tf # 7, november 2007

37
ISSN 1897-3655 LONDYN CENA: 13zł w tym 7%VAT NR 7/2007 LISTOPAD Jesse Smith Gość ze Stanów Zjednoczonych Kamil Mocet Nadzieja polskiego tatuażu LWÓW 2007 Ukraiński Festiwal Chunky May May I jej twórczość ALIEN Z DĄBROWY GÓRNICZEJ Najwspanialszy europejski festiwal tatuażu! INDEKS 233021 Bernadette Fürpass Kudi Chick tym razem z Austrii: 2007 Z KALIFORNII GDZIE SZUKAc WZoRÓW? Kolejny odcinek Danteizmów KOSA Z ARTLINE Rodzina TattooArt ,

Upload: tattoofest-magazine

Post on 26-Mar-2016

226 views

Category:

Documents


5 download

DESCRIPTION

Jesse Smith, Alien, Liorcifer, Kudi Chicks: Bernadette Furpass, Chunky May May, Thad Rithey, Kosa, Kamil Mocet

TRANSCRIPT

Page 1: TF # 7, November 2007

ISSN 1897-3655

LONDYN

CENA: 13zł w tym 7%VATNR 7/2007 LISTOPAD

JesseSmithGość ze StanówZjednoczonych

Kamil MocetNadzieja polskiego tatuażu

LWÓW 2007Ukraiński Festiwal

ChunkyMay MayI jej twórczość

ALIENZ DĄBROWY GÓRNICZEJ

Najwspanialszyeuropejski festiwal tatuażu!

INDE

KS 2

3302

1

Bernadette FürpassKudi Chick tym razem z Austrii:

2007

Z KALIFORNII

GDZIE SZUKAcWZoRÓW?

Kolejny odcinekDanteizmów

KOSAZ ARTLINERodzinaTattooArt

,

Page 2: TF # 7, November 2007
Page 3: TF # 7, November 2007

WSTĘP!

WYDAWCA:FHU Koalicjaul. Szpitalna 20-22/s531-024 Kraków

REDAKTOR:Radosław Błaszczyń[email protected]

OPRACOWANIE GRAFICZNE:Asia

STALI WSPÓŁPRACOWNICY:Dawid Karwowski, Jakub Murawski,Elżbieta Herzog, Agata Ćwierz,Kaśka, Raga, Nikita,Dorota TQD, Ola,Wojciech Firlej

MARKETING I REKLAMA:Anna Błaszczyń[email protected]

Redakcja nie zwraca materiałów nieza-mówionych, zastrzega sobie prawo re-dagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

ISSN 1897-3655

SPIS TREŚCI

Okładka: Foto - Kaśka

TATTOOFEST 5

Wstęp8

30

34

40

spis treści

Dotknąłeś rzeczy igłą.(Trafiłeś w sedno.)

Acu rem tetigisti

Redakcja

18

6-7 INFOKilka ciekawostek

8-15 KAMIL MOCET,NADZIEJAPOLSKIEGOTATUAŻUWywiad miesiąca

18-29 LONDYN 2007–CZĘŚĆ INajwspanialszyeuropejski festiwal tatuażu!

30-33 TWÓRCZOŚĆCHUNKY MAY MAYNo SchoolCartoon Style

34-37 KONWENCJANA UKRAINIELwów 2007

40-47 JESSE SMITHGość ze Stanów Zjednoczonych

48-53 BERNADETTEFÜRPASSKudi Chick tymrazem z Austrii

54-55 KOSA Z ARTLINERodzina TattooArt

56-59 STUDIO ALIENZ DĄBROWYGÓRNICZEJ

60-63 THAD RITCHEYZ KALIFORNIIKlasyczny stylprezentujeKing Muras

64 GDZIE SZUKAĆWZORÓW?Kolejny odcinekDanteizmów

65 LIORCIFERW krótkimwywiadzie

67 ROZSTRZYGNIĘCIELETNIEGOKONKURSU FOTO

68 CIEKAWENADESŁANE

Page 4: TF # 7, November 2007

Ten numer jest naprawdę wy-jątkowy. Po raz pierwszy odwa-żyliśmy się, kosztem stałych ru-bryk jak „Raport” czy „W sieci”, zwiększyć objętość stron na re-lację z konwencji. Nasz pobyt w Londynie jako redakcji „Tat-tooFestu” był najbardziej owoc-ny z naszych dotychczasowych eskapad. To było naprawdę wyjątkowe przeżycie. Szkoda, żeby materiały, które zgroma-dziliśmy, znalazły się w archi-wum. Dlatego w tym wydaniu jest aż dwanaście stron o tym wydarzeniu. Przeczytacie m.in. o atmosferze panującej w Old Truman Brewery oraz obejrzy-cie większość nagrodzonych prac. Tym razem będziecie się mogli również zagłębić w listę zwycięzców. W następnym nu-merze, grudniowym, przedsta-wimy wam inne, złowione obiek-tywem tatuaże, przy których na pewno warto nieco dłużej się za-trzymać.

Ponadto inna bardzo ciekawa relacja, tym razem zza wschod-niej granicy. „TattooFest” wraz z Kultem i kilkoma innymi pol-skimi tatuatorami odwiedzi-li festiwal we Lwowie. Opowie-my wam co nieco o tym „eg-zotycznym” miejscu i cofnie-my się w czasie o jakieś kilka-naście lat.

Wywiadu miesiąca udzielił nam tym razem Kamil Mocet pracują-cy w Londynie. Mam nadzieję, że już wszyscy słyszeli o tym artyście pochodzącym z Krako-wa, który w tak krótkim czasie stał się częścią elit światowego tatuażu. Jego charakterystycz-ny styl tatuowania, pracowitość i ciekawość świata otworzyły mu drogę do kariery i wielu miłośni-kom tatuażu kazały spojrzeć po-nownie na nasz kraj.

Pokażemy wam szalone ry-sunki, projekty i tatuaże Jes-se Smitha. Przypomnimy rów-nież o Chunky May, Kudi Chicks z drugiego numeru. Tym razem pokażemy wam tatuaże wyko-nane przez tą przesympatyczną Japoneczkę!

We wrześniu zajrzeliśmy na Śląsk do studia Alien z Dąbro-wy Górniczej. Ucięliśmy sobie pogawędkę, zabraliśmy zdję-cia tatuaży i zrobiliśmy parę fo-tek w studiu. Wszystko to wam pokażemy. Chłopaki z Aliena to fajni, perspektywiczni tatuatorzy nie mający w okolicach Dąbro-wy Górniczej sobie równych!

INFO INFO

TATTOOFEST 6 TATTOOFEST 7

UWAGA!PRENUMERATA!3 numery to 39,00 a 6 numerów to 78,00

(kolejny dostaniesz w prezencie).Na terenie Polski przesyłka gratis.

Poza granicami należy doliczyć koszt przesyłki.Żeby zaprenumerować Tattoofest należy:

1. Skontaktować się z Anią, podać swoje dane i zaznaczyćod którego numeru chcesz otrzymywać gazetę

(kontakt 12 429 14 52, 502 045 009 , [email protected])2. Wpłacić kaskę przekazem pocztowym na adres:

FHU Koalicja Szpitalna 20-22/5s 31-024 Kraków

lub przelewem na konto:Anna Błaszczyńska

02 1540 1115 2064 6060 0446 0001

Jeśli chcesz otrzymać fakturę koniecznienas o tym poinformuj podczas zamówienia!

UWAGA!Nasz magazyn można już kupować w formie elektronicznej ze strony www.tattoofest.pl. Pła-cić można na wiele sposobów, w tym również kartą płatniczą. Wprowadziliśmy taką formę sprzedaży przede wszystkim z myślą o oso-bach przebywających za granicą lub mieszka-jących w małych miasteczkach i wsiach, które nie mogą nabyć fizycznie naszego pisma. „Tat-tooFest” w pliku pdf jest w jakości nadającej się do czytania i oglądania za pomocą komputera i nie nadaje się do wydruku. Cena tej wersji to tylko 10zł. Jeżeli jacyś wasi znajomi nie mogą kupić wersji drukowanej, poinformujcie ich pro-szę o tej możliwości zakupu.

MitchŚwieżo wydany zbiór prac „flashmastera” Mitcha O’Con-nella to prawdziwa gratka dla wielbicieli zabawnych, prze-wrotnych, cartoonowych, pełnych nagich i uroczych re-tro-ślicznotek wzorków. Poza pracami Mitcha znajdzie-cie tam także krótki wywiad z artystą, w którym opowia-da o swoim zamiłowaniu do rysunków, początkach pracy i inspiracjach.Poza tym w wydaniu zamieszczono zdjęcia tatuaży wy-konanych na podstawie jego flash’y przez takich artystów jak Turk, Johanna z Bluebird Tattoo czy John Vanover. Co prawda, książka objęta jest jak każde wydawnictwo prawami autorskim, których nieprzestrzeganie wiąże się z długoletnią odsiadką, ale jak podkreśla autor, tylko mię-dzy nim a czytelnikiem pozostanie sekret o wydarciu stro-ny z tego wydania, udaniu się do z nią do swojego tatu-ar-tysty i wskazaniu mu pustego miejsca na skórze.Wydawnictwo Last Gasp, San Francisco, 2007

Od redakcji!No i deser, czyli Kudi

Chicks. Tym razem Austriacz-ka, Bernie, którą poznała na-sza reporterka Kaśka w Sty-rian (ostatnio mogliście prze-czytać relację z tego debiu-tanckiego festiwalu!). Piękna i zmysłowa tatuatorka, miło-śniczka kotów i hot rodowych samochodów. Pysznie!!!

Na koniec kilka słów o Na-szych ostatnich doświadcze-niach. Troszkę się pochwali-my! Nasz magazyn jest coraz lepiej rozpoznawalny wśród tatuatorów i coraz większa ilość osób z tzw. górnej półki jest zainteresowana prezen-tacją swojej twórczości na ła-mach „TattooFestu”. Również dzięki temu coraz więcej ar-tystów zadaje pytania o moż-liwość wzięcia udziału w na-szym krakowskim festiwalu tatuażu, a to świadczy o tym, że jeden z naszych celów, ja-kim jest promocja konwencji Tattoofest i podniesienia jej rangi, zostaje osiągnięty. Po-nadto otrzymujemy informa-cje od naszych rodzimych ta-tuatorów, że poziom magazy-nu systematycznie się podno-si, a prace w nim zamieszcza-ne mogą służyć za inspiracje w pracy. Mamy nadzieję, że dzięki prezentowanym przez nas tatuażom, będzie powsta-wało w Polsce jeszcze więcej ambitnych prac, a tradycyj-ny tribal na lędźwiach stanie się wyjątkiem od reguły, a nie regułą!!! Tak więc dziękujemy za pozytywne uwagi i różne-go rodzaju sugestie. Cieszy-my się, że dostrzegacie naszą pracę i że udaje nam się pre-zentować wam coraz lepsze materiały w jeszcze lepszej szacie graficznej i tekstowej!

Dla zachęty! W następnym numerze relacja z konwen-cji w Japonii oraz Szczecinie, kilka świątecznych akcen-tów i kolejna, ogromna porcja wspaniałych tatuaży!

PS. Sprostowanie do ostat-niego numeru. W opisywa-nym przez nas zespole Wa-DaDa zamieściliśmy zdjęcia, którego autorem był fotograf Adam Korzeniewski. Zachę-camy do odwiedzenia jego strony internetowej z piękny-mi zdjęciami: www.foto.da-gio.cba.pl.

Radek

Relacja z Sankt PetersburgaBędąc na konwencji we Lwowie, David poznał osobiście organizatora festiwalu tatuażu w Sankt Petersburgu. Dzięki temu udało nam się zaku-pić płytę DVD z krótkimi relacjami z konwencji, z tego pięknego, północnego miasta. Są to oko-ło 15-minutowe reportaże, począwszy od 2003 r, a kończąc na 2006 r. Pokazują, że tamtejszy fe-stiwal jest imprezą stojącą na naprawdę wyso-kim poziomie, z dużą ilością sympatycznych lu-dzi i ciekawych artystów. W nr 5 „TattooFestu” opisywaliśmy tegoroczną edycję, a płyta jedy-nie potwierdziła, że poprzednie były równie uda-ne. Osoby obecne na festiwalu również zgodnie mówiły, że to właśnie ten festiwal jest na chwi-le obecną najlepiej zorganizowaną i najbardziej prestiżową imprezą byłego bloku wschodniego.

14th

Ann

ual I

nkin

The

Val

ley

2-4.

11.2

007

ww

w.in

kint

heva

lley.

com

US

A

Mid

wes

t Bod

y A

rt2-

4.11

.200

7

ww

w.m

idw

estb

odya

rt.c

omU

SA US

A

The

St. L

ouis

Tat

too

Expo

9-11

.11.

2007

w

ww

.old

scho

olta

ttooe

xpo.

com

USA

2007

Tat

too

Snow

3-5.

11.2

007

w

ww

.sno

wta

ttoo.

com

Chi

ny

6. T

atto

o C

onve

ntio

n K

iel

10-1

1.11

.200

7

ww

w.b

unte

skie

l.de

Kie

l-Nie

mcy

7 Ta

ttoo&

Pier

cing

Exp

o10

-11.

11.2

007

w

ww

.eag

lesp

eed.

de

Egge

nfel

den

Nie

mcy

The

15th

Ric

hmon

d Ta

ttoo

Art

s Fe

stiv

al16

-18.

11.2

007

8 in

t. Ta

ttoo-

Con

vent

ion

Liec

hten

stei

n24

-25.

11.2

007

w

ww

.tatto

o81.

li

L

iech

tens

tein

Page 5: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 9

Kamil Terczyński, znany bardziej jako Kamil Mocet, to jeden z najbardziej rozpoznawalnych tatuatorów polskich mło-dego pokolenia. Zaledwie cztery lata po tym, jak wziął maszynkę do ręki, osiągnął światowy poziom. Jego charaktery-styczne prace zaczynają być zauważalne wszędzie, a zainteresowanie jego osobą i twórczością takich osób jak Bugs, Jeff Ortega, Victor Portugal czy wreszcie Paul Booth, u którego ma wkrótce pracować, mówią same za siebie. W rozmo-wie z nim wyczułem szczerą skromność, ale i osobowość, która wie, czego chce i umie wyciągać wnioski ze swoich do-świadczeń. Osobę, która nie boi się wyzwań, ale wie, że miarą sukcesu nie jest miejsce, w którym się ktoś znajdzie, ale jak długo się tam utrzyma. Pozostaje mieć nadzieję, że nie osiądzie na laurach i nadal będzie znakomicie rozwijał swój talent, a my będziemy się cieszyć jeszcze nie raz z jego tatuatorskich sukcesów!

Kamil Mocet

Page 6: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 10 TATTOOFEST 11

Czyli przede wszystkim jesteś tatu-atorem. Skąd pomysł na tatuowanie?Zacząłem tworzyć rysunki dla Roberta, który najpierw pracował w studiu w Kra-kowie przy Floriańskiej 22, skąd później przeniósł się do własnego pod nr 16. Wtedy jeszcze pracowałem w Praktike-rze i dźwigałem worki. Pewnego dnia puściły mi nerwy i powiedziałem Rob-sonowi, że muszę zacząć inaczej pra-cować. Zaproponował mi pracę u sie-bie i tak zajawiłem się na tatuaże. Na początku było ciężko, nie było prawie w ogóle pracy. Zacząłem sobie robić rę-kaw i wpadłem w świat tatuatorski.

Teraz tkwisz w nim po uszy. Od jakie-goś czasu zacząłeś jeździć na euro-pejskie konwencje i to te najlepsze. Jak oceniasz tego typu wyjazdy?Konwencje są zajebistą rzeczą, przede wszystkim dlatego, że możesz na nich poznać ludzi, którzy posiadają większe lub inne umiejętności od twoich i trochę im je „podkraść”. Studio, w którym obec-nie pracuję, nie jeździło na konwenty. Jeździł tylko Bugs. Ja i kilku innych ta-tuatorów postanowiliśmy wypromować nasze studio i zaczęliśmy również wy-

jeżdżać. Na początku było bardzo cięż-ko. Zrobiliśmy rezerwacje i w pierwszym roku było ich chyba sześć. Czasami zda-rzało się, że w przeciągu tygodnia mieli-śmy dwie imprezy. Ale to było strasznie fajne: przygotowania, rezerwacja hotelu, podróż, potem pobyt na konwencie. Te-raz zresztą też jest super! Przewija się wiele tych samych twarzy, które z cza-sem stają się znajome. Teraz mamy tam wielu przyjaciół. Niektórym moim klien-tom łatwiej jest umówić się ze mną na ta-tuowanie. Ustalamy sobie przez internet motyw i tatuujemy na konwencie.

Jako tatuator pojawiłeś się na tego-rocznej londyńskiej konwencji po raz pierwszy? Jak ją oceniasz?W zeszłym roku jeszcze tutaj nie tatu-owałem. Był to czas, kiedy dopiero po-znawałem ludzi. W tym roku oficjalnie re-prezentowaliśmy studio i mogliśmy poka-zać ludziom, co robimy. Dziwnie się pra-cowało, bo trochę jak w domu. Czuliśmy się wszyscy jak gospodarze, ale to było bardzo przyjemne. Poza tym wszystkie duże konwencje są dla mnie fajne: Me-diolan, Rzym, Berlin, Amsterdam…

wanie do rysunku i malarstwa?Jak miałem 15 lat, to robiłem plakaty antyalkoholowe. Nie wiem czemu, ale pod koniec podstawówki strasznie zła-pałem na to zajawkę. Zobaczyła je pani od plastyki i zapytała, czy nie chciał-bym spróbować iść dalej w tym kierun-ku. Ledwo co dostałem się do Szko-ły Umiejętności Plastycznej. Podobało mi się tam. Pięć lat przedmiotów arty-stycznych, głównie praktyka. Strasznie się tam obijałem, chyba byłem za mło-dy i nie przygotowany na tak poważ-ną szkołę. Były tam naprawdę wielkie możliwości, materiały, ale ja, jako na-stolatek, nie wyciągnąłem 100% tego, co można było. Mimo to bardzo dużo się tam nauczyłem.

Zanim zacząłeś tatuować byłeś mu-zykiem.Nie, nie… Trafiłem do zespołu, który na-zywał się Scumbag. Lubię ciężką mu-zykę i tak jakoś wyszło. Zresztą tutaj w Londynie z moim kolegą z grupy Co-rozone, Tomkiem „Łabądziem” Łabędz-kim też mamy heath/hc band Cyrnal. Nagrywamy teraz pięć numerów. Myślę, że będzie fajnie i ciekawie.

No tak, jak najbardziej masz rację. Acz-kolwiek ja na przykład nie jestem w ogóle zafascynowany stylem tradycyjnym i nie linia jest dla mnie najważniejsza. Oczy-wiście poznałem wielu tatuatorów prefe-rujących ten styl i wykorzystuję ich wie-dzę i technikę, ale osobiście lubię mie-szać style. Kultura tatuażu w Polsce nie jest oczywiście tak dobrze rozwinięta jak tutaj, ale fajne jest to, że dzięki temu je-steśmy bardziej chłonni na inne style. Jest wielu Polaków, którzy właśnie dzię-ki temu mają dużą szansę zaistnienia na scenie światowej. Kreska jest ważna, ale trzeba ją umiejętnie wykorzystywać. Tacy krakowscy tatuatorzy jak Robson czy Szczotka są właśnie przedstawicie-lami tego polskiego stylu, który na pewno jest nieco inny od zachodniego i to jest zajebiste. Polacy mają bardziej otwarte umysły. Wiadomo, że nie mamy jeszcze dużego doświadczenia w pracy ze skórą, ale wydaje mi się, że mamy z kolei wię-cej do czynienia z rysunkiem. Tatuato-rzy w naszym kraju więcej rysują. I to się później przejawia w ich pracach.

A jak jest z twoim wykształceniem plastycznym? Skąd u ciebie zamiło-

Kto wtedy przyjmował cię do pracy? Bugs czy Jeff?Jeff, ale Bugs jeszcze jakiś czas praco-wał tutaj, więc mogłem łyknąć od nie-go informacji, a z drugiej strony czer-pać z jego krytyki w stosunku do mo-ich prac, która okazała się ogromną po-mocą. Dzięki temu nastąpiła przemiana w moim tatuowaniu.

A jaką widzisz różnicę w tatuowa-niu w Polsce a tatuowaniu tutaj?

W Polsce zacząłem tatuować od du-żych powierzchni. Nie wiem, może to i lepiej, bo teraz łatwiej jest mi pracować z dużymi motywami… Tutaj na początku miałem do zrobienia same małe wzory. To sprawiało mi duży problem, bo wcze-śniej nie miałem doświadczenia w tego typu motywach. Dlatego to było dla mnie dość ciężkie do przeskoczenia.

Nie wydaje ci się, że nasi polscy tatu-atorzy w większości zbyt mało uwagi przywiązują do techniki, do konturu i tak naprawdę dopiero, jak ktoś wy-jedzie za granicę do pracy w profe-sjonalnym studiu, zderza się z proble-mem starannego wykonania tatuażu?

Zacznijmy od tego, jak to się stało, że rozmawiamy 1500 km od Krakowa, na londyńskim Camden Town? Nigdy nie mogłem usiedzieć w jednym miejscu. Zacząłem tatuować u Robso-na, Roberta Łypika, jakieś cztery lata temu. Tam zaczęła się moja kariera i to on pierwszy dał mi maszynkę do ręki. Byłem w RobTattoo ponad rok. Później pojawiła się możliwość tatuowania za granicą, rzekomo u znajomych w domu. Nigdy nie byłem za granicą i wydało mi się to wielką okazją. Na początku było bardzo dziwnie. Przez miesiąc nie pra-cowałem i zaczęło brakować kasy. Po-stanowiłem podejść na Camden i, cho-ciaż moja wiedza na temat tatuowania była wtedy niewielka, wszedłem do stu-dia, zapytać o pracę. Tak się złożyło, że pierwszym, do którego wszedłem było Evil From The Needle. Nie miałem wte-dy pojęcia, kto to jest Bugs, nie znałem nazwisk tatuatorów, poza kilkoma pol-skimi, niewiele wiedziałem o świecie. Trochę przez przypadek dostałem tutaj pracę, ponieważ Bugs sprzedawał stu-dio Jeffowi (przyp. red. Jeff Ortega) i ten potrzebował tatuatorów. I właśnie dlate-go gadamy teraz akurat tutaj.

Page 7: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 12 TATTOOFEST 13

A co myślisz na temat konkurencji fe-stiwalowych i zdobywania nagród?Na początku było to dla mnie bardzo ważne. Teraz wiem, że to nie o to cho-dzi. Oczywiście fajnie, jak je dostajesz. Jest wtedy bardzo miło i to napędza cię do dalszej pracy. Ale teraz już nie czu-ję na to takiego musu! Najważniejsze, żeby ludzie, których wytatuuje, byli za-dowoleni z tego, co im zrobię.

W twoich pracach widać dużo malar-stwa, a w tematyce połączenie brutal-nego, wręcz rzeźniczego klimatu oraz kobiet. Czy zmierzasz w jakimś kie-runku i jak widzisz swoje prace za ja-kiś czas?Chciałbym wiedzieć, jak będą wyglą-dały kiedyś, ale niestety nie wiem. Za każdym razem, jak robię wzór, staram się dodać coś nowego, zastosować ja-kiś inny układ igieł i inaczej wkłuć barw-nik pod skórę. Na pewno zawsze będę chciał, żeby kolory były mocno nasyco-ne i oparte na kontraście. Bardzo waż-nym dla mnie kolorem jest czarny. Sta-ram się robić tatuaż tak, żeby po kilku latach nie stracił on zbyt wiele na swo-jej intensywności. To jest dla mnie bar-dzo ważne i wydaje mi się, że poprzez tworzenie bloków czarnego i innych ko-lorów mogę to osiągnąć. Staram się też cały czas poprawić swój rysunek, dzięki czemu tatuaże zyskują lepszą konstruk-cję i stają się mniej niechlujne.

A co do połączenia mroku i kobiet, to miałem przejścia z laskami. Poprzez tatuaż mam możliwość wyrażenia sie-bie, więc w taki sposób to wyrzucam. Nie jestem poetą i nie mogę wyrażać się za pomocą książek, więc robię to za pomocą tatuażu. W malarstwie je-stem bardzo zainspirowany polskim im-presjonizmem. Moi ulubieni malarze to Malczewski i Wyspiański. Są dla mnie numerem jeden. Tak jak mówiłem już wcześniej, dużo Polaków ma czy mia-ło wielki talent, a ja staram się po prostu z tego czerpać. Beksiński, Starowiejski, to przecież super artyści!

Bardzo miło słyszeć to, co mówisz. Niewielu tatuatorów stara się wyrazić siebie w swoim tatuowniu, a to prze-cież o to chodzi w sztuce.Nie mam czegoś takiego, że zrobię jakiś wzorek, bo będzie za niego 100 funtów i będę miał klienta z głowy. Nie ważne co to jest. Za każdym razem staram się, żeby ludzie naprawdę cieszyli się z mo-ich tatuaży, żeby coś one znaczyły, żeby miały jakąś historię. Wiadomo, że ciężko jest wszystkich uszczęśliwić. Wychodzę więc z założenia, że jeżeli ja będę za-dowolony z tego co zrobię, to jest duża szansa, że i osoba, która będzie nosiła dany wzór, też będzie zadowolona. I tak jest w 99 % przypadków.

Malujesz również obrazy. Jak znajdu-

jesz na to czas? Niestety mam na to coraz mniej cza-su. Chciałbym mieć więcej dni wolnych, skupić się tylko na malarstwie, ale nie ma szans. Wolne chwile muszę wyko-rzystywać na załatwianie różnych spraw i to spala całą pozostałą energię. Teraz, żeby przysiąść do namalowania obrazu, muszę mieć naprawdę jakiś świetny po-mysł. Chciałbym również zorganizować jakąś wystawę, ale trzeba poświęcić mnóstwo czasu na znalezienie miejsca i przygotowania.

Tatuujesz dopiero cztery lata. W cią-gu nich osiągnąłeś bardzo wysoki poziom i jesteś rozpoznawalnym ar-tystą w świecie tatuażu. Można po-wiedzieć, że już osiągnąłeś sukces. Czujesz go?Nieeee… Uważam, że straciłem mnó-stwo czasu i powinienem był sobie żony szukać… A tak serio, to chyba nie zdaję sobie z tego sprawy, nie czuje tego. Cały czas myślę, że stoję w tym samym miej-scu, tylko mam więcej fajniejszych rze-czy do robienia. Nie odczuwam specjal-nie, że robię dobre rzeczy, którymi ktoś się zachwyca. To nie działa u mnie w ten sposób. Pewnie o świecie tatuażu wię-cej wiecie ode mnie. Sam jakoś nie bie-gam za nazwiskami, nie szukam, kto jest kim. Tak naprawdę im bardziej jestem odizolowany, tym łatwiej mi się tatuuje. Nie można się za bardzo skupiać, spi-

nać, żeby zrobić jak najwięcej, żeby być najlepszym, bo to w ogóle nie zadziała.

Starasz się teraz bardziej zwracać uwagę na życie osobiste?Tak, oczywiście. Kiedyś musiałem doko-nać wyboru pomiędzy życiem osobistym a tatuowaniem i nie chciałbym, żeby się to powtórzyło. Teraz staram się to wypo-środkować, tak, żeby nie wypalić się na jednej płaszczyźnie.

Jakie masz najbliższe plany zawodo-we? Pojawiła się informacja o twoim pobycie w Last Rites u Paula Bootha w Nowym Jorku.Na pewno będę tam pracował. Jeszcze nie wiem, jak będzie wyglądała współ-praca z Paulem, ale jadę tam teraz na trzy tygodnie. Myślę, że spędzę tam kilka miesięcy w roku na zasadzie stałych od-wiedzin. Zadbano mocno o moją rekla-mę, więc na pewno nie muszę się mar-twić o brak klientów. Jestem podekscy-towany faktem, że będę miał do czynie-nia z tatuatorami, którzy mają nieco inne podejście do tatuowania niż ja. Nie pol-skie, nie europejskie, nie londyńskie, ale amerykańskie. To mnie cieszy, pojawia się możliwość zainspirowania. Tam tatu-aż jeszcze bardzie ewoluuje, a ja jestem bardzo otwarty na różnego rodzaju eks-perymenty. Dzięki temu pobytowi mam nadzieję wyciągnąć z siebie na maksa wszystko, co się da.

Jak znajdziesz czas na tatuowanie Polaków w Polsce?Ja o moich fajnych rodakach nigdy nie zapomnę! Będę przyjeżdżał i tatuował gościnnie u Roberta w studiu przynajm-niej jeden miesiąc w roku. Będzie moż-na zabukować sobie sesję mailowo. Na pewno nie chcę zamknąć się w jednym miejsca i na pewno będę przyjeżdżał do kraju.

Przyjdzie kiedyś czas na powrót do Polski i otwarcie własnej pracowni? Jak myślisz, czy kiedyś wrócisz i bę-dziesz mógł pracować za godziwe pieniądze, które dadzą spokojny byt?Myślę, że już mógłbym to zrobić, tylko ja tak k…a nie lubię zimy. Nie wiem jesz-cze, gdzie kiedyś osiądę na stałe, czy to będzie Polska, czy inny kraj. Na razie chciałbym podróżować.

Pracowałeś w polskim studiu i pra-cujesz w angielskim. Jak porównał-byś atmosferę pracy w Krakowie i w Londynie?Przyzwyczaiłem się już do pracy tu-taj i ciężko mi to porównywać. To są na pewno dwa różne światy. Tutaj jest bar-dziej jak korporacja oparta na świecie tatuażu, a u Roberta było bardziej arty-stycznie, w klimacie sztuki, jak w jakiejś pracowni.

Zdradź nam jeszcze:

dlaczego MOCET?Hehehe… Jechałem kiedyś z moimi kolegami autobusem z butelkami do sprzedania, znalezionymi gdzieś w piw-nicy. No i nagle nam się wysypały z ja-kiegoś starego worka, a że niektóre były z resztkami octu, więc padło: „ale moc-no octem napierdala”. Teraz większość osób zna mnie jako Mocet. Łatwiej zapa-miętać niż Kamil Terczyński, szczególnie za granicą.

Jakieś inne zainteresowania poza ta-tuowaniem i malowaniem?Uwielbiam jazdę na motocyklu. Jak tyl-ko mogę, staram się wybierać na ja-kieś przejażdżki. Jest to dla mnie total-nym oderwaniem się od rzeczywistości. Szybka jazda na „street fi ghterach” jest naprawdę super.

Pytanie na koniec. Pojawisz się na Tat-toofeście w Krakowie w 2008 roku?Mam nadzieję. Jak tylko nie zbiegnie się to z moim pobytem w Stanach, przyjadę na pewno.

Kilka słów na koniec?Mam nadzieję, że nikogo w tym wywia-dzie nie uraziłem, a jeśli tak, to sorry. A do wszystkich tych, którzy tatuują: nie poddawajcie się i nie bójcie jeździć na zagraniczne konwencje.

Rozmawiał Radek

Nie można się za bardzo skupiać, spi- wszystko, co się da.

Kamil Mocet

Page 8: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 14 TATTOOFEST 15

Page 9: TF # 7, November 2007
Page 10: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 18

Jadąc na tegoroczny festiwal tatuażu, zastanawiałem się, w jaki sposób będę mógł wam o nim opowiedzieć po powrocie. Wiedziałem, że tak duża impreza z ogromną ilością światowych sław tatuażu, atrakcji, specyficznego klimatu Londynu nie bę-dzie łatwa do opisania. Pojawiły się pomysły podzielenia relacji na poszczególne sale, piętra, gatunki tatuażu, kontynenty. Kołatała mi cały czas po głowie myśl, jak to zrobić, żebyście mogli poczuć atmosferę tego wydarzenia, jego siłę i niespoty-kaną nigdzie indziej na naszym kontynencie jakość. I wiecie co? Wszystkie moje pomysły spaliły na panewce. Kiedy znalazłem się w środku, najpierw parter i jego dwie sale, później tzw. półpiętro z trzema salami i wreszcie piętro, to wiedziałem, że tego jest po prostu za dużo!!! Na szczęście nasz magazyn jest oparty na zdję-ciach, a moje kilka słów niech będzie tylko marnym ich uzupełnieniem.

MiejsceLondyn to największe centrum finan-sowe świata z ponad ośmioma milio-nami mieszkańców. Setki lat tradycji, historii i tolerancji uczyniły z tego mia-sta aglomerację międzynarodową. Ro-botniczy East End, zakręcony Cam-den Town, rozrywkowe Soho czy kra-waciarskie City nadają kolorytu temu miastu. W tym właśnie miejscu, nieda-leko jego serca, zaledwie 15 minut spa-cerem do stacji metra Old Street, mia-ła miejsce zarówno tegoroczna (jak i poprzednie jej edycje) konwencja ta-tuażu. Ten zacny budynek stoi w Sta-rym Browarze Trumana, na typowej lon-dyńskiej ulicy zdominowanej przez małe sklepiki i restauracje, których właścicie-lami są kolorowyi emigranci. Niedale-ko można znaleźć specyficzne angiel-

skie puby z pysznym Guinnessem, ku-powanym praktycznie tylko przez tury-stów, lub zrobić zakupy w Tesco, płacąc bez pomocy pani kasjerki w automacie, co było również ciekawym doświadcze-niem. Suma sumarum, miejsce jakich wiele w całym tym bałaganie. Ale prze-cież nie o ulice tutaj chodzi, ale o tatu-aże! Więc wchodzimy na konwencję.Jak już wyżej wspomniałem, całe-go smaczku temu miejscu dodaje kil-ka sal, na których rozstawione są bok-sy tatuatorów i innych wystawców. Na samym parterze mamy je dwie. Jed-na z informacją, stoiskiem z gadżeta-mi i około trzydziestoma boksami tatu-atorskimi. Tam też można było obejrzeć, jak wyglądało studio tatuażu sprzed kilkudziesięciu lat z ciekawą kolekcją

Lond

yn 2

007

- fre

kwen

cja

dopi

sała

jak

zwyk

le!

TATTOOFEST 19

Page 11: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 20

starych maszynek. Na tej sali czekały na odwiedzających kolczyki z takich firm jak Wildcat i Silver Hand, a tak-że odjechane ciuszki Clara-bella Wear. Druga duża sala została przeznaczona na wy-godny odpoczynek przy piw-ku i zjedzenie małego co nie-co. Tutaj również mieściła się główna scena konwencji.W dalszym poruszaniu się pomagał program z map-ką. Dzięki niemu trafiliśmy do przejścia, na pierwszy rzut oka mało widocznego, i schodami udaliśmy się na półpiętro. Tam w pierwszej kolejności powitali nas wy-stawcy wszystkiego, co po-trzebne do tatuowania, czy-li barwników, maszynek, ak-cesoriów, wzorów, książek, katalogów etc. Blisko dwa-dzieścia firm prezentowa-ło i sprzedawało swoje pro-dukty, w tym jedyny pol-ski reprezentant w tej dzie-dzinie, Work House z Olsz-tyna. Dzielnie konkurowali oni z takimi firmami jak Mic-ky Scharpz czy Lauro Paoli-ni, a ich maszynkami inte-resowało się mnóstwo tatu-atorów.Przeszliśmy do kolejnej sali, w której po prawej stronie rządzą Filip Leu i Paul Bo-oth. Tutaj zawsze było tłocz-no… Po lewej można było zobaczyć wystawę malar-stwa i grafiki stworzonej przez tatuatorów. Kilkadzie-siąt prac w różnych stylach oglądało się bardzo przy-jemnie, jednak miałem wra-żenie, jakby było ich nieco za mało na tak dużej prze-strzeni. Mam nadzieję, że w przyszłym roku wystawa ta będzie już zorganizowana ze zdecydowanie większym rozmachem. Ale idźmy sobie dalej, do ostatniego, trzecie-go pomieszczenia. Tutaj już bezwzględnie rządził tatu-aż! Około czterdziestu arty-stów i ich rozgrzane maszy-ny. Uroku dodawały sali sym-patyczne Suicie Girls i Bizza-re Magazine.Czas znowu wspiąć się po schodach, bo przecież mie-liśmy jeszcze co oglądać. Ostatnie piętro to ponownie sala zdominowana przez ta-tuatorów, tym razem oko-ło pięćdziesięciu (czy-li mniej więcej tylu, ilu było na krakowskim Tattoofeście).

Art Fusion Shige, Yellow Blaze

Lucky Diamond Rich i jego “ofiara”

Paul Booth, Last Rites, New York

Page 12: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 23

Tutaj mieliśmy też balkono-wą palarnię i bar na antre-soli, skąd rozciągał się wspa-niały widok na całe pomiesz-czenie. W oddali widoczna była duńska piękność, sprze-dająca kalendarz z własną sesją, Anne Lindfjeld. Nieje-den tatuator jest w niej zako-chany po uszy…

TATUATORZYOstatnio mam tak, że jak ktoś mnie pyta o jakichś dobrych tatuatorów lub strony z faj-nymi tatuażami, to mówię po prostu: „wejdź sobie na listę wystawców londyńskiej kon-wencji i na chybił trafił poszu-kaj prac jednego z nich…”. Każdy jeden to masakrator, kwestia tylko czy podoba się styl, w jakim tworzy! Dwa wy-jątkowe miejsca na festiwa-lu to już wspomniany kilku-nastometrowy boks Pau-la Bootha i Filipa Leu z ro-dziną oraz początek ostat-niego piętra. Tutaj ulokowa-li się byli tatuatorzy Last Ri-tes czyli Liorcifer, Tim Kern, Ethan Morgan, Dan Marshall oraz zaprzyjaźniony z nimi Robert Hernandez. To było bardzo mroczne miejsce… Mógłbym dalej wymieniać ta-tuatorów, przy których warto się było zatrzymać i popa-trzeć, jak pracują, ale było-by to po prostu przepisywa-nie listy wystawców. Z dru-giej strony, jeżeli chciałbym jeszcze oprócz napisania ich imienia i nazwiska opo-wiedzieć o nich parę słów, to byłby materiał na grubą książkę. Ale spróbujmy o kil-ku wspomnieć. Było wielu znajomych, o których już pi-saliśmy lub prezentowali-śmy ich prace w poprzednich wydaniach „TattooFestu”.

TATTOOFEST 22

M.in. Bardadim, Steph D, Benjamin Moss, Uncle Allan. Pracowali tam stali bywal-cy największych światowych konwencji, jak Bugs, Bob Tyrrell, Tin Tin, Shige, Mi-losh, Boris, Jack Ribeiro, Jeff Ortega czy Victor Portugal. Mnie osobiście ucieszył wi-dok Joe Capobianco, potęż-nego artysty (również w do-słownym tego słowa znacze-niu!), którego prace i rysun-ki zdominowane są przez te-matykę szalonych, wyuzda-nych lasek. Fajnie było za-mienić kilka słów z Chadem Koeplingerem (to on zrobił May, Kudi Chicks z nr 2, ta-tuaż papugę) i popatrzeć, jak powstają te wszystkie piękne tatuaże!

SPECYFICZNITATUATORZYNa parterze tatuował nieja-ki Lucky Diamond Rich. Za-pewne kojarzycie na czar-no wytatuowanego na całym ciele mężczyznę ze spiłowa-nymi, złotymi zębami. To on był jednym z showmenów te-gorocznego festiwalu. Osobi-ście zaskoczył mnie tym, że sam jest tatuatorem, o czym przekonałem się naocznie. Tuż obok niego tatuowali artyści z Borneo Head Hun-ters, czyli oczywiście ręczna robota. Innym artystą, brzy-dzącym się prądu, był Jurgen Kristiansen z Danii, tworzący piękne celtyckie motywy za pomocą kości zakończonej igłą. Do charakterystycznych tatuatorów na pewno moż-na też zaliczyć ekipę z To-kio Hard Core Studio. Ich ko-lorowe irokezy i punkowy styl rzucały się w oczy i zatrzy-mywały wzrok na dłużej, by podziwiać powstające w ich boksie tatuaże. Bardzo cie-kawie prezentowało się rów-nież stoisko tatuatorki z Ja-ponii, Horikoi. Tacy artyści bardzo urozmaicali cały fe-stiwal i dodawali do niego odrobinę egzotyki i tradycji tatuażu.

POLACYWiele osób zapytanych, co jest takiego fajnego w kon-wencjach tatuażu, powta-rza, że spotykanie ludzi i roz-mawianie z nimi. W tym roku w Londynie jako oficjalnie za-proszeni tatuatorzy byli rów-

Bob Tyrrell i Benjamin Moss

Colin Dale i celtycka, ręczna robota Colin Dale i celtycka, ręczna robota

Lewy pod igłami Piotrka Tatonia Piotr Tatoń, Polska

Jim

e Li

twal

k, U

SA

Lenu, “Alien” z Wałbrzycha

Tim

Ker

n, U

SA

Vate

a, ta

tuaż

z P

olin

ezji

Pili Mo’o

Page 13: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 24

nież Polacy. Jako jedyne rodzime studio pojawił się Alien z Wałbrzycha z Go-sią. Oprócz nich tatuował Ka-mil Mocet oraz Piotrek Tatoń. Sprzęt sprzedawał wspo-mniany już wcześniej Work House. Pomiędzy boksa-mi spotkaliśmy również Anię Chwalebną (Kudi Chicks z nr 4) wraz ze swoim mężem ta-tuatorem Arturem, Lewego, Szczotkę (właściciel trzecie-go oficjalnego studia w Pol-sce!) i wielu innych znajo-mych Polaków! I to jest na-prawdę piękne, że można się w takich miejscach za-trzymać na chwilę i po pol-sku zapytać, jak leci. Roz-mawialiśmy na temat wrażeń z imprezy, planów na przy-szłość. To właśnie w takich miejscach tworzy się scena naszego rodzimego tatuażu i naprawdę fajnie tak dale-ko od domu spotkać tak wie-lu sympatycznych ludzi. Po-zdrawiam serdecznie wszyst-kich tych, którzy tam byli!!!

KONKURSYTo najciekawsza część festi-walu, na którą bardzo czeka-liśmy i liczyliśmy, że sfotogra-fujemy dla was naprawdę in-teresujące tatuaże. W sobotę trochę spanikowaliśmy. Uda-liśmy się oglądać wieczorny konkurs na najlepszy tatuaż wykonany w piątek i w sobo-tę, a tutaj mała niespodzian-ka, a raczej wielkie rozcza-rowanie. Do konkursu sta-nęło sześć osób. SZEŚĆ!!! W dodatku z tatuażami, któ-re w Krakowie nie miałyby specjalnych szans na zaję-cie jakiegokolwiek miejsca. Nie wiedzieliśmy, czy chodzi o jakiś strajk (zarazili się od naszej służby zdrowia?), le-nistwo, niedbalstwo, tumiwi-sizm czy co? I do teraz nie wiemy, czemu tak się sta-ło. Niedziela jednak wszyst-ko nam wynagrodziła!!! Były następujące kategorie: Tri-bal, Back Piece & Body Su-its (Plecy I Całe Ciała), Black & Gray (Czarno/Szary),

Colour i Best Of Show (Naj-lepszy Tatuaż Festiwalu). To strategiczny moment całej imprezy, istne szaleństwo! Kolejka oczekujących na wyj-ście przed oblicze jury, próba wyłapania przez nas najlep-szych tatuaży, sfotografowa-nie i dokładne spisanie ich twórców, tłum przed sceną , docinki osoby prowadzą-cej, migające flesze. Zrobiła się naprawdę gorąca atmos-fera. Na szczęście znaleźli się obok nas Ania Chwaleb-na z Arturem i pomogli nam bardzo w spisaniu zwycięz-ców, za co serdeczne dzię-ki! Wystawiane tatuaże to naprawdę wielkie dzieła, ja-kich nie widuje się raczej na tego typu imprezach. Szcze-gólny szacunek i podziw bu-dziły kompozycje na całe cia-ła prezentowane w większo-ści przez japońskich tatuato-rów, ale nie tylko... Ile potrze-ba samozaparcia, dyscypliny i, co tu dużo mówić, pienię-dzy, żeby wyjątkową kompo-zycją w sposób zaplanowa-ny i przemyślany zdecydo-wać się na pokrycie tak du-żej powierzchni własne skó-ry. O bólu już nie wspomina-jąc… Prawdziwy hart woli!

Tego typu tatuaże wymagają kilkuset godzin tatuowania, wielu sesji i wielu lat.

ATRAKCJEOrganizatorzy postarali się również o kilka atrakcyjnych występów na scenie. Nie były one zbyt częste, ale raz na jakiś czas stawały się bar-dzo sympatycznym przeryw-nikiem w podróżach po pię-trach. Na scenie występował ze swoim show już wcześniej wspominany Lucky Diamond Rich. Jeździł na jednokoło-wym rowerze z siodełkiem umiejscowionym kilka me-trów nad ziemią (niestety nie mam pojęcia, jaką fachową nazwę nosi ten pojazd), „po-łykał” miecze, żonglował ma-czetami i odstawiał takie tam różne wygłupy. Bardzo cie-kawie wypadł występ sek-sownej Sana rodem z Japo-nii w jej egzotycznym i peł-nym namiętności oraz po-rywczości tańcu. Równie cie-kawy popis swoich umiejęt-ności zaprezentowały nam dziewczyny z Les Soeurs Tribales w tańcu podkreśla-jącym „kobiecą siłę”, bardzo dynamicznym i orientalnym. W programie był również

TATTOOFEST 25

Lond

yńsk

a m

oda

zaw

ita ró

wni

eż d

o P

olsk

i?

Prim

ordi

al P

ain,

II T

ribal

Mid

dlet

on -

Loui

s M

ollo

y, I

Bes

t Col

ors

Page 14: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 27TATTOOFEST 26

taniec polinezyjskiej grupy, tego jednak nie udało mi się zobaczyć, więc nie mam po-jęcia, czy w ogóle sie odbył, a jeśli tak, to jakie zrobił wra-żenie na oglądających. Ge-neralnie, wszystko to wyglą-dało bardzo ciekawie i pro-fesjonalnie. Dawało lekki od-dech w oglądaniu tatuaży.

WRAŻENIADwa lata temu byłem na pierwszej edycji tego festi-walu, jedynie w niedzielę przez kilka godzin. Już wtedy się zachwyciłem. Teraz kon-wencja mnie po prostu po-waliła, chociaż to nie znaczy, że wszystko było idealne. To znaczy jedynie to, że na tę chwilę żadna inna europej-ska konwencja nie może się równać z londyńską. Tak duża ilość zgromadzonych w jednym miejscu tatuato-rów jest nie lada wyczynem. Organizatorem imprezy jest Miki Vialetto, ten sam, któ-ry organizuje również wielki festiwal w Mediolanie. Tkwi w scenie tatuażu już wiele lat i udało mu się zyskać wiel-

ki szacunek w tym środowi-sku. Jak dodamy do tego, że jest wydawcą jednego z naj-bardziej znanych czasopism o tatuażach, „Tattoo Life”, to łatwo można się domyśleć, dlaczego mu się to udaje. Na pewno zabrakło mi na imprezie nowych, świeżych pomysłów na urozmaicenia tego całego show. Zabrakło mi rozmachu w zaangażo-waniu innych dziedzin sztuki, niekonwencjonalnych pomy-słów, projektów. Wydaje się, jakby idea fuzji artystycznych nieco upadała, jakby tatuaż zamykał się tylko w swoim kręgu, stawał się lub po pro-stu cały czas był jakąś dzie-dziną hermetyczną i niedo-stępną dla innych artystów.Dla przeciętnego zjadacza chleba lub osoby średnio zainteresowanej tatuażem, taka impreza, po kilkukrot-nym przespacerowaniu się tam i z powrotem, po prostu staje się nudna. Wystarczy mu w zupełności obejrzenie później zdjęć w magazynach lub na stronach www, ewen-tualnie poczytanie artykułów

lub dyskusji na forach. Wyda-je się, że już niedługo organi-zatorzy tego typu imprez (w tym również my) będą musie-li znaleźć sposób na uatrak-cyjnienie takiej imprezy inny-mi wydarzeniami. W Stanach nieodłączną częścią konwen-cji są np. różnego rodzaju prelekcje, wykłady, sympo-zja, konferencje czy szkole-nia. Może czas na to również w Europie.Na koniec jeszcze jedna rada. Jeżeli nie chcecie się nudzić na konwencjach tatu-ażu, to po prostu się na nich tatuujcie!!! To naprawdę do-bra okazja do znalezienia dla siebie motywu, stylu lub tatu-atora. Po drugie, im częściej na nich będziecie, tym wię-cej osób poznacie, a jak wia-domo, klimat każdej imprezy tworzy nie miejsce, ale ludzie, którzy się na niej znajdują!!!

Fotorelacjaz pozostałymitatuażamiw następnymnumerze!

Filip Leu przy pracy

Hor

iren

– Ja

poni

a, II

I Bes

t Col

ors

Yello

w B

laze

– S

hige

, II T

he B

est O

f Sho

w

Większośc projektów powstawało na skórze Tony Ciavarro, Stinky Monkey Tattoos, USA

Pun

ks N

o D

ead!

Ekipa dowcipnisi z Work House, Polska

Page 15: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 28 TATTOOFEST 29

Ace

Tat

too

- Bill

y B

row

n, II

I Trib

al

Sym

paty

czna

mod

elka

Tim

a K

erna

- I T

he B

est O

f Sho

w

Yello

w B

laze

- S

hige

, II B

ody

Sui

ts/B

ack

Pie

ce

The

Leu

Fam

ily’s

- Fi

lip L

eu, I

Bod

y S

uits

/Bac

k P

iece

Yello

w B

laze

- S

hige

, II B

est C

olor

s

Gra

phic

ader

me

- Ste

phan

e C

haud

esai

gues

, III

Bes

t Bla

ck&

Gra

y

Dar

k Ti

mes

Tat

too

- Vic

tor P

ortu

gal,

I Bes

t Bla

ck&

Gra

y

Yello

w B

laze

- S

hige

, III

Bod

y S

uits

/Bac

k P

iece

Sobota:Best of day:- 1st Jeff Gouge, Grube Art, USA- 2nd Jondix, LTW, Hiszpania - 3rd Marcuse, Smiling Demon, NiemcyNiedzielaBest Color:- 1st Louis Molloy, Middleton Tattoo Studio, UK- 2nd Shige, Yellow Blaze Tattoo, Japonia- 3rd Horiren, JaponiaBest Tribal:- 1st Alex Binnie, Into You Tattoo, UK- 2nd Primordial Pain, UK - 3rd Billy Brown, Ace Tattoo, UK0

Best Black & Grey:- 1st Victor Portugal, Dark Times Tattoo, Hiszpania- 2nd Woody’s Tattoo, UK- 3rd Stephane Chaudesaigues, Graphicaderme, FranceBest of show:- 1st Tim Kern, USA- 2nd Shige, Yellow Blaze Tattoo, Japonia- 3rd Shane O’Neil, Shane O’Neil Tattoos, UKBody suits/back piece:- 1st Filip Leu, The Leu Family’s Family Iron Tattoo,

Szwajcaria- 2nd Shige, Yellow Blaze Tattoo- 2rd Shige, Yellow Blaze Tattoo

Page 16: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 30 TATTOOFEST 31

Page 17: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 32 TATTOOFEST 33

Page 18: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 34 TATTOOFEST 35

Czwartego października rozpoczęła się nasza wyprawa na wschód. Punkt startowy: Warsza-wa. Tam spotkałem się z Davidem (Studio Kult, Kraków), Novickiem (Studio Juniorink, War-szawa) oraz Kamilem i Ingą. Jak to zazwyczaj bywa, z wielkiej ekipy, która zapowiadała się na ten wyjazd, na miejsce przybyło tylko pięć wy-żej wymienionych osób. Mimo wszystko po-stanowiliśmy się świetnie bawić, licząc na spotkanie już na miejscu zaprzyjaźnio-nych tatuażystów. Rozluźnieni i uzbro-jeni w dolary, udaliśmy się na dworzec PKS. Humor dopisywał, pojawiały się żarciki i dowcipy na temat tego, jakim wehikułem będziemy się przemiesz-czać: ogórkiem czy Autosarem. I co się okazało? Nieśmiało na nasze stanowisko podjechał rozpadają-cy się, rzężący Autosar. Nie było innego wyjścia, tylko zapakować się do środka (numerowane miej-sca... oczywiście ja musiałem sie-dzieć obok starej baby). Skłamał-bym, gdybym napisał, że 10-godzin-na podróż minęła jak z bicza strzelił. Na szczęście obyło się bez większych zgrzytów, poza dwugodzinnym po-stojem na granicy - mam wrażenie, że Ukraińcy robią wszystko, by utrudnić Polakom wjazd do ich kraju. Koniec końców o godzi-nie 8.00 rano wylądowaliśmy w klubie Romantic. No i się zaczęło :-).

Na początek należy pochwalić organi-zatorów za brak problemów z wejściów-kami, tzn. zapytano nas tylko, ile jest z nami osób, po czym bez gadania przy-niesiono wszystkim identyfikatory. Sen-ni, ale w coraz lepszych nastrojach, uda-liśmy się na wycieczkę do kibla. I tu cze-kał nas szok. Poza tym, że był płatny (no trudno, 25 hrywien to nie majątek – ok. 15 groszy), okazało się również, że jest też rotacyjny, tj. najpierw panie, czeka-my aż wyjdą, a potem panowie. To nie było jedyne zaskoczenie, kolejne czeka-ło na nas już po przekroczeniu drzwi do ubikacji. Krótko: brud, syf i smród. Wró-ciliśmy na górę. Korzystając z faktu, że nie było jeszcze tłoku, rozejrzeliśmy się

po boksach. Przeważały oczywiście stu-dia z Ukrainy. Poza tym pojawiły się trzy studia z Rosji, jedno ze Stanów Zjedno-czonych, jedno z Mołdawii, no i oczywi-ście Polacy. Reprezentowali nas: Kult (w boksie razem z Novickiem z Junio-rink), Graf z Krakowa, Black Star z War-szawy, Ultra Tattoo z Wrocławia i D3XS z Gliwic.

Pierwszego dnia nie było tłumów. Nasz boks, ambitnie od godziny 12.00, pracował już na dwa stanowiska, wzbu-dzając tym niemałe zainteresowanie. Świadczy o tym również fakt, że Dawi-dowi z Kultu udało się wykręcić Tatuaż Dnia Pierwszego. Tatuaże nagradzane były w następujących kategoriach: Or-

nament, Cover-up, Tatuaż Realistyczny, Tatuaż Mały oraz Tatuaż Dnia. Brakowa-ło nam niestety naszej ulubionej katego-rii, czyli Crazy. Tu pojawił się kolejny pro-blem, mianowicie problem z komunika-cją. Nikt tam nie mówi po angielsku! Nie-stety, my nie mówimy ani po rosyjsku, ani po ukraińsku. Rozmawialiśmy więc w ten sposób: my do nich po polsku, oni do nas po ukraińsku. Co z tego wy-chodziło, można się domyśleć. Na chwi-lę, w której piszę te słowa, nie dostałem jeszcze od organizatorów listy zwycięz-ców. Z tego powodu wymienię tylko Po-laków, którzy zwyciężyli: Tatuaż Dnia - Dawid (Kult z Krakowa), Tatuaż Reali-styczny - Artur (Graf Tattoo z Krakowa).

W hotelu Lwów zamelinowaliśmy się dopiero późnym wieczorem. I tu kolej-ne niespodzianki. Kible - syf jak na par-szywym polu namiotowym. Dawid, żeby wziąć prysznic, owinął sobie brodzik fo-lią. Oddawanie potrzeb fizjologicznych też było nie lada wyzwaniem.

Okazało się, że większość Polaków mieszkała właśnie w tym hotelu.

Drugi dzień był zdecydowanie bar-dziej tłoczny. U nas w boksie ponow-nie praca na dwa stanowiska, a tatu-aż z dnia poprzedniego, „Małpa z TV”, zdobył tytuł Najlepszego Tatuażu Festi-walu (gratulacje dla Dawida z krakow-skiego Kultu). Kategorie, w których oce-niane były prace, to: Biomechanika, Ta-tuaż Czarno-Biały, Tatuaż Kolorowy, Ta-tuaż Dnia oraz Tatuaż Festiwalu.

W kategorii Tatuaż Kolorowy bezape-lacyjnie wygrał Junior (Juniorink, War-szawa), w Biomechanice - Karol (Black Star Tattoo, Warszawa). Należy wspo-mnieć przy okazji, że nagradzane były tylko pierwsze miejsca.

Poza tatuowaniem organizatorzy pró-bowali zapewnić też trochę rozrywki. Pierwszego dnia odbywały się na sce-nie koncerty. Nie ma nawet sensu wy-powiadać się na temat jakości tego, co te zespoły przedstawiały. Później poja-wiły się próby podwieszania (30-sekun-

„The Best Of Day”,„The Best Of Show”,David, KULT Kraków

Page 19: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 36 TATTOOFEST 37

dowe), no i striptiz (piękne kobietki po-ruszające się jak wózki z węglem). Drugi dzień był podobny, jeśli chodzi o program. Jakość wykonania nieco lepsza, porównując oczywiście do dnia poprzedniego - podwieszanie, koncer-ty i striptiz.

Wieczorne rozrywki zorganizowali-śmy sobie sami. Z racji zdominowania konwencji przez Polaków tryskaliśmy humorem i Nemiroffem. Dla tych, któ-rzy nie wiedzą, co to jest: jeden z nie-wielu porządnych produktów ekspor-towych Ukrainy (przyp. red. ukraińska wódka). Nocą zwiedziliśmy cześć Lwo-wa, który okazał się pięknym miastem, niestety bardzo zaniedbanym. Osta-tecznie wróciliśmy do hotelu i tam po-niektórzy do białego rana cieszyli się ze swoich sukcesów. Następnego dnia o 9.00 rano ruszyliśmy do Polski. Koń-cząc w ten sposób podbój Ukrainy.

Na koniec parę słów podsumowania. Niestety jest ogromna różnica pomię-dzy Ukrainą a zachodem. I w poziomie życia, i w poziomie jakości tatuaży, właściwie we wszystkim. Wjeżdżając do Ukrainy, ma się wrażenie, że czło-wiek cofa się 20-30 lat. Na ulicach kró-lują Łady, Czajki i Wołgi, czasami trafi się Lanos. Na chodnikach stoją satura-tory z tzw. gruźliczanką. Milicja doma-ga się łapówek na każdym kroku (wy-starczy zapytać chłopaków z Graff Tat-too, którzy przyjechali samochodem i zostali zatrzymani przez milicję kilka-naście razy). Nie mogę też nie wspo-mnieć o nastrojach faszyzująco-na-rodowych, które tam panują. Wzno-szone ze sceny okrzyki „sieg heil” czy „chwała narodowi” były momentalnie podchwytywanie i skandowane przez tłum. Zdarzyła się również sytuacja, że prowadzący zszedł ze sceny, by ob-tłuc jakiegoś kolesia, znajdując przy tym spore poparcie tłumu. Swoją dro-gą później był tak pijany, że przewra-cał się na jury i trzeba było usunąć go

ze sceny. Męskiej części naszych czy-telników chciałbym zaznaczyć, że mit, iż Ukrainki są najpiękniejszymi kobie-tami świata jest..... bardzo prawdopo-dobny. Mimo że moda zatrzymała się u nich parę lat temu (przeważają krót-kie spódniczki i kozaki), jest na co po-patrzeć. Podsumowując: bawiliśmy się świetnie, ale to nie zasługa organiza-torów, ale ludzi którzy z nami tam po-jechali.

Do zobaczenia na kolejnych konwen-cjach - Michał Szulejewski

PS. Podziękowania dla Artura z Graf Tattoo, Żyrafie z Wawy i organizatora, Grishy Bervetskijemu za udostępnie-nie zdjęć. My niestety mieliśmy małą awarię aparatu…

„Arc

hi” s

tudi

o G

raf,

Kra

ków

„Arc

hi” s

tudi

o G

raf,

Kra

ków

Arty

sta

nies

tety

nie

zna

ny

„Novick”,studio Juniorink,Warszawa

Page 20: TF # 7, November 2007
Page 21: TF # 7, November 2007

go nauczyłem. Bill poznał mnie też ze znakomitym artystą, Carlosem, który ta-tuował w domu. Rysowałem dla niego wzory. Bardzo chciałem wtedy spróbo-wać tatuowania. Carlos pokazał mi, jak zrobić maszynę samoróbkę. No i byłem gotowy do zrobienia swego pierwszego tatuażu. Był to tribal w kształcie wilka wyjącego do księżyca. Po nim robiłem następny i następny... Miałem chętnych nie dlatego, że moje tatuaże były wspa-niale, tylko dlatego, że były tanie.

Minęło sześć miesięcy i musiałem podjąć decyzję, czy chcę zostać w woj-sku. Pomyślałem, że mogę się z tego wydostać, pójść za swoim marzeniem i zostać artystą. Jeśli by mi się nie powio-dło, to przynajmniej wiedziałbym, że pró-bowałem. Mogłem też zostać w wojsku, mieć 50 lat i zastanawiać się, czy dał-bym wtedy radę zostać tatuatorem. De-cyzja wydawała się prosta. Spakowałem manatki i pojechałem uczyć się sztuki w Wirginia Commonwealth University.

Kiedy dotarłem do Richmond, poka-zywałem swoje portfolio w każdym moż-liwym studio tatuażu. Wszędzie mi od-mawiano. Tylko w jednym studiu powie-dziano, że mam wpaść za kilka miesię-cy. Zgłosiłem się tam i dostałem pra-cę. Zwolnili mnie po dwóch tygodniach, bo „nie byłem na tyle dobry”. Wróci-łem więc do domowego tatuowania na obrzeżach Richmond. Bardzo trudno było zdobyć klientów, pracując w domu. Zrobiłem wizytówki i zacząłem praco-wać jako doręczyciel pizzy. Kiedy tyl-ko widziałem kogoś, kto zamówił pizzę i wyglądał na tyle twardo, żeby się tatu-ować - dawałem mu wizytówkę. Po krót-kim czasie miałem już tylu klientów, że rzuciłem pracę w pizzerii i utrzymywa-łem się z tatuowania.

Zaczęło się lato. Postanowiłem spró-bować jeszcze raz w okolicznych stu-diach. Zostałem przygarnięty przez jed-no w Petersburgu. W miesiąc nauczyłem się tam więcej niż przez rok tatuowania w domu. Po paru latach College Richmond zaczęło mnie nudzić. Chciałem pouczyć się trochę zagranicą, a dokładnie w Lon-dynie. Tam poszedłem do studia Evil From The Needle, którego ówczesnym właścicielem był znany tatuator Bugs. Na moje szczęście dwa tygodnie wcze-śniej zwolnił się jeden z ich artystów. Byli na tyle zdesperowani, że przyjęli mnie od razu. Pracowałem tam dziewięć miesię-cy. Potem wróciłem do Richmond.

Dwa i pół roku później skończyłem Bachelors Degree w sztukach pięk-nych. Obecnie pracuję w małym studiu w Richmond - Tattoo 702. Tatuuje jak dotąd prawie siedem lat i nie wyobra-żam sobie robić co innego. Tatuowanie dało mi możliwość podróżowania i mo-tywację do kształcenia się w szkołach.

Jesse Smith

TATTOOFEST 40 TATTOOFEST 41

Page 22: TF # 7, November 2007

Ile masz lat?Jestem bardzo młodym 30-latkiem.

Kiedy zainteresowałeś się tatuowa-niem i tatuażami?Zawsze byłem artystą i interesowa-łem się różnymi rodzajami sztuki. Aku-rat stało się tak, że tatuowanie pozwo-liło mi na wiele artystycznej swobody, a ogólnie pojmowana klientela jest bar-dzo elastyczna i różnorodna.

Gdzie wykonałeś swój pierwszytatuaż?Mój pierwszy tatuaż zrobiłem w moim domu w Richmond. Nigdy nie planowa-łem, aby zostać tatuatorem, chciałem tylko zobaczyć moją twórczość na czy-jejś skórze. Było to ogromnie pochle-biające, że ktoś chciał ją nosić na sobie do końca życia.

Czy sam masz jakieś tatuaże?Tak, mam tylko trzy :-) Dwa tatuaże na klatce piersiowej i jeden pod brodą. W niedługim czasie chcę zrobić boki torsu u Electric Pricka (przyp. red. Con-spiracy Inc, Kopenhaga) oraz cały lewy rękaw u Tima Biedronia. Często jestem wyśmiewany przez kolegów artystów za to, że nie mam na sobie dużo ta-tuaży. Po prostu chcę dać sobie na to czas, zamiast szukać szybkiego pokry-cia całej skóry.

Skąd czerpiesz inspiracje?Staram się szukać inspiracji wszędzie, gdzie się da. W światku tatuatorskim są to niewątpliwie Jime Litwalk, Gun-nar, Tim Biedron i Electric Pick. W mo-im mniemaniu ci artyści nie dość, że są dobrymi tatuatorami, to także ilustrato-rami. Wiedzą, jak ciągle podwyższać poprzeczkę. W świecie rysowników i malarzy inspiracją są dla mnie Greg Simkins, Kevin Peterson i Joe Sor-ren. W świecie graffiti moi ulubieni ar-tyści to Toast, Scribe i Craola. Uwiel-biam postacie graffiti. Biorąc pod uwa-gę, że większość takiej sztuki jest nie-legalna, stwarza to sytuacje, w któ-rych można sobie powolić na wszyst-

ko. Nie ma żadnych ram, żadnych limi-tów. Jedynym ograniczeniem jest two-ja wyobraźnia. Możesz namalować do-słownie wszystko. Pragnąłbym również wspomnieć tu o ludziach, z którymi pra-cowałem i którzy wywarli i wywierają na mnie do dziś duży wpływ - Bugs, Jason Stephan, Sick Kid, David Heydn, Drew Manley i Frank Engler. To oni przygar-niali mnie podczas moich tatuatorskich podróży i popychali do przodu.

Jaki jest twój ulubiony styltatuowania?Wszystko, co pokazuje przemyślenie i kreatywność. Nic nie daje mi tyle przy-jemności, co oglądanie tatuażu, który nie dosyć, że jest plastycznie piękny, to jeszcze jest dobrze przemyślany i ma jakieś znaczenie.

A czy jest jakiś styl, którego nielubisz?Doceniam wszystkie style. Najlepiej od-najduję się i lubię robić kreskowy new school. Ale nauczyłem się również dużo z tatuażu japońskiego, jak też tradycyj-nego amerykańskiego tatuowania.

Czy dużo malujesz, rysujesz?Conajmniej raz w tygodniu robię so-bie przerwę w tatuowaniu, żeby coś namalować. A rysuję praktycznie co-dziennie.

Co najbardziej lubisz rysować?Aktualnie lubię rysować nieporad-nie i śmiesznie wyglądające demo-ny i zombie. One naprawdę nie istnie-ją, więc mogę je rysować tak, jak chcę. Uwielbiam rysować też szalone, zło-wrogie postacie, które bardzo chcą wy-glądać na złe, ale w rzeczywistości nie są takie.

Dlaczego lubisz konwenty?Ponieważ mogę spotkać setki wielkich artystów i pracować przy ich boku. Za-wsze, gdy wracam z konwencji, jestem nadzwyczaj zainspirowany i zmotywo-wany do jeszcze cięższej pracy.

Jesse Smith

TATTOOFEST 42 TATTOOFEST 43

Page 23: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 45TATTOOFEST 44 TATTOOFEST 45

Czy tatuujesz też gościnnie w innych studiach?Każdego roku w marcu tatuuję gościn-nie u swojego przyjaciela Jasona Ste-phana w Electric Eye na Florydzie. Co kilka lat staram się odwiedzić swoje-go ojca w Niemczech w Heidelbergu i zrobić wzory wszystkim jego znajo-mym motocyklistom. W tym roku będę też tatuować w Conspiracy Inc na za-proszenie mojego kumpla Electric Pric-ka w Kopenhadze. Wszystkie moje go-ścinne występy i konwencje, na któ-rych będę, można zobaczyć na mojej stronie.

Czy byłeś na jakichkolwiek euro-pejskich konwencjach?Nigdy. W okolicach świąt pracuję cza-sem w Heidelbergu. Pracowałem też u Bugsa w Londynie. Teraz dopiero co wróciłem z konwencji w Chinach w Pe-kinie.

Jak widzisz świat tatuażu za dzie-sięć lat?Będzie nasycony prawdziwymi arty-stami. Myślę, że będzie funkcjonować masa studiów autorskich (custom shop) i powstanie mnóstwo autorskich prac. Jestem pewien, że za dziesięć lat lu-dzie będą z niedowierzaniem i pobłaż-liwym uśmiechem na ustach myśleć, jak to było możliwe, że wybierali tatu-aże z katalogów.

TATTOOFEST 44 TATTOOFEST 45

Page 24: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 46 TATTOOFEST 47

Sm

ith

Jes

se

Page 25: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 48

KUDI chicks

KUDI chicks KUDI chicks

BernieGdybym chciała krótko scharaktery-zować Bernadette Fürpass, mogłabym napisać, że jest to niezwykle sym-patyczna, skromna dziewczyna, któ-ra tak jak ja uwielbia koty. To właśnie głównie jej kocie tatuaże zwróciły moją uwagę... Pomyślałam, że muszę Wam przestawić Bernie jako kolejną Kudi Chicks. Bernie jest austriacką tatuarzystką.

KUDI chicks

TATTOOFEST 49

Foto

: KP

Page 26: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 50 TATTOOFEST 51

Oto parę słów od BernieO planach na przyszłość, a raczej o ich braku:Nie chcę planować przyszłości. W tym momen-cie nadal chcę pracować jako tatuarzystka. Na chwilę obecną jestem bardzo zadowolona ze swojego życia.

KP

Foto

: KP

Page 27: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 52 TATTOOFEST 53

Foto

:Nan

cy P

ants

Page 28: TF # 7, November 2007

ThicQuangDuc: Powiedz na początek, jak długo interesujesz się tatuażem?KOSA: Tatuażem interesuję się od 15 roku życia. W tym samym czasie zaczą-łem interesować się graffiti. Wtedy też je-den z moich znajomych, któremu malo-wałem pub, pokazał mi swój tatuaż, po czym zapytał mnie, czemu jeszcze nie tatuuję. Narodziła się więc idea kupna sprzętu... A że zawsze chciałem malo-wać i być malowanym, pomyślałem, że to będzie proste i łatwe... Niestety początki są zawsze trudne. Dlatego też postano-wiłem rozpocząć naukę na studiach pla-stycznych. Rok temu obroniłem pracę te-matycznie związaną z tatuażem. Temat ten był dla mnie bardzo ważny, ponieważ chciałem zgłębić wiedzę historii tatuażu oraz innych aspektów z tym związanych.

TQD: A jaki był temat Twojej pracy dy-plomowej?K: Moja praca dyplomowa dzieliła się na dwie część: plastyczną oraz pisemną. Ta pierwsza była realizacją tematu ,,Zna-ki zodiaku’” w przełożeniu rysunkowym, uwzględniając wykorzystanie tych rysun-ków w tatuażu. Ta część mojej pracy dzie-liła się na dwa cykle po 12 znaków zodia-ku w formacie 100/70. Jednym z nich był rysunek realistyczny, drugim rysunek jed-nowalorowy. W części pisemnej realizo-wałem temat ,,Tatuaż – warsztat, histo-ria, artystyczny status”. Jak sam temat

sugeruje, podjąłem w tej części ważne dla mnie zagadnienie, czy tatuaż można uznać za dzieło sztuki. W pracy poruszy-łem także takie zagadnienia, jak techniki wykonywania tatuażu, jego funkcje oraz style, jakimi tatuatorzy się posługują.

TQD: To bardzo ciekawe. Czyli jesteś tatu-atorem z dyplomem... Jak długo tatuujesz?K: Tatuowaniem zajmuję się od 2000 roku. Przez ponad sześć lat robiłem to tylko w domowym zaciszu. W lutym 2007 roku po raz pierwszy postawiłem kro-ki w profesjonalnym studio Rock ‘n’ Roll Tattoo w Edynburgu.

TQD: Jak Ci się pracowało w Edynbur-gu? Zauważasz dużą różnicę między pracą tam, a tu w Polsce?K: Było naprawdę sporo roboty. Szkoci wybierali raczej proste w przekazie ta-tuaże: gwiazdki, imiona, herby czy tri-bale. Sporą klientelą studia byli Polacy, więc można było liczyć na bardziej am-bitne podejście do tematu. Na początku dużą barierą był dla mnie język - czasa-mi ciężko było mi coś wytłumaczyć. Tu-taj nie mam z tym problemu. Myślę, że właśnie rozmowa z klientem otwiera nam pole do popisu. Jest jeszcze wiele aspek-tów, o których warto wspomnieć: odmien-na kultura, historia czy mentalność społe-czeństwa. Szkocja jest krajem wielonaro-dowościowym i ta homogenizacja kultur

pokazała swoje. Zresztą widać to w ta-tuażu na całym świecie. W Polsce nato-miast ...zresztą sami wiecie jak jest...

TQD: Wiemy, wiemy... A skoro o Polsce mowa: Czy praca w studiu Art-Line, w któ-rym obecnie tatuujesz, zmieniła w jakiś sposób Twoje podejście do tatuowania? K: Człowiek się rozwija, a co za tym idzie, także zmienia. Widzę, jak studia oraz praca w Art-Line zmieniły całkowi-cie moje podejście do tatuażu. Patrząc na moje dawne prace, zauważam wiel-ką różnicę pomiędzy tym, co jest teraz, a co było jeszcze niedawno. Bardzo waż-nym aspektem jest moja rezygnacja z fre-ehandu. Doszedłem do wniosku, iż tatu-aż, który wcześniej zaprojektuję, jest bar-dziej dopracowany plastycznie oraz daje możliwość korekty na papierze.

TQD: To bardzo „rozsądne” podejście. A o jakie tatuaże ludzie proszą najczę-ściej? K: Z klientami jest jak z ciasteczka-mi: są różne - jedne smaczniejsze, a in-ne z gorzką czekoladą. Ja wolę te bez czekolady... Jeżeli widzę, że klient jest otwarty na propozycje, to oczywiście zaczyna się współpraca i z reguły z ta-kiej współpracy powstają autorskie tatu-aże. Jeżeli klient jest przekonany, że zna-czek japoński jest najświetniejszą formą na świecie, to nie będę go namawiał na

coś innego - to jego ciało, a ja je szanu-ję. Przede wszystkim rysuję sporo pro-jektów. Czasami, kiedy klient chce tylko jedną opcję, ja mimo to tworzę drugą, in-terpretując temat na swój sposób. Wtedy klient ma wybór. W Polsce trzeba nieste-ty być elastycznym. Z tego, co widzę, to jeszcze nie pora na autorskie studia ta-tuażu. Mam nadzieję, że się to nieba-wem zmieni.

TQD: A czy często zdarza Ci się robić ta-tuaże autorskie? Jaka tematyka w nich przeważa? Gdzie w ogóle szukasz in-spiracji?K: Tak, jak wcześniej wspominałem, jest to w sporej części uzależnione od klienta. Staram się jak najwięcej rysować. Nawet jeżeli jest to kwiatek, to chcę go podać w atrakcyjny sposób. Jeżeli chodzi o te-matykę, to bardzo różnie to bywa, czasa-mi temat podaje klient do własnej inter-pretacji, czasami ja go zasugeruję. Dla mnie najciekawszym tematem jest czło-wiek. A inspiracja? Wystarczy rozejrzeć się dookoła.

TQD: Czy masz jakichś idoli ze świata ta-tuażu?K: Idoli może nie, natomiast jest sporo lu-dzi, których cenię za ich prace oraz po-dejście do tatuażu. Bardzo lubię prace Dana Hazeltona, Zappy, Victora Portuga-la, Grishy Maslova, Lionela... Jak widać,

nurty są bardzo zróżnicowane.

TQD: A których polskich tatuatorów ce-nisz najbardziej? K: Jest parę osób, których prace bardzo sobie cenię, ale niech to pozostanie moją tajemnicą. Dodam tylko, że zauważam coraz więcej ludzi z potencjałem...

TQD: No dobrze, to już nie dopytuję. Po-wiedz, czy jako osoba z wykształceniem plastycznym, zajmujesz się jakąś inną dziedziną sztuki poza tatuażem? K: Aktualnie skupiam się przede wszyst-kim na tatuażu, a co za tym idzie również na rysunku, jako że jest nieodłączny. Je-żeli tylko zorganizuję sobie lepiej czas, na pewno wrócę do grafiki warsztatowej oraz malowania na murach - tego w tej chwili najbardziej mi brakuje. Na studiach posmakowałem wszystkiego - od rzeźby po bardziej multimedialną formę, jak pro-jektowanie graficzne.

TQD: Skoro o multimediach mowa - od-wiedzasz strony poświęcone sztuce tatu-ażu? Udzielasz się może w jakichś ser-wisach? Zaglądasz na fora poświęcone BM, poza TattooArt.pl? K: Kiedyś udzielałem się bardziej na Tat-tooArcie, teraz niestety nie mam tyle cza-su. W wolnych chwilach wystawiam do oceny swoje prace na Inkednation. Jed-na zdobyła nawet tytuł ,,hot ink”. Bardzo

się cieszę, że ludzie zza oceanu doceni-li moją pracę.

TQD: No to tylko pogratulować! A powiedz, czy zdarzyło Ci się tatuować któregoś z użytkowników naszego serwisu? A może sam wpadłeś pod czyjąś maszynę? K: Jeden z tatuaży, które posiadam, wy-szedł spod maszyny Tofiego. Co do in-nych Tatooartowców, to jak na razie sta-nęło na pertraktacjach. Plany są...

TQD: A jak w ogóle podoba Ci się ser-wis TattooArt.pl? Czy chciałbyś w nim coś zmienić? K: Jest dobrze, że taki serwis istnieje. Fo-rum jest dobrze rozrośnięte, natomiast galerie można by było nieco rozbudować. Może stworzyć jakieś prywatne galerie Tattooartowców.

TQD: Raga zapewne weźmie te sugestie pod uwagę. Póki co wielkie dzięki za roz-mowę!

Prace Kosy można znaleźć w ga-lerii serwisu Tattooart.pl oraz na www.fotolog.com/baziq

TQD

* oczywiście nie chodzio dyplom tatuatora ;)

KOSA z rybnickiego studia ArtLine: chłopak z dyplomem*

rodzina tattooartrodzina tattooart

TATTOOFEST 54 TATTOOFEST 55

Page 29: TF # 7, November 2007

Marcin tatuuje od 12 lat. Do wszystkiego, co osiągnął, doszedł sam. Nikt go nie uczył, nikt nie udzielał mu wska-zówek. Z czasem do-łączył do niego Mate-usz. Ich duet to śląski Alien, najpopularniej-sze studio Zagłębia Dąbrowskiego. Chło-paki przyznają, że ta-tuaż jest ich życiem.

tatuatorem, to jedynie ste-reotyp i nie ma nic wspólne-go z prawdą. Sam szybko się o tym przekonałem. Do suk-cesów dochodziłem metodą prób i błędów. Praca, błędy, wyciąganie wniosków; praca, błędy, wyciąganie wniosków i tak w kółko. U nikogo się nie uczyłem, nikt nie udzielał mi rad. Zbierałem doświad-czenie powoli, ale do wszyst-kiego doszedłem sam. Zajęło mi to sporo czasu, ale dzię-ki temu tylko sobie zawdzię-czam to, co osiągnąłem.

Studio tatuażu Alien po-wstało w 1998 roku. Zało-

ALIENZ DĄBROWYGÓRNICZEJ

życielami byli Marcin Liana i Dominik Szymkowiak. Jed-nak po ok. półtora roku dro-gi tatuatorów się rozeszły. Przez ponad dwa lata Marcin prowadził studio sam.

Pewnego dnia w progach Aliena zawitał Mateusz Gęb-ski. Początkowo był klien-tem Marcina. - Zanim pod-jął u mnie pracę, pokazał się z bardzo dobrej strony. Był sumienny i widać było bardzo wyraźnie, że kocha tatuaże. Zaczynał, jak każdy, w zaci-szu pokoju domowego. I jak każdy na początku robił ta-tuaże na miernym poziomie,

ale teraz nie ma już po tym śladu - wspomina Marcin. Od 2002 roku zostali współ-pracownikami. Obaj dba-ją, by w studiu panował faj-ny klimat. Dogadują się i nie ma między nimi konfl iktów. Tworzą zgrany duet. Marcin bardzo lubi wykonywać pra-ce cieniowane. Lubi też ko-lor, ale jak podkreśla z powo-du trendu tatuaży czarno-bia-łych nie może się w nich za często spełniać. Mateusz od-nalazł się z kolei w klimacie new school oraz w czarnej stronie tribala ;)

Obaj czerpią inspiracje

z otoczenia, książek, cza-sopism, komiksów. - Każ-da rozmowa, każde spotka-nie, praktycznie każda rzecz może zainspirować. Często radzimy naszym klientom, by, szukając wymarzonego, ory-ginalnego wzoru, nie skupia-li się wyłącznie na stronach czy magazynach poświęco-nych tematyce tatuażu - uwa-ża duet z Dąbrowy. - Nas in-spirują nie konkretne oso-by, ale konkretne prace róż-nych tatuatorów. Nie ma sce-ny, którą regularnie śledzimy. Za dużo jest tego do ogarnię-cia! - dodają.

TATTOOFEST 56 TATTOOFEST 57

Page 30: TF # 7, November 2007

Alien rzadko jeździ na konwen-cje. Do tej pory pojawił się tylko na czterech polskich. Chłopaki nie przepadają za tatuowaniem na konwencjach. Do pracy lubią mieć spokój i ciszę, a te zapew-nia im studio. Mówią: - Konwen-cja to ogólnie fajna impreza, ale źle się na niej pracuje.

Jednak jak już się gdzieś po-jawią, zwykle przywożą nagrody. W 2001 roku byli w Rudzie Ślą-skiej, a w 2005 na Mega Tattoo w Warszawie (nagrody: I miej-sce w konkurencji kompozy-cja damska, III miejsce w kon-kurencji tatuaż crazy, III miej-sce w konkurencji tatuaż dnia). Dwa razy z rzędu pojawili się też na krakowskim Tattoo Feście. W 2006 zdobyli I miejsce w kon-kurencji tatuaż mały cieniowa-ny, a w 2007: I miejsce w konku-rencji tatuaż autorski i III miejsce w konkurencji tatuaż mały cienio-wany. - Mały dorobek, ale posta-ramy sie to powoli zmienić - za-powiada śląski duet.

Plany na przyszłość? Chcą

odwiedzać więcej konwen-cji oraz spróbować swoich sił na wyjeździe zagranicznym. Poza tym planują nadal się rozwijać. Myślą też nad ulep-szeniem studia.

Zarówno Marcin jak i Mate-usz nie wyobrażają sobie ży-cia bez tatuowania. Mówią: - Kochamy tatuaż. Bez nie-go nasze życie byłoby total-nie inne. Gdybyśmy nie mo-gli tatuować, na pewno byli-byśmy wytatuowani! Na prze-łomie kilku lat zmienił się nasz poziom prac oraz mentalność klientów, którzy stają się coraz bardziej wymagający i skorzy do nowych niestandardowych prac. Rodzi się zaufanie. Co-

raz więcej osób oddaje swo-ją skórę pod igłę, dając nam tylko niezbędne wskazów-ki (charakter tatuażu, klimat, itp.). Marcin dodaje: - Byłbym bardzo nieszczęśliwy, gdybym nie mógł tatuować.

ALIENul. Paryska 3/4

(wejście w bramie) 41-300

Dąbrowa Górniczatel. 501 852 093

www.tattooalien-pl.com

ALIEN- DUET ZZAGŁĘBIA

TATTOOFEST 58 TATTOOFEST 59

Page 31: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 61

Page 32: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 62TATTOOFEST 62 TATTOOFEST 63

Page 33: TF # 7, November 2007

Chcemy posiadać na swoim brzyd-kim ciele tatuaż. Z odrazą patrzymy na nie, jakieś takie mało kolorowe, takie samo, jak u innych. Wpadliśmy więc na pomysł pomazania się tatuażem. Kon-cepcja jak najbardziej dobra. Tylko co to ma być za wzór? Smok, kwiatek, tri-bal, a może wszystko naraz? Osiołkowi w żłobie dano... Albo właśnie nie dano, bo nic ciekawego nie ma. Zasoby inter-netu powinny zaoferować duży wybór wzorów, w końcu jest w sieci praktycz-nie wszystko.

Wybieramy sobie upragnione trzy chińskie literki i lecimy z nimi do studia, będąc pełni wiary, że to jest naprawdę to. Pokazujemy tatuażyście... A ten za-bija nas śmiechem. Poszukiwanie moty-wu na tatuaż w sieci jest wybitnie słabym pomysłem. Odpada tu element oryginal-ności. Mamy to samo co 121134213453 innych osób. Nie tylko my wpadamy na „błyskotliwy” pomysł ściągnięcia „wzor-ku”. Skoro już jestem przy popularnych krzesełkach (chińskie litery), to trzeba pamiętać o tym, że Japończycy i Chiń-czycy mają taką małą podpuchę w po-staci trzech alfabetów. Kanji, hiragana i katagana. Pierwszy tyczy się słów, któ-re od dawna są w użyciu, są wyrazami rodzimymi. Pozostałe dwa służą do za-pisywania wyrazów obcych dla tego ję-zyka, zwykle po sylabie. Zapewniam drogie Panie, że imienia Szczepan nie da się zapisać jednym znakiem ;). Spo-tkałem się z osobnikiem, który stwier-dził, że wytatuuje sobie imię ukochanej na przedramieniu. Tatuażysta machnął mu trzy znaczki. Ten zadowolony pole-ciał do lubej pochwalić się nabytkiem i... Oberwało mu się zdrowo, bowiem pan-na widziała w sieci, że jej imię zapisuje się czterema znakami... Propozycja na magisterkę: „Wpływ tatuażu na często-tliwość rozwodów w Polsce”.

Po co się tak męczyć i samemu wy-szukiwać sobie coś słabego? Prze-cież tatuażysta to nie tylko organiczna część maszynki. On, wbrew wszystkie-mu, też potrafi coś narysować. Powę-drujmy z planem podbicia świata do stu-dia i powiedzmy, czego chcemy. Tam zwykle otrzymujemy kilka przykładów na określony motyw, jak to można zro-bić, w jakiej koncepcji będzie utrzyma-ny nasz przyszły tatuaż itepe. Możemy też zlecić narysowanie określonego mo-tywu. Wtedy otrzymujemy bardzo pożą-daną oryginalność.

Ktoś powiedział kiedyś, że jak chce się być oryginalnym, to nie powinno się

tatuować wcale, ponieważ coraz mniej czystych ciałek wędruje po ulicach. Trzeba zachować lekki dystans do tego, że ktoś na drugiej półkuli może mieć ten sam wzór. Tłumaczyć możemy to sobie w ten sposób: motyw podobny, ale to zawsze jest nasz tatuaż, nikt inny NA-SZEGO nie posiada. Problem z głowy.

Internet jest dobry dla tych, którzy chcą, ale się boją. W skrócie: dla nie-zdecydowanych. Inspiracji dla przy-szłego tatuażu można poszukać, cze-mu nie, ale nie obstawać uparcie przy dokładnie takiej wersji danego wzoru. Tribal przypominający rozjechaną żabę to nie jest sztuka przez wielkie „SZ”. W 95 % w dwa lata po zrobieniu nudzi nas taki wzór. Zaczyna się marudzenie i kombinatoryka. Przeglądając fora in-ternetowe, co chwila trafi a się tam po-szukiwacz zaginionych wzorów. Z upo-rem maniaka twierdzi, że nie może cze-goś odnaleźć. Jak coś takiego czytam, to mam potem z godzinę myślenia, jak taki typ włączył komputer? To niby pro-ste, ale znalezienie galerii z pracami, względnie wzorami, również.

Zastanawiające jest też dorabianie sobie fi lozofi i do danego motywu. Klient często dopisuje historię (najlepiej jak sięga ze 100 lat wstecz) do tatuażu. Tyl-ko jaki w tym cel? Ano taki, że facet beł-kocze potem kumplom po pijaku, jaki to ma mityczno-mistyczny tatuaż (jakieś kreski na ramieniu), a kobieta twierdzi, że jej delfi nek jest lepszy, bo taki sam miało na świątyni wymarłe plemię Kloc-bunstrukermenów... Nie dokładajmy na-dętej fi lozofi i do czegoś, co jej zupełnie nie wymaga. Trzeba cieszyć się z posia-danego tatuażu, a nie uprawiać gdybo-logię stosowaną. Już zdecydowanie le-piej powiedzieć, że tatuaż ten wiąże się z jakimś wydarzeniem w naszym ży-ciu. Za każdym razem, gdy go widzi-my, przypomina nam się tamta chwila. Jest to lepsze niż pisanie historyjek pi-jackich, które można określić modnym ostatnio słowem: „porażające”.

W tej pisaninie biorę też pod uwagę osoby, dla których tatuaż to ozdoba. Na poziomie nowych kolczyków. Tak wiem, kolczyki można wyjąć, a tatuaż jest na całe życie. I co z tego? Wcześniej prze-czytaliście, że takie „wzorkowanie” nu-dzi się i to prawda. Nie każdy musi trak-tować tatuaż serio. Niektórzy żyją chwi-lą i tatuaż to dla nich chwila. Potem za-kryje go ubraniem albo zwyczajnie za-pomni, że go ma. Niemożliwe? Nie ma rzeczy niemożliwych, są tylko trudne do

zrobienia. Zatem przestrzegam kocha-nych wydziaranych przed robieniem papki z mózgu wszystkim szukającym wzorów.

Tatuażem może się dzisiaj stać nie-malże każdy obraz. Wszystko zależy od zdolności tatuażysty i (nie oszukujmy się) pieniędzy. Można poszukać w ob-razach z przeszłości. Wiele elementów jest przetwarzanych w innym stylu. Dr Google oferuje nam nieskończenie wie-le różnych zdjęć, niekoniecznie musi to być fotka tatuażu. Choć jak ktoś napisał, ciężko o naprawdę dobre zdjęcie smo-ka. Fakt! Niemalże niemożliwe... Trzeba mieć cierpliwość i chęci. Jak tego bra-kuje, to się później paraduje z czarnym, wypełnianym Kanji. Lenistwa sieciowe-go nie trzeba daleko szukać. Przykład: „Szukam wzoru tygrysa, tylko żeby wy-glądał jak prawdziwy. Jak macie jakieś wzorki to podeślijcie na dupazemnie-iniechcemisieszukać@cośtam.pl.” Ręce z majtkami opadają. Jest tyle zdjęć tego futrzaka, że problem raczej stanowi wy-bór jego pozy, a nie zdobycie „wzorku”.

Po tym wszystkim, małe, końcowe „ale”, o którym już było. Moja rubryka, to i powtarzać się będę ;) Gdy już znaj-dziemy ten upragniony motyw, gdy ta-tuażysta go dla nas narysuje, jeśli od-najdziemy go w google lub też spadnie nam razem z kokosem, który niosła ja-skółka, postarajmy się zostawić tatuaży-ście trochę swobody. Jeśli uważa on, że coś można poprawić, zrobić w inny spo-sób, pozwólmy mu na to. Nie sparto-li pracy, a być może zobaczył coś, cze-go nie widział twórca wzoru i postara się to zrobić lepiej. Artysta powinien mieć trochę miejsca na swoje trzy grosze. To nie ksero. Tworzenie tatuażu powin-no być współpracą, a nie bezmyślnym nakłuwaniem skóry. Gdybym ja powę-drował do studia, a tatuażysta wyko-nywałby mój ukochany wzorek ze słu-chawkami w uszach, nie otwierając do mnie gęby... Z radością zrobiłbym sałat-kę z takiego buraka. Każdy jest czasem zmęczony drugim człowiekiem, zrozu-miałe, lecz tatuażysta jest w pracy, a to powinno go do czegoś zobowiązywać.

Reklamy portali i pisemek związa-nych z mazaniem po ciele uprawiać nie będę, ku uciesze kochanego Naczelne-go (kilogram wazeliny się przelało). Jak mawiają: „szukajta, a znajdzieta”. To na-prawdę nie jest trudne.

Michał (Dante)

Chcemy posiadać na swoim brzyd- tatuować wcale, ponieważ coraz mniej zrobienia. Zatem przestrzegam kocha-

Szukamwzoroof...

Czym jest dla Ciebie praca w jury? Czy jest to łatwe zadanie?Trudno jest oceniać inne tatuaże, tym bardziej, że czasem ocenia się prace znajomych czy przyjaciół. Trzeba wte-dy odrzucić kategorie, którymi myśli się na co dzień i po prostu być profesjona-listą. Niestety, w większości wypadków to, że ktoś zostaje jurorem i w jakiś spo-sób jest związany z uczestnikiem czy ar-tystą, ma wpływ na jego ocenę da-nego tatuażu. Mimo iż osobiście uważa on, że nie. Dla mnie ocenianie prac przez pryzmat znajomości dyskwalifi kuje kogoś jako sędziego. Po prostu nie powinno się oceniać czyjejś pracy, znając autora. Chyba że potrafi sz się do tego zdystansować i ocenić tatuaż takim, jakim jest w rzeczywistości. Wte-dy nie ma problemu. Wczoraj podczas konkursu uczestnik wszedł na scenę i przy-witał się z jednym z juro-rów... Wielu osobom bar-dzo się to nie podobało. Co o tym sądzisz?Na pewno coś takiego nie wygląda dobrze. To od ciebie zależy, czy zga-dzasz się być jurorem, czy nie. Cho-dzi o to, żeby umieć oddzielić prywat-ne sprawy od pracy i być profesjonalistą w tym, co się robi. Można po prostu się przywitać, z grzeczności, a nawet można uścisnąć komuś dłoń 10 razy i to nic nie będzie znaczyć. Mimo to publiczność ra-czej źle odbiera takie zachowania.

Jak często jesteś jurorem podczas konkursów?Jak tylko pozwala mi na to czas.

Lubisz to zajęcie?Nie przeszkadza mi to. Tym bardziej, że w ten sposób można odwdzięczyć się

organizatorom za całą ich pracę, przy-gotowania, za to, jak dbają o uczestni-ków. Jeśli jest to dobra impreza, jeśli mam czas albo mogę go wygospoda-rować pomiędzy pracami tatuatorskimi, wtedy jak najbardziej mogę sędziować. Bardzo chętnie pomagam w ten spo-sób orga- nizatorm.

P o d w a -runkiem, że nie jestem zmuszony zosta-wić klienta podczas kilkugodzinnej sesji. Traktuję to zajęcie jako udział w świecie tatuatorskim i dawaniu czegoś z siebie temu światu. To nawet pochlebiające, że ludziom zależy na mojej opinii, liczą się z nią i cenią mnie jako sędziego.

Czy pośród wielu różnych wzorów ła-two jest wybrać ten najlepszy tatuaż?Czasami jest tak w poszczególnych kate-goriach, że decyzja, co do wyboru najlep-szego wzoru jest natychmiastowa, a cza-sami jest dużo dobrych prac. I może nie

powinienem tego mówić (jako wielokrot-ny sędzia), ale: Jakie mamy możliwo-ści oceny w takich kategoriach jak sztu-ka i jej różne pochodne, różne style? Ja-kie mamy prawo oceniać, kto jest lepszy, a kto gorszy, tym bardziej w jakimś spe-cyfi cznym stylu? To bardzo subiektyw-ne! Dlatego ocena bywa bardzo trudna. Czasami jest tak, że w jakiejś kategorii od razu wiadomo, że konkurencja będzie ciężka, dlatego bardzo ważne w konkur-

sach są kategorie. Skomplikowaną kategorią według mnie jest również

tatuaż piewrszego dnia festiwa-lu. Zwykle nie ma jeszcze wte-

dy zbyt wielu osób i to kom-plikuje sprawę.

Zakończyłeś pracę w studiu Last Rites. Co możesz na ten temat powiedzieć?Bez komentarza. Tro-chę dla mnie za wcze-śnie, żeby o tym mówić. Mój szacunek dla Pau-la nie zmienił się, jest taki

jak na początku, tak samo, jak podziw, jakim go darzę.

Last Rites było dla mnie za-wsze jak rodzina i będzie nadal,

tak samo jak Paul. Spędziłem tam najlepsze lata mojego życia i w tej

chwili nie mogę powiedzieć nic więcej na ten temat.

Jakie są twoje plany zawodowe ?Planuję otworzyć studio razem z Timem Kernem i Danem Marshallem, tak żeby mieć miejsce do kontynuowania pracy, zwłaszcza z klientami, którzy są z nami od lat. Nie ma być to studio, gdzie będę zatrudniał ludzi. Chcę tylko mieć miejsce na swoje rzeczy, bawić się, robić swoje i wracać do domu.

Chciałbyś powiedzieć coś specjalne-go naszym czytelnikom?Szatan was kocha.

Wywiad i foto: KP

TATTOOFEST 64 TATTOOFEST 65

Page 34: TF # 7, November 2007

Dziękujemy wszystkim uczestnikom za nade-słane zdjęcia i dzielenie się z nami wakacyjnymi przygodami! Spośród wszystkich zdjęć wybra-liśmy zwycięzców. Autorzy nagrodzonych prac otrzymają:

I miejsce - nagrody rzeczowe wartości 500 złod fi rmy GRANDA oraz roczną prenumeratęmiesięcznika TATTOO FEST II miejsce - nagrody rzeczowe wartości 200złod fi rmy GRANDA oraz roczną prenumeratęmiesięcznika TATTOO FEST III miejsce - roczną prenumeratęmiesięcznika TATTOO FEST.

Ponadto postanowiliśmy przyznać dodatkowenagrody w postaci półrocznej prenumeratymagazynu TATTOO FEST,autorom wyróżnionych zdjęć.

Wakacyjny foto-konkurs Grandy i Tattoo Festurozwiązany!

*Do zobaczenia w przyszłym roku na plażach,nad jeziorami, w górach i na piknikach!!

TATTOOFEST 67

I miejsce

II miejsce

III miejsce

Wyróżnienie 2

Wyróżnienie 1

Page 35: TF # 7, November 2007

TATTOOFEST 66 TATTOOFEST 69TATTOOFEST 68

Paw

cio,

„Ka

mufl

aż”

- Ja

strz

ębie

Zdr

ój

Tofi,

„A

rt L

ine”

- R

ybni

k

Robs

on,

„Rob

Tatt

oo”

- Kr

aków

Bart

osz

Pana

s, „

Gul

estu

s” -

War

szaw

a

Page 36: TF # 7, November 2007
Page 37: TF # 7, November 2007