3.w zaczarowanym młynie

14
W ZACZAROWANYM MŁYNIE Był sobie raz głupi Wojtek. Od małego dziecka tak go ludzie przezywali i choć pracowity był, do czego się wziął, dobrze i porządnie zrobił, na każdej książce pięknie czytał, nawet i pisać umiał jako tako, już się ten przydomek od niego nie odczepił... głupi Wojtek, i tyle. A macochę miał straszną złośnicę. Dokuczała mu i językiem, i ręką po karku, i rzemieniem po plecach, nie za to, to za owo. Nigdy jej nie mógł dogodzić, wiecznie coś cierpiała do niego. Aż mu się wreszcie sprzykrzyło i postanowił iść w świat służby szukać. Wolałby ci on, wolał, u którego z gospodarzy we swojej wsi za parobka stanąć, ale na nic by się to nie zdało, bo by go tatuś tej samej godziny do chałupy przygnali z powrotem, skórę jak się patrzy wygarbowali, a macocha by swój przyczynek dołożyła. Więc nie było rady, ino daleko do obcych ludzi iść i tam roboty szukać. A Wojtek, choć wcale nie taki głupi, jak by kto myślał, na jedno był niemądry: nie wiedział, gdzie się obrócić, kogo się zaradzić. Prócz Suchodołów, gdzie się urodził, i Mirowa, gdzie do kościoła co niedziela chadzał, jeszcze, odkąd żył, nijakiej inszej wsi ani miasteczka nie znał. Więc mu jakoś markotno było, w którą stronę świata iść, czego szukać, z kim gadać. “A niech ta! - pomyślał sobie jednego wieczora, gdy mu już macocha za siódmą skórę zalazła. - Niech ta, pójdę se zaraz jutro, gdzie oczy poniosą, przecie mnie smoki nie zjedzą, bo już chyba gorszego jako nasz w chałupie nie napotkam”. Wczas rano się zerwał, pół bochna chleba z półki chwycił, bieliznę do węzełka zawinął, kabat czerwony na siebie, sukmanę ino tak po wierzchu zarzucił, pawich piórek wiązkę na czapce umocował, pożegnał się i powędrował w świat. A że jedyna znajoma Wojtkowi droga prowadziła do Mirowa, tedy same się nogi w tę stronę obróciły. Idzie, idzie, nikogo nie spotyka, bo ledwo dnieje, ledwie gdzieniegdzie ptaszek ćwierknie, jeszcze zaspany. Do miasteczka zaszedł... a teraz co? Za kościołem trzy ścieżki się rozchodzą: prosto, na prawo i na lewo... Którą 1

Upload: grazka1957

Post on 17-Sep-2015

215 views

Category:

Documents


2 download

DESCRIPTION

Kolejna ze zbioru jedenastu prześlicznych baśni osnutych na tradycyjnych motywach polskich podań ludowych pod tytulem "Przy kominku". Zawierają one oryginalne i nieznane dotąd w polskim baśniopisarstwie wątki wprowadzające czytelnika w świat zaklętych królewiczów, mieszkańców zaczarowanych młynów, ukrytych pod ziemią zamków... Baśnie te między innymi uczą, że nie dobra materialne, ale szlachetność oraz zdolność do poświęceń są w życiu najważniejsze. Tytuł książki nawiązuje do utrwalonego zwyczaju głośnego czytania gromadzącego wieczorami przy płonącym kominku całą wielopokoleniową rodzinę.Autorką książki jest Antonina Domańska (1853-1917).

TRANSCRIPT

  • W ZACZAROWANYM MYNIE

    By sobie raz gupi Wojtek. Od maego dziecka tak go ludzieprzezywali i cho pracowity by, do czego si wzi, dobrze iporzdnie zrobi, na kadej ksice piknie czyta, nawet ipisa umia jako tako, ju si ten przydomek od niego nieodczepi... gupi Wojtek, i tyle. A macoch mia strasznzonic. Dokuczaa mu i jzykiem, i rk po karku, irzemieniem po plecach, nie za to, to za owo. Nigdy jej niemg dogodzi, wiecznie co cierpiaa do niego.

    A mu si wreszcie sprzykrzyo i postanowi i w wiatsuby szuka. Wolaby ci on, wola, u ktrego z gospodarzywe swojej wsi za parobka stan, ale na nic by si to niezdao, bo by go tatu tej samej godziny do chaupy przygnaliz powrotem, skr jak si patrzy wygarbowali, a macocha byswj przyczynek dooya. Wic nie byo rady, ino daleko doobcych ludzi i i tam roboty szuka. A Wojtek, cho wcalenie taki gupi, jak by kto myla, na jedno by niemdry: niewiedzia, gdzie si obrci, kogo si zaradzi. PrczSuchodow, gdzie si urodzi, i Mirowa, gdzie do kocioaco niedziela chadza, jeszcze, odkd y, nijakiej inszej wsiani miasteczka nie zna. Wic mu jako markotno byo, wktr stron wiata i, czego szuka, z kim gada.

    A niech ta! - pomyla sobie jednego wieczora, gdy mu jumacocha za sidm skr zalaza. - Niech ta, pjd se zarazjutro, gdzie oczy ponios, przecie mnie smoki nie zjedz, boju chyba gorszego jako nasz w chaupie nie napotkam.

    Wczas rano si zerwa, p bochna chleba z pki chwyci,bielizn do wzeka zawin, kabat czerwony na siebie,sukman ino tak po wierzchu zarzuci, pawich pirek wizkna czapce umocowa, poegna si i powdrowa w wiat. Ae jedyna znajoma Wojtkowi droga prowadzia do Mirowa,tedy same si nogi w t stron obrciy. Idzie, idzie, nikogonie spotyka, bo ledwo dnieje, ledwie gdzieniegdzie ptaszekwierknie, jeszcze zaspany.

    Do miasteczka zaszed... a teraz co? Za kocioem trzycieki si rozchodz: prosto, na prawo i na lewo... Ktr

    1

  • wybra? Ludzie, gdy kogo chwal, powiadaj prost drogchodzi; ale take nieraz gadaj prawy czowiek; a w lewoznowu, to tak niby wedle serca. Ktr ciek wybra?

    - Aha, wiem! - zawoa na gos Wojtek. - Podrzuc wysokoczapk, w ktr stron spadnie, tdy i ja pjd.

    mign czapk, jak ino mg najwyej, upada na prawciek.

    - Ot, ju nie trzeba namysu, wiem, gdzie id.

    I obrci si w prawo.

    Moe ze wier mili uszed, a tu las mu na poprzek staje. WSuchodoach nijakiego lasu nie byo, wic te zdziwi siWojtek dosy, po co tyle drzew razem ronie. Ano, trza iw t gstwin - myli sobie - kiedy mi si ju taka drogawyznaczya, to nie ma co przebiera ani si zawraca, inomiao przed si, i koniec. adnie tu i chodno, i cienisto...ju teraz bd rozumia, jak ludzie o lesie zaczn gada.

    Idzie drugie wier mili, patrzy, chatka niziutka, sczerniaastrzecha na niej, okienko jedno w cianie i drzwiczki nacieaj otwarte. A w sieni na zydelku staruszek siwy siedzi igroch uska do garnka.

    - Niech bdzie pochwalony - przywita go Wojtek.

    - Na wieki wiekw - odpar dziadek. - A skd to,parobeczku?

    - Ze Suchodow.

    - A za czym?

    - Suby szuka: nie narailibycie mi jakiej?

    - Czemu nie; o sub atwo, ino nie o dobr.

    - A dobrej bycie nie wiedzieli?

    - Moe bym ta i wiedzia. Do zakltego myna zgodziby si,

    2

  • synku?

    - Co bym si nie mia zgodzi; ino nie wiem gdzie.

    - I ja nie wiem; ale mam brata starszego w drugim lesie, jegosi id zapytaj.

    - A ktrdy mam i?

    - Ino prosto, a prosto; jutro na poudnie zajdziesz. A zadobr porad narb mi drewek do pieca i wody przynie zerda.

    Usuy Wojtek staruszkowi i grochu mu pomg nauska;ugotowali, zjedli razem, poegnali si i chopak poszeddalej. Zanocowa w polu pod stogiem siana, rano si zerwa ipdzi dalej naprzd, myli, e rychlej zajdzie; albo toprawda? Mwi dziadek, e na poudnie - to na poudnie.Znowu las gsty, dby grube, wicej jak po sto lat maj. Dochatki pustelnika zaszed, taki sam dziadziu na progusiedzi, ino starszy o wiele, a brod ma po sam pas. Pikniego Wojtek pozdrowi i o drog do zakltego myna pyta.

    - Dawnom ju tam nie by - powiada staruszek - to izapomniaem; ale mam starszego brata, on wie zpewnoci.

    - A ktrdy do niego?

    - Ino prosto, a prosto; w trzecim lesie go znajdziesz. Zadobr porad zamie mi izb i wymyj okienko, bom ja justary, sam nie zdol.

    Usuy Wojtek staruszkowi, jeszcze i pcaku przypilnowa wogniu, co by si nie przypali; pojedli ze smakiem, poegnalisi i chopak poszed dalej. Wszystko si tak stao jako zapierwszym i drugim razem. Znalaz w trzecim lesie trzeciegopustelnika; a stary by strasznie i brod mia po kolana. Pytago Wojtek o myn zaklty, a dziadu rzecze:

    - Dobra tam suba, ani sowa; i zapata rzetelna, nie ladajaka, ale praca cika, nie kady si podejmie.

    3

  • - A c tam trzeba robi? - pyta Wojtek.

    - Tego mi powiedzie nie wolno. Sam zobaczysz i sammusisz odgadn.

    - To mi cho drog pokacie, dziadku - i pokoni si nisko.

    - Id jeden dzie prosto na zachd soca, drugi dzie kupoudniowi, p dnia na wschd, p dnia na pnoc i dalejtak cigle powtarzaj, pki przed sam myn nie zajdziesz. Aza dobr porad przynie mi w tej pachcie suchych lici zlasu, bo mi si posanie uleao i kociska stare bol.

    Usuy Wojtek dziadkowi chtnie, jeszcze mu i jagd sporonazbiera; jedli oba, poegnali si i poszed chopak w drogdo zakltego myna. Powtarza sobie, eby nie zmyli: jedendzie na zachd, drugi na poudnie, p dnia na wschd, pdnia na pnoc.

    Szed tak moe ze dwa tygodnie, po drodze trafia na wsieprzerne, wszdzie go poywili, napoili, a kady mu sidziwowa, co za odwag ma tak zuchwa, e si zakltegomyna nie boi. Nikt wprawdzie tam nie by ani o takim mynienie sysza, ale mu wszyscy odradzali i przepowiadalistraszne przygody. A Wojtek tak si zawzi na on sub iszed z wytrwaoci i ochot wielk. Ostatnie dwa dnibardzo mu si naprzykrzyy, bo adnych wsi ani przysikwnie spotyka po swojej drodze, ino lasy, ki, stepy rozlege;nawet podrnych nijakich prcz niego nie byo. Dobrzejeszcze, e wzi chleb i sera kawa na zapas, bo by musiachyba godem przymiera.

    Dzie by gorcy. Wojtek dug wdrwk zmczony, wicpowolutku mu onego stepu ubywao; a o szarym zmierzchudojrza w niewielkim oddaleniu mur wysoki.

    Ano, Bogu dziki... przecie jakie ludzkie mieszkanie -pomyla - moe mnie przenocuj i drog poka.

    Dochodzi bliej, bramy szuka, a tu haas, szum wody,omotanie wielkie.

    - Aha... to bdzie w myn, ani chybi.

    4

  • Furtk w murze otworzy, koa si obracaj, woda po nichspywa i tryska, a kamienie terkocz: tarte przetarte, tarteprzetarte...

    - Gdzie tu jaki gospodarz od tego myna? - krzykn Wojteknie widzc nikogo przy domu. Ale zapewne le patrza, bopod cian na awce siedziaa starowinka jak grzybek ikdziel przda.

    - Wycie mynarka? - pyta Wojtek.

    Pooya palce na usta, a potem gow i oczami co mujakby pokazaa. Odwrci si chopak, a tu ko stoi napodwrku cikimi worami obadowany.

    - Aha, gada nie trzeba, ino robi; ano, to dobrze.

    Zdj wory ze zboem z konika, wynis po jednemu na gri pod kamienie podsypa. Potem obszed wszystkie kty, czysi co nie psuje, czy nie ma jakich bydltek do pokarmieniaalbo innej roboty. W kurniku siedziay ju kury na grzdach ispay, krowa w obrce miaa wszystko zadzone jak sinaley, pies wystawi eb z budy i przypatrzy si Wojtkowi,ko si gdzie podzia i babki ju na awie nie byo.Przeczeka tedy Wojtek do pnocy, a wszystko zboezostao zmielone; zatrzyma myn, zsypa mk do workw izanis na d, by odda temu, kto po nie przyjedzie.

    Warto by si teraz przespa - myli sobie - ale nie wiem,gdzie jaka izdebka dla mnie.

    A tu si co o jego nogi ociera. Spojrza, koteczka biaa,patrzy na niego tak mdrze jak czowiek - biegnie naprzd, aco ujdzie kilka kroczkw, to si na niego oglda.

    - Aha, mam i za tob? - pyta Wojtek; ale kotka te byaniema, ani miauknie, ino w korytarz idzie i przed drzwiamistaje. Doprowadzia Wojtka do izby, a sama gdzie sipodziaa.

    Wszed miao, izdebka adna, na stole latarnia si wieci,miska czyciutka pena kwanego mleka, chleba wiatego

    5

  • cay bochenek i n przy nim, znaczy: kraj i jedz, ile chcesz.Bardzo si to Wojtkowi podobao, bo te by straszniespracowany i godny a hej. ko te czyst pocielzasane.

    To jaka poczciwa babusia, dba o swego parobka -pomyla rozcigajc si z ukontentowaniem na sienniku.

    Zasn smacznie, pierwszy raz od tylu dni w porzdnym iwygodnym ku. pi twardo, a ni mu si dziwne rzeczy:koteczka biaa siedzi na jego poduszce i tak mu do uchaszepce:

    - To, co dzi robie, bdziesz robi co dzie; worki zezboem masz z konia zdejmowa, mk na adowa napowrt, tylko myn do ciebie naley, wicej nic. Dzi gadaedo gospodyni i do mnie, a to jest surowo zabronione.Pierwszy raz uszo ci bezkarnie, ale pamitaj, e mwi tutajnie wolno. Gdyby mnie nie usucha, sub stracisz.

    - No, ale kiedy sama rozmawiasz ze mn, kiciu - odrzeczeWojtek - to mi raz na zawsze wytumacz, co to wszystkoznaczy.

    - Wszyscy, ile nas tu jest, prcz kur i krowy - powiada kotka- odbywamy cik pokut za grzechy. Mynarka szkodziassiadom i ssiadkom zoliwym jzykiem: obgadywaajednych przed drugimi, bajkowaa, rnia ludzi midzy sob,e na dziesi mil wkoo niezgod ino siaa i jtrzya. Ko, cotu zboe przynosi, by gospodarzem w niedalekiej wsi, alesi rozpi i rozprniaczy, e dobytku nie pilnowa, o rol niedba, ino w karczmisku cigiem przesiadywa. Psa widziaew budzie przy bramie? To by parobek mody i zgrabny jako ity, ale wczga niezmierny i zodziej; teraz musi naacuchu siedzie i cudzego dobra pilnowa. Kogut bypaniczem we dworze: do poudnia sypia, uczy si niechcia, nawet na obiad nieraz mu si wstawa nie chciao,kaza sobie jado do ka przynosi. Teraz o pnocy musipia i wczas rano przed wszystkimi si zrywa, a do robotybudzi.

    Zamilka koteczka i apk sobie uszko umywa.

    6

  • - No, a ty, co takiego nabroia?

    - Ja... ja jestem modsz siostr koguta; byam panienk,miau...

    - No, gadaj, gadaj, nie wykrcaj si.

    - Nie cierpiaam wody i myda, wrzeszczaam wniebogosy,jak mi w dziecistwie niaka mya albo kpaa; pniej, gdyurosam, staam si jeszcze bardziej nieporzdnymbrudasem. Przy tym... miau...

    - No, przy tym?

    - Grymasiam strasznie w jedzeniu...

    - Aha! - przerwa jej Wojtek ze miechem - teraz musisz radanierada myszami si ywi, a co ci zbdzie czasu odpolowania, to si ino myjesz.

    - Miau, miau... - zajczaa koteczka.

    - A kt was tu wszystkich zgromadzi w tym mynie?

    - Pustelnik jeden bardzo stary poprzemienia nas wzwierzta i tu kaza mieszka pty, pki nas nie wyzwoliczowiek, co siedem lat w pracy midzy nami przeyje, aprzez cay ten czas ani jednym sowem si nie odezwie.Mynark jedynie pozostawi w ludzkiej postaci, eby jejtrudniej byo milcze ni nam, co w zwierzcym ciele niejestemy zdolni do mowy.

    - No, a jak si taki znajdzie, co wytrwa?

    - Mynarka si w proch rozsypie, bo ju ma ze dwiecie lat, amy, co tu niedawno dopiero pokutujemy, wrcimy z radocido swoich. Bd zdrw, ju dnieje; trzeba mi do robotyspieszy.

    Gdy si Wojtek obudzi rano, taki by rzewy i wes, e siomal nie rozpdzi i nie zapiewa krakowiaka; dobrze, esobie w por przypomnia i rk usta przytkn. Wyszed napodwrze, ko stoi z workami zboa na grzbiecie. Zabra te

    7

  • wory, a naadowa mu gotow mk i ko poszed. Pies inoypn okiem z budy, ale si nie rusza. Babka siedzi iprzdzie; wszystko tak jak wczoraj, nic si nie zdaje inaczej,ni u ludzi bywa.

    Czy mi si to wszystko nio, co mi ta kotka mwia? - mylisobie Wojtek, ale si nie odzywa do nikogo. Puci myn,koa si obracaj, kamienie terkocz: tarte przetarte, tarteprzetarte...

    Ze trzy razy biedne konisko przychodzio w cigu dnia zezboem, a Wojtek w milczeniu robi, co do niego naleao.

    Na obiad mia ur z kiebas i ziemniaki, pojad se godnie.Wieczorem jagy na gsto i sodkie mleko. Dzie za dniemupywa jednym porzdkiem. Kto gotowa, kto si zajmowacaym gospodarstwem, nie mona byo odgadn, tymbardziej e si Wojtek wcale do niczego nie miesza; nie byciekawy po ktach szpera, a co wyszed przede drzwi,zawsze babusi z kdziel na awie widzia.

    A niech ta, czary, nie czary, co mi tam do tego - myla.

    Nadesza zima; kalendarza nie byo we mynie, ale przeciewygldao na to, e si niezadugo nowy rok rozpocznie.Jednego dnia ko czciej ze zboem przychodzi, pno siWojtek pooy, wic sobie troch zaspa. Budzi si, a tu nastoku ley nowy kabat, bielizny po par sztuk, a napododze buty wiecce, a rado spojrze.

    - Aha, Nowy Rok, kolda! Dziki Bogu, bo mi si ju stareachy drze zaczynaj.

    Min drugi rok, znowu na kold nowe odzienie, wszystko,co trzeba. Przykrzya si co prawda jednostajna robotaWojtkowi, a jeszcze bardziej ono cikie milczenie...zdawao mu si czasem, e nie wytrwa, i ni z tego, ni zowego chcia krzycze w gos, ile si ino mia w piersiach. Aleskoro pomyla, e cae utrapienie na nic, e go wypdz zesuby, zapaty nie dadz, a biedne pokutniki znowu dugielata cierpie bd, zaraz mu otucha wracaa, ciska zby,swoje robi i milcza.

    8

  • Tak si to zdaje atwo powiedzie: siedem lat... ale niechbyino kto sprbowa!

    Sze razy nastpowaa zima po lecie, sze razypowtrzya si kolda. Im duej ta suba we mynie trwaa,tym bardziej widzia Wojtek, e wszystko ku dobremu idzie,bo i babka ze swoj wieczn kdziel, i zaczarowanezwierzta coraz byy weselsze; jednego dnia to nawet kotak jako popatrzy na niego, jakby chcia przemwi, i widnosi zapomnia, bo jak nie zary... hi, hi, hi, a Wojtka ciarkiprzeleciay. Od tylu lat prcz piania koguta i turkotu mynagosu adnego nie sysza. Zamyka furtk za koniem, a pieswyskakuje z budy, asi si po pierwszy raz i te takimludzkim okiem na niego spoglda. Pogaska biedne psisko,odwraca si ku domowi, a to co? Babusia kdziel na awiepooya i mieje si do niego; ino e ani jednego zba niemiaa, to paskudnie byo patrze w owo mianie. Kotka naschodach siedziaa, hyc, jednym susem skoczya mu narami; ociera gwk o jego gow i mamrocze po cichuswoim kocim sposobem, ale Wojtkowi koniecznie sizdawao, e mwia: Barrrrdzo dobrrrry, barrrrdzodobrrrry.

    Ano, tedy sidma jesie mina, sidmy Nowy Rok min,Wojtek sobie rachuje, e w poziomkowej porze do subynasta, to i niebawem bdzie koniec. Ale swoje robi, zrywasi co dzie skoro wit, worki z konia zabiera, zmielonmk na niego aduje, nie wtrca si do niczego i milczy jakkamie.

    Jednego ranka wyjrza oknem na pole, cho si to na nic niezdao, bo mur przestraszny cay wiat zasania, ale inopogody Wojtek by ciekawy. Patrzy, niebo cudne, bezchmurki, a gorco... ogie od soca idzie.

    Chyba to ju lipiec albo co - myli Wojtek. - Trza i domego koniska.

    Schodzi na d, na podwrze, nie ma konia.

    Zapni si? A moe zdech z tego cikiego haroweania.C ja mam teraz robi? Ani si pyta nie wolno, zresztkt mi odpowie? Ten pies w budzie? Rety... nie ma psa!...

    9

  • A mu w oczach pociemniao, bo si zacz czegodomyla.

    Nie wytrzymam i spytam si babusi, czy to moe ju koniecnaszej biedy?

    Oglda si w tamt stron, nie ma i babusi... kdziel naziemi ley, a na awie spora kupka popiou czy prochu...takie co szare jak wita ziemia.

    A mj Wojtek jak si nie chwyci za gow, jak nie skoczy dofurtki... Szarpn klamk co si, drzwi si otwary, a on wnogi... Ani po swoje rzeczy do izby nie wrci, ani o zapaciepomyla, ino ucieka a ucieka. Przecie mu tchu zabrako,wic przystan na minutk. Straszna ciekawo go zbiera,czy jaka zmora nie goni. Oglda si odrobink, cichowokoo... oglda si cakiem za siebie, stepisko niezmierne,trawy ino wiatr porusza, ani muru, ani myna, ani rzeki,wszystko si gdzie podziao czy w ziemi zapado.Rozglda si dookolusieka, przeciera oczy, c zobaczy,kiedy nie ma nic.

    - Ano, piknie mnie wykwitowali za siedem lat suby, zgoymi rkami odchodz, jakem z goymi przyszed. ebycho do lasu prdzej si dobi, zanim gorszy upa bdzie. -Ju nie liczy, jak ma i, czy ku pnocy, czy ku poudniowi,tylko bodaj jakiego drzewka upatruje. Z godzin siprzemczy, je mu si chce, pi mu si chce; no, przecielas niedaleczko. Dowlk si do onego lasu, usiad poddrzewem i na pacz mu si zbiera. Wtem przypomina sobie,e wczoraj przy robocie mia placek z serem, ale nie bygodny i do kieszeni woy... a juci, jest co w kieszeni...Wyciga spory kawa placka... ugryz, ach, co za przysmaki!Na ostatek mu babusia podchlebia.

    Ale jak si kto raz w czary zaplcze, to nie tak atwo siwywika. Wojtek zajada a zajada, a placka ani kruszynki nieubywa. Jak bya wiartka spora, taka i jest; mona ogryzaze wszystkich stron, w tej chwili na powrt przyrasta.

    - To ci figlasy ze mn wyprawili - mieje si Wojtek. Najadsi do sytoci, odpocz sobie w cieniu, wic mu si humor

    10

  • poprawi. - Jeszcze tam co twardego w kieszeni... trzebazobaczy.

    Wyjmuje... woreczek ze zgrzebnego ptna, sznurkiemcignity. Rozwiza, zaglda - duy srebrny pienidz.

    - Fiu, fiu... hojna zapata za siedem lat! - I znowu si mieje,bo mu tak wesoo i lekko na sercu, e to ju moe i gada, ipiewa, i e ten mur zatracony przed oczyma ju mu niestoi.

    - Ciekawo, czy talar, czy rubel, czy pi koron?

    Bierze w palce, obraca, nie rozumie napisu, ale wszystkojedno, zawsze pienidz. Woreczek spad na traw, bierze goWojtek do rki... c u licha? Znowu talar w nim siedzi?Wyj ten drugi, jest trzeci; wyj trzeci, jest czwarty...

    - Ho-ho... to ja sobie wielki pan, mam pienidzy wicej nisam krl!

    Wsypa talary do sakiewki, ojoj... gdzie si tamte podziay?Tylko jeden zosta! Brzydkie takie arty...

    Ale gdy kilka razy woreczka czarodziejskiego wyprbowa,zrozumia jego tajemnic: nigdy mniej, nigdy wicej, zawszejeden talar.

    Mona przez godzin i przez cay dzie bra z niego,zawsze jeden zostanie. Ino mie rozum i nie wsypywa zpowrotem.

    - Placek przyrostek i trzosik jednogrosik w kieszeni, to juczowiek ma ycie spokojne! Prawd powiedzia najstarszydziadek, e zapata rzetelna i nie lada jaka... to ja teraz panca gb. A em si w zaczarowanym mynie milczeniadokumentnie wyuczy, to mi si tak nie stanie jako onemuchopcu, w bajce, co to przerne dary dostawa, zawsze siwygada i chytrzy ludzie wszystko pozabierali. Ho-ho, pierwejmacocha swoje ucho uwidzi, nieli mj woreczek i mjplacuszek. Poczstowa, dlaczego nie, kademu ukroj idam, ale zawdy si pierwej zamkn w jakiej komrce, ebymnie kto nie podpatrzy. No - komu w drog, temu czas,

    11

  • pjd, gdzie oczy ponios, a po drodze ludzi si rozpytam,to i do domu trafi. Oj, Boe, Boe... Gdzie Mirw... GdzieSuchodoy! Tyle lat mnie tam nie byo. Pewno tatu myl,e ju mnie na tym wiecie nie zobacz.

    Przeczeka w lesie najgortsze godziny, a potem puci siw drog. Zachodzi do jakiej wsi pnym wieczorem,spotyka gospodarza niemodego i pyta, czy by go nieprzenocowa.

    - Ja bym ciebie mia nie przyj, mj Wojtusiu kochany?Wasnego ka ci ustpi, sam jad nie bd, byle ty miazadosy.

    - Cecie taki dobry dla mnie i skd wiecie, e mi Wojtek?

    - Ani kumoter aden nie jest mi tak bliski jako ty.

    - Dy ja was nie znam.

    - Widzisz, a dopiero wczorajemy si widzieli.

    - Co to, to nieprawda, wczoraj suyem w za... we mynie.

    - A kt ci bez siedem lat zboe nosi, h?

    - Rety... Wycie to byli?

    - A ja; ino nie gadaj o tym przed moj bab ani przed nikim.Oni wszyscy myl, emy oba z Jdrkiem byli w Ameryce idopiero dzi przede dniem wrcili.

    - Z jakim Jdrkiem?

    - Ano, znae go, w budzie przy bramie, dzi se wszyscytrzej razem powieczerzamy.

    Poszli do chaty Baeja. Wojtek si wesoo zabawi, zjad zesmakiem, co mu podano, wyskoczy na chwil do sieni iprzynis ze sze kawakw placka, niby to z tumoczkawyj. Rozmawiali do pna, wyspali si dobrze, a wczasrano gospodarz i parobek odprowadzili swojego wybawcduy kawa za wie, a do rozstajnych drg.

    12

  • I znowu musia Wojtek czapk rzuci, bo nie wiedzia, ktracieka najlepsza. Poszed prosto, idzie, idzie, ze dwa dniwdruje, a trafi do wielkiej, adnej wsi. Domki dachwkkryte, ogrdki przed oknami, sady po drugiej stronie, a miopopatrze. Min wie, aleja lipowa prowadzi go do piknegopaacu. Przystan u wrt i spoglda ciekawie, bo jak yje,paskiego dworu nie widzia. A tu z ogrodu wybiega pannaurodziwa w biaej sukience, za ni mody panicz, pewno brat,bo podobni do siebie jak dwie krople wody. Goni si dokoatrawnika, a miej si czego, widno im wesoo na wiecie.Spostrzegli Wojtka, podbiegaj ku niemu...

    - Miau! - krzykna panienka.

    - Kukuryku! - zapia panicz i uciekli w te pdy do paacu.

    Wojtek przetar oczy... co to byo takiego? A tu idzie odewsi fornal czy jaki tam inszy parobek, wic go pyta:

    - Co to za jedni ci dwoje, co biegli tdy tylko co?

    - Ci dwoje? To dzieci naszych pastwa - odpowiadaparobek. - Siedem lat ich nie byo, koczyli nauki gdzie aw Paryzie.

    - Bodaj to prawda bya! - wyrwa si niechccy Wojtek iparskn miechem.

    - C w tym miesznego, e pastwo za granic naedukacj wyjeda? - ofukn go tamten.

    A Wojtek a si za boki trzyma i na przemiany sobiepowtarza: kukuryku, miau.

    Ot, jaki biedak zwariowany czy co - pomyla fornal iposzli kady w swoj stron.

    I znowu dugie dnie szed Wojtek, ludzi si pytajc i radzc,wreszcie skoczya si wdrwka, powrci zdrowo doSuchodow. A e pienidzy mia zawsze pod dostatkiem ico niedziela przynosi z Mirowa doskonaego placka zserem, wic wszyscy mu byli radzi, a i macocha przestaa

    13

  • dogryza, bo ju taki porzdek na wiecie, e bogategokady szanuje.

    Oeni si z Bak Wielguswn i yli, yli szczliwie, ajeeli nie pomarli, to do tej pory yj.

    14