-chitektury, polskich i niemieckich, jak także wybór wciąż zachowujących świeżość prac niemieckich konserwatorów, które nigdy nie były publikowane w języku polskim. Zakreśla ona napięcia pomiędzy możliwymi odczytaniami „nowo-czesności” gdańskiej architektury, jak także nieodłącznego ciężaru tradycji i stopniowej prowincjonalizacji miasta (która nastąpiła po okresie średniowiecznego prosperity). Część druga przedstawia powojenną panoramę kontekstów od-noszących się do przemian w architekturze po obu stronach żelaznej kurtyny, zakreślając szerszą perspektywę miasta przyszłości w kontekście rozwoju architektury na świecie. Można tam znaleźć nigdy niezrealizowane futurystyczne wizje, wykładnię architektury stalinowskiej czy poodwil-żowej „chruszczowki” , jak także amerykańskie pomysły na planowanie przestrzenne, które w pewnym stopniu miały ziścić się w Gdańsku dopiero po transformacji ustrojowej.

Ostatnia część publikacji obejmuje trud odbudowy Gdań-ska, ideologiczne uwikłanie architektury i przegląd najwięk-

OD ReDAkcJi

17

szych przedsięwzięć budowlanych tamtego czasu. Oprócz szczegółowych analiz konkursów architektoniczno-urbani-stycznych można znaleźć tam wizjonerskie manifesty, jak także syntetycznie ujęte podsumowanie planowania w Gdań-sku, zakreślające ramy czasowe tej publikacji. Zawartość historyczna książki kończy się przed 1970 rokiem, kiedy to obywatele zamiast architektury wybrali rewolucję, a nara-stający kryzys i dewaluacja systemu, stopniowo zamrażały dynamicznie rozwijający się ruch budowlany, jak także dys-kusję na temat roli architektury.

Do Jutra! siłą rzeczy jest antologią niekompletną. Wycho-dząc od inspiracji „futurystycznymi momentami” architektu-ry w Gdańsku, w wyborze tematów i zagadnień kierowaliśmy się znaczeniem projektów dla dzisiejszego funkcjonowania śródmieścia i reprezentacyjnego centrum miasta, czytelnością archiwalnych tekstów, jak także zakreśleniem szerszej per-spektywy miasta w kontekście rozwoju architektury na świe-cie. Nie sposób było uwzględnić wszystkich projektów, nie udało się też dotrzeć do niektórych materiałów wizualnych. Pominięte zostały relacje w ramach aglomeracji trójmiejskiej, na korzyść odniesień do źródeł rosyjsko- i angielskojęzycz-nych. Lekturę książki można rozpocząć tradycyjnie od strony pierwszej i czytać ją w sposób linearny i mniej więcej zgodny z chronologią do samego końca. Konstrukcja antologii zachę-ca jednak do czytania na wyrywki, odkrywania i spacerów po Gdańsku, które można następnie wykorzystać w praw-dziwym mieście. Całość stanowi formę podręcznego kompen-dium na temat przemian w Gdańsku, jak także w pewnym stopniu losów dużej części polskich miast borykających się z trudną, potransformacyjną nowoczesnością.

Jak pisał działający we Francji ukraiński teoretyk i akty-wista Iwan Szczegłow: wszystkie miasta są geologiczne. Nie można zrobić trzech kroków nie napotykając ducha, który

OD ReDAkcJi

18

nosi cały prestiż swoich legend. Poruszamy się w zamkniętym krajobrazie, którego obiekty nieustannie wciągają nas w stro-nę przeszłości1 . Zmiana punktów widzenia czy oddalanie się perspektywy czasu pozwalają nam dostrzec oryginalne koncepcje, jednak ta wizja pozostaje fragmentaryczna. Dla-tego obraz Gdańska, który wyłania się z „futurystycznych momentów” , tych dokonanych – jak wyburzanie nowożytnej zabudowy fortyfikacyjnej pod rozbudowę Gdańska w XIX wieku, kolosalnych zniszczeń podczas II wojny światowej, następującej po tym odbudowy oraz rekonstrukcji tożsamo-ści miasta (wraz z rozwojem budownictwa mieszkaniowego i arterii komunikacyjnych), jak także projektów nigdy niezre-alizowanych – jak wysokościowiec w Wolnym Mieście Gdań-sku, pałac gaulaitera na Wyspie Spichrzów czy założenie socrealistycznego Centralnego Domu Kultury, prezen tuje nie-zwykłą różnorodność pomysłów przestrzennych i realizac ji powstałych w stosunkowo krótkim czasie, będąc jednocześnie w większej mierze obrazem niekompletnym, fantomatycznym. Obraz ten pokazuje również ile jeszcze zostało do zrobienia w kwestii poszczególnych zagadnień architektonicznych „ju-trzejszego” Gdańska.

W tym sensie książka Do Jutra! jest pierwszym, elemen-tarnym zbiorem w ramach Alternativa, który przygląda się roli architektury w mieście oraz sposobom jej używania. Pre-zentowana w tym zbiorze bazowa wiedza na temat rozwoju i dyspozycji miasta może pomóc zarówno obywatelom, jak i politykom w zrozumieniu dzisiejszych planów i realności wyborczych obietnic względem przyszłych transformacji miasta. Wyciągając wnioski z lektury, można się zastanawiać, czy Gdańsk przebudzi się wreszcie z monumentalnej drzemki, która nastała w latach transformacji, po czasie protestów lat 70. i 80. Jutro zaś pokaże nam, czy Gdańsk pójdzie w stronę bezrefleksyjnego kopiowania wzorca miasta zarządzanego

OD ReDAkcJi

19

przez klasę kreatywną, przeszczepiając jedynie fasadowo rozwiązania z Berlina, z Amsterdamu czy innych miast Za-chodu, czy może powoła własny koncept, bardziej dokładnie analizując importowane pomysły, szukając własnej formuły, czy wyciągając wnioski z własnego położenia i bogatego dziedzictwa.

***W tym miejscu chciałbym podziękować dr Jackowi Friedri-chowi za nieocenioną pomoc w doborze tekstów do niniejszej antologii. Jego głęboka znajomość tematu i krytyczne podej-ście pomogły ominąć wiele mielizn i zaproponować Państwu syntetyczny, ale komplementarny zestaw tekstów, które mogą być dobrym początkiem dla przygody z nowoczesną archi-tekturą w Gdańsku.

Krzysztof Gutfrański 2013

OD ReDAkcJi

20

PrzyPIsy

1 Gilles Ivain [Iwan Szczegłow], Formulaire pour un urbanisme nouveau [Receptariusz do nowej urbanistyki], „Internationale Si-tuationiste” , Nr 1 (Czerwiec 1958), 15 – 20 (napisane w 1953). Cytat za: Tom mcdonough (red.), The Situationists and the City, tłumaczenie własne, Verso, Lon-dyn 2009, 33. Angielskojęzyczna wersja dostępna jest również na: http://www.bopsecrets.org / sI / Chtcheglov.htm (data dostępu 13.12.2 013).

AneTA szYłAkkOnTeksT / lOkAcJA / UlOkOwA-nie

Widok na fort „Żbik” (zamieniony częściowo w pagórek krajobrazowy), Gdańsk, fot. Aneta Szyłak, 2013.

AnetA szyłAk

kontekst / LokAcjA / ULokowA-nie2013

wRóć DO spisU TReści

AneTA szYłAk

24

Wiele lat temu, wkrótce po tym jak dołączyłam do Wyspy w grudniu 1994 roku, zaangażowałam się wraz z kolegami w zredagowaniu książki, mającej zebrać w jednym tomie ówczesną, dziesięcioletnią już działalność tej organizacji i grupy współpracujących z nią artystów. To co już wiedzia-łam, musiałam skonfrontować z zasobami archiwum lat 80. oraz określonym miejscem działania. Było to dla mnie nie-zwykle ciekawe, a jednocześnie odróżniające Wyspę od innych grup działających wówczas w Polsce poza instytucjonalnym systemem komunistycznego państwa. Orientacyjnie przyj-mując rok 1983 jako początek nieformalnego działania grupy czy też generacji, bardzo istotne było dla mnie to, że skupiła ona swoje działania w konkretnej przestrzeni Gdańska. Bo właśnie miejsce odgrywało tu rolę kluczową. Co szczególne, artystycznym obszarem odniesienia dla artystów – założy-cieli Wyspy – zwłaszcza Kazimierza Kowalczyka i Grzegorza Klamana – były w głównej mierze tradycje amerykańskiego i brytyjskiego land artu, głównie Roberta Smithsona i Ri-charda Longa, które w zasadzie nie konotują przestrzeni miejskiej, a zazwyczaj obszary odległe od zurbanizowanych. Wobec braku rynku sztuki, ten gdański land art był raczej przestrzenią oporu wobec ideologicznej reglamentacji funk-cjonujących wówczas miejsc sztuki, związanych ze struktu-rami ówczesnego systemu lub też Kościoła jako popularnej wówczas alternatywy. W tych wczesnych działaniach można dostrzec pewne wpływy estetyki arte povera. Niedługo potem zafascynowały ich społeczne i polityczne idee Josepha Beuysa. Niemały też wpływ wywierały na nich mitologiczne rozumie-nie żywiołów, gnoza oraz materialne postrzeganie specyfiki miejsca. Jako lokalizację swoich praktyk przyjęli najpierw opuszczone wówczas tereny fortyfikacji nowożytnych, któ-rych częściowa niwelacja była – jak przeczytamy w tej książ-ce – jednym z kluczowych narzędzi rozwoju przestrzennego

kOnTeksT / lOkAcJA / UlOkOwAnie

25

Gdańska w XIX wieku. Następnie wkroczyli na – jak to okre-ślali – eksterytorium, przestrzeń wyjątku wyłączoną z reżi-mowego repertuaru znaczeń. Widzimy ją nadal w nieomal niezmienionym stanie – to ten wąski, niezagospodarowany skrawek ziemi widoczny z Długiego Pobrzeża – północny cy-pel Wyspy Spichrzów, od którego krystalizująca się w latach 80. organizacja wzięła swoją nazwę. Tak łatwo dziś patrzeć na tę przestrzeń jak na ruinę, materialnie manifestującą się pozostałość po II wojnie światowej, a od pewnego czasu zaś na obszar zaniechania, serii inwestycyjnych porażek i niedo-trzymanych obietnic. Gdyby jednak nie ówczesne zaintereso-wanie tym miejscem artystów Wyspy, scena sztuki w Gdańsku wyglądałaby zupełnie inaczej. Nietknięte wówczas przez archeologów, akumulowało w sobie kluczowe dla historii miasta materialne pozostałości. I ich znaczenia, których nie było można wydobyć ani zobaczyć, ale wobec świadomości których trzeba było się określić i je dla siebie przysposobić.

Ale ani historia ani też gospodarka nie są istotnymi wy-znacznikami namysłu nad byciem i działaniem w określonym miejscu, któremu próbuję się oddać w tym tekście. Działania artystyczne w Gdańsku lat 80. i 90. miały zdolność wygene-rowania lokalnego pola zainteresowań artystycznych, które stopniowo zaczęły wpływać na otoczenie. Interesujące są więc długofalowe konsekwencje decyzji podjętej przez artystów trzy dekady temu na inicjowanie praktyk instytucjonalnych, kuratorskich i artystycznych, a w konsekwencji także pola zainteresowań Alternativa i treści niniejszej książki.

W miarę rozwoju organizacji istotne stawało się nie tylko miejsce do działania w sytuacji restrykcyjnej dystrybucji przywileju przestrzeni aktywności, ale też świadomie wybra-na lokalizacja i pozycjonowanie w relacji do rozpoznanego kontekstu. Praca z ideami generowanymi przez miejsce, ale też wymyślanie miejsca na nowo.

AneTA szYłAk

26

Inną ciekawą charakterystyką Wyspy było to, że już od 1992 roku poprzez swoje projekty chciała zadawać pytanie o miasto. W atmosferze młodej demokracji początku lat 90. Wyspa przeszła z anarchistycznych na poniekąd pozytywi-styczne pozycje. Stąd Seminarium Projekt Wyspa (1992), a na-stępnie Międzynarodowe Warsztaty Multimedialne Projekt Wyspa (1994). Po latach zaś City Transformers, projekt ulo-kowany w 2002 roku częściowo na terenie Stoczni Gdańskiej. Wszystkie zrealizowane w transsdyscyplinarnych zespołach uczestników. Od początku lat 90. organizacja konsekwentnie wraca do idei transformacyjnej roli sztuki w mieście, kiero-wana wiarą, że myślenie artysty jest komplementarne wobec myślenia architekta i urbanisty, a dopominanie się o prawo głosu dla artysty przy planowaniu miast i znajdowaniu no-wych rozwiązań dla ich zaniedbanych czy nowych obszarów jest kompetencyjnie uzasadnione. Dążenia te wkrótce zostały uzupełnione o starania, by w określonych miejscach miasta, takich jak Wyspa Spichrzów właśnie, następnie Dolne Mia-sto czy wreszcie Stocznia Gdańska, powstawały organizacje czy instytucje artystyczne. Rzeczywisty wpływ na otoczenie, który wówczas zakładano, czy postulowano, nie był wów-czas powszechnie odbierany jako funkcja sztuki. Wnioski powarsztatowe przedstawione ówczesnemu prezydentowi miasta nie zostały uwzględnione w dalszej rozmowie o Wy-spie Spichrzów, a ona sama po prostu zaczęła przechodzić z rąk do rąk kolejnych właścicieli.

Jednocześnie już od końca lat 80. artystyści Wyspy za-czynają rozpoznawać polityczny potencjał manifestacji ar-tystycznych. W wywiadach pojawiają się stwierdzenia, że pomimo, iż pewne prace nie były tworzone z bezpośrednią polityczną intencją – aczkolwiek kodowały polityczny klimat swoich czasów – to stawały się one politycznymi poprzez rozpoznawalność w centrum miasta, w napiętych czasach

kOnTeksT / lOkAcJA / UlOkOwAnie

27

stanu wojennego, następnie zwolna rozpadajacego się sys-temu komunistycznego i formującej się demokracji.

Myśleliśmy wówczas, nieomal dwie dekady temu, nad tym, jaką dać nazwę tej pierwszej sumującej książce i nadcho-dzącej wystawie. Nagle wpadłam na tytuł Miejsce idei. Idea miejsca, który zyskał aprobatę całej redakcji. Próbując w tym krótkim, lustrzanym zestawieniu słów ująć to, jak rozumiem dotychczasowy dorobek organizacji tak mocno angażującej się w kontekst Wyspy Spichrzów, a następnie Dolnego Miasta, nie zdawałam sobie jeszcze sprawy z tego, jak sama będę próbowała rozwijać te rozpoznane wątki i jak istotne staną się one dla rozwoju praktyk organizacji, która wkrótce opuści zarówno Wyspę Spichrzów 1 , jak i Łaźnię2 na Dolnym Mie-ście. Działanie w sferze polityczności oraz wybranie Stoczni Gdańskiej jako kolejnej lokalizacji, tej iście arendtiańskiej przestrzeni widzialności, już całkowicie świadome, było na-turalną tego konsekwencją.

Dwustronność, wzajemne przepływy pomiędzy ideą arty-styczną a jej realizacją w konkretnym miejscu, gdzie odpo-wiedniość i odpowiedzialność nagle zaczynają powracać do wspólnego źródłosłowu, wzmacniały to, co zaczęłam nazy-wać najpierw praktyką kontekstualną, a potem – być może bardziej precyzyjnie – praktyką ulokowaną. Archeologiczne rozumienie kontekstu, którym się niekiedy posługuję, oznacza rzeczy pozostające w relacji w miejscu znaleziska. Praktyka lokowana zaś rozpoznaje kontekst jako uwarunkowanie z in-tencją wytworzenia więzi i generowania możliwej zmiany. Nie należy tego jednak rozumieć jako przypisanie do miejsca, a raczej czasową i modalną lokalizację (w warstwie symbo-licznej, narracji, pamięci), w której materialność kontekstu jest jednym z możliwych odczytań. Określmy to jako nieusta-jący stan namysłu nad miastem i uwarunkowaniami, w jakich funkcjonujemy.

AneTA szYłAk

28

To, w jakim stopniu użytkownicy miasta mogą je zmie-niać, praktykując swoją codzienność, interesuje nas dziś bardziej niż twarde, inwestycyjne, strategiczne i wieloletnie plany władz miast czy korporacji, zapożyczając to rozróż-nienie od Michela de Certeau3 . Dlatego wystawa Do Jutra! Ideologie przestrzeni miasta i taktyki jego zamieszkania, za którą podąża ten tom – poświęcała tyle miejsca temu, w jaki sposób zmiana może wejść do krwioobiegu miasta niezauważalnie, ale też skutecznie i szybko. A także to, jak wiedza nieformalna i pozbawiona kodyfikacji, a tą praktyką wyzwalana, może stawać się źródłem zawodowego namy-słu nad miastem. Michel de Certeau, pisząc swoją książkę Praktyka życia codziennego, wyznaczył dwie zasadnicze siły kształtujące współczesne miasto. Strategie dominują-cych porządków, pracu jące w dalekosiężnej skali, wyma-gające dlugotwałego planowania i znaczących nakładów, niosą w sobie ciężar kapitału i ideologii. Taktyki z kolei de Certeau lokuje po stronie użytkowników miast, ktorzy dzień po dniu, niewidocznie, nieznaczni,e lecz skutecznie zmieniają miasto, adaptując je do swoich potrzeb, poprzez powtarzalne czynności, nawyki i konieczne uproszczenia. Ten pragmatyzm codzienności przemienia to, co utrwalone, zestalone i zaskorupiałe w to co możliwe, potencjalne, dy-namiczne i zmienne.

Podobnie jak w innych próbach przyglądania się na nowo zagadnienieniom i terminom – wspominając wcześniejsze projekty – Uniezwyklenie, Praca i wypoczynek czy Mate-rialność – interesuje nas relacja pomiędzy myślą teoretyczną, działaniem artystycznym oraz pragmatyką i logistyką re-alizowania konstytutywnych elementów codzienności. Ulo-kowanie w miejscu, gdzie krystalizują się i mutują nowe, ponadideologiczne wizje wspólnoty, na przykład osób miesz-kających na tym samym terenie.

kOnTeksT / lOkAcJA / UlOkOwAnie

29

Historyczna tkanka tej publikacji zawisa gdzieś w latach 70. Tytułowe jutro, które zaczęło powstawać w latach 70. i 80., politycznie i gospodarczo zmieniało w mieście wszystko. Ten tom oddajemy Czytelnikom z intencją wykorzystywania jego zawartości do dalszego namysłu nad miastem i Gdańskiem, który sprowokował temat Alternativa 2013, ale i nad miastem w ogóle, jego uwarunkowaniami terytorialnymi, ogranicze-niami wynikającymi ze źle podjętych decyzji, zrealizowanych i niezrealizowanych planów.

Książka ta powstała, bo miejsce uważane za jedno z naj-ważniejszych dla współczesnej historii Europy, znika wraz z pyłem unoszącym się nad wypełnionymi gruzem ciężarów-kami. Powstała, bo jest potrzebna. Budowane są bowiem drogi, które tną miasto na plasterki, burzone są cenne bu-dynki, a my sami stajemy wobec konieczności podejmowania działań, które dawno już przekroczyły granice tego, co uwa-żalibyśmy za sztukę lub pole działań organizacji artystycz-nej. Dlatego zbieramy w jednym tomie rozproszone źródła, które opowiadają historię urbanistycznych zmian Gdańska na przestrzeni stu lat, ale też teksty, które wyraziście akcen-tują długotrwałość raz podjętych decyzji i zrealizowanych niefortunnych wizji. A także teksty, które uświadamiają nam niewyczerpany ideologiczny potencjał urbanistyki.

Odkąd partycypacja stała się wymogiem artystycznej popraw-ności, a produkcja wiedzy – formą sztuki, odkąd skurczyły się fundusze na kulturę, a poszerzyły na zespoły eksperckie i edukację, odkąd, aby uzasadnić swoje istnienie, instytucje przekraczają konceptualne ramy swoich praktyk i wypływają na szerokie wody społecznych konsultacji oraz tajemnych praktyk eksperckich, stajemy wobec istotnego pytania: dla-czego to robimy? Jakie machanizmy polityczne, ekonomiczne i kulturowe powodują ten frontalny zwrot?

AneTA szYłAk

30

Choć postawa kontekstualna Wyspy jest konsekwetnie rozwi-jana od lat, skala naszego zaangażowania w losy terenów postoczniowych wykracza poza nasze pierwotne plany. Zro-zumieliśmy, że głębsze wejście w procesy konsultacyjne i de-cyzyjne oraz społeczny monitoring procesów wokół nas są nieuniknione. Instytut Sztuki Wyspa podejmował od wielu lat próby działań warsztatowych, konsultacyjnych i partycypa-cyj nych mających na celu zbudowanie platformy porozu-mienia pomiędzy podmiotami bez wspólnego języka, takimi jak mieszkańcy okolicznych domów, właściciele terenów, in-westorzy, władze miasta, instytucje publiczne i pozarządo-we, artyści zasiedlający tereny opuszczone przez stocznię. Podmioty te, poza momentami spotkania i krótkotrwałych sojuszy, pozostawały jednak w rozproszeniu. Impas został przełamany w 2011 roku po powołaniu Rady Interesariuszy Młodego Miasta – nieformalnej organizacji, która gromadzi przy jednym stole podmioty operujące na dawnych terenach Stoczni Gdańskiej, spotykające się regularnie w celu omawia-nia prawnych, przestrzennych, kulturowych i ekonomicznych możliwości ochrony stoczniowego dziedzictwa, kultury pla-nowania nowej dzielnicy, wewnętrznej estetyki i komunikacji oraz innych elementów, które zadecydują o kształcie mającej powstać dzielnicy, już naznaczonej szeregiem problematycz-nych decyzji i realizacji. Istota projektu polega na tym, że nie jest on ciałem eksperckim – think-tankiem (choć zaprasza ekspertów na spotkania), ale grupą przedstawicieli o równych prawach, często zróżnicowanych ideologiach, celach i potrze-bach, mających odmienne techniczne możliwości i szanse wpływania na przyszłość – kulturową, przestrzenną, ekono-miczną – terenów postoczniowych. Widzimy rolę Rady jako maszyny deszyfracyjnej, która odkodowuje języki własności prywatnej, inwestycji, upamiętnienia, funkcji publicznej, partycypacji, wolności twórczości i innych im podobnych,

kOnTeksT / lOkAcJA / UlOkOwAnie

31

a przekłada na ideę wspólnego przebywania, nieco na zasa-dzie wspólnoty mieszkanców.

Proponujemy w tym kontekście nie spoglądać na instytucje kulturalne jako terminale przepływu informacji, na konglo-me raty przemysłów kreatywnych ani też jak na utopijne machiny społecznych konsultacji. Zależy nam raczej na wy-tworzeniu atmosfery wspólnego przebywania i odpowiedzial-ności. Ulokowanie będzie więc dla nas miejscem, z którego mówimy. Miejscem uwidocznienia, w którym cokolwiek zro-bimy, stanie się polityczne.

Gdańsk 2013

AneTA szYłAk

32

PrzyPIsy

1 Obchody 10-lecia w 1994 roku były ostatnią wystawą organiza-cji na terenie Wyspy Spichrzów

2 Fundacja Otwarte Atelier współzakładana przez artystów Wyspy działała w dawnej łaźni miejskiej w latach 1992 –1994, następnie środowisko to założyło Fundację Wyspa Progress (1994), która doprowadziła do powoła-nia publicznej instytucji kultury Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia (1998) a po 3 latach utraciła programowe i formalne relacje z tym miejscem.

3 Michael De Certeau, Wynaleźć codzienność. Sztuki działania, tłum. Katarzyna Thiel-Jańczuk, wuj, Kraków 2008.

zYGMUnT nOwAkOwskizłOTA TAbAkieRkA

Skrzynka pocztowa Poczty Polskiej z Wolnego Miasta Gdańska, fotografia, lata 30. XX wieku (źródło: wikipedia).

…Więc jeśli się dobrze z nas mają Gdańszczanie i że przez commercia nasze bogacieją, toćby wyrodnymi byli błaznami, żeby mieli o odmianie Pana przemyśliwać…

Zygmunt nowakowski

Złota taba -ki er ka

Źródło: Zygmunt Nowakowski, Książka zażaleń, Skł. Gł. Księgarnia ,,Nauka i Sztuka”, Kraków 1933, s. 57 – 65

1933

wRóć DO spisU TReści

zYGMUnT nOwAkOwski

36

Niestety, wbrew zacytowanej jako oto opinji szlachcica pol-skiego z przed wieków, przecież Gdańszczanie przemyśliwa-ją o odmianie… Rzecz prosta, nie o odmianę Pana tu idzie, ponieważ go nie mają, lecz o odmianę w ogóle. Przemyśli-wają o niej nie na żarty! Tacy to niedobrzy ludzie! Nic się nie wstydzą. My im ciągle przemawiamy do sumienia, a oni nie i nie! Prawie, że niema dnia, aby dzienniki polskie nie przyniosły bodaj najmniejszej wzmianki z frontu gdańskie-go. Możnaby wręcz powiedzieć, że każda polska gazeta, to właściwie… „Danziger Neueste Nachrichten” . Tymczasem te rzekomo najnowsze wiadomości gdańskie są stare jak świat. A przynajmniej, jak traktat wersalski, względnie, jak konwen-cja paryska czy umowa warszawska. Było zaś tych traktatów, konwencyj, umów itd. bez liku. Na kopy.

Nie mogę nigdy oprzeć się wrażeniu, że w gabinecie polskie-go ministra spraw zagranicznych musi stać olbrzymia szafa. Szafa… gdańska. Pięknie rzeźbiona, inkrustowana, zdobna w połączone herby Polski i Wolnego Miasta. Zajmuje ta szafa caluteńką ścianę, a sięga pod samą powałę. Pełne szuflady od góry do dołu! Akty, dokumenty, traktaty. Całemi kupami! – Tam już chyba nic się nie zmieści. A tymczasem, jak na urą-gowisko prawu o nieprzenikalności ciał, przybywają coraz to nowe szpargały i pewnie za każdym razem woźny mówi: Panie Ministrze, tam już nic nie wlezie!… Lecz minister spokojnie odpowiada: Janie, tylko bez głupstw, bo wiecie, że tego nie lubię. Tyle się zmieściło, to zmieści się jeszcze i to. Tylko trochę popchać, a wejdzie na pewno! Zresztą zawołajcie Marcina do pomocy!… I nowy dokument włazi rzeczywiście. Kto wie, czy nie na tem właśnie polega tzw. ciągłość naszej polityki?

Bo rzeczywiście jedno nie da się zaprzeczyć: ustawiczna ciągłość tej właśnie polityki. Płyniemy do Gdańska i z po-wrotem holujemy pod prąd. Ciężka robota! Ano, jak mówi poeta XVI wieku:

złOTA TAbAkieRkA

37

Jąłeś się pływać po Wandzinej wodzie

Często ku szkodzie!…

Wandzina woda… Czyli Wisła, bo tak oryginalnie nazwał Klo-nowicz królowę naszych rzek od imienia pierwszej, notowanej w kronikach desperatki, która znalazła śmierć w błękitnych nurtach. Lecz stary Acernus [Piotr Klonowicz - przyp. red.], pisząc poemat pt. Flis, tj. spuszczanie statków Wisłą dał tylko wyraz swojej antypatji do żeglugi w ogóle. Gdańska-Chłań-ska nie cierpiał, uważając, że pochłania majątek Polaków i przeklinał tego, kto wynalazł statki. Dlatego też dał Polakom znamienną wielce przestrogę: Nie baw się wodą.

Zdaje mi się, że słowa Klonowicza wypowiedziane przed trzystu kilkudziesięciu laty wywarły na nas głęboki wpływ, ponieważ bardzo mało albo nawet wcale nie bawiliśmy się wodą. Weźmy choćby samą higjenę… Może dopiero teraz ba-wienie się wodą zyskało większą popularność. Ale i to w ściśle zamkniętem kółku policji i młodzieży akademickiej. Ta woda stanowi również znak czasu, tej pod wielu, wielu względami bardzo dziwnej epoki, kiedy to na naszych oczach zdaje się spełniać poemat Żeromskiego Sen o szpadzie… Wohnouta…

Lecz mówmy o wodzie przez duże W. O morzu. Klonowicz mówił, abyśmy się nie bawili wodą, naodwrót zaś, mądrzejszy od niego Staszic wołał z rozpaczą dwieście lat później: Trzy-majmy się morza! Lecz było już trochę za późno.

Myśląc o Gdańsku, zastanawiałem się nad trzema możliwe-mi tytułami: Szafa Gdańska w msz, Admirał Polski i Złota tabakierka. Po zastanowieniu dałem palmę pierwszeństwa tabakierce, chociaż i Admirał Polski brzmi przepięknie. Do-prawdy trudno o ładniejszą i bardziej wzruszającą nazwę dla Gdańska, jak ta właśnie wymyślona i nadana przez Kazimierza Jagiellończyka. Admirał Polski!… Ta nazwa dźwięczy, śpie-wa i skrzy się blaskiem słońca. I pomyśleć, że mądry król nie

zYGMUnT nOwAkOwski

38

poprzestał na pięknej nazwie, lecz w przyczynku nakrył polską koroną dwa gdańskie krzyże, dodając nowego splendoru her-bowi miasta. Mało tego! Równocześnie otrzymali Gdańszcza-nie prawo używania czerwonego wosku w burmistrzowskiej pieczęci. Dotychczas zaś wolno im było używać tylko wosku zielonego. Cieszyli się więc Gdańszczanie i zapewne wspaniałe złożyli dary za koronę i za wosk. Nie żałowali jednak złota, zwłaszcze, że oprócz wspomnianych zaszczytów spadły na nich i realniejsze nieco zdobycze. Więc m.in. prawie zupełna auto-nomja, rozszerzenie terytorjum, a zmniejszenie podatków, pra-wo utrzymywania fortecy, bicia własnej monety itp. bagatelki.

Tak było prawie z reguły przy wizycie każdego króla pol-skiego w Gdańsku. Nasi królowie zawsze potrzebowali pie-niędzy, miasto zaś wysoko ceniło sobie honor i doskonale rozumiało własny interes. Płaciło więc beczkami złota za splendor i przyjmowało wdzięcznie nowe prawa. Nie szczę-dziło nigdy. Bo też król nie przyjeżdżał nigdy z próżnemi rękami. Ale i nie wyjeżdżał z próżnemi.

Częste więc były te z dumą notowane w rocznikach mia-sta wizyty królewskie, chociaż, co jest rzeczą dziwną, nigdy Gdańsk wbrew wyraźnym rozkazom i obietnicom nie wy-stawił dla królów polskich pałacu. Mieszkali zatem w pro-wizorycznych apartamentach. Czasem nawet bardzo długo, bo np. siedem miesięcy pod rząd, jak Sobieski, które całe wakacje spędził na plaży w Sopotach razem z Marysieńką. Miasto złożyło mu w darze 200 000 zł.

Możnaby z niewielką nawet przesadą powiedzieć, że pra-wie każdy król po kłopotach i troskach przyjeżdżał do Gdań-ska, aby się odbić… w Sopotach. I z reguły wychodził wygrany. Jedynie, gdy Władysławowi IV przyszła fantazja bawić się wodą i budować flotę polską, Gdańszczanie powiedzieli: Rien ne va plus!… Ale to był wyjątek. Zresztą wybili wtedy piękne talary z podobizną króla…

złOTA TAbAkieRkA

39

Dzisiaj o wizycie Pana Prezydenta w Gdańsku mowy być nie może. Kto wie, czy nie dlatego właśnie, że zasadniczo zmienił się stosunek Gdańska do Głowy Rzeczypospolitej? Pan Prezydent oprócz samego zaszczytu nie przywiózłby żadnego przywileju, bo Gdańsk ma już przywilejów aż za dużo. Nadto, Pan Prezydent będąc, na szczęście, o wiele lepiej sytuowanym niż dawni królowie, nie przyjąłby żadnego daru. W tych wa-runkach miasto nie widzi realnego interesu, jakiby mógł ew. wiązać się z wysokiemi odwiedzinami.

To brzydkie i prozaiczne słowo interes. – Jednakże zbyt długo patrzymy na dzieje stosunku Wolnego Miasta do Polski, jako na wzruszającą sielankę, jak na romans rycerski. Była to przecież gra interesów, jak wszystko na bożym świecie! Natu-ralnie w dziejach polsko-gdańskich nie brak scen i momentów naprawdę wzniosłych, przepięknych. Obok innych, mniej wzniosły i bardzo, bardzo prozaicznych. My pamiętamy tylko o pierwszych, wspominając je aż do znudzenia przy każdej okoliczności. Metoda, polegająca na tem, że ustawicznie ope-ruje się przeszłością, wyliczając dobrodziejstwa, dawne afekty i czułe chwile, nie prowadzi do niczego, jak pokazał choćby przykład Łotwy. To tak, jakby się pisało list do niewiernej kochanki, zaczynający się od słów: Widzisz, przed dziesięciu laty sprawiłem ci kapelusz, a ty teraz z innym. O, wiarołomna niewiasto! To bardzo, bardzo naiwne! Przecież ona nie wróci z powodu kapelusza z przed dziesięciu laty… Mowy niema!

Czytałem na świeżo piękną książkę prof. Szymona Aske-nazego o Gdań sku [Gdańsk a Polska, Warszawa 1919 - przyp red.], która cała jest jakby wonną, starą szkatułką, pełną zwiędłych bukiecików, wstążek, czułych pamiątek, pożółkłych bukiecików i długich, gorących listów, pisanych często krwią z pod serca, która wyschła dawno, dawno… Ach, jakże byliśmy sobie wierni! I jak kochaliśmy się! I jak to wszystko umarło!

zYGMUnT nOwAkOwski

40

Nad kupą sentymentalnych rupieci krążą całe gromady moli, sennym, niepewnym lotem, który cechuje te stworzenia.

A jednak mimowoli człowiek wzrusza się i to bardzo nawet. Np. czytając o bohaterskiej stałości miasta w okresie potopu szwedzkiego i o odpowiedzi, danej przez Gdańsk Karolowi Gustawowi, gdy to mieszczanie stwierdzili, że u nich zaraz po Bogu idzie król polski… Kosztowała ich ta wierność wiele strat w ludziach i budowlach, a półpięta miljona w gotówce. Ale też wzamian za to usłyszeli z ust kanclerza wielkiego koronnego, że W tem jedynem mieście… całe państwo zostało utrzymane!… Wspaniały moment!

Albo te stare sprzeczki, kłótnie kochanków. Np. o pocztę polską! Jakby dziś… Sprawa skrzynek polskich, ciągnąca się od Jana Kazimierza do Sobieskiego. Wreszcie ulegli! (V. Lut-man, Historja Gdańska do r. 1793). Wystarczył okres panowania trzech królów i zgodzili się. A dzisiaj apelowaliby do wysokiego komisarza, potem do Ligii Narodów i wreszcie jakiś wicehra-bia japoński, Ishi czy inny ischias, rozstrzygnął by tę kwestję w sposób taki, aby jeszcze co najmniej dziesięciu wysokich komisarzy nie brało pieniędzy za darmo. Muszą przecież mieć coś do roboty!

Lecz oprócz sprzeczek, były epizody prawdziwie heroiczne. A więc obrona nieszczęśliwego Leszczyńskiego, wbrew oczy-wistym interesom miasta i najpiękniejsza może chwila: chwila pożegnania z Polską po drugim rozbiorze. Pismo Gdań szczan do naszego króla Stanisława Augusta z żałosnym wyjaśnie-niem, dlaczego pozbawieni wszelkiej pomocy (quocumque Sacr. Reg. Maiestatis Vestrae auxilio interclusi) otworzyć musieli bramy miasta znienawidzonym Prusakom. Rozdzierająco smutny, a piękny list. Pełen wielkiej miłości, przywiązania i żalu. Klnąc zaborców, jedni składali urzędy i godności, inni, jak rodzina filozofa Schopenhauera, opuszczali na zawsze Gdańsk. W mieście zapanowała gruba żałoba, której symbolem

złOTA TAbAkieRkA

41

był czarny strój, przybrany przez rajców miejskich na znak roz-stania się z Polską!…

I tu dochodzimy wreszcie do złotej tabakierki. Mała, piękna tabakierka, którą do dziś dnia oglądać można w słynnym domu mieszczanina gdańskiego. Jest to muzeum patrycjuszowskiej rodziny Uphagenów. Jeden z tychże Uphagenów otrzymał ją od ostatniego króla polskiego w darze za wierność dla Polski. Zrzekł się bowiem wysokich godności miejskich, nie chcąc służyć Prusa-kom. Dla mnie ta tabakierka jest symbolem. Nic więcej nie mógł dać biedny Stanisław August. I w rodzinie gdańskiego Niemca przechowali tę symboliczną tabakierkę Króla Jegomości na wieki wieków!…

No, tak! Ale skończyło się to wszystko. A dzisiaj gramy bez końca wieloaktową komedję pt. Poskromienie sekutnicy. To chroniczny spektakl. Gdańsk nie chce być admirałem Polski. Szafa gdańska w msz puchnie. A Wisła, Wandzina woda, płynie do Gdańska i płynie… Jak czas!

Kazimierz Jagiellończyk koroną polską okrył dwa krzyże w herbie Gdańska. Dzisiaj nikt już nie bawi się w takie rze-czy. Co innego, gdybyśmy naszem złotem pokryli… guldena gdańskiego. To byłoby już coś realnego. Jakaś metoda. Nawet szaleństwo nie powinno być pozbawione metody, jak powiedział prawzór dyplomatów, stary Polonjusz w Hamlecie…

Gdańsk przypomina mi stale wyrostek robaczkowy. Organ, który nie spełnia żadnej funkcji. A jest. W stosunku do tej ap-pendicitis chronica nietylko jeden Stefan Batory zastosował metodę chirurga, bo i inni królowie próbowali jej ze skutkiem. Operacja się udała i pacjent nie umarł. Większość jednak prze-ważna monarchów naszych wolała zająć stanowisko internisty. Np. Zygmunt Stary, który wyraźnie powiedział, że zamiast być surowym sędzią, woli odegrać rolę pożytecznego lekarza (salu-tarem medicum). I również udało się.

Coś przecież trzeba robić, aby Gdańsk, ta złota, piękna ta-bakierka, była dla nosa. Nie nos dla tabakiery.

część I —OTWARcIE MIASTA

MAłGORzATA OMilAnOwskADefORTYfikAcJA GDAńskA... nA Tle pRzekszTAłceń MiAsT nie-Mieckich w XiX wiekU

Rozbiórka obwałowań w okolicach Nowej Wieży w Gdańsku (źródło: Pan Biblioteka Gdańska).

Małgorzata oMilanowska

Deforty­fikacja gDańska na tle prze­kształceń Miast nie Mieckich w XiX wieku

ŹróDło: Małgorzata Omilanowska, Defortyfikacja Gdańska na tle przekształceń miast niemieckich w XIX wieku, „Biuletyn Historii Sztuki” 2010, nr 72, s. 293–334© Autorka i wydawca

2010

wRóć DO spisU TReści

MAłGORzATA OMilAnOwskA

46

Proces defortyfikacji miast europejskich, a szczególnie – in-teresujących w kontekście Gdańska – miast obszaru niemiec-kojęzycznego był zjawiskiem złożonym, rozciągniętym w cza-sie i o zmiennej dynamice. Pomimo jego znaczenia dla roz woju miast europejskich nie przykuwał on do niedawna należytej uwagi badaczy 1 . Zadowalano się często uproszczonymi tezami, wedle których obwarowania miejskie rozbierano dla tego, że traciły walory militarne lub dlatego, że przyrost demograficzny i rozwój miasta tego wymagał. Tymczasem likwidacja murów i obwarowań miejskich w miastach niemieckich, zainicjo-wana jeszcze w końcu XVII w., a prowadzona do początków XX w., była zjawiskiem, które należy rozpatrywać w znacznie szerszy sposób, uwzględniając trzy różne poziomy 2 . Pierwszy wyznaczają kwestie militarne, wynikające z obronnej funkcji fortyfikacji chroniących miasto przed atakiem z zewnątrz i roli całej fortecy w systemie obronnym państwa. Drugi, to poziom społeczno-prawny wynikający z funkcji murów, jako elementu wyznaczającego terytorium bezpieczeństwa i po-rządku wewnętrznego. Trzeci, wreszcie, wyznaczają aspekty ideowe i symboliczne związane z samoidentyfikacją społecz-ności miejskiej i definiowania miasta przez obcych, usunięcia czytelnego podziału na orbis interior i orbis exterior.

Proces decydowania o niwelacji obwarowań miejskich był przede wszystkim immanentnym czynnikiem przecho-dzenia miast od struktur zamkniętych do struktur otwar-tych, od miasta tradycyjnego do miasta nowoczesnego, choć w różnych okresach miało to odmienne znaczenie. Rozbiór-ka murów oznaczała rezygnację z tradycyjnie rozumianej jego obrony, bezpieczeństwa, kontroli (także finansowej) mieszkańców i przyjezdnych. Pozbawiała miasto widocz-nego znaku potęgi i władzy, ale otwierała nowe możliwości rozwoju terytorialnego3 . Wiązała się z problemem nowego zdefiniowania społeczności miejskiej i miasta jako takiego,

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

47

zarówno w relacji wewnętrznej, jak i zewnętrznej w kontek-ście państwa i jego polityki. Oznaczała wreszcie konfrontację z wieloma nowymi problemami wymagającymi rozwiązania, takimi jak rozplanowanie i zagospodarowanie nowej struk-tury miasta, rozstrzygnięcie kwestii prawnych dotyczących ziemi zajmowanej przez fortyfikacje i glacis, czy transloka-cji wielu związanych z fortyfikacjami instytucji (magazyny zbrojeniowe, więzienia itp.).

Pierwowzorem dla krajów niemieckich była, jak się wy-daje, Francja, gdzie procesy defortyfikacyjne miast miały przede wszystkim podłoże religijno-polityczne. Rozpoczęły się już w okresie wojen religijnych w latach 30. XVII w. (zbu-rzenie murów La Rochelle) i wiązały z wdrażaniem nowego modelu władzy absolutnej, a ich ważnym ukoronowaniem była przeprowadzona w 1671 r. rozbiórka murów obron-nych Paryża i wyprowadzka dworu królewskiego ze stolicy do całkowicie pozbawionego systemu obronnego Wersalu. W ostatniej ćwierci XVII w. podjęto też przemodelowanie francuskiego systemu obronnego zgodnie z sugestiami Vau-bana, skupiając się na budowie i rozbudowie twierdz stra-tegicznych i rezygnując z utrzymywania fortyfikacji miast położonych w głębi kraju4 . Zjawisko defortyfikacji miast z przyczyn polityczno-religijnych miało miejsce także na obszarze państwa habsburskiego. W niektórych miastach śląskich planowo rozbierano mury miejskie dążąc do osła-bienia opozycji religijnej 5 .

W procesie defortyfikacji miast niemieckich, który rozpo-czął się w końcu XVII w., da się zaobserwować zmienną dyna-mikę tego zjawiska6 . Jego początek wyznaczają wyburzenia fortyfikacji miast nadreńskich przez okupacyjne wojska fran-cuskie w czasie wojny palatynackiej (1689 –1697), a kontynu-ację stanowią procesy w znacznym stopniu oparte na przej-mowaniu wzorców francuskich, zarówno politycznych, jak

MAłGORzATA OMilAnOwskA

48

i ideowych, stopniowo wzbogacanych o wątki myśli oświece-niowej. Znajdowały one odbicie w ewolucji strategii obronnej wielu państw niemieckich, a zwłaszcza Królestwa Prus, gdzie procesowi budowy silnych nowoczesnych twierdz na obrze-żach państwa towarzyszyła powolna demilitaryzac ja miast położonych w głębi kraju. Kuszący okazał się także francuski wzorzec nowej rezydencji władcy, którego siła manifestowała się nie w potędze fortyfikacji, ale w rezygnowaniu z nich7 . Jed-nak utrata funkcji militarnej nie skazywała fortyfikacji miej-skich automatycznie na rozbiórkę8 . Odgrywały nadal ważną rolę w systemie policyjnym, porządkowym i podatkowym, bywało, że zachowywano je więc, zwłaszcza w większych miastach (Düsseldorf, Monachium), lub zastępowano inną formą wydzielenia terenów miejskich, np. w Berlinie forty-fikacje rozbierane od 1734 r. zastąpiono murem akcyzowym. Spośród większych miast niemieckich w trzeciej ćwierci XVIII w. zdefortyfikowano m.in. Lipsk, Kassel i Hanower9 . Elbląg, który znalazł się po I rozbiorze Polski w granicach Prus, został zdefortyfikowany za zgodą Fryderyka II na wnio-sek rady miejskiej z 1773 r. Rada argumentowała wniosek względami higienicznymi i finansowymi 10 .

W tym czasie Gdańsk był jeszcze miastem Rzeczyposp o-litej, w której ze względu na specyfikę geopolityczną, prze-kształcenia systemu organizacji obrony państwa, a więc i pro cesy defortyfikacji, miały odmienny przebieg niż w in-nych, absolutystycznych państwach europejskich11 . Gdańsk ze swymi potężnymi fortyfikacjami nowożytnymi wzniesio-nymi z inicjatywy i na koszt gdańszczan, wprawdzie w razie potrzeby służył Rzeczypospolitej w obronie, ale do twierdz królewskich nie należał, zachowując do rozbiorów wyjątkowy status prawny 12 . Fortyfikacje Gdańska stanowiły w XVIII w. nie tylko wciąż przydatny, nowoczesny i utrzymywany w do-brym stanie technicznym zespół umocnień, lecz także symbol

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

49

miasta, jego niezależności, potęgi oraz znaczenia politycznego i gospodarczego, nawet wtedy, gdy owo znaczenie polityczne i gospodarcze było już tylko wspomnieniem13 .

Szczególnie intensywny okres defotyfikacji miast nie-mieckich przypadł na lata 1789 –1815. W przestrzeni zaledwie kilkunastu lat rozebrano umocnienia w kilkuset z nich14 . W la-tach 90. XVIII w. decyzje defortyfikacyjne były jeszcze stosun-kowo nieliczne i zapadały z reguły na fali oświeceniowych koncepcji i sanacji miast. Na przykład w latach 1793 –1794 decyzję o zburzeniu murów miejskich i wytyczeniu nowych dzielnic podjęto z inicjatywy władz pruskich w Poznaniu, wdrażając plan zagospodarowania przestrzennego sporzą-dzony przez Davida Gilly 15 . Rozbiórkę fortyfikacji Mona-chium rozpoczęto w 1791 r. z inicjatywy elektora bawarskiego Karola Teodora Wittelsbacha, który dążył do otwarcia miasta obranego na główną rezydencję16 .

Procesy defortyfikacji miast uległy gwałtownemu przyspie-szeniu po wybuchu wojen napoleońskich. Kolejne niemieckie państwa i miasta po przegranej zmuszane były do przełknię-cia upokorzenia, jakim był nakaz władz francuskich rozbiórki (bądź nie podejmowania odbudowy) fortyfikacji. Jednak czę-sto wola okupanta spotykała się z pragmatycznymi potrze-bami miast i w efekcie władzom miejskim dawała okazję do pozbycia się ograniczających rozwój przestrzenny obwaro-wań i pozyskania terenów pofortyfikacyjnych. Umocnienia Düsseldorfu zostały zniwelowane na mocy postanowień trak-tatu z Lunéville (1801), a tereny poforteczne przeznaczono pod urządzenie parków publicznych17 . Proces taki zaszedł także we Wrocławiu, gdzie decyzja o rozbiórce umocnień była inicjatywą okupantów francuskich ze stycznia 1807 r.18. Osta-tecznie jednak to dzięki staraniom władz miejskich i decyzji króla Prus podjętej w 1812 r. wały zniwelowano, a uwolnione tereny oddano miastu.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

50

il.1 Friedrich Gottlob Endler, Rozbiórka obwałowań Wrocławia, repr. wg Der Breslauische Erzähler, 8.1807.

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

51

W niemieckich miastach o statusie miast wolnych rozpo-częto defortyfikację w pierwszych latach XIX w. (w Bremie i Frankfurcie nad Menem w 1802 r., w Hamburgu19 i Lube-ce w 1804 r.) z inicjatywy rajców, choć, jak pokazuje przy-kład Frankfurtu, nie bez pewnej zachęty ze strony fran-cuskiej 20 . Władze miast kalkulowały, że fortyfikacje i tak nie zape wnią obrony miastu, a dobrowolne pozbycie się ich potwierdzi neutralność i w konsekwencji zagwarantuje nie-tykalność.

Niwelacja wałów wymuszona przez francuskie władze oku-pacyjne przypadła w okresie, gdy miasta europejskie nie weszły jeszcze na drogę intensywnego rozwoju przemysłowego i co za tym idzie, nie cierpiały na braki terenów pod zabudowę. Co więcej, miasta pozyskiwały tereny powałowe najczęściej za darmo (Düsseldorf, Wrocław), nie musiały więc pod presją

il.3 Christian Ludwig Bosse i Isaak Altmann, Plan parku krajobrazo-wego założonego na terenach powało-wych w Bremie, repr. wg Josef Stübben, Der Stadtebau, Handbuch der Archi-tektur, 4. Th., 9. Hb-Bd., Darmstadt 1890.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

52

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

53

il.2 Karl Heinrich Studt, Plan Wrocławia, 1820, gstA PK Berlin, repr. wg Agnieszka Zabłocka-Kos, Zrozu-mieć miasto. Centrum Wrocławia na drodze ku nowoczesnemu city 1807-1858, Wrocław 2006, il. IV.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

54

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

55

plAn GDAńskA 1886 wyd. Richard Bertling, w zbiorach Bg Pan sygn. C139.5. Plan dokumen-tuje w pełni zachowany obwód fortyfikacji Gdańska, ale już z prze-bitą bramą kolejową (od pd.) i stoczniową (od pn.) oraz przebiegiem linii kolejowej poprowa-dzonej wzdłuż zachod-niej linii obwałowań.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

56

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

57

plAn GDAńskA 1904wyd. Kafemann, w zbiorach prywatnych. Plan dokumentuje stan fortyfikacji po rozbiórce obwałowań od pn. i zach. oraz przebieg nowo wy-tyczonych ulic i bloków zabudowy.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

58

ekonomiczną przeznaczać ich pod parcelację21 . Zakładano na ich miejscu promenady i tereny zielone, często wykorzystując pozostawiane odcinki fosy na stawy i kanały parkowe, a czę-ściowo zniwelowane wały na pagórki parku krajobrazowego22 . Stało się tak we wspomnianym już Düsseldorfie, ale takie we Wrocławiu, gdzie założono promenadę obiegającą miasto, wiodącą wzdłuż kanału powtarzającego w głównych zarysach przebieg fosy 23 . Podobnie wykorzystano też tereny poforteczne w Bremie, gdzie w latach 1802 –1811 powstał efektowny park krajobrazowy z malowniczymi wzgórzami i krętymi stawa-mi, zaprojektowany przez Christiana Ludwiga Bosse i Isaaka Altmanna24 .

Francuzi nakazywali rozbiórki fortyfikacji w wielu mia-stach, ale wcale nie było to regułą. Niwelowano przede wszyst-kim te, które miały największą wartość militarną25 . Inne, mniej groź ne, pozostawiano, natomiast w miastach, które Francuzi uważali za ważne z punktu widzenia ich własnych planów strategicznych, sami podejmowali wzmocnienie ich poten-cjału obronnego, jak stało się to np. w Gdańsku26 .

Po kongresie wiedeńskim około 60 proc. miast niemiec-kich było już pozbawionych fortyfikacji 27 . Proces defortyfi-kacji miast był oczywiście kontynuowany choć niewątpli-wie w końcu pierwszej i w drugiej ćwierci XIX w. znacznie się spowolnił. Dynamika rozwoju miast wciąż jeszcze nie była tak intensywna, aby brak gruntów pod nową zabudowę przyspieszył decyzje demilitaryzacyjne. Nie objęły one także miast o znaczeniu strategicznym, gdzie zaraz po kongresie wiedeńskim podjęto odbudowę twierdz lub budowę nowych fortyfikacji (przy czym w tym drugim przypadku zachodziły jednocześnie procesy umacniania miast nowocześniejszymi systemami obronnymi przy jednoczesnej demilitaryzacji star-szych, głównie średniowiecznych umocnień, które straciły walory obronne w wyniku rozwoju technik wojennych).

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

59

Nowy porządek granic europejskich ustalony podczas kongresu wiedeńskiego, wyznaczył nowe priorytety militar ne w poszczególnych krajach. Prusy pozyskawszy nowe pro-wincje nadreńskie, w pierwszej kolejności podjęły zadanie ufortyfikowania granicy z Francją, budując ogromne zało-żenia militarne w Koblencji i Kolonii, gdzie powstał gigan-tyczny pierścień twierdzy poligonalnej otaczającej miasto od zachodu, a także w Minden broniącym Prus przed króle-stwem Hanoweru. W drugiej połowie lat 20. XIX w. podjęto decyzję o nowoczesnym umocnieniu kolejnych miast, licząc się z ewentualnymi konfliktami także z innymi sąsiadami. Status twierdzy uzyskały wówczas miasta położone przy nowej granicy z cesarstwem rosyjskim, m.in. Poznań, gdzie w 1828 r. rozpoczęto budowę twierdzy poligonalnej według projektu Johanna Brese, Toruń, gdzie nowożytne fortyfikacje modernizowano już od 1818 r., a do 1833 r. wzniesiono fort po-ligonalny św. Jakuba i umocniony przyczółek mostowy oraz Królewiec, gdzie od 1842 r. wznoszono twierdzę poligonalną na wzór Poznania28 . Ogromne założenia fortyfikacyjne po-wstawały także w innych państwach niemieckich należących do Związku Niemieckiego, jak chociażby w Rastatt, w którym twierdza powstała w latach 1842 –1852, czy naddunajskie twierdze w Ulm wznoszone od 1842 r. i bawarska w lngolstadt budowana od 1828 r.

Co ciekawe, największe miasta, mimo przyrostu ludności, nie spieszyły się ze zniesieniem fizycznych granic i inkorpo-racją przedmieść, oznaczałoby to bowiem utratę kontroli nad bezpieczeństwem wewnętrznym i przewozem towarów, ale i przejęcie odpowiedzialności (także finansowej) za miesz-kańców dzielnic z reguły najbiedniejszych29 . Berlin utrzymał mur akcyzowy do lat 50., a w Hamburgu, gdzie zadecydowano o zdemilitaryzowaniu fortyfikacji w 1815 r., przed połową stu-lecia rozbierano jedynie bastiony utrzymując kurtyny i bramy

MAłGORzATA OMilAnOwskA

60

pozwalające na kontrolę granic miasta. Do lat 50. pełne for-tyfikacje utrzymał Wiedeń, choć i tu chodziło o względy bez-pieczeństwa wewnętrznego, a nie ich funkcję stricte militarną.

Wielkie zmiany w urbanistyce europejskiej przyniosły lata 50. XIX w. Z jednej strony wydarzenia rewolucji 1848 r., z drugiej zaś, szybki rozwój komunikacji kolejowej i związa-ne z nim gwałtowne przyspieszenie procesu industrializacji miast, a co za tym idzie zagęszczenia zaludnienia, zadecydo-wały o podjęciu wielkich projektów przebudów miast, przede wszystkim Paryża, a następnie Wiednia (od 1858 r.) i Berlina (od 1862 r.)30 . Wielka przebudowa Paryża prowadzona według koncepcji barona Haussmanna od 1851 r. z nową strukturą szerokich, prostych jak strzała alei krzyżujących się na gwiaź-dzistych placach i ringów obiegających centrum, usprawniają-cych komunikacje, stała się wzorcem rozplanowania struktury komunikacyjnej dla niemal wszystkich miast europejskich przebudowywanych w ciągu czterech następnych dziesię-cioleci 31 . W przypadku Wiednia plany przebudowy doty czyły zagospodarowania terenów powałowych, które zostały zde-militaryzowane decyzją cesarza z 1857 r.32. Konkurs urbani-styczny przeprowadzony w 1858 r. i w efekcie wypracowanie projektu zagospodarowania terenów pofortecznych w oparciu o schemat Ringu, stały się wzorem dla tych miast, które wkrót-ce musiały rozwiązać podobny problem. Model wiedeński zyskał popularność przede wszystkim w miastach monarchii habsburskiej, takich jak Brno i Salzburg, ale także wielu z miast niemieckich, przede wszystkim Kolonii.

Według Yaira Mintzkera, który kończy swoje rozważania na temat defortyfikacji miast na roku 1866, od drugiej połowy lat 60. XIX w. ustały wszystkie, z wyjątkiem strategicznego, czynniki hamujące bądź wykluczające decyzje o rozbiórce wałów, tak istotne w poprzednich okresach. Po tej dacie ufor-tyfikowane pozostały już tylko te miasta, które pełniły nadal

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

61

funkcje strategiczną. I do nich właśnie zaliczał się – obok między innymi Poznania i Torunia – Gdańsk.

W państwie pruskim od czasów reform państwa Heinricha Friedricha Karla von Steina i Karla Augusta Hardenberga (w przypadku Gdańska od 1817 r.), wszystkie urządzenia militarne były własnością władz wojskowych (Militärfiskus). Dotyczyło to zarówno urządzeń aktualnie eksploatowanych na potrzeby stricte militarne, jak i wszelkich innych kiedy-kolwiek zbudowanych i przeznaczonych na cele wojskowe, a więc wszelkich zbrojowni, średniowiecznych murów i baszt miejskich itp. Jakiekolwiek wykorzystanie tych urządzeń przez miasto wymagało uregulowania statusu prawnego budowli. W praktyce władze miejskie – o ile były tym zainte-resowane – mogły otrzymać od władz wojskowych pojedyncze średniowieczne baszty czy bramy miejskie nawet za darmo (chociaż np. w Gdańsku miasto musiało zapłacić za zespół Wieży Więziennej i Katowni w 1888 r. aż 2200 marek)33 . Jed-nakże w przypadku struktur o większej skali, jak np. obwa-łowania nowożytne, wartość terenów przez nie zajmowanych była tak wysoka, że miasta mogły jedynie je wykupić i to za niebagatelne sumy, oczywiście pod warunkiem, że wła-dze wojskowe uznały je za bezużyteczne z punktu widzenia obronności. Siłą rzeczy więc, władze miejskie zmuszane były do poszukiwania takich rozwiązań, które pozwoliłyby nie tylko na racjonalne wykorzystanie pozyskiwanych terenów, ale i odzyskanie kapitału włożonego w zakup34 .

Wojsko regulowało nie tylko funkcjonowanie samych urzą-dzeń, ale kontrolowało także prawo własności i wszelkie po-czynania innych podmiotów prawnych na obszarze rejonów fortecznych, które zwyczajowo obejmowały glacis a w XIX w. zostały kolejnymi regulacjami prawnymi (z 1828 i 1871 r.) ściśle zdefiniowane i rozszerzone na trzy pierścienie nazywa-ne rejonami fortecznymi (Rayon) o zróżnicowanym zakresie

MAłGORzATA OMilAnOwskA

62

zakazów 35 . Ustawa z grudnia 1871 r. wyznaczała trzy strefy otaczające pierścieniami urządzenia wojskowe o szerokości kolejno 600 m, 375 m i 1275 m, w których każda zmiana na terenie nieruchomości włącznie z budową śluzy, wykopaniem rowu, wytyczeniem drogi lub nasadzeniem parku wymagała zgody władz wojskowych, w pierwszej zaś strefie praktycznie wykluczała możliwość jakiejkolwiek zabudowy. Wyjątkowo dopuszczana była budowa budynków drewnianych, ale z obo-wiązkiem ich natychmiastowej rozbiórki w razie potrzeby, bez prawa do odszkodowania.

Lata 50. XIX w. przyniosły nie tylko wielkie zmiany w urba-nistyce metropolii, ale także dość intensywny rozwój technik wojennych, przede wszystkim artylerii. Okazało się, że do-tychczasowe systemy obronne oparte na zwartym pierścieniu fortyfikacji przestały spełniać swoje zadanie. Pierwszym po-ważnym konfliktem zbrojnym, który ujawnił małą przydat-ność systemu obrony opartego na idei obozu warownego, była wojna krymska i słynna obrona Sewastopola w 1855 r., zakoń-czona zdobyciem miasta przez wojska osmańskie wspierane przez Francuzów i Brytyjczyków. W 1859 r. wyprodukowano pierwsze działa z lufami gwintowanymi znacznie powiększa-jącymi zasięg ostrzału, użyte przez Prusy w wojnie o Szlezwik w 1864 r. W tym samym czasie wprowadzono do użytku działa ładowane odtylcowo. W efekcie tych doświadczeń już w końcu lat 60. w Królestwie Prus podjęto pierwsze próby modernizacji istniejącego systemu obronnego, poprzez wprowadzenie tzw. twierdz fortowych w formie pierścienia fortów oddalonych o ok. 6 km od rdzenia. Ostateczny cios systemowi zwartych systemów obronnych zadały doświadczenia wojny niemiecko-

-francuskiej lat 1870 –1871, podczas której obnażona została nieskuteczność obrony przy użyciu twierdz poligonalnych.

Utworzenie cesarstwa niemieckiego w 1871 r. spowodo-wało scalenie niezależnych do tej pory ziem niemieckich

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

63

i w konsekwencji wytyczenie nowych granic państwa wyma-gających obrony oraz wyłączenie z obszaru zainteresowania wojskowego wielu twierdz położonych teraz w głębi obszaru cesarstwa. 24 czerwca 1872 r. w Allerhöchste Kabinettsor-dre ogłoszono listę, na której znalazło się jedynie 49 twierdz w podziale na trzy kategorie. Siedemnaście twierdz pierw-szej kategorii zamierzano poddać zasadniczej przebudowie i modernizacji (wśród nich znalazły się m.in. Gdańsk, Poznań, Toruń, Kostrzyn i Królewiec), siedemnaście następnych mia-no zmodernizować na potrzeby doraźnej obrony, piętnaście trzeciej kategorii postanowiono jedynie utrzymywać w do-tychczasowej postaci.

Pośród miast do tej pory ufortyfikowanych, które nie zna-lazły się na nowej liście twierdz cesarskich były m.in. Erfurt, Grudziądz (gdzie w 1872 r. podjęto niwelację obwałowań no-wożytnych, ale po zbudowaniu mostu na Wiśle w 1880 r. po-nownie rozpoczęto rozbudowę umocnień), Kołobrzeg (jako twierdza morska funkcjonował jeszcze do 1887 r.), a także Norymberga, Minden, Wittenberga i Szczecin, w którym de-fortyfikacja pozwoliła na zaprojektowanie nowej dzielnicy na wzór paryski i berliński przez Jamesa Hobrechta36 .

Jeszcze w połowie lat 70. wokół miast zaliczonych do pierwszej kategorii twierdz cesarstwa rozpoczęto budowę nowoczesnych twierdz fortowych, których model opracowano na potrzeby Strassburga (tzw. Fort Biehlera) i powtarzano niemal bez zmian w innych miastach. Błyskawiczne tempo budowy nowych twierdz możliwe było dzięki gigantycznym środkom finansowym, wypłacanym Niemcom przez Francję w ramach kontrybucji, a także zatrudnianiu przy budowach francuskich jeńców wojennych. Budowa nowych twierdz for-towych teoretycznie umożliwiła rezygnację z eksploatacji umocnień starszego typu i w efekcie niwelacją wałów i wy-kup terenów pofortecznych przez miasto, ale odbywało się

MAłGORzATA OMilAnOwskA

64

to z dużymi oporami. W Kolonii władze wojskowe dopuściły rozbiórkę pierścienia obwałowań już w końcu lat 70. (formal-na decyzja zapadła w 1881 r.), także w Toruniu Militärfiskus zezwolił w tym czasie na rozbiórkę murów średniowiecz-nych37 . Jednak w większości miast-twierdz doszło do tego znacznie później, mimo że już w połowie lat 80. swoją wartość militarną straciły nawet świeżo wzniesione twierdze fortowe, dzięki wynalezieniu prochu bezdymnego i w konsekwencji nowego typu amunicji burzącej (Brisanzgranate), nie tylko pozwalającej na ostrzał o znacznie większym zasięgu, ale i zasadniczo większej sile kruszącej.

Władze Kolonii pierwsze starania o zgodę na rozbiórkę wałów otaczających miasto podjęły już w 1861 r.38. W latach 1872 –1881 wokół miasta zbudowano twierdzę fortową, co zapewne ułatwiło władzy municypalnej uzyskanie zgody na demilitaryzacje pierścienia obwałowań i wykup tych terenów od wojska. W 1880 r. rozstrzygnięto konkurs na rozplano-wanie terenów pofortecznych, którego zwycięzcami zostali młody architekt miejski Akwizgranu Hermann Josef Stüb-ben oraz profesor akwizgrańskiej politechniki Karl Hen-rici. W 1881 r. rozpoczęto niwelację umocnień, wytyczanie nowych kwartałów zabudowy i sprzedaż działek. Przygoto-wanie projektu wykonawczego i realizacje tego ambitnego planu powierzono Stübbenowi, który przeniósł się do Kolonii obejmując stanowisko architekta miejskiego i inżyniera od-powiedzialnego za rozbudowę miasta39 . Stübben był jednym z największych entuzjastów rozwiązania wiedeńskiego, a za-razem paryskiej koncepcji placów gwiaździstych. W Kolonii zaproponował utworzenie szerokiego Ringu na wzór wiedeń-ski z siecią prostych ulic i alei krzyżujących się na placach gwiaździstych i diagonalnych ulic na wzór paryski, zadbał też o wyznaczanie osi widokowych otwierających się na znacz-niejsze budowle, a przede wszystkim najcenniejsze zabytki

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

65

miasta. Był odpowiedzialny nie tylko za rozwiązania stricte urbanistyczne, ale i prawne, określające najkorzystniejsze dla miasta rozwiązania parcelacyjne40 . Pracując w Kolonii podejmował się sporządzania projektów rozbudowy Düssel-dorfu (1884 /1885), Fryburga Bryzgowijskiego (1885 / 1890), południowej dzielnicy Koblencji rozplanowanej na miejscu zniwelowanych fortyfikacji (1889), a w 1890 r. sporządził generalny plan zabudowy Düren i Wesel oraz rozbudowy ku północy Hamburga-Altony 41 . Doświadczenia, jakie Stübben zdobył w Kolonii i innych miastach, zapewniły mu sławę w całym cesarstwie i uczyniły jednym z największych auto-rytetów w dziedzinie urbanistyki, co zaowocowało powierze-niem mu napisania podręcznika urbanistyki Der Städtebau, wydanego w 1890 r.42 .

il.4 Josef Stübben, projekt rozplanowania terenów powałowych w Kolonii, repr. wg Josef Stübben, Der Stadtebau, Handbuch der Architektur,

4. Th., 9. Hb-Bd., Darmstadt 1890.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

66

Gdańsk zaczął silnie odczuwać ograniczenia wynikające z istnienia umocnień dopiero po wejściu w okres bardziej dynamicznego rozwoju, co stało się w latach 60. XIX w. i wią-zało się z inicjatywami podjętymi przez nowego nadburmi-strza Leopolda von Wintera, wybranego na to stanowis ko w 1863 r. Sześć lat wcześniej architektem miejskim w Gdań-sku został Julius Albert Gottlieb Licht, człowiek dobrze wy-kształcony w berlińskiej Bauakademie, z praktyką w zakresie miernictwa, architektury, mechaniki, inżynierii lądowej, wod-nej i dróg żelaznych, o niezwykłej osobowości, szerokich ho-ryzontach i mocno zaangażowany w sprawy miasta43 . Winter znalazł w nim oddanego i pomysłowego współpracownika, z którym przez następnych dwadzieścia siedem lat kreował nowoczesny Gdańsk. Burmistrz podjął dzieło gruntownej sanacji miasta, zaczynając od powołania służb oczyszczania miasta, straży pożarnej, przygotowań do budowy nowocze-snych wodociągów i kanalizacji, brukowania ulic i trotuarów, budowy nowych dróg i mostów, a także inicjowania budowy kolejnych połączeń kolejowych. Licht stał się z czasem głów-nym projektantem wielu z tych przedsięwzięć, sprawując nadzór nad realizacją pozostałych.

Ogromny zespół gdańskich fortyfikacji okazał się wobec tych planów realną przeszkodą. Komunikacja z miastem, nie licząc drogi wodnej, zapewniały jedynie cztery, zbudowane jeszcze w XVI i XVII w. bramy (Wyżynna od zachodu, Nizinna od południa, Żuławska od wschodu i św. Jakuba od północy) o wąskich przelotach i niewygodnych dojazdach oraz linia kolejowa wiodąca przez przekop w wałach od południa. Wy-jazd z miasta przez Bramę Wyżynną lub św. Jakuba wymagał dodatkowo sforsowania długiego pasa fortyfikacji przez jed-ną z trzech, także jeszcze nowożytnych bram, zbudowanych ok. 1655 r. (Oliwskiej od północy, Oruńskiej od południa, lub Siedleckiej od zachodu)44 .

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

67

Pierwsza linia kolejowa łącząca Gdańsk z innymi mia-stami Królestwa Prus została oddana do użytku w 1852 r. Był to odcinek spinający Gdańsk z Tczewem, połączonym przez Bydgoszcz z Berlinem (początkowo okrężną linią przez Szczecin, od 1873 r. bezpośrednią linią przez Piłę i Kostrzyn), oraz od 1857 r. z Królewcem. Do 1877 r. zbu-dowano też kolej Nadwiślańską łączącą węzeł tczewski przez Mławę z Warszawą, a tym samym także z Wiedniem i siecią kolei rosyjskich. Dworzec pasażerski Bramy Ni-zinnej (Leegetorbahnhof), obsługujący tę linię, wzniesiony został przy południowej granicy miasta na krańcu Wyspy Spichrzów w obrębie fortyfikacji, które specjalnie na te po-trzeby przerwano, wznosząc w tym miejscu bramę kolejową. Powstała w latach 1850 –1852 według projektu jak dotąd nie ustalonego architekta, zapewne jednego z urzędników budowlanych zatrudnionych przez Pruską Kolej Wschodnią (Preussiche Ostbahn). Była to neogotycka ceglana budowla o rozłożystej dwukondygnacyjnej bryle akcentowanej ry-zalitami bocznymi i środkowym, z arkadkowymi attykami i narożnikami wzmocnionymi czworobocznymi filarami z flankowanymi sterczynami. Cechy tej architektury wiążą budynek jednoznacznie z architekturą berlińską tego czasu z kręgu Friedricha Augusta Stülera.

Wobec rozległych planów dotyczących rozwoju miasta przedstawionych przez Leopolda von Wintera i zaakceptowa-nych przez miejskich rajców, już w 1865 r. podjęto pierwszą próbę uzyskania zgody na wykup obwarowań z rąk władz wojskowych. Winter w pierwszej fazie działań spotkał się nawet z ich pozytywną reakcją. Wsparty inicjatywą radnych, przygotował wystąpienie do króla Wilhelma II z prośbą o zgo-dę na niwelację wałów, motywując to potrzebą pozyska-nia nowych terenów pod zabudowę mieszkaniową, wobec już wówczas palącego problemu braku wolnych terenów

MAłGORzATA OMilAnOwskA

68

il.5 C.H. Mann, Dworzec Bramy Nizinnej w Gdańsku, wycinek z gazety gdańskiej 1935, fot. ze zbiorów autorki.

il.6 Dworzec Bramy Nizinnej w Gdańsku, fot. w zbiorach prywatnych.

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

69

w mieście. Pismo w tej sprawie wysłane 9 stycznia 1866 r. nie doczekało się jednak pozytywnej reakcji 45 .

Podejmowane systematycznie przez von Wintera w na-stępnych latach negocjacje z władzami wojskowymi o zgo-dę na rozbiórkę fortyfikacji nowożytnych nie przyniosły efektów, choć bywało, że udawało się uzyskać pozwolenia na drobne inwestycje o niestałym charakterze, jak np. w koń-cu lat 60. na budowę kąpieliska miejskiego w fosie koło Bastionu Młyńskiego (Braun Ross)46 . Miasto otrzymywało też zgody na wykup od wojska pojedynczych elementów fortyfi-kacji średniowiecznych, które z reguły rozbierano, o ile mogło to usprawnić komunikację wewnątrz miasta, choć z biegiem czasu coraz silniejsza była świadomość wartości historycznej tych obiektów i opozycja obrońców zabytków 47 .

Istotną kwestią związaną ze zmianami struktury miasta w obrębie fortyfikacji i usprawnieniem komunikacji były też przedproża. Wysunięte daleko przed fasady budynków tara-sy i dobudówki znacznie zawężały szerokość ulic. Niektóre z nich były bezcennymi dziełami sztuki późnogotyckiej, ma-nierystycznej czy barokowej, ozdobionymi wysokiej klasy ka-mieniarką, inne po prostu nieforemnymi składzikami, wszyst-kie zaś stanowiły poważną przeszkodę w projektach sanacji miasta. Ich istnienie utrudniało komunikację i transport, a co za tym idzie uniemożliwiało sprawne funkcjonowanie straży pożarnej i innych służb miejskich, budowę chodników itp. Przede wszystkim jednak stanowiły one przeszkodę dla reali-zacji zaplanowanego przez Wintera śmiałego i nowatorskiego, jak na owe czasy, przedsięwzięcia budowy nowych wodo-ciągów i systemu kanalizacji miejskiej. Ostateczną decyzję nakazującą rozbiórki przedproży wydano w 1868 r., a więc w roku, gdy podjęto budowę nowych wodociągów przez firmę J&A Aird z Berlina i rok przed rozpoczęciem realizacji gigan-tycznego projektu budowy nowoczesnego systemu kanalizacji

MAłGORzATA OMilAnOwskA

70

miasta przez tę samą firmę48 . W rozbiórce przedproży zainte-resowani byli też niektórzy właściciele kamienic, w których sienie przerabiano na sklepy i w rezultacie, mimo protestów obrońców zabytków, większość gdańskich przedproży, przede wszystkim na głównych ulicach, takich jak Długa czy Ogarna, w ciągu kilku lat przestało istnieć 49 .

W 1867 r. z Gdańska poprowadzono drugą linię kolejową, łącząc towarowy dworzec w Oruni z Nowym Portem. Szlak ten wytyczono wzdłuż zachodniej linii wałów obwodu we-wnętrznego od Bramy Oruńskiej do Bramy Oliwskiej. Wojsko zgodziło się na położenie torów samym brzegiem fosy, a więc przez obszar pierwszego rejonu fortecznego, dlatego też nie-możliwa była budowa na tej linii stałego dworca kolejowego. Zbudowano wówczas drewniany Dworzec Bramy Wyżynnej (Hochetorbahnhof), który wkrótce przejął także obsługę ru-chu pasażerskiego otwartej w 1870 r. linii wiodącej z Gdańska przez Sopot, Słupsk i Koszalin do Szczecina, początkowo obsługiwanej przez stację położoną bliżej Bramy Oliwskiej (Olivaertorbahnhof)50 .

Hochetorbahnhof oddany do użytku 1 października 1867 r.zlokalizowano vis à vis Bastionu św. Elżbiety, bezpośrednio przy torach kolejowych51 . Był skromnym szachulcowym bu-dynkiem, dostępnym od zachodu, od dzisiejszej ul. 3 Maja (wówczas Promenade) zadaszonymi schodami. W 1872 r. Emil Hoffmann i budowniczy z Wrzeszcza von Haselberg opraco-wali projekt rozbudowy tego dworca, planując wzniesienie przy Promenadestrasse piętrowego fachwerkowego budynku z niewielką wieżą zegarową, połączonego kładką przerzuconą nad torami i fosą bezpośrednio z miastem, ale projektu tego nie zrealizowano52 .

W 1872 r. Gdańsk, jak wspomniałam, znalazł się na liście twierdz cesarstwa w kategorii I, co w tym momen cie przekre-śliło jego szanse na szybkie pozbycie się gorsetu obwarowań.

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

71

Pewne koncesje na rzecz ułatwienia funkcjonowania miasta ministerstwo wojny jednak w następnych latach czyniło, zwłaszcza w odniesieniu do poprawy komunikacji.

il.7 Dworzec Bramy Wyżynnej w Gdańsku, fot. w zbiorach Biblioteki Gdańskiej Pan.

il.8 Brama Oruńska zwana Peterszawską w Gdańsku, fot. w zbiorach Biblioteki Gdańskiej Pan.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

72

W 1873 r. władze miejskie zwróciły się do Ministerstwa Wojny o zgodę na poszerzenie bram: Wyżynnej, św. Jaku ba i Siedleckiej 53 . Zgodę uzyskano i podjęto prace pro jektowe. W następnych latach przeprowadzono także poszerzenie Bramy Oliwskiej 54 . Doszło też do poszerzenia i przebudo-wy pozostałych bram pierścienia zewnętrznego, którym nadano formy neogotyckich, zwieńczonych krenelażem słu-pów, pomiędzy którymi rozpięto żelazne skrzydła bram ne55 . W 1878 r. przeprowadzono przebicie wałów po bokach Bra-my Wyżynnej, co pozwoliło na utworzenie dodatkowych przejazdów udrażniających komuni kację z miastem56 . O ile przejazdy boczne przepruto stosunkowo szybko, o tyle prace przy przebudowie samej bramy i uzupełnianiu jej dekoracji, ukończono dopiero w 1885 r.57. Wreszcie w 1880 r. podjęto zaprojektowanie przebudowy Bramy św. Jakuba, żaden z trzech zachowawczych projektów nie został jednak zreali-zowany i ostatecznie w 1881 r. nowożytną strukturą roze-brano i zastąpiono znacznie szerszą neogotycką ceglaną bramą58 .

Władze wojskowe były także gotowe na rezygnację z ogra-niczeń zabudowy rejonów fortecznych w związku z inwe-stycjami budowlanymi własnego ministerstwa. Z uwagi na dalekosiężne plany rozbudowy cesarskiej floty niemieckiej, w 1874 r. podjęto gruntowną przebudowę i rozbudowę stocz-ni wojennej, noszącej od 1871 r. nazwę Stoczni Cesarskiej. Wojenny departament ogólny w 1874 r. bez oporów wydał zgodę cesarskiej admiralicji na zajęcie terenów graniczących z zewnętrzną fosą opływającą bastiony Lis i Ryś 59 . Co więcej, władze wojskowe pozwoliły na przebicie bramy (Werfter Thor) w kurtynie pomiędzy bastionami Lis i Ryś, ułatwiającej komunikację stoczni z miastem w okolicach ul. Rybaki Górne (Hohe Seigen)60 . Brama powstała zapewne w 1877 r. lub tuż po tej dacie61 .

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

73

Dopiero w 1888 r., a więc już po tzw. Brisanzkrise, czyli kryzysie militarno-finansowym wywołanym wprowadze-niem granatów burzących, władze wojskowe podjęły decyzję o demilitaryzacji nowożytnych fortyfikacji Gdańska i zgo-dziły się na rozbiórkę ciągu obwarowań od zachodu i pół-nocy miasta62 . Władze miasta zainteresowane były wykupem terenów zajętych przez zachodni ciąg fortyfikacji, tzw. front zachodni, pomiędzy Bramą Oruńską a Bramą św. Jakuba oraz niewielki fragment frontu północnego w okolicach Bramy św. Jakuba. Większa część pasa północnego przewidzianego do niwelacji – od kurtyny między bastionami św. Jakuba i Lis do osi kurtyny między bastionami Ryś i Grad – miała pozostać w gestii wojska, a ostatni odcinek do Motławy prze-znaczono na potrzeby żeglugi i handlu (w 1903 r. powstała na tym miejscu nowa gazownia gdańska). Władze wojskowe zarezerwowały dla siebie ponadto dużą atrakcyjnie położo-ną parcelę pod budowę siedziby generalnej komendantury w pasie zachodnim63 .

il.9 Projekt Bramy Stoczniowej, 1871, Archiwum Państwowe w Gdańsku, sygn. 1121-44.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

74

Wojsko przystąpiło do niwelacji bastionów Lis i Ryś nie-mal natychmiast po decyzji demilitaryzacyjnej i po ich znie-sieniu, nie czekając na opracowanie jakiegokolwiek planu za-gospodarowania, podjęto na ich miejscu budowę magazynów i stajni wojskowych64 . Przystąpiono też do wznoszenia ukoń-czonego w 1892 r. Zespołu Zakładów Mundurowych Korpusu (Korpsbekleidungsamt) złożonego z budynków warsztatu, zarządu, magazynów i mieszkań dla pracowników. Zespół powstał w miejscu kurtyny pomiędzy Bastionami św. Jakuba i Lis (należał do niego m.in. zachowany do dziś budynek przy ul. Wałowej 2365 ).

Decyzję o zniesieniu obwałowań nie wszyscy przyjęli z entuzja zmem, nie brakowało głosów ubolewających nad utratą pięknych zielonych wałów odbijających się w wo-dzie fosy i wyłaniających się sponad nich szczytów i wież tworzących jedyny w swoim rodzaju pejzaż miasta66 . Ubole-wanie to jednak nigdy nie przybrało formy otwartego prote-stu, czy prób wstrzymania rozbiórki. Wszyscy zdawali sobie

il.10 Panorama Gdańska z Biskupiej Górki przed rozbiórką obwałowań, fot. w zbiorach Bg Pan.

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

75

sprawę z konieczności rozwiązania palących problemów mia-sta – przede wszystkim budowy nowego dworca i pozyskania nowych terenów pod zabudowę mieszkaniową – utyskiwania na ogromną stratę jaką miasto poniesie, kończyły się więc z reguły konkluzją, że innego wyjścia nie ma.

Jeszcze w 1888 r. decyzją Rady Miasta powołano specjalną komisję złożoną z nadburmistrza Wintera, członków wydzia-łu budowlanego magistratu i radnych, której zadaniem było wypracowanie założeń całej akcji niwelacji wałów (Entfesti-gung), negocjacje z wojskiem w sprawie warunków wykupu terenów powałowych i z zarządem kolei w sprawie budowy nowego dworca oraz opracowanie planu zagospodarowania terenów powałowych.

Od początku przyszłe rozplanowanie terenów powałowych pro jektowano przede wszystkim w powiązaniu z przebiegiem linii kolejowych i lokalizacją nowego głównego dworca kolejo-wego, którego budowa była absolutnym priorytetem i w istocie najpoważniejszym argumentem w negocjacjach z wojskiem.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

76

Uzyskanie zgody na niwelację wałów i podjęcie prac projek-towych nad planami zagospodarowania terenów powałowych, pozwalało znaleźć zupełnie inną niż dotychczasowa lokaliza-cję dla głównego dworca, a także na taką zmianę przebiegu linii kolejowych w obrębie Gdańska, aby w przyszłości nie utrudniały dalszego rozwoju miasta ku zachodowi. W toku dyskusji prowadzonej między1888 a 1891 r. pojawiło się kilka nowych pomysłów rozwiązania gdańskiego węzła kolejowego, ale ze względów finansowych zdecydowano jednak pozostawić przebieg torów kolejowych w dotychczasowym kształcie, czyli z południa na północ wzdłuż linii fortyfikacyjnej, u stóp Bi-skupiej Górki i Grodziska. Natomiast nowy dworzec kolejowy postanowiono zbudować niemal dokładnie w miejscu starego Dworca Bramy Wyżynnej, tyle, że po wschodniej stronie torów kolejowych, na placu uzyskanym po niwelacji fosy odcinka między bastionami św. Elżbiety i Bożego Ciała.

Wieści o pracach prowadzonych w biurze architekta miasta nad planami zagospodarowania terenów powałowych budziły ogromne zainteresowanie. W grudniowym numerze z 1891 r.

il.11 Heinrich Rehberg, projekt zagospodarowania terenów powałowych, 1891, repr. wg Deutsche Bauzeitung 1891, nr 102/103.

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

77

„Deutsche Bauzeitung” ukazał się artykuł autorstwa byłego miejskiego radcy budowlanego Heinricha Rehberga wraz z jego projektem zagospodarowania terenów powałowych, sporządzonym w połowie 1891 r. i dostarczonym władzom Gdańska z nadzieją na wykorzystanie67 . Zatroskany opie-szałością władz miejskich Rehberg chciał podsunąć komisji optymalne, jego zdaniem, rozwiązanie. Skupił się w swych rozważaniach nie tyle na zagadnieniach urbanistycznych, ile przede wszystkim na rozwiązaniu problemu węzła kolejowe-go. Jego zdaniem rozbiórka wałów winna zostać wykorzysta-na do przeprowadzenia wzdłuż frontu zachodniego nowych potrójnych torów o przebiegu prostszym od dotychczasowego, odtwarzającego przebieg brzegu fosy. Co więcej, chciał, aby nowe tory były znacznie przesunięte ku wschodowi, a więc ku centrum miasta. Proponował, żeby koryto kanału Raduni na odcinku frontu zachodniego także przesunąć na wschód, mniej więcej w miejsce fosy i ukryć w podziemnym kanale, a dworzec kolejowy zbudować dokładnie na miejscu Bastionu św. Elżbiety.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

78

Prymarna rola, jaką Rehberg nadał kwestiom kolejo wym, siłą rzeczy odbiła się na jakości proponowanych przez niego rozwiązań komunikacji drogowej i optymalnego rozplanowa-nia bloków przeznaczonych pod zabudowę. Nie udało mu się wytyczyć głównej alei w rodzaju Ringu. Na odcinku południo-wym (do Bramy Wyżynnej) zaproponował utworzenie dwóch dość wąskich równoległych ulic: Wschodniej, kończącej się na Wysokości Katowni i zachodniej, dochodzącej tylko do Targu Siennego, który proponował zamienić na plac, skąd jedna ulica wiaduktem i przez Targ Rakowy biec miała ku Nowym Ogrodom, a druga łączyć się z Targiem Drzewnym. W jego projekcie zabrakło trzeciej ulicy, prowadzącej ku dworcowi. Tak wytyczone ulice pozwoliłyby na rozplanowanie wąskie-go ciągu bloków zabudowy na zachód od torów kolejowych (tam właśnie Rehberg wyobrażał sobie budowę nowego teatru i gmachu generalnej komendantury), drugiego nieco więk-szych bloków pomiędzy tymi ulicami oraz wschodniego ciągu złożonego wyłącznie z płytkich działek na fronty kamienic. Jeszcze gorzej Rehberg rozwiązał komunikację z nowym dwor-cem kolejowym, wytyczył ku niemu bowiem tylko niewygodne wąskie uliczki nie skomuni kowane z żadną ważniejszą arterią.

Zaproponowane rozwiązanie było wybitnie kolejarskie, niestety kosztem przebiegu nowych ulic, które nie zapewni-łyby wygodnego przejazdu przez miasto, ani dojazdu do naj-ważniejszych jego punktów. Jedynym parkiem miał pozostać Mały Błędnik, powiększony o teren położony po zachodniej stronie torów kolejowych w pobliżu Promenady, niewielkie skwery powstać miały też w okolicach Bramy św. Jakuba, a małe zieleńce przed Bramą Wyżynną. Projekt przewidywał za to miejsce na kilka ważnych budowli miejskich – naprze-ciw dworca zaplanowano halę targową, a w nowym bloku położonym przy zachodniej krawędzi Targu Drzewnego pasaż handlowy na planie krzyża.

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

79

Redakcja ,,Deutsche Bauzeitung” podjęła wątek budowy frontu zachodniego w Gdańsku w tym samym numerze68 . Nie popierając projektu Rehberga zwróciła uwagę na fakt, że tak trudne kwestie jak zagospodarowanie nowych terenów winny być staranniej przygotowywane, najlepiej poprzedzone konkursem, jak stało się to np. w Kolonii. Jeśli natomiast władze Gdańska nie planują konkursu, to powinny zwrócić się, zdaniem redakcji, o ocenę projektu do Akademie des Bauwesens, ciała powołanego do tego rodzaju zadań.

Tymczasem w komisji magistrackiej do spraw zagospo-darowania terenów powałowych zaszły zasadnicze zmiany. Leopold von Winter, pełniący funkcję nadburmistrza Gdańska od 1863 r., odszedł na emeryturę jeszcze w lipcu 1890 r., a jego miejsce zajął Karl Adolf Baumbach, w pierwszych dniach stycznia 1891 r. obejmując urząd i zarazem przejmując także przewodnictwo komisji, dzięki czemu jej prace od razu nabrały tempa. Opracowanie planów zagospodarowania terenów po-wałowych powierzono gdańskiemu architektowi miejskiemu, wspomnianemu już Juliusowi Albertowi Gottliebowi Lichtowi, którego wspierać miał miejski mierniczy Maximilian Block, pracujący w Gdańsku na tym stanowisku od 1880 r.69 .

Licht był już wówczas wielce zasłużonym dla miasta ar-chitektem, który od objęcia swej funkcji w 1857 r. zdołał zrealizować setki projektów, konceptów, planów i pomysłów. Miał na swoim koncie wiele zrealizowanych projektów ar-chitektonicznych zarówno, budynków nowo wznoszonych, m.in. szkoły dla dziewcząt im. księżnej Wiktorii, szkoły na Osieku, czy przebudowy na neorenesansowy gmachu poczty przy ul. Długiej, jak i przebudów i restauracji zabytków gdań-skich – zaprojektował m.in. rekonstrukcję manierystycznych szczytów Bramy Zielonej i przebudowę klasztoru francisz-kanów na siedzibę gimnazjum realnego i muzeum miejskie-go70 . Był także wszechstronnie wykształconym inżynierem

MAłGORzATA OMilAnOwskA

80

konstruktorem, który w 1857 r. uzyskał wraz z Friedrichem Hoffmannem patent na ceramiczny piec kręgowy, specjalistą od dróg wodnych, który sporządzał projekty regulacji ujścia Wisły, a także inżynierem kolejnictwa, odpowiedzialnym za budowę pruskiego odcinka kolei Nadwiślańskiej. Urbanistą jednak nie był i nigdy wcześniej nie zetknął się z problemem zaprojektowania rozbudowy miasta, choć jako założyciel oddziału Zachodniopruskiego Stowarzyszenia Architektów i Inżynierów w 1872 r. znał niewątpliwie wszystkie publiko-wane przez nadrzędną organizację (Związek Niemieckich Stowarzyszeń Architektów i Inżynierów) zasady rozbudowy miast opracowane przez Richarda Baumeistera w 1874 r.71. Z dużym prawdopodobieństwem można też założyć, że znał podręcznik Stubbena Der Städtebau. Na ostatecznym efekcie pracy Lichta zaważyła nie tylko wiedza profesjonalna, ale i konieczność podporządkowania się wymaganiom władz miasta, oczekujących najbardziej ekonomicznego rozwią-zania.

Licht i Block słusznie założyli, że pod zabudowę nadaje się przede wszystkim pas ziemi, na którym wznosiły się wały, natomiast fosy, nawet po zasypaniu, powinny raczej postać niezabudowane. Znany jest jedynie ich projekt zagospodaro-wania frontu zachodniego, choć być może opracowali także plan dla tzw. frontu północnego. Założyli przeprowadzenie na miejscu obwarowań nowej ulicy na całej długości frontu, nazywanej w projektach i dyskusjach Ringiem. Na odcinku od Bramy Oruńskiej wytyczona miała być ona jako niemal prosta linia aż po projektowany wylot zachodni Targu Drzew-nego, gdzie (zgodnie z przebiegiem linii wałów) odchylała się ku zachodowi lekkim łukiem podążając dalej na północ, aby na wysokości Bielańskiej znowu przybrać kształt pro-stej ulicy biegnącej ku Bramie Oliwskiej, gdzie łączyła się z jeszcze XVIII-wieczną Wielką Aleją wiodącą do Wrzeszcza.

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

81

Na południowym odcinku frontu, od Bramy Oruńskiej do Wyżynnej, wytyczona miała być równoległa do Ringu pro-menada wiodąca wzdłuż torów kolejowych.

Na odcinku południowym nowe bloki zabudowy Licht i Block rozmieścili po obu stronach Ringu, aż do nowo pla-nowanej przecznicy, będącej przedłużeniem obecnej ul. Bogu-sławskiego. W sumie na tym odcinku powstać miały cztery pary bloków, wydzielone nowymi ulicami projektowanymi na przedłużeniu Podwala Przedmiejskiego, ul. Świętej Trójcy i dziś nie istniejącej ulicy odchodzącej prostopadle od Rzeź-nickiej w połowie długości fasady koszar piechoty Wijbego. Plan przewidywał także utworzenie w miejscu Bastionu św. Elżbiety nieforemnego, trapezoidalnego bloku zachodnie-go, który wojsko uznało za najodpowiedniejszy pod budowę gmachu komendantury generalnej. Odcinki Ringu po obu stronach Bramy Wyżynnej zaplanowane zostały jako szersza, trzydziestometrowa aleja bez zabudowy od zachodu. Targ

il.12 Julius Albert Gottlieb Licht i Maximilian Błock, projekt zagospodarowania terenów powałowych, 1892,

repr. wg Bericht des Magistrats der Stadt Danzig... 1891/1892.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

82

Sienny położony naprzeciw Bramy Wyżynnej przeznaczony został na przyszły główny plac miejski. Projekt przewidywał przebicie Korzennej ku północy oraz przedłużenie Gnilnej ku zachodowi tak, aby obie połączyć z nowym Ringiem, co wymagało rozbiórki ujeżdżalni artylerii królewskiej. Nowe Ogrody miały zostać połączone z Targiem Drzewnym prostym odcinkiem nowej ulicy szerokości 20 m, nazywanej szumnie w opisach avenue.

Projektanci żałowali wprawdzie, że nie mogli przeznaczyć więcej obszarów pod promenady i parki, ale podkreślali, iż plan przewiduje powiększenie parku Mały Błędnik i utwo-rzenie promenady wiodącej od Bramy Wyżynnej do Bramy Oruńskiej 72 . Ponadto na parady i uroczystości miejskie zare-zerwowany został duży plac na południowym zamknięciu Ringu, pomiędzy przeznaczonymi do zniwelowania bastiona-mi Wijbego i św. Gertrudy, na południe od dzisiejszej ul. Augu-styńskiego. Nowo projektowane ulice miały mieć szerokość 15, 16, 18, a przed dworcem 20 m, a więc mniej więcej tyle co ul. Długa. Przewidziano także utworzenie placu przed dworcem, a w przyszłości wytyczenie terenów zielonych na miejscu Bastionu św. Jakuba, jako rekompensatę za park Błędnik, który zajęty został pod rozbudowę węzła kolejowego nowego dworca głównego.

Licht znał z autopsji wielkie europejskie metropolie. W Londynie był w 1851 r. z okazji Wielkiej Wystawy Świa-towej, pracując przy organizacji ekspozycji Królestwa Prus. W Wiedniu mieszkał i pracował w latach 1855–1857, zatrud-niony przy budowie węzła kolejowego w tym mieście i zapew-ne miał wtedy okazję bezpośrednio śledzić początki debaty na temat konieczności rozbiórki wałów i budowy Ringstras-se, a dalsze etapy – dzieje konkursu, opracowania projektów realizacyjnych przebudowy – znał z prasy fachowej 73 . Licht zapewne też odwiedził Paryż, do którego mógł się udać

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

83

chociażby w związku z otrzymaniem złotego medalu na Wielkiej Wystawie Światowej w 1867 r. Te wojaże, o których wiemy, odbywał w młodości, ale czy podróżował w następ-nych dzie sięcioleciach, w latach poprzedzających sporzą-dzenie projektu dla Gdańska, nie wiadomo.

W opisie projektu gdańskiego Licht posługiwał się wpraw-dzie terminologią wiedeńską planując w swoim mniemaniu Ring na wzór Wiednia, ale zaproponowane rozwiązanie pozba-wione było rozmachu i wizji. Projekt Lichta i Blocka był zde-cydowanie zbyt pragmatyczny, nastawiony na maksy malne wykorzystanie terenu pod zabudowę mieszkaniową. Zabrakło efektownych placów, szerokiej alei, a przede wszystkim kon-cepcji przeznaczenia części terenów pod zabudowę publiczną, a zwłaszcza wielkie monumentalne gmachy, których w Gdań-sku wciąż brakowało. Nowo projektowane ulice poprzeczne były prostym przedłużeniem ich przebiegu w starej części miasta, tworzącym dość przypadkowy układ. Zwraca uwagę prowincjonalna skala projektu, widoczna przede wszystkim w wytyczeniu niewielkich, płytkich bloków zabudowy i dość wąskich ulic — najszersza z planowanych ledwie osiągała sze-rokość Długiej, wprawdzie głównej ulicy miasta, ale średnio-wiecznego! Projekt przewidywał utworzenie jedynie dwóch placów – dworcowego i na Targu Siennym, ale projektanci nie podjęli nawet próby nadania im kształtu, poprzestając na ogólnej informacji opisowej.

Projekt Lichta i Blocka mimo licznych wad musiał być jednak zgodny z oczekiwaniami władz miejskich i komisji, zyskał aprobatę magistratu, dyrekcji Policji i Królewskiej Komendantury. 29 stycznia 1892 r. plany Lichta i opis zało żeń projektowych zabudowy frontu zachodniego podane zosta-ły do publicznej wiadomości; ogłoszono je w prasie gdań-skiej i w dorocznym sprawozdaniu magistratu74 . 2 lutego na posiedzeniu Rady Miasta poddano projekt pod dyskusję

MAłGORzATA OMilAnOwskA

84

i zadecydowano o zamówieniu u Josefa Stubbena opinii na jego temat, przeznaczając na jego honorarium 1500 marek75 . Rozwiązanie przyjęte w Gdańsku – rezygnacja z konkursu ar-chitektonicznego i skonsultowania projektu z Akademie der Bauwesen, na rzecz zamówienia opinii do projektu sporzą-dzonego przez miejski urząd budowlany – było powszechnie stosowaną praktyką, a Stubben był niewątpliwie najszerzej uznawanym autorytetem w tej dziedzinie. Po wygraniu kon-kursu kolońskiego zapraszano go kilkudziesięciokrotnie do weryfikowania projektów urbanistycznych i inżynieryjnych niemal w całej Europie76 . Podobne opinie sporządzali także inni uznani urbaniści, np. po demilitaryzacji fortyfikacji w Moguncji projekt rozbudowy miasta sporządził architekt miejski Eduard Kreyssig, a opinię projektowi wydał James Hobrecht 77 . Zarówno sam projekt, jak i jego założenia nie zostały przyjęte przez opinię publiczną przychylnie78 . Krytyce poddawano różne elementy projektu, zwłaszcza brak tere-nów zielonych i zbyt gęstą zabudowę. Oburzony Baumbach na posiedzeniu Rady Miasta 1 marca grzmiał przeciw, jego zdaniem nieuzasadnionemu, krytykanctwu broniąc projektu Lichta, a zwłaszcza założeń całego planu przewidujących przeznaczenie większości terenów pod zabudowę a nie tereny zielone: byłoby niedorzecznym żądaniem, gdyby na terenach pozyskanych przez niwelacją wałów miano urządzić jakieś fontanny, zieleńce i klomby 79 . Przeciwnicy projektu nie mieli jednak zamiaru zrezygnować z prób jego poprawienia.

Gdańskie Towarzystwo Zakładania Ogrodów (Garten-bau Verein) uznało, że zaproponowane przez magistrat roz-wiązanie urbanistyczne w zbyt małym stopniu uwzględnia po-trzeby miasta w kwestii terenów zielonych, dlatego powołało własną komisję, która opracowała nowy projekt zagospoda-rowania frontu zachodniego i przedstawiła go na posiedzeniu Towarzystwa 14 marca 1892 r.80 . W projekcie zaproponowano

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

85

il.13 Gartenbau Verein, projekt zagospodarowania terenów powałowych, 1892, Biblioteka Gdańska Pan, sygn. C150.

il.14 Projekt zagospodarowania terenów powałowych w Gdańsku, opr. na podstawie wskazówek Josefa Stübbena, 1892,

repr. Wg Bericht des Magistrats... 1893/1894.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

86

w części południowej frontu zachodniego inne rozwiązanie, a mianowicie wytyczenie jednej ulicy – Ringu – przesunię-tej ku zachodowi, bez ciągu bloków zabudowy po stronie zachodniej, co pozwoliło na wytyczenie głębszych bloków ciągu wschodniego od strony miasta i przeznaczenie strony zachodniej ulicy pod tereny zielone. Dziwacznie rozwiąza-no ostatni odcinek południowy, gdzie Ring miał się zwężać i nieco zmieniać kierunek, tak aby dało się wygospodarować dwa, zamiast jednego, bloki zabudowy z dodatkową uliczką.

Drugi spory obszar terenów zielonych powstać miał poprzez powiększenie Małego Błędnika i całkowitą rezygnacją z za-budowy terenów na północ od Bramy Wyżynnej z wyjątkiem bloku zarezerwowanego przez wojsko. Pomysłodawcy propo-nowali także pozostawienie wolnego placu pomiędzy Bramą Wyżynną i Katownią a synagogą. Miasto miało w efekcie zy-skać 4,6 ha parku południowego i 2,23 ha Małego Błędnika.

Pomysłodawcy zdawali sobie sprawę z faktu, że zapro-ponowane przez nich zmiany spowodują przeznaczenie pod zabudowę o 26 817 m kw. mniej obszaru, czyli rezygnację z planowanego przychodu 938 595 marek. Aby przekonać władze miasta do takiej decyzji, członkowie komisji Towarzy-stwa Zakładania Ogrodów wytoczyli cały szereg argumentów, sugerując, że w ich projekcie wprawdzie działek w części południowej będzie mniej, za to będą cenniejsze, bo głęb-sze i z widokiem na park. Mniejsza liczba ulic i placów da oszczędności w ich urządzaniu i eksploatacji, a zaplanowane tereny zielone nie będą wymagały tak starannej niwelacji jak place pod budowę, pozwolą więc na oszczędności w pra-cach ziemnych81 . Opracowany przez Towarzystwo projekt wraz z opisem został wydrukowany i podarowany wszyst-kim członkom Rady Miasta, a także wysłany do Stübbena82 .

Stübben przyjechał do Gdańska w połowie marca 1892 r., na miejscu zapoznał się z sytuacją w terenie i zaproponował

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

87

nowe rozwiązanie, które przedstawił na posiedzeniu Rady Miejskiej 26 marca 1892 r.83 . Podczas spotkania omówił szcze-gółowo główne założenia swojej koncepcji, nie wiadomo jed-nak czy posługiwał się jakimiś szkicami 84 . W okolicach bramy św. Jakuba, w miejscu rozbudowanego zakola fosy, zaplano-wał utworzenie zielonego placu otoczonego budynkami, które powinny być w miarę możności zwrócone ku niemu fasadami. Zasugerował likwidację ulicy Hucisko i przeznaczenie tere-nów w jej okolicach pod zabudowę. Zaproponował też utwo-rzenie placu dworcowego nie od wschodu, ale od południa dworca i w związku z tym zwrócenie fasadą tego gmachu nie ku miastu, ale na plac. Sugerował jednocześnie konieczność przeznaczenia parceli w okolicach dworca pod budowę hoteli i restauracji. Plac dworcowy, w jego opinii, winien być od po-łudnia domknięty zielenią otaczającą kwartał przeznaczony pod gmach komendantury. Sugerował też przeznaczenie pod zabudowę kwartału utworzonego po północnej stronie nowo przebijanej ulicy łączącej Targ Drzewny z Nowymi Ogrodami.

Na południe od Bramy Wyżynnej Stübben planował już tylko jeden, wschodni ciąg zabudowy poprzedzielany przed synagogą i kościołem Świętej Trójcy placami z zieleńcami, aby zarówno z nich jak i z promenady Ringu otworzyć widok na te pomniki architektury 85 . Ring miał być na tym odcinku szeroką aleją z promenadą pośrodku prowadzącą na Para-deplatz, zaproponowany już w projekcie miejskim.

Na podstawie sugestii Stübbena, Licht z Blockiem spo-rządzili nową wersję projektu – obejmującą zarówno front zachodni, jak i północny – którą przedstawiono Stübbenowi do akceptacji. Po uzyskaniu jego pozytywnej opinii, projekty zostały 23 grudnia 1892 r. zatwierdzone przez komisję magi-stracką. Projekt wydrukowano i dołączono do sprawozdania magistratu86 . Prace przy projekcie zagospodarowania tere-nów powałowych były ostatnim zadaniem Juliusa Lichta na

MAłGORzATA OMilAnOwskA

88

stanowisku architekta Gdańska, w styczniu 1893 r. przeszedł na emeryturę wyróżniony tytułem honorowego obywatela miasta87 . Dalsze prace nad wdrażaniem tego i innych pro-jektów Lichta, m.in. budowy rzeźni miejskiej i hali targowej, przejął jego następca Karl Fehlhaberg 88 .

Przyjęty do realizacji projekt był zasadniczo odmienną od pierwotnej, iście wielkomiejską wizją zagospodarowa-nia terenów pofortecznych. Z pierwszego planu zachowano (zapewne wcześniej uzgodnioną) lokalizację dworca kole-jowego, kwartał zarezerwowany pod komendanturą, a od południa wielki Excercierplatz w miejscu bastionów Wijbego i św. Gertrudy. Zachowano też koncepcję bezpośredniego połączenia Targu Drzewnego z Nowymi Ogrodami (obecnie ul. Hucisko). Ring w partii frontu zachodniego wytyczono nie-mal identycznie jak w projekcie pierwotnym, ale na odcinku południowym aż po Bramę Wyżynną nadano mu kształt lekko wygięty, prostując za to odcinek między Targiem Drzewnym a placem dworcowym. Ulica ta miała być, aż po dworzec ko-lejowy, szeroką, obsadzoną rzędami drzew aleją z promenadą spacerową pośrodku.

Propozycje Stübbena w odniesieniu do odcinka południo-wego zasadniczo były zbieżne z projektem Towarzystwa Za-kładania Ogrodów (a może od niego przejęte). W efekcie za-projektowano tylko jeden, wschodni rząd kwartałów pod zabudowę. Jedynie w sąsiedztwie Bramy Wyżynnej miały powstać dwa bloki po stronie zachodniej ujmujące półkolisty zieleniec pośrodku reprezentacyjnego placu utworzonego w miejscu Targu Siennego. Oprócz niego planowano utwo-rzyć dwa inne, wspomniane już, mniejsze place z zieleńcami pośrodku – jeden prostokątny naprzeciw kościoła Świętej Trójcy, drugi trójkątny na przedłużeniu Podwala Przedmiej-skiego, otwierający widok – jak chciał Stübben – na synago-gę. Obsadzone drzewami ulice łączyć miały malowniczymi

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

89

esownicami Ring z dzisiejszą ul. 3 Maja na jej odcinku ponad Targiem Siennym. W ostatecznym projekcie przewidziano także inny przebieg nowej ulicy łączącej dzisiejszą ul. Bo-gusławskiego z dawną Sandgrube (obecnie na tym odcinku nie istnieje), a także przebicie do Ringu ul. Elżbietańskiej. Powiększono też blok zabudowy zaplanowany na terenie po bastionie św. Elżbiety.

Projekt sporządzony według wskazówek Stubbena prze-widywał też rozplanowanie frontu północnego. Większa część tego obszaru przeznaczona była na zaspokojenie potrzeb wojskowych, dlatego plan miał na odcinku wschodnim tego frontu raczej uproszczony charakter. Zaprojektowano łuko-wato poprowadzony Ring i kilka ulic poprzecznych, a szcze-gółowo rozpracowano jedynie obszar zachodniego fragmentu tego odcinka (na miejscu Bastionu św. Jakuba), planując tam Ring w formie alei obsadzonej szpalerami drzew i wytyczenie nieforemnych bloków zabudowy przetkanych trójkątnymi w narysie zazielenionymi placami na miejscu fosy. Na osi Bramy św. Jakuba powstać miał jeden z takich trójkątnych zieleńców (późniejszy Hansaplatz), otoczony trzema trójkąt-nymi blokami zabudowy, z których południowo-wschodni przeznaczony został później pod budowę siedzib archiwum, biblioteki miejskiej i gimnazjum śś. Piotra i Pawła, a na pół-nocnym wzniesiono później siedzibę prezydenta rejencji.

Decyzja o przeznaczeniu z budżetu państwa 5 milionów marek na budowę dworca i węzła kolejowego w Gdańsku zapadła wcześniej, jednak jeszcze w 1893 r. trwały negocjacje między władzami miasta a ministerstwami robót publicznych, kolei i wojskowym o ustalenie warunków wykupu i zabudo-wy nowych kwartałów. Bez problemu zaakceptowany został przez wszystkich zainteresowanych plan zagospodarowania frontu północnego i Rada Miejska zatwierdziła go 11 kwietnia 1893 r.89 . Trudniejsze okazało się uzgodnienie zabudowy frontu

MAłGORzATA OMilAnOwskA

90

zachodniego, władze wojskowe nie chciały bowiem zatwier-dzić projektu sporządzonego według koncepcji Stübbena, obawiając się, że zaproponowana przez niego szeroka aleja i tereny zielone na odcinku południowym tego frontu mogą uszczuplić planowane przychody ze sprzedaży ziemi pod zabudowę, a tym samym zmniejszyć możliwości nabywcze miasta w negocjacjach z wojskiem90 . Rada Miejska, traktując jako priorytetową sprawę budowy centralnego dworca ko-lejowego, 16 maja 1893 r. zatwierdziła więc tylko częściowe plany obejmujące północny fragment frontu zachodniego od Bramy Wyżynnej do Bramy św. Jakuba, odkładając na póź-niej negocjacje w sprawie fragmentu południowego. Protesty właścicieli gruntów i budynków przeznaczonych do rozbiórki w związku z wdrożeniem planu spowodowały, że ostatecz-nie projekty dla fragmentu północnego frontu zachodniego zatwierdzono dopiero 21 listopada 1893 r.

Przez cały 1893 i 1894 r. negocjowano także szczegóły umów regulujących skomplikowane rozliczenia podziału kosztów wykonania poszczególnych zadań (niwelacji umocnień,

il.15 Plan zagospodarowania terenów powałowych na odcinku między Bramą Wyżynną a Bramą św. Jakuba, 1893, repr. wg Bericht des Magi-strats... 1893/1894.

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

91

budowy nowych kanałów oraz odcinków instalacji gazowych, wodnych i kanalizacyjnych), a łączna suma wydatków, którą musiało ponieść miasto, wyniosła 1 631 582 marki (z czego 585 000 marek trafić miało do Militäirfiskusa), które stało się właścicielem 49 022 m kw. terenów pod zabudowę (po odli-czeniu ziemi przeznaczonej pod komunikację, tereny zielone, budowę generalnej komendantury i dworca), wydzielonych w 12 blokach położonych wzdłuż nowego Ringu pomię-dzy Bramą Wyżynną a ulicą Łagiewniki (Schüsseldamm)91 . Zakładano, że uda się sprzedać działki pod zabudowę po 35 marek za metr. Umowa z władzami wojskowymi zawierała także klauzulę, zastrzegającą prawo zatrzymania za upustem wybranych działek dla potrzeb wojska, bądź dyrekcji policji królewskiej.

Ostatecznie urzędowa zgoda na podpisanie wszystkich wynegocjowanych umów została podjęta przez Radę Mia-sta na uroczystym posiedzeniu 9 lipca 1895 r. i tego samego dnia rozpoczęto oficjalnie prace rozbiórkowe bastionów fron-tu zachodniego, które powierzono firmie Foerster z Kilonii, nieoficjalnie niektóre elementy umocnień rozebrano jednak wcześniej 92 . Wojsko, jak już wspomniano, zniwelowało ba-stiony Lis i Ryś już w latach 1889–1890, natomiast w marcu 1892 r. władzom miasta udało się uzyskać pozwolenie władz wojskowych na rozbiórkę rawelinu bramy św. Jakuba. W tym czasie w Gdańsku panowało duże bezrobocie, a prace roz-biórkowe o charakterze robót publicznych były pożądanym rozwiązaniem tego problemu93 . Dlatego magistrat bardzo szybko, bo już 15 marca 1892 r., uzyskał zgodę Rady Miasta na przeznaczenie 3500 marek zaliczki na poczet kosztów rozbiórki tego rawelinu. Rozpoczęto ją zaledwie dwa dni później – 17 marca, a ukończono w połowie kwietnia94 . Koszty przedsięwzięcia miały być wliczone w kosztorys przyszłych rozliczeń z fiskusem.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

92

il.16 Rozbiórka pozostałości fortyfikacji w okolicach kościoła św. Elżbiety w Gdańsku, fot. w zbiorach Bg Pan.

il.17 Rozbiórka obwałowań w okolicach Nowej Wieży w Gdańsku, fot. w zbiorach Bg Pan.

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

93

W końcu 1893 i w 1894 r. prowadzono też jakieś prace niwela-cyjne przy bastionach św. Elżbiety i Bożego Ciała. W każdym razie już w 1893 r. podjęto prace przy budowie dworca kole-jowego, obejmujące nowy przebieg torów, zwrotnice i perony. W lipcu 1896 r. ukończono niwelację wałów pomiędzy Bramą Wyżynną a Bastionem Bożego Ciała, a do końca 1896 r. roze-brano też wały aż do Bastionu św. Jakuba95 . Zasypanie fosy w rejonie Bramy św. Jakuba nastąpiło dopiero w 1897 r., latem tego roku ukończono także prace niwelacyjne na odcinku po-łudniowym do Bramy Oruńskiej. Odcinek południowy frontu zachodniego został zniwelowany na koszt wojska, ale przez następnych pięć lat pozostał własnością Militäirfiskus, który nie mógł sprzedawać ziemi w prywatne ręce, zachował na-tomiast prawo do dysponowania parcelami na ewentualne potrzeby instytucji państwowych Prus i Rzeszy 96 .

Równolegle z pracami niwelacyjnymi trwała budowa no-wego dworca kolejowego. Do połowy 1896 r. gotowy był już nowy układ torów i peronów, ukończono także prowizoryczny budynek dworcowy wzniesiony w konstrukcji szachulcowej. 1 sierpnia 1896 r. oddano go do użytku i wówczas przejął cały ruch pasażerski ze starszych dworców: południowego (Leege-tor Bahnhof) i Bramy Wyżynnej (Hohe Tor Bahnhof), które zawiesiły funkcjonowanie97 . Wtedy też podjęto prace przy budowie nowego gmachu głównego dworca stałego, który do użytku oddano 30 października 1900 r. Projekt tego dworca sporządził w Ministerstwie Robót Publicznych Alexander Rüdell 98 . Był to jeden z najpłodniejszych architektów polskich, odpowiedzialny za zaprojektowanie kilkudziesięciu dworców w całym cesarstwie, w tym niemal identycznych z gdańskim co do kompozycji planu i bryły dworców w Luksemburgu, Krefeld, Colmarze, Bad Homburgu i Wiesbaden99 . Projek-ty wykonawcze i nadzór budowlany prowadził budowniczy H.C. Cuny 100 .

MAłGORzATA OMilAnOwskA

94

W związku z planowaną sprzedażą parceli, w obawie przed spekulacją gruntami, zwrócono się w lipcu 1895 r. jeszcze raz o poradę do Stübbena. Ten na prośbę Fehlhabera wysłał do Gdańska wzór umowy kupna-sprzedaży, który stosowany był przy sprzedaży ziemi na terenach powałowych w Kolonii, zawierający klauzule chroniące przed działaniami spekula-cyjnymi 101 . Stübben szczególnie ostrzegał Fehlhabera przed sprzedażą całych bloków jednemu przedsiębiorcy po spec-jalnie wynegocjowanych niskich cenach.

Sprzedaż działek na dwunastu wyznaczonych na planie z 1894 r. blokach prowadzano już od początku 1896 r., rów-nolegle z pracami niwelacyjnymi. Do końca 1896 r. sprzeda-no łącznie 13 577 m kw., a więc 0,25 oferty, a ceny osiągane przez miasto dalece przekraczały założone w preliminarzach sumy. Najtaniej płacono za ogromne działki mierzące ponad

il.18 Alexander Rüdell, Projekt dworca centralnego w Gdańsku, repr. wg ,"Zentralblatt

der Bauverwaltun" 1922, nr 33.

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

95

3 000 m kw., 41 marek za metr, a najatrakcyjniejsze osiągały cenę 150 marek za metr. Do końca 1897 r. sprzedano 40% tere-nów, a dwa lata później już 60%. Największym zainteresowa-niem cieszyły się bloki położone bezpośrednio w sąsiedztwie dworca kolejowego, natomiast bardziej oddalone wciąż po-zostawały w rękach miasta. W związku z tym w 1899 r. Rada Miasta przeznaczyła trójkątny blok XI przy Hansaplatz pod budowę miejskich instytucji kultury i edukacji: archiwum miejskiego, biblioteki miejskiej i szkoły realnej św. Piotra. Szybkie tempo wykupu działek i budowy nowych kamienic, hoteli i domów towarowych w ostatnich latach XIX w. spadło w początku następnego stulecia. Jako ostatni sprzedany zo-stał blok IV, który znalazł nabywcę dopiero w 1913 r., trafiając w ręce Zachodniopruskiego Towarzystwa Ubezpieczeń od Ognia, które zbudowało na niej swój biurowiec.

il.19 Plan zagospodarowania terenów powałowych na odcinku południowym między Bramą Wyżynną a kościołem Świętej

Trójcy. Biblioteka Gdańska Pan, sygn. C I 50.15.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

96

Inaczej przedstawia się sytuacja z fragmentem południo-wym. Do 1899 r. nie podejmowano żadnych działań na tym odcinku, brakowało bowiem nadal zatwierdzenia planów zabudowy ze strony władz wojskowych102 . Dopiero 6 lipca 1900 r. Rada Miejska podjęła decyzję o wykupie od wojska ziemi na odcinku zniwelowanych fortyfikacji położonych na południe od Bramy Wyżynnej 103 . Wtedy też, zgodnie z wcze-śniejszymi ustaleniami rządowymi, przystąpiono do rozdy-sponowywania tych parceli na potrzeby różnych instytucji państwowych, przede wszystkim Banku Rzeszy, Krajowego Banku Ziemskiego, policji i krajowego przedsiębiorstwa ubezpieczeniowego. Ich siedziby powstały na przestrzeni następnych kilku lat, ale dalsze zagospodarowywanie odcin-ka południowego szło już bardzo wolno i do wybuchu I wojny światowej ostatnich bloków wytyczonych w okolicach Bramy Oruńskiej w ogóle nie zagospodarowano.

Dzięki niwelacji wałów Gdańsk zyskał nowe możliwo-ści rozwoju, choć ich w pełni nie wykorzystał. Rozwiązano problem ruchu tranzytowego przez miasto z południa na północ, a także ruchu kolejowego i obsługi ruchu pasażer-skiego przez nowo wzniesiony dworzec. Pozyskano tereny pod budowę ważnych obiektów użyteczności publicznej: archiwum, biblioteki, gimnazjum, siedziby komendantury wojskowej i policji, a także banków i firm ubezpieczeniowych, zaś w okolicach dworca wielkich hoteli i domów towarowych. Nowym ciągom zabudowy nadano wielkomiejskie gabaryty (domy były przeważnie pięciokondygnacyjne) i efektowne ele-wacje zdominowane przez formy neorenesansu niemieckiego z charakterystyczną dla późnego historyzmu profuzją detali i zróżnicowaniem brył. Wielkomiejska zabudowa zagościła także na sąsiadujących z Ringiem placach – Targu Drzewnym i Węglowym. W zachodniej części zagospodarowywanych te-renów, za Dominikswall w okolicach Silberhütte (Hucisko),

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

97

il.20 Karrenwall (ob. Okopowa) z budynkami Prezydium Policji i Synagogi.

il.22 Zabudowa okolic Silberhütte (ul. Hucisko) u zbiegu z Dominikswall (ob. Wały Jagiellońskie).

il.21 Widok na Bramę Wyżynną z alejami Karrenwall po prawej i Dominikswall po lewej

(ob. Wały Jagiellońskie).

MAłGORzATA OMilAnOwskA

98

poc

ztów

ki z

e zb

ioró

w W

ojci

ech

a G

rusz

czyń

skie

go il.23 Dominikswall (ob. Wały Jagiellońskie) widok w kierunku północnym.

il.24 Dominikswall (ob. Wały Jagiellońskie) widok w kierunku południowym na pomnik cesarza Wilhelma I.

il.25 Dominikswall (ob. Wały Jagiellońskie) z pomnikiem cesarza Wilhelma I, widok w kierunku północnym.

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

99

il.26 Karrenwall (ob. Okopowa) z gmachem ubezpieczalni (błędnie opisana).

il.27 Elisabethswall (ob. Wały Jagiellońskie) i budynek komendantury.

il.28 Park Mały Błędnik z mostkiem nad kanałem Raduni.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

100

poc

ztów

ki z

e zb

ioró

w W

ojci

ech

a G

rusz

czyń

skie

go

powstał mini West End z kilkoma luksusowymi willami, z których część reprezentowała typ tzw. Apartmentvilla, czyli dużej skali wolnostojącego domu w ogrodzie, mieszczącego kilka oddzielnych apartamentów.

W realizacyjnej wersji, Ring przybrał różne szeroko ści: Do-minikswall (obecne Wały Jagiellońskie między Bramą Wyżyn-ną a Huciskiem) – 38 m, Elisabethswall (Wały Jagiellońskie między Huciskiem a Elżbietańską) – 29 m, a Stadtgraben (Podwale Grodzkie) i Wallgasse – po 20 m (ul. Okopowa)104 . Dominikswall i Karrenwall (Wały Jagiellońskie od Bra-my Wyżynnej do Podwala Przedmiejskiego) do An der Reit-bahn (ul. Bogusławskiego) wytyczone zostały jako szerokie, obsadzone rzędami drzew aleje z wydzieloną zazielenioną promenadą spacerową pośrodku. Drzewami obsadzono także Elisabethswall. Oprócz sporych parków – powiększo-nego Małego Błędnika i parku po zachodniej stronie Kar-renwall – powstały też zieleńce na Hansa Platz i mniejsze skwery m.in. przed gmachem komendantury.

il.29 Hansaplatz (ob. Wały Piastowskie) z zespołem budynków archiwum miejskiego i gimnazjum, pocztówka ze zbiorów Wojciecha Gruszczyńskiego.

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

101

Struktura urbanistyczna frontu zachodniego wpisuje się w tradycję projektów urbanistycznych Wiednia i Paryża, tyle że w mini skali. Pozyskany po niwelacji pas ziemi był bardzo wąski, co wynikało z faktu, że zajmujące go uprzednio fortyfi-kacje nie były rozbudowanym założeniem staroholenderskim (jaki otaczał miasto od północy, wschodu i południa), ale jeszcze XVI-wiecznym ciągiem płytkich fortyfikacji bastio-nowych w typie szkoły włoskiej. W porównaniu z projektem Stubbena dla Kolonii, gdański Ring to maleństwo z kilkoma niewielkimi ulicami i placami, ale z przebijającym na każdym kroku tym samym sposobem myślenia o mieście. Szerokie aleje z promenadami pośrodku i osie widokowe, otwierające się na znaczniejsze budowle miasta, należą do repertuaru już wówczas tradycyjnej urbanistyki wielk miejskiej kształtowa-nej przez Haussmanna, wiedeńskich urbanistów i Hobrech-ta, w 1889 r. poddanej przez Camilla Sittego krytyce, którą podchwycili jego zwolennicy, m.in. dawny współpracownik Stübbena, Karl Henrici 105 .

W porównaniu z innymi wielkimi miastami cesarstwa niemie ckiego, zakres podjętych w Gdańsku zadań urbani-styczno-architektonicznych nie może być uznany za imponu-jący. Nowo pozyskane tereny, choć relatywnie niewielkie, i tak nie zostały w całości zagospodarowane zgodnie z pierwot-nymi planami. Dzięki realizacji projektu Stubbena Gdańsk uczynił kolejny ważny krok w drodze ku metropolitalności, choć – mocno opóźniony w stosunku do innych wielkich miast cesarstwa niemieckiego – osiągnąć jej przed I wojną światową już nie zdołał. Jeśli porównamy tempo rozwoju Gdańska z gwałtownym rozwojem innych miast niemieckich w tym okresie, to okaże się, że w stosunku do nich pozostał w tyle. W 1871 r. był jeszcze jedenastym co do liczby ludności miastem cesarstwa, w 1914 r. z około 192 tys. mieszkańców nie mieścił się już w pierwszej trzydziestce.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

102

il.30 Widok na Karenwall i Dominikswall (ob. Okopowa i Wały Jagiellońskie), zdjęcie lotnicze 1929, wyk. Hansa Luftbild,

w zbiorach Instytut Herdera w Marburgu.

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

103

Zdołano wprawdzie zbudować nowoczesną halę targową, zespół rzeźni miejskiej i nowy ogromny szpital miejski, a więc podstawowe wyposażenie metropolii w budynki użyteczności publicznej o charakterze utylitarnym, powstał też nowo-czesny gmach sądów, ale zabrakło już inwestycji kultural-nych – Gdańsk nie doczekał się ani gmachu filharmonii, ani opery, ani nowego muzeum. Nie doszło do realizacji pozyska-nego na drodze ogólnokrajowego konkursu rozstrzygniętego w 1912 r. projektu hali miejskiej (Stadthalle), która powstać miała nieopodal Targu Siennego na parceli przy Karren-wall vis à vis gmachu policji 106 . Mimo starań najliczniejszego w całym cesarstwie Gdańskiego Towarzystwa Pływackiego, nie zrealizowano gotowych już projektów budowy krytej pływalni 107 . Co zdumiewające, nie wzniesiono także nowego ratusza (którego budowa była zjawiskiem niemal powszech-nym w miastach cesarstwa – i to nawet w miastach o znacznie mniejszej skali), choć Ratusz Głównomiejski niewątpliwie zadań stawianych przed nowoczesnym urzędem miejskim już dawno nie spełniał. Wreszcie w Gdańsku nie wykrystali-zowało się city, tak charakterystyczne dla dużych miast po-czątku XX w.

Położenie finansowe Gdańska nie może być wystarcza-jącym wyjaśnieniem tej sytuacji. Gdańsk przestał być wpraw-dzie już pod koniec lat 60. XIX w. bazą floty pruskiej, a po zjednoczeniu Niemiec utracił też znaczenie jako port na rzecz Hamburga, obranego za centrum handlu i polityki kolo-ni alnej cesarstwa, ale wraz z decyzjami o wzmocnieniu militar nym cesarstwa na morzu zainicjowanymi przez Leo von Capriviego i rozbudowie floty wojennej planowanej przez Alfreda von Tirpitza, Gdańsk ze Stocznią Cesarską stał się jednym z ważniejszych centrów przemysłu stoczniowego108 .Dalekowzroczna polityka nadprezydenta rejencji zachodnio-pruskiej Gustava von Gosslera, sprawującego tę funkcję od

MAłGORzATA OMilAnOwskA

104

1891 do 1902 r., dążąca do wzmocnienia pozycji gospodarczej i politycznej Gdańska, także dawała pozytywne skutki eko-nomiczne. Gdańsk nie mógł równać się w tempie rozwoju ani z Hamburgiem, ani ze Szczecinem, ale niewątpliwie przybywało w nim inwestycji przemysłowych napędzają-cych dochody miasta. Co ważne, to właśnie Gdańsk został wybrany na siedzibę nowej politechniki, której wprawdzie głównym zadaniem było kształcenie kadr inżynieryjnych na potrzeby przemysłu zbrojeniowego, ale która miała odegrać także istotną rolę polityczną, kulturową i w pewnym sensie również symboliczną.

Wydaje się, że przyczyn nie dość dynamicznego rozwoju architektoniczno-urbanistycznego należy upatrywać także w braku dobrych gospodarzy miasta i ich podrzędnej roli w stosunku do nadprezydentów rejencji. Żaden z nadburmi-strzów Gdańska po Leopoldzie von Winterze nie odpracował pełnej dwunastoletniej kadencji. Nadburmistrz Karl Adolf von Baumbach zaledwie po sześciu latach sprawowania swej funkcji zmarł w 1896 r., a jego następca Clemens Delbrück już w 1903 roku przyjął awans na nadprezydenta rejencji za-chodniopruskiej 109 . Kolejnymi nadburmistrzami Gdańska byli Heinrich Otto Ehlers i od 1910 r. Heinrich Scholtz. Żaden nie wypracował długofalowej polityki rozwoju miasta, żaden też nie wykazał się wyobraźnią na miarę Leopolda von Wintera. Żaden z nich nie potrafił się też przeciwstawić ogranicze-niom narzucanym przez berlińskich ministrów, forsujących rozwiązania korzystne dla wojska i kolei, a niekoniecznie dobre dla miasta.

Już Baumbach podporządkował projekt rozbudowy Gdań-ska na terenach pofortecznych pragmatyzmowi ekonomicz-nemu, przeznaczając najlepiej położone parcele na sprzedaż komercyjną i dążąc do ograniczenia terenów przeznaczonych pod tereny zielone, na rzecz powiększania bloków zabudowy.

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

105

Decyzja o rezerwacji bloku przy Hansa platz na potrzeby niekomercyjne zapadła dopiero po czterech latach prób jego sprzedaży, kiedy okazało się, że nie cieszy się ona zainte-resowaniem inwestorów, zapewne z powodu nieforemnego narysu. Ostateczny kształt zabudowy frontu zachodniego był efektem działań przede wszystkim inwestorów, w znacznie mniejszym stopniu władz miejskich. Jedynie dzięki sprzeci-wom społecznym i interwencji Stübbena powstały szerokie aleje z promenadami, kilka otwartych placyków i zieleńców. Niestety ani Leopold von Winter, ani Julius Licht nie docze-kali się godnych następców, zdolnych do kontynuowania ich wizji i rozwoju Gdańska.

Pozostawanie w cieniu dynamicznie rozwijających się miast, niedostatek środków finansowych i niedobór inicjatyw ze strony władz miejskich, miały też i dobre strony. W Gdań-sku nigdy nie podjęto akcji przebudowy struktury starego centrum miasta. W wielkich miastach dokonywano przebić nowych ulic przez stare centra, udrażniano komunikacje poprzez poszerzanie głównych tras komunikacyjnych. Do II wojny światowej żadne władze miasta nie dokonały zamachu na gdańską zabytkową strukturę urbanistyczną. Jedyną cenę, choć niemałą, jaką Gdańsk zapłacił za dostosowanie ulic Głównego i Starego Miasta do potrzeb nowoczesnej komuni-kacji, była utrata przedproży, które, o czym warto pamiętać, zbudowane były na gruntach miejskich, a nie na prywatnych parcelach. To za tę cenę mogły ocaleć linie zabudowy histo-rycznych ulic. Fluchtliniengesetzt wprowadzony w Prusach w 1875 r. dawał władzom miejskim prawo do poszerzania ulic do szerokości 26 m bez konieczności rekompensowania właścicielom wartości utraconego gruntu110 .

Na fali fascynacji wielkimi dziełami architektury zabytko-wej w drugiej połowie XIX w. i urbanistyki poparyskiej, po-jawiła się tendencja do otwierania widoków i wydobywania

MAłGORzATA OMilAnOwskA

106

z dookolnej zabudowy wybitnych budowli zabytkowych, na wzór Paryża (Notre Dame) i katedry w Mediolanie. W nie-mieckich miastach ogołacano z otaczającej zabudowy wiel-kie kościoły niemal we wszystkich miastach, m.in. Katedre i Gross St. Martin w Koloniil 111 . W Gdańsku nikt nie tknął nawet domów otaczających kościół Mariacki, choć ich roz-biórkę planowano112 .

Gdańsk znalazł się w ostatniej grupie miast obszaru nie-mieckojęzycznego, które miały zostać pozbawione ich hi-storycznych, utrwalonych przez wieki granic wyznaczonych murami. Stawało się to w okresie, gdy samoświadomość mieszkańców miast europejskich była już od kilku dziesię-cioleci kształtowana w rzeczywistości epoki industrialnej i nowoczesnych, otwartych struktur miejskich. Do historii odeszło traktowanie murów miejskich jako istotnego ele-mentu stanowiącego o samoidentyfikacji mieszkańców, o po-rządku miasta i bezpieczeństwie ich mieszkańców itp., choć wydaje się, że potężne obwałowania Gdańska nawet w dru-giej połowie XIX w., gdy ich znaczenie obronne było już wła-ściwie żadne, musiały wciąż jeszcze w świadomości wielu gdańszczan odgrywać rolę istotnego elementu identyfikacji lokalnej, ta kwestia to już jednak temat na odrębne badania.

Późna defortyfikacja Gdańska nie wynikła z opieszałości władz miejskich, czy braku potencjału rozwojowego miasta, ale z nadrzędnej polityki państwa i jego potrzeb strategicz-nych. To militarne znaczenie Gdańska wynikające z jego położenia geograficznego w Cesarstwie Niemieckim, a nie wartości militarnej umocnień – w drugiej połowie XIX w. już nikłej – zadecydowało o jego rozwoju przestrzennym na tym etapie. Największe znaczenie dla Gdańska miała budowa nowego dworca oraz usprawnienie komunikacji miejskiej i tranzytowej przez miasto. Bez utraty frontu zachodnie-go obwałowań osiągnięcie tych celów byłoby niemożliwe.

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

107

Natomiast mniej efektywne okazało się pozyskiwanie no-wych terenów pod zabudowę. Części obszaru uzyskanego przez zniwelowanie wałów do I wojny światowej nie zago-spodarowano w ogóle, a kontynuowana po I wojnie światowej rozbiórka wałów odcinka północno-wschodniego nie została należycie wykorzystana w urbanistyce miasta praktycznie po dzień dzisiejszy.

MAłGORzATA OMilAnOwskA

108

pRzYpisY 1 Znamienne, że w standardowej

syntezie Benevolo po rozdziale prezentującym główne miasta barokowej Europy, następuje bezpośrednio rozdział poświęco-ny miastu wczesnokapitalistycz-nemu, w którym problematyka defortyfikacji nie została w ogóle poruszona. L. Benevolo, The history of the City, Cambridge Mass. 1980.

2 Y. Mintzker, The Defortification of the German City, 1689 –1866, dysertacja doktorska, Stanford University, 2009, s. 23. Chcia-łabym serdecznie podziękować Autorowi za udostępnienie mi jeszcze nie publikowanego tekstu rozprawy.

3 Y. Mintzker, dz. cyt., s. 63 – 64. 4 Por. m.in. B. Dybaś, Gdańsk – for-

teca Rzeczypospolitej, [w:] Fortyfikacje Gdańska, red. G. Bukal, Gdańsk 2009, s. 19.

5 B. Dybaś, Fortece Rzeczypospo-litej. Studium z dziejów budowy fortyfikacji stałych w państwie w XVII wieku, Toruń 1998, s. 47.

6 Pomijam tu burzenie murów miejskich w czasie działań wojennych w poprzednich stuleciach, z reguły bowiem zaraz po ich zakończeniu mury odbudowywano.

7 Zrozumiał to już margrabia Badenii, Karol Wilhelm von Baden-Durlach, zakładając w 1715 r. Karlsruhe od początku pomyślane jako miasto otwarte.

8 Y. Mintzker, dz. cyt., s. 114. 9 C. Jonas, Die Stadt und ihr

Grundriss. Zu Form und Geschichte der deutschen

Eisenbahnanschluss, Berlin 2009, s. 42.

10 J. Domino, Rozwój przestrzenny Elbląga, [w:] Historia Elbląga, t. III, cz. I, red. A. Groth, Gdańsk 2000, s. 238-–239. Względy finan-sowe dotyczyły przede wszystkim kosztów ponoszonych przez miasto na utrzymanie mostów nad fosami.

11 Problem defortyfikacji miast polskich nie był do tej pory przed-miotem odrębnego opracowania, a specyfika złożonej struktury systemu obronnego Rzeczypo-spolitej nie pozwala na łatwe uogólnienia w tym obszarze. Por. m.in. B. Dybaś, Fortece…, passim.

12 B. Dybaś, Gdańsk…, s. 19 – 21. 13 G. Bukal, Fortyfikacje Gdańska

1454 –1793 , [w:] Fortyfikacje Gdańska…, s. 49 – 51.

14 Trudno w tej kwestii o precy-zyjne dane, Mintzker ustalił z pewnością listę ponad 250 zdefortyfikowanych miast niemieckich w tym okresie i powiększył ją o 100 następnych, co do których brak pełnych danych. Dla porównania w latach 1689 –1789 zdefortyfikowano ok. 150 miast. Por.: Y. Mintzker, dz. cyt., s. 126.

15 Z. Ostrowska-Kębłowska, Architektura i budownictwo w Poznaniu w latach 1790 –1890, Warszawa-Poznań 1982, s. 111 –113.

16 W sporze z władzami miej-skimi broniącymi fortyfikacji elektor argumentował, że brak obwałowań w razie konfliktu zbrojnego zapobiegnie atakowi na twierdzę i w efekcie znisz-czeniu samego miasta. Pozwoli

109

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

to więc paradoksalnie ocalić zarówno honor miasta, jak i jego infrastrukturę. Por. W. Kiess, Urbanismus im Industrieleze-italter. Von der klassizistischen Stadtzur Garden City, Berlin 1991, s. 73 – 86; Y. Mintzker, dz. cyt., s. 158.

17 R. Wurzer, Die Gestalung der deutschen Stadt im 19. Jahrhun-dert , [w:] Die deutsche Stadt im 19. Jahrhundert, Hrsg. L. Grote, München 1974, s. 11.

18 Formalnie, choć decyzję o defortyfikacji wymusili Francuzi, to faktycznie podjął ja król Fryderyk Wilhelm III. Szerzej na temat defortyfikacji Wrocławia w: A. Zabłocka-Kos, Zrozumieć miasto. Centrum Wrocławia na drodze ku nowoczesnemu city 1807 –1858, Wrocław 2006, s. 19 – 29.

19 Zanim zdołano zniwelować fortyfikacje hamburskie miasto zostało ze względów strategicz-nych związanych z funkcjonowa-niem portu zajęte w 1810 r. przez Francuzów, którzy odbudowali umocnienia i wykorzystywali je militarnie wiosny 1814 r.

20 Y. Mintzker, dz. cyt., s. 202. 21 A. Bernatzky, Von der mittelal-

terlichen Stadtbefestigung zu den Wallgriinflachen von Heute. Ein Beitrag zum Grunfldchen-problem deutscher Stadte, Berlin 1960, s. 15 –16.

22 I. Binkowska, Natura i miasto. Publiczna zieleń miejska we Wrocławiu od schyłku XVIII do początku wieku, Wrocław 2006.

23 A. Zabłocka-Kos, dz. cyt., s. 44 – 47.

24 R. Wurzer, dz. cyt., s. 11 –12.

25 W czasie okupacji francuskiej zniwelowane zostały umocnienia między innymi tak ważnych strategicznie twierdz, jak Ulm, Phillipsburg i Ingolstadt, por.: Y. Mintzker, dz. cyt., s. 217.

26 I.Z. Strzok, Fortyfikacje XIX-

-wiecznego Gdańska , [w:] Fortyfikacje Gdańska…, s. 58 – 63.

27 Y. Mintzker, dz. cyt., s. 127. 28 Por. m.in. J. Biesiadka, A. Gawlak,

S. Kucharski, M. Wojciechowski, Twierdza Poznań. O fortyfika-cjach miasta Poznania w XIX i XX wieku, Poznań 2006, s. 19 i nn.

29 Zgodnie z pruskim ustawodaw-stwem po reformie Steina i Har-denberga (1808 Städteordnung) władze miasta ponosiły koszty opieki nad najuboższą warstwą ludności. Por. Y. Mintzker, dz. cyt., s. 277.

30 W. Kiess, dz. cyt., s. 129 – 250. 31 D.P. Jordan, Transforming Paris.

The life and labors of Baron Haussmann, New York 1995.

32 K. Mollik, H. Reining, R. Wurzer, Planungund Yerwirklichung der Wiener Ringstrassenzone, Wiesbaden 1980, s. 108.

33 E. Keyser, Die Baugeschichte der Stadt Danzig, Köln-Wien 1972, s. 438

34 A. Bernatzky, dz. cyt., s. 34. 35 Allerhöchste Kabinetsordre, 30.

September 1828 , [w:] Gesetz--Sammlung jur die Königlichen Berlin 1828, s. 119 –130; Gesetz, betreffend die Beschränkungen des Grundeigenthums in der Umgebung Festungen , Deutsches Reichsgesetzblatt, Bd 1871, nr 51, s. 459 – 471.

36 W. Łopuch, Dzieje architekto-niczne nowoczesnego Szczecina

MAłGORzATA OMilAnOwskA

110

1808 –1945, Szczecin 1999, s. 62 – 72.

37 J. Kucharzewska, Architektura i urbanistyka Torunia w latach 1871 –1920, Warszawa 2004, s. 51.

38 B. Ladd, Urban Planning and Ci-vic Order in Germany, 1860 –1914, Cambridge-London 1990, s. 92.

39 O. Karnau, Hermann Josef Stübben. Stadtebau 1876 –1930, Braunschweig / Wiesbaden 1996, s. 40.

40 O. Karnau, dz. cyt., s. 40 – 53, 296-301; B. Ladd, dz. cyt., s. 96 – 99; W. Kiess, dz. cyt., 41.

41 O. Karnau, dz. cyt., s. 302 – 311. 42 J. Stübben, Der Städtebau,

Handbuch der Architektur, 4. Th., 9. Hb-Bd, Darmstadt 1890.

43 F. Genzmer, Albert Licht , „Deut-sche Bauzeitung” 1898, nr 19, s. 118 –121 i nr 20, s. 131 –133. Lichta, [w:] Geheimes Staatsar-chiv Preussischer Kulturbesitz, sygn. I Ha, Rep. 93B Ministerium der öffentlichen Arbeiten, nr 892.

44 W przypadku nazewnictwa dwóch bram obwodu zachodnie-go wśród polskich badaczy nie ma zgodności terminologicznej. Niemiecka Neugarter Tor bywa nazywana Nowoogrodową, Sie-dlecką, Szydlicką bądź Kartuską, a Petershager Tor to Brama Peterszawska lub Oruńska.

45 Bericht des Magistrats der Stadt Danzig über den Stand der do-rtigen Gemeindeangelegenheiten bei Ablauf des Verwaltungsjahres 1894 / 1895, Danzig 1895, s. 167.

46 Kąpielisko było konstrukcją drewnianą złożoną z wygrodzo-nych dwóch basenów, pływackie-go i kąpielowego zaopatrzonego w podłogę. Por.: Verwaltungs-Bericht

des Magistrats zu Danzig für die Jahre 1867, 1868, 1869 und Bericht uber den Stand der Gemeinde-

-Angelegenheiten Ende 1870, Danzig 1871, s. 60. Kąpielisko pływackie w fosie istniało już co najmniej w początku lat 40. XIX w. przy Bastionie Wół, należało ono do wojska, choć było udostępnia-ne męskiej młodzieży gdańskiej, por.: W.F. Zernecke, Neuester Wegweiser durch Danzig und dessen Umgegend: Eine alphabet geordnete Schilderung alles De-sjenigen, was in und urn Danzig merkwurdig oder in irgend einer Beziehung interessant ist; nebst einem Anhange: Drei Tage in und bei Danzig I von…, Danzig 1843, s. 250.

47 Proces rozbierania elementów średniowiecznych obwarowań zachodził stopniowo praktycznie przez cały wiek XIX, dopiero w latach 90. argumenty kon-serwatorskie niekiedy zaczęły przeważać w polemice z pragma-tyką władz miejskich. Po niemal dziesięcioletnich pertraktacjach ocalały ostatecznie Stągwie Mleczne, przede wszystkim dzięki pozytywnej opinii Konrada Steinbrechta. Por. E. Keyser, dz. cyt., s. 436 – 437; dokumentacja dotycząca Stągwi Mlecznych z 1899 r. w tym ekspertyza Steinbrechta [w:] Geheimes Staatsarchiv Preussuscher Kulturbesitz, XIV HauptAbteilung, Westpreussen, Rep. 180 Regierung Danzig, sygn. 13171 Erhaltung der Kunstdenkmäler, vol. 5, karty nienumerowane.

48 O. Kunath, Wasserleitung, Canalisation und Riesefelder von

111

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

Danzig [w:] Danzig in Naturwis-senschaftlicher medizinischer Beziehung, Danzig 1880, s. 174 –191.

49 R. Dähne, Die Beischläge in Danzig, „Die Denkmalpflege” 1910, nr 12 / 13, s. 90 – 94, tu 93.

50 Eitner, Der Hauptbahnhof in Danzig, „Zentralblatt der Bau-verwaltung” 1922, nr 33, s. 193.

51 W. Platt, Bahnanlagen in und urn Danzig , [w:] Danzig undseine Bauten, Berlin 1908, s. 323.

52 Eger, Der Hauptbahnhof in Danzig , „Zentralblatt der Bawer-waltung” 1922, nr 62, s. 369.

53 Bericht des Magistrats über den der Stand der Gemeinde Angele-genheiten der Stadt Danzig pro 1873, Danzig 1873, s. 7.

54 Projekty przebudowy bramy z 1873 r. zachowane w Archi-wum Państwowym w Gdańsku, Królewska Pruska Fortyfikacja w Gdańsku, sygn. 1121 / 225.

55 E. Keyser, dz. cyt., s. 470, 478. 56 Tenże, dz. cyt., s. 439. 57 Böttger, Ausbau des Hohen Tho-

res in Danzig , „Zentralblatt der Bawerwaltung” 1886, nr 2, s. 9–11. W projektowaniu kolejnych wersji uzupełnień i przebudowy bramy brali udział: inspektor budowlany Badecker, rządowy królewski radca budowlany Ehr-hardt, Julius A.G. Licht i Konrad Steinbrecht, a ostatecznie projekt przygotował inspektor budowla-ny Bottger, autor artykułu.

58 Bericht des Magistrats der Stadt Danzig iiber den Stand der Gemeinde-Angelegenheiten der Stadt Danzig jur das Jahr vom 1. April 1882 bis dahin 1883, Danzig 1883, s. 6. Projekty przebudowy

bramy z 1880 r. zachowane w Archiwum Państwowym w Gdańsku, Królewska Pruska Fortyfikacja w Gdańsku, sygn. 1121 / 132 i 1121 / 233.

59 E. Röhlke, Reichswerft , [w:] Danzig undseine Bauten, Berlin 1908, s. 389 – 392.

60 Projekt przebudowy bramy z 1877 r. zachowany w Archi-wum Państwowym w Gdańsku, Królewska Pruska Fortyfikacja w Gdańsku, sygn. 1121 / 12 i 1121 / 89.

61 Archiwum Państwowe w Gdań-sku, zespół Królewskiej Pruskiej Fortyfikacji w Gdańsku, sygn. 1121 / 12 i 1121 / 89.

62 Bericht… 1894 / 1895, s. 168. 63 Dzieje rozbiórki obwałowań

gdańskich i projektowania zagospodarowania terenów powałowych były już wielokrot-nie przedmiotem publikacji (m.in. W. Gruszkowski, Rozwój prze-strzenny , [w:] Historia Gdańska, red. E. Cieślak, t. IV, cz. 1, Sopot 1998, s. 250–267; tenże, Oceny gdańskiej architektury wielko-miejskiej w ciągu stulecia, [w:] Miasto historyczne w dialogu ze współczesnością, red. J. Bogda-nowski, Gdańsk 2002, s. 347–359; tenże., Rozwój przestrzenny Gdańska od końca XIX wieku do I wojny światowej, [w:] 100-lecie nowoczesnej urbanistyki w Gdańsku, red. M. Postawka i P. Lorens, Gdańsk 2009, s. 38–51; M. Postawka, Myśl urbanistyczna Hermanna Josepha Stübbena. Epizod gdański, [w:] 100-lecie…, s. 52–58), niestety nie opartych na badaniach źródłowych, a jedynie powtarzających informacje

MAłGORzATA OMilAnOwskA

112

zawarte w Danzig und seine Bauten, oraz w: E. Keyser, dz. cyt. i E. Keyser, Die Stadt Danzig, Stuttgart 1925, obszernie wyko-rzystane także w: J Stankiewicz, B. Szermer, Gdańsk – rozwój urbanistyczny i architekto-niczny oraz powstanie zespołu Gdańsk – Sopot – Gdynia, War-szawa 1959, s. 198 – 205. Pewne nowe ustalenia zawiera jedynie opracowanie P. Lorensa: Prze-kształcenie obszaru śródmieścia Gdańska w latach 1793 –1945, [w:] Teka Gdańska 3, Gdańsk 1998, s. 26–81.

64 H. Rehberg, Stadterweiterung und neue Bahnanlage auf der Westfront Danzig’s „Deutsche Bauzeitung” 1891, nr 102 / 103, s. 617 – 619.

65 H. Dublanski, W. Rohlfing, Mili-tärbauten [w:] Danzig…, s. 124.

66 Bericht… 1894 / 1895, s. 168; H. Rehberg, dz. cyt., s. 617.

67 H. Rehberg, dz. cyt., s. 617 – 619. 68 Nachschrift der Redaktion,

Deutsche Bauzeitung 1891, nr 102 / 103, s. 619 – 620.

69 Bericht…1894 / 1895, s. 169. 70 Genzmer, op. cit.; por. też:

M. Żydowicz, Przebudowa średniowiecznego klasztoru pofranciszkańskiego w Gdańsku jako przyczynek do XIX-wiecznej problematyki konserwatorskiej Prus, „Acta Universitatis Nicolai Copernici. Zabytkoznawstwo i konserwatorstwo”. Nauki humanistyczno-społeczne 1989, z. 176, s. 93 –117.

71 B. Ladd, dz. cyt., s. 84 – 85. Richard Baumeister opu-blikował dwa lata później swoje przemyślenia w książce:

Stadt-Erweiterungen in tech-nischer, baupolizeilicher und wirtschaftlicher Beziehung, Berlin 1876.

72 Denkschift betreffend den für die Westfronte der Stadt Danzig ausgestellten Bebauungsplan, Be-ilage II, [w:] Bericht… 1891 / 1892, s. 2. Sprawozdanie magistratu za 1891 r., opublikowane zostało w dwóch nieco różniących się wy-daniach. Informacja o planowanej zabudowie terenów powałowych w jednym z nich opublikowana została na s. 33, gdzie znalazły się odsyłacze do dwóch załączników (projektu i jego opisu), a na końcu tomu owe załączniki (taki egzemplarz znajduje się m.in. w zbiorach Staatsbibliothek zu Berlin i Zbiorach Specjalnych Biblioteki Gdańskiej Pan). Druga wersja sprawozdania o planach zabudowy terenów powałowych informuje na s. 35, natomiast bra-kuje w niej odsyłaczy i samych załączników (m.in. egzemplarz udostępniany w czytelni głównej w Bibliotece Gdańskiej Pan).

73 Genzmer, dz. cyt., s. 119. 74 „Danziger Courier” 1892, nr 25,

s. 2–3; nr 26, s. 3; dodatek do „Danziger Allgemeine Zeitung” 1892, nr 24. Por. także przypis 70.

75 Stadtverordneten-Sitzung vom 2. Februar, „Danziger Courier” 1892, nr 28, s. 3.

76 Karnau, dz. cyt., s. 405 – 436. 77 R. Hartog, Stadterweiterungen

im 19. Jahrhundert, Stuttgart 1962, s. 65 – 66.

78 Bericht… 1892 / 1893, s. 40. Stadtverordneter Sitzung vom 1 Marz „Danziger Courier” 1892, nr 52, s. 3.

113

DefORTYfikAcJA GDAńskA...

79 Stadtverordneten Sitzung von 1 Marz, „Danziger Courier” 1892, nr 52, s. 3.

80 Zum Gartenbauverein, „Danziger Allgemeine Zeitung” 1892, nr 63, s. 2.

81 Zur Bebauung der Westfront von Danzig , „Danziger Allgemeine Zeitung” 1892, nr 71, s. 2 – 3.

82 Egzemplarz planu znajduje się m.in. w Zbiorach Specjalnych (Dział Kartografii) Biblioteki Gdańskiej Pan, sygn. C I 50.11. Plan wydrukowany został w drukarni Bracia Zeuner w Gdańsku, sygnującej swe druki w prawym dolnym narożniku, co spowodowało, że w literaturze do dziś pokutuje błąd przypisujący braciom Zeuner sporządzanie projektów urbanistycznych.

83 Bericht… 1892 / 1893, s. 1. 84 Stubbensches Gutachten über

die Stadterweiterung, „Danziger Allgemeine Zeitung” 1892, nr 74, s. 3.

85 Tamże. 86 Por. Bericht… 1892 / 1893. 87 Bericht… 1893 / 1894, s. 1. 88 Bericht… 1893 / 1894, s. 2. 89 Bericht… 1893 / 1894, s. 1. 90 Bericht… 1893 / 1894, s. 132. 91 Bericht… 1894 / 1895, s. 170. 92 Bericht… 1894 / 1895, s. 170.

Erich Keyser, powołując się na akta magistratu gdańskiego za-ginione w czasie ostatniej wojny, podał, że miasto pozyskało wtedy jedynie 11 ha, ale danę tę uznać należy za pomyłkową, 10 ha miał bowiem sam blok I położony między Bramą Wyżynną, Targiem Węglowym, Targiem Drzewnym i Dominikswall (środkowy odci-nek Wałów Jagiellońskich). Por.

E. Keyser, Die Baugeschichte…, s. 470.

93 Zür Niederlegung der Wälle, „Danziger Courier” 1892, nr 63, s. 3.

94 Bericht… 1892 / 1893, s. 1. 95 Bericht… 1896 / 1897, s. 117. 96 Bericht… 1895 / 1896, s. 114. 97 Drewniane konstrukcje dworca

wyżynnego rozebrano, natomiast dworzec południowy nadal wy-korzystywany był jako towarowy.

98 C. Cornelius, Dr.-Ing. Alexander Rüdell , „Zentralblatt der Bawer-waltung” 1921, nr 1, s. 3 – 4.

99 Na podobieństwo dworców w Gdańsku, Krefeld, Luksem-burgu i Colmarze zwrócono już uwagę w korespondencji i artykułach w 30 dni: 1999, nr 4, s. 3 – 4; nr 5, s. 39; por. także: B. Małecki, J. Szczepański, O odcieniach „swojskości” w architekturze Gdańska. Gdańskie formuły patosu , [w:] Gust Gdań-ski, red. B. Dejna, J. Szczepański, Gdańsk 2004, s. 24 – 26.

100 H.C. Cuny bywa w literaturze identyfikowany z Georgem Cunym (por. m.in. A. Januszajtis, Opowieści starego Gdańska, Gdańsk 2009, s. 54 – 55), gdań-skim architektem i historykiem architektury.

101 Karnau, dz. cyt., s. 312. 102 Bericht… 1897 / 1898, s. 134. 103 Bericht… 1900 / 1901, s. 3. 104 W. Geisler, Die Grofistadtsie-

dlung Danzig, Danzig 1918, s. 43. 105 C. Sitte, Der Stddtebau nach

seinen kiinstlerischen Grundsdt-zen. Ein Beitrag zur Lösung moderner Fragen der Architektur und monumentaler Plastik unter besonderer Beriicksichtigung

MAłGORzATA OMilAnOwskA

114

auf Wien, Wien 1889. Por. także Karnau, dz. cyt., s. 77 – 80.

106 Stadthalle in Danzig, „Deutsche Konkurrenzen” 1912, H. 319, s. 1 – 31.

107 [Entwurf für den Bau eines Hal-len-Schwimmbades zu Danzig], Veröffentichungen der Deutschen Gesellschaft für Volksädder, Berlin 1904, Bd. 2, s. 119–120; [Danzig], „Die Badeanstalt” 1903, nr 6, s. 107.

108 E. Włodarczyk, Sytuacja Gdańska w Cesarstwie Niemiec-kim , [w:] Historia Gdańska, t. IV, cz. 1, red. E. Cieślak, Sopot 1998, s. 284 – 291.

109 E. Włodarczyk, dz. cyt. s. 296 – 298. 110 B. Ladd, dz. cyt., s. 104. 111 Tamże, s. 116. 112 E. Brylewska-Szymańska,

Dyskusyjne kamieniczki, „30 dni” 2000, nr 2, s. 68.

ewA bARYlewskA-szYMAńskA / wOJciech szYMAński ARchiTekTURA wOlneGO MiA-sTA GDAńskA w lATAch 1920 –1933

Nagrodzony projekt konkursowy na gdański wysoko-ściowiec, widok ogólny, 1920. Architekt: Bruno Bahr,

wg Deutsche Bauzeitung, 1921

Ewa BarylEwska-szymańskawojciEch szymański

archi tEktura wolnEgo miasta gdańska w la-tach 1920 –1933.nurt nowoczE-sny (wyBranE przykłady)2011

Źródło: Autorzy od dłuższego cza-su zajmują się historią architektury i urbanistyki Wolnego Miasta Gdań-ska, prezentowany tekst powstał w oparciu o artykuły ich autorstwa: Nowoczesna architektura w Wolnym Mieście Gdańsku w latach 20. i 30. XX w., [w:] Niechciane dziedzic-two. Różne oblicza architektury nowoczesnej w Gdańsku i Sopocie, red. A. Wołodźko, Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia, Gdańsk 2005, s. 10 – 31 oraz W stronę nowoczesności. Działalność Urzędu Budowla-nego Wolnego Miasta Gdańska w latach 1927 –1933 (Wybrane zagadnienia), [w:] Modernizm

w Europie – modernizm w Gdyni. Architektura XX w. do lat 60. i jej ochrona. III Międzynarodowa konferencja naukowa „Modernizm w Europie”, 20 – 21 września 2012 r., Urząd Miejski w Gdyni, red. M.J. Sołtysik, R. Hirsch (w przy-gotowaniu do druku). Wojciech Szymański jest kuratorem wystawy: Architektura i urbanistyka Wolnego Miasta Gdańska 1920 –1939, otwartej w maju 2012 r. w Domu Uphagena w Gdańsku i prezentowanej do kwietnia 2013 r. Ekspozycja od maja 2013 r. pokazywana jest miastach niemieckich, m.in. w Marburgu, Bremie, Lubece)

wRóć DO spisU TReści

ewA bARYlewskA-szYMAńskA / wOJciech szYMAński

118

Zakończenie I wojny światowej otworzyło nowy etap w hi-storii Gdańska i regionu, w 1920 r. utworzone zostało Wolne Miasto Gdańsk1. Jego władze wykonawcze – Senat i ustawo-dawcze – Volkstag stanęły w obliczu wielu problemów, jed-nym z najpoważniejszych był brak mieszkań i odpowiedniej infrastruktury (budynków administracji publicznej, szkół, szpitali, sanatoriów, biur i hoteli).

Niedostatek mieszkań, jaki wówczas panował, miał kil-ka przyczyn – w okresie wojny ruch budowlany w mieście nie mal zamarł, po zakończeniu wojny do Gdańska napły-nęła ludność z terenów włączonych do Rzeczypospolitej, do domów powracali też żołnierze uczestniczący w dzia-łaniach wojennych, wzrosła ilość zawieranych małżeństw i zwięk szył się również przyrost naturalny. W 1920 r. miesz-kań poszukiwało 2000 osób, a cztery lata później ich liczba wzrosła kilkukrotnie, do 130002. Dlatego władze Wolnego Miasta starały się o szybką poprawę sytuacji mieszkaniowej, jednocześnie zdawano sobie sprawę, że pomyślny rozwój bu-downictwa wpłynie korzystnie na rynek pracy i przyczyni się do ożywienia rozwoju gospodarczego. W 1921 r. Volkstag uchwalił ustawę o budowie mieszkań, wskazując źródła fi-nansowania inwestycji, a w 1925 r. uchwalono ustawę o zwal-czaniu niedostatku mieszkań. Przepisy wspierające budow-nictwo doprowadziły do powstania licznych towarzystw budowlanych i spółdzielni realizujących inwestycje miesz-kaniowe.

W tym samym okresie także nowo powołane organa ad-ministracji borykały się z brakiem odpowiednich siedzib. Również wiele firm i przedstawicielstw z różnych krajów Eu-ropy otwierało w Gdańsku swoje placówki szukając odpo-wiednich pomieszczeń, często wynajmowali oni mieszkania przekształcając je na biura, co jeszcze pogłębiało trudne wa-runki lokalowe mieszkańców miasta.

ARchiTekTURA wOlneGO MiAsTA GDAńskA w lATAch 1920 –1933

119

Zaradzić tej sytuacji miało wzniesienie w centrum miasta wysokościowca. W 1920 r. Zachodniopruskie Stowarzyszenie Architektów i Inżynierów oraz Stowarzyszenie Gdańskich Architektów rozpisały konkurs na budowę wieżowca, ad-resowany do miejscowych architektów. Był to pierwszy – co należy podkreślić – niemiecki konkurs na projekt budynków wysokościowych. Poprzedził on nieco późniejszy, znany kon-kurs architektoniczny, np. na budowę wieżowca w Berlinie przy dworcu na Friedrichstrasse.

Inicjatorem gdańskiego konkursu był prof. Richard Koh-nke z Wydziału Budownictwa Wyższej Szkoły Technicz nej w Gdańsku. Zainteresowanie profesora budynkami wysoko-ściowymi i nowoczesnymi konstrukcjami tłumaczyć można tym, że w 1906 r. jako wysłannik rządu pruskiego udał się do San Francisco, które przeżyło wielkie trzęsienie ziemi, gdzie miał okazję zapoznawać się z konstrukcją amerykańskich wieżowców.

We wrześniu 1920 r. konkurs został rozstrzygnięty. Przystę-pując do współzawodnictwa architekci uwzględnić musieli warunki sformułowane przez sąd konkursowy. Projektowany budynek miał pomieścić ok. 2000 pomieszczeń biurowych i sklepów. Gmach miał mieć nie więcej niż 25 pięter. Dla ob-sługi pracowników i interesantów służyć miały szybkobieżne windy. Dopuszczono też lokalizację restauracji na najwyższej kondygnacji. Konstrukcja budynku miała nawiązywać do rozwiązań amerykańskich. Dodatkowym wymogiem było, aby budynek nie naruszał panoramy miasta i nie wpływał na położony w sąsiedztwie kościół Świętej Trójcy.

Główna nagroda wprawdzie nie została przyznana, jednak sąd konkursowy wskazał na projekty najpełniej realizujące zalecenia konkursu. Autorzy trzech projektów, spośród 20 zgłoszonych na konkurs, otrzymali nagrody finansowe. Byli to architekci: Bruno Bahr, Artur Kaiser i Bruno Lucks oraz

ewA bARYlewskA-szYMAńskA / wOJciech szYMAński

120

il.1 Nagrodzony projekt konkursowy, widok ogólny, 1920 r., arch. Bruno Bahr, wg Deutsche Bauzeitung, 1921.

il.4 Projekt pokonkursowy (pierwsza wersja), widok ogólny, 1921 r., arch. Albert Carsten, wg Deutsche Bauzeitung, 1921.

ARchiTekTURA wOlneGO MiAsTA GDAńskA w lATAch 1920 –1933

121

il.2 Nagrodzony projekt konkursowy, widok ogólny, 1920 r., arch. Artur Kaiser i Bruno Lucks, wg Deutsche Bauzeitung, 1921.

il.3 Nagrodzony projekt konkursowy, widok ogólny, 1920 r., arch. Albert Carsten, wg Deutsche Bauzeitung, 1921.

ewA bARYlewskA-szYMAńskA / wOJciech szYMAński

122

prof. Albert Carsten z Wydziału Architektury Wyższej Szkoły Technicznej. Jury konkursu zdecydowało też o zakupie ko-lejnych trzech projektów autorstwa Paula Englera, Hansa Urbana i prof. Hermanna Phlepsa z Wydziału Architektury Wyższej Szkoły Technicznej3.

Podczas prowadzonej wówczas dyskusji brano pod uwagę przede wszystkim problemy natury ekonomicznej – opłacal-ność przedsięwzięcia i jego przydatność w strukturze gos-podarczej miasta. Rozważano także dwie lokalizacje wie-żowca – wskazany w warunkach konkursu teren w pobliżu kościoła Świętej Trójcy, na obszarze u podnóża Biskupiej Górki oraz obszar znajdujący się przed Bramą Wyżynną.Wieżowcom powstającym na terenie Niemiec przypisywa-no wiele znaczeń symbolicznych. Można w tym kontek-ście tłumaczyć zastosowanie w projektach gdańskich form zaczerpniętych z architektury krzyżackiej, jako chęć pod-kreślenia niemieckości Gdańska, oderwanego od Niemiec postanowieniami traktatu wersalskiego4. Zastanawia nato-miast, że w toczonej na łamach gdańskiej prasy dyskusji nie podjęto proble mu formy architektonicznej projektowanych budynków, była ona istotna jedynie ze względu na stopień realizacji warunków sformułowanym przez sąd konkursowy, wskazujący na konieczność dopasowania nowego budynku do gotyckiego kościoła Świętej Trójcy i panoramy miasta. Kwestię budowy wieżowca dyskutowano na przestrzeni ko-lejnych lat, ale względy finansowe sprawiły, że ostatecznie do realizacji tego zamierzenia nie doszło.

Pierwszą z dużych inwestycji publicznych w Gdańsku w drugiej połowie lat 20. był budynek Kasy Chorych5. Jesienią 1924 r. rozpisany został konkurs na projekt gmachu, wygrał go arch. Adolf Bielefeldt. Projekt powstał przy współpracy architektów: Hansa Heidingsfelda oraz Hugo Conze i Gusta-va Albetzkiego z biura projektowego Bielefeldta. Ogłoszenie

ARchiTekTURA wOlneGO MiAsTA GDAńskA w lATAch 1920 –1933

123

il.6 Kasa Chorych, ul. Wałowa w Gdańsku, portal wejściowy, wg Ostdeutsche Bauzeitung, 1927.

il.5 Kasa Chorych, ul. Wałowa w Gdańsku, widok ogólny, lata 1925–1927, arch. A. Bielefeldt, wg Ostdeutsche Bauzeitung, 1927.

ewA bARYlewskA-szYMAńskA / wOJciech szYMAński

124

konkursu poprzedziła ożywiona dyskusja na temat lokalizacji gmachu i kosztów jego budowy. W końcu podjęta została de-cyzja o wzniesieniu siedziby Kasy Chorych przy ul. Wałowej, bowiem w tym rejonie władze przewidywały dalszy rozwój miasta. Prace rozpoczęły się w początku stycznia 1925 r., cały budynek gotowy był do użytku 30 kwietnia 1927 r.

Budynek główny wzniesiony został na rzucie zbliżonym do prostokąta, lecz dopasowanym do półkolistego w tym miejscu przebiegu ul. Wałowej, co znacznie ożywiło dużą bryłę budowli. Żelbetowa konstrukcja, zaprojektowana przez prof. Kohnke, umożliwiała swobodne kształtowanie wnętrza, ona też decydowała o wyrazie plastycznym pomieszczeń. Na zewnątrz obłożona została ceglaną wykładziną o zróżnico-wanej fakturze i detalu, przywodzącym na myśl tradycyjne gotyckie budownictwo ceglane. Pionowe podziały elewacji tworzą interesujące efekty światłocieniowe. Elewacja głów-na skomponowana została wedle klasycznych zasad: syme-trycznie z wejściowym portalem na osi. Obok dostawiono niższe skrzydło boczne mieszczące zakład balneologiczny. Zastosowane przez Bielefeldta rozwiązania pozostają w bez-pośredniej zależności od północnoeuropejskiego ceglanego ekspresjonizmu6.

Oddanie do użytku nowego gmachu Kasy Chorych zbiegło się w czasie z objęciem kierownictwa Urzędu Budowlanego przez arch. Martina Kiesslinga7. Zwrócił on uwagę na gmach zaprojektowany przez Bielefeldta, wskazał go nawet jako przykład realizacji odzwierciedlającej tęsknotę za wyzwo-leniem z historycznego przymusu8. Działalność swoją widział Kiessling jako kontynuację drogi wytyczonej już przez kilku gdańskich architektów. Roczny pobyt Kiesslinga w Gdańsku to niewątpliwie najciekawszy czas w dziejach miejscowej ar-chitektury okresu międzywojennego. Zaowocował on przygo-towaniem dwóch nowoczesnych projektów szkół, projektami

ARchiTekTURA wOlneGO MiAsTA GDAńskA w lATAch 1920 –1933

125

reprezentacyjnego placu na zamknięciu Długich Ogrodów i domu kuracyjnego na Stogach. To także czas ożywionej dyskusji toczonej pomiędzy szefem Urzędu Budowlanego oraz miejscowym środowiskiem akademickim i architekto-nicznym, w której ścierały się poglądy na temat form archi-tektonicznych9. Zapoczątkowane przez Kiesslinga nowoczesne realizacje architektoniczne miały kontynuację w projektach powstających w Urzędzie Budowlanym do maja 1933 r. Kilka wybranych przykładów posłuży do zilustrowania dokonań tego czasu.

Jednym z pierwszych zadań, którego podjął się Kiessling po objęciu Urzędu Budowlanego, była zmiana konce pcji archi-tektonicznej szkoły ludowej dla dziewcząt i chłopców, zaplano-wanej do realizacji we Wrzeszczu przy ul. Pestalozziego. Jego poprzednik w Urzędzie Budowlanym, prof. Friedrich Fischer, sporo projektował na tym obszarze. Za jego urzędowania

il.7 Szkoła przy ul. Pestalozziego w Gdańsku-Wrzeszczu, widok ogólny od strony ulicy, 1927 r., arch. Martin Kiessling,

Albert Krüger, wg Zentralblatt der Bauverwaltung, 1929.

ewA bARYlewskA-szYMAńskA / wOJciech szYMAński

126

powstał projekt urbanistyczny tej części Wrzeszcza. Przewi-dziano w nim miejsce dla podwójnej szkoły, której projekt koncepcyjny opracowano w Urzędzie Budowlanym. Kiessling wspólnie ze swoim najbliższym współpracownikiem Alber-tem Krügerem, przygotował zmienioną wersję projektu, przy zachowaniu lokalizacji i pozostawieniu niewielkiego placu od strony ulicy10.

Obie szkoły otrzymały wspólną salę gimnastyczną i aulę, usytuowane na parterze i piętrze w centralnej części gmachu. Obszerne sale lekcyjne, gabinety i pracownie zgrupowane zostały wzdłuż szerokich korytarzy. Projekt przewidywał bu-dynek z płaskim dachem i dużymi powierzchniami okien. Wnętrze bloku zabudowy, na zapleczu szkoły, przeznaczono na szkolny ogród i tereny sportowe. Budowę ukończono w 1929 r.

Projekt szkoły autorstwa Kiesslinga i Krügera odwołuje się do motywów historycznych, mocno uproszczonych i zmo-dernizowanych, tak w kompozycji, jak i w poszczególnych

il.8 Szkoła im. Heleny Lange, widok od strony ulicy, 1929 r., arch. Martin Kiessling, Albert Krüger, wg Zentralblatt der Bauverwaltung, 1929.

ARchiTekTURA wOlneGO MiAsTA GDAńskA w lATAch 1920 –1933

127

elementach. Kolejnym ukłonem w kierunku tradycyjnej prak-tyki budowlanej, tak charakterystycznej dla północy Europy, było pokrycie elewacji cegłą licową, podczas gdy przyziemie skrzy deł bocznych wykonane było w konstrukcji żelbetowej, pozostawionej bez oblicowania kontrastując fakturą i kolo-rem z pozostałą częścią elewacji.

Mimo zastosowania nowoczesnych rozwiązań architek-tonicznych szkoła przy ul. Pestalozziego nie wzbudzała tak silnych reakcji, jak kolejna realizacja Kiesslinga. Podkreślano nawet bardzo dobre dopasowanie budynku do okolicznej zabudowy i korzystne z urbanistycznego punktu widzenia rozwiązanie11. Zapewne przyczyniło się do tego zastosowanie w elewacjach zewnętrznych cegły. Także fasada budynku z podcieniem w przyziemiu oraz skromna dekoracja rzeź-biarska okazały się ponadczasowe12.

Natomiast druga realizacja szkolna zaprojektowana przez tych samych architektów, stała się na wiele lat symbolem

ewA bARYlewskA-szYMAńskA / wOJciech szYMAński

128

gdańskiej nowoczesnej architektury, będąc równocześnie przedmiotem dyskusji i krytyki. Zlokalizowano ją we Wrzesz-czu przy nowo wytyczonej Ostseestrasse, obecnie al. gen. J. Hallera. Szkołę oddano do użytku w 1929 r13.

Kiessling i Krüger niemal zupełnie odeszli tu od rozwiązań tradycyjnych. Być może lokalizacja budynku – odmienna od szkoły przy ul. Pestalozziego – pozbawiona niemal architekto-nicznego kontekstu, umożliwiła wzniesienie obiektu o tak no-woczesnej formie. Budynek zestawiony został z prostych brył geometrycznych, ożywionych rytmem otworów okiennych, odzwierciedlających wewnętrzne podziały funkcjonalne, ale także tworzących interesującą i przemyś laną kompozycję, podkreśloną zróżnicowanym kolorystycznie tynkiem: białym z żółtymi i czarnymi pasami. Korpus główny o trzech kondy-gnacjach stał się najważniejszym elementem kompozycyjnym widocznym od strony Wrzeszcza. Równo legle do ulicy umiesz-czony został długi wąski segment mieszczący na dwu kondy-gnacjach sale klasowe. Pomiesz czenia zlokalizowane były od strony ulicy, drugi trakt tworzył korytarz – dobrze doświetlony i wentylowany. Skrzydło to stanowiło parawan oddzielający zaplecze szkoły z boiskiem i urządzeniami sportowymi od ulicy. Na końcu skrzydła umieszczono poprzecznie segment mieszczący dwie sale sportowe. Kompozycję uzupełniało nie-wielkie parterowe skrzydło dostawione do korpusu głównego.

Główne wejście zaakcentowano podcieniem wspartym na trzech filarach, był to jedyny element nawiązujący do rozwiązań historycznych. Nowa na gdańskim gruncie była technologia budowy z zastosowaniem stalowego szkieletu, użyto go w skrzydłach bocznych, podczas gdy korpus wznie-siono w konstrukcji murowanej. W czasie otwarcia szkoły w październiku 1929 r. ówczesny senator Wolnego Miasta Gdańska Hugo Althoff, odpowiedzialny m.in. za budownic-two, podkreślał, że budynek liceum dla dziewcząt dobrze

ARchiTekTURA wOlneGO MiAsTA GDAńskA w lATAch 1920 –1933

129

wpisał się w zmienione koncepcje i wymogi stawiane obiek-tom szkolnym14.

Kolejna inicjatywa Kiesslinga w Urzędzie Budowlanym dotyczyła terenu u wylotu ul. Długie Ogrody. Miał się on stać wizytówką Gdańska dla wszystkich wjeżdżających do miasta od strony Żuław. Szef Urzędu Budowlanego zapla-nował stworzenie okrągłego placu otoczonego nowoczesną zabudową mieszkaniową. Projekt Kiesslinga zakładał wybu-rzenie zabytkowej Bramy Długich Ogrodów, która kolidowała z planem urbanistycznym placu. Senat sprzyjał koncepcji Kiesslinga, a wyburzenie bramy zostało zaakceptowane w lu-tym 1928 r. i wydawało się przesądzone. Wkrótce zamie-rzano przystąpić do prac budowlanych15. Natomiast Rada Zabytków, kierowana przez prof. Otto Kloeppla z Wyższej Szkoły Technicznej w Gdańsku, kategorycznie sprzeciwiła się rozebraniu bramy. Już po wyjeździe Kiesslinga do Berlina realizacji nowego placu zaniechano.

W tym samym okresie firma Walter & Fleck, mająca swą siedzibę w historycznym centrum Gdańska, planowała na

il.9 Makieta architektoniczna placu u wylotu ul. Długie Ogrody w Gdańsku, 1928 r., arch. Martin Kiessling, wg Zentralblatt der Bauverwaltung, 1929.

ewA bARYlewskA-szYMAńskA / wOJciech szYMAński

130

kilku parcelach przy ul. Długiej budowę nowego domu to-warowego. Projekty przygotował berliński architekt Moritz Ernst Lesser, pierwszy z nich powstał w końcu 1927 r. Zna-ne są cztery nowoczesne projekty domu towarowego i nie jest jasne, który z nich uzyskał akceptację urzędu budow-lanego. Kiessling, sprawujący równolegle do stanowiska szefa Urzędu Budowlanego również funkcję konserwatora zabyt ków, uznawał, że historyczne centrum Gdańska czekają nieuchronne zmiany, które jego zdaniem miałyby korzyst-ny wpływ na pobudzenie życia gospodarczego i ożywienie ul. Długiej. Uważał, że ul. Długa powinna zachować charak-ter handlowego centrum, podczas gdy boczne ulice stać się chronionym obszarem zabytkowym. Dlatego przychylał się do koncepcji wzniesienia nowoczesnego domu towarowego,

il.10 Projekt domu towarowego Walter & Fleck, ul. Długa w Gdańsku, widok ogólny, 1928 r., arch. Moritz Ernst Lesser, ze zbiorów Archiwum

Państwowego w Gdańsku.

ARchiTekTURA wOlneGO MiAsTA GDAńskA w lATAch 1920 –1933

131

chociaż zdawał sobie sprawę, że budowa zapewne nie bę-dzie możliwa16. Niezwykle ożywiona dyskusja dotycząca tej inwe stycji, wymusiła powstanie, przedstawionego w sierpniu 1928 r., projektu uwzględniającego uwagi zaangażowanych w ochronę krajobrazu kulturowego ul. Długiej, akcentują-cego moduł kamienicy ze schodkowymi szczytami. Jednak i on nie uzyskał pełnej akceptacji a jednym z negatywnie ocenionych przez Ericha Volmara rozwiązań była szerokość okien, wypełniających na każdej kondygnacji niemal całą szerokość fasady. Ostatecznie i ten projekt został odrzucony.

Po wyjeździe Kiesslinga, w marcu 1928 r., w Urzędzie Bu-dowlanym pozostali jego współpracownicy – przede wszyst-kim Albert Krüger. Urząd Budowlany nadal pozostawał in-stytucją propagującą architekturę nowoczesną.

Ważną realizacją tego okresu były dwa nowe gmachy szpi-talne – Szpital Dziecięcy i Oddział Wewnętrzny, wzniesione na terenie Szpitala Miejskiego we Wrzeszczu, według pro-jektu Krügera na przełomie lat 20. i 30. XX w. Ukończony

il.11 Szpital miejski w Gdańsku-Wrzeszczu, oddział dziecięcy, 1929 r., arch. Albert Krüger i oddział wewnętrzny, 1931 r., arch. Albert Krüger, arch.

Hans Riechert, wg Zentralblatt der Bauverwaltung, 1932.

ewA bARYlewskA-szYMAńskA / wOJciech szYMAński

132

il.13 Szpital miejski w Gdańsku-Wrzeszczu, oddział wewnętrzny, poczekalnia na parterze, wg Zentralblatt der Bauverwaltung, 1932.

il.12 Szpital miejski w Gdańsku-Wrzeszczu, oddział wewnętrzny, taras do leżakowania na dachu, wg Zentralblatt der Bauverwaltung, 1932.

ARchiTekTURA wOlneGO MiAsTA GDAńskA w lATAch 1920 –1933

133

w 1929 r. Szpital Dziecięcy, wzniesiony na planie zbliżonym do litery L, wyróżnia kubiczna bryła z dużymi powierzch-niami okien i tynkowanymi elewacjami, przykryta płaskim dachem. W budynku zastosowano konstrukcję żelbetową. Balkony i duży taras na dachu umożliwiały pacjentom prze-bywanie na świeżym powietrzu. Wewnątrz znalazły się prze-stronne i jasne sale dla chorych, usytuowane głównie od strony południowej, zastosowano w nich jasną kolorystykę i barwne umeblowanie oraz tkaniny. W budynku umiesz-czono też nowo czesne gabinety i szerokie korytarze. Cały obiekt spełniał najnowsze wymogi sanitarne. Szpital ocenio-no bardzo pozytywnie, w opiniach prasowych podkreślano spokojną rzeczowość i piękno form17.

Nowoczesne formy nadano też Oddziałowi Wewnętrzne-mu, zaprojektowanemu przez Krügera przy współpracy arch. Hansa Riecherta, pracownika Urzędu Budowlanego. Także ten ukończony w 1931 r. obiekt otrzymał kubiczną bryłę, duże powierzchnie okien, płaski dach z tarasem. Wnętrza odpo-wiadały wszelkim wymogom stawianym nowoczesnym bu-dynkom szpitalnym18.

Kolejne projekty przygotowane w Urzędzie Budowlanym związane były również z ochroną zdrowia, były to sanator-ia dziecięce, ich budowę zaplanowano na terenie Wolnego Miasta. Sanatorium w Zaskoczynie wzniesiono w latach 1929 –1930, według wstępnych projektów Krügera i szcze-gółowych Riecherta. Zespół sanatoryjny składał się z dwu-piętrowego korpusu z trzema ryzalitami od strony dziedzińca i niższego skrzydła bocznego, odgradzającego dziedziniec od drogi. Od strony południowej umieszczona została zadaszona hala do leżakowania19.

Następny projekt przewidywał budowę sanatorium dziecię-cego koło Stegny. Wstępne plany w 1929 r. opracowane zostały przez Krügera, natomiast projekty wykonawcze przygotował

ewA bARYlewskA-szYMAńskA / wOJciech szYMAński

134

gdański arch. Hans Meier. Budynek skomponowany był z pro-stych brył zestawionych ze sobą i wzajemnie przenikających się. Płaskie dachy wykorzystano jako tarasy. Ażurowa galeria dostawiona do gmachu zapewnić miała miejsce leżakowania20.

Także sanatorium dziecięce w Orlinkach, zaprojektowane w 1930 r. przez tych samych architektów cechują nowocze-sne formy. Krüger opracował wstępną koncepcję, zaś Me-ier projekty szczegółowe, łącznie z projektami umeblowa-nia wnętrz21. Jeszcze jednym nowoczesnym obiektem było sanatorium dziecięce w Stutthofie, którego projekt przy-gotował architekt okręgowy Fritz Keller w 1929 r.22. Archi-tekci mieli w tym wypadku o tyle proste zadanie, że obiekty sanatoryjne powstawały z reguły poza terenem zabudowa-nym, pośród kompleksów leśnych. Taka lokalizacja odbierała argumenty zwolennikom architektury tradycyjnej, z reguły związanych z ochroną zabytków i krajobrazu kulturowego miasta.

Obiekty szkolne realizowane po wyjeździe Kiesslinga nie miały już tej skali. Od podstaw zbudowano jedynie niewiel-ką szkołę w Brętowie, położonym wówczas poza granicami Gdańska. Otrzymała ona kubiczną bryłę przykrytą płaskim dachem. Wewnątrz umieszczono cztery obszerne, dobrze wen-tylowane i nasłonecznione sale lekcyjne z nowoczesnym wy-posażeniem23. W dwóch przypadkach rozbudowano już funk-cjonujące szkoły. Do oliwskiej szkoły ewangelickiej – zgodnie z życzeniem dyrekcji placówki – dobudowano nową część, zaprojektowaną przez Krügera we współpracy z Riechertem24. Przekryty płaskim dachem korpus z dużymi powierzchniami okien znalazł się na osi ulicy stanowiąc jej urbanistyczne zamknięcie. Projekt rozbudowy szkoły w Gdańsku Stogach powstał w Urzędzie Budowlanym zapewne w 1930 r., gdyż w tym okresie dyskutowana była kwestia tej inwestycji. Prze-widziano w nim dobudowanie skrzydła połączonego ze starszą

ARchiTekTURA wOlneGO MiAsTA GDAńskA w lATAch 1920 –1933

135

częścią na poziomie pierwszego piętra. Nowa część przykryta została płaskim dachem25.

Nowe budynki szkolne na Stogach i w Oliwie otrzymały ceglane elewacje, nawiązujące do wcześniejszych obiektów, do których zostały dobudowane. Także brętowska szkoła miała elewacje wykonane w cegle. Być może na taką decyzję urzędu, stanowiącą ukłon w kierunku miejscowej tradycji architektonicznej, wpłynęła negatywna opinia jaką zyskał malowany na biało gmach szkoły im. Heleny Lange.

W 1931 r. w Urzędzie Budowlanym powstał projekt Cen-trali Obsługi Ruchu Turystycznego, opracowany przez arch. Ericha Volmara. Obiekt zaplanowano jako wydłużony, parte-rowy pawilon z półokrągłym zamknięciem, o dużych powierz-chniach okien i ceglanych elewacjach, przykryty płaskim dachem. Wnętrze miały zająć biura informacji turystycznej, niewielka sala konferencyjna wraz z zapleczem sanitarnym

il.14 Szkoła przy ul. Stryjewskiego w Gdańsku-Stogach, widok ogólny, 1930 r., projekt Urząd Budowlany, fot. A. Fleks, gtF.

ewA bARYlewskA-szYMAńskA / wOJciech szYMAński

136

oraz biura centrali. Budynek planowano wznieść w pobliżu bastionu św. Elżbiety26. Do realizacji jednak nie doszło.

Następny projekt przygotowany w Urzędzie Budowlanym również nie doczekał się urzeczywistnienia. Budowa krytego basenu pływackiego była w Gdańsku dyskutowana przez kilka dziesięcioleci, jednak względy finansowe spowodowały, że realizację odsuwano w czasie. W okresie międzywojennym powracano kilkukrotnie do tego pomysłu, zmieniając loka-lizacje basenu. W 1929 r. powstał projekt autorstwa Alberta Krügera, przewidujący usytuowanie basenu naprzeciwko gmachu Prezydium Policji, przy ul. Okopowej. Krüger za-projektował basen o długości 25 m wraz z całą infrastruk-turą (pomieszczeniami do masażu, szatniami, gabinetami lekarskimi i zapleczem sanitarnym). Autor zakładał budowę wydłużonego, kubicznego obiektu z dużymi powierzchnia-mi, zrytmizowanych okien i z płaskim dachem, na którym przewidywano ogród z miejscem do ćwiczeń na świeżym powietrzu27. Jeszcze przez dwa kolejne lata wydawało się, że basen zostanie zbudowany, jednak ostatecznie kryzys gospodarczy zaważył na zaniechaniu inwestycji.

Urząd Budowlany zdominował gdański rynek architekto-niczny. Większość znaczących projektów była realizowana z udziałem finansowym Wolnego Miasta Gdańska, a wów-czas projekty powierzano architektom zatrudnionym w urzę-dzie. Były jednak wyjątki. Jesienią 1928 r. władze Sopotu rozpisały ograniczony konkurs architektoniczny, skierowany do siedmiu architektów niemieckich i gdańskich. W marcu 1929 r. jury konkursu, w skład którego wchodził m.in. Kiessling, wówczas już pracujący w ministerstwie w Berlinie, przyznało pierwsze miejsce prof. Paulowi Mebesowi z Berlina28. Drugie miejsce otrzymał Walter Gropius a trzecie Adolf Bielefeldt29.

Zaprojektowana przez Mebesa szkoła wzniesiona została na obszernej narożnej działce, budynek główny posadowiony

ARchiTekTURA wOlneGO MiAsTA GDAńskA w lATAch 1920 –1933

137

został nierównolegle do linii regulacyjnej ulicy, co dało efekt dynamiczny, ale także umożliwiło zaprojektowanie budynku mieszkalnego dla dyrektora, usytuowanego w samym narożu ulic (obiekt nie powstał)30. Bryła budynku głównego – pro-sta i geometryczna – ożywiona została otworami okiennymi zróżnicowanymi ze względu na funkcję pomieszczeń. Skrajna część budynku została nieco wyniesiona, kryjąc za pełną balustradą taras obserwacyjny. Umieszczony w narożu ko-min kotłowni potraktowany został jako dominanta od strony ul. Sobieskiego. Od zachodu do budynku przylega długie, niższe od korpusu, skrzydło o równym rytmie otworów okien-nych. Kompozycję zamyka sala gimnastyczna domykająca od zachodu obszerny dziedziniec szkolny. Na dachu sali sportowej znalazło się miejsce do gimnastyki na świeżym powietrzu, zaś na dachu skrzydła bocznego zlokalizowano miejsce umożliwiające obserwacje astronomiczne. Elewacje pokryte zostały cegłą licową. Gdańska prasa omawiając in-westycję posumowała: Kosztować będzie miliony, Sopotowi czyni ona jednak zaszczyt. Ten nowoczesny budynek szkolny prezentuje się bowiem dostojnie w swym ogólnym wyrazie obok dumnej nowoczesności gdańskiej szkoły Heleny Lange31 .

Podobnie postąpiono w wypadku Pracowniczego Domu Kuracyjnego w Oliwie32, który otwarto w 1931 r. Autor projektu, tak jak w Sopocie, wyłoniony został na drodze konkursu. Do udziału w nim zaproszono ośmiu gdańskich i trzech niemiec-kich architektów. Sąd konkursowy jednogłośnie wybrał projekt hamburskiego architekta Fritza Högera. Budynek wzniesiony został na terenie założenia dworskiego nr V przy ul. Polanki. Pracami na miejscu kierował gdański architekt Felix Tiede, a roboty prowadziła spółka architektoniczna Thiede & Abraham.

Budynek zestawiony został z dwóch zróżnicowanych wyso-kościowo brył, nakrytych osobnymi wysokimi dachami. W miej-scu ich połączenia zlokalizowane zostało nakryte płaskim

ewA bARYlewskA-szYMAńskA / wOJciech szYMAński

138

il.15 Liceum przy ul. Książąt Pomorskich w Sopocie, widok ogólny, 1929 r., arch. Paul Mebes, wg Wasmuths Monatshefte Baukunst und Städtebau, 1932.

il.16 Liceum przy ul. Książąt Pomorskich w Sopocie, aula, wg Wasmuths Monatshefte Baukunst und Städtebau, 1932.

ARchiTekTURA wOlneGO MiAsTA GDAńskA w lATAch 1920 –1933

139

il.17 Liceum przy ul. Książąt Pomorskich w Sopocie, hol i klatka schodowa, wg Wasmuths Monatshefte Baukunst und Städtebau, 1932.

ewA bARYlewskA-szYMAńskA / wOJciech szYMAński

140

dachem zamknięte półkoliście parterowe skrzydło. Półkolisty taras i aneks dostawione zostały także do elewacji bocz-nej. Elementy te kontrastowały z tradycyjną bryłą budynku nadając jej dynamikę. Elewacje wykonano z cegły licowej, dach pokryto dachówkami, okna otrzymały specjalne oszkle-nie, nawiązujące, jak uważano, do budownictwa wiejskiego. Bryła budynku, jak i zastosowane materiały wykończeniowe, miały za zadanie dopasowanie obiektu do zabytkowego oto-czenia. Program funkcjonalny całego zespołu zakładał włą-czenie istniejących budynków dworskich, co miało zapewnić ich zachowanie. Osiągnięto to poprzez połączenie budynków zadaszonym i przeszklonym korytarzem wykorzystywanym jako miejsce do leżakowania. Otoczenie budynku sanatorium zostało zaprojektowane przez sprowadzonego z Hamburga architekta założeń zielonych.

Podczas dyskusji, którą wywołała nowa inwestycja, kwe-stionowano powierzenie projektu architektowi spoza Gdań-ska. Zarzuty te formułowano pomimo wysokiej i niekwestio-nowanej pozycji zawodowej Fritza Högera, będącego autorem licznych realizacji na terenie Niemiec, a także pomimo tego, że projektant wyłoniony został na drodze konkursu.

Odnotować należy jednak także pozytywne wypowiedzi. Miejscowa prasa wskazywała na dobre wpisanie się nowego obiektu w zabytkowy, podlegający ochronie, zespół dworski. Podkreślano użycie cegły jako materiału dobrze harmoni-zującego z otoczeniem, zauważano także właściwą skalę nowego gmachu, dobrze wpisanego w krajobraz tej części Oliwy33. Uważano nawet, że Dom Kuracyjny stanie się archi-tektoniczną i przyrodniczą atrakcją miasta34.

Innym obiektem wartym wzmianki jest już nie istnie-jący Gmach Zachodniopruskiego Zakładu Ubezpieczenio-wego, który wzniesiono w Gdańsku według projektów Adol-fa Bielefeldta. Budynek został zlokalizowany na narożnej

ARchiTekTURA wOlneGO MiAsTA GDAńskA w lATAch 1920 –1933

141

il.18 Zachodniopruski Zakład Ubezpieczeń, ul. Hucisko w Gdańsku, widok ogólny, 1929–1930 r., arch. Adolf Bielefeldt,

wg Lebensversicherungsanstalt, 1930.

il.19 Zachodniopruski Zakład Ubezpieczeń, wewnętrzne galerie, wg Lebensversicherungsanstalt, 1930.

ewA bARYlewskA-szYMAńskA / wOJciech szYMAński

142

działce u zbiegu Wałów Jagiellońskich i Huciska. Projekt konstrukcyjny przygotował prof. Kohnke. Prace budowlane prowadzono od kwietnia do sierpnia 1929 r., wykończenie wnętrz trwało jednak jeszcze do stycznia 1930 r. Wkrótce zakład ubezpieczeniowy wprowadził się do nowej siedziby.

Wewnętrzną konstrukcję budynku tworzyło sześć betono-wych filarów i ściany nośne powiązane żelbetowymi podcią-gami i stropami. Ściany działowe wykonane były w lekkiej konstrukcji i układ wnętrz mógł być dowolnie kształtowany. Budynek miał kubiczną bryłę o ciekawie zaakcentowanych narożach i ażurowym, ekspresyjnym zwieńczeniu. Fasada za-projektowana została od strony ul. Hucisko, krótsza elewacja od Wałów Jagiellońskich. Ściany obłożono cegłą klinkierową o zróżnicowanej kolorystyce. Elewacja parteru pokryta zo-stała boniowaniem, powyżej znajdowały się tylko gładkie ściany przeprute otworami okiennymi. Ostatnia kondygna-cja, cofnięta w stosunku do lica pozostałych, składała się z przeszklonych trójkątnych wykuszy. Powyżej znajdowała się ażurowa attyka powtarzająca załamania elewacji. W publi-kacjach towarzyszących nowej inwestycji podkreślano, że przy projektowaniu architekt nawiązywał do średniowiecznej sztuki gdańskiej. Uważano również, że przy komponowaniu całego budynku położono szczególną uwagę na rzeczowość, zarówno we wnętrzach, jaki w bryle gmachu. Podkreślano, że we wnętrzach zrezygnowano świadomie z każdego ozdobnika i każdego niepotrzebnego dodatku. Wszelkie formy nadano zgodnie z potrzebami i przeznaczeniem, a zrealizowano je prostymi środkami35.

Kolejny przykład nowoczesnej architektury stanowi nie-zachowane obecnie kino Ufa-Palast. Projekt koncepcyjny kina, zlokalizowanego w Gdańsku przy ul. Elżbietańskiej 2, opracował architekt Max Bischoff z Berlina, autor blisko 200 podobnych realizacji. Projekty szczegółowe gdańskiego kina

ARchiTekTURA wOlneGO MiAsTA GDAńskA w lATAch 1920 –1933

143

przygotował Bielefeldt przy współpracy inż. Knerlicha i arch. Albetzkiego. Projekty konstrukcyjne sporządził prof. Kohnke. Kino otwarto w marcu 1931 r.36.

Budynek zlokalizowany został na działce pomiędzy kościo-łem św. Elżbiety a Kanałem Raduni. Skomponowany został z prostych brył geometrycznych – korpusu o zaakcento wanych poziomych podziałach i wyższej części bocznej, stanowiącej dominantę zestawioną z bryłą pobliskiego kościoła św. Elż-biety. Od strony ul. Elżbietańskiej parter budynku z licznymi otworami okiennymi i wyjściami ewakuacyjnymi oddzielo-ny został od wyższych kondygnacji płaskim dachem. Wyżej elewacje miały otwory okienne dostosowane do podziałów funkcjonalnych wnętrza.

Na wybór form architektonicznych niewątpliwie wpływ miał inwestor, a położenie obiektu na obrzeżach historycz-nego zespołu miejskiego uchroniło go od skutecznych inter-wencji zwolenników architektury tradycyjnej. Lokalizacja budynku w bezpośrednim sąsiedztwie kościołów św. Elżbiety i św. Józefa budziła jednak kontrowersje, na łamach prasy pisano: nowoczesne budynki użyteczności publicznej należy kształtować zgodnie ze stylem naszych czasów, [ale] rów-nocześnie obiekt taki prezentuje się pomiędzy budynkami minionych epok jak obce ciało.37

Towarzystwa budowlane i spółdzielnie mieszkaniowe, zmu-szone do respektowania zarządzeń oszczędnościowych, były w mniejszym stopniu otwarte na nowoczesność. Realizowały one zazwyczaj proste i nieskomplikowane projekty, odwołu-jące się w przeważającej części do rozwiązań historycznych, choć i tu znaleźć można wyjątki. Jak choćby osiedle przy ul. Wieniawskiego w Gdańsku38, zrywające w sposobie projekto-wania budynku mieszkalnego oraz układu urbanistycznego z rozwiązaniami tradycyjnymi, stosowanymi powszechnie na terenie Wolnego Miasta. Autorami projektu wyłonionego w

ewA bARYlewskA-szYMAńskA / wOJciech szYMAński

144

drodze konkursu architektonicznego w 1929 r. byli architekci Bruno i Heinz Bahrowie39.

Przedstawione wybrane nowoczesne realizacje architekto-niczne oraz niezrealizowane projekty powstały w przeważa-jącej części w latach 1927 –1931. Budziły one w Gdańsku liczne kontrowersje i sprzeciwy, choć nie brak było także gło-sów pozytywnych. Powstające budynki tworzyły nowoczesną infrastrukturę miasta, wyróżniały się skalą oraz wprowa-dzaniem nowoczesnych rozwiązań konstrukcyjnych i for-malnych. W Urzędzie Budowlanym od 1927 r. aż do maja 1933 r. projektowane były nowoczesne obiekty użyteczności publicznej. System konkursowy stosowany przy wyborze części projektantów wpłynął pozytywnie na miejscowe śro-dowisko architektoniczne. W Gdańsku i Sopocie pojawili się architekci niemieccy, często o głośnych nazwiskach, tacy jak Fritz Höger, Walter Gropius czy Paul Mebes.

il.20 Dom przy ul. Wieniawskiego nr 16, widok od ul. Zakopiańskiej, 1929 r., arch. Bruno Bahr i Heinz Bahr, fot. W. Szymański.

145

ARchiTekTURA wOlneGO MiAsTA GDAńskA w lATAch 1920 –1933

pRzYpisY 1 Pierwsze Wolne Miasto Gdańsk

funkcjonowało za czasów napo-leońskich (1807 –1813); drugie Wolne Miasto w latach 1920 –1939.

2 R. Rulff, Danzigs Siedlungsbau-ten und-tätigkeit in letzter und künftiger Zeit, „Ostdeutsche Monatshefte” , 5, 1924, H. 6, s. 453.

3 E. Barylewska-Szymańska, W. Szymański, Konkurs na gdański wieżowiec w 1920 roku, [w:] Architektura moderni-styczna budynków użyteczności publicznej, Zakład Historii Architektury i Konserwacji Zabytków. Wydział Architektury Politechniki Gdańskiej, Materiały posesyjne, Gdańsk 2004, s. 81 – 84 oraz Gdański drapacz chmur,

„30 dni” 2007, nr 6 (74), s. 26 – 34. 4 B. Störtkuhl, Wieżowce we

Wrocławiu a „gorączka wyso-kościowców” w Niemczech lat dwudziestych, [w:] Wieżowce Wrocławia, red. J. Ilkosz, B. Stört-kuhl, Wrocław 1997, s. 24 – 25; J. Friedrich, Tożsamość peryferii. Nowoczesność i tradycjonalizm w architekturze Wolnego Miasta Gdańska, [w:] Architektura Skoczowa, Śląska i Pomorza 1918 –1939, red. A. Szczerski, Warszawa 2011, s. 181 –183.

5 Gmach Kasy Chorych, przy ul. Wałowej 27 przetrwał 1945 r. i był jedynie nieznacznie uszkodzony. Obecnie mieszczą się w nim różne instytucje związane z ochroną zdrowia, m.in. przychodnie lekarskie, Wojewódzka Stacja Sanitarno--Epidemiologiczna.

6 W. Szymański, Architekt Adolf Bielefeldt (1876 –1934), red. E. Ba-rylewska-Szymańska, M. Danie-lewicz, Gdańsk 2003, s. 86 – 89. Szerzej omawia tę kwestię Jacek Friedrich wskazując na hambur-skie realizacje Fritza Schu-machera jako możliwe źródło inspiracji – zwłaszcza na szkołę przy Ahrensburger Strasse (zob. Friedrich, Tożsamość peryferii…, s. 186).

7 Na temat działalności Martina Kiesslinga zob. P. Zalewski, A. Szczukowski, P.M. Dubbel-dam, Johannes Martin Kießling (1879 –1944), film jest efektem projektu badawczego reali-zowanego przez Uniwersytet Wiadrina, 2012, źródło: https://www. youtube.com/watch?v=8n R4u9zc0u4 (20 marca 2014).

8 M. Kiessling, Neue Baugedanken im alten Danzig, „Zentralblatt der Bauverwaltung“, 49, 1929, nr 43, s. 698.

9 E. Barylewska-Szymańska, W. Szymański, Nowoczesna architektura…, s. 25 – 28; K. Rojek, Tradycja versus nowoczesność. Polemika na temat przy-szłej architektury Gdańska (1927 –1928), [w:] „Porta Aurea. Rocznik Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Gdańskiego” 2009, nr 7 / 8, s. 382 – 395.

10 Wstępny projekt Kiesslinga zo-stał znacznie uproszczony przez Krügera (H. Mankowski, Die Pestalozzischule in Danzig-Lang-fuhr, „Ostdeutsche Bauzeitung” , 27, 1929, nr 57, s. 420 – 421); Kießling, Neue Baugedanken…, s. 695 – 698. Zob. też: E. Barylew-ska-Szymańska, W. Szymański,

ewA bARYlewskA-szYMAńskA / wOJciech szYMAński

146

Nowoczesna architektura…, s. 14 –15. Projekt szkoły omawia Karina Rojek (zob. K. Rojek, Martin Kiessling. Gdańskie realizacje architekta, [w:] Trwałość? Użyteczność? Piękno? Architektura dwudziestego wieku w Polsce, red. A. Zabłocka-Kos, Wrocław 2011, s. 40 – 41,bez aparatu naukowego).

11 Die größten Bauten im neuen Danzig, „Danziger Neueste Nachrichten“, 36, 1929, nr 92, Beilage Bauen und Wohnen (20 IV).

12 Budynek szkoły dla chłopców i dziewcząt przy ówczesnej i obecnej ul. Pestalozziego nr 7 / 9 i 11 / 13 mieści dwa gdańskie licea ogólnokształcące nr II i XIX.

13 Kiessling, Neue Baugedanken…, s. 695 – 698, [H.] M[ankowski], Zwei moderne Schulhäuser in Danzig, „Ostdeutsche Bauze-itung” , 28, 1930, nr 13, s. 120 –121. Zob. też E. Barylewska-Szymań-ska, W. Szymański, Nowoczesna architektura…, s. 15 –16; Rojek, Martin Kiessling…, s. 41 – 42.

14 Einweihung der Helene-Lange--Schule, „Danziger Neueste Nachrichten“, 36, 1929, nr 241, 1. Beilage (14 X). Dawny budynek szkoły zlokalizowanej przy Ostseestrasse, obecnie al. gen. J. Hallera, mieści Wydział Farmacji Gdańskiego Uniwersy-tetu Medycznego, obiekt został przekształcony i rozbudowany, co wpłynęło znacząco na jego walory architektoniczne.

15 Kiessling, Neue Baugedanken…, s. 703 – 704.

16 Kiessling, Neue Bauge-danken…, s. 701 – 702. Na temat projektu zob. też E.

Barylewska-Szymańska, W. Szy-mański, Nowoczesna architektu-ra…, s. 26.

17 Sie kann sich sehen lassen, „Danziger Volksstimme“, 20, 1929, nr 143, 1. Beiblatt (22 VI). Budynek Szpitala Dziecięcego jest zachowany i nadal pełni swą funkcję.

18 A. Krüger, Krankenhäuser. Städtisches Krankenhaus in Danzig. Erweiterung der „Inne-ren Abteilung“, „Zentralblatt der Bauverwaltung vereinigt mit Zeitschrift für Bauwesen“, 52, 1932, nr 50 / 51, s. 589 – 593. Podobnie jak dawny gmach Szpi-tala Dziecięcego również Oddział Wewnętrzny jest zachowany, jednak został on w znacznym stopniu przekształcony, obiekt nadal służy jako szpital.

19 E. Barylewska-Szymańska, W. Szymański, Nowoczesna archi-tektura…, s. 17 –18. Sanatorium zostało przebudowane, obecnie mieści Dom Pomocy Społecznej.

20 Das geplante Kinderholungsheim bei Steegen, „Danziger Neueste Nachrichten“, 36, 1929, nr 184, 1 Beilage, (8 VIII).

21 Erholungsstätten für Danziger Kinder, „Danziger Neueste Nachrichten“, 37, 1930, nr 121, 2. Beilage, (24 V). Sanatorium zostało przebudowane w okresie hitlerowskim, obecnie obiekt nie jest użytkowany.

22 Sanatorium całkowicie prze-budowano na potrzeby zarządu obozu koncentracyjnego, obecnie mieści siedzibę Muzeum Stutthof.

23 Eine moderne Dorfschule, „Danziger Volksstimme“, 21, 1930, nr 24 (29 I). Budynek szkoły,

147

ARchiTekTURA wOlneGO MiAsTA GDAńskA w lATAch 1920 –1933

obecnie Szkoła Podstawowa i Gimnazjum im. św. Jana de la Salle przy ul. Słowackiego 101, został przekształcony i znacznie rozbudowany.

24 Glückliche architektonische Lösung, „Danziger Volksstimme“, 21, 1930, nr 250, 1. Beiblatt (25 X). Budynek szkoły, usytuowany przy ul. Opackiej 7, jest zachowany bez przekształceń, obecnie mieści się tam Szkoła Podstawowa nr 23.

25 Szkoła w gdańskich Stogach jest zachowana i nadal pełni swą funkcję, to Szkoła Podstawowa nr 11 przy ul. Wilhelma Stryjew-skiego 28.

26 Hier könnte die Verkehrszentrale wohnen!, „Danziger Sonntags-

-Zeitung“, 2, 1931, nr 18 (3 III). 27 Der Plan ist fertig, „Danzi-

ger Volksstimme“, 20, 1929, nr 125, Beiblatt (1 VI).

28 Das neue Oberlyzeum in Zoppot. Architekten: Paul Mebes und Paul Emmerich, Berlin, „Wasmu-ths Monatshefte Baukunst und Städtebau“, 1932, H. 2, s. 49 – za udostępnienie czasopisma dzię-kujemy Jackowi Friedrichowi.

29 E. Barylewska-Szymańska, W. Szymański, Nowoczesna architektura…, s. 20; Friedrich, Tożsamość peryferii…, s. 192.

30 Budynek szkoły, usytuowany przy ul. Książąt Pomorskich 16, jest zachowany w stanie dobrym, jedynie sala gimnastyczna przykryta została w ostatnich latach dwuspadowym dachem. Obiekt jest siedzibą I Liceum Ogólnokształcącego w Sopocie.

31 Das neue Oberlyzeum in Zoppot, „Danziger Sonntags-Zeitung” , 1, 1930, nr 41 (9 XI).

32 C. Turtenwald, Werkverzeichnis, [w:] Fritz Höger (1877 –1949). Moderne Monumente, Hg. C. Turtenwald, München – Ham-burg 2003, s. 183; E. Barylewska--Szymańska, W. Szymański, Nowoczesna architektura…, s. 18 – 20. W 2007 r. ten cenny obiekt, usytuowany na zapleczu Szpitala Marynarki Wojennej w Gdańsku Oliwie przy ul. Polanki 117, został przebudowany w spo-sób powodujący utracenie jego pierwotnych walorów architekto-nicznych – ceglane ściany części budynku ocieplono styropianem i otynkowano (zob. E. Barylew-ska-Szymańska, W. Szymański, Utracone sanatorium Fritza Högera, „30 dni” 2007, nr 3 (71), s. 52 – 57). W budynku mieszczą się oddziały szpitalne.

33 Ein Höger-Bau in Danzig, „Dan-ziger Sonntags-Zeitung” , 1, 1930, nr 39 (26 X).

34 Das neue Angestelltenheim, „Danziger Neueste Nachrichten” , 37, 1930, nr 296, 1 Beilage (18 XII).

35 W. Szymański, Architekt Adolf Bielefeldt…, s. 95 – 99; Friedrich, Tożsamość peryferii…, s. 187.

36 W. Szymański, Architekt Adolf Bielefeldt…, s. 102 –103.

37 Danzig und sein neuer Ufa--Palast, „Danziger Sonntags-Ze-itung” , 2, 1931, nr 13 (29 III).

38 R. Cielątkowska, P. Lorenz, Ar-chitektura i urbanistyka osiedli socjalnych Gdańska okresu XX-

-lecia międzywojennego, Gdańsk 2000, s. 26.

39 Überall wird gebaut. Richtfest in der Weinbergstraße, „Danziger Zeitung” , 72, 1929, nr 271 (30 IX). Osiedle jest zachowane, jednak

Tożsamość peryferii...

Stara Motława, widok na Długie Pobrzeże i panoramę Gdańska, fotografia, koniec XIX wieku (źródło: zbiory Is Wyspa)

Jacek Friedrich

Tożsamość peryFeriiNowoczesNość i TradycJoNa-lizm w archi-TekTurze wol-Nego miasTa gdańska

Źródło: Modernizm na peryferiach. Architektura Skoczowa, Śląska i Pomorza 1918 –1939, red. Andrzej Szczerski, Wydawnictwo 40 000 Ma-larzy, Warszawa 2011, s. 176 – 216 © Autor i wydawca

2011

wRóć DO spisU TReści

JAcek fRieDRich

150

Bez wątpienia warto postawić pytanie, na ile architektura Gdańska w okresie międzywojennym sytuowała się na pery-feriach kultury architektonicznej ówczesnej Europy, Niemiec, Polski, na ile zaś uczestniczyła w ich bieżącym życiu architek-tonicznym? Próbę odpowiedzi należałoby jednak poprzedzić innymi pytaniami: czym było Wolne Miasto Gdańsk i jaka była jego pozycja wobec Niemiec i Polski? W jaki sposób ten specyficzny twór państwowy wyrażał swą tożsamość w sferze wizualnej? Na ile w procesach autoprezentacji wykorzystywa-no także architekturę? Jaka była dynamika ruchu budowlane-go w Wolnym Mieście? Jakie czynniki społeczne i polityczne kształtowały oblicze tego dwudziestowiecznego państwa-mia-sta i w jaki sposób wpływały one na kształt powstających tu budynków? I wreszcie – jaka była lokalna tradycja w tym zakresie i jak oddziaływała ona na świadomość architekto-niczną w nowej sytuacji politycznej Gdańska? W tym miejscu nie sposób odpowiedzieć na każde z tych pytań, spróbujmy jednak przynajmniej pokrótce zastanowić się nad niektórymi.

Forma w jakiej Wolne Miasto wyrażało swą tożsamość w sferze wizualnej odzwierciedlała specyficzny status Wol-nego Miasta, które pozostawało rozpięte pomiędzy wzorcami ogólnoniemieckimi, a dążeniem do podkreślania własnej od-rębności – wszechobecny herb miejski, który stał się herbem państwowym, własny pieniądz, znaki pocztowe, to wszystko kształtowało swoistą ikonosferę, w której wyrażała się toż-samość miasta. Posługiwano się przy tym często motywami architektonicznymi, z zasady jednak wywodząc je z odleglej-szej przeszłości. Na gdańskich banknotach, monetach czy znaczkach pocztowych, widzimy więc głównie zabytki ar-chitektury średniowiecznej i nowożytnej – z czasów kojarzą-cych się z okresem największej świetności miasta. Niemal zupełnie nieobecne są tam natomiast odniesienia do Gdań-ska współczesnego, w tym choćby – nas interesowałyby one

TOżsAMOść peRYfeRii...

151

tutaj najbardziej – nowe budynki, co wskazuje na dominację postawy tradycjonalistycznej w kształtowaniu propagandy wizualnej Wolnego Miast1. Nie znaczy to jednak, że w tworze-niu oficjalnej ikonosfery Wolnego Miasta architektura nowo projektowana w ogóle nie brała udziału. Sądzę, że można także w niej dostrzec pewną warstwę znaczącą i to kształto-waną całkiem świadomie.

W tym miejscu należy się przyjrzeć, choćby pokrótce, dy-namice ruchu budowlanego w Wolnym Mieście. Otóż, nieza-leżnie od wszelkich zawirowań politycznych z tym związa-nych, utworzenie Wolnego Miasta miało tu wpływ pozytywny. Miasto, które w okresie bezpośrednio przed I wojną światową przeżywało raczej okres urbanistycznego impasu, w nowych warunkach zaczęło się intensywnie rozwijać2. Wiele budyn-ków powstawało przy tym w ramach inwestycji inicjowa-nych zarówno przez władze państwowe, jak i municypalne. Z tego względu można je z pewnością traktować poza wszyst-kim – choć z pewnością nie przede wszystkim – jako wyraz swego rodzaju autoprezentacji tożsamości kulturowej Gdań-ska. Tu oczywiście pojawia się pytanie o to, jakie czynniki polityczne sprawowały władzę w Gdańsku w interesującym nas okresie. W największym skrócie można powiedzieć, że w latach 1920 –1925 były to ugrupowania prawicowe, w latach 1925 –1930 – centrolewicowe, następnie od 1931 r. nacjona-liści wspierani przejściowo przez narodowych socjalistów, wreszcie od 1933 r. – narodowi socjaliści. Znając rangę, jaką architekturze przyznawała zarówno formacja socjaldemokra-tyczna, jak i narodowosocjalistyczna, nie trudno się domyślić, że fluktuacje polityczne w Wolnym Mieście odcisnęły silne piętno także na architekturze. Ogólniejszy spór ideologicz-ny stał bowiem w oczywisty sposób także u źródeł tego już bardziej specyficznego sporu, który charakteryzował kulturę architektoniczną Gdańska w okresie międzywojennym.

JAcek fRieDRich

152

Tu dotykamy zresztą zasadniczego problemu, jakim jest samo rozumienie pojęcia nowoczesność w dyskursie archi-tektonicznym. Nie miejsce tu na szersze rozważania w tej mierze3, warto jednak zwrócić uwagę na oczywisty skądinąd fakt, że pojęcie nowoczesności, które odruchowo jesteśmy skłonni wiązać z modernizmem, było w ostatnim stuleciu zbyt nośne ideowo i zbyt atrakcyjne społecznie, by mieli z niego rezygnować zwolennicy opcji innych niż modernistyczna, przy czym na ogół przeciwstawiali oni pozorną nowoczesność modernistów – nowoczesności prawdziwej, czyli zgodnej z ich własnym rozumieniem.

Nie inaczej stało się w międzywojennym Gdańsku. Z wy-jątkową klarownością kwestia ta ujawniła się podczas burz-liwej dyskusji, jaką prowadzili w 1927 i 1928 r. wyraziciele poglądów modernistycznych z Martinem Kiesslingiem na czele oraz reprezentanci bardziej konserwatywnego stano-wiska, wśród których rolę pierwszoplanową odegrał Otto Kloeppel4. Ten ostatni swe stanowisko zaprezentował obszer-niej w opublikowanej w 1928 r. głośnej broszurze zatytuło-wanej Gdańsk na rozdrożu5. Kloeppel wyróżnił w niej trzy zasadnicze kategorie architektów: staromodny (altmodisch), nowoczesny (modern) oraz nowomodny (neumodisch) – rację przyznając jedynie nowoczesnemu, który odrzuca zarówno skrajny tradycjonalizm architekta staromodnego, jak i eks-centryczne eksperymenty nowomodnego, a więc modernisty6.

Jakkolwiek kategorie te noszą pewne cechy ogólności, to jednak trzeba pamiętać, że dla Kloeppla, najważniejsze było to, w jaki sposób każda z nich oddziaływała na kwestie zabyt-kowe i z tej właśnie perspektywy dokonuje on swej katego-ryzacji. Rzecz znamienna – to właśnie w konfrontacji starego z nowym sformułowana została ta bodaj najważniejsza, a na pewno najbardziej wyrazista, próba teorii w ówczesnym Gdańsku. To nie namysł nad architekturą samą w sobie, nad

TOżsAMOść peRYfeRii...

153

jej pryncypiami, legł u źródeł tych rozważań, ale zagroże-nie zabytkowego oblicza Gdańska przez nowe formy, przez nową architekturę. Ujawnia się w tym bardzo specyficzna perspektywa obowiązująca w ówczesnym Gdańsku, w której problemy architektury współczesnej ujmowane są ze wzglę-du na architekturę zabytkową, rozumianą jako prawdziwa architektura gdańska, swoisty kamień probierczy, wedle któ-rego dopiero można oceniać architekturę nowo powstającą. Rzecz jasna ten sposób myślenia o architekturze spotykał się z oporem ze strony zwolenników form bardziej nowoczesnych i bardziej uniwersalnych – wspomniany powyżej spór jest na to oczywistym dowodem.

Opozycja ta wyrażała się wszakże nie tylko w dyskusjach, ale i w samej materii architektonicznej, przy czym wcale nierzadko mamy do czynienia z sytuacją, w której w ramach jednego projektu współistnieją obie, zdawałoby się przeciw-stawne, tendencje.

Znakomity przykład tego wewnętrznego rozszczepienia przynosi już epizod, który właściwie rozpoczyna dzieje archi-tektury w Wolnym Mieście, a więc ogłoszony w 1920 r. konkurs na wieżowiec7 – pierwszy tego rodzaju na obszarze kultury niemieckiej i poprzedzający prawdziwy boom na podobne konkursy w samych Niemczech. Trudno powiedzieć, na ile to pierwszeństwo Gdańska – dość już wtedy przecież w ogólno-niemieckiej skali prowincjonalnego – było kwestią przypadku, na ile zaś stanowiło świadomie wykreowany gest polityczny, mający na celu zwrócenie szczególnej uwagi na utracone przez Niemcy miasto8. Jeśli istotnie owa polityczna motywacja odegrała tu jakąś rolę, to tym bardziej warto zwrócić uwagę na historyzujące motywy, które pojawiły się w przedłożonych projektach, zwłaszcza, że ówczesne niemieckie wypowiedzi na temat wieżowców podkreślały konieczność zaznaczenia niemieckiej odrębności w tej mierze9. Tak czy inaczej nie

JAcek fRieDRich

154

ulega wątpliwości, że podwójność perspektywy, w której to co nowoczesne splata się z szacunkiem dla tradycji, ujawniła się już w samych warunkach konkursowych: z jednej strony w oczywisty sposób odwołując się do wzorów amerykańskich zalecano zastosowanie nowoczesnych rozwiązań konstruk-cyjnych, z drugiej zaś wskazywano na Porta to, że nowy gmach nie powinien negatywnie wpływać na zabytkowe otoczenie i historyczną panoramę miasta, w tym celu zalecając chociaż-by znaczniejsze niż by to sugerowały amerykańskie wzorce rozczłonkowanie bryły10.

W efekcie przedstawiono wiele projektów, w których nie-rozerwalnie związany z samą ideą drapacza chmur pier-wiastek nowoczesny współistniał z tradycyjnymi formami. Jakkolwiek dominowały odwołania do uniwersalnego języka form klasycznych, to jednak pojawiły się również odniesie-nia do lokalnej tradycji architektonicznej – tradycji ściślej gdańskiej, bądź też nieco szerzej rozumianej tradycji niemiec-kiego gotyku ceglanego. Można to zapewne tłumaczyć tym, że konkurs rozpisany przez Zachodniopruskie Stowarzysze-nie Architektów i Inżynierów skierowany był wyłącznie do miejscowych projektantów. W najbardziej wyrazistej postaci owe lokalne akcenty ujawniają się bodaj w trzech spośród konkursowych projektów. Jednym z nich była propozycja Hermanna Phlepsa, złożona z dwóch dość mechanicznie złożonych partii – dolnej, około dwudziestopiętrowej, której prosta forma w znacznej mierze powtarzała rozwiązania amerykańskie oraz górnej, po której bokach projektant umie-ścił formy jako żywo przypominające tradycyjne gdańskie spichlerze11, a pomiędzy nimi łącznik przywołujący gotyckie attyki północnoniemieckich ratuszy. Odniesienia do lokalnej architektury gotyckiej zawierał również projekt Hansa Urba-na, w którym mocno wyeksponowano motyw szczytów schod-kowych, przeprutych okrągłymi prześwitami spotykanymi

TOżsAMOść peRYfeRii...

155

w późnośredniowiecznej architekturze Gdańska, ponadto zaś wprowadzono wieńczącą całość wieżę, której forma przypo-mina nieco wieżę gdańskiego kościoła Mariackiego12. Wśród projektów zwróconych ku lokalnej tradycji, bodaj najbardziej wyrazisty a zarazem jednoznaczny był ten autorstwa Alberta Carstena, który w zaskakujący sposób połączył nowoczesną ideę wieżowca z układem przestrzennym regularnego krzy-żackiego zamku konwentualnego! (il. 1)13.

Warto zauważyć, że wszystkie z wymienionych powyżej projektów zyskały akceptację komisji konkursowej, znajdu-jąc się w gronie sześciu nagrodzonych prac (na dwadzieścia biorących udział w konkursie), trudno jednak powiedzieć, w jakiej mierze na przychylny dla nich werdykt wpłynęły owe historyzujące aluzje, na ile zaś były one po prostu satysfak-cjonujące ze względu na walory przestrzenne i funkcjonalne, które – o czym warto tu pamiętać – w towarzyszącej konkur-sowi dyskusji sytuowano na pierwszym planie14.

il.1 Albert Carsten, Projekt konkursowy na wieżowiec w Gdańsku.

JAcek fRieDRich

156

Wśród prac niedocenionych przez sędziów konkursowych znalazł się jeszcze jeden projekt odwołujący się do tradycji lokalnej architektury średniowiecznej. Choć czynił to w spo-sób o wiele mniej oczywisty niż omówione powyżej projekty Phlepsa, Urbana i Carstena, to jednak w uskokowych przypo-rach akcentujących narożniki monumentalnego korpusu znać fascynację formami historycznymi. Autorem wspominanego tu projektu był zaś nie kto inny jak Otto Kloeppel, ten sam, który kilka lat później zaangażuje się w obronę historycznego obrazu starego Gdańska.

Po tej pierwszej próbie unowocześnienia lokalnego pej-zażu architektonicznego, która zresztą nie wyszła poza fazę projektową, pojawiły się w Gdańsku dalsze. Wśród nich war-to z pewnością wskazać dwa spektakularne gmachy autor-stwa Adolfa Bielefeldta, czołowego reprezentanta środo-wiska architektonicznego Wolnego Miasta. Projektując na przełomie 1924 i 1925 r.15 siedzibę Kasy Chorych, architekt, którego wcześniejszy dorobek oscylował wokół formuł hi-storyzujących, sięgnął po raz pierwszy po zdecydowanie nowocześniejsze środki wyrazowe związane z niemieckim ceglanym ekspresjonizmem (il. 2). Jest jednak oczywiste, że formuła ta, nawiązująca mniej lub bardziej czytelnie do tradycji północnoniemieckiego gotyku ceglanego, stanowiła próbę powiązania pierwiastka nowoczesnego z tradycyjnym, czy, – mówiąc inaczej – unowocześnienia tradycji. W tym sensie projekt Bielefeldta, nawiązując żywy dialog z jedną z formuł architektonicznej nowoczesności, równocześnie wpisuje się w swoisty lokalny tradycjonalizm. Wystarczy spojrzeć na ekspresyjne wykorzystanie wątku ceglanego, czy rytmiczną artykulację fasady za pomocą profilowanych pół-filarów, albo może raczej służek, które wyraźnie przywołują rozwiązania średniowieczne, wreszcie na łuki przywołane w przyziemiu16.

TOżsAMOść peRYfeRii...

157

il.2 Adolf Bielefeldt, Kasa Chorych w Gdańsku.

il.3 Adolf Bielefeldt, Zachodniopruski Zakład Ubezpieczeniowy w Gdańsku.

JAcek fRieDRich

158

il.5 Martin Kiessling, Szkoła im. Pestalozziego (Pestalozzi-Doppelschule) w Gdańsku.

il.4 Martin Kiessling, Szkoła im. Heleny Lange (Helene Lange-Schule) w Gdańsku.

TOżsAMOść peRYfeRii...

159

Tego rodzaju reminiscencje były znacznie mniej oczywiste w zbudowanym w 1929 r., a zniszczonym w czasie ostatniej wojny, gmachu Zachodniopruskiego Zakładu Ubezpiecze-niowego (il. 3). Nie znaczy to jednak, że nie było ich tu wcale. Co prawda tym razem Bielefeldt sięgnął po środki bliższe modernizmowi – przede wszystkim rezygnując z wertyka-lizmu podziałów, tak silnie określających charakter fasady Kasy Chorych – jednakże ażurowa attyka ujawniała pewien związek z wzorcami gotyckimi, niezależnie od tego, że znać tu również związki z ceglanym ekspresjonizmem i oczywisty wpływ krystalicznych form art déco17. Ewidentny zaś ukłon w stronę lokalnej tradycji stanowiło oblicowanie budynku cegłą klinkierową, co zresztą wynikało ze stosownego wy-mogu władz18.

Sięganie po cegłę w elewacjach nawet najbardziej spekta-kularnych nowych budynków wznoszonych w Wolnym Mie-ście, stało się zresztą jednym z elementów specyficznego lokalnego tradycjonalizmu. Okres największego natężenia tego rodzaju inwestycji przypada na przełom lat 20. i 30. Jest to więc okres, w którym w wielu innych ośrodkach – nie tylko przecież niemieckich – tak powszechnie spotyka się białe opracowanie elewacji, że wręcz mówi się o białym modernizmie. Tymczasem w Gdańsku jedynym bodaj du-żym budynkiem pomalowanym na biało stała się Szkoła im. Heleny Lange (Helene Lange-Schule) zaprojektowa-na przez Martina Kiesslinga i ukończona w 1929 r. (il. 4). Był to jednak wyjątek na tyle wyraźny, że komentowany w ówczesnej prasie19. Już bowiem budowana w tym samym czasie wedle projektu tego samego architekta Szkoła im. Pestalozziego (Pestalozzi-Doppelschule) (il. 5) – niezależ-nie od innych jeszcze obecnych tu elementów tradycyjnych, z arkadowym portykiem na czele – została oblicowana cegłą o głębokim, intensywnym odcieniu20.

JAcek fRieDRich

160

Także kolejny nowoczesny budynek szkolny wzniesiony w Wolnym Mieście, tym razem na terenie Sopotu, zyskał ceglane opracowanie lica. Zaprojektowany przez Paula Me-besa gmach liceum (Oberlyzeum) (il. 6) powstał w wyniku ograniczonego, kierowanego do konkretnych projektantów konkursu, rozstrzygniętego w marcu 1929 r., w którym – co warto odnotować – drugą nagrodę uzyskał projekt Walte-ra Gropiusa21. Zwycięska koncepcja Mebesa zakładała roz-wiązanie jednoznacznie nowoczesne, oparte na swobodnie kształtowanym rzucie22, jednak i tu zrezygnowano z białego opracowania na rzecz bardziej tradycyjnego – ceglanego. Trudno jednak rozstrzygnąć na ile – i czy w ogóle – na ten wy-bór wpłynęła chęć odwołania się do tradycji lokalnej,w tym wypadku zresztą raczej regionu niż samego Sopotu.

Bez wątpienia natomiast swoisty tradycjonalizm może-my dostrzec w zaprojektowanym przez Fritza Högera Domu Kuracyjnym przy Polankach (il. 7)23. Także ta realizacja po-wstała w wyniku konkursu, a już w jego warunkach po-jawił się wymóg uwzględnienia sąsiedztwa zabytkowego klasycystycznego dworu24. Nie dziwi więc sięgnięcie przez Högera po koncepcje spadzistych dachów i drobnych podzia-łów okien ze specjalnym oszkleniem, które nawiązywać miało do budownictwa wiejskiego25. Tym bardziej nie może dziwić staranne ceglane opracowanie lica budynku – tu zresztą obok ewentual nego dążenia do podjęcia lokalnej tradycji rolę de-cydującą odegrać musiały upodobania samego architekta, uznawanego wszak powszechnie za jednego z największych mistrzów cegły w architekturze niemieckiej XX wieku26.

Gdy mowa o randze cegły w architekturze Wolnego Miasta, warto wskazać na jeszcze jeden bardzo znamienny przykład, a mianowicie polską Wyższą Szkołę Handlową zaprojekto-waną w 1930 r. przez Józefa Łęczyckiego (il. 8). Budynek formą przypominał rozwiązania spotykane już w ówczesnej Gdyni,

TOżsAMOść peRYfeRii...

161

il.7 Fritz Höger, Dom Kuracyjny przy Polankach w Gdańsku, projekt.

il.6 Paul Mebes, Liceum (Oberlyzeum) w Sopocie.

JAcek fRieDRich

162

il.8 Józef Łęczycki, Wyższa Szkoła Handlowa w Gdańsku.

TOżsAMOść peRYfeRii...

163

co być może nie było przypadkowe – aluzja do polskiego portu skutecznie rywalizującego w handlu z portem gdań-skim mogła, niezależnie już od kwestii ówczesnej architek-tonicznej mody, szczególnie odpowiadać zleceniodawcom. W stosunku do ówczesnych białych realizacji gdyńskich27, w budynku Łęczyckiego pojawia się jednak znacząca różni-ca – lico muru opracowane zostało zasadniczo przy użyciu cegły. Można to chyba interpretować jako ukłon w stronę lokalnej, gdańskiej tradycji architektonicznej, tym bardziej, że szkolny gmach usytuowany został w obrębie historycznego śródmieścia. Ceglane lico zyskała także kolejna ważna polska realizacja architektoniczna w Wolnym Mieście – ufundowany przez gdańską Polonię, a zbudowany w latach 1931 –1932 wedle projektu Czesława Świałkowskiego, kościół Chrystusa Króla28. I tu warto zwrócić uwagę na fakt, że podobnego opracowania kościołów nie stosowano w tym czasie w Gdyni.

Jakkolwiek w architekturze gdańskiej przełomu lat 20. i 30. nie odżegnywano się zupełnie od różnorakich nawiązań do lokalnej tradycji architektonicznej, to jednak dominowały w niej formy modernistyczne29. Mogło się więc wydawać, że z czasem nurty jednoznacznie nowoczesne zajmować będą tu, jak i gdzie indziej, pozycję dominującą. Tę wiarę wyrażają choćby słowa, którymi Martin Kiessling opatrzył w swym artykule z 1929 r. reprodukcję kompromisowego wariantu, jaki dla dyskusyjnego domu towarowego na Długiej zapro-ponowały czynniki konserwatorskie. Godny pożałowania regres w stronę romantyki dnia przedwczorajszego – napisał Kiessling o tym projekcie przywołującym moduł gdańskiej szczytowej kamienicy30. Zapewne nie podejrzewał, że jest to raczej wizja architektury nieodległego jutra.

Wkrótce sytuacja miała się bowiem odwrócić. Przejęcie władzy przez narodowych socjalistów – w Gdańsku nastąpiło to, jak w całych Niemczech, w 1933 r. – przyniosło bowiem

JAcek fRieDRich

164

znaczące zmiany także na gruncie architektury i szerzej: kul-tury architektonicznej. Idee Kloeppla, które kilka lat wcze-śniej, podczas jego pamiętnej dyskusji z Kiesslingiem, wielu słuchaczom mogły wydawać się przebrzmiałe, teraz zyskały na aktualności. Jednym z najbardziej znaczących przejawów nowego podejścia do tradycji architektonicznej stała się pod-jęta już wcześniej, ale wówczas zdecydowanie zyskująca na dynamice akcja sanacji zabytkowego śródmieścia, zwłaszcza Głównego Miasta31. W działaniach tych czołową rolę odegrał nie kto inny, jak właśnie Otto Kloeppel. Już w 1935 r. opubli-kował on dokumentację podjętych wówczas prac mających na celu przywrócenie starego oblicza miasta. Zadedykował ją narodowosocjalistycznemu gauleiterowi Albertowi For-sterowi, nazwanemu przez Kloeppla protektorem nowego starego Gdańska32.

Nowy stary Gdańsk – ów pozorny oksymoron dobrze cha-rakteryzuje kulturę architektoniczną miasta pod włada niem narodowych socjalistów. Ta dwoistość, w której antagonizm między tradycją a nowoczesnością wydaje się zniesiony, wy-raźnie ujawnia się w najbardziej spektakularnej ze zrealizo-wanych budowli narodowosocjalistycznego Gdańska – ukoń-czonym w 1940 r. schronisku młodzieżowym na Biskupiej Górce projektu Hansa Riecherta, nazwanym imieniem pięt-nastowiecznego gdańskiego kapra Paula Benekego (Paul Beneke-Jugendherberge) (il. 9)33. Na tym przykładzie szcze-gólnie dobrze widać, jak w totalitarnej socjotechnice prze-szłość, historia i tradycja splatają się z ideami nowoczesności i postępu. Pozornie tradycjonalistyczny program poznawania ojczystych zabytków służy tu bowiem budowaniu nowego człowieka, a ideową dwoistość tego zamysłu wyraża sama forma architektoniczna zawieszona między tradycją i no-woczesnością. Z jednej strony wzniesiony przy użyciu cegły i muru pruskiego budynek o trzech skrzydłach skupionych

TOżsAMOść peRYfeRii...

165

wokół dziedzińca, z ceglanymi przyporami i wyniosłą wieżą górującą nad zabytkowym Gdańskiem, odwoływał się w dość oczywisty sposób do tradycji architektury krzyżackiej, co niosło aktualizujący przekaz polityczny – dobitny wyraz zna-lazł on w akcie erekcyjnym, wedle którego myślą przewodnią budowy jest spojrzenie młodzieży niemieckiej na wschód34. Z drugiej jednak strony zastosowane tu rozwiązania pro-jektowe wykazywały zasadniczo dość nowoczesne poczucie formy35. Nie znajdziemy tu bowiem jakichś bezpośrednich cytatów z architektury średniowiecznej, czy ostentacyjnie historyzującego detalu – może z wyjątkiem umieszczonych nad przyporami tarasu granitowych rzygaczy jednoznacznie nawiązujących do lokalnej tradycji. Jednakże i w tym przy-padku sumaryczna forma niewiele różni się od rozwiązań stosowanych w rzeźbiarskiej dekoracji budynków, powsta-łych w czasach dominacji w Wolnym Mieście architektury modernistycznej.

il.9 Hans Riechert, Schronisko młodzieżowe im. Paula Benekego (Paul Beneke-Jugendherberge) w Gdańsku, projekt.

JAcek fRieDRich

166

TOżsAMOść peRYfeRii...

167

il.11 Projekt przebudowy Wyspy Spichrzów w Gdańsku na siedzibę gauleitera.

JAcek fRieDRich

168

il.10 Klaje, Finke i Pfuhl, Projekt szkoły wojskowej w Gdańsku.

il.12 Jan Bochniak, Przebudowa Gimnazjum Polskiego Macierzy Szkolnej w Gdańsku.

TOżsAMOść peRYfeRii...

169

Rozdarcie narodowosocjalistycznych projektantów pomiędzy tradycją a dążeniem do nowoczesności, dobrze wyraża tekst znakomitego gdańskiego historyka sztuki, ówczesnego dy-rektora Muzeum Miejskiego, Willego Drosta, który pisał: Dzi-siejszy czas narodowego socjalizmu ma szczególnie trudne zadanie, gdyż z jednej strony odrzuca tradycyjną oszczędność Rzeczowości, z drugiej strony nie chce popaść w zewnętrzne naśladownictwo stylów historycznych, które stanowi odstra-szające dziedzictwo poprzedniej epoki36. Znamienne jednak, że w obliczu tak zarysowanej alternatywy więcej zalet przy-znaje modernizmowi, pisząc: najzimniejsza rzeczowość jest dobrodziejstwem w porównaniu z zewnętrznym napuszeniem poprzedniej epoki. […] celowość, jasność, czystość, higienicz-ność są zaletami, które nie powinny zostać powtórnie utraco-ne. […] funkcjonalność jako wewnętrzny sens była [bowiem] stale jednym z najpiękniejszych kierunków architektury37.

W świetle tego rodzaju wypowiedzi można chyba zaryzy-kować stwierdzenie, że o ile w okresie rządów centrolewicy za-sadniczo nowoczesnym rozwiązaniom towarzyszyły elementy swoiście tradycyjne, o tyle w przypadku wybudowanego już pod rządami narodowych socjalistów schroniska młodzie-żowego mamy do czynienia z sytuacją odwrotną: charakter całości jest tu średniowieczny, ale równolegle ujawnia się tu głęboko już zakorzeniona formalna i funkcjonalna nowo-czesność. W rezultacie powstałe w innej sytuacji politycznej i na innych przesłankach ideowych oparte budynki, takie jak omawiane tu schronisko i o dekadę wcześniejsza szkoła Pestalozziego w ogólnym wyrazie estetycznym zbliżają się do siebie.

Jakkolwiek schronisko na Biskupiej Górce w oczywisty sposób odwoływało się do wzorca średniowiecznego zamku krzyżackiego – pisano o nim nawet jako o zamku niemieckiej młodzieży na wschodzie38, to jednak nie powtarzało ono tego

JAcek fRieDRich

170

modelu tak wiernie, jak zaprojektowana już po wcieleniu Gdańska do III Rzeszy monumentalna siedziba szkoły woj-skowej autorstwa Klajego, Finkego i Pfuhla (il. 10)39, której układ przestrzenny bardzo ściśle miał się odwoływać do wzorca krzyżackiego zamku konwentualnego. Po ten wzorzec sięgnięto również projektując gigantyczną siedzibę gauleite-ra40. Miała ona zająć północną część Wyspy Spichrzów, której niezwykle cenna, zabytkowa zabudowa miała zostać w tym celu całkowicie wyburzona (il. 11). Na tym przykładzie widać zresztą jak niejednoznaczna była wówczas relacja trady-cja – nowoczesność. Z jednej strony sięgnięto tu bowiem po historyczny model przywołujący czasy krzyżackiego, a więc w rozumieniu ówczesnej propagandy – niemieckiego panowa-nia nad miastem (przypomnijmy, że zamek krzyżacki w Gdań-sku w połowie XV wieku został zburzony przez tutejszych mieszczan po inkorporacji miasta do Polski). Z drugiej – nie zawahano się skazać na zagładę istotnej części historycznego Gdańska w imię budowy Gdańska nowego, narodowosocja-listycznego. Jak widać symbolizm historii, jako dający się dość dowolnie modelować, był znacznie atrakcyjniejszy od trywialnej materii historii.

Modelowanie historii w przywołanych średniowiecznych, zamkopodobnych gmachach zaplanowane zostało na wiel-ką skalę, jednakże dokonywało się ono wówczas także na skalę mniejszą, czego bardzo ciekawym przykładem jest dobrze udokumentowana aranżacja piwnic Dworu Artusa na restaurację, utrzymana z kolei w formach nowożytnych odwołujących się do złotego wieku Gdańska, co widać choćby w dekoracji ścian wielkiej winiarni41. W tych zaprojektowa-nych już w czasie wojny wnętrzach, pierwiastek historyzujący ujawniał się zresztą w sposób wyraźniejszy niż w omówionym uprzednio, zaprojektowanym jeszcze przed wojną, budynku schroniska na Biskupiej Górce.

TOżsAMOść peRYfeRii...

171

Kończąc ten z konieczności niepełny przegląd projektów, w których splatały się wątki tradycyjne z nowoczesnymi, przywołajmy przykład nietypowy, bo związany z polskim mecenatem w Wolnym Mieście, a mianowicie przeprowa-dzoną pod koniec lat 30. przebudowę Gimnazjum Polskiego Macierzy Szkolnej (il. 12)42. Projekt architektoniczny przy-gotowany przez działającego w sąsiedniej Gdyni Jana Boch-niaka wyrażał ambicje polskiego zleceniodawcy. Fasada roz-budowanego skrzydła budynku z wyrazistymi podziałami w wielkim porządku nosi cechy zredukowanego klasycyzmu. Jakkolwiek, co oczywiste, tendencje do klasycyzowania i mo-numentalizacji charakteryzują architekturę lat 30. w ogóle, to jednak w tym konkretnym wypadku ów klasycyzujący i mo-numentalizujący język architektoniczny został zastosowany ze szczególnym rozmysłem, co widać choćby w zestawieniu z projektami, które architekt realizował wówczas w Gdyni43. Co ciekawe, sięgając po obowiązujące w ówczesnej archi-tekturze polskiej formy klasycyzujące, Bochniak poczynił też pewien ukłon w stronę lokalnej tradycji, umieszczając pilastry fasady na ceglanym tle44.

I w tym wypadku jednak mamy do czynienia z pewnym na-pięciem między tradycjonalizmem a nowoczesnością, widać to chociażby w zestawieniu omawianej fasady z rozwiąza-niem zewnętrznych ścian auli samego gdańskiego gimnazjum, które są o wiele bardziej pragmatyczne i nowoczesne.

Rozmaitość przywołanych powyżej formuł współistnienia tradycjonalizmu i nowoczesności każe postawić pytanie fundamentalne – czy nowoczesność musi zakładać antytradycjo nalizm? Jeśli przypomnimy sobie spór Kies-slinga z Kloepplem to stwierdzimy, że dla pierwszego z nich odpowiedź była raczej twierdząca, odpowiedź drugiego była natomiast przecząca. Według Kloeppla tradycja i no-woczesność nie muszą tworzyć pary opozycyjnej. Stąd też

JAcek fRieDRich

172

zapewne jego przekonanie o tym, że również bardziej tra-dycyjnie nastawione idee mają prawo korzystać z etykiety: nowoczesność. Nie jest więc przy padkiem kariera koncepcji Kloeppla w narodowo socjalistycznym Gdańsku. Były one bowiem zgodne z ogólnie niejednoznacz nym statusem zarów-no tradycji, jak i nowoczesności w syste mach totalitarnych, w których swoi ście modelowana tradycja nie była antytezą nowoczesności, a raczej służyła redefinicji nowoczesności: tradycja – rzecz jasna odpowiednio uformo wana – zapowia-dać miała to co prawdziwie nowoczesne. Zapewne wynikało to z chęci poszerzenia bazy społecznej reżimów – tak rozu-miane pojęcie nowoczesności mogli zaakceptować również bardziej konserwatywnie nastawieni odbiorcy. Zjawisko to objawiło się zarówno w faszystowskich Włoszech, stalinow-skim Związku Sowieckim, jak i w narodowo socjalistycznych Niemczech. W państwach tych na gruncie architektonicznym chętnie odwoływano się czy to do uniwersalnej tradycji kla-sycznej, czy do bardziej partykularnych tradycji narodowych, tak czy inaczej rozumianych, na płaszczyźnie ogólnopoli-tycznej realizowano wszak projekt w istocie modernizacyjny i rewolucyjny – każdy z tych reżimów dążył przecież do ra-dykalnej przebudowy społecznej. Nic więc dziwnego, że nie-zależnie od wszelkich uwikłań w architektoniczną tradycję, architektura stalinowska i hitlerowska prezentowana była jako w istocie nowoczesna, a we Włoszech doszło wręcz, jak powszechnie wiadomo, do swoistego sprzężenia radykalnie nowoczesnej architektury z faszyzmem. Ten fenomen – wciąż chyba w rozważaniach nad architektoniczną nowoczesnością nie dość doceniany – świetnie streszcza wypowiedź Enrico Rogersa, który tłumacząc się ze swej aktywności w czasach Mussoliniego, stwierdził, że on sam i jemu podobni zawierzyli sylogizmowi: faszyzm to rewolucja, nowoczesna architek-tura jest rewolucyjna, tak więc musi być ona architekturą

TOżsAMOść peRYfeRii...

173

faszyzmu45. Paradoksalnie rewolucyjna stawała się także ar-chitektura o formach bardziej tradycyjnych, jeśli tylko służyła faszystowskiej, narodowosocjalistycznej czy komunistycznej rewolucji. Następowało swoiste znoszenie antagonizmu po-między, wydawałoby się, przeciwstawnymi pojęciami tradycji i nowoczesności. Było to szczególnie ważne w mieście takim jak Gdańsk, w którym tradycja historyczna, w tym szczegól-nie hołubiona tradycja architektoniczna, stanowiła czynnik od dawna kultywowany i w znacznej mierze rozstrzygający o lokalnej tożsamości.

Wróćmy wreszcie do pytania, które zostało postawione na początku: w jaki sposób formy współistnienia architek-tonicznej tradycji i architektonicznej nowoczesności, uwa-runkowane wszak lokalną specyfiką, wpływały na pozycję Gdańska wobec architektury ówczesnej Europy, Niemiec, czy także – choć tu mówimy już o zjawisku zupełnie margi-nalnym – Polski?

Patrząc na sprawę obiektywnie należałoby pewnie uznać ówczesną architekturę Gdańska za architekturę peryferyj-ną, mało znaczącą dla całości obrazu. Wyznacznikiem owej obiektywnej perspektywy niech będzie synteza dwudziesto-wiecznej architektury niemieckiej zarysowana przez Wol-fganga Pehnta – na jej sześciuset stronach Gdańsk odnoto-wany zostaje tylko raz i zdawkowo, jako miejsce pierwszego konkursu na wieżowiec46. Tu jednak pojawia się kwestia: jak rozumieć peryferyjność? – czy jako margines zjawisk dominujących w metropolii, jako ich z natury bledsze od-bicie, coś, co byłoby odpowiednikiem prowincjonalizmu? Czy może inaczej, jako pozostawanie poza ścisłym kręgiem oddziaływania centrum, dzięki czemu z większą siłą ujawnić się mogą ujęcia swoiste, może nawet oryginalne? Przy takim rozumieniu sprawy pozostawanie na peryferiach może sprzy-jać kształtowaniu odrębnej tożsamości, dla której tradycja

JAcek fRieDRich

174

lokalna stanowi istotny punkt odniesienia. Kiedy się śledzi rozwój kultury architektonicznej w Wolnym Mieście ma się wrażenie, że oba rozumienia są tu na miejscu. Bez wątpie-nia Gdańsk pozostawał wówczas w cieniu najważniejszych ośrodków kultury architektonicznej nie tylko Europy, ale i samych Niemiec, chociaż przypadki angażowania w sprawy gdańskie Mebesa, Gropiusa czy Hoegera wskazywałyby na to, że starano się sprostać paradygmatom ogólnoniemieckim. Równocześnie jednak pozostawała ówczesna architektura gdańska w kręgu tradycji własnej wielowiekowej kultury architektonicznej – mówimy przecież o mieście, które w prze-szłości odgrywało rolę bałtyckiej metropolii. To sprawiało, że architektura Wolnego Miasta, przy wszystkich próbach mo-dernizacji, pozostawała jednak w kręgu swoistej, jeśli wolno użyć takiego określenia, tradycjonalistycznej autocentrycz-ności, co można by próbować tłumaczyć jako tożsamość, dla której punktem odniesienia jest ona sama, a więc inaczej niż to się dzieje w wypadku ośrodka prowincjonalnego, który całkowicie uzależniony jest od wzorców płynących z centrum. W sumie więc mamy do czynienia z sytuacją niejednoznaczną, może nawet paradoksalną, w której to właśnie peryferyjność pozwala na zachowanie owej dwuznacznej autocentryczności.

Odrębna kwestia to stosunek polskiej architektury w Wol-nym Mieście do centrum, jakim będzie dla niej, powiedzmy, Warszawa. Z tego punktu widzenia dobrym przykładem może służyć przebudowa Gimnazjum Polskiego Macierzy Szkolnej – jakkolwiek w zakresie architektury to wydarzenie jednak marginalne, to już dekoracja malarska gimnazjum takim nie jest. Brali w niej bowiem udział czołowi wówczas w skali ogólnopolskiej twórcy malarstwa monumentalne-go47 – z pewnością wynikało to ze świadomości rangi tej realizacji dla propagandy polskości Gdańska (zresztą także zastosowane podczas przebudowy nowoczesne rozwiązania

TOżsAMOść peRYfeRii...

175

techniczne, takie jak elektryczne zaciemnienie auli wskazują na to, że gdańskiego gimnazjum nie traktowano jako zwykłej szkoły na prowincji) – tu peryferyjność Gdańska nie stała na przeszkodzie centralności jego położenia z perspektywy zmagań propagandowych czy ideologicznych.

Ciekawe, że przy całej odmienności sytuacji społecznej, politycznej i ideowej, swoistą kontynuację międzywojennych sporów oraz postaw dostrzec można i w Gdańsku dzisiejszym, w którym jedno z najważniejszych pytań stawianych nowo powstającym budynkom wciąż brzmi: czy wyrażają ducha gdańskości?

JAcek fRieDRich

176

pRzYpisY 1 Przywołaną tu problematykę

próbowałem omówić w artykule Propaganda wizualna Wolnego Miasta Gdańska, „Porta Aurea. Rocznik Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Gdańskiego” 2010, nr 9, s. 182 – 223. W tekście tym nie podjąłem wszakże kwestii, na ile elementem budowania wizual-nej reprezentacji Wolnego Miasta była architektura tworzona wówczas w Gdańsku, Sopocie i innych częściach Wolnego Miasta.

2 Demograficzne i prawne uwa-runkowania wzmożonego ruchu budowlanego w Wolnym Mieście Gdańsku omawiają dokładniej: E. Barylewska-Szymańska, W. Szy-mański, Nowoczesna architektu-ra w Wolnym Mieście Gdańsku w latach 20. i 30. XX w., [w:] Niechciane dziedzictwo. Różne oblicza architektury nowoczesnej w Gdańsku i Sopocie, Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia w Gdańsku, Gdańsk 2005, s. 11 –12.

3 W wąskim zakresie próbowałem przyglądać się tej kwestii w ar-tykule Nowoczesność w polskim dyskursie architektonicznym: 1945 –1949. Wstępne rozpoznanie zagadnienia, [w:] Definiowa-nie Modernizmu, pod red. P. Marciniaka i G. Klause, „Zeszyty Naukowe Politechniki Poznań-skiej” 2008, z. 15, s. 309 – 335.

4 K. Rojek, Tradycja versus nowoczesność. Polemika na temat przyszłej architektury Gdańska (1927 –1928), „Porta Aurea. Rocznik Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Gdańskiego” 2009, nr 7 / 8, s. 382.

5 O. Kloeppel, Danzig am Sche-idewege, Danzig-Berlin [1928] (broszura ukazała się jako nad-bitka „Ostdeutsche Monatshefte” , 8:1928, nr 12). Także Kiessling podsumował w druku ów spór: M. Kiessling, Neue Baugedanken im alten Danzig, „Zentralblatt der Bauverwaltung” 49 (1929), nr 43, s. 693 – 704.

6 Czuję się w tym miejscu zwol-niony z obowiązku pełniejszej prezentacji poglądów Kloeppla, zwłaszcza że jego broszura była już przedmiotem analizy przywoływanych wcześniej Szymańskich, Nowoczesna architektura…, s. 25 – 28 oraz J. Tarnowskiego, który ten manifest Kloeppla, jak go nazwał, omówił w związku z dyskusją, jaka to-czyła się w Gdańsku w końcu lat 90. XX, [w]: J. Tarnowski, Nowa architektura w mieście historycz-nym. Casus Targu Węglowego w Gdańsku, [w:] Aksjologiczne spektrum sztuki, t. 3: Estetyczne przestrzenie, pod red. P. Kawiec-kiego i J. Tarnowskiego, Gdańsk 2005, s. 109 –113. Fragmenty broszury Kloeppla opublikowało, zresztą w niezbyt wiarygod-nym przekładzie, popularne czasopismo lokalne „30 dni”: O. Kloeppel, Gdańsk na rozdrożu,

„30 dni” 2000, nr 11, s. 36 – 40. 7 Obszerne omówienie konkursu

przynosi artykuł E. Barylewskiej Szymańskiej i W. Szymańskiego, Gdański drapacz chmur, „30 dni” 2007, nr 6, s. 26 – 34.

8 Taką możliwość sugeruje B. Störtkuhl, Wieżowce we Wrocławiu a „gorączka wyso-kościowców” w Niemczech lat

TOżsAMOść peRYfeRii...

177

dwudziestych, [w:] Wieżowce Wrocławia 1919 –1932, pod red. J. Ilkosza i B. Störtkuhl, Wrocław 1997, s. 24.

9 Störtkuhl, Wieżowce we Wrocła-wiu…, s. 20 – 24.

10 E. Barylewska-Szymańska, W. Szymański, Gdański drapacz…, s. 27.

11 E. Barylewska-Szymańska, W. Szymański, Gdański drapacz…, s. 31 i 34.

12 E. Barylewska-Szymańska, W. Szymański, Gdański drapacz…, s. 31 i 34.

13 Na tę oczywistą zbieżność wska-zali zarówno E. Barylewska-Szy-mańska, W. Szymański, Gdański drapacz…, s. 30 jak i Störtkuhl, Wieżowce we Wrocławiu…, s. 24.

14 E. Barylewska-Szymańska, W. Szymański, Gdański drapacz…, s. 28.

15 Konkurs, w którego wyniku wyłoniono do realizacji projekt Bielefeldta, został ogłoszony jesienią 1924 r., zob. W. Szymań-ski, Architekt Adolf Bielefeldt. Działalność na terenie Gdańska i Sopotu, [w:] Architekt Adolf Bielefeldt. 1876 –1934, pod red. E. Szymańskiej i M. Danielewicz, Gdańsk, s. 87.

16 Bielefeldt mógł się inspirować nieco wcześniejszymi projektami hamburskimi, takimi jak sławne arcydzieło Fritza Högera – Chi-lehaus z lat 1921 –1924 (zob. np. Fritz Höger (1877 –1949). Moderne Monumente, hrsg. v. Claudia Turtenwald, München – Hamburg 2003, s. 153 –155) oraz budynek Finanzdeputation (Finanzbe-hörde) Fritza Schumachera z lat 1914 –1926. W tym wypadku

wertykalna artykulacja ma charakter bardziej klasyczny niż neośredniowieczny, potrójna arkada wejścia dość wyraźnie przypomina jednak rozwiązanie zastosowane później przez Biele-feldta (zob. np. Fritz Schumacher. Reformkultur und Moderne, hrsg. v. Hartmut Frank, [Hamburg] 1994, s. 247). Jednakże najbar-dziej prawdopodobny wzorzec stanowi bodaj inne hamburskie dzieło Schumachera – zbu-dowana w latach 1919 –1920 szkoła przy Ahrensburger Strasse, a ściślej jej elewacja od strony dziedzińca, podobnie jak gdańska fasada założona na odcinku koła, operująca wyrazistymi ceglanymi akcenta-mi wertykalnymi, a w artykulacji dolnej partii zapowiadająca gdańskie rozwiązanie w sposób całkiem już bezpośredni. Zresztą i w fasadzie można dopatrzyć się pewnego, w tym wypadku o wiele jednak bardziej ogólnego, podobieństwa z trójarkadowym portykiem gdańskiej Kasy Cho-rych (zob. np. Fritz Schumacher. Reformkultur…, s. 259).

17 Można tu wskazać pewne podobieństwo do ażurowej attyki zastosowanej przez Wilhelma Kreisa w düsseldorfskim Wil-helm-Marx-Haus z lat 1921 –1924 (zob. np. Wilhelm Kreis. Architekt zwischen Kaiserreich und Demokratie. 1873 –1955, hrsg. v. Winfried Nerdinger / Ekkehard Mai, München-Berlin 1994, s. 16 oraz 247), czy do podobnej attyki zaprojektowanej przez Lothara Neumanna dla wrocławskiej poczty (zob. np. Janusz L. Dobesz,

JAcek fRieDRich

178

Budynek poczty Lothara Neumanna we Wrocławiu, [w:] Wieżowce Wrocławia…, s. 79 – 91).

18 Jak ustalił W. Szymański wymóg ten wprowadzono ze względu na sąsiadujący z nowym budynkiem gmach byłej komendantury, w której w okresie Wolnego Miasta rezydował Wysoki Komisarz Ligi Narodów, W. Szymański, Architekt Adolf Bielefeldt…, s. 96. Mielibyśmy tu więc do czynienia z sytuacją pośredniego wpływu architektury dawnego Gdańska, poprzez odwołujące się do wcze-śniejszej tradycji formy późnego historyzmu.

19 Einweihung der Helene Lange--Schule, „Danziger Neueste Nachrichten“ 1929, nr 241, s. 5. Podaję za: K. Rojek, Gdańskie realizacje architekta Martina Kiesslinga, praca magisterska napisana pod kier. Małgorzaty Omilanowskiej, Gdańsk 2007, s. 29.

20 Na temat obu szkół zob.: Kiessling, Neue Baugedanken…, s. 695 – 698; E. Barylewska-Szy-mańska, W. Szymański, Nowo-czesna architektura…, s. 14 –16; K. Rojek, Gdańskie realizacje…, s. 19 – 30.

21 Fotografie projektu Gropiusa zachowane w berlińskim Bau-haus-Archiv; reprod.: Winfried Nerdinger, Der Architekt Walter Gropius, Berlin 1996, s. 247.

22 Bogatą dokumentację budynku przynosi artykuł Das Neue Obe-rlyzeum in Zoppot, „Wasmuths Monatshefte für Baukunst und Städtebau” 1932, nr 2, s. 49 – 56.

23 E. Barylewska-Szymańska, W. Szymański, Nowoczesna

architektura…, s. 18 – 20; E. Barylewska-Szymańska, W. Szymański, Utracone sanatorium Fritza Högera, „30 dni” 2007, nr 3, s. 52 – 57.

24 E. Barylewska-Szymańska, W. Szymański, Utracone sanato-rium…, s. 54.

25 E. Barylewska-Szymańska, W. Szymański, Nowoczesna architektura…, s. 19.

26 Trudno w tym miejscu nie odnotować barbarzyńskiego zniszczenia tego tak cennego zabytku w ostatnich latach. Na ten temat: E. Barylewska-Szy-mańska, W. Szymański, Utracone sanatorium…, s. 55 – 57. Nawia-sem mówiąc, jak na ironię, ten wzorcowy przykład zastosowania cegły w architekturze nowocze-snej przekształcono w ten sposób, że istotną część oryginalnego ceglanego lica zakryto styropia-nem i pomalowano na biało!

27 Jakkolwiek w pełni ów biały modernizm rozwinął się w Gdyni dopiero w latach 30., to już w końcu lat dwudziestych spo-tykamy jego znaczące zapowie-dzi – przykładem zaprojektowany przez Bohdana Lacherta i Józefa Szanajcę hotel-pensjonat „Victo-ria” z 1928 r., czy Dom Zdrojowy z lat 1928 –1929 autorstwa Ada-ma Knauffa, zob. Maria Sołtysik, Gdynia, miasto dwudziestolecia międzywojennego. Urbanistyka i architektura, Warszawa 1993, s. 156 –158.

28 W obu wypadkach nie można wykluczyć tego, że zastosowanie cegły zostało narzucone wymoga-mi urzędowymi, tego jednak nie umiem w tej chwili rozstrzygnąć.

TOżsAMOść peRYfeRii...

179

29 Rzecz jasna w niniejszym ujęciu wskazuję jedynie na niektóre z powstałych wówczas obiek-tów. Pełniejszy obraz przynosi wielokrotnie już przywoływany artykuł: E. Barylewska-Szymań-ska, W. Szymański, Nowoczesna architektura…

30 M. Kiessling, Neue Baugedan-ken…, s. 702 (ein bedauerlicher Rückschritt in die Romantik von vorgestern).

31 Problematykę tę podjęła B. Pusback, Stadt als Heimat. Die Danziger Denkmalpflege zwischen 1933 und 1939, Köln-

-Weimar-Wien 2006. 32 O. Kloeppel, Die Wiederher-

stellung des alten Stadtbildes von Danzig seit der nationalen Erhebung. I. Die Arbeiten des Jahres 1934, Danzig 1935, s. 5.

33 Monograficzne opracowanie tego budynku przynosi praca A. Perz, Paul-Beneke-Jugendherberge, „Porta Aurea. Rocznik Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Gdańskiego” 2009, nr 7 / 8, s. 396 – 412.

34 Sformułowanie przekazane w relacji polskojęzycznej „Gazety Gdańskiej” 27.07.1938, nr 170, s. 7. Cyt za: Anna Perz, Paul-

-Beneke-Jugendherberge, praca licencjacka napisana pod kier. Jacka Friedricha, Gdańsk 2008.

35 Pomijam tu dwie kreacje plastyczne o bardziej tradycyj-nym wyrazie formalnym, nie wiążące się już jednak tak ściśle z architekturą schroniska – posąg Neptuna nad przyporą akcentu-jącą północno-wschodni naroż-nik budynku oraz umieszczony na wieży mechaniczny teatrzyk

ukazujący walkę średniowiecz-nych okrętów.

36 W. Drost, Danzig und die Kunst des 19. Jahrhunderts, „Ostdeut-sche Monatshefte” 19 (1938), nr 1, s. 37. Cyt. za: Szymańscy, Nowoczesna architektura…, s. 29 i w ich przekładzie.

37 W. Drost, Danzig und die Kunst…, s. 35.

38 Cyt. wg A. Perz, Paul-Beneke--Jugendherberg („Aurea Porta”), s. 411.

39 W. Lotz, Heeres-Kriegsschule Danzig, „Die Kunst im Deutschen Reich” R. 4 (1940), nr 5, s. 70 – 76.

40 Na tego rodzaju zamysł wskazuje jedynie zachowany rzut planowa-nej budowli, bowiem, jak dotąd, nie udało się niestety odnaleźć innych rysunków projektowych. Zob. W. Gruszkowski, [bez tytułu], [w:] Wspomnienia z odbudowy Głównego Miasta, t. 2, oprac. Iza-bella Greczanik-Fillip, Gdańsk 1997, s. 29 – 31.

41 Der Ratskeller in Danzig, „Die Kunst im Deutschen Reich” R. 7 (1943), nr 7 / 8, s. 132 –139.

42 Monograficzne ujęcie budynku dała J. Załęska, Gmach Gim-nazjum Polskiego Macierzy Szkolnej w Gdańsku w latach 1922 –1939, praca licencjacka napisana pod kier. J. Friedricha, Gdańsk 2009.

43 Por.: Sołtysik, Gdynia, miasto dwudziestolecia…, il. 169, s. 336.

44 Bez wątpienia, bezpośredni impuls stanowiły tu zresztą wcześniejsze partie zajmowanego przez szkołę budynku dawnych koszar o ceglanych elewacjach.

45 Cyt. za: R. A. Etlin, Modernism in Italian Architecture, 1890 –1940,

JAcek fRieDRich

180

Cambridge, Massachusetts--London 1991, s. 378. Sam Rogers uznał, że założenie to było błędne, gdyż faszyzm nie był rewolucją. Wydaje mi się jednak, że z dzisiejszej perspektywy o wiele łatwiej dostrzec w istocie rewolu-cyjny i swoiście modernizacyjny charakter zarówno faszyzmu, jak i narodowego socjalizmu.

46 W. Pehnt, Deutsche Architektur seit 1900, Ludwigsburg-München 2005, s. 113.

47 Malarską dekorację auli tworzyły alegoryczne malowidła plafonu, które wówczas zwykle nazywano Niebem polskim autorstwa Bolesława Cybisa i Jana Zamoyskiego oraz widoki miast polskich namalowane przez Stefana Płużańskiego i Mariana Jurgielewicza. Zob. J. Friedrich, Decorative paintings in the Józef Piłsudski Polish Junior High School in Gdansk, [w:] Visuelle Erinnerungskulturen und Geschichtskonstruktionen in Deutschland und Polen 1800 bis 1939 / Wizualne konstrukcje histo-rii pamięci historycznej w Niem-czech i w Polsce 1900 –1939, hrsg. v./red.: R. Born, A. S. Labuda, B. Störtkuhl, Warszawa 2006, s. 481–490.

Projekt domu towarowego przy Langgasse (ul. Długa). Architekt: Ernst Moritz Lesser (źródło: Martin Kiessling, Neue Bauge danken im alten Danzig,

[w:] „Zenterblatt der Bauverwaltung” 49 (1929), nr 43).

Martin Kiessling

nowe Koncepcje architeK-toniczne w staryM gdańsKu

Przełożyła z niemieckiego wiKtoria szczupacKa

Źródło: Martin Kiessling, Neue Bauge danken im alten Danzig, [w:]

„Zenterblatt der Bauverwaltung” 49 (1929), nr 43, s. 693 – 704

1929

wRóć DO spisU TReści

MARTin kiesslinG

184

Gdańsk jest niemieckim miastem. Nawet jeśli pięciu na sześciu jego mieszkańców to Polacy, nawet jeśli polski król pociąga za sznurki na tutejszym ratuszu. Polska reprezentuje interesy Gdańska za granicą, a gdańskie cła są narażone na polską samowolę, podobnie jak tutejsze koleje miejskie znajdują się w polskich rękach. Co prawda port zarządzany jest przez neu-tralną komisję, to jednak i ta w połowie składa się z Polaków. Suwerenność Gdańska nie jest w żaden sposób ustabilizowa-na. Nie jest ustabilizowana pomimo tego, że miasto stara się utrzymać postawę niezależnego terytorium, obciąża się utrzy-maniem dwóch parlamentów – ludowego i obywatelskiego, dodatkowo mobilizuje jeszcze aparat rządzący, który w swojej konstrukcji i wszechstronności resortów porównywalny jest do administracji większych krajów. To czego Gdańsk dokonał będąc w tak delikatnym położeniu można nazwać polityką obrony równowagi i bezpieczeństwa. Zastosowane rozwią-zanie jest bardzo proste, polega na włączeniu całej Europy w politykę miasta, czyli podporządkowaniu się tak zwanym zwycięskim państwom, co jednak nastręcza jeszcze wiele trudności.

Ten obecny w samym centrum aktualnych wydarzeń Gdańsk jest w swej istocie starym miastem. Miejscami, swoimi starymi i malowniczymi obszarami przypomina Norymbergę. Mamy wszelkie powody, aby cieszyć się z tego, że tak czysty obraz średniowiecznego miasta został zacho-wany, a w szczególności dlatego, że to miasto o zagrożonym statusie narodo wościowym tak wyraźnie dokumentuje ducha starych Niemiec. Odczuwalna jest tu jednak pewna roz-terka, ponieważ stan ten wpływa na to, że miasto zaczyna zastępować swoje nowoczesne punkty dawnym kostiumem historycznym. Taki kostium to nie tylko zewnętrzna de-koracja, jest on bowiem czymś, co zobowiązuje i czasem prowadzi do wewnętrznych konfliktów, zwłaszcza na polu

nOwe kOncepcJe ARchiTekTOniczne...

185

il.1 Dom wiejski w okolicy Gdańska.

MARTin kiesslinG

186

il.2 Wiejski kościół w okolicy Gdańska.

nOwe kOncepcJe ARchiTekTOniczne...

187

architektoniczno-urbanistycznym – jak będą to wielokrotnie udowadniały kolejne wersy tego artykułu.

Obszar Gdańska, z jego 380 000 mieszkańcami, z których 210 000 stanowią mieszkańcy samego miasta, jest na tyle szczęśliwie usytuowany, że pomimo ciasnych granic jednoczy wszystko to co piękne w naturze i co porusza serce: niezwykły las otoczony wyżynami, wysokie wzgórza, które na wybrzeżu Morza Bałtyckiego są rzadkością jak też malownicze widoki na morze i urozmaiconą wieżami panoramę miasta. Nastę pnie wspomnieć trzeba o Gdańskich nizinach z żyznymi gruntami, czarno-biało umaszczonymi krowami, z tajemnicą starych wiejskich kościołów, z których część powstawała w czasach zakonu krzyżackiego, i z wiejskimi domami, szczególnie tymi budowanymi według lokalnego typu. Jednak najcen-niejszym i najbardziej popularnym obszarem Gdańska jest przede wszystkim wybrzeże. Jego nieprzerwanie ciągnące się plaże, gdzie powstają kąpieliska i łaźnie, których domaga się zasiedziałe społeczeństwo. Każda z tych nadmorskich miejscowości ma swój wyjątkowy charakter. Zoppot (Sopot)1 to międzynarodowe i eleganckie uzdrowisko, z delikatnym zapachem perfum unoszącym się ponad długim molo, a tak-że z nieodparcie magnetycznymi kasynami i salonami gier; Glettkau (Jelitkowo) ciche, mieszczańskie kąpielisko dla miejscowych i tych z zagranicy; Brösen (Brzeźno) z wyśmie-nitą plażą, odwiedzaną głównie przez mieszkańców oko-lic Langfuhr (Wrzeszcza) i zachodniego Gdańska; po drugiej stronie portu znajduje się plaża w Heubude (Stogach), która w ciepłe letnie dni jest odwiedzana przez tysiące plażowiczów, to otwarte kąpielisko gdańszczan, zastąpiło ono Westerplatte, które przestało pełnić funkcje kulturalne, gdyż obecnie sta-nowi magazyn polskich sił zbrojnych; na koniec Bohnsack (Sobieszewo), kąpielisko filozofów i wielbicieli natury z naj-piękniejszą plażą, najsilniejszymi falami i melancholijnym

MARTin kiesslinG

188

wydmowym krajobrazem, samotne i piękne. Co prawda droga z Sobieszewa do Gdańska jest długa i skomplikowana, ale właśnie dlatego to jest najlepsze miejsce na budowę domków letniskowych.

Tak wiele, albo właściwie tylko tyle o okolicach Gdańska. Zwróćmy się teraz w stronę samego miasta i jego współcze-snych problemów. Można stwierdzić, że obecnie potrzeby roz-woju Gdańska w niewielkiej części kierują się ku wschodnim krańcom miasta, czyli tam gdzie znajdują się zasoby gazu, elektrownie i rzeźnie, gdzie zaczyna się port drzewny i gdzie mogłyby rozwijać się inicjatywy przemysłowe, gdyby warun-ki były sprzyjające. Istotna jest tu również wygodna bliskość lasów i plaż kąpielowych w Stogach, a te są stosunkowo mało zaludnione. W przeciwieństwie do Gdańska, potrzeba zasiedlenia związana z parciem na zachód jest wyraźnie widoczna między Langfuhr (Wrzeszczem) a Oliva (Oliwą). To nie miejsce jednak na szczegółowe opisanie wszystkich do dziś zrealizowanych projektów budowlanych. Sama tylko dynamika statystyk może dać pewne wyobrażenie na temat aktualnej sytuacji, niech nadmienię, że w latach 1920 –1928 z pomocą państwa zostało zbudowanych około 5000 miesz-kań. Wiemy, że przy wydawaniu funduszy publicznych naj-różniejsze interesy muszą być brane pod uwagę, w związku z tym zdarza się, że przyznane środki są zbyt rozdrobnione, a budowy źle zarządzane. W każdym razie stosunkowo rzad-ko dochodzi do tak szczęśliwej kombinacji, że większe spójne współzależne kompleksy budowlane równocześnie zaspoka-jają praktyczne potrzeby i wzbogacają obraz miasta przez rozwijanie nowych jednolicie zaprojek towanych obszarów. Gdańsk tylko w niewielu miejscach miał to szczęście, że mógł zrealizować swoje plany za pomocą budownictwa miesz-kaniowego. Jakkolwiek pomysł, by zbudować tak zwaną Ostseestrasse (ul. Bałtycka/al. gen. J. Hallera), przestronną

nOwe kOncepcJe ARchiTekTOniczne...

189

i najkrótszą drogę łączącą Wrzeszcz z Bałtykiem, tkwi jesz-cze w fazie początkowej, to w sąsiedztwie ukończono już kilka budynków. Są to zabudowania mieszkalne oraz znaj-dująca się po drugiej stronie planowanej drogi nowoczesna szkoła, do której powrócę jeszcze w dalszej części artykułu.

W bezpośrednim sąsiedztwie ulicy powstała również nowa dzielnica miasta, którą tym bardziej pragnę się dalej zająć, jako przykładem nowej aktywności budowlanej w Gdańsku, że podczas mojej pracy na tym terenie osobiście brałem udział w tym przedsięwzięciu. Co prawda całościowy plan, w mo-mencie kiedy mogłem przejąć kierownictwo nad Gdańskim Urzędem Urbanistycznym, był w zasadzie już od jakiegoś czasu gotowy. Określone były jego najważniejsze punkty: jako charakterystyczny dla panoramy miasta nowy plac – Neue Markt (Nowy Rynek) i jako szczególnie duża inwestycja kompleks szkoły z wewnętrznym dziedzińcem i boiskiem sportowym, czyli jeszcze wtedy nie wybudowana, zaprojek-towana na osi ulicy mieszkalnej, Pestalozzischule (szkoła Jana Pestaleozziego). Również południowa strona Ringstrasse (obwodnicy) była już gotowa. Z kolei przy wznoszeniu za-łożenia od strony północnej, już pod moim kierownictwem, trzeba było wziąć pod uwagę z goła niekorzystne usytuowa-nie budynków osiedla koszarowego na osi wschód – zachód. Ażeby nie odcinać tych zabudowań całkowicie od świata, pozostawione zostały duże otwory w pierzei przy obwodnicy, tak że można zajrzeć w głąb kompleksu, a także zapewniona jest odpowiednia cyrkulacja powietrza wewnątrz zabudowy. Budynki na wschód od Heeresanger (al. Legionów) musiały wprawdzie ze względów praktycznych być podporządkowane biegowi obwodnicy, ale poza tym w północno-południowej części zabudowa mogła być podzielona ulicami, przy których znajdują się dwukondygnacyjne budynki. Dla pozostałych

MARTin kiesslinG

190

il.4 Neue Markt (Nowy Rynek), widok na Heeresanger (al. Legionów).

il.3 Budynki mieszkalne na rogu Ringstrase (obwodnicy) i Heeresanger (al. Legionów). Architekci: Martin Kiessling i Albert Krüger.

nOwe kOncepcJe ARchiTekTOniczne...

191

ulic, ze względów ekonomicznych, zaplanowano zabudowę trójkondygnacyjną.

W jakiej formie i z jakich koncepcji architektonicznych został wyprowadzony ten plan budowy? Chociażby Nowy Rynek, który powstał w Gdańsku według zarządzeń mojego poprzednika, jest koncepcją efektownie i oryginalnie zorgani-zowanej przestrzeni, która jest jedocześnie przykładem my-ślenia o formie budynków, wolnym od przekonania, że każdy dom w całym Gdańsku musi mieć szczyt. Również w przy-padku zabudowań na północ od obwodnicy zrezygnowano z próby przeszczepiania średniowiecznego romantyzmu do współczesności.

To zrozumiałe, że obdarzony architektoniczną wiedzą i zorie ntowany w dawnych stylach architekt pada ofiarą cza-ru takiego miasta, jak Gdańsk. Czy jednak taki czar i widok starych skarbów Gdańska nie powinien tym bardziej na za-wsze wyzwalać każdego kto osadzony jest w teraźniejszości? Czy nie powinno to właśnie uświadamiać, jak beznadziejnym w dzisiejszych czasach jest naśladowanie jego pomarszczo-nego oblicza, jego melancholijnego piękna? To czego miasto nas uczy i co pozostawia nam jako wartościowe dziedzictwo, to architektoniczna mądrość i pewien nadrzędny ład, który nie ma nic wspólnego z formami stylu.

Podobnej próbie chcą sprostać wspomniana już szkoła imienia Pestalozziego i znajdujące się w pobliżu, przy Ost-seestrasse (al. gen. J. Hallera), nowe liceum. Założenia te po-dejmują wyzwanie sprostania wymaganiom nowoczesnej placówki edukacyjnej pod względem wewnętrznej struktury i postulatom nowej formy architektonicznej jednocześnie.

To co nowe, powstało z naturalnej potrzeby i z pewnej samoświadomości, a nie tylko z prostej chęci nowości i nie, jak chciałbym wierzyć, jako symptom wielkiego zepsucia naszych czasów.

MARTin kiesslinG

192

il.5 Widok z Pestalozzistrasse (ul. Pestalozziego) na Ringstrasse (obwodnicę).

il.11 Doppelschule, żeńsko-męska szkoła imienia Pestalozziego. Z lewej strony widoczne wejście na salę gimnastyczną, na wprost klatka

schodowa i wyjście na dziedziniec.

il.10 Aula żeńsko-męskiej Doppelszchule, żeńsko-męska szkoła imienia Pestalozziego. Architekci: Martin Kiessling i Albert Krüger.

nOwe kOncepcJe ARchiTekTOniczne...

193

Podczas gdy żeńsko-męską szkoła imienia Pestalozziego została pomyślana jako symetryczne zabudowania z częścią dla chłopców i częścią to dziewczynek, o prawie identycz-nym układzie pomieszczeń; to zupełnie inaczej rozwijała się forma liceum imienia Heleny Lange, zaprojektowanego jako wolne założenie budowlane. Formy pomieszczeń zostały tu różnicowane, zgodne z ich funkcją i miały być zintegrowane z przyszłym ciągiem Ostseestrasse (al. gen. J. Hallera).

Jedynymi konfliktami, do których dochodziło na polu form architektonicznych, były te na przedmieściach Gdań-ska, w postaci wypowiedzianego lub milczącego sprzeciwu oponen tów o zupełnie przeciwnych poglądach. Z drugiej strony w gdańskich artystach drzemała tęsknota za uwol-nieniem się od historycznego przymusu, czego dowodem jest między innymi nowy budynek miejscowej Kasy Chorych, au-torstwa architekta o nazwisku Bielefeldt, albo grupa domów mieszkalnych na Englischen Damm (ul. Angielska Grobla) architektów Wronka i Kempe. Natomiast wynik konkursu na

il.12 Liceum imienia Heleny Lange. Widok na korytarz.

MARTin kiesslinG

194

liceum w Sopocie jest dowodem na to, że pod przewodnic-twem energicznej rady architektów nowe inicjatywy znajdą wydźwięk również w sąsiednich miejscowościach. Jednak niezbyt łatwo na nową architekturę otwiera się Stare Miasto, które nawet najbardziej radykalnych napastników i nowato-rów skłania do zastanowienia, szacunku i ostrożności.

Z dala od głównych szlaków jest w Niemczech jeszcze wiele miejscowości, które, może nie w tak imponujący sposób jak Gdańsk, ale również zachowały wyraz spójnego średniowiecz-nego miasta. Miasta te może i są piękne, ale ich pozycja w re-lacjach gospodarczych jest zazwyczaj beznadziejna, nie mogą zatem zrobić nic mądrzejszego, niż dbać o to swoje piękno.

Te wspaniałe skanseny nie mają żadnej innej funkcji, niż zachowanie swojego dawnego stanu w możliwie nienaru-szony i przekonujący sposób. Co innego Gdańsk, który zawsze był miastem aktywnym politycznie i gospodarczo, a pomi-mo tego zachowało się tam wiele średniowiecznych zało-żeń architekto nicznych. Taki stan ma różne przyczyny, bo co prawda Gdańsk nie leży poza szlakami komunikacyjnymi, ale też nie jest głównym kierunkiem migracji ludności, jak chociażby miasta nadreńskie, których wiele elementów zo-stało zniszczonych z biegiem światowej historii. Dalej, nie było w naszymi mieście od czasu średniowiecznego rozkwi-tu takiego bogactwa, ażeby nowym wymaganiom można było natychmiast sprostać poprzez nowe budynki. Wiele z nich, jak widzimy, jest tylko zewnętrzną osłoną, a w środku zostały samodzielnie pozmieniane, dopasowane do nowych funkcji, jak magazyny itp. Przede wszystkim jednak Gdańsk mógł tak długo zachować swoje średniowieczne oblicze, ponieważ duża część centrum miasta do dziś pełni funkcję dzielnic miesz-kalnych. Jak długo jeszcze te obszary będą służyły ludziom? Czas pokaże. Niektóre z nich, tak przytulnie wyglądające od strony ulicy, od środka i od tyłu sprostałyby najbardziej

nOwe kOncepcJe ARchiTekTOniczne...

195

mrocznym wyobrażeniom współczesnych mieszczan; przy czym nie można pominąć też pozytywnych przykładów, jak chociażby piękny i zagospodarowany dziedziniec wewnętrzny domu Uphagena.

Zastanówmy się teraz w jakiej relacji do tak przedstawio-nego wizerunku miasta ma się XIX wiek - ów czas niedzi-siejszy? Po potwornych doświadczeniach I Wojny Światowej musimy spojrzeć nań nieco poważniej. Dlatego też te kilka lat przed wojną, które oddzielają nas od czasu niedzisiejszego, dla większej precyzji nazywał będę czasem przed dzisiaj.

Ów czas niedzisiejszy, który gospodaruje za pomocą ar-chitektonicznych draperii i portier, który wiesza skrzyżowa-ne halabardy nad inicjatywą przebudowy, poszukuje sen-su starego miasta. Ostatecznie, nie bez przyczyny, ów sens odnajdując w architektonicznym szczycie. Przejmu je go do współczesności i zaczyna umieszczać wszędzie, na wszystkim co było domem, albo domkiem. Dla właściwego zastoso-wania szczytu, a mianowicie jako zakończenia wysokich

il.13 Nawet na maszyny miejskiej elektrowni został nałożony średniowieczny kostium historyczny.

MARTin kiesslinG

196

i spadzistych dachów, nie ma już realnej potrzeby, w końcu nowożytne budynki stały się szerokie, kalenice dachów zaczę-to konstruować równolegle, a nie jak wcześniej prostopadle w stosunku do ulicy. Szczyt zredukował się do atrapy, albo do tak zwanego frontonu i zaczął rozprzestrzeniać się na inne dzielnice miasta, niczym groźna zaraza. Na Starym Mieście, na przykład nad Motławą, nawet przemysł starał się nie po-pełnić prostackiego błędu, przez co także hale maszynowe zostały pokryte średniowiecznym, bajkowym nastrojem.

Możemy krótko stwierdzić: Odrzucamy takie kombinac je i poczynania, odrzucamy je jednogłośnie, co rzadko zdarza się w gronie architektów. Idziemy nawet o krok dalej i py-tamy o ten czas, krótko po 1900 roku, czas niedzisiejszy: na ile chodzi tu o odtworzenie starego obrazu miasta? Nie spostrzegamy co prawda żadnego samoistnego rozwoju stylu, z pewnością jednak jest postęp w dziedzinie kopiowania, dokładności imitacji i rozumienia cech charakterystycznych dawnej architektury. Z jawną erudycją i niesamowitą em-patią zostały teraz wstawione pomiędzy stare kamienice fasady, które na pierwszy rzut oka wyglądają jak prawdziwe dzieci dawnych czasów, a dopiero przy bliższym przyjrze-niu ujawnią dziwactwa nowoczesności. Na sławnym Lange Markt (Długi Targ), zniszczonym już w kilku miejscach przez sztuczny romantyzm niedzisiejszego czasu, w ten sprytny sposób próbowano przywrócić wrażenie starości. Nowe kostiumy kamienic również przechodziły ten proces, gdzie to było możliwe postępowano zgodnie z wewnętrzną struk-turą budynku i dawną formą dachu. Jednak w przypadku nowych budowli prowadziło to prosto do tandetnej imitacji niedzisiejszego czasu. Takie ingerencje w wielu przypadkach wystarczyły, aby zepsuć cały pejzaż. Mam w tym miejscu na myśli zgrabną harmonię trzech domów parafialnych kościoła św. Katarzyny, w przypad ku których wprowadzono nowy,

nOwe kOncepcJe ARchiTekTOniczne...

197

il.14 Harmonia domów parafialnych kościoła św. Katarzyny.

il.15 Dysharmonia spowodowana nowym uzupełnieniem budynków.

MARTin kiesslinG

198

il.18 Sala konferencyjna kasy oszczędnościowej przy Jopengasse (ul. Piwna). Architekci: Helmut Schröder i Albert Krüger.

il.17 Dysharmonia spowodowana wbudowaniem miejskiej kasy

oszczędnościowej (z prawej), efekt byłby bardziej autentyczny, gdyby

zrezygnowano z naśladowania dawnego stylu.

il.16 Piękny rytm starych kamienic szczytowych przy Jopengasse

(ul. Piwna).

nOwe kOncepcJe ARchiTekTOniczne...

199

moim zdaniem fałszywy ton, zmieniając tę harmonię w archi-tektoniczny dysonans. Podobnie potraktowano przebudowy kasy oszczędnościowej przy Jopengasse (ul. Piwna), choć zga-dzam się z koncepcją artystyczną wnętrza, to jednak całość przebudowy nie mieści mi się w głowie. Zostawiłem wtedy celowo wolną rękę w opracowaniu przebudowy moim kole-gom, których cenię jako współpracowników i architektów. Stare fasady razem z sąsiednimi kamienicami układają się w oryginalny rytm wzrastający, albo, jak kto woli, opadający. Przez przebudowę i konieczne zmiany dachów nie dało się uniknąć zniszczenia tego rytmu, ale być może trzeba było jednak tego unikać, aby przez odwołanie do form szczytów nie prowokować porównania ze starymi dobrymi czasami.

Również ta metoda przebudowy nie doprowadziła do zado-walającego efektu. Zatem pytamy, jak tworzyło się więc w sty-lu dobrych, starych czasów z dopasowaniem do budyn ków już istniejących? Najwidoczniej nikt nie zaprzątał sobie głowy naukowymi rozważaniami, budowano się na podstawie odczuć artystycznych, według akurat panującej mody i uwzględnia-jąc raczej własny kontakt z przeszłością, niż wnikliwe studia namysłu nad wzorami z dawnych obrazów. Tak właśnie okres renesansu nałożył na gotycki wówczas Artushof (Dwór Artusa) nowomodny kostium, w szczególności przy konfiguracji partii szczytu, który przeznaczono do tego, ażeby uplasować go w tej samej czcigodnej grupie, co sąsiadujące z nim wówczas kamie-nice w kostiumie gotyckim. To znamienne, ażeby przywołać późniejszy przykład, jak bez namysłu potraktowano jeszcze za czasów Schinkla budowlę Grüne Tor (Zielona Brama). Dziś nie możemy wyobrazić sobie tego dawnego zabytku inaczej niż ze szczytem i jesteśmy zdumieni, że wcześniej miał swój okres kubiczy i nakryty był płaskim dachem.

tajemnIca wŁaŚcIwego wProwadzenIa w to co daw-

ne, nIe leŻy zatem w FormIe deKoracyjnej anI w stylu

MARTin kiesslinG

200

il.19 Grüne Tor (Zielona Brama) za czasów Schinkla.

il.20 Zrekonstruowana Grüne Tor (Zielona Brama).

arcHIteKtonIcznym, lecz w sKalI I rytmIe. Jednak rytm gdańskich ulic opiera się przede wszystkim na układzie ich wysokich i wąskich fasad, a przez to, że dziś nie ma już dla nich uzasadnienia, dochodzi w tym punkcie do poważnego konfliktu ze współczesnością.

Podczas mojej działalności w Gdańsku ulica Długa dopiero rozpoczęła aspirować do nieśmiertelności. Pewien dom towa-rowy z dobrą klientelą, uciekał się dotąd do skomplikowa-nych rozwiązań przestrzennych z licznymi schodami w górę

nOwe kOncepcJe ARchiTekTOniczne...

201

i w dół, z rozgałęzionym labiryntem pomieszczeń; zajmował bowiem pięć sąsiadujących starych kamienic. Okazało się jednak, że dla prowadzącej go firmy przez, że tak powiem rycerską zbroję, w której dom towarowy był ulokowany, dalszy rozwój i konkurencyjność na światowym poziomie nie były możliwe. Właściciele przełknęli gorzką pigułkę postanowili przenieść się do nowego, dużego budynku. Jak na razie uda-ło się zakończyć jedynie niemiecką pocztę przy ul. Długiej, ale jej czarujące ceglane pałace lat dziewięćdziesiątych, są

il.21 Projekt domu towarowego przy Langgasse. Architekt: Ernst Moritz Lesser. Skala i rytm ulicy nie zostały uwzględnione w projekcie.

il.22 Wybrany przez urząd konserwacji projekt kompromisowy. Godny pożałowania krok wstecz w stronę niedzisiejszego romantyzmu.

MARTin kiesslinG

202

z pewnością dowodem na to, że współczesność musi zakończyć czas wąskich fasad. Teraz jeszcze zwróćmy się w kierunku kamienic po przekątnej w stosunku do nowoczesnego ma-gazynu, w dodatku zaprojektowanych według planu berliń-skich architektów! Nie mam żalu, że projekt ten uwzględnia raczej merkantylne zalety, niż empatię dla miasta i jego skali. Projekt został zaproponowany bez przedstawienia dalszych szczegółów. Najbardziej wytrwali dłużnicy tradycji również przechodzą do ofensywy. Tak jak wtedy, kiedy optowali, aby wykorzystać okazję i posprzątać wreszcie w Gdańsku gma-twaninę wszystkich epok od 1400 roku, przedstawili wtedy

il.23 Langgasse (ul. Długa) siedemdziesiąt lat temu.

nOwe kOncepcJe ARchiTekTOniczne...

203

przeciwny projekt z pięcioma szczytami inspirowanymi póź-nym gotykiem. Zdaję sobie sprawę z tego, że walka o tradycję prowadzona byłaby ze świętym zapałem i z bezinteresownej miłości do dziedzictwa naszych przodków. To jednak nie sądzę, żeby ta droga mogła doprowadzić nas do jakiegokolwiek celu.

Ostatnio zatwierdzony projekt dla domu towarowego, ob-razuje ów nieprzyjemny ciągle powracający i niezbyt arty-styczny kompromis pomiędzy koncepcjami świetnych ar-chitektów i wymaganiami konserwatorskimi. Rząd pięciu paradnych szczytów, ze swoją sztuką imitacji, nie przysta-je ani do nowych, ani też do starych czasów, przedłużając

il.24 Langgasse (ul. Długa) dzisiaj.

MARTin kiesslinG

204

jedynie agonię historycznej ul. Długiej będąc złym zwrotem do czasów niedzisiejszych.

Przykro jest patrzeć, jak żywiołowość ul. Długiej z trudem broni się przeciwko swojej misji dziejowej bycia skansense-nem. Porównanie stanu dzisiejszego z tym sprzed siedem-dziesięciu lat, nie daje historycznie zorientowanym smako-szom nadziei na zbyt wiele dobrego na nadchodzące kolejne siedemdziesiąt. Fasady przedsiębiorstw będą się zapewne dalej poszerzać, a nasze dzieci i wnuki będą szczęśliwe, gdy profil i skalę ul. Długiej uda się zachować na tyle, żeby nie utracić wspaniałego ratusza. Dlatego wydaje mi się bardziej rozsądnym, uznanie tej ulicy z punktu widzenia skal, jako obszaru chronionego, niż dalsze prowadzenie bezowocnych wojen o szczyty i wątki starych kostiumów kamienic.

Nie chcemy jednak zaprzeczać, że właśnie nasze czasy, być może na skutek pielęgnowanej wrażliwości, z pewnością jed-nak z powodu zaawansowanej naukowości w temacie muze-al nego zachowania starych rzeczy, powodu ją, że posia damy dziś dużo więcej zabytków niż ludzie w poprzednich epokach. Również ta tendencja domaga się sprawiedliwości i stawia nam pytanie: co w Gdańsku powinniśmy ratować za wszelką cenę, ażeby dla nas i dla naszych spadkobierców przynaj-mniej częściowo zachować naukowy i estetyczny smak starej niemieckiej weduty? Przede wszystkim Lange Markt (Długi Targ) powinien być chroniony, jako jedno z najpiękniejszych miejsc niemieckiej architektury i powinien być oczyszczony z naleciałości kryteriów niedzisiejszych czasów. Mamy tutaj do czynienia z tak cennym i stosunkowo dobrze zachowa-nym dziedzictwem przeszłości, że powinniśmy przedkładać je ponad na pierające wymagania rynku.

Również Frauengasse (ul. Mariacka) zachowała do dzisiaj historyczne oblicze, gdyż prawie nie była naruszona przez ruch gospodarczy i dlatego z łatwością można zachować ją

nOwe kOncepcJe ARchiTekTOniczne...

205

jako obszar chroniony. Podobnie część ul. Piwnej zasługuje na przekazanie potomności w możliwie dobrym stanie. Tak więc poza głównym nurtem czasów jest jeszcze wiele ulic i miejsc, które by tak rzec, mogły by rozkwitnąć bez szkody dla rozwoju całego miasta. W tej relacji nie powinno się niczego zaniedbać, zatem nie możemy zapomnieć, że niezależnie od gospodarczej i ideowej wagi tych zabytkowych miejsc Gdańska, zachowanie jego wyjątkowości jako światowej sławy zabytku, leży również w gospodarczym interesie miasta. Skanseny, jeśli chcemy tak nazywać zakonserwowane widoki ulic, naturalnie liczą się tylko wtedy, gdy nie są, jak ul. Długa, w stanie ciągłej wojny o swój byt i jeśli przez ciągłe, nieuniknione ustępstwa nie przeradzają się w karykaturę dawnej rzeczywistości. Stary Gdańsk nie jest jednak bezpieczny nawet w tych miejscach, w których mógłby bez większych trudności zostać zachowany. Brakuje środków finan sowych na przeprowadzenie całościo-wych, a przez to ważnych i gruntownych, przedsięwzięć kon-serwatorskich. Stosuje się półśrodki, to jednak nie gwarantuje ocalenia cennych obszarów. Sądzę, że nie przesadzam unosząc się. to mogŁoBy ByĆ narodowĄ KwestIĄ nIemIec. wartĄ

narodowycH oFIar, aŻeBy ojczyzna zatroszczyŁa sIĘ

o nIemIecKI PejzaŻ mIejsKI rÓwnIeŻ na swym dawnym

oBszarze, cHoĆ czĘŚcIowo, mogŁaBy sIĘ wtedy staĆ na

PrzyKŁad Patronem dŁugIego targu alBo ulIcy ma-

rIacKIej.

Najtrudniejsze do ochrony są oczywiście sławne histo-ryczne, monumentalne budowle miasta. Szczególnie zagro-żone są skrzywdzone dzieci ruchu ulicznego – miejskie bra-my. Celem licznych ataków inżynierów ruchu jest dzisiaj przede wszystkim Milchkannenturm (Baszta Stągiewna). Wraz z rozbiórką tego wielkiego zabytku zostałyby wyrzą-dzone niepowetowane szkody ideowego rodzaju. Nawet jeśli

MARTin kiesslinG

206

pozwolono, by na przebicie dodatkowych otworów u pod-stawy budowli, to i tak nie przysłużyłoby się to szczególnie ruchowi drogowemu.

O podobne troski przyprawiają Langgasser Tor (Złota Brama) i Grüne Tor (Zielona Brama), zamykające ul. Dłu-gą i Długi Targ. To wzruszające, z jaką cierpliwością ze względu na ochronę zabytków znoszone są niedogodności i utrudnienia, mam na myśli: koszty związane z kierowaniem ruchem przez policjantów, spowolnienie ruchu ulicznego i narażenie życia pieszych. O regulacji natężenia ruchu na Długiej właściwie nie ma co mówić. Kilka godzin dziennie jest tam naprawdę gęsto, ale czasami ta sama ulica wyglą-da spokojnie i iście drobnomieszczańsko. W nocy jednak, jest tak jak trzeba, bez samochodów i ludzi. Sądzę, że tutaj w perspektywie nadchodzących dziesięcio leci będzie można odzyskać więcej przestrzeni, gdy tylko jakaś niesentymen-talna rada architektury miasta ośmieli się znaleźć dla obu bram zastosowanie przyjazne ruchowi ulicznemu. Jednak jakaś cicha klątwa wisi nad wszystkim co dzieje się na starym mieście, nad każdym nowym rozporządzeniem i pomysłem

il.25 Legator (Brama Nizinna).

nOwe kOncepcJe ARchiTekTOniczne...

207

architektonicznym pojawia się ciemna chmura myślenia konfliktowego i archeologicznego.

Pokrywa chorobliwa bladość myśli

A przedsięwzięcia szerokiego lotu

I wielkiej wagi, przez ten wzgląd gdzieś na bok

Zawracając prąd swój, tracą miano czynu1.

Nowe inicjatywy mogłyby mieć miejsce na niezabudowanych terenach po wschodniej stronie miasta, na przedłużeniu Lang-gartens (ul. Długie Ogrody) można by kontynuować pożądaną ekspansję miasta. Ale również nad tym kiełkującym pomy-słem zbierają się ciemne chmury. Czy nie lepiej mieć stare na-brzeże za sobą, a wolne grunty budowlane przed sobą? Wręcz przeciwnie! W tym wypadku stare nabrzeże miało tam ucho z dziurką przez które zdaniem historyków musi zostać prze-wleczona nowa wstęga. Na środku terenu pod planowany wał i cmentarz stoi mianowicie pozostałość starej, miejskiej bramy. Stoi ona w poprzek w stosunku do każdego potencjalnego, sensownego kierunku ulic, ponieważ niegdyś położenie bramy miało strategiczne zadanie w układzie fortyfikacji, ruina leży też w poprzek Długich Ogrodów, opuszczona i przez boga wojny, i przez ludzi. Ale nie przez ducha przeszłości, który grobowym głosem z wysoka przywołuje do porządku entuzja-stycznych urbanistów. Ta, kontrowersyjna dzisiaj Langgarter Tor (Brama Żuławska), była wcześniej bastionem osadzonym w murach obronnych. Znajdując się w tym samym miejscu dzisiaj struktura budowli nie ma już architektonicznego uza-sadnienia. W przeciwieństwie do Legator (Bramy Nizinnej), zachowanej w pierwotnym stanie, tutaj wiele beznadziejnie utracono. Jej historyczno-architektoniczne detale przepadły, mury zostały pokryte matowymi płytkami albo pomalowa-ne w formy takich płytek. Nikt dotąd nie troszczył o ruinę, ja sam początkowo zarządziłem jej pomierzenie, ale gdy

MARTin kiesslinG

208

w porozumieniu z tradycyjnie nastawionymi mieszczanami zaproponowałem rozbiórkę budowli, Brama Żuławska stała się świętością, symbolem, hasłem i platformą wypowiedzi wszystkich radykalnie nastawionych konserwatorów zabyt-ków. Oczywiście, liczne argumenty przemawiają za konser-wacją bramy: pamięć o dawnych budowniczych, którzy ponoć ją zbudowali, idea zachowania serii pięciu historycznych bram wewnątrz miasta, a także gdzie to możliwe, polityczny sprzeciw, bo Polaków z pewnością cieszy zniszczenie starych niemieckich budowli. Cóż, każdy kto ośmiela się występować przeciwko popularnej i w mniemaniu wielu sentymental-nej architekturze, znajduje się już na samym wstępie w złej pozycji. Pomimo to chciałbym nadmienić, że w porównaniu z innymi zabytkowymi gdańskimi bramami, ta pozostawia najmniejsze roszczenia do tego, aby wstrzymywać rozwój na rzecz utraconego czasu. Okazało się, że każdy projekt, który podejmował wyzwanie zrobienia z z Bramy Żuławskiej punk-tu wyjścia do ekspansji miasta, dochodził do niewygodnych kompromisów i widocznego braku wolności, a brama mimo wszystko nadal pozostawała wrogiem i zawadą przejrzystego i płynnego ruchu ulicznego.

il.26 Langgarter Tor (Brama Żuławska).

nOwe kOncepcJe ARchiTekTOniczne...

209

Gdański Senat podjął odświeżającą decyzję, aby zrezy-gnować z bramy, na rzecz rozwoju wschodniej części nowego miasta i utworzenia nowych przestronnych ulic. Zresztą nawet po wyzwoleniu od Bramy Żuławskiej plany rozbudowy miasta mają wiele innych ograniczeń. Trzeba wziąć pod uwagę, że jedyne połączenie z portem i i Stogami dość nietypowo łączy

il.27 Projekt placu przy Langgarter Tor (Brama Żuławska), widok od strony Żuław. Architekci: Martin Kiessling i Albert Krüger.

il.28 Plan sytuacyjny. W miejscu Langgarter Tor (Brama Żuławska) przeznaczonej do wyburzenia.

MARTin kiesslinG

210

się z obszarem planowanego placu, tak że droga wylotowa na wschód wymaga właśnie przedłużenia, od strony połu-dniowej powinno się przestrzegać osi południowej i należy pozostawić wygodne dojście do małego dworca. Wypracowany przeze mnie projekt sprowadza te wszystkie ważne kwestie do jednego okrągłego placu, do przestrzeni architektonicznej, która celowo ma sprawiać wrażenie reprezentacyjnej, będąc preludium do całego łańcucha następujących kolejno po so-bie zabytków. Plany są przygotowane do budowy i w tym miejscu, korzystając ze sposobności, chciałbym przedstawić moich głównych współpracowników: zarządzanie i projek-towanie (Regierungs und Bauart): Schröder, który teraz jest naczelnym architektem w Kottbus, oraz odpowiedzialny za projektowanie (Regierungsbaurat) Krüger, któremu zawdzię-czam również wnikliwe przepracowanie budynków szkół.

Sądzę, że przyszłe architektoniczne zadania Gdańska po-winny być utrzymywane w zdrowych relacjach gospodar czych, w których Stare Miasto nadal stanowić będzie rdzeń życia handlowego. Ale wiem, że dzisiejsze czasy nie są obliczone na to, aby w mgnieniu oka podsycić zapędy budowlane kupców. Dlatego wydaje się, że przynajmniej na razie nie powinno dojść do starć pomiędzy starym i nowym. Również oczeki-wane pilne regulacje ruchu, stanowią ce niechybną ingerencję w stary pejzaż miasta, tak jak kosztowna dezy nfek cja sta-rych dzielnic, muszą być odłożone na później. Wyburzenie tej niewielkiej kwatery, od zawsze będącej w związku ze starym miastem, da urbanistom długo wyczekiwaną możli-wość poprawienia planu miasta. Również długo wyczekiwa-na budowa nowoczesnej łaźni przestanie stanowić zarzewie konfliktów ze starym miastem. Także od razu stałoby się możliwe wzniesienie nowych i dużych lokali gościnnych i ga-stronomicznych. W murach Gdańska każdego roku odbywa się wiele kongresów i za każdym razem miasto rozczarowuje

nOwe kOncepcJe ARchiTekTOniczne...

211

brakiem miejsc noclegowych. Nowy budynek musiałby za-tem zostać usytuowany w pobliżu głównego dwor ca, pośród smutnych imitacji dawnej architektury i miejmy nadzieję, że nie zostałby zainfekowany wątpliwymi koncepcjami ar-chitektonicznymi.

Zadania budowlane, łatwiejsze do zrealizowania w naj-bliższej przyszłości, znajdują się pomiędzy Gdańskiem a So-potem. Tam mają powstać arterie komunikacyjne, budynki mieszkalne, instalacje kanalizacyjne, czyli realizacje, które obiecują pewną rentowność i jednocześnie kontynuują już rozpoczęte nowe założenia urbanistyczne. Z dystansu, niech będzie wolno mi poczynić jeszcze jedną uwagę dla tego ob-szaru, a mianowicie – proszę nie zapomnieć o połączeniu parku pomiędzy Oliwą i morzem. Proszę nie popełnić takiego nieodwracalnego błędu jaki popełnił Sopot, który zablokował połączenie pomiędzy lasem i kąpieliskiem zawiłym ciągiem zabudowań. To połączenie, dla Oliwy przez dolną część Glet-tkaubach (Potoku Oliwskiego), przez już istniejący drzewo-stan i przez tereny w zasadzie w publicznym posiadaniu, ma wszelkie podstawy do tego, aby utrzymać je wystarczająco szerokim. Park nie powinien leżeć wewnątrz długiego rzędu zabudowań, musi otwierać się zapraszająco na wszystkie strony, jak Berliner Tiergarten (Berliński Ogród Zoologicz-ny), angielskie ogrody w Monachium, albo jak miejski las w Kolonii. Znaczenie gospodarcze tego terenu dla obszarów miejskich Gdańska jest decydujące i musi być rozpatrywane dalekowzrocznie, a nie tylko z perspektywy polityki małych działek. Bo gdy najpiękniejszy las i najpiękniejsze miejscowo-ści nad Bałtykiem poprzez naturę i sztukę zostaną związane z plażą i morzem, wówczas powstanie dzieło, które będzie należało do najpiękniejszych zabytków Europy.

pRzYpis 1 W. Szekspir, Hamlet,

tłum. W. Tarnawski, Wrocław 1971, s. 115 – przyp. red.

OTTO klOeppelGDAńsk nA ROzsTAJU DRóG

Widok na kościół Mariacki z Goldschmiedegasse (ul. Złotników), fotografia, ok. 1900 (źródło: zbiory Is Wyspa).

OttO KlOeppel

GdańsK na rOzstaju dróG

Przełożyła z niemieckiego justyna Balisz

ŹródłO: Otto Kloeppel, Danzig am Scheidewege, „Ostdeutsche Monatshefte” 8:1928, nr 12

1928

wRóć DO spisU TReści

OTTO klOeppel

214

Tak często używane i nadużywane w dzisiejszych czasach wy-rażenia: kultura i cywilizacja obejmują cały zasięg ludzkich działań, ale zestawienie ich ze sobą wskazuje jednocześnie na silną wzajemną opozycję. Jasna definicja obu pojęć nie jest na pewno łatwa. Jako przedstawiciel pracujących i myślących w kategoriach przestrzeni sądzę, że najlepiej można oddać ich istotę za pomocą wyobrażeń przestrzennych. Cywiliza-cja rozgrywa się według mnie na horyzontalnym poziomie ludzkiego życia, kultura zaś na jego poziomie wertykalnym. Cywilizacja to wielokierunkowe rozprzestrzenianie się życia, kultura z kolei to jego uwznioślenie i pogłębienie. Cywilizacja oznacza polepszenie życia dzięki rozwojowi naukowo-tech-nicznemu, kultura to wzbogacanie go w aspekcie metafi-zyczno-artystycznym, co określić można jako kształtowanie życia. Przy czym kształtowanie dotyczy tu zarówno tego, co abstrakcyjne, jak i tego, co konkretne. Jeśli ktoś zapytałby mnie, co rozumiem pod tym pojęciem, poradziłbym mu, żeby przejrzał się w domu w lustrze. Człowiek bowiem jest takim właśnie przemyślnie skonstruowanym organizmem, którego każda część nie tylko pełni jakąś funkcję, ale jest także zna-komicie zaprojektowana. Wszystkich tych, którzy od czasów stworzenia człowieka mieli coś wspólnego z kształtowaniem, powinien pocieszyć fakt, że także Bogu czy też – jak kto woli – naturze, arcydzieło nie udało się za pierwszym razem. Poprzedziło go wiele ponawianych prób. Sam Stwórca, spoj-rzawszy na mężczyznę nie czuł się dostatecznie usatysfakcjo-nowany i dopiero widok kobiety zadowolił go w pełni.

Bóg nadał najpiękniejszy z możliwych kształt wszyst-kiemu co stworzył, a człowieka wyposażył w nieustający pęd, aby za tym boskim wzorcem podążać. Przez wieki lu-dziom udawało się wnosić do owych odwiecznych cudów natury rzeczy tak piękne, jak tylko można było sobie wy-obrazić. Od stu lat sprawy mają się jednak znacznie gorzej.

GDAńsk nA ROzsTAJU DRóG

215

W porównaniu z osiągnięciami przeszłości, tylko nieliczne ostatnio powstałe dzieła człowieka mogą rościć sobie prawo do zaszczytnego miana kształtowania. Głębszej przyczyny tego zjawiska należy upatrywać w zmienionych warunkach życia. Rozwój naukowo-techniczny postępuje tak szybko, że rozwój metafizyczno-artystyczny nie ma szans za nim nadążyć. Najdobitniej przejawia się to w tych wytworach człowieka, które porównać można z ciałem ludzkim, mam tu mianowicie na myśli nowoczesne układy urbanistyczne. Jakże skomplikowanym i wyrafinowanie skonstruowanym organizmem musi być dzisiejsze miasto, w porównaniu ze skromnymi potrzebami, jakie musiało ono niegdyś spełniać! Jednak podczas, gdy ówczesne miasto jawiło się, jako spójnie ukształtowane pod względem położenia i zabudowy, jako udana artystyczna synteza wszystkich elementów, które do niego należały, nowoczesne miasto, pomimo wszelkich ulep-szeń, sprawia ciągle wrażenie planistycznego chaosu.

Ta obserwacja budzi coraz silniejsze pragnienie, aby za-chować jak najwięcej z dawnego wizerunku miasta, po pierw-sze ku radości współczesnych, a po drugie, jako wzór i na-dzieja na lepszą przyszłość. Taka postawa konserwatorska napotyka jednakże na silny opór, który stawiają trzy, dające się wyodrębnić, grupy przeciwników.

Po pierwsze są to właściciele budynków, którzy nie chcą ograniczeń ze strony konserwatorów zabytków w rozporzą-dzaniu swoją własnością. Tylko w nielicznych przypadkach udaje się pozyskać przychylność właścicieli, przekonując ich o wysokiej wartości artystycznej należących do nich budyn-ków. Jedyny sposób, który ma szanse zakończyć się sukcesem, to przyznanie korzyści w postaci możliwości zwiększonego użytkowania nieruchomości w zamian za zachowanie tego, co ma wysoką wartość artystyczną. Gdy to wzmożone użytko-wanie będzie dotyczyło odsuniętych możliwie daleko od ulicy

OTTO klOeppel

216

głębszych partii budynku, można to przeważnie zrealizować bez uszczerbku dla istoty ważnej dla nas sprawy.

Drugą grupę oponentów tworzą wszyscy ci, w gestii których leży wprowadzanie nowoczesnych rozwiązań technicznych, higienicznych, policyjnych itd. Także tutaj porozumienie wy-daje się być możliwe, jeśli tylko oczekiwania są uzasadnione i wyjdzie się naprzeciw rzeczywistym koniecznościom.

Trzecią frakcję stanowią sprzeciwiający się konserwato-rowi zabytków architekci, którzy obawiają się naruszenia ich wolności artystycznej. Być może to właśnie ten przeciwnik jest najbardziej niebezpieczny. Artystę charakteryzuje zwykle duży upór, a że jest niemal tyle punktów widzenia ilu artystów, trudno jest sprostać wszystkim oczekiwaniom naraz. Chodzi tu o architektów, których można podzielić na trzy kategorie: architekt staromodny (altmodisch), architekt nowoczesny (modern) i architekt nowomodny (neumodisch).

Architekt staromodny – z jego niechęcią do wszystkiego co nowe, z jego błędnym pojęciem istoty planowania este-tyczno-przestrzennego i bezrefleksyjnym upodobaniem do historycznych form, tak niegdyś jak i dziś jest zagrożeniem dla wizerunku miasta.

Nowoczesny architekt był zawsze tym architektem, któ-ry naprawdę rozumie potrzeby czasów. Wita on z radością wszystkie nowe rozwiązania, materiały budowlane i kon-strukcje, gdyż dostarczają mu narzędzi do pracy w przestrze-ni. Wie jednocześnie, że sztuka budowlana jest tą sztuką, której prawa są odwieczne, to znaczy, że zasadniczo nic się w nich nie zmienia. Wie on wreszcie, że forma jest jedynie pewnym rodzajem ekspresji, takim samym jak język, zatem stanowi ona wobec tego, co chce się wyrazić, coś stosunkowo pobocznego. Architekt nowoczesny nie przychyla się zbyt chętnie do wszelkich eksperymentów, które oddalają go od głównego zadania. Konserwator zabytków zawsze dojdzie

GDAńsk nA ROzsTAJU DRóG

217

z nim do porozumienia, może on nawet stać się jego najlep-szym pomocnikiem.

Zupełnie inaczej sprawa ma się z architektem nowomod-nym. Jest to człowiek wielkich obietnic. Cała wielowiekowa przeszłość jest dla niego jedynie wstępem do jego własnego, przytłaczająco imponującego czynu. Lecz ten porywający czyn musi być co pięć lat zupełnie nowy i inny, taki jakiego jeszcze nigdy nie było, priorytetem jest dla niego wywołanie sensacji. Przy tym jest zupełnie obojętne, jakimi środkami to osiągnie, tak samo jak obojętne są mu wszelkie odwieczne prawa kształtowania przestrzeni. Dziś lubuje się w piętrzeniu najosobliwszych fantazyjnych form, jutro odrzuca wszelkie inne formy i żongluje wyłącznie wymiarem kubicznym. Z ta-kim nastawieniem, co oczywiste, nigdy nie pogodzą się kon-serwatorzy zabytków.

Jeśli chcemy podjąć trudną walkę o zachowanie dawnego wizerunku naszego miasta z tak wieloma przeciwnikami, musimy przede wszystkim dokładnie wiedzieć na czym nam zależy, co oznacza, że będziemy przekonani o korzyściach płynących z zachowania dawnych założeń miejskich. Owe korzyści postrzegano długo przez pryzmat dziewiętnasto-wiecznego formalizmu. Dla każdego miasta stworzono wów-czas osobny, wyjątkowy styl, biorąc przy tym pod uwagę ten okres historyczny, w którym w owym mieście wzniesiono najwięcej budowli, i w którym – siłą rzeczy – najwięcej się zachowało. Jeśli dobudowując coś korzystano z tego charak-terystycznego dla danego miasta repertuaru form, wszystko wydawało się być już w najlepszym porządku. Dodatkowo ów formalizm wynikał z wielce romantycznych wyobrażeń o śre-dniowiecznym sposobie planowania przestrzennego, przyj-mując jednak jako normę to co przypadkowe, czyli – jak mawiano – malownicze, a nie to, co w rzeczywistości stano-wiło o jego istocie. A ta była zawsze oparta na najprostszych

OTTO klOeppel

218

rozwiązaniach. Od pewnego czasu jednak narodziło się prze-świadczenie, że w dawnych miastach wspaniale współbrzmią ze sobą różne formy historyczne, a te z kolei nie kłócą się z formami nowoczesnymi, pod warunkiem jednak, że nie będzie to oznaczało naruszenia istotnych elementów daw-nego miasta. Na owe istotne elementy składają się zarówno założenie, jak i zabudowa dawnego organizmu miejskiego. Początki większości niemieckich miast sięgają średniowiecza. W krajach zachodnich są to przede wszystkim wyrosłe stop-niowo z pierwotnych potrzeb formy osadnicze, bez wyraźnie rozpoznawalnego systemu planowania. Kiedy tylko w nieco późniejszych czasach pojawiają się konkretne założenia miej-skie, system taki uwidacznia się coraz lepiej. Miasta na kolo-nizowanych terenach niemal zawsze są założone na podstawie dotychczaso wych doświadczeń i charakteryzują się bardzo podobnym ogólnym schematem planistycznym. Polega on na jasno sprecyzowa nym kierunku rozwoju, w ramach którego główne ulice przebiegają równolegle, aby na końcu takiego podłużnego założenia zbiec się w dwóch osobnych albo przy-najmniej w jednej głównej bramie. Według tych głównych ulic dokonywano parcelacji gruntu. W poprzek biegną wą-skie uliczki o podporządkowanej funkcji, które z założenia służyły jedynie komunikacji pieszej. Pomiędzy środkowymi ciągami ulic, gdzieś pośrodku, znajdował się zwykle targ. Jeśli na linii poprzecznej takiego założenia znajduje się trzecia albo czwarta brama, wówczas odpowiada jej główna ulica poprzeczna, która jest jedyną znaczącą ulicą biegnącą w tym kierunku, pozostałe są wyłącznie wąskimi uliczkami prze-chodnimi. Do znudzenia powtarzane stwierdzenie, że miasto średniowieczne tworzył system identycznych, prostopadle przecinających się ulic, przypominający szachownicę, nie odpowiada rzeczywistości – takie założenia znane są dopiero z czasów książęcych założeń miejskich.

GDAńsk nA ROzsTAJU DRóG

219

Dzięki temu połączeniu niemal nieprzerwanych w swym biegu ulic, spiętych na końcach bramami, miasta średniowiecz-ne mają wyraźnie zamkniętą wewnętrznej strukturę prze-strzenną – dotyczy to zarówno ulic, jak i placów. Odpowiada temu również ich forma zewnętrzna, która jawi się jako spójna i oddzielona od otoczenia dzięki pasowi murów, wałów i fos.

Z tego prostego założenia urbanistycznego wyrasta równie spójny system zabudowy. Wzdłuż ulic i placów ciągną się w układzie szczytowym jednolite pod względem szerokości i wysokości domy, pomiędzy którymi znajdują się rynny. Taki układ nadaje ulicom bardzo charakterystycznego wyglądu, gdyż szczyty nie są tu widoczne na tle dachów, ale ich sylwety odcinają się efektownie na tle nieba. W ten sposób zarówno pierzeje ulic, jak i placów, składają się z rzędu podobnych, oddzielnie zwieńczonych budynków. Najlepszym dowodem na to, jak bardzo w średniowieczu kładziono nacisk na ten jednolity efekt jest fakt, że zbyt duże jednostki dzielono na mniejsze (zobacz Das Grosse Zeughaus w Gdańsku [Wielka Zbrojownia]), a zbyt małe łączono jednym dachem i wień-czono wspólnym szczytem.

Te systematyczne ukształtowanie wedle układu i zabudo-wy struktury miejskiej znajdowało swoje architektoniczne ukoronowanie w budowlach użyteczności publicznej. Chodzi tu przede wszystkim o ratusze i kościoły. Pierwszym wyzna-czano zawsze centralne położenie, które podkreślało ich rangę. W północno-wschodnich miastach Niemiec, dominująca bry-ła ratusza (przeważnie prostopadłościenna) jest usytuowana przeważnie pośrodku rynku. Także główny kościół otrzymuje ważne usytuowanie na jednej z wiodących osi miasta, ale nierzadko bywa schowany gdzieś na uboczu w cichym zaułku. Dużą rolę w rozmieszczaniu kościołów na regularnym planie średniowiecznego miasta odgrywało orientowanie (budo-wanie na osi wschód – zachód z prezbiterium skierowanym

OTTO klOeppel

220

na wschód – przyp. red.). Kiedy jedna z głównych osi miasta przebiegała ze wschodu na zachód, wówczas usytuowanie budowli kościelnych było proste: ich dominujące ponad do-mami mieszczańskimi bryły położone były równolegle bądź prostopadle do kalenicy tych ostatnich. Gdy główne osie miasta nie przebiegały zgodnie ze stronami świata, wówczas kalenice kościołów biegły w poprzek jednostajnego rytmu dachów i wprowadzały w zabudowę miasta silny element niepokoju.

W dalszym rozwoju średniowiecza budowniczowie miast często nie wychodzili już naprzeciw oczekiwaniom duchow-nych, stąd w późniejszych czasach odnajdujemy często bu-dowle kościelne wpasowane w osie miasta także wówczas, gdy osie te nie przebiegały zgodnie z kierunkami świata.

Ostatecznie najważniejszymi wyznacznikami dobrze uk-ształ to wanej przestrzeni, cechującymi średniowieczne miasto, są: proste założenie o wyraźnie wyznaczonym kierunku roz-woju, zamknięta, spójna przestrzeń oraz charakterystyczny, jednolity system zabudowy. W tych dawnych miastach zasad-niczo niewiele się zmieniło aż do czasów wojny trzydziestolet-niej. Dopiero wieki XVII i XVIII przejmują rzymską zabudowę miast, w których kalenica biegnie zgodnie z kierunkiem ulicy, co odpowiada dążeniom sztuki renesansu do oddziaływania horyzontalnymi, pełnymi rozmachu rozwiązaniami. Liczne średniowieczne miasta niemieckie straciły w XVII, XVIII i XIX wieku wiele ze swej dawnej, charakterystycznej formy. Część z nich zachowało się jednak do dziś. Do takich miast należy przede wszystkim Gdańsk. W wiekach XVII i XVIII nadal bu-dowano tu domy szczytowe według dawnego wzorca, a za-paść gospodarcza, która ogarnęła w XIX wieku, to niegdyś prężnie rozwijające się miasto hanzeatyckie, miała przy-najmniej tę dobrą stronę, że zachował się tu stosunkowo wierny obraz dawnej architektury. Wymienione powyżej trzy

GDAńsk nA ROzsTAJU DRóG

221

charakterys tyczne cechy zabudowy miast średniowiecznych są tu jeszcze w dużej mierze rozpoznawalne. Możliwe wydaje się być zatem stopniowe wyeliminowanie już istniejących zakłóceń i wywieranie wpływu na kształt nowo powstających obiektów w celu zachowania spójnego obrazu estetyczno-

-przestrzennego najwyższej jakości artystycznej. Od czasów wojny aż do niedawna osiągano na tym polu niemałe sukce-sy. W szczególności Lange Markt (Długi Targ) wygląda dziś znacznie lepiej niż przed dziesięciu laty. Największe zasługi na tym polu można przypisać byłemu naczelnemu radcy bu-dowlanemu F. Fischerowi, dziś profesorowi w Hanowerze. Gdańsk zawdzięcza ten rozwój powstałej po oddzieleniu miasta od Rzeszy radzie konserwatorskiej, która, podążając wzorem hamburskim, stworzyła własne prawo ochrony za-bytków. Rada od począt ku starała się nie tylko zachowywać w zmieniającym się otoczeniu dawne zabytki budownictwa, ale także dążyła do tego, aby uratować wizerunek miasta jako spójnej formy we wcześniej opisanym tu sensie.

Te dobre intencje zostały jednak ostatnimi czasy zaata-kowane z różnych stron. Znalazło się na ten przykład pewne konsorcjum, które postanowiło wznieść przy Langgasse (ul. Długa) nowomodny dom towarowy w takim stylu, jaki obo-wiązuje dziś na Leipziger Strasse w Berlinie. Nie pytając nawet o wartość takich rozwiązań, pewnym jest, że podobna budowla przy Langgasse (ul. Długa) oznacza śmierć tej ulicy jako spójnej jednostki przestrzennej. Wszystkie próby prze-konania inwestora o konieczności dopasowania budynku do wizerunku miasta przez dodanie do niego rzędu szczy-tów, tak jak niegdyś uczynił to Anthon von Obbergen z Das Grosse Zeughaus (Wielka Zbrojownia), spaliły na panewce. Nie uniemożliwiłoby to bynajmniej zastosowania wszelkich technicznych rozwiązań, których wymaga nowoczesny dom handlowy. Co więcej, można byłoby dzięki temu znacznie

OTTO klOeppel

222

efektywniej wykorzystać dostępny grunt i to bez uszczerbku dla wizerunku miasta. Żadne argumenty jednak nie pomogły, a to z bardzo prostego powodu – inwestorowi najbardziej zależało na jak największym wyróżnieniu budowli z oto-czenia. Tylko w ten sposób inwestycja może stać się sensacją, a ta jest przecież w dzisiejszych czasach najlepszą reklamą. Oto głębsza przyczyna naszej architektonicznej mizerii. Dziś nawet najmniejszy domek buduje się tak, aby można było umieścić na nim reklamę, niech będzie to tylko reklama firmy samego inwestora czy firmy architektonicznej.

Konsorcjum budowlane grozi, że zrezygnuje z planów in-westycyjnych, jeśli nie zostaną zaakceptowane jego warun ki, z kolei mędrcy tego miasta uważają, że niedopuszczalne jest zubażanie życia gospodarczego Gdańska z czysto sentymen-talnych pobudek. Czy jednak chodzi tu rzeczywiście tylko i wyłącznie o sentymenty, czy aby zachowanie dawnego wi-zerunku miasta nie wiąże się także ze stroną ekonomiczną? Przecież tysiące osób przybywa co roku do Gdań ska tylko z powodu zachowanych po dziś dzień zabytków architektury, podwójny Danziger Lachs mogą wypić równie dobrze w Berli-nie, albo gdziekolwiek indziej (mowa o wódce Goldwasser, po-pularnym gdańskim likierze ziołowo-korzennym z dodatkiem złota w płatkach – przyp. red.). Tymczasem sprawa utknęła w martwym punkcie, ze względu na trudności finansowe dom handlowy być może w ogóle nie powstanie. W każdym momencie mogą jednak pojawić się podobne projekty, a jeśli tylko uda się przeforsować jeden z nich, wtedy los dawnego Gdańska zostanie raz na zawsze przesądzony. Nie będzie już wówczas powrotu, czego powinni być świadomi wszyscy na odpowiedzialnych stanowiskach.

Jeśli konserwatorom zabytków tak trudno jest wygrać z prawami własności prywatnej, tym pewniej powinno się dbać o zabytki, które są własnością publiczną.

GDAńsk nA ROzsTAJU DRóG

223

Niestety, to także nie ten przypadek. Ostatnimi czasy w Gdań-sku odnotowujemy na przykład silne ataki na pozostałości forty-fikacji miejskich. A tych nie jest wcale aż tak wiele. Z dawnych średniowiecznych murów pozostał jedynie ciąg bram nad Mo-tławą, a z późniejszych umocnień stosunkowo krótki fragment na południowo-wschodnich obrzeżach miasta. Co jednak, Bogu dzięki, do tej pory zachowało się w całości, to monumental-na oś wschód-zachód z jej wspaniałymi akcentami w postaci siedmiu, ustawionych w nieprzerwanym ciągu, dawnych bram miejskich: Langgarter Tor (Brama Żuławska), Milchkannentor (Brama Stągiewna), Grüne Tor (Zielona Brama) i powiązaną z nimi grupą, do której należą: Langgasser Tor (Złota Brama), Stockturm (Brama Więzienna), Peinkammer (Katownia) i Das Hohe Tor (Brama Wyżynna), z zamkniętymi przestrzeniami Langgartens (ul. Długie Ogrody), Milchkannengasse (ul. Stą-giewna), Lange Markt (Długi Targ) oraz Langgasse (ul. Długa) pomiędzy. Nie znam żadnego innego miasta w Niemczech, któ-re mogłoby pochwalić się taką urbanistyczną via triumphalis (łac. droga triumfalna – przyp. red.). Zachowało się zatem to co najważniejsze; a to, co narosło z biegiem czasu i naruszyło ład, da się przy dawce dobrej woli z biegiem czasu złagodzić lub usunąć. Powinno się być przekonanym, że dla tego naj-ważniejszego fragmentu, jakim jest nieprzerwany ciąg bram, obowiązywać powinna zasada noli me tangere (łac. nie dotykaj mnie – przyp. red.). Tak jednak nie jest – dwa wschodnie elemen-ty tego ciągu: Milchkannentor (Brama Stągiewna) i Langgarter Tor (Brama Żuławska) już toczą rozpaczliwą walkę o życie.

Milchkannentor (Brama Stągiewna) tworzy centrum póź-no średniowiecznego obwarowania, które zamykało odwscho-du Speicher insel (Wyspa Spichrzów). Między większą basztą – Wielką Stągwią, a zachowaną częściowo basztą mniej-szą – Małą Stągwią (zwaną też Stągiewką lub Konwią Śmieta-nową), znajdowała się brama właściwa, której przesklepienie

OTTO klOeppel

224

także się zachowało. Co więcej, Wielka Stągiew usytuowana jest dokładnie na osi ciągu ulic i nie można sobie wyobrazić dla niej żadnego piękniejszego położenia wśród pozostałej zabudowy. Do tego spełnia ona bardzo praktyczną funkcję: odgrywa w pewnym sensie rolę strażnika ruchu drogowego, który dzieli jednojezdniowy ruch Milchkannengasse (ul. Stągiewna) na dwujezdniowy ruch Langgartens (ul. Długie

il.1 Stan dzisiejszy okolic Milchkannentor (Brama Stągiewna).

il.2 Brama Stągiewna z nowym mostem po wyburzeniu Małej Stągwi.

GDAńsk nA ROzsTAJU DRóG

225

il.3 Brama Stągiewna w dzisiejszym kształcie.

il.4 Jak wyglądałoby otoczenie, gdyby usunąć Bramę Stągiewną.

il.5 Wielka Stągiew z nowym mostem i ujednoliconym otoczeniem.

OTTO klOeppel

226

Ogrody). W żadnym przypadku nie stanowi zatem przeszkody w ruchu. Jeśli w istocie powstają tu utrudnienia w komu-nikacji, ich przyczyną jest przede wszystkim zbyt wąski most. Ten zaś już od dłuższego czasu wymaga wymiany. Gdy położy się nowy most o odpowiedniej szerokości, wszystkie problemy zostaną rozwiązane, w najgorszym wypadku może wymagać to usunięcia Małej Stągwi. Zamiast czekać aż moż-liwe będzie wprowadzenie tego oczywistego rozwiązania, chciano usunąć albo przynajmniej przebić Wielką Stągiew. Przebijanie okrągłej wieży jest pomysłem mało praktycznym, takie kombinacje oznaczałyby zapewne początek końca. Na ten moment, Bogu dzięki, zawarto rozejm i zdecydowano, że w Małej Stągwi powstanie przejście dla pieszych, co pozwoli na wyjście z opałów komunikacyjnych. Będzie można też nadal spokojnie czekać, aż środki finansowe pozwolą na budowę nowego mostu. Pokazują to ilustracje 1 do 5. Na rycinie 4 widać wyraźnie niepożądany efekt, który wywo-łałoby usunięcie Stągwi – wszystkie, znajdujące się za nimi szkaradztwa, staną się wówczas dwu- lub trzykrotnie bar-dziej widoczne. Rycina 5 pokazuje z kolei Wielką Stągiew po przebudowie mostu i po usunięciu Małej Stągwi, poza tym przedstawia nadzieję na przyszłość – jednolite, spokojne zabudowanie obu rogów ulicy w głębi. Dlaczegóż nie miałoby to być możliwe, nie należy zajmować się ochroną zabytków tylko w najbliższej perspektywie. Rozsądna gmina miejska powinna rozważyć powolne przejmowanie ważnych elemen-tów dawnej zabudowy miasta i godnie je przekształcać, tak jak dzieje się obecnie w przypadku polityki gruntowej.

W związku z atakami, jakie odpierać musiała w ciągu ostatniego roku Langgarter Tor (Brama Żuławska), można było zaobserwować interesującą rzecz: dla usunięcia zabytku architektury mogą mieć znaczenie także powody czysto este-tyczne. Langgarter Tor (Brama Żuławska) stanowi wschodnie

GDAńsk nA ROzsTAJU DRóG

227

zamknięcie szerokiego ciągu ulic, będącego dawnym przed-mieściem, który nosi nazwę Langgartens (ul. Długie Ogrody) i charakteryzuje się środkową promenadą. Na końcu stoi Langgarter Tor (Brama Żuławska), po jej prawej i lewej stro-nie, po uprzednim usunięciu murów miejskich, znajdują się dziś trakty komunikacyjne, o szerokości ponad 20 m każdy. W takim układzie brama nigdy nie może stanowić żadnej przeszkody, mimo to przeszkadza – estetycznie. Gdański za-rząd budowlany chce bezpośrednio przed bramą zbudować okrągłe założenie w formie placu, w celu rozdzielenia ruchu przed rozwidlającym się w tym miejscu ciągiem ulic. Problem w tym, że brama stoi nieco w poprzek osi Langgartens (ul. Długie Ogrody) i tym samym krzywo w stosunku do równego jak od sznurka dawnego ciągu ulic, którego kontynuacją ma być planowany plac. To wystarczyło, aby zażądać usunięcia bramy, przy czym panuje przekonanie, że z artystycznego punktu widzenia jest ona zupełnie bezwartościowa. To działo się roku Pańskiego 1927. Jak pokazują ryciny 7 i 8, nadając jedynie placowi inny kształt, bez trudu można byłoby zatu-szować niewielkie skrzywienie osi, przy tym bramie nadal

il.6 Langgarter Tor (Brama Żuławska), której usunięcie z powodów estetycznych popiera gdański zarząd budowlany.

OTTO klOeppel

228

il.7 Propozycja ukształtowania placu przed Langgarter Tor (Brama Żuławska), dzięki której zachowa ona swoje dominujące usytuowanie na

monumentalnej osi dawnego miasta.

il.8 Propozycja ukształtowania placu

przed Bramą Żuławską (por. il. 2).

il.9 Brama Żuławska w nowych ramach.A) planowany okrągły plac przed Bramą

Żuławską nadający jej niemożliwe usytuowanie, b) propozycja zmiany.

GDAńsk nA ROzsTAJU DRóG

229

pozostałaby zaszczytna funkcja zamykania dawnej głównej osi miasta. Gdański zarząd budowlany nie dopuszczał tego typu propozycji pomimo faktu, że referent techniczno-bu-dowlany jest jednocześnie konserwatorem zabytków. Tak było do czasu, kiedy to radzie konserwatorskiej udało się w końcu przeforsować odmowę rozbiórki. Co się jednak następnie wy-darza? Gdański zarząd budowlany nie może teraz wprawdzie wyburzyć bramy, ale nadal nosi się z zamiarem wybudowania okrągłego placu – dokładnie takiego, jaki wcześniej plano-wano. Oznacza to, że brama będzie stała krzywo w stosunku do otwarcia placu, a jedna z krawędzi znajdować się będzie zaledwie sześć metrów od planowanej linii zabudowy (por. ryc. 9 a). Abstrahując nawet od estetyczno-przestrzennego absurdu, usytuowanie takie oznacza w tym miejscu duże pogorszenie warunków komunikacji. Można to zrozumieć tylko w jeden sposób: tak jak we wcześniejszych propozycjach, nadal chodzi o to, aby nakłonić do zburzenia bramy. Nosząc się z takim zamiarem, znajduje się dla niej zupełnie niemożliwe położenie, aby następnie można było z lepszymi widokami na sukces przekonywać o konieczności jej wyburzenia. Nie należy mieć złudzeń, że jeśli dojdzie do realizacji placu w tej właśnie formie, dni Langgarter Tor (Brama Żuławska) są

il.10 Brama Żuławska w nowym otoczeniu, jako monumental-ne wejście do głównej osi dawnego miasta.

OTTO klOeppel

230

Aby raz jeszcze wyjaśnić istotę wymienionych na początku trzech różnych prądów w architekturze, z którymi musi skon frontować się

ochrona zabytków, na rysunkach przedstawiono:

11

12

GDAńsk nA ROzsTAJU DRóG

231

11. Jak wyglądała Brama Wyżynna, gdy stare fortyfikacje zachowane były w całości.

12. Otoczenie bramy ukształtowane przez architektów staromodnych.13. Jak chciałby widzieć to otoczenie architekt nowoczesny.14. Jakie najbardziej zadowoliłoby architekta nowomodnego.

14

13

OTTO klOeppel

232

il.10 Przyszłość ulicy Długiej, zgodnie z wyobrażeniami naczelnego radcy budowlanego Kiesslinga.

policzone. Z kolei, jeśli rzeczywiście w grę wchodzi tylko centralny układ placu, nie trudno byłoby tak go rozplano-wać, aby brama zachowała swoje dominujące usytuowanie. Wymaga to jedynie tego, aby planowaną linię zabudowy ulicy prowadzącej w kierunku Werder (Żuławy) przesunąć nieco na południe (por. ryc. 9 b). Przykład ten ukazuje dobitnie, jak w pewnych sytuacjach architekt może być największym wrogiem starań ze strony konserwatorów.

Tego, że ostatnia rycina nie jest tylko i wyłącznie czarną wizją, dowodzi z kolei ilustracja końcowa. Jest to możliwie najwierniejsze oddanie propozycji, którą naczelny radca budowlany Kiessling przedstawił podczas swojego wykładu 31 stycznia tego roku. Stało się to już po moim grudniowym publicznym zaprezentowaniu rysunków nr 12 –15 z tego arty-kułu. Kiessling jest – należy to raz jeszcze podkreślić – naczel-nym radcą budowlanym, a z mocy prawa również miejskim

GDAńsk nA ROzsTAJU DRóG

233

konserwatorem zabytków. Podkreślił on dobitnie, że jego obraz przedstawia przyszły wygląd ulicy Długiej. Jego urze-czywistnienie będzie możliwe pod warunkiem, że nowy kie-runek w sztuce, którego sam jest przedstawicielem (a który ja zwykłem nazywać kubistycznym prymitywizmem), zdoła się przebić. Co do tego zresztą nie ma on ani cienia wątpliwości, gdyż chodzi tu – jak twierdzi – o wielki kierunek, o nowy styl, będący wyrazem nowych wielkich czasów, porównywalny jedynie do rozwoju stylu gotyckiego.

Trudno spierać się w sprawach wiary, przypomina to jed-nak bardzo Starą i nową wiarę Davida Straussa, wyznawcy i pisarza, którego niegdyś Fryderyk Nietzsche, w pierwszym z pism zawartych w Niewczesnych rozważaniach, jakże pięk-nie i krótko podsumował. Nietzsche wykazał się wówczas zaska kującą przenikliwością co do nowego ducha, który po-jawił się wraz z narodzinami nowej Rzeszy i ukuł dla niego określenie: filister wykształcony. Wydaje mi się, że nowy duch, będący następstwem znów nowej Rzeszy, daje się scharakte-ryzować analogicznym określeniem: filister kultury. Ja w każ-dym razie nie wierzę, że nowa wiara w nowy styl jest w stanie przenosić góry, ale może ona znaleźć tylu zwolenników, aby wkrótce udało jej się zniszczyć dawny wizerunek naszego mia-sta. Wybiła godzina rozstrzygająca naszego niegdyś dumnego i pięknego miasta hanzeatyckiego: Gdańsk na rozstaju dróg!

UwAGi 1 Jak donosi pewne źródło, dom

towarowy przy Langgasse (ul. Długa) zostanie zbudowany.

2 Naczelny radca budowlany Kiessling został w międzyczasie mianowany ministerialnym dyrektorem działu budowlanego Pruskiego Ministerstwa Finansów.

3 Ryciny zostały narysowane przez inż. G. Münter.

biRTe pUsbAckMiAsTO JAkO OJczYznA...

Erich Koch, gauleiter i ostatni nadprezydent Prus Wschodnich, wraz z urzędni-kami ogląda makietę starego Gdańska podczas Niemieckich Targów Wschod-nich w Królewcu (niem. Deutsche Ostmesse Königsberg, doK), sierpień 1939,

fragment (źródło: wikipedia, za: Bundesarchiv, 183-E10106).

Birte PusBack

Miasto jako ojczyznaGdańska konserwacja zaBytków w latach 1933 –1939

Przełożyła z niemieckiego katarzyna olszewska

Źródło: Birte Pusback, Die wieder-hergestellte Danziger Rechtstadt und ihre mediale Vermittlung, [w:] Tejże, Stadt als Heimat. Die Danziger Denkmalpflege zwischen 1933 und 1939, Böhlau Verlag, Köln-Weimar--Wien 2006, s. 251 – 268 © Autorka i wydawca

2006

wRóć DO spisU TReści

biRTe pUsbAck

236

ODResTAUROwAne Główne MiAsTO w GDAńskU i JeGO ObecnOść w MeDiAchAkcja restauracyjna pod kierunkiem Otto Kloeppela i Eri-cha Volmara trwała do lat wojny. Prace nad głównymi ulicami Głównego Miasta zostały do tego czasu ukończone, w szcze-gólności Langgasse (ul. Długa), Langer Markt (Długi Targ), Lange Brücke (Długie Pobrzeże), jako wizytówka Gdańska od strony rzeki oraz Frauengasse (ul. Mariacka) z jej przed-prożami.

Spośród sześciu najbardziej charakterystycznych dla Gdańska zmian późnego XIX i wczesnego XX wieku tylko nieliczne zostały przeprowadzone w duchu historyzmu i to nie tak konsekwentnie, jak to zdawała się sugerować publicz-nie wyrażana krytyka XIX wieku . Do stosunkowo przekonu-jących środków rekonstrukcyjnych należało pomniejszenie okien, optyczny podział domów, obejmujących dwie działki poprzez zastosowanie fasady o dwóch szczytach, usunięcie pierwotnego ornamentu architektonicznego na korzyść prost-szych, bardziej płaskich elewacji, jak również zredukowanie reklamy pod względem wielkości i liczby. Wejścia natomiast nie zawsze były umiejscawiane w swym pierwotnym miejscu, a wysokich sieni często w ogóle nie wybudowano, ponieważ w większości przypadków okazywały się zbyt słabo przysto-sowane do nowoczesnych potrzeb gospodarczych. Również pierwsze piętra nie były przywracane do stanu z XVI czy XVII wieku, wręcz przeciwnie, rozbudowywano je na nowocze-sną modłę, jako horyzontalną wstęgę, łączącą fronty domów, w szczególności na Langgasse (ulicy Długiej).

We wnętrzach domów nie odtwarzano sekwencji pomiesz-czeń czy pierwotnego wyposażenia, ponieważ przede wszyst-kim to fasady miały oddawać historyczną aurę budynków. Jedy nie w Domu Uphagena (ul. Długa 12) można odnaleźć

MiAsTO JAkO OJczYznA...

237

próbę skrupulatnej rekonstrukcji wyposażenia wnętrza1. Po-mijając nieliczne wyjątki, wystrój domów pozo stawał w for-mie, która wykształciła się w XIX wieku z charakterystyczny-mi dla niej pomieszczeniami sklepów na parterze. Również stopniowa nadbudowa domów i rozbudowa poddaszy w peł-ne drugie piętro nie została przeprowadzona zgodnie z hi-storycznym pierwowzorem. Tam, gdzie pomiędzy dwoma wyższymi budynkami znajdował się niższy, nadbudowywano piętro, by ujednolicić ich sylwetkę. Nie odbudowywano już usuniętych przedproży, z wyjątkiem tych na Frauengasse (ul. Mariacka), która odgrywała rolę wzorcowo zrekonstruowanej ulicy.

Podczas odbudowy Gdańska, Kloeppel i Volmar nie kie-rowali się zasadą wiernej rekonstrukcji stanu pierwotnego, lecz stworzyli, nawiązujący do historii, nowocześnie oddzia-ływujący obraz miasta. Kolejno, ulica po ulicy, dom po domu, decydowali jak ściśle trzymać się pierwowzoru i jak daleko od niego odejść. Przedkładali harmonię i rytm panoramy ulicy nad zachowanie substancji historycznej. Volmar wspominał próby rekonstrukcji, jako kosmetyczne starania przywróce-nia fasadom ich pierwotnego architektonicznego charakte-ru, które tylko w nielicznych przypadkach zakończyły się sukcesem2 . Pisał o tym, jak wiele by dał, gdyby choć jeden późnogotycki dom został zachowany3 . Podczas odbudowy Kloeppel i Volmar starali się nie poddawać tęsknocie za go-tyckim obrazem miasta i tylko dobrze zachowanym formom architektonicznym pozwolili odsłonić ich gotyckie oblicze. Pomimo tego, według Augustusa Goergensa, referenta ds. kul-tury Urzędu Propagandy Rzeszy Gdańsk – Prusy Zachodnie, opis odbudowy w oficjalnych publikacjach powinien pokazy-wać, jak bardzo Gdańsk stanowi spójne uosobienie średnio-wiecznego niemieckiego miasta4 . Chociaż widać było gołym okiem, że pogląd ten mijał się z rzeczywistością, wciąż się

biRTe pUsbAck

238

ulica Mariacka, Gdańsk, rekonstrukcja Kunatha-Cossmanna

MiAsTO JAkO OJczYznA...

239

biRTe pUsbAck

240

nań powoływano, używając w stosunku do Gdańska okre-ślenia średniowieczne miasto Martin Kiessling, przykładowo, napisał w 1929 roku: Mamy wszelkie powody do radości z faktu, że możemy podziwiać obraz tak doskonale zacho-wanego średniowiecznego miasta, zwłaszcza, że jest ono tak zagrożone w swojej tożsamości narodowej, choć dokumentuje czystą, dawną niemieckość5 . W wyidealizowanym przekazie Gdańsk był wciąż miastem średniowiecznym, jak można to było pośrednio ujrzeć na słynnym malowidle Antona Möllera Grosz czynszowy 6 z 1601 r. Dlatego też nie dziwi fakt, że przynajmniej na papierze, profesorowie Politechniki Gdań skiej starali się zrekonstruować średniowieczny obraz miasta. Wynikiem tego była niemalże sterylna architektura Damm I (ul. Grobla I) ze skromnymi, gładkimi fasadami bez ornamentu, zindywidualizowanymi jedynie w obsza-rze szczytów7 . Te próby rekonstrukcji nie stanowiły jednak podstawy dla przeprowadzonej odbudowy. Średniowiecze pozostało jedynie wizją. Inne epoki również odegrały pewną rolę w praktycznej realizacji, jednak nie trzymano się ram czystego stylu. Volmar pisał: Zadaniem konserwacji zabytków jest pielęgnacja takiego rozwijającego się w czasie organizmu, a nie usuwanie pewnych jego elementów z miłości do danej epoki architektonicznej8 . Stąd podczas odbudowy Gdańska architekci nie podporządkowywali się wyłącznie jednej epo-ce. Niemniej ostateczny obraz miasta wskazuje najbardziej na okres porenesansowy. Nie na darmo Kloeppel wcześnie zainteresował się architekturą XVII i XVIII wieku. W swym bogato ilustrowanym dziele o baroku fryderycjańskim ob-wołał nawet architekturę tego czasu modelem do zabudowy przyszłości9 .

Jako inspiracja dla historyzujących nowych budowli po-służyły nie tylko charakterystyczne elementy architektury tych epok, lecz także z konkretne zapisy w dokumentach

MiAsTO JAkO OJczYznA...

241

Państwowego Urzędu Policji Budowlanej, które dostarczały informacji o dawnym stanie budynków. Jak wiernie trzy-mano się pierwowzoru zależało od aktualnego stanu domu i dokumentów źródłowych oraz od życzeń właściciela, który często pragnął neorenesansowej siedziby dla swojego sklepu, kawiarni czy kina. Ostatecznie chciano również wyrazić no-woczesność, chociaż nie tak wyraźnie jak to miało miejsce pod koniec lat 20., gdy dyskutowano o radykalnym przekształce-niu zabudowy Langgasse (ul. Długa) z wykorzystaniem no-woczesnych form architektonicznych. Z drugiej strony, długo nie brano pod uwagę wszystkich faktów o wcześniejszym stanie ulic. Można to dowieść na przykładzie Frauegasse 22 (ul. Mariacka), której projekt, ukazujący częściowo ówcze-sny jej stan, po części zaś rekonstruujący zarys wszystkich elewacji i przedproży, opublikował w 1929 r. Albert Carsten. Według niego dom przy Frauegasse 22 (ul. Mariacka) nie posiadał swej pierwotnej wysokiej sieni, również jego szczyt został przedstawiony jako skromniejszy trójkątny fronton10 . Z kolei dwuszczytowa fasada domu przy Frauengasse 49 (ul. Mariacka) nie miała nic wspólnego z głoszonymi przez Carstena poglądami. Tu Heinz Bahr pozwolił sobie na zu-pełnie odmienną interpretację tematu budowli tego typu. Historyczne nawiązania odnowionych domów całkowicie wystarczyły, ponieważ celem nie była dokładna rekonstrukcja dawnej zabudowy.

Typowa dla rezultatów odbudowy Gdańska była mieszan-ka zapożyczonych form historycznych i elementów nowocze-snych. W szczególności wariacje Bruno i Heinza Bahrów na temat szczytów wykazują raczej mgliste podobieństwo do dawnych gdańskich form, które w przywoływanych publika-cjach zostały odpowiednio szczegółowo udokumentowane11 .

To, że nie odtwarzały one ściśle pierwowzorów, uchodziło za szczególną wartość. Jak pisał reporter gazety codziennej

biRTe pUsbAck

242

„Danziger Neuesten Nachrichten” („dnn”): Oczywiście nasze nowe kamienice nie powinny wyglądać tak, jakby powstały w minionej epoce. Stanowią one świadectwo naszych czasów, które chcą odbudowywać, ale również nauczyły się podporząd-kowywać wielkiej idei 12 . To co jeszcze w latach 20. było ostro potępiane, a mianowicie zachowanie tradycyjnych elementów, takich jak dwuspadowy dach oraz szczyt, w kombinacji z no-woczesną ornamentyką kształtującą elewacje, zostało teraz uznane za udane połączenie historii i nowoczesności: ta archi-tektura nie była kopią, nie awangardą, a pojednaniem starego z nowym, była dowodem na to, że możliwe jest połączenie dawnej tradycji budowlanej z współczesnymi potrzebami mieszkalno-gospodarczymi. Wyniki były akceptowane przez współczesnych, którzy jawnie i z zainteresowaniem śledzili wydarzenia na Głównym Mieście. Szczególnie na przy Lang-gasse (ul. Długa), gdzie kamienice nie były zasłonięte przez drzewa i jak jednolita ściana lekko wygiętym lukiem kiero-wały wzrok ku ratuszowi, ukazując odnowiony widok fasad, które do tej pory psuły obraz ulicy przesadną ciężką rzeźbą i niepotrzebnie wielkimi otworami okiennymi 13 , nowy obraz miasta zdawał się być udany. Tak oto brzmiała ocena w „dnn”:

Życzenie, które do tej pory zdawało się być nieosiągalne,

stało się rzeczywistością dla obrazu naszego miasta.

Langgasse (ul. Długa) otrzymała ponownie właściwe

oblicze. Jak chorobowa skorupa niwelowany jest w tym

procesie zdrowienia formalny bałagan fasad, zdrowy

rdzeń jest odsłaniany rękoma inżynierów i nagle

dociera do nas, że znów wszystko jest na swoim miejscu,

tak jak sobie wyobrażaliśmy i przeczuwaliśmy, żywa

harmonia i rytm niezastąpionej panoramy ulic 14.

MiAsTO JAkO OJczYznA...

243

Wyższa ocena ogólnego obrazu ulicy w stosunku do pojedyn-czych budowli i podstawowe założenie Kloeppela co do od-budowy miasta, tzn. przekonanie, że lepiej jest naprawić jak najwięcej kamienic dzięki przyznanym środkom, niż staran-nie i szczegóło wo restaurować zachowane formy historyczne, spowodowało swobodne podejście do pozostałej substancji historycznej, a tym samym straty. Zdarzało się, że budowle, które jeszcze w latach 20. były wpisane na listę zabytków, pa-dały ofiarą nowej architektury. Do takich przypadków można zaliczyć kamienicę przy Langgasse 65 (ul. Długa), jak rów-nież klasycystyczny budynek z Frauengasse 51 (ul. Mariacka). W tym drugim przypadku to sam Volmar przygotował w 1937 r. projekt przebudowy fasady. Zaskakującym jest, że pomimo tego to Erich Volmar w polskiej literaturze naukowej z lat powojennych został pozytywniej oceniony niż Otto Kloeppel, choć na działania obu wpłynęły podobne wyobrażenia o ar-chitekturze. Jednak temu ostatniemu zarzucano, że preferował formalistyczne, schematyczne fasady kamienic, podczas gdy Volmar cieszył się opinią znakomitego konserwatora zabyt-ków, którego rekonstrukcje i odbudowy spełniałyby również

ulica Długa, Gdańsk, element ogłoszenia prasowego z 1940 roku

biRTe pUsbAck

244

ulica Długie Pobrzeże 13, fotografia przed i po pochochodząca z artykułu w gazeciecie z 1938 r.

MiAsTO JAkO OJczYznA...

245

dzisiejsze standardy15. Poza tym przyświecały mu podobne cele co Kloeppelowi. Jako dwa główne podejścia do projek to-wania, wymienił on z jednej strony rysowanie nowych fasad domów, które przez lata zostały okaleczone 16 – jako udane przykłady przywołał tu Bahrowskie przekształcenia domów handlowych Leser (Langgasse 73), Hahn & Loechel (Lang-gasse 72), Walter & Fleck (Langgasse 62 – 66), d’Arragon & Cornicelius (Langgasse 53) i Mischke (Langgasse 5). Z drugiej zaś strony – a to postawił dopiero na drugim miejscu – ochrona i odbudowa wartościowych elewacji, które można zaliczyć do pomników architektury, pomijając ich położenie w sze-regu ulic 17 , a więc faktyczna konserwacja zabytków, która jego zdaniem miała miejsce na przykład w budowlach przy Langgasse 38 (ul. Długa), Beutlergasse 3 (ul. Kaletnicza 3), Lange Brücke 13 (Długie Pobrzeże) i na przedprożach na Frau-engasse (ul. Mariacka). Volmar w żaden sposób nie skorygował podejścia swych poprzedników i kontynuował współpracę z architektami faworyzowanymi przez Kloeppela. To, że za-stosował się do zasad konserwacji zabytków w swych wła-snych projektach – zwłaszcza podczas odbudowy Frauengasse (ul. Mariacka) – zależało bardziej od okoliczności, ponieważ tu domy były lepiej zachowane i w mniejszym stopniu zmie-nione. Volmar z pewnością nie okazał się być osobą surowo chroniącą substancję historyczną i już we wczesnych projek-tach nie wykazywał się podejściem ściśle konserwatorskim. Jeden z jego szkiców przebudowy domu przy Hundestrasse (ul. Ogarna) z 1922 r. przewidywał na przykład, że wejście do powstającego właśnie Biura Hurtowni Nasion i Zbóż zostanie przesunięte w bok, co wiązało się z utratą starego portalu i odpowiednio ze zmianą wnętrza tak, by przystosować je do nowego użytkowania – były to rzecz jasna naganne działania, które w przypadku wątpliwości zrzuciłby Volmar na karb XIX wieku18 .

biRTe pUsbAck

246

Dużo bardziej interesującym pytaniem, niż kto był lep-szym, kto gorszym konserwatorem zabytków, byłoby: co było charakterystyczne czy nawet wyjątkowe w odbudowie miasta w czasie rządów nsdaP? Na wielu płaszczyznach dominowała ciągłość: istotne metody ochrony zabytków, które konser-watorzy stosowali od 1934 r., nie różniły się zbyt znacząco od tych wcześniejszych. Na przykład rekonstrukcja domu wzniesionego na początku XVII stulecia przy Brotbänkergasse (ul. Chlebnicka), która została przeprowadzona około 1930 r., wyglądała tak jak ta przy Beutlergasse 3 (ul. Kaletnicza) i przy Lange Brücke 13 (Długie Pobrzeże): polegała na odsło-nięciu murów, usunięciu znaków reklamowych, odbudowaniu okien w sieni w ich oryginalnym rozmiarze, wstawieniu okien ze szprosami jak, również oczyszczenie portali oraz rzeźb szczytowych. Z uwagi na to, że procedura zasadniczo nie różniła się od tej wcześniejszej, przytoczył Volmar ten przy-kład w swoim sprawozdaniu informacyjnym z 1940 r.. Ale nawet uproszczone odbudowy domów, przy których w nie-wielkim stopniu brano pod uwagę pierwotny stan budowli, a przede wszystkim skupiano się na ogólnym efekcie sceny ulicy, lub przynajmniej miano na oku grupę zabudowań, zdarzały się już wcześniej. Domy przy Langer Markt 40 i 42 (Długi Targ) zostały celowo skromnie zachowane, służyły jako delikatne tło uwypuklające przepych starannie odre-staurowanego domu Steffensa (Złota Kamienica). Ponadto uzupełnienia z translokowanymi historycznymi elementami, takie jak w przedprożach przy Frauengasse (ul. Mariacka), miały długą tradycję w Gdańsku. Wszędzie tam, gdzie stare elementy przeszkadzały, zostały usunięte i wbudowane na nowo tych miejscach, gdzie były potrzebne, dlatego też w la-tach 30. tak trudno było ocenić, co było oryginalne, a co nie.

Architektoniczne rezultaty roku 1934 z ich prostymi, płas-ko pomyślanymi fasadami szczytowymi były co prawda

MiAsTO JAkO OJczYznA...

247

typowe dla akcji restauracyjnej Kloeppela, jednak miały one swe wcześniejsze wzorce. Usunięcie historyzującej dekoracji architektonicznej było dyskutowane już w połowie lat 20., po prostu nigdy przedtem nie było tak konsekwentnie realizo-wane. Również zmniejszenie witryn na piętrze było od czasu do czasu postulowane19 oraz dobudowanie nowych starych szczytów, które przetrwały akcję restauracyjną lat 30. nawet bez uszkodzeń20 . Silne podobieństwo do późniejszych działań miała wspominana już odnowa fasady przy Langgasse 19 (ul. Długa), planowana w 1929 r. przez Paula Hofera. Projekt ten zawierał liczne elementy, które miały stać się charakte-rystyczne dla akcji restauracyjnej z 1934 r., w której Hofer sam brał udział, było to m.in.: uproszczanie fasady poprzez usunięcie później dodanych elementów podziału, wbudo-wywanie okien ze szprosami, uzupełnianie fasad no wymi szczytami. Również, typowa dla okresu nazistowskiego ar-chitektura kompromisu po między starym a nowym, występo-wała w nowej zabudowie i jej przekształceniach już w latach 20., jednak jej rezultaty były wówczas jeszcze bardzo kon-trowersyjne. Fasady przy Langer Markt 12/13 (Długi Targ), tak gwałtownie krytykowane przez Gustawa Lampmana w 1928 r., wyraźnie przedstawione jako negatywny przy-kład podczas dyskusji na temat stylu architektonicznego przyszłości, zostały później milcząco zrehabilitowane przez Kloeppela, bo zostały zachowane bez zmian, a sąsiadującą z nimi kamienicę nr 11 przebudowano w podobny sposób.

W latach 20. nie było jasne, w którym kierunku powinna pójść architektura. Więcej eksperymentowano, nawet gdy model kamienicy szczytowej nie stracił na ważności, pomija-jąc nieliczne radykalne propozycje, które zazwyczaj nie były realizowane. Właściwie podobnie było podczas akcji odbu-dowy miasta w latach 30., z tym że teraz różnorodność roz-wiązań została ograniczona: nie realizowano ani szczególnie

biRTe pUsbAck

248

tradycyjnych, kopiujących rozwiązań, ani szczególnie nowo-czesnych. Cechą charakterystyczną kształtowania fasad stała się przeciętność, coś pomiędzy historycznymi nawiązaniami i wyglądem nowoczesnym, co widać szczególnie wyraźnie w budowlach Bruno i Heinza Bahrów. Z uwagi na to, że zleca-no im prace nad wieloma reprezentacyjnymi miejscami, jak na przykład Langgasse (ul. Długa), kształtowali oni obraz tego, co na koniec akcji restauracyjnej zostało zaprezentowane współczesnym jako nowy stary Gdańsk. Narodowy socjalizm nie był tak obecny w typowo narodowo-socjalistycznej for-mie architektonicznej, lecz w koncepcji szeroko zakrojonego działania, które celowało bardziej w ogólny obraz ulicy niż w pojedyncze budowle historyczne.

Zapewnienie odpowiednich środków finansowych umożli-wiło realizację idei, którą Kloeppel opracował już w latach 20. Stworzenie instytucjonalnych wymagań (Urząd Och rony Za-byt ków) i efektywne towarzyszenie akcji łącznie szybką i kon-sekwentną realizację, która utrudniła pojedynczym właści-cielom sprzeciw wobec planowanych działań. Dyskusja na temat prawidłowego stylu nowych i odnawianych budowli w zabytkowym otoczeniu, która jeszcze na podstawie pro-jektów Domu Handlowego przy Langgasse 62-63 (ul. Długa) była prowadzona, już się zakończyła. Pozostał jedynie zachwyt nad tym, co współcześni prezentowali jako jedyne dobre roz-wiązanie. Z perspektywy gauleitera Alberta Fostera tak oto przedstawiała się motywacja polityczna, która stała za akcją restauracyjną:

Ruch narodowosocjalistyczny w Gdańsku, od momentu

przejęcia władzy, ze szczególną energią i starannością

wspierał kulturalną odbudowę na rzecz ponownego

odnowienia kamiennego oblicza naszego hanzeatyckiego

miasta. Ubiegłe dziesięciolecia wniosły tak mało

MiAsTO JAkO OJczYznA...

249

zrozumienia dla wielkiej tradycji architektonicznej, że

pozwoliły zniszczeć wspaniałym dziełom architektury,

oszpeciły ją przebudowami i wstawianiem nieestetycznych

funkcjonalnych budynków pomiędzy jednolite fasady

domów patrycjuszowskich, co było podyktowane

duchem interesu. Wiele tak charakterystycznych dla

Gdańska przedproży zostało zburzonych lub pozwolono

im zniszczeć. Prawdziwe oblicze miasta zostało

przesłonięte dużymi domami towarowymi o dużych

witrynach i wyzywających szyldach reklamowych.

Konieczność nowego ukształtowania architektury

została natychmiast rozpoznana przez ruch, po czym

zabrano się do pracy. Tam, gdzie stare zabudowania

miały być zachowane, tak się stało. Wszystkie obce

materiały zostały usunięte, a tam, gdzie trzeba było

coś zbudować na nowo, przeprowadzono to taktownie,

dostosowując elementy nowe do tych zastanych 21 .

Pomijając zwyczajne utyskiwanie na ducha interesu i jego szpecące obchodzenie się z dziedzictwem architektonicznym, słowo wstępne Forstera do sprawozdania Ericha Volmara jest interesujące z trzech powodów. Po pierwsze, za pomocą poję-cia kulturalna odbudowa zostało wyjaśnione, że odbudowa starego miasta jest częścią kulturalno-politycznego zespołu środków, które powinny służyć wspieraniu tożsamości naro-dowej. Budowle zostały zachowane nie dlatego, że były piękne, lecz dlatego, że dzięki swej nowej starej okazałości, mogły słu-żyć zademonstrowaniu hegemonii niemieckiego Gdańska . Po drugie, nieco osobliwe pojęcie Forstera ponowne odnowienie wskazuje na to, że w żadnym przypadku nie chodziło o projekt konserwatorski i wcale nie powinno. Po trzecie, Forster pod-kreślił konieczność nowego ukształtowania architektury , co zostało nie tylko natychmiast rozpoznane przez nowy rząd, ale

biRTe pUsbAck

250

również podchwycone. Tak jak i w innych miastach, gdańska nsdaP chciała udowodnić swój zapał, dzięki czemu już wkrótce widoczne były pierwsze rezultaty. Dlatego Erich Volmar mógł odnieść wrażenie, że żadne inne niemieckie miasto, może wyłą-czając Norymbergę, [...] nie mogło cieszyć się tak sprzyjającym warunkom rozwoju konserwacji zabytków22 , jak Gdańsk.

pRzekAz MeDiAlnY i „nieMiecki GDAńsk”Akcję odbudowy Gdańska nagłaśniano w mediach, publiku jąc teksty i obrazy. Dla fachowej publiczności były interesujące przede wszystkim dwie publikacje – sprawozdania informa-cyjne autorstwa Otto Kloeppela z 1935 r. oraz Ericha Volmara z 1940 r. Oba były wzbogacone obszernymi opisami i ilustra-cjami. Fotografie ukazywały niemal wyłącznie zestawienia pojedynczych domów w stanie sprzed i po restauracji. Zdjęcia budowli były zrobione od frontu, jednolicie oświetlone bez efektów dramatycznych, bez scenek rodzajowych. Mało było ujęć z boku, niemal w ogóle nie było ludzi23 . Większość budow-li przedstawiono pojedynczo. Czasem tylko można było ujrzeć kilka fasad na jednym zdjęciu, jeśli celem było przedstawie-nie wizualnego oddziaływania panoramy ulicy, czy też rzędu kamienic. Przedproża u Volmara ukazane zostały natomiast w postaci detali. Poprzez zastosowanie prostego kontrastu zdjęć w myśl zasady przed i po, przekaz był zrozumiały bez użycia wielkich słów i dlatego były opatrzone jedynie krótkim komentarzem. Te same zdjęcia często wykorzystywane były zarówno w artykułach naukowych, jak i w czasopismach, takich jak „Deutsche Kunst und Denkmalpflege” czy „Mo-natsheften für Baukunst und Städtebau”24 . W niektórych artykułach zdjęcia te były uzupełniane nowymi widokami bądź rysunkami25 . W zasadzie jednak fotografie obrazowały czystą architekturę.

MiAsTO JAkO OJczYznA...

251

Przedstawienia takiego starego Gdańska bez ludzi obecne były również w książkach skierowanych do laików kochają-cych ojczyznę, zainteresowanych historią architektury. W la-tach 20. aż po lata 40. wydawane było całe mnóstwo albumów na temat różnych miast, w tym i na temat Gdańska, które ilustrowane były licznymi, często wielkoformatowymi zdję-ciami architektury wysokiej jakości. Z dumą prezentowały one kościoły, bramy miejskie, wille i kamienice26 . Interesu-jącym jest – zauważył Günther Grundmann na temat tego zjawiska – że zawsze wtedy, gdy dyskutowany jest ważny pod względem życiowym problem, jak na przykład zagrożenie tożsamości naszych starych miast, literatura zaczyna natych-miast wychwalać ich piękno ze zdwojoną siłą 27 . Książki, które miały wiele wznowień, z reguły były opatrzone małą ilością tekstu. Tylko słowo wstępne i wprowadzenie na temat historii miasta i jego architektury były przewidziane dla tego typu publikacji, oba teksty przedstawiały jej unarodowioną inter-pretację. Gdańsk był zatem nie tylko piękną małą ojczyzną, lecz wciąż niemieckim miastem. W książkach, pomijając krótkie często celowo mało precyzyjne podpisy, znajdowały się wyłącznie zdjęcia. Ukazywały one piękną starą gdańską ojczyznę, taką, jaką (niegdyś) była, bez wielkich wyjaśnień, bez precyzowania i często bez odniesień do współczesnego życia. Zdjęcia przedstawiały kamienice raz w dawnym raz w obecnym stanie, bez wyraźnego podkreślania ich kondy-cji. Najwyraźniej wystarczyło pokazać malowniczy widok, wyglądający na starodawny. Pytanie, na ile przedstawione zdjęcia oddają stan faktyczny budowli, stan z XIX wieku, lat 20. czy 30., nie odgrywało w tej formie publikacji żadnej roli.

W sposób konkretny temat odbudowy Gdańska poruszano właściwie tylko w artykułach prasowych, które wyraźnie mia-ły na celu pokazanie rozbudzonego piękna gdańskich szczy-tów28 . Na przykład w „dnn”, największej gdańskiej gazecie

biRTe pUsbAck

252

lat 30., informowano, co prawda niezbyt często, ale bardzo porządnie, o postępach prac restauracyjnych29 . Na ogół w ra-portach najpierw opisywano brzydotę starych fasad budowli, następnie przechodzono do przeprowadzonych na nich prac i na koniec chwalono rezultat, opisując go słowami typowymi dla tamtego czasu. Wymieniano również archite któw i zakła-dy rzemieślnicze, które brały udział w pracach – ostatecznie zamieszczali oni swe ogłoszenia na tej samej stronie gazety. Sprawozdania te były ilustrowane z reguły wspomnianymi już zdjęciami z Urzędu Ochrony Zabytków. Również tutaj mamy do czynienia ze zwyczajowym zestawieniem frontalnie sfotografowanych fasad w stanie sprzed i po restauracji, bez znamion współczesnego życia codziennego, w całości skon-centrowanym na architekturze. Tylko w rzadkich przypad-kach wybierany był jakiś dynamiczny widok z boku30 , który ukazywał przebieg odbudowy i ludzi przy niej pracujących, lub też obrazy wnętrz31 . Tak jak to robili konserwatorzy w swych sprawozdaniach informacyjnych, również gazety zamieszczały zdjęcia zestawiające widok architektury sprzed i po restauracji. Ciekawy jest w odniesieniu do gazet fakt, że niektóre odnawiane fasady stały się nośnikami reklamo wymi, np. producenta czekolady Mix (Langer Markt 4/5, Długi Targ) i sklepu z materiałami biurowymi E.W. Richter (Langgasse 3, ul. Długa). Ale również fasady kamienic o podwójnym szczy-cie Tobis-Palast (Langgasse 57/58, ul. Długa) i przy Langgasse 33/34 (ul. Długa) zostały wykorzystane do celów reklamo-wych32 . Szczególnym przypadkiem był dom mody Walter & Fleck, którego charakterystycznej pięcioszczytowej fasady użyto w reklamie jako logo. Firma wykupiła nawet ogłoszenie w gazecie, by dokładnie wyjaśnić jego pow stanie33 . Jest to tym bardziej zaskakujące, że firma chciała początkowo unowocze-śnić formę budynku domu towarowego. Ostatecznie jednak pogodziła się z pięcioszczytową fasadą i uznała jej wartość.

MiAsTO JAkO OJczYznA...

253

Zarówno albumy, jak i artykuły prasowe pielęgnowały obraz pięknego niemieckiego miasta. Wprawdzie na począt-ku XX wieku Gdańsk reklamował się na pocztówkach jako Wenecja Północy34 , jednak wraz z pojawianiem się pyta-nia, do kogo właściwie Gdańsk należy, podkreślano coraz bardziej korzenie niemieckie, i to nie tylko przynależności narodowej, ale również – konotacji rasowych35 . Niemiec-ki Gdańsk36 , Gdańsk, niemieckie miasto37 , Gdańsk jest nie-miecki38 , 4000 lat świadczą o niemieckości Gdańska39 , tak były zatytułowane książki, broszury reklamowe, rozdawano pisma, udowadniające odwieczną niemieckość 40 tego miasta poprzez dokładne przedstawienie niemieckiej twórczości Gdańska i jego okolic, a tym samym wystylizowanie bastionu ducha Niemiec41 .

Bez wątpienia [miasto Gdańsk] przez setki lat znajdowało

się z rozkwicie pod polskim panowaniem , pisał Fritz

Stahl w piśmie propagandowym już w 1919 r., jednak

było to sprawą czysto polityczną, czysto zewnętrzną. Nikt

nigdy nie pomyślał, nie mógł pomyśleć, by zaangażować

się w wewnętrzne życie miasta, jego kulturę. Żaden

jej odcień nie został nadany przez Polaków. Polacy

nie mogą wskazać chociażby najmniejszej znaku

i stwierdzić: to zrobiliśmy my, to jest nasz wpływ 42 .

Przynależność do Prus od 1793 r. postrzegana była jako logicz-na, co odzwierciedlały tytuły esejów, takie jak Danzig und das Reich, eine kulturelle Einheit 43 (Gdańsk i Rzesza, kulturalna jedność). By umocnić tę kulturalną jedność zaczęto nie tylko wydawać odpowiednie publikacje, ale również organizować wystawy. Przykładowo w 1939 r. Germańskie Muzeum Naro-dowe pokazało wystawę 700 lat niemieckości w łuku Wisły44 .

biRTe pUsbAck

254

W retoryce niemieckości można wyróżnić dwa punkty kul-minacyjne, które zaznaczyły ważny moment zwrotny w hi-storii Gdańska. W 1919 r. uaktywniła się ona, gdy zaczęto propagować przyłączenie Gdańska do Niemiec, podczas gdy w Wersalu debatowano nad jego przyszłością jako Wolne-go Miasta45 . W 1939 r. retoryka zaostrzyła się na nowo, aż do momentu gdy Gdańsk z początkiem II wojny światowej faktycznie stał się niemiecki, tzn. stał się częścią Niemiec46 . Jakikolwiek polski wpływ na Gdańsk był nie tylko wstrzymy-wany, ale tworzony był istny przeciwny obraz do niemieckiego Gdańska – polska Gdynia. Dawna wioska rybacka od lat 20. była przekształcana w port morski, ponieważ wspólna administracja z portem gdańskim okazała się nazbyt zagrożo-na konfliktami47 . Gdynia była mocno promowana od strony politycznej, zatem rozwinęła się odpowiednio i prosperowała, co wywołało tym samym trudności ekonomiczne w Gdańsku. Zostało to oczywiście podchwycone przez antypolską pro-pagandę i mocno piętnowane. Potwierdzeniem niemieckich obaw, wydaje się być mowa prezydenta Polski Stanisława Wojciechowskiego z maja 1923 r. Powiedział on, że czasy w których Polska starała się pozyskać Gdańsk za pomocą życzliwości i ustępstw, minęły. Należy odciąć Gdańskowi te wszystkie soki żywotne, które bierze z Polski, i to na tak długo, póki w Gdańsku nie weźmie góry inny trwały kieru-nek48 . Furorę wręcz zrobiło zwłaszcza Memorandum przeciw Gdańskowi , które na początku 1929 r. dostało się do obiegu, podając dwanaście zasad, dzięki którym Gdańsk na stałe zwiąże się z Polską. Powinno się tak stać między innymi poprzez unię walutową, wpływ na prasę oraz udaremnienie powstania rządu .49 Memorandum zdawało się potwierdzać wszystkie obawy tajnej polskiej agitacji.

Gdynia w przeciwieństwie do Gdańska, nie został przed-stawiona już tylko jako nieuczciwy konkurent ekonomiczny,

MiAsTO JAkO OJczYznA...

255

ale również została umniejszona jej wartość w aspekcie kul-turalnym. Podczas, gdy Gdańsk uchodził za wzorcowe nie-mieckie miasto o wieloletnim, tradycyjnym języku archi-tektonicznym, który przetrwał w swych głównych zasadach uporządkowanej organizacji do czasów współczesnych, Gdy-nia z kolei postrzegana była jako architektoniczny nieład: Jaki chaos może powstać, gdy tak stary porządek, jaki my mamy w Gdańsku, nie istnieje, jednoznacznie pokazuje pol-ski port konkurencyjny dla Gdańska, Gdynia 50 . Miasto to robi wrażenie międzynarodowej siedziby, która jest niezależna, pozbawiona wsparcia narodowej kultury, równie dobrze mogłaby znajdować się na Alasce lub w Afryce Południo-wej51 . Wolfgang Diewerge, przewodniczący Propagandy Na-zistowskiej Gdańsk-Prusy Zachodnie, tak oto podsumował przeciwieństwa obu miejscowości: Gdy zagraniczni goście przyjeżdżali do Gdańska wystarczyło pokazać im najpierw Gdynię a następnie Gdańsk, by unaocznić im różnicę pomię-dzy niemiecką kulturą i polskim barbarzyństwem 52 .

Jako dowód niemieckości Gdańska często wykorzysty-wano architekturę. Ponieważ żaden historyczny opis, żaden dokument, żaden przekaz nie mógł oddać tej prawdy tak silnie i przekonująco jak obraz naszego miasta 53 – pisał Vol-mar już w 1926 r. Za niemieckie budowle uważano jednak nie tylko te powstałe w okresie panowania zakonu krzyżackiego, lecz również i przede wszystkim mieszczańskie kamienice z wieków późniejszych. Sam fakt, że budowle te niezmiennie zachowały swój charakter54 stało się symbolem wytrwałości niemieckości w walce przeciwko rzekomej politycznej i kul-turalnej polonizacji Gdańska. W słowach Volmara z 1940 r. brzmiało to następująco: Podczas ostrej walki, którą musiał stoczyć Gdańsk od czasu oddzielenia od Rzeszy aż do szczęśli-wego powrotu na łono ojczyzny, jego bramy, wieże, kościoły i domy szczytowe były najdroższymi sojusznikami. To o nie

biRTe pUsbAck

256

rozbijały się wszelkie próby zakwestionowania niemieckie-go pochodzenia i przetrwania tego hanzeatyckiego miasta55 . Z reguły konotacje formy językowej nie wskazywały na język niemiecki, z uwagi na przeróżne włoskie i holenderskie wpły-wy oraz jego powstanie w czasie zwierzchnictwa Polski. Ale już stosowanie się do tradycyjnego sposobu budowania było nie do zakwestionowania, stąd też coraz częściej pojawiający się argument niemieckości Gdańska: Ponieważ było tak, jak było zawsze i ponieważ już kiedyś [Gdańsk] był niemiecki, był niemiecki przecież zawsze – tyle z argumentacji. Kloeppel wyjaśnił to w 1933 r. w eseju wyraźnie zabarwionym na-cjonalistycznie, głoszącym naukę czystości rasy niemieckiej, wskazał na lingua teutonica architektury, która znacząco i zasadniczo różniła się od lingua italica i lingua gallica56 . Günther Wendt podjął się próby ustalenia tego co polskie na przykładzie pojedynczej formy architektonicznej. W jego systematyce form szczytowych znajdowała się jedna, która nie występowała w Gdańsku. Oto jak to wyjaśnił:

Ponieważ z drugiej strony forma ta może być rozumiana

jako stylizowany przejaw powstałej w XVI i XVII wieku

w Polsce architektury świeckiej o niewielkiej liczbie

i wartości artystycznej [...], w ten sposób objawia

się nieoczekiwany, ale logiczny, dowód na postawę

gdańszczan, odrzucających polskość w każdej jej formie

za czasów ich politycznych związków z Koroną Polski 57 .

Poprzez to, że nie objawiła się typowo polska forma kamienicy szczytowej, pośrednio została zamanifestowana niemieckość Gdańska.

To, że usilnie walczono o wyższość kulturalnego wytłuma-czenia korzeni Gdańska, pokazuje uwaga w piśmie kierow-nika muzeum Willliego Drosta do pruskiego konserwatora

MiAsTO JAkO OJczYznA...

257

państwowego Roberta Hiecke, w którym w 1937 r. prosił o pomoc finansową na kolejne inwentaryzacje w Gdańsku. Podkreślił on swój postulat uwagą na polityczny moment58 . Właśnie wtedy ukazała się w Poznaniu polska publikacja o Gdańsku ze zbiorem monografii polskich miejsc sztuki. Odpowiedzią na to miało być bardzo pożądane stwierdzenie, że nasza kolekcja sztuki należy do Rzeszy Niemieckiej i znaj-duje to potwierdzenie w słowie i obrazie59 . Polonizacja, której tak się obawiano poprzez tę publikację, stała się faktycznie realizowaną strategią. 250-stronicowa, bogato ilustrowana książka na temat historii i sztuki Gdańska, napisana przez historyka-amatora Jana Kilarskiego, nie przepuściła żadnej okazji, by jednoznacznie przedstawić polskie relikty – na przykład portrety polskiej szlachty – by dać wrażenie, że Gdańsk jest miastem o długiej i wyraźnie polskiej tradycji60 . Ostatni rozdział Polski Gdańsk jednoznacznie to podkreślił i zainspirował współczesnych, takich jak Drost, by ze swojej strony podobnie wzmocnili próby germanizacji. Właśnie w ten kontekst wpisały się zarówno przyspieszona inwen-taryzacja, by reklamować gdańską sztukę i architekturę jako niemiecką spuściznę kulturalną, jak również odnowienie mieszczańskich kamienic. Nie sama forma architektoniczna mogła konotować niemieckość , ale tradycja architektoniczna jako taka. W niej manifestował się duch Niemiec poprzez wszystkie epoki, co – w oczach przedstawiciela niemieckiego ducha – uchodziło za niezbity dowód rdzenności i pokrewień-stwa z kręgiem kulturowym Rzeszy Niemieckiej.

pODsUMOwAnie i peRspekTYwAOdbudowa Głównego Miasta w Gdańsku przebiegała szyb-ko i kompleksowo. Była wspierana poprzez szczegółowo opi-sane wzorce gruntownego odhańbienia się ze wszystkiego,

biRTe pUsbAck

258

co przypisywało się znienawidzonemu liberalnemu wie-kowi XIX. Ozdrowienie nie odgrywało tu aż tak dużej roli jak w innych miastach, ponieważ choroba Gdańska nie była tak zaawansowana, by móc używać tak lubia-nej metafory. Z drugiej strony, istniał lęk przed wtargnię-ciem obcego, chodziło tu w istocie o to, by potwierdzić niemieckość Gdańska, jego naturalną przynależność do Rzeszy Niemieckiej i odeprzeć polskie wpływy, które gro-ziły zakwestionowa niem interpretacji głoszącej kulturalną przynależność Gdańska do Niemiec.

W Gdańsku, podobnie jak w innych rejonach przygranicz-nych, coraz bardziej starano się odnaleźć narodową tożsa-mość i zanegować historyczne i współczesne wielokulturowe wpływy. Pozytywne wzorce sformułowane w publicystyce konserwatorskiej, takie jak jedność i piękno zdeterminowały również sposób postępowania w tym mieście. Przedkłada-nie od działywania panoramy ulicy nad poprawność rekon-strukcji pojedynczych budowli jest tutaj symptomatyczna. Ideał żywego Starego Miasta został o tyle zrealizowany, że celowo zostały wzięte pod uwagę również potrzeby przedsię-biorców, poprzez nowe ukształtowanie strefy sklepów, nawet wizualnie zostały zaakcentowane w obrazie ulicy. W żadnym przypadku nie starano się sztucznie odtworzyć średniowiecz-nego obrazu Gdańska. Oczywiście, ceniono dobrą formę architektoniczną i nienaganne rzemieślnicze wykończenie, mimo że temat rzemiosła nie odgrywał tu aż tak istotnej roli, jak np. we Frankfurcie nad Menem, który był świeżo wybraną Stolicą Niemieckiego Rzemiosła.

Z przekrojowo pokazanych w drugiej części pracy poje dyn-czych metod, prawie wszystkie zostały wprowadzo ne w Gdań-sku: zabezpieczenie substancji budowlanej było nieod zowne, translokacje miały miejsce głównie w przypadku przedproży, odbudowa tyczyła się głównie kamienic szczytowych. Nie

MiAsTO JAkO OJczYznA...

259

zanotowano przypadków fasadyzmu, czyli wyburzania dwo-rów z pozostawieniem jedynie jego fasady, co zresztą miało związek z miejscową strukturą architektoniczną. Podobnie jak w innych miastach, usuwano w Gdańsku dekorację z XIX i początków XX wieku, zmniejszano witryny, usuwano reklamy, malowano domy i je ozdabiano rzeźbą figuralną, odnawia-no wcześniejsze dekoracje. Odsłonięcie muru pruskiego nie odgrywało żadnej roli, stosowano jedynie wątek ceglany. Hi-storyczny stan wnętrz budynków rzadko był odtwarzany, co wiązało się z nowym wizerunkiem Gdańska, żywego miasta kupieckiego, pełnego sklepów i zakładów rzemieślniczych w zachowanych starych murach. Włączenie przestrzeni ulicy i placów w akcję odnowy miasta odbywało się poprzez ich ponowne wybrukowanie, jak pokazuje przykład Langgasse (ul. Długa), nawet jeśli nie powstawały nowe place na przykład poprzez wyburzanie budynków, jak to miało miejsce w Kolo-nii czy Frankfurcie. Spektrum działań restauracyjnych, które wcześniej były uważane za charakterystyczne dla czasów na-zistowskich, uwidoczniło się również na przykładzie Gdańska, chyba że przeszkadzały temu uwarunkowania konstrukcyjne.

Z porównania miast Frankfurtu, Hamburga, Norymbergi i Stralsund wyłonił się następujący obraz: Gdańsk został tak rozlegle i wspaniale odbudowany jak Norymberga. Z powo-dów ideologiczno-politycznych obu miastom udostępnio-no podobne środki finansowe, personalne i strukturalne. Norym berga została sprofilowana jako Miasto Sejmów Rze-szy – Miasto Zjazdów nsdaP, Wolne Miasto Gdańsk określano jako niemiecki Gdańsk .

W przeciwieństwie do Frankfurtu i Hamburga Gdańsk miał do rozwiązania mniej kwestii politycznych, mógł więc skupić się na upiększaniu miasta. Jego estetyka była z ko-lei porównywalna ze środkami odhańbiającymi Stralsundu. Jednak w odróżnieniu od tego miasta, w Gdańsku ochrona

biRTe pUsbAck

260

zabytków miała głos decydujący. Architekci i rzemieślnicy byli organem wykonawczym, projektowanie i przygotowanie należały do konserwatorów. Pozycja gdańskich konserwa-torów była mocniejsza niż tych z Frankfurtu czy Hamburga, instytucjonalnie umacniana od 1933 r. Zatroszczył się o to zarząd gdańskiej nsdaP zaraz po przejęciu władzy.

Z rezultatów akcji restauracyjnej właściwie nie ostało się zbyt wiele. Zdaje się, że tylko dwie budowle z tego czasu przetrwały do dziś – przy Brotbänkergasse 1 (ul. Chlebnic-ka) i Grosse Gerbergasse 1 (ul. Garbary). Na krótko przed końcem II wojny światowej przez Gdańsk przeszła burza ogniowa, na skutek której większa część Głównego Miasta została zniszczona61 . Obraz gruzowiska, którym był potem Gdańsk, wstrząsnął całą Polską. Przyszły los Głównego Miasta był niepewny. Miało być ono albo doszczętnie zbu-rzone i odbudowane na sposób socjalistyczny , albo dawne formy architektoniczne miały być zrekonstruowane. Zwy-ciężyła druga koncepcja i po wielu latach Gdańsk stał się wzorcowym przykładem pracy polskich konserwatorów za-bytków 62 . Jednak ta odbudowa, która tylko częściowo była zgodna z historycznym materiałem źródłowym i, jak to było podczas akcji restauracyjnej za czasów narodowego socjalizmu, miała na celu przede wszystkim zasugerowa-nie historycznego charakteru nowych starych ulic, została poddana krytyce w późniejszych latach. Jerzy Stankiewicz w swoim wystąpieniu podczas posiedzenia Komisji Teorii i Nauki Ochrony Zabytków w 1986 r. w Gdańsku63 (Tagung des Arbeitskreises Theorie und Lehre der Denkmalpflege), krytycznie ocenił na przykład środki, które długi czas nie-kwestionowanie uchodziły za wzorcowe. W fazie początkowej powojennej odbudowy Hundegasse (ul. Ogarna) przeniesiono portale na inne ulice i częściowo błędnie je wbudowano64 . Ze względu na potraktowanie obrazu miasta jako całości

MiAsTO JAkO OJczYznA...

261

odbudowywanego, niektóre fasady w formie, która nigdy nie istniała: przykładowo w Schöffenhaus przy Langer Markt 43 (Długi Targ) połączono elementy gotyckie z barokowym szczytem z wczesnego XVIII wieku65 . Ciekawe, że Erich Volmar w 1956 r. wystawił tym staraniom całkiem dobre świadectwo. Szczyty, portale i dekoracja architektoniczna kamienic zo-stały dobrze odtworzone pod względem formy i skali. Volmar skrytykował jednak rozbudowę domów na Głównym Mieście uwzględniającą koncepcję małych mieszkań robotniczych. Cel ten przeczył architekturze kulisowej 66 reprezentatywnych fasad kamienic patrycjuszowskich. Dopiero za nimi powi-nien przecież mieszkać lud, który prawdopodobnie czułby się swobodniej na osiedlu67 .

Dowiedzenie, w jakim stopniu polscy konserwatorzy pod-czas powojennej odbudowy polegali na restauracji z 1934 r., a nie na źródłach historycznych, pozostawiam innej pracy badawczej68 . To udowodniłoby prawdopodobnie, że podczas odbudowy poszczególnych domów zaistniały różnice, spowo-dowane zjawiskiem takim jak realizm socjalistyczny. Obraz miasta w jego ogólnym oddziaływaniu miał większe znacze-nie niż dokładność rekonstrukcji, co można zauważyć na przykładzie wielu budowli dzisiejszego Głównego Miasta. Nowe fasady były, podobnie jak w latach 30., zupełnie nie-związane z wnętrzem. Funkcja budynku nie odgrywała już żadnej roli w kształtowaniu jego fasady, teraz znajdowały się tam mieszkania robotnicze. Zasada ogólnego historycz-nego wrażenia zamiast ścisłego odwzorowywania pierwotnej architektury i teraz znalazła zastosowanie. Tak jak podczas odbudowy w latach 30. starano się podkreślać niemieckość Gdańska, teraz starano się go spolonizować. Malowano na fasadach polskie postacie historyczne, zapożyczano orna-mentykę i formy architektoniczne (na przykład nieznane w Gdańsku altany), akceptowano wpływy włoskie, które

biRTe pUsbAck

262

przeniknęły jeszcze w fazie niemieckiej lat 30. Miasto znów funkcjonowało jako symbol narodowy, jako widoczny znak odbudowy Polski na przekór politycznym i historycznym przeciwnościom. I jako wzór nowoczesnego postępowa-nia z dziedzictwem historycznym, ale właściwie to już nie przetrwało.

263

MiAsTO JAkO OJczYznA...

pRzYpisY 1 Kloeppel chciał wskazać, że

dom przy Kleine Mühlengasse (ul. Podmłyńska) zrekonstruowa-no do stanu zwyczajnego domu mieszkalnego z XVI wieku, aby przygotować tam małe muzeum, do którego Willi Drost, kierow-nik muzeum miejskiego, miał udostępnić obiekty wyposażenia wnętrz. Ten uważał jednak, że dom jako typ jest interesujący jedynie dla historyka architek-tury, a nie jako muzeum dla laików. Notatka z 24.09.1937, aPg 1384 –13; porównaj z: O. Kloeppel, Die Wiederherstellung des alten Stadtbildes von Danzig seit der nationalen Erhebung, 1935, zdjęcia: 24 / 24a i 25.

2 E. Volmar, Erhaltung des Danziger Stadtbildes einst und jetzt, [w:] Westpreussen-Jahrbuch, 1956, s. 91.

3 E. Volmar, Hundert Jahre Danzi-ger Denkmalpflege, 1938, s. 368.

4 A. Goergens, [w:] E. Volmar, Danzigs Bauwerke und ihre Wie-derherstellung: ein Rechenscha-ftsbericht der Baudenkmalpflege, 1940.

5 Neue Baugedanken im alten Danzig, Martin Kiessling, Zentralblatt der Bauverwal-tung, Berlin 23.10.1929, s. 693. Przeciwko tezie, że Gdańsk w zasadzie nie zmienił się zna-cząco pod względem struktury od średniowiecza, zwraca się Teresa Zarębska. Autorka śledzi nowości budowlane od połowy XVI wieku i porównuje położenie Długiego Targu do Uficjów. Dla porów-nania: T. Zarębska, Przebudowa

Gdańska w jego złotym wieku, Warszawa, 1998.

6 W. Drost, Danziger Malerei vom Mittelalter bis zum Ende des Barocks: ein Beitrag zur Begrün-dung der Strukturforschung in der Kunstgeschichte, 1938, t. 58.

7 Ilustracja nr 1, [w:] A. Carsten, Die Frauengasse in Danzig als Architekturmuseum, [za:] Architektur-Abteilung der Technischen Hochschule Danzug: Das Danziger Stadtbild. Beiträge zur Entwicklungsgeschichte raumkünstlerischen Gestaltens im Mittelalter, Berlin 1929, s.16.

8 E. Volmar, Hundert Jahre Danziger Denkmalpflege, [w:] N.S. Erzieher, Bundesblatt des Nationalsozialistischen Lehrer-bundes, Gau Danzig 1938, s. 369.

9 Na ten temat pisał również Klo-eppel w artykułach bazujących na jego wykładach, lub prezen-tujących wyniki badań, które prowadził w dziedzinie lokalnej architektury, [w:] Ausschuss für das Bauwesen in Stadt und Land des Architekten-Veriens zu Berlin (np. Otto Koeppel, Fridericianisches Barock: fürstliche, kirchliche und bürger-liche Baukunst: vom Ende des siebenzehnten bis zum Ausgang des achtzehnten Jahrhunderts, 1909).

10 Porównaj z ilustracją, [w:] E. Volmar, Danzigs Bauwerke und ihre Wiederherrstellung. Ein Rechenschaftsbericht der Baudenkmalpflege, Danzig 1940, il. 59 / 60.

11 Przykładowo w dysertacjach: O. Rollenhagen, Untersuchung und Beschreibung der Danziger

biRTe pUsbAck

264

Bürgerhäuser mi esnerer Darstkung de auen us der Zeit der Gotik bis zur Spätrenes-saince, Danzig; F. Thum, Die konstruktive und künstlerische Entwicklung der Danziger Wohnhausgiebel, Danzig 1912; G. Wendt, Die Danziger Giebel, Danzig 1941.

12 Anonim, Der Umbau des Schuhhauses Leiser, [w:] „Danziger Neueste Nachrichten” 08 / 09.12.1934, nr 287, s. 17.

13 C. Pfuhle, Alte und neue Wohn-bauten in Danzig, [w:] Bauen, Siedeln, Wohnen, 1939, s. 694.

14 Anonim, Der Umbau…, s. 17. "dnn”, orędownik partii nacjonalistyczno-liberalnej, już od powstania w 1894 r. wykazy-wała tendencje do podkreślania niemieckości Gdańska i anty-polskości. P.O. Loew, Danzig und seine Vergangenheit 1793 –1997. Die Geschichtskultur einer Stadt zwischen Deutschland und Polen, Osnabrück 2003, s. 169.

15 J. Stankiewicz, Odbudowa zabyt-kowych zespołów Gdańska po 1945 r., [w:] „Ochrona zabytków” 1979, nr 39, s. 180 –181.

16 E. Volmar, Baudenkmalpflege in Danzig einst und jetzt, [w:] „Das Danziger Haus. Amtsblatt des Hausbesitzer-Zweckverbandes der Freien Stadt Danzig” 1938, nr 2, s. 4.

17 Tamże, s. 5. 18 Projekt z 23.06.1922, aPg

15 –1085. 19 Na przykład kamienica przy

Długim Targu 9 w 1924 r. miała zostać przebudowana wraz z sąsiednimi budynkami. Przebudowa miała mieć miejsce

tylko w przypadku, gdy okna na pierwszym piętrze kamienicy nr 9 zostałyby zastąpione normal-nymi, a architektura pilastrowa parteru budynku nr 10 zostałaby usunięta. Wniosek z 14.05.1924, aPg 15 – 2796.

20 Na przykład szczyt z 1921 r. na budynku przy Długim Targu 7.

21 Słowo wstępne Alberta Forstera, [w:] E. Volmar, Danzigsbauwerke und ihre Wiederherstellung. Ein Rechenschaftsbericht der Baudenkmalpflege, Danzig 1940, bez strony o samym Albercie Forsterze, porównaj z: D. Schenk, Hitlers Mann in Danzig. Albert Forster und die ns-Verbrechen in Danzig-Westpreussen, Bonn 2000.

22 E. Volmar, Danzigsbauwerke und ihre Wiederherstellung. Ein Rechenschaftsbericht der Baudenkmalpflege, Danzig 1940, s. XIX.

23 Wyjątek stanowi fotografia stare-go przedproża przy ul. Mariackiej 9 / 10. E. Volmar, Danzigsbauwer-ke und ihre Wiederherstellung. Ein Rechenschaftsbericht der Baudenkmalpflege, Danzig 1940, zdj. 53.

24 Porównaj z: E. Volmar, Instand-setzung einer Bürgerhausfassade in Danzig, [w:] Deutsche Kunst und Denkmalpflege, 1938, s. 104 –105.

25 Porównaj z: K. Frick, Danzig stellt sein Stadtbild wieder Her. Erneuerung und Umgestaltung von Giebelhäusern durch Architekt Dipl.-Ing. Heinz Bahr, [w:] „Deutsche Bauzeitung” 1936, nr 70, s. 45 – 52; C. Pfuhle, Alte und neue Wohnbauten in Danzig, [w:] „Bauen, Siedeln, Wohnen”

265

MiAsTO JAkO OJczYznA...

1939, nr 19, s. 680 – 709; E. Volmar, Das Danziger Bürgerhaus, Berlin 1944.

26 Książkami typowymi dla tego gatunku są: A. Mohr, Das deutsche Danzig, 1939; H.B. Mey-er, Danzig in schönen Bildern, 1943; D. Kranhals, Hansestadt Danzig. Ein Bildwerk, Danzig 1942. Książka propagandowa z masowymi demonstracjami nacjonalistycznymi. G. Sawatz-ki, Danzig ist deutsch, Berlin. O. Hess, Danzig. Werden und Behauptung einer deutschen Stadt, München 1940. Książka ta pokazywała pierwsze zdjęcia z wojny. Elementy ludowe sztuki gdańskiej podkreślała książka Meyera. Esej autorki tej dysertacji pojawia się w publika-cji pokonferencyjnej jedenastej konferencji zespołu niemieckich i polskich historyków sztuki oraz konserwatorów pod tytułem

„Deutscher Danzig – Polski Gdańsk” . Das Ringen um die kulturelle Deutungshoheit in Architekturbildbänden.

27 Maszynopis Die bauliche Vergangenheit in unseren Städten (1971) w spuściźnie Grundmanna (HI, 100 Grundmann, Bl. 168).

28 Określenie to cieszyło się pewną popularnością, porównaj z: Anonim, Das neue Gesicht der Langgasse. Wiedererweckte Giebelschönheit. Die Häuser von Walter & Fleck vollendet, [w:] „Danziger neueste Nachrichten” 31.08 –1.09.1935, nr 203, s. 16 i F.J., Wiedererweckte Schönheit. Ein Bau von Anthony van Obbergen?, [w:] „Danziger Neueste Nchrich-ten“ 04.01.1935, nr 3, s. 5.

29 Większość artykułów była autor-stwa Fritza Jaenicke. Porównaj z jego biografią: E. Bahr, Jaenicke, Fritz In: Bahr, Ernst; Brausch, Gerd: Altpreussische Biographie, t. IV, Marburg 1995, s. 1112 –1113.

30 Na przykład widok budynków przy ul. Długiej 66 – 62 (Anonim, Das neue Gesicht, 1935, s. 16) i Długiej 5 (Anonim, Umbau, 1937, s. 12).

31 Jako przykład tematu work in progress porównaj z: „Dan-ziger Neuesten Nachrichten” 30.09.1938, s. 9. Wygląd wnętrza znaleźć można m.in. w artykule: Anonim, Umbau, 1939, s. 9.

32 „Danziger Neuesten Nach richten” 30 – 31.10.1937, s. 12.

33 „Danziger Neuesten Nachrichten” 25.01.1939, s. 7.

34 O powstaniu tego porównania miast dokładnie w: P.O. Loew, Danzig und Venedig in Trauer vereint. Ein Städteverigleich als Beitrag zur lokalen Men-talitätsgeschichte (16. bis 20. Jahrhundert), [w:] „Zeitschrift für Ostmitteleuropa-Forschung“ 2002, nr 51, s. 159 –197.

35 G. Fehl, Kleinstadt, Steildach, Volksgemeinschaft. Zum „relatio-nären Modernismus“ in Bau- und Stadtbaukunst, Braunschweig, Wiesbaden 1995, s. 148. Niemiec-ką i polską interpretacją historii Gdańska zajmował się Peter Oliver Loew. Początek odwoły-wania się do niemieckiej historii Gdańska przypada na czas Vormärzu (porównaj: P.O. Loew, Danzig und seine Vergangenheit 1793 –1997. Die Geschichtskultur einer Stadt zwischen Deutsch-land und Polen, Osnabrück 2003,

biRTe pUsbAck

266

s. 92 – 94) po czym miało miejsce sprusowienie historii Gdańska i dopiero później germanizacja (P.O. Loew, Danzig und seine…, s. 154).

36 Das deutsche Danzig był popularną książką i tytułem eseju (porównaj np. z: Hess 1936 i Mohr 1939, E. Cieślak, Historia Gdańska, Sopot 1997, t. 5, s. 73), a przy tym tytuły dwóch perio-dyków: „Die Mitteilungen der Deutschen Partei für Fortschritt und Wirtschaft” (1922) oraz „Na-chrichtenblatt für die Danziger im Reich” (1937 –1939). Cieślak, Historia Gdańska, t. 5, s. 21.

37 Porównaj z: Cohrs 1939. 38 Porównaj z: Sawatzki. 39 Porównaj z: F. Steffen, 4000 Jahre

bezeugen Danzigs Deutschtum, Danzig 1932.

40 W. Drost, Kunstschaffen im Deutschen Danzig, Danzig 1939, słowo wstępne gauleitera Alberta Forstera.

41 Tamże. 42 F. Stahl, Danzig – eine deutsche

Stadt, Berlin 1919, s. 2. 43 Porównaj z: K. Lange, Danzig

und das Reich, eine kulturelle Einheit, [w:] „Deutscher Kultur-wart” 1937, nr 4, s. 193 –199.

44 R. Kahsnitz, Das Germanische Nationalmuseum in Nürnberg und die Provinz Preussen, [w:] U. Arnold, Preussen im 19. Jahr-hundert, Lüneburg 1984, s. 60.

45 Porównaj zestawienie cy-tatów, które pojawiło się w:

„Wasmuth Kunstheften” 1919 podczas debaty w Wersalu (Stahl 1919). Pokazuje ono, że topos niemieckiego Gdańska był znany już w XIX w., podobnie

jak antypolska retoryka nie była domeną narodowych socjalistów. Porównaj również z: J. Hack-mann, Zwischen Versailles und Zweitem Weltkrieg: dIe Freie Stadt Danzig, [w:] Akademie für Lehrerfortbildung Dillingen, Danzig Gdańsk. Deutsch-Po-lnische Geschichte, Politik und Literatur, Dillingen 1996, s. 84.

46 Rzadko się to miało miejsce, Danzig ist Deutsch (Gdańsk jest niemiecki) – znaczki pocztowe z takim napisem sprzedawano w Rzeszy. Znaczek za 6 pfenin-gów zdobił kościół Mariacki, na znaczku za 12 pfeningów znajdował się Krantor (Żuraw). Znaczki były dostępne od 18.09.1939. Wzmianka o tym: „Danziger Neuesten Nachrichten” 19.09.1939, s. 6.

47 Oficjalnym powodem był strajk gdańskich pracowników portu, którzy odmówili rozładunku statku z amunicją dla Polski. Na temat gwałtownego roz-woju Gdyni pisze B. Störtkuhl, Gdynia – Meeresmetropole der Zweiten Polnischen Republik, [w:] A. Bartzetzky, M. Dmitrieva, S. Troebst, Neue Staaten – neue Bilder? Visuelle Kultur im Dienst staatlicher Selbstdarstellung in Zentral- und Osteuropa seit 1918, Köln, Weimar, Wien 2005, s. 33 – 46.

48 Cyt. za: W. Epp, Danzig, Schicksal einer Stadt, Essligen 1983, s. 195.

49 aPg 260 – 2020, s. 2. Za twórcę uznaje się posła na Sejm Stanisława Zalewskiego, który wprawdzie zaprzeczył, później jednak uchodził za jego autora.

50 Pfuhle 1939, s. 700. 51 Tamże

267

MiAsTO JAkO OJczYznA...

52 W. Diewerge, Der neue Reichs-gau Danzig-Westpreussen. Ein Arbeitsbericht vom Aufbauwerk im deutschen Osten, Berlin 1940, s. 83.

53 Volmar 1926, s. 55. 54 Cohrs 1939, s. 672. 55 E. Volmar, Danzigs Bauwerke

und…, s. XII. Za bastiony w kulturalnej walce przeciwko wpływom polskim uchodziły w literaturze lat 20. przede wszystkim wieża Ratusza Głów-nego Miasta i wspaniały kościół Mariacki. Sten 2001, s. 325.

56 W tym eseju szkalował on wcze-śniejszą radę architektoniczną Martina Kiesslinga i orientalnych proroków, którzy byli swego rodzaju kontynuacją formalizmu XIX w. i hołdowali kubistycznemu prymitywizmowi o korze-niach afrykańsko-azjatyckich (O. Kloeppel, Das Schicksal der deutschen Baukunst und die Fre-ie Stadt Danzig, [w:] Kampfbund für Deutsche Kultur, Danzig und der deutsche Osten. Festschrift zur Ersted Ostdeutschen Tagung des Kampfbundes für Deutsche Kultur in Danzig vom 18. bis 20. August 1933, Danzig 1933, s. 25). Jako przykłady tych nie niemieckich budowli dołączył on całą stronę ilustracji, które określił jako Architektoniczna udręka Gdańska.

57 G. Wendt, Die Danziger Giebel, Danzig 1941, s. 18.

58 Pismo z 24.05.1937, aPg 1384 –13. 59 Pismo z 24.05.1937, aPg 1384 –13. 60 Porównaj z: J. Kilarski, Gdańsk,

Poznań 1937. 61 Marne szczątki przedstawił

przykładowo Marian Pelczar w:

I. Trojanowska, Wspomnienia z odbudowy Głównego Miasta, Gdańsk 1978, s. 231 – 232.

62 Porównaj z esejem: J. Friedrich, Główne założenia odbudowy historycznego Gdańska, [w:] M. Woźniak, Kunstgeschichte und Denkmalpflege, IV Tagung des Arbeitskreises deutscher und polnischer Kunsthistoriker und Denkmalpfleger, Toruń 2 – 6. października 1997, Toruń 2002, s. 213 – 222). Inne wzmianki w li-teraturze: P.O. Loew, Danzig und seine…, s. 400, 132. Regularnie publikowano zdjęcia z postę-pów odbudowy w czasopiśmie lubeckim „Unser Danzig” .

63 Porównaj z: J. Stankiewicz, Der Wiederaufbau historischer En-sembles in Danzig nach 1945, [w:] Arbeitskreis Teorie und Lehre der Denkmalpflege, Dokumentation der Jahrestagung 1986 in Danzig. Thema: Probleme des Wiederau-fbaus nach 1945, Bamberg 1991, s. 14 –19. Na temat odbudowy w tym samym tomie piszą również: I. Brock, Der Wiederaufbau von Nürnberg – Vergleiche mit Danzig, s. 54 – 76. W. Deurer, Die polnische konservatorische Schule in ihrer internationalen Entwicklung und Zusammenarbeit und die Rekonstruktion der Innenstadt von Danzig. Woflgang Deurer, Die polnische Denkmalpflege am Scheidewege. Leistung und Kritik am Wiederaufbau-Beispiel der Stadt Danzig, [w:] „Nordost-

-Archiv. Zeitschrift für Kultur-geschichte und Landeskunde” 1984, nr 17. K. Kalinowski, Der Wiederaufbau der histori-schen Stadtzentren in Polen.

biRTe pUsbAck

268

Theoretische Umsetzungen und Realisation am Beispiel Danzigs, [w:] „Deutsche Kunst und Denk-malpflege” 1989, nr 47, s. 102 –113. J. Friedrich, Główne założenia odbudowy… Na temat politycz-nych aspektów polskiej ochrony zabytków: A. Tomaszewski, Zwischen Denkmalpflege und Ideologie – Konzepte in Polen 1945 –1989, [w:] B. Störtkuhl, Han-sestadt – Residenz – Industrie-standort, Beiträge zur 7. Tagung des Arbeitskreises deutscher und polnischer Kunsthistoriker und Denkmalpfleger, Oldenburg, München 2002, s. 299 – 311.

64 Stankiewicz 1991, s. 15. 65 Tamże. 66 Volmar 1956, s. 95. 67 Tamże. 68 Jerzy Stankiewicz podjął pierw-

szą taką próbę, dość nieprecyzyj-ną i częściowo błędną (Stankie-wicz, Odbudowa zabytkowych…).

część II —KonteKsty

AnTOniO sAnT’eliA i filippO TOMMAsO MARineTTiARchiTekTURA fUTURYsTYcznA

Antonio Sant’Elia, przestrzeń łącząca funkcje lotniska, stacji kolei szynowej oraz linowo-terenowej, rozwiązujących w modelowy sposób nowoczesną

organizację zabudowy i komunikacji Mediolanu, rysunek perspektywiczny z serii La Città Nuova, 1914 (źródło: wikipedia)

Antonio SAint’EliA Filippo tommASo mArinEtti

Archi-tEkturA Futury-StycznA

Przełożył z angielskiego mArcin WAWrzyńczAk

Źródło: Programs and Manifestos on 20th-century Architecture, red Ulrich Conrads, Cambridge 1970, s. 34–36© Wydawca

1914

wRóć DO spisU TReści

AnTOniO sAnT’eliA i filippO TOMMAsO MARineTTi

274

Architektura skończyła się w XVIII wieku. To co nazywamy architekturą nowoczesną jest nonsensowną mieszaniną naj-różniejszych elementów stylistycznych, mających uszmin-kować nowoczesny szkielet. Nowe piękno betonu i żelaza profanowane jest przez nałożenie jarmarcznych dekoracji, nieuzasa dnionych ani potrzebami konstrukcyjnymi, ani gu-stem, a tkwiących korzeniami w starożytnym Egipcie, Indiach czy Bizancjum, lub w tym wprawiającym w osłupienie wy-buchu idiotyzmu i impotencji znanym jako „neoklasycyzm” 1 .

We Włoszech produkty tego architektonicznego rajfurstwa witane są z entuzjazmem, a żądna zysku importowana nie-kompetencja ceniona jest jako genialne nowatorstwo, jako architektura najświeższa. Młodzi architekci włoscy (ci, któ-rzy zyskują opinię oryginalnych dzięki potajemnym machina-cjom czasopism artystycznych) prezentują swe umiejętności w nowych dzielnicach naszych miast, gdzie radosny bałagan ostrołukowych kolumn, XVII-wiecznej zieleni, gotyckich łu-ków, egipskich pilastrów, rokokowych wolut, XV-wiecznych aniołków i rozdętych kariatyd twierdzi o sobie, że jest sty-lem, i arogancko dąży do monumentalności. Kalejdoskopo-we pojawianie się i znikanie form, stale zwiększająca się liczba maszyn, codzienny wzrost potrzeb wynikający z tem-pa komunikacji, zagęszczenia ludności, wymogów higieny i setki innych zjawisk nowoczesnego życia – wszystko to nie zaprząta uwagi tych samozwańczych odnowicieli architek-tury. Uparcie trzymają się oni reguł Witruwiusza, Vignoli i Sansovino, i dzierżąc w ręku kilka niemieckich książeczek o architekturze próbują cofnąć czas i narzucić zmurszałe idiotyzmy naszym miastom, które powinny być bezpośrednią i wierną projekcją nas samych.

W ten oto sposób architektura – sztuka ekspresji i syn-tezy – stała się w ich rękach pustą stylistyczną wprawką, niekończącym się powtórzeniem nieumiejętnie dobranych

ARchiTekTURA fUTURYsTYcznA

275

formuł, mających na celu przedstawienie typowej zbieraniny cegieł i kamieni jako nowoczesnego budynku. Tak, jakbyśmy my – akumulujący i generujący ruch, z naszymi mechaniczny-mi przedłużeniami, z hałasem i tempem naszego życia – mogli mieszkać na tych samych ulicach zbudowanych – dla ich własnych potrzeb – przez ludzi sprzed czterech, pięciu, sze-ściu stuleci.

To jest największa głupota nowoczesnej architektury, nieu-stannie powtarzającej się przy cichym i nie bezinteresownym współudziale uniwersytetów, tych więzień ludzkiej inteligen-cji, gdzie młodych ludzi zmusza się do onanistycznego kopio-wania klasycznych wzorców, zamiast otwierać ich umysły na przecieranie nowych szlaków i poszukiwanie rozwiązania dla świeżego i pilnego zagadnienia: „futurystycznego domu i miasta” . Domu i miasta, które będą duchowo i materialnie nasze własne, w których burzliwa egzystencja, jaką wiedzie-my, nie zda się groteskowym anachronizmem.

Zagadnienie architektury futurystycznej nie sprowadza się do liniowego przekształcenia. Nie chodzi tu o poszukiwa-nie nowych profili, nowego kształtu drzwi i okien, zamien-ników kolumn, pilastrów, konsoli, kariatyd, gargulców. Nie chodzi o decyzję, czy pokazać cegły w fasadzie, pomalować ją czy obłożyć kamieniem; ani o ustanowienie formalnych różnic pomiędzy starą i nową architekturą. Chodzi o stwo-rzenie futurystycznego domu na podstawie sensownego planu, przy pomocy wszelkich dostępnych środków nauko-wych i technicznych, o pełną realizację naszych potrzeb egzystencjalnych i duchowych, o odrzucenie wszystkiego co groteskowe, niezręczne i obce (tradycji, stylu, estetyki, proporcji), o ustanowienie nowych form, nowych linii, no-wej harmonii profili i kubatur, o architekturę, której jedyną przesłanką są szczególne warunki współczesnego życia, której wartości estetyczne są perfekcyjnie zharmonizowane

AnTOniO sAnT’eliA i filippO TOMMAsO MARineTTi

276

z naszą wrażliwością. Ta architektura nie może być poddana żadnemu prawu historycznej ciągłości. Musi być tak nowa jako nowe jest nasze nastawienie.

Sztuka budowlana mogła ewoluować w czasie i przecho-dzić ze stylu w styl, zachowując jednocześnie niezmienione ogólne cechy architektury, ponieważ – podczas gdy zmiany wynikające z mody, a także te powodowane przez ruchy re-ligijne i systemy polityczne są częste w historii, to czynniki powodujące zasadnicze zmiany środowiskowe, obalające stare i tworzące nowe – rzeczy takie jak odkrycia praw natu-ralnych, udoskonalenia układów mechanicznych, racjonalne i naukowe wykorzystanie materiałów – są w istocie bardzo rzadkie. W czasach współczesnych proces konsekwentnej ewolucji stylistycznej w architekturze zatrzymał się. Archi-tektura uwalnia się od tradycji. Musi z konieczności zacząć wszystko od nowa.

Obliczenia wytrzymałości materiałów, użycie żelbetu, wy-kluczają architekturę w klasycznym i tradycyjnym sensie. Nowoczesne materiały budowlane i nasze naukowe idee w ogóle nie poddają się reżimom historycznych stylów i są główną przyczyną groteskowego wyglądu modnych obecnie budowli, gdzie próbuje zmusić się wspaniale lekkie i smukłe podpory i pozornie delikatny żelazobeton, by naśladowały ciężkie krzywizny łuków i masywność marmuru.

Zasadnicza sprzeczność pomiędzy światem nowoczesnym i starożytnym jest efektem tego wszystkiego, co istnieje dzisiaj, a nie istniało wtedy. Do naszego życia weszły elementy, o któ-rych możliwości starożytnym nawet się nie śniło. Powstały możliwości materiałowe i światopoglądy mające tysięczne re-perkusje, z których pierwszą i najważniejszą jest stworzenie nowego ideału piękna, wciąż nie do końca poznanego i dopie-ro się rodzącego, lecz którego nieprzeparty urok już odczuwa-ją nawet szerokie masy. Straciliśmy zmysł monumentalizmu,

ARchiTekTURA fUTURYsTYcznA

277

ciężaru, statyki; wzbogaciliśmy naszą wrażliwość zamiło-waniem do światła, praktyczności, do tego, co efemeryczne i prędkie. Czujemy, że nie jesteśmy już ludźmi katedr, pałaców, auli; lecz wielkich hoteli, dworców, wielkich dróg, ogromnych portów, hal targowych, rzęsiście oświetlonych galerii, auto-strad, rozbiórek i odbudów.

Musimy wynaleźć i odbudować futurystyczne miasto: musi być ono jak ogromny, hałaśliwy, pełen życia, szlachetny plac budowy, dynamiczny we wszystkich swych aspektach; futu-rystyczny dom zaś musi być jak wielka maszyna. Windy nie mogą chować się w szybie dźwigowym jak robaki; schody, teraz już niepotrzebne, będą wyeliminowane, a windy muszą piąć się po fasadach niczym węże ze szkła i żelaza. Domy z betonu, szkła i żelaza, niemalowane i bez rzeźbiarskich dekoracji, wzbogacane jedynie wewnętrznym pięknem swych linii i wypukłości, krańcowo brzydkie w swej mechanicznej prostocie, wysokie i szerokie zgodnie z lokalnym planem zagospodarowania, muszą wyrastać na krawędzi wypełnio-nej wrzawą przepaści: ulicy, która nie będzie już ciągnąć się niczym wycieraczka na jednym poziomie z dozorcówkami, lecz zejdzie na kilka poziomów pod ziemię, przyjmie ruch miejski, i będzie połączona z innymi za pomocą metalowych kładek i niezwykle szybkich wind.

Koniec z dekoracyjnością. Problem architektury futury-stycznej musi zostać rozwiązany nie poprzez kopiowanie zna-nej z fotografii architektury chińskiej, perskiej czy japońskiej, nie poprzez bezmyślne stosowanie się do reguł witruwiań-skich, lecz za pomocą przebłysków geniuszu i uzbrojenia w naukowe i techniczne doświadczenie. Wszystko musi być rewolucyjne. Musimy wykorzystać dachy, znaleźć przezna-czenie dla piwnic, zredukować znaczenie fasad, odnieść za-gadnienie dobrego smaku nie do mało istotnej dziedziny po-działów, kapiteli, drzwi wejściowych, lecz do szerszej kwestii

AnTOniO sAnT’eliA i filippO TOMMAsO MARineTTi

278

ARchiTekTURA fUTURYsTYcznA

279

zgrupowania mas, wielkich projektów urbanistycznych. Skończmy z architekturą monumentalną, pogrzebową, upa-miętniającą. Wyrzućmy pomniki, chodniki, podcienia, schody; zanurzmy place w ziemi, podnieśmy poziom miasta…

GARDzę i ODRzUcAM:1. Wszelką pseudoawangardową architekturę Austrii, Węgier, Niemiec i Ameryki.2. Wszelką architekturę klasyczną, poważną, hieratyczną, teatralną, dekoracyjną, monumentalną, frywolną, lizusowską.3. Balsamowanie, odbudowę i rekonstrukcję pomników i za-bytkowych pałaców.4. Linie prostopadłe i poziome, formy sześcienne i pirami-dalne, które są statyczne, ciężkie, opresyjne i całkowicie obce naszej nowej wrażliwości.

Antonio Sant’Elia, blok mieszkalny z zewnętrznymi windami i dostępem do kilku arterii komunikacyjnych, rysunek perspektywiczny z serii La Città Nuova, 1914 (źródło: wikipedia).

AnTOniO sAnT’eliA i filippO TOMMAsO MARineTTi

280

i OGłAszAM, że:1. Architektura futurystyczna jest architekturą opartą na kalkulacji, zuchwałości i prostocie; architekturą zbrojonego betonu, stali, szkła, płyty gipsowej, włókien tekstylnych oraz wszelkich tych zamienników drewna, kamienia i cegły, które zapewniają maksymalną elastyczność i lekkość.2. Nie czyni to architektury jałową kombinacją tego, co praktyczne i użyteczne, lecz pozostaje ona sztuką, to znaczy syntezą i ekspresją.3. Linie ukośne i elipsoidalne są ze swej natury dynamiczne i posiadają siłę emocjonalną tysiąc razy większą od pionów i poziomów, i że dynamicznie zintegrowana architektura nie może się bez nich obejść.4. Dekoracyjność – jako coś narzuconego architekturze – jest absurdem, a wartość dekoracyjna architektury futurystycz-nej polega wyłącznie na oryginalnym użyciu i aranżacji surowego, nagiego lub wściekle kolorowego materiału.5. Tak jak starożytni czerpali natchnienie dla swej sztuki z żywiołów natury, tak my – będąc materialnie i duchowo sztuczni – musimy znaleźć inspirację w elementach całko-wicie nowego świata mechanicznego, który stworzyliśmy, a którego architektura musi być najsubtelniejszym wyra-zem, najpełniejszą syntezą, najskuteczniejszą artystyczną integracją.6. Architektura jako sztuka aranżowania form budynków zgodnie z danymi uprzednio założeniami jest skończona.7. Architektura musi być pojmowana jako pragnienie – swo-bodnej i zuchwałej – harmonizacji człowieka z otoczeniem, to znaczy uczynienia świata rzeczy bezpośrednią projek-cją ducha.

ARchiTekTURA fUTURYsTYcznA

281

8. Tak pomyślana architektura nie zrodzi trójwymiarowych czy linearnych nawyków, ponieważ zasadniczą cechą archi-tektury futurystycznej będzie tymczasowość i przejściowość.

„Domy będą żyć o wiele krócej od nas. Każde pokolenie będzie musiało zbudować własne miasto” . To nieustanne odnawianie się otoczenia architektonicznego przyczyni się do zwycięstwa

„futuryzmu” , zaświadczonego już przez „wolne słowa” , „dy-namizm plastyczny” , „muzykę bez taktów” i „sztukę rumo-rów” , zwycięstwa, o które walczymy bez ustanku przeciwko tchórzliwemu kultowi przeszłości.

pRzYpis 1 Ciągłe fragmenty tekstu zazna-

czone kursywą zostałe dodane do wypowiedzi Sant’Elii przez Marinettiego.

iwAn włADYsłAwOwicz żółTOwskiMiAsTO – UlicA – DOM

Projekt zabudowy południowej części miasta w pobliżu Domu Sowietów wzdłuż autostrady moskiewskiej, projekt: N. Baranow oraz E.E.I. Katonin,

A. J. Naumow i A.A. Afonczenko, lata 30. XX wieku (źródło: Nikołaj W. Baranow, Architektura i budownictwo Leningradu, Leningrad (ob. Sant Petersburg), 1948 (źródło: N.W. Baranow, Архитектура и строительство Ленинграда

[ Architektura i stroitielstwo Leningrada], Leningrad 1948).

Iwan władysławowIcz ŻółtowskI

MIasto – UlIca – doM

Przełożył z rosyjskiego Józef łUckI

Źródło: Iwan Władysławowicz Żółtowski, Miasto - ulica - dom, [w:]Mistrzowie architektury radzieckiej o architekturze. Budownictwo i architektura, Warszawa 1955, s. 70 – 75

lATA 30 XX wiekU

wRóć DO spisU TReści

iwAn włADYsłAwOwicz żółTOwski

284

Wielka Rewolucja Październikowa stworzyła niespotykane dotychczas możliwości rozwoju architektury. Władza radziec-ka dała architektom i budowniczym pełną swobodę działania, nasyciła ich twórczość nową, socjalistyczną treścią, stworzyła warunki, które pozwoliły przystąpić do rozwiązywania zadań, nie mających w historii architektury precedensu – planowego budownictwa i przebudowy miast.

Pragnąłbym teraz opowiedzieć młodzieży, na jakich zasa-dach projektuje się i buduje miasta, ich ulice i poszczególne budynki mieszkalne; chciałbym zapoznać młodzież studiu-jącą na wydziale architektury z problemami urbanistyki.

Na wstępie należy stwierdzić, że budowa miast – to nie-zwykle skomplikowana sztuka, wymagająca olbrzymich zaso-bu wiadomości. Architekt-urbanista powołany jest do stwo-rzenia najlepszych warunków życia nie tylko dla swego, ale i dla przyszłych pokoleń. Wymaga to od niego głębokiego zro-zumienia myśli i pragnień swego narodu, jego materialnych i duchowych potrzeb, wnikliwego wyczucia ojczystej przy-rody i naukowego zbadania materiału, konstrukcji, techniki. Architekt, który buduje dla ludu wygodne, piękne, nowocze-sne miasta, jest przede wszystkim sługą ludu, poświęcającym wszystkie swe zdolności, całe swe życie trosce o człowieka. Na tym właśnie humanizmie polega siła i piękno najlepszych dzieł radzieckiej urbanistyki.

Zanim się wybierze miejsce dla przyszłego miasta, prze-prowadza się wielkie poszukiwania i prace badawcze. Na terytorium mającego powstać miasta bada się grunt. Powinny tu być źródła wody; woda koniecznie musi być dobra.

Urbaniści powinni starannie zbadać i wziąć pod uwagę kierunki panujących wiatrów. Sprawą szczególnie ważną jest ustalenie kierunku przeważających wiatrów, od tego bowiem zależy lokalizacja i przyszła rozbudowa miasta, jak również rozmieszczenie jego przemysłu.

MiAsTO – UlicA – DOM

285

Przypomnę okoliczność z życia Rzymu. Kiedy Rzym oto-czony był wysoką ścianą, powietrze w nim było wspaniałe. Potem jednak, po zburzeniu murów miejskich, wiatry przy-nosiły do miasta okropny zapach, którego źródłem były nie-prawidłowo usytuowane pomiędzy miastem i morzem rzeźnie. W stolicy kraju, w Rzymie, nie było czym oddychać. Na tym przykładzie widać wyraźnie, jak olbrzymie znaczenie dla życia miast ma wiatr.

Ogromne znaczenie dla miasta ma również zieleń. Za-równo wokół miasta, jak i na jego terytorium powinno być bardzo wiele zieleni. Zatrzymuje ona wiatr i pył, wydziela niezbędny dla człowieka tlen. Dlatego właśnie zieleń powinna przenikać do wszystkich części miasta.

Szczególną uwagę należy poświęcić na wprowadzenie pasów zieleni ochronnej w strefach pomiędzy domami miesz-kalnymi i zakładami przemysłowymi.

Architekt zanim przystąpi do projektowania miasta musi rozwiązać cały kompleks zagadnień, biorąc za punkt wyjścia obliczony przez organa planowania na 20 – 25 lat program dla przemysłu podstawowego i usługowego, transportu, bu-downictwa mieszkaniowego, komunalnego i kulturalno-by-towego. Ustala on granice terytorium miejskiego i jego strefy z punktu widzenia ich przeznaczenia, charakter zabudowy i strefy budowlane, podstawy inżynieryjno-techniczne wypo-sażenia i architektoniczno-urbanistycznej kompozycji mia-sta. Przewiduje w swoim projekcie racjonalne rozmieszczenie przemysłu, usytuowanie ogólnej kompozycji centrum mia-sta, układ głównych ulic, rozmieszczenie dzielnic zabudo-wy mieszkaniowej i społecznej oraz stref zieleni. Dąży on przy tym do wykorzystania pięknych miejsc w otaczającym miasto krajobrazie dla zorganizowania miejsc masowego odpoczynku ludzi pracy. Jeśli miasto leży nad morzem, rzeką albo stawem, architekt stara się podkreślić piękno krajobrazu

iwAn włADYsłAwOwicz żółTOwski

286

przy pomocy okazałych architektonicznych założeń i orga-nizuje wokół nich centrum miasta i tereny wypoczynkowe. Obmyśla starannie lokalizację przemysłu w stosunku do dzielnic mieszkaniowych, tak, aby główne panujące tu wiatry, unosiły w przeciwną stronę dym i sadzę, wydobywające się z kominów zakładów przemysłowych. Dlatego też architekt dąży zawsze do umieszczenia dzielnic mieszkaniowych od strony odwietrznej i w pewnej odległości od zakładów prze-mysłowych.

Równolegle z funkcjonalnym i budowlanym strefowaniem terytorium miejskiego rozwiązywane są także zagadnienia inżynieryjne: zaopatrzenie w wodę, kanalizacja, zaopatrze-nie w prąd, organizacja wewnętrznej sieci transportowej, transport zewnętrzny i przygotowanie terenu pod budowę.

Przy projektowaniu miasta należy koniecznie rozwiązać również techniczno-ekonomiczne podstawy rozwoju osiedli. Opracowuje się tu zagadnienie rozwoju przemysłu, ustala liczebność ludności miejskiej na przyjęty w obliczeniach okres 20 – 25 lat. Rozwiązuje się zagadnienie organizacji kul-turalno-bytowej obsługi ludności: przewiduje się budowę teatrów, klubów, stadionów, łaźni, pralni itp. Na podstawie przeprowadzonych obliczeń ustala się niezbędne rozmiary terytorium projektowanego miasta.

Wszystkie instytucje kulturalne i bytowe muszą w pełni zaspo koić potrzeby mieszkańców miasta. W wielkich mia-stach, takich jak Moskwa i Leningrad, powinno się dla przy-kładu wybudować kryte stadiony, aby sportowcy mogli zimą uprawiać letnie rodzaje sportu, latem zaś – łyżwiarstwo i hokej. Budowa takich stadionów przy obecnym poziomie techniki jest całkowicie możliwa.

Niepełne nawet wyliczenie wspomnianych powyżej za-gadnień pokazuje, z jak wielką liczbą rozmaitych problemów styka się architekt wznosząc nowe i przebudowując stare

MiAsTO – UlicA – DOM

287

miasta. Wszystkie te, tak liczne problemy, wymagają kom-pleksowego rozwiązania, by osiągnąć ich harmonijną jedność.

Przystępując do projektowania jakiegoś gmachu, fabry-ki włókienniczej, domu mieszkalnego czy tak potężnego monumentalnego założenia jak wieżowiec, należy zawsze mieć na uwadze zespół architektoniczny miasta jako całości. Najpiękniejsze nawet budynki pozostają martwe, jeśli nie są powiązane wspólną ideą miasta.

W dobrze zaprojektowanym mieście, jeśli tylko nie jest ono tak bezdusznie i schematycznie zabudowane jak Turyn czy Waszyngton, powinno zawsze istnieć dominujące założenie statyczne, w którym wyrażona została główna idea całości. Rolę tego statycznego założenia zwykle odgrywa dominująca budowla. Panuje ona nad całym miastem i podporządkowuje sobie wszystkie pozostałe jego elementy.

Podporządkowanie wszystkich części miasta statycznemu jądru przybrać może rozmaite formy, zależnie od idei zawartej w obrazie centralnego zespołu miejskiego. Najczęściej wy-raża się ono w tym, że dominująca budowla z tą samą siłą i wyrazistością oddziałuje we wszystkich kierunkach. Tak na przykład usytuowany został Partenon na ateńskim Akropolu, albo budynek dawnej giełdy w Leningradzie. Otoczone są one ze wszystkich stron jednakowo wyrazistą potężną kolumna-dą. Dlatego też, z jakiejbyście strony nie zbliżali się do tych dominujących budowli – z północy, wschodu, południa lub za-chodu – widzicie zawsze pełną, wyrazu monumentalną całość. Dzięki temu budowle te przekształcają się w istocie w całe ze-społy obliczone na oddziaływanie na wszystkie strony. Kiedy patrzymy na te doskonałe w swej filozoficzno-urbanistycznej idei założenia, dochodzimy mimo woli do wniosku, że jeden piękny gmach przy umiejętnym jego usytuow aniu i rozwią-zaniu bryłowym przekształca się w taką liczbę zdobiących miasto budynków, ile jest przeróżnych punktów, z których

iwAn włADYsłAwOwicz żółTOwski

288

można go obserwować. Dzięki temu wrażenia, które sprawia-ją na nas dane budynki, są tak wielostronne i mimo woli na długo pozostają w pamięci każdego człowieka. W zestawieniu z tymi budynkami również otaczająca je zabudowa zyskuje na znaczeniu i wyrazie.

Statyczna dominanta odgrywa więc rolę organizującego pierwiastka, rolę pączka czy zalążka, który decyduje o pra-widłowym rozwoju miasta.

Ale są miasta, które pozbawione są jakiegokolwiek kręgo-słupa architektonicznego. Nie mają one dominanty, panującej nad zabudową miejską, zespalającej i organizującej poszcze-gólne jej elementy, i dlatego w gruncie rzeczy pozbawione są one jednolitego urbanistycznego wyrazu. Do miast takich należą: Nowy Jork, Turyn, Paryż. W Londynie zaś tym sta-tycznym zalążkiem jest chyba budynek więzienia – Tower.

Po wybudowaniu w mieście gmachu, który gra rolę sta-tycznej dominanty, pozostałe założenia architektoniczne po-winno się rozwiązywać dynamicznie, powinny one wyrażać określoną kierunkowość w stosunku do głównej budowli.

Dynamiczny układ pozwala na wielkie zróżnicowanie po-szczególnych części budowli, zarówno pod względem wiel-kości, wyrazu artystycznego, jak i sposobu wykonywania. Wszystko to może być rozwiązane w sposób różnorodny. Ale różnorodność ta powinna jednocześnie zawierać starannie przemyślane i stopniowe wzbogacanie kompozycji architek-tonicznej poszczególnych budynków wobec założenia, które uważamy za główne.

Baczną uwagę należy również zwrócić i na kolorystyczne rozwiązanie miasta. Szare i brązowe barwy, przeważające w wielu miastach kapitalistycznych, potęgują ich ponury i smutny wygląd. Miasto socjalistyczne powinno być rozwią-zane w jasnej, radosnej gamie. Powinno ono za pomocą koloru stwarzać wrażenie nasłonecznienia, nawet jesienią i zimą. Nie

MiAsTO – UlicA – DOM

289

należy zapominać, że w jasnym i pięknym mieście ludziom pracuje się weselej i mieszka przyjemniej.

Ulice są głównymi elementami kompozycji architekto-nicznej miasta. Przy projektowaniu ulicy, należy pamiętać o konieczności osiągnięcia maksymalnej wygody komunika-cji między poszczególnymi częściami miasta po najkrótszej linii.

Sieć ulic miejskich powinna zapewniać łatwą orienta-cję, korzystne warunki zabudowy poszczególnych odcin-ków i ogólną czytelność kompozycji architektonicznej miasta.

W odróżnieniu od ulic, zabudowanych domami mieszkal-nymi i zwanych dlatego ulicami mieszkaniowymi, niektóre ulice miasta mają znaczenie arterii komunikacyjnych, po-nieważ łączą one dzielnice mieszkaniowe z innymi częściami miasta: przemysłem, parkami, strefą podmiejską itp. Spośród arterii wysuwa się na czoło jedna albo kilka ulic (zależnie od wielkości miasta), które uzyskują znaczenie głównych arterii miasta.

Główne arterie w przeważającej części zabudowuje się różnymi gmachami użyteczności publicznej. Łączą one rów-nież miasto z szosami biegnącymi do innych miast.

Widzimy więc, że ulice mieszkaniowe i arterie, jak również bulwary i nabrzeża, wiążą ze sobą poszczególne części mia-sta w jednolity, harmonijny system, który stanowi podstawę założenia urbanistycznego miasta i jego architektoniczno-

-przestrzennego rozwiązania.Dlatego też przerwy między poszczególnymi budynkami

powinny podkreślać rytm zabudowy arterii miejskich. Prze-rwy te nie powinny być puste, należy je rozwiązywać archi-tektonicznie: wypełniać kwietnikami, zielenią, fontannami.

Można również budować niektóre domy w ten sposób, ażeby szczyty ich wychodziły na ulicę, w przerwach pomię-dzy nimi można otworzyć piękne perspektywy alei lipowych.

iwAn włADYsłAwOwicz żółTOwski

290

Rezultat będzie bardzo przekonywający, piękny i jednocze-śnie przestrzennie bogaty. I ludzie mieszkać będą w parku, który zapewni im ciszę i ochroni przed wiatrem.

Przy projektowaniu zabudowy poszczególnych ulic na-leży bezwzględnie dążyć do tego, aby zespół budynków był koniecznie powiązany wspólną ideą ich przeznaczenia. Opie-rając się na tym postulacie słusznie byłoby przy głównych arteriach skupić wszystkie budynki użyteczności publicznej i urzędy: rady miejskie, banki, biura, teatry, stołówki, pra-cownie, muzea, galerie obrazów itp.

Wyjątkowo przyjemne wrażenie wywiera zazielenienie ulic i przestrzeni wewnątrz bloków. Zieleń jest niezbędną częścią składową zabudowy ulicy.

Kiedy architekt poczyna myśleć o obrazie danego domu mieszkalnego, powinien go przede wszystkim powiązać z ota-czającą zabudową albo krajobrazem.

Olbrzymie znaczenie dla ukształtowania obrazu ulic mają również urządzenia miejskie i wyposażenie inżynieryjne. Wszystkie te elementy należy rozwiązywać na wysokim po-ziomie po to, aby nie psuły, a wręcz odwrotnie, upiększały ulicę.

Jednym z głównych zadań architektury jest wydobycie na światło dzienne skrystalizowanego w naszej świadomości obrazu danej budowli, który by był zgodny ze światopoglą-dem społeczeństwa radzieckiego. Dom powinien być radosny, jasny i piękny. Piękno to nie kaprys, ale potrzeba człowieka. Piękno podnosi nastrój, dodaje otuchy i doskonali smak ar-tystyczny człowieka.

Nie powinniśmy w naszym dążeniu do piękna zapominać ani na chwilę o wygodzie, prostocie, celowości i oszczędności budynków mieszkalnych oraz ich rentowności w eksploatacji. Troska o człowieka, o stworzenie maksymalnych wygód dla jego codziennego życia, powinna być naczelną ideą w pracy

MiAsTO – UlicA – DOM

291

architekta. Należy dążyć do tego, aby umieścić człowieka w wygodnym, cichym, ciepłym i jasnym mieszkaniu.

Każdy większy dom mieszkalny powinien mieć w swoich piwnicach pralnię i garaż. Na parterze należy przewidzieć również specjalne pokoje dla dzieci albo przedszkole. Przy westybulach klatek schodowych powinno się wydzielać spec-jalne pomieszczenie do przechowywania rowerów i wózków dziecięcych. Wspólny dom powinien mieć wszystko, co jest niezbędne dla wszechstronnego obsłużenia różnorodnych potrzeb zamieszkujących go ludzi. Zaspokojenie wszystkich tych najróżnorodniejszych potrzeb powinno się realizować przy pomocy rozsądnych i oszczędnych środków. Architekt musi niezwykle oszczędnie posługiwać się dobrem narodo-wym, środkami państwowymi.

Architekt powinien zawsze przy rozwiązywaniu zadań współczesności myśleć o przyszłości. Dzieła jego obliczone być muszą na długie dziesięciolecia.

Należy budować domy, które radować będą człowieka radzieckiego. Wszystko w tych domach powinno człowieka cieszyć: słońce, światło, dobre proporcje, ładne ściany, mo-numentalna rzeźba, wygodne rozplanowanie pomieszczeń…

Dać człowiekowi radość – oto główne wymaganie, jakie stawia się przed architektem radzieckim. Osiągnąć to można wieloma sposobami.

Tworzenie nowych, wspaniałych miast, zabudowa ich ulic i wznoszenie poszczególnych pięknych domów mieszkal-nych – to sprawa niezwykle interesująca i szlachetna. Je-stem głęboko przekonany, że wielu z was, po zapoznaniu się z porywającymi problemami budowy miast, poświęci im swoje życie twórcze.

iwAn włADYsłAwOwicz żółTOwski

292

Stefan Żółtowski, projekt konkursowy Pałacu Rad (Pałacu Sowietów) w Moskwie, 1931 (źródło: wikipedia).

Stefan Żółtowski, dom mieszkalny przy ulicy Mchowej, 1933 –1934, zdjęcie z lat 40. XX wieku (źródło: wikipedia).

MiAsTO – UlicA – DOM

293

Stefan Żółtowski, projekt konkursowy Pałacu Rad (Pałacu Sowietów) w Moskwie, 1931 (źródło: wikipedia).

Budowa Pałacu Rad (Domu Sowietów), wg wygranego projektu Borysa Jofana, Moskwa, 1936 –1941. Budowla została przerwana niemiecką

inwazją, elementy konstrukcyjne wykorzystano do budowy fortyfikacji i mostów, projektu nigdy nie zrealizowano, (źródło: wikipedia)

MikOłAJ JAkOwlewicz kOlliiDee sTAlinOwskie w bUDOwnic-Twie MiAsT

Budynek biurowy Centrosojuzu (Związek Spółdzielczych Związków), Moskwa, projekt: Le Corbusier, realizacja Nikołaj I. Kolli, 1929 –1932, obecnie siedziba

Rosstatu – Federalnej Służby Statystycznej (źródło: wikipedia).

Mikołaj jakowlewicz kolli

idee sta-linowskie w budow-nictwie Miast

Przełożyła z rosyjskiego eugenia toeplitz

Źródło: Mikołaj Jakowlewicz Kolli, Idee stalinowskie w budownictwie miast, [w:] Architektura Radziecka 1946 –1949: zagadnienia rozwoju twórczości architektonicznej na tle współczesnych problemów kultury socjalistycznej, red. J. Minorski, Warszawa 1951, s. 191 –196

pierwodruk: Mikołaj Jakowlewicz Kolli, „Architektura i stroitielstwo” 1949, nr 1

1949

wRóć DO spisU TReści

MikOłAJ JAkOwlewicz kOlli

296

Olbrzymie osiągnięcia narodu radzieckiego w budownictwie socjalistycznym, nieustanny rozwój gospodarki narodowej i podnoszenie się kultury w naszym kraju, świadczą z wy-jątkową wyrazistością o niezwykłej dynamice leninowsko- -stalinowskich idei. Wrogowie leninizmu wielokrotnie głosili, że to, do czego dążyli w swej pracy nad przebudową kraju ludzie radzieccy w myśl wskazań Lenina i Stalina, jest nie-możliwe i nieziszczalne. Za każdym jednak razem przebieg wydarzeń dziejowych potwierdzał w pełni genialne przewidy-wania i plany Lenina i Stalina, w proch obracając oszczerstwa wrogów i ponure proroctwa ludzi małej wiary.

Koncepcja i realizacja przebudowy Moskwy stanowią jeden z tych świetnych przykładów, zaczerpniętych z naszej socjalistycznej rzeczywistości, a świadczących o potędze, głębi i wielkiej żywotności przeobrażeń, które projektuje i realizuje partia wciągając do gigantycznej pracy nad so-cjalistyczną przebudową naszego społeczeństwa najszersze masy pracujące. W swej pierwotnej postaci plan socjali-stycznej przebudowy Moskwy powstał jeszcze za życia Le-nina i wtedy już stawiał on przed architektami-budowni-czymi niezmiernie szerokie zadania społeczne i artystyczne, których rozwiązanie powinno było dać ludności pracującej Rosji najlepsze warunki życia, a miasto uczynić pięknym. Koncepcje o charakterze ludowym, cechujące pierwotny projekt przeplanowania Moskwy, zostały wyczerpująco op-racowane i rozwinięte w ostatecznym planie przebudowy stolicy, który naród, wiążąc go z imieniem jego inicjatora i twórcy, nazwał Planem Stalinowskim, słusznie uznając ten plan za ukoronowanie teorii i praktyki socjalistycznej budowy miast.

Opracowanie planu przebudowy Moskwy, a przede wszyst-kim wskazówek towarzysza Stalina, stało się podstawowym materiałem do wszelkich prac urbanistycznych w naszym

iDee sTAlinOwskie w bUDOwnicTwie MiAsT

297

kraju w latach następnych oraz do stworzenia najbardziej postępowej w świecie radzieckiej nauki budowy miast.

Odrzucając stanowczo zarówno superurbanistyczne pro-jekty miast-olbrzymów, jak i utopijne koncepcje rozdrob-nienia wielkich miast, uchwała partii i rządu o generalnym planie przebudowy Moskwy wyraźnie ustaliła zasadę, jak najdalej idącego zachowania oblicza stolicy w takim stanie, jaki powstał w toku dziejów oraz zasadę stopniowego, pla-nowego rozwoju miasta.

My, uczestnicy dyskusji nad generalnym planem przebu-dowy Moskwy, zapamiętaliśmy na zawsze mądre wskazówki towarzysza Stalina w sprawach architektury i planowania stolicy radzieckiej, w miarę naszych sił i wiedzy dążyliśmy do wcielenia ich w naszych pracach urbanistycznych.

Najważniejszym zasadniczym założeniem współczesnej radzieckiej budowy miast jest planowość. Przebudowę miast istniejących i budowę nowych realizuje się według jednoli-tego dla każdego miasta planu, który ma na celu nie tylko prawidłowe rozmieszczenie wszystkich elementów składo-wych miasta (a więc gmachów publicznych, domów miesz-kalnych, zakładów przemysłowych, sieci komunikacyjnej itp.), lecz który zapewnia miastu również jedność kompozycyjną. Mówiąc inaczej – planujemy miasto jako jednolity architek-toniczny i społeczny organizm, którego wszystkie elementy podporządkowane są jednej idei określającej oblicze poszcze-gólnych gmachów, ich zespołów, ulic i placów.

Zasada planowości jest najważniejszą zasadą budowy miast radzieckich i nie można jej stosować w krajach kapita-listycznych, gdzie zabudowa miast zależy całkowicie od materialnych zainteresowań prywatnego przedsiębiorcy lub kaprysu przypadkowego właściciela placu budowlanego itp.

Dawniej nie doceniano często zasady planowości w za-stosowaniu do budowy miast. Dopiero po przedyskutowaniu

MikOłAJ JAkOwlewicz kOlli

298

i zatwierdzeniu generalnego planu odbudowy Moskwy, po jasnych i wyraźnych wskazówkach towarzysza Stalina, do-tyczących tego zagadnienia, architekt-planista, jak go nazy-wano dawniej, staje się architektem-budowniczym miasta.

Jeszcze na naradzie dnia 14 lipca 1934 r. poświęconej spra-wie generalnego planu przebudowy Moskwy, towarzysz Sta-lin wystąpił ostro przeciw instytucjom, które omijały plany urbanistyczne i budowały tam, gdzie im się podobało.

Trzeba budować – mówi towarzysz Stalin – według ściśle określonego planu. Każdy, kto przeciwko temu planowi wy-kroczy, musi być przywołany do porządku.

Na wymienionej wyżej naradzie zgłoszono wniosek o prze-niesienie budowy stolicy bodaj o 100 km dalej od miasta, które się ukształtowało historycznie. Wniosek ten kusił nie jednego architekta swoim pozornym radykalizmem.

Towarzysz Stalin stanowczo odrzucił ten wniosek. Stwier-dził, że stare miasto powstało jako forma osiedlania się lud-ności bynajmniej nie przypadkowo, że jest ono niewątpliwie najbardziej ekonomicznym typem osiedla i byłoby zupełnie niesłuszne decydować się na ten nie sprawdzony eksperyment, w tak wielkiej i odpowiedzialnej sprawie jak budowa Moskwy. Według koncepcji towarzysza Stalina przestarzała zabudowa mieszkaniowa powinna być zastąpiona w najbliższych latach przez nowe budownictwo oparte na nowych zasadach.

Te i inne wskazówki towarzysza Stalina dotyczące ob-licza architektoniczno-urbanistycznego przyszłej Moskwy, korelują z wyczerpującą dokładnością zasadniczą cechę bu-downictwa miast radzieckich, która polega na traktowaniu miasta jako organizmu jednolitego.

Całą działalność architektury radzieckiej przenika troska o człowieka, dążenie do zapewnienia mieszkańcom najwyższe-go komfortu i intymności, do stworzenia warunków najbardziej sprzyjających pracy i odpoczynkowi. Urządzenia miejskie

iDee sTAlinOwskie w bUDOwnicTwie MiAsT

299

w ujęciu praktyki radzieckiego budownictwa, oznaczają nie tylko wyposażenie techniczne, lecz określony stopień kultury urbanistycznej zapewniający racjonalne zespolenie wymagań technicznych, społecznych, bytowych i higienicznych.

Dlatego budownictwo radzieckie przykłada tak wielką wagę do problemów organizacji dzielnicy mieszkaniowej, tworzenia dużych obszarów zieleni, zorganizowania sprawnej komunikacji miejskiej, placów do zabaw dziecięcych, miejsc odpoczynku dla dorosłych itd.

W początkowym okresie rozwoju architektury radzieckiej dużo było w tym zakresie niedociągnięć i zwykłych błędów. Wielu architektów-planistów w pogoni za efektem zewnętrz-nym opracowywało projekty budowlane niewielkich osad o niezwykle szerokich arteriach komunikacyjnych, zabudo-wanych nieproporcjonalnie wysokimi gmachami. Zapomi-nali oni o tym, że nie efekt zewnętrzny, lecz treść wewnętrz-na – troska o ludzi – jest najważniejszym sprawdzianem wartości architektonicznej miasta, że w każdym dziele ar-chitektury forma odpowiadać powinna przeznaczeniu danego obiektu.

Wypowiedzi towarzysza Stalina w toku obrad nad gene-ralnym planem przebudowy Moskwy spowodowały i w tej dziedzinie decydujący zwrot. Akademik W. Wiesnin wspomi-nając o naradzie na Kremlu w dniu 14 lipca 1934 roku mówi:

W żywych, wyrazistych i niezwykłych ze względu na ich głębię

i prostotę słowach J.W. Stalin dał nam wskazówki nie tylko,

jak przebudowywać stolicę, lecz jak w ogóle trzeba pracować,

jak planować, projektować, budować 1 .

W architekturze nie powinno być nic sztucznego, nic na po-kaz, żadnego blichtru, żadnego efektu dla efektu. We wszyst-kich przypadkach punktem wyjścia powinna być właściwie

MikOłAJ JAkOwlewicz kOlli

300

zrozumiana skala, celowość, sama istota sprawy. Trzeba uwzględniać konkretne otoczenie i konkretne warunki budo-wy, nie pozwalać na przesadę i rzeczy zbędne, trzeba budować pięknie i oszczędnie, licząc się we wszystkich przypadkach z potrzebami człowieka radzieckiego, z tym jak mu będzie lepiej, wygodniej… Z kupiecką wspaniałością na pokaz jest nam nie do twarzy. Po co budować nadmiernie szerokie arterie? Szerokość arterii i ulic wyznacza w ostatecznym rachunku celowość, możliwość zapewnienia sprawnego ruchu kołowego i pieszego.

Równie pełne treści i znaczenia są sformułowane przez towarzysza Stalina tezy w sprawie zazielenienia miast.

Wytycznymi dla naszej teorii i praktyki budowy miast są również wskazówki towarzysza Stalina, dotyczące wykorzy-stania dogodnych pod względem kompozycyjnym naturalnych właściwości danej okolicy. Maksymalne wykorzystanie tych lokalnych warunków przyrodzonych: brzegu morskiego, pa-górkowatości terenu, masywów zieleni i włączenie wszystkich tych niezmiernie ważnych elementów do kompozycji mia-sta – oto zasady, które znajdują odzwierciedlenie we wszyst-kich generalnych projektach odbudowy Stalingradu, Rostowa nad Donem, Noworosyjska, Smoleńska i wielu innych miast.

Poruszając na naradzie lipcowej 1934 r. sprawę znaczenia rzeki Moskwy w planie miasta Moskwy, towarzysz Stalin podkreślił rolę rzeki jako jednego z głównych czynników układu planu i wskazał na celowość takiego rozwiązania, które przewidziałoby przelotność ruchu na całej długości wybrzeży oraz rozmieszczenie wzdłuż brzegów głównie do-mów mieszkalnych i instytucji publicznych.

Każdym swym słowem, każdym swym twierdzeniem to-warzysz Stalin podkreślał troskę o mieszkańców Moskwy, traktując z jednakową uwagą zarówno sprawy przebudowy centralnych części miasta, jak i jego przedmieść.

iDee sTAlinOwskie w bUDOwnicTwie MiAsT

301

Najważniejszymi cechami radzieckiej urbanistyki są: de-mokratyzm i humanizm. Pozdrawiając Moskwę w dniu jej osiemsetlecia towarzysz Stalin powiedział:

Jedną z najgorszych plag wielkich stolic europejskich, azja-

tyckich i amerykańskich jest istnienie dzielnic nędzarzy, gdzie

miliony spauperyzowanych ludzi pracy skazano na wegeto-

wanie i powolną, męczeńską śmierć. Zasługa Moskwy polega

na tym, że zlikwidowała ona całkowicie te dzielnice i umoż-

liwiła pracującym przeprowadzenie się z piwnic i lepianek

do mieszkań burżuazji, do nowych, dobrze wyposażonych

domów, które zbudowała władza radziecka.

Samo pojęcie przedmieścia, które cechowała chaotyczność zabudowy, rudery, nędzne budy i brak elementarnych urzą-dzeń, zanika w słownictwie radzieckim. Wiele spośród daw-nych przedmieść Moskwy i innych miast niczym się dzisiaj nie różni od centralnych dzielnic miasta, zarówno pod względem ujęcia przestrzennego, jak i urządzeń miejskich. W radziec-kiej praktyce budowy miast zatarto granicę między wyjąt-kowymi dziełami sztuki dla wybranych a budownictwem masowym. Naród radziecki, jako jedyny klient i gospodarz kraju, stawia budownictwu swych mieszkań, klubów, te-atrów, wysokie wymagania natury estetycznej i funkcjo-nalnej, a architekci radzieccy dążą do najpełniejszego ich zaspokojenia.

Plany, które opracowuje nasze państwo, zapewniają naro-dowi Kraju Radzieckiego wspaniałą teraźniejszość i piękną przyszłość. Plany te są wielkie, rozległe a jednocześnie realne. Mieszkańcy Moskwy i innych miast dobrze pamiętają przed-wojenne tempo przebudowy. Tempo budownictwa miejskiego po skończeniu działań wojennych nabrało jeszcze szerszego rozmachu niż przed wojną.

MikOłAJ JAkOwlewicz kOlli

302

Już w latach wojny najlepsi mistrzowie architektury radzieckiej opracowywali generalne projekty odbudo-wy i przebudowy miast zburzonych przez Wroga. Sporzą-dzone w ostatnich latach projekty odbudowy i przebudowy Stalingradu, Rostowa nad Donem, Woroneża, Smoleńska, No-wogrodu, Kali nina i wielu innych miast, w tej liczbie miasta--bohatera Leningradu, w których wykorzystuje się wspaniałe doświadczenia Moskwy, wyrażając w kształtach przyszłego miasta cechy socjalistycznego humanizmu, prawdziwej de-mokracji, troski o człowieka. Każdy z tych projektów jest szczegółowym planem rozwoju miasta. W każdym z nich od-czuwa się dążenie do jednolitości kompozycyjnej organizmu miejskiego z całkowitym uwzględnieniem ukształtowanego historycznie miasta, jemu jedynie właściwych odrębności narodowo-obyczajowych, klimatycznych i przyrodniczych. Każdy z tych projektów uwzględnia idee budownictwa miej-skiego oparte na teorii Lenina – Stalina o socjalistycznej przebudowie naszej Ojczyzny, każdy z tych projektów wy-korzystuje wskazania Wielkiego Stalina, sformułowane przy omawianiu generalnego planu przebudowy Moskwy. W tym nieustającym dążeniu naprzód drogą wskazaną przez Lenina i Stalina kryje się niewątpliwie również pewność zrealizo-wania wszystkich projektów urbanistycznych naszej pięknej rzeczywistości.

przypiS 1 Patrz pismo:,,Architiektura

zsrr“1989, nr 12.

iDee sTAlinOwskie w bUDOwnicTwie MiAsT

303

Znaczki pocztowe przedstawiające główny budynek Uniwersytetu Moskiewskiego im. Michaiła Łomonosowa (ros. Московский

государственный университет имени М.В. Ломоносова, Мгу), zbudowanego w latach 1949 –1953, główny architekt: Borys Jofan,

(źródło: wikipedia).

O stOsOwaniu metOd przemy-słOwych w budOwnictwie...

Pocztówka propapgandowa, wydawnictwo Artysta rFsrr, projekt: A. Madachow, 1968 (źródło: zbiory redakcji).

Makieta dziewiątego kwartału wzorcowego osiedla mieszkaniowego na Nowych Czeriomuszkach w Moskwie (źródło: T. Drużnina, Wszystko dla człowieka

radzieckiego, „Robotnica” listopad 1958, ze zbiorów redakcji).

Nikita Siergiejewicz chruSzczow

o StoSowaNiu metod przemy-Słowych w bu-dowNictwie,o polepSzaNiu jakości i obNi-żaNiu koSztów właSNych robót budowlaNych1

Źródło: Nikita Siergiejewicz Chruszczow, O stosowaniu metod przemysłowych w budownictwie, o polepszaniu jakości i obniżaniu kosztów własnych robót budowlanych (fragmenty przemówienia to-warzysza N.S. Chruszczowa na Wszechzwiązkowej Konferencji Budowniczych), [w:] „Trybuna Ludu”, 27 grudnia 1954, s. 3–4

1954

wRóć DO spisU TReści

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

306

W dniu 7 grudnia br. na Wszechzwiązkowej Konferencji Bu-downiczych pierwszy sekretarz Kc PzPr N.S. Chruszczow wygłosił przemówienie pt. O stosowaniu metod przemysło-wych w budownictwie, o polepszaniu jakości i obniżaniu kosztów własnych robót budowlanych. Obszerne fragmenty tego przemówienia podajemy poniżej 1:

Pod kierownictwem partii komunistycznej naród radziecki osiągnął wielkie sukcesy w uprzemysłowieniu naszego kra-ju. Z sukcesów tych dumne są klasa robotnicza, chłopstwo kołchozowe i inteligencja Związku Radzieckiego, sukcesy te cieszą przyjaciół naszych za granicą.

Uprzemysłowienie Kraju Rad zostało dokonane dzięki temu, że partia nasza nieustannie wcielała w życie wskazania Lenina i Stalina. Było to naszym głównym zadaniem i pozo-staje głównym zadaniem na przyszłość. Powinniśmy nadal rozwijać w jak najszerszej mierze przemysł ciężki. Przemysł ciężki jest podstawą gospodarki narodowej, źródłem potęgi ekonomicznej państwa socjalistycznego i jego obronności, źródłem dostatniego i kulturalnego życia mas pracujących. Jedynie pod warunkiem dalszego rozwoju przemysłu ciężkie-go będziemy mogli pomyślnie rozwijać wszystkie dziedziny gospodarki narodowej, nieustannie podnosić dobrobyt na-rodu i zapewnić nietykalność granic Związku Radzieckiego. Jest to rzecz najważniejsza.

W oparciu o osiągnięcia w rozwoju przemysłu ciężkiego, partia i rząd przywiązują dużą uwagę do rozwinięcia pro-dukcji artykułów powszechnego użytku.

Rok 1954 był pierwszym rokiem walki o wcielenie w ży-cie programu zdecydowanego rozwoju rolnictwa. Jak wiemy, w roku bieżącym w szeregu obwodów Ukrainy, Powołża i w innych południowych częściach kraju warunki klimatycz-ne były wyjątkowo niekorzystne. Wskutek posuchy mieliśmy

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

307

na tych obszarach poważny niedobór zboża. Jednakże Syberia, a zwłaszcza Kraj Ałtajski i Kazachstan przyszły nam z po-ważną pomocą. Kołchoźnicy, pracownicy mts i sowchozów, organizacje partyjne Kraju Ałtajskiego i szereg obwodów Syberii i Republiki Kazachskiej dokonali poważnego wysił-ku, oddali krajowi poważną usługę. Mimo nieurodzaju zbóż w szeregu południowych okręgów, dostawy zboża w całym kraju na dzień 5 grudnia br. były o 271 milionów pudów większe niż w analogicznym okresie ubiegłego roku.

Komunikat Kc PzPr i Rady Ministrów zsrr, opublikowany w prasie 8 listopada, stwierdza, że w 1954 r. dostawy zboża, mięsa, mleka, warzyw były znacznie większe niż w roku po-przednim. Różnica była istotnie bardzo poważna. Niektórzy mogą zadać pytanie, czym wyjaśnić fakt, iż mimo zwięk-szenia dostaw i skupu artykułów rolnych w roku bieżącym, w sklepach nie zawsze można znaleźć artykuły? Dlaczego tak jest? Dzieje się tak dlatego, że popyt na artykułu konsum-pcyjne ogromnie wzrósł, ponieważ ludność ma więcej pie-niędzy. Ceny towarów zostały obniżone łącznie o miliardy rubli, realna wartość płac robotników i urzędników oraz dochody kołchoźników znacznie wzrosły. Toteż, aczkolwiek zwiększamy produkcję towarów, popyt ze strony ludności wciąż jednak nie jest w pełni zaspokajany. Podczas spotkań i rozmów z kołchoźnikami w różnych częściach kraju nieraz słyszało się życzenia, aby w sprzedaży było więcej cukru, obuwia, tkanin wełnianych, oczywiście wysokiej jakości. Wzrósł więc popyt na towary wysokiej jakości. Jest to wy-nikiem faktu, że dokonane przez partię i rząd posunięcia przyczyniły się do znacznego wzrostu zdolności nabywczej mas pracujących.

Nasze zadanie polega na tym, aby w jeszcze większym stopniu zaspokajać wzrastające potrzeby ludności. Dlate-go też walka o zwiększenie produkcji zboża, ziemniaków,

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

308

warzyw, mięsa, tkanin i innych towarów powinna być pro-wadzona również w przyszłości konsekwentnie i wytrwale.

Mamy dobre podstawy do zwiększenia produkcji zbóż. Projektowano zagospodarowanie w 1954 r. 13 mln ha ziem nie uprawianych, a faktycznie zaorano 17 430 tys. ha. Tak poważne sukcesy na odcinku zagospodarowywania ziem nie uprawianych osiągnięte zostały dzięki ofiarnej pracy koł-choźników, pracowników mts i sowchozów, klasy robotniczej naszego kraju. Cały naród zrozumiał konieczność rozwiąza-nia tego problemu.

Możemy z całą pewnością stwierdzić, że w 1955 r. zostanie obsianych dodatkowo co najmniej 20 mln ha dzięki zagospo-darowaniu ziem nie uprawnych i odłogów.

Zwiększając produkcję zboża, stwarzamy warunki dal-szego potężnego rozwoju wszystkich działów rolnictwa. Jest to szczególnie konieczne ze względu na rozwój hodowli. Po-trzebujemy przede wszystkim zbóż pastewnych, albowiem zboża na chleb mamy pod dostatkiem. W miarę zwiększania się zbóż pastewnych, kołchozy i sowchozy będą produkowały więcej mięsa, mleka, masła, jaj, wełny. Potrzebujemy więcej zboża, aby mieć poważne rezerwy zbożowe oraz, aby zwięk-szyć handel zbożem z innymi państwami.

Realizowane przez partię i rząd posunięcia w kierunku rozwoju przemysłu i rolnictwa mają na celu dalsze umacnia-nie potęgi państwa radzieckiego, systematyczne zwiększanie dobrobytu naszego narodu. Doniosła rola na tym polu przy-pada pracownikom rozwijającego się z roku na rok przemysłu budowlanego – naszym budowniczym, pracownikom prze-mysłu materiałów budowlanych, przemysłu budowy maszyn, którzy wyposażają budowle w sprzęt techniczny, naszym architektom i konstruktorom, całej naszej licznej armii bu-downiczych.

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

309

pilne pRObleMY UpRzeMYsłOwieniA bUDOwnicTwABudownictwo w naszym kraju prowadzone jest na olbrzy-mią skalę. Aby scharakteryzować zakres prac budowlanych wystarczy przypomnieć, że w okresie powojennym na budow-nictwo inwestycyjne w gospodarce narodowej państwo ra-dzieckie wydatkowało przeszło 900 mld rubli. W okresie tym odbudowano, zbudowano i uruchomiono ponad 8 tys. wiel-kich państwowych przedsiębiorstw przemysłowych. Z roku na rok buduje się coraz więcej mieszkań, szkół i szpitali; w okresie powojennym wzniesiono w miastach i osiedlach budynki mieszkalne dla robotników i urzędników o łącznej powierzchni przeszło 200 mln m kw., zaś we wsi około 4,5 mln budynków mieszkalnych dla kołchoźników i inteligencji wiejskiej.

W roku bieżącym zakres prac budowlano-montażowych w całym kraju zwiększył się w porównaniu z rokiem 1946 przeszło 2,5 raza. W samym tylko roku 1954 wydatki na inwes tycje równe są wszystkim wydatkom na ten cel w okre-sie drugiej pięciolatki.

Nowy, znaczny krok naprzód uczyniono w dziedzinie bu-dowy przedsiębiorstw przemysłu ciężkiego, będącego pod-stawą naszej gospodarki. W roku bieżącym i na przyszłość uwaga nasza powinna się skupiać na budowie nowych przed-siębiorstw przemysłu węglowego, naftowego, hutniczego, ma-szynowego, na budowie nowych elektrowni wodnych i innych przedsiębiorstw przemysłowych. Równocześnie w całym kra-ju nabiera rozmachu wielkie budownictwo mieszkaniowe. Wystarczy stwierdzić, że jedynie w roku bieżącym zostaną zbudowane w miastach i osiedlach robotniczych naszego kraju budynki mieszkalne o ogólnej powierzchni ponad 30 mln m kw., zaś na wsi około 400 tys. budynków mieszkalnych.

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

310

Aby sprostać zadaniom, jakie stoją przed nami w dziedzi-nie budownictwa, należy w jak najszerszej mierze rozwijać i udoskonalać nasz przemysł budowlany. Trzeba stanowczo skończyć z rzemieślniczymi metodami pracy w budownictwie. Mamy dziś niezbędne warunki, aby w możliwie najszerszym stopniu uprzemysłowić budownictwo. Jakie to warunki?

Przede wszystkim wyrosły u nas liczne kadry wykwa-lifikowanych robotników i specjalistów. W organizacjach budowlanych oraz w przemyśle materiałów budowlanych pracują tysiące znakomitych mistrzów w swym zawodzie i nowatorów produkcji. Mamy fabryki, które mogą dostarczyć budowniczym nowoczesnego sprzętu technicznego, ułatwia-jącego pracę i zwiększającego jej wydajność. Została stwo-rzona i rozszerza się baza produkcyjna, która umożliwia zaopatrzenie budownictwa w prefabrykowane konstrukcje i elementy żelbetowe oraz w materiały budowlane.

Jak dowiodła obecna konferencja, w dziedzinie budownic-twa obok niewątpliwych sukcesów mamy jeszcze wiele bra-ków. Trzeba zdecydowanie ujawniać niedociągnięcia i mobi-lizować wszystkie nasze siły w celu ich usuwania. Ujawniać braki trzeba śmiało i zdecydowanie, trzeba wskazywać osoby ponoszące za nie odpowiedzialność, albowiem braki powstają nie same przez się, lecz z winy tych czy innych pracowników. Krytyka nie powinna być bezprzedmiotowa. Trzeba kryty-kować tych pracowników, którzy popełniają błędy i winni są konkretnych niedociągnięć; trzeba także krytykować tych, którzy widzą te niedociągnięcia, lecz godzą się z nimi i nie walczą o ich usunięcie.

Decydującym warunkiem radykalnego usprawnienia bu-downictwa jest dalsze jego uprzemysłowienie. Kc PzPr i Rada Ministrów zsrr w uchwale O rozwoju produkcji prefabry-kowanych konstrukcji i elementów żelbetowych dla budow-nictwa, ustaliły obszerny program zwiększania produkcji

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

311

Projekt funkcjonalny tzw. wózko-kontenera A. Malcewa, lata 50. XX wieku, zsrr (źródło: http://builditcentury.ru/?p=1248).

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

312

Ilustracje N. Smoljaninowej do artykułu Kamieniarz, autorstwa inż. A. Kołganowa, „Technika mołodieży” 1951, nr 11, s. 29

(źródło: zbiory redakcji).

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

313

wyrobów żelbetowych. Zapewni to przejście do metod prze-mysłowych w budownictwie.

Znaczny rozwój produkcji prefabrykowanych elementów żelbetowych da nam wiele pod względem gospodarczym. Budowniczowie wiedzą, że jeszcze do niedawna toczyły się spory na temat, jaką drogę powinniśmy obrać w budow-nictwie: czy drogę stosowania konstrukcji prefabrykowa-nych, czy też drogę stosowania monolitowego betonu. Nie ma potrzeby wymieniać nazwisk i karcić tych pracowników, którzy usiłowali skierować budowniczych na drogę stoso-wania betonu monolitowego. Przypuszczam, że towarzysze ci zdają sobie dziś sprawę, iż zajmowali niewłaściwe sta-nowisko. Wydaje mi się, że dziś wszyscy są przekonani, iż powinniśmy kroczyć bardziej postępową drogą, stosować prefabrykowane konstrukcje i elementy żelbetowe. Jakie są skutki stosowania betonu monolitowego w budownictwie? Powoduje to nieuchronnie nieporządek na budowie, szalowa-nie najróżniejszych rodzajów konstrukcji, nadmierne zużycie żelaza, rozkurz cementu, straty w materiałach pomocniczych i w betonie. Jakie natomiast korzyści daje stosowanie ele-mentów prefabrykowanych? Umożliwia ono produkowanie elementów w sposób podobny do tego, jaki stosuje się przy budowie maszyn, umożliwia przejście do przemysłowych metod w budownictwie.

Stosowanie elementów prefabrykowanych w budownic-twie otwie ra przed nami wielkie możliwości w dziedzinie oszczędzania środków pieniężnych i materiałów oraz zwięk-szania wydajności, a co za tym idzie, również wielkie moż-liwości wzrostu zarobków pracowników budowlanych. Tak np. dzięki zastąpieniu konstrukcji stalowych żelazobetono-wymi, zużycie metalu w jednopiętrowych budynkach prze-mysłowych zmniejsza się co najmniej dwukrotnie. W po-równaniu z betonem monolitowym pracochłonność spada

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

314

w przybliżeniu trzykrotnie. Zapotrzebowanie na drewno w budownictwie mieszkaniowym zmniejsza się o 20 – 25 proc. Ponadto konstrukcje żelazobetonowe są znacznie bardziej wytrzymałe na korozję, są trwałe i odporne na ogień.

Uchwała Kc PzPr i Rady Ministrów zsrr przewiduje wy-budowanie w ciągu najbliższych lat 402 nowe zakłady i 200 placów typu poligonowego dla produkcji prefabrykowanych konstrukcji i elementów żelazobetonowych. W ciągu trzech lat produkcja prefabrykowanych elementów żelazobetono-wych wzrośnie pięciokrotnie, a w związku z tym produkcja cementu, jak również materiałów pomocniczych, wzrośnie przeszło półtora raza.

Mówiąc o charakterze budownictwa z zastosowaniem prefabrykowanych konstrukcji żelazobetonowych, niektórzy towarzysze zadają pytanie, jaki rodzaj budowy powinno się przede wszystkim stosować: szkieletowo-płytowy, czy też bezszkieletowy wielkopłytowy. Mnie się wydaje, że na razie nie należy wydawać ostatecznego wyroku na żaden z tych rodzajów. Trzeba dać możność rozwoju jednemu i drugiemu kierunkowi. Być może oba kierunki wytrzymają próbę ży-cia, albowiem budujemy gmachy o różnym przeznaczeniu i w różnych warunkach.

Jest rzeczą całkowicie bezsporną, że równocześnie z bu-dową gmachów z zastosowaniem ściennych płyt żelazobe-tonowych powinniśmy na szeroką skalę prowadzić budowę gmachów z wielkich i małych bloków ściennych.

Koszt budownictwa wielkoblokowego w porównaniu z bu-downictwem z cegieł zmniejsza się o 12 proc., a stopień mon-tażu podnosi się z 38 proc. do 85 proc. Przy budownictwie wielkoblokowym ogromnie wzrasta wydajność pracy. W cią-gu 8 godzin dwójka murarzy układa z cegieł mur objętości 3,5 m sześciennych. W tym samym czasie dwójka montażystów montuje z wielkich bloków mur objętości 25 m sześciennych.

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

315

Prefabrykowane konstrukcje żelazobetonowe, elementy i wielkie bloki należy wprowadzać nie czekając na zakończe-nie budowy fabryk wyrobów żelazobetonowych, tym bardziej, że do produkcji bloków ściennych nie trzeba żadnych spe-cjalnych fabryk. Bloki można produkować na placu budowy, wykorzystując elektryczne lub parowe nagrzewanie betonu, co nie wymaga żadnych skomplikowanych urządzeń.

Budowa stropów jest jedną z podstawowych prac przy wznoszeniu gmachów. Sprawie wyboru konstrukcji prefabry-kowanych płyt stropowych konstruktorzy i budowniczowie poświęcają wiele uwagi.

Niektórzy towarzysze proponują stosowanie wyłącznie wielkopustkowych płyt konstrukcji inżyniera Makarowa. Produkcja tych płyt jest nieskomplikowana i należy ją or-ganizować na jak najszerszą skalę. Jednakże, jak mnie się wydaje, wielożeberkowe płyty stropowe mają więcej zalet. Do nich należy przyszłość: na wyprodukowanie tych płyt zużywa się mniej materiałów, a w szczególności, co jest rze-czą bardzo ważną, mniej metalu: konstrukcja płyt zapewnia lepszą izolację dźwiękową, koszt płyt wielożeberkowych jest znacznie mniejszy niż płyt innego rodzaju. Należy dążyć do tego, aby wyprodukować możliwie jak najwięcej maszyn do wyrobu płyt wielożeberkowych. Jednakże tam, gdzie nie ma możności produkowania płyt wielożeberkowych w warun-kach fabrycznych, celowe jest organizowanie produkcji płyt wielkopustkowych.

Należy wspomnieć również o brakach w konstrukcji scho-dów. Obecnie, jeszcze w wielu przypadkach, dostarcza się na budowle z fabryk żelazobetonowych biegi schodowe i podesty ze źle wykończonymi powierzchniami. Dlatego też po zainstalowaniu biegów schodowych i podestów musi się je często jeszcze obrabiać. W podobny sposób ma się spra-wa w wielu przypadkach również z płytami ścian i stropów.

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

316

Jest to niewłaściwe. Wszystkie prace związane z wykończe-niem części żelazobetonowych należy całkowicie wykonywać w fabrykach.

Wyroby powinny przybywać na budowlę w postaci wy-kończonej, całkowicie gotowe do zainstalowania.

Konstrukcje betonowe powinny być lekkie, nie powinny mieć zbędnej wagi.

Musimy zwrócić szczególną uwagę na upowszechnienie stosowania cienkościennych, profilowanych konstrukcji pre-fabrykowanych. Takie konstrukcje odznaczają się wielkimi zaletami w porównaniu z masywnymi konstrukcjami betono-wymi. Waga zmniejsza się w przybliżeniu o 33 proc., zużycie cementu o 20 proc., koszt o 15 proc.

Wibratory, stoły wibracyjne, prasy mechaniczne i inne maszyny, jakimi dysponują fabryki, umożliwiają produkcji elementów i konstrukcji używanie twardego betonu zamiast plastycznego przy przy produkcji elementów i konstrukcji. Twardy beton pozwala na natychmiastowe zdejmowanie oszalowania i otrzymywanie wyrobów wysokiej trwałości. Skuteczność stosowania twardego betonu polega zarówno na zwiększeniu szybkości produkcji wskutek zmniejsz nia liczby form, jak i na polepszeniu jakości wyrobów, na za-oszczędzaniu metalu na formy i zmniejszeniu wydatków na rozbiórkę i zmontowanie oszalowania. Powinniśmy po gospodarsku podchodzić do tych spraw. Jedynie tam, gdzie nie ma fabryk, gdzie nie zorganizowano produkcji fabrycznej wyrobów żelazobetonowych, należy na razie używać beto-nu plastycznego. Szerokie zastosowanie prefabrykowanych elementów żelazobetonowych w budownictwie umożliwi znaczne zmniejszenie zużycia drewna i metalu.

Wielu uskarża się, że nie ma drewna. I rzeczywiście nie star-cza go. Jednocześnie zaś wiele drewna zużywa się w sposób marnotrawny. Weźmy np. ministerstwo komunikacji. Na to rach

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

317

Przykładowa konstrukcja bloku pięciopiętrowego z prefabrykowanych płyt żelbetonowych stosowana w masowym budownictwie (seria I 464-A2),

1960, zsrr (źródło: http://mgsupgs.livejournal.com / 197476.html).

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

318

Budynek mieszkalny w dzielnicy Borszczagiwka w Kijowie (projekt 1 – 404A-52), druga połowa lat 60. XX wieku

(źródło: http://archunion.com.ua / kniga / kniga_002_001.shtml#001)

Sekcja bloków mieszkalnych w dzielnicy Komsomoł w Kijowie, druga połowa lat 60. XX wieku

(źródło: http://archunion.com.ua / kniga / kniga_002_001.shtml#001).

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

319

używa się tylko podkładów drewnianych, słupy kilometrowe sporządza się wyłącznie z szyn. Maszty, mostki i rury do prze-puszczania wody – wszystko robi się z metalu. Czy jednak nie można tego wszystkiego zrobić z żelazobetonu? Dlaczego np. nie moglibyśmy się uczyć od Czechów, którzy produkują wspaniałe żelazobetonowe podkłady kolejowe i oszczędzają w ten sposób drewno. Powinniście pojechać do nich i zobaczyć to sami.

W czasie podróży po Chinach widzieliśmy z towarzyszem Bułganinem, Mikojanem i innymi członkami delegacji wiele masztów i słupów zrobionych z żelazobetonu, i to dobrze zrobionych. Powinniśmy naśladować ten dobry pomysł.

W czasie podróży po Dalekim Wschodzie obejrzeliśmy szereg fabryk i zobaczyliśmy, że wiele z nich wybudowanych jest przeważnie z metalu, a prefabrykowanego żelazobetonu nie stosowano prawie wcale. Dlaczego tak się dzieje? Dla-tego, że niektórzy kierownicy budują szkielety oddziałów

Budowa Chruszczowki, fotografia Stana Weimana do artykułu The Biggest Story? Housing: Throughout the U.S.S.R. History’s Biggest Boom in Prefab

Apartment Construction is in the Works, „Life Magazine” 1963, nr 13. (źródło: zbiory redakcji).

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

320

fabrycznych całkowicie z metalu, dowodząc, że umożliwia im to szybsze zakończenie budowy. Ale to jest niesłuszne.

Towarzysze, należy zdecydowanie położyć kres marno-trawstwu w zużywaniu metalu. Z metalu należy budować wyłącznie to, co jest podyktowane koniecznością. Wszystko, co można, należy zastąpić w budownictwie betonem i że-lazobetonem.

Rozpatrując problemy uprzemysłowienia budownictwa, nie możemy pominąć milczeniem zagadnienia rozwoju produkcji materiałów budowlanych stosowanych w wielkich ilościach. Wydaje mi się, że zarówno Państwowy Komitet Planowania, jak i wielu z nas tu obecnych, ponosi winę za pewien poważny błąd. Nie jest rzeczą słuszną, że w rozwoju przemysłu materia-łów kładziono u nas dotychczas nacisk na budowanie cegielni, zamiast wszelkimi sposobami rozwijać przemysł cementowy.

Cegłę jako podstawowy materiał budowlany stosowano i stosuje się tam, gdzie budowa odbywa się głównie w sposób ręczny. W tym wypadku wielkie znaczenie ma również waga materiału ściennego, waga cegły. Dziś, gdy mamy do dyspo-zycji beton, silniki elektryczne, dźwigi i inne maszyny, nie możemy pracować po dawnemu. Wiadomo powszechnie, ile czasu i pracy pochłania produkcja cegły. Czyż nie lepiej zamiast cegły produkować betonowe bloki ścienne o roz-miarach odpowiadających środkom transportu pionowego, jakimi dysponujemy, tj. bloki o wadze 2, 3, 5 ton?

W obecnej chwili, gdy stanęły przed nami zadania szero-kiego uprzemysłowienia budownictwa, należy maksymalnie rozwijać przemysł cementowy, by zapewnić znaczne zwięk-szenie produkcji betonu.

Z tego jednakże bynajmniej nie wynika, że nie powinniśmy się troszczyć o zwiększenie produkcji cegły dzięki wykorzy-staniu rezerw, jakimi dysponujemy w czynnych obecnie ce-gielniach.

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

321

Ilustracje N. Smoljaninowej do artykułu Kamieniarz, autorstwa inż. A. Kołganowa, „Technika mołodieży” 1951,

nr 11, s. 28 (źródło: zbiory redakcji).

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

322

Budowa Chruszczowki. Fotografie Stana Weimana do artykułu The Biggest Story? Housing: Througho-ut the U.S.S.R. History’s Biggest Boom in Prefab Apartment Construction is in the Works, „Life Magazi-ne” 1963, nr 13 (źródło: zbiory redakcji)

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

323

Na naszej konferencji przemawiał znany nowator, tow. Du-wanow. Wykazał on w sposób przekonujący, że w czynnych obecnie cegielniach można zwiększyć produkcję cegły o 50 do 100 proc. Cegła w dalszym ciągu pozostaje podstawowym materiałem ścianowym. Dlatego też powinniśmy wszech-stronnie udoskonalać produkcję cegły, dopóki nie zostanie ona zastąpiona przez wyroby betonowe.

Wiele mamy także do zrobienia, aby używać cegły w budow-nictwie w sposób bardziej właściwy. Towarzysze Malcew i Szir-kow, którzy tu przemawiali, opowiedzieli nam o racjonalnych metodach przewożenia cegły na miejsce budowy. Stosowanie pojemników przy transporcie cegły dało już znaczne korzyści. Musimy jednak pójść dalej. Zamiast przewożenia cegieł w po-jemnikach, trzeba w cegielniach sporządzać bloki z cegieł. Tak na przykład w Czechosłowacji metoda ta jest już stosowana.

Pomyślne stosowanie metod przemysłowych i uspraw-nienie działalności organizacji budowlanych w znacznym stopniu zależy od poziomu organizacyjno-technicznego kie-rownictwa w budownictwie.

Siłami drobnych organizacji budowlanych nie sposób do-konać uprzemysłowienia budownictwa, przyspieszyć tempa i obniżyć kosztów robót budowlanych. Dlatego też trzeba sca-lać organizacje budowlane. W chwili obecnej mamy w Związ-ku Radzieckim ponad 7,500 organizacji budowlanych, z któ-rych jedna trzecia prowadzi roboty budowlane wartości nie przekraczającej 5 mln rubli rocznie.

Nie sposób mówić poważnie o uprzemysłowieniu budow-nictwa, jeżeli nadal będziemy zwiększali liczbę organizacji budowlanych. Czyż nie jest jasne, że drobne, a więc słabe or-ganizacje budowlane nie są w stanie stosować przemysłowych metod pracy? Powinniśmy wkroczyć na drogę bezwzględnego scalenia organizacji budowlanych. Bez tego nie może być mowy o żadnym uprzemysłowieniu budownictwa.

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

324

Bardzo wymowne pod tym względem jest doświadczenie w dziedzinie scalania organizacji budowlanych w Moskwie, gdzie z 58 zjednoczeń budowlanych Rady Miejskiej oraz mi-nisterstw i zarządów głównych stworzono jedną organiza-cję – Gławmosstroj. Gdy dyskutowano nad kwestią stworzenia Gławmosstroja, mówiło się wiele o tym, iż Rada Moskiewska nie potrafi kierować tak wielką organizacją, wyrażano obawy, że plan budowy domów mieszkalnych nie będzie wykonany, jeżeli ministerstwa nie będą się tym zajmowały. Można było przypuszczać, że w pierwszym roku istnienia Gławmosstroja wyłonią się pewne niedociągnięcia organizacyjne, mogące spowodować niewykonanie planu. Jednakże wszystkie te obawy okazały się bezpodstawne. Dyrektor Gławmosstroja tow. Kuczerenko złożył tu sprawozdanie o rezultatach scalenia organizacji budowlanych i zakomunikował, iż zobowiązanie budowniczych Moskwy – oddania do użytku w bieżącym roku 900 tys. m kw. powierzchni mieszkalnej – zostanie wykonane, a równocześnie wykonane zostaną prace przygotowawcze w zakresie budownictwa na rok 1955 w skali większej niż w roku ubiegłym.

Rezultaty te świadczą, że nowa organizacja uczyniła po-ważny krok naprzód, albowiem prace wstępne w budownic-twie, to rzecz główna, powiedziałbym nawet, najważniejsza. Każdy rozumie, że jest rzeczą niemożliwą prowadzić rytmicz-nie prace budowlane, bez normalnych prac przygotowaw-czych. Jeśli nie ma prac przygotowawczych, to wykwalifiko-wani robotnicy zatrudnieni są nie według swej specjalności, lecz przy robotach ziemnych i pomocniczych. W rezultacie obniża się wydajność pracy, zwiększa się koszt budowy, nie dotrzymywane są terminy wykonania prac.

Doświadczenia Moskwy i innych miast dowodzą, że ko-nieczne jest stworzenie wyspecjalizowanych organizacji bu-dowlanych, właśnie wyspecjalizowanych a nie komplekso-

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

325

wych, ponieważ tylko takie organizacje potrafią stosować przemysłowe metody w budownictwie.

Wyspecjalizowane organizacje budowlane umożliwiają lepszą organizację pracy robotników, czynią tę pracę bar-dziej wykwalifikowaną, umożliwiają wykorzystanie maszyn w sposób bardziej wydajny. Tak np. w Moskwie powołano Fundamentstroj, które przeprowadza niwelację na placach budowlanych, wykonuje roboty ziemne, fundamenty i ścia-ny piwnic (z betonowych lub żelazobetonowych elementów i bloków). Istnieją zjednoczenia, które wykonują prace o cha-rakterze ogólnobudowlanym: montowanie ścian, o ile budowa prowadzona jest z wielkich bloków, albo też żelbetowych płyt lub też wykonują montowanie schodów, stropów oraz inne prace. Wznoszeniem ścian działowych i wykańczaniem pomieszczeń zajmuje się odrębna organizacja specjalizująca się w tych pracach. Instalacje sanitarno-techniczne wyko-nuje także wyspecjalizowana organizacja. Organizacje takie wykonują również prace elektrotechniczne, prace związane z instalacją wind itp.

Jedynie przy ścisłej specjalizacji osiągnąć można wysoką wydajność i jakość prac. W tych warunkach wzrastają tak-że płace robotników. Tam, gdzie specjalizacji nie ma i gdzie wszystkie rodzaje prac wykonywane są przez jedno zjedno-czenie lub biuro, płaca robotników nie będzie wysoka. Ro-botnik taki pracuje dziś jako murarz lub malarz, a jutro jako pomocnik budowlany. Rzecz zrozumiała, że w tych warun-kach zarobki jego nie mogą być wysokie.

Specjalizacja organizacji budowlanych uczyni je bardziej sprężystymi, ruchliwymi, bardziej elastycznymi i operatyw nymi w pracy. Zanim przystąpi się do budowy fabryki lub budynku mieszkalnego, wyspecjalizowana organizacja zajmująca się robotami ziemnymi i niwelacyjnymi powinna zniwelować te-ren, założyć fundamenty, przeprowadzić całe uzbrojenie terenu.

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

326

W tym samym czasie inna organizacja wyspecjalizowana po-winna przygotować się do montażu budynku z prefabrykowa-nych elementów budowlanych. Przy takiej organizacji można prowadzić prace według zsynchronizowanego harmonogramu: montować konstrukcję gmachu, a równocześnie dokonywać montażu urządzeń technicznych w wypadku budowy fabryki. Mieliśmy wiele przykładów takiej organizacji budownictwa zarówno w czasie wojny, jak i w okresie powojennym.

Za najbardziej właściwe rozwiązanie należy uważać utwo-rzenie wyspecjalizowanych terenowych organizacji budow-lanych, jednak do takiego rozwiązania warunki u nas nie wszędzie jeszcze dojrzały. Dlatego też trzeba będzie chwilowo stwarzać organizacje wyspecjalizowane przy ministerstwach.

UsUnąć bRAki w pROJekTOwAniU, pOlepszYć pRAcę ARchiTekTówPostępy, uprzemysłowienie, polepszenie jakości i obniżenie kosztów budownictwa w znacznym stopniu zależą od biur projektowych, od pracy architektów i konstruktorów.

Nie możemy godzić się z tym, że roboty budowlane czę-sto opóźniają się z powodu opieszałości biur projektowych, z tym, że częstokroć nawet proste budynki projektuje się dwa lata i więcej. Interesy uprzemysłowienia budownictwa dyk-tują konieczność zorganizowania pracy biur projektowych z tym, żeby naczelnym ich zadaniem było opracowywanie projektów typowych i stosowanie istniejących już projektów typowych.

Szerokie zastosowanie prefabrykowanych elementów żel-betowych, konstrukcji, wielkich bloków i nowych wydaj-nych materiałów stanowi to nowe w technice budownictwa, co bezwzględnie wymaga odrzucenia przestarzałych metod projektowania.

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

327

Równocześnie wielu pracowników organizacji planują-cych i biur projektowych nie docenia znaczenia typowego projektowania.

Mówią o tym następujące fakty. Z istniejących w kraju 1100 budowlanych biur projektowych, typowym projektowaniem zajmują się częściowo tylko 152 biura. Od 1951 do 1953 r. na typowe projektowanie wydano nie więcej niż 1 proc. środków wyasygnowanych na prace projektowe. W 1953 r. według pro-jektów typowych wybudowano tylko 12 proc. ogólnej objętości budownictwa przemysłowego. I w tym roku sytuacja niewiele się polepszyła.

Miałem sposobność rozmawiać z wieloma inżynierami i architektami na temat projektowania. Wszyscy oni zgadza-ją się z tym, że projektowanie typowe w znacznym stopniu uprości i polepszy budownictwo, jednak w praktyce wielu architektów, konstruktorów, a w budownictwie przemysło-wym czasem i technolodzy, stara się tworzyć tylko swoje projekty indywidualne.

Dlaczego tak się dzieje? Jak się wydaje jedna z przyczyn polega na tym, że istnieją u nas braki w kształceniu archi-tektów. Za przykładem mistrzów architektury wielu młodych architektów natychmiast po opuszczeniu murów uczelni, nie stanąwszy jeszcze mocno na nogach, chce projektować tylko budynki o indywidualnym charakterze, by jak najszybciej wznieść sobie pomniki.

Należy zrozumieć, że gdybyśmy wszystkie urządzenia prze-mysłowe, domy mieszkalne i inne budynki wznosili według indywidualnych projektów, znacznie opóźniłoby to tempo bu-downictwa i w ogromnych rozmiarach zwiększyło jego koszty.

Wielu projektantów, architektów i konstruktorów pracuje rzeczywiście twórczo, daje w swojej pracy wiele pożytecznego i nowego, jednak w dziedzinie tej jest również wiele bra-ków. Niektórzy projektanci nie uwzględniają w projektach

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

328

konstrukcji, elementów i materiałów produkowanych przez zakłady przemysłu budowlanego i dotychczas hołdują zaco-fanym metodom budownictwa.

Jeżeli weźmiemy np. budownictwo mieszkaniowe, to dla-czego nie wykorzystać wielokrotnie najlepszych projektów dobrze wyposażonych budynków mieszkalnych. Niech więc architekci w drodze współzawodnictwa zgłaszają swoje pro-jekty takich budynków!

Należy wybrać ograniczoną ilość projektów domów miesz-kalnych, szkół, szpitali, przedszkoli, żłobków, sklepów oraz innych budynków i urządzeń, i prowadzić masowe budowni-ctwo wyłącznie według tych projektów, powiedzmy, w ciągu pięciu lat. Po upływie tego okresu należy omówić zagadnie-nie, i jeżeli nie będzie lepszych, przedłużyć stosowanie tych projektów na dalsze pięć lat. Cóż w tym złego, towarzysze?

Pozwoli to nam znacznie przyśpieszyć budownictwo i ob-niżyć jego koszty.

Weźmy na przykład zagadnienia projektowania budyn ków i urządzeń przemysłowych. Projekty budynków przemysło-wych, podobnie jak typowe projekty budynków mieszkalnych, składają się z wielokrotnie powtarzających się jednakowych sekcji lub jednakowych przęseł. Słupy, belki, belki podsuwni-cowe i inne elementy w każdym przęśle są takie same. Typowe projekty budynków przemysłowych powinny być opracowy-wane z uwzględnieniem możliwości rozmieszczenia w nich produkcyjnych i pomocniczych oddziałów fabrycznych roz-maitych gałęzi przemysłu. Budynki o różnym przeznaczeniu można wznosić z tych samych elementów. W tym celu przy opracowywaniu typowych projektów budynków przemysło-wych trzeba stosować znormalizowaną siatkę słupów i wy-sokości kondygnacji, znormalizowane obciążenia, znorma-lizowane klatki schodowe, otwory okienne i drzwiowe itd.

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

329

Stosowanie takich projektów typowych pozwoli na zorga-nizowanie masowej produkcji prefabrykowanych elementów budowlanych i konstrukcji oraz na przejście od budownictwa sposobem zwykłym do montażu budynków w szybkim tempie. O to właśnie powinniśmy walczyć.

Stosowanie typowych projektów w budownictwie da ogro-mne oszczędności środków oraz przyśpieszy i polepszy jakość budownictwa. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Towa-rzysze, chcę przekazać wam swoje wrażenia i niektóre uwagi o pracy architektów. Pragnę przede wszystkim zwrócić się do prezesa Akademii Architektury tow. Mordwinowa. Często spo-tykaliśmy się tow. Mordwinow przy pracy w Moskwie. Znam was jako dobrego organizatora, wykazaliście to przy zabudo-wie ulicy Wielkiej Kałuskiej metodą potokowo-szybkościową. W tym czasie budownictwo potokowo-szybkościowe prowa-dzone było po raz pierwszy i realizowane było z udziałem towarzysza Mordwinowa. Po wojnie towarzysz Mordwinow zmienił się jednak.

W naszym budownictwie obserwuje się marnotrawstwo środków; winę za to ponosi w znacznym stopniu wielu archi-tektów, którzy tolerują nadmiar zdobnictwa w architekto-nicznym wykończeniu budynków wznoszonych według in-dywidualnych projektów.

Tacy architekci hamują uprzemysłowienie budownictwa. Aby szybko i dobrze budować, należy realizować budownic-two według projektów typowych, jednak niektórym archi-tektom nie odpowiada to.

Referat towarzysza Mordwinowa i wystąpienia niektórych architektów na niniejszej konferencji wykazały, że ignorują oni zagadnienia ekonomiki budownictwa, nie interesują się kosztem metra kwadratowego powierzchni mieszkalnej.

Architekci, podobnie jak i wszyscy pracownicy budowni-ctwa, muszą gruntownie zająć się zagadnieniami ekonomiki

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

330

budownictwa i wniknąć w nie głęboko. Należy zawsze pamię-tać, że jedną z najgłówniejszych spraw jest koszt wznoszonego budynku, koszt metra kwadratowego powierzchni.

Jeżeli architekt nie chce pozostawać w tyle, obowiązany jest znać i umieć stosować nie tylko formy architektoniczne, ornamenty i rozmaite elementy dekoracyjne, ale powinien również znać się na nowoczesnych materiałach, konstruk-cjach i detalach żelbetowych, a przede wszystkim powinien świetnie orientować się w zagadnieniach ekonomiki budow-nictwa. Towarzysza Mordwinowa i wielu jego kolegów za to właśnie krytykowano w trakcie obrad, że projektując budynki zapomnieli o najważniejszym, o koszcie metra kwadratowego powierzchni, że hołdując niepotrzebnemu zdobnictwu ele-wacji, dopuścili do przesady w tej dziedzinie.

Na elewacjach budynków mieszkalnych umieszcza się niekiedy wiele rozmaitych zbędnych ozdób, świadczących o braku smaku estetycznego u niektórych architektów. Bu-downiczowie często nie mogą sobie poradzić z rozmieszcze-niem tych ozdób.

Duży wpływ w tej dziedzinie wywarła budowa gmachów wysokościowych. Projektując wysokościowce architekci inte-re sowali się głównie stworzeniem sylwety budynku, nie zastanawiając się nad tym, ile kosztować będzie budowa i eksploatacja tych gmachów.

Skomplikowana rzeźba ścian, stworzona wyłącznie w ce-lach zdobniczych, powoduje zbyteczne koszty eksploatacyj-ne związane z dużymi stratami ciepła. Z tego na przykład powodu w budynku na placu Smoleńskim wydatki na opał przekracza się co roku o 250 tys. rubli.

Przytoczę niektóre dane o podziale powierzchni w budyn-kach wysokościowych.

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

331

Gmach Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rosji (МИД) na Placu Smolenskin, jeden z siedmiu budynków, które tworzą listę wysokościow-ców Stalina, architekci: Władimir Gelfreich i Michaił Minkus, 1948 –1953,

Moskwa, zdjęcie z końca lat 60. (źródło: wikipedia).

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

332

na gÓrze: Wysokościowiec na placu Czerwonym (przy Czerwonych Wrotach), architekci: Aleksiej Duszkin i Borys Miezniecew, budowa: 1947 –1952

na dole: Gmach Uniwersytetu Moskiewskiego im. Michaiła Łomonosowa (ros. Московский государственный университет имени М.В. Ломоносова,

Мгу), główny architekt: Borys Jofan, budowa: 1949 –1953, Dwa z siedmiu budynków, które tworzą listę wysokościowców Stalina,

(źródło: wikipedia).

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

333

Budynek przy Czerwonych Wrotach

Budynek na placu Smoleńskim

Łączna powierzchnia budowlana budynku

100 100

Powierzchnia:Pomieszczeń roboczych 28,1 30

Pomieszczeń pomocniczych 23,1 24

Zajęta przez urządzeniainżynieryjne i pomieszczenia obsługujące

14,9 11

Konstrukcyjna 33,9 35

Z powyższych danych widać, jak mało jest w budynkach wysokościowych powierzchni o zasadniczym przeznaczeniu i jak wiele tzw. powierzchni konstrukcyjnych. A co to takiego powierzchnia konstrukcyjna? Jest to powierzchnia zajęta przez ściany i konstrukcje. W budynkach wysokościowych powierzchnia ta jest o wiele za duża w stosunku do normy, na rzecz stworzenia sylwety budynku. Na powierzchnię tę można tylko patrzeć, jednak mieszkać i pracować na niej nie można. Może ktoś powiedzieć, że mimo wszystko wysoko ściowce te są piękne, że może niesłusznie się je krytykuje, przedtem przecież je chwalono. Naszym zdaniem, lepiej skrytykować braki, jeśli bowiem nie uczynimy tego teraz, to naśladownic-two wysokościowych budynków będzie się rozprzestrzeniało i zbytnio rozplenia się tzw. powierzchnie konstrukcyjne.

Czyż jest to dopuszczalne, że w jednym i tym samym mie-ście, w Moskwie, różnica w koszcie budowy budynków miesz-kalnych, wzniesionych według projektów różnych autorów, wynosi 600 – 800 rubli na każdy metr kwadratowy powierz-chni mieszkalnej?

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

334

Nie można również pogodzić się z tym, że koszt zewnętrz-nego wykończenia wielu budynków mieszkalnych Moskwy wynosi 15 – 20 proc., a nawet 30 proc. ogólnych kosztów bu-dowy, zamiast normalne 8 – 9 proc.

Nie ma różnicy zdań między nami a architektami co do podstawowych zagadnień, co do konieczności stworzenia wygodnych budynków mieszkalnych i samych mieszkań. A to jest ważne zagadnienie, chodzi o wygodę człowieka. Ilość mało- i wieloizbowych mieszkań, ich rozmiary, wysokość po-mieszczeń, co do tych zagadnień z reguły rozbieżności nie ma. Jednak rozbieżności te zawsze się wyłaniają, gdy tylko docho-dzi do sprawy architektonicznej oprawy elewacji budynku. Zagadnienie artystyczno-architektonicznego ukształtowania budynku okazuje się najbardziej skomplikowane.

Niektórzy architekci mają zamiłowanie do ustawiania iglic na budynkach, i dlatego budynki te stają się podobne

Grigori A. Zacharow, projekt rekonstrukcji ulicy Nowej Lusinow-skiej w Moskwie, 1953. Pomysł stał się przedmiotem krytyki Nikity Chruszczowa (źródło: wikipedia, za: Mosproyekt 5, M.A, 11, 11823).

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

335

do świątyń. Podoba się wam sylweta świątyni? Nie chcę się sprzeczać na temat gustów, jednakże dla budynków miesz-kalnych wygląd taki się nie nadaje. Nie można współczesnego budynku mieszkalnego przekształcać przez architektoniczną oprawę w coś na podobieństwo świątyni lub muzeum. Nie daje to żadnych udogodnień mieszkańcom i tylko komplikuje eksploatację budynku oraz podnosi jej koszty. Tymczasem jednak niektórzy architekci nie liczą się z tym.

Architekt Zacharow np. przedstawił projekt zabudowy ulicy Wielkiej Tulskiej w Moskwie takimi domami, które kon-turami swoimi niewiele się różniły od świątyń. Poproszono go, by wyjaśnił, umotywował, jakimi to jest podyktowane względami. Odpowiedział: Koordynujemy nasze projekty z wysokościowcami, trzeba ukazać sylwetkę budynku. Oto problemy, które jak się okazuje, przede wszystkim zajmują tow. Zacharowa. Jemu potrzebne są piękne sylwetki, ludziom natomiast potrzebne są mieszkania. Nie chcą oni rozkoszo-wać się sylwetkami, lecz mieszkać w domach! W projektach domów na ulicy Lusinowskaja architekt postanowił ustawić rzeźby na rogach budynków od 8 piętra wzwyż. Na górnym piętrze zaprojektował ścięcia naroży i w tych ściętych naro-żach urządzono okna, zaś na parapetach z zewnętrznej strony miano ustawić rzeźby. Pokój pięciokątny z oknem w kącie jest niewygodny, nie mówiąc już o tym, że mieszkańcy tego pokoju muszą przez całe życie oglądać plecy rzeźby. Rozumiecie, że mieszkać w takim pokoju nie jest szczególnie przyjemne. Dobrze, że takich domów nie wybudowano, że pohamowano tow. Zacharowa od tego rodzaju zapędów artystycznych.

I to wszystko nazywa się architektoniczno-artystyczną oprawą gmachów! Nie, towarzysze. To są wypaczenia w archi-tekturze, powodujące niszczenie materiału i niepotrzebne wydatkowanie funduszów. Organizacje moskiewskie powzięły słuszną uchwałę o zwolnieniu tow. Zacharowa ze stanowiska

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

336

kierownika pracowni architektonicznej. Jednakże dla dobra sprawy należało to uczynić znacznie wcześniej. Czołowi dzia-łacze architektury ciągle podkreślają stronę artystyczną i mało mówią o ekonomicznej oraz o wygodzie mieszkań i innych bu-dowli. Rozumie się, że będziemy walczyli przeciwko tego rodza-ju odrywaniu architektury od aktualnych zadań budownictwa.

Niektórzy architekci usiłują usprawiedliwiać swoje nie-słuszne nastawienie i nadmiar ozdób w projektach, powo-ływaniem się na konieczność zwalczania konstruktywizmu. Jednakże pod flagą walki z konstruktywizmem toleruje się marnotrawstwo środków państwowych.

Czym jest konstruktywizm? Oto, jak m.in. określa ten kierunek Wielka Encyklopedia Radziecka:

Konstruktywizm… zastępuje twórczość artystyczną uwypu-

klaniem konstrukcji (stąd nazwa konstruktywizm), nagim

technicyzmem. Wysuwając postulaty funkcjonalnej konstruk-

tywnej celowości, racjonalności , konstruktywiści dochodzili

w rzeczywistości do estetyzującego rozkoszowania się formą

w oderwaniu od treści… Następstwem tego był ów antyar-

tystyczny, przygnębiający styl pudełkowy , charakterystycz-

ny dla współczesnej architektury burżuazyjnej… Przejawy

konstruktywizmu poddane zostały ostrej krytyce w szeregu

wskazań i uchwał partyjnych…

To określenie konstruktywizmu oczywiście nie jest wyczer-pujące. Ale nawet przytoczona charakterystyka konstru-ktywizmu wykazuje bezpodstawność twierdzeń pewnych archi tektów, którzy zasłaniając się frazesami o walce z kon-stru ktywizmem, w rzeczywistości poświęcają na rzecz fasad, tj. na rzecz formy, wygody wewnętrznego rozplanowania i eksploatacji budynków, i wykazują tym samym lekceważący stosunek do pilnych potrzeb ludzkich.

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

337

Poszczególni architekci gardłujący na temat konieczności walki z konstruktywizmem wpadają w inną krańcowość: fasady budynków ozdabiają nadmiarem, niekiedy całkowicie niepotrzebnych, elementów dekoracyjnych powodujących trwonienie środków państwowych.

Budynki bez wież, nadbudówek, portyków z kolumnami, lub budynki, których fasady nie są upiększone ozdóbkami, na-zywają oni pudełkami i określają jako recydywę konstrukty-wizmu. Takich architektów można chyba nazwać konstrukty-wistami na opak, gdyż oni sami staczają się do este tyzującego rozkoszowania się formą w oderwaniu od treści.

Nie można dłużej, godzić się z faktem, że wielu architek-tów zasłaniając się frazesami o walce z konstruktywizmem i o realizmie socjalistycznym w architekturze szafuje roz-rzutnie pieniędzmi państwowymi.

Walkę z konstruktywizmem trzeba prowadzić rozsądnymi środkami. Nie należy entuzjazmować się architektoniczny-mi dekoracjami, estetyzującym zdobnictwem, wznosić na gmachach niczym nie umotywowane wieże lub ustawiać rzeźby. Nie jesteśmy przeciwnikami piękna, lecz przeciwni-kami zbędnych ozdóbek. Fasady budynków powinny mieć piękny wygląd dzięki harmonijnym proporcjom całego gma-chu, dzięki dobrej proporcji otworów okiennych i drzwiowych, dzięki umiejętnemu rozmieszczeniu balkonów, właściwemu wyzyskaniu faktury i barwy materiałów do licowania, słusz-nemu uwydatnieniu elementów i konstrukcji ścianowych w budownictwie wielobokowym i wielkopłytkowym.

Każdy projekt należy opracowywać z uwzględnieniem oszczędnego wydatkowania funduszów na budownictwo. Budynki powinny być trwałe i ekonomiczne w eksploatacji. Architekci powinni nauczyć się szanować grosz publiczny. Ta sprawa jest niezwykle poważna. Swoim wystąpieniem jątrzę bolesną ranę architektów, ale w tym celu zabrałem

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

338

głos i tu na półsłówkach nie można poprzestać. Przyjaźnić się, uśmiechać się do siebie nawzajem i przy tym trwonić pienią-dze ludowe – to zła, pozbawiona zasad przyjaźń. Przyjaźnić się należy z tymi, którzy pomnażają siły socjalistycznego państwa, popierać należy takich ludzi, którzy pracują w in-teresie narodu.

Stwierdzając następnie, że wielu budowniczych aktywnie występowało przeciwko niesłusznym wytycznym poszcze-gólnych architektów, N.S. Chruszczow wskazał, że prezes Akademii Architektury zsrr Mordwinow i zbliżone do niego osoby tłumili głosy, jakie rozlegały się przeciwko nadmier-nemu zdobnictwu w architekturze.

Nawiązując do przemówienia budowniczego Gradowa i niektórych innych uczestników dyskusji, N.S. Chruszczow podkreślił, że mówcy ci słusznie wskazywali na konieczność przezwyciężenia wypaczeń formalistycznych i rutyny w ar-chitekturze. Mówili oni o konieczności krytycznego wykorzy-stania spuścizny klasycznej, o tym że architektura powinna być podporządkowana aktualnym potrzebom społeczeństwa radzieckiego, w tym zaś celu należy ściślej powiązać architek-turę z techniką współczesną i z budownictwem we wszystkich ogniwach, należy na szeroką skalę rozwinąć w architekturze inicjatywę twórczą, nowatorstwo i zlikwidować wszelkie przejawy monopolizmu i dławienia krytyki. Z tymi wnio-skami i propozycjami – oświadczył N.S. Chruszczow – nie można się nie zgodzić.

Niewłaściwe podejście niektórych architektów do pro-jektowania i nadmiernego zdobnictwa w architektonicznej oprawie budynków – podkreślił N.S. Chruszczow – jest nieste-ty dość szeroko rozpowszechnione. W związku z tym pragnę opowiedzieć o wrażeniach, jakie odnieśliśmy w czasie wizyty w Swierdłowsku. Swierdłowsk to wielkie i ładne miasto;

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

339

w mieście tym widzi się wielkie zakłady produkujące dobre maszyny. Ale w budownictwie miejskim i w urządzeniach komunalnych tego wielkiego ośrodka istnieją poważne nie-porządki, np. przy rekonstrukcji gmachu miejskiego komitetu wykonawczego zbudowano na głównej fasadzie wieżę z iglicą. Budowa tej iglicy kosztowała prawie dwa mln rubli, a koszt rekonstrukcji całego gmachu wyniósł 9 mln rubli. Oczywiście większa część tych wydatków spowodowana została przez prace związane z dostosowaniem fasady do wysokościowej części gmachu i wzniesieniem wieży. Za pieniądze wydatko-wane na zbudowanie iglicy można było zbudować dwie szkoły dla 400 uczniów każda. Na jednej z ulic Swierdłowska stoi wielki pięciopiętrowy budynek.

– To młyn – wyjaśnił nam sekretarz komitetu obwodowego, tow. Kutyriew i dodał przy tym: – Chcemy jednak zbudować nowy młyn, a ten gmach przebudować na hotel.

– Jak to przebudować? – pytamy go.– Ano tak – mówi tow. Kutyriew – zamierzamy przebudo-

wać młyn na hotel.– Po cóż przebudować młyn na hotel – powiadamy mu. – Czy nie lepiej zbudować nowy hotel? Osądźcie sami. Czy rozsąd-nie jest młyn przerabiać na hotel, a młyn budować na nowo? Przecież za te pieniądze można wybudować ładny nowy hotel i to będzie lepiej i taniej. Gdzie więc zdrowy rozsądek, gdzie celowość gospodarcza?

Kiedy przyjechaliśmy pod gmach komitetu obwodowego partii, sekretarz komitetu obwodowego oświadczył:

– To gmach naszego komitetu obwodowego. Zamierzamy go przebudować.

– Jak to przebudować, w jakim celu, dlaczego?– Nie podoba nam się fasada, trzeba to wszystko przerobić.Co to znaczy przerobić? Ile będzie kosztować przebudowa

sześciopiętrowego gmachu? Prawdopodobnie taniej koszto wać

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

340

będzie zbudowanie nowego gmachu niż przebudowa starego. Gdy słucha się takich propozycji, przychodzi na myśl nie-śmiertelny Szczedrin szydzący z gubernatora, który burzył i niszczył wszystko, co budował jego poprzednik. Okazuje się, że pokutują jeszcze tu i ówdzie przyzwyczajenia, które wy-śmiewał wielki satyryk rosyjski Szczedrin. Ta szkodliwa ma-nia przebudowywania drogo kosztuje państwo. W ten sposób mogą postępować tylko pracownicy, którzy stracili poczucie odpowiedzialności za powierzoną im sprawę. Wraz z towa-rzyszami Bułganinem i Mikojanem ostrzegliśmy kiero wników swierdłowskich, że jeśli będą nadal tak postępowali i prze-prowadzali niepotrzebne przebudowy, to zostaną ukarani.

Budynek Rady Miejskiej na placu im. 1905 roku w Jekaterynburgu (do 1991 Swierdłowsk). Przebudowa architektury. G. Golubjewa

z udziałem M. Rejszera, 1947 –1954 (źródło: N.S. Alfierow, G.I. Beljankin, A.G. Kozłow, A.E. Korotkowski,

Swierdłowsk. Inżynieria i architektura, Moskwa 1980, dostępne online: http://www.1723.ru / read / books / sverdlovsk-1980 / s-1980 – 6.htm).

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

341

Toleruje się wiele niepotrzebnego zdobnictwa przy budo-wie szpitalnych i budynków na potrzeby kulturalno-bytowe. W 1953 r. wykańczano w Soczi budowę sanatorium minister-stwa przemysłu stoczniowego. Pracownikom tego ministerstwa i przewodniczącemu komitetu wykonawczego rady miejskiej w Soczi fasada wydawała się zbyt skromna. Zaproponowa-no przebudowanie już zakończonej fasady. Przeznaczono na ten cel 800 tys. rubli. A przecież za te pieniądze można było zbudować dom o dwudziestu mieszkaniach dwupokojowych. Istnieją podstawy do twierdzenia, że to nadmierne zdobnictwo i różnego rodzaju kosztowne przeróbki wykonywane są w wie-lu przypadkach za radą architektów. Jeśli rozpatrzyć sprawę merytorycznie, to właśnie po tej linii szła praca w Urzędzie do Spraw Architektury przy Radzie Ministrów rFsrr. Urząd ten rozpisał w 1953 r. konkurs na najlepsze gmachy zbudowane w miastach i osiedlach robotniczych Federacji Rosyjskiej. Jakież to budowle wyróżniono nagrodami? Na osiedlu Wa-tutienki obwodu moskiewskiego wybudowano przedszkole. Wskutek zbytniego zwiększenia jego rozmiarów na jedno miejsce przypada 91,9 m sześciennego objętości budynku, za-miast 24 m sześciennych ustalonych przez normy. Budynek przeładowano zbędnymi ozdobami. Architektura zewnętrzna ma charakter pałacowy. Za pieniądze wydatkowane na ten budynek można było wybudować trzy przedszkola. Tymcza-sem autorowi tego projektu przyznano pierwszą nagrodę. Za co? Za roztrwonienie środków finansowych.

W Ufie zbudowano według typowego projektu kino. Fa-sada budynku została na nowo zaprojektowana z zastoso-waniem wielu kosztowanych ozdób. Koszt prac zdobniczych wyniósł przeszło 30 proc. ogólnych kosztów budynku. Auto-rowi projektu również przyznano pierwszą nagrodę.

Fakty te – stwierdza N.S. Chruszczow – dowodzą, że Urząd do Spraw Architektury przy Radzie Ministrów rFsrr nadaje

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

342

niewłaściwy kierunek pracy architektów, nie interesuje się ekonomią budownictwa.

Możecie zapytać, któż to był przewodniczącym jury tego konkursu? Obowiązki te pełnił tow. Czernyszew, sekretarz odpowiedzialny Związku Architektów Radzieckich, który poprzednio był głównym architektem Moskwy. Szkoda, że tak doświadczony architekt dał się sprowadzić z właściwej drogi. Przydałoby się chyba anulowanie decyzji jury tego konkursu jako niesłuszne. Po obecnej naradzie trzeba będzie przeprowadzić w miastach i ministerstwach narady archi-tektów, konstruktorów i pracowników budownictwa po to, aby ludzie porozmawiali ze sobą szczerze i znaleźli wspólny język. Jestem przekonany, że większość architektów w sposób właściwy zrozumie nasze postulaty. A kto nie zrozumie, tego należy zawrócić z błędnej drogi.

Tow. Wiszniewski w wygłoszonym tu przemówieniu zgłosił wniosek, aby zatwierdzić ceny sprzedaży i ustalić koszt budo-wy budynków według rejonów i miast, w oparciu o koszt metra kwadratowego powierzchni mieszkalnej. Może to być pomoc-ne w zlikwidowaniu nadmiernego zdobnictwa w projekt ach. Sądzę, że tego rodzaju wniosek jest słuszny.

Trzeba położyć kres poważnym niedociągnięciom w pro-jektowaniu i planowaniu miast. Nasze organizacje partyjne i organy radzieckie powinny codziennie zajmować się tą waż-ną sprawą. Jedną z przyczyn wymienionych niedociągnięć w pracy architektów jest to, iż w wielu wypadkach nie odczu-wali oni kontroli i pomocy ze strony miejscowych organizacji partyjnych i radzieckich. Należy zwiększyć odpowiedzialność organów terenowych za sprawę budownictwa oraz urządzeń komunalnych w miastach i osiedlach.

Dotychczas projekty planowania miast Związku Radziec-kiego przedstawiano rządowi zsrr do zatwierdzenia. W takiej sytuacji zatwierdzanie projektów trwało wiele lat. Można m.in.

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

343

powołać się na następujący przykład. Po wojnie sporządzono w Kijowie projekt zabudowy centrum miasta. Projekt ten wożono wiele razy z Kijowa do Moskwy i z powrotem. Kresz-czatik jest już prawie odbudowany, a projekt jest jeszcze wciąż nie zatwierdzony. Nie jest to jedyny wypadek. Wydaje się, że dojrzała konieczność rewizji trybu zatwierdzania projektów zabudowy miast u przyznania większych uprawnień organom miejscowym.

Należy liczyć się z tym, że kadry terenowe wyrosły i w wa-runkach właściwej organizacji potrafią należycie rozwiązy-wać te problemy. Takie podejście do sprawy zwiększy od-powiedzialność kierowników terenowych i przyczyni się do rozwinięcia inicjatywy.

Z drugiej strony celowe jest chyba zażądanie od Państwo-wego Komitetu do Spraw Budownictwa, by wzmógł kontrolę nad przeprowadzaniem tej pracy w terenie, aby nie było ta-kich nieporządków, jakie widzieliśmy w Swierdłowsku.

Jeżeli zorganizujemy jak należy sprawę typowego pro-jektowania, usprawnimy zdecydowanie pracę architektów i konstruktorów, zwrócimy uwagę na zagadnienia ekonomiki, zwiększymy odpowiedzialność naszych organów terenowych, szerzej pobudzimy ich inicjatywę, to na pewno osiągniemy nowe wielkie sukcesy w dziedzinie budownictwa, obniżenia jego kosztów i podniesienia jakości.

Podniesienie jakości – to jedno z najważniejszych zadań pracowników budownictwa.

Szczególnej uwagi wymagają problemy podniesienia jako-ści budownictwa. Powinniśmy budować nie tylko szybko, lecz również bezwzględnie solidnie i ładnie oraz dbać o honor mar-ki przedsiębiorstwa budowlanego. Budynki powinny zapew-niać mieszkańcom wszystkie wygody. Źle zbudowane gmachy wymagają po krótkim czasie remontu, co pociąga dodatkowe koszty. Odnosi się to do wszystkich rodzajów budownictwa.

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

344

Chcę zwrócić szczególną uwagę na jakość budowy domów mieszkalnych. Czy ściany i stropy wznoszonych przez nas budynków są trwałe? Uważam, że są bardzo trwałe. W do-mach mieszkalnych, szkołach, hotelach i w innych budynkach ściany i stropy wykonywane są tak solidnie, że przetrwają setki lat. Nie ulga to wątpliwości, ponieważ w budownictwie stosuje się w szerokim zakresie żelazobeton. Trzeba jednak powiedzieć otwarcie, że wykończenie budynków pozostawia częstokroć wiele do życzenia. Co więcej, wielu pracowników toleruje wyraźnie niesumienną, złą pracę przy wykańczaniu budynków.

Niedawno byłem wraz z towarzyszem Bułganinem i Miko-janem w wielu miastach Dalekiego Wschodu, Syberii i Ura-lu. Przyjmowano nas bardzo gościnnie. Jest to zrozumiałe: przecież goście są wymagający, mogą skrytykować, a nawet więcej niż skrytykować. Dlatego też starano się nas urządzić jak najlepiej. W Swierdłowsku mieszkaliśmy w hotelu. Hotel zbudowany jest solidnie i trwale. Należy przypuszczać, że dano nam nie najgorsze pokoje. I oto w hotelu tym zauwa-żyliśmy, że urządzenia sanitarne są bardzo źle wykonane, jakość prac wykończeniowych jest niska.

Widocznie nie stawiano odpowiednich wymagań w trakcie budowy. Jakość ściennych płytek okładzinowych jest niska, ułożone są niedbale. Rury w urządzeniach są pokryte rdzą. Na pewno przed naszym przyjazdem pomalowano je w pośpie-chu jakąś szarą farbą i wraz z rurami pomalowano też ściany.

Rury te były źle złączone. Mnie, jako byłego ślusarza, oburzyło to głęboko. Nawet przed rewolucją połączenia rur w kopalniach wykonywano czyściej i dokładniej niż w hotelu w Swierdłowsku. O takich faktach, a jest ich wiele, trzeba mówić budowniczym i żądać stanowczego podniesienia ja-kości pracy. Minister przemysłu materiałów budowlanych tow. Jodin i inni pracownicy tego przemysłu nie powinni

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

345

być zarozumiali, powinni uczyć się od naszych przyjaciół czechosłowackich, którzy produkują dobre materiały i ele-menty budowlane. Można również nauczyć się czegoś w tej dziedzinie w Niemieckiej Republice Demokratycznej, gdzie wyrabia się dobre płytki okładzinowe. Trzeba powiedzieć, że niektórzy towarzysze mało uczą się od innych, a co najważ-niejsze – nie chcą się uczyć.

Wiele jest do zrobienia w dziedzinie podniesienia jakości izolacji dźwiękowej w domach. Należy szczególnie zająć się izolacją dźwiękową między mieszkaniami, tak by była ona bez zarzutu.

Następnie N.S. Chruszczow podkreślił, że w wielu wypad-kach meble kuchenne są wykonywane niesolidnie. Należy usunąć usterki w tej dziedzinie oraz zwiększyć produkcję dobrych mebli dla szkół, mieszkań i szpitali.

Przyczyną niskiej jakości prac budowlanych jest w wielu wypadkach fakt, że w miastach brak skutecznej kontroli nad budownictwem. W związku z tym należy postawić sprawę po-lepszenia pracy organów państwowej inspekcji architekto-niczno-budowlanej. W tej sprawie wysunięto szereg wniosków. Proponuje się m.in., aby pracownicy państwowej inspekcji architektoniczno-budowlanej mieli prawo wstrzymywania budowy, aby surowo karano winowajców złego budownictwa oraz by odpowiedzialność za jakość robót budowlanych zosta-ła zwiększona. Oczywiście, należy zbadać te wnioski i prze-widzieć różne środki oddziaływania na złych budowniczych.

Podniesienie jakości wszystkich prac budowlanych – za-równo w budownictwie przemysłowym, jak i mieszkanio-wym – to sprawa o doniosłym znaczeniu państwowym. Troskę o wysoka jakość robót powinni przejawiać zarówno sami budowniczowie – począwszy od kierowników ministerstw, a kończąc na każdym robotniku – jak i wszystkie terenowe organizacje partyjne, radzieckie, związkowe i komsomolskie.

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

346

O niekTóRYch pRObleMAch plAnOwAniA i ekOnOMiki bUDOwnicTwAWielu uczestników dyskusji mówiło o poważnych brakach w planowaniu w budownictwie, o rozdrobnieniu funduszów na liczne obiekty, o opóźnianiu terminów wykonania prac budowlanych, o niezadowalającym zaopatrzeniu w materiały budowlane, co powoduje podrożenie budownictwa.

Znaczne szkody przynosi rozdrabnianie funduszów na wiele obiektów. Pragnę wymienić niektóre budowle prócz tych, o których już wspominano na naradzie. Ministerstwo komunikacji od 1940 r. buduje linię kolejową Askis – Abaza. Koszt te budowy wynosi 74 mln rubli. W ciągu 13 lat wy-dano 64 proc. wyasygnowanych sum. Na rok 1955 zaplano-wano 5 milionów rubli. Przy takim planowaniu budowa tej kolei będzie trwała 19 lat.

Ministerstwo żeglugi rzecznej od 1949 r. buduje stocznię w obwodzie jarosławskim. Koszt budowy wynosi około 50 mln rubli. A w ciągu pięciu lat wydano około 10 mln rubli. Na rok 1955 zaplanowano na tę budowę 3 mln rubli. Przy takim tempie, budowa będzie trwała łącznie prawie 20 lat. Czyż można tak powoli budować i nie po gospodarsku wyda-wać pieniądze? Trzeba skończyć z taką praktyką towarzysze! Jeżeli obiekty te są potrzebne, to wykonajmy je w krótszym czasie, nie rozciągając okresu budowy na dziesiątki lat.

N.S. Chruszczow podkreślił, że trzeba położyć kres rozpra-szaniu środków finansowych w budownictwie. Walkę z roz-praszaniem funduszów powinni prowadzić przede wszystkim ministrowie i kierownicy wszystkich resortów. Na sprawę tę powinien także zwrócić uwagę Państwowy Komitet Plano-wania zsrr. Być może, należałyby nie zwiększając ilości etatów zorganizować nadzór inspekcyjny, powierzając go pracownikom, którzy nie zbieraliby po prostu informacji,

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

347

lecz sprawdzaliby, jak są wykorzystywane środki finansowe asygnowane na budownictwo, czy interesy państwa nie są narażone na szwank. Należy przede wszystkim przestrze-gać zasady: bez projektu, bez kosztorysu, bez dokumentacji technicznej nie wolno rozpoczynać budowy.

A jak wygląda to obecnie w praktyce? Bezpośrednio po powzięciu decyzji o budowie wysyła się meldunek: rozpo-cząłem budowę. W istocie rzeczy jednak nie ma nawet pro-jektu. Wiadomo, że przed rozpoczęciem prac trzeba dobrze przygotować plac budowy, doprowadzić tam drogi, zapewnić dostawę wody i energii elektrycznej, trzeba mieć całkowity projekt. Kto powinien pilnować przestrzegania tych zasad? Państwowy Komitet Planowania zsrr. Jednakże sam tylko Komitet nie może temu podołać. Powinni to uczynić również ministrowie-inwestorzy i ministrowie-wykonawcy robót.

Planując budowę trzeba brać pod uwagę potencjał produk-cyjny, możliwości i potrzeby organizacji budowlanych oraz przemysłu budowlanego. Środki finansowe na inwestycje należy przyznawać tylko wówczas, gdy plany są już gotowe. Ministerstwa i urzędy oraz Państwowy Komitet Planowania zsrr powinni usprawnić planowanie w budownictwie.

Niekiedy nasi towarzysze pracujący w organizacjach pla-nowania i zaopatrzenia zapominają, że nawet najmniejsza nieścisłość w ich obliczeniach może kosztować państwo wiele milionów rubli.

Ponosimy wielkie straty wskutek tego, że budowy nie za-wsze otrzymują żelazo i inne materiały w odpowiednim asor-tymencie. Np. budowniczym potrzebny jest do zrobienia żel-betu drut o średnicy 5,5 mm. Takiego drutu nie ma. Mówi się im: weźcie drut o 1 mm grubszy – o średnicy 6,5 mm. Zdawało by się, że nie jest to wielka różnica – wszystkiego jeden mili-metr, nie ma co się awanturować. Tymczasem, tylko w części obiektów wykonywanych przez ministerstwo budownictwa

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

348

w 1953 r., ten milimetr spowodował zużycie ponad plan 4,800 ton żelaza. Jest to już ilość, o którą walczy Państwowy Komitet Planowania zsrr. I słusznie! Oto, towarzysze, ile kosztuje ten milimetr.

Rzecz jasna, że tego rodzaju marnotrawstwo żelaza i in-nych materiałów budowlanych nie powinno mieć miejsca.

Trzeba podkreślić, że ministerstwa i urzędy, Państwowy Komitet do Spraw Budownictwa, Państwowy Komitet Pla-nowania zsrr i Ministerstwo Finansów zajmują się niedo-statecznie zagadnieniami ekonomiki budownictwa.

Tow. Jonas i inni towarzysze mówili tu, że obecnie wytwo-rzyła się w budownictwie taka sytuacja, iż kosztorys stracił swe znaczenie. I dlatego w praktyce jest tak, że im wyższy jest zaplanowany koszt wykonywanych robót, tym lepsze są wskaźniki wykonania planu, większe fundusze płac i wydat-ków administracyjnych. Nie jest przypadkiem, że budowniczo-wie starają się wykonywać przede wszystkim prace kosztowne.

W ostatnich latach technika budownictwa, mechanizacja prac budowlanych, organizacja pracy, materiały i konstruk-cje budowlane uległy znacznej zmianie, podczas gdy tryb finansowania, normy obowiązujące w budownictwie, różne przepisy i instrukcje dotyczące budownictwa pozostały takie same, jakie były w latach 1936 –1938. Wywiera to ujemny wpływ na rozwój budownictwa. Trzeba widocznie, tak jak po Wszechzwiązkowej Konferencji Budowniczych w roku 1935, uporządkować sprawę finansowania budownictwa.

Należy stale i wnikliwie studiować zagadnienia plano-wania i ekonomiki w budownictwie. Trzeba, aby sami budo-wniczowie codziennie zajmowali się ekonomiczną analizą budownictwa, zgłaszali konkretne wnioski w dziedzinie po-lep szenia praktyki planowania. Równocześnie trzeba polecić niezależnej od ministerstwa i urzędów grupie pracowników,

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

349

ewentualnie z Banku Państwowego, aby systematycznie zaj-mowała się zagadnieniami ekonomiki budownictwa.

pODnOsić wYDAJnOść pRAcY, TwORzYć kADRY wYkwAlifikOwAnYch bUDOwniczYchWyjątkowo ważne znaczenie ma problem dalszego wzrostu wydajności pracy w budownictwie. Aby zapewnić nieustanny wzrost wydajności pracy, trzeba przede wszystkim w sposób właściwy zorganizować pracę na budowach, lepiej wykorzy-stywać siłę roboczą i urządzenia, oszczędzać surowce i ma-teriały, tworzyć stałe kadry wykwalifikowanych budowni-czych. Podniesienie wydajności pracy jest także warunkiem wzrostu zarobków robotników budowlanych, podniesienia ich dobrobytu.

Niektórzy uczestnicy dyskusji wysuwali sprawę podniesie-nia zarobków pracowników budowlanych. W związku z tym należy udzielić pewnych wyjaśnień. Jak wiadomo, łączyli-śmy zawsze wzrost płac z podniesieniem wydajności pracy. Wzrost wydajności pracy powinien wyprzedzać wzrost płac. Tylko pod tym warunkiem nasze społeczeństwo będzie mia-ło stale zapewnioną akumulację socjalistyczną, niezbędną do rozszerzenia produkcji i podnoszenia na tej podstawie dobrobytu narodu. Jest to jedynie słuszna droga, albowiem podniesienie dobrobytu mas pracujących możemy osiągnąć tylko na podstawie rozwoju całej naszej gospodarki naro-dowej. Każdy powinien zrozumieć, że musimy przestrzegać zasady właściwego stosunku między ilością towarów a ilością pieniędzy znajdujących się w obiegu i posiadanych przez ludność. Tylko wówczas pieniądz nasz będzie mocny i pełno-wartościowy. Tylko wówczas systematycznie będzie wzrastać również realna wartość płac. Inaczej być nie może. Tak więc,

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

350

dla podniesienia realnej wartości płac niezbędne jest zapew-nienie nieustannego wzrostu wydajności pracy.

JAk pRzeDsTAwiA się U nAs spRAwA pODniesieniA wYDAJnOści pRAcY?W myśl dyrektyw XIX Zjazdu Partii, w piątej pięciolatce prze-widziany jest wzrost wydajności pracy w przemyśle w przy-bliżeniu o 50 proc., a w budownictwie o 55 proc. przy wzroście realnej wartości płac o co najmniej 35 proc.

W ciągu czterech lat wydajność pracy w przemyśle wzrosła o 33 proc., a w budownictwie o 32 proc. Realna wartość płac zwiększyła się w tym okresie o 37 proc., tzn., że został już przekroczony poziom przewidywany na okres całej pięcio-latki. Wynika z tego, że przekroczyliśmy znacznie fundusz płac. Dane te wykazują, że w przemyśle i budownictwie mamy poważne niedociągnięcia w dziedzinie wykorzysty-wania sprzętu technicznego i organizacji pracy.

Nie wykonując planów podniesienia wydajności pracy, liczni kierownicy urzędów, przedsiębiorstw i organizacji bu-dowlanych, zwiększają liczbę robotników i urzędników, co pociąga za sobą przekraczanie funduszy płac.

Wiadomo, że w budownictwie mamy olbrzymie, niedosta-tecznie wykorzystane możliwości podniesienia wydajności pracy, a więc i zwiększenia zarobków robotników. Jest to mechanizacja prac budowlanych, właściwe wykorzystanie potężnego sprzętu technicznego, jest to przejście do przemy-słowych metod pracy w budownictwie, jest to podniesienie kwalifikacji robotników, lepsze wykorzystanie przodującego doświadczenia nowatorów i wzmocnienia dyscypliny pracy. O tym, jak wielkie mamy możliwości podniesienia wydajności pracy i płac robotników, świadczą dobitnie liczne przykłady. Oto jeden z nich. Wezmę dla porównania dwie szkoły spośród

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

351

wielu budynków szkolnych zbudowanych w Moskwie w 1954 r.: jedną o ścianach z cegły, a drugą o ścianach z wielkich bloków. Na wzniesienie ścian z cegły, zbudowanie stropów, klatek schodowych i ścian działowych zużyto 7 ,360 robo-czodniówek, a na te same prace przy wznoszeniu budynku z wielkich bloków zużyto tylko 1,780 roboczodniówek.

Oto, towarzysze, gdzie tkwią nasze możliwości zwiększe-nia wydajności pracy i podniesienia płac!

Jednym z najważniejszych warunków wzrostu wydajności pracy jest specjalizacja robotników, podniesienie ich kwali-fikacji. Sprawa ta jest nierozerwalnie związana z zadaniem utworzenia stałych kadr robotniczych. Na budowach mamy niedopuszczalnie wielką płynność siły roboczej. Dzieje się tak dlatego, że na wielu budowach nie zorganizowano nale-życie szkolenia nowych robotników. Z budów nie odchodzą wykwalifikowani robotnicy – maszyniści koparek, kierow-cy, betoniarze, montażyści, murarze. Mają oni kwalifikacje i pracują w zakresie swoich specjalności, wykonują normy i nieźle zarabiają.

Gdyby się pomogło każdemu pracownikowi budowlanemu dobrze opanować taki czy inny zawód, stać się wykwalifiko-wanym robotnikiem, umiejącym w sposób wysoce wydajny wykorzystywać sprzęt techniczny, wówczas pokochałby swoją pracę i mówił z dumą: Jestem budowniczym! Niestety na budowach otacza się jeszcze zbyt małą opieką nowych robot-ników. W Związku Radzieckim nie ma bezrobocia i robotnik nie ma żadnych trudności w znalezieniu pracy. Aby utrzymać robotników budowlanych na budowach, trzeba ich szkolić, pomóc im w zdobyciu jakiegoś zawodu.

N.S. Chruszczow wskazał dalej na konieczność uporządkowa-nia płac. Czyż jest rzeczą normalną – zapytał N.S. Chruszczow – że prawie w każdym resorcie obowiązuje wiele siatek płac?

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

352

Mówili o tym słusznie uczestnicy dyskusji. Zasługują na poparcie propozycje w sprawie uporządkowania płac pra-cowników budowlanych zatrudnionych w różnych resortach. Należy usunąć nienormalną sytuację, kiedy to w jednym tym samym mieście budowlani tej samej specjalności i o tych samych kwalifikacjach otrzymują różne płace jedynie dlatego, że pracują na budowlach różnych resortów mających różne taryfy. Dzieje się tak widocznie również dlatego, że wielu działaczy gospodarczych zaczęło odstępować od ustalone-go poprzednio systemu płac z uwzględnieniem właściwości poszczególnych stref, od tzw. systemu strefowego. Trzeba stwierdzić, że również związki zawodowe nie wykazują w tej sprawie należytej aktywności.

Organizacje gospodarcze i związkowe powinny w bardziej właściwy sposób wyzyskać posiadane możliwości material-ne do pobudzenia wzrostu wydajności pracy na budowach i zwiększenia efektu pracy każdego robotnika. Zapewni to jeszcze potężniejszy rozmach naszego budownictwa, wzrost realnych płac, nieustanne podnoszenie stopy życiowej, do-brobytu i poziomu kulturalnego budowlanych.

Problemu utworzenia stałych wykwalifikowanych kadr budowlanych nie można pomyślnie rozwiązać bez szkole-nia specjalistów średniego i wyższego szczebla. Mamy obec-nie nieporównanie korzystniejsze warunki szkolenia specja-listów aniżeli przedtem. W znacznym stopniu podniósł się ogólny poziom wykształcenia całej masy robotni ków bu-dowlanych. Spośród robotników wysuwają się kadry wspa-niałych organizatorów, wyrastają specjaliści opanowujący przemysło we metody budownictwa. Wiele budowli wyposa-żonych w przodującą technikę może i powinno stać się dobrą szkołą przygotowania specjalistów budowlanych.

Obecnie wiele jest w kraju młodych ludzi, którzy po ukończeniu dziesięciolatki zamiast do wyższej uczelni

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

353

idą do pro duk cji. Jest to zjawisko normalne i całkowicie naturalne. Należy organizować kursy dla młodzieży, dawać jej kwali fikacje, szkolić spośród niej kadry specjalistów śred-niego i nawet powiedziałbym wyższego szczebla.

N.S. Chruszczow zwrócił następnie uwagę na konieczność polepszenia szkolenia kadr specjalistów bez odrywania ich od produkcji.

Zadania dalszego polepszenia budownictwa w kraju oraz jego uprzemysłowienia wysuwają przed organizacjami par-tyjnymi, gospodarczymi, związkowymi i komsomolskimi, postulat gruntownego polepszenia całej pracy z kadrami budowlanych. Budowlani wykonują wielką, żywotnie ważną dla całego kraju pracę. Naszym obowiązkiem jest otocznie ich opieką i troską. Znaczy to: wnikać głębiej i pełniej zaspo-kajać rosnące potrzeby budowlanych, polepszać ich warunki mieszkaniowe i bytowe, lepiej organizować pracę masowo-

-polityczną i kulturalno-wychowawczą, rozwijać na szeroką skalę współzawodnictwo socjalistyczne wśród budowlanych o wykonanie i przekroczenie planów, o podniesienie wydaj-ności pracy

N.S. Chruszczow przeszedł następnie do omówienia za-gadnień budowy dróg i budownictwa na wsi, podkreślając, że należy rozwijać budownictwo dróg cementowo-betono wych jako najtrwalszych. Droga asfaltowa – powiedział N.S. Chrusz-czow – to droga na lat 10, zaś cementowo-betonowa – to droga, która przetrwa sto lat. Powinnyśmy dążyć do rozwoju prze-mysłu cementowego, by móc budować drogi z betonu. Jak powiadają, nie jesteśmy na tyle bogaci, by budować tanio.

Wielkiej pracy należy dokonać w zakresie budowy pomiesz-czeń produkcyjnych i budynków mieszkalnych w kołchozach, sowchozach, ośrodkach maszynowo-traktorowych, jak rów-nież w zakresie budowy elewatorów zbożowych. I tu również

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

354

powinnyśmy pójść drogą szerokiego zastosowania prefabry-kowanego żelbetu i, być może, budownictwa blokowego.

Po omówieniu problemu wyzyskania miejscowych materia-łów budowlanych, jak np. wapniaka, trzciny i in., N.S. Chrusz-czow podkreślił, że należy zwrócić baczną uwagę na budowę domów w kołchozach i urządzeń komunalnych na wsi. Kiedy ludzie byli biedni – powiedział N.S. Chruszczow – nie stać ich było na lepsze mieszkanie, na upiększanie swego życia. Obecnie sytuacja jest inna. Przodujące kołchozy w wyniku rozwoju ich gospodarki mają wielkie dochody, a kołchoźnik otrzymuje wysokie wynagrodzenie za dniówkę obrachunko-wą. Mimo to domy wielu kołchoźników, są mało estetyczne.

Należy budować takie domy mieszkalne, aby odpowia-dały zwiększonym wymaganiom kulturalnym kołchoźników. Obecnie wiele kołchozów i kołchoźników posiada środki na budowę nowych domów, jednakże nie mogą nabyć niezbęd-nych materiałów budowlanych, produkuje się je bowiem w niedostatecznej ilości.

Pomyślmy, towarzysze, nad tym, jak zmienić tę sytuację. Niech kołchoźnicy, którzy mają możliwości, budują jak naj wię-cej budynków gospodarskich, kulturalno-bytowych i miesz-kalnych, i niech budują je możliwie jak najlepiej. Należy zachęcać ludzi do budowania i pomagać im w tym. Po to, by budownictwo na wsi rozwijało się pomyślnie, należy uspraw-nić produkcję materiałów budowlanych również i dla celów budownictwa wiejskiego.

Dlatego też władze republikańskie i obwodowe powinny rozwijać miejscowy przemysł materiałów budowlanych. Ten przemysł miejscowy powinien produkować nie tylko cegłę, ale przede wszystkim – cement. Konieczne jest, aby zarów-no organizacje republikańskie, jak i związkowe przystąpiły do budowy cementowni. Wówczas kraj będzie miał więcej cementu na potrzeby budownictwa wiejskiego.

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

355

W naszym kraju czyni się bardzo wiele w celu rozszerzenia produkcji artykułów masowego spożycia. Wielu ludzi zalicza do tych artykułów tylko takie, jak buty, ubrania, futra i inne przedmioty użytku domowego. A czyż materiałów do budo-wy domów mieszkalnych nie należy zaliczyć do najniezbęd-niejszych artykułów powszechnego użytku? Należy wszelki-mi środkami rozwijać produkcję cementu, łupku, dachówki i innych materiałów budowlanych na sprzedaż w okręgach wiejskich. Na szeroką skalę należy zorganizować produkcję prefabrykowanych elementów i konstrukcji do montażu bu-dynków gospodarskich i mieszkalnych na wsi oraz niewielkich domów w okolicach podmiejskich i sprzedawać je ludziom pra-cy. Będzie to korzystne zarówno dla państwa, jak i dla ludności.

Zwiększając produkcję materiałów budowlanych i do-starczając je wsi przyśpieszymy znacznie przekształcanie naszych wsi i osiedli, dzięki czemu staną się one piękniejsze i piękniejsze będzie życie człowieka.

Wreszcie wspomnieć trzeba o budowie kin. Liczba kin w miastach, a szczególnie na wsi, jest jeszcze u nas zbyt mała. Trzeba budować więcej kin, produkować więcej filmów, i to dobrych filmów. Jest to ważne i konieczne dla dalsze-go rozkwitu kultury narodu, dla rozwoju duchowego ludzi radzieckich.

Towarzysze! Z roku na rok wzrasta potęga państwa ra-dzieckiego.

W szybkim tempie rozwija się gospodarka narodowa na-szego kraju, nieustannie rośnie dobrobyt i kultura narodu. Jest to rezultat słusznej leninowskiej polityki partii komuni-stycznej. Wszystkie nasze sukcesy są dobitnym świadectwem całkowitego zespolenia narodu radzieckiego, jego oddania wielkiej sprawie komunizmu.

W ciągu 37 lat, które upłynęły od zwycięstwa Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej, kraj nasz z kraju

nikiTA sieRGieJewicz chRUszczOw

356

zacofanego, jakim był pod panowaniem caratu, przekształcił się w przodujące, potężne mocarstwo socjalistyczne. Histo-ryczne zwycięstwa naszego narodu dosłownie wstrząsnęły światem. Jest to wynik ogromnej wyższości ustroju radziec-kiego.

Wielki Lenin stworzył naszą partię komunistyczną, za-hartował ją w bojach rewolucyjnych i powiódł do realizacji wielkiego dzieła budownictwa komunistycznego. Za partią poszedł cały naród. Obecnie cały świat uznaje potęgę Związku Radzieckiego, jako wielkiego mocarstwa światowego i impe-rialiści zmuszeni są liczyć się z tym. Naród radziecki osiągnął to pod doświadczonym kierownictwem partii komunistycznej. Jest to wynik wcielenia w życie idei Marka – Engelsa – Le-nina – Stalina.

Opierając się na naszych osiągnięciach, nadal wszech-stronnie rozwijając przemysł ciężki, będziemy nieustannie umacniać potęgę naszej ojczyzny, walczyć o dalszy rozwój gospodarki narodowej, o wzrost dobrobytu narodu. W tej wiel-kiej, twórczej pracy nad zbudowaniem komunizmu – niezli-czonej armii budowniczych przypada w udziale doniosła rola.

Towarzysze! Na naszej naradzie, która dała dobre wy-niki, wysunięto wiele słusznych propozycji. Wszystkie one są cenne i godne uwagi. Ze wszystkimi tymi propozycjami, ze zdobytym w tej dziedzinie doświadczeniem, zapoznają się tysiące pracowników budownictwa w całym Związku Radzieckim. Konferencja wykazała, że nasi budowniczowie dobrze rozumieją stojące przed nimi zadania, że gorąco pra-gną podnieść na wyższy poziom pracę w dziedzinie budowy zakładów przemysłowych, by nieprzerwanie umacniać potęgę przemysłową Związku Radzieckiego, dawać krajowi więcej mieszkań i innych budynków dobrej jakości.

Jeśli podsumujemy dotychczasowe doświadczenia, o któ-rych mówiliśmy na konferencji, i weźmiemy się jak należy do

O sTOsOwAniU MeTOD pRzeMYsłOwYch w bUDOwnicTwie...

357

urzeczywistnienia wysuniętych wniosków, do zastosowania przodujących metod, jeśli będziemy zdecydowanie walczyć o usunięcie niedociągnięć, to uzyskamy wielką oszczędność środków i materiałów, osiągniemy ogromne przyspieszenie obrotu środków, zwiększymy tempo budownictwa i podnie-siemy jego jakość.

pRzYpis 1 Zachowano zapis i narrację

z „Trybuny Ludu”, gdzie na-przemiennie podawane są pełne fragmenty przemówienia wraz z fragmentami streszczonymi przez redakcję. – przyp red.

OswAlD MAThiAs UnGeRsMiAsTO JAkO DziełO szTUki

Le Corbusier, plan Voisin, osiedla mieszkaniowego, które miało zastąpić centrum Paryża, 1925, fragment (źródło: wikipedia).

Oswald Mathias Ungers

MiastO jakO dziełO sztUki

Przełożył z angielskiego Marcin wawrzyńczak

ŹródłO: Oswald Mathias Ungers, Miasto jako dzieło sztuki, [w:] Archi-tecture Culture 1943 –1968. A Docu-mentary Archeology, red. J. Ockman, Nowy Jork 1993, s. 362 – 364

1963

wRóć DO spisU TReści

OswAlD MAThiAs UnGeRs

360

Miastem rządzą te same reguły formalne, co składającymi się nań pojedynczymi domami. Struktura domu jest zarazem podstawą struktury miasta. Tylko wymiary są inne. Rolę ścian, kolumn, filarów i kubatur, składających się na dom, przejmu-ją w mieście zamknięte szeregi domów, budynki wolnostojące i powiązane bloki. Jedyna różnica w przejściu od domu do miasta polega na skali. Podstawowa kompozycja jest w obu przypadkach taka sama.

Antyczny dom atrialny, wyrosły z kubatury zamkniętej na otoczenie, ujawnia z absolutną konsekwencją kompozycję antycznego miasta, na przykład Priena (miasto greckie w Azji Mniejszej, obecnie na terenie Turcji – przyp. red.). Tak jak dom składał się z wielu podobnych jednostek zorganizo wanych wokół atrium, tak poszczególne budynki stały w relacji do otwartej przestrzeni miasta, agory. Z czasem grecki dom z dziedzińcem przekształcił się w dzisiejszy miejski kwar-tał. To, co kiedyś było atrium, stało się dziedzińcem. Pod-stawowym elementem nie była już pojedyncza przestrzeń, lecz pojedynczy budynek; struktury miasta nie określały już pojedyncze budynki, lecz całe kwartały. Pojmowany w ten sposób Nowy Jork nie różni się pod względem kompozycji od Prieny.

Podobne analizy można odnieść do struktury miasta śre-dniowiecznego, która jest określana przez rozmaitej wyso-koś ci i szerokości budynki, ciągnące się wzdłuż ulic oraz przez utrzymywanie muru ulicznego, powszechnej praktyki w zeszłym stuleciu. Renesansowy pałac z amfiladami podob-nych pomieszczeń, mieście takim jak Freudenstadt (Niem-cy, kraj związkowy Badenia-Wirtembergia – przyp. red.), gdzie zabudowa ustawiona jest w rzędach, współczesne bloki z wielkiej płyty niewątpliwie odzwierciedlają tę samą strukturę. Przemieszczanie się w przestrzeni za pośrednic-twem centralnego, zasilanego z dwóch stron korytarza jest

MiAsTO JAkO DziełO szTUki

361

analogiczne do dodawania kolejnych mieszkań do bloków z wielkiej płyty, stojących wzdłuż osiedlowej uliczki.

Istnieje bezpośredni związek pomiędzy unifikującą struk-turą japońskiego domu i wynikającym z niej kompleksem urbanistycznym, w którym rozpoznawalna jest ta sama kom-pozycja przestrzenna.

Uporządkowanie grupy autonomicznych budynków, takie jak proponował Ledoux (Claude Nicolas Ledoux [1736 –1806], architekt francuski – przyp. red.), angielski ruch miast-ogro-dów z przełomu XIX i XX wieku, postulujący wolnostojące domy jednorodzinne oraz paryski drapacz chmur zaprojek-towany przez Le Corbusiera (właściwie Charles-Edouard Jeanneret [1887 –1965], architekt, urbanista, malarz francuski pochodzenia szwajcarskiego, uważany za najwybitniejszego architekta XX wieku – przyp. red.) w latach 20. XX wieku – są bez wątpienia strukturalnie spokrewnione.

Budynek i miasto porównywać można nie tylko w kontek-ście architektury domowej – niezależnie od miejsca i historycz-nego czasu jej powstania – lecz także w odniesieniu do struk-turalnej kompozycji większych budowli, takich jak biurowce, kompleksy zamkowe, kościoły, szkoły i tak dalej. Wystarczy powiedzieć, że struktura miasta jest zasadniczo określana przez sumę poszczególnych budynków, a plan mieszkania i plan miasta wzajemnie się określają i są od siebie współ-zależne.

Kiedy powstanie rozmaitych kompozycji miejskich tłu-maczy się przyczynami natury socjologicznej, kulturowej, technicznej czy historycznej, jest to wyjaśnienie tkwiące ko-rzeniami w idei funkcjonalnej konieczności i przyczynowości. Konsekwencje wynikające z takiego podejścia daje się jednak modyfikować wyłącznie poprzez porządkowanie powiązań strukturalnych. Same z siebie nie wyznaczają one kompo-zycyjnego kierunku czy impulsu. Architektura i powiązana

OswAlD MAThiAs UnGeRs

362

z nią dyscyplina budowania miast posiadają własne reguły formalne, oparte na istocie formy. Istota ta niezależna jest od wszelkich funkcjonalnych konieczności i istnieje na mocy samej swej kompozycyjnej siły, jako stałej zasady we wszyst-kich epokach i kulturach. Ani budynek, ani miasto nie są produktem kulturowym, opartym na wielu zewnętrznych uwarunkowaniach. Każde z nich posiada własną strukturę i rozwija się zgodnie z wewnętrznymi, a nie zewnętrznymi, regułami formalnymi. Dzisiaj zajmuje nas następująca kwe-stia: w jaki sposób powiązać w jednolitą całość najrozmaitsze ze strukturalnego punktu widzenia formy, jakie rozwinęły się w kolejnych epokach i tylko w niektórych przypadkach stoją bezpośrednio obok siebie? Odpowiedzi na to pytanie nie udzieli ani socjologia, ani organizacja transportu, ani technologia – to są tylko narzędzia – lecz jedynie wiedza nabyta dzięki morfologicznym studiom formy. Z tych studiów wynika postulat miasta jako dzieła sztuki.

Projekt tutaj prezentowany wynika z pragnienia takiego ustawienia budynków względem siebie, by powstały nowe relacje przestrzenne. Pozytywna forma wolumetryczna i ne-gatywna przestrzeń szczelinowa zostają skorelowane. W grze pomiędzy kubaturami i przestrzenią wyraża się charakter założenia, wynikający z jego zdolności organizacji dwóch sfer – wnętrza i zewnętrza – w konkretnym celu.

Fenomen podwójnej intencjonalności, który Sörgel (Her-man Sörgel [1885 –1952], niemiecki architekt ekspresjoni-styczny– przyp. red.) nazywa Janusowe oblicze architektury, jest zasadniczym formatywnym czynnikiem miejskiego za-łożenia. Jest on ewidentny na ulicach, placach, w relacjach pomiędzy kubaturami. Kombinacja ciał i elementów łączą-cych, jaka jest tu realizowana, umożliwia stały rozwój ruchu w przestrzeni i nieskrępowane rozszerzanie się przestrzeni publicznej we wszystkich kierunkach. Pojedyncza kubatura

MiAsTO JAkO DziełO szTUki

363

staje się elementem budowlanym utrzymującym pozycję w ogólnej kompozycji, w oparciu o przestrzenną ekstensję we wszystkich kierunkach. Kubatura uzyskuje ten status dzięki zdolności kontynuowania tej ekstensji i swobodnego jej wzmacniania, aż stanie się wszechobecną przestrzenną całością, prawdziwym celem architektury […].

siGfRieD GieDiOnwspółczesne pODeJście DO URbAnisTYki...

Szkice do projektu Broadacre City, architekt: Frank Lloyd Wright, lata 30. XX wieku. Antyteza miasta i apoteoza nowo powstających

przedmieść (źródło: wikipedia).

Sigfried giedion

WSpół­czeSne podej ście do urba­niStykizniSzczenie czy przemiana?

Przełożył z angielskiego jerzy olkieWicz

Źródło: Sigfried Giedion, Przestrzeń, czas i architektura: narodziny nowej tradycji,Warszawa 1968, s. 786 – 795 (dwa następujące po sobie rozdziały)

pierWodruk: Tenże, Space, Time and Architecture. The Growth of a New Tradition, Harvard 1941

© Autor i wydawca

1941

wRóć DO spisU TReści

siGfRieD GieDiOn

366

Jakie jest ogólne stanowisko dzisiejszego urbanisty? Czego pragnie dokonać? Jakie koncepcje kierują jego pracą? Przy rozpatrywaniu naszych problemów pytania te są bardzo istot-ne. Urbanistyka jest przede wszystkim problemem ludzkim; nie są to bynajmniej zagadnienia wyłącznie techniczne i eko-nomiczne. Nie można właściwie realizować urbanistyki bez pełnego zrozumienia współczesnej koncepcji życia.

Nigdzie w architekturze nie spotykamy tak silnego wpły-wu obecnego spojrzenia na świat, jak w urbanistyce. Bardzo słabo ujawnia się ono w formach i konstrukcji; często jego obecność w projekcie można tylko wyczuć jako słabe, pozba-wione wyraźnych akcentów odbicie. Nawet jednak wówczas, gdy nie jest ono określone w sposób widoczny – działa jako czynnik scalający organizm, jakim jest miasto, podobnie jak ukryty stalowy szkielet wspiera nowoczesną budowlę. Gdzie-kolwiek urbanistyka pozbawiona jest takiej organicznej jed-ności, tam musi uciec się do sztucznych środków, tak jak błędnie zaprojektowany budynek potrzebuje przypór.

W przyszłości urbanista będzie musiał wyjść daleko poza ramy spraw ściśle technicznych. Ponowne odzyskanie jedno-litej całości ludzkiego życia nigdzie nie jest bardziej pilne niż w jego pracy. Reprezentatywne dla obecnego okresu jest ujęcie tego problemu przez C. van Eesterena1 , Holendra, który jako główny architekt kierował ogólnym planem rozbudowy Amsterdamu od 1920 r. Przy rozmaitych okazjach określał on w rozmowach stosunek współczesnego urbanisty do pro-blemów, z jakimi ma do czynienia. Z jego wypowiedzi, które zostały tu dość swobodnie przytoczone, możemy uzyskać bardziej osobisty wgląd w umysłowość urbanisty.

Urbanista, jakim go widzi van Eesteren, nie zajmuje się głównie architekturą. Nie uważa on również, że miasto jest w swej istocie obiektem spekulacji finansowych, ani też – jed-nym z narzędzi produkcji. Stara się dociec, w jaki sposób miasto

współczesne pODeJście DO URbAnisTYki...

367

powstało i jak osiągnęło dzisiejszy stan roz woju. Prag nie wiedzieć jak najwięcej o usytuowaniu (zagadnienie o szcze-gólnym znaczeniu w Holandii) i o jego powiąza niach z otacza-jącym regionem oraz krajem jako całością. Przede wszystkim studiuje rozmaite kategorie ludzi, którzy będą mieszkańcami miasta, każdą z nich zgodnie z jej stylem życia; dowiaduje się, czy są to ludzie młodzi czy starzy, żyjący samotnie czy w rodzinie, z jaką liczbą dzieci. Musi wziąć pod uwagę, gdzie ci ludzie pracują, znać przebieg linii komunikacyjnych, od-ległość, jaka powinna być zachowana między dzielnicami przemysłowymi i mieszkalnymi. Musi również zachować kon-trolę nad powiązaniami komunikacyjnymi miasta z dziel-nicami mieszkalnymi. Nie myśli kategoriami ulic i osi, ale kategoriami gęstości zaludnienia. Jego podejście do miasta uwarunkowane jest współczynnikiem gęstości zaludnienia, który na przykład w Amsterdamie może wahać się od 110 do 550 mieszkańców na hektar.

Zadaniem urbanisty jest tworzenie planów na bazie szero-kich badań, przystosowując plany do warunków istniejących, a w miarę możności do warunków przyszłych. Urbanista nie zakłada sztywnego i ostatecznego systemu; każdy sektor musi być rozwiązany w taki sposób, aby można było poradzić sobie z nieprzewidzianymi zmianami. Powinno istnieć żywe i wza-jemne powiązanie między ideałem i istniejącą rzeczywistością, między celami i faktami. Co więcej, urbanista nie zamyka funk-cji mieszkania, pracy i wypoczynku w ciasnych i ostatecznych układach, dokonuje tylko ogólnego rozdziału, pozostawiając warunkom realizacji ich ostateczne ukształtowanie. Układy te nie są jednak pozostawione na łasce losu; troską urbanisty powinno być znalezienie form najlepiej przystosowanych do każdej specjalnej okoliczności. Wie on dobrze, jakie funkcje powinny być zapewnione; zadaniem jego jest stworzenie ca-łości przy uwzględnieniu istniejących możliwości i warunków.

siGfRieD GieDiOn

368

Podstawą projektowania miast jest odpowiadająca na-szym czasom koncepcja życia; bez niej nie można uporządko-wać ogromnej masy rzeczywistych elementów, z którymi styka się urbanista. Ta koncepcja życia jest modelowana i wyrażana na wiele rozmaitych sposobów. Współczesny ruch kołowy na przykład kształci i wyostrza zmysł przestrzeni. Mieszkańcy miast poruszający się po zatłoczonych ulicach wyczuwają niemal, co dzieje się w tyle za nimi. Tego rodzaju czasoprze-strzenna świadomość była nie znana w okresie baroku – może to być przypadek powtórnego rozwoju prymitywnego zmysłu.

Plan nowoczesnego miasta trzeba rozwinąć w sposób bar-dziej skomplikowany, biorąc pod uwagę ściślejszą sieć wzajem-nych powiązań, niż to miało miejsce kiedykolwiek przedtem. Projektowanie wyłącznie w kategoriach dwóch wymiarów stołu kreślarskiego – metoda ubiegłego wieku – już nie wy-starcza; nie wystarczy również trójwymiarowe projektowanie okresu baroku. Plan miasta musi łączyć wszystkie czynniki w stan wymiernej i żywej równowagi. W pracy dzisiejszego urbanisty potrzebne jest wyczucie innego rodzaju. Kiedy na przykład szuka właściwej lokalizacji dla cmentarza czy hali targowej, musi orientować się w swym planie, prawie że przy pomocy zmysłu dotyku, wyczuwając kontrastowy charakter dzielnic również wyraźnie, tak jak wyczuwa się dotykiem palców różnice między gładkością aksamitu a chropowato-ścią papieru szklistego.

W nowoczesnym mieście – z którego jak dotąd zrealizowa-no zaledwie fragmenty – istnieją wzajemne powiązania nie tylko przestrzenne. Te subtelne wartości są elementami, z któ-rych wynika urok miasta. One są również odpowiedzial ne za właściwą koordynację rozmaitych funkcji społeczności miej-skiej. Żadne z nich, włączając techniczne czy przemysłowe, nie mogą dominować kosztem innych. Czynniki techniczne i przemysłowe nie powinny komplikować rozwoju, jak to

współczesne pODeJście DO URbAnisTYki...

369

miało miejsce w wieku dziewiętnastym, ale muszą pomagać w pokonywaniu trudności. W ten sposób miasto będzie mo-gło przejść ze stanu statycznego do swobodnej równowagi żywego organizmu.

zniszczenie czY pRzeMiAnA?Staraliśmy się często wykazywać, jak w rozmaitych dziedzi-nach konstrukcji, malarstwa i architektury – niezależnych od siebie – powstała pewna identyczność metod. Zauważyliśmy, że współczesną architekturę można wyjaśnić kategoriami funkcji, albo też układem socjologicznym. Wyjaśnienia te nie są jednak wystarczające – są wyłącznie intelektualne; nie obejmują i nie ujawniają gatunku emocji, jakie nurtują naszą architekturę. Podobna sytuacja istnieje w dziedzinie urbani-styki. Zawsze, w każdej epoce, miasta stanowiły w zasa dzie zespół interesów społecznych, politycznych i ekonomicznych. W konsekwencji trudno było pojąć zmiany w strukturze miej-skiej2 . Czasem, jak wiemy, zmiany te bywały narzucane przez całkowicie niezależne procesy wywierające nacisk z zewnątrz. Na przykład rozwój sposobu prowadzenia wojen i postęp w uzbrojeniu, które uczyniły starsze miasta bezbronnymi w obliczu ataku, narzuciły zmiany w strukturze miast w celu zapewnienia bezpieczeństwa. Nawet dziś groźba ataku z po-wietrza wymaga zmian w strukturze miasta. Wielkie miasta rozłożone bez ochrony pod otwartym niebem, z przeludnio-nymi obszarami na łasce spadających z góry bomb, ułatwiają zniszczenie. W obecnym stanie są praktycznie nie do obrony; jest rzeczą jasną, że najlepszym sposobem ich obrony jest budowa, z jednej strony – wielkich pionowych skoncentrowa-nych skupisk przedstawiających najmniejszą powierzchnię dla ataku z powietrza, a z drugiej strony – planowanie szero-kich, wolnych, otwartych przestrzeni.

siGfRieD GieDiOn

370

Trudno jest obecnie przewidzieć, jak poważne stanie się w przyszłości niebezpieczeństwo wojny. Możliwe, że istnieje wiele krajów i miast, które nigdy nie będą zagrożone z po-wietrza. Możemy mieć taką nadzieję. W każdym bądź razie miasto dzisiejsze jest poważnie zagrożone we wszystkich krajach, bez żadnego wyjątku – nie przez jakiekolwiek nie-bezpieczeństwo z zewnątrz, ale od wewnątrz poprzez zło, które w nim samym się tworzy. Jest to zło, którego źródłem jest maszyna. Przez zamieszanie powstałe z różnorodnych funkcji miasta, przez jego wzrastający stopień mechanizacji, wszechobecność i anarchię ruchu samochodowego – miasto zostało wydane na łaskę maszyny. Jeśli mamy miasto urato-wać – musi się zmienić jego struktura. Przemiana narzucona przez maszynę, tak jak zmiany w innych okresach spowodo-wane środkami prowadzenia wojny, jest nieuchronna, bez względu na to, czy nastąpi dzięki świadomemu wniknięciu w sytuację, czy na skutek katastrofy. Miasto trzeba zmienić, w przeciwnym razie miasto zginie, razem z naszą cywilizacją.

W chwili obecnej nie będziemy jednak rozważać tych spraw. Zajmiemy się – jak to uczyniliśmy poprzednio omawiając kon-strukcję i architekturę – miastem (znajdującym się w trakcie powstawania) z punktu widzenia emocjonalnych względów, wpływających na jego kształtowanie; wyszukamy wzajemne powiązania istniejące między układem miasta i tendencjami plastycznymi naszych czasów. Przeciwstawienie się zmia-nom strukturalnym wynika nie tylko z rozgrywek interesów prywatnych, ale również ze źródeł uczuciowych. Całkowita swoboda w rozwoju jakiegoś obszaru nie jest sama w sobie wystarczająca. Nawet w krajach, w których państwo całko-wicie kontroluje wszystkie tereny budowlane, urbanistyka w dalszym ciągu wzoruje się na przykładach wieku dziewięt-nastego, chyba że ludzie stojący u władzy rozumieją nowe koncepcje artystyczne.

współczesne pODeJście DO URbAnisTYki...

371

Przede wszystkim musimy się jednak zastanowić pokrótce nad problemem, który staje się coraz pilniejszy i wciąż nie daje się rozwiązać. Jaki ma być dalszy rozwój wielkiego mia-sta? W ciągu ostatniego dziesięciolecia opinie na temat przy-szłych losów metropolii uległy znacznym zmianom. Około 1900 roku, kiedy Ebenezer Howard proponował miasto-ogród jako środek służący zahamowaniu, wyludnienia obszarów wiejskich i przeludnienia naszych wielkich miast3 , istniało ogólne przekonanie, że miasto rozwijać się będzie tak jak dotychczas, ale w stopniu wciąż wzrastającym; krzywa za-ludnienia dalej będzie rosła, tak samo jak w bezpośredniej przeszłości. Tacy architekci jak Otto Wagner także wierzyli we wciąż rozbudowujące się miasto, jako w zjawisko stałe.

Mniej więcej w tym samym czasie – jak gdyby na przekór– krzy-wa obrazująca liczbę ludności, przynajmniej w odniesieniu do centrum miasta, zaczęła się zmieniać – najpierw w Eu-ropie, potem w Ameryce. Zmniejszanie się liczba mieszkań-ców zarówno w centrum Londynu, jak i Paryża, rozpoczęło się w 1901 roku. W Nowym Jorku proces ten rozpoczął się dopiero dziesięć lat później w 1910 roku, ale przebiegał od początku w sposób wyraźny4 . Powstaje zatem pytanie, czy nie zezwolić na śmierć wielkiego miasta, które odziedziczyliśmy po wieku dziewiętnastym – miasta chaotycznie wikłającego swe funkcje?

Podział zdań na ten temat jest wyraźny i ostry. Zwła sz-cza w Stanach Zjednoczonych, gdzie mechanizacja życia jest znacznie bardziej rozwinięta niż w Europie. W myśl pewnych koncepcji metropolii nie da się uratować i trzeba ją rozbić. Inni twierdzą, iż zamiast likwidacji wielkiego miasta trzeba je przeobrazić zgodnie ze strukturą i duchem naszych czasów. Jest dość zrozumiałe, że najbardziej radykalni obrońcy pierw-szego stanowiska ujawnili się w Ameryce, ponieważ właśnie

siGfRieD GieDiOn

372

tam wielkie miasta zostały jak najbardziej podporządkowane maszynie. Gęstość zaludnienia jest tam największa; jest naj-więcej samochodów, a ruch kołowy jest kontrolowany naj-słabiej w swoim chaotycznym rozwoju, gdyż wszelkie próby zaprowadzenia takiej kontroli uważane są za atak na prawa obywatelskie.

Czyniono różne propozycje co do sposobu rozbicia wiel-kiego miasta. Sugestie te, mimo że różnią się w szczegółach, mają jednak wspólny mianownik – pragnienie rozwoju orga-nicznego, które staje się coraz wyraźniejsze w naszych cza-sach, jako swego rodzaju samoobrona przeciw złu cywilizacji. Różnice między tymi propozycjami tkwią tylko w sposobie realizacji tej potrzeby organicznego układu.Jedna z tych propozycji przewiduje, że zamiast koncentrować ludność w gigantycznie rozdętych zbiornikach nazywanych miastami, cały kraj powinien zostać skolonizowany w formie małych działek wielkości 40 czy 80 arów. Tego typu decen-tralizacja przeobraziłaby całe nasze życie z życia miejskiego w życie człowieka wsi, mieszkającego w małej zmechani-zowanej jednostce, co utrzymałoby równowagę między za-trudnieniem w rolnictwie i w przemyśle. Jest to całkowite i świadome zniszczenie koncepcji miasta. Poza tym, w dużym stopniu podkopuje podział funkcji społecznych, który jest fundamentem naszej cywilizacji, ponieważ w nowej kon-cepcji głównym czynnikiem jest drobny, samowystarczalny właściciel ziemski. Projekty takie wywodzą się z doktryn Charles Fouriera, najradykalniejszego z francuskich eko-nomistów utopijnych. Przeciwstawiając się istniejącemu systemowi przemysłowemu, chciał on osiągnąć najpełniejszy rozwój natury ludzkiej przez stworzenie takiego życia orga-nicznego i społecznego, w którym jednostka znalazłaby naj-większe zadowolenie. Życie takie widział w społeczeństwie zdecent ralizowanym, w którym rolnictwo byłoby normalnym

współczesne pODeJście DO URbAnisTYki...

373

zawodem. Od czasu kiedy Fourier rozwinął swoje koncepcje w latach 20. dziewiętnastego wieku, pojawiło się wielu teo-retyków społecznych, którzy chcąc zaradzić złu powstałemu w wyniku uprzemysłowienia, szli po linii wytyczonej przez Fouriera. Jednym z najgłośniejszych teoretyków był Frank Lloyd Wright, ze swym Broadacre City. Oparł on swój pro-gram, jak sam to przyznaje, na koncepcjach i eksperymen-tach Ralpha Borsodiego5 .

Nie ma wątpliwości, że samowystarczalne jednostki mają swe właściwe miejsce w życiu ekonomicznym. Bez wątpienia jednak również ta prymitywna forma społeczna nie potrafi ani zastąpić, ani dopełnić tej zróżnicowanej organizacji, która bez względu na system polityczny jest formą podstawową dla naszej kultury. Przemieniłoby to kraj w rozpaczliwą mie-szaninę, w coś co nie jest wiejskie ani jeszcze miejskie – coś znajdującego się na pograniczu. W każdym razie propozycja porozdzielania ludności w małe skupiska, z rolnictwem jako normalnym zajęciem, absolutnie nie jest mieści się w skali problemów, które wymagają dzisiaj rozwiązania.

Zwolennicy przeciwnego punktu widzenia – utrzymujący, że miasto musi zostać przebudowane, lecz nie zlikwidowa-ne – także zakładają, iż nie można separować ludzi od przyro-dy i w konsekwencji, że miasto nie może dalej istnieć w swej obecnej formie. Natychmiast jednak dodają, że miasto jest czymś więcej niż współczesnym i przemijającym zjawiskiem. Jest ono tworem wielu różnych kultur w wielu różnych epo-kach. Dlatego też problem jego życia czy śmierci nie może być ustalony po prostu na podstawie dzisiejszych doświadczeń czy warunków. Nie można skazać miasta na wymarcie tylko dlatego, że było ono źle użytkowane od czasów uprzemysło-wienia, albo dlatego, że cała jego struktura stała się nieprzy-datna przez wprowadzenie jednego technicznego wynalaz-ku – samochodu. Sprawa musi być rozważana z szerszego

siGfRieD GieDiOn

374

punktu widzenia i rozciągnięta na inne kwestie: czy miasto zawsze jest związane z każdego rodzaju społecznością i cy-wilizacją? Czy powstawanie miast da się wytłumaczyć po prostu jako tworzenie ludzkiego zbiorowiska, początkowo dla obrony, a potem w celach produkcji – czy też instytucja miasta jest głęboką cząstką samego człowieka? Czy miasta są tylko zjawiskiem przejściowym, etapem rozwojowym, któ-rego trudności musimy pokonywać za pomocą wynalazków technicznych, takich jak radio, telewizja, samochód i innych podobnych? Czy też są one zjawiskiem odwiecznym, opar-tym na wzajemnych kontaktach ludzkich, pomimo wszelkich przeszkód ze strony mechanizacji? Jeśli chodzi o mnie, to wierzę, że instytucja miasta jest wrodzonym czynnikiem każ-dego życia kulturalnego i każdej epoki.

Ci, którzy twierdzą, że obecny stan metropolii jest stanem niehumanistycznym i nie może trwać nadal, mają absolutną rację. Zachodzi tylko pytanie, czy ma to oznaczać koniec miasta jako takiego? Czy da się wyeliminować nieprzydatny chaos dzisiejszych olbrzymich miast bez zniszczenia samej instytucji? Ci, którzy wierzą, że miasto było częścią składo-wą każdej kolejnej cywilizacji, uważają, że egzystencja jego będzie zagrożona, o ile cała struktura nie zostanie zharmo-nizowana z potrzebami i wymogami życia dzisiejszego. Jasne jest, że drobne środki zaradcze nie stanowią tu pomocy; służą one zaledwie – i tu Frank Lloyd Wright ma zupełnie rację – do sztucznego przeciągania jego egzystencji, jednak bez żadnej nadziei na uzdrowienie. Niczego się rzeczywiście nie osią-gnie przez obsiewanie ulic coraz większą liczbą kontrolnych świateł ruchu kołowego, ani przez usuwanie slumsów i proste wznoszenie nowych budynków na ich miejsce.

Nawet eliminacja wszystkich istniejących slumsów nie uczyni miasta ani odrobinę lepiej działającym instrumentem, niż jest ono dzisiaj.

współczesne pODeJście DO URbAnisTYki...

375

Gdy Haussmann w latach 50. podjął zadanie przeobrażenia Paryża, dobrał się on – jak to określił jeden z jego współcze-snych – cięciami szabli do korpusu miasta. Czysto przeciągał ostrze, wycinając zdecydowane, proste arterie poprzez zatło-czone dzielnice, rozwiązując problemy ruchu kołowego swoich czasów pojedynczymi, śmiałymi pociągnięciami. W naszych czasach konieczne są jeszcze odważniejsze operacje. Pierw-szą rzeczą jaką należy zrobić, jest likwidacja rue corridor o sztywnych liniach zabudowy oraz przemieszanie ruchu ko-łowego i pieszego z domami mieszkalnymi. Podstawowe zało-żenie współczesnego miasta wymaga przywrócenia swobody wszystkim trzem czynnikom – ruchowi kołowemu, przechod-niom oraz dzielnicom mieszkalnym i przemysłowym. Dokonać tego można wyłącznie poprzez ich rozdzielenie. Niekończące się ulice Haussmanna należały jeszcze do wizji artystycznej powstałej w epoce renesansu – perspektywy – i to nie tylko w szczegółach architektonicznych, ale nawet w samej swej koncepcji. Dziś musimy zajmować się miastem w jego nowym aspekcie, narzuconym początkowo pojawieniem się samocho-du, aspekcie opartym na przesłankach technicznych i nale-żącym do wizji artystycznej zrodzonej w naszej epoce – cza-soprzestrzeni.

Miasta należy kształtować zgodnie z potrzebami ludzkimi. Muszą być w nich przywracane ludzkie prawa. Przypomi-namy sobie nasze dziedzictwo architektoniczne – tradycje umieszczania wielkich zespołów budowli w otoczeniu natu-ralnym. Tradycja ta rozwija się bez przerwy od czasów Wersa-lu Ludwika XIV aż do londyńskich skwerów. W Paryżu lat 50. funkcje mieszkalne i funkcje ruchu ulicznego zostały prze-mieszane bez względu na klasę społeczną. Przeciwnie, skwery londyńskie przypominają nam, że człowiek potrzebuje do życia spokoju i sąsiedztwa zieleni. Obecnie, w architekturze współczesnej, w nowym kształcie urbanistyki, znów ujawnia

siGfRieD GieDiOn

376

się dawne żądanie, aby nie separować człowieka od życia na wolnej przestrzeni, od przyrody.

Jak tego dokonać? Jak można zrealizować odwieczne prawo życia miejskiego, domagające się, aby miasto było czymś wię-cej niż masą kamieni; aby było związane z terenem albo przez swe niewielkie rozmiary jak w wiekach średnich, albo też przez powiązanie go z zielenią, jak w późnym baroku?

Przedstawiając stanowisko dzisiejszego urbanisty stwier-dzaliśmy, że podstawowym warunkiem jest projektowanie miasta oparte na współczesnej koncepcji życia i jej wyrazie przekazanym współczesnymi środkami artystycznymi. Ist-nieje ścisłe pokrewieństwo nieświadomie łączące wszystkie techniczne, konstrukcyjne, społeczne i artystyczne problemy. Podobnie jednak jak w wieku dziewiętnastym, zbyt często ludzie wpływający na kształtowanie miast są specjalistami w sprawach praktycznych i konstrukcyjnych, pozbawionymi pewności, zrozumienia i odczucia tego, co stanowi artystycz-ny odpowiednik ich praktycznych realizacji. Utrzymuje się ta sama różnica między metodami myślenia i sposobami od-czuwania, która była tak groźna w wieku dziewiętnastym. Ludzie ci nie rozumieją, na przykład, że rue corridor, zde-waluowana przez samo życie, należy w sposób naturalny do wizji plastycznej innych czasów. Oczyszczają wielkie obszary slumsów i wznoszą na ich miejsce nowe budynki, stosując się bałwochwalczo do starego wzorca rue corridor. Działają bez żadnego zrozumienia dla nowych nurtów rozwojowych, dla sposobu projektowania nowego miasta. Bez zrozumienia faktu, że duże obszary nie powinny być odbudowywane na starych zasadach urbanistycznych, ale powinny być zamie-nione na otwarte, zielone przestrzenie, zgodnie z planem dającym miastu nadzieję i możliwość przetrwania.

377

współczesne pODeJście DO URbAnisTYki...

pRzYpisY 1 Van Eesteren, architekt z wy-

kształcenia, wcześnie zdecydował się poświęcić problemom urba-nistyki. Korzystał ze stypendium, zapewniającego mu kontakty z najwybitniejszymi artystami Europy. Jak już wspominaliśmy, współpracował z Theo van Doesburgiem. Studia, jakie odbył w młodości pod okiem nowocze-snych architektów grupy Stijl, były podstawą jego dalszego rozwoju.

2 Książka Lewisa Mumforda The Culture of Cities (Nowy Jork 1938), tam gdzie omawia przeobrażenia struktury miasta, opiera się na przeobrażeniach społecznych, politycznych i ekonomicznych, akcentując spe-cjalnie wpływ sposobu prowa-dzenia wojen i środków obrony na rozwój miasta. Tom wydany pod auspicjami cIam (Can Our Cities Survive? pod redakcją J. L. Serta, Harvard University Press, 1942) zawiera ogólny analityczny przegląd warunków życia w dzi-siejszych miastach, na podstawie zasad sformułowanych przez czołowych urbanistów osiem-nastu krajów. Po raz pierwszy problemy naszych miast opra-cowano w sposób porównawczy, stosując mapy, fotografie i źródła statystyczne, tak aby każdy mógł uświadomić sobie bieżący stan tych ogromnych skupisk.

3 E. Howard, Garden Cities of Tomorrow, S. Sonnenschein & Co., Londyn 1902, s. 142.

4 Liczba mieszkańców Manhatta-nu zmalała z 2 331 542 w 1910 roku— do 1662195 w 1939 roku.

Ta nagła redukcja wykazuje jasno naturalne dążenia; rozwią-zanie, za którym z pewnością nie tkwi żadna sztuczna przyczyna.

5 Były doradca ekonomiczny, który zrealizował swój program decen-tralizacji, czyli, dystrybutyzmu, za pomocą małych jednostek rolniczych i zmechanizowanych produkcji domowej (małych traktorów, drobnych urządzeń zastępujących prace człowieka itp.), początkowo w Dayton, Ohio, a później od 1935 roku w Bayard Lane, w pobliżu Suffern, N. Y., o godzinę jazdy od Nowego Jorku. Por. J. Chamberlain, Blueprints for a New Society: Borsodi and the Chesterbelloc, New Republic, 1 stycznia 1940. Książka Bor-sodiego, This Ugly Civilization (Nowy Jork 1929), jest atakiem na cały system fabryczny i przemysłowy. W Fligh from the City (Nowy Jork 1933) Borsodi opisuje swoje doświadczenia na samowystarczalnej jednostce wykonującej wszystkie funkcje od produkcji konserw do tkanin.

vicTOR GRUenpRzesTRzeń MieJskA i kRAJO-bRAz

Widok na Westfield Old Orchard (początkowo jako Old Orchard Shop-ping Center), projekt: Loebl Schlossman i Bennett (obecnie: Loebl Schlossman

i Hackl), centrum handlowe w Skokie (Illinois), usa, 1957. (źródło: http://pleasantfamilyshopping.blogspot.com

/ 2010 / 07 / fair-comes-to-wards.html

Victor Gruen

Prze-strzeń miejska i krajo-braz

Przełożył z angielskiego jacek staniszewski

Źródło: Victor Gruen, Cityscape and Landscape, „Arts and Architecture” 1955, nr 72, s. 18 –19, 36 © Autor i wydawca

1955

wRóć DO spisU TReści

vicTOR GRUen

380

Zalewa nas powódź nowych wynalazków, maszyn i gadże-tów. Nasz ogląd rzeczywistości zniekształcają codzienne gazety, telewizja, tygodniki ilustrowane. Jesteśmy wystawie-ni na działanie filozofii, krytyki sztuki, psychologii anali-tycznej, rozszczepienia jądra i spirytualizmu. Konfrontujemy się z abstraktywizmem, sztuką nieprzedmiotową, nowym realizmem i surrealizmem. Aż do chwili, w której zaczniemy się czuć, jakbyśmy pływali w środku wielkiego kotła prawdzi-wego koszernego gulaszu węgierskiego w stylu południowych stanów.

Jeśli nie chcemy dać się schwytać w pułapkę, pozwolić pokonać się zwątpieniu, czy – na widok zrastających się liści koniczyny – całkowicie zrezygnować z działania, powinniśmy natychmiast przestać wypatrywać nie wiadomo czego, czy nasłuchiwać tego co się dzieje wokół i ruszyć w drogę. Kiedy decyzję tę zastosujemy do dziedziny architektury, znajdziemy się od razu w strumieniu twórczego działania, wyzwanie zaczną stanowić dla nas ograniczenia i problemy zachowania dyscypliny.

Najważniejszą misją dzisiejszej architektury jest kwestia zamiany chaosu w porządek i przekształcenie mechanizacji z siły tyranizującej człowieka w jego poddanego, odnalezienie miejsca dla piękna tam, gdzie rządzi wulgarność i brzydota. Dzisiejsza architektura nie może się ograniczać wyłącznie do jednego określonego zestawu struktur, które akurat stoją pionowo i – w konwencjonalnym sensie – są wydrążonymi wewnątrz budynkami. Powinna interesować się wszelkimi stworzonymi przez człowieka elementami przestrzeni, które kształtują środowisko życia – drogami i autostradami, znaka-mi i plakatami, przestrzenią otwartą w odniesieniu do struk-tur, krajobrazem miasta i krajobrazem w ogólniejszym sensie.

Przy okazji poruszenia sprawy przestrzeni miejskiej i kra-jobrazu, chciałbym zdefiniować używane przez siebie pojęcia:

pRzesTRzeń MieJskA i kRAJObRAz

381

Przestrzeń miejska w oczywisty sposób odnosi się do scene-rii, w której dominują struktury będące dziełem rąk ludzkich.

Krajobraz jest środowiskiem, w którym dominuje natura.Istnieje wiele rodzajów krajobrazu – obszary górskie, rejo-ny tropikalne, pustynne krainy – jak również wiele typów przestrzeni miejskich. Myśląc o nich, zwykle kojarzymy je z trwałymi budynkami, alejami i bulwarami, które wypełnia mrowie ludzi.

Zdecydowana większość przestrzeni miejskich wygląda jednak zupełnie inaczej. Chciałbym podzielić je na kategorie:

Technoprzestrzeń – środowisko ukształtowane niemal wy-łącznie przez urządzenia technologiczne, manifestujące się w chlubnych i zdecydowanie mniej chlubnych formach. To przestrzeń miejska pokryta szybami naftowymi, rafineriami, liniami wysokiego napięcia, dźwigami, kominami, urządze-niami transportowymi, wysypiskami śmieci, cmentarzyskami samochodów.

Następna w kolejności jest przestrzeń transportowa z bla-szanymi, rozciągającymi się na dziesiątki kilometrów, sznura-mi samochodów na betonowych pustyniach autostrad, dróg szybkiego ruchu, dróg dojazdowych, parkingów, listków ko-niczyny przybranych gustownie znakami drogowymi, gir-landami kabli zasilania i zwojami dyndających przewodów. W skład przestrzeni transportowych wchodzą także wielkie nieurodzajne połacie pasów startowych na lotniskach i za-plecza autostrad.

Idąc dalej, widzimy przestrzeń podmiejską w swoich wszel-kich możliwych przejawach – od pluszowych osiedli złożonych z mniej lub bardziej historycznych posiadłości, do anonimo-wych placów apelowych domów masowej produkcji, przy których nierzadko można podziwiać całą galerię dziwaków. Suburbia (przedmieście, łac. suburbium – przyp. red.) ze swo-im podejrzanym kompleksem bycia powszechnie poważaną

vicTOR GRUen

382

i rzeczywistą nudą, skutecznie oddzielona od świata przez korki drogowe.

A wreszcie miejska podprzestrzeń – kategoria obejmującą prawdopodobnie obszar większy od obszaru pozostałych, razem wziętych, typów przestrzeni, zbiorowisko najgorszych elementów przestrzeni miejskiej, przestrzeni technologicznej i przestrzeni transportowej – dzielnice czerwonych i zielo-nych świateł naszych wielkich miast – zdegradowana fasada suburbia, wstydliwe wprowadzenie do rzeczywistej treści miast, dopust Boży współczesnego metropolis.

Miejska podprzestrzeń składa się z elementów przylega-jących na wzór pijawek do wszystkich z naszych dróg, towa-rzyszących im tam, gdzie kiedyś – dawno, dawno temu – znaj-dowało się coś zwanego krajobrazem. Podprzestrzeń, czyli zbiorowisko stacji benzynowych, wszelkiego rodzaju chatek i chałupek, parkingów, plakatów, billboardów, śmietnisk, zjaz-dów z autostrad, odpadków, brudu i rzeczy bezużytecznych.

Podprzestrzeń wypełnia obszary pomiędzy miastami i subur biami, pomiędzy miastami i miasteczkami, między jed-nym i dużym wielkim miastem. Podprzestrzenie rozpoście-rają swoje macki we wszystkich kierunkach, przekraczając regiony, stany i granice krajów.

Podprzestrzeń miejska jest przyczyną, dla której planowa-nie miejskie – zanim jeszcze uzyskało w naszych czasach szan-sę bycia skutecznym – jest już przestarzałe, i dla której musi być ono zastąpione planowaniem na poziomie regionalnym.

Przyjrzyjmy się przy tej okazji bliżej pojęciu krajobrazu. Istnieje różnica pomiędzy krajobrazem i naturą jako taką. Krajobraz jest naturą, z którą człowiek utrzymuje rodzaj intymnego kontaktu – to natura wraz z ludzkimi miejscami zasiedlenia. Krajobraz to pofalowane wzgórza w Pensylwa-nii, na których rozsiadły się domki farmerów. Krajobraz to usiane wioskami o zabawkowych proporcjach doliny górskie

pRzesTRzeń MieJskA i kRAJObRAz

383

w Tyrolu. Krajobraz to obszar wiejski Nowej Anglii, z którego wystają szczupłe palce wież kościelnych, skaliste wybrzeże z rybacką wioską, włoskie jezioro z kolorowymi domkami ciasno przylegającymi do stromego brzegu.

Krajobraz jest szczęśliwym mariażem natury z przedsię-wzięciami człowieka, otoczeniem, w którym elementy sta-nowiące dzieła człowieka i dzieła natury współpracują ze sobą w wytwarzaniu, największego z możliwych, rodzajów ludzkiego dobrostanu.

Do tej pory wiek technologii nie sprzyjał kształtowaniu krajobrazu. Obawiam się, że wkrótce będziemy musieli trak-tować go jako swoisty relikt historyczny, który należy prze-chować, i – w miarę możliwości – otoczyć opieką.

Kiedyś, dawno temu, świat był pełen cudownych krajo-brazów i wspaniałych, naturalnych, zakątków. Było to też powodem ogólnego narzekania, ponieważ do owych miejsc nie było łatwo dotrzeć. Najczęściej trzeba było się zadowalać czytaniem relacji dzielnych podróżników, którzy trafiali tam pieszo, konno lub na statku.

Dziś jesteśmy społeczeństwami poruszającymi się na ko-łach. Korzystając z systemu ratalnego, możemy dolecieć do każdego miejsca na świecie, a coraz lepsze warunki pracy ułatwiają milionom nabywanie samochodów. Czterdziesto-godzinny tydzień pracy doprowadził do stworzenia week-endu. Płatne urlopy i wakacje wydają się wielu ludziom spełnieniem ich marzeń o podziwianiu krajobrazu i natu-ry. Miliony zostały jednak zdradzone i oszukane za swoją ciężką pracę.

Korki na drogach wykradają godziny ich wolnego czasu. Ryzyko związane z przemieszczaniem się po drogach niszczy nerwy wielu ludzi, którzy – kiedy wreszcie dotrą do swojego miejsca przeznaczenia, jakiegoś konkretnego punktu krajo-brazowego czy cudu natury – odkrywają, że trafiły tam przed

vicTOR GRUen

384

nimi miliony innych odwiedzających, którzy zajęli wszystkie miejsca parkingowe. Jeśli się je w końcu znajdzie, marzenie zostanie i tak zbrukane setkami puszek po piwie i śmieci, najeżone elementami miejskiej podprzestrzeni.

Staliśmy się gotowi na kontakt z naturą, jednak nie mamy dokąd pojechać. Co robić? Przed nami długi, ciężki i zawzięty bój.

Technologiczny blitzkrieg (niem. wojna błyskawiczna –przyp. red.) wziął nas przez zaskoczenie. Pozbawił naszych duchowych i fizycznych mechanizmów obronnych. Być może jest jeszcze szansa zwycięstwa, o ile będziemy walczyli z prze-konaniem, uporem i pokorą. Być może ludzie twórczy naszych czasów wypełzną ze swoich wieży z kości słoniowej i stoczą bitwę na poziomie, na którym będzie się ona liczyć, na polu bitwy o rzeczywistość.

My, architekci, na co dzień doświadczamy tego, że wzno-szone przez nas budowle nie są w stanie osiągnąć pełnej miary swojej skuteczności, ponieważ powstają w niesprzyjającym otoczeniu. Jedynie w bardzo rzadkich przypadkach udaje się znaleźć środowisko, które jest w głębszy sposób zgodne ze wznoszoną nań budowlą, z powstającą strukturą.

Denerwujący, przykry hałas i brzydota otoczenia są raczej regułą niż odstępstwem od niej. Do tych uciążliwych efektów nowoczesności należy dodać smog, trujące spaliny i perturba-cje komunikacyjne. Nasze wysiłki zmierzające do stworzenia wysepek porządku w morzu anarchii są skazane na niepowo-dzenie. Pomyślmy przez chwilę, jak patetycznie niewiele za-planowanych przestrzeni miejskich udało się stworzyć w tym kraju w XX wieku.

Centrum Rockefellera, kilka college’ów, być może kilka-naście projektów dzielnic mieszkaniowych, kilka centrów handlowych – wszystko inne, co zostało zbudowane – złe, dobre i takie sobie – jest zagrożone porażką nie tyle z powodu

pRzesTRzeń MieJskA i kRAJObRAz

385

swojego braku adekwatności, lecz z powodu baraku adekwat-ności otoczenia.

Przed nastaniem szturmu technologicznego, przestrzeń miejska i krajobraz były starannie i jasno oddzielone. W śre-dniowieczu najskuteczniejszym środkiem takiego podziału były ufortyfikowane mury i fosy.

Przestrzeń miejska wylała się poza mury, rozprzestrzeniła się pod postacią miejskiej podprzestrzeni. Suburbia pływa pośrodku brudnego błota, a krajobraz czeka na ratunek. Dziś naszym zadaniem jest przywracanie porządku na coraz szer-szą skalę. Musimy dojść do ładu z bijatyką pomiędzy ciałem ludzkim i maszyną, pieszymi i samochodami, śmietnikami i domami. To zadanie na miarę Herkulesa. Walka ta nie jest jednak zupełnie beznadziejna. Twierdzenie to chciałbym zilu-strować świadectwem mojej osobistej walki z podmiejskim komercyjnym szlamem.

Do niedawna, jedyna forma znanych w suburbiach punk-tów handlowych, składała się z długich rzędów jednopię-trowych budowli ciągnących się wzdłuż arterii łączących przedmieścia z rdzeniem miasta. Budynki te wciąż istnieją, i niestety – z powodu niemądrych praktyk dzielenia prze-strzeni na strefy – nie przestają się rozrastać. Historia ich rozrostu brzmi jak przepis na zakończone sukcesem stwo-rzenie komercyjnych slumsów.

Ich pierwotny cel istnienia – oferowanie usług klientom z suburbii i generowanie zysku – w dłuższej perspektywie pozostaje nieosiągnięty. Klienci tych punktów muszą po-lować na miejsce parkingowe, wielokrotnie przemierzać zatłoczone autostrady, godzinami krążyć po ponurej okolicy. Na ogół oferują zakupy na słabych warunkach, w atmosfe-rze, która wywołuje depresję. Udaje im się jednak odnosić wielkie sukcesy na polu stopniowej degradacji otaczających je obszarów mieszkalnych. Czynią to poprzez swój wygląd,

vicTOR GRUen

386

generowany przez nie hałas, nieprzyjemne zapachy, zagęsz-czenia ruchu. Właściciele i mieszkańcy okolicznych obszarów mieszkalnych wyprowadzają się, co powoduje rozwój slum-sów i – wraz z utratą większości dobrych klientów – po-wolną degradację podmiejskiego ciągu handlowego. Sklepy przenoszą się o kolejne parę kilometrów w głąb suburbia, gdzie rozpoczynają planowe i efektywne niszczenie nowego kawałka przestrzeni. Opróżnione budynki są przejmowane przez sklepy second-hand, marginalny biznes, sprzedaw-ców używanych samochodów, salony wyprzedaży. I tym etap formowania się komercyjnego slumsu można uznać za zakończony.

W tych podmiejskich ciągach sklepowych, elementy ar-chitektoniczne – o ile takowe w ogóle istniały – są trwałe zasłonięte przez krzykliwe reklamy, migające kaskady neo-nów i wstęgi papieru. Podmiejski ciąg handlowy pokazuje komercjalizm w jego najgorszej postaci.

Kilka lat temu, na tym żałosnym tle pojawił się nowy typ budynku – zaplanowane i zintegrowane centrum handlowe. Moim zdaniem, trudno przecenić znaczenie tego zjawiska dla XX-wiecznej architektury. Jest to pierwsza próba świa-domego planowania na wielką skalę, podjęta przez siły, które zazwyczaj kojarzone są z ostoją zdziczałego indywidualizmu. Zaplanowane centrum handlowe jest dowodem na to, jak wielkie mogą być możliwości i jak wielka skuteczność na-rzuconych sobie ograniczeń i dyscypliny. Przykład, związany z pewnym maleńkim szczegółem zaobserwowanym w jednym z największych z owych zaplanowanych centrów handlowych, Northland niedaleko Detroit, pokazuje zakres, w jakim owa samodyscyplina bywa praktykowana. Ogromny sieciowy dom towarowy, ulokowany w tym centrum, jest identyfikowany poprzez jedyny znak rozpoznawczy, jakim jest kilkucenty-metrowa nazwa umieszczona obok wejścia.

pRzesTRzeń MieJskA i kRAJObRAz

387

Chciałbym zatem omówić w szczegółach zasady projek-towania centrów handlowych, gdyż uważam, że posiadają one duże znaczenie dla innych elementów naszej przestrzeni miejskiej, w tym – ścisłego rdzenia miast. Oto pięć najistot-niejszych punktów:

1. Stworzenie skutecznie od siebie oddzielonych sfer działania: Sfery dostępu Sfery przechowywania samochodów Sfery działalności usługowej Sfery sprzedaży Sfery spacerów i odpoczynku.

2. Stworzenie możliwości dla rozwoju działalności spo-łecznej, kulturalnej, obywatelskiej i rekreacyjnej.

3. Ogólna idea planowania architektonicznego zgodna z funkcją, strukturą i estetyką.

4. Zachęta do zindywidualizowanego wyrazu elementów komercyjnych przy podporządkowaniu charakteru tych sposobów wyrażania ogólnej dyscyplinie – za pośrednic-twem koordynacji architektonicznej, kontroli oznaczeń, i wytworzenia kodeksu odnośnie takich spraw, jak: na-klejki na wystawach, godziny otwarcia, oświetlenie witryn sklepowych itd.

5. Integracja z otaczającym środowiskiem w kwestiach ruchu, ogólnego użytkowania, ochrony i estetyki.

Zasady te zostały mniej lub bardziej świadomie – i ze zmien-nym powodzeniem – zastosowane w wymiarze kilkunastu

vicTOR GRUen

388

istniejących regionalnych centrów handlowych na terenie kraju. Stanowiły one także podstawę organizacyjną dla ok. czterdziestu dużych centrów handlowych, które znajdują się obecnie na etapie budowy, czy stadium zaawansowane-go planowania. Efekt działania tego stosunkowo nowego zjawiska na rozwój terenów podmiejskich w Ameryce jest niezwykle interesujący i obiecujący.

Centrum Northland pod Detroit, które działa od przeszło roku, zmieniło życie mieszkańców tych obszarów, jak twier-dzą oni sami. Wypełniło ono wielką – i jak dotychczas niespeł-nioną – potrzebę wytworzenia pewnego punktu krysta lizacji w rozprzestrzeniającej się suburbia.

Centrum, które w pierwszym roku jego istnienia odwie-dziło 50 milionów ludzi, stało się dla Detroit przestrzenią festiwalową, w której mogą się odbywać zdarzenia, na które brakuje miejsca gdzie indziej: Dzień Wojska, 4 Lipca, Boże Narodzenie i Wielkanoc, i wiele innych. W takie dni w oto-czeniu promenad handlowych panuje świąteczna i radosna atmo sfera. Tysiące ludzi przechadzają się tam jednak przez cały rok w dni powszednie i święta – przystają, siadają na ławkach ogrodowych, plotkują, przypatrują się z uwagą usta-wionym na zewnątrz dekoracjom i wystawom, gdzie – w za-leżności od okazji – można zobaczyć autentyczny bombowiec, meble ogrodowe, nowe modele samochodów, wystawy sztuki, czy uczestniczyć w pokazie mody. Goście centrum biorą też udział w imprezach odbywających się w dwóch audytoriach, w centrum społecznościowym lub w Kiddylandzie, jedzą lunch lub obiad w jednym z tuzina przybytków gastrono-micznych. Uczynili je klubem, swoim publicznym parkiem, centrum społecznych aktywności.

Satysfakcję odczuwają również mieszkańcy sąsiedztwa. Zamiast degeneracji okolicy, która wiąże się z pojawieniem się nowych przedsięwzięć komercyjnych, i której wszyscy

pRzesTRzeń MieJskA i kRAJObRAz

389

powszechnie się obawiają, mieszkańców czekała miła nie-spodzianka. Na ciche ulice nie wylał się gęsty ruch drogowy, nie ma tu nieprzyjemnych widoków, dźwięków czy zapachów. Nie martwią się też wzrostem popytu na ziemię w okolicy, obfitującej w tak atrakcyjne udogodnienia dla przyszłych mieszkańców, ponieważ równoległe wzrosła wartość ich wła-snych posiadłości, i to znacznie.

50 milionów ludzi, którzy trafili do Northland, doprowa-dziło też do innej pozytywnej zmiany. Robili oni tam zaku-py – wybierając towary z radością, energią i wyczuciem sma-ku, doprowadzając tym samym do tego, że wyniki sprzedaży na metr sklepowy osiągnęły rzędy wielkości niespotykane do tej pory w sektorze podmiejskiego handlu.

Podstawowe zasady funkcjonowania obszaru Northland są przenoszone do wielu innych centrów handlowych, lecz także – co jest prawdopodobnie bardziej znamienne – do projektów o innym charakterze.

W dwóch obszarach podmiejskich planujemy obecnie stworzenie centrów rekreacyjno-zdrowotnych. Koncepcja ich powstania obejmuje połączenie, w ramach jednoli-tego środowiska lokalnego, szpitali, klinik, laboratoriów, gabinetów medycznych i dentystycznych, domów pielęgnia-rek, hoteli dla odwiedzających, z punktami usługowymi: restauracjami, jadłodajniami, kafejkami, aptekami i skle-pami zaopatrzenia medycznego. Posługując się modelem centrum handlowego, z jednej strony wprowadzamy podział pomiędzy różnymi obszarami użytkowania, z drugiej strony łączymy wszelkie funkcje budynków o tym samym prze-znaczeniu – tworzymy wspólny system dostępu drogowego, wspólne parkingi, wspólne usługi w zakresie ogrzewania i klimatyzacji, załadunku i rozładunku towarów, dostaw, napraw i konserwacji. Pośród wszystkich powstających bu-dynków zostały zaplanowane, zarezerwowane dla pieszych,

vicTOR GRUen

390

obszary krajobrazowego bogactwa, które mają zapewniać odpoczynek odwiedzającym i tworzyć kolejny istotny seg-ment XX-wiecznego krajobrazu.

W dwóch innych miastach planujemy wzniesienie pod-miejskich regionalnych centrów biurowych. Stosujemy wobec nich te same zasady, co w przypadku centrów handlowych i zdrowotno-rekreacyjnych.

Pracujemy również nad rozszerzeniem zasady tworzenia zintegrowanych ośrodków aktywności w innych jasno zdefi-niowanych sytuacjach. W naszych planach jest także wzno-szenie centrów budowlanych i meblarskich, centrów badaw-czo-laboratoryjnych i centrów przemysłu lekkiego.

Kiedy nasze plany dla różnych miast kraju rozwijają się i materializują, wydaje się nam, że mamy do dyspozycji broń, przy użyciu której można skutecznie odpierać szturm techno-logiczny. Jeśli będziemy używali tej broni konsekwentnie, i jeśli uda nam stworzyć wielką liczbę takich skupionych wiązkowo centrów, zburzymy ciągi opustoszałych sklepików ciągnących się wzdłuż naszych dróg, a po usunięciu gruzu – zasadzimy w miejsce podmiejskich slumsów drzewa, krze-wy i kwiaty. Tym samym, uzyskamy przestrzeń do posze-rzenia obciążonych arterii komunikacyjnych, stworzenia obszarów piknikowych, placów zabawy, parków; pozbędzie-my się ogromnych połaci miejskiej podprzestrzeni.

Nie ograniczamy się do tych prób. Próbujemy zastosować podobny proces przywracania porządku poprzez tworzenie sensownych podziałów i planowanie zintegrowane w istnieją-cych centrach naszych miast. Pracujemy nad zmianą planów projektu rozwoju centrum w wielu mniejszych miastach, oraz nad jednym projektem urbanistycznej rehabilitacji miasta zamieszkiwanego przez 600 tysięcy mieszkańców.

Główną zasadą organizującą nasze prace projektowe jest potrzeba stworzenia pięknych i niczym nie zakłócanych

pRzesTRzeń MieJskA i kRAJObRAz

391

terenów, po których będzie można się przechadzać. Wielkość tych obszarów powinna określać skala istnienia człowieka i długość możliwych do pokonania przez niego odcinków. Każdy z takich obszarów spacerowych, wraz z towarzyszą-cym mu budynkiem, tworzyłby jeden nadblok. Będą one słu-żyły różnym celom, czasem pełniąc kilka funkcji jednocześnie. Będzie zatem istniał blok służący do robienia zakupów, blok przestrzeni biurowych i handlu, blok działań obywatelskich, blok hoteli i biur. Bloki będą ze sobą połączone, przypomina-jącą rodzaj kręgosłupa, promenadą, która – poza możliwością odbycia przyjemnej przechadzki – zapewni pewne pomoc-nicze formy ruchu, takie jak ruchome chodniki czy pasy dla niewielkich elektrycznych autobusów.

Bloki będzie otaczać obszar parkowania samochodów, który – w zależności od zróżnicowanych warunków lokal-nych – przebierze formę garaży, parkingu wielopoziomowego, parkingu podziemnego lub parkingu stacjonarnego. Wszelki ruch związany z sektorem usługowym będzie korzystał z sys-temu podziemnych dróg. Dostęp do obszarów parkowania samochodów będzie możliwy poprzez obwodnice i drogi do-jazdowe, z których, usytuowanymi pomiędzy poszczególnymi blokami drogami zapasowymi, będzie można dotrzeć do pro-menady – kręgosłupa. Niektóre z dróg zapasowych będą ze sobą połączone pod promenadą.

System dostępu do ruchu i obwodnic ma być zintegrowany i połączony z odleglejszymi częściami miasta, oraz z syste-mem istniejących i – znajdujących się na etapie projekto-wym – dróg szybkiego ruchu.

Środki podjęte celem uleczenia bolączek obszaru handlo-wego byłyby niekompletne bez podjęcia próby rehabilitacji obszarów mieszkaniowych, położonych w centrum miasta. Ob-szary te powinny stać się znów pożądane dla milionów Amery-kanów, którzy są dziś nie z własnej woli mieszkańcami suburbii,

vicTOR GRUen

392

dla tych wszystkich osób, które nie znoszą prac w ogrodzie i dojeżdżania do centrum, dla tych wszystkich, którzy chcieliby być bliżej swoich biur, bliżej teatrów, muzeów i bibliotek, ale którzy nie są w stanie tego uczynić, ponieważ życie w pobliżu centrum stało się synonimem życia w slumsach.

Oczyszczenie slumsów jest niewystarczające, jeśli polega wyłącznie na zamianie starych slumsów na nowe z lepszą kanalizacją. Musimy stworzyć nowe dzielnice miejskie oferu-jące możliwie najszerszy zakres typów jednostek mieszka-niowych, dla ludzi o różnych potrzebach i różnych portfelach, od tanich domów do luksusowych apartamentów.

Kiedy slumsy, duszące serca naszych miast, zostaną zli-kwidowane i zastąpione pożądanymi formami środowiska życia, do przebudowanego centrum miasta popłynie nowa krew. Wraz z drogami szybkiego ruchu i systemem szybkie-go transportu tranzytowego, łączącego odnowione obszary centrum ze zdrowymi miastami satelickimi, rozpocznie się nowa era życia w mieście.

Oczywiście, musicie sobie zdać sprawę z tego, że to wielkie i kosztowne plany, ale w dzisiejszych czasach w tym kraju panuje niezwykle sprzyjająca atmosfera do wcielenia ich w życie. Plany te są przy tym praktyczne, ponieważ twardo opierają się na naszym istniejącym systemie ekonomicznym. Centra podmiejskie – centra handlowe, zdrowotne, biurowe, itd. – to przedsięwzięcia przynoszące zysk. Rehabilitacja ob-szarów centralnych jest także zyskowna, w sensie ocalenia przed niechybną ruiną nieruchomości o wielkiej wartości, w sensie bycia jednym sposobem na uniknięcie przybliżają-cego się upadku i katastrofy.

Otuchy dodaje mi fakt otrzymania w ostatnich latach przez architektów i planistów wielu zamówień publicznych na przebudowę centrów co najmniej kilku miast. Jak również to, że kwestia stała się powszechnie znana. W nie mniejszym

pRzesTRzeń MieJskA i kRAJObRAz

393

stopniu, nadzieją napełniają mnie wyniki pracy z moimi przy-jaciółmi i współpracownikami Yamasakim i Stonorovem w związku z projektem rehabilitacji centrum Detroit. Komitet obywatelski złożony z bankierów, kupców, dyrektorów zwią-zanych z branżą samochodową, przywódców związkowych, reprezentantów mniejszości, włożył w tym przypadku w pro-jekt nie tylko mnóstwo pracy i energii, lecz także ogromne sumy dolarach, wszystko na cel ocalenia centrum miasta.

Jeśli mamy odnieść sukces na wielką skalę, będziemy jednak potrzebowali czegoś więcej niż planów i energii ludz-kiej, a nawet czegoś więcej niż same pieniądze. Do stoczenia bitwy będą nam potrzebne bronie prawodawcze, skutecz-niejsza legislacja w postępowaniach związanych ze złym budownictwem. Potrzebujemy też nowego systemu prawa strefowego, być może funduszy federalnych, które posłużą jako rodzaj gwarancji przy udzielaniu pożyczek w wielkich projektach miejskiej i podmiejskiej rehabilitacji. Potrzebu-jemy programów edukacyjnych na uczelniach kształcących architektów, w których nacisk zostanie położony na problemy zintegrowanego planowania, potrzebujemy także aktywnej pomocy i wsparcia ze strony artystów, projektantów i ludzi kreatywnych ze wszelkich dziedzin. Ono bowiem może nam dać zwycięstwo w walce z technologicznym blitzkriegiem.

YOnA fRieDMAnDziesięć zAsAD MieJskieGO plAnOwAniA pRzesTRzenneGO

12345

678910

Yona Friedman

dziesięć zasad miejskiego planowa-nia prze-strzen-nego

Przełożył z angielskiego marcin wawrzYńczak

Źródło: Yona Friedman, Dziesięć zasad miejskiego planowania przestrzennego, [w:] Programs and manfestoes of 20th-cetury architectu-re, red. U. Conrads, tłum. M. Bullock, Cambridge MA, s. 183–184 pierwodrUk: Yona Friedman, The ten principles of space town plan-ning manifest, pierwsza wersja 1959.

1962

wRóć DO spisU TReści

YOnA fRieDMAn

396

i Przyszłość miast: będą ośrodkami rekreacji,

rozrywki, oś rod kami życia publicznego, centrami organizacji i podejmowania

ważnych decyzji. Pozostałe funkcje (praca, produkcja) będą we wzrastającym stopniu zautomatyzowane i w związku z tym coraz mniej związane z wielkimi aglomeracjami. Przetwarzający surowce robotnik straci na

znaczeniu i przekształci się w widza lub klienta.

iiNowe społeczeństwo miejskie nie musi

powstawać pod wpływem planisty. Różni-ce socjalne pomiędzy dzielnicami muszą

wyłaniać się spontanicznie. Dziesięciopro-centowy nadmiar dostępnej powierzchni

mieszkalnej powinien wystarczyć, by każdy mógł wybrać lokalizację zgodną ze

swymi preferencjami.

Dziesięć zAsAD MieJskieGO plAnOwAniA pRzesTRzenneGO

397

iii W wielkich miastach musi się znaleźć prze-

strzeń nie na przemysł, lecz na rolnictwo. Miejski rolnik to społeczna konieczność.

ivMiasta muszą być klimatyzowane. Klima-tyzacja pozwoli na swobodniejsze i bar-

dziej efektywne wykorzystanie przestrzeni: ulice stają się ośrodkami życia publicznego.

vBudynki tworzące fizyczne miasto muszą być na miarę nowoczesnych technologii

(dzisiejsze mosty, na przykład, mają często kilka kilometrów długości).

iv Budowanie na surowym korzeniu nie ma sensu. Metropolie powstają w efekcie roz-

woju mniejszych ośrodków: wielkie miasto musi być intensyfikacją istniejących zało-

żeń urbanistycznych.

YOnA fRieDMAn

398

vii Technika planowania trójwymiarowego (miejskiego planowania przestrzennego)

pozwala na grupowanie dzielnic zarówno w poziomie, jak i pionie.

viiiBudynki składające się na miasto muszą być jak dający się swobodnie wypełniać szkielet. To, w jaki sposób szkielet ten

zostanie obleczony w ciało, zależy od ini-cjatywy każdego z mieszkańców.

iXOptymalna wielkość miasta jest nieznana. Doświadczenie wskazuje jednak, że mia-sta poniżej trzech milionów mieszkańców

osuwają się w prowincjonalizm, zaś te powyżej trzech milionów cierpią na gigan-

tyzm. A zatem, poziom trzech milionów mieszkańców wydaje się być z empiryczne-

go punktu widzenia optymalny.

Dziesięć zAsAD MieJskieGO plAnOwAniA pRzesTRzenneGO

399

X Biorąc pod uwagę nasilającą się migrację

ludności do miast, nie będzie przesadą twierdzenie, że w niedalekiej przyszłości

wskaźnik urbanizacji wzrośnie z obecnych 50 proc. do 80 – 85 proc. A zatem duża aglo-meracja posiadająca przewagę społeczną

(rozrywki) i techniczną (klimatyzacja, transport) wygra z innymi rodzajami aglo-

meracji. Można śmiało wyobrazić sobie całą ludność Francji mieszkającą w 10 –12

miastach po trzy miliony mieszkańców każde, cała ludność Europy w 100 –120

miastach, całe Chiny w dwustu miastach, cały świat w tysiącu dużych miast.