gerber michael - barry trotter i bezczelna parodia

Upload: hortex99

Post on 15-Jul-2015

128 views

Category:

Documents


2 download

TRANSCRIPT

GERBER MICHAEL

BARRY TROTTER I BEZCZELNA PARODIA

OD AUTORA Wszelkie przypadki niestandardowej pisowni, gramatyki czy interpunkcji uznaje si niniejszym za zamierzone i winny by traktowane jako dowcipy.

SPIS TRECI Rozdzia 1: Kopot z Gumolami Rozdzia 2: Rzenik z Hokpoku Rozdzia 3: Szalecza przejadka pana Barry'ego Rozdzia 4: Co trzy gowy, to nie jedna Rozdzia 5: Pierwszy nos w chmurach Rozdziao 6: Sztuka i polityka Rozdzia 7: W brzuchu bestii Rozdzia 8: Z jakiej przyczyny w tym rozdziale wan rol odgrywaj psy Rozdzia 9: Wizie Aztalanu Rozdzia 10: Fantastic! Rozdzia 11: Charlie i zakurzony antykwariat ksikowy Rozdzia 12: Wielka ucieczka Rozdzia 13: Wzloty i upadki Rozdzia 14: Pocig pod specjalnym nadzorem Rozdzia 15: Koszmary senne kryj w sobie wiele cennych informacji (zwaszcza w kiepskich ksikach, takich jak ta) Rozdzia 16: Spokojnie, jest pniej ni sdzisz Rozdzia 17: Owszem, doroso jest do kitu, ale pomylcie o alternatywie Epilog Specjalny tajny dodatek

ROZDZIA 1 KOPOT Z GUMOLAMI Szkoa Czarnoksinikw Hokpok bya najsynniejsz instytucj edukacyjn w magicznym wiecie, a Barry Trotter jej najsynniejszym uczniem. Sama jego obecno sprawiaa, e co roku na kade wolne miejsce w Hokpoku zgaszao si dwudziestu kandydatw niezwaajcych na niezwykle wygrowane czesne. W rezultacie Barry i szkoa zawarli niepisane porozumienie: niezalenie od swych stopni Barry mg pozosta w Hokpoku tak dugo, jak tego pragn. Wanie rozpocz jedenasty rok nauki. Umowa ta uwolnia go od irytujcej potrzeby uczenia si; dziki niej kady wieczr z pory szaleczego wkuwania zamieni si w por odprenia i kontemplacji wydarze minionego dnia. Pozostawao te sporo czasu na psoty. Rozwalony wygodnie w rozoystym fotelu sali wsplnej Grafittonu przed wielobarwnym paleniskiem Barry w milczeniu aowa pozostaych uczniw. A take nauczycieli - w istocie kadego, kogo ycie nie potoczyo si tak nieskazitelnie wspaniale, jak jego wasne. Podkrci dwik w suchawkach, w ktrych gra jego ulubiony zesp Vojna Toksycznej Agresji, grupa tak dalece wrogo nastawiona do wiata, e kada piosenka, w ktrej tytule nie pojawiao si sowo zabi, bya u nich automatycznie klasyfikowana jako ballada. Gromadzimy nasz strach i zmieniamy w boga, odczyta Barry. Zastanawia si, co to do diaba znaczy. Jego myli zaczy si oddala, jak zwykle w kontakcie z trudniejszym problemem. Odkadajc swj egzemplarz Egzystencjalizmu dla pocztkujcych, wycign z kieszeni magiczn fajk. Kupi j tydzie temu w Parszywym Zaktku, czarodziejskiej dzielnicy handlowej w Londynie. Barry uwaa, e fajka dodaje mu dojrzaoci i tajemniczoci, jedynych cech, ktre nie kojarzyy si z jego statusem wiecznego ucznia. Dziewczta zazwyczaj zgadzay si z t opini (przynajmniej gumolskie dziewczta). Fajki czarodziejw s o lata wietlne lepsze ni ich wersje gumolskie. Nie powoduj naogu, nie zamieniaj ust w gnijce bagno. Nie trzeba te ich nabija. Barry cisn w zbach swoje cacuszko. - Colibri. Fajka zapalia si i ku sufitowi wzleciaa smuka dymu. Gwk fajki zrobiono z najlepszej magicznej pianki morskiej, ktra zgodnie z reklam zacza ukada si w idealn replik gowy swojego waciciela.

- Super - mrukn Barry. Na sekund odsun j od twarzy, przygldajc si powstaemu portretowi. Z jego ust sterczaa nawet maleka fajka - przypuszcza, e na niej pojawia si jeszcze mniejszy portret... Rany, taka myl wystarczya, by mzg zaama si pod ciarem. Barry zakasa. Jak dotd nie zapala jeszcze swojej fajki, uywa jej wycznie jako rekwizytu. Oprcz zabaw dymem nie pojmowa, co w tym atrakcyjnego. W ustach czu smak, jakby u wie kor drzewa. Owszem, dym by zabawny - z dymu magicznej fajki mona ukada wszelkie moliwe ksztaty. Barry po kolei obdarzy si sombrerem, przeszywajc serce strza i diabelskimi rogami. Pykajc z fajki, zrozumia, e jakiekolwiek szanse, by niniejsza ksika dostaa nagrod Nikki, dosownie ulatuj z dymem. No c, pomyla, skoro i tak spieprzyem spraw, to rwnie dobrze mog si zabawi. - Niech to szlag. - Grudka aru poleciaa mu na kolana. Strci j byskawicznie, ale i tak za pno. W odziedziczonej po ojcu pelerynie niewidce pojawia si niewielka wypalona dziura. - Cholera - mrukn Barry. - Lepiej zgasz to wistwo, zanim si podpal. Fajka zgasa. Barry wsun j do kieszeni i cisn ksik w ogie. Bya magiczna, wic zacza krzycze. Bekajc gono po zjedzeniu stowkowego puddingu ryowego, nacign na ramiona peleryn niewidk i ruszy w stron frontowych drzwi Hokpoku. Stanowi uosobienie lenistwa, chyba e nadarzaa si szansa napytania komu kopotw, zarobienia troch grosza, albo jednego i drugiego jednoczenie. Uwielbia te sprawdza, czy cierpliwo starego Bubeldora i pozostaych ma jakie granice. Pierwsze kilka szkolnych lat wspomina mile - traktowano go wwczas w stylu o - patrzcie - to - ten - synny - dzieciak; ludzie cigle gapili si na niego, prbowali przycign jego uwag, od czasu do czasu kradli mu majtki, z ktrych cz trafiaa szybko na Allegore. Potem jednak, w zamian za kilkaset funtw, jaka dziennikarka, znajoma jego gumolskiej ciotki i wuja, napisaa par niemal zupenie fikcyjnych ksiek na temat jego ycia. Wwczas zrobio si naprawd ciekawie. W pobliu drzwi przepyn Prawie Bezmzgi Bill, cigncy mdek i rdze krgowy niczym dziecko samochodzik. Za sob zostawia lad widmowego luzu. Barry bardzo uwaa, by nie wpa na ducha i nie wzbudzi jego podejrze - cho gdy uczyni to po raz ostatni, wyda z siebie ciche muuu i od tego czasu Bill wierzy wicie, e po korytarzach szkolnych kry niewidzialny upir krowy. - Dr na myl, jakie straszliwe okolicznoci sprawiy, e jej duch zosta uwiziony w tych mrocznych salach. Moe morderstwo albo nieszczliwa mio? - powiedzia par dni pniej przy obiedzie Bill.

Barry nacign sobie wwczas misie brzucha, prbujc si nie rozemia. Znalazszy si przed szko, szybkim krokiem przeszed przez brudny, cuchncy tum dzieciakw. Wci nie potrafi przywykn do smrodu, jaki atakowa go kadego wieczoru. Czy wszyscy fani wiata s a tak obrzydliwi? Nie by to zwyky nieprzyjemny zaduch zbyt wielu ludzi stoczonych ciasno i pozbawionych dostpu do toalet, lecz natrtny, gryzcy, niepokojcy smrd, ktry mg wiadczy o powanych problemach zdrowotnych w skali bliskiej epidemii. Dzi wieczr w powietrzu wisia take znajomy odr pieczonego centaura. W poczeniu ze smakiem pozostawionym przez fajk tworzy niewiarygodnie ohydn mieszank. Barry zakasa i splun, by pozby si niesmaku. lina wyldowaa na gowie drobnej, chudej dziewczyny w okularach, ktra siedziaa ze skrzyowanymi nogami na goej ziemi, czytajc po raz kolejny sfatygowany egzemplarz Barry ego Trottera i kawioru filozoficznego . Pomacaa wosy i zerkna w niebo. Barry zamia si. Gdyby tylko wiedziaa, ju nigdy nie umyaby gowy! Wkrtce dotar do Zabronionego Lasu. Tu za jego granic, na polanie sta Hamgryz, olbrzymi szkolny gajowy, otoczony wianuszkiem mniej wicej dwudziestu kobiet wszelkich rozmiarw i kolorw. Dwa centaury, Ptaszyn i Komeda, rozmawiay z Hamgryzem i paliy cienkie cygaretki. Centaury, rzadko widywane bez beretw i nigdy bez ciemnych okularw, to dandysi magicznego wiata. Barry zrzuci peleryn i wszystkie gumolskie dziewczta jkny chrem. Nigdy mu si to nie nudzio. No, no, no, spjrz kogo tu mamy. Zaksisz, kochaniutki? - spyta Komeda. Hej, Kom. Ptaszyn, daj kopyto. Kto si tam piecze? Tam? Dudu, nigdy za nim nie przepadaem. - Komeda spojrza znad okularw na Barry'ego. - Jeszcze jeden frajer, kapujesz. Czas spada, laseczki - doda Ptaszyn, po czym wraz z Komed poprawili berety i pocwaowali w las. W oddali byo sycha oskot samotnego bbna bongo.*Ksika ta w Ameryce ukazaa si pod tytuem Barry Trotter i magiczna ikra. Jak wiadomo czytelnikom pierwszego tomu, kawior filozoficzny zawiera eliksir dugiego ycia, obdarzajcy kadego, kto go spoy, niemiertelnoci (nie naley go myli z eliksirem dugiego stania, obdarzajcym mczyzn wytrzymaoci; to spora rnica). W kadym razie kawior filozoficzny przycign uwag zego lorda Vielokonta, ktry uwaa, e jedyn potg wiksz od niego samego jest procent skadany, i uzna niemiertelno za idealne uzupenienie strategii kupuj i czekaj. Po tym, jak Barry pokona Vielokonta, Bubeldor zamkn puszeczk z kawiorem w swoim biurku. Zamierza j wyrzuci, w kocu jednak dobraa si do niej mysz i zyskaa niemiertelno. Co logiczne, pozostae myszy uznay j za mesjasza i od tej pory wewntrz cian i boazerii Hokpoku zacz rozwija si niebezpieczny kult.

Barry odwrci si do olbrzymiego gajowego. - Dziki, Hamgryzie, stary druhu. - Cisn osikowi monet, a ten natychmiast j upuci. - Wiesz co robi. Przez par godzin dotrzymaj towarzystwa twoim oswojonym bogartom . Hamgryz podnis monet i ugryz. - Dziki, Barry - rzek i odmaszerowa chwiejnie w gb lasu, ciskajc w doni zawinit w gazet butelk. Kolejny wieczr, kolejna seria szybkich numerkw z fankami. Barry'ego ju dawno znudzia ta rutyna, lecz w pewien osobliwy sposb dziki niej potwierdza, e jest kim sawnym, kim wyjtkowym. Poza tym (tumaczy w duchu) fanom take co si naley. - W porzdku, dziewczta, ustawcie si w kolejce do zaklcia odwszawiajcego i zaczynamy - rzek. - Pamitaycie, eby wzi kpiel? Nastpnego ranka przy niadaniu Barry opisywa ze wszystkimi szczegami swoje wyczyny grupce zasuchanych wazitykw. Jak zwykle, eska cz Hokpoku zasypywaa ich penymi dezaprobaty spojrzeniami. W chwili, gdy szczeglnie oburzona uczennica pitej klasy, Penelopa Blagga, szykowaa si do rzucenia na nich zaklcia Gorczki Swdzczki, zjawiy si poranne sowy. Wszyscy szybko osonili rkami szklanki i talerze, bo na st posypa si deszcz pir, robakw i innych mieci. Sowy to paskudni dorczyciele. Barry dosta list od dyrektora szkoy. Pokaza go wszystkim. Moe to dobre wieci? Moe Stary Snajper dosta raka rdki? - podsun Manuel Rodriguez, trzecioroczniak, ktry nie pojawi si ju wicej w ksice, ale zosta do niej wcinity na dowd, e nie wszyscy bohaterowie tej historii to biali Anglicy z klasy redniej. Mao prawdopodobne. To wrzaskun. - Barry otworzy kopert. Przyjd do mnie natychmiast - zagrzmia gos dyrektora zabierz ze sob tego nicponia Lona. Wok rozlegy si chichoty. Barry uciszy je szybko gniewnym spojrzeniem i wywiczonym gestem. Lon Gwizzley, najbliszy kompan Barry'ego, by w istocie nicponiem, a ju na pewno bardzo mao poniem. Na pitym roku przey tragiczny wypadek w czasie meczu quidkitu - Palanciarz waln w guszek tak, e ten z wielk prdkoci wbi si w gow Lona i wkrci na amen. Wszelkie prby usunicia piki sprawiay tylko, e wbijaa si gbiej. W kocu*Bogart to istota zmieniajca ksztaty, ktra upodabnia si do tego, czego boimy si najbardziej, ucielenionego pod postaci najmniej lubianego aktora.

wysza drug stron, pozostawiajc w gowie Lona dziur na wylot wielkoci redniej monety (przy sprzyjajcym wietrze dziura wistaa). Siostra Pommefritte sprokurowaa mu nowy mzg, korzystajc z niezbyt rozwinitego mzgowia popiesznie upionego zotego retrivera. W efekcie on uzyska umys tpego, poczciwego siedmiolatka. Pozostao mu te sporo zdecydowanie psich skonnoci. - Chod - rzuci Barry, odrywajc ona od wiecznego lizania si tu i wdzie. - Stara Broda chce si z nami widzie. - Lon mierdzia gorzej ni zwykle. - Znw wytarzae si w kupach szopa? - Lon gania take samochody. Z drugiej strony by niezwykle wierny. Gdy wychodzili z sali, od ciany za ich plecami odbio si Zaklcie Gorczki Swdzczki. - winie! - wrzasna Penelopa. *** - Pfft. - Alpo Bubeldor przetasowa karty, przygldajc si rozbitemu w dole obozowisku dziwnie przypominajce mu Woodstock. Wybra jedn z talii. - Aspaek? Nie, do diaba. Na trawniku pod Hokpokiem rozcigao si wyjtkowo mao atrakcyjne morze namiotw. Stao tam od kilku tygodni, odkd w witecznym numerze Fajtu kto opublikowa mapk pokazujc drog do szkoy. Fajtniesz z wraenia, brzmiao motto gazety i rzeczywicie jej poziom balansowa na poziomie ziemi. Syna gwnie z tego, e wszystkie zdjcia kobiet przerabiano w niej tak, by postaci wyglday na nagie. Cudownie wpywao to na nakad, chyba, e na pierwsz stron trafia Margaret Thatcher. Tak czy inaczej, trawnik przed Hokpokiem niemal natychmiast zamieni si w sigajce kostek botniste bajoro, chlupice pod stopami niezliczonych czytajcych Fajt i uwielbiajcych Barry'ego gumolskich przybyszy. Bubeldor skrzywi si, widzc, jak kto bezczelnie zaatwia si do jeziora. Wymamrota jakie sowo i may, podobny do minoga potwr morski wgryz si w intymn cz ciaa winowajcy. - To go nauczy - powiedzia gono Bubeldor. Usysza gony plusk. Gumole spychali si ze skay pod Hokpokiem z czstotliwoci piciu osb na godzin. Miejscowy kraken mia prawdziwe uywanie. Wystawi nawet z wody jedn z macek, trzymajc w niej zachcajc tabliczk: skaczcie. Niestety, w aden sposb nie zmniejszao to liczby nieproszonych goci - z kadym dniem przybywali nowi fani. Hippisi, pomyla dyrektor, widzc, jak para fanw bawi si w trawie w ksik o dwch okadkach. Narkomani, gracze RPG. Gdyby mg, zmieniby wszystkich w popi,

nawet niemiae dzieciaki majce sabo do bohaterw i zrcznego marketingu. W tumie jednak pojawiali si te doroli. Moe to byli fani ksiek, a moe wilki w owczej skrze szukajce atwej zdobyczy. - No c - rzek filozoficznie. - Bg strzee pijakw, blondynek i Gumoli. - Z rozoystego rkawa Bubeldora wylecia as. - A, tu jeste, obuzie. Czy tu chodzi o dziewczyny, o sprzeda mapy, czy co jeszcze, o czym zapomniaem? - zastanawia si Barry, gdy wraz z Lonem wdrapywali si po kruszcych si schodach wiodcych do gabinetu Bubeldora. Jeli o map, nikt nie mg mie do niego pretensji. Potrzebowa gotwki. Jego ojciec chrzestny, Sknerus Blach, wtopi cay spadek w kretyski interes, ktry nie wypali, a Barry ju dawno wyda kas, ktr dosta od J.G. Rollins za prawo do opowiedzenia historii swojego ycia. Cae lato spdzone w wiecie Gumoli - w dodatku w jego ohydnym, durneyowskim zaktku tego wiata - wymagao wielu papierosw i jeszcze wicej piwa. Ale Bubeldor tego nie kupi. W zeszym roku chcia, eby Barry w kocu ruszy tyek. - W caych dziejach Hokpoku nikt nigdy nie zosta przez pi lat z rzdu w klasie zagrzmia. - Trotter, przynosisz wstyd caej szkole. Wiem, e robisz to specjalnie. Caa ta sawa zamienia ci w kosmicznego lenia, ledwie magicznego mierdziela. Zrb nam t grzeczno i przejd na stron Ciemniakw, a nigdy nie dojd do siebie! Stary zasuszony czarodziej mia racj, przyzna w duchu Barry, ale kto mgby mie do niego pretensje, e wci jest uczniem? Tu by krlem, bogiem, sawny, otoczony wianuszkiem naiwniakw z zapaem poyczajcych mu samochody, robicych pranie i speniajcych kade yczenie wielkiego Barry'ego Trottera. Std droga wioda ju tylko w d. Z perspektywy Barry'ego ostatni numer uda si nadzwyczajnie. Nie tylko dosta niez sumk za map, ale na trawniku przed Hokpokiem zebra si te oszalay, cuchncy tum fanw. aden nauczyciel nie uwali go w obecnoci piciotysicznej protrotterowskiej armii. Jednake fani zaczynali irytowa nawet jego. Ich cige kretyskie okrzyki uwielbienia idealnie uzupeniay w warstwie dwikowej fatalne wraenie wzrokowe wzmocnione jeszcze przez niebezpieczne, chwiejne namioty i niewiarygodnie obdarte ciuchy. Byli bezczelni i mierdzieli - a potem odkryli bimbrowni Hamgryza i wwczas zaczy si prawdziwe awantury. Kady rozsdny czowiek trzyma si z daleka od Hamgryzowych zapasw trunkw, bo jeli nie zaatwi go sam Hamgryz, z pewnoci robi to wyjtkowo mocny bimber.

Piciolitrowa butla magicznego dziewisetprocentowe - go koniaku zaagodzia spraw, przynajmniej jeli chodzi o kontakty Hamgryza z Barrym. Gajowy wci nie znosi Gumoli, a oni, jako to wyczuwajc, przeladowali go z jeszcze wikszym zapaem. Hamgryzowe metki tylnometanowe posay kilku intruzw do szpitala, inni olepli po wypiciu nieoczyszczonego alkoholu, lecz Barry wiedzia, e fanw mu nie zabraknie. Wspinaczka po schodach cigna si niemiosiernie. - Narrator mgby troch przyspieszy - mrukn Barry. Lon zaskomli aprobujco. Gdy dotarli do drzwi gabinetu Bubeldora, nagle z gry opado na nich stado przyczajonych wrd cieni nietoperzy - kieszonkowcw. Wszystko co zdoay podwdzi te zdradzieckie torbacze trafiao do zacicie konkurujcego z Grafittonem domu Slizgorybu i biada uczniowi, ktry prbowa cokolwiek odzyska. Nietoperze nie tykay Barry'ego, Lon natomiast by ulubionym celem, bo czsto nosi w kieszeniach cuchnce zakski. Rozpaczliwie wymachujc rkami, pobiegli w stron drzwi, ktre otwary si automatycznie. - Trotter... Barry i Lon przystanli; drzwi zatrzasny si za nimi. - Profesorze - wydysza Barry - chc, eby pan wiedzia, e po prostu przeprowadzaem z tymi dziewczynami wywiad do szkolnej gazetki. Bubeldor odwrci si. Sprawia wraenie znudzonego i zmczonego. - Trotter, wiesz doskonale, e nie mamy szkolnej gazetki. A jeli gumolskie dziewczyny s do gupie, by pozwoli ci si zbliy na pidziesit krokw, to zasuguj na wszystko co je spotyka. Chodzi mi o co znacznie powaniejszego. Podejdcie do okna. Przyjaciele spojrzeli na rozpiewane, falujce masy zaboconych Gumoli. Byy ich tysice i ani jednego toi toia. Niemal widzieli ten smrd unoszcy si nad nimi niczym rozgrzane powietrze nad szos. - Spjrzcie na tych kretynw. To wyglda jak cholerny konwent - warkn Bubeldor. Wiecie, e dzi rano musiaem przyj pord? Porody gumolskie to paskudna sprawa. Oczywicie nazwali dzieciaka Barry. Tak mnie zbrzydzili, e o mao na niego nie zwymiotowaem. Barry wychyli si przez okno, co natychmiast zelektryzowao tum. Zebrani ortograficznych. Wynocha! - rykn Barry. zaczli wznosi okrzyki, rozwijajc transparenty pene bdw

Powiedzia co za radocha! - zawoa ktry z Gumoli. Hurra! Niech yje Barry Trotter! Idiota - rzuci Bubeldor. - Teraz nigdy si ich nie pozbdziemy - chwyci Barry'ego za okie. - Odejd od okna, nim narobisz wicej szkd. Bubeldor byskawicznie poliza kciuk, odgarn grzywk Barry'ego i potar blizn na jego czole. Blizna w ksztacie pytakrzyka stanowia pamitk po walce, jak Barry stoczy w dziecistwie z lordem Vielokontem. Stanowia te dowd jego wspaniaych magicznych zdolnoci. Bubeldor uwaa j za pomyk. - Odwal si! - Barry odepchn na bok pachncego paczul i naftalin starego maga. Odwrcili si i ujrzeli Lona wsuwajcego do ust wszy koniec teleskopu Bubeldora. Od dnia wypadku Lon uwielbia gry najrniejsze przedmioty. - Lon, nie! Zaskoczony Lon przewrci puszk magicznych mrwek, ktre wysypay si na podog i zaczy ukada w nieprzyzwoite wyrazy. Stary dyrektor z najwyszym trudem zapanowa nad sob. - Posuchajcie, wy dwaj. Skupcie si, ebycie mogli jak najszybciej opuci ten pokj. W kcie ulubiony feniks Bubeldora, Skierka, zatrzepota skrzydami, dziobic od niechcenia karm z mielonych azbestowych muszelek. Bubeldor unis egzemplarz Fajtu. - Kto, podejrzewam, e ostatni pomiot klanu Malgnoyw snujcych si po domu Slizgorybu - Barry mia nadziej, e jego twarz nie zdradza gwatownej ulgi - przekaza tej gazecie wskazwki, jak dotrze do Hokpoku. Std te stada imbecyli na dole. - Z rozmachem cisn gazet do kosza. - Za stary ju jestem na takie wtpliwe atrakcje. Perspektywa kary oddalia si i myli Barry'ego zaczy bdzi. Przebieg wzrokiem po tytuach ksiek w biblioteczce Bubeldora - Nosia ty bat, Gabinet tortur Lady Harriet, zauway te swoj ulubion pozycj Wizie w szkole dla kobiet, czyli prywatny dziennik Phineasa Bantama - Pulleta, Biczownika. Jako pierwszoroczniak Barry by wstrznity. Jedenacie lat pniej czu wycznie rozbawienie. Bubeldor mia do osobliwe upodobania, ale te kto ich nie ma? Szelest papieru ldujcego w koszu wyrwa go z zamylenia i Barry usysza sowa dyrektora:*W wiecie gumolskim pytakrzyk to zarzucony znak interpunkcyjny, w poowie pytajnik, w poowie wykrzyknik, jak w zdaniach: Co to byo, do diaba?!, albo: Co ja zjadem?!. Matka Barryego, osoba chronicznie zagubiona i atwo wpadajca w entuzjazm, miaa skonno do pytakrzykw, std wanie ksztat blizny Barry'ego.

Nasze zaklcia maskujce nic nie daj. Trzeba cho odrobiny inteligencji, by da si omami, a to stado w dole ma IQ rwne zeru. Jak kto mg zrobi co takiego? I po co? Dla odrobiny pienidzy. - Barry parskn wzgardliwie i przyznajmy, niezbyt subtelnie. - ycie to nie tylko pienidze, zawsze to powtarzam. Prawda, Lon? Ano. - Po podbrdku ona spyna struka liny. Boe, ale z ciebie osio, Gwizzley. - Bubeldor przez moment milcza, przymykajc oczy. cisn palcami nasad nosa. - Przepraszam, od tych upiornych zawodze dostaem strasznej migreny. Cho ju w tej chwili sytuacja jest tragiczna, moe by duo, duo gorzej, jeli sprawdzi si to, co pisz w dzisiejszym Wrbicie Codziennym. - Zgarn gazet z biurka i wrczy Barry'emu. pupa - wypisay mrwki. O co chodzi? Skandaliczna sprawa ocen za seks wstrzsa wiatem akademickim? spyta Barry, odczytujc nagwek. Nie, niej - odpar Bubeldor. Nowe kary za sodomi okrzyczane niewiarygodnie drakoskimi? Poka to! - krzykn Bubeldor, wyrywajc mu gazet. Na prno przebiega j wzrokiem; Barry wymyli ten. tytu na poczekaniu. - Uwaasz, e to mieszne? - warkn stary czarodziej i dgn palcem w artyku. - O, tu. Magiczny chopiec wkracza do kin - odczyta Barry. - W Miecie Snw a szumi na temat filmu Barry Trotter i nieunikniona prba zrobienia kasy, ktry ma wej na ekrany za miesic. Fani ksikowej serii fantasy szykuj si do szturmu na kina caego wiata. Bracia Wagner rozpoczli produkcj wielkobudetowej biografii z nadziej, e promocyjne i marketingowe szalestwo uczyni z filmu olbrzymi midzynarodowy hit, jeszcze wikszy ni wczeniejszy fenomen ksikowy. Nie rozumiem - przyzna Barry. - Przecie to tylko pomoe Hokpokowi. Wie pan, co mwi. Grunt to reklama. Bubeldor a klepn si w czoo, syszc te sowa, i z fad jego szaty wylecia z trzepotem bkitny ml. - Trotter, jeste durniem. Ile dzieci czyta ksiki w dzisiejszych czasach? Jedno na dziesi, na sto? A przecie spjrz na zewntrz. - Gdy odsun zason, o szyb uderzya pecyna czego (nie byo to boto). - Chcemy Barry'ego! - rykn tum. Bubeldor odpowiedzia obelywym gestem i usysza chralne gwizdy. - Masz pojcie, ilu ludzi zjawi si tu po filmie? Biorc pod uwag wpywy z

zagranicy, z rynku wideo i DVD, w sumie obejrzy go jakie sto milionw ludzi. To oznacza, e pi set tysicy osb zbierze si na naszym trawniku, piewajc, walczc, krwawic i Bg jeden wie co jeszcze robic. uh - oh - wypisay mrwki. Lon z chichotem rozgnit stop ostatnie h. Gdy ta potworna perspektywa w peni dotara do Barry'ego, spyna mu po czole struka potu. Moe po prostu przeniesiemy Hokpok? No wie pan, magicznie? Nie moemy - odpar Bubeldor. - To kwestia ubezpieczenia. Nasi prawnicy z firmy Wiedmin i Wyvern twierdz, e przeprowadzka oznaczaaby bankructwo. Rwnie dobrze moglibymy od razu zamkn szko i wrci do kursw korespondencyjnych. Uznaem zatem, e skoro to wszystko dzieje si przez ciebie, ty masz to naprawi. Powstrzymaj ten film, Barry Trotterze albo Hokpok przejdzie do historii. - Ale sko... skoro to Malgnoy zacz... - zaprotestowa bezwstydnie Barry. - Jego rodzice s w radzie nadzorczej - uci Bubeldor. - Twoi rodzice s w grobie. - No dobra, dobra. To moe by moja nastpna ksika, pomyla Barry i w jego gowie odezwa si dzwonek kasy. Zadzwoni do J.G. i... - nie, wanie takie mylenie cigno na nich kopoty. Czy Lon moe mi pomc? I Herbina? Lon to nasz jedyny ucze specjalnej troski, wtpi zatem, by ktokolwiek za nim tskni. Odrobina ruchu dobrze mu zrobi. Panna Gringor pracuje w szkole dla opnionych magicznie, w Hogsbiede. To, czy zechce pomc, zaley wycznie od niej. Kto zapuka do drzwi i do rodka wpad Hamgryz. Jak zawsze, mia na gowie sfatygowan czapeczk baseballow reklamujc karm dla smokw. Psorze Bubeldor, paru Gumoli znw wamao si do mojej chaty. Grzebi mi w drobiazgach. - Drobiazgi Hamgryza byy wielkoci namiotu. - Mog ich zabi? Wiedmisyny - mrukn Bubeldor. - Nie, Hamgryzie, ja si tym zajm. - Podszed do drzwi, odwrci si i rzek niemal ojcowskim tonem: - Barry, los caej szkoy jest w twoich rkach. Jeli znajdziesz si w tarapatach i uznasz, e nie zdoasz powstrzyma realizacji filmu, przypomnij sobie jedno. - Pooy do na ramieniu Barry'ego. - Jeeli zamkniemy Hokpok, bdziesz musia poszuka sobie pracy. - To rzekszy, odszed z gajowym. Lon zgarn z ziemi gar mrwek, pozostawiajc na pododze samotne sza. Be. - Otrzsn si, wystawiajc jzyk. Sam nie ujbym tego lepiej - odpar Barry.

ROZDZIA 2 RZENIK Z HOKPOKU Zagnawszy do puszki klnce mrwki, Barry i Lon wyszli z gabinetu. Bubeldora. Sprawdzili czy dokadnie zamknli drzwi. Ostatnim razem, gdy Skierka wydosta si na zewntrz, niemal z caego domu Pufpifpaf pozostay zwglone zgliszcza. Dziwne, jak atwopalne okazyway si stare zamki zbudowane z wilgotnego kamienia. Na szczcie dla chopcw wikszo bandyckich nietoperzy zapada w lekki sen. Te nieliczne, ktre jeszcze nie drzemay, zajy si bez reszty paleniem papierosw, napinaniem mini i napaciami na swoich kompanw. Barry i Lon przeszli obok na paluszkach, nie przeszkadzajc skrzydlatej mafii. Czytelnicy Barry ego Trottera i Czary Tajemnic wiedz doskonale, e Bubeldor czsto odpowiada na zew natury, posugujc si niezwykle udatn, porcelanow reprodukcj gowy Barry'ego. Dyrektor wystawi swj nocnik na korytarz, by domowe skrzaty mogy go oprni. Niczym naprowadzona radarem, ydka ona trafia wprost w naczynie, zrzucajc je ze schodw z pluskiem i hurgotem. Sposzone nietoperze pomkny ku nim. - Biegiem! - wrzasn Barry. W gbi korytarza dostrzeg uchylone drzwi. - Szybko, tutaj! - krzykn. Lon wpad do rodka tu za nim. Obaj natychmiast tego poaowali. - O Boe - jkn Barry. - Ze wszystkich pomieszcze musiaem wybra wanie to... Znaleli si w budzcej groz poudniowej azience na pitrze, siedzibie jednego z najmniej lubianych hokpockich duchw, Furczcej Fanny. Kto tam? - dobieg z jednej z kabin drcy, wysoki gosik. W powietrzu wisiaa dawica wo wyzieww upiornych wntrznoci Fanny. - Och - jkna Fanny, wstrznita kolejn salw gastryczn. - Idcie sobie. Niedobrze mi. Be. - Lon cisn palcami nos. Buu - odpara Fanny. Fanny, cokolwiek jesz, przesta. Barry stara si oddycha przez usta. Na zewntrz nietoperze tuky drobnymi ciakami o drzwi, wysyajc im bezrozumne wiadomoci w alfabecie Morse'a. - Nie krzycz na mnie! Wszyscy mnie nienawidz. [Purk!]. Ale to nie moja wina odpara sabo Fanny. - Cierpi na nietolerancj laktozy. [Brip]. Fanny bya pierwszoroczniaczk, ktra zgina w 1952 po tym, jak grupa

lizgorybskich trzecioroczniakw pewnego wieczoru doprawia jej kolacj mnstwem sera. Gdy w skurczach wyruszya na spotkanie Stwrcy, poprzysiga im zemst i wkrtce tajemniczy, niemal namacalny smrd, towarzyszcy jej przeladowcom, doprowadzi ich wszystkich do szalestwa. aden powiew nie by w stanie go przegna, adne mydo nie zdoao usun siarkowego pitna nieszczliwych jelit Fanny. Jedynym wyjciem pozostawaa mier. Gdy jej przeladowcy skoczyli ze sob, Fanny zamieszkaa w azience, w ktrej dokonaa ywota. O ironio, wkrtce zamykanie pierwszoroczniakw w azience Fanny stao si ulubion rozrywk hokpockich obuzw. Powoli hurgot nietoperzy usta. Barry uchyli drzwi, wpuszczajc do rodka strumyczek sodkiego, wieego powietrza. Droga bya wolna. - Dobra, Lon, idziemy - rzek. - Na razie, Fanny. - Nikt mnie nie lubi - poskarya si Fanny. Reszt jej zdania pochona erupcja z jelit. Gdy Lon i Barry skrcili za rg, ujrzeli nagle jedn z najbarwniejszych mieszkanek Hokpoku, zwierzc profesor McGoogle. Niegdy przeoona Grafittonu i przykadna czonkini grona pedagogicznego Hokpoku, obecnie spektakularnie zaniedbana, McGoogle pada ofiar caej serii dramatycznych wydarze, ktre cignli na szko Trotter i jego kumple. Po latach chaosu - poczwszy od nieustannych aosnych prb lorda Vielokonta pozbycia si Barry'ego, poprzez niezliczone durnowate psikusy Ferda i Jorgego Gwizzleyw, a po pojawienie si niedomytych tumw u bram szkoy - jej niezwykle uporzdkowany umys trzasn. W jednej chwili surowa profesor McGoogle zamienia si w wariatk wiatowej klasy, krc po szkole w sukience z worka po mce i ywic si wycznie odpadkami ze studenckich kubw. Cudem medycznym mona nazwa fakt, e przetrwaa tak dugo. Ludzie szeptali midzy sob, e Bubeldor trzyma j w tajnym sekslochu, gdzie stary zbzikowany zboczeniec odsania przed ni genitalia zbyt pomarszczone, by dao si to opisa sowami. McGoogle, niegdy potna czarownica, obecnie zamieniaa si w kota tylko podczas rui, ktra w jej wieku nie nastpowaa na szczcie zbyt czsto. - Sio - wydysza Barry. Znkana kobieta sykna, obryzgujc go cuchnca lin, i odwrcia si na picie. Odbiega, klikajc dugimi paznokciami o kamienn posadzk. Nietoperze skrciy gwatownie i poleciay za ni - durny wybr, biorc pod uwag, e nie miaa przy sobie nic prcz swego rozumu, ktry te trudno nazwa czym imponujcym. Barry i Lon syszeli jej oddalajce si kroki.

Potem ich uszu dobieg gony huk, gdy pani McGoogle wpada na co metalowego. - Barry, jak dugo nas nie bdzie? - spyta Lon. - Ile potrwa powstrzymanie filmu? Nie wiem. - Bo chc wzi z pokoju czapk. Doskonay pomys - przytakn Barry. Czapka Lona, dwustokowy, weniany model ozdobiony podobizn renifera, bya nieodzowna, gdy wybierali si w wiat Gumoli. Solidne nauszniki zasaniay oba wyloty dziury, tumic wesoe powistywanie wiatru. - Nim jednak to zrobimy - doda - chciabym odwiedzi Zeda. Zed Gromgar by zbrojmistrzem Hokpoku, byym Zerorem zwolnionym przez ministerstwo po zabiciu zbyt wielu Gumoli w wojnie przeciw miecioercom . Mia za ze Barry'emu, e nie trafi do adnej z ksiek. Uwaa si za idealny przykad twardego gwiazdora akcji. Barry nie dziwi si J.G. Rollins, e nie uwzgldnia Zeda w swych powieciach zbrj mistrz stanowi ucielenienie bdw i wypacze, koszmar rodzicw, rynkow trucizn. Brutalny, stale skonny do bjki, niewiarygodnie wredny... Nawet najdelikatniejsza karykatura Zeda sprawiaby, e caa seria w mgnieniu oka zniknaby z bibliotek szkolnych caego wiata. Do diaba, Zed by za ostry nawet dla Barry'ego, gocia, ktry regularnie skopywa tyek lorda Ciemniakw. W wersji ksikowej seria o Trotterze nadawaa si dla wszystkich, bez ogranicze wiekowych. Obecno starego Zeda natychmiast podniosaby poprzeczk na poziom od lat 18 (przemoc, sownictwo, sugestywne sceny). Zapewne Zed zapuszcza si te na tereny XXX, ale o tym Barry wola nawet nie myle. Po co mamy si spotyka z Zedem? - spyta Lon. Ba si Zeda do tego stopnia, e na sam myl o nim zaczyna si moczy, cho trzeba przyzna, e akurat Lonowi przychodzio to atwiej ni innym. Poniewa, jeli powiemy mu co robimy, moe da nam co przydatnego - wyjani Barry. - Albo co, co bdziemy mogli sprzeda. Za gum? - Lon uwielbia gum do ucia. Moliwe. - Super. - Lon zawaha si. - Ale co my waciwie robimy, Barry? - Nie suchae Bubeldora? Musimy powstrzyma film. - Jak? - spyta Lon. - Barry nie wiedzia, wic szybko co wymyli.*Nazywano ich tak, poniewa lord Vielokont kaza im w dowd wiernoci poera wielkie iloci mieci i ziemi.

- Porwiemy J.G. Rollins - rzek. - Och - mrukn Lon. Such nie zawid Barry'ego i Lona. Pani McGoogle wpada na nawiedzon zbroj, ktrej duch zbiera wanie rozrzucone kawaki, marudzc po nosem. - Cholerne cieleniaki, myl, e mog tak wpada na ludzi... adnego szacunku dla zmarych... Za plecami ducha widniay drzwi z mosin tabliczk z napisem Zed Gromgar, zbrojmistrz. Przepraszam. - Barry odsun stop lekkie kawaki dekoracyjnej zbroi. Uwaaj - zaprotestowa nadsany duch, - To, co kopiesz, to mj dom! Panie Gromgar? - Barry zastuka do drzwi. - Tu Barry Trotter i Lonald Gwizzley. Odpowiedziay mu maszynowe jki i zgrzyty. Barry odczeka chwil, po czym zacz wali w drzwi pici. - Panie Gromgar! Usyszeli, jak machina zatrzymuje si gwatownie. Rozleg si wysoki, dziewczcy gosik Zeda: - Cofnijcie si, diablta! Drzwi otwary si i stan w nich Zed. By wielkim, ponad dwumetrowym, wochatym mczyzn o dugiej, rudej i rozdwojonej brodzie. Zarost mia tak bujny, e obok niego kudaty Bubeldor wyglda jak nudny urzdnik. Oprcz rozdwojonej brody Gromgar mia te rozdwojone bokobrody. Wosy na gowie rozdzieli na liczne kpki, kad przewizan wstk, sterczce na wszystkie strony niczym dziecicy rysunek soca. Dawao to efekt zawadiacko - pijacki z mocnym akcentem zboczonej zmysowoci, o ktrej Barry wola nawet nie myle. Zed by ubrany w wypaprany smarem dinsowy fartuch, jedn piegowat rk ogania si przed rojem przejrzystych chochlikw. Chochliki uskakiway z atwoci, chichoczc i namiewajc si z niego. - A niech mnie, to przecie Trotter. I Lon. Wejdcie, wejdcie. - Zed poda im wytuszczon rk i zmiady do Barry'ego w prehistorycznym pokazie dominacji. W drugiej rce trzyma row miotek z pir, najwyraniej stanowic rdo wszystkich haasw. - Witam, sir Cyrilu - pozdrowi ducha - widz, e bya tu Wichura McGoogle. Niektrzy ludzie nie powinni mie cia - odpar sir Cyril, dwigajc narcze zbroi. - S na to zbyt nieodpowiedzialni. Owszem - przytakn Zed, zamykajc drzwi. - Cienias - mrukn pod nosem. - Nie przejmujcie si chochlikami - doda, zwracajc si do chopcw. - Cholerne przeklestwo. - Cisn im dwie pary plastikowych okularw ochronnych. -

Nacie je - poleci. - Chochliki lubi skada jaja w ludzkich oczach. Ach. - Barry i Lon natychmiast zmruyli oczy i popiesznie naoyli okulary. Par lat wczeniej profesor Snajper, zoliwy nauczyciel elokwencji, po jakiej sprzeczce zarazi Zeda chroniczn chochlikoz. Nikt nie chcia zdj kltwy w obawie, e narazi si Snajperowi, a chochliki wybitnie ograniczyy powodzenie Zeda u pci piknej. Durnowate, malekie chochliki nieustannie uderzay o okulary. Wkrtce czowiek tak do tego przywyka, e niemal przestawa je dostrzega. - Widz, e wci nosisz szka, Barry - zauway Zed. - Czemu nie pozwolisz mi czego z tym zrobi? Zed wiele razy proponowa Barry'emu now par magicznych metalowych oczu. Barry, jake rozsdnie, odmwi. Gromgar sta skpany w blasku jarzeniwek w warsztacie o betonowej pododze, zdumiewajco nowoczesnym jak na Hokpok, gdzie instalacje wodne i elektryczne wci byy wysoce angielskie. (Bubeldor nieustannie wzywa domowe skrzaty i zleca im kolejne naprawy, ale poniewa ich zwizek zawodowy cigle organizowa strajki, wszyscy nauczyli si znosi niespukujce si toalety i niewielkie poary instalacji elektrycznej - a take niespukujce si iskrzce toalety - i traktowa je jako cz codziennego ycia) . Zed otar donie o fartuch, do tego stopnia wymazany smarem (i krwi? Z pewnoci tak to wygldao), e w efekcie ubrudzi si jeszcze bardziej. Porodku warsztatu leaa na stole cakowicie bezbronna nadmuchiwana lalka z sex shopu. Nie imponowaa jakoci; Barry by gotw zaoy si, e nie wytrzyma nawet trzydziestu sekund pod masywnym ciarem Zeda. Unis oklap gumow rk. - Co robisz ze swoj przyjacik, Zed? - spyta. - Odkurzasz j? - Od to - rzuci gniewnie Zed. - To przedmiot osobisty. - Chwyci lalk i schowa do pudeka. - Naprawd nie uwaae na zajciach. Mam racj, Trotter? To nie jest mioteka, to zaklciomat. - Wyj zza ucha rdk i wetkn w kocwk mioteki. - Skupia moc magiczn. Bierzesz przedmiot, ktry chcesz zaczarowa. - wyowi z kieszeni kapsel od piwa siarkokremowego i pooy na stole. - Unosisz tu nad nim zaklciomat i... - Bysno, w powietrzu rozszed si zapach*Naley przyzna, e Hokpok w znacznej mierze zawdzicza swj aosny stan wyjtkowo kiepskim zdolnociom dyplomatycznym Bubeldora. Zdobywanie funduszy na utrzymanie szkoy i tak byo niezwykle trudne, bo wikszo czonkw rady nadzorczej stanowili kumple Vielokonta (powiedzmy to sobie jasno: nie da si zgromadzi sporej fortuny, przynajmniej w czci nie bdc Ciemniakiem). Lecz tendencja Bubeldora do pokazywania gdzie si zgina dzib pingwina co bardziej irytujcym oponentom sprawiaa, e rada nadzorcza pozostawaa wobec niego w aktywnej opozycji. W istocie w sekrecie przekazywaa fundusze mysim rewolucjonistom.

ozonu. - Jest zaczarowany. Kapsel pisn i zacz podskakiwa, przy kadym skoku zginajc si wp i zamykajc niczym usta. Zed zmiady go misist pici. Kapsel pisn i przesta si porusza. Lon pocign nosem. Barry pomyla ze wspczuciem o lateksowej pannie, zmuszonej odgrywa Pinokia wobec zaknionego rozkoszy Gepetta Zeda. Zgodnie z najlepsz tradycj szk publicznych, w samych murach Hokpoku kryo si co zachcajcego do seksualnych wybrykw. Mnstwo przepisw, kipice hormony nastolatkw... Uczniowie zwykle z tego wyrastali, ale caa kadra zachowywaa si dziwnie, take pod wzgldem seksualnym. Co mog dla was zrobi, chopcy? Lon natychmiast wyczu okazj. Chcemy kogo porwa. Poniewa Zedowi nic to nie wyjanio; spojrza pytajco na Barry'ego. - Wyruszamy w wiat Gumoli, moe nawet do Ameryki, eby nie pozwoli pewnym ludziom nakrci o mnie filmu - oznajmi Barry. Zed, stuprocentowo pewien, e take w tym projekcie nie znalazo si dla niego miejsce, natychmiast straci wszelk ch do pomocy. - Nie mam pojcia, jak zwyky, prosty, hokpocki zbrojmistrz mgby ci w tym pomc - rzek. - A teraz wybaczcie, musz rozbroi tego lizaka. Podnis co, co przypominao zwyky lizak kulkowy, pokryty obcojzycznymi napisami. Przez szczelin w opakowaniu Barry dostrzeg, e cukierek ma barw ognistego oranu. Oczy Lona pojaniay. O, mog go dosta? Nie, Lon. - Zed umiechn si. - Mgby okaza si miertelny. Twoi nieznoni bracia zostawili go w tajemnej skrytce na cukierki obok elaznej Marii na drugim pitrze. Niedawno znalaz go pewien trzecioroczniak i o mao nie zjad. Trudno orzec, co by si z nim stao. Barry zgodzi si z tym w duchu. Zjedzenie jakiegokolwiek cukierka, ktry przeszed przez rce Ferda i Jorgego Gwizzleyw byo naprawd kiepskim pomysem. Przypomnia sobie sodycze, ktre par lat temu rozdali pierwszakom. Pyszne czekoladowe trufle zamieniy si w jelitach w jajeczka wielobarwnych admiraw i wkrtce z tykw pierwszoroczniakw wystrzeliy stada motyli. To byo pikne. Zed ruszy ku drzwiom. I bez tego mam mnstwo pracy, wic wybaczcie, ale... Prosz zaczeka, panie Gromgar. Prosz posucha. - Barry na poczekaniu wymyli

odpowiednie kamstwo. - Musimy powstrzyma nakrcenie filmu, bo widzielimy scenariusz i, no c, wszystko jest w nim nie tak. Pominito pewnych ludzi, pewnych wanych ludzi. Zed rozpromieni si. - I zamierzamy dopilnowa, by si w nim znaleli, eby cay wiat pozna ich zasugi. Hm, w takim razie... - Zed prbowa ukry nagy wzrost zainteresowania, napinajc minie prawego ucha i wyrzucajc w powietrze wsunit za nie rdk. Chwyci j zrcznie w palce. Ten nerwowy tik za pierwszym razem wyglda imponujco, ale po caym semestrze magiomechaniki by okropnie wkurzajcy. Czym mog wam suy? Co za frajer, pomyla Barry i zarzuci kolejny haczyk. Potrzebujemy czego, co pomoe nam w naszej misji, zwaszcza gdyby zrobio si niebezpiecznie. Co powiesz na t pi? - Zed unis dwuipmetrow srebrn halabard. - Naciskasz przecznik, o tutaj i... - Ostrze na kocu zaczo wirowa z upiornym skowytem. - Najlepsza pia na wiecie, przecina wszystko! - krzykn Zed. - To z pewnoci przekona tych typkw z Hollywood. Lon z szerokim umiechem zacz podskakiwa, przyciskajc donie do uszu. Gone dwiki go podniecay. Barry nie podziela entuzjazmu przyjaciela. - Nie, dzikuj! - krzykn. - Potrzebujemy czego mniejszego! atwiejszego do ukrycia! - Jak sobie chcesz. - Zed z roztargnieniem odoy pi, nie wyczajc jej. Okazao si, e nie przesadzi w swych pochwaach: pia bez trudu przecia podog, wyrzucajc w powietrze deszcz betonowych odamkw. Z sali w dole dobieg ich krzyk. Zed unis gwatownie pi i wyczy. Przepraszam! - rykn. Wcz j, wcz! - wrzasn Lon. Zbrj mistrz zignorowa jego proby. Zedzie, czy masz co, co da si ukry? Mam kabur zakadan na udo, do rdki. Jest przydatna, gdyby chcieli ci przeszuka. Bierzesz? Jasne - odpar Barry. Zed cisn mu kabur. Uszyto j ze skry i ozdobiono prymitywnym rysunkiem nagiej kobiety. A co, co wyglda po gumolsku, ale takie nie jest? Zed wsun wochat rk do kieszeni fartucha i wycign paczk gumy do ucia. Co powiesz na to?

Bomba! - hukn Lon. - Teraz nie bdziemy musieli sprzedawa... Zamknij si, Lon - warkn Barry w obawie, e Zed poapie si w ich machinacjach. W porzdku, dziki. Chwilunia, nie wybuchnie ani nic takiego? Nie, niestety. - Zed rzuci gum Barry'emu. Wygldaa jak guma, pachniaa mit. Pomoe ci jednak oprni pomieszczenie. To guma z gazem zawicym. Wystarczy pou i chuchn na kogo. Ucieknie bardzo szybko. Barry'ego zachwyci ten pomys; od razu dostrzeg w nim potencja do wspaniaych psot. - wietnie. Masz co jeszcze? Zed otworzy komod z mnstwem szufladek i zacz w nich grzeba. Mamy dopiero pocztek semestru, wic nie zebraem jeszcze zbyt wielu rzeczy... Powana plastelina. Nie, tego nie chcesz. Magiczne limaki? Sliniaki? - spyta z nadziej Barry. Moe przynajmniej nauczyyby Lona lepszych manier przy jedzeniu. Nie, limaki, takie zwyke. A co robi? - zdumia si Barry. - Wypisuj twoje imi luzem, bardzo wolno. To nawet zabawne, jeli masz wolny wieczr i nic do roboty. Ale nikomu nie mog zaszkodzi. Co powiesz na to? Wierny kit. Odwrci si i cisn Barry'emu co, co przypominao tubk pasty do zbw. Barry wycisn odrobin na czubek palca. Natychmiast poczu co dziwnego, jakby kto go niemiao poliza. Bardzo przydatna rzecz. To produkt specjalnej odmiany superczuych pszcz. Ten kit zrobi dla ciebie wszystko. Ale co waciwie moe zrobi? Zatyka dziury, chroni skr przed gorcem bd zimnem. Powiedzmy, e musisz wycign z tostera grzank. Wystarczy wycisn troch wiernego kitu na do. Kit z radoci sponie, chronic palce tego, kogo kocha. Nie do koca przekonany o uytecznoci produktu, Barry schowa go do kieszeni. - Dziki, Zed. Podczas gdy doroli rozmawiali, Lon na czworakach obwchiwa mysi nor. Nagle z dziury wyleciaa iga cignca za sob nitk i przyczepia si do obroy ona. Z nory dobiegy ciche wiwaty. Zaskoczony Lon zerwa si z ziemi i cofn. Z norki wyjechaa starowiecka paska wrotka, podwdzona ktremu z uczniw. Na wrotce przysiado siedem myszy. Lon odwrci si i puci biegiem. Co jeszcze masz? - spyta Barry. - Wezm wszystko, czego nie potrzebujesz.

Oczywicie dobrze si tym zaopiekujemy. Aaa! - wrzeszcza Lon, przebiegajc obok i cignc za sob wrotk pen wiwatujcych myszy. Nie, jeli waciwie tego uyjesz. - Zed rozemia si. Wci biegajc po pokoju, Lon uwiadomi sobie w kocu, e wrotka jest przymocowana do obroy, i zacz tuc w ni rkami. Odczepi ig; myszy, teraz krzyczce ze strachu, skrciy gwatownie, zderzajc si ze cian. Kilka odnioso obraenia, lecz niezbyt powane. Wkrtce pozbieray si i ruszyy chwiejnie do swej dziury, cignc za sob wrotk. Zed nadal grzeba w poobijanej komdce. - Prosz, nawet tego nie otworzyem, ale moesz tym zaatwi paru Gumoli. - Rzuci Barry'emu okrg, brzowo - srebrn puszk z napisem: Flegmerrowska czekolada z katarami. Obrci j w palcach i obejrza etykietk. - W tej puszce kryje si najlepsza czekolada z katarami. Ten pyszny napj sporzdzany wedug sekretnego przepisu rodziny Flegmerry czy w sobie najdoskonalsze, drobno mielone kakao z niewiarygodnie silnym wycigiem tabakowym. Jeden yk wystarczy, by poczu miy ciar w zatokach i w rozkosznym kichaniu godzinami wyrzuca z siebie cae garcie kremowego luzu. Rozkosz dla nosa. Czekolada z katarami. Zdaj sobie spraw z tego, e to niewiarygodnie obrzydliwe, Zed. Ale do czego waciwie suy? Zed nawet nie unis gowy. Odwrci uwag napastnika. Lon wycign rk. Mhm, pachnie czekolad. Poka. - Nie, Lon. - Barry pacn lekko ona w nos. - Zed, a jeli nie bd chcia odwrci uwagi Gumola, tylko rozwali jakiego na strzpy? Zed odwrci si, jego oczy rozbysy. Sama myl o przemocy wobec Gumoli rozpalia mu serce. - Mam co w sam raz. - Otworzy grn szuflad i wycign z niej zowrogi, metalowy pistolet. Tak, pomyla Barry, oto co co bd mg spyli. Magnum 357, model policyjny, niklowany, z przycit luf, mieci si w kieszeni. To cacko zdoa zatrzyma nawet mantikor. Zed mrucza rozkosznie jak kot. Ze szczkiem odbezpieczy bro. Ostronie, jest nabity. - Cisn pistolet Barry'emu, nim ten zdoa poj, jaki to kiepski pomys. Chwyci pistolet i wszyscy odskoczyli gwatownie, syszc strza. Pocisk

zrykoszetowa i - szansa jedna na milion - przelecia wprost przez wieo wycit dziur w pododze. Usyszeli jk, a potem gos profesora Snajpera. - Cyrylu Bradpittonie, przypominam ci, e nikomu nie wolno da si postrzeli w mojej klasie bez pozwolenia. Grafitton traci pi punktw. Zed wychyli si przez dziur. - Jeszcze raz przepraszam! - krzykn i skrzywi si. - Au, wyglda na to, e czarodziejw te rozwala na strzpy. Lepiej znikajcie, zanim Snajper i was przeklnie. Dziki, Zed. - Barry popiesznie zebra upy. - ycz nam szczcia. Co si stao? - spyta Lon, nie wychylajc si z kryjwki. - Nic, Lon, miego porywania - powiedzia Zed. - I Barry... - Tak? - Jeli nie uda ci si go powstrzyma i nakrc film... mgby dopilnowa, eby zagra mnie George Clooney?

ROZDZIA 3 SZALECZA PRZEJADKA PANA BARRY'EGO Barry i Lon wybiegli z gabinetu Zeda w chwili, gdy rozptao si prawdziwe pieko. - Posuchaj no, Gromgar, nie moesz strzela do moich uczniw! - hukn poirytowany Snajper, a potem drzwi si zamkny, tumic wszelkie gosy. Zdjli okulary i pooyli je przy progu. - Istny dom wariatw - mrukn Barry do ona. Lon nie by pewien co znaczy sowo wariat, wic umiechn si i przytakn. Zdumiewajce, jak bardzo odgrywanie gupka moe pomc w yciu. Pokaza Barry'emu lizaka - w zamieszaniu zwdzi go ze stou Zeda. Prawdziwy z ciebie Gwizzley, co? Dobra robota, ale na twoim miejscu bym tego nie jad. Przecie mog - rzek z oburzeniem Lon. W porzdku, ale najpierw popro o zgod Ferda bd Jorgego, dobrze? Chcesz zabra co z pokoju, nim ruszymy w drog? Tylko czapk - odpar Lon. - Jasne, jasne - mrukn Barry. Oprcz jake wanych nausznikw czapka ona bya wyposaona w sznureczki, ktre mona zawiza pod brod, aby ogrza poronite mikkim puchem policzki tego p dziecka, p psa. Owszem, biorc pod uwag, e by dopiero wrzesie, wygldaoby to dziwnie, ale Barry przesta si ju tym przejmowa wieki temu. - W porzdku, w j. We wszystko co chcesz zabra i spotkamy si pod portretem za pi minut - poleci Barry. Lon ruszy naprzd. Jego rozkoysanemu krokowi nie towarzyszyo nawet najmniejsze poczucie celowoci. Barry skierowa si do swego pokoju. W korytarzu min go pierwszoklasista, Basil Basingstoke, niosc okrgy pojemnik. Na jego widok Barry'emu wpad do gowy pewien pomys. Hej ty, jak si nazywasz? B - Basil - wyjka Basil, wstrznity faktem, e wielki Barry Trotter zwrci si wprost do niego. Wanie, Basil. Daj mi t puszk, dobrze? Och, jasne Barry, z rozkosz.

Basil natychmiast wysypa na podog zawarto - zbir guzikw - i wrczy mu puszk. Zaczarowane guziki od - turlay si ze miechem i ukryy we wszelkich moliwych szczelinach i szparach. Basil spdzi wiele godzin, nim zdoa je pozbiera. - Dziki, may. Barry podj wdrwk do pokoju, wiedzc, e Basil bdzie miesicami przechwala si swoim przyjacioom tym przypadkowym spotkaniem. Kiedy otworzy drzwi, powita go tradycyjny obraz ndzy i rozpaczy: rozkopane ko mierdzce potem, niedbale przyklejone tam do ciany plakaty Wciekych psw, Boba Marleya i oczywicie portret Kena Vorodiota, wokalisty zespou Vojna Totalnej Agresji wielkoci naturalnej; zepsuta lampa z bbelkami, biurko z pitrzcymi si na blacie stosami starych zada domowych, listw z pogrkami, mandatw, rachunkw i innych mieci; i jego skarb, ukradziony znak drogowy (droga urywa si nad otchani piekie, 5 km). Byo tam te kilkanacie ksiek na pkach i w chwiejnych stosach: Camus i Hesse - nigdy nie czytani; Salinger, Kerouac, Vonnegut - przerzuceni, Brautigan, z czasw gdy Barry podejrzewa, e jest do gboki, by pisa wiersze (nie by); mnstwo komiksw oraz prenumerata Magika (ktr dziesi lat temu podarowa mu ojciec chrzestny Sknerus i z niewiadomych przyczyn wci nie wygasa) i oczywicie jego wierna sowa, Hybryda, hutajca si z nadsan min w klatce. Odkd pi lat temu Hybryda zaatakowaa co miksze czci ciaa Draga Malgnoya, siedziaa uwiziona w pokoju Barry'ego i jak zwykle, klatk miaa okropnie brudn. Podstawowa zasada Barry'ego gosia: Nie sprzta, pki nie zawi ci oczy. Trzymajc w doni otwart puszk, podszed do klatki Hybrydy. Otworzy drzwi, zagi brzegi cikiej od odchodw gazety, zrobi zawinitko, po czym zgrabnie wetkn je do puszki. Stos odchodw okaza si nieco wyszy od niej, Barry'emu jednak udao si wbi przykrywk. Puszka bya tak pena, e musia zaklei j tam. Zamia si pod nosem. Czyme byoby ycie bez drobnych przyj emnostek? Znalaz szybko brzowy papier i starannie zapakowa puszk, po czym zabra si do adresowania paczki. Nagle urwa. aden lad nie mg prowadzi do niego - w kocu par lat temu gumolski sd zakaza mu zbliania si do ofiary. Machn zatem rk, mamroczc pradawne zaklcie przywoania. - Chono! Z biurka podnioso si magiczne piro i podleciao do Barry'ego. Zastygo tu nad paczk, czekajc na polecenie. - Pan Vermon Durney, 4 Trivia Row, Piddlesex, Anglia. W byskotliwym przebysku poda jako zwrotny adres szefa wuja Vermona. Barry

umiechn si na myl o szkodach psychicznych, jakie wyrzdzi jego przesyka. Nagle z niewiadomych przyczyn poczu drobniutkie ukucie wyrzutw sumienia. Zmiady je szybko niczym bezbronnego chochlika. Cho jego fani od lat grozili mierci Durneyom, Barry take znca si nad nimi, i to nie bezpodstawnie. Najpierw doprowadzi do obdu ich podego, sadystycznego syna, umieszczajc mu w gowie niekoczc si, zaptlon, wyszczekiwan przez psy wersj Jingle bells. Potem obdarzy pani Durney przemonym platonicznym pocigiem do krlowej, co nie tylko zrujnowao maestwo Durneyw (Vermon wkrtce trafi w objcia jeszcze gorszej i brzydszej jdzy), ale te wepchno pani Durney na szczyt listy osb poddawanych caodobowej inwigilacji przez MI5. Ku zdumieniu Barry ego Vermon okaza si najtwardszy z caej trjki, niczym krowi placek spieczony na kamie przez rozpalone soce niezomnej tpoty. - Prosz, Hybrydo, gumolsk poczt. Barry pozostawi swej sowie nieprzyjemne zadanie pozbycia si wasnych odchodw. Ona jednak tak bardzo ucieszya si, e moe opuci klatk, e bez sowa skargi chwycia sznurek w szpony i wyfruna przez okno. Zatoczya jednak krg, posyajc Barry'emu nieprzychylne spojrzenie, i mgby przysic, e pokazaa mu jzyk. Irytujce, lecz zwierzta w ogle nie przejmoway si jego saw, bya im zupenie obojtna. Barry woy szybko star, wojskow kurtk, postrzpion i pokryt plamami atramentu, pamitk z czasw, gdy krtko uywa pira wiecznego, bo dziki temu czu si mdrzejszy. Sprawdzi, czy w kieszeniach tkwi niezbdne przedmioty (fajka, zapalniczka, otwieracz do butelek, pistolet), i wyszed. Lon czeka na niego przed portretem w sali wsplnej Grafittonu. Mia na gowie czapk i by wyranie gotw do drogi. W doni trzyma grub ksik. Lon nie zdoaby przeczyta takiej powieci, pomyla Barry. Hej, Lon, do czego ci to? To mj pamitnik - odpar Lon. - Na wypadek gdybymy mieli przygody. Zazwyczaj Barry zanadto chroni sw mark, by pozwala na co podobnego. Ale to przecie by Lon, pozostajcy wci na poziomie elementarza; w aden sposb nie zdoaby zosta pisarzem. Barry uzna, e nie bdzie wredny. - Ty pierwszy - rzek. - Majteczki w kropeczki - zapiewa Lon i wszed w gb obrazu, ktry posusznie unis szerok spdnic, przepuszczajc go. Barry pody za nim i wkrtce znaleli si za murem Hokpoku. Barry narzuci na

siebie i ona peleryn niewidk, by nie dostrzegy ich przelewajce si wok tumy Gumoli. Niestety, Lon znacznie przewysza go wzrostem, tote w dole wida byo ich ydki i stopy. Za mn! - rzuci Barry, kierujc si w stron Zabronionego Lasu. Barry, nie powiniene chyba w tej chwili spotyka si ze swoimi dziewczynami - rzek Lon z osobliw moraln wyszoci przedszkolaka. Zamknij si, durniu. Idziemy po Herbin. Lon na moment pokornie zwiesi gow, wkrtce jednak znw zaj si fascynujcymi zapachami niesionymi przez wiatr. Barry bardzo pilnowa, by nie zblia si do niesawnej Odtylnej Osiki. Gdy kto podchodzi do niej zbyt blisko, ta ohydna rolina sigaa ku niemu i... nie, to zbyt obrzydliwe, by opisywa co robia. Jak dostaniemy si do Hogsbiede? - spyta Lon. Oczywicie ywopotk - odpar Barry. Ca gumolsk Angli pokrywaa gsta sie ywopotw, do dua, by ukry podziemn kolej, zwaszcza przy zastosowaniu odrobiny magii zaginajcej przestrze. Kolej ta stanowia podstawowy rodek transportu magicznej spoecznoci Wielkiej Brytanii; Barry zmusi J.G. Rollins, by pomina ten fakt w swoich ksikach, bo odkrycie kolei przez Gumoli stanowioby prawdziwy problem - opaty podatki, normy emisji gazw i Bg jeden wie co jeszcze. Z drugiej strony moliwe te, e nic by si nie stao, bo wrd najdzikszych fantazji w jej ksikach znalazy si te sowa witej prawdy: Gumole nigdy nie zwracaj uwagi na nic poza sob. A tych, ktrzy zwracaj, uwaa si za wirw. Sie kolei ukrytych pod ywopotami i wykorzystywanych przez magiczny lud? Niewiarygodne. Faktycznie niewiarygodne, co nie znaczy nieprawdziwe. ywopot nalea do specjalnej odmiany - nie tylko ukrywa w sobie sie transportu publicznego, ale jego licie miay ksztat liter. Litery te odczytywane w odpowiednim porzdku tworzyy sowa i powiadano, e kady ywopot opowiada wasn histori. Kadej jesieni z gazi spadao arcydzieo, lecz wiosn wyrastay nowe rozdziay. Historie te nie rosy w miar opowiadania - opowiaday si w miar ronicia. - Tdy - odczyta wrd lici Barry, gdy dotarli do wejcia do ywopotki. Zwin szybko peleryn, a Lon unis gazie, odsaniajc spory otwr. Niektrzy Gumole dostrzegali podobne otwory w powietrzu, uznawali je jednak za efekt niedogotowanych modych centaurw zalegajcych w odkach. - Dziki, Lon - mrukn Barry i wcisn si do rodka. Lon pody za nim. Nagle znaleli si w sali znacznie wikszej ni ywopot, rozmiarami dorwnujcej

Grand Central Station (jeli kiedykolwiek tam bylicie). Barry uwielbia t iluzj. Wikszo magii bya do utylitarna, mao imponujca. To jednak wygldao zupenie inaczej. Efekt migajcych wiate przenikajcych przez dach, masa gazi i zieleni sprawiay, e czu si jak wcinity pod choink, uskakujc z wosami zlepionymi ywic przed spadajcymi ozdbkami. W kadym rogu kwadratowej sali sta szereg pojazdw przypominajcych sanki, czerwone, z dwoma miejscami - jednym z przodu, drugim z tyu - i pionow dwigni z przodu, suc do kierowania i kontroli nachylenia. Przed nimi w kolejce czekaa grupa istot magicznych, p - magicznych i pseudomagicznych. Kto wsiada do sa, znika w gbi tunelu w cianie sali, jego miejsce zajmowaa nastpna grupa i tak dalej. Barryemu zawsze kojarzyo si to z wesoym miasteczkiem. Podeszli do kolejki pod rozoyst gazi z napisem: portal poudniowo - wschodni i stanli za plecami odzianego w garnitur z lat trzydziestych centaura, ktry niecierpliwie krci w palcach dug dewizk i postukiwa kopytami. Kolejka przesuwaa si powoli, lecz bez przerw i wkrtce Lon i Barry wsiadali ju do swych sa. - Prosz uwaa na nogi - ostrzeg konduktor. Jego nos wyglda jakby czciowo pad ofiar jakiej choroby. Reszta twarzy, cho pozostaa na miejscu, sprawiaa rwnie nieprzyjemne wraenie. Barryemu nie spodoba si ani on, ani sanie: stare, zardzewiae, pokryte prymitywnie naoonymi atami i ladami palnika. W pododze ziaa spora dziura, a na tylnym siedzeniu leao co przypominajcego zuyty kondom. Pytakrzyk na jego czole zapulsowa w soczystej sambie blu. Barry zawaha si. Czy nie powinien poprosi o inne sanie? - Prosz wsiada, prosz wsiada, kolejka czeka. Konduktor posa im szczerbaty umiech, ktry dla Barry'ego wyglda... zowrogo. W jego umyle pojawi si obraz tego czowieka - potarganego, nieogolonego, ubranego jedynie w sigajc kolan nocn koszul i szlafmyc, taczcego w blasku ksiyca wok olbrzymiego ogniska z ksiek - ksiek o Barrym. Na koszuli widnia napis nie cierpi Barry'ego Trottera uoony z wielkich, czarnych, wprasowanych liter. Podskakujc demonicznie w umyle Barry'ego, mczyzna zerwa z siebie ze zwierzcym rykiem koszul, odsaniajc upiorny tatua na piersi - portret Barry'ego z naoonym znakiem zakazu: kkiem i ukon lini. - Wydaje mi si, e nie powinnimy jecha tymi... - Powalony atakiem blu Barry osun si na ziemi.

- Twj przyjaciel chyba zemdla - oznajmi konduktor. - Pomog ci go zaadowa. Lon i podejrzany funkcjonariusz kolejowy wsadzili bezwadnego Barry'ego na tylne siedzenie. Lon usiad za sterami i sanie migny w gb tunelu, pozostawiajc za sob zowieszczy miech konduktora. Ga nad ich gowami wypisaa: poaujecie, ale tylko Lon mg j odczyta. *** Barry ockn si i natychmiast ujrza swj najgorszy koszmar: Lona za sterami szybkiego pojazdu. Uraz mzgu pozbawi ona zdolnoci postrzegania prdkoci. I rozpdu. I rwnowagi. Do tego wszystkiego by lepawy, cho nigdy si do tego nie przyzna. - Lon, uwaaj! - rykn Barry i o wos ominli bezdomnego picego pod cian tunelu. W powietrze wzleciay stare egzemplarze Wrbity codziennego. - Pozwl mi poprowadzi. - H? Nie, Barry! - hukn Lon. By bardzo wraliwy na tym punkcie. - Ja mog prowadzi, potrafi. - Posuchaj, nanomzgu... - Barry sign do kierownicy. - Nie, ja! - Lon unis rce i odrzuci Barry'ego na tylne siedzenie. Barry by lejszy o dwadziecia kilo od rudowosego wiergwka. Sanie pdziy naprzd, co chwila zbaczajc ze cieki, ocierajc si o ciany ywopotu i obsypujc tor deszczem lici i gazek. Jedna z gazi uderzya Barry'ego w gow i odamaa si. Odczyta napis: masz problem, stary. Jechali stanowczo za szybko. Mimo e tunel by zupenie paski, pchnicie dwigni naprzd zwikszao magicznie nachylenie zbocza, a tym samym prdko pojazdu. Lon pchn dwigni do oporu. Barry zasoni rkami oczy i zacz si modli. Co przeleciao mu ze wistem koo ucha. Spojrza w d i odkry, e ruby przytrzymujce du at w pododze sa odkrcaj si pod wpywem wibracji. Z kadym podskokiem (korze drzewa? Pechowa wiewirka? Kolejny pijak?) sanie dygotay gwatownie i dziury w pododze staway si odrobin szersze. ona najwyraniej zupenie to nie obchodzio. Z radosn min nuci ulubion piosenk: Aaa, kotki dwa, kotki dwa, kotki dwa. Barry dostrzeg co po prawej. Na tylnym siedzeniu przycupn gremlin. Szaroskry stwr o tych oczach chichota zoliwie, napawajc si przeraeniem Barry'ego. Pochyli si i ze zowieszcz min wskaza go palcem, a potem przesun dugim, szponiastym paznokciem w poprzek garda. Przepowiada najblisz przyszo i rozkoszowa

si ni. Niezmiernie. - Ty sukin... Barry rzuci si na niego, lecz tu przedtem, nim w ksice pojawio si pierwsze powane przeklestwo, krucha konstrukcja z at trzymajca sanie w kupie pka z trzaskiem i pojazd zacz si rozlatywa. Barry chwyci ty siedzenia ona, przywierajc do niego z caej siy. W chwili gdy jego minie zaczy sabn i sanie miay rozpa si na dwoje, zatrzymay si przed niewielkim znakiem z napisem: stacja hogsbiede. Wkurzony gremlin waln pici w do i znikn. - Uwielbiam prowadzi - oznajmi Lon. Obejrza si na Barry'ego w chwili, gdy ty sa rozlecia si na kawaki. - O, Barry zepsu sanki. - Wyskoczy na peron, taczc radosny taniec i wypiewujc: - Barry zepsu sanki, Barry zepsu sanki. Sam Barry, rad, e jeszcze yje, poczoga si niepewnie ku wyjciu.

ROZDZIA 4 CO TRZY GOWY TO NIE JEDNA ywopotka dostarczya ich na alej Crowleya, niesawny pasa w Hogsbiede, przy ktrym miecia si zbieranina barw, szulerni i domw cieszcych si wyjtkowo z reputacj, zgromadzonych porodku mieciny niczym przestpcy na policyjnym okazaniu. Mona tu byo zaspokoi kade pragnienie, niewane jak paskudne - oczywicie za odpowiedni cen. Co niesforniejsi uczniowie Hokpoku uwielbiali to miasteczko i rzadko zdarzao si, by w niedziel Hamgryz nie musia przybywa tu i opaca kaucji za grupk skacowanych nastolatkw. Plotka gosia, e w miejscowym areszcie wydzielono specjaln cz dla uczniw. Barry zanadto si ba, by kiedykolwiek to sprawdzi - poza tym fani wycigali go ze wszystkich kopotw. Przed nimi grupka wyranie podchmielonych arytromancerw kcia si o przyszo, bliska bjki. - Nie zdoaby przewidzie wit nawet gdybym podarowa ci kalendarz, durniu. Hogsbiede stanowio wany orodek konferencyjny, a atmosfera miasta zachcaa do zego nawet najbardziej szanowanych naukowcw. - Przejdmy na drug stron - zaproponowa Lonowi Barry. Tymczasem Lon, zafascynowany, przyglda si mrugajcym neonom i wiatom. Co to znaczy Satyry, szybkie numerki? - spyta. Wyjani ci pniej. Barry przekroczy stuczon butelk po kremowej brandy. Sam spacer pasaem sprawia, e czu si brudny. W kocu dotarli do ulicy Corleone i skrcili w lewo. Niemal natychmiast atmosfera z przesiknitej aktywnym zem zmienia si w po prostu zepsut i Barry'ego ucieszya ta zmiana. Od razu te ujrzeli strzak wskazujc miejsce pracy Herbiny, witego Hilarego. I dobrze, bo Barry podczas incydentu z saniami lekko skrci nog w kostce. Nacignij mocniej czapk - poleci Lonowi. - Widz twoj dziur. Ups - mrukn Lon. - Mzg mi si przegrza. Do obu stokw czapki przyszyto dzwoneczki, ktre podzwaniay przy kadym kroku. Bardzo szybko robio si to okropnie irytujce, lecz Barry ju dawno nauczy si ignorowa w dwik. Brzdk, au. Fala blu zalaa kostk Barry'ego. Brzdk, au. Skrcili w wsk uliczk i ujrzeli niewielki przysadzisty budynek, porzdny w w

typowo upierdliwy angielski sposb, lecz bez wtpienia ju dawno nadajcy si do rozbirki. Napis przy drzwiach gosi, i dotarli do Akademii witego Hilarego dla ledwo magicznych. Ta uboga szkoa nie miaa pienidzy na kosztowne antygumolskie zaklcia i uroki, otaczajce Hokpok. Polegaa wycznie na uwiconej tradycj zasadzie ukrywania si na widoku. Jak dotd, to si sprawdzao - albo po prostu nikogo nie obchodzia. wity Hilary by jedn z okoo stu szk zaoonych w latach pidziesitych, gdy ministerstwo uznao, e miejsca takie jak Hokpok s zbyt snobistyczne i elitarne. Teraz, gdy wikszo zwykych prac wykonyway domowe skrzaty, tysice ludzi mogy rozwija swoje ambicje. Kady czarodziej i czarownica, niewane jak pozbawiony talentu i nie nadajcy si do niczego, zasugiwa na nauk magii. Sam pomys by szlachetny, w rzeczywistoci jednak podobne szkoy bardzo szybko stay si nie dofinansowanymi, zrujnowanymi przechowalniami uczniw, ktrych czekaa jedynie aosna przyszo przed telewizorem, walka z rosnc tusz i zasiek. Wrd nich wszystkich wity Hilary cieszy si najwiksz saw, bo jeden z uczniw rok wczeniej wama si do szafki z rdkami swego ojca i wpad w morderczy sza. Lon i Barry otworzyli drzwi i natychmiast poczuli charakterystyczny zapach, typowy dla szk rednich, obrzydliwe poczenie smaonego jedzenia, rodkw odkaajcych, sodkich woni uwielbianych przez starsze panie i pyu kredowego. Oddychajc pytko przez nos, ruszyli gwnym holem i przekroczyli prg pomieszczenia z napisem gabinet DYREKTORA. Ze zdumieniem odkryli, e w rodku nad biurkiem zarzuconym papierami lecymi wok duego, gonomwicego telefonu unosi si gowa pulchnego, szpakowatego mczyzny. Z obu policzkw gowy sterczay bujne bokobrody, pomagajce sterowa ni w powietrzu. Za gow, na cianie, wisia portret witego Hilarego, przysadzistego patrona zacofanych dzieci. - ...Ale dyrektorze, przepisy rzdowe wymagaj, by w szkole nie byo chochlikowego pyu. Wywouje on raka u szczurw - pisn gonik. Gowa opada niej i wrzasna do gonika: - Kiedy wprowadzicie obowizek szkolny dla szczurw, z pewnoci si odezw! Zakasaa dononie; zwykle po podobnym kaszlu z ust wystrzeliwuj drobinki luzu. - Ale dyrektorze, wity Hilary to najbardziej zanieczyszczone miejsce jakie znamy zaprotestowa zatroskany gos urzdowy. - Naraacie na ryzyko swoich uczniw. Barry pomyla, e mczyzna, gdyby tylko mia ciao, wygldaby cakiem dostojnie

na swj prosiakowaty sposb. - Chyba mnie pan nie dosysza. Tu, u witego Hilarego, to nauczyciele ryzykuj. egnam. Kasajc gwatownie, gowa rozczya si, walc czoem w konsol. Sia uderzenia sprawia, e na moment zawisa oszoomiona i zakoysaa si w powietrzu, po czym powitaa goci. - Panowie, jestem Betjeman Ffolkes - Ptarmigan, dyrektor tej aosnej instytucji. - Na jego czole pozosta czerwony znak. - Czym mog suy? Lon otworzy usta, by co powiedzie, lecz Barry odezwa si pierwszy. Nie wiadomo co mg wyprodukowa ogupiay, ppsi umys jego przyjaciela. - Panie Ffolkes - Ptarmigan, jestemy z Hokpoku... Oczy dyrektora natychmiast zwziy si zachannie. Wspaniaa szkoa. Co ja bym zrobi z poow tego budetu? Kupibym will na Majorce, moe na greckiej wyspie... Wykonujemy piln misj na rzecz szkoy. Jedna z waszych nauczycielek, Herbina Gringor, to absolwentka Hok - poku. Chcielibymy zamieni z ni swko czy dwa, jeli oczywicie to nie kopot. Barry dostrzeg, jak w umyle ffolkesa - Ptarmigana obracaj si trybiki. Quidpro quo - rka rk myje i tak dalej. - Oczywicie, panie... uch... - Barry Trotter. - Barry wycign rk. - A to mj towarzysz, Lon Gwizzley. - Lon pomacha rk. - Cze. - Nie ten Barry Trotter? - Ale tak. - Gowa rozpromienia si jeszcze bardziej. - Czytaem wszystkie twoje ksiki. - Umiech ffolkesa - Ptarmigana przybra niepokojce rozmiary. - C za wspaniae, lukratywne przygody. Zakadam, e ta bdzie nastpna? Barry'emu nie spodoba si kierunek, jaki przybraa rozmowa. - W pewnym sensie, to znaczy nie do koca. Wszystkie te ksiki to gwnie bzdury. Ffolkes - Ptarmigan zorientowa si, e przesadzi. - Oczywicie, jak zawsze. A co do panny Gringor... - Gowa obrcia si i spojrzaa na zegar cienny; Barry i Lon mogli przyjrze si z bliska rzadkiemu wianuszkowi wosw i

patkom upieu, cz z nich wzbia si w powietrze i powoli opadaa na ziemi. Jak on si czesze? - zastanawia si Barry. Lon nad niczym si nie zastanawia, nie mia tego zwyczaju. - Panna Gringor koczy wanie ostatnie zajcia na dzisiaj, zoologi. Pozosta jeszcze kwadrans. - wietnie. Moemy tu zaczeka? Ffolkes - Ptarmigan umiechn si przymilnie. - Ale nie, nie, mj drogi panie Trotter, to nie Hokpok. Moecie miao wpa do klasy. Nasi uczniowie s nie tylko mao magiczni, ale te wyjtkowo mao pilni. Ucieszy ich odmiana. Gowa podpyna do pki, chwycia zbami czerwony segregator i wyszarpna go, zrzucajc na podog. Potem opada, otworzya okadk i wilgotnym jzykiem zacza przerzuca kartki. Yet'h thee... Ginja... - mwi cicho ffolkes - Ptarmigan. Skrzywi si, atrament smakowa paskudnie. - Jest w sali dwiecie siedem. Ups. - Lon zama wanie jedn z maskotek dyrektora. Barry zazwyczaj traktowa podobne incydenty jako znak, e czas znika. Bardzo dzikujemy, panie ffolkes - Ptarmigan. Postaramy si nie przeszkadza jej w zajciach - rzek, kierujc si ku drzwiom. Nie, nie ma sprawy. - Ffolkes - Ptarmigan ponownie wzlecia w gr. - Zawsze chtnie pomog wielkiemu Barry'emu Trotterowi. Z pewnoci ty te odpacisz mi si tym samym. Barry odruchowo pomaca portfel. Wraz z Lonem wspili si po schodach i potruchtali korytarzem. Przy kadym kroku wzbija si w powietrze obok drobnego, biaego pyu. Tynk? Gips? Chochlikowy py? W odrnieniu od parteru, ktry po prostu dziwnie pachnia, to pitro dowodzio jasno, e cay budynek wrcz domaga si natychmiastowej rozbirki. Bardzo natychmiastowej. Zajrzeli przez okno do sali 207 i ujrzeli Herbin w jej ywiole - za biurkiem, mwic innym co maj robi. Ubrana w poraajco nudn bia bluzk, beow spdnic i taki sztruksowy akiet, staa przed najbardziej pozbawion ycia klas, jak Barry'emu zdarzyo si oglda. Zdawao si, e gupota wrcz faluje nad ich gowami. Co byo nie tak z wosami Herbiny? Dopiero po chwili zorientowa si, e niedawno musiaa sprbowa wyprostowa swe niesforne loki. Obecnie loki odrastay, tworzc efekt, ktry mona by nazwa einsteinowskim. Barry i Lon cichutko otworzyli drzwi, pomachali do Herbiny i usiedli w dwch ostatnich awkach. Lon, stanowczo za duy na sw awk, wywrci j z oskotem.

Przepraszam, wymwi bezdwicznie, gdy wszystkie gowy w sali zwrciy si w jego stron. - Uczniowie, to s dwaj, uhm, nauczyciele z innego miasta - oznajmia Herbina. Przyjechali z wizytacj. Mw dalej, Sally, odpowiadaa wanie na pytanie pite - rzeka cierpliwie. - W jaki sposb pantera broni si przed smokiem? Smuka dziewczynka z burz jasnych lokw, ubrana w zielon bluz, podniosa si niemiao. - Pantera odgania smoka, bekajc na niego - wyrecytowaa z pamici. - Smok nie jest w stanie znie tego zapachu. - Zgadza si, Sally. Kto zna odpowied na pytanie szste? Niewielu z was odpowiedziao poprawnie. Trevor? Barry zadra w duchu na widok gupkowatego, wyniole umiechnitego modego Ciemniaka. Trudno byoby znale w jakiejkolwiek szkole lepszy argument za przywrceniem kar cielesnych. - Pytanie szste: odchody jakiego ptaka lecz kopoty z oczami? Odpowied: caladriusa. Osobicie wol moje okulary, pomyla Barry. Lon podda si, zaprzesta wysikw wcinicia si w awk i usiad na pododze, krzyujc nogi. - Znakomicie, Trevorze, dzikuj. - Herbina zerkna na zegar. - Do diaska, brakuje nam czasu, wic sama podam wam reszt odpowiedzi. Zanim jednak to zrobi, chc, ebycie wiedzieli, e jestem bardzo niezadowolona z wynikw wczorajszej klaswki. By j zaliczy, musielicie tylko przeczyta wasze bestiariusze. To nietrudne i nie wymaga adnej magii. Musicie jednak si przyoy - brak magii i lenistwo to fatalne poczenie. Pytanie sidme: jakiego zwierzcia boi si lew? Odpowied: koguta. W klasie rozlegy si chichoty, w tym take z ust ona. Herbina posaa mu gniewne spojrzenie. - Pytanie sme: jak hiena wabi swoj zdobycz? Odpowied: naladuje odgosy ludzkich wymiotw i szlochw. Pytanie dziewite: jak urawie lataj w wietrzny dzie? Odpowied: jedz sporo piasku i kamykw, ktre su im za balast. Barry usysza, jak ktry z uczniw mamrocze pod nosem: Co za bzdury?. Racja, pomyla. Pytanie dziesite: jak bbr unika schwytania? Odpowied: cigany przez myliwego wyrywa sobie jdra i ciska nimi w przeladowc. Trevor ju to zrobi - rzuci ktry z uczniw; odpowiedziay mu gone miechy.

Herbina postukaa linijk w katedr. - Wystarczy. - Barry rozpozna ostatnie rozpaczliwe prby modej nauczycielki utrzymania porzdku tu przed dzwonkiem. - To, e mamy goci, nie oznacza, e moecie bryka. Nagle klasa rykna chralnym miechem. Par osb zaczo pokazywa palcami Herbin, ktra spojrzaa w d. Ktry z uczniw sprawi, e jej bluzka staa si niewidzialna. - Jakie to sprytne z naszej strony. Uywamy naszej skromnej wiedzy do tak niecnych celw? Prosz si przyjrze, panie Palaver, i tak pan za to zapaci, wic rwnie dobrze moe pan wiedzie za co. W obliczu pnagoci nauczycielki cz uczniw zarumienia si, lecz kilku chopcw o wyranym zarocie wpatrywao si w ni z uznaniem. Barry poaowa Herbiny; wspczu jej, e musi mie do czynienia z tak band. Z surow min wyrzucia ucznia z klasy. Jej bluzka zacza powoli odzyskiwa barw. - A teraz pytanie dodatkowe. Poniewa nikt nie udzieli prawidowej odpowiedzi, sama bd musiaa j przeczyta. Wszyscy wiedz o istnieniu wcznika, latajcego wa, ktry rzuca si na sw ofiar niczym wcznia... Czyja rka wystrzelia w gr. - Jest podobny do dzidy. - Rka opada. - Owszem, ale na przyszo, Murphy, zaczekaj, a ci wywoam. Za dodatkowe punkty wymie dwie inne ciekawostki dotyczce wy. Oczywicie moe ich by wiele, to tylko kilka przykadowych: nim zaczn pi wod, we wypluwaj swj jad do dziury; w nigdy nie zaatakuje nagiego mczyzny; jeli w olepnie, moe si wyleczy, jedzc koper woski; jeeli w wypije lin godujcego czowieka, umrze, i wreszcie istnieje odmiana dwugowego wa, ktry potrafi toczy si niczym obrcz. Zadwicza dzwonek. Herbina krzykna do klasy: - Na jutro przeczytajcie rozdzia o rybach! - Odpowiedziay jej jki. - Zrobi sprawdzian. - Kolejny, goniejszy jk. Herbina podesza do Barry'ego i ona. Kiedy widziaem wa obrcz - powiedzia podniecony Lon. Nieprawda, Lon. Czemu zawdziczam t paskudn ingerencj, chciaam powiedzie: niespodziewan przyjemno? Jeli chodzi o udzia w dokumencie telewizyjnym, odpowied nadal brzmi: nie. Nam take mio ci widzie, Herbino - powiedzia Barry. - To do duga historia.

Moemy gdzie pogada? Gdy powiedziae to do mnie ostatnio, Barry Trotterze, skoczyam z poszarpan bluzk i butami mierdzcymi pawiem. Zupenie nie pamitam - broni si Barry. Nie dziwi mnie to, panie boski - koktajlowski. - Herbina westchna. - Chodcie za mn, pjdziemy do saloniku. Par chwil pniej siedzieli ju razem na niewygodnych plastikowych krzesach w zadymionym, brudnym pomieszczeniu. Czy istnieje co bardziej przygnbiajcego ni banalne plakaty motywacyjne? Jeli tak, Barry nie chcia tego pozna. - Kawy? - Herbina uniosa dzbanek, nikt si nie odezwa. Napenia zatem styropianowy kubek cuchnc ciecz o konsystencji syropu. - Jestem uzaleniona - dodaa radonie, przyznajc, e kady, kto z wasnej woli wypiby co takiego, jest w istocie niewolnikiem Demonicznego Ziarna. Odstawia dzbanek i postukaa w kubek rdk; zawarto pojaniaa jak po dodaniu kilku opakowa mietanki. Herbina uniosa kubek do ust, Barry tymczasem masowa kostk, ktra czua si ju lepiej. Lon wypisywa swoje imi w kupce cukru. Co zatem si dzieje? Czy Ten, Ktry mierdzi znw co miesza? - spytaa Herbina. Nie, Vielokont nie ma z tym nic wsplnego - odpar Barry. - A jeli ma, to ja nic o tym nie wiem. Gdy wyjani sytuacj, Herbina zakoysaa w doniach kubkiem mazi. I chcesz, ebym pomoga? Tak. Lon jest miy i... wierny... ale sama wiesz. Nawet wrbel wygraby z nim w scrabble. - I ja mam by mzgiem caej operacji - domylia si Herbina, po czym z umiechem zacza liczy co w mylach. - Prawd mwic, mam par dni wolnego. Moe poauj, zawsze auj, ale co mi tam. - Super. - Barry odetchn z ulg. - Bdzie jak za dawnych dobrych czasw. Umiech Herbiny nieco przygas. - Nie cakiem, Barry. Nie kady jest mark handlow uwielbian przez miliony. Niektrzy z nas musz zarabia na ycie. Barry znalaz si na znajomym terytorium. Chcia wyjani, e wcale nie ma pienidzy, e dosta tylko odrobin na pocztku i jeszcze troch po kadej rozmowie z autork. No i kas z reklam, ale po vielokonckim ataku trdziku wszystkie wycofano . Lubi*Co do szczegw, odsyam do czwartej czci serii, Barry Trotter i Pryszcz ognia

jednak uchodzi za bogacza. - Moja cena to spata poyczek studenckich - oznajmia Herbina. - Rodzice pracuj w pastwowej subie zdrowia i potrzebuj kadego grosza. Rodzice Herbiny byli dentystami holistycznymi, a dentysta, ktry odmawia usunicia zba z naturalnego ekosystemu, nie zarabia zbyt imponujco. Lon natychmiast wyczu atmosfer. - Tak, Barry, a ja chc pi dolcw. - Nikt go nie sucha. - Ale, Herbino - zaprotestowa z panik Barry - ja nie... Zatem ja te nie. Bd rozsdna, Herbino. Ale jestem, Barry. - Powoli, z trzaskiem rozprostowaa palce. Barry rozpozna ten gest z wielu wczeniejszych okazji, gdy Herbina trzymaa kogo - zwykle jego - za mskie klejnoty i powoli ciskaa je w garci. - No dobra, dobra. - Masz plan? - Zawsze mam plan. Porwiemy J.G. Rollins i ukryjemy j gdzie. Jeli nie przerw krcenia filmu, zamienimy j w guacamole. Herbina skrzywia si. To do krwawy pomys, nie sdzisz? J.G. zawsze wydawaa mi si osob rozsdn. Najpierw znajdmy j i popromy grzecznie. A jeli si nie zgodzi? Wtedy j porwiemy, lecz adnego guacamolowania. To zanadto w stylu lorda Vielokonta. Uniosa kubek, by pocign yk. Nagle krzykna, odpychajc go i zrzucajc na ziemi. - Co si stao? Lon i Barry patrzyli zdumieni, jak Herbina miota si po pokoju, plujc i wycierajc wciekle usta. W odpowiedzi wskazaa kubek z kaw. Dawic si, wypada za drzwi tak szybko, jak tylko pozwalay jej wygodne buty. Chopcy zajrzeli do styropianowego kubka i ujrzeli ucho, tak blade i wysuszone, e musiao nalee do trupa. Kawa nie tylko nie nadawaa si do picia, bya pena ciemniackiej magii! A teraz kto pozna ich plan. Barry z wciekoci zapa kubek. - Id, powiedz lordowi Vielokontowi, e mierdzi jak kiepskie chiskie arcie! wrzasn, a potem wyla zawarto do zlewu.

ROZDZIA 5 PIERWSZY NOS W CHMURACH Gdy caa trjka opucia szko, Barry odwrci si do Herbiny. - Jak najatwiej dotrze do Szkocji? Moe pojedziemy magicznym autobusem? - Ugh. - Herbina wzdrygna si; nie znosia magicznych autobusw. Poniewa jej rodzice byli Gumolami, musiaa siedzie z tyu. - Gdy ostatnio jechaam czym takim, duch Keitha Moona obla mnie tani wd. mierdziaa tak bardzo, e musiaam spali sukienk. - W porzdku. Moe zatem uyjemy gumolskiej magii? - Barry wystawi kciuk. Nie moglibymy znw pojecha ywopotk? - wtrci Lon. - Prosz. Nie! - warkn Barry, na sam myl odek cisn mu si gwatownie. Chwileczk. - Herbina zacza grzeba w swej maej, eleganckiej torebce. - Aha! Wycigna z niej pask, metalow puszk wielkoci doni. - Tabaka podrna. - Ma si po niej odlot? - spyta Barry. Herbina skrzywia si. - Zamknij si, minimzgu. Tabaka podrna pozwala pokonywa due odlegoci bez mglenia. Rozkraplanie i skraplanie (zwane wulgarnie mgleniem) to metoda, dziki ktrej czarodzieje i czarownice przenosz si z miejsca na miejsce, szybujc z wiatrem jako rozumne oboczki wilgoci - oczywicie gdy otrzymaj licencj. Lon ju dawno skoczy szesnacie lat, lecz jego tpy psi mdek nie zachwyci Departamentu Usug Kropelkowych. Barry uwaa, e to okropnie niesprawiedliwe - w najgorszym razie Lon pogoniby par samochodw - ale rozkraplanie bez licencji stanowio powane wykroczenie. Tote mglenie nie wchodzio w rachub. - Dziaa nastpujco. Wcigacie troch do nosa i... Znacie to uczucie kiedy kichnicie wystrzela z waszego nosa z prdkoci zydionw kilometrw na godzin? - Tak. - Tabaka podrna sprawia, e kich staje w miejscu, a wy si poruszacie. Bomba! - Lon sign po srebrn puszk. Herbina zrcznie go zablokowaa. - Zaczekaj, Lon. Najpierw zdejmijcie skarpetki. - Sucham? - zdziwi si Barry. - Po prostu to zrbcie, dobrze? Lon zapa konierzyk i zacz cign.

- Nie, Lon, nie koszul, skarpetki. Obaj chopcy usiedli na ziemi, rozwizujc buty (buty ona zapinay si na rzepy). Szybko cignli skarpetki. Herbina staa nad nimi z wyniole fachow min. Barry zapomnia, jak bardzo wkurzao go jej cige komenderowanie. - Dajcie mi je. Rany, Barry, syszae kiedy o czym takim jak pralka? Twoje skarpetki s tak sztywne, e si nie zginaj. A teraz stacie obok siebie. Lon, unie lew rk, Barry praw. - Wzia skarpetk i zwizaa ich przeguby. Teraz stopy. Gdy zostali poczeni, zaja miejsce obok ona i przywizaa si do jego wolnej doni i stopy. To po to, ebymy nie polecieli w rne strony. Ktrdy do Szkocji? Chyba tdy - odpar Barry. Obrcili si dziewidziesit stopni w lewo. A, byabym zapomniaa. Herbina wyja z torebki okulary przeciwsoneczne i naoya je. By to klinowaty kawaek brzowego plastiku, typowe okulary starszej pani. Barry parskn wzgardliwie. - miej si do woli, palancie - odpara Herbina. - Te magiszka pozwol mi zobaczy dom J.G. Rollins. Kupiam je u Searsa. Wszyscy gotowi? Wecie szczypt. Pamitajcie, gdy zaczniemy opada, wcignijcie kolejn porcj. Gotowi? Teraz, ju! Wciga. Lon kichn pierwszy i wystrzeli w powietrze, wlokc za sob pozosta dwjk. Barry mia wraenie, e zaraz wyrwie mu rk. Potem on te kichn i odkry, i cignicie jest znacznie wygodniejsze ni bycie cignitym. W powietrzu panowa lekki chd, ale przynajmniej nie pada deszcz. Po kilku kichniciach znaleli si wysoko w grze i ujrzeli pod sob panoram biedy i bezprawia. Szkoa staa w wyjtkowo zej dzielnicy - trzech chopakw podpalao wanie porzucon kanap, zodziej przerwa wamanie do samochodu i gapi si na nich. Gospodyni domowa pstrykna im fotk z tylnych drzwi domu. Barry skrzywi si jej na zo, a ona odpowiedziaa wulgarnym gestem. W kocu proszek Herbiny zadziaa w peni i postaci si oddaliy. Lecieli naprzd, szybko wypracowawszy rytm. Barry i Lon kichali potnie, dostarczajc rozpdu, Herbina znacznie czciej i z pewn elegancj, w razie koniecznoci korygujc kierunek lotu niczym silniki pomocnicze pojazdu kosmicznego. Lon zobaczy je jako pierwszy. Dwa smoki, Irlandzkie Whiskoddechy, zabawiay si z samolotem. Uderzajc z rozmachem skrzydami, unosiy si obok odrzutowca penego

Gumoli, teraz bez wtpienia wahajcych si pomidzy tradycyjn niewiar i paraliujcym strachem. Smoki ziay ogniem w silniki, jakby chciay sprawdzi, jak bardzo zdoaj rozgrza samolot, nie wysadzajc paliwa. Przez kilka minut przygldali si ich zabawom. Tymczasem samolot rozpaczliwie prbowa unikn smokw, a te z atwoci utrzymyway swe pozycje. W kocu Barry uzna, e ma dosy. Wycign rdk i celujc midzy kichnicia, krzykn: - Cumulus! Smoki natychmiast zamieniy si w puszyste biae oboczki. Przez moment rozglday si zaskoczone, po czym si rozpyny. Powinni by ju blisko. Herbina przenikna wzrokiem uzbrojonym w paciowate okulary i ujrzaa bajeczn posiado J.G. Rollins. Wskazujc w d, pokiwaa gow. Lon mia wanie potnie kichn, lecz w ostatniej chwili Barry sign woln rk i zasoni mu nozdrza. Przez jedn straszliw sekund zastanawia si, czy zablokowane kichnicie nie oderwie onowi gowy. Nic takiego si nie stao, lecz z otworw po bokach wystrzeliy strumienie powietrza, opoczc gwatownie nausznikami. Ze miechem opadli niczym licie na piasek, pozostawiajc za sob smug skarpetkowego cuchu. Herbina i Barry zaczli si odwizywa. - I co mylisz o tabace podrnej? - spytaa. - Lepsza ni ywopotka, ale bol po niej zatoki. - Obmaca twarz, ktra rozgrzewaa si i zaczynaa bole jak diabli. - Zupenie jakbym wypcha je sobie papierem ciernym. - Ale przynajmniej nie musielimy wdrapywa si na bram. Herbina wskazaa rk cikie ogrodzenie z kutego elaza. Po jednej stronie cigno si pasmo play szerokie na dwadziecia pi metrw i niknce w niewiarygodnie bkitnej wodzie, po drugiej wilgotna, iskrzca si ros ziele Szkocji. Wzrok Herbiny przycigno co biaego u stp ogrodzenia. - Spjrzcie, to krlik! - krzykna. Pojawienie si karaibskiej play w samym rodku Szkocji wyranie go zaskoczyo (i bez wtpienia wiele innych miejscowych stworze). Utkn. - Ocal go, hau! - Lon puci si biegiem, pozostali podyli za nim. Krlik zaklinowa si pomidzy dwoma supkami (Barry zauway, e z ich czubkw tryskaj pomienie). Lon chwyci je na wysokoci ramienia, sprawdzajc sw si. Byo to dziwne uczucie - po stronie play metal by bolenie gorcy, po stronie ki zimny. Pocign, ale bez skutku. Wyglda na to, e bd musia uy tego - oznajmi, wycigajc rdk.

Pokryway j mikkie, kolorowe nalepki z Tymoteuszem, Toffikowym Tramwajem i Bradleyem, Brzowym Dinozaurem. To nie najlepszy pomys - wtrci szybko Barry. Lon i jego rdka przez te lata pozostawili po sobie solidny szlak mimowolnego zniszczenia. - Moe powiniene... Lon nie sucha, uklk. Przeraony krlik dygota, wybauszajc czerwone oczy. - liczny krliczek. Wycign ci std, liczny krliczek. Auu! - Przestraszone zwierztko ugryzo go w palec. - Aaaa! - wrzasn Lon, wkadajc go do ust. - Ty pierdzielcu! Lon wycelowa rdk w krlika i czerwony promie natychmiast zamieni gryzonia w gulasz. Uwiadamiajc sobie, co zrobi, Lon wybuchn paczem. Herbina prbowaa go pocieszy. - No ju, ju, Lon. Nie pacz. - Wy dwoje, dajcie spokj - rzuci niecierpliwie Barry. - Tu jest gorco. - Tak - wyszlocha Lon, jego zy przestay pyn. - Mog zdj czapk? - Nie. Chwileczk, zaczekaj. - Herbina znw signa do torebki i wycigna gumowy czepek kpielowy. - Za to jeli chcesz. Miaam zamiar dzi po poudniu pj na wodny aerobik, nim mnie porwalicie. - Dziki - odpar Lon. Barry nie by pewien czy to waciwa odpowied, poniewa biay, gumowy czepek z falbank wyglda na nim jeszcze mieszniej ni czapka. Hej, Herb, co si tu dzieje? To miejsce nie wyglda mi na Szkocj. Kiedy J.G. odniosa pierwszy sukces, wynaja magicznych architektw, by stworzyli jej ma karaibsk samotni. Zrobili to w zamian za czste wzmianki w nastpnym tomie. Teraz zarabiaj krocie, sprzedajc fanom miniatury posiadoci Rollins. - Herbina wstaa, otrzepujc plecy z piasku. - Sprzedaj ich tak duo, e zaczyna to powodowa globalne ocieplenie. Pisz o tym w gazetach. - Gazety kami - oznajmi Barry. - Pisz to, co im ka korporacje. Herbina parskna wzgardliwie. - Powtarzasz to odkd skoczye pitnacie lat i nawet wtedy brzmiao to gupawo, ty pozerze. Barry szykowa wanie retort, ktra w kocu pokazaaby Herbinie, jak dziaa ten wiat, ale nagle ujrza grupk ludzi na play. Spytajmy ich, jak znale zamek Rollins - zaproponowa. Dobry pomys - zgodzia si Herbina. Gdy si zbliyli, rozpoznali owych ludzi; byli to skuci Smiecioercy. Uwizionych wyznawcw lorda Vielokonta pilnowa brzuchaty czarogliniarz w

lustrzankach, ujcy tyto i bez przerwy przeklinajcy. W doni trzyma smycz zalinionego, szesnastogowego psa. - Lepiej mi tu ryjcie, inaczej Fin moe mi si wymkn - rzuci. - A tego bycie nie chcieli, co nie? - Mmhfhth - odpowiedzieli chrem Smiecioercy; kady z nich z zapaem rozgryza kamienie, i potem wypluwa na pla drobniutki piasek. Ministerstwo Magicznego Wiziennictwa zdobyo lukratywny kontrakt na poszerzanie play J.G. - Przepraszam, panie oficerze - odezwaa si Herbina. - Mgby pan pokaza nam drog do posiadoci Rollins? - Kilka gw piekielnego ogara - tych, ktre nie sku bay innych po uszach - sprbowao obwcha tyek Lona. Lon uczyni to samo. Jeden z winiw rozpozna Barry'ego i rzuci si na niego. - Panie Trotter, musi mi pan pomc. Zostaem wrobiony! - Jego oddech cuchn ziemi, z kadym sowem na twarz Barry'ego bryzgay nowe drobinki bota. Gliniarz jedn tust rk odcign nieszcznika. - Wracaj do ucia, amigo - rzek przecigle. - To tam, psz pani - doda, zwracajc si do Herbiny i gestykulujc tajemniczo. - Spytabym was, co tu robicie, ale skoro to sam wielki Barry Trotter... Zaklcie gliniarza sprawio, e nagle ujrzeli w dali imponujce skupisko stiukw i ozdobnych pytek. - Dzikuj, panie oficerze - powiedziaa grzecznie Herbina i ruszyli w tamt stron. Lon galopowa na przodzie. Podczas marszu Barry prbowa zagadn swoj towarzyszk. Jak ci si uczy bucw? Lubisz to? Herbina pocigna nosem. Prawidowo nazywa si ich marginalnie magicznymi. Barry uzna, e ma ju dosy tego tematu, lecz Herbina cigna niezraona: - Marginalnie magiczni Gumole odgrywaj bardzo wan rol w naszej gospodarce, zwaszcza w gwatownie rosncym sektorze usug. wity Hilary pozwala im zdoby niezbdn wiedz i umiejtnoci konieczne do znalezienia prawdziwej, satysfakcjonujcej pracy. Dwadziecia lat temu mogli co najwyej zarobi par groszy jako kosmetyczki czy iluzjonici na dziecicych imprezach. Teraz mog y godnie. Suchanie Herbiny czsto przypominao ogldanie kablwki ustawionej na wyjtkowo nudny kana.

- Dzikuj, matko Tereso. Spjrz, Lon dotar ju niemal do drzwi. Lepiej go dogomy. cigamy si! P kilo piasku w kadym bucie pniej Barry i Herbina doczyli do ona przed drzwiami do skromnego domu zbudowanego z gipsu. Nie wyglda szczeglnie bogato - zauway Barry. - A sdziem, e ona ma kasy jak lodu. - Mog zapuka? - zapyta podekscytowany Lon. - Uyj koatki - poradzia Herbina. Na drzwiach wisiaa mosina koatka w ksztacie pici; gdy tylko Lon jej dotkn, zadwicza dzwonek. - O, jest magiczna - zauwaya Herbina. - O, jest gupia - odpali Barry. Chwil pniej drzwi otwary si i ujrzeli przed sob wysokiego mczyzn w trzyczciowym garniturze. - Czym mog suy? - spyta z pompatyczn min, unoszc wysoko grube czarne brwi. Barry zauway, e ma na czole plamy wtrobowe, i zacz je liczy. - My do pani Rollins. Zastalimy j? - spytaa Herbina. Czy ona was oczekuje? - zapyta lokaj; jego brwi skojarzyy si Barry'emu z gsienicami. Uhm, nie. - Drzwi zaczy si zamyka. - Ale to bardzo wane, musimy z ni pomwi. - Drzwi zamykay si coraz szybciej. - Jestemy fanami jej ksiek. Teraz pozostaa ju tylko szczelina. - To jest Barry Trotter! - rzucia z desperacj Herbina, popychajc Barry'ego naprzd tak, e z hukiem uderzy w zamykajce si drzwi. - Hej, to moja gowa! Drzwi natychmiast otwary si szeroko. - Bagam o wybaczenie. Wejdcie, prosz, zaprowadz was do salonu. - Dzikuj - odpara Herbina, lekko poirytowana faktem, e nazwisko Barry'ego jak zwykle zdziaao cuda. Zacza zdejmowa buty. - Jedn chwiluni, nie chcemy nanie piasku. Lokaj machn rk. - Niewane. Jest magiczny, sam zniknie. Dwadziecia dwie plamy, pomyla Barry. Mam nadziej, e umr, nim zaczn tak wyglda. Czy brwi lokaja aby si nie poruszyy? To faktycznie gsienice!

Mczyzna zaprowadzi ich do pomieszczenia przypominajcego hol wejciowy redniowiecznego zamczyska. Herbina zatrzymaa si w progu, patrzc to na skromny gips na zewntrz, to na ogromn, imponujc, kilkusetletni konstrukcj w rodku. - No chod - szepn Barry. - Zachowuj si, jakby ju wczeniej widywaa magi. W takich sytuacjach z Herbiny zawsze wyazia Gumolka. Podyli za lokajem szerokim korytarzem. Mczyzna zdj gsienice z czoa i wsadzi do kieszeni. Wok siebie widzieli ciemne stare drewno, bogate gobeliny, stare, ponure obrazy przedstawiajce starych bladych ludzi. Tak mgby wyglda Hokpok, pomyla Barry, gdyby nie cige zniszczenia, wizytwki pozostawione przez kolejne pokolenia uczniw. Lokaj otworzy drzwi wiodce do wielkiej sali. Z uchwytw na cianach zwieszay si proporce ozdobione herbem rodziny Rollinsw: lwem i jednorocem na zotym polu ze rub i szklan kul oraz mottem: Semper ubi sub ubi. - Zaczekajcie tutaj - powiedzia lokaj. - Przyprowadz pana domu. - Pana? - Dzikuj. - Herbina dygna lekko, a Barry szturchn j okciem. Lokaj odszed bez sowa. - Kretynko - sykn Barry - to tylko lokaj. Lon tymczasem zawdrowa na drug stron sali, obok wielkiego kominka. Podeszli do niego i wycignli si wygodnie na wielkiej, skrzanej kanapie. Na kominku pon nie dajcy ciepa zielononiebieski ogie. Kolory Slizgorybu, pomyla Barry. Obok kraty ujrza niewielkie pokrto z napisami: chodno, ciepo, gorco, piekielnie i nie bd mieszny. Byo ustawione na chodno, podkrci je do gorco. Z kominka wypyna fala rozgrzanego powietrza. - Hej. - Lon unis wzrok znad kuli nienej. - Przez ciebie zapoc czapk Herbiny. - Be - rzucia Herbina. - Barry, przykr ogie. Barry ze zowieszczym umiechem ju mia podkrci temperatur na piekieln, gdy jego pytakrzyk zapulsowa. Odwrci si i ujrza po drugiej stronie sali a nadto znajom posta. Byszczcy hem z pikelhaub, niewiarygodnie krzaczasty ws, pier pokryt wymylonymi medalami, lnice wiskie oczka wcinite niczym dwie jagdki w pi kilo oju. - Znw si spotykamy, Trotter. Gotuj si na mier.

ROZDZIA 6 SZTUKA I POLITYKA Caa trjka rzucia si do dziaania. Herbina przyja charakterystyczn pozycj do walki, siad kuczny, ktry sprawia, e wygldaa jak mistrz z Shaolin cierpicy na wyjtkowo bolesne skurcze miesiczkowe. Przyciskajc donie do brzucha mamrotaa z furi, plujc wok i tworzc zaklcie. Pomkno w stron lorda Vielokonta i trafio go w sam rodek podbrzusza. - Uff - jkn lord Ciemniakw. Lon cisn na olep nien kul i wskoczy za kanap. Pocisk wyldowa z brzkiem daleko od Vielokonta, jednak da Barry'emu do czasu, by zdoa wycign rdk. Przypita do wewntrznej strony uda bya mokra od potu i obrzydliwie lepka, ale w tej chwili nie mia gowy do jej czyszczenia. - Aveda neutrogena! - wrzasn i niesawne zaklcie mierci przez nawilenie pomkno w stron nieprzyjaciela w pomieniu lepkiego, zielonego ognia. Vielokont wrzasn, jego gos zabrzmia piskliwiej, ni Barry pamita. Lord Ciemniakw umkn za drzwi. W sekund pniej zielony pomie uderzy w nie z gonym, wilgotnym mlaskiem i zamieni w kawa aloesowej brei. Gdy breja spyna na podog, caa trjka ujrzaa co, czego nigdy by si nie spodziewaa: wielki lord Vielokont klcza, unoszc rce. - Zawieszenie broni! - krzycza. - Przestacie, ja tylko artowaem. - H? Niemoliwe, by si poddawa, pomyla Barry, zostao jeszcze cakiem sporo ksiki. Idol wiata magicznego poprawi okulary na nosie i zbliy si czujnie, unoszc rdk. Herbina ruszya za nim, wci przykucnita, gotowa w razie koniecznoci zaatakowa kolejnym zaklciem. Lon wyjrza zza kanapy. - Hej, lordzie Ciemniakw - rzuci Barry - bez twoich umazanych botem kumpli nie jeste ju taki twardy, co? - Tak - zawtrowaa mu Herbina. - Zao si, e jeste gotw wyrwa sobie jdra i cisn nimi w nas. Czasami wielka inteligencja szkodzia poczuciu humoru Herbiny. Gdy si zbliyli, odkryli, e trupi skr Vielokonta pokrywaj dziwne smugi, a spod pikelhauby wystaje gsta, jasna czupryna. Barry chwyci j.

- Vielokoncie, od lat chciaem ci powiedzie, e to chyba najgorszy tupecik jaki zdarzyo mi si oglda. - Szarpn mocno, wosy jednak nie ustpiy. Au, au! Przesta, brutalu! - Vielokont chwyci Barry'eg za rk, prbujc si uwolni. - Nie jestem prawdziwym Vielokontem... Co takiego? - wtrcia Herbina. Robi to, by przeposzy fanw. Nie macie pojcia ilu ich jest. O, ja mam pojcie - rzek ze znueniem Barry, puszczajc go. Gdyby dostawa p dolara za kadego faszywego Vielokonta, ktrego pokona przez te wszystkie lata... - Kim jeste? Mczyzna dwign si z ziemi, oderwa sztuczne wsy i wrzuci do odwrconej pikelhauby. - Nie ruszaj si przez chwil - polecia Herbina, podnoszc si z pozycji bojowej. Musz zdj urok zatwardzenia, ktry na ciebie rzuciam. Niech sobie przypomn. Jak zneutralizowa Wze Wntrznoci...? Wyprostowany mczyzna odzyska nieco godnoci, otrzepa si z kurzu. - Nazywam si Trevor Nunnaly, jestem towarzyszem ycia pani Rollins. Jak si miewacie? - Kade z nich po kolei ucisno podan do. - Zazwyczaj szczuj intruzw psami, ale jeli to naprawd wielki Barry? Barry gronym gestem unis rdk; Nunnaly wzdrygn si. - A, oczywicie, tak wanie jest, bez cienia wtpliwoci. Musicie zosta na obiad. Zostaniecie? Biorc pod uwag przyjcie, jakie im zgotowano, Barry mia ochot odmwi. - Tak - odpara Herbina - z rozkosz. Barry ju mia schowa rdk, wczeniej jednak poliza kciuk i potar j. Nic z tego. Zeppelinowskie runy ZOSO,