Śród żywych duchów

26
MAŁGORZATA Najbardziej wzruszająca książka Małgorzaty Szejnert. Niezwykły nagrobek wystawiony polskim bohaterom. Norman Davies

Upload: siw-znak

Post on 18-Mar-2016

226 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Małgorzata Szejnert: Śród żywych duchów Dramat polskich bohaterów wojennych - rotmistrza Pileckiego, generała Fieldorfa „Nila” i innych skazanych na śmierć w Polsce Ludowej - nie kończył się z chwilą wykonania wyroków. Dla rodzin straconych to początek walki o ujawnienie prawdy o losach bliskich: synów, mężów i ojców. Śród żywych duchów to ich poruszająca historia. Małgorzata Szejnert, mimo starannie zatartych śladów, poszukuje grobów więźniów politycznych straconych w warszawskim więzieniu na Rakowieckiej. Zbiera relacje świadków i członków rodzin, ujawnia sposoby na obejście cenzury i zdobycie informacji w epoce strachu i nieufności.

TRANSCRIPT

Page 1: Śród żywych duchów

Listopad 1988 roku, zaniedbana łączka na warszawskich

Powązkach. Małgorzata Szejnert na każdym z pięciu

symbolicznych grobów kładzie krótki list. Kartkę

przyciska zniczem. Jest przekonana, że groby są puste,

ale wie, że wieczorem ktoś tu przyjdzie...

Małgorzata Szejnert – dziennikarka, przez prawie piętnaście lat szefowa działu reportażu w „Gazecie Wyborczej”. Autorka wielu książek, jest laureatką Nagrody Mediów Publicznych COGITO, była nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia, Lite -rackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus oraz dwukrotnie do Nagrody Literackiej Nike. W Znaku ukazały się: Czarny ogród (2007), Wyspa klucz (2009) oraz Dom żółwia. Zanzibar (2011).

Dramat polskich bohaterów wojennych – rotmistrza Pileckiego, generała Fieldorfa „Nila” i innych skazanych na śmierć w Polsce Ludowej – nie kończył się z chwilą wykonania wyroków. Dla rodzin straconych to początek walki o ujawnienie prawdy o losach bliskich: synów, mężów i ojców. Śród żywych duchów jest ich poruszającą historią.

Małgorzata Szejnert, mimo starannie zatartych śladów, poszukuje grobów więźniów politycznych zamordowanych w warszawskim więzieniu na Rakowieckiej. Zbiera relacje świadków i członków rodzin, ujawnia sposoby na obejście cenzury i zdobycie informacji w epoce strachu i nieufności.

Dziennikarka w mistrzowski sposób łączy opowieść o epoce terroru i o końcu lat osiemdziesiątych, tworząc niezwykłą kronikę przeło-mu i początku demokratycznych przemian w Polsce.

MAŁGORZATA

MA

ŁGO

RZA

TA

Cena detal. 39,90 złNajbardziej wzruszająca książka Małgorzaty Szejnert. Niezwykły nagrobek wystawiony polskim bohaterom.

Norman Davies

Szejnert_Srod_zywych_duchow_okl_druk.indd 1Szejnert_Srod_zywych_duchow_okl_druk.indd 1 2012-07-04 08:32:392012-07-04 08:32:39

Page 2: Śród żywych duchów
Page 3: Śród żywych duchów

MAŁGORZATA

WYDAWNICTWO ZNAKKRAKÓW 2012

Page 4: Śród żywych duchów
Page 5: Śród żywych duchów

7

Część I

Parafi a świętej Katarzyny

Warszawa, marzec 1988

Więźniowie Mokotowa pamiętają turkot wozu konnego wewnątrz dziedzińca. Odzywał się przed świtem w pierwszych latach po woj-nie. Drewniane koła w żelaznych obręczach zmierzały ku bramie i oddalały się Rakowiecką.

Opowiadali mi o tym państwo Śmiechowscy. Jerzy Śmiechow-ski, młody makler w Gdyni, przemycił Stefana Korbońskiego i jego żonę na szwedzki statek „Drottning Victoria”. Korbońscy odpły-nęli bezpiecznie 5 listopada 1947 r. Śmiechowski, aresztowany na-stępnego dnia, odsiedział pięć lat. Na Mokotowie poznał przez ścianę studentkę Wiesławę Pajdak. Jej ojciec, Antoni, był jednym z szesnastu przywódców Polski Podziemnej sądzonych w Mos-kwie. Siedział pięć lat w więzieniu, tyleż na zesłaniu. Jej matka, Ja-nina, wyskoczyła oknem z trzeciego piętra gmachu krakowskiego UB; zmarła w szpitalu pod strażą. Jerzy i Wiesława zaprzyjaźnili się podczas długich rozmów alfabetem Morse’a. Gdy ulokowano ich karnie w celach naprzeciwko, by nie mogli stukać, wymyślili Morse’a świetlnego; znaki pisane cieniem w szparze nad podłogą. Wzięli ślub w 1953 r. w więzieniu kobiecym w Grudziądzu, gdzie siedziała jeszcze Wiesława; zezwolono na dłuższe widzenie i bukiet.

Page 6: Śród żywych duchów

8

Każde z nich, osobno, słyszało na Mokotowie klapanie kopyt i turkot kół. Zapamiętali je dobrze. Dzięki niezwykłej sprawno-ści w stukaniu wiedzieli więcej niż inni więźniowie; przewidywali, kiedy wóz nadjedzie. W taki poranek trudno było spać. Nie po-zwalał na to niepokój i smutek.

Ten wóz z Mokotowa ma różne postacie w różnych wspomnie-niach. Stanisław Krupa, były więzień Rakowieckiej, dziennikarz

„Kuriera Polskiego”, mówi o nim „furgon”, Władysław Minkiewicz – „zwykły chłopski wóz”. „Co jakiś czas tuż przed pobudką (było jeszcze zupełnie ciemno) zajeżdżał na więzienne podwórze zwy-kły chłopski wóz zaprzęgnięty w jednego konia, niknął gdzieś za murami i po chwili ukazywał się znowu, lecz teraz leżały na nim jedna, dwie, czasami nawet trzy drewniane skrzynie. Z początku nie mogliśmy zrozumieć, co ten kmiotek w swoich skrzyniach wy-wozi. Dopiero po pewnym czasie skojarzyliśmy dwa fakty. Otóż było tak, że z reguły poprzedniego dnia, już po wieczornym apelu, słyszeliśmy wyraźnie jeden, dwa lub trzy strzały, przy czym liczba strzałów zawsze zgadzała się dokładnie z liczbą skrzyń wywożo-nych nazajutrz o świcie”1.

Danuta Suchorowska zebrała wspomnienia kilkunastu więź-niów politycznych. Przedstawiła ich imionami. Władysław mówi:

„Była jedna rzecz, która przyprawiała więźniów skazanych na śmierć o dreszcz przerażenia. Była to świadomość tego, że nikt nigdy nie dowie się o tym, gdzie ich pochowano. Można być człowie-kiem niereligijnym, nie wierzyć w życie pozagrobowe, ale trudno pogodzić się z myślą, że raz na zawsze wymazany zostanie ślad, który przedłuża ludzkie istnienie, zostając w pamięci innych. Ten lęk przybierał z biegiem lat u niektórych więźniów rodzaj dręczą-cej obsesji. Powstawały ciche układy wielostronne, które w razie uratowania się jednego z uczestników nakładały nań obowiązek

1 Władysław Minkiewicz, Wspomnienia 1939–1954, „Zeszyty Historycz-ne”, Instytut Literacki, Paryż 1987, z. 81, s. 120.

Page 7: Śród żywych duchów

9

poinformowania rodzin na wolności o dacie śmierci i przybliżonym miejscu pochowania innych. Na ścianach Cytadeli pojawiały się wy-drapane w tynku nazwiska więźniów, które potem pozostali przy życiu mieli we właściwym czasie uzupełnić krzyżykami i datami”2.

kwiecień

Czy rodziny więźniów politycznych, straconych na mocy wyroku sądowego, nie mogły pogrzebać ich same?

Aniela Steinsbergowa: – Nie. Oni mieli zniknąć bez śladu. Ła-twiej zatrzeć pamięć, kiedy nie ma grobu. Podczas procesów reha-bilitacyjnych kładziono wiązanki na ławach podsądnych, których stracono przed paru laty, a teraz uwalniano z zarzutów. Nie było innego miejsca, gdzie by je można położyć. O to właśnie chodziło. Żeby nie było żadnego miejsca na kwiaty.

(A. Steinsbergowa, uczennica i przyjaciółka Stefanii Sempołow-skiej. Adwokat, socjalistka. Przed wojną broniła robotników „Sempe-ritu”, w czasie wojny pomagała Żydom, w połowie lat pięćdziesiątych domagała się wszczęcia procesów rehabilitacyjnych; doprowadziła między innymi do rehabilitacji Kazimierza Moczarskiego. Autorka książki Widziane z ławy obrończej wydanej pod własnym nazwiskiem w Instytucie Literackim w Paryżu w 1977 r. Zmuszona do odejścia na emeryturę. Współtwórczyni KOR. Wiceprzewodnicząca Stowa-rzyszenia Opieki nad Więźniami „Patronat” w latach 1980–1981).

Jan Olszewski: – Nigdy nie wydawano bliskim tych zwłok. To stanowiło dodatkową karę dla skazanych i rodzin.

(J. Olszewski, adwokat. W czasie okupacji w Szarych Szeregach, do 1947 r. w konspiracji, w czasie „odwilży” w redakcji „Po prostu”.

2 Danuta Suchorowska, Wielka edukacja. Wspomnienia więźniów politycz-nych PRL w latach 1945–1956, Biblioteka Obserwatora Wojennego, Kraków 1985, przedruk: Warszawa 1987, s. 54–55.

Page 8: Śród żywych duchów

10

Współpracownik KOR, doradca najwyższych władz Solidarności, obrońca w licznych procesach politycznych, mąż zaufania opozy-cji w sprawach budzących niepokój społeczny).

Stanisław Skalski: – Więźniom, którzy mieli KS, nie przychodziło nawet do głowy, że mogą być pochowani po ludzku, przez rodziny.

(S. Skalski, wybitny pilot. W czasie wojny, zwłaszcza w bitwie o Anglię, zestrzelił 22 samoloty niemieckie. Odznaczony dwu-krotnie Virtuti Militari i czterokrotnie Krzyżem Walecznych. Po powrocie do Polski długo więziony, torturowany, skazany na karę śmierci pod zarzutem szpiegostwa. Odmówił wniesienia prośby o łaskę. Po 1956 r. rehabilitowany).

Wacław Gluth-Nowowiejski: – Żadna ze znanych mi rodzin, których bliscy zostali straceni, nie dowiedziała się nigdy, gdzie leżą. Wiem tylko, że wskazano miejsce matce „Anody”, ale okoliczno-ści tej sprawy były inne.

(W. Gluth-Nowowiejski, dziennikarz, najmłodszy z czterech braci i jedyny, który przeżył wojnę. Ciężko ranny w Powstaniu War-szawskim doczołgał się do piwnicy domku na Marymoncie. Oca-lony przez kobietę, która go wywiozła z miasta na ręcznym wózku, pod szmatami. Braci Zbigniewa i Janusza rozstrzelano na Pawiaku. Jerzy zginął w Powstaniu. Wacław aresztowany w 1948 r. skazany został na osiem lat więzienia za nielegalne posiadanie broni i przy-należność do organizacji, o której istnieniu nigdy nie słyszał).

Andrzej Krzysztof Kunert: – Nie słyszałem o tym, by zwłoki straconych wydawano bliskim, a gromadząc informacje do Słow-nika, spotykałem się z wieloma rodzinami straconych i byłymi więźniami politycznymi. Wiem natomiast o dwóch więźniach zmar-łych na Mokotowie, którzy leżą na Powązkach – to gen. Franci-szek Herman i płk Aleksander Krzyżanowski.

(A.K. Kunert, historyk, uczeń Władysława Bartoszewskiego, autor Słownika biografi cznego konspiracji warszawskiej. Zawarte w nim życiorysy można podzielić według trzech schematów: bo-haterowie zamęczeni lub zamordowani przez Niemców w czasie

Page 9: Śród żywych duchów

11

okupacji, bohaterowie zamęczeni, zamordowani lub zrujnowani przez system narzucony po wojnie, bohaterowie, którzy dożyli późniejszych lat we względnym spokoju, płacąc różne koszta. Ku-nert odnotował starannie wyroki śmierci, lata odsiadki, rehabili-tacje zmarłych i żywych, funkcje w fasadowych organizacjach).

Wiesława Śmiechowska-Pajdak:  – Moja rodzina pochowała matkę na cmentarzu Podgórskim w Krakowie; siedziałam wtedy w więzieniu. Matka nie miała sprawy, nie było wyroku. Powiedziano nam, że to samobójstwo. Sądzę, że naprawdę nie chciała żyć. Po wielu staraniach wydano ciało w zamkniętej trumnie. Nie pozwo-lono na klepsydry i nekrologi.

(W. Śmiechowska-Pajdak, więziona za pracę w PPS-WRN, le-karka stomatolog w Warszawie).

Władysław Siła-Nowicki: – Zwłok ludzi straconych z przyczyn politycznych nie wydawano. Przed wojną – tak. Niewiadomskiego pochowano we wspaniałym grobie na Powązkach i endecy starali się o to, by miał więcej kwiatów niż Narutowicz. Po wojnie nie in-formowano nawet rodzin o wykonaniu wyroku. Przestawano na-tomiast przyjmować paczki. To był straszny znak. W Związku Ra-dzieckim informowano w sposób równie ukryty, ale zrozumiały dla doświadczonych: „zesłany bez prawa korespondencji”.

(W. Siła-Nowicki, adwokat, w czasie wojny w Kedywie AK i De-legaturze Rządu RP, tuż po wojnie działacz Stronnictwa Pracy. Aresztowany z grupą Hieronima Dekutowskiego „Zapory” – WiN, skazany na śmierć, ocalał dzięki powiązaniom rodzinnym. Al-dona Dzierżyńska-Kojałłowicz napisała do Bieruta: „Kocham go jak własnego syna, a więc przez pamięć niezapomnianego brata mego Feliksa Dzierżyńskiego, błagam Obywatela Prezydenta o ła-skę darowania życia Władysławowi Nowickiemu”. Uwolniony w 1956 r. Zrehabilitowany, został obrońcą w procesach politycz-nych, doradcą Solidarności, członkiem Rady Konsultacyjnej przy przewodniczącym Rady Państwa).

Page 10: Śród żywych duchów

12

Astolphe Louis Léonor markiz de Custine, poczęty na miesiąc przed zburzeniem Bastylii, czterolatek, gdy zgilotynowano ojca i dziada, wytworny i bogaty arystokrata, rozpoczął w czerwcu 1839 r. po-dróż po Rosji. Opisał ją w książce Listy z Rosji, której przenikliwość zdumiewa czytelnika polskiego, doświadczonego sąsiada Rosjan. George Kennan napisał o tym reportażu z podróży, że „nie jest to może bardzo dobra książka o Rosji 1839 roku, ale jest to z pewnoś-cią doskonała książka, niewątpliwie najlepsza ze wszystkich, o Ro-sji Stalina, i całkiem niezła książka o Rosji Breżniewa i Kosygina”3.

Custine opowiada między innymi o zwiedzaniu twierdzy szlis-selburskiej. Zapytał oprowadzającego go inżyniera o grób Iwana IV, nieszczęsnego dziedzica tronu rosyjskiego, który zmarł w fortecy jako więzień stanu.

„W odpowiedzi – pisze – pokazano mi wyrwę, jaką uczyniło w murze działo cara Piotra, gdy osobiście oblegał szwedzką twier-dzę, będącą jego zdaniem kluczem do Bałtyku.

– Grób Iwana – podjąłem z niezmąconym spokojem – gdzie on się mieści?

Tym razem zostałem zaprowadzony na tyły cerkwi, w pobliże rosnącego tu krzewu różanego. »Tutaj« – usłyszałem.

Zrozumiałem, że w Rosji ofi ary nie mają grobów”4.

Gustaw Herling-Grudziński notuje w książce Inny świat. Zapis-ki sowieckie:

„Śmierć w obozie była straszna także i przez swoją anonimo-wość. Nie wiedzieliśmy, gdzie się grzebie umarłych (...). Można być człowiekiem niereligijnym, nie wierzyć w życie pozagrobowe, ale trudno pogodzić się z myślą, że raz na zawsze wymazany zostanie jedyny materialny ślad, który przedłuża istnienie ludzkie i nadaje

3 Za: Pierre Nora, przedmowa do książki Astolphe’a Louisa Léonora mar-kiza de Custine’a, Listy z Rosji, Aneks, Londyn; Krąg, Warszawa 1988, s. XII.

4 Astolphe Louis Léonor markiz de Custine, Listy z Rosji, dz. cyt., s. 128.

Page 11: Śród żywych duchów

13

mu wyrazistszą trwałość w pamięci ludzkiej. Ta forma lęku przed śmiercią, lub raczej przed zupełnym unicestwieniem, przybierała z biegiem lat u niektórych więźniów charakter dręczącej obsesji. Powstawały ciche układy wielostronne, które w razie uratowania się jednego z uczestników nakładały nań obowiązek powiadomie-nia rodzin na wolności o dacie śmierci i przybliżonym miejscu pochowania reszty, na ścianach baraków pojawiały się wydrapane w tynku nazwiska więźniów, które pozostali przy życiu towarzysze mieli uzupełnić we właściwym czasie krzyżykami i datami (...)”5.

Danuta Suchorowska mogła wcielić, prawie dosłownie, myśli Herlinga-Grudzińskiego do relacji „Władysława”, ponieważ o lo-sie więźniów w pierwszej dekadzie Polski Ludowej i o losie więź-niów w ZSRR decydował ten sam porządek. Jej nadużycie stało się, niezamierzenie, dodatkowym świadectwem opisywanych czasów.

Dlaczego wskazano miejsce matce „Anody”?Jan Rodowicz „Anoda” był jednym z najdzielniejszych żołnie-

rzy „Zośki”. Wnuk powstańców styczniowych. Syn Kazimierza, profesora Politechniki Warszawskiej, i Zofi i z Bortnowskich, sio-stry generała – dowódcy Armii „Pomorze”. Brat Zygmunta, zawo-dowego ofi cera WP, który zginął w Powstaniu Warszawskim. Miał zamiłowania elektroniczne, pracował w zakładach radiowych Phi-lipsa; stąd pseudonim konspiracyjny. Śpiewał, pisał wiersze, rysował.

Z akcji pod Arsenałem w 1943 r. wyniósł na plecach rannego Alka Dawidowskiego. Odznaczony Krzyżem Walecznych. Wysa-dził przepust kolejowy pod Rogożnem. Odznaczony ponownie Krzyżem Walecznych. Ciężko ranny podczas uderzenia fl ankowego na Cmentarzu Ewangelickim podczas Powstania. Odznaczony Vir-tuti Militari. Ponownie ciężko ranny na Przyczółku Czerniakow-skim. Żołnierze LWP lądujący na brzegu warszawskim znajdują go nieprzytomnego i zabierają pontonem na Pragę.

5 Gustaw Herling-Grudziński, Inny świat. Zapiski sowieckie, Instytut Li-teracki, Paryż 1965.

Page 12: Śród żywych duchów

14

Po uwolnieniu Warszawy od Niemców zajmuje się ekshuma-cją i pogrzebami powstańców „Zośki”. Wstępuje na Politechnikę, na Wydział Elektryczny, ale szybko przenosi się na architekturę.

Te informacje znane są wielu. Dalsze podaję na podstawie relacji warszawskiego dziennikarza Andrzeja Wernica, który badał tę sprawę.

W wigilię Bożego Narodzenia po „Anodę” przychodzi UB. 1 marca rodzice otrzymują urzędowe zawiadomienie Naczelnej Prokuratury Wojskowej o jego zgonie. Mjr Mieczysław Dytry, szef Wydziału Nadzoru Prokuratorskiego nad Śledztwem w Sprawach Szczegól-nych, pisze, że zatrzymany „w dniu 7 stycznia popełnił samobój-stwo, wyskakując z okna podczas przeprowadzania go z aresztu”, i że zwłoki pochowano na cmentarzu miejskim na Powązkach. Nie podano kwatery i numeru grobu.

Rodzina uzyskuje jednak te dane w biurze pogrzebowym przy ulicy Rakowieckiej, róg Sandomierskiej. Urzędnicy tego biura za-pamiętali, że w styczniu funkcjonariusze UB przywieźli tu cięża-rówką ciało zawinięte w koc. Kazali je zawieźć na cmentarz i po-chować jako NN.

Kierownik biura wiedział jednak, kogo przywieziono. Znał Ro-dowicza. Pracowali razem przy ekshumacji żołnierzy „Zośki”. Za-pisał numer grobu, do którego złożono „Anodę”, i podał rodzinie. Umożliwił jej także ekshumację zwłok i godziwe ich pochowanie. Przeprowadzono to bardzo dyskretnie. Ojciec i matka przenieśli ciało do kupionej przez siebie trumny. Zauważyli przy tym, że zwłoki pochowano przedtem z pewną pieczołowitością.

Następną osobą, która złamała milczenie, był dr Konrad Okolski, ojciec żołnierza „Zośki”. Wiedział od prof. Grzywo-Dąbrowskiego, który kierował Zakładem Medycyny Sądowej AM, że Rodowicz zo-stał zamęczony.

„Anoda” leży pod własnym nazwiskiem dlatego, że człowiek, który miał go ukryć w bezimiennym dole, nie zastosował się do polecenia. Znajomość, jaką zawarł z Rodowiczem, była szcze-gólna. Razem przygotowywali zmarłych na drogę. Kierownik biura

Page 13: Śród żywych duchów

15

pogrzebowego, któremu w 1945 r. powierzono takie zadanie w sto-sunku do żołnierzy „Zośki”, uznał widocznie we własnym sumieniu, że należy je wypełnić do końca, bez względu na zmianę warunków.

Było to zresztą możliwe dlatego, że biuro pogrzebowe znajdo-wało się w strefi e otwartej i że „Anoda” nie został stracony. We-dług Naczelnej Prokuratury Wojskowej był ofi arą wypadku. Wyto-czono przeciw niemu zarzuty, lecz nie dokończono śledztwa. Nie doszło do sprawy ani wyroku.

Janinę Pajdakową też pozwolono pochować; obowiązywała wer-sja samobójstwa, być może prawdziwa.

Gen. Franciszek Herman, skazany na dożywocie w tak zwanej sprawie generalskiej (Tatar i inni), zmarł na Mokotowie w 1952 r.

Płk Aleksander Krzyżanowski zmarł w tym samym więzieniu w 1951 r., bez sprawy i bez wyroku.

Zmarli własną śmiercią, którą przyśpieszyły lub spowodowały warunki więzienne. Ale nie byli straceni.

Ofi ary „wypadków” i osoby zmarłe w sposób „naturalny” osta-tecznie mogły mieć groby, jeśli rodziny wykazały w tej sprawie odpo-wiedni upór i jeśli miały szczęście trafi ć na ludzi, którzy im pomogli.Żaden upór i determinacja nie pomogły odzyskać zwłok osób

rozstrzelanych lub powieszonych na mocy wyroku w mokotow-skim więzieniu.

początek maja

Pod koniec lat siedemdziesiątych Łukasz Socha (pseudonim) uzy-skał dostęp do dokumentów nie znanych przedtem historykom. Opracował je i podał do wiadomości w książce Te pokolenia żało-bami czarne... Skazani na śmierć i ich sędziowie 1944–1954, wydanej w podziemiu. Zataił nazwy archiwów i sygnatury akt, aby uchronić ludzi, którzy je udostępnili, przed szykanami, a dokumenty przed zniszczeniem lub zesłaniem w nieznane miejsce.

Page 14: Śród żywych duchów

16

Wśród dokumentów znajdowały się akta spraw prowadzonych przez sądy wojskowe różnych instancji i sądy doraźne, prośby o ła-skę kierowane przez skazanych i ich rodziny do prezydenta KRN, odręczne uwagi Bolesława Bieruta. Socha zanalizował jedynie te, które dotyczyły wyroków śmierci.

Zsumowanie danych za lata 1945 i 1946 zawartych w książce Sochy daje liczbę 1700 skazanych na śmierć przez sądy wojskowe i doraźne. Socha jest jednak przekonany, że wyroków tych było więcej. Nie we wszystkich sprawach występowano o ułaskawie-nie. Wiele akt wędrowało do różnych instancji i grzęzło po drodze.

Danych z roku 1947 i potem – brak.Socha przypuszcza, na podstawie własnych szacunków i opi-

nii innych historyków, że liczba wyroków śmierci, które zapadły w Polsce w sprawach politycznych w latach 1944–1948, wynosi co najmniej 2,5 tysiąca. Nie potrafi określić, jaki może być stosunek wyroków orzeczonych do wykonanych.

Autor Tych pokoleń... dokonuje interesującej obserwacji: 661 oso-bom skazanym na śmierć, których sprawy analizował, zarzucono do-konanie 122 morderstw politycznych. Tylko 82 ofi ary tych morderstw miały nazwiska lub pseudonimy. Reszta ginęła w poszlakach. Spra-wiedliwość zabijała gorliwiej niż ci, których oskarżano o  zbrodnie.

Do ofi ar ofi cjalnego wymiaru sprawiedliwości Socha dodaje „około 10 tys. zabitych bez sądu, zamordowanych w śledztwie, za-bitych na ulicy czy na polu, pochowanych często tajnie na cmen-tarzykach czy w ogródkach wokół budynków powiatowych urzę-dów bezpieczeństwa albo topionych w rzekach i stawach”6.

Socha jest doświadczony w  archiwalnej robocie. Cierpliwy, lecz pełen energii. Można przypuszczać, że to mężczyzna koło czterdziestki, z kręgów opozycji, być może syn działacza lewicy.

6 Łukasz Socha, Te pokolenia żałobami czarne... Skazani na śmierć i ich sę-dziowie 1944–1954, Biblioteka Kwartalnika Politycznego „Krytyka”, Nieza-leżna Ofi cyna Wydawnicza, Warszawa 1986.

Page 15: Śród żywych duchów

17

W dedykacji dziękuje „Adamowi Michnikowi i Włodzimierzowi Martowi, dzięki którym ta książka powstała”.

Bardzo starannie strzeże pseudonimu. Dotarcie do niego wy-maga nawiązania łańcucha kontaktów. Po tygodniu otrzymuję wia-domość zwrotną. Zgadza się na spotkanie, podaje telefon i adres.

Wiadomość zdumiewająca. Łukasz Socha to profesor Maria Tur-lejska. Urodzona w 1918 r. W czasie okupacji zecer w tajnej dru-karni PPR, po wojnie kierowniczka Wydziału Historii Partii KC PPR. Stara towarzyszka partyjna.

W 1955 r. wkracza na drogę odstępstwa. Próbuje podważyć fał-szywe oskarżenia przeciwko Marianowi Spychalskiemu, ciągle jesz-cze więzionemu. Usunięta z partii.

Mieszka przy ulicy Puławskiej. Najlepsze budownictwo war-szawskie, koniec lat trzydziestych. W jasnych pokojach trzy obrazy Zdzisława Beksińskiego. Na dwóch – architektury z czaszek i pisz-czeli. Trzecie płótno, na oko pogodne, przedstawia dwoje ludzi, dorosłego i dziecko, na brzegu ciemnej zatoki. Jeśli przybliżymy twarz do obrazu, zobaczymy górę z potężnym nawisem, która led-wie wyodrębnia się z tła. Nawis, zlepiony z  ludzkich odpadków, kości, ścięgien, włókien, runie za chwilę na parę podróżnych, która spokojnie podąża w głąb.

Maria Turlejska mówi: – Pani się dziwi, że żyję wśród tych obra-zów. A mnie jest z nimi dobrze. Widocznie człowiek potrzebuje czasem takiego uzewnętrznienia.

Pytam, czy badając dokumenty dotyczące wyroków śmierci, zetknęła się kiedykolwiek z  informacjami dotyczącymi grzeba-nia straconych.

– Nie, nigdy. – Czy istnieją jakieś dane, które pozwoliłyby złożyć listę osób

straconych w więzieniu mokotowskim? – Jeśli istnieją, nie są dostępne. Znamy tylko pojedyncze na-

zwiska. Zwłaszcza jeśli były głośne. – Czy można określić, ile osób stracono na Rakowieckiej?

Page 16: Śród żywych duchów

18

– Nie ujawniono nigdy takiej informacji. Wyroki wykonywa-no w różnych miastach, w różnych więzieniach. Trzeba by mieć wgląd w akta więzienne, w protokoły wykonania wyroku śmierci, bo tylko one stanowią miarodajne świadectwo. To jest ciągle strze-żone. Jeżeli jest.

– Czy dzisiaj, w kilka lat po uzyskaniu dokumentów omówio-nych w książce Te pokolenia..., Socha wie więcej o liczbie wyroków śmierci wydanych w PRL z przyczyn politycznych?

– Jestem coraz bardziej świadoma tego, że listy skazanych na karę śmierci w 1945 i 1946 r., które ułożyłam na podstawie tych dokumentów, mają duże luki. Natknęłam się ostatnio na różne sprawy, których brakowało w tamtych materiałach.

Zdaniem profesor Turlejskiej dostępne archiwa nie powiedzą mi nic o miejscach grzebania straconych. Nie pomogą mi także

„oni”, byli członkowie władz bezpieczeństwa. Możliwe zresztą, że niewiele wiedzą. Między dyrektywą a nocną praktyką zalega prze-strzeń trudna do zbadania.

Turlejska-Socha sądzi, że powinnam szukać na własną rękę, przynajmniej na razie. Do „nich” zaś zwrócić się z pytaniami do-piero wtedy, kiedy wyczerpię inne możliwości.

Przed laty słyszała o pewnym człowieku, którego powinnam odnaleźć. Był synem więźnia politycznego straconego na Mokoto-wie. Jeszcze jako chłopiec, prawie dziecko, wniósł sprawę do sądu. Domagał się wiadomości, gdzie leży ojciec. Turlejska nie pamięta, kto jej o tym mówił, jak się nazywali więzień i syn i kogo pozwano przed sąd. Był jednak na pewno taki młodzieniec i był taki proces.

koniec maja

Telefon od K.; nie podaje nazwiska. Ostrożny albo dyskretny. Wię-ziono go na Mokotowie w  latach pięćdziesiątych i w stanie wo-jennym. Staroświecki, uparty. Jego proroctwa geopolityczne do

Page 17: Śród żywych duchów

19

niedawna śmieszyły nawet przyjaciół. Delikatny, uśmiecha się tylko. Prosi, bym odwiedziła proboszcza parafi i św. Katarzyny na war-szawskim Służewie. Nie znam tego księdza, nie słyszałam o nim.

– Czy pan myśli, że on na mnie czeka? – Tak, naturalnie. Może pani iść piechotą, przez łąki.

środa 1 czerwca

Idę przez łąki, za radą K. Ciągną się od Wilanowa po Lasy Kabackie i opierają o skarpę pra-Wisły. Na grzbiecie skarpy, między Ursyno-wem a Wilanowską stoi żółty kościół z prostokątną wieżą. Obok biała plebania pod łamanym dachem, z gankiem na masywnych ko-lumnach. Tylne okna budynku wychodzą na ogródek z rozległym widokiem na pola, aż po Stegny, Sadybę, Wilanów.

Parafi a jest bardzo stara. Jej akt erekcyjny pochodzi z 1238 r. Koś-ciół, zniszczony w czasie wojen szwedzkich, odbudowano w wieku osiemnastym, a sto lat później włoski architekt Franciszek Lanci nadał mu charakter neoromański.

Proboszcz ksiądz Józef Maj objął parafi ę przed paru laty po pra-łacie Antonim Czarneckim, który jest schorowany i traci pamięć, a czasem nawet przytomność umysłu; pracował tu blisko czter-dzieści lat i czasem pomaga jeszcze w kościele.

Ksiądz Maj pyta, czy znam cmentarze służewskie.Znam jeden, niewielki. Leży na skarpie, na południowy zachód

od kościoła. W najstarszej części piękny i dostojny. Nazwiska na grobach często się powtarzają i mają brzmienie włościańskie: Ka-raszewscy, Łagowscy, Wardeccy.

Proboszcz wyjaśnia, że parafi a ma dwa cmentarze. Ten, który znam, nazywa się Stary. Nikt nie wie, ile ma lat, ale znaleziono tu-taj urny słowiańskie. Drugi leży niżej, po drugiej stronie arterii, która biegnie pod skarpą i łączy Ursynów z ulicami Sobieskiego i Czerniakowską. Założono go, według księdza, podczas insurekcji

Page 18: Śród żywych duchów

20

kościuszkowskiej i grzebano na nim żołnierzy polskich i rosyjskich. Jest większy niż Stary, ale zapełniony i bez żadnych szans rozbu-dowy. Obstawiono go szczelnie blokami osiedla Służew nad Do-linką. Leży między nimi raczej jak skwer niż miejsce ostatniego spoczynku. Główna brama tego cmentarza znajduje się w murze przy ulicy Wałbrzyskiej.

O ile Stary cmentarz był elitarny – chowano tam włościan słu-żewskich, o  tyle Nowy przyjmował pogrzeby z całego Moko-towa. Przywożono tu także zmarłych bezdomnych i bezimien-nych z  innych dzielnic miasta. Ta tradycja, zdaniem proboszcza, mogła mieć znaczenie dla wydarzeń, jakie zaszły w sąsiedztwie cmentarza w pierwszych latach po wojnie.

Przekraczamy ruchliwą arterię pod skarpą. W bramie przy Wał-brzyskiej ksiądz daje mi cicho do zrozumienia, że nie ufa kobietom sprzedającym kwiaty. Dlatego powie mi wszystko dalej; w głębi cmentarza jest pusto.

Wskazuje wzrokiem różowy kamień przy dróżce. – Będzie ta-kich więcej. Powiem pani potem.

Główna aleja cmentarna wyprowadza nas na rozległy trawnik. Stoją na nim rzadko i chaotycznie betonowe stele z nazwiskami. Pochowano tutaj ofi ary drugiej wojny światowej. Rolę pomnika pełni socrealistyczny obelisk z płaskorzeźbami, nudny i banalny.

Oto relacja księdza Maja: „Stoimy w miejscu, gdzie biegła dawna granica cmentarza. Za-

znacza ją teraz ten pomnik. Cmentarz zajmuje obecnie 3,72 ha. Po-twierdza to wypis z rejestru gruntów sporządzony w 1987 r. przez Urząd Dzielnicowy Warszawa-Mokotów. Ten dokument jest bar-dzo ważny, bo zawiera pierwszą urzędową informację o rzeczywi-stej powierzchni cmentarza. Wszystkie poprzednie dane urzędowe, a także mapy geodezyjne, pomijały fakt, że cmentarz po wojnie został powiększony o mniej więcej hektar.

Na południe od obecnej kwatery wojennej leżało pole Józefa Bo-kusa. W 1945 r. został wywłaszczony. Musiało to być późnym latem,

Page 19: Śród żywych duchów

21

bo gospodarzowi nie pozwolono na zebranie owsa, który wskutek tego przepadł na pniu. Wkrótce potem przyłączono pole do cmen-tarza, grodząc je metalową siatką rozpiętą na słupach. Część tych betonowych słupów zachowała się jeszcze, mimo że cały cmen-tarz otoczono niedawno nowym murem według projektu archi-tekta Janusza Kazubińskiego, jednego z twórców osiedla Służew nad Dolinką.

Parafi a nie miała nic wspólnego z powiększeniem cmentarza. Istniejący wystarczał wtedy na jej potrzeby.

W tym samym czasie, kiedy zabrano „pole Bokusa”, do parafi i przysłano nowego grabarza Franciszka Lesiaka. Miał prawdopo-dobnie szczególne zadania.

Wkrótce zaczęły się nocne pochówki. Nie wiadomo dokładnie, kiedy odbył się pierwszy, ale prawdopodobnie już w 1945 r. Przy-jeżdżali nocą, do wykopanego wcześniej dołu wrzucali zwłoki, pole-wali wapnem i zasypywali. Okoliczni ludzie widzieli to czasem, ale usuwali się szybko. Z początku nikt nie wiedział, kto, kogo i skąd przywozi. Potem zorientowano się, że to funkcjonariusze przy-wożą więźniów z Mokotowa. Zwłoki były nagie. Ziemię równano.

Podobno po jakimś czasie do gospodarzy mieszkających w po-bliżu cmentarza zaczęły przychodzić rodziny więźniów, które pro-siły o pomoc w wykopaniu zwłok i proponowały za nią pieniądze, a nawet złoto. Rolnicy bali się tego i brzydzili. Krążą jednak po-głoski, że doszło do paru ekshumacji i że odprawiono nocne eg-zekwie w kościele. Podczas jednego z potajemnych nabożeństw UB otoczyło kościół. Doszło do strzelaniny. Rozbito witraż nad głównym ołtarzem. Witraż ten przedstawiał św. Katarzynę; Lanci sprowadził go z Włoch. Współczesny wizerunek patronki kościoła, który znajduje się w oknie, zamówiono w latach pięćdziesiątych. Nosi wyraźne piętno socrealizmu.

Nocne pochówki odbywały się latami. Nie wiadomo, ile ofi ar pochowano na dawnym „polu Bokusa”. Ludzie jednak mówią o set-kach, a nawet o tysiącach.

Page 20: Śród żywych duchów

22

Przez lata legalny cmentarz parafi alny sąsiadował z nielegal-nym i niewidocznym grzebowiskiem więziennym. Stawał się jed-nak coraz ciaśniejszy. Wymagał rozbudowy. Po odwilży parafi a postanowiła więc zrobić użytek z sąsiedniego terenu. Wytyczono alejki i Lesiak zaczął zagospodarowywać ten obszar nowymi gro-bami. Pomagał mu w tym drugi grabarz Józef Walczak. Kopali sy-stematycznie na miejscach tajnych pochówków. Stopniowo za-budowano je całkowicie nowymi pomnikami. Legalny cmentarz nasunął się na potajemny.

Mimo to w nowej części cmentarza znajdowano różne znaki, na przykład kamienie ze słowami upamiętniającymi poległych. Le-żały jednak krótko i znikały. Wtedy zaczęły się pojawiać zwykłe kamienie, bez napisów, ale duże i ciężkie. Te głazy też ktoś usu-wał. W okresie Zaduszek przyczepiano do drzew kartki mówiące o ofi arach terroru. Wreszcie w rogu cmentarza, na jego najdalszym krańcu, postawiono wysoki drewniany krzyż, zupełnie samotny, nie oznaczający żadnego grobu. Ten krzyż pozostał. Nikt go nie ruszył. Byłoby to trudne, bo jest ciężki, osadzony w żelaznej tu-lei. Poza tym dobrze go schowano. Jest ukryty za drzewem, zu-pełnie niewidoczny od strony cmentarza. Od strony osiedla wy-staje zza muru, ale stamtąd wygląda zwyczajnie, jak jeden z wielu krzyży na cmentarzu.

Metr nad ziemią krzyż jest lekko poszerzony. W tym miejscu można, jak na tabliczce, napisać jakąś wiadomość.

Nikt nie wie, kto ufundował ten krzyż, chociaż nie stoi on dłu-żej niż parę lat”.

Ksiądz oprowadził mnie po cmentarzu, pokazał krzyż i parę dużych kamieni polnych, które pozostawiono w spokoju. Na ko-niec zastanowił się, obejrzał i skierował pod mur grodzący cmentarz od wschodu. Wskazał mi ciemny głaz ukryty w zaroślach. Wyryto na nim wezwanie: „Módlcie się za poległych”. Proboszcz powie-dział z żalem, że ten ostatni kamień z inskrypcją uchował się dzięki temu, że leży w ukryciu.

Page 21: Śród żywych duchów

23

Wracamy na plebanię tą samą drogą. Dlaczego ksiądz tyle mi po-wiedział? Trudno przewidzieć, czy zechce wrócić do tego tematu. Nie można więc zwlekać z pytaniami.

Oto pytania, które zadaję, i odpowiedzi proboszcza: – Czy grabarze Lesiak i Walczak żyją? – Franciszek Lesiak niedawno zmarł. Jego syn, dygnitarz w SD,

nic na pewno nie powie. Józef Walczak żyje. Nie jest już graba-rzem, ale kościelnym. Mieszka przy plebanii. Nie chce nic mówić.

– Kiedy umarł proboszcz Wyrębowski? – W 1952 r. – Kto przyszedł na jego miejsce? – W 1950 r. skierowano tutaj księdza Antoniego Czarneckiego.

Przyszedł cum jure successionis, a więc z prawem objęcia parafi i po księdzu Wyrębowskim.

– Dlaczego przyszedł z tym prawem? Czy ksiądz wie? – Ksiądz Wyrębowski był ciężko chory, niezdolny do pracy. Od-

jęło mu władzę w nogach. Myślę, że dobrze wiedział, co się dzieje przy cmentarzu, a nie mógł nic począć, gryzł się, brał wszystko do środka. Nie mógł z tym żyć.

– Co ksiądz jeszcze wie o proboszczu Wyrębowskim? – Wybitny kapłan. Po odzyskaniu niepodległości poseł do

Sejmu. Endek. Po zamordowaniu prezydenta Narutowicza zarzu-cano trzem posłom, że swoimi wystąpieniami publicznymi stwa-rzali klimat moralny dla tej zbrodni. Ksiądz Wyrębowski był wśród tych trzech. Sejm uwolnił ich jednak od zarzutu. Odrzucił wnio-sek o pozbawienie ich immunitetu. Endek, ale w czasie okupacji chował Żydów w skrytce pod podłogą. Klapa była pod biurkiem w  jego kancelarii; pokażę pani to miejsce. Człowiek bardzo od-ważny, a nawet hardy. Przez całą wojnę prowadził koresponden-cję na urzędowym papierze parafi i, z orłem w koronie. Jakoś się uchował pod szczególną ochroną parafi an. Tu, w okolicy, mieszkało wiele rodzin dawnych osadników niemieckich. Bardziej już Pola-ków niż Niemców. Niektórzy w czasie wojny podpisali folkslistę

Page 22: Śród żywych duchów

24

i ci byli najbardziej pomocni w razie kłopotu. Bo podpisali ze stra-chu, mieli wyrzuty sumienia. Chcieli, żeby Polacy pamiętali im tę pomoc. Mamy w parafi i pamiątki tego przemieszania narodowoś-ciowego. Różne germanica. Stare obrazy mistrzów niemieckich.

– Czy ksiądz Wyrębowski miał jakichś przyjaciół? – Nie pospolitował się. Przyjaźnił się z rodziną Łagowskich z Wy-

czółek. Ale pan Łagowski jest już pochowany na Starym cmentarzu. – Czy ksiądz rozmawiał o „polu Bokusa” z prałatem Czarneckim? – Próbowałem, ale bez skutku. Mówi, że nic nie wie. W ogóle

nie chce mówić o przeszłości. Podczas okupacji pomagał Żydom w parafi i Wszystkich Świętych na placu Grzybowskim, ale i o tym nie chce nic mówić. Studenci historii, którzy przygotowywali refe-rat na kongres polsko-żydowski w Jerozolimie, prosili, by opowie-dział o tym, co przeżył, pomagając Żydom w getcie. Nie chciał. Raz wspomniał przy mnie o córce profesora Hirszfelda, która umarła w czasie wojny, i zapłakał. Nie chce nic mówić. Zresztą wszystko już myli.

– Czy mógł nie wiedzieć o nocnym grzebaniu? – Myślę, że wiedział. – Czy księdzu coś wiadomo o stosunkach między proboszczem

Wyrębowskim a księdzem Czarneckim? – Wiem, że ksiądz Wyrębowski przed przyjściem następcy za-

kopał najcenniejsze paramenty. Może się bał, że mu przyślą księ-dza patriotę. Ale mógł je także ukryć dlatego, że bał się jakiegoś państwowego rabunku. Wtedy wszystko było możliwe. W zeszłym roku podczas remontu świątyni za bocznym ołtarzem Matki Bo-żej odnaleźliśmy relikwiarz św. ojca Benedykta, ofi arowany para-fi i na jej pięćsetlecie – w 1738 r., siedemnastowieczną monstrancję, kielich księdza Mohla, proboszcza w XVIII wieku.

– Może kto inny ukrył te paramenty? – Nie sądzę. Mógłby je schować proboszcz Bolesław Kakow-

ski, brat kardynała, w 1920 r., kiedy podchodziły pod Warszawę wojska sowieckie, ale wyjąłby to z ukrycia po cudzie nad Wisłą. Po

Page 23: Śród żywych duchów

25

proboszczu Kakowskim objął parafi ę ksiądz Wyrębowski. Zarzą-dzał nią, jak wiemy, do 1952 r.

– Co się dzieje z Józefem Bokusem? – Nie żyje. Nie wiem, gdzie mieszka jego rodzina. Niech się

pani zwróci do siostry kancelistki. Oni czasem dają tutaj na mszę za jego duszę. Jak przyjdą, poprosi o adres.

– Ale to się może zdarzyć za rok. – Prędzej czy później przyjdą. – Czy ma ksiądz kontakt z jakimkolwiek ówczesnym pracow-

nikiem cmentarza albo probostwa? – Nie. Poza kościelnym Walczakiem i księdzem prałatem Czar-

neckim. Inni już nie żyją albo byli przelotnie. – Czy zna ksiądz okolicznych mieszkańców, którzy mogą coś

wiedzieć? – Widziała pani po drodze, co się tutaj stało. Wybudowano wiel-

kie osiedle. Wszystko wymieszano. Rozbito starą społeczność Słu-żewa. Jeśli przy piaskownicy między blokami rośnie jabłonka, może się pani domyślać – tu było siedlisko.

– Czy ksiądz próbował szukać śladów tych pochówków przy Nowym cmentarzu w księgach parafi alnych?

– Próbowałem. Żadnych śladów nie ma. – Ksiądz Wyrębowski nie zostawił żadnych osobistych papie-

rów? – Nic mi nie wiadomo. – Skąd ksiądz wie to wszystko, co mi dziś powiedział? – Z rozmów przy kolędzie. – Więc jednak trochę starych ludzi mieszka tu stale. Do kogo

mam iść? – Sam już nie pamiętam, co gdzie słyszałem.Dodaje, że dwa lub trzy lata temu mówiono o tym w dwóch

albo trzech programach Głosu Ameryki.

Page 24: Śród żywych duchów
Page 25: Śród żywych duchów

Spis treści

Część I. Parafi a świętej Katarzyny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  7Część II. Imiona  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  73Część III. Powrót na plebanię  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  127Część IV. Łączka na Powązkach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  185Część V. Syn Chajęckiego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  325Część VI. Lista straconych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  343

Aneks. Straceni w więzieniu mokotowskim w latach 1945–1955  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  371

Od autorki  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  379

O fotografi ach  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  382

Indeks osób  . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  384

Źródła ilustracji. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .  398

Page 26: Śród żywych duchów

Listopad 1988 roku, zaniedbana łączka na warszawskich

Powązkach. Małgorzata Szejnert na każdym z pięciu

symbolicznych grobów kładzie krótki list. Kartkę

przyciska zniczem. Jest przekonana, że groby są puste,

ale wie, że wieczorem ktoś tu przyjdzie...

Małgorzata Szejnert – dziennikarka, przez prawie piętnaście lat szefowa działu reportażu w „Gazecie Wyborczej”. Autorka wielu książek, jest laureatką Nagrody Mediów Publicznych COGITO, była nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia, Lite -rackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus oraz dwukrotnie do Nagrody Literackiej Nike. W Znaku ukazały się: Czarny ogród (2007), Wyspa klucz (2009) oraz Dom żółwia. Zanzibar (2011).

Dramat polskich bohaterów wojennych – rotmistrza Pileckiego, generała Fieldorfa „Nila” i innych skazanych na śmierć w Polsce Ludowej – nie kończył się z chwilą wykonania wyroków. Dla rodzin straconych to początek walki o ujawnienie prawdy o losach bliskich: synów, mężów i ojców. Śród żywych duchów jest ich poruszającą historią.

Małgorzata Szejnert, mimo starannie zatartych śladów, poszukuje grobów więźniów politycznych zamordowanych w warszawskim więzieniu na Rakowieckiej. Zbiera relacje świadków i członków rodzin, ujawnia sposoby na obejście cenzury i zdobycie informacji w epoce strachu i nieufności.

Dziennikarka w mistrzowski sposób łączy opowieść o epoce terroru i o końcu lat osiemdziesiątych, tworząc niezwykłą kronikę przeło-mu i początku demokratycznych przemian w Polsce.

MAŁGORZATA

MA

ŁGO

RZA

TA

Cena detal. 39,90 złNajbardziej wzruszająca książka Małgorzaty Szejnert. Niezwykły nagrobek wystawiony polskim bohaterom.

Norman Davies

Szejnert_Srod_zywych_duchow_okl_druk.indd 1Szejnert_Srod_zywych_duchow_okl_druk.indd 1 2012-07-04 08:32:392012-07-04 08:32:39