schwab - czarujący korowód

40
Werner Schwab CZARUJĄCY KOROWÓD według korowodu CZARUJĄCEGO PANA ARTHURA SCHNITZLERA Przekład: Monika Muskała

Upload: ernest-lorek

Post on 29-Dec-2015

29 views

Category:

Documents


3 download

TRANSCRIPT

Page 1: Schwab - Czarujący korowód

Werner Schwab

CZARUJĄCY KOROWÓD według korowodu CZARUJĄCEGO PANA

ARTHURA SCHNITZLERA

Przekład: Monika Muskała

Page 2: Schwab - Czarujący korowód

O S O B Y :Wszystkie męskie postacie mają przykręcane organy płciowe.Wszystkie żeńskie postacie mają wymienialne mutry.

P R Z E S T R Z E Ń :Tendencyjna przestrzeń jest warunkiem pokaźnej menażerii.

J Ę Z Y K :TEN skandaliczny język trzeba w trybie doraźnym zwyczajnie rozstrzelać JAKIMŚ językiem.

J E D E N

Kurwa i UrzędnikWiedeń, peryferie.

KURWA: No, śmigająca piękna bryko, nie chcesz zaprząc swojej samotnej karoserii do mojej osoby dziś wieczór?

URZĘDNIK: Nie jestem żadną śmigającą piękną bryką, jestem urzędnikiem z krwi i kości. Jestem na wskroś dobrze zatrudniony, zbyt młody i zbyt szczupły, i zbyt wydajnie zracjonalizowany, żebym miał sobie pozwalać na płacenie za płciowe figle-migle.

KURWA: Ale gdzie tam, przecież taki dobrze ustawiony postawiony wcale nie musi odstawiać należnego za rajcowną frajdę, jaką może sprawić kobiecemu światu. Takiemu pięknemu dostawionemu to się prawie dopłaca, jak go najdzie raz ochota, żeby się roztrwonić.

URZĘDNIK: Znaczy się, że cała twoja dupa ze wszystkimi dziurami jest gratis?

KURWA: Błoga rozkosz jest słuszną zapłatą dla świata. To rozkosz odpłaca temu, kto ze szczytu popada w długi.

URZĘDNIK: No tak, to by się nawet co do mnie zgadzało. Ostatecznie przecież jeszcze ślubu ze sobą nie brałem, a więc jestem jeszcze wolny na wieloznaczne doświadczenie. I w ogóle młody jestem, i dobrze wybudowany...

KURWA: A teraz ściśnij półdupki i postaraj się przytrzymać za zwieraczem swoje wynurzenia. Żądza nie zna przeszłości.

(Podchodzi do niego, rozpina mu zamek błyskawiczny i zaczyna go fellacjonować. Potem wstaje i oddala się od niego, ssąc jego plastikowego trzonka. On zwija się do samego końca, aż wreszcie uginają się pod nim kolana. Kurwa podchodzi do niego i wpycha mu jego trzonka w otwarty rozporek. On skamle cienko.)

2

Page 3: Schwab - Czarujący korowód

KURWA: No, mój postawiony smarku, z takim mysim ogonkiem to ten pożywny numerek kosztuje bańkę.

URZĘDNIK: Coooo, ty chciwa suko, najpierw dałaś, żeby mi całe życie ze mnie wyciekło, a teraz jeszcze chcesz, żebym ci płacił za dokonany na mnie czyn lubieżny?

KURWA (Wznosi pięść ku niebu i mówi do góry): Mój Boże, ty masz jednak takie samo bluzgające ogniem wredne dupsko jak szatan. Znowu mi wysrałeś pod same szpilki takiego megalomańskiego bździaka. (do urzędnika) Ty ukartowany bęcwale, chyba sobie nie uroiłeś poza obrębem gry o szmal, że ci obciągam tę twoją dżdżownicę, bo tak mnie podnieca? To utarta gra, ty świnio parchata. To są seksowne wyobrażenia wyobraźni, że za solidne pieniądze wszystko jest za darmo. Ja to każdemu kutasowi wciskam, że jak na banknot to on zbyt piękny. Ale na końcu większość i tak automatycznie łapie się za portfel, tylko ty należysz do tej pomniejszej idioterii, która serio traktuje swojego ułomka.

URZĘDNIK (zmieszany): W dzisiejszych czasach kłamstwo dorabia się największych pieniędzy. Kłamstwo kieruje ludzkim samochodem prosto w przepaść. Kłamstwo rzuca mrok na stosunki ciągleludzkie.

KURWA: Dobra, a teraz ulżyj swoim pośpiesznym gaciom o tysiąca i zrywaj się w podskokach.

URZĘDNIK (rzuca się na nią i chwyta ją za gardło): Ja miałbym spłacać jakieś obleśne ścierwo kurewskie samozdrowym człowiekiem, hę? Wspierać niegodziwie ludzkich ludzi, hę? Mam wyrzucać pieniądze do jakiejś muszli klozetowej z mięsa, hę? Prędzej już sobie poślę spokojny datek do jakiejś Afryki, albo zaprzyjaźnię się finansowo z kościelną pomocą humanitarną, niż zafunduję twojej dziurze złoty rąbek.

(Popycha ją na ziemię i odchodzi.)

KURWA (dysząc): Parafialny dupojebca, murzynożerca skończony. Już ci ta twoja koślawa kuśka opowie bajeczkę... o ostatnim trędowatym krasnoludku u królewny śnieżki...

D W A

Urzędnik i FryzjerkaW salonie fryzjerskim. Ostatki.

FRYZJERKA: Że też akurat w ostatki chce pan sobie upiększyć bujną okazałość porostu, to doprawdy wymowny znak (śmieje się).

3

Page 4: Schwab - Czarujący korowód

URZĘDNIK: Karnawał bierze człowieka na rozbłyszczane oko, które tymczasowo jeszcze jest wesołe, ale bardzo łatwo może omsknąć się w powagę, kiedy w środę życie posypie popiołem.

FRYZJERKA: Z pana to naprawdę inteligentna fryzura, a dzisiaj na dobitkę jeszcze taki pan rozmowny, a przecież do tej pory nie zależało panu na uprzejmej zamianie języka w czasie cięcia włosów.

URZĘDNIK: Ale moje wewnętrzne oko ma panią już od dawna na długoterminowym widoku, proszę pani. Jestem poszukiwaczem, wie pani, takim co dokładnie wyszukuje, a jak już znajdzie, to nie ma zmiłuj się. Są rzeczy, które po prostu należą do człowieka, jeśli wystarczająco długo się w nie wpatruje.

FRYZJERKA: Oj, a to mi pan dowcipnego stracha napędza w samego śledzia.

URZĘDNIK: Wszystko już zaplanowane. Myślenie o wszystkim pomyślało. Plan obserwatora zgadza się zawsze. Obopólne zapatrzenie jest tym planem. Będziemy się musieli bliżej w sobie rozeznać, proszę pani, bo plan tak postanowił. Bo pewnego dnia, proszę pani, nie będę się już musiał wykosztowywać na swój sznyt.

FRYZJERKA: Teraz to mi pan już popada w zbyt wesołą powagę, mój panie. Śledź wiele popuszcza, ale nie należy przedwcześnie przesadzać środy popielcowej (czesze go gwałtownie).

URZĘDNIK: Przesadzony jest tylko śledź jako wtorek, proszę pani. Śmierć czyha wszędzie. A kiedy się nadludzkim zwyczajem grało o zbyt wysoką stawkę, to może się człowiekowi przytrafić, że zupełnie podrzędnie umrze. Śmierć nie ma prawdziwego poczucia humoru tylko udawane, a jedynym ratunkiem jest myśl rodziny ludzkiej, rozmnażania się ludzkiego i całkowitego wyżywienia ludzkiego aż po wieczność, która kiedyś stanie się nieustająca.

FRYZJERKA: Czy taka myśl nie będzie kulą u nogi karnawału? Kiedy się raz nie musi musieć niczego wybierać, to by przecież głupotą było, zagraniczać się na całe życie.

URZĘDNIK: Wielkie plany kreśli planista pod błazeńską czapką. Jako myśl to nowy wynalazek. Powinna pani móc być ze mnie dumna.

FRYZJERKA: Ja dumna... z pana? Ale pan przecież wcale do mnie nie przynależy.

URZĘDNIK: Za to pani przynależy do mojej pełnoludzkości, możliwe jednak, że będzie pani potrzebowała czasu, by zrozumieć swoje przywiązanie.

FRYZJERKA (ze złością): A cóż to znowu za podbechtany przesadyzm w dniu dzisiejszym? Taki miły człowiek jak pan..., pan się już nie mieści w ramach wytworności, jak się pan tak pod włos prowadzi.

4

Page 5: Schwab - Czarujący korowód

URZĘDNIK: O, dzisiaj coś jesteś tchórzem podstębnowana. A przecież zwykle taka z ciebie filusia, dawno to już mogłem przyobserwować podczas skracania ogólnodostępnych włosów.

FRYZJERKA: Ale dlaczego mówi pan to, co pan myśli? O co się panu rozchodzi, że pan tak nagle musi mówić? Przecież ja też jestem autentycznym człowiekiem.

URZĘDNIK: Przecież wiem. Ale co ty masz lepszego do roboty niż wydać się za mojego faceta... inaczej przecież zgubiona jesteś jak żółwica w górach.

FRYZJERKA: Ale ja przecież ponad wszelką rzeczywistość wcale pana nie znam, mój panie.

URZĘDNIK: O panach możesz zapomnieć, już ja się o to postaram. A miłość polega na regularnej długotrwałości. Do wszystkiego się przyzwyczaisz. Śmierć też nas połączy.

FRYZJERKA: Ale ja nie chcę... ja wcale nie chcę...

URZĘDNIK: Znajdź teraz w sobie spokój i radość. A oto mój znak...

(Sięga do spodni, wyjmuje swojego małego plastikowego kutasa i wręcza go jej uroczyście. Ona go ogląda, skręca się ze śmiechu i oddaje mu. Speszony wsadza go do spodni.)

FRYZJERKA: I takiego tyciego karnawałowego psikusa chciałeś mi wcisnąć dożywotnio, ty śmieszna kaplico bez dzwonnicy?

URZĘDNIK: Niczego... ale to niczego nie chciałem imputować... niczego. Tak czy owak wszystko jest takie pospolite z tym całkowitym stosunkiem płciowym. Płciowość to poza tym wcale nie jakiś generał, tylko co najwyżej mały plutonowy w życiowym wojsku.

FRYZJERKA (zabiera się znowu za jego włosy): Jeśli masz już taką wyszczekaną gębę, to powinieneś też mieć jaśniepańskiego mężczyznę w gaciach.

(przebija nożyczkami dmuchany balon, który pęka)

URZĘDNIK: Dopraszam się przebaczenia a dopiero w dalszej kolejności uległości. Jeszcze mnie pani dogłębnie w sobie pojmie. Bo życie ma to do siebie, że się zaokrągla, kiedy się je wypełnia przytulnym obcowaniem we dwoje. Wcale nie chciałem zadzierzgnąć pani podbrzuszności. Ale przyszła rodzina musi przecież zacząć od autentycznego erotyzmu, inaczej całe to życie nie zniosłoby małżeństwa. Czy pani mi wybacza? Niech pani coś powie...

FRYZJERKA (czesze go gwałtownie): A dużo pan zarabia na tym swoim stanowisku, które pana zatrudnia?

5

Page 6: Schwab - Czarujący korowód

URZĘDNIK: Wspaniały pieniądz powierza mi moja praca. Ale samotny jestem z tym swoim pieniądzem, bo nie może on pracować nad przyszłością wespół ze zdrową młodą kobietą.

FRYZJERKA: No cóż, może jednak dało by się coś sklecić z tej śledzikowej historii.

URZĘDNIK: Naprawdę, proszę pani? Zostanie pani jednak moją mojej własnej radości z przyszłości?

FRYZJERKA: Mogłabym, rozumie się, zechcieć o tym pomyśleć, gdyby się chciało wymyślić sobie pięknościową przyszłość.

URZĘDNIK: Niech się pani namyśla, proszę pani, niech się pani namyśla do pełna możliwym szczęściem. Niech pani powie Tak. Upraszam całym swoim człowieczeństwem pani błogosławieństwa.

FRYZJERKA: Bóg tak chciał..., no to dawaj go.

URZĘDNIK: Dzięki, dzięki, niczego nie będziesz mogła pożałować w tym stosunku.

(Rozpina rozporek i przekazuje jej plastikowego kutasa. Ona podciąga fartuch roboczy i wsadza go sobie do środka. On wije się w fotelu, ona postękując wykańcza jego fryzurę.)

FRYZJERKA: Proszę bardzo, fryzura gotowa, mój panie. (oddaje mu kutasa) Dzisiaj włosy są za darmo. Wkrótce wypowiem pracę ludzkim włosom i osiągnę małżeństwo.

(ostrożnie oczyszcza mu szczotką ubranie)

URZĘDNIK (staje przed lustrem i przygląda się sobie z zadowoleniem) Wybornie. Znów pani prześcignęła o niebo własne zdolności. (odwraca się do wyjścia) W takim razie do jutra, albo jeszcze lepiej do przyszłego tygodnia. Adieu.

FRYZJERKA (zmieszana) Do... jutra... do ...widzenia

TRZY

Fryzjerka i Pan Domu

Pokój gościnny w nowobogackim stylu należący do Pana Domu. Fryzjerka siedzi wygodnie i poprawia makijaż. Pan Domu zajęty jest jeszcze w pokoju obok.

6

Page 7: Schwab - Czarujący korowód

PAN DOMU (z pokoju obok): Praktycznie już do pani idę. Już dochodzę.

FRYZJERKA (głośno): Tak, tak.

(On wchodzi, ona chce wstać)

PAN DOMU: Proszę zupełnie nieskromnie nie wstawać. Jestem nowym panem domu. To oczywiście z natury rzeczy długa historia. Rozumie się samo przez się, zostałem nowym panem po swoim starym ojcu, który ostatniej niedzieli zużył swoją ostatnią iskrę, jak pani wie, i zadministrował mi całą administrację domu.

FRYZJERKA: To naprawdę korzystna cecha z pańskiej strony, że chce pan osobiście zapoznać wszystkich niższych lokatorów... jako pan domu.

PAN DOMU: Rozumie się moją dziedziną jest filozofia, proszę pani. Niezmordowanie w upartym filozoficznym wyścigu zbrojeń... a teraz wzięty w karby domów ojca, domów, których mi nawarzył, domów no i domowników.

FRYZJERKA: Tak, wszystkie domy są nastręczające i odstręczające. Ludzkie domostwa są tępymi pomocnikami człowieka.

PAN DOMU: Hoho, widzę, że panienka także z filozoficznymi impulsami w duszy mózgu.

FRYZJERKA: No cóż, człowiek jako fryzjerka ciągle robi w głowach ludzkich. Ludzie mają często swój wrodzony stempel życiowy wybity formalnie na skórze głowy.

PAN DOMU: To naprawdę wysoce interesujące, co mi tu pani knuje w moim filozoficznym pokoju mózgowym, szanowna pani. Mam nadzieję, że mi pani jeszcze nie raz zasiedzi mój pokój.

(Siada obok niej, ona trochę się odsuwa.)

Czyżby pani chciała wyemigrować z naszej rozmowności, że się pani robi taka węzłowata przed panem domu? Czyżby chwycił panią przykry paroksyzm pod kloszem mojej aury?

FRYZJERKA: Rozumie się, że nie, to tylko taki rodzaj przyszłej euforii... że możemy teraz mieć takiego młodego domorosłego filozofa w naszym domu, bo... och, dopraszam się przeogromnego przebaczenia..., przecież pańska żałoba... po pańskim panu ojcu. Tak mi teraz nieprzyjemnie z powodu tego mojego luźnego języka...

PAN DOMU: Ależ naprawdę proszę, taka uniżoność jest przecież zgoła konserwatywna. A życie ma to do siebie, że przemawia od pewnego życiowego momentu właśnie językiem podziemnym i wypełnia człowieka, który się do cna wypowiedział, białymi i wesołymi robakami. Poza tym stary pan nigdy nie chciał wykazać zrozumienia dla

7

Page 8: Schwab - Czarujący korowód

mojego ducha czasu, który licząc od urodzenia w górę nic tylko chciał przekładać aktualne życie na mądrą filozofię. Zawsze tylko ta mamona, proszę pani, domy z tą całą administracją domów, komornicy z tym całym komornym.

FRYZJERKA: A jednak to dość smutne, że nie mógł pan wyżyć się w życiu poza tymi domami, panie Paniedomu.

PAN DOMU: Jest pani tak uroczo prosta, proszę pani, i tak prosto urocza. Czy nie zechciałaby pani wyczytać mi dokładniejszego życia ze skóry głowy?

(staje za nim i drapie go w głowę)

Jeśli chodzi o czytanie ze skóry głowy to jestem analfabetą, w tej kwestii jestem tylko proletariackim używaczem... ach...

(sięga za siebie między jej nogi)

FRYZJERKA: Ale... to wcale nie jest skóra głowy...

PAN DOMU: Ale to też są włosy... i górka dla sportów palcowych.

(ona postękuje)

Młody wynajemca i młoda podnajmująca powinni przecież znaleźć jakiś czynsz dla młodych możliwości niezużytych ludzi.

FRYZJERKA: Ale... to by już naprawdę musiało być coś wystrzałowego, co człowiekowi rzeczywiście dech w piersi zaprze, bo inaczej to o dupę potłukł taki miłosny czynsz.

PAN DOMU: Taaak, trzeba się do tego zabrać filozoficznie, żeby to było coś takiego, czego się nie znajdzie w vademecum erotomana. Taak, dech w piersi zapierać musi człowiekowi przy wszystkim.

(On wychodzi, po czym wraca z cebrem wody. Łapie ją, wsadza jej głowę do cebra, wyjmuje plastikowego kutasa ze spodni i wsadza go jej pod spódnicę. Ona gulgocze, on puszcza ją. Stoją obok siebie ciężko dysząc)

To dopiero był bezdech, co? Wcale nie takie łatwe. Teraz możesz przynajmniej opowiadać, że wpadłaś w kocioł zapierającego dech w piersiach przeżycia.

(Wyciąga do niej rękę. Ona sięga pod spódnicę i oddaje mu plastikowego kutasa, którego on wsadza sobie z powrotem do rozporka.)

No tak, a teraz muszę popracować. Muszę znowu zadokować w swoich dozgonnych notatkach i w całej tej administracji domu. Teraz będziesz musiała być odeszła, ale

8

Page 9: Schwab - Czarujący korowód

możesz znowu wpaść do moich możliwości a zaoszczędzisz sobie połowę czynszu i koszty eksploatacji.

FRYZJERKA: Ale... ale, ja nie wiem, ja... no niech już będzie, ale wszystko bez wody w następnym przedstawieniu.

C Z T E R Y

Pan Domu i Młoda Kobieta

Znów w pokoju gościnnym Pana Domu. Ten wyjmuje książki z szafy, otwiera je i rozkłada wszędzie. Potem podchodzi do barku i nalewa sobie kielicha. Wypija, podchodzi do szafy, wyjmuje odświeżacz do ust w sprayu i robi z niego użytek. Siada i próbuje czytać, ale znowu zrywa się, przynosi odświeżacz powietrza do pomieszczeń i pryska nim wkoło. Znowu chce usiąść, ale opadają go jakieś wątpliwości, rozpina spodnie i wącha. Pełen obrzydzenia rzuca się w rozpiętych spodniach do szafy i wyjmuje z niej intymny spray, po czym spryskuje się nim zapamiętale. Odkłada spray z powrotem do szafy i przeciąga się błogo, kiedy odzywa się dzwonek w drzwiach. Wybiega i wraca z młodą kobietą.

PAN DOMU: Jestem zupełnie zaszołomiony pani wizytą. Teraz jest pani tutaj. Teraz mnie pani ostatecznie usidliła. A wszystko stało się tak zzapiecka.

MŁODA KOBIETA: Właściwie to nie wypada komuś tak przeszkodzić, bo niechcący można mu tym bardzo zaszkodzić, i sobie samemu też. Możliwe, że potem będzie pan szybował we mnie myślami, a na koniec okaże się, że zniszczyłam pańskie prywatne myśli. Najlepiej będzie, jeśli opuszczę pana, jako ten nienaruszony krajobraz.

PAN DOMU: Błagam panią, niech mnie pani przemierza wzdłuż i wszerz, niech mnie pani zaorze, zagospodaruje. Wie pani, mój mózg, mój roztaklowany mózg, to w gruncie rzeczy pani mózg. Mój stwojony mózg rozbraja się, wyznaje mnie tobie, opowiada mi całą twoją egzystencję.

MŁODA KOBIETA: Jak na właściciela domu to jest pan dość sentymentalistycznym człowiekiem.

PAN DOMU: Wypraszam panią, to narzucona mi druga egzystencja, z którą w ogóle się nie bawię. Zgodnie z powołaniem skazany jestem na byt myśliciela. Widzi pani te wszystkie książki tutaj...

MŁODA KOBIETA: No cóż, moja wizyta dobiegła końca. Teraz muszę zabierać się ze sobą do domu. Inaczej mojemu mężowi mogłaby się jeszcze wdać jaka nerwowość w małżeństwo.

9

Page 10: Schwab - Czarujący korowód

PAN DOMU: Niech pani tego nie wyrządza mojemu szlachetnemu uczuciu pożądania pani, kiedy przecież wiesz, jak brzemienna w skutki dla mnie jesteś. Przecież nie mam żadnego prawdziwego człowieka w stajni swej duszy.

MŁODA KOBIETA: To mi się nie może wydać wiarygodne, z punktu widzenia mojego życiowego doświadczenia z mężczyznami. Mężczyźni mówią na ten przykład, że są całkiem spokojni, a przy tym piana im występuje na usta, ale mężczyźni mają to do siebie, że się chętnie gnieżdżą w kłamstwie.

PAN DOMU: No to ja jestem otwartym wyjątkiem na męskim świecie. Poza tym miłość wygra z kłamstwem każdą światową wojnę.

(On zbliża się do niej, całuje ją, pochyla się i zadziera jej spódnicę do góry.)

Jasny gwint.

MŁODA KOBIETA: Co? Co się stało?

PAN DOMU: Bez podwiązek nie da rady.

MŁODA KOBIETA: No to przecież założę coś na siebie. Mam coś takiego w torebce.

PAN DOMU: Teraz to już za późno. Podwiązki muszą wyglądać na wrodzone. Ale... dlaczego ty obnosisz takie rzeczy w trakcie swojej torebki?

MŁODA KOBIETA: No, eee... bo... no bo niektórzy panowie... znajomi.... przyjaciele... tacy jak ty... też są podwiązkowo uzależnieni.

PAN DOMU: Aleś mnie obszukała...

MŁODA KOBIETA: A co ja bym cię tu miała obszukiwać. Ty możesz tylko z podwiązkami dzielić pożądliwość i tyle.

PAN DOMU: A ja tu sobie nabrdałem do serca, że ponad swoją nadmierną szlachetność jesteś niechętnie zamężna, że czysta jesteś jak ten śnieg na Kilimandżaro.

MŁODA KOBIETA: Bo ja właściwie to jestem tylko czysto praktycznie wżeniona, z wieloma rekompensującymi filiami.

PAN DOMU: Jeszcze jestem całym sobą wstrząśnięty, że musiałem odkryć to wszystko.

MŁODA KOBIETA: Ty słodki głuptasku.

10

Page 11: Schwab - Czarujący korowód

PAN DOMU: Ale to znaczy, że ty wcale nie jesteś śnieżnobiałą moralną lilią wysokogórską. (Obejmuje ją.) Chodź no tutaj, ty masz podwiązek na kilogramy w tym swoim cnotliwym mózgu.

MŁODA KOBIETA: Tak, a ty też w przemożnej rzeczywistości nie jesteś wcale molem książkowym. Te twoje książki tyle cię widziały, co mnie pełna gotowość małżeńska. A teraz bierz się za mnie ty molu bez książkowej mądrości.

(On wyciąga swojego plastikowego trzonka i transportuje go pod jej spódnicę.)

PAN DOMU: Uuuch... co za świńska rozpusta...

MŁODA KOBIETA: Tak... świnie to symboliczni przyjaciele życia człowieka.

(Oddaje mu jego trzonka. Osłabieni siadają.)

PAN DOMU: No i co, dał ci jednak radę mój mężczyzna. Stosunek się nawiązał. Ech, każdy dzień zmienia się w rozkoszną przygodę.

MŁODA KOBIETA: Nieźle nieźle, solidne Alpy można by powiedzieć. A z biologicznymi podwiązkami to się jeszcze może zrobią Himalaje w możliwej przyszłości. Człowiekowi się wydaje, że trzeba mu Bóg wie czego, a na szczęście może się w rzeczywistości obejść bez niczego.

PAN DOMU: Tak, najważniejsze to mózg odstawić na bok, mówię zawsze, rozkosznie się zaprzepaścić. Powtarzam zawsze.

MŁODA KOBIETA: Ja też. Ja to samo. Bo inaczej jest się jak usłużna muzyka... złego kompozytora.

PAN DOMU: Niedorzeczna krwawa jatka, to kochamy najbardziej. Właściwie, powinniśmy się zabić w jakiś ekscytujący sposób.

MŁODA KOBIETA: Padniętym być w ostatecznym rezultacie. Tylko gdzie my znajdziemy oprawcę?

PAN DOMU: Nic nie jest możliwe, dopóki się jest przy życiu.

MŁODA KOBIETA: Tak, tak, a poza tym zrobiło się późno i melancholijnie. Nie mam pojęcia, czemu po takim seksie wszystko się w człowieku tak ciężko spuszcza.

PAN DOMU: Tak, umieranie to temat na deser po seksie. Na przystawkę jest się półżywym, a potem półmartwym.

MŁODA KOBIETA: Wybierasz się do wierszoklety dziś wieczorem?

11

Page 12: Schwab - Czarujący korowód

PAN DOMU: Jasne, podobno nawiedziła go już nominacja do Nobla.

MŁODA KOBIETA: To się tam zachowujmy tak, jakbyśmy się nie znali. Coś takiego podnieca jak nie wiem. No to pa... (Odchodzi.)

PAN DOMU: Pa pa... To dopiero była filozoficzna zagłada małżeńska.

P I ĘĆ

Mąż i Młoda Kobieta

Sypialnia. Łóżko francuskie, plusz i skóry. Młoda kobieta leży na łóżku i czyta. Mąż wchodzi w szlafroku.

MĄŻ: Odłóż literaturę na nocną szafkę. Jeśli chcesz, możemy się dzisiaj nawzajem pokarmić.

MŁODA KOBIETA: Znaczy się, że twoja służbowa korespondencja załatwiła cię już na dzisiaj?

MĄŻ: To prywatna tęsknota wyzierająca spoza interesu sprowadza mnie znów do niezbicie rzeczywistego życia. Małżeństwo to ostatecznie okoliczność dwusercowa, choć czasem trzeba taki dualizm wielokolankowo przełamać.

MŁODA KOBIETA: Oho.

MĄŻ: Tak, dzisiaj w moim małżeństwie wszystko ma się ku sobie.

MŁODA KOBIETA: Naprawdę?

MĄŻ: Tak, równo strzyżone klomby kwiatowe idźcie precz, bo szypułki i pręciki będą lizać swe miodniki, by zetlić się do cna na łące dzikich kwiatów.

(Zdejmuje szlafrok.)

MŁODA KOBIETA: Ale ty przecież tak rzadko chcesz hasać po dzikich pastwiskach. Normalnie to się w miłości chowasz najczęściej za równo przystrzyżonym klombem.

MĄŻ: To jest absolutnie konieczne w długodystansowym małżeństwie. Małżeństwo mianowicie składa się z wielu podmałżeństw, jeśli chce się, żeby nadmałżeństwo dobrze funkcjonowało.

MŁODA KOBIETA: To o numer za wiele jak na moje małżeńskie wyrozumienie.

12

Page 13: Schwab - Czarujący korowód

MĄŻ: Powiedzmy tak..., małżeństwo jest powagą życia, mierzoną według życia. Małżeństwo, tak jak życie, ma swój początek. Ale kiedy początek jako ta jaskółka obiecuje wiosnę, to koniec czyha już jak stary drapieżnik z arteriosklerozą. Wielki początek ma o wiele za duży koniec, którego początkujący nie jest w stanie znieść. Dlatego trzeba wielkomałżeństwo rozczłonkować na wiele pomniejszych poważnych początków i końców. Na wiele obcych miłostek wewnątrz wielkiego miłostkowego małżeństwa. I dlatego właśnie małżeński człowiek potrzebuje urzędu spraw wewnętrznych, który zarządzałby korzystnie czasem pomiędzy tymi wszystkimi końcami i początkami. I teraz właśnie nadszedł znowu czas, żeby posłać wewnętrzną administrację na urlop wypoczynkowy.

MŁODA KOBIETA: Ach więc to tak trzeba rozumieć małżeństwo.

MĄŻ: Tak, życie jest reakcją łańcuchową rozmaitych doświadczeń, które mężczyzna musi przeprowadzić i wyzyskać, o ile chce przedsięwziąć wielkodoświadczenie małżeńskie. Dziewczyna wychodzi z domu, kiedy tylko zbliży się doń doświadczony mężczyzna, wychodzi, by wesprzeć się na gospodarstwie domowym doświadczeń życiowego mężczyzny.

(Wchodzi do niej do łóżka.)

Pójdź, złóż główkę swą na mym mężczyźnie. (Ona to robi.)

MŁODA KOBIETA: Ale o co ci chodzi z tym całym doświadczeniem?

MĄŻ: Męskie życie musi się za młodu otrzaskać z życiem żeńskim, znaczy się... za młodu samczyka.

MŁODA KOBIETA: Chodzi ci o te wszystkie próbne wytryski u kobiet, które nie zamykają się na młode dostatki?

MĄŻ (oburzony): Ależ głupi skarbie, to przecież wcale nie są ... kobiety. To są a... amoralne maszkarony z... z taką...

MŁODA KOBIETA: ... z podmokłą piczą i spuchniętym cycem.

MĄŻ: Ale... jakie ty masz wewnętrzne wyrażenie o sobie jako o kobiecie... i o... o kobietach.

MŁODA KOBIETA: Picz.

MĄŻ (wymierza jej policzek): Musisz mi wybaczyć. Ale to było już naprawdę czarne jak smoła świństwo ze strony twojego człowieka.

MŁODA KOBIETA: A jeśli coś takiego jest przymusowo wrodzone pod kobiecą skórą?

13

Page 14: Schwab - Czarujący korowód

MĄŻ: Skończ raz w końcu wreszcie z tymi swoimi przemądrzałymi aluzjami do samej siebie. Przecież nie musisz się umyślnie rzucać pod koła nikczemności.

MŁODA KOBIETA: Kto wie, może mamy fałszywe wyobrażenie o każdym całkowitym człowieku w sobie, bo zawsze jesteśmy fałszywie odbierani przez tych, którzy muszą innych fałszywie odbierać, bo ich też się fałszywie odbiera.

MĄŻ: Ty... jaka ty dzisiaj jesteś daleka od mojego małżeństwa... jak... jak rak od zdrowego człowieka.

MŁODA KOBIETA: Taki rak ma na pewno tylko jedną ojczyznę, mianowicie całego człowieka. Człowiek jest izolatką raka. Rak wyrzyna się w człowieku, ale nie może wydostać się z człowieczego krajobrazu. A ktoś, kto wydostał się z jednego więzienia i nie może się dalej wydostać, będzie się wydostawał z taką siłą, dopóki nie zgnije.

MĄŻ: Teraz zapadł we mnie ponury smutek, bo nie poznaję cię już w tych twoich ciemnościach (dąsa się.)

MŁODA KOBIETA: Ach przestań, nie bądź takim smutnym dzwońcem.

MĄŻ (poirytowany): Kim?

MŁODA KOBIETA: Nikim. Daj już spokój z tym międleniem, bądź troszkę miły dla mnie, ty mój mały zafajdańcu.

(Przyciąga go do siebie.)

MĄŻ: Ale... Jakaś ty... Jakaś ty piękna, kiedy... kiedy jesteś trochę zła.

MŁODA KOBIETA: Tak, tak, no chodź już, daj mi go wreszcie.

MĄŻ: Aaa, tak, oczywiście. Proszę.

(Wyjmuje trzonka spod kołdry, ona bierze go i wkłada pod kołdrę. Leżą obok siebie i wiją się. Wreszcie ona oddaje mu plastikowego trzonka a on go chowa.)

Wiesz, o czym akurat myślę?

MŁODA KOBIETA: Nie, bo akurat nie myślę.

MĄŻ: To pomyśl ze mną o naszym ślubie w Wenecji.

MŁODA KOBIETA: To znaczy o Wenecji, gdzie między innymi braliśmy ślub.

MĄŻ: Można... można by to tak ująć.

14

Page 15: Schwab - Czarujący korowód

MŁODA KOBIETA: Jak wpadłeś z pluskiem do Canale Grande...

MĄŻ: Tak, to też, ale nie o tym chciałem...

MŁODA KOBIETA: Albo jak ci było niedobrze i myślałeś, że zatrułeś się rybą, chociaż zawsze jadłeś tylko sznycla po wiedeńsku.

MĄŻ: Znowu robisz się podła jak to piekło.

MŁODA KOBIETA: Już dobrze, dobrze, przecież myślę już cały czas o tym pieszczotliwym hotelu naszego miodowego miesiąca.

MĄŻ: Jeśli tak... to dobrze.

MŁODA KOBIETA: Wystarczająco dobrze na dzisiaj. Dobranoc.

MĄŻ: Dobranoc. (Gasi światło.)

S Z E Ś Ć

Mąż i Sekretarka

Restauracja, sala w głębi lokalu. Mąż pali cygaro, Sekretarka je tort.

M ĄŻ: Widzi pani, mój codzienny rozkaz dzienny brzmi: człowiek powinien wychodzić na ulicę nogami do przodu a nie oponami. Bo jak dyrda się nogami, to krew zaczyna krążyć w zastanych myślach, dopóki nie odstaną i nie będą myślami domyślanymi. I krążą sobie te moje myśli jak ten myszołów nad pułapką na myszy mojej firmy i konstatują taką oto konstatację, że tam na dole w mojej firmie brakuje obrotnej sekretarki, dobrego duszka zwinnego jak myszka, który wszystko w kupie będzie trzymał, a i kawę zrobi jak trzeba. I kiedy się tak wałęsamy po mieście, ja i te moje myśli, nawija nam się na oczy pod Urzędem Pośrednictwa Pracy dziewczę zapłakane, które jak nic jest sekretarką, tyle że chwilowo nieczynną. I w oka mgnieniu mój myślowy myszołów ma już swoją firmową myszkę, a myszka myszołowa jak się patrzy. Czy to nie fantastyczne...

SEKRETARKA (z pełnymi ustami): Odlot, jak babcię kocham (okruszki wylatują jej z ust) Och, uprzejmie przepraszam...

MĄŻ: Nic nie szkodzi. Niech pani pije. Niech się pani trochę nawilży. Nawilżanie pokarmu robi na rękę z lekkim poślizgiem.

15

Page 16: Schwab - Czarujący korowód

(Wciska jej do ręki kieliszek wina. Ona sączy, on jej pomaga, dopóki ona nie wypije wszystkiego. Ona krztusi się, on natychmiast jej dolewa.)

A więc mówi pani, że pani bezrobocie cieszy się już na myśl, że znalazło u mnie robotę, i że zarobi sobie co nieco?

SEKRETARKA: No jasne, wiadomo, że oczywiście.

MĄŻ: No to chyba pogromca bezrobocia zasłużył sobie na buziaka, co?

(Podnosi się i staje za nią.)

SEKRETARKA: Tak, właściwie to tak, ale...

MĄŻ: Tylko bez certolenia się z jakimś ale. Pani żądza czynu znalazła wreszcie swój powszedni czyn, a ja jako głównodowodzący świadek pani przyszłych czynów muszę chyba wiedzieć, jak zbudowani są moi czynni pracownicy, na przykład jeśli idzie o wargi... te górne i te dolne.

SEKRETARKA: Jakie dolne?

MĄŻ: Ach nic, nic... tylko że, co mi po wargach bez buziaka?

(Ona podnosi głowę i rozchyla wargi. On całuje ją zachłannie. Potem ona ukradkiem wyciera sobie usta.)

Ach, tego mi było trzeba. A właściwie to masz chłopaka?

SEKRETARKA: Mam, ale straconego. Moje ostatnie miesiące to tak czy owak jeden wielki bilans strat. Przepraszam, nie chcę się tu panu przełożonemu wywnętrzać na zewnątrz z jakimiś osobiście katastroficznymi nastrojami.

MĄŻ (masuje jej ramiona): Ach, przestań, ty bidulo zatracona, mów mi ty.

SEKRETARKA: Będzie pan teraz sobie pewnie myślał, że jestem zupełnie stoczona w pogrąży, bo tak od razu bezzwłocznie przyjęłam pański język do swojej jamy ustnej. Ale to wszystko tylko z tego zaskoczonego podobieństwa między panem a moim straconym chłopakiem.

MĄŻ: Między tobą, słodki głuptasku, między tobą, mówi się.

SEKRETARKA: Między tobą a mną jest stosunek pracy.

MĄŻ: Stosunek czułej pracy. Masz, pij, żeby twoja trema też to wreszcie pojęła.

16

Page 17: Schwab - Czarujący korowód

SEKRETARKA (pije): To wino tak dziwnie sobie ze mną poczyna. W tym winie jest coś, co mnie tak obezwładnia jak przestępczego człowieka.

MĄŻ: Odpręż się, niech wino będzie sobą w tobie. Wino już mi cię odpowiednio przysposobi.

(Znowu całuje ją zachłannie.)

SEKRETARKA: Muszę... muszę lecieć do ubikacji. (rzuca się w stronę ubikacji.)

MĄŻ (zaciera ręce z zadowoleniem, podchodzi do ubikacji i cicho puka w drzwi.): Hop-hop, uchyl no szparkę... eee, w drzwiach (Żadnej reakcji.)

Heeej, otwieraj. (Drzwi uchylają się)

Dobra dziewczynka, masz go tu.

(Wyjmuje swojego plastikowego kutasa ze spodni i podaje go jej do ubikacji. Ona znów zamyka drzwi. Słychać jak stęka w środku. On wije się pod drzwiami, jakby bolał go brzuch. Nagle uspokajają się. Drzwi znowu się uchylają, ona oddaje mu kutasa i drzwi zamykają się. On wkłada go do spodni i zasapany, zataczając się, wraca do stolika, gdzie wyciera sobie pot chustką do nosa. Wkrótce do stolika wraca także ona, cokolwiek odrestaurowana, siada i bierze spory łyk wina.)

Wystarczy, wystarczy już tego dobrego, nie będziemy teraz wszystkiego topić w podatku od alkoholu. (Ona patrzy na niego zdumiona.) Poza tym na horyzoncie zaczyna już majaczyć pożegnanie.

SEKRETARKA: Chcesz mnie już odesłać do domu, do tej mojej wybrakowanej domowizny?

MĄŻ: W dniu jutrzejszym muszę wcześnie wyjść na światło dzienne, bo jadę do Grazu. Często bywam w Grazu. Właściwie to jestem z Grazu. W Wiedniu bywam rzadko. Tylko firmę mam w Wiedniu, dlatego czasem przebywam ze swoją osobą w Wiedniu.

SEKRETARKA: Na pewno jesteś żonaty z jakąś kobietą.

MĄŻ: A z czym miałbym być żonaty? A teraz spróbuj doszukać się w sobie jakiejś cnoty, która by ci się postarała o trochę wstydu.

SEKRETARKA: To mi się tylko tak wyrwało, bo panowie z Grazu, którzy w Wiedniu operują swoim przedsięwzięciem, zawsze są żonaci.

MĄŻ: No to jesteś teraz w niezłym klopsie, bo wciągnęłaś uczciwego małżonka w stosunkowe perturbacje.

17

Page 18: Schwab - Czarujący korowód

SEKRETARKA: Eee tam, myślisz, że twoja żona nie wpędza męskich sposobności w stosunkowe perturbacje?

MĄŻ (zrywa się): A cóż to za delirium wstąpiło w twoje popędliwe nienasycenie? Moja żona to czysta rzeczywistość goszcząca w niewinności duszy. Moja żona jest przedsiębiorcza, bo ja zostałem przedsiębiorcą, a ty jesteś tylko moją futurologiocznie domniemaną sekretarką.

SEKRETARKA: Proszę wydobyć się na przebaczenie dla mnie. Przecież ja chcę być tylko dobrze zorganizowaną sekretarką. (wybucha szlochem)

MĄŻ: No, no, ty mała nędzo z bidą, nie będziemy tu sobie chyba wyrządzać żadnych umysłowo chorych napastliwości. (głaszcze ją po włosach)

SEKRETARKA: Niech pan znowu będzie dla mnie dobry.

MĄŻ: Ech, wy baby jesteście naprawdę nerwową komplikacją sumienia.

(Znów ją głaszcze, bierze jej rękę i prowadzi w stronę rozporka. Ona ugniata go trochę, on mruczy z zadowoleniem i nagle odpycha jej rękę.)

A teraz wprowadzimy trochę powagi do dramaturgii. Od jutra zaczniesz krzątać się ze sobą w moim biurze, a w przecinkach czasowych będziemy się dorywczo stykać na prywatnym gruncie.

SEKRETARKA: Czy aby mówi pan to wszystko naprawdę z całą powagą prawdy?

MĄŻ: Tak, tak, z zachowaniem dyskrecji, rozumie się, chociaż właściwie to wszystko jedno, i tak często wyjeżdżam do Grazu.

SEKRETARKA: Graz to musi być cudotwórcze miasto, skoro tak często tam ze sobą przebywasz.

MĄŻ: Tak, Graz to zdrowy układ nerwowy bez neurastenii. W Grazu nie ma wariatów, nie ma megalomanów, nie ma podludzi, ani przebrzydłych nadludzi. Często bywam w Grazu, bo Graz został tak stworzony, jak ja jako jego rezultat.

SEKRETARKA: Muszę kiedyś przeczytać jakąś dobrą książkę o tym mieście.

MĄŻ: No, a teraz w górę kiszki, jak to u nas mówią. Na następną balangę zorganizuje się porządne łóżko. Kelner, płacić.

S I E D E M

18

Page 19: Schwab - Czarujący korowód

Sekretarka i Poeta

Poetycki pokój poety. Akurat wchodzą.

POETA: Czyż urok tego spaceru w resztkach natury nie był kolosalnie urokliwy, mój słodki skarbeńku? (całuje ją) Hm, jak ona po sobie pachnie, ta moja rybka.

SEKRETARKA: Co... rybą śmierdzę?

POETA: Ależ nie, miałem na myśli rybkę, a nie rybę. Chodź, połóż się na dywanie, ty przepyszny filecie.

SEKRETARKA: Ale ja wcale jeszcze nie osiągnęłam poziomu osłabienia w zmęczeniu.

POETA: Nic nie szkodzi, ja obstaję przy twoim zmęczeniu. Łagodne wypoziomowanie pokrzepi cię.

SEKRETARKA (opiera się): Zmęczona to ja nie jestem ani trochę, za to czuję, że apetyt mnie bierze.

POETA (podskakuje ze strachu): Na co?

SEKRETARKA: Na jedzenie.

POETA: Masz pecha, pragnienie by ci się bardziej opłaciło. Bo jedzenie jest na mieście, a piwo tęskni za tobą w lodówce.

SEKRETARKA: Ach, ci poeci. W tym waszym poetyzowaniu to nawet piwo butelkowe usycha z tęsknoty.

POETA: Poezja uduchawia rzeczy wzniosłości i czyni je wiecznymi, nawet kiedy puszczają się w zapomnienie z wywozem śmieci. Rzecz odchodzi, a dusza fantazjuje dalej swój byt w niewidzialnej formie.

SEKRETARKA: Teraz to już naprawdę jestem głodna.

(On wychodzi i wraca z otwartą butelką piwa.)

POETA: Na zdrowie, moja ty kochana nieunikniona dziurko.

(Ona pije bez sprzeciwu.)

A teraz położysz się na plecach, żeby odbił się od ciebie taki widok, jak od żółwicy przeznaczonej na śmierć. A ja cię ukoję, którymś ze swoich urokliwych wierszy, póki w twych dłoniach podskórnym smutkiem nie zacznie krążyć krew pod wpływem poetyckiego powiększenia palców moich cienia.

19

Page 20: Schwab - Czarujący korowód

SEKRETARKA: Niech ci będzie, wiersz to też dobry chwyt dla odmiany.

POETA: A więc słuchaj, wiersz nosi tytuł: Do domu.

Do domuOsaczony przez borówkiLeżę skłuty jeżyn cierniemŚlimak w swojej ślinie sunieA mnie: mnie do domu tak się chce

Wilk złym okiem na mnie łypieMrówka po mnie czołga sięKret korytarz w ziemi ryjeA mnie: mnie do domu tak się chce

Grzyby warzą swą truciznąSosen igły dziabią mnie śmierdzę niczym świnia dzikaA mnie: mnie do domu tak się chce.

SEKRETARKA: I cóż się tak posępnie nadymasz tym swoim wierszem. Przecież jesteś teraz w domu.

POETA: Ach, ty głupoto sakramencka, ty zapyziała arogantko zbita z pantałyku, ty marcepanowy ćwierćcepie...

SEKRETARKA: Już nie przesadzaj, nie jestem znowu aż taką patentowaną bliźniaczką głupoty.

POETA: Ależ skąd, to głupota jest bliźniaczką twojej osoby. I właśnie to z takim zapamiętaniem kanonizuje mój wewnętrzny poeta w przygłupich ludziach, że w ogóle nic nie muszą rozumieć. Słuchasz mojego wiersza, i wiersz cię nie rozumie, bo ty nie możesz zrozumieć wiersza.

SEKRETARKA: Przestań już, co tak po mnie jeździsz? Jestem tylko zwyczajną sekretarką i księguję w księgach wchody i odchody, no bo jestem też księgową.

POETA: Tak, każdy interes musi trafić do twojej księgowości.

(Obmacuje ją.)

SEKRETARKA: Teraz nie. Przepowiedz nam lepiej jeszcze jakiś wiersz.

POETA: Nie, teraz wolałbym pokartkować trochę w twojej wilgotnej księgowości. A poza tym w literackiej rzeczywistości to ja jestem dramatopisarz.

20

Page 21: Schwab - Czarujący korowód

SEKRETARKA: Taaak? I prawdziwe teatry przegrywają twoje sztuki?

POETA: A co ty sobie myślisz, ty trzpiotowata mizeroto? Nic ci nie mówi imię, jakie sobie nadałem dla potomności?

SEKRETARKA: No co, Hans jesteś i tyle.

POETA: To imię nadały mi urodziny, ale co mnie obchodzą moje urodziny?

SEKRETARKA: No to powiedz już, na jaką ochotę masz imię?

POETA: Ha (wyprostowuje się i splata ramiona na piersi), strzeż swoją biedną łepetynę przed porażającym brzmieniem mego imienia. Powiem krótko: Nestor. Grają mnie w Josefstadt.

SEKRETARKA: Josefstadt to żadna i wytworna dzielnica.

POETA: No ale Nesor? Nestor nic ci nie mówi?

SEKRETARKA: Brzmi tak samo wrednie głupio jak moje własne nazwisko.

POETA (śmieje się i piszczy): Ja się nie pozbieram, trzymajcie mnie, bo się rozlecę na kawałki. Nestor ma dla jej życiowej powłoki wojskową rangę umysłową ordynarnego konduktora tramwajowego. A dla mnie Nestor jest pierwszej kategorii Bogiem.

SEKRETARKA: Ale co ty, przecież konduktor tramwajowy to dobrze zapewniony zawód. Dlaczego od razu tak nie mówiłeś.

POETA (tarza się po podłodze i piszczy): ...deszcz mi się leje przez powałę czaszki. Że też coś tak nieprawdopodobnego może być prawdopodobne...

SEKRETARKA: Ale gdzie się podziały twoje zwyczaje, jesteś taki jakiś niezwyczajny. Rozchorowałeś się z podniecenia, czy co?

(Klęka nad nim na podłodze i masuje go między nogami, aż ten uspokaja się i zaczyna mruczeć.)

POETA: Wiesz, obecna tu rzeczywistość jest ciężka jak kamień i długa. W rzeczywistości wcale nie jestem Nestor. Nestor to przyjaciel... to znaczy nie, właściwie to on już nie żyje, już od dawna. Wcale nie umiem pisywać sztuk teatralnych. Teraz posmutniałaś, bo się rozczarowałaś, prawda?

SEKRETARKA: A mnie on dynda, ten twój Nestor. Głodna jestem. Jak go zwał tak go zwał. Nestor ujdzie w tłoku, jak kaszanka, ale sznycel byłby lepszy. Czyś ty poeta, czy konduktor tramwajowy Hans... to mi zwisa i powiewa.

21

Page 22: Schwab - Czarujący korowód

(Masuje go intensywniej.)

POETA: O taaaak, daj mi błogie zapomnienie, żeby już wreszcie mogło być po wszystkim.

SEKRETARKA: Niech ci już będzie...

(Wyjmuje jego plastikowego trzonka, niedbale wsadza go sobie pod spódnicę, stęka z poczucia obowiązku i wsadza mu go z powrotem do rozporka. Oboje wstają.)

POETA: Teraz mnie przypuszczalnie kochasz.

SEKRETARKA: A jakże.

POETA: Ale ja muszę mieć całkowitą pewność. W najbliższym czasie puścisz się do Josefstadt i przestudiujesz Nestora. Poznam cię dopiero po twoich wynikach z Nestora.

SEKRETARKA: No nie... znowu ten dyndający Nestor.

POETA: Jaki? To już chodźmy coś zjeść mój ty zasuszony koczkodanie.

SEKRETARKA: Ale sznycla, nie kaszankę, co?

(Idą)

O S I E M

Aktorka i Poeta

Zajazd na wsi. Pokój dla gości. Właśnie weszli.

POETA: Ach, życie naprawdę żywe składa się ze zwykłych drobiazgów. To, że ty jesteś wielką aktorką a ja wielkim poetą bynajmniej nie gra roli.

AKTORKA: Damski morderca przywlókł pluszową skórkę do wiejskiego zajazdu. Smacznego, panie wierszokleto, co nie umie wiersza sklecić.

POETA: Masz w tej chwili skończyć z wytrząsaniem na mojego poetę swoich babskich irytujących fatalizmów. Już się przez ciebie raz zabiłem we śnie. Mój językowy talent wymaga ode mnie i tak tylu wyrzeczeń. A wiejski zajazd z kupą świńską pod oknami na zakończenie tego nie całkiem przecież jeszcze wykolejonego epizodu, to był twój pomysł.

22

Page 23: Schwab - Czarujący korowód

AKTORKA (pada przed nim na kolana, składa ręce i modli się, mamrocząc pod nosem.)

POETA: Co ty robisz? Ty się przecież modlisz tymi swoimi nieprzyzwoitymi ustami, tymi rękami, a nawet trochę głosem... Do kogo ty się chcesz domodlić?

AKTORKA: Do Boga, oczywiście.

POETA: Do tego patałacha?

AKTORKA: Sam jesteś patałach. (wybucha głośnym śmiechem)

POETA: Ty... ty jesteś tylko projektantką samych najpodlejszych wyrażeń.

AKTORKA: Właściwie powinno to być twoim zadaniem poety, ale ja wymyślam za ciebie, zawsze kiedy dziw mnie nie bierze, patrząc na ciebie. Bierze mnie tylko takie tłuste uczucie między palcami. A dziw jeszcze nigdy nie wziął mnie przy tobie.

POETA: W takim razie odchodzę. Ostatecznie rozumiem się też wyśmienicie sam na sam ze sobą, i nie muszę niczego przed sobą udawać.

AKTORKA: Cóż za uroczo kuszący pomysł, najlepszy jaki miałeś, odkąd zacząłeś mi ciążyć swoim śmiesznym ciężarem.

(On oburzony zbiega z łoskotem po schodach. Potem słychać chrzęst jego kroków pod oknami, tam i z powrotem, podczas gdy ona rozbiera się do bielizny erotycznej. Potem zadowolona z siebie gładzi się po całym ciele, w końcu podchodzi do okna.)

Heeej, zataczasz tam kręgi wokół świńskiej kupy? Przecież jesteś moją słodką ciepłą kluchą. Postaw się i nabierz we mnie wiary w siebie. My cię przecież tak okropnie kochamy, dlatego musimy podręczyć troszkę twoją motorykę. Przyjdź na górę, ty szpuncie opłakany.

(Kładzie się na łóżku i znów gładzi swoje ciało, podczas gdy on z łoskotem wbiega po schodach na górę i wchodzi do pokoju. Nadąsany siada obok niej na łóżku.)

Co się stało, no powiedz.

POETA: W życiu jest tyle niepewnych miejsc, które odbijają się tak druzgocąco. Gdyby tak mieć coś trwałego, jakiś własny zysk, czysty zysk. Ale niestety w gruncie rzeczy dobrze jest jak jest, że w życiu są rzeczywiście takie nieprzejrzyste miejsca.

AKTORKA: A co ty byś chciał? Dzwony na sumę i kawę zbożową? Każdy początek bierzesz za syntezę a potem starasz się we wszystkim znaleźć coś miłego. Teraz będzie damski morderca i pluszowa skórka, potem spanie, potem śniadanie, a potem znowu Wiedeń, a potem znowu teatr.

23

Page 24: Schwab - Czarujący korowód

POETA: Nie miałem pojęcia, że jesteś taka mądra.

AKTORKA: Nie jestem mądra, jestem aktorką.

POETA: Ja jestem mądry, bo jestem poetą.

AKTORKA: Tak to już jest, no bo jest i musi być na miejscu.

POETA: To prawdopodobnie straszne.

AKTORKA: To co jest, nie jest straszne, bo jest. Tylko to czego nie ma, jest straszne, bo stanowi możliwość i dlatego jest niemożliwe.

(Ona wyjmuje obrazek z torebki i stawia go na szafce nocnej.)

POETA: A co to takiego?

AKTORKA: To moja talizmaniakalna madonna.

POETA: Ale co naprawdę znaczy ten obrazek?

AKTORKA: Pluszowa skórka pod wielkim damskim mordercą, bez dozownika nasieniowego oczywiście, ty koślawy poeto z chorym na aids mózgiem.

POETA (wzdraga się i wstaje): Żeby tak być Nestorem. Przy Nestorze nie miałabyś żadnych szans na równość możliwości. Co ty sobie myślisz, że co ty jesteś, złota spluwaczka jesteś i tyle. Żebyś ty tak u Nestora zagrała, to na co sobie zasłużyłaś. I nie myśl sobie, że zdobyłabyś szturmem jakiś spektakl. Nic. Zima. Gleba.

AKTORKA: Wiemy, wiemy, że cierpisz na zapalenie pęcherza mowy. Jesteś stracony i dlatego wolno ci jeszcze trochę mnie pobzykać. Moje leżące położenie powinno cię jeszcze przez jakiś czas wprawiać w osłupienie. Damski morderca i pluszowa skórka, proszę bardzo. Moje położenie dlatego jest takie zdumiewające, bo zabłyskuje tyle świateł. Ale ach, teraz to mi już nawet wymiękło to, co mi leży w moim zwyczaju, dlatego wolno ci na mnie dojść do siebie, mój słodki zdechlaczku.

POETA: Zapoznałem sobie kiedyś takie chuderlawe dziewczę, które nie miało żadnego wnętrza w głowie i wywnętrzało się, że Nestor to konduktor tramwajowy. Czy to nie świetny dowcip? (wymuszony śmiech)

AKTORKA (śmieje się głośno) Tak, Nestor jest powołaniem umarłych poetów, a ty jesteś mój konduktor tramwajowy Hans, któremu bezpoetycki świat ukradł tramwaj. Może mnie teraz wreszcie przejedziesz konduktorze, co? (wzdycha)

POETA: Ale ja... wcale nie jestem... Hm... Ha, a dobrze ci tak teraz, że jesteś taka napalona.

24

Page 25: Schwab - Czarujący korowód

AKTORKA (wzdycha): A pewnie, że mi dobrze, że jestem napalona.

(Burcząc pod nosem wyjmuje ze spodni plastikowego kutasa, rzuca jej na łóżko i stoi krnąbrnie obok, podczas gdy ona się nim zabawia. W końcu wyrzuca go z łóżka na podłogę, on go podnosi zmieszany i pakuje do spodni.)

I co? Wszystko gra i buczy? Damska skórka i morderczy plusz. To lepsze niż odpisywać od własnej głupoty jakieś niesztuki z lordozą, co?

POETA: Któregoś ciemnoczerwonego dnia będziesz mnie musiała grać, aż ci się zgrają do ostatka te wszystkie twoje sztuczkowe chwyty.

AKTORKA: Każdy przypomina sobie wiele, a wiele przypomina sobie ciebie i wiesza ci w chorych głowach łóżka mundur tramwajowy. Ale mówiąc po prostu, dzisiaj jesteś mi moim poetą, boś mi upoetycznił dupę, przynajmniej w odczuciu urojonym. A teraz złożysz przy mnie grzecznie swojego tramwajowego poetę i opowiesz mi siebie jako poetę wielkiego.

(Ociągając się, kładzie się obok niej.)

No opowiedz nam, co tam porabia wielkoliteratura naszego wielkopoety?

POETA (wchodzi w trans): Tak, ja... taaaak, wykończą mnie zupełnie te wszystkie wielkie bieżące sukcesy. Jestem już wytłumaczony na piętnaście języków. Moje konto pęka w szwach od tych bezustannych pieniędzy. Literatura rozwesela ludzi bez przerwy. Moje życie stało się bardzo dobre i pełne życiowo korzystnych zapatrywań. Ach tak, ach taktaktak...

AKTORKA: Wspaniale, a nad czym się akurat nad tobą pracuje?

POETA: Mój przyjaciel Nestor i ja, pracujemy właśnie nad udramatyzowaniem austriackiego hymnu narodowego... (ziewa) Teraz jestem już sobą tak zmęczony, i to jest takie piękne, że leżę obok ciebie. Jutro będę brnął dalej.

(Zasypia.)

AKTORKA: Tak, jutro znów ci zaświta urzekająco piękny dzień śmierci dnia.

(Ubiera się i wychodząc gasi światło.)

D Z I E W I Ę Ć

Aktorka i Poseł

25

Page 26: Schwab - Czarujący korowód

W urządzonym z przepychem pokoju aktorki. Przedpołudnie, ona leży jeszcze w łóżku, Poseł do parlamentu właśnie wszedł.

POSEŁ: Widzi pani, dopiero co przez myśl mi przeszło, idź do niej, idź do tej utalentowanej osoby. A już myśl ta należy do przeszłości, już tu jestem. (Siada obok niej na łóżku.) I widzi pani, moja kochana, w tym miejscu spotykają się pani potencjalna nędza z moją nędzą politycznej potencji, że tak powiem. Starość to świnia z różycą. Starość to różyca, a dusza to świnia. I można bez zmrużenia oka postawić całe bogactwo wewnętrzne na różycę, ona i tak wygra, nawet jeśli się świnia jako dusza będzie młodo trzymać. Na starość człowiekowi nie pozostaje nic innego niż swoim mądrościowym charakterem wciskać głodnym ludziom głodne kawałki.

AKTORKA: Ależ panie doktorze, ja się za panem wstawiam u pana. Są ludzie, którzy nie przestarzeją się, aż do samej śmierci, bo oddali się jakiemuś nadrzędnemu pojęciu.

POSEŁ: Ochłapy mi tu pani rzuca, moja kochana, ochłapy jak zły kamień.

AKTORKA: Ale przecież pan jako poseł do parlamentu i ja jako aktorka jedziemy na jednym wózku drabiniastym. Oboje publicznie obrabiamy się w ludzkiej materii, i pchamy ten nasz wózek, żeby nam się wartko toczył.

POSEŁ: Ach, wy aktorzy, z tą waszą podziwu modną wspaniałomyślnością, z tym waszym bezgranicznym optymizmem internacjonalnym. To, co mi tu pani tak wyszlachetnia, byłoby w czarnej dziurze mojej młodości pierwszą trąbką wojenną, wzywającą do bitwy o dobro. A co mi z tego zostało na stare lata? - znudzenie, przeziębienie, Austria i renta dożywotnia.

AKTORKA: Niech pan już wreszcie skończy tę swoją starość. Chce mnie pan uwieść swoją ojcowskością? Niech mnie pan lepiej uwiedzie pańską wrodzoną młodzieżowością.

POSEŁ: Wie pani, państwo zawsze wymusza na swoich reprezentantach szeroki na kilometr uśmiech, żeby im się wygładziły zmarszczki, które się tak pociesznie wysypują od niechcenia, kiedy się cicho pierdzi w stołek w otępieniu.

AKTORKA: Być może jest w tym naprawdę jakaś słuszna racja, że parlament polityków to taki nekrofilski zakład. (Dąsa się obłudnie.) Najpierw mnie pan podnieca swoją zawitalną wizytą a potem gloryfikuje pan swoje zmarszczki. To niesprawiedliwe.

POSEŁ (wzdycha): Bo w parlamencie wyczerpuje się do wyczerpania tylko to co śmiertelne: umierająca natura, rozpadająca się rodzina, namolna zagranica, upiorny kraj, dekadencka kultura, bezsensowny dodatek na dzieci, skwaszony chrześcijański karcynom... wszystko razem wzięte śmieszne problemy egalitarne w imię ostatecznego pokoju zbiorowego jako cel na marginesie.

26

Page 27: Schwab - Czarujący korowód

AKTORKA (przekornie): Ale za to taki poseł do parlamentu dostaje zawsze ważny darmowy bilecik do jakiegoś teatru.

POSEŁ: Tak, inaczej przecież nie znalazłbym cię na deskach światowej sceny, moja kotko pieszczotko. Och, przepraszam, zapędziłem się i na dodatek jeszcze tyknąłem panią z niezauważenia.

AKTORKA (przytula się do niego): To była intuicja, to była młodość.

POSEŁ: W parlamencie byłoby to politycznym wykolejeniem.

AKTORKA: Dopóki będą istnieć pociągi, dopóty będą się wykolejać jako środki transportu. A teraz chodź do mnie, niech się twój cięty język wykolei w moich ustach, ty melancholijny zgrzybiały płodzie, ty.

(Całuje go.)

POSEŁ: Ale przecież dzisiaj to dopiero przedpołudnie, powinienem już dawno być w parlamencie..., ale co tam, srał na parlament, aż się z niego zrobi wielka brązowa turnia.

(Kładzie się na niej i całuje ją. Potem siada i wyjmuje plastikowego kutasa z rozporka. Ona tarza się z nim po łóżku i jęczy w afektowany sposób. On stoi obok łóżka, wreszcie załamują się pod nim kolana i pada na podłogę. Ona uspokaja się po chwili, wyjmuje kutasa, całuje go z przekorą i kładzie posłowi na brzuchu. On zasapany wtyka go sobie do spodni i powoli, cały rozdygotany, dźwiga się z podłogi.)

AKTORKA: To był dzisiaj pierwszy członek narodowego przedstawicielstwa na mojej babskiej ślizgawce. Chyba ci było dobrze staruszku?

POSEŁ (siada ciężko dysząc): Tak... tak, tak. W pamięci mi stanęło i zapadło, to była młodość. Mój zwieracz śpiewa mi pieśń z dawno zwietrzałych czasów.

AKTORKA: Fu, be! (śmieje się)

POSEŁ: Przepraszam... pardon... dupa, parlament, wszędzie te same przeciągi, wszędzie niespójne orędzia.

AKTORKA: Ale pogadasz z ministrem w mojej sprawie, którą wczoraj wieczorem namawialiśmy co?

POSEŁ: Tak, tak... no pewnie... w ukryciu to ono pracuje pełną parą, to państwo świńskich jaj.

AKTORKA: No ale teraz to już naprawdę fu, be!

27

Page 28: Schwab - Czarujący korowód

POSEŁ: A niech to wszyscy diabli. Dziś już tylko niezadowolenie jest w stanie łączyć się w relacje.

AKTORKA: Wszystko schodzi na psy, bo jest pod psem, z kulawą nogą.

POSEŁ: Przypuszczalnie jesteś jeszcze bardziej mizantropijnym człowiekiem niż ja.

AKTORKA: Aktor gra przyjaciela jako wroga i odwrotnie.

POSEŁ: A ja gram państwo jako siebie i odwrotnie.

AKTORKA: Właśnie, człowiek się już ze wszystkim uporał, zanim jeszcze cokolwiek zaczęło się zaczynać. Ale teraz muszę wykąpać i ubrać swoją aktorkę, bo moja aktorka musi iść na próbę.

POSEŁ: Tak, a ja powlokę się do swojej celi śmierci, do parlamentu.

AKTORKA (z łazienki): I nie zapomnij o mojej sprawie u ministra.

POSEŁ: Pewnie, pewnie. Adieu. Może dziś wieczorem przyjdę znowu do teatru.

(Wychodzi.)

D Z I E S I Ę Ć

Poseł i Kurwa

Noc. Ławka w parku. Poseł zasnął oparty o Kurwę. Jego plastikowy kutas poniewiera się obok na ziemi.

KURWA: Heeej, przyszła pora na pobudkę.

(On z trudem się prostuje, przeciera oczy i przygląda jej się.)

POSEŁ: Ach, ty też jesteś taki malowany obrazek do zatknięcia. Akurat coś takiego śniło o mnie... aktorka, teatr, cholera, znowu wszystko przepadło nie opatrzone sakramentem opatrzności... och mój łeb...

KURWA: I tak już pozwoliłam twojej głowie spać przez kompletną godzinę, bo zapłaciłeś z wyższą grzecznością. Gdzieś ty się tak nawalił?

POSEŁ: Pieprzony parlament... delegacja zagraniczna... pieprzony blok wschodni... pieprzona wódka... och.

28

Page 29: Schwab - Czarujący korowód

KURWA: Ojej, tutaj leży czyjaś zguba, tylko coś fundamentu dla niej nie widać.

(Podnosi plastikowego trzonka i wtyka mu go w rozpięte spodnie.)

POSEŁ: Dziękuję, nawet jeśli zimę mam w spodniach.

(Wstaje i przeciąga się.)

palce strzelająmatki chrapiąpardonpierwszy strzałdrugi strzałPrzepraszam, po prostu muszę przytruwać atmosferę jakimś gruczołem dźwiękonaśladowczym... jak w parlamencie.

KURWA: Ze mną jako z kurwą próbowano już różne rzeczy za pieniądze, ale pozycji parlamentarnej to ja jeszcze nie znam. A jaki ty właściwie jesteś zawód?

POSEŁ: Też jestem taką smętną kreaturą... jak ty, też ze mnie taki bajzel płacowy.

KURWA: Tak to już w życiu jest, i to głupota na resorach, żeby sobie gębę strzępić o wszystko. Kto nie może w jadłospisie znaleźć nic dla siebie, ten musi umrzeć z głodu. A że jadłospis to kawał gówna, to i każde danie z jadłospisu jest kawałem gówna. A kto zjada kawał gówna, robi się z powodu kawału gówna też kawałem gówna, i nie jest w stanie zrobić nic innego tylko kawał gówna, jak już coś robi, a musi coś robić, bo nie można nic nie robić. A ten, co ułożył jadłospis, jest gównodowodzącym kawałem gówna, ale przypuszczalnie ma nad sobą jeszcze o wiele większy kawał gówna.

POSEŁ (śmieje się): Gdyby to usłyszeli w parlamencie... ach nic...

KURWA: Ta pozycja parlamentarna jest chyba naprawdę warta grzechu.

POSEŁ: Jak jeszcze mogłem być młodocianym człowiekiem z wielkim ogniem, a mój kutas jeszcze nie poszedł w odkrętkę, byłem na śmierć zakochany w pewnej mężatce. Która potem odeszła od męża, zanim jeszcze odeszła ode mnie. W tym czasie moja wyrodzona matka zostawiła mi karteczkę na kuchennym stole. Napisała mi: Wstydź się, że rozbiłeś małżeństwo i jeszcze się przechwalasz, że zluzowałeś męża. Zjedz coś porządnego. W lodówce jest szynka i kiełbasa. Sernik jest w kredensie. I żebyś znowu nie pił tyle alkoholu. Pozdrowienia, mama.

(Oboje śmieją się serdecznie)

Byłem wtedy po raz pierwszy w życiu dumny z siebie, a ty przypominasz mi teraz tamtą kobietę, która dzisiaj jest spierniczałą kwoką z tłustą dupą.

29

Page 30: Schwab - Czarujący korowód

KURWA: To miło, że mi jeszcze na koniec nadałeś taką ładną historię. Ale ja się muszę już zabierać za następną roboczohistorię. (Wstaje.) Cześć.

POSEŁ: Cześć.

(Po paru krokach oboje odwracają się jeszcze raz)

POSEŁ: Cześć (macha do niej ręką)

KURWA: Cześć (macha do niego). Następnym razem pokażesz mi pozycję parlamentarną.

K O N I E C

30