z perspektywy doliny krzemowej · nim zostały rozdane zadania dr godowski ostudził oczekiwania...

12
strona | 249 Leszek Szałek Z perspektywy Doliny Krzemowej Czas jaki minął od ukończenia studiów i spędzenie całego życia zawodowego w Dolinie Krzemowej stwarzają niezbędną perspektywę do oceny mojej Alma Mater, którą mogę krótko wyrazić – jestem dumny z ukończenia Politechniki Warszawskiej, w Instytucie Automatyki na Wydziale Elektroniki. To uczucie zrodziło się już podczas studiów i jest weryfikowane w różnych okolicznoś- ciach do dnia dzisiejszego. Zapewne każdy okres studiowania jest na swój sposób ciekawy. Mój przypadł na czas powstania Solidarności – burzliwy okres nadziei na zmiany w Polsce, nadziei przekreślonej brutalnym wprowadzeniem stanu wojennego, który tyl- ko pogłębił beznadzieję. W moim szczególnym przypadku nie widziałem dla siebie perspektywy realizacji zawodowej zdobywanej na uczelni wiedzy w dziedzinie, która fascynowała mnie od dzieciństwa tzn. robotyce. Na szczę- ście udało mi się urzeczywistnić marzenie wyjazdu do USA i szukania tam możliwości realizacji swojej pasji zawodowej. Mając wyznaczony cel, przy odrobinie konsekwencji udało mi się znaleźć pracę w wymarzonym zawodzie, którą realizuje do dnia dzisiejszego. Studia Wrócę jednak do początku – inauguracji pierwszego dla mnie roku akade- mickiego. W trakcie tej uroczystości podczas przedstawiania władz szczególną uwagę poświęcono ówczesnemu prodziekanowi d/s nauczania, prof. Piątkow- skiemu. Aby odpowiednio nas przygotować, prowadzący inaugurację Dziekan Osiowski zaznaczył, że prof. Piątkowski jest nazywany „dziekanem od skre- śleń”. Ostrzeżenie Dziekana co jakiś czas się potwierdzało. Dochodziły nas

Upload: phungmien

Post on 02-Mar-2019

213 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: Z perspektywy Doliny Krzemowej · Nim zostały rozdane zadania dr Godowski ostudził oczekiwania zapowiadając, że napisanie tego kolokwium na maksa to tak jak postawienie stożka

strona | 249

Leszek Szałek

Z perspektywy Doliny Krzemowej

Czas jaki minął od ukończenia studiów i spędzenie całego życia zawodowego

w Dolinie Krzemowej stwarzają niezbędną perspektywę do oceny mojej Alma

Mater, którą mogę krótko wyrazić – jestem dumny z ukończenia Politechniki

Warszawskiej, w Instytucie Automatyki na Wydziale Elektroniki. To uczucie

zrodziło się już podczas studiów i jest weryfikowane w różnych okolicznoś-

ciach do dnia dzisiejszego.

Zapewne każdy okres studiowania jest na swój sposób ciekawy. Mój przypadł

na czas powstania Solidarności – burzliwy okres nadziei na zmiany w Polsce,

nadziei przekreślonej brutalnym wprowadzeniem stanu wojennego, który tyl-

ko pogłębił beznadzieję. W moim szczególnym przypadku nie widziałem dla

siebie perspektywy realizacji zawodowej zdobywanej na uczelni wiedzy

w dziedzinie, która fascynowała mnie od dzieciństwa tzn. robotyce. Na szczę-

ście udało mi się urzeczywistnić marzenie wyjazdu do USA i szukania tam

możliwości realizacji swojej pasji zawodowej. Mając wyznaczony cel, przy

odrobinie konsekwencji udało mi się znaleźć pracę w wymarzonym zawodzie,

którą realizuje do dnia dzisiejszego.

Studia

Wrócę jednak do początku – inauguracji pierwszego dla mnie roku akade-

mickiego. W trakcie tej uroczystości podczas przedstawiania władz szczególną

uwagę poświęcono ówczesnemu prodziekanowi d/s nauczania, prof. Piątkow-

skiemu. Aby odpowiednio nas przygotować, prowadzący inaugurację Dziekan

Osiowski zaznaczył, że prof. Piątkowski jest nazywany „dziekanem od skre-

śleń”. Ostrzeżenie Dziekana co jakiś czas się potwierdzało. Dochodziły nas

Page 2: Z perspektywy Doliny Krzemowej · Nim zostały rozdane zadania dr Godowski ostudził oczekiwania zapowiadając, że napisanie tego kolokwium na maksa to tak jak postawienie stożka

Wspomnienia absolwentów PW | tacy byliśmy

250 | strona

słuchy, że ten i ów został skreślony, z tym, że nie przez samego Prodziekana

Piątkowskiego. Jego metoda była bardziej wyszukana, odpowiadająca osobo-

wości nienagannie ubranego (zawsze w muszce!) Prodziekana. Ten, kto zde-

cydowanie nie nadążał za narzuconym rygorem studiów wezwany do Prodzie-

kana słyszał:

– Czy widzi pan tę linijkę?

Po twierdzącej odpowiedzi, Prodziekan kontynuował podsuwając listę stu-

dentów

– To proszę odnaleźć swoje nazwisko i je przekreślić.

Prosty, czysty i nie obciążający prodziekańskiego sumienia sposób.

******

Utkwiło mi w pamięci pierwsze poważne kolokwium z przedmiotu, który dzie-

siątkował studentów, a była nim algebra. Na moim roku wykładał ją dr Rado-

sław Godowski. Człowiek o dużym poczuciu humoru, niemniej na serio tra-

ktujący swój przedmiot. Kolokwium odbywało się w jednej z dwóch dużych sal

audytoryjnych, gdzie ze względu na przestrzeń miejsca były zajmowane

w sposób powiedziałbym „strategiczny”. Każdemu zależało aby wypaść jak

najlepiej, gdyż stawka była dość duża. Dr. Godowskiemu towarzyszył jego

asystent – dr Traczyk. Nim zostały rozdane zadania dr Godowski ostudził

oczekiwania zapowiadając, że napisanie tego kolokwium na maksa to tak jak

postawienie stożka na jego wierzchołku. Następnie obaj panowie prowadzący

kolokwium rozejrzeli się po sali po czym dr Godowski powiedział do

dr Traczyka

– Czy nie sądzisz, że ten siedzący tam pan psuje nam estetykę usadzenia?

Ów pan bardziej nie chcąc niż chcąc musiał się przesiąść. To zaczęło chwiać

„strategię” naszego usadzenia. Dr Traczyk nie chciał być gorszy i zauważył, że

inny znowu pan psuł mu symetrię rozmieszczenia w jednym z rzędów. Nie była

to ostatnia roszada przeprowadzona w sposób, który bardziej bawił ich niż

nas.

Ostatecznie zostaliśmy zmuszeni do wykazania się wiedzą bardziej sa-

modzielną niż kolektywną. Dla mnie, na szczęście, ten proces wypadł dobrze.

Page 3: Z perspektywy Doliny Krzemowej · Nim zostały rozdane zadania dr Godowski ostudził oczekiwania zapowiadając, że napisanie tego kolokwium na maksa to tak jak postawienie stożka

Leszek Szałek | Z perspektywy Doliny Krzemowej

strona | 251

******

Jak wspomniałem, studiowałem w bardzo dynamicznym okresie kiedy pró-

bowano przeprowadzić po raz kolejny zmiany w Polsce. Ilość informacji o tym,

co działo się w kraju była przytłaczająca. Monopol informacyjny dziennika

telewizyjnego (DTV) przełamano prostą technologią powielania odbitek sito-

drukiem. Kartki oblepiały w pełni tablice ogłoszeń. Niezależne informacje były

pochłaniane w atmosferze hasła „DTV łże jak łgał”. Zmiany jakie próbowano

wprowadzić miały wieloraki wymiar. Jedną z nich miała być reforma nauczania

akademickiego i rejestracja Niezależnego Zrzeszenia Studentów, co spotykało

się z oporem ówczesnych władz. Brak zgody na stawiane postulaty doprowa-

dził do strajków na wielu polskich uczelniach. Pamiętam, na samym początku

strajku, kiedy jeszcze odbywały się zajęcia, podczas wykładu z fizyki wszedł

kolega na salę, zapytał czy może coś ogłosić i po otrzymaniu zgody krótko

wyłuszczył:

– Słuchajcie... rozpoczął się strajk na uczelni... dobrze byłoby go wesprzeć.

Spojrzeliśmy po sobie... kilku z nas w milczeniu zamknęło notatniki i wyszło do

akademika po materace i śpiwory.

Jednym z ważnych wydarzeń jakie miały miejsce w tym czasie była pacyfikacja

strajku w Wyższej Oficerskiej Szkole Pożarnictwa mieszczącej się na Żoliborzu.

Było głośno o tym wydarzeniu, gdyż do pacyfikacji użyto służb specjalnych

i helikopterów. Wybrałem się z aparatem aby utrwalić zajścia na WOSP. Gdy

czekałem na zmianę światła na placu Konstytucji stojąca obok mnie starsza

pani zauważywszy moją czapkę powiedziała:

– Cieszę się, że widzę pana w czapce studenckiej. Jestem z was dumna. Proszę

zawsze ją nosić.

Nie ukrywam, że wzruszyły mnie jej słowa. Faktycznie, były to czasy gdy

czapka studencka była nie tylko nakryciem głowy w chłodniejsze dni, ale też

znakiem protestu przeciwko tamtejszej rzeczywistości. Nosiłem ją często.

Strajk zakończył się na Politechnice późnym popołudniem w dniu 9 grudnia.

W niedzielę 13 grudnia zbudziło nas pukanie. Zaspany otworzyłem drzwi –

stała w nich podekscytowana Miśka, która wracała z wczesnej mszy św.

w kościele Zbawiciela. Zelektryzowała nas wiadomością

– Chłopaki wstawajcie... przed Riwierą stoją Skoty... zaczął się stan wojenny.

Page 4: Z perspektywy Doliny Krzemowej · Nim zostały rozdane zadania dr Godowski ostudził oczekiwania zapowiadając, że napisanie tego kolokwium na maksa to tak jak postawienie stożka

Wspomnienia absolwentów PW | tacy byliśmy

252 | strona

Niewiele jeszcze docierało do mojej ledwie obudzonej świadomości. Niemniej

rzuciłem się do okna, otworzyłem lufcik... faktycznie, przed akademikiem byli

żołnierze i wozy pancerne. Odruchowo sięgnąłem po aparat – utrwaliłem na

kliszy ten pamiętny obrazek pierwszego dnia stanu wojennego. Nie spo-

dziewałem się, że tak szybko spełnią się słowa prof. Groszkowskiego, który

kilkanaście miesięcy wcześniej w liście otwartym wyrażał swoje przemyślenia

na temat ówczesnej sytuacji społeczno-politycznej w Polsce. Z jednej strony

cieszył się powstaniem Solidarności, z drugiej nie oczekiwał aby ta radość

mogła trwać zbyt długo. Niemniej nie chciał odbierać nadziei młodym lu-

dziom. Długo nie trzeba było czekać na spełnienie się jego słów. Teraz, gdy

wspominam ten list Profesora, żałuję, że nie pofatygowałem się na teren

Gmachu Głównego do Zakładu Wysokiej Próżni, gdzie bywał Profesor. Miałem

jeszcze okazję chociaż zobaczyć późniejszego patrona Wydziału, światowej

klasy uczonego, wielkiej miary Człowieka.

******

Nie pamiętam, czy czasowe ograniczenie przebywania na Wydziale było po-

dzwonnym stanu wojennego czy też zawsze tak było, niemniej nawet po

zniesieniu stanu należało opuścić gmach do godziny 22-giej. Niestety, prak-

tyka życia nie mogła nagiąć się do tego ograniczenia. Ze względu na małą ilość

sprzętu, minikomputer Mera-400 w naszym Instytucie, chyba jedyny w owym

czasie na całym Wydziale, pracował 24 godziny na dobę. W nocy prześwi-

tywało pasemko światła pod drzwiami pracowni, na co obchodzący gmach

strażnicy przymykali oczy, zapewne za zgodą władz Instytutu. Realizując jeden

ze wspólnych projektów semestralnych z Adamem Kleniewskim uzyskaliśmy

wynik obliczeń na Merze o 4-tej nad ranem. Gdy szliśmy w środku nocy ul. Wa-

ryńskiego Adam rzucił jakby od niechcenia:

– Podobno w Stanach studenci mają terminale komputerowe w pokojach

w akademiku....

Rozejrzałem się po ciemnych oknach kamienic i westchnąłem do siebie: Ach...

gdybym był amerykańskim studentem spałbym o tej porze jak wszyscy po-

rządni ludzie, a obliczenia wykonywał w dogodniejszym czasie.

Mieszkając już w Stanach nigdy tego „podobno” nie zweryfikowałem. Może

aż tak dobrze nie mieli, ale na pewno mieli znacznie lepszy dostęp do sprzętu.

I na pewno nie mają takich wspomnień jak my.

Page 5: Z perspektywy Doliny Krzemowej · Nim zostały rozdane zadania dr Godowski ostudził oczekiwania zapowiadając, że napisanie tego kolokwium na maksa to tak jak postawienie stożka

Leszek Szałek | Z perspektywy Doliny Krzemowej

strona | 253

*****

Jednym z wykładowców, który wyróżniał się wysoką klasą, był prof. Żakowski,

wykładający na naszym Wydziale równania różniczkowe. Ubrany zawsze

w elegancki garnitur prowadził wykład ze swadą uzupełniając go krótkimi bio-

grafiami matematyków, którzy pojawiali się w kontekście wykładu, na przy-

kład przy omawianiu jakiegoś twierdzenia. Żaden z innych wykładowców tego

nie robił. A szkoda, gdyż takie uzupełnienia nadawały ciekawszy wymiar za-

sadniczej treści wykładu.

Wpisywanie oceny egzaminacyjnej do indeksu też wyglądało inaczej. Pamię-

tam, jak późnym popołudniem zjawiłem się w gabinecie Profesora i wy-

ciągnąłem indeks. Mój podświadomy pośpiech wyhamował Profesor prosząc

spokojnym głosem, abym jeszcze schował indeks, usiadł, przejrzał swoją pracę

egzaminacyjną i sprawdził czy zgadzam się z wystawioną oceną. Zbaraniałem.

Zamiast być już za drzwiami z wpisem i biec gdzieś dalej miałem ze spokojem

przeglądać swoją pracę i ewentualnie skorygować ocenę. Nie mając wyjścia

poddałem się spokojowi Profesora i szczegółowo przeglądałem zadania.

O dziwo, znalazłem błąd w ocenie sprawdzającego egzamin asystenta. Po

przejrzeniu wszystkich zadań zakomunikowałem o tym Profesorowi, który

podniósł mi ocenę i dopiero wtedy poprosił o indeks. Oddając go wstał i podał

mi rękę na pożegnanie. Dumny jestem z faktu, że dane mi było być Jego

studentem.

******

Utkwiło mi również w pamięci wpisywanie oceny do indeksu przez prowa-

dzącego wykład ze sterowania układami liniowymi – dr Woźniaka. Był to

specjalistyczny wykład, chyba na czwartym roku, mieliśmy już mocno prze-

filtrowaną licznymi sesjami grupę, więc uczęszczających nie było wielu. W po-

rywach 5 osób, najczęściej jednak tylko dwie – ja i Wojtek. Siłą rzeczy sia-

daliśmy więc w ławce sąsiadującej z biurkiem prowadzącego. Po zdanym egza-

minie dr Woźniak trzymając już w ręku mój indeks spojrzał na mnie i radosnym

głosem nie omieszkał mi przypomnieć

– A pan to sypiał na moim wykładzie.

Nie ukrywam, że była to moja słabość i potrafiłem „odpłynąć” na kilkanaście

minut na nawet najciekawszym wykładzie.

Page 6: Z perspektywy Doliny Krzemowej · Nim zostały rozdane zadania dr Godowski ostudził oczekiwania zapowiadając, że napisanie tego kolokwium na maksa to tak jak postawienie stożka

Wspomnienia absolwentów PW | tacy byliśmy

254 | strona

– Ja... to niemożliwe... – zacząłem się bronić.

– Oj pan... pan... – nie ustępował dr Woźniak.

– Może to jednak ktoś inny... – rzuciłem rozpaczliwie.

Jednak znając swoją słabość do przysypiania wiedziałem, że moja strategia

obrony nie wytrzyma ataku wykładowcy. Wojtkowi się to nie zdarzało,

a dr Woźniak w tym czasie prowadził wykład, więc... Spuściłem wzrok.

– Ale i mnie zdarzało się przysypiać na wojsku. – wybawił mnie śmiejąc się.

Poczułem ulgę, że nie tylko ja miałem tę przypadłość. Uśmiechnąłem się się-

gając po indeks z oceną.

Wojsko

Zajęcia z wojska miały swoją specyfikę. Jedną z nich były apele organizowane

o 7:30 na niewielkim placu przed budynkiem Studium Wojskowego. Ustawia-

no nas plutonami na pół godziny przed wykładami. Nie bardzo wiedząc jakie-

mu wyższemu celowi to służy, przybyłem na pierwszy apel punktualnie. Po-

nieważ nie wyniosłem z niego nic mądrego, na drugi przybyłem już spóźniony.

Zaszedłem na podwórze tak, aby głównodowodzący mnie nie zauważył i usta-

wiłem się w ostatnim szeregu najbliższego plutonu.

– To nie twój pluton... następny...

podpowiedział mi jeden z kolegów. Dyskretnie przesunąłem się do następnej

grupy nie bardzo rozumiejąc różnicę.

Trzecim razem, też spóźniony, wsunąłem się do plutonu, który wydawał mi

się być moim. Niestety, myliłem się – ten pluton nie był już moim. Aby uniknąć

„wojskowej schizofrenii” postanowiłem całkowicie zrezygnować z apeli, tym

bardziej, że jak zauważyłem obecność nie była na nich sprawdzana. Dzięki te-

mu zyskałem dodatkowe cenne pół godziny snu. Ale nie ma nic za darmo.

Ponieważ wojsko nie było moim wybranym kierunkiem studiów, trudno mi

było zdobyć się na poświęcenie przychodzenia na zajęcia punktualnie. Wpa-

dałem do Studium mocno spóźniony i nerwowo przebiegałem wzrokiem plan

zajęć, starając się zorientować, do której sali mam trafić. Plan był tak skon-

struowany, że nie przychodziło mi to z łatwością. Nie było to jedyne utrud-

nienie. Nie wiem z jakiej przyczyny, ale pierwszy wykład nigdy nie odbywał się

w sali, którą znajdowałem na planie. Tak więc biegałem od sali do sali, aż

natrafiłem na znajome twarze kolegów. Jedyne wytłumaczenie tej sytuacji

Page 7: Z perspektywy Doliny Krzemowej · Nim zostały rozdane zadania dr Godowski ostudził oczekiwania zapowiadając, że napisanie tego kolokwium na maksa to tak jak postawienie stożka

Leszek Szałek | Z perspektywy Doliny Krzemowej

strona | 255

jakie przychodziło mi do głowy, to celowe zmylenie przeciwnika. A do szcze-

gólnych przyjaciół wojska nie należałem.

Podczas sesji egzaminacyjnej starszego semestru, kończącej roczne zajęcia

w Studium, następowało „przegrupowanie sił”, w ramach którego przenoszo-

no stoły z niektórych sal wykładowych do sal egzaminacyjnych. Nas sesja

jeszcze nie dotyczyła i mieliśmy regularne zajęcia. Siedzieliśmy wtedy na przy-

padkowo rozstawionych krzesłach słuchając wykładu. W pewnym momencie,

jak przez mgłę dotarł do mojej świadomości okrzyk prowadzącego zajęcia

oficera:

– Obudźcie go, bo spadnie z krzesła!

Rozejrzałem się pospiesznie po sali szukając taniej sensacji widoku któregoś

z kolegów spadającego z krzesła. Ku mojemu zaskoczeniu wszystkie twarze

były skierowane na mnie. Dochodząc do siebie zauważyłem, że zaledwie

w połowie byłem zawieszony na krześle mając głowę mocno przechyloną na

prawą stronę. Jak widać nie tylko dr Woźniakowi zdarzało się to na wojsku...

Maluch

Na Politechnice działało wiele klubów rozwijających rozmaite zainteresowa-

nia. Moje ukierunkowały się na działalność w Akademickim Klubie Turys-

tycznym „Maluch”, istniejącym do dnia dzisiejszego na Wydziale Elektroniki.

„Maluch” cieszył się bardzo dobrą opinią w Warszawie i studenci innych

uczelni często uczestniczyli w organizowanych przez nas spotkaniach i wy-

jazdach. Dzięki temu udawało się dość łatwo utrzymywać zasadę rozłożenia

po połowie ilości żeńskich i męskich uczestników obozów. Z jakiejś przyczyny

nie mogliśmy narzekać na brak dziewczyn z Uniwersytetu.

Ważnym wydarzeniem podczas mojej kadencji w Radzie Klubu była 20-ta

rocznica istnienia „Malucha”. Promowana przeze mnie inicjatywa nadania tej

rocznicy rangi wydziałowej spotkała się z poparciem i zaangażowaniem wielu

członków Klubu. Rozpoczęliśmy obchody sobotnio-niedzielnym rajdem w Pu-

szczy Kampinoskiej, a zakończyliśmy tydzień później Balem 20-lecia, na który

udało się nam zaprosić założyciela i pierwszego prezesa Klubu – Zbigniewa

Rudolfa. W ciągu całego tygodnia na Wydziale miała miejsce wystawa zdjęć

i trofeów z różnych wyjazdów, której towarzyszył pokaz filmów z egzotycz-

nych wypraw klubowych.

Page 8: Z perspektywy Doliny Krzemowej · Nim zostały rozdane zadania dr Godowski ostudził oczekiwania zapowiadając, że napisanie tego kolokwium na maksa to tak jak postawienie stożka

Wspomnienia absolwentów PW | tacy byliśmy

256 | strona

Działalność w Klubie budowała przyjaźnie między studentami różnych

roczników, wydziałów i uczelni. Wiele z nich przetrwało już kilkadziesiąt lat.

Dolina Krzemowa

Gdy wyjeżdżałem z Polski, byłem „obciążony” mitem polskich inżynierów nie-

zwykle cenionych w Stanach. Na miejscu rzeczywistość okazała się bardziej

prozaiczna – Stany Zjednoczone, a w szczególności Dolina Krzemowa, miały

i mają do dyspozycji inżynierów z całego świata. Tak więc szybko okazało się,

że kryterium przyjmowania do pracy nie jest kraj pochodzenia, lecz wiedza

i umiejętności. I tutaj pojawił się mój kolejny powód do dumy – Polibuda

przygotowała mnie dobrze do rozpoczęcia pracy w najbardziej wymagającym

środowisku zawodowym.

Początek Doliny Krzemowej: garaż, w którym Wiliam R. Hewlett i David Packard

zbudowali swoje pierwsze urządzenie – generator akustyczny. Po prawej tablica

informacyjna dotycząca tego garażu, który został wpisany do rejestru zabytków

Pierwszą swoją pracę podjąłem w nowo założonej i istniejącej do dzisiaj firmie

Silvaco Data Systems. Atmosfera pracy była dość wymagająca, czego nie

omieszkał mi podkreślić główny informatyk firmy mówiąc, że jeśli przetrwam

tutaj, to spokojnie przetrwam w każdej firmie w Dolinie. Na szczęście rytm

Page 9: Z perspektywy Doliny Krzemowej · Nim zostały rozdane zadania dr Godowski ostudził oczekiwania zapowiadając, że napisanie tego kolokwium na maksa to tak jak postawienie stożka

Leszek Szałek | Z perspektywy Doliny Krzemowej

strona | 257

pracy nie zostawiał wolnego czasu na rozważanie – przetrwam czy nie prze-

trwam. Dostałem nowy komputer klasy workstation, będący w owym czasie

na fali Apollo, i kilka dni na zapoznanie się z nim. Po 4 godzinach obwieściłem,

że jestem gotowy. Przygotowanie na Politechnice procentowało. Z mojego

punktu widzenia nie miało znaczenia czy jest to Appolo, czy wykorzystywany

w trakcie studiów SM-4, polsko-radziecka kopia przestarzałego amerykań-

skiego PDP-11/40. Komputer był tylko komputerem – liczyła się wiedza

inżynierska.

Silicon Valley w nocy. Siedziba Yahoo!

Nie tylko przetrwałem, ale po 14 miesiącach odszedłem z firmy na własnych

warunkach, znalazłszy upragnioną pracę w dziedzinie robotyki. Nim to na-

stąpiło, przygotowywałem do pracy nowo przyjętego inżyniera pochodzenia

chińskiego. Gdy dowiedział się, że jestem z Polski, dumnie zaanonsował mi, że

jego profesorem na Portland State University był Marek Perkowski. O mało

nie spadłem z krzesła – przecież to prowadzący laboratorium z Teorii Układów

Logicznych, z którym jeszcze nie tak dawno miałem zajęcia, a ślad po nim

zaginął po wprowadzeniu stanu wojennego. W toku dalszej rozmowy dodał,

że prof. Perkowski często organizował prywatne spotkania ze studentami,

podczas których wiele opowiadał im o Polsce, podkreślając naszą ówczesną

sytuację polityczną. Wspominam o nim, gdyż utkwił mi w pamięci swoim

bardzo aktywnym zaangażowaniem w działalność wydziałowej Solidarności.

W pewnym momencie wyjechał na stypendium do Stanów i tam został po

Page 10: Z perspektywy Doliny Krzemowej · Nim zostały rozdane zadania dr Godowski ostudził oczekiwania zapowiadając, że napisanie tego kolokwium na maksa to tak jak postawienie stożka

Wspomnienia absolwentów PW | tacy byliśmy

258 | strona

wprowadzeniu stanu wojennego. Gdy jeszcze podczas studiów dopytywałem

się o jego losy Tomka Traczyka, u którego ojca – prof. Traczyka dr Perkowski

był wówczas asystentem, nawet on sam nie był w stanie wiele powiedzieć.

W tamtych czasach komunikacja między Polską a tzw. światem rozwiniętym

nie sprzyjała przepływowi informacji, dlatego też może być trudne do

zrozumienia patrząc z dzisiejszej perspektywy dlaczego mógł zaginąć o kimś

słuch, a przypadkowa informacja sprawić aż taką radość.

Miałem okazję przekonać się, że nie tylko absolwenci, ale już studenci Poli-

techniki byli przygotowani do stawienia czoła wyzwaniom zawodowym w Do-

linie Krzemowej. Mając za sobą kilkunastomiesięczny staż w Dolinie, przy-

szedłem do bardzo ciekawej firmy, która wykonywała wiele projektów

badawczych dla NASA i innych ważnych instytucji. W ramach jednego z kon-

traktów mieliśmy dostarczyć zrobotyzowany system dla Boeing Military and

Aerospace w ramach ważnego strategicznie dla Stanów projektu. W tym

czasie byłem już odpowiedzialny za grupę oprogramowania i sterowania.

Byliśmy małą firmą, termin realizacji projektu był niezwykle krótki, więc co

jakiś czas pojawiała się potrzeba zatrudnienia kogoś nowego. Na jednym

z zebrań szef mechaników powiedział, że potrzebuje specjalisty do robienia

rysunków technicznych i to szybko. A było to w czasach kiedy projektowało

się na desce kreślarskiej, a nie na komputerze. Ponieważ nie było za bardzo

czasu na proces rekrutacyjny, pomyślałem o swoim najmłodszym bracie An-

drzeju, który skończywszy trzeci rok SiMR-u przyleciał do mnie na wakacje.

Propozycję podchwycono i padło pytanie, kiedy brat mógłby przyjść na roz-

mowę. Przyszedł następnego dnia i nie mając wiele do stracenia poddał się

„maglowi” rekrutacji. Gdy podszedł do mnie zadowolony wiedziałem, że

rozmowa była dla niego korzystna. Pogratulowałem mu, gdyż będąc jeszcze

studentem Politechniki miał szansę sprawdzić się w bardzo wymagającym

projekcie.

Związki z krajem

Gdy po kilku latach pobytu w USA przyjechałem do Polski, postanowiłem

skorzystać z okazji i zakwalifikować się na studia MBA w nowo otwartej Szkole

Biznesu PW. Z sentymentem zaszedłem do budynku byłego Studium Woj-

skowego, który przejęła Szkoła. Był to drugi rok jej działalności, budynek

w większości wyglądał jeszcze po staremu, niemniej w ciągu roku moich stu-

diów obserwowałem zachodzące zmiany. Jestem pełen podziwu dla założy-

Page 11: Z perspektywy Doliny Krzemowej · Nim zostały rozdane zadania dr Godowski ostudził oczekiwania zapowiadając, że napisanie tego kolokwium na maksa to tak jak postawienie stożka

Leszek Szałek | Z perspektywy Doliny Krzemowej

strona | 259

ciela i ówczesnego dyrektora Szkoły – dr Zbigniewa Turowskiego, który zaczy-

nając od zera, zamienił Studium w jedną z najlepszych szkół biznesu w Euro-

pie. Było mi niezwykle miło spotkać dra Turowskiego na jednym z sympozjów

na Uniwersytecie Stanforda. Mimo upływu kilku lat od ukończenia moich

studiów w Szkole i wielu setek twarzy jakie przewinęły się w jego karierze

pamiętał mnie jako swojego studenta. Spędziliśmy kilka wspólnych chwil

przed jego odlotem i potem miałem jeszcze przyjemność spotykać się z nim

w Polsce.

Oprócz pracy zawodowej zaangażowałem się w działalność społeczną

w Polish-American Enginneers Club in Silicon Valley. W trakcie kadencji mo-

jego „prezesowania” wprowadziłem nasze stowarzyszenie polskich inżynie-

rów w 2007 w sferę szerszej działalności – do Council of Polish Engineers in

North America. Rada zrzesza lokalne polonijne organizacje inżynierskie

z terenu Stanów Zjednoczonych i Kanady. Jedną z form wspólnej działalności

są sympozja, na które są zapraszani goście z Polski. Podczas jednego z sym-

pozjów, które miało miejsce w Nowym Jorku w 2008 miałem przyjemność

poznać ówczesnego rektora Politechniki – prof. Włodzimierza Kurnika i towa-

rzyszącego mu prorektora prof. Tadeusza Kulika. Było to moje pierwsze spot-

kanie z przedstawicielami władz Politechniki od czasu ukończenia studiów.

Gdy na początku naszej rozmowy Rektor powiedział „przybyliśmy tu jako par-

tnerzy”, czułem, że też nie jest to nasze ostatnie spotkanie. Szybka refleksja –

nareszcie pojawiają się ludzie z Polski, którzy czują się partnerami i dyskretna

linia podziału na tych z Kraju i tych z zagranicy znika. W końcu o to chodziło.

To spotkanie miało daleko idące reperkusje i przyniosło owoce w postaci

nawiązania moich kontaktów z czołowymi uczelniami technicznymi w Polsce,

czego dalszym wynikiem było zainicjowanie szerokiej współpracy między

Polską a Doliną Krzemową i wbudowaniem w krajobraz tej współpracy

Poland-Silicon Valley Technology Symposium. Podczas tego nowojorskiego

spotkania, Rektor wraz z byłym przewodniczącym Rady – Andrzejem Drze-

wieckim z Kanady, absolwentem Wydziału Inżynierii Lądowej PW wyszli

z inicjatywą Światowego Zjazdu Polskich Inżynierów, który odbył się w 2010 r.

Na sympozjach organizowanych przez Council of Polish Engineers miałem

przyjemność poznać nie tylko Rektorów, ale też przedstawicieli Stowarzy-

szenia Absolwentów i Przyjaciół PW – Kazimierza Marta i Jerzego Baranow-

skiego, co było kolejnym miłym owocem mojego zaangażowania pozazawo-

dowego.

Page 12: Z perspektywy Doliny Krzemowej · Nim zostały rozdane zadania dr Godowski ostudził oczekiwania zapowiadając, że napisanie tego kolokwium na maksa to tak jak postawienie stożka

Wspomnienia absolwentów PW | tacy byliśmy

260 | strona

Jest nas sporo w Nowym Świecie

Absolwentów Politechniki spotykałem i spotykam w USA w różnych okolicz-

nościach. Najbardziej zaskakującą było powitanie mnie na rozmowie kwalifi-

kacyjnej w jednej z firm, w której starałem się o nową pracę.

– A jak się miewa prof. Findeisen?

Tym pytaniem zaskoczył mnie mający przeprowadzać ze mną rozmowę pan,

jeszcze nim się przedstawił. Zrobił to dla efektu, który nie ukrywam był pio-

runujący, gdyż raz, że nie spodziewałem się rozmowy po polsku, dwa – znajo-

mości na drugim końcu świata byłego dyrektora „mojego” Instytutu, póź-

niejszego rektora PW – prof. Findeisena. W trakcie rozmowy okazało się, że

„naszego” Instytutu, gdyż przeprowadzający ze mną rozmowę Grzegorz

Kiełczewski też jest absolwentem Instytutu Automatyki. Poza nim poznałem

w Dolinie Krzemowej jeszcze dwóch innych kolegów z Instytutu – Marka Ho-

łyńskiego i zmarłego w ubiegłym roku Marka Langera. Natomiast absolwen-

tów Wydziału Elektroniki i innych wydziałów Politechniki sprawdzających się

tutaj jako wysokiej klasy fachowcy, z których uczelnia może być dumna,

poznałem znacznie więcej.