mole 2/2013 (2)
DESCRIPTION
Drugi numer niezależnego opolskiego czasopisma literacko-kulturalnego MOLE. Temat numeru: śmierć.TRANSCRIPT
lato 2013, numer 2/002czasopismo literacko-kulturalne
temat numeruŚM I ERĆ
stałe rubryki
okiem wstecz Budzy i Trupia Czaszka 120
Koniec lata. MOLEwstępniak 4
nostalgiczny Koper Moje nostalgiczne piosenki 130
analizy, interpretacje, bełkot
Blackmeta-love songs (I) 124
Bartosz Małczyński 8miniatury z cyklu Ustronia
poezja
Kamila Byrtek Życie i śmierć w sennym uścisku — o zaburzeniach tradycyjnej dychotomii w poezji Bolesława Leśmiana
14
artykuły, felietony
Monika Ferenc Śmierć (nie)oswojona (Bolesław Leśmian)
22
Agnieszka Dyś Motywy tanatologiczne w dobie baroku oraz ich aktualność w literaturze współczesnej (na przykładzie wybranych wierszy Jarosława Marka Rymkiewicza)
32
Ciemność ciemnieje znów. Pieśni śmiertelne Rafała Wojaczka
Magdalena Kozieł 42
Śmierć Ignacego Dąbrowskiego — młodopolskie studium umierania dzisiaj
Pamela Szczerbik 52
w numerze
Kamila ByrtekLidia Urbańczyk
140
Studenckie Naukowe Koło Literackie— prezentacja
Karol Maluszczak
Bartosz Łącki
Piosenki śmiercionośne. Teksty Jamesa Douglasa Morrisona
Ratusz opolski. Czyli dawni noweliści z Niemiec. Albo renesansowa Florencja
Lidia Urbańczyk Odpad produkcji życia.Śmierć w kulturze współczesnej (rekonesans)
74
Motyw śmierci w Kartotece Tadeusza Różewicza
Paula Karabanowicz 64
Olaf Pajączkowski Life is a short, warm moment and death is a long cold rest. Śmierć w utworach progrockowych
96
Jarosław Kiszka Death Shall March. Śmierć w tekstach zespołów metalowych
110
88
inne7
MOLE niezależne opolskie czasopismo literacko-kulturalne
Redaktor naczelny: Olaf Pajączkowski
Redaktorzy/stali współpracownicy: Barbara Kaleta, Jarosław Kiszka, Grzegorz Koprowski, Bartosz Łącki, Karol Maluszczak, Lidia Urbańczyk
Skład/dtp/łamanie/szata graficzna: Szymon Wiatr
Autorką grafik pojawiających się w numerze jest Agata Narodowska (poza s. 32 — Agnieszka Dyś, s. 92 — Karol Maluszczak i s. 142, 145 — Olaf Pajączkowski)
Wydawca: Olaf Pajączkowski
Kontakt z redakcją: [email protected]
Studenckie Naukowe Koło Literackie
Śmierć w literaturze i kulturze XX wieku— wprowadzenie
12
w numerze
44
wstępniak
Pogoda nie sprzyja pisaniu wstępniaka.
Zabawom na rowerach wodnych na
pewno tak, ale jeżeli trzeba siedzieć
w zamkniętym pomieszczeniu... uffff... Lecz
cóż — upał upałem, tekst ma być na czas,
chwyciłem więc byka za rogi i zmierzyłem się
z tym zadaniem. Pora bowiem na drugi numer
„Moli”, prawie tak wyjątkowy jak poprzedni!
Nie tylko ze względu na zawartość, ale również
Koniec lata. MOLEOlaf Pajączkowski
Peter Bilý
5
dlatego, że od teraz będziemy publikować numery tematyczne, podporządkowane wybranemu motywowi
przewodniemu.
Cóż, mieliśmy w tym roku upalne lato (chociaż poprzednie do najchłodniejszych też nie należały),
a więc — co logiczne! — postanowiliśmy poświęcić drugie „Mole” śmierci w kulturze. No dobrze, może
na pierwszy rzut oka to nieco pokręcona logika, ale pozwólcie, że wytłumaczę, dlaczego na „letni” temat
wybraliśmy właśnie umieranie.
Otóż 15 maja 2013 roku studenci i doktoranci Uniwersytetu Opolskiego przygotowali konferencję
naukową nt. „Śmierć w literaturze i kulturze XX wieku”, podczas której przedstawili nam sposoby
percypowania kostuchy w różnych epokach, dziełach konkretnych pisarzy, a także w kulturze popularnej
i muzyce. Szybko doszliśmy więc do wniosku, że ów materiał warto pokazać Czytelnikom „Moli”, a Autorzy
z chęcią na to przystali (za co redakcja serdecznie dziękuje) i w taki oto sposób, proszę — przed Wami
kilkadziesiąt zajmujących stron!
Poza tym — co nas cieszy i bardzo nam z tego powodu miło — mamy zaszczyt gościć na naszych łamach
Pana Bartosza Małczyńskiego, doktora Uniwersytetu Opolskiego, jednego z redaktorów nieistniejącego już
(niestety!) czasopisma „Strony”, który postanowił podzielić się z nami swoją twórczością. Zapraszamy więc
do działu „Poezja”, a Panu Doktorowi jeszcze raz serdecznie dziękujemy, że zechciał podesłać nam kilka
swoich utworów. Mamy nadzieję, że jeszcze nie raz i nie dwa podzieli się z nami swoimi tekstami.
Co jeszcze? Stałe działy, czyli „Nostalgiczny Koper” i „Okiem wstecz” oraz dwa nowe cykle — jeden
poświęcony architekturze Opola, natomiast drugi — black metalowym piosenkom o miłości. Jeżeli ze
Olaf Pajączkowski
5
wstępniak
6
zdumieniem przetarłeś oczy, Drogi Czytelniku, zastanawiając się, czy dobrze przeczytałeś, to spieszę Ci
z pomocą i piszę raz jeszcze — black metalowe piosenki o miłości. Tak, tak! Zapraszamy do lektury.
I na koniec — wielkie podziękowania należą się Agacie Narodowskiej, utalentowanej artystce, bez
której ten numer „Moli” nie wyglądałby tak, jak wygląda. Zresztą przejrzyjcie go sami, a na pewno pierwsze,
co się rzuci Wam w oczy, to jej piękne grafiki. Robi wrażenie, prawda? Wystarczy porównać ten numer
z poprzednim, by zauważyć wielki skok jakościowy, jeśli chodzi o stronę estetyczną. Jeżeli i Wy podzielacie
mój zachwyt, to odwiedźcie stronę Agaty lub jej fanpage na Facebooku i napiszcie, jak się Wam podoba jej
twórczość. Na pewno będzie jej miło.
I jeszcze jedno — przypominamy o naszym fanpage'u na Facebooku, naszej stronie internetowej mole-
czasopismo.strefa.pl i zapewniamy, że warto czekać na kolejne numery. Tak więc — do przeczytania za cztery
miesiące!
PS Laureaci naszego pierwszego konkursu powinni już mieć nagrody w swoich skrzynkach pocztowych
— za opóźnienie w ich dostarczeniu serdecznie przepraszamy.
PPS Przypominam o tym, że moja skrzynka e-mailowa czeka na Wasze twory artystyczne. Proszę słać
PPPS Oczekiwany przez Was cykl o kryptydach — od kolejnego numeru!
𝕊tudenckie Naukowe Koło Literackie reak-
tywowało się w listopadzie 2011 roku przy
Instytucie Filologii Polskiej (Wydział Filo-
logiczny) na Uniwersytecie Opolskim. Opiekunem
koła jest dr Bartosz Małczyński. Przewodnicząca —
Kamila Byrtek, zastępca — Monika Ferenc, sekre-
tarz — Lidia Urbańczyk.
Misją Koła jest poszerzanie wiedzy na temat li-
teratury XX i XXI wieku, szukanie związków
między literaturą a innymi mediami, gromadzenie
i promocja twórczości studenckiej oraz uczniow-
skiej.
W 2012 roku Koło m.in. zorganizowało stu-
dencko-doktorancką sesję naukową nt.
Śmierć w literaturze i kulturze XX i XXI wieku,
spotkania z cyklu „Literatura i film”, wyjazd edu-
kacyjny do Muzeum Literatury im. Adama Mickie-
wicza w Warszawie (wystawa „Władysław Sebyła.
Nokturn†1940”) oraz Galerii Sztuki Współczesnej
w Łodzi (sprawozdanie z wyjazdu w majowo-czerw-
cowym numerze „Indeksu”), brało udział w Nocy
Nauki i w spotkaniu z profesorem Tadeuszem Sław-
kiem dotyczącym życia i twórczości Georga Trakla.
→Zapraszamy na stronę internetową Koła
oraz na nasz fanpage na Facebooku.
Lidia UrbańczykKamila Byrtek
prezentacja SNKL
7
poezja
Bartosz Małczyński, ur. 1978 w Częstochowie. Adiunkt w Instytucie Polonistyki i Kulturoznawstwa UO. Autor książek: „Rozwiązywanie tekstów. Poetyckie polimorfie Tymoteusza Karpowicza” (Kraków 2010), „Boczne odnogi, ciemne jamy... Studia i szkice literackie” (Opole 2011). Redaktor naukowy sześciu monografii zbiorowych. Redaktor działu literackiego w nieistniejącym już opolskim piśmie społeczno-kulturalnym „Strony”. Ponadto wielbiciel muzyki i czarnego sportu
Bartosz Małczyński
8
Zamglone wzgórzawydmy słównagie wierzchołki drzew
Ustronia
Małczyński
9
Gwieździstej nocypolecajmy siętu na dnie
poezja
10
Nakrywanie lusterukładanie wierszydo snu
Małczyński
11
12
Śm i e r ćw literaturze i kulturze
XX i XXi wiekuOpole 15 maja 2013
S e s j a n a u k o w a n t .Konferencja nt. „Śmierć w literaturze i kulturze XX i XXI wieku”, zorganizowana przez Studenckie Naukowe Koło Literackie Uniwersytetu Opolskiego odbyła się 15 maja 2013 roku. Większość z wygłoszonych na konferencji referatów prezentujemy na kolejnych stronach
•
Peter Bilý
13
Czytelników, którzy chcą przeczytać tekst dra Bartosza Małczyńskiego, zachęcamy do sięgnięcia po majowo-czerwcowy
numer „Indeksu”, czasopisma Uniwersytetu Opolskiego, a wszystkim zainteresowanym wystąpieniem Bartosza Suwińskiego polecamy
najnowszy numer „Toposu”Śm i e r ćw literaturze i kulturze
XX i XXi wiekuOpole 15 maja 2013
S e s j a n a u k o w a n t .
•
artykuł
Przewodnicząca SNKL, twórczyni i moderatorka strony snkluo.wordpress.com oraz strony na Facebooku. Studentka filologii polskiej i politologii, absolwentka pedagogiki, a z pochodzenia ścisłowiec. Dziennikarka Radia Sygnały i korektorka w Gazecie Studenckiej. Należy także do Koła Naukowego Literatury i Kultury Modernizmu UO. Kiedy nie biega szaleńczo po Opolu, czyta, pisze albo fotografuje. Zakręcona światem literatury, szczególnie polskiej. Swoje noce lubi spędzać w towarzystwie między innymi Poego, Lovecrafta i Kinga. Interesuje się m.in. przemijaniem, zatrzymywaniem chwil i melancholią w literaturze, a także teorią literatury. Zakochana w muzyce różnych gatunków (przede wszystkim metal i rock, ale także hip-hop i dancehall). Czas wakacyjny najchętniej spędza w górach (najlepiej Stołowych). W czasie akademickim spotykana w wielu miejscach naraz
Kamila Byrtek
14
„Cokolwiek czynimy, jest to zawsze i tylko istnienie”
— pisał Leśmian w swoich literackich szkicach1. Ist-
nieniem przeniknięta jest także jego poezja — o wie-
lorakości form bycia można przeczytać w monografii
Michała Nawrockiego „Wariacje istnieniowe. O on-
tologii poetyckiej Bolesława Leśmiana”. Jednak spo-
glądając na twórczość poety przez pryzmat ontologii,
nie można nie zauważyć tej niezwykłej, charaktery-
stycznej struktury istnienia, jej złożoności i dynami-
ki. Dwa kluczowe pojęcia metafizyczne — byt i nie-
byt — splatają się w niejednostajnym tańcu znaczeń.
1 Cyt. za: M. Nawrocki, Wariacje istnieniowe. O ontologii poetyckiej Bolesława Leśmiana, Tranów 2009, s. 5.
Śmierć i sen, wplecione w ten uścisk, w różnych
postaciach przenikają się wzajemnie. Poeta w swo-
jej twórczości oscyluje pomiędzy tymi kategoriami,
stwarza je, przekształca. „Świat przez niego kreowa-
ny jest bowiem nietrwały, istnieje i nie istnieje, zja-
wia się i znika, przebywa na granicy bytu i nicości”2.
Należy zaznaczyć, że w świecie tym nie istnieje tra-
dycyjna dychotomia, która pozwoliłaby na rozdziele-
nie życia i śmierci. Ustanowiona zarówno kulturowo
(poprzez odpowiednie tradycje i różne obrządki), jak
2 M. Wożniak-Łabienec, Niebytu wycieruch (o leśmia-nowskim poecie nicości), Prace polonistyczne 1996, Seria LI, s. 116.
w sennym uścisku — o zaburzeniach tradycyjnej dychotomii
w poezji Bolesława Leśmiana
Kamila Byrtek
15
Życie i śmierć
artykuł
16
i naukowo granica stanowi, wydawać by się mogło,
pewien dogmat. Samo jej istnienie zwykło się uważać
za niepodważalne, jedynie usytuowanie bywa różne.
Jak pisał Edward Stachura: „Ty wszystko pomiesza-
łeś, pomąciłeś, podzieliłeś. Życie nawet, podzieliłeś je
na życie i śmierć”3. U Leśmiana granica ta rozmywa
się — a obydwie strony przenikają się, każda zabar-
wiając przeciwną swoimi atrybutami. Nie da się ich co
prawda desygnować, odnoszą się do innych sfer, jed-
nak można ustalić formy, w które się zanurzają. Poję-
cia te są semantycznie dynamiczne — wciąż nabywają
innych znaczeń. Leśmian, umieszczając je w nowych
kontekstach, nadaje im dodatkowe sensy.
Podobnie dzieje się ze snem. Głowiński wyzna-
czył kilka różnorodnych znaczeń śnienia, które jest
jednym z elementarnych komponentów poezji Le-
śmiana. Wyróżnił on sen jako stan i jako czynność,
3 E. Stachura, Fabula rasa (rzecz o egoizmie), Olsztyn 1985, s. 15.
które miałyby być najbliższe potocznemu rozumieniu
tego leksemu, a także „sen jako sposób działania lub
istnienia”, jako element podmiotu czy natury oraz sen
urzeczowiony, zmaterializowany4. Sen może być także
motorem działań bohaterów, jak w wierszu „Po śmier-
ci”: „Lecimy obydwoje/ pośmiertnym gnani snem”5.
Lista, którą otworzył Głowiński jest jednak znacznie
szersza, śnienie można postrzegać również między
innymi w kategoriach marzenia czy śmierci6. Tak też
śmierć przeplata się ze snem w wersach: „Kopmy dół
dla smutnej wieści,/ aż się topola pomieści, / i ułóż-
my do snu ciało tak, jakby samochcąc spało”7 czy na
4 Głowiński omawia te rodzaje snów w książce Zaświat przedstawiony. Szkice o poezji Bolesława Leśmiana, w rozdziale Leśmian — sen, s. 220-232. 5 M. Głowiński, Leśmian — sen [w:] tenże, Zaświat przedstawiony. Szkice o poezji Bolesława Leśmiana, Kraków cop. 1998, s. 320.6 Joanna Pomykała, „Oniryczny” słownik Bolesława Le-śmiana, Acta Universitas Lodziensis. Folia Litteraria Polonica 2006, nr 8, s. 253-255.7 B. Leśmian, Dzieła wszystkie. Poezje zebrane, Warszawa 2010, s. 183.
Kamila Byrtek
17
artykuł
18
przykład: „Skrawki ziemi, gdzie miłość mnie do snu
złożyła”8.
W tym kontekście warto zauważyć, że sen zostaje usy-
tuowany zarówno w bycie, jak i niebycie. Jego prze-
jawy można dostrzec w życiu, są jego elementem,
ale pojawiają się także „pośmiertnie”. Ten dynamizm
i niejednorodność dotyczy wszystkich aspektów, o
których mowa. Również „nicość, nieistnienie, niebyt
nie są u Leśmiana raz na zawsze dane w jednej, nie-
zmiennej postaci, i one także się dzieją, nadchodzą
8 Tamże, s. 493.
i przechodzą, podlegają przekształceniom”9. Zmarli
nie umierają jeden raz, śmierć nie przynosi im nie-
bytu, a nicość nie jest pozbawiona „wizji istnienia”10,
nie można jej zatem umiejscowić na przeciwległym
względem życia biegunie. Relacje antagonistyczne
istnieją w sposób wyciszony, na pierwszy plan wcho-
dzi raczej bogactwo różnorakich, hybrydalnych moż-
na by rzec, form. Biorąc pod uwagę plastyczny język
Leśmiana, hybrydalność ta zostaje dodatkowo pod-
kreślona. Sama nicość zaś ujmowana jest jako „inte-
9 M. Głowiński, Poezja śmierci, [w:] Tamże, s. 269.10 M. Głowiński, Poezja przeczenia, [w:] Tamże, s. 129-130.
I śnią mu się nasze twarze, niby niczyje,Ręce nasze krwawe i lewe i prawe —I to życie, co po śmierci nie wie, gdzie żyje,Jeno szuka siebie po własnym pogrzebie
Kamila Byrtek
19
gralny składnik świata poetyckiego, odznaczającego
się jakby wymierną materialnością i kształtowanego
w sposób sensualistyczny”11. Warto także raz jeszcze
określić relacje panujące w tym świecie, przytakując
Łapińskiemu:
„Istnienie i nieistnienie przestają być parą rozdzielną, skoro istnieje — pozytywnie istnieje – niebyt, nicość, nic”12.
Śmierć nie przynosi ostatecznego kresu. W pośmiertnym życiu istnieje swoista świado-mość. Być może uwidacznia się tutaj procesual-ność tego zjawiska, w końcu pojawia się także „śmierć wtóra”, prowadząca ku dalszym otchła-niom nicości. A po tej pierwszej śmierci pojawia-ją się w zaświatach sny:
Dwojgu zmarłym w cmentarza zakątkuDawna miłość śni się od początku —I westchnęli i po małej chwiliWspomnieniem ust się połączyli.13
Śmierć wtóra
11 Tamże.12 Cyt. za: tamże.13 B. Leśmian, Dzieła wszystkie. Poezje zebrane, Warsza-wa 2010, s. 520.
Kochankowie łączą się ze sobą w sferze wspo-
mnień, szczęście wlało się w ich żałobne relacje. Co to
za relacje? Być może jedynie w sferze świadomości,
choć cielesność każe przypominać o spróchniałych
ustach. Radość nie trwa jednak długo, śmierć nad-
chodzi — „Straszno zmarłych umierać raz wtóry”14.
Pełna próżnia nigdy zaistnieć nie może, tak jak wśród
dwunastu braci, którzy wspólnie tłukli mur i przy nim
pozostali już na zawsze, umierając w jednym dniu —
„I powymarły jeszcze raz, bo nigdy dość się nie umie-
ra…”15.
O statucie zmarłego mowa w wierszu „Pszczoły”:
A zmarli w zachwyceniu, źrenicę rozwiewnąPrzesłaniając od blasku skruszałych rąk wiórem,Tłoczą się cień do cienia i wołają chórem:„To — pszczoły! Pamiętacie? To – pszczoły na pewno!Przytłumione snem bóle na nowo ich trawią!Wdzięczni drobnym owadom za zbudzoną ranę16
14 Tamże.15 Tamże, s. 329.16 Tamże, s. 341.
artykuł
20
Zmarli przebudzają się przez cierpienie, jed-
nak są wdzięczni. Przywracają im się strzępy pamięci
z minionego życia, które pozwalają na identyfikację
nowych bodźców. Ten „letarg pośmiertności” zostaje
przerwany przez ingerencję istnienia17.
Ślepy na zewnętrzne bodźce próbuje być na-
tomiast Don Kichot, który za życia wierzył w fikcyj-
ne ideały, a pośmiertnie poznał prawdę. Zmarły boi
się podejmować jakichkolwiek działań. Poddaje się
inercji, nie wierzy, nie ufa. Chociaż martwy, wykazuje
cechy i procesy myślowe człowieka żywego, przede
wszystkim jest świadomy.
Siedzi, dumając nad tym, że dumać nie warto,I pośmiertnym spojrzeniem, co nie sięga dalej,Niźli dłoń rozmodlona, obrzuca głąb alej,Gdzie ślad życia na piasku starannie zatarto.18
17 Nawrocki, Wariacje istnieniowe. O ontologii poetyckiej Bolesława Leśmiana, Tarnów 2009, s. 139.18 B. Leśmian, Dzieła wszystkie. Poezje zebrane, Warszawa 2010, s. 267.
Jego również spotyka „śmierć wtóra”:
I zachwiany w niewierze raz jeszcze umieraOwą śmiercią, co wszelkim pocałunkom wzbraniaBudzić takich zmarłych i w dniu zmartwychwstania!19
Śmierć, która przychodzi już drugi raz ma
w tym kontekście moc odbierania jakiejkolwiek drogi
powrotu. Chrześcijańska idea zmartwychwstania zda-
je się być pozbawiona sensu, nicość ogarnia podmiot
tak silnie, że nic go już nie obudzi, nie przywróci ży-
wym.
Także śmierć przenika do snu. „Śniło mi się,
że konasz samotnie…”20 to jeden ze snów, w których
życie zanika, staje się jedynie tłem. Istnienie zostaje
umownie zatrzymane, by dać rozprzestrzenić się nico-
ści. Wszystko zaczyna znikać. Podobnie w innym śnie:
Znikło miasto, gdzie wrzała bezzasadna pracaI gdzie rozbudował się śmiech, niebyt i żal,Nadaremnie się obłok — słońcu przypodzłaca,Znikł obłok — żywot wieczny — bóstw kilka — i dal.
19 Tamże.20 Tamże, s. 302.
Kamila Byrtek
21
Lecz ja trwam by śnić jeszcze na mogile niebaMrok, któremu śmierć chmurne rozczesuje brwi21
Wszystko zanika, chociaż w tle tli się życie.
U podstaw nicości tkwi istnienie.
Inaczej można spojrzeć na relację snu i śmierci, gdy
mowa o śnie Jezusa „W przeddzień swego zmartwych-
wstania”22. W wierszu przedstawiony zostaje obraz
Boga leżącego w mogile, któremu śni się ziemia, śnią
się ludzie:
I śnią mu się nasze twarze, niby niczyje,Ręce nasze krwawe i lewe i prawe —I to życie, co po śmierci nie wie, gdzie żyje,Jeno szuka siebie po własnym pogrzebie.23
Śmierć jest tutaj stanem wzmożonej świado-
mości, bardzo wyraźnie zasygnalizowany jest swoisty
kontakt z rzeczywistością istniejącą poza podmio-
tem. Sen, a jednocześnie moment śmierci, staje się
powrotem do życia (tutaj to np. narodziny, chodzenie
21 Tamże, s. 415.22 Tamże, s. 253.23 Tamże
po jeziorze — odzwierciedlenie życia Jezusa). W tym
kontekście życie ludzi — nasze życie — zostaje nato-
miast snem Boga. A skoro życie jest wciąż zagrożone
śmiercią, a w niebyt wciąż wkraczają różne byty, to
może cały ten krąg powtórzeń śni się jedynie?
Być może.
artykuł
Monika Ferenc – zastępczyni przewodniczącej (którą nie tak łatwo zastąpić) Studenckiego Naukowego Koła Literackiego. Na co dzień studentka filologii polskiej oraz typowy mól książkowy. Poza czytaniem: pasjonatka rekonstrukcji historycznej, tańca irlandzkiego oraz podróży tych dużych i tych małych. Z natury leń, co próbuje pokonać mnogością obowiązków, m.in. jako członek Studenckiego Naukowego Koła Literackiego, Koła Naukowego Literatury i Kultury Modernizmu UO, Naukowego Koła Teatrologów, Studenckiej Rady Wydziału Filologicznego oraz od niedawna dziennikarka Gazety Studenckiej. Uwielbia pisać zwłaszcza felietony, poddawać się lekturze ulubionych pisarzy i poetów (Umberto Eco, Jonathan Carroll, Neil Gaiman, Edward Stachura, Rafał Wojaczek….) lub słuchać muzyki (od muzyki klasycznej, poezji śpiewanej po rock i metal — szczególnie ten folkowy)
Monika Ferenc
Głowiński, parafrazując Schopenhauera, pisał,
że śmierć od wieków jest „prawdziwym duchem
inspirującym i muzą filozofii, a także muzą poezji,
może w nie mniejszym stopniu niż miłość”1. Myśl o
śmierci wywierała wpływ na wszystkie kultury. Bano
się jej, godzono z nią, zawsze jednak traktowano z
szacunkiem, któremu towarzyszył „ogólny wstrząs,
niezwykle silne wzruszenie na widok życia, które
się kończy”2. Od wieków ludzie szukali odpowiedzi
na pytanie, czym dla człowieka jest śmierć — koń-
1 M. Głowiński, Zaświat przedstawiony. Szkice o poezji Bolesława Leśmiana, Warszawa 1981, s. 250.2 K. Bricket-Smith, Ścieżki kultury, tłum. K. Evert-Ve-adtke, T. Evert, Warszawa, s. 364.
cem czy początkiem? Czy jest ona smutną kostuchą
z sierpem, czy może młodą dziewczyną, która zamy-
ka oczy cierpiącym i konającym. Personifikowano ją,
próbowano nadać materialną postać, przedstawia-
jąc jako zakapturzoną postać, gnijącego trupa, mu-
mię, szkielet itd.
W starożytności odpowiednikiem śmierci był
Tanatos, syn Nyks — Nocy i Erebu — Mroku. Jego
bliźniaczym bratem był Hypnos — Sen. Tanatos miał
być pięknym młodzieńcem z czarnymi skrzydłami
i zgaszoną, odwróconą do dołu pochodnią, który ob-
cinał umierającemu pukiel włosów. Cytat:
Śmierć (nie)oswojona (Bolesław Leśmian)
Monika Ferenc
23
artykuł
24
zlatuje na czarnych skrzydłach, wchodzi niepo-strzeżony do pokoju i złotym nożem odcina kona-jącemu pukiel włosów. W ten sposób, niby kapłan umarłych, poświęca człowieka na ofiarę bóstwom podziemnym i na zawsze odrywa od ziemi.3
Inni osobę Śmierci widzieli w Charonie, bożku,
który przewoził zmarłych przez rzekę Styks do świata
umarłych — Hadesu. W średniowieczu zaczęła ona być
personifikowana na wiele sposobów, między innymi
jako gnijące ciało, szkielet lub zakapturzona postać.
Śmierć była triumfatorką, która podróżowała na wo-
zie ciągniętym przez czarne woły, zapraszała ludzi do
3 http://www.mitologia.ubf.pl/print.php?type=A&item_id=39 [dostęp 2013-04-28].
tańca lub też była „Morową Dziewicą”, wysoką i bla-
dą dziewczyną, która wędrowała po kraju rozsiewając
wokół siebie „morowe powietrze”. Wspomnę również,
iż śmierć dawniej wyobrażano sobie również pod po-
stacią zwierząt, najczęściej ptaków — sowy, łabędzia,
wrony, kruka, ale również jako czarnego psa, konia,
kota itd. W XIX wieku powrócono do przedstawiania
śmierci w postaci antropomorficznej, wzorując się na
starożytnych bóstwach, przedstawiano ją jako czarne-
go anioła, a w ludowych wierzeniach widziano ją jako
ubraną na biało kobietę. Twórczość Leśmiana, przypa-
da na czas, kiedy „topika śmierci już się rozpadła, gdy
nie można się do niej odwoływać w sposób oczywisty
i nie wymagający motywacji do utrwalonego zespołu
Głowo w koronie z chwastów niejadalnych!
Monika Ferenc
25
wyobrażeń, jakie funkcjonowały dawniej w historii”4.
Głowiński uważał, że rozpad tej topiki zmusił poetę
do „szukania indywidualnego języka, a więc takich
symboli, które nie byłyby powtórzeniem symboli tra-
dycyjnych, ale zarazem nie stanowiłoby ich prostego
zaprzeczenia, czy odrzucenia symboli, które w taki,
czy inny sposób odwoływałyby się do powszechnych
przedstawień, utrwalonych w wyobrażeniach religij-
nych, w artefaktach naszej kultury i w samym języku.
W tym wypadku to właśnie tradycja narzuca granice
oryginalności”5. Tradycja ta wiąże się z „powrotem
do źródła”, poszukiwaniem unii z naturą. Owa tęsk-
nota za powrotem do pierwotności, nie pozbawiona
była jednocześnie lęku i „antropologicznego duali-
zmu bytu człowieka, jako tego, który wyszedł z byto-
wania człowieczego i rozpoczął bytowanie świadome
i społeczne”6. Poszukiwanym i postulowanym stanem
4 M. Głowiński, dz. cyt., s. 252.5 Tamże.6 J. Trznadel, Wstęp [w:] B. Leśmian, Wiersze wybrane,
według Leśmiana miał być, jak określił to Jacek Trz-
nadel: „dualizm niesprzeczny, korzystanie ze wszyst-
kich możliwości związanych z naturą i już oderwa-
nym od niej”7. Stan poeta ten opisał między innymi w
wierszu Do śpiewaka:
Wiem, ty — głowo w koronie z chwastów niejadalnych, Z byle rośnej pokrzywy, z byle złego zielska! Dusza twa na wpół smocza, a na wpół anielska Nie bez celu się tarza w bujniskach upalnych!
Szuka swej podobizny zgubionej przypadkiem Przez Tego, co ją nosił na piersi przed wiekiem On jeszcze nie był Bogiem, tyś nie był człowiekiem. A już wzajem o sobie śniliście ukradkiem.
Do śpiewaka [s.132]8
Ludowość Leśmiana oraz „mit powrotu do natury”9
wiązały się z przekonaniem o pierwotności poezji.
Wrocław 1985, s. 14.7 Tamże.8 Niemal wszystkie wiersze cytowane w tym tekście po-chodzą ze zbioru: B. Leśmian, Wiersze wybrane, Warszawa 1973. W dalszej części oznaczone będą tytułem wiersza i nu-merem strony zapisanym w nawiasie kwadratowym.9 J. Trznadel, dz. cyt., s. 15.
artykuł
26
W gwarze, ludowym folklorze, czy wiejskim pejzażu,
szukał języka i tematów, które oryginalnie przetwarzał
w swoich wierszach. „Największa rola w tej ludowej
stylizacji przypadła folklorowi polskiemu i słowiań-
skiemu, nie zabrakło również nawiązań do twórczo-
ści ludowej innych kręgów kulturowych, do mitologii
w szerokim tego słowa znaczeniu”10. Śmierć, która
niemalże obsesją poetycką Leśmiana, „jest pierwszą
sprawą, pierwszym tematem11, którego „tłem” pozo-
10 Tamże.11 M. Głowiński, dz. cyt., s. 252.
staje ludowość, folklor, „erotyka i fantastyka i opisy
przyrody”12 lub też, jak wcześniej wspomniałam, tra-
dycja kulturowa, jak np. Świdryga i Midryga, która
jest Leśmianowską dance macabre. W balladzie tej
śmierć ukazana jest jako dziewczyna, która namawia
tytułowych bohaterów do wspólnego tańca:
Zaskoczyła ich na słońcu Południca bladaI Świdrydze i Midrydze i tańcowi rada.
Zaglądała im do oczu chciwie, jak do żłobu.Który w tańcu mię wyhula, bom jedna dla obu?
Świdryga i Midryga [s. 89]
Jednocześnie wiersz ten jest przykładem, jak
daleko od tradycyjnej topiki odchodzi Leśmian13.
Świdryga i Midryga walczą o względy dziewczyny:
Moja będzie — rzekł Swidryga — ta pierś i ta szyja!"A Midryga pięścią przeczy: "Moja lub niczyja!"
Świdryga i Midryga [s. 89]
12 Tamże, s. 253.13 M. Głowiński, dz. cyt., s. 254.
Nie dlatego, że widzę,
nie przeto, że słyszę
W wyniku walki między tańczącymi
kobieta rozdwaja się, ma cztery ręce i cztery
nogi, chce tańczyć z każdym:
I rozdwaja się po równu, rozszczepia się żwawoNa dwie dziewki, na siostrzane — na lewą i prawą.
"Dosyć ciała dwoistego mamy tu na łące!Tańczże z nami południami, dopóki jarzące!
Jedna dziewka rąk ma czworo i cztery ma łydy !Niech upoją nas do reszty twe słodkie bezwstydy!"
Świdryga i Midryga [s. 89- 90] Ostatecznie wycieńczona tańcem dziewczyna kona na parkiecie:
Tańcowali aż do zdechu i aż do upaści!Aż poczuli, że dziewczyna życie w tańcu traci,I umarła jednocześnie we dwojej postaci.
Świdryga i Midryga [s. 90]
Tu również Leśmian zaskakuje nas no-
watorskim podejściem do tradycji i kultury.
„Szalony” taniec umarłej dziewczyny, (a może
artykuł
28
dziewcząt?) trwa nawet po złożeniu jej do trumny. Do
tańca porywają one także obu młodzieńców:
W dwóch ją trumnach ułożyli, ale w jednym grobie —A już huczy echo ziemne — tańczą trumny obie!
Tańczą, ciałem nakarmione, syte i hulaszcze,Ukazując co raz w tańcu nie domkniętą paszczę.
Tańczą, skaczą i wirują, klepką dzwonią w klepkę,Na odkrętkę, na odwrotkę i znów na odsiebkę!
Aż się kręci razem z nimi śmierć w skocznych lamentach,Aż się wzdryga wnętrznościami przerażony cmentarz!
Aż się w sobie zatraciło błędne tańca koło,Aż się stało popod ziemią huczno i wesoło!
Świdryga i Midryga [s. 90-91]
Śmierć w poezji Leśmiana „jest w ciągłym ru-
chu”, jest „dzianiem się” („dziejbą”), „nigdy nie sta-
nowi natychmiastowego i nieodwołalnego zamknię-
cia życia. Jest procesem umieraniem, rozciąga się w
czasie”14. Opisem procesu umierania jest np. ballada
14 Tamże, s. 254.
Piła, w której to poeta określił „umieranie, jako roz-
pad ciała na części, jego dekompozycje”15.
Całowała go zębami na dwoje, na troje:"Hej, niejedną z ciebie duszę w zaświaty wyroję!"
Poszarpała go pieszczotą na równe części:"Niech wam, moje wy drobiażczki, w śmierci się poszczęści!"
Rozrzuciła go podzielnie we sprzeczne krainy:"Niechaj Bóg was pouzbiera, ludzkie omieciny!"
[…]
Oczy, wzajem rozłączne, tleją bez połysku,Jedno brzęczy w pajęczynie, drugie śpi w mrowisku.
[…]
A ta ręka, co się wzniosła w próżnię ponad drogą,Znakiem krzyża przeżegnała nie wiadomo kogo!
Piła [93-94]
Ciało po śmierci jest jednym z ważniejszych
motywów twórczości Leśmiana, poeta posługiwał się
nim bardzo często, ukazując je w sposób nietypowy —
biologiczny, a jednocześnie metafizyczny, fantastycz-
15 Tamże.
Monika Ferenc
29
ny. Po śmierci nie zostaje ono pozbawione możliwości
odczuwania bodźców zmysłowych. Jednocześnie nie
może jednak wrócić do pełnej egzystencji. Rozdzielona
zostaje dusza i ciało, co według Bolesława Leśmiana
jest dowodem na tragizm naszego istnienia, ponieważ
dusza nie może prawidłowo funkcjonować bez ciała:
Jak niewiele ma znaków to ubogie ciało, Gdy chce o sobie samym dać znać, co się stało... Stało się, bo się stało! Już się nie odstanie! Patrzę ciągle i patrzę, jak gdyby w otchłanie, I ciągle nasłuchuję, czy kto puka w ciszę?... Nie dlatego, że widzę, nie przeto, że słyszę. I usta moje bledną, a to ten ból biały Nie dlatego, że zmarły, lecz bardzo kochały, I uśmiech nie dlatego trwa na nich przelotem, Żeby się uśmiechały... sam uśmiech wie o tem.
A gdy ciebie wspominam — świat mi cały gaśnie, Bo tak oczom potrzeba — tak chce się im właśnie! A dłonie załamując, wiem, że nie z rozpaczy, Lecz nie mogę inaczej — nie mogę inaczej.
*** [Jak niewiele ma znaków to ubogie ciało] [s. 252]
Warto również wspomnieć, że Leśmianowska
śmierć często zdobywa panowanie nad świadomo-
ścią podmiotu, staje się jego główną rzeczywistością.
Poeta przedstawia nam ową rzeczywistość poprzez
ukazanie zaświatów, równoległego świata, w którym
„egzystują” istoty umarłe:16
Takiej nocy nie było! To noc — nietutejsza! Przyszła z innego świata i trzeba ją przeżyć... Już płaczą rzeczy martwe... Ale o to — mniejsza! Nie każdą śmierć dziś można wiecznością uśmierzyć...
Nic nowego za grobem! — Nic — poza tą bramą, Gdzie się duchy zlatują ku istnienia plewom! A cokolwiek się stanie — stanie się to samo —Złych zdarzeń powtarzalność ciąży nawet drzewom!17
16 Tamże.17 Noc, http://soror.w.interia.pl/Lesmian.htm, [dostęp 2013-04-28].
Takiej nocy nie było! To noc —
nietutejsza!Już płaczą rzeczy martwe... Ale o to —
mniejsza!
artykuł
30
Śmierć w twórczości Bolesława Leśmia-
na związana jest bardzo ściśle z motywem mi-
łości. Poeta przedstawia miłość dojrzałą, miłość
wspólnego życia, doli i niedoli, miłość dozgonną i po
zgonie. Kocha się nie tylko piękno młodości, ale doj-
rzałość, godzinę, w której się umiera18.
18 J. Trznadel, dz. cyt., s. 43.
Podejmując motyw miłości duchowej, wyprowa-
dzony z tradycji chrześcijańskiej nie ukazuje Leśmian
towarzyszącego mu często motywu przeciwstawienia
ducha-ciału. Ciało w religijnym średniowieczu było
przedstawione jako forma przejściowa człowieka, mi-
łość do ciała, jako miłość do trupa. To właśnie wyra-
żają średniowieczne dansesmacabres. Leśmian podej-
muje ten motyw często w takim natężeniu, że można
mówić o swoistej „nekrofilii” tych przedstawień19.
Uczył się kochać umarłą, pieścił dłoń, której nie było, Całował oczy zamknięte, każdą powiekę z osobna, Porozumiewał się z piersią jak z pełną pieszczot mogiłą Ale nie wiedział, co czuła, bo nazbyt była zagrobna.20
Poeta w swoich wierszach prowadzi grę z kon-
wencją i tradycją, bawi się nią i ukazuje w typowy dla
siebie bądź groteskowy, bądź to żartobliwy sposób:
Ja — poeta, co z nędzy chciałem się wymigać,Aby śpiewać bez troski i wieczność rozstrzygać,
19 Tamże.20 Rok nieistnienia, http://soror.w.interia.pl/Lesmian.htm, [dostęp 2013-04-28].
Leśmian przedstawia miłość dojrzałą, miłość wspólnego życia, doli i niedoli, miłość dozgonną i po zgonie. Kocha się nie tylko piękno młodości, ale dojrzałość, godzinę, w której się umiera
Monika Ferenc
31
Gdy mnie w noc okradziono, drwię z ziemskiej mitręgi,Bo wiem, że tam — w zaświatach mam swoje trupięgi!Dar kochanki czy wrogów chytra zapomoga? —Wszystko jedno! W trupięgach pobiegnę do Boga!I będę się chełpliwie przechadzał w zaświecie,Właśnie tam i z powrotem po obłoków grzbiecie,I raz jeszcze — i nieraz — do trzeciego razu,Nie szczędząc oczom Boga moich stóp pokazu!A jeśli Bóg, cudaczną urażony pychą,Wzgardzi mną, jak nicością, obutą zbyt licho,Ja — gniewny, nim się duch mój z prochem utożsami,Będę tupał na Niego tymi trupięgami!
Trupięgi [s. 205]
Bardzo ciężko jest odpowiedzieć na pytanie,
czy śmierć w poezji Bolesława Leśmiana dała się
oswoić, jednocześnie jednak myślę, że dzięki czer-
paniu z tak wielu tradycji historycznych i współcze-
snych poecie udało się pokazać nam nie tyle swoje
wyobrażenie śmierci, ile to, że poezja jest grą, za-
bawą z konwencją i tradycją. Poeta ma świadomość
śmierci swojej i swoich bliskich, potrafi jednak o tym
mówić w sposób pozbawiony zbędnego patosu i nie-
rzadko z humorem, dzięki czemu temat ten staje się
lżejszy. Nie można jednak generalizować, Leśmia-
nowska śmierć ma wiele twarzy, jedne niemal przyja-
zne, drugie przerażające, dlatego pytanie, czy udało
mu się oswoić śmierć pozostawiam nadal otwarte.
artykuł
Fascynuje ją literatura i kultura baroku
Agnieszka Dyś
32
Zagadnienie śmierci i przemijania jest jednym z naj-
bardziej nośnych w kulturze. W dobie baroku zyska-
ło ono swój oddzielny, niepowtarzalny koloryt. Na
istotną zmianę w kręgu tanatologicznych refleksji
zwraca uwagę Philipe Aries. Jego zdaniem na-
stąpiła wtedy szczególna koncentracja na samym
momencie odejścia: „[…] człowiek epoki nowożytnej
zaczął odczuwać pewne skrępowanie wobec chwili
swojej śmierci[…]”1, co skutkowało tym, że pojęcie
„śmierć” było zastępowane ogólnikowymi rozważa-
niami o „śmiertelności”. Takie ujęcie tematów fu-
1 P. Aries, Człowiek i śmierć, Warszawa 1978, s.310.
neralnych powoduje rozmycie temporalne — „od-
sunięcie śmierci na bezpieczną odległość”2. Wydaje
się, że nigdy bardziej niż w baroku w pełni nie reali-
zuje się średniowieczne zawołanie memento mori.
Śmierć staje się wszędobylska i jakby nieco bar-
dziej „oswojona”. I może właśnie dlatego stała się
motywem przewodnim twórczości Jarosława Marka
Rymkiewicza. Zarówno śmierć jak i barok są swo-
istym spiritus movens twórczości poety.
Barokowa wizja kresu egzystencji staje się
zbiorem niezwykłych konceptów. Śmierć wyraża się
2 Tamże, s. 310.
w dobie baroku oraz ich aktualność w literaturze współczesnej (na przykładzie wybranych wierszy
Jarosława Marka Rymkiewicza)
Agnieszka Dyś
33
Motywy tanatologiczne
artykuł
34
często w tym, co efemeryczne, przelotne. Poeci ze-
stawili żywot z kruchymi artefaktami: szkłem, pianą
morską, podmuchem wiatru, pajęczyną. Takie obrazo-
wanie swe korzenie czerpie z Biblii: z Księgi Koholeta
i Księgi Hioba. W jednym z manierystycznych wierszy
Sebastiana Grabowieckiego czytamy:
Mój wiek czasem krótkim jak sznurem zmierzony, A jako granicą pewną otoczony,Więc jak ja nietrwały, Ty wiesz, a pjanaWodna słusznie się zda z nim być porównana[…]
U Rymkiewicza świat jest odziany w rozkład.
Jest organiczny, opleciony kruchą pajęczyną grzyb-
ni. W sonecie Na ciało moje gdy umiera pleśń staje
się rozumną istotą. Czeka na mówiącego, wie o jego
obecności. Utożsamiając siebie z pleśnią mówca pró-
buje oswoić lęk przed odchodzeniem:
[…]A co jest próchno to się ze mną zna[…]Mój język pleśń jest i pleśń będę wszystekJa com wyśpiewał w pleśni każdy listek
Śmierć staje się procesem życiodajnym. Umar-
ły łącząc się z najmniejszymi atomami Natury obdarza
ją zdolnościami patrzenia, słuchania a nawet śpiewa-
nia. Przemienia się i tonie w zieloności niby Leśmia-
nowski Topielec Zieleni. Śmierć wydaje się kresem
życia, ale poeci często odwracają tę relację. Egzysten-
cja staje się wtedy niejako śmiercią. U barokowego
pisarza Wacława Potockiego znajdujemy podobne ze-
stawienie:
Tak komukolwiek rodzić zdarzyło się losem
Już jest w trumnie niestotyż, już jest pod profosem[…] Cóż tedy jest ten żywot ludzki? Śmierć czekana[…]
Pleśń jest jednocześnie śmiercią i życiem.
Człowiek czeka momentu pochłonięcia przez żywioł
pleśni. Jest to mu przeznaczone. Barokowy everyman
żyje w trumnie — współczesny człowiek, analogicznie,
egzystuje w pleśni. Rymkiewicz w obrazowaniu wyzy-
skuje estetykę brzydoty. Innym przykładem turpi-
Agnieszka Dyś
35
stycznych fascynacji autora „Ogrodu w Milanów-
ku” jest wiersz Kosz na śmieci przy stacji kolejki
WKD w Milanówku pod Warszawą. Poetycki mówca
pochyla się z troską nad zawartością kosza pełnego
odpadów. Nazywając śmieci „istnieniami” zauważa
w ich ułożeniu jakiś boży porządek. Chwytem lite-
rackim staje się znalezienie podobieństw pomiędzy
odpadkami a ciałem umarłego, wierszowy mówca
konstatuje: „[…]I śmierć super- pośród śmieci mnie
ułoży[…]”, zaskakująca jest paralela wysypiska i
cmentarza. Topos życia — śmierci Rymkiewicz wy-
korzystuje wielokrotnie. W utworze Wiersz na te sło-
wa Ewangelii św. Jana: choroba ta nie jest na śmierć
zwraca uwagę na fakt że człowiek żyjąc egzystuje
cały czas w śmierci, jak sam mówi: („Teraz i zawsze
gdy mój Bóg mnie słucha/ Teraz się rodzę i oddaję
ducha[…]”). Śmierć piętnuje życie i zamyka w
ciągłym procesie rozkładu. Poeta wykorzystu-
je przeciwstawne formy czasowników (takie jak np.
„umieram”, „rodzę się”), zestawia formy czasu prze-
Pleśń jest jednocześnie życiem i śmierciąCzłowiek czeka momentu pochłonięcia przez
żywioł pleśni
artykuł
36
szłego z przyszłym. Dając w ten sposób wrażenie
metafizycznych rozważań nad kolejami ludzkiego
bytowania. Takie ujęcie tematów funeralnych zna-
ne jest choćby z twórczości Daniela Naborowskie-
go czy Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego. Znacząca jest
również figura Łazarza, do której podmiot mówiący
porównuje siebie. Otwiera perspektywę swoiście ro-
zumianego „nigdy – nie – umierania”, bycia wiecz-
nym upiorem, który nawet w momencie składania do
grobu ciągle pozostaje podmiotem, a nie przedmio-
tem śmierci .
W barokowych przedstawieniach śmierć góruje
nad wszystkim. Jest władcza i może wydawać rozkazy,
którym człowiek musi pozostawać posłuszny. Porów-
nywana bywa do czyhającego kata lub oprawcy. Tema-
tyczne obrazowania poetyckie często powołują się na
analogie bitewne, które łączą z metaforyką militarną.
U Rymkiewicza w wierszu Męczeństwo księdza Baki
Śmierć jest przedstawiona w żołnierskim rynsztun-
Agnieszka Dyś
37
ku. W symbolicznej scenie Baka
jest krzyżowany a Śmierć otwie-
ra mu bok włócznią. Sugestywny
portret Śmierci — przeciwniczki ro-
dzaju ludzkiego przedstawia Mikołaj
Sęp-Szarzyński w wierszu Napis na
statuę abo na obraz śmierci, gdzie
można ustalić szczegóły dotyczące
jej utrwalonego w powszechnej świa-
domości wizerunku. Śmierć to zbój-
czyni wyposażona w kosę (jak zauwa-
ża poeta:[…] Jako kosarz ziele /Ostrą
kosą ściele […]). Jest nieprzejedna-
na, nie można jej przekupić, okazu-
je się sprawiedliwa jak nikt inny, bo
każdego traktuje jednakowo. Poeta
nazywa ją rywalką i podkreśla, iż jej
ulubionym fortelem jest działanie z
zaskoczenia.
W ujęciu Rymkiewicza i Szarzyńskiego Śmierć
„ożywa” , zostaje wyposażona w cechy fizyczne i oso-
bowość. Czasem jednocześnie przeraża i śmieszy, co
wprowadza elementy fantastycznej groteski, które
są jednym z ulubionych środków wyrazu baroko-
wych „trefnisiów”. Owi aforyści wypowiadają się
żartobliwie o kondycji Śmierci, jak np. Stanisław
Serafin Jagodyński, który przedstawiał Śmierć jako
łakomą pannę, która objadła do kośćca samą siebie.
We wspomnianym utworze Rymkiewicza Męczeń-
stwo księdza Baki tytułowy bohater przeżywa piekiel-
ne tortury pod nadzorem diabła. Antropomorficzne
Śmierci wchodzą w rolę żołnierzy-katów powielają-
cych, na szczątkach doczesnych księdza, zestaw
tortur Panajezusowych. Nie bez znaczenia jest postać
Baki jako symbolu człowieka, którym targają escha-
tologiczne rozterki. Sam ksiądz był przecież baroko-
wym duchownym, który, między innymi, w Uwagach
o śmierci niechybnej przypominał o nieuniknionym
artykuł
38
końcu każdego z nas i bezbronności istoty ludzkiej
wobec prawideł śmierci.
Nie jest tajemnicą, że barok w swych fascy-
nacjach funeralnych nawiązuje do recepcji średnio-
wiecznych. Twórczo też przekształcał on motywy,
przystosowując je do swoistych dla siebie form od-
czuwania i myślenia. Jak słusznie zauważa Alina
Nowicka–Jeżowa w Sarmatach i śmierci, właśnie
średniowieczne motywy są w dużej mierze pre-
tekstem do kunsztowności i pomysłowości baroko-
wej. Poeci doby baroku z upodobaniem wykorzystują
elementy groteski czy makabry. Szokują motywa-
mi trupów, rozkładu ciał, brzydoty. Przedstawiają
śmierć jako fantastycznego potwora. Według Zbignie-
wa Kuchowicza, takie peredylekcje nierozerwalnie
wiążą się z warunkami, w jakich przyszło żyć ludziom
doby baroku. Nasilające się epidemie, wojny czy
„krwawy” kult męczenników wprowadzały elemen-
ty grozy do życia codziennego, powodując swoiste
znieczulenie dla tych potworności. Obojętność była
jednym ze sposobów radzenia sobie z okropnościami
wszechogarniającej śmierci.
Innym sprawdzonym sposobem była pompa-
tyczność. Jak zauważa Philipe Aries, odznaczała się
Wszystko znika bluszcz i wróble jeże kretyNawet Bartok jego skrzypce i klarnety
Agnieszka Dyś
39
ona pewną rytualizacją i teatralizacją, która pozwa-
lała oswoić nieco śmierć oraz uspokoić życie. Jak
wiadomo polscy Sarmaci w dziedzinie theatrum
moriendi wykazywali niemałe mistrzostwo. Mówi-
my tu przede wszystkim o sławnej pompie funebris
i jej zasadniczej symbolice oraz artefaktach. Zawar-
cie doświadczenia śmierci w skonwencjonalizowa-
nej formie pomagała pogodzić się żyjącym z własną
śmiertelnością.
Barok hołduje estetyce vanitas. Biblijny topos
przenikał każdą dziedzinę życia. W Europie zachod-
niej przybierał on najczęściej formę artystycznego
memento zawartego w symbolicznych martwych na-
turach. Wizerunek trupa i jego atrybutów przenikał
do domów w postaci obrazów, elementów wystroju
oraz, co ciekawe, jako detal ubioru. Jak wspomina
Aries, moda na makabryczne dodatki do stroju
była niebywale rozpowszechniona.
Świadomość rychłego kresu przenikała
wszystko. „Tak więc człowiek miał w domu i nosił na
sobie te same motywy i formuły, które widział na uli-
cy, na kościelnych murach[…]”3. Tu trupia dosłow-
ność traci swój urok, a nagi szkielet staje się raczej
elementem fantastyki, tylko symbolem — abstrak-
cją śmierci. W Polsce często dewocyjna religij-
ność dyktowała inne spojrzenie. W poezji i sztuce
sakralnej pojawiają się rozkładające się zwłoki, cała
potworność i dosłowność trupa. U Rymkiewicza tak-
że znajdujemy motywy estetycznej vanitas. Wiersz
Ogród w Milanówku: W okamgnieniu poświęcił
właśnie poetyckim rozważaniom nad artefaktami
kruchości. Już sam tytuł przywołuje na myśl obraz
z cyklu Hieroglify naszych dni ostatnich hiszpań-
skiego malarza Juan’a Valdesa de Leala. Mowa tu
o dziele z napisem In Ictu Oculi (łac. W mgnieniu
oka), na którym kościotrup z kosą i trumną pod pa-
chą wypisuje tuż nad promieniem świecy złowiesz-
3 Dz. Cyt, s. 325.
artykuł
40
cze hasło, depcząc insygnia władzy ziemskiej, sym-
bole ziemskich wartości. Rymkiewicz otwiera wiersz
swoistą puentą:
Wszystko znika w okamgnieniu w osłupieniu[…]
Poeta zestawia świat natury z rytmem istnienia.
Pozwala się domyślić ich koneksji z motywami dan-
se macabre. Znamienny jest fakt, że pierwsze znane
nam polskie przedstawienie trumofi de la morte, jak
podkreśla Białostocki w Płci śmierci, pojawia się wła-
śnie w dobie baroku. Taniec śmierci nazywa muzyką
planetarną. Jak na obrazie de Leala wylicza wszystko
to, co charakteryzuje się nietrwałością:
Wszystko znika bluszcz i wróble jeże kretyNawet Bartok jego skrzypce i klarnety […]
Stosuje wyliczenia, powtórzenia mające ryt-
mizować wiersz dać mu pozór odwzorowywania
„śmiertelnego walczyka”. Obroty planetarnej harmo-
niki wydają się dosięgać najmniejszą nawet cząstkę
wszechświata także stany momentalne czy procesy
w nich zachodzące, takie jak wypowiadanie słów czy
samo gnicie. Nawet nieobecność (Śmierć) jest epi-
zodyczna i nietrwała, a nietzscheańskie koło świata
przyśpiesza coraz bardziej z walca przechodzi w po-
lkę. Wydaje się, że śmierć towarzyszy cały czas i cze-
ka w ukryciu, nieuświadomiona przez jakiekolwiek
istnienia, ale jest jednocześnie i paradoksalnie bliska
człowiekowi, ponieważ Nieobecność mówi do nas po
imieniu.
Śmierć w dobie baroku przybiera formy znane
ze średniowiecza (postacie kościotrupów, rozkłada-
jącego się ciała). Ponura żniwiarka obecna jest w po-
ezji, ale swoją bytnością naznacza każdy etap życia
Sarmaty. Istnieje wtedy swoista moda na napomnie-
nia wanitatywne, noszenie insygniów i oznak śmierci.
Śmierć czasami staje się również swoistą konwencją.
Rymkiewicz wykorzystuje ten świat, zdawałoby się,
Agnieszka Dyś
41
muzealnych artefaktów przekształca go twórczo, od-
świeża i ubiera w znaczenia bliskie współczesnemu
odbiorcy. Może się wydawać, że w jego twórczości
pobrzmiewa, jak echo fragment jednego z wierszy
Daniela Naborowskiego:
Dwakroć żyje, kto żyjąc umrzeć się gotuje;Umiera dwakroć, kto się śmiertelnym nie czuje[…].
Bibliografia:
1. P. Aries, Człowiek i śmierć, Warszawa 1978
2. J. Białostocki, Płeć śmierci [W:] tegoż, Płeć
śmierci, Gdańsk 1999
3. J. Chrościcki, Pompa funebris. Z dziejów kultury
straropolskiej, Warszawa 1974
4. Z. Kuchowicz, Człowiek polskiego baroku, Łódź
1992
5. A. Poprawa, Kultura i egzystencja w poezji
J. M. Rymkiewicza, Wrocław 1990
artykuł
Studentka filologii polskiej UO, członkini Opolskiego Projektora Animacji Kulturalnych, Studenckiego Naukowego Koła Literackiego, Koła Naukowego Literatury i Kultury Modernizmu oraz Wolnego Dziennikarstwa. Do swych pasji zalicza literaturę, historię Polski oraz psychotronikę. Obecnie pracuje w sieci księgarni Matras — magiczne księgi widzi wszędzie (i sny, i praca, i studia, i czas wolny…). Jeszcze nie postradała zmysłów. Jej rytuałem jest codzienne pisanie, z zapamiętaniem prowadzi dzienniki. Rzeczywistość jest dla niej fikcją literacką (lub fikcja literacka — rzeczywistością:)). Jej ukochani twórcy to między innymi: Witkacy, J. Cortazar, G.G. Márquez, R. Wojaczek, F. Dostojewski i K. Wierzyński. Każdego dnia prosi Wielką Matkę o błogosławieństwo i pogodę ducha, każdej nocy boi się, że nie zaśnie przed wschodem Słońca
Magdalena Kozieł
Carl Gustav Jung wiele miejsca poświęcił opisowi
tego, co dzieje się, gdy człowiek wkroczy w ciemność,
rozciągającą się za granicami jego świadomości (uży-
wał nawet zwrotu: „znaleźć się w grocie, którą każ-
dy nosi w sobie”). Wedle teorii Junga, wiąże się to
bezpośrednio z procesem przemian, oto bowiem isto-
ta ludzka wkracza w tajemniczy świat przesiąknięty
treściami nieświadomymi. Z omawianym procesem
związane jest ogromne ryzyko, gdyż trzeba liczyć się
z tym, że owe przemiany będą miały negatywne skut-
ki1.
1 C.G. Jung, Archetypy i symbole. Pisma wybrane, War-szawa, 1976, s. 144-146.
Zapamiętanie się w śmierci, rozmyślania krą-
żące wokół tematyki zaświatów — to motyw central-
ny wierszy Wojaczka. Mamy prawo przypuszczać, iż
kresem i celem wędrówek podmiotu lirycznego jest
właśnie ona.
Ja jestem wieża, abym wyniośle wciąż nad siebie mógł rość jak kiedyś usta wyrosły mi do niebawymusić tchnieniem z bliska by, choć najmniejszą, iskręgwiazdy we wnętrze nocy – wypełniającej oczy kolorami palety co wymyśliła się sama na podobieństwo nie znanej mi tęczy — wypluło; gdy nie było w tej nocy ani śmierci poufnej: do niej serce mogłoby sobie szeptem — jeszcze siostrze słyszalnym, lecz jej nie było, gwieździe —dyszeć; i moje życie też żyło sobie snem niepodległym tej nocy — lecz teraz jest już dzień
Ciemność ciemnieje znów. Pieśni śmiertelne Rafała Wojaczka
Magda Kozieł
43
44
nareszcie nie skończony w opłotkach widnokręgu — ;gdy była widnokręgiem, co się nie odsłaniał,śmierć: wreszcie nie wiedziałem o niej nawet, czy jest — myślałem: już nie umrę — dłoń jeszcze jej szukała.Dziś już wiem: ta noc była mojego umieraniakształtem jawnym, co ze mnie wyszedł jakby krew2.
2 R. Wojaczek, Piosenka z najwyższej wieży, [w:] tegoż, Wiersze zebrane, Wrocław 2011, s. 304.
Już w wyżej przytoczonym fragmencie widzimy obec-
ność nocy, jej przestrzeń jest z psychoanalitycznego
punktu widzenia domeną nieświadomego. Zdaniem
Kępińskiego w ciemności zatracają się barwy, ogląd
rzeczywistości ulega zmianie, pustkę wypełniają two-
ry świata wewnętrznego.
Magda Kozieł
45
Przestrzeń ciemna jest zawsze przestrzenią psycho-
tyczną, w nią rzutuje się to, co tkwi w głębi człowieka
i staje się jego nierzeczywistą rzeczywistością3.
Twórczość Wojaczka jest zapisem stanu wyobcowa-
nia. Dzięki niebywałemu artyzmowi i wyszukanej for-
mie poeta przechodzi w sposób płynny od języka do
sfery zmysłów - czarując nas słowem. Obserwujemy
„ja”, które staje się obce i dalekie samemu sobie, ce-
chą charakterystyczną staje się fakt iż, ciało zaczyna
być opisywane jako podmiot zewnętrzny.
Poczucie realności własnego ciała zanika.
Co za tym idzie — jakiekolwiek działania tracą sens.
Następnie pojawia się apatia, emocje ulegają przytę-
pieniu4.
Na brzegu wielkiej wody naszego znużeniaCzekamy na znak aby oczy nam rozjaśnił
3 A. Kępiński, Melancholia, Warszawa 1985, s. 100-109.4 I.S. Kon, Odkrycie „ja”, Warszawa 1987, s. 69.
Zachwytem i zarazem ogromną pokorą.
Czekanie w nas otwiera swoje ssące ustaAle nie jest już głodem i łagodnie ssieW swe wnętrze w naszym wnętrzu melancholię zmierzchu5.
Postawa buntownicza ustępuje, pojawia się re-
zygnacja i obojętność. Gwałtowne próby utrzymania
się przy życiu schodzą na dalszy plan.
Wycofany z dzieła submiot obserwuje dokonaną
przez siebie deformację i destrukcję samego siebie.
Odosobnienie nie wyklucza więc subiektywizmu, tj.
odautorskiej perspektywy6.
Kępiński pisze:
W ciemności wszystko staje się chaotyczne, małe sprawy ulegają wyolbrzymieniu, człowiek błądzi, nie wie, co wybrać, na co się zdecydo-wać, gdyż normalne proporcje wskutek zmiany
5 R. Wojaczek, Na brzegu wielkiej wody, [w:] tegoż, Wiersze zebrane, Wrocław 2011, s. 89.6 B. Baran, Postmodernizm, Warszawa 1992, s. 51.
artykuł
46
kolorytu uległy przekształceniu […]. Myśli wciąż krążą wokół tych samych tematów7.
Te same motywy i obrazy powracają, są niczym
unaocznienie chorobliwych wizji, nękających psychi-
kę twórcy. Najczęściej powtarzającymi się rzeczowni-
kami są: sen, śmierć, krew, ciało, oko, kobieta, niebo,
dłoń, gwiazda oraz noc8.
Poezja Wojaczka to liryka swoistej jednolitości
tematycznej i motywistycznej, liryka — jak chcą nie-
którzy — dramaturgii wewnętrznej, ale także liryka
zróżnicowania stylistycznego9.
Wkraczamy w rzeczywistość zamkniętą w cia-
snej „czasoprzestrzeni”, nieliczne wątki tematyczne
okręcają się nam niczym pętla wokół szyi, wyczu-
wamy obecność jungowskiego „cienia”, spoglądamy
7 A. Kępiński, Melancholia, Warszawa 1985, s. 16.8 R. Cudak, Inne bajki. W kręgu liryki Rafała Wojaczka, Katowice 2004, s. 92.9 R. Cudak, Inne bajki. W kręgu liryki Rafała Wojaczka, Katowice 2004, s. 74.
w otchłań, której czasem wolelibyśmy nie
widzieć.
Mojej bolesnejprzynoszę wszystką krewto ciężkie światło nocyniech zakwitniesłońcem w Jej dniu
Mojej bolesnejoddaję wszystek oddechto drzewo niech szumiw Jej duszną noc
Mojej bolesnejśnię dobrą śmierć10.
Antyestetyzm wierszy autora Nie skończonej kru-
cjaty może męczyć mniej wytrwałych czytelników. Woja-
czek szokuje perwersją i brzydotą, stosuje wulgaryzmy,
pisze w sposób boleśnie prawdziwy — odzierając rzeczy-
wistość ze wszystkich świętości. Między innymi z tego po-
wodu jego twórczość kojarzono z nurtem turpistycznym.
10 R. Wojaczek, Mojej bolesnej, [w:] tegoż, Wiersze zebra-ne, Wrocław 2011, s. 31.
Mojej bolesnejprzynoszę wszystek oddechto drzewo niech szumiw Jej duszną noc Mojej bolesnejśnię dobrą śmierć.
Magda Kozieł
47
Wedle słów Tatarkiewicza:
Jeśli w „polu widzenia” świadomości dominuje czarny, to świadomość ma tendencje do widze-nia i reszty pola na czarno. Cierpienia doznane rozszerzają się w świadomości jak kręgi na wo-dzie, w którą rzucony został kamień. Mówiąc bez przenośni: przy wielu cierpieniach każde przeżycie staje się łatwo nowym cierpieniem. A wtedy człowiek cierpiący staje się człowiekiem nieszczęśliwym11.
11 W. Tatarkiewicz, Cierpienia, [w:] tegoż, O szczęściu, Warszawa 1979, s. 141-144.
Niewykluczone, iż twórczość Wojaczka jest
swojego rodzaju aktem pogodzenia się z cierpieniem
i podążeniem ścieżką, na którą został skazany. Może
to po prostu pójście dalej, dopełnienie tego, co i tak
musiało się wydarzyć; gest ukierunkowany
na szukanie Absolutu, poprzez próbę poko-
nania swojej ograniczoności. Wszystko to
mimo odczuwania obecności śmierci w sobie
samym.
Ten ruch: tak, to jest życie, napędzane wolą Sprzeciwu wobec siebie, gdyż znajduję śmierć W sobie samym […] Ten ruch, uwierz, gdy mówię Ci, jest rzeczywisty12.
Podczas lektury odbiorca może odnieść wraże-
nie, iż wiele utworów autora Sezonu jest formą dia-
12 R. Wojaczek, Ten ruch, [w:] tegoż, Wiersze zebrane, Wrocław 2011, s. 295.
Mojej bolesnejprzynoszę wszystek oddechto drzewo niech szumiw Jej duszną noc Mojej bolesnejśnię dobrą śmierć.
artykuł
48
logu prowadzonego z samym sobą, prowokacją (być
może zachodzi tutaj zjawisko świadomej kreacji au-
torskiego „ja”), majaczeniem osoby chorej psychicz-
nie czy też swojego rodzaju zabawą. Gry słowne, któ-
re stosuje twórca są podszyte pesymizmem.
Musimy jednak pamiętać, iż
Wyposażony w cechy biograficzne autora, boha-ter wierszy jest w gruncie rzeczy, jako postać tek-stowa – alter ego poety, jego personą. Natomiast cech takich nie zdradza „ja” tekstowe będące podmiotem wierszy13.
Mikołowski poeta w swoich utworach tworzy
pewnego rodzaju rzeczywistość alternatywną. W ob-
liczu wyobcowania i cierpienia, podmiot buduje wła-
sne światy, które (niejednokrotnie) jawią się nam jako
straszniejsze od rzeczywistości. Możemy odnieść wra-
żenie, iż kreuje się na osobę, która żywi się radością
czerpaną z rozpaczy.
Ciemność ciemnieje znów za oknem powiekBo, gdy przejrzeć miłością zasłużył,Pękła kość wzroku patrzącego w płomieńŻywego ciała prawdziwej róży.
13 R. Cudak, Inne bajki. W kręgu liryki Rafała Wojaczka, Katowice 2004, s. 205.
Ciemność ciemnieje znów za oknem powiek
Magda Kozieł
49
Ale on zaraz swe ręce przymusiłDo szukania w ciemno: nimi patrzy.Musiał go wprawy w cierpieniu ktoś uczyć,Że niewidoczne na drwiącej twarzy
Choć płomień rośnie, a on wciąż bez skargiSwoim bólem najuczciwiej soli.Ktoś do miłości urodził go takiej,Co na ołtarzu ofiarę mnoży!
Obrazy nachodzą na siebie, znaczenia nara-
stają, każde następne może zaprzeczyć lub spotęgo-
wać znaczenie poprzednie. Wojaczek posługuje się
prozodyjnymi możliwościami żywej mowy potocz-
nej, wykorzystuje środki ekspresji języka mówione-
go, sięga też po słowa osiągające granice archaicz-
ności. Całkowita ciemność mogłaby symbolizować
definitywny koniec. W cytowanym utworze mamy
do czynienia z ciemnością ciemniejącą. Kępiński,
pisząc o dominacji kolorytu ciemnego, zwraca uwa-
gę na to, iż często towarzyszy on stanom depresyj-
nym.
Głębokość depresji oceniamy według nasilenia ciem-
nego kolorytu. Gdy świat przybiera wygląd szary,
smutny, odpychający i takim też człowiek staje się
sam dla siebie, można jeszcze raz mówić o nerwico-
wym poziomie depresji […] W depresji wszystko usta-
la się w czerni lub jej odcieniach. Zmienność zmienia
się w niezmienność. Typowa dla depresji jest myśl,
że już nic zmienić się nie może, chyba na gorsze; cho-
ry nie wierzy w zmianę, którą przyszłość może przy-
nieść14.
Edward Kolbus, w artykule pod tytułem Z dziejów
krucjaty, której nie było, pisze o twórczości Wojacz-
ka jako o poszukiwaniach odpowiedzi na postawione
sobie pytania. Jednym z najważniejszych jest, jego
zdaniem, pytanie: „Kim jestem?”15. W opracowaniach
14 R. Cudak, Inne bajki. W kręgu liryki Rafała Wojaczka, Katowice 2004, s. 205.15 E. Kolbus, Z dziejów krucjaty, której nie było, [w:] Ka-skaderzy literatury: o twórczości i legendzie Andrzeja Bursy, Marka Hłaski, Haliny Poświatowskiej, Edwarda Stachury, Ry-
artykuł
50
twórczości autora Sanatorium często pojawia się hipo-
teza, iż w jego dziełach obecne są charakterystyczne
zwroty, które świadczyłyby o rozdwojeniu osobowości
czy problemach z psychiką poety16. Romuald Cudak
pisze z kolei:
Wydaje się, że wiersze autora Innej bajki to przede wszystkim domena świadomej kreacji, mozolnie i z rozmysłem budowanej fikcji17.
Podobne stanowisko reprezentuje Jacek Łuka-
siewicz.
Baudelaire pisał, iż poeta powinien zanurzać
się w podłości, nędzy i farsie, upajać się cierpieniem
— aby dzięki tym doświadczeniom wznieść się wy-
żej18. Wojaczek wysoko cenił sobie twórczość autora
szarda Milczewskiego-Bruna, Rafała Wojaczka, pod red. E. Kol-busa, Łódź 1990 s. 375.16 Ibidem, s. 374.17 R. Cudak, Inne bajki. W kręgu liryki Rafała Wojaczka, Katowice 2004, s. 208.18 E. Kolbus, Z dziejów krucjaty, której nie było, op. cit. s.
Kwiatów zła, posiadał podobne poglądy na to, kim
jest prawdziwy artysta. Na odwrocie kartki, na której
zapisał wiersz „Kocham, jestem”, zamieścił taką oto
notatkę:
Być poetą: móc robić wszystko: grzebać się w gównach, rynsztokach: samemu być rynsztokiem — a mimo to nie tracić nic ze swego anielstwa19.
Przekonania te w dużej mierze przyczyniły się
do zatarcia granicy pomiędzy życiem a pisaniem. Wo-
jaczek, będąc poetą ciemności i alienacji, uczynił bo-
haterem swych wierszy siebie samego. Autotematyzm
jest zjawiskiem charakterystycznym dla tegoż autora.
Wojaczek bardzo mocno związał swe doświadczenie
życiowe z poezją. Dla podmiotu jego poezji życie było
wartością samą w sobie. […] Każdego, kto interesował
380.19 B. Kierc, Rafał Wojaczek. Prawdziwe życie bohatera, Warszawa 2007, s. 170.
Magda Kozieł
51
się jego twórczością, lektura kolejnych tomików po-
ezji musiała utwierdzać w przekonaniu, iż poeta świa-
domie dąży do zatarcia granicy pomiędzy „życiem”
a „dziełem”. „Dzieło”, wzbogacając się wątkami auto-
biograficznymi i refleksją autotematyczną, coraz bar-
dziej nabrzmiewało życiem. „Życie”, stając się tworzy-
wem poezji, zastygło na kształt myślowej kreacji20.
W listach do Stefanii Cisek przyznawał się, że
pisanie jest dla niego koniecznością („Piszę żeby żyć.
Nic więcej, tylko żeby żyć21”) i sposobem autoterapii
(uważał tak już Tymoteusz Karpowicz).
Jego poezja jest świadomą autoterapią. Za-
grożony od lat stanami lękowymi, wymykającymi się
określeniom — szuka ich nazwy, jak gdyby wierzył, że
nazwane przestaną być groźne22.
20 E. Kolbus, Z dziejów krucjaty, której nie było, op. cit. s. 379.21 M. M. Szczawiński, Rafał Wojaczek, który był, Katowi-ce 1999, s. 71.22 T. Karpowicz, Debiuty, „Poezja” 1965, nr 1.
Wojaczek wielokrotnie balansował na granicy
życia i śmierci, którą, możliwe, że sam sobie obmyślił
— jako przeznaczenie i jedyną możliwość spełnienia.
Tworzył wielkimi kosztami swej duszy, co w połącze-
niu z chorobą psychiczną („nie-rzekomą schizofrenią”,
jak to metaforycznie określał23) doprowadziło do tra-
gicznego finału poety, który Długo uczył się śmierci
w niebie mu pisanej Gwiazdami. Gra, którą toczył ze
sobą i z życiem szybko okazała się śmiertelna.
Chodziło o grę, w której nie ma zysków, tylko
same straty24.
23 S. Bereś, K. Batorowicz-Wołowiec, Wojaczek wielokrot-ny. Wspomnienia, relacje, świadectwa, Wrocław 2008, s. 470.24 T. Karpowicz, Sezon na ziemi, [wstęp do:] R. Wojaczek, Utworu zebrane, Wrocław 1976.
artykuł
Pamela uwielbia podróże
Pamela Szczerbik
52
Z biologicznego punktu widzenia śmierć jest to „stan
charakteryzujący się ustaniem oznak życia i funkcji
mózgu spowodowany nieodwracalnym zachwianiem
równowagi funkcjonalnej”1. Jest pojmowana jako je-
den z podstawowych elementów egzystencji, który
wpływa na świadomość każdego człowieka. Śmierć
towarzyszy człowiekowi od początku jego istnienia.
Jest zjawiskiem obok którego nikt nie może przejść
obojętnie. Dotyka najbardziej osobistych uczuć i lę-
ków. Odbierana jest jako coś negatywnego, ponieważ
budzi strach i powoduje cierpienie. Co ważne, stano-
1 Encyklopedia Popularna PWN, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa 2004
wi wielką tajemnicę. Są różne poziomy uświadamia-
nia sobie śmierci, zarówno przez ludzi, jak i przez
epoki historyczne: od lęku i obawy, poprzez pogodze-
nie się, aż do wyczekiwania jej.
Zagadka śmierci intrygowała artystów od za-
rania dziejów. Jej wizerunek nieobcy był również
twórcom modernistycznym. „Narodziny postawy
chorego człowieka, jego indywidualizacja, spotkanie
z nieuchronnością śmierci łączą się ściśle z drugą
połową XIX wieku”2. Absolutyzacja cierpienia, wy-
rażona najpełniej w filozofii Schopenhauera, wiąże
2 Kłosińska K., Powieści o „wieku nerwowym”, Wyd.Śląsk, Katowice 1988, s. 131
„Śmierć” Ignacego Dąbrowskiego —
młodopolskie studium umierania dzisiaj
Pamela Szczerbik
53
artykuł
54
nieodwołalnie ludzką kondycję z doznawaniem cier-
pienia, czyniąc z niego samą istotę życia. Zaintereso-
wanie gruźlicą w europejskiej kulturze wyraża nowy
porządek traktowania choroby
i udręki z nią związanej. Rodzi
się Schopenhauerowskie prze-
konanie o tragicznej kondycji
rodzaju ludzkiego. Dramatycz-
ny przebieg agonii, czyli wal-
ki życia ze śmiercią — który
w przypadku osób chorych na gruźlicę trwać może
latami — sprawia, że suchoty stają się jedną z chorób
poważnych, budzących respekt, jak również i lęk.
Spośród licznych przedstawicieli „gruźliczego
uniwersum” na wyjątkową uwagę zasługuje pocho-
dząca z 1890/1891 roku powieść Ignacego Dąbrow-
skiego pod znamiennym tytułem Śmierć, ukazująca
historię wewnętrznego dojrzewania dwudziestotrzy-
letniego studenta. Opatrzenie dzieła podtytułem „stu-
dium”, sugerujące spojrzenie naukowe, wyczerpują-
ce, odmitologizowane. Studium umierania, rozumiane
jako proces stawania się chorym, następnie wchodze-
nia w rolę pacjenta, gruźlika,
wreszcie konającego.
Początek Śmierci Dą-
browskiego stanowi preludium
do tematu, który będzie jedy-
nym obecnym w utworze moty-
wem — choroby:
Licho wie, co mi tam znów w piersi wla-zło: kręci, wierci, kłuje i strzyka, że odetchnąć porządnie nie można. I z czego się to złe przy-plątało? Jedno głupie przeziębienie nie powinno chyba takich brewerii z człowiekiem wyprawiać. A tu naprawdę wszyscy diabli piknik sobie w mo-ich płucach wyprawiają. Dalibóg, cierpliwości braknie. Bo żeby to jeszcze była jakaś poważniej-sza choroba, tak np. jaka dżuma, cholera, a choć-by i suchoty, no, toby człowiekowi i nie żal fatygi było pomocować się trochę z taką grubą sztuką — a choćby w końcu i klapnąć trzeba było — to i wielka rzecz!...
kręc i w i e r c ik łu je s t r z y k a
Pamela Szczerbik
55
Dąbrowski fenomen śmierci ujmuje
z punktu widzenia umierającego. Józef Rud-
nicki (główny bohater powieści) zmaga się
ze zgodą na utratę życia i wydobywa prawdę
o swej śmierci z gęstej sieci iluzji, tanich po-
cieszeń. W Śmierci gruźlica staje się pełno-
prawnym toposem literackim. Świadczy o tym
wymownie pierwotny plan nadania powieści
tytułu Suchotnik. W rzeczy samej — utwór
Dąbrowskiego stanowi szczegółowo potrakto-
wane studium chorób doświadczanych przez
generację końca XIX wieku. Główny bohater
jako człowiek bez stałych przekonań, bez wła-
snych ideologii, nie umie zachować podobnej
powściągliwości wobec własnego umierania.
To choroba sprawia, że jego postawa przesta-
je być beznamiętna; gdy w grę wchodzi wła-
sna skończoność, gdy zagrożony jest instynkt
56
Pamela Szczerbik
57
witalny, wówczas głos chorego przemie-
nia się w skargę wykluczonego z życia.
Śmierć nie jest wyłącznie rejestrem po-
stępów choroby, lecz w równej mierze za-
pisem zmieniających się nagłych nastro-
jów, wybuchów buntu i zwątpień.
Studium choroby i oczekiwania na śmierć wypełniają gwałtowne zmiany stanów uczucio-wych o ekstremalnym natężeniu: od żalu, litości i roztkliwiania nad sobą, gniewu i rezygnacji, roz-paczy i ekstazy, przez melancholię i agresję, apa-tię i heroizm, wszechobecny lęk aż do doznania katastroficznych wizji rozpadu, martwoty i ago-nii.3
Nowatorskie ujęcie tematu przez Dąbrowskie-
go nie ogranicza się do prezentacji obyczajowego
tabu — ucieczki przed prawdą o nieodwracalności
kresu egzystencjalnego:
Śmierć — to nie czuła i tkliwa scena z końca dramatu Dumasa — to ohydny proces
3 Dąbrowski I., Śmierć, oprac. T. Lewandowski, Kraków 2001, s. 24.
rozkładu umysłu i ciała. Ginąć gdzieś w burzach żywiołów, w kataklizmach życia, wśród walki i zmagania się — zgadzam się na to — ale tak konać, tak nędznie, marnie, w czterech ścianach — to już nie okrutnie nawet, to obrzydliwie. Bo nie konam, tylko gniję powoli, spokojnie wydy-chając życie.
Dramatyzm autoanalizy Rudnickiego wywołu-
je w odbiorcy poczucie litości; dziennik umierającego
staje się nieuchronnie wyrazem płaczu nad samym
sobą. Bohater z nadzwyczajną sumiennością opisuje
wszelkie zauważalne zmiany:
Wychudłem jednak strasznie. Palce u rąk sprawiają wrażenie patyków. I lewa dłoń sztyw-nieje mi często. Zauważyłem, że teraz, kiedy mam ręce wolno opuszczone, palce nigdy nie schodzą się z sobą, a szpary między nimi po-większają się ciągle [...].
Bo nie konam, tylko powoli gniję
artykuł
58
Idę krok w krok za moją chorobą, pilnuję ją, szpieguję, krytykuję, starając się odgadnąć, co mię czeka jutro, pojutrze, aż do ostatka.
Niekwestionowana wartość Śmierci objawia się
w próbie zobrazowania psychologii człowieka umiera-
jącego. Ignacy Dąbrowski okazuje się nade wszystko
doskonałym tanatologiem. Dąbrowski próbuje oddać
stan emocji chorego z fatalną świadomością dogasa-
jącego życia, z którego Józef Rudnicki czuje się wyklu-
czony. Własna śmierć, a właściwie śmierć w pierwszej
osobie, jest największym paradoksem w życiu człowie-
ka. Nadanie własnej śmierci znamion realności wiąże
się z potrzebą uprzedmiotowienia własnego „ja”:
[…] wszyscy wiemy, że pomrzemy, ale nikt temu nie wierzy. [...], bo gdyby ludzkość tydzień
spędziła w takich rozmyślaniach, jedna jej połowa wystrzelałaby się z przerażenia, druga zwariowała. [...] Śmierć stosujemy do wszyst-kich, tylko nie do siebie.
Przed rozpadem osobowości Rudnicki broni
się rozpaczliwie, szukając azylu w kształtującym się
skrajnym indywidualizmie. Skazujący się, jak każdy
dekadent, na beznadziejność, zwątpienie w celowość
istnienia wyznaje:
„Jesteśmy pielgrzymami w pustyni”. W pragnieniu i trudzie przebywamy przepalone słońcem — troską oceany w nadziei, że wresz-cie przebrniemy to morze niedoli i tam dojdzie-my, gdzie źródła tryskają i rosną palmy. Nikt nie oglądał tego raju rozkoszy, bo nikt tam nie dotarł, nikt nawet nie wie na pewno, czy on istnieje rze-czywiście. Giniemy wszyscy po drodze, trupami swymi wyściełając szlaki, ażeby i dzieciom na-szym wskazywać, kędy droga... do nieskończono-ści. Są i oazy w tej pustyni. Zatrzymują się w nich obłąkani z pragnienia, z ułudą, że doszli już do celu — i, jak my, giną.
przerachowałem s i ę j e d n a k
artykuł
60
Śmierć Dąbrowskiego zasługuje na szczególną
uwagę już choćby i przez to, że antycypuje kanonicz-
ne ustalenia współczesnej tanatologii4. Określa wy-
raźnie nieprzystosowanie człowieka do śmierci, stan
bycia zawsze nieprzygotowanym. Opowieść o trage-
dii samoświadomości umierania, o konieczności od-
chodzenia, gdy wszystko dopiero się zaczyna, stano-
wi również świetne studium komunikacji kulturowej.
Przypadek Rudnickiego doskonale pokazuje komuni-
kacyjną bezradność w obliczu zgonu, bezradność za-
równo umierającego, jak i obserwatorów:
Przerachowałem się jednak. Przede wszystkim żądałem niemożliwości: bo niemożli-wą jest wprost rzeczą, ażeby z umierającym mó-wić ciągle otwarcie o tym, że ma umrzeć.
Autor diariusza decyduje się kontynuować swój
akt twórczy, gdyż jak mówi: „jedyne ukojenie dla mnie
— to pisanie tych kartek”. „Pisanie dziennika ma po-
4 Tamże, s. 23.
Pamela Szczerbik
61
dwójną rolę terapeutyczną”5: jest formą psychiczne-
go oswajania się z końcem, jego wyobrażaniem oraz
jakby samopotwierdzeniem sił witalnych; dopóki pi-
sze, dopóki kreśli litery — żyje:
Badam się i analizuję, jakbym był obcy sam sobie. Zamiera wtedy we mnie konający su-chotnik, a rodzi się spostrzegacz i krytyk. Roz-drapuję nieraz i tutaj swoje rany, ale one są już mniej bolesne, może dlatego, że je sam roztrzą-sam [...]
5 Kłosińska K., Powieści o „wieku nerwowym”, Wyd. Śląsk, Katowice 1988, s. 129.
W powieści Ignacego Dąbrowskiego również
przestrzeń odgrywa rolę szczególną. Miejscem, od
którego Józef Rudnicki jest właściwie uzależniony,
jest pokój: niewielki obszar między stołem, łóżkiem
a oknem. Ograniczona przestrzeń, duszność słabo
wietrzonego lokum wkomponowują się w specyfikę
choroby; są wymownym, bardzo realistycznym świa-
dectwem gruźlicy. I właśnie w tak „zatrutej” prze-
strzeni, Józef Rudnicki, poza końcową fazą gruźlicy,
łącząc poczucie absolutnej beznadziei i wyczerpania,
dokonuje na sobie wiwisekcji, pozornie z dystansem
n i e d a ć p o c h ł o n ą ć
bezprzytomności
artykuł
62
przyglądając się postępom choroby. Co warto zauwa-
żyć, prowadzenie dziennika staje się sposobem oca-
lenia sforsowanej i wyniszczonej egzystencji, sposo-
bem rozpaczliwej walki ze śmiercią, o czym świadczą
końcowe, coraz to urywane i chaotyczne notatki:
Piszę, ażeby się nie dać pochłonąć bez-przytomności.
Z wysiłkiem kreślę te litery.
Od wczoraj cierpię strasznie. Ból w pier-siach przeszedł już w wyrafinowaną męczarnię.
Diariusz Rudnickiego wypełniają relacje
o symptomach i postępach choroby oraz o przeisto-
czeniach obrazu świata głównego bohatera; powolne
ale stopniowe docieranie do prawdy o sobie samym,
a następnie dramatyczne próby oswojenia się z wyro-
kiem śmierci i dokonania rozrachunku z życiem. Wie-
dza o otaczającym świecie jest ograniczona zasięgiem
widzenia bohatera. Bardzo wyraźnie podkreślone są
wyobcowanie i odosobnienie, a przyjęta w narracji
Diariusz Rudnickiego wypełniają relacje o symptomach
i postępach choroby oraz o przeistoczeniach
obrazu świata głównego bohatera;
powolne ale stopniowe
docieranie do prawdy o sobie
samym, a następnie dramatyczne
próby oswojenia się z wyrokiem
śmierci i dokonania rozrachunku z życiem
pierwszoosobowej perspektywa rozpatrywania życia
przez pryzmat śmierci, ukazuje tragizm ludzkiej eg-
zystencji. W tak przedstawiony sposób Śmierć stała
się nie tyle „powieścią o dekadencie”, ile „powieścią
dekadencką”.
Wydaje się, że tym, co napawa współczesnego
człowieka największą trwogą nie jest sama śmierć,
a jedynie „śmierć za życia”, manifestująca się nazbyt
mocno w chorobach przewlekłych (beznadziejnych).
To zbliżanie się śmierci w chorobie, tak wyraźne
w przypadku gruźlicy, wiąże się przede wszystkim
z niemożliwością ukrycia jej zarówno przed chorym,
jak i obserwującym otoczeniem. Stygmatyzujące
piętno nieuleczalnej choroby generuje szereg dodat-
kowych cierpień i obaw, nie związanych już bezpo-
średnio z bólem fizycznym. Diagnostyczna zapowiedź
bądź intuicyjne przeczucie zmian, jakie choroba spo-
woduje, wystawia nieraz chorego na cierpienia o wie-
le silniejsze od fizjologicznych komplikacji. Organicz-
ne spustoszenia niszczą ciało, które przestaje już
o sobie stanowić. Walka staje się trudna, a z czasem
niemożliwa.
Pamela Szczerbik
63
artykuł
Studiuje na pierwszym roku studiów magisterskich filologię polską ze specjalizacją kultura popularna. Uczęszcza także na koło naukowe „Gryf”. Interesuje się literaturą romantyzmu. Działa w wolontariacie „Źródło”, prowadzonym przez Siostry Szkolne de Notre Dame w Opolu, gdzie udziela korepetycji z języka angielskiego. Przyłączyła się też do projektu „Serce i język”, wspierającego naukę języków obcych w opolskich domach dziecka. Miała praktyki w NTO. W wakacje pracowała jako wychowawca kolonijny na obozie wypoczynkowym dla dzieci i młodzieży z uzdolnieniami plastycznymi „Chris”. W wolnym czasie lubi biegać, jeździć na rowerze, spacerować i słuchać relaksującej muzyki
Paula Karabanowicz
64
Różewicz po doświadczeniach wojennych poszukiwał
ukojenia w literaturze i sztuce. Zatapiając się w nich,
chciał odbudować to, co zostało zniszczone i zbez-
czeszczone. Zdobyte wartości miały mu pomóc po-
nownie spojrzeć na otaczający go świat. Jednak czas
wojny sprawił, ze już nigdy nie zaznał spokoju duszy,
a słowo człowiek stało się dla niego pustym wyrazem.
W dobie, kiedy to człowiek zabijał człowieka, prze-
wartościowaniu uległo pojęcie humanizmu. Z takich
też przeżyć wyrasta twórczość Różewicza, która ma
charakter retrospekcyjny. Trudne doznania wojenne
są kanwą dla opisu tego, co najokrutniejsze, tego,
co najbardziej nieludzkie. Różewicz bada ówczesne
mu czasy, próbuje złożyć rozbity na fragmenty świat.
Traumatyczne doświadczenia stanowią punkt odnie-
sienia do dalszych rozważań egzystencjalnych i roz-
patrywania przeszłości. Konieczne jest holistyczne
spojrzenie na twórczość Różewicza, nie powinno się
jej percypować w oderwaniu od kontekstu historycz-
nego.
Kartoteka pisana na przełomie lat 1958 i 1959,
zagrana po raz pierwszy w 1959 roku, na scenie Te-
atru Dramatycznego w Warszawie, stanowi wstęp
do dramaturgii Różewicza. Dramat stanowi zapis lo-
Motyw śmierci w „Kartotece” Tadeusza Różewicza
Paula Karabanowicz
65
artykuł
66
sów głównego bohatera.
Trudno tu jednak mówić
o postaci dramatycznej,
gdyż pominięte zostało
imię i wiek protagonisty.
Na utwór składają się:
luźne sceny, obrazy, sko-
jarzenia; postać rozpada
się, trudno ją określić,
nadać wyraźne cechy
osobowe. Nie bez po-
wodu dramat nosi tytuł
właśnie Kartoteka, jest
to bowiem zbiór luźnych
kartek w otwartej szufla-
dzie, w której mieszczą
się strzępy zapisków.
Owa metafora obrazuje
życia człowieka. U Róże-
wicza człowiek nie jest
stałym bytem, został
rzucony na pastwę losu
niczym rzeczone poje-
dyncze kartki. Staje się
niepotrzebny, bezwarto-
ściowy, wtopiony w co-
dzienną rzeczywistość.
Kartotekę określa się
mianem dramatu poko-
lenia, pokolenia Róże-
wicza. Jego kompozycja,
jak podaje Józef Keller,
ma rytm przepływu,
wygląda to jakby przez
pokój bohatera prze-
chodziła ulica. Pojawia
się jeszcze jeden sposób
odczytywania Kartoteki.
Paula Karabanowicz
67
Marta Piwińska dowodzi, że Kartoteka napisana jest
w konwencji snu, a wszystkie wydarzenia mają miej-
sce w podświadomości bohatera. Rzeczywistość po-
wstaje z mar sennych, całość zamyka się w konwencji
groteski: „Siadaj. Zaraz zrobimy kawę. Wprawdzie nie
mam kawy, filiża-
nek i pieniędzy, ale
od czego jest nadre-
alizm, metafizyka,
poetyka snów…”. W
Kartotece brakuje
postaci dramatycz-
nej, która związała-
by całość.
Bohater nie jest określony, ma wiele imion i wie-
le postaci. Matka i ojciec różnie się do niego zwracają.
Ojciec, postępując z nim jak z dzieckiem, obwinia go
o kradzież złotówki i wyjedzenie cukru z cukiernicy,
jest na niego zły. Z ust matki natomiast dowiadujemy
się, że protagonista piastuje stanowisko dyrektora
administracyjnego operetki. Potwierdza to również
kobieta spod kołdry, która zwraca się do niego jako do
dyrektora, przypominając mu o ważnym posiedzeniu.
Kiedy bohater przyznaje się do winy, jeśli idzie o kra-
dzież cukru, po raz
pierwszy pojawia
się słowo „śmierć”:
„Również nasza
kochana babunia,
zgładzona dzięki
mojej intrydze […]”.
Matka przekonana
jest, że babcia odeszła śmiercią naturalną, syn jed-
nak wyznaje, iż przez dziesięć lat z premedytacja po-
dawał babci strychninę. Planował również zgładzić
tatusia. Pojawia się wątek konfesyjny, bohater chce
się zwierzać, lecz kobiecy głos spod kołdry popędza
go, przypominając o konferencji. Autor wraca do te-
świat s ięk o ń c z y ła tyk ł a m a ł e ś !
artykuł
68
matu śmierci, kiedy to bohater rozmawia z Olgą. Ko-
bieta prosi go o podanie powodu jego piętnastoletniej
nieobecności i złamania obietnicy: „Świat się kończył,
a ty kłamałeś! […]”. Bohater tłumaczy się: „Świat się
nie skończył. Przeżyliśmy”. Widoczne jest tu nawią-
zanie do okupacji i walk II wojny światowej. Problem
śmierci podejmuje również Starzec III, który w czasie
rozmowy bohatera o piwie, doszukuje się kontekstu
podjęcia tak błahego tematu. Ponadto bohater używa
zdrobnienia „piwko”, co umniejsza znaczenie wypo-
wiedzi. Starzec III mówi: „Zlitujcie się, to nie boha-
ter. To po prostu śmierć! Gdzie się podziały dawne
bohatery, Orfeusze, woje, proroki. Mucha w „piwku”!
Nawet nie w piwie, ale w piwku! Co to jest?”. Starzec
III ubolewa nad brakiem przewodnika, który popro-
wadziłby naród do walki, do wolności. Naród skarlał,
czego dowodzi użycie zdrobnienia, jest bierny, uśpio-
ny, stopniowo dotyka go klęska. Starzec II reaguje na
to ironią: „To nie jest teatr na miarę naszych wielkich
czasów”, po czym starzec III odpowiada: „Czasy są
niby duże, ludzie trochę mali”.
Surową ocenę potwierdza rzeczywistość;
po wojnie i widoku śmierci ludziom trudno odzyskać
godność i wiarę w drugiego człowieka. Moralność zo-
stała naderwana, a społeczeństwo nie potrafi poradzić
sobie z traumatycznymi przeżyciami z przeszłości.
Sytuacja dramatyczna nabiera jednak tempa, kiedy
bohatera odwiedza wujek, jak sam mówi: „wujek jest
prawdziwy! I kapelusz prawdziwy. I wąsy prawdziwe
[…] i serce prawdziwe […] cały prawdziwy wujek”.
Wujek proponuje mu powrót do domu, ten jednak od-
mawia, usprawiedliwiając się zbyt wieloma sprawami
w i d z i p a n i , j a j e s t e m u w a l a n y w b ł o c i e
we krwi…
Paula Karabanowicz
69
na głowie. Po chwili do pokoju wchodzi dwóch męż-
czyzn, odwija z palców bohatera kartkę, na której za-
pisano: „Urodziłem się w roku 1920, po ukończeniu
szkoły ludowej…[…]. Po otrzymaniu świadectwa doj-
rzałości starałem się o przyjecie do magistratu. Pod
względem składni widoczne jest podobieństwo przy-
toczonego fragmentu do wiersza Różewicza Ocalony:
„Mam dwadzieścia cztery lata ocalałem prowadzony
na rzeź”. Dominują zdania zwięzłe, pojedyncze, brak
tu znaków interpunkcyjnych.
Do pokoju wchodzi mężczyzna na czworakach,
udaje psa, jest posłuszny swojemu panu, który sprze-
daje go bohaterowi za skarpetki. Piją kawę. Uwagę
czytelnika Kartoteki zwraca rozmowa, jaką podejmu-
ją na temat plamy. Pan z przedziałkiem widzi dwie
czerwone plamy na rękach bohatera, bohater wyja-
śnia: „To krew. Krew wroga.” Po raz kolejny widoczne
jest tu odniesienie do wojny i śmierci. Protagonista
Kartoteki zadaje pytanie, jak on przeżył wojnę i oku-
pację, nie wiedząc co to cierpienie, krew i śmierć.
Pan z przedziałkiem odpowiada: „Dzięki żonie!, Żona,
żonie, w żonie […]”. Bohater gwałtownie reaguje
i wyprasza go z pokoju. W kolejnej odsłonie czytelnik
dowiaduje się o wizycie kobiety, która wypominała
bohaterowi podglądanie jej w dawnych latach. Kobie-
ta, skarżąc się na dolegliwości, stwierdza, ze świat
się zmienił, a ludzie są obojętni na cierpienia swych
bliźnich. Jednym zdaniem określiła ona sytuacje, jaka
panuje w Polsce po wojnie. Wszyscy są znieczuleni,
nie potrafią już okazywać współczucia.
Po odejściu tłustej kobiety protagonista pozo-
staje sam, chór starców zaczyna się zamartwiać jed-
w i d z i p a n i , j a j e s t e m u w a l a n y w b ł o c i e
we krwi…
artykuł
70
nostajnością akcji: „On znów zasypia, wielkie nieba!
[…] W teatrze trzeba grać, tu musi się coś dziać!”. Bo-
hater dokonuje zbrodni, śmierć nie jest mu już obca:
„Ja z nimi skończę! Bierze ze stołu ostry kuchenny
nóż […], bohater przebija dwóch starców, trzeciemu
urzyna głowę. Układa teraz
chór na podłodze”. Śmierć
chóru starców nie zrobiła na
bohaterze wrażenia, uśmie-
cha się do widowni, myje
ręce, następnie ma proble-
my z opanowaniem emocji:
„opiera ręce o ścianę Widzisz głupcze! No przebij gło-
wą. Wal. Gdzie ty właściwie idziesz […].” Zadaje mnó-
stwo pytań i próbuje znaleźć na nie odpowiedź, ma
nerwowe odruchy. Pojawiają się tu słowa ważne dla
zrozumienia dramatu: „Bracia moi, moje pokolenie!
Do was mówię. Nie mogą nas zrozumieć, młodzi i sta-
rzy!”. Jest to głos Tadeusza Różewicza, autora Kar-
toteki, pokazujący wyjątkowość swojego pokolenia,
ludzi okaleczonych przez los, dla których śmierć była
codziennością. Pozostały trudne do wyleczenia rany,
bohater czuje pustkę, twierdzi, że dookoła nic nie
ma. Stan marazmu przerywa wejście do pokoju mło-
dej Niemki. Bohater spoglą-
da na nią i cieszy się, że to
młoda osoba, której oczy nie
widziały przemocy i krwi.
Podziwia ją i dobrze jej ży-
czy: „Życzę, aby pani tak się
uśmiechała i była szczęśli-
wa. Widzi pani, ja jestem uwalany w błocie, we krwi…
pani ojciec i ja polowaliśmy w lasach”. Bohater opo-
wiada o minionym czasie, gdy walczono, śmierć była
na każdym kroku, dookoła panowała pustka i ciem-
ność. Widok młodej pani napawa go radością i opty-
mizmem. Twierdzi, ze reprezentuje ona pokolenie, na
którym spoczywa obowiązek ratowania świata i two-
n i e w i e l e się tu dowiedziałemza późno pan przyszedł
Paula Karabanowicz
71
rzenia go coraz lepszym. Wraz z życzeniami chce się
pożegnać w zgodzie i pokoju.
Do pokoju wchodzi nauczyciel, chce przepro-
wadzić maturę bohaterowi, która jest już spóźniona
o 20 lat. Liczba ta nie pojawia się bez powodu, jest to
aluzja do wiersza tegoż autora Ocalony. Podmiot
liryczny ma tam 24 lata: „Mam dwadzieścia cztery
lata ocalałem prowadzony na rzeź”. Można dojść do
wniosku, że podmiot liryczny w Ocalonym i bohater
w Kartotece to alter ego Tadeusza Różewicza. Na-
uczyciel odpytuje Starca I, na pytania dotyczące hi-
storii odpowiada wyczerpująco, jednak poproszony
o wskazanie książki, którą ostatnio czytał, wskazał na
gazetę. W piśmie tym była prośba o poradę, jak wy-
brnąć z trudnej sytuacji i zyskać szansę na lepsze ży-
cie. Nauczyciel skomentował te prośbę, stwierdzając,
że młodzi ludzie chcą tylko cieszyć się życiem. Uzna-
je to jednak za smutny fakt, bo jeśli nie oni, to nie
będzie komu cierpieć na świecie. Tutaj po raz kolejny
widać odniesienie do walki ze śmiercią, cierpieniem,
które rani i nie przemija. Przychodzą rodzice bohate-
ra, aby porozmawiać z nim o dojrzałości. Niedługo po
tym pojawia się sekretarka, której protagonista opo-
wiada, jak będąc dzieckiem, chciał kroczyć różnymi
drogami i marzył o różnych rzeczach. Teraz, kiedy
doszedł do celu, okazało się, że tylko pozornie poznał
siebie: „Nic. Wszystko jest na zewnątrz. A tam są ja-
kieś twarze, drzewa, obłoki, umarli… ale to wszystko
tylko przepływa przeze mnie. Widnokrąg jest coraz
mniejszy. Najlepiej widzę, kiedy zamknę oczy. Z za-
mkniętymi oczyma widzę miłość, wiarę, prawdę…”
Bohater zasypia. Sen przerywa Dziennikarz,
który zadaje mu pytania:
Dziennikarz: Ale przecież pan kocha ludz-kość?
Bohater: Jeszcze nie wiem. Trudno mi odpo-wiedzieć, jest dopiero piąta rano, niech pan wpadnie koło południa, może już będę wiedział.
Dziennikarz: Niewiele się tu dowiedziałem.Bohater: Za późno pan przyszedł.Dziennikarz: Do widzenia.
artykuł
72
Po raz kolejny dostrzegamy przewartościowa-
nie wartości. Bohater stracił już zaufanie do świata,
czuje dystans do ludzi. Miłość ma tu już inną definicję.
Zaznacza też, że zmieniło się to z czasem. Gdyby nie
poprzednie doświadczenia, byłby szczęśliwym czło-
wiekiem wrażliwym na otaczający go świat. Dramat
kończy się milczeniem bohatera.
Różewicz dołącza do Kartoteki niepublikowane
odmiany tekstu, gdzie również poruszany jest temat
wojny i śmierci. Przyjaciel z dzieciństwa odwiedza bo-
hatera, od którego dowiaduje się o wybuchu II wojny
światowej: „[…] ale za godzinę zbombardowali mia-
sto. Nasza ulica się spaliła. Później to wszystko trwało
jeszcze kilka lat. Była okupacja. W maju 45 roku wojna
się skończyła. Zginęło podobno 33 miliony ludzi” . W
opisie tym brak emocji, jest on zwięzły i schematycz-
ny, podobnie jak wcześniej wspominany wiersz autora
Ocalony. Bohater dramatu zatracił też wiarę w Boga,
sam nie wie, czy chce iść na rekolekcje czy też nie. W
Kartotece po raz kolejny pojawiają się informacje na
temat wieku bohatera, jak sam mówi do tłustej kobie-
ty: „Dwadzieścia trzy lata minęło od tego dnia, kiedy
panią zobaczyłem w wodzie, ale widzę, że pani już wy-
szła z wody” i tu po raz kolejny zacytuję Różewicza:
„Mam dwadzieścia cztery lata ocalałem prowadzony
na rzeź”.
W rozmowie bohatera z kelnerem widoczne
jest nawiązanie do okrucieństw II wojny światowej.
Bohater dostrzega szubienicę. Kelner jednak poprawia
go: „Ale gdzie tam. To jest karuzela, nie widzi pan,
że się kręci. Muzyka przygrywa, […] owszem ludzie
na wygodnych krzesłach tam wiszą […]”. Po chwili
bohater przyznaje mu rację, sam będąc w amoku,
swój stan usprawiedliwia przejedzeniem. Obraz ten
nasuwa skojarzenie z wierszem Czesława Miłosza
Campo di Fiori, a szczególnie z tą strofą:
Paula Karabanowicz
73
Wspomniałem Campo di Fiori W Warszawie przy karuzeli, W pogodny wieczór wiosenny, Przy dźwiękach skocznej muzyki. Salwy za murem getta Głuszyła skoczna melodiaI wzlatywały pary Wysoko w pogodne niebo
Skontrastowany został tu obraz tragicznej
śmierci ludzi i beztroskiej zabawy na karuzeli. Spo-
łeczeństwo zostało podzielone na czerpiących radość
z życia i tych, którzy zginą w męczarniach. Wraca-
jąc do Kartoteki, bohater obrazu tego nie komentu-
je. Bierność przerywa dopiero wejście chłopa, który
nazywa protagonistę podchorążym. Pojawia się nowa
rola społeczna, mężczyzna jest nie tylko poetą, ale i
podchorążym, nie chce rozmawiać z chłopem: „Da-
rujcie Wrona, ale nie mam czasu. Muszę to wszystko
uporządkować, sprawdzić, podsumować, wyciągnąć
wnioski. Nie czas teraz na wspomnienia”. Człowiek
nie chce też odpowiadać na pytania dziennikarki:
„Przeklęta gadanina, gdyby ludzkość razem ze mną
zamknęła na wieki olbrzymia jadaczkę. Niech te dwa
miliardy umilkną na jeden dzień i wszystko odzyska
swój blask”.
W rozmowie na temat śmierci między bohate-
rem a młodym mężczyzną następuje przewartościowa-
nie wartości, a o cierpieniu mówi się jako o czymś na-
turalnym. Każdy człowiek cierpiał, nie było wyjątków:
„ […] muszą cierpieć. Taki , co nie cierpiał w naszych
czasach, to najgorszy bydlak wszechświata […]. Stro-
fa o podobnej tematyce widoczna jest w Ocalonym:
„Człowieka tak się zabija jak zwierzę widziałem: fur-
gony porąbanych ludzi którzy nie zostaną zbawieni”
. Bohater wie, że każdy cierpiał po równo, nie wierzy
w szczęście na ziemi. Bohater po raz kolejny ożywia
się na widok wujka, ten nakazuje mu przespać się, co
pozwoli mu zrozumieć wiele rzeczy, po czym wycho-
dzi: „Pokój jest pusty, później przechodzą przez niego
różni ludzie. Tak jak przez ulicę”.
artykuł
Lidia Urbańczyk (ur. 1988) — Gdy podejdziesz w środku nocy do lustra i wypowiesz doń trzy razy: Lidia, Lidia, Lidia, to przyjdzie Lidia i przeczyta ci straszną bajkę do snu… Lidia za życia była znawczynią literatury dla dzieci i młodzieży oraz wielką miłośniczką grozy. Połączyła obie pasje, by zająć się antropologią horrorów dla maluczkich. Doktorantka I roku na Wydziale Filologicznym UO. Interesuje się literaturą fantastyczną — ulubieni autorzy Clive Barker i Neil Gaiman. Pasjonatka warsztatów twórczego pisania
Lidia Urbańczyk
Śmierć jest niczym innym, jak tylko odpadem produkcji życia; bezużyteczną resztką, całkowi-cie obcą w semiotycznie bogatym, zabieganym, pewnym świecie zręcznych i pomysłowych akto-rów. Śmierć jest Innym nowoczesnego świata.
(Zygmunt Bauman, Śmierć i nieśmiertel-ność. O wielości strategii życia, s. 158)
W świecie Kirkegaardu wszystkie aspekty
ludzkiego życia podporządkowane są Matce Śmier-
ci. To jedyna panująca religia. Kapłani służą Kościo-
łowi Morii, naukowcy-tanatolodzy znają tajniki ta-
natopraksji, urzędnicy pracują w Inspektoracie do
Spraw Umarłych, a zwykli zjadacze chleba codzien-
nie stykają się ze śmiercią innych i pokornie ocze-
kują własnego końca. Decathesis to jedynie powieść
grozy1. Zdaje się, że w odniesieniu do rzeczywistości
fikcja literacka wydaje się być hiperbolą, wyrazem
obsesyjnego lęku przed śmiercią, gdyż w kulturze
XXI wieku raczej wypiera się śmierć z przestrzeni pu-
blicznej. A tak naprawdę nawet supermarket nie jest
miejscem wolnym od retoryki umierania2. Rzeczywi-
1 Ł. Śmigiel, Decathexis, Lublin 2009.2 „Ścieżka codzienności — po pieczywo i mleko, krzy-żuje się w supermarkecie ze ścieżką świątecznych czy sezo-nowych atrakcji […]. To krzyżowanie się wytwarza w SHM pewną nadwyżkę znaczeniową, przydaje naszej obecności sa-kralno-zabawowo-rozrywkowy odcień. Konsumpcja masowa zawładnęła rytualnym znaczeniem świąt i zmianą cyklów ko-
Odpad produkcji życia.Śmierć w kulturze współczesnej (rekonesans)
Lidia Urbańczyk
75
artykuł
76
stość jest paradoksalna, z jednej strony atakuje nas
obrazami śmierci (często brutalnymi), zaś z drugiej,
stawiając na kult ciała i młodości, każe nam zapomi-
nać o sprawach ostatecznych.
Konsumpcja życia — między śmiertel-
nością a nieśmiertelnością. „Wszyscy ludzie — i
zawsze byli — konsumentami, a zainteresowanie
człowieka konsumpcją nie jest niczym nowym. Z pew-
nością jest ono wcześniejsze niż nadejście płynnej
odmiany nowoczesności” — pisze Zygmunt Bauman3.
Ludzie cierpią na syndrom konsumpcyjny, który wiąże
się z gromadzeniem, trawieniem dóbr oraz z intensyfi-
kacją przyjemnych doznań, ale także z przesadą, roz-
smicznych. Czas transakcji nakłada się na czas transgresji”. R. Sulima, Antropologia codzienności, Kraków 2000, s. 179-180. Współcześnie w centrach handlowych pojawiają się kaplice, w których odbywają się śluby, wprowadzenie nabożeństw żałob-nych nikogo nie zdziwi. Sama śmierć wkrada do supermarketu choćby przed Świętem Zmarłych — sprzedaż zniczy, czy ga-dżetów związanych z Halloween. 3 Z. Bauman, Płynne życie, przeł. T. Knuz, Kraków 2007, s. 129.
rzutnością i marnotrawstwem. Zaś „życie konsumen-
ta to nieustanna huśtawka nastrojów. Drogi wiodące
z dna na szczyt, a zwłaszcza ze szczytu na dno są po-
rażająco krótkie: wzloty i upadki trwają nie dłużej niż
rzut kośćmi i następują bez ostrzeżenia”4. Konsument
pragnie nie tylko nabywać, ale chce także zapisać się
w pamięci, a raczej zaistnieć, osiągnąć sławę. Wszyst-
kie czynności konsumenta mają charakter „działań
urynkowionych”, wszystko staje się produktem — na-
wet ludzkie życie. Efektem tych działań są śmieci, ru-
piecie, niepotrzebny byt to też odpad… Czy zbędność,
nadmiar prowokuje do zapobiegania nowemu życiu,
bądź skracania życia istniejącego? Te trudne pytania
związane z tabu śmierci są przedmiotem wielu nauko-
wych dociekań, a odpowiedzi nigdy nie będą w pełni
zadowalające, toteż pozostawię je bez komentarza.
To oczywiste, że fizycznie każdy musi umrzeć,
trwać może natomiast pamięć o człowieku. „To wła-
4 Tamże, s. 133.
Lidia Urbańczyk
77
śnie nieubłagana, nieodwracalna konieczność śmierci
przydaje powabu nieśmiertelności i przekształca ma-
rzenie o życiu wiecznym w siłę ogromną, w pobudkę
do twórczego zrywu”5. Nieśmiertelność w sensie bio-
logicznym nic nie znaczy
— długowieczność przero-
dziłaby się w zgryzotę, to
przemijalność nadaje życiu
znaczenie, motywuje do
działania. Nowoczesność
wcale nie pokonała śmier-
ci (z pewności rozwój nauk
przyczynił się do przedłu-
żenia życia) lecz pozornie
wyparła ją z pola widzenia,
z codziennej konwersacji6, a nawet z obszaru religii
— ksiądz wymieniany jest dopiero na trzecim miej-
5 Z. Bauman, Ponowoczesność jako źródło cierpień, War-szawa 2000, s. 256.6 Zob. tamże, s. 261.
scu pośród osób pomagających godnie umrzeć, tuż za
pielęgniarką i psychologiem7. Śmierci nie da się prze-
zwyciężyć, można jedynie złagodzić strach przed nią.
Oswajaniu sprzyja „przeniesienie” umierania z domu
do szpitala, hospicjum, domu starców, a także zmia-
na pogrzebów z uroczystości publicznej na prywatną.
7 Zob. M. Vovelle, Śmierć w cywilizacji Zachodu. Od roku 1300 po współczesność, przeł. T. Swoboda i in., Gdańsk 2008, s. 671.
Życie konsumenta to nieustanna huśtawka nastrojów. Drogi wiodące z
dna na szczyt, a zwłaszcza ze szczytu na dno są porażająco krótkie:
wzloty i upadki trwają nie dłużej niż rzut kośćmi i następują
bez ostrzeżenia
artykuł
78
Znana nam śmierć jest zawsze
śmiercią Innego; odejście bli-
skich osób jest intensywnym
przeżyciem przypominającym
człowiekowi o jego śmiertelno-
ści. Człowiek musi przetrwać
własne decathexis — proces
pogodzenia się ze śmiercią dru-
giego, która jest zdarzeniem
wyjątkowym w swej tragiczno-
ści; ludzie chcą jak najszybciej
zapomnieć i żyć dalej. Nato-
miast w przestrzeni publicznej
„śmierć jako powszechny
udział człowieka wystawio-
na jest zuchwale na pokaz,
przekształcona w niekończą-
ce się widowisko rozrywkowe
[…]. Śmierć tak zbanalizowa-
Lidia Urbańczyk
79
na rzadko kiedy wprawia w zamyślenie i traci moc
wywoływania głębokich wzruszeń”8. Współcześnie
śmierć stała się zjawiskiem medialnym, co odejmuje
jej realności. Może warto przyjrzeć się, jakie ślady
wszechobecnej śmierci napotyka w swojej codzienno-
ści zwyczajny konsument współczesnej kultury.
Śmierć — tak zbanalizowana, że niewi-
doczna, czyli kilka uwag o kiczu i jeden dzień z
życia konsumenta. Konsument wstaje, przy poran-
nej kawie przegląda gazetę codzienną — omija nekro-
logi oraz nudne artykuły o aborcji i eutanazji, zwraca
uwagę na informację o złych warunkach na drogach
i kolejnych wypadkach, nie dziwi go wzmianka o ta-
jemniczym morderstwie i następnym samobójstwie.
Konsument wychodzi do pracy, mija zakład pogrzebo-
wy, reklamujący się sloganem Płacisz raz, korzystasz
całą wieczność, przechodzi też obok ubezpieczalni
oferującej pakiety na wypadek nagłej śmierci lub
8 Z. Bauman, Ponowoczesność…, s. 268.
choroby. W pracy surfuje po Internecie. Dowiaduje
się, że twórcy serialu chcą uśmiercić jego ulubionego
bohatera, fani są tym oburzeni i planują protest (nie
dbają o to, że serial jest oparty na książce, gdzie po-
stać ginie i już), jednocześnie konsument natrafia na
informację o śmierci gwiazdy rock i tysiące postów
fanów oraz antyfanów (tylko po co te „lajki”: umar-
ła gwiazda — lubię to!); śmierć bohatera fikcyjnego
czy rzeczywistej osoby — to bez znaczenia. Po pracy
idzie na zakupy do supermarketu, stos zniczy przy-
pomina mu, że za miesiąc Święto Zmarłych i będzie
trzeba odwiedzić groby, przygląda się także maskom
na Halloween, powtarzając w myślach utartą frazę
Cukierek czy psikus? Wstępuje do księgarni, prze-
biera w promocjach — tu głównie poradniki w stylu
jak dobrze żyć i jak pogodzić się ze śmiercią, nawet
Mała książka o śmierci dla najmłodszych. Wśród po-
wieści króluje fantastyka — długowieczne wampiry
wciąż w modzie, zombie też nie mają się najgorzej.
artykuł
80
W domu włącza komputer, wstawia post na bloga —
musi zaistnieć, pozostawić po sobie ślad; uruchamia
ulubioną grę, musi osiągnąć kolejny level, nie poddaje
się, gdy jego postać ginie, ma przecież jeszcze kilka
żyć. Konsument wieczór spędza przy telewizji, a tu
bogata oferta, można zabawić się na śmierć9. Przełą-
cza program dokumentalny o drugiej wojnie świato-
wej — zupełna abstrakcja, zresztą to była tak dawno,
jego to nie dotyczy. Z zaciekawieniem zatrzymuje się
na Discovery Investigation i ogląda program o du-
chach, by ostatecznie wybrać ulubioną tragikomedię
pt. Ze śmiercią jej do twarzy. Konsument zasypiając
przygląda się krzyżowi na ścianie, rozmyśla — co to
9 Zabawić się na śmierć to tytuł książki Neila Postmana. Myślą przewodnią książki jest wskazanie, że telewizja nie skła-nia do wyrażania myśli, bowiem operuje gotowymi obrazami, często wyrwanymi z kontekstu, bez znaczenia. Wywołuje emo-cje, ale nie nawiązuje do racji rozumu. Proponuje rozrywkę, a nie racjonalny dyskurs — zob. N. Postman, Zabawić się na śmierć. Dyskurs publiczny w epoce show-businessu, przeł. L. Niedzielski, wstęp M. Mrozowski, Warszawa 2002 (wstęp do wydania polskiego).
za Bóg, który dał się zabić? Ale przecież zmartwych-
wstał, więc jednak…
W tym krótkim przedstawieniu zarysowałam
kilka istotnych problemów, na które natrafia badacz
kultury. „W ostatnich latach wyraźnie wzrasta zain-
teresowanie śmiercią i nasila się zapotrzebowanie na
podejmowanie problematyki z nią związanej. Zadania
tego podejmują się badacze różnych dyscyplin na-
ukowych […]. Stale rośnie liczba różnej proweniencji
specjalistów od śmierci”10. Wśród wielu dzieł można
wskazać prace klasyczne, takie jak: Człowiek i śmierć
(Philippe Ariés); Śmierć w cywilizacji Zachodu. Od
roku 1300 po współczesność (Michel Vovelle); Trup.
Od biologii do antropologii (Louis-Vincent Thomas).
Interesującą pracą jest Księga żałoby i śmierci (red.
Mieczysław Wańczowski i Mirosław Lenart) — ujęcie
encyklopedyczne oraz Śmierć. Antologia tekstów fi-
10 Śmierć. Antologia tekstów filozoficznych, wyboru doko-nał, przypisami i wstępem opatrzył T. Sahaj, Toruń 2008, s. 10.
Lidia Urbańczyk
81
lozoficznych (oprac. Tomasz Sahaj) — zbiór cytatów.
Inne tytuły: Wokół śmierci i umierania (red. Włodzi-
mierz Galewicz, Kraków 2009) — tematy zw. z bio-
etyką; Choroba i śmierć w perspektywie społecznej
w XIII-XXI wiek (red. D.K. Chojecki, E. Włodarczyk,
Warszawa 2010); konferencje naukowe: Człowiek
wobec śmierci na przestrzeni dziejów (Warszawa
2010/11), Ze śmiercią nam do twarzy. Rytuały pogrze-
bowe, symbolika sepulkralna, akt rozkładu w sztuce
i kulturze (Łódź 2011), Kulturowe obrazy śmierci. Od
przełomu romantycznego do dziś (Łódź 2006). Na
szczególną uwagę zasługują konferencje Wrocław-
skiego Towarzystwa Naukowego. Pierwsze spotkanie
z cyklu Problemy współczesnej tanatologii. Medycy-
na — antropologia kultury — humanistyka (red. Jacek
Kolbuszewski) odbyło się w 1997, a jego ideą było
stworzenie płaszczyzny integracji dla naukowców
z różnych dziedzin.
W dalszej części referatu przedstawię katalog
tematów, które mogłyby zainteresować badacza kul-
tury masowej, w obszarze której można wskazać wie-
le zagadnień powiązanych ze śmiercią, a jeszcze nie
w pełni zbadanych.
1. Podporządkowywanie śmierci obrazom
ekranowym. „Zawrotne tempo przezwyciężania tabu
i barier związanych ze śmiercią odbiera […] kinu i in-
nym mediom audiowizualnym coś niezwykle istotne-
go, ogranicza ową tabuiczną sferę, chociażby przez
to, że ekrany z dnia na dzień tracą możliwość szoko-
wania, ale odbiera zapewne również coś samej real-
ności i wywiera wpływ na ludzkie myślenie (a może i
postępowanie człowieka?) wobec prawdziwej śmier-
ci” — jak pisze filmoznawca Tadeusz Miczka11.
11 T. Miczka, O śmierci na ekranie, Bielsko-Biała 2011, s. 9.
artykuł
82
2. Wirtualizacja kultury — problem życia i umie-
rania w sieci. Rzeczywistość wirtualna (oznaczana jako
RW) to nie technologia, a cel i przeznaczenie kultury
ponowoczesnej12. RW to z jednej strony poszukiwania
idealnej kopii realności, którą można przekształcać,
zaś z drugiej strony — pragnienie ucieczki od rze-
czywistości fizycznej. Z cyberprzestrzenią wiąże się
problem nieśmiertelności, pragnienia zostawienie po
12 Zob. W.J. Burszta, W. Kuligowski, Dlaczego kościotrup nie wstaje. Ponowoczesne pejzaże kultury, wstęp Z. Bauman, Warszawa 1999, s. 65-86.
sobie śladu, ale także gier komputerowych i wielości
żyć, postaci, które przypadają graczowi.
3. Życie pozagrobowe, wiara w zjawiska pa-
ranormalne. Wciąż wzrasta zainteresowanie sferą
nadprzyrodzoną, rodzą się nowe formy poznawania
rzeczywistości — formy, które nie mieszczą się w ra-
mach nauki. Sekret życia i śmierci nigdy nie zostanie
ujawniony, a świat niematerialny nie zniknie z ludz-
kiej świadomości13.
4. Nieśmiertelność. Poszukiwania nieśmiertel-
ności wiążą się bezpośrednio z lękiem przed śmiercią.
Religie okazują się być formą godzenia się z umie-
raniem na ziemi, gdyż obiecują życie wieczne w in-
nym świecie (koncepcja nieśmiertelnej duszy). Jednak
13 A. Olchowska-Kotala, Wiara w duchy i zjawiska pa-ranormalne w świetle badań psychologicznych, [w:] Problemy współczesnej tanatologii, Vol. XIV, red. Jacek Kolbuszewski, Wrocław 2010, s. 101-107.
Halloween nie może być uważane tylko za zwykły interes czy drugi karnawał: trzeba poznać i umieć właściwie ocenić jego korzenie kulturowe, a także implikacje ezoteryczne, które nałożyły się na siebie
Lidia Urbańczyk
83
wielu poszukiwało magicznej substancji dającej nie-
śmiertelność już za życia doczesnego. Dziś ludzkość
zna wiele sposobów na przedłużenie życia, a samo
pojęcie nieśmiertelności związało się z pojęciem sła-
wy.
5. Horror, gatunek intermedialny, zwierciadło
współczesności i groza śmierci. „Horror jest formułą
uniwersalną kulturowo, występującą i oddziaływują-
cą powszechnie, która spotyka się z szerokim rezo-
nansem społecznym”14. W szerokiej ofercie książko-
wej i filmowej roi się od istot naznaczonych śmiercią
— wampiry, zombie, duchy. Potwory, budzące lęk
i obrzydzenie, stają się metaforami ludzkich obaw.
6. Halloween. „Halloween nie może być uwa-
żane tylko za zwykły interes czy drugi karnawał:
14 A. Has-Tokarz, Horror w literaturze współczesnej i fil-mie, Lublin 2011, s. 457.
trzeba poznać i umieć właściwie ocenić jego korze-
nie kulturowe, a także implikacje ezoteryczne, które
nałożyły się na siebie […]15”. Warto bliżej przyjrzeć
się „dyniomani”, zagłębić się w zjawisko i wyodręb-
nić jego cechy, a także prześledzić w jaki sposób sta-
rożytny mit zmienił się w bajkę.
7. Śmierć idola. Fani przeżywają śmierć idola,
którego pogrzeb staje się wręcz spektaklem, to miło-
śnicy wpływają na utrwalenie wizerunku ulubieńca,
tworzą opinie na jego temat16.
8. Nowe trendy: e-cmentarze, eko-cementa-
rze, spopielenie w diament. Polny kamień lub drzewo
zamiast nagrobka, trumny wykonane z naturalnych
surowców, wirtualne grobowce i kremacja ciała do
15 P. Gulisano, B. O’Neil, Noc podświetlonej dyni. Hallo-ween – neopogański biznes, przeł. P. Borto, Kielce 2007, s. 8.16 Zob. M. Czubaj, Biodra Elvisa Presleya. Od paleohero-sów do neofanów, Warszawa 2007, s. 146-163.
artykuł
84
czystej postaci węgla — to praktyki, które zyskują
wielu zwolenników, ale również i przeciwników17.
9. Kategoria kiczu, gadżety śmiercią podszyte.
Kicz — „tandetne piękno” i oznaka kiepskie gustu,
który staje się gustem powszechnym, zawitał do tzw.
przestrzeni śmierci (tu chyba banalnym kiczem sta-
ły się nagrobne figury aniołków). Co ciekawe może
on pełnić funkcję terapeutyczną i pomóc w oswojeniu
śmierci18.
10. Poradniki (gł. jak mówić z dziećmi o śmier-
ci), przemysł funeralny i śmierć w przestrzeniach
turystycznych. „Nowe tendencje” w branży funeral-
17 A. Olchowska-Kotala, E-cmentarze, eko-cmentarze i spopielenie w diament – poglądy młodych Polaków, [w:] Proble-my współczesnej tanatologii, Vol. XV, red. Jacek Kolbuszewski, Wrocław 2011, s. 61-69.18 J. Kolbuszewski, Kicz w przestrzeniach śmierci, [w:] Pro-blemy współczesnej tanatologii, Vol. XV, red. tenże, Wrocław 2011, s. 109-128.
nej pojawiają się w Polsce w wyniku oddziaływania
wzorców zachodnioeuropejskich (głównie włoskich).
Wyroby i usługi funeralne to po prostu wyroby konsu-
menckie, które podlegają prawom marketingu. Kon-
sument może zachowywać się jak racjonalny aktor lub
stać się naiwną ofiarą19.
Neil Gaiman jest twórcą znanej serii komiksów
o Sandmanie. Morfeusz — władca snów to jeden z Nie-
skończonych, istot pradawnych, uosobień pojęć. Są
więc: Sen, Pożądanie, Rozpacz, Los, Maligna, Znisz-
czenie i oczywiście Śmierć. Nie jest nią tylko dlatego,
że to „srogie imię pasuje do mocno pomalowanych
oczu i czarnych dżinsów. Ona naprawdę jest Śmier-
cią, kosiarzem, kimś, kto zabiera nas, gdy nasz czas
dobiega końca. Okazuje się, że płaszcz, kosa i szkielet
19 Ł. Kałużny, „Zapłać raz, korzystaj całą wieczność”. Kon-sumpcja dóbr i usług pogrzebowych: zaniedbywany obszar ba-dań, [w:] Problemy współczesnej tanatologii, Vol. XV, red. Jacek Kolbuszewski, Wrocław 2011, s. 71 – 81.
Lidia Urbańczyk
85
e-cmentarze, eko-cementarze, spopielenie w diament. Polny kamień lub drzewo
zamiast nagrobka, trumny wykonane z naturalnych surowców, wirtualne
grobowce i kremacja ciała do czystej postaci
węgla
artykuł
86
to tylko zła prasa. W postaci Śmierci nie ma niczego ponurego” — tak charakteryzują śmierć twórcy komiksu,
dodając „jeśli podczas lektury uśmiechniecie się na myśl o Śmierci, pamiętajcie, że można ją spotkać nie tylko
tutaj”20. Przyłączam się do tej myśli, przypominając oczywisty aksjomat — człowiek to istota śmiertelna.
20 N. Gaiman, Śmierć, rys. Ch. Bachalo i in., przeł. P. Braiter, Warszawa 2007, s. 196-197.
Lidia Urbańczyk
87
Bibliografia:
1. BAUMAN ZYGMUNT, Płynne życie, przeł. T. Knuz,
Kraków 2007
2. BAUMAN ZYGMUNT, Ponowoczesność jako
źródło cierpień, Warszawa 2000
3. BAUMAN ZYGMUNT, Śmierć i nieśmiertelność.
O wielości strategii życia…
4. BURSZTA W.J., KULIGOWSKI W., Dlaczego
kościotrup nie wstaje. Ponowoczesne pejzaże
kultury, wstęp Z. Bauman, Warszawa 1999
5. CZUBAJ M., Biodra Elvisa Presleya. Od
paleoherosów do neofanów, Warszawa 2007
6. GAIMAN NEIL, Śmierć, rys. Ch. Bachalo i in.,
przeł. P. Braiter, Warszawa 2007
7. GULISANO P., O’NEIL B., Noc podświetlonej dyni.
Halloween – neopogański biznes, przeł. P. Borto,
Kielce 2007
8. HAS-TOKARZ A., Horror w literaturze
współczesnej i filmie, Lublin 2010
9. SULIMA ROCH, Antropologia codzienności,
Kraków 2000
10. ŚMIGIEL ŁUKASZ, Decathexis, Lublin 2009
11. VOVELLE MICHAEL, Śmierć w cywilizacji
Zachodu. Od roku 1300 po współczesność, przeł. T.
Swoboda i in., Gdańsk 2008, s. 635-721 (Umieranie
dzisiaj)
12. Problemy współczesnej tanatologii, Vol. XIV, red.
Jacek Kolbuszewski, Wrocław 2010
13. Problemy współczesnej tanatologii, Vol. XV, red.
Jacek Kolbuszewski, Wrocław 2011
14. Śmierć. Antologia tekstów filozoficznych,
wyboru dokonał, przypisami i wstępem opatrzył
T. Sahaj, Toruń 2008
Mieszka w Opolu. Studiuje filologię polską. Interesuje się literaturą amerykańską lat 50. i 60. XX wieku — zwłaszcza twórczością beatników. Poza tym ciekawi go poezja m. in. P. Celan, G. Trakl., J. D. Morrison, Ch. Bukowski, T. Miciński. J. Przyboś, T. Różewicz, L. Staff. Pola poetyckie, które go najbardziej interesują to: samotność, melancholia, mrok, mistycyzm, smutek, noc. Od kilku lat uprawia biegi długodystansowe, często odwiedza podopolskie wsie: Winów, Górki; poza tym lubi jeździć na rowerze i słuchać muzyki (Tom Waits, The Doors, The Cure, Pink Floyd, Jarecki, Bisz, oldschoolowy rap). Uwielbia także nocą jeździć samochodem
Karol Maluszczak
Twórczość Jamesa Douglasa Morrisona była silnie
naznaczona przez śmierć. Metafora tanatyczna
pojawia się w jego poezji oraz utworach muzycz-
nych nierzadko. Fascynacja śmiercią oraz tema-
tami bezpośrednio z nią korespondującymi bierze
się z traumatycznego wydarzenia, które spotka-
ło Morrisona, gdy był jeszcze małym chłopcem.
Kiedy przejeżdżał wraz z rodzicami po pustynnej
szosie, chwilę wcześniej na drodze miał miejsce
krwawy wypadek — samochód zderzył się czołowo
z ciężarówką wiozącą grupę Indian Hopi. W wy-
niku tego wypadku ucierpiało wielu Indian, część
z nich zginęła. Zafascynowany tym krwawym wy-
darzeniem Morrison usiłował wybiec z auta, by
przyjrzeć się temu bliżej, ale został zatrzymany
przez matkę. Wszystko oglądał zza szyby samo-
chodu. Rodzice chłopca przekonywali go, że to,
co zobaczył, było tylko złym snem. Sam Morrison
nigdy do końca nie otrząsnął się z tego wydarze-
nia i nie zdołał wyrzucić z pamięci obrazu konają-
cych Indian. Jak sam wspominał wiele lat później:
„Wtedy po raz pierwszy odkryłem śmierć”1.
1 S. Davis, Jim Morrison. Życie, śmierć, legenda, przeł. I. Michałowska, Wrocław 2006, s. 13.
Piosenki śmiercionośne. Teksty Jamesa Douglasa Morrisona
Karol Maluszczak
89
artykuł
90
***
Lider The Doors był autorem ponad stu piose-
nek w rozmaitych gatunkach: blues, rock, pop. Morri-
son, jednocześnie jako gwiazda rocka lat 60. i 70. XX
wieku oraz poeta, nadawał swoim piosenkom bardzo
osobisty, charakterystyczny ton. „Mając do dyspozy-
cji The Doors i muzykę rockową jako medium, uczy-
nił teksty piosenek poezją, a poetę gwiazdą”2. To, co
spajało wiersze i piosenki Morrisona w całość, to ich
temat. Piosenki, podobnie jak wiersze, były nasyco-
ne ciemnością, mrokiem, mistycyzmem, ale przede
wszystkim śmiercią — kresem. Wizje końca były wy-
rażane przez Morrisona w sposób przejmujący grozą.
Kiedy Morrison śpiewał piosenki, przeżywał każde
słowo, można powiedzieć, że słowa przeszywały go
2 The Doors. Teksty i przekłady, wybrał Danny Sugerman, przeł. Jędrzej Polak, Poznań 1997, s. 295.
na wylot, czyniąc każdy utwór bardzo autentycznym.
W piosenkach-wierszach krył się inny, mroczny i prze-
rażający świat. „W czasie gdy Morrison pracował na
swoim dachu, odkrył że pisana przez niego poezja
płynie swobodniej, gdy myśli o niej w kategoriach
tekstów piosenek. Nie potrafił wyrazić muzyki, którą
słyszał w głowie w czasie pisania tekstów, ale zauwa-
żył, że kiedy jej nie tłumi, jego słowa nabierają nie-
spotykanej wcześniej głębi, intensywności i rytmu”3.
Swoje pierwsze piosenki-wiersze Morrison zaczął pi-
sać latem 1965 roku, wtedy też powstał zespół The
Doors. Wiąże się z tym historia na plaży w Venice (Los
Angeles), kiedy to Ray Manzarek przypadkowo spo-
tkał na plaży spacerującego Morrisona, którego znał
wcześniej ze studiów na wydziale filmowym UCLA. Na
pytanie, co Morrison robi, ten odparł, że pisze piosen-
ki. Informacja ta bardzo zaciekawiła Manzarka i po
3 Ch. Crisafulli, Moonlight Drive. The Doors – teksty bez tajemnic, przeł. K. Malita, Kraków 2001, s. 21.
Karol Maluszczak
91
chwili rozmowy Manzarek poprosił Morrisona, aby
zaśpiewał mu jakąś piosenkę. Początkowo przyszły
lider The Doors odmówił, gdyż uznał, że nie ma zbyt
dobrego głosu, jednak po namowie kolegi uczynił to i
zaśpiewał jedną ze swoich piosenek — Przejażdżka
w świetle księżyca (Moonlight Drive), którą zacy-
tuję w całości, by móc przyjrzeć się jej budowie i do-
strzec elementy, o których pisałem wcześniej.
Popłyńmy do księżycaPrzez fale się przedrzyjmyW wieczór zanurzmy Gdy miasto śpi, by twarz swą skryćWypłyńmy dziś wieczór kochanaNaszej próby przyszedł czasNad ocean przywiozłem cięW świetle księżyca jadąc.
Popłyńmy do księżycaPrzedrzyjmy się przez falePoddajmy się światom, które czekająI w nas się wtulić chcąWszystko już załatwiliśmy tuWahań minął czasW rzekę wkroczyliśmyW świetle księżyca jadąc.
Popłyńmy do księżyca
Przedrzyjmy się przez faleWyciągasz dłoń, bym trzymał cię chceszLecz ja prowadzić cię nie mogę.Spokojnie, kocham cięSpadamy w dół przez mokre lasyW świetle księżyca jadącPółnocą, w świetle księżyca.Chodź kochana, na przejażdżkę.
W dół, dół, gdzie oceanu szumPojedziemy całkiem blisko.Będzie nieźle nam,Ale kochana,Zatoniemy dziś.W dół pojedziemy, dół, dół, dół. [A 109]4
W Moonlight Drive Morrison zawarł historię
o miłości, która jest w uścisku ze śmiercią. Piosenka
ta nie jest typowa dla piosenki rockowej, to raczej ma-
lowniczy pejzaż, który Morrison zapisał w swoim umy-
śle, pisząc pewnej nocy na dachu w Vince, wsłuchując
się w szum fal, słysząc uliczny ruch oświetlany przez
4 Fragmenty wierszy Jamesa D. Morrisona cytował będę wg wydań oznaczonych następującymi sygnaturami: [A] Ame-rykańska noc, przeł. A. Brodowicz, Kraków 1999; [Dz] Dzikie pustkowie, przeł. A. Brodowicz, Kraków 1994; [W] Władcy i Nowe stworzenia, przeł. A. Brodowicz, Kraków 1993.
artykuł
majestatyczny księżyc. Morrison zaprosił kochankę na
nocną przejażdżkę w świetle księżyca, która to kończy
się albo wodnym romansem albo śmiercią.
Kolejnym tekstem traktującym o śmierci jest
The End (Kres). Kompozycja ta pełna jest urzekają-
cych dźwięków, przerażających obrazów i furii Edypa.
Piosenka ta stała się utworem pożegnalnym — nią ze-
spół kończył koncerty. Tekst piosenki wzbudził olbrzy-
mie kontrowersje, ponieważ Morrison zaprezentował
w niej przerażający, zwięzły dramat Edypa, który stał
się najbardziej znaną częścią tego utworu.
To już nasz koniec kochana To już koniec jedyna koniec naszych marzeń i planów koniec wszystkiego, co było i jest koniec pewników i niespodzianek koniec nigdy nie spojrzę już w oczy twe.
[...]
Zabójca wstał przed świtem Założył buty Przybrał wizerunek z dawien dawna znany I ruszył korytarzem Wszedł do pokoju swej siostry
Karol Maluszczak
93
i odwiedził brata, a potem ruszył dalej
Podszedł do drzwi Zajrzał do środka „Ojcze?ˮ „Tak synu?ˮ „Chcę cię zabić. Mamo, chciałbym się z tobą... ˮ
[...]
To już koniec, kochana To już koniec, jedyna koniec boli, gdy wolno puszczam cię lecz nie podążysz za mną, wiem Koniec śmiechu, koniec słodkich kłamstw, Koniec nocy, gdy śmierci szukaliśmy To już koniec jest. [A 127-129]
Następnym utworem, na który warto zwrócić
uwagę jest Gdy ucichnie muzyka (When the mu-
sic's over). Podobnie jak The End, także i When the
music's over stał się utworem, na którym The Doors
budowali swoją sławę. Piosenka ta jest 10 minutową
wyprawą, do miejsca, gdzie „wyłącza się światło”. Te-
mat śmiertelności człowieka i niszczenia naszej pla-
nety jest coraz bardziej widoczny w dalszym rozwoju
piosenki. Podrzyj me podanie o zmartwychwstanie Lepsze będzie dla mnie więzienne posłanie Przyjaciół więcej ujrzę tam. [...] Nim zapadnę w głęboki sen Usłyszeć chcę, usłyszeć chcę motyka krzyk [...] Co uczynili z ziemią? Cóż uczynili z naszą kochaną siostrą? Zniszczyli i splądrowali porwali i pogryźli ją Nożami pokaleczyli po świtu stronie Spętali płotami I w dół wtłoczyli
[...]
artykuł
94
Bo muzyka przyjaciółką twą jest W jej ogniu tańcz, jak każe ci Bo muzyka z tobą będzie jak dotąd nikt Do końca aż Aż po kres Po Kres Krew na ulicach
[A119-121]
Utwór ten stał się poetycką recytacją, Morrison
tworzył swoją poezję na żywo w swoich wierszach, a
jeszcze bardziej w tekstach piosenek. Frazę „Motyla
pisk” autor zaczerpnął z napisu nad kinem dla doro-
słych, reklamującego nowy film The Scream Of The
Butterfly. Dowodzi to, że inspiracją dla Jamesa Do-
uglasa mogło być wszystko, nie tylko grecka mitolo-
gia, pogańskie legendy, poeci francuskiego egzysten-
cjalizmu, wielcy filozofowie, ale również rzeczy bardzo
skrajne, w tym przypadku — tytuł filmu dla dorosłych.
W przeciwieństwie do utworu Kres (The End), gdzie
obraz śmierci jest bardzo czytelny, gdyż mowa jest
o zabiciu ojca, tak w trwającej ponad dziesięć minut
piosence Gdy muzyka ucichnie już obraz śmierci
jest przedstawiony znacznie subtelniej. Tutaj śmierć
przyjmuje metaforę głębokiego snu. Znacznie bardziej
obrazowo przedstawiona jest agonia naszej planety,
która jest niszczona przez społeczeństwo. Zwrotka
poświęcona temu problemowi przyjmuje postać hym-
nu, manifestu politycznego.
Ostatnim już, wielkim tekstem i chyba najbar-
dziej kojarzonym z zespołem The Doors jest utwór
Jeźdźcy burzy (Riders on the Storm).
Morderca wyszedł na szlakW głowie gniazdo węży maWyjedź szybko stądDzieci same już sąA jeśli podwieziesz goSłodka rodzinka zginieMorderca na drodze5
5 The Doors. Teksty i przekłady, dz. cyt., s. 245.
Karol Maluszczak
95
Riders on the Storm porusza tematy, które
dominowały w wielu wcześniejszych piosenkach i
wierszach Jima Morrisona. Na tle spokojnego, mia-
rowego rytmu utworu pojawiają się miłość, śmierć,
morderstwo, rodzina i przeznaczenie. Pojawia się
także motyw „mordercy na drodze”. Zauważyć zatem
można, że w poezji Morrisona śmierć zawsze przyj-
muje jakąś maskę, postać. Można mówić o swoistej
liryce roli i liryce maski. Różne ciała i twarze w poezji
lidera The Doors ma śmierć, jest zwierzęciem, czło-
wiekiem w antycznej masce, mordercą czyhającym na
drodze. Samemu poecie śmierć objawiła się, gdy był
jeszcze dzieckiem, w postaci konającego na drodze
Indianina. Od tamtej pory Morrison stał się „cieniem
śmierci”, a ów cień padał na poezję, którą tworzył.
***
Według poety śmierć człowieka jest szczyto-
wym momentem. Morrison uważał, że śmierć nie jest
końcem, ale początkiem — śmierć oczyszcza nas z
doczesnego życia, w którym o naszej pozycji społecz-
nej decydują pieniądze, ubiór itp. Według Morrisona
śmierć czyni z ludzi anielskie istoty.
Śmierć z nas wszystkich czyni aniołów i daje nam skrzydław miejsce ramion gładkie niczym krucze szpony
Bez pieniędzy, cudacznych strojówTo Królestwo tak inne najlepszym się wyda,póki kazirodczą naturę swą ukryć zdołai posłuszeństwo prawom roślinnym
Nie pójdęWolę Święto PrzyjaciółOd Wielkiej rodziny
[A 17]
artykuł
Olaf Pajączkowski (ur. 1988) – interesuje się muzyką, filozofią, literaturą, filmem, fotografią, przede wszystkim jednak jest twórcą rzeczy wszelakich, od utworów prozatorskich do etiud filmowych. Współpracował/współpracuje z portalami „Coolturka” i „Adventure Zone”, prowadził dwa blogi kulturalne, wygrał ze trzy konkursy recenzenckie, udzielał się w kultowym – w pewnych kręgach – zespole rockowym Post Mortem; kilka jego wierszy ukazało się w „Migotaniach Przejaśnieniach”, proza jeszcze czeka na swój debiut. Ostatnio stworzył „Znak zapytania”, komputerową przygodówkę w starym stylu
OlafPajączkowski
Mój tekst należałoby zacząć od zdefiniowania poję-
cia rocka progresywnego. Najprostsza, żartobliwa
definicja, powtarzana przez miłośników: „rock pro-
gresywny to wszystko to, co brzmi jak rock progre-
sywny”. Można jednak pokusić się o bardziej rozbu-
dowany opis i określić go jako łączący rocka z innymi
gatunkami muzycznymi, uznawanymi za trudniejsze
w odbiorze, takimi jak avant garde, jazzem, rockiem
eksperymentalnym czy rockiem psychodelicznym,
ale przede wszystkim muzyką klasyczną. Piosenka
progrockowa jest często kilkudziesięciominutową
suitą czy nowoczesną symfonią, charakteryzuje się
skomplikowaniem, posiada długie, rozbudowane pa-
saże instrumentalne, a albumy są często tzw. concept
albumami — podporządkowanymi jakiejś naczelnej
idei.
Prog podejmuje tematy trudniejsze i poważ-
niejsze, niż typowa piosenka popowa. Teksty traktują
o wojnie, wolności jednostki, osamotnieniu, empatii
międzyludzkiej, filozofii. Prog rock nie unika również
tematu śmierci. W moim wystąpieniu skupię się na
obrazie śmierci przedstawionym w tekstach jednych
z najsłynniejszych i najważniejszych angielskich ze-
społów progowych — Pink Floyd, King Crimson i Je-
„Life is a short, warm moment and death
is a long cold rest”. Śmierć w utworach progrockowych
Olaf Pajączkowski
97
artykuł
98
thro Tull — oraz najpopularniejszej polskiej grupy, tj.
Riverside. Co prawda grup progrockowych powstało
multum, lecz, po pierwsze, analiza tak wielkiej ilości
tekstów zapełniłaby zapewne karty całkiem sporej
książki, a mój referat musi być synteza. Po drugie,
wybrane przeze mnie zespoły są moim zdaniem re-
prezentatywne dla prog rocka — są jednymi z najważ-
niejszych, najpopularniejszych i najbardziej poważa-
nych grup tego gatunku — a także poruszany przeze
mnie temat śmierci jest w ich utworach bardzo częsty
i przedstawiany w bardzo ciekawy sposób, co za chwi-
lę pokażę.
Twórcy progowi zazwyczaj przedstawiają
śmierć jako proces biologiczny, nieodłączną część ist-
nienia lub siłę, której człowiek nie jest zdolny do koń-
ca pojąć, bez popularnych we wszystkich odmianach
metalu personifikacji (zombie, kościotrupy z kosą).
Najbliższe procesowi personifikującemu są postaci
zdeformowanych żołnierzy i myśliwców-stalowych
ptaków z animacji filmu The Wall Pink Floyd.
Bardzo rzadko pojawiają się techniki mają-
ce na celu oswojenie śmierci — zazwyczaj jest ona
czymś przerażającym i nie do końca poznanym, dla-
tego też twórcy prog rockowi nie czynią ze śmierci
maskotki. Co więcej, nawet jeśli teksty progowe nie
traktują bezpośrednio o umieraniu, to jednak ta siła
Twórcy progowi zazwyczaj przedstawiają śmierć jako proces biologiczny, nieodłączną część istnienia lub siłę, której człowiek nie jest zdolny do końca pojąć
Olaf Pajączkowski
99
jest bardzo często obecna, choćby „w tle” wydarzeń.
King Crimson znani są z niepokojących, metaforycz-
nych tekstów, gdzie obrazy wręcz baśniowe mieszają
się z psychodelicznymi, narkotycznymi majaczenia-
mi i mrocznymi wizjami. W fantastycznych światach
przedstawionych czai się Tanatos. Na dworze Kar-
mazynowego Króla, na pierwszy rzut oka archety-
picznego średniowiecznego władcy, podmiot liryczny
dostrzega nie tylko ludzi, tańczących niczym mario-
netki dla swego pana, ale również „czarną królową,
która śpiewa pogrzebowy marsz1” i szybko zdaje so-
bie sprawę z tego, że wokół niego trwa maskarada —
to nie Eden, to mroczny dwór szaleńca, lecz nie mo-
gąc wyrwać się z przedstawienia, musi dalej grać2.
W Cirkus bohater wybiera się do cyrku, którego sza-
lony właściciel więzi gości. Znamienne jest jednak to,
że zanim wyrusza w podróż, otrzymuje od ukochanej
1 „The black queen chants/the funeral march” [wszystkie tłumaczenia tekstów – Olaf Pajączkowski]2 „I run to grasp divining signs/To satisfy the hoax.”
świt, konia i cmentarz, zapowiedź jego przyszłego
uwięzienia i śmierci.
Wykorzystanie tematu śmierci jest najczęściej
przyczynkiem do refleksji nad kruchością ludzkiego
życia, pewnego rodzaju rekwizytem, który pozwala
na snucie przypuszczeń nt. przyszłości gatunku ludz-
kiego lub pretekstem do refleksji nad sensem istnie-
nia. Tak jest w piosence Pink Floyd Time, która przy-
pomina, że z każdym oddechem człowiek zbliża się
ku kresowi swego życia. Tak jest też we Free Four,
gdzie życie jest tylko chwilą, bezsensowną walką, a
po śmierci nie ma nic, jedynie zimny spoczynek. Sam
moment umierania jest czymś banalnym, w którym
nie ma ani chwały ani poezji; ostatnie chwile są na-
wet groteskowe („Wspomnienia starca/To czyny czło-
wieka w sile wieku/Miotasz się w mroku szpitala/I
gadasz sam do siebie, aż umrzesz/Życie jest krótkim,
ciepłym momentem/A śmierć jest długim zimnym
spoczynkiem/Dostajesz szansę, którą musisz wy-
artykuł
100
korzystać/W mgnieniu oka/Jeśli sprzyja ci szczęście
dostaniesz osiemdziesiąt lat, jeśli nie, mniej[...]3”).
W tekście Free Four nie ma nadziei, jedynie ponura
akceptacja przyszłości, podobnie w Childhood's End
(„Niektórzy się rodzą/A inni umierają pod jednym nie-
skończonym niebem/Będzie wojna, będzie pokój/Lecz
pewnego dnia wszystko umilknie/Żelazo zmieni się
w rdzę/A wszyscy dumni ludzie w proch/I w ten spo-
sób wszystko naprawi czas4”).
Umieranie przybiera różne rozmiary — od kre-
su jednostki, poprzez śmierci setek ludzi na wojnach,
aż do apokaliptycznych wizji końca świata. Nie jest to
jednak apokalipsa sprowadzona przez Boga, siły nad-
3 „The memories of a man in his old age/Are the deeds of a man in his prime./You shuffle in gloom in the sickroom/And talk to yourself till you die./Life is a short, warm moment/And death is a long cold rest./You get your chance to try/In the twinkling of an eye:/Eighty years, with luck, or even less.[...]”4 „Some are born/Some men die beneath one infinite sky/There'll be war, there'll be peace/But everything one day will cease/All the iron turned to rust/All the proud men turned to dust/And so all things, time will mend.”
przyrodzone czy naturalne katastrofy — winowajcami
są ludzie. Teksty, traktujące o przerażającym końcu
naszej cywilizacji, o przyszłości, gdzie silni niszczą
słabych, służą refleksji na temat stanu współczesnego
człowieka i społeczeństwa — wnioski nie są optymi-
styczne. W najbardziej znanym utworze King Crim-
son, Epitaph, pojawiają się słowa: „Mur, na którym
pisali niegdyś prorocy/Pęka na kawałki/A promie-
nie słoneczne odbijają się/Od porzuconych wszędzie
narzędzi śmierci/Gdy każdy człowiek rozdarty jest/
Pomiędzy koszmarami i marzeniami/Nikt nie założy
wieńca laurowego/Bo wszystkie krzyki utonęły w ci-
szy/[...]Los ludzkości, widzę to/Znajduje się w rękach
głupców5”. W twórczości Pink Floyd przeważa tema-
tyka antywojenna — Roger Waters, autor większości
5 „The wall on which the prophets wrote/Is cracking at the seams./Upon the instruments of death/The sunlight bri-ghtly gleams./When every man is torn apart/With nightmares and with dreams/Will no one lay the laurel wreath/As silen-ce drowns the screams./The fate of all mankind I see/Is in the hands of fools.”
Olaf Pajączkowski
101
tekstów, stracił ojca na froncie II wojny światowej.
W utworze Free Four pisze wprost: „Jestem synem
martwego człowieka6”. Waters nie akceptuje śmierci
ojca i zastanawia się, jaki był jej sens, skoro wybu-
chają kolejne wojny, przez co ofiara rodzica wydaje
się całkowicie bezsensowna; słowa muzyka aż ocie-
kają cynizmem („Powiedzcie mi prawdę, powiedzcie
po co Jezus został ukrzyżowany?/Po co umarł mój ta-
6 „Im a dead man's son.”
to?/A może to przez ciebie? Może przeze mnie?/Czy
może dlatego, że oglądałem za dużo telewizji?7”). Nie
wiadomo, jak żyć w rzeczywistości, która nie wynio-
sła nic z doświadczenia II wojny. Zapowiadany przez
wszystkich nowy, wspaniały świat, w którym miało
już nie być przemocy i mordów, nie nadszedł, a zagu-
bieni ludzie zbyt często myślą o ostatecznej ucieczce
przed straszną codziennością („[…] I na pewno ich to
nie cieszy [...] Że ich dzieci popełniają samobójstwa/
Maggie [Margaret Thatcher], cośmy uczynili, cośmy
uczynili?/Cośmy uczynili Anglii?/Czy mamy krzy-
czeć:/Co się stało z naszym powojennym snem?/Och,
Maggie, co mamy robić?8”). Ludzie, jako gatunek,
wręcz zdają się dążyć ku autodestrukcji, czego wyra-
7 „Tell me true tell me why was Jesus crucified/Is it for this that daddy died?/Was it you? Was it me?/Did I watch too much t.v.?”8 „[...]And it can't be much fun for them/[...]With all their kids committing suicide/What have we done Maggie what have we done/What have we done to England/Should we shout should we scream/What happened to the post war dre-am?/Oh Maggie Maggie what did we do?”
Ziarno śmierci, chciwość ślepców/Poeci mrą z głodu, dzieci krwawią
artykuł
102
zem są kolejne wojny (jak np. krytykowana przez Wa-
tersa wojna angielsko-argentyńska o Falklandy) i do-
piero śmierć – choć jest to siła przerażająca, po której
niczego nie ma — przynosi objawienie i zrozumienie,
że walki i konflikty są bezsensem. Waters cynicznie
zauważa, że śmierć czyni wszystkich równymi sobie
(w Two Suns in the Sunset opisuje zagładę atomową
— gdy bomby uderzają w ziemię, podmiot liryczny do-
chodzi do wniosku: „W końcu zrozumiałem, o czym
mówili nieliczni/Popiół i diament/Wróg i przyjaciel/Na
końcu wszyscy byliśmy równi9”).
Przy tym — w przeciwieństwie do metalowych
zespołów — o wiele rzadziej pojawiają się dosłowne,
turpistyczne opisy — są jednak wyjątki od tej reguły,
jak np. 21 Century Schizoid Man King Crimson. Pio-
senka w brutalny sposób przedstawia rzeczywistość
dwudziestego pierwszego wieku („Stos pogrzebo-
9 „Finally I understand the feelings of the few/Ashes and diamonds/Foe and friend/We were all equal in the end.”
wy polityków/Niewinni zgwałceni ogniem napalmu/
Schizofrenik dwudziestego pierwszego wieku/Ziarno
śmierci, chciwość ślepców/Poeci mrą z głodu, dzieci
krwawią10”).
Najciekawsze przedstawienie śmierci zbioro-
wej pojawia się jednak w utworze Saucerful of Secrets
Pink Floyd, bitwa zostaje bowiem w całości opisana
za pomocą muzyki. Pierwsza część utworu, mroczna i
10 „Politicians funeral pyre/Innocents raped with napalm fire/Twenty first century schizoid man/Death seed blind mans greed/Poets starving children bleed.”
O, mój Aniele StróżuZabierz mnie stąd!
Olaf Pajączkowski
103
dynamiczna, przedstawia samo starcie zbrojne, koń-
cowe, psychodeliczne odgłosy „odmalowują” pole bi-
twy, wraz z leżącymi na nim martwymi ciałami, a po-
jawiające się w ostatnich minutach niebiańskie chóry
są lamentem zabitych żołnierzy.
Jeśli chodzi o śmierć jednostki, to najczęściej
opisywana jest śmierć człowieka wrażliwego, który
staje się ofiarą bezwzględnych, silniejszych bliźnich
albo okrutnej rzeczywistości. Zazwyczaj staje się on
ofiarą wojny, w której uczestniczy z przymusu albo
próbuje uciec przed światem, decydując się na samo-
bójstwo. Tak jest np. z Pinkiem, bohaterem The Wall
(„Żegnaj, okrutny świecie/Opuszczam cię dziś/[...]11”)
i Final Cut, który wyznaje, że był gotów popełnić sa-
mobójstwo, lecz powstrzymał go dźwięk telefonu.
Płyty Out of Myself, Second Life Syndrom
i Rapid Eye Movement Riverside opowiadają hi-
storię zagubionego człowieka, który postanawia
odebrać sobie życie, lecz w momencie umierania,
przerażony wizją nieznanego, dochodzi do wnio-
sku, że chce żyć (Co ciekawe, opis momentu śmier-
ci jest lapidarny i ogranicza się do słynnego obra-
zu światła w tunelu: „Krwawię/Teraz wszystko mi
jedno/Głupio zrobiłem/Ale już nie mogę zawrócić/
Światło lśni w ciemności/Nie chcę tam iść/O, mój
Aniele Stróżu/Zabierz mnie stąd”). Modlitwy zo-
stają wysłuchane i podmiot liryczny wraca na zie-
11 „Goodbye cruel world/I'm leaving you today/[...]Go-odbye all you people/There's nothing you can say/To make me change my mind/Goodbye.”
O, mój Aniele StróżuZabierz mnie stąd!
artykuł
104
mię — i chociaż dalej nie jest zadowolony z życia,
postanawia walczyć – doświadczenie śmierci było
dla niego na tyle traumatyczne, że nie chce go po-
wtarzać12.
Jednostki wrażliwe (artyści) jako jedyne zdają
sobie sprawę z destrukcyjnego kierunku, jaki obrała
nasza cywilizacja, lecz jest ich zbyt mało, nie posiadają
12 Warto zauważyć, że progowe podmioty liryczne, pomi-mo początkowego zamiaru odebrania sobie życia, nie popeł-niają samobójstwa — wybierają walkę z otaczającą ich rzeczy-wistością
siły przebicia i pewności siebie, któ-
rymi charakteryzują się żądni władzy
przywódcy (Epitapth King Crimson:
„Zagubienie będzie mym epitafium/
Gdy przyjdzie mi pełzać popękaną
i zniszczoną ścieżką13”). Żoł-
nierze, ginący na „jakiejś ob-
cej ziemi”, stają się mięsem
armatnim w konflikcie, któ-
rego nie rozumieją i którego
nie popierają. Bohater utworu
Pink Floyd Gunners Dream,
pilot myśliwca, tuż przed swo-
ją śmiercią marzy o świecie,
gdzie nie będzie przemocy i gdzie
nikt „nie będzie już zabijał dzieci”.
Jednakże pomimo tego, że Waters
13 „Confusion will be my epitaph./As I crawl a cracked and broken path.”
Jest to więc śmierć, ale nie fizyczna, lecz śmierć człowieczeństwa
artykuł
106
sympatyzuje z jego wizją, jest pewien, że w obecnej
chwili jest nie do ziszczenia.
Dostrzec możemy także motyw „małej apoka-
lipsy” — utwór King Crimson, Fallen Angel, przedsta-
wia historię człowieka, którego bliski przyjaciel zosta-
je zamordowany w ciemnych zaułkach Nowego Jorku.
Od tej pory podmiot liryczny traci sens życia i można
powiedzieć, że w metaforyczny sposób umiera.
Inna metafora pojawia się w Pictures of the
City i Cat Food King Crimson. Mamy tu do czynienia
z krytyką kapitalizmu i konsumpcyjnego stylu życia,
które zamienia ludzi w automaty do robienia zaku-
pów. Gdy przyjrzeć się bliżej, możemy dostrzec, że
obraz dehumanizacji powiązany jest nierozerwalnie
z semantyką tanatologiczną. Obywatele z Pictures of
the City przypominają zombies, a samo miasta przy-
wodzi na myśl futurystyczne piekło („Zimny beton,
twarze wyryte w stali/Ostro wycięte szklane oczy pę-
kają i się łuszczą/Słup jasnego światła wylewa się na
zewnątrz i piszczy/Czerwony, biały, zielony, biały, koło
neonu/[...] Betonowe marzenie, skóra martwą powło-
ką/Zagubiona dusza zgubiła drogę, zagubiła się w
piekle14”). Jest to więc śmierć, ale nie fizyczna, lecz
śmierć człowieczeństwa — ludzie zmieniają się w ro-
boty, uwięzione w betonowym piekle, które sami sobie
stworzyli.
Jako że większość przedstawicieli czołowych
zespołów progrockowych jest ateistami lub ich stosu-
nek do religii i wiary jest dość swobodny, śmierć rza-
dziej pojawia się w konotacjach religijnych i jej opis
ogranicza się do samego momentu umierania, opisy
rzeczywistości pozagrobowej są rzadsze. Najciekaw-
szym wyjątkiem od tej reguły jest obraz życia poza-
grobowego, przedstawiony przez Jethro Tull w 40 mi-
nutowym utworze A Passion Play, będącym swoistym
14 „Concrete cold face cased in steel/Stark sharp glass-ey-ed crack and peel/Bright light scream beam brake and squeal Red white green white neon wheel./[...]Concrete dream flesh broken shell/Lost soul lost trace lost in hell.”
Olaf Pajączkowski
107
pastiszem pasyjnych widowisk i trawestacją Boskiej
komedii Dantego. Jest to obraz iście szalony. Bohater
Passion Play, Ronnie Pilgrim, najpierw przygląda się
swemu pogrzebowi jako duch, następnie zostaje za-
prowadzony przez anioły na mroźne pustko-
wia, będące w istocie czyśćcem. Tu trafia do
pokoju, gdzie na wideo ogląda sceny ze swo-
jego życia i musi bronić swych ziemskich de-
cyzji i wyborów przed ławą przysięgłych. W
tym miejscu zespół przestaje snuć historię
Ronniego, by w komediowym interludium
opowiedzieć o podróży antropomorficznych
zwierząt pod wodzą zająca, który zgubił
swoje okulary. Ostatecznie Pilgrim zostaje
wpuszczony do Raju, tutaj jednak nie po-
trafi znaleźć sobie miejsca. Wszystkie dusze lamen-
tują, wspominając poprzednią egzystencję na ziemi
— wszyscy są ogarnięci obsesją życia i na okrągło
opowiadają o tym, co robili, gdy jeszcze posiadali cia-
ła. Pilgrim, znudzony jękami współtowarzyszy, prosi
o przeniesienie do piekła. Tutaj jednak jest jeszcze
gorzej. Lucyfer (nazwany przez zespół pieszczotli-
wie „Lucy”) pragnie wszystko kontrolować i Pilgrim,
przerażony perspektywą utraty autonomii, ucieka z
piekła („Uciekam przed mroźnym Lucyferem! Och,
wredny z niego gość!”). W końcu bohater zdaje so-
bie sprawę z tego, że nie ma dla niego miejsca ani w
Jako że większość przedstawicieli czołowych zespołów progrockowych jest ateistami lub ich stosunek do
religii i wiary jest dość swobodny, śmierć rzadziej pojawia się w konotacjach religijnych i jej opis
ogranicza się do samego momentu umierania, opisy rzeczywistości poza-
grobowej są rzadsze
artykuł
108
Niebie ani w Piekle, nie jest bowiem ani zły, ani dobry
— nie należy do żadnego ze światów. Z pomocą przy-
chodzi mu jednak Magus Padre, który pomaga wydo-
stać się z zaświatów i zmartwychwstać. Można tu za-
uważyć nie tylko dość prześmiewcze przedstawienie
życia pozagrobowego i paralelę pomiędzy wędrówką
po zaświatach Chrystusa i Ronniego Pilgrima. ale tak-
że strategię oswajania śmierci właśnie przez śmiech.
Poruszanie tematyki śmierci w utworach pro-
grockowych jest więc wynikiem niepokojów przedsta-
wicieli ówczesnych społeczeństw; wynikiem strachu
pokolenia lat 40 przed powtórką II Wojny Światowej,
strachu ludzi żyjących w latach 50. i 60. przed woj-
ną atomową, wynikiem zagubienia młodszych po-
koleń w zastanej rzeczywistości. W przypadku Pink
Floyd umieranie jest nie tylko tematem piosenek,
ale wręcz inspiracją, siłą napędową twórczości; wła-
śnie w śmierci członka rodziny jednego z muzyków
należy dopatrywać się nihilizmu wielu ich piosenek.
Śmierć jest też pewnego rodzaju narzędziem używa-
nym przez artystów — jest przedstawiana jako kara,
której widmo ma uświadomić słuchaczom, w jakiej
kondycji znajduje się współczesne społeczeństwo i jak
niewiele dano nam czasu, którego po prostu nie może-
my zmarnować. I chociaż niektórzy — jak Jethro Tull
— próbują oswoić śmierć, wyśmiewając ją, to jednak
w większości przypadków jest ona wielka i przeraża-
jąca, wszechobecna, pojawia się nawet w światach
fantastycznych i zmyślonych, jest całkowitym kresem
bytu. Musimy więc zastanowić się, co w życiu jest naj-
ważniejsze i nie czynić z niego piekła — tak dla siebie,
jak i dla innych. Wszakże „życie to krótki, ciepły mo-
ment, a śmierć to długi, zimny odpoczynek”.
Olaf Pajączkowski
109
Utwory przywołane w niniejszym tekście
pochodzą z płyt:
1. Pink Floyd – A Saucerful of Secrets (1968)
2. King Crimson – In the Court of the Crimson King
(1969)
3. King Crimson – In The Wake of Poseidon (1970)
4. King Crimson – Lizard (1970)
5. Pink Floyd – Obsured by Clouds (1972)
6. Pink Floyd – The Dark Side of the Moon (1973)
7. Jethro Tull – A Passion Play (1973)
8. King Crimson – Red (1974)
9. Pink Floyd – The Wall (1979)
10. Pink Floyd – The Final Cut (1983)
11. Riverside – Out of Myself (2003)
12. Riverside – Second Life Syndrom (2005)
13. Riverside – Rapid Eye Movement (2007)
Bibliografia:
1. Blake Marc, Pink Floyd: Prędzej świnie zaczną
latać, Kraków 2012
2. Macan Edward, Progresywny urock, Toruń 2001.
3. Wilczyński Michał, Polski rock progresywny,
Sosnowiec 2008
artykuł
Rasa: człowiek; level: 25; klasa: bard czarcich dźwięków; charakter: chaotyczny dobry; specjalne umiejętności: łowca chwil i uniesień; największe zwycięstwo: zabijanie nudy i obłudy. Absolwent dziennikarstwa i komunikacji społecznej na UO, fotoreporter freelancer, prowadzący audycje Godzina Śmierci i Bez Słów w Radiu Emiter, wyróżniony na Medionaliach 2012 za reportaż Dziki Zachód. Fanatyk dobrej muzyki i koneser wybornych trunków
Jarosław Kiszka
Śmierć w tekstach zespołów metalowych. Temat ni-
szowy i do tej pory nie poruszany. Przynajmniej wyni-
ki w Google nie wskazują na nic konkretnego. Zada-
nie zatem tym trudniejsze, bo nie ma od kogo ukraść,
przepraszam: pożyczyć, choćby części pracy.
Jak brzmi metal, w tym przypadku brutalny?
Puśćmy kawałek na zachętę, bo być może ktoś nie
wie, a w żadnym komercyjnym radiu czy telewizji
tego nie usłyszy. [kawałek Cannibal Corpse — Dead
Human Collection]
Nie mogę krzyczeć, moje usta są zadrutowane Nie widzę, moje oczy są wypełnione krwią
Muszę umrzeć w czasie cierpienia będąc pionkiem męczącej kary Tracę wszystkie powody do życia Pieszczę tę bolesną śmierć By stać się częścią kolekcji trupów
Od razu uprzedzę pytania i odpowiem.
Tak — to była piosenka z tekstem.
Nie — wokalista nie wymiotował, a jest to
technika wokalna nazywana growlem.
Niestety taka forma ekspresji wywołuje u prze-
ciętnego słuchacza ignorancję i ironiczne skwitowa-
nie — co to za darcie… a zdecydowana większość lu-
dzi odpowie, że jest to jeno pseudo-twórczy bełkot,
„Death Shall March” Śmierć w tekstach zespołów metalowych
Jarosław Kiszka
111
Jarosław Kiszka
113
w którym co jakiś czas pojawiają się zrozumiałe
słowa. Owszem, np.: „zabij ojca”, „krew”, „zło”,
„szatan” i coś o jedzeniu kotów.
Nasze społeczeństwo ma spory dystans do
subkultury metalowej i za nic nie chce jej zrozu-
mieć i zmienić swego błędnego stanowiska. Trzy-
ma się utartych, podłych stereotypów. Muzyka
jest wściekłym warczeniem, pozbawionym sensu.
Ludzie słuchający takich dźwięków to: urodzeni
mordercy, kotożercy, sataniści, dewianci i psycho-
paci, którzy całe dnie i noce spędzają obmyślając
nowy sposób na wybicie ludzkiej rasy.
Jednak ciężkie granie to także forma eks-
presji, tak jak muzyka techno, taneczna, pop czy
disco polo. Z tą różnicą, że bardziej wymaga, za-
równo od strony słuchacza jak i twórcy. Niestety
tam, gdzie przychodzi samodzielnie myśleć i sens
nie jest podany na tacy, wielu często odpuszcza.
Śmierć spotykamy regularnie. Spowsze-
dniała. Przy śniadaniu byle telewizja serwuje newsa
o kilku ofiarach pijanego kierowcy, radio przy obie-
dzie informuje o mrożonych dzieciach, a na kolację
portale internetowe prześcigają się ilością maka-
brycznych zdjęć z miejsca zamachu terrorystycznego.
Stare dziennikarskie porzekadło mówi „nic tak nie
ożywi gazety, jak trup na pierwszej stronie”.
Tymczasem wróćmy do głównego tematu —
teksty zespołów metalowych. To nie jest wyłącznie
rzecz o czarnej mszy i koncepcji mordu, lecz przede
wszystkim różnego rodzaju prawdy życiowe, osobiste
przemyślenia inspirowane codziennymi wydarzenia-
mi, okultyzm, ezoteryka, deprawacje społeczne, reli-
gie, filozofie, historia, a nawet literatura.
Kapitalnym przykładem mariażu muzyki me-
talowej z tą ostatnią dziedziną jest twórczość Budze-
go i Trupiej Czaszki. Kompakt Uwagi Józefa Baki jest
oparty na tekstach księdza Józefa Baki, powstałych
w XVIII wieku. Głównymi tematami poezji tego kon-
artykuł
114
Jarosław Kiszka
115
trowersyjnego jezuity są śmierć, rozkład i przemija-
nie. Przez wiele lat jego twórczość była uważana za
grafomaństwo i dopiero w ostatnich latach doceniono
"groteskę i śmiałe obrazowanie" w jego wierszach.
Spośród 15 utworów na płycie, będącej bezkompro-
misowym, hardcorowym traktatem o grzechu i śmier-
ci, najlepiej koncept ten realizuje druga piosenka —
Śmierć.
Przez świat sławny mój Polaku,Dla wolności jedynakuPo tobie! Bo w grobieNiewola, niedola.Śmierć, śmierć, śmierć!
Śmierć papuga lada jakaUczy gadać twego ptakaTu ślisko, grób bliskoGnij nisko, orlisko.Śmierć, śmierć, śmierć!
Ej Polaku, orli ptakuNie ulecisz na rumaku.Śmierć sidłem, wędzidłemUchodzi, dogodzi.Śmierć, śmierć, śmierć!
artykuł
116
Czy ty orzeł, czy ty kawkaWkrótce zdłabi kaszel, czkawka.Śmierć szyję zaszyje,Zawali, obali.Śmierć, śmierć, śmierć!
Trzy wieki różnicy a tekst szokująco nie archa-
iczny i aktualny.
W muzyce metalo-
wej wyodrębnił się gatu-
nek, który ze śmiercią ma
najwięcej wspólnego. De-
ath metal. W dosłownym
znaczeniu metal śmierci,
powstał na początku lat 80.
XX wieku. Za twórcę termi-
nu powszechnie uznawa-
ny jest Jeff Becerra, autor
utworu o tym samym tytu-
le z albumu Seven Churches grupy Possessed z 1985
roku. Czym się charakteryzuje ten gatunek, jak po-
wstawał i jakie ma podgatunki — to temat na dłuż-
szą prelekcję. Ciekawie, rzetelnie i głęboko analizuje
owo zagadnienie Adrian Mudrian w książce Wybie-
rając Śmierć. Niewiarygodna historia Death Metalu
i Grindcore’a. Polecam zainteresowanym.
Ile jest zespołów
metalowych parających
się dźwiękami martwymi?
Wstępne, ostrożne szacun-
ki mówią o 32 tysiącach ka-
pel. Spośród wszystkich do
pierwszej ligi zaliczyłbym:
Morbid Angel, Napalm De-
ath, Entombed, Carcass,
Suffocation, Autopsy, De-
icide, Brutal Truth, Immo-
lation, Incantation.
W bazie danych strony Metal Archives jest za-
rejestrowanych 828 kapel mających w swej nazwie
Tu ślisko, grób bliskoGnij nisko, orlisko
śmierć!śmierć!śmierć!
Jarosław Kiszka
117
słowo „śmierć”. Pewien zespól jest szczególnie warty
uwagi — Death, amerykańska grupa muzyczna, jeden
z prekursorów metalu śmierci. Powstali w 1983 roku
z inicjatywy gitarzysty i wokalisty Chucka Schuldi-
nera. Niestety, już świętej pamięci, gdyż przegrał on
walkę z guzem mózgu. Po heroicznej zbiórce fanów
na operację, zmarł 13 grudnia 2001 roku na zapale-
nie płuc, tym samym pieczętując koniec działalności
grupy.
Przetrwały jednak kompozycje, tworzące nowy
rozdział w historii muzyki. Z płyty na płytę słychać
coraz większą dojrzałość tekstów, jak i dźwięków,
niemal w całości autorstwa Schuldinera. Który utwór
wybrać? Twardy orzech do zgryzienia. Pójdę więc
kluczem ilości wyświetleń na popularnej stronie z fil-
mikami. Rok 1988, płyta Leprosy i fragment tytuło-
wej piosenki.
Co miał na myśli autor? Skorzystam z tłuma-
czenia:
Trąd
Niewiarygodnie zdeformowane ciała Wyrzuceni ze swojego zaniepokojonego społeczeństwa Ciało wykrzywia się z dnia na dzień Wybryk mrocznego świata — tak ludzie mówią Ich życia rozkładają się przed ich oczami Nie ma nadziei na wyzdrowienie Żyją wśród własnego gatunku Życiem, które jest tak ponure Najpierw ramię a następnie nogę Wyniszczenie ogarnia Gniją podczas oddychania — śmierć nadchodzi powoli
Śmierć szyję zaszyje,Zawali, obali.śmierć!śmierć! śmierć!
artykuł
118
Tych kilka wersów w pełni oddaje cierpienie
i samotność człowieka dotkniętego tą zakaźną choro-
bą skóry i nerwów. Obnaża także bezduszną reakcję
otoczenia na jego boleści. Trąd może być tu postrze-
gany również jako jakakolwiek bądź odmienność od
przyjętych norm. Inność nie jest akceptowana, a jed-
nostka jest skazana na udrękę odrzucenia.
Przenieśmy się na polską scenę metalową. Ta,
obok amerykańskiej i szwedzkiej, jest uznawana za
jedną z najlepszych na świecie. Takie nazwy jak Va-
der, Behemoth, Decapitated czy Antigama są znane
w każdym zakątku ziemi, a i ich płyty sprzedawane
w setkach tysięcy egzemplarzy.
Na początek fragment utworu, który był iskrą
zapalną, dzięki której wziąłem udział w tej konferen-
cji. Masachist — Womb.
Łono
Wolą naszego życiaJest dążenie ku śmierci
Zabierzesz nas — zabierzesz nas stądZabierzesz nas Zabierzesz nas — zabierzesz nas stąd
Prosto i z sensem. Gorzka prawda o której wie-
lu już zapomniało, płynąc z nurtem konsumpcjonizmu
i uciech doczesnych.
Dz ięk i za bó l ,dz i ęk i za t rąd ,dz ięk i za wszyi w ie lk i ga rb !
Dz ięk i za
śmierć!
Jarosław Kiszka
119
Twórczości kolejnego zespołu także nie moż-
na lekceważyć i pomijać. Katowicki KAT z Romanem
Kostrzewskim na czele ma jedne z najlepszych i da-
jących do myślenia tekstów na polskiej scenie. Frag-
ment Odi Profanum Vulgus z płyty Róże miłości naj-
chętniej przyjmują się na grobach bluźnierczo odnosi
się do darów płynących od tak dobrego stwórcy.
Dzięki za ból, dzięki za trąd, dzięki za wszy i wielki garb, Dzięki za śmierć!
Wykrzykuje w ostatnim wersie Kostrzewski.
Czy tak powinno być? Winniśmy za nią dziękować czy
przeklinać? A może to sposób oswojenia się człowie-
ka z tym aspektem życia.
Słowem podsumowania. Śmierć w tekstach ze-
społów metalowych przyjmuje różne oblicza. Przed-
stawienie wszystkich w tak krótkim czasie jest nie-
możliwe, a ilu badaczy, tyle teorii. Kompleksowa
analiza zagadnienia wymagałaby co najmniej elabo-
ratu. Faktem jest, że death metal jest stylem w mu-
zyce bezustannie się rozwijającym, szczególnie jeśli
idzie o teksty traktujące o bieżących wydarzeniach.
Autorzy metalowi reagują natychmiast na
aspekty codzienności.
Śmierć jest niezbywalnym elementem ludzkiej
egzystencji, jeszcze daleka droga do długowieczno-
ści. I zapewne sposoby jej obrazowania będą się wie-
lokrotnie zmieniać. Jednak co nam do tego, bo po-
wiedzmy sobie szczerze — kto chce żyć wiecznie?
okiem wstecz
120
Podstawowe informacje Zespół: Budzy i Trupia Czaszka Album: Uwagi Józefa Baki Rok: 2004 Gatunek: Punk/metal Lista utworów (wszystkie teksty napisane przez księdza Józefa Bakę, muzyka autorstwa Trupiej Czaszki):
1. Żaby i węże2. Śmierć3. Źle żyjesz4. Zły pies5. Polski groch6. Larum7. Łopata8. Fiut9. Stul ogona10. Uwagi
11. Fryc12. Boginie13. Boskie rany14. Terminy15. Wstań
Wystąpili: Tomasz Budzyńskiego — wokal, bas Dariusz „Popkorn” Popowicz — gitary Maciej „Ślepy” Głuchowski — perkusja
Wytwórnia: Fronda
Budzy i Trupia Czaska
W tym odcinku recenzja płyty idealnie pasu-
jącej do tematyki tego numeru MOLI. Nawet nazwa
grupy — Trupia Czaszka — pasuje jak ulał, chociaż
w połączeniu z czerepem, szczerzącym się do słu-
chacza z okładki, mylnie konotować może klimaty
ala Morskie opowieści (Jolly Roger). Od razu trzeba
zwrócić uwagę na nazwiska Józefa Baki i Tomasza
Budzyńskiego, które to z marynistyką nie mają wie-
le wspólnego. O ile pierwsze raczej niewiele powie
przeciętnemu zjadaczowi chleba, o tyle drugie znane
jest chyba wszystkim fanom polskiego rocka i od razu
przywodzi na myśl gitarowe dźwięki zespołu Armia.
Skojarzenie jak najbardziej prawidłowe, aczkolwiek
aby jak najlepiej wyobrazić sobie, jak brzmi Trupia
Czaszka, należy przywołać pierwszy słynny projekt,
w którym uczestniczy Budzy, mianowicie Siekierę
(no, ewentualnie debiutancką płytę Armii). O, i wła-
śnie do takiego ostrego, surowego gitarowego łojenia
wraca na tym krążku Budzyński, rzec można — do ko-
rzeni.
Do korzeni, czyli do ściany dźwięku z soczysty-
mi, metalowymi riffami gitarowymi (polecam Polski
groch), pulsującym basem, szybką perką i punkowym
wokalem, który często ociera się o melorecytacje.
Nie ma tu miejsca na zwolnienie tempa czy złagodze-
nie stylistyki — na tej płycie rządzi moc i czad, bez
półśrodków. Kawałki podporządkowane są punko-
wym zasadom kompozycji — szybkie, zwarte i pozba-
wione wszelkich ozdobników (choć np. w Źle żyjesz
pojawia się ciekawa, „nawiedzona” partia gitary, a w
Złym psie i Larum intrygująca solówka) czy dłużyzn.
Płyta przewala się przez głośniki odtwarzacza niczym
stalowy taran i nie ma możliwości, by puszczona póź-
nym wieczorem ukołysała słuchacza do snu. Może —
jakby zauważył Wujek D. — brakuje tu trochę melo-
dii, ale ekspresja wszystko wynagradza.
I na tym można by zakończyć recenzję — moc-
na, szybka płyta, nadaje się do słuchania przy bie-
Olaf Pajączkowski
121
okiem wstecz
122
ganiu — ale nie można nie wspomnieć o warstwie
tekstowej. W tym przypadku zespół zrezygnował z na-
pisania własnych słów, a zamiast tego sięgnął po XVIII
wieczne teksty jezuity Józefa Baki. I chociaż łączenie
współczesnej muzyki z tekstami powstałymi kilka wie-
ków temu na pierwszym rzut oka może wydawać się
nieco dziwnym pomy-
słem, to jednak efekt
jest zdumiewający. O
dziwo, chociaż poezje
duchownego powsta-
ły ponad trzysta lat
temu, to jednak do-
skonale wpasowują się
w punkową stylistykę albumu (czyżby więc Baka był
pierwszym punkiem?), a — co niepokojące — poza
nieco archaicznym językiem, niewiele straciły ze swej
aktualności (np. „Fiut” — „Świat skorupa liczykrupa/
Skąpo daje, hojnie łaje”, „Żaby i węże” — „Mości księ-
że, pieścidełko/Proszę zgadnąć, gdzie pudełko/Zam-
czyste, sklepiste/Co księży mitręży?/Mój duchowny,
dość wymowny/Lecz na stronie, nie w ambonie./On ci-
cho: grzech licho/Nam robi, nie zdobi./Bożych darów
nie z pucharów/Ampułeczką, nie lampeczką/Używaj,
przebywaj,/By nad stan nie był dzban.[...] Zła nowi-
na, mości księże:/Nas
czekają żaby, węże”
czy „Źle żyjesz”).
Baka krytykuje wprost
wszystko, co uznaje za
godne potępienia i nie
przebiera w słowach,
co w połączeniu z cięż-
ką muzyką Trupiej Czaszki daje naprawdę agresyw-
ny przekaz, jakkolwiek nieco złagodzony skocznym
rytmem i prostymi rymami, które nadają lirykom żar-
tobliwego charakteru. Co więcej, obecne w tekstach
duchownego motywy tanatologiczne dodają całości
na tej płycie rządzi moc i czad, bez półśrodków
Olaf Pajączkowski
123
mroku, którego nie powstydziłby się niejeden współ-
czesny twórca black czy death metalu i są niestety
kolejną kwestią, która się nie zmieniła przez wszyst-
kie te lata (bo przecież śmierć zawsze będzie nam
towarzyszyć). I chociaż groteskowe ujęcie tematu nie
pozwala słuchaczowi popaść w depresję, to jednak
całość traktuje o bardzo „ciężkich” tematach — jest
to gorzka rozprawa o ludzkiej chciwości, kruchości
życia, przemijalności etc.
Tak więc Budzemu i ekipie należą się brawa za
odkurzenie zapomnianej już poezji i tchnięcie w nią
nowego ducha — genialny pomysł. Ciekawe, czy za
przykładem Czaszki pójdą inni artyści i niedługo za-
prezentują nam doom metalową wersję trenów Ko-
chanowskiego (chciałbym to usłyszeć!)?
Trupia Czaszka to kawał dobrej muzyki, jed-
nakże użycie tekstów powstałych trzy wieki temu
podnosi jakość całości. Pokazuje nam to dobitnie, że
chociaż świat idzie do przodu i czasy się zmieniają,
to jednak umysł ludzki ciągle pozostaje mniej więcej
taki sam, jak na początku naszych dziejów. Czy cie-
szyć się z tego, czy płakać, nie wiadomo, w każdym
razie wiemy, że nasi przodkowie wcale tak bardzo się
od nas nie różnili, jakby mogło się na pierwszy rzut
oka wydawać. No i muzyka jest bardzo dobra, choć
może ciut monotonna, ale taki urok tego gatunku. Po-
lecam.
Ocena 4.5/5
PS. Specjalne podziękowania należą się Jaro-
sławowi za zainspirowanie mnie do napisania tej re-
cenzji.
analizy, interpreracje...
Bartosz Łącki (ur. 1988) – życie swe pędzi w Opolu
Bartosz Łącki
124
Alcohol is in my veins Tears fall as I think of you.The true memory you left me withis a key to the wine of melancholy.
(Alkohol w moich żyłach tętniWyciska łzy, jak myślę o tobiePrawdziwe wspomnienie, któreś zostawiła miJako klucz do wina melancholii)
I drown myself in the deepest of sorrows-As you Burned on that stake they burntmy soul as well.Your pure feelings, your flaming hate;it was not enough!
Blackmetal-love songs (I)analizy, interpretacje, bełkot
Bartosz Łącki
125
analizy, interpreracje...
126
(Zatapiam swoje najgłębsze smutkiJak spłonęłaś na tym stosie, tak terazSpalają moją duszęTwoja czysta namiętność, rozogniona nienawiść.To było za mało!)
Natassja, my beloved satanic witch,The power in your eyes and yourself.Worked for the noble in man.Pass the bottle, pass the knife,Pass me your unholy crafts.
(Nataszo, moja ukochana diablico,Moc twych oczu, i tyś samaUczyniła mężczyznę wzniosłym.Przekaż mi flakon, nóż,Wreszcie: swą biegłość w grzeszności)
I shall never forget you, the bestof all there is, I lick your cold lips,I embrace your coffn as I sigh in woe.You never kissed the priest, you neverDrank the blood of Jesus. Weird, they say well, turn it upside down like you did,and they kill, kill, and they take you away!
(Miałżebym cię zapomnieć, wszystko to,co najlepsze? — Liżę przeto twe chłodne wargi,obejmuję twoją trumnę, trawiąc żałośćNigdyś nie ucałowała księdza, nigdy teżnie piłaś bożej krwi. Dobrze więc —rzekli fatalnie — odwróć go tak, jako zwykłaś robići wtedy zabili, zabili, przeganiajac precz!)
Now, centuries later, I do yours and my sign.You live in me, like you moved in with my soul.Your resurrection is the spirit of you Installed in me. So now, your thoughtsand your pains are my wine; and Natassja:I'll get these goddam angels drunk.
(Teraz, wieki później, odtwarzam twój gest.Ty jesteś we mnie, jakbyś wtargnęła w moją duszę.Zmartwychwstałaś, zamieszkującwe mnie. Teraz więc twoje myślioraz męki są moim winem; i , Nataszo,ja, naprany, dorwę tych cholerników!)
Przychodzę dzisiaj z nowym cyklem. Będą to
rozmyślania nad piosenkami. Mam zamiar rozpocząć
je serią o wyznaniach (czy też raczej: wyzwaniach)
miłosnych, które miały to szczęście zaistnieć w muzy-
ce blackmetalowej.
— Chyba będzie to miłość do Diabła — powiesz
drwiąco. I nie do końca chybiasz ze swoją kpinką. Tyle
że obiektem westchnień (no, powiedzmy) okazuje się
być raczej Diablica. Można by ryzykownie powiedzieć,
że Beatrycze w krzywym zwierciadle, wybranka ma-
drygalistów — lecz na odwyrtkę. Lub też inaczej —
Bartosz Łącki
127
Beatrycze nocną porą, kiedy już nie musi dalej nicze-
go udawać.
I nie powiem, że-
bym przebierał w utwo-
rach blackmetalowych
o tematyce miłosnej.
Stąd problemu z se-
lekcją nie mam żadne-
go. Biorę wszystko, jak
leci. Dlatego też niniej-
sza seria zamknie się na kilku „pieśniach”. Chyba że
w międzyczasie natrafię na coś, czego dotąd nie zna-
łem.
Ale też z drugiej strony — jeśli owe teksty oscy-
lują wokół szeroko pojętej nienawiści — to już pozo-
stał tylko krok do miłości. Czyli jej bliźniaczej siostry.
Mówię wtedy o delikatnej zmianie kąta mojego spoj-
rzenia. Czy też o chwili zastanowienia się.
Zatem do dzieła.
Niech na pierwszy ogień powędrują słowa utwo-
ru Natassja in eternal sleep grupy Darkthrone. Tytuł
ów przekładam na Śnią-
cą wieczny sen Nataszę.
Wspomnę, że musiałem
znaleźć zapisane gdzieś
słowa owej „piosenki”. Bo
słuchając, wyłapałem je-
dynie imię kobiece — „Na-
tasza”. Skądinąd — ładne.
No i jeszcze okrzyk rozpaczny — „To było za
mało”. Intuicja mi podpowiadała — „Słuchaj, oto masz
deklarację miłosną blackmetalowca, na dodatek Nor-
wega. Zwróć na nią uwagę. To jest rzadkość”.
Gdy sięgnąłem po tekst — moje przeczucie oka-
zało się trafne.
Przy czym — jest to pijacki hymn do martwej
od stuleci wiedźmy. Tutaj uwaga: „satanic witch” tłu-
maczę swobodnie jako „diablicę”. W podobny bowiem
Natasza najprawdopodobniej sprofanowała krzyż, sytuując go do góry nogami. I na dobitkę — ani razu nie przystąpiła do Komunii Świętej
analizy, interpreracje...
128
sposób, myślę, Baudelaire zwracał się do swych, zazwy-
czaj ciemnoskórych, kochanek. I nie bez kozery jego tu
przywołuję. Przecież nikt inny, jak właśnie on pierwszy
zaczął pisać teksty prawdziwie
blackmetalowe. Ale o nim będzie
jeszcze później.
Tymczasem powracam do
Nataszy. Jej cierpliwość prze-
cież musi się kiedyś wyczerpać.
Otóż mam silne wrażenie,
że przytoczone na początku sło-
wa „wyśpiewuje” pijany wyrostek.
Miewa on pierwsze kontakty z al-
koholem. Który to rozognia jego
słabą głowę i niedoświadczone
jeszcze serce. Pierwsze upijanie
się ma konkretną wagę.
Znajduje się on w posępnej euforii. Wzbiera w nim roz-
pacz. Znajduje ona, zresztą tylko po części, ujście w pieśni.
Dwie pierwsze strofy zostały ułożone w oparach
wina. Ono raptem uderzyło do głowy, potęgując uczu-
cie tak silnie, że on go już dłużej nie tłamsi w sobie.
Dowiaduję się też, że ową
„wybrankę” spotkał zwyczajny
dla kobiet jej profesji los. Stra-
wił ją ogień przebłagalny.
Ponadto ona jest dla niego
nauczycielką, nawet więcej, mi-
strzynią. Jest takim pedagogiem
na opak. Bo przyucza do grze-
chu. On sam ją odnalazł i teraz
zwraca się z prośbą płomienną.
Chce przeto, by „przekazała mu
swą biegłość w grzeszności”.
A jej dziełem nie były jakieś tam
drobne przewinienia, grzeszki,
jak: złodziejstwo, cudzołóstwo czy morderstwo. Jak
słyszę — Natasza najprawdopodobniej sprofanowała
Dowiaduję się też, że ową „wybrankę” spotkał zwyczajny dla kobiet jej profesji los.
Strawił ją ogień przebłagalny.
Bartosz Łącki
129
krzyż, sytuując go do góry nogami. I na dobitkę — ani
razu nie przystąpiła do Komunii Świętej.
Wcześniej wspomniałem o rozpaczy. Wynika
ona z pewnej niemożności. W tym wypadku może to
być brak sposobności ku spełnieniu żądzy natury ero-
tycznej. Natasza wszakże jest martwa od bez mała kil-
ku stuleci. Ale to jeszcze nie jest największa przeszko-
da. Natasza jest wiedźmą czy — jak wolę — diablicą.
Niepodobna taką zaspokoić. Kontakt z nią przyniósł-
by, jak się domyślam, upokorzenie, zwątpienie w swe
(niebyłe)moce. Dlatego słyszę — „It was not enough”.
Czyli — to było niewystarczające.
Baudelaire by powiedział — sed non satiata.
Utwór o tymże tytule ów poeta kończy bezsilnie: „jam
nie Styks/ by cię objąć dziewięćkroć ramieniem”. Co
jest niezłym eufemizmem, przykrywającym oczywistą
impotencję.
Natomiast tekst pieśni zamykają wygraża-
nia — już naprawdę „gotowego” — młodego pijani-
cy. Wzniosłe zapewnienia, wyznania kończą się, jak
uważam, pustym, trochę sentymentalnym, pijackim
gestem. Podmiot liryczny potrząsa pięścią, zapowia-
dając akt zemsty.
A ja pozwalam sobie dopowiedzieć — że za-
raz potem wpada do jakiegoś rowu i — utraciwszy
uprzednio świadomość — wyczekuje brzasku i powol-
nego trzeźwienia.
nostalgiczny Koper
Grzegorz Koprowski (ur. 1988) – mieszkaniec Opola, miłośnik dobrej muzyki, dobrego filmu i mocnej kawy, przy której lubi sobie zapalić papieroska
Grzegorz Koprowski
130
Ludzką pamięć można porównać do domina. Przy-
kład: idziesz sobie spokojnie ulicą, gdy nagle Twój
nos staje się celem ataku znanego tobie zapachu, od-
ruchowo rozglądasz się dookoła, jednak nie potrafisz
zlokalizować źródła tej woni. Sytuacja ta zainicjowała
upadek pierwszego klocka domina, a ten, upadając,
strącił drugi, a tamten trzeci i czwarty. A w każdym
klocku kryją się wspomnienia, emocje, inne wrażenia
zmysłowe. Chwila refleksji, zadumy nad minionym
czasem, wciągasz jeszcze raz mocno ten zapach, by
sobie dokładnie przypomnieć, co wiązało się z tą pod-
nietą zmysłową. Kojarzysz tę nutę z dwiema osoba-
mi. Pierwsza z nich to koleżanka z ogólniaka. Widzisz
siebie na palarni, jak razem z nią popalacie Davidof-
fy (och, jak te papierosy wtedy dobrze smakowały!).
Druga osoba to matka, wiążesz z nią takie rzeczy jak:
obiady niedzielne, śniadania, lekturę baśni do podusz-
ki. Po chwili jednak kobieta, która używa tych per-
fum odchodzi; zapach także. Twoja wizja przeszłości
pierzcha, i wracasz do rzeczywistości. Jeszcze jeden
przykład. Spacerujesz po dawno nieodwiedzanym
mieście, z którym konotujesz przyjemne wspomnie-
nia. Chodzisz i widzisz te same ulice, budynki, skle-
py, w dwóch wymiarach. Pierwszy — to stan obecny;
Moje nostalgiczne piosenki
Grzegorz Koprowski
131
nostalgiczny Koper
132
w drugim widzisz siebie jak ileś lat temu byłeś tam,
może z miłą Twemu sercu osobą. W krainie wyobraźni
chodzisz z Tą osobą po sklepach, restauracjach, śmie-
jecie się, palicie papierosy. Oczywiście nie każde tego
typu wspomnienie wywołane wrażeniem zmysłowym
musi być pozytywne, bo czasem wywołuje w nas smu-
tek za rzeczami, które już nie wrócą.
Jeżeli chodzi o mnie, moja pamięć mocno zako-
twiczyła się w obszarze mózgu, który służy za odbie-
ranie muzyki. I o tym chciałbym napisać.
W gimnazjum należałem do gazetki szkolnej, pi-
sałem tam felietoniki muzyczne, z których wszyscy się
śmiali, ale mimo to z perspektywy czasu jestem kon-
tent z tego, co wtedy „stworzyłem”. Jeden ze swoich
felietonów poświęciłem Mobiemu. I to jest pierwszy
artysta i pierwsza moja Nostalgiczna piosenka. Jest to
utwór Sunday (The Day Before My Birthday). Słucha-
jąc tego amerykańskiego jarosza, przypominam sobie
jak z przyjacielem jeździłem się kąpać na pobliskie sta-
wy. Jest lato. Wracam samochodem do domu; jest bar-
dzo ciepło, słonecznie, niebo jest krystaliczne czyste.
Jestem zmęczony po całym dniu spędzonym nad wodą,
ale nim dojadę, chcę jeszcze raz usłyszeć ten jeden ka-
wałek, ale to nie ten, o którym wcześniej wspomnia-
łem, tylko Jam for the ladies. Kolejne wspomnienie,
tym razem bardziej refleksyjne. Z czasów gimnazjal-
nych, leżę sobie na łóżku, za oknem pada śnieg, mróz,
zimno. Wówczas zazwyczaj czytałem książkę, i słucha-
łem płyty Mobiego. Gdy dochodziłem do utworu numer
11, brałem pilot do ręki, i jak piosenka się kończyła,
włączałem ją od nowa. Smutna, refleksyjna, ale dzięki
ciepłej barwie wokalistki, jest taka…. mhm… nie wiem,
chyba „optymistyczna”. Snułem sobie wtedy swoje
młodzieńcze filozofie o życiu. Słuchając tego utworu
w te mroźne noce, zacząłem bać się śmierci, oraz tej
„przeklętej wieczności”. Pamiętam, iż wtedy poprosi-
łem Boga, by zamiast dawać mi życie wieczne po zgo-
nie, wyłączył moją świadomość, niby światło pstrycz-
Grzegorz Koprowski
133
kiem. Byłem wtedy przekonany, iż brak świadomości
jest lepszy niż nieskończoność. Te przemyślenia mają
nadal na mnie wpływ; nie lękam się już teraz tak bar-
dzo śmierci; ale wydaje mi się, iż ukształtowały one we
mnie stosunek do życia. Staram się patrzeć na wszyst-
ko z dystansu, cieszyć życiem, i nie przejmować mało
znaczącymi rzeczami.
Kolejny utwór: byłem wtedy w Niemczech,
a lat miałem czternaście lub piętnaście. U kuzyna na
komputerze poznawałem nieznaną mi dotąd muzykę.
Najpierw była Buena Vista Social Club. W trakcie po-
bytu we Freiburgu słucham praktycznie tylko jednego
utworu. Chan Chan. Nie miałem pojęcia o czym jest
tekst, ale to było tak piękne, takie proste, z ogromną
dawką emocji. Z czym mi się kojarzy, przede wszyst-
kim z pobytem u ciotki, z wakacjami, ze zwiedzaniem
Alzacji (piękna kraina!), Szwajcarii, czy wycieczką
do największego parku rozrywki w Europie — Euro-
pa Parku. Zanim wróciłem do domu, zgrałem sobie
na płytę to oraz jeszcze kilka innych rzeczy. W Opolu
często powracałem do tego kompaktu. Z czasem po-
znałem teksty, historię zespołu. A nawet obejrzałem
film na ich temat. I dzięki temu coraz bardziej ci sta-
rzy faceci mnie urzekali. Moja przygoda z nimi trwała
długo, teraz tylko od czasu do czasu ich słucham, ale
mimo to na zawsze ten zespół będzie mi się kojarzył
z wakacjami i ogromną karuzelą, której nazwa ulecia-
ła mi już z głowy.
Kolejną Nostalgiczną Piosenkę poznałem także
podczas pobytu w Niemczech. Był nią utwór Leo Leo
pochodzący ze składanki Cafe Del Mar vol. 4. O kom-
pozycji tej zapomniałem na długie lata. Przypomnia-
łem sobie, kiedy Youtube zaproponował mi do prze-
słuchania rzecz z dwunastej już edycji składki Cafe
Del Mar. Słuchając go, przypomniałem sobie o poby-
cie u ciotki, oraz o mojej Nostalgicznej Piosence. Dłu-
go szukałem — nie pamiętałem z jakiej była płyty — a
składanek z tej serii jest dość sporo. Po dość żmud-
nostalgiczny Koper
136
nym przeczesywaniu sieci wreszcie znalazłem, a kie-
dy mi się to udało, cieszyłem się jak małe dziecko. Za
każdym razem, gdy słyszę ten utwór przechodzą mnie
dreszcze. Staję się także nostalgiczny, i to bardzo. Tę-
sknię za czymś nieokreślonym, nie pojawiają się żad-
ne konkretne wspomnienia, tylko taka chęć, by cofnąć
czas i życie stało się ponownie beztroskie. Przy okazji
chciałbym wyróżnić kolejną ścieżkę z tej samej płyty:
Grillos — Paco Fernadez. Moje ulubione chilloutowe
utwory. Śliczne.
Nie wszystkie kompozycje, o których będę pi-
sał, poznałem bardzo dawno, jedna jest nowsza. Jest to
drugi koncert na fortepian Rachmaninoffa. Początek:
pianista odgrywa kilka cudownych mocnych akordów,
jeszcze parę, i po chwili orkiestra wchodzi z przytu-
pem. Dalej jest coraz to lepiej, pianista piękne współ-
gra z orkiestrą, mamy popisy kunsztu muzyka, który
z gracją baletmistrza tańczy palcami po klawiaturze
fortepianu, trochę marszu, spokojne przejścia smycz-
ków. Niestety, nie jestem znawcą muzyki klasycznej,
więc piszę, co słyszy laik. Utwór wywołuje ciarki na
plecach. No i za każdym razem gdy go słucham, koja-
rzy mi się z osobą, którą kocham.
Jest piątkowy czy sobotni wieczór, na parkiecie dużo osób, hałas, tłoczno, czuć zapach papierosów, potu oraz perfum. W żyłach krąży mi alkohol
Grzegorz Koprowski
137
Kolejna muzyczna wędrówka w czasie. Wham i
ich taneczny kawałek „Wake Me Up Before You Go-
Go” przenosi mnie do Wrocławia, a konkretnie do
klubu Liverpool. Jest piątkowy czy sobotni wieczór,
na parkiecie dużo osób, hałas, tłoczno, czuć zapach
papierosów, potu oraz perfum. W żyłach krąży mi al-
kohol. Ja zaś na swoich drewnianych nogach udaję,
że tańczę do rytmu. Nie pamiętam, ile razu tam by-
łem, ale chyba dość dużo. Za każdym razem następo-
wał podobny rytuał. Godzina 21-22 to czas przyjścia
do klubu. O tej porze było tam jeszcze mało osób, sia-
dało się do wolnego stolika, szło się po piwo, czy po
drinka. Piło się, gadało. Po pewnym czasie impreza
zaczynała się rozkręcać, wbijało się na scenę i szalało
w duecie, samemu lub razem z grupą przypadkowo
poznanych osób. Gdy się już nie miało sił na więcej
lub po prostu zamykali lokal, wracało się do domu.
Piękne wspomnienia wiążę z tym miejscem; czasy
studiów, pierwszej miłości, beztroski. Wtedy żyłem,
jakbym nie miał umrzeć, jakby to, co było wtedy, mia-
ło trwać cały czas. Byłem przekonany, że co tydzień
będę mógł tam przybyć, napić się piwka i bawić do
upadłego. Życie jednak zrewidowało moje plany. Nie-
dawno będąc we Wrocławiu, chciałem przez moment
odwiedzić ów lokal, jednak szybko zrezygnowałem,
bo to już nie jest moje miejsce, zresztą nie chciałem
burzyć Sali w moim Muzeum Wyobraźni, gdzie znaj-
duje się ten klub znad Odry.
Kończąc już, napiszę o mojej pierwszej Nostal-
gicznej Piosence. Wtedy, kiedy byłem mały i chodzi-
łem do podstawówki, słuchałem prawie wszystkiego,
czym zadowalała się moja Starsza Siostra. Najbar-
dziej utkwiły mi w pamięci zespoły: Korn, Offspring,
Kaliber 44, Slipknot. Były i inne kapele, które teraz
odkrywam na nowo, słuchając muzyki na Youtubie.
I jeszcze raz o czasach wczesnych. Okres,
o którym chcę napisać jest dość długi, ale ma wiele
wspólnych cech. Ciągnie się on od lat szkoły podsta-
nostalgiczny Koper
138
wowej aż po gimnazjum. Podzielę ten okres nie we-
dług lat, ale uporządkuję według innego kryterium,
którym jest nostalgia.
Wspomnę o Telewizji. Słuchałem wtedy często
MTV i VIVĘ (pamiętacie Celebrity Deathmach? Czy
muzykę z tamtych lat?). Pamiętam z tego okresu, że
nie lubiłem powolnych kawałków, wolałem muzykę
szybką, żywiołową, przy której można by potańczyć
. Dość dobrze pamiętam piosenkę Ironic, przy której
nieraz zaszalałem. Przypominam sobie, jak to w kół-
ku kręcę się po pokoju, i wariuję razem z wokalistką.
Jeszcze pamiętam zimne kafelki ze sklejki, jak się po
nich chodziło, krzywą podłogę, zapach mebli; czy woń
płynąca z kuchni. Taka domowa sielanka.
Jeszcze muzyka, której słuchałem dzięki kum-
plom i ich rekomendacjom. Jest to moje najpóźniej
powstałe źródło nostalgii. Zaistniało w gimnazjum.
Wtedy mój gust muzyczny się sporo zmienił. Wówczas
też poznałem takie zespoły jak Pink Floyd, Kult (przez
chwilę myślałem, że na początku istnienia zespołu był
inny wokalista, „bo się później wokaliście tak mocno
zmienił głos”). I jeszcze Björk – ale ją już nie kumpel
mi polecił, tylko nauczycielka polskiego. Pożyczyła mi
kilka płyt tej islandzkiej wokalistki: Debut, Hegeom-
no, Post. Zakochałem się w tej Islandce, w jej głosie,
jej muzyce, jej osobie. Byłem młody, mój umysł pra-
gnął innej, nowej muzyki. Ujściem dla tych dążeń była
Björk. Była symbolem tych zmian, szukania czegoś
mniej znanego, mniej popularnego, ale bardzo dobre-
go, innego, alternatywnego. Z Björk kojarzą mi się
inne zespoly, które wtedy odnajdywalem i słuchałem,
BVSC, Sigur Ros, The Knife, Mum, Pj Harvey i wiele
innych.
Powrócę jeszcze na chwilę do mojej Starszej Sio-
stry. Pamiętam, jak siedziałem u niej w pokoju, gdzie
słuchałem muzyki i czytałem książki. Były u niej kase-
ty, z czasem pojawił się też odtwarzacz CD i parę no-
Grzegorz Koprowski
139
wych płyt. Lubiłem zapach tego zakątka, nie do końca
umiem teraz określić tę nutę, ale coś mi po głowie ko-
łacze, że to może była woń dywanu, kadzidełka, per-
fum. Te zapachy wydobywane z historii, ciągną mnie
ku innym wspomnieniom. Do czytania baśni przed za-
śnięciem, słuchania płyt gramofonowych, dziecięcych
zabaw w domu i na podwórku. Ogromna gama obra-
zów, odczuć, emocji. Chciałbym opowiedzieć teraz o
jednym wydarzeniu, które pamiętam do dziś i nadal
wywołuje u mnie dziwne uczucie. Słuchałem muzyki.
Korn. Ich, o ile pamiętam, debiutancka płyta. Czyta-
łem książkę Świat Zofii. Teraz wydaje mi się banalna,
ale wtedy na młodym umyśle wywarła dość mocne
wrażenie. Kończyłem akurat lekturę, doszedłem do
momentu, w którym okazuje się że ZOFIA nie IST-
NIEJE. Jak to NIE MA JEJ, jak może istnieć tylko jako
FANTAZJA autora? Mnie też może NIE MA, nie IST-
NEIEJĘ, jestem NICZYM. Tym myślom towarzyszyły
mi dźwięki Korna. To była wybuchowa mieszanka dla
mojego umysłu. NIE ISTNIAŁA MOJA pamięć, moje
Ja, nie wiedziałem, kim jestem, jak się nazywam, co
ja tutaj robię. Wszedłem do ubikacji jako Grzegorz
Koprowski, wyszedłem jako Tabula Rasa, niezapisany
wspomnieniami, nie wiem jak, nie wiem, jakoś mi się
udało i wróciłem jako Grzegorz, tak tak tak tak, ja
się tak nazywam. Cieszyłem się, wracały wspomnie-
nia niby fale przypływu. Powróciłem.
artykuł
140
Najpierw zamyśliłem sobie, że w kilku oszczędnych
zdaniach napiszę o dziejach renesansowej Floren-
cji. Trochę o tym, o owym. Także nieco o stosunkach
z Rzymem.
Ukazawszy wszystko to, mógłbym następnie
swobodnie opowiedzieć historię opolskiego ratusza.
Którą to podbiłbym barwną anegdotą. Dobrze by to
wyglądało na tle italskim.
Jakkolwiek zrezygnowałem z podobnego planu.
I to pomimo przewidzianej zięzłości, klarowności —
zgodnego z prawem logiki — wywodu.
Bo też Czytelniku mógłbyś, i pewnie byś to zro-
bił, zarzucić mi jednakże pewne ciągoty ku pisaniu
w sposób zawiły. Jeślibyś coś dodał. To zapewne to, że
bajdurzę. Dlatego rezygnuję z takiego oto wstępu. Bo
obawiam się, że miałbyś rację.
Muszę więc inaczej.
No to zacznę od niemieckich literatów. Choć
również i innych będzie to dotyczyło. Być może także
tych z gatunku niepiśmiennych. Pewnie i rzeźbiarzy.
Idzie mi o nieutulony żal za stratą, zatem —
o odwieczną tęsknotę. Ona, całkiem prawdopodobne,
Ratusz opolski. Czyli dawni noweliści z Niemiec. Albo renesansowa Florencja
rosła wspólnie z człowiekiem już w łonie jego matki.
Sięga tedy czasów niepamiętnych. Strata, jak się wy-
daje, jest z kategorii tych poważnych — nie jakichś
tam błahostek, kiedy się mówi: „no trochę szkoda, ale
to nic”.
Postradany przeto został Raj. I siłą rzeczy roz-
krzewił się o Nim sen, śmiała kompensacja. W każ-
dym razie: doniosły majak o innej krainie, niżeli ta,
którą jest posępna, słynąca z ciemnych lasów Ger-
mania. Im bardziej na Północ, tym zimniej — i tym
trudniej o ekstazę. Ona jest w słońcu i winie.
Ad rem. Kiedy to zapoznałem się z antologią
dawnej noweli niemieckiej przed moimi oczami jakby
przemaszerował oddziałek niemieckich pisarzy, którzy
nie raz, nie dwa osadzali akcję swych utworów nigdzie
indziej, jak właśnie we Włoszech — najczęściej rene-
sansowych, okołorenesansowych, czy nawet pseudore-
nesansowych.
Tak, ażeby móc nadać swym bohaterom nieco
wdzięczniejsze imiona niż Ulf, Gotfryd. — Niechże więc
wesołego wędrowca przyozdobię mianem Antonia.
I niech taki Hans pozostanie szwabskim piekarzem, sły-
nącym skądinąd z pewnej ręki do rzetelnych wypieków.
I choć Helga jest bez dwóch zdań ładnym, bar-
dzo kobiecym imieniem — to już niekoniecznie musi je
nosić całkiem młoda, czarnobrewa dziewczyna, słyną-
ca z dumnego, niby to rzeźbionego w marmurze czoła
oraz tanecznego chodu.
Bartosz Łącki
141
I choć Helga jest bez dwóch zdań ładnym, bardzo kobiecym imieniem — to już niekoniecznie musi je nosić całkiem młoda, czarnobrewa dziewczyna, słynąca z dumnego, niby to rzeźbionego w marmurze czoła oraz tanecznego chodu
Wtedy kochanką naszego protago-
nisty, by pozostał pogodny, będzie Włosz-
ka.
Całą historię zaś przenieśmy znad
Renu, w którym chciał się topić Robert
Schumann, nad Morze Śródziemne, może
i Adriatyk. Oraz do miast białych, klarow-
nych. Wreszcie: na rozgrzane mocą słoń-
ca nabrzeża.
Tak mi chodzi po głowie, że pisząc o nie-
mieckich literatach powinienem gwoli
dobrego wychowania i obycia z kulturą w
ogóle zainicjować mą opowieść słowem
o Goethem. Bo także i on za sprawą mod-
nych podówczas zapatrywań wybrał się
w podróż do Italii.
Przy czym dość ciężko i bez nad-
miernych wzruszeń przewalił się on po-
Bartosz Łącki
143
wozem przez wyrzeźbiony działaniem wiatru, słońca,
a także i morza krajobraz. Temu, co widział, pozostał
bądź to obojętny, bądź niechętny.
Dlatego chyba muszę rozpocząć to wszystko
od drugiego w kolejności. Czyli że od Eichendorffa.
On to bowiem, gdy tylko chciał się wspiąć na wyży-
ny swego stylu pisarskiego, gdy więc zamyślił sobie
opowiedzieć morał o dobru, o czystości, nie pozosta-
wiając na poboczu miłości — to przerzucał swych bo-
haterów i rekwizyty im towarzyszące, cały ów sztafaż
hen, na południe.
Nie szło mu wyłącznie o to, by móc popisać
się giętkością swego pióra, charakteryzując spraw-
ną ręką oblicze śniadego dziewczęcia czy smukłego
rycerza zakutego w pozłacane żelazo. Nadto czyniąc
urodny opis klasycznej miejskiej zabudowy. Samo
okno wykrojone w białym domu neapolitańskim — ja-
kiż to wdzięczny temat dla językowych wariacji!
O to mu też chodziło, oczywista. Lecz nie tylko.
Nade wszystko tam, gdzie najwyżej wyrastają okazy
przyrodnicze, tam i rzeczy nienamacalne — zazwy-
czaj nietknięte — mają wszystko, co niezbędne, by
wzróść.
Znajduję i innych. Że też wymienię Paula Hey-
sego, Conrada Ferdinanda Meyera czy Isoldę Kurz.
Każde z nich w swym dorobku pisarskim ma choćby
cykl nowel włoskich.
Przeskakuję raptem do Hermanna Hessego,
który — to już tak na marginesie — jest jednym z mo-
ich ulubieńców. Najsilniej w mojej pamięci spośród
jego utworów zapisało się opowiadanie, które to zna-
lazłem w raczej obszernym tomie dzieł drobniejszych.
Jest on mocno autobiograficzny. Oto młody artysta,
nieformalny członek bohemy bytuje wesoło i uroczy-
ście zarazem w ciepłej krainie. Jest to — uwaga —
Italia. Wszystko uznaje się za ważne, a także lekkie i
jasne. Zabawa jest poważna. Powaga natomiast pełna
od śmiechu. W tle zaś: woda, zatem — kąpiele, nie-
artykuł
144
odzowne słońce. Oraz jego owoc — i być może jedyny
powód, dla którego Ono jest — czyli wino.
Jednakże: nie otumaniające, nie czyniące piją-
cego ciężkim, a raczej stwarzające mu dogodną at-
mosferę, aby jego duch wzbił się w nieco wyższe rejo-
ny.
Choć jest i śmierć, wiadomo. To ważne — ale
tak po prawdzie, to co z tego?
Niezbyt teraz pamiętam, o czym tam mówiono,
czy była w tym wszystkim właściwie jakaś akcja. Wi-
dzę co innego — obrazy. Ale też, nie powiem, żebym
dokładnie je dostrzegł.
Są bowiem tak jasne.
Jak tak teraz tu spoglądam, to wiem, że zbytnio się
rozpisałem. Znów poniosłem fiasko. Ponownie wywa-
żyłem owe ramy, nie osiągając mistrzostwa. Jakim bez
dwóch zdań jest zwięzłość i celność spostrzeżeń oraz
stylu.
Jest tak — niemalże za-
pomniałem o głównym obiekcie
moich rozważań.
Niemniej teraz on wróci.
I odtąd będzie wyłącznie o nim
mowa. Zwłaszcza, że jest on ra-
czej zgrabny. Powiem więcej: ra-
tusz opolski jest ładny. Jest taki,
jak i samo miasto. Czyli może nie
piękny, od razu przylegający do
serca, nie zanadto duży. Taki, po-
wiedziałbym, w sam raz. I choć
niewielki, to przecież trochę wy-
smukły.
Jakiego jest koloru? Nie
wiem. Jasnego — to na pewno.
Może kremowego, niewykluczone,
że jasnoszarego. W każdym razie
— akuratnie został ubarwiony.
artykuł
146
No i koniec końców — bym zapomniał o czymś
doniosłym. Ratusz w Opolu jest jak gdyby wzorowa-
ny na swym odpowiedniku ze znów nie tak odległej
Florencji. Nie jest trudno się o tym dowiedzieć. Ale
już, żeby dociec, co jest mianowicie grane, to trzeba
pogłówkować nie lada.
Czemu właśnie Florencja?
Ale też dlaczego by nie?
Wcale nieźle to sobie zaplanowali. Zwłaszcza,
że mój ratusz jest doń podobny co do barwy — chcia-
łoby się rzec, cery — i kilku może jeszcze nieodgad-
niętych przeze mnie, przecież laika, detalów. Inne —
pozostało inne.
Przecież starszy brat, czyli Pałac Vecchio, jest
wręcz monumentalny w swych rozmiarach. Bo też zna-
mionuje siłę, prężność miejsca i czasu, w których to
został on wybudowany, i w jakich przyszło mu trwać.
Któż się w nim nie znajdował. Że wspomnę tyl-
ko wspaniałych rajców: Medyceuszy czy obdarzonego
Mój ratusz jest mniejszy, i to bez dwóch zdań. Nie ma też niebosiężnych aspiracji. I dobrze, w to mi graj. Jest przeto skromny — ale i na swój sposób dumny. W każdym razie nie stanowi jakiejś tam miniaturki florenckiego zabytku czy, jak kto woli, niewydarzonej młodszej siostry
Bartosz Łącki
147
przenikliwym okiem Makiawela.
Mój ratusz jest mniejszy, i to bez dwóch zdań.
Nie ma też niebosiężnych aspiracji. I dobrze, w to
mi graj. Jest przeto skromny — ale i na swój sposób
dumny. W każdym razie nie stanowi jakiejś tam mi-
niaturki florenckiego zabytku czy, jak kto woli, niewy-
darzonej młodszej siostry.
Gdy jest zła pogoda — czyli że towarzyszy mu
średnio korzystne światło — to istotnie, zdaje się być
trochę biedny. Ale jednakże dalej — a może zwłaszcza
wtedy — w tej swej biedzie musi być kochany.
A kiedy tylko pierzchają zwaliste cielska chmur
i na moje miasto spływa złoto słońca — ratusz ów jaśnie-
je, pełga, jest opromieniony. Wówczas po części świeci
swym własnym pięknem.
Lecz po części i florenckim. Zwłaszcza, jak się
zna rodzinne miasto Dantego. Lub też, jak ja, posiada
się o nim pogodne — zapewne wybujałe i jednak wygod-
ne — wyobrażenie.
Ratusz opolski swój zasadniczy
kształt — czy też, bo jest mi raczej bliski, pomyślę
chętniej o talii, rysach oblicza —
osiągnął na dwóch etapach. Najpierw w drugiej
połowie XIX w. A następnie —
jeszcze na kilka lat przed wybuchem
kolejnej wojny światowej
artykuł
148
Przynajmniej nie ma tego ryzyka, że odurzony
i — jak mi się wyda — olśniony słońcem na niebie,
i tym odbijającym się od pysznych renesansowych fa-
sad — wyznam amor fati. Czyli że nie zaręczę się z lo-
sem na dobre, i na złe. Ale to i tak wyłącznie wtedy,
gdy okoliczności natury i kultury temu towarzyszące
będą tak urodziwe.
Ratusz opolski swój zasadniczy kształt — czy
też, bo jest mi raczej bliski, pomyślę chętniej o talii,
rysach oblicza — osiągnął na dwóch etapach. Naj-
pierw w drugiej połowie XIX w. A następnie — jeszcze
na kilka lat przed wybuchem kolejnej wojny światowej.
Na Opole, tak się jakoś przyjęło, mówiło się
wtedy Oppeln. I dobrze, że inaczej, bo — jak by nie
myśleć — było to inne miasto. Zupełnie różne — ktoś
doda. A inny jeszcze uzupełni — że także identyczne.
Projekt owego centralnego dla miasta budynku
skreślił — uwaga — Niemiec. Także budowniczowie
byli najpewniej jego rodakami.
Ów konstruktor nie musiał nigdy być we Flo-
rencji. Ale z racji swego zawodu — projekt Pałacu Vec-
chio był mu znany.
A jeśli nie był nigdy w rzeczonym mieście wło-
skim — to tym bardziej musiał nim być urzeczony Ja-
Mowa o świetle. Z niego to naprawdę wywodzi się Akropol
Bartosz Łącki
149
każ to przemawiała przez niego tęsknota. Za czymś,
czego nigdy się nie miało. Trudno mi to pojąć, wszak-
że nigdy takiej nie miałem.
Niemiec to uczeń Mahometa. Przywołał do
Opola ratusz florentyński. A jako że znał się na swym
zawodzie — przykroił go odpowiednio, przebudował
— by współgrał z bliskimi mu budynkami.
I oto, by wszystko, co napisałem nie było fanta-
zjowaniem, czyli wytworem skołatanej głowy — chcę
nadać całości, już przy zakończeniu, pewnej rzetel-
ności. Dlatego powinienem raczej przekazać głos ko-
muś innemu. Całkiem roztropnie postąpię, jeśli tym
razem dla odmiany będzie to ktoś posiadający realną
wiedzę.
Zatem — grecki architekt, Kyriopos, w pew-
nym eseju tak pisze:
„Kolebką właściwego podejścia do nagiego głazu, porzuconego kamienia jest Grecja. Pierwszym i ostatecz-
nym — więc: doskonałym — odkryciem stała się kolumna. Tymczasem różne jej porządki — to szczegół. Nie rozwo-dzę się nad tym. Nie chcę. Pomyślmy — jak to wówczas wytwory antycznych budowniczych mogły zauroczyć, skoro nawet dziś, gdy to piszę, tłumy pielgrzymów, żądni piękna wędrowcy ciągną do mojej ojczyzny. Po to, by uczuć esteyczny wzlot, widząc trochę już spłowiałe ułomki dawnych monumentów. Jeśli bezręka Nike jest najwyższym wykwitem urod-ności, to jakże musiała się prezentować i podobać, gdy miała jeszcze komplet konczyn. Nie do wyobrażenia. Jednak powinienem pozostać rozważny — dojrzeć więc, w czym rzecz. Owszem, ci planiści, asystenci, cała reszta byli dość utalentowani. Ale tutaj potrzebne było coś jeszcze, więcej. Nie tylko coś tak pospolitego, jak talent, biegłość rąk czy ostrość spojrzenia. Także i zamiłowanie do ładu – to jeszcze za mało. Mowa o świetle. Z niego to naprawdę wywodzi się Akropol. Wiem, co prawię. Ciągle mam następujący sen oraz widzenie: oto rząd kolumn. One za sprawą słońca wyłaniają się z cienia”.
Cóż mi dodać? Podzielam zdanie przedmówcy.
I z niczym się nie będę wtrącał, ja, niewykształcony.
Niech tedy wybrzmią słowa znawcy tematu.
biogramy
150
Kamila Byrtek — przewodnicząca SNKL, twórczyni i mode-ratorka strony snkluo.wordpress.com oraz strony na Face-booku. Studentka filologii polskiej i politologii, absolwentka pedagogiki, a z pochodzenia ścisłowiec. Dziennikarka Radia Sygnały i korektorka w Gazecie Studenckiej. Należy także do Koła Naukowego Literatury i Kultury Modernizmu UO. Kiedy nie biega szaleńczo po Opolu, czyta, pisze albo foto-grafuje. Zakręcona światem literatury, szczególnie polskiej. Swoje noce lubi spędzać w towarzystwie między innymi Po-ego, Lovecrafta i Kinga. Interesuje się m.in. przemijaniem, zatrzymywaniem chwil i melancholią w literaturze, a także teorią literatury. Zakochana w muzyce różnych ga-tunków (przede wszystkim metal i rock, ale także hip-hop i dancehall). Czas wakacyjny najchętniej spędza w górach (najlepiej Stołowych). W czasie akademickim spotykana w wielu miejscach naraz.
Agnieszka Dyś — fascynuje ją literatura i kultura baroku.
Monika Ferenc — zastępczyni przewodniczącej (którą nie tak łatwo zastąpić) Studenckiego Naukowego Koła Literac-kiego. Na co dzień studentka filologii polskiej oraz typowy mól książkowy. Poza czytaniem: pasjonatka rekonstrukcji historycznej, tańca irlandzkiego oraz podróży tych dużych i tych małych. Z natury leń, co próbuje pokonać mnogością obowiązków, m.in. jako członek Studenckiego Naukowego Koła Literackiego, Koła Naukowego Literatury i Kultury Mo-dernizmu UO, Naukowego Koła Teatrologów, Studenckiej Rady Wydziału Filologicznego oraz od niedawna dziennikar-ka Gazety Studenckiej. Uwielbia pisać zwłaszcza felietony, poddawać się lekturze ulubionych pisarzy i poetów (Umber-to Eco, Jonathan Carroll, Neil Gaiman, Edward Stachura, Ra-fał Wojaczek….) lub słuchać muzyki (od muzyki klasycznej, poezji śpiewanej po rock i metal – szczególnie ten folkowy).
Biogramy
Paula Karabanowicz — studiuje na pierwszym roku stu-diów magisterskich filologię polską ze specjalizacją kultura popularna. Uczęszcza także na koło naukowe „Gryf”. Inte-resuje się literaturą romantyzmu. Działa w wolontariacie „Źródło”, prowadzonym przez Siostry Szkolne de Notre Dame w Opolu, gdzie udziela korepetycji z języka angiel-skiego. Przyłączyła się też do projektu „Serce i język”, wspierającego naukę języków obcych w opolskich domach dziecka. Miała praktyki w NTO. W wakacje pracowała jako wychowawca kolonijny na obozie wypoczynkowym dla dzie-ci i młodzieży z uzdolnieniami plastycznymi „Chris”. W wol-nym czasie lubi biegać, jeździć na rowerze, spacerować i słuchać relaksującej muzyki.
Jarosław Kiszka — Rasa: człowiek; level: 25; klasa: bard czarcich dźwięków; charakter: chaotyczny dobry; specjalne umiejętności: łowca chwil i uniesień; największe zwycię-stwo: zabijanie nudy i obłudy. Absolwent dziennikarstwa i komunikacji społecznej na UO, fotoreporter freelancer, prowadzący audycje Godzina Śmierci i Bez Słów w Radiu Emiter, wyróżniony na Mediona-liach 2012 za reportaż Dziki Zachód. Fanatyk dobrej muzyki i koneser wybornych trunków.
Grzegorz Koprowski (ur. 1988) — mieszkaniec Opola, mi-łośnik dobrej muzyki, dobrego filmu i mocnej kawy, przy której lubi sobie zapalić papieroska.
Magdalena Kozieł — studentka filologii polskiej UO, czło-nek Opolskiego Projektora Animacji Kulturalnych, Studenc-kiego Naukowego Koła Literackiego, Koła Naukowego Lite-ratury i Kultury Modernizmu oraz Wolnego Dziennikarstwa.
Do swych pasji zalicza literaturę, historię Polski oraz psy-chotronikę. Obecnie pracuje w sieci księgarni Matras — ma-giczne księgi widzi wszędzie (i sny, i praca, i studia, i czas wolny…). Jeszcze nie postradała zmysłów. Jej rytuałem jest codzienne pisanie, z zapamiętaniem prowadzi dzienniki. Rzeczywistość jest dla niej fikcją literacką (lub fikcja lite-racka — rzeczywistością:)). Jej ukochani twórcy to między innymi: Witkacy, J. Cortazar, G.G. Márquez, R. Wojaczek, F. Dostojewski i K. Wierzyński. Każdego dnia prosi Wielką Matkę o błogosławieństwo i pogodę ducha, każdej nocy boi się, że nie zaśnie przed wschodem Słońca.
Bartosz Łącki (ur. 1988) — życie swe pędzi w Opolu.
Karol Maluszczak — mieszka w Opolu. Studiuje filologię polską. Interesuje się literaturą amerykańską lat 50. i 60. XX wieku — zwłaszcza twórczością beatników. Poza tym ciekawi go poezja m. in. P. Celan, G. Trakl., J. D. Morrison, Ch. Bukowski, T. Miciński. J. Przyboś, T. Różewicz, L. Staff. Pola poetyckie, które go najbardziej interesują to: samot-ność, melancholia, mrok, mistycyzm, smutek, noc. Od kilku lat uprawia biegi długodystansowe, często odwiedza podo-polskie wsie: Winów, Górki; poza tym lubi jeździć na rowe-rze i słuchać muzyki (Tom Waits, The Doors, The Cure, Pink Floyd, Jarecki, Bisz, oldschoolowy rap). Uwielbia także nocą jeździć samochodem.
Bartosz Małczyński, ur. 1978 w Częstochowie. Adiunkt w Instytucie Polonistyki i Kulturoznawstwa UO. Autor ksią-żek: „Rozwiązywanie tekstów. Poetyckie polimorfie Tymote-usza Karpowicza” (Kraków 2010), „Boczne odnogi, ciemne jamy... Studia i szkice literackie” (Opole 2011). Redaktor
MOLE #2
151
artykuł
152
naukowy sześciu monografii zbiorowych. Redaktor działu li-terackiego w nieistniejącym już opolskim piśmie społeczno-kulturalnym „Strony”. Ponadto wielbiciel muzyki i czarnego sportu.
Agata Narodowska — Prawie socjolożka z powołania, niespełniona pisarka i dziennikarka, z wykształcenia tech-nik informatyki, która lubi obserwować ludzi, ale nie tylko. Nie gardzi dobrym kinem grozy, topi się od kilkunastu lat w azjatyckiej kulturze i nadal jej mało, a hobbistycznie wyraża się artystycznie poprzez grafikę komputerową. Nie ma dla niej rzeczy niemożliwych, a „ekstrema” to jej drugie imię.
Olaf Pajączkowski (ur. 1988) — interesuje się muzyką, fi-lozofią, literaturą, filmem, fotografią, przede wszystkim jed-nak jest twórcą rzeczy wszelakich, od utworów prozatorskich do etiud filmowych. Współpracował/współpracuje z porta-lami „Coolturka” i „Adventure Zone”, prowadził dwa blogi kulturalne, wygrał ze trzy konkursy recenzenckie, udzielał się w kultowym — w pewnych kręgach — zespole rockowym Post Mortem; kilka jego wierszy ukazało się w „Migotaniach Przejaśnieniach”, proza jeszcze czeka na swój debiut. Ostat-nio stworzył „Znak zapytania”, komputerową przygodówkę w starym stylu.
Pamela Szczerbik — Pamela uwielbia podróże.
Lidia Urbańczyk (ur. 1988) — Gdy podejdziesz w środ-ku nocy do lustra i wypowiesz doń trzy razy: Lidia, Lidia, Lidia, to przyjdzie Lidia i przeczyta ci straszną bajkę do snu… Lidia za życia była znawczynią literatury dla dzieci i młodzieży oraz wielką miłośniczką grozy. Połą-
czyła obie pasje, by zająć się antropologią horrorów dla maluczkich. Doktorantka I roku na Wydziale Filologicznym UO. Interesuje się literaturą fantastyczną — ulubieni autorzy Clive Barker i Neil Gaiman. Pasjonatka warsztatów twórczego pisania.
artykuł
154 154
poczytalne i poczytne
MOLEmole-czasopismo.strefa.pl