amerykanizacja. 10 mitów na temat nauki i życia akademickiego w stanach zjednoczonych, "the...

19
The Polish Journal of the Arts and Culture Nr 12 (4/2014) / Artykuł 0A*'A/(NA +2à<à8&=A- .A0,/ à8&=A- (8QLZHrVytHt -DJLHOORĔVkL) Amerykanizacja. 10 mitów na temat nauki i życia akademickiego w Stanach Zjednoczonych 675(6=&=(N,( : DrtykuOH VtDrDPy VLĊ SRGZDĪyü± QD SRGVtDZLH ZłDVQyFK REVHrZDFML SRF]yQLRQyFK SRG F]DV SREytu EDGDZF]HJR QD 8QLZHrVytHFLH NRZHJR 0HkVyku± G]LHVLĊü ZyErDQyFK PLtyZ QD tHPDt QDukL L ĪyFLD DkDGHPLFkLHJR Z 6tDQDFK =MHGQRF]RQyFK REHFQyFK Z SROVkLHM GHED FLH SuEOLF]QHM 0Lty tH GRtyF]ą PLQ łDtZRĞFL SrRZDG]HQLD EDGDĔ Z 6tDQDFK =MHGQRF]RQyFK ZyVRkLFK ZyPDJDĔ VtDZLDQyFK GRktRrDQtRP RERZLą]yZDQLD ĞFLVłHM SDrDPHtry]DFML F]y QLH RJrDQLF]RQHM PRELOQRĞFL SrDFRZQLkyZ QDukRZyFK 3RGZDĪHQLH tyFK PLtyZ ZyGDMH QDP VLĊ V]F]HJyOQLH LVtRtQH Z kRQtHkĞFLH GyVkuVML R rHIRrPDFK Z SROVkLP VyVtHPLH QDukL L V]kROQL FtZD ZyĪV]HJR 6à2:A ./8&=2:( QDukD V]kROQLFtZR ZyĪV]H uQLZHrVytHt rHIRrPD : QLQLHMV]yP tHkĞFLH FKFLHOLEyĞPy SRG]LHOLü VLĊ REVHrZDFMDPL GRtyF]ąFy PL V]HrRkR SRMĊtHJR ĪyFLD QDukRZHJR L DkDGHPLFkLHJR Z 6tDQDFK =MHGQRF]R QyFK ktyrH SRF]yQLOLĞPy SRGF]DV SREytu Z FKDrDktHr]H visiting scholars QD 8QLZHrVytHFLH NRZHJR 0HkVyku (8N0) Z AOEuTuHrTuH Z rRku DkDGHPLFkLP 201/2014 :yErDOLĞPy AOEuTuHrTuH ]H Z]JOĊGu QD GZyFK GRVkRQDł yFK VSHFMD OLVtyZ Z G]LHG]LQLH rHSrH]HQtRZDQHM Sr]H] kDĪGHJR ] QDV ktyr]y ]JRG]LOL VLĊ Eyü QDV]yPL tutRrDPL 8N0 tR MHGQDk QLH +DrYDrG 7yP QLHPQLHM MHVt tR SRr]ąGQy 0 +RłyàuF]DM ,QVtytut )LOR]R¿L 8- . àuF]DM ,QVtytut 6RFMRORJLL 8- (PDLOH DutRryZ PKROyOuF]DM#JPDLOFRP kDPLOOuF]DM#JPDLOFRP

Upload: rzeszow-pl

Post on 02-Mar-2023

0 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

The Polish Journal of the Arts and Culture Nr 12 (4/2014) / Artykuł

A A NA A A A( r yt t k )

Amerykanizacja. 10 mitów na temat nauki

i życia akademickiego w Stanach Zjednoczonych

N

rtyku t r y y t ł y r y y ytu r yt N k yku y r y t

t t uk y k k t y y k u ty t ty ł t r t y

y k y t y kt r t y ł r try y r r k uk y ty t y

t t k t k y ku r r k y t uk kt y

A

uk k t y u r yt t r r

y t k y y r ty y r k t y uk k k t

y kt r y y ytu r kt r visiting scholars r yt N k yku ( N ) A u u r u r ku k k

201 /2014 y r y A u u r u u k ły t r r t r k kt r y y

y tut r N t k r r y t t r y

ły u tytut u tytut

ut r y u k u

Magdalena Hoły-Łuczaj, Kamil Łuczaj124

uniwersytet stanowy, jakich w Stanach Zjednoczonych jest bardzo wiele, w prze-ciwieństwie do uczelni z Ivy league, których jest zaledwie osiem (a łączy je poza lokalizacją geograficzną, o czym często się zapomina, przede wszystkim wspól-na dywizja rozgrywek sportowych). Opowieść o Albuquerque to zatem nie opo-wieść o jednym z ośmiu flagowych uniwersytetów, lecz o zwykłym uniwersy-tecie stanowym. Zaprezentowane poniżej obserwacje mają podważyć wybrane mity, obecne w polskiej debacie publicznej. Podważenie tych mitów wydaje nam się szczególnie istotne ze względu na to, że amerykański system nauki często sta-wia się za wzór systemowi polskiemu.

MIT 1: USA JAKO KRAJ PRZyJAZNy PROWADZENIU BADAń

W systemie nauki, tak jak w każdym innym amerykańskim systemie, mamy bardzo wiele regulacji, kodeksów i zasad. Jedną z naczelnych zasad jest dbałość o etyczność badań. Z tego względu każdy akademik prowadzący badania empi-ryczne jest zobligowany do uzyskania zgody lokalnej komisji etycznej, noszącej zazwyczaj nazwę Institutional Review Board (IRB). Procedura składania wnio-sku do IRB nie jest jednak przyjazna i przypomina raczej procedurę składania wniosku grantowego. W pewnych momentach jest ona nawet znacznie bardziej skomplikowana niż procedury znane np. z naszego Narodowego Centrum Nauki, ponieważ nie każdy może skierować wniosek do IRB. Najpierw wniosek musi przejść recenzję na poziomie wydziału, co przysparza dodatkowej pracy dziekano-wi. Drugim warunkiem wstępnym jest przejście szkolenia Collaborative Institutio-nal Training Initiative (CITy). Prowadzone na platformie internetowej i dostępne wyłącznie dla osób afiliowanych przy zrzeszonych uczelniach szkolenie pozwala zdobyć szereg informacji dotyczących wymogów etycznych stawianych badaniom. Szkolenie to trzeba zresztą cyklicznie powtarzać. Jednym z podstawowych doku-mentów omawianych w jego trakcie jest tzw. Raport z Belmont1. Raport ten for-mułuje wiele zdroworozsądkowych zasad dotyczących postępowania w przypadku badań nad ludźmi. Główny problem stanowią jednak interpretacje tego dokumen-tu. Przykładowo, z ogólnej zasady, mówiącej, że wszyscy uczestnicy badań po-winni być traktowani jednakowo, wynika, że wszystkim uczestnikom należy za-płacić równą sumę pieniędzy (jako rekompensatę za wzięcie udziału w badaniu). Paradoks pojawia się, gdy w jednym badaniu interesują nas zarówno dorośli, jak i dzieci. W myśl przytoczonej interpretacji dzieciom należałoby zapłacić te same

1 Jego treść dostępna jest pod adresem: http://www.fda.gov/ohrms/dockets/ac/05/briefing/ 2005–4178b_09_02_Belmont%20Report.pdf [dostęp: 22.11.2014].

Amerykanizacja. 10 mitów na temat nauki i życia akademickiego… 125

kilkanaście dolarów, które płaci się dorosłym. Niestety, zgodnie z inną regułą, dzieciom nie można płacić. W rezultacie wychodzi na to, że dziecku jednocześ-nie trzeba i nie można zapłacić. Jeden z przedstawicieli lokalnego IRB, o korze-niach innych niż anglosaskie, przyznał w rozmowie z jednym z nas, że niektóre reguły (w tym „Raport z Belmont”) wymyśliła grupa bogatych ludzi, którzy nie mają kontaktu z rzeczywistością badawczą. Trudno nie zgodzić się z jego opinią. Fakt, że procedura komplikuje się znacząco, gdy badanie jest bardziej inwazyj-ne (np. dotyczy żywności), nie dziwi bardzo, ponieważ badania tego typu niosą z sobą zwykle większe ryzyko. Jedno z nas podczas pobytu badawczego chciało przeprowadzić bardzo prosty eksperyment polegający na pokazaniu serii zdjęć dorosłym i dzieciom. Zdjęcia przeznaczone dla dzieci były pozbawione jakich-kolwiek elementów kontrowersyjnych. Okazało się jednak, że zgoda uczelnia-nej IRB nie wystarczy. Wcześniej należy uzyskać zgodę IRB działającej przy Albuquerque Public Schools (APS), odpowiednika naszego kuratorium oświaty. Owo kuratorium nie różniło się niczym od instytucji znanych z polskich anegdot na temat niewydolnej administracji (urzędnicy nie odbierali telefonów, nie od-pisywali na maile, byli – delikatnie mówiąc – dość niechętni współpracy). Nie wiemy, czy Amerykanów traktowano by podobnie, jednak fakt, że współwnio-skodawcą był znany amerykański profesor, wskazuje, że nie chodziło tu o nie-chętny stosunek APS do obcokrajowców, lecz ogólną opieszałość tej instytucji. W związku z koniecznością uzyskania zgody APS powstał jednak drugi para-doks: APS nie była chętna wydaniu opinii bez wcześniejszej opinii uczelnia-nej komisji, a uczelniana komisja nie chciała przyjąć dokumentacji bez zgody APS. W rezultacie należy wynegocjować z jedną ze wspomnianych instytucji, aby ta wydała zgodę warunkową. W opisywanym tu przypadku okazało się jed-nak, że uzyskanie zgody warunkowej nie było możliwe. W piśmie skierowanym do wnioskodawcy APS argumentowała, że nie może wyrazić zgody na badanie, ponieważ „badanie nie jest związane z celami edukacyjnymi APS”. Uzasadnie-nie konkretne, aczkolwiek niezrozumiałe z punktu widzenia chęci prowadzenia badań podstawowych. Tym bardziej, że dyrektorzy kilku szkół wyrazili wstępną zgodę (znów: warunkową), jeżeli APS zaakceptuje badanie. Zważywszy na fakt, że dostęp do nieletnich respondentów przez publiczne szkoły podstawowe jest je-dyną możliwością dotarcia do nieskrzywionej próby, wybierając inne szkoły albo kluby młodzieżowe, możemy zbadać tylko zamożne dzieci lub dzieci związane z jednym ze związków wyznaniowych. Tak więc wygląda na to, że Stany Zjed-noczone są krajem przyjaznym prowadzeniu badań, lecz wyłącznie badań mają-cych możliwość zastosowania praktycznego. Nieco lepiej jest na uniwersytecie, ponieważ po dwóch miesiącach załatwiania formalności uczelniana komisja wy-raziła zgodę na przeprowadzenie badania z udziałem studentów. Tu też nie obyło

Magdalena Hoły-Łuczaj, Kamil Łuczaj126

się bez pewnych, zabawnych skądinąd, komplikacji. Wraz z jednym z najwybit-niejszych profesorów zatrudnionych przez UNM musieliśmy na prośbę komisji etycznej wyjaśnić szczegóły, takie jak ten, że szafka, w której będą przechowy-wane wypełnione ankiety, jest zamykana na klucz2.

Jak podobna procedura wyglądałaby w Polsce? Tu również mamy komisje bioetyczne, a także komisje etyczne w naukach społecznych, takich jak psycho-logia. liczba dokumentów, które należy wypełnić, jest jednak nieporównywalnie mniejsza. Istnieją też branżowe kodeksy etyczne, takie jak Kodeks etyki socjolo-ga sporządzony przez Polskie Towarzystwo Socjologiczne. Wśród wielu rozsąd-nych zapisów zawiera on np. punkt 9, mówiący, że:

[…] socjologowie mają obowiązek zapewnić, by prowadzone badania nie miały ne-gatywnego wpływu na stan fizyczny, społeczny i psychiczny ich uczestników. Po-winni dążyć do ochrony praw badanych, ich interesów, wrażliwości i prywatności, nawet, jeśli wyważenie sprzecznych interesów może okazać się trudne3.

Zapis ten dobrze oddaje istotę problemu. Uczciwemu badaczowi wystarczy, a nieuczciwy badacz i tak znajdzie sposób, aby ominąć regulacje założenia IRB. W polskiej praktyce badawczej również zbiera się bowiem zgody. Kiedy jedno z nas prowadziło analogiczne badanie z dziećmi w Polsce, zgodnie z zalecenia-mi wskazanego powyżej kodeksu, zgoda została uzyskana najpierw od dyrekto-ra szkoły, a później od każdego z rodziców badanych dzieci. Dzieci oczywiście również nie miały nic przeciwko, lecz w Polsce, w przeciwieństwie do swoich rówieśników pochodzących ze Stanów Zjednoczonych, nie musiały podpisywać oddzielnego dokumentu (lub rodzice nie musieli składać podpisu w ich imieniu). Dyrektorzy polskich szkół byli jedynie nieco zdziwieni długością formularza zgody na udział w badaniu, który został przetłumaczony z angielskiego.

2 Podobne doświadczenia opisuje Frederic Martel w swojej książce o kulturze popular-nej, zauważając, że badania w Stanach Zjednoczonych były trudniejsze do przeprowadzenia niż badania w Chinach, gdzie obowiązuje oficjalna cenzura, lub w Mumbaju, Rio czy Rija-dzie, gdzie spodziewał się (prawdopodobnie ze względu na różnice kulturowe), że spotkania będzie stosunkowo trudno umówić. Jako główne trudności, z jakimi spotkał się w Stanach Zjednoczonych, wymienia on konieczność składania licznych próśb o wywiad i przymusowe kontakty ze wszystkimi osobami zajmującymi się public relations. Procedury były tu więc znacznie bardziej skomplikowane niż gdziekolwiek indziej na świecie. „Przez ponad rok tu-łałem się od jednej służby prasowej do innej, od agencji komunikacji do agencji PR, czasem słysząc pogróżki i nigdy nie dostępując spotkania” – pisze przytaczany autor, zob. F. Martel, Mainstream. Co podoba się wszędzie na świecie, Warszawa 2011, s. 19, 134.

3 Kodeks etyki socjologa, Warszawa 2012, [online], http://www.pts.org.pl/public/upload/kodeks.pdf [dostęp: 23.07.2014].

Amerykanizacja. 10 mitów na temat nauki i życia akademickiego… 127

MIT 2: BARDZIEJ WyMAGAJąCE STUDIA DOKTORANCKIE

Amerykańskie studia doktoranckie szczycą się tym, że oferują studentom róż-nego rodzaju „programy”. Składają się one z przedmiotów prowadzonych przez specjalistów, na które uczęszczają wyłącznie zaawansowani studenci. Często kursy takie mają nachylenie metodologiczne. Miałoby to stać w ostrym kontra-ście do polskich studiów doktoranckich. W licznych dyskusjach internetowych można spotkać wypowiedzi lub fragmenty wypowiedzi w rodzaju: „z tego, co wiem, w Polsce doktoranci nie uczęszczają na żadne zajęcia”4. Należy zauważyć jednak, że takie wypowiedzi są krzywdzące dla polskich studiów doktoranckich, które w wielu przypadkach są bardzo dobrze przemyślane. Przykładowo, na Uni-wersytecie Jagiellońskim, oprócz standardowych kursów dla doktorantów orga-nizowanych przez instytuty i wydziały, najlepsi doktoranci mogą uczęszczać na interdyscyplinarne (Society – Environment – Technology) zajęcia rozwijające warsztat stricte naukowy, prowadzone, a jakże, w języku angielskim.

Z drugiej strony często narzeka się, że zajęcia, na które zazwyczaj uczęszcza-ją doktoranci, to kursy lub seminaria domyślnie przeznaczone dla studentów stu-diów magisterskich. Paradoksalnie jednak taki zarzut w Stanach Zjednoczonych spotkałby się z całkowitym niezrozumieniem, ponieważ tam różnica między ma-gistrantami a doktorantami jest bardzo płynna. Określa się ich nawet wspólnym mianem graduate students. Często program studiów doktoranckich (trwający od czterech do sześciu lat) obejmuje ukończenie studiów magisterskich. Dlatego też doktoranci i magistranci znakomitą część zajęć mają wspólną i nikomu do głowy nie przyjdzie kruszyć o to kopi. Związane jest to z inny statusem tytułów licen-cjata i magistra w Polsce i Stanach Zjednoczonych. W Stanach Zjednoczonych ukończenie studiów wyższych domyślnie oznacza uzyskanie dyplomu studiów pierwszego stopnia. Problem dewaluacji tytułu magistra w Polsce to jednak te-mat na zupełnie inną dyskusję.

Osobną kwestią pozostają wymogi, jakie stawia się doktorantom w obu krajach. Oczywiście zarówno w Polsce, jak i Stanach Zjednoczonych, aby uzyskać dokto-rat, należy ukończyć odpowiednią liczbę kursów, złożyć egzaminy oraz obronić pracę. Główna różnica dotyczy wymogu publikowania. W Polsce, aby otworzyć przewód doktorski, należy wykazać się autorstwem co najmniej dwóch publika-cji. Eksperci oceniający granty w Narodowym Centrum Nauki często przywiązują wagę również do publikacji zagranicznych. Doktorant powinien więc publikować i to najlepiej w zagranicznych czasopismach. Natomiast w Stanach Zjednoczonych

4 K. Charazik, ak wyg daj tudia doktoranckie w A wywiad, 2011, [online], http://www.naharvard.pl/aktualnosci/studia-doktoranckie-w-usa.html [dostęp: 30.07.2014].

Magdalena Hoły-Łuczaj, Kamil Łuczaj128

doktoranci są zobowiązani do zdania zwykłych, „studenckich”, egzaminów. Wią-że się to z tym, że amerykańscy naukowcy publikują raczej po osiągnięciu tytułu doktora. Wcześniejsze publikacje są czymś w rodzaju dodatkowych osiągnięć, nie ma jednak presji publish or perish wywieranej na doktorantów. Inaczej niż w Pol-sce, gdzie od liczby publikacji zależy co roku uzyskanie stypendium doktoranckie-go. Zanim przejdziemy do sposobu przyznawania stypendiów na amerykańskich uczelniach, chcielibyśmy podkreślić, że bynajmniej w tym przypadku nie kryty-kujemy systemu amerykańskiego. Wręcz przeciwnie, sądzimy, że lepiej pokazu-je, że czas przygotowania doktoratu to studia. Pod opieką specjalisty w wybranej dziedzinie młody adept lub adeptka piszą dysertację, jednocześnie kształcąc się w dydaktyce (będąc teaching assistants). Zauważmy, że taki profil miały jeszcze niedawno studia doktoranckie (czy nawet asystentura) w Polsce. Okazuje się więc, że dążąc do zaadaptowania wzorców „amerykańskich”, de facto oddaliśmy się od nich. Ta neoficka gorliwość jest jeszcze bardziej widoczna w przypadku zasad otrzymywania stypendiów doktoranckich i ogólnie idei ścisłej parametryzacji.

MIT 3: ŚCISŁA PARAMETRyZACJA

Śledzenie impact factor z zapartym tchem, podawanie cytowalności – tak, to wszystko ma miejsce w Stanach Zjednoczonych, ale w naukach humanistycz-nych i społecznych w znacznie mniejszym stopniu niż w naukach przyrodni-czych. Czasami w naukach humanistycznych operuje się ponadto innymi współ-czynnikami. Przykładowo, ważny jest odsetek odrzucanych tekstów przez dane czasopismo – weźmy tu za przykład czasopisma filozoficzne5. Zwróćmy uwa-gę jednak na fakt, że czasopisma publikujące prace z zakresu logiki mają sto-sunkowo niski współczynnik odrzuconych tekstów. Czy oznacza to, że są one „słabsze” niż czasopisma poświęcone historii filozofii? Taki wniosek byłby błęd-ny – znacznie niższy odsetek liczby odrzucanych tekstów wynika tu wyłącznie z ogólnie mniejszej liczby zgłaszanych prac. Ponadto współczynnik odrzucenia jest częstym obiektem kpin w myśl zasady, że skoro czasopismo jest tym lepsze, im więcej tekstów dorzuca, najlepsze czasopismo to zatem takie, które odrzuca wszystkie teksty. Ideałem byłby więc “Journal of Universal Rejection” (dla żartu powstała nawet taka witryna internetowa6).

5 Zob. Philosophy Journal Information: ESF Rankings, Citation Impact, & Rejection Rates, 2014, [online], http://certaindoubts.com/philosophy-journal-information-esf-rankings- citation-impact-rejection-rates/ [dostęp: 30.07.2014].

6 Zob. “Journal of Universal Rejection”, [online], http://www.universalrejection.org/ [do-stęp: 30.07.2014].

Amerykanizacja. 10 mitów na temat nauki i życia akademickiego… 129

Przede wszystkim jednak w Stanach Zjednoczonych lista publikacji oraz in-nych osiągnięć nie przekłada się w prosty sposób na listę rankingową pracow-ników lub doktorantów. Dobrze pokazuje to fenomen przyznawania stypendiów doktoranckich. Należy tu oczywiście zauważyć, że uczelnie, a nawet poszcze-gólne wydziały, bardzo różnią się między sobą. Na przykład Department of Philosophy UNM przyjmuje doktorantów, tylko jeśli ma środki, aby zapewnić finansowanie przez cały okres studiów doktoranckich, bez względu na lokatę w procesie rekrutacji. Wsparcie finansowe jest przyznawane w zamian za prowa-dzenie zajęć ze studentami niższych lat lub kursów propedeutycznych na innych wydziałach. Natomiast Department of Anthropology, jeden z najbardziej oblega-nych na UNM, ma tylko kilka stypendiów. Reguły ich przyznawania poznaliśmy dzięki doktorantce z Polski, która wyjechała do Albuquerque ze względu na te-mat swojego doktoratu – kulturę Indian (w Poznaniu bezsprzecznie trudniej by-łoby przeprowadzić jej badania w tym zakresie). Tak więc na Wydziale Antropo-logicznym doktoranci co roku składają podania o przyznanie stypendium, które ocenia Rada Wydziału. Nie bierze jednak pod uwagę skrupulatnie wyliczonej sumy punktów (np. za otwarcie przewodu, publikacje zgodnie z listą MNiSW, konferencje, przyznane granty, jak ma to miejsce na przykład na Uniwersyte-cie Jagiellońskim), ponieważ żaden „inwentarz” punktów po prostu nie istnieje. W podaniu o stypendium opisuje się stopień zaawansowania pracy doktorskiej, ewentualnie konferencje, jak też swoją sytuację rodzinną i finansową. Dziekan po dyskusji z Radą Wydziału wskazuje, komu w danym roku przyznaje się sty-pendium. Podobnie dzieje się zresztą w procesie rekrutacji na studia pierwsze-go stopnia, kiedy opinia nauczycieli z liceum, a także praca na rzecz społeczno-ści lokalnej i „unikatowe talenty” kandydata są brane pod uwagę7, co w Polsce wyeliminowano już dawno temu. Podkreślmy, że nie dokonuje się to w oparciu o ścisłą parametryzację, jak ma to miejsce obecnie w Polsce. Znów nie krytyku-jemy tu modelu amerykańskiego, chcemy tylko pokazać, że o b e c n i e panujący system w Polsce jest stosunkowo daleki od niego.

MIT 4: BOGATE ZAPlECZE TECHNICZNE

Tak jak podkreśliliśmy na początku, UNM nie jest uczelnią ze ścisłej czołówki amerykańskich szkół wyższych, a co za tym idzie – czesne nie jest tam zbyt wy-

7 Przykładowe zasady opisuje w jasny sposób Uniwersytet Howard z Washingtonu, zob. [online], http://www.howard.edu/enrollment/admission/undergraduate.htm#studenttype [do-stęp: 30.07.2014].

Magdalena Hoły-Łuczaj, Kamil Łuczaj130

górowane (choć w obrębie poszczególnych kierunków jest znacząco zróżnicowa-ne, o czym piszemy w dalszej części). Dlatego też odwiedzających gości nie po-winny zaskoczyć skromnie urządzone sale zajęciowe, wcale nieodbiegające od standardu wyposażania przeciętnej polskiej uczelni. Duży stół, kilkanaście krze-seł (bynajmniej nie najnowszych i nie zawsze do siebie pasujących), tablica, cza-sem rzutnik. Sale wykładowe są jak najbardziej funkcjonalne i wygodne, jednak trudno uznać, aby była jakakolwiek różnica między nimi a salami w Polsce.

Olbrzymie było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że UNM nie ma wyku-pionej elektronicznej subskrypcji kilku ważnych czasopism. Część z nich była na szczęście dostępna w bibliotece w wersji papierowej. Były jednak czasopis-ma zupełnie niedostępne. Koszty prenumeraty czasopism, jak dowiedzieliśmy się po pewnym czasie, okazują się bowiem tak wysokie, że nawet tak zamoż-na uczelnia jak Harvard nie może pozwolić sobie na wykupienie pożądanej ich liczby8. Często korzystaliśmy więc z baz dostępnych na Uniwersytecie Jagiel-lońskim. Podobnie było z niektórymi pozycjami książkowymi. Warto jednak za-uważyć, że dobrze działa system wypożyczania międzybibliotecznego, dzięki czemu można sprowadzić dowolną książkę. Wygodną opcją jest też dostęp do dużej liczby e-booków, co eliminuje problem zbyt małej liczby egzemplarzy po-pularnych pozycji. Tym, co czyni bibliotekę uniwersytecką w Stanach Zjedno-czonych tak funkcjonalną instytucją, są jednak, naszym zdaniem, jej długie go-dziny otwarcia. W przypadku głównej biblioteki UNM (Zimmerman library) były to 24 godziny na dobę. Dzięki temu można w bibliotece spokojnie popraco-wać, jak też wypożyczyć książkę po wieczornych zajęciach. Należy jednak za-uważyć, że godziny otwarcia polskich bibliotek uniwersyteckich znacząco się wydłużają, a w konsekwencji różnica pomiędzy oboma krajami systematycznie się zmniejsza.

MIT 5: KAMPUS JAKO MIEJSCE JEDNOCZąCE STUDENTÓW I PRACOWNIKÓW

Często za wzór stawia się nie tylko biblioteki i zasady organizacyjne uczelni, ale też specyficznie amerykańską instytucję, jaką jest kampus – ich budowę sta-wia sobie za cel większość dużych uczelni w Polsce. Najważniejszymi miejsca-mi na amerykańskim kampusie – czego nie bierze się pod uwagę przy planowa-niu kampusów w Polsce – są jednak wszelkiego rodzaju jadłodajnie i kawiarnie,

8 Zob. Faculty Advisory Council Memorandum on Journal Pricing, [online], http://isites.har-vard.edu/icb/icb.do?keyword=k77982&tabgroupid=icb.tabgroup143448 [dostęp: 30.07.2014].

Amerykanizacja. 10 mitów na temat nauki i życia akademickiego… 131

a także olbrzymie obiekty sportowe. Nie ma budynku, w którym nie można by-łoby zamówić ciepłego dania oraz wypić kawy z ekspresu. Oczywiście w znacz-nej części jest to uwarunkowane przez amerykański styl życia, obejmujący też sposób żywienia (chyba tylko na dnie Wielkiego Kanionu nie ma restauracji). Z drugiej jednak strony bardzo ułatwia to codzienne funkcjonowanie na uczel-ni, bez uciążliwości poszukiwania w porze obiadowej czegokolwiek do zjedze-nia (niechlubnym przykładem jest tu niestety kampus UJ, który przez długi czas korzystał z cateringu Pll lOT).

Tak więc długie godziny otwarcia biblioteki, możliwość niedrogiego posi-lenia się na uczelni, jak też liczne miejsca do odpoczynku i uprawiania spor-tu – zarówno na świeżym powietrzu, jak i w przeznaczonych do tego pomiesz-czeniach – sprawiają, że studenci i pracownicy faktycznie mogą spędzać całe dni na terenie kampusu. Podkreślmy jednak, że chodzi tu o dni. Inaczej bowiem niż w Polsce, akademiki usytuowane na terenie kampusu są bardzo drogie i miesz-kają w nich studenci pochodzący z bardzo zamożnych rodzin. Opłata za aka-demik jest często dwu- lub trzykrotnie wyższa niż czynsz w wynajmowanym mieszkaniu. Z tego względu mniej zamożne osoby bywają na kampusie znacz-nie rzadziej w porównaniu z zamożnymi studentami. Mieszkanie w sąsiedztwie kampusu też raczej odpada, ponieważ albo jest on ulokowany w sąsiedztwie dość niebezpiecznej dzielnicy (w Albuquerque był to tzw. International District, zwa-ny przez mieszkańców „Warzone”), albo też w okolicy kampusu nie ma literalnie nic, poza polem kukurydzy (ten wariant opisała z kolei Kaja Malanowska9). Róż-nice w zasobności portfela rodziców widoczne są też w mniej oczywistym przy-padku – wyborze kierunku studiów.

MIT 6: STUDIA Są PŁATNE, DZIęKI CZEMU PODNOSI SIę ICH POZIOM, lECZ OSOBy NIEZAMOŻNA MOGą lICZyć NA POMOC MATERIAlNą

Rozważania na temat związku odpłatności za studia z ich poziomem10 znaczą-co wykraczają poza cele, które postawiliśmy sobie w tym tekście. Chcielibyśmy tu skupić się tylko na drugiej części wskazanego powyżej mitu. W pobliżu reno-mowanej School of Business UNM zasłyszeliśmy następującą rozmowę: „Wiesz, chciałam tu studiować. Dostałam się, ale rodziców nie było stać na zaproponowa-ne im czesne. Dlatego zdecydowałam się na dziennikarstwo”. Studia prawnicze,

9 K. Malanowska, Imigracje, Warszawa 2011.10 Por. J. Sachs, e rice o i i ization, New york 2011.

Magdalena Hoły-Łuczaj, Kamil Łuczaj132

biznesowe oraz medyczne należą do najdroższych kierunków w Stanach Zjedno-czonych. Czesne za nie jest tak wysokie, że mogą je opłacić tylko najzamożniej-sze rodziny. Klasa średnia posiłkuje się zaś wysokimi kredytami. Tak więc mimo że aplikujący mógłby zostać przyjęty (ze względu na wynik amerykańskiego od-powiednika egzaminu dojrzałości i inne mniej wymierne kryteria, o których pi-saliśmy) na dany kierunek, często nie podejmuje na nim studiów, ponieważ czes-ne, jakie wyznaczyła szkoła, jest poza zasięgiem finansowym tej osoby lub jej rodziców. Warto tu wspomnieć, że czesne nie ma jednej, ustalonej z góry stawki, lecz różni się, na przykład w zależności od miejsca zameldowania studenta lub studentki (zasadniczo osoby mieszkające w tym samym stanie, w którym znaj-duje się uczelnia, płacą niższe czesne). Oczywiście dla najlepszych aplikujących uczelnie przewidują zwolnienie z opłat. Trzeba jednak podkreślić, że mowa tu o ścisłej czołówce bardzo wybitnych młodych osób, których jest garstka. Dlatego dla wielu bardzo dobrych i solidnych studentów droga do podjęcia wymarzonego kierunku studiów pozostaje zamknięta.

W Nowym Meksyku w przypadku osób, których rodziców nie stać na stu-dia, właściwie jedyną możliwością ich sfinansowania jest otrzymanie tzw. lot-tery Scholarship, czyli stypendium ufundowanego z pieniędzy zgromadzonych w grach losowych11. W tym przypadku obserwujemy odwrócenie modelu przy-jętego w Polsce. U nas bowiem państwo wspiera raczej edukację niż sport (ofe-rując różnorodne stypendia, w tym bardzo ważne stypendia socjalne). W USA zdecydowanym priorytetem jest sport (dobrze obrazuje to fakt, że lokalne legi-tymacje studenckie, lobo Cards, wzięły swoją oficjalną nazwę od wilka, ma-skotki uniwersyteckich drużyn sportowych), natomiast na wsparcie niezamożnej młodzieży zostaje dokładnie tyle, ile obywatele przegrają na loterii. Wysokość stypendium loteryjnego pozwala pokryć koszt tylko mniej prestiżowych (mó-wiąc brutalnie: tańszych) kierunków studiów. Każe zrewidować to mit mówiący o równym dostępie do edukacji wyższej w Stanach Zjednoczonych. Odpłatność za studia jest pierwszym i jak się zdaje jednym z podstawowych kryteriów selek-cji kandydatów na studia.

MIT 7: OTWARTOŚć NA PRACOWNIKÓW Z INNyCH KRAJÓW

Wśród mitów dotyczących Stanów Zjednoczonych ważne miejsce zajmuje ten mówiący o Ameryce jako kraju równych szans, bez względu na pochodze-

11 Szczegóły dostępne są na stronie: http://scholarship.unm.edu/Resources/lottery-scho-larships.html [dostęp: 30.07.2014].

Amerykanizacja. 10 mitów na temat nauki i życia akademickiego… 133

nie społeczne, rasę, etniczność. W interesującym nas kontekście mit ten można sformułować w następujący sposób: w USA uczelnie są otwarte na naukowców wszelkich narodowości. Najnowsze badania nad zagranicznymi doktorantami pracującymi w amerykańskich laboratoriach pokazują jednak, że jest to tylko półprawda. Zeynep Esra Tanyildiz12 zrealizowała bardzo ciekawy projekt, któ-rego głównym celem było sprawdzenie, czy uczeni jednej narodowości skupiają się w jednym laboratorium. Autorka używa do opisu tego zjawiska terminu „po-winowactwa etnicznego” (ang. et nic a nity). Badaniu poddano sto sześćdzie-siąt cztery laboratoria, z których osiemdziesięcioma dwoma kierowali naukow-cy urodzeni za granicą (Koreańczycy, Chińczycy, Hindusi i Turcy). Okazało się, że w jednostkach kierowanych przez tę grupę znacznie częściej można było znaleźć pracowników pochodzących z tego samego kraju, niż miało to miejsce w przypadku grupy kontrolnej złożonej z laboratoriów kierowanych przez oso-by urodzone w Stanach Zjednoczonych. Zależność ta była jednak mniej widocz-na w przypadku czołowych laboratoriów. Nas przez cały czas interesują jednak przeciętne amerykańskie uczelnie, które bywają stawiane za wzór Polakom.

Mimo tego zastrzeżenia nie można nie zauważyć, że Stany Zjednoczone w dal-szym ciągu przyciągają bardzo wielu zagranicznych naukowców. Choć Polaków, po akcesji do Unii Europejskiej, jest coraz mniej, to jednak kadra naukowa z Azji i różnych krajów europejskich zasila jednostki badawcze w USA. liczne są też sty-pendia naukowe. W Polsce jednym z najbardziej prestiżowych jest to przyznawane przez Polsko-Amerykańską Komisję Fulbrighta, która organizuje spotkania pro-mocyjne w całym kraju, zachęcając do podjęcia badań naukowych (lecz także stu-diów) w Stanach Zjednoczonych. Deklarowana otwartość nie przeszkadza jednak Amerykanom na skazywanie naukowców przybywających do ich kraju na zapro-szenie Departamentu Stanu (taka jest formalnie sytuacja stypendystów Fulbrighta) na czasochłonną, stresującą i momentami upokarzającą procedurę wizową (stan-dardowe pytania: „Czy była Pani prostytutką?”, „Czy uczestniczył Pan w handlu ludźmi?”). Studenci, doktoranci, a także profesorowie wizytujący przechodzą taką samą procedurę celną i wizową jak wszyscy inni. Rząd amerykański zwalnia jedy-nie stypendystę lub stypendystką z opłaty wizowej, nie zwalnia jednak z czekania w wielogodzinnej kolejce w warszawskiej ambasadzie (nawet jeżeli ktoś mieszka w Krakowie, musi udać się do stolicy dwukrotnie: aby wizę wyrobić i aby ją ode-brać, ponieważ wysyłka paszportu z tym typem wizy nie jest możliwa).

12 Tanyildiz Z. E., e t nic om o ition o cience and ngineering e earc a ora-torie in t e nited tate , “International Migration” 2013, DOI: 10.1111/imig.12035.

Magdalena Hoły-Łuczaj, Kamil Łuczaj134

MIT 8: DUŻA MOBIlNOŚć

Często podkreśla się również, że amerykańscy uczeni w przeciwieństwie do swoich europejskich, a już na pewno polskich kolegów, zmieniają bardzo często miejsca pracy, co dzieje się z pożytkiem dla nich samych i dla światowej nauki. W przypadku Amerykanów problem jest tylko jeden: ich mobilność ogranicza się najczęściej do własnego lub jednego z sąsiednich stanów. Wielu naukowców nie wyobraża sobie bowiem życia poza jednym bądź drugim wybrzeżem. A kie-dy znudzi im się mieszkanie we własnym kraju, zawsze mogą zdecydować się na emigrację, która pomoże im zrealizować wybrany tryb życia (ang. lifestyle migration)13. W nowym kraju nie będą mieli przecież problemów z komuni-kacją, a lokalni naukowcy i studenci będą zadowoleni, mając w swoich szere-gach native speakera. Uczeni europejscy tymczasem muszą zmagać się nie tylko z różnicami kulturowymi (o których piszemy częściowo w punkcie 10), ale tak-że z barierą językową. liczne badania nad wysoko wykwalifikowanymi kadrami pokazały bowiem, że słaba znajomość języka znacząco utrudnia pracę w mię-dzynarodowych zespołach. Nawet gdy współpracownikom nie brakuje umie-jętności merytorycznych, ich wydajność i kompetencja mogą zostać ocenione nisko, a obok hierarchii merytokratycznej wytwarza się druga nieformalna hie-rarchia pracowników, oparta na umiejętnościach językowych14.

O tym, że Amerykanie nie są skorzy do opuszczania własnego kraju, świad-czą dane zgromadzone przez Instytut Statystyki UNESCO na temat mobilno-ści studentów studiów trzeciego stopnia15. Okazuje się, że amerykańscy studen-ci wypadają bardzo słabo w światowym rankingu mobilności, przegrywając nie tylko ze studentami z takich krajów jak Niemcy (4% studiujących za granicą) czy Szwecja (3,9%), lecz także Polska (1,4%), Rosja (0,6%) czy Brazylia (0,4%). Tylko 0,3% Amerykanów decyduje się na wyjazd na zagraniczne studia. Ci, któ-rzy to robią (jest ich w aktualnie 58 133), decydują się najczęściej na wyjazd do Wielkiej Brytanii (14 810) lub Kanady (7437). Brytyjczycy, których flagowe uni-

13 Por. A. K. Spalding, Lifestyle Migration to Bocas del Toro, Panama: Exploring Migra-tion Strategies and Introducing Local Implications of the Search for Paradise, “International Review of Social Research” 2013, Vol. 3, Issue 1, s. 67–86; K. O’Reilly, M. Benson, Lifestyle Migration: Escaping to the Good Life?, [w:] Lifestyle Migration: Expectations, Aspirations and Experiences, eds. M. Benson, K. O’Reilly, Furnham 2009, s. 1–13.

14 K. Hwang, Effects of the Language Barrier on Processes and Performance of Interna-tional Scientific Collaboration, Collaborators’ Participation, Organizational Integrity, and Interorganizational Relationships, “Science Communication” 2012, Vol. 35 (1), s. 3–31.

15 UNESCO, Global Flow of Tertiary‑Level Students, 2014, [online], http://www.uis.unesco.org/EDUCATION/Pages/international-student-flow-viz.aspx [dostęp: 30.07.2014].

Amerykanizacja. 10 mitów na temat nauki i życia akademickiego… 135

wersytety nie ustępują tym z Ivy league, wyjeżdżają za granicę znacznie częś-ciej (1,1% studentów). Można oczywiście argumentować w następujący sposób: skoro amerykańskie uczelnie są najlepsze, a cały system najwydolniejszy, to po prostu nie ma potrzeby wyjeżdżania za granicę. Jeżeli rzeczywiście tak jest (do obojga nas przemawia ten argument), to nie ma jednak sensu głosić hasła „mo-bilności dla samej mobilności”. Wyjazdy zagraniczne są ważne o tyle, o ile po-zwalają na zdobycie nowych doświadczeń lub materiałów badawczych, nie po-winny one być cenione same przez się, co niestety często ma miejsce w polskiej debacie publicznej.

MIT 9: NAJlEPSI Z ŁATWOŚCIą ZNAJDą ZATRUDNIENIE

Obrońca amerykańskiego systemu studiów wyższych mógłby jednak powiedzieć, że mimo wymogu mobilności najlepsi i tak znajdą zatrudnienie: „system amery-kański jest wymagający, ale wspiera najlepszych”. Problemem dalej jednak po-zostaje pytania o to, k i e d y je oni znajdą. Symptomatyczna była dla nas historia opowiedziana przez jednego z profesorów, obecnie o uznanej, międzynarodowej renomie, dotycząca jego ścieżki zawodowej. Po obronie doktoratu na Uniwersy-tecie Kalifornii w Berkeley zaczął starać się o posadę akademicką. Ostatecznie ją znalazł, ale cały proces trwał cztery lata. W międzyczasie rodzina namawiała go do podjęcia innej pracy, rozpoczęcia studiów prawniczych, słowem get a i e. Duża liczba konkurentów, precyzyjnie opisane zakresy wymaganej specjaliza-cji i kompetencji, pojedyncze oferty w odległych od siebie miejscach – mowa tu o kraju wielkości połowy kontynentu – spowodowały, że nawet dobrze rokują-cy młody naukowiec (a w przyszłości wybitny profesor) miał znaczące trudno-ści ze znalezieniem pracy. Amerykański rynek naukowy nie jest tak elastyczny i pojemny jak się często uważa. Ta sytuacja jest widoczna jeszcze bardziej dziś, w czasach kryzysu gospodarczego. Jak bardzo rozgoryczeni są amerykańscy po-siadacze tytułu doktora, poszukujący zatrudnienia dającego szansę na stabiliza-cję zawodową, można z łatwością przekonać się, śledząc najpopularniejsze blogi poświęcone tej tematyce16. Nie można bowiem zapominać, że choć w Stanach Zjednoczonych nie ma instytucji habilitacji, to wszyscy naukowcy dążą do zdo-bycia tenure (która w znacznym stopniu przypomina niechcianą u nas habilita-

16 Zob. M. McArdle, an t et enure en et a ea o , 2014, [online], http://www.bloombergview.com/articles/2014–01–03/can-t-get-tenure-then-get-a-real-job [dostęp: 30.07.2014]; K. Cardozo, ow t e enured are to t e o arket a ite eo e are to aci m , 2014, [on-line], http://theprofessorisin.com/2014/01/01/how-the-tenured-are-to-the-job-market-as-whi-te-people-are-to-racism [dostęp: 30.07.2014].

Magdalena Hoły-Łuczaj, Kamil Łuczaj136

cję). Jest to gwarancja dożywotniego zatrudnienia na danej uczelni. Jej uzyska-nie zajmuje około 6–7 lat (jest to tzw. tenure track), w trakcie których należy wykazać się odpowiednią liczbą publikacji. Jeśli otrzymuje się pozytywną de-cyzję odnośnie przyznania tenure, nie można zostać zwolnionym (o ile nie po-pełni się przestępstwa lub rażąco nie zaniedba obowiązków pracowniczych)17. Znów więc: często mówi się o zniesieniu habilitacji, stawiając za wzór Amery-kę18, gdzie jej de facto nie ma. Jednak mechanizm tenure jest bardzo spokrew-niony z ideą habilitacji

MIT 10: ZROZUMIENIE INNyCH REGUŁ KUlTUROWyCH

And last but not least, kultura. Często mówi się, choć mówią to głównie Amery-kanie, że amerykańska kultura jest najlepsza do życia i codziennej pracy, a więc również do uprawiania nauki. W tym punkcie niewiele można wykroczyć poza to, co – łącząc żartobliwy ton z bardzo wnikliwymi obserwacjami – napisała ładnych kilkanaście lat temu Teresa Hołówka w Delicjach ciotki Dee19. Tym, co rzuca się w oczy po pewnym czasie spędzonym w USA, jest etnocentryzm jej mieszkańców. Zilustrujemy to następującym przykładem: w jednym z newslet-terów, jakie rozsyłał rektor ds. naukowych UNM, znajdowało się przypomnie-nie o zbliżającym się terminie aplikowania o n a j b a r d z i e j p r e s t i ż o w e s t y p e n d i u m n a ś w i e c i e (słowa JM Rektora), mianowicie „Marshall Scholarship”. Wcześniej nigdy o nim nie słyszeliśmy, mimo że staramy się śle-dzić tzw. rynek stypendiów, dlatego postanowiliśmy jak najszybciej sprawdzić, dlaczego owe stypendium jest tak prestiżowe. Gdy zasięgnęliśmy informacji o nim20, szybko wyjaśniło się, dlaczego nigdy nie zetknęliśmy się ze wzmian-ką o „najbardziej prestiżowym stypendium na świecie”. Jest to mianowicie sty-pendium wyłącznie dla Amerykanów, którzy chcieliby studiować na brytyjskich uczelniach. Dlaczego zatem rektor UNM określił je jako najbardziej prestiżo-we na „świecie”? Wydaje się, że było to podyktowane dwoma powodami. Z jed-nej strony, zgodnie z powiedzeniem ludwiga Wittgensteina, że „granice moje-go języka są granicami mojego świata”, wydaje się, że dla Amerykanów świat

17 Zawiłości amerykańskiej ścieżki kariery naukowej rzetelnie przedstawia D. D. Perl-mutter, Promotion and Tenure Confidential, Cambridge 2010.

18 Zob. B. Tumiłowicz, Profesorowie z szybkiej ścieżki, „Przegląd” 2008, nr 14, [on-line], http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/profesorowie-szybkiej-sciezki [dostęp: 31.07.2014].

19 T. Hołówka, Delicje ciotki Dee, Warszawa 1988.20 Na jego stronie internetowej: http://www.marshallscholarship.org/ [dostęp: 30.07.2014].

Amerykanizacja. 10 mitów na temat nauki i życia akademickiego… 137

to świat rodzimych użytkowników języka angielskiego. Tam według nich roz-wija się (najlepsza) nauka, kultura, cywilizacja. Z drugiej zaś strony można od-nieść wrażenie, że Amerykanie utożsamiają Stany Zjednoczone ze światem – bę-dąc przekonanymi, że skoro ktoś otrzymał stypendium w USA, czyli najbardziej konkurencyjnym (w ich mniemaniu) kraju na świecie, z pewnością otrzymałby je, gdyby w wyścigu o nie uczestniczyli także mieszkańcy pozostałych zakątków globu (których pracę Amerykanie muszą jednak cenić, skoro sprowadzają ich do swoich laboratoriów).

Należy przy tym podkreślić także typowe dla Amerykanów lekceważenie tego, co w Europie nazywamy „kanonem klasycznym”. W skład tego kanonu wchodzi przede wszystkim poszanowanie dla tradycji grecko-rzymskiej oraz znajomość języków obcych. To, że jedno i drugie jest w USA lekceważone, nie stanowi wielkiej tajemnicy. Wystarczy spojrzeć na aberracyjne wykorzystanie stylu klasycystycznego w budynkach administracji lub przeanalizować staty-styki dotyczące nauki języków obcych w szkołach podstawowych. W Europie w 90% szkół podstawowych naucza się języka angielskiego, podczas gdy w Sta-nach Zjednoczonych robi to tylko jedna trzecia szkół podstawowych21. Tym, co zaskakuje nas najbardziej, jest jednak fakt, że brak zrozumienia kanonu kla-sycznego występuje również na terenie uniwersytetu. W trakcie jednego z se-minariów pewien jego uczestnik w dyskusji odwołał się do fragmentu książki na stronie „xx”, wymawiając to jako „page eks eks”. Dopiero po dłuższej chwi-li zrozumieliśmy, że ma on na myśli fragment wprowadzenia, którego paginacja miała postać cyfr rzymskich, odróżniających się od numeracji stron tekstu głów-nego. Gdy chcieliśmy się upewnić, że chodzi mu o dwudziestą stronę wprowa-dzenia, powtórzył, że ma na myśli stronę „eks eks”. Był bardzo zdziwiony, gdy powiedzieliśmy mu, że te literki oznaczają liczbę dwadzieścia. Innymi słowy, ten student nie znał cyfr rzymskich! Jeszcze innym przykładem lekceważącego sto-sunku Amerykanów do kultury nieamerykańskiej22 może być zachowanie pro-wadzącego seminarium (skądinąd bardzo interesującego), który nie rozumiejąc jednego ze sformułowań w tekście pisanym po angielsku (!) przez autora pocho-dzącego z Wielkiej Brytanii, z lekkością stwierdził „that’s British” i pomijając je, kontynuował analizę tekstu. Słyszeliśmy wcześniej o tym, że brytyjski pił-

21 l. Beale, . . tudent urting in oreign anguage , 2010, [online], http://www.psmag.com/navigation/books-and-culture/u-s-students-hurting-in-foreign-languages-13529/ [dostęp: 30.07.2014].

22 Zob. J. Mucha, An ut ider iew o American u ture, [w:] i tant irror . America as a Foreign Culture, eds. P. R. DeVita, J. D. Armstrong, Belmont 1993, s. 25.

Magdalena Hoły-Łuczaj, Kamil Łuczaj138

karz David Beckham miewał problemy ze zrozumieniem „amerykańskiego”23, okazuje się jednak, że również niektórzy amerykańscy akademicy nie czują po-trzeby uczenia się „brytyjskiego”.

PODSUMOWANIE

Celem naszego tekstu nie jest obrona pozycji „lokalnych” i zamykania się w świe-cie Polskiej Nauki. Wręcz przeciwnie, widzimy zalety, jakie niesie z sobą inter-nacjonalizacja, współpraca międzynarodowa, uczestnictwo w światowych kon-gresach czy też publikowanie w języku angielskim (choć nie za wszelką cenę w „zagranicznych czasopismach”). Tyle tylko, że uważamy, iż nie powinno się bezkrytycznie stawiać za wzór kraju, którego system edukacji nie jest pozbawio-ny wad. Sytuacja staje się jeszcze bardziej niebezpieczna, gdy za wzór stawia-my reguły, które nie są realizowane nawet w kraju stawianym w całości za wzór. Taką sytuację mamy np. z kryteriami oceny naukowców. Z drugiej strony róż-nice kulturowe nie pozwalają na przeszczepienie wielu rozwiązań modelu ame-rykańskiego do polskich czy też szerzej europejskich warunków. Dlatego też nie dziwią nas wyniki opisane w artykule Choosing between the United States and the EU of Polish Researchers, 1996–201224, które pokazują, że Stany Zjedno-czone nie są już najchętniej wybieranym miejscem emigracji polskich naukow-ców. liczba polskich naukowców, którzy aplikowali o prawa pobytu w Stanach Zjednoczonych po zakończeniu stażu naukowego, po akcesji Polski do Unii Eu-ropejskiej w 2004 roku spadła kilkukrotnie (w roku 2003 podań było ponad sto, w roku 2012 mniej niż dwadzieścia). Praca naukowa w krajach Unii Europejskiej jest propozycją zawodowo równie ciekawą co pobyt na uczelni amerykańskiej, która nie wymaga przy tym dopełnienia wielu czasochłonnych formalności. Przede wszystkim jednak – na co też zwracają uwagę Żebrowska i Konarzew-ski – coraz atrakcyjniejsze dla polskich naukowców jest prowadzenie badań we własnym kraju.

Nie negujemy jednak wielu oczywistych zalet edukacji w USA. Poza znany-mi wszędzie uczelniami flagowymi, które skupiają światowej klasy noblistów czy też posiadają najnowocześniejszy sprzęt wykorzystywany do badań nauko-wych, tamtejszy system edukacji posiada także mniej znane zalety. Ze społecz-

23 A. Harmsworth, Beckham: I don’t understand Americans, “Metro” 2008, [online], http://metro.co.uk/2008/07/11/beckham-i-dont-understand-americans-269218/ [dostęp: 30.07.2014].

24 G. Żebrowska, M. Konarzewski, Choosing between the United States and the EU. Emi-gration, “Science & Diplomacy”, March 2014, [online], http://www.sciencediplomacy.org/ar-ticle/2014/choosing-between-united-states-and-eu [dostęp: 30.07.2014].

Amerykanizacja. 10 mitów na temat nauki i życia akademickiego… 139

no-kulturowego punktu widzenia najważniejszą dobrą praktyką jest dostęp do studiów dla osób, które przekroczyły już wiek studencki (tzw. non-traditional students). Interesujące jest także traktowanie uniwersytetu jak marki. liczne ga-dżety uczelniane są łatwo dostępne na teranie kampusu i poza nim. Więź z uczel-nią musi być zresztą duża, ponieważ specjalne, dedykowane społeczności aka-demickiej tablice rejestracyjne z logo UNM są bardzo popularne. Uważamy też, że bardzo ciekawą praktyką jest wspieranie różnorodnych organizacji studen-ckich – od klubów sportowych, poprzez organizacje artystyczne, społeczno-po-lityczne kluby dyskusyjne, aż po spotkania uniwersyteckich republikanów i libe-rałów. Podczas każdego takiego spotkania można zjeść kawałek pizzy i spędzić czas w miłym towarzystwie. Ta pozornie błaha sprawa cementuje jednak więzi pomiędzy studentami.

AMERICANIZATION. 10 MyTHS ABOUT SCIENCE AND ACADEMIC lIFE IN THE UNITED STATES

In this article we try to undermine – on the basis of our own observations made during a study visit to the University of New Mexico – ten selected myths about science and academic life in the United States which are present in the Polish public debate. These myths relate to, among others, easiness of conducting research in the United States, high requirements for PhD stu-dents, strict parametrization, or unlimited mobility of researchers. In our opinion, undermin-ing these myths seems to be of particular importance in the context of a discussion about the reforms in the Polish higher education system.

KEy WORDS

science, higher education, university, reform

BIBlIOGRAFIA

1. Beale l., . . tudent urting in oreign anguage , 2010, [online], http://www.psmag.com/navigation/books-and-culture/u-s-students-hurting-in-foreign-languages-13529/ [dostęp: 30.07.2014].

2. Cardozo K., ow t e enured are to t e o arket a ite eo e are to aci m , 2014, [online], http://theprofessorisin.com/2014/01/01/how-the-tenured-are-to-the-job-market- as-white-people-are-to-racism [dostęp: 30.07.2014].

3. Charazik K., ak wyg daj tudia doktoranckie w A wywiad, 2011, [online], http://www.naharvard.pl/aktualnosci/studia-doktoranckie-w-usa.html [dostęp: 30.07.2014].

4. Harmsworth A., eck am don t under tand American , “Metro” 2008, [online], http://me-tro.co.uk/2008/07/11/beckham-i-dont-understand-americans-269218/ [dostęp: 30.07.2014].

Magdalena Hoły-Łuczaj, Kamil Łuczaj140

5. Hołówka T., Delicje ciotki Dee, Warszawa 1988.6. Hwang K., Effects of the Language Barrier on Processes and Performance of Internatio-

nal Scientific Collaboration, Collaborators’ Participation, Organizational Integrity, and Interorganizational Relationships, “Science Communication” 2012, Vol. 35 (1), s. 3–31.

7. Kodeks etyki socjologa, Warszawa 2012, [online], http://www.pts.org.pl/public/upload/kodeks.pdf [dostęp: 23.07.2014].

8. Malanowska K., Imigracje, Warszawa 2011.9. Martel F., Mainstream. Co podoba się wszędzie na świecie, Warszawa 2011.10. McArdle M., Can’t Get Tenure? Then Get a Real Job, 2014, [online], http://www.bloom-

bergview.com/articles/2014–01–03/can-t-get-tenure-then-get-a-real-job [dostęp: 30.07.2014].11. Mucha J., An Outsider’s view of American Culture, [w:] Distant Mirrors. America as

a Foreign Culture, eds. P. R. DeVita, J. D. Armstrong, Belmont 1993.12. O’Reilly K., Benson M., Lifestyle Migration: Escaping to the Good Life?, [w:] Lifestyle

Migration: Expectations, Aspirations and Experiences, eds. M. Benson, K. O’Reilly, Fur-nham 2009.

13. Perlmutter D. D., Promotion and Tenure Confidential, Cambridge 2010.14. Philosophy Journal Information: ESF Rankings, Citation Impact, & Rejection Rates,

2014, [online], http://certaindoubts.com/philosophy-journal-information-esf-rankings-ci-tation-impact-rejection-rates/ [dostęp: 30.07.2014].

15. Sachs J., The Price of Civilization, New york 2011.16. Spalding A. K., Lifestyle Migration to Bocas del Toro, Panama: Exploring Migration

Strategies and Introducing Local Implications of the Search for Paradise, “International Review of Social Research” 2013, Vol. 3, Issue 1, s. 67–86.

17. Tanyildiz Z. E., The Ethnic Composition of Science and Engineering Research Laborato-ries in the United States, “International Migration” 2013, DOI: 10.1111/imig.12035.

18. Tumiłowicz B., Profesorowie z szybkiej ścieżki, „Przegląd” 2008, nr 14, [online], http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/artykul/profesorowie-szybkiej-sciezki [dostęp: 31.07.2014].

19. UNESCO, Global Flow of Tertiary‑Level Students, 2014, [online], http://www.uis.unesco.org/EDUCATION/Pages/international-student-flow-viz.aspx [dostęp: 30.07.2014].

20. Żebrowska G., Konarzewski M., Choosing between the United States and the EU. Emi-gration of Polish Researchers, 1996–2012, “Science & Diplomacy”, March 2014, [online], http://www.sciencediplomacy.org/article/2014/choosing-between-united-states-and-eu [dostęp: 30.07.2014].

NOtY O AUtOrAcH

Magdalena H o ł y - Ł u c z a j jest doktorantką w Instytucie Filozofii Uniwersy-tetu Jagiellońskiego. Jej zainteresowania badawcze to filozofia Martina Heideg-gera, antropologia filozoficzna i ekofilozofia. W roku akademickim 2013/2014 przebywała na Uniwersytecie Nowego Meksyku w ramach stypendium Komisji Fulbrighta.

Kamil Ł u c z a j jest doktorantem w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Jagiel-lońskiego. Jego zainteresowania badawcze koncentrują się wokół socjologii kul-tury oraz zagadnień związanych z integracją badań społecznych z ewolucjoni-stycznym paradygmatem badań naukowych. W roku akademickim 2013/2014 odbywał wizytę studyjną na Wydziale Biologii Uniwersytetu Nowego Meksy-ku jako stypendysta The Ryoichi Sasakawa young leaders Fellowship Fund.

Rafał M a z u r jest magistrem filozofii, doktorantem w Zakładzie Filozofii Kul-tury na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. W pracy badaw-czej zajmuje się rekonstrukcją daoistycznych podstaw filozoficznych strategii działania stosowanych w praktyce artystycznej kręgu wenren – konfucjańskich filozofów-urzędników, głównie na przykładzie praktyki muzycznej, oraz połą-czeniem chińskiej tradycji ze współczesną filozofią sound art.

Poza uczelnią jest muzykiem. Zajmuje się swobodną improwizacją w muzy-ce współczesnej. Gra na akustycznej gitarze basowej zbudowanej specjalnie dla niego przez mistrza lutniczego Jerzego Wysockiego.

Monika M a z u r - B u b a k jest doktorantką na Wydziale Filozoficznym Uni-wersytetu Jagiellońskiego, posiada tytuł magistra politologii i magistra filozo-fii – oba uzyskane na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Krzysztof T. P i o t r o w s k i pracuje jako adiunkt w Studium Pedagogicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jego głównymi obszarami zainteresowań są psy-chologia poznawcza i psychologia zdolności. Aktualne prace badawcze skupia-ją się na uczeniu mimowolnym, pamięci roboczej, uwadze w procesach twór-czych oraz wykorzystaniu twórczości w edukacji. Badania naukowe prowadzi jako współpracownik Instytutu Psychologii UJ. Wśród jego zainteresowań dy-daktycznych znajduje się rozwijanie i propagowanie treningów twórczości. Jest autorem tekstów poświęconych rozwijaniu twórczości w szkole oraz twórcą tak-