kurier nr 3

8
PISMO ULOTNE LONDYN NR 3 ZIMA/WIOSNA 2011 10 listopada uczestnicy liczącej 50 000 osób demonstracji studeckiej wdarli się do londyńskiej siedziby Partii Konserwatywnej przy Millbank. Studenci przerwali policyjne kordony i weszli do biur konserwatystów, demolując ich wyposażenie. Korporacyjne media w swych wieczornych serwisach pokazały nagrania młodych osób na dachu budynku, ciskających różnymi przedmiotami w kierunku otoczonej przez tłum demonstrantów grupy funkcjonariuszy policji... W ten sposób na scenę wydarzeń politycznych w Wielkiej Brytanii wkroczyła Narodowa Kampania Przeciwko Opłatom i Cięciom (ang. National Campaign Against Fees and Cuts) założona w lutym 2010 roku w odpowiedzi na rządowe plany ograniczenia wydatków na edukację i szkoły wyższe , oraz podniesienia czesnego za studia - organizacja studencka, zrzeszająca młodzież z większości wyższych uczelni w tym kraju. Organizacja stawia sobie za cel wprowadzenie w Wielkiej Brytanii darmowej edukacji na wszystkich poziomach, finansowanej z podaktów nałożonych na najbogatszych i wielki biznes, jak również pochodzących z tych samych źródeł stypendiów dla najuboższych studentów. (Aktywiści organizacji powołują się na dane statystyczne, według których majątek 1000 najbogatszych osób w Wielkiej Brytanii wynosił w roku 2010 335 miliardów funtów, podczas gdy w roku 2003 uboższa połowa społeczeństwa brytyjskiego była w posiadaniu jedynie 1% majątku, zgromadzonego przez ogół mieszkańców kraju). Koncentrując się na walce o bezpłatną edukację, NCAFC nie zapomina też o szerszym, społecznym kontekście. Jak czytamy w jednym z tekstów zamieszczonych na stronie kampanii: „Jeśli zaakceptujemy politykę [rządu] „dziel i rządź” – jeśli jedna z grup pracowników lub osób korzystających z usług publicznych zgodzi się na oszczędności jej kosztem – osłabi to, zamiast wzmocnić, działania prowadzone przez inne grupy, a na dłuższą metę doprowadzi do cięć w wydatkach na wszystkie usługi publiczne.

Upload: kurier-syndykalistyczny

Post on 08-Mar-2016

219 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

 

TRANSCRIPT

Page 1: Kurier nr 3

P ISMO U LOTNE L ONDYN NR 3 Z IMA/WIOSNA 201 1

10 listopada uczestnicy liczącej 50 000 osób demonstracji studeckiej wdarli się do londyńskiej siedziby Partii Konserwatywnej przy Millbank. Studenci przerwali policyjne kordony i weszli do biur konserwatystów, demolując ich wyposażenie. Korporacyjne media w swych wieczornych serwisach pokazały nagrania młodych osób na dachu budynku, ciskających różnymi przedmiotami w kierunku otoczonej przez tłum demonstrantów grupy funkcjonariuszy policji... W ten sposób na scenę wydarzeń politycznych w Wielkiej Brytanii wkroczyła Narodowa Kampania Przeciwko Opłatom i Cięciom (ang. National Campaign Against Fees and Cuts) założona w lutym 2010 roku w odpowiedzi na rządowe plany ograniczenia wydatków na edukację i szkoły wyższe , oraz podniesienia czesnego za studia - organizacja studencka, zrzeszająca młodzież z większości wyższych uczelni w tym kraju. Organizacja stawia sobie za cel wprowadzenie w Wielkiej Brytanii darmowej edukacji na wszystkich poziomach, finansowanej z podaktów nałożonych na najbogatszych i wielki biznes, jak również pochodzących z tych samych źródeł stypendiów dla najuboższych studentów. (Aktywiści organizacji powołują się na dane statystyczne, według których majątek 1000 najbogatszych osób w Wielkiej

Brytanii wynosił w roku 2010 335 miliardów funtów, podczas gdy w roku 2003 uboższa połowa społeczeństwa brytyjskiego była w posiadaniu jedynie 1% majątku, zgromadzonego przez ogół mieszkańców kraju). Koncentrując się na walce o bezpłatną edukację, NCAFC nie zapomina też o szerszym, społecznym kontekście. Jak czytamy w jednym z tekstów zamieszczonych na stronie kampanii: „Jeśli zaakceptujemy politykę [rządu] „dziel i rządź” – jeśli jedna z grup pracowników lub osób korzystających z usług publicznych zgodzi się na oszczędności jej kosztem – osłabi to, zamiast wzmocnić, działania prowadzone przez inne grupy, a na dłuższą metę doprowadzi do cięć w wydatkach na wszystkie usługi publiczne.

Page 2: Kurier nr 3

Zamiast tego proponujemy walkę o środki niezbędne dla funkcjonowania wszystkich tych usług, których potrzebuje społeczeństwo, o środki, których, jak wyjaśniliśmy, jest pod dostatkiem, jednak znajdują się w rękach niewłaściwych osób.” Sama NCAFC deklaruje się jako organizacja apolityczna, reprezentująca studentów szkół wyższych sprzeciwiających się planom konserwatywno-liberalnego rządu. Organizacja, założona w zimie zeszłego roku podczas spotkania na jednym z londynskich kampusów z udziałem przeszło 150 delegatów z różnych uczelni kraju, ma wyjątkowo demokratyczną strukturę. Na poszczególnych uczelniach wszelkie decyzje podejmowane są podczas otwartych zebrań komitetów protestacyjnych, na poziomie kraju odbywają się natomiast konferencje z udziałem delegatów z poszczególnych uniwersytetów – jedna z nich zaplanowana została na 22 stycznia, a jej agenda zamieszczona jest na internetowej stronie organizacji. NCAFC nie posiada biur ani etatowych pracowników, nie korzysta z finansowego wsparcia partii politycznych ani biznesu. Opiera swoją działalność na pracy wolontariuszy i dobrowolnych datkach od swych członków i zwolenników. Jedynymi organizacjami, jakie finansowo partycypują w działaniu NCAFC, są lokalne komisje związku zawodowego UNISON z Lambeth i Southwark w Londynie oraz sekcja związku zawodowego RTM w londyńskiej dzielnicy Stratford. W miarę jak do publicznej wiadomości podawano kolejne szczegóły rządowego planu cięć w wydatkach na wyższą edukację i podwyżek czesnego, będące elementami prowadzonego przez konserwatywnego ministra edukacji Gowena programu „pełzającej” prywatyzacji szkolnictwa w tym kraju, aktywność NCAFC przybierała

na sile. Gdy jasnym się stało, że władze planują trzykrotną podwyżkę opłat za studia i obniżenie o 80% nakładów na działalność dydaktyczną uniwersytetów - na kampusach zawrzało. Od połowy listopada ruszyła fala spontanicznych okupacji uczelnianych budynków, między innymi SOAS w Londynie i Uniwersytetu East Sussex w Brighton. Na wielu innych uczelniach odbywały się studenckie wiece, organizowane przez powstające na prędce grupy protestu. W tej sytuacji NCAFC zdecydowała się na ogłoszenie 24 listopada dniem akcji studenckiej. Tym razem jednak postanowiono, że zamiast jednej, masowej demonstracji w Londynie odbędzie się szereg protestów na uczelniach rozsianych po kraju, a równocześnie ich studenci ogłoszą strajk generalny. W odpowiedzi na apel NCAFC- 24 listopada na ulice brytyjskich miast wyszło ponownie kilkadziesiąt tysięcy studentów, wspieranych również przez młodzież szkół średnich. W wielu miastach doszło do starć z policją, a studenci

LONDYN DEMONSTRACJA PRZECIWKO CIĘCIOM

W sobotę 29 stycznia pod hasłem „Obronić Edukację – Zwalczaj Każde Cięcia” odbyła się demonstracja zwołana przez EAN (Education Activist Network) i NCAFC (National Campaign Against Fees & Cuts). Organizacje te złożone głównie z aktywistów studenckich i pracowników oświaty, nie poddają się po przegłosowanych przez parlament brytyjski podwyżkach opłat za studia. Zjednoczeni razem ze związkowcami różnych branż domagali się w sobotę zniesienia opłat za studia jak i zaprzestania cięć budżetowych. Tuż przed południem, zanim rozpoczęła się demonstracja, kilkuset aktywistów z grupy Arts Against Cuts (zrzeszającej pracowników muzeów, galerii i artystów) rozpoczęło okupację British Museum w proteście przeciwko cięciom wydatków na kulturę i oświatę. Demonstracja, w której wzięło udział około 10 000 osób ruszyła spod siedziby związku pracowników edukacji UCU (University and College Union) i kierowała się w stronę parlamentu. Po dotarciu pod siedzibę Partii Konserwatywnej przy Millbank, która nota bene przypominała w ten dzień twierdzę, demonstranci wyrazili swoje niezadowolenie z rządów konserwatystów. Doszło do paru incydentów, gdy kilka osób próbowało się dostać do budynku, zostało zatrzymanych przez policję i aresztowanych. Policjanci ochraniający budynek wezwali posiłki, lecz ludzie na ulicy zaczęli blokować dojazd transporterów policyjnych pod siedzibę partii. W tym momencie marsz miał się oficjalnie rozwiązać, lecz sami demonstranci spontanicznie zaczęli okupować ulicę i ruszyli pod ambasadę Egiptu, wyrazić swoją solidarność z trwającym w Egipcie powstaniem. Po wiecu który miał miejsce pod ambasadą, demonstranci zaczęli dzielić się na kilkuset osobowe grupy i blokować główne ulice Londynu. Olbrzymie siły policyjne przygotowane na ten dzień, gotowe do konfrontacji i kontrolowania demonstracji, nie były w stanie poradzić sobie z tak wieloma grupami szybko przemieszczającymi się i blokującymi ruch w dzielnicy handlowej. Demonstranci zablokowali sklepy korporacji, które dzięki przekrętom i komitywie z rządem uniknęły zapłacenia milionów funtów podatków; Topshop, Vodafone i Boots – podczas blokady tego ostatniego policja rozpyliła gaz łzawiący przeciwko demonstrantom i aresztowała kilka osób. Poszkodowanym przez gaz pomagali pracownicy sklepu Boots. Zapowiadane są już kolejne masowe demonstracje w Wielkiej Brytanii, część związków zaczyna powoli wzywać do strajku generalnego.

W ten dzień odbyła się również kilkutysięczna manifestacja związkowa w Manchesterze przeciwko cięciom budżetowym. Podczas utarczek z policją aresztowano tam 16 osób.

Page 3: Kurier nr 3

podjęli próby okupacji budynków lokalnych władz. Demostracja w Londynie rozpoczęła się krótko po godzinie 10:30, protestujący studenci przemaszerowali z kampusu jednego z uniwersytetów pod budynki rządowe na Whitehall, gdzie drogę zagodziła im policja. Doszło do starć, w których rannych zostało conajmniej 3 funkcjonariuszy i nieznana liczba protestujących. Podpalono jeden z policyjnych vanów, inny, otoczony przez protestujących, został całkowicie zdemolowany. Ostatecznie policji udało się z użyciem pałek zamknąć około 5000 protestujących w kotle na ulicy Whitehall w sercu dzielnicy rządowej Londynu. Dalszym dwu tysiącom udało się uniknąć okrążenia i rozproszyć po śródmieściu. Ci przegrupowali się i zablokowali Westminster Bridge, gdzie skierowane zostały duże siły policji. Według BBC, podczas zajść w Londynie policja zatrzymała 29 osób a 11 demonstrantów odniosło obrażenia. Po zapadnięciu zmroku protestujący zamknięci w policyjnym kotle na Whitehall zaczęli wybijać szyby w okolicznych budynkach, rozpalili też ogniska z dokumentów, skradzinoych z urzędów, do których wtargnęli. W Bristolu główna demonstracja studentów zgromadziła około 4000 osób. Protestujący studenci minęli zwartym pochodem miejsce rozwiązania marszu, po czy podzielili się na małe grupy, którym udało się

wymknąć policyjnym kordonom i wejść do śródmieścia. Tutaj, pomimo policyjnej obstawy udało się zająć jeden z budynków

akademickich i podjąć jego okupację. Policja odparła za to szturm na siedzibę Rady Miasta. Podczas starć conajmniej 1 z uczestników marszu został pobity przez funkcjonariuszy i trafił do szpitala, wiadomo też o kilku aresztowaniach, lecz ich dokładna liczba nie jest na razie znana. Podczas protestu w Cambrigde grupa 200 studentów pokonała ogrodzenia budynków senatu uczelni i podjęła ich okupację. Również i tu doszło do starć z policją. W Brighton studencki marsz zgromadził 3-4 tysiące osób, które przeszły w pochodzie do centrum miasta. Do godziny 15:30 marsz miał spokojny przebieg, później jednak doszło do konfrontacji protestujących z policją – do akcji wezwano policyjny śmigłowiec. Uczniowie i studenci podjęli krótką okupację kilku miejskich urzedów i sklepu Vodafone, a następnie stoczyli bitwę z policją broniącą wejścia do ratusza. Łącznie po 24 listopada w budynkach 19 uniwersytetów w całym kraju rozpoczęły się studenckie okupacje, trwające od kilku

dni do prawie 2 tygodni. Zachęcona sukcesem strajku i demonstracji 24 listopada NCAFC ogłosiła 30 listopada kolejnym dniem akcji studenckiej. Również i tym razem, pomimo przejmującego zimna, na ulice wyszło kilkadziesiąt tysięcy osób, tym razem studentów wsparła również dość liczna grupa nauczycieli i uczniów szkół średnich. Demonstracje 30 listopada miały dużo spokojniejszy przebieg, choć w kilku miastach doszło ponownie do walk z policją. Tymczasem media podały wiadomość, że głosowanie nad pakietem cięć w wydaktach na szkolnictwo wyższe odbędzie się 9 grudnia, i na ten dzień NCACF zwołała ogólnokrajowy protest w Londynie, któremu miały towarzyszyć lokalne manifestacje w mniejszych ośrodkach akademickich. Ostatecznie w dniu parlamentarnej debaty nad reformą na ulice wyszli studenci z Birmingham, Manchesteru, Bournemouth, Bristolu, Coventry, Exeteru, Gloucestershire, Leeds, Sheffield, Worcester, Warwick, Glasgow i Edynburga, a ogólem w 23 miastach rozpoczęły się kolejne okupacje budynków akademickich. Nauczeni doświadczeniem wcześniejszych protestów studenci podzielili londyński protest na kilka mniejszych marszy, które miały spotkać się przed parlamentem. W ten sposób oddziały prewencji policji

londyńskiej musiały się również podzielić na wiele grup, co w praktyce uniemożliwiło zamknięcie protestujących w policyjnym kotle i pozwoliło im na bardziej swobodne działania. Główny marsz wyruszył krótko po południu z Malet Street, i już po pół godzinie szło w nim 10000 osób. Policja na krótko zatrzymała marsz u wylotu Mallet Street, jednak po kilkunastu minutach wyruszył on dalej, w kierunku dzielnicy rządowej. W tym czasie na Trafalgar Square, u wlotu na prowadzącą do parlamentu i siedziby rządu ulicy Whitehall zgromadziło się 2000 protestujących, którzy obrali inną trasę. Na placu doszło do starć z policją, wkrótce jednak, około 13, w okolice dotarł główny marsz, składający się teraz z 20000 osób, spychając policyjne kordony na Whitehall. Około 14 studenci przełamali policyjną blokadę i weszli na plac przed Parlamentem, gdzie rozpalili ogniska. Niedługo potem, około 15 protestujący rozebrali ogrodzenie placu, ustawione tam przez władze po usunięciu z placu namiotowego Obozu dla Demokracji w lecie

tego roku. Ostatecznie o godzinie 17:45 parlament przegłosował podwyżki o 300% opłat za studia i cięcia w wydatkach na edukację. Na wieść o tym na placu przed parlamentem wybuchły starcia, a część studentów przedarła się na Victoria Street. Wobec kontrataku oddziałów prewencji i policji konnej protestujący wycofali się na plac przed parlamentem, gdzie podpalili śmietniki. Poźniej starcia przeniosły się praktycznie na cały West End, rozproszone w celu uniknięcia okrążenia, mobilne grupy protestujących walczyły z policją na Whitehall, na Westminster Bridge i na Strandzie. Na Oxford Street studenci zablokowali a następnie zaatakowali pancerną limuzynę, którą książę Karol wraz z małżonką zmierzał na wieczorne przedstawienie. Na Trafalgar Square studenci, wzorem swych greckich kolegów biorących udział w rewolcie 2008 roku, podpalili świąteczną choinkę. Ogółem według źródeł policyjnych obrażenia odniosło 12 policjantów i 43 protestujących, 34 osoby zostały aresztowane (ostatecznie na podstawie nagrań z CCTV policja wysłała listy gończe za prawie 200 uczestnikami zajść).

Page 4: Kurier nr 3

Po uchwaleniu przez niższą izbę parlamentu proponowanych przez rząd podwyżek czesnego fala studenckich protestów wyraźnie osłabła. Większość z okupacji budynków akademickich zakończyła się bądź to interwencją policji po sądowej decyzji o eksmisji protestujących i siłowym usunięciem studentów, bądź też dobrowolnym opuszczeniem przez nich zajmowanych budynków. Na okres świąt i nowego roku ustały też demonstracje uliczne, a zwołany na 11 stycznia protest w Londynie (przeciwko likwidacji rządowych stypendiów dla najuboższych studentów – EMA) został w ostatniej chwili odwołany. Ostatni jak na razie studencki protest na ulicach Londynu, w dniu głosowania nad likwidacją EMA, 19 stycznia tego roku zgromadził jedynie kilkaset osób. Podobnie wypadły protesty w innych miastach Wielkiej Brytanii, w których udział wzięli ogólem uczoniowie 30 szkół i uczelni. Trwa mobilizacja przez kolejną demonstracją w stolicy, zapowiedzianą na sobotę 29 stycznia. Frekwencja i przebieg tego protestu pokażą, czy porażka 11 stycznia była tylko chwilowym kryzysem studenckiego ruchu czy też początkiem końca protestów na uczelniach. Potężna, nie widziana od lat fala studenckich demonstracji, mobilizacja w kampusach i pojawienie się na scenie politycznej NCAFC nie uszło oczywiście uwadze innych ugrupowań politycznych i organizacji społecznych – partii, związków zawodowych czy wreszcie koncesjonowanych organizacji studenckich z NUS – Narodową Unią Studentów na czele. Ta „oficjalna” organizacja brytyjskiej młodzieży akademickiej była przez całe lata odskocznią do politycznej kariery dla ambitnych działaczy młodzieżowych, trudno się więc dziwić że nie cieszy się ona zbytnim szacunkiem ani poparciem wśród większości żaków. Sama Unia posiada jednak znaczące zaplecze materialne i logistyczne, jak również sieć politycznych kontaktów. Postawa NUS z jej prezydentem Aaronem Porter na czele podczas ostatniej fali demonstracji pozwala zrozumieć, dlaczego uważana jest ona za wylęgarnię pozbawionych skrupułów karierowiczów. Po zamieszkach 10 listopada i ataku na Millbank - NUS, która była zresztą współorganizatorem marszu, odcięła się zdecydowanie od protestujących, potępiając w wydanym oświadczniu zajścia w siedzibie Konserwatystów. Gdy jednak pod koniec miesiąca okazało się, że protesty i okupacje rozszerzają się na cały kraj a NUS grozi kompletna izolacja w kampusach - 29 listopada Aaron Porter poparł trwające okupacje uniwersytetów i „wszelkie inne formy protestu bez użycia przemocy”, zapowiedział też udzielenie finansowej i prawnej pomocy protestującym. Podczas spotkania ze studentami okupującymi budynki University College London Porter przeprosił też protestujących za to, że jak to ujął „zabrakło mu kręgosłupa” by otwarcie poprzeć

studenckie okupacje. Ponadto Krajowa Unia Studentów poparła protest 30 listopada i zapowiedziała, że jej członkowie wezmą w nim udział. Jednak już 10 stycznia, w obliczu stopniowego wygasania studenckich protestów NUS ponownie zmieniła front i podczas posiedzenia swego krajowego komitetu wykonawczego odmówiła poparcia zapowiadanym na 29 stycznia protestom. Przywódcy NUS określili też postulaty wprowadzenia bezpłatnych studiów jako „nierealistyczne” i poparli wprowadzenie specjalnego podatku, płaconego przez absolwentów wyższych uczelni na

pokrycie kosztów funkcjonowania szkolnictwa wyższego. Wobec tej dwulicowej postawy kierownictwa oficjalnego związku studentów, NCAFC zwróciła się o wsparcie do innego ze swych naturalnych sojuszników, związków zawodowych. Jeszcze pod koniec listopada studenckie postulaty poparł komitet wykonawczy Narodowej Unii Nauczycieli - NUT, w miesiąc później NCAFC wystosowała oficjalny list do związków zawodowych z apelem o poparcie planowanego na 29 stycznia protestu. Na apel studentów odpowiedziały jak na razie dwie liczące się centrale związkowe. Sekretarz generalny związku zawodowego GMB działającego w sektorze publicznym udzielił protestowi „całkowitego poparcia” zaś jego komitet wykonawczy ogłosił, że sekcje pracowników oświaty i pracowników sektora publicznego przyłączą się do protestów, i podejmą starania, by jak największa liczba związkowców przybyła na zapowiadaną w Londynie demonstrację. Len McCluskey, nowy przywódca działającej głównie w sektorze publicznym centrali UNITE oświadczył, że „masowe protesty przeciwko podwyżkom czesnego zdziałały więcej niż setki debat,

Page 5: Kurier nr 3

konferencji i rezolucji”, powstrzymał się jednak od formalnej deklaracji o poparciu protestu i zapowiedzi udziału w nim członków jego związku. Jak się więc wydaje, NCAFC szukając szerszego niż sami studenci społecznego zaplecza protestów i przedstawiając sprawę protestów przeciwko podwyżce opłat za studia jako element walki z antyspołeczną polityką konserwatywno – liberalnego rządu prowadzi jedyną, słuszną w tych warunkach politykę. Po uchwaleniu podwyżek czesnego w grudniu zeszłego roku studenci zrozumieli też, że jedyną szansą na realizację ich postulatów nie jest już presja na władze, lecz doprowadzenie do upadku rządu, wcześniejszych wyborów i powrót do władzy na fali społecznych protesów Partii Pracy. Jest przy tym oczywiste, że NCAFC nie ma złudzeń co do prawdziwych poglądów laubrzystów (to w końcu Partia Pracy w roku 2004 wprowadziła opłaty za studia), liczy jednak że spodziewana masowa mobilizacja środowisk pracowniczych i równie masowe protesty przeciwko polityce obecnego rządu zmuszą laubrzystów do ustępstw wobec ich roszczeń i przyjęcia bardziej lewicowej linii. W tej sytuacji dla ostatecznego sukcesu studenckich protestów kluczowe jest zawiązanie sojuszu z ruchem związkowym przeciwko cięciom i oszczędnościom planowanym przez obecny rząd, wspólna mobilizacja możliwie dużej części środowisk pracowniczych i studenckich a następnie eskalacja protestów, strajków i okupacji aż do momentu upadku rządu i rozpisania nowych wyborów, w których poparcie społecznego ruchu protestacyjnego będzie niezbędne politykom marzącym o przejęciu władzy.

Problemem jest tu jak zwykle w Wielkiej Brytanii powiązanie głównych central związkowych ze znajdującą się obecnie w opozycji Partią Pracy. W sytuacji, gdy ruch związkowy jest de facto kontrolowany przez partię, w której interesie nie leży i nigdy leżeć nie będzie prawdziwa radykalizacja społeczeństwa i zmiana obecnego status quo, z którego od prawie stu lat czerpie ona polityczne profity trudno jest liczyć na związki zawodowe jako organizacje, gotowe poprowadzić społeczeństwo przeciwko klasie politycznej. Pod wieloma względami obecna sytuacja w Wielkiej Brytanii przypomina początek lat dziewięćdziesiątych i masowe protesty przeciwko Poll Tax. Podobnie jak wtedy u władzy są dziś konserwatyści, przeciwko którym mobilizuje się ruch społeczny pozostający w znacznej mierze poza kontrolą tradycyjnych partii politycznych i ruchu związkowego. Jak pamiętamy, odzyskanie kontroli nad ruchem sprzeciwu wobec zamierzeń rządu kosztowało wtedy Partię Pracy wiele wysiłku, a tak w jej szeregach jak i w szeregach związków zawodowych triumfy święcił lewicowy radykalizm. Przeciwko Poll Tax na ulicę wychodziły setki tysięcy ludzi, a lodnyński protest przeciwko znienawidzonemu podatkowi z udziałem ćwierć miliona osób zakończył się słynną Bitwą o Trafalgar Square i zamieszkami w centrum Londynu. Ostatecznie jednak, choć wielu „chciało dobrze” – „wyszło jak zawsze” i masowe protesty uliczne utorowały drogę do władzy liberalnym technokratom z ekipy Tony’ego Blaira. Pozostaje mieć nadzieję, że zarówno protestujący studenci z NCAFC, jak i sprzeciwiające się cięciom i bezrobociu środowiska pracownicze nie popełnią poraz drugi tych samych błędów co wtedy.

O protestach londyńskich strażaków pisaliśmy już w poprzednim numerze Kuriera, konflikt pomiędzy pracownikami a zarządem straży trwa już 6 lat. Od 2005 roku strażacy są zmuszani do pracowania dłużej podczas dziennych zmian. Zarząd straży pożarnej domaga się od pracowników aby pracowali o półtorej godziny dłużej, co w naturalny sposób zrodziło sprzeciw wśród samych strażaków. W wyniku braku chęci do negocjowania warunków przez zarząd, w połowie października strażacy zrzeszeni w związku FBU (Fire Brigades Union) rozpoczęli serię akcji strajkowych i protestów. Referendum strajkowe poparło 79 % członków związku, którzy brali udział w głosowaniu. Strażacy nie zostawili miasta na pastwę losu i byli przygotowani na akcje ratunkowe, z pomijaniem zgłoszeń nie mających nagłego charakteru. Niestety, tak jak w przypadku pracowników londyńskiego metra, zarząd wykorzystał propagandę medialną do ataku na strażaków. Rosnąca kampania przeciwko protestującym nakręcana przez media, w którą zaangażował się również burmistrz Londynu Boris Johnson i lokalne władzę, zmusiły strażaków do zakończenia akcji protestacyjnej w dniu 22 grudnia i zaakceptowania dłuższego dnia pracy. Dnia 11 stycznia 2011 roku, gazety opublikowały szokującą decyzję: kontrolowany przez konserwatystów zarząd londyńskiej straży pożarnej London Fire Authority na czele z Brianem Coleman’em (głównym naczelnikiem Rady Londynu do Spraw Ratownictwa i Pożarnictwa – London Fire and Emergency Planning Authority, a zarazem wysokiej rangi członkiem Partii Konserwatywnej) - zamierza zwolnić wszystkich londyńskich strażaków, czyli łącznie 5500 osób!!! (za Evening Standard, 11 Jan, 2011) Pomimo zaakceptowania przez strażaków decyzji o zmianie czasu pracy, Coleman ogłosił, że zostaną zwolnieni wszyscy i zatrudnieni na całkowicie nowych kontraktach. Coleman, znany ze swoich autorytarnych zapędów chce rozprawić się ze związkowcami z FBU i mieć pod całkowitą kontrolą londyńską straż pożarną. Ma on również zamiar zmienić zasady w samym zarządzie, aby wyeliminować politycznych rywali z procesów decyzyjnych zarządu. Nie jest znana treść nowego kontraktu, lecz można się domyślać, że może on godzić w prawo do strajku i wyeliminować jakąkolwiek związkową aktywność. Nie jest również jeszcze znana reakcja samego FBU. Można mieć jedynie nadzieję, że taka bezczelność i manipulacja z jaką spotkali się ze strażacy ze strony zarządu i władzy zmusi ich do radykalnych działań i sprzeciwu wobec samowoli pasożytów pokroju Coleman’a.

Page 6: Kurier nr 3

W kolejnej już edycji londyńskich Targów Wydawnictw Anarchistycznych, jaka odbyła się 23 października w Londynie wzięła udział delegacja OZZ „Inicjatywa Pracownicza”. Przedstawiciel związku wziął udział w piątkowej pikiecie solidarnościowej ze szwedzkimi sprzątaczami – członkami anarchosyndykalistycznego związku zawodowego SAC, a następnie w sobotnim spotkaniu poświęconym przyszłości radykalnego ruchu związkowego w Europie. Dzień wcześniej odbyła się pikieta, współorganizowana przez londyńskich związkowców z IWW, która zgromadziła kilkanaście osób, które pod czarno – czerwonymi flagami zebrały się pod siedzibą międzynarodowego koncernu London & Regional, którego szwedzka filia Bern represjonuje działaczy związkowych wśród zatrudnionego przez siebie personelu sprzątającego sieć nocnych klubów. Była to któraś już z kolei pikieta solidarnościowa organizowana i wspierana przez wiele organizacji pracowniczych min. Cleaners Defence Committee, IWW, Solidarity Federation/IWA, Latin American Workers Association, RMT 0543 Finsbury Park Branch, National Shop Stewards Network, Colombia Solidarity Campaign. W walce o prawa pracownicze i związkowe szwedzkich sprzątaczy wspierają anarchosyndykaliści ze związku SAC, którego delegat wziął udział w londyńskim proteście. Rozdano kilkaset ulotek informujących o sytuacji sprzątaczy – związkowców. Podczas sobotnich targów przedstawiciel OZZ IP wygłosił referat podczas spotkania, poświęconego obecnej sytuacji i perspektywom rozwoju radykalnego ruchu związkowego w Europie. Pretekstem do spotkania była przypadająca w tym roku setna rocznica powstania szwedzkiego związku zawodowego SAC, którego delegat wygłosił najdłuższy referat, przybliżający zebranym historię i dzień dzisiejszy szwedzkiego anarchosyndykalizmu, jak również ewolucję ideologii i metod działania SAC podczas stuletniej historii związku. Wykład Andrzeja Klisia z komisji zakładowej IP przy szpitalu psychiatrycznym w Bielsku Białej poświęcony był aktualnym działaniom Inicjatywy Pracowniczej ze szczególnym uwzględnieniem kampanii na rzecz pracowników tymczasowych i agencyjnych, kampanii na rzecz spółdzielczości pracy i współpracy związku z radykalnym organizacjami pracowniczymi w Europie. W swym wystąpieniu delegat IP wiele uwagi poświęcił też trwającej obecnie kampanii na rzecz pracowników upadłych zakładów Colar Textil w Opatowie i podejmowanym przez związek działaniom na rzecz utworzenia w Opatowie spółdzielni pracy, zatrudniającej dawnych pracowników zlikwidowanych zakładów. Jako ostatni głos zabrał przedstawiciel londyńskiej sekcji IWW, który w skrócie przedstawił najważniejsze jego zdaniem wyzwania, stojące przed radykalnym ruchem związkowym. Po wykładzie przedstawiciele wszystkich trzech związków wzięli udział w mniej formalnym spotkaniu, na którym omówiono perspektywy współpracy tych organizacji, powzięto też konkretne ustalenia co do przyszłych kampanii solidarnościowych i objęcia członków macierzystych związków ochroną związkową podczas pracy za granicą. Same targi, zorganizowane po raz kolejny na terenie uniwersytetu Queen Mary w londyńskiej dzielnicy Mile End przez Anarchist Bookfair Collective, zgromadziły kilkudziesięciu wystawców, reprezentujących wydawnictwa i organizacje anarchistyczne z Europy i świata. W kilku salach odbyło się łącznie grubo ponad 20 prelekcji, spotkań i pokazów filmowych, poświęconych toczącym się konfliktom społecznym, pracowniczym a także kulturowym i udziałowi w nich organizacji anarchistycznych i lewicowych. Organizacja samych targów stała na najwyższym poziomie, sale uniwersytetu wypchane po brzegi gościły w ten dzień kilka tysięcy osób. Dodać można, że wielu uczestników dotarło na targi prosto z demonstracji związkowej przeciwko cięciom socjalnym i zwolnieniom, na której było kilkadziesiąt tysięcy osób.

Page 7: Kurier nr 3

W piątek 14 stycznia, Jose Luis Sanchez Arancibia –

członek londyńskiej sekcji związku Industrial Workers Of

The World (zrezszony w Industrial Union 640 – Cleaners Branch), pracujący jako sprzątacz – został aresztowany przez urząd do spraw imigrantów (Home Office) i wywieziony do centrum zatrzymań imigrantów niedaleko lotniska Gatwick. Jose, pochodzący z Boliwii, wraz z żoną Marują pracował przy sprzątaniu teatrów i biur w Londynie. Wraz z wieloma sprzątaczami z Ameryki Łacińskiej przystąpili do IWW i założyli własną komisję IU640. Wielu z nich od lat pracuje i mieszka na Wyspach Brytyjskich, pomimo tego rząd uznaje ich za nielegalnych imigrantów, odmawiając im przyznania legalnego statusu. Wykorzystywani przez agencje pracy, nieuczciwych pracodawców, postanowili się zorganizować i założyli organizację Latin American Workers’ Association. Następnym krokiem było założenie związku zawodowego, lecz w Anglii nie jest to łatwe, nawet dla „legalnych obywateli”. Próbowali nieudanych eksperymentów z T&G

UNITE, lecz duże związki nie

są zainteresowane

sprzątaczami z niepewnym

statusem „legalności” i w momencie kiedy LAWA potrzebowała pomocy, gdzie jeden z jej członków – Alberto Durango – został zwolniony za działalność związkową na rzecz sprzątaczy w United Bank Of Switzerland, UNITE się wycofał i nie pomógł sprzątaczom. Pomogło natomiast IWW, które współorganizowało serię pikiet pod UBS i pomogło walczyć sprzątaczom na wielu frontach. Po kilku miesiącach wspólnych spotkań postanowili jednogłośnie przystąpić do IWW i założyć własną komisję IU 640 Cleaners Branch. Zasady syndykalizmu i demokracji bezpośredniej były tym czego szukali i w czym się w pełni organizacyjnie odnaleźli. Niestety rząd rozpoczął kolejną kampanię przeczesywania miejsc pracy w poszukiwaniu nielegalnych imigrantów. Zatrzymani, przetrzymywani w aresztach jak przestępcy są w bardzo krótkim czasie deportowani. Ten sam los może spotkać Jose, którego żona Maruja jest w 6 miesiącu ciąży.

DEPORTACJA ZAWIESZONA!

Deportacja była już prawie przesądzona a Jose miał być deportowany do Boliwii z której pochodzi. Termin deportacji wyznaczony na połowę lutego, został wycofany, Jose został zwolniony z aresztu a jego sprawa będzie ponownie rozpatrywana za parę miesięcy. Jest to wynik presji i solidarności związkowych kolegów z IWW, Cleaners Defence Committee, Latin American Workers’ Association, niezależnych prawników i wielu innych którzy wspomogli Jose i jego rodzinę. Do czasu rozprawy, która ostatecznie przesądzi dalszy los Jose musi się on meldować parę razy w tygodniu do urzędu imigracyjnego, nie może podejmować pracy ani opuszczać Wielkiej Brytanii. Pojawiła się szansa, że Jose będzie mógł legalnie zostać w Anglii (min. jako represjonowany w Boliwii za działalność związkową, gdzie grożono mu wielokrotnie śmiercią), a jego uwolnienie da mu czas na przygotowanie się do rozprawy. Niestety czystki jakie ostatnimi czasy dokonują służby imigracyjne nie napawają optymizmem, wielu imigrantów jest codziennie deportowanych lub miesiącami przetrzymywanych w brytyjskich aresztach. Dla wszystkich, którzy mieszkają na wyspach i pragną wspomóc Jose mogą przesyłać pieniądze na poniższe konto z dopiskiem (for Jose): Latin American Workers Association Lloyds TSB – account: 00581953 sort code: 30-98-14

Page 8: Kurier nr 3

Dnia 9 stycznia 2011 w miasteczko Witney wizytował obecny premier Wielkiej Brytanii – David Cameron. Oprócz klakierów z Partii Konserwatywnej przywitała go również spora demonstracja (pomiędzy 500 a 1000 osób) zorganizowana przez pocztowców ze związku zawodowego CWU (Communication Worker's Union), wśród której również byli anarchosyndykaliści z Solidarity Federation (SolFed/IWA). Protest dotyczył głównie rządowych planów całkowitej prywatyzacji poczty (Royal Mail) jak i drastycznych cięć budżetowych. Na demonstracji członkowie SolFed rozdawali ulotki o anarchosyndykalistycznych metodach w walkach pracowniczych jak i przemawiali do zgromadzonych pracowników, co spotkało się ze sporym zainteresowaniem samych demonstrantów. Plany dotyczące prywatyzacji poczty będą na obradach parlamentu 12 stycznia, gdzie odbędzie się trzecie czytanie projektu. Związkowcy twierdzą, że całkowita prywatyzacja usług pocztowych (część usług już jest sprywatyzowana) i oddanie ich podwykonawcom, doprowadzi do zarówno do zwolnień jak i do obniżenia warunków pracy pocztowców: zatrudnianie na umowy śmieciowe, wydłużenie czasu pracy, brak praw pracowniczych i socjalnych. SolFed w swoich wystąpieniach podkreślał, że tylko zdecydowana postawa samych pracowników w postaci akcji bezpośrednich może powstrzymać rząd od wprowadzania takich praktyk w życie.

Za: www.solfed.org.uk

Spitalfields - przedsionek East Endu graniczący z City - finansowym centrum Londynu, miejsce wielu marketów i małych restauracyjek wraz ze słynnym Brick Lane, to miejsce w pewnym sensie kultowe. Dla jednych ze względu na działający nieprzerwanie od XVII wieku Old Spitalfields Market, dla innych za nocne kluby. Tak wygląda teraz. Kiedyś ta część Londynu wyglądała zupełnie inaczej, tak samo jak funkcja jaką spełniała na mapie miasta. Przemysł jedwabniczy był potęgą i głównym ośrodkiem dzielnicy Spitalfields przez ponad 300 lat. Właścicielom fabryk przynosił kolosalne zyski i potęgę handlową, a robotnikom ciężką pracę i głodowe zarobki. Tkacze jedwabiu pracujący w wielkich fabrykach i zakładach przemysłowych tamtych czasów są do dziś znani jako radykałowie, którzy pierwsi stawiali opór wszelkiemu wyzyskowi. W 1675 roku

wybuchły zamieszki tkaczy, którzy przybrali zielone barwy – znane jako symbol Levellersów(1). Pomiędzy nimi, były członek Piątych-Monarchistów (inaczej kwintomonarchianie)(2) – John Mason głosił, że „nadchodzi czas, w którym skończy się obowiązujący układ, w którym ludzie pracują noce i dnie aby utrzymywać innych żyjących w próżności”. Wtedy to rząd brytyjski

wysłał wojsko do brutalnego rozgromienia tkaczy. Wielu z nich w tamtych czasach to imigranci z Francji i Irlandii. W 1685 roku król Francji Ludwik XIV unieważnił tzw. Dekret z Nantes (gwarantujący rozdział religii od państwa, przyznający prawa mniejszościom religijnym itp.) i wydał wojnę protestantom. Wielu hugenotów uciekło z Francji przed represjami i osiedliło się w Londynie w okolicach Spitalfields. Szybko znaleźli zatrudnienie w przędzalniach jedwabiu, gdzie warunki były ciężkie a praca nisko opłacana. Hugenoci wraz z angielskimi robotnikami brali udział w protestach w 1697 roku przeciwko importowi tanich materiałów z Indii i masowym zwolnieniom w przędzalniach. Demonstranci zaatakowali wtedy główną siedzibę Kompanii Wschodnioindyjskiej. Był to okres gdzie wielkie kompanie, poprzedniczki dzisiejszych korporacji dorabiały się olbrzymich majątków. Kapitał, już wtedy silnie powiązany z polityką nie przejmował się losem dziesiątek tysięcy robotników zamieszkujących londyńskie dzielnice biedy. Traktowano ich z ogromnym okrucieństwem, a przy próbach buntu czy oporu wysyłano wojsko które na rozkaz władz pacyfikowało robotników. Do zamieszek tkaczy dochodziło również w latach 1719-20, gdzie rząd brytyjski ugiął się pod żądaniami protestujących i ograniczył import taniego perkalu z zagranicy. W 1730 roku w Irlandii nastąpił wielki kryzys w przemyśle płóciennym. Zamykano przędzalnie a tysiące robotników traciło pracę z dnia na dzień. Aby nie umrzeć z głodu emigrowali do Anglii, gdzie część z nich osiedliła się w londyńskiej dzielnicy Spitalfields i podjęła pracę w przędzalniach jedwabiu. Irlandzcy imigranci zostawali wykorzystywani przez pracodawców w wieloraki sposób. Pracowali za mniej niż Anglicy i potomkowie francuskich imigrantów (zwani już potocznie „hugenotami”) co skutkowało zaniżaniem stawek wszystkim robotnikom. Po drugie byli środkiem do pozbywania się dobrze zorganizowanych i obeznanych w walkach pracowników. Służyli również jako łamistrajki. Doprowadziło to do anty irlandzkich zamieszek na East Endzie w 1730 roku. Na szczęście waśnie narodowościowe zostały odłożone na bok, a irlandzcy imigranci przyłączali się do walki o godną pracę i płacę. Od 1760 roku większość tkaczy ze Spitalfields, bez względu na narodowość walczyła o nie zaniżanie stawek przez pracodawców i o poprawę warunków w przędzalniach. Tkacze zaczęli organizować się w nieoficjalne i nielegalne związki i organizacje. Stworzyli własny tzw. „Cennik” („Book of Prices”), gdzie wyszczególniając różne kryteria żądali przestrzegania wypłat i odpowiedniej stawki dla pracownika pozwalającej mu na w miarę normalną egzystencję. Każdy tkacz, który zgodził się pracować za mniej, każdy donosiciel, czy łamistrajk spotykał się z karą, gdzie reszta załogi pod koniec dnia nożycami niszczyła mu cały efekt dziennej pracy. Było to ostrzeżenie. Donosiciele czy łamistrajki kończyli czasem gorzej. Na ulicach dochodziło do zamieszek, w przędzalniach do aktów sabotażu, a także ataków na domy szlachty i pracodawców. Kulminacja konfliktu nastąpiła w latach 1768 – 1771, gdzie sabotaże w przędzalniach były chlebem powszednim. Władze ogarnął strach przed dobrze zorganizowanymi tkaczami ze Spitalfields, za sabotaż, czy atak na dom pracodawcy czy urzędnika groziła kara śmierci. We wrześniu 1769 roku władze postanowiły dokonać nalotu na zebranie nielegalnego związku tkaczy. Wojsko otoczyło pub Dolphin w dzielnicy Spitalfields. Kiedy wojsko weszło do środka wywiązała się walka i żołnierze zastrzelili dwóch tkaczy i zatrzymali czterech innych. Reszta uciekła i kryła się w piwnicach kanałach i podziemiach East Endu. Obława trwała całą noc. Dwóch z zatrzymanych zostało skazanych na śmierć pod fałszywymi zarzutami. John Doyle (irlandzkiego pochodzenia) i John Valline („hugenot”) zostali powieszeni 6 grudnia 1769 roku przed pubem Salmon and Ball który istnieje do dzisiaj w dzielnicy Bethnal Green (East End). Łamistrajk który zeznawał w sądzie przeciwko oskarżonym został później zabity w odwecie przez towarzyszy powieszonych. Wybuchły również gwałtowne zamieszki, które powstrzymały pracodawców na jakiś czas przed obniżaniem płac. Schyłek walk tkaczy to początek XIX wieku, gdzie do zamieszek dochodziło jeszcze w 1801 roku. Stopniowa mechanizacja przędzalni i import tanich zagranicznych tkanin powoli doprowadzał do upadku bojowych tkaczy ze Spitalfields. Podsumowując, tkacze - walcząc z zastaną rzeczywistością walczyli z jednej strony przeciwko nieuniknionym efektom rozwoju przemysłowego jak industrializacja czy import zagranicznych towarów, a z drugiej strony po prostu o godne życie dla siebie i swoich rodzin. Wykazywali się przy tym wielką solidarnością, samoorganizacją i poświęceniem, dlatego o tym również należy pamiętać przechadzając się zaułkami Spitalfields. (1) lewellersi (ang. levellers "wyrównujący"), rewolucyjna grupa, której zarodki powstały w armii Cromwella. Domagali się wolności religijnej, oddzielenia Kościoła od państwa, równouprawnienia kobiet, a także posiadali wiele tez radykalnie społecznych. Posiadali podziemną prasę i wydawnictwa oraz wielu zwolenników w niższych warstwach społecznych. (2) Kwintomonarchianie - głoszący w oparciu o proroctwa Daniela powstanie monarchii Chrystusowej (piątej z kolei, po monarchii chaldejskiej, perskiej, greckiej i rzymskiej). Odrzucali ustrój państwowy i kościelny, organizowali bunty i wzniecali rozruchy, między innymi przeciwko władzy parlamentu, min. zbrojne powstania w latach 1657 i 1661. Działali głównie w londyńskich dzielnicach East Endu.