ngs b.e.s.t. październik 2010

20

Upload: ngs-best

Post on 06-Mar-2016

221 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Numer październikowy

TRANSCRIPT

Page 1: NGS B.e.s.t. Październik 2010
Page 2: NGS B.e.s.t. Październik 2010

Stopka redakcyjn

a

Początek... ile to słowo ma w sobie potęgi! Próżno dociekać, co na początku było. Początek czasem zaskakuje, czasem rozczarowuje.

Czasem też lubi być nijaki. To chyba najgorzej, bo wtedy przecho-dzi niezauważalnie i rozmywa się w historii zdarzeń jak poranna

mgła. Jednak Konfucjusz twierdził, że lepiej nie zaczynać, niż zacząwszy nie dokończyć...

Zatem gaudeamus! Rok akademicki już w pełni! Dla jednych kolej-ny, dla wielu pierwszy, ale dla wszystkich ten wyjątkowy i jedyny

w swoim rodzaju, bo niepowtarzalny. Oddajemy do Waszych rąk pierwszy po wakacjach numer B.e.s.t.a i mamy nadzieję, że uda

się nam wszystkim zacząć dobrze. Postaramy się na chwilę prze-nieść Was z ekonomicznej rzeczywistości do świata kultury, letnich

wspomnień, tematów ważnych bardziej lub mniej i wreszcie odrobi-ny poezji! Obiecujemy być przy Was przez następne dwa semestry,

dostarczać ciekawych wątków i rozrywki. Na dobry początek mamy w prezencie kalendarz na rok akademicki 2009/2010.

Początek ma to do siebie, że się skończyć musi... Zaraz po nim następuje jednak to, co najważniejsze...

Przyjemnej lektury!Paweł Maleńczak

trans...

fot. Zbychowiec

Tekst Kasi.

... fer

adres redakcji: ul. Kamienna 59, Wrocław, bud. B/F pok. 8/9, tel./fax: (071) 36 80 648 (gdy nas nie ma - zostaw wiadomość!). adres do korespondencji: NGS „B.e.s.t.” Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu, ul. Komandorska 118/120, 53-345 Wrocław. internet: [email protected], http://best.ue.wroc.pl

redaktor naczelny: Paweł Maleńczak ([email protected]) | Zastępca Red. NacZ.: Dominika Majcher ([email protected]) | redaktorzy: Michał Brzeźniak, Szymon Gorączka, Aleksandra Greźlikowska, Bartosz Jakubowski, Katarzyna Jeznach, Jakub Knoll, Magdalena Kotowska, Anna Mrózek, Zbigniew Ostrowski, Marta Rewera, Bartosz Romelczyk, Piotr Semeniuk, Grzegorz Święch, Dariusz Wierzbowicz | foto: Jakub Knoll, Alicja Koryś, Julia Zborowska, Magdalena Ziaja | rysunki: Tomasz Cieszyński, Milena Górska, Zbigniew Ostrowski, Magdalena Pleskacewicz, Gabriela Wilczewska | korekta: Magdalena Pleskacewicz | Grafika: Jakub Knoll | skład dtp: Jakub Knoll, Grzegorz Święch | Okładka: Jakub Knoll | WspółpRaca: Krzysztof Kercz

Redakcja zastrzega sobie prawo wyboru, dokonywania skrótów i poprawek stylistycznych w dostarczanych materiałach.Opinie zawarte w artykułach i korespondencjach nie muszą być zgodne z poglądami Redakcji.

Szukaj bestowego kalendarza na UE.

Page 3: NGS B.e.s.t. Październik 2010

3NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

POradnik

Wakacje uleciały bezpowrotnie a to znaczy, że czas spojrzeć w stronę uczelni, podrapać się po głowie i przypomnieć sobie do czego ona tak naprawdę służy i co się w niej dzieje. W tym roku zresztą jak i w latach poprzednich uczelnia w swoje ramiona przyjmie rzeszę nowych studentów i właśnie do nich kieruję ten oto artykuł.

Każdy z Was stojąc w murach uni-wersytetu po raz pierwszy czuje dozę niepewności, nutę leku ale

i sporą dawkę adrenaliny związanej z tym co nieznane i ciekawe. Drogi pierwszaku nie ma się czego bać, pora zapoznać się z kilkoma punktami studenckiego życia i będzie dobrze.

Zacznijmy może od planu zajęć, który można dorwać na wirtualnych stro-nach naszej uczelni (plan.ue.wroc.pl). Plan zajęć w początkowych fazach swojego istnienia lubi się zmieniać, dlate-go warto młody studencie, abyś od samego początku nie olewał sobie początko-wych zajęć – tego nauczysz się później. Pamiętaj też, że na studiach plan zajęć jest rzeczą bardzo elastyczną i czasem warto przenieśc sobie jakieś zajęcia na inny dzień np. mniej obciążony obowiązkami.

Dziekanat to takie miejsce do którego lepiej nie zaglądać zbyt często - naj-lepiej cztery razy w roku na zdanie indeksu i jego odbiór. Mimo to gdy macie jakieś pytania walcie tam jak w dym i bądźcie uparci aż do bólu. W dziekanacie odbierzecie legitymacje studenckie i w razie potrzeby tam będzie-cie składać wszelkie podania.

StaroSta grupy to taka osoba, która została „wystawiona” przez inne osoby na drodze głosowania. Wybiera-jąc go pamiętajcie, że najlepiej gdy jest to osoba rozgarnięta, gdyż bardzo często to ona będzie waszym przedstawicielem, czy to przed osobą prowadzącego czy w załatwianiu spraw w dziekanacie.

inDekS – przypomina uczniowski dzienniczek, w środku jest pieczęć, wasze dane osobowe ze zdjęciem itp. Indeks po-trzebny jest zazwyczaj dwa razy w roku w okresach sesyjnych. Po za nimi może

Szymon Gorączka

służyć wielu rzeczom od podstawki pod myszkę, aż po podstawkę od butelki z piwem. Żartom stop i na serio: obchodź-cie się z indeksem należycie, żaden pro-wadzący nie lubi zapaćkanych indeksów, również zgubienie owego nie należy do najprzyjemniejszych spraw – dbajcie o nie.

akaDemik – jeżeli myślicie że coś jest niemożliwe to z całą pewnością stanie się to właśnie tam. Problem z akademi-

kami pojawia się stąd iż wielu z młodych studentów traktuje te miejsca jako impre-zową przystań, taką jaką ogląda się często w filmach rodem z USA. Niestety praw-da wygląda zupełnie inaczej. Pomimo, że akademiki wyglądają, jak wyglądają, jest to dom dla wielu studentów, którzy też po-trzebują spokoju – pamiętajcie o tym.

organizacje StuDenckie - tak naprawdę, to nikt nie wie czym one się zajmują, po prostu zajmują się czymś i już. Tak na poważnie każda organizacja jest czymś innym i w zależności od jej programu można wyciągnąć z niej pro-fity w postaci szkoleń, wyjazdów i oczy-wiście sporej grupy nowych znajomych. Również B.E.S.T. jako organizacja wer-buje nowych członków, więc jeżeli masz trochę pisarsko-dziennikarskiego zacięcia przyłącz się do nas, zapraszamy.

miaSto – Wrocław do nudnych miast z całą pewnością nie należy. Dzie-siątki klubów, imprezy okolicznościowe, starówka, ośrodki rekreacyjne, itd. Nieste-ty drugą stroną medalu jest to, że Wrocław nie jest miastem tanim. Aby zaoszczędzić trochę grosza naucz się gotować samemu lub szukaj miejsc, gdzie za niewielkie pie-niądze można dobrze zjeść, przyzwyczaj się do sieci sklepów z małym czerwonym owadem, imprezy zaczynaj już na swo-

im lokum - skromnym piw-kiem (w każdym razie tak, aby być w stanie dojść na miasto). Przede wszystkim drogi, młody żaku pamiętaj, żeby w porę otrząsnąć się z zabawowego nastroju, gdyż pierwsze kolokwia nadejdą szybko i nieubłaganie.

kolokwium – więk-sza partia wiedzy, którą na-leży pochwalić się przed prowadzącym. Nierzadko studentowi nie udaje się jej opanować, co powoduje pewne komplikacje w dal-szym toku studiów, jednak jak sądzi wielu nie ma takiej rzeczy, której nie można po-

prawić. SeSja – System Eliminacji Studenta

Jest Aktywny. Z sesją jest podobnie jak ze śniegiem u drogowców ciągle zaskakuje studencką brać swoim nadejściem. Sesja to nic innego jak wytężony czas nauki, sprawdzian poziomu wiedzy z danego przedmiotu. Zazwyczaj okraszona jest sporą dawką stresu, który systematycznie zalewany jest kolejnym kubkiem kawy bądź zawartością napoju energetycznego z puszki. Sesja może nieść z sobą efekty uboczne w postaci przemęczenia umysło-wego, roztrzęsionych dłoni od kofeiny, łez na policzkach, które nierzadko są efektem niezliczonego egzaminu.

Rok akademicki czas zacząć!powodzenia!!

fot.

http

://ni

epok

orny

.org

Page 4: NGS B.e.s.t. Październik 2010

| NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl4

Się rozwiń Się / wroSław

poszukiWaniu Wolontariusze dO II edycjI WROcłaWskIej BuRZy pOmysłóW

Wszystkie wielkie odkrycia i usprawnienia zawsze zaczynały się od pomysłu.

Wszystkie wielkie odkrycia i usprawnienia zawsze zaczyna-ły się od pomysłu. Wrocławska

Burza Pomysłów to inicjatywa, która ma umożliwić młodym mieszkańcom Wroc-ławia wygenerowanie pomysłów rozwią-zań dotyczących problemów społecznych na podstawie burzy mózgów, która odby-wa się jednego dnia o jednej godzinie we wrocławskich liceach oraz szkołach wyż-szych. Projekt organizowany jest przez Wrocławskie Stowarzyszenie Multime-dialne przy pomocy UM Miasta Wrocław, CIRS oraz portalu TuWroclaw.com.

Pierwsza edycja ogólnowrocławskie-go projektu Wrocławska Burza Pomysłów odbyła się 1. czerwca. 2009 r. Została przeprowadzona w kilku wrocławskich liceach oraz na naszej Uczelni. Obecnie UM jest na etapie analizy zebranych po-mysłów. W połowie listopada odbędzie się druga edycja, której temat brzmi: „Jak ograniczyć żebractwo we Wrocławiu”.

Aby projekt odniósł jak największy sukces potrzebni są wolontariusze, któ-rzy pomogą organizatorom w nawiązaniu kontaktu z placówkami dydaktycznymi we Wrocławiu oraz przeprowadzeniu w

JuStyna kała, ruSS

nich projektu.Dlatego prosimy osoby chętne do

pomocy, aby zgłaszały się do Justyny Kała (e-mail: [email protected]). Szczegółowy opis projektu znaj-dziecie na stronie głównej UE oraz na: www.samorzad.ue.wroc.pl

Każdy wolontariusz dostanie certyfi-kat uczestnictwa z podpisem Prezydenta miasta Wrocławia oraz upominki.

Zapraszamy do współpracy!Nie bądź obojętny! Zaangażuj się!

WIeża cIśNIeń pRZy aleI WIśNIOWejPewnie nie każdy z Was wie, że w bliskiej okolicy uczelni znajduje się tak ciekawa atrakcja turystyczna. To – widoczna już z daleka na horyzoncie – Wieża Ciśnień przy alei Wiśniowej. Ma 62 metry wysokości i powstała, by zapewnić bieżącą wodę 37 ty-siącom mieszkańców południowych części Wrocławia. W ciągu doby mogła dostarczać jej nawet 7,5 tysiąca m3.

Zbudowano ją w latach 1903-1904, a w 1906 udostępniono zwiedzającym. Podczas oblężenia Festung Breslau w

1945 roku stanowiła punkt obserwacyjny do kierowania ogniem. Po wojnie, jeszcze do 1985 roku, zbiorniki wieży wykorzystywały wodociągi miejskie, jednak już w 1978 roku wieża została wpisana na listę zabytków. W 1997 wykupiła ją spółka Stephan Elektro-nik Investment (właściciel Helum Stephan musiał w tym celu sprzedać swoją firmę) i przekształciła w obecny kompleks restaura-cji o nazwie „Wieża Ciśnień”.

Ale co to właściwie jest wieża ciśnień? Otóż to taki typ budowli, której w górnej czę-ści posiada zbiornik wody zasilany przez spe-cjalne pompy. Leży on odpowiednio wysoko, by uzyskać właściwe jej ciśnienie. Z niego woda rozprowadzana jest siecią wodociągów do miejsc docelowych, np. do mieszkań, bez pomocy zasilania, a jedynie na zasadzie gra-witacji. Wieże ciśnień dzielą się na komu-nalne (doprowadzające wodę do mieszkań i domów), kolejowe (napełniające parowozy w czasach kolei parowej) i zakładowe (roz-prowadzające wodę w fabrykach).

Wieża na ulicy Wiśniowej należy do wież miejskich, najciekawszego rodzaju ze wzglę-du na swoje bogate zdobienia. Często bowiem

takie wieże stawały w centralnych punktach miasta, były widoczne z daleka, a więc repre-zentacyjne. Wieża jest eklektyczna, mieszają-ca elementy secesji (rzeźba, ornamenty), neo-gotyckie sklepienia ze stylem neoromańskim. Całość zbudowana jest z cegły klinkierowej. Secesyjny jest też hełm wieńczący zbiornik wodny (pojemność 1800 m3), oparty na ośmiu filarach i głównym słupie. Dwa pierwsze piętra stanowiły pierwotnie mieszkania dla obsługi technicznej, obecnie są pomieszcze-niami użytkowymi. Zdobią je płaskorzeźby z piaskowca przedstawiające zwierzęta i fantastyczne stwory morskie.

Najważniejszą atrakcją przyciąga-jącą turystów była galeria widokowa, znajdująca się na wysokości 42 metrów (2/3 wieży). Dostać się na nią można było schodami lub windą, kursującą wąską wieżyczką połączoną z główną wieżą pomostem. To właśnie ów pomost jako jedyny ucierpiał podczas wojny, obec-nie jest już odrestaurowany. Z wieży można było oglądać panoramę miasta (zwłaszcza Park Połu-dniowy), a przy dobrej pogodzie (sygnalizowanej wystawianiem czerwonej flagi na szczycie) na-wet Ślężę (oddaloną o 30 km)

jakub knoll

czy Karkonosze (100 km).Mieszkańcy przybywali pod wieżę nie

tylko dla widoków. Obok płaskorzeźby nimfy wodnej można było bowiem pobrać bardzo dobrą wodę ze studni głębinowej pod wieżą (nad nimfą widniał napis „Nie szukaj przyja-

ciela w piwie i winie, bo to krótkotrwała przyjemność. Chcąc starość przywitać szczęśliwym, pij czystą wodę i przytu-

laj kobiety.” Nie każdemu widać ta porada przypadła do gustu, bo

w 1945 roku tablicę znisz-czyli wandale). W maju 1922 roku głośna była nawet sprawa piętnasto-letniego mieszkańca Bi-skupina, który specjalnie przyjechał na obecną Wiśniową, by nabrać wody – lepszej niż na jego osiedlu. Poza tą, we Wrocławiu jest

jeszcze kilka cie-kawych wież ciś-nień, m.in. Na Grobli i przy ulicy Kaspro-wicza.

fot. Jakub Knoll

Page 5: NGS B.e.s.t. Październik 2010

5NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

jesteśmy RóWNI WOBec HIV

PaTrOnujemy

W świadomości społecznej Polaków problem HIV jest kwestią marginalną. Zjawisko to bu-dzi tym większy niepokój, iż od kilku lat utrzy-muje się tendencja wzrostowa nowowykrywa-nych zakażeń HIV.

Pierwszy przypadek zakażenia HIV w Polsce wykryty został w 1985 roku. Rok później po raz pierwszy

zdiagnozowano AIDS. W latach osiem-dziesiątych głównym źródłem zakażenia były brudne igły i strzykawki używane przez osoby uzależnione od narkotyków oraz kontakty homoseksualne. Od roku 1988 do 1991 obserwowano drastyczny wzrost zakażeń wirusem HIV wśród nar-komanów zażywających środki odurza-jące drogą iniekcji dożylnej. Z raportów Krajowego Centrum ds. AIDS wynika, że w 2001 roku nastąpiło odwrócenie trendów. Zakażeniu ulega więcej osób o orientacji heteroseksualnej oraz nie przyjmujących narkotyków drogą do-żylną. W latach 2000-2005 liczba późno rozpoznawanych zakażeń HIV wzrosła dwukrotnie. AIDS jest pierwszą przy-czyną zgonów osób między 15 a 30 ro-kiem życie na świecie. Młodzi ludzie w wieku 15-30 stanowią 50% wszyst-kich zakażonych osób w Polsce.

Kampania Społeczna „ryzyKOcha-nia” skierowana jest do osób w wielu 18-29 lat. To głównie studenci, osoby młode, skłonne to ryzykownych zacho-wań seksualnych. Celem kampanii jest promowanie odpowiedzialnego stylu życia oraz podniesienie świa-domości społecznej w temacie zagrożeń związanych z ryzykow-nymi zachowaniami seksualny-mi. Poprzez zwiększanie świado-mości zagrożeń oraz promowanie potrzeby wykonywania testów na obecność wirusa HIV, organizato-rzy chcą zapobiec wzrostowi zaka-żeń oraz zwiększyć wczesną ich wykrywalność. Kampania objęła swym zasięgiem główne ośrodki akademickie w Polsce, w szcze-gólności Warszawę, Kraków, Łódź, Piotrków Trybunalski, Katowice, Gdańsk

– Gdynia – Sopot, Słupsk, Olsztyn, Toruń, Białystok, Wrocław.

Do tej pory w ramach kampanii zorganizowane zostały dni badań dla studentów „Nie ryzykuj - zrób test na HIV” na uczelniach wyż-szych w województwie śląskim, happeningi edukacyjne „Niechcia-ny podarunek” oraz stoiska eduka-cyjne podczas juwenaliów w całej Polsce. W kampanię zaangażo-wali się znani polscy projektanci, jak Dawid Woliński, Wiola Śpie-chowicz, Paprocki&Brzozowski, Ewa Minge oraz One Eighty. Przygotowali projekty T- shirtów na użytek kampanii, które wraz z najlepszymi amatorskimi projek-tami wyłonionymi w konkursie „Kreuj idee” (już wkrótce kolejna edycja), zo-stały wyprodukowane i zaprezentowane w sesji fotograficznej przez Marię Peszek (zdjęcie obok), Weronikę Rosati, Wojtka Łozowskiego oraz Tomka Szczepanika z zespołu Pectus. To oni, zgodnie z ha-słem „Wszyscy jesteśmy równi wobec HIV”, namawiają młodych ludzi do ba-dań i unikania ryzykownych zachowań

seksualnych, a także do promowa-nia idei kampanii poprzez noszenie koszulek kolekcji ryzyKOchania.

„Młodzi ludzie przyzwyczajeni są do szumu medialnego i ciężko jest zwrócić ich uwagę nawet na tak oczywisty problem, jakim jest HIV. Moda to nowy kanał komunikacji z młodzieżą, sposób na edukację,

ale bez nachalnego moralizowa-nia.” – argumentują organizato-rzy. Sprzedaż prowadzona jest w serwisie aukcyjnym Alle-gro, na aukcjach internetowych użytkownika ryzykocha-

nia (allegro.pl/my_page.php?uid=13920664). Wszyst-

kie koszulki

dostępne są z opcją wysyłki GRATIS – koszt wysyłki pokrywa organizator. Dochód ze sprzedaży koszulek zo-stanie przekazany na dalszy rozwój eventowy kampanii (bezpłatne testo-wanie, stoiska informacyjne, gry edu-kacyjne). Zebrane fundusze pomo-gą Stowarzyszeniu Manko docierać z ideą i wiedzą o zagrożeniach do coraz większej liczby młodych ludzi w całym kraju.

Więcej informacji można za-sięgnąć pod internetowym adresem ryzykochania.pl.

Gdzie we Wrocławiu zrobić test na HiV?PKD przy Lekarskiej Przychodni Specjalistycznej TRR NZOZul.Podwale 74, ofic. 23, 50-449 Wrocław | pon. 15.00–19.30, cz. 09.30–14.00

PKD Towarzystwie Rozwoju Ro-dzinyul.Podwale 7, 50-449 Wrocław | pon. – cz. 15.00–17.00

Szacuje się, że w Polsce ok. 35 tys. osób żyje z HIV, z czego ponad 50% nie wie o swoIm zakażenIu. 57% wszystkIcH zakażeń stanowią osoby ponIżej 29 roku.

Kampanię promuje m.in. Maria Peszek

fot.

Iza

Grz

ybow

ska

/ Mak

ata

Page 6: NGS B.e.s.t. Październik 2010

| NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl6

Warto zapoznać się z Kam- pusTV już w październiku. Ja, jeszcze kilka tygodni temu,

o tej studenckiej telewizji wiedziałam niewiele, żeby nie powiedzieć – prawie nic, a bycie jej członkiem wcale nie było-by ziszczeniem moich najskrytszych ma-rzeń. A jednak złożyłam aplikację (prze-konana zresztą, że przyjmują wszystkich bez dogłębnej selekcji), bardziej z cieka-wości, niż przeświadczenia o wyjątko-wości tej organizacji. Dlaczego? Miałam dosyć bezrefleksyjnego zapisywania no-tatek na wykładzie i szukania na siłę za-jęcia dla zabicia nudy. KampusTV wydał mi się dobrą alternatywą na „bezplan”, choć ze swoim sceptycznym nastawie-niem do świata, cudów nie oczekiwałam.

Ku mojemu zaskoczeniu, w szeregi KampusTV trafiło tylko kilku, skrupu-latnie wybranych nowych członków. Pamiętam dobrze pierwsze spotkanie w gronie kampusowiczów. Siedziałam zestresowana w rogu sali i obserwowa-łam tych wszystkich ludzi (a było ich całkiem sporo), szczerze witających się, żywo rozmawiających i śmiejących się. Wyglądali na świetnie zgraną paczkę przyjaciół. Zaskoczyli mnie profesjo-nalnym podejściem, ponadprzeciętnym zaangażowaniem a przy tym luźną atmo-sferą. Wtedy właśnie tak naprawdę za-pragnęłam, by stali się oni częścią także mojej codzienności.

Kampus to cztery działy - dzienni-karski, techniczny, PR i nowoutworzony ER.

DzIał DzIennIkarskI – tworzy go 15 twórczych i światłych umysłów, 15 ciętych języków, 15 par dalekowzrocz-nych oczu, czyli niesamowicie kreatywni

a zarazem zdyscyplinowani poszukiwa-cze newsów. Specjalnie dla Was opisują sprawy ważne, często kontrowersyjne, pobudzające do przemyśleń i rozgorza-łych debat oraz lżejsze ciekawostki ze studenckiego światka.

DzIał tecHnIczny - operatorzy ka-mer, montażyści… Magicy obrazu, któ-rzy nadają słowom widzialną postać. Jego członkowie ściśle współpracują z dzien-nikarzami, tworząc dwuosobowe zespo-ły. Razem, często na Waszą prośbę i znak, wyruszają w pogoni za prawdą, sensacją i rozrywką. Dzięki Grupie ATM, nasze-mu patronowi strategicznemu, posługu-ją się nowoczesnym sprzętem, a swoje umiejętności szlifują pod okiem specja-listów.

pr – w jego skład wchodzą chyba najbardziej pozytywnie zakręceni i jedno-cześnie przedsiębiorczy kampusowicze. Do ich zadań należy przede wszystkim dbanie o wizerunek KampusTV, two-rzenie spotów reklamowych, kontakty z kołami naukowymi i organizacjami stu-denckimi, obejmowanie patronatów me-dialnych oraz organizowanie własnych eventów. Dzięki nim mieliście okazję zo-baczyć na żywo Kamila Durczoka!

er – nowoutworzony dział zajmuje się pozyskiwaniem nowych partnerów (merytorycznych – przeprowadzających szkolenia oraz finansowych). ER tworzy oferty komercyjne, a także organizuje sprzedaż usług Kampus TV na zewnątrz.

Dwa lata temu, trójka zdeterminowa-nych i zawziętych osób powołała Kam-pus do życia. Dziś jest nas pięćdziesię-cioro. Każdy, dla dobra sprawy, poświęca niezliczoną ilość godzin, większość ma na koncie multum nieprzespanych nocy,

Myślę, że KampusTV przedstawiać nie trzeba. W każdą środę serwuje Wam dawkę świeżych wiadomości, patronuje najciekawszym wydarzeniom, organizu-je szkolenia i imprezy okolicznościowe, a także zaprasza ciekawych gości. Do-datkowo ubarwi Wam jesień nową ramówką z dynamicznym przewodnikiem kul-turalnym –Wroclife, w każdy imprezowy piątek. Pomoże także przetrwać ciężkie poniedziałki, dzięki satyrycznemu komentarzowi ekonomiczno-społeczno-plot-karskiemu – Harry i Milton.

a co większy zapaleniec „kilka” kolo-kwiów w plecy. Uczymy się sami, nie-rzadko na własnych błędach. Staramy się poszerzać wiedzę i doskonalić umiejęt-ności, by nasza, z dnia na dzień bardziej profesjonalna praca, była po prostu coraz lepsza. Wszystko po to, aby być zawsze do Waszej dyspozycji, dostarczać po-rządną dawkę informacji i zabawy.

Jesteśmy jedną grupą, pięćdziesię-cioma indywidualnościami i setką po-mysłów na minutę. Choć każdy ma inne zainteresowania i aspiracje, łączy nas nieuleczalna choroba - pasja.

Ja również w trybie natychmiasto-wym zostałam zarażona. Daję z siebie wiele, by nie zawieść liczących na mnie kolegów. Zyskuję jednak nieporówny-walnie dużo – satysfakcję, poczucie sa-morealizacji, a przede wszystkim, paczkę świetnych znajomych, na których zawsze mogę polegać.

Jeśli pragniesz znaleźć się w miej-scu, gdzie możesz dać upust swoim po-mysłom, zaoferować siebie innym i brać pełnymi garściami ze studni doświad-czeń, jeśli tak jak ja chciał(a)byś przeko-nać się na własnej skórze jak działa Kam- pusTV – dołącz do nas! Rekrutacja trwa do 17 października.

Zauważyłeś/łaś w swoim otoczeniu coś wartego uwagi, coś Cię zbulwerso-wało, zaskoczyło, rozbawiło, zacieka-wiło i chciałbyś/łabyś zobaczyć mate-riał na ten temat w telewizji? Czekamy na Twój znak! Napisz do nas (adres [email protected]) o sprawie dla Ciebie ważnej, a my przyjrzymy się jej okiem kamery.

zorGanizowani Studenci

Od kucHNI

karolina paluch

Dział Pr kamPuS tV

Page 7: NGS B.e.s.t. Październik 2010

7NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

Się rozwiń Się

Pierwsze zapiski o tym szlachetnym trunku odnajdujemy na glinianych tabliczkach, które zapisane były przez

Sumerów. Inne tropy pochodzenia piwa prowadzą nas do starożytnego Egiptu, gdzie piwo jako napój traktowane było z wielką czcią, a nawet posiadało swoich boskich opiekunów. Idąc starożytnym tropem, do-cieramy również do znanego wszystkim (przynajmniej z nazwy) Kodeksu Hammu-rabiego, który bardzo dokładnie określał zasady wytwarzania i obrotu piwem. Cie-kawostką jest to, iż kodeks na tyle poważ-nie traktował złocisty trunek, że karą za dopuszczenie się oszustwa w jego produkcji było utopienie piwowara w jego własnym wyrobie. Śladów złocistego trunku może-my się również doszukać w starożytnych Chinach. Tam właśnie wytwarzano napój z prosa, który poddany procesowi fermen-tacji przypominał piwo. Europa w swoich dziejach z piwem obeszła się nieco chłodniej. W szczególności nie znalazło ono akceptacji kręgach Rzymian oraz Greków, którzy swo-je zamiłowanie pokładali w winie. Jedynie plemiona skandynawskie, germańskie oraz plemiona północnych Słowian rozkoszowa-ły się w tymże napitku. Czas, wraz z idącym postępem technicznym, utorował jednak piwu świetlaną przyszłość. Pracujące nad tym wyrobem klasztory udoskonalały go ca-łymi wiekami, dodając kolejne elementy w instalacjach do produkcji oraz pracując nad smakiem piwa, np. poprzez dodanie szy-szek chmielowych. Opłacalność produkcji piwa toruje mu drogę aż po dzisiejsze cza-sy, w których koncerny dysponujące wiedzą i doświadczeniem, dostarczają nam kolejne porcje tego alkoholu.

Sięgając więc po piwo, nie traktujmy go jako rzecz oczywistą, gdyż to, co może pi-jecie właśnie w tej chwili, jest

efektem pracy wielu pokoleń piwowarów. Należy nadać piciu piwa pewną kulturę, próbować wielu gatunków piwa, smakować i doceniać pracę ludzkich rąk.

Co jeśli jednak żadne z piw nie zaspo-koi waszego upodobania? Co jeśli chcecie sami spróbować tej niezwykle ciekawej sztuki? Wtedy odsyłam Was do portalu www.twojbrowar.pl, którego twórcy są jednocześnie absolwentami wydziału Inży-nieryjno-Ekonomicznego. Poprowadzą Was i dostarczą niezbędnych elementów, aby roz-począć swoja przygodę z browarnictwem. Rozpoczęcie browarnianej przygody moż-na dokonać na kilka sposobów. Pierwszy z nich polega na zakupie tzw. brewkita, czyli zamkniętego w puszce gotowego surowca. W tym przypadku warzenie składa się z kilku prostych etapów. Wystarczy zagotować za-wartość puszki, dodać drożdże piwowarskie i oczekiwać na efekty. Drugą, trudniejszą drogą, jest zakupienie każdego surowca z osobna i działanie od podstaw tak, jak się to robi w dużych zakładach produkcyjnych.

Surowcem do produkcji piwa jest jęczmień, który w wyniku zachodzących w ziarnie procesów enzymatycznych, na-biera odpowiednich cech. Zesłodowane ziarno jest suszone i rozdrabniane (śruto-wane). Kolejnym krokiem jest zacieranie, w którym śruta zostaje połączona z wodą, w rezultacie składniki śruty przechodzą do roztworu. Zacieranie jest najważniej-szym etapem produkcji piwa. Następ-nie zacier jest filtrowany, a oczyszczona z pozostałości brzeczka poddawana jest pro-cesowi gotowania. Dodane wtedy szyszki chmielowe uwalniają składniki smakowo-zapachowe. Wytrącane podczas procesu osady są usuwane poprzez filtrowanie, a płyn jest chłodzony. Ochłodzona brzeczka zaszczepiana zostaje drożdżami piwowar-skimi, które w wyniku procesów życiowych prowadzą proces fermentacji. Podczas tego procesu piwo nabiera „procentów”. Po procesie fermentacji piwo klaruje się bądź pozostawia naturalnie mętne. Piwo musi

dojrzeć. W tym celu pozostawia się je w spokoju na okres od dwóch do czterech tygodni dla piw jasnych i od dwóch do czterech miesięcy dla

piw ciemnych. Właśnie podczas leżakowania, piwo nabiera od-

Jednym z najpopularniejszych trunków, jakimi zdarza się nam raczyć, jest piwo. Znane już od wielu wieków, do swej obecnej formy przeszło szalenie długą drogę ewolucji.

powiednich cech smakowo-zapachowych, które nazywamy bukietem piwa.

Trzecim rozwiązaniem jest odwiedze-nie wydziału Inżynieryjno-Ekonomiczne-go, gdzie w budynku H na trzecim piętrze mgr inż. Tomasz Pieciuń wraz z grupą za-paleńców, prowadzi koło naukowe poświe-cone tej właśnie tematyce. Warto też dodać, że tutaj teoria ściera się przede wszystkim z praktyką!

Czytając ten artykuł, część z Was pew-nie zastanawia się: dlaczego zadawać sobie tyle trudu, aby napić się piwa? Otóż odpo-wiedzi jest kilka. Po pierwsze - wzbogacicie swoje umiejętności o coś nowego. Po drugie - swoje piwo jest zawsze swoje, a i znajo-mi, którzy zostaną uraczeni takim trunkiem, z pewnością Wam pozazdroszczą. Po trzecie - macie okazję spróbować niepasteryzowane-go, niefiltrowanego piwa o głębokim smaku, trwałej pianie, bez pomocniczych dodatków w procesie produkcyjnym. I po czwarte - koszt produkcji piwa w warunkach do-mowych zamyka się w granicach dwóch złotych. Teraz, wraz z nowym rokiem aka-demickim, pozostaje zostać studentem-pi-wowarem. Powodzenia!

Dla równowagi wszechświata bądź cho-ciażby dla równowagi tego artykułu, należy wspomnieć o tym, że piwo podobnie jak każdy alkohol czy używka uzależnia. Nale-ży pamiętać, że uzależnienie od alkoholu, to nie to samo, co uzależnienie od czekolady i niesie ze sobą wiele niepożądanych kon-sekwencji. Dlatego, jeżeli macie problem lub czujecie, że pijąc ogromne ilości piwa, ciągle macie go mało, redakcja B.E.S.T.a podsuwa Wam parę adresów, w których mo-żecie znaleźć pomoc:

- www.parpa.pl - Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych - wchodząc na stronę klikacie: placówki lecznictwa, a następnie województwo dol-nośląskie. Znajdziecie tu kilka przydatnych adresów;

- Uniwersytet Ekonomiczny - pomoc możecie znaleźć u psychologa akade-mickiego, którym jest pani Aurelia Za-jączkowska. Jeśli zatem czujecie potrze-bę skonsultowania się, piszcie na adres: [email protected]

Szymon Gorączka

rys.

Mile

na G

órsk

a

psZeNIcZNe?! mIOdOWe?! ZRóB sam pIWO dOmOWe

Page 8: NGS B.e.s.t. Październik 2010

| NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl8

ZOstań tRaN pORtOWym pOteNtatem!Znane przysłowie mówi: stary ale jary. Taki właśnie jest on – ma już swoje lata, nie ten look, trochę niedzisiejszy, ale wciąż potrafi zająć na wiele godzin. Transport Tycoon, bo o nim mowa, to gra wydana w 1994 roku, czyli w dość za-mierzchłych czasach, zważywszy na rozwój technologii komputerowej i gier.

Takie stare gry jednak mają coś w sobie, że dziś zamiast zachwycać się realistyczną grafiką i dopra-

cowanymi szczegółami jakiejś współczesnej gry, powróciłem po ponad 10 latach do budowania li-nii kolejowych i zachwyca-nia się jak jeżdżące po nich pociągi wożą węgiel do ele-ktrowni, drzewo do tartaku oraz pasażerów i pocztę między różnymi częściami wykreowanego świata. A wszystko to na dwuwymi-arowej planszy z prostą, „kanciastą” grafiką.

Oprócz obsługi pociągów gracz może zająć się transportowaniem pasażerów i towarów samochodami, statkami oraz samolotami. Jednakże budowanie kolei jest zdecydowanie na-

jbardziej ekscytującym el-ementem tej gry.

Gracz zaczyna przygodę w czasach gdy po torach jeżdżą jeszcze parowozy, a na koncie ma

sporą pożyczkę do sp ł acen i a .

Wtedy musi

liczyć na of-erty władz miast, które chcąc zapewnić transport swoim mieszkańcom bądź zao-patrzenie funkcjonującym w okolicy przedsiębiorstwom, dodatkowo przez rok płacą fir-mom zapewniającym tę usługę. W ten sposób zarabiamy na spłatę kredytu, a potem wychodzimy na prostą. Ale, po pierwsze – musimy być szybsi i spryt-niejsi od przeciwników (prowadzonych

GrzeGorz Święch

przez komputer), a po drugie – wiedzieć co, skąd i czym transportować, tak by dobrze zarobić. Jednak jeśli ktoś nie

chce by wirtualni gracze przeszkadzali mu w zagospodarowywaniu świata, może wyłączyć konkurencję i grać sam. Z czasem pojawiają się nowe typy loko-motyw (diesle, potem elektrowozy) i innych środków transportu. Transport staje się coraz szybszy, a my na koncie mamy coraz więcej pieniędzy. Gdy gracz przebrnie już do XXI wieku, uzyskuje możliwość budowania kolei jednoto-rowej, a w kolejnych latach – magnety-cznej, czyli jeszcze bardziej wydajnych środków transportu.

Dodatkową możliwością gry (zapewnioną przez specjalny do-datek, później włączony jako element wersji Deluxe z 1995 roku) jest bu-dowa własnych scenariuszy. Gracz może zatem zaprojektować Polskę, Europę czy przykładowo – wojewódz-two dolnośląskie, by później na tak-

iej mapie móc oddawać się grze z jeszcze większą przyjemnością. Gotowe mapy pobrać można także

z Internetu, a stron miłośników tej gry wciąż nie brakuje.

Dla mnie osobiście ciekawe jest to, że odgrzebana po tylu latach gra, bo przecież ostatni raz grałem w nią będąc jeszcze w podstawówce (tak, wspomnienie dzieciństwa), potrafiła

mnie zaskoczyć, a ja mogłem czegoś nowego się w niej nauczyć. Mam tu na myśli możliwość projektowania sieci

stacji kolejowych podłączonych do jednej bądź kilku głównych magis-tral, zbudowanych z użyciem jed-n o k i e r u n k o w y c h torów, po których potrafi jeździć zgod-nie kilkanaście pociągów, nie p o w o d u j ą c żadnych kolizji. A po pierwszym po latach uruchom-ieniu, gra potrafiła

zatrzymać mnie przy komputerze do 4 nad ranem…

Na mojej liście gier „do odkurze-nia” znajdują się jeszcze takie tytuły jak np. SimFarm, SimTower, SimCity (oczywiście w pierwszej wersji), czy Cywilizacja 2. Wszystkie te gry za-pewne znane są miłośnikom gier stra-tegicznych, a tym którzy jeszcze o nich nie słyszeli, zdecydowanie je polecam.

Natomiast by odstresować się przed kolejnym dniem pracy bądź zajęć na uczelni, zalecam przed snem zagrać ze współlokatorem bądź kolegą z akademi-ka partyjkę w również wiekową (rocznik 1999), jak i kultową Quake 3 Arena.

Pociągi możemy obserwować na mapie głównej bądź w osobnym okienku

Producenti projektant Chris Sawyer

Wydawca MicroProseData wydania jesień 1995Gatunek strategia / symulacja

Wymagania PC 486 33MHz,4MB RAM, karta VGA

poGrajry

s. M

ilena

Gór

ska

Page 9: NGS B.e.s.t. Październik 2010

9NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

A i k i d oWrocławski AikikaiWrocławska Sekcja Aikido

Wrocław Aikikai (Wrocławska Sek-cja Aikido) zaprasza do udziału w zajęciach Aikido dla dorosłych i zajęciach rekreacyjnych z elementami Aikido dla dzieci.Treningi Aikido prowadzimy we Wrocławiu od 12 lat (1997-2009).

Zapewniamy:codzienne treningi w godzinach porannych • i wieczornych,treningi • Aikido, treningi z bronią (miecz, kij, nóż),oraz treningi Iai Batto Ho (praktyki cięcia • ostrym mieczem).

Poza regularnymi treningami organizujemy pokazy, szkolenia dla firm, obozy dla dzie-ci i młodzieży, weekendowe staże i warsztaty oraz lekcje indywidualne. Wyspecjalizowa-ni instruktorzy prowadzą zajęcia Aikido na wrocławskich uczelniach. Bezpośrednio współ-pracujemy z klubami we Francji, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii i USA.

Treningi odbywają się w Centrum Sztuk Wal-ki przy ulicy Grabiszyńskiej 279 we Wrocławiu (bud. FAT) oraz w SP nr 90.

e-mail: [email protected]: 507 480 653

Odwiedź naszą stronę www:

www.wsasaikido.wroc.pl

Reklam

a

Każda informacja o zastoju w gospodarce to przede wszyst-kim czynnik psychologiczny.

Inwestorzy, świadomi konsekwencji z podwójną ostrożnością rozważają każdy ruch. Banki podnoszą WIBOR i wymagania wobec Kowalskiego... Co na to ów Kowalski? Zdawałoby się, że powinien stracić resztki zaufania do instytucji finansowych i schować wszystkie oszczędności do skarpety. I tu niespodzianka! Majowy rap-ort CBOS opisujący zaufanie, jakim Polacy darzą banki wskazywał, że w porównaniu z listopadem 2008 nie zmieniło się ono i oscylowało na wys-okim poziomie ok. 56%! W porówna-niu do pozostałych państw UE była to przewaga wprost miażdżąca. Pojawia się tu jednak pytanie, czy zaufanie połączone jest ze świadomością?

Chociaż tylko jedna trzecia dorosłych Polaków nie korzysta z usług bankowych w ogóle, to wielu z nas nie jest świadomych, że z ban- kiem można negocjować! Nieufnie podchodzimy również do pracow- ników banku. Większość z nas jest przekonana, że wszystkie ich działania podporządkowane są wyłącznie inte- resom banku, a dobro klienta jest nie-istotne. Starając się zachować obiek-tywizm, należy niestety przyznać, że umowy bankowe są często kon-struowane w sposób dość skomp-likowany. Jeśli dodatkowo wierzyć statystykom, które mówią, że ok. 44% klientów zapoznaje się z treścią umów tylko pobieżnie, możemy być pewni nieporozumień. Okazuje się jednak, że Polacy coraz lepiej radzą sobie z zarządzaniem domowymi finansami i zaczynają stawiać sobie inne cele, niż tylko zarabianie.

Na rynku mamy obecnie prze-syt banków i nawet kryzys nie zdołał przerzedzić tych szeregów. Warto więc dobrze zapoznać się z ofertami

i zwrócić uwagę na te banki, które oferują nie tylko darmowe konta, ale również „nagrodę” za stałe wpływy np. korzystne oprocentowanie kredytów lub uproszczoną procedurę przy zaciąganiu pożyczek. Teraz, kiedy na rynkach finansowych daje o sobie znać odwilż, banki z pewnością będą chciały wynagrodzić sobie poniesione przez ostatni rok straty. Warto więc uważać na różnego rodzaju „haczyki”, które wychodzą na światło dzienne wtedy, gdy umowa dawno została podpisa-na. Nie raz już przecież słyszeliśmy o kredytach hipotecznych bez pro- wizji, ale za to z obowiązkowym ubez-pieczeniem na życie lub funduszach z pełną ochroną kapitału, jednak tylko w pełnych okresach rozliczeniowych. Należy wreszcie pamiętać o standar-dowych zabiegach, jak mniej atrak-cyjne lokaty czy wyższe oprocento- wanie realne kredytów niż zapew-nia oferta. Aby uniknąć rozczarowań warto wiedzieć, jakie niespodzianki mogą na nas czekać w bankowych okienkach. Tu niezastąpione są wszel-kiego rodzaju dyskusje, wykłady, czy seminaria. Już 23 listopada jedno z nich będzie miało miejsce na terenie uniwersytetu Ekonomicznego z ini- cjatywy Międzywydziałowego Koła naukowego „Bankier”. Zachęcamy do wzięcia udziału w tym spotkaniu, gdyż przedstawiciele instytucji finan-sowych z pewnością będą źródłem nie-ocenionej wiedzy, a tej nigdy za wiele, kiedy chodzi o nasze pieniądze.

Banki od zawsze prześcigały się w innowacyjnych ofertach, aby tylko zwabić klienta. Bez wątpienia wiele z nich jest bardzo korzystnych. Należy być jednak świadomym, że to my jesteśmy źródłem życia banku i zasługujemy na jak najlepsze warun-ki. Bogatsi o doświadczenia ostatniego roku lokujmy nasze oszczędności rozważniej…

Minął już ponad rok od momentu, kiedy to Lehmann Brothers ogłosił upadłość, a tym samym zaczęła się samonapędzająca globalna dekoniunktura. Do-brze pamiętamy codzienne doniesienia o kolejnych bankach, które ogłaszały bankructwo i klientach pan-icznie wycofujących depozyty. Tylko pojedyncze kadry tego „sensacyjnego filmu” nakręcono w Polsce, ale to wystarczyło, aby nastąpił kryzys… kryzys zaufania.

NIe takI BaNk stRasZNy

ekOnOmia

Paweł maleńczak

Seminarium bank bez tajemnicsala 1P, 11.30 – 17.00, organizator MKNB „Bankier”

Page 10: NGS B.e.s.t. Październik 2010

| NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl10

Zapiski Z podróży | Niemcy

Niemcy to prawdziwy impre-zowicze. Nie ma takiej oka-zji, która nie mogłaby być

dobra do świętowania. Zwłaszcza, jeśli chodzi o życie lokalnej wspól-noty. Pojęcie to jest w Niemczech za-skakująco silne i chyba jeszcze sporo czasu upłynie, zanim dościgniemy ich w rozumieniu słów „mała ojczy-zna”. Być może wynika to z faktu, iż przez całe lata istnienie świadomości narodowej u przeciętnego mieszkań-ca Bawarii czy Saksonii było w prak-tyce fikcją. Niektórzy socjolodzy posuwają się do stwierdzenia, że do-piero organizacja pamiętnego Mun-dialu w 2006 r. wyzwoliła w społe-czeństwie nastroje narodowościowe i poczucie jedności narodowej. O ile więc mieszkańców Hamburga i Mo-nachium, poza językiem i podobnymi podatkami, niewiele łączyło, o tyle

Jeśli myślicie, że najbardziej rozrywkowym narodem świata są Brazylijczycy, jesteście w błędzie. To nasi zachodni sąsiedzi, Niemcy. A że przeciętny miesz-kaniec kraju nad Łabą kojarzy się raczej z właścicielem równo przystrzyżonego trawnika i Volkswagena? Stereotyp.

społeczność danego landu, a nawet okręgu („kreisu”) czuła się związana przez historię i tradycje. Wynika to z dwóch faktów - po pierwsze Niemcy są krajem związkowym, przez wieki podzielonym najpierw na małe księ-stwa, potem zaś murem berlińskim, co naturalnie wzmacnia regionalny patriotyzm. Po drugie, przez wiele lat po wojnie rzesze Niemców wstydziło się swojej narodowości. Zaprzyjaź-niona Niemka wyznała wręcz, że na zagranicznych wyjazdach powszech-ne było podszywanie się pod miesz-kańców Skandynawii ze względu na podobieństwo języków, nierozróż-nialne dla większości obcokrajow-ców. Czy wspomniane mistrzostwa rzeczywiście były przełomowe, oka-że się wkrótce.

Póki co przeciętny Niemiec nie rozmawia przy piwie o meandrach

krajowej polityki, lecz o lokalnych inwestycjach, a w jego ogródku obok niemie-ckiej powiewa też miejscowa flaga. Oczywiście przyna-leżność do lokalnej wspól-noty jest znacznie silniejsza na prowincji niż w wielkich

metropoliach, nie zmienia to jednak faktu, że pojęcie „regionu” jest w Niemczech równie ważne co „kraju”. Niech świadczy o tym choć-by to, iż bardzo wiele dzia-łań i inwestycji w małych, niemieckich miasteczkach jest efektem nie interwencji

władz, ale właśnie wspólnej inicjaty-wy mieszkańców. Ich relacje oparte są nie tylko na dobrosąsiedzkich sto-sunkach, ale też na przynależności do lokalnych organizacji, kółek samopo-mocy, etc.

W Nadrenii – Westfalii, w której jakiś czas mieszkałam, ok. 90% męż-czyzn należy do tzw. Schützen, czyli bractw strzeleckich. Przebieranie się w zielone mundury obwieszone od-znakami, noszenie szabli i kapeluszy z zadziornie sterczącym piórkiem nie jest niczym dziwnym. Bractwa o chrześcijańskich korzeniach i mi-

W Nadrenii – Westfalii ok. 90% mężczyzn należy do tzw. schützen, czyli bractw strzeleckich.

Niczym dziwnym nie jest przebieranie się w zielone mundury obwieszone odznakami,

noszenie szabli i kapeluszy z piórkiem.

Powitanie nowych władców

tekSt i zDJęcia: Dominika maJcher

10

NIemcy już sIę NIe WstydZą

Przemarsz Schutzen

Page 11: NGS B.e.s.t. Październik 2010

11NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

Zapiski Z podróży | Niemcy

litarnej przeszłości z czasem ograni-czyły swą działalność do regularnych, mocno zakrapianych (najczęściej pi-wem), spotkań. Raz na rok odbywa się zaś huczny Schützenfest, czyli świę-to strzelców. Od zwykłych, całorocz-nych zabaw różni się on tylko tym, że pije się nań cały dzień. Pomiędzy kolejnymi butelkami piwa salutuje się czy maszeruje w takt muzyki gra-

nej przez „strzele-cką” or-kiestrę.

Z po-m i ę d z y s t r z e l -ców rok-r o c z n i e w y b i e -rana jest k r ó l e w -ska para, k t ó r a p r z e z 12 mie-s i ę c y pełni ho-nory go-spodarzy d a n e j miejsco-w o ś c i .

Królem zostaje ów strzelec, który na dwa tygodnie przed Schützenfestem, na święcie zwanym Vogelschiessen zestrzeli z wysokiego cokołu ptaka. W kraju, gdzie dużą popularnością cieszy się partia Zielonych, ptak nie może być oczywiście żywy, w tym celu wykonuje się więc drewnia-ną podobiznę zwierzęcia i zawiesza w widocznym miejscu. Jest to chy-ba jedyny dzień w roku, gdy strzel-cy mają do czynienia z prawdziwą strzelbą. Każdy z nich oddaje kilka strzałów. Szczęśliwiec, który zestrze-li ostatnią część ptaka, panuje łaska-wie przez następny rok jako król owej miejscowości. Po obowiązkowym wypiciu kilku toastów okraszonych okrzykiem „Prost!” następuje wybór królowej. Jako że przeważnie nowo wybrany jest człowiekiem żonatym, jeszcze nie zdążyło się, aby królo-wą nie została żona zdolnego strzel-ca. Teoretycznie nie jest to przymus, ale chyba nikt nie chce ryzykować takiej decyzji. Często jednak także wiadomość o wygranej męża musi

być przekazana żonie w możliwie łagodnej postaci. Nic dziwne-go, bycie królewską parą to rocznie wydatek ok. 5 tysięcy euro.

Na Vogelschiessen następuje jeszcze sym-boliczna detronizacja poprzedniej królew-skiej pary i koronacja następnej. Przez kolej-ne 2 tygodnie dzielące nowych „władców” od święta strzelców muszą oni przygotować się do objęcia pełni władzy. Na Schützenfeście pre-zentują się już bowiem w pełnej krasie. I o ile w przypadku króla cho-dzi „jedynie” o obwie-szenie jego strzeleckie-go munduru nowymi odznakami i szarfami, o tyle królowa zakłada strojną suknię balową, w której będzie wystę-pować przez cały następny rok. Nie tylko ona – królewska para wybiera bowiem tzw. Hofstaat, czyli od 4 do 8 par towarzyszących. Wszystkie ko-biety Hofstaatu również noszą dłu-gie suknie, naturalnie skromniejsze jednak od królowej. Tak przebrani udają się na uroczystą paradę w to-warzystwie pozostałych strzelców oraz licznych orkiestr przybyłych z sąsiednich miejscowości i wygrywa-jących podniosłe melodie. To początek Schützenfestu. Zgromadzona ludność (przeważnie ok. 90% mieszkańców) bije brawo swojej królewskiej parze.

Nikt nie zastanawia się, czy parady w balowych sukniach środkiem miast nie są co najmniej zabawne. Chodzi przecież o dobrą zabawę i poczucie lokalnej przynależności.

Niezwykłym rytuałem jest także wciąganie przed domem flagi swojej

miejscowości. Przeważnie zaprasza się wtedy swoich przyjaciół (z dzieć-mi, oczywiście), po czym na chodniku przed domem tradycji staje się zadość. Gdy flaga powiewa już na maszcie, gospodarze częstują zgromadzonych piwem lub (rzadziej) innym trunkiem oraz lekką przekąską. Biesiadowa-nie odbywa się przeważnie na ulicy, a przypadkowi przechodnie natych-miast zostają wciągnięci do zabawy. Po wypiciu wszystkiego (szybciej, niż można by sadzić po ilości bute-lek) radosna grupa przenosi się pod kolejny dom, gdzie rytuał powtarza

się. Koniec zabawy ma miejsce w czyimś ogrodzie na tradycyjnym gril-lu z kiełbaską lub stekiem. Kto jak kto, ale Niemcy wiedzą, czym jest dobra zabawa.

Vogelschiessen

11

Przez wiele lat po wojnie rzesze NiemcówwstyDzIło sIę swojej naroDowoścI.

Na zagranicznych wyjazdach powszechne byłopoDszywanIe sIę poD mIeszkańców skanDynawII

ze względu na podobieństwo języków, nierozróżnialne dla większości obcokrajowców.

Page 12: NGS B.e.s.t. Październik 2010

| NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl12

OstRóda WIta gOścI

Do Ostródy dostałem się nie posia-dając nawet wystarczających funduszy na zakupienie karnetu, na szczęście dzięki szczodrości współfestiwalowi-czów nie sprawiło to większego prob-lemu i na luzie ustawiłem się w ok-ropnie długiej kolejce. Luz trwał aż do momentu, kiedy strażacy wpadli na “genialny” pomysł wjecha-nia wozem przez główną bra-mę festiwalową, przy której oczywiście były kasy i tłum ludzi czekających na karnety. Ścisk stał się ogromny i ma-rzeniem stało się dostanie do środka z zaopaskowaną ręką. Niestety z uwagi na to, że człowiek w tłumie rzadko zachowuje się racjonalnie, zaję-ło niemal godzinę zanim dostałem się do okienka kasy i zakupiłem trzydnio-wy karnet na festiwal. Należy przyznać, że kolejka do ostródowych kas jest jednak swoistym katharsis, jeżeli ktoś przeżyje to odczuwa taką ulgę, że i sam festiwal nabiera dodatkowego uroku.

NOWe mIejsca, smakI,ZapacHy I dźWIękI

Podstawową różnicą między tą, a poprzednimi edycjami festiwalu było pole namiotowe, które tym razem nie

Jak co roku w sierpniu głównym moim celem było wziąć udział w Ostróda Reggae Festi-walu. To największe w Polsce święto muzyki reggae za każdym razem zostawia mnóstwo wspomnień. Tak było i tym razem.

znajdowało się na koszarach (gdzie miały miejsce wszystkie koncerty), lecz w pobliżu plaży miejskiej, nad je-ziorem Drwęckim. Była to wada, gdyż oznaczało długie marsze, co wyklucza-ło kompletnie krótkie wizyty w celu zostawienia lub wzięcia czegoś z na-miotu. Z drugiej strony nowe pole było

o niebo l e p -sze od tego, które było udostępnione w poprzednich latach. Przede wszystkim było o wiele większe, co dało znacz-nie więcej przestrzeni do rozbijania i wykluczyło wpychanie się “na chama” między i tak wąsko rozbite namioty, jak miało to miejsce w poprzednich latach. Poza tym z pola roztaczał się widok na jezioro, a do plaży było bardzo blisko, bo tylko za płot. To ewidentne atuty tego miejsca, które moim zdaniem prze-ważyły jednak o pozytywnej ocenie.

W miejscu poprzedniego pola znaj-dowało się za to miasteczko gastrono-miczno-sklepowe, gdzie można było

zarówno cał-kiem nieźle zjeść (za-równo dla wege ta r ian i mięsożer-nych), cho-ciaż ceny nie były niskie, a także zaku-pić mnóstwo g a d ż e t ó w związanych mniej lub bardziej z te-matyką festi-walu. Róż-n o r o d n o ś ć

tego sektora przyciągała mnie niemal

relacJa zbychowca z oStróDa reGGae FeStiwalu

na każdą przerwę między koncertami, chociaż niestety nie mogłem sobie po-zwolić na którekolwiek z prezentowa-nych tam cacuszek.

WylIcZaNka, cZylI ktO ZagRał I jak

Przejdźmy może teraz do wykonaw-ców, którzy utkwili mi w pamięci.

1. ragana - pierwszy zespół na ORF, który miałem nie-wątpliwą przyjemność zo-baczyć, spokojny, pulsu-jący dub wprowadził mnie w całkiem dobry festiwalo-wy nastrój.

2. marika & ruff radics - zaczęli całkiem ciekawie, bo od cove-ru starego hitu My Boy Lollipop, jed-nak później już mnie tak nie urzekło, wolę Marikę jednak w klubie, na małej przestrzeni, wydaje mi się to jej praw-dziwym żywiołem.

3. VaVamuffIn - byłem na fragmen-cie koncertu tylko, świetna jak zwykle energia i kontakt z publicznością, za-służone drugie miejsce na European Reggae Contest, jednak widząc już ich po raz n-ty nie robią aż takiego wielkie-go wrażenia jak za pierwszym.

4. hornsman coyote - wprawdzie nie powalił mnie tym razem tak, jak na koncercie we Wrocławiu, ale i tak da-wał radę i trzymał poziom. Wielokrot-nie widziałem go bujającego się pod sceną i w innych miejscach, podobno pogrywał też z innymi soundami, za co mam do niego wielki szacunek. Zresztą puzon ma wielki urok.

5. dubtonic kru - pokazali kawałek naprawdę dobrego jamajskiego rootsu i dubu, bardzo wysoki poziom wykona-nia, do tego jeszcze Roots Rock Reggae Boba Marleya na koniec. Piękny kon-cert, na którym warto było być.

6. tosh meets marley - wiele oczekiwałem od tego zespołu. O ile instrumentalnie dawali niewątpliwie radę, to wokal już nie porywał i niezbyt pasował mi do piosenek dwóch gigan-tów reggae. No i zabrakło mojego ulu-

trochę kultury?! | realacje

VIVa pOsItIVe style!

fot.

Mar

ta K

otar

ska

Junior Tshaka, zwycięzca European Regggae Contest. Prywatnie Szwajcar.

Page 13: NGS B.e.s.t. Październik 2010

13NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

bionego kawałka Petera Tosha - Step-ping Razor. A szkoda...

7. jaH lIVe - byłem na końcowej części występu tego brazylijskiego zespołu, ale należy przyznać, że wy-starczyło to, aby przekonać się do ich muzyki i po chwili krzyczeć z całej siły “Jah Live, Jah Live”, aby weszli znowu na scenę.

8. rebel control - trudno mi coś powiedzieć ponad to, że po prostu do-brze zagrali, z fajnym vibem. Ciekawe było, że bodajże, basista występował w kominiarce (zapewne jakiś związek z nazwą).

9. oVerproof sounD system - wspaniała energia, dynamiczne kawał-ki, aż zacząłem się bać, że przez sza-leństwo na ich koncercie zabraknie mi energii na następny zespól, czyli...

10. tiken jah fakoly - francusko-afrykański skład z wokalem przypo-minającym Alpha Blondy dał piękny korzenny koncert z niesamowitym kli-matem. Niestety moja znajomość fran-cuskiego, a może raczej nieznajomość, trochę psuły mi odbiór, bo oprócz słów Africa i égalité prawie nic nie rozumia-łem z tekstu. Jednakże to, co mogłem zobaczyć, czyli wspaniale poruszające się chórzystki (skojarzenia z I-Trees, chórkiem Boba Marleya nasuwały się same) i wokalistę w długiej szacie, wprawiało mnie w ewidentny zachwyt. Było to świetne zakończenie drugiego festiwalowego dnia.

11. roots reVIVal - tego było mi trzeba w niedzielę! Potężna dawka ro-ots reggae i dubu podana przez ten so-und była wręcz nieziemska! Co prawda namiot soundsystemowy był nagrzany przez słońce do granic możliwości,

jednak nie p r z e s z k a -dzało to we w s p ó l n y m podrygiwa-niu do mu-zyki war-szawskiego składu se-lektorskie-go.

12. bob one - wy-stąpił razem z Moniką z Bakshis-ha, bardzo fajny i ener-g e t y c z n y k o n c e r t , chociaż tu już temperatura zmusiła mnie do ewakuacji i nie byłem na ca-łym występie.

13. junior tshaka - o tym wyko-nawcy wiedziałem tylko tyle, że wygrał European Regggae Contest i jest ze Szwajcarii. Jak się okazało, nagroda ta została przyznana jak najbardziej słusz-nie, gdyż młody artysta pokazał bardzo ciekawą muzykę z użyciem akustycz-nych gitar i pięknymi melodiami. Za-powiedział, że do Polski jeszcze przy-jedzie, więc należy wyczekiwać kiedy się zjawi i wybrać się na koncert.

14. rastasize - mam szczerze po-wiedziawszy mieszane uczucia. Wpraw-dzie nie można nic zarzucić muzykom z Jamajki, co najwyżej trochę Dawido-wi Portaszowi, że trochę miejscami za bardzo wydziwiał wokalnie, ale jakoś nie porwały mnie ich piosenki, jakbym miał zanucić którąkolwiek to miałbym

problem. M o ż l i -we, że było to s p o w o -d o w a -ne zbyt dużą pro-m o c j ą , rozdmu-chaniem, przez co spodzie-w a ł e m się nie wiadomo czego.

W trakcie koncertu wokalista zespołu Rootz Underground powiedział „Security! Open the Gate!”. Po chwili publiczność

wkroczyła na scenę!

trochę kultury?! | realacjefot. M

arta Kotarska

Ostródzka publiczność

fot.

Mar

ta K

otar

ska

15. joInt Venture sounD system feat. brother culture - krótko na-piszę tylko, że pokazali klasę, bardzo mocna selekcja!

16. rootz underground – to, co się działo na tym koncercie przebiło chyba wszystko, co pojawiło się na tym festiwalu. W trakcie koncertu wokali-sta zespołu powiedział „Security! Open the Gate!”, po chwili można było zoba-czyć tłum ludzi przeskakujących przez ogrodzenie pod scenę. W pewnym mo-mencie publiczność (w tym ja) wkro-czyła na scenę!! Nie sposób zapomnieć tego koncertu (jeżeli ktoś nie wierzy to polecam obejrzeć na YouTube filmiki z koncertu, zwłaszcza z kanału Bom-baclass).

17. iration steppas - !!!!!!!!! Ko-lejny niesamowity występ! Brytyjski sound dał czadu na maksa, na koniec wkroczyła na scenę Yaz Alexander, publika nie chciała wypuścić Brytyj-czyków z namiotu wytrwale krzycząc “we want more!”. Festiwalowiczów wracających na pole namiotowe, witało wschodzące nad Ostródą słońce.

Rano trzeba było się spakować i pożegnać z uroczym miastem na Ma-zurach Zachodnich i w spokojnym ryt-mie reggae ruszyć na dworzec kolejo-wy, wiedząc, że nie opuszcza się tego miejsca na zawsze, lecz co najwyżej na rok.

ostróda reggae festiwal14-16 sierpnia 2009

Page 14: NGS B.e.s.t. Październik 2010

| NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl14

III mIędZyNaROdOWy FestIWal RekRutacjI peRmaNeNtNej

Nie gonimy za sensacją, żyjemy powoli, od ekshibicjoni-stów raczej stronimy. Gazeta to tylko jedno z naszych za-interesowań, a każdy z nas ma inne. Lubimy więc spotykać się na piwie i pizzy, dzieląc wiedzą, ciekawostkami, prze-myśleniami i kawałkami ciasta.Jeśli Ci to odpowiada, zapraszamy do nas. Szukamy dzien-nikarzy, fotografów, rysowników, grafików, webmasterów, operatorów DTP, marketingowców, a na pewno nie pogar-dzimy i innymi ciekawymi ludźmi.Przyjdź do nas na zebranie we wtorki o 18.30, a powiemy Ci więcej, poznamy się i zaprezentujemy. Możesz też zaj-rzeć na naszą stronę best.ue.wroc.pl.

Przerwane objęcia” to, owszem, dowód profesjonalizmu reżysera i w jakimś sensie typowej dla nie-

go emocjonalnej awangardy, ale dzieło to jest znacznie uboższe od tego, co prezentował w poprzednich obrazach. Nie ma tu poczucia humoru jak w „Ko-bietach na skraju załamania nerwowe-go”, poruszającej historii wzorowanej choćby na „Porozmawiaj z nią”; nawet muzyka nieco płytsza, choć chwytliwa. Jasne jest, że hiszpański sposób przed-stawiania uczuć jest już sam w sobie specyficzny i niewiele ma wspólnego ze słowiańską wrażliwością, ale zdaje się, że pomimo chęci, Almodovarowi

coraz więcej problemów sprawia pe-netracja ludzkiego wnętrza („Coraz trudniej jest mi przegryźć się przez filtr udawanego glamouru, aby dotknąć czegoś prawdziwego i poznać kawałek realnego świata.”)

Nie sposób pozbyć się uczucia lek-kiej konsternacji po seansie. Nie wia-domo, tak naprawdę, co reżyser chciał przekazać (prócz wyrazu hołdu dla kina, co kojarzy mi się z nieprzystępną abs-trakcją „Twarzy” Tsai Ming-Lianga). Nic mnie w tym filmie specjalnie nie wzruszyło, perfidnie nie rozśmieszy-ło ani nie zszokowało. Pewnie, że nie o skandal tu chodzi, ale choćby o wyż-

szy stopień fascynacji wątkiem, boha-terem, dialogiem lub muzyką. Z tego zestawu jedynie ostatnia pozycja wy-warła na mnie konkretne wrażenie.

Miło było zaszyć się w kinie przy tradycyjnie klimatycznym Almodova-rze, popatrzeć na antylopę-Penelopę, posłuchać hiszpańskiego seplenienia, ponownie zdziwić się jak inaczej ten ciepłolubny naród wyraża emocje. I nic więcej ponad to „miło” wydusić z sie-bie nie mogę. Może prócz postanowie-nia, że bardziej skupię się na świeżych, reżyserskich debiutach. Ole…

trochę kultury?! | Film

mINusy dOjRZałOścIPo raz kolejny nie mogę się oprzeć refleksji nad cudowną młodością, jej emocjonalną płodnoś-cią, błyskotliwością i ekscytującym buntem. Ach, dlaczego wraz z wiekiem wyparowuje z człowie-ka iskra przenikliwości i kuszącego undergroundu na rzecz stoickiego spokoju i nudnawego oswoje-nia bytu? Niby łatwiej się żyje, ale o ile mniej pory-wów, zdrowego kontestatorstwa, co napędza umysł i pozwala kreować poruszające dzieła. Po filmie Almo-dovara myślę sobie, że przydałaby się kolejna rewo-lucja antyfrankistowska, żeby pobudzić jego uśpioną wiekiem, dostatkiem i blichtrem osobowość z czasów madryckiego wyzwolenia i skandalu.

maGDa kotowSka

Dzienniknakręcaczy.worDPreSS.com

rys. Tomasz Cieszyński

Page 15: NGS B.e.s.t. Październik 2010

15NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl | rys. Kristèle Pelland / kristele.deviantart.com

trochę kultury?! | Serial

firefly

krzySztoF kercz

Co? Firefly? Mało kto słyszał, więc często przy-chodzi mi odpowiadać na pytanie, o czym on w ogóle jest; mówię wtedy pół żartem (nie

będąc najczęściej w humorze do wygłaszania długich panegiryków) że „latają statkiem w kosmosie” i po-zostawiam rozmówcę w przeświadczeniu, że to jakaś bajeczka dla dzieci nie warta dalszego zainteresowa-nia. O ile druga część tej koniunkcji jest fałszywa, bo zainteresować się jak najbardziej warto, to pierwsza – już nie. Bo to rzeczywiście jest bajeczka. Tylko że dla dużych chłopców (dziewczynek też).

Zacznijmy jednak od początku. Jako się rzekło (statek w kosmosie), mamy do czynienia z gatunkiem science fiction, jednak – co może dziwić – wymie-szanym z westernem! Już tłumaczę o co chodzi. Otóż nasi bohaterowie szlajają się po planetach leżących na rubieżach cywilizacji, tam gdzie królują łowcy niewolników, rabusie i lokalni „biznesmeni” rządzą-cy za pomocą strachu i terroru; ziemia jest jałowa, słońce niezagrożone panuje na niebie; mieszkańcom brakuje wszystkiego – od jedzenia począwszy, na pieniądzach, lekarstwach i wykształceniu kończąc. Dodajmy do tego, że głównym środkiem transportu jest wierzchowiec a używana broń do złudzenia przy-pomina XIX-wieczne colty czy strzelby i mamy naj-prawdziwszy Dziki Zachód!

Jednak tylko na planetach nie należących do Sojuszu (Alliance) – „złej” organizacji sprawującej totalitarne rządy nad całym cywilizowanym światem, niosącej dobrobyt, zdobycze najnowszej techniki, sprawiedliwość i stabilność. Za cenę wolności…

Bowiem o wolność wszystko się rozchodzi i to ona jest motywem przewodnim, co widać już w pory-wającej piosence z czołówki.

Take my love, take my land Take me where I cannot stand I don’t care, I’m still free You can’t take the sky from me

Możesz zabrać wszystko, ale nie zdołasz wy-drzeć mi wolności. W prawdziwym życiu mogłaby to być jedynie piękna metafora, jednak w świecie bohaterów manifest ten jest obrazem rzeczywistości, w której wystarczy zdezelowany statek by wyrwać się z okowów systemu. Taki właśnie statkiem podróżują nasi bohaterowie, wcielając się w role przemytników, najemników czy szlachetnych złodziei i grając na no-sie ciapowatym oficerom złowrogiego Sojuszu. Mó-wiłem już, że to bajka? Jeśli chcielibyście zobaczyć jak wygląda kwestia walki o wolność w zdominowa-nym przez totalitaryzm świecie nie będącym scenerią zabawy, przeczytajcie Rok 1984 Orwella. Tam na szczęśliwe zakończenia miejsca nie było, tutaj – jak

najbardziej jest.Dość już o historii, świecie i scenerii, zrozumie-

cie to wszystko po obejrzeniu pierwszego odcinka. Wciąż jednak chciałbym was do obejrzenia zachęcić, powiem więc parę słów o bohaterach, bo to oni stano-wią największą siłę serialu. Patrzymy na obrazki do-łączone do tekstu, liczymy… i wychodzi nam – ile? – dziewięć! Czyli bardzo dużo, jeśli porównamy cho-ciażby ze wspomnianym Housem – tym bardziej za-chwycać może, że każdy z nich to niebanalna osobo-wość, gros charakterstycznych zachowań, powiedzeń i przyzwyczajeń.

Przede wszystkim – kapitan. Weteran wojny po której Sojusz zdobył władzę nad światem, walczący po stronie przegranych – tej słusznej stronie, bo jak na bajkę przystało ostro zarysowana jest granica między Dobrem a Złem. Malcolm Reynolds prowadzi teraz życie wyrzutka w pogardzie mając panujący porzą-dek, kupuje za bezcen zdezelowany statek, zbiera za-łogę i czyni z nich odpowiednio: swój dom i swoją ro-dzinę. Mal jest typowym szlachetnym rozbójnikiem, którego nie da się nie lubić, skrzyżowaniem Robin Hooda z Hanem Solo. Do tej roli wręcz stworzony wydaje się Nathan Fillon (w istocie, przez fanów już zawsze kojarzony będzie jako cpt. Reynolds), który gra wręcz koncertowo, co i rusz wywołując salwy śmiechu – bo nasz kapitan, to niezgorszy trefniś. Zresztą wyśmienity humor jest wszechobecny w ca-łym serialu, co nie powinno dziwić jeśli weźmiemy pod uwagę, że jego twórcą jest Joss Whedon.

Ale wróćmy do bohaterów. Załogę Serenity (bo takie imię nosi statek) tworzą same osobliwo-ści. Mamy więc: wiecznie uśmiechniętą i roztrzepa-ną panią mechanik Kaylee; pilota w wolnym czasie bawiącego się dinozaurami i jego żonę – Zoe, która u boku Mala brała udział w wojennych zmaganiach; skurczybyka Jayne’a, który sprzedałby własną mat-kę, gdyby tylko zaoferować mu dostatecznie dużo; księdza z tajemniczą przeszłością i znajomościami; sztywnego i zawsze dobrze wychowanego doktorka, który na statku znalazł się ratując genialną ale ześwi-rowaną siostrę z łap bezlitosnego Sojuszu – teraz obaj zmuszeni są na ucieczkę i rezygnację z wygodnego życia, jakie dotąd znali (wątek River Tam, bo tak zwie się owe dziewczę, jest głównym motywem pełnome-trażowego filmu Serenity, o którym jeszcze wspo-mnę); wreszcie – last but not least – Inarę parającą się… najstarszym zawodem świata i przekonującą, że to nie tak („towarzyszki same wybierają swoich klientów”).

Z tej krótkiej wyliczanki wyłania się menażeria niezwykła i bardzo kontrastowa. Dziewięć wyrazi-stych charakterów, z zupełnie różnymi spojrzeniami na życie, poglądami, celami i marzeniami. A muszą

znaleźć wspólny język – na statku tworzą jedną ro-dzinę. Co prawda zdarzają się mniejsze i większe nieporozumienia, tu jakaś mała zdrada, tam ukrywa-nie własnej przeszłości, jeszcze gdzie indziej myśl o wydaniu współtowarzyszy w ręce Sojuszu i zgar-nięciu pokaźnej nagrody – nic jednakowoż, z czym nie można by sobie poradzić.

Częstym gościem na Serenity jest Amor. Inara podkochuje się w Malu, a Mal w Inarze, jednak żad-ne z nich nie ma zamiaru odkryć swoich kart, co przy każdej rozmowie powoduje masę zabawnych konse-kwencji, na czele ze złośliwościami kapitana doty-czących profesji „pani ambsador” (tak nazywana jest Inara na użytek niewtajemniczonych). Wspomnieć też trzeba o słodkiej Kaylee bezskutecznie próbującej uwieść nieśmiałego jak pensjonarka i niczego nie za-uważającego doktora, co znów jest wątkiem o wiele bardziej zabawnym niż romantycznym. Aczkolwiek poszukiwacze tego ostateniego pierwiastka też znaj-dą w serialu coś dla siebie. Bo to nie jest przecież sitcom, a opowieść – jakby nie było – całkiem serio (na tyle, na ile serio może być film o lataniu statkiem w kosmosie).

W ogóle, czego tutaj nie znajdziemy! Podniebne manewry, szermiercze pojednyki, świst kul i błysk la-serów; namiętności, kłamstwa, przyrzeczenia i zdra-dy; chwile grozy i chwile wzruszenia. Każdy odcinek dostarczy niezapomnianych wrażeń i każdy zaoferuje nieco inną dawkę atrakcji… Szczególnie, że odcin-ków tych nie ma za wiele, pozostanie nam więc po-czucie niedosytu. Jakże miła odmiana w dzisiejszym świecie niepohamowanej konsumpcji, nieprawdaż?

Powiedzmy trochę o powodach takiego stanu rzeczy. Otóż telewizja FOX, która serial emitowała, zniechęcona niskimi wynikami oglądalności po pro-stu wywaliła go ze swojej ramówki, nie wyświetlając nawet wszystkich nakręconych już odcinków! Słabe wyniki nie były – wbrew temu, co twierdzą ignoranci o kiepskich gustach – spowodowane jakością filmu, a tym, że puszczany był on o godzinach, w których nawet dr House skusiłby nielicznych. Poza tym naj-pewniej nie został odpowiednio rozreklamowany. Bo przecież każdy, kto już Firefly’a zobaczy, nie przejdzie obok niego obojętnie, a o jego magicznym wpływie na rzesze wiecznie bujających w obłokach marzycieli niech świadczą: aktywna do dziś społeczność fanow-ska; nakręcenie pełnometrażowego filmu będącego w jakimś sensie zakończeniem całości; wydanie dwóch Firefly’owych komiksów, w któych Whedon urze-czywistnił wizje dalszych przygód bohaterów; po-wstanie systemu RPG w uniwersum Firefly’a. Moż-naby tak jeszcze wymieniać, wspomnieć o licznych nagrodach, którymi został obsypany czy przytoczyć entuzjastyczne wypowiedzi recenzentów. Możnaby.

Na zakończenie przyznam się, choć chyba nie wywoła to wyznanie wielkiego zdziwienia: od paru lat sam jestem pod nieustannym urokiem załogi stat-ku Serenity, a serial w całości widziałem już ze trzy razy. I wiem, że na tylu się nie skończy. Mógłbym zresztą napisać parę słów o jego związkach z mym życiem i o miłych chwilach, które na myśl przywołu-je, ale – nie miejsce i czas. Bo to już jest inna bajka.

See you, space cowboy!

Nasi uważni czytelnicy pamiętają być może tekst sprzed paru miesięcy dotyczący największego serialowego fenomenu ostatnich lat - doktora House’a. Napisałem go głównie po to, by rozprawić się z fałszywym poglądem ignorantów, jakoby na każdym kroku wychwalany humor stanowił o jego wielkości. Artykuł dzisiejszy nie będzie miał na celu niczego, poza zachęceniem Was do obejrzenia kolejnego serialu, tym razem jednak o wiele mniej znanego i oklepanego. Tytuł jego brzmi Firefly.

Page 16: NGS B.e.s.t. Październik 2010

| NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl16

trochę kultury?! | muzyka

piosenka szeptana

w tym Sęk: „pOgadaj Z kImś”

jakub knoll

Dzienniknakręcaczy.worDPreSS.com

Powiadają, ze najlepsze płyty nagrywa się w rozpaczy i depresji. W tym sęk dowodzi jednak, że ludzie szczęśliwi nie są na tym polu wcale gorsi i potrafią zarażać swoim optymiz-mem.

Właśnie tak kojarzyłem zawsze muzykę jeleniogórskich terenów – z lekka jazzująca poezja śpiewana,

pełna optymizmu lub lekkiej melancholii. Tak jest w michałowickim Teatrze Naszym, tak bywało na jazzowych koncertach na Rynku i tak, na szczęście, wciąż wyglądają kolejne edycje Gitarą i Piórem zarówno w Karpaczu, jak i Borowicach oraz na Giełdzie Piosenki Turystycznej w Szklarskiej Porębie. Podo-bny jest też, działający od 2005 roku, W tym sęk. Nie jest jednak oczywiście tak, że Sęki są, jak każdy jeleniogórski zespół (o ile w ogóle istnieje takie pojęcie), że nic nowego nie wprowadzają. Sam założyciel, gitarzysta, autor wielu tekstów i muzyki zespołu, Marcin Sweklej, mówi o swoich „dzieciach”: „to piosenki w klimatach… sękowych. Nie ma przebojów. Liczy się całość.” Jakież to miłe, a trochę niedzisiejsze myślenie, ale dzięki temu słuchając debiutanckiego „Pogadaj z kimś” nie ma się – prawdziwego niestety dla wielu innych albumów – uczucia, że po połowie już się muzykom skończyły pomysły. Tu nawet ich stare i znane przeboje brzmią inaczej,

a płyta faktycznie ma swój charakterystyczny i rozpoznawalny styl. Styl sękowy.

I tu rodzi się pewien problem dla recen-zenta, bowiem jak tu ocenić zespół, którego piosenki zna się już kilka lat, nie ma się więc do nich stosunku obiektywnego, ani nie patrzy z należytą świeżością. Ale tu zahaczamy jed-nak o kolejną zaletę – płyta zawiera wiele nowych, zupełnie mi nieznanych utworów, wliczając w to zupełnie fantastyczne „Po dru-giej stronie” i „Bóg wie co”, który odkrywa przed słuchaczami jakiś zupełnie inny świat. Ważny, a zarazem osobny i prywatny świat Marcina Swekleja.

Zaskakuje też instrumentarium, bo oto obok gitary, basu i perkusji pojawia się ako-rdeon, dodający spokojnego, z lekka tangowe-go nastroju. Marcin wyraźnie na gitarze grać umie bardzo dobrze, delikatny, ale mocny głos Ani Kosy koi nerwy, bas jej brata, Janka, jak zwykle działa podprogowo, nie mówiąc już o świetnie nadającej rytm perkusji Kuby.

Płyta jest różnorodna i to dobrze. Mi osobiście podoba się to tym bardziej, że nieco irytowała mnie humorystyczna stylistyka

piosenek z wczesnej działalności Sęków, w stylu „A niech to kule biją”, czy „Złota rybka”. Pośród lirycznych ballad, czy bardziej poważnych tonów, sprawia ona jednak, że całość się po prostu nie nudzi.

Już kilka lat śledzę karierę W tym sęków (to wszak po trochu znajomi) i muszę przyznać, że album nagrali bardzo profesjonalny, dopra-cowany, z wieloma muzycznymi smaczkami, jak świetna i rytmiczna perkusja, czy szeptane partie śpiewającej Anny Kosy. Przy takim ro-zwoju z niecierpliwością czekam na kolejne płyty i koncerty. Z racji natomiast, że recen-zent zupełnie obiektywizmu zachować nie potrafi w zaistniałej sytuacji, odsyłam zaintry-gowanych potencjalnych słuchaczy na kon-certy zespołu, gdzie płytę ową nabyć można, a także na stronę internetową wtymsek.pl, gdzie także kilku utworów można posłuchać. Myślę, że warto znać tę grupę i śledzić ich ro-zwój.

HuRRa! kult!

kult: „HuRRa!”

maGDa kotowSka

Dzienniknakręcaczy.worDPreSS.com

Drodzy Państwo, hossa na muzycznej giełdzie! Po zaskakująco dobrym albumie Pearl Jam, dostajemy równie przyzwoity krążek i to polskiego pochodzenia. Na jednej płycie Kult skompilował punkowe szaleństwo, młodzieńczą energię, mocne teksty i dźwiękową tradycję.

Krążek otwiera skoczna opowiastka o Marii i jej pierworodnym, przy której wirujące kotły na koncercie są

oczywistością. Po tym mocnym wejściu Kazik nie spuszcza z tonu i rozprawia się z polityczną amnezją, by w kolejnym kawałku ulżyć sobie werbalnie, aktorząc w roli polskiego idioty. W „Nowych Tempach”, prócz świetnej muzy- ki, słychać wokalne popisy Kazelota, które po tylu latach zdzierania gardła budzą szcz-ery podziw. Jeszcze bardziej zaskakuje wielka dawka energii, jaką Kult emanuje. Porywająca była Maria z początku albumu i równie szybka jest „Marysia”, znana jako singiel promujący. Chwila na wytchnienie pojawia się dopiero w połowie płyty, gdy cichną kultowe działa, by dać miejsce nieco biesiadnej piosence o uczu-

ciowych skazańcach. Nastrojowy kawałek, choć mimowolnie nasuwa się refleksja, że brakuje albumowi mrocznej mocy, która towarzyszyła choćby „Dziewczynie Bez Zęba Na Przedzie” – takie to „uroczysko” tworze-nia w radosnej atmosferze. Jest skocznie, ale mniej patetycznie.

Kolejne kompozycje radują instrumen-talnym zróżnicowaniem, brzmią ciekawie i zmyślnie; są poczekalnią przed spot-kaniem z absolutną perełką, grzmiącą o kościelnej patologii. „Podejdź Tu Proszę” to utwór wybrany, uzależniający, tekstylnie błyskotliwy, śpiewany z charakterystyczną dla Kazika satyryczną powagą. Końcówka płyty też utrzymuje wysoką jakość. „Chodźcie Chłopaki” i kołysząca słowa „Karinga”

urzekają starym, dobrym stylem kapeli.Kazik Staszewski daje upust swojej

socjologicznej naturze, a trąbka i puzon we współpracy z saksofonem i klawiszami wnoszą ducha tradycji. Jest porywiście, dy-namicznie, świeżo i dojrzale jednocześnie. Przed nami trasa październikowa, podczas której, to wiem, zespół będzie miał „u stopy swojej cały świat”. Podobno w życiu nie ma nic pewnego. A Kult? Cieszę się, że mieszkam w Polsce.

Page 17: NGS B.e.s.t. Październik 2010

17NGS B.e.s.t. | październik 2009 | best.ue.wroc.pl |

Ostatnimi czasy sporo się słyszy o niewiedzy polskiej młodzieży dotyczącej ważnych wyda-rzeń z okresu II wojny światowej, jak choćby Powstanie Warszawskie czy zbrodnia katyńska. W erze gier komputerowych i filmów science-fiction, młodzi ludzie większą wagę przykładają do przyszłości, niż do czasów dawnych.

Dzisiejszy człowiek z łatwością potrafiłby powiedzieć kim jest Neo, w jakim filmie występował

Obcy czy wymienić trzy prawa robotyki Izaaka Asimova, natomiast ogromną trudność sprawiałoby mu podanie daty bit-wy pod Narwik czy wymienienie nazwiska głównodowodzącego Armii Krajowej pod-czas Powstania Warszawskiego. Nawet, jeżeli powstałby film dotyczący powstania, stworzony w tradycyjnej konwencji filmów historycznych, to tylko przez pewien okres po premierze młodzież będzie zafascynow-ana filmem i historią tamtego okresu, jak to było w przypadku „Katynia” Andrzeja Wa-jdy. Niestety, gdy przejdzie boom związany z filmem, młodzież znów zapomni o historii, gdyż film nie był produkcją, którą można by oglądać częściej, dla przyjemności i tym samym przypominać sobie dzieje tamtych czasów.

Co zatem można by uczynić, aby młodzież XXI wieku lepiej zapamiętywała te ważne dla nas i dla całego świata wydarze-nia? Niegłupim pomysłem byłoby wejście na ich „tereny” razem z wiedzą historyczną.

Innymi słowy, połączyć motyw przyszłości, z jej cybernetyką i innowacjami z konk-retnymi wydarzeniami z naszej historii. Pokazać fakty ubrane w post apokaliptyczną rzeczywistość.

Brzmi nierealnie? Tomasz Bagiński, twórca nominowanej do Oscara „Katedry” może udowodnić nam, że jest to możliwe. 15 lipca 2009 roku ruszył projekt filmu „Hardkor 44”, którego motywem przewod-nim będzie Powstanie Warszawskie. Ma on zostać zrealizowany w technice, w jakiej powstały ekranizacje słynnych komiksów „300” oraz „Sin City”. Wystąpią w nim prawdziwi aktorzy, a świat filmowy zostanie stworzony przy pomocy technik kompute-rowych. Według scenariusza, powstańcy będą uśmiechnięci, piękni, uzbrojeni w ro-zmaite rodzaje broni, a dziewczęta młode i odważne. Walczący z nimi Niemcy będą przypominać cyborgi i wynaturzonych ludzi-potworów, stworzonych tylko do za-bijania. Dzięki zaawansowanej animacji komputerowej, twórcy stworzą opowieść obdarzoną niezwykłymi efektami specjal-nymi, która, mam nadzieję, zainteresuje

trochę kultury?! | Film

młodego odbiorcę. Warto wspomnieć, że producentem projektu jest właśnie Platige Image – studio odpowiedzialne za materiały filmowe w, słynnej już, grze „Wiedźmin”, a sam projekt powstaje przy współpracy z Muzeum Powstania Warszawskiego – co świadczy o tym, że pod względem historycz-nym film zostanie zrealizowany bezbłędnie.

Dużo osób wiąże nadzieje z projektem „Hardkor 44”. To pierwszy w polskiej kinematografii projekt filmu tego rodzaju. Nikt wszak w Polsce nie próbował jeszcze stworzyć tak zaawansowanego technicznie dzieła. Jeżeli film powstanie i zostanie do-brze przyjęty, będzie to przełom dla polsk-iego kina. Powstanie epopeja, która będzie miała szansę podbić serca widzów na całym świecie i przeniesie historię Powstania z wymiaru lokalnego na globalny. Może być też krokiem w kierunku lepszego zainter-esowania się historią naszej ojczyzny przez młodsze pokolenie wychowane na filmach o superbohaterach. Bo tak zostaną ukazani powstańcy. Jako superbohaterowie rodem z komiksów.

piotrek Semeniuk

Page 18: NGS B.e.s.t. Październik 2010

Raz

, jak

Wie

nia

Piet

row

ycz

ku-

pił

mot

or w

kom

isie

, to

nieź

le

się

na n

im p

rzej

echa

ł.Ocz

y O

twie

ram

Nie

w pe

łNi ś

wia

do

ma –

już w

iem

cze

go c

hcę

Bieg

prze

d si

eBie

w u

śmie

ch u

Bra

Na

coś m

Nie

do

tkN

ęło

zBy

t del

ikat

Nie

By d

ost

rzec

zBy

t głę

Bok

o B

y za

pom

Nie

ć

wię

c sz

pera

m w

pam

ięci

szu

fla

da

ch

mię

dzy

sto

sem

słó

w i

ges

tów

ster

tą d

oBr

ych

i zł

ych

ch

wil

Nic

tylk

o tw

arz

e zd

arz

eNia

wci

ąż N

ic N

ie w

iem

o g

eści

e

s zu

ka

m d

ale

j

w d

oBr

ych

ocz

ach

tak pr

zyja

zNy

ch d

ziś l

ud

zi

a ta

k o

Bcy

ch za

wsz

e

wci

ąż t

eN d

oty

k

cho

ć N

ikt N

ie po

dch

od

zi

Nie

zBli

ża si

ę do m

Nie

teN d

oty

k je

st w

e mN

ie!

dzi

ś Nie

ch

cę za

sypi

do

tyk o

dej

dzi

e

lecz

seN N

ad

cho

dzi

trzy

maj

pozi

om!

zNó

w N

ow

y d

zień

do

tyk d

ziś

jest

silN

iejs

zy

wcz

ora

j By

ł pi

erw

szy

i d

ziś

zNó

w je

st pi

erw

szy

pier

wsz

y d

oty

k to

mo

rza?

s zu

mu fa

l Nie

sły

szę

Bo pł

ak

już N

ie c

hcę

spo

j wie

lki

Bo to

spo

j w so

Bie z

Na

lazł

am

z Na

lazł

am

zNó

w si

eBie

zNó

w si

eBie

ksz

tałt

uję

Nie

to d

oty

k m

Nie

zNa

lazł

od

mie

Nił

Na N

ow

o

wy

cią

gN

ął z

głę

BiN

y

pier

wsz

y d

oty

k to

mo

rza?

dzi

ś Nie

ch

cę o

dpł

yw

zost

aN

ę tu

dłu

żej

chw

ila

mi t

ak d

ale

ko o

d lu

dzi

cho

ć ta

k B

lisk

o m

i do N

ich

Nie

ch sz

torm

Nie

Na

dch

od

zi…

prze

Bud

zeN

iea

NN

a m

.

rys.

Mile

na G

órsk

a

zbychowiec mazia

Page 19: NGS B.e.s.t. Październik 2010
Page 20: NGS B.e.s.t. Październik 2010