Łosiu — reaktywacja nr świąteczny /...
TRANSCRIPT
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
Okładka
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
2
Spis treści s. 3-4
Fotografia - malowanie światłem
s. 5
Egzorcyzmy
s. 6
Dystrybucja cyfrowa
s. 7
Zawody pierwszoklasistów
s. 8
Przed tym nie uciekniesz!
s. 9
Oczami żółtodzioba
s. 10-11
Lance Armstrong
s. 12-13
O końcu świata
s. 14-16
Assassin’s Creed III - recenzja
s. 17
Wyspa Bożego Narodzenia
s. 18
Warhammer 40k - co to takiego?
s. 19
Rozrywka
Skład redakcji:
Ala Operacz
Madzia Adamowicz
Marysia Czernik
Sylwia Janowska
Kasia Jaroszewicz
Weronika Kielar
Weronika Łyczko
Karolina Szewczyk
Oskar Zmarzły
Ola Wójtowicz
Agata Świątek
Marta Mrozińska
Iga Lubczańska
Kuba Dudek
Opracowanie graficzne, okładka,
korekta i druk:
Oskar Zmarzły
Opiekun redakcji:
Anna Szczęsna-Domagała
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
3
Fotografia - rysowanie światłem ztuka - bo tak możemy nazwać fotografię -
uwieczniania chwil jest jednym z najlepiej
rozwijających się hobby na świecie. Na
przestrzeni ostatnich kilku dekad wiele
osób decydowało się na związanie swoje-
go życia zawodowego właśnie z tą dziedzi-
ną, tworząc zakłady fotograficzne, uwieczniając
produkty różnych firm, wykonując portrety. Nie
każdy mógł mieć dostęp do tak drogiego sprzętu
jakim był aparat fotograficzny, więc profesja foto-
grafa była w cenie. Zarówno przy robieniu zdjęć
użytkowych - a zatem dokumentalnych, reporta-
żowych, reklamowych lub okolicznościowych - jak
i przy zdjęciach artystycznych, liczyła się kreatyw-
ność, precyzja i dobre oko.
Pierwsza znana fotografia autorstwa Josepha
Niépce’a, 1826
Pierwsze poważne eksperymenty z materiałami
światłoczułymi zaczęły się dopiero w XIX wieku.
Przełomowym momentem w fotografii było od-
krycie przez Louis'a Jacquesa' Daguerre'a w 1838
r. techniki wykonywania zdjęć zwaną dagerotypią,
będący pierwszym w historii praktycznym proce-
sem fotograficznym. Rok ten uznawany jest za
początek fotografii.
Pierwsza fotografia ludzi wykonana metodą
dagerotypii przez Louise’a Daguerre’a w 1838 r.
Okres rządów dagerotypii trwał jednak niewiele
ponad 10 lat: później zaczęła ona ustępować
innym technikom. Jedną z konkurentek dageroty-
pii była wynaleziona w tym samym roku kalotypia
(lub talbotypia - od nazwiska wynalazcy, anglika
William'a Fox'a Talbot'a). W przeciwieństwie do
tej pierwszej, która charakteryzowała się bardzo
dużą szczegółowością, talbotypia była nieostra i
bardziej malarska, dzięki czemu znakomicie nada-
wała się do robienia zdjęć artystycznych.
Na przełomie XIX i XX wieku dokonano wielu
ulepszeń - np. udało się uzyskać pierwszą fotogra-
fię w kolorze (wcześniej odbitki były dostępne
tylko w czerni i bieli).
Obecnie fotografia - jak już wcześniej wspomnia-
łem - jest jednym z najlepiej rozwijających się
zainteresowań - trafia przede wszystkim do nasto-
latków, którzy potrzebują w takim wieku dzielić
się swoimi uczuciami i emocjami z innymi ludźmi.
Odpowiedź znajdują w rysunku, malarstwie, poe-
zji czy właśnie fotografii. Chętnym do wtajemni-
czenia się w tę sztukę - jako osoba która już tro-
chę w tym siedzi - zawsze mówię: w fotografii NIE
MA zasad. Tutaj to Ty je ustalasz.
S
Oskar Zmarzły IIgA
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
4
Joseph Nicéphore Niépce
(1765-1833)
William Henry Fox Talbot
(1800-1877)
Louis-Jacques-M. Daguerre
(1787-1851)
Pierwowzorem aparatu fotograficzne-
go była camera obscura, nazywana
również kamerą otworkową.
Znana była już w starożytnej Grecji,
ale jeszcze dzisiaj zapaleni fotografo-
wie korzystają z tego wynalazku.
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
5
oszmary w nocy? Wewnętrzny niepo-
kój? Nie możesz wytrzymać w Kościele,
a wody święconej unikasz bardziej niż
sprawdzianu z matematyki? Jeżeli
spełniasz te kryteria, to uważaj - to
pierwsze objawy opętania.
,,Od kilku lat zajmuję się młodą satanistką. Przy-
padek jest dosyć trudny, bo dziewczyna przyznała,
że własną krwią podpisała pakt z szatanem i do
tej pory nie zerwała całkiem kontaktów z sektą.
Kiedy odmawialiśmy nad nią modlitwy, ujawnił się
wysoki rangą demon - dziewczyna wiła się w kon-
wulsjach, krzycząc wniebogłosy. Okazało się, że
zamieszkało w niej kilka złych duchów. Zawsze
gdy udało nam się któregoś wypędzić, wypluwała
z ust gwoździe. Mam świadków, którzy potwier-
dzą, że tak właśnie było.’’ - ks. Edmund Sza-
niawski.
No więc mamy ogólny obraz osoby opętanej.
Przerażające, nie? Samo czytanie o takim czymś
sprawia, że dzisiaj w nocy na pewno nie zasnę...
ale skoro mnie przeraża tylko wiedza o zachowa-
niu opętanych, ich próbach samobójczych czy
agresywności, to co ma powiedzieć taki egzorcy-
sta i rodzina, którzy to widzą na co dzień?
Gdyby ktoś nie wiedział: egzorcystą może zostać
tylko ksiądz ze specjalną zgodą od biskupa. Jedy-
ną „bronią” pana w koloratce jest Jezus, który ma
mu dawać siłę. Teraz tylko pojawia się pytanie:
czy wiara i łaska Pana naprawdę przezwycięży te
wszystkie wrzaski, krzyki i przekleństwa ?
Najtrudniejsze w zadaniu egzorcysty jest pokro-
pienie opętanego wodą święconą i odczytywanie
Ewangelii. W takim momencie opętany przeważ-
nie wpada w furię - rzucanie krzesłami to pikuś w
porównaniu z tym do czego jest wtedy zdolny.
Po tych czynnościach kapłan odmawia wyznanie
wiary, a następnie dmucha w twarz opętanego
(nawet dla mnie byłoby to nieprzyjemne, a raczej
mnie demon nie opętał) i karze złemu duchowi
opuścić ciało człowieka.
I co? To na tyle? Wystarczy taki obrzęd i po
wszystkim? Oczywiście, że nie. Rzadko kiedy sza-
tan jest tak miły, że opuszcza ciało od razu. Często
do całkowitego oczyszczenia jest potrzebne kilka
lat.
Weronika Kielar, IIIgA
Egzorcyzmy
K
Słynna Annelise Michael - na podstawie jej historii nakręco-no znany film „Egzorcyzmy Emily Rose”
Kadr z filmu „Egzorcysta” (1973)
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
6
Dystrybucja cyfrowa
ystrybucja cyfrowa – czyli jak to wszystko się zaczęło.
Naszym punktem oparcia będą 3 naj-większe środki dystrybucji: Amazon Kindle, iTunes i Steam.
Jak wyglądały początki dystrybucji cyfrowej?
Początki, jak nietrudno się domyślić, łatwe nie były. Steam po raz pierwszy został oficjalnie zapo-wiedziany w roku 2002 na imprezie branżowej Game Developers’ Conference. Pierwotnie miał być jedynie platformą dystrybucji cyfrowej, stwo-rzoną na potrzeby aktualizowania gry Counter Strike. Gdy Steam jako aplikacja został oficjalnie udostępniony 12 września 2003 już bez statusu Bety, szybko się okazało, że będzie czymś znacz-nie większym niż tylko platformą dystrybucji gier. W tym samym czasie pojawiły się pierwsze wątpli-wości szczególnie w kontekście Steama jako środ-ka zabezpieczeń w grach.
Steam w pierwszych latach miał więcej przeciwni-ków, niż zwolenników, a głównymi powodami niechęci były:
- Otrzymywanie kopii gry tylko w wersji cyfrowej
- Zabezpieczenia DRM (Przypisanie gry do tylko 1 konta Steam)
- Wymagany dostęp do Internetu
Pierwsze kroki w dystrybucji cyfrowej książek
Amazon, podobnie jak Valve, od razu wywołał duże obawy wśród tradycyjnych wydawców, którzy wyczuli zagrożenie dla ich interesu. Ama-zon wynalazł niezwykle ciekawe urządzenie – Kindla. To właśnie ono miało utrudnić interesy wydawców tradycyjnych książek. Na Kindla moż-na wczytywać książki zakupione w Amazonie i innych księgarniach posiadających w ofercie e-booki. Ponad 1000 książek w jednym urządzeniu ważącym 170 gramów, co jest o wiele lepszym pomysłem niż noszenie 10 książek w jednej tor-bie.
Apple – muzyka przyszłości
Premiera iPoda oraz iTunes miała miejsce w 2001 roku i pierwotną ideą było konwertowanie już zakupionych płyt CD na formę cyfrową, i przenie-sienie ich na iPoda. Jednym z pierwszych najważ-niejszych efektów iPoda oraz iTunes (do którego jednak przyczynił się wcześniej również Napster), było podkreślenie faktu, że produktem jest poje-dynczy utwór, a nie cała płyta CD. Co ciekawe, wydawcy muzyczni początkowo nie postrzegali iTunes Music Store jako zagrożenia. Mało tego, sam Apple pierwotnie nie traktował swojego sklepu jako poważnego biznesu mającego szansę na zajęcie pozycji, którą ma dziś.
Co niesie przyszłość?
W dzisiejszych czasach trudno powiedzieć wiele na temat przyszłych trendów, bo z historii widać, że trendy szybko się pojawiają i szybko przemija-ją. Pieśnią przyszłości możemy nazywać AR-Vision, czyli rzeczywistość rozszerzoną. Co ona nam pokaże, dowiemy się już wkrótce.
Iga Lubczańska, IgC
D
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
7
nia 22 listopada w naszej szkole odby-
ły się zawody dla klas pierwszych, w
ramach klasowego "Dnia Sportu".
Oceniane były nie tylko konkurencje
sportowe, kibicowanie oraz frekwen-
cja. Każda klasa miała przydzielony kolor, który
miała reprezentować: dla 1gA był to czarny, dla
1gB - niebieski, a dla 1gC - biały.
O godzinie 8:15 klasy pierwsze gimnazjalne zebra-
ły się na balonie i rozpoczęła się rozgrzewka pro-
wadzona przez naszego kolegę z klasy trzeciej "B"
- Bartka Szyszkę. Wszystkie ćwiczenia umilała
nam muzyka. Następnie przemówiła pani dyrek-
tor - Joanna Raźniewska, a zaraz po niej przewod-
nicząca samorządu uczniowskiego Karolina Roga-
la i… zaczęły się zawody.
Pierwszą konkurencją było toczenie piłeczki kijem
do unihokeja. Obawialiśmy się tej dyscypliny,
jednakże okazała się bardzo dobrą zabawą. Jedną
z najtrudniejszych konkurencji okazał się tzw.
„pajączek” z piłką na brzuchu. Wyścig trzeba było
powtórzyć, ponieważ emocje wzięły górę i zapo-
mnieliśmy o zasadach. Najwięcej wysiłku musieli-
śmy włożyć w „test wytrzymałości” - polegał on
na tym, że każdy z nas kolejno czołgał się po ław-
ce, robił serię pompek, przechodził przez szarfę,
omijał pachołek i jak najszybciej wracał do swoje-
go rzędu. Najdłużej wykonywaną konkurencją był
rzut do kosza. Zwycięstwo szybko się rozstrzygnę-
ło - wygrała klasa 1gB - ale o zdobycie drugiego
miejsca pozostałe klasy musiały się nieco pomę-
czyć. Po kilku rozgrywkach klasa 1gC (przedtem
zgarniając drugie miejsce w rzucie do kosza) wy-
sunęła się na prowadzenie. Z biegiem czasu ich
przewaga rosła coraz bardziej. Najbardziej oczeki-
wanym momentem całych zawodów było wejście
na skrzynie. Każdy skład miał minutę, aby jak
najwięcej jego członków znalazło się na skrzyni i
utrzymało się tam przez 10 sekund. Najlepszą
taktykę obrała klasa 1gC, co spowodowało zwy-
cięstwo tej klasy całych zawodów.
Punktacja końcowa to: klasa 1gA - 14 pkt, 1gB -
16 pkt, a 1gC - 19 pkt. Przed rozdaniem nagród
zaprezentowaliśmy swoje okrzyki. Mimo, że klasa
1gC wygrała, to jednak klasa "B" kibicowała najle-
piej - ich hasło wygrało - z kolei 1gA miała naj-
większą frekwencje.
Podsumowując - „Dzień Sportu" był bardzo uda-
ny i upłynął w miłej atmosferze, a my chciałyby-
śmy - w imieniu uczniów klas pierwszych - podzię-
kować organizatorom. Wszyscy na pewno bardzo
się ze sobą zintegrowali.
Martyna Czajkowska i Zuzanna Paks, IgB
Zawody pierwszoklasistów
D
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
8
Przed tym nie uciekniesz!
ożemy zapomnieć o kartkówce z biologii. Możemy zapomnieć czys-tych skarpetek na WF. Możemy zapomnieć wyłączyć gotującą się zupę, ale o Bożym Narodzeniu nie jesteśmy w stanie nie pamiętać bez
względu na to, jak bardzo tego byśmy chcieli (chociaż chyba nikt nie chciałby zapominać o tych najpiękniejszych świętach w ciągu całego roku). Zapytacie czemu? A to temu, że mniej więcej od połowy listopada sprzedawcy, wystawy sklepowe i reklamy w telewizji przypominają nam o nim na każdym kroku. Jeśli ktoś nie chce uwierzyć mi na słowo, że tak właśnie jest, proponuję, żeby po lekcjach wybrał się do Solarisa albo chociaż prze-szedł się ulicą Krakowską. Z każdej strony atakują nas bombki, Mikołaje, renifery, gwiazdki, łańcu-chy, światełka i jeszcze więcej bombek - dosłow-nie każda wystawa jest obowiązkowo zawalona mnóstwem świecidełek, a na większości szyb widnieje napis „Merry Christmas” – to tak na wypadek, gdyby ktoś z nas chciał zapomnieć, że za kilka tygodni Boże Narodzenie. Jednakże nie tylko ozdoby mają nam przypominać o zbliżają-cym się okresie wydawania wszystkich oszczędno-ści, chciałam powiedzieć: Świąt.
Gdy już ulegniemy grudniowemu szałowi zaku-pów, stojąc w kolejce do kasy, na 100% usłyszymy jeden, ewentualnie dwa lub trzy (w zależności od tego, jak długi będzie wężyk) ponadczasowe świą-teczne hity, które później będą za nami chodzić mniej więcej do połowy stycznia... i nie łudźmy się, że uda nam się przed nimi uchronić – dopad-ną nas nawet w toalecie w centrum handlowym. Przed przedświątecznym szałem nawet we wła-snym domu nie możemy czuć się bezpieczni - jeśli nie siostra śpiewająca na całe gardło kolędy, nie mama piekąca pachnące pierniki, nie tato walczą-cy z choinką przywiezioną prosto z lasu, to rekla-ma coca-coli w telewizji ze świętym Mikołajem w roli głównej sprawi, że i nam udzieli się bożonaro-dzeniowy nastrój i tak jak większość ludzi będzie-my z niecierpliwością oczekiwać najbardziej uro-kliwych świąt w przeciągu całego roku (albo pre-zentów pod choinką).
Madzia Adamowicz, IIIgA
M
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
9
onieważ cały numer „Łosia” jest świą-
teczny, ja się nonkonformistycznie od
tego tematu oddalę. Święta otaczają
nas tak mniej więcej od końca listopa-
da (w Solarisie od połowy listopada,
założę się, że Warszawa przygotowuje się do
Gwiazdki od września), wszyscy mają tego dość, a
przecież w Święta powinniśmy cieszyć się rodzin-
ną atmosferą i karpiem w galarecie. To znaczy,
jeżeli ktoś lubi galaretę. Ja na przykład nie przepa-
dam i nigdy nie jem. Nie oburzajcie się, że jestem
takim niejadkiem. Miałam (zresztą dalej mam)
takiego kuzyna, który na Wigilię jadł zawsze chleb
z serem.
Pozostając w tym duchu nonkonformizmu, przej-
dę do rzeczy. Mianowicie dzisiejszy Żółtodziób
będzie Żółtodziobem altruistycznym! Tak sobie
pomyślałam, że byłoby fajnie zawrzeć w tym gru-
dniowym (jest taki dzień, bardzo ciepły, choć
grudniowy, dzień, w którym grzeją mi kaloryfe-
ry…) felietonie jakieś ciepłe przesłanie. Myślę
więc, że powinnam go poświęcić Maratonie Pisa-
nia Listów dla Amnesty International, który to
jakoś się tak niedawno odbył. Listy pisaliśmy mia-
nowicie w piątek siódmego, tj. dziś, oraz w Miko-
łajki na EDB. Powiem szczerze, że zaskoczyło
mnie, że pisaniem zajmowało się tak niewiele
osób. Ludzie ogólnie przechodzili obok tego stołu,
pytali, o co chodzi, czy to na poważnie, pytali, po
co coś takiego, robili dziwne miny i szli sobie. W
sumie z tego, co liczyłyśmy z piękną P. z biol-
chemu, zebrało się 201 listów. Na pewno wyszło
więcej, bo jeszcze EDB i domowa inicjatywa itd.,
ale ogółem rzecz biorąc (co biorąc? Ja biorę ciast-
ko), trochę głupio. Ja nie jestem jakoś społeczno-
politycznie zaangażowana, zwrócę najwyżej uwa-
gę na przystojnego greenpeace’owca na Krakow-
skiej (jest jeden taki brunet, na pewno po mat-
infie), uważam jednak, że to naprawdę drobna
rzecz, a ludzie się z tego śmieją, mają wszystko
daleko stąd i nie traktują niczego poważnie. Ła-
two jest tak sobie gwizdnąć na pewne sprawy i
uznać, że dotyczy i obchodzi nas własny czubek
nosa. Trudniej jest się przejąć. A najtrudniej, wy-
daje mi się, ogarnąć własne cztery litery i przestać
patrzeć obojętnie. Nie mówię o niczym konkret-
nie. Mówię ogólnie o postawie, jaką przybieramy.
Abstrahując od listów – narzekamy, a nie zauwa-
żamy, jak jest nam dobrze w porównaniu z inny-
mi.
Zapomniałam z tego wszystkiego, że Żółtodzioby
są dla śmiechu, a nie od moralizowania, oceniania
i udzielania wątpliwych rad. Chciałabym więc
przytoczyć jakąś zabawną anegdotkę, ale nie idzie
mi. Skrócę więc dzisiejszego Żółtodzioba, pozo-
stawiając wam filozoficzną refleksję nad powyż-
szym paragrafem.
Na zakończenie podzielę też się z wami fragmen-
tem mojego najnowszego utworu, matematycz-
nego romansu, nad którym obecnie pracuję. Dzie-
ło to nosi tytuł „Sprzeczności i czynniki” i opowia-
da dramatyczną historię dwóch figur, których
przekątne niespodzianie się przecięły…
- Ależ Y! – zakrzyknął X, czując, jak łomocze mu wykładnik. –
Dlaczego?
- Na początku – załkała Y – było nam razem tak dobrze.
Mieliśmy ze sobą tyle wspólnego, na przykład miejsca zero-
we. Teraz niestety okazało się, że część wspólna naszych
zbiorów jest zbiorem pustym. Ty jesteś moją odwrotnością,
nie da się nas już rozłożyć na czynniki.
- Kochanie, na pewno jest jeszcze dla nas szansa!
- Czyżbyś znowu chciał użyć wzoru skróconego mnożenia? Ty
świnio! Zawsze chodzisz na skróty!
- Teraz to mi już dowaliłaś! Czuję się jak, mówiąc kolokwial-
nie, podzielony przez zero…
Oczami „Żółtodzioba”
P
Kasia Jaroszewicz, Ia
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
10
Lance Armstrong - od bohatera do zera?
ie ma na świecie człowieka, który nie
czułby do niego chociaż odrobiny
szacunku. Pierwszego dnia bohater,
a następnego uznany oszustem. Setki
tysięcy, a nawet miliony ludzi obróci-
ły się przeciw niemu. Czy słusznie?
O aferze związanej z środkami dopingowymi,
którymi wspomagał się Lance Armstrong słyszał
pewnie każdy i prawdopodobnie na wieść o tym
każdy poczuł się oburzony. No bo jak to tak? Niby
taki porządny człowiek, pokonał raka, założył
fundację, pomagał ludziom, a przy tym 7 razy z
rzędu wygrał największy wyścig kolarski świata. I
wszystko to okazało się oszustwem.
Kim jest Lance?
Lance Armstrong urodził się 18 września 1971
roku w Teksasie. W wieku 15 lat był obiecującym
triathlonistą, po kilku latach zaczął wiązać się z
zawodowymi grupami sportowymi. W 1992 roku
reprezentował USA na Igrzyskach Olimpijskich.
Zaraz po nich podpisał swój pierwszy zawodowy
kontrakt. Wtedy odniósł też swój pierwszy sukces
– zdobył tytuł mistrza świata w kolarstwie szoso-
wym. Niestety, w 1996 roku w jego ciele wykryto
nowotwór, raka jądra. Poddał się leczeniu, kura-
cja wykluczyła go ze sportu na 2 sezony. Po
dwóch operacjach chirurgicznych i czterech cy-
klach chemioterapii Lance zwyciężył z chorobą i w
1998 roku zdecydował się na powrót do sportu.
Wtedy zaczął wygrywać każdy z możliwych wyści-
gów, między innymi 7 razy pod rząd wygrywał
zdaniem sportowców najbardziej wykańczające
sportowe wydarzenie – Tour de France.
Jest założycielem liczącej ponad 20 milionów
członków fundacji The Lance Armstrong Funda-
tion powołanej w celu wspomagania ludzi walczą-
cych z rakiem. Wprowadziła ona do sprzedaży
żółte gumowe opaski na rękę z napisem
"Livestrong", z których dochód przeznaczony jest
na walkę z rakiem.
„Wspomaganie wydolności”
Wiadomość, że Lance Armstrong zażywał środki
dopingujące wywołała falę oburzenia wśród całej
sportowej społeczności. Z początku nikt nie chciał
w to uwierzyć. W końcu idol milionów młodych (i
nie tylko) kolarzy okazał się oszustem. Kiedy spra-
wa została nagłośniona do tego stopnia, że usły-
szał o niej każdy mieszkaniec kuli ziemskiej, zaczę-
ło wychodzić na jaw, że nie tylko Armstrong
wspomagał się w taki sposób. W latach 1998-
2002 jednym z warunków kontraktu w większości
klubów było zażywanie środków zwiększających
wydolność organizmu. Niektórzy z byłych człon-
ków kolarskich zespołów twierdzą, że leki dopin-
gujące dopisywane były nawet do jadłospisów.
Kiedy Armstrongowi cofnięto zwycięstwo, w któ-
rymś z wyścigów doszło do tego, że nie mieli ko-
mu oddać jego tytułu. Dlaczego? Każdemu z
pierwszej dziesiątki także udowodniono stosowa-
nie środków dopingujących. Skoro wszyscy brali,
dlaczego tylko Armstrong został ukarany? Tego
nie wie nikt.
N
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
11
Wielki rozum, wielkie serce
Mimo, iż Lance okazał się być oszustem, nie po-
winniśmy od razu tracić szacunku do jego osoby.
Nie zapominajmy o tym wszystkim, za co kiedyś
darzyliśmy go tak wielką sympatią. Armstrong
jako obiecujący sportowiec w bardzo młodym
zachorował na raka. Nie załamał się, lecz wygrał z
chorobą. Wrócił do sportu i odniósł mnóstwo
sukcesów (owszem, przy pomocy środków dopin-
gowych, ale wtedy robili to wszyscy), czym dał
przykład, nadzieję i siłę do walki z nowotworem
milionom ludzi na całym świecie. Założył funda-
cję, której dochód uratował życie wielu tysięcy
osób. Wychował piątkę dzieci. A kiedy kontrower-
sje wokół jego osoby zagroziły działaniu fundacji
zrzekł się stanowiska prezesa, ponieważ to
„fundacja jest dla niego najważniejsza’”.
Biorąc to wszystko pod uwagę zastanówmy się,
czy to, że wygrywał nie do końca uczciwie od razu
czyni go złym człowiekiem? W końcu gdyby nie
zwyciężał, nikt by o nim nie usłyszał. Jego funda-
cja nie wspomogłaby finansowo tysięcy osób,
jego postać nie dałaby nadziei (która w walce z
nowotworem jest niemal najważniejsza) milio-
nom ludzi.
Moim zdaniem Lance Armstrong nadal jest bo-
haterem. A ja sama z dumą noszę na ręce żółtą
opaskę.
Ala Operacz, IIIgB
„Ból jest przemijający, a skutki
rezygnacji pozostają na zawsze.” -
Lance Armstrong, cytat z książki
„Mój powrót do życia. Nie tylko o
kolarstwie”
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
12
O końcu świata słów kilka
ozpoczyna się okres świąteczny, a
wraz z nim całe szaleństwo bożona-
rodzeniowe.
Na witrynach sklepów pojawiają się
pierwsze oferty wspaniałych prezen-
tów, uliczne drzewa są przystrajane w nastrojowe
lampki, a w radiu słychać od rana do wieczora hity
takie jak „Last Christmas” czy „All I want for
Christmas is you”. Co tu dużo mówić – idą święta!
Uroczo, wspaniale, fantastycznie… ale czy przy-
padkiem o czymś nie zapomnieliśmy? Przecież 21
grudnia 2012 roku, jak to przepowiedzieli wspa-
niałomyślni Majowie, ma być tym ostatnim dniem
w dziejach ludzkości. Kiedy wybije na zegarach
godzina zero zdarzy się apokalipsa.
Rozsypująca się Ziemia i kolejne elementy krajo-
brazów światowych metropolii zmieniają się w
bezkształtną masę. To jeden z opisów zbliżającej
się wielkimi krokami zagłady. O tak, mamy się
czego bać. Nasze wyobrażenie o przebiegu ów
zdarzeń jest podsycane przez coraz to nowsze
filmy katastroficzne na ten temat. Wymienię tu
chociażby dramatyczne zapadanie się najwyż-
szych wieżowców w Nowym Jorku czy niezwykle
wzruszająca walka o przetrwanie człowieczeństwa
w hicie „2012”. Wspomniany wątek jest porusza-
ny przez np. największych twórców filmowych,
poprzez reklamy samochodów, aż po małe, prze-
rażone dzieci pytające się swoich rodziców „Czy
koniec świata będzie naprawdę?”. Stało się to
tematem niezwykle komercyjnym i ogólnoświato-
wym. Pytanie tylko, czy warto robić z tego naj-
większy fenomen bieżącego roku?
Mimo wszystko, tak na wszelki wypadek, nie
podważajmy świętego słowa Majów, którzy roz-
pętali to istne piekło. Co w takim razie możemy
zrobić, żeby przeżyć najwidoczniej nieuchronny
koniec wszystkiego? Nie martwcie się, wymienio-
ny powyżej lud indiański zlitował się i zdradził
nam kolejny sekret, tym razem bardziej optymi-
styczny. Według niego istnieje jedno miejsce na
Ziemi, które spokojnie możemy nazwać tym bez-
piecznym podczas całego okresu apokalipsy. Do-
kładna jego lokalizacja znajduje się w Pirenejach
we Francji i nosi nazwę Pech de Bugarach.
Dla zainteresowanych z pewnością użyteczną
informacją będzie ogólny zbiór najważniejszych
rzeczy do przetrwania, nazywanych – plecakiem
ucieczki. Co składa się na „niezbędnik każdego
człowieka w 2012 roku”? Są to m.in.: nóż myśliw-
ski, latarka, gwizdek, kompas, krzesiwo do rozpa-
lania ognia, pastylki do odkażania wody, prowiant
i woda, pojemny kubek, zestaw wędkarski
(niektórzy uparcie twierdzą, że ten niepraktyczny
przedmiot może się do czegoś przydać), mocny
sznur, ciepłe skarpetki, peleryna przeciwdeszczo-
wa, apteczka oraz jedno zdjęcie bliskiej osoby,
które ma nas pocieszyć w największych chwilach
załamania.
Bez wątpienia wszystkie te opowieści, prawdziwe
czy też nie, zrobiły nie lada zamieszanie na całym
świecie. Ludzie budują bunkry, wykupują ziemię
na terenach, które podobno są bezpieczne, wyku-
pują podręczniki przetrwania, a nawet... planują
samobójstwo. Wszystko jest zabawne, ale w gra-
R
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
13
nicach zdrowego rozsądku. Powoli zaczynam się
w tym całym zamieszaniu gubić, bo o ile cała
bajka o straszliwym końcu świata bywa momen-
tami śmieszna, to ustalanie gdzie i w jaki sposób
należałoby popełnić samobójstwo ze względu na
„zagładę ludzkości” staje się troszeczkę przeraża-
jące.
Lada chwila nastąpi ten długo oczekiwany mo-ment w naszym życiu. Oczywiście możemy wyku-pić najlepsze schronienia lub przygotowywać się do zastosowania innych środków ratunku. Jednak myśl, że 22 grudnia otworzę swoje zaspane oczy, wywlokę się z trudem z łóżka i zobaczę za oknem zasypane ulice obrzydliwie lepkim śniegiem z błotem wydaje mi się bardziej realna. Wtedy też usłyszę w radiu niespodziewaną wiadomość, że apokalipsa została przesunięta na kolejny rok i cała szopka zacznie się od początku. Sądzę, że w tym miejscu powinnam zakończyć i życzyć Wam cierpliwości w tym całym zwariowanym świecie!
Marta Mrozińska, IIIgB
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
14
Assassin’s Creed III - recenzja
edyna gra, na którą tak namiętnie czeka-
łem całymi dniami; odliczałem czas do
premiery, do tego magicznego dnia - 22
listopada. W dniu wydania gry stałem
przed zamkniętym jeszcze Empikiem, aby
wreszcie kupić to kolorowe pudełko z krążkiem.
Czy było warto czekać?
Asasyni w Ameryce
Gra dzieje się w czasach wojny secesyjnej
(powtórka z historii, kto wie kiedy i gdzie była ta
wojna, ten będzie wiedział, co spotka go w grze).
Tytuł "Assassin’s Creed" oznacza oczywiście, że
akcja będzie krążyć wokół bractwa asasynów
(bractwo to rozwiązało się za czasów średniowie-
cza (paradoks numer 1, ale nie mówcie tego twór-
com gry). Dokładniej rzecz ujmując, wokół India-
nina, który chcąc zemścić się na Templariuszach,
głównych wrogach asasynów (oni też rozwiązali
swój zakon w średniowieczu - paradoks numer 2)
za to, że zniszczyli jego wioskę, oraz zabili jego
matkę. Indianin ten zwie się Ratohnhaké:ton,
przez kolonistów zwany Connorem (został tak
nazwany z prostych względów - spróbuj, Czytelni-
ku, płynnie wypowiedzieć jego imię).
Samą grę rozpoczynamy natomiast asasynem…
XXI wieku, Desmondem Miles’em, nowojorskim
barmanem, który, jak się okazało, jest przodkiem
tureckiego mistrza asasynów za czasów średnio-
wiecza: Altaïr’a Ibn-La'Ahad’a (z pierwszej części
gry - swoją drogą, jemu też by się przydała jakaś
ksywka), oraz Ezzia Auditore, włoskiego mistrza
asasynów za czasów renesansu (Assassin’s Creed
II, Brotherhood, Revelations), a także Connora, o
którym mowa. Sama historia Desmonda jest tak
rozbudowana, że jest idealnym tematem na dosyć
grubą książkę. Po kilku chwilach grą Desmondem
wreszcie wcielamy się w… Haythama Kenway'a -
rodowitego Brytyjczyka, który wyruszył na wypra-
wę do Ameryki w poszukiwaniu „Wielkiego Skar-
bu, Który Uratuje Świat”. Po kilku nudnych godzi-
nach spędzonych w jego skórze, wreszcie może-
my pokierować Connorem.
W grze nie brakuje także licznych aspektów histo-
rycznych, na przykład postaci takich jak George
Washington czy Edward Braddock i różnej maści
wydarzeń, mam na myśli bitwy i walki (w których
oczywiście bierzemy udział), lecz trzeba uważać.
Tak samo jak to bywa w Internecie, nie wszystkie
wiadomości są prawdziwe.
Asasyński poradnik posługiwania się siekierką
Walka, w porównaniu do poprzednich części,
została rozbudowana i zarazem uproszczona
(paradoks numer 4). Chodzi o to, żeby naciskać
klawisz na klawiaturze w odpowiednim momen-
cie i patrzeć jak Connor obrania się i efektywnie
(oraz efektownie) oddaje kontratak, który najczę-
J
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
15
ściej skutkuje śmiercią przeciwnika. Można też
nacisnąć w odpowiednim momencie inny klawisz
- wtedy Connor unika ataku i wykonując zręczny
ruch odbiera przeciwnikowi broń. Można też
zawsze nacisnąć kilkukrotnie przycisk myszki,
wtedy efektywnie, lecz już nie efektownie, odbie-
rzemy wrogowi życie, lecz w bardzo prymitywny
sposób.
Wśród szerokiej palety narzędzi asasynów znajdu-
jemy wiele broni. Jest to między innymi przed-
miot przydatny do mordowania, który obecny jest
dosłownie w każdej części "Assassin'a", co czyni z
tego narzędzia broń dla niego rozpoznawczą.
Mowa o ukrytym ostrzu (stylowa bransoleta z
wysuwanym nożem), dzięki którym można zabijać
innych, bronić się, a także używać wielu gadżetów
takich jak pistolet, zatrute ostrze, wytrych, nóż do
smarowania masła, przenośny zestaw kuchenny,
oraz wiele innych rzeczy, gdyż ukryte ostrze jest
jak zegarek Bonda - zawsze zastanawiasz się co
jeszcze potrafi (tyle rzeczy w malutkiej bransolet-
ce na ramię i to jeszcze za czasów średniowiecza
czy renesansu… paradoks numer 5).
Oprócz magicznej bransolety można walczyć jesz-
cze tomahawkiem, który będzie najczęściej uży-
waną bronią. Owy tomahawk to indiańska broń
bojowa, która tak naprawdę jest zwykłą siekierką.
Nie jest to jednak taka o sobie zwykła siekierka.
Tą siekierką Connor potrafi czynić cuda i samemu
odeprzeć atak 50 żołnierzy armii brytyjskiej i fran-
cuskiej. Wśród narzędzi pomocy kostuchy mamy
jeszcze miecze, linki, noże - również takie do rzu-
cania, zatrute strzałki (w poprzedniej części gry
były bomby (!) i wiele, wiele innych rzeczy.
Ważną bronią, odstającą od innych jest… pistolet,
który mimo to, że był już w innych częściach gry,
tutaj wreszcie oficjalnie został nazwany pistole-
tem, a nie dodatkiem do ukrytego ostrza. Mimo,
że w innych częściach też były bronie takie jak
pistolety, noże do rzucania oraz zatrute strzałki,
przodkowie Connora strzelali na ślepo, ponieważ
dopiero w tej części zostało dodane coś na wzór
celowania (chociaż to do końca jeszcze nie jest
celowanie, paradoks numer 6).
Assassin’s Creed - coś dla każdego
Grafika w najnowszym Assassin’s Creed jest, deli-
katnie mówiąc... PRZEPIĘKNA. Ładne cienie, po-
stacie idealnie wykończone. Niestety mówimy
tutaj o ustawieniach maksymalnych na ekranie
HD3D o gigantycznej rozdzielczości i superkompu-
terze. Na zwykłe komputery (tylko z Windowsem
Vistą, 7 lub 8, posiadacze XP i starszych systemów
będą musieli się obejść ze smakiem), gra na naj-
niższych detalach mało się różni grafiką od po-
przednich części. Grafika to nie jedyna innowacja
w tej części. Gra jest tak rozbudowana, że każdy
znajdzie coś dla siebie. Osoby, które mają uczule-
nia na zwierzęta domowe znajdą psy i koty (koty?
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
16
koty! tak! w grze są koty!), osoby które nienawi-
dzą wody, mogą sobie popływać na morzu stat-
kiem, osoby z lękiem wysokości będą mogły wspi-
nać się na wysokie wieże, góry i drzewa, a osoby
które mają klaustrofobię, będą chodziły po cia-
snych i ciemnych kanałach czy piwnicach Bostonu
lub Nowego Jorku. W grze także można być myśli-
wym, zarządzać gospodarstwem, walczyć na fron-
cie… W skrócie - można wszystko.
Podsumowując…
Assassin’s Creed III - czyli piąta kończąca część
serii (Assassin’s Creed III, jak sama nazwa wskazu-
ję, jest piątą częścią trylogii (paradoks numer 7 i 8
- to ostatnie paradoksy w tej recenzji) - jest grą
którą warto kupić. Pod wieloma względami jest
ona ciekawa i jest idealnym zajęciem na długie,
zimowe wieczory. W skali 1-10 grywalność ocenił-
bym na 10 (początkowo było 9,5/10 - dodatkowe
pół punktu za koty!) grafikę na 9/10, dźwięk 8/10.
PS Jakby się wam nudziło (byle nie na lekcji), to spró-
bujcie policzyć nawiasy! :)
Jakub Dudek, IgC
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
17
adszedł grudzień, przypisujemy go
najczęściej do Świąt Bożego
Narodzenia, a święta te zaś do Wyspy
Bożego Narodzenia. Postaram się
opowiedzieć i przybliżyć Tobie, drogi
Czytelniku, to jakże ciekawe miejsce.
Zacznijmy od geografii - na mapie możemy
znaleźć tę wyspę wśród wód Oceanu Indyjskiego.
Zaliczana jest ona do Oceanii. Jeżeli chodzi o życie
na tej wyspie, znajdziemy tam bogaty wachlarz
flory i fauny. Jest ona jednym z największych dzieł
natury i widowiskowym miejscem, które daje
schronienie wielu różnorodnym morskim ptakom
z całego świata. Charakterystycznym elementem
wyspy jest wąski pas rafy koralowej ją otaczającej.
Patrząc na jej historię można zobaczyć, iż została
ona odkryta aż dwa razy. Po pierwszym odkryciu
niedługo o niej zapomniano, natomiast po drugim
nadano jej nazwę i dokonano zejścia na ląd.
Nazwę już jej znamy - a wzięła sie ona stąd, po-
nieważ żeglarz z nazwiskiem James Cook, który ją
odkrył, wylądował na niej w przeddzień właśnie
Bożego Narodzenia.
Jeśli chodzi o kulturę i ludzi ją zamieszkujących -
jej odkrywcami byli naturalnie Brytyjczycy, jako
zapaleni kolonizatorzy - językiem urzędowym jest
chiński. Wzięło się to stąd, iż przy wydobywaniu
surowców na tej wyspie pracowali właśnie główn-
ie Chińczycy. Istotną rzeczą oprócz tej historii ze
skośnookimi jest także tropikalny klimat - a więc
nie spotkamy tam raczej ważnej dla nas osoby, a
mianowicie mam na myśli pewnego sympatyczne-
go brodacza w czerwonym płaszczu i z czapką z
pomponem na głowie. Aby spotkać św. Mikołaja z
orszakiem reniferów z czerwononosym Rudolfem
na czele i gromadką pracowitych elfów, musicie
udać się do Laponii. Może właśnie tam dosta-
niecie od niego bilet lotniczy na Wyspę Bożego
Narodzenia, kto wie?
Basia
Piróg,
IgB
Wyspa Bożego Narodzenia
N
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
18
Warhammer 40,000 - co to takiego? Przez dłuższy czas zastanawiałem się nad tema-
tem na artykuł. W tym czasie, aby się odprężyć,
malowałem figurkę Kroota Tau w wariancie nie-
bieskim. Naglę, jakiś słup z nieba, lub inne oświe-
cenie boskie sprawiło, że… BAM, mam pomysł na
artykuł.
Zapewne zwroty typu Kroot, Tau, czy Eldar są dla
Ciebie czarną magią, a ten tekst powstał, aby
Ciebie, drogi Czytelniku, w to wtajemniczyć.
„Warhammer 40,000” (nie mówimy o grze kom-
puterowej, dopiero na podstawie gry figurkami
powstała wersja komputerowa) powstał dawno,
dawno temu, za górami, za lasami, w Anglii, przez
firmę Games Workshop. Gra jest strategiczną grą
bitewną.
Co to są gry bitewne? To takie gdzie zbiera się i
wystawia własną armię i walczy przeciwko armii
przeciwnika. Gra odbywa się turowo, czyli np.
Adam Jakiśtam, rusza swoim oddziałem na od-
dział Andrzeja Kogośtam. W czasie ruchu Adama,
Andrzej nie może nic zrobić. Gdy skończy się tura,
Andrzej wreszcie będzie mógł się ruszyć i skontra-
takować, gdy Adam będzie mógł tylko patrzeć i
płakać, jak jego armia jest miażdżona przez An-
drzeja. Po turze Andrzeja, Adam z wściekłości
rozbije jego szyki w armii i zasieje spustoszenie
itd. Itp.
W „Warhammerze 40k” te figurki się kupuje (cena
jest zależna od kupowanych figurek. Jeśli kupujesz
oddział 10-20 żołnierzy, to cena wynosi mniej
więcej 100 zł. Jeśli kupujesz pojedynczą, lepszą
figurkę, to będzie kosztowała Cię od 30-50zł,
natomiast jeśli kupujesz czołg, lub inne duże,
potężne coś, to to kosztuje od 100 do 200 zł).
Następnie się je skleja i maluje tak, jak dusza
zapragnie: niebiesko-czarni, biało-czerwoni, różo-
wo-różowi… tak jak jest Ci wygodnie i według
Twoich upodobań stylistycznych.
Eldarzy, Tau, Space Marines… W Warhammerze
40k (koniecznie 40k - ponieważ samo
„Warhammer” to gra osadzona w świecie fantasy
(elfy, krasnoludy, gobliny itp., natomiast
„Warhammer 40,000” jest rozgrywany w uniwer-
sum s-f) występuje wiele ras. Jest ich tak dużo i
tak dużo można na ich temat pisać, że spodzie-
wajcie się osobnego artykułu o rasach Warham-
mera 40k w styczniu .
No, to byłoby na tyle. Mam nadzieję, że przedsta-
wiłem wam moje hobby w ciekawy sposób. ;)
Jakub Dudek, 1gC
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
19
Świąteczny labirynt
Rozrywka
ŁOSIU — reaktywacja nr świąteczny 12/12
20
okładka