gazeta Łowiecka 4/2014

141
3/2014

Upload: gazeta-lowiecka

Post on 07-Apr-2016

231 views

Category:

Documents


1 download

DESCRIPTION

Darmowy magazyn dla myśliwych i sympatyków łowiectwa

TRANSCRIPT

Page 1: Gazeta Łowiecka 4/2014

3/2014

Page 2: Gazeta Łowiecka 4/2014

Drodz y Cz ytelnicy!

Grudzień to czas podsumowań. Zasia-dając przy wigilijnym stole w gronie naj-bliższych wspominamy mijający rok. W grudniowym wydaniu Gazety Ło-wieckiej znajdziecie garść wspomnień z ostatnich wydarzeń, na których by-liśmy obecni. Targi Hubertus Arena w Ostródzie, choć odbyły się po raz pierwszy, zyskały przychylność zarów-no zwiedzających, jak i wystawców. Liczba ponad 14 tys. odwiedzających pozwala wierzyć, że ta impreza na sta-łe wpisze się w kalendarz najważniej-szych wydarzeń myśliwskich. O tym, że polowanie zbiorowe to nie tylko polowanie, ale przede wszyst-kim możliwość wymiany doświad-czeń między myśliwymi, wiedzą chyba wszyscy. Mieliśmy okazję uczestni-czyć w corocznym już 22. polowaniu zbiorowym zarządów Kół Łowieckich

z okolic Ostródy. Więcej zobaczycie w naszej fotorelacji. Grudzień to nie tylko czas podsu-mowań – to również czas tworzenia planów na przyszły rok. Już dzi-siaj zapraszamy Was do Poznania na Targi Łowiectwa i Strzelectwa KNIEJE, które odbędą się w lutym. O nowym pomyśle Międzynarodo-wych Targów Poznańskich opowie Jakub Patelka – wicedyrektor targów – prywatnie pasjonat myślistwa. A co poza tym? Jak zawsze zabieramy Was w podróż dookoła świata. Odwie-dzimy Szwecję, gdzie z dachu razem z Victorem poobserwujemy okolicę, wybierzemy się na Grenlandię za-polować z łukiem na piżmowoły, a także udamy się w historyczną podróż na kontynent amerykański, gdzie bedziemy mogli się dowiedzieć jak polowac na kojty oraz, że Theodore Roosevelt był nie tylko wybitnym mę-żem stanu. Zostawiamy Wam czwarte wydanie Gazety Łowieckiej z kolejną dawką łowieckich przeżyć i życząc wielu wolnych chwil w grudniowe wie-czory na lekturę naszego magazynu.Redakcja życzy wszystkim naszym Czytelnikom i Sympatykom wspa-niałych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia, pomyślności i zdrowia w Nowym 2015 Roku.

Niech Wam Święty Hubert darzy!

Marta PiątkowskaRedaktor Naczelna1 2

Page 3: Gazeta Łowiecka 4/2014

Drodz y Cz ytelnicy!

Grudzień to czas podsumowań. Zasia-dając przy wigilijnym stole w gronie naj-bliższych wspominamy mijający rok. W grudniowym wydaniu Gazety Ło-wieckiej znajdziecie garść wspomnień z ostatnich wydarzeń, na których by-liśmy obecni. Targi Hubertus Arena w Ostródzie, choć odbyły się po raz pierwszy, zyskały przychylność zarów-no zwiedzających, jak i wystawców. Liczba ponad 14 tys. odwiedzających pozwala wierzyć, że ta impreza na sta-łe wpisze się w kalendarz najważniej-szych wydarzeń myśliwskich. O tym, że polowanie zbiorowe to nie tylko polowanie, ale przede wszyst-kim możliwość wymiany doświad-czeń między myśliwymi, wiedzą chyba wszyscy. Mieliśmy okazję uczestni-czyć w corocznym już 22. polowaniu zbiorowym zarządów Kół Łowieckich

z okolic Ostródy. Więcej zobaczycie w naszej fotorelacji. Grudzień to nie tylko czas podsu-mowań – to również czas tworzenia planów na przyszły rok. Już dzi-siaj zapraszamy Was do Poznania na Targi Łowiectwa i Strzelectwa KNIEJE, które odbędą się w lutym. O nowym pomyśle Międzynarodo-wych Targów Poznańskich opowie Jakub Patelka – wicedyrektor targów – prywatnie pasjonat myślistwa. A co poza tym? Jak zawsze zabieramy Was w podróż dookoła świata. Odwie-dzimy Szwecję, gdzie z dachu razem z Victorem poobserwujemy okolicę, wybierzemy się na Grenlandię za-polować z łukiem na piżmowoły, a także udamy się w historyczną podróż na kontynent amerykański, gdzie bedziemy mogli się dowiedzieć jak polowac na kojty oraz, że Theodore Roosevelt był nie tylko wybitnym mę-żem stanu. Zostawiamy Wam czwarte wydanie Gazety Łowieckiej z kolejną dawką łowieckich przeżyć i życząc wielu wolnych chwil w grudniowe wie-czory na lekturę naszego magazynu.Redakcja życzy wszystkim naszym Czytelnikom i Sympatykom wspa-niałych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia, pomyślności i zdrowia w Nowym 2015 Roku.

Niech Wam Święty Hubert darzy!

Marta PiątkowskaRedaktor Naczelna1 2

Page 4: Gazeta Łowiecka 4/2014

7IDEALNY WIECZÓR Polowanie na bobry

91EMOCJE, PASJA, PRZYGODA Targi Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE

113POZNAJ KRÓLA LASU Testowanie Fjall’a

131CHŁOPIEC NA DACHU Victor Ruumensaari

2925 LAT TRADYCJI Z wizytą w Ostródzie

55AS TIME GOES BY

19 HUBERTUS ARENAUdany debiut

75HISTORIA ŁOWIECTWATheodore Roosevelt

97 GRENLANDIAZ łukiem w krainie śniegu

85 WABIENIE DRAPIEŻNIKASławomir Pawlikowski

123 GOTUJEMYPolędwiczki w sosie pieczeniowym

43 SZKOCJAW krainie whisky i Seana Connery’ego

57 ZWABIENI PRZEZ KOJOTANa wielkiej prerii

4/2014Spis treści

3 4

Page 5: Gazeta Łowiecka 4/2014

7IDEALNY WIECZÓR Polowanie na bobry

91EMOCJE, PASJA, PRZYGODA Targi Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE

113POZNAJ KRÓLA LASU Testowanie Fjall’a

131CHŁOPIEC NA DACHU Victor Ruumensaari

2925 LAT TRADYCJI Z wizytą w Ostródzie

55AS TIME GOES BY

19 HUBERTUS ARENAUdany debiut

75HISTORIA ŁOWIECTWATheodore Roosevelt

97 GRENLANDIAZ łukiem w krainie śniegu

85 WABIENIE DRAPIEŻNIKASławomir Pawlikowski

123 GOTUJEMYPolędwiczki w sosie pieczeniowym

43 SZKOCJAW krainie whisky i Seana Connery’ego

57 ZWABIENI PRZEZ KOJOTANa wielkiej prerii

4/2014Spis treści

3 4

Page 6: Gazeta Łowiecka 4/2014

REDAKTOR NACZELNA MARTA PIĄ[email protected] PROWADZĄCYADAM [email protected] REDAKCJAe-mail: [email protected]. 22 428 18 85DYREKTOR ARTYSTYCZNYARTUR ZAWADZKIe-mail: [email protected] MERYTORYCZNAMARTA PIĄTKOWSKAKOREKTAJOLANTA KUSIAK TŁUMACZENIAEWA MOSTOWSKASTALI WSPÓŁPRACOWNICYSimon K. Barr, Rickard Faivre, Mats Gyllsand, Jens Urlik Hogh, Tomasz Lisewski, Violetta Nowak, Sławomir Pawlikowski, Jarosław Pełka, Mateusz Portka, Dobiesław WielińskiDZIAŁ REKLAMYDOMINIKA PIENIĄŻEKe-mail: [email protected]. 22 428 11 76 tel. 604 150 931, 601 179 100WSPARCIE INFORMATYCZNEAGENCJA INTERAKTYWNA RMBIWYDAWCAOMNIMAP MACIEJ PIENIĄŻEKul. Jana Kazimierza 705-502 PiasecznoNIP 521 209 81 47www.gazetalowiecka.pl

Zdjęcie na okładce: Grenlandia, David Carsten Peder-sen. Fot. Thomas Lindy Nissen

Gazeta Łowiecka jest partnerem skandynawskiej Grupy MIN JAKT, lidera internetowej prasy dla myśliwych i sympatyków łowiectwa.

Gazeta Łowiecka jest bezpłatnym, internetowym miesięczni-kiem dla myśliwych i pasjonatów łowiectwa. Redakcja nie zwraca materiałów, które nie były zamówione. Zastrzegamy sobie pełne prawo do redakcyjnej korekty tekstów, w tym zmian i skrótów materiałów, które zostały zaakceptowane do Wydania. Reklamy są zamieszczane zgodnie z „Warunkami Zamieszczania Reklam” – dostępnymi na stronie www.gazetalowiecka.pl w zakładce Reklama. Wydawca ma prawo do odmowy zamieszczenia reklamy lub ogłoszeń oraz nie odpowiada za ich treść. Wszelkie kopiowanie materiałów zawartych w Gazecie Łowieckiej oraz na stronie internetowej www.gazetalowiecka.pl jest zabronio-ne bez zgody Wydawcy.

Wsz ystkim Cz ytelnikom i Sympatykom Gazety Łowieckiej ż ycz ymy radosnych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia oraz samych sukcesów w zbliżającym się Nowym 2015 Roku!

NIECH WAM ŚWIĘTY HUBERT DARZY!

Redakcja Gazety Łowieckiej

6

Page 7: Gazeta Łowiecka 4/2014

REDAKTOR NACZELNA MARTA PIĄ[email protected] PROWADZĄCYADAM [email protected] REDAKCJAe-mail: [email protected]. 22 428 18 85DYREKTOR ARTYSTYCZNYARTUR ZAWADZKIe-mail: [email protected] MERYTORYCZNAMARTA PIĄTKOWSKAKOREKTAJOLANTA KUSIAK TŁUMACZENIAEWA MOSTOWSKASTALI WSPÓŁPRACOWNICYSimon K. Barr, Rickard Faivre, Mats Gyllsand, Jens Urlik Hogh, Tomasz Lisewski, Violetta Nowak, Sławomir Pawlikowski, Jarosław Pełka, Mateusz Portka, Dobiesław WielińskiDZIAŁ REKLAMYDOMINIKA PIENIĄŻEKe-mail: [email protected]. 22 428 11 76 tel. 604 150 931, 601 179 100WSPARCIE INFORMATYCZNEAGENCJA INTERAKTYWNA RMBIWYDAWCAOMNIMAP MACIEJ PIENIĄŻEKul. Jana Kazimierza 705-502 PiasecznoNIP 521 209 81 47www.gazetalowiecka.pl

Zdjęcie na okładce: Grenlandia, David Carsten Peder-sen. Fot. Thomas Lindy Nissen

Gazeta Łowiecka jest partnerem skandynawskiej Grupy MIN JAKT, lidera internetowej prasy dla myśliwych i sympatyków łowiectwa.

Gazeta Łowiecka jest bezpłatnym, internetowym miesięczni-kiem dla myśliwych i pasjonatów łowiectwa. Redakcja nie zwraca materiałów, które nie były zamówione. Zastrzegamy sobie pełne prawo do redakcyjnej korekty tekstów, w tym zmian i skrótów materiałów, które zostały zaakceptowane do Wydania. Reklamy są zamieszczane zgodnie z „Warunkami Zamieszczania Reklam” – dostępnymi na stronie www.gazetalowiecka.pl w zakładce Reklama. Wydawca ma prawo do odmowy zamieszczenia reklamy lub ogłoszeń oraz nie odpowiada za ich treść. Wszelkie kopiowanie materiałów zawartych w Gazecie Łowieckiej oraz na stronie internetowej www.gazetalowiecka.pl jest zabronio-ne bez zgody Wydawcy.

Wsz ystkim Cz ytelnikom i Sympatykom Gazety Łowieckiej ż ycz ymy radosnych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia oraz samych sukcesów w zbliżającym się Nowym 2015 Roku!

NIECH WAM ŚWIĘTY HUBERT DARZY!

Redakcja Gazety Łowieckiej

6

Page 8: Gazeta Łowiecka 4/2014

Idealny wieczór

T E K S T I Z D J Ę C I A : J OA K I M N O R D LU N D W W W. P R E S S P R O. S ET ŁU M AC Z Y Ł A : E WA M O S T O W S K A

Choć za oknami zima, warto przeczytać o oryginalnym powitaniu wiosny, jakim dla BjörnaIsakssona

każdego roku jest polowanie na bobry. Tak spędza pierwsze wiosenne wieczory, kiedy prawie nie ma już śniegu

i puściły już lody

Björn Isaksson najchętniej wita wiosnę nad rzeką Aleån, nad którą dorastał

Page 9: Gazeta Łowiecka 4/2014

Idealny wieczór

T E K S T I Z D J Ę C I A : J OA K I M N O R D LU N D W W W. P R E S S P R O. S ET ŁU M AC Z Y Ł A : E WA M O S T O W S K A

Choć za oknami zima, warto przeczytać o oryginalnym powitaniu wiosny, jakim dla BjörnaIsakssona

każdego roku jest polowanie na bobry. Tak spędza pierwsze wiosenne wieczory, kiedy prawie nie ma już śniegu

i puściły już lody

Björn Isaksson najchętniej wita wiosnę nad rzeką Aleån, nad którą dorastał

Page 10: Gazeta Łowiecka 4/2014

W pobliżu Luleå, pomiędzy są-siadującymi ze sobą wioskami

Långnäs i Ale, wije się rzeczka Aleån. Tutaj dorastał Björn Isaksson, dla któ-rego wiosenne polowania na bobry są czymś naturalnym. – To dla mnie idealny sposób na po-witanie wiosny – mówi. Śnieg właśnie odpuścił, mieszkańcy wsi Ale powychodzili z domów i roz-poczęli wiosenne sprzątanie. Przy tutejszym młynie ktoś rozpala grilla, a 15 metrów dalej uspokajająco szem-rze Aleån.

COROCZNY RYTUAŁZ pięknej wiosennej pogody korzy-sta ktoś jeszcze. 22-letni Björn Isaks-son pół roku temu przejął w spadku po dziadkach dom i teraz remontu-je podłogę w garażu. Ale ile jeszcze by nie miał pracy, na jedno zawsze znajdzie czas. Wiosną poluje się na bobry – z tym przekonaniem dorastał. I nic dziwnego, ponieważ w pobliżu znajduje się wiele żeremi. Pomiędzy jego obecnym domem w Ale a tym rodzinnym w Långnäs wije się Aleån, którą Björn przemierzał niezliczoną ilość razy. – Miałem może trzynaście lat, kiedy po raz pierwszy upolowałem bobra. Byłem młody, ale towarzyszył mi do-rosły, doświadczony myśliwy. Udane polowanie – wspomina z uśmiechem. Tego wieczoru zamierza przejść się wzdłuż rzeczki. Kiedy mija oszklo-

ną przydomową altankę, jego uwagę zwraca Ruff, karelski pies na niedź-wiedzie, który wpatruje się w swojego pana proszącymi oczami. – Wiem, stary, że chcesz pójść, ale nie tym razem – mówi Björn, spoglądając na przyjaciela. Potem odwraca się w moją stronę. – Pewnie ma mnie teraz za zdrajcę, który nie pozwala mu iść ze sobą. Na pewno wie, dokąd się wybieram. Jak wrócę, wezmę go na spacer – zapo-wiada. Minęło wpół do ósmej, ale dalej jest jasno i na mijanych przez nas dział-kach niektórzy jeszcze pracują. Jed-nak dla nas ważniejsze jest to, że wy-bieramy się na łowy. Björn opowiada, że jego kolega wczoraj widział tu bobra. Trzy dni wcześniej Björn już polował w paru mniejszych potokach i dlatego twierdzi, że tym razem zadowoli się filmowaniem. Mówi, że to dla niego ciekawe uzupełnienie łowów, a często w zupełności mu wystarcza. – Polowanie zawsze będzie dla mnie na pierwszym miejscu, jednak coraz częściej poluję... kamerą – wyjaśnia. Niewielka, poręczna kamerka jest z nami i tym razem. Oglądamy filmy zapisane na karcie pamięci. Björn czę-sto poluje na łosie, a ostatnio coraz bardziej fascynuje go wabienie. Mi-nionej jesieni zwabił i upolował dwa łosie. To niezaprzeczalnie cudowny widok, oglądać na filmie byka, który podchodzi coraz bliżej i bliżej.

Bóbr przegryzł wiele drzew po obu brzegach rzeki

9

Page 11: Gazeta Łowiecka 4/2014

W pobliżu Luleå, pomiędzy są-siadującymi ze sobą wioskami

Långnäs i Ale, wije się rzeczka Aleån. Tutaj dorastał Björn Isaksson, dla któ-rego wiosenne polowania na bobry są czymś naturalnym. – To dla mnie idealny sposób na po-witanie wiosny – mówi. Śnieg właśnie odpuścił, mieszkańcy wsi Ale powychodzili z domów i roz-poczęli wiosenne sprzątanie. Przy tutejszym młynie ktoś rozpala grilla, a 15 metrów dalej uspokajająco szem-rze Aleån.

COROCZNY RYTUAŁZ pięknej wiosennej pogody korzy-sta ktoś jeszcze. 22-letni Björn Isaks-son pół roku temu przejął w spadku po dziadkach dom i teraz remontu-je podłogę w garażu. Ale ile jeszcze by nie miał pracy, na jedno zawsze znajdzie czas. Wiosną poluje się na bobry – z tym przekonaniem dorastał. I nic dziwnego, ponieważ w pobliżu znajduje się wiele żeremi. Pomiędzy jego obecnym domem w Ale a tym rodzinnym w Långnäs wije się Aleån, którą Björn przemierzał niezliczoną ilość razy. – Miałem może trzynaście lat, kiedy po raz pierwszy upolowałem bobra. Byłem młody, ale towarzyszył mi do-rosły, doświadczony myśliwy. Udane polowanie – wspomina z uśmiechem. Tego wieczoru zamierza przejść się wzdłuż rzeczki. Kiedy mija oszklo-

ną przydomową altankę, jego uwagę zwraca Ruff, karelski pies na niedź-wiedzie, który wpatruje się w swojego pana proszącymi oczami. – Wiem, stary, że chcesz pójść, ale nie tym razem – mówi Björn, spoglądając na przyjaciela. Potem odwraca się w moją stronę. – Pewnie ma mnie teraz za zdrajcę, który nie pozwala mu iść ze sobą. Na pewno wie, dokąd się wybieram. Jak wrócę, wezmę go na spacer – zapo-wiada. Minęło wpół do ósmej, ale dalej jest jasno i na mijanych przez nas dział-kach niektórzy jeszcze pracują. Jed-nak dla nas ważniejsze jest to, że wy-bieramy się na łowy. Björn opowiada, że jego kolega wczoraj widział tu bobra. Trzy dni wcześniej Björn już polował w paru mniejszych potokach i dlatego twierdzi, że tym razem zadowoli się filmowaniem. Mówi, że to dla niego ciekawe uzupełnienie łowów, a często w zupełności mu wystarcza. – Polowanie zawsze będzie dla mnie na pierwszym miejscu, jednak coraz częściej poluję... kamerą – wyjaśnia. Niewielka, poręczna kamerka jest z nami i tym razem. Oglądamy filmy zapisane na karcie pamięci. Björn czę-sto poluje na łosie, a ostatnio coraz bardziej fascynuje go wabienie. Mi-nionej jesieni zwabił i upolował dwa łosie. To niezaprzeczalnie cudowny widok, oglądać na filmie byka, który podchodzi coraz bliżej i bliżej.

Bóbr przegryzł wiele drzew po obu brzegach rzeki

9

Page 12: Gazeta Łowiecka 4/2014

– Tego udało mi się strzelić, ale tego drugiego postanowiłem już tylko na-kręcić. W tym roku polowania na łosie będą jeszcze ciekawsze, bo Björn po raz pierwszy będzie miał ze sobą Ruffa. Wiosną kupił pięknego karelskiego psa, który już okazał się wiernym to-warzyszem łowów. – Poszczęściło mi się. Ruff jest cu-downy – mądry i spokojny. Ja jeszcze nic z nim nie upolowałem, ale inni tak – mówi.

SPACER W DOBRYM TOWARZYSTWIEIdziemy wzdłuż rzeczki. Tam, gdzie inni wybraliby łodź lub canoe [tra-dycyjna łódź wiosłowa – przyp. red], Björn zazwyczaj idzie piechotą. Na rzece często leżą zwalone drzewa, przez które nie da się utrzymać pręd-kości. Akurat teraz płynęłoby się świetnie, bo poziom wody jest opty-malny, a wiosenny prąd nie za moc-ny – za to wystarczający, by gładko przesuwać się przez bobrze tamy. Z drugiej strony, na tutejszy teren – otwarte pola – też nie ma co narzekać, a i towarzystwo jest niezłe: niecałe 100 m od nas spaceruje kilka żurawi, a nad naszymi głowami przelatują dziesiątki kaczek. Trzy dni temu, gdy byliśmy na pierwszym wspólnym polowaniu, wi-dzieliśmy też cietrzewie, sarny i łabędzie. – Spójrz tam, lis! – mówi Björn, wska-zując na miejsce ok. 400 m od nas. Idziemy dalej w tym sympatycznym

towarzystwie i po niecałym kilome-trze dochodzimy do miejsca, gdzie na brzozach widać pierwsze ślady bobrzych zębów. Krzaki, których ga-łęzie miały ok. 2 cm średnicy, ucięte są tak gładko, że trzeba się naprawdę blisko przyjrzeć, by dostrzec, że to nie dzieło piły łańcuchowej. Paręset metrów dalej mijamy żeremie. Björn obserwuje wszystko swoim czuj-nym myśliwskim spojrzeniem – tym samym, dzięki któremu trzy dni wcze-śniej zauważył ok. 500 m przed nim sarnę. Teraz, ukryty za rozłożystymi drzewami, przeczesuje wzrokiem lu-stro wody. – Wygląda na to, że się zbliżamy – mówi. – Na razie nic nie widzę, ale zobaczmy za zakrętem, bo zimą tam były bobry.

W OCZEKIWANIUPo kolejnych 300 m Björn daje mi znak, żebym się zatrzymał. Klęka. Słyszę szept: – Tam przy brzegu jest jeden, niedale-ko wiru. Czekamy cierpliwie, aż bóbr podpły-nie bliżej – Björn chce strzelić tak blisko brzegu, jak tylko to możliwe, żeby móc potem szybko go podnieść [W Skandynawii dopuszcza się polo-wanie na bobry w wodzie, w przeci-wieństwie do Polski, gdzie na bobry polować powinno się tylko, gdy znaj-dują się na lądzie – przyp red.]. Jest teraz wpół do dziewiątej i robi się

Bóbr z gracją zniknął nam z oczu, gdy tylko wyczuł nasz zapach 12

Page 13: Gazeta Łowiecka 4/2014

– Tego udało mi się strzelić, ale tego drugiego postanowiłem już tylko na-kręcić. W tym roku polowania na łosie będą jeszcze ciekawsze, bo Björn po raz pierwszy będzie miał ze sobą Ruffa. Wiosną kupił pięknego karelskiego psa, który już okazał się wiernym to-warzyszem łowów. – Poszczęściło mi się. Ruff jest cu-downy – mądry i spokojny. Ja jeszcze nic z nim nie upolowałem, ale inni tak – mówi.

SPACER W DOBRYM TOWARZYSTWIEIdziemy wzdłuż rzeczki. Tam, gdzie inni wybraliby łodź lub canoe [tra-dycyjna łódź wiosłowa – przyp. red], Björn zazwyczaj idzie piechotą. Na rzece często leżą zwalone drzewa, przez które nie da się utrzymać pręd-kości. Akurat teraz płynęłoby się świetnie, bo poziom wody jest opty-malny, a wiosenny prąd nie za moc-ny – za to wystarczający, by gładko przesuwać się przez bobrze tamy. Z drugiej strony, na tutejszy teren – otwarte pola – też nie ma co narzekać, a i towarzystwo jest niezłe: niecałe 100 m od nas spaceruje kilka żurawi, a nad naszymi głowami przelatują dziesiątki kaczek. Trzy dni temu, gdy byliśmy na pierwszym wspólnym polowaniu, wi-dzieliśmy też cietrzewie, sarny i łabędzie. – Spójrz tam, lis! – mówi Björn, wska-zując na miejsce ok. 400 m od nas. Idziemy dalej w tym sympatycznym

towarzystwie i po niecałym kilome-trze dochodzimy do miejsca, gdzie na brzozach widać pierwsze ślady bobrzych zębów. Krzaki, których ga-łęzie miały ok. 2 cm średnicy, ucięte są tak gładko, że trzeba się naprawdę blisko przyjrzeć, by dostrzec, że to nie dzieło piły łańcuchowej. Paręset metrów dalej mijamy żeremie. Björn obserwuje wszystko swoim czuj-nym myśliwskim spojrzeniem – tym samym, dzięki któremu trzy dni wcze-śniej zauważył ok. 500 m przed nim sarnę. Teraz, ukryty za rozłożystymi drzewami, przeczesuje wzrokiem lu-stro wody. – Wygląda na to, że się zbliżamy – mówi. – Na razie nic nie widzę, ale zobaczmy za zakrętem, bo zimą tam były bobry.

W OCZEKIWANIUPo kolejnych 300 m Björn daje mi znak, żebym się zatrzymał. Klęka. Słyszę szept: – Tam przy brzegu jest jeden, niedale-ko wiru. Czekamy cierpliwie, aż bóbr podpły-nie bliżej – Björn chce strzelić tak blisko brzegu, jak tylko to możliwe, żeby móc potem szybko go podnieść [W Skandynawii dopuszcza się polo-wanie na bobry w wodzie, w przeci-wieństwie do Polski, gdzie na bobry polować powinno się tylko, gdy znaj-dują się na lądzie – przyp red.]. Jest teraz wpół do dziewiątej i robi się

Bóbr z gracją zniknął nam z oczu, gdy tylko wyczuł nasz zapach 12

Page 14: Gazeta Łowiecka 4/2014

ciemno. Zerkam w obiektyw aparatu i powiększam ISO, żeby zwiększyć wrażliwość na światło. Björn próbu-je ustawić statyw do kamery, ale nie będzie czasu na filmowanie – bóbr znajduje się już tylko 30 m od nas i obaj wiemy, że najprawdopodobniej wyczuje nas, gdy tylko znajdzie się na tym samym poziomie, co my. Sekundy później zwierzę z pluskiem znika pod wodą. Myślę, że właśnie ominęła nas szansa na oddanie strza-

łu, jednak zwierzę wynurza się po kilku sekundach. Tym razem reakcja Björna jest błyskawiczna. Strzał jest celny. – Byłem na to przygotowany. One mają w zwyczaju tak się wynurzać. Ale oczywiście, gdyby nas wyczuł, to już byśmy go nie zobaczyli. Od razu po strzale Björn tworzy plan wyciągnięcia tuszy, która płynie w dół rzeki. Chłopak naprawdę zna swoją rzekę. Bez problemu wyławia zdo-

bycz, uginając się pod jej ciężarem.– Będzie ze dwadzieścia kilo – mówi.

ŁOWIECKIE REFLEKSJEPo drugiej stronie rzeki widzimy ślady aktywności bobrów – istny plac budo-wy, na którym leży przynajmniej dwa-dzieścia brzóz. W drodze powrotnej zatrzymujemy się przy kilku pieńkach. Ciężko nie być pod wrażeniem tych zdolnych drwali. Każdy, kto płynął

kiedyś zamieszkanym przez bobry po-tokiem lub rzeką, wie, że czasami taka okolica wygląda jak po bombardowa-niu. – Kilka lat temu było tu jeszcze wię-cej bobrów – mówi Björn. – Wciąż jest ich sporo na tym terenie, ale nie strzelam za każdym razem, kiedy ja-kiegoś widzę. Bycie myśliwym wią-że się z odpowiedzialnością. Trzeba pozwolić bobrom po prostu być. Takie jest moje zdanie. Kontynuujemy

Page 15: Gazeta Łowiecka 4/2014

ciemno. Zerkam w obiektyw aparatu i powiększam ISO, żeby zwiększyć wrażliwość na światło. Björn próbu-je ustawić statyw do kamery, ale nie będzie czasu na filmowanie – bóbr znajduje się już tylko 30 m od nas i obaj wiemy, że najprawdopodobniej wyczuje nas, gdy tylko znajdzie się na tym samym poziomie, co my. Sekundy później zwierzę z pluskiem znika pod wodą. Myślę, że właśnie ominęła nas szansa na oddanie strza-

łu, jednak zwierzę wynurza się po kilku sekundach. Tym razem reakcja Björna jest błyskawiczna. Strzał jest celny. – Byłem na to przygotowany. One mają w zwyczaju tak się wynurzać. Ale oczywiście, gdyby nas wyczuł, to już byśmy go nie zobaczyli. Od razu po strzale Björn tworzy plan wyciągnięcia tuszy, która płynie w dół rzeki. Chłopak naprawdę zna swoją rzekę. Bez problemu wyławia zdo-

bycz, uginając się pod jej ciężarem.– Będzie ze dwadzieścia kilo – mówi.

ŁOWIECKIE REFLEKSJEPo drugiej stronie rzeki widzimy ślady aktywności bobrów – istny plac budo-wy, na którym leży przynajmniej dwa-dzieścia brzóz. W drodze powrotnej zatrzymujemy się przy kilku pieńkach. Ciężko nie być pod wrażeniem tych zdolnych drwali. Każdy, kto płynął

kiedyś zamieszkanym przez bobry po-tokiem lub rzeką, wie, że czasami taka okolica wygląda jak po bombardowa-niu. – Kilka lat temu było tu jeszcze wię-cej bobrów – mówi Björn. – Wciąż jest ich sporo na tym terenie, ale nie strzelam za każdym razem, kiedy ja-kiegoś widzę. Bycie myśliwym wią-że się z odpowiedzialnością. Trzeba pozwolić bobrom po prostu być. Takie jest moje zdanie. Kontynuujemy

Page 16: Gazeta Łowiecka 4/2014

Björn Isaksson nie poluje z łodzi. Pozyskanego bobra wyciągnął z wody za pomocą długiego kija

nasz spacer wzdłuż rzeki, podczas gdy nad okolicą zaczyna zapadać noc. Na horyzoncie widać światła gospodarstw w Långnäs. To był dla Björna napraw-dę idealny wieczór.– Dla mnie rok łowiecki zaczyna się od polowania na bobry. To taka moja mała tradycja, idealny sposób na po-witanie wiosny – mówi.Gdy Björn idzie mostem na północną stronę rzeki, kulik [ptak z rodziny be-kasowatych – przyp. red.] wyśpiewuje ostatnią strofę swojej pieśni. W domu Ruff czeka na swojego pana, by pójść jeszcze przed snem na obiecany spacer.

Page 17: Gazeta Łowiecka 4/2014

Björn Isaksson nie poluje z łodzi. Pozyskanego bobra wyciągnął z wody za pomocą długiego kija

nasz spacer wzdłuż rzeki, podczas gdy nad okolicą zaczyna zapadać noc. Na horyzoncie widać światła gospodarstw w Långnäs. To był dla Björna napraw-dę idealny wieczór.– Dla mnie rok łowiecki zaczyna się od polowania na bobry. To taka moja mała tradycja, idealny sposób na po-witanie wiosny – mówi.Gdy Björn idzie mostem na północną stronę rzeki, kulik [ptak z rodziny be-kasowatych – przyp. red.] wyśpiewuje ostatnią strofę swojej pieśni. W domu Ruff czeka na swojego pana, by pójść jeszcze przed snem na obiecany spacer.

Page 18: Gazeta Łowiecka 4/2014

PREMIERA NA MIĘDZYNARODOWYCH TARGACH IWA OutdoorClassics 2014 W NORYMBERDZE, NIEMCY

3-24x56 EDWieloletnie doświadczenie pozwoliło nam skonstruować nowoczesny celownik z ośmiokrotnym zoomem o uniwersalnym przeznaczeniu. Optyka wykonana z niskodyspersyjnego szkła ED zapewnia wyjątkową ostrość w całym zakresie powiększeń. Dzięki tubusowi o średnicy 34 mm zakres regulacji wynosi 100 MOA. (+/-50). Jeden klik = 1 cm. Do wyboru dostępne są trzy unikalne siatki celownicze: LR.600 na dalekie dystanse oraz MR.P300 i HMR.P300 na średnie dystanse. MR.P300 i HMR.P300 posiadająposiadają dwa podświetlane punkty. Siatki wyskalowana są w układzie metrycznym i korespondują z klikami lunety – 1 klik to 10 mm. Dwa rodzaje pokręteł regulacji krzyża: wysokie OLT (Open Locking Turrets) lub niskie CCT (Compact Cover Turrets). Obydwa pokrętła posiadają system ZeroLock.

MR.P300

UniUnikalna siatka na średnie dystanse. Siatka posiada dwa podświetlane punkty, jeden centralny - P200 - oraz drugi poniżej central-nego – P300 umożliwiające błyskawiczne oddane strzału na 200 oraz 300 m. Innymi słowy kompensuje opad pocisku na dystan-sie 200 i 300 m. Dodatkowy znacznik pozwala na oddanie strzałów na 100 m – również bez korekcji pokręteł regulacji krzyża.

HMR.P300

UniUnikalna siatka na średnie dystanse. Siatka HMR.P300 jest zmodyfikowaną siatką MR.P300 – posiada powiększone wymiary punktów P200 i P300, grubości cienkich ramion oraz położone bliżej środka grube ramiona krzyża.

LR.600

Siatka na dalekie dystanse wyskalowana jest w układzie metrycznym i koresponduje z klikami lunety – 1 klik to 10 mm. Precyzyjny, podświetlany punkt celowniczy zajmuje ttylko 10mm na dystansie 300m przy powięk-szeniu 24x.

DOT 3-24x56ED LR.600 CCT DO-2423 4090 złDOT 3-24x56ED LR.600 OLT DO-2424 4490 zł DOT 3-24x56ED MR.P300 CCT DO-2421 4090 zł

DOT 3-24x56ED MR.P300 OLT DO-2422 4490 zł DOT 3-24x56ED HMR.P300 CCT DO-2425 4090 złDOT 3-24x56ED HMR.P300 OLT DO-2426 4490 zł

www.deltaoptical.pl/34mm

®

Page 19: Gazeta Łowiecka 4/2014

PREMIERA NA MIĘDZYNARODOWYCH TARGACH IWA OutdoorClassics 2014 W NORYMBERDZE, NIEMCY

3-24x56 EDWieloletnie doświadczenie pozwoliło nam skonstruować nowoczesny celownik z ośmiokrotnym zoomem o uniwersalnym przeznaczeniu. Optyka wykonana z niskodyspersyjnego szkła ED zapewnia wyjątkową ostrość w całym zakresie powiększeń. Dzięki tubusowi o średnicy 34 mm zakres regulacji wynosi 100 MOA. (+/-50). Jeden klik = 1 cm. Do wyboru dostępne są trzy unikalne siatki celownicze: LR.600 na dalekie dystanse oraz MR.P300 i HMR.P300 na średnie dystanse. MR.P300 i HMR.P300 posiadająposiadają dwa podświetlane punkty. Siatki wyskalowana są w układzie metrycznym i korespondują z klikami lunety – 1 klik to 10 mm. Dwa rodzaje pokręteł regulacji krzyża: wysokie OLT (Open Locking Turrets) lub niskie CCT (Compact Cover Turrets). Obydwa pokrętła posiadają system ZeroLock.

MR.P300

UniUnikalna siatka na średnie dystanse. Siatka posiada dwa podświetlane punkty, jeden centralny - P200 - oraz drugi poniżej central-nego – P300 umożliwiające błyskawiczne oddane strzału na 200 oraz 300 m. Innymi słowy kompensuje opad pocisku na dystan-sie 200 i 300 m. Dodatkowy znacznik pozwala na oddanie strzałów na 100 m – również bez korekcji pokręteł regulacji krzyża.

HMR.P300

UniUnikalna siatka na średnie dystanse. Siatka HMR.P300 jest zmodyfikowaną siatką MR.P300 – posiada powiększone wymiary punktów P200 i P300, grubości cienkich ramion oraz położone bliżej środka grube ramiona krzyża.

LR.600

Siatka na dalekie dystanse wyskalowana jest w układzie metrycznym i koresponduje z klikami lunety – 1 klik to 10 mm. Precyzyjny, podświetlany punkt celowniczy zajmuje ttylko 10mm na dystansie 300m przy powięk-szeniu 24x.

DOT 3-24x56ED LR.600 CCT DO-2423 4090 złDOT 3-24x56ED LR.600 OLT DO-2424 4490 zł DOT 3-24x56ED MR.P300 CCT DO-2421 4090 zł

DOT 3-24x56ED MR.P300 OLT DO-2422 4490 zł DOT 3-24x56ED HMR.P300 CCT DO-2425 4090 złDOT 3-24x56ED HMR.P300 OLT DO-2426 4490 zł

www.deltaoptical.pl/34mm

®

Page 20: Gazeta Łowiecka 4/2014

HUBERTUS ARENA 2014

T E K S T: DAW I D R ATA J C Z A KZ D J Ę C I A : K A R O L S TA Ń C Z A K

W dniach 8 – 9 listopada Ostróda gościła pasjonatów myślistwa i łowiectwa podczas targów Hubertus Arena.

Nowa pozycja w kalendarzu imprez łowieckich przyciągnęła ponad 14 tys. zwiedzających

oraz szeroką rzeszę wystawców

Page 21: Gazeta Łowiecka 4/2014

HUBERTUS ARENA 2014

T E K S T: DAW I D R ATA J C Z A KZ D J Ę C I A : K A R O L S TA Ń C Z A K

W dniach 8 – 9 listopada Ostróda gościła pasjonatów myślistwa i łowiectwa podczas targów Hubertus Arena.

Nowa pozycja w kalendarzu imprez łowieckich przyciągnęła ponad 14 tys. zwiedzających

oraz szeroką rzeszę wystawców

Page 22: Gazeta Łowiecka 4/2014

To pierwsza tego typu impreza w północno-wschodniej Pol-

sce i kolejne wydarzenie w kalen-darzu imprez regionalnych. Huber-tus Arena odbył się pod patronatem Polskiego Związku Łowieckiego i był współorganizowany przez 10 regionalnych kół łowieckich. Przez dwa dni ostródzką Expo Are-nę odwiedziło ponad 14 tys. gości – myśliwych, leśników, jak również osób na co dzień niezwiązanych z branżą łowiecką. Wiele z nich sko-rzystało z możliwości odwiedzenia targów wraz ze swoim czworonogiem.Targi Hubertus rozpoczęły się pocztem sztandarowym regionalnych kół łowieckich, po którym odbyła się tradycyjna Hubertowska msza święta. Od godziny 13:00 wszyscy chętni mo-gli wziąć udział w całodziennej biesia-dzie myśliwskiej, podczas której czas umilał koncert Zespołu Muzyki My-śliwskiej.Przez dwa dni wydarzenia na od-wiedzających czekały liczne atrak-cje. Długie kolejki ustawiały się do punktu serwującego poczęstunek z dziczyzny jak również do łucz-nicy firmy Bowhunting, na któ-rej można było strzelać z profesjo-nalnych łuków. Stoisko Sokolnika z dzikimi ptakami oraz stoisko La-sów Państwowych były oblegane zwłaszcza przez najmłodszych. Od-były się także pokazy psów ras my-śliwskich oraz sokolnictwa, pokazy 21

Page 23: Gazeta Łowiecka 4/2014

To pierwsza tego typu impreza w północno-wschodniej Pol-

sce i kolejne wydarzenie w kalen-darzu imprez regionalnych. Huber-tus Arena odbył się pod patronatem Polskiego Związku Łowieckiego i był współorganizowany przez 10 regionalnych kół łowieckich. Przez dwa dni ostródzką Expo Are-nę odwiedziło ponad 14 tys. gości – myśliwych, leśników, jak również osób na co dzień niezwiązanych z branżą łowiecką. Wiele z nich sko-rzystało z możliwości odwiedzenia targów wraz ze swoim czworonogiem.Targi Hubertus rozpoczęły się pocztem sztandarowym regionalnych kół łowieckich, po którym odbyła się tradycyjna Hubertowska msza święta. Od godziny 13:00 wszyscy chętni mo-gli wziąć udział w całodziennej biesia-dzie myśliwskiej, podczas której czas umilał koncert Zespołu Muzyki My-śliwskiej.Przez dwa dni wydarzenia na od-wiedzających czekały liczne atrak-cje. Długie kolejki ustawiały się do punktu serwującego poczęstunek z dziczyzny jak również do łucz-nicy firmy Bowhunting, na któ-rej można było strzelać z profesjo-nalnych łuków. Stoisko Sokolnika z dzikimi ptakami oraz stoisko La-sów Państwowych były oblegane zwłaszcza przez najmłodszych. Od-były się także pokazy psów ras my-śliwskich oraz sokolnictwa, pokazy 21

Page 24: Gazeta Łowiecka 4/2014
Page 25: Gazeta Łowiecka 4/2014
Page 26: Gazeta Łowiecka 4/2014

wabienia zwierzyny, przegląd sy-gnałów łowieckich, a zwiedzający mogli wziąć udział w konkursach, w których do wygrania były atrak-cyjne nagrody. Na targach swoją ofertę zaprezen-towało ponad 100 firm, takich jak krakowska Knieja z szeroką ofer-tą broni, DoLasu.pl, na stoisku której można było przymierzyć ubrania prawie wszystkich zna-

nych myśliwym firm, FAM Pionki, Nikon, Olympus, Delta Optical i wiele innych. Leśnicy i pasjonaci łowiectwa mogli zapoznać się z bo-gatą ofertą broni, amunicji, ubrań, optyki, ambon i specjalistycznych akcesoriów myśliwskich. Można też było obejrzeć i zakupić mister-nie wykonaną biżuterię myśliwską, trofea łowieckie i wyroby ręko-dzielnicze. W strefie motoryzacyj-

nej prezentowane były najnowsze modele samochodów terenowych oraz quadów, a na stoiskach z ak-cesoriami kynologicznymi wszy-scy miłośnicy psów mogli ku-pić dla swoich pupili wysokiej jakości karmy, legowiska czy smycze. Na targach pojawili się produ-cenci wyrobów regionalnych – serów, miodów, nalewek czy wędlin z dziczyzny.

Duże zainteresowanie oraz pozytyw-ne opinie zarówno wystawców jak i zwiedzających pozwalają wierzyć, że Hubertus Arena stanie się imprezą cykliczną i ważnym punktem na my-śliwskiej mapie Polski. Następna edycja zaplanowana jest na 17-18 października 2015 roku. Wszelkie informacje odnoś- nie przyszłorocznego wydarzenia moż-na śledzić na stronie:www.HubertusArena.pl.

Page 27: Gazeta Łowiecka 4/2014

wabienia zwierzyny, przegląd sy-gnałów łowieckich, a zwiedzający mogli wziąć udział w konkursach, w których do wygrania były atrak-cyjne nagrody. Na targach swoją ofertę zaprezen-towało ponad 100 firm, takich jak krakowska Knieja z szeroką ofer-tą broni, DoLasu.pl, na stoisku której można było przymierzyć ubrania prawie wszystkich zna-

nych myśliwym firm, FAM Pionki, Nikon, Olympus, Delta Optical i wiele innych. Leśnicy i pasjonaci łowiectwa mogli zapoznać się z bo-gatą ofertą broni, amunicji, ubrań, optyki, ambon i specjalistycznych akcesoriów myśliwskich. Można też było obejrzeć i zakupić mister-nie wykonaną biżuterię myśliwską, trofea łowieckie i wyroby ręko-dzielnicze. W strefie motoryzacyj-

nej prezentowane były najnowsze modele samochodów terenowych oraz quadów, a na stoiskach z ak-cesoriami kynologicznymi wszy-scy miłośnicy psów mogli ku-pić dla swoich pupili wysokiej jakości karmy, legowiska czy smycze. Na targach pojawili się produ-cenci wyrobów regionalnych – serów, miodów, nalewek czy wędlin z dziczyzny.

Duże zainteresowanie oraz pozytyw-ne opinie zarówno wystawców jak i zwiedzających pozwalają wierzyć, że Hubertus Arena stanie się imprezą cykliczną i ważnym punktem na my-śliwskiej mapie Polski. Następna edycja zaplanowana jest na 17-18 października 2015 roku. Wszelkie informacje odnoś- nie przyszłorocznego wydarzenia moż-na śledzić na stronie:www.HubertusArena.pl.

Page 28: Gazeta Łowiecka 4/2014

NOWOŚĆ NA POLSKIM RYNKU! Karabinek półautomatyczny Remington R-15 VTR

• forma w stylu AR-15• kaliber .223R• długość lufy 16 lub 18 cali• osada typu MAGPUL• uchwyt typu MAGPUL GRIP — ułatwia

strzelanie w rękawiczkach• kompensator odrzutu AAC-51 Tooth Breakout• fabrycznie wyposażony w szynę typu

Picatinny• dwustopniowy spust• regulowana kolba• syntetyczny futerał w zestawie

Dystrybutor w Polsce:

Wolność 501-018 WarszawaSklep internetowy: www.artemix.com.plTel: +48 22 862 14 51Fax: +48 22 862 15 70Email: [email protected]

cena: 6500 zł

Page 29: Gazeta Łowiecka 4/2014

NOWOŚĆ NA POLSKIM RYNKU! Karabinek półautomatyczny Remington R-15 VTR

• forma w stylu AR-15• kaliber .223R• długość lufy 16 lub 18 cali• osada typu MAGPUL• uchwyt typu MAGPUL GRIP — ułatwia

strzelanie w rękawiczkach• kompensator odrzutu AAC-51 Tooth Breakout• fabrycznie wyposażony w szynę typu

Picatinny• dwustopniowy spust• regulowana kolba• syntetyczny futerał w zestawie

Dystrybutor w Polsce:

Wolność 501-018 WarszawaSklep internetowy: www.artemix.com.plTel: +48 22 862 14 51Fax: +48 22 862 15 70Email: [email protected]

cena: 6500 zł

Page 30: Gazeta Łowiecka 4/2014

25 lat tradycji

T E K S T: M A R TA P I ĄT K O W S K AZ D J Ę C I A : G A Z E TA ŁO W I E C K A

Pierwsza sobota grudnia to czas, kiedy tradycji myśliwskiej staje się zadość. W ten dzień już od 25 lat zarządy pięciu

Kół Łowieckich z rejonu Ostródy spotykają się, aby podzielić się wiedzą i doświadczeniami mijających lat.

A przy okazji, żeby wybrać się na łowy

Page 31: Gazeta Łowiecka 4/2014

25 lat tradycji

T E K S T: M A R TA P I ĄT K O W S K AZ D J Ę C I A : G A Z E TA ŁO W I E C K A

Pierwsza sobota grudnia to czas, kiedy tradycji myśliwskiej staje się zadość. W ten dzień już od 25 lat zarządy pięciu

Kół Łowieckich z rejonu Ostródy spotykają się, aby podzielić się wiedzą i doświadczeniami mijających lat.

A przy okazji, żeby wybrać się na łowy

Page 32: Gazeta Łowiecka 4/2014

Listopad i grudzień to czas szcze-gólnych polowań zbiorowych,

jakimi są polowania hubertowskie i wigilijne. Jest to doskonała okazja do tego aby spotkać kolegów z koła, wymienić się doświadczeniami i prze-życiami mijającego roku, spędzić czas w myśliwskim towarzystwie. Kiedy w 1989 roku Łowczy Rejonowy Zyg-munt Tkaczyk rzucił na spotkaniu propozycję zorganizowania wspól-nego polowania dla zarządów kół re-jonu Ostróda, wszyscy jednomyślnie przyklasnęli temu pomysłowi. Łow-czemu jako pomysłodawcy przypadło

Page 33: Gazeta Łowiecka 4/2014

Listopad i grudzień to czas szcze-gólnych polowań zbiorowych,

jakimi są polowania hubertowskie i wigilijne. Jest to doskonała okazja do tego aby spotkać kolegów z koła, wymienić się doświadczeniami i prze-życiami mijającego roku, spędzić czas w myśliwskim towarzystwie. Kiedy w 1989 roku Łowczy Rejonowy Zyg-munt Tkaczyk rzucił na spotkaniu propozycję zorganizowania wspól-nego polowania dla zarządów kół re-jonu Ostróda, wszyscy jednomyślnie przyklasnęli temu pomysłowi. Łow-czemu jako pomysłodawcy przypadło

Page 34: Gazeta Łowiecka 4/2014
Page 35: Gazeta Łowiecka 4/2014
Page 36: Gazeta Łowiecka 4/2014

pierwszeństwo w organizacji tej im-prezy. I tak narodziła się tradycja. — Początkowo do wspólnych łowów przyłączyło się pięć kół łowieckich — Leśnik ze Starych Jabłonek, Drwęca, Grunwald i Lis z Ostródy oraz Dzię-cioł z Miłomłyna — wspomina Łow-czy. Od paru lat miejsce Koła Leśnik zajęło Koło Batalion z Omina, gospo-darz tegorocznego polowania. Spotkanie zarządów Kół, których ob-wody w części ze sobą graniczą, to świetna okazja do wymiany poglą-dów, a także poznania osób zarządza-jących okolicznymi terenami łowiec-kimi. Koło, które w danym roku jest gospodarzem polowania, jest również organizatorem oceny prawidłowości odstrzału samców zwierzyny płowej. — W tym roku spotkaliśmy się po raz dwudziesty drugi, ponieważ bywały zimy podczas których pogoda pokrzy-żowała nam plany — mówi prowa-dzący polowanie Waldemar Burandt. — Robiąc plany polowań zbiorowych

zawsze rezerwujemy pierwszą sobotę grudnia na polowanie zarządów — do-daje. — To wspaniałe spotkanie, które pozwala nam lepiej się poznać i wymie-nić doświadczenia. Wiele się od siebie uczymy. Na tegorocznej zbiorówce zaplanowa-no sześć miotów, a w przerwie pomię-dzy nimi uczestnicy mogli rozgrzać się pysznym barszczem ukraińskim i wymienić wrażeniami i swoimi ob-serwacjami – mówi Burandt.Chociaż Św. Hubert nie był zbyt ła-skawy i na pokocie znalazł się jeden przelatek i dwa lisy, to gościnność go-spodarzy, świetna atmosfera i pogo-da sprawiły, że było to kolejne udane spotkanie.Królem Polowania został Paweł Jabłoński z Koła Batalion, a Wicekró-lami Andrzej Śliwa z Koła Drwęca i Jacek Dyczewski z Koła Dzięcioł. Oprócz tradycyjnych medali, Panowie otrzymali drobne upominki od Skle-pu DoLasu.pl.

Andrzej Śliwa z pozyskanym lisem35

Page 37: Gazeta Łowiecka 4/2014

pierwszeństwo w organizacji tej im-prezy. I tak narodziła się tradycja. — Początkowo do wspólnych łowów przyłączyło się pięć kół łowieckich — Leśnik ze Starych Jabłonek, Drwęca, Grunwald i Lis z Ostródy oraz Dzię-cioł z Miłomłyna — wspomina Łow-czy. Od paru lat miejsce Koła Leśnik zajęło Koło Batalion z Omina, gospo-darz tegorocznego polowania. Spotkanie zarządów Kół, których ob-wody w części ze sobą graniczą, to świetna okazja do wymiany poglą-dów, a także poznania osób zarządza-jących okolicznymi terenami łowiec-kimi. Koło, które w danym roku jest gospodarzem polowania, jest również organizatorem oceny prawidłowości odstrzału samców zwierzyny płowej. — W tym roku spotkaliśmy się po raz dwudziesty drugi, ponieważ bywały zimy podczas których pogoda pokrzy-żowała nam plany — mówi prowa-dzący polowanie Waldemar Burandt. — Robiąc plany polowań zbiorowych

zawsze rezerwujemy pierwszą sobotę grudnia na polowanie zarządów — do-daje. — To wspaniałe spotkanie, które pozwala nam lepiej się poznać i wymie-nić doświadczenia. Wiele się od siebie uczymy. Na tegorocznej zbiorówce zaplanowa-no sześć miotów, a w przerwie pomię-dzy nimi uczestnicy mogli rozgrzać się pysznym barszczem ukraińskim i wymienić wrażeniami i swoimi ob-serwacjami – mówi Burandt.Chociaż Św. Hubert nie był zbyt ła-skawy i na pokocie znalazł się jeden przelatek i dwa lisy, to gościnność go-spodarzy, świetna atmosfera i pogo-da sprawiły, że było to kolejne udane spotkanie.Królem Polowania został Paweł Jabłoński z Koła Batalion, a Wicekró-lami Andrzej Śliwa z Koła Drwęca i Jacek Dyczewski z Koła Dzięcioł. Oprócz tradycyjnych medali, Panowie otrzymali drobne upominki od Skle-pu DoLasu.pl.

Andrzej Śliwa z pozyskanym lisem35

Page 38: Gazeta Łowiecka 4/2014

Od lewej: Adam Bursztyka, Andrzej Śliwa, Zygmunt Tkaczyk, Waldemar Burandt

Page 39: Gazeta Łowiecka 4/2014

Od lewej: Adam Bursztyka, Andrzej Śliwa, Zygmunt Tkaczyk, Waldemar Burandt

Page 40: Gazeta Łowiecka 4/2014

Król polowania Paweł Jabłoński odbiera medal i drobny upominek ufundowany przez Sklep DoLasu.pl

Page 41: Gazeta Łowiecka 4/2014

Król polowania Paweł Jabłoński odbiera medal i drobny upominek ufundowany przez Sklep DoLasu.pl

Page 44: Gazeta Łowiecka 4/2014

Dwa dni w Szkocji

T E K S T: M AT S G Y L L S A N DZ D J Ę C I A : S I M O N K . B A R R

T ŁU M AC Z Y Ł A : E WA M O S T O W S K A

Ten kraj pobudza wyobraźnię niejednego myśliwego. Mats Gyllsand wybrał się do ojczyzny whisky

i Seana Connery’ego, by zapolować m.in. na pardwy, bażanty, kaczki i kuropatwy.

I już wie, że na pewno tam jeszcze wróci…

Page 45: Gazeta Łowiecka 4/2014

Dwa dni w Szkocji

T E K S T: M AT S G Y L L S A N DZ D J Ę C I A : S I M O N K . B A R R

T ŁU M AC Z Y Ł A : E WA M O S T O W S K A

Ten kraj pobudza wyobraźnię niejednego myśliwego. Mats Gyllsand wybrał się do ojczyzny whisky

i Seana Connery’ego, by zapolować m.in. na pardwy, bażanty, kaczki i kuropatwy.

I już wie, że na pewno tam jeszcze wróci…

Page 46: Gazeta Łowiecka 4/2014

Gospodarz łowiska, Doug Virtue

Na parkingu przed lotniskiem mam rozglądać się za ciemnym

defenderem. Już po chwili orientuję się, że w Szkocji to bardzo popularny samochód – na parkingu stoi z pięć-dziesiąt takich aut, a w żadnym z nich nie ma nikogo, kto przypominałby mojego przewodnika Charliego Bron-lowa. W końcu poddaję się i wyciągam telefon. – Stoję na przystanku – mówi Charlie. Spoglądam w tamtą stronę. Nie ma żadnego defendera, za to przy niebie-skim fordzie mondeo stoi jakiś męż-czyzna i macha do mnie. Przedstawia się jako Charlie i tłumaczy, że po-przedniego dnia jego dzieci zostawiły w defenderze otwarte szyby. W nocy padało i samochód jest cały mokry, dlatego musiał wziąć inny.Ford wiezie nas krętymi wiejskimi drogami przez południowo-wschod-

nią Szkocję. Za oknem świeci słońce, niebo jest bezchmurne, a ziemia wciąż zielona – ciężko uwierzyć, że wkrót-ce Boże Narodzenie. Po 45 minutach przejeżdżamy przez rzekę Tweed. Za-raz za nią znajduje się pub Buccleuch Arms, przed którym Charlie parkuje samochód. Tu będę mieszkać w trak-cie swojego pobytu. Buccleuch Arms to nie jest zwykły pub, ale luksusowy zajazd z hotelem na pierwszym pię-trze. Mam spory, ładnie umeblowany pokój i piękną łazienkę – coś, co nie jest w Szkocji oczywiste. Wieczorem przy wspólnej kolacji poznaję innych myśliwych, z którymi będę jutro po-lował. Raczymy się whisky, po czym udaję się na spoczynek.

SZKOCKIE KLIMATYRankiem zbieramy się na parkingu przed pubem. Słońce właśnie wsta-ło i na asfalcie widać, jak rozpuszcza się szron. Charlie przyjechał defen-derem, który najwyraźniej zdążył już wyschnąć. Przedstawia nam zasady na dziś. Polowałem już wcześniej w Szkocji, ale na jelenie. Tym razem mamy polo-wać m.in. na pardwy. Normalnie jest to drogie przedsięwzięcie, które może kosztować nawet do 100 funtów [ok. 500 zł – przyp. red.] od ptaka. Jednak dla nas pardwy wliczone są w ogólną cenę za wszystkie pozyskane zwie-rzęta. Możemy strzelać też m.in. do kaczek, bażantów, kuropatw 45

Page 47: Gazeta Łowiecka 4/2014

Gospodarz łowiska, Doug Virtue

Na parkingu przed lotniskiem mam rozglądać się za ciemnym

defenderem. Już po chwili orientuję się, że w Szkocji to bardzo popularny samochód – na parkingu stoi z pięć-dziesiąt takich aut, a w żadnym z nich nie ma nikogo, kto przypominałby mojego przewodnika Charliego Bron-lowa. W końcu poddaję się i wyciągam telefon. – Stoję na przystanku – mówi Charlie. Spoglądam w tamtą stronę. Nie ma żadnego defendera, za to przy niebie-skim fordzie mondeo stoi jakiś męż-czyzna i macha do mnie. Przedstawia się jako Charlie i tłumaczy, że po-przedniego dnia jego dzieci zostawiły w defenderze otwarte szyby. W nocy padało i samochód jest cały mokry, dlatego musiał wziąć inny.Ford wiezie nas krętymi wiejskimi drogami przez południowo-wschod-

nią Szkocję. Za oknem świeci słońce, niebo jest bezchmurne, a ziemia wciąż zielona – ciężko uwierzyć, że wkrót-ce Boże Narodzenie. Po 45 minutach przejeżdżamy przez rzekę Tweed. Za-raz za nią znajduje się pub Buccleuch Arms, przed którym Charlie parkuje samochód. Tu będę mieszkać w trak-cie swojego pobytu. Buccleuch Arms to nie jest zwykły pub, ale luksusowy zajazd z hotelem na pierwszym pię-trze. Mam spory, ładnie umeblowany pokój i piękną łazienkę – coś, co nie jest w Szkocji oczywiste. Wieczorem przy wspólnej kolacji poznaję innych myśliwych, z którymi będę jutro po-lował. Raczymy się whisky, po czym udaję się na spoczynek.

SZKOCKIE KLIMATYRankiem zbieramy się na parkingu przed pubem. Słońce właśnie wsta-ło i na asfalcie widać, jak rozpuszcza się szron. Charlie przyjechał defen-derem, który najwyraźniej zdążył już wyschnąć. Przedstawia nam zasady na dziś. Polowałem już wcześniej w Szkocji, ale na jelenie. Tym razem mamy polo-wać m.in. na pardwy. Normalnie jest to drogie przedsięwzięcie, które może kosztować nawet do 100 funtów [ok. 500 zł – przyp. red.] od ptaka. Jednak dla nas pardwy wliczone są w ogólną cenę za wszystkie pozyskane zwie-rzęta. Możemy strzelać też m.in. do kaczek, bażantów, kuropatw 45

Page 48: Gazeta Łowiecka 4/2014

Udane polowanie i cudowne widoki

– w sumie do dwunastu gatunków, jeśli liczyć zające i lisy. Jedziemy na duże wrzosowisko kilka kilometrów dalej, po drodze zahacza-jąc o dom Douga Virtue, właścicie-la terenu. Doug upiera się, żebyśmy zostali na drugim śniadaniu, więc wciskamy się gromadnie do kuchni. Dom jest wspaniały. Wygląda, jakby miał przynajmniej sto lat, a w rzeczy-

wistości ma tylko kilka, jak zdradza nam gospodarz. Po drugim śniadaniu dołączają do nas kolejni myśliwi, z psami na ptaki. Je-dziemy na najwyższy punkt wrzoso-wiska. Jest lekka mgła, ale widok jest niesamowity. To jeden z powodów, dla których tak mnie ciągnie do Szkocji. Charlie rozdaje nam broń. Chcąc unik-nąć „zabawy” związanej z przewo-

zem, wszyscy skorzystaliśmy z możli-wości wypożyczenia jej na miejscu. To broń wysokiej jakości: Beretty, Brow-ningi i Kriegoffy, więc wszyscy są zadowoleni. Do tego dostajemy kilka paczek amunicji. Schodzimy w dolinę, ustawiamy się w linii co 50 metrów, a potem na raz ruszamy do przodu, wyprzedzani przez psy. Nie mija wie-le czasu, kiedy w powietrze wzbija się

chmara ptaków i strzelby idą w ruch. Ja dostałem miejsce prawie na samym końcu, więc jeszcze nie miałem okazji do strzału. 70 m ode mnie przelatu-je ptak, ciężko mi się powstrzymać. – Shot, shot! – krzyczy idący obok mnie miejscowy myśliwy z psem. Odległość jest jednak zbyt duża, więc nawet nie próbuję. Mój towarzysz pa-trzy na mnie sceptycznie, kręci gło- 4847

Page 49: Gazeta Łowiecka 4/2014

Udane polowanie i cudowne widoki

– w sumie do dwunastu gatunków, jeśli liczyć zające i lisy. Jedziemy na duże wrzosowisko kilka kilometrów dalej, po drodze zahacza-jąc o dom Douga Virtue, właścicie-la terenu. Doug upiera się, żebyśmy zostali na drugim śniadaniu, więc wciskamy się gromadnie do kuchni. Dom jest wspaniały. Wygląda, jakby miał przynajmniej sto lat, a w rzeczy-

wistości ma tylko kilka, jak zdradza nam gospodarz. Po drugim śniadaniu dołączają do nas kolejni myśliwi, z psami na ptaki. Je-dziemy na najwyższy punkt wrzoso-wiska. Jest lekka mgła, ale widok jest niesamowity. To jeden z powodów, dla których tak mnie ciągnie do Szkocji. Charlie rozdaje nam broń. Chcąc unik-nąć „zabawy” związanej z przewo-

zem, wszyscy skorzystaliśmy z możli-wości wypożyczenia jej na miejscu. To broń wysokiej jakości: Beretty, Brow-ningi i Kriegoffy, więc wszyscy są zadowoleni. Do tego dostajemy kilka paczek amunicji. Schodzimy w dolinę, ustawiamy się w linii co 50 metrów, a potem na raz ruszamy do przodu, wyprzedzani przez psy. Nie mija wie-le czasu, kiedy w powietrze wzbija się

chmara ptaków i strzelby idą w ruch. Ja dostałem miejsce prawie na samym końcu, więc jeszcze nie miałem okazji do strzału. 70 m ode mnie przelatu-je ptak, ciężko mi się powstrzymać. – Shot, shot! – krzyczy idący obok mnie miejscowy myśliwy z psem. Odległość jest jednak zbyt duża, więc nawet nie próbuję. Mój towarzysz pa-trzy na mnie sceptycznie, kręci gło- 4847

Page 50: Gazeta Łowiecka 4/2014

Nakryto do stołu

Po kilku kolejnych miotach siada-my w małej myśliwskiej chatce na obiad. Billy Hamilton, restaurator z Buccleuch Arms, przysłał nam mnóstwo pyszności. Wpychając

w siebie placek, zastanawiam się, czy po takiej ilości jedzenia będę

jeszcze miał siłę polować

wą. Nie przejmuję się. Zanim oddam strzał, chcę mieć pewność, że trafię. Wkrótce dostaję swoją szansę. Spod moich stóp podrywa się pardwa, wznosząc się dokładnie nade mną. Podnoszę strzelbę i trafiam perfekcyj-nie. To właśnie takie trafienia dodają człowiekowi pewności siebie. Nawet sceptyczny właściciel psa wyraził swo-ją aprobatę. Pochód staje, wypuszcza-my psy do aportu, po czym kontynu-ujemy polowanie. Udaje mi się strzelić jeszcze jedną pardwę. Próbuję jeszcze kilka razy, ale bez rezultatu. Dotarli-śmy teraz do muru, który wyznacza granicę łowiska. Przenosimy się gdzie indziej. Na nowym terenie jest dużo więcej ba-żantów. Spuszczamy psy i ptaki podry-wają się do lotu. Psy pięknie okładają pole, wystawiając nam coraz to nowe sztuki. Gdy mamy ich już dużo, pro-wadzący polowanie ogłasza przerwę, chociaż ptaków jest jeszcze sporo. Psy sprawnie pracują. Przynoszą nam ba-żanty i kilka zajęcy, które udało im się przy okazji wystawić. Robimy krótką przerwę. Charlie wy-ciągnął skądś kilka małych angiel-skich placków, do których pijemy coś, co przypomina kawę.

ŁOWISKO CZY MOTOCROSS?Po przerwie nadchodzi czas na zmianę łowiska, które okazuje się dość osobli-we… Jedziemy mianowicie na tor mo-tocrossowy, położony w samym środ-

ku… niczego. Mijamy budkę biletową i parkujemy na parkingu dla zawodni-ków. To będzie nasze nowe łowisko.Ustawiamy się na całej długości toru i spuszczamy psy. Natychmiast podry-wa się do lotu stado bażantów i gołębi.

Słychać kilka strzałów, ale większość ptaków ulatuje. Nagle przede mną wyrasta zając. Po kilku kolejnych miotach siadamy w małej myśliwskiej chatce na obiad. Billy Hamilton, restaurator z Bucc-leuch Arms, przysłał nam mnó-stwo pyszności. Wpychając w siebie placek, zastana-wiam się, czy po takiej ilości jedzenia będę jeszcze miał siłę polować. Po obiedzie idziemy na ogrodzony teren z wąwozem, w którym płynie strumyk. Ustawiamy się w odległości kilku metrów od niego, podczas gdy myśliwi z psami idą na drugą stroną. Zaraz po spuszczeniu psów ze smyczy błękitne niebo ciemnieje od dziesią-tek, a może nawet i setek, kaczek i ba-

Page 51: Gazeta Łowiecka 4/2014

Nakryto do stołu

Po kilku kolejnych miotach siada-my w małej myśliwskiej chatce na obiad. Billy Hamilton, restaurator z Buccleuch Arms, przysłał nam mnóstwo pyszności. Wpychając

w siebie placek, zastanawiam się, czy po takiej ilości jedzenia będę

jeszcze miał siłę polować

wą. Nie przejmuję się. Zanim oddam strzał, chcę mieć pewność, że trafię. Wkrótce dostaję swoją szansę. Spod moich stóp podrywa się pardwa, wznosząc się dokładnie nade mną. Podnoszę strzelbę i trafiam perfekcyj-nie. To właśnie takie trafienia dodają człowiekowi pewności siebie. Nawet sceptyczny właściciel psa wyraził swo-ją aprobatę. Pochód staje, wypuszcza-my psy do aportu, po czym kontynu-ujemy polowanie. Udaje mi się strzelić jeszcze jedną pardwę. Próbuję jeszcze kilka razy, ale bez rezultatu. Dotarli-śmy teraz do muru, który wyznacza granicę łowiska. Przenosimy się gdzie indziej. Na nowym terenie jest dużo więcej ba-żantów. Spuszczamy psy i ptaki podry-wają się do lotu. Psy pięknie okładają pole, wystawiając nam coraz to nowe sztuki. Gdy mamy ich już dużo, pro-wadzący polowanie ogłasza przerwę, chociaż ptaków jest jeszcze sporo. Psy sprawnie pracują. Przynoszą nam ba-żanty i kilka zajęcy, które udało im się przy okazji wystawić. Robimy krótką przerwę. Charlie wy-ciągnął skądś kilka małych angiel-skich placków, do których pijemy coś, co przypomina kawę.

ŁOWISKO CZY MOTOCROSS?Po przerwie nadchodzi czas na zmianę łowiska, które okazuje się dość osobli-we… Jedziemy mianowicie na tor mo-tocrossowy, położony w samym środ-

ku… niczego. Mijamy budkę biletową i parkujemy na parkingu dla zawodni-ków. To będzie nasze nowe łowisko.Ustawiamy się na całej długości toru i spuszczamy psy. Natychmiast podry-wa się do lotu stado bażantów i gołębi.

Słychać kilka strzałów, ale większość ptaków ulatuje. Nagle przede mną wyrasta zając. Po kilku kolejnych miotach siadamy w małej myśliwskiej chatce na obiad. Billy Hamilton, restaurator z Bucc-leuch Arms, przysłał nam mnó-stwo pyszności. Wpychając w siebie placek, zastana-wiam się, czy po takiej ilości jedzenia będę jeszcze miał siłę polować. Po obiedzie idziemy na ogrodzony teren z wąwozem, w którym płynie strumyk. Ustawiamy się w odległości kilku metrów od niego, podczas gdy myśliwi z psami idą na drugą stroną. Zaraz po spuszczeniu psów ze smyczy błękitne niebo ciemnieje od dziesią-tek, a może nawet i setek, kaczek i ba-

Page 52: Gazeta Łowiecka 4/2014

Billy Hamiltonto świetny kucharz i zdolny myśliwy

Page 53: Gazeta Łowiecka 4/2014

Billy Hamiltonto świetny kucharz i zdolny myśliwy

Page 54: Gazeta Łowiecka 4/2014

Rachel Carrie , znana angielska łowczyni, próbuje swych sił w wędkowaniu

Na drugi dzień zaplanowano wędkowanie. Mamy spróbować

złowić łososia w rzece Tweed. Jak się okazuje, w większości jesteś- my lepszymi strzelcami niż węd-karzami. Nawet w tym miejscu

– a Tweed uchodzi za raj dla węd-karzy – nie mamy szczęścia

żantów. Wybranie właściwego ptaka graniczy z cudem. Najwyraźniej inni podzielają moje odczucie, bo pada niewiele strzałów. Kilka godzin później nadchodzi czas na ostatnie wyzwanie tego dnia.

Idziemy wzdłuż rzeczki do małego jeziorka. Ustawiamy się w dwóch rzę-dach w półkolu dookoła niego. Spusz-czamy psy. 10 minut później mamy na koncie 50 kaczek. Chociaż lata jeszcze sporo ptaków, prowadzący trąbi na zakończenie. Wieczorem jemy kolację w Buccle-uch Arms, a potem przy whisky roz-mawiamy o pełnym wrażeń dniu na wrzosowiskach. Wszyscy są zadowo-leni. Jesteśmy zgodni, że wrócimy tu jeszcze niejeden raz.

PECHOWCY W RAJU WĘDKARZY Na drugi dzień zaplanowano węd-kowanie. Mamy spróbować złowić łososia w rzece Tweed. Jak się oka-zuje, w większości jesteśmy lepszymi strzelcami niż wędkarzami. Nawet

w tym miejscu – a Tweed uchodzi za raj dla wędkarzy – nie mamy szczę-ścia. Dlatego punktem kulminacyj-nym tego dnia staje się coś zupełnie innego: kolacja. Kucharze Buccleuch Arms pracowa-li nad nią cały dzień, przygotowując wszystko, co ustrzeliliśmy poprzed-niego dnia. Na stół wjeżdżają coraz to nowe dania. Jedzenie jest prze-pyszne, a Billy Hamilton wzniósł się na wyżyny pomysłowości. Szkocka kuchnia zmieniła się przez ostatnie lata: tradycyjny haggis ustąpił miejsca kulinarnym specjałom również z in-nych krajów, a dowodem na to jest nie tylko nasza kolacja pożegnalna, ale i wszystkie posiłki serwowane nam w czasie pobytu. Jeśli tylko będę miał taką możliwość, to pojadę tam znowu. Tym bardziej, że taki wypad nie jest specjalnie dro-gi – nietrudno znaleźć argument, żeby wrócić do Szkocji.

54

Page 55: Gazeta Łowiecka 4/2014

Rachel Carrie , znana angielska łowczyni, próbuje swych sił w wędkowaniu

Na drugi dzień zaplanowano wędkowanie. Mamy spróbować

złowić łososia w rzece Tweed. Jak się okazuje, w większości jesteś- my lepszymi strzelcami niż węd-karzami. Nawet w tym miejscu

– a Tweed uchodzi za raj dla węd-karzy – nie mamy szczęścia

żantów. Wybranie właściwego ptaka graniczy z cudem. Najwyraźniej inni podzielają moje odczucie, bo pada niewiele strzałów. Kilka godzin później nadchodzi czas na ostatnie wyzwanie tego dnia.

Idziemy wzdłuż rzeczki do małego jeziorka. Ustawiamy się w dwóch rzę-dach w półkolu dookoła niego. Spusz-czamy psy. 10 minut później mamy na koncie 50 kaczek. Chociaż lata jeszcze sporo ptaków, prowadzący trąbi na zakończenie. Wieczorem jemy kolację w Buccle-uch Arms, a potem przy whisky roz-mawiamy o pełnym wrażeń dniu na wrzosowiskach. Wszyscy są zadowo-leni. Jesteśmy zgodni, że wrócimy tu jeszcze niejeden raz.

PECHOWCY W RAJU WĘDKARZY Na drugi dzień zaplanowano węd-kowanie. Mamy spróbować złowić łososia w rzece Tweed. Jak się oka-zuje, w większości jesteśmy lepszymi strzelcami niż wędkarzami. Nawet

w tym miejscu – a Tweed uchodzi za raj dla wędkarzy – nie mamy szczę-ścia. Dlatego punktem kulminacyj-nym tego dnia staje się coś zupełnie innego: kolacja. Kucharze Buccleuch Arms pracowa-li nad nią cały dzień, przygotowując wszystko, co ustrzeliliśmy poprzed-niego dnia. Na stół wjeżdżają coraz to nowe dania. Jedzenie jest prze-pyszne, a Billy Hamilton wzniósł się na wyżyny pomysłowości. Szkocka kuchnia zmieniła się przez ostatnie lata: tradycyjny haggis ustąpił miejsca kulinarnym specjałom również z in-nych krajów, a dowodem na to jest nie tylko nasza kolacja pożegnalna, ale i wszystkie posiłki serwowane nam w czasie pobytu. Jeśli tylko będę miał taką możliwość, to pojadę tam znowu. Tym bardziej, że taki wypad nie jest specjalnie dro-gi – nietrudno znaleźć argument, żeby wrócić do Szkocji.

54

Page 56: Gazeta Łowiecka 4/2014

As Time Goes ByTekst: Jens Ulrik Høgh

Tłumaczyła: Ewa Mostowska Wybrzeże Alaski, około 1935 roku. Turystyka łowiecka stała się prze-

mysłem obsługującym rocznie tysią-ce zamożnych klientów. Wraz z po-wstaniem podstawowej infrastruktury oraz rozwojem nowoczesnych środ-ków transportu, tj. łodzi latających i wodnosamolotów, a także infrastruk-tury kolejowej i samochodów gwaran-tujących dostęp do odległych zakątków Alaski, otworzyły się ostatnie obszary tej mroźnej i dzikiej krainy. Bogaci my-śliwi zyskali stosunkowo łatwy dostęp do odległych terenów łowieckich. Zdjęcie przedstawia bush pilota [pilot latający do miejsc, gdzie nie ma lotnisk – przyp.red.] z Alaski ze skórami niedź-wiedzi brunatnych pozyskanych przez jego klientów. Ale dlaczego miałby fo-tografować się z cudzymi zdobyczami? Chyba tylko, żeby wskazać na coś nad-zwyczajnego. Według mnie są dwie możliwości. Albo jest to przewrotna strategia myśliwych, by w towarzystwie niskiego bush pi-lota ich mierne trofea wydawały się większe, albo to naprawdę olbrzymie niedźwiedzie! Niestety, nie istnieją żad-ne dokumenty stwierdzające tożsa-mość lub wzrost mężczyzny na zdjęciu. Zakładając, że ma on 1,83 m, to niedź-wiedź po jego lewej ma przynajmniej 3 metry! Tak czy inaczej, jest duży. Jak kusząca nie byłaby teoria o karle, ja jednak skłaniam się bardziej ku temu, że niedźwiedź naprawdę był olbrzymi. Oczywiście, nie krępujcie się wysnuwać własne teorie...

56

Page 57: Gazeta Łowiecka 4/2014

As Time Goes ByTekst: Jens Ulrik Høgh

Tłumaczyła: Ewa Mostowska Wybrzeże Alaski, około 1935 roku. Turystyka łowiecka stała się prze-

mysłem obsługującym rocznie tysią-ce zamożnych klientów. Wraz z po-wstaniem podstawowej infrastruktury oraz rozwojem nowoczesnych środ-ków transportu, tj. łodzi latających i wodnosamolotów, a także infrastruk-tury kolejowej i samochodów gwaran-tujących dostęp do odległych zakątków Alaski, otworzyły się ostatnie obszary tej mroźnej i dzikiej krainy. Bogaci my-śliwi zyskali stosunkowo łatwy dostęp do odległych terenów łowieckich. Zdjęcie przedstawia bush pilota [pilot latający do miejsc, gdzie nie ma lotnisk – przyp.red.] z Alaski ze skórami niedź-wiedzi brunatnych pozyskanych przez jego klientów. Ale dlaczego miałby fo-tografować się z cudzymi zdobyczami? Chyba tylko, żeby wskazać na coś nad-zwyczajnego. Według mnie są dwie możliwości. Albo jest to przewrotna strategia myśliwych, by w towarzystwie niskiego bush pi-lota ich mierne trofea wydawały się większe, albo to naprawdę olbrzymie niedźwiedzie! Niestety, nie istnieją żad-ne dokumenty stwierdzające tożsa-mość lub wzrost mężczyzny na zdjęciu. Zakładając, że ma on 1,83 m, to niedź-wiedź po jego lewej ma przynajmniej 3 metry! Tak czy inaczej, jest duży. Jak kusząca nie byłaby teoria o karle, ja jednak skłaniam się bardziej ku temu, że niedźwiedź naprawdę był olbrzymi. Oczywiście, nie krępujcie się wysnuwać własne teorie...

56

Page 58: Gazeta Łowiecka 4/2014

Zwabieni przez kojota

T E K S T I Z D J Ę C I A : C H R I S T O P H E R WAC K F E LTT ŁU M AC Z Y Ł A : E WA M O S T O W S K A

Daleko w dole widzimy krę wielkości sporej wyspy. Właśnie mijamy Grenlandię. Lecimy do Denver, skąd pojedziemy do Dixon w stanie Wyoming.

Podróż zaplanowaliśmy ponad rok temu, kiedy John Haslem, właściciel firmy

Dan Thompson Game Calls, zaprosił nas na wspólne wabienie kojotów…

Page 59: Gazeta Łowiecka 4/2014

Zwabieni przez kojota

T E K S T I Z D J Ę C I A : C H R I S T O P H E R WAC K F E LTT ŁU M AC Z Y Ł A : E WA M O S T O W S K A

Daleko w dole widzimy krę wielkości sporej wyspy. Właśnie mijamy Grenlandię. Lecimy do Denver, skąd pojedziemy do Dixon w stanie Wyoming.

Podróż zaplanowaliśmy ponad rok temu, kiedy John Haslem, właściciel firmy

Dan Thompson Game Calls, zaprosił nas na wspólne wabienie kojotów…

Page 60: Gazeta Łowiecka 4/2014

Samochód przykrywa się siatką maskującą, by nie płoszył zwierzyny na płaskiej prerii

Po nocy w Denver pakujemy się do wynajętego dodge’a i w takt pły-

nącej z radia muzyki country – zresz-tą dokładnie takiej samej, jak na mo-jej liście na Spotify – udajemy się do Rawlings, mekki wabiarzy. Tam właś- nie mieszkał za życia ich guru, Dan Thompson. Co roku przyjeżdżają tam tłumy myśliwych, by na jego dawnych terenach łowieckich spróbować swo-ich sił. W Rawlings odbywa się nawet doroczny konkurs wabienia, poświę-cony jego pamięci. Dzwonimy do Johna. Zanim urwie się zasięg, dowiadujemy się, że mamy się z nim spotkać na północnym wy-

jeździe z miasta. Zatrzymujemy się na niewielkim parkingu i czekamy. Wkrótce podjeżdża czarny jeep z na-pisem „Dan Thompson Game Cal-ls”. Wychodzi z niego John i mówi, że zarezerwował nam pokój w Dixon. Bezzwłocznie jedziemy. Jeszcze dziś mamy wyruszyć na pierwsze łowy, trzeba się więc przygotować. Rozpoczynamy polowanie w niewiel-kiej dolince pokrytej charakterystycz-ną dla prerii bylicą. Po mniej więcej 10 minutach wabienia John pyta mnie: - Widzisz? - Co takiego? - Bobcat. 400 metrów przed tobą.

Patrzę uważnie przez lornetkę i w końcu pomiędzy krzewami zauwa-żam jego główkę. Bobcaty, czyli rysie rude, wyglądają jak zwykłe rysie, tyle że są wielkości dachowca. Niestety, to nie ten sezon. W Stanach do dziś można zarobić na skórach niezłe pieniądze, a skóra bob-cata może kosztować nawet 1 tys. do-larów. Szybko zapada zmrok. Po trzech pró-bach zwabienia kojota poddajemy się i jedziemy w stronę hotelu. Nagle John skręca w szutrową drogę i zatrzymuje się. Wyciąga z bagażnika dwie skrzyn-ki z napisem „Coyote finder”, które

okazują się syrenami. Włącza je na ja-kieś 20 sekund, rozlega się wycie, a po chwili dołącza do niego chór kojotów.Następnego dnia wstajemy o 5:00 i nastawiamy kawę. Co prawda bar-dziej przypomina ona szwedzką her-batę niż kawę, ale nie wybrzydzamy. Razem z Johnem udajemy się na teren dzisiejszego polowania. Krajobraz jest tu bardzo płaski, dlatego za każdym razem, kiedy zatrzymujemy się, żeby zwabić kojota, zaciągamy na samo-chód specjalną siatkę maskującą. Dzień nie do końca układał się tak, jakbyśmy tego chcieli. Raz zbliżył się do nas kojot, ale za naszymi plecami.

Page 61: Gazeta Łowiecka 4/2014

Samochód przykrywa się siatką maskującą, by nie płoszył zwierzyny na płaskiej prerii

Po nocy w Denver pakujemy się do wynajętego dodge’a i w takt pły-

nącej z radia muzyki country – zresz-tą dokładnie takiej samej, jak na mo-jej liście na Spotify – udajemy się do Rawlings, mekki wabiarzy. Tam właś- nie mieszkał za życia ich guru, Dan Thompson. Co roku przyjeżdżają tam tłumy myśliwych, by na jego dawnych terenach łowieckich spróbować swo-ich sił. W Rawlings odbywa się nawet doroczny konkurs wabienia, poświę-cony jego pamięci. Dzwonimy do Johna. Zanim urwie się zasięg, dowiadujemy się, że mamy się z nim spotkać na północnym wy-

jeździe z miasta. Zatrzymujemy się na niewielkim parkingu i czekamy. Wkrótce podjeżdża czarny jeep z na-pisem „Dan Thompson Game Cal-ls”. Wychodzi z niego John i mówi, że zarezerwował nam pokój w Dixon. Bezzwłocznie jedziemy. Jeszcze dziś mamy wyruszyć na pierwsze łowy, trzeba się więc przygotować. Rozpoczynamy polowanie w niewiel-kiej dolince pokrytej charakterystycz-ną dla prerii bylicą. Po mniej więcej 10 minutach wabienia John pyta mnie: - Widzisz? - Co takiego? - Bobcat. 400 metrów przed tobą.

Patrzę uważnie przez lornetkę i w końcu pomiędzy krzewami zauwa-żam jego główkę. Bobcaty, czyli rysie rude, wyglądają jak zwykłe rysie, tyle że są wielkości dachowca. Niestety, to nie ten sezon. W Stanach do dziś można zarobić na skórach niezłe pieniądze, a skóra bob-cata może kosztować nawet 1 tys. do-larów. Szybko zapada zmrok. Po trzech pró-bach zwabienia kojota poddajemy się i jedziemy w stronę hotelu. Nagle John skręca w szutrową drogę i zatrzymuje się. Wyciąga z bagażnika dwie skrzyn-ki z napisem „Coyote finder”, które

okazują się syrenami. Włącza je na ja-kieś 20 sekund, rozlega się wycie, a po chwili dołącza do niego chór kojotów.Następnego dnia wstajemy o 5:00 i nastawiamy kawę. Co prawda bar-dziej przypomina ona szwedzką her-batę niż kawę, ale nie wybrzydzamy. Razem z Johnem udajemy się na teren dzisiejszego polowania. Krajobraz jest tu bardzo płaski, dlatego za każdym razem, kiedy zatrzymujemy się, żeby zwabić kojota, zaciągamy na samo-chód specjalną siatkę maskującą. Dzień nie do końca układał się tak, jakbyśmy tego chcieli. Raz zbliżył się do nas kojot, ale za naszymi plecami.

Page 62: Gazeta Łowiecka 4/2014

Wystarzczy 20 sekund wycia syren i... dołącza do niej chór kojotówUlf Lindroth strzelił swojego pierwszego w USA lisa

Znaleźliśmy jego ślady dopiero w dro-dze powrotnej do samochodu. Później udało się nam zwabić jeszcze jednego, ale musiał nas wcześniej zobaczyć, bo zatrzymał się dość daleko i nie podszedł bliżej.

MIAŁ BYĆ KOJOT, JEST LISNastępnego dnia wstajemy jeszcze wcześniej i ładujemy do ekspresu dwa razy więcej kawy. W dniu naszego przyjazdu John rozmawiał z właści-cielem jednego z okolicznych rancz, który słyszał w nocy kojoty. Decydu-jemy się tam pojechać. Gdy zbliżamy się do rancza, w świetle reflektorów miga nam kojot. Nabieramy nadziei, że ten dzień zakończy się sukcesem. W samochodzie John opowiada nam

o konkursach wabienia kojotów, któ-re odbywają się tu co roku i zyskują coraz większą popularność. W takim konkursie bierze czasem udział na-wet 80 zespołów. Ze względu na licz-ne oszustwa, nie każdy może wziąć w nim udział – żeby znaleźć się wśród uczestników, trzeba mieć się czym po-chwalić. John opowiada, że pewnego razu on i jego kolega siedzieli sobie na skale i wabili kojoty, kiedy podjechał jeden z samochodów, które widzieli na rozpoczęciu konkursu. Potem przyje-chał drugi, wysiadł z niego kierowca i zaczął przerzucać do tego pierw-szego tusze. Potem każdy odjechał w swoją stronę. Pomimo protestów oszust wygrał i tamten, i wiele innych konkursów, zdobył dużych sponso-

rów i nagrał kilka filmów instrukta-żowych o wabieniu. Po przybyciu na ranczo szukamy miej-sca, z którego zaczniemy wabić. Usta-wiam się obok Johna. – Obserwuj dzikie konie. Jak pojawi się kojot, one na pewno nie spuszczą go z oczu – ra-dzi. Niestety, przez cały ten czas konie nie obserwują niczego oprócz nas.Zmieniamy miejsce. Wyboista dro-ga wiedzie przez wyschnięte rzeczne koryto i po skalistych pagórkach, ale jeepowi niestraszny żaden teren. Sprawdzamy jeszcze dwa miejsca, ale jedyne, co udaje nam się wypatrzeć, to mulak [północnoamerykański jele-

-niowaty – przyp. red.] i byk łosia. Żadnych kojotów. W drodze powrotnej zatrzymujemy się na polu naftowym, żeby ostatni raz spróbować zwabić kojota. Jak się oka-zuje, był to dobry pomysł. Po 8 mi-nutach wabienia słyszę dźwięk docho-dzący od strony siedzącego obok mnie Johna. Nie zdążyłem jeszcze odwrócić się w jego stronę, kiedy rozległ się huk strzelby Ulfa Lindrotha, zajmującego pozycję na skale nieopodal. Czyżbyśmy w końcu strzelili kojota? Okazuje się, że Ulf strzelił swoje-go pierwszego w Stanach lisa, ale na kojota wciąż musimy poczekać.

61 62

Page 63: Gazeta Łowiecka 4/2014

Wystarzczy 20 sekund wycia syren i... dołącza do niej chór kojotówUlf Lindroth strzelił swojego pierwszego w USA lisa

Znaleźliśmy jego ślady dopiero w dro-dze powrotnej do samochodu. Później udało się nam zwabić jeszcze jednego, ale musiał nas wcześniej zobaczyć, bo zatrzymał się dość daleko i nie podszedł bliżej.

MIAŁ BYĆ KOJOT, JEST LISNastępnego dnia wstajemy jeszcze wcześniej i ładujemy do ekspresu dwa razy więcej kawy. W dniu naszego przyjazdu John rozmawiał z właści-cielem jednego z okolicznych rancz, który słyszał w nocy kojoty. Decydu-jemy się tam pojechać. Gdy zbliżamy się do rancza, w świetle reflektorów miga nam kojot. Nabieramy nadziei, że ten dzień zakończy się sukcesem. W samochodzie John opowiada nam

o konkursach wabienia kojotów, któ-re odbywają się tu co roku i zyskują coraz większą popularność. W takim konkursie bierze czasem udział na-wet 80 zespołów. Ze względu na licz-ne oszustwa, nie każdy może wziąć w nim udział – żeby znaleźć się wśród uczestników, trzeba mieć się czym po-chwalić. John opowiada, że pewnego razu on i jego kolega siedzieli sobie na skale i wabili kojoty, kiedy podjechał jeden z samochodów, które widzieli na rozpoczęciu konkursu. Potem przyje-chał drugi, wysiadł z niego kierowca i zaczął przerzucać do tego pierw-szego tusze. Potem każdy odjechał w swoją stronę. Pomimo protestów oszust wygrał i tamten, i wiele innych konkursów, zdobył dużych sponso-

rów i nagrał kilka filmów instrukta-żowych o wabieniu. Po przybyciu na ranczo szukamy miej-sca, z którego zaczniemy wabić. Usta-wiam się obok Johna. – Obserwuj dzikie konie. Jak pojawi się kojot, one na pewno nie spuszczą go z oczu – ra-dzi. Niestety, przez cały ten czas konie nie obserwują niczego oprócz nas.Zmieniamy miejsce. Wyboista dro-ga wiedzie przez wyschnięte rzeczne koryto i po skalistych pagórkach, ale jeepowi niestraszny żaden teren. Sprawdzamy jeszcze dwa miejsca, ale jedyne, co udaje nam się wypatrzeć, to mulak [północnoamerykański jele-

-niowaty – przyp. red.] i byk łosia. Żadnych kojotów. W drodze powrotnej zatrzymujemy się na polu naftowym, żeby ostatni raz spróbować zwabić kojota. Jak się oka-zuje, był to dobry pomysł. Po 8 mi-nutach wabienia słyszę dźwięk docho-dzący od strony siedzącego obok mnie Johna. Nie zdążyłem jeszcze odwrócić się w jego stronę, kiedy rozległ się huk strzelby Ulfa Lindrotha, zajmującego pozycję na skale nieopodal. Czyżbyśmy w końcu strzelili kojota? Okazuje się, że Ulf strzelił swoje-go pierwszego w Stanach lisa, ale na kojota wciąż musimy poczekać.

61 62

Page 64: Gazeta Łowiecka 4/2014

PXS 1000 to innowacyjny system celowania oparty o włókno światłowodowe.W pełni pa-sywny bez ledów, kabli, baterii i przełączników bazuje na świetle tła, aby wyświetlić okrąg ce-lowniczy.• • zrobiony z anodyzowanego lotniczego alu-

minium• wodoodporny• podwójne szkło zwierciadła• pasuje na górne płaskie „żebro” o wymiarach

od 5,5 do 10,0 mm szerokości • waga 50 gCena: 560 złartemix.com.plRozmiary S-3XL.

Cena: 359 złsklep.togo.com.pl

Cena: 950 złartemix.com.pl

Cena: 990 złsklep.grube.pl

Cena: 789 złsklep.grube.pl

Cena: 195 złsklep.togo.com.pl

Cena: 14 990 złdeltaoptical.pl

Cena Recon X850: 3699 złCena Recon X870: 3849 złdeltaoptical.pl

LATARKA LED LENSER® P17.2

LORNETKA REDFIELD 114503 REBEL 10X50MM

MARYNARKA HARRIS TWEED RORY

BUTY MEINDL TURRACH GTX

NÓŻ MAGNUM ZEBRA DROP

TERMOWIZOR PULSAR QUANTUM HD50S

NOKTOWIZOR CYFROWY PULSAR RECON X850 / X870

CELOWNIK OPTYCZNY EASYHIT PXS 1000

NOWOŚCI W SKLEPACH MYŚLIWSKICH

Page 65: Gazeta Łowiecka 4/2014

PXS 1000 to innowacyjny system celowania oparty o włókno światłowodowe.W pełni pa-sywny bez ledów, kabli, baterii i przełączników bazuje na świetle tła, aby wyświetlić okrąg ce-lowniczy.• • zrobiony z anodyzowanego lotniczego alu-

minium• wodoodporny• podwójne szkło zwierciadła• pasuje na górne płaskie „żebro” o wymiarach

od 5,5 do 10,0 mm szerokości • waga 50 gCena: 560 złartemix.com.plRozmiary S-3XL.

Cena: 359 złsklep.togo.com.pl

Cena: 950 złartemix.com.pl

Cena: 990 złsklep.grube.pl

Cena: 789 złsklep.grube.pl

Cena: 195 złsklep.togo.com.pl

Cena: 14 990 złdeltaoptical.pl

Cena Recon X850: 3699 złCena Recon X870: 3849 złdeltaoptical.pl

LATARKA LED LENSER® P17.2

LORNETKA REDFIELD 114503 REBEL 10X50MM

MARYNARKA HARRIS TWEED RORY

BUTY MEINDL TURRACH GTX

NÓŻ MAGNUM ZEBRA DROP

TERMOWIZOR PULSAR QUANTUM HD50S

NOKTOWIZOR CYFROWY PULSAR RECON X850 / X870

CELOWNIK OPTYCZNY EASYHIT PXS 1000

NOWOŚCI W SKLEPACH MYŚLIWSKICH

Page 66: Gazeta Łowiecka 4/2014

Przelot: ok. 2 500 zł. Rejestracja w systemie ESTA i zaświadczenie uprawniające do przewozu broni: ok. 450 zł. Wynajęcie samochodu na tydzień: ok. 1 000 zł (większy Dodge). Motel: ok. 200 zł/noc. Linki: ESTA – trzeba odpowiedzieć na kilka pytań, żeby móc wjechać do USA:

http://www.cbp.gov/xp/cgov/travel/id_visa/esta/Tutaj zapłacisz za pozwolenie na polowanie w Wyoming:

http://wgfd.wyo.gov/web2011/home.aspxWyoming Game & Fish – formularze, które trzeba wydrukować, wypełnić i wysłać razem z kopią pozwolenia na polowanie, by uzyskać pozwolenie

na wwóz broni i amunicji: http://www.atf.gov/

WARTO WIEDZIEĆ

Wabik w pogotowiu. Christopher obserwuje teren przez lunetę

Dzikie konie, jelenie i ptactwo przyglądają nam się z zaciekawieniem, podczas gdy my wypatrujemy kojotów

Page 67: Gazeta Łowiecka 4/2014

Przelot: ok. 2 500 zł. Rejestracja w systemie ESTA i zaświadczenie uprawniające do przewozu broni: ok. 450 zł. Wynajęcie samochodu na tydzień: ok. 1 000 zł (większy Dodge). Motel: ok. 200 zł/noc. Linki: ESTA – trzeba odpowiedzieć na kilka pytań, żeby móc wjechać do USA:

http://www.cbp.gov/xp/cgov/travel/id_visa/esta/Tutaj zapłacisz za pozwolenie na polowanie w Wyoming:

http://wgfd.wyo.gov/web2011/home.aspxWyoming Game & Fish – formularze, które trzeba wydrukować, wypełnić i wysłać razem z kopią pozwolenia na polowanie, by uzyskać pozwolenie

na wwóz broni i amunicji: http://www.atf.gov/

WARTO WIEDZIEĆ

Wabik w pogotowiu. Christopher obserwuje teren przez lunetę

Dzikie konie, jelenie i ptactwo przyglądają nam się z zaciekawieniem, podczas gdy my wypatrujemy kojotów

Page 68: Gazeta Łowiecka 4/2014

Na razie strzeliliśmy jednego kojota, ale będzie ich więcej

W hotelu, w którym się zatrzymali-śmy, znajduje się bar. Spędzamy tam wieczory, podobnie jak pracownicy pola naftowego. Tego wieczoru po-deszło do nas kilku z nich, mówiąc, że obserwują nas od paru dni i domy-ślają się, że szukamy kojotów. Podpo-wiedzieli nam, gdzie można je znaleźć, a potem podyskutowaliśmy trochę na temat różnych rodzajów wabików.

PIERWSZE TRAFIENIEOd samego rana po polach naftowych niesie się dźwięk pomp, zagłuszając niespokojny śpiew ptaków. Po kilku bezowocnych dniach zaczynam już tracić nadzieję na strzał. Tymczasem, kiedy ja jestem pogrążony w myślach, Ulf zmienia wabik na PC2 [rodzaj drewnianego wabika – przyp. red.]. A więc to już!W naszym kierunku biegnie rozpę-dzony kojot. Jest 800 m od nas. Ad-renalina skacze, moje serce bije jak oszalałe. Chwila oczekiwania wydaje się wiecznością.Żebym miał szansę trafić, zwierzę po-winno stanąć ok. 100 m ode mnie, tam, gdzie jest pusta przestrzeń. Kiedy ko-jot jest dokładnie tam, gdzie chcę, za-czynam krzyczeć, żeby zatrzymać go w miejscu. Nie reaguje, więc krzyczę jeszcze raz. Nic. Zaczynam się dener-wować, że zaraz mi ucieknie. Drę się, ile sił w płucach. W końcu kojot staje i spogląda w moją stronę. Koncentru-ję się i uspokajam oddech. Naciskam

spust. Trafiam. Inni przerywają polo-wanie i zbierają się dookoła mnie. – Widziałem, jak strzeliłeś – mówi Henrik, który siedział wtedy 10 m za mną. Ulf mówi, że właśnie wtedy, gdy strzeliłem, chciał przerwać wa-bić, bo do chłopaków przy pompach

przyjechał samochód i myślał, że coś się stało. – To gdzie on jest? – pyta Ulf. Pokazuję mu, oceniając odległość na jakieś 100 m. Ulf wyciąga lunetę. Okazuje się, że to trochę dalej. Razem idziemy na miejsce zestrzału. – Ula la! – mówi John. – To naprawdę piękny okaz, z idealnym futrem. 20 lat poluję i jeszcze takiego nie widziałem! Jedziemy potem jeszcze kilka kilome-trów dalej w poszukiwaniu nowego miejsca. Tym razem też pojawia się sa-miec kojota. Ten osobnik jest jednak bardzo podejrzliwy i zanim podej-dzie bliżej, John wypróbowuje kilka różnych wabików. W końcu zwierzę wychyla się zza skały i Ulf strzela.

Kładę na nim rękę w geście szacunku i czci, należnej mu w chwili odejścia do Krainy

Wiecznych Łowów. Pozyskanie starego zwierzęcia, które tak dłu-

go chodziło po tych ziemiach, zawsze jest czymś wyjątkowym.

Niedźwiedź, łoś czy kojot – należy oddać mu cześć

67

Page 69: Gazeta Łowiecka 4/2014

Na razie strzeliliśmy jednego kojota, ale będzie ich więcej

W hotelu, w którym się zatrzymali-śmy, znajduje się bar. Spędzamy tam wieczory, podobnie jak pracownicy pola naftowego. Tego wieczoru po-deszło do nas kilku z nich, mówiąc, że obserwują nas od paru dni i domy-ślają się, że szukamy kojotów. Podpo-wiedzieli nam, gdzie można je znaleźć, a potem podyskutowaliśmy trochę na temat różnych rodzajów wabików.

PIERWSZE TRAFIENIEOd samego rana po polach naftowych niesie się dźwięk pomp, zagłuszając niespokojny śpiew ptaków. Po kilku bezowocnych dniach zaczynam już tracić nadzieję na strzał. Tymczasem, kiedy ja jestem pogrążony w myślach, Ulf zmienia wabik na PC2 [rodzaj drewnianego wabika – przyp. red.]. A więc to już!W naszym kierunku biegnie rozpę-dzony kojot. Jest 800 m od nas. Ad-renalina skacze, moje serce bije jak oszalałe. Chwila oczekiwania wydaje się wiecznością.Żebym miał szansę trafić, zwierzę po-winno stanąć ok. 100 m ode mnie, tam, gdzie jest pusta przestrzeń. Kiedy ko-jot jest dokładnie tam, gdzie chcę, za-czynam krzyczeć, żeby zatrzymać go w miejscu. Nie reaguje, więc krzyczę jeszcze raz. Nic. Zaczynam się dener-wować, że zaraz mi ucieknie. Drę się, ile sił w płucach. W końcu kojot staje i spogląda w moją stronę. Koncentru-ję się i uspokajam oddech. Naciskam

spust. Trafiam. Inni przerywają polo-wanie i zbierają się dookoła mnie. – Widziałem, jak strzeliłeś – mówi Henrik, który siedział wtedy 10 m za mną. Ulf mówi, że właśnie wtedy, gdy strzeliłem, chciał przerwać wa-bić, bo do chłopaków przy pompach

przyjechał samochód i myślał, że coś się stało. – To gdzie on jest? – pyta Ulf. Pokazuję mu, oceniając odległość na jakieś 100 m. Ulf wyciąga lunetę. Okazuje się, że to trochę dalej. Razem idziemy na miejsce zestrzału. – Ula la! – mówi John. – To naprawdę piękny okaz, z idealnym futrem. 20 lat poluję i jeszcze takiego nie widziałem! Jedziemy potem jeszcze kilka kilome-trów dalej w poszukiwaniu nowego miejsca. Tym razem też pojawia się sa-miec kojota. Ten osobnik jest jednak bardzo podejrzliwy i zanim podej-dzie bliżej, John wypróbowuje kilka różnych wabików. W końcu zwierzę wychyla się zza skały i Ulf strzela.

Kładę na nim rękę w geście szacunku i czci, należnej mu w chwili odejścia do Krainy

Wiecznych Łowów. Pozyskanie starego zwierzęcia, które tak dłu-

go chodziło po tych ziemiach, zawsze jest czymś wyjątkowym.

Niedźwiedź, łoś czy kojot – należy oddać mu cześć

67

Page 70: Gazeta Łowiecka 4/2014

SAMIEC ALFAZnowu nic przez długi czas. Polu-jemy cały dzień, wypróbowujemy kilka niezłych miejsc, ale nic się nie dzieje. Już prawie się poddaliśmy, kiedy trafiamy na skałę, z której roztacza się widok na sporą, pokry-tą bylicą dolinę z biegnącym przez środek wąwozem. Zajmuję pozycję z tyłu, podczas gdy Ulf i Henrik ustawiają się z przodu. Potem idzie już szybko. Ulf dmucha w wabik. Po nieca-łych dwóch minutach widzę nad-biegającego z prawej strony kojota. Zwierzę wpatruje się tam, gdzie sie-

dzą Henrik i Ulf, więc mogę nie-postrzeżenie przygotować broń. Już go mam na celowniku, ale czekam, aż któryś z chłopaków odda strzał. Nic się jednak nie dzieje. Chwila przeciąga się w nieskończoność. W końcu ko-jot zaczyna się niepokoić i odcho-dzi. Naciskam spust. Huk niesie się echem przez dolinę. Kojot zazna-cza strzał, zataczając kręgi, a potem znika w wąwozie. Ulf znów zaczyna wabić, ale nic już się nie pojawia.Później idziemy razem do miejsca zestrzału. – Widzę kojota – odzywa się Ulf. 50 metrów od miejsca

zestrzału leży duży samiec. – Jest bardzo stary – mówi John, pokazu-jąc nam jego prawie zupełnie stępio-ne zęby. Pysk i uszy zwierzęcia po-kryte są bliznami po wielu walkach z innymi kojotami. – To praw-dopodobnie samiec alfa, któ-ry rządził tą okolicą przez lata. Kładę na nim rękę w geście sza-cunku i czci, należnej mu w chwili odejścia do Krainy Wiecznych Ło-wów. Pozyskanie starego zwierzę-cia, które tak długo chodziło po tych ziemiach, zawsze jest czymś wyjątkowym. Niedźwiedź, łoś czy kojot – należy oddać mu cześć.

CZAS WRACAĆNastępnego dnia zastaje nas ostry wiatr i śnieg. Postanawiamy odłożyć poszukiwanie nowych miejsc do wa-bienia na następny dzień, a teraz zająć się zdobyczami z dnia poprzedniego. Jedziemy do miejscowego preparatora z pytaniem, czy podejmie się roboty. Ma dużo pracy i uprzejmie odmawia, ale pomaga nam znaleźć właściwą osobę. Po kilku rozmowach telefo-nicznych załatwia kogoś, kto się po-dejmie, tylko musimy najpierw oskóro-wać zwierzęta. Clint, właściciel Snake River Taxidermy, gdzie właśnie jesteś- my, mówi, że możemy to zrobić u niego. 69 70

Page 71: Gazeta Łowiecka 4/2014

SAMIEC ALFAZnowu nic przez długi czas. Polu-jemy cały dzień, wypróbowujemy kilka niezłych miejsc, ale nic się nie dzieje. Już prawie się poddaliśmy, kiedy trafiamy na skałę, z której roztacza się widok na sporą, pokry-tą bylicą dolinę z biegnącym przez środek wąwozem. Zajmuję pozycję z tyłu, podczas gdy Ulf i Henrik ustawiają się z przodu. Potem idzie już szybko. Ulf dmucha w wabik. Po nieca-łych dwóch minutach widzę nad-biegającego z prawej strony kojota. Zwierzę wpatruje się tam, gdzie sie-

dzą Henrik i Ulf, więc mogę nie-postrzeżenie przygotować broń. Już go mam na celowniku, ale czekam, aż któryś z chłopaków odda strzał. Nic się jednak nie dzieje. Chwila przeciąga się w nieskończoność. W końcu ko-jot zaczyna się niepokoić i odcho-dzi. Naciskam spust. Huk niesie się echem przez dolinę. Kojot zazna-cza strzał, zataczając kręgi, a potem znika w wąwozie. Ulf znów zaczyna wabić, ale nic już się nie pojawia.Później idziemy razem do miejsca zestrzału. – Widzę kojota – odzywa się Ulf. 50 metrów od miejsca

zestrzału leży duży samiec. – Jest bardzo stary – mówi John, pokazu-jąc nam jego prawie zupełnie stępio-ne zęby. Pysk i uszy zwierzęcia po-kryte są bliznami po wielu walkach z innymi kojotami. – To praw-dopodobnie samiec alfa, któ-ry rządził tą okolicą przez lata. Kładę na nim rękę w geście sza-cunku i czci, należnej mu w chwili odejścia do Krainy Wiecznych Ło-wów. Pozyskanie starego zwierzę-cia, które tak długo chodziło po tych ziemiach, zawsze jest czymś wyjątkowym. Niedźwiedź, łoś czy kojot – należy oddać mu cześć.

CZAS WRACAĆNastępnego dnia zastaje nas ostry wiatr i śnieg. Postanawiamy odłożyć poszukiwanie nowych miejsc do wa-bienia na następny dzień, a teraz zająć się zdobyczami z dnia poprzedniego. Jedziemy do miejscowego preparatora z pytaniem, czy podejmie się roboty. Ma dużo pracy i uprzejmie odmawia, ale pomaga nam znaleźć właściwą osobę. Po kilku rozmowach telefo-nicznych załatwia kogoś, kto się po-dejmie, tylko musimy najpierw oskóro-wać zwierzęta. Clint, właściciel Snake River Taxidermy, gdzie właśnie jesteś- my, mówi, że możemy to zrobić u niego. 69 70

Page 72: Gazeta Łowiecka 4/2014

KOJOT: Zwierzę z rodziny psowatych, zamieszkujące sporą część USA. Długość: ok. 58–66 cm bez ogona. Wysokość: ok. 58–66 cm. Waga: ok. 21 kg.

WARTO WIEDZIEĆ

Wyprawa do Stanów powiodła się. W planach jest już kolejna...

Po pracy rozmawiamy sobie z Clintem o łowiectwie. Okazuje się, że ostatnio sporo poluje z psami, przede wszyst-kim na pumy. Wyciąga z szuflady dwa pokaźne albumy ze zdjęciami z łowów. Jego psy są z tej samej linii, co moje psy w Szwecji! Teraz dopiero zaczyna się rozmowa. Ostatniego dnia nie udaje nam się nic strzelić. Około 15:00 pakujemy się, dziękujemy Johnowi i udajemy się w drogę do Denver. Przed powrotem do domu zamierzamy jeszcze spędzić dzień w sklepach Cabela’s i Bass Pro. Wizyta w nich robi na nas prawie tak duże wrażenie, jak cały wyjazd.

Już planujemy kolejną wyprawę na drugą stronę Atlantyku – do krainy prerii i dużych drapieżników. Na na-szej liście jest wilk i puma, ale to bę-dzie już zupełnie inna historia.

7271

REKLAMA

Page 73: Gazeta Łowiecka 4/2014

KOJOT: Zwierzę z rodziny psowatych, zamieszkujące sporą część USA. Długość: ok. 58–66 cm bez ogona. Wysokość: ok. 58–66 cm. Waga: ok. 21 kg.

WARTO WIEDZIEĆ

Wyprawa do Stanów powiodła się. W planach jest już kolejna...

Po pracy rozmawiamy sobie z Clintem o łowiectwie. Okazuje się, że ostatnio sporo poluje z psami, przede wszyst-kim na pumy. Wyciąga z szuflady dwa pokaźne albumy ze zdjęciami z łowów. Jego psy są z tej samej linii, co moje psy w Szwecji! Teraz dopiero zaczyna się rozmowa. Ostatniego dnia nie udaje nam się nic strzelić. Około 15:00 pakujemy się, dziękujemy Johnowi i udajemy się w drogę do Denver. Przed powrotem do domu zamierzamy jeszcze spędzić dzień w sklepach Cabela’s i Bass Pro. Wizyta w nich robi na nas prawie tak duże wrażenie, jak cały wyjazd.

Już planujemy kolejną wyprawę na drugą stronę Atlantyku – do krainy prerii i dużych drapieżników. Na na-szej liście jest wilk i puma, ale to bę-dzie już zupełnie inna historia.

7271

REKLAMA

Page 74: Gazeta Łowiecka 4/2014

SKLEP MYŚLIWSKI SZÓSTAK [email protected].: 43 843 90 52, kom.: 515 10 79 84; 600 93 82 58

Półautomat. Kaliber 9.3x62. Stan bardzo dobry.Cena: 7 400 zł

Kaliber 12/76 i 9.3x74R. Stan bardzo dobry.Cena: 7 700 zł

Piękna przedwojenna broń. Kaliber 9.3x72R. Stan dobry.Cena: 6 500 zł

Kaliber 9.3x72R z lunetą Svarovski PVI2 1,25-4x24. Stan dobry.Cena: 19 000 zł

Kaliber 9.3x74R. W zestawie luneta Burris 1,25-4x24 z montażem Recknagel oraz prawa kolba i zielona walizka. Stan bardzo dobry.Cena: 9 500 zł

Kaliber 20/76, dodatkowo zielona walizka. Stan broni bardzo dobry.Cena: 5 500 zł

Kaliber 2 razy 8x57jrs. Stan idealny.Cena: 17 000 zł

Kaliber 300WSM. Stan dobry.Cena: 6 500 zł

Kaliber 20/76 i 308WIN. W zestawie kolimator Docter. Broń leworęczna. Stan idealny.Cena: 11 000 zł

Kaliber 2 razy 8x57 RS. Stan idealny.Cena: 11 000 zł

SZTUCER MERKEL SR1 KNIEJÓWKA MANNLICHER

SZTUCER RASEL EXPRES BRAVSCHVEY

EXPRESS BROWNING CLASSIC

EXPRESS KULOWY SABATII CLASSIC 92

BOCK ZNANEJ WŁOSKIEJ FIRMY ANTONI ZOLI

EXPRESS BLASER S2

SZTUCER BLASER R93

KNIEJÓWKA MERKEL B3 WERSJA JAGD

EXPRESS KULOWY MERKEL JAGD

Page 75: Gazeta Łowiecka 4/2014

SKLEP MYŚLIWSKI SZÓSTAK [email protected].: 43 843 90 52, kom.: 515 10 79 84; 600 93 82 58

Półautomat. Kaliber 9.3x62. Stan bardzo dobry.Cena: 7 400 zł

Kaliber 12/76 i 9.3x74R. Stan bardzo dobry.Cena: 7 700 zł

Piękna przedwojenna broń. Kaliber 9.3x72R. Stan dobry.Cena: 6 500 zł

Kaliber 9.3x72R z lunetą Svarovski PVI2 1,25-4x24. Stan dobry.Cena: 19 000 zł

Kaliber 9.3x74R. W zestawie luneta Burris 1,25-4x24 z montażem Recknagel oraz prawa kolba i zielona walizka. Stan bardzo dobry.Cena: 9 500 zł

Kaliber 20/76, dodatkowo zielona walizka. Stan broni bardzo dobry.Cena: 5 500 zł

Kaliber 2 razy 8x57jrs. Stan idealny.Cena: 17 000 zł

Kaliber 300WSM. Stan dobry.Cena: 6 500 zł

Kaliber 20/76 i 308WIN. W zestawie kolimator Docter. Broń leworęczna. Stan idealny.Cena: 11 000 zł

Kaliber 2 razy 8x57 RS. Stan idealny.Cena: 11 000 zł

SZTUCER MERKEL SR1 KNIEJÓWKA MANNLICHER

SZTUCER RASEL EXPRES BRAVSCHVEY

EXPRESS BROWNING CLASSIC

EXPRESS KULOWY SABATII CLASSIC 92

BOCK ZNANEJ WŁOSKIEJ FIRMY ANTONI ZOLI

EXPRESS BLASER S2

SZTUCER BLASER R93

KNIEJÓWKA MERKEL B3 WERSJA JAGD

EXPRESS KULOWY MERKEL JAGD

Page 76: Gazeta Łowiecka 4/2014

Wielkie łowy WIELCY MYŚLIWI

T E K S T: D O B I E S Ł AW W I E L I Ń S K I

Jednym z najbardziej znanych myśliwych na świecie był Theodore Roosevelt. 26. prezydent USA i laureat pokojowej

nagrody Nobla był zapalonym myśliwym. Kochał dreszcz śledzenia i pogoni za zwierzyną.

Posiadał duże umiejętności strzeleckie, a do tego ostrożnie i dokładnie analizował swoje obserwacje na temat każdego

polowania. Uważał bowiem, że swymi doświadczeniami należy podzielić się ze światem

Page 77: Gazeta Łowiecka 4/2014

Wielkie łowy WIELCY MYŚLIWI

T E K S T: D O B I E S Ł AW W I E L I Ń S K I

Jednym z najbardziej znanych myśliwych na świecie był Theodore Roosevelt. 26. prezydent USA i laureat pokojowej

nagrody Nobla był zapalonym myśliwym. Kochał dreszcz śledzenia i pogoni za zwierzyną.

Posiadał duże umiejętności strzeleckie, a do tego ostrożnie i dokładnie analizował swoje obserwacje na temat każdego

polowania. Uważał bowiem, że swymi doświadczeniami należy podzielić się ze światem

Page 78: Gazeta Łowiecka 4/2014

Pierwsze łowieckie przygody prze-żył w północno-wschodniej części

stanu Maine. Zawsze w towarzystwie swoich mentorów i przyjaciół — Bil-lem Sewall’em i Wilmotem Dow’em. Jego ulubionymi terenami łowieckimi, do których miał niezwykły sentyment, były te na Dzikim Zachodzie, które wyidealizował w książce Hunting Trips of a Ranchman. Jego miłość do piękna tej ziemi i doświadczenie polowania znacznie odcisnęły się na jego filozofii życia.

EKSPEDYCJA RUSZA Prezydent posiadał ranczo o nazwie Elk Horn, trzydzieści pięć mil (56 km) na północ od Boomtown w Medora (Dakota Północna). Nad brzegiem Little Missouri Roosevelt nauczył się jazdy w stylu western, używania lassa i polowania.Jako zastępca szeryfa, Roosevelt zła-pał kiedyś trzech bandytów, którzy skradli jego łódź i uciekli na północ aż nad Little Missouri. Mieszkańcy chcieli ich powiesić, jednak Roosevelt postanowił przekazać złodziei sądowi w Dickinson. Przyszło mu pilnować ich przez czterdzieści godzin bez snu, podczas których czytał Tołstoja, aby nie zasnąć. Innym razem, w czasie poszukiwania grupy bezwzględnych złodziei koni, Roosevelt spotkał Setha Bullocka, słynnego szeryfa Deadwo-od z Dakoty Południowej. Obaj pozo-stali przyjaciółmi do końca życia.

Po zakończeniu kadencji prezydenc-kiej w 1909 roku Roosevelt ruszył w pierwsze trwające 11 miesięcy sa-fari. Przebył ponad 4 tys. kilometrów poprzez brytyjską Afrykę Wschod-nią i brytyjsko-egipski Sudan. Podróż rozpoczęła się w Nowym Jorku na po-kładzie parowca Hamburg. Roosevelt wylądował w Mombasie, brytyjskiej Afryce Wschodniej. Potem wyjechał do Konga Belgijskiego, a następnie Nilem udał się do Chartumu w Su-danie. Ekspedycja finansowana była przez Andrew Carnie’go — przemy-słowca w branży hutniczej. Roosevelt miał polować celem zdobycia okazów dla Smithsonian Institution [Instytut Smithsona – największy na świecie kompleks muzeów i ośrodków edu-kacyjno-badawczych — przyp. red]. i dla American Museum of Natu-ral History [Amerykańskie Muzeum Historii Naturalnej — przyp. red]. w Nowym Jorku. Grupa kierowana była przez legendarnego łowcę — tro-piciela — R. J. Cunninghame’a. Póź-niej dołączył do nich Frederick Selo-us, słynny wielki myśliwy i odkrywca. Podróżnicy wieźli ze sobą cztery tony soli do konserwowania skór zwierzę-cych. Bokser John L. Sullivan poda-rował prezydentowi przed wyjazdem łapki królicze na szczęście. Wyposażenie strzeleckie myśliwych stanowiły: podwójny karabin Holland and Holland ładowany czarnym pro-chem i ofiarowany przez grupę 56 po-77

T. Roosevelt wraz z synem Kermitem przy upolowanym bawole

Page 79: Gazeta Łowiecka 4/2014

Pierwsze łowieckie przygody prze-żył w północno-wschodniej części

stanu Maine. Zawsze w towarzystwie swoich mentorów i przyjaciół — Bil-lem Sewall’em i Wilmotem Dow’em. Jego ulubionymi terenami łowieckimi, do których miał niezwykły sentyment, były te na Dzikim Zachodzie, które wyidealizował w książce Hunting Trips of a Ranchman. Jego miłość do piękna tej ziemi i doświadczenie polowania znacznie odcisnęły się na jego filozofii życia.

EKSPEDYCJA RUSZA Prezydent posiadał ranczo o nazwie Elk Horn, trzydzieści pięć mil (56 km) na północ od Boomtown w Medora (Dakota Północna). Nad brzegiem Little Missouri Roosevelt nauczył się jazdy w stylu western, używania lassa i polowania.Jako zastępca szeryfa, Roosevelt zła-pał kiedyś trzech bandytów, którzy skradli jego łódź i uciekli na północ aż nad Little Missouri. Mieszkańcy chcieli ich powiesić, jednak Roosevelt postanowił przekazać złodziei sądowi w Dickinson. Przyszło mu pilnować ich przez czterdzieści godzin bez snu, podczas których czytał Tołstoja, aby nie zasnąć. Innym razem, w czasie poszukiwania grupy bezwzględnych złodziei koni, Roosevelt spotkał Setha Bullocka, słynnego szeryfa Deadwo-od z Dakoty Południowej. Obaj pozo-stali przyjaciółmi do końca życia.

Po zakończeniu kadencji prezydenc-kiej w 1909 roku Roosevelt ruszył w pierwsze trwające 11 miesięcy sa-fari. Przebył ponad 4 tys. kilometrów poprzez brytyjską Afrykę Wschod-nią i brytyjsko-egipski Sudan. Podróż rozpoczęła się w Nowym Jorku na po-kładzie parowca Hamburg. Roosevelt wylądował w Mombasie, brytyjskiej Afryce Wschodniej. Potem wyjechał do Konga Belgijskiego, a następnie Nilem udał się do Chartumu w Su-danie. Ekspedycja finansowana była przez Andrew Carnie’go — przemy-słowca w branży hutniczej. Roosevelt miał polować celem zdobycia okazów dla Smithsonian Institution [Instytut Smithsona – największy na świecie kompleks muzeów i ośrodków edu-kacyjno-badawczych — przyp. red]. i dla American Museum of Natu-ral History [Amerykańskie Muzeum Historii Naturalnej — przyp. red]. w Nowym Jorku. Grupa kierowana była przez legendarnego łowcę — tro-piciela — R. J. Cunninghame’a. Póź-niej dołączył do nich Frederick Selo-us, słynny wielki myśliwy i odkrywca. Podróżnicy wieźli ze sobą cztery tony soli do konserwowania skór zwierzę-cych. Bokser John L. Sullivan poda-rował prezydentowi przed wyjazdem łapki królicze na szczęście. Wyposażenie strzeleckie myśliwych stanowiły: podwójny karabin Holland and Holland ładowany czarnym pro-chem i ofiarowany przez grupę 56 po-77

T. Roosevelt wraz z synem Kermitem przy upolowanym bawole

Page 80: Gazeta Łowiecka 4/2014

dziwiających go Brytyjczyków, Win-chester 1895, karabin Winchester 405, wojskowy M1903, Springfield kaliber 30-06 i strzelba Fox 12. Zabrał też bibliotekę. Była to kolekcja klasyków oprawiona w świńską skórę i transpor-towana we wzmocnionej skrzyni. Roosevelt i jego towarzysze pozyskali około 11 400 okazów — od owadów i moli po hipopotamy i słonie. Odło-wiono lub pozyskano 1 tys. zwierząt, w tym 512 dużych zwierząt łownych, upolowano też 6 rzadkich białych no-sorożców. Tony solonych skór zwie-rzęcych wysłano do Waszyngtonu. Zajęło to rok, zanim Smithsonian Institution sklasyfikował je i opisał wszystkie zbiory. Jeśli chodzi o tak

wielką liczbę upolowanych zwierząt Roosevelt powiedział: „Mogę być ska-zany tylko wtedy, gdy istnienie Ame-rican Museum of Natural History i wszystkie podobne instytucje zoolo-giczne zostaną potępione”.

AFRYKAŃSKIE TROFEA Chociaż safari zostało rzekomo po-prowadzone w imię nauki, było jed-nak wydarzeniem politycznym i spo-łecznym. Uznano je za wycieczkę na polowanie. Roosevelt korzystał z usług renomowanych profesjonal-nych myśliwych, rodzin będących właścicielami gruntów, spotykał się z wieloma rdzennymi plemionami i lokalnymi liderami. Informacje

o safari opisał w książce African Game Trails, gdzie opowiadał o emocjach pościgu i ludziach, których spotkał oraz florze i faunie zebranej w imię nauki.W rzeczywistości liczba 11 400 odnosi się do elementów zebranych, z których ponad połowa to były okazy botaniczne. Pozostałą większość stanowiły małe gry-zonie, nietoperze i owadożerne. Wszyst-kie zebrane okazy stały się podstawą kolekcji Smithsonian Institution i Ame-rican Museum of Natural History. Kilka z tych gatunków zwierząt, dzięki wielo-letnim wystawom w Smithsonian, stało się powszechnie rozpoznawalne. Więk-sze zwierzęta pozyskane przez Theodore i Kermita Roosevelt zostały wyszczegól-

nione w książce African Game Trails. Wśród dużych pozyskanych zwierząt łownych było 17 lwów, 3 lamparty, 7 gepardów, 9 hien, 11 słoni, 10 bawo- łów, 11 bardzo rzadkich nosorożców czarnych i 9 nosorożców białych. Na liście znajduje się również 15 zebr, 7 żyraf, 6 małp i 1 marabut afrykański. Ponadto wiele gatunków antylop.Theodore Roosevelt w African Game Trails potępia „rzeź jako nie-dopuszczalną w jakiejkolwiek for-mie bezmyślnego okrucieństwa i barbarzyństwa”. Jako pionier ochrony dzikiej przyrody w USA w pełni doceniał podejmowane przez rząd brytyjski próby zmiany dziewi-

79 80

Pierwszy upolowany nosorożecWażenie upolowanej zwierzyny

Page 81: Gazeta Łowiecka 4/2014

dziwiających go Brytyjczyków, Win-chester 1895, karabin Winchester 405, wojskowy M1903, Springfield kaliber 30-06 i strzelba Fox 12. Zabrał też bibliotekę. Była to kolekcja klasyków oprawiona w świńską skórę i transpor-towana we wzmocnionej skrzyni. Roosevelt i jego towarzysze pozyskali około 11 400 okazów — od owadów i moli po hipopotamy i słonie. Odło-wiono lub pozyskano 1 tys. zwierząt, w tym 512 dużych zwierząt łownych, upolowano też 6 rzadkich białych no-sorożców. Tony solonych skór zwie-rzęcych wysłano do Waszyngtonu. Zajęło to rok, zanim Smithsonian Institution sklasyfikował je i opisał wszystkie zbiory. Jeśli chodzi o tak

wielką liczbę upolowanych zwierząt Roosevelt powiedział: „Mogę być ska-zany tylko wtedy, gdy istnienie Ame-rican Museum of Natural History i wszystkie podobne instytucje zoolo-giczne zostaną potępione”.

AFRYKAŃSKIE TROFEA Chociaż safari zostało rzekomo po-prowadzone w imię nauki, było jed-nak wydarzeniem politycznym i spo-łecznym. Uznano je za wycieczkę na polowanie. Roosevelt korzystał z usług renomowanych profesjonal-nych myśliwych, rodzin będących właścicielami gruntów, spotykał się z wieloma rdzennymi plemionami i lokalnymi liderami. Informacje

o safari opisał w książce African Game Trails, gdzie opowiadał o emocjach pościgu i ludziach, których spotkał oraz florze i faunie zebranej w imię nauki.W rzeczywistości liczba 11 400 odnosi się do elementów zebranych, z których ponad połowa to były okazy botaniczne. Pozostałą większość stanowiły małe gry-zonie, nietoperze i owadożerne. Wszyst-kie zebrane okazy stały się podstawą kolekcji Smithsonian Institution i Ame-rican Museum of Natural History. Kilka z tych gatunków zwierząt, dzięki wielo-letnim wystawom w Smithsonian, stało się powszechnie rozpoznawalne. Więk-sze zwierzęta pozyskane przez Theodore i Kermita Roosevelt zostały wyszczegól-

nione w książce African Game Trails. Wśród dużych pozyskanych zwierząt łownych było 17 lwów, 3 lamparty, 7 gepardów, 9 hien, 11 słoni, 10 bawo- łów, 11 bardzo rzadkich nosorożców czarnych i 9 nosorożców białych. Na liście znajduje się również 15 zebr, 7 żyraf, 6 małp i 1 marabut afrykański. Ponadto wiele gatunków antylop.Theodore Roosevelt w African Game Trails potępia „rzeź jako nie-dopuszczalną w jakiejkolwiek for-mie bezmyślnego okrucieństwa i barbarzyństwa”. Jako pionier ochrony dzikiej przyrody w USA w pełni doceniał podejmowane przez rząd brytyjski próby zmiany dziewi-

79 80

Pierwszy upolowany nosorożecWażenie upolowanej zwierzyny

Page 82: Gazeta Łowiecka 4/2014

czych terenów w rezerwaty przyrody.SPISANE WSPOMNIENIA Afrykańska ekspedycja obfitowała w liczne przygody. W książce African Game Trails wspomina jak stoi nad świeżo pozyskaną antylopą eland, gdy przewodnik podchodzi z wiadomo-ścią o zaobserwowanym w pobliżu nosorożcu. Rooseveltowi towarzyszy kapitan Arthur Slatter, Anglik prowa-dzący farmę strusi, a przy tym dosko-nały myśliwy, pomimo tego, że stracił prawą rękę. „Slatter natychmiast pojechał w kie-runku pokazanym przez naszego prze-wodnika o dzikim wyglądzie z pisto-letem. Kiedy po pięciu minutach jazdy kłusem dotarliśmy na wzgórze gdzie stał obserwator, ten od razu zwrócił uwagę na nosorożca. ...ogromna be-stia stała na całkowicie otwartym te-renie, chociaż w niewielkiej odległo-ści od niego było kilka rozrzuconych drzew. Zostawiliśmy nasze konie i za-częliśmy podkradać się. Podejście było łatwe. Wiatr wiał od niego do nas, a wzrok nosorożec ma słaby. Trzy-dzieści metrów od miejsca znajdował się krzak cztero- lub pięciometrowej wysokości, który nas zasłaniał. Duża bestia stała niczym pomnik, czarna w słońcu. Wydawało się, że to potwór żyjący ze świata przeszłości, z czasów prehistorycznych. Stanęliśmy z racji bezpieczeństwa tak, by użyć karabinu Holland tylko raz. Wszedłem do buszu, aby uzyskać ja-

sny cel, a Slatter obok. Kiedy nosoro-żec zobaczył mnie, skoczył na nogi ze zwinnością kucyka polo. Wtedy wy-puściłem pocisk z prawej lufy. Kula przeszła przez oba płuca, ale nosoro-żec galopował na nas.Zanim zdążył w gorączkowym po-śpiechu dotrzeć do nas, uderzył go pocisk z mojej lewej lufy. Kula weszła między szyję i bark przebijając serce. W tej samej chwili kapitan Slatter wy-strzelił, a jego kula przeszła kręgi szyj-ne. Wielki byk zarył w ziemię, a jego głowa upadła w naszym kierunku, za-ledwie trzynaście kroków od miejsca, gdzie staliśmy.”Roosevelt był także świadkiem polo-wania wojowników plemienia Nandi na lwa. Jego opis zaczyna się od mo-mentu, w którym wojownicy otaczają duże koty.„Stopniowo zaczęli tworzyć pierścień wokół lwa. Każdy z nich podszedł na tyle blisko ile mógł, przykucnął za tarczą z ostrą włócznią w prawej ręce z twarzą przy obrzeżu tarczy. Lew zo-baczył człowieka i wstał. Jego grzy-wa zjeżyła się, a ogon był wyprężony. Trzymał głowę nisko, górna warga opadająca na szczękę, teraz była unie-siona, aby pokazać długie kły. Spoj-rzał w jedną stronę, a potem w drugą nie przestając swych morderczych ry-ków. Miał dziki wzrok, a jego grzmią-cy gniew stawał się coraz bardziej nie-bezpieczny.W końcu pierścień był zamknięty. 81 82

T. Roosevelt na Dzikim Zachodzie

Page 83: Gazeta Łowiecka 4/2014

czych terenów w rezerwaty przyrody.SPISANE WSPOMNIENIA Afrykańska ekspedycja obfitowała w liczne przygody. W książce African Game Trails wspomina jak stoi nad świeżo pozyskaną antylopą eland, gdy przewodnik podchodzi z wiadomo-ścią o zaobserwowanym w pobliżu nosorożcu. Rooseveltowi towarzyszy kapitan Arthur Slatter, Anglik prowa-dzący farmę strusi, a przy tym dosko-nały myśliwy, pomimo tego, że stracił prawą rękę. „Slatter natychmiast pojechał w kie-runku pokazanym przez naszego prze-wodnika o dzikim wyglądzie z pisto-letem. Kiedy po pięciu minutach jazdy kłusem dotarliśmy na wzgórze gdzie stał obserwator, ten od razu zwrócił uwagę na nosorożca. ...ogromna be-stia stała na całkowicie otwartym te-renie, chociaż w niewielkiej odległo-ści od niego było kilka rozrzuconych drzew. Zostawiliśmy nasze konie i za-częliśmy podkradać się. Podejście było łatwe. Wiatr wiał od niego do nas, a wzrok nosorożec ma słaby. Trzy-dzieści metrów od miejsca znajdował się krzak cztero- lub pięciometrowej wysokości, który nas zasłaniał. Duża bestia stała niczym pomnik, czarna w słońcu. Wydawało się, że to potwór żyjący ze świata przeszłości, z czasów prehistorycznych. Stanęliśmy z racji bezpieczeństwa tak, by użyć karabinu Holland tylko raz. Wszedłem do buszu, aby uzyskać ja-

sny cel, a Slatter obok. Kiedy nosoro-żec zobaczył mnie, skoczył na nogi ze zwinnością kucyka polo. Wtedy wy-puściłem pocisk z prawej lufy. Kula przeszła przez oba płuca, ale nosoro-żec galopował na nas.Zanim zdążył w gorączkowym po-śpiechu dotrzeć do nas, uderzył go pocisk z mojej lewej lufy. Kula weszła między szyję i bark przebijając serce. W tej samej chwili kapitan Slatter wy-strzelił, a jego kula przeszła kręgi szyj-ne. Wielki byk zarył w ziemię, a jego głowa upadła w naszym kierunku, za-ledwie trzynaście kroków od miejsca, gdzie staliśmy.”Roosevelt był także świadkiem polo-wania wojowników plemienia Nandi na lwa. Jego opis zaczyna się od mo-mentu, w którym wojownicy otaczają duże koty.„Stopniowo zaczęli tworzyć pierścień wokół lwa. Każdy z nich podszedł na tyle blisko ile mógł, przykucnął za tarczą z ostrą włócznią w prawej ręce z twarzą przy obrzeżu tarczy. Lew zo-baczył człowieka i wstał. Jego grzy-wa zjeżyła się, a ogon był wyprężony. Trzymał głowę nisko, górna warga opadająca na szczękę, teraz była unie-siona, aby pokazać długie kły. Spoj-rzał w jedną stronę, a potem w drugą nie przestając swych morderczych ry-ków. Miał dziki wzrok, a jego grzmią-cy gniew stawał się coraz bardziej nie-bezpieczny.W końcu pierścień był zamknięty. 81 82

T. Roosevelt na Dzikim Zachodzie

Page 84: Gazeta Łowiecka 4/2014

Lew rozejrzał się szybko z boku na bok, zobaczył, gdzie linia była naj-cieńsza i pobiegł z najwyższą pręd-kością. Wojownicy trzymali tarcze i drżące włócznie gotowe do ata-ku. Mężczyźni w pośpiechu skoczy-li z każdej strony, by wziąć wroga z flanki. Lider osiągnął odległość do rzutu. Długa włócznia zami-gotała i pogrążyła... Lew poczuł ranę, odwrócił się, a potem natarł na człowieka, który rzucił włócznię.Lew z wściekłością uderzył człowieka łapą. Ale za chwilę ujrzałem innego wojownika, który przeszył włócznią przez jego ciało z boku na bok. I jak

lew odwrócił się znowu jasne ostrza włóczni dotarły do niego niczym bia-łe błyski ognia. Na koniec chwycił in-nego mężczyznę, który atakował go nożem. Tamten wyrwał się, ale lew chwycił włócznię w swych szczękach z tak ogromną siłą, że pękła dwu-krotnie. Potem wojownicy krzycząc dziko z wściekłą radością przeszyli go włóczniami.” W kwietniu 1910 r. ekspedycja przy- była do Chartumu. To był koniec chyba pierwszego afrykańskiego safari. Dziś — 105 lat po tamtym wydarzeniu — słowo safari nabrało zupełnie innego znaczenia. Zdjęcia oraz przytoczone fragmenty tekstu po-chodzą z książki T. Roosevelta African Game Trails z 1911 r.

83 84

Rancho Elk Horn

Szlak podróży przez Afrykę

Page 85: Gazeta Łowiecka 4/2014

Lew rozejrzał się szybko z boku na bok, zobaczył, gdzie linia była naj-cieńsza i pobiegł z najwyższą pręd-kością. Wojownicy trzymali tarcze i drżące włócznie gotowe do ata-ku. Mężczyźni w pośpiechu skoczy-li z każdej strony, by wziąć wroga z flanki. Lider osiągnął odległość do rzutu. Długa włócznia zami-gotała i pogrążyła... Lew poczuł ranę, odwrócił się, a potem natarł na człowieka, który rzucił włócznię.Lew z wściekłością uderzył człowieka łapą. Ale za chwilę ujrzałem innego wojownika, który przeszył włócznią przez jego ciało z boku na bok. I jak

lew odwrócił się znowu jasne ostrza włóczni dotarły do niego niczym bia-łe błyski ognia. Na koniec chwycił in-nego mężczyznę, który atakował go nożem. Tamten wyrwał się, ale lew chwycił włócznię w swych szczękach z tak ogromną siłą, że pękła dwu-krotnie. Potem wojownicy krzycząc dziko z wściekłą radością przeszyli go włóczniami.” W kwietniu 1910 r. ekspedycja przy- była do Chartumu. To był koniec chyba pierwszego afrykańskiego safari. Dziś — 105 lat po tamtym wydarzeniu — słowo safari nabrało zupełnie innego znaczenia. Zdjęcia oraz przytoczone fragmenty tekstu po-chodzą z książki T. Roosevelta African Game Trails z 1911 r.

83 84

Rancho Elk Horn

Szlak podróży przez Afrykę

Page 86: Gazeta Łowiecka 4/2014

Wabienie drapieżnika

T E K S T: S Ł AW O M I R PAW L I K O W S K IZ D J Ę C I A : S Ł AW O M I R PAW L I K O W S K I , A N D R Z E J A DA M C Z U K

Kniazienie zająca, skolenie liszki, pisk gryzonia. To hasła doskonale znane większości myśliwych.

Ale wabienie – bo o nim mowa – to domena zarezerwowana dla najlepszych. I cierpliwych

Page 87: Gazeta Łowiecka 4/2014

Wabienie drapieżnika

T E K S T: S Ł AW O M I R PAW L I K O W S K IZ D J Ę C I A : S Ł AW O M I R PAW L I K O W S K I , A N D R Z E J A DA M C Z U K

Kniazienie zająca, skolenie liszki, pisk gryzonia. To hasła doskonale znane większości myśliwych.

Ale wabienie – bo o nim mowa – to domena zarezerwowana dla najlepszych. I cierpliwych

Page 88: Gazeta Łowiecka 4/2014

Ostatnio prowadząc dyskusję na jednym z portali społecz-

nościowych z kolegą myśliwym za-interesowanym tematem wabienia usłyszałem pytanie dotyczące metod wabienia lisów atraktorami zapacho-wymi. Od razu sprawę wyjaśniliśmy. Otóż atraktorami zapachowymi się nie wabi, a nęci. Podstawowa różni-ca między nimi jest taka, że wabienie polega na imitowaniu różnego rodzaju odgłosów innych zwierząt stanowią-

cych pokarm dla drapieżników bądź odgłosów partnerów, jak w przypadku wabienia lisów w czasie cieczki. Nato-miast nęcenie polega na wykładaniu karmy lub atraktorów zapachowych, takich jak mocz rujnej liszki czy jak w przypadku dzików — smoły bukowej.

LISCzy wszystkie drapieżniki występują-ce w naszym kraju można skutecznie wabić? Zacznijmy od wabienia lisów,

czyli drapieżników najczęściej spoty-kanych w naszych łowiskach. Otóż lisy możemy wabić wieloma metoda-mi. Podstawowa to naśladowanie pi-sku różnego rodzaju gryzoni stano-wiących pokarm lisów. Nie będę się tutaj wdawał szczegóły — na to po-święcę czas w następnym numerze Gazety Łowieckiej. Powiem tylko, że metoda ta jest bardzo skuteczna o każdej porze roku, a do wabienia czasem wystarczy umiejętne „cmo-

kanie” na wargach. Druga metoda to naśladowanie kniazienia zająca, czyli odgłosu jaki wydaje męczony przez innego drapieżnika bądź zła-pany we wnyki zając. Metoda ta wy-maga jednak i większych umiejętno-ści w kwestii samego wydobywania dźwięku z wabika, jak i taktyki polo-wania. Jest bardziej skuteczną metodą z uwagi na fakt, iż dźwięk kniazie-nia jest słyszalny z o wiele większej odległości niż dźwięk pisku myszy.

87 88

Page 89: Gazeta Łowiecka 4/2014

Ostatnio prowadząc dyskusję na jednym z portali społecz-

nościowych z kolegą myśliwym za-interesowanym tematem wabienia usłyszałem pytanie dotyczące metod wabienia lisów atraktorami zapacho-wymi. Od razu sprawę wyjaśniliśmy. Otóż atraktorami zapachowymi się nie wabi, a nęci. Podstawowa różni-ca między nimi jest taka, że wabienie polega na imitowaniu różnego rodzaju odgłosów innych zwierząt stanowią-

cych pokarm dla drapieżników bądź odgłosów partnerów, jak w przypadku wabienia lisów w czasie cieczki. Nato-miast nęcenie polega na wykładaniu karmy lub atraktorów zapachowych, takich jak mocz rujnej liszki czy jak w przypadku dzików — smoły bukowej.

LISCzy wszystkie drapieżniki występują-ce w naszym kraju można skutecznie wabić? Zacznijmy od wabienia lisów,

czyli drapieżników najczęściej spoty-kanych w naszych łowiskach. Otóż lisy możemy wabić wieloma metoda-mi. Podstawowa to naśladowanie pi-sku różnego rodzaju gryzoni stano-wiących pokarm lisów. Nie będę się tutaj wdawał szczegóły — na to po-święcę czas w następnym numerze Gazety Łowieckiej. Powiem tylko, że metoda ta jest bardzo skuteczna o każdej porze roku, a do wabienia czasem wystarczy umiejętne „cmo-

kanie” na wargach. Druga metoda to naśladowanie kniazienia zająca, czyli odgłosu jaki wydaje męczony przez innego drapieżnika bądź zła-pany we wnyki zając. Metoda ta wy-maga jednak i większych umiejętno-ści w kwestii samego wydobywania dźwięku z wabika, jak i taktyki polo-wania. Jest bardziej skuteczną metodą z uwagi na fakt, iż dźwięk kniazie-nia jest słyszalny z o wiele większej odległości niż dźwięk pisku myszy.

87 88

Page 90: Gazeta Łowiecka 4/2014

Możemy więc zwabić lisa z większej odległości. Lisy oczywiście różnie reagują na kniazienie. Jedne przy-biegają w szybkim pędzie (zwłaszcza w nocy), inne przychodzą czasem do-piero po trzeciej próbie kniazienia. Ogólnie rzecz ujmując jest to najbar-dziej popularna z metod wabienia lisów. W okresie cieczki lisy bardzo dobrze reagują na odgłosy swoich partnerów. Możemy więc używać wabików imi-tujących odgłosy skolenia liszki, czyli samicy dającej znaki samcom o tym, że jest gotowa na ich zaloty. Możemy również wabić na odgłos szczekania samca. Choć nie jest to łatwe wabienie z uwagi na to, ze lis posiada w swoim „repertuarze” wiele rodzajów szcze-kania, będących różnymi sygnałami dla partnerów. Szczeka inaczej szuka-jąc liszki, inaczej przebywając z nią, a jeszcze inaczej ostrzegając o niebez-pieczeństwie. Metoda jest skuteczna oczywiście tylko w czasie cieczki.

KUNAPrzejdę do następnego gatunku dra-pieżnika, a zasadzie drapieżników, jakimi są dwa gatunki kun: kuna do-mowa i kuna leśna. Obydwa może-my wabić tymi samymi metodami co lisy, wyłączając oczywiście odgłosy wykorzystywane w czasie cieczki. Kuny dobrze reagują również na odgłosy ptaków, więc można próbo-wać naśladować gołębia, jarząbka, bażanta itp.

JENOTDo tej pory duże wątpliwości miałem w kwestii wabienia trzeciego gatunku drapieżnika, jakim jest jenot. Chociaż koledzy z Klubu Wabiarzy odnosili sukcesy i to zarówno wabiąc meto-dą pisku gryzonia, jak również knia-zienia. Może to oczywiście wynikać z ciekawości tego drapieżnika, ale me-tody okazały się skuteczne. Ja osobi-ście jedynego jenota w życiu, jakiego zwabiłem, można powiedzieć zwa-biłem przez przypadek — podczas polowania na jarząbki na Białorusi, wrześniowym porankiem, na pisk ja-rząbka właśnie (co utrwaliłem na fo-tografii). Borsuki również z uwagi na swoją ciekawską naturę niejedno-krotnie wabiłem, przede wszystkim na pisk myszy. Chociaż w tym roku podczas Małopolskich Mistrzostw w Wabieniu Drapieżników ta sztu-ka mi się również udała na knia-zienie zająca i to w momencie, kie-dy by się wydawało, że borsuki już powinny zalegać w norach. No, ale takie są właśnie uroki wabienia, można być czasem mile zaskoczo-nym z efektów tejże metody. Życząc wszystkim czytelnikom zdrowych i wesołych Świat Bożego Narodze-nia oraz Szczęśliwego 2015 Roku, zachęcam do czytania dalszej części moich rozważań na temat wabienia drapieżników w następnym numerze Gazety Łowieckiej.Darz Bór! 89

Page 91: Gazeta Łowiecka 4/2014

Możemy więc zwabić lisa z większej odległości. Lisy oczywiście różnie reagują na kniazienie. Jedne przy-biegają w szybkim pędzie (zwłaszcza w nocy), inne przychodzą czasem do-piero po trzeciej próbie kniazienia. Ogólnie rzecz ujmując jest to najbar-dziej popularna z metod wabienia lisów. W okresie cieczki lisy bardzo dobrze reagują na odgłosy swoich partnerów. Możemy więc używać wabików imi-tujących odgłosy skolenia liszki, czyli samicy dającej znaki samcom o tym, że jest gotowa na ich zaloty. Możemy również wabić na odgłos szczekania samca. Choć nie jest to łatwe wabienie z uwagi na to, ze lis posiada w swoim „repertuarze” wiele rodzajów szcze-kania, będących różnymi sygnałami dla partnerów. Szczeka inaczej szuka-jąc liszki, inaczej przebywając z nią, a jeszcze inaczej ostrzegając o niebez-pieczeństwie. Metoda jest skuteczna oczywiście tylko w czasie cieczki.

KUNAPrzejdę do następnego gatunku dra-pieżnika, a zasadzie drapieżników, jakimi są dwa gatunki kun: kuna do-mowa i kuna leśna. Obydwa może-my wabić tymi samymi metodami co lisy, wyłączając oczywiście odgłosy wykorzystywane w czasie cieczki. Kuny dobrze reagują również na odgłosy ptaków, więc można próbo-wać naśladować gołębia, jarząbka, bażanta itp.

JENOTDo tej pory duże wątpliwości miałem w kwestii wabienia trzeciego gatunku drapieżnika, jakim jest jenot. Chociaż koledzy z Klubu Wabiarzy odnosili sukcesy i to zarówno wabiąc meto-dą pisku gryzonia, jak również knia-zienia. Może to oczywiście wynikać z ciekawości tego drapieżnika, ale me-tody okazały się skuteczne. Ja osobi-ście jedynego jenota w życiu, jakiego zwabiłem, można powiedzieć zwa-biłem przez przypadek — podczas polowania na jarząbki na Białorusi, wrześniowym porankiem, na pisk ja-rząbka właśnie (co utrwaliłem na fo-tografii). Borsuki również z uwagi na swoją ciekawską naturę niejedno-krotnie wabiłem, przede wszystkim na pisk myszy. Chociaż w tym roku podczas Małopolskich Mistrzostw w Wabieniu Drapieżników ta sztu-ka mi się również udała na knia-zienie zająca i to w momencie, kie-dy by się wydawało, że borsuki już powinny zalegać w norach. No, ale takie są właśnie uroki wabienia, można być czasem mile zaskoczo-nym z efektów tejże metody. Życząc wszystkim czytelnikom zdrowych i wesołych Świat Bożego Narodze-nia oraz Szczęśliwego 2015 Roku, zachęcam do czytania dalszej części moich rozważań na temat wabienia drapieżników w następnym numerze Gazety Łowieckiej.Darz Bór! 89

Page 92: Gazeta Łowiecka 4/2014

EMOCJE PASJA PRZYGODA

Targi Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE to nowy rozdział wspaniałej historii opowiadającej o miłości do lasu,

aktywnym spędzaniu wolnego czasu i tradycji, o której nie pozwolimy zapomnieć! Na temat projektu i jego

perspektywach na przyszłość w rozmowie z Gazetą Łowiecką opowiada Jakub Patelka,

wicedyrektor Targów KNIEJE

Gazeta Łowiecka: Do tej pory w kalendarzu MTP nie było

imprezy dla myśliwych i pasjona-tów lasu, skąd więc taki pomysł?Jakub Patelka: Rzeczywiście, Targi Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE to nowy projekt, którego gene-za ma charakter oddolny i wynika z chęci i potrzeb, jakie zasygnalizo-wali nam wystawcy największych w Europie Targów Wędkarskich RYBOMANIA. Wielu z nich wśród oferowanej gamy produktów poza akcesoriami dla wędkarzy dysponu-je również szerokim asortymentem myśliwskim. Kolejnym powodem, dla którego zdecydowaliśmy się na organizację Targów KNIEJE, są sami zwiedza-jący. Wśród ankietowanych wędka-rzy, których podczas ostatniej edycji gościliśmy aż 24 tys., znaczna część jednoznacznie opowiedziała się za rozszerzeniem portfolio targowego o sektor myśliwski. Wiemy również, że profile miłośników wędkarstwa i myślistwa są do siebie zbliżone. Obie grupy charakteryzują się wielkim od-daniem swojej pasji. Kochają być bli-sko przyrody i regularnie inwestują nie tylko w bagaż doświadczeń, ale rów-nież w wiedzę, umiejętności i sprzęt. Ostateczną decyzję związaną z orga-nizacją Targów Myślistwa i Strzelec-twa KNIEJE przypieczętowały oso-biste pasje. Sam poluję i wiem, czego potrzebują myśliwi. Dzięki temu orga- 92

Page 93: Gazeta Łowiecka 4/2014

EMOCJE PASJA PRZYGODA

Targi Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE to nowy rozdział wspaniałej historii opowiadającej o miłości do lasu,

aktywnym spędzaniu wolnego czasu i tradycji, o której nie pozwolimy zapomnieć! Na temat projektu i jego

perspektywach na przyszłość w rozmowie z Gazetą Łowiecką opowiada Jakub Patelka,

wicedyrektor Targów KNIEJE

Gazeta Łowiecka: Do tej pory w kalendarzu MTP nie było

imprezy dla myśliwych i pasjona-tów lasu, skąd więc taki pomysł?Jakub Patelka: Rzeczywiście, Targi Myślistwa i Strzelectwa KNIEJE to nowy projekt, którego gene-za ma charakter oddolny i wynika z chęci i potrzeb, jakie zasygnalizo-wali nam wystawcy największych w Europie Targów Wędkarskich RYBOMANIA. Wielu z nich wśród oferowanej gamy produktów poza akcesoriami dla wędkarzy dysponu-je również szerokim asortymentem myśliwskim. Kolejnym powodem, dla którego zdecydowaliśmy się na organizację Targów KNIEJE, są sami zwiedza-jący. Wśród ankietowanych wędka-rzy, których podczas ostatniej edycji gościliśmy aż 24 tys., znaczna część jednoznacznie opowiedziała się za rozszerzeniem portfolio targowego o sektor myśliwski. Wiemy również, że profile miłośników wędkarstwa i myślistwa są do siebie zbliżone. Obie grupy charakteryzują się wielkim od-daniem swojej pasji. Kochają być bli-sko przyrody i regularnie inwestują nie tylko w bagaż doświadczeń, ale rów-nież w wiedzę, umiejętności i sprzęt. Ostateczną decyzję związaną z orga-nizacją Targów Myślistwa i Strzelec-twa KNIEJE przypieczętowały oso-biste pasje. Sam poluję i wiem, czego potrzebują myśliwi. Dzięki temu orga- 92

Page 94: Gazeta Łowiecka 4/2014

nizacja imprezy nie jest dla mnie wy-łącznie pracą. To ogromna przyjem-ność z kreacji wydarzenia, w którym sam chętnie wziąłbym udział jako zwiedzający. Odpowiadając na pytanie o źródło pomysłu, na pewno warto byłoby wspomnieć o niszy, branżowym po-tencjale oraz perspektywach rozwoju. Nic jednak nie przemawia tak silnie – również do organizatorów – jak wielka pasja wystawców i zwiedzają-cych. Właśnie dlatego uznaliśmy, że warto!

W kalendarzu imprez dla my-śliwych robi się ciasno, mamy dwie wiosenne imprezy, czy-li Targi Expo w Sosnowcu oraz targi organizowane przez PZŁ w Warszawie. Ostatnio bardzo uda-nie zadebiutowały Targi Hubertus w Ostródzie, czym będą wyróżniać się na tym tle Targi Knieje?Targi Myślistwa i Strzelectwa KNIE-JE to sprawdzona formuła święta branży skierowanego do szerokiej pu-bliczności. Naszym celem jest z jed-nej strony stworzenie miejsca, gdzie myśliwi będą mogli poczuć się jak u siebie, a z drugiej promowanie kul-tury łowieckiej również wśród osób, które jeszcze nie rozpoczęły swej przygody z bronią, lasem i dziką zwierzyną. Nie zapomnimy jednak o profesjonalistach i biznesie, dla przedstawicieli którego zarezer-

wowaliśmy dzień 6 lutego — VIP DAY. To właśnie w tym czasie bę-dzie można w komfortowych wa-runkach spotkać się z producenta-mi i dystrybutorami, porozmawiać z przedstawicielami mediów oraz prze-myśleć decyzje zakupowe. Pierwszego dnia imprezy będą obowiązywać za-proszenia, które wraz z wystawcami Targów Knieje roześlemy wśród ich kluczowych klientów oraz znanych myśliwych. Pozostałe dwa dni – 7 i 8 lutego – to już czas dla szerokiej publiczno-ści, która będzie mogła wziąć udział w największym, interaktywnym wy-darzeniu dla myśliwych, tętniącym życiem i pozytywną energią. Z całą pewnością elementem wyróżniającym KNIEJE spośród innych spotkań tar-gowych będzie otwartość i bezpreten-sjonalność. Naszą ambicją jest stwo-rzenie eventu, prawdziwego święta myśliwych, którzy poczują się u nas jak w gronie przyjaciół. W tym celu zadbamy o dostateczną liczbę wyda-rzeń towarzyszących, dobrą kuchnię i zaciszne miejsca do rozmów kulu-arowych. Poznańskie Targi Myśli-stwa i Strzelectwa KNIEJE to nowy rozdział wspaniałej historii opowia-dającej o miłości do lasu, aktywnym spędzaniu wolnego czasu i tradycji, o której nie pozwolimy zapomnieć!

Dla myśliwych targi to głów-nie możliwość obejrzenia broni.

Co będziemy mogli obejrzeć na targach w Poznaniu?KNIEJE to broń, optyka, ubrania i akcesoria myśliwskie uprzyjemnia-jące polowania. Wszystko to jednak zostanie zaprezentowane nieco mniej standardowo. I tak odzież myśliwska wyeksponowana zostanie podczas po-kazu mody – zarówno damskiej, jak i męskiej. Niektóre egzemplarze broni będzie można przetestować na spe-cjalnie przygotowanych strzelnicach. Czym byłyby KNIEJE bez reko- mendowanych biur polowań, któ-re wystawiać się będą w Strefie Dobrych Terenów Łowieckich? Zwiedzający będą mogli zapoznać się również z propozycjami deale-rów samochodowych i modelami aut przeznaczonymi do jazdy ekstre-malnej. Nie zapomnimy o muzyce i tradycji łowieckiej, której damy miej-sce na scenie głównej targów. Zwie-dzających zaprosimy także do Strefy Myśliwskich Championów, gdzie po-dziwiać będzie można piękne psy.

Czy i jakich imprez towarzyszą-cych możemy spodziewać się pod-czas targów?Przygotowujemy dla naszych zwie-dzających wiele niespodzianek, które jednak nie odciągną uwagi od stoisk wystawców, bo to one mają być naj-większą atrakcją. Już niebawem wystartuje konkurs Miss i Mister Psów Myśliwskich z fi-

nałem właśnie na KNIEJACH. Dni targowe uatrakcyjni również wspo-mniany wcześniej pokaz mody my-śliwskiej. Na scenie głównej odbędą się warsztaty kulinarne, koncerty mu-zyki myśliwskiej oraz wykłady na te-mat tradycji. Zorganizujemy również konkurs wiedzy myśliwskiej z cenny-mi nagrodami. Nie zabraknie również strzelnic. Myślimy również o Wybo-rach Diany, ale na ten temat będziemy mogli rozmawiać nieco później. O wszystkich wydarzeniach informu-jemy na naszej stronie internetowej www.knieje.pl oraz na profilu face-bookowym www.facebook.com/Tar-giKnieje. Zapraszamy!

93 94

Page 95: Gazeta Łowiecka 4/2014

nizacja imprezy nie jest dla mnie wy-łącznie pracą. To ogromna przyjem-ność z kreacji wydarzenia, w którym sam chętnie wziąłbym udział jako zwiedzający. Odpowiadając na pytanie o źródło pomysłu, na pewno warto byłoby wspomnieć o niszy, branżowym po-tencjale oraz perspektywach rozwoju. Nic jednak nie przemawia tak silnie – również do organizatorów – jak wielka pasja wystawców i zwiedzają-cych. Właśnie dlatego uznaliśmy, że warto!

W kalendarzu imprez dla my-śliwych robi się ciasno, mamy dwie wiosenne imprezy, czy-li Targi Expo w Sosnowcu oraz targi organizowane przez PZŁ w Warszawie. Ostatnio bardzo uda-nie zadebiutowały Targi Hubertus w Ostródzie, czym będą wyróżniać się na tym tle Targi Knieje?Targi Myślistwa i Strzelectwa KNIE-JE to sprawdzona formuła święta branży skierowanego do szerokiej pu-bliczności. Naszym celem jest z jed-nej strony stworzenie miejsca, gdzie myśliwi będą mogli poczuć się jak u siebie, a z drugiej promowanie kul-tury łowieckiej również wśród osób, które jeszcze nie rozpoczęły swej przygody z bronią, lasem i dziką zwierzyną. Nie zapomnimy jednak o profesjonalistach i biznesie, dla przedstawicieli którego zarezer-

wowaliśmy dzień 6 lutego — VIP DAY. To właśnie w tym czasie bę-dzie można w komfortowych wa-runkach spotkać się z producenta-mi i dystrybutorami, porozmawiać z przedstawicielami mediów oraz prze-myśleć decyzje zakupowe. Pierwszego dnia imprezy będą obowiązywać za-proszenia, które wraz z wystawcami Targów Knieje roześlemy wśród ich kluczowych klientów oraz znanych myśliwych. Pozostałe dwa dni – 7 i 8 lutego – to już czas dla szerokiej publiczno-ści, która będzie mogła wziąć udział w największym, interaktywnym wy-darzeniu dla myśliwych, tętniącym życiem i pozytywną energią. Z całą pewnością elementem wyróżniającym KNIEJE spośród innych spotkań tar-gowych będzie otwartość i bezpreten-sjonalność. Naszą ambicją jest stwo-rzenie eventu, prawdziwego święta myśliwych, którzy poczują się u nas jak w gronie przyjaciół. W tym celu zadbamy o dostateczną liczbę wyda-rzeń towarzyszących, dobrą kuchnię i zaciszne miejsca do rozmów kulu-arowych. Poznańskie Targi Myśli-stwa i Strzelectwa KNIEJE to nowy rozdział wspaniałej historii opowia-dającej o miłości do lasu, aktywnym spędzaniu wolnego czasu i tradycji, o której nie pozwolimy zapomnieć!

Dla myśliwych targi to głów-nie możliwość obejrzenia broni.

Co będziemy mogli obejrzeć na targach w Poznaniu?KNIEJE to broń, optyka, ubrania i akcesoria myśliwskie uprzyjemnia-jące polowania. Wszystko to jednak zostanie zaprezentowane nieco mniej standardowo. I tak odzież myśliwska wyeksponowana zostanie podczas po-kazu mody – zarówno damskiej, jak i męskiej. Niektóre egzemplarze broni będzie można przetestować na spe-cjalnie przygotowanych strzelnicach. Czym byłyby KNIEJE bez reko- mendowanych biur polowań, któ-re wystawiać się będą w Strefie Dobrych Terenów Łowieckich? Zwiedzający będą mogli zapoznać się również z propozycjami deale-rów samochodowych i modelami aut przeznaczonymi do jazdy ekstre-malnej. Nie zapomnimy o muzyce i tradycji łowieckiej, której damy miej-sce na scenie głównej targów. Zwie-dzających zaprosimy także do Strefy Myśliwskich Championów, gdzie po-dziwiać będzie można piękne psy.

Czy i jakich imprez towarzyszą-cych możemy spodziewać się pod-czas targów?Przygotowujemy dla naszych zwie-dzających wiele niespodzianek, które jednak nie odciągną uwagi od stoisk wystawców, bo to one mają być naj-większą atrakcją. Już niebawem wystartuje konkurs Miss i Mister Psów Myśliwskich z fi-

nałem właśnie na KNIEJACH. Dni targowe uatrakcyjni również wspo-mniany wcześniej pokaz mody my-śliwskiej. Na scenie głównej odbędą się warsztaty kulinarne, koncerty mu-zyki myśliwskiej oraz wykłady na te-mat tradycji. Zorganizujemy również konkurs wiedzy myśliwskiej z cenny-mi nagrodami. Nie zabraknie również strzelnic. Myślimy również o Wybo-rach Diany, ale na ten temat będziemy mogli rozmawiać nieco później. O wszystkich wydarzeniach informu-jemy na naszej stronie internetowej www.knieje.pl oraz na profilu face-bookowym www.facebook.com/Tar-giKnieje. Zapraszamy!

93 94

Page 96: Gazeta Łowiecka 4/2014

NASZA MAKSYMA

Tajemnica funkcji termicznej polega na jej wie-lu war-stwach. Wilgoć zostaje odprowadzona z naszej skóry szybko i niezawodnie dzięki ta-kiej strukturze matriału. Warstwa wewnętrzna, która ma bezpośredni kontakt z naszym ciałem to hydrofobowy Polypropylen® a ze-wnętrz-na warstwa włókien naturalnych to bawełna lub wełna z merynosa.

CO ROZUMIEMY PRZEZ „FUNKCJĘ TERMICZNĄ”?

Temperatura powyżej 1mm nad skórą wynosi 34,5 O C. Gdy ta temperatura się zmie-nia, ciało zaczyna się pocić lub marznąć. Tak długo jak temperatura w tej warstwie pozosta-je niezmieniona, człowiek czuje się dobrze w swojej skórze.

TEMPERATURA MOŻE SIĘ ZMIENIAĆ Z RÓŻNYCH PO-WODÓW. Jeśli temperatura zewnętrz-na jest niska, a człowiek mało się rusza to ciało zaczyna drżeć, produkując przy tym ener-gię i ciepło, aby uzyskać temperaturę ciała w wysoko-ści 37 O C.

W przypadku, gdy jest za cie-pło, skóra zaczyna się pocić. Dzięki warstwie wilgoci na skórze, ciało się schładza. Jest to konieczne dla naszego organizmu ale powoduje rów-nież ne-gatywne symptomy.

SKARPETKI I PODKOLANÓWKIKomfort stóp jest bardzo ważny dla każdej aktywności fizycznej. Ruch i wysiłek spra-wia, że nasze stopy zaczynają się delikat-nie pocić. Ciepłe i wilgotne stopy puchną, po-nieważ organizm nie może pozbyć się nadmiaru wody. Prowadzi to do uczucia „zmęczenia nóg”. Suche sto-py gwarantu-ją nam komfort chodzenia brak bólu i zmę-czenia. Buty trekkin-gowe i myśliwskie w większości posiadają membranę, jednak aby wykorzystać jej skuteczność należy odprowadzić wilgoć, czyli pot od stóp. . Skarpet-ki i podkolanówki z funkcją ter-miczną są zbudowane tak samo warstwowo, jak bie-lizna. Dzięki temu stopy pozo-stają suche a komfort nawet długich spacerów jest gwa-rantowany.

POLAR TS1000Z doświadczenia wiemy, ze naj-lepszy komfort termiczny za-pewnia ubie-ranie się na cebulę, czy-li warstwowe. Oznacza to, że powinniśmy nosić kolejną war-stwę ubrania bezpośred-nio na naszej bieliźnie ter-malnej. Funk-cją tej dodatko-wej warstwy jest uzyskanie poduszki powietrznej, która w ekstremalnych warun-kach izoluje i utrzymuje ciepłotę ciała. Aby w pełni wykorzystać funkcjonalno-śc bielizny termal-nej i membrany pamiętajmy o założeniu bielizny polarowej, która przeniesie wilgoc na ze-wnątrz naszego stroju.

JAK BIELIZN WYBRA?BIELIZNA AKTYWNA Aby określić, którą bieliznę się potrzebujemy, trzeba najpierw określić do jakich celów będziemy ją używać. Jakiego typ aktywno-ści będzie preferowany i jaka jest temperatura w której będziemy przebywać? Funkcja Termiczna odróżnia dwa typy aktywności.TYP AKTYWNYRodzaj aktywności przy którym organizm intensyw nie pracuje, np. polowanie pędzone, wspinaczka.

lub inna aktywność sportowa. Bie-lizna musi głównie odprowadzić pot od ciała aby zachować suchą skórę. Dodatkowe ciepło nie jest w tym wypadku niezbędne. Dzię-ki aktywności ciało ogrzewa się samo. TYP PASYWNYPrzebywamy w zimnym środowi sku i mamy ograniczona aktyw ność fzyczną. Polujemy z zasiadki, siedzimy na am-bonie lub zwyżce, obserwujemy zwierzynę albo ją fotografujemy z ukrycia. W tych przypadkach bieli-zna musi chronić ciało przed wychłodzeniem. Bieli-zna spełnia funkcje grzewczą i nie odprowadza potu od ciała.

+10°C / -10°CBAWEŁNIANĄ

+0°C / -25°C

+5°C / -15°CZ WEŁNY MERYNOSA

+0°C / -40°C

Jeżeli wiatr zaczyna wiać na mokrą skórę, ciało się wychła-dza i łatwo możemy się prze-ziębić. Potęguje to również uczucie zimna. To oznacza, że skóra w takich warunkach po-winna być sucha, aby uzyskać optymalną ochronę przed zimnem. Bielizna z funkcją THERMO zapewni perfekcyj-na ochronę naszego organi-zmu niezależnie od warun-ków atmosferycznych.

SKOGEN Für Jagd & Freizeit GmbHRudolf-Diesel-Str. 34-36 · D-28876 OytenTelefon +49 (0) 42 07 / 91 35-0 · Telefax +49 (0) 42 07 / 91 35-40www.thermo-function.com · [email protected]

WYBIERZ SWOJĄ BIELIZNĘ

NASZA MAKSYMA

Tajemnica funkcji termicznej polega na jej wie-lu war-stwach. Wilgoć zostaje odprowadzona z naszej skóry szybko i niezawodnie dzięki ta-kiej strukturze matriału. Warstwa wewnętrzna, która ma bezpośredni kontakt z naszym ciałem to hydrofobowy Polypropylen® a ze-wnętrz-na warstwa włókien naturalnych to bawełna lub wełna z merynosa.

CO ROZUMIEMY PRZEZ „FUNKCJĘ TERMICZNĄ”?

Temperatura powyżej 1mm nad skórą wynosi 34,5 O C. Gdy ta temperatura się zmie-nia, ciało zaczyna się pocić lub marznąć. Tak długo jak temperatura w tej warstwie pozosta-je niezmieniona, człowiek czuje się dobrze w swojej skórze.

TEMPERATURA MOŻE SIĘ ZMIENIAĆ Z RÓŻNYCH PO-WODÓW. Jeśli temperatura zewnętrz-na jest niska, a człowiek mało się rusza to ciało zaczyna drżeć, produkując przy tym ener-gię i ciepło, aby uzyskać temperaturę ciała w wysoko-ści 37 O C.

W przypadku, gdy jest za cie-pło, skóra zaczyna się pocić. Dzięki warstwie wilgoci na skórze, ciało się schładza. Jest to konieczne dla naszego organizmu ale powoduje rów-nież ne-gatywne symptomy.

SKARPETKI I PODKOLANÓWKIKomfort stóp jest bardzo ważny dla każdej aktywności fizycznej. Ruch i wysiłek spra-wia, że nasze stopy zaczynają się delikat-nie pocić. Ciepłe i wilgotne stopy puchną, po-nieważ organizm nie może pozbyć się nadmiaru wody. Prowadzi to do uczucia „zmęczenia nóg”. Suche sto-py gwarantu-ją nam komfort chodzenia brak bólu i zmę-czenia. Buty trekkin-gowe i myśliwskie w większości posiadają membranę, jednak aby wykorzystać jej skuteczność należy odprowadzić wilgoć, czyli pot od stóp. . Skarpet-ki i podkolanówki z funkcją ter-miczną są zbudowane tak samo warstwowo, jak bie-lizna. Dzięki temu stopy pozo-stają suche a komfort nawet długich spacerów jest gwa-rantowany.

POLAR TS1000Z doświadczenia wiemy, ze naj-lepszy komfort termiczny za-pewnia ubie-ranie się na cebulę, czy-li warstwowe. Oznacza to, że powinniśmy nosić kolejną war-stwę ubrania bezpośred-nio na naszej bieliźnie ter-malnej. Funk-cją tej dodatko-wej warstwy jest uzyskanie poduszki powietrznej, która w ekstremalnych warun-kach izoluje i utrzymuje ciepłotę ciała. Aby w pełni wykorzystać funkcjonalno-śc bielizny termal-nej i membrany pamiętajmy o założeniu bielizny polarowej, która przeniesie wilgoc na ze-wnątrz naszego stroju.

JAK BIELIZN WYBRA?BIELIZNA AKTYWNA Aby określić, którą bieliznę się potrzebujemy, trzeba najpierw określić do jakich celów będziemy ją używać. Jakiego typ aktywno-ści będzie preferowany i jaka jest temperatura w której będziemy przebywać? Funkcja Termiczna odróżnia dwa typy aktywności.TYP AKTYWNYRodzaj aktywności przy którym organizm intensyw nie pracuje, np. polowanie pędzone, wspinaczka.

lub inna aktywność sportowa. Bie-lizna musi głównie odprowadzić pot od ciała aby zachować suchą skórę. Dodatkowe ciepło nie jest w tym wypadku niezbędne. Dzię-ki aktywności ciało ogrzewa się samo. TYP PASYWNYPrzebywamy w zimnym środowi sku i mamy ograniczona aktyw ność fzyczną. Polujemy z zasiadki, siedzimy na am-bonie lub zwyżce, obserwujemy zwierzynę albo ją fotografujemy z ukrycia. W tych przypadkach bieli-zna musi chronić ciało przed wychłodzeniem. Bieli-zna spełnia funkcje grzewczą i nie odprowadza potu od ciała.

+10°C / -10°CBAWEŁNIANĄ

+0°C / -25°C

+5°C / -15°CZ WEŁNY MERYNOSA

+0°C / -40°C

Jeżeli wiatr zaczyna wiać na mokrą skórę, ciało się wychła-dza i łatwo możemy się prze-ziębić. Potęguje to również uczucie zimna. To oznacza, że skóra w takich warunkach po-winna być sucha, aby uzyskać optymalną ochronę przed zimnem. Bielizna z funkcją THERMO zapewni perfekcyj-na ochronę naszego organi-zmu niezależnie od warun-ków atmosferycznych.

SKOGEN Für Jagd & Freizeit GmbHRudolf-Diesel-Str. 34-36 · D-28876 OytenTelefon +49 (0) 42 07 / 91 35-0 · Telefax +49 (0) 42 07 / 91 35-40www.thermo-function.com · [email protected]

WYBIERZ SWOJĄ BIELIZNĘNASZA MAKSYMATajemnica funkcji termicznej polega na jej wielu warstwach. Wilgoć zostaje odprowadzona z naszej skóry szybko i niezawodnie dzięki takiej strukturze matriału. Warstwa wewnętrzna, która ma bezpośred- ni kontakt z naszym ciałem to hydrofobowy Poly-propylen®, a zewnętrzna warstwa włókien natural-nych to bawełna lub wełna z merynosa.

CO ROZUMIEMY PRZEZ „FUNKCJĘ TERMICZNĄ”?Temperatura powyżej 1 mm nad skórą wynosi 34,5 OC. Gdy się zmienia,ciało zaczyna się pocićlub marznąć. Tak długo, jak temperatura w tej war-stwie pozostaje niezmie-niona, człowiek czuje się dobrze w swojej skórze.

TEMPERATURA MOŻE SIĘ ZMIENIAĆ Z RÓŻNYCH POWODÓWJeśli temperatura na zewnętrz jest niska, a człowiek mało się rusza to ciało zaczyna drżeć, produku-jąc przy tym ciepło, by uzyskać temperaturę ciała w wysokości 37 OC. W przypadku, gdy jest za ciepło, skóra zaczyna się pocić. Dzięki warstwie wilgoci na skórze, ciało się schładza. Jest to konieczne dla naszego organizmu ale powoduje również negatywne symptomy.

POLAR TS1000Z doświadczenia wiemy, że najlepszy komfort ter-miczny zapewnia ubieranie się na cebulę, czyli warstwo-we. Oznacza to, że powin-niśmy nosić kolejną war-stwę ubrania bezpośrednio na naszej bieliźnie termal-nej. Funkcją tej dodatkowej warstwy jest uzyskanie po-duszki powietrznej, która

w ekstremalnych warunkach izoluje i utrzymuje cie-płotę ciała. Aby w pełni wykorzystać funkcjonalnośc bielizny termalnej i membrany pamiętajmy o zało-żeniu bielizny polarowej, która przeniesie wilgoc na zewnątrz naszego stroju.

JAK WYBRAĆ BIELIZNĘ?BIELIZNA AKTYWNA.Aby określić, którą bieliznę potrze-bujemy, trzeba najpierw określić do jakich celów będziemy ją uży-wać, jaki typ aktywności będzie preferowany i jaka jest temperatura, w której będziemy przebywać? Funkcja Termiczna odróżnia dwa typy aktywności.TYP AKTYWNY.Rodzaj aktywności przy którym organizm intensyw-nie pracuje, np. polowanie pędzone, wspinaczka lub inna aktywność sportowa.

SKARPETKI I PODKOLANÓWKIKomfort stóp jest bardzo ważny dla każdej aktywności fizycznej. Ruch i wysiłek sprawiają, że nasze stopy zaczynają się delikatnie po-cić. Ciepłe i wilgotne stopy puch-ną, ponieważ organizm nie może pozbyć się nadmiaru wody. Prowa-dzi to do uczucia „zmęczenia nóg”. Suche stopy gwarantują nam komfort chodzenia, brak bólu i zmęczenia. Buty trekkingowe i myśliw-skie w większości posiadają membranę, jednak aby wykorzystać jej skuteczność należy odprowadzić wilgoć, czyli pot od stóp.

SKOGEN Für Jagd & Freizeit GmbHRudolf-Diesel-Str. 34-36D-28876 OytenTelefon +49 (0) 42 07 / 91 35-0 Telefax +49 (0) 42 07 / 91 35-40www.thermo-function.com [email protected]

Jeżeli wiatr zaczyna wiać na mo-krą skórę, ciało się wychładza i łatwo możemy się przeziębić. Potęguje to również uczucie zimna. To oznacza, że skóra w takich warunkach powinna być sucha, aby uzyskać optymalną ochronę przed zimnem. Bielizna z funkcją THERMO zapewni per-fekcyjna ochronę naszego orga-nizmu niezależnie od warunków atmosferycznych.

Bielizna musi głównie odprowadzić pot od ciała aby zachować suchą skórę. Dodatkowe ciepło nie jest w tym wypadku niezbędne. Dzięki aktywności ciało ogrzewa się samo.TYP PASYWNY.Przebywamy w zimnym środo- wis-ku i mamy ograniczona aktyw- ność fzyczną. Polujemy z zasiadki, siedzimy na ambonie lub zwyżce, obser-wujemy zwierzynę albo ją fotografujemy z ukrycia. W tych przypadkach bielizna musi chronić ciało przed wychłodzeniem. Bielizna spełnia funkcje grzewczą i nie odprowadza potu od ciała.

SZUKAJ W DOBRYCH SKLEPACH MYŚLIWSKICH

Page 97: Gazeta Łowiecka 4/2014

NASZA MAKSYMA

Tajemnica funkcji termicznej polega na jej wie-lu war-stwach. Wilgoć zostaje odprowadzona z naszej skóry szybko i niezawodnie dzięki ta-kiej strukturze matriału. Warstwa wewnętrzna, która ma bezpośredni kontakt z naszym ciałem to hydrofobowy Polypropylen® a ze-wnętrz-na warstwa włókien naturalnych to bawełna lub wełna z merynosa.

CO ROZUMIEMY PRZEZ „FUNKCJĘ TERMICZNĄ”?

Temperatura powyżej 1mm nad skórą wynosi 34,5 O C. Gdy ta temperatura się zmie-nia, ciało zaczyna się pocić lub marznąć. Tak długo jak temperatura w tej warstwie pozosta-je niezmieniona, człowiek czuje się dobrze w swojej skórze.

TEMPERATURA MOŻE SIĘ ZMIENIAĆ Z RÓŻNYCH PO-WODÓW. Jeśli temperatura zewnętrz-na jest niska, a człowiek mało się rusza to ciało zaczyna drżeć, produkując przy tym ener-gię i ciepło, aby uzyskać temperaturę ciała w wysoko-ści 37 O C.

W przypadku, gdy jest za cie-pło, skóra zaczyna się pocić. Dzięki warstwie wilgoci na skórze, ciało się schładza. Jest to konieczne dla naszego organizmu ale powoduje rów-nież ne-gatywne symptomy.

SKARPETKI I PODKOLANÓWKIKomfort stóp jest bardzo ważny dla każdej aktywności fizycznej. Ruch i wysiłek spra-wia, że nasze stopy zaczynają się delikat-nie pocić. Ciepłe i wilgotne stopy puchną, po-nieważ organizm nie może pozbyć się nadmiaru wody. Prowadzi to do uczucia „zmęczenia nóg”. Suche sto-py gwarantu-ją nam komfort chodzenia brak bólu i zmę-czenia. Buty trekkin-gowe i myśliwskie w większości posiadają membranę, jednak aby wykorzystać jej skuteczność należy odprowadzić wilgoć, czyli pot od stóp. . Skarpet-ki i podkolanówki z funkcją ter-miczną są zbudowane tak samo warstwowo, jak bie-lizna. Dzięki temu stopy pozo-stają suche a komfort nawet długich spacerów jest gwa-rantowany.

POLAR TS1000Z doświadczenia wiemy, ze naj-lepszy komfort termiczny za-pewnia ubie-ranie się na cebulę, czy-li warstwowe. Oznacza to, że powinniśmy nosić kolejną war-stwę ubrania bezpośred-nio na naszej bieliźnie ter-malnej. Funk-cją tej dodatko-wej warstwy jest uzyskanie poduszki powietrznej, która w ekstremalnych warun-kach izoluje i utrzymuje ciepłotę ciała. Aby w pełni wykorzystać funkcjonalno-śc bielizny termal-nej i membrany pamiętajmy o założeniu bielizny polarowej, która przeniesie wilgoc na ze-wnątrz naszego stroju.

JAK BIELIZN WYBRA?BIELIZNA AKTYWNA Aby określić, którą bieliznę się potrzebujemy, trzeba najpierw określić do jakich celów będziemy ją używać. Jakiego typ aktywno-ści będzie preferowany i jaka jest temperatura w której będziemy przebywać? Funkcja Termiczna odróżnia dwa typy aktywności.TYP AKTYWNYRodzaj aktywności przy którym organizm intensyw nie pracuje, np. polowanie pędzone, wspinaczka.

lub inna aktywność sportowa. Bie-lizna musi głównie odprowadzić pot od ciała aby zachować suchą skórę. Dodatkowe ciepło nie jest w tym wypadku niezbędne. Dzię-ki aktywności ciało ogrzewa się samo. TYP PASYWNYPrzebywamy w zimnym środowi sku i mamy ograniczona aktyw ność fzyczną. Polujemy z zasiadki, siedzimy na am-bonie lub zwyżce, obserwujemy zwierzynę albo ją fotografujemy z ukrycia. W tych przypadkach bieli-zna musi chronić ciało przed wychłodzeniem. Bieli-zna spełnia funkcje grzewczą i nie odprowadza potu od ciała.

+10°C / -10°CBAWEŁNIANĄ

+0°C / -25°C

+5°C / -15°CZ WEŁNY MERYNOSA

+0°C / -40°C

Jeżeli wiatr zaczyna wiać na mokrą skórę, ciało się wychła-dza i łatwo możemy się prze-ziębić. Potęguje to również uczucie zimna. To oznacza, że skóra w takich warunkach po-winna być sucha, aby uzyskać optymalną ochronę przed zimnem. Bielizna z funkcją THERMO zapewni perfekcyj-na ochronę naszego organi-zmu niezależnie od warun-ków atmosferycznych.

SKOGEN Für Jagd & Freizeit GmbHRudolf-Diesel-Str. 34-36 · D-28876 OytenTelefon +49 (0) 42 07 / 91 35-0 · Telefax +49 (0) 42 07 / 91 35-40www.thermo-function.com · [email protected]

WYBIERZ SWOJĄ BIELIZNĘ

NASZA MAKSYMA

Tajemnica funkcji termicznej polega na jej wie-lu war-stwach. Wilgoć zostaje odprowadzona z naszej skóry szybko i niezawodnie dzięki ta-kiej strukturze matriału. Warstwa wewnętrzna, która ma bezpośredni kontakt z naszym ciałem to hydrofobowy Polypropylen® a ze-wnętrz-na warstwa włókien naturalnych to bawełna lub wełna z merynosa.

CO ROZUMIEMY PRZEZ „FUNKCJĘ TERMICZNĄ”?

Temperatura powyżej 1mm nad skórą wynosi 34,5 O C. Gdy ta temperatura się zmie-nia, ciało zaczyna się pocić lub marznąć. Tak długo jak temperatura w tej warstwie pozosta-je niezmieniona, człowiek czuje się dobrze w swojej skórze.

TEMPERATURA MOŻE SIĘ ZMIENIAĆ Z RÓŻNYCH PO-WODÓW. Jeśli temperatura zewnętrz-na jest niska, a człowiek mało się rusza to ciało zaczyna drżeć, produkując przy tym ener-gię i ciepło, aby uzyskać temperaturę ciała w wysoko-ści 37 O C.

W przypadku, gdy jest za cie-pło, skóra zaczyna się pocić. Dzięki warstwie wilgoci na skórze, ciało się schładza. Jest to konieczne dla naszego organizmu ale powoduje rów-nież ne-gatywne symptomy.

SKARPETKI I PODKOLANÓWKIKomfort stóp jest bardzo ważny dla każdej aktywności fizycznej. Ruch i wysiłek spra-wia, że nasze stopy zaczynają się delikat-nie pocić. Ciepłe i wilgotne stopy puchną, po-nieważ organizm nie może pozbyć się nadmiaru wody. Prowadzi to do uczucia „zmęczenia nóg”. Suche sto-py gwarantu-ją nam komfort chodzenia brak bólu i zmę-czenia. Buty trekkin-gowe i myśliwskie w większości posiadają membranę, jednak aby wykorzystać jej skuteczność należy odprowadzić wilgoć, czyli pot od stóp. . Skarpet-ki i podkolanówki z funkcją ter-miczną są zbudowane tak samo warstwowo, jak bie-lizna. Dzięki temu stopy pozo-stają suche a komfort nawet długich spacerów jest gwa-rantowany.

POLAR TS1000Z doświadczenia wiemy, ze naj-lepszy komfort termiczny za-pewnia ubie-ranie się na cebulę, czy-li warstwowe. Oznacza to, że powinniśmy nosić kolejną war-stwę ubrania bezpośred-nio na naszej bieliźnie ter-malnej. Funk-cją tej dodatko-wej warstwy jest uzyskanie poduszki powietrznej, która w ekstremalnych warun-kach izoluje i utrzymuje ciepłotę ciała. Aby w pełni wykorzystać funkcjonalno-śc bielizny termal-nej i membrany pamiętajmy o założeniu bielizny polarowej, która przeniesie wilgoc na ze-wnątrz naszego stroju.

JAK BIELIZN WYBRA?BIELIZNA AKTYWNA Aby określić, którą bieliznę się potrzebujemy, trzeba najpierw określić do jakich celów będziemy ją używać. Jakiego typ aktywno-ści będzie preferowany i jaka jest temperatura w której będziemy przebywać? Funkcja Termiczna odróżnia dwa typy aktywności.TYP AKTYWNYRodzaj aktywności przy którym organizm intensyw nie pracuje, np. polowanie pędzone, wspinaczka.

lub inna aktywność sportowa. Bie-lizna musi głównie odprowadzić pot od ciała aby zachować suchą skórę. Dodatkowe ciepło nie jest w tym wypadku niezbędne. Dzię-ki aktywności ciało ogrzewa się samo. TYP PASYWNYPrzebywamy w zimnym środowi sku i mamy ograniczona aktyw ność fzyczną. Polujemy z zasiadki, siedzimy na am-bonie lub zwyżce, obserwujemy zwierzynę albo ją fotografujemy z ukrycia. W tych przypadkach bieli-zna musi chronić ciało przed wychłodzeniem. Bieli-zna spełnia funkcje grzewczą i nie odprowadza potu od ciała.

+10°C / -10°CBAWEŁNIANĄ

+0°C / -25°C

+5°C / -15°CZ WEŁNY MERYNOSA

+0°C / -40°C

Jeżeli wiatr zaczyna wiać na mokrą skórę, ciało się wychła-dza i łatwo możemy się prze-ziębić. Potęguje to również uczucie zimna. To oznacza, że skóra w takich warunkach po-winna być sucha, aby uzyskać optymalną ochronę przed zimnem. Bielizna z funkcją THERMO zapewni perfekcyj-na ochronę naszego organi-zmu niezależnie od warun-ków atmosferycznych.

SKOGEN Für Jagd & Freizeit GmbHRudolf-Diesel-Str. 34-36 · D-28876 OytenTelefon +49 (0) 42 07 / 91 35-0 · Telefax +49 (0) 42 07 / 91 35-40www.thermo-function.com · [email protected]

WYBIERZ SWOJĄ BIELIZNĘNASZA MAKSYMATajemnica funkcji termicznej polega na jej wielu warstwach. Wilgoć zostaje odprowadzona z naszej skóry szybko i niezawodnie dzięki takiej strukturze matriału. Warstwa wewnętrzna, która ma bezpośred- ni kontakt z naszym ciałem to hydrofobowy Poly-propylen®, a zewnętrzna warstwa włókien natural-nych to bawełna lub wełna z merynosa.

CO ROZUMIEMY PRZEZ „FUNKCJĘ TERMICZNĄ”?Temperatura powyżej 1 mm nad skórą wynosi 34,5 OC. Gdy się zmienia,ciało zaczyna się pocićlub marznąć. Tak długo, jak temperatura w tej war-stwie pozostaje niezmie-niona, człowiek czuje się dobrze w swojej skórze.

TEMPERATURA MOŻE SIĘ ZMIENIAĆ Z RÓŻNYCH POWODÓWJeśli temperatura na zewnętrz jest niska, a człowiek mało się rusza to ciało zaczyna drżeć, produku-jąc przy tym ciepło, by uzyskać temperaturę ciała w wysokości 37 OC. W przypadku, gdy jest za ciepło, skóra zaczyna się pocić. Dzięki warstwie wilgoci na skórze, ciało się schładza. Jest to konieczne dla naszego organizmu ale powoduje również negatywne symptomy.

POLAR TS1000Z doświadczenia wiemy, że najlepszy komfort ter-miczny zapewnia ubieranie się na cebulę, czyli warstwo-we. Oznacza to, że powin-niśmy nosić kolejną war-stwę ubrania bezpośrednio na naszej bieliźnie termal-nej. Funkcją tej dodatkowej warstwy jest uzyskanie po-duszki powietrznej, która

w ekstremalnych warunkach izoluje i utrzymuje cie-płotę ciała. Aby w pełni wykorzystać funkcjonalnośc bielizny termalnej i membrany pamiętajmy o zało-żeniu bielizny polarowej, która przeniesie wilgoc na zewnątrz naszego stroju.

JAK WYBRAĆ BIELIZNĘ?BIELIZNA AKTYWNA.Aby określić, którą bieliznę potrze-bujemy, trzeba najpierw określić do jakich celów będziemy ją uży-wać, jaki typ aktywności będzie preferowany i jaka jest temperatura, w której będziemy przebywać? Funkcja Termiczna odróżnia dwa typy aktywności.TYP AKTYWNY.Rodzaj aktywności przy którym organizm intensyw-nie pracuje, np. polowanie pędzone, wspinaczka lub inna aktywność sportowa.

SKARPETKI I PODKOLANÓWKIKomfort stóp jest bardzo ważny dla każdej aktywności fizycznej. Ruch i wysiłek sprawiają, że nasze stopy zaczynają się delikatnie po-cić. Ciepłe i wilgotne stopy puch-ną, ponieważ organizm nie może pozbyć się nadmiaru wody. Prowa-dzi to do uczucia „zmęczenia nóg”. Suche stopy gwarantują nam komfort chodzenia, brak bólu i zmęczenia. Buty trekkingowe i myśliw-skie w większości posiadają membranę, jednak aby wykorzystać jej skuteczność należy odprowadzić wilgoć, czyli pot od stóp.

SKOGEN Für Jagd & Freizeit GmbHRudolf-Diesel-Str. 34-36D-28876 OytenTelefon +49 (0) 42 07 / 91 35-0 Telefax +49 (0) 42 07 / 91 35-40www.thermo-function.com [email protected]

Jeżeli wiatr zaczyna wiać na mo-krą skórę, ciało się wychładza i łatwo możemy się przeziębić. Potęguje to również uczucie zimna. To oznacza, że skóra w takich warunkach powinna być sucha, aby uzyskać optymalną ochronę przed zimnem. Bielizna z funkcją THERMO zapewni per-fekcyjna ochronę naszego orga-nizmu niezależnie od warunków atmosferycznych.

Bielizna musi głównie odprowadzić pot od ciała aby zachować suchą skórę. Dodatkowe ciepło nie jest w tym wypadku niezbędne. Dzięki aktywności ciało ogrzewa się samo.TYP PASYWNY.Przebywamy w zimnym środo- wis-ku i mamy ograniczona aktyw- ność fzyczną. Polujemy z zasiadki, siedzimy na ambonie lub zwyżce, obser-wujemy zwierzynę albo ją fotografujemy z ukrycia. W tych przypadkach bielizna musi chronić ciało przed wychłodzeniem. Bielizna spełnia funkcje grzewczą i nie odprowadza potu od ciała.

SZUKAJ W DOBRYCH SKLEPACH MYŚLIWSKICH

Page 98: Gazeta Łowiecka 4/2014

Z łukiem na Grenlandię

T E K S T: DAV I D C A R S T E N P E D E R S E NZ D J Ę C I A : T H O M A S L I N D Y N I S S E N

T ŁU M AC Z Y Ł A : E WA M O S T O W S K A

Co popycha nas do wyjazdów na zagraniczne polowania? Trofea? Przyroda? A może sama podróż?

David Carsten Pedersen opowiada o swoich przeżyciach podczas polowania w Grenlandii.

Page 99: Gazeta Łowiecka 4/2014

Z łukiem na Grenlandię

T E K S T: DAV I D C A R S T E N P E D E R S E NZ D J Ę C I A : T H O M A S L I N D Y N I S S E N

T ŁU M AC Z Y Ł A : E WA M O S T O W S K A

Co popycha nas do wyjazdów na zagraniczne polowania? Trofea? Przyroda? A może sama podróż?

David Carsten Pedersen opowiada o swoich przeżyciach podczas polowania w Grenlandii.

Page 100: Gazeta Łowiecka 4/2014

Siedzę ze wzrokiem utkwionym w horyzont lodu i niebieskie nie-

bo. W nozdrzach mam zapach piżmo-wołu i krwi. Potężny, leżący w śniegu nie zdążył jeszcze wystygnąć. To miłe uczucie, siedzieć tu samemu po cięż-kim, ale udanym polowaniu. Wiem, że na obiad będzie dziś pyszne mięso. Tego uczucia doświadczyłem już wie-lokrotnie, w różnych częściach świata – od afrykańskiego buszu po norwe-skie lasy. Jednak tym razem jest ina-czej… Bo tutaj, na szczycie świata, wszystko jest bardziej wyraziste.. Czerń kamie-ni i biel śniegu, siarczystość mrozu i ciepło kolacji, piękno życia i milczący spokój śmierci. Tu wysoko myśli mogą wędrować swobodnie. A już niedłu-go będę daleko stąd, w Kopenhadze – tam, gdzie rok temu wszystko się zaczęło.

„NA PRZYGODĘ” Te słowa widniały na kopercie, któ-rą dostałem od żony na 30. urodziny pewnego szarego marcowego dnia. — Chciałam ci kupić jakiś wyjazd ło-wiecki, ale nie mogłam znaleźć nic równie szalonego, jak te, które wymy-ślasz sam — powiedziała z błyskiem w oku, tym samym, który dziesięć lat wcześniej zdobył moje serce. Osoba, która zna mnie najlepiej na świecie, dała mi pakiet gotówki, przeznaczony na nieznaną przygodę, którą sam miałem sobie zorganizo-99

Page 101: Gazeta Łowiecka 4/2014

Siedzę ze wzrokiem utkwionym w horyzont lodu i niebieskie nie-

bo. W nozdrzach mam zapach piżmo-wołu i krwi. Potężny, leżący w śniegu nie zdążył jeszcze wystygnąć. To miłe uczucie, siedzieć tu samemu po cięż-kim, ale udanym polowaniu. Wiem, że na obiad będzie dziś pyszne mięso. Tego uczucia doświadczyłem już wie-lokrotnie, w różnych częściach świata – od afrykańskiego buszu po norwe-skie lasy. Jednak tym razem jest ina-czej… Bo tutaj, na szczycie świata, wszystko jest bardziej wyraziste.. Czerń kamie-ni i biel śniegu, siarczystość mrozu i ciepło kolacji, piękno życia i milczący spokój śmierci. Tu wysoko myśli mogą wędrować swobodnie. A już niedłu-go będę daleko stąd, w Kopenhadze – tam, gdzie rok temu wszystko się zaczęło.

„NA PRZYGODĘ” Te słowa widniały na kopercie, któ-rą dostałem od żony na 30. urodziny pewnego szarego marcowego dnia. — Chciałam ci kupić jakiś wyjazd ło-wiecki, ale nie mogłam znaleźć nic równie szalonego, jak te, które wymy-ślasz sam — powiedziała z błyskiem w oku, tym samym, który dziesięć lat wcześniej zdobył moje serce. Osoba, która zna mnie najlepiej na świecie, dała mi pakiet gotówki, przeznaczony na nieznaną przygodę, którą sam miałem sobie zorganizo-99

Page 102: Gazeta Łowiecka 4/2014

wać. Ale dokąd pojechać, jeśli ma się tyle możliwości i tylko jeden strzał? Mimo że sumka była pokaźna, to nie na tyle, bym mógł do woli przebierać w opcjach. Polowanie to droga impre-za. Biorąc pod uwagę opłaty za trofea, przeloty i wyposażenie, trzeba mieć plan – i to dobry.

NIESPODZIEWANY RATUNEKSześć miesięcy później stałem w moim ulubionym sklepie w centrum Kopen-hagi, opisując sprzedawcy swój pro-blem. Jak dotąd wszystkie moje pla-ny spaliły na panewce, a czas uciekał. Jako doświadczony myśliwski turysta wiem, że takiej wyprawy nie załatwia się z dnia na dzień. Żeby wszystko się udało i żeby nie zmarnować pieniędzy, trzeba miesięcy przygotowań. Tym-czasem ja nie miałem ani planu, ani pomysłu – a to raczej marna prognoza. Kiedy tak jęczałem, do sklepu wszedł mój ratunek – Thomas Lindy Nissen. Thomas żyje z pisania o łowach. Wła-śnie wrócił z jednej ze swych podróży i twierdził, że szybko teraz nie wyje-dzie – do czasu, gdy zacząłem opo-wiadać mu o swym problemie... — Zimą zaczyna się na Grenlandii se-zon łuczniczy na piżmowoły – powie-dział, wiedząc, że uwielbiam polować z łukiem. — Znam Duńczyka w Kan-gerlussuaq, który organizuje polowania. Jest trochę dziki, ale pracowałem dla niego jako przewodnik wędkarski, więc na pewno coś ci zorganizuje— zapewnia.

Niespodziewanie mieliśmy już plan, i to o wiele bardziej szalony, niż się spodziewałem. Thomas dotrzymał obietnicy i cztery miesiące później siedzieliśmy w samolocie do Kanger-lussuaq. Jego znajomy, Thomas Olsen, miał zabrać nas w dzicz na jedenaście dni, począwszy od pierwszego kwiet-nia. Chcieliśmy sprawdzić, czy polo-wanie z obozu pod namiotem w gó-rach zachodniej Grenlandii w ogóle jest wykonalne. Żebym zmieścił się w budżecie, opłatę za trofeum wli-czono w cenę. Wszystko zaplanował Olsen, my mieliśmy pomóc w kwe-stiach praktycznych. Miał nam też to-warzyszyć miejscowy Duńczyk, Eryk, który chciał się przekonać, jaka jest różnica między polowaniem a wędko-waniem. Całe nasze wyposażenie znajdowa-ło się w luku bagażowym samolotu, łącznie z dwoma łukami, na których intensywnie ćwiczyłem przez ostatnie miesiące. Szlifowałem technikę na wy-padek, gdyby coś poszło nie tak, żeby mieć pewność, że to nie moja wina. Słyszałem też mrożące krew w żyłach historie o połamanych łukach czy pę-kającej na mrozie cięciwie, dlatego zabrałem dwa egzemplarze: zupełnie nowy Mathews Chill’R z celownikiem G5 i kołczanem Trophy Ridge i star-szy Bowtech Incanety CPX z celow-nikiem Extreme Archery. Oba łuki miały siłę naciągu do 70 funtów i nie-zawodne strzały Maxima Hunter 36 g. 102

Page 103: Gazeta Łowiecka 4/2014

wać. Ale dokąd pojechać, jeśli ma się tyle możliwości i tylko jeden strzał? Mimo że sumka była pokaźna, to nie na tyle, bym mógł do woli przebierać w opcjach. Polowanie to droga impre-za. Biorąc pod uwagę opłaty za trofea, przeloty i wyposażenie, trzeba mieć plan – i to dobry.

NIESPODZIEWANY RATUNEKSześć miesięcy później stałem w moim ulubionym sklepie w centrum Kopen-hagi, opisując sprzedawcy swój pro-blem. Jak dotąd wszystkie moje pla-ny spaliły na panewce, a czas uciekał. Jako doświadczony myśliwski turysta wiem, że takiej wyprawy nie załatwia się z dnia na dzień. Żeby wszystko się udało i żeby nie zmarnować pieniędzy, trzeba miesięcy przygotowań. Tym-czasem ja nie miałem ani planu, ani pomysłu – a to raczej marna prognoza. Kiedy tak jęczałem, do sklepu wszedł mój ratunek – Thomas Lindy Nissen. Thomas żyje z pisania o łowach. Wła-śnie wrócił z jednej ze swych podróży i twierdził, że szybko teraz nie wyje-dzie – do czasu, gdy zacząłem opo-wiadać mu o swym problemie... — Zimą zaczyna się na Grenlandii se-zon łuczniczy na piżmowoły – powie-dział, wiedząc, że uwielbiam polować z łukiem. — Znam Duńczyka w Kan-gerlussuaq, który organizuje polowania. Jest trochę dziki, ale pracowałem dla niego jako przewodnik wędkarski, więc na pewno coś ci zorganizuje— zapewnia.

Niespodziewanie mieliśmy już plan, i to o wiele bardziej szalony, niż się spodziewałem. Thomas dotrzymał obietnicy i cztery miesiące później siedzieliśmy w samolocie do Kanger-lussuaq. Jego znajomy, Thomas Olsen, miał zabrać nas w dzicz na jedenaście dni, począwszy od pierwszego kwiet-nia. Chcieliśmy sprawdzić, czy polo-wanie z obozu pod namiotem w gó-rach zachodniej Grenlandii w ogóle jest wykonalne. Żebym zmieścił się w budżecie, opłatę za trofeum wli-czono w cenę. Wszystko zaplanował Olsen, my mieliśmy pomóc w kwe-stiach praktycznych. Miał nam też to-warzyszyć miejscowy Duńczyk, Eryk, który chciał się przekonać, jaka jest różnica między polowaniem a wędko-waniem. Całe nasze wyposażenie znajdowa-ło się w luku bagażowym samolotu, łącznie z dwoma łukami, na których intensywnie ćwiczyłem przez ostatnie miesiące. Szlifowałem technikę na wy-padek, gdyby coś poszło nie tak, żeby mieć pewność, że to nie moja wina. Słyszałem też mrożące krew w żyłach historie o połamanych łukach czy pę-kającej na mrozie cięciwie, dlatego zabrałem dwa egzemplarze: zupełnie nowy Mathews Chill’R z celownikiem G5 i kołczanem Trophy Ridge i star-szy Bowtech Incanety CPX z celow-nikiem Extreme Archery. Oba łuki miały siłę naciągu do 70 funtów i nie-zawodne strzały Maxima Hunter 36 g. 102

Page 104: Gazeta Łowiecka 4/2014

Trzeba mieć wysokie wymagania co do sprzętu, szczególnie, jeśli ma słu-żyć w temperaturze -20°C. Kupiłem też najlepsze, ciepłe ubra-nia myśliwskie, jakie mogłem znaleźć, i dwie pary ciepłych butów – jedną na polowanie, a drugą na długie przejaz-dy quadem. Wszystko to zmieściło się w dwóch solidnych plecakach i sporej wielkości futerale. Dziewczyna przy odprawie bagażowej Air Greenland spojrza-ła na mnie sceptycznie i potrząsnę-ła głową, ale nie robiła problemów. Po sześciu godzinach wylądowaliśmy na Kangerlussuaq, największym lot-nisku na Grenlandii i pierwszym przy-stanku naszej małej ekspedycji. NA MIEJSCUNa schowanej za okularami twarzy czuję szczypanie mrozu, a mój od-dech zamienia rzęsy i brodę w sopelki lodu. Przy 60 km na godzinę odczu-walna temperatura to –40°C. Nigdy jeszcze nie doświadczyłem takiego zimna. Gdyby nie to, że ubrałem się „na cebulkę”, byłbym już przemar-znięty. Powierzchnię mojej kurtki pokrywa szron, ale mimo to jest mi ciepło. Siedzę w dużym quadzie, któ-ry wiezie mnie oblodzonym fiordem ku przygodzie. Na fiordach trzeba mieć respekt dla lodu. Pod piękną powierzchnią kry-je się lodowa głębia. Jeśli się razem z ciężkim quadem wpadnie w rozpa-

dlinę, nie pozostaje nic innego, jak modlić się o życie. Dlatego nie należy jechać zbyt blisko siebie, trzeba cały czas mieć oko na kolegów – jeśli zda-rzy wypadek, liczy się każda sekunda. Po dwóch godzinach jazdy pod naszy-mi kołami pojawia się stabilny grunt. Wkrótce docieramy do celu, niewiel-kiej równiny na położonej 45 km od Kangerlussauq górze. Tutaj rozbijemy obóz i będziemy mieszkać przez naj-bliższe dni, w samym środku łowiska. — Będziecie tu jeść z torebki, spać

w torebce i srać w torebkę – zaśmiał się Olsen, podając nam kilka porcji liofilizowanego chili con carne. Generalnie nikt nie miał wątpliwości, kto jest przywódcą w naszym obo-zie. Surowe, pełne przygód życie po-zostawiło ślady na Olsenie, to on był za nas odpowiedzialny – więc jego słowo było tu prawem. — Trzeba tylko pamiętać, która toreb-ka jest do czego – zarechotał Tho-mas. Byliśmy w świetnych humorach. Poszedłem na zwiady za zwierzyną. Spodobało mi się to, co zobaczyłem.

Teraz wystarczyło uzbroić się w cierpliwość. Oparłem się jed-nym kolanem o zmarzniętą zie-mię, podczas gdy on dalej pa-

trzył. Czułem lekkie podniecenie, czekając tak z napiętym, wycelo-

wanym w jego stronę łukiem

PRZEPIS NA GULASZ Z PIŻMOWOŁUMięso z piżmowołu zalicza się do jednych z najlepszych, jakie w życiu jadłem. Ma barwę zbliżoną do fioletu i wyrazistą, marmurko-wą strukturę. Przedstawiam Wam prosty przepis na gulasz z piżmo-wołu, jaki Olsen przyrządza w swo-ich górskich obozach. Mięso pokroić w grubą kostkę, następnie podsmażyć na patelni z bekonem, cebulą i przyprawami. Dodać ziemniaki, obrane pomidory i zalać wodą. Dusić przez trzy go-dziny, dopóki mięso nie stanie się zupełnie kruche. Dodać śmietany i zajadać się do nieprzytomności.

103

Page 105: Gazeta Łowiecka 4/2014

Trzeba mieć wysokie wymagania co do sprzętu, szczególnie, jeśli ma słu-żyć w temperaturze -20°C. Kupiłem też najlepsze, ciepłe ubra-nia myśliwskie, jakie mogłem znaleźć, i dwie pary ciepłych butów – jedną na polowanie, a drugą na długie przejaz-dy quadem. Wszystko to zmieściło się w dwóch solidnych plecakach i sporej wielkości futerale. Dziewczyna przy odprawie bagażowej Air Greenland spojrza-ła na mnie sceptycznie i potrząsnę-ła głową, ale nie robiła problemów. Po sześciu godzinach wylądowaliśmy na Kangerlussuaq, największym lot-nisku na Grenlandii i pierwszym przy-stanku naszej małej ekspedycji. NA MIEJSCUNa schowanej za okularami twarzy czuję szczypanie mrozu, a mój od-dech zamienia rzęsy i brodę w sopelki lodu. Przy 60 km na godzinę odczu-walna temperatura to –40°C. Nigdy jeszcze nie doświadczyłem takiego zimna. Gdyby nie to, że ubrałem się „na cebulkę”, byłbym już przemar-znięty. Powierzchnię mojej kurtki pokrywa szron, ale mimo to jest mi ciepło. Siedzę w dużym quadzie, któ-ry wiezie mnie oblodzonym fiordem ku przygodzie. Na fiordach trzeba mieć respekt dla lodu. Pod piękną powierzchnią kry-je się lodowa głębia. Jeśli się razem z ciężkim quadem wpadnie w rozpa-

dlinę, nie pozostaje nic innego, jak modlić się o życie. Dlatego nie należy jechać zbyt blisko siebie, trzeba cały czas mieć oko na kolegów – jeśli zda-rzy wypadek, liczy się każda sekunda. Po dwóch godzinach jazdy pod naszy-mi kołami pojawia się stabilny grunt. Wkrótce docieramy do celu, niewiel-kiej równiny na położonej 45 km od Kangerlussauq górze. Tutaj rozbijemy obóz i będziemy mieszkać przez naj-bliższe dni, w samym środku łowiska. — Będziecie tu jeść z torebki, spać

w torebce i srać w torebkę – zaśmiał się Olsen, podając nam kilka porcji liofilizowanego chili con carne. Generalnie nikt nie miał wątpliwości, kto jest przywódcą w naszym obo-zie. Surowe, pełne przygód życie po-zostawiło ślady na Olsenie, to on był za nas odpowiedzialny – więc jego słowo było tu prawem. — Trzeba tylko pamiętać, która toreb-ka jest do czego – zarechotał Tho-mas. Byliśmy w świetnych humorach. Poszedłem na zwiady za zwierzyną. Spodobało mi się to, co zobaczyłem.

Teraz wystarczyło uzbroić się w cierpliwość. Oparłem się jed-nym kolanem o zmarzniętą zie-mię, podczas gdy on dalej pa-

trzył. Czułem lekkie podniecenie, czekając tak z napiętym, wycelo-

wanym w jego stronę łukiem

PRZEPIS NA GULASZ Z PIŻMOWOŁUMięso z piżmowołu zalicza się do jednych z najlepszych, jakie w życiu jadłem. Ma barwę zbliżoną do fioletu i wyrazistą, marmurko-wą strukturę. Przedstawiam Wam prosty przepis na gulasz z piżmo-wołu, jaki Olsen przyrządza w swo-ich górskich obozach. Mięso pokroić w grubą kostkę, następnie podsmażyć na patelni z bekonem, cebulą i przyprawami. Dodać ziemniaki, obrane pomidory i zalać wodą. Dusić przez trzy go-dziny, dopóki mięso nie stanie się zupełnie kruche. Dodać śmietany i zajadać się do nieprzytomności.

103

Page 106: Gazeta Łowiecka 4/2014

Szybko okazało się, że okolica peł-na była tropów, a nie tak daleko stąd wypatrzyłem renifery. Poszedłem w tamtą stronę w poszukiwaniu śla-dów większej zwierzyny. Ale zanim tam dotarłem, moją uwagę przykuło coś innego.

PO NITCE DO KŁĘBKASpostrzegłem ją, zanim ona spostrze-gła mnie. Niecałe 30 m ode mnie wygrzewała się w słońcu mała, biała górska pardwa o czarnych oczkach. Nagle myśli o dużym zwierzu prysły – teraz liczyło się tylko to, żebym tra-

fił. Zmierzyłem odległość, napiąłem łuk i wycelowałem – co nie jest łatwe w przypadku małego białego ptaszka na białym śniegu. Spuściłem cięciwę, strzała pomknęła do celu i trafiła. Thomas, Olsen i Carl przyszli po-gratulować mi niewielkiego trofeum, ale nie to było dla mnie najważniej-sze. Jakieś 60 m od miejsca zestrzału leżał duży piżmowół. Swoją radością z trafienia ptaka zbudziłem go ze snu i teraz spoglądał w moją stronę. — Na ziemię, na ziemię – krzykną-łem do współtowarzyszy. Zareago-wali błyskawicznie, ale byk zdążył już

odejść. Jego stateczne tempo wskazy-wało, że nie był wystraszony, a jedynie znużony leżeniem. Zbliżenie się do niego wymagałoby czołgania się niepostrzeżenie w górę wzniesienia przez 400 m. Szybko uznaliśmy, że to nie będzie takie trud-ne, skoro byk i tak już wiedział o na-szej obecności. Trzeba było podjąć decyzję. Zebrałem się w sobie i ruszyliśmy powoli w kie-runku miejsca, gdzie ostatnio widzia-łem byka. Po chwili znów go zobaczyłem. Przyglądał mi się jasnymi oczyma.

Wiedział, gdzie jestem, ale nie wie-dział, czym jestem. Zwierzę, którego przodkowie wędrowali razem z ma-mutami nie cofa się przed zakamuflo-wanym kamieniem trzymającym dziw-ny badyl. Chyba nie bardzo wiedział, czy jestem dla niego zagrożeniem, czy tylko irytującym przerywnikiem w codziennych rytuałach, i jak powi-nien zareagować na moje wtargnięcie.Teraz wystarczyło uzbroić się w cier-pliwość. Oparłem się jednym kola-nem o zmarzniętą ziemię, podczas gdy on dalej patrzył. Czułem lekkie podniecenie, czekając tak z napiętym,

Page 107: Gazeta Łowiecka 4/2014

Szybko okazało się, że okolica peł-na była tropów, a nie tak daleko stąd wypatrzyłem renifery. Poszedłem w tamtą stronę w poszukiwaniu śla-dów większej zwierzyny. Ale zanim tam dotarłem, moją uwagę przykuło coś innego.

PO NITCE DO KŁĘBKASpostrzegłem ją, zanim ona spostrze-gła mnie. Niecałe 30 m ode mnie wygrzewała się w słońcu mała, biała górska pardwa o czarnych oczkach. Nagle myśli o dużym zwierzu prysły – teraz liczyło się tylko to, żebym tra-

fił. Zmierzyłem odległość, napiąłem łuk i wycelowałem – co nie jest łatwe w przypadku małego białego ptaszka na białym śniegu. Spuściłem cięciwę, strzała pomknęła do celu i trafiła. Thomas, Olsen i Carl przyszli po-gratulować mi niewielkiego trofeum, ale nie to było dla mnie najważniej-sze. Jakieś 60 m od miejsca zestrzału leżał duży piżmowół. Swoją radością z trafienia ptaka zbudziłem go ze snu i teraz spoglądał w moją stronę. — Na ziemię, na ziemię – krzykną-łem do współtowarzyszy. Zareago-wali błyskawicznie, ale byk zdążył już

odejść. Jego stateczne tempo wskazy-wało, że nie był wystraszony, a jedynie znużony leżeniem. Zbliżenie się do niego wymagałoby czołgania się niepostrzeżenie w górę wzniesienia przez 400 m. Szybko uznaliśmy, że to nie będzie takie trud-ne, skoro byk i tak już wiedział o na-szej obecności. Trzeba było podjąć decyzję. Zebrałem się w sobie i ruszyliśmy powoli w kie-runku miejsca, gdzie ostatnio widzia-łem byka. Po chwili znów go zobaczyłem. Przyglądał mi się jasnymi oczyma.

Wiedział, gdzie jestem, ale nie wie-dział, czym jestem. Zwierzę, którego przodkowie wędrowali razem z ma-mutami nie cofa się przed zakamuflo-wanym kamieniem trzymającym dziw-ny badyl. Chyba nie bardzo wiedział, czy jestem dla niego zagrożeniem, czy tylko irytującym przerywnikiem w codziennych rytuałach, i jak powi-nien zareagować na moje wtargnięcie.Teraz wystarczyło uzbroić się w cier-pliwość. Oparłem się jednym kola-nem o zmarzniętą ziemię, podczas gdy on dalej patrzył. Czułem lekkie podniecenie, czekając tak z napiętym,

Page 108: Gazeta Łowiecka 4/2014

wycelowanym w jego stronę łukiem. Ale choć bardzo chciałem, to nie mogłem teraz strzelić. Zwierzę sta-ło zwrócone wielkim, opancerzo-nym łbem w moją stronę, zasłaniając przede mną wrażliwe części ciała.

DWA W JEDNYMGdybym miał karabin, wystarczył-by mierny strzał, jednak z łukiem nie było szansy na powodzenie. Usiadłem więc na ziemi i czekałem na następ-ny ruch ogromnego zwierzęcia. Nagle pomiędzy mnie a niego wszedł mniej-szy byk, wyraźnie sceptycznie nasta-wiony do mojej obecności. Mimo że w planie mieliśmy strzelenie starego piżmowołu, młodszy nie sta-nowiłby problemu. Jednak jego zde-nerwowanie udzieliło się i starszemu, który zaczął teraz okazywać oznaki niezadowolenia, że „coś” wtargnęło na jego terytorium. Poranione czoło i pokryty bliznami nos byka mówiły, że nie obejdzie się bez walki. Być może został wcześniej pokonany w walce o względy samic i przez to skazany na samotne życie, pozbawione towa-rzystwa innych zwierząt w stadzie. Nietrudno się domyślić, że piżmowół jest stary i zły. Otwarcie okazuje teraz niechęć do mnie, ryjąc w ziemi sfaty-gowanymi rogami, jakby pokazując, że jego cierpliwość się kończy. Sytu-ację przeważa nieoczekiwany ruch. To Thomas, który na wszelki wypa-dek wziął karabin, wyszedł z ukrycia

i stanął w pogotowiu. Jeśli piżmowół zdecyduje się na atak, nie będzie zbyt wiele czasu na reakcję. Nagły ruch był kroplą, która przelała czarę. Byk odwrócił się od nas z par-sknięciem. Dostrzegłem swoją szansę, uniosłem łuk, szybko znalazłem wła-ściwy punkt, tuż za łopatką, i ostroż-nie wysłałem strzałę. — Trafiony! – Thomas wydał ostatecz-ny osąd. Przyglądamy się staremu bykowi, który stoi z wyprostowanymi noga-mi. Strzała trafiła w cel, z rany sączy się ciemna krew – strzała wygląda w czarnym futrze jak czerwona gwiaz-da. Koniec jest tylko kwestią czasu, chociaż piżmowoły są silne i mogą ujść daleko nawet trafione kulą. Kiedy czekamy, aż byk się położy, dzieje się coś nieoczekiwanego. Mło-dy dostrzega szansę na rewanż po wie-lu latach i z pochylonym łbem ataku-je swego przeciwnika. Z prędkością, o jaką nikt nie podejrzewałby tak sta-tecznego zwierzęcia, wbija rogi pro-sto w chwiejącego się wroga. Potem odchodzi zadowolony. Podchodzę razem z Thomasem, żeby dostrzelić zwierzę – jestem zdania, że trzeba trafić przynajmniej dwa razy aby mieć pewność, że zwierzę się nie męczy. Ostatnia strzała wchodzi pod kątem. Tym razem byk uchodzi trzy kroki, zanim na dobre pada. Kiedy obserwujemy ostatnie ruchy ol-brzymiego wojownika, Thomas pyta:

POLOWANIE NA PIŻMOWOŁA NA GRENLANDIIW grenlandzkich górach znajduje się zaskakująco dużo zwierzyny. Na pardwy, zające, lisy polarne, renifery i piżmowoły można polować z łukiem. Ta piątka znana jest także The Artic Five [arktyczna piątka – przyp.red.]. Ale nawet, jeśli zwierzyny jest dużo, polowanie z łukiem zimą może być dużym wyzwaniem. Koniecznie nale-ży poćwiczyć wcześniej strzelanie do bardzo małych celów, jak również strzelanie z 40 m (szczególnie renifery ciężko podejść na mniejszą odległość). Żeby uzyskać pozwolenie na polowanie, trzeba przejść test strzelecki na Grenlandii lub jego odpowiednik w innym kraju. Łuk musi być kompozytowy, mieć stały celownik i siłę naciągu min. 60 funtów, 28 kg. Strzały muszą ważyć min. 525 grains (34 g). Mechaniczne groty nie są dozwolone.

107

Page 109: Gazeta Łowiecka 4/2014

wycelowanym w jego stronę łukiem. Ale choć bardzo chciałem, to nie mogłem teraz strzelić. Zwierzę sta-ło zwrócone wielkim, opancerzo-nym łbem w moją stronę, zasłaniając przede mną wrażliwe części ciała.

DWA W JEDNYMGdybym miał karabin, wystarczył-by mierny strzał, jednak z łukiem nie było szansy na powodzenie. Usiadłem więc na ziemi i czekałem na następ-ny ruch ogromnego zwierzęcia. Nagle pomiędzy mnie a niego wszedł mniej-szy byk, wyraźnie sceptycznie nasta-wiony do mojej obecności. Mimo że w planie mieliśmy strzelenie starego piżmowołu, młodszy nie sta-nowiłby problemu. Jednak jego zde-nerwowanie udzieliło się i starszemu, który zaczął teraz okazywać oznaki niezadowolenia, że „coś” wtargnęło na jego terytorium. Poranione czoło i pokryty bliznami nos byka mówiły, że nie obejdzie się bez walki. Być może został wcześniej pokonany w walce o względy samic i przez to skazany na samotne życie, pozbawione towa-rzystwa innych zwierząt w stadzie. Nietrudno się domyślić, że piżmowół jest stary i zły. Otwarcie okazuje teraz niechęć do mnie, ryjąc w ziemi sfaty-gowanymi rogami, jakby pokazując, że jego cierpliwość się kończy. Sytu-ację przeważa nieoczekiwany ruch. To Thomas, który na wszelki wypa-dek wziął karabin, wyszedł z ukrycia

i stanął w pogotowiu. Jeśli piżmowół zdecyduje się na atak, nie będzie zbyt wiele czasu na reakcję. Nagły ruch był kroplą, która przelała czarę. Byk odwrócił się od nas z par-sknięciem. Dostrzegłem swoją szansę, uniosłem łuk, szybko znalazłem wła-ściwy punkt, tuż za łopatką, i ostroż-nie wysłałem strzałę. — Trafiony! – Thomas wydał ostatecz-ny osąd. Przyglądamy się staremu bykowi, który stoi z wyprostowanymi noga-mi. Strzała trafiła w cel, z rany sączy się ciemna krew – strzała wygląda w czarnym futrze jak czerwona gwiaz-da. Koniec jest tylko kwestią czasu, chociaż piżmowoły są silne i mogą ujść daleko nawet trafione kulą. Kiedy czekamy, aż byk się położy, dzieje się coś nieoczekiwanego. Mło-dy dostrzega szansę na rewanż po wie-lu latach i z pochylonym łbem ataku-je swego przeciwnika. Z prędkością, o jaką nikt nie podejrzewałby tak sta-tecznego zwierzęcia, wbija rogi pro-sto w chwiejącego się wroga. Potem odchodzi zadowolony. Podchodzę razem z Thomasem, żeby dostrzelić zwierzę – jestem zdania, że trzeba trafić przynajmniej dwa razy aby mieć pewność, że zwierzę się nie męczy. Ostatnia strzała wchodzi pod kątem. Tym razem byk uchodzi trzy kroki, zanim na dobre pada. Kiedy obserwujemy ostatnie ruchy ol-brzymiego wojownika, Thomas pyta:

POLOWANIE NA PIŻMOWOŁA NA GRENLANDIIW grenlandzkich górach znajduje się zaskakująco dużo zwierzyny. Na pardwy, zające, lisy polarne, renifery i piżmowoły można polować z łukiem. Ta piątka znana jest także The Artic Five [arktyczna piątka – przyp.red.]. Ale nawet, jeśli zwierzyny jest dużo, polowanie z łukiem zimą może być dużym wyzwaniem. Koniecznie nale-ży poćwiczyć wcześniej strzelanie do bardzo małych celów, jak również strzelanie z 40 m (szczególnie renifery ciężko podejść na mniejszą odległość). Żeby uzyskać pozwolenie na polowanie, trzeba przejść test strzelecki na Grenlandii lub jego odpowiednik w innym kraju. Łuk musi być kompozytowy, mieć stały celownik i siłę naciągu min. 60 funtów, 28 kg. Strzały muszą ważyć min. 525 grains (34 g). Mechaniczne groty nie są dozwolone.

107

Page 110: Gazeta Łowiecka 4/2014

— Czy jakiś Szwajcar nie potrzebował przypadkiem całego piżmowołu?Tak było, Olsen miał zamówienie od producenta wełny, który chciał pokazać klientom, skąd się ona bierze. A kto stoi kawałek dalej i triumfuje zwycięstwo, które mogło być jego? Nie kto inny, a nasz młodszy byk, cze-kający tylko na okazję, żeby starano-wać starego.

Jest 40 m ode mnie, więc wymieniam łuk na karabin i celuję. Patrzymy na sie-bie przez krótką chwilę. Zaraz uciek-nie i nie jest pewne, czy dostanę drugą taką szansę. Po bezgłośnym łuku ciszę przerywa potężny huk z 30-06-ki. Byk odpowiada ucieczką, którą przerywa mu gwałtownie drugie trafienie – sko-ro mogłem poświęcić dwie strzały na starego, to będzie sprawiedliwie, jak młody dostanie to samo.

EPILOGI oto siedzę, oparty o starszego byka, i rozmyślam nad tym, co się stało. Pierwszy dzień polowania i już speł-

niłem marzenie o piżmowole, i to nie jednym, a dwóch. To był ekscytujący dzień. Wszystko mogło pójść nie tak, a jednak się udało. Pozostaje tylko cieszyć się z sukcesu. Jednak mimo że osiągnąłem cel, to moja przygoda jeszcze się nie skończyła. Bo marzenia łowieckie nie dotyczą je-dynie trofeów, chodzi o coś więcej niż samo pozyskanie konkretnego zwie-rzęcia. To te marzenia nami kierują, marzenia o byciu w stu procentach tu i teraz, o testowaniu swoich granic, o tym, by nie bać się decyzji, które tworzą przygody, a w konsekwencji – samo życie. Właśnie to chciała mi podarować moja żona.Z filozoficznych rozważań wyrywa mnie warkot quada. To Olsen wraca z obozu, do którego poszedł po trans-port. Czeka nas teraz ciężka robota – oprawienie 300-400 kilogramowe-go zwierzęcia, żebyśmy mogli wrócić do obozu i czekającego tam gulaszu. Jako że wszyscy trzej jesteśmy do-świadczonymi myśliwymi i mamy ostre noże, idzie nam to sprawnie i wkrótce mięso leży zapakowane na quadzie. Została tylko jedna rzecz – łeb. Chcę zanieść go sam, jak przy-stało na myśliwego. Trofeum trafia więc do plecaka obok pardwy. Wraca-my do obozu. Nie mogę się doczekać tego, co będzie jutro. Bo to jeszcze nie koniec przygody, jest jeszcze wiele do przeżycia.

Marzenia łowieckie nie dotyczą jedynie trofeów. Chodzi o to by testować swoje granice i podej-

mować decyzje które tworzą przygody. To te marzenia nami

kierują, marzenia o byciu w stu procentach tu i teraz

110

Page 111: Gazeta Łowiecka 4/2014

— Czy jakiś Szwajcar nie potrzebował przypadkiem całego piżmowołu?Tak było, Olsen miał zamówienie od producenta wełny, który chciał pokazać klientom, skąd się ona bierze. A kto stoi kawałek dalej i triumfuje zwycięstwo, które mogło być jego? Nie kto inny, a nasz młodszy byk, cze-kający tylko na okazję, żeby starano-wać starego.

Jest 40 m ode mnie, więc wymieniam łuk na karabin i celuję. Patrzymy na sie-bie przez krótką chwilę. Zaraz uciek-nie i nie jest pewne, czy dostanę drugą taką szansę. Po bezgłośnym łuku ciszę przerywa potężny huk z 30-06-ki. Byk odpowiada ucieczką, którą przerywa mu gwałtownie drugie trafienie – sko-ro mogłem poświęcić dwie strzały na starego, to będzie sprawiedliwie, jak młody dostanie to samo.

EPILOGI oto siedzę, oparty o starszego byka, i rozmyślam nad tym, co się stało. Pierwszy dzień polowania i już speł-

niłem marzenie o piżmowole, i to nie jednym, a dwóch. To był ekscytujący dzień. Wszystko mogło pójść nie tak, a jednak się udało. Pozostaje tylko cieszyć się z sukcesu. Jednak mimo że osiągnąłem cel, to moja przygoda jeszcze się nie skończyła. Bo marzenia łowieckie nie dotyczą je-dynie trofeów, chodzi o coś więcej niż samo pozyskanie konkretnego zwie-rzęcia. To te marzenia nami kierują, marzenia o byciu w stu procentach tu i teraz, o testowaniu swoich granic, o tym, by nie bać się decyzji, które tworzą przygody, a w konsekwencji – samo życie. Właśnie to chciała mi podarować moja żona.Z filozoficznych rozważań wyrywa mnie warkot quada. To Olsen wraca z obozu, do którego poszedł po trans-port. Czeka nas teraz ciężka robota – oprawienie 300-400 kilogramowe-go zwierzęcia, żebyśmy mogli wrócić do obozu i czekającego tam gulaszu. Jako że wszyscy trzej jesteśmy do-świadczonymi myśliwymi i mamy ostre noże, idzie nam to sprawnie i wkrótce mięso leży zapakowane na quadzie. Została tylko jedna rzecz – łeb. Chcę zanieść go sam, jak przy-stało na myśliwego. Trofeum trafia więc do plecaka obok pardwy. Wraca-my do obozu. Nie mogę się doczekać tego, co będzie jutro. Bo to jeszcze nie koniec przygody, jest jeszcze wiele do przeżycia.

Marzenia łowieckie nie dotyczą jedynie trofeów. Chodzi o to by testować swoje granice i podej-

mować decyzje które tworzą przygody. To te marzenia nami

kierują, marzenia o byciu w stu procentach tu i teraz

110

Page 112: Gazeta Łowiecka 4/2014

PIŻMOWÓŁ (OVIBOS MOSCHATUS)

Tak naprawdę to nie wół, tylko duży ku-zyn kozy czy koziorożca. Zamieszkuje północne i wschodnie części Grenlandii. W 1964 roku gatunek introdukowano w zachodniej Grenlandii, w okolicach Kangerlussuaq, gdzie obecnie żyje po-nad 25 tys. jego przedstawicieli, z czego 500 przeznaczono na trofea. Organizuje się tu polowania dla przyjezdnych my-śliwych, a także pozyskuje zwierzynę w celach komercyjnych. Płynące z tego dochody stanowią znaczący wkład w lokalną gospodarkę. Sezon łowiec-ki trwa od 11 marca do 11 kwietnia i od 1 czerwca do 15 października.

36

Kursy i pokazy wabienia zwierzyny.Dystrybucja wabików austriackiej firmy Faulhaber.

Tel.: +48 693 712 734E-mail: [email protected]

BIURO POLOWAŃPawlikowski Hunting Travel

POLECA

Zima/Wiosna 2014/2015

Polowania z fladrami na wilki w Rosji i na Białorusi

już od 1800 euro

Polowania na zające bielaki na Białorusi już od 850 euro

Polowania w Górach Ałtaj (rosyjska część) – maral,

koziorożec syberyjski

Polowania na tokach na głuszce i cietrzewie na Białorusi

już od 1550 euro

Polowania wiosenne na niedź-wiedzie w Rosji (reion Ochocki

oraz Magadan)

Oferty dla sympatyków łowiectwa Turnusy

na skuterach śnieżnych, quadach oraz nartach

w Górach Ałtaj - juz od 650 euro

Page 113: Gazeta Łowiecka 4/2014

PIŻMOWÓŁ (OVIBOS MOSCHATUS)

Tak naprawdę to nie wół, tylko duży ku-zyn kozy czy koziorożca. Zamieszkuje północne i wschodnie części Grenlandii. W 1964 roku gatunek introdukowano w zachodniej Grenlandii, w okolicach Kangerlussuaq, gdzie obecnie żyje po-nad 25 tys. jego przedstawicieli, z czego 500 przeznaczono na trofea. Organizuje się tu polowania dla przyjezdnych my-śliwych, a także pozyskuje zwierzynę w celach komercyjnych. Płynące z tego dochody stanowią znaczący wkład w lokalną gospodarkę. Sezon łowiec-ki trwa od 11 marca do 11 kwietnia i od 1 czerwca do 15 października.

36

Kursy i pokazy wabienia zwierzyny.Dystrybucja wabików austriackiej firmy Faulhaber.

Tel.: +48 693 712 734E-mail: [email protected]

BIURO POLOWAŃPawlikowski Hunting Travel

POLECA

Zima/Wiosna 2014/2015

Polowania z fladrami na wilki w Rosji i na Białorusi

już od 1800 euro

Polowania na zające bielaki na Białorusi już od 850 euro

Polowania w Górach Ałtaj (rosyjska część) – maral,

koziorożec syberyjski

Polowania na tokach na głuszce i cietrzewie na Białorusi

już od 1550 euro

Polowania wiosenne na niedź-wiedzie w Rosji (reion Ochocki

oraz Magadan)

Oferty dla sympatyków łowiectwa Turnusy

na skuterach śnieżnych, quadach oraz nartach

w Górach Ałtaj - juz od 650 euro

Page 114: Gazeta Łowiecka 4/2014

Poznaj Króla Lasu

T E K S T I Z D J Ę C I A : J A K U B R Y M O W I C Z H B M M

Czy testowanie ubrań i butów myśliwskich w warunkach skandynawskiej późnej jesieni może sprawiać przyjemność?

Czy nowa kolekcja ubrań marki Fjallraven sprawdziła się w ekstremalnych warunkach? Pod koniec października

grupa przedstawicieli polskich sklepów myśliwskich miała okazję przekonać się o tym na własnej skórze

Page 115: Gazeta Łowiecka 4/2014

Poznaj Króla Lasu

T E K S T I Z D J Ę C I A : J A K U B R Y M O W I C Z H B M M

Czy testowanie ubrań i butów myśliwskich w warunkach skandynawskiej późnej jesieni może sprawiać przyjemność?

Czy nowa kolekcja ubrań marki Fjallraven sprawdziła się w ekstremalnych warunkach? Pod koniec października

grupa przedstawicieli polskich sklepów myśliwskich miała okazję przekonać się o tym na własnej skórze

Page 116: Gazeta Łowiecka 4/2014

Rzadko mamy okazję oglądać nowe produkty i jednocześnie testować

ich walory użytkowe w terenie. Tym razem było inaczej. Szwedzka marka Fjallraven zaprosiła swoich najważ-niejszych klientów z całej Europy na premierę nowej kolekcji odzieży i ekwipunku dla myśliwych, przygo-towanej na sezon Jesień/Zima 2015. Wśród 40 klientów reprezentują-cych 10 krajów znalazła się silna eki-pa z Polski. Prezentacja połączona ze szkoleniem praktycznym odby-ła się w dniach 22-23 października i była szczelnie wypełniona licznymi zajęciami. Po sprawnym przelocie z trzech polskich lotnisk dotarliśmy do Sztokholmu, skąd organizatorzy

odebrali całą grupę i autobusem prze-transportowali do urokliwej miej-scowości Öster Malma, oddalonej o 120 km od stolicy Szwecji. Wybór miejsca szkolenia nie był przypadko-wy, ponieważ tutaj właśnie znajduje się Centralny Ośrodek Szkoleniowy Szwedzkiego Związku Łowieckiego (Jagareforbundet), urządzony ze sma-kiem w tradycyjnym myśliwskim stylu.Po przyjeździe na miejsce zostaliśmy powitani przez Sekretarza General-nego Jagareforbunden – Bo Skölda, który przedstawił zasady działania Szwedzkiego Związku Łowieckiego. Następnie Johan Skullman, szef grupy testowej w Fjallraven, omówił plan za-jęć na najbliższe dwa dni. Po obiedzie,

w którego menu dominowała dzi-czyzna i zakwaterowaniu w pokojach dostaliśmy chwilę na przebranie się w przekazane przez organizatora kom-plety myśliwskie oraz polary, koszule i czapki Fjallraven, a także obuwie niemieckiej marki Hanwag. Podzie-leni na pięć zespołów rozpoczęliśmy rywalizację w konkurencjach tereno-wo — strzeleckich.

W TERENIEPierwszym punktem polsko-duń-skiego zespołu była ocena odległości do celu metodą „na oko” oraz okre-ślenie możliwości skutecznego i bez-piecznego strzału w konkretnych wa-runkach terenowych. Zmierzając do

kolejnego punktu spotkaliśmy praw-dziwego króla skandynawskich lasów, czyli łosia. Następna konkurencja to ocena etycznych aspektów strzelania do konkretnych gatunków zwierząt. Wilgotność powietrza była wysoka, a temperatura oscylowała wokół zera, wiatr zmniejszał odczuwalna tempe-raturę powietrza. Dzięki tym mało przyjaznym warunkom atmosferycz-nym mogliśmy przetestować odzież pod względem komfortu cieplnego i odchylności, a także sprawdzić wo-doodporność i funkcjonalność mem-brany w butach Hanwaga. Kolejne zadanie wymagało od nas umiejętności tropienia i spostrzegaw-czości. Musieliśmy wyciągnąć właści-

Page 117: Gazeta Łowiecka 4/2014

Rzadko mamy okazję oglądać nowe produkty i jednocześnie testować

ich walory użytkowe w terenie. Tym razem było inaczej. Szwedzka marka Fjallraven zaprosiła swoich najważ-niejszych klientów z całej Europy na premierę nowej kolekcji odzieży i ekwipunku dla myśliwych, przygo-towanej na sezon Jesień/Zima 2015. Wśród 40 klientów reprezentują-cych 10 krajów znalazła się silna eki-pa z Polski. Prezentacja połączona ze szkoleniem praktycznym odby-ła się w dniach 22-23 października i była szczelnie wypełniona licznymi zajęciami. Po sprawnym przelocie z trzech polskich lotnisk dotarliśmy do Sztokholmu, skąd organizatorzy

odebrali całą grupę i autobusem prze-transportowali do urokliwej miej-scowości Öster Malma, oddalonej o 120 km od stolicy Szwecji. Wybór miejsca szkolenia nie był przypadko-wy, ponieważ tutaj właśnie znajduje się Centralny Ośrodek Szkoleniowy Szwedzkiego Związku Łowieckiego (Jagareforbundet), urządzony ze sma-kiem w tradycyjnym myśliwskim stylu.Po przyjeździe na miejsce zostaliśmy powitani przez Sekretarza General-nego Jagareforbunden – Bo Skölda, który przedstawił zasady działania Szwedzkiego Związku Łowieckiego. Następnie Johan Skullman, szef grupy testowej w Fjallraven, omówił plan za-jęć na najbliższe dwa dni. Po obiedzie,

w którego menu dominowała dzi-czyzna i zakwaterowaniu w pokojach dostaliśmy chwilę na przebranie się w przekazane przez organizatora kom-plety myśliwskie oraz polary, koszule i czapki Fjallraven, a także obuwie niemieckiej marki Hanwag. Podzie-leni na pięć zespołów rozpoczęliśmy rywalizację w konkurencjach tereno-wo — strzeleckich.

W TERENIEPierwszym punktem polsko-duń-skiego zespołu była ocena odległości do celu metodą „na oko” oraz okre-ślenie możliwości skutecznego i bez-piecznego strzału w konkretnych wa-runkach terenowych. Zmierzając do

kolejnego punktu spotkaliśmy praw-dziwego króla skandynawskich lasów, czyli łosia. Następna konkurencja to ocena etycznych aspektów strzelania do konkretnych gatunków zwierząt. Wilgotność powietrza była wysoka, a temperatura oscylowała wokół zera, wiatr zmniejszał odczuwalna tempe-raturę powietrza. Dzięki tym mało przyjaznym warunkom atmosferycz-nym mogliśmy przetestować odzież pod względem komfortu cieplnego i odchylności, a także sprawdzić wo-doodporność i funkcjonalność mem-brany w butach Hanwaga. Kolejne zadanie wymagało od nas umiejętności tropienia i spostrzegaw-czości. Musieliśmy wyciągnąć właści-

Page 118: Gazeta Łowiecka 4/2014

we wnioski ze znalezionych na szla-ku przedmiotów, aby trafić na ukrytą w lesie strzelnicę. Uczestnicy spotka-nia musieli wykazać się umiejętnościa-mi strzeleckimi i trafić jak największą liczbę balonów ze sztucera kal. 308 Win, a także rzutków na stanowisku do skita, oczywiście z bocka kal 12/74. Ostatnie tego dnia zadanie odbyło się na wrzynającym się w jezioro cyplu, z przygotowanym miejscem ognisko-wym i pięknym widokiem na całą oko-licę. Należało zorientować mapę przy pomocy busoli oraz zaznaczyć na niej wskazane przez instruktora miejsca w terenie. Na zakończenie naszych zmagań mogliśmy ogrzać się w cieple ogniska przy dobrym szwedzkim piwie.

KOLEKCJA JESIEŃ/ZIMA 2015Po kolacji, która odbyła się w pięknym XVIII-wiecznym dworku myśliw-skim, nadanym Jagareforbundet przez samego króla Szwecji, zostaliśmy za-proszeni na pierwszą prezentację ko-lekcji myśliwskiej Fjallraven na sezon 2015. Projektanci opowiedzieli o po-myśle podziału całej kolekcji na trzy rodziny produktowe. Nazwy każdej z rodzin oznaczają inną krainę geogra-ficzną oraz inny styl polowania. Ro-dzina Lappland symbolizuje północ Szwecji i oznacza aktywne polowa-nie na otwartych terenach. Varmland to środek kraju, klasyczne polowanie w lesie, bardzo zbliżone do naszego polskiego modelu. Ostatnia rodzina to

Sormland, związana jest z południem kraju i określa polowania w okolicach zbiorników wodnych oraz czasu przed i po polowaniu. Komplety odzieży w każdej z rodzin zostały uzupełnione przez liczne akcesoria, torby na broń, skórzane ładownice oraz drobny ekwi-punek. Kolekcja została świetnie do-pracowana i mocno powiększona, nie tylko jeżeli chodzi o odzież, ale także o wspomniane torby i ładownice, które pojawią się w ofercie po raz pierwszy.

Kolejny dzień rozpoczął się bardzo wcześnie. Po szybkim śniadaniu cała grupa ruszyła w teren. Czekało nas rozpalenie ogniska przy użyciu noża, krzesiwa i dwóch dużych drewnia-nych kołków, a także ocena odległości do celu przy użyciu elektronicznego dalmierza. Poruszanie się po wyzna-czonej trasie ułatwiały nam znaczniki zawieszone na drzewach w nieregu-larnych odstępach. Jeden z punktów był dla nas kompletną nowością. Oto dotarliśmy na miejsce wydarzeń, które

Dwa dni w gościnnym ośrodku minęły w miłej atmosferze, a każdy z uczestników miał

okazję nie tylko testować ubrania nowej kolekcji w trudnych warun-

kach pogodowych, ale również poznać specyfikę łowiectwa

w Szwecji

117 118

AMUNICJA SYGNAŁOWANOWOŚĆ W OFERCIE FAM – PIONKI

Fabryka Amunicji Myśliwskiej FAM – PIONKI Sp. z o.o. intensywnie pracuje nad nowymi rozwiązaniami stale poszerzając swoją ofertę produktową o naboje nowej generacji i nowego zastosowania. Wynikiem tych prac jest nowość na polskim rynku – amunicja sygnałowa do broni gładkolufowej kaliber 12. Oferta skierowana jest głównie do myśliwych i służb leśnych, ale może być używana do celów rekreacyjnych. Amunicja sygnałowa znajdzie zastosowanie podczas polowań zbiorowych, naganek czy innych zajęć związanych z łowiec-twem. Naboje do broni gładkolufowej mogą służyć również strażnikom leśnym, strażnikom gospodarstw rybackich, znajdą zastosowanie w akcjach poszuki-wawczych czy związanych z klęskami żywiołowymi.Warto podkreślić, że amunicja sygnałowa daje możliwość przyporządkowa-nia dowolnych komunikatów, co może sprawdzić się podczas zawodów, gier terenowych i imprez plenerowychAmunicja sygnałowa FAM – PIONKI eliminuje konieczność posiadania dodatko-wych pistoletów sygnałowych.

Nabój sygnałowy zawiera gwiazdkę pirotechniczną zaprasowaną w tulejkę pa-pierową. Fam – Pionki tak skonstruował nabój aby gwiazdka zapaliła się na ok. ¾ wzlotu i paliła się przez ok. 3 sekundy kiedy nabój znajduje się na najwyższej wysokości wzlotu. Dzięki temu osiągamy poza efektem sygnałowym, również maksymalne oświetlenie terenu. Amunicja posiada certyfikat Instytutu Prze-mysłu Organicznego gwarantujący wysokie standardy dbałości o środowisko i bezpieczeństwo. FAM – PIONKI produkuje naboje sygnałowe z gwiazdkami zapalającymi się w trzech kolorach: żółtym, zielonym oraz czerwonym.

Amunicji szukaj w dobrych sklepach myśliwskich na terenie całego kraju.

REKLAMA

Page 119: Gazeta Łowiecka 4/2014

we wnioski ze znalezionych na szla-ku przedmiotów, aby trafić na ukrytą w lesie strzelnicę. Uczestnicy spotka-nia musieli wykazać się umiejętnościa-mi strzeleckimi i trafić jak największą liczbę balonów ze sztucera kal. 308 Win, a także rzutków na stanowisku do skita, oczywiście z bocka kal 12/74. Ostatnie tego dnia zadanie odbyło się na wrzynającym się w jezioro cyplu, z przygotowanym miejscem ognisko-wym i pięknym widokiem na całą oko-licę. Należało zorientować mapę przy pomocy busoli oraz zaznaczyć na niej wskazane przez instruktora miejsca w terenie. Na zakończenie naszych zmagań mogliśmy ogrzać się w cieple ogniska przy dobrym szwedzkim piwie.

KOLEKCJA JESIEŃ/ZIMA 2015Po kolacji, która odbyła się w pięknym XVIII-wiecznym dworku myśliw-skim, nadanym Jagareforbundet przez samego króla Szwecji, zostaliśmy za-proszeni na pierwszą prezentację ko-lekcji myśliwskiej Fjallraven na sezon 2015. Projektanci opowiedzieli o po-myśle podziału całej kolekcji na trzy rodziny produktowe. Nazwy każdej z rodzin oznaczają inną krainę geogra-ficzną oraz inny styl polowania. Ro-dzina Lappland symbolizuje północ Szwecji i oznacza aktywne polowa-nie na otwartych terenach. Varmland to środek kraju, klasyczne polowanie w lesie, bardzo zbliżone do naszego polskiego modelu. Ostatnia rodzina to

Sormland, związana jest z południem kraju i określa polowania w okolicach zbiorników wodnych oraz czasu przed i po polowaniu. Komplety odzieży w każdej z rodzin zostały uzupełnione przez liczne akcesoria, torby na broń, skórzane ładownice oraz drobny ekwi-punek. Kolekcja została świetnie do-pracowana i mocno powiększona, nie tylko jeżeli chodzi o odzież, ale także o wspomniane torby i ładownice, które pojawią się w ofercie po raz pierwszy.

Kolejny dzień rozpoczął się bardzo wcześnie. Po szybkim śniadaniu cała grupa ruszyła w teren. Czekało nas rozpalenie ogniska przy użyciu noża, krzesiwa i dwóch dużych drewnia-nych kołków, a także ocena odległości do celu przy użyciu elektronicznego dalmierza. Poruszanie się po wyzna-czonej trasie ułatwiały nam znaczniki zawieszone na drzewach w nieregu-larnych odstępach. Jeden z punktów był dla nas kompletną nowością. Oto dotarliśmy na miejsce wydarzeń, które

Dwa dni w gościnnym ośrodku minęły w miłej atmosferze, a każdy z uczestników miał

okazję nie tylko testować ubrania nowej kolekcji w trudnych warun-

kach pogodowych, ale również poznać specyfikę łowiectwa

w Szwecji

117 118

AMUNICJA SYGNAŁOWANOWOŚĆ W OFERCIE FAM – PIONKI

Fabryka Amunicji Myśliwskiej FAM – PIONKI Sp. z o.o. intensywnie pracuje nad nowymi rozwiązaniami stale poszerzając swoją ofertę produktową o naboje nowej generacji i nowego zastosowania. Wynikiem tych prac jest nowość na polskim rynku – amunicja sygnałowa do broni gładkolufowej kaliber 12. Oferta skierowana jest głównie do myśliwych i służb leśnych, ale może być używana do celów rekreacyjnych. Amunicja sygnałowa znajdzie zastosowanie podczas polowań zbiorowych, naganek czy innych zajęć związanych z łowiec-twem. Naboje do broni gładkolufowej mogą służyć również strażnikom leśnym, strażnikom gospodarstw rybackich, znajdą zastosowanie w akcjach poszuki-wawczych czy związanych z klęskami żywiołowymi.Warto podkreślić, że amunicja sygnałowa daje możliwość przyporządkowa-nia dowolnych komunikatów, co może sprawdzić się podczas zawodów, gier terenowych i imprez plenerowychAmunicja sygnałowa FAM – PIONKI eliminuje konieczność posiadania dodatko-wych pistoletów sygnałowych.

Nabój sygnałowy zawiera gwiazdkę pirotechniczną zaprasowaną w tulejkę pa-pierową. Fam – Pionki tak skonstruował nabój aby gwiazdka zapaliła się na ok. ¾ wzlotu i paliła się przez ok. 3 sekundy kiedy nabój znajduje się na najwyższej wysokości wzlotu. Dzięki temu osiągamy poza efektem sygnałowym, również maksymalne oświetlenie terenu. Amunicja posiada certyfikat Instytutu Prze-mysłu Organicznego gwarantujący wysokie standardy dbałości o środowisko i bezpieczeństwo. FAM – PIONKI produkuje naboje sygnałowe z gwiazdkami zapalającymi się w trzech kolorach: żółtym, zielonym oraz czerwonym.

Amunicji szukaj w dobrych sklepach myśliwskich na terenie całego kraju.

REKLAMA

Page 120: Gazeta Łowiecka 4/2014
Page 121: Gazeta Łowiecka 4/2014
Page 122: Gazeta Łowiecka 4/2014

musieliśmy zrekonstruować na pod-stawie śladów w terenie, nieste-ty drobnych i trudnych do wypa-trzenia przedmiotów. Tego typu umiejętności są potrzebne oso-bom, które badają wypadki pod-czas polowań oraz nieetyczne i niebezpieczne zachowania myśli-wych. Tego dnia mieliśmy także okazję postrzelać. Tym razem z pod-stawy ambony usadowionej na gór-ce, do tarczy koziołka, wykorzystu-jąc lekką amunicję 22LR. Amunicja tego typu używana jest najczęściej do strzelania sportowego lub na małą zwierzynę. Nasz szlak bojowy tego dnia zakończyliśmy przy ogni-sku, gdzie przegryzając szarlotkę i pijąc ciepłą kawę wspominaliśmy atrakcję minionego dnia.Jako pamiątkowy prezent każdy otrzymał torbę na broń marki Fjallraven. Zmęczeni, ale zadowo-leni wracaliśmy autobusem na lotni-sko Arlanda pod Sztokholmem.Dwa dni w gościnnym ośrodku mi-nęły w miłej atmosferze, a każdy z uczestników miał okazję nie tyl-ko testować ubrania nowej kolekcji w trudnych warunkach pogodo-wych, ale również poznać spe-cyfikę łowiectwa w Szwecji. Opinie zaproszonych gości jednoznacznie wskazują, że ko-lekcja, która będzie dostępna w polskich sklepach od września 2015 roku, stanie się kolejnym bestsellerem marki Fjallraven.

121

Page 123: Gazeta Łowiecka 4/2014

musieliśmy zrekonstruować na pod-stawie śladów w terenie, nieste-ty drobnych i trudnych do wypa-trzenia przedmiotów. Tego typu umiejętności są potrzebne oso-bom, które badają wypadki pod-czas polowań oraz nieetyczne i niebezpieczne zachowania myśli-wych. Tego dnia mieliśmy także okazję postrzelać. Tym razem z pod-stawy ambony usadowionej na gór-ce, do tarczy koziołka, wykorzystu-jąc lekką amunicję 22LR. Amunicja tego typu używana jest najczęściej do strzelania sportowego lub na małą zwierzynę. Nasz szlak bojowy tego dnia zakończyliśmy przy ogni-sku, gdzie przegryzając szarlotkę i pijąc ciepłą kawę wspominaliśmy atrakcję minionego dnia.Jako pamiątkowy prezent każdy otrzymał torbę na broń marki Fjallraven. Zmęczeni, ale zadowo-leni wracaliśmy autobusem na lotni-sko Arlanda pod Sztokholmem.Dwa dni w gościnnym ośrodku mi-nęły w miłej atmosferze, a każdy z uczestników miał okazję nie tyl-ko testować ubrania nowej kolekcji w trudnych warunkach pogodo-wych, ale również poznać spe-cyfikę łowiectwa w Szwecji. Opinie zaproszonych gości jednoznacznie wskazują, że ko-lekcja, która będzie dostępna w polskich sklepach od września 2015 roku, stanie się kolejnym bestsellerem marki Fjallraven.

121

Page 124: Gazeta Łowiecka 4/2014

Polędwiczki w sosie pieczeniowym

T E K S T: M I N J A K TT ŁU M AC Z Y Ł A : E WA M O S T O W S K A

Page 125: Gazeta Łowiecka 4/2014

Polędwiczki w sosie pieczeniowym

T E K S T: M I N J A K TT ŁU M AC Z Y Ł A : E WA M O S T O W S K A

Page 126: Gazeta Łowiecka 4/2014

Polędwiczki w sosie pieczeniowym z zapiekanymi warz ywami

SKŁADNIKI:• 600-800 g polędwiczek

wieprzowych lub z dzika• 3-4 łyżki oleju rzepakowego• łyżeczka masła klarowanego• sól • pieprz biały

ZAPIEKANE WARZYWA• 4 marchewki• 4 korzenie pasternaku lub pietruszki• 4 średniej wielkości lub 8 małych

buraków • 3-4 szalotki• 2 łyżki oleju rzepakowego • sól• pieprz biały• 2 łyżki octu balsamicznego

SOS• tłuszcz po smażeniu mięsa• 1 łyżka mąki pszennej• woda• 50 g śmietany• 2 łyżeczki tymianku• 1 czubata łyżeczka galaretki lub

konfitury z czarnej porzeczki• 1 ząbek czosnku• 2-4 łyżki bazy do sosu wołowej lub

cielęcej• 1-3 łyżki sosu sojowego

Patelnia musi być naprawdę gorąca

Page 127: Gazeta Łowiecka 4/2014

Polędwiczki w sosie pieczeniowym z zapiekanymi warz ywami

SKŁADNIKI:• 600-800 g polędwiczek

wieprzowych lub z dzika• 3-4 łyżki oleju rzepakowego• łyżeczka masła klarowanego• sól • pieprz biały

ZAPIEKANE WARZYWA• 4 marchewki• 4 korzenie pasternaku lub pietruszki• 4 średniej wielkości lub 8 małych

buraków • 3-4 szalotki• 2 łyżki oleju rzepakowego • sól• pieprz biały• 2 łyżki octu balsamicznego

SOS• tłuszcz po smażeniu mięsa• 1 łyżka mąki pszennej• woda• 50 g śmietany• 2 łyżeczki tymianku• 1 czubata łyżeczka galaretki lub

konfitury z czarnej porzeczki• 1 ząbek czosnku• 2-4 łyżki bazy do sosu wołowej lub

cielęcej• 1-3 łyżki sosu sojowego

Patelnia musi być naprawdę gorąca

Page 128: Gazeta Łowiecka 4/2014

PRZYGOTOWANIEBuraki gotujemy przez 20 min, następnie studzimy w zimnej wodzie. Obieramy i kroimy marchewkę, pasternak/pietruszkę i cebulę. Wkładamy warzywa do głębokie-go naczynia, dodajemy trochę oleju, szczyptę pieprzu, soli i dokładnie mie-szamy. Wrzucamy warzywa do naczy-nia żaroodpornego.Obieramy i kroimy buraki. Wkładamy je do tego samego naczynia z przy-prawami i mieszamy w pozostałym na dnie oleju, a następnie dodajemy bura-ki do reszty warzyw. Gdybyśmy doprawili buraki razem z innymi warzywami, wtedy by je zabarwiły – unikniemy tego oliwiąc je oddzielnie. Warzywa skrapiamy odrobiną octu balsamicznego i wstawiamy do pie-karnika rozgrzanego do 200°C, na 30-45 min – zależnie od efektu, jaki chcemy osiągnąć. Nie należy się bać, że się zarumienią – nadaje to potra-wie charakteru. Obieramy i wstawiamy ziemniaki. Polędwiczki oczyszczamy z błon, przyprawiamy solą i pieprzem, a na-stępnie podsmażamy na oleju i maśle klarowanym. Gdy mięso zrumieni się lekko z każdej strony, zdejmujemy je z patelni. Na razie ma jedynie nabrać koloru, nie musi być jeszcze w pełni dosmażone. Teraz czas na sos. Na talerzu ma on być połączeniem pomiędzy mięsem

a warzywami. Dobry sos powinien mieć wiele odcieni smakowych, pa-sujących zarówno do dodatków słod-kich, kwaśnych, słonych, jak i o smaku umami [piąty smak, może być opisany jako rosołowy albo mięsny – przyp.red]. Na patelnię sypiemy czubatą łyżkę mąki i mieszamy z tłuszczem za po-mocą trzepaczki. Dajemy mące pod-smażyć się przez ok. pół minuty, a następnie dolewamy gorącej wody, energicznie mieszając. Ciecz od razu zacznie się gotować, a zadaniem mąki jest ją połączyć. Powstały sos będzie lekki, bardziej jak sok z mięsa – trzeba go chwilę podgotować, żeby się zagę-ścił. Teraz dodajemy śmietanę, galaretkę lub konfiturę z porzeczki, tymianek i czosnek, a następnie porządnie mie-szamy. Zostaje nam sos sojowy i baza – na-leży je dodawać wedle gustu. Można zacząć od 2 łyżek bazy i 1 łyżki sosu sojowego. Mieszamy, próbujemy, i tak do momentu, aż sos zyska wyrazisty smak. Nie należy obawiać się mocne-go smaku, nadaje on potrawie dodat-kowego charakteru. Jeśli przesadzi-my, możemy zawsze rozcieńczyć sos odrobiną śmietany. Teraz wkładamy do niego polędwicz-ki i zmniejszamy ogień. Mięso należy od czasu do czasu obró-cić i sprawdzić widelcem lub jeśli po-trafimy - palcem, czy już jest gotowe.

Jeśli sos w trakcie gotowania zrobi się zbyt gęsty, można dodać trochę wody. Gdy mięso jest dobre, owijamy je w aluminiową folię, odstawiamy na 5-10 minut, aby odpoczęło, a następnie kroimy na porcje. Sos cedzimy przez sitko, żeby uzyskać gładką konsystencję. Gotowe!

SZTUCZKA Z PALCAMI Stopień wysmażenia mięsa możemy sprawdzić zamiast widelcem po prostu palcami. Tego sposobu używa wielu zawodowych kucharzy. Sztuczka polega na tym, żeby wiedzieć, co oznaczają poszczególne stopnie “oporu” mięsa. Jak? Kciukiem lewej ręki dotknij palca wskazującego, nie napinając mięśni. Środkowym lub wskazującym palcem prawej ręki dotknij poduszki mięśniowej lewego kciuka. Podobny stopień napięcia będzie miał krwisty ka-wałek mięsa („rare”). Napięcie poduszki mięśniowej odpowiada średnio wysma-żonemu kawałkowi mięsa (“medium”), gdy kciuk dotyka środkowego palca, wysmażonemu (“done”) – gdy dotyka palca serdecznego, a dobrze wysma-żonemu (“well done”) – gdy dotyka on małego palca. Spróbuj, to nie takie trud-ne!

127

Page 129: Gazeta Łowiecka 4/2014

PRZYGOTOWANIEBuraki gotujemy przez 20 min, następnie studzimy w zimnej wodzie. Obieramy i kroimy marchewkę, pasternak/pietruszkę i cebulę. Wkładamy warzywa do głębokie-go naczynia, dodajemy trochę oleju, szczyptę pieprzu, soli i dokładnie mie-szamy. Wrzucamy warzywa do naczy-nia żaroodpornego.Obieramy i kroimy buraki. Wkładamy je do tego samego naczynia z przy-prawami i mieszamy w pozostałym na dnie oleju, a następnie dodajemy bura-ki do reszty warzyw. Gdybyśmy doprawili buraki razem z innymi warzywami, wtedy by je zabarwiły – unikniemy tego oliwiąc je oddzielnie. Warzywa skrapiamy odrobiną octu balsamicznego i wstawiamy do pie-karnika rozgrzanego do 200°C, na 30-45 min – zależnie od efektu, jaki chcemy osiągnąć. Nie należy się bać, że się zarumienią – nadaje to potra-wie charakteru. Obieramy i wstawiamy ziemniaki. Polędwiczki oczyszczamy z błon, przyprawiamy solą i pieprzem, a na-stępnie podsmażamy na oleju i maśle klarowanym. Gdy mięso zrumieni się lekko z każdej strony, zdejmujemy je z patelni. Na razie ma jedynie nabrać koloru, nie musi być jeszcze w pełni dosmażone. Teraz czas na sos. Na talerzu ma on być połączeniem pomiędzy mięsem

a warzywami. Dobry sos powinien mieć wiele odcieni smakowych, pa-sujących zarówno do dodatków słod-kich, kwaśnych, słonych, jak i o smaku umami [piąty smak, może być opisany jako rosołowy albo mięsny – przyp.red]. Na patelnię sypiemy czubatą łyżkę mąki i mieszamy z tłuszczem za po-mocą trzepaczki. Dajemy mące pod-smażyć się przez ok. pół minuty, a następnie dolewamy gorącej wody, energicznie mieszając. Ciecz od razu zacznie się gotować, a zadaniem mąki jest ją połączyć. Powstały sos będzie lekki, bardziej jak sok z mięsa – trzeba go chwilę podgotować, żeby się zagę-ścił. Teraz dodajemy śmietanę, galaretkę lub konfiturę z porzeczki, tymianek i czosnek, a następnie porządnie mie-szamy. Zostaje nam sos sojowy i baza – na-leży je dodawać wedle gustu. Można zacząć od 2 łyżek bazy i 1 łyżki sosu sojowego. Mieszamy, próbujemy, i tak do momentu, aż sos zyska wyrazisty smak. Nie należy obawiać się mocne-go smaku, nadaje on potrawie dodat-kowego charakteru. Jeśli przesadzi-my, możemy zawsze rozcieńczyć sos odrobiną śmietany. Teraz wkładamy do niego polędwicz-ki i zmniejszamy ogień. Mięso należy od czasu do czasu obró-cić i sprawdzić widelcem lub jeśli po-trafimy - palcem, czy już jest gotowe.

Jeśli sos w trakcie gotowania zrobi się zbyt gęsty, można dodać trochę wody. Gdy mięso jest dobre, owijamy je w aluminiową folię, odstawiamy na 5-10 minut, aby odpoczęło, a następnie kroimy na porcje. Sos cedzimy przez sitko, żeby uzyskać gładką konsystencję. Gotowe!

SZTUCZKA Z PALCAMI Stopień wysmażenia mięsa możemy sprawdzić zamiast widelcem po prostu palcami. Tego sposobu używa wielu zawodowych kucharzy. Sztuczka polega na tym, żeby wiedzieć, co oznaczają poszczególne stopnie “oporu” mięsa. Jak? Kciukiem lewej ręki dotknij palca wskazującego, nie napinając mięśni. Środkowym lub wskazującym palcem prawej ręki dotknij poduszki mięśniowej lewego kciuka. Podobny stopień napięcia będzie miał krwisty ka-wałek mięsa („rare”). Napięcie poduszki mięśniowej odpowiada średnio wysma-żonemu kawałkowi mięsa (“medium”), gdy kciuk dotyka środkowego palca, wysmażonemu (“done”) – gdy dotyka palca serdecznego, a dobrze wysma-żonemu (“well done”) – gdy dotyka on małego palca. Spróbuj, to nie takie trud-ne!

127

Page 130: Gazeta Łowiecka 4/2014

DeserBiała pannacotta z sosem czekoladowym

Pannacotta musi odstać swoje w lo-dówce, dlatego to właśnie od niej trzeba zacząć przygotowanie obiadu.

SKŁADNIKI• ok. 400 g śmietany kremówki• 1 laska wanilii• 2 łyżki ziaren kawy• 1 łyżka cukru• 3 łyżeczki żelatyny

PRZYGOTOWANIEŚmietanę gotujemy na wolnym ogniu przez ok. 15 minut, z przekrojoną na pół wanilią, całymi ziarnami kawy i cukrem. Żelatynę namaczamy w zimnej wo-dzie, potem dodajemy ją do garnka i dokładnie mieszamy. Następnie masę śmietanową należy przecedzić i ostu-dzić. Ostudzoną masę przelewamy do filiżanek lub foremek i odstawiamy do lodówki na 1,5-2 godziny. Żeby wyjąć deser z foremki, należy włożyć ją na chwilę do ciepłej wody, potem położyć do góry nogami na talerzu i potrząsnąć.

Sos czekoladowy

SKŁADNIKI• pół szklanki wody• pół szklanki cukru• pół szklanki kakao w proszku • 55 g śmietany• 2,6 g czekolady• 0,5 g masła

PRZYGOTOWANIE Wodę z cukrem gotujemy przez ok. minutę. Dodajemy kakao, miesza-my energicznie przez ok. 10 sekund. Zdejmujemy rondel z ognia, dodaje-my śmietanę, czekoladę i masło. Mie-szamy trzepaczką, aż do rozpuszcze-nia. Sos przelewamy przez sito dla wychwycenia ewentualnych grudek, po czym odstawiamy do wystygnięcia.

Page 131: Gazeta Łowiecka 4/2014

DeserBiała pannacotta z sosem czekoladowym

Pannacotta musi odstać swoje w lo-dówce, dlatego to właśnie od niej trzeba zacząć przygotowanie obiadu.

SKŁADNIKI• ok. 400 g śmietany kremówki• 1 laska wanilii• 2 łyżki ziaren kawy• 1 łyżka cukru• 3 łyżeczki żelatyny

PRZYGOTOWANIEŚmietanę gotujemy na wolnym ogniu przez ok. 15 minut, z przekrojoną na pół wanilią, całymi ziarnami kawy i cukrem. Żelatynę namaczamy w zimnej wo-dzie, potem dodajemy ją do garnka i dokładnie mieszamy. Następnie masę śmietanową należy przecedzić i ostu-dzić. Ostudzoną masę przelewamy do filiżanek lub foremek i odstawiamy do lodówki na 1,5-2 godziny. Żeby wyjąć deser z foremki, należy włożyć ją na chwilę do ciepłej wody, potem położyć do góry nogami na talerzu i potrząsnąć.

Sos czekoladowy

SKŁADNIKI• pół szklanki wody• pół szklanki cukru• pół szklanki kakao w proszku • 55 g śmietany• 2,6 g czekolady• 0,5 g masła

PRZYGOTOWANIE Wodę z cukrem gotujemy przez ok. minutę. Dodajemy kakao, miesza-my energicznie przez ok. 10 sekund. Zdejmujemy rondel z ognia, dodaje-my śmietanę, czekoladę i masło. Mie-szamy trzepaczką, aż do rozpuszcze-nia. Sos przelewamy przez sito dla wychwycenia ewentualnych grudek, po czym odstawiamy do wystygnięcia.

Page 132: Gazeta Łowiecka 4/2014

Chłopiec na dachuVICTOR RUUMENSAARI

T E K S T I Z D J Ę C I A : J OA K I M N O R D LU N DT ŁU M AC Z Y Ł A : E WA M O S T O W S K A

Na dachu starej obory siedzi chłopiec i obserwuje dolinę. Ma stąd kilkukilometrowy widok na rzekę

i żyjące nad nią zwierzęta. Ten dach to jego stanowisko łowieckie, ale również miejsce, w którym marzy…

Page 133: Gazeta Łowiecka 4/2014

Chłopiec na dachuVICTOR RUUMENSAARI

T E K S T I Z D J Ę C I A : J OA K I M N O R D LU N DT ŁU M AC Z Y Ł A : E WA M O S T O W S K A

Na dachu starej obory siedzi chłopiec i obserwuje dolinę. Ma stąd kilkukilometrowy widok na rzekę

i żyjące nad nią zwierzęta. Ten dach to jego stanowisko łowieckie, ale również miejsce, w którym marzy…

Page 134: Gazeta Łowiecka 4/2014

Jesień 2013 roku to dla Victora ważna data — właśnie wtedy strzelił swoją pierwszą gęś.

W tym roku planuje kolejne ekscytujące polowania

W życiu każdego z nas są takie miejsca czy chwile, które w na-

szej pamięci żyją wyraźniej niż inne. Czasem nachodzą nas, kiedy stoimy w porannym korku albo kiedy jeste-śmy blisko zaśnięcia po dniu wypeł-nionym stresem i pracą. Wiecie, to wspomnienia z rodzaju tych, które przywołują na usta nieco zabawny, nieobecny uśmiech. Victor Ruumen-saari ze szwedzkiej wsi Prästholm pod Luleå ma dopiero 15 lat, a już znalazł

idealne stanowisko do zasiadki. Z da-chu starej obory w rodzinnym gospo-darstwie ma wspaniały widok na do-linę rzeki Råneälven i toczące się tam życie zwierząt: po rozległych wodach płynie kilka łabędzi, czasem można zobaczyć łosie, lisy i ptactwo wodne.

OD MARZEŃ DO PASJIAle ten dach to nie tylko pozycja do obserwacji, to miejsce, w którym Victor może w spokoju oddać się

marzeniom. Jego największym zainte-resowaniem jest myślistwo. Do egza-minu łowieckiego uczył się na kursie w szkole [W Szwecji istnieje możli-wość zorganizowania takiego kursu w ramach fakultetu – przyp. tłum.], zdał go dokładnie w dniu swoich 15. urodzin. A jak narodziła się jego pasja? — Miałem jakieś 5-6 lat, kiedy pierw-szy raz pojechałem z tatą na łosia. Pa-miętam to jak dziś. Spędziliśmy noc w domku myśliwskim dziadka. Wsta-

liśmy wcześnie rano, byłem bardzo zmęczony, ale też podekscytowany – mówi Victor. — Kiedy zbliżaliśmy się do stanowiska, ujrzeliśmy klępę. Wtedy tata uniósł broń i strzelił. I chyba od tego się zaczęło. Od tamtej pory jeżdżę z nim na polowania – dodaje chłopiec.Przez ostatnie trzy lata Victor jeździł też na młodzieżowe obozy łowieckie, organizowane przez jednostkę woj-skową w Arvidsjaur. Był już na sześciu

Page 135: Gazeta Łowiecka 4/2014

Jesień 2013 roku to dla Victora ważna data — właśnie wtedy strzelił swoją pierwszą gęś.

W tym roku planuje kolejne ekscytujące polowania

W życiu każdego z nas są takie miejsca czy chwile, które w na-

szej pamięci żyją wyraźniej niż inne. Czasem nachodzą nas, kiedy stoimy w porannym korku albo kiedy jeste-śmy blisko zaśnięcia po dniu wypeł-nionym stresem i pracą. Wiecie, to wspomnienia z rodzaju tych, które przywołują na usta nieco zabawny, nieobecny uśmiech. Victor Ruumen-saari ze szwedzkiej wsi Prästholm pod Luleå ma dopiero 15 lat, a już znalazł

idealne stanowisko do zasiadki. Z da-chu starej obory w rodzinnym gospo-darstwie ma wspaniały widok na do-linę rzeki Råneälven i toczące się tam życie zwierząt: po rozległych wodach płynie kilka łabędzi, czasem można zobaczyć łosie, lisy i ptactwo wodne.

OD MARZEŃ DO PASJIAle ten dach to nie tylko pozycja do obserwacji, to miejsce, w którym Victor może w spokoju oddać się

marzeniom. Jego największym zainte-resowaniem jest myślistwo. Do egza-minu łowieckiego uczył się na kursie w szkole [W Szwecji istnieje możli-wość zorganizowania takiego kursu w ramach fakultetu – przyp. tłum.], zdał go dokładnie w dniu swoich 15. urodzin. A jak narodziła się jego pasja? — Miałem jakieś 5-6 lat, kiedy pierw-szy raz pojechałem z tatą na łosia. Pa-miętam to jak dziś. Spędziliśmy noc w domku myśliwskim dziadka. Wsta-

liśmy wcześnie rano, byłem bardzo zmęczony, ale też podekscytowany – mówi Victor. — Kiedy zbliżaliśmy się do stanowiska, ujrzeliśmy klępę. Wtedy tata uniósł broń i strzelił. I chyba od tego się zaczęło. Od tamtej pory jeżdżę z nim na polowania – dodaje chłopiec.Przez ostatnie trzy lata Victor jeździł też na młodzieżowe obozy łowieckie, organizowane przez jednostkę woj-skową w Arvidsjaur. Był już na sześciu

Page 136: Gazeta Łowiecka 4/2014

Na Łowywww.nalowy.pl

Typowo zimowa kurtka wykonana z materiału G-1000 z membraną Hydratic. Duży kaptur, z odpinanym obramowaniem ze sztucznego futra stanowi doskonałą ochronę przed wiatrem, mrozem i śniegiem. Ocieplenie: 150g Supreme Microloft. Bardzo ciepła.

Kupując kurtkę – czapka NORDIC HEATER Gratis!

Kupując kurtkę lub spodnie HOGVILT – czapka VISO gratis!

Kurtka BARENTS | 1749 zł

Koszula GRANIT | 499 zł

Kurtka damska HOGVILT | 1479 zł

Czapka VISO | 139 zł

Spodnie damskie HOGVILT | 799 zł

Polar FOREST | 719 zł

Czapka uszatka NORDIC HEATER | 269 zł

Jesienno-zimowa kurtka wykonana z materiału G-1000 Silent oraz membrany Hydratic, ocieplona kamizelką polarową. Kurtka jest cicha przy poruszaniu się, a dzięki membranie wodoodporna i oddychająca. Dzięki temu kurtka Boar zapewnia duży komfort polowania i podchodu.

Kurtka BOAR | 1849 zł

Plecak STUBEN | 789 złSklep internetowy www.nalowy.pl Pon.-pt: 9.00 - 17.00, sob.: 10.00-14.00, tel: 22 24 55 444, 22 42 82 888, e-mail: [email protected]

Page 137: Gazeta Łowiecka 4/2014

Na Łowywww.nalowy.pl

Typowo zimowa kurtka wykonana z materiału G-1000 z membraną Hydratic. Duży kaptur, z odpinanym obramowaniem ze sztucznego futra stanowi doskonałą ochronę przed wiatrem, mrozem i śniegiem. Ocieplenie: 150g Supreme Microloft. Bardzo ciepła.

Kupując kurtkę – czapka NORDIC HEATER Gratis!

Kupując kurtkę lub spodnie HOGVILT – czapka VISO gratis!

Kurtka BARENTS | 1749 zł

Koszula GRANIT | 499 zł

Kurtka damska HOGVILT | 1479 zł

Czapka VISO | 139 zł

Spodnie damskie HOGVILT | 799 zł

Polar FOREST | 719 zł

Czapka uszatka NORDIC HEATER | 269 zł

Jesienno-zimowa kurtka wykonana z materiału G-1000 Silent oraz membrany Hydratic, ocieplona kamizelką polarową. Kurtka jest cicha przy poruszaniu się, a dzięki membranie wodoodporna i oddychająca. Dzięki temu kurtka Boar zapewnia duży komfort polowania i podchodu.

Kurtka BOAR | 1849 zł

Plecak STUBEN | 789 złSklep internetowy www.nalowy.pl Pon.-pt: 9.00 - 17.00, sob.: 10.00-14.00, tel: 22 24 55 444, 22 42 82 888, e-mail: [email protected]

Page 138: Gazeta Łowiecka 4/2014

lub siedmiu takich obozach i poleca je młodszym. — Można na nich spróbować wielu nowych rzeczy i sporo się nauczyć. A poza tym poznaje się kumpli o tych samych zainteresowaniach, no i jest to świetna zabawa — tłumaczy. Jesienią z kolei Victor wziął udział w trzydniowym obozie w Auktsjaur organizowanym przez Związek Ło-wiecki ( Jägarförbundet). — Uczyliśmy się m.in. jak wabić lisy, ale też co sami możemy robić dla zwierząt, i to w zasadzie za darmo. Nauczyliśmy się na przykład jak ukła-dać gałęzie, żeby stworzyły schronie-nie dla młodych zajęcy, i żeby miały co jeść — wylicza. — To takie małe rze-czy. Sam mogę to zrobić tu, przy wej-ściu do lasu — pokazuje.

MARZENIA PRZEKUTE W RZECZYWISTOŚĆDzień wcześniej Victor strzelił gęś. — Poszedłem za oborę, żeby pomóc tacie poprzenosić jakieś rzeczy, i nagle zobaczyłem dwie gęsi siedzące paręset metrów dalej na cienkim jesiennym lodzie — opowiada z ogromnym zaan-gażowaniem. — Wróciłem do domu po broń, a potem wystarczyło ich tylko nie wystraszyć – uśmiecha się. — Wej-ście na dach nie wchodziło w grę, więc podszedłem do zatoczki od strony sąsiada. Gęsi patrzyły gdzie indziej, ale gdy do-tarłem pod wysokie przybrzeżne trawy,

podniosły głowę. Spodziewałem się, że odlecą – dodaje. — Zamarłem w bez-ruchu na jakąś minutę, po czym poko-nałem ostatni kawałek drogi. Skrywa-ny przez wysokie trawy podszedłem w końcu do miejsca, skąd mogłem wy-puścić strzał. Gdy gęsi się poderwały do lotu… strzeliłem i trafiłem do-kładnie tam, gdzie chciałem – mówi z nieskrywaną satysfakcją. — Trochę się denerwowałem, ale udało się. To było wspaniałe przeżycie — wspomina.Dzień później w podobny sposób strzelił nurogęś. Pokazuje nam z dumą swoje zdobycze. — Mam nadzieję, że będzie ich więcej — mówi. W tym roku Victor strzelił już łosia, sarnę, kilka ptaków wodnych i te-raz wspomnianą gęś, którą podszedł w zatoczce pod posesją sąsiada. — Nie mogę narzekać. W zasadzie strzeliłem już więcej zwierząt niż tata, w przyszłym roku raczej nie uda mi się tego przebić. A w każdym razie bę-dzie ciężko – mówi. Zwinnie wskakuje na dach obory po zgromadzonych pod ścianą rupie-ciach. Nie ma mowy o żadnej drabinie. — Mam drabinę, nazywa się Victor — uśmiecha się łobuzersko.

MARZENIA NA WYSOKOŚCIJego ulubionym miejscem na dachu jest kalenica. Często wspina się tam bez broni. Tutaj jego myśli mogą wę-drować swobodnie. Aż mu zazdrosz-137

Page 139: Gazeta Łowiecka 4/2014

lub siedmiu takich obozach i poleca je młodszym. — Można na nich spróbować wielu nowych rzeczy i sporo się nauczyć. A poza tym poznaje się kumpli o tych samych zainteresowaniach, no i jest to świetna zabawa — tłumaczy. Jesienią z kolei Victor wziął udział w trzydniowym obozie w Auktsjaur organizowanym przez Związek Ło-wiecki ( Jägarförbundet). — Uczyliśmy się m.in. jak wabić lisy, ale też co sami możemy robić dla zwierząt, i to w zasadzie za darmo. Nauczyliśmy się na przykład jak ukła-dać gałęzie, żeby stworzyły schronie-nie dla młodych zajęcy, i żeby miały co jeść — wylicza. — To takie małe rze-czy. Sam mogę to zrobić tu, przy wej-ściu do lasu — pokazuje.

MARZENIA PRZEKUTE W RZECZYWISTOŚĆDzień wcześniej Victor strzelił gęś. — Poszedłem za oborę, żeby pomóc tacie poprzenosić jakieś rzeczy, i nagle zobaczyłem dwie gęsi siedzące paręset metrów dalej na cienkim jesiennym lodzie — opowiada z ogromnym zaan-gażowaniem. — Wróciłem do domu po broń, a potem wystarczyło ich tylko nie wystraszyć – uśmiecha się. — Wej-ście na dach nie wchodziło w grę, więc podszedłem do zatoczki od strony sąsiada. Gęsi patrzyły gdzie indziej, ale gdy do-tarłem pod wysokie przybrzeżne trawy,

podniosły głowę. Spodziewałem się, że odlecą – dodaje. — Zamarłem w bez-ruchu na jakąś minutę, po czym poko-nałem ostatni kawałek drogi. Skrywa-ny przez wysokie trawy podszedłem w końcu do miejsca, skąd mogłem wy-puścić strzał. Gdy gęsi się poderwały do lotu… strzeliłem i trafiłem do-kładnie tam, gdzie chciałem – mówi z nieskrywaną satysfakcją. — Trochę się denerwowałem, ale udało się. To było wspaniałe przeżycie — wspomina.Dzień później w podobny sposób strzelił nurogęś. Pokazuje nam z dumą swoje zdobycze. — Mam nadzieję, że będzie ich więcej — mówi. W tym roku Victor strzelił już łosia, sarnę, kilka ptaków wodnych i te-raz wspomnianą gęś, którą podszedł w zatoczce pod posesją sąsiada. — Nie mogę narzekać. W zasadzie strzeliłem już więcej zwierząt niż tata, w przyszłym roku raczej nie uda mi się tego przebić. A w każdym razie bę-dzie ciężko – mówi. Zwinnie wskakuje na dach obory po zgromadzonych pod ścianą rupie-ciach. Nie ma mowy o żadnej drabinie. — Mam drabinę, nazywa się Victor — uśmiecha się łobuzersko.

MARZENIA NA WYSOKOŚCIJego ulubionym miejscem na dachu jest kalenica. Często wspina się tam bez broni. Tutaj jego myśli mogą wę-drować swobodnie. Aż mu zazdrosz-137

Page 140: Gazeta Łowiecka 4/2014

czę, kiedy tak sobie siedzi tam na gó-rze, tylko on, piękny krajobraz i czyste jesienne powietrze. Czuję, że każdy młody człowiek powinien mieć taką możliwość. Ale to nie jedyne miejsce obserwacyj-ne Victora. Przygotował sobie miej-scówkę pomiędzy boksami dla krów w opuszczonej obecnie oborze, przy jednym z wychodzących na rzekę

okien. Jest stąd widok na brzeg, a także na znajdujące się jakieś 30 m od budynku nęcisko. Chłopiec próbu-je zwabić tam lisa, jednak na razie bez-skutecznie. Zdaje sobie sprawę, że lisa niełatwo oszukać.— Ale to dobre miejsce, więc pewnie w końcu przyjdzie — przekonuje. Dach obory, a dokładnie miejsce na kalenicy przy ścianie, to prawdzi-

wy azyl Victora – tam snuje marzenia o przyszłości. — Chciałbym kiedyś pojechać do Afryki i zapolować tam na grubego zwierza. Zebry, antylopy, wszystko, co tam mają. To musi być niesamowite. Widziałem w telewizji, i w gazetach łowieckich, i tam właśnie chcę najbardziej. Zobaczymy, czy się to kiedyś spełni — mówi. Ale nie wszystkie marzenia Victora

są tak odległe — Nigdy nie polowa-łem w górach na pardwy, to musi być fajne — wzdycha.Przez chwilę przygląda się krajobra-zowi, po czym zamyka oczy, ciesząc się słońcem. Przy drugim brzegu rze-ki kręci się stadko łabędzi, chłoną-cych ostatki pięknej jesiennej pogody przed wyruszeniem w długą podróż na południe.

Victor Ruumensaari był naprawdę dumny, kiedy strzelił swoją pierwszą w życiu gęś

Nęcisko za oborą to nie widok dla wrażliwców

Page 141: Gazeta Łowiecka 4/2014

czę, kiedy tak sobie siedzi tam na gó-rze, tylko on, piękny krajobraz i czyste jesienne powietrze. Czuję, że każdy młody człowiek powinien mieć taką możliwość. Ale to nie jedyne miejsce obserwacyj-ne Victora. Przygotował sobie miej-scówkę pomiędzy boksami dla krów w opuszczonej obecnie oborze, przy jednym z wychodzących na rzekę

okien. Jest stąd widok na brzeg, a także na znajdujące się jakieś 30 m od budynku nęcisko. Chłopiec próbu-je zwabić tam lisa, jednak na razie bez-skutecznie. Zdaje sobie sprawę, że lisa niełatwo oszukać.— Ale to dobre miejsce, więc pewnie w końcu przyjdzie — przekonuje. Dach obory, a dokładnie miejsce na kalenicy przy ścianie, to prawdzi-

wy azyl Victora – tam snuje marzenia o przyszłości. — Chciałbym kiedyś pojechać do Afryki i zapolować tam na grubego zwierza. Zebry, antylopy, wszystko, co tam mają. To musi być niesamowite. Widziałem w telewizji, i w gazetach łowieckich, i tam właśnie chcę najbardziej. Zobaczymy, czy się to kiedyś spełni — mówi. Ale nie wszystkie marzenia Victora

są tak odległe — Nigdy nie polowa-łem w górach na pardwy, to musi być fajne — wzdycha.Przez chwilę przygląda się krajobra-zowi, po czym zamyka oczy, ciesząc się słońcem. Przy drugim brzegu rze-ki kręci się stadko łabędzi, chłoną-cych ostatki pięknej jesiennej pogody przed wyruszeniem w długą podróż na południe.

Victor Ruumensaari był naprawdę dumny, kiedy strzelił swoją pierwszą w życiu gęś

Nęcisko za oborą to nie widok dla wrażliwców