2014 07 gdyński iks

12
Nr 9, LIPIEC 2014 GAZETA BEZPŁATNA Największą atrakcją naszego regionu jest morze. Piękne, piaszczyste plaże kuszą turystów i mieszkańców. Fale, wiatr, gorący piasek i słońce… Czego chcieć więcej? Jeżeli jednak pogoda nie będzie sprzyjać plażowaniu, albo najzwyczajniej znudzi nam się ta forma wypoczynku, to na szczęście jest wiele ciekawych miejsc niedaleko od Trójmiasta, które warto zobaczyć. Seniorzy z Fundacji FLY przetestowali kilka takich miejsc podczas jednodniowych wycieczek. Jeżeli nie plaża, to co? REKLAMA ul. Świętojańska 36/2 81-372 Gdynia Zadzwoń lub odzwiedź nas tel. 693-99-60-88 gdynski.iks@fundacjafly.pl NA STRONACH 10-11 przedstawiamy naszym Czytelnikom znane i nieznane perełki naszego regionu, warte zobaczenia podczas wakacji. Na ruchomych wydmach Słowińskiego Parku Narodowego fot. R.Daruk

Upload: fundacja-fly

Post on 02-Apr-2016

227 views

Category:

Documents


5 download

DESCRIPTION

 

TRANSCRIPT

Page 1: 2014 07 gdyński iks

Nr 9, LIPIEC 2014

GAZETA BEZPŁATNA

Największą atrakcją naszego regionu jest morze. Piękne, piaszczyste plaże kuszą turystów i mieszkańców. Fale, wiatr, gorący piasek i słońce… Czego chcieć więcej? Jeżeli jednak pogoda nie będzie sprzyjać plażowaniu, albo najzwyczajniej znudzi nam się ta forma wypoczynku, to na szczęście jest wiele ciekawych miejsc niedaleko od Trójmiasta, które warto zobaczyć. Seniorzy z Fundacji FLY przetestowali kilka takich miejsc podczas jednodniowych wycieczek.

Jeżeli nie plaża, to co?

REKLAMAul. Świętojańska 36/2

81-372 Gdynia

Zadzwoń lub odzwiedź nas

tel. 693-99-60-88gdynski.iks@fundacjafl y.pl

NA STRONACH 10-11 przedstawiamy naszym Czytelnikom znane i nieznane perełki naszego regionu, warte zobaczenia podczas wakacji.

Na ruchomych wydmach Słowińskiego Parku Narodowego

fot.

R.D

aruk

Page 2: 2014 07 gdyński iks

Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo2 Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo

„Gdyński IKS” wydaje:

Fundacja FLYISSN 2353-2157

ul. Świętojańska 36/2,81-372 Gdynia

tel. 693-99-60-88,gdyń[email protected]

Nakład 10.000 egz.

Redaktor Naczelna– Dorota Kitowska

Sekretarz Redakcji– Radosław Daruk

Redakcja:Radosław Daruk,

Agnieszka Gondek,Barbara Kalita-Misiuro,

Rafał Miotłowski,Weronika Peek,

Sonia Watras-Langowska,Alina Zielińska

Korekta– Mariola Wrońska

Grafika: Łukasz Bieszke,Radosław Daruk

Skład: ALFA SKŁAD Łukasz Bieszke,[email protected]

Gazeta współfinansowana ze środków

Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej

Młodzież klas piątych ze szkolnego koła wolontariuszy w Szkoły Podstawowej nr 23 w Gdyni zorganizowała jesz-cze przed wakacjami warsz-taty tworzenia filmów za po-mocą programu Windows Movie Maker, na które zapro-siła seniorów z Fundacji FLY.

Wspólna nauka odbywała się w przyjaznej atmosferze. Mło-dzi szkoleniowcy wykazywali dużą wiedzę i znajomość funk-cji programu oraz cierpliwość zrozumienie dla swoich o wie-le starszych kursantów. Senio-rzy poznali możliwość two-rzenia ciekawych filmowych

prezentacji zdjęć z podkładem muzycznym, podpisami i pro-fesjonalnymi napisami począt-kowymi i końcowymi.

Zajęcia bardzo się podo-bały, seniorzy zaproponowa-li powtórzenie zajęć jesienią. Tymczasem od opiekunki wo-lontariuszy, pani Beaty Mróz-

-Gajewskiej, dowiedzieliśmy się, że młodzi komputerowcy planują także po wakacjach przeprowadzenie warsztatów tworzenia autorskich kartek okolicznościowych. Będziemy informować o tej pożytecznej inicjatywie.

Radosław Daruk

Młodzież młodsza uczy młodzież starszą

NA oGóŁ to StARSI PRZeKAZują MŁoDSZyM WIeDZę I DoŚWIADcZeNIe. Są jeDNAK DZIeDZINy, W KtóRych to WŁAŚNIe MŁoDZI Są LePIej ZoRIeNtoWANI, MAją WIęKSZą WIeDZę I uMIejętNoŚcI. Do tAKIch DZIeDZIN NALeży INFoRMAtyKA.

Fot.

B.M

róz-

Gaj

ewsk

a

Fot.

B.M

róz-

Gaj

ewsk

a

REKLAMA

Page 3: 2014 07 gdyński iks

Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo 3

Fundacja FLY zaprasza mieszkańców Gdyni w wieku 55+ do zapisów na zajęcia komputerowe (dla początkujących oraz zaawansowanych na różnych po-ziomach) i ruchowe (gimnastyka kręgosłupa, pilates, paneurytmia, gimnastyka ogólnokondycyjna, tai chi, joga tybetańska, turystyka piesza, taniec hiszpański),

które są częścią projektu Fundacji FLY „Aktywni dla siebie - aktywni dla innych” dofinansowany w ramach Programu ASOS na lata 2014-2020. Zajęcia organizo-wane przez Fundację FLY prowadzone są przez spe-cjalistów i pedagogów - wolontariuszy.

Aby zapisać się należy przyjść bezpośrednio do

biura Fundacji FLY (ul. Świętojańska 36/2) codziennie od pon. do pt. w godz. 9.00-15.00.

Informacje na stronie internetowej: www.funda-cjafly.pl oraz telefoniczne 693 99 60 88. Ilość miejsc ograniczona. Koszt zajęć 10 - 35 zł. Zajęcia rozpoczną się we wrześniu.

I już minął rok – po pro-stu jak z bicza trzasł. Wielu naszych wolontariuszy próbu-jących po raz pierwszy swoich sił w tym programie - pełnych obaw, niepewności, znaków zapytania - wymieniało się do-świadczeniami, które wzbo-gacają nie tylko nasz warsztat zawodowy, ale również rozwi-jają nas jako ludzi w wymiarze społecznym. Nierzadko styka-liśmy się z oporem niektórych uczestników w obliczu wej-ścia w nową, rzadko w szkole spotykaną, bo indywidualną relację z dorosłym, z brakiem motywacji do podjęcia trudu pracy z tekstem, z niechęcią do  podjęcia jakiejkolwiek for-my współpracy.

Wolontariusze, bazując na własnym entuzjazmie, a także trosce o wielokierunkowy roz-wój uczestników programu, adekwatnie i efektywnie mie-rzyli się z  napotykanymi sy-tuacjami. Wymiana doświad-czeń między wolontariuszami służyła wsparciu i poszerzeniu pola widzenia danej sytuacji, co w efekcie pozwalało na od-nalezienie drogowskazów, któ-re najwłaściwiej, najodpowied-

Zapisy na zajęcia dla Seniorów na rok 2014/2015

REKLAMA

Po roku „Czytania razem” w SP13 w Gdyni

A zatem okazało się, że dziecko jest w stanie otworzyć się, nawiązać relację, porozma-wiać, kiedy na początku nie-osiągalnym wydawało się być dotarcie do niego. Dziecko jest w stanie wydobyć z siebie głos i podjąć ogromny trud wspól-nego czytania z  dorosłym. Dziecko potrafi zaoferować systematyczną pomoc koledze w obszarze, w którym posiada odpowiednie zasoby. Rodzic również nawiązuje z wolonta-riuszem ścisłą i systematyczną współpracę na rzecz rozwoju umiejętności czytania dziecka.

Oczywiście do efektów rocznej pracy można zaliczyć również wzrost zainteresowa-nia czytelnictwem, rozszerze-nie słownika biernego i czyn-nego, rozwój umiejętności rozumienia czytanego tekstu z uwzględnieniem interpunk-cji, a w konsekwencji popra-wienie wyników z języka pol-skiego.

Z dużym zainteresowaniem i podekscytowaniem czeka-my na kolejne spotkania i być może cuda w kolejnym roku szkolnym.

Monika Redzimska

niej, najskuteczniej pozwalały dotrzeć do danego ucznia.

Ale, ale… naszym udzia-łem były również cuda, o któ-rych słyszałam od szkolnych koordynatorów programu

z innych szkół, z innych re-jonów Polski. Doprowadzili do nich zarówno wolontariu-sze, wykazując się wręcz nie-botyczną kreatywnością przy budowaniu systemu motywu-

jącego jak i - kto wie czy nie przede wszystkim - uczest-nicy, którzy zaangażowali się i potrafili otworzyć się na za-proponowane sposoby pozna-wania tekstu.

żród

ło: f

reei

mag

es.c

om

Page 4: 2014 07 gdyński iks

Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo4 Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo

REKLAMA

Książka hybrydowa to połączenie tradycji (papier) i nowoczesności (czytniki elektroniczne). czy takie połączenie spełnia jednak nasze oczekiwania przekonają się Państwo sami, odwiedzając stronę www.festina-lente.pl.

Tak w XIX wieku pisał w swoich dziennikach naj-wybitniejszy baśniopisarz na świecie Hans Christian Andersen (1805-1875), który wiele podróżował. Zwiedził nie tylko Europę, ale również odległe zakątki świata. Odbył trzydzieści po-dróży zagranicznych, chętnie wybierał się także na wyciecz-ki po swoim kraju. Podróżował pieszo, konno, dyliżansem, żaglowcem, koleją, niemal-że każdym dostępnym mu środkiem komunikacji. Nie zważał na niebezpieczeń-stwo, wygodę czy towarzy-stwo. Na wędrówkach po świecie spędził dziewięć lat, jeden miesiąc i dwa tygodnie.

Andersen przez całe ży-cie czuł się samotny. Podróże stały się więc dla niego naj-lepszym sposobem uwolnie-

Książki hybrydowe, czyli…„Umysł rzetelny ocenia książkę nie tylko według myśli, które ona zawiera,

ale także według myśli, które ona budzi.”Artur Górski

Fundacja Festina Lente zajmuje się promowaniem czytania książek, wykorzystu-jąc do tego osiągnięcia współ-czesnej cywilizacji. Możemy zobaczyć połączenie ponad-czasowej książki papierowej z wysoko rozwiniętą techni-ką. Pomysł bardzo ciekawy, nawet dla takiej zagorzałej zwolenniczki tradycyjnego ro zwijania wyobraźni jak ja.

Projekty Fundacji Festina Lente dają nam możliwość zetknięcia się z książką „oży-wioną”, czyli z czymś no-wym, innym i pociągającym. Wierzę, że odpowiedzialni rodzice umiejętnie wykorzy-stają zainteresowanie swoich pociech taką formą przeka-zu wiedzy i być może dzięki temu młode pokolenie bę-dzie częściej i chętniej się-gało również po tradycyjną książkę.

Głos lektora (najczęściej wybitnego aktora) wspierany przez obraz, animację, mu-zykę i inne efekty dźwiękowe otwierają dziecku bramę do wyobraźni. Ożywionych ksią-żek jest wiele. Każda z nich dostosowana jest do wieku czytelnika (2-5 lat, 6-9 lat, >9 lat) i zawiera oprócz książki papierowej również audio-book, aplikację mobilną i e - book.. Jednym słowem książ-ka i nowoczesna technologia atrakcyjnie dostosowane do indywidualnych możliwości małego czytelnika.

Pamiętajmy jednak, że najciekawszy projekt, pro-gram, animacja czy nowinka techniczna nie zastąpi trady-cyjnego kontaktu z książką. Czytając dziecku, dajemy mu największy dar – swój czas i uwagę.

Alina Zielińska

Przewodniki dla małych i dużych

Podróżować – to żyć! ...Życie staje się wówczas bogate, pełne, człowiek nie karmi się już, jak peli-kan, własną krwią, lecz wielką przyrodą! … Podróże stały się dla mnie najlepszą szkołą …

(M.Kurecka “Jan Christian Andersen”, Warszawa 1965, s.102)

nia się od tego wszystkiego, co dręczyło lub smuciło. Lęki, obsesje, natręctwo czy nad-mierna wrażliwość nie były w stanie zniechęcić Andersena do poznawania nowych miejsc i ludzi. Kiedy pakował bagaż, wyzwalała się w nim niesamo-wita energia. W czasie podró-ży powstawało wiele utworów szczególnie baśni, które są arcy-dziełami tego gatunku, a także sporo, bo ponad 250 szkiców, opisów i listów.

Weźmy więc przykład z Hansa Christiana Anderse-na i podróżujmy. A w tych naszych wędrówkach po kra-

ju i świecie pomogą nam prze-wodniki. Znajdziemy w nich nie tylko informacje o trasach, za-bytkach, ale również o atrakcyj-nych hotelach i miejscach, które koniecznie trzeba odwiedzić.

Alina Zielińska

Page 5: 2014 07 gdyński iks

Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo 5

Pamiętamy???

W dzisiejszej dobie, gdy mierniki czasu są dla nas dostępne na każdym kroku - czy to w telefonach komórkowych, czy na ulicznych tablicach świetlnych - nieprawdopodobnym się wy-daje, że w latach 70-tych ubiegłego wieku jednym z niewielu źródeł podających właściwy czas było radio. Według jego ko-munikatów czasowych ustawiano zegarki ręczne (najczęściej produkcji radzieckiej) lub domowe zegary stojące.

Zbliżało się południe i spiker zapowiadał: „ Za chwilę połą-czymy się z Krakowem, skąd nadamy hejnał z Wieży Mariac-kiej. Piąty, ostatni, krótki sygnał oznacza punktualnie godzinę dwunastą.”

Mój tata dodawał: „ A dla tych, co nie zdążyli – powtó-rzymy jeszcze raz!”

K.K.

Miara odległości

Mój tata urodził się i dzieciństwo spędził w Stanisławowie. Stamtąd tez wyniósł pewne sformułowania, które przez całe życie stosował w swoich wypowiedziach. Najbardziej zapa-miętanym przez mnie było powiedzenie: „…jak stąd do Win-nik”. Tym sformułowaniem określał odległości, których kon-kretnie nie był w stanie podać. Dla mnie oznaczało to, że coś jest bardzo daleko. Faktycznie - z miasta Winniki do Lwowa jest około 5 km, ale z miejscowości, w której tata spędził dzie-ciństwo do Lwowa – to ponad 132 km.

K.K.

Centrum fi lmowe składa się z trzech elementów: trzykon-dygnacyjnego budynku (z cha-rakterystycznym zagłębieniem i szklanymi modernistycznymi elewacjami), parkingu i kolejki szynowej. Inwestycja ma być gotowa już w przyszłym roku. Stanie na Placu Grunwaldzkim w Gdyni i jak wszystko się uda, przyszłoroczny 40. Festiwal Fil-mowy w Gdyni będzie bardziej widoczny nie tylko w kraju, ale i za granicą.

Gospodarzem uroczysto-ści wmurowan ia kamienia wę-gielnego pod Gdyńskie Cen-trum Filmowe był prezydent Gdyni  Wojciech Szczurek, ale uczestniczyli w nim również przedstawiciele środowiska arty-stycznego, m.in. Polski Instytut Sztuki Filmo-wej, który repre-zentowała  Anna Sienkiewicz- Ro-gowska.  Licznie przybyli również twórcy fi lmowi: reżyserzy, scena-rzyści, producen-ci i współpracujące z Gdyńską Szkołą Filmowa aktorki: Boże-na Dykiel, Dorota Kolak, Ka-tarzyna Figura, Danuta Stenka. Podpisy wymienionych gwiazd polskiego kina znalazły się pod aktem erekcyjnym GCF obok nazwisk inwestorów, projektan-tów i budowniczych centrum. Podczas niecodziennej uroczy-stości padły znamienne słowa wypowiedziane przez prezy-denta Gdyni Wojciecha Szczur-ka, który podkreślił, że zmienia się śródmieście Gdyni, w któ-rym będzie tętniło życie fi lmo-we - nie tylko podczas festiwali. Całą uroczystość poprowadził z dużą fi lmową swadą Maciej Orłoś

Jak poinformował dyrek-tor Gdyńskiej Szkoły Filmowej i zarazem dyrektor Gdyńskiego Festiwalu Filmów Polskich - Le-szek Kopeć, centrum fi lmowe ma pełnić wiele funkcji. Pod-stawową ma być rozwój kultu-

Powiedzenia taty

FilMoWa GDYnia BeZ koMPlekSóWGDyŃSKIe ceNtRuM FILMoWe - INWeStycjA WARtA 27,5 MLN ZŁ, KtóRA otWIeRA NoWą KARtę W hIStoRII RoZWoju KuLtuRy FILMoWej W PoLSce, RuSZyŁA W W GDyNI 23 cZeRWcA 2014 RoKu. NA BuDoWIe - W ceNtRuM MIAStA - NAStąPIŁo uRocZySte WMuRoWANIe KAMIeNIA WęGIeLNeGo PoD teN NoWocZeSNy PRojeKt, KtóReGo AutoReM jeSt GDyŃSKA PRAcoWNIA ARchIteKtoNIcZNA ARch-Deco, A WyKoNAWcą - WARSZAWSKA SPóŁKA BuDIMeX.

fi lmowej „Cafe Klaps”. Wnętrze lokalu ozdobione jest leciwymi taśmami fi lmowymi i fotografi a-mi z dziejów polskiej kinemato-grafi i. Jest też kącik poświęcony legendarnej komedii „Kingsajz”. Wystrój zachęca gości do prze-niesienia się w „złote czasy” pol-skiego kina. Lokalizacja „Caf-fe Klaps” nie jest przypadkowa – bliskość Teatru Muzycznego, a niebawem również nowej sie-dziby Gdyńskiej Szkoły Filmo-wej. Lokal jest niewielki, chociaż dwupoziomowy, ale podobno małe jest piękne, jak przekony-wała podczas otwarcia kawia-renki Katarzyna Figura. W menu „Cafe Klaps” oprócz szerokiego wyboru kaw, znajdziemy rów-nież kilka przekąsek, ze spe-cjałem lokalu na czele - skrzy-dełkami. A przecież skrzydła kojarzą się z artystyczną weną. Tego właśnie życzymy twórcom fi lmów, a także studentom GSF, co szczególnie podkreślił polski scenarzysta fi lmowy Grzegorz Łoszewski (za scenariusz do fi l-mu „Komornik”  z 2005 r. otrzy-mał nagrodę na  30. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni oraz „Orła” - Polską Na-grodę Filmową) od lat związany z GSF i warsztatami fi lmowymi w Gdyńskiej Filmówce.

Rację ma również nestor sztuki fi lmowej - reżyser An-drzeja Wajda, który na Festiwalu Filmowym w Gdyni powiedział: „Być może z tych młodych ludzi nie wychowa się żaden wybitny reżyser, operator, scenarzysta itd. (choć kilka osób studiuje już w szkołach fi lmowych), ale może się to zdarzyć!”

Wszystko wskazuje, że słowa Andrzeja Wajdy mają dużą szan-sę na urzeczywistnienie.

Barbara Kalita

źródło - archdeco.pl

ry fi lmowej poprzez stworzenie bazy, tj. nowoczesnego zaplecza dla Gdyńskiej Szkoły Filmowej. Drugą funkcją jest organizacja wydarzeń związanych z festi-walem fi lmowym oraz warsz-tatami fi lmowymi dla uczniów. Będzie szansa na kształcenie stu dwudziestu studentów na trzech kierunkach: reżyserii, studium produkcji audiowizu-alnych oraz fi lmoznawstwie. Oprócz tego wzrośnie prestiż Gdyńskiego Klubu Filmowego, a także będzie możliwość orga-nizacji - poza festiwalem - spo-tkań z twórcami.

Dla realizacji założonych za-dań w nowym obiekcie urządzo-ne zostaną m.in. trzy niewielkie sale kinowe oraz klub fi lmowy. W budynku znajdzie się też re-stauracja i sklep z książkami oraz multimediami związany-mi z fi lmem. Część powierzchni obiektu będzie przeznaczona na wynajem, z którego dochód

ma służyć spłacie zaciągnię-tej na budowę pożyczki. Warto także podkreślić inne aspekty zmian, jakie niesie ta realizacja, bowiem częścią przedsięwzięcia jest budowa podziemnego par-kingu na 220 miejsc dla widzów Teatru Muzycznego. Bliskość lokalizacji obu placówek kultu-ralnych oznacza podejmowa-nie wielu wspólnych projektów. Niewątpliwą atrakcją tak dla go-ści festiwalowych, jak i miesz-kańców Gdyni będzie mieszczą-ca się w projekcie Gdyńskiego Centrum Filmowego… gór-ska kolejka szynowa, kursująca na szczyt pobliskiej Kamiennej Góry - ulubionego miejsca wy-padów, spacerów i wycieczek mieszkańców, a także turystów.

Biorąc pod uwagę rozwój kulturalny naszego miasta pod kątem poprawy wizerunku bazy fi lmowej, jaką jest budowa Gdyńskiego Centrum Filmo-wego, nie można pominąć uru-chomienia w czerwcu - w cen-trum miasta w pobliżu Teatru Muzycznego przy ul. Józefa Wybickiego - pierwszej w Gdy-ni, a może i w kraju kawiarenki

Fot. GCFPressKit

Page 6: 2014 07 gdyński iks

Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo6 Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo

„Królestwo Norwegii to monarchia konstytucyjna, której tery-torium obejmuje zachodnią część Półwyspu Skandynawskiego, Jan Mayen, Svalbard i Wyspę Bouveta. Ma łączną powierzchnię 385 252 km² i liczy około pięciu milionów mieszkańców. Jest drugim naj-rzadziej zaludnionym państwem Europy. Graniczy ze Szwecją nie-mal na całej długości granicy; znacznie krótsze odcinki oddzielają Norwegię od Finlandii i Rosji. Kraj posiada również granicę mor-ską (przez cieśninę Skagerrak) z Danią. Stolicą Norwegii jest Oslo. Długa, licząca ponad 20 tys. kilometrów linia brzegowa znana jest z charakterystycznych zatok, tzw. fiordów. Nazwa kraju pochodzi od staronordyckiego nord vegen (pol. droga na północ)”. (Wikipedia)

Białe noce i fiordy były głównym motywem wycieczki zorgani-zowanej przez Fundację FLY i Biuro Podróży Damptour dla star-szej młodzieży pod koniec czerwca. W wyprawie udział wzięło trzydzieści osób. Trasa wiodła ze stolicy Norwegii, Oslo, na północ drogą E6 przez Lillehammer na Drogę Trolli (Trollvegen). Tam mo-gliśmy obejrzeć ponad tysiącdwustumetrową pionową Ścianę Trol-li. Wspięliśmy się autokarem krętą i urwistą Drabiną Trolli (Troll-stige) do wodospadu Stigfossen, by dotrzeć wieczorem do Ålesund nad Morzem Północnym. W drodze powrotnej zjechaliśmy Drogą Orłów (Ørnevegen) nad Geirangerfjord, który podziwialismy tak-że ze szczytu Dalsnibba (1495 m.n.p.m.). Rejs fiordem do Hellesylt, wodospady (m.in. Siedem Sióstr De syv søstrene), potężne skały, opuszczone gospodarstwa na zboczach – zrobiły na nas ogromne wrażenie. Tak jak słońce świecące wysoko nad Ålesund po godzinie 22. Nocleg w Leirvassbu, w malowniczej górskiej dolinie pod lodow-cem, zamarznięte (koniec czerwca!) jezioro Leirvatnet i zalegający śnieg, na którym zrobiliśmy pamiątkową fotkę. Rzeki, wodospady, błękitne niebo z malowniczymi obłokami… Cały czas mamy to przed oczami. Dlatego chcemy podzielić się tymi widokami z mi-łymi Czytelnikami. I zachęcić do odwiedzenia Królestwa Norwegii. Więcej zdjęć w galerii na stronie fundacjafly.pl.

Tekst i zdjęcia Radosław Daruk

W króleStWie trolli

Kościół w Lom

Panorama Alesund o godz. 22.30

Platforma widokowa nad Drabiną Trolli

Wszędzie można zrobić sobie fotkę z Trollami

W tych górach rządzą Trolle

Panorama Alesund o godz. 22.30

Page 7: 2014 07 gdyński iks

Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo 7

W króleStWie trolliDolina jeziora Leirvatnet

Przed pałacem królewskim w Oslo

Rejs fiordem do Hellesylt

Dolina wiodąca na Drabinę Trolli

Śnieg przy hotelu Leirvassbu

Łódź w Muzeum Łodzi Wikingów w Oslo

Page 8: 2014 07 gdyński iks

Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo8 Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo

Kapitanat portu gdyń-skiego odebrał wezwanie od pilota, że do boi na redzie podchodzi duży motorowiec transatlantyckiej amerykań-skiej linii „Mormack”.

Pilot Szrecki, po uzgodnie-niu z kapitanatem , gdzie miał zacumować „Amerykanin”, wszedł na pokład pilotówki, która natychmiast wypłynęła z portu i wzięła kurs na wzy-wającego. Pilot znał te jednost-ki, więc zdawał sobie jasno sprawę, że czeka go wspinacz-ka na wysokość ośmiu pięter po sztormtrapie spuszczonym z pokładu, a pod sobą będzie miał lekko wzburzone morze.

Załogę pilotówki stanowi-li bardzo doświadczeni ma-rynarze, więc podejście do burty statku odbyło się bez zbędnych przeszkód. Po dość karkołomnych, alpinistycz-nych wyczynach pilot dotarł na mostek. Tam po zdawko-wym ceremoniale powital-nym kapitan jednostki zapo-znał go z tonażem statku, jego zanurzeniem i właściwościa-mi manewrowymi, natomiast Szrecki przekazał informacje o obowiązujących przepisach portowych.

Pierwsze słowa kapita-na były dla Szreckiego mało zrozumiale, lecz nie przywią-zywał do tego większej wagi, ponieważ podał wskazówki o współpracy holowników i skierował statek w stronę wejścia do portu.

Kapitan okazał się czło-wiekiem towarzyskim i roz-mownym. Mówił dużo – i jak się pilotowi wydawało – pytał o sprawy załadunku w porcie gdyńskim, chwalił jego or-ganizację pracy, sprawność urządzeń załadowczych. Pi-lot zauważył, że zrozumienie wypowiedzi kapitana spra-wia mu dużą trudność. Po-prosił kilka razy o powtórze-nie pytania, by móc na nie odpowiedzieć. Dla lepszego zrozumienia Jankesa, Szrec-ki intensywnie wpatrywał się w twarz mówiącego i za-uważył, że ten mówił jakby półgębkiem, a lewa ręka była wyciągnięta w kierunku le-wego ucha. „Cholera !” – po-myślał Szrecki. „ Jak tak dalej pójdzie, będę miał problem z dogadaniem się, a może kapitan jest trochę przygłu-chy?” Niespodziewanie usły-szał słowa: „Uat,uat,uej ju.” „O co mu chodzi?” – zasta-nawiał się Szrecki. I co mam odpowiedzieć: czy yes, czy no?” W końcu wybrał złoty środek i rzekł: „ May be, ka-pitan.” Stwierdził w duchu, że to najlepsze wyjście i na następne pytania Jankesa od-powiadał dyplomatycznie w różnych tonacjach to stan-dardowe „May be, kapitan”.

Pilotowanie statku wy-magało od Szreckiego częste-go korygowania kursu statku i jego szybkości, więc z ra-dością opuszczał bliskie to-warzystwo „pierwszego po Bogu” i poszedł na środek sterówki, gdzie, używając ko-mend amerykańskich obser-wował zachowanie się statku. Jednak przychodziły mu do głowy i takie myśli, że za m ało czasu poświęcił na szlifowanie angielskiego.

Statek bezbłędnie złożył się do nabrzeża. Kapitan ser-decznie podziękował piloto-wi za manewr i zaprosił na małego drinka. Szrecki, oba-wiając się rozmowy sam na sam z kapitanem, podzięko-wał za współpracę, tłumacząc się dużym ruchem w porcie. Obaj panowie załatwili nie-zbędne formalności admini-stracyjno-papierkowe i Szrec-ki z ulgą „prysnął” ze statku. Na pożegnanie usłyszał jesz-cze: „Paj,maj,maj,te pajlot”, na co przyjaźnie machnął ręką. „Chyba będę musiał pójść na kurs angielskiego” – pomyślał Szrecki. Skoczył na pilotówkę, gdzie dowiedział się, że czeka na niego nowe zadanie, tym razem wprowadzenie do por-tu statku bandery angielskiej. „Już lecę”- odpowiedział dys-ponentowi przez radiotelefon i po pół godzinie stał uśmiech-nięty na mostku Anglika. Tam wymiana informacji odbyła się szybko i sprawnie, i ku za-dowoleniu pilota była w pełni zrozumiała. Rozmowa obu panów, w trakcie wprowa-dzania statku do portu, do-tyczyła różnych tematów. Szrecki przekonał się, że jego znajomość angielskiego była wystarczająca tak w sferze za-wodowej, jak i prywatnej.

Po zakończonym manew-rze, obaj usiedli w saloniku kapitańskim przy tradycyjnej herbatce z mlekiem. Pilot zadał Anglikowi pytanie:

- Kapitanie, proszę mi po-wiedzieć, czy mój angielski jest dla pana zrozumiały?

- Naturalnie - odpowie-dział zagadnięty. - Nie jest to wprawdzie język literacki, ale tego od pana wymagać nie można. Mówił pan swobod-nie i całkiem poprawnie. Ale – sorry, dlaczego pan pyta?

- Bo - wyjaśnił pilot - przed godziną byłem na statku ame-rykańskim, a tam trudno mi było zrozumieć wiele słów kie-rowanych do mnie przez Jan-kesów”

- My ich też nie rozumie-my!- odpowiedział Anglik, szczerze się przy tym uśmie-chając.

Na podstawie wspo-mnień kapitana R. Potoc-

kiego spisała K. Kwiecińska

Gdyby jej portret znajdował się w mu-zeum sztuki renesansowej, nie zdziwiłby chyba nikogo. Ma bowiem uduchowioną, lekko różową twarz, wąski nos ozdobio-ny jasną kreską, mądre choć zatroskane spojrzenie wielkich oczu oraz furę złoci-stych włosów. Jej obecności nie odnoto-wał Karol Linneusz. Dwudziestowieczni biolodzy z międzynarodowych ośrodków badawczych nie wiedzieli o jej istnieniu. Dopiero niedawno, bo 12 września 2012 roku z łamów czasopisma „Plos One” świat dowiedział się o niej i zobaczył jej oblicze dzięki niezwykłemu odkryciu dokonane-mu kilka lat wcześniej przez amerykań-skich biologów Terese B. i Johna A. Hurtów w dorzeczu rzeki Kongo, w basenie Loma-mi – w Demokratycznej Republice Kon-ga. Po raz pierwszy John Hurt zauważył ją w domu dyrektora szkoły w miejscowości Opala, gdzie służyła za maskotkę małej dy-rektorównie Georgette, uprzednio odku-piona od myśliwego, który zabił jej matkę. Naukowcy poddali ją szczegółowym, trwa-jącym 18 miesięcy obserwacjom.

Ona – małpa o imieniu Lesula (nazwa nadana jej przez miejscową ludność) jest jedną z krewniaczek człowieka oraz kocz-kodanów sowiogłowych. Ta miłośniczka liści imbirowców i leżących pod drzewa-mi owoców, która czasem na przekąskę zje owada, żyje wyłącznie na ziemi. 125 centymetrowy, czarnonogi samiec Lesuli, którego cechami charakterystycznymi są jaskrawobłękitne pośladki oraz moszna, opiekuje się grupą kilku samic i ich po-tomstwem. Góruje nad samicą wzrostem i masą ciała sięgającą nawet 8 kg (samica waży o połowę mniej).

Artykuł zawierający informację o istnieniu nowego gatunku małpy żyjącej w dorzeczu Konga, sygnowany był nazwi-skami m.in. wielu amerykańskich badaczy: Johna A. Harta, Terese Hart z Uniwersyte-tu w Yale, Erica Toma z Wydziału Zoologii Kręgowców w New Haven w stanie Con-necticut, Christophera C. Gilberta z De-partamentu Antropologii z Uniwersytetu w Nowym Jorku, Kate M. Detwiler z Za-kładu Antropologii, Atlantyckiego Uniwer-sytetu na Florydzie w Boca Raton, oraz

Język angielski? Mona lisa z lomami

Maurice Emetshu z Fundacji Lukuru Wildlife Research Kinshasa w Demokratycznej Republi-ce Konga, którzy - wziąwszy udział w trwających kilka lat badaniach nad pochodzeniem lesuli, analizując jej kod genetyczny, zachowanie - za-proponowali nowe miano: Cercopithecus loma-miensis.

Lesule, nowo odkryty gatunek małp dają o świcie koncert chóralnych śpiewów o niskiej częstotliwości, które przechodzą w pohukiwania, a czasem przypominają odgłosy orła. Nagrania wokalizy o brzasku - zawierające analizę często-tliwości pasma widma fali dźwiękowej – znajdują się w opracowaniu poświęconym nowemu gatun-kowi małpy, odkrytej po 28 latach w Afryce.

Odnalezienie kolejnego przedstawiciela na-czelnych w pełnej białych plam Afryce nastą-piło po 28 latach i wzbudziło ogromną sensację wśród naukowców i dziennikarzy. Po pierwszych zachwytach nad fi zjognomią przypominającą ludzką twarz, przyszedł czas na walkę o ochronę i zakaz polowania na zwierzę z powodu jego sma-kowitego mięsa. Gatunek tej małpy zagrożony jest wyginięciem w ciągu najbliższych pięciu lat.

Sonia Langowska

Fot.

wik

iped

ia.o

rgCercopithecus lomamiensis

Pisząc tekst o lesuli, korzystałam z informacji zawartych w artykule zamieszczonych w „Plos One”, pt. „Lesula: A New Species of Cercopithecus Monkey Endemic to the Democratic Republic of Congo and Implications for Conservation of Congo’s Central Basin”

Rys. Kimio Honda (źródło kopalniawiedzy.pl)

Page 9: 2014 07 gdyński iks

Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo 9

OSOBOWOŚCI MINIONEGO STULECIA

George S. Patton (1885-1945)

część VI

Gen. G. Patton w trakcie walk na Sycylii latem 1943 r.

Żeby tego było mało, na Sy-cylii, tym razem w pierwszych dniach inwazji, miały miejsce jeszcze innego rodzaju epizo-dy, wówczas praktycznie nie-znane, ale gdyby ujrzały one wtedy światło dzienne w całej swojej rozciągłości, np. opisały to ówczesne mass-media, skut-ki tego mogłyby okazać się bar-dziej zabójcze dla generała niż „skandal” wywołany spolicz-kowaniem szeregowców. Tutaj Patton już nie tylko, że nie zo-stałby skierowany na boczny tor do czasu aż sprawa rozeszłaby się „po kościach” (jak w powyż-szym przypadku), ale w ogó-le musiałby spakować walizki i wracać do Stanów Zjednoczo-nych, skutkiem czego jego dal-sza kariera wojskowa byłaby już praktycznie zrujnowana. A i same działania wojenne na froncie zachodnim mogłyby zyskać w tej sytuacji inny prze-bieg od tego, jaki dzisiaj znamy z historii. Rzecz dotyczy miano-wicie zbrodni wojennych doko-nanych na co najmniej kilku-dziesięciu jeńcach niemieckich i włoskich (kilka oddzielnie od-notowanych przypadków) oraz miejscowych cywilach (jedno udokumentowane zdarzenie), jakie stały się udziałem żołnie-rzy właśnie z oddziałów Patto-na. On sam niedługo potem na pewno dowiedział się o zbrod-niach popełnionych na wojsko-wych, a z kolei tej, której ofi arą padła ludność cywilna, wszyst-ko na to wskazuje, najprawdo-podobniej nie był świadomy.

Przypadki owych maso-wych zabójstw świadczyć mo-głyby o tym, że generał jako do-

wódca 7. Armii, mógł utracić w gruncie rzeczy kontrolę nad działaniami swoich żołnierzy w początkowym okresie walk. Parę osób odpowiedzialnych bezpośrednio za te czyny po-niosło konsekwencje – zorga-nizowano procesy, zapadły od-powiednie wyroki. Ale było to połowiczne przedsięwzięcie, bo nie wszyscy winni stanęli przed obliczem sądu. A sama sprawa cywilów wcale nie została pod-jęta, nikogo nie osądzono, nikt nie poniósł odpowiedzialności. Wyszła ona na wierzch dopie-ro w latach 90., pół wieku po zakończeniu wojny i śmierci Pattona. Dosyć dobrze opisał te incydenty Stanley Hirschon, jeden z lepszych biografów generała, w monumentalnej książce „Generał Patton. Życie żołnierza” (wyd. Bellona, War-szawa 2001; tłum. Maja Kittel). Zresztą ów autor swą opowieść o tymże dowódcy zaczyna, co wymowne, właśnie od krótkie-go nakreślenia tychże zdarzeń (a potem, już na etapie kampa-nii sycylijskiej, naturalnie wra-ca do nich i szerzej się nimi zaj-muje).

Ci, którzy odpowiadali są-downie, twierdzili na swoją obronę, że do takich czynów popchnęły ich, skierowane do żołnierzy przed inwazją na wy-spę, płomienne przemówienia Pattona, z których on sam sły-nął. Próbkę tego można zresztą obejrzeć w scenie otwierającej fi lm z 1970 r., gdzie generał na tle ogromnej fl agi amerykań-skiej wygłasza taką właśnie po-dobnie brzmiącą (na potrzeby kina nieco złagodzoną) mowę

W trójkącie miast Pilica, Żarnowiec, Wolbrom - na terenie posia-dłości należącej do mojej babci Haliny - stał modrzewiowy dworek szlachecki Poręba Dzierżna.

Rok 1944 - koniec maja. Do mojego taty i babci zgłosił się Rafał z Warszawy - żołnierz AK z oddziału „Parasol”, żeby na czas akcji za-machu na Koppego (zastępcy Hanza Franka) zorganizować w Porębie szpital polowy z możliwością odbycia dwóch zabiegów operacyjnych. Zamach miał się odbyć na początku lipca. Przebieg zamachu i ewaku-acja zostały bardzo dokładnie opisane w książkach, pamiętnikach i ar-tykułach prasowych. W Porębie rozpoczęły się przygotowania, oczy-wiście wszystko musiało odbyć się w pełnej konspiracji. W nocy - na hasło - przywieźli łóżka, materace szpitalne, skrzynki ze zrzutowymi narzędziami chirurgicznymi, kartony z materiałami opatrunkowymi i wiele butli z solą fi zjologiczną.

Ter min zamachu został ustalony na 5 lipca 1944 roku. W Porę-bie wszystko zostało zapięte na ostatni guzik. W pogotowiu były dwie sanitariuszki od „Parasola” i oczywiście lekarze: jeden z Wolbromia, a drugi z Miechowa. Czas oczekiwania na wiadomość z Krakowa bar-dzo nam się dłużył. Niestety, ani tego dnia, ani następnego zamach się nie odbył. Dopiero 7 lipca 1944 roku przyszła wiadomość, że zamach doszedł do skutku i wówczas wszyscy byli w pełnym pogotowiu. Na szczęście ewakuacja z Krakowa przebiegła zgodnie z planem. Oko-ło godziny dwunastej na Górze Marglowej stanęły cztery samocho-dy. Na dole - w dolinie - widniały stodoły i budynki folwarczne, dalej park, następnie kościół i wieś. Doktor Maks, główny lekarz z „Paraso-la” dobiegł do dworu, zarządził ewakuację szpitala, wziął ze sobą sa-nitariuszki i wrócił do oddziału. Lekarze ulotnili się natychmiast, w rezultacie w opustoszałym szpitalu zostaliśmy tylko tata i ja.

Rozpoczęliśmy energiczną pracę nad likwidacją szpitala. Najważ-niejsze było zakopanie zrzutowych narzędzi chirurgicznych. Dopin-gu do pracy dodały nam odgłosy walki z oddalonego o około 3 ki-lometry Udorza, ponieważ w tym czasie oddział „Parasol” czołowo prowadził walkę z Niemcami. Jej odgłosy przyspieszyły naszą prace i w godzinę byliśmy gotowi. W końcu wszystko ucichło. W pewnym momencie przybiegł do mnie goniec z rozkazem zaprzęgnięcia ko-nia do linijki i udania się na plebanię w celu zawiezienia księdza do lasu, ponieważ umierał żołnierz „Parasola”. Podjechałem pod pleba-nię po księdza, który najpierw przestraszył się na widok parabellum kaliber 9 milimetrów zatkniętego u mnie za paskiem, ale szybko się opanował i pognaliśmy w stronę lasu. Przypuszczałem, że Niemcy patrolowali cały teren, więc jechałem zygzakami, ale już po pół go-dzinie byliśmy na miejscu. Na szczęście chłopak przeżył (wykurowali go miejscowi gospodarze) i po trzech tygodniach pojechał do domu w Warszawie, ażeby po tygodniu walczyć w Powstaniu. Dalszych jego losów nie znam.

Przychodzą mi takie myśli do głowy, że żołnierze konspiratorzy w czasach wojny w różny sposób ryzykowali, ale wszyscy byli wierni słowom wojskowej przysięgi.

Dziadek „Jędruś”

Wspomnieniado zgromadzonych przed nim żołnierzy – tu akurat na parę tygodni przed lądowaniem w Normandii w czerwcu 1944 r., zatem w innych trochę oko-licznościach. Faktycznie tych ognistych przemów zorganizo-wanych przed D-Day było wte-dy kilka. Analogicznie jak przed walkami na Sycylii. Wówczas akurat padać miały z jego ust stwierdzenia typu: „Dobry Nie-miec, to martwy Niemiec”, „Za-bijajcie jak najwięcej Niemców teraz, później będzie ich mniej do zabijania”, a nawet żeby „nie brać jeńców, bo potem będzie problem z ich utrzymaniem”. A więc nic dziwnego, że słu-chający mogli zbyt dosłownie zinterpretować słowa swego do-wódcy i zgodnie z nimi dopusz-czać się takich czynów. Patton, ostatecznie dowiedziawszy się o tych przypadkach, zabronić miał później strzelania do bez-bronnych osób. Miał chyba jed-nakże świadomość, jakie konse-kwencje przyniosłyby wieści na ten temat w wypadku dostania się ich do wiadomości publicz-nej, również dla niego jako do-wódcy armii (a tu odpowiedzial-ność jest, rzecz jasna, większa).

Mimo wszystko, ocenia-jąc na spokojnie z dzisiejszego punktu widzenia, generał i tak poniósł wystarczającą karę po burzy wywołanej spoliczko-waniem żołnierzy. Patton, na-wet jeśli wrócił później do łask i pozwolono mu działać na pierwszej linii, a więc robić to, co umiał i lubił najbardziej, nie przebił się jednak w hierarchii wojskowej wyżej aniżeli dowód-ca pojedynczej armii. A posiadał przecież kompetencje, by zarzą-dzać kilkoma tymi jednostkami, uformowanymi w grupę armii, tak jak dostąpił tego niedawny jeszcze jego podwładny, a w Eu-ropie Zachodniej już przełożo-ny, gen. Bradley czy też brytyjski adwersarz – marsz. Montgo-mery – a więc ludzie wcale nie bardziej uzdolnieni od niego. Ta ostatnia uwaga odnosi się również do gen. Eisenhowera. Bradley i Eisenhower na przeło-mie lat 30. i 40. byli niżej typo-wani w armii USA od Pattona. To właśnie II wojna światowa spowodowała, że zrobili oni na jej gruncie, łącznie z Pattonem, duże kariery, ale potem jeszcze większe: Bradley jako dowódca 12. Grupy Armii (w skład której wchodziła 3. Armia), a na prze-łomie lat 40. i 50. – przewodni-czący Połączonego Kolegium Szefów Sztabów; Eisenhower natomiast najpierw jako Na-czelny Dowódca Alianckich Sił Ekspedycyjnych, a w dekadzie lat 50. – już prezydent Stanów Zjednoczonych, po Harry’m Trumanie.

Ciąg dalszy w następnym numerze

Rafał Miotłowski

Fot.

en.w

ikip

edia

.org

Page 10: 2014 07 gdyński iks

Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo10 Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo

Jeżeli nie Plaża, to Co?oD MAjA Do LIPcA W RAMAch PRojeKtu „WycIecZKI eDuKAcyjNe Z FuNDAcją FLy” WSPóŁFINANSoWANeGo Z BuDżetu MIAStA GDyNI ZoRGANIZoWALIŚMy SZeŚć jeDNoDNIoWych WycIecZeK. SZeŚć tRAS, KILKANAŚcIe MIejSc WARtych oDWIeDZeNIA W cZASIe WAKAcjI.

W toruniu koniecznie odwiedzić trzeba kamienicę przy ul. Kopernika 17, zwaną Domem Kopernika, gdzie znajdują się ciekawe eksponaty związane z naszym astronomem, średniowiecznym toruniem i astronomią. Szczegóły na www.muzeum.torun.pl.

Proponujemy wybrać się do torunia pod kątem jego astronomicznych konotacji. Rozpoczynamy w Piwnicach. Znajduje się tutaj Ośrodek Astronomiczny Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, kształcący studentów Wydziału Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowanej, a także służący obserwacji kosmosu, badaniom naukowym, popularyzacji wiedzy o wszechświecie. Znajdują się tu teleskopy: Schmidta-cassegraina o średnicy 90 cm oraz teleskop cassegraina o średnicy 60 cm, a także radioteleskopy: mniejszy z nich, o średnicy 15 m, został oddany do użytku w 1979, większy, o średnicy 32 m, oddano do użytku w 1994 (jest to największy radioteleskop w europie Środkowej). Zwiedzanie indywidualne od 14 czerwca do końca września w środy i soboty o 13:00. Więcej szczegółów na www.faj.org.pl

Kolejnym punktem naszej wycieczki jest Sala Orbitarium w toruńskim Planetarium. to oryginalna wystawa interaktywna, której centralnym elementem jest model sondy cassini o połowę mniejszy od oryginału pracującego na orbicie planety Saturn. Z pulpitów rozmieszczonych wokół sondy można sterować jej urządzeniami, a także sprawdzić do czego służą. W sali orbitarium znajdują się też interaktywne stanowiska. Dzięki nim znaleźć można odpowiedzi na wiele pytań, a przystępne opisy tłumaczą prezentowane zjawiska i procesy zachodzące we Wszechświecie. A wszystko to poprzez zabawę, proste eksperymenty i w atrakcyjnej formie. Szczegółowe informacje na www.planetarium.torun.pl.

ASTRONOMIczNY TORUń

W Elblągu, założonym w XIII w., jest również wiele miejsc godnych zwiedzenia. historia miasta jest bardzo bogata, każdy wiek wnosił do krajobrazu miasta nowe elementy. Na południe od miasta odkryto legendarne truso, a w samym elblągu koniecznie zobaczyć trzeba kościół katedralny św. Mikołaja, bramę targową z XIV w. – pozostałość dawnych fortyfikacji miejskich oraz kamienice późnogotyckie, renesansowe i manierystyczne.

Frombork to miasto pełne średniowiecznych zabytków i śladów Mikołaja Kopernika. Warto zobaczyć kościół parafialny św. Mikołaja z 1301 r. [odbudowany po pożarze w 1945], kanał wodny z XV w., będący odgałęzieniem rzeki Baudy, gotycką wieżę z XIV w. wykonana z cegły i kamienia, stare kamieniczki XVIII i XIX w. przy Rynku, ul. Rybackiej i Basztowej, a także kaplicę św. Anny, z polichromią gotycką przedstawiającą Sąd ostateczny z XV w. oraz kamieniczki przy ul. Starej z XVII w.

FROMbORK I ELbLąG

Droga z trójmiasta do elbląga i Fromborka wiedzie przez żuławy Wiślane i Wysoczyznę Elbląską. Wycieczka ta wiedzie nas na ziemie pradawnych plemion Prusów. Ślad ich kultury znajduje się do dziś w postaci głazu narzutowego zwanego Świętym Kamieniem. Stoi w wodach Zalewu Wiślanego, 30 m od brzegu, między Fromborkiem a tolkmickiem. Ma 14 m obwodu. Było to miejsce składania ofiar palnych przez pogańskich Prusów bogowi churcho.

Page 11: 2014 07 gdyński iks

Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo 11

Jeżeli nie Plaża, to Co?

Mało kto z mieszkańców Gdyni postrzega tczew lub Pruszcz Gdański jako atrak-cje turystyczne. tymczasem…

W Pruszczu Gdańskim efektem wieloletnich badań archeologicznych było odkrycie obszernej osady Gotów sprzed ponad dwóch tysięcy lat. Zebra-ne materiały i wyniki badań można podziwiać w skansenie zwanym Faktorią handlową. W otoczonym ostrokołem grodzisku znajduje się wiele obiektów, których celem jest przybliżenie życia ludności zamieszkującej te tereny na po-czątku naszej ery. W chacie wodza zobaczyć można film przedstawiający fak-torię jako miejsce, w którym handlowano bursztynem z… Rzymianami! Do faktorii, która wówczas znajdowała się na brzegu zalewu Wiślanego, bursz-tynowym szlakiem z egzotycznymi towarami docierali legioniści wysyłani po „złoto północy”. chata bursztynnika i warsztat kowalski dają ciekawy obraz rze-miosła. to żywa lekcja historii Pomorza, na którą koniecznie trzeba zabrać dzieci. Więcej informacji w Internecie: www.faktoria-pruszcz.pl.

Wyższa Szkoła Morska jest ogniwem łączącym Gdynię i Tczew. Warto tu zajrzeć do Muzeum Wisły, aby zobaczyć… Gdańsk – od strony spławiających Wisłą wszel-kie towary na zamorski handel. to ciekawy punkt widzenia, bogato ilustrowany ma-kietami, planszami i oryginalnymi eksponatami (www.nmm.pl/muzeum-wisly).

Po sąsiedzku znajduje się Fabryka Sztuk, a w niej na piętrze wystawa „z For-sterami i cookiem na kraniec świata”. to fascynująca podróż dookoła świata, którą odbyli dwaj wielcy Polacy, jan Reinhold i jerzy Adam Forsterowie towarzy-szący kapitanowi jamesowi cookowi w jego drugiej podróży odkrywczo-ba-dawczej. Sceny rodzajowe zarówno z życia Forsterów, jak i ludów przez nich odkrywanych pozwolą wczuć się w klimat epoki oraz fascynujących podróży odkrywczych. odwzorowaliśmy nawet fragment żaglowca HMS Resolution, na którym odbyła się podróż Forsterów i cooka. ekspozycję wzbogacają orygi-nalne eksponaty i nowoczesne techniki multimedialne (interaktywna podłoga i globus oraz stanowiska komputerowe z grą edukacyjną dla dzieci i młodzieży). Więcej informacji na www.fabrykasztuk.tczew.pl.

Tczewski rynek ze swoją niewysoką XIX-wieczną zabudową (i kamienicą z fi-gurkami czterech pór roku), kościół farny pw. Podwyższenia Krzyża Św. i most na Wiśle to obowiązkowe punkty programu zwiedzania tego ciekawego miasta.

Podczas tych wycieczek przekonaliśmy się, że żyjemy w pięknym regionie, peł-nym ciekawych miejsc. Zachęcamy więc drogich czytelników do odkrywania uro-ków Pomorza i mamy nadzieję, że wyżej opisane miejsca będą inspiracją do krót-kich wakacyjnych wypraw.

Radosław Daruk

Do najciekawszych i jednocześnie największych naturalnych zbior-ników wodnych w Pradolinie Redy-Łeby zaliczyć można Jezioro Orle. Położone jest w środkowej części na wysokości 26,4 m n.p.m., w odle-głości około 7 km od Wejherowa w miejscowości orle (gmina Wejhero-wo). Przepływa przez nie rzeka Reda. jezioro orle jest w znacznej części sztucznym zbiornikiem powstałym w wyniku eksploatacji kredy jezior-nej i torfu. eksploatacje prowadzono co najmniej od 1872 roku, Osa-dy kredy jeziornej w misie jeziora są największe w Polsce, ich średnia miąższość wynosi około 7 metrów. Węglan wapnia w nich zawarty sta-nowi około 50%. Kreda jeziorna ma zastosowanie w rolnictwie jako na-wóz.

torfowiska wysokie typu bałtyckiego stanowią odrębny, regionalny podrodzaj w obrębie szeroko rozumianych torfowisk wysokich. okoli-ce Lęborka obfitują w takie miejsca. Aby poznać czym jest torfowisko, zobaczyć rośliny jakie je tworzą oraz poznać krajobraz takiego środo-wiska warto wybrać się do rezerwatu „czarne bagno” w okolicy wsi żelazkowo, ok. 10 km na północny-zachód od Lęborka. Drugim miej-scem na szlaku torfowisk są torfowiska w Krakulicach, obecnie należą-ce do Słowińskiego Parku Narodowego. Są także ważną ostoją lęgową dla zagrożonych wyginięciem gatunków ptaków : bielika, orła przednie-go, puchacza, kani rdzawej i rybołowa. Na tę wycieczkę warto pamiętać o odpowiednim stroju i butach do poruszania się w terenie.

to propozycja na spacer przez las, ruchome wydmy i brzegiem morza. Naszą wycieczkę zaczynamy w filii Muzeum Przyrodniczego Słowińskiego Parku Narodowego w Rąbce k. Łeby, nad Jeziorem Łebsko. jest tu parking, możemy wygodnie dojechać autem. W Muzeum zapoznać się można z genezą powstawania wydm, piaskolubną florą i fauną oraz środowisko wydmowe Mierzei Łebskiej. Atrakcją jest rejs statkiem po jeziorze Łebskim z widok na zachodni brzeg, na którym góruje znajdujący się w okolicy Smołdzina Rowokół. Dopływamy do wyrzutni z II wojny światowej i stąd pieszo zmierzamy przez las na ruchome wydmy. Niepowtarzalny krajobraz wynagradza wysiłek wspinania się na góry piasku. Schodzimy nad morze i wracamy brzegiem morza. Możemy dojść do wyrzutni (stamtąd wrócić statkiem lub meleksami, bądź pieszo), albo do Łeby.

W Łebie możemy podziwiać barokowy kościół z 1683 roku z wieżą szachulcową z XVIII w., pozostałości murów gotyckiego kościoła św. Mikołaja z XIV w. (w Starej Łebie), oraz port, albo skosztować ryb w jednej z licznych restauracji.

W okolicy Starogar-du Gdańskiego w Wir-tach znajduje się najstarszy w Polsce Leśny Ogród Den-drologiczny. Ma ponad 150 lat. jest prowadzony przez Nadleśnictwo Kaliska, zaj-muje pow. ponad 33 ha. Ro-śnie tu blisko 145 gatunków, odmian i form roślin igla-stych i 310 liściastych a tak-że około 150 gatunków runa leśnego. Z przyjemnością można tu spędzić cały dzień podziwiając różnorodność flory.

Polskie Ogrody Ozdobne i Szkółka Roślin Frank-Raj to życiowa pasja hi-storyka sztuki, właściciela i założyciela, pana huberta Kopciowskiego, jego żony Wandy i syna Zenona. Na 2 ha powierzchni znajduje się 8 ogrodów historycz-nych, 3 ogrody współczesne, ogród botaniczny typu bylinowego, palmiarnie. ogrodom towarzyszą inne atrakcje jak: ptaszarnia, piramida z grillem, plac zabaw dla dzieci i młodzieży oraz galeria pamiątkarska.

W drodze powrotnej do trójmiasta warto zatrzymać się w stolicy Kociewia - Starogardzie Gdańskim. Według badań archeologicznych gród wykształcił się w tym miejscu z osady neolitycznej sprzed ok. 4-5 tysięcy lat. W 1339 Krzy-żacy nadali Starogardowi herb, zaś chełmińskie prawo miejskie nadane zosta-ło w 1348. W mieście znajdziemy XIV-wieczną zabudowę – fragmenty murów obronnych, baszty (Narożna, Szewska, Młyńska), kościół farny pod wezwaniem św. Mateusza. Interesująca jest także XIX-wieczna zabudowa. Rynek w Starogar-dzie, mierzący 107m długości i tyleż szerokości jest większy od Rynku Starego Miasta w Warszawie.

SŁOWIńSKI PARK NARODOWY I ŁEbA

PO KREDę JEzIORNą I TORF W OKOLIcE WEJHEROWA, LębORKA I ŁEbY

RzYMSKA FAKTORIA HANDLOWA W PRUSzczU GDAńSKIM I HISTORYczNY PORT WIŚLANY W TczEWIE

OGRODY, OGRODY, OGRODY…

Page 12: 2014 07 gdyński iks

Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo12 Informacje – Kultura – SpołeczeńStwo

Co rusz media bombardują nas mrożącymi krew w żyłach rewelacjami. Scenariusz zazwy-czaj podobny – kibole zrujnowali nowo wy-budowany stadion, kolejne ofi ary śmiertelne; chuligan napada i poważnie rani przypadko-wych przechodniów; znowu zniszczono za-bytkowy pomnik itd. Przykłady można mno-żyć w nieskończoność – zwłaszcza w okresie wakacji, kiedy rzesze młodych, znudzonych siedzeniem na ławce pod blokiem ludzi rusza-ją na mecz, „ustawkę” czy inną bijatykę. Pozo-staje pytanie – czemu tak wiele osób czerpie satysfakcję z destrukcji i cierpienia innych?

Chuligaństwo (również to stadionowe) wbrew pozorom nie jest problemem ostatnich kilkunastu lat – już w starożytności dobrze znano to zjawisko (bójki po walkach rydwa-nów czy turniejach łuczniczych). W Polsce agresja wobec zawodników i kibiców pojawi-ła się w okresie międzywojennym, natomiast w latach 70 – tych agresywni kibice stali się jedną z subkultur (tzw. szalikowcy, kibole)

Nie istnieje konkretny, dobrze zarysowany portret psychologiczny chuligana (tak samo jak narkomana, alkoholika czy złodzieja) jed-nak znane są ważne przesłanki, które zwięk-szają prawdopodobieństwo chuligaństwa. Chuligani deklarują (i wykazują) niski lęk, brak hamulców, skłonność do przemocy, płyt-ką emocjonalność i brak poczucia winy. Nad wyraz często są to osoby z defi cytami wsparcia społecznego, charakteryzujące się negatywny-mi relacjami rodzinnymi. W takim przypadku grupa przestępcza niejako zastępuje funkcje rodziny - daje silne poczucie przynależności, bezpieczeństwa, solidarności, a zarazem po-czucie mocy i bezkarności. Członkowie czer-pią liczne korzyści z ochrony i wsparcia grupy, ale w zamian za to (niepisaną) zasadą jest bez-względna lojalność i gotowość do poniesienia każdej ofi ary za „rodzinę”.

Dla chuliganów walka jest celem samym w sobie – służy przede wszystkim rozłado-

waniu napięcia i emocjonalnego pobudzenia. Niebezpieczeństwo związane z odniesieniem potencjalnego urazu albo „złapaniem” przez policję jedynie podsyca podniecenie chuliga-nów – zwiększa „dreszcz emocji”, którego tak bardzo potrzebują. Walka i destrukcja daje niepowtarzalną szansę na uzyskanie statusu i prestiżu w grupie rówieśniczej – „ludzie się mnie boją, dlatego jestem ważny i szanowa-ny”. Bardzo często chuliganami zostają osoby, które nie mają żadnych perspektyw i warto-ściowych osiągnięć – w nauce, sporcie, kon-taktach międzyludzkich – i postrzegają (nie-świadomie) destrukcję jako jedyną okazję, by pokazać, że jest się coś wartym.

Najlepszą metodą ograniczenia tego zja-wiska jest nieuchronność i pożyteczność społeczna kar. Przestępca powinien mieć pewność, że za popełnienie nagannego czy-nu z pewnością spotka go kara. Nie musi być ona bardzo surowa, ale konsekwentna. Chu-ligani powi nni odpracowywać swoje czyny, np. pomagając w hospicjach, sprzątając uli-ce, remontując stadiony itd. Niemniej ważna jest prewencja – należy stworzyć dzieciom i młodzieży warunki, w których poczują się wartościowe i doceniane. Nie ze względu na tężyznę fizyczną i strach, który wzbudza-ją w innych, ale własne, wypracowane cięż-ką pracą osiągnięcia (wygrana w konkursie, świadectwo z czerwonym paskiem), umie-jętności (gra na instrumencie, jazda konna, taniec) czy sukcesy interpersonalne (inni lubią ze mną przebywać, bo jestem życzliwa i towarzyska). Bardzo ważne jest też wsparcie społeczne - posiadanie choćby jednej życzli-wej osoby dorosłej (rodzic, babcia, dziadek, nauczyciel, psycholog), która dzięki doświad-czeniu, trosce i szczeremu zainteresowaniu pokaże młodemu człowiekowi inne, bardziej konstruktywne sposoby na zdobycie sympatii i akceptacji innych.

Agnieszka Gondek

Skąd się biorą chuligani?„Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły, zapaliły papierosy, wyciągnęły fl aszki. Chodnik zapluły,

ludzi przepędziły, siedzą na ławeczkach i ryczą do siebie – wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy …”Elektryczne Gitary

IKS W KUCHNI

Drożdżówka z kruszonką Najlepsza

Czy jest ciepło, czy jest zimno,czy świeci słońce, czy pada deszcz!Drożdżówka z kruszonkązawsze dobra jest!!!

Super puszysta, delikat-na, z pyszną waniliową kruszonką… Przepis inspirowany drożdżów-ką Danusi bąkowskiej.

ciasto:1 kg mąki1 szklanka cukru10 dag drożdży (cała kostka)1 ½ szklanki mlekacukier waniliowy1 jako i 3 żółtka1 kostka masła1 cukier waniliowy1 pomarańczaszczypta soli

Wykonanie ciasta:ucieramy jajka z cukrem i szczyptą soli. Mleko pod-grzewamy i dodajemy 3 łyżki mąki,1 łyżeczkę cukru i 10 dag drożdży, wymie-szać, a następnie odstawić

na 10 minut do wyrośnię-cia. Masło rozpuścić. Do utartych jaj dodać mąkę utartą skórkę z pomarańczy, wlać wyrośnięty rozczyn i wyrabiać dodając rozpusz-czone masło. ciasto dobrze wyrobić. odstawić do wy-rośnięcia w ciepłym miej-scu na godzinę. Gdy ciasto dobrze podrośnie, wykłada-my do prostokątnej natłusz-czonej formy, ewentualnie z papierem do pieczenia. W tym czasie wykonuje-my kruszonkę i posypuje-my równomiernie wierzch ciasta. Piec w temperaturze 180ºc przez około 40 minut.

Wykonanie kruszonki:100 g mąki100 g zimnego masła100 g cukru zwykłego1 opakowanie cu-kru waniliowegoWszystkie składniki wyrobić między palcami na kruszon-kę (jeśli jest zbyt mokra dodać więcej mąki, jeśli sucha - masła). Smacznego!

Dorota Kitowsk a