kazdy dostanie swoja koze

Post on 07-Jul-2018

228 Views

Category:

Documents

0 Downloads

Preview:

Click to see full reader

TRANSCRIPT

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    1/101

    ∗ ∗ ∗

    ∗ ∗ ∗

    Robert M. Wegner

    Każdy dostanie swoją kozę 

    ISBN: 978-83-64384-40-0

    ∗ ∗ ∗

    Copyright © 2009-2015 by Robert M. Wegner

    Copyright © 2015 by Powergraph

    Copyright © 2015 for the cover by Rafał Kosik

    Wszelkie prawa zastrzeżone.

    All rights reserved.

    ∗ ∗ ∗

    Konwersję do wersji elektronicznej wykonano

    w systemie Zecer

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    2/101

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    3/101

    P

     Jako autor mam za sobą garść spotkań z czytelnikami,

    z których każde było większą lub mniejszą przy-godą. Spotkania odbywały się w różnych miejscach:

    bibliotekach, klasach szkolnych, salach wykładowych

    i aulach, a czasem też przy stoliku barowym, gdzie

    obstawieni batalionami kui, wymienialiśmy poglądy

    i argumenty. No dobra, ci, który mnie znają, wiedzą,

    że naciągam nieco te „bataliony”. Z mojej strony byłyto zazwyczaj niewielkie siły szybkiego reagowania:).

    Mimo wszystko uważałem się za autora otrzaskanego

    z takimi sytuacjami, dopóki los nie zetknął mnie z grupą

    czytelników, która w pierwszej chwili wzbudziła moje

    najgłębsze przerażenie.

    Zaproszenie przyszło nagle, bez ostrzeżenia, a ja,zupełnie bezmyślnie, wyraziłem na nie zgodę, nim

    zdałem sobie sprawę, w co się pakuję. Pamiętam,

    że przygotowywałem się do niego przez kilka dni,

    produkując w wyobraźni najczarniejsze scenariusze.

    Pamiętam, jak na miękkich nogach wchodziłem do sali,

    gdzie przemiła pani zapytała mnie, czy chcę większe,

    czy mniejsze krzesło i pamiętam, jak sala zapełniła się

    3

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    4/101

    gromadą istot, wlepiających we mnie płonące ślepia.

    Wtedy zrozumiałem, że przepadłem, nie było ucieczki,

    były tylko cztery ściany, podłoga, sut, ja i ONE.

    Przedszkolaki.

    No cóż. To było najmilsze, najsympatyczniejsze

    i najfajniejsze spotkanie jakie miałem w życiu. Być może

    łamię komuś serce, ale nie wygracie z bandą pięcio-

    i sześciolatków, które nie boją się zadawać żadnych

    pytań, najwyraźniej są zafascynowane książkami bezobrazków i potraą zaskoczyć wyjątkowo mądrymi

    stwierdzeniami w stylu „Czyli pisze pan książki

    przygodowe”. A na dodatek mają dla swojego gościa

    przemiłą niespodziankę. Gdy córka zaprosiła mnie do

    przedszkola, a jej pani poprosiła o jakiś mój tekst,

    który mogłaby przeczytać dzieciom, w pierwszej chwililekko się przestraszyłem, bo to, co piszę, nie nadaje się

    dla tej grupy wiekowej. Przypomniałem sobie jednak

    o   Każdy dostanie swoją kozę , czyli o opowiadaniu

    o Czerwonych Szóstkach, magii i Siłach Chaosu

    napisanym ładnych parę lat temu. Dzieci zapoznały się

    z tym tekstem, odpowiednio przyciętym przez panieprzedszkolanki, i na zakończenie wizyty obdarowały

    mnie galerią fantastycznych obrazków, które Wam tutaj

    wraz z   Kozami  demonstrujemy.

    I serdecznie dziękuję grupie Pszczółek z Przedszkola

    nr 48 w Bytomiu oraz Pani Ani i Pani Weronice, które

    zorganizowały mi to spotkanie.

    4

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    5/101

    Robert M. Wegner

    ∗ ∗ ∗

    Nota od Wydawcy:

    ilustracje Pszczółek znajdziecie Państwo na stronie:

    meekhan.com

    http://meekhan.com/

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    6/101

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    7/101

    K

    Dolina Mawers otwierała się przed nimi stopniowo, jak

    kwiat rozwijający płatki o świcie. To było najlepszeporównanie, jakie Kennethowi przyszło do głowy.

    Posuwali się szlakiem nad doliną, kierując się w stronę

    najbliższego zejścia, i w miarę jak podnosiła się poranna

    mgła, widzieli coraz więcej. Najpierw dachy domostw

    leżącego u stóp góry miasteczka, później panoramę

    pól uprawnych i łąk, następnie szarą wstążkę rzeczkiotoczoną rozmigotanymi taami stawów hodowlanych.

    Późnym rankiem, gdy zbliżyli się już do wijącej się

    w dół ścieżki, dolina ukazała im się w całej krasie.

    Od Terandyh, ku któremu zmierzali, aż po lekko

    zamglone, oddalone o ponad dwadzieścia mil Lyrt.

    Porucznik zatrzymał oddział, sycąc wzrok widokiem.Dolina miała ponad osiem mil szerokości i mógł na

    własne oczy się przekonać, że to najpiękniejsze miejsce

    Nowego Rewendath, dosłownie spichlerz prowincji.

    Pola, łąki, sady, stawy, gospodarstwa. Pomiędzy dwoma

    miasteczkami naliczył kilkanaście wiosek, i to nie

    żadnych przysiółków, lecz dostatnich, bogatych wsi, po

    kilkadziesiąt chat każda.

    7

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    8/101

    Warto było się tu tłuc, pomyślał zadowolony,

    naprawdę warto.

    O prawo do zabezpieczenia Księżyca Złodziei Kóz

    zawsze trwała zażarta rywalizacja pomiędzy kompa-

    niami różnych pułków. I to nawet zanim jeszcze

    prowincja dorobiła się własnego pułku Straży. Po

    kilkumiesięcznej ciężkiej służbie, patrolach, potyczkach,

    pościgach, zasadzkach, zabezpieczaniu szlaków handlo-

    wych, uspokajaniu co bardziej krewkich klanów górali,kilka dni spędzonych w mlekiem i miodem płynącej

    dolinie było dla każdego żołnierza nagrodą i okazją do

    odpoczynku. Tradycyjnie już w okolicznych garnizonach

    organizowano pod koniec zimy międzykompanijne

    zawody w bieganiu, wspinaniu się po linie, pchnięciu

    kamienną kulą i ciskaniu drewnianą belką. Orazw rzucie oszczepem, strzelaniu z kuszy, przeciąganiu

    liny, noszeniu wiader wypełnionych mokrym piachem,

    i w ogóle we wszystkim, co dowódcy przyszło do głowy.

    Zwycięską kompanię z każdego pułku czekał wiosną

    kilkudniowy marsz na wschodni kraniec prowincji,

    lecz nie trał się jeszcze taki oddział, który byłbyz tego powodu niezadowolony. Dużo dobrego i taniego

    piwa, gorący posiłek na każde zawołanie, noclegi

    w prawdziwych łóżkach i kobiety.

    Zwłaszcza kobiety, pomyślał porucznik, patrząc na

    przebierających w miejscu nogami żołnierzy. Nie góralki

    z północnych klanów, cuchnące łojem, kozim serem

    i mokrą wełną, lecz prawdziwe dziewczyny, wyszo-

    8

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    9/101

    rowane, pachnące, w wykrochmalonych spódnicach

    i śnieżnobiałych bluzkach. Uśmiechnął się do tego

    obrazu. No dobra, pomyślał, ja też zbyt długo włóczę

    się po górach.

    Odwrócił się do kompanii.

    — Postój! — powiedział głośno i musiał odczekać,

    nim umilkł jęk zawodu. — Nie wejdziemy do doliny jak

    banda zbirów, każdy, kto nie założy płaszcza, zostanie

    tutaj i będzie przez najbliższe dni zabezpieczał szlak nawypadek ataku… powiedzmy, Wynde’kann.

    Zignorował stękania. Noszenie brudnobiałych płasz-

    czy z dwoma szóstkami i stylizowanym psim łbem ciągle

    było dla niektórych jego ludzi trudne, nie zamierzał

     jednak pozwolić im zapomnieć, że teraz służą właśnie

    w Szóstej Kompanii Szóstego Pułku. Rozbicie bandyShadoree terroryzującej prowincję sprawiło co prawda,

    że o jego Szóstkach zrobiło się nieco głośniej, ale to

    było ponad pół roku temu, a poza tym, niektóre fakty

    dotyczące tamtych wydarzeń musieli trzymać w ścisłej

    tajemnicy. Wielu jego strażnikom ciągle brakowało

    sławy otaczającej takie kompanie, jak Dzikie Psy czyCzarne Portki.

    Oczywiście z płaszczami chodziło też o to, że na

    widok kilkudziesięciu uzbrojonych po zęby mężczyzn

    schodzących z gór burmistrz najpewniej zamknie bramy

    miasta i postawi pachołków miejskich pod broń. Lepiej,

    żeby wszyscy z daleka widzieli, iż nie zbliża się banda

    zbójców, tylko, było nie było, żołnierze imperialnej armii.

    9

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    10/101

    W kilka minut wszyscy strażnicy założyli płaszcze,

    Kenneth powiódł po nich wzrokiem.

    — Nie będę długo gadał — poprawił pas z mieczem,

    wygładził kolczugę — idziemy do doliny jako cesarscy

    żołnierze, więc po prostu macie się zachowywać.

    Żadnych burd, bijatyk ani picia na umór, chyba że

    wyrażę na to zgodę osobiście. Kobiety zaczepiacie tylko

    te, które tego chcą i nie mają zbyt wielu kuzynów czy

    braci. Po jednym „nie” – przepraszacie i szukacie sobieinnej. A ponieważ mamy miejscowym przypominać, że

    Straż czuwa, wszyscy będziecie nosić cały czas płaszcze.

    Musimy zabezpieczyć teren od miasta aż do najbliższej

    wioski. Jakże ona się nazywa, Varhenn?

    Najstarszy z jego podocerów potarł policzek

    pokryty sinoniebieskim tatuażem.— Glosh Newet, panie poruczniku.

    — Dobrze, to jakieś trzy mile od Terandyh. Żeby móc

    opuścić ten teren, musicie uzyskać pozwolenie ode mnie

    lub od swojego dziesiętnika. Środek doliny zabezpieczają

    chłopcy z Trzynastego i Ósmego, drugi kraniec przypadł

    Czwartemu, więc to nie nasze zmartwienie. Za miastembędzie się odbywał targ, na który ściągną ludzie z całej

    doliny, wszystkie okoliczne rody, między niektórymi

    ciągle są jakieś zatargi, więc nie dajcie się wciągnąć

    w żadne przepychanki. Jeśli dojdzie do bójki, zgarniacie

    wszystkich i dostarczacie do burmistrza. Coś jeszcze?

    Tak jak się spodziewał, nie było żadnych pytań.

    10

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    11/101

    — No to w drogę. Varhenn prowadzi, Andan za nim,

     ja i Bergh na końcu.

    Przywołał gestem ostatniego dziesiętnika.

    — Bergh, jak tam psy?

    — Dobrze, panie poruczniku. Cieszą się prawie tak

    samo jak my.

    — Raczej udzielił im się nastrój. — Kenneth

    uśmiechnął się lekko, ogarniając wzrokiem tuzin

    ciemno umaszczonych zwierząt, i zaraz spoważniał.— W zeszłym roku psy z Drugiej Kompanii Ósmego

    Pułku pogryzły tu kilkoro ludzi, bo ich strażnicy się

    spili. Jeśli będziecie chcieli wyjść się zabawić, zwierzęta

    mają zostać na kwaterze. Zamknięte. Jak przyłapię psa

    z pijanym opiekunem, jeden i drugi będzie przez miesiąc

    chodził w kagańcu. Nie żartuję.Bergh skinął głową.

    — Nie będzie problemów, panie poruczniku. Mamy

    miłe psiaki.

    Ocer spojrzał jeszcze raz na siedzące w karnym

    rządku zwierzęta. Masywne sylwetki, mięśnie prężące

    się pod skórą, szczęki, na których widok nawet uzbrojeniw topory i ciężkie włócznie bandyci tracili odwagę.

    — Taak, miłe. Liczę na to, Bergh. Dowódca Drugiej

    oddał roczny żołd na… hm, zdaje się, że nazwali to

    pogryźnym. Nie stać mnie na to — skrzywił się kwaśno.

    Psy strażników, rasa wywodząca się od wessyrskich

    owczarków hodowanych specjalnie do walki z wilkami

    i górskimi lwami, były dla nich czymś więcej niż konie

    11

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    12/101

    dla kawalerii. Zimą, w terenie, w którym zawodził

    każdy inny środek transportu, może z wyjątkiem

    magicznych portali, ciągnęły sanie, przewożąc ludzi,

    żywność, lekarstwa i informacje. Latem zwierzęta pełniły

    funkcję oczu i uszu kompanii, przenosiły meldunki,

    tropiły bandytów, pomagały szukać zaginionych.

    I walczyły jak szaro-brązowe, napędzane piekielną

    furią demony. Ich odwaga i zawziętość w boju były

    przysłowiowe i nie darmo Górska Straż przyjęła właśniewizerunek wessyrskiego owczarka na swoje godło. Nie

    można było tych psów lepiej uhonorować. Lub też, jak

    twierdzili niektórzy, nie można było lepiej uhonorować

    Górskiej Straży.

    Kenneth nie miał zamiaru kłócić się z nikim o to

    ostatnie stwierdzenie. Znał imię każdego zwierzęciaw kompanii, tak samo jak imię każdego swojego

    strażnika. Były dla niego takimi samymi żołnierzami jak

    ludzie. No, może nie chlały i pachniały nieco lepiej niż

    niektórzy z nich.

    Porucznik ruszył ścieżką w dół.

    — Powinniśmy być w mieście za jakieś dwie godziny.Teraz w drogę.

    ∗ ∗ ∗

    Terandyh do wysokości dachów wyglądało jak

    meekhańskie miasto. Domy o ceglanych ścianach, po-

    krytych bielonym tynkiem, brukowane uliczki, niewielki

    12

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    13/101

    rynek z ratuszem, będącym równocześnie siedzibą

    rady miasta, sądem, więzieniem i miejskim spichrzem,

    były tak charakterystyczne dla centralnych prowincji

    Imperium, że miasto sprawiało wrażenie, jakby kaprys

     jakiegoś pijanego bóstwa uniósł je i rzucił pięćset mil na

    północ. Jednakże, co najdziwniejsze, nie zamieszkiwali

    go meekhańscy osadnicy z pierwszej i drugiej fali

    napływającej w góry po przyłączeniu tych ziem do

    Imperium, lecz rdzenni Wessyrczycy. Znaturalizowani,ale wciąż górale pełną gębą. Miasto zostało wybudowane

    prawie dwieście lat temu dla plemion zamieszkujących

    dolinę jako podarunek ówczesnego cesarza za lojalność

    w czasie wojny z Sawehde. Zgodnie z wolą imperatora,

    do doliny przybyli więc cesarscy budowniczowie

    i w dwa lata, na miejscu zrównanej z ziemią osady,postawili całe miasteczko. Zbudowali je tak, jakby stało

    na słonecznych, ciepłych i bezpiecznych równinach

    centralnego Meekhanu. To oznaczało, że domy miały

    niemal płaskie dachy, cienkie ściany, szerokie drzwi

    i duże okna. Miejscowi oglądali podarunek imperatora,

    kręcąc z podziwem głowami, po czym jak tylkobudowniczowie wrócili na południe, rozebrali dachy,

    stawiając na miejsce meekhańskich własne, wysokie,

    spiczaste i dwuspadowe. Zwiększyli grubość ścian,

    obijając je od środka drewnem, zmniejszyli okna

    i drzwi, otoczyli całość murem. W ten sposób powstało

    miasto hybryda, do wysokości dachów meekhańskie,

    13

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    14/101

    a zadaszone i urządzone po wessyrsku. Każdy mógł

    znaleźć tu coś dla siebie.

    W ratuszu nie zastali burmistrza – jak wyjaśnił

    chudy człowieczek w poplamionym inkaustem kubraku,

    burmistrz przebywał właśnie w gościnie u miejskiego

    czarodzieja Derwena Klacva. Kenneth podziękował za

    informację i zostawiając strażników pod komendą

    Andana i Bergha, skierował się do wskazanego

    budynku. Idąc wąskimi uliczkami, przeklinał podnosem. Miał nadzieję, że załatwi wszystkie sprawy

    z zakwaterowaniem kompanii od razu, a nie, że będzie

    musiał błąkać się po mieście, szukając „zielonego domu

    z wieżą i bluszczem”, jak raczył wysłowić się pisarz.

    Z tego zapewne wynikało, że inne domy w mieście

    mają wieże, ale nie mają bluszczu lub też są obrośniętebluszczem, lecz pozbawione wieży.

    Idący obok Varhenn mruczał coś pod nosem,

    poprawiając zatknięty za pas topór.

    — Co tam?

    — Eeech, nic takiego, panie poruczniku. Ja bym

     już teraz miejscowego piwa popróbował, a tu jeszczechłopców trzeba odprowadzić na kwatery i jakoś tak to

    zorganizować, żeby się wszyscy nie spili naraz. O, jest

    wieża.

    Rzeczywiście, szukany budynek pojawił się przed

    nimi nagle, gdy tylko minęli kolejny zakręt i wyszli na

    niewielki placyk. Kenneth musiał przyznać, że wieża nie

    robiła wielkiego wrażenia. Właściwie nie była to wieża,

    14

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    15/101

    lecz garb na dachu. Taki z dwoma małymi okienkami

    i kominem. Ale bluszcz był, i to wszędzie. Porastał ściany,

    dach, zaglądał do okien i drzwi, wspinał się na kominy.

    Mogło się wydawać, że jakiś zielony, liściasty potwór

    napadł na domostwo i właśnie je pochłania.

    — No dobra, wejdźmy do tego… zielonego dworku.

    W środku było cicho i chłodno, przez ocienione

    liśćmi wejście wpadało rozproszone światło. Pachniało

    świeżym drewnem i kiszoną kapustą. Zupełnie nie-magicznie. Kenneth rozejrzał się, wreszcie zastukał

    w futrynę i chrząknął.

    Usłyszeli ciche kroki i do sieni weszła mała istota.

    Miała około trzech i pół stopy wzrostu, mnóstwo

     jasnych loków i niebieskie ślepka. Na widok dwóch

    odzianych w kolczugi, uzbrojonych mężczyzn zatrzy-mała się.

    — Powitajam, mamo! — krzyknęła.

    — Witaj, dziewczynko — Varhenn odezwał się

    pierwszy i uśmiechnął.

    Porucznik widział już, jak pod wpływem uśmie-

    chu wykwitającego na pokrytej tatuażami twarzydziesiętnika twardym zbójom puszczały zwieracze,

    więc spodziewał się raczej przerażonych ocząt i ust

    w podkówkę. Dziewczynka tylko rozpromieniła się.

    — Ukjadjam kozie — oznajmiła dumnie. — Ty teś?

    — My nie. Ale wiesz, dziecko, nam nie wolno. Górska

    Straż nie może brać udziału w święcie.

    — Aha… a bajanka?

    15

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    16/101

    — Baranków i owiec też nie, niestety.

    — Znasz to dziecko, Varhenn?

    — W życiu jej nie widziałem, panie poruczniku. Ale

    chyba mnie lubi.

    — Każdego lubi — powiedziała młoda kobieta,

    wchodząc do sieni. — Można ją sprzedać pierwszej

    napotkanej osobie. Chodź, Meehala, nie zatrzymujmy

    panów żołnierzy, pewnie mają sprawę do wujka.

    Miała ciemnoblond włosy, oczy, których koloru niemógł w tym świetle ocenić, i szczupłą twarz. Zielona

    suknia, którą nosiła, nie była zbyt bogata. Niemniej

    kobieta nie wyglądała na miejscową góralkę.

    Kenneth przedstawił się.

    — Porucznik Kenneth-lyw-Darawyt, Szósta Kompa-

    nia Szóstego Pułku Górskiej Straży.— Lydia-ker-Zeawe, w tej chwili matka, poza tym

    bratanica miejscowego czarodzieja i wdowa po kapitanie

    Cearewie-ker-Zeawe z Dwudziestego Pierwszego Pułku

    Pieszego. Nie, proszę nie mówić, że panu przykro,

    poruczniku. To stara historia. Proszę za mną. — Znikła

    za drzwiami, ciągnąc za sobą dziecko.Popatrzył na dziesiętnika i wzruszył ramionami.

    Weszli do pomieszczenia, w którym zapewne

    miejscowy czarodziej przyjmował klientów. Kenneth

    spodziewał się czegoś… wystawniejszego. Zaskoczył go

    widok gołych ścian obitych pociemniałym drewnem oraz

    prosta ława i cztery zwykłe krzesła stojące pośrodku.

    Przy czym zarówno ława, jak i krzesła miały już

    16

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    17/101

    najlepsze lata za sobą. Dziwne, ale chyba paranie się

    magią nie przynosiło w tym mieście nadzwyczajnych

    protów. Terandyh nie było zbyt duże, ledwo dwa

    tysiące głów, stanowiło jednakże nieformalną stolicę

    doliny. Przybywali tu hodowcy i pasterze z całej okolicy,

    więc interesy powinny kwitnąć. Na dodatek, z tego

    co mówił miejski pisarz, Derwen Klacv był jedynym

    czarodziejem w mieście. W takich punktach handlowych

     jak Terandyh, gdzie mogło utrzymać się kilkunastukowali, tkaczy i rymarzy, czarodziej powinien opływać

    w dostatki. Tymczasem tu w kątach bieda popiskiwała

    cicho, spierając się o miejsce z nędzą. Ciekawe.

    Z pomieszczenia dla interesantów skierowali się do

    sąsiedniego pokoju. Ich przewodniczka zatrzymała się

    przy wejściu i ciągle trzymając dziewczynkę za rękę,wskazała na drzwi.

    — Zapraszam.

    Kenneth wszedł pierwszy. W niewielkim pokoju

    zobaczył stół, dwie proste ławy i dwóch mężczyzn

    siedzących naprzeciw siebie. Duże okno. Przeltrowane

    przez liście światło rysowało miękkie cienie. Jużotwierając drzwi, usłyszał rozmowę.

    — Nie wiem, co będzie, burmistrzu… Żadne zapiski…

    — W nosie mam zapiski. Jak odwołam święto, to mi

    miasto z dymem puszczą…

    — Musicie zrozumieć…

    Drzwi skrzypnęły, ucinając gorączkową wymianę

    zdań.

    17

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    18/101

    Obaj spojrzeli na Kennetha nieprzyjaźnie. Jeśli

    dobrze zrozumiał, niższy z nich, ten ze szpakowatą brodą

    i w sukiennej bluzie, wiązanej góralską modą ozdobną

    tasiemką pod szyją, nie był burmistrzem. Czyli Zawerem

    Bewlasem był ten drugi, ciemnobrody i ciemnowłosy,

    w barwionej na niebiesko koszuli i czarnej kamizelce.

    — Burmistrz Bewlas?

    — To ja.

    — Porucznik Kenneth-lyw-Darawyt. Szósta Kompa-nia. Mam nadzieję, że uprzedzono o naszym przybyciu?

    — Tak. — Burmistrz wstał, uśmiechając się

    z zakłopotaniem. — Proszę wybaczyć powitanie, a raczej

     jego brak, ale spodziewałem się was dopiero jutro.

    — Jak mówi stare przysłowie – na wschód zawsze

    idzie się szybciej — zażartował.Podali sobie ręce. Burmistrz wskazał na mężczyznę

    wciąż siedzącego przy stole.

    — To nasz gospodarz, mistrz nauk magicznych

    Derwen Klacv.

    Czarodziej skinął głową. Bez uśmiechu.

    — Proszę wybaczyć, że nie wstanę, poruczniku.— Odwrócił się bokiem na ławie, prezentując pustą

    nogawkę. — Ale w ten sposób obaj unikniemy

    kłopotliwej sytuacji. A ty możesz wracać do swoich

    spraw, kobieto.

    Lydia zamknęła drzwi.

    Ocer bez słowa podszedł i podał mu rękę. Czarodziej

    miał mocny, krzepki uścisk.

    18

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    19/101

    — Mój dziesiętnik Varhenn Velergorf — powiedział

    Kenneth, wskazując na stojącego w drzwiach podocera.

    — Gdyby nie można się było ze mną skontaktować, on

    pełni obowiązki zastępcy dowódcy. Pozostałych dwóch

    dziesiętników przedstawię później.

    — Tylko cztery dziesiątki? Czy kompania Straży nie

    powinna liczyć stu ludzi?

    — Powinna, burmistrzu, ale nie znam kompanii, która

    miałaby pełny skład. A Szósty Pułk ciągle słyszy tylkoobietnice o uzupełnieniach. I tak powinienem się cieszyć,

    że mam choć cztery dziesiątki.

    Czarodziej od dłuższej chwili przypatrywał się

    intensywnie tatuażom Varhenna.

    — Wschodnie czy zachodnie Bergen? — zapytał

    wreszcie.Dziesiętnik uśmiechnął się i dotknął palcem

    wskazującym lewego policzka.

    — Ojciec ze wschodniego — przesunął palec na

    prawy. — Matka z zachodniego. Nie sądziłem, że tak

    daleko na zachodzie ktoś potra rozpoznać klanowe

    tatuaże.— Urodziłem się w Laaben. Dawne czasy.

    Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Wreszcie

    czarodziej po raz pierwszy się uśmiechnął.

    — Miałem kilku dobrych przyjaciół z Bergen. Miło

    poznać, dziesiętniku.

    — Mnie również.

    19

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    20/101

    — Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy, najlepiej

    przy dzbanie dobrego piwa. Teraz jednak nie chciałbym

    przeszkadzać w obowiązkach. Żołnierze czekają.

    Burmistrz chrząknął.

    — Kazałem przygotować kwatery dla strażników

    w gospodzie przy gerańskim trakcie. Nie mamy

    w mieście koszar z prawdziwego zdarzenia, tych

    trzydziestu pachołków, którymi dysponuję, mieszka we

    własnych domach lub w ratuszu. Oczywiście przejmiepan, poruczniku, nad nimi komendę?

    Kenneth westchnął w duchu. Tego mu tylko brako-

    wało, bandy miastowych obszczymurków, potykających

    się o własne włócznie i udających prawdziwych

    żołnierzy.

    — Oczywiście, burmistrzu. Z największą przyjemno-ścią.

    ∗ ∗ ∗

    Wszystko było już gotowe. Magiczny krąg wyry-

    sowany kurzą krwią na klepisku, symbole wewnątrz,

    pół tuzina małych świec, jeszcze niezapalonych, ale jużzajmujących karnie pozycje. Czuł to, czuł Moc wypełnia-

     jącą przestrzeń, olbrzymie, nieprawdopodobnie wielkie

     jezioro gotowe, by do niego sięgnąć i ukształtować we

    wszystko, co tylko umysł zdoła sobie wyobrazić, a wola

    spełnić. Czekał wiele lat na taki przypływ.

    Wyrzeźbione z jednego kawałka drewna gurki kozy,

    kozła, owcy i barana czekały na umieszczenie w kręgu.

    20

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    21/101

    Wkrótce się zacznie.

    ∗ ∗ ∗

    Budynek był wystarczająco duży, by pomieścić czter-

    dziestu strażników i tuzin psów. Prawdę powiedziawszy,

    mógł pomieścić nawet setkę ludzi. Kenneth musiał

    przyznać, że burmistrz nie okazał się dusigroszem,

    wynajęcie całej gospody tylko dla jego ludzi musiałosporo kosztować. Zazwyczaj w takich sytuacjach,

    gdy cesarskie prawo nakazywało zapewnić żołnierzom

    nocleg i wyżywienie, czekała na nich stara stajnia,

    kilka wiązek słomy i wodnista polewka. Za resztę

    musieli zapłacić z własnej kieszeni. Tutaj powitały ich

    pokoje z prawdziwymi łóżkami, gorący gulasz, kasza zeskwarkami, pęta kiełbasy, bochny chleba, owsiane placki

    i piwo. Wszystko na koszt miasta.

    Zaczynał podejrzewać, że Zawer Bewlas kogoś

    zamordował.

    — Myślę, że dzisiaj pańscy strażnicy będą mogli

    odpocząć — stwierdził burmistrz, gdy już odprowadziłich na miejsce. — Święto zaczyna się jutro wraz

    z zachodem słońca i potrwa trzy noce. Wtedy będziecie

    mieli pełne ręce roboty. Dziś korzystajcie z gościny

    i bawcie się.

    — Zamierzamy, burmistrzu. Gdybym potrzebował

    informacji, przewodnika albo jakiejś pomocy, to gdzie

    pana znajdę?

    21

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    22/101

    — W ratuszu, pewnie spędzę tam całą noc. Mam

    tylko małą prośbę: czy pańscy żołnierze mogliby od

     jutrzejszego ranka pokazywać się w mieście i okolicy,

    żeby było wiadomo, iż Górska Straż jest już na miejscu?

    — Oczywiście. Spodziewacie się jakichś kłopotów?

    — Nie większych niż ostatnimi laty. Trochę

    połamanych kości i rozbitych łbów, mnóstwo siniaków.

    Nic wielkiego.

    Burmistrz uścisnął podaną dłoń, skinął głowądziesiętnikom i zniknął. Kenneth wszedł do głównej sali

    gospody, gdzie cztery ławy uginały się od parujących

    mis. Na zapach gulaszu, kaszy, świeżych placków i piwa

    ślinka napłynęła mu do ust. Warto było się tłuc tu przez

    kilka dni.

     Jego żołnierze siedzieli już przy ławach, gotowi dozaatakowania posiłku. Czekali tylko na niego, zgodnie

    z wojskowym regulaminem zabraniającym podwładnym

     jeść w obecności przełożonego bez jego zgody. Nawet

    psy czekały, karnie śliniąc się nad miskami pełnymi

    smakowitych resztek. Poświęcił chwilę, żeby stwierdzić,

    co mu w widoku strażników nie pasuje. No tak, odłożylibroń, a on od pół roku nie widział, żeby któryś

    miał miecz, topór czy włócznię poza zasięgiem ręki.

    Nawet w Belenden chodzili uzbrojeni. Teraz większość

    uzbrojenia stała równiutko pod ścianami – do tego boju

    wystarczyły wszystkim łyżki i noże.

    — Można jeść — rzucił, żeby nie przedłużać.

    22

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    23/101

    Porucznik usiadł i czekał patrząc, jak zaczyna się rzeź

    wśród podanych specjałów. W Górskiej Straży istniała

     jeszcze jedna tradycja, niepisana, która mówiła, że

    dowódca nie zaczyna posiłku przed swoimi żołnierzami.

    Takie drobiazgi były bardzo ważne.

    Sięgnął po kawałek kiełbasy i placek. Nalał sobie

    piwa do cynowego kua, ugryzł, popił, westchnął. O tak,

    warto było.

    Przez dobry kwadrans salę wypełniało mlaskaniei stukot łyżek o miski, obsługa, składająca się

    z karczmarza i pięciu dziewczyn, uwijała się między

    ławami, donosząc kolejne porcje. Jak na razie dziewczyn

    nikt nie podszczypywał, piwo i kasza ze skwarkami

    miały pierwszeństwo.

    Kenneth przywołał do siebie gospodarza.— Godne powitanie — pochwalił.

    Karczmarz skłonił się lekko, z godnością.

    — Dwóch synów mam w Straży, panie poruczniku,

     jeden jest dziesiętnikiem w Ósmym Pułku, drugi służy

    w Czwartym. Sam prosiłem burmistrza, żeby mi pozwolił

    was ugościć. Wstyd było inaczej.Ocer uśmiechnął się lekko i przeszedł do

    właściwego tematu.

    — Dziewczyny obsługują gości?

    Karczmarz wyszczerzył się szeroko.

    — Owszem, ale za to miasto nie płaci. Niech pańscy

    żołnierze dogadują się z nimi osobiście. I żadnego

    przymuszania — dodał twardo.

    23

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    24/101

    — Nie będzie, ale jest ich tylko piątka…

    — Wiem, zaprosiłem na wieczór jeszcze kilka innych

    z pozostałych zajazdów, na poddaszu mam pokoje

    z pojedynczymi łóżkami. Do wynajęcia za dodatkową

    opłatą.

    To tłumaczyło sute przyjęcie. Cokolwiek miasto

    i karczmarz dołożyli do gościny, odbiją sobie w inny

    sposób. Wyglądało na to, że jego żołnierze zostawią

    tu sporą część żołdu, a kilka dziewczyn zbierze niezłąsumkę na posag. Cóż, jeśli obie strony będą miały z tego

    zabawę, dlaczego nie?

    Powiódł wzrokiem za piersiastą brunetką o ładnej

    twarzyczce i niesamowicie długich rzęsach. Ciekawe, ile

    kosztuje wynajęcie pokoju na godzinę – przyjrzał jej się

    dokładniej – albo dwie?Karczmarz chrząknął znacząco i powiedział:

    — Myssa jest miła, ale oczekuje od klientów

    szczególnej hojności, panie poruczniku. Czy mam jej dać

    znać, że chciałby pan być pierwszy?

    Pierwszy. To słowo podziałało jak zimny prysznic.

    Nagle wyobraził sobie, jak wychodzi z pokoju,mijając stojącą pod drzwiami kolejkę składającą się

    z drepczących w miejscu mężczyzn. Poczuł się nieswojo,

    a z otchłani rozleniwienia wypłynęło słowo-tarcza.

    — Obowiązki, gospodarzu. Ocer musi zadbać o zbyt

    wiele spraw, żeby mógł sobie pozwolić na przyjemności.

    — Postanowił zmienić temat. — Jak przygotowania do

    święta? Myślę o całej dolinie.

    24

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    25/101

    — Jak co roku, wójtowie wiosek zapędzają wybrane

    sztuki na pastwiska, młodzi szykują kije i pałki, starsi

    opowiadają, jakich to wyczynów dokonywali w dawnych

    latach, przy czym im więcej czasu upłynęło, tym

    w opowieściach więcej łupów. Wszyscy szykują się

    na trzy dni podchodów, kradzieży, napaści, pijaństwa

    i dobrej zabawy.

    — Jakieś rody są na siebie szczególnie cięte?

    — Drywcowie jak co roku trzymają z fer-Leweramiprzeciw Casornom i Nertywesom, klan starego Gwerra

    tradycyjnie stoi z boku, choć nie wiadomo, jak będzie

    tym razem, bo jego średni syn wżenił się w ród kan-

    Meaz, a oni podobno zbliżyli się do Tywunnów, którzy

    są dłużni pieniądze staremu fer-Lewerowi, więc raczej

    nie będą chcieli go rozzłościć. Z kolei rada wioskiSeweny uznała, że nie będzie podziału na rody i klany,

    tylko cała wioska wystąpi jak jedna – cóż, zobaczymy,

    w zeszłym roku im się nie udało, bo młody Fetas, ten

    od matki Xesary, pobił się zaraz na początku z braćmi

    lhe-Grode, więc teraz kazali tam wszystkim zastawić

    duże pieniądze i ten, kto złamie rozejm, straci je, ale jak znam tamtejszych górali, kilku bez wahania machnie

    ręką na srebro, byleby tylko odegrać się na nielubianych

    sąsiadach. Dziewczyny z Dolnego Wess podobno tak

     jak w zeszłym roku połączyły siły, żeby utrzeć nosa

    tym z Górnego. Za to Keweran-lag-Mawenn zbiera

    wszystkich młodych z całych południowych stoków i…

    25

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    26/101

    Popłynęła rzeka nazwisk, rodów, koligacji, więzów

    krwi, przyjaźni na śmierć i życie, które trwały do

    pierwszej urazy, i krwawych wendet, zapominanych

    po kilku kuach. Wyglądało na to, że miejscowi

    nie nudzili się zbytnio, choć jak na tyle podziałów,

    sojuszy i kontrsojuszy, liczba oar śmiertelnych była

    zadziwiająco niska. Przez ostatnie dziesięć lat padły

    tylko dwa trupy, i to raczej w wyniku nieszczęśliwych

    wypadków niż rzeczywistej żądzy mordu. W obuprzypadkach rodziny zabójców zapłaciły pogłówne, a oni

    sami zniknęli w górach. Mieszkańcy doliny lubili się

    kłócić, spierać i obijać po pyskach, ale walkę na śmierć

    i życie traktowali zbyt poważnie, żeby wdawać się w nią

    bez naprawdę ważnego powodu. Byli Wessyrczykami

    z krwi i kości.Porucznik dawno przestał słuchać karczmarza zale-

    wającego go potokiem nazw rodów, klanów, koligacji,

    układów, lokalnych sojuszy, związków i aliansów.

    W porównaniu z nimi polityka i intrygi cesarskiego

    dworu wydawały się proste jak dziecięca układanka.

    Przy najbliższym stole wszczął się ruch, to Berghwstał, popuścił pasa, beknął dyskretnie w zwiniętą dłoń

    i uniósł kufel.

    — Toast — huknął. — Wypijmy za dolinę Mawers

    i Księżyc Złodziei Kóz, który zaświeci nad nią po raz

    czterysta dwudziesty ósmy.

    26

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    27/101

    Kilkadziesiąt kui powędrowało w górę. Karczmarz

    marudzący nad uchem Kennetha zamilkł i wyprostował

    się.

    — Wybaczcie, dziesiętniku, ale mylicie się, w tym

    roku księżyc będzie świecił po raz czterysta dwudziesty

    szósty.

    — Na pewno? — Podocer wykrzywił zarośnięte

    oblicze. — Wydawało mi się, że zaraza była w pięćset

    czterdziestym czwartym. Według starego kalendarza.Podniósł się jeden z żołnierzy.

    — Na pewno czterdziesty czwarty, w pieśni mówią:

    „I dolina Mawers straciła swe stada wraz z pierwszym

    szczeknięciem Łysego Psa”.

    Karczmarz pokiwał głową.

    — Tak śpiewają w Kenwenie i Lad Nawie.I poniekąd mają rację. Kronikarze doliny odnotowali, że

    z początkiem dekady Łysego Psa dziewięć na dziesięć

    kóz oraz osiem na dziesięć owiec w dolinie odeszło

    w niebyt, co doprowadziło wszystkie rody do wściekłych

    sporów o ocalałe zwierzęta. Przez dwa lata w całej

    dolinie napadano na stada, żeby porwać rozpłodowesztuki, a pasterze zaczęli chodzić uzbrojeni jak do bitwy.

    Bywało, że stadka pięciu owiec i trzech kóz pilnowało

    pół wioski. Robiło się coraz goręcej, Imperium jeszcze

    nie dotarło do naszej doliny, więc tutejsi ludzie żyli

    głównie z hodowli kóz na mięso i owiec na wełnę.

    Inne doliny na wieść o zarazie nie chciały mieć z nami

    nic wspólnego, żebyśmy przypadkiem im choróbska nie

    27

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    28/101

    zanieśli. Ciężko było o sprowadzenie nowych sztuk,

    zresztą, darmo nikt nic wtedy człowiekowi nie dawał,

    zupełnie inaczej niż teraz… — Gospodarz uśmiechnął się

    ironicznie. — Każde zwierzę było na wagę złota. W ruch

    szły nie kije i pałki, lecz topory i włócznie, polała się

    krew, padły pierwsze trupy, ktoś puścił czerwonego kura.

    Niedobrze się działo…

    Karczmarz zakończył dramatycznym westchnięciem.

    Wiele wskazywało na to, że pomylił powołanie.Powinien zostać wędrownym bardem.

    — Wiosną trzeciego roku Łysego Psa zebrała się rada

    wiosek, wszyscy najstarsi i najmądrzejsi mieszkańcy

    doliny. Radzili pięć dni i nocy, aż uradzili. Kazali zebrać

    wszystkie ocalałe sztuki rozpłodowe w jedno stado, które

    będzie przez dziesięć lat wspólną własnością całej doliny.To pozwoliło na szybsze rozmnożenie ocalałych zwierząt.

    Stado miało być podzielone później według wkładu.

    Żeby uspokoić gorące głowy i dać jakieś zajęcie młodym

    zapaleńcom, ustalono także, iż ostatniej wiosennej pełni

    rody i klany będą konkurować w wykradaniu sąsiadom

    kóz i owiec, ale bez prawa do zatrzymania skradzionychsztuk. Tak w dwa lata po utracie zwierząt narodziła się

    tradycja Księżyca Złodziei Kóz i dlatego obchodzimy ją

    dziś po raz czterysta dwudziesty szósty.

    Karczmarz skłonił się jak bard czekający na oklaski.

    Kilku strażników miało najwyraźniej ochotę po-

    dyskutować o datach, jeden czy dwóch zaczęło się

    28

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    29/101

     już podnosić. Kenneth podziękował gospodarzowi za

    opowieść i uniósł kufel.

    — Za czterysta dwudziesty szósty Księżyc Złodziei

    Kóz — powiedział dobitnie, uciszając wszelkie rodzące

    się protesty.

    Księżyc Złodziei Kóz był świętem lokalnym,

    początkowo obejmującym swym zasięgiem tylko

    dolinę Mawers, by następnie zakorzenić się w kilku

    sąsiednich, tam gdzie dotarli przez koligacje rodzinne jej mieszkańcy. Obowiązywały proste zasady. Przez trzy

    noce od pierwszej wiosennej pełni można było bezkarnie

    uprowadzać i zagarniać stada sąsiadów. Można było

    kraść zwierzęta zarówno z pastwisk, jak i ze stajni

    czy obór. Lecz nie dało się ich zatrzymać. Właściciel

    odzyskiwał je, wypłacając złodziejowi tradycyjnądziesiącinę, czyli okup w wysokości dziesiątej części

    wartości zwierzęcia. W przypadku jednej starej kozy

    wystarczyła zazwyczaj aszka gorzałki i pęto kiełbasy,

    ale jeśli udało się ukraść stado liczące sto sztuk…

    Gra była emocjonująca, niebezpieczna i zyskowna, czyli

    miała wszystkie cechy rozrywek lubianych przez górali.W czasie złodziejskich wypraw używano kijów i pałek,

    wypełnionych mokrym piachem skórzanych sakiewek

    i trzonków włóczni czy siekier. Było dużo siniaków,

    potłuczeń i połamanych kości, ale w sumie niewiele

    obrażeń groźnych dla życia. Zwierzęta przeganiano w tę

    i z powrotem, bywało, że stado zmieniało właścicieli

    kilka razy podczas nocy. Tak naprawdę to najmniej

    29

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    30/101

    zabawy miały biedne kozy i owce, którym nie pozwalano

    się wyspać.

    Kenneth szczerze żałował, że nie może ze swoją

    kompanią wziąć w tym udziału. Dowódca pułku urwałby

    mu głowę, zaraz po tym jak kazałby go powiesić.

    W gospodzie zrobiło się głośniej, strażnicy częściej

    sięgali po kue niż do misek, jakaś dziewczyna pisnęła,

    inna zachichotała gardłowo. Zabawa zaczynała się

    rozkręcać.Kenneth trącił właściciela gospody w bok.

    — Będzie jakaś muzyka?

    — Później. Zamówiłem kilku grajków. — Nieoczeki-

    wanie mężczyzna zaczerwienił się. — Ja sam… też…

    — Co też?

    — Na dudach gram.Nie dość że bard, to jeszcze dudziarz.

    — Już nie mogę się doczekać, gospodarzu. —

    Uśmiechnął się zachęcająco. — Tylko widzicie tego tam?

    Wskazał na Velergorfa, którego wytatuowana twarz

    wyróżniała się spośród innych.

    — Jego ojciec i dziadek grali na dudach w czasieklanowych bitew. Dla niego dudy są święte, jak usłyszy,

    że ktoś choć odrobinę fałszuje, ciska w niego toporem.

    Musicie uważać.

    Karczmarz przełknął ślinę. Kenneth uśmiechnął się

    lekko. Dudy mieli z głowy, strażnicy nawet nie będą

    wiedzieć, co zawdzięczają swojemu dowódcy.

    30

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    31/101

    Ktoś szarpnął go za łokieć. Chłopak, na oko

    dziesięcioletni, pochylił się i wyszeptał z przejęciem:

    — Pan czarodziej Derwen Klacv prosi pana ocera

    i pana podocera do siebie na poczęstunek. Chętnie

    posłucha o Czarnej Przełęczy, o której pan wspominał

    wcześniej.

    ∗ ∗ ∗

    Derwen Klacv siedział w tej samej izbie, w której

    spotkali go za pierwszym razem. Nie wstał na powitanie,

    tylko wskazał im ławę po drugiej stronie stołu. Wyglądał

    na nieźle podpitego. Kenneth usiadł i bez słowa sięgnął

    po jeden ze stojących na stole kubków. Wino, cierpkie,

    mocne i tanie.— Daleką drogę mieliście? — zaczął czarodziej.

    — Cztery dni.

    — Słyszałem, że Górska Straż może maszerować trzy

    dni i trzy noce, a potem stanąć do bitwy tak sprawnie,

     jakby żołnierze spali na puchowych łożach.

    — Też słyszałem takie historie. Podobno w do-wództwie Straży jest kilku bajarzy, wymyślających je

    na zawołanie. Dobrze mieć takie opowieści po swojej

    stronie.

    Czarodziej uśmiechnął się enigmatycznie i pociągnął

    z kubka. Potem sięgnął po gąsiorek i dolał sobie do pełna,

    roniąc sporo wokół. Tak, zdecydowanie miał już dobrze

    w czubie. Cisza zaczęła robić się niezręczna.

    31

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    32/101

    Kenneth trącił siedzącego obok dziesiętnika.

    — Varhenn był na Czarnej Przełęczy. Osiem lat temu.

     Ja jeszcze nie służyłem wtedy w Straży — zawahał się.

    — Choć dałbym sobie głowę uciąć, że nie zgadaliśmy się

    o tym wcześniej.

    — Nie. I nie po to was wezwałem, żeby wspominać

    stare bijatyki.

    — Wezwałem? — Pozwolił sobie na wymowne

    uniesienie brwi. — Wydawało mi się, że chłopakwspominał coś o zaproszeniu. Jeśli to było wezwanie,

    muszę je dostać na piśmie i przedstawić do zatwierdzenia

    dowódcy pułku.

    — Nie mam na to czasu.

    — Ja też nie, tracę tu dobre piwo i niezłą muzykę.

    — W gospodzie Nawansa? A słyszał pan, jak on grana dudach? Niedźwiedzie uciekają z gawr, kiedy zacznie.

    — Chyba przekonałem go, żeby tego nie robił.

    Zamilkli. Cisza osiągnęła moment, który poprzedza

    wyjście z trzaśnięciem drzwiami.

    — Znowu to samo — odezwał się kobiecy głos. — Wuj

    najpierw zaprasza gości, a potem nie za bardzo wie, coz nimi zrobić.

    Lydia-ker-Zeawe weszła do pokoju energicznym

    krokiem i usiadła obok czarodzieja. Miała tę samą suknię

    co wcześniej, tylko włosy spięła wysoko, odsłaniając

    szyję i kark.

    — Wybaczcie, proszę, szorstkie powitanie, odra-

    dzałam wujowi tę gadkę o przełęczy, ale chciał mieć

    32

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    33/101

    pewność, że pan przyjdzie. Sprawa nie dotyczy jakichś

    wspominków, tylko tego, co dzieje się w dolinie. Martwi

    nas to, ale burmistrz nie chce słuchać ostrzeżeń, woli,

    żeby święto odbywało się bez zakłóceń.

    Kenneth patrzył, jak mówi, gestykuluje, oddycha.

    Siedziała tuż przed nim, ledwie cztery stopy, tak blisko,

    że wyraźnie czuł… nie, nie perfumy, pachniała po prostu

    kobietą.

    — Poruczniku… — mruknęła niewinnie.— Tak?

    — Moja twarz znajduje się jakieś osiem cali wyżej.

    Varhenn zakrztusił się winem, czarodziej tylko

    uśmiechnął, a Kenneth poczuł, że się czerwieni. Kobieta

    nie powinna mówić tak do uzbrojonego mężczyzny.

    — Przez cztery lata mieszkałam z mężem w gar-nizonie w Lawendar. Są dwa sposoby na kontakty

    z żołnierzami. — Wydawało się, że czyta mu w myślach.

    — Jeden to schodzenie im z oczu, a drugi – ustalenie

    pewnych zasad i trzymanie się ich. Zasady są tym, co

    powinien pan rozumieć, prawda?

    Wolał się nie odzywać.— Proszę więc przez chwilę założyć, że zaprosiliśmy

    — podkreśliła to słowo — pana tutaj, bo mamy ważny

    powód. Źródło Mocy znajdujące się w tej dolinie

    osiągnęło stan nienotowany od czasów przyłączenia tych

    ziem do Imperium. Mój wuj uważa, że może to stanowić

    zagrożenie, ale oczywiście nie można odwołać święta.

    Górale puściliby miasto z dymem.

    33

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    34/101

    Kenneth nie spuszczał wzroku z jej twarzy.

    — Jaka będzie natura tego zagrożenia?

    O dziwo, zadał pytanie w miarę normalnym głosem.

    — Nie wiem. — Czarodziej jednym haustem opróżnił

    kubek i błyskawicznie napełnił go ponownie. — Ciężko

    się do tego przyznać, ale nie mam zielonego pojęcia.

    — Co to za źródło? — zapytał Varhenn.

    — Mały Kamień.

    — Nie słyszałem.— Mało kto słyszał.

    — Wuj włada Mocą w aspekcie Małego Kamienia

    — wtrąciła Lydia. — Sama nazwa wywołuje krzywe

    uśmieszki, a zastosowanie tego Źródła… Tylko bogowie

    wiedzą, po co ono istnieje.

    — Nie bardzo rozumiem…— Nie ma tu wiele do rozumienia, poruczniku

    — warknął czarodziej. — Z kilkudziesięciu głównych

    i kilkuset pobocznych aspektów Mocy mnie trał

    się talent do opanowania właśnie Małego Kamienia.

    Tylko Małego Kamienia. Najmniej znanego i najmniej

    dochodowego Źródła na świecie. Na całej północycesarstwa istnieje tylko jedno miejsce, gdzie jest ono

    aktywne, ta właśnie dolina. W innych miejscach

    ledwo daje się je wyczuć. Za to tutaj jest tak

    silne, że zakłóca aktywność innych aspektów. Dlatego

    większość czarodziejów kształconych w posługiwaniu

    się aspektowaną magią czuje się tu źle. Trudno im

    sięgnąć do własnych Źródeł, trudno korzystać z Mocy.

    34

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    35/101

    Omijają dolinę Mawers szerokim łukiem. To miejsce to…

    przeklęte przez bogów dziwactwo.

    Kenneth przetrawił tę informację.

    — Jeśli jest się jedynym czarodziejem w tak bogatej

    dolinie…

    — To można przymierać głodem — dokończył za

    niego czarodziej. — Każde ze znanych Źródeł ma

    najprzeróżniejsze, często pokrywające się właściwości,

    można za ich pomocą leczyć, tworzyć bariery ochronne,przenosić różne przedmioty na duże odległości, kopać

    dziury w ziemi, latać, przekraczać rzeki suchą

    stopą i oczywiście podpalać, zamrażać, rozbijać na

    kawałki, odbierać powietrze, wywoływać demony i inne

    stwory. Natomiast Małego Kamienia najczęściej używają

     jasnowidze do opisywania tego, co już się wydarzyło,bo można powiedzieć, że sednem jego aspektu jest czas

    przeszły. I to w bardzo wąskim wymiarze. To kapryśne

    i niepewne Źródło. Używając go, można sięgnąć do

    minionych wydarzeń i wskazać, gdzie zgubiła się jakaś

    owieczka albo gdzie leży pijany mąż.

    Czarodziej pociągnął mocniej z kubka, oczy zalśniłymu pijackim błyskiem.

    — Jak osuwająca się skała przygniecie ci nogę,

    to nie możesz ani usunąć jej czarami, ani wezwać

    pomocy. Musisz leżeć trzy dni, aż w końcu wyciągasz

    nóż i odcinasz sobie stopę, zanim gangrena dotrze

    do serca. Potem czołgasz się do miasta, odpędzając

    głodnego wilka, a na miejscu mówią, że trzeba uciąć

    35

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    36/101

    więcej, przy kolanie, bo zakażenie jednak poszło wyżej.

    — Zaciśnięte na cynowym kubku palce pobielały,

    Kennethowi zdawało się, że metal zaraz się odkształci.

    Lydia gestem wskazała strażnikom, że mają milczeć.

    Czarodziej wychylił kubek do dna i kontynuował:

    — Mały Kamień to niepewne i zdradliwe Źródło,

    często pokazuje rzeczy, których nie ma lub które

    wydarzyły się przed wieloma laty. Mówią mi tu

    „mistrzu” tylko przez grzeczność, bo żeby otrzymać tytułMistrza Sztuk Magicznych, trzeba opanować Moc w co

    najmniej sześciu aspektach. Znam czarodziejów, którzy

    potraą czerpać z dziesięciu aspektowanych Źródeł,

    chodzić trzema lub czterema Ścieżkami. Powietrze, Liść,

    Odłamek, Serce, Krew, Drzazga, Długi Kij, Żar… a mnie

    trał się Mały Kamień i kalectwo, które nie pozwalazająć się czymś innym. Gdybym miał obie nogi, pasałbym

    owce, handlował kozimi serami albo zaciągnął się do

    Górskiej Straży. A tak żyję z tego, że miejscowi są dumni,

    iż mają własnego czarodzieja, więc jak już korzystają

    z jego usług, płacą mu nieco więcej, niż powinni,

    a czasem przynoszą w podarunku pół tuzina jaj, kilkagomółek sera, albo jakieś używane ubranie…

    Odstawił powoli kubek na stół, zacisnął dłonie

    w pięści. Lydia delikatnie odsunęła na bok naczynie,

    wstała i pochyliła się nad czarodziejem.

    — Wuju?

    — Tak?

    36

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    37/101

    — Pościeliłam już łóżko, myślę, że pora, byś się

    położył.

    — Nie rozkazuj mi, kobieto — warknął szorstko. —

    Pamiętaj, czyj to dom.

    — Tak, wuju. Pamiętam. Ty nie pozwolisz mi

    zapomnieć.

    — Właśnie — zachwiał się. — Mam… cię tu zostawić

    samą z… z dwoma pijanymi żołnierzami?

    — Radziłam sobie już z pijanymi żołnierzami. Z tymiteż sobie poradzę. Chodźmy.

    Pomogła czarodziejowi wstać od stołu, podała mu

    drewnianą kulę i wspierając, wyprowadziła z izby.

    Kenneth wymienił spojrzenie z Velergorfem.

    — Pora na nas — mruknął. — Wracajmy, zanim

    chłopcy rozniosą gospodę.Dziesiętnik skinął głową i zaczął się podnosić.

    — Przyjmijcie moje przeprosiny. — Lydia pojawiła

    się w drzwiach. — Wuj miał paskudny dzień. Mówi, że

    szaleństwo miejscowego Źródła robi mu mętlik w głowie.

    — Wierzę. Naprawdę jest mu tak ciężko?

    Przytaknęła bez uśmiechu. W tym świetle jej oczymiały kolor nieba tuż przed burzą.

    — Gdy nas przyjmował pod dach, wydawało mi się,

    że zamieszkanie z jedynym czarodziejem doliny Mawers

    zapewni mnie i dziecku spokojny i dostatni żywot. W tej

    chwili nie jestem pewna, kto kogo utrzymuje.

    — A — Kenneth nie zdążył ugryźć się w język —

    reszta rodziny?

    37

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    38/101

    Popatrzyła na niego, lekko przechylając głowę, bez

    złości w oczach. Miał ochotę walnąć łbem w najbliższą

    ścianę.

    — Moi rodzice nie żyją, a ród ker-Zeawe nigdy

    nie zaakceptował małżeństwa Cearewa. Syn i wnuk

    ocerskiego rodu i dziewczyna z gór. Do dziś nie uznali

    nawet istnienia Meehali. O mnie nie wspominając. On —

    wskazała drzwi — jest naszym najbliższym krewnym.

    I… zwaliła mu się na głowę bratanica, którą widziałostatni raz, kiedy miała cztery czy pięć lat. Na dodatek

    z dzieckiem. Więc nie zwracam uwagi na to, że bywa

    szorstki. Jeszcze jakieś pytania o moje prywatne sprawy,

    poruczniku?

    Kenneth znów poczuł, że się czerwieni, na szczęście

    Velergorf wybawił go z opresji, pytając:— Ile jest prawdy w tym gadaniu o Źródle, które

    zaczęło się burzyć?

    — Nie wiem. Wuj Derwen niewiele mówi, ale

    podejrzewam, że też niewiele wie.

    — Więc nie grozi nam pęknięcie Mroku i inwazja sił

    odwiecznego Chaosu?— Raczej nie. — Uśmiechnęła się szczerze i zerknęła

    za siebie. — Przynajmniej dopóki moje dziecko się nie

    obudzi.

    Niewiarygodne, co z jej twarzą robił taki uśmiech.

    Porucznik odpowiedział swoim.

    38

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    39/101

    — Przyjdę jutro rano, kiedy czarodziej będzie

    w lepszej formie. Wtedy porozmawiamy poważnie.

    Proszę mu przekazać, że dziękujemy za ostrzeżenie.

    Odprowadziła ich do drzwi, usłyszeli jeszcze, jak

    zamyka zasuwę.

    — Niezwykła — gdzieś w połowie drogi powrotnej

    mruknął Velergorf.

    — Noc?

    — Noc też, panie poruczniku. Wszystkie żonyocerów są takie?

    — Nie wiem, Varhenn. — Zbliżali się do gospody, gdy

    powietrze rozdarł dziki dźwięk, jakby tuzin wściekłych

    kotów z chrypką walczył z tuzinem zdziczałych, lecz

    wykastrowanych psów. — Zrób mi przysługę i wejdź

    pierwszy. Z toporem w garści. Dobrze?Dziesiętnik spojrzał na niego dziwnie, a nie

    doczekawszy się wyjaśnień, wzruszył ramionami, wyjął

    topór zza pasa i przekroczył próg budynku. Rozpaczliwa

    kakofonia urwała się w pół dźwięku, a porucznik

    mógłby przysiąc, że usłyszał błyskawiczny tupot stóp

    i trzaśnięcie drzwi. Uśmiechnął się pod nosem. Było tak, jak powtarzali na szkoleniu ocerskim: dobry dowódca

    powinien umieć ochronić swoich ludzi przed każdym

    niebezpieczeństwem.

    ∗ ∗ ∗

    Czuł to. Czuł Moc wzbierającą nad doliną, kipiącą,

    przelewającą się na wszystkie strony, gotową do użycia.

    39

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    40/101

    Ci głupcy, nędzni prześmiewcy, zobaczą jeszcze jego

    potęgę, jeszcze przyjdą i będą się kłaniać, żebrząc

    o łaskawe spojrzenie.

    Ogarnął wzrokiem gurki stojące przed kołem.

    Z pewnym wahaniem podniósł kozła, odłożył go

    z powrotem. Nie, najlepiej będzie zacząć od czegoś

    mniejszego. Mała, drewniana koza zajęła miejsce

    w kręgu. Sięgnął po Moc i zaczął ją kształtować.

    Początek zawsze jest trudny.

    ∗ ∗ ∗

    Słowa, które wypowiedział Kenneth-lyw-Darawyt,

    gdy pierwsza koza spadła z nieba, przeszły później do

    legendy Szóstej Kompanii, lecz raczej nie było w tym aniwiny, ani zasługi porucznika. Po prostu tak to jest czasem

    ze słowami, które palnie się bez chwili zastanowienia.

    Obudził się, gdy niemal wszyscy byli już na nogach,

    łamiąc zasadę, że dowódca kładzie się ostatni, a wstaje

    pierwszy. Przeklinając pod nosem Velergorfa, który

    pozwolił mu tyle spać, ubrał się pospiesznie i dopinającpas z mieczem, wyszedł na zewnątrz. Przed gospodą

    kilkunastu żołnierzy myło się właśnie w wielkim

    poidle dla koni, chlapiąc na wszystkie strony i rycząc

     jakąś sprośną piosenkę. Na widok dowódcy większość

    zamilkła i wykonała gest, jaki można było przy odrobinie

    dobrej woli uznać za oddanie honorów starszemu

    stopniem. Odpowiedział krótkim salutem i rozejrzał

    40

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    41/101

    się, szukając któregoś dziesiętnika. I wtedy rozległ się

    dźwięk, jaki wydaje pękający rybi pęcherz, a zaraz po

    tym powietrze wypełniło rozpaczliwe kozie meczenie.

    Kenneth błyskawicznie odwrócił się i stanął oko w oko

    z jednym ze swoich ludzi przyciskających do piersi

    młodą kozę. Oboje, człowiek i zwierzę, mieli przeraźliwie

    głupie miny. Jeżeli można coś takiego powiedzieć o kozie.

    Porucznik spojrzał na niezwykłą parę unosząc brwi.

    — Jeśli przytulisz ją jeszcze bardziej, będziemymusieli zapłacić właścicielowi wiankowe — powiedział,

    zanim zdążył pomyśleć.

    Wszyscy zgromadzeni na dziedzińcu parsknęli

    śmiechem. Strażnik wypuścił kozę i, zakłopotany, wytarł

    ręce o portki.

    — Ona… spadła z nieba… panie poruczniku —wydukał.

    — Oczywiście, Neveb, oczywiście. — Kenneth

    uśmiechnął się lodowato. — Baaaaczność! — ryknął

    nagle.

    Kilkunastu strażników wyprężyło się jak struna,

    każdy tam, gdzie stał.— Święto zaczyna się dziś po zachodzie słońca.

    Ale nie dla was. Wy macie się pokazywać i pilnować,

    żeby miejscowi nie wdali się w wojnę klanową. Jak

    zobaczę któregoś z kozą, owcą, baranem albo nawet

    z kozim serem, którego pochodzenia nie będzie potrał

    wyjaśnić, do końca roku w każdym patrolu zajmie

    41

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    42/101

    miejsce na szpicy. Goły. To nie jest żart. Macie być

    przedstawicielami cesarskiej armii. Zapamiętać!

    Właściwie nie był zły. Varhenn kiedyś już mu

    zasugerował, że dobrze jest od czasu do czasu ryknąć

    na ludzi, bo dowódca, który nie potra nawrzeszczeć,

    bardzo szybko traci szacunek. Zwłaszcza jeśli tak jak

    teraz dyscyplina ulega lekkiemu rozluźnieniu.

    — Za godzinę podzielicie się na dwójki i wyruszycie

    robić dobre wrażenie w okolicy. Burmistrz przydzieliwam po jednym ze swoich ludzi. Przed wyjściem

    sprawdzę osobiście każdy pancerz i każdą sztukę

    broni. Wszystko ma lśnić. Dziesiętnicy będą za to

    odpowiedzialni. Obudźcie tych, którzy jeszcze śpią,

    i szykujcie się do patroli. Wykonać!

    Przed budynkiem wszczął się gorączkowy ruch.I w tym właśnie momencie rozległ się kolejny dźwięk

    pękającego rybiego pęcherza i nagle na drewnianych

    gontach gospody zadudniły racice. Łaciate zwierzę

    wydało z siebie zupełnie niekozi dźwięk, rozpaczliwie

    usiłując utrzymać się na stromym dachu, i zaczęło

    zjeżdżać. Jego tylne nogi straciły oparcie i koza,mecząc przeraźliwie, spadła wprost na piętrzącą się

    pod ścianą kupę odpadków. Zwierzę wstało, otrząsnęło

    się, obrzuciło zdumionych ludzi nieodgadnionym

    spojrzeniem i spokojnie zajęło się wyjadaniem resztek

    kapusty ze sterty śmieci.

    42

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    43/101

    Kenneth spojrzał na dach. Zmierzył wzrokiem

    odległość do najbliższego budynku, jeszcze raz przyjrzał

    się kozie. Zwykłe zwierzę… które spadło z nieba.

    — Zmiana rozkazów — warknął. — Alarm bojowy.

    Za kwadrans wszyscy mają być na nogach i pod bronią.

    Dziesiętnicy do mojej kwatery. Natychmiast.

    Gdzieś w mieście znów pękł rybi pęcherz. Po

    nim następny. Meczenie kóz zmieszało się z coraz

    głośniejszymi ludzkimi krzykami.

    ∗ ∗ ∗

    Burmistrz zjawił się w chwili, gdy porucznik

    kończył omawianie sytuacji. Omówienie było krótkiei proste. Nic nie wiedzieli. W pół godziny z nieba

    spadła co najmniej setka kóz. I tyle. W całym

    mieście ludzie chodzili z głowami zadartymi do góry,

    wypatrując kolejnego fenomenu. Kilku mieszkańców

    zostało rannych. Żadnej kozie nic się nie stało.

    Zjawisko skończyło się równie niespodziewanie, jaksię zaczęło. Przez cały ranek ludzie gapili się w niebo albo

    przemykali pod ścianami, lecz nagle zwierzęta przestały

    się pojawiać. Co nie oznaczało końca kłopotów.

    — Jak to: nic nie możecie zrobić?

    Zawer Bewlas na przemian nerwowo szarpał

    brodę i poprawiał mankiety koszuli. Ani brodzie, ani

    mankietom to nie służyło.

    43

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    44/101

    — Nie jesteśmy tu od łapania złodziei posługujących

    się czarami — wyjaśnił Kenneth. — Od tego miasto ma

    własnego mistrza magii.

    — Derwen… — Burmistrz powiedział to w szczególny

    sposób, jakby wspominał upośledzonego krewnego. —

    Nasz czarodziej nie przetransportowałby magią brudu

    z jednej kieszeni do drugiej. Nie jego specjalność. Zresztą

    od rana nie można się z nim skontaktować. Drzwi do

    domu ma zamknięte na głucho i nie odpowiada nawezwania.

    — Wyważcie je.

    — Będę potrzebował czegoś więcej niż stado

    pojawiających się znikąd kóz, nim rozkażę wyważyć

    drzwi do domu maga. Nawet takiego jak Derwen Klacv.

    — Wiadomo już, komu zginęły te zwierzęta?— Nie, poruczniku. Od wielu lat wszystkie zwierzęta

    w dolinie noszą znaki swoich właścicieli. Te ich nie mają.

    — I co w związku z tym?

    — Wkrótce mogą się do mnie zgłosić przedstawiciele

    wszystkich rodów w dolinie. Założę się, że jak wieść

    się rozniesie, każdy z nich rozpozna w tych kozachswoje zaginione sztuki. K a ż d y. — Kolejne szarpnięcie

    niemal pozbawiło burmistrza brody. — A ja będę musiał

    przeprowadzić dokładne i drobiazgowe śledztwo w tej

    sprawie. Do zimy się z tym nie uporam.

    — Co możemy zrobić? — Kenneth miał dość.

    Problemy burmistrza nie były jego sprawą.

    44

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    45/101

    — Nie wiem. Poza mną, pisarzem i garścią pachołków

    miejskich jesteście jedynymi przedstawicielami władzy

    cesarskiej w dolinie. Nawet stałego sędziego tu nie

    mamy.

    — Więc zrobimy to, co było zaplanowane, będziemy

    się pokazywać. Podzielę żołnierzy na dwójki i wyślę na

    patrole w miasto i po okolicy. Do każdej pary ma być

    przydzielony jeden z pańskich ludzi, burmistrzu. Swoją

    dziesiątkę zatrzymam tutaj, na wszelki wypadek. Tecudowne zwierzęta radziłbym spędzić w jedno miejsce

    i postawić przy nich straż. Jeśli czarodziej raczy wychylić

    nos z domu, może uda mu się sprawdzić, co tu się dzieje.

     Jakieś inne propozycje?

    Burmistrz pokręcił głową.

    — Nie, poruczniku. To brzmi rozsądnie.— Mam nadzieję. A teraz — ocer wskazał drzwi —

    wybaczcie, burmistrzu, ale muszę wydać rozkazy.

    Zawer Bewlas gapił się na niego przez chwilę, jakby

    nie mógł zrozumieć aluzji. Widocznie nigdy jeszcze

    nie został wyrzucony za drzwi we własnym mieście.

    Wreszcie, sapiąc gniewnie, ruszył do wyjścia. Ledwoznikł im z oczu, Kenneth zwrócił się do Bergha:

    — Twoja dziesiątka weźmie psy i rozejrzy się

    na wschód od miasta. Zwierzaki będą mogły się

    wyszaleć, a wy sprawdzicie, czy coś tam nie śmierdzi.

     Jak natracie na coś niezwykłego, wzywacie posiłki.

    Żadnych bohaterskich wyczynów. Wszyscy wiemy, co

    potra magia spuszczona ze smyczy.

    45

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    46/101

    Dziesiętnicy przytaknęli. Tego akurat nie musiał im

    przypominać.

    — Andan, ty weźmiesz na siebie miasto. Po prostu

    się pokazujcie. Jeśli ludzie będą zadawać pytania, macie

    milczeć i robić takie miny, jakbyśmy nad wszystkim

    panowali.

    Zarośnięty jak niedźwiedź podocer skinął głową.

    — A jak się znów zacznie?

    — Trzymajcie tarcze nad głowami i wiejcie podnajbliższy dach. Varhenn.

    — Tak jest! — Przynajmniej najstarszy z podocerów

    potrał zachować się odpowiednio.

    — Sprawdzisz las na zachód od miasta. Nie

    rozdzielajcie się. Las jest mały, ale jeśli ktoś chce

    się ukryć w pobliżu Terandyh, to jedyne miejsce. Jaksprawdzicie las, wrócicie do mnie. Ja zostanę ze swoją

    dziesiątką tutaj. Z czego się cieszysz?

    — Wyobrażam sobie, panie poruczniku, co napiszemy

    w raporcie. Coś w tym stylu: kompania przeszła

    do działań bojowych w odpowiedzi na magiczny

    atak przeprowadzony za pomocą stada latających kóz.Pułkownik będzie wniebowzięty.

    Wszyscy patrzyli na siebie, usiłując zachować

    powagę, po czym niemal jednocześnie wyszczerzyli się

    od ucha do ucha. Kenneth też. Mimo wszystko sytuacja

    była zabawna.

    46

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    47/101

    — Dopóki to będą tylko kozy, możemy się śmiać —

    spoważniał pierwszy. — Ale czary nie dzieją się same,

    ktoś musi za nimi stać.

    Natychmiast przestali się uśmiechać.

    — I jeśli ten ktoś planuje coś grubszego lub,

    co gorsza, straci panowanie nad Mocą, następnym

    razem z nieba mogą spaść garnki z wrzącym olejem,

    płonące skały, bryły lodu wielkości domów lub horda

    demonów. Ktokolwiek to jest, dysponuje naprawdęsporym talentem, więc lepiej znajdźmy go, zanim obróci

    miasto w perzynę. — Spojrzał na nich ponuro. —

    Ruszajcie i powodzenia.

    Zasalutowali mu energicznie i wyszli. Zaczynał się

    długi dzień.

    ∗ ∗ ∗

    Działało! Wszystko było tak, jak należy. Ci, którzy

    wyśmiewali się z jego planów, siedzieli teraz w domach,

    trwożliwie gapiąc się w suty. Mimo że nie wyszedł

    z kryjówki, wciąż słyszał ich krzyki.

    Uśmiechnął się w ciemności, rozpraszanej tylkokilkoma małymi świecami. Wkrótce jego Moc wstrząśnie

    całą doliną.

    ∗ ∗ ∗

    Terandyh z wolna się uspokajało. Obecność Górskiej

    Straży w mieście oraz fakt, iż nie odnotowano innych

    47

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    48/101

    niezwykłych wydarzeń, dodawały ludziom ducha. Poza

    tym to były tylko kozy. Przechodząc obok jednego

    z zajazdów, Kenneth słyszał, jak ktoś improwizuje

    tekst piosenki o latających kozach, „co napadły dolinę

    Mawers”. Cała sala co chwila wybuchała śmiechem.

    To jednak nie rozwiązywało jego problemu. Nadal

    nie wiedział, co się stało.

    To, że w sprawę zamieszane są czary, było jasne od

    samego początku. Ale nawet dzieci wiedziały, że czarynie dzieją się same. Moc zawsze musiała być kierowana

    przez czyjś umysł. Zdarzały się co prawda fenomeny

    magiczne, które wymykały się regułom, ten jednak

    z pewnością do nich nie należał. Był zbyt precyzyjny.

     Jego raport dla sztabu pułku nie mógł zawierać słów:

    przybyłem, zobaczyłem, nie zrozumiałem, wróciłem.Młodsi ocerowie składający takie raporty pozostawali

    młodszymi ocerami do końca życia.

    Mówiąc krótko, potrzebował pomocy czarodzieja.

    A jedyny w mieście był ponoć niedysponowany.

    Drzwi do domu maga wbrew temu, czego się

    spodziewał, stały otworem. Kenneth wszedł do środkaw towarzystwie Varhenna, który po wycieczce do

    wilgotnego i zakomarzonego lasu nie miał najlepszego

    humoru. Rzecz jasna, wycieczka zakończyła się niczym.

    Ktokolwiek był odpowiedzialny za tajemniczy incydent,

    z pewnością miał na temat wilgoci i komarów takie samo

    zdanie jak dziesiętnik.

    48

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    49/101

    — Cholerne, chędożone w małe kupry, bzyczące

    paskudztwa — mamrotał, drapiąc się po karku. — Założę

    się, że nie widziały człowieka od miesięcy i na widok

    garstki durniów pchających się do lasu urządziły sobie

    ucztę stulecia…

    — Cio to jeśt endoziony?

    Meehala stała w kącie przedsionka. Matka spięła jej

    włosy w sterczącą ku górze kitkę, zostawiając tylko kilka

    loków, spod których błyskały niebieskie ślepka. Byłaubrana jak chłopczyk, w koszulkę i krótkie spodnie,

    ale w górach większość dzieci do dziesiątego roku

    życia ubierano w ten sposób. Przyciskała do piersi

    coś, co wyglądało jak szmaciana lalka uszyta przez

    bardzo pijanego i wściekłego na cały świat krawca. Nie

    doczekawszy się odpowiedzi, dziewczynka sapnęła.— Cio, pytajam! Hm! — Tupnęła nogą.

    — No, Varhenn, odpowiedz dziecku.

    Dziesiętnik uśmiechnął się zakłopotany.

    — To coś małego i… głośnego, zrozumiesz, jak

    zobaczysz.

    — Gdzie twoja mama? — Kenneth podszedł bliżej.— Ujek pi. Mama zajaz pijdzie. Ja mam ciekać tu.

    — Wujek śpi?

    — Ciały dzień pi. Ja teź pajam i nie ukjadjam kozi.

    One mi ucikaji.

    — Jakie kozy?

    — Józiowe.

    Rozmowa najwyraźniej zmierzała donikąd.

    49

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    50/101

    — Chodź, poszukamy mamy. — Podał małej rękę.

    Lydię zastali w sali dla interesantów. Najwyraźniej

    szykowała się do wyjścia. Zmieniła suknię na

    ciemnoniebieską z białymi mankietami i kołnierzem,

    zarzuciła na ramiona kwiecistą chustkę. Na stole stał

    wiklinowy koszyk. Na widok wchodzących żołnierzy

    zmarszczyła brwi.

    — Wuj jeszcze śpi. Burmistrz od rana o niego pyta.

    Podobno wcześniej też się dobijali, ale akurat byłamz Meehalą kupić kilka rzeczy. Obiecałam, że jak tylko

    się obudzi, da znać.

    — Dobrego dnia, pani Lydio. — Kenneth z ukłonił się

    lekko. — Miałem nadzieję, że uda nam się go obudzić.

    Ten fenomen wymaga pomocy czarodzieja.

    — Wiem. Próbuję go obudzić od chwili, gdywróciłyśmy. Nie udaje mi się. Śpi, jakby mu ktoś czegoś

    zadał. Wybieram się właśnie do Henera Lasawyna po

    kilka ziół, może pomogą.

    — Czy to już…

    — Podobno raz czy dwa razy — przerwała. — Bardzo

    dawno temu. Jeszcze z nim nie mieszkałyśmy, leczuprzedził mnie, że coś takiego może się przydarzyć.

    — Ja cie kozie — przypomniała o sobie dziewczynka.

    — Później, kochanie… — Matka z roztargnieniem

    potargała małej grzywkę. — Teraz mamusia musi

    zaopiekować się wujkiem Derwenem.

    — Ujek jeśt choji?

    — Po prostu, ech… Trochę zaspał.

    50

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    51/101

    — Aje… aje je cie ukjaść kozie tejaś! — Wargi małej

    wygięły się w podkówkę.

    Lydia przyklęknęła przy niej, pogładziła po policzku.

    — Później skarbie, święto się nie zaczęło, teraz

    nie można jeszcze kraść kóz. Będzie można dopiero

    wieczorem. No, chodź do mnie! — Przytuliła ją. —

    To trochę moja wina — powiedziała do strażników. —

    Naopowiadałam jej o święcie i zrozumiała tylko, że każdy

    będzie mógł ukraść sobie kozę albo baranka. Na dodatek jest nieszczęśliwa, bo przespała kozy spadające z nieba.

    Ech, szczerze mówiąc, przydałaby nam się jakaś koza czy

    dwie, choćby po to, żeby bluszcz poogryzać.

    Wyglądało na to, że czarodziejowi naprawdę się nie

    przelewa.

    — Gdy tylko wuj się obudzi, proszę nas zawiadomić.Inaczej będę musiał posłać po pomoc do garnizonu w Ha-

    Wenser. Mają tam kilku armijnych magów.

    Kenneth właśnie odwracał się, gdy do pomieszczenia

    wpadł jakiś umorusany błotem chłopak.

    — Pani Lydio — wysapał od drzwi — zaczęło się…

    — Teraz, Cyw? Do terminu są jeszcze dwa tygodnie.— Koza… koza spadła na dach i matka się przeraziła.

     Ja akurat świnie zaganiałem do chlewika, jak łupnęło,

    huknęło, dach nie wytrzymał i do izby wpadła koza.

    Matka się przeraziła, aż usiadła na ziemi. Musiała się

    położyć, a teraz mówi, że… eee… wody poszły. —

    Chłopak zaczerwienił się po czubek głowy.

    51

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    52/101

    Lydia po raz pierwszy wyglądała na spanikowaną.

    Przez chwilę bezradnie rzucała spojrzenia na dziecko,

    wiklinowy koszyk, drzwi do reszty domu, żołnierzy.

    — Co się stało? — zapytał Kenneth, choć sytuacja

    była raczej jasna.

    — Berenia-kas-Onell rodzi przed terminem. To

    mają być bliźnięta, trudny poród. Kiedy zmarła stara

    Weldowa, zostałam akuszerką w tym mieście, bo

    od bratanicy czarodzieja oczekuje się takich rzeczy.Nauczyłam się sporo, odkąd tu mieszkam. No i grosz

    niezły wpada. Ale nie mogę zabrać dziecka do porodu

    i… — Spojrzała na nich z uwagą. — Wyświadczycie mi

    przysługę?

    — Nie zajmujemy się dziećmi.

    — I dzięki niech będą Pani, poruczniku. Ma wyrosnąćna miłą dziewczynę, a nie na klnącego, plującego

    po kątach i śmierdzącego bandziora w kolczudze.

    — Uśmiechnęła się złośliwie. — Po drugiej stronie

    miasta, zaraz obok gospody, gdzie was zakwaterowano,

    mieszka Ena Venkod. Poznacie po czerwonych drzwiach.

    Zazwyczaj ona opiekuje się Meehalą, gdy nie mam jej z kim zostawić. Po prostu zaprowadźcie tam małą

    i powiedzcie, że odbiorę ją, jak poród się skończy,

    dobrze?

    Kenneth wymienił spojrzenie z Varhennem. W armii

    obowiązywały pewne zasady także w stosunku do rodzin

    żołnierzy.

    — Oczywiście. To nie sprawi nam żadnego kłopotu.

    52

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    53/101

    — Doskonale. Bądź grzeczna, skarbie, i słuchaj panów

    strażników. — Pogłaskała małą po głowie. — Mama wróci

    tak szybko, jak się da. Prowadź, Cyw — rzuciła do

    chłopaka i już jej nie było.

    — Plujący po kątach? Nigdy nie pluję po kątach —

    mruknął dziesiętnik ledwo zamknęły się za nią drzwi. —

    Zawsze staram się trać w otwarte okno.

    Ocer zignorował go. Pochylił się do małej

    i uśmiechnął.— Chyba jeszcze nie zostaliśmy sobie ocjalnie

    przedstawieni, Meehalo. Mam na imię Kenneth i służę

    w Górskiej Straży.

    Dziewczynka nie wyglądała na przestraszoną ani

    nawet zaniepokojoną. Nie bardzo wiedział, czy to

    normalne u małych dzieci. Chyba każde reaguje na swójsposób.

    Uśmiechnęła się, zmrużyła oczy.

    — Djaciego on ma majowanom buzie? — wskazała

    na Varhenna.

    — To normalne w moich stronach. — Dziesiętnik

    uśmiechnął się szeroko. — Wszyscy tam tak robią.— Dziecinki teś?

    — Dzieci?

    Zmarszczyła brwi grymasem kubek w kubek

    podobnym do matki.

    — Dzief… cinki. — Dotknęła palcem piersi.

    — Ach, dziewczynki. Tak, też. Choć nie tak mocno

    na policzkach i czole.

    53

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    54/101

    — To badzio jadnie wygjonda. Ja teś cie mać majunek.

    Kennethowi stanęła przed oczami wizja tego, co

    powiedziałaby i zrobiła Lydia-ker-Zeawe, gdyby zastała

    swoją córkę z bergeńskimi tatuażami klanowymi na

    twarzy. Wzdrygnął się.

    — Dobrze — powiedział, wyciągając do małej rękę.

    — Ale pod warunkiem, że mama się zgodzi — zastrzegł

    asekuracyjnie.

    Dziesiętnik uśmiechnął się do dziewczynki.— Chodźmy, zaprowadzimy cię do ciotki Eny.

    ∗ ∗ ∗

    Widok drobnej postaci drepczącej dzielnie międzydwoma uzbrojonymi mężczyznami wywołał pewne

    poruszenie przed gospodą. Karczmarz stanął w drzwiach,

    uśmiechnął się szeroko i powiedział:

    — Widzę, że Górska Straż poważnie traktuje swoje

    obowiązki. Co przeskrobała?

    — Nie pytajcie, gospodarzu. Gdzie może być EnaVenkod? — Kenneth wskazał palcem za siebie. — Drzwi

    do domu zamknięte na głucho, a my obiecaliśmy, że

    dostarczymy małą do opiekunki.

    — Nie wiem, ale większość bab szykuje za miastem

    ucztę, będą ogniska, stragany, pieczenie wołu. Szukajcie

    tam. A i wasz dziesiętnik już wrócił, ten, co z psami

    poszedł. Czeka w środku, śniadanie kazałem podać.

    54

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    55/101

    Dziesiątka Bergha wcinała zimne kiełbasy i wczoraj-

    szą kaszę. W kącie sali psy wylizywały miski do czysta.

    Na widok dowódcy żołnierze zerwali się.

    — Siadajcie i kończcie. — Kenneth machnął ręką. —

    Nie wiadomo, kiedy następnym razem będzie okazja się

    najeść. Coś znalazłeś, Bergh?

    Dziesiętnik pokręcił głową.

    — Nic, panie poruczniku, trochę łąk, kilka pastwisk,

    parę dziur w ziemi. Nic niezwykłego. Psy też niczego niewyczuły. — Uśmiechnął się kącikami ust. — Pan za to coś

    znalazł, jak widzę.

    — Jeden dowcip o dwóch mężczyznach i dziecku,

    Bergh, a zobaczysz swojego porucznika naprawdę

    wkurzonego. Chciałem być uprzejmy dla wdowy po

    kapitanie, a mam na głowie jeszcze ją i…Bergh zbladł, siedzący przy stole żołnierze przestali

     jeść, łyżki zamarły w połowie drogi do ust.

    — Co… — Kenneth powiódł wzrokiem za ich

    spojrzeniami i zaschło mu w gardle.

    Małej przy nim już nie było. Wystarczyła chwila,

    żeby podreptała w kąt izby, przykucnęła naprzeciwnajwiększego z psów i wyciągnęła do niego rączkę. Wabił

    się Zedyr i był ocjalnym przewodnikiem grupy. Liczne

    blizny, obcięte ucho i pusty lewy oczodół świadczyły

    o tym, że nie wyrobił sobie tej pozycji aportowaniem.

    Meehala wyciągnęła rączkę i poklepała go po nosie.

    — Obji piesiek — stwierdziła.

    55

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    56/101

    Podczas ostatniej potyczki w górach Zedyr prze-

    wrócił na ziemię uzbrojonego w topór herszta bandy

    i jednym kłapnięciem szczęk rozerwał mu gardło. Na ten

    widok reszta zbójów rzuciła broń. Teraz tylko machnął

    ogonem i wywiesił język. Mała dotknęła miejsca, gdzie

    zamiast ucha pies miał szeroką, różową bliznę, a dla

    wszystkich w izbie czas zwolnił. Nawet Bergh, będący

    ocjalnym opiekunem psów, nie ośmielał się na coś

    takiego.— Piesiek ała.

    I nic się nie stało. Ważący jakieś sto pięćdziesiąt

    funtów zwierz, z którym Kenneth nie zawahałby się

    pójść na niedźwiedzia, merdnął ogonem jeszcze raz

    i mocniej wywalił jęzor. Na niewidoczny sygnał reszta

    stada zaczęła się podnosić i podchodząc kolejno, jęłaobwąchiwać dziewczynkę. Mała nie zwracała na to

    uwagi, najwyraźniej zafascynowana przewodnikiem.

    Wreszcie wstała i odwróciła się do Kennetha.

    — Piesy — obwieściła.

    — Psy — poprawił machinalnie, przełykając ślinę.

    — Tak, zauważyłem. Są nasze. Chodź no tu, Meehala.Varhenn.

    — Tak jest, panie poruczniku.

    — Zapytaj karczmarza, czy jedna z jego dziewczyn

    nie mogłaby się zająć małą, dopóki nie znajdziemy

     jej opiekunki. — Starszy dziesiętnik znikł za drzwiami.

    — Bergh. Nie wstawaj. Po śniadaniu weźmiecie psy

    i obejdziecie miasto dookoła. Rozkazy takie same jak

    56

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    57/101

    poprzednio, szukajcie czegoś niezwykłego. Do ciężkiej

    cholery, ktoś, kto wyczarował z powietrza stado kóz,

    musi zostawić jakiś ślad.

    — Kozie cie.

    — Słyszałem to już. Mama ci nie mówiła, że

    tylko grzeczne dzieci dostają kozy? Więc jak będziesz

    grzeczna, na pewno jakąś dostaniesz. No i co, Varhenn?

    Dziesiętnik stanął w drzwiach i pokręcił głową.

    — Karczmarz mówi, że wszystkie dziewczyny majądzisiaj wolne. Po wczorajszej nocy były dość… zmęczone.

    — Uśmiechnął się leciutko. — Ale powiedział, że znajdzie

    dla małej jakiś kąt i coś do zabawy. Wszyscy tu znają

    czarodzieja, więc nie będzie problemu.

    — No to reszta rozkazów…

    ∗ ∗ ∗

    Do południa nic się nie działo. Nic niezwykłego

    w każdym razie, bo miasto szykujące się do święta tętniło

    życiem. Na przylegających do niego łąkach rodził się

    właśnie targ, rozstawiano stragany, czemu towarzyszyłowykłócanie się o lepsze miejsca, złorzeczenia i wymachi-

    wanie rękami. Widok przechadzających się pośród tłumu

    żołnierzy studził zapędy co bardziej gorącokrwistych

    kupców, lecz tylko na tyle, żeby w ruch nie poszły pałki

    i trzonki siekier. Przekleństwa i obelgi latały za to szybko

    i w wielkiej liczbie. Kenneth, gdy tam zajrzał, zrozumiał

    burmistrza. Do miasta przyjechało kilkuset handlarzy,

    57

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    58/101

    a ilość dobra, które przywieźli, przyprawiała o zawrót

    głowy. Każdy z nich wpłacił już do kasy suty grosz za

    prawo wystawienia swoich towarów na sprzedaż, toteż

    odwołanie święta skończyłoby się zamieszkami. Z jednej

    strony miejscowi szykujący się na trzy noce niezłej

    zabawy, z drugiej kupcy szykujący się na trzy dni handlu

    i nabijania sobie sakiewek. Stadko spadających z nieba

    czworonogów to za mało, żeby zmienić odwieczny

    porządek. Przynajmniej jeśli chodziło o Wessyrczyków.Nieco z boku przygotowywano paleniska, nad

    którymi miały zawisnąć całe świnie, owce i barany,

    na olbrzymim stole grupka kobiet nacierała ziołami

    oskórowane już tusze. Obok rozstawiano długie stoły

    i ławy, z miasta wciąż donoszono kosze z chlebem, tace

    pełne ciast i beczki piwa.Co jak co, ale miejscowi potrali urządzić przyzwoitą

    zabawę.

    Pozdzielił oddział na mniejsze grupki i wciąż szukali

    czegoś niezwykłego. Dziwnych zapachów, nienatural-

    nego drgania powietrza, miejsc, gdzie człowieka ogarnia

    nagły chłód lub bez powodu robi mu się gorąco.Przepytywali górali, czy któryś nie zauważył przypad-

    kiem czegoś dziwnego. Odpowiedzią było zazwyczaj

    uniesienie brwi i stwierdzenie w stylu: „Poza kozami

    spadającymi z nieba to właściwie nie, panie ocerze”.

    I spojrzenie pomiędzy politowaniem a irytacją.

    Porucznik zaczynał się czuć jak idiota.

    58

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    59/101

    Przepychał się właśnie przez targowisko, towarzy-

    szący mu dwaj strażnicy zostali nieco w tyle, gdy

    niezwykłość spadła mu niemal wprost na głowę.

    Coś puknęło w powietrzu i całkiem spora owca

    wylądowała na najbliższym straganie. Gliniane dzbany,

    garnki i talerze nie miały szans. Zwierzę przez chwilę

    kręciło się w kółko, zrzucając na ziemię resztę dobytku

    handlarza, po czym zgrabnie zeskoczyło i ruszyło

    przed siebie w jakichś owczych, zapewne niecierpiącychzwłoki sprawach.

    Ocer zastygł z mieczem na wpół wyciągniętym

    z pochwy. Miał już wskazać nim czworonoga

    i powiedzieć coś w stylu: „Natychmiast aresztować tę

    owcę”, gdy dotarł do niego absurd sytuacji. Wtedy

    rozległo się następne puknięcie. I kolejne. I kolejne.Tym razem chaos przybrał postać spadających

    z nieba owiec.

    Kenneth zanurkował pod najbliższy stragan, jego

    ludzie również. Na targowisku wybuchła panika, tłum

    kręcący się wokół straganów runął do ucieczki, choć

    niektórzy wykazywali się podziwu godną przytomnościąumysłu. Porucznik kątem oka zauważył, jak jeden

    z uciekających ściąga błyskawicznie z opuszczonego

    stoiska kilka ozdobnych lusterek. Zanim zdążył

    interweniować, jakaś ogłupiała ze strachu owca

    wylądowała mężczyźnie na głowie. Ten zachwiał się,

    złapał zwierzę i zarzuciwszy je sobie na ramiona,

    pomknął jak z procy, gubiąc skradzione przed chwilą

    59

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    60/101

    świecidełka. Kenneth nie wiedział: śmiać się czy

    podziwiać reeks.

    Lecz poza tym mógł tylko siedzieć pod straganem

    i czekać na koniec.

    ∗ ∗ ∗

    Musiał wyjść na zewnątrz. Dwie świece już się

    niemal wypaliły, a bez nich krąg wiążący Moc stawałsię zbyt niestabilny. To mogło być niebezpieczne.

    Tego, że Źródło będzie tak długo aktywne, że fala

    utrzyma się w szczytowym punkcie długie godziny, nie

    przewidział. Wychodząc, uśmiechnął się pod nosem.

    Nawet najlepsi popełniają błędy.

    ∗ ∗ ∗

    Powiedzieć, że burmistrz nie wyglądał na zado-

    wolonego, to jak stwierdzić, że wybuchający wulkan

    podgrzewa nieco atmosferę. Zawer Bewlas stał za stołem

    zawalonym papierami i dyszał. Na przemian bladłi czerwieniał, a ręce, grzebiące w stosie kart, drżały mu

    wyraźnie.

    — Co pan… — Przełknął z wysiłkiem ślinę. — Co pan

    zrobił, poruczniku?

    Kenneth wzruszył ramionami.

    — Tyle, ile mogłem, kazałem natychmiast opuścić

    teren. Ludzi nic nie chroniło, a ważąca sto pięćdziesiąt

    60

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    61/101

    funtów owca spadająca na głowę może, hm, być niebez-

    pieczna. Fenomen trwał około kwadransa i obejmował

    obszar o średnicy jakichś trzystu jardów, na którym

    znajdowały…

    — Wiem, co tam się znajdowało. Od godziny

    przynoszą mi to! — Szturchnął papiery. — Skargi,

    zażalenia i wyliczenia. Wyliczenia strat, gdyby pan nie

    wiedział, o jakich mówię. Handlarze opisują mi tu,

     jakiego uszczerbku doznali na majątku, a sądząc z sum,niektórzy przywieźli do miasta elwańską porcelanę,

    kryształowe lustra i bele najprzedniejszego jedwabiu

    zamiast zwykłych glinianych garnków, świecidełek

    i wełny. I żądają od miasta zadośćuczynienia. Pokrycia

    strat. Re… kompensaty — zająknął się, jakby ostatnie

    słowo utkwiło mu kością w gardle. — I wie pan co?— kontynuował po serii dramatycznych westchnięć

    i sapnięć. — Mam tu już dwa pisma, które żądają

    też odszkodowania od Górskiej Straży za to, że nie

    zapewniła należytej ochrony.

    — Ktoś zginął?

    — Nie.— Ktoś został ciężko ranny?

    — Nie, ale…

    — Więc Górska Straż zapewnia wszystkim należytą

    ochronę. I doszły mnie słuchy, że zlekceważono

    ostrzeżenie miejscowego czarodzieja.

    Burmistrz pochylił się do przodu, oparł całym ciałem

    na blacie, aż stół zatrzeszczał.

    61

  • 8/19/2019 Kazdy Dostanie Swoja Koze

    62/101

    — Co pan, poruczniku… — wysyczał.

    — Nic, burmistrzu. Nic. Tym razem wasze miasto

    zostało obdarowane prawie trzema setkami dorodnych,

    świetnie utrzymanych owiec. Radzę się nimi zająć,

    wyznaczyć odpowiedzialnych ludzi do pilnowania, i tak

    dalej. I modlić się, żebyśmy znaleźli sprawcę tego całego

    zamieszania.

    Kenneth odwrócił się i wyszedł. Nie działo się

    dobrze. Burmistrz miał wiele racji, przygotowywanetargowisko zo

top related