pandelis prevelakis - kronika pewnego miasta

17
kronika pewnego miasta

Upload: ksiazkowe-klimaty

Post on 11-Mar-2016

234 views

Category:

Documents


1 download

DESCRIPTION

Gdy Pandelis Prevelakis opuszcza Rethimno, nie przypuszcza , że to kreteńskie miasteczko, zacznie wkrótce chylić się ku upadkowi. Wracając po kilku latach w rodzinne strony okazuje się , że czas dawnej świetności minął bezpowrotnie. Miejsce, które autor znał jako młodzieniec, istnieje już tylko w jego pamięci. Dzięki wspomnieniom miasto odżywa i pojawia się w pełni swego blasku. Prevelakis buduje obraz miasta za pomocą anegdot przeplatanych obrazami, wspomnieniami i zapachami. Bardziej niż faktyczną kronikę, jego opowieść przypomina miłosną elegię, w której z gorzką melancholią i nostalgią przywołuje obrazy minionego piękna. Liryczną opowieść Prevelakisa o Rethimno dopełniają dwa obrazy – miasteczka w latach 70., które opisuje Janusz Strasburger, tłumacz „Kroniki…” oraz współczesne, widziane oczyma Bartosza Barszczewskiego, autora posłowia. Wbrew obawom Prevelakisa nie jest to jednak miejsce ani puste, ani stracone.

TRANSCRIPT

Page 1: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta

kronika pewnego

miasta

pan

deli

sp

reve

lak

isp

reve

lak

isp

reve

lak

isp

reve

lak

isp

reve

lak

isp

reve

lak

isp

reve

lak

isp

reve

lak

isp

reve

lak

isp

reve

lak

isp

reve

lak

ispa

nde

lis

pre

vela

kis

pre

vela

kis

pre

vela

kis

pan

deli

sp

reve

lak

isp

reve

lak

isp

reve

lak

ispa

nde

lis

pre

vela

kis

pre

vela

kis

pre

vela

kis

pan

deli

sp

reve

lak

is

Page 2: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta

kronika pewnego

miasta

pandelis prevelakis

Page 3: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta

kronika pewnego

miasta

przełożył i wstępem opatrzył: Janusz Strasburger

posłowie: Bartosz Barszczewski

Page 4: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta

Pandelis PrevelakisKronika pewnego miasta

Przekład: Janusz Strasburger

Redaktor prowadzący: Kama Margielska

Redakcja: Małgorzata Kuśnierz

Korekta: Magdalena Rudnik, Bogumiła Thorz

Projekt okładki: Justyna Boguś

Skład: Violet Design

Książka opublikowana przy wsparciu Ambasady Republiki Greckiej w Polsce.

Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Jarosława Molendy oraz Historical and Folk Art Museum of Rethymno (Ιστορικό – Λαογραφικό Μουσείο Ρεθύμνης).

Το χρονικό μιας πολιτείας

© Copyright for the Polish translation by Halina Strasburger, Warszawa 2013© Copyright for the Polish edition by Greckie Klimaty, 2013

Wydanie II

ISBN: 978-83-64169-02-1

Greckie Klimatyul. Mydlana 1/00551-502 Wrocław

www.greckieklimaty.pl

Page 5: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta

Angelos Sikelianos

KRONIKA PEWNEGO MIASTAPANDELISOWI PREVELAKISOWI

Jak asceta kształt w srebro najczystsze wtopionymonasteru, co spłonął, dzierży w jednej z rąk,niby całe miasteczko, wyrosłe na dłoni,z murami, dzwonnicami i celami w krąg –

podobnie w mojej duszy miasteczko prastare,słowem twardym i czystym wskrzeszone od dziśi przez Twój żal serdeczny rozświetlone żarem,Rethimno, dar Twej ręki, podtrzymuje myśl.

Przełożył Janusz Strasburger

Page 6: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta

CZĘŚĆ I

Page 7: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta

25

Réthimno jest małym miasteczkiem o  siedmiu czy ośmiu tysiącach mieszkańców, zbudowanym wzdłuż brzegu północnej Krety, w  połowie drogi między Chaniá i Megalókastro. Powiadają, że głoś-ne było ongi na świecie dzięki kwitnącemu han-dlowi, że celowało w żeglarstwie, a nawet wydało paru dobrych malarzy i poetów, którzy przydadzą się zawsze, aby od zapomnienia ocalić imię miasta, gdy zamilkną jego bazary, w gruzach legną stocz-nie i kiedy najlepsze dzieci ulecą na cztery strony świata. Ponadto wieść głosi jeszcze – o czym można przekonać się także dzisiaj – że obywatele Réthim-no to ludzie prawi, skromni i dumni zarazem, oczy-tani i dobrych obyczajów, krótko mówiąc – gatunek pożądany, choć spotykany rzadko na niespokojnej wyspie.

Miasto postępowało od brzegów ku południo-wi z niemałą ostrożnością, jak gdyby się lękało nad-miernego rozpostarcia; i  tak w ciągu dziesięciu czy nawet dwunastu (jeśli nie więcej) stuleci pozostało małe, skurczone, niby poczciwa bestia, która nogi

Page 8: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta

26

zanurzyła w wodzie i braknie jej odwagi, by powlec się dalej. Odkąd Wenecjanie otoczyli je murami od strony lądu (wówczas gdy wznieśli także warownię nadbrzeżną), wszelka rozbudowa była niemożliwa; miasto skazane zostało na stopniowe kurczenie się pośród wilgoci, którą chłonęło zwrócone frontem do północnych wiatrów morskich. Dopiero kiedy w naszych czasach paru miejscowych zuchwalców miało czelność obalić część owych murów, Réthim-no wyległo na okoliczną równinę, spragnione prze-strzeni i wolnego powietrza – aż zaczęło wstępować na okoliczne zbocza.

Pierwszy, kto tu zapuścił korzenie i – że się tak wyrazimy – zasiał w pustkowiu miasto, był zapewne człowiekiem rozważnym, może nawet obieżyświa-tem, który potrafi ł wybrać na nieogrodzonej łące bożej miejsce na swą chatynę. Plaża szeroka i czysta, z drobnym białym piaskiem, wybiega od wschodniej bramy Réthimno i  ciągnie się jak polna droga ku głównej miejscowości wyspy, Megalókastro*. Z dru-giej strony, tam gdzie leży Chaniá, skalisko barwy ołowiu, budzące grozę samym wyglądem, zrzuca swe głazy aż do podnóża murów. Réthimno zbudo-wano, zda się, na pograniczu dzikich i  łagodnych

* Ale bynajmniej do niej nie dociera; dalszy odcinek jest bardzo skalisty. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).

Page 9: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta

27

krajobrazów. Dzika strona przyzywa cię zimą, abyś podziwiał walkę rozjuszonego morza ze skałami, które sterczą niby forteca, ochraniając gród od stu-leci. Łagodny brzeg rozpościera przed tobą w  let-nim słońcu kręte swe kontury i piaszczyste plaże, byś spacerował beztrosko, jak sprawiedliwy po nie-biańskich łąkach.

Wielu mieszkańców i  gości Réthimno lubi się przechadzać po warowni i patrzeć z góry na morze, na miasto i  jego ogrody. Ogarnia cię, tam wysoko, nastrój beztroski; odświeży ci się spojrzenie i  na-pełnią cię dumą rozbudzone wspomnienia. Jako że każda strzelnica, wszystkie blanki, każdy bastion przywodzą na myśl jakieś wydarzenia wojenne, za-wsze chwalebne dla tutejszych ludzi, a poniżające dla obcych najeźdźców. Wraz z osiągnięciami przeszłoś-ci, które wspominasz, cieszyć cię będzie panorama miasta – starannie utrzymane domy i prosto nakre-ślone ulice, kościoły, meczety i inne potężne budyn-ki – a w dali ogrody i cmentarze, równie zielone jak ogrody.

Jednakże, gdyby to mnie przypadło udzielać rady wędrownikowi, dokąd ma podążyć, ażeby wymknąć się troskom, wyciągnąłbym rękę i pokazał mu owo bezkresne wybrzeże. Sądzę bowiem, że dzieje miej-scowości i  inne legendy, które pobudzają krążenie krwi w żyłach, gdy się spogląda z góry na miasto, nie

Page 10: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta

28

uwalniają cię z sieci twoich czasów. Czym innym jest urok samotności! Krok za krokiem opada z ciebie pył nagromadzony, dusza twoja obnaża się powoli, niby miecz wydobyty z pochwy. Wtedy usłyszysz odzew, co z  twego wnętrza odpowiada morzu, wiatrowi, niebu, wszystkim codziennym i  wielkim rzeczom. Czujesz, jak pozdrawia cię woda, całując nogi, a pia-sek głaszcze ci stopy; jak pozdrawiają cię chmury za-wieszone wysoko na nieskalanym niebie. Jest w tym wszystkim urok prosty, lecz przemożny. Jest jego sło-dycz nieuchwytnym darem, którego, zdawałoby się, nigdy nie utracisz. A  jeśli przypadek zdarzy, że cię wyrwie z twej głębi ludzka obecność, ona też zestro-jona będzie z całą resztą – o to się nie troszcz! Będzie to jakiś wioślarz, który zaśpiewa ze swej łodzi, albo rybak, co przeciągnie – on także boso – po wieczor-nej plaży, a słońce za jego plecami ozłoci mu głowę, roziskrzy przy każdym kroku pięty, czerwone i krą-głe niby jabłka.

Gdy będziesz wracał, miasto rozbłyśnie światła-mi nocy, kuchnie napoją powietrze zapachem i roz-postrze się w duszy twej pogoda, jak po spotkaniu z  parą statecznych wołów, nadciągających z  pola. O takiej porze, jeśli masz duszę współczującą, podą-żysz myślami ku Réthimno, ku jego mieszkańcom – dzisiejszym czy dawnym – i zastanowisz się nad ich losem.

Page 11: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta

29

Kiedy usiłuję przypomnieć sobie rethimnijczyków – obrazem, który przychodzi mi na myśl, jest widok głównej ulicy miasta, niegdyś ulicy Cara, z wielkimi magazynami po lewej i po prawej stronie; wybiega ona od Wschodniej Bramy i dociera w dole aż do portu. Ulica ta, którą oddziela od morza rząd do-mów, ma kształt półksiężyca i  jest szeroka zaledwie na pięć czy sześć dużych kroków. Każdy sklepikarz, siedząc przed swymi drzwiami, pogwarzyć więc może z  sąsiadem z przeciwka, zapełnić chwile bez-czynności, zapomnieć o braku klienteli, a na domiar korzyści może sobie powdychać wonne powietrze morskie. Dawnymi czasy ulica Cara znała na pewno chwile świetności, jeżeli sądzić po zamożnych domo-stwach, jakie tu zbudowano, i  po wyglądzie więk-szości sklepów. Teraz jest zarazem martwa i ożywio-na, z mnóstwem przechodniów i niewielką garstką klientów – niby kamieniste łożysko potoku, niezdol-ne zatrzymać rwącej wody.

Upadek patrycjańskiego miasta da się odczytać z tej ulicy jak z otwartej księgi. Poczciwi staruszkowie, którzy zawierali ongiś transakcje z Chios, ze Smyrną, z Konstantynopolem, z Triestem*, siedzą teraz bez-czynnie przed swymi wystawami, z miotełką do od-kurzania w dłoni albo z gazetą czy innym atrybutem

* Wielkie niegdyś skupiska kupców greckich.

Page 12: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta
Page 13: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta

31

nieruchomego żywota  – i  wspominają przeszłość. Magazyny sukiennicze, co uginały się dawniej pod stosami sukna, aksamitu i atłasu (jakież aksamity, co za jedwabie haftowane złotem, co za muśliny!), zde-cydowały się po paru latach martwoty i cierpliwości na sprowadzenie tańszego towaru: materiałów ba-wełnianych, wełnianych, drelichu i innych wiejskich tkanin. Podupadły też sklepy zbrojmistrzów z bronią wojskową i myśliwską, musiały skapitulować. Przy-kro patrzeć, jak rdzewieją za oknami wystawowymi okazy broni palnej lub siecznej, podczas gdy wokół nich, dzień po dniu, gromadzą się i dławią je przybo-ry współczesnych zuchów – krochmal do koszul, per-fumowane mydełka, kieszonkowe lusterka czy inne tego rodzaju przedmioty.

Jednym z podupadłych i niejako wykoślawionych sklepów był także magazyn imć Joannisa Konsolasa ze Smyrny. Dobry ten chrześcijanin miał niegdyś jed-ną z największych perfumerii na Wschodzie, znaną aż po Aleksandrię i Smyrnę, a nawet Konstantynopol. Sklep jego nie był rozległy, na podłodze nie starczy-łoby miejsca na ułożenie czterech osób, ale za we-wnętrznymi drzwiami rozpościerała się obszerna pra-cownia, gdzie przygotowywano i  przechowywano towar. Widziało się tam moździerze, lejki, wagi prze-różnych rozmiarów, fl aszeczki, słoiczki i niezliczone przybory, których nie zdołałbym wyliczyć wszystkich

Page 14: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta

32

po imieniu. Z pracowni towar wychodził po trochu na zewnątrz, w miarę zapotrzebowania, a właściciel rozdzielał go skrupulatnie pomiędzy butelki i fl ako-niki stojące dokoła na półkach i wystawach; prze-chowywał go także w woreczkach, które ciągnęły się rzędem od wejścia aż do drzwi wewnętrznych, umieszczone na pustych skrzyniach i przykryte mu-ślinem. Trzymał tam cynamon, szafran, ambrę, aloes i podobne towary. W butelkach było piżmo, olejek różany, esencje, maści oraz inne rzeczy egzotyczne, a zapomniane, które wówczas, tak jak i teraz, znali tylko perfumiarze i tureckie niewiasty.

Kupiec ten, odziany wykwintnie, niby sułtan, w krótkie jedwabne spodnie i haftowaną kamizelkę, nie mierzył sobie więcej niż pięć stóp wzrostu, a gło-wę miał nie większą od owocu granatu. Ale w kieszeni jego dzwoniły fl oreny i – o ile mi wiadomo – zaszczy-ty spływały nań nieprzerwanie zarówno ze strony Greków, jak i Turków. Minęły jednak dobre czasy, zmieniły się obyczaje, więc biedny kir-Joannis też ni-sko się stoczył. Sklep Konsolasa zasnuła pajęczyna, we fl aszkach wyschły perfumy, jedwabie wypłowiały mu na grzbiecie. W moich czasach można go było jeszcze zobaczyć królującego w swym magazynie, ale tron jego obalony został raz na zawsze. Miał teraz na sobie pluszowe spodnie, płócienny chałat, który zzieleniał z biegiem czasu, a na głowie nie brakło mu

Page 15: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta

33

nigdy czapki – dziwnej czapki z fałszywego astracha-nu, takiej jak te, które nosiła kreteńska żandarmeria. Jeśli idzie o sklep, łzy napływają mi do oczu, gdy go wspomnę. Towarem były tam teraz gwoździe (któż wie dlaczego?), wszelkiego rodzaju gwoździe: dla stolarzy, dla cieśli okrętowych, szewców, kowali  – aż serce boli pomyśleć! A ruchu żadnego. Gwoździe rdzewiały w torebkach po pachnidłach, żółkły z dnia na dzień, nieszczęsny kir-Joannis przewracał je tylko i mieszał, ażeby wyszły na wierzch te jeszcze dobre, zdolne przyciągnąć klientów.

Takich widoków w Réthimno – ile tylko zapra-gniesz! Inny kupiec, agent triesteńskich parowców, właściciel sklepu i  składu w  samym porcie, kir--Amvruzis Montsenigos, paradujący we fraku i  cy-lindrze, stał się wędrownym handlarzem. Cóż to za przykrość oglądać go, jak krąży ze swym osiołkiem od wsi do wsi i nie może się oduczyć ceremonii, do których przywykł: „Proszę tylko dotknąć tego ma-teriału, signora! Pozwoli signorina, że się z nią nie zgodzę…”. A  jego klientki to herod-baby o  głowę odeń wyższe, ich łapy zdolne są giąć żelazo! Ów kir--Amvruzis za dobrych czasów zajmował się tylko han-dlem hurtowym – eksport, import – i statkami jako agent. Pewnego dnia te ostatnie przestały regularnie zawijać na Kretę. A jeśli o sklep chodzi, widzieliśmy, jak odmieniły się losy dzielnego człowieka.

Page 16: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta

34

Pragnąc zamówić, powiedzmy, ładunek desek z  Triestu od starego i  wiernego przyjaciela, Misé Evangelinosa Arapelisa, kir-Amvruzis pisał poniższej treści list handlowy, który powinien być czytywany w  szkołach, aby dzieci uczyły się powściągliwości i uprzejmości:

„Drogi mój i szanowny przyjacielu, panie Evan-gelinosie, pozdrawiam cię serdecznie. Mam  się do-brze i  żywię nadzieję, że ty również, a wraz z  tobą czcigodna twoja małżonka, pani Gracja, której prze-syłamy nasze uszanowanie. Dowiedz się, że nasza pani Kalliopi znajduje się już od dawna w stanie bło-gosławionym, ale oczekujemy, iż rozwiązanie nastąpi w ciągu przyszłego miesiąca. W tym roku zima była łagodna i zapowiada się dobry urodzaj, więc wszyscy są zadowoleni. Przyjęć rodzinnych nam nie brakło; za każdym razem piliśmy wasze zdrowie w  domu twego kuzyna, pana Damolinosa. A ty co porabiasz, miły przyjacielu, jak ci się żyje w pięknym Trieście i czy o nas pamiętasz? Przyjmij moje uściski i bądź zdrów! Amvruzis Montsenigos.

PS Proszę cię, byś przy pierwszej okazji wysłał na mój adres 2000 sztuk desek sufi towych, 1000 belek, 3000 zwykłych desek (miękkie drewno). Czy otrzy-małeś 200 (słownie: dwieście) beczek oliwy z inicja-łami A.M., numery 1–200, załadowanych na statek pana Linardakisa?”.

Page 17: Pandelis Prevelakis - Kronika pewnego miasta

35

Z takimi subtelnościami, serdecznymi pozdro-wieniami i  postscriptami odbywały się wówczas transakcje handlowe, aż do dnia, gdy przyjaźń i uczciwość wyszły z obiegu. Transport beczek oliwy docierał niekiedy z ubytkiem wagi (wierny przyja-ciel, Misé Evangelinós, umarł, zastąpił go jego syn); kir-Amvruzis pojechał do Triestu, by rzecz wybadać, ale został przyjęty tak troskliwie, że poczuł się zmu-szony przełknąć gniewne słowa. Bo gdyby pokazał, że powziął jakieś podejrzenia, wyglądałoby to na podeptanie świętych praw gościnności. I tak – aby się nie rozwodzić dłużej  – sklep podupadł, zmar-niał, a  przyzwoitemu człowieczynie nie pozosta-ło nic oprócz prasy na kopie korespondencji oraz grubej księgi o stronicach z bibułki, gdzie widziałeś odbite fi oletowym atramentem czyste, spokojne pi-smo – i skąd ja także czerpię dzisiaj ową przytoczo-ną epistołę.

Miłosierdzie boże sprawiło, że upadek nie postąpił poza tę arystokratyczną dzielnicę. Druga szeroka uli-ca miasta, która schodzi od Wielkiej Bramy do Pla-tanu, inny miała wygląd – wygląd, jaki miewa droga wiejska, kiedy wylegnie na nią cała miejscowa lud-ność. Rzec należy od razu, że ulica ta była miejskim bazarem, gdzie cztery powiaty departamentu zbiega-ły się co rano, ażeby sprzedawać swe zbiory, a kupić