kiła i muzy. syfilityczny epizod w twórczości hieronima morsztyna. in: literatura piękna i...

24
Literatura piękna i medycyna Redakcja Maciej Ganczar Piotr Wilczek

Upload: ug

Post on 26-Apr-2023

0 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Literatura piękna i medycyna

Redakcja Maciej Ganczar Piotr Wilczek

47

Radosław Grześkowiak Uniwersytet Gdański

Kiła i muzy. Syfilityczny epizod w twórczości Hieronima Morsztyna

„Niemoc kurewników i cudzołożników”

W Kronice wszytkiego świata pod rokiem 1493 Marcin Bielski od-notował:

Tegoż roku – nasz kronikarz Miechowita napisał – wrzód galijski, który zowiemy francą, do Polskiej przyniosła jedna niewiasta z Rzy-ma, na odpust chodząc; potym z Węgier służebni, aż się rychło roz-płodziła i rozmogła u nas, zwłaszcza w tych, którzy radzi wino moc-ne, takież ine trunki piją, a niewiast przyglądają1.

W rzeczywistości ogólnoeuropejska epidemia wybuchła dwa lata później, kiedy 22 lutego 1495 r. trzydziestosześciotysięczna armia Ka-rola VIII wkroczyła do Neapolu. Podczas osiemdziesięciodniowej wy-pełnionej orgiami okupacji po raz pierwszy objawiła swe złowieszcze oblicze nieznana dotąd choroba, mająca dużo bardziej agresywną po-stać niż dzisiejsza kiła złośliwa. Po stronie francuskiego króla walczyli zaciężni żołnierze praktycznie z całej Europy. Kiedy zdemobilizowani

1 M. Bielski, Kronika wszytkiego świata, Kraków 1551, k. 255r.

Radosław Grześkowiak

48

latem wracali do domów, roznieśli weneryczną zarazę, która w ciągu zaledwie kilku lat opanowała stary kontynent.

Polska była tu w awangardzie. Maciej z Miechowa, za którego ła-cińską kroniką powtarzali owe rewelacje nasi dawni historycy, przywle-czenie francy z Rzymu do stołecznego Krakowa przez rządną odpustów i przygód mieszczkę faktycznie datował na rok 1495, a przez pachoł-ków z Węgier na lata 1495–1496. Natomiast rok 1493 podaje jako datę wybuchu pierwszych ognisk choroby, przywiezionej z właśnie odkry-tej Ameryki, sytuowanych przez niego w Hiszpanii (a także Mauretanii i Cezarei), podczas gdy rok później miała ona dotrzeć do Włoch i Fran-cji2. Dalsze jej drogi są już znane. Warto zaznaczyć, iż taka chronologia rozprzestrzeniania się syfilisu jest w zasadzie zgodna z dzisiejszym stanem wiedzy3.

Ponieważ groźna choroba nie była dotąd znana, nie miała też imie-nia. Zanim któraś z nazw się ustaliła, we wszystkich językach pojawiało się szereg doraźnych propozycji. W szesnastowiecznej Polsce określano ją m.in. jako: „dziki świrzb”4, „złe krosty” lub „niemoc złych krost”5,

2 M. De Miechow, Chronica Polonorum, Cracoviae 1521, k. 357r. 3 Najstarsze znane doniesienie o nowej chorobie dotyczy nie mieszkańców

Neapolu czy wojsk go okupujących, lecz Barcelony. W liście z 18 czerwca 1495 r. medyk Nicolas Squillacio opisał pierwsze przypadki groźnego schorzenia przeno-szonego drogą płciową, które pojawiło się tu co najmniej rok wcześniej. Przypo-mnijmy, iż Krzysztof Kolumb ze swej wyprawy powrócił 31 marca 1493 r., a 20 kwietnia owacyjnie witany był w Barcelonie. Co prawda wówczas przywiózł jedynie sześciu Indian, ale konwoje dowodzone przez Antonia de Torres do wiosny 1495 r. przetransportowały już kilkuset Indian i Indianek – które wykorzystywane były przede wszystkim jako seksualne niewolnice; zob. C. Quétel, Niemoc z Neapolu, czyli historia syfilisu, przekł. Z. Podgórska–Klawe, Wrocław 1991, s. 58–59.

4 A. Glaber z Kobylina, Problemata Aristotelis Gadki z pisma wielkiego filozofa Arystotela i też inszych mędrców wybrane, Kraków 1535, k. H5v.

5 Por. „Morbus gallicus Die krankenheit der Frantzosen. Niemoc złych krost albo francozy”; J. Murmelius, Dictionarius Rozmaitych rzeczy wokabuły łacińskie niemieckiem i polskim wykładem, Kraków 1528, s. 70. „Na rany, które przychodzą z złych krost, jako z france”, S. Falimirz, O ziołach i o mocy ich , Kraków 1534, cz. 5, k. 74v. „Na złe krosty albo france leczenie”, M. Siennik, Lekarstwa doświadczone , Kraków 1564, k. 129v, marg.

Kiła i muzy. Syf i l i tyczny epizod w twórczośc i Hieronima Morsztyna

49

„ospice” (od wysypki, pierwszego objawu choroby), „wrzód”6 lub „przymiot” (od wrzodów, kolejnego objawu; ostatni termin spopula-ryzowany przez pracę Wojciecha Oczki)7. W szeregu tych nazw sma-kowitą skądinąd formułę zanotował Jan Mączyński: „niemoc kurew-ników i cudzołożników”8, niestety, leksykograf ów wsławił się wpro-wadzaniem do swego słownika ukutych przez siebie terminów i rów-nież w tym wypadku mamy do czynienia z jego opisową formułą. W XVII w. popularność zyskały warianty nazwy wskazującej na śro-dowisko największego ryzyka: „dworska niemoc”, „dworska choroba”, „dworska ospa”9.

Podobne onomastyczne bogactwo występowało również w in-nych językach. Wszędzie jednak dominowały nazwania wskazujące winnego, od którego weneryczna choroba została przywleczona. Szlak tryumfalnego pochodu kiły znaczy szereg takich właśnie nazw: Fran-cuzi określali ją chorobą z Neapolu (mal de Naples), z kolei Niem-cy (Bösen Franzos), Anglicy (French Pox), a nawet sami Włosi mówili o niemocy francuskiej. W Niderlandach nazywano ją chorobą hisz-pańską (Spaansch pok), dla Portugalczyków była to przypadłość kasty-lijska (mal Castillan), a dla Japończyków i Hindusów zamieszkujących Indie Wschodnie – choroba portugalska. Rosjanie mówili o chorobie

6 Por. np.: „ludzie służebni tym wrzodem zarażeni do Polski przychodzi-li i rozmnożyli”, M. Stryjkowski, Kronika polska, litewska, żmudzka i wszystkiej Rusi Kijowskiej, Moskiewskiej, Siewierskiej, Wołyńskiej, Podolskiej , Królewiec 1582, s. 668.

7 Por. np.: „Przymiot albo dworska niemoc nic inszego nie jest, jedno zby-tek jadowity w człowiecze wątrobę i krew psujący”; W. Oczko, Przymiot, Kra-ków 1581, s. 1.

8 „Gallicus morbus, franca, ospice albo niemoc kurewników i cudzołoż-ników”, zob. J. Mączyński, Lexicon latino–polonicum, Regiomonti Borussiae 1564, k. 142r, kol. b.

9 Por. np.: „Przymiot albo dworska niemoc nic inszego nie jest, jedno zby-tek jadowity w człowiecze wątrobę i krew psujący”, W. Oczko, Przymiot, s. 1. Dostępny w Internecie, a opracowywany od połowy XX w., Elektroniczny słow-nik języka polskiego XVII i XVIII wieku nie notuje na razie tych haseł.

Radosław Grześkowiak

50

polskiej, a Turcy o chorobie chrześcijan10. Również w Rzeczypospo-litej najczęściej stosowane w XVI w. nazwy przypadłości to łacińska „morbus Gallicus” oraz jej rodzime odpowiedniki: „wrzód galijski”11, „niemoc francuska”12, „franca”13, „francuzy” czy „galiki” (o kilakach)14. Jak bowiem wyjaśniał Wojciech Oczko w rozprawie o syfilisie z 1581 r.: „Jako skoro na Francuzy – ludzie prędkie, popędliwe a obżarte – przypadł, przez wielkiego a zaraźliwego wszytkiemu chrześcijaństwu upadku rozszerzyć sie nie mógł, stądże go od ich narodu na wieczną hańbę francą nazwali. Nie żeby im ziemką abo rodzeniem tameczną była, jedno iż ludzie nieskromni a obżarci dostawszy, drugim podali, a nieugaszonym ogniem zdrowia ludzkie w Europie podpalili”15.

W czasach Oczki weneryczna przypadłość była już dobrem po-wszechnym Polaków. Zgodnie ze świadectwem medyka królewskiego: „sie tak spospolitował ten to przymiot, iż rzadki, któryby go w sobie jakiej sztuki nie miał, co jeśli o inszych narodach mądrzy medycy, rze-czam sie przypatrując, sądzić chcieli, bezpieczniej o naszych i naprost-szy to powiedzieć może”16. Nic dziwnego, że wstydliwa choroba nie oszczędzała również ciekawych świata poetów, choć niechętnie się tym chwalili. Do nielicznych wyjątków należy tworzący na przełomie XVI i XVII stulecia Hieronim Morsztyn. Fakt, że to właśnie on wprowa-dził do polskiej liryki temat własnej kiły, nie wydaje się przypadkowy.

10 Por. np.: K. Lejman, Zarys historii kiły, „Archiwum Historii Medycyny” 2/32 (1969), s. 127; C. Quétel, Niemoc z Neapolu, czyli historia syfilisu, s. 23.

11 M. Bielski, Kronika wszytkiego świata, k. 255r.12 Por. np.: „niemoc francuska, którą pospolicie francą zową”; M. Stryjkow-

ski, Kronika polska, litewska, żmudzka i wszystkiej Rusi Kijowskiej, Moskiewskiej, Sie-wierskiej, Wołyńskiej, Podolskiej , s. 668.

13 Por. np.: „Tegoż roku franca poczęła się jawić w Polszcze według Bielskie-go”; B. Paprocki, Herby rycerstwa polskiego, Kraków 1584, s. 704.

14 Por. np.: „A istotna jest to doświadczona kaźń od Boga na ty nierządni-ki, którzy, iże ciałem grzeszą, na ciele tu jeszcze rozmaitych bólów, włoskiego ła-mania, francuskiego galika, sposnych inszych bolączek dostawają”; P. Gilowski, Postylle krześcijańskiej część czwarta , Kraków 1583, s. 54.

15 W. Oczko, Przymiot, s. 8.16 Tamże.

Kiła i muzy. Syf i l i tyczny epizod w twórczośc i Hieronima Morsztyna

51

Kiła poety: niedyskrecje i zwierzenia

Znakiem rozpoznawczym Hieronimowej poezji jest jej somatycz-ny charakter. Niezależnie od poruszanej tematyki, wiersze poety sku-piają się zwykle wokół przygód ciała. Zajmowała go przede wszystkich szeroko pojmowana erotyka, od obscenicznych fraszek przez wytworne komplementy aż do barwnych historii romansowych. Jako wczesnoba-rokowy pornograf, owszem, hołdował modzie, która nieprzystojne tre-ści nakazywała zakryć siecią przejrzystych peryfraz skupionych na tak niewinnych z pozoru tematach, jak kulinaria, militaria, myślistwo czy rzemiosła, jednak w odróżnieniu od swych rówieśników nie stronił też od śmiałych prób bezpośredniego opisu uroków intymnych zakamar-ków niewieściego ciała, znacząco przyczyniając się do rozwoju polskiego języka erotycznego17. Do somatycznych wymiarów sprowadzał Morsz-tyn nie tylko miłosną fascynację bohaterów swoich romansów, ale rów-nież ich psychologię18. Miał on także niebagatelny wkład w barokowy renesans średniowiecznego tematu pośmiertnego rozkładu, drastycznie relatywizującego piękno ciała i płynące zeń rozkosze19. Wypadkową tych zainteresowań stała się pierwsza polskojęzyczna relacja z publicznej sek-cji zwłok, która spod pióra poety wyszła na początku 1618 r.20 Trudno

17 Por. np. R. Grześkowiak, Jan Kochanowski przed zamkniętymi drzwiami Czarnoleski paraklausithyron jako figura miłosna, [w:] tenże, Amor curiosus Stu-dia o osobliwych tematach dawnej poezji erotycznej, Warszawa 2013, s.253–254. Na temat somatycznej dykcji poezji Hieronima Morsztyna zob. A. Nawarecki, Hie-ronima Morsztyna zmysłowa miłość porządku, „Ogród. Kwartalnik” 1/5 (1992), s. 212–234; P. Stępień, Hieronim Morsztyn (ok 158 –ok 1621): śmierć – groza i na-dzieja, [w:] tenże, Poeta barokowy wobec przemijania i śmierci: Hieronim Morsztyn, Szymon Zimorowic, Jan Andrzej Morsztyn, Warszawa 1996, s. 9–43; R. Grześko-wiak, Porażenie cielesnością Poetyckie relacje Hieronima Morsztyna z sekcji zwłok, [w:] Koncept w kulturze staropolskiej, red. zbiorowa, Lublin 2005, s. 303–310.

18 R. Grześkowiak, Wprowadzenie do lektury, [w:] H. Morsztyn, Filoma-chija, wyd. R. Grześkowiak, Warszawa 2000, s. 12–16.

19 Idem, Cmentarz jednego nagrobka Zarys dziejów pewnego czterowersu Hie-ronima Morsztyna, „Litteraria Copernicana” 2012, 1, s. 171–191.

20 H. Morsztyn, Do Abrahama Maciejowskiego o anatomiej białogłow-skiej, Do p[ana] poznańskiego o anatomiej męskiej, [w:] tenże, Wiersze padewskie,

Radosław Grześkowiak

52

się dziwić, że kiedy pozostający na usługach somatycznej muzy autor zdobywał się na intymne wyznania, dotyczyły one nie tyle rozterek du-szy czy rachunku sumienia (acz i takie dwa wiersze w jego twórczości znajdujemy), ile słabości własnego ciała i jego przypadłości.

Epoka nowożytna odkryła dla literatury przestrzeń prywatną. Szeroko rozumiane piśmiennictwo zaczęło obejmować już nie tylko ambitnie pomyślane parenetyczne postulaty, ale także intymne wy-znania dotyczące doświadczeń osobistych i jednostkowych, niewiele mających wspólnego z oficjalnym obliczem:

W literaturze ciało ukazywane jest na wiele sposobów: ciało zdro-we, poddane ćwiczeniom, ciało stanowiące własność publiczną, ciało biorące udział w spektaklu, jakim jest pokazywanie siebie in-nym [...]. Jednak można przecież traktować ciało bardziej intym-nie, bo oto pojawia się ciało pozbawione wstydu, chore ciało, które piśmiennictwo prywatne ukazuje świadomie czy nieświadomie21.

Temat własnej choroby do polskiej literatury wprowadził bodaj Klemens Janicjusz. W jego elegiach głęboko intymny charakter wy-znań pokrywała forma odwołująca się do antycznej tradycji gatunku oraz zaadresowanie ich ad posteritatem. Gdy z górą pół wieku później Morsztyn inaugurował podobne wynurzenia w poezji polskojęzycz-nej, była to już ubrana w rymy skierowana ad familiares informacja o trywialnych dolegliwościach żołądkowych i konieczności przestrze-gania ścisłej diety22. Wyznania takie mogły zaistnieć w twórczości Hie-ronima, ponieważ po wydaniu Światowej Rozkoszy w 1606 r. poeta

oprac. R. Grześkowiak, Warszawa 2014, s. 89–93. Por. R. Grześkowiak, Lek-cje anatomii, [w:] tenże, Amor curiosus Studia o osobliwych tematach dawnej poezji erotycznej, s. 203–244.

21 M. Foisil, Piśmiennictwo forum prywatnego, [w:] Historia życia prywatne-go, t. 3: Od renesansu do oświecenia, red. R. Chartier, przekł. zbiorowy, Wro-cław 1999, s. 367.

22 Zob. H. Morsztyn, List do Jego Mości Pana Jana Kostki z Lublina 1619 z gospody, [w:] R. Grześkowiak, Siedem wierszy okolicznościowych Ze studiów nad spuścizną Hieronima Morsztyna (II), „Barok” 2/5 (1998), s. 183, 176–178.

Kiła i muzy. Syf i l i tyczny epizod w twórczośc i Hieronima Morsztyna

53

zaprzestał starań o druk swoich dzieł, skupiając się wyłącznie na pisa-niu utworów przeznaczonych do kolportażu wśród najbliższych znajo-mych23. Przedłożywszy tworzony „dobrym towarzyszom k woli” zapis prywatny ponad podporządkowanie się wymogom druku, poeta mógł sobie pozwolić na kontestację zarówno nakazów społecznych, jak i li-terackiej zasady decorum. Pisana w ten sposób poezja nie musiała się oglądać na to, o czym pisać wypada, a o czym już nie, co w przypadku Hieronima skutkowało nie tylko śmiałą eksploracją tematyki erotycz-nej, ale także stwarzało możliwość intymnego zwierzenia.

Znamienne, że wyznania dotyczące własnych dolegliwości pisał Hieronim w formie poetyckich listów. Gatunek literacki, zakładają-cy prywatny charakter przekazu i ściśle spersonalizowanego adresata, pozwalał śmielej mówić nie tylko o troskach, będących wynikiem to-warzyskiego zaniedbania, ale także o somatycznych przypadłościach i bolączkach. Identycznie będzie potem w przypadku Jana Andrzeja Morsztyna, który praktykowane przez znajomego cyrulika metody le-czenia kiły omawiał ze swadą na przykładzie anonimowego „towarzy-sza” we frywolnej fraszce Leki, a dopiero w sonecie mającym charakter lirycznej epistoły do współzarażonego „szwagra” (jak żartobliwie prze-zywali się mężczyźni mający tę samą kochankę) bez pardonu wyznał:

I jak się prędko przyznasz do rzeżączki, I ja się przyznam, żem już w targu z kiłą24.

23 Jedynie zachowana w (niekompletnym dziś) czystopisie Żałobna Muza na śmierć Joachima Lubomirskiego Hieronima Morsztyna mogła powstać z myślą o drukarskiej prasie, jednak nie doszło do jej wydania w XVII w., zob. P. Buchwald–Pelcowa, Nieznane i zapomniane wiersze Hieronima Morsztyna, „Archiwum Literackie” 16 (1972), s. 265–290. Zamiast Morsztyna osobną pu-blikację tragicznej śmierci Lubomirskiego poświęcił Jan Daniecki (tenże, Elegia na śmierć żałosną Joachima Lubomirskiego, Kraków 1610).

24 J.A. Morsztyn, Do pana podko[morzego] sieradz[kiego] we Lwowie,13–14, [w:] tenże, Utwory zebrane, oprac. L. Kukulski, Warszawa 1971, s. 334. Zob. także tenże, Leki, [w:] tamże, s. 312–313.

Radosław Grześkowiak

54

W przypadku Hieronima istotną rolę w takich wyborach tema-tycznych odegrały uwarunkowania biograficzne. Mimowolny donos na prowadzenie się poety zawdzięczamy Sewerynowi Bączalskiemu, który w 1608 roku opublikował zbiór z wierszowaną wypowiedzią zawierającą m.in. recenzję wydanej dwa lata wcześniej Światowej Roz-koszy Morsztyna. Poemat ów stanowi dzieło dość niezwykłe. Najpierw z emfazą wychwala uroki rozlicznych ziemskich rozkoszy: zbytek i eks-ponowane urzędy, męską przyjaźń i żeńskie towarzystwo, jedzenie i pi-cie, muzykę i taniec, gry i zabawy, podróże i obywające się bez nich ży-cie ziemiańskie. Apoteozę szlacheckich przyjemności niespodziewanie przerywa jednak złowieszczy głos: „Vanitas vanitatum et omnia vani-tas”, któremu podporządkowane zostało zakończenie utworu, epatu-jące makabrą gnijącego w trumnie ciała. Bączalski nie miał wątpliwo-ści, jak rozumieć tak silnie spolaryzowaną całość, jednak do eksplikacji niezbędny był mu biograficzny klucz interpretacyjny. Dlatego więcej niż o Światowej Rozkoszy pisze o jej autorze, nie bez satysfakcji dono-sząc, iż podlegał on tym samym przykrym przypadkom, co inni nie-fortunni klienci zamtuzów:

K temu ilem z nim razów gdziekolwiek zasiadał,Twierdził to, że go jeszcze nigdy świat nie podszedł.A jam temu nie wierzył, bom był tego doszedł,Że podpadał przypadkom takim, jako i my,Bom czytał, nie pomnię gdzie, takie o tym rymy,Że: „To szlachcic skuteczny dopiero i prawy, Co siedmkroć odprawuje takowe zabawy:Cały tydzień lekarstwy ma sobie dogodzić,Potym cztery niedziele z izby nie wychodzić”.To też pomnię, ilekroć tych czasów chorował,Barwierza, nie doktora zawżdy potrzebował.Żebym rzekł: dla golenia. Zapuścił już brodę!25

25 S. Bączalski, Do tego, co już przeczetł, 98–109, [w:] tenże, Przestrach śmiertelny, Kraków 1608, k. F1r–v.

Kiła i muzy. Syf i l i tyczny epizod w twórczośc i Hieronima Morsztyna

55

Jeśli aluzje Bączalskiego zdałyby się mało przejrzyste, starczy przy-pomnieć, iż przywołany przez niego anonimowy czterowers w obiegu rękopiśmiennym kopiowano jako epigramat O francy26. Mowa w nim o popularnej kuracji polegającej na smarowaniu ciała szarą maścią i wy-pacaniu choroby, a potem przez 20–30 dni trzymania osłabionego orga-nizmu w cieple przy piecu27.

Weneryczne schorzenie Morsztyna w oczach Bączalskiego uwia-rygodniało kompetencje autora Światowej Rozkoszy, który rozsmako-wując się w ziemskich delicjach, poznał je od podszewki. Dzięki temu zakończenie poematu recenzent mógł postrzegać jako piekielną karę za nadużywanie ziemskich radości, które tym samym nabrało jedno-znacznie grzesznej waloryzacji:

Poganił ono wszystko, co był począł chwalić,Obaczył, że świat umie kożdego oszalić.I on, chociaż w tym bywał, napadł prędko na to, Kto w tych rozkoszach pływa, co mu będzie za to. Sam namienił na końcu, co za korzyść jego:Bryła ziemie z tarcicą, duszę szatan z niego

26 „Wszak to szlachcic dopiro zupełny i prawy, / Co siedmkroć odprawuje w izdebce zabawy: / C[ał]y tydzień lekarstwy ma sobie dogodzić, / Potym cztyry niedziele na wiatr nie wychodzić” (rkps Lwowskiej Naukowej Biblioteki Naro-dowej Ukrainy im. W. Stefanyka, Zbiory Baworowskich, sygn. 1332, k. 265v; w w.3 w rkpsie lekcja lipometryczna: „Cy”).

27 Terapię wspomina Morsztyn w Dworskiej chorobie, pisząc o zachowawczych metodach leczniczych Dominika Paczkena (podstarszy lub starszy cechu krakow-skiego lekarzy z przerwami w latach 1598–1637): „szarą maże, / Na wiatr wy-chodzić nie każe” (H. Morsztyn, Dworska choroba, 39–40). Wedle tej samej re-cepty kurowany był dobry towarzysz, którego skargę zawiera fraszka skopiowana w Wirydarzu poetyckim Jakuba Teodora Trembeckiego: „A ja, com chcąc przywyk-nąć rycerskiej zabawie, / Podczas–em do pierścienia gonił po Warszawie, / Dwakroć po kilka niedziel wieżą siedzieć muszę, / Nad to kilką set grzywien okupować duszę, / Jak za jaki kryminał. Acz rad tę niemałą / Szkodę zniosę, gdy tylko kopiją mam całą” (J.T. Trembecki, Na tegoż [dobrego kompana], 5–10, w: rkps Lwowskiej Na-ukowej Biblioteki Narodowej Ukrainy im. W. Stefanyka, Zbiory Ossolineum, sygn. 5888/I, s. 1143).

Radosław Grześkowiak

56

Wyrwie, niesie do piekła, gdzie był przeznaczony. Tymci każdy przypłaci te rozkoszy ony28.

Występując z pozycji entuzjasty twórczości kompana po piórze, Bączalski demaskował syfilityczny kontekst poematu, w którym upa-trywał źródła i sensu pęknięcia tekstu29.

Tego, że niedyskrecje recenzenta nie były pomówieniem czy go-łosłowną plotką, dowodzą wyznania liryczne samego Morsztyna. Już w poetyckim liście do Do starosty zwoleńskiego poeta czynił wyrzuty jednemu ze swych kompanów:

Słusznie byś miał chorego nawiedzić chudzinę,Boś mi i do niezdrowia dawał też przyczynę,A lubelska dyjeta, jeśli pomnisz tego,Bez mała nie wyrokiem cierpcu dzisiejszego.Mam ją w księgach, ale jej snadź więcej zostałoW kościach było niźli to, co się napisało30.

Adresat tu o tyle istotny, że wiersz powstać musiał po 1603 r., kiedy wymieniony w incipicie Krzysztof Bogusz odziedziczył rodowe starostwo zwoleńskie, a przed jego śmiercią w 1607 r. Niefortunna przygoda w lubelskim lupanarze musiała mieć miejsce w tym prze-dziale czasowym, a sugestie Bączalskiego nakazują przesunięcie jego górnego kresu o blisko dwa lata, czyli na rok 1605. Tu wzmiankowa-na jest ona nader aluzyjnie, na szczęście „lubelska dyjeta”, którą poeta ma zapisaną „w księgach”, zachowała się w kilku kopiach. Jak wynika z poetyckiego listu Na dyjetę lubelską do Jegomości pana starosty wałec-

28 S. Bączalski, Do tego, co już przeczetł, 120–128, [w:] tenże, Przestrach śmiertelny, k. F1r–v.

29 Szerzej na ten temat piszę w artykule Recenzenckie zachwyty i niedyskre-cje Seweryn Bączalski w roli krytyka „Światowej Rozkoszy” Hieronima Morsztyna, „Śląskie Studia Polonistyczne” 2/6 (2014), w druku.

30 H. Morsztyn, Do starosty zwoleńskiego, tekst wiersza restytuowany na podstawie kopii w rkpsach Biblioteki Naukowej PAU i PAN w Krakowie, sygn. 1273, cz. 2, s. 69 (brak w. 11–12); 1274, k. 66r–v; 2257, k. 227r.

Kiła i muzy. Syf i l i tyczny epizod w twórczośc i Hieronima Morsztyna

57

kiego, do feralnego zdarzenia doszło w znanym zamtuzie miejskim, mieszczącym się w Lublinie przy łaźni na pl. Rybnym:

Mózgi się nasze grzały, bo też w łaźni było Nimf kilka gospodynią naszę w wannie myło31.

Referując je, poeta wdał się w smakowite szczegóły. Także me-dycznej natury.

Poeta kiły: poczet cyrulików i wykaz terapii

W wierszu Na dyjetę lubelską Morsztyn wykorzystał przejrzystą symbolikę wenerycznego polowania, gdzie sprzedajne panny stały się zwierzyną łowną, a przyrodzeniu nadawcy i autora epistoły nadane zo-stały znaczące imiona psów myśliwskich, dzięki czemu śmielej można się było wdawać w intymne szczegóły. W ten sposób fallus prowody-ra nocnej eskapady, starosty wałeckiego Jana Gostomskiego, wystąpił w roli charta Szarłata – skądinąd zgodnie z zaleceniami wierszowanego poradnika Myśliwiec, którego autor radził mienić tak charta o pięknej sierści: „Nazwiże charta Karwatem, / A co ozdobny, Szarłatem”32:

Twój Szarłat, nie wiem, jakoć służył podpalały,Pewnie go te bestyje sfatygować miały.Słyszałem, że przecię mdły po pracy chudzina,A w sierć mu się snadź jakaś rzuciła gadzina.Aleć to wżdy równiejsza: złotnicy coś mają,Czym więc takie przypadki najsnadniej spędzają.

31 Tenże, Na dyjetę lubelską do Jegomości pana starosty wałeckiego, 7–8, tekst utworu restytuowany na podstawie kopii w rkpsach Biblioteki Naukowej PAU i PAN w Krakowie, sygn. 1273, cz. 2, s. 29–31; 1274, k. 85r–v; 2257, k. 279r–v; Biblioteki Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu, sygn. 3563/II, k. 177r–v.

32T. Bielawski, Myśliwiec, oprac. i wstęp Z. Nowak, W. Odyniec, Olsztyn 1980, s. 23: Myśliwca obrót czwarty, 25–26.

Radosław Grześkowiak

58

Mówią, że i olejek też szpikanardowyNa taką ochędóżkę bywa bardzo zdrowy33.

Już tu Hieronim Morsztyn dał dowody nie tylko żywego zaintere-sowania medyczną stroną zagadnienia, ale także dobrej orientacji w naj-częściej stosowanych terapiach tej groźnej przypadłości. To, czym dys-ponują złotnicy, to wykorzystywana w dawnym jubilerstwie w procesie pozłacania rtęć, będąca podstawowym składnikiem ówczesnych środ-ków przeciwkiłowych, przede wszystkim w postaci wcierek oraz szarej maści do smarowania ropni i krost. Ów antyczny medykament, przez Galena zlecany na wrzody i choroby skórne, okazał się najsilniejszą bro-nią w walce z nową chorobą, co przyznał również sam zainteresowany34:

Najlepsze jest srebro żywe,Chcesz li mieć zdrowie prawdziwe35.

Z kolei olejek ze szpikanardu do dziś bywa stosowany jest jako śro-dek na grzybice i wysypki36.

33Tenże, Na dyjetę lubelską do Jegomości pana starosty wałeckiego, 33–38.34 Tekst wiersza restytuowany na podstawie kopii w rkpsach Biblioteki Na-

ukowej PAU i PAN w Krakowie, sygn. 1046, k. 563v (brak w. 9–76); 1274, k. 71r–v (brak w. 59–60 i 75–76); 2257, k. 268r–v (brak w. 75–76, a w. 57–58 zapisane po w. 60); Biblioteki Jagiellońskiej, sygn. Ms. Slav. Fol. 9, k. 29v–30r (brak w. 45–46, przestawione w. 69 i 70); Lwowskiej Naukowej Biblioteki Na-rodowej Ukrainy im. W. Stefanyka, Zbiory Ossolineum, sygn. 5888/I (Wirydarz poetycki), s. 236–238 (zamazane tu wersy – pięć w całości i dwa fragmentarycz-nie – odczytał i wiersz na podstawie owego przekazu podał do druku Paweł Stę-pień; zob. Wirydarzowy „chwast i pokrzywy” – utwory zamazane w „Wirydarzu poetyckim” Jakuba Teodora Trembeckiego (I), oprac. P. Stępień, „Ogród. Kwartal-nik”, 1/5 (1992), s. 27–29).

35H. Morsztyn, Dworska choroba, 69–70.36 Przy czym nie musiało chodzić o drogocenny biblijny szpikanarad (np. Pnp

1,11; 4,14; Mk 14,3), mogła to być rodzima lawenda, która – jak poucza botanik Marcin Siennik – miała taką właśnie nazwę handlową.

Kiła i muzy. Syf i l i tyczny epizod w twórczośc i Hieronima Morsztyna

59

Jeśli cierpienia charta Gostomskiego wzmiankował Morsztyn po-bieżnie, to przy odmalowywaniu mąk własnego Dorwisza był już zde-cydowanie bardziej wymowy (w. 43–50):

Ja z swym Dorwiszem nie wiem, co pocznę: w nos prawie Ukąsiła go liszka i jątrzy się krwawie.Myśliwczyk od Hanusa podjął mi się tego,Żebym miał za kilka dni Dorwisza zdrowego.Powiedział, że go będzie haniebnie bolało.Gdy go tedy zakropił, trzy dni skowyczałoNiebożątko, aż mi się samemu łzy lały – Tak mi serce boleści jego przenikały37.

Użalając się nad losem rannego Dorwisza, Morsztyn szczędzi szczegółów kuracji. Stąd wagi nabierają wzmiankowane w wierszu personalia cyrulika: „Myśliwczyk od Hanusa” to najpewniej uczeń cy-rulika Hansa Berka, podstarszego i starszego krakowskiego cechu w la-tach 1610–162038, którego metody lecznicze poeta omówił w wierszu Dworska choroba, rymowanym bedekerze po krakowskich i podkra-kowskich cyrulikach kurujących kiłę, który stanowi centralny temat niniejszego artykułu. „Ów z Świętej Anny ulice / Hans Berk”39 według Hieronima:

Leczy też nieźle i falsę, Szyszki, guzy, ba: i salsęPodczas możniejszemu daje,A w samym franca zostaje,Bo jej nie wyżenie potem,

37 H. Morsztyn, Dworska choroba, 43–50.38 Dane dotyczące stanowiska w cechu za zestawieniem w pracy: J. Lachs,

Krakowski cech chirurgów (cyrulików) r 1477–1874, Lwów 1936. Profesorowi Zdzisławowi Nodze, który wraz z Kamilą Follprecht przygotował zestawienie właścicieli nieruchomości w Krakowie w 1598 r., składam serdeczne podzięko-wania za użyczenie mi danych dotyczących ówczesnych adresów chirurgów.

39H. Morsztyn, Dworska choroba, 47–48.

Radosław Grześkowiak

60

Ledwie szara maść z kłopotem!Acz ta liche daje zdrowie,Kogo mazał, każdy powie40.

Prócz kuracji szarą maścią (tym razem poeta wątpi już w jej skutecz-ność) Berk do osuszania wrzodów stosował również „salsę”, czyli sarsa-parillę, wywar z rosnących w Ameryce Południowej korzeni kolcoro-śli. Jak pisał o niej Oczko: „Jest rzecz istna, że świerzb, krosty, guzy, wrzody, liszaje, fistuły i insze plugawe ciekące wady, bądź na głowie, bądź w siedzeniu, rychło i szczęśliwie leczy”41. Według medyka kró-lewskiego salsa nie ma co prawda tak silnego działania, jak gwajak, ale jest zdecydowanie skuteczniejsza od chininy.

Kapitalne znaczenie Hieronimowego wiersza Dworska choroba nie sprowadza się bynajmniej do faktu, iż doskonale nadaje się do skomen-towania intymnych wyznań poety z jego rymowanych epistoł. Wiersz ów pomyślany został jako zajmujący poradnik pierwszej pomocy dla zdesperowanych. Rozpoczynające go stwierdzenie, iż franca na dobre zadomowiła się nad Wisłą, sumuje jej najbardziej dotkliwe symptomy:

Kiła, szyszki, dymieniceZ francuskiej przyszły granice.W zamtuzie im nocleg dano,Strzec się tych gości kazano.Nie mógł wytrwać Polak śmiały,Aż mu się dobrze znać dały.Przejął kiepskich obyczajów,Dostał po szyi liszajów,Cudzoziemskim strychem strupy Zrodziły się koło dupy,Jako w Niepołomskiej PuszczySzyszki po łbie, z dziur krew pluszczy.Zapomniawszy swego stroju,Już pyje nosi w zawoju,

40 Tamże, 59–66.41 W. Oczko, Przymiot, s. 114.

Kiła i muzy. Syf i l i tyczny epizod w twórczośc i Hieronima Morsztyna

61

A w portkach Turcy, Rzymianie Wzięli niezbedne wiązanie42.

Na zasadniczą część wiersza składa się przewodnik orientujący w praktycznych możliwościach stołecznych cyrulików (ówcześni leka-rze nie zajmowali się takimi chorobami). Przypominam, że recenzja Bączalskiego z informacją o zarażeniu się przez poetę kiłą dotyczyła pi-sania tekstu z marca 1606 r., a list Morsztyna do Bogusza z analogiczną wzmianką powstać musiał po 1603 r. Skoro wymienieni w Dworskiej chorobie balwierze byli czynni zawodowo na przełomie XVI i XVII w., nie jest chyba nadużyciem założenie, iż przynajmniej do pewnego stop-nia liryk prezentuje praktyczną wiedzę poety, który większość tych kura-cji jak najdosłowniej mógł zaznać na własnej skórze.

Przyjdzie poszukać doktora,Póki nie pognije skora.Kasper, ów z Siennej ulice,Dobrze goi dymienice.Różyc, ten ma pannę w domu,Próżno tam iść z francą komu.Ale Wilhelm, ten liszajeSalsą suszy, szyszki kraje43.

42 H. Morsztyn, Dworska choroba, 1–16. Ponieważ nie używano wówczas spodniej bielizny, poetę wyraźnie bulwersuje obwiązywanie bandażem męskiego przyrodzenia, skojarzone tu z tureckim turbanem czy rzymską togą. Jeszcze Jan Andrzej Morsztyn, skądinąd uważny czytelnik Hieronimowego poradnika, we fraszce na analogiczny temat powtórzył frazę swego dalekiego krewniaka: „Kiż wam diabeł, panie bracie, / Tak uklajstrował [te] gacie? / [...] / Mądzie nosicie w zawoju, / Już też nie będzie bez znoju!” (J.A. Morsztyn, Leki, 7–8, 13–14). Sprzeczne z przyzwyczajeniami Sarmatów noszenie „pyja” czy „mądzia” w ban-dażach, poskutkowało bodaj pierwszymi w polskiej poezji wzmiankami na temat prototypu męskich bokserek. Leczniczy kontekst sprawiał jednak, że miały one zdecydowanie negatywne konotacje.

43 H. Morsztyn, Dworska choroba, 21–28.

Radosław Grześkowiak

62

Pochwały poety w pierwszy rzędzie zebrał doświadczony Kasper Bendoński, praktykujący w kamienicy przy ul. Siennej 3, który z prze-rwami sprawował urząd starszego lub podstarszego krakowskiego ce-chu chirurgów w latach 1586–1610. Z kolei Jan Różyc (podstarszy w 1596, a w 1603 r. starszy cechu) był właścicielem kamienicy przy ul. Św. Anny 9, gdzie przyjmował pacjentów. Wilhelma nie znamy, zna-my natomiast jego metody. Oczko zaznacza, iż wrzody kiłowe przed przecięciem muszą podejść ropą: „Acz wiele ich bywa, a zwłaszcza nie-lutościwych barwierzów, co do takiego guza przyszedszy, zarazem go rze-zać abo palić chcą, co jest barzo źle, nie poczekawszy zropienia, a do tego zgotowania, gdyż żaden guz, póki sie nie zropi, sieczon ani palon przed czasem być nie ma”44.

Jan Hincz, ów co pod MurzynyPrzypędza do gęby śliny [...]45.

Hincz (podstarszy cechu w 1605 i 1607 r., a starszy w 1608 r.) był właścicielem Apteki pod Murzynami w domu na rogu Floriańskiej i pl. Mariackiego, a wspomniany ślinotok to uboczny skutek kuracji rtęciowej, uznawany za dowód jej postępów (w rzeczywistości wska-zujący jedynie stopień zatrucia organizmu rtęcią). Rtęć, pisze Oczko, w ciele chorego „z onym jadowitym sie przymiotem potyka i wypiera-jąc go z ciasnych ciała meatów do więtszych, a mianowicie do piersi go pędzi. Stamtąd zaraz do ust, za nim jako krogulec jako za przepiórką leci, bo jako widzim po kilku namazania[ch] flegmę grubą, klijowatą, zropioną, smrodliwą do ust prowadzi, iż kto ją widzi, chorobie plu-gastwo, a Merkuryjuszowi wielką od Boga pomoc przyznać musi”46. Przy czym w osobnym rozdziale Z mazania do ust przypędzenie medyk królewski nie uznaje ślinotoku za pomyślny znak, ale efekt uboczny leczenia, który radził łagodzić ziołowymi płukankami47:

44 W. Oczko, Przymiot, s. 496.45 H. Morsztyn, Dworska choroba, 29–30.46 W. Oczko, Przymiot, s. 147.47 Tamże, s. 180–186.

Kiła i muzy. Syf i l i tyczny epizod w twórczośc i Hieronima Morsztyna

63

A Jan Wolski ciesze dłotkiem,Przybijając z góry młotkiem48.

Wspomniany tu podstarszy krakowskiego cechu chirurgów w la-tach 1597, 1602 i 1604, a starszy w 1605 r., podobnie jak Wilhelm postępował zgodnie z zaleceniami Oczki dotyczącymi dymienic: gdy „sie już zropi, dosyć przystojnie zgotuje, wierzch k temu na dobrym miejscy pokaże, przerżnąć albo przeciąć możem”49.

Morsztyn nie zawsze ujawniał tajniki kuracji, nawet jeśli zaświad-cza o jej sukcesach:

Hendrys z Stradomia do kiłyJest szczęśliwy, choć opiły50.

Mowa najpewniej o cyruliku zawiadującym Szpitalem św. Se-bastiana, utworzonym poza murami Krakowa na Stradomiu przede wszystkim z myślą o zarażonych kiłą. W tym czasie entuzjastyczną recenzję wystawił mu Adam Władysławiusz we fraszce O szpitalu na wale, przed nową bramą z 1609 r.:

Szpital Sebastyjana świętego w KrakowieMądrze go opatrzyli krakowscy panowie.W rozmaitych chorobach bądź francą zdręczony,Który sie tam dostanie, będzie uleczony.Tam izdebka, drwa wolne, jeść, pić, wysłużenia,Tylko dać balwierzowi według przemożenia. Przeto, gdziekolwiek jesteś u nas w Polszcze takiNiedostatni, tam sie bierz, będziesz zdrów wszelaki51.

48 H. Morsztyn, Dworska choroba, 31–32.49 W. Oczko, Przymiot, s. 497.50 H. Morsztyn, Dworska choroba, 35–36.51 A. Władysławiusz, O szpitalu na wale, przed nową bramą, 1–8, [w:]

Polska fraszka mieszczańska Minucje sowiźrzalskie, oprac. K. Badecki, Kraków 1948, s. 52–53.

Radosław Grześkowiak

64

Niestety, tak bezkrytyczna opinia sugeruje agitacyjny charakter rymowanej reklamy opłacanej przez miasto instytucji. Bliższy prawdy był raczej autor Dworskiej choroby.

Po dłuższym wyliczeniu Hieronimowi nie staje już nazwisk me-dyków, choć ma świadomość, że daleko jeszcze do wymienienia naj-popularniejszych kuracji:

Są, co kurzą, są, co parzą, Lecz ci france nie przeswarzą52.

Gdy łagodniejsze środki, jak nacieranie szarą maścią czy oczysz-czanie organizmu odwarem z gwajaku, nie wystarczały, stosowano tzw. kurzawę. Cynober, mineralny siarczek rtęci, palono razem z wonnymi ziołami, przyprawami korzennymi lub kadzidłem, by złagodzić smród wypalanej siarki, i takimi merkurialnymi oparami okadzano – w za-leżności od potrzeb – fragment lub całe ciało syfilityka. Oczko „ku-rzawie” poświęcił osobny rozdział, zwracając uwagę na szereg niebez-piecznych skutków ubocznych: „gdyż ludzie barzo mdli, a do kaszlów, głowy bolenia, zawracania, mdłości, serca drżenia, suchot, opuchliny, gorączek dziwnych przywodzi”53.

Z kolei „parzenie” to kąpiel parowa, polegająca na trzymaniu chorego w łaźni w jak najwyższej temperaturze, licząc, że syfilityczny jad szybciej się wypoci niż leczony wyzionie ducha. W latach czter-dziestych z Zachodu przyszła moda na korzystanie w tym celu ze spe-cjalnego sprzętu medycznego: przygotowywanego przez bednarzy dę-bowego gąsiora w kształcie beczki, z którego wystawała jedynie gło-wa pacjenta, podczas gdy reszta ciała rozgrzewana była gorącą parą. Owe „parzenia” łączono ze smarowaniem ciała różnymi preparatami, wśród których przodowała szara maść. Jakieś cztery dekady po napi-saniu wiersza Hieronima Jan Andrzej Morsztyn, wyliczając metody stosowane przez cyrulika Peterę, osobno wspomniał ów nowomodny sprzęt medyczny:

52 H. Morsztyn, Dworska choroba, 67–68.53 W. Oczko, Przymiot, s. 75.

Kiła i muzy. Syf i l i tyczny epizod w twórczośc i Hieronima Morsztyna

65

Wierę, żeście szpetnie ranny,Musi to z wami do wanny,Toć więc jutro od wieczoraWsadzę was w tego gąsiora54.

Używanie z pacjentów zamykanych w dębowych gąsiorach miał zwłaszcza Wacław Potocki, który nawet w jednym z dygresów Trans-akcyi wojny chocimskiej upominał młodych utracjuszy i amatorów za-mtuzowych uciech: „toć twarda reguła w dębowej kapicy”55. We frasz-ce Do jednego w wannie pocącej tak wyśmiewał się z chorego nieszczę-śnika:

Wierę też to już siła na pana doktora,Tak zacnego szlachcica sadzać do gąsiora.Od czego wieża, jeśli kto na nię zasłuży?W niej, nie w drewnianej siedzieć powinien obroży.Cóżeś to wżdy, mój drogi Marcyjanie, zrobił,Że cię bednarz w dębową deliją zagłobił, Z której ci głowę samę widać, chłopie dobry? Tylkoć to tak ogony swoje moczą bobry56.

Czy w epigramacie Dwie panie w dworskiej ospie:

Nieszczęsna miłość szaty wymyśliła nowe: Paniom mętle, mężczyznom delije dębowe. Czego diabeł narobił, cały się świat dziwi, Kiedy się przed bednarzem krawiec nie pożywi57.

54 J.A. Morsztyn, Leki, 15–18.55 W. Potocki, Wojna chocimska, wyd. A. Brückner, Kraków 1924, s. 22:

I 635.56 W. Potocki, Do jednego w wannie pocącej, 1–8, [w:] tenże, Dzieła,

oprac. L. Kukulski, t. 1: Transakcja wojny chocimskiej i inne utwory z lat 1669–1680, Warszawa 1987, s. 227.

57 tenże, Dwie panie w dworskiej ospie, 3–6, [w:] tenże, Dzieła, t. 1: Transakcja wojny chocimskiej i inne utwory z lat 1669–1680, s. 295.

Radek
Sticky Note
Unmarked set by Radek
Radek
Sticky Note
Unmarked set by Radek

Radosław Grześkowiak

66

Stratyfikacja wenerycznego dyskursu

Kiła i przypadki syfilityków z natury rzeczy w literaturze staro-polskiej zostały przypisane do gatunku epigramatycznego, jednak już przywołane uszczypliwości Potockiego dowodzą, iż temat ów obsługi-wany mógł być przez różnoraką dykcję. We fraszkach tego ostatniego przywołanie wstydliwej choroby niemal bez wyjątku podporządkowa-ne zostało pomysłowym konceptom. Pole ich skojarzeń mogło być do-wolne, byle odległe od medycznego. Choćby heraldyczne, jak w epi-gramacie Franca z różą:

Liliją się Francyja czy–li pisze różą?Bo wszyscy francowaci zaraz o niej wróżą,A ktokolwiek dostanie w naszej Polszcze france,Wnet mu na twarz różane występują glance58.

– czy biblijne, jak we fraszce Do Piotra z Galijej:

Widząc strup na twym czele, Pietrze, wedle strupa, Rzekęć z oną kucharką w sieni u biskupa: „Prawdziwyś Galilejczyk, bo tak szpetne guzy, Że to nazwę po polsku, poszły na Francuzy. Wierę, słusznie z patronem swoim się Piotr smuci:Dziewka grzechu przyczyną, pokuty koguci”59.

Taka ekwilibrystyka pojęć nie tylko odbiera opisywanej chorobie grozę, ale także zdradza wyraźny dystans domatora Potockiego. Gdy problem nas nie dotyka, o błyskotliwe popisy skojarzeń zdecydowanie

58 Tenże, Franca z różą, [w:] tenże, Dzieła, t. 1: Transakcja wojny chocim-skiej i inne utwory z lat 1669–1680, s. 281.

59 Tenże, Do Piotra z Galijej, [w:] tenże, Dzieła, t. 1: Transakcja wojny chocimskiej i inne utwory z lat 1669–1680, s. 370; podobnie w epigramacie Morbus gallicus (tamże, s. 306–307). Ciekawy jest również koncept „menniczy”, zastosowany we fraszce Skórzane pieniądze (tamże, s. 289).

Kiła i muzy. Syf i l i tyczny epizod w twórczośc i Hieronima Morsztyna

67

łatwiej. Nic dziwnego, że taka postawa wobec tematu w dawnej pol-skiej poezji nie należy do najpopularniejszych.

Fraszki poświęcone chorobie wenerycznej przybierają często po-stać mniej lub bardziej dowcipnej przestrogi, jak choćby anonimowy epigram Do zalotnego:

Ten zysk miewa z podwiki, co żyje z kradzieży: Bez ciepłej izby rzadko i lecie nie leży,Nie to jada, co by rad, nie to, co chce, pije. Pluje, kaszle, tak wszytek młody wiek przeżyje, Kości franca połamie, wdzięczną mowę straci, Za raz miłość gotowym swym dworzanom płaci60.

Niekiedy, jak u Jana Andrzeja Morsztyna, Polak winien być mą-dry dopiero po szkodzie:

A gdy się wam wrócą siły,Chodź ze świeczką, duszko miły!Ten browar to piwo warzy:Kto dmucha, ten się nie sparzy.A choć ci też wstanie pipa,Nie bywaj mi u Filipa!61

Znamienne, że przeważają ostrzeżenia nie przed cudzołóstwem, które uznać tu można za przyczynę bezpośrednią, lecz przed perype-tiami związanymi z leczeniem wstydliwej przypadłości – długotrwa-łym, bolesnym, kosztownym i wątpliwej skuteczności62. Dominuje

60 Rkps Biblioteki Jagiellońskiej, sygn. Ms. Slav. Fol. 9, k. 59v.61 J.A. Morsztyn, Leki, 27–32.62 Napawające tanim optymizmem epigramaty donoszące o udanej kura-

cji – jak przywołana fragmentarycznie fraszka Władysławiusza czy anonimowy wierszyk Na tegoż [dobrego kompana] (inc.: „Jak wąż, kiedy na wiosnę zrzuci łupież stary”) z Wirydarza poetyckiego (rkps Lwowskiej Naukowej Biblioteki Narodowej Ukrainy im. W. Stefanyka, Zbiory Ossolineum, sygn. 5888/I, s. 1142) – należa-ły w XVII w. do rzadkości.

Radosław Grześkowiak

68

w nich dyskurs medyczny, gdyż to z metod kuracji kpią najchętniej barokowi poeci.

Rozpatrywany na tym tle wiersz Dworska choroba, oprócz obszer-nego wyliczenia modnych terapii, uderza przede wszystkim skrupulat-nością dotyczącą personaliów krakowskich chirurgów, którzy je prefe-rowali. Jego utwór stanowi bowiem w pierwszy rzędzie zjadliwą satyrę na ówczesną służbę zdrowia i jej możliwości. Satyrę pisaną z pozycji autora, który zdecydowanie bardziej niż groźną przypadłością znęka-ny był morderczymi kuracjami. Oskarżenia sypią się tu jak z rękawa: leczący w publicznym szpitalu na Stradomiu Handrys był pijakiem, Balcer rozdziewiczał naiwne mieszczki, Kasper (jeśli poprawnie rozu-miemy obsceniczne aluzje) preferował seks analny, dobrze choć, że z własną małżonką, bo już Hans Berk, acz również żonaty, był amato-rem cudzych żon, nic sobie nie robiąc z tego, że „mu jajca uwisły”63. Bez trudu możemy poznać, który z wymienionych cyrulików naraził się poecie.

Nie bez podstaw twierdził on, iż w jego czasach zarażony kiłą mu-siał się zaiste wykazywać anielską wprost cierpliwością:

Jakoż takoż wielkiej mękiZażyjesz z balwierskiej ręki.Będzieć się zdał doktor katem,Wolałbyś się rozstać z światem.Tak ci umie franca, miły,A naszy nigdy bez kiły64.

Wieńcząc wiersz w ten sposób, Morsztyn swą spowiedź dziecię-cia przełomu wieków pozbawił jakichkolwiek wyrzutów sumienia czy przestróg kierowanych do młodzieży, którą za chwilę weźmie w swój kierat Kupidyn. Nie przypadkiem popularna w tym czasie paremia kpiła z tych, którzy bojąc się dworskiej choroby, unikali sprzedajnych dziewcząt. „Dla rany się nie bić, dla choroby nie pić, dla dworszczy-

63 H. Morsztyn, Dworska choroba, 52.64 Tamże, 71–76.

Kiła i muzy. Syf i l i tyczny epizod w twórczośc i Hieronima Morsztyna

69

zny nie fochować – chłopa nieśmiałego” – pisał Jan Żabczyc w Etykach dworskich, powtarzając obiegową opinię, którą tak zanotował Salo-mon Rysiński: „Dla rany się nie bić, dla pochmiela nie pić, dla france nie obłapiać?”65. Stąd i autor Dworskiej choroby zamiast z góry skaza-nego na niepowodzenie studzenia młodzieńczej krwi, jak przystało na piewcę ambiwalencji światowych rozkoszy, przesłanie swego wiersza wolał nasycić swoistą dumą wenerycznego weterana.

65 [J. Żabczyc], Etyka dworskie, [Kraków] 1616, k. C1r: nr [59]; S. Rysiń-ski, Proverbiorum polonicorum, a Solomone Rysinio collectorum, centuriae decem et octo, Lubecae ad Chronum 1618, k. B2v: nr 260.