październik 2013 nr 10 (191) - miesięcznik znad rudawy · pisał emanuel kant. znakomity filozof...
TRANSCRIPT
październik 2013 nr 10 (191)
okladki_pazdziernik.indd 1okladki_pazdziernik.indd 1 2013-09-18 11:55:202013-09-18 11:55:20
Już jesień łzy niesie... komu?
okladki_pazdziernik.indd 2okladki_pazdziernik.indd 2 2013-09-18 11:55:292013-09-18 11:55:29
Znad RudawyMiesięcznik Gminy Zabierzów 1
Tak sobie podróżowaliśmy po gminie przez cały dzień.
Był zachwycony przydomowymi ogródkami (nie wszę-
dzie, oj, nie wszędzie) pełnymi kwiatów, przystawaliśmy
przy zabytkach i… psioczył na świat, że współczesność nie
szanuje przeszłości, która też przecież miała swoje zasługi
w rozwoju jego kraju. Malkontent.
Szybko jednak zafrasowanie znikało mu z twarzy, bo
gdzieś tam w tyle głowy tkwiło jego przeświadczenie, że pro-
wadzę go głównymi drogami po gminie. Nie było wyjścia,
wjechaliśmy w bardziej lokalne dróżki.
Wciąż nie dowierzał, że w Zelkowie wszystkie ulice po-
siadają asfalt, że droga w Brzoskwini wygląda lepiej niż Mar-
szałkowska w Warszawie, że w Aleksandrowicach nawet dro-
gi do pól posiadają twardą nawierzchnię, a leśne dukty są
utwardzone jak ścieżki spacerowe.
Na nowe osiedla na wszelki wypadek nie zapuszczaliśmy
się… Musiałbym mu za długo tłumaczyć, że „nie od razu
Kraków zbudowano”.
C.d. na str.2.
Mój znajomy architekt, z wykształcenia i artysta – obie-
żyświat, (nazwisko dobrze znane, więc je pomijam, żeby nie
czuł się skonfundowany), który niejedno w życiu widział, za-
kwestionował w rozmowie możliwość dalszego rozwoju na-
szej gminy, a swoje absolutum dominium wiedzy opierał
o dane przekazane mu przez „Życzliwego” anonima. I tak się
spieraliśmy na racje: ja na fakty, on na donosy. Zapropono-
wałem mu tedy, by wsiadł ze mną do samochodu… wspólnie
przejechaliśmy się po gminie, spędzając uroczo czas podróży.
Uroczo, bo mój adwersarz znał świetnie historię gminnych
zabytków, jak z rękawa sypał znajomością architektury. I to
wszystko, co wiedział na temat gminy. Jego pierwsze i bodaj
największe zdziwienie budziły drogi.
– Toż to Ameryka – mówił – znam ten kraj i jeszcze parę
innych krajów wschodniej i zachodniej cywilizacji ale ta wa-
sza gmina mnie zdumiewa. Każda wieś, każde sołectwo ma
drogi jak w bajce (no, prawie jak w bajce – dodawał). Nowe
nawierzchnie, nowe chodniki, a tam gdzie ich jeszcze nie
ma – powstają, stwierdził widząc tu i ówdzie ekipy układają-
ce kostkę. Miał zastrzeżenie do poboczy, głównie do rowów,
które widzieliśmy często zarośnięte zielskiem ale generalnie
cmokał kiedy tylko wjeżdżaliśmy z jednej do drugiej wsi.
Trzeba zobaczyć, żeby uwierzyć
W Zelkowie jak na europejskim skrzyżowaniu
Bolechowice
Kobylany
Brzezinka
gazeta10_2013.indd 1gazeta10_2013.indd 1 2013-09-18 11:56:282013-09-18 11:56:28
Znad RudawyMiesięcznik Gminy Zabierzów2
Mój znajmy jest może nieco egzaltowany, w swoich dy-
wagacjach lubi posługiwać się lekko wymuszonym aktor-
stwem ale jest szczery do bólu.
Mam więc prawo wierzyć w to, co mówił o drogach
w gminie. Nie zapytał tylko ile to wszystko kosztuje ale jako
lekki utracjusz – taki sprawami on się nie zajmuje.
Aleksandrowice
Kochanów
Burów
Niegoszowice
Karniowice
Nielepice
Kiedy wreszcie po całodniowej wycieczce usiedliśmy
przy śledziku w Kochanowie, z zamyślenia wyrwało mu się.
A z tymi Nielepicami coś trzeba zrobić; może by tak poprowa-dzić jak choćby na Monte Casino czy w Asyżu serpentyny z dro-gi krajowej, a dotychczasową drogę uczynić jednokierunkową ulicą w dół. Nie takie budowy w Polsce już prowadzono.
Druga myśl była bardziej konkretna: u was do wyasfalto-wania pozostają jedynie drogi polne...I to też nie wszędzie, bo do niektórych pół już są. Nic dziwnego, sam widziałem jak na
wykopki ziemniaków rodzina przyjechała audi…
wś
Droga w Nielepicach sto metrów od szkoły. Zdjęcie wykonane pół roku temu
gazeta10_2013.indd 2gazeta10_2013.indd 2 2013-09-18 11:56:432013-09-18 11:56:43
Znad RudawyMiesięcznik Gminy Zabierzów 3
Dołujemy się na własne życzenie„Życie nie daje nam tego, co chcemy, tylko to, co ma dla nas” – pisał Władysław Reymont. A daje nam rozkosze, radości, ból
i cierpienie. Taka refleksja nasuwa mi się ostatnie kiedy słyszę i czytam jakim to jesteśmy wrednym narodem, egoistami do krwi
i kości. Nic pozytywnego. A szkoda. Stan stały naszego dołowania z różnych ust wypływa. Nie wszyscy ekscytują się polityką, plot-
kami z towarzyskich sfer czy potępieniem wrogów. Wrogiem nie jest ten kto z radością walczy ale ten, kto żyje nienawiścią i są-
czy tę nienawiść, będąc samemu przekonany, że jest jedynym, który ma rację. Nie tylko od święta jest nam potrzebna refleksja i za-
chęta ; ona winna być stale obecna w każdym człowieku, w każdym wypowiedzianym przez niego zdaniu. Tymczasem dla nas, na-
wet to co powinno być dobre, co jest dobre – pogłębia przepaść między ludźmi, gdyż nawet z najlepszej stali kujemy miecze nie
dla obrony ale dla napaści. I nikt nie jest wolny od tego zajęcia. Jest to tym bardziej tragiczne, że dotyczy każdego i wszystkiego:
wiary i nadziei, osób, stanowisk i środowisk.
Wiem, że zanadto uogólniam ale może tak drastyczne postawienie sprawy staje się koniecznością czasów współczesnych. Pisał
Jan Kochanowski: „…nigdy nie zabłądzi, Kto tak umysł narządzi, Jakoby umiał szczęście i nieszczęście znosić”. Jak nigdy – po-
trzebny jest rozsądny dialog i nikt nie powinien być od niego wolny. To jest po prostu obowiązek, gdziekolwiek się znajdujemy:
w pracy, w rodzinie, w kościele. Nie pohukiwanie nam potrzebne ale mądrość zbiorowa. Gdzieś zapodziały nam się ideały i za-
sady od zarania dziejów uznane za radosne współistnienie. Powtórzę jeszcze raz – Szkoda! Jest jeszcze czas: „życie jest jak okręt,
świat jest jak morze: Płochy na zgubne leci przestworze, Mądry swą łódkę tamuje w biegu, Trzyma się brzegu”.
Niestety, za sprawą różnych „nieomylnych” brzeg coraz bardziej nam się oddala.
Witold Ślusarski
W ciągu ośmiu ostatnich lat zakończono budowę kanalizacji w gminie. Je-
steśmy jedną z niewielu gmin, która posiada kompletną kanalizację, co nie-
jednokrotnie budzi zazdrość innych gmin w kraju. Powstały nowe przed-
szkola w: Zabierzowie, Balicach, Brzeziu i Rząsce. Do użytku oddano szkołę
w Brzeziu, jedną z najładniejszych architektonicznie placówek oświatowych
w powiecie krakowskim, dobudowano segment „C” do szkoły w Rząsce,
a w Brzeziu, Karniowicach i Zabierzowie powstały place zabaw dla dzieci.
W ramach programu „Radosna szkoła” zbudowano również place zabaw
w Balicach i Nielepicach, a w Szczyglicach i Zabierzowie zbudowane zosta-
ły kompleksy sportowe Orlik 2012. Również w dziedzinie ochrony zdrowia
gmina ma się czym pochwalić: w Rudawie i w Rząsce wyremontowane zo-
stały budynki ośrodków zdrowia. O drogach piszemy powyżej, możemy jedy-
nie dodać, że stan dróg w naszej gminie chwalić muszą nawet najwięksi za-
zdrośnicy. Turystyczna specyfika naszego terenu wymusza celowe inwesty-
cje. Niewątpliwym osiągnięciem, mniej rzucającym się w oczy na zewnątrz,
ale niezwykle istotnym dla mieszkańców i całego rozwoju gminy jest uchwa-
lenie Zmiany Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Prze-
strzennego Gminy Zabierzów, a tak że plany miejscowe dla sześciu sołectw
i doprowadzenie tym samym do 100% pokrycia planami zagospodarowania
terenów gminy.
Za wszystkim stoi ogromny wysiłek, z którego rzadko zdajemy sobie spra-
wę, bo coś jest, coś zostało zrobione. Szybko zapominamy jaka była droga do
tych – niewątpliwie – sukcesów. Warto sobie to czasem uświadomić, a przy-
najmniej o tym pomyśleć przez chwilę. Na pewni muszą też rodzić się pyta-
nia: czy można było zrobić więcej? Odpowiedzi pozostają zawsze indywi-
dualne, bo co dla jednych jest sukcesem, dla innych może być niedosytem,
zwłaszcza, jeśli więcej w naturze defetyzmu i frustracji niż radości i optymi-
zmu. Pisał Emanuel Kant. Znakomity filozof urodzony w Gdańsku, a więc
z polskimi korzeniami: „Dwie rzeczy napełniają serce /…/ podziwem i czcią
w miarę tego, im częściej, im ustawicznej zajmuje się w nim rozmyślanie:
niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie”. Przytoczyliśmy kil-
ka faktów z życia gminy. To ledwie część prawdziwego jej obrazu. Jesień – to
jak pisał poeta polska pora roku, a skoro polska – pomyśleć warto o małym
jej skrawku jakim jest gmina. Jeśli więc chcesz myśleć o czymś, myśl o tym,
czego chcesz.
Coś zostało zrobione, coś powstało –
a nam wciąż za mało
Październik
w centrum
kultury
− W roku 2013/14 SCKiPGZ proponuje spo-
tkania z zakresu sztuk plastycznych takich
jak: zajęcia plastyczne, ceramikę, Klub
Młodego Majsterkowicza, warsztaty filco-
wania, Studio Fotografii Artystycznej. Dla
miłośników muzyki centrum kultury ofe-
ruje indywidualne zajęcia nauki gry na gi-
tarze, pianinie, perkusji, skrzypcach, in-
strumentach dętych oraz warsztaty wokal-
no-aktorskie. Ofertę wzbogacają zajęcia ta-
neczno-ruchowe m. in. balet, fitness, pila-
tes, gimnastyka rehabilitacyjna, szkoła tań-
ca Frygi-Drygi, joga, rytmika oraz etnicz-
ne tańce dla kobiet. Ponadto zachęcamy do
skorzystania z kursów języka angielskiego
oraz zajęć matematycznych.
− 19-20 października Mistrzostwa Szachowe
o Puchar Wójta Gminy Zabierzów w siedzi-
bie centrum kultury.
− Do 20 października Galeria „Na Pię-
trze” zaprasza do odwiedzania wystawy pt.
„Dwie odsłony piękna”. Autorem prac jest
Małgorzata Wójtowicz-Król.
− 27 października centrum kultury zaprasza
o 16.00 na Dzień Seniora w Zabierzowie
− SCK po raz dziewiąty organizuje Przegląd
Wokalno-Instrumentalny „Śpiewać i grać
każdy może”. Adresatami konkursu są mło-
dzi instrumentaliści, wokaliści do 24 roku
życia, których pasją jest muzyka. Termin
nadsyłania zgłoszeń upływa 15 listopada.
Regulamin przeglądu oraz warunki uczest-
nictwa dostępne są na stronie SCKiPGZ.
Szczegóły: http://sckipgz.zabierzow.org.pl
gazeta10_2013.indd 3gazeta10_2013.indd 3 2013-09-18 11:56:452013-09-18 11:56:45
Znad RudawyMiesięcznik Gminy Zabierzów4
Dzielimy pieniądze:
W Radwanowicach…
Około 100 osób przybyło na zebranie wiejskie w Radwano-
wicach, co jak na wieś liczącą obecnie 649 mieszkańców uznać
należy za bardzo dobrą frekwencję. Omawiano wszak bardzo
ważne dla sołectwa sprawy jak: rozdział funduszu sołeckiego
na poszczególne zadania, a także wnioski zgłaszane do gminy
w sprawie jej udziału w rozmaitych planach inwestycyjnych.
Już na wstępie sołtys Tadeusz Walczowski zaznaczył, iż przed
zebraniem, podczas posiedzeń Rady Sołeckiej, dyskutowa-
no nad najpilniejszymi potrzebami wsi, które trzeba rozwiązać
w ramach własnego funduszu sołeckiego, który zgodnie z przy-
jętą w gminie zasadą ( 50 zł od jednego mieszkańca plus 10
tys. na organizację imprez) wynosi na przyszły rok 42.500 zł.
Do propozycji sołtysa tylko jeden uczestnik zebrania wnosił za-
strzeżenie ale wynikało ono bardziej z niezrozumienia intencji
aniżeli z oczywistych racji, zatem przy jednym głosie sprzeci-
wu i jednym wstrzymującym się, propozycje sołtysa i Rady So-
łeckiej przegłosowano:
– na zakup sprzętu dla OSP przeznaczono 4.000 zł
– na zakup sprzętu dla młodzieży uprawiającej sport – 2.500 zł
– na utrzymanie czystości w budynkach komunalnych – 4.000 zł
– na wycinkę gałęzi w pasie dróg gminnych – 3.000 zł
– na organizację imprez kulturalnych – 5.000 zł
– na uregulowanie wód opadowych i gruntowych na ul. Zofii
Tetelowskiej 16.700 zł.
W rezerwie sołeckiej pozostawiono 4.250 zł.
Po zatwierdzeniu tego podziału przystąpiono do zgłaszania
wniosków, które mają stanowić udział w budżecie gminy. Naj-
więcej emocji wzbudziła budowa drogi Radwanowice – Brze-
zinka. Zastrzeżenia do niewielkiego fragmentu tej przebudowy
zgłosiła jedna z mieszkanek Radwanowic, stwierdzając, iż wyko-
nawcy bez uzgodnienia z nią jako właścicielką rozpoczęli prze-
budowę na fragmencie jej działki. Na nic zdały się wyjaśnienia
sołtysa i służb gminnych odpowiadających za inwestycje, iż ta
przebudowa jest dopiero na etapie projektu i uzgodnienia będą
dopiero następować, swoje racje właścicielka podtrzymała. Do-
piero zapewnienie wójta Elżbiety Burtan, że sporny kawałek
gruntu może zostać wykupiony pod budowę, ostudziły emocje.
Przy okazji sołtys przypomniał, iż brak przed kilkoma laty zgo-
dy dwóch właścicieli na przebudowę drogi przez Radwanowice
skutkował do tej pory i będzie skutkował nadal znacznym opóź-
nieniem realizacji tej inwestycji. A jaki to kłopot dla Radwano-
wic – nikogo z mieszkańców przekonywać nie trzeba.
W wolnych wnioskach zgłoszono potrzebę ustawienia zna-
ków drogowych w kilku punktach Radwanowic, których brak
albo zagraża bezpieczeństwu albo komplikuje życie mieszkań-
com niektórych ulic. Była też poruszana sprawa budowy nowe-
go daszku nad kapliczką. Jedna z uczestniczek zebrania zwróci-
ła się z apelem do właścicieli psów, którzy wypuszczają te zwie-
rzęta poza ogrodzenie, by nie lekceważyli niebezpieczeństwa, ja-
kie ze strony tych czworonogów czyhają na dzieci idące do szko-
ły. Temu apelowi wszyscy zgodnie przyklasnęli, jak będzie – po-
każe praktyka.
Zebrania wiejskie W Młynce
Chociaż jest to najmniejsze sołectwo w gminie Za-
bierzów, to emocjami można by co nieco jeszcze obdzie-
lić. A wszystko za sprawą pewnego mieszkańca, który
na tym zebraniu występował jak rzecznik swojego zięcia
i domagał się budowy drogi do części Młynki jeszcze nie
zamieszkałej. Nie pomogły tłumaczenia sołtysa Haliny
Kłeczek, że są na chwilę obecną inwestycje bardziej po-
trzebne. Nie pomogły też zapewnienia, iż jak tylko ktoś
tam (konkretnie zięć) zamieszka i zacznie płacić podatki
droga będzie realizowana. To dość typowy problem; po-
łowa drogi należy do Nielepic, połowa do Młynki. W za-
sadzie nie ma sporu, gdyż obie sąsiadujące wsie są dro-
gą zainteresowane, rzecz w tym, , że – co stwierdzali na-
wet uczestnicy zebrania – nie jest ona na razie koniecz-
na. Niby był to problem zgłoszony w ramach wolnych
wniosków ale prawie zdominował on zebranie, którego
zamiarem był podział funduszu sołeckiego i zgłaszanie
wniosków do budżetu gminy.
Młynka liczy 267 mieszkańców, zgodnie zatem
z uchwałą Rady Gminy posiada fundusz sołecki w wy-
sokości 23.350 zł. Nie są to duże pieniądze, trzeba było
więc wybrać te zadania, które są najpilniejsze do reali-
zacji w roku przyszłym. Wieś to niewielka ; jak powie-
działa sołtys – na zebrania przychodzi ok. 30 osób. Tym
razem frekwencja była nieco niższa. Propozycje Rady
Sołeckiej przedstawiła Halina Kłeczek:
– na remont świetlicy przeznaczono 5.000 zł
– na zakup sprzętu radiowego do tejże świetlicy – 500 zł
– na imprezę mikołajową – 2.200 zł
– na organizację Dnia Seniora 2.800 zł
– na zakup paliwa do kosiarki – 550 zł
– na koszenie trawy – 2.000 zł
– na zakup środków czystości i apteczkę do świetlicy –
300 zł
– na wykonanie podłoża pod plac zabaw – 10.000 zł
Do realizacji inwestycji z budżetu gminy przewidziano:
– remont 2 kapliczek oraz krzyża
– dokończenie asfaltowania odcinka drogi nr 107
– budowę wiaty przy drodze nr 79 w kierunku
Krzeszowic
– położenie kostki przy 2. przystankach autobusowych
– odwodnienie odcinka drogi nr 49
Wszystkie wnioski zostały zapisane w notesie wójta
Elżbiety Burtan. Nie ma przeszkód – stwierdziła – by nie
zostały one zrealizowane, co spotkało się z dużą życzli-
wością ze strony uczestników zebrania.
Wszystkie propozycje przegłosowano bez jednego
głosu sprzeciwu. W ramach wolnych wniosków były
też pytania o demontaż dachów azbestowych i wywo-
żenie ich do utylizacji. Można to zrobić na koszt gmi-
ny jeszcze do końca roku 2016. Poruszono również spra-
wę związaną z nazewnictwem ulic w Młynce. Jak do tej
pory mieszkańcy wsi nie byli tym zbytnio zainteresowa-
ni, aczkolwiek obecni na sali radni Andrzej Kaczmar-
czyk i Tadeusz Walczowski przekonywali, iż jest to wy-
móg czasów, w jakich żyjemy, ułatwienie funkcjonowa-
nia sołectwa w rozmaitych relacjach urzędowych czy
służbowych.
gazeta10_2013.indd 4gazeta10_2013.indd 4 2013-09-18 11:56:452013-09-18 11:56:45
Znad RudawyMiesięcznik Gminy Zabierzów 5
Tak opisuje ją Władysław Łoziński w swojej książce:
„Życie Polski w dawnych wiekach”: „Kwiatem, ale i wal-
ną próbą cnót towarzyskich, a już głównie cierpliwości, była
gościnność, ta historyczna gościnność staroszlachecka, roz-
sławiona po całym świecie przez cudzoziemców, którzy
w jakiejkolwiek porze podróżowali po Polsce – rozkosz, ale
i klątwa szlachcica, bo jak z jednej strony była przyjemno-
ścią wiejskiego życia, tak znowu z drugiej strony źródłem
niepokoju, utraty, awantury. „Zabić, kto wymyślił być go-
spodarzem w domu, lepiej zawsze gościem” – woła Opaliń-
ski w swoich „Satyrach”. Nie bez racji mawiano, że szlach-
ci polski jakby na karczmie siedział, i nie bez racji też po-
wstało przysłowie: „Gość nie w porę gorszy od Tatarzyna”.
Przy ciągłym ruchu szlachty, która lubiła wybierać się w naj-
dalsze strony kraju, podróżować rzemiennym dyszlem – za-
uważał to w roku 1565 towarzysz kardynała Commenndo-
nego, Rugieri, że szlachta w ustawicznych przejażdżkach do
przyjaciół, krewnych, o 100 mil czasem odległości – przy fa-
talnych drogach i mostach, przy rzadkości miast, przy bra-
ku gospód przy drodze, gość nie w porę, gość nieproszony
i nieoczekiwany, a co więcej, całkiem nie znany – a więc
niekiedy gorszy od Tatarzyna – bywał bardzo częsty i trze-
ba go było podejmować z całą nieraz bardzo liczną karawaną
służby i koni. Znana była w całej Polsce anegdota o szlach-
cicu Sobieskim, którego nawiedził znaczny gość z bardzo
licznym orszakiem, a z wyjazdem się nie kwapił, aż wresz-
cie utrapiony szlachcic czwartego dnia rano wstawszy, ka-
zawszy sobie „skórnie przynieść, idzie do owego pana, że-
gnać go. Pan pyta, dokądby jechał, zwłaszcza gościa mając
w domu. Szlachcic na to: „Miłościwy panie, ponieważ ode
mnie z tą hordą nie chcecie jechać, pojadę ja do was”. Po-
żądane natomiast i zawsze wdzięcznie witane bywało grono
sąsiadów, przyjaciół i krewnych, a wtedy rozbrzmiewały go-
ścinne ściany wesołym gwarem, dworek rzęsiście oświetlony
jaśniał wśród nocy jak latarnia, a w kuchni wrzało i kipiało.
„Gość w dom, Bóg w dom” – Cóż lepiej niż to przysłowie
oddać może całą szerokość, serdeczność, powiedzieliby-
śmy, entuzjastyczność staropolskiej gościnności? Gość każ-
dy, chociażby daleki, a nawet obcy domowi, pewien był naj-
życzliwszego przyjęcia – cóż dopiero gość, któremu gospo-
darz szczególnie był rad, gość sprzyjaźniony, wesoły, a więc
podwójnie utęskniony. Taki gość był bożyszczem w szla-
checkim domu. Dwór cały, piwnica i spichlerz, spiżarnia,
apteczka. Skarbiec, kieszeń i – dusza gospodarza otwierały
się przed nim szeroko. Niebezpiecznie mu było pochwalić
coś bardzo w domu: chart, kubek, szabla, rządzik, konik na-
wet, który mu się szczególnie spodobał, dostawał mu się za-
raz darem, a przyjąć musiał, koniecznie musiał, bo gospodarz
gotów był wziąć odmowę za pychę, za obrazę, za wzgardę
przyjaźni, gotów był pogniewać się, powadzić, a w końcu na-
wet i porąbać. „Darować kogoś koniem” , „dać szablę na nie-
zapamiętanie” to były powszednie niemal rzeczy. /../ Znany
z pamiętników swoich Matuszewicz, podówczas jeszcze tyl-
ko podstoli brzeski, mając niespodziewanych gości, a nie
mogąc dostać muzykantów, sam przez całą noc gra na fle-
cie albo przyśpiewuje do tańca, a gdy się rozjeżdżają, każ-
dego obdarowuje jakimś upominkiem, jednemu z nich daro-
wuje konia szłapaka wartości 24 dukatów, drugiemu strzelbę
francuską, trzeciemu sześć guzów rubinowych do kontusza”.
Bawiono się po domach tym samym, choć nie tak samo jak
i dzisiaj: rozmowa, taniec, muzyka, gra i bankiet składały się
na program artystyczny: „Tam trefne pląsy z ukłony, tam ce-
nar, tam i goniony” – czytamy u Kochanowskiego. O tym-
że „gonionym” i „chwytanym kole” wspomina Wacław Po-
tocki; o galardzie dowiadujemy się od Opalińskiego, o „wy-
rwanym” i „wielkim” od Paska, o starodawnym „lipku,
o ulubionym przez żołnierzy „hajduku”, o „świeczkowym”
i o „młynku” od Hieronima Morsztyna, a Miaskowski rymuje:
W tym po parze panienki wszedszy się ukłoniąI wiodą rej, ująwszy jedna drugą dłonią,Aż wywabią wesołe zza stołu młodzieńce,Ci z nimi tańcują chędogo o wieńce.
Liwończyk Schulz przyznaje, że wdziękowi i powadze
poloneza żaden inny europejski taniec nie dorówna, tak jak
żaden cudzoziemiec nie zdoła przyswoić sobie tej gracji, jaką
rozwijają w nim Polacy. Skocznych i wirowych tańców nie
lubiono, a może nie znano po domach szlacheckich; infor-
mator włoski nuncjusza Marescotti, który bawił w Polsce
w r. 1668, powiada, że taniec polski jest raczej rytmicznym,
posuwistym kroczeniem do taktu muzyki aniżeli naprawdę
tańcem i podaje o nim szczegóły, po których poznajemy nasz
polonez. /…/ Wykluczone było z polskich tańców wszelkie
poufniejsze zbliżenie się tancerza do tanecznicy. Z innych
szlachetniejszych źródeł towarzyskiej ochoty najczęściej
spotykamy muzykę. Nie mówiąc już o wielkopańskich zam-
kach, w których, ja wiemy, utrzymywano liczne orkiestry,
w każdym niemal zamożnym domu szlacheckim było po kilku
grajków, skrzypków, śpiewaków; w dostatniejszych inwen-
tarzach ruchomości znajdujemy regały, lutnie, klawikordy
i inne instrumenta; ubogi szlachetka gościł przyjaciół przy
dudach. Umieć grać na lutni było jednym z nieodzownych
warunków nadobnego wychowania kobiety, ale i w program
męskiej edukacji wchodziła często muzyka „kawalkacyja,
lutnia i skoczek” zajmowały wiele czasu bawiącemu w Pa-
ryżu Jerzemu Ossolińskiemu. Słynęły niektóre panie polskie
z mistrzowskiej gry na lutni, jak na przykład Jadwiga Tar-
łówna, późniejsza wojewodzina ruska Sieniawska. Z gier
były w używaniu obok szachów, warcab, młynka głównie
kości i karty; grywano w turmę, tryszaka, pasza, zeza. Ru-
sza, prymiera, flusa, zelanda, gryszforta, a w znacznie póź-
niejszych czasach w niewinnego drużbarta, mariasza, w cha-
pankę lub kupca. Nie spotykamy w literaturze XVI, a na-
wet XVII w. , nawet satyrycznej, tyle utyskiwania na gry ha-
zardowe, co na inne zbytki i szaleństwa. Nie spotykamy śla-
dów, aby już w tym czasie rujnowano się hazardem; dopie-
ro od Francuzów dworu królowej Marii Kazimiery nauczono
się grać u nas w tente et qurante, ale kiedy w tej grze książę
Karol Stanisław Radziwiłł wygrał na pokojach królewskich
14.000 talarów od brata królowej hrabiego de Maligny, był
to wypadek tak niesłychany, że cała szlachecka Polska bawi-
ła się nim i gorszyła.
Taka ci była gościnność w dawnych wiekach. Co po niej
zostało? Chyba tylko przystosowane do naszych czasów
przysłowie: Gość w dom – gospodarz z domu”.
Polska gościnność, to nie wymysł literatury
gazeta10_2013.indd 5gazeta10_2013.indd 5 2013-09-18 11:56:452013-09-18 11:56:45
Znad RudawyMiesięcznik Gminy Zabierzów6
W sierpniu i wrześniu – jak kraj długi i szeroki – odbywa-
ły się dożynki; ogólnopolskie w Częstochowie, wojewódzkie
– pod Krakowem, nasze gminne – w Zelkowie, sołeckie – np.
w Kobylanach i Radwanowicach.
Czy jest sens organizowania dożynek, skoro Polska prze-
stała być krajem rolniczym? Czy warto robić dożynki w na-
szej – też już nie rolniczej gminie?
Z przeprowadzonego w 2002 roku Spisu Rolnego wyni-
kało, że w gminie Zabierzów były 2064 gospodarstwa o po-
wierzchni mniejszej niż 1 hektar oraz 731 gospodarstw o po-
wierzchni przekraczającej 1 ha. Obecnie liczba tych dużych
gospodarstw zmalała do 550. Właściciele dzielą działki na
mniejsze. Na małych działkach synowie dawnych rolników –
dziś pracujący często w Krakowie - budują domy, a pozosta-
łe działki są sprzedawane. Nasza gmina rozbudowuje się sta-
le, rozwija. Nie brakuje chętnych, którzy chcą tu się osiedlać,
choćby ze względu na piękne położenie Zabierzowa i okolicz-
nych miejscowości. Działki, które nie zostały jeszcze przekwa-
lifikowane na budowlane leżą częstokroć odłogiem. Nie opłaca
się uprawiać spłachetka pola, nawet nie opłaca się kosić na nim
trawy. W dużych gospodarstwach uprawia się zboże, rzepak
i kukurydzę. Takich wielkopowierzchniowych gospodarstw w
naszej gminie jest kilka. Właściciel tuczarni, który kiedyś ho-
dował 400 sztuk trzody przeszedł na produkcję rolną, bo ho-
dowla też przestaje być opłacalna. W całej gminie jest obecnie
7 kurników, z czego dwa duże, przemysłowe na 17 tys. sztuk
drobiu i 5 mniejszych – na około 5 tys. sztuk drobiu. Jest jesz-
cze w gminie ok. 40 krów, ale konie są już tylko w stadninach:
w Rząsce, w Nielepicach i w Zabierzowie, hodowane w celach
rekreacyjnych a nie do prac polowych. Coraz mniej mamy sa-
dów owocowych i nawet warzyw w przydomowych ogródkach
nie opłaca się uprawiać, bo można je kupić w sklepie.
Charakterystyczne dla dawnej polskiej wsi procesy „o mie-
dzę” w naszej gminie przetrwały, ale przybrały charakter pro-
cesów o kilkanaście cm działki budowlanej, bo te są drogie.
W zależności od położenia, atrakcyjności działki – cena bu-
dowlanej to od 9 tys. zł do nawet 38 tys. zł za ar; działkę rol-
ną można kupić znacznie taniej, bo od 400 do 2 tys. zł za ar.
Małgorzata Kuzianik, kierownik Wydziału Planowa-
nia Przestrzennego, Geodezji i Gospodarki Gruntami Urzę-
du Gminy Zabierzów zwraca uwagę na duże zainteresowa-
nie mieszkańców gminy zmianami w dokumentach planistycz-
nych. Ludzi interesuje głównie zmiana przeznaczenia terenów
rolnych na budowlane. Proces ten jednak nie może prowadzić
do zachwiania równowagi pomiędzy elementami struktury
przestrzennej, takimi jak: przyroda, środowisko, infrastruktu-
ra. Tylko zrównoważony rozwój gwarantuje wysoki komfort
życia mieszkańców.
Czy zatem jest sens organizowania dożynek, tradycyjne-
go święta plonów w naszej gminie? Istotą święta jest dziele-
nie chleba przez gospodarza dożynek i częstowanie nim miesz-
kańców i gości. Jednak nikt już nie ma pieca chlebowego
i na dożynki chleb zamawia się w piekarni. Kazimierz Cze-
kaj, właściciel piekarni mówi, że zarówno w jego piekarni jak
i we wszystkich innych w Polsce chleb piecze się w 60 – 70%
z mąki importowanej. Nawet gdybym kupił mąkę z całego
zboża z gminy Zabierzów, to by jej nie wystarczyło – twierdzi.
Jednak uważa, że dożynki organizować trzeba dla podtrzyma-
nia tradycji. Podobnie uważają sołtysi i mieszkańcy, zwłaszcza
starsi. Ten piękny, polski zwyczaj powinien przetrwać – mówią
– dlatego rady sołeckie, członkowie OSP i panie z kół gospo-
dyń wiejskich nie szczędzą czasu i wysiłku na coroczne przy-
gotowanie dożynek. Mimo, że chleb trzeba zamówić w pie-
karni, a kłosy do wieńców dożynkowych zebrać nieraz z od-
ległych pól, panie wijące wieńce nie tracą zapału. Kwiaty do
wieńców: chabry i maki, niestety, stosują już tylko sztuczne,
papierowe lub z materiału, bo o prawdziwe, polne jeszcze trud-
niej niż o kłosy zbóż.
Warto przyjechać na dożynki w okolice Zabierzowa – tu
przetrwały stroje krakowskie, w których występują nie tylko
małe dziewczynki, ale panie w średnim i starszym wieku. Nikt
im nie każe w te stroje się ubierać, wkładać korale i chusty,
a jednak na każdym dożynkowym święcie mienią się kolorami
spódnice, zapaski, wstążki. Jest więc w ludziach autentyczna
potrzeba kontynuowania dawnych zwyczajów. Przed dożynka-
mi panie poświęcają wiele dni na robienie dekoracji i piecze-
nie ciast. Przygotowują regionalne potrawy, którymi częstują
uczestników dożynek. Jak mówią – robią to „w czynie społecz-
nym”, bo chcą, bo tak robiły ich babki i matki, bo tak trzeba.
W Zabierzowie i okolicznych miejscowościach, choć zani-
ka rolnictwo, nie ginie tradycja!
W wielu krajach europejskich obserwujemy także inne
zjawisko: powrót do naturalnej żywności pochodzącej z pól
w promieniu 100 km. Ludzie chcą jeść to, co urosło w ich re-
jonie, odwracają się od importowanej z odległych krain żyw-
ności. W niektórych regionach Europy uruchamia się lokalne
młyny, w sklepach i restauracjach pojawiają się produkty wy-
twarzane tradycyjnymi metodami z surowców z miejscowych
pól, sadów i ogrodów. W Polsce też tradycyjna żywność zaczy-
na nabierać znaczenia. Jeśli nastąpi rozwój lokalnego rolnic-
twa, sadownictwa, ogrodnictwa, to i dożynki powrócą do roli
święta plonów, a nie tylko tradycyjnego „teatrum”.
Lucyna Drelinkiewicz
Dożynki czas... skończyć?
Dożynki Gminne - Zelków 2013Koło Gospodyń Wiejskich z Niegoszowic i obdarowany wień-
cem przedsiębiorca Wojciech Hudyka z małżonką
gazeta10_2013.indd 6gazeta10_2013.indd 6 2013-09-18 11:56:462013-09-18 11:56:46
Znad RudawyMiesięcznik Gminy Zabierzów 7
Nieco w zmienionej formie ale z p oszanowaniem
tradycji odbyły się tegoroczne dożynki sołeckie
w Brzeziu. Przed miejscowym kościołem grała ka-
pela Józefa Stachery z Mydlnik. Gości witali: wójt
Elżbieta Burtan i przewodnicząca Rady gminy Ma-
ria Kwaśnik w towarzystwie sołtysa Anny Pędrys.
Podczas uroczystej mszy świętej celebrowa-
nej przez proboszcza Grzegorza Kubika w asyście
ks. prof. Andrzeja Zwolińskiego proboszczowi wrę-
czono kosz z tegorocznymi plonami, a wieniec od
mieszkańców wsi otrzymali państwo Krystyna
i Józef Krukowie, przyjaciele od lat tej miejscowo-
ści. Po mszy jej uczestnicy wozami konnymi i do-
rożkami udali się do Rogatego Rancza, gdzie odby-
ła się dalsza część dożynkowych uroczystości. Tu
z kolei witał gości krakowski Lajkonik, który hasał
po terenie życząc wszystkim udanej zabawy. Istot-
nie, była bardzo udana, aż żal było się rozchodzić.
W Brzeziu inaczej, acz tradycyjnie
gazeta10_2013.indd 7gazeta10_2013.indd 7 2013-09-18 11:56:462013-09-18 11:56:46
Znad RudawyMiesięcznik Gminy Zabierzów8
Do Klubu Seniora w Zabierzowie należą 43 osoby. Wielu
spośród nich to zabierzowianie z dziada pradziada, którzy pa-
miętają swoją miejscowość sprzed kilkudziesięciu lat, o niej
i ludziach kiedyś z nią związanych wiedzą wiele, także z ro-
dzinnych przekazów i wspomnień..
Pani Celina Chrzanowska zapamiętała opowieść swojej
mamy o księciu Dominiku Radziwille z Balic. Mama Ama-
lia jeszcze jako dziecko pasła krowy i kozy pod Skałą Kmi-
ty. Kiedy książę przejeżdżał obok powozem, dzieci rzucały
mu zerwane na łące polne kwiaty, a książę rewanżował się cu-
kierkami. Dominik Radziwiłł, starszy już wówczas człowiek
przyjaźnie odnosił się do wiejskich dzieci, chętnie z nimi roz-
mawiał. Któregoś dnia mała Amalia odważyła się powiedzieć
księciu, że bardzo chciałaby przejechać się „tą karocą”, ale nie
może zostawić kozy. Wówczas książę zaprosił dziewczynkę,
pozwolił wziąć do powozu kozę i tak pojechali razem pod dom
rodzinny Amalii. Tę przejażdżkę Amalii z księciem Radziwił-
łem i kozą cały Zabierzów jeszcze długo wspominał...
Ze swego dzieciństwa pani Celina zapamiętała młyn, do
którego jej rodzice zawozili zboże a odbierali mąkę. Z mąki
wypiekali chleb.
81 – letni pan Bolesław Filo opowiada, jak dawniej żyło
się w Zabierzowie: każdy miał pole i to była podstawa bytu,
a domy częstokroć słomą kryte stały w znacznej odległości od
siebie. Domów było – próbuje policzyć – pięć razy mniej niż
teraz. – Mój dom – mówi Anna Nowak – był przykryty strze-
chą do 1950 roku, podobnie stodoła. Pani Anna przechowu-
je fotografię z 1933 roku, na której jej matka ma na głowie
chustkę a za rękę trzyma kilkuletniego brata pani Anny, ubra-
nego w kapelusz i sukienkę. W takich długich koszulach, wy-
glądających jak dziewczęce sukienki chodzili mali chłopcy na
co dzień. W niedziele i święta wszyscy wkładali stroje kra-
kowskie. Pani Celina opowiada o swojej babci, która w długiej
spódnicy, wykrochmalonym fartuchu i chustce – tybetce szła
7 kilometrów do kościoła w Modlnicy. W strojach krakow-
skich zarówno młoda para jak i goście weselni jechali końmi
i bryczkami do ślubu. W zimie główną ulicą Zabierzowa, obec-
ną Krakowską sunęły sanie. Sań chwytały się dzieci, żeby się
poślizgać – taka była zabawa, a woźnice uderzając batem po
rękach, starali się pozbyć tych pasażerów. Na sankach jeździ-
ło się po głównej ulicy na Kamieńcu, bo rzadko ktoś tamtę-
dy przejeżdżał. Dawniej ulice w Zabierzowie nie miały nazw.
Mówiło się: na Kamieńcu, Pogorzanach, Pobabiu, Wielkich
Polach i wszyscy wiedzieli, gdzie to jest.
Annie Nowak utkwiło w pamięci pierwsze kino w Zabie-
rzowie. To było już po wojnie – opowiada – wielką płachtę ma-
teriału rozwieszało się na drzewach przy obecnej ulicy Ogro-
dowej. Na tym ekranie wyświetlali filmy, a ludzie siedzieli
na przyniesionych z domu krzesłach. Filmy były przeważnie
rosyjskie. Treści pani Anna dziś już nie pamięta, ale wie, że
w każdym filmie była krowa i harmoszka! Po latach urządzono
kino w dużej sali przy ulicy Rodziny Poganów. Tu filmy wy-
świetlano w środy i soboty, a bilety sprzedawała wówczas pani
Amalia Szelowska, dziś także członek Klubu Seniora. Bilety
nie były tanie, ale – wspomina pani Anna – od siódmej klasy
miałam chłopaka, który był jedynakiem i rodzice dawali mu
pieniądze, więc zapraszał mnie ciągle do kina. Ale nie został
moim mężem... Pani Anna wyszła za innego, teraz jest wdową,
Wesołe jest życie seniora...
a dorosłe dzieci mieszkają oddzielnie. Po przejściu na emery-
turę pani Anna, której zaczynała doskwierać samotność, trafi-
ła do Klubu Seniora i tu działa z pasją od kilku lat. Najbardziej
lubi haftować krzyżykami różne obrazy na materiale. Jej prace
przedstawiające kwiaty i pejzaże pokazywane były na wysta-
wie organizowanej na 10-lecie Klubu Seniora.
Klub Seniora w Zabierzowie istnieje od 1999 roku. Wśród
założycieli był Bolesław Filo. Pracował w Telpodzie, był rad-
nym Gminy Zabierzów i sołtysem Zabierzowa. Całe życie ak-
tywny, więc po przejściu na emeryturę – jak mówi – nie mógł
nic nie robić. Zapisał się do chóru i wraz z nieżyjącym już
Stefanem Łęskim postanowił zorganizować Klub Seniora. Po-
trzebne było pomieszczenie, chodził do Urzędu Gminy, prosił
i znalazło się miejsce na działalność Klubu w Samorządowym
Centrum Kultury i Promocji. Na pierwsze spotkanie przyszło
6 osób, ale szybko grono seniorów zaczęło się powiększać.
Opowiadali o sobie, wspominali dawne czasy. Pan Bolesław,
który spędził trochę czasu służbowo w Japonii opowiadał
o tym ciekawym kraju i pokazywał zdjęcia. Do Klubu Senio-
ra zapraszano też gości. Swoje wiersze prezentował tu Adam
Ziemianin, ale największym powodzeniem cieszyły się spo-
tkania z lekarzami i prawnikami, którzy udzielali bezpłatnych
porad.
W styczniu 2000 roku do Klubu trafiła obecna przewod-
nicząca Barbara Golińska. Energiczna, pełna pomysłów, an-
gażuje się bez reszty we wszystko, co dzieje się w Klubie.
W wolnych chwilach maluje kwiaty techniką akrylu na płót-
nie i kredką na kartonie. Poza tym wymyśla teksty scenariu-
szy, przyśpiewek, piosenek. Z jej inicjatywy spośród człon-
ków Klubu Seniora wyłonił się 14-osobowy Zespół Teatral-
no – Satyryczny „Żyj z humorem”, który od pięciu lat przygo-
towuje różne inscenizacje, scenki kabaretowe, występy. Nową
inicjatywą Klubu Seniora był tegoroczny pochód Trzech Kró-
li. – Zobaczyliśmy w telewizji, że w kilku miastach w Polsce
organizuje się takie pochody – mówi Barbara Golińska – dla-
czego więc nie spróbować w Zabierzowie? – Kupiłam białe
konopie i zrobiłam z nich wąsy i brody dla królów i jeszcze
dla św. Józefa i pasterzy na Jasełka – opowiada pani Barbara
– stroje i dekoracje sami przygotowywaliśmy. Teraz w domu
w szafie trzymam anielskie skrzydła, diabelskie rogi, baranki
i osła ze styropianu. Pochód Trzech Króli wyruszył z kościo-
ła, przeszedł ulicami Krakowską, Szkolną, Kolejową na sta-
dion. Tu zaprezentowano Jasełka. Mieszkańcy przyłączali się
do pochodu, śpiewali kolędy, a swoje domy i płoty udekoro-
wali gwiazdkami. Bardzo podobał się zabierzowianom ten po-
chód i pewnie wielu się nie zorientowało, że królami były ko-
biety. W Klubie jest niewielu panów, jakoś nie garną się do to-
warzyskich spotkań i działalności społecznej. – Mnie się uda-
ło namówić męża – opowiada Wiesława Włodarczyk – przy-
chodziliśmy tu razem, ale mąż od czterech lat nie żyje. Teraz
pani Wiesława sama przychodzi na spotkania klubowe. Opo-
wiada o przygotowaniach do różnych okolicznościowych im-
prez organizowanych przez Klub Seniora, takich jak opłatki,
śledziówki, andrzejki, bale karnawałowe, dni seniora, wianki,
topienie Marzanny, spotkania w plenerze przy grillu, powita-
nie wiosny, pożegnanie lata. Imprezy wymagają nie tylko pro-
gramu artystycznego ale łączą się z poczęstunkiem. W dniach
seniora uczestniczy około 150 osób. Trzeba coś przygotować,
gazeta10_2013.indd 8gazeta10_2013.indd 8 2013-09-18 11:56:492013-09-18 11:56:49
Znad RudawyMiesięcznik Gminy Zabierzów 9
upiec ciasto. Pani Wiesława specjalizuje się w robieniu sała-
tek i sernika na zimno z galaretką. - Gdyby nie Klub Seniora,
pewnie załamałabym się po śmierci męża – mówi pani Wiesła-
wa – a teraz to córka mi zazdrości, mówi: ja siedzę w domu,
a ty, mamo, ciągle wśród ludzi...
- Byłoby nas więcej w Klubie – dodaje przewodnicząca
Barbara Golińska – gdyby nie to drugie piętro! Do sali klu-
bowej w SCKiP po stromych schodach niektórym starszym,
schorowanym ludziom wspiąć się ciężko.
Lucyna Drelinkiewicz
Przybyło do świetlicy miejscowej szkoły około 80 star-
szych mieszkańców sołectwa. Powitał ich, jak też i gości: wój-
ta Elżbietę Burtan oraz zastępcę Wojciecha Burmistrza, sołtys
Andrzej Krawczyk w jak zawsze dowcipny sposób: dzień se-niora to święto ludzi zasłużonych, którzy mają prawo dać dziś sobie upust emocjom. Zabawa dozwolona. I jak zawsze na sto-
Dzień Seniora w Zelkowie
I Przegląd Sceniczny Klubów
Seniora z Małopolski
Klub Seniora z Zabierzowa został zaproszony do uczestnictwa
w I Przeglądzie Scenicznym Klubów Seniora z Małopolski
pod nazwą „Starsi Panowie Dwaj”, który odbył się w dniach
3-5 września 2013r. w Bartkowej k/Rożnowa.
Organizatorem tego wspaniałego przedsięwzięcia było Sto-
warzyszenie Pomocy Ludziom Starszym i Niepełnospraw-
nym im. Jana Pawła II w Krakowie przy wsparciu finansowym
Województwa Małopolskiego. Pobyt w tym urokliwym miej-
scu, tuż nad Jeziorem Rożnowskim, przeszedł nasze najśmiel-
sze oczekiwania, tak pod względem organizacyjnym, jak i ar-
tystycznym. W Przeglądzie brało udział 15 Klubów Seniora
z Małopolski, które prezentowały różne gatunki sceniczne.
Zespół Teatralno-Satyryczny naszego Klubu przedstawił kaba-
retową scenkę medyczną p.t. „W kolejce do doktora”. Występ
nasz wyzwalał salwy śmiechu i gromkie brawa, a ponadto do
samego końca pobytu w Bartkowej spotykaliśmy się ze szcze-
rymi słowami uznania dla naszego występu, co zaowocowało
zaproszeniami do zaprezentowania naszego kabareciku w kil-
ku Klubach Seniora z Krakowa, a nawet z Tarnowa. Za udział
w I Przeglądzie wszystkie występujące zespoły otrzymały dy-
plomy.
Trzeba było widzieć ile energii, humoru oraz wzajemnej życz-
liwości mieli dotąd zupełnie dla siebie obcy seniorzy, ale ta in-
tegracja zbliżyła wszystkich, że czuliśmy się jak wielka rodzi-
na. Na każdym wolnym skwerku, czy deptaku seniorzy bawi-
li się, tańczyli, śpiewali i grali. Nasz klubowy gitarzysta Wie-
sław Olek był zasypywany prośbami o akompaniament do pio-
senek. Wraz z kilkoma seniorami grającymi na innych instru-
mentach tworzyli zgrany swoisty zespół muzyczny.
Mamy nadzieję, że jeżeli Przegląd ten był oznaczony jako
„pierwszy”, to będzie drugi, trzeci itd., na których Klubu Se-
niora z Zabierzowa nie zabraknie.
Barbara Golińska
łach pojawiły się miejscowe przysmaki: ciasta, wśród nich ze-
lkowskie serniki, były też pierogi z mięsem i pierogi z… bocz-
kiem oraz placki ziemniaczane.
Zelkowskie gospodynie mają już swoją renomę, wszystko
było więc smakowite. Atrakcją wieczoru był występ bardzo
sympatycznego zespołu z Będkowic , który w swoim występie
zaprezentował historię i współczesność Będkowic, a zrobił to
z werwą i kulturą; dostał więc duże brawa i zapewnienie, iż nie
ostatni raz zaproszony został na imprezę w Zelkowie. Na ko-
niec każdy z uczestników spotkania otrzymał od sołtysa i Rady
Sołeckiej różę i tabliczkę czekolady, pewnie dla osłody pod-
czas drogi do domu, bo trzeba przyznać, że niełatwo jest się
rozstać, kiedy nadarzyła się okazja by szczerze porozmawiać
i nacieszyć się obecnością znajomych, których mimo zamiesz-
kiwania w jednej wsi nieczęsto się spotyka. No, cóż – wiek
czasem nie pozwala…
gazeta10_2013.indd 9gazeta10_2013.indd 9 2013-09-18 11:56:492013-09-18 11:56:49
Znad RudawyMiesięcznik Gminy Zabierzów10
W Brzezince…Brzezinka – była zawsze w cieniu Rudawy. Przez wieki całe jej mieszkańcy chodzili do kościoła w Rudawie, wszystkie spra-
wy urzędowe, większe zakupy załatwiano w Rudawie. Jeśli ktoś potrafił grać w piłkę zaraz zostawał zawodnikiem Orląt. Na przy-
kład Piotrek Brachowski; swego czasu był pierwszoplanowym zawodnikiem w Rudawie. Strzelał bramki na zawołanie. Rudawie
z Brzezinką zawsze było pod rękę…Niby był to jeden organizm ale różnic e robiły swoje.
– Niech pan przyjedzie do nas – zapraszano niejednokrotnie – zobaczy pan jak teraz wygląda Brzezinka.Nie trzeba mnie zapraszać, jestem tam często ale co dziwne, nie dostrzegałem tak znaczących różnic o jakich mi gadano; może dla-
tego, że dojrzewałem razem z nimi. Trzeba było dopiero tak zwanego otwarcia oczu, by zobaczyć to co dostrzegają ludzie, którzy
biorą w tych przekształceniach czynny udział. Bierność jest zawsze ślepa.
Umawiam się na spotkanie w domu ludowym, tuż obok
kaplicy. Jakże inny to teren niż ten, który był jeszcze mie-
siąc temu. Artystycznie ułożona kostka, parking przed ka-
plicą, specjalna zatoczka dla samochodów, okoliczne bu-
dynki i podwórka zadbane; nigdzie żadnego gruzu, składu
drewna. Budynek przy kościele, który zamierzano kiedyś
rozebrać jest odremontowany – ponoć korzystają z niego
mieszkańcy ale może też korzystać z niego parafia, a ści-
ślej sołtys i Rada Sołecka, choćby przeznaczając go okre-
sowo na magazyn. Przecież gdy przyjdzie zima, trzeba
będzie niektóre rzeczy schować by nie narażać na znisz-
czenie. Choćby ławki, które tego lata zamontowane zo-
stały przy nowym boisku sportowym. Przez całą wieś cią-
gnie się chodnik; żadnego na nim piasku, kurzu czy śmie-
ci…Z tym chodnikiem to było tak: - powiada sołtys Jan
Szczepański –w pewnym miejscu było za wąsko, żeby
go zrobić, więc dogadano się z właścicielem posesji, że
w zamian za odstąpienie kawałka jego terenu mieszkańcy
wsi zbudują mu ogrodzenie. I tak się stało, bez interwen-
cji gminy, bez wydatków z gminnego funduszu. I wszyscy są zadowoleni.
– Ile was kosztowała ta estetyka wsi? – pytam z przekonaniem, że wydać trzeba było na te wszystkie prace dużo, dużo pieniędzy.
– 60 tys. zł kosztowało asfaltowanie drogi – wylicza Jan Szczepański – 50 tys. chodniki i parking. Pewnie wszystko byłoby
droższe ale mieszkańcy pomagali. Praktycznie nikt nie był obojętny. To nie koniec porządkowania wsi – zaznacza Szczepański.
–W przyszłym roku oddamy do użytku nową remizę strażacką. 400 tys. zł trzeba na jej dokończenie. Zaczęto ją budować jeszcze
za poprzedniego sołtysa, którym był Kaziu Dymek. A skoro już o tym mowa, to muszę dodać, że zaczął Kaziu – teraz przyszedł
mój czas. To prawda, że ja to, co robię widziałem oczyma
własnej wyobraźni już dawno. Nie są dla mnie nowością
czy trudnością zadania przed nami stojące. Wieś jest wi-
zerunkiem każdego kto w niej mieszka. Na każdej pose-
sji jest porządek, jeden patrzy na drugiego; wstydem jest
pozostawać w tyle.
– To jest rewelacja – dopowiada starsza pani, która przy-
padkiem przysłuchuje się naszej rozmowie. – Ile tu kie-dyś było gnojowic, śmietników, dziur, a o chodnikach nikt nawet nie marzył.
Sołtys Szczepański nawet nie zauważył tej rozmowy,
jest pochłonięty wyliczaniem następnych zadań.
– Ludzie wierzą, że mogę wszystko załatwić. Staram
się ale czy wszystko mi się uda? Owszem, przykładam
dużą wagę do estetyki wsi. Łatwiej mi się tym zajmować,
bo mój poprzednik zadbał o wykonanie kanalizacji, wyas-
faltowanie dróżek po jej budowie. Razem z Radą Sołecką
ciągniemy ten wózek dalej. Zrobiliśmy już: remont dro-
gi w centrum, przebudowaliśmy parking, wyremontowa-
liśmy kapliczkę, przepusty przy drodze do Radwanowic,
odcinek drogi w przysiółki Łączki, umocniliśmy rowy przy drodze na boisko sportowe, które wreszcie u nas powstało, zamontowa-
liśmy przy nim ławeczki. Robimy drogę do Radwanowic; jest szansa – bo bardzo dobrze układa nam się współpraca z sołtysem
Tadeuszem Walczowskim. W perspektywie przebudowy drogi w Radwanowicach – może się ta nowa droga okazać całkiem real-
ną alternatywą dla mieszkańców obu wsi. Teraz porządkujemy mienie komunalne. Przy Placu Omłotowym ( tak się nazywa ten te-
ren, chociaż od 20 lat nie ma tam już wiejskich omłotów) posadziliśmy ponad 100 drzew. Cały plac wokół budynku komunalne-
go został oświetlony, przygotowano reflektory przy boisku t.zw. małych gier. W rejonie kościoła posadziliśmy krzewy, a sam teren
przy kościele zagospodarowano od nowa. Dobrze układa się nam współpraca z proboszczem w Rudawie, który wręcz zachęca lu-
gazeta10_2013.indd 10gazeta10_2013.indd 10 2013-09-18 11:56:502013-09-18 11:56:50
Znad RudawyMiesięcznik Gminy Zabierzów 11
dzi do społecznej aktywności i. Żeby nie wszystko było takie idealne; mamy problem
z kościelnym. Ten, który tę funkcję sprawował, zrezygnował ze względu na wiek,
a nowego kandydata nie widać. Na razie robię to ja…
– Jasiu zrobi wszystko, żeby wieś ładnie wyglądała dopowiada starszy mężczyzna,
który akurat zamiata chodnik po drugiej stronie ulicy. – Panie kochany, on tu jest od rana do wieczora. Moja to by mnie z domu za coś takiego wyrzuciła.– On robi tak samo jak ja, tylko się nie chcę panu do tego przyznać. Ripostuje sołtys.
U nas wszyscy są mocno zaangażowani w wieś.– Z sympatią wspominam – zwierzam się sołtysowi – wasz zespół karaoke…– Jest, działa – przerywa mi Jan Szczepański – Jak są jakieś uroczystości wiejskiej
– śpiewamy. Ponadto grający na instrumentach spotykają się w świetlicy, żeby so-
bie pośpiewać. Kto nie lubi muzyki i śpiewu ? – pyta retorycznie. Planuję reaktywo-
wać Koło Gospodyń wiejskich. Ta organizacja niegdyś tak prężna w środowisku wiej-
skim, dziś w zaniku – jest najzwyczajniej potrzebna naszemu środowisku. Poczyni-
łem już pierwsze rozmowy; wszyscy są za. Może sam do tego Koła Gospodyń się za-
pisze – żartuje.
Słucham tych opowieści, wsłuchując się także pilnie w emocje jakie są udziałem Jana
Szczepańskiego, gdy o tym opowiada. Nie bez kozery zatem pytam:
–Ja to się stało, że został pan sołtysem?– Wszystko przez moją żonę. Kiedy zrezygnował Kaziu Dymek ktoś tym sołtys musiał zostać. To moja żona po rozmowie z wójtem
Elżbietą Burtan któregoś dnia powiedziała: wiesz, ty byś nadawał się na sołtysa. Masz społeczną żyłkę, lubisz swoją wieś. Nie wiem
skąd o tym wiedziała pani wójt ale tak rzeczywiście jest: lubię swoją wieś. No, i zostałem sołtysem. Kobietom będę się sprzeciwiał?
Jakub Michalski
Przekroczyć Rubikon…(czyli niezbędnik dla dorosłych)
Zacznę od zagadki – kto powiedział następujące słowa: „Kiedy umrę, pocho-
wajcie mnie na polu karnym Cracovii, jeszcze po śmierci będę jej bronił”? Mam
nadzieję, że wierni kibice klubu z ul. Józefa Kałuży nie będą mieli trudności
w rozszyfrowaniu autora cytatu. Natomiast kłopoty pozostałych są zupełnie zro-
zumiałe – cenzura PRL-u uczyniła wiele, by wymazać jego nazwisko ze świa-
domości czytelniczej. Na „czarnej liście” win Zygmunta Nowakowskiego zna-
lazł się nie tylko epizod legionowy, lecz również emigracja oraz – może przede
wszystkim - nieprzejednana niechęć do komunizmu. Miałem już przyjemność w tej rubryce rekomendować Państwu i Waszym
dzieciom jego „Przylądek Dobrej Nadziei”. Dziś chciałbym przypomnieć drugi tom tej opowieści – „Rubikon”. Książka ukaza-
ła się w 1935 roku i od razu podbiła serca czytelników. Wystarczy wspomnieć, że do wybuchu wojny pojawiły się jeszcze dwa jej
wydania, a później - już w Londynie – kolejne dwa. Po wojnie „Rubikon” dotknęła anatema cenzury. Wydrukowano ją dopiero
w 1990, jako forpocztę „Pism wybranych” Nowakowskiego, niezrealizowanego ostatecznie projektu, któremu od strony literackiej
patronował prof. Henryk Markiewicz.
Czym jest „Rubikon”? Zgodnie ze swym tytułem jest doskonale napisaną, pełną psychologicznej prawdy książką o przekracza-
niu. Przekraczaniu czegoś bardzo nieuchwytnego, co jednak dotyczy każdego z nas. Przekraczaniu, o którym zapominamy, a które
rzeźbi nas na całe życie. Przekraczaniu, które buduje, ale również łamie. Pisze Tomasz Fijałkowski: „Rubikon” to książka o wcho-
dzeniu w dorosłość W „Rubikonie” (…) obserwować będziemy losy bohatera w okresie „burzy i naporu”, młodzieńczego buntu
przeciw konwencjom, autorytetom, zastygłej w katechizmowych formułach religii. Nowakowski kreśli tu niezrównany portret ga-
licyjskiej szkoły. Młody człowiek uczestniczy w socjalistycznym kółku, doświadcza pierwszych wtajemniczeń natury erotycznej,
ociera się też o dekadentyzm i przybyszewszczyznę, uosobione w postaci gimnazjalnego kolegi, Ignasia, namiętnego czytelnika
„Życia”, „Chimery” i wyklętych modernistów. Ignaś, dotknięty tą samą wstydliwą chorobą, którą odziedziczył po ojcu bohater Ib-
senowskich „Upiorów” i która skróciła życie Wyspiańskiemu, popełnia samobójstwo niedługo po pogrzebie autora „Wesela” (…),
ostatnią wolą przekazując swoją kolekcję „książek zbójeckich” narratorowi.”
Autor „Rubikonu” kreśli losy swego alter-ego wnikliwie, odważnie, ale z czułością i wielką delikatnością. Co najważniejsze:
książka Nowakowskiego nie starzeje się. I to nie tylko za sprawą języka - przecież każde pokolenie, wchodząc w dorosłość, prze-
żywa podobne dylematy. Nieważne, że rówieśnicy autora nie dysponowali telefonami komórkowymi, komputerami, smartfonami
– doświadczenie przekraczania Rubikonu jest dane każdemu.
Nieubłaganymi, jesiennymi krokami zbliża się dzień Wszystkich Świętych, tak pięknie opisany przez Nowakowskiego
w „Przylądku Dobrej Nadziei”. Spacerując po Cmentarzu Rakowickim warto może odwiedzić grób tego arcykrakowianina, zmar-
łego wprawdzie na londyńskim wygnaniu, ale ostatecznie pochowanego w swym ukochanym mieście?
Andrzej Knapik, Fot. Wojtek Łabęcki
gazeta10_2013.indd 11gazeta10_2013.indd 11 2013-09-18 11:56:502013-09-18 11:56:50
Znad RudawyMiesięcznik Gminy Zabierzów12
Lipy, klony i brzozy w Zabierzowie
Wjeżdżając szosą z Krakowa do Zabierzowa, po prawej stronie zo-
baczymy tzw. „witacz”, czyli pionową tablicę z napisami w kilku ję-
zykach: witamy w Zabierzowie, ustawioną na trawniku, a wokół „wi-
tacza” kilka kamieni i głazów przyozdobionych skalną roślinnością.
To pomysł Haliny Walkowskiej, inspektora ds. ochrony środowiska
Urzędu Gminy. – Zależało mi, by otoczenie „witacza” oddawało cha-
rakter naszej gminy – mówi Halina Walkowska – stąd skałki i typowa
dla nich roślinność. Nie chciałam umieszczać np. słonia z kwiatów, jak
w Szczawnicy, łabędzia lub zegara wysadzanego roślinami, wielkiego
wazonu o dziwnych kształtach. Takie ozdoby nie mają nic wspólnego
z daną miejscowością.
Również drzewostan, zdaniem pani inspektor, powinien nawią-
zywać do tradycji danego obszaru, a w Zabierzowie najlepiej rosną
lipy, klony i brzozy. Te drzewa nasadza się w pasach dróg. Jeśli ktoś
z mieszkańców chce wyciąć drzewo rosnące na jego działce, musi
uzyskać zgodę Referatu Ochrony Środowiska Urzędu Gminy. - Wy-
dając taką zgodę, zobowiązuję właściciela działki do posadzenia no-
wego drzewa, sugeruję zawsze, by była to właśnie lipa, klon lub brzo-
za – opowiada Halina Walkowska – ale ludziom chyba coraz mniej po-
dobają się rodzime gatunki. Przyszła do nas moda na iglaki, różne nie
znane dotychczas gatunki świerków i sosen. Są ludzie, którzy wręcz
walczą z drzewami. O starych, pięknych drzewach mówią: drzewo –
śmieciarz, bo jesienią zrzuca liście i trzeba je sprzątać. Wiele takich
drzew uratowałam, nie dając zgody na wycinkę. Tłumaczę, że tylko
drzewostan stanowi piękne tło dla domu, wzbogaca krajobraz, wytrą-
ca siłę wiatru, daje cień i miły odpoczynek. A ludzie wolą goły traw-
nik lub iglaste, niskie krzaczki.
Mimo iż coraz więcej terenów w gminie Zabierzów zajmowa-
nych jest pod budownictwo – powstają przecież stale nowe domy
i całe osiedla, to zieleni nie ubywa. W latach dziewięćdziesiątych licz-
ba wniosków o wycinkę była znacząco mniejsza: średnio 25 rocznie.
Gdy po dwutysięcznym roku nastąpił rozwój budownictwa, takich
wniosków pojawia się rocznie ponad dwieście. Mieszkańcy usuwa-
ją drzewa nie tylko dlatego, że trzeba uporządkować teren pod budo-
wę, ale również pozbywają się drzew zagrażających bezpieczeństwu.
Zimą na przełomie lat 2009 – 2010 wystąpiły oblodzenia gałęzi, szadź
a wiosną rozmiękczenie ziemi i silne wichury. Skutkiem tego trze-
ba było usunąć wiele zniszczonych drzew. Aby uzupełnić ilość drzew
usuniętych, wymagane jest od właściciela działki posadzenie w za-
mian nowych, w ilości nie mniejszej niż liczba wyciętych.
O zieleń na terenie mienia komunalnego dba Referat Ochro-
ny Środowiska. Każdego roku Gmina sadzi około 650 drzew i 400
sztuk krzewów. Sadzi się je przy boiskach sportowych, szkołach, pa-
sach dróg gminnych, budynkach komunalnych. Referat urządza też
zieleńce na terenach komunalnych. – Przygotowuję projekt, decyduję
o doborze roślin, nadzoruję realizację – mówi inspektor Halina Wal-
kowska – cieszą mnie pięknie wyglądające czerwone śliwy wiśniowe
koło kościoła w Zabierzowie, derenie i klony przed gimnazjum, begonie
i pelargonie tworzące dekorację kwiatową przy ścianie Urzędu Gminy.
Pani Halinie marzy się teraz ustawienie wzdłuż ulicy Kolejowej rzę-
du pojemników z roślinami ozdobnymi – np. tawułą o jasnych listkach
i begonią o kolorowych kwiatach, które rozświetliłyby tę dość zacie-
nioną ulicę.
Halina Walkowska kocha stare, polskie drzewa i kolorowe kwiaty, ale
w swoim ogrodzie w Bolechowicach sadzi je rzadko – nie mam cza-
su – tłumaczy – dlatego mam rośliny wieloletnie, które nie wymagają
ciągle nowych nasadzeń...
Lucyna Drelinkiewicz
Szanowni Państwo!Rodzice uczniów Zespołu Szkolno-Przedszkolnego
w Balicach!
Z wdzięcznością informujemy, że Kraków Airport po raz kolejny przyznał nam niezbęd-ne środki na kontynuację w roku szkolnym 2013/2014 projektu pod nazwą „Wyrównaw-cza szkółka językowa”. • Projekt ten jest realizowany przez Sto-
warzyszenie „Kuźnia” w Zespole Szkolno-Przedszkolnym w Balicach od roku 2010 dzięki wsparciu Kraków Airport.
• W ramach projektu „Wyrównawcza szkół-ka językowa” każdy uczeń może raz w ty-godniu skorzystać z dodatkowej lekcji ję-zyka angielskiego prowadzonej z zaan-gażowaniem i inwencją przez anglistkę Panią Martę Pająk.
• O atrakcyjności projektu świadczy fakt, że roku szkolnym 2012/2013 skorzystało z dodatkowych lekcji 107. uczniów.
Zachęcamy do udziału w projekcie
Stowarzyszenie Społeczno-Edukacyjne „Kuźnia”
gazeta10_2013.indd 12gazeta10_2013.indd 12 2013-09-18 11:56:512013-09-18 11:56:51
Znad RudawyMiesięcznik Gminy Zabierzów 13
Aleksander Fredro, wielki kpiarz i komediopisarz jest wciąż kontrowersyjną postacią.
Bywały lata, kiedy grano go chętnie w teatrach całej Polski, kiedy cytowano go w rozma-
itych sytuacjach, przypisywano mu niecenzuralne fraszki, księgi czy powiedzenia, dyskuto-
wano o nim w kontekście skandalisty. Jego twórczość jest wciąż popularna; wiele powie-
dzeń weszło do powszechnego języka. Dziś często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że wy-
szły one właśnie spod pióra hrabiego Aleksandra.
Gdyby człowiek mógł przedłużać sobie życie Aleksander Fredro obchodziłby w tym roku
220 rocznicę urodzin. Rzucone przez prezydenta Bronisława Komorowskiego hasło: Czytamy
Fredrę stało się wyzwaniem dla całego kraju. Nie mogło być inaczej w naszej gminie. Bibliote-
ka Publiczna w Zabierzowie wespół z Samorządowym Centrum Kultury i Promocji zorganizo-
wali zbior owe czytanie dzieł tego pisarza. W rolę lektorów i aktorów wcielili się: Maria Gaudyn
i Krzysztof Mazur oraz Elż-
bieta Burtan, Maria Kwaśnik,
Wojciech Burmistrz, Emilia
Krzyworzeka, Józef Szumiec,
Urszula Młynarczyk, Jolanta i
Leszek Sibilowie, Janina Wilkosz, Józef Bylica, Sławomir Korzonek.
Andrzej Kowalski i Witold Ślusarski.
Liczna publiczność przysłuchująca się temu czytaniu dowodzi, że
tego typu imprezy, w dodatku perfekcyjnie przygotowane, jak naj-
bardziej mają rację bytu. Dobra poezja, zabawne dialogi, postać au-
tora – to wszystko sprawiło, że jeszcze długo dyskutowano o tej im-
prezie. Zgodnie stwierdzono, że nawet bez prezydenckiej inicjatywy
warto organizować publiczne czytanie ciekawej literatury. Być może
kiedyś doczekamy się, iż w ten sposób zaprezentowane zostaną dzie-
ła krakowskich czy nawet lokalnych autorów.
Wspólne czytanie – radość sprawdzona
gazeta10_2013.indd 13gazeta10_2013.indd 13 2013-09-18 11:56:542013-09-18 11:56:54
Znad RudawyMiesięcznik Gminy Zabierzów14
...to fotografia gry świateł. W pierwszej części omówiłem zalety statywu. Dzisiaj dalsze tajniki fotografowania nocą.
OstrośćZdjęcia nocne powinny cechować się bardzo wysoką
ostrością planu głównego. Co to oznacza?
Po prawej zdjęcie z ubogą chromacją i dużą głębią ostrości -
wieloplanowość nadaje mgła.
Czasem warto stracić ostrość tła, bo punkty latarni
zamieniają się w kolorowe ciekawe plamki, ale nasz plan
główny powinien być bez zarzutu – ostry zarówno w środku,
jak i na brzegach kadru.
Zdjęcie panoramy miasta, gdzie brzegi są nieostre wygląda
mało profesjonalnie i to dostrzega każdy. Mniejszym
„grzechem” od nieostrości brzegów będzie odważne
eksperymentowanie z kolorem.
SztukaPod koniec XIX wieku powstały dwie szkoły fotografii,
jedna znana jako niemiecka, druga jako francuska. Geograficzne nadanie tych nazw było raczej związane z pewnymi
stereotypami w podejściu do fotografii: we Francji pierwszorzędną rolę odgrywała interpretacja artystyczna,
w Niemczech zaś technika.
Szkoła francuska opierała się na przesłankach anatomicznych budowy oka i jej zwolennicy twierdzili: „ponieważ
widzimy ostry obraz jedynie w środku pola widzenia, więc tak też powinien wyglądać fotogram”.
Popularne stało się używanie obiektywów rysujących miękko na brzegach obrazu, oraz koncentrycznych filtrów
zmiękczających, rozmywających obraz ku brzegom. W zakładach rzemiosła fotograficznego z mistrza na ucznia
kultywowano tradycje. Do dzisiaj niektórzy portreciści stosują kosztowne obiektywy np.: Imagon, którego budowa
jest uwieńczeniem wysiłków konstruktorów zaspokajających potrzeby wyrafinowanych gustów artystycznych
zwolenników szkoły francuskiej. Stosowana i obecnie maniera przyciemniania brzegów obrabianych zdjęć wywodzi
się właśnie z tamtych czasów.
Czy zwolennicy adaptujący do fotografii tę teorię fizjologii widzenia mieli rację?
Poznamy odpowiedź, kiedy posłuchamy argumentów zwolenników szkoły niemieckiej.
Otóż twierdzili oni: „zdjęcie powinno być ostre w każdym punkcie, gdyż patrząc na dany jego fragment postrzegamy
oglądany element jako ostry, a pozostałe zgodnie z fizjologią oka są i tak nieostre, ponieważ są umiejscowione poza
polem naszego ostrego widzenia”.
Oko obraz ogląda, a nie postrzega w całości w jednym czasie wszystkie jego szczegóły, tak jak robi to aparat
fotograficzny.
Tekst/zdjęcia: Andrzej Wojtek Dworaczek, PPofA - USA
Zdjęcia nocne ... (część 2.)
Kontynuujemy cykl wykładów znanego fotografika polskiego Wojciecha Dworaczka, ilustratora m.in. kolorowych magazynów i gazet amerykańskich.
gazeta10_2013.indd 14gazeta10_2013.indd 14 2013-09-18 11:56:572013-09-18 11:56:57
Znad RudawyMiesięcznik Gminy Zabierzów 15
Listy do Redakcji
Droga Redakcjo. Zastanawiałem się długo czy do Was
napisać, bo spodziewam się, że nie bę-
dzie to miły list wszystkim, którym wyda-
je się, że tylko oni mają rację. Jeśli uzna-
cie, że mój list warto wydrukować, bar-
dzo proszę.. Sam jestem ciekaw reakcji
po nim. Chętnie będą polemizował.
Nie piszę by jątrzyć, ale by się zastanowić nad „owczym pędem
Budowanie boisk sportowych w każdej wsi miało być panaceum na wszyst-
kie bolączki i frustracje młodego pokolenia, które podobno w swój wolnyw
od szkoły czas spędza przy komputerze, laptopie i telefonie komórkowym.
Budowano więc gdzie się dało i co się dało. Na efekty nie trzeba było dłu-
go czekać. Powstały boiska niepełno wymiarowe, na których nie da się grać
w piłkę nawet w „C” klasie, bo jeśli mają odpowiednią długość, to brakuje sze-
rokości, a jeśli i to jest zgodne z przepisami – wówczas bramki są za niskie albo
za wąskie. Ta boiskowa gorączka nabrała często wymiaru paranoi. Wieś musia-
ła mieć boisko, choć nigdy nie było tam żadnej drużyny piłkarskiej i pewnie ni-
gdy jej tam nie będzie. I co najważniejsze – rzadko na tych boiskach widuje się
więcej aniżeli 3 – 4 chłopców, którzy kopią piłkę w „niedzielnych” butach, czę-
sto w garniturach „pod krawatem”. Ale jest boisko i basta!
Kiedyś boisko sportowe było dla danej wsi nobilitacją. Trenowali i grali
na nim najzdolniejsi albo najbardziej wytrwali, a każdy awans do wyższej kla-
sy rozrywkowej był świętem całej wsi. Pamiętam, że kibicowały nawet babcie.
Jaka babcia czy mama zajrzy dziś na boisko? Dziś mogłaby nawet usiąść przy
linii, bo są – a jakże – ławeczki czy krzesełka – ale żadna nie zdecyduje się zo-
baczyć jak syn kopie w piłkę, bo tak naprawdę kopać nie umie. Ale matka nie
ze wstydu za syna nie przychodzi, tylko boi się, że jej uszy zwiędną od tego, co
usłyszy i jakich nowych słówek się nauczy. Są w Małopolsce, w powiecie kra-
kowskim, takie wsie, do których młodzi piłkarze boją się jechać na mecz, bo
albo oberwą jakąś butelką albo usłyszą kim jest ich matka albo co robił wczo-
raj ojciec. Dobrze, jeśli tylko tyle. Znam przypadek, że po meczu drużyna przy-
jezdna siedziała w prowizorycznej szatni przez kilka godzin zanim krewcy kibi-
ce miejscowej drużyny pousypiali pod barakiem lub znudzeni oczekiwaniem na
piłkarzy, którzy ośmielili się wygrać z ich pupilami rozejdą się do domów. Ży-
jemy podobno w XXI wieku…
Nadmiar boisk, na których szybciej rośnie trawa niż jakikolwiek talent pił-
karski ma więc równie tyle ujemnych stron, co i pozytywów. Kiedyś na bo-
isku trenowali chłopcy z wielu wsi w gminie, a często i spoza gminy. Trenowa-
li i nawiązywali przyjaźnie. Nie było pseudo lokalnych ambicji i poniewierania
sąsiadów zza miedzy. Boisko jednoczyło, dziś – bywa – dzieli. Jeśli przejrzeć
składy drużyn „C” , „B” czy nawet „A” klasowych, zobaczymy zaledwie jed-
nego czy też dwóch zawodników „miejscowych”, reszta , to zawodnicy zupeł-
nie przez miejscowych kibiców nieznani. Mało tego – nikt nie wie kto im płaci
i ile za mecz. Kiedyś grali za darmo, rozwalone buty nieśli do szewca, bo niko-
go nie stać było na nowe. Posiadanie drużyny było ambicją najbardziej ambit-
nych działaczy, bardzo często dokładających do tego wszystkiego swoje własne
pieniądze. Są jeszcze dziś takie wsie i takie drużyny, w których sport jest relak-
sem, zabawą, zdrowym współzawodnictwem. Są, ale jest ich coraz mniej. Ten
szeroki front budowy boisk za każdą cenę odsunął w cień prawdziwą sportową
rywalizację. Można kopać piłkę ale nie bezmyślnie i bez celu. To tylko frustru-
je i denerwuje tych, którzy pamiętają ten amatorski sport z niedawnych jesz-
cze czasów.
Wiem, że ten mój list zaraz spotka się z atakiem na mnie. A niech tam. Po
to go piszę, żeby się ktoś zastanowił, czy naprawdę boisko w każdej wsi jest le-
karstwem na wszystko? Sam grałem kiedyś na takich boiskach i wiem co piszę.
Leszek W.(nazwisko – z wiadomych względów – do wiadomości redakcji)
Beskidzkie szlaki i augustowskie noce
Na kolonie do Koninek pojechała 28-oso-
bowa grupa dzieci ze Szkoły Podstawowej
w Zabierzowie. Dzieci miały okazję poznać
piękne zakątki Beskidu Wyspowego i Gor-
ców. Dzielnie chodziły po górach, z zaintere-
sowaniem brały udział w warsztatach w Gor-
czańskim Parku Narodowym, szalały w Rab-
kolandzie, hartowały się w górskim potoku.
Organizując wyjazd do Augustowa, chcia-
łyśmy pokazać dzieciom mało uczęszcza-
ne miejsca, ale takie, o których uczą się na
lekcjach przyrody, historii, języka polskiego.
Miejsca wyjątkowe, jedyne w swoim rodza-
ju, jakich nie znajdziemy nie tylko w Polsce,
lecz i w Europie.
Dla miłośników historii nie lada gratką było
zwiedzanie XIX-wiecznej Twierdzy Oso-
wiec. Równie ciekawy był park narodo-
wy - Wigierski. Najpierw obejrzeliśmy eks-
pozycję poświęconą jezioru Wigry i okoli-
com. Jednym z największych przeżyć była
wycieczka do Wilna. Nasi uczniowie prze-
szli śladami Adama Mickiewicza, odwiedzi-
li grób matki Józefa Piłsudskiego na Rossie.
Podczas drugiej wycieczki na Litwę zoba-
czyliśmy piękny i zadbany kurort Druskien-
niki, znany z pobytu w nim m.in. marszał-
ka Piłsudskiego, oraz pływaliśmy statkiem
po Niemnie.
Nie zabrakło również przeżyć sportowych.
Najbardziej hardcorowy - jak powiedziałaby
młodzież - był 15-kilometrowy spływ kaja-
kowy Czarną Hańczą i Kanałem Augustow-
skim. 27-kilometrowa wycieczka rowerowa
wokół Jeziora Białego dla wszystkich okaza-
ła się łatwa.
Barbara Szawara-Knap, Beata Wartalska
gazeta10_2013.indd 15gazeta10_2013.indd 15 2013-09-18 11:56:582013-09-18 11:56:58
Znad RudawyMiesięcznik Gminy Zabierzów16
„Znad Rudawy” - Miesięcznik Społeczno-Kulturalny Gminy Zabierzów. Adres Redakcji: SCKiP Gminy Zabierzów, ul. Szkolna 2,
32-080 Zabierzów. Współpraca z Urzędem Gminy Zabierzów. ISSN 1505 2869.
e-mail: [email protected]. Redaktor Naczelny: Witold Ślusarski. Współpraca: Lucyna Drelinkiewicz, Aleksander Płazak.
Foto: E. Czajka, U. Obydzińska, Aleksander Płazak, archiwum SCKiPGZ
Skład i łamanie tekstów, druk: Poligraficzny Zakład Usługowy „Drukmar”, 32-080 Zabierzów, ul. Rzemieślnicza 10.
Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i zastrzega sobie prawo dokonywania zmian i skrótów w nadesłanych tekstach. Artykułów nie zamówionych nie zwracamy.
Łucznictwo
Mistrzostwa Polski
Młodzików
w łucznictwie olimpijskim
7-8 września 2013 r. w Ludwikowicach
Kłodzkich rozegrane zostały Mistrzostwa
Polski Młodzików w łucznictwie olimpij-
skim. Barwy Zabierzowa reprezentowało pięć
dziewcząt: Ewa Ramut, Anna Michalik i Ka-
rolina Kowalewska w kategorii młodziczek
starszych oraz Zuzanna Kulig i Aleksandra
Dudek w młodziczkach. Medali nie udało się
zdobyć, ale udział w zawodach należy uznać
za bardzo udany.
Zawody te były dla młodych łuczniczek
najbardziej wymagającymi w bieżącym roku
– dwudniowe strzelania, łącznie 144 strzały, to
wysiłek porównywalny do przeniesienia ponad
tony ciężarów. W doborowej obsadzie najlep-
szych zawodników z wszystkich klubów łucz-
niczych w Polsce (startowało 245 zawodni-
ków), przy bardzo wysokim poziomie, indywi-
dualnie wysokie 10. miejsce w kategorii mło-
dziczek starszych zajęła Ewa Ramut. Anna Mi-
chalik i Karolina Kowalewska zakończyły za-
wody na miejscach odpowiednio 35. I 38. Ze-
spół dziewcząt nie utrzymał zajmowanej 4 po-
zycji po pierwszym dniu strzelań, przegrywając
1 punktem z ŁKS Sagit Humniska (3127:3126)
i kończąc rywalizację na miejscu 5. Medalowe
pozycje były dla naszych dziewcząt w tych za-
wodach poza zasięgiem. Wszystkie osiągnęły
najlepsze wyniki w tym roku, bijąc swoje re-
kordy życiowe.
Wiele emocji dostarczył występ Zuzan-
ny Kulig. Przez cały pierwszy dzień strzelań
utrzymywała się w pierwszej dziesiątce, by na
początku dnia drugiego spaść na miejsce 16.
Straty odrobiła na odległości krótkiej, bijąc
i tak już wysoki swój rekord życiowy, zaj-
mując w tej konkurencji miejsce 7. w Polsce,
a w klasyfikacji generalnej miejsce 10. W tej
kategorii wiekowej wystąpiła również naj-
młodsza łuczniczka Grota Zabierzów – Ola
Dudek, bijąc swój rekord życiowy i zbliżając
się do magicznej granicy 1000 pkt.
A. Jabłoński
Mistrzynie z Zabierzowa
W Głuchołazach trwała walka łuczników o tytuły Mistrzów Polski w ka-
tegorii seniorów. Finały odbyły się w bardzo efektownej oprawie, na Rynku
w tym mieście.
Doskonale zaprezentowały się łuczniczki GROTA Zabierzów w składzie –
Karina Lipiarska, Agata Stanieczek, Anna Stanieczek i Adrianna Kawa,
które w efektowny sposób pokonały w finale bardzo mocny zespół Łuczni-
ka Żywiec (200:198),
zdobywając złoty me-
dal i tytuł Mistrzyń
Polski.
Zawodniczki Grota
pokonały Unię Piel-
grzymka 195:194 i Dą-
brovię Dąbrowa Tar-
nowska 199:162.
Niemniej efektowa-
nie zaprezentowała się
Karina Lipiarska, in-
dywidualnie zdobywa-
jąc srebrny medal i ty-
tuł Wicemistrza Pol-
ski, ulegając w finale
po wyrównanym pojedynku najlepszej polskiej łuczniczce ostatnich lat – Ju-
stynie Mospinek-Kluz /Piątka Zgierz/, w setach 4:6. Ze strony Justyny był to
rewanż za finał z 2009 roku , kiedy to zwyciężyła Karina.
W drodze do fina-
łu Karina pokona-
ła zawodniczki Dą-
brovii: Małgorzatę
Mickiewicz 6:4, Aga-
tę Bulwa 7:3 i w walce
o ścisły finał zawod-
niczkę Łucznika Ży-
wiec Joannę Rząsa 6:5
po ba rażu 10:7. Karina
Lipiarska zdobyła po-
nadto srebrny medal na
dystansie 50 m i brązo-
wy na 30 m.
Tradycją w Mistrzo-
stwach Polski Seniorów jest strzelanie medalistów do sylwetki kura. Tutaj,
wśród kobiet, ponownie najlepszą była Karina Lipiarska.
Pozostałe zawodniczki Grota zajęły miejsca odpowiednio:
14. Stanieczek Anna, 25. Stanieczek Agata i 45. Adrianna Kawa.
Indywidualnie wśród mężczyzn zwyciężył Piotr Nowak /Karima Prząsław/,
a wśród zespołów męskich Marymont Warszawa.
gazeta10_2013.indd 16gazeta10_2013.indd 16 2013-09-18 11:56:592013-09-18 11:56:59