nr. 37. dodatek do . llowtn raciborskich · doświadczenie nie miał sposobności wystawić. gdy...
TRANSCRIPT
Nr. 37. Dodatek do . llowtn Raciborskich" tern
ZAROZUMIAŁOŚĆ.(Przez Kazimierza Brodzińskiego.)
Zarozumiały jest tem samem poa względem umysłowym, co zapamiętały pod względem moralnym; oba działają na oślep. Ale zapamiętały ochłonie i upamiętać się może, zarozumiały wiecznie duszony jest dymem miłości własnej, i zdaje mu się, że to jest obłok, z którego, jak Jowisz, gromy i wyroki wyrzucać może. Nieznośna to wada w społeczeństwie, a najszkodliwsza temu, kto nią jest zarażony.
Smutno jest razem i pociesznie słyszeć w gronie ludzi mających doświadczenie i zasługi, zarozumialca stanowiącego o wszystkiem; tem więcej zuchwałego, im mniej zdolny jest domyślać się milczącego politowania. Wyrokuje o pracach i charakterze ludzkim tem śmielej, że sam nic jeszcze nie pracował i charakteru swojego na żadne stanowcze doświadczenie nie miał sposobności wystawić. Gdy niegdyś wiek i zasługi minione dostateczne były do poszanowania, a przynajmniej jednały względność młodych, teraz same przez się wystarczą do lekceważenia u zarozumiałych . Jeżeli im się uda wadę lub omyłkę jakową w kim postrzedz, a tylko na to polują, wtenczas sądzą, iż są we wszystkiem nad niego wyższymi; i dla skazy, choćby tylko uwi- dzianej, ze wszystkiem go potępią. Najjaśniejsze dowody oślizgną się o nich jak o głazy: bo są tylko zajęci, nigdy w cudzy charakter, sposób myślenia i w położenie nie wchodzili, i na nikogo nie zważając, obrażonymi się sądzą, gdy kto mało ich pre- tensye uważa.
Różne są przyczyny i stopnie zarozumiałości. Człowiek oddany wyłącznie jednej jakowej nauce, łatwo ulegnie tej wadzie: bo w samej rzeczy, daleko postąpić w niej może, i naturalnie widzi w niej bardzo wielu niższymi od siebie, chociaż nie ogląda się na ich zalety, których dostrzegać i cenić nie umie. Ta zarozumiałość najłatwiejszą jest do wybaczenia: bo kto swojego zawodu najwyżej nie ceni, ten w nim nie postąpi daleko. Dodać atoli wypada, iż to dobre rozumienie mieć można o swojej nauce, lecz nie o sobie samym. Jednakże zwykle zarozumiałość i pedantyzm czepią się tych, którzy oddają się przedmiotom szczegółowym i mało ważnym dla ludzkości; nic tak nie uczy być skromnym, jak głębokie badanie nauk wszelkiego rodzaju; bo im kto dalej w nich dojdzie, tem pewniej trafi na granice, gdzie rozum ludzki koniecznie zatrzymać i ukorzyć się musi. Salomon i Sokrates, dwaj najwięksi mędrcy starożytności, jawnie to wyznanie uczynili, a Chrystus Pan uważa skromność za obowiązek i szczęście chrześcianirra. Z nią można daleko w naukach postąpić; ale zarozumiałość jakby zlodowaciała, zawsze na jednem miejscu zostaje.
Zarozumiałość pospolitą jest także w ludziach w odosobnieniu żyjących, którzy powziąwszy lub utworzywszy sobie zdanie jakowe, nie mieli sposobności porównać go z innemi, a przeto, z swojem tylko rozumieniem obcując, tak nawykli do niego, iż w niem żadnej myl noś ci nie widzą, i wszełkiem mniemaniem przeciwnem pogardzają. Bliższe obeznanie się w towarzystwie, wyleczy ich z tej wady, która zresztą każdy rozsądny wybaczy.
Dalej ulegają tej wadzie ludzie, którym szczęśliwa skąd inąd fortuna, nigdy nie dozwoliła szczerej prawdy usłyszeć, w których owszem zarozumiałość ciągłe pochlebstwo rozwinęło. Lepiej jest dla człowieka być w zaletach swoich niepoznanym, aniżeli nad zasługi chwalonym: bo w pierwszym razie ma bodziec do dalszego jeszcze postępu, a w drugim tylko tamę, która już za cel osiągnięty uważa.
Najwięcej i najnaturalniej skłonny jest człowiek do niej w młodości: bo wszystkie pojęcia są mu nowe, a zatem, silnie na niego działając, zdają mu się być jedyne, nieomylne, za któremi przeto z wszelką żywością obstaje. Na to jedynem lekarstwem jest czas i roztropne a wczesne prostowanie przez doświadczonych; bo ta wada łatwo się zakorzenia a nic przykrzejszego, jak gdy od niej własne zawstydzające szkody i obcy ludzie odzwyczajać nas będą. Ale u młodych niezepsutych bywa to raczej żywe czucie przyrodzoną otwartością, niż zarozu- mieniem, która przy względnych osobach, łatwo na korzyść wyjść może. Przeciwnie najnieznośniejszym i politowania godnym jest młody zarozumiały pendant, który wychodząc z pięknej sfery swojego wieku, zimnym i poważnym tonem wszystkowiedza i wszystkouma udaje. On właściwie mniej jest zarozumiały, niżeli chce tę nieszczęśliwą rotę udawać. On dobrze rachuje się z sobą, aby się w oczach ludzi nie okazał mniejszym, niż jest przed sobą samym; dlatego najwięcej z góry daje wyroki. Pierwszego naprowadzać potrzeba; dla drugiego niema sposobu, również z góry go karcić nie wypada.
*JAN NIEWIAROWSKI.
BANDERA POLSKA.OBRAZEK Z LAT DAWNYCH.
(Dokończenie),— No, cóż, wiktorya nasza? — zagadnął z uśmie
chem Jakimowski swoich towarzyszy.— Nasza, nasza! — podchwycił radośnie Szata-
nowski.— Ale waszmość, panie Marku, ranny jesteś i krew
cię uchodzi! — zawołał nagle Stołczyna.— To nic... Spiesznie teraz uciekać musimy, bo
patrzcie już nas pohańcy gonią...Jakoż z portu wychodziły właśnie tureckie ga
lery i kierowały się prosto na statek Jakimowski ego.
— Hej, mości Stołczyna, biegnijcie pod pokład co żywo; niech wioślarze z całych sił pracują, a może nam się uda przed tak potężnym wrogiem umknąć.
Stołczyna zbiegł szybko na dół, i zaraz wiosła poczęły szybciej tłuc wodę i galera pobiegła jak strzała. Ale i tureckie galery zwiększyły także swą szybkość i choć powoli, przybliżały się jednak wciąż.
— Mości Szatanowski, dobierz sobie waść kilkunastu łudzi i działa do bitwy rychtujde! —r rozkazał znowu Jakimowski,
w tejże chwiti podszedł do niego jakiś starszy już człowiek i skłoniwszy się nisko, rzekł łamaną łaciną:
— Pozwólcie mi, o panie, zastąpić cię teraz u steru... Burza idzie i do kierowania statkiem trzeba wytrwałej i doświadczonej dłoni starego sternika.
— Ktoś ty? — zapytał Jakimowski.— jeniec turecki, zacny panie, któregoście
uwolnili razem z tyloma innymi nieszczęśnikami. Sternikiem przez długie lata byłem na genueńskich galerach i dlatego oto prosić się was ośmielam, abyście mi kierownictwo statku powierzyli. Burza tylko już wisi.
Jakimowski rzucił okiem dokoła i ujrzał, że czarne, potworne chmury zbliżają się coraz bardziej pod tchnieniem potężniejącego wichru, morze zaczyna się pokrywać wielkiemi falami i galera silcie się już kołysze.
— Ha, więc powierzam ci losy galery naszej! — rzekł do starego sternika, oddając mu ster.
— Panienka Najświętsza z Loreto nie opuści nas i do bezpiecznego portu chrześciańskiego doprowadzi, — odparł sternik i przeżegnał się pobożnie.
Kazał przywiązać się liną i krzepko ster ujął W dłonie, a Jakimowski odszedł ze Stołczyną na przód galery i teraz dopiero o ranach swoich pomyślał.
Szczęściem, nie były one ciężkie i krwawiły tylko mocno, więc Stołczyną przewiązał je coprę-
dzej czystem płótnem, którego duży kawał znalazł w kajucie kapitana. \
Tymczasem tureckie galery nie zaprzestały pościgu i jedna z nich, sunąca przodem, zaczęła bić z dział do, uciekającego statku.
Już kule wyły tuż obok galery, już jedna przebiła ogrodzenie pokładu, już Szatanowski ze swoimi odstrzeliwał się z dział, gdy nagle ściemniło się prawie zupełnie, wśród krwawych ogni błyskawic ryknęły straszliwe grzmoty, lunął rzęsisty deszcz i wicher zaświstał przeraźliwie, wznosząc olbrzymie jak góry fale. Zakręcił on galerą, jak drzazgą maleńką, i wrzucał ja na szczyty fal ogromnych i strącał z nich w odmęty morskie i szarpał mą i zalewał wodą i pochylał gwałtownie ku nurtom i podrywał w górę potężnie.
A wśród wycia wichru, ryku piorunów i oślepiających niemal potwornych błyskawic, zalewany deszczem i wodą morską, stary sternik pewną i spokojną dłonią kierował galerą i borykał się z burzą.
Galery tureckie rychło zniknęły na widnokręgu i pogoń się przerwała, a statek Jakimowski ego w tej szalejącej burzy pędził naprzód jak rozhukany koń.
I dopiero w godzinę później chmury przewaliły, już dalej i jasny błękit nad głowami żeglarzy zabłysnął i galera, wolna od wszelkiej pogoni, pruła szybko powracające już do spokoju morze...
A Jakimowski i dwaj towarzysze jego, którzy stali na pokładzie podczas całej burzy, upadli teraz na kolana i z ust ich popłynęła pod sklepienia grec-
Obrazekz wielkiego miasta.
Wielkich miast zarządy łożą wiele starań i kosztów na zakładanie poza miastem obszernych parków i ogrodów, w których by ludność miejska mogła po dniach pracy odetchnąć świe- żem powietrzem i cieszyć się przyrodą.
W parkach takich bywają i zwierzyńce. Zwiedzająca publiczność ma przyjemność w oglądaniu zwierząt a przytem uczy się poznawać ich życie i zwyczaje. Aby zwerzętom, więzionym w zwierzyńcach uczynić pobyt tamże jak- najmniej przykrym, starają się zarządy zwierzyńców o urządzenie klatek w sposób jak- najwięcej zbliżony do
dzikiej natury, z której owe zwierzęta wyszły. Jest to niejako obowiązkiem ludzkości, aby zwierzętom, trzymanym w niewoli, uczynić tę niewolę jak najmniej przykrą. Obrazek nasz przedstawia olbrzymią klatkę, dla ptaków drapieżnych, jak sępów, orłów itp., znajdującą się w zwierzyńcu berlińskim. W klatce tej ustawione są z głazów skały tak wiernie naśladujące naturę, że patrzącemu zdaje się, jakoby znajdował się w Tatrach lub Alpach. Złudzenie potęgują jeszcze różne rośliny górskie wśród tych skał rosnące. Gdyby nie tłumy przypatrującej się publiczności, no, i gdyby nie — klatka, gotowe ptaki istotnie uwierzyć, że znajdują się wśród dzikich, niedostępnych szczytów skalistych.
Slego nieba gorąca modlitwa dziękczynna do W Królowej Polskiej Częstochowskiej Panienki Przenajświętszej.
Nazajutrz, przed samym wieczorem, gdy słońce zapadało w oddali za modrą taflą morza i kończył się zwolna przepiękny jasny dzień, gdy galera z wy- dętemi żaglami pędziła szybko hen! ku dalekim jeszcze brzegom cudnej Italii, na pokładzie galery zjawił się tłum niewiast i mężów i zbliżył się do Jakimowskiego.
— Wybawiłeś nas, o, panie, ze straszliwej niewoli pogańskiej—oz wała się jedna niewiasta—i najżywsze dziękczynienia nasze niesiemy ci za twój tak odważny i tak zacny czyn. A że tyś teraz panem tej galery, więc pozwól, abyśmy u stóp twoich złożyli ojczystą twoją banderę, którąśmy dziś dla ciebie zrobiły ze zdobytych tureckich materyi...
I położyła u nóg Jakimowskiego czerwoną atłasową chorągiew, na której srebrzystym jedwabiem wyhaftowany był polski orzeł biały.
Wzruszony Jakimowski dziękować począł, wszyscy dokoła podnieśli okrzyki radosne, a kilku ludzi poskoczyło ku tylnemu masztowi i za chwilę na galerze powiewała polska bandera.
I ta zdobyczna galera turecka Jakimowskiego była tym jednym jedynym statkiem w dziejach, który żeglował po morzu śródziemnem pod polską banderą.
A działo się to w roku 1627.Po kilku dniach podróży morskiej galera Jaki
mowskiego uniknąwszy wszelkich niebezpieczeństw, dopłynęła do portu Ostii, przy ujściu Tybru i Ty- brem dotarła do Rzymu.
Jakimowski jedną ze zdobytych na galerze bander tureckich ofiarował papieżowi Pawłowi III, a ten dał mu złoty krzyż, jako nagrodę za męstwo i dzielność.
Okryty sławą, wracał Jakimowski wraz z Sza- tanowskim i Stołczyną na rodzinne Podole, a w prze- jeździe przez Kraków drugą zdobytą turecką banderę zostawił w kościele Świętego Stanisława W Krakowie.
mZARAZKI.
Choroby wszystkie biorą swój początek od zarazków, tak zwanych bacylów, Uczeni lekarze wy
naleźli sposób, w jaki można stwierdzić obecność bacylów. Z ropy, ślm (charkot), z odchodów ludzkich itp., ale i z wody umieją lekarze wygotować bacyle.
Obrazki nasze podawają wygląd tych bacylów. Profesor Robert Koch w r. 1883 odkrył bacyle cho-
A-LA-AdüUL
Dżuma
lery. Zarazki te dostają się do żołądka i jelit przez wodę albo żywność zakażoną. Tam się mnożą i trucizną swoją wywołują śmiertelną chorobę.
Rosya jest stale nawiedzaną przez cholerę i dżumę. Dla reszty Europy jest to niebezpieczeństwem wielkiem, wskutek czego rządy obecnie nawet zastanawiały się nad wspólną obroną przeciw cholerze i dżumie rosyjskiej. Byłoby to dla Rosyi rzeczą bardzo nieprzyjemną, gdyby mocarstwa wspólne kroki postanowiły.
O ile cholera i dżuma się szerzą, szanowni czytelnicy dowiadują się z gazet politycznych.
#Szaleniec tylko, lub głupiec w swej dumie Mniema, że wszystko po swej woli nagnie; Mędrzec, co prawdę wszechrzeczy rozumie,Wie co podoła — i więcej me pragnie.
8ASSSXS ŁAT©.(POGADANKA WIEJSKA).
Niegdyś za dawnych czasów i w naszym kraji trwało lato znacznie dłużej niż dziś. Pow.adają, żi do samego św. Michała bywało zawsze gorąco jak w lipcu a chłody i słoty jesienne zaczynały się zaledwie po Matce Boskiej Różańcowej. Aż dopiere pewnego roku, kiedy ludzie zaczęli srodze narzekać na wielkie upały dokuczające im bardzo, rozgniewał się Pan Bóg i tak rozporządził, iż odtąd kraj ich nie miał się cieszyć nigdy długiem latem a od świętej Hanki być mają „chłodne wieczór? i ranki“. Kiedy zaś powtarzało się rok po roku, żf lato z słowikami uciekać od nas chciało jeszcze przed końcem sierpnia, ludzie bez żalu patrzeć nie mogli na to i wyprosili sobie kilka dni piękne' pogody ciepłej na początku września t. zw. „babskie lato“ około święta Narodzenia Panny Maryi czyli
„Siewnej“, kiedy śwc Panienka zjawia się nocą, cicho przez wioski przechodzi i na pola idzie z ręką podniesioną a błogosławiącą, by ziemia, kędy święte Jej stopy staną, obfite wydawała plony, lub „prządki“, kiedy to najczęściej rżyska i krzewy suche osnuje pajęczyna jesienna, Jeżeli „babskie lato“ trwa aż do połowy listopada, wtenczas zwłaszcza starzy i chorzy ludzie z wielką wyglądają tęsknotą. Częściej wszakże św. Marcin „przyjeżdża już na białym koniu“, niszcząc wszelkie nadzieje doczekania się chociażby słabego echa babskiego lata.
Podczas babskiego lata wieśniacy ciągną wróżby co do surowości przyszłej zimy zależnie od tego, czy. nici pajęcze unoszą się wcześniej czy później, wyżej czy niżej, których powstanie tłómaczą sobie w różny sposób. Oto np. Panna Mary a przechodzi przez wioskę niespostrzeżenie wśród chłodu i deszczu. Wtem zauważy w którejś chacie niewiastę młoda i niedoświadczoną jeszcze w sprawach wychowania dzieci, która nie może sobie poradzić ze śwym syneczkiem. Panna Najświętsza przypomina sobie żywo. jak to sama piastowała Dzieciątko i przychodzi w pomoc. W tejże chwili wyziera słońce z zachmur, grzeje ciepło jak wśród lata i robi się naraz śliczna pogoda. Młoda wieśniaczka wynosi na dwór przed próg chaty płaczące dziecko, które uspokojone zaczyna się bawić widokiem unoszących się białych nici pajęczych, które rzuciła Panna Marya w te stronę ze swego wrzeciona. A jaskółki na widok pajęczyny babskiego lata u cieką ią podobno co tchu z kraju naszego, zdaje się im bowiem, że musiały się zapóźnić z odlotem.
Za dawnych czasów polska jesień słynęła zawsze z niezwykle nieknei pogody i do dziś dnia najwięcej podań jesiennych opowiada nam cudne bajki o babskim latku, jakiem po srogiej zimie i słocie cieszyli sie ojcowie nasi. Jedno z tych podań wspomina Wandę, córkę Krakusa, która dowiedziawszy się o napadzie na kraj przez niemieckich rycerzy, za podszeptem starego czarownika, kazała wszystkim babom po wsiach wyjść z kądziela przed chaty i prząść nici białe na dworze, mimo. że była już naonczas jesień chłodna i wietrzna. Gdzie tylko zjawili się rycerze niemieccy w zbrojach ze skrzydłami fiako później husarya nasza) uciekali po chwili od strachu przed czarami babskimi, które zdawały się pętać ich i niewolić. Uciekli tedy Niemcy, nastał spokój w chatach polskich, nad któ- remi słońce długo jeszcze i jasno grzało, zapanowała radość powszechna, gdyż istniała przepowiednia, iź gdyby czarny rycerz zawojował ziemię polską, nastałyby w niej jesień wieczna a wraz z nią dtu- ya, straszna niewola. Nikt jeszcze nie wiedział na- ówczas o tern, że nici Wandy usidliły żelazne skrzydła u zbroi czarnego rycerza tak, że wielką dla pięknej królowej zapałał miłością a na przyszłą wiosnę z liczniefszem rycerstwem' stanąi u stóp Wawelu, o czem wspomina lud polski do dziś dnia w piosnce „o Wandzie, co nie chciała Niemca“. Podobne legendy istnieją o królowej Jadwidze,
%
ZE WSPOMNIEŃ HISTORYCZNYCH-(Zjazd króla Stanisława Augusta
z carową Katarzyną.)IV.
We trzy dni po wyjedździe z Kaniowa król polski zjechał się w Korsuniu z cesarzem Józefem. Cesarzowa Katarzyna zaręczyła mu solennie nietykalną całość granic jego państwa, cesarz Józef z nim się żegnając: »Bądź Wasza Królewska Mość pewną,rzekł do niego, że nigdy nie zezwolę, aby krzak jeden od polskiej ziemi oderwanym został*. Na Dnieprze odegrano komedyą, czcze słowa cesarza uleciały z wiatrem, żadnego nie zoslawując śladu po sobie!
Jest chwila w życiu, w której człowiek śmiertelną złożony chorobą, czuje zbliżający się koniec, wzywa kapłana, spowiada się przed nim, przyznając się do grzechów, żałuje za nie, a dostawszy rozgrzeszenie przyjmuje Ciało i Krew Pańską; i chociaż fizyczne siły coraz bardziej upadają; wzmocniony na duchu czeka spokojnie godziny, w której go Pan Bogdo świętej swojej chwały powoła. Podoona chwila nadeszła dla Polski; 6 października 1788 ro u rozpoczął się sejm nazwany wielkim, czteroletnim, konstytucyjnym. Polska uderzywszy się w piersi przyznała się do winy, wyspowiadała się z grzechów, obiecała poprawę i jakby elektryczną iskrą dotknięta odmłodniaia.
Marszałkami sejmu obrano od korony Stanisława Małachowskiego referendarza, Kazimierza Sapiehę jenerała artyieryi od Litwy. Zupełna reforma rządu stała się celem obrad, zwalenie zastarzałych, wiekami wkorzenionych przesądów, dążnością; wydobycie się z odrętwiałej gnuśności koniecznością, a fizyczne i moraine przeistoczenie oczekiwanym skutkiem. Bosy a zajęta wojną z Turkami, zażądała od Polski upoważnienia do przyjęcia na swój żołd 30,000 kawa! ery i narodowej. Prusy nietylko że się temu oparły, ale uczyniły zaraz od granic Polski zbrojną demon- straoyą; poezem dnia 29 maja 1790 roku, stanął pomiędzy Prusami a Polską traktat odporny. Tymczasem obrady sejmu szły właściwym porządkiem. Kiedy komisya wyznaczona do napisania nowej konstytucyi dokonała swej pracy, a ustawa zmieniająca u nas tron elekcyjny na sukcesyjny dnia 3 maja narodowi ogłoszoną została, cesarzowa Katarzyna zawarła pokój z Turkami, odciągnęła tajemnie Fryderyka Wilhelma, króla pruskiego od aliansu z Polską i oczekiwała pory, aby zbrojną ręką oprzeć się wszelkim zmianom mogącym u nas przywrócić porządek a tern samem siłę i potęgę.
fS
Po dniu gorącym w wieczornej dobie, Swobodnie Komar przelatał sobie.Lecz ni esy t szczęścia spostrzega w dali,Że pięknem światłem świeca się pali.I myśli; „jakże tam miło być musi!“Gdy go nowej rozkoszy użyć chętka kusi, Pędzi ku owej błyszczącej krainie,Pada w sam ogień... i ginie.
T. Rodzi szewski.Czcionkami „Katolika14 spółki wydaw, z ogr. odp, w Bytomiu. — Za redakcyą odpowiedz.. Janina Omańkowska w Bytomiu,
Nakładem „Nowin Raciborskich“ w Raciborzu.