tryby. katolicki miesięcznik studencki luty 2012

20
Kraków, nr 2(11)/2012 LUTY ISSN: 2083-8948 Temat numeru: Narzeczeństwo Zbrojna siła Polskiego Państwa Podziemnego Wywiad: Katolicka propaganda

Upload: tryby-katolicki-miesiecznik-studencki

Post on 07-Mar-2016

227 views

Category:

Documents


2 download

DESCRIPTION

11 numer Trybów. Katoliciego miesięcznika studenckiego - grzbiet główny - luty 2012

TRANSCRIPT

Page 1: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

Kraków, nr 2(11)/2012 luty ISSN: 2083-8948

Temat numeru: Narzeczeństwo

Zbrojna siła Polskiego Państwa Podziemnego

Wywiad: Katolicka propaganda

Page 2: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

2 TRYBY nr 2(11)/2012

po drugiej stronie

fot.:

ww

w.o

penp

hoto

.net

KonKurs

Wszyscy jesteśmy na służbie, nikt nie jest panem. Wszyscy dążymy do doskonałości, nikt nie jest doskonały.

Bł. Jakub Alberione

Aborcja. W czyim interesie?Czy ktoś z nas kiedykol-

wiek zastanawiał się, dlaczego większość zwolenników czyn-nie działających na rzecz abor-cji stanowią osoby pochodzące ze środowisk medycznych, far-maceutycznych, bądź walczą-cych o „prawa kobiet”, ale za pieniądze właśnie tych pierw-szych? Dlaczego, pomimo tego, iż metody aborcyjne znane są od ponad 80 lat i mają służyć przede wszystkim dobru kobiet, nie powstała do tej pory żadna stricte kobieca organizacja, która na miarę dawniejszych sufrażystek walczyłaby o pełne prawo do aborcji?

Odpowiedź jest jasna. Beneficjentem zabijania po-czętych dzieci jest tylko jed-na strona, a jeśli ktoś uważa, że jest to strona niedoszłych matek, to lektura publikacji Alexandry M. Linder pozba-wia wszelkich wątpliwości.

Agnieszka Roszak

Śmierć nie jest końcemDla wielu z nas najważniej-

sze jest życie tu i teraz. Wraz ze śmiercią wszystko się koń-czy. Perspektywa nieba jest dla nas bardzo odległa i nierealna. Książka jest niesamowitą opo-wieścią małego chłopca, który odwiedził niebo. Z dziecięcą prostotą opowiada o spotkaniu z Jezusem, aniołami oraz od dawna nieżyjącymi członkami rodziny. Zdumiewające, iż opis nieba, który podaje, zgadza się z Biblią, a przecież jako pięcio-latek nie mógł go znać.

Historia ta daje nadzieję, że śmierć nie jest końcem, a je-dynie przejściem do miejsca, gdzie „nikt nie jest stary i nikt nie nosi okularów”.

Katarzyna Kijek

Todd Burpo, Lynn VicentNiebo istnieje … Naprawdę! Dom Wydawniczy „Rafael” 2011

Alexandra M. LinderInteres z aborcją Wydawnictwo Salwator 2011

Dwa oblicza Dawida Czas wojny to wciągają-

ca historia, w której krew nie leje się strumieniami, a wartką rzeką. Opowiada dzieje kró-la Dawida, widziane oczami jego najbardziej zaufanych żołnierzy, burząc jednocześnie wyobrażenie o młodym chłop-cu pasącym owce. Został on przedstawiony nie tylko jako znakomity strateg wojskowy, ale również jako bezwzględ-ny władca, nie mający oporów przed mordowaniem kobiet idzieci.

Opisane sceny walk są tak realistyczne, że zanim się zorientujemy, sami biegamy z bukłakiem wody, donosząc ją zmęczonym wojownikom.

To książka dedykowana przede wszystkim ludziom poszukującym odpowiedzi na pytanie: czym jest prawdziwa przyjaźń?

Michał Wnęk

Cliff Graham Czas wojnyWydawnictwo VOCATIO 2011

Aher Arop Bol Zagubiony chłopiec Wydawnictwo św. Stanisława 2011

Droga ku wolnościJaka jest cena wolności? Ile

człowiek jest w stanie zrobić, żeby ją poczuć? Ile przeciwno-ści może znieść, ile kilometrów przejść, żeby wyrwać się ze zniewolenia? Zagubiony chło-piec to historia dziecka, które przemierza pogrążoną w woj-nie Afrykę. Jest to opowieść nasycona upokorzeniem i cier-pieniem, ale też nadzieją, wolą walki i wiarą. Polecam tym, którzy twierdzą, że należy im się wszystko, co posiadają.

Katarzyna Cieślik

Która miłosna historia z Biblii jest Twoją ulubioną i dla-czego? Na Wasze odpowiedzi czekamy do końca lutego pod adresem: [email protected]. Do wygrania recenzowane przez nas nowości wydawnicze.

Walentynkowy konkurs książkowy!

Page 3: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

3

Redaktor naczelny: Magdalena Guziak-Nowak Redaktor prowadzący: Przemysław RadzyńskiSekretarz redakcji: Agata GołdaRedaktor dodatków uczelnianych i PR: Karolina Pluta Marketing: Marcin NowakZespół redakcyjny: Iwona Bielecka, Agnieszka Całek, Michał Chudziński, Marta Czarny, Diana Drobniak, Karolina Mazurkiewicz, Izabela Murzyn, Wojciech Podlewski, Mariola Rząsa, Tomasz Wierzbicki, Michał WnękDTP, layout: Marcin Nowak okładka: Marek SoroczyńskiFoto: Katarzyna Cieślik

Asystent kościelny: ks. Rafał BuzałaAdres redakcji: ul. Wiślna 12/7, 31-007 KrakówData zamknięcia numeru: 28 stycznia 2011 Nakład: 6000 egz.Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów.

[email protected]

Wydawca: Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Archidiecezji Krakowskiej

od redakcj i

Luty 2012

współpraca

Jesteśmy na: Akademii Górniczo-Hutniczej | Politechnice Krakowskiej | Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie | Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie

temat numeru: narzeczeństwo 4-7Drugi krok do miłościZaczekani

rozmowa z charakterem 8-9Dominik Tarczyński

w trybach historii 10Polskie Państwo Podziemne

w trybach kariery 11Jak podejmować trafne decyzje?

pro-life 12-13Syndrom poaborcyjny

encyklopedia wiary 14Co będzie po śmierci?

inżynier ducha 14św. Gerard Majelli

b16/jp2 15Kościół w Afryce

media pod lupą 16Etyka dzinnikarska

rodzynki radzyńskiego 16Fusy dodatnie

idźże, zróbże 17Wolontariat misyjny

misz-masz 18

festiwal filmowy 19

„Pewna zmartwiona kobieta poszła do swojego ginekologa i powiedziała:

– Doktorze, mam poważny problem i bardzo potrzebuję pana pomocy. Mam dziecko niespełna roczne i znów jestem w ciąży. Nie chce mieć dziecka w tak krót-kim odstępie czasu jedno po drugim.

– W porządku, czego się pani po mnie spodziewa? – zapytał lekarz.

– Chcę zakończyć ciążę i liczę na pana pomoc w tej sprawie.

Doktor zastanowił się chwilkę i po krótkim milczeniu powiedział do kobiety:

– Myślę, że mam lepsze rozwiązanie tego problemu i jest również mniej niebez-pieczne dla pani.

Uśmiechnęła się, sądząc, że lekarz przyjmie jej propozycję. A doktor mówił dalej:

– Rozumie pani, żeby nie trzeba było troszczyć się o dwoje dzieci równocześnie, zabijmy to, które ma pani na rękach. W ten sposób będzie pani miała chwilę, żeby od-począć zanim urodzi się to drugie. Skoro

chce pani zabić jedno, to nie ma znaczenia które. Nie będzie dzięki temu żadnego za-grożenia dla pani, jeśli wybierze to, które trzyma na rękach…”

Tę krótką, ale pouczającą historyjkę widziałam niedawno w Internecie na dzie-siątkach stron. Tych z gatunku pro-life.

Dla kontrastu obrazek wyprodukowa-ny przez (związaną z naszą panią marsza-łek Wandą Nowicką) Federację na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, lewicową grupę pro-choice, gdzie „choice” to „abor-cja”. Oto młoda bizneswoman w eleganc-kiej spódniczce i żakiecie skacze pod nie-bo na tle oszklonych wieżowców. Skacze z radości i krzyczy: „Aborcja umożliwiła mi sukces!” Poniżej hasło: „Nie wahaj się! Wybierając aborcję, zwiększasz swoje szanse na rynku pracy”.

Dziś powiem krótko. Upolityczniona „federa” zachęca do przyjęcia strategii po trupach do celu. Niestety, trup nie jest tu-taj przenośnią…

Page 4: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

4 TRYBY nr 2(11)/2012

temat numeru > narzeczeństwo

Można chwilowo zde-cydować się na pracę

zawodową, która nie przynosi nam wystarczającej satysfak-cji, gdyż pracę mamy prawo zmienić. Jednak nikt rozsąd-ny nie zdecyduje się na za-warcie małżeństwa, które już w punkcie wyjścia niepokoi, gdyż niektóre konsekwencje takiego błędu są nieodwołalne – tą mądrą myślą ks. dr. Marka Dziewieckiego, autora wielu książek o budowaniu dobrych relacji, zaczynamy naszą re-fleksję nad narzeczeństwem, które nazywamy „drugim krokiem miłości”. Drugim, bo pierwszy to chodzenie i towa-rzyszące mu szaleńcze zako-chanie, a trzeci to podejście do

stopnia ołtarza, gdy wszystkie wątpliwości i wszystkie „być może” zamieniają się na „na pewno”.

Zarówno chodzenie, na-rzeczeństwo jak i małżeństwo są ważne w dorastaniu do pełni miłości i lepiej żadnego z tych etapów nie zaniedby-wać. Kiedy się zaręczyć i po czym poznać, że nadszedł już czas na zrobienie „drugiego kroku miłości”?

Bliżej 20!

– Decydowanie się na na-rzeczeństwo jest dojrzałe wte-dy, gdy ona i on podejmują taką decyzję w całkowitej wol-ności i bez nacisków ze strony innych osób. Ważne jest to, by ta druga osoba była atrakcyjna dla nas fizycznie, a nie tylko psychospołecznie czy ducho-wo. Tym właśnie małżeństwo różni się od „zwykłej” przy-jaźni. Formułując powyższą zasadę z perspektywy dziew-czyny, można z uśmiechem powiedzieć, że dla niej najważ-niejsza jest duchowa i moralna dojrzałość kandydata na męża, pod warunkiem, że jest przy-stojny – mówi z uśmiechem ks. Dziewiecki.

Ale to nie wystarczy. Powinniśmy się upewnić, że podobnie rozumiemy miłość, wierność i uczciwość małżeń-ską, wierzymy w te same ide-ały, mamy wspólne aspiracje oraz – jakkolwiek patetycznie

to brzmi – będziemy się wspie-rać na drodze do świętości. Z pewnością łatwiej jest, gdy pochodzimy z podobnych kul-turowo środowisk i gdy mamy jednakowe spojrzenie na różne sprawy „tego świata” jak choć-by politykę. Dramatem może być, gdy zbyt późno odkryje-my, że nasz ukochany popiera ugrupowania promujące abor-cję czy rozwody, bo ile będzie warta złożona przez niego przysięga?

Paradoksalnie do kupna pierścionka może zachęcić świadomość wad drugiej stro-ny. Gdy wyrastamy z przesad-nego uwielbienia i zaczynamy wzajemnie dostrzegać swoje niedoskonałości, a mimo to

pragniemy wspólnego ży-cia, to jest to dobry znak. – Zakochanie wiąże się z ide-alizowaniem drugiej osoby. Zakochani nie mają swojego pełnego obrazu. Poza tym przesadnie dbają o to, jak są postrzegani. A miłość jest de-cyzją, aby być razem pomimo trudności i wad – przekonuje Katarzyna Marcinkowska, mę-żatka prowadząca warsztaty dla par, redaktor portalu za-ko-chanie.pl.

A jaki wiek jest najlepszy na zaręczyny? Bliżej 20 czy bliżej 40? – Zdecydowanie bli-żej 20! – odpowiada z entuzja-zmem duszpasterz. – W każdej sytuacji warto pamiętać o mą-drej zasadzie, że jeśli ona i on

nie mają już wątpliwości co do tego, że chcą zawrzeć mał-żeństwo, to już teraz powinni zdecydować się na zaręczyny i na wyznaczenie wstępnej daty ślubu, nawet wtedy, gdy z jakichś względów (np. eko-nomicznych) muszą poczekać z zaślubinami jeszcze kilka lat.

Dzieci, pieniądze i teściowie

Jeśli pierścionek jest już na palcu, warto się zastano-wić, jak najlepiej spożytkować ten cudowny czas. Katarzyna Marcinkowska przestrzega przed ślubno-weselną gorącz-ką. – Narzeczeństwo to przy-gotowanie nie tylko do ślubu i wesela, ale przede wszyst-

kim do małżeństwa i warto mieć to ciągle przed oczyma – zaznacza. – Dobre poznanie siebie nie zagwarantuje nam, że przyszłość nie przyniesie wielu trudności i niespodzia-nek. Dlatego warto nauczyć się rozmawiać, rozwiązywać konflikty, przemyśleć wspól-ną wizję małżeństwa, naszych celów. Dobrą inwestycją może być rozbudowany kurs przed-małżeński (np. organizowa-ne w Krakowie przez oo. je-zuitów „Przygotowanie dla Ambitnych”).

W narzeczeństwie warto spędzać ze sobą więcej cza-su. Razem chodzić na zakupy, by lepiej poznać swoje gusta, wybrać się na pierwszą wizytę do przyszłych teściów, poznać krewnych i przyjaciół uko-chanego. Sensowną radę daje także o. Józef Augustyn SJ. W książce Sakrament małżeń-stwa. Mały poradnik dla na-rzeczonych i młodych małżon-ków sugeruje, by unikać tzw. sztucznych miejsc: „Zakochani i narzeczeni zbyt wiele czasu przebywają w miejscach nad-zwyczajnych: w dyskotekach, kawiarniach, w kinach i in-nych miejscach rozrywki. Są to sztuczne miejsca, które dostar-czają im wprawdzie wrażeń, ale nie uczą ich życia. Miejsca te pomagają im stworzyć nastro-jowy klimat, ale jednocześnie maskują istniejące problemy, wzajemne różnice w podejściu do życia, konflikty.

Drugi krok miłości– Z zawieraniem małżeństwa nie ma żartów. To najważniejsza decyzja, jaką podejmujemy w do-

czesności!

Magdalena Guziak-Nowak i Marcin Nowakfo

t.: A

rchi

wum

M. M

. Now

aków

Page 5: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

5

temat numeru > narzeczeństwo

W tych sztucznych miej-scach brakuje codzienności z jej obowiązkami, szaro-ścią życia, potrzebą wysiłku i ofiary. W kawiarni, restau-racji, czy w kinie narzeczeni bywają obsługiwani. W życiu codziennym zaś sami muszą sobie służyć. Jeżeli chcą się poznać dobrze, winni więc często przebywać w natural-nych sytuacjach: przy pra-cy, w codziennych zajęciach domowych, we własnych rodzinach.”

Narzeczeństwo to także odpowiedni moment, by po-rozmawiać o tym wszystkim, co ważne, a czego nie zdą-żyliśmy wcześniej przedys-kutować. Na liście tematów obowiązkowych powinny się znaleźć dzieci i sposób ich wy-chowania, pieniądze oraz te-ściowie, czyli trzy najczęstsze powody kłótni małżeńskich. To czas, kiedy uczymy się dochodzenia do kompromi-sów i wprowadzamy w życie

zasadę św. Pawła: Niech nad waszym gniewem nie zacho-dzi słońce (Ef 4, 26), czyli aby nigdy nie położyć się spać, za-nim nie rozwiążemy trudnej dla nas sytuacji.

Narzeczeństwo ma nas zahartować do życia małżeń-skiego, w ogniu wyzwań wy-próbować nasze charaktery. Jedną z takich prób jest na pewno trwanie w czystości. Wyznaczona data ślubu nie daje narzeczonym prawa do ich ciał, nawet jeśli miałby się on odbyć już jutro.

Warto poczekać

– Nie słyszeliśmy o roz-wodach par, które wytrwa-ły w czystości przed ślubem i przyjęły postawę czystości w małżeństwie – przekonu-ją Beata i Marcin Mądrzy. – Nie spotkaliśmy ludzi, któ-rzy powiedzieliby, że rozpa-sanie seksualne przed ślu-bem przyniosło im szczęście

w małżeństwie. Natomiast dzwoni do nas coraz więcej małżeństw, które przyznają, że czystość w relacjach narze-czeńskich teraz umacnia ich więź, wierność, wspólne pasje, które rozwinęli przed ślubem.

Mądrzy są rodzicami czworga dzieci. Swoimi do-świadczeniami dzielą się pod-czas prelekcji dla młodzieży. Nie teoretyzują, nie straszą przykazaniami, ale pokazują korzyści, że ta droga jest war-ta walki. Młodzież i studenci proszą o konkretne rady, jak wytrwać. Wśród mądrych po-mysłów Mądrych na twórcze i czyste randki są: oglądanie filmów, wspólne przebywanie w gronie znajomych, wysiłek fizyczny (np. chodzenie po górach, rower, rolki, bieganie), czytanie książek o przeżywa-niu zakochania i etapach miło-ści oraz czasopisma „Miłujcie się!”, formacja duchowa (np. w duszpasterstwie akademic-kim). Sprawdza się także od-wiedzanie dziadków, pomoc w zakupach i unikanie „oka-zji”, czyli częste wychodzenie do miejsc, gdzie są inni ludzie (teatr, muzeum, park, ogród botaniczny, koncert, kabaret, kawiarnia) oraz – nade wszyst-ko – własny przykład.

– Co mi dało czekanie ze współżyciem? – pyta retorycz-nie Beata. – Czuję się piękna w oczach męża, szanowana, wciąż zdobywana, dziesiąty rok odkrywana i jestem szczę-śliwa. Marcin jest inżynierem, więc wyjeżdża na budowę na pomiary w całej Polsce. A ja

nie główkuję, z kim pojechał, nie dzwonię z pytaniem, co robi, nie sprawdzam, czy oby na pewno jest tam, gdzie mó-wił. Zaufanie zbudowaliśmy przed ślubem, a teraz żyjemy pełnią życia, bez trucia się oskarżeniami.

Cel: ocean miłości

Gdyby szukać jakiegoś po-etyckiego środka wyrazu, po-równalibyśmy miłość do rzeki. U źródła jest płytka, wąska, ale też rwąca i nieregularna, tak jak zakochani, którym towarzyszą wszystkie skraj-ne uczucia. Z biegiem czasu koryto rzeki staje się szersze, a nurt spokojniejszy. Rzeka nie jest tak nieprzewidywalna jak u źródła, ale za to coraz głębsza, dzięki czemu potra-fi unieść ciężar powalonego drzewa. Przypomina nam na-rzeczonych, których miłość ma już solidne podstawy i nie zaszkodzi jej byle jaka burza. W końcu rzeka wpływa do morza lub oceanu. Taka jest miłość małżeńska – nie ma granic, a po sztormie zawsze szczęśliwie przychodzi spokój i radość.

Ze wszystkich etapów mi-łości najbardziej podoba nam się małżeństwo. W dużym stopniu dlatego, że wielką wagę przywiązywaliśmy do niezmarnowania narzeczeń-stwa. Teraz to procentuje w myśl zasady, że jak sobie po-ścielisz, tak się wyśpisz.

Z ks. dr. Piotrem Gąsiorem, popularyzatorem św. Joanny Beretty Molli w Polsce rozmawia Magdale-

na Guziak-Nowak

Czym są chrześcijań-skie zaręczyny ze św. Joanną?

– To uro-czysta deklara-cja pragnienia

zawarcia sakramentu mał-żeństwa złożona w kościele. W Krakowie zaręczyny takie odbywają się w par. św. Józefa Oblubieńca NMP na os. Ka-linowym w Nowej Hucie. Po homilii kapłan podchodzi do narzeczonych, którzy na zadane pytania odpowiadają, iż chcą poważnie przygotować

się do ślubu, pragną zachować czystość przedmałżeńską i proszą Boga o Jego błogosła-wieństwo na ten czas. Po tych słowach ksiądz udziela takiego błogosławieństwa i podaje do ucałowania relikwie św. Joanny. Narzeczony zakłada poświęcony pierścionek. Nie trzeba być w białej sukni i fra-ku (śmiech).

Po co zaręczać się przy ołtarzu?

– Potrzeba zaprosze-nia Chrystusa do swojego narzeczeństwa wynika

przynajmniej z dwóch fak-tów. Po pierwsze, z miłości do Jezusa, którego chcemy zaangażować w naszą ludzką miłość i nie zapraszać Go dopiero na ślub, lecz wcze-śniej – na każda randkę. Po drugie, takie pragnienie wypływa z faktu miłości do narzeczonego, którego poleca się Jezusowi z troską, aby nic złego mu się nie stało.

Dlaczego narzeczonym towarzyszy akurat ta święta?

– Bo św. Joanna jest patronką pięknej miłości i przyjaciółką ludzi, którzy się kochają. Uważała, że miłość jest najwspanialszym darem, jakim mógł nas obdarzyć Pan Bóg. Przeżywała ten dar ze

swoim narzeczonym Piotrem, z którym umówiła się nawet na „triduum przedmałżeń-skie”. Nie mogąc się fizycznie spotkać przed swoim ślubem, przez trzy dni modlili się osobno w dwóch różnych kościołach dedykowanych Matce Najświętszej. Każde z nich przyjmowało w tym dniu Komunię św. w intencji ukochanego.

Zaręczyny ze św. Joanną odbywają się w pierwsze wtorki miesiąca. Chęć udzia-łu w nabożeństwie wystarczy zgłosić telefonicznie lub bezpośrednio przed Mszą św. w zakrystii. Szczegółowe in-formacje na www.serenita.pl.

Page 6: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

6 TRYBY nr 2(11)/2012

Gdybym mówił językami ludzi i aniołów…

Ona – dusza niespokojna. Do stolicy Austrii przyjeż-dża z zachodu Polski tuż po maturze. Marzy o studiach w Krakowie, więc zbiera fun-dusze i uczy się języka. On – ciekawy świata. W tym sa-mym czasie zostawia wschod-nią Polskę i rusza na studia do Wiednia. Z zapałem szkoli swój niemiecki i zgłębia na-ukowe tajniki. Jeszcze nie wie-dzą o swoim istnieniu, choć może mijają się na ulicach.

Gdybym też miał dar prorokowania…

Zapach świeżo upieczonych pierników. Stoły uginają się pod ciężarem wigilijnych potraw. Sala duszpasterstwa polonijne-go wypełniona jest po brzegi. Wśród uśmiechniętych twarzy są i Oni. Rozmawiają pierw-szy raz i zaskoczeni odkrywa-ją wspólną pasję. Życzą sobie w Nowym Roku wielu górskich szczytów zdobytych razem.

Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno

Alpejskie granie przykry-wa warstwa śnieżnego puchu.

Dla górołazów to czas na zi-mowe wypady. Na pierwszą wyprawę wiedeńska ekipa rusza jednak bez Niej, co dla Niego jest rozczarowa-niem. Jednak iskra nie gaśnie – wspólne dyskusje o wspi-naczce, czy kompletowanie sprzętu, rozniecają w Nim płomień.

Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest…

Wiosenne promienie słońca otwierają nowy sezon górski. Wiedeń coraz częściej zostaje w tyle za kolejnymi pasmami Alp. Każdy wolny czas wyko-rzystują na wyjazdy w góry i treningi. Kolejne chwile spę-dzane z Nią utwierdzają Go w przekonaniu, że to nie tylko przyjaźń. Jednak Jego uczucie nie zostaje wtedy odwzajem-nione. Ona, zdecydowana na

powrót do Polski, nie chce się wiązać. Jej plany są dla Niego gorzkim rozczarowaniem, mimo to wierzy, że do Jej wyjazdu coś jeszcze może się zmienić.

Po części bowiem tylko poznajemy, po części

prorokujemy

Wakacje zbliżają się wiel-kimi krokami. Czas, który powinien cieszyć, dla mło-dych Polaków zaczyna się od pożegnania duszpasterza aka-demickiego. Padre, wracający do Afryki, kończy swoją misję w Wiedniu – tak dobrze zna tych Dwoje i wie, co mówi, kiedy przewiduje Im wspól-ną przyszłość. Ona obraca to w żart – dla Niego są to słowa nadziei.

Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to,

co jest tylko częściowe

Upalne austriackie lato, tłumy turystów szukają cienia i chłodzą się w fontannach. Młodym alpinistom marzy się „spacer” po lodowcu i chłód górskiego powietrza. Dla Nich chcieć, to móc! Już w kilka dni później z czekanami, liną i ra-kami pną się w górę. Dachstein – spełniające się marzenie o wspinaczce w skale i lodzie. Tam, trzy tysiące metrów nad ziemią, na wszystko patrzy się inaczej. Ta iście alpinistyczna wyprawa sprawia, że w końcu i w Niej rodzi się prawdziwe uczucie. Razem z pokonywa-ną wysokością znikają wątpli-wości, a przychodzi pewność, że góry chcą dać Jej nie tylko pasję, ale i górskiego partnera – na całe życie.

Miłość we wszystkim pokłada nadzieję

Fale Dunaju uderzają deli-katnie w brzeg małej wyspy, na której spędzają wspólnie wiele wieczorów. Ciszę przerywa-ją jedynie nieśmiałe rozmowy o czekającym Ich rozstaniu i zapewnienia o trwałości uczuć.

Zaczekani

Aby znaleźć miłość, nie pukaj do każdych drzwi. Gdy przyjdzie twoja godzina, sama wejdzie do

twego domu, w twe życie, do twego serca… – ma-wiał Bob Dylan. Kiedy patrzymy z boku na naszą historię, wydaje się, jakby mówił właśnie o nas.

Iwona Bielecka i Dominik Sidor

fot.:

Arc

hiw

um Iw

ony

i Dom

inik

a x2

temat numeru > narzeczeństwo

Page 7: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

7

temat numeru > narzeczeństwo

Na Wyspach Trobriandzkich nie było we-sela czy też zaślubin – o fakcie zawarcia

małżeństwa sąsiedzi dowiadywali się, gdy panna nie wróciła na noc do domu

Diana Drobniak

Zwyczaje narzeczeńskie są specyficzne dla każdego kręgu kulturowego. W niektórych zakątkach glo-

bu, jak choćby w Polsce, narzeczeństwo to bardzo ważny okres w życiu. Gdzie indziej, np. w krajach islamskich, ten czas w ogóle nie istnieje.

Proponuję wam dzisiaj podróż na archipelag Wysp Trobriandzkich, znajdujący się w państwie Papua Nowa-Gwinea. Na początku XX w. udał się tam nasz najsłyn-niejszy antropolog – Bronisław Malinowski, twórca szkoły funkcjonalistycznej i autor najżywszych dzienni-ków o dzikich plemionach Melanezji – słynnych miesz-kańcach owych wysp, Trobriandczykach. W monografii Życie seksualne dzikich bardzo dokładnie opisał zwyczaje związane z ich seksualnością, miejsce kobiet w wiosce, instytucję małżeństwa, rozwody, ciąże, charakterystycz-ną dla Trobriandczyków swobodę seksualną, a nawet wpływ snów erotycznych na ich codzienne zachowanie. Wspomniał także o narzeczeństwie.

W tamtejszej kulturze miało ono dość „płynny” cha-rakter. Po pierwsze, mieszkańcy wysp nie uznawali cze-goś takiego jak „czystość przedmałżeńska”. Seksualna swoboda bez zobowiązań była dla nich normą. Można więc zażartować, że młodzież trobriandzka z chęcią kryła się w ciemnych krzakach, łódkach lub w domu niezamęż-nej ciotki, by oddawać się szczęśliwym chwilom. I choć z czasem rodziła się między młodymi głęboka więź i po-trzeba bycia razem, motywy trobriandzkich mężczyzn do zawarcia małżeństwa nie były „szlachetne”. Tylko mał-żeństwo wynosiło ich na społeczny piedestał i przynosiło niemałe… korzyści materialne. Co ciekawe, owe korzyści przybierały formę dostarczania żywności nowemu mał-żeństwu przez… rodzinę małżonki.

Ale, wracając do narzeczeństwa, które tutaj sprowa-dzało się do wyrażenia zgody na małżeństwo dziewczyny z jej mężczyzną, było ono wzajemnym obdarowywaniem się. Członkowie rodziny narzeczonej musieli złożyć trzy żywnościowe dary rodzinie narzeczonego, która odwza-jemniała się kilkoma sztukami biżuterii. Potem następo-wał czwarty dar ze strony ojca dziewczyny i można było uznać, że rodzice wyrazili zgodę.

Na Wyspach Trobriandzkich nie było wesela czy też zaślubin – o fakcie zawarcia małżeństwa sąsiedzi dowia-dywali się, gdy panna nie wróciła na noc do domu, a tym samym zjadła pierwszy posiłek ze swoim nowym mężem (przed małżeństwem pary nie mogły razem jeść!). Od tego momentu, ojciec dziewczyny musiał po każdych żni-wach wysyłać nowemu gospodarstwu kosz pełen jedze-nia. Paluwa, ojciec trzech córek i trzech synów, bardzo utyskiwał na swoją niedolę Malinowskiemu. Nie mógł ze swojego poletka oddać odpowiedniej porcji jedzenia ro-dzinom owych córek. Co gorsze, jedna z nich miała wyjść za mąż za syna wodza wioski, więc kosz owoców i wa-rzyw musiał być odpowiednio bogaty.

Lato niestety dobiega końca, ale nie to, co Ich łączy. Ona wyjeż-dża do Krakowa, a On zostaje w Wiedniu, żeby skończyć stu-dia. Choć martwią się o swój „związek na odległość” decydują się jednak spróbować. Przecież „nadzieja zawieść nie może”!

Wszystko znosi, wszystko przetrzyma

Godziny dzielące Ich do ko-lejnego spotkania płyną powo-li. Dzieli ich 475 km. Dwa, trzy dni, które mogą spędzić raz w miesiącu razem wydają się być najbardziej oczekiwanymi chwilami w życiu. Poznawanie swoich rodzin, rekolekcje, syl-westrowa zabawa, wypady w góry, wyjście do kina i każ-da z chwil spędzanych razem, to czas, który jednak mija tak szybko. Ale – kiedy trzeba się rozstać – te dwie zaręczynowe obrączki, założone z dala od zgiełku całego świata, przypo-minają Im o tym, że już niedłu-go znowu będą razem.

…a miłości bym nie miał, byłbym niczym

Codzienność spędzana w samotności, szare wieczory i stęskniony głos w słuchawce

sprawiają, że być staje się o wie-le cenniejsze niż mieć. W per-spektywie wielu miesięcy roz-łąki, dyplom uniwersytetu wiedeńskiego, kariera, prestiż i dobre pieniądze przestają być dla Niego ważne. Przekreślenie własnych planów nie jest takie proste, ale jest na to gotowy. Przenosi się do Krakowa – byle tylko mogli być RAZEM.

Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość…

Na krakowskim Rynku unosi się zapach goździków i grzanego wina. Oni – szczę-śliwi, bo tej rocznicy poznania się nie muszą już świętować osobno – cieszą się zwyczaj-nym spacerem. Znowu mogą rozmawiać bez końca – o ślu-bie w górach, domu na Podhalu i Koronie Ziemi…

…z nich zaś największa jest Miłość.

Te wspomnienia pokazują, że naprawdę warto zaczekać. To właśnie Miłość pozwoliła nam spotkać się na końcu świa-ta, w czasie, w którym się Jej nie spodziewaliśmy. Przyszła nieproszona i zajęła w naszym życiu najważniejsze miejsce.

Obiad przed ślubem? Nie tutaj.

Page 8: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

8 TRYBY nr 2(11)/2012

wywiad z charakterem

Czym zajmuje się Pan zawodowo?

– Z wykształcenia jestem prawnikiem. Moje magi-sterium pisałem w katedrze kryminologii, a temat pracy dotyczył zjawiska zwalczania sekt. Obecnie jestem dokto-rantem na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego i tam opra-cowuję również zagadnienie związane z sektami. Można powiedzieć, że jest to przedłu-żenie zakończenia studiów. Marzy mi się, aby ta praca była obywatelskim projektem zmiany ustawy o związkach wyznaniowych w Polsce. Dążę do uregulowania przynajmniej w niewielkim stopniu stanu prawnego, bo ten obecnie obowiązujący, ułatwia sektom funkcjonowanie i tworzenie się. Jeżeli chodzi o mój rozwój naukowy to właśnie idę w tym kierunku. Oprócz tego od paru lat pracuję w mediach. Przez ostatnie trzy byłem związany z Telewizją Polską, najpierw jako dyrektor TVP w Kielcach, później jako dy-rektor w oddziale w Centrali na Woronicza. Wcześniej przez pięć lat mieszkałem Londynie, tam też pracowałem w Polskim Radiu – najpierw jako prezenter, później jako szef informacji.

Jest Pan reżyserem filmu opowiadającego historię Kolumbii. Dlaczego akurat ten kraj Pan wybrał?

– Nie wybrałem. Często podkreślam na wielu spotka-niach, że był to przypadek. Osobiście wierzę, że dzięki Bożej Opatrzności się tam znalazłem i mogłem zareje-strować to świadectwo. Bo „Kolumbia – świadectwo dla świata” nie jest filmem i nie można go tak traktować. Opowiadając o nim, sta-ram się unikać terminologii związanej z kinem. Dlatego też, wysyłając tą produkcję na Międzynarodowy Festiwal w Niepokalanowie, nawet na niego nie pojechałem. Nie sądziłem, że to świadectwo cokolwiek zdobędzie, a już na pewno nie marzyłem o pierw-szym miejscu. I co się okaza-ło? Wygrał. Myślę sobie, że to nie moje zdolności filmowe – bo w tej dziedzinie jestem amatorem – a świadectwo otrzymało tę nagrodę.

Czym jest dla Pana Ko-lumbia jako państwo?

– Ten film w ogóle nie jest o Kolumbii, dlatego nie chciałbym się do niej odno-sić jak do państwa. Można powiedzieć, że jest to obraz mówiący o sposobie myślenia, o obecności wiary w życiu człowieka zarówno w wymia-rze osobistym, narodowym jak i państwowym. Kolumbia nie jest idealnym krajem, nie dys-ponuje perfekcyjnym syste-mem. Wręcz przeciwnie. Jest tam bardzo dużo problemów, nierówności i trudnych wybo-rów. Mogę jedynie odnieść się do tego, co zarejestrowałem, czyli słów, wydarzeń, których byłem świadkiem w Kolumbii. Widziałem wielką wiarę i oddanie się Bogu zarów-no najważniejszych ludzi w państwie jak i zwykłych obywateli.

Dla kogo Kolumbia może być świadectwem?

– Wydaje mi się, że każdy może coś wnieść do swo-jego życia za przykładem tego państwa. „Kolumbię – Świadectwo dla świa-ta” pokazuję już pół roku. Prawie codziennie odbywają się prezentacje w różnych miejscach Polski. Ostatnio w Białymstoku pokaz zgro-madził prawie dwa tysiące ludzi. Mówię o tym dlatego, że pomimo ogromnej liczby

spotkań, ja w tym filmie cały czas odnajduję coś nowego, co mogę zestawić ze swo-im życiem. Jak wymowna jest scena, kiedy prezydent Kolumbii mówi, że popełnia grzechy, jest słaby, ale jedno-cześnie twierdzi, że przez tą grzeszność ma świadomość bliskości z Bogiem. I podobnie jest ze mną. Może moje życie nie jest idealne, szczególnie te-raz, kiedy przechodzę trudny okres, ale to świadectwo po-maga mi się nawracać. Mam nadzieję, że codzienne mówie-nie o tym świadectwie, o swo-jej słabości, o swojej wierze przybliża mnie do Boga. Myślę sobie, że Bóg wszystko dobrze poukładał w moim życiu i życiu naszego kraju. Ten film „rozpostarł skrzydła” dopiero teraz, mimo że zreali-zowany został w 2008 r. Przez trzy lata kompletnie nikt się nim nie interesował. Wydaje mi się, że gdyby wtedy został rozpowszechniony, czyli zaraz po zakończeniu zdjęć, parę osób by się wzruszyło i poszło do domu. Ale teraz po 9 paź-dziernika 2011 r., wymiar tego filmu jest dla nas – Polaków potężny. Bóg wie, kiedy nawet najbardziej święte rzeczy powinny mieć miejsce w na-szym życiu. Tak w wymiarze osobistym jak narodowym.

Jak zrodził się pomysł na realizację tego filmu-świa-dectwa?

– Otrzymałem zaproszenie od mojego przyjaciela pozna-nego we wspólnocie, której byłem członkiem w katedrze Westminster. Wszystko zaczę-ło się od tego, że przez przy-padek spotkał się on z grupą modlitewną z Kolumbii. To od nich dowiedział się o rzeczach i cudownych wydarzeniach mających miejsce w ich w kraju. Wiedząc, że jestem człowiekiem mediów postano-wił, że musimy tam pojechać, aby zarejestrować te wszystkie przypadki i pokazać je światu. Wtedy wydawało nam się, że jest to kraj zapomniany.

W filmie występują naj-ważniejsze osoby: prezydent, przedstawiciele wojska, policji…

– Prymas – przedstawiciel Episkopatu. Wszyscy najważ-niejsi, jeżeli chodzi o władzę świecką i kościelną. Ale też zwykli ludzie.

Powiedział Pan, że Ko-lumbia nie jest łatwym kra-jem. Jak człowiek z Polski mógł dotrzeć do takich osób?

– To jest cud. Przygoto-wania odbywały się krok po kroku. Poznaliśmy lu-dzi ze wspólnoty, oni mieli

PropagandaEwnangelii

Z Dominikiem Tarczyńskim, reżyserem filmu „Kolumbia – Świadectwo dla świa-ta”, który to film jest manifestem wiary katolickich Kolumbijczyków i zdobywcą I nagrody na Międzynarodowym Katolickim Festiwalu Filmów i Multimediów

Niepokalanów 2011 rozmawia Michał Wnęk.

fot.:

Mag

dale

na G

uzia

k-N

owak

Page 9: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

9

rozmowa z charakterem

znajomych w armii, jeden z żołnierzy znał oficera, oficer miał znajomego generała a ge-nerał znał kogoś w rządzie. Więc teoretycznie przez zna-jomych znajomego doszliśmy do najważniejszych ludzi w państwie. Ale takie rzeczy nie zdarzają się normalnie. Sam fakt, że spotkaliśmy tych ludzi już jest cudem a sytu-acja, że doszło do wywiadu z najważniejszą osobą w pań-stwie, czyli prezydentem tylko to potwierdza. W dniu, kiedy pojawiliśmy się w pałacu, wy-buchł najpotężniejszy konflikt z Wenezuelą. Wszystkie świa-towe media mówiły, że wy-buchnie wojna, a my byliśmy prawie pewni, że prezydent odwoła spotkanie, ponieważ musiał wylecieć poza kraj na negocjacje. Zadzwoniliśmy do asystentki, aby się upewnić, a ona stwierdziła, że absolut-nie nie. Prezydent Uribe przy-jedzie, żeby dać świadectwo swojej wiary.

Czy to, że pochodzi Pan z ojczyzny Jana Pawła II sprawiło, że traktowano całą ekipę filmową wyjątkowo?

– Nie wydaje mi się. Oczywiście Ojciec Święty był wspominany bardzo często w naszych rozmowach, ale nie sądzę, aby nasza narodowość miała bezpośredni wpływ na podejście do nas.

Jeżeli nawiązaliśmy do Papieża, proszę powiedzieć, jak jest on traktowany w Ko-lumbii?

– Sądzę, że my – Polacy mamy z Kolumbijczykami wiele wspólnego. Po pierwsze, kochamy Matkę Bożą. U nich i u nas ta miłość do Maryi jest bardzo mocna. A drugą rzeczą jest miłość do bł. Jana Pawła II i ogromny szacunek. Myślę, że gdyby nie język można po-wiedzieć, że jesteśmy jednym narodem. Przez te dwa tygo-dnie czułem się jak w domu, pomimo że byliśmy po drugiej stronie kuli ziemskiej.

Trafiają się zarzuty, że ten film jest stronniczy. Pan przyznał, że słyszał także określenie „laurka rządu kolumbijskiego”.

– W filmach dokumen-talnych pokazuje się rację obydwu stron. Ja nie poszu-kiwałem w tym świadectwie argumentów przeciw, dlatego

że ja nie traktuję tego projektu jako dokumentu. W opisie, który wszędzie upubliczniłem napisałem, że jest to manifest wiary. Zarzut, że nie pokaza-łem drugiej strony, do której często się odnoszę – mowa tu o lewicowych bojówkach – jest po prostu nietrafiony.

Czy w takim razie można ten film nazwać propagan-dowym?

– Myślę że tak. Z całą pewnością propaguje on Ewangelię.

Ludzie w Ameryce Południowej postrzegani są za bardzo spontanicznych i okazujących radość. W śro-dę popielcową nawet prezen-terzy w TV mają nakreślony znak krzyża popiołem na czołach. Czy to nie przekła-da się na pewnego rodzaju powierzchowność wiary?

– Tak samo jak Jan Paweł II przyjął Indian, którzy tańczyli przed nim w cza-sie Mszy św. podczas jego wizyt w Afryce, tak samo my musimy szanować lokalne tradycje związane z duchowo-ścią. Polacy często postrze-gają Kościół katolicki przez pryzmat Polski, co jest bzdurą. Kościół powszechny jest tak cudowny, bogaty i wspania-ły, że musimy go poznać. A my – z ubolewaniem muszę to stwierdzić – nie znamy go. Przykładem może być moje życie. Nawróciłem się w pogańskiej Anglii w 2003 r., gdzie ochrzczonych jest tylko 3 proc. ludzi.

Zdjęcia do filmu trwały dwa tygodnie. Czy to nie za krótko, aby mieć prawidło-wy odbiór tego państwa?

– Nie. Bo tu nie o Kolumbię chodzi, a o sposób myślenia. Nie pojechałem tam badać państwowości, tylko aby zarejestrować świadectwo najważniejszych ludzi w pań-stwie. Na każdym pokazie powtarzam: wyobraźcie sobie, że słowa, które słyszycie wy-powiada polski prezydent, pol-ski szef sił specjalnych, szef MON-u czy generał policji! Chodziło o to, że ja jako Polak pojechałem do kraju, który jest głównym producentem ko-kainy, jest formalnie w stanie wojny domowej, a który staje się świadectwem dla kato-lickiej Polski Jana Pawła II

i św. Faustyny Kowalskiej. Bo nie o państwowość tu chodzi a o świadectwo!

Mogę dopytać o Pana nawrócenie?

– To takie typowe na-wrócenie Pawłowe. Ja byłem katolikiem-folklorystą, z tra-dycyjnej katolickiej rodziny. Przeżyłem jednak definitywne nawrócenie, ożywienie i jakby moja świadomość się komplet-nie zmieniła.

Czy to było jedno zdarze-nie, czy musiał Pan do tego dojrzeć?

– To było jedno zdarzenie, żadnego dojrzewania. W jeden dzień, jedna modlitwa i Bóg mnie uwolnił od wszystkich nałogów. Kompletna przemia-na fizyczna i duchowa.

Jakie są Pana plany zawodowe na najbliższą przyszłość?

– Do zrealizowania zostały mi jeszcze dwa filmy. Jadę na Węgry i tam będę przy-gotowywał materiał o tym, co dzieje się w tym kraju. Mam też zamiar spotkać się z premierem Orbanem. Rozpocząłem film dotyczący największego sanktuarium Maryjnego na świecie, byłem jakiś czas temu na Filipinach, żeby zarejestrować pierwsze zdjęcia, teraz lecę znowu, by móc pokazać progres tego projektu. Planuję także podróż do Rzymu, aby zrealizować trzecią część „Egzorcysty”, czyli mojej rozmowy z o. Gabriele Amorthem.

Dziękuję za rozmowę.

Oczami Kolumbijki

Na kilka pytań dotyczących Kolumbii odpo-wiedziała Perly Perdomo, pochodząca z Neivy (miasto w południowo-zachodniej części kraju).

Tłumaczyła Karolina Pluta.

Jak Kolumbijczycy podchodzą do ofiarowania kraju Najświętszemu Sercu Pana Jezusa?

– Jesteśmy szczęśliwi jako ci, którzy kochamy Jezusa i wiemy, że On nie pozwoli prześcignąć się w hojności wobec tych, którzy powierzą się Jemu. Jednak ci, którzy nie po-dzielają katolickich poglądów lub nie uznają form wyrażania jakiejkolwiek religii, uważają, że jest to fanatyzm, niektórzy nazywają to błazenadą, nie zgadzają się z tym aktem, a na-wet szydzą z niego.

Czy Kolumbia jest bezpiecznym krajem?– Jeśli mamy na myśli partyzantkę lub przestępczość

uliczną, myślę, że mogę przyznać, że Kolumbia jest teraz krajem mniej niebezpiecznym niż jeszcze 10-15 lat temu. Podróże po kraju wiązały się dawniej ze sporym niebez-pieczeństwem ze strony partyzantów. Obecnie zagrożenie to jest znacznie mniejsze, choć nie zniknęło całkowicie. Podobnie, można bez obaw chodzić po ulicach, choć oczywi-ście są takie rejony, w których lepiej nie bywać w niektórych godzinach.

Podobno niektórzy rebelianci wracają do normalnego, cywilnego życia?

– Tak, niektórzy porzucają partyzantkę lub grupy krymi-nalne. Nie wiem, czy w jakiś sposób ułatwia się im cywilne życie lub czy mają jakieś gwarancje ze strony rządu. Jednak jedni odchodzą, a inni dołączają. Ucina się główkę partyzant-ki, a już pojawia się jej zastępstwo. Moim zdaniem, zło nie skończy się, dopóki ludzie będą daleko od Boga.

Niektórzy obwiniają Boga za czyny Jego stworzeń: czy to z powodu bałaganów, czy przestępstw policji, wojska, innych instytucji publicznych, nawet takich, które – jak się wydaje – mają coś wspólnego z religią, Bogiem. Dzieje się tak, że lu-dzie winią bezpośrednio Boga za to, co tamci zrobili i nie są w stanie zrozumieć, że jeśli człowiek czyni zło, to dlatego, że nie ucieka się do Boga, bo On na takie rzeczy się nie godzi.

Page 10: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

10 TRYBY nr 2(11)/2012

Pamięć o AK w murach krakowskiego muzeumOd lipca będzie można podzi-wiać wystawę stałą, poświęco-ną głównie Polskiemu Państwu Podziemnemu i jego działaniu – zapewnia Adam Rąpalski,

dyrektor Muzeum Armii Krajowej w Krakowie. – Muzeum od 10 lat zbierało artefakty, pamiątki

historyczne, tworzyło bibliotekę, a uroczyste otwarcie nastąpi

w dniu Polskiego Państwa Pod-ziemnego 27 września 2012 r.

Co można zobaczyć w Muzeum?– Obecnie mamy dwie wystawy,

pierwsza to zbiory dokumentacji, opra-cowana z okazji otwarcia Muzeum we wrześniu ubiegłego roku. Druga związa-na jest z logistycznym wsparciem Armii Krajowej, np. lotami wojsk alianckich, zaopatrującymi w żywność czy medy-kamenty. Można zobaczyć oryginalny pakiet zrzutowy – paczkę zawierającą angielską czekoladę, suchary, papierosy, a także fragmenty ostrzelanych samolo-tów, mundury, hełmy i inne oporządzenie.

Luty to ważny miesiąc dla Muzeum.– 24 lutego to rocznica śmierci gen.

Emila Fieldorfa „Nila”. Był to pierw-szy emisariusz przerzucony do Polski, po sfingowanym procesie skazany na śmierć w 1952 r. Pełnił funkcje dowód-cy Kedywu (Kierownictwo Dywersji) KG AK, zastępcy dowódcy AK gen. Leopolda Okulickiego. Także jego zwią-zek z Krakowem zdecydował, że stał się patronem naszego Muzeum (urodził się i kształcił w Krakowie – przyp. red.)

Rozmawiała Karolina Pluta

Geneza Armii Krajowej

Decyzją Naczelnego Wodza i premie-ra gen. Władysława Sikorskiego 13 listo-pada 1939 r. powołano Związek Walki Zbrojnej (ZWZ) z siedzibą we Francji. Po przeniesieniu rządu polskiego i władz woj-skowych do Wielkiej Brytanii, utworzono Komendę Główną w kraju pod dowódz-twem gen. Stefana „Grota” Roweckiego. 14 lutego 1942 r. ZWZ zostało przemia-nowane na Armię Krajową. Po areszto-waniu gen. „Grota” przez Niemców, do-wództwo AK objął gen. Tadeusz „Bór”

Komorowski. Ostatnim dowódcą był gen. Leopold Okulicki ps. „Niedźwiadek”, peł-niący tę funkcję do momentu rozwiązania Armii Krajowej 19 stycznia 1945 r.

Funkcjonowanie

Pierwszym elementem Polskiego Państwa Podziemnego była działająca w konspiracji administracja cywilna, obej-mująca okręgowe i powiatowe Delegatury Rządu. Dotyczyły one takich dziedzin życia jak: tajne nauczanie, sądy cywilne i wojskowe, plany odbudowy państwa.

Drugi pion – wojskowy – to Armia Krajowa, której podstawowym zadaniem była odbudowa państwa polskiego po-przez walkę zbrojną w warunkach podzie-mia. Doprowadzić do tego miało ogólno-krajowe powstanie zbrojne, odtworzenie sił zbrojnych i walka frontowa o wyzwo-lenie Polski spod okupacji oraz ostateczne wytyczenie granic państwa.

Podstawowym elementem walki kon-spiracyjnej były: działalność informacyj-no-propagandowa, wojna psychologiczna z Niemcami (kolportaż ulotek dyskredy-tujących hitlerowskiego okupanta), wy-wiad wojskowy na rzecz koalicji anty-hitlerowskiej (m.in. dotyczący broni V1 i V2), sabotaż gospodarczy i przemysło-wy, dywersja zbrojna i walka partyzanc-ka. Gromadzono oraz produkowano broń i sprzęt wojskowy.

Oddziały dywersyjne i partyzanckie AK przeprowadziły wiele akcji, takich jak: wysadzanie torów kolejowych i pocią-gów, rozbijanie więzień oraz uwalnianie aresztantów, zamachy na funkcjonariu-szy aparatu okupacyjnego i policyjnego, pomoc konspiracji żydowskiej, udarem-nianie ściągania przymusowych kontyn-gentów i danin czy dezorganizacja sieci łączności (pod nadzorem instruktorów tzw. cichociemnych).

Akcja „Burza” i zmierzch PPP

Na skutek zmian w sytuacji militar-nej i politycznej dotychczasowy plan po-wstania ogólnonarodowego zrewidowano, opracowując nowy plan operacyjny pod kryptonimem „Burza”. Miał on na celu walkę z Niemcami w czasie ich odwro-tu oraz jednoczesne wystąpienie władz Rzeczpospolitej Polski i dowództwa AK na wyzwolonych terenach jako suwere-nów wobec wkraczających wojsk sowiec-kich. W obliczu zbliżającej się do granic Warszawy ofensywy radzieckiej, dowódz-two AK zadecydowało o wybuchu po-wstania 1 sierpnia 1944 r. Heroiczna bitwa o Warszawę z przeważającymi wojskami niemieckimi trwała 63 dni i zakończyła

się kapitulacją, pomimo sporadycznej po-mocy aliantów.

Epizod ten był uhonorowaniem ist-nienia Polskiego Państwa Podziemnego, ewenementu na skalę światową w okresie II wojny światowej. Całokształt dokonań tego „organizmu” jest wzorem do naśla-dowania i trwałej pamięci współczesnego pokolenia Polaków o przodkach, którzy nie szczędzili daniny krwi i życia w obro-nie ojczyzny.

w trybach histori i

Jeszcze nie umilkły odgłosy wrześniowej kanonady artyleryj-skiej, a już 27 września 1939 r. utworzona została przez gen. Michała Karanecina-Tokarzew-

skiego Służba Zwycięstwu Polski. Zapoczątkowała ona

funkcjonowanie Polskiego Pań-stwa Podziemnego. Siłą zbrojną

tej struktury stała się Armia Krajowa – najsilniejsza armia podziemna na terenie Europy, jaka działała w tym czasie.

Józef Pluta

Adres Muzeum: ul. Wita Stwosza 12 www.muzeum-ak.krakow.pl

Zbrojna siła Polskiego Państwa Podziemnego

fot.:

Arc

hiw

um Jó

zefa

Plu

ty x

2

Szkolenia wojskowe były jedną z form działalności konspiracyjnej

Ręcznie przygoto-wywane materiały szkoleniowe AK

Page 11: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

11

w trybach kariery

fot.:

flic

kr.c

om Ju

lia M

anze

row

a

Decyzje, które podejmujemy w życiu są naszym zobowiązaniem, gdyż wiążą się z rezygnacją z innych opcji i koniecz-nością konsekwentnego przyjęcia skutków podjętych działań. Nikt inny, tylko my sami będziemy ponosić ich konsekwencje. Jest to ogromna odpowiedzialność, której w dodatku nie można uniknąć. Brak po-dejmowania decyzji oznacza bierność oraz stanie w miejscu, co w efekcie jest też zgo-dą na podporządkowanie się i pozwole-niem, by inni decydowali o naszym życiu. Dotyczy to zarówno życia prywatnego, jak i zawodowego.

W momencie, gdy stajemy się doro-śli, zaczynamy podejmować samodzielnie pewne postanowienia. Jednak nie zawsze wiąże się to od razu z pełną za nie odpo-wiedzialnością. Studia są jeszcze okresem, gdzie mamy pewną „taryfę ochronną” w postaci wsparcia rodziców, stypendiów uczelnianych, zniżek i innych ułatwień. Niestety, studia nie trwają wiecznie i za-nim się skończą, my zostaniemy wrzuceni na głęboką wodę samodzielności. Dlatego warto odpowiedzieć sobie na pytanie „co dalej?”.

Podejmowanie decyzji jest istotnym i nieuniknionym działaniem, ale nie ozna-cza to wcale, że jest proste. Wie o tym

każdy, kto choć raz zdecydował błędnie i na własnej skórze odczuł tego konse-kwencje. Na skutki naszych postanowień wpływa tak wiele czynników, że nie da się w 100 procentach uniknąć porażek. Zwłaszcza jeśli chodzi o przyszłe życie zawodowe. Zależy ono od wykształcenia, dodatkowych umiejętności, cech osobo-wościowych, preferencji związanych z try-bem, miejscem, czasem i sposobem pracy oraz wielu innych zmiennych. Są jednak pewne sposoby, by świadomiej decydować.

Zacząć należy od tego, że jeżeli nie wiemy, co chcemy zrobić, najpierw powin-niśmy zrezygnować z tego, czego robić nie powinniśmy. Zaprzestanie realizacji tego, co jest dla nas zbędne daje pole dla tego lepszego. Tym polem może być czas, zaan-gażowanie czy środki finansowe.

Drugą istotną kwestią jest uświado-mienie sobie rzeczywistej potrzeby, któ-rej zaspokojenie powinno być głównym motywatorem podejmowanych decyzji. Wyznacznikiem sukcesu powinna być dla nas realizacja tego celu, a ten z kolei powi-nien być jasno zdefiniowany. Cel to coś, co musimy mieć zawsze określone na po-czątku naszych wyborów. To on naświetla nam kierunek, pozwala trzymać się go i postępować do przodu.

Bardzo przydatne w planowaniu jest, poza ustaleniem celu ogólnego, wypisanie celów szczegółowych, czyli efektów, które będą kolejnymi krokami do realizacji na-szej rzeczywistej potrzeby. Zawsze w two-rzeniu takiej listy przydatne jest pozyska-nie jak największej ilości informacji na interesujący nas temat. Wiedza ta nie tylko pozwala podejmować trafniejsze decyzje, ale też bardzo często uświadamia istnienie niedostrzeganych wcześniej opcji.

Niezwykle istotnym, a często bagate-lizowanym działaniem zarówno na etapie ustalania celów jak i planowania działań jest zadawanie pytań. Pytania pobudzają umysł do myślenia, szukania i znajdo-wania odpowiedzi. Bardzo często podej-mujemy złe decyzje tylko dlatego, że nie poprzedziliśmy ich kilkoma prostymi pytaniami, takimi jak: Co chcę osiągnąć? Co muszę zrobić, aby to osiągnąć? Jakie cechy powinnam/powinienem mieć, by to zrealizować? Jakie znam możliwe rozwią-zania? Czy mam wszystkie informacje, które mi są potrzebne? Czy czuję się do-brze z podjętą decyzją?

Takie oraz podobne pytania pozwalają nie tylko na bardziej realistyczne spojrze-nie na problemy, które rozwiązujemy, ale również na samo nastawienie do nich.

W podejmowaniu każdej decyzji, a zwłaszcza takiej, która wpływa ostatecz-nie na nasze życie, istotne jest pamiętanie o takich czynnikach, jak: uczciwość wo-bec siebie, przewidywanie i motywacja. Optymistycznie zakładanie rozwiązań może być podbudowujące, ale też bardzo ryzykowne. Czasami znacznie lepiej jest spojrzeć krytycznie na zasoby, które ma się do dyspozycji i odpowiedzieć sobie szczerze na pytanie, czy jest to nasz atut czy przeszkoda. Znając zasoby i otocze-nie, warto przewidzieć przynajmniej kil-ka sytuacji, które mogą się wydarzyć jako efekt podjętej decyzji. Nawet jeśli nie uda nam się przewidzieć wszystkich, to i tak będziemy silniejsi o te, które wcześniej przeanalizowaliśmy. Motywacja jest chy-ba najistotniejszym determinantem traf-nych decyzji i sukcesu.

Najprościej mówiąc, jeśli chcemy coś osiągnąć, musimy chcieć tego bezwzględ-nie. Dlatego ważne jest, by na samym po-czątku uświadomić sobie rzeczywisty cel naszych dążeń. Jeżeli dotyczy on życia zawodowego, czasami naszą największą potrzebą nie jest praca w zawodzie, lecz na przykład wysoka pensja, praca spo-łeczna lub taka, która umożliwia kontakt z ludźmi. Dla jednych najbardziej traf-ną decyzją będzie wybór ścieżki kariery w znanej międzynarodowej korporacji, dla innych sukcesem okaże się założenie małego przedsiębiorstwa, a jeszcze innym największą satysfakcję da przekazywa-nie wiedzy nabytej na studiach dzieciom w szkole. W wyborze drogi zawodowej nie chodzi o to, by stawać się lepszym od in-nych. Ważne, by stawiać sobie coraz wyż-szą poprzeczkę.

„Nie można się cofnąć. Dlatego właśnie decydowanie jest takie trudne. Musisz podjąć słuszną decyzję, ale tak długo, jak długo wybierasz, wszystko jest możliwe” – film „Mr. Nobody” w reży-serii Jaco Van Dormaela, z którego pochodzą te słowa, porusza

problem tak powszechny jak jedzenie czy oddychanie.

Alicja Chmielewska

Jak podejmować trafne decyzje?

Page 12: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

12 TRYBY nr 2(11)/2012

pro- l i fe

poaborcyjny

Nie od dziś jesteśmy świadka-mi brutalnej wojny, która toczy się między cywilizacją śmierci

a cywilizacją życia, gdzie ceną tej długoletniej walki jest ponad miliard uśmierconych ludzi. To więcej niż rezultat wszystkich

wojen w historii ludzkości.

Magdalena Antkowiak

Syndrom

fot.: Petr Kratochwil, publicDomainPictures.net

Aborcja zwiększa ryzyko problemów psychicznych o 81% - wynika z badań na ponad 800 000 osób

Przebyta aborcja zwiększa o 81 % ryzyko wystąpienia problemów ze zdro-wiem psychicznym u kobiety – wynika z metaanalizy opublikowanej przez prof. Priscilla K. Coleman w „British Journal of Psychiatry” (2011). W metaanalizie stwierdzono, że 10% stwierdzonych problemów ze zdrowiem psychicznym jest związanych z przebytą przez kobiety aborcją. Metaanaliza obejmowała 22 stu-diów naukowych opublikowanych w latach 1995-2009, przeprowadzonych na łącznie 877 181 osób badanych, z czego 163 831 dokonało aborcji.

Priscilla K. Coleman, Abortion and mental health: quantitative synthesis and analysis of research published 1995–2009, The British Journal of Psychiatry (2011) 199: 180-186

Page 13: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

13

pro- l i fe

Aborcja, bo o niej mowa, nie rodzi się w próżni.

Często podejmowana jest pod wpływem nacisku osób naj-bliższych – partnera, rodziny. To lęk przed ich odrzuceniem jest powodem tak drastycz-nego kroku. Wiele kobiet jest przekonanych, że nie ma inne-go wyjścia, jak tylko zabicie własnego dziecka, gdyż wtedy wszystko wróci do poprzed-niego stanu – do normalności. Najgorsze w tym przypadku jest to, że rodzina i przyjaciele nie wyprowadzają ich z tego mniemania. Toczy się między nimi cicha wojna, w której naj-częściej słabszy przegrywa. Jak wiemy, na wojnie są zabici i ranni. W przypadku abor-cji zabite jest nienarodzone dziecko, rannym zaś zostaje matka, która przeżywa skutki swego czynu. Kolejną ofiarą jest niedoszły ojciec i rodzina ofiary. W większości przypad-ków matka nienarodzonego dziecka odwraca się przeciw-ko nim, przeciwko tym, któ-rzy zamiast pomóc, zachęcali ją do morderstwa. Niestety, problem ten jest mało znany i rzadko podejmowany w na-szym społeczeństwie, dlatego też często mamy fałszywy ob-raz ludzkiego dramatu.

Aborcja rodzi smutek

Stan cierpienia, który jest wynikiem aborcji, często na-zywany jest syndromem po-aborcyjnym. Pojęcie to, mimo tego że znalazło się w pod-ręcznikach diagnoz chorób psychicznych, do dzisiaj bu-dzi wątpliwości w środowi-sku lekarskim. Aborcja to nie tylko przerwanie niechcianej ciąży. To amputacja cząstki własnego ciała i uśmiercenie już poczętego życia, które pozostawia w psychice każ-dej kobiety nieodwracalne zmiany. Jednym z objawów załamania tego rodzaju jest ponowne przeżywanie całe-go procesu. Przypominają się okoliczności tego zdarzenia: pora dnia, zapachy, a także zachowania spotkanych osób. Często też występują kosz-mary senne i majaki, w któ-rych słyszy się płacz własne-go nienarodzonego dziecka. Każda kolejna rocznica usu-nięcia ciąży przynosi na-stępną porcję smutku i bólu,

co dostrzegalnie wpływa na emocje i zachowanie kobiety. Innymi symptomami takiego stanu jest poczucie bezsilno-ści, niezadowolenie i niekiedy brak sensu życia. Pojawiają się również problemy w relacjach z najbliższymi oraz niechęć do współżycia seksualnego. W umyśle chorej pojawia się pesymistyczny obraz przy-szłości, który starannie w so-bie pielęgnuje, uważając, że na nic więcej nie zasługuje. Kumulacja tych uczuć naj-częściej prowadzi do nowych problemów, a w ostatecz-nym rozrachunku do zała-mania nerwowego i depresji. Pojawiają się wtedy myśli sa-mobójcze i niska ocena wła-snej wartości. Trudność spra-wia wybaczenie sobie nawet najdrobniejszego uchybienia. Dolegliwości te mogą trwać co najmniej miesiąc. Mogą na-wet przeciągnąć się do ponad sześciu miesięcy. Niestety, często jest tak, że objawy te często pojawiają się potem cyklicznie.

W Polsce, mimo tego że nie brakuje kobiet dotknię-tych syndromem poaborcyj-nym, problem ten jest rzadko zauważany. Niewystarczająca wiedza u lekarzy, psycholo-gów, a także księży na ten te-mat, powoduje brak udzielenia należytej pomocy, gdyż nie są oni w stanie postawić prawi-dłowej diagnozy. Niektórzy psychiatrzy tak naprawdę boją się tego tematu, twierdząc, że to wymysł fundamentalistów katolickich. Na podstawie ich argumentacji można tyl-ko stwierdzić, że najbardziej zbrodniczy przesąd, iż czło-wiek poczęty nie jest jeszcze człowiekiem, może się utrzy-mać tylko wśród najbardziej ograniczonej ciemnoty umy-słowej. W XXI w., gdzie tyle wiemy o człowieku i jego ko-lejnych etapach życia, wydaje się to dziwne i nie napawa nas nadzieją na lepsze jutro. Tak naprawdę dobra znajomość objawów syndromu poabor-cyjnego pozwala na szybkie zdiagnozowanie choroby i na sprawne leczenie jej ofiary.

W jedności siła???

Psychiczne i duchowe le-czenie niedoszłej matki jest bardzo trudne i długotrwałe.

Wymagania wobec niosących pomoc są bardzo wysokie. Dla psychologa ból kobiety to często zespół stwierdzonych i dostrzegalnych objawów, które ograniczają codzienne życie pacjentki i jej dobre sa-mopoczucie. Bierze on pod uwagę to, co dokonana abor-cja znaczyła i jakie będą jej skutki w przyszłości dla samej kobiety i jej bliskich. Lekarz skupia się na diagnozie i dal-szym leczeniu pacjentki, aby pomóc jej w normalnym funk-cjonowaniu w społeczeństwie. Duchowny natomiast uważa, że cierpienie ma swoje źró-dło w samej decyzji usunię-cia własnego dziecka, które jest nie tylko darem od Boga, ale też częścią samej kobiety. Duchowa terapia polega na powrocie pacjentki do sta-nu, w którym matka zabitego dziecka osobiście doświadczy miłości i przebaczenia Boga.

Żaden z obu punktów wi-dzenia nie powinien się sobie przeciwstawiać ani być od-dzielnie rozpatrywany, ponie-waż psychologia i duchowość uzupełniają się w tej dziedzi-nie na każdym etapie lecze-nia. Fachowe podejście psy-chologiczne daje nadzieję na rozwój duchowy, co sprzyja dalszemu rozwiązywaniu pro-blemu w perspektywie wiary. Psychoterapia bowiem byłaby nieskuteczna, gdyby nie za-wierała rozpoznania życia re-ligijnego kobiety. Ksiądz nie może negować z kolei potrze-by psychoterapii twierdząc, że Bóg zrobi wszystko za nas.

Terapia przebiega w kil-ku etapach. Aby dotrzeć do końca, a tym samym uleczyć chorą, trzeba skrupulatnie przejść przez każdy z nich. W ostatniej fazie wchodzimy w wymiar życia duchowego pacjentki. Odsłania się tak-że cel całego procesu – inte-gralność duszy, ciała i ducha, z której płynie spokój we-wnętrzny. Pacjentka została w ten sposób przygotowana do duchowego poznania tego, czego dowiedziała się podczas terapii – nie musi być dosko-nała, aby była kochana. Nie znaczy to, że jej czyn został usprawiedliwiony. Ogromną rolę odgrywa tu ksiądz, który podejmuje współpracę z leka-rzem. Musi dokładnie zapo-znać się przebiegiem terapii

w poprzednich fazach. Musi też mieć na uwadze trauma-tyczne doświadczenia kobiety, sytuację, gdy została porzu-cona i lęki, które uniemożli-wiały zdrowe relacje z innymi osobami. Konieczna jest też kilkudniowa modlitwa, dzięki której duchowny jest w stanie znaleźć sposób na udzielenie pomocy. Przyjęcie roli tera-peuty wymaga pokory, gdyż sami czasami nie jesteśmy lepsi czy silniejsi od ofiary za-biegu usunięcia ciąży. Dialog między pacjentką a księdzem jest rozmową dwojga przy-jaciół, osób równych sobie, grzeszników. Łatwiej jest wte-dy przyjąć postawę współczu-jącą i umacniającą. Bowiem współczucie, poprzez potwier-dzenie faktu, że aborcja zabra-ła niewinne życie ludzkie, ma szansę doprowadzić do ule-czenia chorej.

Terapia duchowa i psy-chiczna ofiary syndromu po-aborcyjnego ma na celu po-godzenie się kobiety samej z sobą, aby w ten sposób sta-ła się kimś pełnym. Zmienia się w ten sposób nie tylko jej pogląd na dokonany czyn, ale i na swoją przyszłość. Możemy wtedy zaobserwować oznaki tego uzdrowienia: stosunek do nienarodzonego dziecka, do samej siebie, relacja z Bogiem, zmiana stosunku do najbliż-szych, pojmowanie miłości. W momencie dostrzeżenia ta-jemnicy Boskiego daru życia przez matkę dziecka nienaro-dzonego uzdrowienie staje się faktem.

Już dziś wiemy, że mil-czenie o syndromie poabor-cyjnym nie przynosi pokoju. Czy ktokolwiek z nas zainte-resował się, gdzie leżą groby tych nienarodzonych istnień Bożych? W jaki sposób prze-biegają pogrzeby takich dzie-ci? Nie. Takie cmentarze są nieme. Nie możemy jednak tego samego powiedzieć o ich matkach. Cierpienie kobiet poddających się aborcji krzy-czy do nas dzień po dniu i to od nas zależy, czy je usłyszy-my i przyjmiemy w ten sposób prawdę do wiadomości. Już czas na to, abyśmy uświado-mili sobie, że aborcja niesie za sobą niszczące fizycznie i du-chowo skutki. A także to, że możliwe jest uzdrowienie.

Page 14: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

14 TRYBY nr 2(11)/2012

Śmierć to dopiero początek

Niebo i biblijny Eden często są mylone i traktowane jako synonimy. Nic bardziej mylnego. Raj Adama i Ewy istniał tutaj na Ziemi, stwo-rzony i zaprojektowany przez Boga jako miejsce wyciszenia, harmonii i zgodności. Stał się on kontrastem do tego świata, w którym żyje czło-wiek. Kwestii Nieba natomiast nie można rozpatrywać w ramach po-jęć materialnych i fizycznych. To raczej stan, w którym dusza dostę-puje optymalnego zjednoczenia się z Bogiem. Dlatego też otrzymali-śmy życie ziemskie, aby samemu wybrać, czy chcemy podążać za nauką Jezusa, czy od niej odstąpić.

Według nauczania Kościoła opartego na Tradycji dusza czło-wieka po śmierci trafia na sąd szczegółowy i to na nim zadecydu-jemy, gdzie spędzimy wieczność. Tak, zadecydujeMY, bo w tej naj-ważniejszej dla nas sprawie sami będziemy sędziami. Zobaczymy swoje zachowania, abyśmy mogli odnieść je do życia Jezusa i stwier-dzić, w jakim stopniu byliśmy

skłonni Go naśladować. Po otrzymaniu „przydziału” – niebo, czyściec, piekło pozostanie oczekiwanie na Paruzję, czy-li ponowne przyjście Jezusa na ziemię i zmartwychwstanie ciał. Razem z Jego przybyciem odbędzie się Sąd Powszechny, rozumiany jako poznanie powodów, dla-czego inne dusze trafiły do piekła lub nieba.

I co dalej?

Apokalipsa mówi o nowej Ziemi, którą zamieszkają ludzie w nowych uwielbio-nych ciałach. Nie można natomiast podać szczegółów, jak będzie wyglądało to nasze wcielenie, w jaki sposób będziemy żyć. Święty Jan pisze: „Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podob-ni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest” (1 J 3,2). Bóg obdarzył nas wystarczającą wie-dzą: do momentu zbawienia wiemy tyle, ile potrzeba, aby się zbawić.

Dzieci nienarodzone

Przez lata trwały dyskusje, co dzie-je się z duszami dzieci zmarłych przed narodzeniem, np. w wyniku poronienia. Zwołana na żądanie papieża rada naukowa najwybitniejszych w Kościele teologów i biblistów orzekła, że Bóg w swej miłości nie może być związany sakramentem, bo zostały one stworzone dla ludzi. Dlatego ogłoszono, że wszystkie dzieci bez wzglę-du na to czy otrzymały chrzest, czy nie, są zbawione za pośrednictwem pragnienia

chrztu. Jeżeli łaska zbawienia Chrystusa dotyczy wszystkich, którzy bez własnej winy nie znają Ewangelii, to tym bardziej wieczne zbawienie mogą osiągnąć nie-winne dzieci.

Odpowiedź powstała na podstawie rozmowy z ojcem Romualdem Koślą, rektorem Wyższego

Seminarium Duchownego oo. Bernardynów w Kalwarii Zebrzydowskiej, wykładowcą m.in.

eschatologii na UPJPII.

inżynier ducha | encyklopedia wiary

inżynier ducha

encyklopedia wiary

OD

POW

IEDź

Drodzy Czytelnicy, jeśli chcie-libyście uzyskać kompetentną odpowiedź na pytanie związane ze sprawami wiary i moralności, wyślijcie je do nas, a my znajdzie-my eksperta, który rzetelnie na nie odpowie. Na Wasze pytania cze-kamy pod adresem: [email protected]

zadaj pytanie

Upartość – droga do świętości Bardzo kochać Pana Boga, być zawsze zjednoczonym z Bogiem,

czynić wszystko dla Niego, kochać wszystkich ze względu na Niego, wiele dla Pana Boga cierpieć. Jedyne co się w życiu liczy, to pełnienie woli Bożej – to było największe pragnienie św. Gerarda

Majelli. Ten niepozorny, jak wielu go oceniało „bezużyteczny” świę-ty, okazał się z woli Bożej – wielki w małości.

Karolina Mazurkiewicz

Gerard urodził się w 1726 r. we Włoszech. W wieku 12 lat stra-

cił ojca i to na nim spoczął obowiązek utrzymania całej rodziny. Mimo trudności zawsze z pokorą powtarzał „Widocznie taka jest wola Boga”. W 1747 r. rozpoznał wielkie powołanie do kapłaństwa. Swoje pierwsze kroki skierował do zakonu kapu-cynów. Ci jednak odrzucili jego wniosek, a on mimo porażki próbował dalej. Życie Gerarda odmienili redemptoryści. To ich postanowił poprosić o przyjęcie, które nie-stety spotkało się z odmową. Nie poddawał się – uciekł z domu, w którym zamknęła go matka, przez okno po sznurze zrobio-nym z prześcieradła i pobiegł za zakonni-kami. Ci, widząc jego desperację, z wielki-mi oporami przyjęli go i od razu spisali na straty. Mało kto wierzył w jego możliwości, a on na przekór wszystkim oszczerstwom okazał się bardzo pojętny i zdolny. Swoją upartością uzyskał wiele, ale również wiele zdziałał.

Szczególną opieką objął grzeszników. Bardzo zależało mu na tym, by każdy w sposób odpowiedni skorzystał z sakra-mentu pokuty i mógł w pełni uczestniczyć w dziele zbawienia. Z wielu legend można

się dowiedzieć, że potrafił on wyjawić lu-dziom ich grzechy, ukryte w sercu bardzo głęboko i dawał im dar odwagi, by mo-gli je wyznać podczas spowiedzi. Gerard był również bardzo zatroskany o kobiety w stanie błogosławionym. Jak czytamy w jego życiorysie, po wizycie u rodziny Pirofalo, jedna z córek gospodarza zwró-ciła uwagę Gerardowi, że zostawił swoją

chustkę do nosa. W odpowiedzi usłyszała: „Zatrzymaj ją sobie, któregoś dnia Ci się przyda”. Kilka lat później ta dziewczyna znalazła się w niebezpieczeństwie śmierci w czasie porodu. Właśnie wtedy przypo-mniała sobie słowa Gerarda i zaraz popro-siła o ową chustkę. Natychmiast zagroże-nie minęło i urodziła zdrowe dzieciątko.

„O Boże mój, obym mógł doprowadzić do nawrócenia tylu grzeszników, ile jest ziaren piasku w morzu i na ziemi, ile liści na drzewach i na polach, atomów w powietrzu, gwiazd na niebie, promieni słońca i księżyca, wszystkich istot żyjących na ziemi!”

Co będzie po śmierci?

Michał Wnęk

fot.:

Arc

hiw

um T

rybó

w

Page 15: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

15

b16/jp2

Plan Boga nie zmienia się. Poprzez wieki i koleje dziejów, zmierza On zawsze do tego samego celu: Królestwa wolności i pokoju dla wszyst-kich. A to pociąga

za sobą Jego upodobanie dla tych, którzy wolności tej i pokoju są pozbawieni, dla tych, którzy kaleczeni są w swej godności osób ludzkich. Mamy szczególnie na my-śli braci i siostry, którzy w Afryce cierpią z powodu ubóstwa, chorób, niesprawiedli-wości, wojen i przemocy, przymusowych migracji.

Kościół w świecie jest wspólnotą osób pojednanych, zaprowadzających sprawie-dliwość i pokój; solą i światłością pośród społeczeństwa ludzi i narodów. Kościół jest Rodziną Boga i nie może w niej

dochodzić do podziałów według kryteriów etnicznych, językowych czy kulturowych. Poruszające świadectwa pokazały nam, że również w najmroczniejszych chwilach ludzkiej historii, Duch Święty działa i prze-mienia serca ofiar i prześladowców, ażeby uznali w sobie braci. Pojednany Kościół jest potężnym zaczynem pojednania w po-szczególnych krajach i na całym kontynen-cie afrykańskim.

W tak ambitnej misji Kościół pielgrzy-mujący w Afryce trzeciego tysiąclecia, nie jest sam. Jest z tobą w modlitwie i czyn-nej solidarności cały Kościół katolicki, a z Nieba towarzyszą ci święci i święte afrykańskie, którzy swym życiem, nie-kiedy aż po męczeństwo, dali świadectwo pełnej wierności Chrystusowi.

Bądź dobrej myśli! Wstań, kontynen-cie afrykański, ziemio, która przyjęła Zbawiciela świata, kiedy jako dziecko

musiał uchodzić wraz z Józefem i Maryją do Egiptu, by ocalić życie przed prześla-dowaniami króla Heroda. Przyjmij z odno-wionym entuzjazmem orędzie Ewangelii, ażeby oblicze Chrystusa mogło rozjaśnić swoim blaskiem mnogość kultur i języków twoich mieszkańców. Kiedy ofiarowuje chleb Słowa i Eucharystii, Kościół anga-żuje się także w działanie, przy użyciu wszystkich dostępnych środków, ażeby żadnemu Afrykańczykowi nie brakowa-ło chleba powszedniego. Dlatego, wraz z pierwszorzędnej wagi dziełem ewange-lizacji, chrześcijanie czynni są w działal-ności na rzecz promocji człowieka.

Benedykt XVI, Homilia na Mszy św. zamykającej II Zgromadzenie Specjalnego

Synodu Biskupów dla Afryki, Watykan 25.10.2009 r.

Myślimy o chrześ--cijańskich Kościołach Afryki, których po-czątki sięgają czasów apostolskich i zgodnie z tradycją są związa-

ne z imieniem i nauczaniem ewangelisty Marka. Myślimy o niezliczonej rzeszy świętych, męczenników, wyznawców, dziewic, którzy do nich należą. Te świetlane przykłady, podobnie jak postaci świętych Papieży z Afryki – Wiktora I, Melchiadesa i Gelazego I – należą do wspólnego dzie-dzictwa Kościoła, zaś pisma afrykańskich autorów chrześcijańskich do dziś mają fun-damentalne znaczenie dla refleksji nad hi-storią zbawienia w świetle słowa Bożego. Wspominając dawną chwałę chrześcijań-skiej Afryki, pragniemy wyrazić głęboki szacunek Kościołom, z którymi nie łączy nas pełna komunia: greckiemu Kościołowi Patriarchatu Aleksandrii, koptyjskiemu Kościołowi Egiptu i Kościołowi etiop-skiemu, ale które dzielą z Kościołem

katolickim wspólne początki oraz dok-trynalne i duchowe dziedzictwo wielkich Ojców i Świętych.

Wspaniały wzrost Kościoła w Afryce w okresie ostatnich stu lat i jego owoce świętości znajdują tylko jedno wytłuma-czenie: wszystko to jest darem Bożym, ponieważ ludzie własnymi siłami nie mogliby dokonać tak wielkiego dzieła w tak krótkim okresie. Podziwiając chwa-łę i blask Kościoła w Afryce, Ojcowie Synodalni wysławiali jedynie wielkie dzieła Boże, dokonane dla wyzwolenia i zbawienia Afryki.

Afryka to ogromny kontynent, na któ-rym występują bardzo różne sytuacje, i stąd należy unikać uogólnień zarów-no w ocenie problemów, jak i w propo-nowanych rozwiązaniach; niewątpliwie jednym ze wspólnych elementów jest to, że Afryka to kontynent pełen pro-blemów. Prawie w każdym kraju można się spotkać ze skrajnym ubóstwem, tra-gicznym marnotrawstwem i tak skąpych

zasobów, polityczną niestabilnością i na-pięciami społecznymi. Rezultaty rzucają się w oczy: nędza, wojny, brak nadziei. W świecie kontrolowanym przez kraje bo-gate i potężne, Afryka stała się w praktyce nieważnym dodatkiem, przez wszystkich zapomnianym i pogardzanym.

Jest moim osobistym pragnieniem, aby Kościół nadal prowadził, cierpliwie i niestrudzenie, swoje dzieło dobrego samarytanina. Przez wiele lat bowiem reżimy polityczne, dziś już nie istniejące, dotkliwie gnębiły Afrykanów i osłabia-ły ich zdolność reagowania: zraniony człowiek musi teraz odzyskać wszystkie zasoby swego człowieczeństwa. Synowie i córki Afryki potrzebują wyrozumiałego wsparcia i opieki duszpasterskiej. Trzeba im pomóc w zebraniu sił, aby mogli od-dać je w służbę wspólnego dobra.

Jan Paweł II, Posynodalna Adhortacja

Apostolska „Ecclesia In Africa” 1995 r.

Doświadczenia misjonarza

o. Edward Sito SVD

Wyjechałem na misje w 1995 r. Najpierw była to Angola – kraj, w którym praktycznie od dwudziestu lat panowała wojna domowa. W mojej pierwszej placówce Kakulama, (północnowschodnia część Angoli z kopal-niami diamentów) ponad 14 miesięcy byli-śmy odcięci od wszelkiej komunikacji. Do najbliższego szpitala mieliśmy 60 km, ale droga była zaminowana a most wysadzony. Nie budowaliśmy tam ani szkół, ani szpita-li, zajmowaliśmy się jedynie drobną pomo-cą w lecznictwie i edukacji. Był to dla mnie trudny okres, w którym zastanawiałem się nad sensem mojego powołania i mojej pracy

misyjnej. Stawiałem sobie często pytania: po co tu przyjechałem i co ja tu robię? Cztery lata z ludźmi bardzo biednymi i cierpiącymi nauczyły mnie dostrzegać tu większe pro-blemy innych i nie dramatyzować ani wy-olbrzymiać własnych. W 1999 r. zostałem przeniesiony na studia do Rzymu i wkrótce po tym misjonarz z Filipin, bardzo wrażli-wy i delikatny, nie wytrzymał psychicznie i pozostawił misję, którą później partyzanci dokładnie okradli.

Obecnie w Angoli jest pokój i kraj bardzo rozwija się ekonomicznie, ale re-żimy, o których wspomina Jan Paweł II, pozostawiły wiele ran i blizn w społeczeń-stwie. Moim zdaniem, Kościół powinien skoncentrować się wpierw na odbudowie ludzkiego serca a dopiero później na bu-dowie ewangelicznych wartości. Przez

wiele lat niszczono solidarność, toleran-cję, demokrację etc. Dlatego te warto-ści powinny stać się dzisiaj priorytetem w duszpasterstwie.

Obecnie pracuję w Togo. Jestem wy-kładowcą Pisma Świętego w Wyższym Seminarium w Lome, imienia Jana Pawła II, dlatego jest mi bardzo bliska jego postać i jego orędzie dla Afryki. Trzynaście lat mojej misyjnej posługi staram się dostoso-wać do przykazania Chrystusa: „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,18-20).

Kościele w Afryce – „Wstań i chodź!”

Page 16: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

16 TRYBY nr 2(11)/2012

media pod lupą | rodzynki radzyńskiego

Medialne zwłoki, czyli co to jest etyka dziennikarska

Na początku stycznia na portalu „Dziennika Łódzkiego” pojawiła się szokująca informacja, niestety opatrzona szokującym zdjęciem zwłok

wiszących na słupie energetycznym. To na-suwa pytanie, jak daleko można się posunąć

w publikacjach medialnych?

Agnieszka Całek

Przypadkowy przecho-dzień zgłosił, iż w pobliżu jednego z łódzkich hipermar-ketów na słupie energetycz-nym wiszą zwłoki mężczyzny. Żadne z miejscowych służb porządkowych nie zareago-wały, więc martwy człowiek wisiał tak jeszcze przez trzy godziny. Sytuacja została opi-sana przez dziennikarza ga-zety lokalnej. Artykuł szybko pojawił się na stronie interne-towej. Towarzyszyło mu zdję-cie, a jakże... wisielca w całej okazałości. Natychmiast po tej publikacji zaczął się zma-sowany atak internautów. Na portalu pod artykułem, a tak-że na fanpege’u dziennika na Facebooku pojawiały się peł-ne oburzenia i zniesmaczenia komentarze. W efekcie tekst wraz ze zdjęciem zniknął ze strony internetowej. Na fan-peage’u pojawiły się również

przeprosiny, wprawdzie za-wierały one wyjaśnienie, że chodziło nie o przedstawienie zwłok, a o wskazanie opiesza-łości służb miejskich. Niemniej przeprosiny w ogóle nastąpi-ły, a materiał w całości został usunięty, co niewątpliwie było właściwym zachowaniem.

Gdy obserwowałam sytu-ację w „Dzienniku Łódzkim” przypomniałam sobie

oburzenie środowiska dzienni-karskiego po tym, jak światło dzienne ujrzały zdjęcia mar-twego Waldemara Milewicza – korespondenta wojennego, który zginął w 2004 r., gdy jego samochód został ostrzelany w Iraku. W opisanej wcześniej sytuacji reakcja była jednak po drugiej stronie, co skądi-nąd dobrze świadczy o społe-czeństwie. Jakiś dziennikarz

stworzył materiał, którego zwykła etyka nie pozwalała upublicznić, a jednak ani autor, ani jego przełożony lub przeło-żeni, nie pokusili się sami o re-fleksję nad tematem. Szacunek dla człowieka (i nie mam tu na myśli jedynie martwego mężczyzny, ale też po porostu czytelników portalu) przegrał z sensacyjnością. Została na-ruszona jedna z podstawowych zasad etycznego dziennikar-stwa, ale też zabrakło zwykłej, ludzkiej przyzwoitości. Od po-czątku historii dziennikarstwa powstało wiele różnych spisa-nych i umownych kodeksów etyki dziennikarskiej, wygląda na to, że dobrze by było, gdy-by dziennikarze od czasu do czasu przypominali sobie o ich istnieniu.

Fusy dodatnieHistoria jak o Sobieskim – po królewsku i z kawą

Przemysław Radzyński

Rok 2012 był zapowiadany (i pewnie będzie nam o tym ciągle przypominane) jako ten, w którym skończy się świat. Są to obliczenia starożytnych cy-wilizacji, astrologów i innych. Polacy szydzą, że „końcem świata” może być kompromita-cja związana z EURO. Nawet na kilku polach – czysto piłkar-skim, ale też organizacyjnym czy budowlano-infrastruktu-ralnym. Poważne i te mniej na serio utyskiwania można wpi-sać w charakterystyczny dla nas pesymistyczny ton. Znani jesteśmy z narzekania, ale też z tego, że jednoczymy się tylko przy narodowych tragediach.

Na przekór temu przywo-łam dwie zupełnie pozytywne inicjatywy z ostatniego czasu.

6 stycznia ulicami 24 pol-skich miast przeszedł Orszak Trzech Króli. Jest to od-dolna inicjatywa określana mianem „największych pol-skich jasełek”. Wzięło w nich udział ponad 100 tys. osób. Uczestnikami było wiele dzieci, rodziców, nauczycieli, członków organizacji harcer-skich i służb porządkowych. W każdym z miast, w których przeszły Orszaki, patronaty

nad nimi objęli miejscowi prezydenci i burmistrzowie oraz biskupi danej diecezji. W Krakowie uczestnicy dosta-li śpiewniki, ale myślę, że i bez nich świetnie poradziliby so-bie z tradycyjnymi kolędami. Ulica Grodzka, mimo deszczu, była w tym dniu bardzo roz-śpiewana i radosna.

Tego samego dnia tuż przed Orszakiem raczyłem się kawą. Na ogół piję czarną,

ale tym razem skusiłem się na cappuccino. Spowodowała to kolejna pomysłowa akcja mi-syjna braci kapucynów. W kil-ku krakowskich kawiarniach można było wypić filiżankę kawy i wspomóc głodne dzie-ci. Pieniądze uzyskane z akcji przeznaczone zostały na za-kup posiłków dla 200 sierot w parafii Ndim w Republice Środkowoafrykańskiej. Wypicie cappuccino w kawiar-ni w mroźny, zimowy dzień umiliło mi przedpołu-dnie, a osierocone dziecko w Afryce zostało nakarmione. Doskonałe połączenie przy-jemnego z pożytecznym.

Orszakowi i akcji „Cappuccino” przyznaję plusy dodatnie.

media pod lupą

rodzynki radzyńskiego

fot.:

Mag

dale

na B

ryll

x2

Page 17: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

17

idźże, zróbże

W Krakowie możemy zaangażować się

w tak wiele form wolontariatu, że autorowi artykułu aż „włos dęba stanął”. Włos stoi do tej pory, bo człowiek uświadamia sobie, że jest tak wiele opcji pomocy. Przygotowując ten ar-tykuł przejrzałem kilka stron, obejrzałem kilka filmów, za-telefonowałem i odwiedziłem zaledwie kilka miejsc, a jest to wierzchołek góry lodowej. Zobaczyłem, że do tej pory spałem, a reszta świata praco-wała na misjach.

Salezjański Wolontariat

Misyjny (SWM) „Młodzi Światu”

Wolontariat tworzą młodzi pozytywnie nastawieni ludzie, gotowi podejmować najwięk-sze wyzwania po to, by wypeł-niać słowa Jezusa o uczynkach wobec najmniejszych tego świata. Razem z SWM-em możemy wyjechać do wie-lu krajów Afryki, Ameryki Południowej i Centralnej, Azji, a także Europy. – Nie mogę się teraz odnaleźć w polskiej rzeczywistości, bo czas na wolontariacie był tak niesamo-wity i zmieniający patrzenie na świat – mówi Grzegorz, który właśnie wrócił do Polski z Peru, gdzie uczył Indian pod-staw mechaniki w gospodar-stwach rolnych. – Misja jest przede wszystkim dawaniem świadectwa chrześcijańskie-go poprzez swoją codzienną postawę i uczynki – konkret-ną pracę, ale też wspólną mo-dlitwę, bycie razem, wspie-ranie w trudnych chwilach. Realizujemy bardzo zróżni-cowane projekty, zarówno na misjach, jak i w kraju. Nasi

wolontariusze na misjach bu-dują szkoły, przedszkola, studnie, boiska, pracują jako pedagodzy, wychowawcy, ani-matorzy, a także świadczą po-moc medyczną – jako lekarze, rehabilitanci, fizjoterapeuci. W kraju natomiast prowadzi-my szeroką działalność na rzecz misji – dodaje Monika Laskowska, specjalista ds. me-diów i PR. Aby wyjechać trze-ba się zaangażować w organi-zację na okres około jednego roku. To czas formacji, pozna-wania innych wolontariuszy, misjonarzy i czerpania od nich odpowiednich umiejętności, by potem dobrze je wykorzy-stać w praktyce. Jest to też czas na ostateczne rozeznanie. Siedzibę SWM-u znajdziemy przy Tynieckiej 39, a wszyscy zainteresowani mogą przyjść na spotkania organizacyjne w poniedziałki o godzinie 19.00. Szczegóły znajdziecie na www.swm.pl.

Misjonarze Kombonianie

W tym przypadku może-my się zaangażować już tutaj, w Krakowie. Wstępując do Misyjnego Ruchu Młodych TUCUM możemy działać na rzecz misji i misjonarzy po-przez codzienną modlitwę, rozważania Słowa Bożego, zmianę stylu życia i zaangażo-wanie dla innych. To również ciekawe inicjatywy, jak np. „Mikołaj dla Afryki”. To ak-cja mająca na celu zbiórkę pie-niędzy, a zarazem rezygnację z konsumpcyjnego podejścia do zakupów w czasie świątecz-nym. Obecnie kombonianie krakowscy przygotowują tak-że miesięczne wyjazdy z grupą młodych do krajów misyjnych – we wrześniu wybierają się do Ghany. Następnym krokiem może być dłuższy wyjazd – na rok albo dłużej (2-3 lata). W takim wypadku osoba wy-jeżdżająca musi mieć skończo-ne jakieś studia tak, by swoimi umiejętnościami dzielić się z innymi.

Oto relacja o. Macieja Zieleńskiego: – Co do moje-go osobistego doświadczenia misyjnego – jest ono bardzo liche, bo w Afryce, dokładnie w Kenii, byłem tylko rok. To nic w porównaniu z osobami, które były na misjach 20, 30, 40 lat!!! A jednak ten krót-ki pobyt na misji cały czas mam w sercu. Nie wiem, czy

coś komuś dałem przez moją pracę czy obecność... Z pew-nością sam wiele zyskałem. Jeżeli ktoś myśli, że misje to tylko dawanie czegoś innym, to grubo się myli. Misje to wymiana, dzielenie się. Coś dajemy i bardzo dużo otrzy-mujemy. Ja dostałem ogromny zastrzyk radości i zadowolenia z życia takim, jakim ono jest. Doświadczyłem szczęścia: ta-kiego codziennego i zwykłego. Nauczono mnie tam także, co to znaczy wdzięczność: oni za wszystko dziękują (czyt. po-trafią docenić nawet najmniej ważne sprawy czy rzeczy!). No

i może najważniejsze – spotka-łem tam Boga: Boga bliskiego, obecnego, stojącego po stronie najbiedniejszych i zapomnia-nych przez wszystkich, Boga któremu można zaufać i któ-rego potrzebuję, bo sam sobie nie radzę. Wiem, że to wszyst-ko to tylko ładne słówka, bo żeby tego naprawdę doświad-czyć trzeba po prostu zrobić ten krok... trzeba wyjechać! – W razie pytań można pisać do o. Macieja na e-mail: [email protected]. Szczegóły znajdziecie także na:

www.kombonianie.pl.

Polecam wiele innych form wolontariatu misyjnego – szczegóły znajdziecie na stronach:

Misje Archidiecezji Krakowskiej: www.misje.diecezja-krakow.pl

Salwatoriańskie Misje: www.misje.sds.pl Misje Franciszkańskie: www.misjefranciszkanskie.pl

Misje Kapucyńskie: www.misje.kapucyni.pl Księża misjonarze: www.misjonarze.pl

„Gdybyście 10 procent swej wiedzy o Bogu, którą zdoby-wacie na studiach dla egoizmu, pieniędzy, tytułów i próżnych akademickich sprze-czek ofiarowali dla misji, już dziś Azja byłaby katolicka…” św. Franciszek Ksawery do pro-fesorów i studentów Sorbony.

… spotkałem tam Boga bliskiego, obec-nego, stojącego po stronie najbiedniejszych i zapomnianych przez wszystkich…

To, jak wygląda świat, zależy tylko od nas

Misje i ewangelizacja to dziedzina, którą przy-pisujemy nazbyt często tylko wytrwałym księżom misjonarzom, ewangelizującym Indian w amazoń-skiej dżungli. Tymczasem to właśnie my możemy

zostać misjonarzami i zmieniać świat!!!

Tomasz Wierzbicki

fot.:

Arc

hiw

um k

sięż

y ko

mbo

nian

ów

Page 18: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

18 TRYBY nr 2(11)/2012

misz-masz

Katarzyna Cieslik, Marta Czarny

Organy w rytm miłości ulubione prawa pana Trybika

Top 2 o miłości

misz-maszOrganem grającym pierwsze skrzypce w miłosnej symfonii

wbrew pozorom nie jest serce. To mało odkrywcze spojrzenie na uczuciowe uniesienie przypomina nam o tym, że chcąc nie chcąc, winą za motylki w brzuchu obwiniać należy nasz mózg. Ilekroć myślimy o miłości, wyobrażamy sobie euforyczny stan uniesienia, który powoduje, że wszystkie problemy dnia codziennego stają się prozaiczne i błahe. Rozjaśniając nieco sprawę, należy spojrzeć na nasze organy przez pryzmat biologicznych przemian, które w nich zachodzą. Wszystko zaczyna się od bodźca, którego istnienie jest

absolutnie subiektywne dla każdego człowie-ka, a już na pewno diametralnie różne dla kobiet i mężczyzn. Badania przeprowadzone przez wielu naukowców ukazują nam dwa schematy postrzegania. Jaka zatem jest dro-ga od bodźca do reakcji na niego? Wspólną częścią procesu jest ciało migdałowate, któ-re odbiera bodziec. I tutaj drogi reakcji się rozchodzą. U mężczyzn zaczynają działać intensywnie płaty potyliczne w tylnej części głowy, a u kobiet – prawy płat skroniowy. Jakie są tego konsekwencje? Płat potyliczny, którego intensywność jest wyższa u męż-czyzn, odpowiedzialny jest za wzrok i uwa-gę. Zdaje się potwierdzać teoria głosząca, iż mężczyźni są wzrokowcami zwracającymi uwagę na „efekty wizualne”. Natomiast pra-wy płat skroniowy, czyli część mózgu re-agująca mocniej u kobiet, prowokuje pytania „czy mi wolno?”, „czy wypada?”, ponieważ organ ten odpowiada za pamięć i przetwarza-nie emocji w kontekście norm społecznych. W konsekwencji kobieta widząca atrakcyjne-go mężczyznę wertuje swój mentalny kodeks norm szukając epizodów z przeszłości, które pomogłyby jej zareagować odpowiednio do sytuacji. A co dzieje się dalej? Kwestia ta jest zależna tylko i wyłącznie od indywidualnego przypadku historii miłosnej…

1. Remember me

Jeżeli kogoś odstraszyła rola Roberta Pattinsona gra-jącego w filmie „Twój na zawsze” i z tego powodu filmu nie obejrzał, to mamy dobre wieści – naprawdę warto. Nie jest to kolejna amerykańska produkcja opowiadająca łzawą historię miłości, w której przesłodzone epizody prowoku-ją mdłości, a fabuła w swojej formie przypomina powieść z serii science fiction. Kilka dobrze przemyślanych wątków, które łączy postać Tylera, zmagania ze światem po śmier-ci bliskiej osoby i zaskakujące zakończenie. Wszystko to utrzymane w klimacie prozy życia codziennego, czyli hi-storii, która mogła i może nadal spotkać nas samych.

2. 500 dni miłości

„To nie jest miłosna historia. To historia o miłości”. To jedne z pierwszych słów, jakie padają z ekranu. Ta nie-wielka różnica sprawia, że film jest ożywczym obrazem w gatunku schematycznych komedii romantycznych. Sam początek trzyma się mocno korzeni filmów tej kategorii: młody mężczyzna pragnie zdobyć kobietę swojego życia i po wielu trudach dopina swego. Przeplatanie 500 dni wspólnego życia z chwilami następującymi po odejściu partnerki wprowadza niesamowitą świeżość, a magia fil-mu sprawia, że dajemy się przekonać, iż jesień jest lepsza od lata.

„Wszyscy ci, których dotknie Miłość, stają się nieśmier-telni, żyją w sercach tych, którzy tą miłością ich obdarzyli”

graf

.: Ka

tarz

yna

Cie

ślik

Page 19: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

19

fest iwal f i lmowy

fot.:

Mar

cin

Now

ak x

7

Już za nami I Festiwal Filmowy pt. Prawda.

Droga. Życie organizowany przez redakcję „Trybów”.

Kinowa uczta trwała od 10 do 12 stycznia i odbywa-ła się w auli bł. Jakuba u oo. franciszkanów w Krakowie. Podczas festiwalu zaprezen-towaliśmy filmy wyróżnio-ne na Międzynarodowym Katolickim Festiwalu Filmów i Multimediów Niepokalanów. To coroczny konkurs na naj-lepsze produkcje podejmują-ce temat wiary katolickiej lub przedstawiające problemy spo-łeczne w chrześcijańskim uję-ciu. Hasło przeglądu: Prawda. Droga. Życie nawiązywało do słów bł. Jakuba Alberionego: „Jezus prawdą, drogą i ży-ciem”. Bł. Jakub (1884-1971) był włoskim księdzem, za-łożycielem Towarzystwa św. Pawła, prorokiem nowych me-diów. Redakcja „Trybów” wy-brała go na swojego patrona.

Projekcji filmów towa-rzyszyły różne wydarzenia. Gościem w pierwszym dniu fe-stiwalu był Krzysztof Globisz, odtwórca jednej z ról w wy-świetlanej wtedy „Wierności”. 11 stycznia uczestnicy fe-stiwalu mogli spotkać się z Dominikiem Tarczyńskim, reżyserem filmu „Kolumbia – świadectwo dla świata”. Film otrzymał w Niepokalanowie I nagrodę za pokazanie praw-dziwego oblicza dzisiejszej Kolumbii, gdzie wiara katolic-ka i odważne wyznawanie jej przez rządzących, prowadzi do eliminowania przestępczych marksistowskich mafii narko-tykowych. W ostatnim dniu zaprezentowane zostały filmy związane z tematyką pro-life, a komentarz do nich wygło-sił dr inż. Antoni Zięba, zna-ny działacz, Prezes Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka.

Festiwal zakończyli-śmy świętowaniem roczku „Trybów”. Z okazji pierwszej rocznicy urodzin naszego pi-sma częstowaliśmy przybyłych Gości pysznym tortem ufun-dowanym przez Cukiernię Michalscy. Poza tym we wszystkie trzy dni odbywa-ła się loteria fantowa, z której zysk przeznaczyliśmy na wy-druk bieżącego numeru. Za wszelkie datki, dobre słowo, życzliwość i życzenia składa-my wielkie BÓG ZAPŁAĆ.

Karolina Mazurkiewicz

Festiwal Filmowy z tortem

Page 20: Tryby. Katolicki miesięcznik studencki luty 2012

Festiwal Filmowy