warszawa okiem wieniawy - wieniawa okiem warszawy
DESCRIPTION
Esej historyczny dotyczący życia Bolesława Wieniawy Długoszewskiego. Jest to przó ba zderznia dwu spojrzeń na Warszawę – obiektywnego i z subiektywnego punktu widzenia Wieniawy. Warszawę rozumianą tu jako centrum wydarzeń politycznych i kulturalnych, nie jako historyczną jednostkę administracyjną. Warszawę jako miejsce spotkań konkretnych ludzi, miejsce, gdzie ważyły się losy Polski. Jest to także próba podejrzenia Wieniawy okiem współczesnych mu Warszawiaków, którzy widząc go na Nowym Mieście czy na Krakowskim, wiecznie oglądali się za tym przystojnym kawalerzystą w niemal teatralnym mundurze.TRANSCRIPT
„WARSZAWA OKIEM WIENIAWY – WIENIAWA OKIEM WARSZAWY”
KRYSTYNA NIEDZIAŁEK
III ROK FP
Nr albumu: 41186
I. WSTĘP
Bolesław Wieniawa Długoszowski żył 61 lat. Próba spisania jego biografii musi dotknąć
wielu wydarzeń politycznych i kulturalnych. Był kawalerzystą, poetą, doktorem nauk
medycznych, tłumaczem, współtwórcą paryskiego koła Artystycznego, potem pomysłodawcą
Szopki Warszawskiej. Piastował urząd adiutanta u boku „męża opatrznościowego” Józefa
Piłsudskiego, który nigdy nie ukrywał swej wielkiej przyjaźni dla oddanego pomocnika.
Mówił, że w wojsku można robić czasem głupstwa, ale nigdy świństw, natomiast w polityce
odwrotnie – świństwa czasem można, ale głupstw - nie. Mimo, iż unikał funkcji
politycznych,został mianowany ambasadorem RP w Rzymie, „jednodniowym” prezydentem
po wybuchu wojny, ambasadorem RP na Kubie. Ostatniego urzędu już nie objął.
W obliczu tak bogatego życiorysu trudno kusić się o napisanie dobrej biografii w ramach 20
stron maszynopisu. Nawet Kawalerii Polskiej, przy zachowaniu zwięzłego, wojskowego
stylu, zajęło to stron 12. Przy czym proste kalendarium absolutnie nie oddaje prawdy o tym
nadzwyczaj inteligentnym, pełnym życia, obdarzonym wyjątkowym poczuciem humoru
człowieku. Wiele prac zostało poświęconych sylwetce Wieniawy na koniu i z szablą w dłoni.
Jego tragiczna śmierć odbiła się głośnym echem wśród historyków. Dla mnie najważniejszy
okres jego życia to okres warszawski. Umieszczam go w centrum życia Wieniawy nie tylko
ze względu na chronologię. Wydaje mi się, że zaciągnęła dług u tego bojownika o wolność.
Zarazem stała się smutnym wstępem do jego zmierzchu.
W ten sposób de facto praca moja będzie miała dwóch bohaterów, którzy przyglądali się sobie
nawzajem z równym zainteresowaniem. Spróbuję zderzyć ze sobą dwa spojrzenia na
Warszawę – obiektywne i z subiektywnego punktu widzenia Wieniawy. Warszawę rozumianą
tu jako centrum wydarzeń politycznych i kulturalnych, nie jako historyczną jednostkę
administracyjną. Warszawę jako miejsce spotkań konkretnych ludzi, miejsce, gdzie ważyły
się losy Polski. Spróbuję także podejrzeć Wieniawę okiem współczesnych mu
Warszawiaków, którzy widząc go na Nowym Mieście czy na Krakowskim, wiecznie oglądali
się za tym przystojnym kawalerzystą w niemal teatralnym mundurze. Ujęcie to poprzedzę
zarysem biografii, który pozwoli lepiej zorientować się w charakterze opisywanej postaci.
II. ZARYS BIOGRAFII
POCZĄTKI
Korzenie Bolesława Wieniawy – Długoszewskiego zapuszczone są nie tylko w piękną ziemię
sądecką u stóp gór beskidzkich, ale tkwią przede wszystkim w tradycji narodowo
wyzwoleńczej. Zaangażowanie pradziada w walki u boku Napoleona, dziadka w powstaniu
listopadowym oraz ojca w styczniowym niejako wyznaczyły kierunek rozwoju młodego
Galicjanina - Polaka. Przyszedł on na świat 21 lipca 1881 roku w Maksymówce
(Majchrowski podaje wprawdzie datę 22 lipca, z zastrzeżeniem, że jest ona zróżnicowana w
zależności od dokumentu. Za Tadeuszem Wittlinem podaję dzień 21 VII, ufając, iż przez
kilka lat dzielących napisanie obu prac, zdołał on dotrzeć do jednoznacznego i w pełni
wiarygodnego przekazu). Ojciec Bolesława pracował wówczas nad budową kolei w tych
właśnie okolicach, marząc o zakupie majątku w Bobowej. Osiedlił się tam z żoną (Józefą, z
domu Struszkiewicz) i czwórką dzieci (Teofilem, Kazimierzem, Bolesławem i Zofią;
najstarszy syn, Adam, zmarł w dzieciństwie), gdy Bolek miał 6 lat. Przemożny wpływ na
przyszłego ułana wywarł były powstaniec i uczestnik kampanii węgierskiej – „Pan
Daszkiewicz”. To on zaszczepił w malcu miłość do koni (choć jak wynika z relacji Ireny
2
Bokiewucz przytoczonej przez Majchrowskiego, nawet żeńska linia rodu Długoszowskich
przejawiała kawaleryjską fantazję).
Czas nauki spędził Bolesław między Bobową, gdzie wracał na wakacje, a Lwowem, w
którym przez pewien czas pobierał nauki gimnazjalne. Po licznych perypetiach złożył w
końcu egzamin maturalny w CK Gimnazjum Wyższym w Nowym Sączu (im. Jana Długosza,
którego legenda rodzinna zwykła wiązać z Długoszowskimi), jako jedyny w danym roku
(1900) eksternista. Sytuacja naukowa zmienia się podczas studiów medycznych we Lwowie –
młody Wieniawa osiąga znakomite wyniki na Uniwersytecie Jana Kazimierza (a ilość godzin
zajęć tygodniowo wynosiła około 35!). Czas wolny spędza student w wybitnym gronie
największych literatów Młodej Polski (Jan Kasprowicz, Leopold Staff, Tadeusz Miciński,
Stanisław Przybyszewski, Stanisław Wyspiański, Kornel Makuszyński, Karol Irzykowski,
Jerzy Żuławski). Spotyka się z nimi w sławnym lokalu Schneidera, gdzie, jak podkreślają
badacze, stronił od alkoholu, zatracając się w dyskusjach na temat współczesnej literatury i
sztuki (malarstwo, teatr to ulubione dziedziny). Na akademickiej zabawie Długoszowski
poznał Marię Balastis – córkę profesora prawa cywilnego i rektora Uniwersytetu
Lwowskiego. Wkrótce zapadła decyzja o ślubie. Szybko jednak została ona odwołana za
sprawą znajomości przystojnego, jeszcze – kawalera ze Stefanią Calvas. W 1906
Długoszowski zmienił stan cywilny i rozpoczął u boku małżonki spokojne (jakże sprzeczne z
jego naturą) życie między pracą (jako specjalista okulista, chirurg asystował dwóm
profesorom) a domem.
PARYŻ
Wkrótce ten dom został przeniesiony do Paryża – mekki artystycznego życia, gdzie Stefania
nadal uczyła się śpiewu pod kierunkiem Jana Reszke, zaś Bolesław poświęcił się studiom
malarskim i literackim. Między innymi przekładał na język polski literaturę francuską
(„Spleen” Baudelaire’a w tłumaczeniu Wieniawy jest dziś znany chyba całej polskiej
młodzieży) i angielską. Należał do grona założycieli Towarzystwa Artystów Polskich w
Paryżu (1911) stanowiącego ważny ośrodek kulturalny emigracji, instytucji samopomocy
oraz szerzącej kulturę i sztukę. Na łonie tego towarzystwa narodziła się idea bodaj pierwszego
polskiego kabaretu emigracyjnego: stworzonej na wzór krakowskiego „Zielonego balonika”,
„Szopki paryskiej”. W tym samym czasie Józef Piłsudski – znany już działacz socjalistyczny,
zaczynał organizację legalnych struktur wojskowych. Angażował do Związku Strzeleckiego
studentów, młodzież szkolną i robotniczą, seminaria nauczycielskie. Wielu młodych
wyemigrowało z dawnych terenów polskich, gdzie nie mogli swobodnie studiować. Dlatego
3
słowa polskiej komendy docierały także za granicę. W styczniu 1914 roku Piłsudski przybył
do Paryża i zelektryzował grupę Polaków, przygotowujących się od pewnego czasu do
podjęcia działań zbrojnych. Przemowa wygłoszona w mieszkaniu malarza Stanisława
Smoguleckiego o konieczności przygotowania polskich kadr wojskowych w obliczu
zbliżającego się konfliktu oraz odczyt wygłoszony w Salle de la Societe de Geographie
wywarły ogromny wpływ na Wieniawę. Odtąd ów paryski „lekkoduch” przemieni się we
wzorcowego patriotę – współzałożyciela Koła nauki Wojskowej (przyłączonego do
„Strzelca”), amatora musztry i ćwiczeń prowadzonych przy pomocy kijów na sznurku, które
wkrótce zastąpiła prawdziwa broń.
BELINIACY
Trwający latem 1914 r. wzrost napięcia międzynarodowego spowodował, że polskie
organizacje militarne podjęły wzmożone wysiłki celem wystawienia w razie wojny możliwie
licznych oddziałów. Wielu członków Strzelca opuściło Francję i udało się do Galicji. Wśród
nich znalazł się także Długoszowski, który w lipcu powrócił do rodzinnego domu w Bobowej.
Zabójstwo arcyksięcia Ferdynanda (austro - węgierskiego następcy tronu) i związane z tym
wypowiedzenie przez Austro - Węgry wojny Serbii, wywołało lawinę wypadków, które w
krótkim czasie doprowadziły do wybuchu wojny światowej (28 VII 1914 r.). Jeszcze w lipcu
Piłsudski wydał pierwsze rozkazy mobilizacyjne. Członkowie Związku Strzeleckiego mieli
się stawić w krakowskich Oleandrach celem formowania oddziałów. Długoszowski po
dotarciu do Oleandrów obrał sobie pseudonim Wieniawa, który potem, tak jak u wielu
legionistów, stał się członem jego nazwiska. Nawiązał w ten sposób do tradycji
heraldycznych swego rodu. Skierowany został do 2. plutonu 2. kompanii szkoły Związku
Strzeleckiego, gdzie przebywał tylko przez pierwsze trzy dni sierpnia.
Wkrótce do Oleandrów przybyła półkompania Polskich Drużyn Strzeleckich. Z tak
powstałego zgrupowania utworzona została 1. Kompania Kadrowa w sile 160 ludzi.Trzy dni
po sformowaniu, tj. 6 sierpnia, o godz. 3.30 wyruszyła do Królestwa Kongresowego z
zadaniem wywołania tam powstania. Mimo niepowodzenia tego przedsięwzięcia,
spowodowanego nieufnym przyjęciem kadrowiaków przez ludność kongresówki, nie
zaprzestano rozwijania oddziałów strzeleckich (następnie Legionów). Do końca sierpnia w
ich szeregach znalazło się 3000 ludzi.
W początkowym okresie walk organizowana była między innymi polska kawaleria, na której
czele stał Władysław Prażmowski "Belina". 10 sierpnia Wieniawa porzucił służbę w
piechocie i został kawalerzystą, tego też dnia mianowany został kapralem i na
4
zarekwirowanym we Włodzisławiu kasztanie wyruszył do Chęcin na swój pierwszy patrol. Po
dotarciu do celu ułani rozbili rosyjskie więzienie i uwolnili dwóch więźniów politycznych. 12
sierpnia Długoszowski przeszedł chrzest ognia. Miało to miejsce, gdy patrol, w którym
uczestniczył, zajął Kielce, by po zluzowaniu przez piechotę podjąć działania mające na celu
rozpoznanie obszarów na północ i wschód od miasta. W ich trakcie polscy kawalerzyści
zostali ostrzelani przez nieprzyjaciela z miejscowości Szydłówek, na co odpowiedzieli
ogniem i natarli w spieszeniu na wieś, zmuszając nieprzyjaciela do jej opuszczenia. Następnie
w Domaszewiczach zaatakowali w szyku konnym rosyjski pluton kawalerii, który wycofał się
bez walki pod osłonę silniejszego oddziału. Po tym wydarzeniu kawalerzyści powrócili do
Kielc, gdzie około godz. 14.00 przybył Piłsudski wraz z baonem piechoty, który rozlokował
się w pobliżu dworca, mającego stanowić punkt oporu przeciw spodziewanemu atakowi.
Ułani nie zatrzymali się tam jednak. Strudzeni postanowili zjeść obiad w kieleckim Bristolu.
Podczas posiłku rozpoczęło się rosyjskie natarcie na dworzec kolejowy. Do miasta wkroczyły
dwa rosyjskie szwadrony wzmocnione samochodem z karabinem maszynowym. Próba
zaskoczenia nie powiodła się jednak, a to głównie w wyniku nieudolności obsługi rosyjskiego
karabinu maszynowego i zdyscyplinowaniu jakim wykazali się niedoświadczeni jeszcze
przecież polscy żołnierze. Nieprzyjaciel został odparty, a oddział kawalerii wziął udział w
walce, pościgu do granic miasta i ubezpieczeniu wylotów z Kielc. Udaremnienie próby
opanowania Kielc przez zaskoczenie nie zadecydowało jednak o utrzymaniu pozycji.
Informacje pozyskane dzięki działaniom rozpoznawczym i od oddziałów austriackich
wymusiły opuszczenie ich jeszcze tego samego dnia wieczorem.
W toku trwania tzw. kampanii kieleckiej patrol Beliny prowadził działania rozpoznawcze i
osłonowe biorąc udział w walkach o Chęciny i Jędrzejów. Podczas jednego z wielu patroli, w
dniu 18 sierpnia, Wieniawa znalazł się w Olęborku, miejscu zamieszkania Henryka
Sienkiewicza. Przebieg spotkania z noblistą oraz fakt kto właściwie rozmawiał z
Sienkiewiczem, Wieniawa czy Belina, wobec sprzecznych informacji trudne są dziś do
ustalenia. Dnia następnego kawalerzyści skierowani zostali do Kielc, gdzie nie stwierdzili
obecności nieprzyjaciela. 22 sierpnia wraz z pozostałymi oddziałami grupy Piłsudskiego
ponownie wkroczyli do tego miasta. Tymczasem, dnia 20 sierpnia, Wieniawa awansowany
został do stopnia wachmistrza. Po osiągnięciu wystarczającego ku temu stanu liczbowego
sformowano 1. Szwadron Ułanów Legionów Polskich .
W dniach 29 sierpnia - 1 września pluton w którym służył Wieniawa wykonał rozpoznanie
którego trasa biegła przez Mniów - Smyków - Żarów - Paradyż. Ułani pokonali trasę długości
140 km. W dniu 5 września oddziały legionowe składały przysięgę, rota mówiła między
5
innymi o wiernej służbie u boku państw centralnych. By uniknąć takiej jej formy Belina
podzielił swój oddział na patrole, które rozesłał w teren. Dnia 10 września legioniści pod
naporem nieprzyjaciela musieli ponownie opuścić Kielce i wycofać się w kierunku Wisły.
Kawaleria prowadziła działania osłonowe i rozpoznawcze. Po dotarciu na prawy brzeg Wisły
oddział kawalerii został oddany do dyspozycji austro - węgierskiego 1. Korpusu, a następnie
wyłączony z Legionów. Kawalerzyści powrócili pod rozkazy Piłsudskiego dopiero 30
października w Śreniawie, po tym jak Belina złamał rozkaz austriacki i samowolnie opuścił
pozycje.
Kolejne walki kawalerzyści podjęli 9 listopada, w walkach o Ulinę. Tam Wieniawa stanął na
czele 10 - cio osobowego patrolu z rozkazem zbadania przebiegu frontu austiackiego. Ułani
natknęli się na przewazające siły kawalerii sowieckiej, pod której naporem wycofywali się,
tak jednak, by dać pozostałym oddziałom czas na przygotowanie obrony. W walkach o Ulinę
Rosjanie zostali odparci.
6 grudnia 1914 r. miało miejsce starcie kawalerii legionowej z Rosjanami pod
Marcinkowicami. Doszło do niego po tym, jak cztery plutony kawalerii przekroczyły most na
Dunajcu. Spieszony pluton Wieniawy zajął pozycje do natarcia na prawo od mostu, ze
względu jednak na przewagę nieprzyjaciela wspartego przez artylerię, nie był w stanie
przełamać nieprzyjacielskiej obrony. Belina, widząc że wkrótce może zostać odcięty,
zarządził odwrót za rzekę. Kawalerzyści zostali zmuszeni do odwrotu wpław pod ogniem.
Długoszowski zachowując zimną krew nie dopuścił do rozproszenie oddziału. Najpierw
zebrał swój plutonu i skierował go w bezpieczne miejsce, sam zaś pozostał na brzegu rzeki
zbierając pozostałe pododdziały i organizując ich uporządkowany odwrót. Z ostrzeliwanej
pozycji wycofał się jako ostatni. Czyn ten stał się jedną z podstaw do nadania mu w 1921 r.
Krzyża Orderu Virtuti Militari.
W kwietniu Wieniawa został oddelegowany do Radomska w celu udzielenia pomocy w
organizowaniu 4. pp. i szwadronu ułanów. Szwadron ten został wkrótce powierzony jego
dowództwu. Prowadził także wykłady na kursie ideowo - politycznym dla ochotników do 1.
Brygady. W maju na wezwanie Piłsudskiego powrócił do macierzystego oddziału na dawne
stanowisko dowódcy plutonu. Miało to związek z przerwaniem frontu pod Gorlicami i
ofensywą państw centralnych. Rosjanie wycofali się znad Nidy. W konsekwencji 11 maja
Legiony rozpoczęły działania mające na celu opanowanie opuszczonego terenu. Kawaleria
rozpoczęła patrolowanie przeciwległego brzegu rzeki. Nastąpił okres walk, podczas których
teren przechodził z rąk do rąk, jazda odgrywała więc w nich istotną rolę. 26 maja linia frontu
ponownie się ustabilizowała i ułani na prawie miesiąc powrócili do służby łącznikowej
6
wykorzystując wolny czas na szkolenie. W okresie tym stacjonowali w Domaradzicach.
Walki pozycyjne trwały do 22 czerwca, w dniu tym kawaleria znowu została skierowana do
działań rozpoznawczych, w których uczestniczyła do 30 czerwca. W międzyczasie, pod
koniec maja, Długoszowski wezwany został do sztabu 1. Brygady, gdzie podczas zebrania
oficerów zabrał głos w sprawie stosunku 1. Brygady do Naczelnego Dowództwa
austriackiego (Armeeoberkommando - AOK). Również wówczas otrzymał zadanie
obserwacji sąsiadującej brygady austriackiej, Piłsudski nie ufał bowiem Austriakom. 6
czerwca Wieniawa powrócił do Domaradzic, gdzie z rozkazu Beliny wszedł w skład komisji
przygotowującej regulamin kawalerii, na jej czele stał Stanisław Skotnicki "Grzmot".
Po opuszczeniu 22 czerwca Domaradzic, szw. w którym znajdował się pluton Wieniawy
podzielono na trzy podjazdy. Skierowane one zostały przez Lisów na miejscowości Kunice i
Bidziny celem ich rozpoznania. W dniach 23 - 24 czerwca o te ostatnie miejscowości
kawaleria stoczyła ciężkie walki. Pluton Wieniawy odznaczył się podczas ich trwania
pieszym natarciem uwieńczonym wzięciem 60 jeńców, do którego rozkaz został wydany
samorzutnie przez Długoszowskiego.
Dnia 13 sierpnia na rozkaz Piłsudskiego miał tymczasowo porzucić służbę w kawalerii i
towarzyszyć mu w oficjalnie zdrowotnej, a nieoficjalnie w politycznej, miesięcznej wizycie w
Warszawie. Długoszowski pojechał tam w charakterze oficera ordynansowego Komendanta,
co można przyjąć za datę rozpoczęcia funkcji adiutanta (dokładna data objęcia adiutantury
jest trudna do ustalenia). W Warszawie odbyło się spotkanie przedstawicieli obozu
niepodległościowego, zapadła na nim decyzja, że wobec dążeń Austriaków do ścisłego
podporządkowania Legionów lub zredukowania ich liczebności, zostanie wstrzymany do nich
werbunek przy równoczesnej rozbudowie tajnej Polskiej Organizacji Wojskowej.
Po powrocie wbrew wcześniejszym planom Wieniawa nie wrócił już do macierzystego
oddziału. Odtąd rozpoczął u boku Piłsudskiego pracę w sztabie 1. Brygady, miała ona nie
tylko charakter wojskowy, ale i polityczny oraz konspiracyjny, angażował się bowiem
znacznie w działalność POW. Długoszowski uczestniczył często w podróżach Komendanta
oraz w wielu misjach kurierskich, w które był wysyłany jako członek najbardziej zaufanego
grona oficerów. Między Piłsudskim i Wieniawą mimo różnicy wieku zrodził się z czasem
rodzaj przyjaźni. Wyrazem tego było wspólne spędzenie świąt Bożego Narodzenia 1915 r.
oraz to, że gdy po przebyciu ciężkiej choroby Piłsudski (dotychczas protestant) postanowił
powrócić na łono kościoła katolickiego, jednym ze świadków (obok Kazimierza
Sosnkowskiego) był właśnie Długoszowski. Wielkanoc 1916 r. Wieniawa spędził z
przyszłym Marszałkiem w Bobowej.
7
Dnia 4 lipca 1916 r. rozpoczęła się rosyjska ofensywa. Trzydniowy bój pod Kostiuchnówką
był kolejnym w którym Wieniawa odznaczył się na polu walki. Wskutek ognia
artyleryjskiego na pozycjach Legionów całkowicie została zniszczona łączność telefoniczna,
której brak wymuszał komunikowanie się z pierwszoliniowymi oddziałami za pomocą
gońców. Szczególnie trudne okazało się dotarcie do 5. pp., czego nie dokonał żaden z
wysyłanych przez Piłsudskiego łączników. W takiej sytuacji zdecydował on o skierowaniu
tam swojego adiutanta. Wieniawa nie tylko zdołał dostarczyć rozkazy na pierwszą linię i
przynieść meldunek sytuacyjny, ale także wkrótce potem dokonał tego ponownie
dostarczając, w momencie, gdy Rosjanie już niemal otoczyli broniący się na tzw. Polskiej
Górze 5. pp., rozkaz opuszczenia pozycji. Czyn ten stał się kolejną podstawą do nadania mu
Virtuti Militari.
Tymczasem zaostrzał się konflikt Piłsudskiego z Austriakami, którzy zwlekali z powołaniem
polskich władz. W skutek tego pod koniec lipca 1916 r. Piłsudski podał się do dymisji. Jej
udzielenie i utworzenie z Legionów Polskiego Korpusu Posiłkowego, pociągnęło za sobą
podania o dymisje większości żołnierzy 1. i 3. Brygady oraz 1. Dywizjonu Artylerii.
Dokument o przemianowaniu Legionów na PKP nie wszedł jednak w życie, a akt 5 listopada
uśmierzył na jakiś czas konflikt. Piłsudski wydał rozkaz wycofania złożonych dymisji.
Legiony przeszły do dyspozycji Niemców, którzy, chcąc dysponować polską armią, musieli
wydać zgodę na działalność polityczną. Wkrótce jednak doszło i do konfliktu z Niemcami,
próbującymi w oparciu o powołaną Tymczasową Radę Stanu zorganizować Polnische
Wehrmacht. W zaistniałej sytuacji Piłsudski zakazał POW udziału w tym przedsięwzięciu i
przeszedł do opozycji wobec Niemców.
W międzyczasie, dnia 22 I 1917 r., Wieniawa jako jedyny oficer 1. puł. Leg. został powołany
na prowadzony przez Niemców kurs sztabu generalnego i adiutantury, ukończył go, jednak
nie wziął udziału w jego planowanej części praktycznej, ponieważ Niemcy zrezygnowali ze
szkolenia polskich oficerów. 1 kwietnia został skierowany do Ostrołęki, gdzie zastał go
kryzys przysięgowy, związane z nim wystąpienie Piłsudskiego z Tymczasowej Rady Stanu (2
VII 1917 r.) i rozłam w Legionach (1. i 3. Brygada odmówiła złożenia przysięgi, uczyniła to
natomiast 2. Brygada). Zgodnie z instrukcją, jaką otrzymali polscy żołnierze, zażądali oni
dymisji lub przeniesienia do wojska austriackiego. Niemcy odpowiedzieli na to
internowaniem żołnierzy i oficerów. Wieniawa, który także odmówił złożenia przysięgi
pozostał na razie przy pułku jako dowódca 2. dyonu, a potem zastępca dowódcy pułku. 18
sierpnia samowolnie objął dowództwo pułku, który przyjął nazwę 1. Pułku Ułanów Wojsk
Polskich im. Józefa Piłsudskiego. Już jednak 19 sierpnia na skutek działań wrogiej
8
Piłsudskiemu Komendy Legionów, Długoszowski został zwolniony z Legionów, wcielony do
armii austriackiej, zdegradowany do stopnia szeregowego i osadzony na dwa tygodnie w
więzieniu. Opuścił je 2 IX 1917 r. i tą datę podawał potem jako dzień wystąpienia z
Legionów.
Po wcieleniu do wojska austriackiego Wieniawa został wysłany do Nowego Sącza gdzie
przez pewien czas, by uniknąć służby, symulował chorobę. Pozwoliło mu to pozostać w
Krakowie i pracować przez jakiś czas w POW. Dopiero jesienią został skierowany do służby
wojskowej używając jednak znajomości zdołał uniknąć wysłania na front i dostać się do pracy
w szpitalu w Nowym Sączu. Sam wspominał, iż nie mając dostatecznych umiejętności
kierował się zasadą "przede wszystkim nie szkodzić", a praktykę starał się ograniczyć do
pomocy polskim żołnierzom w przedłużaniu kuracji. Wkrótce przeniesiono go do Cieszyna na
stanowisko ordynatora oddziału chorób wewnętrznych w tamtejszym szpitalu Wojskowym.
Praca ta umożliwiła mu działanie w POW, w której prawdopodobnie na początku grudnia
1917 r. został członkiem Komendy Głównej.
Wczesną wiosną 1918 r. Długoszowski na rozkaz kierującego POW Rydza - Śmigłego
zdezerterował z wojska austro - węgierskiego. W tym okresie znacznie wzmogła się
aktywność piłsudczyków w rewolucyjnej Rosji, co związane było z możliwością utworzenia
tam oddziałów polskich. Wobec sporów z Austriakami i Niemcami pojawiła się też
konieczność kontaktu z Józefem Hallerem - dowódcą 2. Brygady Legionów Polskich oraz z
przedstawicielami państw Ententy znajdującymi się terenie Rosji. 23 kwietnia Wieniawa
dysponując fałszywymi dokumentami podróży udał się na Ukrainę, gdzie przybrał fałszywą
tożsamość ukraińskiego chłopa, Edwarda Mianowskiego. Po dotarciu do Kijowa spotkał się z
Bogusławem Miedzińskim, komendantem tamtejszej Komendy Naczelnej III, dla którego
dostarczył rozkazy. Następnie objął funkcję szefa oddziału politycznego KN III i jako taki
otrzymał zadanie nawiązania kontaktów z miejscowymi antyaustriackimi i antyniemieckimi
ugrupowaniami. Zdołał też nawiązać kontakt z misją francuską, a za jej pośrednictwem z
szefem sztabu Hallera płk. Bobickim i w końcu bezpośrednio z Hallerem. Wieniawa spotkał
się z nim w Masłowie, gdzie przekazał list od kierownictwa swojej frakcji politycznej oraz
zreferował sytuację polityczną w kraju. Józef Haller podczas rozmowy przedstawił swoje
plany militarne. Po powrocie do Kijowa Wieniawa zastał trudną sytuację wywołaną porażką
w bitwie pod Kaniowem (11 maja), w wyniku której pojawił się problem ułatwienia ucieczki
jeńcom polskim, w którym wziął czynny udział. Kolejne spotkanie z Hallerem nastąpiło 12
czerwca. Zmiana sytuacji militarnej spowodowała, iż uznał on wtedy koncepcję tworzenia
POW. Podczas rozmów uzgodniono także, że Haller postara się przedostać do Francji.
9
Następna rozmowa miała odbyć się w Moskwie, gdzie Długoszowski między innymi miał
przekazać dane odnośnie ofensywy przygotowywanej na froncie włoskim oraz ponownie
przeciągnąć na stronę POW Hallera, który jako dowódca wszystkich polskich sił zbrojnych
poza terenami opanowanymi przez Austrię i Niemcy, skłaniał się ku Narodowej Demokracji.
W Moskwie Długoszowski nie zastał już jednak Hallera. Spotyka się natomiast ze
Stanisławem Grabskim oraz z przedstawicielem Francuzów gen. Lavergene'm, od którego
uzyskał obietnicę pomocy materialnej dla POW w postaci dostaw broni i pożyczki od państw
Ententy. Następnie, korzystając z francuskiego pociągu, udał się w ślad za Hallerem do
Murmańska. Niefortunnie pociąg zatrzymano, a jego pasażerów aresztowano. Dzięki
wstawiennictwu Bronisławy Berensonowej, dawnej znajomej z Paryża i przyszłej pani
Długoszowskiej, sprawa Wieniawy została przekazana Komisariatowi do Spraw Polskich.
Pomiędzy 20 a 25 września Długoszowski wyszedł z więzienia, z zastrzeżeniem jednak, że
nie wolno mu opuszczać Moskwy. Wielokrotnie uczestniczył wówczas w rozmowach,
podczas których był pytany przez przedstawicieli władz bolszewickich o stosunek POW do
Moskwy. Zasłaniając się brakiem pełnomocnictw do prowadzenia rozmów uzyskał
zezwolenie na powrót do Polski, gdzie miał porozumieć się z dowództwem POW i zająć się
nawiązaniem kontaktów z bolszewikami.
ADIUTANT PIŁSUDSKIEGO
Nie bez dalszych komplikacji Bolesław Długoszowski powrócił do niepodległej już Polski,
gdzie 17 listopada 1918 r. w randze rotmistrza został mianowany adiutantem osobistym
Józefa Piłsudskiego. Kilka tygodni potem, 23 grudnia wyjechał w składzie delegacji
Naczelnika państwa do Francji z zadaniem przekazania korespondencji marsz. F. Foch'owi i
przeprowadzenia rozmowy z gen. Hallerem celem jak najszybszego sprowadzenia Błękitnej
Armii do kraju. Nawiązał też kontakty z attachatami wojskowymi aliantów zachodnich, by
uzyskać rozeznanie w sprawie ich ewentualnej pomocy materialnej dla armii polskiej. Pobyt
we Francji zakończył 30 III 1919 r. W okresie wojny polsko sowieckiej Wieniawa przez
większość czasu pełnił służbę u boku Piłsudskiego. Wiosną 1920 uczestniczył w
przygotowaniu ofensywy kijowskiej. 30 IX 1920 r. został mianowany adiutantem
generalnym. 1 I 1920 r. otrzymał awans na majora, a 30 września tegoż roku na
podpułkownika. W połowie stycznia 1921 r. pojechał ponownie do Paryża, by przygotować
tam wizytę Piłsudskiego, podczas której podpisano układ polityczny, ekonomiczny i
wojskowy. 1 X 1921 r. Wieniawa po raz pierwszy odznaczony został Krzyżem Walecznych, a
4 X 1921 r. Krzyżem Orderu Virtuti Militari V klasy. Z dotychczasowym stanowiskiem
10
adiutanta rozstał się 26 XI 1921 r., kiedy to przeniesiono go do Sztabu Generalnego, z którego
ramienia wyjechał do Rumunii jako attache wojskowy (14 I 1922 r.). Z adiutanturą
Piłsudskiego nadal jednak wiązały go silne więzy. Aż do śmierci Marszałka w 1935 r. to
właśnie Wieniawa przeważnie typował kandydatów na jego adiutantów. Nadal też pozostał
osobą bliską Piłsudskiemu, czego wyrazem jest to, iż ten ostatni został ojcem chrzestnym
narodzonej w sierpniu 1920 r. córki Wieniawy.
RUMUNIA I WARSZAWA
Na palcówce dyplomatycznej Długoszowski zajmował się nie tylko sprawami określonymi
przez kompetencje attachatu, bowiem brał aktywny udział w przygotowywaniu polsko -
rumuńskiej konwencji wojskowej. Stanowisko to jednak mu nie odpowiadało. Po powrocie do
kraju, który nastąpił w listopadzie 1923 r., Wieniawa kolejno objąć miał dwa stanowiska w
Sztabie Generalnym, co nie doszło do skutku. Po wycofaniu się Piłsudskiego z życia
politycznego i spowodowaną tym izolacją jego zwolenników, przeszedł na własną prośbę w
stan nieczynny (1 VIII 1923).
Do służby powrócił dokładnie po roku. Skierowany 12 sierpnia na roczny kurs oficerów
sztabowych w Wyższej Szkole Wojennej otrzymał kolejno przydziały do 19. puł. i 1. pszwol
(5 września). 15 sierpnia otrzymał awans do stopnia pułkownika. Kurs rozpoczął się 15 X
1924 r. Długoszowski ukończył go z wysoką 7 lokatą. Wystawiona mu opinia nie mogła więc
być i nie była negatywna ani nawet, mimo podkreślanej już izolacji piłsudczyków, neutralna.
Po kursie na kawaleryjskich manewrach na Wołyniu pełnił funkcję rozjemcy przy 19. puł. Po
zakończeniu ćwiczeń do naczelnych władz wojskowych przesłał raport ozdobiony licznymi
fraszkami i rysunkami, który choć w swej oficjalnej części był poprawny, z pewnością nie
został przygotowany zgodnie z przepisami.
Następnie przydzielony został do Inspektoratu Armii II (zajmował się sprawami organizacji
jednostek oraz ich dyslokacji) na stanowisko pierwszego referenta. Od swojego przełożonego,
gen. T. Rozwadowskiego otrzymał surową ocenę i choć uznano go za bardzo inteligentnego,
to jednocześnie zarzucono faktyczny brak doświadczenia liniowego. Na stanowisku tym
doczekał zamachu majowego (12 V 1926 r.). Wieniawa będąc osobą bliską Piłsudskiemu
należał do grona oficerów, którzy uczestniczyli w przygotowaniach do zamachu.
Długoszowski zajmował się rozeznaniem, którzy dowódcy poprą Piłsudskiego, dzięki czemu
możliwe było takie zgrupowanie w rejonie Warszawy oddziałów przeciwnych prezydentowi i
rządowi. Był też łącznikiem pomiędzy Piłsudskim, ministrem spraw wojskowych gen.
Żeligowskim oraz prezydentem Wojciechowskim. W dniach bezpośrednio poprzedzających
11
wystąpienie wraz z Miedzińskim był odpowiedzialny za dostarczenie rozkazów Piłsudskiego
do dowódców zaangażowanych oddziałów. Zajmował się także sondowaniem opinii
publicznej jak i reakcji rządu na coraz bardziej napięta sytuację w stolicy. Organizował
manifestację oficerską w Sulejówku oraz manifestacje w przeddzień zamachu. W dniu
zamachu rano został aresztowany, jednak na interwencję Józefa Becka w MSWojsk. szybko
go zwolniono. W trakcie zamachu Długoszowski był jedną z osób towarzyszących
Piłsudskiemu w słynnym spotkaniu na moście Poniatowskiego. Po rozmowie Wieniawa na
polecenie Piłsudskiego pozostał na miejscu, co wobec nieokreślenia roli, jaką miał
sprawować, doprowadziło do jego ponownego aresztowania. Nie na długo jednak. Jeszcze
tego samego dnia 21. Pułk Piechoty opanował centrum miasta i uwolnił aresztowanych
piłsudczyków. W ciągu następnych dni Długoszowski nieustannie towarzyszył Piłsudskiemu.
Po powołaniu rządu Bartla wziął udział w konferencji prasowej dla zagranicznych
dziennikarzy.
Dojście piłsudczyków do władzy pociągnęło za sobą awanse wielu z nich i obsadzenie
kluczowych stanowisk. Mimo nalegań Wieniawa, nie akceptując zasad moralnych polityki,
nie włączył się do tworzenia nowych władz. Piłsudski ponawiał wysiłki. Według wspomnień
Józefa Becka odmowy Długoszowskiego doprowadzały do wybuchów u Marszałka: "ciskając
czapką krzyczał: Nieszczęście z tym Wieniawą, mógłby być ambasadorem, mężem stanu, a
on nic tylko mnie nudzi, że chce szwoleżerami dowodzić". Również na płaszczyźnie
wojskowej Piłsudski nie skierował Wieniawy tam, gdzie sobie początkowo tego życzył.
Proponował mu bowiem objęcie dowództwa brygady kawalerii, lecz Długoszowski
konsekwentnie dopominał się 1. Pułku Szwoleżerów, którego dowództwo powierzono mu 29
IX 1926 r. Wtedy dopiero poczuł, że żyje. Dowódcą był dobrym i aktywnym. Dbał, by pułk
uczestniczył w życiu miasta. Wprowadził zwyczaj comiesięcznych wspólnych kolacji
oficerów pułku wraz z żonami. Słabą stroną jego dowodzenia było natomiast np. wydanie
znacznych sum na płomienie do trąbek przy innych zasadniczych brakach oraz zły stan
utrzymania stajni. Gen. Juliusz Rómmel, inspekcjonując pułk, bardzo negatywnie ocenił
również pracę wyszkoleniową, co w pewnym stopniu usprawiedliwia jednak częste
uczestnictwo oddziału w różnego rodzaju uroczystościach związane z tym, iż stacjonował w
stolicy. Inspekcja przeprowadzona także przez gen. J. Rómmla w roku 1928 dała o wiele
bardziej pozytywne wyniki. Wieniawa od swych przełożonych otrzymał bardzo dobre oceny,
choć nie można wykluczyć, że obawiali się oni skrytykować bliskiego współpracownika
Piłsudskiego. Dnia 31 X 1927 r. Długoszowski został mianowany I oficerem sztabu w
Głównym Inspektoracie Sił Zbrojnych (GISZ), przy czym zachował stanowisko dowódcy 1.
12
pszwol. Powrócił tym samym do bliskiego otoczenia Marszałka, znowu wypełniał poufne
misje, jak na przykład wizyta w Watykanie w lutym 1927 r., organizacja wejścia do Sejmu
oficerów w roku 1929, częste wizyty we Francji. Od czasu objęcia stanowiska w GISZ coraz
mniej czasu mógł poświęcić dowodzeniu pułkiem. Jednocześnie służąc w wojsku Wieniawa
nie zrezygnował ze sztuki, choć ze względu na inne ważne zajęcia, spychał ją zdecydowanie
na tor boczny. Uczestniczył aktywnie w życiu kulturalnym Warszawy stanowiąc
nieformalnego łącznika piłsudczyków ze środowiskiem artystycznym. Nie stronił w życiu
towarzyskim od alkoholu, co było powodem częstej krytyki przede wszystkim ze strony
opozycji. Do legendy przechodziły jego wybryki podczas przyjęć i jak to zwykle legendy
miały w sobie często jedynie ziarno prawdy. Nie mniej trzeba uznać, iż przejazd przez
centrum Warszawy dorożką w czapce woźnicy, z woźnicą siedzącym z tyłu w czapce
generalskiej, był przejawem iście ułańskiej, a raczej szwoleżerskiej fantazji.
Pod koniec lutego 1929 r. na rozkaz Piłsudskiego Wieniawa został komendantem Garnizonu i
Placu Miasta Stołecznego Warszawy, co miało niewątpliwie wymiar polityczny. Wówczas,
jako odpowiedzialny za utrzymanie porządku w mieście ograniczył hulaszczy tryb życia.
Następnie, po półtora roku, objął dowództwo 1. Brygady Kawalerii (5 XI 1930 r.) i
jednocześnie stał się zastępcą dowódcy 2. Dywizji Kawalerii (5 XI 1930 r.), którą to de facto
dowodził, a formalne jej dowództwo przejął w roku 1932, co wiązało się z awansem do
stopnia gen. bryg (1 I 1932 r.).
Wtedy też rozstał się z 1. pszwol. Plotka głosiła, iż wówczas Wieniawa zamówił bilety
wizytowe o treści: "Generał Wieniawa - Długoszowski, były pułkownik". W dowodzeniu
wielkimi jednostkami ponownie dawał się Długoszowskiemu we znaki brak doświadczenia w
służbie liniowej, opinie które wystawiali mu zwierzchnicy na manewrach w większości nie
należały do pochlebnych. Jako dowódca 2. DK organizował coroczne letnie koncentracje jej
oddziałów, w ostatnich latach służby wielokrotnie organizował ćwiczenia między -
brygadowe czy między - dywizyjne. Podobnie jak inni dowódcy wysokiego szczebla brał
udział w kursach Wyższej Szkoły Wojennej. W roku 1937 otrzymał nową funkcję - generała
inspekcjonującego, jednocześnie pozostał dowódcą dywizji. Przydzielono mu do nadzoru
Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, a potem jeszcze Podlaską BK. Prócz tego,
podobnie jak dawniej, nadal pełnił poufne misje na zlecenie Piłsudskiego. Jedna z nich, na
temat której do tej pory nie odnaleziono precyzyjniejszych danych, prawdopodobnie
dotyczyła sondaży odnoście udziału Francji w ewentualnej wojnie prewencyjnej przeciw
Niemcom (1933 r.).
13
Śmierć Marszałka (maj 1935 r.) była dla Wieniawy niewątpliwie ciosem. Czuwał przy łożu
śmierci i towarzyszył dawnemu Komendantowi w chwili zgonu. Z ramienia prezydenta
Mościckiego to właśnie on został osobą odpowiedzialną za przygotowanie pochówku
Piłsudskiego na Wawelu. Nie była to jednak jedyna śmierć, która wstrząsnęła Wieniawą.
Wkrótce zginął w wypadku lotniczym gen. Konstanty Orlicz - Dreszer i niespodziewanie
zmarła siostra Wieniawy. Wszystko to spowodowało ponowne nadużywanie alkoholu przez
Długoszowskiego. Po śmierci Piłsudskiego Wieniawa stopniowo odsuwany był na dalszy
plan. 14 maja roku 1938 r. nadeszła pora rozstania z wojskiem.
RZYM
Następny okres w jego życiu to powrót do dyplomacji. Po zakończeniu kariery wojskowej
został ambasadorem we Włoszech. Powierzonego zadania nie traktował z entuzjazmem, co
nie znaczy, że lekceważył nowe obowiązki. Na kilka dni przed objęciem urzędu otrzymał
jeszcze awans na stopień generała dywizji, po czym wyjechał z Polski ,do której już miał nie
powrócić. We Włoszech dał się poznać jako doświadczony dyplomata. Prócz szerokich
stosunków na płaszczyźnie oficjalnej nawiązał tam także trwałą przyjaźń z hrabią Ciano -
włoskim ministrem spraw zagranicznych i zięciem Mussoliniego. Po rozpoczęciu agresji
hitlerowskiej na Polskę, ponieważ Włochy nie przystąpiły jeszcze do wojny, Wieniawa
pozostał na placówce dyplomatycznej przesyłając raporty o sytuacji w Rzymie. W
początkowym okresie wojny miał jeszcze nadzieję na wystąpienie okoliczności, które
odwrócą niepomyślny bieg zdarzeń. Do załamania psychicznego doprowadza go dopiero
potwierdzenie wiadomości o wkroczeniu na ziemie wschodnie Rzeczypospolitej wojsk
sowieckich oraz o opuszczeniu kraju przez Wodza Naczelnego marsz. Rydza - Śmigłego.
Wobec internowania władz polskich w Rumunii i zaistnienia ryzyka powołania
marionetkowego rządu polskiego przez III Rzeszę lub Związek Radziecki, Wieniawa wraz z
Kazimierzem Papee wystąpili z inicjatywą stworzenia rezydującego w Paryżu tymczasowego
rządu polskiego, złożonego z pięciu ambasadorów. Projekt ten nie został jednak
zaakceptowany. Wobec tego, że konstytucja II RP przewidywała obowiązek wyznaczenia
przez aktualnego prezydenta swojego następcy, a był nim internowany Rydz - Śmigły.
Prezydent Mościcki uznał wówczas, że jedynie któryś z ambasadorów może pełnić tę funkcję,
z tym że ci akredytowani przy Anglii i Francji muszą , ze względu na wagę swoich stanowisk,
pozostać na placówkach. Wyznaczył więc Wieniawę, który wkrótce miał objąć urząd
prezydenta. Na taki stan rzeczy nie przystali jednak, posiadając znaczne wpływy w Paryżu,
przedstawiciele antysanacyjnego frontu Morges z Sikorskim na czele. Pod wpływem ich
14
interwencji i oczerniających Długoszowskiego pomówień władze francuskie nie uznały go
jako prezydenta RP. Został nim prezes Związku Polaków za Granicą Władysław
Raczkiewicz.
Wieniawa nadal piastował stanowisko ambasadora i pomimo zmiany rządu, który składał się
z jego dotychczasowych przeciwników politycznych, pozostał lojalny nowym władzom. Jako
ambasador roztoczył opiekę nad uchodźcami, podjął też, choć bez powodzenia, interwencję u
Ciano w sprawie uwięzionych profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tego ostatniego
zdołał pozyskać, a przez niego przekonać włoski Sztab Generalny, do zgody na tranzyt
internowanych polskich żołnierzy przez Włochy do tworzonej we Francji armii polskiej.
Wobec tego, iż Włochy były najbliższym sojusznikiem Niemiec w Europie, należy to
osiągnięcie uznać za wybitny sukces. Tranzyt udało się utrzymać aż przez pół roku, a ponadto
żołnierze polscy byli przewożeni na koszt rządu włoskiego. Przez ambasadę polską we
Włoszech organizowano także pomoc materialną dla przebywających w obozach jeńców.
TUŁACZKA
Dnia 10 VI 1940 r. Włochy wypowiedziały wojnę Francji i Anglii. W związku z tym faktem
13 czerwca polski personel dyplomatyczny opuścił Włochy, co było równoznaczne z
zakończeniem piastowania przez Wieniawę funkcji ambasadora, co potwierdził Sikorski w
nadanej do niego depeszy. We Francji zastał Wieniawa upadek tego kraju, co zadecydowało o
jego kolejnym wyjeździe - do Portugalii a stamtąd do USA.
W Stanach Zjednoczonych nie posiadając już pensji rządowej Długoszowski musiał podjąć
pracę zarobkową. Początkowo parał się korektą i redaksją w "Dzienniku Polskim", a po
rozstaniu się z tym periodykiem, którego redaktor naczelny niechętnie traktował
piłsudczyków, zajmował się introligatorstwem artystycznym oraz prowadzeniem odczytów w
kołach polonijnych. Nie mogąc się pogodzić z bezczynnością na jaką został skazany w tak
trudnych dla Ojczyzny chwilach, próbował wstąpić do tworzonego na obczyźnie Wojska
Polskiego, lecz wielokrotne listy w tej sprawie do Sikorskiego nie przyniosły wymiernych
rezultatów. W końcu został skierowany na stanowisko ambasadora na Kubie, którą to funkcję,
mimo świadomości jej błahej roli, przyjął. To i późniejszy zawarty przez Sikorskiego układ
polsko radziecki doprowadziło do potępienia Wieniawy przez większość piłsudczyków.
Wyjazd na Kubę mimo podjętych przygotowań nigdy nie nastąpił. W dniu 1 lipca 1942 r. o
godzinie 9 rano Bolesław Wieniawa - Długoszowski skaczył z górnego tarasu domu, w
którym mieszkał. Zmarł w drodze do szpitala.
15
III. WIENIAWA – ULUBIENIEC WARSZAWY?
1. „ZA MUNDUREM...”
Wittlin wspomina swój spacer z dziadkiem (Janem Krajewskim, weteranem Powstania
Styczniowego) alejami parku Łazienkowskiego, gdy po raz pierwszy ujrzał Wieniawę: „Na
dróżce minął nas idący sprężystym krokiem pewien oficer, który na widok granatowego
munduru z amarantowymi wyłogami weterana zasalutował służbiście. Mój dziadek uniósł
drżącą rękę i przykładając da palce do daszka rogatywki ze srebrnymi cyframi „1863”
odpowiedział na ukłon.”
Wieniawa prawie nie rozstawał się ze swoim mundurem. Szanował go do tego stopnia, że,
gdy kiedyś wielce „narozrabiał”, za co musiał się zameldować u przełożonego, do raportu
przybył… po cywilnemu. Zdenerwowanemu Piłsudskiemu wyjaśnił: „Melduję posłusznie,
panie marszałku, że polski generał w mundurze nie może dostać po pysku”. Rozbawiony
zwierzchnik machnął ręką i zrezygnował z ukarania niesfornego bon vivanta. Ten niesforny
członek armii był urodzonym szwoleżerem i tak naprawdę najlepiej czuł się w czasie wojny.
Nie znaczy to, że nie radził sobie z zadaniami podczas pokoju. Na ogół otrzymywał
pozytywną opinię zdolnego, odpowiedzialnego i z inicjatywą. Te słowa padały nawet z ust
wrogów. Szkopuł w tym, że czas wojny to czas wojaczki – czas pokoju to czas, który trzeba
zapełnić. Mundur i generalska postawa wyróżniały go, gdziekolwiek się pojawił. Krążyły
legendy, jak młode mężatki ustawiały się w kolejce do niego. Krążyły legendy, jak on sam ów
wolny czas zapełniał romansami z młodymi mężatkami. Jaka jest prawda? Nie dowiemy się.
Wnikliwi badacze twierdzą zgodnym chórem, że ten inteligent wolał raczej towarzystwo
mężczyzn, z którymi mógł rozmawiać o literaturze i sztuce. Inni okrzykują go: „ówczesnym
playboyem” (Stępień). Lechoń w swym Dzienniku (tom III) notuje: „Słonimski o pewnym
biednym rogaczu, któremu Wieniawa sprzątnął sprzed nosa kochankę – powiedział: "O co mu
chodzi? Przecież Wieniawa – to jest siła wyższa!”” Sam Słonimski jednak komentuje to
zdarzenie: „Istotnie. Znany był z wielu przygód romansowych, ale były to zawsze, jak mówił,
„au fond” afery poważne.” Pewne jest, że dwie kobiety darzyły go niezwykłą miłością –
słynna aktorka Helena Sulima, z którą spędzał prawie wszystkie wieczory w czasie
pierwszego pobytu w Warszawie. Miała ona nadzieję zostać panią Długoszowską. Stało się
inaczej. Szwoleżerskie serce zdobyła Bronisława Berenson, która dla wydobycia Wieniawy z
sowieckiego więzienia ryzykowała życiem.
Jak traktował miłość? Trudno powiedzieć. W przyjaźni był wierny do końca – przy boku
Komendanta do ostatnich jego chwil; z Makuszyńskim i Broniewskim mimo odmiennych
poglądów. Jak było z kobietami? Chyba nie mamy prawa zaglądać w tak intymną sferę.
16
Warszawa miała swoją opinię na ten temat, przytoczoną przez Stępnia. Sam generał – skory
do żartów – podtrzymywał ten swój „męski” wizerunek, jednak, jako gentleman z krwi i
kości, nie zdradzał tajemnic alkowy. A szkoda – parafrazując Majchrowskiego – bo gdyby był
mniej dyskretny, bardzo możliwe, że mielibyśmy dokument na to, iż swawola w piosenkach i
żartach nie przekładała się w prosty sposób na życie.
2. LEKARSTWO NA ZŁY HUMOR – LITERAT, INICJATOR KABARETU.
Jeśli wierzyć świadkom Wieniawę trudno było „przyłapać” na ziewaniu. Kipiąca w nim
energia nie pozwalała na nudę nawet w sprzyjających po temu warunkach. Zapewne dlatego
jego wojskowe raporty zasłynęły z kwiecistego stylu i anegdotycznej zawartości. Ten
niezwykle żywy umysł pracował bez przerwy, co sprawiało, że wokół niego rodziły się nowe
inicjatywy. Własną twórczość z lat młodzieńczych, pisaną na potrzeby „serca”, zniszczył lub
zaniedbał. Piosenki legionowe, ze względu na pikantną zawartość, były pomijane w
antologiach i zachowało się ich niewiele. W okresie warszawskim Wieniawa zaczął drukować
poezje w satyrycznym tygodniku „Cyrulik Warszawski”, gdzie zazwyczaj podpisywał się
pseudonimem A.B.C. Były to utwory pełne humoru, czasem absurdalnego. Jak przedmowy
pisał Wieniawa w stylu młodopolskim, tak wiersze trudno wtłoczyć w ramy konkretnej epoki.
W „Cyruliku” ukazały się: „Polska sportowa”, „Dziwna przygoda”, „Moja fajka” oraz
„Wiersze bez jednej klepki” – zbiór fraszek podpisany literami B.W.D, rozwiewającymi
wątpliwości co do autorstwa. Fraszki te znalazły się potem w antologii sporządzonej przez
Tuwima. W życiu Wieniawy miał miejsce również epizod filmowy: wraz z Ferdynardem
Goetlem napisał scenariusz do filmu „Ułani, ułani” a przy produkcji „Ślubów ułańskich” z
1934 r. służył znajomością tematu jako ekspert kierujący m.in. scenami batalistycznymi.
Kiedy po powrocie z Bukaresztu Wieniawa spędzał długie godziny w „Ziemiańskiej”,
świętującemu swój prawdziwy rozkwit towarzystwu opowiadał wspomnienia z Paryża.
Największym powodzeniem cieszył się motyw Paryskiej „Szopki satyrycznej” Towarzystwa
Artystów Polskich. Zainspirował on Lechonia do myśli o wspólnym napisaniu podobnej
„Szopki warszawskiej” i tak narodziła się jedna z najpopularniejszych imprez kulturalnych.
Przedstawienia odbywały się na Kredytowej 9, w lokalu nazwanym „Dużą Ziemiańską”. Tak
samo jak w Paryżu postaci były prezentowane przy pomocy kukiełek, noszących zabawne acz
łatwe do odszyfrowania przezwiska. I tak Makuszyńśki został Marnelem Kakuszyńśkim,
Wacław Grubiński – Waciem Grubiańskim. Jednym z częstych bohaterów kabaretu był
Pułkownik Vient – En- Avant, który , w pierwszym przedstawieniu, podążał „Krok w krok”
za Dziadkiem – Piłsudskim:
17
„Jedzie on
z wszystkich stron.
Ludzi tłum,
Gwar i szum,
(...)
Wojsko gra,
Tłum się pcha,
Wysiadł ON,
Za nim – ja.”
Wszyscy na sali spodziewali się, że Wieniawa uzna tę satyrę za obelgę, ale on już wcześniej
uprzedził swych kolegów, że nie zamierza bawić się w cenzora i mogą pisać na jego temat to,
co uważają za stosowne. Gdy Pułkownik Vien – En – Avant znikł za kulisami, Długoszowski
bił brawo i śmiał się do rozpuku. Dał tu świadectwo swego ogromnego poczucia humoru,
gdyż umiejętność śmiania się z samego siebie należy do rzadkiej i nie posiedli jej ani Tuwim,
ani Słonimski, ani Hemar. Gdy wierny adiutant opowiedział o szopce Komendantowi, ten
zaprosił artystów, by dali przedstawienie w Belwederze. Okazało się, że na ten sam dzień
wyznaczył posiedzenie Rady Ministrów i ku wielkiemu zaskoczeniu obu stron zarządził
wspólne oglądanie „Szopki Warszawskiej”.
Dla samego Wieniawy twórczość pełniła chyba funkcję jakiegoś bufora. Trzeba przyznać, że
żyć mu wypadło w wyjątkowo trudnych czasach. Gdy euforia spowodowana wyzwoleniem
trochę przygasła, rząd stanął przed koniecznością odbudowania struktur młodego państwa.
Wtedy kabaret, „Ziemiańska’, „Cyrulik” stanowiły alternatywę, w której ten szwoleżer
najlepiej wypoczywał. Jednak największe znaczenie miały piosenki z okresu legionów. Za
przykład niech wystarczy „Taka była ich rozmowa”. Wieniawa napisał ją, gdy legioniści byli
bardzo przygnębieni po przejęciu prawa decyzji w sprawie polskiej przez brutalnych
Niemców. W tych okolicznościach nasuwała się wątpliwość co do sensu istnienia legionó
zależnych od Austrii. Piosenka, o której wspomniałam, według słów autora „monotonna, ale
może dość istotnie malująca wzajemny stosunek legionistów do naszych władz macoszych i
Austriaków do nas” wywołała ten skutek, że, jak pisze Sławoj – Składkowski: „przez swą
prostotę i trawestację piosenki ludowej spoiła nas (legionistów) wszystkich, inteligentów i
prostaczków, jednym węzłem wesołej kpiny z poczynań naszych opiekunów. (...) Naprawdę
humory się poprawiły i głowy podniosły od chwili jej śpiewania.” I dodaje: „Co znaczy
umiejętna satyra! Wszyscy stronnicy komendy legionów zamilkli wobec druzgoczących
argumentów ośmieszających ich ideały, zawartych w „smutnej” piosence. Gdyby piosenka ta
18
zjawiła się z takim jak u nas powodzeniem w stolicy, Wieniawa stałby się sławny, a może
nawet i bogaty.”
W stolicy Wieniawa jednak był znany z innych „talentów”, przerysowywanych przez
antypiłsudczyków.
3. W OCZACH MU WSPÓŁCZESNYCH.
Wielokrotnie już przytaczałam (i jeszcze przytoczę) wypowiedzi bliskich Wieniawie współ –
Warszawiaków. Pisali o nim w swych pamiętnikach Antoni Słonimski, Stanisław Lam, Jan
Lechoń, Romeyko, Beck. Aby jednak dokonać próby rekonstrukcji jego obrazu w oczach
ówczesnego, przeciętnego mieszkańca stolicy, należałoby spojrzeć do tekstów, które
ukazywały się w latach 1918 – 1938 (dwudziestolecie międzywojenne!).
O popularności szwoleżera dobitnie mówi wiersz Tuwima „Wieniawa”:
„Co kilka dni się do mnie
Ktoś nowy z prośbą zgłasza,
(...)
Pan mnie wysłuchać raczy,
O drobną chodzi sprawę,
Co to dla pana znaczy?
Pan przecież zna Wieniawę!”
I tak przez 7 zwrotek Tuwim daje dowody, że Wieniawa był najlepszym pośrednikiem i
„orędownikiem”. W poważnej prasie stołecznej ukazywały się notki, dotyczące różnych,
delikatnych misji politycznych, powierzanych Długoszewskiemu przez Marszałka. O jego
skuteczności dyplomatycznej Warszawiacy dowiadywali się m.in. ze „Wspomnień z Paryża.
Od 4 I do 10 VII 1919 r.” opublikowanych przez K. Dłuskiego w 1920 roku. Opisuje on np.
wyjazd do Paryża w celu uregulowanie stosunków z kierowanym przez Romana Dmowskiego
Komitetem Narodowym Polskim, uważającym się za namiastkę rządu, przez mocarstwa
Koalicji uznanym za oficjalną organizację polską zaś przez Francuzów za sui generis rząd
emigracyjny. Mimo że nie można mówić o całkowitym zażegnaniu problemu, jednak stosunki
te uległy pewnej poprawie, choćby przez sam fakt uświadomienia Dmowskiemu, że, aby nie
znaleźć się poza nawiasem władzy w Polsce, musi zacząć liczyć się z Piłsudskim. W 1920
roku Wieniawa pojechał ponownie do Paryża, aby przygotować wizytę Marszałka. Było to
bardzo odpowiedzialne zadanie. Gdy w 1938 ukazuje się książka Baranowskiego: „Rozmowy
z Piłsudskim 1916 – 1931” Warszawiacy poznają proste uzasadnienie Piłsudskiego dla jego
19
ogromnego zaufania wobec Wieniawy w sprawach dyplomatycznych: „ma on dobry węch i
obraca się zgrabnie, gdy tego potrzeba.”
Stał się Wieniawa bohaterem licznych utworów autorstwa swych przyjaciół z „Ziemiańskiej”.
W świadomości odradzającej się Polski figurował jako: „Ulubieniec Cezara i bożyszcze
Polek” za sprawą wiersza Słonimskiego: „Popiół i wiatr”. „Cyrulik” rozsławił go jako
„Apollo armii z Pomarańczarni”. Wspaniały wiersz Wierzyńskiego: „Jeździec nocny”
zadedykowany Bolesławowi Wieniawie – Długoszowskiemu na stałe utożsamił go z postacią
księcia Józefa Poniatowskiego (Wieniawa sam czuł, że ma z nim wiele wspólnego i często
stawiał go za wzór ułana).
Znany był Wieniawa także z własnych opisów zdarzeń politycznych w „Świecie”, czy
wspomnień z okresu wojny w „Głosie prawdy”.
Ponadto niemal w każdym numerze „Cyrulika Warszawskiego” można było znaleźć po kilka
karykatur tego dowcipnego, uroczego i skorego do zabawy obywatela. Beck w swych
wspomnieniach subtelnie zarzucał twórcom tego pisma, że wykreowali postać Wieniawy na
birmanta i lekkoducha. Prawdą jest, że zwłaszcza w drugim dziesięcioleciu tego czasu satyry
stawały się coraz złośliwsze. Pojawiały się rysunki nawiązujące do słabości do alkoholu. W
jednej z szopek (autorstwa głównych pisarzy publikujących w „Cyruliku”) występował jako
pułkownik Wlejniawa. Z drugiej jednak strony zdarzało się, że ich żarty były
wykorzystywane przez przeciwników. I tak, gdy Zdzisław Czermański narysował karykaturę
Komendanta czytającego gazetę, a obok siedzącego przy nim Wieniawę, popijającego piwo z
kajzerem Wilhelmem i podpisał go: „Jak sobie endecja wyobraża obóz Piłsudskiego” oraz
zamieścił w tygodniku „Wiadomości Literackie”, wydawnictwa opozycyjne reprodukowały
ów satyryczny rysunek , zmieniwszy podpis. Jak powiedział jednemu z dziennikarzy
Piłsudski podczas wywiadu: „W europejskich warunkach wszyscy chcą wiedzieć prawdę. U
nas odwrotnie: szuka się przede wszystkim kłamstwa i na tym stawia swoją budowę
polityczną.” Piłsudski od samego początku miał zagorzałych przeciwników. Stawali się oni
coraz aktywniejsi. Po powrocie z Bukaresztu w 1922 roku, Wieniawa spotkał się z eskalacją
nienawiści, która uderzyła także w niego, jako najbliższego pracownika Marszałka. Endecka
prasa szkalowała przeciwników, nie wzdragając się przed wierutnymi kłamstwami. Wołała:
„Precz z Belwederem!, „Precz ze sprzedawczykami!” Posłowie w Sejmie obrzucali
Piłsudskiego inwektywami: „Sprzedawczyk! Targowiczanin!” Rozpuszczano plotki, że
Piłsudski zdefraudował miliardy, które dostał od bolszewików, że ojcem jednej z jego córek
był Feliks Perl, więc dziecko jest żydowskie, że był zdrajcą i w czasie wojny zmawiał się z
nieprzyjacielem, posługując się telefonem zainstalowanym w cerkwi na placu Saskim, skąd
20
dzwonił do Trockiego w Moskwie. W jednym z podrzędnych warszawskich kabaretów
śpiewano o nim:
„Wzrok ma groźny i dziki,
Polskę sprzeda za srebrniki,
A Piłsuder nazwisko
Ma to Żydzisko.
(...)
Ma on swoją Żydówkę
Taką Wieniawę,
Razem z nią sprzedawali
Niemcom Warszawę.”
Te wszystkie rewelacje inteligencja warszawska przyjmowała z przymrużeniem oka. Zamiast
walki z tym zjawiskiem, kpiono z niego. Wydawało się zbyt niedorzeczne. Jednak
niewybredny warszawski lud przyjmował plotki poważnie, wierząc w świętość słowa
drukowanego i wygłaszanego z desek teatru.
Po przewrocie majowym świadectwo wciąż negatywnego zainteresowania pułkownikiem
znajdziemy w „Gazecie Warszawskiej Porannej”, która przypisywała mu uczestnictwo w
skandalu w teatrzyku „Perskie oko”, od którego musiał się odżegnywać na łamach tego
samego pisma.
W roku 1935 Marszałek umiera. Jest to zdarzenie, które odbija się w prasie głośnym echem.
Lud Warszawy ogląda zdjęcia Wieniawy pogrążonego w bezbrzeżnym smutku po stracie
jedynego autorytetu, Wodza i przyjaciela. Od tego momentu incydenty alkoholowe tego
wrażliwego gentlemana będą coraz wyraźniejsze i komentowane z coraz większym
okrucieństwem. Niestety sam fakt stanu, w jakim się znalazł, nie jest wyssany z palca.
Czermański z perspektywy czasu (Kolorowi Ludzie 1966) napisze: „smutne też widowisko
dawał nam w Warszawie na kilka lat przed wojną Wieniawa. Skończyła się już wtedy jego
wesołość. Wypiwszy gniewał się już tylko i miotał. Z czasem stał się postrachem nocnych
lokali.” Dodaje później głębokim zrozumieniem: „Ale byli i tacy, którzy w wybrykach
generała ciągle chcieli widzieć ułańską fantazję. Bo nikt nie był skłonny uwierzyć, że te burdy
to nie chwilowe ekscesy, ale oznaki choroby”. Warszawa jednak nie zastanawiała się, co
dręczy autora „Szwoleżerskiego spleenu”.
IV. WARSZAWA – DOM CZY WIĘZIENIE?
1. WARSZAWA MIĘDZYWOJENNA.
21
By mówić o historii Warszawy międzywojennej, trzeba cofnąć się do roku 1905. Krwawa
niedziela w Petersburgu miała kluczowe znaczenia dla życia politycznego polskiej stolicy,
gdyż stosunek do niej (a przede wszystkim do wynikłej w konsekwencji rewolucji 1905-
1907) podzielił Warszawę. Z jednej strony członkowie KPP, lewicy PPS i lewicy Bundu
popierali ruch rewolucyjny, z drugiej piłsudczycy (BBWR, OZN) oraz Związek Ludowo –
Narodowy, Stronnictwo Narodowe i ONR występowali z programem zdecydowanie
antykomunistycznym. Pomiędzy tymi ugrupowaniami znajdowali się członkowie PPS,
Bundu, Poalej – Syjonu i ruchu ludowego, tworzący nurt demokratyczno – reformistyczny,
propagujący republikanizm i obronę swobód demokratycznych, zwalczający jednakże samą
ideę dyktatury proletariatu. Piłsudczycy, w ręku których pozostawały wszystkie podstawowe
ośrodki dyspozycyjne w Warszawie, podkreślali głównie jej funkcje jako metropolii i stolicy
państwa. Rzeczywistość pierwszych lat niepodległości nie była jednak na miarę oczekiwań.
Zniszczenia wojenne, hiperinflacja, zubożenie szerokich warstw ludności – oto obraz
Warszawy, jaką zastał Naczelnik. Wśród nadziei, rozczarowań, walk politycznych i protestów
społecznych na ulicach miasta rozgrywały się wydarzenia o znaczeniu ogólnokrajowym, a
nawet europejskim. W sierpniu 1920 r. miasto przeżyło grozę zmagań z najazdem sowieckim.
Punktem zwrotnym w wojnie była bitwa o Radzymin, w której kontrofensywa Piłsudskiego
zadecydowała o zwycięstwie. Jednak ferment spowodowany ostrym zwalczaniem się
przeciwnych obozów wciąż trwał. Jednym z dramatyczniejszych wydarzeń, było zabójstwo
Gabriela Narutowicza w kilka dni po objęciu przez niego urzędu prezydenta. Po jego wyborze
prawica rozpętała przeciwko niemu wielką kampanię. Tłumy Warszawiaków obrzucało go
wyzwiskami i przekleństwami. W takiej atmosferze Eligiusz Niewiadomski 16 grudnia 1922
r. zastrzelił prezydenta, po czym, w trakcie procesu, złożył demonstracyjną prośbę o karę
śmierci, być może w nadziei, że nowy prezydent – Wojciechowski – skorzysta z prawa łaski.
Stało się inaczej - Niewiadomskiego rozstrzelano a jego śmierć stała się swego rodzaju
symbolem wierności „ideałom”. Wittlin twierdzi, że zabójcza kula była przeznaczona dla
Piłsudskiego, który, wstrząśnięty tym wydarzeniem, wycofał się do swojej wilii w Sulejówku
i tam czekał na odpowiedni moment.
W maju 1926 r. stolica spłynęła krwią ofiar bratobójczych walk między oddziałami lojalnymi
wobec ówczesnego prezydenta Stanisława Wojciechowskiego a zwolennikami przejmującego
władzę marszałka Józefa Piłsudskiego. Bilans dwudniowych walk to 379 zabitych i 920
rannych. W 1934 r. obóz rządowy zawiesił działalność samorządu miejskiego i powołał na
stanowisko prezydenta komisarycznego Stefana Starzyńskiego, który pełnił tę funkcję do 27
października 1939 r., to jest do momentu aresztowania go przez gestapo.Udało mu się
22
opanować chaos w finansach miejskich, a zaoszczędzone środki przeznaczyć na inwestycje
miejskie.
W tej atmosferze politycznego zamętu całkiem odmiennymi drogami biegło życie kulturalne
stolicy. Twórcy tego okresu często świadomie odcinali się od jakichkolwiek ugrupowań.
Tuwim, Wierzyński, Słonimski czy Lechoń to znani pacyfiści, którzy zachłystywali się
odzyskaną wolnością i kreowali drugi wizerunek Warszawy – obok napięcia politycznego
toczyło się beztroskie, radosne obcowanie ze sztuką. Jednak z perspektywy czasu wiemy, że
to nie w życiu politycznym, pełnym głębokich konfliktów klasowych, narodowościowych i
grupowych, ani nie w gospodarce narodowej a właśnie w kulturze rola Warszawy
uzewnętrzniała się szczególnie wyraźnie. „Ku Warszawie spoglądała cała prowincja,
poszukująca zarówno poważniejszej strawy intelektualnej, jak i rozrywki”, pisze w 1936 roku
Rychliński. Zadanie nie było łatwe – po latach carskiej polityki oświatowej Warszawa nie
posiadała własnych tradycji kulturowych, które mogłyby być powielane przez rozwijające się
środki masowego przekazu. Koncentracja dyspozycji politycznych i ekonomicznych oraz
szybkie tempo odbudowy życia gospodarczego zapewniły jednak Warszawie rychły sukces w
rywalizacji z Krakowem, Lwowem i Poznaniem – ośrodkami kulturowymi okresu Młodej
Polski. To stąd wyszły futurystyczne manifesty , pisane przez literatów skupionych wokół
„Pikadora” a potem „Skamandra”.
Warszawa międzywojenna była największym centrum prasowym II Rzeczypospolitej,
prezentującej niemal wszystkie panujące wówczas tendencje ideowo – polityczne. Czołowym
organem socjalistów był dziennik „Robotnik” redagowany przez Feliksa Perla i Mieczysława
Niedziałkowskiego. Do najpopularniejszych dzienników Warszawy międzywojennej zaliczyć
należy „Kurier Warszawski” prowadzony przez Konrada Olchowicza, gdzie publikowali
między innymi B. Koskowski i W. Rabski. Dynamicznie rozwijała się prasa wydawana przez
piłsudczyków: „Gazeta Polska”, „Polska Zbrojna”, „Kurier Poranny”, „Kurier Codzienny”.
W tych latach ogromnym powodzeniem cieszyły się kawiarnie literackie. Do
najpopularniejszych w Warszawie należały „Mała Ziemiańska”, „Udziałowa” oraz „Złota
Kaczka”
Teatry stołeczne mimo wielkich trudności finansowych przeżywanych w latach inflacji i
kryzysu, stały się ważnym centrum życia artystycznego. Jest to czas działalności wybitnych
organizatorów i reżyserów scen warszawskich: Arnolda Szyfmana, Juliusza Osterwy, Jana
Lorentowicza, Leona Schillera, Aleksandra Zelwerowicza i Stefana Jaracza. Obok Teatru
Narodowego (otwartego 3 października 1924 roku), Teatru Polskiego, Ateneum
funkcjonowały drobne teatrzyki rewiowe, m. in. :”Sfinks”, „Czarny Kot” oraz założony w
23
1919 roku „Qui Pro Quo”, skupiający gwiazdy tego formatu co: Zula Pogorzelska, Hanna
Ordonówna, Mira Zimińska, Fryderyk Jarossy, Adolf Dymsza. Sukces „Qui Pro Quo”
zachęcił do otwarcia nowych teatrzyków : „Perskiego Oka”, „Morskiego Oka”, „Bandy”,
„Cyrulika Warszawskiego”.
Rozwijały się w tym czasie także sztuki filmowe, radiowe, plastyczne a także opera.
Ze względu na temat mej pracy nie mogę poświęcić charakterystyce pierwszych lat wolności,
przeżywanych w Warszawie tyle miejsca, ile wymagałaby rzetelność historyczna. Zależało mi
szczególnie na zasygnalizowaniu niezwykłej dynamiki zarówno w życiu kulturalnym jak i
politycznym. Nie ukrywam, że z tak wielkim bogactwem wiązał się pewien chaos, który na
łonie polityki był bardzo niebezpieczny dla słabego jeszcze, młodego państwa, zaś w
przypadku kultury owocował niekłamanym rozwojem. Kontrast ten jest istotny dla
zrozumienia generała Wieniawy. Ważne też, by uświadomić sobie, że wśród tych wszystkich
nowości, znamion postępu i dynamiki, zarówno polityka jak i kultura nie były wolne od
anachronizmów.
2. ULUBIONE MIEJSCA WIENIAWY.
Społeczność międzywojennej Warszawy była bardzo zróżnicowana- warstwa ziemiańsko –
burżuazyjna, inteligencka, robotnicy i drobnomieszczaństwo prowadziły odmienne style
życia. Robotnicy – ponad połowa ludności – nie miała ani czasu, ani pieniędzy na zabawy,
zaś dla elity stanowiły one sui generis sposób identyfikacji. Panująca wówczas moda na
„coctaile” zbierała burżuazję i inteligentów przy kawiarnianych stolikach na tzw.
„popołudniowe popijawy”. Środki masowego przekazu promowały wówczas osobowość
„gentlemana”, który według charakterystyki Boziewicza: „nie skłamie, aby przez kłamstwo
osiągnąć jakąś korzyść materialną. Jest dyskretny, lojalny, dotrzymuje swoich przyrzeczeń,
nie korzysta ze swojej przewagi umysłowej czy materialnej”. Z drugiej jednak strony realnie
funkcjonującą w życiu społecznym Warszawy był typ osobowości „człowieka zabawy”,
dalekiego od perfekcjonizmu czy poważnego podejścia do zadań merytorycznych. W każdej
funkcji wykonywanej w społeczeństwie dopatrywali się oni aspektów zabawy. Według
Drozdowskiego „Dominacja wpływów osobowości „człowieka zabawy” i „człowieka dobrze
wychowanego” na postawy społeczne warszawiaków w latach 1918 – 1939 rodziła typowo
warszawską skłonność do ryzyka i romantycznych uniesień, wbrew trzeźwej analizie
rzeczywistości.” Przytaczam ten opis, ponieważ sylwetka Wieniawy bardzo dobrze do niego
pasuje. Można pomyśleć, że adiutant Pilsudskiego, deklarujący brak sympatii dla stolicy, stał
się doskonałym przykładem Warszawiak, choć jego przyjaciel – Słonimski – sprzeciwia się
24
tej opinii: „Archetyp Wieniawy stał się po wojnie jego karykaturą, utrwalony jako wzór dla
czasów przedwojennych typowy. Stał się jednym z rekwizytów nieznośnej Warszawki, jak
„Adria”, Ordonka, dwukonka na gumach czy gołębie na Mariensztacie. Mówiąc o Wieniawie
warto przypomnieć pełną specyficznego wdzięku polską inteligencję przedwojenną,
uformowaną na wielu pokoleniach związanych z kulturą europejską i narodową.” A jednak
Wieniawa czynnie współtworzył klimat „Warszawki”. Bywał więc we wszystkich
popularnych miejscach tego tętniącego życiem miasta. Jego ulubioną kawiarnią była
niewątpliwie „Mała Ziemiańska”, mieszcząca się przy ulicy Mazowieckiej. Gromadziła ona
wybitnych pisarzy, artystów, ludzi wolnych zawodów i studentów polonistyki. Jak pisał Jotes:
„Centrum uwagi w „Małej Ziemiańskiej” skupiało się na tak zwanej „górce”, tak nazywano
jedyny stolik na półpiętrze, który był „własnością” Towarzystwa stanowiącego sztab
ówczesnego życia literacko – artystycznego. Tam właśnie przesiadywał Boy – Żeleński, tam
zawsze widywało się Tuwima, Lechonia, Słonimskiego i innych, tam tworzyła się – często
„na wesoło” niepisana historia kulturalnego dwudziestolecia.” Na ów Parnas niełatwo było się
dostać. Młody Gombrowicz wspomina: „A na samym szczycie, nawet w fizycznym
znaczeniu, bo na półpiętrze, wyniesiony ponad tłum, świetniał stolik skamandrytów –
Słonimski, Tuwim, Iwaszkiewicz, Wieniawa – Długoszowski i inne wielkości, przerzucające
się dowcipami. [...] Do skamandrytów prawie nigdy nie zaglądałem, gdyż jeszcze nei byłem z
nimi na równej stopie i nie mogłem sobie z nimi pozwolić na to, czego bym pragnął.” Tu
przede wszystkim Długoszowski spotykał się ze swoimi przyjaciółmi: Wierzyńskim i
Słonimskim.
Drugim miejscem, goszczącym nieustannie Wieniawę była restauracja „Astoria”. Tutaj nasz
bohater lubił spożywać posiłek wieczorny, po którym udawał się do jednego z teatrów lub na
dancing do „Oazy”. „Astoria” znajdowała się na Nowym Świecie. W jedenj z sal gromadzili
się intelektualiści z dwu przeciwnych obozów. I tak po prawej stronie, pod oknem zasiadali
pisarze zachowawczej partii Narodowej Demokracji oraz inni przeciwnicy Piłsudskiego:
Włodzimierz Perzyński, Stanisław Wasylewski, Kornel Makuszyński. Często towarzyszyli im
nienawidzący Naczelnika Adolf Neuwert (Nowaczyński) i dziennikarz Stanisław Stroński. Po
przeciwnej stronie można było spotkać pisarzy postępowych i piłsudczyków: Żeromskiego,
Edwarda Słońskiego. W ich towarzystwie Wieniawa rozpoczynał wieczór.
W czasie swej pierwszej wizyty w Warszawie Wieniawa upodobał sobie „Udziałową”,
cukiernię na rogu Alej Jerozolimskich i Nowego Światu, gdzie brylował w towarzystwie
mistrz dowcipu stołecznego Franc Fiszer. Tam zresztą zbierał się parnas przedwojennej
cyganerii warszawskiej.
25
3. WARSZAWSCY PRZYJACIELE.
Do Warszawy Wieniawa przybył zawstydzony trochę, zdziwieniem jego przyjaciółki z
Paryża, Zosi Katarzyńskiej, zwanej przez niego „Paniąteczkiem”, że Berlin zwiedził, Paryż a
Polskiej stolicy – nie. Los chciał, że ta śliczna, filigranowa dziewczyna o dużych, czarnych
oczach była jedną z pierwszych osób, które „odnalazł” przypadkiem w stolicy. Wyszła ona za
mąż za Tadeusza Pruszkowskiego – również dobrego znajomego z Montparnasse’u,
wywiezionego stamtąd z diagnozą gruźlicy, chudego jak szczapa, który w Polsce spotkał
Zuzię, „ozdrowiał”, przytył i wysforował się na jednego z czołowych malarzy w Polsce. Z
nimi Wieniawa spędzał większość przedwojennego, wolnego czasu, najczęściej w
„Udziałowej”.
Po wojnie związał się ściśle z towarzystwem z „Ziemiańskiej”, o którym pisałam już bardzo
wiele. Najbliższe relacje miał z Wierzyńskim i Słonimskim. Jednak w teczce z zapiskami
generała Wieniawy znajdzie się informacja: „Po maju 1926 r. rozstaliśmy się powoli z
młodymi poetami, gdyż ich bawiło motylkowate bujanie w sferach niedostępnych, a często
fikcyjnych ideałów, ja zaś wolałem rozumnie organizowaną polską rzeczywistość.” Nastąpiło
pęknięcie, spajane jeszcze strofą z wiersza „Do moich przyjaciół” : „Wy z waszą pieśnią, ja z
lancą polecę. I razem zdobędziemy Polskę jak fortecę,(...)” Kierunek ten sam, ale drogi inne.
Rozeszły się ostatecznie chyba 1931 roku, kiedy po sprawie brzeskiej poparcie skamandrytów
dla piłsudczyków przestało być aktualne.
4. WARSZAWA W OCZACH WIENIAWY.
Do stolicy przybył Wieniawa u boku Piłsudskiego. Przybył tu, by wyzwolić Polskę. Przybył,
bo tak brzmiała komenda. Poza tym założył się z Zuzią, że przybędzie. Przybył i zwyciężył.
Osiągnął cel. Lecz nie wyjechał. Pozostał, bo tu pozostał jego Wódz. Wiernie u jego boku.
Początkowo Warszawa to było miasto spełnionych marzeń, miasto, w którym wybuchła
euforia wolności, miasto, które dynamicznie zdobywało pozycję pioniera kulturowego. W
utworach legionowych czytamy: „Chociaż do Warszawy mamy długą drogę, dojdziemy tam
prędko, maszerując w nogę...”. Wieniawa pisze: „poznałem okolice Piotrkowa i Łódź zasnutą
dymami kominów fabrycznych i wreszcie – zamilknij serce – Warszawę.” Warszawa
stanowiła dla niego jakby „ziemię obiecaną”, na której trochę się zawiódł z powodu jej
specyficznego zimna emocjonalnego i braku spontanicznego wdzięku. Po powrocie do koszar
wyznał: „Otoczyli mnie tam koledzy kołem natarczywym, hałaśliwym, niesforną, rozbrykaną,
serdeczną i dokuczliwą, a najbliższą sercu i najmilszą braterską ciżbą.”
26
Swój stosunek do głównego miasta Polski Długoszowski najdobitniej wyraził we
„Wzruszeniach krakowskich”: „(...)Warszawy nie lubię (...) dlatego, bo ciągle jeszcze nie
przywykła do swej roli w rzędzie stolic, przy wszystkich swoich zaletach stoi tak, jak w
salonie porusza się człek niedostatecznie obyty, któremu równie niebezpiecznie śliską jest i
posadzka, i rozmowa z towarzystwem, tak samo prawie dostojnym jak stojące po kątach
meble, który zatem niepewny jest każdego swego słowa, każdego ruchu. Zachowanie się jego
jest zatem pozbawione wdzięku.” O! To silny zarzut z ust tego, który właśnie osobistym
urokiem i taktowną bezpośredniością oczarował to „kalekie” w jego oczach miasto. „Kalekie”
lub może raczej „niedojrzałe”. Już Prus, który był za granicą jeden, jedyny raz dostrzegał to
„zacofanie” Warszawy. Można by pomyśleć, że po czasie wielkich wynalazków zmieni ona
swoje oblicze, dogoni Paryż. Drozdowski w książce „Warszawiacy i ich miasto...” kładzie
nacisk na rozwój klasy robotniczej, na dysproporcje między ich szarą codziennością, a
szumnym trybem życia inteligencji. Stanowili oni zdecydowanie przeważającą warstwę, a
wśród obowiązków nie znajdowali czasu i siły na entuzjazm dla spraw politycznych czy
kulturalnych. To również zarzuca Wieniawa Warszawiakom: „Wątpiłem zawsze i teraz
powątpiewam, czy sala koncertowa, czy zebrana w niej publiczność może być tym medium,
za pomocą którego można serce Warszawy wprowadzić w dreszcz.” Jak pisze dalej
marzeniem żołnierzy jest, by te gorące uczucia, jakie oni żywią dla Ojczyzny, gdy narażają
dla niej życie, choć raz rozpaliły serca społeczeństwa. Z tak ciepłym przyjęciem
szwoleżerowie spotkali się w Krakowie, ale gdy „oddziały legionowe wkraczały w 1916 r. do
Warszawy – z jaką tęsknotą, z jaką radością, boć przecież do stolicy (..) I cóż?...
Na ulice miasta wyszedł tłum ciekawy
I podeptał serca rzucone na bruk. (parafraza zakończenia wiersza E. Słońskiego „A gdy na
wojenkę szli Ojczyźnie służyć...”)
Odnieśliśmy w 1920 r., po tragicznych zmaganiach się z przewagą wroga, zwycięstwo pod
wodzą Józefa Piłsudskiego, jedno z największych i najbrzemienniejszych w skutkach w całej
naszej historii. Rozwydrzyła się fala kłamstw, intryg, oszczerstw, zalewająca błotem
wszystko i utonął entuzjazm, zaduszoną została radość, potrzebna do życia jak swobodny
oddech.
Ze zwycięskiej wojny wracały pułki, zdziesiątkowane, ze sztandarami uwieńczonymi
sławą, ozdobionymi krzyżami Virtuti Militari. Sztywną uroczystością przyjęła je Warszawa.”
Zacytowałam tu tak obszerny fragment, by oddać gorycz, która zalała tego człowieka, o
którym mówi się, że Warszawa go kochała. On sam po przyjeździe do Rzymu, by objąć
stanowisko ambasadora, zażartował: „Moi państwo, ludzie szanowani są dla swoich zalet i
27
cnót, a lubiani tylko dzięki wadom. Ja podobno w Warszawie byłem bardzo lubiany.
Obawiam się jednak, że wy będziecie mnie tutaj szanowali.” Warszawa kochała Wieniawę?
Może w słowach, deklaracjach, obiegowej opinii, jak widać jednak z wyżej przytoczonego
cytatu, miłość ta była pusta i egoistyczna, która bardziej zniewalała niż dawała poczucie
bezpieczeństwa.
PRAWDA?
Po latach Słonimski napisze: „Warto by odełgać legendę o Wieniawie – bawidamku i
fanfaronie w stylu gaskońskim, legendę, która utrwaliła się, fałszywie przekazując nam tę
malowniczą i tragiczną postać dwudziestolecia międzywojennego. Nie był legendą jego
dowcip, wdzięk i uroda.(...) Znany był z wielu przygód romansowych, ale były to zawsze, jak
mówił, „au fond” afery poważne. To, że wypić lubił, nie czyniło go pijakiem.” I wśród
różnych prawd głoszonych o Wieniawie Słonimski podkreśla: „Prawdą jest, że był tłumaczem
Baudelaire’a, lekarzem z wykształcenia, dzielnym żołnierzem i szlachetnym człowiekiem.”
Warszawa go nie doceniła – poznała i podsycała tylko jeden aspekt jego osoby. Z czasem
zaczęła go krytykować, nie zastanawiając się nad przyczynami zdiagnozowanego stanu.
On nie docenił Warszawy – jego wizja miasta jest bardzo subiektywna i brak w niej próby
zrozumienia przyczyn zdiagnozowanego stanu. Kto miał rację? Zapewne oboje. Dwoje
„kochanków”, którzy znają się na przestrzał i miast zachwycić się sobą, dochodzą do
przekonania, że nie spełniają swoich oczekiwań. Jednak pamięć miasta różni się od pamięci
jednostki. Przemija, jak przemijają ludzie i kto pamięta? Tylko książki. A człowiek –
„Osamotniony i pełen goryczy popełnił samobójstwo.” – jak pisze Słonimski. Wiemy, że w
Nowym Jorku; wiemy, że odizolowany od ukochanej armii; wiemy, że upokorzony przez
nowy polski rząd. Wiemy. Ale gdzie i kiedy zostało zasiane ziarno „owej” goryczy? Czy
przypadkiem nie w tej nieczułej, głuchej na wołanie ludzkiej rozpaczy Warszawie? Nie
wiemy.
28
I. WSTĘP
II. ZARYS BIOGRAFII
1. Początki
2. Paryż
3. Beliniacy
4. Adiutant Piłsudskiego
5. Rumunia i Warszawa
6. Rzym
7. Tułaczka
III. WIENIAWA – ULUBIENIEC WARSZAWY?
1. „Za mundurem...”
2. Lekarstwo na zły humor – literat, inicjator kabaretu
3. W oczach ówczesnych
IV. WARSZAWA – DOM CZY WIĘZIENIE?
1. Warszawa międzywojenne
2. Ulubione miejsca Wieniawy
3. Warszawscy przyjaciele
4. Warszawa w oczach Wieniawy
V. PRAWDA?
BIBLIOGRAFIA:
1. Długoszowski – Wieniawa Bolesław, Wymarsz i inne wspomnienia, Warszawa 1992.
2. Szuflada generała Wieniawy: wiersze i dokumenty; materiały do twórczości o biografii
Bolesłąwa Wieniawy – Długoszowskiego, wyb. E. Grabska i M. Pytasz, komentarz i oprac.
Tekstów M. Pytasz, Warszawa 1998.
3. Drozdowski Marek M., Warszawiacy i ich miasto w latach drugiej Rzeczypospolitej,
Warszawa 1973.
4. Hemar Marian, Awantury w rodzinie, Londyn 1987.
29
5. Kazimierz Krukowski, Mała antologia kabaretu, Warszawa 1982.
6. Lechoń Jan, Dziennik, Londyn 1967.
7. Lechoń Jan, Portrety ludzi i zdarzeń, Warszawa 1997.
8. Majchrowski Jacek M., Ulubiebiec Cezara. Bolesław Wieniawa – Długoszowski, Wrocław
1990.
9. Rawicz Jerzy, Doktor Łokietek i Tata Tasiemka, Warszaw 1968.
10. Rusinek Michał, Opowieści niezmyślone. Wspomnienia literackie, Kraków 1960.
11. Wittlin Tadeusz, Szabla i koń, Warszawa 2003.
„Czas” 1928.
„Gazeta Warszawska” 1926.
„Gazeta Polska” 1930, 1935, 1938.
„Kurier Polski” 1918.
„Kurier Poranny” 1930.
„Wiadomości Literackie” 1924, 1925, 1930.
30
31