zły plan taryfowy tp s.a. przyczyną nieporozumień na linii pałac … · studenckie wspomnienia...

28
Nr 13 * maj 2008 r. * ISSN 1895-1406 www.magazynsms.pl Studenckie wspomnienia Jerzego Stuhra (2) Wielka dama mia³a gest Nak³ad 10 000! Magazyn bezp³atny Najmilsza Studentka i Superstudent Zły plan taryfowy TP S.A. przyczyną nieporozumień na linii Pałac Prezydencki – Urząd Rady Ministrów Uwaga, dziecko! Syberyjski rafting Stypendium w Niemczech Na wsi z tramwajem Zły plan taryfowy TP S.A. przyczyną nieporozumień na linii Pałac Prezydencki – Urząd Rady Ministrów Najmilsza Studentka i Superstudent

Upload: dangkhuong

Post on 01-Mar-2019

216 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Nr 13 * maj 2008 r. * ISSN 1895-1406

ww

w.m

ag

azyn

sm

s.p

l

Studenckie wspomnieniaJerzego Stuhra (2)

Wielka dama mia³a gest

Nak³ad10 000!Magazyn bezp³atny

Najmilsza Studentka i Superstudent

Zły plan taryfowy TP S.A. przyczyną nieporozumień na linii Pałac Prezydencki – Urząd Rady Ministrów

Uwaga, dziecko!

Syberyjski rafting

Stypendium w Niemczech

Na wsi z tramwajem

Zły plan taryfowy TP S.A. przyczyną nieporozumień na linii Pałac Prezydencki – Urząd Rady Ministrów

Najmilsza Studentka i Superstudent

2N

r 13

, maj

200

8

R E K L A M A

R E K L A M A

3Nr 13

maj 2008

WARTO PRZECZYTAÆ

R E K L A M A

130 tys. ods³on

miesiêcznie

www.magazynsms.pl

W gazecie

R E K L A M A

5 Najmilsza Studentka i Superstudent Krakowa 2008

6 Nie planowa³am ci¹¿y, ale sta³o siê...

7 Uwaga, dziecko!

8 „SMS” poleca ksi¹¿ki

9 Prezydent medyków

10 Stypendium w Chinach: W stolicy rozrywki

11 Stypendium w Niemczech: Na wsi z tramwajem

12 Telling a joke, czyli Szkoci na weso³o. Poradnik

13 profesora Bella nie tylko dla wyje¿d¿aj¹cych na Wyspy

14 Syberyjski rafting

15 – ekstremalna

wakacyjna przygoda

16 Rêka Fatimy – korespondencja z Mali

17 Tam, gdzie smoki schodz¹ do morza

– korespondencja z Wietnamu

18 Festiwal Nauki w Krakowie

19 Studenckie wspomnienia Jerzego Stuhra (2):

Wielka dama mia³a gest

20 Sharon Stone, szybkie samochody

21 i studentki UJ

21 Szko³a Dziennikarstwa Praktycznego

22 Ich dwoje i… Cafe Latte

23 Bajkoczytacz

24 Felieton o modzie: Ch³opaki, zmieñcie majtki na wiosnê

Anegdoty o profesorach i studentach

25 Recenzja filmowa: Monolog niekontrolowany

M³odzi na scenie alternatywnego rocka – Kid A

26 Nowy Pompon:

Z³y plan taryfowy TP S.A. przyczyn¹ nieporozumieñ na linii Pa³ac

Prezydencki – Urz¹d Rady Ministrów

Gabinet Tuska przedstawi³ plan na 4 320 000 minut

Wybuch³ sk³ad bielizny wojskowej

4Nr 13maj 2008

Stylowy Magazyn Studencki „SMS”

Wydawca: Wydawnictwo Rafalski PRESSul. Lipiñskiego 16/18, 30-349 Kraków

Redaktor naczelny: Leszek Rafalski, tel. 0-12 398 33 53, 502 499 219, [email protected]

Zespó³ redakcyjny: Iga Ba³os, Bart³omiej Bartoszek, BartekBorowicz, £ukasz Gazur, Joanna Gloc, Maciek Gowin,Marek Haratym, Monika Jurczyk, Joanna Kozie³, KamilaKoziñska, Bartosz Kurek, Joanna Kustra, MarcinLubertowicz, Katarzyna £ukasik, Katarzyna Miernik, JakubNowak, Piotr Ogórek, Weronika Ostatek, Janusz Podolski,Piotr R¹palski, Andrzej Sadecki, Anna Tokarczyk, AœkaWojciechowska, Anna Wojdy³o

Korespondenci zagraniczni: Emanuela Karastojanowa (Grecja),Konrad Kozio³ (USA), Iza Kwiatkowska (Austria), KarinaRafalska (Szkocja), Karolina Starzyñska (Chiny), MonikaŒwiêchowicz (Anglia)

Internet: www.magazynsms.pl; [email protected]

Projekt i opracowanie graficzne: Marek Haratym

Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych oraz zastrzegasobie prawo do ich redagowania i skracania. Za treœæ og³oszeñredakcja nie odpowiada. Na stronach 27 i 28 znajduj¹ siêmateria³y reklamowe.

Druk: Eurodruk-Kraków Sp. z o.o., Al. Pokoju 3

Nak³ad: 10 000 egz.

List od naczelnego

Whisky i weso³e porankiprezydenta

Pewien Szkot poczêstowa³ Amerykanina

wyborn¹ whisky. Nalał nieco cennego płynu do maleńkiej szklaneczki i powiedział:

– Spróbuj! To wspaniała szkocka, która ma już 18 lat!– Jak na swój wiek, jest bardzo mała

– odpowiedział Amerykanin.To jeden z żartów o Szkotach, czyli byłych

mieszkańcach Krakowa wyrzuconych stąd zarozrzutność, które przytacza w tym numerze prof.Bell. W poprzednich wydaniach Profesor ratowałczytelników z językowych opresji podsuwającstosowne, angielskie przysłowia. Teraz pokazuje, jakna Wyspach rozbrajać dowcipami drętwe sytuacje.

Dla poprawy humoru, przed nieuchronniezbliżającą się sesją, polecamy też Nowego Pompona(26 str.), który odkrył, że zły plan taryfowy TP S.A.jest przyczyną nieporozumień na linii PałacPrezydencki – Urząd Rady Ministrów. Pomponwyjaśnia dlaczego opcja Tanie, wesołe poranki, którąw promocji wybrał prezydent, uniemożliwia głowiepaństwa stały kontakt z premierem.

Kolejne porady profesora i kolejne newsy z Pompona dopiero w październiku. Wesołych wakacji!

Leszek [email protected]

Zdjêcie na ok³adce: Ola Turska z Akademii

Pedagogicznej, Najmilsza Studentka Krakowa 2008.Fot. Wojciech Kamiñski

Czy warto zostaæ

w Polsce?

Zmywak w Anglii, czy praca

w kraju za 1200 z³ brutto?

Samorz¹d Studentów

UJ organizuje 2 czerwca

(godz. 10-16) w Sali

Konferencyjnej Biblioteki

Jagielloñskiej konferencjê

prowokacyjnie zatytu³owan¹

„Czy warto zostaæ w Polsce?”.

Wyk³ad inauguracyjny wyg³osi

prof. Grzegorz Ko³odko.

Wœród zaproszonych goœci

znaleŸli siê m.in. pracownicy

Ministerstwa Pracy i Polityki

Spo³ecznej. Wraz z wybitnymi

przedstawicielami polskiej

socjologii i psychologii,

postaraj¹ siê przybli¿yæ skalê

zjawiska emigracji i omówiæ

jego skutki.

Patronat nad konferencj¹

objê³a redakcja „Polityki".

(DL)

ECDL i... zajêcia z g³owy!Warto zadbaæ o swoj¹ edukacjê z zakresu

zastosowañ informatyki oraz udokumentowaæ

zdobyte umiejêtnoœci. Takim sposobem

potwierdzenia kwalifikacji jest uzyskanie

Europejskiego Certyfikatu Umiejêtnoœci

Komputerowych - ECDL (European

Computer Driving Licence). Studenci

posiadaj¹cy certyfikat mog¹ byæ zwolnieni

z zajêæ technologii informatycznych na

podstawie rozporz¹dzenia MNiSW.

Certyfikat honorowany jest w 146 krajach.

Dostêpne s¹ równie¿ certyfikat ECDL

Advanced i certyfikat ECDL CAD.

Egzaminy mo¿na zdawaæ w Krakowskim

Centrum Egzaminacyjnym ECDL przy ul.

Smoleñsk 25 oraz w laboratoriach ECDL

w kilku wy¿szych uczelniach w Krakowie.

Szczegó³owe informacje, a tak¿e

przyk³adowe testy mo¿na znaleŸæ

na www.ecdl.malopolska.pl

oraz na www.ecdl.com.pl.

O G £ O S Z E N I E

Pokójdla studentkiEmerytowany pracownik

naukowy wynajmie studentce

pokój z samodzieln¹ ³azienk¹

w zamian za pomoc

w prowadzeniu domu.

Tel. 012-637-77-21.

Rekomendacje.

P R O M O C J A

W Poznaniu odby³ siê fina³ presti¿owego konkursu Central and Eastern European

Moot Court. Reprezentacja Wydzia³u Prawa i Administracji UJ z³o¿ona

z seminarzystów prof. S³awomira Dudzika z Katedry Prawa Europejskiego,

w sk³adzie (na zdjêciu od lewej) Kamil Szybilski, Anna Mielczarek, Miko³aj Wietrzny

i Tomasz Kozie³, zajê³a drugie miejsce.

Tomasz Kozie³ otrzyma³ tak¿e nagrodê dla najlepszego mówcy, któr¹ jest sta¿

w Trybunale Sprawiedliwoœci Wspólnot Europejskich, a Miko³aj Wietrzny zosta³

uhonorowany wyró¿nieniem w tej samej kategorii. Szersza informacja na

www.magazynsms.pl. Marcin Lubertowicz

5Nr 13

maj 2008

Tradycyjnie podczas juwenaliów odby³y siêwybory Najmilszej Studentki i SuperstudentaKrakowa. Tytu³y przypad³y Oli Turskiej z Akademii Pedagogicznej i Konradowi Pondo z AWF. Co ³¹czy tê parê? Zami³owanie do tañca.

To oni w imieniu wszystkich studentów odebrali od władz miastaklucze do bram Krakowa na czas trwania juwenaliów. Aby dostąpićzaszczytu, musieli zostać wybrani Najmilszą i Superstudentem swo−ich uczelni. Później wygrali rywalizację międzyuczelnianą. Musieliwykazać się talentem kulinarnym, pokazać, jak umiejętnie chowaćściągi podczas egzaminu, przekonać niesympatycznego bramkarzaw klubie, aby wpuścił ich na imprezę bez biletu.

– Musiałem też przekonać rektora, aby pomimo sześciu niezda−nych egzaminów, ale za to z tytułem Superstudenta w garści, pozwo−lił mi kontynuować studia – wspomina Konrad.

To tylko niektóre konkurencje, w których zmierzyli się z żakamiz pozostałych uczelni. W nagrodę za tytuł Najmilszej Studentki i Su−perstudenta Krakowa 2008 pojadą na wczasy, otrzymali też wielenagród rzeczowych.

Konrad Pondo studiuje na III roku turystykę i rekreację. Co robi,kiedy nie ma go na uczelni? – Przede wszystkim pracuję. Jako in−struktor tańca towarzyskiego, sędzia koszykówki, członek dwóchkabaretów. A w weekendy podróżuję po całej Polsce prowadząc ba−le, wesela, pikniki jako konferansjer i DJ. Poza tym uprawiam trochęsportu: koszykówka, taniec, squash i siatkówka – dodaje.

Ola Turksa z III roku pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkol−nej wolny czas spędza równie aktywnie. – Trenuję sportowy taniectowarzyski, czytam książki, spaceruję po Krakowie i po świecie, niezapominam o bliskich osobach i pracuję m.in. tańcząc w programie„Jaka to melodia” – wyznaje Najmilsza. Bartek Borowicz

ZDJÊCIA WOJCIECH KAMIÑSKI

STUDIA

Kwestionariusz Najmilszej

Ulubione miejsce w Krakowie: gdybym chcia³a je wymieniaæ, nie

starczy³o by miejsca. Kraków to moje magiczne miasto. Tu siê

urodzi³am. Lubiê znajdowaæ miejsca, których turyœci nie zauwa¿aj¹, a

przechodz¹ obok. Patrzê na nie z innej perspektywy.

Gdybym mog³a pojechaæ na wymarzone wakacje... zabra³abym

moich przyjació³, gitarê i polecia³abym tam, gdzie ca³y czas

mielibyœmy b³êkit nieba i wody, a s³oñce ogrzewa³oby nas swoimi

promieniami.

Najszczêœliwsza w ¿yciu by³am... cieszê siê z ka¿dej ma³ej rzeczy.

Ale najszczêœliwsze momenty s¹ jeszcze przede mn¹. Nie bêdê

zdradzaæ, o co chodzi.

Ulubiony alkohol: drink z ma³¹ iloœci¹ obojêtnie jakiego alkoholu,

¿eby nie by³o go za bardzo czuæ i piwo z bardzo du¿¹ iloœci¹ soku.

Zawsze przy barze siê ze mnie œmiej¹, jak to zamawiam. not. BB

Najmilsza Studentka i Superstudent 2008

REPORTA¯

6Nr 13maj 2008

Okres studiów jawi siê jakoczas niekoñcz¹cej siêzabawy i beztroski. Pieluchyto ostatnia rzecz o jakiejmyœli student. Jednak bywa i tak. Pojawia siê Ono:najpierw malutka fasolka, z czasem coraz wiêksza, a¿ rodzi siê wielki ma³ycz³owiek. Tak ma³y, ¿e strach wzi¹æ go na rêce. I tak wielki, bo potrafi w sekundê zaw³adn¹æsercami innych. Studenckierodzicielstwo, najczêœciejnieplanowane, jestprzyspieszon¹ lekcj¹ ¿ycia i doros³oœci.

Studia, praca, doros³e ¿ycie

Dorota ma 24 lata. Jej syn Artur prawie 4.Umówiłyśmy się na rozmowę na gadu−gadu,bo Artur chorował i nie chciała go zostawiaćsamego. W ciążę zaszła będąc na I roku filo−logii romańskiej. Do wakacji nie było widaćbrzucha, więc jak pojawiła się na uczelni wpaździerniku, tuż przed rozwiązaniem,wszyscy byli w szoku.

– Przyjaciele cieszyli się razem ze mną,ale nie brakowało osób, które patrzyły namnie jak na zjawisko. Nie planowałam cią−ży, ale stało się. Miałam 21 lat. Byłam doro−sła i odpowiadałam za siebie.

Wróciła na uczelnię już 3 tygodnie po po−rodzie, choć nie miała na to najmniejszejochoty. Wolała zostać w domu, żeby niczegonie przegapić. Nie pozwoliła jej na to rodzi−na, ostro motywując do powrotu. Nie żałuje:– Dziecko szybko rośnie, ale bez przesady.Niczego nie straciłam. Nie było tak, że wczasie mojej nieobecności Artur nagle zacząłsamodzielnie siadać, chodzić czy mówić.

Kiedy usprawiedliwiała swoją nie−obecność na uczelni, niektórzy wykła−dowcy kazali przynosić zaświadczenie odlekarza. Z reguły okazywali jednak dużodobrej woli. Składali życzenia i przymy−kali oczy na drobne niedociągnięcia. Do−rota zdaje sobie sprawę, że traktowali jąulgowo. Spokojnie łączyła studia z wy−chowaniem małego.

– Byłam w komfortowej sytuacji. Obojez mężem pochodzimy z Krakowa. Mieszka−liśmy z moją mamą, która nie pracowała iodciążała mnie jak mogła. Maciek pracowałi zarabiał na nasze utrzymanie.

Licencjat pisała o motywie dziecka w li−teraturze. Artur wypełnił jej świat, ale onanie rezygnuje z siebie.

– Czasem trzeba dla własnego dobrawyjść z domu. Nikt nie jest super−mamą czysuper−tatą. Warto skorzystać z pomocy bli−skich, zostawić dziecko zaufanej osobie izrobić coś tylko dla siebie. Nie ma nic gor−szego od sfrustrowanych rodziców.

£apaæ ka¿d¹ chwilê

Z Agnieszką udało mi się umówić na ka−wę. Uśmiechnęła się na wieść, że chcę oniej napisać artykuł. Nie robi przecież nicspecjalnego: ot, na V roku romanistyki wy−chowuje dwójkę dzieci. Trzy lata temuobroniła pracę magisterską na AWF, na tu−rystyce. Matką została rok wcześniej. Na−rodziny dziecka sprawiły, że jej świat sta−nął na głowie. Nagle przestała być paniąwłasnego czasu.

– Ciężko się przyzwyczaić do sytuacji,kiedy nic nie zależy od ciebie. Zajęło mi toprawie dwa lata. Przez rok mieszkaliśmy po−za Krakowem. Mąż pracował, a ja, kiedyBazyl zasypiał, pisałam pracę magisterską.

Na drugim kierunku wzięła wówczasdziekankę. Po powrocie na uczelnię nie do−magała się specjalnego traktowania. Nie afi−szowała się ze swoim macierzyństwem, że−by studenci nie traktowali jej z rezerwą. Jestdrobną kobietką i pewnemu wykładowcytrudno było uwierzyć, że ma dziecko. Inninie zawsze chcieli godzić się na zmianygrup. W końcu jednak udawało się ich prze−konać. Kiedy wychodziła na uczelnię,dziecko powierzała opiekunkom.

Nie planowa³am ci¹¿y, ale sta³o siê…

Uwaga, dziecko!

Inspiracjê do pracy licencjackiej Doroty stanowi³ Artur. Temat narzuci³o samo ¿ycie

– Motyw dziecka w literaturze belgijskiej.

– Moja mama mieszka w Krakowie, alepracuje i nie mogła nam pomagać. Przycho−dziła siostra męża – też studentka. Kiedyurodziła się Jagoda, prace zaczęłam odda−wać indywidualnie.

Im starsze dziecko, tym trudniej pogo−dzić naukę w domu z opieką nad nim. Książ−ki przypominają dziecięce kolorowanki, ze−szyty nierzadko mają powyrywane strony. Zdwójką – problem narasta. Jednak Agniesz−ka nigdy nie obawiała się, że nie da rady.Kluczem do jej sukcesu była samodyscypli−na, sprawdzona opiekunka i mieszkanie po−łożone blisko uczelni.

– Brzmi trywialnie, ale to naprawdę uła−twia sprawę. Kiedy żyjesz, wykorzystująckażdą chwilę, nie warto marnować czasu nadojazdy. Wszystko jest do pogodzenia, jeże−li tylko się chce.

W akademiku te¿ mo¿na praæ i gotowaæ

Ania, matka 6−letniej Izy, patrzy na studenc−kie rodzicielstwo przez pryzmat czasu.

– W dzisiejszych czasach dzieci przegry−wają z karierą, wyjazdem zagranicznym,kupnem mieszkania czy samochodu. Wedługtej zasady ciąża przydarza się tylko student−kom nieodpowiedzialnym i lekkomyślnym.Nieprawda. Może zdarzyć się każdemu.

Sama zaszła w ciążę na I roku matematy−ki. Z powodów zdrowotnych musiała prze−rwać studia dzienne. Nadal mieszkała jed−nak w akademiku ze swoim mężem – stu−dentem elektrotechniki.

– Kiedy urodziła się mała, obowiązkidzieliliśmy równo między siebie. Ja zajmo−wałam się Izą w tygodniu, a mąż – weeken−dami, bo po porodzie zaczęłam studia w try−bie zaocznym, ale na nowym kierunku – wy−brałam administrację. Przez myśl nam nawetnie przeszło, żeby zrezygnować z nauki. Wakademiku też można prać, sprzątać i goto−wać dla dziecka.

W tym czasie dużo pomagali im finan−sowo rodzice: bez nich nie utrzymali bytrzyosobowej rodziny. Dla uczelni bylizwykłymi studentami, którym wystarczypomoc w postaci zakwaterowania w akade−miku. Dziadkowie okazali się niezastąpienirównież w czasie sesji, kiedy potrzebowali

czasu, żeby przygotować się do egzami−nów.

– Wbrew pozorom życie małżeństwa wakademiku nie przypomina sielanki. Iza niemiała wielu dobrych cioci, ale kiedy potrze−bowałam coś załatwić, zawsze mogłam li−czyć na przyjaciół. Dwa pokoje dalej miesz−kało inne małżeństwo z dzieckiem – bardzosię zżyliśmy, bo mieliśmy podobne proble−my. Dzieciaki bawiły się razem i były szczę−śliwe.

Ani brakowało czasu dla siebie, nie pa−mięta jednak, żeby kiedykolwiek miała wąt−pliwości, czy dobrze robi. W trudnychchwilach analizowała sytuację i szukała jejpozytywnych aspektów.

– Z ciążą zaczęłam myśleć poważnie ożyciu. Wiedziałam, że jestem odpowiedzial−na za drugą osobę, że nie jestem i nigdy niebędę sama. Zawsze miałam dobry kontakt zdziećmi – to upewniało mnie, że będzie do−brze.

Miała rodzinę, studia, przyjaciół. Nieczuła się gorzej od innych. Kiedy Iza miała 2lata zaczęła pracę. Magisterium obroniła wzeszłym roku.

– Pracodawcy patrzą na mnie życzliwie.Wiedzą, że osoba, która godzi wiele obo−wiązków, będzie dobrym i zorganizowanympracownikiem.

Patrząc na swoją córeczkę jest dumna, żetak wiele osiągnęli z mężem. Mają odcho−wane dziecko, stabilną sytuację materialną iwciąż są młodzi.

– Dziś wiem, co jest w życiu najważniej−sze. Udało nam się przebrnąć przez ciężkiokres, który jednak z perspektywy czasu mi−le wspominam. Skończyliśmy studia, ale na−dal mamy kontakt ze znajomymi z roku. Te−raz oni zakładają rodziny, planują dzieci.Czasem przychodzą do nas po rady jako do−świadczonych rodziców. To zabawne –przecież jesteśmy w tym samym wieku…

Alina O¿arowska

7Nr 13

maj 2008

Dziecko sprawi³o, ¿e Ania dojrza³a i zaczê³a powa¿nie patrzeæ na ¿ycie. O swojej rodzinie mówi

z dum¹ i radoœci¹.

R E K L A M A

* pon–wt happy day:warka po 3,90 z³

* w ka¿d¹ œrodê karaoke

* w czwartki koncerty

ul.Miko³ajska 14

tel. 012 432 44 44

www.czasemtrzeba.pl

po

n-p

t o

d 1

4:0

0

do

osta

tnie

go

klien

ta,

so

b-n

dz o

d 1

6:0

0

do

osta

tnie

go

klien

ta.

* pon–wt happy day:warka po 3,90 z³

* w ka¿d¹ œrodê karaoke

* w czwartki koncerty

R E K L A M A

R E K L A M A

R E K L A M A

Szczegó³owe informacje na stronie:

http://www.ap.krakow.pl/podypl/

ul. Podchor¹¿ych 2, 30-084 Kraków

tel. (012) 662-60-00, fax (012) 637-22-43

http://www.ap.krakow.pl

Akademia Pedagogiczna im. Komisji Edukacji Narodowej

w Krakowie

Pierwsza Uczelnia Pedagogiczna w Polsce.

Lider ogólnopolskich rankingów w kategorii

uczelni pedagogicznych, wielokrotny zdobywca

Z³otego Indeksu tygodnika "Wprost"

zaprasza na studia podyplomowe.

Wœciek³y od urodzenia

Jak wygl¹da œwiat widziany zza

kierownicy samochodu Jeremy'ego

Clarksona? Czy mo¿na poczuæ siê

naprawdê wolnym, gdy ¿ycie

we wspó³czesnym spo³eczeñstwie pe³ne

jest progów zwalniaj¹cych? Mo¿na

– pod warunkiem, ¿e wentylem

bezpieczeñstwa naszych frustracji stanie

siê œmiech. „Wœciek³y od urodzenia”

to zbiór 180 pe³nych angielskiego humoru

tekstów, które sprawi¹, ¿e znów bêdziecie

wybuchaæ œmiechem. Ta skrz¹ca siê

obrazoburczymi metaforami lektura

dowodzi, ¿e najlepszym gwarantem przyczepnoœci na ostrych

zakrêtach ¿ycia jest zdrowy dystans do siebie i do œwiata.

Trzymajcie siê mocno! Zapowiada siê ostra jazda!

Jeremy Clarkson „Wœciek³y od urodzenia”. Wydawnictwo Insignis.

Cena 35 z³.

Kim jesteœmy? Wyzwania

dla amerykañskiej to¿samoœci

narodowej

Samuel Huntington, jeden

z najwa¿niejszych intelektualistów

naszych czasów, autor „Zderzenia

cywilizacji” – najbardziej

dyskutowanej ksi¹¿ki prze³omu

wieków – zaj¹³ siê tym razem mitem

amerykañskiej to¿samoœci. Czy

prawdziwy Amerykanin to bia³y

anglosaski protestant, który budowa³

potêgê Stanów Zjednoczonych, czy

m³ody Latynos, którego oskar¿a siê

o niszczenie ich gospodarczej

potêgi? Wiadomo by³o, ¿e ta ksi¹¿ka

wywo³a kontrowersje. Po jej publikacji w Ameryce rozpêta³a

siê burza, Carlos Fuentes oskar¿y³ Huntingtona o rasizm i

skrajny konserwatyzm.

Samuel Huntington „Kim jesteœmy? Wyzwania dla amerykañskiej

to¿samoœci narodowej”. Wydawnictwo Znak. Cena 49 z³.

By³o minê³o. Wspomnienia

dziecka-¿o³nierza

Gdy Sierra Leone ogarnê³a wojna

domowa Ishmael Beah by³ dzieckiem.

Bardzo szybko straci³ w niej najbli¿sz¹

rodzinê, by³ œwiadkiem rzezi

dokonywanych przez rebeliantów

i ¿o³nierzy, a wkrótce sta³ siê jednym

z nich. „Potrzebowaliœmy narkotyków

i broni” – pisa³ o sobie i grupce

nastolatków z oddzia³u. Beah prze¿y³

i dziœ sam pomaga dzieciom, które

doœwiadczy³a wojna. Jego ksi¹¿ka sta³a

siê miêdzynarodowym bestsellerem.

„Brutalne i przera¿aj¹co smutne

sprawozdanie z tego, jak zwyk³e dzieci

zosta³y przemienione w zawodowych zabójców” – tak napisa³

o niej „The Guardian”.

Ishmael Beah „By³o minê³o. Wspomnienia dziecka-¿o³nierza”.

Wydawnictwo Znak. Cena 29 z³.

poleca

STUDIA, STYPENDIA

9Nr 13

maj 2008

Była zdecydowana rozpocząć studia w krakowskiej PWST, potemzmieniła plany i wybrała Wydział Lekarski Collegium Medicum

UJ. Tutaj przypadek sprawił, że zetknęła się z MiędzynarodowymStowarzyszeniem Studentów Medycyny (IFMSA). Nie przypuszcza−ła wówczas, że coś ważnego zaczyna się w jej życiu.

W szkole podstawowej Kamila Białek uczestniczyła w zajęciachteatralnych i już wtedy marzyła o aktorstwie. Dodatkowo przez czte−ry lata tańczyła w balecie, a przez dwa w zespole tańca i śpiewu. –Mój nauczyciel aktorstwa do dziś nie może odżałować, że wybrałammedycynę – mówi Kamila.

*

W liceum zainteresowała się chirurgią plastyczną. Nowa pasja spra−wiła, że teatr przegrał z medycyną. Będąc na drugim roku studiówzwiązała się z IFMSA. Zapisała się do tej organizacji, aby wesprzećswoim głosem koleżankę, która kandydowała do Zarządu OddziałuKraków IFMSA–Poland. W ten niepozorny sposób Kamila zaczęłajedną z największych przygód swojego życia.

W latach 2006–2008 była Prezydentem Oddziału Kraków, a od 1stycznia tego roku przewodzi całemu IFMSA–Poland. Do jej obo−wiązków należy między innymi uczestnictwo w międzynarodowychzjazdach oraz spotkaniach krajowych, które współorganizuje.Ostatnie światowe spotkanie młodych medyków odbyło się w mar−cu w Meksyku.

Trzykrotnie brała też udział w praktykach zagranicznych organi−zowanych przez stowarzyszenie w Turcji, Włoszech i Portugalii.

*

– Pracy w stowarzyszeniu poświęcam trzy czwarte swojego czasu –przyznaje Kamila. A co z nauką? – Wobec natłoku obowiązków

uzyskanie wysokiej średniej staje się mało realne. Stowarzyszeniejest pewnym spełnieniem marzeń i sposobem na życie.

Kamila lubi mieć dużo spraw na głowie, pomaga jej to lepiej za−rządzać swoim czasem oraz mobilizować się. Zaznacza też, że jestosobą bardzo aktywną.

– Każdy dzień jest pierwszym reszty twojego życia – stwierdza.Ma silne wsparcie ze strony rodziny oraz przyjaciół. Dzięki temuznajduje czas na swoje pasje: narciarstwo, marketing i zarządzanieoraz... gotowanie.

– Kocham gotować. Gdy tylko mam chwilę wolnego czasu, za−mykam się w kuchni – zwierza się. Lubi dobre kino, a jej ulubionefilmy to „Dom z piasku i mgły” oraz „Return to paradise”. Przeczy−tała wszystkie książki Dana Browna, chętnie sięga po Ericha Segalai Harlana Cobena.

– Obecnie wolny czas na czytanie książek to dla mnie luksus– mówi. Trzeba też dodać, że od pięciu lat jest fanką zespołu Kosheen.

*

Kamila kończy VI rok studiów, złożyła już przysięgę Hipokratesa.– Świadomość, że wkrótce będę musiała wziąć odpowiedzialność

za pacjenta budzi duże emocje – mówi. I co potem? – Nie mam za−miaru nigdzie wyjeżdżać. Jestem silnie związana z Krakowem – za−znacza z uśmiechem.

Chciała zostać chirurgiem plastycznym, ale życie zweryfikowałote plany. Teraz myśli o dermatologii. W październiku chce zacząćstudia podyplomowe na kierunku zarządzanie w służbie zdrowia.Gdy mowa o marzeniach stwierdza, że najważniejsze dla niej to byćw życiu szczęśliwą i mieć się z kim tym szczęściem dzielić.

*

Co dała jej praca w stowarzyszeniu? – Miałam możliwość przekonaćsię, jak wielka drzemie w ludziach siła i jak sama potrafię osiągaćcoraz to nowe sukcesy i stawiać czoła wyzwaniom, które mogły wy−dawać się dla mnie nieosiągalne – odpowiada. – Okres działalnościw IFSMA to najciekawsze lata w moim życiu. Za 10 lat z pewnościąspojrzę na nie z ogromnym uśmiechem. Bart³omiej Bartoszek

W IFMSA mia³am mo¿liwoœæ przekonaæ siê, jak wielka drzemie w ludziach si³a – mówi Kamila Bia³ek

Prezydent medyków

2 miliony studentów

IFMSA czyli Miêdzynarodowe

Stowarzyszenie Studentów Medycyny

istnieje ju¿ 56 lat, zrzesza 2 miliony studentów na ca³ym

œwiecie, w tym 2 tysi¹ce w Polsce. Wspó³pracuje m.in. z WHO,

UNICEF i UNESCO.

W naszym kraju studenci z IFMSA prowadz¹ akcje edukacyjne,

prozdrowotne i profilaktyczne. Jednymi z bardziej znanych s¹

„Szpital pluszowego misia” oraz Ogólnopolski Program

Edukacyjny „Mam haka na raka”. Stowarzyszenie zajmuje siê

te¿ organizowaniem praktyk studenckich w ponad 50 krajach.

www.ifmsa.pl

STUDIA, STYPENDIA

10Nr 13maj 2008

– Ładną masz koszulę – mówię, kiedywchodzimy do metra.

– Fake Armani – odpowiada i ściąga swe−ter, bym w całej okazałości mogła podziwiaćchińską odzieżową produkcję w podrobio−nym gatunku. 50 kuaiów (5 dolarów) za do−brej jakości koszulę, to niedrogo, a że to niejest prawdziwy Armani, to już ma mniejszeznaczenie. W Chinach wszystko można zna−leźć w dwóch wersjach: oryginalnej i podro−bionej.

Micha³ Go³¹b, student UJ, do Chin przy−jechał na roczne stypendium rządu chińskie−go. Wybrał Szanghaj, bo wcześniej odwie−dził już Pekin i chciał zobaczyć inną metro−polię.

– Poza tym Szanghaj jest stolicą rozryw−ki i biznesu – podkreśla, rozrywkę stawiającna pierwszym miejscu. Od poniedziałku dopiątku Michał uczęszcza na kurs językowyna East China Normal University. Mieszkaw akademiku, którego koszty (105 euro) po−

krywa ze stypendium (niecałe 300 euro). Za−jęcia są bezpłatne, więc resztę Michał ma dodyspozyji. Czy to wystarczy, by przeżyćmiesiąc w Szanghaju?

– To wystarczy na podstawowe wydatki,takie jak jedzenie czy komunikację miejską.Ale jeśli chcesz podróżować lub zaszaleć wmieście dodatkowe pieniądze są potrzebne –przekonuje.

W akademiku mieszka w pokoju dwu−osobowym z Francuzem, który stał się jegoprzewodnikiem i kompanem szanghajskiegożycia. Dzięki międzynarodowemu towarzy−stwu, z którym się zaprzyjaźnił i chińskiejzasadzie guanxi (kontakty, kontakty, kontak−ty) poznał ludzi werbujących „białe twarze”do produkcji filmowych i telewizyjnych. Te−raz Michał ma swojego agenta, który infor−muje go o organizowanych castingach. Jakostatysta brał już udział w chińskiej produkcjifilmowej i w reklamie Chevroleta.

– Za każdy dzień zdjęć płącą 50 euro, dotego zwracają koszty dojazdu na plan i za−pewniają wyżywienie – wylicza. Popołu−dniami i w weekendy Michał oddaje się uro−kom szanghajskiego życia, a że jest ono nie−zwykle interesujące, dlatego też te dodatko−we pieniądze zawsze się przydają.

Aœka WojciechowskaAutorka prowadzi bloga

na stronie „Polityki”: http://bambusowy-las.blog.polityka.pl/

Stypendium w Chinach

W stolicy rozrywki

R E K L A M A

STUDIA, STYPENDIA

11Nr 13

maj 2008

Można go przeżyć tylko raz, dlategoswojego Socratesa zaplanowałam

nadzwyczaj skrupulatnie, wiedząc dokładniegdzie, po co i dlaczego. Niestety, nic z tegonie wyszło, bo Szanowna Komisja postano−wiła wysłać mnie do Hochschule Bremen −miejsca, którego nawet w planach C i D niebrałam pod uwagę.

Zielone miasto

Mój pierwszy dzień w Bremie nie należał donajlepszych. Miasto wydawało się smutne,puste i deszczowe. Największym zaskocze−niem była jednak stancja − ciemna piwnica ztoaletą jak z dworca PKS, za 250 euro mie−sięcznie. Potem było już tylko lepiej i se−mestr na stypendium uznaję za niezwykleudany i godny polecenia.

Spośród innych miast Dolnej SaksoniiBrema wyróżnia się dużą ilością zieleni,pięknym renesansowym ratuszem, dosko−nałą komunikacją miejską iwszechobecnością rowerów. Nad całościączuwa statua Rolanda od „Pieśni”, z któ−rym podobno należy się witać i żegnać,

przy przyjeździe i wyjeździe(zapomniałam!).

Brema ma wiele do zaofe−rowania − imprezy, koncerty,festiwale… A na typowej dys−kotece z kolei ma się wrażenie,że rzeczywiście trafiło się na„wieś z tramwajem”, jak oBremie mówią mieszkańcyHamburga. Ja wieś lubię, więcczułam się tam jak w domu.Hamburg i inne miasta DolnejSaksonii odwiedzałam jednakregularnie korzystając z seme−stralnego biletu (Semestertic−ket) na komunikację miejską wBremie i kolej regionalną wlandzie.

Po pierwsze praktyka

Hochschule Bremen jestuczelnią, która stawia na prak−tykę. Każdy z oferowanychbloków zajęć zawiera elementpraktyczny. Studenci zaś mu−szą odbyć obowiązkową, 3−miesięczną praktykę i semestrza granicą. Zajęcia prowadzo−ne są często w połączeniu z

prezentacją multimedialną, materiałem fil−mowym lub debatą. Na ocenę końcową skła−dają się z reguły: prezentacja, prace pisem−ne, aktywność i test końcowy.

W Niemczech wiele się dyskutuje, przyczym zasada „prowadzący ma zawsze rację”nie ma racji bytu. Studenta traktuje się jakopełnoprawnego partnera, który ma głos tak−że w kwestii sposobu prowadzenia zajęć,programu itp. Byłam świadkiem dyskusji, naktórą prowadzący zaprosił studentów, bywprowadzić zmiany w programie przedmio−tu o niskiej frekwencji.

Stypendyści Socratesa nie mają taryfyulgowej, nie są bowiem jedynymi na wy−mianie. Dzięki rozbudowanej sieci uczelnipartnerskich studiuje tu kilkaset osób z naj−różniejszych zakątków świata.

Bezprzewodowy Internet jest wszędzie, auczenia jest doskonale wyposażona od stronytechnicznej. Studiując dziennikarstwo miałamokazję robić swoje reportaże na sprzęcie naj−wyższej klasy w studiu radiowym i telewizyj−nym, które mieściło się na uczelni.

Mieszkanie i praca

Brema jest miastem drogim. Za pokój płacisię tu min. 250 euro miesięcznie. Standardniemieckich mieszkań naturalnie odbiega odtego, który mi zaoferowano po przybyciu.Przyszłym stypendystom polecam więc wy−najmowanie tzw. WG (mieszkań studenc−kich), zamiast oferowanych przez biuro stu−denckie stancji. Akademiki z reguły są droż−sze od samodzielnych pokoi w WG i znajdu−ją się na obrzeżach miasta.

Do stypendium trzeba dołożyć ze swoichśrednio 200−300 euro miesięcznie. Z pracąnie ma problemu. Jako kelnerka zarabiałam7 euro/godzinę plus napiwki. Pracując 2 dniw tygodniu nie musiałam oszczędzać, a star−czało nawet na krótkie podróże.

Ewelina Pacyna (UJ)

Stypendium w Niemczech

Na wsi z tramwajem

Money, money, moneyStypendium: 300 euro miesiêcznieMieszkanie: 250 euroOp³ata na samorz¹d studencki: 20 euroSemesterticket: 100 euroBilet godzinny: 2,10 euroRower: 20 euroChleb: 1-2 euroObiad w sto³ówce studenckiej: 2 euroPiwo w pubie: 2,30 euro

W Bremie, w studenckim krêgu kulturowym…

R E K L A M A

Zatrudnimy dyspozytorkê centralize znajomoœci¹ jêzyka angielskiego

12Nr 13maj 2008

D rodzy Czytelnicy! W moich poprzednich wykładach omówi−liśmy zdradliwe pułapki życia w Wielkiej Brytanii, zasady

„tekstowania”, czyli tworzenia SMS−ów (Short Test Messages), atakże poznaliśmy podręczny zestaw angielskich przysłów ratun−kowych dla panow i dla pań, pomocnych w sytuacjach towarzy−skich, gdy nachodzi nas syndrom braku języka w gębie. Miejmyjednak świadomość, że to nie wszystko. Prawdziwy fluent spe−aker of English potrafi także rozładować każdą napiętą (lub zwy−czajnie drętwą) sytuację, opowiadając zręcznie dowcip (telling ajoke). I to właśnie będzie przedmiotem naszego dzisiejszego wy−kładu.

Zdecydowanie odradzam non−native speakerom posługiwanie sięhumorem angielskim. Dowcip powinien być nie tylko śmieszny, aletakże zrozumiały dla słuchaczy. W przypadku humoru angielskiegomamy natomiast do czynienia z sytuacją, kiedy wszyscy domyślająsię, że dowcip jest śmieszny, czasami się śmieją, niektórzy nawet

wybuchają śmiechem w odpowiednim momencie, natomiast tylkonieliczna grupa ludzi myślących inaczej (wyspiarzy) rozumie, o cochodzi. Ważne jest bowiem to, by odgadnąć, kiedy w dowcipie zaist−niała tak zwana pointa czyli punchline. Dlatego pominiemy w tymwykładzie dowcipy abstrakcyjne, często niezrozumiałe nawet dlaopowiadającego, a skupimy się na dowcipach etnicznych. Te zaś wAnglii dotyczą przede wszystkim Szkotów i Irlandczyków.

Potrzeba opowiedzenia dowcipu często może objawić się już wtrakcie podróży na wyspę. Wprawdzie jakość usług tanich linii lot−niczych nie nakłania nikogo do żartobliwego nastroju, ale jednakmoże się zdarzyć sytuacja, kiedy to obok nas zasiądzie w ciasnymfotelu airbusa równie skurczony pasażer, który wyda nam się sympa−tyczny i warto będzie z nim nieco pokonwersować, choćby nawettylko dla wprawy.

Na początek można opowiedzieć krótki dowcip o egzotycznejpodróży pewnego Szkota:

– Dokąd pan jedzie? – zapytał Szkota współpasażer.– W podróż poślubną – odpowiedział Szkot.– Ach, to wspaniale. A gdzie pańska żona? – zapytał współpasa−

żer.– Żona już tam była – odpowiedział Szkot.Po angielsku brzmi to She has already been there.

Inny Szkot zabrał swoją dziewczynę na przejażdżkę taksówką. Tadziewczyna była tak piękna, że Szkot z trudem się powstrzymywał,by nie oderwać wzroku od taksometru.

She was so beautiful he could hardly keep his eye on the meter.

W czasach, kiedy w Szkocji nie było jeszcze licznych przedstawi−cieli taniej klasy remontowej rodem znad Wisły (czytaj: studentówna pracowitych wakacjach), pewien szkocki dżentelmen, dajmy nato o imieniu Donald, bo w Szkocji to częste imię, zabrał się do zdzie−rania tapet ze ścian swojego mieszkania. Nagle odwiedził go przyja−ciel i zapytał:

– Cóż to, Donaldzie? Remontujesz mieszkanie?– Nie – odpowiedział Donald. – Przeprowadzam się. No. I'm moving house.

To ciekawe. Podróżowałem wiele po Szkocji, która jest nadzwy−czaj pięknym krajem. Poznałem wielu Szkotów i wcale nie odnio−słem wrażenia, że są oni bardziej skąpi od Anglików. Jednak przydo−mek sknery przylgnął do nich tak mocno, że dał wręcz początekswoistej tradycji literackiej. Z oszczędności Szkotów żartują sobienawet Amerykanie.

– Czy wiecie, jak powstał Grand Canyon?– Szkot zgubił tam sześciopensówkę. A Scotsman lost there a sixpence.

R E K L A M A

Poradnik profesora Bella nie tylko dla wyje¿d¿aj¹cych n

Telling a joke, czyli S

PRAKTYCZNE R

13Nr 13

maj 2008

Pewien Szkot poczęstował raz Amerykanina wyborną whisky.Rzecz ciekawa, Szkoci popijają whisky na ciepło, bez lodu. Złośli−wi Amerykanie, którzy wrzucają lód nawet do herbaty, twierdzą, żeSzkoci w ten sposób oszczędzają prąd, który zużyłby zamrażalniklodówki.

Ale do rzeczy. Tak więc ów Szkot nalał Amerykaninowi niecocennego płynu do maleńkiej szklaneczki i powiedział:

– Spróbuj! To wspaniała szkocka, która ma już 18 lat!– Jak na swój wiek, to jest bardzo mała – odpowiedział Ameryka−

nin.It’s very small for its age.

Z kolei Anglicy wymyślili na temat Szkotów całą serię złośli−wych zagadek.

– Dlaczego w Szkocji wiele kościołów ma owalne kształty?– Żeby nikt się nie mógł schować w kącie podczas zbierania na

tacę.So nobody can hide in the comers during the collection.

– Kiedy wiadomo, że zaczęło się lato?– Gdy Szkot wyrzuca na śmietnik choinkę.When a Scotsman throws his Christmas tree away.

Anglicy, którzy są mistrzami filmów historycznych, upodobalisobie piękne szkockie krajobrazy na filmowe plenery. Jest jednakpewien problem. To pogoda – niesłychanie zmienna i często desz−czowa. Jak mówi przysłowie:

Chcesz przeżyć wszystkie pory roku? Wybierz się na jednodnio−wą wycieczkę do Szkocji.

Want to experience four seasons? Come to Scotland on a day trip!Pewna brytyjska ekipa filmowa udała się więc na zdjęcia w

szkockie góry, zwane Highlands. Chcąc dobrze zaplanować zdję−cia, producent postanowił skorzystać z usług szkockiego jasnowi−dza. Tomorrow rain – powiedział jasnowidz, więc ekipa miaławolne, delektując się znakomitą whisky. Na drugi dzień, jasno−widz znowu się pojawił i zapowiedział: Tomorrow sunshine. Rze−czywiście, był to słoneczny dzień i ekipa nakręciła zaplanowanesceny. Wieczorem jasnowidz przyszedł i powiedział: Tomorrowrain. I lało jak z cebra. W kolejnym dniu: Tomorrow sunshine.Udane zdjęcia.

Sytuacja powtarzała się przez dwa tygodnie i reżyser był bardzozadowolony. Ale pewnego dnia jasnowidz nie pojawił się na planie.Producent natychmiast postanowił go odnaleźć i udał się do jegoskromnej chaty. Co się stało? Dlaczego pan nie przyszedł do pracy?Potrzebujemy pana przepowiedni. – Sorry. Can’t do it. Radio broken– wyjaśnił Szkot.

A zatem istnieją również dowody na to, że Szkoci potrafią sięśmiać z samych wynalazców BBC, czyli Anglików. Być może mito skąpstwie Szkotów wynika stąd, że to bardzo praktyczny naród.Ta praktyczność przeniknęła także do skarbnicy szkockich ludo−wych mądrości. Na dowód zacytujmy ciekawe szkockie porzeka−dło:

No matter how much you applaud a jukebox, you have to put ano−ther coin in for an encore.

Choćbyś nagrodził grającą szafę najgorętszymi brawami, to i tak,zanim zagra na bis, będziesz musiał wrzucić do niej kolejną monetę.

I to jest bardzo dobra pointa na finał. W następnym wykładzieprzeanalizujemy dowcipy irlandzkie. To be continued.

Profesor W.G. Bell z Instytutu Jêzyka Angielskiego

Bell w Krakowie, www.bell.pl

Bell Kraków (dawniej Gama-Bell) to jedyna krakowska szko³a

jêzykowa z akredytacj¹ EAQUALS – Stowarzyszenia na rzecz

jakoœci w edukacji jêzykowej, dzia³aj¹cego pod auspicjami

Rady Europy. Szczegó³y na stronie: www.eaquals.org

P R O M O C J A

FOT.

CODE

KA.C

OM

h na Wyspy

i Szkoci na weso³o

ACCREDITED MEMBER

E RADY

14Nr 13maj 2008

Moskwa, kolej trans-syberyjska, Nowosybirsk,Jezioro Bajka³. Typowawycieczka z gatunku „Rosjaw pigu³ce”, z powodzeniemdaj¹ca siê zrealizowaæ w dwa tygodnie. Na szczêœcie wy¿ejwymienione punktyprogramu by³y jedyniedodatkiem do zasadniczegocelu podró¿y, któr¹ odby³emwraz z czwórk¹ przyjació³.Zainspirowa³ nas artyku³ na jednym z portalipodró¿niczych. Jednog³oœniezdecydowaliœmy, ¿e rafting(sp³yw górsk¹ rzek¹ na specjalnych tratwach – raftach) w syberyjskichgórach A³taju jest czymœ,czego koniecznie musimyspróbowaæ.

Na dworcu w Nowosybirsku czeka na nasPaweł, dyrektor miejscowej agencji tury−stycznej, z biurem w piwnicy. W katalogachcena oscyluje w granicach 400 dolarów odosoby, według Pawła mamy zapłacić trzy ra−zy tyle. Nieprzytomni, po ponad dwóch do−

bach spędzonych w pociągach, rozpoczyna−my żmudny proces targów i kłótni. Diabełtkwi w szczegółach. Cena samego raftinguwciąż jest aktualna, zgodna z katalogiem.Pozostałe 800 $ Paweł rzeźbi z rozmaitychatrakcji dodatkowych, m.in. odebranie nas zdworca, zatrudnienie mówiącego po angiel−sku przewodnika, przejazd w góry, noclegna kampingu. Ostatecznie dogadujemy sięna poziomie 500 $.

Bez paszportów

Podróż z Nowosybirska w Ałtaj trwa całąnoc. Do autobusu wchodzimy bez paszpor−tów. Ze względu na problemy z uzyskaniemmeldunku zostają w biurze. Jedziemy na po−łudnie, a do mnie dociera, że jestem w naj−bardziej zbiurokratyzowanym kraju świata,korzystam z usług niepoważnej instytucji, ajedynym moim dowodem tożsamości jestkartka z kserokopią paszportu. Nasz kierow−ca udowadnia, że wyprzedzanie na górskichzakrętach to jego specjalność.

Po drodze zatrzymujemy się w dziwnychmiejscach. Te wyspy na pustkowiu wygląda−ją jak kłębowiska drobnej przedsiębiorczo−ści, z masą punktów gastronomicznych i

prowizorycznych noclegowni. A wszystkoto w granicach wolnego rynku wyznacza−nych przez podejrzanych typów w rozkleko−tanych mercedesach.

Nad ranem dojeżdżamy w okolice wsiKujus w północnej części gór. Ałtaj zajmujecałe pogranicze Rosji, Chin, Mongolii i Ka−zachstanu, długość pasma przekracza 2000km. Przeważają łagodne, zalesione wznie−sienia nad którymi dominuje Biełucha(4506 m n.p.m.), najwyższy szczyt Syberii.

Po spędzeniu kilku dni w obozie mamyruszyć nad rzekę Czuja. Tymczasem z No−wosybirska dobiegają niepokojące wieści –wciąż nikt nie chce dać nam meldunku. Sy−tuacja robi się o tyle trudna, że kary za każ−dy dzień bez zameldowania zaczynają się od20 $. Również wykupienie dla nas biletówna pociąg do Irkucka okazuje się proble−mem. Zaczynamy gromadzić informacje oalternatywnych sposobach dostania się doIrkucka, skąd tydzień później mamy samo−lot. Rosjanie, których poznajemy w obozo−wisku, snują przed nami wizje kilkudniowej,autobusowej podróży, obciążonej wysokimprawdopodobieństwem utknięcia w zapo−mnianym przez Boga i ludzi syberyjskimmiasteczku.

Misza, give me cigarrete

Dzień przed spływem poznajemy naszychprzewodników: Fiodora oraz Dimę. Fiodorjest osobą spokojną i zrównoważoną, wręczflegmatyczną. Spod maski zakochanego wgórach i sportach ekstremalnych ryzykantawyraźnie przebija jego codzienny fach – in−formatyka w jednej z londyńskich firm. Na−tomiast Dima to Rosjanin stereotypowy –ubrany od stóp do głów w moro, budowykrępej, o twarzy ogorzałej i nieogolonej. Te−go wieczora siedzi przy ognisku, odpala pa−pierosa od papierosa, opowiada o niebezpie−czeństwach syberyjskich gór, a ja jestem go−tów przysiąc, że w chwilach wolnych od ra−ftingu z nożem w zębach poluje w tajdze naniedźwiedzie. Omawiamy trasę spływu,podstawowe zasady bezpieczeństwa, potemkrótka rozmowa o niczym i… dobranoc. Ca−ły następny dzień poświęcamy na przejazdw górę rzeki.

Towarzystwo na spływie, oprócz nas –rosyjskie, ludzie z całej Federacji. Niestety,

Syberyjski r

PODRÓ¯E

Krakowianie gotowi do sp³ywu – od lewej: Marek Haber, Micha³ Kajtoch, £ukasz Haber,

Szymon Haber, Micha³ Gawe³.

15Nr 13

maj 2008

mówienie do nich w obcychjęzykach na ogół nie przynosi rezultatu.Ostatecznie jednak mieszanina rosyjskiego,polskiego, angielskiego i niemieckiego wpołączeniu z mową ciała i dobrymi chęciamiumożliwia obustronną komunikację. Ja samzaprzyjaźniam się z Ałtajczykiem o imieniuSlawa, mimo że jednym opanowanym przezniego zwrotem, który oboje rozumiemy jest„Misza, give me cigarrete”.

W dół rzeki ruszamy w 16 osób rozloko−wanych na dwóch raftach. Przed nami prawie200 km i 4 dni na wodzie. Z początku jest mi−ło i przyjemnie, rzeka nawet w krytycznychmomentach nie sprawia nam problemów.Piękna, słoneczna pogoda, malownicze górydookoła – raj.

Do góry dnem

Drugiego dnia osiągamy Katuń – najdłuższąrzekę Ałtaju wypływającą spod lodowcaBiełucha, a prawie 700 km później przecho−dzącą w Ob, nieprzewidywalną i niebez−pieczną, obfitującą w spienione kaskady.Fiodor, który jest przewodnikiem naszegoraftu, o zabieraniu na rzekę amatorów najwi−doczniej nie ma najmniejszego pojęcia. Odpoczątku, gdy nie umiejąc jeszcze dobrzetrzymać wioseł, przekraczamy próg rzekiwyceniony w 6–stopniowej skali na 5, orga−nizacja spływu trąci groteską. Niedomaga−nia techniczne załogi Fiodor nadrabiauśmiechem i dobrym słowem, jednak w mo−mencie, gdy na progu wywracamy raft dogóry dnem, całość przestaje być śmieszna.Zwłaszcza, że kąpiel na niektórych odcin−kach Katunii nie jest kwestią umiejętnościpływania i unikania wirów – raczej modli−twy. Przymusowe kąpiele załogi na stałewchodzą do programu spływu. Z każdą takąsytuacją frustracja Fiodora narasta – z ka−mienną miną znika w lesie, po dłuższejchwili wraca z przeprosinami, a następnieoświadcza, że „jakoś dopłynąć musimy”.

Jesteśmy w najtrudniejszej fazie spływu,na kompletnym odludziu, gdzie w promie−niu kilkudziesięciu kilometrów nie ma śladuosady ludzkiej, drogi, czy zasięgu telefoniikomórkowej. Fiodor co prawda zapewnia,że w razie podbramkowej sytuacji dysponu−je telefonem satelitarnym, jednak nikt go niewidział. „Bo jest głęboko w bagażu, żebynie zamókł”.

P³ywaj¹ce trumny

Pod koniec spływu patrzymy na nasze ra−fty jak na pływające trumny, a każdy ko−lejny próg traktujemy jak śmiertelną pu−łapkę. Przymuszeni sytuacją szybko samiuczymy się sterowana raftem – może wła−śnie to sprawia, że na czas dopływamy doobozowiska. Na miejscu czekają naszepaszporty z wbitym meldunkiem i włożo−nymi do środka biletami. Cali i zdrowiwyruszamy z powrotem do Nowosybir−ska.

Tekst Micha³ Kajtoch ([email protected])

rafting

E

Ceny

Wiza rosyjska: 50 $

Poci¹g Warszawa – Moskwa: 110 $

Poci¹g Moskwa – Nowosybirsk: 90 $

Rafting – 500 $

Poci¹g Nowosybirsk – Irkuck: 50 $

Samolot Irkuck – Moskwa: 250 $

Poci¹g Moskwa – Katowice: 90 $

plus wy¿ywienie, noclegi w Irkucku

i nad Bajka³em, lokalne przejazdy

Ca³oœæ: oko³o 1600 $

Katuñ to nieprzewidywalna i niebezpieczna

rzeka – ka¿dy próg stanowi potencjalne

zagro¿enie

FOT. £UKASZ HABER ([email protected])

PODRÓ¯E

16Nr 13maj 2008

Ręka Fatimy kojarzy się z tra−dycyjnym, arabskim lub

izraelskim wzorem. Symbol tenwystępuje w wielu ozdobach i pamiątkach, znajduje się rów−nież w algierskim godle. To tali−zman mający chronić przed

„złym okiem”. Nazwa nawiązu−je do córki proroka Mahometa,Fatimy−Zahry, odmiana izrael−ska zaś znana jest pod nazwą rę−ki Miriam, siostry Mojżesza iAarona.

Jest jednak jeszcze przynaj−mniej jedno znaczenie tego po−jęcia: Ręka Fatimy to także za−dziwiające miejsce na pustynnejsawannie, które stało się marze−niem wielu wspinaczy z całegoświata. Tam właśnie udało namsię dotrzeć.

Nie było to łatwe. Nasza po−dróż, rozpoczęta w Krakowie,trwała trzy tygodnie. Korzystali−śmy z samolotu, promu, pociągu,autobusów, ciężarówek, a nawetwózka ciągniętego przez osła.Tak znaleźliśmy się w odległymzakątku Afryki Zachodniej, wsamym centrum Mali, kilkana−ście kilometrów od miasta Hom−bori u stóp upragnionych turni.

Pięć wyrastających prosto zpustynnego Sahelu skał – pięćpalców Fatimy – robi niesamo−wite wrażenie. U ich podnóżastoi kilka chatek ludu Peul –wioska Daari. Dookoła tylko

płaski, piaszczysty teren, krajo−braz iście księżycowy. Ludnośćwioski jest przyjaźnie nastawio−na do turystów – ponoć dziękihiszpańskiemu wspinaczowiSalvadorowi Campillo, którypojawił się tu ok. 20 lat temu,poślubił miejscową dziewczynęi na jakiś czas zamieszkał. Wy−jeżdżając zostawił Malijczykóww przekonaniu, że wszyscy bialisą wspinaczami.

Najwyższa z pięciu turni,Kaga Tondo, sięga 600 m.Chociaż tutejszy piaskowiecjest jednym z lepszych naświecie: twardy i lity, dla nasstał się miejscem głównie es−

tetycznej przyjemności. Tylkodwójka z naszej ekipy wyko−rzystała wypożyczoną od go−spodarza linę, reszta urządziłasobie piknik na przełęczy„pod wiszącą skałą”. Prze−piękne widoki, 40−stopniowyżar, krążące nad nami sępy ikręcący się w pobliżu Murzynz pokaźną maczetą, który niewiadomo skąd się tam wziął −wszystko to odcisnęło w na−szej pamięci niezatarty ślad.

Wieczorem, podczas schodze−nia, obserwowaliśmy góralki(zwierzęta wyglądem i rozmiara−mi przypominające kota domo−wego i, choć całkiem niepodobnedo słoni, ponoć z nimi spokrew−nione) oraz kozy pasące się na…akacji. W stronę ulicy szliśmy zgromadą dzieciaków, niosącychdo wioski chrust, próbując na−uczyć ich kilku słów po polsku.Jeszcze raz odwróciliśmy wzrokw stronę gór i – czując potrzebęuwiecznienia zapadających wciemność turni – ponownie naci−snęliśmy spusty migawek.

Tekst i zdjêcia El¿bieta Wiejaczka

Rêka Fatimy

CenyBilet lotniczy w obie strony(Kraków-Frankfurt-Jerez):ok. 430 z³

Transport Jerez-Hombori: ok. 170 euroWiza Mauretanii (1 miesi¹c, 1 wjazd): ok. 20 euroWiza Mali na 1 miesi¹c: ok. 20 euro

Nocleg: ok. 5 euroPosi³ek: 1-5 euro

Każdy podróżnik szuka lub ma swoje ulubione miejsce na ziemi.Ja swój raj odnalazłam na końcu Azji w Wietnamie.

W portowym miasteczku Ha Long panował chaos. Ludzie z du−żymi bagażami przepychali się między sobą, a naganiacze turystówkrzyczeli wniebogłosy, aby znaleźć przed rejsem ostatnich klientów.Jeden z nich wypatrzył mnie i Darka i zaczął zachęcać do swojejoferty. Dwudniowy rejs z wieczornym posiłkiem na łodzi, zwiedza−nie jaskiń i pływających wiosek – okazja, tylko 20 dolarów, ale wy−pływamy od razu. Jak się okazało była to typowa oferta, a cena jeststała dla wszystkich.

Wsiedliśmy na dzonkę, czyli drewnianą łódź o czerwonym żagluz galionem w kształcie głowy smoka. Już pierwsze spojrzenie wstronę morza upewniło nas, że podjęliśmy właściwą decyzję. Po wy−płynięciu w głąb Zatoki Tonkińskiej poczułam, że trafiłam do raju.

Jak okiem sięgnąć z turkusowo−lazurowej wody wyrastają skały−−wyspy. Niektóre pokrywa tropikalna roślinność, inne w słońcu dra−pieżnie błyszczą nagością skał. W przezroczystej wodzie możnaoglądać liczne koralowce, pomiędzy którymi pływają meduzy i kra−by. Ławice ryb uciekają w pośpiechu przed łodzią. Nad głowami, natle błękitnego nieba, szybują krzykliwe ptaki. Pośród labiryntu skałznajdują się pływające wioski, w których hodowane są małże, kal−mary i olbrzymie ryby.

Podczas postojów podpływały do nas kobiety i dzieci na łodziach−−sklepach namawiając na egzotyczne owoce. Wieczorem zatrzymali−śmy się w małej zatoczce, aby kąpiąc się w morzu podziwiać czerwo−no−pomarańczowy zachód słońca. Wszystkie łodzie turystyczne zo−stały połączone, a na jednej z nich przygotowano elegancką kolację.Podano nam owoce morza z lampką miejscowego, czerwonego wina.Postanowiliśmy zrezygnować z noclegu w dusznej i małej kajucie iprzenieśliśmy nasze materace na pokład. Pod rozgwieżdżonym nie−bem leżeliśmy rozmawiając o tej niesamowitej podróży. Zza jednejze skał wyłonił się olbrzymi, biały księżyc rozświetlając wody morzai niektóre ze sterczących w nim skał. To była piękna gra świateł. Choćmorze kołysało dzon−ką, aby uprzyjemnićsen, nie chciałam za−snąć... Upajałam sięotaczającym mniespektaklem. Muzykędo niego tworzył szumwiatru i fale delikatnieobijające się o łódź.

Tekst i zdjêcia: Dominika Kustosz

PODRÓ¯E

17Nr 13

maj 2008

CenyPrzelot: 4000 z³Wiza 14-dniowa: 190 z³Nocleg: od 20 z³Jedzenie: od 10 z³Przejazd z Sajgonu do Ha Long Bay: 50 z³Dwudniowy rejs po Zatoce Ha Long: 45 z³

Wyspy-skarby

Ten bajkowy archipelag sk³ada siê 1969 wysp, a w³aœciwie ska³

nale¿¹cych do pasma gór Dong-Trieu i Hong-Gai

przecinaj¹cych deltê rzeki Czerwonej. Prawie osiemset wysp

oraz setki jaskiñ wpisano na Listê Œwiatowego Dziedzictwa

UNESCO.

Legenda g³osi, ¿e gdy Wietnamczycy walczyli z chiñskimi

najeŸdŸcami bogowie zes³ali rodzinê smoków, by broni³a l¹du.

Smoki zesz³y na ziemiê w miejscu, gdzie teraz jest zatoka

i zaczê³y pluæ regaliami i jadeitami. Te drogocennoœci

zamieni³y siê w wyspy i uformowa³y barierê chroni¹ca l¹d.

Wspó³czeœni rybacy twierdz¹, ¿e poœród morza mgie³ widuj¹

stworzenie podobne do smoka nazywane Tarasque.

Te w¹tpliwe opowieœci o wietnamskim odpowiedniku potwora

z Loch Ness dodaj¹ temu, i tak zaczarowanemu miejscu,

jeszcze wiêcej magii. (dk)

Tam, gdzie smoki schodz¹ do morza... odnalaz³am swój raj

POD PATRONATEM „SMS”

18Nr 13maj 2008

„Technika-Œrodowisko-Zdrowie” – pod tymhasłem odbyła się ósma edycja FestiwaluNauki w Krakowie (14−17 maja). Organiza−torem imprezy, mającej na celu przybliżenieosiągnięć krakowskich wyższych szkół pań−stwowych oraz instytucji naukowych, byłaPolitechnika Krakowska.

Tradycyjnie Festiwal składał się z wykła−dów, paneli dyskusyjnych i prelekcji odby−wających się na terenach uczelni, występówartystycznych na estradzie przy Ratuszuoraz Festynu Nauki w namiotach na płycieRynku Głównego. Największą popularno−ścią cieszył się – jak co roku – ten ostatni,przyciągając tysiące odwiedzających.

Pośród licznych atrakcji widzowie moglizobaczyć m.in. żywe okazy rzadkich zwie−rząt, makietę bitwy pod Wiedniem, a takżewziąć udział w konkursach z nagrodami. Za−chwyt wzbudzali zwłaszcza przedstawicieleuczelni technicznych, którzy swoje efektow−ne doświadczenia potrafili objaśniać wprzystępny sposób.

Przemys³aw KornaœZdjêcia Jan Zych

Festiwal Nauki 2008

w Krakowie

Zachwytyna RynkuR E K L A M A

STUDIA

19Nr 13

maj 2008

Gdy myślę o swojej przeszłości, to za−wsze panią profesor Marię Dłuską

wymieniam jednym tchem ze Swinar−skim, Kieślowskim, Wajdą i Jarockim –czyli między moimi największymi mi−strzami. Bo to są ludzie, którzy mnieukształtowali.

A ona taka skromniutka była, taka babi−na, zaraz po nas poszła na emeryturę. Gdymówiłem jej, że nie zostanę przy poloni−styce, że jednak pójdę do szkoły teatralneji pytałem, czy mógłbym pisać pracę z po−granicza teatru, to mi pozwoliła. I pisałemo rozwoju formy teatralnej u Różewicza.Bardzo mnie to interesowało – jak zaczy−nał od poematów wierszowanych, a potemcoraz bardziej rozbudowywała się w niminscenizacja.

Tak, nie było człowieka, który miałbyna mnie większy wpływ, niż pani profe−sor.

*

Oczywiście, byli na UJ jeszcze inni: profe−sor Ulewicz i jego literatura staropolska,bardzo dużo mi z niej pozostało! Z później−szych okresów niewiele, z baroku np. nic.Był też profesor Wyka, ale w późniejszymokresie. Najlepiej pamiętam go z czasów,gdy już byłem w Starym Teatrze, przycho−dził na każde „Dziady”. Codziennie!

Imponował mi również Heinz, od łaciny,jedyny, u którego oblałem egzamin!

Pamiętam profesor Ewę Ostrowską, tobyła wielka dama… miała gest. Wykła−dała bardzo trudne przedmioty, do któ−rych trzeba było mocno zakuwać: „Hi−storię języka” i „Gramatykę historycz−ną”. Potrafiła na ostatnich zajęciachprzed egzaminami powiedzieć tak: za−dam teraz pytanie i jeśli ktoś odpowie, tonie będzie musiał przyjść na egzamin. Irzuciła trudne pytanie. Nikt nie wiedział,nagle jedna z koleżanek wstaje i odpo−wiada. A ona mówi: proszę mi dać in−deks… Myśleliśmy, że „zabijemy” tę na−szą koleżankę z zazdrości, że tak się jej

udało! I ona takie numery „z klasą” robi−ła.

Polubiłem potem ten przedmiot. Jak terazsłyszę takich kretynów, którzy nawet niewiedzą, że są kretynami – a którzy uważają;pisownia won, gramatyka won, mówimy i piszemy, jak chcemy, to mówię: to zburzjeszcze Ołtarz Wita Stwosza! Bo to jest tosamo!

*

Nasz rok był bardzo zżyty: Jurek Jarzębski,Żuk Opalski, Boguś Sobczuk, Giga Basara,późniejsza żona Józka Lipca, i tylu jeszcze in−nych, znanych i mniej znanych ludzi. Jak za−czynałem grać w Starym Teatrze, to przycho−dzili wielką grupą, siadali w całym pierwszymrzędzie, że nawet trudno było grać.

Pamiętam też żywo różne klimaty kultu−ralne moich studenckich lat, np. Konfronta−cje Filmowe w Rotundzie. Już nigdy potemnie widziałem takiego ścisku, takiej niepo−wtarzalnej aury wielkiego wydarzenia fil−mowego! Pamiętam Tomasza Stańkę i pierwsze dźwięki jego trąbki w Spotka−niach z Balladą, z towarzyszeniem kolegówmojej narzeczonej, czyli muzyków.

I Piwnica pod Baranami – największe i najciekawsze doświadczenie tamtych lat…I spektakle w Teatrze STU… Wszystko tomi się w taką magmę zlewa, magmę szczę−śliwego czasu! Dla mnie! Poprzez to, że mo−głem się tutaj uczyć.

Wys³ucha³a i zebra³a: Maria Malatyñska

Jerzy Stuhr - absolwent UJ (1970) i Pañstwowej Wy¿szej Szko³y Teatralnej (1972), wybitny

aktor, re¿yser, rektor PWST w Krakowie. FOT. MARCIN MAKÓWKA

Studenckie wspomnienia Jerzego Stuhra (2)

Wielka damamia³a gest

Jak s³yszê kretynów,którzy uwa¿aj¹; pisowniawon, gramatyka won,mówimy i piszemy, jak chcemy, to mówiê: to zburz jeszcze O³tarzWita Stwosza! Bo to jestto samo!

20Nr 13maj 2008

AutoCAD podstawy 05-07 czerwca

AutoCAD zaawansowany 26-28 czerwca

Student żadnej pracy się nie boi, to wiadomo nie od dziś. Nie−którzy jadą w świat, inni mieszają koktajle, a jeszcze inni (inne)robią za wieszaki, jak to moja mama nazywa modelki. Takimteż fachem paramy się z Katarzyną, moją koleżanką z ameryka−nistki. Nosi nas po świecie bliższym i dalszym, a ostatnio za−niosło do stolicy.

Chyba każdy kto zerka czasami w telewizor słyszał, że do Pol−ski przyjechała sama Sharon Stone. Podobno po drodze do Can−nes wpadła na pierogi, ale przyjechała też uświetnić Lexus Fa−shion Night, premierę nowego modelu tej marki połączoną z eks−kluzywnym pokazem mody.

Tak się złożyło, iż wraz Katarzyną zostałyśmy zaproszonedo tego pokazu, na co chętnie przystałyśmy. Praca to praca,trzeba brać. Nie pierwszy raz zresztą, Lexus nam nie obcy, coroku bierzemy w tym udział. I muszę przyznać, że to pracaprzyjemna, choć bywa niebezpieczna. Dwa lata temu pokazuświetniała Naomi Campbell, a jej charakterek jest powszech−nie znany. Poważnie zastanawiałyśmy się czy nie spakować ka−sku, jakby gwieździe zachciało się za kulisami rzucać różnymiobiektami. Na szczęście wpadła spóźniona i wszystkim sięupiekło.

Sharon Stone to inna historia. Gwiazda o wiele większego for−matu, a zachować się potrafi. Co prawda miała mały problem zpunktualnością, ale jak już pojawiła się za kulisami, to przeprosi−ła z promiennym uśmiechem. Nie powiem, my modelki wścieka−łyśmy się troszeczkę. Po 10 godzinach prób, przymiarek i maki−jażu musiałyśmy jeszcze wyszykowane czekać na nią w horro−idalnie niewygodnych butach. Cóż, urok tej pracy.

R E K L A M A

Sharon Stone,szybkiesamochodyi studentki UJ(Anna Nocoñ i Katarzyna Jarosiñska,

studentki amerykanistyki UJ,

wyst¹pi³y obok Sharon Stone

w presti¿owym pokazie Lexus

Fashion Night w Warszawie.

Obok relacja Ani z tej imprezy)

STYL ¯

Szko³a Dziennikarstwa Praktycznego

Jak napisaæ artyku³?Jak pracowaæ z mikrofonem?

Od dwóch lat dzia³a w Krakowie zwi¹zana z magazynem

„SMS” Szko³a Dziennikarstwa Praktycznego. Zajêcia w formie

warsztatów w grupach 4-osobowych prowadz¹ czo³owi

krakowscy dziennikarze. Ma³e grupy gwarantuj¹ mo¿liwoœæ

indywidualnej pracy z ka¿dym studentem.

Program obejmuje praktyczn¹ naukê pisania i redagowania,

pracê z mikrofonem i przed kamer¹ oraz fotografiê prasow¹.

Uczestnicy kursów publikuj¹ swoje teksty w gazetach

i czasopismach.

W zajêciach mog¹ uczestniczyæ studenci ró¿nych uczelni,

m³odzi dziennikarze, a tak¿e maturzyœci, którzy chc¹ poznaæ

podstawy dziennikarstwa praktycznego.

Zajêcia odbywaj¹ siê w weekendy.

Podstawowy, dwusemestrowy kurs rozpoczyna siê

w paŸdzierniku i obejmuje 90 godzin zajêæ. Koszt: 2600 z³.

NowoϾ!

Od wakacji szko³a poszerzy swoj¹ ofertê o nowe, 18-godzinne,

kursy. Bêdzie mo¿na wybraæ dowolny segment zajêæ

(dziennikarstwo prasowe, radiowe, telewizyjne, fotografia

prasowa lub praca w portalu). Koszt: 580 z³. Terminy ustalane

bêd¹ indywidualnie dla ka¿dej grupy po zg³oszeniu siê

odpowiedniej liczby chêtnych. Osoby zainteresowane prosimy

o kontakt mailowy: [email protected]

lub telefoniczny: 502 499 219.

(r)

Sharon doceniła poświęcenie iskomplementowała stroje oraz ogól−ną stylizację. Stwierdziła, że wyglą−damy olśniewająco, choć przy niejwypadłyśmy bladziutko, bo mimowieku, to niesamowicie atrakcyjnakobieta. I pewnie mało kto by się do−myślił, że skromna sukienka, którąmiała na sobie, kosztowała pewnietyle co samochód, który prezentowa−ła.

Razem z Sharon pojawiła się świ−ta. Agent, makijażysta, kilka innychosób o profesji niezidentyfikowanej,no i oczywiście ochrona właściwa, wliczbie 6 panów, którzy kiedyś pew−nie mieli jakieś karki.

Nie byli agresywni, ale i nikt spe−cjalnie się palił, żeby to sprawdzić.No, może gdyby ktoś wyciągnął apa−rat, byłoby inaczej. Już dzień wcze−śniej bowiem organizatorzy uprze−dzili nas, że za kulisami obowiązujecałkowity zakaz fotografowaniaczegokolwiek, nawet gdyby to miałabyć własna stopa. Kto wyciągnie aparat wylatuje z hukiem. Niemam więc żadnej fotki amerykańskiej aktorki, a szkoda, byłaby pa−miątka dla potomnych, jak to ich babcia ściska się z tą babką, cograła w „Nagim instynkcie”. O ile oczywiście Sharon zgodziła bysię ściskać.

Pani Stone nie izolowała się od reszty ekipy i pomiędzy swoimiwejściami siedziała dzielnie na składanym krzesełku, zagadywała,żartowała. Ale zaraz po części oficjanej musiała uciekać. Obowiąz−ki goniły ją do Wiednia, gdzie brała udział w wielkiej charytatyw−nej imprezie. Pożegnała się więc wylewnie, ścisnęła projektantkęAgnieszkę Maciejak. Wysłała kilka całusów w stronę modelek izniknęła w Lexusie, który odwiózł ją w nieznane. Nie została nabankiecie i nie powinna żałować, nic bowiem ciekawego się niedziało, poza tym, że kazdy opychał się przystawkami, a mężczyźnigapili się na dekolt Frytki.

Naśladując Stone, wraz z Katarzyną rownież wsiadłyśmy do Le−xusa aby udać się w nieznane. A dokładnie znane, bo na drugi dzieńgrzecznie siedziałyśmy na wykładach w naszej kochanej Alma Ma−ter. Pozostało piękne wspomnienie, i zagadka, z kim nam przyjdziepracować w przyszlym roku? Anna Nocoñ

Zostañ modelk¹

Renomowana agencja Rores Models, do której nale¿¹ œwiatowej

klasy modelki – studentki UJ, Anna Nocoñ i Katarzyna

Jarosiñska (wyst¹pi³y w Warszawie obok Sharon Stone – tekst

powy¿ej) zaprasza wysokie dziewczyny (od 173 cm) o zgrabnej

sylwetce.

– Przed najlepszymi szansa na pracê na wybiegach

w œwiatowych centrach mody, m.in w Nowym Jorku, Londynie,

Pary¿u i Tokio – mówi dr Zygmunt Fura, w³aœciciel Rores.

Zg³oszenia mo¿na sk³adaæ za poœrednictwem strony:

www.rores.pl

Podczas wakacji kilka studentek z Rores zadebiutuje

na pokazach w ró¿nych czêœciach œwiata. Agencja prowadzi tak¿e

wspólnie z „SMS” sta³y konkurs „Dziewczyna Miesi¹ca”

dla studentek i maturzystek. Kandydatki mo¿na ogl¹daæ na:

www.miss-mister.pl (F)

R E K L A M A

Anna Nocoñ – top modelka

z Rores Models

L ¯YCIA

Kontynuujemy nietypow¹ prezentacjê

krakowskich lokali, do których warto wybraæ siê

we dwoje. Prezentacjê na dwa g³osy – Jej i JegoSTYL ¯YCIA

OnYes, yes, yes, jak mawiał klasyk.Nareszcie jest! Ta linia, tenreflektor, ten pęd i całe 40 KM.No to teraz już nie będzienarzekać, że daleko do CafeLatte, że jej się nie chce iść, że, że, że... Tylena niego czekałem.

Warkot silnika mile pieści ucho, manetkiidealnie dopasowane do dłoni i oczywiścieobowiązkowo stylowy kask. Tak, ten skuter tostrzał w 10, na pewno jej się spodoba.Przynajmniej tak myślałem – a tuprzyjechałem, zobaczyłem i zwiałem. Szokbył, to fakt, ale echem nie wstrząsnął wybuchradości, lecz złości. – Bo ja chciałam na wycieczkę, a Ty mitaki numer wykręcasz… (tu w trosce o delikatniejszych Czytelników nie przytaczamy całej wypowiedzi).– Kochanie, ale na kawę bedzie niedaleko,możemy pojechać na wycieczkę, np. doWieliczki, a jak nam starczy sił to do Gdowa. – Zawiodłam się na Tobie – powiedziała iwyszła.

Na szczęście wiem gdzie. Samiec pełensukcesu i pewny swego zawsze wie, jakprzekonać do siebie krnąbrną samicę. Pozaoczywistym cudem techniki, jakim jest ówdwukół, pozostały jeszcze inne cuda techniki– aparat w komórce potrafi czynić cuda.Pstrykam i jadę... oczywiście do niej, na sok.Bartosz [email protected]

Cennik

Kawy: 4,5-12 z³

Gor¹ca czekolada: 6-9 z³

Herbaty: 3–4,5 z³

Piwo: 4–6 z³

Wino (100 ml): od 4 z³

Drinki: 5,5–14 z³

Desery: 5–6 z³

Ciabaty: 5,5-7 z³

Pierogi domowe: 6,5-7,5 z³

OnaPokłóciłam się z nim tak, że aż mi się wszystkiego

odechciało. Bo jak ja chcę do kina, to On by w domu

siedział. Jak On chce na imprezę, to mnie akurat boli

głowa. Albo jak ja coś gotuję, to On chce do knajpy iść.

A teraz… a teraz to On przeszedł już samego siebie. Bo ja

chciałam odkładane od miesięcy pieniądze na wycieczkę

przeznaczyć, a On za nie kupił (niby że dla nas) skuter jakiś okropny!

I że to niespodzianka dla mnie miała być. Do tego winy w tym

postępowaniu swojej nie widzi.

Najciemniej jest pod latarnią, a najbardziej samotnie w tłumie.

Poszłam więc ukryć się przed światem, a właściwie to przed Nim,

na najbardziej ruchliwe rondo w mieście, bo przy tym rondzie jest

kawiarnia, w której ukryć się jest bardzo łatwo.

W środku przywitało mnie trochę książek, gazet, trochę

plakatów i pocztówek. Lubię ten klimat „wszystkiego po trochę”,

jaki tu panuje. Zaszyłam się na kanapie w rogu, pod głowę

podłożyłam sobie dwie pasiaste poduszki i popijając sok ze świeżo

wyciśniętych pomarańczy, zaczęłam się zastanawiać, co zrobić

z całą tą sytuacją.

Długo to moje zastanawianie się nie trwało, jako iż On dokładnie

wie, gdzie się przed Nim ukryłam. W końcu zawsze ukrywam się

właśnie tu. Napisał wiadomość: „mam nadzieję, że pijesz sok ze

świeżych pomarańczy…sprawdź swoją skrzynkę mailową, proszę!”

Podeszłam więc do baru, by skorzystać z komputera… wiadomość

od Niego oczywiście, a w załączniku przekomiczne zdjęcie, jak siedzi

na tym skuterze, co jest starszy od nas razem wziętych, a na głowie

ma przedwojenny chyba kask.

Napięcie zostało rozładowane. Sok ze świeżych pomarańczy

wypity. A skuter… no cóż, skuter pozostał. Aœka Wojciechowska

[email protected]

22

Ten skuter to strza³ w 10, na pewno jej siê spodoba

Ich dwoje i… Cafe Latte

Nr 13maj 2008

Kaw

iarn

ie o

pis

an

e w

po

prz

ed

nic

h n

um

era

ch

„S

MS

”:

Dyn

ia C

afe

Bar,

Art

Clu

b C

iep

larn

ia, C

afe

dka, N

ow

y Œ

wia

t,

M³o

da N

ow

a P

ols

ka, C

afe

RêK

aw

ka, S

po

j, L

od

zia

rnia

Cafe

, L

uL

u i P

tasie

k. W

szystk

ie t

eksty

i p

df-

y s

tro

n n

a w

ww

.mag

azyn

sm

s.p

l

Plusy

+ od 16 do 21 Happy Hours dla studentów

+ mo¿liwoœæ bezp³atnego korzystania

z Internetu (komputer na barze)

+ wieczorem bardzo klimatycznie

Minusy

– jak na kawiarniê karta raczej uboga, szczególnie

jeœli chodzi o napije bezalkoholowe

– niewygodne krzes³a, wiêc zalecamy siedzenie na kanapach

Cafe Latte

ul. Mogilska 16, www.caffelatte.pl

pon-sob: 10-22, nd: 12-22

ZDJÊ

CIA:

KAM

ILA K

OZIÑ

SKA

23Nr 13

maj 2008

Na to co robi, ludzie reagują zazwyczajzdziwieniem. Patrzą na niego jak na wa−

riata, ale wariata pozytywnego. Na rozmowęprzyszedł w okularach bez jednego szkła. – Roztargniona Wrona! Usiadłem na nich!

Na co dzień można go spotkać gdzieś w mieście, na festiwalu lub warsztatach baj−koczytaczych, bo Bartosz Ignacy Wrona poprostu siada gdzieś na ławce i czyta…

Sam wymyślił bajkoczytacza, ale ludzie na−zywają go inaczej: bajarz, bajkoczyt, baj−karz, bajkowicz, a nawet bajkościemniacz.Wydziera się tak, że słychać go z daleka.Wczuwa się w rolę tak sugestywnie, że lu−dzie przystają, słuchają, a czasem przysiada−ją na dłużej. W słonecznie dni słuchają goemeryci i dzieciaki, a o zachodzie słońca za−kochane pary. Jest rozpoznawany.

– Największą radością dla mnie jest to, żeludzie się uśmiechają. Tak po prostu. Przy−stają z uśmiechem, szepczą, albo mówią teteksty na głos wraz ze mną – mówi.

Wymyślił to zajęcie kilka lat temu. Przeddwoma laty usiadł na krakowskim Rynku i spróbował. Czyta do dziś. Najchętniej wklubach i na festiwalach, bo na wolnym po−wietrzu zdarzają się problemy, na przykładze Strażą Miejską. W czasie meczu o trzeciemiejsce Mistrzostw Świata w piłce nożnejwykrzyczeli go mieszkańcy kamienicy, podktórą czytał. Czasem zdarza się, że ktoś sięnaśmiewa lub wyzywa.

Najbardziej lubi Tuwima, chętnie czyta w Łodzi przy pomniku poety. – Tam nie po−trzebuję publiczności. Czytam dla niego i znim rozmawiam – deklaruje. Świetnie czyta

się też dla obcokrajowców. – Ja nie rozu−mieć, ale mi się podoba – powiedział kiedyśBartoszowi Francuz łamaną polszczyzną.

– Największą przyjemność sprawia mi,kiedy idzie ktoś zatopiony we własnych my−ślach. Spieszy się na ważne spotkanie i niemusi się nawet zatrzymać, ale w pewnymmomencie ze zdziwieniem odwraca się,uśmiecha i pokazuje: jest OK.! Mam wtedywielką frajdę – mówi Bartosz.

Czytanie bajek to za mało. Przy akompania−mencie bluesowym czytał akta z prokuratu−ry (ukradziono mu dokumenty, a prokuratu−ra umorzyła śledztwo). Deklaruje, że jest wstanie przeczytać książkę telefoniczną.Uczestniczy też w slamach poetyckich. Tamimprowizuje, bo wierszy nie pisze. Pod Jasz−czurami część publiczności krzyczała: Bar−tosz! Bartosz! Bartosz! Druga część gwizda−

ła, rzucała papierami, krzyczała niecenzural−ne słowa, ktoś nawet wpiął własny mikrofoni próbował go zagłuszyć.

– To mi się spodobało, bo ta publicznośćżyła! – cieszy się Bartosz, który oprócz tegoprowadzi warsztaty, na których można sięnauczyć dykcji oraz zabaw słowem. Czujesię wtedy jak demiurg, bo najważniejszym inajbardziej widowiskowym elementem na−uki jest chóralne recytowanie.

– Studiuję dziennikarstwo, dużo słuchammuzyki, spotykam się z twórcami. Mam na−dzieję, że moja działalność menedżerska sięrozwinie. Żyję pełnią życia! – deklaruje Bar−tosz, który przysiada czasami na czwartejławce po prawej stronie smoka wawelskiego(stojąc przodem w kierunku Wisły). To jegomiejsce w Krakowie…

Piotr Koziarz

Fredro dla dresiarzyCzwarta w nocy. – Przechodziliœmy

z jednego klubu do drugiego. Spotkaliœmy

czterech podpitych ziomków z których

jeden zachowywa³ siê agresywnie. Kiedy

ju¿ coœ wisia³o w powietrzu jeden z nich

oprzytomnia³: – On czyta bajki!

Przeczytasz nam? Ca³a historia skoñczy³a

siê bez ofiar: czterech dresów wys³ucha³o

wiersza Fredry. (pk)

W s³onecznie dni s³uchaj¹ go emeryci i dzieciaki, o zachodzie s³oñca zakochane pary

Bajkoczytacz

STYL ¯YCIA

Najwiêksz¹ radoœci¹ dla mnie jest to, ¿e ludzie siê uœmiechaj¹ – mówi bajkoczytacz.

FOT.

DOMI

NIKA

KUS

TOSZ

Moda

Chłopaki,zmieńcie majtkina wiosnę

Już kilkanaście lattemu pismo dla kobietmyślących tylko o jednym,„Cosmopolitan”,nawoływało: „jeślichcesz być seksownana co dzień, wszystkiefigi, które są

wyblakłe, rozciągnięte lub po prostuzwykłe wyrzuć do kosza, a w bieliźniarce trzymaj tylko piękne,pachnące i kuszące figi lub stringi”.

Bielizna dawno temu przestała byćtematem tabu, ale w studenckichkręgach nadal, niestety, jestwstydliwie pomijana. Nie jest tojednak przejaw pruderii, lecznajzwyczajniej w świecie nie ma o czym rozmawiać. O ile studentki,zapewniając co chwilę, że „robią todla siebie”, pod zwykłym wdziankiemukrywają koronkowe cudeńka (choćprzyznaję, że nie zawsze) to męskistudencki negliż woła o pomstę donieba.

Żakowskie przechwałki o erotycznych podbojach wydają sięnieco przesadzone w momencie, gdydelikwent ma na sobie bokserki w pieski lub misiaczki. Jeszcze gorszesą majtki próbujące rozśmieszyć.Kopulujący pan Mikołaj z paniąMikołajową sprawiają, że są oneżałosne, nie zabawne, ale niektórympanom nadal trudno to zrozumieć.

Klimat zabijają także męskie figi w stylu „mój tata też takie ma” lubpakowane po 5 sztuk majtki z najbliższego supermarketu. Nicjednak nie przebije starych, spranych i dziurawych bokserek. Czy wymyślicie, że kobiety naprawdę nie zwracają na to uwagi?

Wbrew pozorom sprawa niedotyczy garstki chłopaków, skargi naten temat słyszy się bowiem na codrugim babskim spotkaniu. W tymkontekście nie na miejscu wydają siężarty w stylu studentów AkademiiPedagogicznej „nie musisz golićbobra”. Nie musicie się depilowaćchłopcy, więc chociaż zmieńciemajtki na wiosnę. Monika Jurczyk

[email protected], www.lookbook.pl

FELIETON

Trzej studenci zabalowali

na goœcinnych wystêpach

w innym mieœcie

i nie zd¹¿yli wróciæ na

egzamin z ulubionego

przedmiotu. Poniewa¿

wiedzieli, ¿e profesor ich

lubi i ma o nich dobr¹

opiniê, poprosili go o inny

termin egzaminu, a winê

za spóŸnienie zwalili

na awariê ko³a

w samochodzie. Profesor

wyrazi³ zgodê, ale pod

jednym warunkiem – ka¿dy

z nich bêdzie pisa³

egzamin w innym

pomieszczeniu. Po zajêciu

miejsc, studenci dostali

kartkê z tylko jednym

pytaniem: – Które ko³o?

*

Profesor pyta studenta na

egzaminie:

– Co to jest oszustwo?

– Na przyk³ad: gdyby pan

profesor mnie obla³.

– Co? – oburzy³ siê

egzaminator.

– Tak, bo wed³ug kodeksu

karnego winnym oszustwa

jest ten, kto korzystaj¹c

z nieœwiadomoœci drugiej

osoby wyrz¹dza jej

szkodê.

*

Dzieñ przed egzaminem

kilku studentów mocno

zabalowa³o. Nastêpnego

dnia, na salê

egzaminacyjn¹ wchodzi

dwóch z nich, ledwie siê

na nogach trzymaj¹

i be³kotliwym g³osem

pytaj¹:

– Panie profesorze, czy

bêdzie pan egzaminowa³

pijanego?

Na to profesor:

– Nie, nie mogê.

– Ale panie profesorze,

bardzo pana prosimy...

– No dobrze – zgodzi³ siê

w koñcu profesor.

Na to studenci odwrócili siê

do drzwi i krzycz¹:

– Ch³opaki! Wnieœcie Jurka.

O profesorach i studentach

R E K L A M A

25Nr 13

maj 2008

Grają swoją muzykę i mają swój styl.Otrzymali pozytywne komentarze m.in.

od muzyków Myslovitz, Tymona Tymań−skiego i dziennikarza Polskiego Radia,Pawła Kostrzewy.

Zespół Kid A tworzą licealiści i studenci.Ich historia zaczęła się w jednej ze szkół wMętkowie, wiosce leżącej koło Chrzanowa.Do dziś zagrali ponad 60 koncertów. Wystę−powali jako support przed Myslovitz, Hey,Negatywem, Tymonem Tymańskim i Graft−mannem. Grali na festiwalu Union Of Rock− Węgorzewo 2006. Ich muzyka gościłarównież w Jarocinie.

Zdobywają coraz więcej serc fanów mu−zyki alternatywnej. Wszystko za sprawąwłasnego stylu oraz wysokiego poziomugry. Inspirują się takimi zespołami jak Ra−diohead czy Coldplay. Charakterystycznedla muzyki Kid A są przyjemne i dopasowa−ne efekty oraz dobry wokal, który nawiązu−

je trochę do stylu Artura Rojka. Część gita−rowa również nie pozostaje w tyle, dyna−miczne partie powodują, że utwory nie nu−dzą się. Solowe części pojawiają się często,są łagodne i przeważnie towarzyszą wokalo−wi. Wszystko to składa się na niepowtarzal−ny styl jaki stworzyli młodzi artyści z Kid A.

− Chcemy osiągnąć możliwie maksymal−nie wysoki poziom dojrzałości artystycznej,aby wyrażać się w ciekawy sposób. Dążymy

do czegoś, czego jeszcze nie ma, choć możew dobie postmodernizmu dla niektórychwydaje się to niewykonalne. Jesteśmy jesz−cze młodym zespołem, który tak naprawdęniewiele zrobił, ale mamy nadzieję osiągnąćtyle ile tylko będzie można − mówi MichałParzymięso, jeden z wokalistów, gitarzysta iklawiszowiec zespołu.

Wojciech NiezgodaFOT. ANDRZEJ LIPCZYÑSKI/WUJ

M³odzi na scenie alternatywnego rocka

Kid A

Monolog niekontrolowany

Control„Control” w zasadzie nie jest nawet filmem. Nie opowiadakonkretnej historii. Kreœli tylko niejasny kontur,zmuszaj¹c czytelnika do wype³nienia formy treœci¹.Bazuj¹c na typowej konwencji, modnej ostatnio„rockandrollowej” baœni, zasadza siê na biografiiwokalisty legendarnej formacji „Joy Division”. W serii

delirycznych, czarno-bia³ych klisz, re¿yser pokazuje IanaCurtisa takim, jaki by³ naprawdê. Wspó³czesny poetawyklêty, zawieszony miêdzy ¿yciem, a œmierci¹, rozdartymiêdzy dwiema kobietami, ¿on¹ i kochank¹.Nie ma w tej opowieœci magii i blichtru, jaki ogl¹daliœmy w „The Doors”. Nie ma sugestywnych impresji, rodem z „Lost” Gusa Van Santa (anonimowej biografii KurtaCobaina). Narracja otwarta, prosta, zgrabnie prowadzi nasprzez kolejne fazy ¿ycia wiecznego outsidera, a¿ do wymownej sceny samobójstwa podczas projekcjipesymistycznego filmu „Stroszek”.Re¿yser œwiadomie rezygnuje z komentarza, niczego nie narzuca. Jego rolê przejmuje muzyka, prawdziwyg³ówny bohater filmu. Oczywiœcie, na czele z singlem„She’s lost control”, który pos³u¿y³ jako motyw przewodnii tytu³ filmu. Nachalnoœci brak tak¿e w grze aktorskiejSama Rileya, który artystê zagra³ w manierze angielskiejpowœci¹gliwoœci. Jako Curtis toczy przez ca³y czaswewnêtrzny monolog, ujawniaj¹c w³asne lêki, paranoje,sprzecznoœci i wewnêtrzn¹ s³aboœæ. Obraz Antona Corbijna nie przyci¹gnie do kina rzeszzwyczajnych zjadaczy popcornu, ale wielbicieli kinaoffowego z pewnoœci¹ zauroczy. Podobnie, jak nie starzej¹ca siê muzyka „Joy Division”.

„Control”, Wielka Brytania/USA, 2007. Re¿yseria: Anton Corbijn.

W rolach g³ównych: Sam Riley, Samatha Morton, Alexandra Maria

Lara. Dawid Leszczak

poleca film

26Nr 13maj 2008

KULTURA, ROZRYWKA

Redakcja: Krzysztof Janicki,

Krzysztof NiedŸwiedzki,

Marek Grabie

Prezes Rady Ministrów Donald Tusk pu−blicznie przedstawił plan działań rządu

na najbliższe 4 320 000 minut. Wynika zniego, że mniej więcej za 1 234 357 minutmożemy się spodziewać prywatyzacji służ−by zdrowia, a znacząca podwyżka płac wsferze budżetowej przewidziana jest na 3214 592 minutę.

„To są obiecanki cacanki”, uważa na−uczycielka poznańskiego liceum. „Na tę sa−mą minutę w planie Tuska są wyznaczone

negocjacje w sprawie tarczy antyrakietoweji przygotowania do spłaty 180 miliardówEureko”.

„To jest jakaś pomyłka w druku”, twierdzirzecznik prasowy rządu. „Na 3 214 592 mi−nutę rządowego planu, oprócz podwyżki dlanauczycieli, przewidziana jest jedynie 132minuta orędzia prezydenta Donalda Tuska donarodu, w którym zamierza przedstawićszczegółowy plan 480 876 349 963 sekundswojej kadencji i kilka razy popić wodę”.

Gabinet Tuska przedstawi³

plan na 4 320 000 minut

Spory dotyczące przepły−wu informacji pomiędzy

ośrodkami władzy zostałyostatecznie wyjaśnioneprzez Bogdana Paryckiego,rzecznika prasowego Tele−komunikacji Polskiej.

„Gdy w zeszłym rokuTelekomunikacja przedłu−żała umowę z Urzędem Ra−dy Ministrów zapropono−waliśmy korzystny dlaURM plan taryfowy Wy−brane numery”, wyjaśniałParycki. „W jego ramachmożna za darmo po osiem−nastej telefonować dotrzech wybranych prezy−dentów i żony. Jednak osta−tecznie premier zdecydowałsię na taryfę Wieczory iweekendy, która za niewiel−kie w sumie pieniądze po−zwala dzwonić do zupełnieinnych abonentów”.

Rzecznik oświadczył, żew tym samym czasie prezy−dent Kaczyński odnowił zTP S.A. umowę wybierając

znajdujący się w promocjiplan taryfowy Tanie, wesołeporanki, do którego zostałdołączony telefon Avena147 z dodatkową słuchawkąi koszulką gratis.

„Problem tkwi w tym, żeprzy takim doborze taryfprezydent z premierem mo−

gą uzyskać połączenie wy−łącznie we wtorki i czwartkipo dwudziestej drugiej”,mówił Porycki. „To wyja−śnia dlaczego prezydent niedowiedział się w porę o ka−tastrofie samolotu w Miro−sławcu i poleciał w nowejkoszulce do Chorwacji”.

www.nowypompon.pl

Krótko

WARSZAWA. Z powodu ca³kowitego

zastoju w Sejmie prac legislacyjnych

prezydent ju¿ trzeci miesi¹c nie mo¿e

zawetowaæ ¿adnej ustawy.

BIA£YSTOK. Jedenastoletni

zawodnik bia³ostockiego BKS Klimek

Murañka spali³ wszystkie podejœcia

w podrzucie 260 kilogramów podczas

Mistrzostw Polski w podnoszeniu

ciê¿arów. Jego trener, który twierdzi,

¿e na treningach Murañka wypada³

lepiej ni¿ czo³owi zawodnicy Polski,

pora¿kê t³umaczy zbyt du¿ym

ciê¿arem sztangi.

KATMANDU. W wyniku

nagromadzenia siê œniegu na dachu

œwiata zawali³o siê kilka

oœmiotysiêczników.

Wybuch³sk³adbieliznywojskowej Eksplozja była tak potężna, że parę

sztuk wojskowych gaci znalezionow Grudziądzu oddalonym o trzy kilo−metry od koszar III Brygady Wojsk Pan−cernych im. Gen. Maczka, w którychdoszło do wybuchu. Specjalna komisjapowołana w celu wyjaśnienia zdarzenia,niczego nie ustaliła, ale na wszelki wy−padek zaleciła całą pozostałą w kosza−rach bieliznę zdetonować na pobliskimpoligonie.

„Rozkaz, to rozkaz”, powiedział ka−pral Łukasz Gralak. „Wysadzimy naszemajtuchy w powietrze za pomocą bu−tów, które ocalały w magazynie poostatnim wybuchu skarpet ogólnowoj−skowych.

Z³y plan taryfowy TP S.A.przyczyn¹ nieporozumieñna linii Pa³ac Prezydencki– Urz¹d Rady Ministrów

FOT.

HENR

YK K

OTOW

SKI