prekursor numer 4 czerwiec

32
prekursor kultura ponad wszystko Czerwiec 2014 N°4 Ilustracja Sara Gancarczyk

Upload: prekursor

Post on 01-Apr-2016

237 views

Category:

Documents


2 download

DESCRIPTION

Prekursor - Bezpłatny młodzieżowy miesięcznik poświęcony rozpowszechnianiu kultury, rozrywki i sztuki.

TRANSCRIPT

Page 1: Prekursor Numer 4 Czerwiec

prekursor

kultura ponad wszystko

Czer

wie

c 20

14 N

°4

Ilustracja Sara Gancarczyk

Page 2: Prekursor Numer 4 Czerwiec

2 | N°4 Czerwiec

PREKURSORKRZEWICIEL

Pionier

wynalazca

INN

OW

ATO

R Odnow

iciel

OD

KRY

WC

A

NO

WA

TOR

ZWIASTUN

Page 3: Prekursor Numer 4 Czerwiec

N°4 Czerwiec | 3

Witaj!„Prekursor”- miesięcznik

stworzony przez uczniów Cen-trum Kształcenia Zawodowe-go i Ustawicznego przy ulicy Kilińskiego 25, jest kierowany przede wszystkim do młodzie-ży Sosnowca, a jego podsta-wowym celem jest szerzenie kultury, informacji i rozrywki. Chcielibyśmy, aby każdy chętny miał możliwość przyczynienia się do kreowania czasopisma, a także jego rozpowszechnia-nia. Da nam to możliwość do integrowania się oraz zapocząt-kowania długotrwałej przyjaźni pomiędzy nami, jak i również szkołami, które w przyszłości mogą stworzyć jedną społecz-ność. Kolejny nasz cel, jaki wy-znaczyliśmy to zachęcenie do

zapoznania się z kulturą oraz propagowania aktywnych dzia-łań w tym zakresie na terenie całego Zagłębia.

Umieszczając interesujące artykuły, poradniki oraz pomoce naukowe, opatrzone w cieka-we zdjęcia, będziemy szerzyć wśród młodzieży możliwość łatwego oraz przyjemnego po-zyskiwania wiedzy. Nagłaśniając projekty, konkursy, warsztaty, spotkania oraz różnego rodzaju imprezy organizowane przez nasze centrum zachęcamy do zapoznania się z programem

poszczególnych szkół, a za-razem promujemy aktywne, przyjemne oraz pożyteczne spędzenie czasu wolnego, zaś wywiady i elementy rozrywko-we będą dodatkową atrakcją, która pozwoli nam spojrzeć na świat z innej perspektywy. Damian Żak

Page 4: Prekursor Numer 4 Czerwiec

4 | N°4 Czerwiec

Z życia CKZiU 6

Sztuka to Pinga

20

Moje własne cztery ściany 12

14

22

Sztuka w obliczu człowieka

„Parodia Człowieka” - opowiadanie Wiktorii Sulik

26

28

Ja się nie napiję?!

W codzienności 16

18

Film, muzyka

Zapomniany Młyn

Dziecko w ciele dorosłego

Czerwiec N°4

Nasz blog

www.prekursor.sosnowiec.pl

CKZiU

www.ckziu25.sosnowiec.pl

Page 5: Prekursor Numer 4 Czerwiec

N°4 Czerwiec | 5

12

14

Sztuka w obliczu człowieka 26

28

18

N°3 Czerwiec

Redaktor naczelny Damian Żak

Szata Graficzna Damian Żak

Redaktorzy Damian Żak

Dominika Jawor Jakub Śmiglewicz Kamil Borkowski Mateusz Blacha Michał Młyński

Natalia Niedbałka

Korekta mgr Anna Wiśniewska

mgr Aneta Gil mgr Dorota Skowronek

mgr Bożena Fulas

Menadżer medialny Kamil Bartkiewicz

Kontakt telefon redakcja: 794 566 130 e-mail: [email protected]

WydawcaCentrum Kształcenia

Zawodowego i Ustawicznego w Sosnowcu, ul. Kilińskiego 25

PREKURSOR

SOSNOWIEC

Nasz profil na Facebook’u

www.facebook.com/prekursorsc

Nasz blog

www.prekursor.sosnowiec.pl

CKZiU

www.ckziu25.sosnowiec.pl

Page 6: Prekursor Numer 4 Czerwiec

6 | N°4 Czerwiec

Z życia CKZiU

Wielu ludzi narzeka na to, że wstąpiliśmy do Unii Europejskiej.

Mam na ten temat inne zda-nie, ponieważ dostrzegam, jak wiele członkostwo w UE dało nam Polakom.

Jestem uczniem Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Sosnowcu przy ulicy Kilińskiego 25. Mam przyjemność brać udział w pro-jekcie, który jest finansowany właśnie z UE. Nosi nazwę ,,Mam zawód- mam pracę w regionie”. Nie pochodzę ze szczególnie zamożnej rodziny, więc zebra-nie pieniędzy na prawo jazdy zabrałoby mi sporo czasu. Dzięki temu projektowi mam szansę uzyskać ten dokument

za darmo. Środki, które mu-siałbym wydać na kurs, zostają mi w kieszeni. Ktoś powie, że tysiąc złotych to niewiele, ale w sytuacji rodziny, w której pracuje tylko jedna osoba, jest to niewątpliwie bardzo dużo. Kolejną korzyścią z bycia członkiem państw wspólnoty są finansowane ze środków unijnych praktyki zagranicz-ne. W ich ramach moi koledzy z Technikum nr 4 Transporto-wego wyjeżdżają za granicę, nie martwiąc się kosztami za-kwaterowania czy przelotu. Na miejscu pracują i doskonalą język, ale również zwiedzają. Uczniowie mojej szkoły wyje-chali na przykład na miesiąc do angielskiego Portsmouth w ra-

mach projektu „Dobry zawód - pewna przyszłość”, współfi-nansowanego z Europejskiego Funduszu Społecznego oraz do włoskiej, nadmorskiej miejsco-wości Rimini w ramach projek-tu „Pierwszy krok do kariery zawodowej” programu Uczenie się przez całe życie. Z tego, co wiem, to uczniowie z innych szkół mojego Centrum byli na praktykach finansowanych przez Unię Europejską w Cze-chach, Hiszpanii, Niemczech, a wkrótce kolejna grupa wy-jedzie do Francji. Dzięki takim projektom możemy spełniać marzenia o podróżach, pozna-wać ciekawe miejsca, zwyczaje, osoby, gromadzić kapitał na przyszłość.

Warto czy nie warto, być członkiem Unii Europejskiej ?

Kilka refleksji inspirowanych dziesięcioletnią obecnością Polski w UE.

Mateusz Blacha

Page 7: Prekursor Numer 4 Czerwiec

N°4 Czerwiec | 7

Ze względów finansowych moi rówieśnicy często spędzają wakacje w mieście, ewentual-nie wyjeżdżają do babci czy cioci, a tymczasem w tym roku, ja oraz moi koledzy i koleżanki, możemy przez miesiąc praco-wać za niemałe pieniądze, a później wyjechać na wy-marzone wakacje. A wszystko to, dzięki projektowi „Staże dla uczniów CKZiU szansą na lepszy start, również współ-finansowanemu przez EFS. Jako mieszkaniec Zagłębia dostrzegam też, jak zmienia się nasz region. Stare, szare mury

nabierają kolorów, budynki są docieplane, a poziom wrażeń estetycznych zdecydowanie rośnie. Rozwój wielu terenów rekreacyjno- turystycznych, bu-dowa obiektów sportowych, niby nic, a tak wiele.

Nie zapominajmy jed-nak o tym, że UE to nie tylko sfera finansowa, to również możliwość swobodnego po-dróżowania po części państw członkowskich bez paszportu. Parę lat temu przeżyłem taką sytuację, kiedy z powodu braku paszportu nie mogłem prze-kroczyć granicy Czech. Nie-

trudno sobie wyobrazić, jak się czuje dziecko, które chce gdzieś wejść, a ktoś mu nie pozwala. Teraz już nie przeżyłbym takiej traumatycznej sytuacji. Wystar-czy dowód osobisty i Europa staje przede mną otworem. Mnie, jako młodemu człowie-kowi, Unia Europejska otwiera wiele perspektyw, za co bardzo dziękuję. Gdyby Polska w 2004 roku nie weszła do UE, byłbym o mnóstwo wrażeń uboższy i pewnie z większą obawą pa-trzyłbym w przyszłość.

23 maja br.uczniowie naszej szkoły uczestniczyli w Marszu Nadziei organizo-wanym przez Hospicjum Św. Tomasza w Sosnowcu. Akcja została zorganizowana, jak co roku, w celu rozreklamowania takiej instytucji jak Hospicjum i uświadomienia lokalnej spo-łeczności potrzeby wspierania różnych form działalności cha-rytatywnych.

Hospicjum to instytucja pomagająca ludziom nieule-czalnie chorym. Zapewnia im pomoc lekarską, jak również służy wsparciem w trudnych momentach. Wyruszyliśmy spod gimnazjum nr 16 przy ulicy Legionów. W marszu uczestniczyły szkoły z całego Sosnowca; przedszkola, szkoły podstawowe, gimnazja i szkoły średnie. Wszyscy uczestnicy

mieli na sobie żółty kolor. Pogoda również dopasowała się do nas kolorystycznie, cały czas świeciło słońce. Niektó-rzy z nas mogli poczuć się jak prawdziwe gwiazdy i udzielić wywiadu dla Telewizji Kato-wice, która cały czas nam to-warzyszyła. Marsz zakończył się wspólnym zdjęciem, które będzie umieszczone w Dzien-niku Zachodnim.

Pola NadzieiFot. CKZiU

Page 8: Prekursor Numer 4 Czerwiec

8 | N°4 Czerwiec

Zasadnicza Szkoła Zawodowa

Zasadnicza Szkoła Zawodowa Nr 3

Architektoniczno -Budowlana

Zasadnicza Szkoła Zawodowa Nr 2

Liceum Ogólnokształcące dla Dorosłych

Szkoła Policealna dla Dorosłych

Technikum Uzupełniające dla Dorosłych

VIII Liceum Ogólnokształcące im. C.K. Norwida

Technikum Nr 4 Transportowe

Technikum Nr 2 Architektoniczo

-Budowlane

Technikum Nr 5 Samochodowo

-Mechatroniczne

Technikum Nr 6 Grafiki, Logistyki

i Środowiska

Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego

www.ckziu25.sosnowiec.pl

Zasadnicza Szkoła Zawodowa Nr 7 Samochodowo

-Mechatroniczna

Page 9: Prekursor Numer 4 Czerwiec

N°4 Czerwiec | 9

Taki tytuł miały warsztaty dziennikarsko –fotograficz-ne, które odbyły się w CKZiU

Technikum nr 6 Grafiki, Logistyki i Środowiska w Sosnowcu. W za-jęciach uczestniczyli także ucznio-wie klas o profilu dziennikarskim z Gimnazjum nr 16 w Sosnowcu. Do nich słowo wstępne skierował redaktor naczelny „Prekursora” uczeń Technikum nr 6 -Damian Żak, który zachęcił młodych ludzi do współpracy przy wydawaniu miesięcznika literacko-kultural-nego.

Młodzież podzielona na czte-ry grupy kolejno brała udział w warsztatach, które dotyczyły emisji głosu oraz podstawowych sztuczek, jakie może zastosować w zawodzie dziennikarza, aby uzyskać od swojego rozmówcy informacje potrzebne mu do przygotowania materiału praso-wego lub telewizyjnego. W każdym

z bloków, w pierwszej części uczniowie razem z Konradem Bilskim wykonywali ćwiczenia na rozgrzanie narządów mowy oraz z zakresu emisji głosu, po-mocne przy dłuższych wystą-pieniach publicznych, czy też prowadzeniu długiego wywia-du z rozmówcą.

Z kolei w drugiej części spotkania młodzież mogła wysłuchać szeregu ciekawo-stek związanych z pracą dzien-nikarza, o czym przekonująco opowiedziała Izabela Kieliś. Uczniowie chętnie zadawali pytania i aktywnie uczestni-czyli w rozmowie, która nie-mal w każdej z grup zmierzała w kierunku dyskusji ocierającej się rozważania dotyczące etyki dziennikarskiej, a więc tego, jak daleko przedstawiciele mediów mogą posunąć się w swojej pra-cy. Pracownikom Humanitas

udało się pozyskać zaintere-sowanie również ze strony tych uczniów, którzy nigdy nie myśleli o karierze. Warsz-taty zakończyły się quizem i dyskusją na tematy związane z prawem prasowym. Szcze-gólne poruszenie wywołały tu kwestie związane z prawem autorskim, o czym wspomniał nauczyciel fototechniki p. Jerzy Rzechanek. Podczas pokazu zdjęć uczniowie mogli spraw-dzić swoją spostrzegawczość, a także wymienić opinie na temat wartości artystycznych, jakie niesie ze sobą fotografia. Znalazł się także czas na pre-zentację różnych aparatów i obiektywów oraz praktycz-ne wskazówki związane z ich użytkowaniem. Organizacją całości zajęła się nauczycielka wiedzy o kulturze i j. polskiego Technikum nr 6 p. Bożena Fulas.

Być reporterem…

Być reporterem…Fot. CKZiU

Page 10: Prekursor Numer 4 Czerwiec

10 | N°4 Czerwiec

Po długich i burzliwych naradach jury kon-kursu „Zostań twarzą

Wyższej Szkoły Humanitas” wyłoniło piątkę laureatów, którzy już wkrótce staną przed obiektywem aparatu, a następnie ich twarze będą promowały uczelnię w jej kampaniach reklamowych.

Konkurs na Twarz Hu-manitas adresowany był do pełnoletnich mieszkańców Sosnowca, którzy chcie-

liby spróbować swoich sił w fotomodelingu oraz re-klamie. Zadanie było proste. By wziąć udział w rywaliza-cji należało przesłać drogą mailową dwa zdjęcia pre-zentujące twarz i sylwetkę kandydata.

- Do konkursu namówiła mnie moja polonistka, p. Bo-żena Fulas, współpracująca z wyższymi uczelniami, za co bardzo jestem jej wdzięcz-ny! Okazało się bowiem, że

zdobyłem II miejsce –mówi Michał Młyński z kl. III om Technikum nr 6 Grafiki, Lo-gistyki i Środowiska.

Laureaci otrzymają na-grody pieniężne oraz boni-fikaty na naukę w Wyższej Szkole Humanitas , a le przede wszystkim wezmą udział w sesji zdjęciowej, której efekty będzie można następnie obejrzeć między innymi w materiałach pro-mocyjnych uczelni.

Michał Młyński „twarzą” Humanitas!

Fot. Damian Żak

Page 11: Prekursor Numer 4 Czerwiec

N°4 Czerwiec | 11

5 czerwca 2014 r. zosta-ło podpisane porozumienie między Górnośląską Wyższą Szkołą Przedsiębiorczości im. K. Goduli w Chorzowie a Centrum Kształcenia Za-wodowego i Ustawicznego w Sosnowcu przy Kilińskie-go 25. Na spotkaniu GWSP reprezentowana była przez prof. zw. dr hab. Andrzeja Klasika– Rektora uczelni, natomiast CKZiU przez dy-rektora mgr. inż. Jacka Gór-skiego

Na podstawie zawartego porozumienia zobowiązano się do tworzenia warunków do wzajemnej współpra-cy i integracji środowiska szkolnego i akademickiego, wspierania przedsięwzięć

służących wspólnemu dobru oraz promocji w kraju i poza jego granicami.

Uczelnia będzie również organizować dla uczniów klas przedostatnich oraz klas maturalnych cyklu wy-kładów otwartych na tere-nie uczelni, propagujących wiedzę z zakresu grafiki, przedsiębiorczości, podej-mowania i organizowania własnego biznesu, integracji z Unią Europejską, umiejęt-ności komunikowania się i innych dziedzin.

Uczniowie będą mieć m.in. też możliwość uczest-niczenia w spotkaniach i dyskusjach otwartych or-ganizowanych w ramach Wszechnicy GWSP. Również

nauczyciele- dzięki współ-pracy- otrzymają pomoc metodyczną w ramach za-jęć z przedmiotów ekono-micznych, a także możliwość podnoszenia swoich kwalifi-kacji poprzez uczestnictwo w warsztatach i kursach do-skonalących.

Na spotkaniu obecne były: Joanna Żyta-z Działu Promocji i PR GWSP oraz mgr Bożena Fulas , nauczy-cielka języka polskiego Technikum nr 6 Grafiki, Logi-styki i Środowiska w CKZiU.

Koordynatorką współpra-cy między szkołami wyższy-mi a CKZiU w Sosnowcu ( Kilińskiego 25) jest wice-dyrektor szkoły mgr inż. Ewa Bartosiewicz.

Porozumienie o współpracy CKZiU w Sosnowcu, a GWSP w Chorzowie

Fot. CKZiU

Page 12: Prekursor Numer 4 Czerwiec

12 | N°4 Czerwiec

Cisza… nikt nie rozma-wia, nie śmieje się. Tylko w oddali słychać dźwię-

ki dobiegające z telewizora. Sąsiedzi z góry wciąż się kłócą, ktoś wychodzi z psem. Wszyst-ko jest dobrze? Na co dzień nie dostrzegamy cierpienia osób, z którymi mieszkamy. Dlaczego po raz kolejny mu-simy zadawać pytanie: –„Czy naprawdę musiało się stać coś złego, by ktoś zareagował?” Odpowiedź brzmi tak! Żyjemy w coraz większym pośpiechu i przestajemy reagować na „dziwne” zachowania ota-czających nas ludzi, a nawet własnych dzieci.

Każdy chce mieć swój pokój, swoje mebelki, kom-puter. Czy nie wydaje Wam

się, że zbyt często zamykamy się w tych czterech ścianach, odcinając się od rodziny? Może czasem warto po prostu na nią popatrzeć. Sama, gdy kiedyś postanowiłam wyjść ze swojej „norki” i spojrzałam na mamę, dostrzegłam, jak mocno życie odcisnęło na jej twarzy swoje piętno. Nie zauważałam tego na co dzień. Ostatnie zdanie pewnie wyda Wam się banalne i jestem przekonana o tym, że nie zrobi na Was wrażenia. Tak często przecież słyszymy po-dobne stwierdzenia. Nie będę nikogo przekonywać o jego słuszności, kiedyś każdy sam to dostrzeże. Przynajmniej mam nadzieję, że tak będzie.

Rodzicom w ygodnie jest dać swoim pociechom

„wszystko”. Nie zdają sobie sprawy z tego, że dla dziec-ka może to być początkiem dramatu. Dorośli zapewniają „potrzebne” gadżety i mają dziecko z głowy. Wszystko wydaje się być w porządku do czasu, gdy młody człowiek przestanie z nimi normalnie rozmawiać. Potem będzie już tylko mijanie się na tra-sie łazienka- kuchnia- pokój. Na pytanie dotyczące szkoły odpowiadasz: „spoko”, „po staremu”, „normalnie”. Czy na pewno wszystko jest w po-rządku? Skoro przestajemy rozmawiać ze swoimi rodzi-cami, unikamy ich, stajemy się opryskliwi, to być może zaczynamy do nich żywić ja-kąś urazę, która narasta i staje

Moje własne cztery ścianyEthereal-Mind

Page 13: Prekursor Numer 4 Czerwiec

N°4 Czerwiec | 13

się trudną do usunięcia bli-zną. Jestem pewna, że każdy z Was wie, o czym mówię. Do-świadczeni psychologowie, terapeuci, szkolni pedagodzy – wszyscy postawią diagnozę i będą mądrze mówić o pro-blemach wieku dorastania, złym wpływie środowiska czy uzależnieniach. Specjaliści do spraw rodziny, często stara panna lub rozwodnik, chętnie podzielą się swoją teoretycz-ną wiedzą i odnajdą w Tobie źródła zła.

Dlaczego nie obwiniamy obydwu stron o lenistwo i za-niedbania w pielęgnowaniu codziennych relacji?! Uwikła-ni w codzienne życie oboje rodzice muszą pracować, by zapewnić nam byt. Ale jaki

to byt w ciszy? Więc wycho-dzimy do ludzi, na melanże, do „ziomeczków”, chłopaków i dziewczyn. Szukamy wspar-cia, kogoś, kto wysłucha, zro-zumie, pomoże.

Ludzie to zwierzęta stadne i nie mam co do tego wątpli-wości. Czasem znajdujemy przyjaciela, życzliwą duszę, jednak nie zawsze. Problemy narastają, piętrzą się jak woda po efekcie cieplarnianym, aż w końcu nas zaleją. Kłopoty z partnerem, szkolne poraż-ki, a potem nieodparta chęć sięgnięcia po używki. Zaczy-namy wariować z braku… właśnie, czego?

Zmierzając do sedna spra-wy pytam, dlaczego musi dojść do katastrofy, by nasi

najbliżsi dostrzegli nasz dra-mat? W tym artykule zadaję dużo pytań, bo sama nie znam na nie odpowiedzi. Piszę go po to, by zwrócić uwagę na „chorobę rodzinną”. Chcę się podzielić swoimi przemyśle-niami. Bo kto zna osobę, która ma świetny kontakt z oboj-giem rodziców? Ja nie znam. Jeżeli znacie, to przyjrzyjcie się uważnie, czy to przypadkiem nie pozory, maska, pod którą świetnie ukryte są prawdzi-we oblicza. Może tak już musi być? Może jest to wynikiem zbyt dużego podobieństwa charakterów wśród współ-lokatorów? Tak wiele rzeczy wpływa na złe relacje, a tak rzadko zastanawiamy się nad tym, jak je poprawić.

Natalia Niedbałka

Page 14: Prekursor Numer 4 Czerwiec

14 | N°4 Czerwiec

Page 15: Prekursor Numer 4 Czerwiec

N°4 Czerwiec | 15

Idziemy na piwo? Jak czę-sto słyszysz to pytanie, bo ja, mimo niewielu znajo-

mych dość często. Chcesz być PRO, więc

idziemy na PROcenty. Urwa-ne filmy, nieprzespane noce, różne fazy, zmiana tożsamo-ści, pierwsze kroki, wzloty i upadki, punkt zwrotny a na koniec kac. Jak rozpoznać granicę, kiedy barier brak i czy utratą kontroli musi kończyć się kolejna impreza?

Napić się jest fajnie, (co prawda jeszcze tego nie ro-zumiemy, gdy mamy zaled-wie 13 lat), lecz dostęp do tego wcale nie jest trudny, wręcz rozpowszechniony. Młody dzieciak, patrząc jak tatuś po pracy pije zimne-go browarka lub starszy brat wychodzi wieczorem…, jest narażony na czynniki ze-wnętrzne ,skłaniające go do szybkiego spróbowania trunku, bo „ jak inni mogą, to ja też”. Wódka to problem czy nie problem? To tak, jak spytać, czy piwo to alkohol czy nie? Nikt i nic nie da Ci odpowiedzi, ale przynaj-mniej sprawi, że zapomnisz o pytaniu.

Siedząc prz y lampce wina, czekam na przyjacie-la, który przynosi następną butelkę. Niby nic, jednak już jest weselej. Przychodzą spóźnieni goście, przynosząc kolejne butelki i czerpiąc ra-dość z picia w doborowym towarzystwie. Picie wina to przecież „wyższa półka”, jednak pierwsze zawahania równowagi odczuwamy.

Alkohol jest dla wszyst-kich, więc pij. . . Pytałem się, czym on jest dla Ciebie i jedna z odpowiedzi mnie zmusiła do zastanowie-nia: „Alkohol to sposób na zachowanie równowagi psychicznej kosztem rów-nowagi fizycznej”

Niesamowite, ile radości daje jedna szklanka whisky a przyjemności cała butel-ka. Zatapiamy w niej smut-ki, gdyż pijemy, bo jesteśmy nieszczęśliwi, pijemy, gdy radość ogarnia nasze ciała oraz, aby uczcić sytuację, która nam się przydarzyła. Zamknięte koło toczy się, wciągając w wir: tocząc się i rozpędzając uciekamy co-raz dalej, bo wiemy, że da nam to szczęście. Jednak nie

wiecie, jak właśnie to koło wygląda z widoku drugiej osoby, gdy na swojej koszul-ce zobaczycie odbitą twarz sławnej postaci z resztkami ostatniego obiadu. Krótka piłka, ciecz, która rozplątuje język, cementuje przyjaźń, zawiązuje znajomości i pro-wadzi do rozwiązłości. Uroki zataczających się nastolat-ków o północy przez moje osiedle… Przecież chcieliśmy wrócić tak, by rodzice nie usłyszeli...cały blok słyszał.

„Już więcej nie piję”- po-wiedział Jasiek w zeszły wto-rek, uderzając 15 min. temu głową w szafę i twierdząc, że korniki nie pozwalają mu spać…

A jak złamałeś sobie rękę? - No wiesz, jest kilka wersji...

Pamiętam również i moją imprezę, gdy jako gospodarz mogłem wypić dwa szybkie albo trzy migiem, (to prawie to samo, co cztery na jed-nej nodze), wziąłem, więc osiem tak dla równowagi, lecz z równowagą mało to miało wspólnego. Alkohol nie czyni człowieka ani mą-drym, ani głupim. On tylko sprawdza, czy mamy rozum.

Ja się nie napiję?! Michał Młyński

Page 16: Prekursor Numer 4 Czerwiec

16 | N°4 Czerwiec

Wstaję rano, włączam telewizję. Może to błąd? Kłamstwa na

każdym kroku, ciągłe wpy-chanie się w nasze życie. Mass media kierują nami, one mó-wią, jak mamy żyć, kształtują nasz światopogląd, sugerują, na kogo mamy głosować w wy-borach. Mam osiemnaście lat, a dopiero teraz widzę, jak przez lata telewizja mnie oszukiwała i bezkarnie na mnie zarabiała. Milion ogłupiających reklam, emitowanych od wielu lat, pew-nie zrobiło już swoje.

Wchodzę do szkoły, trzeba się uczyć, ale to raczej normalne, jeśli chcę mieć w przyszłości dobre wykształcenie, a co za tym idzie pracę. Idę na lekcję matematy-ki, następnie na lekcję języka polskiego. Dzień kończę przed-miotami zawodowymi. Po zaję-ciach szybko kieruję się w stronę prywatnej szkoły, dla której kol-portuję ulotki. Sześć piętnaście brutto na umowę zlecenie. Nie da się zarobić w tej pracy sen-sownie, ale na moje podstawowe potrzeby wystarcza. Rodzicom też wpadnie coś do portfela. Zależy mi na tym, żeby żyło im się chociaż troszkę lżej.

Wkładam koszulkę firmy, któ-rą reprezentuję, i staję na środku placu zwanego ,,centrum mia-sta”. Wyciągam ulotki, podnoszę wzrok. W prawej ręce plik kar-teczek, w lewej tylko jedna. Po kilkunastu sekundach zaczynam pracę, zachowuję się jak robot. Prawa, lewa, prawa, lewa - i tak do skończenia się ulotek. Czasem zdarzają się mili ludzie, którzy się do mnie uśmiechną, no cóż, świat nie jest kolorowy. Trafiają się też bardzo negatywnie nastawione do mnie osoby. Znają mnie? Nie. Lubią? Nie. Dlaczego tak reagu-ją? Nie wiem. Wyrwą perfidnie

garść ulotek albo zwymyślają i sprowadzą do poziomu Tita-nica. Lecz ja z kamienną twarzą odchodzę dalej. Nie mogę za-reagować, ponieważ trzeba być miłym dla każdego, nawet dla osób niewychowanych. Liczą się tylko pieniądze firmy. Może kiedyś ten gburowaty człowiek do nas przyjdzie, a przecież „ulot-kowicz” zawsze może odejść - tak myśli pracodawca.

Wracam ulicami osiedla do domu. Przechodzę obok miejsca, w którym bawiłem się w wieku siedmiu, ośmiu lat. Kiedyś cu-downie zielony trawnik poro-śnięty sosnami i bzem - dziś plac budowy. Po powrocie do domu pytam ojca czy wie, co tam się dzieje. Odpowiedź, która pada z jego ust, jest krótka, dosłownie jednowyrazowa – parking. Kolej-ny, mamy już trzy na osiedlu, ale lepiej więcej niż mniej. Przecież grill rozpalony na rozgrzanym słońcem betonowym kwadracie, wśród zaparkowanych aut jest marzeniem moim i moich są-siadów.

Z kuchni dobiega głos mamy – obiad. Wreszcie po ciężkim dniu coś sobie zjem. Po skoń-czonym posiłku wstaję od sto-łu, odnoszę naczynia do zlewu i znowu słyszę głos. Tym razem tata chce, żebym zabrał się do odrabiania lekcji. Ze spuszczo-ną głową i grymasem na twarzy idę do pokoju. W międzyczasie pomyślę o kolejnym dniu, który mnie czeka. Usypiam zmęczony.

Następnego dnia powtarzam mnóstwo tych samych czynno-ści. Myślę sobie, że moje życie po-woli staje się bardzo monotonne.

Wracam ze szkoły, otwie-ram drzwi i od razu sły-szę głos ojca. - Słyszałeś? Zastanawiam się, o co może chodzić. Po chwili dostaję od-

powiedź, która mnie paraliżuje. Babcia idzie do szpitala, chodzi o płuca. Według wstępnych ba-dań - rak. Wszystkie informacje potwierdzają się dwa miesiące później. Nowotwór lewego płuca – drobnokomórkowy.

Ten czas był trudny. Złe oceny w szkole, ciągłe myśli o tym, jak to wszystko będzie.

Dzisiaj odwiedzam babcię w szpitalu na oddziale pulmo-nologii i chorób płuc, na sali chemioterapii. Przepraszam, ale zastanawiam się czy nie jest to jakiś obóz survivalowy. Własny kubek, talerz, czajnik, a nawet papier toaletowy. Telewizja ow-szem ogłupia, ale co pozostaje osobom chorym, przykutym do łóżka. Z miłą chęcią włączą sobie jakieś komercyjny program typu paradokument. No, ale tu czeka niespodzianka. Nazywa się telewizja szpitalna. Od lat znana w każdym szpitalu, ja w nich nie bywam, więc jest to dla mnie nowość. Wrzuć pieniążki: zło-tówka, dwie lub pięć. I według przelicznika telewizji szpitalnej złotówka – godzina, dwa złote – trzy godziny, a najlepiej wrzuć piątkę, wtedy przyjemność bę-dzie trwała dziewięć godzin. Bab-cia ma złotówkę, chce, chociaż na godzinę włączyć telewizor. No niestety nie jest jej to dane. Chociaż na połykaczu monet widnieje symbol złotówki, to automat nie chce jej przyjąć. Złośliwość rzeczy martwych czy czyjeś świadome działanie?

Siadam obok babci. Patrzę na jej twarz. Próbuje być silna, aby nie pokazać mi, że się martwi. Działa to również w drugą stronę. Ja też zachowuję kamienną twarz, nie ujawniam emocji. Przytulam się do niej i już nie interesują mnie moje problemy. Miałem dla niej bardzo mało czasu, za mało.

W codzienności Mateusz Blacha

Page 17: Prekursor Numer 4 Czerwiec

N°4 Czerwiec | 17

bluesounet

Page 18: Prekursor Numer 4 Czerwiec

18 | N°4 Czerwiec

Dzieląc swoje życie na etapy: dzieciństwa, dorosłości i da-lekiej starości, zasiadamy

w wyimaginowanym pokoju, budu-jąc za sobą cień, w którym osadza-my elementy przebyte, uznając je już za zakończone. Dziecięce widma są lustrzanym odbiciem wnętrza człowieka, szczelnie zamknięte w obrębie cienia, pozornie mar-twe. Jednak jest to tymczasowy bezruch, a nawet więcej: widma sięgają po twarze właścicieli, zaj-mując tymczasowo ich oblicza. Zdarzenia następujące po tym, niezgodne z naszymi intencjami, zaliczamy ukradkiem do „chwil słabości”, zakrywając niechciane cechy „zamroczeniem”, idealizując tym samym swoją postać. Pokoje, w których przebywamy, nieistnie-jące w rzeczywistej przestrzeni są niejako odbiorem tej rzeczywistości przez nas. Postacie obecne poniżej – zarówno osoby jak i symboliczne misie, lalki, mają odwzorowanie w żywych ludziach, mogą odnieść się do każdego, w zależności od in-terpretacji.

Dziecko w ciele dorosłegoDer-Krampus

Wyobraźmy sobie poważnego Biznesmena, siedzącego na wy-godnym fotelu w bardzo ciemnym pomieszczeniu – pomieszczeniem będą obowiązki, praca, podwład-ni i współpracownicy – słowem przytłaczająca rzeczywistość. Ważną właściwością tej specy-ficznej ciemności tam panującej jest przekształcanie i zakrywanie wszystkich elementów, budując z nich fałszywy obraz. Jedynym źródłem światła jest lampa biurowa skierowana na postać siedzącego. Jasny krąg niech będzie przestrze-nią wewnętrzną naszego „bohate-ra”, do którego oczywiście jedynie on ma świadomy wstęp. Z tyłu za fotelem w głębszym cieniu kryją się „widma”, ale o tym zaraz. Blask lampy pada jeszcze na dwie szma-ciane lalki, będące niejako częścią pokoju, jak i „własnością”, czy też bardziej celem człowieka. Określmy je jako istoty żywe, co więcej jako ludzi bądź ewentualnie za mate-rialny cel. Czym będą konkretnie pozostawiam Waszej wyobraźni. Teraz pora na pierwsze „widmo”.

Widmo kryje się w cieniu, niedo-stępne dla biznesmena, wchodząc jednak w skład kręgu jego wnętrza. Niech będzie chłopcem – wątłym, ciągle zapłakanym, którego płacz jest oczywiście niesłyszalny dla otoczenia. Co jest powodem pła-czu? Otóż chłopiec próbuje wstąpić w świadomą część jasnego kręgu, sięgnąć po pożądaną laleczkę. Się-gnąć jednak nie może mimo prób, zawsze powstrzymywany albo przez ciemność pokoju, która mo-głaby rozpamiętywać je, przekształ-cając w coś zbyt odbiegającego od rzeczywistości albo też przez silną rękę biznesmena. Siedzi on zatem za fotelem i czeka cierpliwie na od-powiedni moment, by czmychnąć w stronę celu. A co w końcu z tymi szmacianymi laleczkami? Otóż są. Całkiem odmienne od wyobrażeń Biznesmena, gorzej, nie są w ogóle tym, czego on naprawdę pożąda. Jedna z naderwaną głową i roz-prutym podbrzuszem. Druga z pę-katym brzuszyskiem, ale z głową pustawą, niedopchaną, a przede wszystkim z igłami po wkłuwanymi

Dominika Jawor

Page 19: Prekursor Numer 4 Czerwiec

N°4 Czerwiec | 19

w pluszowe ramiona. Tego jednak Biznesmen widzieć nie może, bo w pokoju panuje ciemność. Co się stanie, gdy dziecięce widmo wy-dobędzie się jednak na chwilę na zewnątrz, zastąpi twarz Biznesmena i sięgnie po którąś z laleczek? Gdy dostrzeże brudy pod kolorowy-mi ubrankami laleczek, prawdzi-we skazy? Wtedy ujrzymy drugie widmo. To, które siedzi znacznie głębiej niż nasz chłopiec, na dnie cienia. To zdecydowanie pozornie łagodne widmo zagnieździ się na stałe w głowie, szepcąc i popychając całą postać do pewnych czynów…

Teraz nieco inaczej – nie o się-ganiu po cel, a o zabawie. Zamiast laleczek posłużymy się teraz misia-mi – również w odniesieniu sym-bolicznym. Symbolika tym razem odnosi się wyłącznie do ludzi i to nie dorosłych, a dzieci. Znajdujemy się w miejscu zabaw pewnej osoby – bardzo pięknym ogrodzie pełnym róż. Ogród również jest krzywym obrazem rzeczywistości. Z tyłu, jeśli dobrze się przyjrzymy, dostrzeżemy drut kolczasty odgradzający ten wewnętrzny teren od intruzów. Bo-wiem ogród jest tak piękny, że wła-ściciel nie może dopuścić do jego

zniszczenia, nawet jeśli oznacza to przebywanie jedynie we własnym światku. Na ławce w cieniu rzuca-nym przez pobliskie drzewo siedzi Kobieta pogrążona w ciężkiej pracy. Pod jej nogami leżą porozpruwane i wybrakowane misie, które nie mo-gąc już spełnić wymagań zostały z żalem odrzucone i napiętnowane oskarżeniem o rzekomych pazurach ukrytych w pluszowych bebechach, raniących delikatną kobietę. W obję-ciach Kobiety są kolejne dwa misie, pochodzące z niej samej, będące efektem przypadku, ukształtowane jednak dzięki ciężkiej pracy. Z wielką cierpliwością i dokładnością godną podziwu, otwiera ona głowy plu-szaków, wybebesza, a następnie ponownie napycha plusz, jednak innej konsystencji i budowy, spre-parowany z własnych przekonań. Misie faszerowane tak od swoje-go początku posłusznie poddają się zabiegowi, nie próbując nawet wyjrzeć poza krańce ogrodu. Tak przygotowane zabawki Kobieta prezentuje fałszywemu otoczeniu. Z czasem jednak im starsze są nasze misie, tym częściej zdarza , że nie postępują zgodnie z tym, co nap-chano im do głów. Czasem plusz

zmienia swą konsystencję czy też barwę pod wpływem czynników docierających coraz wyraźniej spoza drutów kolczastych. Misie budują swoją własną rzeczywistość, dopuszczają do siebie intruzów, którzy podważają, niezaprzeczalne przecież, racje Kobiety. Odkształcają się, odbiegają od porządku ustano-wionego w ogrodzie. Co robi wtedy Kobieta? Nie rozumie , dlaczego te zabawki tak pieczołowicie przygo-towane psują się. Następuje reakcja obronna. Kobieta nakłada straszną, tragiczną , spod której wypływa-ją strugami niszczycielskie słowa, rozpruwające delikatne materiały misiów. Szał musi jednak minąć, ustępując próbom załatania.

Zarówno wewnętrzne jak i ze-wnętrzne niekontrolowane starcia, pociągają za sobą pasmo stanów i elementów zmuszających do konfrontacji z rzeczywistością od-mienną niż widziana przez pryzmat pokojów i ogrodów. Wszystko to jako nieodłączny element we-wnętrznej walki pomiędzy dziec-kiem a dorosłym skutkuje z czasem czymś, co dumnie nazywamy do-świadczeniem.

Page 20: Prekursor Numer 4 Czerwiec

20 | N°4 Czerwiec

Chyba w „Słowiańskim ro-dowodzie” Leona Beynara (ps. Paweł Jasienica) przeczytałem znamienne także dla naszej dzisiejszej postawy kulturalnej określenie, że „chodzimy śle-pi po własnej ziemi”. Jak jest ono trafne, przekonałem się wiosną tego roku. Wybrałem się bowiem z kolegą na poszu-kiwanie skarbów.

Czy w Zagłębiu są jakie-kolwiek skarby? Naturalnie! Cała masa, ale trzeba wiedzieć, gdzie szukać. Wiele z nich jest z dawna zapomnianych. Po-moc w ich znalezieniu oferuje portal opencaching.pl – warto z tej pomocy skorzystać.

Zanim przejdę do wła-ściwej opowieści – jeszcze jedna dygresja. Otóż uwiel-biam mapy miejsc mi bliskich,

a w szczególności stare mapy miejsc, które znam dziś. Wiele razy wpatrywałem się w mapę województwa krakowskiego

z okresu Sejmu Wielkiego, wydaną przez Polską Akade-mię Umiejętności w 1929r. Po-zwala ona odkryć znaczenie i sens miejsc, które dziś uwa-żamy za mało istotne, brzyd-kie, nieprzydatne. Pozwala zrozumieć moje otoczenie, a przez to mnie samego, to, kim jestem. Gorąco polecam się z nią zapoznać!

Wiele razy odczytywa-łem nazwę Szałas znajdującą się w pobliżu Strzemieszyc. Dziwiła mnie, ale można po-wiedzieć, zamknąłem na nią oczy. Dopiero, kiedy kolega podał mi nazwę skarbu, który mamy odkryć w Strzemieszy-

cach – Młynareczka z Szałasu – doznałem olśnienia. Niczym św. Paweł odzyskawszy wzrok, zacząłem łączyć fakty; zajrza-łem do mapy dawnego woj. krakowskiego. Szałas na mapie to stary młyn!

Nie wiem, czy ludzie wie-dzą o jego istnieniu. Jako dziecko mijałem go dziesiątki razy, nigdy nie byłem jednak w stanie go dostrzec. Zimą- droga przy której ów młyn stoi -jest jeszcze mniej popular-na niż latem, a latem z drogi nie widać go w ogóle, dzięki maskowaniu zieleniących się krzewów i drzew.

Przeciskając się przez nie, żeby zobaczyć czym młyn jest dzisiaj, czułem ogromne podniecenie. Niemal biegłem w jego stronę. Ciężko opisać

Zapomniany Młyn Jakub Śmiglewicz

Fot. Jakub Śmiglewicz

Page 21: Prekursor Numer 4 Czerwiec

N°4 Czerwiec | 21

radość, jaką sprawił mi widok tej ruiny. Dlaczego? Jak już napisałem, dzięki mapom jesteśmy w stanie odkrywać znaczenie miejsc, ale dopie-ro obecność w tym miejscu, wysłuchanie jego historii, jest w stanie pomóc nam określić czy i jaką część naszej tożsa-mości dany obiekt czy prze-strzeń stanowi. Co ma jakiś stary młyn do tożsamości?

Jest to ślad gospodarki mi-nionych wieków. Kiedy dzisiaj kupujemy świeżutki chlebek, nie myślimy, ile pracy trzeba, by powstał. Kiedyś młyn był jednym z ważniejszych eta-pów jego produkcji. Ziarna zbóż muszą być dokładnie zmielone. Wykorzystywano do tego siłę nacisku wody. Do tego młyna zwożono plo-ny z okolicznych pól, a może i z dalszych miejsc. Świadczy to o rolniczym charakterze naszych ziem. Kto dzisiaj ją uprawia? Nie musimy tego robić, nie opłaca się nam. Na-gle uświadamiamy sobie, jak te czasy się zmieniły. Kto by pomyślał, że w regionie sły-nącym z przemysłu kiedyś zaj-mowano się przede wszystkim rolnictwem. Tylko po to, żeby można było przeżyć kolejny dzień.

O czym mowa konkret-nie? O ruinie młyna wodne-go. Kiedy powstał? Nie mamy takiej wiedzy. Być może już w XV wieku, choć początko-wo mogła to być budowla drewniana. Swojego żywota dokonał nie tak dawno, jak można by sądzić na pierwszy rzut oka. Sebastian Kosakowski w „Młynach wodnych i daw-nych urządzeniach hydro-technicznych w krajobrazie kulturalnym Zagłębia Dąbrow-skiego” pisze, że „zakład ten był najdłużej działającym młynem w Strzemieszycach

Wielkich. W skład doczesnych zabudowań pomłynarskich wchodzą fundamenty wła-ściwego młyna z resztkami mechanizmu koła wodnego oraz trzy budynki gospodar-cze, w tym piwnice. Oprócz tego dokoła młyna znajduje się rozlewisko wodne, tzw. staw młyński. Utworzony dla spiętrzania wody, która mogła nadać więcej energii same-mu kołu. Cały kompleks jest udekorowany ze wszystkich stron bujną florą, tej dżdżystej wiosny kwitnącą ze zdwojo-ną siłą. Jak już wspomniałem szczelnie maskuje pozostałości młyna, a przede wszystkim czyni go nieprzyjaznym dla turystów. Mimo to nie brakuje tam elementów jakże charak-terystycznych dla krajobrazu Polski – wszędobylskie śmieci i pozostałości po zakrapianych uroczystościach naszych mniej ambitnych kulturalnie roda-ków.

Kiedy pierwszy raz zoba-czyłem zabudowania młyna byłem w szoku, że coś takiego jeszcze się na naszych kom-pletnie zdegradowanych przez kopalnie, przemysł i in-frastrukturę uchowało. Jak się przekonałem później, nie jest to jedyne wyjątkowe miejsce w Zagłębiu. Na szczęście do tej pory pozostaje ono względ-nie nienaruszone, i zapewne są szanse na podtrzymanie o nim pamięci. Po co? Niewiele dzisiaj zostało śladów naszej historii, a często zdarza nam się patrzeć z zazdrością na bogactwa tury-styczne zagranicy. Przez troskę i szacunek o małe rzeczy, o wła-sną przeszłość, o pamięć o do-brych i złych rzeczach, uczy się pokory dla własnej tożsamo-ści. Ale nie tylko o tożsamość chodzi. Wiedza o tym, jak nasi przodkowie rozwiązywali czę-sto dramatyczne problemy lub

przezwyciężali ograniczenia technologiczne i materiałowe, może być dla nas dzisiaj znako-mitym bodźcem do kreatyw-ności i przedsiębiorczości. Nie można się jednak uczyć patrząc na puszki po piwie w ruinach młyna, puste pokoje w sypią-cych się zamkach. Choć sytu-acja z roku na rok się polepsza, choćby dzięki projektowi Jaro-sława W. Laseckiego na Zamku w Bobolicach, to nie można zapominać o ochronie innych miejsc. Co więcej nauce nie słu-ży także obserwacja martwego eksponatu w muzeum.

I napisana nawet najpo-prawniejszą polszczyzną tablica informacyjna nie prze-mówi do ludzkiej duszy tak, jak wykwalifikowany i otwarty pracownik muzeum, skansenu. Od kilkunastu lat dużą popu-larność zyskują tzw. „muzea na kołach”. Są to grupy mi-łośników pojazdów, sprzętu wojskowego pieczołowicie, i z wielkim entuzjazmem od-restaurowujących, co tylko wpadnie im w ręce. Poza tym, nic nie wzbudza emocji u lu-dzi lepiej niż nuta adrenaliny, drzemiąca w tajemnicach, nie-dopowiedzeniach, słowem – legendach. Jedna z nich mówi, o tragicznie zmarłej córce mły-narza z Szałasu, której dusza krząta się po ruinach młyna.

To warunki wykorzysta-nia potencjału własnego dziedzictwa. Czuję, że jeśli nie zaczniemy odrabiać tych strat, gdzie tylko się da, cał-kowitemu zatarciu może ulec kawał ciekawej i pouczającej historii. Na pewno nie wszyscy będą zachwyceni, ale czy już naprawdę wystarczająco dużo w historii naszego kraju nie zostało ostatecznie utracone? Nie odbierajmy sobie własnej tożsamości, nie wstydźmy się jej, wykorzystajmy ją!

Page 22: Prekursor Numer 4 Czerwiec

22 | N°4 Czerwiec Ilust. Vincent Galang

Rozpatrując Holocaust w kontekście kulturowym, najczęściej pod uwagę bra-

ne są takie dzieła kinematogra-fii jak: Pianista, Lista Schindlera czy choćby Życie jest piękne, nie wspominając nawet o dzie-siątkach książek i publikacjach, których zagadnienia związane z tą katastrofą znalazły się na set-kach płaszczyzn. Mogłoby się wydawać, że temat został wy-czerpany. A jednak nie. Pomyślcie teraz o komiksowych przygo-dach Supermana, paradujące-go z majtkami na wierzchu albo Batmanie w różowym kostiumie, stawiającego czoła kosmitom. Następnie uświadomcie sobie, że podobnie można przedstawić historię Holcaustu - i zrobić to tak, że wszystkim „opadną szczęki”.

Mauschwitz Maus. Opowieść Ocalałego to powieść graficzna autorstwa Arta Spiegelmana i jedyny jak dotąd komiks, któ-

ry zdobył prestiżową nagrodę Pulitzera, zarezerwowaną dla wybitnych osiągnięć w dzie-dzinie literatury, muzyki oraz dziennikarstwa. Z racji dużej obję-tości i długiego czasu powstania Maus został pierwotnie wydany w dwóch częściach - Mój ojciec krwawi historią (1986 r.) oraz I tu zaczęły się moje kłopoty (1991 r.). Omawianie ich osobno by-łoby niepotrzebną komplikacją, a poza tym stanowią integralną i spójną kompozycję, toteż będę je traktował jako całość. Zresztą nie bez powodu dostępne jest wydanie zbiorcze, zawierające obie części (sam takie posiadam).

Maus opowiada prawdziwą historię mieszkającego w Nowym Yorku Władka Spiegelmana, Żyda polskiego pochodzenia, które-mu udało się przetrwać drugą wojnę światową i pobyt w Au-schwitz. Przedstawione w ko-miksie wydarzenia oparte są na

wywiadach z Władkiem, które zostały przeprowadzone przez jego syna - Arta Spiegelmana – na przestrzeni kilku lat. Pierwsza część (Mój ojciec krwawi historią) przedstawia historię tego, w jaki sposób Władek dostał się do Au-schwitz, a druga (I tu zaczęły się moje kłopoty) opowiada o tym, jak i czy udało mu się przetrwać. Cała historia jest zresztą utrzyma-na w dramatyczno-groteskowym tonie, niezwykle ciężkim, ale i su-gestywnym. Bohater zmaga się z demonami przeszłości, które sukcesywnie zaczynają przenikać do teraźniejszości. Każdy gorszy od poprzedniego. Duchy odwie-dzające starego sknerę w dzień Bożego Narodzenia to przy tym „pikuś”. Niektóre kadry przypo-minają wręcz fantasmagorie sza-leńca – tylko ze względu na treść, nie styl i talent rysowniczy autora.

Sposób i styl, w jaki Maus zo-stał narysowany wymaga zresztą

Środek na gryzonie

Komiks

Kamil Borkowski

Page 23: Prekursor Numer 4 Czerwiec

N°4 Czerwiec | 23 Ilust. Vincent Galang

szerszego rozpatrzenia, ponieważ są one jego integralną częścią. Brzmi nieco pretensjonalnie, może nawet zalatuje truizmem (w końcu mamy do czynienia z komiksem), ale już spieszę z wy-jaśnieniami. Wszystkie kadry są czarno-białe i uproszczone, spra-wiając wrażenie ascetycznych i surowych rysunków, pozornie niedbale wykonanych cienkopi-sem. Był to celowy zabieg autora i nie wyobrażam sobie, żeby hi-storia mogła być przedstawiona w innej formie. Kolorowe obrazki zniszczyłyby cały mroczny klimat, czający się na poszczególnych stronach. Styl idealnie pasuje do treści i poważnego tematu, jaki przecież podejmuje Maus, więc frywolniejsza forma zniszczyłaby tę opowieść już u podstaw.

Jedną z rzeczy, która czyni to dzieło tak wyjątkowym jest sposób ukazania poszczegól-nych nacji. Kontrowersyjnym, ale i błyskotliwym. Otóż Art Spie-gelman postanowił, na modłę klasycznych kreskówek i ko-miksów, przedstawić wszystkie występujące w Mausie postacie jako zwierzęta. I kolejno - Żydzi reprezentowani są przez myszy, Niemcy przez koty, które, jak wia-domo zjadają gryzonie, Francuzi - żaby, Amerykanie - psy, Cyganie - ćmy, Brytyjczycy – ryby, Szwedzi - jelenie, zaś Polacy utożsamiani są ze świniami. To ostatnie wywo-łało zresztą w naszym pięknym nadwiślańskim kraju małą burzę.

Art Spiegelman nie zapo-mniał, w jakim celu przedstawia swoją historię. Komiks jest gęsto wypełniony bogatą symboliką i metaforami graficznymi. Dla przykładu – Władek podczas wojny musiał często wtapiać się w tłum, najczęściej Polaków, i za każdym razem, gdy opowiada o jednej z takich sytuacji, zostaje ukazany w masce świni. W innej scenie, droga na środku której stoi z żoną, wygląda jak swa-

styka – każda droga prowadzi do śmierci. Takich niezwykle błyskotliwych smaczków i nie-skomplikowanych, acz ciekawych zabiegów jest w Mausie o wiele więcej, a odkrywanie ich spra-wia dużą przyjemność. Tworząc to wiekopomne dzieło autor na pewno spodziewał się kontro-wersji (a tych trochę było, przy czym słowo „trochę“ możecie uznać za ironię, nieadekwatne do poruszenia, jakie wywołał Spiegelman), jednak postano-wił pójść na całość. Cóż, jak już spadać, to z wysokiego konia, chociaż tutaj nie możemy mówić o jakimkolwiek upadku. Czytel-nikowi dane będzie zobaczyć drastyczne i okrutne sceny, któ-rych w większości przypadków naocznym świadkiem był Wła-dek. Wliczając w to lincz Polaków na Żydzie, który wrócił odzyskać pozostawiony podczas wojny majątek czy obrazek, wyjaśnia-jący działanie komór gazowych. Autor zobrazował historię Hola-caustu z nieukrywaną szczerością i dobitnością, bez jakichkolwiek wewnętrznych hamulców lub chęci zachowania poprawności politycznej.

Książek, tekstów publi-cystycznych oraz filmów fa-bularnych i dokumentalnych poświęconych żydowskiej zagładzie powstało mnóstwo, jednak tylko niektóre oferowa-ły treść poświęconą temu, co działo się tuż po niej. W końcu tak straszna tragedia nie mogła zostawić osób, których dotknęła, bez żadnych blizn. Mówię tutaj o najgorszych bliznach – każą-cych budzić się o trzeciej nad ranem, oblanym potem, z krzy-kiem i grymasem przerażenia na ustach. Ich nie zlikwiduje żadna operacja plastyczna ani reha-bilitacja. Ten aspekt jest często pomijany, a cała uwaga zostaje skupiona na stratach ludzkich. Lecz co z tymi, którzy przeżyli?

Na tle innych dzieł poświę-conych Holocaustowi Maus wyróżnia się przede wszystkim autentycznością bijącą z każdej strony. I nie chodzi tu nawet o główny wątek powieści, ale o relacje pomiędzy bohaterami żyjącymi współcześnie. Autor z niezwykłą szczerością i obiekty-wizmem przedstawia swoje trud-ne relacje z ojcem, nacechowane licznymi kłótniami i niesnaskami, wynikającymi częściowo z nieco ekscentrycznego zachowania Władka, który zdaje się ciągle żyć wojną, a jego nawyki i przyzwy-czajenia czasami zakrawają o gro-teskę. Art Spiegelman w pewnym dialogu wspomina, że zrobił ze swojego ojca stereotypowego Żyda, ale chce, by komiks pozo-stał autentyczny, więc nie ma zamiaru nic upiększać. Tytuł pierwszego tomu - Mój ojciec krwawi historią - idealnie oddaje istotę Mausa.

Maus był podawany jako przykład w setkach dyskusji na temat tego, czy komiks może być „poważnym“ medium. Sam uważam, że wszyscy ignoranci oświadczający wszem i wobec, że są ignorantami podając ar-gumenty pokroju „przecież tam są obrazki“ albo „to dla dzieci“ znając jedynie Kaczo-ra Donalda są zwykłymi... cóż, ignorantami, których na świe-cie zresztą nie brakuje. Dlatego pisząc ten tekst, nie chciałem nawet próbować przekonać żadnego z nich. Mam tylko nadzieję, że ten skromny arty-kuł trafi do ludzi świadomych wkładu powieści graficznych w rozwój popkultury i wartości jako narzędzia do opowiadania historii. Środka przekazu mogą-cego swobodnie konkurować z każdym innym dziełem ob-racającym się wokół tematu Holocaustu, a nawet z produk-tami nastawionymi na czerpa-nie czystej rozrywki.

Page 24: Prekursor Numer 4 Czerwiec

24 | N°4 Czerwiec

Muzyka

Juwenalia Zagłębia

Zagłębiowskie Juwenalia to jedno z wielu istot-nych wydarzeń w im-

prezowym kalendarzu regionu. W tym roku swoje świętowanie studenci rozpoczęli w środę 21 maja. Dokładnie o 12.00 barwny korowód żaków, przebranych za bajkowe postacie, przeszedł ulicami miasta, trasą biegnącą od gmachu Wydziału Filologicz-nego Uniwersytetu Śląskiego aż do Urzędu Miejskiego. Tam studenci oraz organizatorzy otrzymali od prezydenta So-snowca, pana Kazimierza Gór-skiego, symboliczny klucz do bram miasta. Niekwestionowa-ną gwiazdą tegorocznego świę-ta studentów okazała się, tzn. okazał się, „Conchita Kiełbasa”!

Organizatorzy doskonale za-planowali imprezy, przez cztery dni nie brakowało nam atrakcji! Zabawa zaczęła się w czwar-tek od Pikniku Studenckiego, który odbył się w ogródku klu-

bu „Remedium”. Wieczorem przenieśliśmy się do wnętrza klubu na „American Night”. W trakcie zabawy odbyło się wiele ciekawych konkursów, w których można było z łatwo-ścią wygrać wspaniałą nagrodę. Śmiało stwierdzamy, że noc była pełna niezapomnianych ame-rykańskich wrażeń i z radością przeżylibyśmy ją jeszcze raz. Piątek z kolei przebiegał pod znakiem koncertów plenero-wych. Przy ul. Kresowej, przy Stadionie Ludowym, zagrali: K-pitter (support), Power Play, Chwytak & DJ Wiktor, Format ZE z gościnnym udziałem Luks Mamilion. Gwiazdą wieczoru był zespół Vavamuffin. Juwenalia zakończyły się niesamowitą imprezą „Single Party”, która odbyła się w klubie studenckim „Farmacon”. Ta atmosfera, ten klimat! To jest Nasze Zagłębie! Z niecierpliwością czekamy na przyszłoroczne Juwenalia.

Fot. Damian Żak

Fot. Damian Żak

Fot. Damian Żak

Damian Żak

Page 25: Prekursor Numer 4 Czerwiec

N°4 Czerwiec | 25

W czwartek 22 czerwca mieszkańcy Zagłębia mieli niewątpliwą przy-

jemność uczestniczenia w czwartej już edycji Bookstage. Biblioteka Główna w Dąbrowie Górniczej ponownie gościła młodych mu-zyków, którzy tym razem zagrali nie tylko na głównej scenie we-wnątrz budynku, ale również na zewnętrznych schodach, zapra-szając tym samym do wspólnej zabawy szersze grono słuchaczy, których nigdy nie brakuje podczas imprezy. Ale czym właściwie jest Bookstage? Otóż jest to impreza

inspirowana małymi klubowymi spotkaniami, jakimi są jamsession. Zatem Bookstage jest ogromnym jamsession – improwizacją z kon-kretnym motywem przewodnim. Organizatorzy i uczestnicy, tuż przed wydarzeniem, dobierają wspólnie repertuar, który luźno interpretowany rozbrzmiewa później ze sceny. Oczywiście skład muzyków jest otwarty. W imprezie może wziąć udział każdy, kto ma na to ochotę i nie boi się wystąpień przed publicznością. Tym razem, choć w nieco węższym składzie, muzycy zaserwowali nam obieca-

Czwarta Edycja BookStage

ną, porządną dawkę dobrej muzyki. Z początku spokojnie w bardziej jazz’owym i blues’owym stylu, by w końcu uderzyć w nieco mocniej-sze tony. Na zakończenie, oprócz tradycyjnego zdjęcia pamiątko-wego, pojawił się kolejny zwyczaj, a mianowicie wspólne śpiewanie piosenki „Brick In The Wall” zespołu Pink Floyd, która powoli staje się Bo-okstage’owym hymnem. „Wspólne brzdąkanie”, jak często określają odgłosy imprezy przechodnie, było dla wszystkich ogromną atrakcją i urozmaiciło ten ciepły wieczór. Tak więc kolejna udana Wielka Im-prowizacja już za nami.

Fot. Damian Żak

Fot. Damian Żak

Fot. Angelika Berdzik

Fot. Angelika Berdzik

Fot. Wojtek Dziurkowski

Dominika Jawor

Page 26: Prekursor Numer 4 Czerwiec

26 | N°4 Czerwiec

od 06.06 do 01.07 2014 - Wernisaż 18:00Wystawa PIOTR MURAWA 1+[8x1]Galeria Pusta KatowiceWystawa 1+[8x1] to swego rodzaju pamiętnik, dowód oso-bisty, paszport autora. Dwanaście jego obrazów jest swoistą opowieścią o sobie, o najbliższym otoczeniu, o tym, co przez długi czas „gęstniało” w jego najbardziej prywatnej prze-strzeni, jak mówi „bardzo ograniczonej, w sensie dosłow-nym” – mieszkaniu, pracowni.

od 20.06 do 03.08 2014 Wernisaż 18:00Wystawa Twórcy kultury śląskiej Galeria 5 Katowice Kultura śląska to specyficzny tygiel, w którym, historycznie rzecz ujmując, mieszają się kultura niemiecka, czeska i pol-ska. Czas powojenny również odcisnął tu swoje piętno. Wie-lokulturowość to charakterystyczna cecha kultury Śląska. To jej bogactwo. Można by powiedzieć, że europejskość naszej kultury jest niezaprzeczalna. Dla reszty Polski był to zawsze kłopot. Woleli nas postrzegać tylko przez kulturę ludową, robotniczą – krupniok i piwo.

od 06.06 do 07.06 2014 Godzina: 19:00-24:00Happening, performance i wystawa Katarzyny Zioło i Wojciecha KukuczkiCentrum na Mariackiej Katowice Performans choreograficzny inspirowany fotografią. Nie jej wykonaniem, lecz procesem zachodzącym w osobie pozują-cej. Impulsem do refleksji nad maską nakładaną w konfron-tacji z codziennością. Pytaniem o możliwość zachowania tożsamości, koegzystującą z wymogiem ciągłego procesu autotworzenia.

06.0

620

.06

06.0

6

Sztuka

Wernisaż wystawy „Bramy” - projektu fotograficznego Wojtka Kukuczki i Katarzyny Zioło, powstałego przy współpracy z Mateuszem Soleckim i Pawłem Żołądkiem. W sposób wielowymiarowy- poprzez fotografię, performance, taniec, happening i instalację prezentujemy uniwersalną tematykę – dzięki wykorzystaniu symbolicznego znaczenia fotografii, stanowiącej punkt wyjścia pro-jektu, magiczny moment zapisu światła obrazu, poruszamy temat nieustannej kreacji, stwarzania i eksplorowania człowieka... przez niego samego. Fotografia staje się impulsem do refleksji nad maską nakładaną w konfrontacji z codziennością. Tym samym, pojawiają się pytania, dotyczące zachowania tożsamości i dowodu istnienia, koegzy-stujące z ciągłym procesem autotworzenia.

Page 27: Prekursor Numer 4 Czerwiec

N°4 Czerwiec | 27

od 13.06 do 24.08 2014 Wernisaż: Wystawa pokłosia I Ogólnopolskiego Konkursu Fotograficznego „PORTRET ARTYSTY”Zamek Sielecki Galeria Extravagance SosnowiecWernisaż wystawy - pokłosia I Ogólnopol-skiego Konkursu Fotograficznego „POR-TRET ARTYSTY”, zorganizowanego przez Sosnowieckie Centrum Sztuki – Zamek Sielecki i Portal Internetowy www.Luslawice.pl pod honorowym patro-natem prof. Krzysztofa Pendereckiego.Jak szczególnym rodzajem zdjęcia jest portret wie każdy, kto próbował zmierzyć się z tym tematem. To skomplikowane połączenie techniki fotograficznej z umie-jętnością uchwycenia tego, co dla danego modela charakterystyczne, jednostkowe, odróżniające go od wszystkich innych osób. Ważna jest zarówno koncepcja,

21.0

6

13.0

6Sztuka

dobór środków, jakimi chcemy oddać charakter danego człowieka, ważne jest ustawienie, dobranie oświetlenia, kadru, ale także – praca z modelem, czyli ta nieuchwytna atmosfera, towarzysząca robieniu portretu. To właśnie ona często decyduje o otwarciu się modela, lub prze-ciwnie: o przybieraniu przez niego pozy, nakładaniu maski, czyli – o ostatecznej wymowie zdjęcia. Mimo tak wysoko postawionej poprzeczki wielu fotografików zajmuje się tworze-niem portretów, ponieważ siła przekazu tego tematu jest ogromna. Portret nie po-zostawia odbiorcy obojętnym. Przykuwa naszą uwagę, zaciekawia, porusza, daje do myślenia. W portrecie innego człowieka dostrzegamy kolejne oblicze naszej ludz-kiej egzystencji.Nie było więc zaskoczeniem, że na ogło-szony przez SCS-ZS oraz Portal Inter-netowy www.Luslawice.pl konkurs pt. „Portret artysty” nadesłano kilkaset zdjęć: ciekawych, oryginalnych, często o bardzo wysokim poziomie artystycznym. Po dru-gim etapie konkursu jury pod przewod-nictwem Andrzeja Zygmuntowicza przyznało Grand Prix konkursu oraz trzy równorzędne Nagro-dy. Na wystawie będzie można oglądać nagrodzone zdjęcia oraz wszystkie prace, zakwalifikowane do drugiego etapu.

21.06.2014 - Godzina 20:05Nielegalny Festiwal Artystyczny NIE.F.ARTNie zastawiać !!! Galeria KatowiceSztuka zamknięta w murach galerii i muzeów jest siłą rzeczy działaniem ograniczonym. Wyjście w przestrzeń miasta, zmienianie jej i oddziaływanie na mieszkańców, sprowadza się zazwyczaj jedynie do murali i czasowych ekspozycji na deptakach i centrach handlowych. Ale nie każdy twórca ma chęć i możliwość prezentacji swych prac w ten właśnie sposób. Proponujemy wam udział w projekcie, który choć w minimalny sposób zmieni ten stan rzeczy. NIEFART jest niezależnym mikro festiwalem, który rozpocznie się wystawą zbiorową prac, które łączyć będzie wspólny temat. Niedługo potem wszystkie one zostaną umieszczone w różnych, często nieoczywistych

miejscach naszego miasta. Wszystko to zo-stanie udokumentowane na filmie i kliszy fotograficznej, a efekty zaprezentujemy na wystawie plenerowej.

Page 28: Prekursor Numer 4 Czerwiec

28 | N°4 Czerwiec

Ilus. Damian ŻakIlust. Damian Żak

Page 29: Prekursor Numer 4 Czerwiec

N°4 Czerwiec | 29

Ilus. Damian Żak

Śledziłem szerzej otwartymi oczyma, jak kobieta w jedwabnym, potarganym, jakoby przez jakieś dzikie, afrykańskie zwierze kitlu ciągnie za sobą do środka ledwo żywe ciało. Jak tamto upada, jak kłoda powalona przez wietrzny żywioł, po czym dwójka obecnych ludzi podrywa je z zabrudzonej sypiącym się, białym pyłem z sufitu o sypkiej konsystencji. Jak dławi się powietrzem drażniącym jego drogi oddechowe, po czym traci przytomność z odgłosem duszonego na ustach. Jak ów lekarze unoszą z płytek bezwładne, obdrapane ciało nieoddychającego, kościstego, czarnowłosego człowieka, po czym przeciągają do drugiego pomiesz-czenia, by udzielić niezbędnej, pierwszej pomocy.

Gdy metal drzwi pozbawionych jakiegokolwiek uchwytu zetknął się z futry-ną, wykonujący regularny, wahadłowy ruch, ja wciąż śledziłem tor, po jakim się przemieszczały - w przód i w tył. Pod moją kruczoczarną, z lekka niedoschniętą jeszcze, a zmokniętą przez deszcz czupryną krążyło niecierpiące zwłoki pytanie: „Co się tutaj przed chwilą zdarzyło?”. Zresztą, ten zlepek słów nie był jedynym, który obijał mi się ruchem nieuporządkowanym po moim zaśmieconym bezuży-tecznymi bzdurami, zaćmionych mgłą niezrozumienia umyśle.

Aczkolwiek nie planowałem dłużej pozostać w biernie w jednym miejscu, patrząc na dziwne zajścia w tym szpitalu psychiatrycznym, nie znajdujące sensownego tłumaczenia w środku mojej czaszki. Stanowczo - nie lubiłem takich przygód. Zresztą, nie byłem zbyt zabawową osobą, a rozrywka mająca czasowy limit nie dawała mi żadnej uciechy. A mnie czas zdecydowanie naglił, mając na wzglę-dzie to, iż w każdej, nieprzewidzianej sekundzie ktoś jeszcze mógł się pojawić w pomieszczeniu i próbować mnie zatrzymać, bym nie zdołał opuścić tej otchłani nieporozumień. A zważając na to, iż byłem w niekorzystnej pozycji, nie znając okolicy, ani nie mając tu ani jednej znajomej osoby, ani też nie posiadając już żadnego elementu składającego się na zabrany przeze mnie z domu ekwipunek, nie chciałem przedłużać tego niepotrzebnego, chwilowego postoju.

Do przyspieszenia swojego planu skłonił mnie krzyk z drugiego pomieszczenia, który, cytując, brzmiał w ten sposób: „Cholera, zapomniałem! Sprawdź, czy tamten siedzi tam, gdzie siedział!”.

Zwęziły mi się nieco źrenice, oddech na czas bliżej nieokreślony zatrzymał się w piersi, palce poczęły zaczepić się na świeżej pościeli. Przeniosłem oczy na lewo, skąd pochodziło polecenie kierowane do drugiej osoby. Ciarki przeszły po każdym centymetrze kwadratowym mojego ciała, mięśnie spięły się machinalnie. Intencji tych ludzi nie znałem, aczkolwiek przeczucia zajęły w tej potyczce wygraną pozycję.

Przy pomocy zębów i palców prawej dłoni dociągnąłem z gwałtownością kokard-kę na moim przedramieniu, której utrwalenie kosztowało mnie trochę bólu przez konieczność zgięcia łokcia. Nie czekając na żadnej już sygnał, zlazłem bezszelest-nie z łóżka, obierając kurs do drzwi prowadzące na korytarz, przypominając przy tym dzikiego kota skradającego się do swojej ofiary. Trzymałem lewe ramię blisko siebie, trzymając je drugą dłonią, czując, jak w uszach dudni mi bicie własnego

„Parodia człowieka”Wiktoria Sulik

Część 4

Page 30: Prekursor Numer 4 Czerwiec

30 | N°4 Czerwiec

niespokojnego mięśnia tłoczącego krew. Przemieszczając się z ugiętymi kolanami w stronę drzwi, obserwowałem nerwowo, czy kobieta, do której był kierowany tamten krzyk, nie opuszcza tego pomieszczenia. W życiu poziom adrenaliny w mo-ich żyłach nie osiągnął jeszcze takiego poziomu.

Słyszałem, jak przytłumione, krótkie kroki blondynki odbijają się od niezadba-nych, zapomnianych ścian, a zbliżają coraz bardziej do sali, w której ja usiłowałem otworzyć stojący mi na drodze, metalowy portal. Będąc przyciśniętym do drzwi, kręciłem gałką w chaotyczny sposób i w prawą, i w lewą stronę. To nieprawdopo-dobne, jak wielka ulga naszła moją duszę, kiedy blokada się zwolniła.

Choć usłyszałem już za swoimi plecami: „Stój!” pochodzące od jasnowłosej ko-biety, nic nie zdołało mnie już zatrzymać. Przynajmniej tak zakładałem w trakcie przedostawania się na korytarz. Trzasnąłem za sobą metalem, uniemożliwiając lekarce dorwanie mnie – przyległem plecami do lodowatej powierzchni, zapierając się nogami na.. betonie. Zdecydowanie, pojedyncze kamyki wbijające się w pięty nie dawały przyjemnych doznań.

Przełknąłem śliną, czując, jak przedstawicielka płci pięknej poczęła próby do-stania się do mnie. A dokładniej, to zorientowałem się o tym, kiedy przeszła po mnie całym fala uderzeniowa od pchnięcia barkiem z drugiej strony tejże bariery, o którą się opierałem. Ależ ta kobiecina miała parę! Ciekawe, czy jej przeszłość miała jakiś związek z kulturystyką.. I kolejne uderzenie, które tym razem sprawiło, że aż odbiłem się od powierzchni.

- Żeby Cię szlag, paniusiu.. - wycedziłem prawie szeptem przez zaciśnięte zęby, dociskając plecami drzwi pozostałymi siłami, jakie mi zostały od przypływu hormonu strachu.

Powodziłem oczyma po słabo oświetlonym lampami jarzeniowymi u sufitu korytarzu, orientując się, iż choć dawno nie odwiedzałem żadnej takiej placów-ki, ta z pewnością nie była szpitalem. Bardziej przypominało to zabetonowany, podziemny bunkier. Brak okien, najbliższe przejście do innego pomieszczenia po mojej prawej stronie było zwykłym, skruszonym otworem wysokością sięgając do podwyższonego sufitu. Obraz, który rozciągał mi się przed oczami sprawiał wrażenie strefy, której groziło zawalenie się. Brakowało tylko żółtej taśmy to sygnalizującej. Wsporniki z siatki przytrzymujące strop przy zawalonej w oddali części ‚korytarza’ już były.

Wilgoć, niepewność i zapomnienie.Nie czując się bezpiecznym w tym kompleksie, skupiałem w sobie każde pozo-

stałe mi pokłady sił. Zazgrzytałem zębami, poprawiłem swoją pozycję, odczekałem nieokreśloną czasowo chwilę.. I zacząłem bieg w stronę przeciwną do zbiorowiska gruzu w zawalonej częściowo strefie korytarza. Usłyszałem donośne trzaśnięcie drzwi, co było jednoznaczne z tym, iż pogoń nie ustała. A ciężko mi się uciekało bez butów i z jedną unieruchomioną ręką przylegającą do tułowia. Aczkolwiek objawiła się przede mną nowa szansa na tymczasowe pozostawienie za sobą jedynie pyłu unoszącego się z zakurzonej podłogi za mną – niespodziewanie wy-konałem gwałtowny manewr, znikając łączonym, prostopadłym do poprzedniego korytarzu, skrywając się za zasłoną ciemności. Było tam okropnie duszno. Jakby tam nie dochodził tlen. Jako agnostyk, ciężko było mi słać podziękowania ku nie-biosom, aczkolwiek jeśli ktokolwiek sprawował wtedy nade mną pieczę – dziękuję.

Byłem usatysfakcjonowany tym, iż kroki za mną się zatrzymały po to, by naj-prawdopodobniej błądzić w ciemnościach i spekulować, gdzie też się ukryłem.

Page 31: Prekursor Numer 4 Czerwiec

N°4 Czerwiec | 31

Chwała, że chociaż umiejętność bezszelestnego, a szybkiego przemieszczania się była mi znana. Lecz przez brak jakiegokolwiek oświetlenia, przemierzałem ciemności zaślepiony do chwili, kiedy nie uderzyłem w coś twardego, co jednak było na tyle miękkie, bym mógł się odbić od tego, aż prawie straciłem równowagę.

Znieruchomiałem. Szarpnięto mnie w przód za ubranie, a mnie serce podeszło do samej krtani, będąc przekonanym o tym, iż to, co zaciskało się na mojej koszulce, było ludzką, bardzo silną pięścią. Nim jakikolwiek odzew był w stanie opuścić moje usta, zostałem odwrócony o 180 stopni, po czym utkwiłem w uścisku zaciskającym się na mojej szyi, co zmusiło mnie do uniesienia podbródka.

Z całą pewnością - tutejsi preferowali uśmiercanie poprzez uduszenie zgnębionej ofiary. A może to ja tak feralnie trafiałem. W każdym, czy innym układzie, tenże osobnik nie starał się zasygnalizować mi tego, iż przybywa w pokoju, zatem ja nie odwdzięczałem się spokojem i uległością.-

- Zabieraj.. te łapy.. - odezwałem się cicho nieprzyjaznym, zduszonym tonem, zaciskając palce prawej ręki na umięśnionym przedramieniu przeciwnika, który zaczął ciągnąć mnie w głąb mroku, zaprzepaszczając wszystkie moje szanse na powrócenie na powierzchnię, a także ujrzenie czyjejś żywej twarzy. Zrobiło mi się słabo.

Nie byłem człowiekiem stworzonym do bratania się z każdym niebezpieczeń-stwem, które czyhało na mnie za zakrętem. Byłem typowym domatorem. Żadnym podróżnikiem. Nie miałem żadnego związku z kryminologią, prócz tego, że byłem zapalonym molem książkowym, jeśli chodzi o czyjś twórczość w tym temacie. Agata Christie, Raymond Chandler, Ruth Rendell.. Byłem najzwyczajniejszym na świecie, programującym komputerowcem z popsutym od promieniowania wzrokiem, który nie pałał miłością do przyrody i kiedy tylko miał sposobność ku temu, zaszywał się w miejscu bezpiecznym oraz odosobnionym od świata – swoim pokoju ską-panym w półmroku. Miałem tendencję do bycia pyskatym i uwielbiałem zgrywać dorosłego. Choć patrząc prawdzie w te jej kaprawe oczka, jeszcze do dwunastego roku życia byłem taki zdolny, że potrafiłem zgubić swojego psa i siebie za jednym zamachem, jedynie spacerując po sąsiedztwie. Tylko pogratulować takiej życiowej niedojdzie, jaką byłem ja.

Opuszczenie Wielkiej Brytanii było dla mnie zatem, niczym próba samobójcza. Jednakowoż w moich planach nie było takiego punktu, ponieważ w żadnym przy-padku nie zamierzałem żegnać się z moim żywotem. Owszem, nie miał w sobie porywających przygód, ciekawych intryg, czy namiętnych, nastoletnich miłości, ale będąc tonącym, który brzytwy się chwytał, postanowiłem go uratować. Lecz byłem strasznym ignorantem na niektóre sprawy zdające się być prostymi i nie-skomplikowanymi. To się zdziwiłem.

Nie miałem żadnej ciotki w Hiroshimie. Nie pochodziłem z Londynu. Ludzie, o których pytał doktor, nie istnieją. W sumie, ja też nie istniałem – nie nazywałem się Jonathan Wheelock. Nazywałem się..

Ciąg dalszy nastąpi w wakacyjnym wydaniu

Page 32: Prekursor Numer 4 Czerwiec

32 | N°4 Czerwiec