richard paul evans, "list"

22
NIE POZWÓL ZGASNĄĆ MI ŁOŚCI, TO ONA POZWOLI CI PRZEJŚĆ PRZEZ MROK. LIST RICHARD PAUL

Upload: siw-znak

Post on 05-Apr-2016

218 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

 

TRANSCRIPT

Page 1: Richard Paul Evans, "List"

Nawet największa miłość może się zachwiać w cieniu tragedii.

MaryAnne i David przeszli razem niejedno, ale wciąż łączy ich szcze-re i trwałe uczucie. Małżonkowie mieszkają w urokliwej rezydencji,

otoczeni gronem serdecznych przyjaciół.

Los jednak wystawia ich na wielką próbę – umiera ich trzyletnia córeczka. Po tym przeżyciu David zaczyna uciekać przed emocjami w pracę. Chociaż jego miłość do MaryAnne jest głęboka, mężczyzna przez lata nie widzi swoich błędów – dopiero wyjazd ukochanej i pozostawiony przez nią list otworzą mu oczy i popchną go do wiel-

kich zmian w życiu.

Czy MaryAnne i David odnajdą drogę powrotnądo wspólnego szczęścia?

Czy Davidowi uda się pogodzić z przeszłością?

Czy pomagając innym, mężczyzna zdoła pomóc także sobie?

List Richarda Paula Evansa to inspirująca historia o nieprzemija-jącej sile miłości, która wzruszyła miliony czytelników. Opowieść przenosi nas w pełne kontrastów lata trzydzieste ubiegłego wieku, czas wystawnych przyjęć i początków big-bandów, a zarazem upad-

ku wielkich fortun i dotkliwej nędzy.

NIE POZWÓL ZGASNĄĆ MIŁOŚCI,TO ONA POZWOLI CI PRZEJŚĆ PRZEZ MROK.

LIST

RICH

ARD

PA

UL

Cena 34,90 zł

LIST

Evans_List_okladka_druk.indd 1 2014-09-30 14:39:15

Page 2: Richard Paul Evans, "List"
Page 3: Richard Paul Evans, "List"

RICHARD PAULEVANSList

tłumaczenie Hanna de Broekere

Kraków 2014

Page 4: Richard Paul Evans, "List"

Książki z dobrej strony: www.znak.com.plSpołeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Wydanie I, Kraków 2014Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Druk: Drukarnia Skleniarz

Tytuł oryginałuThe Letter

Copyright © 1997 by Richard Paul Evans

Copyright © for the translation by Hanna de Broekere

Projekt okładkiMagdalena Zawadzka

Fotografia na pierwszej stronie okładkiCopyright © Lee Avison/Arcangel Images

Opieka redakcyjnaJulita CisowskaAlicja GałandzijBogna Rosińska

Opracowanie tekstu i przygotowanie do drukuPracownia 12A

ISBN 978-83-240-2609-8

Page 5: Richard Paul Evans, "List"

Książki z dobrej strony: www.znak.com.plSpołeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Wydanie I, Kraków 2014Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Druk: Drukarnia Skleniarz

Podziękowania

M ówi się, że umysł pisarza jest jak kapelusz magika – nie można z niego wyjąć niczego, czego się wcześniej

do niego nie włożyło. Świadom tego faktu pragnę wymienić osoby, wobec których mam dług wdzięczności: C.S. Lewis, doktor Viktor E. Frankl, doktor M. Scott Peck oraz Neal A. Maxwell. Niech ich słowa nieustannie oświetlają nasze kręte ścieżki i prowadzą nas podczas naszych wędrówek.

Po raz kolejny składam podziękowania moim dwóm Laurie: redaktor Laurie Chittenden, za jej przenikliwość i spokój, oraz Laurie Liss, mojej nadzwyczajnej agentce, za wszystko. Dziękuję również Brandi Anderson za pomoc w researchu oraz JoAnn Bongiorno z hotelu Drake z Chi-cago za gościnność i pomoc. Z wielkim smutkiem żeg-nam Celeste Edmunds, moją drogą przyjaciółkę i sekre-tarkę, jedną z pomysłodawców fundacji Christmas Box i pierwszych posiadaczy bransolet. Dziękuję ci za wszyst-kie lata zaangażowania i pracy, Cel. Szczęśliwej podróży.

Pragnę też wyrazić wdzięczność, niezmienną, mojej Keri, za jej postawę i wsparcie. Oraz trzem małym dziewczynkom, dzięki którym kręci się mój świat.

Page 6: Richard Paul Evans, "List"
Page 7: Richard Paul Evans, "List"

Ojcu

Page 8: Richard Paul Evans, "List"
Page 9: Richard Paul Evans, "List"

(…) te mroczne dni będą warte kosztów, które poniesiemy, jeśli nauczą nas,

że naszym prawdziwym przeznaczeniem nie jest to, by nam służono, ale byśmy służyli sami sobie

i naszym braciom.Franklin Delano Roosevelt,

przemówienie inauguracyjne, 4 marca 1933

Page 10: Richard Paul Evans, "List"
Page 11: Richard Paul Evans, "List"

11

Prolog

K iedy człowiek pierwotny był po raz pierwszy świadkiem zaćmienia Słońca, z pewnością czuł śmiertelną grozę –

świetlistą kulę pochłaniał drapieżny księżyc, światło stopnio-wo gasło i ziemię ogarniały ciemności. Aborygeni padali na ziemię, płacząc z powodu utraty płomienia na niebie i z lęku przed wieczną nocą.

Bliższe naszym czasom, bardziej oświecone pokolenia lękały się tego zjawiska w nie mniejszym stopniu. Niektó-re z nich, jak te w wiekach ciemnych, trwały przez stule-cia, inne, na szczęście, mijały szybko. Nie jestem pewien, co przysparzało ludziom większej udręki: dramatyzm sytuacji czy niepewność, kiedy skończą się ciemności, w czasie któ-rych wołali w stronę niewzruszonego nieba: jak długo, Pa-nie? Jak długo?

Jeden z najdłuższych okresów mroku, które spowiły świat, ochrzczony w annałach historii jako wielki kryzys, rozpoczął się w tragicznym październiku 1929 roku. Jego początkiem był krach na giełdzie nowojorskiej. Chyba nie było zakątka na tej ziemi, w którym nie odczuwano by grozy i skutków spowodowanych upadkiem tej wielkiej instytucji.

Page 12: Richard Paul Evans, "List"

12

O tragizmie tamtych czasów mogą wiedzieć jedynie ci, którzy byli świadkami i ofiarami upadłości banków odbie-rających milionom ludzi miejsca pracy, domy i nadzieję.

Jednak wśród opowieści pełnych rozpaczy są również hi-storie cichego heroizmu, opowiadające o sklepikarzach prze-dłużających kredyty swoim klientom, którzy nie mieli nigdy szansy ich spłacić, o właścicielach niedomagających się czyn-szu za wynajmowane domy i mieszkania i doprowadzających się tym samym do nędzy. Często zdarza się, że w najgor-szych chwilach życia ujawniają się w ludziach ich najlepsze cechy – w najzwyczajniejszych spośród nas budzą się naj-wznioślejsze odruchy.

W to, że okoliczności wyzwalają w człowieku wielkość ducha, wierzę tak samo jak w to, że płótno czyni artystę. Niedola tworzy jedynie tło, na którym malujemy wierną po-dobiznę naszej duszy. Gwiazdy najlepiej widać, gdy niebo jest najciemniejsze.

W czasie tamtych ponurych dni w pewnym zakątku świata – na cmentarzu w Salt Lake City – u stóp zaśnieżo-nej figurki aniołka na grobie małej dziewczynki znaleziony został list.

Natrafiłem na ten list zimą 1949 roku. Tkwił pomiędzy stronami dziennika, który należał do ojca zmarłej dziew-czynki, i na pierwszy rzut oka wydał mi się bez znaczenia. Dopiero po przeczytaniu dziennika zrozumiałem, jak waż-ny był to list i jakie spowodował wydarzenia.

Dziennik – ostatni tom z serii oprawnych w skórę bru-lionów opisujących życie Davida i MaryAnne Parkinów – stał się moją własnością tuż po śmierci MaryAnne. Jej mąż, David, zmarł czternaście lat wcześniej.

Page 13: Richard Paul Evans, "List"

13

MaryAnne Chandler Parkin była piękną Angielką o mą-drych i smutnych oczach, świadczących o tym, że zaznała i szczęścia, i cierpienia. Nawet w jesieni swego życia nadal była piękną kobietą, choć z perspektywy czasu nie jestem pewien, czy jej uroda była wyłącznie cielesna, czy może bar-dziej duchowa, wynikająca z godności i dobroci cechujących jej osobowość. Bez względu na to, jaka była prawda, Mary-Anne uosabiała współczucie – a miłość wszystko czyni na-dobnym.

Moja żona Keri i ja wynajmowaliśmy mieszkanie w rezy-dencji wdowy Parkin do chwili jej śmierci w wigilię Bożego Narodzenia 1948 roku. Tamte zimowe dni miały na zawsze pozostać w naszej pamięci.

Z zapisków w dzienniku Davida Parkina dowiedziałem się wielkiej prawdy o życiu – i o wszystkich związkach mię-dzyludzkich – mianowicie takiej, że nawet największa mi-łość może się zachwiać w cieniu wielkiej tragedii. Jestem przekonany, że historia Davida i MaryAnne to po prostu historia miłości, jednak pozbawionej wydumanego romanty-zmu z wierszy i szmatławych czytadeł. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Uważam, że miłość, w swej naj-prawdziwszej postaci, to nie chodzenie z głową w chmurach i przeżywanie katuszy, ale uczucie o wiele bardziej naturalne, wymagające pielęgnacji i czasu, aby mogło się w pełni rozwi-nąć, i dlatego w swej najlepszej formie objawia się nie w okre-sie nieopierzonej młodości, ale pomarszczonej dojrzałości.

Kochający się ludzie napotykają na drodze życiowej licz-ne przeszkody i, zmagając się z nimi, poznają prawdziwe ob-licze swojego uczucia. Istota autentycznej miłości to dużo więcej niż burza namiętności, to lojalność i szczera przyjaźń.

Page 14: Richard Paul Evans, "List"

I chociaż uczucie to może być chwilowo osłabione przeciw-nościami, nigdy nie gaśnie ani się nie poddaje, trwając przy wzniosłych ideałach, które wykraczają poza tę ziemię i ten czas, podczas gdy namiastka miłości w obliczu problemów się kończy; ludzie, którzy myśleli, że łączy ich coś trwałego, stwierdzają, że się pomylili, i szybko uciekają, żeby znaleźć prawdziwe uczucie.

*

Oto historia miłości Davida i MaryAnne Parkinów.

Page 15: Richard Paul Evans, "List"

15

Rozdział 1

Spotkanie na cmentarzu

Grabarz to osobliwy człowiek, zniewolony rytuałem i stałością. Zajęcie wybrał sobie dobre,

jako że nic nie jest tak niezawodne jak śmierć.Z dziennika Davida Parkina, 29 stycznia 1934

Cmentarz Salt Lake City, 1933

K iedy nad smaganych lodowatym wiatrem cmentarzem zapadł zmrok, grabarz mozolnym ruchem artretycz-

nych rąk włożył płaszcz, czapkę i szalik, zapalił knot świecy w latarni, po czym wyszedł ze swojej chatki na zaśnieżony cmentarz, aby zamknąć na łańcuch bramy cmentarne z oba-wy przed rabusiami okradającymi groby. Do grabieży doszło tylko raz, czterdzieści siedem lat wcześniej, na początku jego pracy. Mężczyzna uznał wtedy, że teren jest zagrożony, i za-czął zamykać bramy, a był niewolnikiem własnych przyzwy-czajeń, zarówno w myśleniu, jak i w działaniu.

Starzec ruszył w kierunku północnym po zasypanej śnie-giem alejce, aż doszedł do miejsca, skąd na tle ciemnego

Page 16: Richard Paul Evans, "List"

16

nieba było widać sylwetkę marmurowego aniołka na oświet-lonym księżycową poświatą wzgórku. Figurkę postawiono przy mogile trzyletniej dziewczynki, jedynego dziecka Da-vida i MaryAnne Parkinów, zamożnego małżeństwa z Salt Lake City. Aniołek stał się punktem orientacyjnym dla gra-barza, który przed dwudziestu laty celowo zaczął odbywać poranny obchód terenu ze wschodu na zachód, by nie na-trafić na matkę dziecka płaczącą u stóp figurki.

Wszedłszy na wzgórek, grabarz, ku swemu zaskoczeniu, zobaczył kobietę kucającą u podnóża aniołka. Mężczyzna uznał ten widok za dziwny, ponieważ od chwili gdy marmuro-wa rzeźba zaczęła zdobić jego cmentarz, piękna matka dziew-czynki nigdy nie przychodziła na jej grób po zmierzchu.

Zwolnił kroku, mając nadzieję, że słabe światło latarni lub skrzypienie jego butów w śniegu obwieszczą jego na-dejście, nie powodując przestrachu u kobiety, która, pogrą-żona w smutku, nie była świadoma tego, co się wokół niej dzieje. Zatrzymał się pięć metrów przed nią. Cicho padał śnieg. Mężczyzna niecierpliwym gestem wyciągnął zegarek kieszonkowy, przyjrzał mu się w migotliwym świetle latar-ni, wsunął go z powrotem do kieszeni, po czym, czując, że ustalony porządek jest zagrożony, głośno odchrząknął. Para z jego ust utworzyła w mroźnym powietrzu mglisty obłok.

Kobieta podniosła głowę. – Pani Parkin, muszę zamknąć cmentarz.Postać poruszyła się niezgrabnie, z trudem dźwigając się

z ziemi. Ku wielkiemu zaskoczeniu grabarza nie była to peł-na gracji, smukła matka zmarłej dziewczynki, ale starsza od niego, tęga kobieta o pomarszczonej twarzy. Jej włosy o stalowym odcieniu, obwiązane cynobrową chustką, były

Page 17: Richard Paul Evans, "List"

17

splątane nad czołem. W świetle latarni na jej twarzy zalśni-ły ślady łez. Oszołomiona kobieta zwróciła na niego wzrok.

– Przepraszam panią. Myślałem, że to ktoś inny… Szare oczy nieznajomej się rozszerzyły. – Jest po zmroku, muszę zamknąć cmentarz – ciągnął

grabarz.Kobieta pokiwała wolno głową, po czym wytarła policz-

ki otwartą dłonią. – Już sobie idę – powiedziała głosem równie żałosnym jak

jej wygląd. Odwróciła się ponownie w stronę aniołka i głęboko westchnęła, a jej zgarbione plecy uniosły się i opadły.

Grabarz spojrzał na granitową podstawę figurki, na której leżał dar kobiety: koperta, a na niej szkarłatna róża.

– Czy wieczorem odjeżdża jeszcze jakiś tramwaj? – Ostatni kurs do zajezdni o dziewiątej czterdzieści

pięć. – Dozorca ponownie zerknął na zegarek kieszonko-wy. – Ma pani jeszcze dwadzieścia minut.

– Dziękuję – wymamrotała kobieta. Idąc ze zwieszoną głową pomiędzy drewnianymi i ka-

miennymi tablicami nagrobnymi, skierowała się w stronę bramy, brnąc w sięgającym do połowy łydki śniegu i po-zostawiając za sobą szerokie ślady. Po chwili zniknęła za zagajnikiem wierzb płaczących.

Nie tracąc czasu na rozmyślania, grabarz ruszył na dalszy obchód cmentarza. Przy północnej bramie znalazł się sześć minut i trzynaście sekund później, niż miał to w zwyczaju.

W odróżnieniu ode mnie MaryAnne często odwiedza grób naszej córki – nierzadko z cotygodniową regularnością.

Page 18: Richard Paul Evans, "List"

18

Nie wiem, co jej daje ten rytuał, nie mam też pojęcia o jego szczegółach, ale po powrocie do domu moja żona ma podpuchnięte oczy i słaby głos. MaryAnne uzewnętrz-nia pamięć o tragedii, natomiast ja ją głęboko skrywam. Powiedziałbym, że każdego dnia nasze serca coraz bardziej oddalają się od siebie, nie jestem tego jednak całkowicie pewien.

Z tak wielkiej odległości trudno zauważyć, jak przybywa kolejnych centymetrów.

Z dziennika Davida Parkina, 11 października 1933

MaryAnne Parkin stała przed marmurowym aniołkiem niemal tak nieruchoma jak posąg. Padający od długiego czasu drobny śnieg utworzył warstwę sięgającą już powy-żej kostek jej sznurowanych trzewików ze skóry. Promie-nie wschodzącego słońca oświetlały połowę twarzy i szaty aniołka, podczas gdy jego druga część pozostawała jeszcze w mroku, upodabniając figurę do księżyca w kwadrze. Na śniegu były widoczne liczne ślady stóp, pozostałości po po-przednich wizytach, biegnące ku podstawie pomnika, gdzie utworzyły zagłębienie. MaryAnne wiedziała, że nie wszyst-kie ślady zostały wydeptane przez nią, ponieważ, gdy weszła na cmentarz, spotkała grabarza, a ten powiedział jej o star-szej kobiecie, którą zastał dwa dni wcześniej wieczorem klę-czącą przy aniołku i którą mylnie wziął za nią. MaryAnne nie zwróciła zbyt wielkiej uwagi na słowa grabarza, jako że jej umysł był zajęty poważniejszymi myślami.

Czuła, jakby serce miało jej pęknąć. – Do widzenia, słodka Andreo – wyszeptała. – Nie

wiem, czy kiedykolwiek tu wrócę. – Ostatnie słowa oznaczały

Page 19: Richard Paul Evans, "List"

19

nieodwracalność i MaryAnne zadrżała. Uniosła dłoń w rę-kawiczce, aby otrzeć łzy, które napłynęły jej do oczu. – Dłu-go modliłam się o odpowiedzi. Nie rozumiem, dlaczego Bóg jest taki milczący. Wybacz, jeśli sprawiłam ci zawód, ale nie potrafię znieść milczenia dwóch istot, które kocham. Nie wi-dzę innego rozwiązania.

Pochyliła głowę i załkała, a jej ciałem wstrząsnął spazm. Nie pamiętała, kiedy po raz pierwszy pomyślała o opusz-

czeniu domu. Możliwe, że myśl ta pojawiła się już na pogrze-bie jej córeczki. Jednak dopiero kiedy MaryAnne w pełni zdała sobie sprawę z oddalenia i obcości ukochanego męż-czyzny, możliwość ta objawiła się jej z całą mocą.

Jest rzeczą znaną, że mężczyźni reagują na tragedię inaczej niż kobiety, i choć w innych, nawet o wiele po-ważniejszych sprawach różnica ta nie ma większego zna-czenia, to jednak w wypadku śmierci jedynego dziecka daje ona o sobie znać wyjątkowo boleśnie. MaryAnne nosiła swoją żałobę na zewnątrz tak, jak nosiła żałob-ne stroje – czarne welony i peleryny, widoczne symbole śmierci bliskiej osoby – David natomiast swoją ukrywał w zakamarkach duszy, za murami stoicyzmu, które rosły z dnia na dzień. Mury jednak, uczuciowe lub innego ro-dzaju, nie potrafią rozróżnić tego, co otaczają, i chronią więcej, niż przewidział ich budowniczy. Odgradzając się murem, David ukrył nie tylko swój ból, ale również miłość do MaryAnne.

MaryAnne nikomu nie powiedziała o swoim planowa-nym odejściu, ponieważ ciągle czekała na stosowny moment. Z upływem czasu uświadomiła sobie, że nie istnieje stosowny moment na oznajmienie takiej decyzji, i zwątpiła w celowość

Page 20: Richard Paul Evans, "List"

20

poinformowania o tym męża, ponieważ była pewna, że bła-gałby ją, by została – a ona nie wiedziała, czy umiałaby się tej prośbie oprzeć. Przez ostatnie trzy lata MaryAnne czu-ła się jak ktoś, kto tkwi nad krawędzią głębokiej przepaści i odwleka nieunikniony skok do czasu, kiedy czekanie sta-nie się bardziej bolesne od skoku, którego chciała uniknąć. Ślub jej brata w Anglii stwarzał idealną okazję do odejścia. Nadszedł czas, by skoczyć.

Kilka chwil później, kiedy MaryAnne podniosła wzrok, na postumencie dostrzegła wystającą spod śniegu zeschnię-tą zieloną łodygę. Wolno przykucnęła i pochyliła się do przodu. Drobną dłonią w rękawiczce chwyciła kwiat i przyłożyła go do nosa. Był to nierozwinięty pąk róży, skuty mrozem, który zabił i jednocześnie zakonserwował kwiat. Spojrzawszy w dół, MaryAnne zauważyła, że pod różą leży jeszcze jedna rzecz. Odgarnęła śnieg i zobaczy-ła kopertę. Na pieczęci z burgundowego laku odciśnięto wizerunek pąka róży, wokół którego wiły się w misternym wzorze ciernista łodyga i liście. MaryAnne podniosła ko-pertę, otworzyła ją, wyjęła pergaminową kartkę i zaczęła ją czytać, a delikatne płatki śniegu spadały na papier, top-niały i zlewały się z atramentem.

MaryAnne gwałtownie wciągnęła powietrze.Przyciskając kartkę do piersi, ukradkiem potoczyła wzro-

kiem po cichym cmentarzu, choć było oczywiste, że list przetrwał mroźną noc i opady śniegu. Cmentarz był, nie licząc jego martwych mieszkańców, pusty, jak zawsze o świ-cie. MaryAnne szczelnie otuliła się szalem aż po samą bro-dę, położyła różę u stóp aniołka, po czym wsunęła list do kieszeni obszytej futrem kurtki.

Page 21: Richard Paul Evans, "List"

Po raz ostatni spojrzała w twarz aniołka i zeszła po swoich śladach ze wzgórka i przez zachodnią część cmen-tarza skierowała się do drewnianej furtki pomiędzy dwo-ma zniszczonymi upływem czasu kamiennymi słupkami. Wyszła na drogę biegnącą do swego domu, który teraz była gotowa opuścić.

Page 22: Richard Paul Evans, "List"

Nawet największa miłość może się zachwiać w cieniu tragedii.

MaryAnne i David przeszli razem niejedno, ale wciąż łączy ich szcze-re i trwałe uczucie. Małżonkowie mieszkają w urokliwej rezydencji,

otoczeni gronem serdecznych przyjaciół.

Los jednak wystawia ich na wielką próbę – umiera ich trzyletnia córeczka. Po tym przeżyciu David zaczyna uciekać przed emocjami w pracę. Chociaż jego miłość do MaryAnne jest głęboka, mężczyzna przez lata nie widzi swoich błędów – dopiero wyjazd ukochanej i pozostawiony przez nią list otworzą mu oczy i popchną go do wiel-

kich zmian w życiu.

Czy MaryAnne i David odnajdą drogę powrotnądo wspólnego szczęścia?

Czy Davidowi uda się pogodzić z przeszłością?

Czy pomagając innym, mężczyzna zdoła pomóc także sobie?

List Richarda Paula Evansa to inspirująca historia o nieprzemija-jącej sile miłości, która wzruszyła miliony czytelników. Opowieść przenosi nas w pełne kontrastów lata trzydzieste ubiegłego wieku, czas wystawnych przyjęć i początków big-bandów, a zarazem upad-

ku wielkich fortun i dotkliwej nędzy.

NIE POZWÓL ZGASNĄĆ MIŁOŚCI,TO ONA POZWOLI CI PRZEJŚĆ PRZEZ MROK.

LISTRI

CHA

RD P

AU

LCena 34,90 zł

LIST

Evans_List_okladka_druk.indd 1 2014-09-30 14:39:15