teatrzyk bajek w zespole grali wówczas: grażynka ba− hania ...wojewódzkim w gdańsku, w...

12
PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG PISMO PG Nr 5/2008 Nr 5/2008 Nr 5/2008 Nr 5/2008 Nr 5/2008 25 25 25 25 25 D awno, dawno temu... na I roku ma tematyki, specjalności nauczyciel− skiej, na Uniwersytecie Gdańskim rozpo− częła studia pewna wesoła grupa młodzie− ży. Na drugim roku doszliśmy do wniosku, że samo studiowanie to nie wszystko – i postanowiliśmy wystawić bajkę dla dzie− ci. Najpierw miał to być jednorazowy wy− stęp dla dzieci studentów i pracowników naszego wydziału, ale potem stwierdzili− śmy, że przecież można ruszyć z występa− mi w świat! – to znaczy pokazać bajeczkę jeszcze innym dzieciom. Wybraliśmy kla− sykę – tzn. bajkę „Kopciuszek” według Jana Brzechwy. Wybór częściowo związa− ny był z faktem, że tę specjalność studiowa− ły głównie dziewczyny – a ileż w „Kopciusz− ku” jest wspaniałych ról żeńskich! Tytuło− wa sierotka, ale też macocha, złe córki, wróż− ka, damy dworu... Na naszym roku studio− wało tylko sześciu panów i naturalnie pra− wie wszyscy zostali aktorami: królewicz, ochmistrz, powożący karetą Kopciuszka (tę rolę chciał grać każdy – nie wymagała zna− jomości żadnego tekstu...). Wypożyczyliśmy kostiumy teatralne, narysowaliśmy dekora− cje – i na Wydziale Matematyki i Fizyki UG rozwiesiliśmy afisze zapraszające wszyst− kich na nasze przedstawienie. Premiera odbyła się 5 maja 1980 roku w Klubie Wydziałowym MFCh UG (potocznie zwanym barkiem) – i przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Zjawiło się mnóstwo dzieci – pracowników ich rodzin oraz sąsiadów. Gdy po zakończeniu ba− jeczki, Kopciuszek i Królewicz wyszli czę− stować dzieci cukierkami i zaprosili wszyst− kich na wspólny bal z parą królewską, we− sołej zabawie nie było końca! Dzieci były zachwycone – wszyscy pytali, kiedy będzie następny występ i co to będzie. Na razie nie wiedzieliśmy co dalej, ale byliśmy pew− ni, że na „Kopciuszku” się nie skończy. „Kopciuszka” wystawiliśmy jeszcze cztery razy: dla chorych dzieci w Szpitalu Wojewódzkim w Gdańsku, w Państwo− wym Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku, w Domu Dziecka w Sopocie i wersję dla studentów – w klubie UG „Wysepka”. W zespole grali wówczas: Grażynka Ba− naszek, Bogusia Boczkowska, Grześ Ce− rowski, Ania Czarniecka, Ela Garczyńska, Hania Konkel, Adaś Krawiec, Boguś Łepek, Piotruś Niewiadomski, Mariusz Pająk, Witek Piotrowicz, Gosia Piotrowska, Ela Powęzka, Kasia Prządka, Janusz Rom− pa, Ania Rybicka−Sikorska, Małgosia Sen− wicka, Marysia Szałach, Geruś Turzyński. Aktorzy połknęli bakcyla teatralnego – musieliśmy się zająć sesją i studiowaniem, ale już w listopadzie 1980 roku zaczęliśmy zastanawiać się, co zagramy. Wybraliśmy „Śpiącą Królewnę”, oczywiście według Jana Brzechwy – i również wystawiliśmy ją w barku, Szpitalu Wojewódzkim i Po− gotowiu Opiekuńczym. Do tradycji prze− chodził bal królewski – po ogłoszeniu za− ręczyn Śpiącej Królewny i Księcia, cały dwór brał tace pełne cukierków i zapra− szał widzów do wspólnych pląsów (rów− nież w wersji dla dorosłych, czyli dla pra− cowników i studentów – tu szczególnie wesołe były tańce w towarzystwie poważ− nych profesorów matematyki i fizyki, któ− rzy dawali się porywać królewnie i damom dworu do wesołych podskoków i „węży− ków”...). W rok później był „Kot w butach” we− dług Jana Brzechwy – premiera odbyła się 6 grudnia 1981 roku... W ciągu kilku dni zagraliśmy osiem razy, oprócz stałych miejsc – również w Domu Dziecka w Gdy− ni Orłowie oraz w kilku pobliskich przed− szkolach. Zdążyliśmy umilić dzieciom czas Mikołaja (po bajce jeden z artystów prze− bierał się w strój Mikołaja i rozdawał dzie− ciom herbatniki, bo cukierki były wtedy nie do zdobycia... – ale bal królewski z tań− Kilka wspomnień o działalności Zespołu Teatralnego Matematyki, Kilka wspomnień o działalności Zespołu Teatralnego Matematyki, Kilka wspomnień o działalności Zespołu Teatralnego Matematyki, Kilka wspomnień o działalności Zespołu Teatralnego Matematyki, Kilka wspomnień o działalności Zespołu Teatralnego Matematyki, a później – Matematyki i Fizyki Uniwersytetu Gdańskiego a później – Matematyki i Fizyki Uniwersytetu Gdańskiego a później – Matematyki i Fizyki Uniwersytetu Gdańskiego a później – Matematyki i Fizyki Uniwersytetu Gdańskiego a później – Matematyki i Fizyki Uniwersytetu Gdańskiego Teatrzyk Bajek Teatrzyk Bajek Teatrzyk Bajek Teatrzyk Bajek Teatrzyk Bajek Nasze pierwsze przedstawienie „Kopciuszek” – bal na dworze królewskim „Śpiąca Królewna” – przebudzenie po stu latach

Upload: others

Post on 10-Aug-2020

0 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: Teatrzyk Bajek W zespole grali wówczas: Grażynka Ba− Hania ...Wojewódzkim w Gdańsku, w Państwo− wym Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku, w Domu Dziecka w Sopocie i wersję dla

PISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PG

Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008

2525252525

Dawno, dawno temu... na I roku matematyki, specjalności nauczyciel−

skiej, na Uniwersytecie Gdańskim rozpo−częła studia pewna wesoła grupa młodzie−ży. Na drugim roku doszliśmy do wniosku,że samo studiowanie to nie wszystko – ipostanowiliśmy wystawić bajkę dla dzie−ci. Najpierw miał to być jednorazowy wy−stęp dla dzieci studentów i pracownikównaszego wydziału, ale potem stwierdzili−śmy, że przecież można ruszyć z występa−mi w świat! – to znaczy pokazać bajeczkęjeszcze innym dzieciom. Wybraliśmy kla−sykę – tzn. bajkę „Kopciuszek” wedługJana Brzechwy. Wybór częściowo związa−ny był z faktem, że tę specjalność studiowa−ły głównie dziewczyny – a ileż w „Kopciusz−ku” jest wspaniałych ról żeńskich! Tytuło−wa sierotka, ale też macocha, złe córki, wróż−ka, damy dworu... Na naszym roku studio−wało tylko sześciu panów i naturalnie pra−wie wszyscy zostali aktorami: królewicz,ochmistrz, powożący karetą Kopciuszka (tęrolę chciał grać każdy – nie wymagała zna−jomości żadnego tekstu...). Wypożyczyliśmykostiumy teatralne, narysowaliśmy dekora−cje – i na Wydziale Matematyki i Fizyki UGrozwiesiliśmy afisze zapraszające wszyst−kich na nasze przedstawienie.

Premiera odbyła się 5 maja 1980 rokuw Klubie Wydziałowym MFCh UG(potocznie zwanym barkiem) – i przeszłanasze najśmielsze oczekiwania. Zjawiło sięmnóstwo dzieci – pracowników ich rodzinoraz sąsiadów. Gdy po zakończeniu ba−

jeczki, Kopciuszek i Królewicz wyszli czę−stować dzieci cukierkami i zaprosili wszyst−kich na wspólny bal z parą królewską, we−sołej zabawie nie było końca! Dzieci byłyzachwycone – wszyscy pytali, kiedy będzienastępny występ i co to będzie. Na razienie wiedzieliśmy co dalej, ale byliśmy pew−ni, że na „Kopciuszku” się nie skończy.

„Kopciuszka” wystawiliśmy jeszczecztery razy: dla chorych dzieci w SzpitaluWojewódzkim w Gdańsku, w Państwo−wym Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku,w Domu Dziecka w Sopocie i wersję dlastudentów – w klubie UG „Wysepka”.

W zespole grali wówczas: Grażynka Ba−naszek, Bogusia Boczkowska, Grześ Ce−rowski, Ania Czarniecka, Ela Garczyńska,Hania Konkel, Adaś Krawiec, BoguśŁepek, Piotruś Niewiadomski, MariuszPająk, Witek Piotrowicz, Gosia Piotrowska,Ela Powęzka, Kasia Prządka, Janusz Rom−pa, Ania Rybicka−Sikorska, Małgosia Sen−wicka, Marysia Szałach, Geruś Turzyński.

Aktorzy połknęli bakcyla teatralnego –musieliśmy się zająć sesją i studiowaniem,ale już w listopadzie 1980 roku zaczęliśmyzastanawiać się, co zagramy. Wybraliśmy„Śpiącą Królewnę”, oczywiście wedługJana Brzechwy – i również wystawiliśmyją w barku, Szpitalu Wojewódzkim i Po−gotowiu Opiekuńczym. Do tradycji prze−chodził bal królewski – po ogłoszeniu za−ręczyn Śpiącej Królewny i Księcia, całydwór brał tace pełne cukierków i zapra−szał widzów do wspólnych pląsów (rów−nież w wersji dla dorosłych, czyli dla pra−cowników i studentów – tu szczególniewesołe były tańce w towarzystwie poważ−nych profesorów matematyki i fizyki, któ−rzy dawali się porywać królewnie i damomdworu do wesołych podskoków i „węży−ków”...).

W rok później był „Kot w butach” we−dług Jana Brzechwy – premiera odbyła się6 grudnia 1981 roku... W ciągu kilku dnizagraliśmy osiem razy, oprócz stałychmiejsc – również w Domu Dziecka w Gdy−ni Orłowie oraz w kilku pobliskich przed−szkolach. Zdążyliśmy umilić dzieciom czasMikołaja (po bajce jeden z artystów prze−bierał się w strój Mikołaja i rozdawał dzie−ciom herbatniki, bo cukierki były wtedynie do zdobycia... – ale bal królewski z tań−

Kilka wspomnień o działalności Zespołu Teatralnego Matematyki, Kilka wspomnień o działalności Zespołu Teatralnego Matematyki, Kilka wspomnień o działalności Zespołu Teatralnego Matematyki, Kilka wspomnień o działalności Zespołu Teatralnego Matematyki, Kilka wspomnień o działalności Zespołu Teatralnego Matematyki,a później – Matematyki i Fizyki Uniwersytetu Gdańskiegoa później – Matematyki i Fizyki Uniwersytetu Gdańskiegoa później – Matematyki i Fizyki Uniwersytetu Gdańskiegoa później – Matematyki i Fizyki Uniwersytetu Gdańskiegoa później – Matematyki i Fizyki Uniwersytetu Gdańskiego

Teatrzyk BajekTeatrzyk BajekTeatrzyk BajekTeatrzyk BajekTeatrzyk Bajek

Nasze pierwsze przedstawienie „Kopciuszek” – bal na dworze królewskim

„Śpiąca Królewna” – przebudzenie po stu latach

Page 2: Teatrzyk Bajek W zespole grali wówczas: Grażynka Ba− Hania ...Wojewódzkim w Gdańsku, w Państwo− wym Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku, w Domu Dziecka w Sopocie i wersję dla

2626262626

Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008

PISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PG

„Baśń o Królewnie zaklętejw żabkę”

cami oczywiście był) – przed stanem wo−jennym. Wydawało się, że 13 grudnia 1981roku zakończył działalność Teatrzyku –większość aktorów była już na ostatnimroku studiów, w ponurym czasie godzinymilicyjnej i zakazu zgromadzeń przepadłyteż bale królewskie...

Wiosną 1983 roku część pracownikówUG zaczęła pytać studentów, którzy jesz−cze nie skończyli studiów, kiedy znowuzaczną występować dla dzieci. Studencimatematyki nauczycielskiej z młodszegoroku deklarowali, że chcą być aktorami.

Doszli do nas wówczas: AgnieszkaDemby, Ela Iglińska, Kasia Jankowska,Grażynka Kępka, Longin Latecki, GosiaMiętka, Ania Niedbała, Ela Piórkowska,Ewa Sak, Ewa Seledyn, Iza Silicka, ElaSokołowska, Marek Stypułkowski, Oleń−ka Szawioła, Gosia Walęsiak, BożenkaWojańczyk, Ania Żuchowska, JagodaŻylińska.

Stwierdziliśmy, że teraz będzie „Baśń oKrólewnie Śnieżce i Siedmiu Krasnolud−kach”. Krasnoludkami było siedem studen−tek matematyki, różnego wzrostu, ustawio−

nych od największej do najmniejszej – gdynasze Krasnoludki wchodziły na scenę,śpiewając: „Hej ho! hej ho! Do pracy bysię szło!”, oklaskom nie było końca.

Dzieci bardzo przeżywały bajkę – gdyZła Królowa przebrana za staruszkę czę−stowała Śnieżkę zatrutym jabłkiem, na wi−downi rozlegały się bardzo głośne okrzy−ki: „Nie jedz! Ona chce cię otruć!”. Nieste−ty – Śnieżka nie słuchała dzieci, zjadałajabłko i padała widowiskowo na scenę (powszystkich przedstawieniach była strasz−nie potłuczona, ale prawdziwa sztuka wy−maga poświęceń...) – potem Krasnoludki,płacząc, układały Śnieżkę w tekturowo−celofanowej „kryształowej” trumnie – adzieci krzyczały: „Mamo! Ja nie chcę, żebyŚnieżka umarła!”. Na szczęście obawymałych widzów były bezpodstawne – Kró−lewicz umiał Śnieżkę obudzić, a bajeczkakończyła się tradycyjnym cukierkowymbalem dzieci i pary królewskiej. Przedsta−wień było dziesięć – i żeby zdążyć dowszystkich umówionych miejsc, jeździli−śmy po mieście już w kostiumach – jakąsensację wzbudzili, wchodzący do sklepupo cukierki, Śnieżka w białej sukni, Króle−wicz w eleganckiej koronie i siedem Kra−snoludków! Nie tylko dzieci prosiły o cu−kierka od królewskiej pary, dorośli też!

W listopadzie 1983 roku wystąpiliśmyz własnym tekstem: „Baśń o Sierotce Kasina Dworze Królewskim w Chmielnie – ico z tego wynikło...” (na motywach „Da−rów Czterech Wróżek” Ewy Szelburg− Za−rembiny oraz „Pierścienia i Róży” Willia−ma Thackeraya). Ponieważ w czasie stanuwojennego znacznie rozwinęła się instytu−cja cenzury tekstów prezentowanych pu−blicznie (dla przypomnienia osobom, któ−rych może wtedy na świecie nie było: na−wet zwykłe listy przychodziły z pieczątką:

Krasnoludki z „Królewny Śnieżki”

Nasze kontakty z cenzurą

Page 3: Teatrzyk Bajek W zespole grali wówczas: Grażynka Ba− Hania ...Wojewódzkim w Gdańsku, w Państwo− wym Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku, w Domu Dziecka w Sopocie i wersję dla

PISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PG

Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008

2727272727

„ocenzurowano” lub: „nie cenzurowano”,a gazety często miały białe plamy w miej−scu, gdzie zaingerował „cenzor”, wycina−jąc teksty niepoprawne politycznie), totrzeba było wystąpić do cenzury, tzn. doOkręgowego Urzędu Kontroli Prasy, Pu−blikacji i Widowisk w Gdańsku, o zgodęna wystawianie naszej bajeczki. Składali−śmy kopię pisanej przez kalkę bajeczki doocenzurowania i po jakimś czasie otrzymy−waliśmy nasz tekst, opatrzony różową pie−czątką: „Okręgowy Urząd Kontroli Prasy,Publikacji i Widowisk zezwala na wyko−nanie”, z parafką na każdej stronie tekstu –takie to były czasy... Na ogół i tak, prawdęmówiąc, nie graliśmy tego tekstu, któryzostał ocenzurowany, bo mało który aktorznał do końca swoją rolę, a w wersjach dladorosłych zmienialiśmy wiele kwestii zpełną premedytacją, ale to już zupełnie innahistoria...

Tym razem udało się nam pożyczyćstroje z samego Teatru Wybrzeże! Artyściwyglądali szalenie elegancko. Furorę robi−ły cztery wróżki: Wiosna, Lato, Jesień iZima – pojawiały się na scenie w rytmie„zorby”, którą wspaniale tańczyły (taniecten poprzedziły oczywiście długie próby nakorytarzu górnego piętra akademika!). Gra−liśmy, jak poprzednio, w Domach Dziec−ka, szpitalach i przedszkolach – a potemruszyliśmy z naszą bajeczką w podróż –jedna z aktorek mieszkała w Przechlewie izaprosiła nas tam na występy. Było super,chociaż pierwsze przedstawienie rozpoczę−ło się z opóźnieniem... Jechaliśmy z prze−siadkami; tramwaj: UG – GdańskWrzeszcz, pociąg: Gdańsk Wrzeszcz –Tczew (tu spóźniliśmy się na pociąg, naktóry mieliśmy się przesiąść, żeby zdą−żyć...), pociąg: Tczew – Starogard Gdań−ski, PKS pospieszny: Starogard Gdański –Chojnice, PKS zwykły: Chojnice – Człu−chów, taksówka razy pięć: Człuchów –Przechlewo – wszędzie z kostiumami, de−koracjami, rekwizytami, śpiworami, bomieliśmy spać w PGRze... Ile to miałouroku! W Przechlewie daliśmy trzy przed−stawienia – dla dzieci z Przechlewa, alerównież dla dzieci z okolic. Maluchy pro−siły o autografy – aktorzy chodzili w ko−stiumach teatralnych i upajali się sławą,podpisując się dzieciom na pamiątkę... (ajak trudny był późniejszy powrót po chwi−li sławy do szkolnej, tzn. studenckiejławy...).

I znowu powtórzyła się historia: akto−rzy skończyli studia, a młodsi aktorzy za−grali nową bajkę dopiero w kwietniu 1985roku. Była to „Baśń o królewnie zaklętej w

Wróżki tańczą „zorbę” w „Baśni o Sierotce Kasi na Dworze Królewskim w Chmielnie ...”

Zbójowie z „Baśni o pasterzu Zulbanie”

Książę Ciemności z „Baśni o trzech królewnach, potworze i błękitnej róży”

Page 4: Teatrzyk Bajek W zespole grali wówczas: Grażynka Ba− Hania ...Wojewódzkim w Gdańsku, w Państwo− wym Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku, w Domu Dziecka w Sopocie i wersję dla

2828282828

Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008

PISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PG

Katarzyna Pączkowska (Prządka),wieloletni reżyser i autorka części bajekwystawianych przez Bajkowy Teatrzyk.Studiowała matematykę na UG do roku1985, od roku 1984 pracowała na UG jakoasystent – matematyk. Cały czas z przyja−ciółmi−aktorami prowadziła Teatrzyk Ba−jek – przez kilka lat jako studentka, a po−tem jako nauczyciel akademicki. Od 1997roku uczy matematyki na PG.

me serce nie ręczę!”. Aktorzy płakali ześmiechu – dzieci się na szczęście nie zo−rientowały, o co chodzi, ale biedny Kop−ciuszek nie mógł uwierzyć w szczerość kró−lewskich oświadczyn już do końca... Ta−kich przejęzyczeń było mnóstwo – terazmamy co wspominać, gdy się spotkamy!

Czasami zdarzało się, że trzeba było ja−kiegoś aktora pilnie zastąpić, na przykład zpowodu zmiany terminu kolokwium czyegzaminu ( w przerwach między występa−mi chodziliśmy przecież na zajęcia nauczelni). Kiedy mieliśmy ustalony terminwystępu dla dzieci w szpitalu, nagle oka−zało się, że jeden z królewiczów musi byćw czasie przedstawienia na zajęciach. Roz−poczęło się poszukiwanie dublera, któryzmieści się w kostium i bardzo szybko na−uczy się roli, ale nikt nie miał w tym termi−nie wolnego. Wymyśliliśmy, żeby popro−sić o pomoc pracownika naukowego – i,ku naszej radości, ten się zgodził. Poszli−śmy razem do szpitala, nowy Królewiczwłożył kostium, wyszedł na scenę, zoba−czył wpatrzone w siebie dziecięce oczka –i zamarł. Zapanowała cisza – sufler pod−powiada tekst, a tu nic. W końcu – na szczę−

żabkę”. Do zespołu dołączyli: Paweł Am−brożewicz, Antoni Augustynowicz, ArekArecki−Bukowski, Dorota Bakalarz, KasiaBanaszak, Grażynka Chmielecka−Kopiń−ska, Danusia Cyra, Kasia Dudziak, KazioDuwe, Monika Janiszewska, Jarek Kałduń−ski, Maciek Kuna, Henio Leszczyński, Be−ata Madejska, Kasia Ogórkis, Iza Okniań−ska, Wiesio Pawłowski, Sylwia Plombon,Bonia Prykowska, Adaś Radłowski, ViolaRolkiewicz, Bogusia Rudzińska, BożenkaSaniewska−Czapiewska, Marek Sitek, Ani−ta Stypułkowska, Kasia Szewczyk, DosiaTarabasz, Tomek Ziemba.

Gdy trwały próby przedstawienia, oka−zało się, że nasz nowy Królewicz ćwiczyłkiedyś karate. Natychmiast postanowiliśmyto wykorzystać – wprowadzono postaćDwugłowego Smoka (grało go dwóch ak−torów) , który staje na drodze Królewiczo−wi. Dzielny chwat oczywiście nie uląkł siępotwora – zaatakował go, skacząc wysokow górę i markując wiele ciosów karate –Smok rozpadał się na dwa kawałki, część zogonem leżała nieruchomo (aktor grającyogon nie znał się na karate), a druga częśćSmoka trochę karate znała i walczyła zdzielnym Królewiczem, również skaczącwysoko w górę. Dzieci były zachwycone!Po przedstawieniu kolejka łowców autogra−fów do Królewicza–karateki nie miała so−bie równych!

Oprócz starych miejsc występów doszłynowe: pojechaliśmy do Domu Dziecka wGdańsku Oruni oraz do Szpitala Dziecię−cego w Gdańsku Oliwie. Zaproszono nasząbajeczkę na Wydział Humanistyczny UG

oraz na Dni Elektroniki PG (występy wKwadratowej). W Dniu Dziecka 1 czerw−ca 1985 roku graliśmy na molo w Sopociedla dzieci Trójmiasta!

W grudniu 1985 roku był trochę odmło−dzony zespół (wiadomo: część aktorówznów skończyła studia!) – i nowa bajecz−ka: „Baśń o pasterzu Zulbanie – czyli o tym,że nie należy śmiać się z pewnych grup lud−ności” (osiem występów, głównie w szpi−talach i domach dziecka, ale również dwu−krotnie, i dla dzieci, i dla dorosłych, w aulina „humanie” UG – w barku nie mieścilisię wszyscy chętni widzowie), w pół rokupóźniej, w maju 1986 roku, była już nowasztuka: „Baśń o trzech królewnach, potwo−rze i błękitnej róży” – i wielu nowych ak−torów. Teatrzyk był znany, nowi studenciprzychodzili – i mówili, że chcą grać albochociaż pomagać, projektować i robić de−koracje, nagrywać muzykę itp.

W 1986 dołączyli do nas: Alina Barył−ka, Tomek Czuchnicki, Ewa Ejsymont, Lid−ka Gałązka, Piotrek Gołębiewski, Lucyn−ka Jakubek, Mariusz Janczewski, SławekKamieniecki, Ania Kardymowicz, Dorot−ka Kurowicka, Małgosia Mrozowska, Go−sia Myszker, Ania Orzechowska, IrenkaProborszcz, Krzysiek Sikorski, Stefan Sin−ger, Ania Słabczyńska, Aneta Sokołowska,Rafał Sułkowski, Grażynka Żmuda−Trze−biatowska, Tomek Trzemecki, Ewa Warm−bier, Ala Wieczorkowska, Adaś Wikieł,Jacek Woźniak, Irek Wysakowicz.

Od listopada 1986 do lutego 1987 wy−stawialiśmy nową bajeczkę: „Baśń o Ru−sałce, czyli o tym, że krasnoludki są naświecie! (i Wodnik też!)”. Graliśmy – zmałą przerwą na sesję – dla dzieci i dla do−rosłych, w szpitalach i domach dziecka, alerównież w przedszkolach i na „choinkach”noworocznych, w klubach studenckich„Łajba” i „Korund”. Pojechaliśmy na wy−stępy do szkoły gminnej w Kaliskach, gdzieznowu byliśmy sławnymi artystami rozda−jącymi autografy! To było życie...

Pisały o nas gazety (również ogólnopol−skie, np. „itd”), otrzymywaliśmy dyplomyuznania, nieśliśmy radość dzieciom (nie−którzy z nas pierwszy raz w życiu byli wdomu dziecka właśnie z Teatrzykiem).Nade wszystko świetnie się bawiliśmy.Często z powodu błędów, gdy ktoś zapo−mniał tekstu – już w pierwszej bajeczceKrólewicz miał przemówić do Kopciusz−ka słowami poety we wzniosły sposób: „Zatwe serce dziewczęce wszystko dam i po−święcę”. Ale...(trema?) – po wstępie: „zatwe serce dziewczęce” zadumał się przezchwilę i z błyskiem w oku skończył: „za

„Baśń o Rusałce, czyli o tym, że krasnoludkisą na świecie! (i Wodnik też!)”

Page 5: Teatrzyk Bajek W zespole grali wówczas: Grażynka Ba− Hania ...Wojewódzkim w Gdańsku, w Państwo− wym Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku, w Domu Dziecka w Sopocie i wersję dla

PISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PG

Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008

2929292929

ście – Królewicz zaczął grać i przedstawie−nie się potoczyło. Po zejściu ze sceny ad−iunkt Antek Augustynowicz – grający rolęKrólewicza, przyznał: „Nie myślałem, żetak trudno jest być aktorem – przecież nor−malnie prowadzę zajęcia ze studentami,czyli tak jakby występuję publicznie, a dziś,gdy stałem w tej koronie na głowie i zoba−czyłem te dzieci, zjadła mnie trema!”.

Potrafiliśmy po przedstawieniu pójść wkostiumach teatralnych do restauracji, doklubu studenckiego czy na dancing – i tań−czyć w koronach oraz strojach z dawnejepoki, wzbudzając ogromne zainteresowa−nie innych gości. Teatrzyk działał siedemlat, wystąpiło w nim, w prawie stu przed−stawieniach – prawie stu artystów. Wieluz nich zostało potem na uczelniach UG iPG jako pracownicy naukowi, są wśród nas

radni, dyrektorzy szkół, oczywiście nauczy−ciele, pracownicy kuratorium, w tym samdawny kurator oświaty Adaś Krawiec, któ−ry też nosił karetę Kopciuszka. W Teatrzy−ku grali studenci Uniwersytetu Gdańskie−go (matematyki, fizyki, pedagogiki), ale wjednej z bajeczek wystąpił gościnnie w roliherolda student PG i – jako dublerka Kró−lewny – żona jednego z aktorów, równieżstudentka PG. Pamiętam, jak dziwili sięludzie w odwiedzanych przez nas miej−scach: „niesamowite! to studenci nauk ści−słych – matematyki i fizyki – prowadzątaki teatr? a nie humaniści?”. A my zawszeodpowiadaliśmy, że właśnie dlatego naszTeatrzyk jest taki, jest BAJKOWY...

Katarzyna PączkowskaStudium Nauczania Matematyki

Z tek i poezj i

ile to ju¿ lat?a my wci¹¿ siê nie znamy

zst¹pi³eœi nic siê nie zmieni³oogieñ nie krzepnieblask nie ciemniejekrew nie przesta³a p³yn¹æ

narodzi³eœ siê jako jeden z wielua ja nawet nie pamiêtam Twojego imienia…

* * *

Sławomir Jerzy AmbroziakStudent Wydziału Elektroniki,Telekomunikacji i Informatyki

W Politechnice Gdańskiej pracowa−łam od 1945 r. (od 1 maja) do

1993 r. (przejście na emeryturę). Nadal teżutrzymuję kontakty z Uczelnią (członko−stwo w Radach Wydziału, zebraniach Ka−tedry, konsultacje, przekazywanie mate−riałów fachowych zainteresowanym).

Wieloletnią pracę obejmują 2 okresy:1945–1949 na Wydziale Chemicznymoraz od 1 stycznia 1950 do października1993 na Wydziale Budownictwa Lądowe−go, w tym pod kierunkiem i w ścisłejwspółpracy ze śp. profesorem Bronisła−wem Bukowskim do 1965 roku.

Miejsce urodzenia: Wilno (5 stycznia1923 r.). Rodzice – o mieszanym pocho−dzeniu narodowym (co wyjaśnia naszezawiłe przejścia wojenne i możliwość za−trudnienia w Politechnice już w maju1945).

Ojciec: Henryk−Oskar Grüner (1889–1978) z rodziny ziemiańskiej rosyjsko−polsko−niemieckiej (majątek Szeszymoro−wo z folwarkami Abramowo i Kurganyna południe od Moskwy), był inż. leśni−kiem.

Matka: Anna Małgorzata Grüner (zdomu Vierhuff) (1892–1978) była córkąlekarza chirurga w Wenden na poł. odRygi (Inflanty – Łotwa). Rodzina miesz−czańska Niemców nadbałtyckich („Bal−tendeutche”). Zawodowo okresami grałana organach, uczyła muzyki i języków. Powydostaniu się Ojca z Rosji w 1919 rokuRodzice pobrali się w Wenden (= Cesis,Łotwa) w 1921 r. i wyjechali do Wilna.

W okresie międzywojennym Ojciec byłnadleśniczym, względnie doradcą lub pro−jektantem urządzenia lasów kolejno (lubrównolegle) w kilku majątkach na Wi−leńszczyźnie (Berżeniki, Żemłosław,Szczorse, Soleczniki i in.). Ciekawymosiągnięciem była hodowla bobrów wŻemłosławiu k. Lidy. We współpracy zprof. Szechtelem z Uniwersytetu Poznań−skiego udało się przenieść z Niemna (wwysokim brzegu głębokie nory z wejściempod wodą) kilka sztuk bobrów, w tym też

b. rzadkie bobry czarne, do utworzonegorezerwatu (sztuczne żeremia).

Dzieciństwo na wsi. Wspólnie z młod−szym ode mnie o 4 lata bratem uczyliśmysię w domu z nauczycielką, zdając co rokuegzaminy. Dopiero od r.1936 zamieszka−łam w Wilnie (na stancji p. Szaniawskiejz grupą młodzieży ziemiańskiej). Uczęsz−czałam do gimnazjum im. E. Orzeszko−wej, uczyłam się muzyki, aktywnie uczest−niczyłam w harcerstwie.

Przeżyciem zapamiętanym z okresuprzedwojennego były wyjazdy za granicęz mamą i bratem na Łotwę do babci wWenden (Cesis) (duży ogród, duża rodzi−na. Wiele wrażeń). Między innymi doce−nione dopiero obecnie pod wpływem za−interesowań historycznych ruiny zamkuw parku nad rzeką. O dramatycznych zda−rzeniach w twierdzy Kieś (lub Kiesa) w r.1577 w czasie wojny o Inflanty piszą: M.Bobrzyński „Dzieje Polski w zarysie” str.33, PIW W−wa 1974, i P. Jasienica„Rzeczpospolita Obojga Narodów” t. I.str. 100 – 104, W−wa 1996).

Wojna zastała nas na wsi, w końcu po−godnego i towarzysko urozmaiconegolata. Majątek Żemłosław, wielokrotniezmieniający właścicieli, należał ostatniodo Umiastowskich, a margrabina J. Umia−stowska ustanowiła fundację naukową narzecz Uniwersytetu Stefana Batorego wWilnie. W związku z tym zbudowany zo−stał w Żemłosławiu dom wypoczynkowydla profesorów, a także odbywały się licz−ne studenckie praktyki wakacyjne z wydz.leśnego i rolnego (głównie z Poznania).Tak, że było gwarno i „śpiewnie”. Liczneprzejażdżki konne, wędrówki kilku−

Moje pierwsze lata w GdańskuMoje pierwsze lata w GdańskuMoje pierwsze lata w GdańskuMoje pierwsze lata w GdańskuMoje pierwsze lata w Gdańsku1945–19501945–19501945–19501945–19501945–1950

Anna Małgorzata Grüner z d. Vierhuff z córkąMałgorzatą

Page 6: Teatrzyk Bajek W zespole grali wówczas: Grażynka Ba− Hania ...Wojewódzkim w Gdańsku, w Państwo− wym Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku, w Domu Dziecka w Sopocie i wersję dla

3030303030

Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008

PISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PG

kilometrowe do kąpieli w rzece Gawji(dopływ Niemna, przy niej żeremia bo−browe.)

W pierwszych dniach wojny studencidostali powołanie do wojska. Jeden z nichzostawił u nas walizeczkę z bronią w środ−ku (co omal nie doprowadziło po 17 wrze−śnia do rozstrzelania Ojca, u którego jakonadleśniczego Sowieci szczególnie broniszukali). Mniej więcej po tygodniu woj−ny napłynęła fala uchodźców z zachodu ipołudnia.

Po 17 września ukrywaliśmy się w lesiei u chłopów. Ponieważ Żemłosław nie miałdziedzica, na którym można by dokonaćzemsty, więc szczególnie narażona byłaadministracja rolna i leśna z rodzinami.Pamiętam kompletnie zrujnowane naszemieszkanie (pozostał tylko wmurowanykominek i mnóstwo śmieci), a meble za−uważało się we wsiowych chałupach.

W początku października wyjechali−śmy do Wilna. Perturbacje: władza so−wiecka – litewska – sowiecka. Uczęszcza−łam do gimnazjum Orzeszkowej, późniejdo szkoły koedukacyjnej na Bakszcie. Oj−ciec dostał mieszkanie wraz z posadąogrodnika przy cmentarzu protestanckimna Małej Pohulance – okazyjnie po wy−jeździe niemieckiego ogrodnika. Pamię−tam, że Ojciec mógł wtedy zatrudniać le−galnie studentów i innych młodych męż−czyzn przy grabieniu ścieżek cmentarnychi porządkowaniu grobów. W czasie nasi−lenia nocnych wywózek można się byłoukryć w grobowcach.

W maju 1941 r. mniej więcej na miesiącprzed wybuchem wojny niemiecko−rowiec−kiej zaistniała możliwość wyjazdu na zachódosób pochodzenia niemieckiego.

Do urzędującej w Wilnie komisji zgło−sili się Rodzice i na podstawie niemiecko

brzmiącego nazwiska zostali włączeni nalistę wyjazdową. Było to powiązane au−tomatycznie z udzieleniem obywatelstwaniemieckiego (II gr.).

Niemożliwy okazał się wyjazd do War−szawy, planowany przez Ojca. Przesie−dleńcy zostali umieszczeni w obozachprzejściowych, z których byli stopniowozwalniani ze skierowaniami do pracy.Przesiedleńcy, których wyjazd z Wilna byłucieczką przed sowieckimi wywózkami,byli mieszaniną narodowościową. W obo−zie słyszało się wszelkie języki (poza pol−skim białoruski, litewski, rosyjski, najrza−dziej niemiecki). Kierujący obozemLagerführer SS wyzywał „podopiecz−nych”: „Ihr polnische Schweine” (Wy pol−skie świnie) i zmuszał do poniżających ro−bót. Byliśmy zakwaterowani w majątkuTopolno koło Świecia, później w pomiesz−czeniach klasztornych w Chełmnie. Sły−szałam, że końcowy obóz mieścił się wLinz w Austrii, gdzie niektórzy wilnianiebyli jeszcze w 1946 roku. Było w tychobozach bezpiecznie, było co jeść, ale tonie było tak, jak sobie ci uciekinierzy nie−mieckiego (na siłę) pochodzenia wyobra−żali.

Po około roku Ojciec dostał pracę wdyrekcji lasów w Oliwie, a w rok późniejotrzymał mieszkanie w Gdańsku przy ul.Hundegasse nr 18 (ul. Ogarna). Mieszka−liśmy tam do chwili zbombardowaniadomu (częściowo całej dzielnicy) zimą1944/45.

Poznawaliśmy wtedy Gdańsk: wyda−wał się bardzo piękny – i bardzo obcy, zu−pełnie inny od Wilna. Było dość samot−nie i dość głodno. Ja rozpoczęłam pracęjako laborantka w Kat. Chemii Nieorga−nicznej na politechnice w Gdańsku orazstudia na Wydziale Chemicznym. Wspo−mnienia z tego okresu studiów bardzo sięjuż zatarły. Pamiętam nazwiska prof.Klemma, Kossela, Pohlhausena...

Pamiętam ćwiczenia laboratoryjne zchemii nieorganicznej w nadal istnieją−cych salach na I piętrze gmachu StarejChemii i wykłady z pokazami z fizyki wAuditorium Maximum.

Zdarzenia z końcowego okresu wojny:W 1944 r. latem ludność Gdańska zo−

stała zatrudniona do masowego kopaniarowów przeciwczołgowych, m.in. w la−sach oliwskich (widoczne jeszcze terazwykopy w rejonie Brętowa). Byliśmy tak−że wysłani w końcu lata 1944 do kopaniarowów w okolicach Grudziądza. Ja praco−wałam tam w kuchni przy obieraniu ziem−niaków dla setek ludzi, zatrudnionych

przy kopaniu (nazywało się to kopanierowów po niemiecku „schippen”). Ojcieczachorował na tyfus i był w szpitalu wGrudziądzu.

Z okresu studiów pamiętam jeszczepraktykę przemysłową w fabryce opako−wań blaszanych („Blaszanka”) na ul.Łąkowej. Poznałam wtedy uciążliwośćpracy przy szybko przesuwającej się ta−śmie przemysłowej.

Etapy zagłady centralnej części miastamam w pamięci fragmentarycznie. O na−lotach mówiło się, że to najczęściej so−wieckie, więc mniej „ciężkie”. Mówiło sięo pozorowanych obiektach na tereniePleniewa (?) – podświetlane makiety osie−dli. Dość wcześnie (zimą 1944–45) zaczę−ły się stale dymić spichlerze zbożowe naWyspie Spichrzów. Pożary tam i w do−mach były nieudolnie gaszone przez za−trudnionych do tego mieszkańców (starsimężczyźni, chłopcy). Po zburzeniu do−mów mieszkało się w piwnicach, możli−wie najgłębszych.

W pamięci utkwił mi duży nalot, po−dobno brytyjski, 17 stycznia (?). O pierw−szej w nocy po odwołaniu nalotu wyszli−śmy ze schronu (na zapleczu poczty) na

Autorka z bratem w Wenden

Ojciec autorki trzymający bobra z hodowli wŻemłosławiu

Page 7: Teatrzyk Bajek W zespole grali wówczas: Grażynka Ba− Hania ...Wojewódzkim w Gdańsku, w Państwo− wym Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku, w Domu Dziecka w Sopocie i wersję dla

PISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PG

Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008

3131313131

ulicę Długą. Palił się Ratusz i wieża byłapodświetlona płomieniami z płonącegobudynku głównego. Ulica Długa była wy−pełniona zwartym, milczącym i zapatrzo−nym tłumem, płaczącym cicho. Tej samejnocy paliło się muzeum i może też – po−bliskie kościoły.

Mieliśmy w Gdańsku jedną znajomą ro−dzinę poznaną przypadkiem. Była to rodzi−na Held. Rodowici gdańszczanie. KonradHeld – absolwent Politechniki (Wydz. Ar−chitektury + Wydz. Budowy Okrętów),pracownik stoczni. Mieszkał z matką isiostrą w nieukończonym domu przy na−sypie kolejowym linii Gdańsk–Kartuzy, weWrzeszczu ul. Obbergena 73 (później Wi−tosa, Fornalskiej, obecnie mjra Hubala). Ztą rodziną wymieniliśmy walizki z pamiąt−kami i pomagaliśmy sobie w istotnych mo−mentach. Ok. 20 stycznia zaproponowalinam przeniesienie się z głębokiego schro−nu bankowego (gdzie następnego dniawszyscy zginęli) do domu na Obbergena,a moi Rodzice uchronili ich później przedekscesami (dzięki znajomości rosyjskiego)przy wejściu wojsk radzieckich 28 marca1945 r. Mieszkaliśmy z nimi do czerwca1945, gdy Heldowie wyjechali do Hambur−ga. My spłacaliśmy dom (z dużą działkąprzy kolei) przez 25 lat jako mienie ponie−mieckie; przez wiele lat kończyliśmy bu−dowę, przerabialiśmy i remontowaliśmydom. Ojcu zależało na tym mieszkaniu zewzględu na możliwość ustawienia w ogro−dzie pasieki i bliskość lasu. Ojciec był za−palonym pszczelarzem, stale eksperymen−tował (przed wojną miał w Żemłosławiu35 uli). A po przejściu na emeryturę w 1972r. wędrował z pasieką na Żuławy i w BoryTucholskie (wrzosowiska).

Wracając do zniszczenia Gdańska w1945 r., to zagłada Głównego i StaregoMiasta trwała szereg miesięcy. Nie wy−daje mi się słuszne zdanie Pawła Jasieni−cy („Zakotwiczeni”, str. 15, PWN 1955),że stary Gdańsk spłonął w pół dnia. Poustaniu nalotów i zajęciu miasta systema−tyczne (odwetowe) niszczenie trwało wnastępnych miesiącach, ze szczególnymnasileniem w czerwcu.

Zdarzenia w Politechnice relacjonuje T.Sokołowska w wydawnictwie „WydziałChemiczny Politechniki Gdańskiej 1945–2000.” Na str. 10: „W styczniu 1945 r.wobec zbliżającego się frontu wschodnie−go, przerwano zajęcia dydaktyczne i roz−poczęto przygotowania do ewakuacjiUczelni. Jednocześnie w budynkach Poli−techniki powstawał szpital wojenny na2000 miejsc. W dniu 27. I. 1945 r. ewa−

kuowano statkiem do Kilonii 500 skrzyń znajcenniejszą aparaturą i najcenniejszymiksiążkami oraz ok. 300 osób z personelu”.

„26 marca 1945 r. ostatni niemieckirektor, Egon Martyrer, z grupą osób to−warzyszących opuścił wczesnym rankiemPolitechnikę i pod osłoną nocy, przez Za−tokę dotarł na Hel, gdzie jeszcze byliNiemcy. Tego dnia po południu, po krót−kim ostrzale artyleryjskim, zajęło Poli−technikę wojsko radzieckie. Wypędzonoludzi z piwnic i zlikwidowano szpital.Wtedy wybuchł w Gmachu Głównympożar, który zniszczył centralną częśćgmachu i przeniósł się na sąsiadującyGmach Chemii. Spłonął złożony w piw−nicach Gmachu Głównego centralny księ−gozbiór uczelni, ok. 100 000 tomów.”

Z okresu styczeń – luty – marzec 1945,gdy już mieszkaliśmy na ul. Obbergena,pamiętam, że 29/30 stycznia w ramachewakuacji urzędów wezwano mego Ojcajako pracownika dyrekcji lasów „Landes−forstamt Oliwa” do stawienia się z rodzinąna statek „Wilhelm Gustloff”. Ojciec od−mówił wyjazdu. „Wilhelm Gustloff” za−tonął 30. wieczorem. Oczekiwanie na ko−niec wojny było pełne grozy. Palący sięGdańsk, pogłoski o wieszaniu w WielkiejAlei żołnierzy Wehrmachtu za dezercję,zalew uciekinierów z Prus Wschodnich.Ze wzgórz widać było „bitwy” morskienad Zatoką (załoga Helu ostrzeliwałaokręty na zatoce). W marcu nasyp kolejo−wy przy naszym domu był chwilami liniąfrontu; narożnik domu trafiony pociskiem.27 marca po południu odeszły wojska nie−mieckie (chyba były już wysadzone mo−sty kolejowe, m.in. na Polankach i w Brę−towie). Wieczorem weszli Rosjanie. Wpiwnicy pełno było uchodźców. Przy zej−ściu wywiesiliśmy napis po rosyjsku: „Tut

tolko mirnoje nasielenie” (Tu tylko lud−ność cywilna), oświetlone stajenną latar−nią (brak prądu). Pierwsi „goście” byliuprzejmi, dali jajka z prośbą o usmażeniei oznajmili, że nie mają czasu, bo śpiesząna Berlin. Jeden z oficerów okazał się in−żynierem−leśnikiem, z tej samej moskiew−skiej uczelni, którą w r. 1912 kończył Oj−ciec. Poradził, żeby poprosić jakiegoś ra−dzieckiego oficera o zamieszkanie na par−terze domu, dla ochrony przed najściami.Później Ojciec – jak wszyscy mężczyźniw Gdańsku, był okresowo aresztowanyoraz wykorzystywany jako tłumacz przyprzesłuchiwaniu i wypytywany o strukturęorganizacyjną i polityczną władz niemiec−kich w Gdańsku.

Moją pierwszą pracą, w kwietniu, byłoporządkowanie ogrodnictwa (zbieranieodłamków szkła z inspektów). Chodziłosię wtedy do Oliwy po przydziałową zupę.Od pracującej też w ogrodnictwie kobie−ty dowiedziałam się, że na ul. Szymanow−skiego 15 zamieszkał organizujący uru−chomienie Politechniki prof. WłodzimierzWawryk. Zgłosiłam się do niego i zosta−łam zatrudniona 1 maja 1945 r. jako „siłafachowa” przy pracach porządkowych izabezpieczających.

Od 1 października 1945 rozpoczęłamstudia na Wydziale Chemicznym na IIroku studiów (na sem. III, zaliczającwzględnie powtarzając wszystkie przed−mioty z sem. I i II).

Praca w PG w maju i miesiącach let−nich 1945 polegała na porządkowaniuzrujnowanej częściowo uczelni i przygo−towaniu do uruchomienia studiów. Nale−żało zabezpieczyć mienie, zagrożoneprzez szabrowników lub dawnych pra−cowników, posiadających klucze. WGmachu Chemii szczególnie łakomym ką−

Pałac w Żemłosławiu (wygląd obecny) zbudowany przez Umiastowskich w II poł. XIX w.wzorowany na Łazienkach Królewskich w Warszawie

Page 8: Teatrzyk Bajek W zespole grali wówczas: Grażynka Ba− Hania ...Wojewódzkim w Gdańsku, w Państwo− wym Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku, w Domu Dziecka w Sopocie i wersję dla

3232323232

Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008

PISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PG

skiem była platyna, ew. drobny sprzęt, jaknp. odważniki, zapasy spirytusu.

Ze spraw formalnych należało załatwićprotokolarne przejęcie Politechniki odwładz radzieckich. Pamiętam, że z prof.Kopeckim wędrowaliśmy z odpowiedni−mi dokumentami (i 2 litrami spirytusu) dokomendantury radzieckiej, mieszczącejsię w dawnym gmachu komisarza LigiNarodów, (później „Żak”). Ja towarzyszy−łam wtedy prof. Kopeckiemu ze spiseminwentarza Politechniki, który sporządzi−ła moja Matka (prawdopodobnie zewzględu na dobrze czytelny charakter pi−sma i znajomość rosyjskiego). Ale niewiem, czy tam był też tekst rosyjski. Pa−miętam, że na początku były: maszynywytrzymałościowe Amslera i Losenhau−sena (szwajcarskie, zresztą do dziś czyn−ne i używane oraz duża ilość silników.

W ramach prac porządkowych i orga−nizacyjnych wspólnie z dr. Juliuszem Do−browolskim zwoziliśmy „wozem jedno−konnym” z opuszczonych mieszkań gdań−skich profesorów książki i zbiory (np. mi−neralogiczne). Do zadań naszych należałoteż zajmowanie dla PG budynków domówakademickich. Pamiętam, że naklejaneprzez nas kartki, ogłaszające zajęcie obiek−tu, były z reguły zrywane i zastępowaneinnym ogłoszeniem „własności”.

Gmach Główny i część Gmachu Che−mii, spłonęły. W Gmachu Głównym wy−palił się główny korpus budynku, zawali−ła się wieżyczka (już nieodbudowywana).Wypalona była Aula, zamiast stropu – nie−bo.

Pamiętam wędrówkę podziemnym ko−rytarzem, z latarkami, od strony Chemii podGmach Główny. Trafiliśmy na sięgające dokolan „pokłady mąki” – były to spalone

książki. Później okazało się, że w jakimśzakamarku uchroniły się książki z Akade−mii Lekarskiej, prawdopodobnie zdepono−wane dla zabezpieczenia. Przekazywałamten zbiór później prof. Mozołowskiemu.

W 1945/46 działała na terenie Gdańskaduńska akcja charytatywna „Ratujcie Dzie−ci”, prowadził ją p. Nord z Kopenhagi. Jegobrat, p. Hakon Nord, nawiązał kontakt z prof.Symem i robił u niego pracę (doktorską (?),wie o tym może prof. Szybalski).

Na naszym rozpoczętym w paździer−niku II roku studiów było nas ok. (ponad)trzydziestu studentów (mam listę), którzyjuż wcześniej rozpoczęli studia (np. Ka−rol Czapke na politechnice przed 1939 r.,Andrzej Rudnicki w Lublinie, Jerzy Ko−walczyk w Lublinie...).

Grupa studentów naszego roku z sek−cji nieorganicznej odbyła praktykę labo−ratoryjną w Kopenhadze. Nie brałam wtym wyjeździe udziału, ze względu na pra−cę dydaktyczną. Równolegle ze studiamipracowałam jako młodsza asystentka wKatedrze Mineralogii i Petrografii, kiero−wanej przez prof. Wł. Wawryka, który byłorganizatorem reaktywowanego Wydzia−łu Chemicznego i pierwszym jego dzie−kanem. W czasie studiów nie udało mi sięprzenieść do innej katedry, żeby konty−nuować kierunek chemii nieorganicznej ianalitycznej (T. Pompowski przybył póź−niej, a ja już byłam zaciągnięta pomocni−czo do licznych zajęć z mineralogii, pe−trografii, krystalografii, prowadzonychprzez zespół prof. Wawryka (w r.1948 (?)przybył Wł. Piotrowicz).

Moja współpraca polegała na przygo−towywaniu dla profesora eksponatów mi−nerałów i skał do wykładów (i egzami−nów!), wykonywaniu modeli krystalogra−ficznych i prowadzeniu ćwiczeń dla grupstudenckich. Zajęcia prowadzone wtedybyły dla pierwszego roku wydziałów:chemicznego, farmacji, budownictwa lą−dowego i wodnego. Były to tłumy mło−dzieży w różnym wieku, częściowo „podwąsem” i w mundurze. Dokuczano wte−dy asystentce z warkoczami; musiałamwyrobić sobie pewność siebie (może nad−mierną). Studenci z tego okresu pełnilipóźniej (i pełnią) ważne funkcje na uczelnii w państwie. Na przykład utkwił mi wpamięci Sylwester Kaliski, późniejszy ko−mendant WAT i minister szkolnictwa wy−

26 kwietnia 1931 – Wilno zalane wodami Wilii

Port na Motławie w Gdańsku w latach wojny

Page 9: Teatrzyk Bajek W zespole grali wówczas: Grażynka Ba− Hania ...Wojewódzkim w Gdańsku, w Państwo− wym Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku, w Domu Dziecka w Sopocie i wersję dla

PISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PG

Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008

3333333333

ższego, który zginął w 1978 r.(?) tragicz−nie w wypadku samochodowym.

Okres pracy i studiów na Wydziale Che−micznym (lata 1945–1949) były bardzo cie−kawy , bogaty w przeżycia, wrażenia, przy−jaźnie. Emocjonalnie ważna była sprawaodbudowy Gdańska. Wobec ogromu znisz−czeń (85–90% zagłady centrum) trudne byłydecyzje, co dalej. O sposobie działania za−decydowali architekci i urbaniści, pochodzą−cy głównie z Kresów, z Wilna, Lwowa.Skupieni w katedrach architektury profeso−rowie, asystenci i studenci z ogromnym za−angażowaniem decydowali o konieczności(i sposobie) odbudowy Gdańska.

„Jednym z pierwszych publicznych wy−stąpień na temat odbudowy Gdańska w jegohistorycznej formie był wykład otwarty prof.arch. Władysława Czernego, wygłoszony 1września 1945 roku w Auditorium Maxi−mum Politechniki Gdańskiej” (cyt. za „Po−litechnika Gdańska 50 lat. Wczoraj – dziś –jutro” Gdańsk 1995, str. 27).

W okresie studiów poznałam i zaprzyjaź−niłam się z grupą historyków architektury (M. Kilarski, J. Habela, A. Osiński, J. Ciem−nołoński, J. Stankiewicz, R. Massalski). Mojaznajomość języka niemieckiego, pamięć oGdańsku przed zniszczeniem, posiadane al−bumy i zdjęcia – mogły się częściowo przy−dać. Pamiętam na przykład, że wertowanebyły akta budowlane (Baupolizei) z końcaXIX wieku (zdaje się, że pisane czasamigotykiem). Tam podane były szczegóły prze−budowy czy remontów dachów kamienic.Wiedza przedwojenna o Gdańsku (Jan Ki−larski, Gdańsk z serii „Cuda Polski”, t. 11,Wyd. Polskie, Poznań 1936) i studia archi−tektoniczne obiektów tematami dyplomowy−mi stawały się poszczególne zabytki, np.Strzelnica św. Jerzego czy Złota Kamieni−ca), umożliwiła przygotowanie odbudowy.Przy sporach z nowoczesnymi planistami,postulującymi wywiezienie gruzów, wyrów−nanie terenu i nowoczesne budownictwo(„przecież brak dokumentacji – nie może−my teraz komponować pod Beethovena”) –można było przeciwstawić dokumentację.

W miarę odbudowy wracały też wy−wiezione zabytki. Tu cofnę się jeszcze razdo spraw rodzinnych. Ojciec rozpocząłpowojenną pracę 18 maja 1945 r. w Dy−rekcji Lasów Państwowych, mieszczącejsię wtedy w Sopocie (codzienna wędrów−ka na piechotę). Później Dyrekcja wróci−ła do Oliwy (Polanki 1, Dwór I). Tam Oj−ciec pracował do przejścia na emeryturęw 1952 r. Był kierownikiem drużyny urzą−dzenia lasów. Między innymi opiekowałsię kolonią bobrów, umieszczoną w Doli−

nie Radości nad Potokiem Oliwskim. Byłyto bobry sprowadzone z ZSRR, prawdo−podobnie pochodzące z naszej hodowli wŻemłosławiu. Bobry w Oliwie nie czułysię dobrze, zdarzały się odstrzały, i radzo−no Ojcu, by nie dochodził, kto kłusował.Bobry zostały przeniesione do Stacji Ho−dowli Zwierząt PAN w Popielnie na Ma−zurach. W latach pięćdziesiątych ojciec –już jako emeryt – został tam zaproszonyjako ekspert. Obecnie mamy w kraju po−dobno kłopoty z nadmiarem bobrów.

Z pracą w leśnictwie wiązał się udziałOjca w odnajdywaniu zabytków. WedługM. Kilarskiego „Czego już nie ma” (mies.„Autograf” nr 11, 1989, str. 54–60), w le−cie 1943 rozpoczęto ewakuację zagrożo−nych dzieł sztuki – wyposażenie zabytko−wych wnętrz (ołtarze, epitafia, ambony,rzeźby, malarstwo itd.). Zajmowali się tąsprawą gdańscy konserwatorzy, m.in.prof. Willy Drost i Erich Volmar. W kwiet−niu 1945, gdy Ojciec był z wielu innymiaresztowany, stykał się przez wiele dni ztakże aresztowanym Willym Drostem iwiele rozmawiali na temat, gdzie posz−czególne zabytki zostały ulokowane. Abyły to często znane Ojcu nadleśnictwa.

W połowie 1945 r. przyjechał wilnia−nin prof. Jan Borowski, skierowany do nasprzez p. Jadwigę Szaniawską (u którejprzed wojną byłam na stancji). Mieliśmyrazem zamieszkać; Borowscy znaleźli od−powiednie mieszkanie w Sopocie. Prof.Borowski został pierwszym konserwato−rem wojewódzkim. Ojciec przekazał muwiele szczegółowych wiadomości o zabyt−kach, które były wtedy zwożone do Gdań−ska. Prof. Borowski opowiadał zabawnezdarzenie. Po załadowaniu skrzyń naciężarówkę w chwili odjazdu podbiegł do

profesora chłopak, wołając: „Proszę Pana,a u nas w stodole jest jeszcze taki pan zwidelcem”. Był to Neptun.

Łączyłam studia i pracę, rozwijając jed−nocześnie różne zainteresowania. Odbyłam2 praktyki studenckie. W 1947 r. wZjednoczeniu Przemysłu Metali Nieżela−znych w Szopienicach. Ciekawe metodyanalityczne, zwiedzanie śląskich zakładówprzemysłowych, wycieczka do Zakopane−go. W 1948 r. praktyka w Miejskich Zakła−dach Ceramicznych w Cegielni Wiślinkizwiązana była z tematem mojej wykonywa−nej u prof. Wł. Wawryka pracy dyplomo−wej na temat optymalnego wykorzystaniasurowców ilastych tej cegielni. Wykonywa−nie tej pracy zaprowadziło mnie do prof. B.Bukowskiego, do którego się zwróciłam omożliwość zbadania wytrzymałości wypa−lonych walców próbnych (przy ustalaniustopnia schudzenia gliny z Wiślinek), co do−prowadziło do mego zaangażowania od1950 r. w Zakładzie Żelbetnictwa, o czymw cz. II wspomnień.

Atmosfera na studiach i w pracy byławypełniona życzliwością i zapałem. Byłstały kontakt z interesującymi ludźmi. Zprofesorów największym szacunkiem cie−szył się prof. Kamieński (chemia organicz−na), podziwiany – prof. J. Adamczewski,lubiany – T. Pompowski. Rektorat i sekre−tariat uczelni był na ul. Batorego 15 (dr K.Kubik, p. Ottowa). Do stołówki chodziłosię na ul. Piękną. Były liczne bale (w Kwa−dratowej i gdzie indziej, np. w Grand Ho−telu Bal Architektury – mam zaproszenie).

Rozwijała się turystyka, też zaintere−sowania intelektualne (np. udział w IWKR– Inst. Wyższej Kultury Religijnej). Cho−dziło się często na koncerty i przedstawie−nia operowe.

Zamek w Malborku 1945 r.

Page 10: Teatrzyk Bajek W zespole grali wówczas: Grażynka Ba− Hania ...Wojewódzkim w Gdańsku, w Państwo− wym Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku, w Domu Dziecka w Sopocie i wersję dla

3434343434

Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008

PISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PG

Odnowiłam moje zamiłowania mu−zyczne. Od dzieciństwa uczyłam się gryna fortepianie u Mamy, później w Wilnieu nauczycielki muzyki. Pamiętam jakiśpopis (egzamin) uczniów, na którym byłSt. Szpinalski i wyróżnił mnie, zalecającdalszą naukę. W domu dużo bywało mu−zyki – fortepianu i śpiewu. Po wojnie była

Zespół Redakcyjny PISMA PG planuje upamiętnić zbliżającą się70. rocznicą wybuchu II wojny światowej serią artykułów pt.

MÓJ WRZESIEŃ 1939.MÓJ WRZESIEŃ 1939.MÓJ WRZESIEŃ 1939.MÓJ WRZESIEŃ 1939.MÓJ WRZESIEŃ 1939.Zwracamy się do członków naszej społeczności akademickiejz uprzejmą prośba o nadsyłanie związanych z tym tematem

tekstów wspomnieniowych i materiałów pamiątkowych.Kontakt i informacje: tel. 058 347 17 09, e−mail: [email protected]

w mieszkaniu fisharmonia, później piani−no. Bywali u nas często pp. Borowscy(pani Halina ukończyła to samo gimna−zjum w Dyneburgu, co Mama). Bywałap. Urszula Kulkowa z małym wtedy An−drzejem. Później też p. Krystyna Jastrzęb−ska, u której brałam lekcje fortepianu.

Miałam zamiar po ukończeniu studiówzająć się muzyką. W ostatnim roku stu−diów uczęszczałam jako wolny słuchaczna przedmioty teoretyczne w średniejSzkole Muzycznej. Zdawałam je, jak teżegzamin praktyczny z fortepianu, jakoekstern (w maju 1950 r.).

Dyplom inżyniera−chemika oraz ma−gistra nauk chemicznych uzyskałam 28czerwca 1949 r. Z pracy w ZakładzieMineralogii i Petrografii PG odeszłamna własną prośbę z dniem 1 września1949 r.

Jesienią zaangażowałam się w Cukrow−ni Malbork jako chemik kampanijny. Po−znałam wtedy Zamek Malborski (licznezdjęcia). Obok pracy miałam możliwośććwiczenia na b. dobrym fortepianie. Do−jeżdżałam do Gdańska do domu i na lekcjedo p. Jastrzębskiej. W końcu kampanii cu−krowniczej zaproponowano mi stałą pracęw Malborku na stanowisku chemika w Zjed−noczeniu Przemysłu Cukrowniczego Okr.Gdańskiego. Jednak pracy tej nie podjęłam.W grudniu przyjechał do Malborka p. mgrStanisław Małasiewicz, proponując mi pra−cę na Wydziale Budownictwa LądowegoPG, w Katedrze Budownictwa Żelbetowe−go. Pracę tę rozpoczęłam 1 stycznia 1950 r.

Małgorzata Gruener (Grüner)Emerytowany profesor PG

WprowadzenieWprowadzenieWprowadzenieWprowadzenieWprowadzenie

Od pewnego czasu stopień wodnyWłocławek jest przedmiotem żywego za−interesowania opinii publicznej, władzpaństwowych, a także miejscowej ludno−ści i oczywiście hydrotechników.

Jest to spowodowane głównie stanemjego bezpieczeństwa oraz znaczącymwpływem na środowisko rzeki Wisły iprzyległych terenów.

O budowie tego stopnia, jego konstruk−cji i funkcji zdecydowały w bardzo dużymstopniu opracowania studyjne, opinie i eks−pertyzy, a także badania wykonane przezpracowników byłego Wydziału Budownic−twa Wodnego, a w szczególności byłej Ka−tedry Budownictwa Wodnego. Między in−nymi te okoliczności skłoniły autora do tego,by na łamach „Pisma” przedstawić Czytel−nikom kompleks istotnych zagadnień uję−tych w tytule. Jest to głównie i przedewszystkim spojrzenie hydrotechnika.

Krótki opis stopniaKrótki opis stopniaKrótki opis stopniaKrótki opis stopniaKrótki opis stopnia

Stopień Włocławek został zbudowanyw latach 1962–1969, jako jeden z ośmiustopni projektowanej kaskady Dolnej Wi−sły. Kaskada ta miała dostarczyć do sys−temu energetycznego kraju ponad 4 mi−liardy kWh rocznie oraz utworzyć drogęwodną dla żeglugi śródlądowej, łączącejmiędzy innymi Górny Śląsk z portamiGdańsk – Gdynia. Nie rozpoczęto reali−zacji całej inwestycji od górnego stopnia,tj. Wyszogrodu, lecz od budowy stopniaWłocławek, gdyż jego funkcje miały byćszczególne, a od strony energetycznej byłto obiekt najbardziej korzystny.

W skład stopnia wchodzą następująceobiekty hydrotechniczne:1) zapora ziemna filtracyjna o szerokości

w koronie 12 m, długości 670 m i ob−jętości 1,10 mln m3;

2) jaz 10−przęsłowy o łącznym świetle200 m, zamykany zasuwami płaskimi

powłokowymi, umożliwiającymi prze−puszczanie wody dołem i górą m.in. dlazrzutu kry lodowej;

3) elektrownia wodna wyposażona w 6zespołów prądotwórczych o łącznejmocy 162 MW i dająca roczną pro−dukcję czystej energii odnawialnej od700 do 1000 mln kWh (zależnie oddopływu wody). Na szczególną uwa−gę zasługują turbiny o osi pionowej,których wirnik ma średnicę 8,00 m iktórych łączny wydatek wynosi 2250m3/s;

4) śluza komorowa o długości 115 m i sze−rokości 12 m;

5) przepławka dla ryb o wymiarach ko−mór 2,50 x 5,00 m, umieszczona w fi−larze działowym pomiędzy jazem ielektrownią w celu ułatwienia rybomznalezienia właściwej drogi służącej dopokonania stopnia.Stopień piętrzy wodę w granicach 10–

12,0 m i tworzy zbiornik (nazwa geogra−ficzna – jezioro zaporowe) o aktualnej po−jemności całkowitej ca 370 mln m3 i po−jemności użytkowej (w obrębie wahańpoziomów wody) o objętości 53 mln m3.Lokalnie zbiornik jest obwałowany.

Stopień wodny WłocławekStopień wodny WłocławekStopień wodny WłocławekStopień wodny WłocławekStopień wodny Włocławek– jego stan i oddziaływanie na rzekę– jego stan i oddziaływanie na rzekę– jego stan i oddziaływanie na rzekę– jego stan i oddziaływanie na rzekę– jego stan i oddziaływanie na rzekę

Autorka i Hakon Nord z duńskiej misji pomo−cowej „Ratujcie Dzieci”

Page 11: Teatrzyk Bajek W zespole grali wówczas: Grażynka Ba− Hania ...Wojewódzkim w Gdańsku, w Państwo− wym Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku, w Domu Dziecka w Sopocie i wersję dla

PISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PG

Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008

3535353535

Koszt budowy całego stopnia wyniósł2,1 mld ówczesnych złotych, tj. około 3,0mld PLN plus 6 mln złotych, które dosta−ła Politechnika Gdańska, za co zbudowa−no pawilony przy ul. Siedlickiej. Nakła−dy inwestycyjne zwróciły się po 8 latachpracy elektrowni. Aktualnie elektrowniadaje przychód ca 250–300 mln PLN i czy−sty dochód rzędu 200 mln PLN rocznie(szczegółowe dane stanowią tajemnicęwłaściciela elektrowni). Przez ponad 30lat elektrownia pracowała szczytowo ipodszczytowo oraz przepływowo przynaj−mniej jedną jednostką, zapewniając nadolnej wodzie tzw. przepływ biologicz−ny i gwarantując dopływ wody do istnie−jących i nowo wybudowanych ujęć wodyprzemysłowej i komunalnej.

Wpływ stopnia na koryto rzekiWpływ stopnia na koryto rzekiWpływ stopnia na koryto rzekiWpływ stopnia na koryto rzekiWpływ stopnia na koryto rzekii przyległe terenyi przyległe terenyi przyległe terenyi przyległe terenyi przyległe tereny

Wisła, tak jak inne polskie rzeki, pro−wadzi znaczne ilości rumowiska mineral−nego oraz substancji pochodzenia orga−nicznego. Szczególnie dotkliwe były za−nieczyszczenia pochodzenia organiczne−go, wywołane głównie brakiem oczysz−czalni ścieków komunalnych i przemysło−wych, oraz zanieczyszczenia rolnicze (na−wozy mineralne).

Zbiornik zatrzymuje prawie w całościrumowisko wleczone po dnie, tj. ca 2,5mln ton rocznie oraz 41–43% rumowiskaunoszonego, tj. ca 350 tys. ton rocznie.

Rumowisko wleczone złożone w ob−rębie cofki (na wysokości Płocka) jestusuwane z koryta rzeki, by nie dopuścićdo nadmiernego jego wypełnienia i dokatastrofy, jaka wystąpiła zimą 1982 roku,kiedy to woda w rzece na płyciznach cał−kowicie zamarzła, a dopływająca wodawylała się z brzegów i zalała lewobrzeżną

część miasta Płocka oraz bardzo liczneokoliczne wsie. W ciągu 35 lat eksploata−cji stopnia w zbiorniku zgromadziło sięca 43 mln ton, tj. 31 mln m3 osadów.Wśród tych osadów znajduje się około 40tys. ton substancji toksycznych, począw−szy od arsenu, a skończywszy na wana−dzie. Według oceny specjalistów zanie−czyszczenia te nie oddziałują negatywnieani na wodę, ani na faunę, gdyż są przy−krywane warstwą klasycznego rumowiskamineralnego (piaski i pyły).

Na przyległe środowisko zbiornik od−działuje pozytywnie, na całym rozległymobszarze lewobrzeżnym podniósł się po−ziom wód gruntowych, co zahamowałoproces stepowienia i spowodowało zna−czący rozwój lasów i wzrost produkcjirolnej. Ustabilizowany poziom wód wzbiorniku zapewnił licznym zakładomprzemysłowym Płocka swobodny i wy−godny dostęp do wody.

W sposób o wiele bardziej złożony idestrukcyjny stopień wodny Włocławekwpłynął na koryto rzeki na dolnym sta−nowisku na przestrzeni około 50 km.Wskutek braku ciągłości przepływu(transportu) rumowiska spowodowanegoakumulacją na zbiorniku wystąpiła bez−pośrednio za stopniem erozja koryta rze−ki. Rozprzestrzeniała się ona sukcesyw−nie zarówno na głębokości, jak też dłu−gości. Aktualnie erozja dotknęła korytorzeki na długości ca 30 km. Część wy−erodowanego rumowiska została złożo−na w korycie rzeki na długości niespełna20 km, a część została wyniesiona aż doujścia. Obok innych, wytworzyły się dwabardzo niekorzystne zjawiska. Bezpo−średnio za stopniem obniżyło się znacz−nie dno i zwierciadło wody. W stosunkudo stanu pierwotnego obniżenia pozio−

mu dolnej wody wynosi: Dh = 2,60 mprzy przepływie Q = 350 m3/s, Dh = 2,26przy Q = 930 m3/s, Dh = 1,56 przy Q =2230 m3/s. Odsłoniły się rury ssące elek−trowni, co uniemożliwia normalną pracęturbin. Trzeba było za jazem i elektrow−nią wybudować próg podpiętrzający znarzutu kamiennego. Po paru latach eks−ploatacji próg został poważnie uszkodzo−ny i aktualnie wymaga gruntownej rekon−strukcji, tym bardziej że za progiem po−wstał wybój sięgający niemal 8 metrówponiżej dna rzeki. Ucieczka wody spodstopnia przysporzyła poważnych trudno−ści jednostkom żeglugowym. Zbyt małagłębokość na progu śluzy uniemożliwiaśluzowanie taboru pływającego, w tymłamaczom lodu, przy niskich stanach iprzepływach wód.

Powstały też duże trudności w zaopa−trzeniu w wodę kilku zakładów przemy−słowych, w tym Azotom włocławskim.Odsłoniły się nadmiernie bulwary śród−miejskie. Liczne odsypiska i mielizny wy−stępujące pomiędzy Nieszawą a Toruniemutrudniają żeglugę i grożą powstaniem za−torów lodowych, bardzo trudnych lub na−wet niemożliwych do likwidacji przez lo−dołamacze. A to mogłoby wywołać nie−botyczną katastrofę na przyległych tere−nach.

Rozpoczynając 46 lat temu budowęstopnia wodnego we Włocławku bazo−wano na tym, że w ciągu najbliższych 10–15 lat zostanie zbudowany następny sto−pień kaskady, tj. stopień Ciechocinek,który ustabilizuje dno rzeki i zagwaran−tuje odpowiednie poziomy wód pomię−dzy obydwoma stopniami, co będziewielce korzystne dla różnych użytkow−ników tych wód. Za istniejący stan rze−czy niesłusznie obwinia się tylko stopieńwody we Włocławku. Jest natomiast fak−tem, że w ciągu kilkudziesięciu lat nieprowadzono na dolnej Wiśle robót regu−lacyjnych, nie dbając zupełnie o stan ko−ryta rzeki. Nic więc dziwnego, że rzekakompletnie dziczała od Włocławka doSilna, a budowle regulacyjne – wyko−nane jeszcze w XIX wieku przez Prusyponiżej Silna – uległy poważnej degra−dacji.

Aktualny stan bezpieczeństwaAktualny stan bezpieczeństwaAktualny stan bezpieczeństwaAktualny stan bezpieczeństwaAktualny stan bezpieczeństwastopnia Włocławekstopnia Włocławekstopnia Włocławekstopnia Włocławekstopnia Włocławek

Wbrew obiegowej opinii stan bezpie−czeństwa stopnia Włocławek nie jest zły.Wszystkie kryteria bezpieczeństwa wy−magane przez przepisy państwowe sąspełnione. W minionych kilku latach zo−

Page 12: Teatrzyk Bajek W zespole grali wówczas: Grażynka Ba− Hania ...Wojewódzkim w Gdańsku, w Państwo− wym Pogotowiu Opiekuńczym w Gdańsku, w Domu Dziecka w Sopocie i wersję dla

3636363636

Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008Nr 5/2008

PISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PGPISMO PG

stał przeprowadzony remont kapitalnyelektrowni i jazu. Niewielkie dodatkoweroboty na zaporze ziemnej poprawią jesz−cze co nieco jej stateczność. Pogłoski omożliwości upłynnienia korpusu zaporynależy włożyć między bajki. Jednakżetrzeba liczyć się z tym, że istnieją poważ−ne utrudnienia w prawidłowym funkcjo−nowaniu elektrowni i śluzy. W pierwszymprzypadku prowadzi to do znaczącychstrat ekonomicznych, a w drugim – zde−cydowanie utrudnia walkę z zalodzeniemzarówno powyżej, jak i poniżej stopnia.Jest pewne, że tempo erozji koryta rzekibezpośrednio za stopniem będzie malało,aż kiedyś ustanie (może po 20–30 latach).Tym niemniej z pewnością powstanie sy−tuacja zagrażająca takim budowlom, jakjaz i elektrownia. A stateczność zapory niejest zagrożona z tego powodu, że im niż−szy stan wody dolnej, tym statecznośćskarpy odpowietrznej jest w zasadziewiększa. Jednakże dla prawidłowegofunkcjonowania stopnia i jego przyszłe−go bezpieczeństwa należy już teraz pod−jąć środki zaradcze. Propozycje są tu na−stępujące:a) odbudowa istniejącego progu podpię−

trzającego wody za jazem i elektrow−nią,

b) budowa nowego progu za mostem wodległości ca 6,0 km od stopnia,

c) budowa stopnia wodnego Nieszawa –Ciechocinek.Budowa (odbudowa) progu podpiętrza−

jącego powinna być uzupełniona przez za−instalowanie nowej dodatkowej przepław−ki dla ryb i nowej dodatkowej śluzy żeglu−gowej. Koszt takiej inwestycji wyniósłbyca 1,5–1,6 mld PLN. Poza poprawieniemfunkcjonowania stopnia we Włocławkużadne z tych dwu rozwiązań nie dałobydodatkowych korzyści materialnych.

Budowa stopnia Nieszawa – Ciecho−cinek nie tylko by spowodowała przy−wrócenie normalnych warunków funk−cjonowania stopnia we Włocławku, ujęćwody, oraz usunęłaby zagrożenie zato−rami, ale przyniosłaby korzyści material−ne w postaci produkcji energii elektrycz−nej w ilości ca 350–550 mln kWh, cowarte by było 100–180 mln PLN rocz−nie, zależnie od przyjętej mocy instalo−wanej elektrowni. Ten nowoczesny sto−pień, spełniający w dużej mierze wymo−gi ekologiczne, byłby wyposażony wdwie przepławki dla ryb (komorową ibrzegową) oraz tworzyłby przyjazne azy−le dla ptactwa wodnego i fauny rzecznej.Aby nie dopuścić do analogicznej erozji

dna poniżej tego stopnia, należałoby dorzeki wrzucić rumowisko mineralne, jakto czynią Niemcy na Renie i Austriacyna Dunaju.

Czy likwidacja stopniaCzy likwidacja stopniaCzy likwidacja stopniaCzy likwidacja stopniaCzy likwidacja stopniaWłocławek rozwiąże problemyWłocławek rozwiąże problemyWłocławek rozwiąże problemyWłocławek rozwiąże problemyWłocławek rozwiąże problemy

ekologiczne i ekonomiczneekologiczne i ekonomiczneekologiczne i ekonomiczneekologiczne i ekonomiczneekologiczne i ekonomiczne

Radykalne środowiska ekologiczneusilnie dążą do tego, aby zlikwidować sto−pień wodny Włocławek lub przynajmniejznacząco obniżyć poziom piętrzenia, wy−łączając z pracy elektrownię wodną. Upodstaw takich propozycji leży idea od−tworzenia naturalnego koryta rzeki Wisły,zadeklarowanego onegdaj przez dawniej−szego ministra środowiska. Być może po−mysłodawcy takiego rozwiązania proble−mu nie są świadomi tego, że ewentualniedopiero po wielu, wielu latach koryto rzekiponiżej stopnia wróciłoby do stanu pier−wotnego. Tak w jednym, jak i w drugimprzypadku miałoby dojść do wydobyciaosadów z czaszy zbiornika i ich utyliza−cji, której koszt szacowany jest na 4,5–4,8 mld PLN.

Likwidacja stopnia to dalszy wydatekrzędu 1,6–1,8 mld PLN. Zaprzestaniewytwarzania energii elektrycznej przezelektrownię przyniesie nie tylko straty fi−nansowe, których wielkości przedstawio−no wyżej. Wobec braku energii w Pol−sce, zaszłaby potrzeba zainstalowania iprodukowania ekwiwalentnej ilości ener−gii elektrycznej (700–800 GWh rocznie)w elektrowni cieplnej. A to wymagałobyzużycia ca 30–32 tys. ton węgla. Tu po−wstałyby niebagatelne koszty inwesty−cyjne i eksploatacyjne. Tymczasem wia−domo, że elektrownie cieplne są niezwy−kłymi trucicielami środowiska i produ−centami gazów cieplarnianych (CO

2). Jak

zatem pogodzić zastąpienie produkcjienergii elektrycznej czystej i odnawial−nej przez produkcję energii, której wy−tworzenie dostarczy krajowi dodatko−wych i niebagatelnych trudności, szcze−gólnie w sytuacji, gdy Polska musi obni−żyć wytwarzanie gazów cieplarnianycho 20% w stosunku do stanu aktualnego?Jest jeszcze inny poważny problem: czyrzeczywiście można doprowadzić Wisłędo całkowitego stanu naturalnego, niebacząc na to, że wzdłuż jej biegu zain−stalowały się liczne zakłady przemysło−we, których produkcja wymaga znacz−nych ilości wody (elektrownie, papiernie,produkcja nawozów sztucznych itp.).Czy można dopuścić do tego, by tworzy−

ły się zatory lodowe, jak to dawniej by−wało, by powstawały gigantyczne powo−dzie, generujące straty gospodarcze i tra−gedie ludzkie? Po ocenieniu całokształ−tu problemów, nasuwa się jedynie słusz−ny wniosek: Wisła Dolna powinna byćzabudowana w rozsądnym wymiarze(przynajmniej przez budowę stopnia Cie−chocinek), przy szerokim uwzględnieniuwymogów ekologicznych.

Stefan BednarczykEmerytowany profesor PG

Spokojna „Górna Wodo”, ile¿ piêknaW cichym spoczynku Twej toni lustrzanejCo ukazuje lasu ca³e piêtraI cumulusów obraz odwrócony.. . .Próbujê zgadn¹æ, o czym marzysz dzisiaj:O dzikim pêdzie miêdzy ³opatkamiMaszyny wodnej: Turbiny FrancisaJej oddasz sw¹ moc, dot¹d utajan¹Po czym, w triumfie, aczkolwiek zmêczona,Z poczuciem pracy dobrze wykonanejWypadniesz z hukiem w „Dolnej Wody” stronêBy ju¿ po chwili, gasz¹c bia³e pianyW krajobraz p³askich pól siê wtopiæCichy, spokojny i dobrze Ci znany…*A Cz³owiek… Ten sam, co Ciê zniewoli³,Do pracy zaprzêgaj¹c u¿ytecznejCo wieczór gestem œmia³ym, lecz spokojnymWykona powtarzalnych, lecz koniecznychSzereg czynnoœci swoich rutynowych– Dobra, wchodzimy! Tak, maszyna druga……Gdzieœ za minutê… Uwaga… Gotowe!Zielona lampka na pulpicie mruga…(Synchronizator: automat sam w³¹czyGdy dwóch sinusoid zgodnoœæ zauwa¿y)…O, w³aœnie teraz! Rozruch siê zakoñczy³.I – ledwie widoczny uœmieszek na twarzy…*Tak co dzieñ… Œciœlej – rano i z wieczoraWoda pracuje w polskim krajobrazieKoniec wycieczki… Nam ju¿ wracaæ pora…– By³o ciekawe! – Pa, dziêki! – Na razie!

Elektrownia wodna

Z tek i poezj i

Marek KoralunAbsolwent PG