proscenium nr_3 /marzec/2011

32
CO U NAS: Wstęp__________________________________________________________________________________________________ 3 Déjà lu ________________________________________________________________________________________________ 4 Dotknij teatru / Łódzkie obchody Międzynarodowego Dnia Teatru ___________________ 5 Duże lalki dla dużych / » Janulka« i » Ja, Edith Piaf « ________________________________________ 6 »Mord« w Nowym __________________________________________________________________________________ 9 9 nadziei dla Nowego ______________________________________________________________________________ 11 Poetycki recykling Różewicza / » Stara kobieta wysiaduje« ______________________________ 12 Na szczytach panują frustraci / » Amazonia« ________________________________________________ 14 Albo-albo; Sooren Kirkegaard _________________________________________________________________ 16 Wstęp do Liberatury ______________________________________________________________________________ 18 Jakie znaczenie mają rzeczy nie z tego świata? – Murakami i » 1Q84« ______________ 21 Black and white, czyli » Black Swan« __________________________________________________________ 23 Można się bawić… ale w ciszy, proszę! / Silent Disco _____________________________________ 25 Damy albo nie-damy _____________________________________________________________________________ 26 Strzemiński_________________________________________________________________________________________ 28 Minifotorelacja z Silent Disco / fot. Krzysztof Ostanówko ________________________________ 30 man!fest: te!art/atr: litera/tura: ko/re/spondencja: film: in/out:

Upload: natalia-klimowicz

Post on 05-Mar-2016

234 views

Category:

Documents


5 download

DESCRIPTION

Bierz mnie!

TRANSCRIPT

Page 1: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

co u nas:Wstęp__________________________________________________________________________________________________ 3

Déjà lu ________________________________________________________________________________________________ 4

Dotknij teatru / Łódzkie obchody Międzynarodowego Dnia Teatru ___________________ 5

Duże lalki dla dużych / »Janulka« i »Ja, Edith Piaf« ________________________________________ 6

»Mord« w Nowym __________________________________________________________________________________ 9

9 nadziei dla Nowego ______________________________________________________________________________ 11

Poetycki recykling Różewicza / »Stara kobieta wysiaduje« ______________________________ 12

Na szczytach panują frustraci / »Amazonia« ________________________________________________ 14

Albo-albo; Sooren Kirkegaard _________________________________________________________________ 16

Wstęp do Liberatury ______________________________________________________________________________ 18

Jakie znaczenie mają rzeczy nie z tego świata? – Murakami i »1Q84« ______________ 21

Black and white, czyli »Black Swan« __________________________________________________________ 23

Można się bawić… ale w ciszy, proszę! / Silent Disco _____________________________________ 25

Damy albo nie-damy _____________________________________________________________________________ 26

Strzemiński _________________________________________________________________________________________ 28

Minifotorelacja z Silent Disco / fot. Krzysztof Ostanówko ________________________________ 30

man!fest:

te!art/atr:

litera/tura:

ko/re/spondencja:

film:

in/out:

Page 2: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

anna_ciszowska; patrycja_terciak/red. naczelna//z-ca red./ania_worach

anna_ciszowska/red. odpow.//oprac. GraF.//katarzyna_turkowska

nie_mamy_czekamy/zdjęcia//dziennikarze/łukasz_dziudaprzemysław_jaszczakszymon_kazimierczakzuzanna_kołodziejczyk

martyna_kosiorekpatrycja_terciak

ania_worach

PROSCENIUM wydawane jest przez Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi / www.nowy.pl.Kontakt:

Redakcja: [email protected] Redaktor odpowiedzialna: [email protected]

Redaktor naczelna: [email protected]; [email protected]

//SzkicUje/ natalia_klimowicz

Page 3: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

3

wStępKobieto –  Puchu Marny, Ty też masz swoje święto!

Kobieta –  osobnik płci żeńskiej z  rodzaju Homo sapiens. Skompli-kowane stworzenie, które nie po-siada określonej granicy gdzie koń-czy się w niej anioł a diabeł zaczy-na. Nigdy nie wie czego chce, mimo to nie spocznie póki celu swego nie osiągnie. Współczesna Kobieta po-winna mieć wytrwałość mężczyzny, przebiegłość lisa, zwinność jasz-czurki, mądrość sowy, pracować jak koń, a  przy tym zachować na-turalne piękno i blask. Ubierać się dziewiczo i  wyzywająco zarazem. Trudne dążenia do ideału.

Księżniczka i żaba.Biała i czarna. Brzydkie kacząt-

ko i piękny łabędź.Winna i  niewinna. Skromna

i prowokująca.Kobieta.

Stara Kobieta i młoda Kobieta.Kobieta wysiaduje i Kobieta wy-

chowuje.Kobieta przezroczysta – na każ-

dą okazję.Kobieta bardziej i  mniej warto-

ściowa.Dojrzała i niedoświadczona.Moralna i rozwiązła.Ale wciąż Kobieta.Co do tego, że sztuką sama w so-

bie jest, nie ma żadnych wątpliwo-ści. Wystarczy spojrzeć na powab jej ciała, delikatne kontury spływające od czubka głowy aż po końce stóp. Nie musi stać przed Tobą z opada-jącym z  ramion okryciem, by dać natchnienie i  wzbudzić pożądanie, o  mężczyzno –  artysto! Od Ciebie zależy czy jak stwórca ulepisz wiel-kie dzieło, czy jak rzemieślnik wy-kreujesz przeciętny kicz. Skomponuj utwór taki, by sam Michał Anioł na-

tchnął go swą barwą, a świat wciąż patrzył i zazdrościł.

Bowiem w  sztuce obecna jest nie tylko fizycznie jako rzeźba czy portret, ale także służy jako inspi-racja otulając skrajnymi uczucia-mi. Tak jak Katarzyna Kobro i Wła-dysław Strzemiński: od miłości do nienawiści. Ale zawsze razem, za-wsze obecna Ona. Kobieta.

Więc dotykaj Jej jak dotykać mo-żesz teatru. Bo masz okazję. Bo spełniamy ambicje na temat świę-ta działalności artystycznej. Mani-festuj i Ty, Kobieto! Sztuka jest Two-ją! W szczególności sztuka teatru. Pewność i ekscytacja. W ekstremal-nych warunkach.

I znajdź sposób, by zrozumieć Niewiastę, o przeklęty mężczyzno!

Jedyna rada: Nie słuchaj Kobie-ty, patrz na nią.

ania _ worach

Page 4: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

man!fest

Należy przekonująco udowodnić, żeKOBIETA jako podmiot mówiący

NIE ISTNIEJE

Sytuację braku zezwolenia na mówienie należy stematyzować.

Żeby tego dokonać, przestańmy ukrywać się za feministycznymi refleksjami.

Nie dla nas: ginokrytyka, arachnologia i écriture feminine.

Jesteśmy kobietami, w których zachodzą skompli-kowane procesy biologiczne.

Jeszcze szukamy samych siebie.W poszukiwaniach tych nie stronimy od zabiegu

przepisywania.

Pisząc – powołujemy do istnienia.

Déjà lu

Page 5: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

5

Impreza trwać będzie przez 20 dni. Dokładnie między 12 a 31 mar-ca (jednakże apogeum wydarzeń przypada na dzień 27 marca).

Odpowiedzialność za organiza-cję wydarzeń wzięła na swoje bar-ki GRUPA INICJATYWNA projektu w  składzie: Anna Ciszowska (Teatr Nowy im. K. Dejmka w Łodzi), Mar-cin Brzozowski (Teatr Szwalnia), Kon-rad Dworakowski (Teatr Lalki i Akto-ra Pinokio), Tomasz Rodowicz (Sto-warzyszenie Teatralne CHOREA) Marian Glinkowski (Łódzkie Towa-rzystwo Teatralne), Barbara Kurow-ska (Muzeum Kinematografii) Jolan-ta Sławińska, Bożena Krasnodębska (Teatr Muzyczny), Krystyna Weintritt (Centrum Kultury Młodych).

Do współpracy zaangażowano ponad 21 instytucji; odbędzie się 86 imprez w  tym: spektakle, kon-certy, czytania teatralizowane, warsztaty, akcje uliczne, wystawy oraz projekcje filmów.

Nieznana liczba osób zjednoczy się pod wezwaniem Teatru.

Nieznana liczba osób wyjdzie z Teatrem w przestrzeń miasta.

Tegoroczny program edycji Międzynarodowego Dnia Teatru, funkcjonującego pod hasłem „Do-tknij teatru”, zdaje się być jednym z  najbardziej interesujących i  ob-szernych. Jeśli chodzi o  obchody wspomnianego święta, to wiado-mo już, że Łódź jest miastem przo-dującym w jego organizacji. Skala, na jaką rozrasta się ten, jakże ra-dosny, Dzień, jest „Międzynarodo-wa” nie tylko w swej nazwie.

Dotknięci bowiem zostaniemy przez: Teatr Biuro Podróży, Akade-mii Ruchu, Teatr Dada von Bzdülov, Teatr No Patatos, Teatr Szwalnia, Teatr Muzyczny, Teatr Pinokio, Te-atr Arlekin, Teatr Chorea, Teatr ART 51, Teatr Kilku Osób, Teatr Nowy, Teatr Logos, Teatr Pracownia Fi-zyczna, Teatr Rebelia, Teatr Ognia i Papieru, Teatr im. S. Jaracza, Teatr Mały, Teatr Teatr i oczywiście Teatr Teatr z  Teatru, a  gościem specjal-nym będzie Teatr im. Teatru z teatru

w Teatralnej Górze. O Dionizosie!!!Podotykać łodzian chce także:

Muzeum Kinematografii, Muzeum Włókiennictwa z  teatrem Mody, Centrum Kultury Młodych, AOIA, Śródmiejskie Forum Kultury, Pole-ski Ośrodek Sztuki i Bałucki Ośro-dek Kultury „Na Żubardzkiej”.

Dotknąć się dadzą: Piotr Cie-plak i Leszek Mądzik.

Oczywiście, jak co roku, in-auguracja odbędzie się przy Pa-sażu Schillera. Jej przebieg jest jednak wciąż zagadką nie tylko dla Was, lecz nawet dla samych organizatorów.

Szukajcie a  znajdziecie, bo-wiem w  tym roku, wypuszczo-ny na łódzkie ulice zostanie także TEATROWÓZ, w  którym obywać się będą koncerty i spektakle dla dzieci.

A więc do działa(nia)!Poznajmy się lepiej!A najlepiej poprzez DOTYK!

zuzanna _ zołodziejczyk

dOtknIJ teatruBędą to Obchody Międzynarodowego Dnia Teatru 2011 – dni, w czasie których Teatr będzie Dotykał miesz-kańców Łodzi zza każdego rogu, każdej przecznicy, każdej ulicy. Dotknie każdego listonosza, bankiera, sklepikarza i kasjerkę. Wkroczy do szkół, marketów, przychodni i kawiarni...

te!art/atr

Page 6: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

6

W każdym większym polskim mie-ście znajduje się państwowy te-atr lalek. Zazwyczaj jeden. Wyją-tek stanowi Łódź oraz Warszawa. W Łodzi mamy dwa teatry tego typu – Teatr Lalek Arlekin oraz Te-atr Lalki i Aktora Pinokio. Repertu-ar „łódzkich lalek” jest kierowany przede wszystkim do młodego wi-dza, jednak dorosły też może dla siebie coś znaleźć. W Pinokio obej-rzeć może spektakl w  reż. Konra-da Dworakowskiego Bruno Schulz –  historia występnej wyobraźni, a w Arlekinie Janulkę, córkę Fizdej-ki w reż. Doroty Bielskiej.

Janulka, córka Fizdejki

Dorota Bielska, młoda reżyserka, postanowiła przełożyć dramat Wit-kacego na język teatru lalek. Za-pewne postawiła sobie pytanie: jak

zmieścić osiem postaci na malut-kiej scenie? W teatrze formy i  pla-styki nie jest to takie trudne jak się wydaje. Spektakl został rozpisany na czterech aktorów (Karolina Zaj-del, Katarzyna Kawalec, Emilia Sze-pietowska i Wojciech Kondzielnik). Każdy z  nich odgrywał dwie role –  aktorzy z  tyłu głowy mieli przy-czepione maski. Granie tyłem do publiczności wymaga dużej koor-dynacji ruchowej, zwłaszcza kie-dy trzeba skakać i biegać po kubi-kach. Przestrzenne kwadraty wy-korzystane były również jako tło do projekcji. Scenografią zajęła się Be-ata Tomczyk, która stworzyła pro-sty i  funkcjonalny świat sceniczny. Towarzysząca muzyka świetnie ilu-struje i nadaje rytm całości – zarów-no ta odtwarzana, jak i  ta grana na żywo. Przedstawienie Bielskiej to ciekawa propozycja dla wszystkich powyżej szesnastu lat. Spektakl

dUże lalki dla dUżYcHTermin „teatr lalek” przede wszystkim kojarzy się z teatrem tylko dla dzieci. To bardzo krzywdzące i mylne stwierdzenie! Trzeba też wiedzieć, że współczesny teatr lalek nie zawsze posługuje się lalkami.

Janulkawg St. I. Witkiewicza

Janulki, córki FizdejkiScen., reż,: Dorota Bielska

Muz.: Piotr KolasaScen.: Beata Tomczyk

Obsada: Karolina Zajdel, Katarzyna Kawalec,

Emilia Szepietowska Wojciech Kondzielnik

Ja, Edith Piaf– Mieczysław Gajos,

Alina Skiepko-GielniewskaReż.: Alina Skiepko-Gielniewska

Lalki i kostiumy: Maria BalcerekWystępują: w roli Edith Piaf

– Joanna Stasiewicz;oraz: Anna Zadęcka,

Jerzy Stasiewicz, Robert Wojciechowski;

i na akordeonie:Eneasz Kubit

Page 7: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

7

te!art/atr

miło się ogląda, jednak ciężko wy-wnioskować, co reżyserka chcia-ła przez niego powiedzieć. Niekie-dy natłok słów, krzyków i dziwnych dźwięków może zmęczyć, nie za-wsze też wiadomo do czego ma to prowadzić.

Warto na pewno zobaczyć ten spektakl choćby ze względu na pla-stykę – obrazy sceniczne robią wra-żenie. Na premierze publiczność wybuchała co chwila śmiechem – to dobry spektakl dla wielbicieli gro-teski i absurdu. Teatr lalek jest ide-alnym miejscem do mówienia o me-tamorfozach i  przemianach, czego nie brakuje w tekście Witkacego.

Ja, Edith PiafZdarza się niekiedy i  tak, że w  re-pertuarze teatru dramatyczne-go można znaleźć przedstawienie utrzymane w  estetyce teatru lalek. Tak było np. w Teatrze Nowym im. Kazimierza Dejmka, gdzie Adam Walny wyreżyserował Przygody ba-rona Münchhausena – przedstawie-nie dla dzieci, w którym użyte były różnego rodzaju środki plastyczne.

Teatr Mały [instytucja prywatna] w  Manufakturze gra spektakl Ja, Edith Piaf w reżyserii Aliny Skiep-ko-Gielniewskiej, w którym zosta-ją wykorzystane lalki. Czterech ak-torów opowiada historię o  życiu Edith Piaf. Przestrzeń przedzielo-na jest kablem od mikrofonu – jed-na część sceny to młodość artystki, druga to jej starość.

Młodość francuskiej piosenkar-ki przedstawiona została w  pla-nie żywym (aktorskim) – kilkuna-stoletnią Edith grała Joanna Sta-siewicz (świetnie stworzona kre-acja aktorska), zaś do opowiedze-nia o  starej i  zmęczonej posłuży-ła lalka wielkości człowieka. Za scenografię odpowiedzialna jest Maria Balcerek, która za pomocą kilku rekwizytów kreowała prze-

strzeń –  cztery walizki były mię-dzy innymi łóżkiem, podestem, przedziałem pociągowym czy sa-mochodem. Na scenie zobaczyć też możemy Annę Zadęcką, Jerze-go Stasiewicza oraz Roberta Woj-ciechowskiego, którzy co chwila wcielają się w inną postać: raz są fanami, przyjaciółmi, innym razem krytykami czy kochankami. Cie-kawym pomysłem wydaje się też

Fot. z archiwum Teatru Arlekin

Page 8: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

8odegrana przez nich, za pomocą teatru dłoni, scena rozmowy Piaf z rodzicami. W większości ich wy-stąpieniach czuć konwencję ka-baretową –  jednak ta, nie zawsze bawi, nie zawsze śmieszy. Dużym plusem jest muzyka, która wyko-nywana jest na żywo przez akor-deonistę Eneasza Kubita. Cza-sem stanowi ona ilustrację do wy-darzeń, a  kiedy indziej podkład do piosenek śpiewanych przez Stasiewicz. Utwory Piaf zosta-ły przetłumaczone i  zaśpiewane po polsku – ten pomysł początko-wo wprowadził mały zgrzyt, póź-niej jednak widz przyzwyczaja się, tym bardziej, że Stasiewicz stanę-ła na wysokości zadania. Jeżeli re-

alizatorom zależało, aby stworzyć przedstawienie lekkie i  przyjem-ne, to zdecydowanie udało im się to osiągnąć.

Lalka może być postacią sce-niczną, znakiem plastycznym, iko-ną, a  także partnerem aktora. Lal-ka teatralna ma ogromne możliwo-ści, często można nią unaocznić to, co w teatrze dramatycznym można tylko powiedzieć. Jednak lalkowych spektakli dla dorosłych jest niewie-le. Dlaczego? Brak świadomości, że teatr lalek nie jest miejscem jedynie dla dzieci. Winowajcą niepoważne-go traktowania tej dziedziny sztu-ki jest słowo „lalka”, które w  języ-ku polskim oznacza przede wszyst-kim zabawkę (np. w  języku angiel-

skim lalka-zabawka to doll, a  lalka teatralna –  puppet) Lalką teatral-ną może być wszystko –  dowolny przedmiot, odpowiednio „sprepa-rowana” część ludzkiego ciała, ka-wałek materiału czy tak jak w arle-kinowskim spektaklu – maska.

W Łodzi działa także kilka pry-watnych, objazdowych teatrów lal-kowych np. Teatr Mer, Teatr Malut-ki czy Teatr Antrakt. Ciekawym po-mysłem jest też Baśniowa Kawia-renka –  miejsce, w  którym moż-na zjeść trochę słodkości i  obej-rzeć lalkowy spektakl. Nie każde miasto może pochwalić się takimi miejscami, może dlatego warto by-łoby z tego skorzystać?

Page 9: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

9

te!art/atr

przemysław _ jaszczak

Plotka głosi, że w  Łodzi –  w  te-atrze – pojawił się Hanoch Levin. Dla niedoinformowanych spro-stowanie: Levin to taki ktoś kto kiedyś tam napisał kilka drama-tów. Później, gdy już wypłynęły one z  izraelskiej ziemi na salony światowe, okazało się, że warto się z  słowem pisanym tego Pana zapoznać. W każdym razie wyda-rzenie o  tyle szczególne, że wy-żej wspomniany mimo zakończe-nia wędrówki po planecie Ziemia żywy jest ciągle, tak jak żywe i in-spirujące jest to, co napisał. Otóż Mord/Morderstwo jest to dramat wyjątkowy ze względu na pro-blematykę, której dotyka, a  tak-że przez to gdzie i w jakim okre-sie został napisany. Państwo Izra-el do spokojnych nie należy, świa-dom jest tego każdy przeciętny zjadacz chleba. Niepokoje we-wnętrzne, konflikty z  sąsiada-mi determinują często życie jego obywateli. I właśnie na tej prze-strzeni, która hektolitrami krwi

»mord« w nOwYm

Ja mordujęTy mordujesz

On/Ona mordujeMy mordujemyWy mordujecie

Oni mordująMord

Hanoch Levin Przekład:

Michał SobelmanReżyseria i oprac. muzyczne:

Norbert RakowskiScenografia:

Wojciech StefaniakKostiumy:

Julia KornackaWystępują:

Jolanta Jackowska, Kamila Salwerowicz,

Katarzyna Żuk, Michał Bieliński, Dymitr Hołówko,

Gracjan Kielar, Tomasz Kubiatowicz,

Marek Lipski, Sławomir Sulej

i  limfy jest nasiąknięta powstał tekst traktujący o  morderstwie. Historia przedstawiona w  utwo-rze skupia się wokół trzech mor-derstw –  pierwsze dokonane zo-staje przez żołnierzy na niewin-nym chłopcu. Drugie jest de fac-to konsekwencją pierwszego: zrozpaczony ojciec mści się na niewinnym mężczyźnie w  trak-cie jego ślubu, biorąc go za za-bójcę swego syna. Ostatnie mor-derstwo dokonane zostaje na ro-botniku-podglądaczu, wobec któ-rego wysnute zostają fałszywe oskarżenia. Levin konstruując ak-cję swego dramatu w  taki spo-sób, unaocznia nielogiczności to-warzyszące morderstwom, wska-zuje na spiralę nienawiści, w któ-rą wciągnięci zostają bliscy ofiar. Sytuacja staje się jeszcze bar-dziej absurdalna w związku z na-przemiennym ogłaszaniem po-koju i wojny. Nikt już tutaj nie wie czy nadal ma zabijać (a jeśli tak to kogo?), czy może już wrócić do domu i spokojnie zasnąć.

Czasami słyszy się, że coś ma

Pati
Highlight
Page 10: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

10charakter typowo polski, że coś charakterystyczne jest dla na-szego narodu. Tak jak muzy-ka Chopina jest nierozerwalnie związana z  naszą ojczyzną tak i dramaty Levina najsilniej oddzia-ływają właśnie w Izraelu. Stąd po-jawiła się pewna wątpliwość we mnie, czy interpretacja Norber-ta Rakowskiego posiadać bę-dzie ową siłę przekazu i  czy uda się uwypuklić prawdy uniwersal-ne jakie Morderstwo niewątpliwie z sobą niesie.

Wypowiedź Rakowskiego sku-pia się na ukazaniu absurdalno-ści dokonywanych zbrodni. Zde-cydował się on na uniwersali-zacje konstatacji jaką przyno-si tekst dramatu. Zrezygnował z dookreślania narodowości ofiar, aby nie gmatwać i tak skomplikowa-nej akcji. Przyodział aktorów w ko-stiumy nie przekazujące szczegóło-wej informacji o czasie akcji. Te wy-darzenia mogły być udziałem poko-

zwłok swojego dziecka, może pro-wadzić do wniosku, że w sferze ak-torskiej, werbalnej zdecydowano się na obiektywność, przekazywa-nie suchej informacji bez budowa-nia portretu psychologicznego po-staci. Jednak następne sceny bu-rzą taką koncepcję. W dalszej czę-ści spektaklu zarysowane zosta-ją dramaty bohaterów w  sposób egzaltowany – aktorzy uwypukla-ją emocjonalne rozterki protagoni-stów. Taka niekonsekwencja w pro-wadzeniu gry aktorskiej zaciem-nia wizję spektaklu, jest niezrozu-miała dla odbiorcy. Na wyróżnienie wśród aktorów zasługuje Sławomir Sulej – jego kreacja robotnika-pod-glądacza jest bardzo zabawna, przy czym wiarygodna, wręcz natych-miastowo zjednująca mu widownię. Ciekawym rozwiązaniem jest wpro-wadzenie do spektaklu dzieci jako aktorów. Zestawienie niewinności, czystości jaką symbolizują z  okru-cieństwem przedstawionej rzeczy-wistości tworzy psychodeliczny ob-raz. Niestety obraz ten jest niepełny.

U Levina obsesja wojny jest wszech-

obecna, śmierć jest na zewnątrz bohate-rów, a także w nich

samych, odciska na nich piętno, którego

nie zmyje czas.W realizacji Rakowskiego nie

czuć tej obsesji śmierci, aktorzy grają tak jakby wojna rozpętała się gdzieś za ogrodzeniem, a  oni są tylko jej obserwatorami. Spek-takl dobiega końca, bohaterowie są już u kresu swej wędrówki. Co ciekawe mimo tych wszystkich zdarzeń, w  których uczestniczyli, nie dochodzą do żadnych nowych wniosków. Przemoc ich zniszczy-ła, ograniczyła percepcję, raz za-znawszy przemocy nie mogą eg-zystować bez niej. Nie ma dla nich znaczenia czy panuje pokój, czy wojna. Postawy moralne przez nich przyjmowane mają w  sobie pierwiastek nihilistyczny.

Pora na konkluzję. Na pew-no warty zauważenia i  pochwale-nia jest fakt, ze w Teatrze Nowym podjęto próbę realizacji dzieła bar-dzo trudnego do wystawienia. Jed-nocześnie bardzo ciekawego dla widza i  niosącego ze sobą ważną prawdę o  społeczeństwie. Odczu-cia po obejrzeniu tej inscenizacji miałem mieszane –  z  jednej stro-ny niespójność gry aktorskiej iry-towała brakiem uzasadnienia, nie odnalazłem atmosfery ciągłej pre-sji, strachu cechującej tekst drama-tu; z drugiej ujmująca kreacja Sła-womira Suleja, dobre rozwiąza-nia scenograficzne. Wydaje mi się, że mimo wszystko jest to spektakl wart zobaczenia. Owszem nie wy-szedłem z niego oszołomiony, lecz jest to pierwszy sygnał, że teatr po długim okresie posuch powoli od-najduje swoją własną drogę.

lenia dwudziestolecia międzywo-jennego, jak i  współczesnych nam ludzi. Scenografia minimalistyczna – ograniczona do dwu rzędów krze-seł i ściany zmieniającej swe poło-żenie, właściwie kontrolującej prze-strzeń spektaklu. Wszystko to wska-zuje na przyjęcie konwencji bez-czasu. Pierwsza scena spektaklu, ilustrująca odnalezienie przez ojca

Page 11: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

11

łukasz _ dziuda

Zegar cierpliwości tyka dla Teatru Nowego coraz szybciej. Publicz-ność wciąż oczekuje wspaniałe-go spektaklu –  objawienia, które wyjdzie spod pieczy sprawowanej przez obecnego dyrektora. Dotych-czasowe propozycje teatralne znaj-dują swoich zwolenników i przeciw-ników. Mord przygotowany przez Norberta Rakowskiego nie zbiera pozytywnych opinii, a mniej ambit-ny i stokrotnie gorzej zrealizowany Mistrz i Małgorzata, nadal przycią-ga publiczność. Nowe władze ar-tystyczne, zdaje się, znalazły spo-sób na rozsupłanie węzła przytrzy-mującego myślenie o  Teatrze No-wym, jako o  teatrze dla publiczno-ści mieszczańskiej par excellance.

Postawienie na różnorodność es-tetyczną jest ową receptą. Program taki, mamy nadzieję, uda się zrealizo-wać dzięki zaangażowaniu do współ-pracy dziewięciu naprawdę cieka-wych reżyserów, praktyków teatral-nych. Reżyserów kompetentnych,

reprezentujących różne pokolenia. Tych niosących brzemię wielkich zmian na gruncie artystycznym (jak Norbert Rakowski –  pokolenie ’68), jak i tych poszukujących własnego ję-zyka teatralnego (jak Tomasz Bazan czy Łukasz Witt-Michałowski).

Osobiście najbardziej stawiam na głos młodych, którzy prawdo-podobnie uciekać się będą do pro-wadzenia swoich spektakli za po-mocą bardziej odważnych środ-ków. W opiniach o  Katarzynie Ra-duszyńskiej, Agnieszce Korytkow-skiej-Mazur i Szymonie Kaczmarku (znany łodzianom z  reżyserowa-nego przed dwoma laty spektaklu dyplomowego studentów wydzia-łu aktorskiego „Filmówki” – Cztery – na podstawie Niepokojów wycho-wanka Törlessa Roberta Musila), często powtarza się, iż w ich dzia-łaniach widoczne są podjęte pró-by poszukiwania własnego języka, co (za Jackiem Wakarem) wróży dobrze na przyszłość. Część z za-proszonych reżyserów ma w swo-im dorobku artystycznym współ-

9 nadziei dla noweGo

te!art/atr

Pati
Highlight
Page 12: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

12pracę z  uznanymi dramaturgami (np. z Daną Łukasińską), reżysera-mi (m.in. z Krystianem Lupą) i cho-reografami.

Najnowszą premierą, przygoto-waną przez Pawła Piterę, są Przyja-zne dusze Valentina. Reżyser spe-cjalizuje się w  repertuarze farso-wym. Jak wiemy, farsowe teksty nie znoszą ingerencji w ich materię, to-też estetyka Pitery może być okre-ślona mianem „bezpiecznej”.

W opozycji do „bezpieczeń-stwa” stanie zapewne duet z  Lu-blina – Bazan oraz Witt-Michałow-ski. Pierwszy, łącząc estetykę tań-ca butoh – tańca ciemności, ściśle związanego z liminalnymi rytuała-mi przejścia z  własnymi plastycz-nymi rozwiązaniami, ma szansę zaprezentować łódzkiej publicz-ności swoje performatywne działa-nia unaocznione za pomocą chore-ografii konceptualnej. Drugi nato-miast, założyciel lubelskiej sceny Prapremier InVitro, ciekawie łączy ze sobą środki teatru zawodowego i off’owego.

Wśród zaproszonych reżyserów (poza wymienionymi wyżej) zna-lazł się także Jarosław Tumidajski i  Piotr Ratajczak, absolwenci wy-działu reżyserii krakowskiej PWST.

Pozostaje niecierpliwie czekać na premierę zaspokajającą indywi-dualne gusta, wierząc przy tym, że propozycja któregoś z  dziewięciu wymienionych reżyserów, okaże się być strzałem w dziesiątkę –  tę subiektywnie rozpatrywaną.

patrycja _ terciak

Wielość tekstów teoretycznych traktujących o dramaturgii Tadeusza Różewicza, wielokrotnie podkreślają niegotowość i palimpsestowość jego dramatów. Zabiegu rekontekstualizacji, za autorem, podjął się

skich ideologii. Ciemiężeni zostaną ciemiężcami. Wśród nich, zagubio-na niejako, zasiądzie Stara kobieta. Dla niej czas się zatrzyma, także ten biologiczny, bo mimo siedemdzie-sięciu krzyżyków na karku, będzie chciała urodzić dziecko. I wysiedzi sobie syna, niczym kwoka jaja. W świecie zdegradowanych wartości

pOetYcki recYklinG rÓżewicza

Stara kobieta wysiadujeTadeusz RóżewiczReż.: Marek FiedorScenografia i reżyseria światła: Justyna ŁagowskaKostiumy: Monika JaworowskaMuzyka: Tomasz HynekWystępują:Stara Kobieta – Barbara Marszałek; Pierwsza Dziewczyna – Dorota Kiełko-wicz, Druga Dziewczyna – Izabela Noszczyk, Trzecia Dziewczyna – Graży-na Walasek, Kelner – Dobromir Dymecki, Cyryl – Przemysław Kozłowski, Ślepiec – Michał Staszczak, Pan – Mariusz Jakus, Lekarz – Mariusz Słupiń-ski, Zamiatacz I – Radosław Osypiuk, Zamiatacz II – Hubert Jarczak

– pospektaklowe migawki

reżyser Marek Fiedor, realizując w Teatrze Jaracza spektakl »Stara kobieta wysiaduje«.W przestrzeń przydworcowej ka-wiarni, wpisuje Fiedor różewiczow-skie postaci reprezentujące różne porządki. Postaci, które z  biegiem czasu zmienią swoje statusy. Z bo-haterów staną się ofiarami nazistow-

Pati
Highlight
Page 13: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

13

przyjmie rolę Matki Natury, uzurpu-jącej sobie prawo do dawania życia.

Fiedor dokłada do tekstu Róże-wicza konteksty znane ze współcze-snej nam rzeczywistości. Spektakl przyjmuje więc rytm telewizyjnego show, w  którym epizody następują w  zawrotnym tempie, a  ich bohate-rowie nie opuszczają już ramy kadru. Scena zamienia się „w zupełny śmie-(r)tnik”. Ze świata po doświadcze-niach Auschwitz, pozostają sprepa-rowane szczątki ludzkie; a ich współ-czesnymi odpowiednikami (wpro-wadzonymi do spektaklu rekwizyta-mi) zostają manekiny. Do wykreowa-nego „tu i  teraz”, dołącza reżyser, sceny niczym z  salonu SPA, infor-macje z prasy (jakże to różewiczow-skie) dotyczące zabiegów upiększa-jących, oraz ciekawie prowadzone postaci Zamiataczy. Beatbox’ują oni fragmenty zamieszczonych w  tek-ście dramatycznym didaskaliów. Frazy powtarzają się niczym refren wraz z każdą zmianą scen. Zamiata-cze wyglądają trochę jak pracowni-cy MPO – przejmują także ich funk-cje – sortują śmieci (to jest, maneki-ny, spadające lawinami z  zaprojek-towanych „zsypów” będących jed-nocześnie widokiem z okien kawiar-ni). Kostiumy pozostałych, chociaż-by fragmentarycznie, korespondu-ją z przypisanymi im statusami – bi-skup ma tiarę, kelner – fartuch, party-zant co się „bawi w wojnę” – uniform moro, etc. Kobiety, w zależności od sceny, są PRL-owskimi „kobitami” z długiej kolejki sklepowej, klientka-

mi SPA z  plastikowym biustem po-prawionym (albo przyprawionym) za duże sumy pieniędzy. Stara kobieta przywdziewa wszystko, co ma przy sobie. Nie przypomina już eleganc-kiej starszej pani z początku spekta-klu. Jest wyniszczoną, pełną smutku, niespełnioną i zawiedzioną przebie-giem wydarzeń osobą. Emocjonal-ną warstwę postaci Starej kobiety, świetnie oddaje kreująca tę rolę, Bar-bara Marszałek. Na wyróżnienie za-sługuje jedna z ostatnich scen, kie-dy słowa wybrzmiewają jak melore-cytowane. Matka Natura – Stara ko-bieta, wyraża pragnienie posiada-nia dziecka (wyimaginowała go so-bie przecież – w jej przestrzeni syn istnieje, nam-widzom jednak nie jest dane go ujrzeć) niezwykle melan-cholijnym tonem. Rytm show zostaje tym samym przerwany na rzecz po-

etyckiej kontemplacji.Projekcja niechybnie zbliżające-

go się końca świata towarzyszy za-równo materii tekstu Stara kobie-ta wysiaduje, jak i materii insceniza-cji Fiedora. Śmietnisko – zagarnia-jący rzeczywistość absolut, odda-je stan społeczeństwa, stanowi tło do przemian zachodzących w  Pol-sce na przestrzeni lat. W wielu roz-wiązaniach scenicznych, reżyser wyraźnie nawiązuje do wpisanych w dramaturgię Różewicza zabiegów. Spektakl ma fragmentaryczną, acz-kolwiek spójną formę. Poprzez do-dane konteksty, wydaje się, iż mógł-by być stale aktualizowany kolejny-mi mechanizmami wpisującymi się w naszą kulturę. Stara kobieta wysia-duje, to propozycja zrealizowana po-prawnie i efektownie.

patrycja _ terciak

te!art/atr

»Stara kobieta wysiaduje«, na zdjeciu Barbara Marszałek, fot. Greg Noo-wak

Page 14: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

14

Są młodzi. Są piękni. Nie może być inaczej, skoro właśnie skończyli stu-dia aktorskie w Akademii Teatralnej. Teraz już tylko wypatrywać propozy-cji etatu w  jakimś Ważnym Teatrze. Sławy. Blasku. Albo i  lepiej –  trud-nego, niewdzięcznego, ale bezden-nie głębokiego Życia w Sztuce. Zna-cie to? Macie znajomych na wydzia-le aktorskim? Jesteście studentami takiego wydziału? A może dopie-ro przygotowujecie się na egzami-ny? Zanim popełnicie ten błąd, idź-cie do Teatru na Woli zobaczyć naj-nowszą premierę według tekstu Mi-chała Walczaka – dramaturga i mło-

dego i pięknego i po Akademii Te-atralnej. Jemu co prawda powiodło się w branży, ale – jeśli wierzyć prze-słaniu Amazonii – ukończenie szkoły teatralnej to preludium do katastrofy.

Zasadniczy konflikt tekstu Wal-czaka polega na tym, że Mundek i Aneta – jak się rzekło: piękni i mło-dzi aktorzy –  oczywiście żadnych etatów nie dostają i  żaden blask ich nie czeka. Zaczyna się za to dla nich bolesna konfrontacja z  praw-dziwym życiem. Zaczynają się pro-blemy w ich związku, a z nimi – fru-stracja. Jeszcze chwilę temu profe-sorowie opowiadali coś o „świąty-

niach sztuki”, a  teraz... kubeł zim-nej wody na głowę. Ona biega po castingach, bo chce być finansowo niezależna. On biega po mieście przebrany za kufel piwa, bo szma-cić po serialach się nie będzie.

Na takie problemy jest tylko jedna rada, powie Walczak. Artyście trze-ba odnaleźć oparcie, wektor –  Mi-strza. No więc bohaterowie Amazo-nii odnajdują Mistrzów. Aneta dosta-je główną rolę w idiotycznym serialu o warszawskim highlifie, a  jej prze-wodnikiem staje się sfrustrowany Reżyser –  twórca telewizyjnych ta-siemców. Mundek odnajduje Jurka

na SzczYtacH panUją frUStraci

Teatr na Woli im. Tadeusza ŁomnickiegoMichał WalczakAmazoniaReż.: Agnieszka GlińskaMuzyka: Anna MalarowskaScenografia: Agnieszka ZawadowskaObsada: Patrycja Soliman/Zuzanna Grabowska, Agata Wątróbska, Paweł Domagała, Łukasz Lewandowski, Krzysztof Stelmaszyk, Maciej Zakościelny

Page 15: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

15

–  nawiedzonego szamana, uciele-śnienie klisz o  reżyserze poszuku-jącym, niepokornym, przekraczają-cym. Jadą na odludzie, aby przygo-tować – jak to się w świecie Wielkiej Sztuki mawia – przedstawienie limi-nalne, ryzykowne, oraz – ma się ro-zumieć –  fascynujące. Oczywiście obaj Mistrzowie są siebie warci – je-den frustrat, drugi kabotyn. Pod ko-niec spektaklu okazuje się zresztą, że to starzy kolesie ze studiów re-żyserskich. Swoim podopiecznym nie mają wiele do zaoferowania – bo frustracja pomnożona frustracją nie może dać dobrych owoców. Boha-terowie Walczaka stoją więc w miej-scu, czy raczej: w tym miejscu, w któ-rym stoją – grzęzną. Aż do ostatniej sceny, w której jesteśmy świadkami artystowskiej bufonady „dorosłych” już Mundka i Agaty.

Walczak napisał dramat – przy-najmniej w  zamierzeniu –  opo-wiadający o  wchodzeniu w  doro-słość. Tytułowa Amazonia mia-

ła być symbolem utraconego raju, pięknego marzenia o  nieosiągal-nym. Mam jednak wrażenie, że jest w tym tekście (i siłą rzeczy w spek-taklu, bo Agnieszka Glińska po prostu zrealizowała zamysł drama-turga) jakiś kiks, który skutecznie nie pozwala wybrzmieć jego prze-słaniu – być może gdzieś tam snu-tego. Moja teoria na ten temat jest następująca:

Tenże sam Michał Walczak pisze od ja-kiegoś czasu świet-

ne felietony dla mie-sięcznika Teatr. Ich tematy są „środowi-skowe” – bohatera-mi są reżyserzy, ak-torzy, dyrektorzy te-atrów, krytycy. Miej-sca akcji to oczywi-ście teatry, kawiar-

nie, puby, warszaw-ska Akademia

Teatralna. Walczak pisze prosto, dowcip-

nie i  błyskotliwie. Prawem felie-tonisty, pozwala sobie na osobi-ste zaczepki, nabija się z  koteryj-nej małości i  frustracji. Słabość Amazonii polega chyba na tym, że Walczak używa w niej tego same-go felietonowego języka, w  iden-tyczny sposób prowadzi narrację, w ten sam sposób problematyzuje,

itd. Na deskach teatru te „chwyta-sy” tracą cały wdzięk i znaczenie. Porozumiewawcze puszczanie oka (średnio raz na dwa zdania) w stro-nę społeczności Akademii Teatral-nej, czy – a niech nawet – polskich szkół teatralnych, jest apetyczne na łamach miesięcznika Teatr, ale na deskach teatru – raczej miałkie.

Jest jeszcze coś. Jak rozumieć fakt, że wszyscy –  od całej obsa-dy zaczynając, na dramaturgu i re-żyserce kończąc, są absolwenta-mi Akademii Teatralnej? Że do-konali słodko-gorzkiego rozlicze-nia z młodością? Odkryli na świa-tło dzienne, że młodość jest bez-troska, a  dorosłość trudna? Albo że w teatrze można być albo kabo-tynem, albo naiwniakiem i nic po-nadto? Czy że środowisko teatralne jest sfrustrowane? Może to wszyst-ko i prawda, ale po co zaraz o tym robić spektakl...

szymon _ kazimierczak

kO/re/SpOndencja war/saw

Page 16: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

16

Człowiek się rodzi jako biała kart-ka. Początkowo bardziej przypo-mina pustą butelkę niż piwo o zło-cistej barwie, czekające gdzieś w sklepie na klienta – potencjalne-go szczęściarza. Tą pustkę moż-na wypełnić jakąś cieczą. Do flasz-ki możemy wlać mleko, wodę, kon-centrat pomidorowy –  wybór na-leży do nas. Oczywiście jest de-terminowany przez to kim jeste-śmy. Gimnazjalista przeleje do niej wódkę na szkolną wycieczkę, a kil-kuletnie dziecko wrzuci do niej wszystko co okaże się wystarcza-jąco małe i w zasięgu jego rączek. Możliwości tyle ile indywidualno-ści na świecie. Wybór zależny jest jednak nie tylko od naszych cech osobowości lecz także od tego w  jakim stadium życia jesteśmy. Drogi czytelniku, w  jakim stadium się znajdujesz?

Odpowiedzi na tak ogólne pyta-nia nie przychodzą z  łatwością. Z pomocą przybiega nam 30 – letni Kierkegaard, który jakiś czas temu (a było to tak dawno, że już nikt nie pamięta kiedy dokładnie) napisał dwutomowe dzieło zatytułowane

Albo-Albo. Zawiera w nim i rozwi-ja swoją koncepcję stadiów życia. Wyróżnia trzy: estetyczne, etycz-ne i  religijne. W swojej wypowie-dzi literackiej prezentuje dokładnie pierwsze dwa, jedynie sygnalizu-jąc istnienie trzeciego. Rozpocznij-my więc podroż przez to, co przy-jemne, rozkoszne i intensywne.

Jest mi dobrze i śpiewająco!

Każdy z  nas dąży w  większym lub mniejszym stopniu do odczuwania przyjemności. Nie ma w tym nic złe-go; masochizm to dewiacja –  trud-no oczekiwać od ludzi, żeby w  ży-ciu poszukiwali źródła udręcze-nia, a wolne chwile wypełniali me-lancholijnym rozpatrywaniem swo-jej egzystencji w  kategorii upad-ku – ciągłej porażki. Bardzo dobrze o  nas świadczy, że jeszcze potrafi-my się bawić i oddawać rozkoszom. Niestety przyjemność i jej odczuwa-nie jest jak narkotyk. Uzależnia. Ktoś kto raz poczuł uniesienie będzie dą-żył do ponownego jego odczucia. W pewnym momencie będzie stanowi-

ło determinantę braną pod uwagę przy naszych wyborach. Kierkega-ard nazywa taką postawę estetycz-ną. Cechuje ona ludzi znajdujących się w  pierwszym ze stadiów. Ten moment w  życiu człowieka zostaje przez filozofa uznany za fazę dzie-cięcą/młodzieńczą, czyli znamien-ną dla jednostek dopiero się kształ-tujących, które są na początku dłu-giej drogi kształtowania swojego światopoglądu. Jednak autor nie ule-ga złudzeniu – nie tylko ludzie mło-dzi stają się wyznawcami takiej dro-gi życiowej. Wystarczy, że rozejrzy-my się dookoła; znajdziemy bez pro-blemu orędowników estetycznego pojmowania rzeczywistości.

Filozofia ma uczyć porządkowa-nia myśli, logicznego wypowiada-nia się i argumentowania swoich po-glądów. Dlatego na drodze deduk-cji szybko staje się jasne czemu sta-dium wyżej opisane jest pierwszym z trzech. Poszukiwania przyjemności początkowo bardzo ekscytujące sta-ją się z czasem męczące, ostatecznie człowiek dociera do miejsca, w któ-rym nie widzi sensu szukania nowych doznań. Pojawia się rozczarowanie i pustka ewoluujące w cierpienie. Jed-nostka dotychczasowo skupiona je-dynie na szaleńczym biegu za tym, co estetyczne odnajduje w sobie po-trzebę samorozponania – odnalezie-nia siebie w natłoku doznań.

Rozpacz odczuwana przez es-tetę, mimo iż z założenia jest uczu-ciem mało przyjemnym, równo-znacznym z  bólem, brakiem kom-

albo-albo; sooren kierkeGaard

Page 17: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

17

litera tUra

fortu psychicznego, w  tym wy-padku ma swoje pozytywne stro-ny. Jest mianowicie impulsem do zmian. Nie pojawia się ona w związ-ku z konkretnym wydarzeniem jest raczej poczuciem bezsilności, fru-stracji powstałej w wyniku świado-mości, że jeśli coś nie ulegnie zmia-nie, to w rozpaczy będzie człowiek egzystował bez końca. Właśnie ten moment zostaje uznany przez my-śliciela za pierwszy krok w kierun-ku przeniesienia się na inny poziom życia, czyli przejścia do stadium etycznego.

Moje ja, moja natura!Stadium drugie opisane w kolejnym tomie jest de facto krytyką postawy afirmującej odczuwanie przyjem-ności. Kryzys dotykający człowie-ka, w  trakcie egzystencji w  pierw-szym etapie pozwala zastanowić się nad tym kim, dlaczego i  jak je-stem. Jestestwo jednostki dotych-czas zagłuszane przez pogoń za in-tensywnością doznań jest już goto-we do wgłębienia się w  swoją na-turę. Transsubstancjacja się do-konała. Od teraz człowiek wybie-ra własną naturę. Nie jest uzależ-niony od doznań, kształtuje siebie i  swoje życie przy pomocy bodź-ców z zewnątrz ( tj. z  rzeczywisto-ści). Nie jesteśmy już niewolnikami naszych pragnień, stajemy się od-powiedzialni za nasze bycie. Od-rzucamy namiętności, które zwodzą nas przekornie, mamy świadomość,

że są one tylko iluzoryczną watą, za którą nic się nie kryje. Odzyskujemy niezależność. Jesteśmy takimi jaki-mi być chcemy, świadomie kształ-tujemy siebie bez względu na ułom-ność rzeczy nas otaczających. Dzię-ki rozpaczy, w trakcie której ponow-nie zauważamy siebie jako podmiot, a nie jako dodatek do wydarzeń ma-jących miejsce odnajdujemy spokój, wewnętrzną harmonię.

Gdy już wybierze-my siebie samego,

pozbywając się niepotrzebnego ma-

kijażu, odsłaniając twarz poprzez od-

rzucenie maski, czy też pozy determi-nującej nasze po-

stępowanie znajdu-jemy bezpieczne miejsce. Tą prze-

strzenią stabilizacji i zgodności okazuje

się nasza jaźń.

W efekcie odsuwamy się od rzeczywistości. Można mówić o tym jako o alienacji, jednak, co ważne, takiej, która nie niesie ze sobą pejoratywnych skojarzeń. Owszem dystansujemy się wobec świata lecz nie odrzucamy go. Po-zostajemy z  tym, z  którym lepiej się czujemy, czyli z sobą samym.

Nagle wszystko co irytowało, pro-wadziło do porażek, znika. Prze-cież większość złych wyborów podejmowanych przez nas ma miejsce z  powodu presji na nas ciążącej, obowiązków wobec in-nych, powinności czy oczekiwań.

Dlaczego warto…Sięgnąć po Albo-Albo? Jeśli kon-cepcja trzech dróg życiowych stwo-rzona przez jednego z  miłośników mądrości do was nie przemawia, to mam jeszcze coś w zanadrzu. Dzie-ło Kierkegaarda składające się z 11 rozdziałów ujmuje pięknym języ-kiem. Autor niezwykle erudycyjnie opowiada o  swoim odkryciu, przy okazji bawiąc się formą. W pierw-szym tomie opowieść snuta jest przez autora A –  estetę. Drugi tom jest polemiką z pierwszym, zapisa-ną przez autora B – przedstawicie-la postawy etycznej. To wszystko, a także fakt, że ów traktat filozoficz-ny ukazał się początkowo jako dzie-ło Victora Eremita (jeden z  pseu-donimów Kierkegaarda) wskazu-ję na geniusz duńskiego myśliciela, a lektura Albo-Albo staje się intelek-tualnym wyzwaniem i wielka przy-jemnością.

HEJ!Czytelniku, zakreśl bliższą Ci

odpowiedź:• Szukam estetyki• Szukam etyki

łukasz _ dziuda

Page 18: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

18

Złap najbliższą Ci książkę i weź ją podrzyj, odgryź nazwisko autora, napluj na zaczernioną przestrzeń. Zrób to wszystko, bo jesteś sfrustrowany ułomnością języka, którym się posługujesz. Między tym co pomyślane a tym co zapisane stawiamy znak nierówności.

Na pomoc wszystkim borykającym się z nieodpowiedniością języka przychodzi Liberatura. Termin, pojawił się w 1999 roku, ojcem jego jest zaś Zenon Fajfer, odnosi się do pisarstwa totalnego czyli takiego gdzie war-stwa werbalna jest organicznie związana z fizycznością książki, nie jest już ona tylko przestrzenią dla dzie-ła literackiego ale się nią staję. Każda zmiana dotycząca czcionki/jej koloru/rozmieszczenia przestrzennego słowa/wielkości/ każdy znak graficzny/zabielona/ zaczerniona/wypełniona kolorem przestrzeń staje się in-formacją, symbolem, którego rozszyfrowanie należy do zadań czytelnika. Nagle typografię można uznać za pełnoprawny środek literackiego wyrazu.

O ile łatwiej eksplikować swe myśli posiadając takie narzędzia, o ile bardziej satysfakcjonujące jest pisanie bez względu na utartą konwencję !

O ile trudniej… to wydawać, edytować, sprzedawać, przekonać wydawców czy introligatorów do szanowa-nia pracy pisarza i nakłonić do nie ingerowania w jego wizję.

Oprócz wyżej wspomnianych komplikacji istnienie liberatury, a przede wszystkim zaakceptowanie faktu jej istnienia, zmusza teoretyków do redefinicji pojęcia dzieła literackiego. W przypadku zetknięcia się z takim pisarstwem trzeba pamiętać przecież, że pojęcie to ulega rozszerzeniu. Otóż tworzywo to także kartka, kawa-łek drewna, nie tylko język – forma – nie tylko tekst lecz powierzchnia – książka – już nie tylko wolumen a w nim zszyte kartki, lecz każda (dowolna) forma – ostatecznie dzieło literackie – zawierające już pojęcie książ-ki jako integralnego składnika.

Przestrzeń literacka najczęściej rozumiana jest jako przestrzeń świata przedstawionego a więc miejsce akcji, jej czas i tak dalej. Natomiast Zenon Fajfer słusznie zauważa, że przestrzeń dzieła literackiego w pierw-szym, głównym znaczeniu to książka! Kartki papieru /czy też inne tworzywo służące za nośnik tekstu/ są prze-strzenią literacką i to dzięki tej realnej przestrzeni możemy mówić o wszystkich innych.

Tak więc Liberatura zdaje się być ciągłą ekspansją litery, słowem pisanym, w którym waga słowa jest znacznie cięższa, bardziej precyzyjna a zależności między zdaniem, literą czy akapitem są wyraźniej i kla-rowniej zarysowane.

liberalnawStęp dO liberatUrY

Page 19: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

19

Mimo tego, Mimo tego, że pojęcie Liberatury opracowane zostało do-piero w rok przed drugim tysiącleciem, łatwo odnaleźć jej przykłady w li-teraturze wcześniejszej. Za przykład niech posłuży chociażby Finnegans Wake Jamesa Joyce’a. Książka ta wydawana jest z reguły z taką samą ilo-ścią stron ( 628) z zachowaniem 36 linijek wersowych na stronie. Czemu ? Właściwie niewiadomo z jakiego powodu wydawcy zachowują taką zgod-ność jeśli chodzi o wydawanie tej powieści. Należy założyć, że ilość stron i kompozycja tekstu nie jest przypadkowa. Typowym natomiast przykła-dem liberatury jest poemat Raymonda Queneau Cent mille milliards de poemes. Wydanie składa się z 10 sonetów przy czym, każda linijka wer-sowa została wydrukowana na osobnym pasku. W efekcie odbiorca może dowolnie łączyć linijki tworząc własne poematy. Ilość możliwych kombi-nacji oszałamia, to tytułowe sto tysięcy miliardów wierszy. Kolejnym przy-kładem liberackich poszukiwań są The Unfortunates Johnsona, gdzie anarchiczny tryb pracy naszego umysłu, a także intensywne stany emo-cjonalne bohatera zostały zaakcentowane poprzez 27 składek znajdują-cych się na pudełku. Autor oznaczył tylko pierwszą i ostatnią. Zadaniem czytelnika jest ułożenie historii, a właściwie wymyślenie własnej chrono-logii – przecież nigdzie nie opublikowano jej w formie zwartego tomu.

Chwalebny jest fakt, że dzięki korporacji Ha!art możemy konfronto-wać się z Liberaturą w naszej rodzimej Polsce. Podjęte przez nich wy-siłki, aby zebrać w jednej serii najznamienitsze jej przykłady, pozosta-je jednak ciągle niedoceniony. Szkoda, przecież możliwości zapoznania się ze słowem pisanym w tak bądź co bądź rewolucyjnej formie często nie mamy, warto więc skorzystać, gdy ktoś podsuwa nam pod nos dzie-ła wyjątkowe.

łukasz _ dziuda

literatura

litera tUra

Page 20: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

20

Page 21: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

21

Co można uznać za fenomen no-wej powieści Murakamiego? Podwójną narrację prowadzo-ną naprzemiennie przez dwo-je głównych bohaterów, podział na dwa światy –  rzeczywisty i równoległy (bohaterowie i  czy-telnik powoli zaczynają zatracać różnicę między nimi) oraz wi-doczne nawiązanie do George’a Orwella i  jego Roku 1984. Mimo klarownego odniesienia, pisarz nadaje swojej książce zupełnie inny ton niż angielski wizjoner. Bohaterowie wspominają o  Roku 1984, o  jego fenomenie a  tak-że o  Wielkim Bracie. Tego jed-nak dowiadujemy się co najmniej w połowie książki, Murakami nie czyni z  nawiązań wątku dominu-

jącego. Stają się one tłem akcji to-czącej się w powieści.

Bohaterami 1Q84 są kobieta i mężczyzna – Aomame i Tengo. Ko-bieta na co dzień zajmuje się instruk-tażem sztuk walki w  luksusowym klubie fitness, po godzinach staje się płatną morderczynią. Mężczyzna pracuje jako wykładowca matema-tyki na kursach przygotowawczych, a  w wolnym czasie pisze powie-ści. Z pozoru nic ich nie łączy, żyją w dwóch różnych światach. Dal-sza lektura uświadamia jednak, że bohaterowie z  każdym rozdziałem zbliżają się do siebie, w dodatku nie są sobie obcy.

Aomame jest kobietą oschłą, wręcz szorstką w obyciu. W samot-ności prowadzi zdrowy tryb życia.

Na zlecenie starszej pani, w perfek-cyjny sposób, zabija mężczyzn znę-cających się nad kobietami. Doko-nuje zbrodni doskonałych, nigdy nie zostawia śladów. Mimo swej zimnej aparycji i  zdystansowania, pragnie jednej rzeczy: odnaleźć mężczyznę, w którym kocha się od dzieciństwa.

Tengo, mężczyzna silnie zbudo-wany, pracuje na zlecenie dla re-daktora Komatsu, redagując drob-ne teksty. W wolnym czasie pisze powieści, które potem wysyła na konkurs debiutów do tej samej ga-zety. W piątki spotyka się ze swoją kochanką, a popołudniami wykłada matematykę. Pewnego dnia, w trak-cie wstępnej selekcji konkursowych tekstów, napotyka na powieść Po-wietrza poczwarka autorstwa Fuka-

jakie znaczenie mają rzeczY nie z teGO świata? – mUrakami i »1Q84«»1Q84« Haruki Murakamiego została wydana w 2009 roku, w Polsce ukazała się z końcem roku 2010. Czy-telnicy oczekiwali na nią niecierpliwie, ponieważ ostatnia powieść »Po zmierzchu« pojawiła się w roku 2004. Podczas długiej przerwy Murakami pracował nad trylogią, któraw całości powinna dotrzeć do Pol-ski pod koniec bieżącego roku.

litera tUra

Page 22: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

22eri. Wraz z  Komatsu odnajduje au-torkę. Okazuje się nią być siedem-nastoletnią dziewczyną o dosyć nie-codziennym zachowaniu. Mężczyź-ni postanawiają poprawić utwór i spowodować, żeby otrzymał głów-ną nagrodę. Przytoczone wyda-rzenia stanowią wstęp do wielkich zmian w życiu Tengo. Powieść Fu-kaeri jest kluczem do odkrycia ta-jemniczej sekty Sakigake oraz ma-jących tam miejsce niebezpiecz-nych praktyk. Powietrzna poczwar-ka kryje w sobie odpowiedź na py-tanie: kim są Little People oraz dla-czego Fukaeri uciekła z Sakigake.

je poproszona o zabicie przywód-cy Sakigake.

Z końcem powieści ma się ocho-tę przytaknąć sformułowaniu: „To dopiero początek”. Autor zosta-wia czytelnika z pytaniami o to co będzie dalej, czy dwoje głównych bohaterów w końcu się spotka, co z  dwoma księżycami, z  Little Pe-ople i… co z nami. Ostatnie z pytań wydaje się być zupełnie nie zwią-zane z  fabułą powieści, ale Mura-kami posiada specyficzną cechę, tłumaczącą pojawianie się wąt-pliwości/ciekawości dotyczących różnych porządków.

Z pierwszym zda-niem otwiera dla nas drzwi do świata jego

postaci, a my, nie-świadomi potencjal-

nego „niebezpie-czeństwa”, wkracza-my weń i zaczynamy

tam egzystować.Co łączy tę powieść z  innymi

utworami autora? Dla kogoś, kto jest zaznajomiony z twórczością Mura-kamiego, wspólnym aspektem bę-dzie dwutorowy sposób prowadze-nia narracji. Zabieg ten został za-stosowany między innymi w Koniec Świata i  Hard-Boiled Wonderland oraz Kafka nad morzem. Po dru-gie –  niemalże nieprawdopodob-ny splot zdarzeń, postaci, miejsc. Większość utworów Murakamiego

oparta jest na tej swoistej niezwy-kłości, ale nie na fantastyce. W pew-nym sensie to więcej niż fantasty-ka –  ukazanie znanego wszystkim świata w  innych barwach, zwróce-nie uwagi czytelnika na zachodzą-ce w nim zmiany. Świat Murakamie-go ma podwójne, a  nawet potrój-ne dno. Pierwsze znane każdemu – czytelnikowi i bohaterowi; drugie odmienne, zmieniające otaczającą rzeczywistość, widocznie dla boha-tera i czytelnika, ale nie dla wszyst-kich postaci utworu; oraz trzecie –  symboliczne, które nie jest dane ani bohaterowi, ani czytelnikowi.

Symultanicznie, Aomame za-czyna odczuwać niepokój, zwią-zany z  licznymi zmianami, jakie zaszły w  ostatnim czasie. Japoń-ska policja zaczęła używać innej broni, w  górach odbyła się wiel-ka strzelanina a na niebie pojawi-ły się… dwa księżyce. Zdziwienie wynika z  faktu, że nie zarejestro-wała tych zmian. Aomame stwier-dza, iż znajduje się w równoległej rzeczywistości. Dla rozróżnienia obu światów, swojemu nadaje na-zwę „1Q84”. W dodatku do domu samotnej kobiety prowadzone-go przez starszą panią, przycho-dzi dziewczynka imieniem Tsuba-sa. Okazuje się, że uciekła z sek-ty, której lider gwałci dziewczęta. Po tym incydencie Aomame zosta-

Ukryte, przekazane podprogowo, niosące ze sobą niejasne znaczenia. Murakami zostawia nas na skra-ju stromego urwiska, bez możliwo-ści przejścia na drugą stronę. Musi-my czekać na jego dalszy ruch, aż przerzuci do nas linę, po której bę-dziemy mogli przejść i poznać dal-szą część historii.

Lina została przerzucona a dru-ga część powieści wkracza na bar-dziej mroczne i  niebezpieczne tory. Możliwe, że 1Q84 będzie naj-bardziej przerażającą i krwawą po-wieścią w dorobku Murakamiego.

katarzyna _ skręt

[na podst. 1Q84 H. Murakamiego, przekł. Anna Zielińska-Elliot, 2010]

Page 23: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

23

film

Darren Arnofsky i  Natalie Port-man. Z tego połączenia musiał wyjść wirtuozerski popis. Niby te-mat nie wniósł nic nowego do hi-storii kinematografii. Poszukiwa-nie siebie, odkrywanie czarnych stron swojej duszy, zatracenie się, obłęd, niewytrzymanie presji –  to dosyć powszechne motywy. Jed-nak w  „Czarnym Łabędziu” po-jawił się jakiś mały haczyk, który sprawia, że po wyjściu z sali kino-wej nie da się o dziele szybko za-pomnieć, że w  głowie wciąż sły-

paka, przyjemności, rozrywek. Zahipnotyzowana zamknęła się w swoim różowym pokoju z mnó-stwem maskotek, by żyć z despo-tyczną matką – byłą baletnicą, któ-ra swoje niespełnione ambicje przenosi na córkę i żyje jej karierą. To pod jej ogromnymi skrzydłami wychowuje się i  doskonali młoda baletnica. Tak naprawdę jest jesz-cze małą, niedojrzałą dziewczyn-ką w ciele dorosłej, pięknej kobie-ty. I mimo że w artystycznym świe-cie próbuje uwolnić się od mat-

szy się muzykę Clinta Mansella, a pod powiekami pojawiają się ob-razy za przemian czarne i  białe. Zdradź sekret swej sztuki o boski Darrenie! Odkryj tajemnicę swej postaci, o cudna Natalie!

W pewnym nowojorskim te-atrze odbywają się próby do no-wego spektaklu baletowego Jezio-ro Łabędzie. Wśród wielu tance-rzy jest młoda, łagodna, cnotliwa Nina (Natalie Portman), która całe swoje życie podporządkowała ba-letowi. Nie ma przyjaciół, chło-

black and wHite, czYli »black Swan«Reżyseria: Darren ArnofskyScenariusz: Mark HeymanJohn J. McLaughlinAdres HeinzZdjęcia: Matthew LibatiqueMuzyka: Clint MansellObsada: Natalie Portman, Mila Kunis, Vincent Cassel, Barbara Hershey, Winona Ryder

Jawa i sen. Realność i wyobrażenie. Perfekcja i niedoskonałość. Lekkość i ból. Przegrana i spełnienie. De-strukcja i kreacja. Komizm i tragizm. Tandeta i nowatorstwo. Nuda i szaleństwo. Czystość i erotyka. Subtel-ność i agresja. Przykładność i narkotyki. Ambiwalencja. Destabilizacja. Rozszczepienie umysłu. Rozdwo-jenie jaźni. Daj szansę. Za wszelką cenę. Wytrzymam. Dokonam tego. Bo dążę do perfekcji. Chcę być do-skonała. Ale sama jestem dla siebie przeszkodą. Bo moje marzenia prowadzą mnie na dno.

Page 24: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

ki, wpada tam w  kolejną pułap-kę –  paniczny strach przed nie-spełnieniem ambicji, histeryczne wręcz dążenie do kariery. Życie Niny to piruet idealnie wyreżyse-rowany, wyćwiczony do perfekcji przed domowym lustrem i  prze-niesiony na scenę teatru. Zakrwa-wione palce jeszcze bardziej pod-sycają jej żądze, by tańczyć i wy-tańczyć w  sobie wymarzoną pri-mabalerinę, doskonałą w każdym calu. Ale balet to nie tylko porce-lanowe lalki i figury rodem z pozy-tywki. To mordercza praca pełna potu, krwi i  łez. Wyrzeczenia, za-kazy i  nakazy. Sednem jest uka-zanie lekkości mimo ogromnego bólu. I okazuje się, że technika to nie wszystko… Tak naprawdę bo-haterka musi zmagać się ze swoim życiem prywatnym, nie zawodo-wym, by wygrać walkę o  główną rolę w spektaklu. Niewinna, wiot-ka, subtelna, spokojna i  ułożona – idealna do roli Białego Łabędzia.

Jednak według pomysłu reżysera Thomasa (Vincent Cassel) Królo-wa Łabędzi ma połączyć w sobie zarówno białą jak i  czarną natu-rę. W mrocznej i niegrzecznej kre-acji Nina byłaby zupełnie nieprze-konująca. I tu zaczyna się perwer-syjna gra. Wyzwolić drapieżność, erotykę i  agresję z  niewinnego usposobienia Niny. W momencie gdy pojawia się zmysłowa i  uwo-dzicielska Lily (Mila Kunis), posia-dająca wszystkie cechy brakujące Ninie do roli Czarnego Łabędzia, następuje powolna przemiana w  głównej bohaterce. Przyjmuje wyzwanie i akceptuje zasady gry. „Jedyną osobą stojącą Ci na prze-szkodzie jesteś Ty sama” – słyszy z  ust swego artystycznego guru. Za słaba? Za mało doświadczona? Bezbarwna? Zbyt przeciętna? Nie-możliwe. Bunt wydaje się być je-dynym rozwiązaniem. Zatem nie-wiele myśląc dziewczyna podąża w głąb siebie, kierując się erotycz-nymi drogowskazami reżysera i… swej rywalki.

Atmosfera zagęszcza się z każ-dą chwilą i  jak smoła zalewa nie-winną Ninę. Dziewczyna topi się w  niej jednak nie zamierza się poddać. I wcale nie musi stwarzać w  sobie od nowa ciemnej strony swojego JA, bowiem posiada ją i musi tylko wydobyć. A jaki jest na to sposób? Zupełne zatracenie się w  szaleństwie i  obłędzie, co pro-wadzi do balansowania na cien-kiej granicy między jawą a snem.

Prowadzi na skraj przepaści. Nina to dziewczyna piękna lecz zupeł-nie aseksualna. Przeciwieństwo Lily, która to erotyzm wypisany ma na twarzy. To ona zabiera Białego Łabędzia do klubu, gdzie nastą-pi pełne złamanie niewinnej oso-bowości. Dziewczyny były dodat-kowo skontrastowane poprzez ko-lorystykę kostiumów. Nina nosi-ła się jasno, natomiast Lily posia-dała głównie ciemne elementy garderoby. Tym bardziej widocz-ny był moment przemiany, kiedy Nina pierwszy raz włożyła na sie-bie czarną bieliznę swego alter ego. Od tej pory nie było już od-wrotu. Metamorfoza postępowała wraz z obłędem. Zaczęły się halu-cynacje. Krew, podobizny, atakują-ca opętana matka. Apogeum nie-świadomości nastąpiło w perwer-syjnej scenie seksualnego kontak-tu dwóch bohaterek, który okazał się jedynie erotyczną fantazją. Fi-nalna scena idealnie ukazuje jak

Page 25: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

25

film

spektakl mocno zaszczepił korze-nie w  życiu baletnicy. Bohaterka Natalie Portman w  żaden sposób nie przypomina tu niewinnego, niepewnie stąpającego po świe-cie brzydkiego kaczątka. Stała się aż zbyt pewną siebie i agresywną dojrzałą kobietą zdolną zabić z za-zdrości. Ale zabijając Czarnego Łabędzia zabiła siebie samą, bo… „chciała być doskonała”.

Film przesycony jest erotyką i krwawymi obrazami. Jednakże fi-zyczny ból, okaleczenia, wyczer-panie i psychiczne katusze nie od-rażały i  nie zrażały do dalszego oglądania. Ale owy thriller ma nie-stety i  wadę, bardzo dużą wadę. Wystąpiły tanie, kiczowate chwy-ty, które (chyba) miały wzmocnić poniosły nastrój grozy. Metamor-foza Niny z  Białego w  Czarnego Łabędzia, kiedy to na jej skórze, niczym od wewnątrz nasiąknię-tej czarnym atramentem, wyrasta-ją małe piórka, zrośnięte palce czy przesadna wiotkość nóg bohater-ki w  zalewie halucynacji. Nieste-ty, sceny te zamiast wzbudzać po-dziw czy strach, wywołują jedynie śmiech i  rozproszenie uwagi wi-dza. I mimo świetnej pracy reży-sera Darrena Arnofsky’ego i  ge-nialnych zdjęć Matthew Libatique, w pamięć zapada głównie Natalie Portman. Nie fabuła, nie przesła-nie, a jedynie fascynująca kreacja pięknej aktorki.

ania _ worach

Tak właśnie wygląda impreza opatrzona nazwą »Silent Disco«, której do tej pory nie można było doświadczyć wśród łódzkich, muzycznych przestworzy. Ale przecież nic nie jest wieczne i wszystko się zmienia! Wcześniej o tego typu wydarzeniu słyszałam tylko, że co jakiś czas odbywa się w  Nowym Teatrze w  Warszawie. Ale zbawienny FACE-BÓG zadbał, bym nie przegapiła »Silent Disco« w rodzinnym mieście. Brzmieniowe wiatry ze stolycy dotarły i do nas.

GDZIE?Nasiadownia w  Starej Szwalni –  można umieścić ją w  katalogu dziw-nych i osobliwych, a także niezwykle klimatycznych miejsc. Trzypiętro-wy kompleks, zachowujący postindustrialny klimat, stał się miejscem ide-alnym do zorganizowania imprezy. Przestronność i ekonomiczny wystrój to kolejny plus na rzecz Nasiadowni.

JAK SIĘ BAWIĆ W SILENT DISCO? Zasady są bardzo proste:• musisz przyjść – to po pierwsze,• zrzucić z siebie ochronną barierę wstydu – to po drugie (bo z począt-

ku parkiet oczywiście świeci pustkami...),

in/OUt

mOżna Się bawiĆ... ale w ciSzY, prOSzę!

Page 26: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

26• po trzecie (w końcu najważ-

niejsze) – założyć słuchawki na uszy i odpłyyyyynąć!

Do wyboru masz trzy kanały, każdy zaprasza na inną imprezę. Ty decy-dujesz na jakiej właśnie jesteś i  do czego tańczysz. Najzabawniejszym jest moment, w którym zdejemujesz słuchawki, siadasz i  przyglądasz się bandzie świrusów, którzy tańczą w ciszy, są całkowicie zaabsorbowa-ni czymś co płynie z  tajemniczych czarnych nauszników, każdy wyko-nuje ruchy w innym rytmie – widok jest naprawdę NIEZAPOMNIANY. Ale ja rozkoszowałam się tym tylko przez chwilę. Zdecydowanie lepiej przywdziać maszynę na uszy i dołą-czyć do zabawy w psychiatryku.

Rozpoczęcie imprezy zainguro-wał zespół kolevtiv Snowman, a im-prezą odbywającą się piętro wy-żej zaopiekowali się już DJ Bold, DJ Mike i  gościnnie... duma Łodzi na lądzie i  w przestworzach –  Balbina Bruszewska.

zuzanna _ kołodziejczyk

Autobus linii 80 łódzkiego MPK. Widok nie z  tej ziemi. Do tegoż właśnie publicznego transporteru wsiadły trzy kobiety. Raczej moż-na mówić, wiek podeszły. Raczej można twierdzić, że ubogie. Raczej można twierdzić, że wracały z ryn-ku. Raczej nie mam wątpliwości, że były to trzy najpiękniejsze kobiety, jakie widziały moje oczy. Majestat promieniał z  ich ciał. Usta śmiały się i odsłaniały resztki pozostałych zębów. Kobiety, które pogodzi-ły się z biegiem czasu i zestarzały się pięknie. Stałam, tępo wlepiałam w  nie wzrok i  nagle jak obuchem w łeb uderzyła mnie świadomość, że takie persony są już na wyginię-ciu. Rzadkim okazem są naturalne, takie jak zostały stworzone, nie po-prawione kobiety. Nie spotyka się już na każdym kroku kobiet inteli-gentnych, z pasją, które reprezen-tują siłę i niezależność.

Nie mogę, nie nadaję się, nie po-trafię. Żyć w świecie gdzie kobieta

przestaje być kobietą, usta są z ko-lagenu, rzęsy z plastiku a paznok-cie z  akrylu. Przemieszczam się przez łódzkie ulice i przybija mnie ilość sztucznych dziewczynek z na-tapirowanymi włosami i pomarań-czową twarzą. Możliwe, że to temat poruszany wszędzie, media trąbią śmiejąc się z Joli Rutowicz i Dodzi. Powstają filmy, filmiki; internet kipi słodkimi „zdjęciami z ręki”. Barbie na barbie. Plastikowa szarańcza zalewająca całą moją przestrzeń. Chodzę tymi ulicami, mijam te ko-biety i  czuję się coraz gorzej. Jeż-dżę tymi tramwajami, autobusami gdzie przemiliusi piskliwy chicho-cik rozwala moje uszy.

Gdzie to się zaczęło, w  którym momencie kultura wytworzyła po-twory. Komu medycyna dała prawo do niszczenia naturalnej piękności?

Jeśli nie wiecie o co mi chodzi, to zamiast spieszyć na nowy odci-nek My Sweet Sixteen, czy na świe-żutki filmiczek z  jutubka to zapra-

damY albo nie-damY

Page 27: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

27

szam do kin. I nie na kolejną za-pewne iście wspaniałą i  oryginal-ną polską komedię, tylko na baj-ki. Disney od zawsze, bez cere-gieli daje nam rozrywkę cudowną i czystą samą w sobie. Dwie ostat-nie animacje tej wytwórni rozocho-cą wszystkie serca.

Księżniczka i  żaba i  Zaplątani, nie mówcie, że jesteście za star-szy. Bo te bajki są dla wszystkich. Disney częstuje nas księżniczka-mi w  nowej odsłonie. Uwspółcze-śnione, przystępne. Fantastycznie narysowane kobietki. Księżnicz-ka i  żaba to fenomenalnie oddany klimat Nowego Orleanu lat 20. Jazz, gitara, śpiew i  magia. Rozwibro-wany świat Ameryki. Tylko halo, halo! Coś tu nie gra. Księżniczka jest czarna, tfu! Afroamerykanka, całuje żabę i  zmienia się w  żabę. Sam książę też jakiś mało książęcy –  lekkoduch, muzyk, artysta. Cał-kowicie przyjemna autoironia. Ta animacja nie opływa w jakąś post-modernistyczną papkę, puszcza-jąc do widzów oczko pełne aluzji. Jest krystaliczną magią samą w so-bie i piękną historią o poszukiwa-niu szczęścia.

Ale, skupmy się na kobietach, bo to o  nie chodzi. Główną bo-haterką jest ambitna i  niezwykle atrakcyjna Tiana. Nie jest prawdzi-wą księżniczką, tylko kobietą wy-chowaną w domu pełnym miłości, zrozumienia i ciepła. Jej postać od-znacza się niezwykłą dojrzałością emocjonalną. Ta kreacja pokazu-

je jak wielką ewolucję przeszły di-snejowskie księżniczki. Kopciu-szek tylko czekała na szczęście, a  Tiana do szczęścia dążyła. Re-prezentuje postawę kobiety wy-zwolonej, mądrej, znającej swoje miejsce w  świecie. Tego mi wła-śnie brakuje w naszej rzeczywisto-ści. Że w głowie nie imprezka, wó-deczka, nażelowani panowie, ale coś więcej. Rzadko, bo rzadko, ale zdarzają się Tiany.

Piękna Roszpunka z  Zapląta-nych jest dowodem na to, że trzy-manie jej pod szklanym kloszem w wieży bez schodów nie upośle-dziło jej zmysłów, a  wręcz prze-ciwnie podbudowało temperament i pomysłowość.

Wydawać by się mogło, że nie da się

stworzyć nic od-krywczego z legen-

dy o długowłosej Roszpunce, bo bądź co bądź to bajka ini-cjacyjna. Na szczę-ście Disney Anima-tion Studio udowad-nia nam, że tradycje

nie zaginęły, mają tylko nową twarz.

Roszpunka, przytłoczona bala-stem ciążącej na niej mitologii, od rysowników dostaje nową osobo-wość. Temperamentną, zawadiac-

ką, zabawną, inteligentną. Zno-wu nie mamy do czynienia tylko z  księżniczką bez skazy, na którą czyha niebezpieczeństwo. Kreuje nam się za to przed oczami obraz goniącej za marzeniami dziewczy-ny, wkraczającej w  dorosłość. Jest stereotypową blondwłosą piękno-ścią, jednak obdarzoną wyczuloną intuicją, ciepłem. Na tą księżniczkę zostało rzucone z  przymrużeniem oka. Zwiewność i lekkość wzboga-cona jest o napady histerii, płaczu i chwil słabości.

Czy naprawdę nie można czer-pać wzorców właśnie z takich po-staci? Trzeba przełamać barie-rę wstydu, że bajki są tylko dla

in/OUt

dzieci. Przyjąć to, co proponuje Disney. Siła sprawcza wyobraź-ni jest naprawdę wielka. Może nie wszystko jeszcze stracone, może duże dzieci wychowane na Dra-gon Ball uwierzą, że jak się chce, to się da. Świat wyobraźni jest cu-downy, warto się w  nim zatracić. Czasem zwyczajnie nie myśleć o nowej farbie Wellaton i  najnow-szej maskarze Rimmel.

Mam miejsce, to apeluję: Pano-wie, nie jesteśmy tylko naczyniem na wasze członki. Panie, plastik nie jest cool.

martyna _ kosiorek

Page 28: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

28

S T R Z E M I Ń S K IO E E W D Ó N (N) Z O DL O A I U W W E Ó B EA R L Ą K I I O S R AR I N ZA O G P T O LY A A K C N I L A IZ _ I J A L A ! ZM AA _ A Spełniający swe posłannictwo M

PostępoWiecHC T A I J Y Nieprzejednany S Aodkryw Czy G T ZZ Apięty na wszystkie guziki O Opa Nowany

Bojownik a Rtystycznej awangardy ZRównoważony A D Człow Iek nauki i postępu

Typowy przedst Awiciel Europejczyka Ą

Zapięty zawsze na wszystkie guziki, opanowany i zrównoważony – był typowym przedstawicielem Europejczy-ka, człowiekiem nauki i postępu, spełniającego swe posłannictwo na tych arkuszach mapy, śpiących snem Zło-tej Hordy. [...] Jako postępowiec, nie upierał się przy konieczności niepodległego bytu dla Polaków. Jako ekwi-walent za tę rezygnację z dążeń ojców, zgodziłby się na prześwietloną rozumem i wzajemnym szacunkiem re-publikę wolnych i równych Europejczyków.

Z niedokończonej powieści W. StrzemińskiegoZeszyt II, lata 40. XX wieku

Omawiając zagadnienia sztuki, Strzemiński wyróżniał dwa systemy: kontrastów i  obliczeniowy zjawiska przestrzennego, inaczej dramatyzm i architektonizm. Oba doskonale widać w najnowszej wystawie poświę-conej artyście w ms2, której otwarcie nastąpiło na koniec listopada 2010r. Zatytułowana jako POWIDOKI ŻY-CIA. WŁADYSŁAW STRZEMIŃSKI I PRAWA DLA SZTUKI. Podstawą dla owego projektu stała się niewielka gra-fika Katji Strunz z 2002r. W przestrzeni zakreślonej przez dwa odcinki grubej linii, zestawione ze sobą pod ką-tem prostym, pojawia się napis ZEITTRAUM. W ostateczności, słowo to zostaje wykorzystane do zaprojektowa-nia planu, stanowiącego podstawę dla wzniesień ścian tworzących przestrzeń ekspozycji dla dzieła Władysła-wa Strzemińskiego.

StrzemińSki

Page 29: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

29

Trzy słowa stanowiące bazę dla tejże wystawy to: POWIDOK, ARCHITEKTONIZACJA, PRAWO. Zaczerpnię-te są z myśli zarówno praktycznej jak i teoretycznej Strzemińskiego.

Pierwsze – Powidok – jako zjawisko fizjologiczne, w którym siatkówka oka zachowuje wrażenie wzrokowe, mimo że pozostało działanie bodźca, który je wywołał. Przedłużone utrzymywanie postrzeżeń powoduje ich przenikanie i nawarstaiwanie się. Dzięki temu, łączą się one ze sobą. Wystawa staje się więc powidokiem życia i działań Strzemińskiego, dzięki dziełom stanowiących powidoki doświadczeń wzrokowych i teoretycznych ar-tysty.

Drugim słowem jest Architektonizacja. Ma ona ścisłe powiązania z poprzednim terminem, bowiem dokonu-je się na bazie machanizmów powidokowych. Architektonizacja jest jednak o tyle istotna, że gwarantuje możli-wość urzeczywistnienia artystycznych inwencji w życiu. Instalacja Katji – ZEITTRAUM – jest właśnie architekto-nizacją własnej idei artystki, ale także twórczości Strzemińskiego.

Ostatnie – Prawo – odnosi się do prawideł budowy dzieła, które artysta uparcie próbuje odkrywać gdyż tylko prawidłowe jego wytworznie może uczynić model, z którego należy formować dalsze życie.

Okazuje się, że wszytskie trzy pojęcia dzielą wystawę Strzeminskiego na cztery części, jakim są:• Prawa sztuki• Architektonizacja życia• Powidoki życia• Prawa dla sztukiChoć to bardzo szeroka prezentacja, to obejmuje ona jedynie te dzieła, dzięki którym Strzemiński dokony-

wał odkryć, służących rozwojowi sztuki a co za tym idzie, jego teorii unizmu, która oficjalnie wpisała się w ka-non pojęć. Generalną normę unizmu, odnoszącą się do wszelkich form wypowiedzi artystycznej, stanowił wy-móg „jedności dzieła sztuki z miejscem, w jakim powstaje”. W malarstwie obowiązywało dążenie do zaakcen-towania pełnej autonomii obrazu jako płaskiego czworoboku wydzielonego ramami z otoczenia i całkowicie za-mkniętego w sobie. U podstaw unizmu leżała zasada pełnej jednorodności obrazu zbudowanego na prawach jemu tylko właściwych, działającego jako jedność optyczna pozbawiona wszelkich kontrastów.

zuzanna _ kołodziejczyk

Page 30: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

30

Silent

Page 31: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

31diScO

Page 32: PROSCENIUM nr_3 /marzec/2011

NOTATKI