dts 32 (45) 25 sierpnia 2011

16
www.dts24.pl GAZETA BEZPŁATNA Nr 32 (45), 25 sierpnia 2011 R E K L A M A Świadczenia w ramach umowy z NFZ w zakresie podstawowej opieki zdrowotnej przy ul. Poniatowskiego 2 j lekarze specjaliści medycyny rodzinnej j lekarze pediatrzy i interniści j gabinety szczepień i zabiegowe j nebulizacje j naświetlanie lampą Zeptera PORADNIE - GINEKOLOGICZNO-POŁOŻNICZA - STOMATOLOGICZNA PORADNIE specjalistyczne w ramach umowy z NFZ ul. Żółkiewskiego 10 tel.18 444-44-36 i 37 - ALERGOLOGICZNA - KARDIOLOGICZNA dla dorosłych i dzieci - NEUROLOGICZNA dla dorosłych i dzieci - OKULISTYCZNA dla dorosłych i dzieci - LECZENIA ZEZA PORADY TYLKO KOMERCYJNE ul. Żółkiewskiego 10 - PULMONOLOGIA dla dorosłych - ZDROWIA PSYCHICZNEGO - KARDIOLOGICZNA dla dzieci - ENDOKRYNOLOGICZNA dla dzieci PORADY komercyjne ul. Poniatowskiego 2 - LOGOPEDYCZNA - PULMONOLOGIA dla dzieci, specjaliści, pulmonolodzy dziecięcy Ponadto wykonujemy badania USG pełny zakres – w tym ba- dania ginekologiczne i kobiet w ciąży, kąta zeza,spirometrii, testy alergologiczne, próby wysiłkowe, holtery EKG i ciśnie- niowe, ECHO serca, Doppler tętniczy i żylny. Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej „REMEDIUM „ Sp.z o.o. 33-300 Nowy Sącz, ul. Poniatowskiego 2 tel.18 443-66-90,443-66-94 Proponujemy korzystanie z naszych usług zarówno w ramach NFZ i komercyjnych Szczycimy się certyfikatem ISO 9001: 2008 oraz wielkokrotnymi wyróżnieniami DIAMENTÓW FORBESA Dobra Twarz Sądecczyzny J Str. 6 NOWY SĄCZ | LIMANOWA | GORLICE | KRYNICA | MUSZYNA | PIWNICZNA | STARY SĄCZ | MSZANA DOLNA | GRYBÓW | BOBOWA | BIECZ j Wyborcza wizyta Prezes PiS Jarosław Kaczyński we wrześniu odwiedzi Sądecczyznę. Więcej na: J www.sacz.in j Prześwietlają radnego Czy sądecki radny miejski Józef Hojnor po raz drugi straci mandat? Więcej na: J www.sacz.in j Interwencje DTS Ludziom pękają domy, coś się buduje pod ich oknami, a na ulicy szaleją piraci drogowi – tym zajmowali się reporterzy DTS i portalu sacz.in J Str. 4-5 j Skąd się wziął Onet To w Nowym Sączu narodził się pomysł na pierwszy polski portal internetowy J Str. 8 j Muzungu, daj mi cukierka Iwona Macałka jeździ po świecie, pracuje z dziećmi, a potem pisze dla nich książki J Str. 7 www.sacz.in – klikasz i wiesz! KATASTROFA SAMOLOTU W ŁOSOSINIE Dwie osoby zginęły w katastrofie awionetki uczestniczącej w pikniku lotniczym w Łososinie Dolnej. Tego samego dnia w Krakowie w wypadku lotniczym zginęły cztery osoby. Więcej o wypadku oraz rozmowa o modzie na latanie z prezesem Aeroklubu Podhalańskiego Andrzejem Saratą. J Str. 3 FOT. KUBA TOPORKIEWICZ, SACZ.IN

Upload: dobry-tygodnik-sadecki

Post on 28-Mar-2016

218 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Katastrofa samolotu w Łosisinie

TRANSCRIPT

Page 1: DTS 32 (45) 25 sierpnia 2011

ww

w.d

ts24

.pl

GAZETA BEZPŁATNANr 32 (45), 25 sierpnia 2011

R E K L A M A

Świadczenia w ramach umowy z NFZ w zakresie podstawowej opieki zdrowotnej przy ul. Poniatowskiego 2j lekarze specjaliści medycyny rodzinnej j lekarze pediatrzy i interniści j gabinety szczepień i zabiegowe j nebulizacjej naświetlanie lampą ZepteraPORADNIE- GINEKOLOGICZNO-POŁOŻNICZA - STOMATOLOGICZNA

PORADNIE specjalistyczne w ramach umowy z NFZul. Żółkiewskiego 10 tel.18 444-44-36 i 37- ALERGOLOGICZNA- KARDIOLOGICZNA dla dorosłych i dzieci- NEUROLOGICZNA dla dorosłych i dzieci- OKULISTYCZNA dla dorosłych i dzieci- LECZENIA ZEZAPORADY TYLKO KOMERCYJNE ul. Żółkiewskiego 10 - PULMONOLOGIA dla dorosłych - ZDROWIA PSYCHICZNEGO

- KARDIOLOGICZNA dla dzieci- ENDOKRYNOLOGICZNA dla dzieciPORADY komercyjne ul. Poniatowskiego 2 - LOGOPEDYCZNA - PULMONOLOGIA dla dzieci, specjaliści, pulmonolodzy dziecięcyPonadto wykonujemy badania USG pełny zakres – w tym ba-dania ginekologiczne i kobiet w ciąży, kąta zeza,spirometrii, testy alergologiczne, próby wysiłkowe, holtery EKG i ciśnie-niowe, ECHO serca, Doppler tętniczy i żylny.

Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej „REMEDIUM „ Sp.z o.o.33-300 Nowy Sącz, ul. Poniatowskiego 2 tel.18 443-66-90,443-66-94

Proponujemy korzystanie z naszych usług zarówno w ramach NFZ i komercyjnych

Szczycimy się certyfi katem ISO 9001: 2008 oraz wielkokrotnymi wyróżnieniami DIAMENTÓW FORBESA

Dobra Twarz Sądecczyzny J Str. 6N O W Y S Ą C Z | L I M A N O W A | G O R L I C E | K R Y N I C A | M U S Z Y N A | P I W N I C Z N A | S T A R Y S Ą C Z | M S Z A N A D O L N A | G R Y B Ó W | B O B O W A | B I E C Z

j Wyborcza wizyta Prezes PiS Jarosław Kaczyński we wrześniu odwiedzi Sądecczyznę.Więcej na: J www.sacz.in

j Prześwietlają radnego Czy sądecki radny miejski Józef Hojnor po raz drugi straci mandat? Więcej na: J www.sacz.in

j Interwencje DTSLudziom pękają domy, coś się buduje pod ich oknami, a na ulicy szaleją piraci drogowi – tym zajmowali się reporterzy DTS i portalu sacz.in J Str. 4-5

j Skąd się wziął OnetTo w Nowym Sączu narodził się pomysł na pierwszy polski portal internetowy J Str. 8

j Muzungu, daj mi cukierkaIwona Macałka jeździ po świecie, pracuje z dziećmi, a potem pisze dla nich książki J Str. 7

www.sacz.in – klikasz i wiesz!

KATASTROFA SAMOLOTU W ŁOSOSINIEDwie osoby zginęły w katastrofi e awionetki uczestniczącej w pikniku lotniczym w Łososinie Dolnej. Tego samego dnia w Krakowie w wypadku lotniczym zginęły cztery osoby. Więcej o wypadku oraz rozmowa o modzie na latanie z prezesem Aeroklubu Podhalańskiego Andrzejem Saratą. J Str. 3FOT. KUBA TOPORKIEWICZ, SACZ.IN

Page 2: DTS 32 (45) 25 sierpnia 2011

Z drugiej stronyZ drugiej stronyDOBRY TYGODNIK SĄDECKI 25 sierpnia 20112

Wydawca: Wydawnictwo DOBRE Sp. z o.o.33–300 Nowy Sącz, ul. Żywiecka 25.ISSN 2082–209X

Redakcja: „Dobry Tygodnik Sądecki”,

tel. 18 544 64 40, tel./fax. 18 544 64 41

Redaktor naczelny: Wojciech Molendowicz

[email protected]

Dyrektor Biura Reklam i Ogłoszeń: Irena Legutko [email protected]

Koordynator Biura Wydawnictwa: Bożena Baran [email protected]

Skład: dOtgraf. Druk: Polskapresse Oddział Poligrafia

Drukarnia Sosnowiec.

Tydzień w kalendarzu

Daj się złowić w sieć: www.sacz.in

25 SIERPNIA(1929) w Krynicy odsłonięto pomnik ge-nerała Kazimierza Pułaskiego, wykona-ny według projektu Stanisława Wójcika.26 SIERPNIA(1937) na Przehybie uroczyście zatknię-to tzw. wiechę. Gotowa była prowizo-ryczna część schroniska z 24 pryczami dla turystów.27 SIERPNIA(1939) działalność niemieckich dywer-santów spowodowała poważne uszko-dzenie mostu na Kamienicy między No-wym Sączem a Jamnicą.28 SIERPNIA(1872) burmistrzem Nowego Sącza zo-stał Walenty Brzeski, właściciel ma-jątku w Gorzkowie, z zawodu krawiec. Funkcję tę sprawował przez rok, wcze-śniej był zastępcą burmistrza i członkiem Rady Miejskiej.29 SIERPNIA(1913) w Starym Sączu doszło do eksce-sów tamtejszej młodzieży. Bito laskami po okiennicach, urwano rynny, straszo-no grabieżą miasta.30 SIERPNIA(1939) na murach Nowego Sącza poja-wiło się obwieszczenie nawołujące do powszechnej mobilizacji, zaś w obawie przed agresją w tunelach i na mostach kolejowych w rejonie granicy ze Słowa-cją oddziały polskie ustawiły przeszko-dy i prowizoryczne zapory.31 SIERPNIA(1994) sądecka Delegatura Zarządu Re-gionu Małopolska NSZZ „Solidarność” zebrała 17300 podpisów pod obywatel-skim projektem konstytucji.

Jeszcze w niedzielę na stronie inter-netowej Unii Prezydentów Miast - Obywatele do Senatu można było zo-baczyć, że w okręgu nowosądecko – gorlickim wystartuje Józef Anto-ni Wiktor. W poniedziałek na tej samej stronie nie jest już wymieniony nawet nasz okręg.

Dlaczego były prezydent miasta i wojewoda nowosądecki, a obecnie sądecki radny PO zniknął z listy wy-borczej OdS? O komentarz popro-siliśmy samego zainteresowanego:

- Zniknąłem z listy na stro-nie internetowej, ponieważ zre-zygnowałem z kandydowania. To jest piękna idea, ale zorganizowa-nie wyborów jest trudne, zwłasz-cza, gdy nie ma się zaplecza,

szczególnie finansowego. Powo-dów do zastanowienia pojawiło się jeszcze kilka. Prowadzone były rozmowy, ale zdecydowałem, że nie mam możliwości zaistnienia w tych wyborach.

Ostateczna lista kandydatów zo-stała upubliczniona 20 sierpnia w Warszawie, ale o tym, że Józef Antoni Wiktor zrezygnował do-wiedzieliśmy się dopiero dzisiaj. Komitet wyborczy miał wspierać kandydatury byłych i obecnych prezydentów miast. Jak się okazu-je, z tym wsparciem bywa różnie, mimo, że planowali zgłosić swoje listy jedynie w połowie senackich okręgów. (KR)

Więcej wyborczych informacji na www.sacz.in

Kijowy szpanPrzeszło 30 lat temu świat ogarnął szał kręcenia kostką Rubi-ka. Kto żyw międlił kolorowym sześcianem aż do bólu nadgarst-ków, bijąc przy tym kolejne rekordy prędkości w układaniu koloro-wych pól. Pewnie, gdyby wynalazcą okazał się nie mieszkający za żelazną kurtyną Węgier, lecz jakiś inny Amerykanin, zabawka mia-łaby szanse awansować do rangi konkurencji olimpijskiej. Niestety zimna wojna nie sprzyjała zbliżeniu Zachodu ze Wschodem, a kiedy już do niego doszło, kostka przestała być trendy. Za to dziś wszy-scy wzorem Skandynawów chwycili w garście kijki, wędrując z nimi tam gdzie kije poniosą. Nordic walking stał się tak popularny jak telefon komórkowy, bez którego nikt nie rusza się z domu nawet po gazetę. Pamiętamy początki „walkingowania” (czyt. spacero-wania) sprzed kilku dobrych lat. Pierwsi naśladowcy fińskich bie-gaczy zaopatrzeni w tradycyjne kije narciarskie używali ich przez okrągły rok. Wyglądało to trochę tak, jakby kierowcy przez cały czas jeździli z łańcuchami zimowymi na kołach. Skutek był taki, że rozmiękczony letnim słońcem asfalt po przejściu „nordicujących” chodziarzy wyglądał jak zużyty durszlak. Dopiero potem do świa-domości przebiła się (nomen omen) informacja o specjalnych gu-mowych nakładkach. W kijkowy lans dał się także wkręcić swego czasu poseł Arkadiusz Mularczyk. Żądza trafienia na okładkę kolo-rowego pisma sprawiła, że na potrzeby foto-sesji zdecydował się on maszerować po Warszawie w lakierkach i spodniach w kant. W tym jednak przypadku można zrozumieć i usprawiedliwić chęć dorównania popularności braciom Mroczkom. Najbardziej komicz-nie wyglądają jednak ci, którzy zamiast owymi kijkami się wspierać widowiskowo noszą je nad ziemią lub decydują się na tzw. „nor-dic shoping”, czyli zakupy z kijaszkami w dłoniach. Wielokrotnie byliśmy świadkami, jak podczas buszowania pomiędzy sklepowy-mi półkami i wieszakami, „kijkarze” omal nie powybijali sobie oczu, przy okazji gotowi w każdej chwili do pojedynkowego skrzyżowania okręconego wokół rąk oręża. No cóż. Zbliża się sezon zimowy. Naj-wyższa pora, by zaostrzyć patyki, a na wszelki wypadek uzbroić się również w gogle.

(JARO)

SMS

Przedwyborcze manewry

W niedzielę 21 sierpnia zmarł Bo-gumił Ciuła, kilku pokoleniom są-deczan bardziej znany jako „Bo-bek” – animator kultury, twórca i kierownik Teatru Dziecięcego – Luźnej Grupy Cudoki-Szuroki, kabareciarz związany przed laty z kabaretem „Lach”. Organiza-tor wielu edycji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Nowym Są-czu. Miał 62 lata.

„Bobek” zapisał się w pamię-ci sądeczan wyłącznie dobrze. Tak pisał o nim w swojej książce „Al-fabet sądecki” Romuald Groszek w 1998 r.:

„W dawnych dobrych czasach około 130 kilogramów samej do-broci. Kiedyś zaczepiony przez chuliganów lojalnie ich uprzedził: - Nie będę się z wami bił, wystar-czy jak na was usiądę.

Prawdziwy działacz kultury i absolutny altruista. Dzięki nie-mu wiem, co znaczy słowo cha-ryzma - on ją naprawdę ma. Kie-dyś w Dubrowniku jeden z moich „podwładnych” przezwiskiem Pingwin, nikogo nie chciał słu-chać. Jedyny Bobek potrafił sobie z nim poradzić. Swoimi ogromny-mi rękami złapał malucha za szyję, podniósł na wysokość swojej twa-rzy - czyli jakieś 180 centymetrów od ziemi - i potrząsnął : - Udu-szę cię ty Pingwinie. Bobek stawia gościa na swoje miejsce, dookoła

terkot kamer i trzask fleszy ga-piów uwiecznia tę niezwykłą sce-nę, a mały Pingwin odbija się od ziemi, wiesza Bobkowi na szyi i ca-łuje w obydwa policzki”.

„Bobek” zwykł mawiać o sobie: „ja jestem zwykły kioskarz”. Przez lata bowiem prowadził na al. Wol-ności w ówczesnym Domu Kultury Kolejarza kiosk Ruchu, a czytając wszystkie sprzedawane tam gaze-ty był jednym z najlepiej poinfor-mowanych ludzi w Nowym Sączu. Najbardziej jednak lubił pracować z dziećmi, o czym opowiadał m.in. w wywiadzie dla Regionalnej Tele-wizji Kablowej. Oto fragment tam-tego wywiadu:

„ ....ja się bawię z dziećmi i młodzieżą w kulturę, w teatr. Nawet nie wiem, jak to nazwać? Ja po prostu słucham dzieci i robię to, czego one chcą.

- A co one ci takiego mówią?- Wszystko. Nie chwaląc się,

mają do mnie zaufanie. Mam coś takiego w sobie, że każdy mi się zwierza. Nawet niektóre panienki.

- Nie wolałbyś robić kultury z dorosłymi?

- Nie, bo dorośli są źli i zepsu-ci, mają wielkie urojone progra-my. Nie da rady.

I taki był właśnie Bogu-mił „Bobek” Ciuła. Takim Go zapamiętamy.

(MOL)

Zmarł Bogumił „Bobek” Ciuła

Od miesiąca w 11-piętrowym wie-żowcu na osiedlu Milenium nie dzia-ła winda. Osoby starsze i mat-ki z dziećmi są w dramatycznej sytuacji.

- To jest skandal! Ja już nie mam tyle sił, co młodziki, żeby biegać po tylu schodach. Bez win-dy, to nawet wyjście na zaku-py jest dla mnie wielką wypra-wą – mówi mieszkanka bloku (imię i nazwisko do wiadomości redakcji).

Jedna z osób mieszkająca na 9. piętrze od dnia, gdy winda przestała działać, nie wychodzi z domu, bo nie ma siły na poko-nanie pieszo tylu schodów. Matki z małymi dziećmi natomiast ko-rzystają z życzliwości sąsiadów

mieszkających na najniższych pię-trach i trzymają u nich wózki.

- 19 lipca uderzenie pioruna zniszczyło urządzenie sterujące windą. Koszt jego naprawy to oko-ło 20 tys. zł. Ale jako że w tym blo-ku planowaliśmy wymianę windy na nową w przyszłym roku, posta-nowiliśmy zrezygnować z napra-wy i przyspieszyć wymianę całej windy. Musieliśmy pożyczyć od Grodzkiej Spółdzielni Mieszkanio-wej 120 tys. zł, bo tyle to kosztu-je – tłumaczy Mariola Wójcik, kie-rowniczka Zespołu Administracji Budynków nr 1.

Według niej, nowa winda ru-szy najpóźniej 7 września. Do tej pory jednak mieszkańcy bloku do swoich mieszkań będą musieli się wspinać. (KJ)

Windą donikąd

Page 3: DTS 32 (45) 25 sierpnia 2011

325 sierpnia 2011 DOBRY TYGODNIK SĄDECKI

KOMPLEKSOWA GOSPODARKA ODPADAMI

ODBIÓR ODPADÓW KOMUNALNYCH

BIURO OBS UGI KLIENTA

ul.Tarnowska 12033-300 Nowy S cztel./fax 18 449 12 00tel. 18 547 10 10

18 442 12 00www.nova-ns.eupn.-pt.od 7.00 do 15.00

Corocznie w grudniu w ród naszych Klientów LOSUJEMY NAGROD - TELEWIZOR 42”

R E K L A M A

NOWO OTWARTA STACJA PALIW+48 602 355 221

ZATANKUJ NAJTA SZY OLEJ NAP DOWY W NOWYM S CZU

BAZA NOX-POL UL. JANA PAW A II

od 30 lipca do 13 sierpnia

2011 rZ KUPONEM 0,10 z TANIEJ

Czytaj nas

też na portalu: www.

sacz.in

Ważny temat

W Witowicach rozbiła się awionetka uczestnicząca w niedzielnym Pikniku Lotniczym w Łososinie Dolnej, gdzie świętowano 55-lecie Aeroklubu Pod-halańskiego. Zginęły dwie osoby, pilot - pochodzący z Raciborowic członek Aeroklubu Krakowskiego - oraz pa-sażer, Marek K. mieszkaniec Krako-wa. Festyn przerwano.

Obaj byli gośćmi imprezy. Nie uczestniczyli w pokazach, po pro-stu, kiedy inni na nią przyszli pie-chotą, inni przyjechali samocho-dami, oni przylecieli eurostarem (czeskiej produkcji i ultralek-kiej konstrukcji, zarejestrowanym w Czechach) – bo taką mieli pasję.

- Gdy samolot osiągnął kilka-dziesiąt metrów wysokości, kie-rownik lotów zauważył, że na-gle zaczął bardzo stromo schodzić – relacjonuje Mieczysław Dzia-dowicz, pilot Aeroklubu Podha-lańskiego. Natychmiast zawiado-miono służby ratownicze, które z lotniska w kilka minut dojechały

na miejsce katastrofy. Samolot ru-nął około godziny 19.30, dokładnie 1100 m od końca pasa startowego, obok pierwszego wzgórza, praw-dopodobnie na skutek awarii sil-nika. Najbliższy dom znajduje się około 50 m od miejsca zdarzenia.- Nie wiem, co mogło się stać, że ten samolot spadł – mówi prezes Aeroklubu Podhalańskiego Andrzej Sarata. - Spadł, jak kamień. Miej-sce, w którym zetknął się z ziemią i stan wraku, nie wskazują na to, że piloci próbowali awaryjnie wy-lądować. Więc to musiało być coś, co ich zaskoczyło, raczej nie zwy-kła awaria silnika, bo wtedy pró-bowaliby lądować.

Tego samego dnia, o ok. godz. 20 do podobnego wypadku doszło w Krakowie - mały samolot uderzył w budynek mieszkalny przy uli-cy Podstawie na Nowej Hucie. Wy-buchł pożar. Zginęły cztery osoby, w tym troje dzieci. (TASS)

Więcej na www.sacz.in

Katastrofa samolotu na festynie

ROZMOWA z Andrzejem Saratą, prezesem Aeroklubu Podhalańskiego

- Dlaczego ludzi tak ciągnie do latania?- To bardzo dobre pytanie, my-

ślę, że coś jest w człowieku, co rodzi w nim chęć unoszenia się w prze-stworzach. Już w czasach starożyt-nych ludzie szukali sposobów, by wzbić się w powietrze. Chyba tkwi w nas jakaś metafizyczna tęsknota za przestrzenią. Ale nie wszystkich ciągnie do latania. - Przyzna Pan jednak, że coraz więcej osób chce latać i może latać?

- Dzięki zliberalizowaniu prze-pisów dotyczących badań lotniczo-lekarskich latanie stało się bardziej dostępne. Nie wszyscy jednak gar-ną się do latania, bo chcą realizować swoje pasje. Latanie jest ostatnio po prostu trendy i ci, którzy mają pie-niądze, a niekoniecznie pasję, ku-pują samoloty. Mówię o tym z jed-nej strony trochę z żalem, z drugiej cieszę się z liczniejszej grupy lotni-ków. Coraz więcej osób wykorzy-stuje też samoloty nie w celach re-kreacyjnych, ale by skrócić czas podróży. - Wraz z większą liczbą osób posiada-jących samoloty, rośnie jednak liczba wypadków lotniczych…

- Na określoną liczbę wylatanych godzin zdarza się określona liczba wypadków. Tych godzin przybywa,

więc i wypadków jest więcej. Pro-centowo jednak wypadków nie przybywa. - Zaostrzenie przepisów zmniejszyło-by ich liczbę?

- Kilkanaście lat temu, by zdo-być licencję pilota, trzeba było mieć zdrowie porównywalne do zdro-wia kosmonauty. Na szczęście to się zmieniło i dziś człowiek, który nosi okulary korekcyjne też może latać. Przepisy prawa lotniczego są natomiast bardzo restrykcyj-ne i tylko osobom patrzącym z zie-mi wydaje się, że samoloty lata-ją, gdzie chcą i nie wiadomo z jaką prędkością. Przestrzeń powietrz-na jest bardzo precyzyjnie podzie-lona. Nie wydaje mi się, żeby trze-ba było coś zmieniać. Zgadzam się,

że należy robić wszystko, by wyeli-minować wypadki. Tym zajmuje się komisja do badań wypadków lotni-czych. Zawsze formułuje raport po wypadku i jeśli wynika z niego, że należy zamienić jakiś przepis pra-wa, to bierze się to pod uwagę. Hi-potetycznie moglibyśmy wrócić do czasów, kiedy, chcąc polecieć z Ło-sosiny Dolnej do Krakowa, trzeba było mieć zgodę Warszawy. Ale je-steśmy ludźmi wolnymi i każdy, kto zdaje egzaminy, przechodzi badania i dostaje licencję pilota, ma prawo w pełni z niej korzystać. Wypadki zdarzają się wszędzie. W naszym żargonie mówi się, że wszystko, co lata, spaść musi. Chodzi o to, by ten upadek był jak najbardziej łagodny.

Rozmawiała (KG)

Wszystko co lata, spaść musi

FOT.

KU

BA T

OPO

RKIE

WIC

Z, S

ACZ.

IN

Page 4: DTS 32 (45) 25 sierpnia 2011

DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 25 sierpnia 20114

ZAPRASZAMY DO WSPÓ PRACY!

Ma opolski O rodek Ruchu Drogowego w Nowym S czuul. 29 listopada 1033-300 Nowy S czwww.mord.pl Sekretariat - tel. /18/ 449 08 80, fax 449 08 81Pracownia Psychologiczna – tel. /18/ 449 08 95Szkolenia – tel. /18/ 449 08 99

j ZAPEWNIAMY KRÓTKIE TERMINY OCZEKIWANIA NA EGZAMINY WSZYSTKICH KATEGORII.

j ORGANIZUJEMY SZKOLENIA I KURSY DLA KIEROWCÓW – szkolenia okresowe, kwali kacja wst pna, uzupe niaj ca, przyspieszona, ADR, „za punkty karne”.

j W PRACOWNI PSYCHOLOGICZNEJ WYKONUJE SI BADANIA dla kierowców, operatorów suwnic, operatorów sprz tu ci kiego,

j ZAPRASZAMY DO WSPÓ PRACY LEKARZY OKULISTÓW. Nowoczesna Pracownia Psychologiczna oferuje wykonywanie bada zmierzchowych i wra liwo ci na o lepianie. Zapraszamy na badanie widzenia stereoskopowego. Profesjonalny sprz t gwarantuje wysoki poziom wiadczonych us ug.

R E K L A M A

Idealne miejsce na Twoją reklamę: www.sacz.in

KOMUNIKACJA. Mieszkańcy do-mów sąsiadujących z ulicą Węgier-ską w Nowym Sączu skarżą się na duże natężenie ruchu, które powo-duje drgania ich domów, a w kon-sekwencji ich powolne pękanie. Sy-tuacja wydaje się bez wyjścia, gdyż nie ma alternatywnej trasy, co zmu-sza kierowców samochodów cięża-rowych do poruszania się po krajo-wej 75-ce, której częścią jest właśnie Węgierska.

- To jest niemożliwe do wytrzy-mania! Naprawdę do wielu rze-czy można się przyzwyczaić, ale przez Węgierską przejeżdża co-raz więcej ciężkich samochodów. A domy aż drżą! – żali się pan An-toni, mieszkający tuż obok feral-nej ulicy. Jego sąsiad, też nie kry-je rozgoryczenia.

- Ta ulica jest strasznie niebez-pieczna. Jakiś czas temu na krzy-żówce obok kościoła zabiło kobietę i dopiero potem miasto zamonto-wało światła. U mnie już dwa sa-mochody wjechały w płot, u sąsia-da po drugiej stronie ulicy chyba ze trzy razy było to samo.

Według szacunków Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Auto-strad średnio przejeżdża tędy bli-sko 19 tys. samochodów na dobę. A droga nie należy do najlepszych. W wielu miejscach jest pofalowana i samochody podskakują na wszel-kich wypukłościach asfaltu.

Radny Grzegorz Fecko, członek Komisji Infrastruktury Rady Mia-sta, zapytany, czy komisja zajmo-wała się sprawą fatalnego stanu uli-cy Węgierskiej, odpowiada:

- Nie mieliśmy takiego tematu. Węgierska mogłaby być odciążona,

gdybyśmy mieli obwodnicę za-chodnią i obwodnicę północną z mostem. W takiej sytuacji ruch rozkładałby się symetrycznie i omijałby ten odcinek 75-ki...

Budowa obwodnic daje zatem nadzieję na odciążenie zatłoczo-nej drogi i ulżenie mieszkańcom domów znajdujących się w jej po-bliżu. Radny Fecko studzi jednak optymizm.

- Oczywiście dziś wiemy, że na

taki wariant przyjdzie nam pocze-kać dobrych parę lat. Oczywiście można marzyć o innych rozwiąza-niach, ale jednak, gdyby udało się „dopiąć” wymienione obwodnice, wierzę, że przyniosłoby to najlep-szy efekt – mówi.

Mieszkańcy Węgierskiej upatry-wali rozwiązania problemu trzęsą-cych się domów w budowie drogi równoległej do feralnej ulicy z no-wym mostem drogowym na Po-pradzie. Plany takie pojawiły się w ubiegłym roku. Pomysłodaw-cą tego rozwiązania był Marian Cycoń, burmistrz Starego Sącza. Wiadukt jednak nie powstał, bo siły i środki trzeba było skupić na

odbudowie mostu kolejowego, któ-ry runął podczas powodzi.

- Krótki czas, jaki mieliśmy, nie pozwolił nam na realizację tego planu. Odbudowa mostu kolejowe-go byłaby niemożliwa do osiągnię-cia w tak krótkim okresie, gdyby-śmy chcieli wybudować go razem z mostem drogowym – powiedział burmistrz.

W sprawie ulicy Węgierskiej zwróciliśmy się również do Gene-ralnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad oddział w Podegrodziu. Pełniący obowiązki kierownika re-jonu Tadeusz Pytko, w odpowie-dzi napisał:

- Z dniem 1 stycznia 1999 r. wprowadzono zmiany w dro-gach publicznych (...) w grani-cach miast na prawach powiatu zarządcą wszystkich dróg pu-blicznych - z wyjątkiem autostrad i dróg ekspresowych - jest miasto. W związku z powyższym wszelkie pytania dotyczące administracji i utrzymania dróg krajowych na terenie miasta Nowy Sącz, pro-szę kierować do Miejskiego Za-rządu Dróg.

Tymczasem Grzegorz Mirek, dyrektor sądeckiej MZD, nie daje nadziei na szybkie rozwiązanie sytuacji.

- Ulica Węgierska to droga kra-jowa i to jedyna droga, po której mogą jeździć ciężkie samochody. Jest pofalowana, ale w tym roku nie uda się z nią nic zrobić. Być może w przyszłym roku, gdy znajdą się pieniądze, zaczniemy remont. Pro-szę jednak pamiętać, że do remon-tu jest jeszcze ulica Lwowska, która jest w jeszcze gorszym stanie – tłu-maczy Grzegorz Mirek. (DI)

NA OS IEDLU. Mieszkańcy bloku nr 87 przy ulicy Lwowskiej boją się, że budynek, który ma wkrótce stanąć przed ich oknami, zamieni ich życie w koszmar. Inwestor obiecuje jed-nak, że nie przekroczy żadnych norm przewidzianych przepisami, a spół-dzielnia mieszkaniowa zapewnia, że nie zostawi mieszkańców samych z problemem.

Przepisy pozwalają inwestorowi na postawienie obiektu długiego na 20 i wysokiego na 10 metrów zaledwie kilka metrów od bloku nr 87. To bu-dzi niepokój i sprzeciw ludzi, którzy tam mieszkają od pokoleń.

- Jeśli postawicie ten pawi-lon, to z mojego mieszkania zrobi się piwniczna izba. Będzie hałas, smród i ciemność – mówiła dziś na spotkaniu mieszkańców bloku z in-westorem oraz przedstawicielami spółdzielni i Urzędu Miasta, kobie-ta, która w bloku nr 87 zajmuje nie-wielką kawalerkę.

Inni boją się, że drastycznie spadnie wartość lokali, w których mieszkają.

- Będą ciemne, a z parkingu bę-dzie dostawał się do nich hałas i kurz. Do tego chcą zamontować na tym pawilonie klimatyzację tak, że wszystkie wyziewy będą na-kierowane wprost na nasze okna – żalą się.

Są też tacy, którzy protestują nie tyle przeciwko samej budowie, co przeciwko przeznaczeniu jej na działalność, która godziłaby w ich moralność i zakłócałaby spokojne osiedlowe życie.

- Co tam będzie? Dom publiczny, taniec erotyczny, żulernia czy dys-koteka? – pytają, niedowierzając, że

budynek ma być przeznaczony na działalność handlową.

Mają też żal, że choć większość z nich jest właścicielami mieszkań, które zajmują, o planowanej inwe-stycji dowiedzieli się z opóźnie-niem. Wyliczają, że Grodzka Spół-dzielnia Mieszkaniowa o planach właścicieli działki i inwestora wie-działa z początkiem marca. Oni zaś zostali powiadomieni o sprawie do-piero w maju.

- W ogóle się z nami nie liczą! Nic nam nie mówią i nie obchodzi ich, że my tego budynku tutaj nie chcemy! – denerwują się.

Ryszard Jasiński, wicepre-zes GSM obiecuje jednak, że prze-pływ informacji będzie znacznie sprawniejszy, a spółdzielnia po-może mieszkańcom dopilnować, aby obiekt nie pogorszył ich jako-ści życia.

- Jeszcze nic nie jest przesą-dzone. Inwestor przedstawił do-piero wstępną koncepcję zabudo-wy działki obok bloku 87. Dopiero gdy zapadną konkretne decyzje w Urzędzie Miasta i gdy będziemy znać konkretny projekt, miesz-kańcy będą mieć podstawy, żeby się odwoływać od decyzji i doma-gać się zmian – tłumaczył na spo-tkaniu z mieszkańcami bloku nr 87 wiceprezes Jasiński. (TASS)

Domy drżą… ze strachu

Z mieszkań zrobią nam piwniczne izby

- To jest niemożliwe do wytrzymania! Przez Węgierską przejeżdża coraz więcej ciężkich samochodów. A domy aż drżą!

– mówi pan Antoni

Page 5: DTS 32 (45) 25 sierpnia 2011

525 sierpnia 2011 DOBRY TYGODNIK SĄDECKI

JEDYNEw Nowym S czu

USG genetyczne ci y z certy katem FMF

(Fetal Medicine Foundation)

Program diagnostyki prenatalnej

USG+ test PAPP-AUSG 4D

Nowy S cz ul. Lwowska 20(wej cie od ul. Wa owej)

REJESTRACJA:

tel. 18 442 36 87

www.diagmed.info.pl

rabatu na badania odp atne pobrane w nowym Punkcie Pobra w Nowym S czu ul. ó kiewskiego 10 (przychodnia NZOZ Remedium)10%

PIERWSZE ZDJ CIE TWOJEGO DZIECKA W 4D

www.sacz.in – klikaj i czytaj

Interwencje DTS

R E K L A M A

NAJLEPSZE MIEJSCE

NA TWOJĄ REKLAMĘ

„Dobry Tygodnik Sądecki” Zadzwoń:

18 544 64 40, 18 544 64 41

albo napisz: [email protected]

Ogłoszenia drobne za 5 zł!

R E K L A M A

NA DRODZE. Mieszkańcy ul. Ży-wieckiej skarżą się na kierowców, którzy przejeżdżają pod ich bloka-mi z zawrotną prędkością. Domaga-ją się ustawienia na jezdni progów zwalniających.

- Właśnie zbieramy podpisy pod oficjalnym pismem, które kieru-jemy do Miejskiego Zarządu Dróg. Większość z nas jest zgodna, że tacy śpiący policjanci powinni znaleźć się na ulicy Żywieckiej, bo samochody jadące z zawrotną prędkością nie tylko robią wiele hałasu, ale przede wszystkim za-grażają bezpieczeństwu dzieci ba-wiących się na podwórku w po-bliżu ulicy – mówi Grażyna Jeleń, lokatorka bloku przy Żywieckiej.

Kierowcy nie tylko jeżdżą szyb-ko, ale nie zwracają uwagi na znaki i często zdarza się, że wjeżdżają na

ul. Żywiecką i prostopadłą do niej – Kołłątaja – pod prąd.

- Co rusz jesteśmy świadkami jakiś kolizji – mówią mieszkańcy.

Dyrektor MZD w Nowym Są-czu Grzegorz Mirek kategorycznie mówi nie dla śpiących policjan-tów na ul. Żywieckiej: - Na ulicach o tak dużym natężeniu ruchu po prostu progów zwalniających się nie stawia. Bywało, że montowa-liśmy je na podobnych drogach, ale zaraz musieliśmy je ściągać. Więcej przynosiły szkód niż zysku z ograniczenia prędkości. Niezna-jomość przepisów przez kierow-ców to nie problem Zarządu Dróg – dodaje dyrektor.

Można się spodziewać, że pismo mieszkańców spotka się z odmow-ną decyzją. Lokatorom bloków po-zostaje zatem zaalarmować nieśpią-cych policjantów. (CIA)

Numer alarmowy 601 100 100 ma być z założenia dostępny wszędzie i dla wszystkich, którzy potrzebują pomocy ratowników na wodzie.I choć nazywany jest „numerem na wagę życia”, na Jeziorze Rożnowskim lepiej nie tracić czasu na jego wybieranie, gdy znajdziemy się w naprawdę niebezpiecznej sytuacji.

- Byliśmy na środku Jeziora Roż-nowskiego, gdy zorientowaliśmy się, że przecieka nam łódka. Kolega zaczął wylewać wodę, a ja usiło-wałem wezwać pomoc. Zdziwiłem się, gdy okazało się, że, wybiera-jąc numer alarmowy 601 100 100, dodzwoniłem się do WOPR w… So-pocie. Dopiero stamtąd przekaza-no do tutejszych ratowników in-formację o tym, że potrzebujemy pomocy. W efekcie z pomocą szyb-ciej przypłynęli z brzegu nasi ko-ledzy niż WOPR-owcy – opowiada pan Roman z Nowego Sącza.

Okazuje się jednak, że w połą-czeniu telefonicznym, które wyko-nał wtedy pan Roman, nie nastąpiła pomyłka.- Dzwoniąc z dowolne-go miejsca w Polsce pod numer

601 100 100 zostaniemy połączeni z ratownikami pełniącymi dyżur w jednym z Centrów Koordynacji Ratownictwa WOPR. Takie centra aktualnie funkcjonują w Szczeci-nie, Sopocie, Suwałkach, Legiono-wie, Wrocławiu i Giżycku – mówi Karolina Kowalska z biura prasowe-go Zarządu Głównego WOPR i za-pewnia, że ratownik odbierający telefon na Mazurach lub nad mo-rzem jest w stanie sprawnie spro-wadzić pomoc do osoby telefo-nującej z Małopolski, kontaktując się z ratownikami, którzy są w jej pobliżu. – Centra posiadają dane kontaktowe do wszystkich jedno-stek oraz baz WOPR – dodaje.

Pan Roman twierdzi także, że z telefonów niektórych sieci w ogó-le nie można połączyć się z nume-rem 601 100 100. Jak sprawdziliśmy,

taki problem rzeczywiście wystę-puje, gdy numer alarmowy wy-bieramy np. z telefonów sieci Play.

Karolina Kowalska radzi w ta-kim przypadku dzwonić na alter-natywny telefon alarmowy sądec-kiego WOPR.

- Każda jednostka posiada wła-sne telefony. 692 968 999 jest nu-merem sądeckiego WOPR – mówi Kowalska.

Problem polega jedynie na tym, że na podany przez nią numer pró-bowaliśmy się dodzwonić przez pięć dni, jednak nikt nie podno-sił słuchawki, choć ratownicy byli wtedy w swojej bazie w Gródku nad Dunajcem…

Udało nam się jednak ustalić jeszcze jeden numer, który ma być alternatywą dla 601 100 100 na Są-decczyźnie – to 691 609 999. Pod nim udało nam się wreszcie połą-czyć z WOPR w Gródku nad Du-najcem. Dobrze go zapisać, wybie-rając się pod żagle nad jezioro, bo w sytuacji zagrażającej życiu może nie być czasu na szukanie kontak-tu z ratownikami.

(TASS)

Trzeba obudzić policjantów

Numer alarmowy tylko dla wybranych

Alternatywą dla 601 100 100 na Sądecczyźnie jest nr 691 609 999.

Page 6: DTS 32 (45) 25 sierpnia 2011

DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 25 sierpnia 20116

Niepubliczny Zak ad Opieki Zdrowotnej

AntidotumSp. z o.o. Nowy S cz, ul. Broniewskiego 3

wiadczy us ugi w zakresie podstawowej opieki zdrowotnej w ramach umowy z NFZtel. 18 441 55 85 lub 441 56 76

– 11 LEKARZY: RODZINNI, PEDIATRZY, INTERNI CI

– GABINET ZABIEGOWY– PUNKT SZCZEPIE– PROGRAM PROFILAKTYCZNY

chorób uk adu kr enia

Ponadto wiadczy us ugi komercyjne w zakresie:

– LOGOPEDII– LARYNGOLOGII– PSYCHOLOGII– DERMATOLOGII– DLA PACJENTÓW NIEUBEZPIECZONYCH porady lekarskie lekarza POZ

tel. 18 540 77 55

PRZYCHODNIA jest nowocze nie wyposa ona, dogodny dojazd, parking, winda

oferuje mo liwo fototerapiiskutecznej w leczeniu:

– USZCZYCY– ATOPOWEGO ZAPALENIA SKÓRY– BIELACTWA– LISZAJU P ASKIEGO– innych chorób skóry

Zabiegi odbywaj si w obszernej kabinie wyposa onej w lampy UVA i UVB.

Istnieje równie mo liwo PUVA–terapii (fotochemioterapii)

Rejestracja na miejscu oraz telefonicznie:tel. 18 540 77 55Nie posiadamy kontraktu z NFZ.

Zapraszamy

Poradnia dermatologiczna

R E K L A M A

www.sacz.in – zamów reklamę na portalu: 18 544 64 40, 18 544 64 41

KONUKRS. Agnieszka Szewczyk jest ostatnią kandydatką do tytuły „Dobra Twarz Sądecczyzny”. Finał konkursu połączony z sądecką galą mody, podczas której najlepsi styliści zaprezentują swe najnowsze jesienno-zimowe kolekcje, odbędzie się w listopadzie. Imprezę organizujemy wraz z krakowską agencją Rores Models.

Od kwietnia na łamach „Dobrego Tygodnika Sądeckiego” przedsta-wialiśmy dziewczęta, które pre-tendują do tytułu Dobrej Twarzy Sądecczyzny. Do konkursu zgło-siło się 20 pięknych i utalento-wanych pań. Ich sylwetki zapre-zentujemy jeszcze raz na portalu sacz.in i poddamy Państwa oce-nie. Chcemy, aby i nasi Czytelni-cy mieli udział w wyborze Dobrej Twarzy, która może promować Sądecczyznę. Wkrótce ogłosi-my głosowanie. A w listopadzie, podczas hucznej gali, połączonej z pokazem mody, rozstrzygnie-my konkurs.

Tymczasem prezentujemy ostatnią kandydatkę, ubiegającą się o tytuł DTS. Jest nią Agniesz-ka Szewczyk, absolwentka LO im. Władysława Orkana w Limano-wej, filologii romańskiej na UJ

w Krakowie i ekonomii na Uni-wersytecie Ekonomicznym w Kra-kowie. Zamiłowanie do Francji i języków romańskich zawdzię-cza wychowawczyni Elżbiecie Du-dzie. Jak przekonuje Agnieszka, na studiach filologicznych nie mo-gła zakończyć edukacji, bo czu-łaby się niespełniona jako umysł ścisły. Stąd wybór ekonomii, spe-cjalność: przedsiębiorczość i in-nowacja. Dziś nasza kandydatka prowadzi w Krakowie swój wła-sny biznes, jest współwłaścicielką firmy go2events, która zajmuje się organizacją imprez.

- Obecnie wdrażam projekt au-torski – Famme Fatale – skiero-wany do wystawców dóbr luksu-sowych oraz osób wpływowych – zdradza.

Stale rozwija swoje zaintereso-wania. Podjęła studia doktoranc-kie na UE w Krakowie. Poza na-uką i biznesem zajmuje ją wiele innych spraw. Kocha muzykę i po-maga młodym utalentowanym lu-dziom zaistnieć na scenie. Organi-zuje Przegląd Młodych Zespołów

Rockowych KrakRock i wła-śnie przygotowuje kolejną edycję imprezy.

Działa również na rzecz osób niepełnosprawnych. Obecnie or-ganizuje jubileusz 65-lecia Polskie-go Związku Niewidomych. W wol-nych chwilach spaceruje ze swoim psem jamnikiem. – Najdłuższym w okolicy – mówi z dumą. Ko-cha także wycieczki w Beskidy. – Oczywiście w gronie przyjaciół – dodaje.

Zapytana, co sądzi na temat są-deckiej młodzieży, wylicza: - Mło-dzi z Sądecczyzny są uparci, dążą do wytyczonych przez siebie ce-lów, są wrażliwi na krzywdę in-nych, a przy tym mają ogromne poczucie humoru.

Pozytywnie ocenia działania se-natora Stanisława Koguta, który – jej zdaniem – wiele zrobił dla re-gionu. Prezydentowi Nowego Sącz, Ryszardowi Nowakowi, podpowia-da natomiast, że w mieście przyda-łoby się więcej miejsc, w których młodzież mogłaby rozwijać swoje pasje: od tańca, przez fotografię,

muzykę, po ścisłe zainteresowa-nia jak fizyka czy informatyka. Na-leżałoby również stworzyć więcej miejsc pracy dla młodych, by po studiach nie uciekali z rodzinnego miasta. – Nie można też zapomi-nać o ludziach w podeszłym wie-ku, oni też zasługują na to, co naj-lepsze – mówi Agnieszka.

(URO)ULUBIONE:

potrawa - pyzy z mięsem w wyko-naniu mamy; napój - białe wytrawne wino; sportowiec - Robert Kubica; polityk - prof. Andrzej Wojtyna, członek Rady Polityki Pieniężnej; aktor - Jerzy Stuhr; pisarz (poeta) – Fiodor Dostojewski; piosenkarz - Jakub Kawalec; książka – „Duma i Uprzedzenie” Jane Austen; film – „Mr Brooks”; samochód – mini cooper; kraj – Hiszpania; miasto - Kraków i oczywiście… Limanowa; autorytet moralny – moja wspólnicz-ka Justyna Mróz.

Ostatnia odsłona DTS

Page 7: DTS 32 (45) 25 sierpnia 2011

725 sierpnia 2011 DOBRY TYGODNIK SĄDECKI

Poleć ten adres znajomym: www.sacz.in

Styl życia

R E K L A M A

O K N A – D R Z W I MARKET GORZKOWSKA 15, tel. 18 547 37 90 na przeciwko Reala

poniedziałek - piątek 9.00- 19.00, sobota 9.00-15.00

Nowy Sącz ul.Kolejowa 16 tel. 18 443 69 98 ul.Ciećkiewicza 7, tel. 18 449 08 60Krynica ul. Kościuszki 56, tel. 18 471 31 13Gorlice ul. Bardiowska 5, tel. 18 353 52 61 ul. Michalusa 26, tel. 18 545 00 45Bobowa Centrum Handlowe tel.18 354 61 20Limanowa ul. Zygmunta Augusta 12, tel. 18 337 01 57 ul. Piłsudskiego 7, tel. 337 26 55

W Chełmcu blisko centrum działkę 57 a – sprzedam. Tel. 888 865 179

OGLOSZENIE DROBNE

Cztery lata temu postanowiła speł-nić swoje dziecięce marzenia i wy-jechać na misje w odległe zakątki Afryki i Azji. Swoje wyprawy opisu-je w książkach dla najmłodszych. – Przekonuję moich podopiecznych, że mimo różnic kulturowych dzie-ci na całym świecie zachowują się tak samo – mówi przedszkolanka z No-wego Sącza Iwona Macałka, od 17 lat mieszkająca w Londynie.

Kiedy miała 19 lat i stawała przed wyborem zawodu, była pewna, że chce zostać pielęgniarką.

- Wówczas wydawało mi się, że to jedyna przepustka, by wyje-chać na misje – wspomina Iwona Macałka. – Nie było to jednak ta-kie oczywiste.

Ostatecznie z dyplomem pielę-gniarki wyjechała do Londynu, by szkolić język angielski. Duże mia-sto, daje więcej możliwości i na tyle się jej spodobało, że postanowiła tam zamieszkać. W międzyczasie przekwalifikowała się. Ukończyła studia pedagogiczne i od 7 lat uczy w przedszkolu. O wyjeździe na mi-sje nigdy nie zapomniała.

- Przez kilka lat liczyłam na to, że do pomysłu przekonam kogoś z moich znajomych. Na początku wszyscy reagowali entuzjastycz-nie, ale, gdy dochodziło do konkre-tów, wycofywali się – wspomina przedszkolanka. Wzięła więc spra-wy w swoje ręce. Rozsyłała zapytania do różnych placówek misyjnych, nie tylko katolickich, i w różne miejsca. Ponieważ sama chciała opłacić swo-ją podróż, szybko pojawiły się odpo-wiedzi. W 2008 r. wyjechała do Indii.

- Wcześniej sporo podróżo-wałam, ale wyjazdy turystyczne nie pozwalają zasmakować życia mieszkańców. Chcę pomagać lu-dziom i mieć możliwość pozna-nia ich codzienności – mówi Iwo-na Macałka.

Nie przeszkadzała jej praca w slumsach. Wiele osób zadawało

jej pytanie, czy się nie boi chodzić po ulicach, gdzie nigdy nie wiado-mo, jak tubylcy zareagują na mu-zungu, czyli białego człowieka. Od-powiada za każdym razem, że nie. Bo idzie do tych ludzi z pogodnym

nastawieniem, misją, chce im coś dać od siebie, nie oczekując nicze-go w zamian.

- W ogóle nie biorę pod uwagę, że ktoś może mi źle życzyć. Raczej zawsze mile byłam zaskakiwa-na ciepłym przyjęciem. Do Indii wyleciałam przed świętami Bo-żego Narodzenia. Miałam praco-wać w przedszkolu w slumsach wśród społeczności, która nie ob-chodzi katolickich świąt. 25 grud-nia był więc dla mnie normalnym dniem pracy. A tymczasem, gdy tylko weszłam do szkoły, dziecia-ki na korytarzu witały się ze mną i wołały: Wesołych świąt! Chciały, bym opowiedziała więcej o swoim kraju i religii – opowiada Macałka.

Takie sytuacje umacniały ją tylko w przekonaniu, że na całym świe-cie dzieci są takie same. Tak samo chłonne wiedzy, poznania nowych

rzeczy. W londyńskim przedszkolu jej podopieczni też ją wypytują o to, gdzie tym razem spędziła wakacje. Pytają co prawda, gdzie była Mi-siaczka Rozalia, bo Iwona Macałka zawsze podróżuje ze swoją maskot-ką i to ona opowiada przedszkola-kom swoje przygody.

- W końcu postanowiłam, że przeleję je na papier i tak powsta-ła pierwsza książka z moich misji „Misiaczka Rozalia w Indiach”, napisana w dwóch językach, po polsku i po angielsku - mówi nauczycielka.

Później Rozalia była w Tanzanii, Ugandzie, a ostatnio wróciła z Ke-nii. Iwona Macałka ma już przy-gotowaną do druku trzecią część przygód Misiaczki, ale szuka spon-sora, by wydać książeczkę. Swoje publikacje ilustruje zdjęciami, jakie sama wykonała na misjach.

- Widok bawiących się na śmietniku kilkunastomiesięcznych dzieci, może nie napawa optymi-zmem. Ale dzięki misjom, mogą one czas spędzić w przedszkolu. Dla nich te placówki nie kojarzą się z zabawkami, ale posiłkiem. Nie-wiarygodne jest to, jak szczerze się uśmiechają, gdy przychodzą na lekcje, choć klasa wyposażona jest tylko w ławki, tablicę i kredę. Sami bawią się woreczkami na-pchanymi piaskiem czy kolorowy-mi nakrętkami po butelkach, jakie znajdą na śmietniku – opowiada przedszkolanka, która na misjach uczy angielskiego, a jak trzeba to i matematyki czy geografii.

Kiedy idzie ulicami, dzieci woła-ją do niej: „Muzungu, give me swe-ets”, bo biały człowiek kojarzy im się ze słodyczami. Zawsze ma więc ze sobą cukierki, by częstować ma-luchy. Na misje przyjeżdża także z plecakiem wypchanym kredka-mi, blokami rysunkowymi i kolo-rowymi książeczkami.

- Nie wyobrażam sobie dzieciń-stwa bez kredek, a w Afryce szkół nie stać na zafundowanie ich dzie-ciom. Przed wyjazdem do Kenii w Londynie zorganizowałam spe-cjalnie na ten cel akcję. Poważnie myślę o założeniu fundacji, któ-ra nazywałaby się Pencils for All. Każdemu dziecku należy dać moż-liwość wyrażenia siebie – mówi Macałka.

Do swoich pomysłów przeko-nuje także sądeczan. Nie zarzeka się, że nie wróci w rodzinne strony i tu nie zrealizuje kolejnych marzeń. Póki co raz w roku stara się od-wiedzić rodziców w Nowym Sączu i w tym czasie spotyka się z dzieć-mi w bibliotekach, opowiadając im również o swoich podróżach. Ostatnio prowadziła warsztaty dla podopiecznych Stowarzyszenia na rzecz Osób Niepełnosprawnych „Gniazdo” w Starym Sączu.

(PEK)

Muzungu, daj mi cukierka

FOT.

Z A

RCH

IWU

M IW

ON

Y M

ACAN

KI L

IFT

Widok bawiących się na śmietniku kilkunastomiesięcznych dzieci, może nie napawa optymizmem. Ale dzięki misjom, mogą one czas spędzić w przedszkolu. Dla nich te placówki nie kojarzą się z zabawkami, ale posiłkiem

Page 8: DTS 32 (45) 25 sierpnia 2011

DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 25 sierpnia 20118

ROZMOWA z Leszkiem Kotulą, współtwórcą portalu Onet.pl

- Dlaczego właśnie w Nowym Są-czu narodził się pomysł na stworzenie portalu internetowego, który niedłu-go potem stał się jednym z najpopu-larniejszych w Polsce? Podjęliście się ambitnego przedsięwzięcia interneto-wego w czasach, kiedy Internet w na-szym kraju był luksusem dostępnym dla nielicznych.

- Pamiętam ten dzień dokład-nie. To było 8 maja 1996 r. Prezes Optimusa Roman Kluska zapro-sił mnie do gabinetu i zapytał, czy chciałbym zostać dyrektorem ze-społu, który będzie w naszym kra-kowskim oddziale tworzył Internet.- Ale dlaczego Internet?

- Prezes Kluska spotkał się wcześniej z Billem Gatesem, który przekonał go, że Internet to przy-szłość i koniecznie trzeba się nim zainteresować.- W 1996 r. sieć internetowa w Polsce była bardziej niż skromna.

- Powiem szczerze: w tym cza-sie byłem w Optimusie dyrekto-rem ds. dystrybucji i nawet wśród kadry zarządzającej firmy kompu-terowej o Internecie mało kto wie-dział. Na pewno nikt u nas jeszcze nie korzystał w tym czasie z sie-ci. Przyznam się, że do momentu kiedy zostałem przez prezesa od-delegowany do tworzenia oddziału internetowego, nie miałem o tym niemal żadnej wiedzy.- Ale przyjął Pan propozycję, choć wtedy była ryzykowna, jak skok do ba-senu, o którym nawet nie wiemy, czy jest w nim woda.

- Lubię wyzwania. No i był jesz-cze jeden czynnik, bardzo pro-zaiczny – wiązało się to z awan-sem zawodowym i wyższą pensją. Odpowiedziałem prezesowi, że się zastanowię, a on że mam na to… dziesięć minut. Czasu wystarczy-ło ledwie na telefon konsultacyjny do żony, bo praca wiązała się z do-jazdami do Krakowa. Pomyślałem – jeśli ja tego nie zrobię, to zrobi ktoś inny.- Nie czuł się Pan jak wielki odkrywca wyrąbujący dla innych maczetą drogę przez dżunglę?

- Byłbym nieszczery gdybym powiedział, że czułem, iż to histo-ryczny moment. Myślałem bardziej pragmatycznie – fajnie jest prze-cież dostać wyższą pensję. Dziś nikt by nie uwierzył, że początki Onetu to maleńki pokoik wyna-jęty na ulicy Wrocławskiej w Kra-kowie. To coś, co dopiero mieliśmy stworzyć jeszcze się nie nazywało Onet. Ryszard Ganczarski, spro-wadzony wcześniej przez preze-sa Kluskę z Telekomunikacji roz-łożył przede mną wielką płachtę papieru i zaczęliśmy na niej szki-cować, to co chcemy zrobić. No i zaczęliśmy tworzyć największy

polski portal – choć takie określe-nie wówczas jeszcze nie padało – mając do dyspozycji… 64 kilobi-towe łącze. Czy to ktoś może sobie dzisiaj wyobrazić?- Chyba Roman Kluska jakoś to sobie wyobrażał.

- Prezes generalnie miał już wówczas wizję wybiegającą o kilka lat do przodu. Wymyślił np. byśmy stali się dostarczycielem Internetu dla klientów. Zlecił nam podpisa-nie umowy z TPSA, według której Optimus postawi serwery dostępo-we, a TPSA da infrastrukturę. Nic z tego wówczas nie wyszło. Jednak największym problemem w Polsce był wówczas brak dostępu do In-ternetu i ciężko było kogoś przeko-nać, żeby założył sobie strony www albo pocztę e-mailową, w sytuacji, kiedy on o Internecie czytał tylko w gazetach.- Nie zniechęcało to Pana?

- Raczej wciągało, bo kilku du-żym firmom udało się zbudować profesjonalne strony internetowe, choć z biznesowego punktu wi-dzenia, nie były to jakieś rewela-cyjne wyniki.- A kiedy pojawił się pomysł zbudowa-nia tego, co dzisiaj nazywamy porta-lem internetowym?

- Wtedy, gdy upadła idea świadczenia dostępu do Interne-tu. Skoro TPSA stała się monopo-listą w dostarczaniu Internetu, to my zajmijmy się tworzeniem tre-ści, katalogowaniem zasobów In-ternetu, świadczeniem usług typu poczta, serwisów www, hostingu , sprzedaży przez Internet itd. Poja-wił się wówczas nawet wątek kup-na Wirtualnej Polski, portalu nieco starszego niż Onet. To był wtedy ła-komy kąsek, wszak oni mieli już 40 tysiące wejść miesięcznie! Wiem, że to dzisiaj śmieszne, ale takie były wtedy realia.- Ostatecznie zapadła jednak decyzja, by rozwijać własny produkt.

- Tak, on się wówczas jeszcze na-zywał Optimus Net. Mogliśmy kupić Wirtualną Polskę, ale problemem nie były pieniądze, a ludzie. Skąd wziąć ludzi pracujących przy dwóch rów-noległych przedsięwzięciach, sko-ro brakowało specjalistów do pracy przy jednym? W tamtym czasie na-wet ogłoszenia w prasie nie dawały efektów. Któregoś dnia – a praco-wało w oddziale w dwóch poko-jach już kilkanaście osób – przy-jechał prezes Kluska i powiedział słowa, które pamiętam do dziś. Pre-zes przekonywał nas w jak wielkim przedsięwzięciu uczestniczymy i że

niebawem Onet znajdzie się na gieł-dzie. Potraktowałem wtedy te sło-wa z dużą rezerwą, ale okazało się, że z terminem wejścia na giełdę pre-zes pomylił ledwie o kilka miesięcy.- Ale przecież ciągle nie było na świe-cie Onetu.

- Ano nie było. Któregoś dnia nasz informatyk Zbigniew „Zy-ziu” Zych napisał do mnie maila, że Optimus Net to niedobra na-zwa, za długa dla internautów, że coś z tym trzeba zrobić i on propo-nuje Onet. Dziś to wydaje się pro-ste, ale chyba przez tydzień deba-towaliśmy nad zmianą brandu, bo to mogło się skończyć sukcesem, ale równie dobrze porażką.- Chyba nie dopuszczał Pan myśli o możliwości porażki, mając za sobą taką postać jak Roman Kluska?

- Nie dopuszczałem, ale nie wiem dlaczego pan myśli, że Roman Klu-ska ręcznie sterował całym Optimu-sem i cały czas stał nam za plecami? Prezes od momentu kiedy nam zlecił zadanie, przestał w nie ingerować. To nie było tak, że się wtrącał, wisiał na telefonie. Rozumiem, że projekt był trudny również dla prezesa, bo w początkowym okresie nie udawa-ło się sprzedać nic choćby za złotów-kę. Roman Kluska wykazał się – jak zawsze zresztą - wyczuciem bizne-sowym i cierpliwością, bo Onet bo-daj po dziesięciu latach wykazał się zyskiem operacyjnym.- Niedawno Onet świętował 15-lecie. Cieszył się Pan z jubileuszu swojej by-łej firmy?

- Hm, nie byłem zaproszony na jubileusz i było mi z tego powodu

trochę przykro. Ale tylko trochę, bo dzisiejszy Onet to produkt cał-kowicie mi obcy.- Ma Pan ustawiony Onet jako stronę startową w swoim komputerze?

- Niech Pan nie żartuje! A czego miałbym tam szukać, jakich tre-ści? Ile razy tam kliknę to na czo-łówce są: najpiękniejsze pośladki, najseksowniejsze piersi, jak flirto-wać doskonale, miłość na lato itp. Chyba nie jestem idealnym adre-satem tych treści.- Zastanawiał się Pan czasam, dlacze-go Wam się udało?

- Zastanawiałem się nad tym wiele razy. Zaczynaliśmy to przed-sięwzięcie od zera i autentycznie chcieliśmy coś zrobić, była w nas prawdziwa pasja. I druga rzecz – myśmy działali bardzo uczciwie. To była zresztą żelazna zasada współ-pracy z prezesem Kluską. Można nam było wytykać jakieś błędy, ale nie można nam było zarzucić nie-uczciwości. To była wielka odpo-wiedzialność .- Żałuje Pan czegoś z tamtych czasów?

- Chyba nie, bo trudno dziś ża-łować niezrealizowanych projek-tów. W grudniu 1996 r. miałem po-mysł, by robić w Internecie aukcje – to będzie wielki przebój, pomy-ślałem. No, ale co my z tych aukcji będziemy mieli – zastanawialiśmy się głośno i pomysłu nie zrealizo-waliśmy. Kto by wtedy wchodził na te aukcje – dwie osoby? Proszę spojrzeć ile portali aukcyjnych dzi-siaj świetnie funkcjonuje. Długo by o tym opowiadać.

Rozmawiał WOJCIECH MOLENDOWICZ

R E K L A M A

Ludzie

www.sacz.in – nic ciekawego Cię nie ominie!

PODR CZNIKI

U YWANEi NOWE

Nowy S cz, ul.1 Brygady 83tel.18 444 40 39

5procent rabatu

EkspresowaPOCZTA

ROWEROWAw Nowym Sączu

Zadzwoń 519 862 447

Zamiast stać w korku

nadaj przesyłkę pocztą rowerową

Nikt nie palił się do tego projektu

Page 9: DTS 32 (45) 25 sierpnia 2011

925 sierpnia 2011 DOBRY TYGODNIK SĄDECKI

Polityka

R E K L A M A

Przyjmujemy pacjentów ubezpieczonychw Narodowym Funduszu Zdrowia(niektóre procedury refundowane przez NFZ)

PRYWATNA POLIKLINIKA SPECJALISTYCZNA

„ Z D R O W I E ‘’ 33-300 Nowy S cz, ul. niadeckich 4tel. 18 443 81 58, fax 18 440 89 58

G A B I N E T YGinekologiczny, Cytologiczny, Onkologiczno-Chirurgiczny, chirurgia urazowa i ortopedia, medycyna pracy, Pediatryczny, Kardiologiczny i Internistyczny, Laryngologiczny, Okulistyczny, Alergologiczny, Pulomonologiczny, Endokrynologiczny i Pulmonologiczny, Endokrynologiczny Ogólny i Dzieci cy, Stomatologiczny, Psychopedagogiczny, Kosmetyczno-Laserowy

P R A C O W N I EUSG (serca, tarczycy, jamy brzusznej, stawów, ginekologiczne)FIZYKOTERAPIA – MAGNETOTERAPIA- LASEROTERAPIA (leczenie kr gos upa i stawów)MEDYCYNA ESTETYCZNA ( usuwanie blizn, poszerzonych naczy , plam, przebarwie , znamion, kurzajek, zmarszczek)KRIOTERAPIA MIEJSCOWA - brodawki, nad erki, naczyniaANALITYKA OGÓLNA

ROZMOWA z Władysławem Lizoniem, pochodzącym z Jazowska, posłem do Izby Gmin Parlamentu Kanady.

- Śledzi Pan polską politykę?- Jestem na bieżąco. Czytam por-

tale, słucham polskiego radia. - I jak z perspektywy Kanady ocenia Pan polską politykę?

- Jeśli chodzi o politykę zagra-niczną, to widzę, że bynajmniej nie jest ona skupiona na Kanadzie. Ro-zumiem, że Kanada dla Polski nie jest priorytetem. Polska prowa-dzi politykę skierowaną na Europę i Wschód no i USA – to zrozumiałe. Ale jeśli chodzi o handel czy choć-by wymianę młodzieży mamy sobie wiele do zaoferowania i za mało jesz-cze Polska z tego korzysta. To zain-teresowanie ciągle nie jest takie, ja-kie powinno.- Może zacząć od Nowego Sącza. Spo-tkał się Pan ze starostą Janem Golonką, rozmowa nie miała pewnie tylko pry-watnego charakteru?

- Do Sącza zawitałem po wcza-sach spędzonych z żoną w Koło-brzegu. Zawsze będąc w Polsce od-wiedzam rodzinne strony. Z Janem Golonką znamy się od dzieciństwa i spotkaliśmy się prywatnie, choć zamieniliśmy parę zdań na temat możliwości nawiązania partnerskich stosunków z którymś z kanadyj-skich miast.- Co Sądecczyzna miałaby do zaofero-wania Kanadzie?

- Na rynek można wejść z wszystkim, nie tylko z produkta-mi spożywczymi. Niektóre, jak okna dachowe Fakro są już w Kanadzie widoczne, niemniej póki co, to nie jest eksport na ogromną skalę. Żeby się przebić, trzeba mocno pracować.

Niektóre kraje są mniejsze od Pol-ski, ale prowadzą agresywną polity-kę i ich bilans handlowy jest niepo-równywalnie wyższy od polskiego.- Na przykład?

- Tajwan. Państwo ośmiokrotnie mniejsze od Polski, liczba ludności o połowę mniejsza, ale jeśli chodzi o agresywność, z jaką wchodzi na rynki, absolutnie nieporównywalna. I nie mówię tego, by zawstydzać Po-laków. Prosiła pani o przykład, więc podaję. Polska ma ogromne możli-wości i mądrych ludzi, tylko może nie patrzą w stronę Kanady, bo ryn-ki zbytu mają bliżej. Trzeba jednak zauważyć, że w dobie powszechnej globalizacji, świat się nam strasz-nie skurczył i tak wielkiego kraju jak Kanada nie powinno się omijać. - Jakie możliwości, jakich ludzi? Bo ży-jąc tutaj, wciąż narzekamy, jak wiele szans zmarnowaliśmy…

- Z Polski wyjechałem 26 lat temu, ale to nie znaczy, że dopie-ro teraz odwiedziłem kraj. Jestem w Polsce praktycznie co roku i widzę te zmiany. Są duże. Choć wiadomo, ja patrzę na to z innej perspektywy. Ludzie są niecierpliwi, bo mają tyl-ko jedno życie. Chcieliby, by pewne zmiany zachodziły natychmiast, ale niektóre trwają dłużej niż jedno po-kolenie. Zawsze, w każdej dziedzi-nie należy iść małymi kroczkami do przodu. Bo postęp wynika ze żmud-nej pracy, a nie skoków okresowych raz na jakiś czas. Tu przypomina się bajka o wyścigu żółwia z zającem. Niektórzy zapominają jej morału: troszeczkę, a cały czas. - To jest też Pana dewizą życiową i po-kazuje drogę do kanadyjskiego parla-mentu. Działacz społeczny, prezes Kon-gresu Polonii...

- Postęp nie rodzi się sam, więc to powinna być dewiza wszystkich. Całe życie pracowałem społecznie,

więc to, że zdecydowałem się kan-dydować w wyborach parlamen-tarnych, jest pewnym następstwem mych działań. W ostatnich 10 latach szczególnie mocno poświęciłem się pracy na rzecz środowiska, w któ-rym mieszkam. Jako prezes Kongre-su miałem możliwość spotykać na

swojej drodze wielu polityków. Mocno zabiegałem o zniesienie wiz turystycznych dla obywateli Polski. Propagowałem program wymia-ny młodzieży. Choć Polska nie była tak bardzo temu przychylna. I tu znów wypada mi podać przykład Tajwanu. Z nimi tego typu wymiany

prowadzimy od roku. Na począt-ku otrzymali 400 pozwoleń i roze-szły się one w 24 h. Polska dostała 600 i nie wszystkie wykorzystała. Dziś Tajwan ma blisko tysiąc, Polacy chyba 700. Wymiana ma wciąż sła-bą promocję w Polsce i o ile jeszcze młodzi Polacy wyjeżdżają do Kana-dy, o tyle przepływu w drugą stro-nę nie widać. - Kiedy pytają Pana o narodowość, od-powiada Pan Polak czy Kanadyjczyk?

- Nigdy się nie wstydziłem fak-tu, że pochodzę z Polski, nie wy-rzekłem się polskiego obywatelstwa. Zawsze promowałem kraj, i podkre-ślałem, że powinniśmy być dumni, że pochodzimy z państwa o wiel-kich tradycjach. W domu mówi-my po polsku, urodzeni w Kanadzie wnukowie są dwujęzyczni. Najstar-szy wnuk, ma 8 lat, potrafi czasami poprawiać moją żonę, gdy wtrąca do języka polskiego angielskie słówko. - Weźmie Pan udział w nadchodzących wyborach?

- Nie, nigdy tego nie robię. Z pro-stej przyczyny - jeśli się nie miesz-ka w kraju, nie zna się dokładnie realiów. Inaczej odbiera się kraj z odległości, opierając tylko na do-niesieniach prasowych, a inaczej borykając się z trudami dnia co-dziennego. To ci, którzy mieszka-ją w Polsce, powinni iść głosować, tymczasem połowa z nich siedzi w domu. - Myśli Pan o powrocie do Polski?

- Tego typu powroty, to ponow-na emigracja. Większość dorosłe-go życia przeżyliśmy z żoną w Ka-nadzie. Nasza emigracja nie była polityczna, choć wszyscy tak ją nazywają. Warunki społeczne i eko-nomiczne były, jakie były. Wyje-chaliśmy z tego samego powodu, z jakiego i dziś ludzie emigrują.

Rozmawiała KATARZYNA GAJDOSZ

Ludzie są niecierpliwi, bo mają tylko jedno życie

Władysław Lizoń, ur. 1954 r. w Nowym Sącz. Absolwent Technikum Kolejowego MK w Nowym Sączu, w 1979 r. ukończył studia na Akademi Górniczo - Hutniczej w Kra-kowie. Wyjechał z Polski do USA w 1985 r. a od 1988 mieszka w Kanadzie (obywatel-stwo uzyskał w 1992). Działał w kanadyjskich organizacjach sportowych i społecz-no-politycznych: Meadowwood Tennis Club w Mississauga oraz Parkdale-High Park Liberal Riding Association. W 1995 r. znalazł się wśród założycieli Grupy 95 Związ-ku Polaków w Kanadzie. Rok później przystąpił do chóru „Polonia Singers”, następnie był członkiem i prezesem chóru „Harfa” przy parafii św. Maxymiliana Kolbe w Missis-sauga (1998–2003). W latach 1996–1998 zasiadał w Komisji Spraw Spornych Związ-ku Polaków w Kanadzie. W 2001 przystąpił do Fundacji Maksymiliana Kolbe w Missis-sauga. W 1999 założył własną firmę Gomark Enterprises. Rok później został prezesem nowo powstałego okręgu Kongresu Polonii Kanadyjskiej w Mississauga (funkcję peł-nił do 2006). W 2004 objął urząd przewodniczącego Rady Kongresu Polonii Kanadyj-skiej, a w 2006 r. na Walnym Zjedzie KPK w Calgary powierzono mu funkcję preze-sa Kongresu Polonii. W wyborach parlamentarnych w 2011 r. uzyskał mandat posła z ramienia konserwatystów w okręgu Mississauga East-Cooksville. Warto wiedzieć również, że to okręg, w którym od ponad 22 lat mandat obejmowali liberałowie. Li-zoń jest pierwszym posłem w kanadyjskim Parlamencie urodzonym i wykształco-nym w Polsce. Pierwszym kanadyjskim posłem polskiego pochodzenia był Aleksan-der Edward Kierzkowski, powstaniec listopadowy.Władysław Lizoń jest żonaty od ponad 33 lat z Małgorzatą, mają dwoje dzieci: Marcina i Kingę oraz trójkę wnuków: Benjamina, Janka i Aleksandrę. Źródło: Wikipedia i własne

FOT.

(KG)

Władysław Lizoń z żoną Małgorzatą

Page 10: DTS 32 (45) 25 sierpnia 2011

DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 25 sierpnia 201110

Opinie

Przytaczając ty-tuł sławnego XVIII- wiecznego dzieła Ję-drzeja Kitowicza, nie mogę się oprzeć wra-żeniu, że przydał-

by się dzisiaj ktoś taki jak pan Ję-drzej, kto z całą przenikliwością i pikanterią potrafiłby nas opi-sać, nie unikając jakichkolwiek, nawet kompromitujących szcze-gółów. Taki „Polaków portret własny” miałby zarówno walor hi-storyczny, jak i terapeutyczny, otrzeźwiający. Kitowicz rzeczywi-ście nas nie oszczędzał. Kiedy pi-sał o pijaństwie, to uderzał w ton tak naturalistyczny, że włos sta-je na głowie, a zdziwienie ska-lą fatalnego procederu naszych przodków (uczty pijackie na dwo-rach magnackich trwały nawet po parę tygodni) jest niczym oce-an. Na szczęście ten rodzaj „naro-dowego hobby” już mamy za sobą. W „Opisie obyczajów” odnajdu-jemy siebie prawdziwych sprzed trzech wieków z całym sarmac-kim dobrodziejstwem inwenta-rza. Bo przecież nie tylko o pa-tologiach pisał pan Jędrzej. Jak rasowy kronikarz przyglądał się naszym codziennym zajęciom, na-szym zwyczajom, skłonnościom, mentalności, stosunkowi do na-uki, do higieny (albo do jej bra-ku) i przede wszystkim do kultu-ry. Tę ostatnią kwestię akcentuję specjalnie, ponieważ do napisa-nia niniejszego felietonu skłoni-ło mnie wydarzenie jak najbardziej kulturalne. O ile Kitowicz poka-zywał trwałość starożytnego oby-czaju, o tyle współczesny lato-pis musiałby skupić uwagę na jego zmienności. Czasy są dynamiczne, wszelki obyczaj też. Ostatnio wraz z kabaretem „Ergo” zdarzyło mi się zagrać koncercik w miejsco-wości Laskowa. Trwał tam III Fe-stiwal Śliwki, Miodu i Sera. Nazwa imprezy (smaczna), choć z pozo-ru kojarząca się z wewnętrzną ry-walizacja Koła Gospodyń Wiej-skich, była czymś więcej niż tylko

środowiskowa inicjatywa. Na-zwa „festiwal” zobowiązuje, prze-to włodarze gminy zadbali o to, żeby było i ciekawie, i z rozma-chem. Zazwyczaj na tego typu im-prezach dominuje folklor. Zespoły regionalne są niewątpliwie świa-dectwem trwałości kultury, oby-czaju, regionalnej odmienno-ści. Jest to wartość sama w sobie. Ale jak to często bywa, to co jest siłą, może być jednocześnie słabo-ścią. Pokazywanie wyłącznie kul-tury ludowej to odbieranie słu-chaczowi „wielości w jedności”, to pokazywanie jednowymiaro-wości zjawisk, podczas gdy są one szalenie bogate. Widocznie, wy-chodząc z takiego założenia, go-spodarze imprezy postanowili ożenić tradycję ze współczesno-ścią: obok folkloru posadzili teatr („Akt”) krakowski zespół rocko-wy („Translola”), kabaret („Ergo”) a nawet ofertę tak trudną dla nie-wyrobionego słuchacza jak muzy-ka zespołu „Laboratorium”. Przy-znam szczerze, nie spodziewałem się tak doborowego towarzystwa. Obecność w tym miejscu arty-stów tej klasy co Janusz Grzywacz, Krzysztof Ścierański czy Marek Raduli była co najmniej zaska-kująca. Nie ma co ukrywać: idzie nowe! To dowód na obyczajową, mentalną zmienność. Kitowicz by chyba nie nadążył. Mam nadzie-ję, że w niedługiej perspektywie podobne wydarzenia jak te w La-skowej staną się normą. Nie wiem, czy muzyka „Laboratorium” do-tarła do słuchaczy, nie wiem czy poruszyła ona serca i wyobraźnię melomanów, wiem natomiast, że zyskiem trudnym do przecenienia jest fakt, że tylko poprzez obco-wanie ze sztuką wysoką można się na nią bardziej uwrażliwić. Na fe-stiwalu skorzystali (mam nadzie-ję!) nie tylko mieszkańcy Laskowej i okolic. Bo my też. Miło było wy-stąpić w zacnym gronie świetnych muzyków, jeszcze milej, prowa-dząc z nimi rozmowy integrujące, a Ewa Dubińska zyskała podwój-nie: lekcję gry na kontrabasie od Krzysztofa Ścierańskiego. Podczas Festiwalu jeden tylko element nie wypalił: lokalizacja sceny. Stwo-rzenie między estradą a widownią trzydziestometrowego pasa „ziemi niczyjej” nie było dobrym pomy-słem, skutecznie odcinając arty-stów od publiczności. Mam na-dzieję, że w przyszłym roku będzie lepiej. Jeszcze lepiej.

Ż yjemy tu i teraz” - śpiewają Królik, MORS, Dj Żusto w re-alizowanym przez nich wspólnie klipie hi-p-hopowym. Mło-

dzi sądeczanie przekonują, że życie dla pasji ma sens, a jeszcze jak są w sta-nie z tej pasji wyżyć, nabiera ono jesz-cze większego znaczenia. Ludzie z pasją są szczęśliwi! Dlaczego więc są wśród nas tacy, którzy twierdzą, że jej w ogó-le nie mają? Każdy prędzej czy póź-niej ją w sobie odkrywa. Ale dlacze-go większość później? Bo ją usypia. Nie robi tego sam, świadomie. Robi to za niego system. System edukacji, któ-ry skutecznie zniechęca do rozwijania pasji, nie mieszczących się w progra-mie nauczania. Dochodzi do absurdów, w których uczniowie z pasją są trakto-wani jako sort drugiej kategorii. Choć

są wybitni w chemii, fizyce, od dziec-ka eksperymentują, nie dadzą upustu swoim wynalazkom w szkole. Bo eks-perymenty szkolne ograniczają się do pokazania uczniom, że cukier szybciej rozpuszcza się w ciepłej niż zimnej wo-dzie. Wow! Oni, o ile jeszcze ich sys-tem nie złamie, po cichu eksperymen-tują w swoim domowych piwnicach. I konstruują… bombę. I zaraz zjawia się u nich policja, robiąc z nich kolejnego Breivika. Nie wiem, być może sfrustro-wani, chętnie wysadziliby szkołę, któ-ra nie daje im szans na rozwijanie swo-ich pasji. Ale zaraz okrzyknięto by ich oszołomami, mordercami. Nikt jed-nak nie widzi w nich ludzi z potencja-łem, który można wykorzystać dla do-bra nas wszystkich. I słusznie, skoro system edukacji nie potrafi sobie pora-dzić z takimi uczniami, policja powin-na ich wyszukiwać. Jednak nie po to, by poprawiać sobie statystyki, że zła-pali kolejnych potencjalnych, groźnych przestępców. Ale dla siebie, jako poten-cjalnych… choćby saperów.

Do rozpoczęcia nowego roku szkol-nego pozostało kilka dni. Nauczyciele, nie lekceważcie uczniów z pasją, którzy nie przyniosą wam awansu zawodowe-go, bo nie wezmą udziału w olimpiadzie i nie zostaną jej laureatami. To jak sia-danie na tykającej bombie.

Tykająca bomba

Opis obyczajów

Leszek BolanowskiLoża ERGOnauty

Katarzyna GajdoszFelieton zastępczy

Pokutny awans

Co różni pułkownika Grzegorza Dobosza, szefa Wojskowej Komendy Uzu-pełnień w Nowym Sączu oraz radnego czwartej kadencji, od pułkowni-ka Józefa Ostapkowicza, byłego komendanta Karpackiego Oddziału Stra-ży Granicznej? Zasadniczo to, że choć obaj są prawie rówieśnikami, przed pierwszym wciąż rysują się perspektywy kariery (także politycznej) tudzież awansów wojskowych, ten drugi zaś osiągnął był właśnie stan zawodowe-go spoczynku. Paradoks polega na tym, że pułkownik Dobosz wyznał, jak na spowiedzi, że w czasach słusznie minionych współpracował z wymienionymi w usta-wie spec służbami, dzięki czemu (m.in.) otrzymał właśnie rekomendację do walki o mandat senatorski. Pułkownik Ostapkowicz natomiast, pomimo że otarł się, dokładnie o takie same służby „widne, tajne i dwu-płciowe” jak radny Dobosz, oświadczył dokładnie na odwrót, wskutek czego uznano go za kłamcę lustracyjnego. Zastanawiamy się gdzie tu miejsce na etykę i mo-ralność prawa. No bo czy zło wyznane publicznie staje się mniejszym grze-chem od tego, który się przemilcza? Dalecy jesteśmy od ferowania po-chopnych sądów czy obligatoryjnego egzekwowania ekspiacji i zadawania pokuty. Trzeba jednak nie lada cywilnej odwagi, żeby z takim balastem piąć się na szczyty władzy, nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy się ma na sobie oficerski mundur. No cóż, wkrótce przekonamy się, czy nie będą to aby sy-zyfowe prace. (JARO)

SMS

Page 11: DTS 32 (45) 25 sierpnia 2011

1125 sierpnia 2011 DOBRY TYGODNIK SĄDECKI

Zabawna historia z tym strajkiem ko-lejarzy. Nie dlate-go zabawna, żebym im życzył źle, albo nie życzył wywalczenia

czego tam najbardziej potrzebują. Wręcz przeciwnie – jestem wiel-kim miłośnikiem kolei i rad po-jadę pociągiem choćby na koniec świata, kiedy już się wszystkie strajki skończą. Problem w tym, że na Sądecczyźnie strajk koleja-rzy trwa nieprzerwanie od wie-lu miesięcy, a może nawet od lat i nikt tego nie zauważa. To znaczy ja zauważyłem. Mieszkam całkiem niedaleko torów i zwykle regu-lowałem zegarek kiedy słyszałem przejeżdżający wieczorny ekspres do Wiednia. Kiedy ekspresu nie usłyszałem zaniepokojony posze-dłem zasięgnąć języka u dróżni-ka. Dopiero ten mnie oświecił, że ekspres do Wiednia nie jeździ już od lat, a jeśli go ostatnio słysza-łem, to znaczy, że cierpię na szum w uszach. Ekspres to jednak pół biedy, bo od dwóch miesięcy na-wet drezyna do Stróż nie kursu-je. Strajk na kolei czy jakie licho – pomyślałem. No i okazało się, że to strajk na niespotykaną ska-lę. Pojechałem rowerem wzdłuż nasypu aż do drugiego powia-tu i okazało się, że tory są całkiem rozkręcone i nawet podkłady się nie uchowały! Sąsiad mówił, że podobna akcja była w tym sa-mym miejscu w 1944 r., ale wtedy to nie był strajk, tylko partyzanci rozkręcili tory, żeby się niemiecki pociąg wykoleił. Teraz się nic nie wykoleiło, bo od Tarnowa nic od dawna nie jeździ. Skąd więc ten szum medialny, że strajk, że po-ciągi staną w całej Małopolsce, że zgroza! Jaka zgroza – na Sądec-czyźnie stanęły już dawno! I kon-sekwentnie stoją.

Na trasie Nowy Sącz – Chabów-ka kolejarze strajkują już dobrych kilkanaście lat. Ostatni raz jecha-łem pociągiem z Mszany Dolnej do Nowego Sącza w 1988 r. zobaczyć się z przyszłą żoną. Nie była to

zresztą udana podróż, bo wychy-lałem się przez okno i przyjecha-łem umazany sadzą na twarzy, co nie zrobiło dobrego wrażenia na kobiecie. Ale wtedy – jeśli dobrze pamiętam – kolejarze nie straj-kowali, tylko sypali dziarsko wę-giel do paleniska. I stąd się bra-ła sadza. Teraz nawet sadzy nie ma. Byłbym zapomniał – jecha-łem jeszcze pociągiem do Msza-ny Dolnej chyba w 2005 r., ale wtedy pociąg porwała z muzeum w Chabówce ostatnia prawdziwa partyzantka walcząca o wolność kolei - Ryszarda Leszczyńska. Bo-jowniczka o lepsze jutro wszyst-kich lokomotyw świata, chciała tym czynem zwrócić uwagę opi-nii publicznej, jak rdzewieją tory na najładniejszej polskiej trasie kolejowej. W sumie porwanie też było formą strajku, a był to nawet strajk okupacyjny, bo na ostatniej stacji niektórzy za nic nie chcieli z tej ciuchci wysiąść. Na co dzień jednak całymi latami kolejarze strajkują tam w bardziej tradycyj-ny sposób – po prostu nic nie jeź-dzi. Można się spokojnie położyć na torach i grać bohatera. I tak wiadomo, że nic nie nadjedzie. Nawet stacje kolejarze sprzeda-li w ramach strajku. Wszystkie, które sprzedali, mają się dobrze. Niebawem zawali się tylko ten je-den dworzec, który sobie zosta-wili (a może nie było kupca?), czyli Nowy Sącz Centralny. Na ra-zie na dworcu trwa strajk - strop podparto belkami, bar z legen-darnymi zapiekankami zamknię-to, a obsługa ostatnim natarczy-wym pasażerom wybija z głowy korzystanie z kolei. Wygląda na to, że taka forma podróży to eks-trawagancja dla miłośników do-znań ekstremalnych. Niedawno znajomi koloniści jechali pocią-giem z Krakowa do Władysławo-wa 17 godzin. Tak, to nie pomyłka – do Władysławowa, nie do Wła-dywostoku. Do tego jeszcze trzy godziny autobusem do Krako-wa, bo partyzanci tory rozkręcili, a może akurat trwa strajk.

Na razie nie strajkuje tylko je-den kolejarz. I to akurat ten, któ-rego prezydent Jerzy Gwiżdż po-stawił kiedyś na postumencie przed sądeckim dworcem. Ten dzielny mężczyzna codziennie, bez względu na pogodę i porę roku, idzie do pracy na kolei. Twardziel. Już go niektórzy koledzy zaczynają nazywać łamistrajkiem.

Wielki strajk na kolei!

Podzielniki ciepła od sa-mego początku roz-grzewały lokatorów GSM do czerwoności, by w następnej fazie przenieść ich do sta-

nu białej gorączki. Na temat funk-cjonowania tego ustrojstwa wyla-no morze atramentu. Kto wie, czy o wadach i zaletach podzielników wyparkowych nie powstały też pra-ce naukowe, na miarę sławetnej rozprawy doktorskiej pt. „O dziel-ności ogierów w zaprzęgu”. Co cie-kawe, niezależnie od stopnia róż-norodności zdań i analiz, w każdej z nich drzemie cząstka prawdy. Bo podzielniki to absolut, którego ta-jemnicy i zagadki działania jesz-cze nikt do samego dna nie zgłę-bił. Przypuszczam, że nawet samego wynalazcę jego własne dzieło w nie-jednym mogłoby jeszcze zaskoczyć. No bo jak tu pojąć i zaakceptować, że za nieczynny non stop grzejnik i tak trzeba zapłacić. To trochę tak jakby sprytny akwizytor podrzu-cił nam do ogródka zestaw do masa-żu pachy (lub inny równie pożądany przedmiot), a po paru dniach przy-szedł z policjantem, żądając zapłaty za dostarczony towar. Ale to jeszcze nic. Największe szalbierstwo tego „podzielnikowania” polega na tym, że im więcej ludzi skręca zawory na maxa, godząc się na zimowanie w bamboszach i kożuchu, tym wię-cej płaci mniejszość, która stara się żyć, zachowując zdroworozsądko-we standardy egzystencji. Wyobraź-my sobie taką oto sytuację, że w ja-kimś bloku, liczącym dajmy na to 50 mieszkań, 49 z nich wykazało mini-malne, prawie zerowe zużycie cie-pła (to nie żart ani czcza ironia, bo takie przypadki, naprawdę się zda-rzają). Co się wówczas dzieje? Ca-łość kosztów indywidualnych, czyli ok. 70 procent ogólnej wartości tzw. ciepła zamówionego, poniesie ten jeden lokator. Z grubsza przekłada się to kilkadziesiąt tysięcy złotych. Specjalnie akcentuję pojęcie „ciepła zamówionego”, bo kontrakt na jego dostawę GSM podpisuje z tutejszym

monopolistą, czyli spółką o nazwie Miejskie Przedsiębiorstwo Energe-tyki Cieplnej, jeszcze przed sezonem grzewczym. To czy owe ciepło wej-dzie w całości na blok jest już ry-zykiem spółdzielni, przerzuconym rzecz jasna na barki poszczególnych jej członków. W praktyce MPEC za-wsze wychodzi na swoje i to z nie-złym zyskiem, lokatorzy zaś płaczą i płacą. Oczywiście to lekko przery-sowany przykład, choć kwoty do-płat bywają rzeczywiście powala-jące. Z pobieżnej analizy wychodzi bowiem, że koszt ogrzewania 40–metrowego mieszkania porów-nywalny jest z 400–metrową wil-lą, a w to, pomimo głębokiej wia-ry, trudno mi uwierzyć. Jest jeszcze drugi, społeczny wymiar dziele-nia się ciepłem. Polega on na tym, że im zapamiętalej ktoś z nas kalory-fery zakręca, tym bardziej (zgodnie z prawami fizyki) zasysa ciepło od tego, który nieszczęsny zawór od-kręca, uznając, że siedzenie na L4, wydawanie na lekarzy i lekarstwa za nic w świecie mu się nie opła-ca. Dla przykładu dwie oszczęd-ne przyjaciółki za ściany spotyka-ją się podczas długich wieczorów zimowych u tej trzeciej, mieszka-jącej pośrodku nich, która ciepła nie oszczędza (a może na herbatkę z soczkiem wpadną także te z dołu i z góry). Gdy jednak przyjdzie roz-liczenie, wszystkie zafrasują się nad niedolą przyjaciółki, współczując jej, że tak jak poprzedniego roku, tak i w tym, zamiast na słonecz-ne wakacje z wnukami, ciepłolubna i gościnna sąsiadka będzie musia-ła wydać parę tysiaków na dopłatę. Oczywiście żadna z nich nie dopuści do siebie myśli, że jest wstrętną pa-sożytującą hubą, a co najwyżej po-święcającą się cierpiętnicą. Nieprze-widywalność całego systemu polega także na tym, że za tę samą ilość zu-żytych kresek, zwanych mądrze jednostkami, jednego roku wyjdzie-my na „zero”, drugiego zwrócą nam trzy stówy, trzeciego zaś pięć stów dopłacimy. Czysta magia. O mier-nikach elektronicznych wolę się nie wypowiadać. Tam przeskok tyl-ko jednej cyferki, wywołany jakimś „dzikim” impulsem lub zwykłą awarią jest bardziej prawdopodob-ny niż parowanie cieczy na siarczy-stym mrozie. No cóż, najtaniej to by nam chyba wyszedł kilkumiesięcz-ny pobyt na półkuli południowej. Tyle, że to taki sam piękny sen, jak ten o wiarygodności i miarodajno-ści „podzielników”.

Krótki traktat o wiarygodności podzielników

Jarosław RolaKomentarz gościnny

Wojciech MolendowiczZ gór widać lepiej

Page 12: DTS 32 (45) 25 sierpnia 2011

DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 25 sierpnia 201112

Karnet nie tylko kulturalny

Rekomendacje

25 SIERPNIA (CZWARTEK) r NOWY SĄCZ, X godz.10, Sala Ka-meralna MOK, Projekcja Filmu ani-mowanego pt.”Alvin i wiewiórki2” w ramach akcji Bezpieczne Waka-cje 2011; godz.12 - 14, sala eduka-cyjna Galerii BWA SOKÓŁ, „Wakacje z kredką i pomysłem” warsztaty pla-styczne dla dzieci;r RYTRO, X godz.19, Karczma Nad Potokiem, czwartkowe biesiady z występami kapeli regionalnych;r KRYNICA ZDRÓJ, X godz.9-15, przez cały sierpień, Centrum Kultu-ry w Krynicy Zdroju zaprasza dzie-ci i młodzież na zajęcia plastyczne w każdy wtorek i czwartek, II piętro, sala plastyczna, godz. 9-15.26 SIERPNIA (PIĄTEK) r NOWY SĄCZ, X godz.9, Sala Wido-wiskowa MOK, Spektakl dla dzieci pt.”Calineczka” wg J.Ch. Andersena w wykonaniu grupy teatralnej CU-DOKI SZUROKI z MOK - w ramach akcji „Bezpieczne wakacje 2011.” Wstęp wolny z wcześniejszą rezer-wacją miejsc; godz.12 - 14, sala edu-kacyjna Galerii BWA SOKÓŁ, „Waka-cje z kredką i pomysłem” warsztaty plastyczne dla dzieci;27 SIERPNIA (SOBOTA) r KRYNICA ZDRÓJ, X godz.10, Park Sło-twiński, wyścigi kolarskie „Niech się kręci” dla dzieci z rocznika 1998–2007; r STARY SĄCZ, X godz.11, Rynek, Staro-sądecki Jarmark Rzemiosła- szczegóło-wy program na portalu www. sacz.in; r RYTRO, X godz. 20, Hotel Perła Południa, wieczór taneczny pt. ”Ta-neczny zawrót głowy” z udziałem ze-społu Royal Band;

28 SIERPNIA (NIEDZIELA)r STARY SĄCZ, X godz.11, Starosą-decki Jarmark Rzemiosła; r NOWY SĄCZ, X godz. 15, recepcja Galerii BWA SOKÓŁ, ZACZAROWANA KRAINA, gra terenowa dla rodziców z dziećmi; godz. 19, Wirydarz klaszto-ru ojców jezuitów, XII Koncert w Wi-rydarzu z cyklu Sądeckie Talenty or-ganizowany przez Fundację im. dra Jerzego Masiora. W programie wy-stępy grupy młodych artystów oraz wystawa prac plastycznych. r KRYNICA ZDRÓJ, X godz.16, Dep-tak, koncert zespołu Baciary; 29 SIERPNIA (PONIEDZIAŁEK) r TYLICZ, X godz.9, WDK Tylicz za-prasza dzieci i młodzież na zajęcia plastyczne i muzyczne. Warsztaty muzyczne trwać będą w godz. 11-19, natomiast plastyczne od godz. 9-15.30 SIERPNIA (WTOREK) r NOWY SĄCZ, X godz.18.30, sala ka-meralna MOK, Klub Miłośników Mu-zyki Progresywnej zaprasza na kon-cert na dużym ekranie - Jean Michel Jarre - Solidarność - Live from Shi-pyard of Gdansk - 26 sierpnia 2055r. Wstęp wolny. r RYTRO, X godz. 22, Hotel Perła Po-łudnia, Nocne Kino Letnie w hotelo-wym patio;r KRYNICA ZDRÓJ, X godz.9-15, przez cały sierpień, Centrum Kultu-ry w Krynicy Zdroju zaprasza dzie-ci i młodzież na zajęcia plastyczne w każdy wtorek i czwartek, II piętro, sala plastyczna, godz. 9-15.31 SIERPNIA (ŚRODA) r KRYNICA ZDRÓJ, X godz.9-15, Przez cały sierpień, Centrum Kultury

w Krynicy Zdroju zaprasza dzieci i młodzież na zajęcia taneczne w każ-dy poniedziałek, środę i piątek, I pię-tro, sala baletowa, godz. 9-15.

REPERTUAR KIN 26 SIERPNIA – 1 WRZEŚNIA 2011

r KINO SOKÓŁKRÓL LEW - premiera 3D, anima-cja, musical, 26 sierpnia – 1 wrze-śnia, g. 13:00, 15:00, 17:00, week-endowe poranki : 27 – 28 sierpnia, g. 11:00; O PÓŁNOCY W PARYŻU - premiera USA, Hiszpania, kome-dia, premiera nocna: 25/26 sierpnia, g. 00:01, 26 sierpnia – 1 września, g. 15:45, 17:30, 19:15, 21:00; TAXI A, Polska, komedia obyczajowa, 26 sierpnia – 1 września, g. 16:00, 17:40; NIE BÓJ SIĘ CIEMNOŚCI - premiera, Australia/USA, horror, thriller, 26 sierpnia – 1 września, g. 18:45, 20:30, 26 – 27 sierpnia – g. 22:15; LATAJĄCY MNICH I TAJEM-NICA DA VINCI – premiera, Polska/Słowacja, historyczny, 26 sierpnia – 1 września, g. 19:30, 21:30; DZIE-CIŃSTWO IKARA – premiera, Fran-cja/Rumunia/Szwajcaria, thriller, 26 sierpnia – 1 września, g. 21:15, 8. WAKACYJNE PODRÓŻE FILMOWE (26 SIERPNIA – 1 WRZEŚNIA)MISS KICK, Szwecja/Tajwan 2008, dramat, obyczajowy, 26 – 28 sierp-nia, g. 15:30, 29 – 30 sierpnia, g. 18:00, 31 sierpnia – 1 września, g. 20:30; WSPANIAŁA I KOCHANA PRZEZ WSZYSTKICH Szwecja 2007, komedia romantyczna,26 – 28 sierp-nia, g. 18:00, 29 – 30 sierpnia, g. 20:30, 31 sierpnia – 1 września, g. 15:30; METROPIA, Szwecja/Dania/Finlandia/Norwegia 2009, anima-cja, fantastycznonaukowy seanse: 26 - 28 sierpnia, g. 20:30; PARA DO ŻY-CIA, Finlandia/Szwecja/ 2010, doku-mentalny, 29 - 30 sierpnia, g. 15:30, 31 sierpnia – 1 września, g. 18:00;

r KINO KROKUSKOWBOJE I OBCY – premiera, USA, science-fiction, akcja, 26 sierpnia – 1 września, g. 16:15, 18:30, 21:00

WARTO OBEJRZEĆPARA DO ŻYCIASauna jest jedynym fińskim słowem, które jest zrozumiałe na całym świe-cie. W świeckim społeczeństwie sauny są pozostałościami dawnych kultów – ich historia sięga niemal 3,5 tysiąca lat wstecz. Są miejscem oczyszczania cia-ła i ducha, w którym czas ulega zawie-szeniu. W niespełna sześciomilionowej Finlandii istnieje ponad 2 miliony saun. Fińskim żołnierzom w Afganistanie brakowało ich tak bardzo, że zbudo-wali je nawet na środku pustyni.

ROZDAJEMY BILETY DO KINA:Specjalnie dla naszych Czytelników mamy podwójne zaproszenie do kina na film: „Para do życia”. Aby zdo-być bilet, należy pojawić się w na-szej redakcji i poprawnie odpowie-dzieć na pytanie. Kto jest dystrybutorem Pary do ży-cia w Polsce?

EUROPEJSKI FESTIWAL IM.JANA KIEPURY

PROGRAM

CZWARTEK, 25 sierpnia, godz. 20.00 Pijalnia GłównaZESPÓŁ PIEŚNI I TAŃCA MAZOWSZENAJWIĘKSZY AMBASADOR KULTURY POLSKIEJ NA ŚWIECIE

PIĄTEK, 26 sierpnia, godz. 15.00 Pijalnia GłównaFRANZ LEHAR, HRABIA LUXEMBURG, Operetka w III aktachREŻYSERIA – TOMASZ JANCZAK KIER. MUZYCZNE – JACEK BONIECKICHOREOGRAFIA – IWONA RUNOWSKA KIER. CHÓRU – AGNIESZKA TY-RAWSKA – KOPEĆ

DOROTA LASKOWIECKA • TOMASZ JANCZAK • KAMIL PĘKALAJOANNA MAKOWSKA • ANDRZEJ WITLEWSKI • ELŻBIETA KACZMARZYK-JANCZAK

PAWEŁ STANISŁAW WRONA • MARCIN ŻYCHOWSKI • PATRYCJUSZ SOKOŁOWSKI

ANDRZEJ OSTAPIUK • PIOTR PECIO • TOMASZ GŁĘBOCKI • MAŁGORZA-TA RAPA

MALINA KĘCICKACHÓR, BALET I ORKIESTRA TEATRU MUZYCZNEGO W LUBLINIEDYRYGENT- JACEK BONIECKI

SOBOTA, 27 sierpnia, godz. 16.00 DeptakKONCERT PROMENADOWY, JOHANN STRAUSS ENSAMBLEKIEROWNICTWO ARTYSTYCZNE - ARTUR JAROŃWstęp wolny

SOBOTA, 27 sierpnia, godz. 20.00 Pijalnia GłównaUROCZYSTE ZAKOŃCZENIE FESTIWALU BOGUSŁAW KACZYŃSKI ZAPRASZAWIELKA SŁAWA TO ŻARTGRAŻYNA BRODZIŃSKA • EDYTA CIECHOMSKA • JOANNA CORTES • ANNA CYMMERMAN

ADAM SOBIERAJSKI • ROMUALD SPYCHALSKI • DARIUSZ STACHURA • ADAM SZERSZEŃ

ORKIESTRA FILHARMONII ZABRZAŃSKIEJDYRYGENT - SŁAWOMIR CHRZANOWSKI

Page 13: DTS 32 (45) 25 sierpnia 2011

1325 sierpnia 2011 DOBRY TYGODNIK SĄDECKI

„Porónując się z innymi, mo-żesz stać się próżny lub zgorzk-niały, zawsze bowiem znajdujesz gorszych i lepszych od siebie”

Desiderata

Dobry Rodzicu,Kiedy byłeś mały i wykonałeś

jakąś czynność, zapewne lubiłeś, gdy twoi rodzice to zauważyli i po-chwalili cię. Nie muszę więc prze-konywać cię o słuszności udziela-nia pochwał swoim dzieciom, one wciąż na to czekają.

Z pewnością zauważyłeś, że po-chwały wzmacniają poczucie war-tości siebie, podnoszą samooce-nę, a także zachęcają do dalszego wysiłku.

Istnieją jednak pułapki w chwa-leniu, które sprawiają, że dzieci nie wierzą w słowa, które wypowia-dają rodzice albo czują się nimi jeszcze bardziej przybite. Dlate-go bardzo ważne jest dostrzeganie konkretów, za które możemy po-chwalić nasze dziecko bez odwoły-wania się do porównań z innymi.

Tak więc zamiast chwalić dziec-ko za to, że było grzeczne podczas wędrówki w góry, powiedz: „Bar-dzo podobało mi się, jak wspinałeś się pod górę. To się nazywa wy-trwałość. Gratuluję!”

Staraj się nie używać p r z y mi o t n i k ó w typu: grzeczny, miły, fajny, posłuszny. Raczej powiedz

konkretnie, co takiego dziecko zrobiło, powiedziało, że uważasz to za grzeczność.

N Zamiast mówić: „Co za dziel-ny zuch z ciebie, zostałeś sam u babci Zosi, s z k o d a, że ty-dzień temu nie chciałeś zostać u babci Uli”.

N Powiedz: „Podoba mi się, że sam zostałeś na noc u babci Zosi i spałeś sam w pokoju. Podoba mi się twoja odwaga”.

N Unikaj słowa s z k o d a, ono sprawia, że dziecko skupia się

na tym, co zapomniało zrobić lub czego nie potrafiło zrobić.

N Zamiast mówić: „Ładnie od-kurzyłeś dywan, dokładnie, ale dlaczego nie poukłada-łeś rzeczy na biurku”, po-wiedz: „Widzę odkurzony dywan, zrobiłeś to dokład-nie. Dziękuję”.

N Unikaj słowa ALE, któ-re sprawia, że pochwała za-mienia się w krytykę. Kiedy dziecko słyszy, czego jeszcze nie zrobiło, nie słyszy pierw-szej części zdania, w którym

zawarta jest pochwała, ra-czej myśli: „Chociażbym nie wiem, co robił, to i tak mój tata lub mama czegoś się doczepią, nie ma sensu się starać, jestem po prostu do niczego.”

Ważne jest, abyśmy jako rodzice chwalili nasze dzieci szczerze, za to co widzimy, a nie za to, co chcie-libyśmy zobaczyć.

Zadaniem rodzica nie jest chwa-lenie lub pochlebianie dziecku z intencją ukrytą: „Jak pochwalę, to może sie poprawi.”

Chodzi o to, aby wspie-rać zgodną z prawdą samooce-nę dziecka.

Polega to na:N opisie tego, co widzę, co uda-

ło się dziecku: „Andrzejku, widziałem jak pożyczyłeś ko-ledze pióro”;

N nazwaniu uczucia, które we mnie (rodzicu) się pojawi-ło, gdy to zobaczyłem: „An-drzejku, spodobało mi się, że natychmiast zareagowa-łeś i pomogłeś koledze, któ-ry prosił o pomoc”;

N podsumowaniu zachowania dziecka: „To się nazywa by-cie koleżeńskim”.

Rodzicu, pamiętaj:„NIE MA DZIECKA, W KTÓRYM NIE BYŁOBY CZEGOŚ DOBREGO”

(„nie ma człowieka , w którym nie byłoby czegoś dobrego”)

Trzeba tylko umieć patrzeć tak, aby to dobro dostrzegać, znaleźć lub odkopać grudki złota przykry-te błotem. Może to nie dziecko jest złe, może to my nie umiemy tego dobra dostrzec, odkopać. Uczmy się na dzieci patrzeć oczami dobra.

Jeżeli nauczymy się dostrzegać konkretne pozytywne słowa, za-chowania, gesty, to sprawimy, że dziecko będzie pomnażało w so-bie dobro. Podlewaj pszenicę i pie-legnuj ją, a chwasty same zwiędną. Mówiąc o dobrych zachowaniach, nie wytykaj złych.

Zadanie domowe:N Wytęż wzrok oraz słuch

i przynajmniej pięć razy w ciągu dnia nazwij, co do-brego zrobiło lub powiedzia-ło twoje dziecko.

N Życzę powodzenia, dziękując jednocześnie za udział w Wa-kacyjnej Szkole dla Rodziców.

HALINA CZERWIŃSKA

Wszystko co najważniejsze znajdziesz na: www.sacz.in

LEKCJA 10.

Jak pomnażać

dobro w dzieciach?

WAKACYJNA SZKOŁA DLA RODZICÓW Z DTS DROGI RODZICU,

Wakacyjna Szkoła dla Rodziców „Dobrego Tygodnika Sędeckiego” dobiega końca. Jeżeli przestudiowałeś 10 odcinków autorskich lekcji Haliny Czerwińskiej - edukatora i pedagoga w Zespole Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej Ostoja w Nowym Sączu oraz pedagoga Katolickiej Szkoły Podstawowej w Nowym Sączu - pochwal siebie za to. Jeżeli oprócz tego, że czytałeś artykuły, to jeszcze wyrzuciłeś ze swojego słownika słowa bezużyteczne, typu: ty zawsze, ty nigdy i inne, które mogłyby blokować twoją komunikację z dzieckiem - uśmiechnij się sam do siebie. Natomiast, jeżeli oprócz czytania i wyeliminowania słów bezużytecznych nauczyłeś się nowych reakcji i wypowiadasz słowa, które zbliżają Cię do dziecka - to otrzymujesz niepodważalny dokument ukończenia WSR, certyfikat w postaci UŚMIECHU DZIECKA (w załączniku). Gratulujemy!

PASJA. - Zdobywając kolejne szczy-ty, rywalizuję sam z sobą, ze swoimi słabościami – mówi Stanisław Sara-ta. Za trzy miesiące skończy 70 lat, ale kondycji mógłby mu pozazdrościć niejeden nastolatek.

Pasją górskich wędrówek sam za-raził się, będąc nastolatkiem. Jak mówi, miał to szczęście, że nauki w szkole średniej pobierał w Zako-panem. Jednym z jego nauczycieli był Zbigniew Korosadowicz, kar-tograf Tatr, znakomity przewod-nik tatrzański i toprowiec.

- W sobotę przychodził do na-szego internatu i pytał: Chłopa-ki, to gdzie dzisiaj idziemy. Oczy-wiście było to retoryczne pytanie, bo w głowie miał już ułożony plan wycieczki – wspomina Stanisław Sarata.

W wieku 16-18 lat w ten sposób zaliczył ponad 70 proc. tatrzańskich szlaków. Po ukończeniu szkoły,

pracując, każdą wolną chwilę wy-korzystywał na górskie wędrówki. W swoim 70-letnim życiu z górami rozstał się tylko na 10 lat, kiedy bu-dował swój dom.

- Z zawodu jestem budowlań-cem. Sam chciałem postawić swój dom. Po pracy jechałem więc na budowę i nie było czasu ani sił na chodzenie po górach – tłuma-czy się.

Za to od 13 lat z górami praktycz-nie się nie rozstaje. Zapisał się do PTTK i stara się nie przegapić żad-nej wycieczki, organizowanej przez stowarzyszenie. Tych mniejszych, po Beskidach, i tych w bardziej wy-magające góry. Ostatnio zdobył naj-wyższy szczyt Olimpu – Matikas (2917 m n.p.m.).

- To nie był najwyższy szczyt, na jaki udało mi się wyjść, wcze-śniej zdobyłem Musałę (2925 m n.p.m.), ale na pewno najtrudniej-szy – mówi Sarata.

U podnóża Olimpu 20 lipca sta-nęła 50-osobowa grupa, ale tylko 22 z nich wspięło się na górę bo-gów. Pan Stanisław był najstarszym z podróżników.

- Jeśli ktoś ma lęk wysokości, nie jest w stanie przebyć trasy, dlatego tylko połowie z nas się to udało – dodaje Sarata, opo-wiadając, jak to przeciskał się

przez niewielką szczelinę, scho-dząc w dół 180 m, a dalej schoda-mi rozpaczy wspinał się na szczyt.

- Tam nie da się wejść na sto-jąco, wchodziliśmy na czwora-ka – relacjonuje 70-latek. – Na szczycie nie poczułem siły bo-gów, a swoją. Podczas każdej wę-drówki po górach rywalizuję bo-wiem z samym sobą, ze swoimi słabościami.

Swoje możliwości zna i pew-nych szczytów wie, że nie zdobędzie.

– Na Mont Blanc nigdy bym się nie wybrał, bo pokonywanie swoich słabości to jedno, a ryzy-kowanie zdrowia - drugie. Mam za niskie ciśnienie, by przejść trasę lodową. A przecież to gó-rom zawdzięczam dobrą kon-dycję. I przez te wszystkie lata wspinaczek nie doświadczyłem żadnej kontuzji. Nie chciałbym tego zmieniać. (PEK)

Na Olimpie nie poczułem siły bogów, a swoją

U podnóża Olimpu 20 lipca stanęła 50-osobowa grupa, ale tylko 22 z nich wspięło się na górę bogów FOT. ARCH. STANISŁAWA SARATY

Page 14: DTS 32 (45) 25 sierpnia 2011

DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 25 sierpnia 201114

R E K L A M A

Page 15: DTS 32 (45) 25 sierpnia 2011

1525 sierpnia 2011 DOBRY TYGODNIK SĄDECKI

Więcej sportu na: www.sacz.inSport

olejne, akwarele, hafty, grafiki, dyplomy, papirusy, plakaty, fotografie, lustra

farby, pedzle, kredki, pastele, podobrazia, sztalugi, papier, tuby, teczki, art. biurowe

Nowy Sącz, ul. Lwowska 13 (obok Muzeum)

WSZYSTKODLA PLASTYKÓW:

te l : 018 -444 -13 -23 www.opr awa .p l

OPRAWIAMYOBRAZY:

R E K L A M A

N A J L E P S Z E M I E J S C E N A T W O J Ą R E K L A M Ę

„Dobry Tygodnik Sądecki” Zadzwoń: 18 544 64 40, 18 544 64 41 albo napisz: [email protected]

Ogłoszenia drobne za 5 zł!

PIŁKA NOŻNA. W ciągu ostatnich dwóch lat gry na zapleczu ekstrakla-sy w Sandecji pojawiło się kilku piłka-rzy, których można zaliczyć do gro-na gwiazd I ligi. Odchodzili z klubu jako bohaterowie, ale w innych eki-pach zawodzili. Na razie żaden z wy-różniających się piłkarzy sądeczan nie sprawdził się w innej drużynie.

Dariusz Zawadzki: W 2001 r. zdobył Mistrzostwo Europy z reprezentacją Polski do lat 18. Wróżono mu wiel-ką karierę piłkarską. Dziś uznawa-ny jest za zmarnowany talent. Pobyt w Sandecji to jeden z najjaśniejszych momentów jego kariery. Najpierw przyczynił się do awansu sądeczan do I ligi, jesienią 2009 był liderem środka pola beniaminka. Na ofer-ty z innych klubów nie trzeba było długo czekać. Przed rundą wiosen-ną w 2010 roku podpisał kontrakt z mającą duże aspiracje pierwszoli-gową Pogonią Szczecin. Tam jednak bardzo szybko zajął miejsce na ławce rezerwowych. Mimo licznych szans nie potrafił przebić się do podstawo-wej jedenastki. Obecnie swoich sił próbuje w Kolejarzu Stróże.

Maciej Bębenek: Był ulubień-cem sądeckich kibiców. W sezonie

2009/2010 jego rajdy prawą stroną boiska siały spustoszenie pod polem karnym rywali. Przejście do Sande-cji było dla 25-letniego wówczas po-mocnika odskocznią. Zawodnik miał już na swoim koncie cztery wystę-py w ekstraklasie. Jednak jego po-byt w Widzewie Łódź i Polonii Bytom był tylko mało znaczącym epizodem. Na zapleczu ekstraklasy Bębenek od-zyskał wiarę w swoje umiejętności. Szybko znalazł się na celowniku kil-ku klubów. W barwach Sandecji na pierwszoligowych boiskach rozegrał 31 spotkań, zdobywając 7 goli. Za-wodnikiem zainteresował się Górnik Zabrze, który w sezonie 2009/2010 uzyskał awans do ekstraklasy. Trener zabrzan i były szkoleniowiec Sande-cji, Adam Nawałka widział w pomoc-niku spory talent. W kolejnym sezo-nie zaczął stawiać na Bębenka, jednak na początku powierzył mu funkcję rezerwowego. Niestety kontuzja za-hamowała karierę byłego zawodni-ka Sandecji. Dzisiaj Maciej Bębenek ma niewielkie szanse na wywalcze-nie miejsca w podstawowej jedena-stce Górnika.

Michał Jonczyk: Do Sandecji przy-szedł w 2009 r., kiedy ta szykowa-ła się do gry w I lidze. Miał wówczas

17 lat i za sobą występy w Wiśle Kra-ków (Młode Ekstraklasa). W sądec-kiej drużynie występował na lewej pomocy. W 26 spotkaniach zdobył 7 goli. Grał w młodzieżowej reprezen-tacji Polski. Uznawany był za jedno z największych odkryć I ligi. Razem z Maciejem Bębenkiem po zakończe-niu sezonu 2009/2010 przeszedł do Górnika Zabrze. Tam niestety jego kariera utknęła w martwym punkcie. Nękany przez kontuzje w ekstrakla-sie rozegrał zaledwie cztery spotkania (zdobył nawet gola z Polonią Bytom). Ciągle ma szanse na błyskotliwą ka-rierę piłkarską. Ma przecież dopiero 19 lat, jednak jak na razie przełomu w jego sytuacji nie widać.

Vladimir Kukol: Przed obecnym sezonem odszedł do Jagiellonii

Białystok, która szykowała się do kwalifikacji Ligi Europy. Słowak sta-nął przed wielką szansą. W ubiegłym sezonie był gwiazdą Sandecji i zali-czany do najlepszych piłkarzy zaple-cza ekstraklasy. W sądeckiej druży-nie zajął pozycję (prawy pomocnik) Macieja Bębenka. Ze swojej roli wy-wiązał się fantastycznie, mimo że przychodził do drużyny Wójtowi-cza jako mało znany zawodnik. Są-deczanie długo się zastanawiali czy pozyskanie Kukola jest dobrym po-sunięciem transferowym. Wreszcie podjęto decyzję, która okazała się strzałem w dziesiątkę. Kukol w lidze rozegrał 30 spotkań, zdobywając 9 goli. Kilka miesięcy temu pożegnał się z sądecką drużyną w okoliczno-ściach, które wywołały w Sande-cji prawdziwą burzę. Najpierw po-rozumiał się w sprawie przedłużenia kontraktu, by po chwili sztab szko-leniowy i działacze dowiedzieli się z mediów, że 26-letni pomocnik za-warł umowę z Jagiellonią. Jak mu się wiedzie w Białymstoku? Na ra-zie zdobył na… ławce rezerwowych. W oficjalnym meczu swojej nowej drużyny jeszcze nie zagrał. Perspek-tywy przed byłym piłkarzem Sande-cji nie są najlepsze. Do Białegostoku

przychodził, gdy trenerem Jagiellonii był Michał Probierz. Szybko doszło do zmiany szkoleniowca i obecnie dru-żynę prowadzi Czesław Michnie-wicz, który na razie nie chce stawiać na piłkarza pozyskanego przez swo-jego poprzednika.

Rudolf Urban: Przyszedł do Sandecji wiosną 2010 r. Miał zastąpić w środku pola Dariusza Zawadzkiego. Ze swo-jej roli wywiązał się z nawiązką. Sło-wak przez następny rok był moto-rem napędowym Sandecji. Pół roku temu opuścił sądecki zespół. Nie by-łoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wybrał ofertę Piasta Gliwi-ce. Pierwszoligowej drużyny o sile porównywalnej do Sandecji. Jed-nak w Gliwicach 31-letni Słowak nie jest już tak błyskotliwy jak w No-wym Sączu.

Damian Zbozień: Stoper Sandecji po bardzo udanym ubiegłym sezo-nie wrócił do Legi Warszawa. Klub ze stolicy skorzystał z jego usług tyl-ko w sparingach, podejmując de-cyzję o wypożyczeniu zawodnika pochodzącego z Łącka do GKS-u Beł-chatów. W drużynie prowadzonej przez Pawła Janasa może liczyć na grę w podstawowym składzie.

JACEK BUGAJSKI

W Sandecji błyszczeli, w innych klubach zawodzili

Page 16: DTS 32 (45) 25 sierpnia 2011

DOBRY TYGODNIK SĄDECKI 25 sierpnia 201116

Na koniec tygodnia

TYGODNIÓWKA MARKA STAWOWCZYKA

Odwiedź portal: www.sacz.in

Z TECZKI MARIUSZA BOCHEŃSKIEGO

Józef i Marian Koral

Bohaterom świeczkę, a najeźdźcom ogarekTrudno nie zgodzić się ze słowami prezydenta Jerzego Gwiżdża, któ-ry podczas niedawnych uroczystości upamiętniających bitwę warszaw-ską przypomniał, że świat nie okazał Polsce wdzięczności za ocalenie go przed bolszewicką zarazą i 20 lat później pozostał całkowicie ślepy i głu-chy na to, co Hitler ze Stalinem, a potem Stalin z zachodnimi aliantami uczynili z naszą ojczyzną. Czy jednak aby na pewno słowa żalu i pretensji powinniśmy kierować do całego świata? A może sami winniśmy uderzyć się w pierś, uporządkować swoją historię oraz właściwe określić wekto-ry pamięci zanim zażądamy empatii i zrozumienia od innych? Bardzo do-brze pamiętam, gdy ludzie Solidarności, wśród których był także prezy-dent Gwiżdż, mówili z nadzieją w głosie, że przyjdzie kiedyś taki dzień, w którym z ulic i pomników znikną kaci, oprawcy, kanalie, okupanci oraz wszelkiej maści łotry, a ich miejsce zajmą autentyczni bohaterowie – wy-klęci, zapomniani, otoczeni komunistycznym kłamstwem i pogardą. I na-gle, kiedy jutrzenka wolności zajaśniała pełnią blasku, okazało się, że po-jawiły się zupełnie inne, nowe i ważne problemy, przy których weryfikacja historii jawiła się dla wielu jako „duperelne” grzebanie się w przeszłości, sianie waśni, nienawiści i podżeganie do zła. Oto15 sierpnia wspominamy bohaterów wojny z Rosją Radziecką, 17 września tysiące ofiar sowieckie-go bestialstwa, 8 maja zaś składamy hołd przywódcom i żołnierzom Pol-skiego Państwa Podziemnego, unicestwionego ostatecznie przez Stalina. A wszystkie te pełne patosu i żarliwego patriotycznego uroczystości krążą wokół centralnego placu o jakże dumnej nazwie „Aleje Wolności”, które-go główną ozdobą jest monument symbolizujący powojenne zniewolenie Polski (oficjalnie wciąż figuruje on jako pomnik chwały Armii Czerwonej i wdzięczności Sądeczan wobec ZSRR). I pomimo, że w 1992 ówczesna Rada Miasta podjęła uchwałę o usunięciu tablicy wraz z kamiennym orna-mentem, zarząd miasta jedynie z sobie wiadomych powodów zdecydował jej nie wykonać. Tylko niech ja sobie przypomnę, kto był wtedy prezyden-tem Nowego Sącza? (JARO)

SMS

NOWY SĄCZ. Tomasz Król „Królik” z Krynicy-Zdroju zakończy swo-je ogólnopolskie tournee 27 sierp-nia pokazem zośki*, w sądeckim klubie Level. Trasę podsumuje te-ledysk, nad którym pracuje m.in. wraz z sądeckim dj Żusto czy zna-nym grafficiarzem Morsem.

Podczas weekendu kręcili kolejne sceny do teledysku przy ruinach zamku i na boisku przy ul. Kon-stanty, gdzie Mors od kilku dni tworzy specjalne graffiti. Zdjęcia zakończą w przyszły weekend, a we wrześniu kawałek powinien być już gotowy. Będzie nosił tytuł „Tu i teraz”.

- Kiedy poznałem Królika i do-wiedziałem się o jego zajawce, od razu stwierdziliśmy, że można zrobić z tym coś więcej. Wpadli-śmy na pomysł teledysku – opo-wiada Żusto.

- Chcemy pokazać, że ludzie mają różne pasje i to jest ich sens życia – dodaje Królik.

- Królik zajawił się na punk-cie zośki, Mors nie wyobraża so-bie życia bez graffiti, sztuki, ja bez tworzenia muzyki. W teledysku wystąpią także tancerze, deskorol-kowy – wylicza Żusto, bo idea klipa jest prosta: - Zachęcamy do wyko-rzystania swojego talentu, udo-wadniamy, że życie w zgodzie ze

swoją pasją jest również w stanie przynieść dochód – twierdzi Żusto. – Nie ważne jest także miejsce, bo żyjemy tu i teraz i nawet w takim małym Nowym Sączu można robić ciekawe rzeczy.

Teledyskiem chcą więc też wy-promować miasto i okolice. Zdję-cia kręcili już w Muszynie Złockim, Gródku nas Dunajcem, a ostanio w Nowym Sączu. W klipie wezmą również udział znani artyści sce-ny hip-hopu w Polsce: Metrowy, „Bu”, „Minix” (GIN)* Zośka – w tym przypadku pisana małą literą – to zabawa i żonglerka małym, wełnianym woreczkiem wypełnionym sypkim materiałem.

Zośka pod zamkiem

Mors maluje Królika na ul. Konstanty