lexu - start | samorząd studentów wpia uw · n ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a...

27
LEXU § Czasopismo Studentów WPiA | nr 3 (18), maj-czerwiec 2010 ISSN 1897-4759 Idziemy etapami naprzód str. 29 wywiad z Dziekanem Obrać kurs? str. 37 Na aplikacje! wywiad str. 46 z Maxem Cegielskim LipDub nagrany! str. 5

Upload: others

Post on 25-Jan-2020

3 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

Page 1: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

LEXU§C z a s o p i s m o S t u d e n t ó w W P i A | n r 3 ( 1 8 ) , m a j - c ze r w i e c 2 0 1 0

ISSN 1897-4759

Idziemyetapami naprzód

str. 29

wywiad z Dziekanem

Obrać kurs?str. 37Naaplikacje!

wywiadstr. 46z

MaxemCegielskim

LipDubnagrany!

str. 5

Page 2: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

LEXU§ Wydawca: Samorząd Studentów WPiA UWWspółpraca: Stowarzyszenie Absolwentów WPiA UW

Redaktor Naczelny: Piotr SobczykZastępca Redaktora Naczelnego: Paulina KabzińskaSekretarz Redakcji: Krystyna Stec

Szefowie działów:Wydarzenia: Edyta Matysiak | [email protected]: Małgorzata Kurowska | [email protected]: Dominika Brzezińska | [email protected]: Aleksander Jakubowski | [email protected]: Krzysztof Muciak | [email protected]: Magda Olszewska | [email protected]

Autorzy: Diana Bożek, Jakub Brzeski, Jakub Chowaniec, Karolina Dołęgowska, Łukasz Dziamski, Iga Gajos, Łukasz Hnatkowski, Magdalena Homenda, Aleksander Jakubowski, Paulina Kabzińska, Marcin Kamiński, Mariusz Karłowski, Adam Karpiński, Michał Krajewski, Anna Kudłaj, Konrad Leszko, Jędrzej Maśnicki, Krzysztof Muciak, Krzysztof Olszak, Magda Olszewska, Miłosz Pieńkowski, dr Anna Rossmanith, Magdalena Sadowska, Aneta Serowik, Marek Skrzetuski, Izabela Smolińska, Piotr Sobczyk, Magdalena Szczepanowska, Marcin Szlasa-Rokicki, Jakub Znamierowski

Korekta: Joanna Kornaszewska, Małgorzata Kurowska, Marta Matejak, Miłosz Pieńkowski, Anna WójcikKomiks: Tomasz Pastuszka | www.paski.orgOkładka:

fotografia: Joanna Berzyńskaopracowanie graficzne: Maciej Bischna okładce (od lewej): Adrian Bielecki, Agnieszka Biernacka, Rafał Lorent, Magdalena Homenda, Łukasz Hnatkowski, Agata Bartczak

DTP: Maciej BischNakład: 1500 sztuk Kontakt: [email protected]

spis treści

3|Lexu§maj - c ze r w iec 2010

Spis treściWYDARZENIA

„Prawo, język, media”- konferencja i dyktando 4

„Wszyscy na miejsca! Akcja!”, czyli LipDub Uniwersytetu Warszawskiego nagrany! 5

Na półmetku studiów, czyli Połowinki WPiA 2010 6

Wieści z Rady Wydziału 6

Błękit Pruski 7

Czas na zmiany 8

Święto studentów, czyli Juwenalia UW 8

INFORMACJE

ABC terminów i odwołań 9

Egzamin z samorządności 10

Wybory wyborami, a tu procedury 11

Komisja dydaktyczna 12

Lekcja pokory – relacja z IV Ogólnopolskiego Dyktanda Prawniczego 13

Idzie nowe, czyli o zmianach w szkolnictwie wyższym w skali mikro i makro cz. 2 14

Komisja stypendialna 2009/2010 17

18

PUBLICYSTYKA

Trybunał do reformy – replika 19

Coraz bliżej wybory, coraz bliżej wybory… 20

Człowiek to nie Excel 20

Do przyjaciół Palaczy! 24

O nowelizacji tzw. ustawy antynikotynowej z 1995 r. 24

Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie 25

Czy nieletniemu można wymierzyć karę 25 lat pozbawienia wolności? 26

Przegląd teorii prawa natury. Elementy prawnonaturalne w obecnie obowiązującej Konstytucji RP

28

WYWIAD

Idziemy etapami naprzód - wywiad z dziekanem Krzysztofem Rączką 29

Lubię swój zawód, lubię studentów - wywiad z doc. dr Anną Rosner 31

Obecna Konstytucja nie wymaga zastąpienia - wywiad z dr Ryszardem Piotrowskim

35

Obrać kurs? Na aplikacje! - wywiad z dr Moniką Latos-Miłkowską 37

Jesteśmy otwarci na wszystkich - wywiad z Jędrzejem Kupczyńskim 38

KARTY MEDYCZNE - najlepsze rozwiązanie dla wymagających pacjentów 40

KULTURA

Dziesięć stron barykady 40

„Kwiat Pustyni” Today is your lucky day 41

„The Hurt Locker. W pułapce wojny” 42

„Była sobie dziewczyna” Kiedy pęknie uwięziona bańka mydlana? 42

„Whatever works” aka „Co nas kręci, co nas podnieca” 43

Projekt: Discovering music, czyli laik w muzycznej dżungli 44

Slash – Slash: rock się skończył 45

MISZ-MASZ

Skończył się mój etap ucieczkowy - wywiad z Maxem Cegielskim 46

Tygrys i kurze nogi 49

Krocząc po Europie… 50

Komiks 51

Oda do USOSA 51

Ostatnie dwa miesiące obfitowały w różnego rodzaju wydarzenia na WPiA. Dużo było zabawy: Połowinki, Juwenalia i kilka trzę-sień ziemi. Teraz przyszła pora na dni pełne przedegzaminacyj-

nej zadumy. Nieuchronność wakacji neutralizuje jednak nieuchronność egzaminu i powoduje to u różnych osób skrajne emocje: jedni walczą, drudzy już walczyć nie mają serca i ucząc się do egzaminu, powoli pakują walizki.

Przyszły rok na naszym Wydziale będzie nieco inny. Miejmy na-dzieję – lepszy. I spokojniejszy. Wróci do nas Collegium Iuridicum I i być może ziszczą się marzenia licznych osób, że urocze baraki będą powoli popadać w zapomnienie. A w październiku, jak co roku czekają nas wybory do Samorządu Studentów. Każdy dostanie kolejną szansę wyboru swoich przedstawicieli. Ciekawe czy zdołamy poprawić fre-kwencję z października 2009?

Kolejny rok akademicki to także nowi studenci. Kolejny numer, któ-ry wydamy w wakacje, kierujemy właśnie do pierwszaków. Jeżeli ktoś z Was pragnie się swoją wiedzą i doświadczeniem podzielić z głodnymi studiowania przyszłymi pierwszoroczniakmi, opowiedzieć o ciekawych miejscach w pobliżu Uniwersytetu, przeprowadzić rekonesans okolicz-nych restauracji i pubów lub chce zwrócić ich uwagę na inne istotne sprawy – niech po prostu napisze na adres naszej skrzynki redakcyjnej ([email protected]).

I na koniec: w imieniu całej redakcji „Lexussa” życzę wszystkim Wam wakacji pełnych przygód, dobrej zabawy i pozytywnych doświad-czeń. Niech Wasze wakacje trwają aż do października!

Adieu!

Czerwcowa gorączka

Piotr Sobczyk

Page 3: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

Nieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język, media”, która odbyła się 16 kwiet-

nia br., do takich z pewnością należała. Obrady zorganizowało Koło Naukowe „Lingua Iuris”. Przedmiotem dyskusji było wiele interesujących kwestii, takich jak: odesłanie w tekście prawnym, media i ich stosunek do języka, retoryka prawnicza, język w prak-tyce prawniczej, powieści kryminalne obrazujące rzeczywiście dokonane przestępstwa oraz stygmatyzacja przestępcy w języku mediów.

Wśród prelegentów znaleźli się m. in.: prof. Andrzej Mali-nowski, prof. Radosław Pawelec, prof. Maria Teresa Lizisowa i prof. Ewa Gruza. Licznie przybyło również grono doktorantów oraz studentów związanych z KN „Lingua Iuris” – słusznie trzeba przyznać, że wszyscy wywiązali się ze swego zadania. Uczestnicy konferencji otrzymali drukowane broszury zawierające streszcze-nia głównych tez wygłoszonych referatów. Zgromadzeni zgodzili się co do tego, żeby użyć słów prof. Radosława Pawelca, język jest wartością autokefaliczną. Nikt też nie miał wątpliwości co do problemów związanych ze stosowaniem poprawnej polszczyzny, tak w mediach, jak i w praktyce prawniczej. Przykładowo, opinie biegłych częstokroć są nadmiernie przesycone specjalistycznym słownictwem niezrozumiałym dla samego sądu, a ich grafomo-toryczna forma pozostawia wiele do życzenia, który to problem przedstawiła prof. Ewa Gruza. Postulatem konferencji stało się żądanie racjonalizacji poprawnego użycia języka polskiego. Po-winien się stać pomocą, a nie barierą w relacji obywatel a przepis prawny. Postulat ten najjaśniej przedstawił prezes KN „Lingua Iuris”, mgr Adam Niewiadomski: Rola środków przekazu z za-znajamianiem obywateli z przepisami prawa wydaje się dziś być nie do przecenienia. Korzystanie z pomocy prawników przy two-rzeniu relacji poświęconych obowiązywaniu prawa, wydaje się dziś jak najbardziej zasadne. To dziś prawnicy rozszyfrowują zna-czenie każdego słowa w ustawach.

Rolą obserwatora jest jednak przedstawienie również krytycz-nych uwag. Pierwsza z nich dotyczy samej ilości prelegentów. Każdy na wygłoszenie swojego zdania miał kwadrans, wystąpień w każdym panelu zaplanowano po sześć. Skutkowało to bardziej zasygnalizowaniem postawionych pytań, niż ich omówieniem, niekiedy jednak niezbędnym do głębszej dyskusji. Pewne wątpli-wości może również budzić niezwykle zróżnicowany układ przed-stawianych treści. Przykładowo, po wystąpieniu poświęconym nieporozumieniom wynikającym z opisu amerykańskiego prawa ustrojowego przy pomocy polskiego języka prawnego następu-je referat dotyczący reklamy napojów alkoholowych w Polsce. Swoją drogą, to właśnie wspomniane wystąpienie Doroty Kon-dratczyk wzbudziło niezwykle zaangażowaną reakcję studenckiej publiczności.

Konferencję zwieńczyło rozdanie nagród przyznanych laure-atom IV Ogólnopolskiego Dyktanda Prawniczego. Prawniczym Mistrzem Ortografii została Agnieszka Nowak, wyróżnienia otrzymali Daniel Działa oraz Ewa Zegler-Poleska. Wszystkim wyróżnionym serdecznie gratulujemy i czekamy na kolejną oka-zję do ciekawej dyskusji.

wydarzenia

4

wydarzenia

Czy rzeczywiście? Przekonamy się na oficjalnej premierze, która odbędzie się dnia 12 czerwca w kinie Atlantic. Tym-

czasem prześledźmy co działo się na planie.

TrasaPodstawą scenariusza było wyznacze-

nie jak najlepszej trasy, która pokazywałaby jak najwięcej ciekawych miejsc i dawała jak najszersze możliwości zaprezentowania kre-atywności uczestników. Droga kamery wy-znaczana i zmieniania była kilkanaście razy nim udało się dotrzeć do najlepszej wersji. Po ustaleniu odpowiedniej trasy cały plan LipDu-b’a został podzielony na części, aby poszcze-gólnym osobom łatwiej było zarządzać mniej-szą powierzchnią oraz ilością aktorów. Dzięki uprzejmości p. Alicji Dzierzbickiej – opiekuna projektu ze strony BUW, organizatorzy mogli poznać wszelkie zakamarki biblioteki i użyć przejść codziennie niedostępnych. Trasa za-czynała się więc od budynku WPiA, gdzie kamera przechodziła przez salę 1.2 po czym znikała w garażach, w których to ustawiony został skatepark. Następnie przebijała się przez przejscie administracyjne lądując między rega-łami biblioteki. Potem szybkie przejście przez hol główny oraz uliczkę (pas komercyjny) prowadzącą do windy. Nagranie kończyło się w ogrodach na dachu BUWu pokazując tłum zgromadzony pod gmachem. Do tego wszyst-kiego dołączone zostanie nagrane na kampusie głównym intro, w którym udział wziąć miała p. prof. Hanna Gronkiewicz-Waltz. Z powodu powodzi i związanych z tym obowiązków pani prezydent, na szybkie zastępstwo pośpieszył z pomocą dr. Krzysztof Wąsowski. W nagraniu wziął udział również dr Urbaniak, a także inni wykładowcy Uniwersytetu Warszawskiego.

Przygotowania - Niby tylko 5 minut nagrania, a jednak…

Zaraz po zamknięciu biblioteki w sobotę chwilę po 21, grupa około 30 osób zebrała się na jedną z bardziej zakręconych nocy w swo-im życiu. Przez kilka godzin BUW, jego cisza spokój oraz szare ściany miały przemienić się w kolorowy, pełen życia, fantazji i zabawy plan teledysku. Garaż przyozdobiony został wielkim graffiti z logo LipDub’a autorstwa studenta 5 roku naszego wydziału Bartosza „Preza” Miąskiewicza. Wokół porozstawiano rampy oraz rurki do wykonywania tricków na desce, rolkach i bmx-ach. Przy wejściu stanęła didżej-ka, za którą rozkręcał atmosferę DJ Phunk’ill. W przejściu administracyjnym, dostępnym na codzień dla poważnych pracowników biuro-

wych stanęła kapela rockowa, na ścianach po-rozwieszano plakaty, a wszystko oświetlono ko-lorowymi lampami. Na schodach prowadzących do wyjścia z biblioteki rozłożony został czer-wony dywan, a zaraz nad nim przymocował się na linie mgr Tomasz Tokarz – instruktor wspi-naczki na UW. Do biblioteki wjechały również motory, a nieopodal windy studenci „zbudowali akademik”. W tym celu zostały przywiezione łóżko, pralka, deska snowboardowa do praso-wania (?!), lustro oraz inne sprzęty domowe. Na dachu biblioteki został rozsypany piasek i stwo-rzona na nim plaża. Tam też znalazł się klubo-wy bar, przy którym odbywał się pokaz flair’u. Warto zauważyć, że jednym z barmanów był student naszego wydziału Mateusz Opaliński. W ostatnim ujęciu zobaczymy również karto-niadę, którą z powodu braku funduszy musieli namalować sami organizatorzy. Pracami ekipy malarskiej dowodziła studentka UW oraz ASP Agnieszka Sobczyk.

Nagranie30 maja o godzinie 5 rano, tuż po wschodzie

słońca BUW zaczął się wypełniać uczestnika-mi. Każdy przy rejestracji dostawał pamiątko-wą opaskę na rękę, napój energetyczny green up oraz wodę. Dodatkowo pierwsze 90 osób mogło liczyć na darmową pizzę Dominium, a w trakcie nagrania roznoszono ciasto. Po szybkich formalnościach uczestnicy udawali się do przebieralni, gdzie mogli przygotować się do udziału w nagraniu, a następnie odcho-dzili do przydzielonych wcześniej sektorów. Każdy miał już zapewnioną rolę, którą ćwi-czył wcześniej na próbach swojego sektora oraz generalnej 28 maja. Na planie gościły też media, które otrzymywały akredytację i mogły poruszać się po całym budynku relacjonując wszystko w swoich dziennikach, portalach, stacjach radiowych i telewizyjnych. Logistyka i organizacja robiły wrażenie. „Jestem pod wra-żeniem wielkości tego przedsięwzięcia oraz zaplecza jakie przygotowali organizatorzy” – mówi Ewa, studentka II roku zarządzania.

Ok. godz. 7:30 rozpoczęły się nagrania. Kilka pierwszych to próby, które pozwoliły wyłapać małe błędy oraz dopracować szcze-góły. Każde następne ujęcie to już coraz lep-sza wersja LipDuba. Nagrane ok. godz. 14:00 ostatnie nagranie to prawdopodobnie wersja, która zostanie ogłoszona LipDubem Uniwer-sytetu Warszawskiego i trafi do Internetu.

Warto podkreślić, że odbiór uczest-ników całego przedsięwzięcia był bardzo

pozytywny. Często angażowali się bardzo w całość produkcji, pomagali w organizacji, w przygotowaniach oraz w sprzątaniu planu. „Bardzo pozytywnie odbieram uczestników, po których naprawdę było widać pełne zaan-gażowanie. Oczywiście widać również było to, że po prostu się dobrze bawią.” – opo-wiada Ania, szef jednego z sektorów planu oraz studentka II roku italianistyki. Cieszy również fakt, że uśmiech pojawił się na twa-rzach wyczerpanych organizatorów. „Jestem zmęczony, ale zadowolony. Pół roku ciężkiej pracy nie poszło na marne i wszyscy odczu-wamy teraz wielką radość, że udało nam się nagrać LipDub Uniwersytetu Warszaw-skiego. To było cudowne przedsięwzięcie” – mówi w imieniu całej ekipy Filp Jurzyk, jeden z koordynatorów projektu, a także stu-dent 3 roku WPiA.

Niewątpliwie studenci bawili się dobrze. Przez BUW przebiegały trzy setki uśmiech-niętych twarzy, a to właśnie było jednym z głównych założeń LipDub’a – dobra zaba-wa! „Było bardzo fajnie, wszyscy świetnie się bawili, atmosfera doskonała i mega studencka” – opowiada o swoich wrażeniach Kasia, stu-dentka II roku polityki społecznej. „Na pewno zapamiętam ten dzień i będę bardzo mile go wspominał. W zasadzie było to niepowtarzalne doświadczenie. Warto było wstać rano i cieszę się, że mogłem brać w tym udział” – wspomi-na Andrzej, student II roku prawa.

Coś jeszcze?Oczywiście! Wieczorem po nagraniu

uczestnicy LipDub’a udali się na wielkie afterparty do klubu Karmel, gdzie mogli ra-czyć się darmowymi drinkami oraz rozwijać nowe znajomości z planu. O świetną atmosfe-rę zadbali wspomniany już DJ Phunk’ill oraz DJ Boogie, a wyświetlane na ekranach zdjęcia z nagrań przypominały uczestnikom jak spę-dzili niedzielny poranek. Nawet zmęczenie nie przeszkodziło w dobrej zabawie.

PremieraLipDub UW oraz wszystkie materiały na-

grane przez cały okres przygotowań zostanę wyświetlone już 12 czerwca o północy w kinie Atlantic. Organizatorzy szykują na ten dzień kolejne niespodzianki. Wszelkie newsy można śledzić cały czas na stronie www.lipdubuw.eu.

and…what do YOU do after studying…

5|Lexu§maj - c ze r w iec 2010

„Prawo, język, media”- konferencja i dyktandoJędrzej Maśnicki

„Wszyscy na miejsca! Akcja!”,czyli LipDub Uniwersytetu Warszawskiego nagrany!Marcin Szlasa-Rokicki1

www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

Wiecej niż wiele przeszkód mieli na swojej drodze organizatorzy LipDub’a Uniwersytetu Warszawskiego. Do ostatniej chwili pojawiały się kolejne to problemy, które ekipa musiała natychmiast rozwiązywać. Począwszy od psujących się samochodów, gasnących świateł, nie dających się zatrzymać spryskiwaczy w ogrodach, a na dostawie czerwonego dywanu, który okazał się wcale nie być czerwony skończywszy. Mimo to 30 maja ok. godziny 14:30 Maciej Magowski – główny operator kamery, a zarazem student UW oraz warszawskiej filmówki, mógł stanąć z dumą na dachu BUW’u i krzyknąć do stojącego niżej tłumu „Ludzie Uniwersytetu Warszawskiego! Udało się!!!”

1 autor tekstu brał udział w pra-cach LipDuba od samego po-czątku, był obecny zarówno przy przygotowaniach, pisaniu scenariusza, nagraniu itp., a tak-że wraz z Filipem Jurzykiem, Maciejem Magowskim i Adria-nem Mielnikiem był głównym organizatorem projektu.

fot. Michał Kudłacz

Page 4: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

Połowinki Wydziału Prawa i Admi-nistracji zaplanowano na dzień 16 kwietnia i początkowo miały być

powtórką z zeszłego roku. Ten sam klub (M25), pokrywający się skład didżejski, wynajęte autobusy ZTM. Decyzja ta wy-woływała jednak sprzeczne opinie. Z jed-nej strony słychać było głosy poparcia, z drugiej zaś piętrzyła się rzesza przeciw-ników imprezowego replay. Rozwiązanie przyniosło życie.

Nie ulegało bowiem wątpliwościom, iż w obliczu tak wielkiej tragedii jak katastrofa w Smoleńsku, o żadnej im-prezie nie może być mowy. Termin został więc przesunięty na 6 maja, dzień poprzedzający coroczne świę-to studentów – Juwenalia. Praski M25 zastąpiono znaną już studen-tom WPiA Endorfiną mieszczącą się przy ul. Foksal 2. To właśnie we wnętrzach Pałacu Zamoyskich mie-ścił się niegdyś klub Cool de Sac, który gościł nas z okazji hucznego Balu 200-lecia Wydziału Prawa i Administracji UW.

Wzorem lat ubiegłych stu-denci mieli do dyspozycji nie tylko klub mieszczący się w piwnicach pałacu, lecz także olbrzymią salę na górze oraz

wyjście na ogrody. Stroje wieczorowe wpa-sowały się w elegancki klimat Pałacu Za-moyskich, a reszty dopełniła dobra muzyka, o którą zadbali warszawska gwiazda DJ Bo-ogie, prowadzący programy w radiu Planeta.fm DJ Hywel, znajomy imprezom wydziało-wym DJ Pasqual oraz student 1 roku prawa DJ Steven Custom. Studentów witano we-lcome drinkami, a w ogrodach miały stanąć grille, lecz niestety przeszkodziła im w tym pogoda. Około północy głos zabrała pani dziekan Elżbieta Mikos-Skuza, która życzy-ła studentom dobrej zabawy. Chwilę po jej

wystąpieniu na środku sali pojawiła się grupa tanecz-

na Duet Dance, która zaprezentowała kilka numerów tanecznych. Przez całą imprezę przewinęło się ok. 1100 osób, co z jednej strony jest powodem do dumy, z drugiej zaś sprawiło pewne problemy techniczne. „Minusem było to, że tłumy przed wejściem napierały na szatnie” – komentuje Domini-ka, studentka 3 roku. „Bawiłam się jednak wspaniale, muzyka Boogiego była po prostu świetna” – dodaje po chwili. Faktem jest, że obsada dzidżejki była wychwalana już przed imprezą, w trakcie oraz zaraz po ostatnim numerze. „DJ Boogi to jeden z lepszych didżejów warszawskiej sceny klubowej. Za-grał świetnie jak zawsze, a nawet przerósł moje oczekiwania” – wypowiada się Magda, studentka 3 roku.

Nie tylko muzyka była mile wspomina-na. Jak zwykle uczestnicy wychwalali at-mosferę kolejnej wydziałówki. „Atmosfera jak zawsze gorąca! Powiem szczerze, że by-

łem zwolennikiem M25, ale przyznaję, że Endorfina dała radę. Było naprawdę dobrze” – opowiada Piotrek, student 3 roku.

M25, Endorfina, może nie-dostępny i upragniony Space albo jeszcze coś innego? Zoba-czymy za rok. Nie ulega wątpli-wościom jednak, że nie miejsce, lecz ludzie i klimat jaki przyniosą tworzą udaną imprezę. Tegorocz-ne Połowinki, mimo początko-wych problemów, również wypa-liły na 100%. Podobnego sukcesu życzymy zatem organizatorom tej corocznej imprezy w kolejnej edycji!

wydarzeniawydarzenia

7|Lexu§maj - c ze r w iec 20106 www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

O tym, że działalność Koła Na-ukowego DKF „Błękit Pruski” znacznie wykracza poza ramy

projektów charakterystycznych dla kół istniejących przy wydziałach prawa, wie na pewno każdy, kto choć raz miał okazję się zetknąć z Kołem. Na cotygo-dniowych pokazach, organizowanych w ramach projektu „Koło + Koło”, przez cały rok akademicki zbierały się, w zależności od czasowej odległo-ści do najbliższej sesji, mniejsze bądź większe grupy studentów – miłośni-ków kina i nie tylko. Można tam było spotkać widzów zainteresowanych pro-blematyką poruszaną przez prelegen-tów goszczących na danym pokazie, jak i stałych sympatyków środowych projekcji.

Maj, jak każdy miesiąc „robo-czy”, również obfitował w pokazy: 5. wyświetlano „Ładunek 200” razem z Kołem Naukowym Prawa Krajów Wspólnoty Niepodległych Państw, 12. zaś pilni studenci oderwali się od na-uki, by obejrzeć „Daleką Północ” – za współudział w organizacji odpowiada Koło Naukowe Prawa Pracy. Jednak na szczególną uwagę zasługuje ostatni w tym roku akademickim pokaz filmu „Prawo Bronxu” w reżyserii Roberta De Niro, stanowiący zwieńczenie cyklu propagującego współpracę kół przy or-ganizacji spotkania, który miał miejsce 26 maja br. Wydarzenie to swoją obec-nością uświetniła pani Prodziekan ds. studenckich doc. dr Elżbieta Mikos-Skuza, z ust której padło wiele ciepłych słów pod adresem organizatorów oraz która wlała nieco otuchy w zaniepoko-jone sesją serca studentów. Głos zabrał także Przewodniczący Prezydium Rady Kół Naukowych – Jakub Chowaniec, który podkreślił wkład Błękitu w rozwój ruchu naukowego na naszym Wydziale, zwracając przy tym uwagę na fakt, że Koło - ukierunkowane nieco bardziej artystycznie, niż pozostałe zrzeszone w RKN-ie - również ma szansę zyskać wielu sympatyków na naszym Wydzia-le i na stałe zapisać się w jego historii. Prelegentem był dr Tomasz Kozłowski - w swoim wystąpieniu starał się, nawią-zując do treści filmu, odpowiedzieć na pytanie: „Czy system prawny jako taki jest potrzebny?”.

Już od października będzie okazja do uczestnictwa w drugiej edycji pro-jektu „Koło + Koło”, dla której to ini-cjatywy udało się Błękitowi pozyskać przychylność Filmoteki Narodowej – jednej z czołowych polskich instytucji kultury w dziedzinie kinematografii. Pa-tronatem honorowym inicjatywę objął

również Dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszaw-skiego prof. dr hab. Krzysztof Rączka.

W planach Błękitu na nowy rok akademicki widnieje także projekt pod nazwą „Biblioteka Błękitu”. Ma to być działająca przy Bibliotece Wy-działowej, przeznaczona dla studentów naszego Wydziału, wypożyczalnia fil-mów. Zgodnie z zapowiedziami auto-rów i wykonawców projektu, będzie można znaleźć tam zarówno arcydzie-ła światowego kina, jak i mniej znane, acz niemniej warte obejrzenia produk-cje. Wypożyczanie będzie się odby-wało na zasadach zbliżonych do tych obowiązujących czytelników BUW-u, a zatem przede wszystkim bezpłatnie. A jak wiadomo – studenci bardzo lu-bią, gdy mogą dostać coś za free...

Błękit Pruski stara się na bieżąco informować o swoich poczynaniach, wszystkich oczywiście pro publico bono. Informacje o najbliższych po-kazach można znaleźć na regularnie aktualizowanej stronie internetowej (www.blekitpruski.wpia.uw.edu.pl – zapewnia ona dostęp również do ga-lerii zdjęć i wielu innych ciekawych wiadomości z życia Koła), także na stronie Wydziału oraz na stronie ELSA Warszawa. Co bardziej przewidują-cy sympatycy, którzy dodali swój ad-res e-mail do błękitnego newslettera, są na bieżąco informowani o pokazach oraz rozmaitych promowanych przez Koło eventach, zarówno o charakterze kulturalnym, jak i naukowym. Podob-nie fani, czy też „znajomi” Błękitu, którzy osiągnęli ów status za pośred-nictwem Facebooka, nie ustępują ani na krok odbiorcom mailingu.

Członkowie Błękitu planują rów-nież we wrześniu zaszczycić swo-ją obecnością 67. Festiwal Filmowy w Wenecji oraz odwiedzić Uniwer-sytet w Genewie, by zastanowić się w jego murach nad zagadnieniem prawa własności intelektualnej wobec sztuki filmowej. Następnie na powyjazdowej konferencji podzielą się swoimi wraże-niami i doświadczeniami ze studentami naszego Wydziału. Jak widać, Błękit Pruski, funkcjonując niezwykle pręż-nie, działa dla innych i na innych. Błę-kit inspiruje, zdumiewa kreatywnością, a jego działalność, widoczna na każdym dosłownie kroku (plakaty!), zachęca do aktywności. Oby więc nadchodzące wa-kacje obfitowały w równie ciekawe po-mysły na przyszły rok!

Na półmetku studiów, czyli Połowinki WPiA 2010Marcin Szlasa-Rokicki

Studia to burzliwy okres w naszym życiu i w wielu wypadkach to właśnie ten czas de-cyduje o naszej przyszłości. Może dlatego właśnie jest on potem tak mile wspomi-nany i może dlatego mało kto chciałby, aby przeminął jak najszybciej. Gdy dochodzimy do półmetka uświadamiamy sobie, że oto zostało nam jeszcze drugie tyle. Co z tym zrobić? Wiadomo, że jak student sobie już coś uświadomi, to po prostu musi to opić!

Majowe posiedzenie Rady Wydzia-łu odbyło się, jak zwykle, w trze-ci poniedziałek miesiąca w Sali

Brudzińskiego w Pałacu Kazimierzowskim. Zgromadzeni pracownicy naukowi i przed-stawiciele studentów zajmowali się głównie sprawami personalnymi.

Na początek – miła wiadomość. Nagro-dę Dziekana Wydziału Prawa i Administracji UW dla doktorantów za największy dorobek naukowy w roku 2009 przyznano magistrowi Krzysztofowi Kalecie, którego wielu ze stu-dentów miało okazję poznać podczas zajęć z prawoznawstwa. Panu magistrowi serdecznie gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów!

Kandydatem wybranym przez Radę Wydziału do Centralnej Komisji ds. Stopni

i Tytułów ze strony Wydziału Prawa i Admi-nistracji został prof. Hubert Izdebski.

Oczywiście, znaczną część posiedzenia zdominowały głosowania nad stopniami na-ukowymi – przyznanie stopnia doktora, wy-znaczenie recenzentów prac, wszczęcie prze-wodu doktorskiego. Tym razem szczególnie licznie reprezentowani byli doktorzy i dokto-ranci z Instytutu Nauk o Państwie i Prawie.

Burzliwą dyskusję wzbudziła kwestia niemal proceduralna jaką jest dostępność protokołów z poprzednich posiedzeń Rady. Padły różne pomysły – publikacja na stronie Wydziału, pozostawianie kopii w Instytutach z możliwością wglądu oraz przesyłanie ma-ilem. Kolegium Dziekańskie ma zająć się tą sprawą.

Pewne sprzeczności stanowisk pojawiły się także podczas wyrażania zgody na prze-dłużenie zatrudnienia na podstawie umowy o pracę, dyskusja pojawiła się zwłaszcza przy prof. Marii Szyszkowskiej. Ostatecznie jed-nak wszystkim pracownikom, o których była mowa we wniosku, umowy przedłużono.

W końcowej części posiedzenia, w ra-mach wolnych wniosków, swoje oświadcze-nie dotyczące szeroko komentowanej sprawy doktora Jakuba Urbanika ze stanowiska Ko-ordynatora Programu LLP Erasmus przed-stawił dyrektor IHP, prof. Andrzej Zakrzew-ski. Oświadczenie Profesora Zakrzewskiego można znaleźć na stronie samorządu WPiA.

W przyszłym miesiącu czeka nas ostatnie posiedzenie Rady Wydziału w tym roku aka-demickim. Jakie sprawy będą na nim podej-mowane? Na pewno o tym napiszemy!

Wieści z Rady WydziałuDiana Bożek

Błękit PruskiMariusz Karłowski

Page 5: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

Samorząd Studentów Uniwersytetu War-szawskiego przejął władzę nad Uczelnią już w piątek, 7 maja. Od samego rana

można było uczestniczyć w wielu atrakcjach, jakie zapewniali studenci różnych wydziałów zgromadzeni w tzw. „wiosce akademickiej”. Mogliśmy natknąć się tam na osadę archeolo-giczną, targowisko sztuki studentów ASP oraz stoiska kół naukowych UW. Na Krakowskim Przedmieściu została natomiast rozstawiona scena, na której swe talenty prezentowały stu-denckie grupy teatralne (m.in. Teatr Hybry-dy oraz Teatr Akademicki) a także garażowe

zespoły (m.in. Flying Umbrellas oraz Marne Szanse). Organizatorzy przewidzieli również szereg konkursów, możliwość zjedzenia cze-goś z grilla oraz wypicia piwa, które przecież nigdzie nie smakuje lepiej niż pod Pałacem Ka-zimierzowskim. Wszystko to zwieńczono kon-certem głównym na kampusie. W tym roku na dużej scenie pojawił się bardzo rodzinny zestaw muzyków. Przez pełne 4 godziny tłumem za-władnął Wojciech Waglewski. Najpierw towa-rzyszyli mu jego synowie Fisz i Emade, potem stary przyjaciel Maciej Maleńczuk, na koniec wystąpiła zaś obchodząca w tym roku 25. uro-

dziny grupa Voo Voo. Po takim maratonie przyszła pora na akcent zagraniczny. Na dziedziń-cu UW zagościł angloję-zyczny zespół British Sea Power znany z sympatii do kultury słowiańskiej oraz krajów Europy Środkowo-Wschodniej.

Czy się udało? Raczej tak, trzeba bowiem przy-znać, że skład muzyczny dobrany na tegoroczną sce-nę przyciągnął wiele osób. „Było bardziej jazzowo, al-ternatywnie, chcieliśmy coś

w tym roku zmienić i odróżnić się od innych uczelni warszawskich” – wspomina Marta, stu-dentka Ukrainistyki oraz członek Zarządu Sa-morządu UW. Cel osiągnięty, głównie za spra-wą rzeszy studentów, którzy przybyli tłumnie obchodzić swoje święto. Z koncertu zadowo-lony był również Maciej Maleńczuk. „Publika dzisiaj była bardzo sprzyjająca, wyrozumiała i dała się zdobyć” – wspomina muzyk zaraz po swoim występie.

Około północy bramy Uniwersytetu zaczę-ły się powoli zamykać. Zamykać po to, by już następnego dnia powitać polską scenę rocko-wą. Tym razem impreza była płatna, jednak nie przeszkodziło to w zgromadzeniu tłumów pod sceną. W sobotnie popołudnie zagrali Jedenu, Lao Che, Buldog oraz gwiazda wieczoru, wy-stępujący na Juwenaliach UW już po raz 17-sty, KULT. „Kult jak zawsze był rewelacyjny! Nie ma to jak raz w roku móc posłuchać Kazika między murami Uniwersytetu” – wspomina Ania, studentka 4 roku Ochrony Środowiska. Sam muzyk też nie krył zadowolenia z wystę-pu. „Jak się dobrze gra to ludzie dobrze reagują. I myślę, że dzisiaj nie wyszło najgorzej, także i odbiór był pozytywny.” – skwitował Kazik po zejściu ze sceny. Miejmy nadzieję, że podobne słowa będzie mógł wypowiedzieć również za rok, za dwa i pewnie do końca swej kariery!

Po każdym święcie ciężko jest wrócić do regularnej pracy, a co dopiero gdy jest ona nad-godzinowa... Tak teraz i my studenci musimy wracać do książek i to w wymiarze większym niż zazwyczaj, w wymiarze dla niektórych cią-gle niepojętym, w wymiarze sesji… Pozostaje żyć nadzieją, że już niedługo kolejne wielkie święto – wakacje!

A za rok kolejne juwenalia!

Mogłoby się wydawać, że kampa-nia wyborcza dopiero przed nami - nic bardziej mylnego. Dla wielu

studentów naszego Wydziału nie mniej istot-ne są wybory do organu wspierającego i re-prezentującego ich w zakresie działalności naukowej przed władzami wydziałowymi, jak i uniwersyteckimi - jakim jest Rada Kół Naukowych. Podczas spotkania sprawozdaw-czo-wyborczego, mającego miejsce w ostat-nim dniu maja, stanęliśmy przed wyborem nowego Prezydium Rady Kół Naukowych. Przypomnę pro forma, że składa się ono z trzech osób: Przewodniczącego oraz dwóch Wiceprzewodniczących, wybieranych na roczną kadencję w głosowaniu tajnym na Zgromadzeniu Prezesów Kół Naukowych. Kadencja Prezydium pokrywa się z rokiem akademickim.

Podczas Zgromadzenia Prezesów fre-kwencja wyniosła 88% (27 z 31 uprawnio-nych kół).

Na początku wysłuchaliśmy sprawozda-nia z działalności Prezydium RKN-u oraz opinii przedstawionej przez Komisję Rewi-zyjną ws. udzielenia absolutorium dla ustę-pującego Prezydium. Była ona pozytywna, w swoim przedmiocie uwzględniając choćby celowość, gospodarność i rzetelność wykony-wanych przez Prezydium w minionym roku prac. Kolejnym punktem było potwierdzenie dwóm reaktywowanym kołom, tj. Kołu Na-ukowemu Prawa Samorządu Terytorialnego i Administracji Publicznej oraz Kołu Nauko-wemu „Prawo a Płeć”, na drodze uchwały Prezydium popartej przez Zgromadzenie Prezesów, praw wyborczych, co ugruntowa-ło że przedstawiciele tych kół mogli w pełni uczestniczyć w spotkaniu.

Następnie zgłoszono kandydatów do Pre-zydium (kolejność alfabetyczna): Adriana Bieleckiego (Koło Naukowe Prawa Rzym-skiego i Kanonicznego „Utriusque Iuris”), Jakuba Chowańca (Koło Naukowe Prawa Krajów Wspólnoty Niepodległych Państw, dotychczasowy Przewodniczący Prezydium), Aleksandra Jakubowskiego (Koło Naukowe Analizy Prawa „Ratio Legis”, dotychczasowy Wiceprzewodniczący Prezydium) i Karolinę

Mądrzycką (Studenckie Stowarzyszenie Etyki Prawniczej). Każdy z kandydatów zaprezento-wał swoją sylwetkę lub autorski program dzia-łania. Kolejno, przedstawiciele Kół zadawali ubiegającym się o miejsce w Prezydium py-tania w przedmiocie najważniejszych i najbar-dziej emocjonujących studenckie środowisko naukowe spraw. Po odpowiedzi kandydatów na wszystkie zadane pytania, odbyło się głoso-wanie nad którym czuwała Komisja skrutacyj-na w składzie: Łukasz Cudny (KN „Lege Ar-tis”), Jędrzej Kupczyński (KN „Temida) oraz Michał Piechota (KN „Legislator”).

W wyniku głosowania, na Przewodniczą-cego Prezydium wybrano Jakuba Chowańca (22 głosy), zaś Wiceprzewodniczącymi zosta-li Aleksander Jakubowski (21 głosów) oraz Karolina Mądrzycka (również 21 głosów). Adrian Bielecki otrzymał sześć głosów.

Pozostawiam sobie nadzieję, że wybrane Prezydium będzie kontynuowało dotychcza-sową politykę, jednocześnie swe obowiązki postrzegając przez pryzmat wyzwań i idei, które przyświecały ich poprzednikom.

TERMIN

Termin jest instytucją pełniąca funkcje porządkowe w prawie. Między innymi to on gwarantuje pewność obrotu oraz decyduje o wygaśnięciu niektórych uprawnień i praw podmiotowych. Z terminem spotykamy się nie tylko na zajęciach z postępowania admi-nistracyjnego, ale i w życiu codziennym.

Na wstępie warto zauważyć, iż zgodnie z art. 207 Ustawy Prawo o szkolnictwie wyż-szym, do wszelkich decyzji wydawanych w indywidualnych sprawach przez organy uczelni stosujemy odpowiednio ustawę z dnia 14 czerwca 1960 r. – Kodeks postępowania administracyjnego. Zresztą, nawet gdyby ten przepis nie istniał, nie ma innego aktu normatywnego, który regulowałby kwestie proceduralne, co wskazuje na konieczność stosowania k.p.a. przez analogię. Wobec powyższych, także w przypadku terminów stosujemy analogicznie rozdział 10. Działu I k.p.a. Co z tego wynika dla przeciętnego studenta? Poza tym, że warto uważać na za-jęciach z postępowania administracyjnego, także konieczność ciągłego monitorowania swojej sytuacji na studiach.

TERMINY W ZASADACH STUDIOWANIA I REGULAMINIE STUDIÓW

Wszelkie akty normatywne regulujące tryb studiowania na poszczególnych wydzia-łach UW zawierają terminy. Rozwiązanie to jest oczywiste, gdyż ciężko wyobrazić so-bie sytuację, w której studenci ubiegają się o egzamin komisyjny kilka miesięcy po kwe-stionowanym egzaminie albo o wyrejestro-wanie z przedmiotu, na który zarejestrowali

się 3 lata wcześniej. Podobnie jak w prawie powszechnie obowiązującym, możemy wy-różnić terminy instrukcyjne, a także zawite i przedawniające. Bardzo ważne jest rozróż-nienie pomiędzy nimi, gdyż w przypadku tych pierwszych niedochowanie terminu nie powoduje negatywnych skutków, ale termi-ny prekluzyjne i przedawniające już niejed-nemu studentowi zszarpały nerwy, często jednak wyłącznie z winy zainteresowanego. Podejrzewam, iż główną przyczyną jest nie-znajomość zasad studiowania i innych prze-pisów regulujących tryb studiów na WPiA UW. Przepisy te zawierają wiele terminów; z uwagi na rozmiar i cel tego artykułu pominę terminy, które obowiązują władze Wydziału, a skupię się na wybranych, najważniejszych dla studentów zagadnieniach. Na początku, w największym skrócie, trzeba zauważyć, iż najbardziej popularne terminy to 3, 7 i 14 dni oraz magiczna data – 30 września.

SESJE I REJESTRACJE

Szczegółowy kalendarz akademicki jest, z dużym wyprzedzeniem, ustanawiany przez Rektora UW w drodze postanowienia. To w nim ustalony jest terminarz poszczegól-nych sesji, ferii oraz bloków zajęciowych. Na podstawie tego postanowienia Dziekan za pomocą zarządzenia określa szczegółowy harmonogram sesji w roku akademickim. Na naszym Wydziale odbywa się to do 30 listo-pada każdego roku. Na trzy tygodnie przed sesjami: zimową i letnią odbywa się sesja ze-rowa. Na 3 tygodnie przed każdą sesją odby-wa się rejestracja w systemie USOSWeb na egzaminy. Po zarejestrowaniu się na egzamin i zamknięciu rejestracji student ma prawo zrezygnować z terminu egzaminu poprzez

złożenie podania o wyrejestrowanie z egza-minu. Podanie takie można złożyć najpóź-niej na 3 dni przed planowanym egzaminem. Oczywiście decyduje data złożenia podania a nie faktycznego wyrejestrowania z egzami-nu za pomocą systemu USOSWeb przez ad-ministrację WPiA UW.

Termin 3 dni jest także istotny dla roz-kładu egzaminów – jeżeli, bez winy studen-ta, okres pomiędzy egzaminami jest krótszy niż 3 dni, na wniosek studenta Prodziekan ds. Studenckich może wyrazić zgodę na zmianę terminu egzaminu (§ 6 ust. 9 zasad studiowa-nia). Dotyczy to głównie sytuacji, gdy dwa egzaminy pisemne są zaplanowane w odstę-pie mniejszym niż 3 dni, gdyż w przypadku egzaminów ustnych student sam rejestruje się poprzez system USOSWeb do egzaminatora w terminie, który mu odpowiada. Jeżeli, ma-jąc wybór, zarejestruje się w taki sposób, że okres pomiędzy egzaminami jest krótszy niż 3 dni, studentowi nie przysługuje roszczenie z tego tytułu. Nie dotyczy to sytuacji, w której łączna liczba miejsc przewidzianych na egza-min w terminie zwykłym lub poprawkowym była niewystarczająca w stosunku do osób, które chciały się na niego zarejestrować. Ter-min 3 dni obliczamy zgodnie z odpowiednimi przepisami KPA - do obliczania tego terminu nie wlicza się dnia egzaminu (np. jeśli jeden egzamin jest w poniedziałek, kolejny może być najwcześniej w piątek).

PRZYWRÓCENIE TERMINU EGZAMINU

W przypadku niepojawienia się studenta na egzaminie, na który się zapisał lub braku zarejestrowania się w ogóle – traci termin. Istnieje jednak możliwość przywrócenia terminu egzaminu, jeżeli nieobecność jest usprawiedliwiona. Najczęstszym powodem nieobecności jest choroba, aczkolwiek inne szczególne okoliczności jak najbardziej mogą być podstawą do przywrócenia ter-minu egzaminu. W takim przypadku na-leży złożyć podanie wraz ze zwolnieniem lekarskim lub innym dokumentem uzasad-niającym nieobecność. Termin zależy od tego, które zasady studiowania obowiązują danego studenta. W przypadku tzw. starych zasad studiowania (obecnie lata III-V), jest to 14 dni od daty egzaminu, w przypadku studentów młodszych termin wynosi 7 dni. W przypadku przekroczenia terminu poda-nie jest odrzucane, aczkolwiek wydaje się, iż w przypadku niewielkiego spóźnienia ist-nieje możliwość skorzystania z art. 58 k.p.a. Jeżeli uchybienie terminowi nie nastąpiło z winy studenta (np. choroba dłuższa niż 7 dni obejmująca egzamin i okres tuż po nim), można złożyć dwa podania równocześnie – podanie o przywrócenie terminu do złożenia podania o przywrócenie terminu egzaminu oraz właściwe podania o przywrócenie ter-minu egzaminu. Jednakże z uwagi na

informacjewydarzenia

9|Lexu§maj - c ze r w iec 2010

ABC terminów i odwołańJakub Chowaniec

8 www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

Czas na zmianyMariusz Karłowski

Święto studentów, czyli Juwenalia UWMarcin Szlasa-Rokicki

W grudniu świętują górnicy, w lipcu kierowcy, niewątpliwie zaś maj jest miesiącem, w którym swoje święto obchodzą studenci. Coroczna impreza zwana Juwenaliami przez okres całego miesiąca organizowana jest przez wszystkie uczelnie w całym kraju. Oczywiście w gronie organizatorów nie mogło zabraknąć Uniwersytetu Warszawskiego.

fot. Łukasz Noszczak

Page 6: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

rozstrzygnięć. Na naszym Wydziale istnieje podział kompetencji pomiędzy władzami. Podania związane z tokiem studiów rozpatru-je w I instancji Prodziekan ds. Studenckich, w drobniejszych sprawach także Kierownik Studiów. Pomimo, iż zgodnie z art. 268a k.p.a. osoby te realizują kompetencje w imie-niu i na rachunek Dziekana WPiA UW na zasadzie upoważnienia administracyjnego, to w II instancji podania rozpatruje właśnie Dziekan. De iure odwołanie jest więc wnio-skiem o ponowne rozpatrzenie sprawy (nie dotyczy to jednak poważnych spraw rozpa-trywanych od razu przez Dziekana). Odwoła-nie można wnieść, zgodnie z k.p.a., w termi-nie 14 dni od dnia zapoznania się z decyzją, a w zasadzie z rozstrzygnięciem, w ramach władztwa zakładowego zakładu administra-cyjnego jakim jest UW. Z kolei od decyzji Dziekana (niezależnie czy rozpatruje sprawę

w I czy II instancji) przysługuje odwołanie do Rektora UW (w praktyce Prorektora ds. Stu-denckich) również w ciągu 14 dni. Odwołanie do Rektora UW (Prorektora ds. studenckich) wnosi się bezpośrednio w Rektoracie lub za po-średnictwem Dziekana wydającego rozstrzy-gnięcie (Dziekanatu), który albo uwzględnia odwołanie albo przekazuje rozstrzygnięcie wraz ze wszystkimi aktami sprawy w terminie 7 dni do Rektora UW. Zgodnie z art. 207 § 3 Ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym, de-cyzje wydawane w I instancji przez Rektora UW są ostateczne i jako środek zaskarżenia przysługuje wniosek o ponowne rozpatrze-nie. Zgodnie z KPA, wniesienie odwołania wstrzymuje wykonanie decyzji.

Ostateczna decyzja lub rozstrzygnięcie Rektora UW kończy postępowanie i jedyną możliwą drogą do wzruszenia Jego decyzji

jest skarga do Wojewódzkiego Sądu Ad-ministracyjnego w Warszawie w terminie 30 dni od dnia doręczenia ostatecznej decyzji. Te kwestie są już regulowane przez ustawę z dnia 30 sierpnia 2002 r. – Prawo o postępo-waniu przed sądami administracyjnym.

PODSUMOWANIE

Kwestia terminów jest bardzo ważna, szczególnie dla prawnika, który będzie miał z nimi do czynienia przez całe życie zawodo-we. Warto by już teraz nauczyć się z nimi żyć, bo wbrew pozorom są potrzebne, porządku-ją życie i redukują stan niepewności co do pewnych rozwiązań. Zapoznanie się z nimi z pewnością nie jest czymś nadzwyczaj trud-nym i awykonalnym, a zdecydowanie ułatwi funkcjonowanie nie tylko na WPiA UW, ale i w życiu codziennym.

27 września 1990 roku uchwalono Ustawę o wyborze Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej. Określa

ona szczegółowo cały proceder. Rozwiewa wąt-pliwości, np. czy można głosować przez peł-nomocnika (można), co się dzieje, gdy umiera połowa kandydatów w drugiej turze (wchodzi następny w kolejności), kiedy następują zmia-ny personalne w składzie komisji wyborczych (np. śmierć członka komisji).

Komisje wyborcze to również ciekawa sprawa. Co prawda wzór pieczęci oktrojo-wany jest przez Państwową Komisje Wybor-

czą, ale za to członkowie komisji otrzymują zgodnie z art. 19 wspomnianej ustawy zwrot kosztów podróży, diety oraz dodatkowe zry-czałtowane diety uszczegóławiane w auto-nomicznych rozporządzeniach. Prócz tego każdy członek komisji otrzymuje zwolnie-nie z pracy do 5 dni z prawem do świadczeń z ubezpieczenia społecznego, a także – w razie wypadku podczas wykonywania obowiązków – odszkodowanie (przygoda z ZUS-em). Inną kwestią jest uzyskiwany status funkcjonariusza publicznego – otrzy-muje się zbliżoną ochronę za cenę podobnej odpowiedzialności.

Zadaniem gminy jest sporządzenie spisu wyborców, do którego wpisuje się osoby posia-dające czynne prawo wyborcze. Kryterium sta-nowi miejsce zamieszkania, a konieczne dane to: imiona, nazwisko, imię ojca, data urodzenia oraz adres miejsca zamieszkania. Spis powinien zostać sporządzony najpóźniej dwa tygodnie przed wyborami, a dziesięć dni przed punktem kulminacyjnym, spisy kierowane są do urzę-dów gminy. Ustnie lub pisemnie wprowadza się do protokołu reklamacje, które muszą zostać rozpatrzone w ciągu dwóch dób.

Niezwykle istotny jest art. 34, zgodnie z którym ze spisu wyborców skreśla się osoby, którym wydano zaświadczenia o prawie do głosowania (ust.1) i które wpisano do spisu w innym obwodzie głosowania (ust. 2) – redukuje to szansę na przekłamanie wyników wyborów. W takich sytuacjach zaczynają się schody.

Może się zdarzyć, że w dniu wyborów prezydenckich nie będziemy mogli być obecni w miejscu zamieszkania, w którym jesteśmy uprawnieni do oddania głosu. Założenie jest ta-kie, że jesteśmy patriotami pragnącymi ponad wszystko spełnić swój obywatelski obowiązek i podnieść wskaźnik frekwencji, a także mieć moralną legitymację do narzekania na poten-cjalnie niezadowalający nas rezultat. Czas, żeby dopisać się do listy wyborców w gminie, w któ-rej będziemy głosować w najbliższych wybo-rach, mija 10 czerwca. Jest to zarazem ostatecz-ny termin składania wniosku o pełnomocnictwo w głosowaniu. Tydzień później (17 czerwca) to ostatni dzwonek, by za granicą dopisać się w obwodzie do listy wyborców. Następnego dnia (18 czerwca) mija deadline pobrania za-świadczenia z gminy, w której jesteśmy zamel-dowani, jeśli zmieniamy miejsce zamieszkania w dniu wyborów.

Zaświadczenie to, uprawniające nas do głosowania w innej gminie, nie musi zostać odebrane osobiście. Dużym ułatwieniem jest możliwość wystawienia upoważnienia innej osobie do odebrania za nas tego dokumentu, co umożliwia choćby wysłanie go pocztą. Zadzi-wiające może się okazać, że jest to jeden

Aktem regulującym działanie jednostek organizacyjnych Samorządu Studenc-kiego jest Regulamin Samorządu Stu-

dentów WPiA UW. Spośród zdefiniowanych w nim czterech organów Samorządu (Walne-go Zebrania, Zarządu, Komisji Wyborczej oraz Rady Samorządu) każdego roku w powszech-nym głosowaniu studentów WPiA wybierane są: Zarząd, będący organem wykonawczym oraz Rada, pełniąca funkcję ciała opiniodawczo-do-radczego. Zadaniem Komisji Wyborczej jest ogłoszenie (nie później niż do 10 października) terminu wyborów. Winny się one odbyć do koń-ca miesiąca. W tym samym dniu, przy okazji wy-borów samorządowych, przeprowadza się także wybory przedstawicieli do Parlamentu Studen-tów UW. W specjalnym obwieszczeniu Komisji Wyborczej regulowany jest szczegółowy tryb głosowania. Wybory na naszym Wydziale mają charakter wyborów czteroprzymiotnikowych – są powszechne, bezpośrednie, równe i odbywają się w głosowaniu tajnym. Prawa wyborczego do Parlamentu UW nie mają studenci studiów rów-noległych, dla których WPiA nie jest wydziałem macierzystym. W wyborach do pozostałych or-ganów mogą wziąć udział wszyscy studiujący na WPiA. Bierne prawo wyborcze obwarowane zo-stało dodatkowo dwoma zakazami. Kandydować

nie mogą studenci zawieszeni orzeczeniem Ko-misji Dyscyplinarnej w korzystaniu z praw stu-denta w całości oraz odbywający karę pozbawie-nia wolności lub pozbawieni praw publicznych.

Komisja Wyborcza w szczegółowym ka-lendarzu czynności wyborczych ustala i ogłasza kilkudniowy termin na zgłaszanie kandydatów. Chętni dostarczają imienne zgłoszenie wraz ze zgodą na kandydowanie i oświadczeniem o możliwości korzystania z biernego prawa wy-borczego. §36 Regulaminu Samorządu dopusz-cza możliwość tworzenia przez kandydatów list wyborczych. Do samych startujących w wy-borach należy decyzja o przygotowaniu dekla-racji programowej. Regulamin nie przewiduje sankcji za ewentualne niedotrzymanie obietnic wyborczych. Niemniej jednak na wniosek Za-rządu Przewodniczący ma prawo do zawieszenia członka Zarządu „w razie stwierdzenia rażących uchybień” w jego pracy. Listy oraz poszczególni kandydaci nie są ograniczani w sposobach agito-wania. Każda lista może wystawić dowolną licz-bę kandydatów. Pytania o procedury wyborcze zainteresowani mogą kierować do Komisji Wy-borczej SS WPiA. W dniu 1 czerwca wybrany został nowy skład Komisji: Adam Lasek (prze-wodniczący) oraz Alicja Burdyńska, Mateusz Glinka, Aleksandra Sosińska, Wioletta Szabłow-ska. W wyborach WKWS wzięło udział 11 stu-dentów. Uczelniana Komisja Wyborcza dyżuruje zaś w pokoju nr 20 na Krakowskim Przedmieściu 24. Jej członkiem z ramienia naszego wydziału jest Konrad Kacprzak. Bieżące obwieszczenia UKW znajdziemy na jej stronie internetowej – ukw.samorzad.uw.edu.pl.

Mocą Ordynacji Wyborczej Samorządu Studentów UW, wybory urnowe na wydziałach liczących ponad 600 studentów muszą trwać co

najmniej 6 godzin. Karty do głosowania wyda-wane są dopiero po okazaniu ważnej legitymacji lub zaświadczenia z dziekanatu, potwierdzają-cego status studenta wydziału. Ostatnią deską ratunku dla zapominalskich może być również indeks. Głosy oddaje się na określonych kandy-datów, zaznaczając ich nazwiska na liście. Warto nadmienić, że wyborcy mogą zagłosować na tylu kandydatów, ile mandatów jest do obsadzenia w danym organie Samorządu. Ostatnim razem stawialiśmy maksymalnie 7 krzyżyków na liście kandydujących do Zarządu i 4 do Parlamentu UW. Natomiast liczba mandatów do obsadzenia w Radzie sięgnęła 22. Przy urnie musi czuwać przynajmniej jeden członek Komisji Wyborczej. Naszym wydziałowym wyborom znana jest również instytucja mężów zaufania. Są to repre-zentanci listy lub poszczególnych kandydatów niezrzeszonych, czuwający nad prawidłowym przebiegiem wyborów. Mężem zaufania musi być student Uniwersytetu Warszawskiego. Funk-cji tej nie może pełnić osoba kandydująca w wy-borach. Mężów zaufania zgłasza się pisemnie do chwili rozpoczęcia liczenia głosów.

Liczeniem głosów zajmuje się Komisja Wy-borcza. Przy ustalaniu wyników wyborów nie ma znaczenia miejsce kandydata na liście – mandaty otrzymują ci, którzy uzyskali najwięcej głosów. Następnie Komisja sporządza protokół w czte-rech egzemplarzach: do wiadomości studentów – wywieszony w budynku WPiA, dla Uczelnia-nej Komisji Wyborczej Samorządu Studenckie-go, władz Wydziału oraz jako udokumentowanie własnej pracy. W ciągu siedmiu dni od ogłoszenia wyników wyborów można zgłaszać protesty co do ich ważności. Prawo takie przysługuje UKW SS oraz grupie studentów niemniejszej niż 5% ogółu studiujących na Wydziale. Za podstawy do unieważnienia wyborów uważa się naruszenie ustalania wyników głosowania oraz fałszerstwo wyborcze. Ostateczną decyzję podejmuje Ko-misja Rewizyjna SS UW. Kolejne muszą zostać przeprowadzone w ciągu następnych 21 dni.

Przed chcącymi wystartować w jesiennych wyborach nie lada szansa – trzy wakacyjne mie-siące na szczegółowe opracowanie planu paź-dziernikowej kampanii.

harmonogram sesji, dłuższa niedyspozycja po-woduje, iż przywrócenie terminu jest niemoż-liwe i rozpatrzenie tej skomplikowanej kon-strukcji musi skończyć się decyzją negatywną. W takim przypadku przewidziana jest insty-tucja urlopu zdrowotnego.

EGZAMIN KOMISYJNY

Przy tej instytucji bardzo dużo podań jest odrzucanych z przyczyn niedotrzymania ter-minu. Należy pamiętać, iż podanie o egzamin wnosimy w terminie 7 dni od daty egzaminu - jeżeli student ma zastrzeżenia co do formy lub przebiegu egzaminu, a w terminie 7 dni od daty uzyskania informacji o wynikach egzaminów - gdy kwestionuje bezstronność oceniania. W przypadku egzaminu ustnego z założenia jest to oczywiście ten sam ter-min. Natomiast termin 14 dni przy egzaminie

komisyjnym dotyczy samego egzaminu – po-winien on się odbyć do 14 dni od dnia złoże-nia podania.

INNE TERMINY

Termin 14 dni jest ponadto istotny przy składaniu wniosku o wgląd do pracy pisem-nej (14 dni od daty egzaminu). W terminie 14 dni przed planowanym egzaminem dy-plomowym należy złożyć pracę dyplomową. I wreszcie magiczna data – 30 września. Jest to deadline na rozliczenie roku akademickie-go (złożenie indeksów do dziekanatu). Uchy-bienie temu terminowi powoduje utratę przez studenta możliwości uzyskania stypendium za wyniki w nauce, a ponadto uprawnia wła-dze Wydziału do skreślenia z listy studentów. Do tego dnia należy także złożyć podania o egzamin warunkowy lub wpis warunkowy.

30 IX jest terminem przedawniającym – nie można go przywrócić. Termin przedawniają-cy istnieje także w przypadku wznowienia na dzień obrony – jeżeli minęły 2 lata od dnia uzyskania absolutorium, pozostaje jedynie możliwość wznowienia nauki na ostatnim roku studiów.

W przypadku studentów studiów niesta-cjonarnych bardzo ważne jest pilnowanie ter-minowości uiszczania rat czesnego – każdy dzień zwłoki powoduje naliczanie odsetek karnych, a znaczne przekroczenie terminu powoduje skreślenie z listy studentów.

ODWOŁANIA

Kolejną ważną kwestią w rutynie życia studenckiego związaną z terminami są od-wołania od decyzji i innych ostatecznych

informacjeinformacje

11|Lexu§maj - c ze r w iec 2010

Wybory wyborami, a tu proceduryŁukasz Hnatkowski

10 www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

Egzamin z samorządności Iga Gajos

Jednym z pierwszych zadań, przed jakim przyjdzie nam stanąć w nowym roku ak-ademickim, będzie wybór przedstawicieli do organów Samorządu Studenckiego. Warto już teraz zapoznać się z regułami październikowej walki wyborczej…

Wielkimi krokami zbliżają się wybory prezydenckie. Dziesięciu wspaniałych ubiega się o najwyższy urząd w państwie polskim. Prymat suwerenności narodu sprawia, że o wyborze laureata decyduje vox populi. Kwestia tyczy się jednak nie tylko żniwa, lecz również ścieżki.

Page 7: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

z tych papierów, które nie wymagają notarial-nego potwierdzenia – ogrom uproszczeń szo-kuje. To nie koniec – od razu wystawiane jest zaświadczenie dające prawo do głosowania w ewentualnej drugiej turze. Jeśli z wyprzedze-niem wiemy, że zamierzamy głosować w danej konkretnej gminie, która nie jest naszą macie-rzystą, możemy poprosić o dopisanie do listy wyborców, a administracja zajmie się resztą. Je-śli zdanie zmienimy, stosujemy per analogiam schemat powyższy. Zawsze możemy poprosić o pisemne potwierdzenie dopisania nas do listy wyborców, jak zresztą przy każdej innej czyn-ności administracyjnej.

Powikłania bardziej lokalne, dotyczące, np. przebywania w szpitalu podczas pierwszej tury, również są regulowane na dorozumianą korzyść

obywateli. Pacjent jest wtedy automatycznie wpisywany na listę wyborców i głos oddaje w szpitalu, jeśli trafił do niego przed rozpoczę-ciem się dnia wyborów. Jeśli natomiast w dniu wyborów zjawił się w szpitalu, wtedy conditio sine qua non stanowi zaświadczenie o prawie do głosowania. Po wyjściu ze szpitala, zanim nastąpi druga tura, jesteśmy zobowiązani do pobrania z urzędu gminy zaświadczenia o pra-wie do głosowania, jeśli zamierzamy głosować w innym okręgu niż krąg pielęgniarek. Obwo-dowa komisja wyborcza zaakceptuje nasze za-miary, jeśli uda nam się udowodnić, że szpital opuściliśmy pomiędzy 20 czerwca a 4 lipca. Coraz trudniej kontynuować wątek ułatwień.

Istnieje również możliwość głosowania przez pełnomocnika, co dotyczy osób, które

najpóźniej w dniu wyborów ukończą 75 lat lub posiadają orzeczenie o znacznym albo umiar-kowanym stopniu niepełnosprawności. Istnieją też normy regulujące głosowanie podczas prze-bywania w aresztach śledczych, zakładach kar-nych, zakładach pomocy społecznej, na statkach morskich, odbywania służby wojskowej czy sta-łego pobytu za granicą. Pozwolę sobie założyć, że najwyżej mierny będzie odsetek odbiorców tego czasopisma, który spełnia którekolwiek z tych kryteriów.

Reasumując, niedługo są wybory i można w nich głosować. Czy warto? O tym nie będzie w następnym odcinku.

Dyktando przebiegło bardzo spraw-nie i jeszcze tego samego dnia ogłoszono wyniki. Na sali było

przeszło 100 osób, co należy uznać za niezły wynik. Cóż, pozwala to cokolwiek inaczej spojrzeć, na skądinąd słuszny ste-reotyp, że prawnicy nie wyróżniają się nadzwyczajną znajomością zasad ortogra-fii, interpunkcji i umiejętnością konstru-owania poprawnych wypowiedzi.

Zwyciężczynią została Agnieszka No-wak (4 błędy), wyróżnienia zaś otrzymali Ewa Zegler-Poleska (5 błędów) i Daniel Działa (6 błędów). (Ja zrobiłem około dziesięciu, co uważam za wyniki zado-walający). Na podium mieli-śmy więc zamianę miejsc w porównaniu z rokiem ubie-głym. Warto się zastanowić, czy nie należałoby zrobić oddzielnego dyktanda dla studentów polonistyki (do których zalicza się trój-ka nagrodzonych). Zresztą rozróżnienie na polonistów i niepolonistów obowiązuje na corocznym Dyktandzie Mistrzów pod patronatem Rady Języka Polskiego. Tak samo zapewne nale-żałoby zrobić, gdyby zor-ganizowano otwarty kon-kurs wiedzy prawniczej - oddzielnie dla studentów i niestudentów prawa.

Autorem tekstu dyk-tanda jest prof. Radosław Pawelec z Wydziału Polonistyki UW. Z postawionym przez niego wyzwaniem możecie skonfrontować się sami, gdyż tekst dyktanda zamieszamy poniżej. W celu sprawdzenia zasad pisowni po-szczególnych wyrazów odsyłam do naj-nowszego wydania Wielkiego słownika ortograficznego PWN pod redakcją prof. Polańskiego. Pozwoliłem sobie skomento-wać trzy fragmenty, które mogły sprawić szczególne problemy:

[1] W ramach zdobywania wykształcenia podstawowego i średniego byliśmy uczeni, że pisownia czasopism jest za-leżna od tego, czy tytuł jest odmienny czy nie. Na szczęście w grudniu 2008

roku Rada Języka Polskiego (uchwa-ła dostępna na stronie www.rjp.pan.pl) ujednoliciła pisownię – obecnie wszystkie wyrazy, za wyjątkiem przy-imków i przydawek, w nazwach wy-dawnictw seryjnych piszemy wielkimi literami.

[2] W drugim wypadku Rada utrudni-ła sprawę: pisownia „nie najnowsza” oznacza „nie jest nowsza”, zaś „nie-najnowsza” znaczy po prostu „star-sza”. Innymi słowy pierwsza pisownia sugeruje, że oba desygnaty mogą być równie stare, z kolei druga przesądza, że różnią się wiekiem.

[3] „Administracyjnoprawny” dotyczy prawa administracyjnego, zaś „admini-stracyjno-prawny” znaczy „administra-cyjny i prawny”. Osoby specjalizujące się w adminie winny sobie to banalne rozróżnienie przyswoić.

Quasi-prawne teksty i problemy wydobyte z półmroku historii

Wśród późnośredniowiecznych tekstów szczególne miejsce zajmują czternasto- i piętnastowieczne roty przysiąg sądowych, mające arcyważne znaczenie dla dialek-tologii historycznej, a także królewskie, Kazimierzowe statuty, np. Statut wiślicki i Statut piotrkowski, regulujące nieprze-

ciętnie ważne ówcześnie kwestie karnosą-dowe i cywilnoprawne.

Do dyskusji pobudzają pół jurystów a pół lingwistów również współzależności między koncepcjami stricte filozoficzny-mi a par excellence prawniczymi, sięgają-ce od wczesnochrześcijańskich koncepcji Pseudo-Dionizego Areopagity, przez su-pertraktat Thomasa Hobbesa i rozprawę Christiana Wolffa, aż po tajemniczy pseu-domanuskrypt, najprawdopodobniej au-torstwa Józefa Marii Hoene-Wrońskiego, podpisany inicjałami J.M.H.W.

Przetrząsając roczniki ponadpół-wiekowych czasopism prawniczych, jak

„Wśród Paragrafów” czy „Między Oskarżycielem i Obrońcą”, [1] można by znienacka zapytać niejednego niby-badacza o szereg kwestii dotyczą-cych nie najnowszej [2] już terminologii z zakre-su prawa finansowego, np. adhezji, awalu, fakto-ringu i leasingu. Wątpli-we natomiast, czy nawet superdociekliwy ekstra-prawnik znalazłby w nich wiadomości na temat ba-dań psychotechnicznych i przepisów administracyj-no-prawnych [3] dotyczą-cych stosowania alkogogli oraz zagadnienia dotyczą-ce wszelkich essentialia negotii w umowach kupna-sprzedaży.

Nie sposób wszakże nie przy-znać, że zanimby juryście, który na co dzień czuje się pół-Francuzem z nie najmniejszym trudem udało się zna-leźć chociażby miniwzmiankę na temat historii nieruchomości na pięćsettrzy-dziestoośmiokilometrowych sczerniałych i zszarzałych wyżynno-górskich obsza-rach Masywu Centralnego, jakikolwiek pół-Aborygen opisałby bez trudu ultrara-dykalne megazmiany własnościowe, jakie zaszły na terenach australijskich wszerz i wzdłuż, zwłaszcza zaś przy Canberze i Melbourne.

Tajemnicza dydaktykaSłowo dydaktyka pochodzi z języka grec-

kiego i oznacza naukę o nauczaniu i uczeniu się. Toteż zgodnie ze swoją nazwą, Komisja ds. dydaktycznych, najogólniej rzecz biorąc, zaj-muje się formalną stroną zdobywania wiedzy i kształcenia na naszym Wydziale. W związku z tym prace komisji prowadzone są niejako na dwóch płaszczyznach: reprezentowania stu-dentów w kontaktach z Władzami Wydziału, a także przekazywania decyzji Władz studen-tom i zaznajamiania braci studenckiej z regula-cjami dotyczącymi studiów.

Papierkowa robotaPodstawowym materiałem do pracy człon-

ków Komisji są Zasady studiowania na WPiA UW oraz Regulamin Studiów na UW. Przede wszystkim to w tych dwóch dokumentach zapi-sane są formalne regulacje dotyczące studiowa-nia na naszym Wydziale i - jak powtarzają do-świadczeni członkowie Komisji - „Każdy, kto rozpoczyna studia na WPiA, powinien najpierw przeczytać te akty. Jego studenckie życie będzie potem o wiele prostsze”. Komisja bierze czyn-ny udział w nowelizowaniu „Zasad”, zgłasza propozycje zmian, pracuje przy dostosowywa-niu wydziałowych przepisów do ustaleń uni-wersyteckich (na przykład obecnie trwają prace nad dostosowaniem „Zasad” do zmienionego Regulaminu Studiów na UW, który wejdzie w życie z dniem 1.10.2010 r.).

Kolejne z zadań Komisji polega na opinio-waniu zarządzeń dziekańskich, dotyczących

rejestracji na przedmioty i na egzaminy. Przed-stawiciele Komisji sprawdzają daty rejestracji i mają możliwość zasugerowania przesunięcia zapisów - tak aby USOS nie odmówił posłuszeń-stwa, studenci z odpowiednim wyprzedzeniem mogli zapisać się na egzamin, a grupy egzami-nacyjne były wystarczająco liczne. Wracając do USOS-a, Dydkom zbiera opinie na temat funk-cjonowania systemu, a wszelkie problemy oraz uwagi, dotyczące jego działania, przedstawiane są Sekcji Informatycznej Wydziału. Komisja pracuje również nad doskonaleniem jakości procesu kształcenia na WPiA UW: pomaga w przeprowadzaniu ankiet, współpracuje z Wy-działowym Zespołem ds. Zapewniania Jakości Kształcenia.

Student studentowi… pomoże!Oprócz pracy przy tworzeniu wydziało-

wych regulacji, bieżąca działalność Komisji polega głównie na udzielaniu porad studentom, zagubionym w gąszczu przepisów zawartych we wspomnianych wyżej Zasadach studiowania czy Regulaminie Studiów. Akty te nie są dłu-gie, nie zawierają też wysoce skomplikowanych regulacji, a mimo to na spotkania Komisji re-gularnie przychodzą studenci z wątpliwościami dotyczącymi konkretnych zajęć czy egzaminów. Skrzynka mailowa Komisji nigdy nie jest pusta. Czasami wątpliwości dotyczą naprawdę skom-plikowanych sytuacji, które mogą nastręczać problemów studentom, ale zdarzają się także wiadomości z dramatycznymi pytaniami w sty-lu: „Dwa razy nie zdałem, czy już mnie wylali?” albo „Przez pół semestru nie chodziłem na obo-

wiązkowe ćwiczenia. Czy to oznacza, że ich nie zaliczyłem?”. Są też pytania wynikające li chyba tylko z lenistwa piszącego, bo aby rozwiać wąt-pliwości, wystarczyłaby nawet pobieżna lektura Zasad studiowania (tytułem przykładu przyto-czyć można np. wątpliwości co do podstawy programowej czy ilości niezbędnych ECTS-ów). Oczywiście i na nie udzielane są odpowie-dzi. Członkowie Komisji działają też na forach studenckich portali społecznościowych, gdzie odpowiadają na pytania kolegów i przypomina-ją o terminach zapisów i zaliczeń przedmiotów prowadzonych jako kursy internetowe. Przed-stawiciele Komisji obsługują dyżury dziekań-skie Dziekana prof. dr hab. Krzysztofa Rączki oraz Prodziekan ds. studenckich dr Elżbiety Mi-kos–Skuzy, tj. zapisują studentów, którzy chcą przyjść na spotkanie z władzami oraz asystują w czasie dyżuru, w charterze przedstawicieli studentów. Członek Komisji, jako reprezentant braci studenckiej, bierze udział w procedurze rekrutacyjnej do przyznania stypendium LLP Erasmus. Oprócz tego Komisja ds. dydaktycz-nych współpracuje z Radą Kół Naukowych na rzecz poprawiania jakości i reformowania ruchu naukowego na naszym Wydziale.

Przewodniczącym Komisji jest Adrian Biały, który zdobywał doświadczenie działając w Komisji w ubiegłym roku, pod okiem ówcze-snego przewodniczącego, Jakuba Chowańca. Komisja z pewnością do najliczniejszych nie należy, obecnie na spotkania przychodzi oko-ło 10 osób. Kameralna atmosfera sprawia, że można dokładnie omówić nurtujące studentów kwestie. Z kolei członkowie Komisji będący na I roku podkreślają, że dzięki zaangażowaniu w działalność Dydkomu mogli lepiej poznać wydziałowe życie, a reguł studiowania nauczy-li się w praktyce, np. pomagając rozwiązywać problemy swoich kolegów.

Aby uzyskać pomoc ze strony Komi-sji, można wysłać wiadomość e-mail na ad-res: [email protected] lub na-pisać bezpośrednio do Przewodniczącego: [email protected] . Natomiast osoby, któ-re chcą zapisać się na dyżur do Pani Prodziekan, powinny skorzystać z formularza dostępnego na stronie internetowej Samorządu Studentów WPiA UW: www.samorzad.wpia.uw.edu.pl.

informacje

12

informacje

13|Lexu§maj - c ze r w iec 2010www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

Komisja dydaktycznaKarolina Dołęgowska

Lekcja pokory – relacja z IV Ogólnopolskiego Dyktanda PrawniczegoMiłosz Pieńkowski

Po roku robienia korekty Lexussa, tłumaczeniu autorom, czym się różni „Koło” od „koła”, dlaczego czasami przed „i” należy postawić przecinek, kiedy używać półpauzy zamiast dywizu i objaśnianiu mnóstwa innych zagadnień, na które nikt normalny nie zwraca uwagi, przyszedł czas, abym ponownie zweryfikował swoje umiejętności w IV Ogólnopolskim Dyktandzie Prawniczym zorganizowanym przez Międzywydziałowe Koło Naukowe Kultury Języka Prawnego i Prawniczego UW „Lingua Iuris” w ramach Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej „Prawo, język, media”, która odbyła się 16 kwietnia 2010 r. pod patronatem dziekanów WPiA i Wydziału Polonistyki.

Jedną z Komisji, wchodzących w skład Samorządu Studentów WPiA UW, jest Komisja ds. dydaktycznych. Wielu studentów nie zdaje sobie jednak sprawy z jej istnienia. Są też tacy, którzy wiedzą, że Komisja jest, ale zapytani o jej działalność albo nie potrafią odpowiedzieć, albo z rozbrajającym uśmiechem stwierdzają, że „skoro Komisja Organizacyjna organizuje imprezy wydziałowe, Komisja Kultury dba o rozwój kulturalny studentów WPiA to Komisja ds. dydaktycznych zajmu-je się zapewne sprawami dydaktycznymi”. I tutaj pojawia się kolejny problem: czymże bowiem są rzeczone sprawy dydaktyczne? Wszystkim zainteresowanym tą kwestią, polecamy lekturę niniejszego artykułu.

Page 8: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

do obecnego stypendium ministra, tylko że na szczeblu uczelni. Z kolei stypendium ministra również ma być przeznaczone dla węższej grupy niż dotychczas, legitymu-jącej się osiągnięciami wybitnymi. Zastą-pi ono stypendia ministra za osiągnięcia w nauce i za wybitne osiągnięcia sporto-we. Wyżej opisane świadczenia będą przy-sługiwały tylko na jednym kierunku stu-diów, ale będzie można je kumulować (np. jednocześnie pobierać stypendium rektora i ministra). Oprócz nich, uruchomiony ma zostać program finansowania badań dla licencjatów, inżynierów i studentów po ukończeniu trzeciego roku studiów jedno-litych pod nazwą „Diamentowy Grant”.

Żeby zapanować nad studentami kształcącymi się w ramach budżetowej puli ECTS, korzystających z uprawnienia do studiowania drugiego kierunku bez współodpłatności, pobierającymi różne stypendia, Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego prowadzi ogólnopolski rejestr studentów (ORS), w którym gromadzi dane ze wskazanego zakresu.

Ważną zmianą jest odejście od pań-stwowego dyplomu ukończenia studiów na rzecz dyplomu uczelnianego. Wedle słów minister prof. B. Kudryckiej, dzię-ki wdrożeniu planowanych zmian, pra-wa studentów mają być lepiej chronione. W tym celu zostanie określony ustawowy katalog bezpłatnych usług edukacyjnych (wynikających z celów i misji uczelni),

a wszyscy studenci będą podpisywali umowę o świadczenie tychże usług (w tym studen-ci stacjonarni w uczelniach publicznych). Świeżo immatrykulowanych studentów I roku obejmie obowiązek odbywania szko-lenia z zakresu ich praw i obowiązków. W materii zapewniania jakości i transparent-ności procedur uniwersyteckich ma zostać zagwarantowana – na życzenie studenta - prawna możliwość przeprowadzenia jawnej obrony pracy dyplomowej. Recenzje prac dyplomowych będą jawne,a ich kopie dorę-czane studentom. Przepis ustawy wyraźnie nakaże przeprowadzanie badań ankietowych wśród słuchaczy po każdym zakończonym kursie. Wskutek reformy ma nastąpić de-regulacja standaryzacji kształcenia, tzn. zamiast sztywnych wymogów ustalonych w rozporządzeniu ministra (ile jakich przed-miotów musi być zrealizowanych by można było wydać dyplom na danym kierunku), kierunki studiów oraz treści programowe określone zostaną zgodne z Krajowymi Ramami Kwalifikacji (KRK) wynikający-mi z Deklaracji Bolońskiej, tj. za pomocą opisu efektów uczenia się (wiedza, umie-jętności, postawy – patrz: nowy sylabus). Pozwala to uczelniom na swobodny dobór form i sposobów wykładania. Istotne bę-dzie osiągnięcie celu w postaci wskazanych w KRK kompetencji absolwentów. Jak ten cel zostanie zrealizowany pozostaje w ge-stii uczelni.

Uczelniane samorządy studentów i doktorantów zostaną zobowiązane do

opracowania i promowania kodeksu etyki studenta.

W sferze zmian ważnych, dotyczących uczelni i ich pracowników, a już nie bez-pośrednio studentów, warto wskazać na takie pomysły, jak wprowadzenie statusu Krajowych Naukowych Ośrodków Wiodą-cych, mających być lepiej finansowanych jednostek podstawowych uczelni (wydzia-łów) ukierunkowanych na prowadzenie badań czy upowszechnienie konkursów. Konkursy mają być alternatywą dla wy-boru władz uczelni (grona rektorskiego) z wyjątkiem prorektora ds. studenckich. Konkursy mają stać się podstawą do za-trudnia nauczycieli akademickich. Wpro-wadzona ma zostać zasada jednoetato-wości zatrudnienia nauczycieli, a w celu kontroli jej respektowania wdrożony zosta-nie (podobnie jak dla studentów) central-ny rejestr nauczycieli akademickich i pra-cowników naukowych prowadzony przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Zniknie stanowisko docenta. Nauczyciele będą częściej podlegać ocenie okresowej ( nie rzadziej niż co dwa lata, profesoro-wie co cztery). Na uczelnie zostanie na-łożony obowiązek monitorowania losów absolwentów i ich karier zawodowych, a przy Radzie Głównej Nauki i Szkol-nictwa Wyższego rozpocznie działalność Rzecznik Praw Absolwenta, pracujący na rzecz ograniczenia barier w dostępie do wykonywania zawodu zgodnego z kierun-kiem studiów absolwenta. Rozszerzony

Co w kraju?

Wystarczy spojrzeć na stronę Interne-towego Systemu Aktów Prawnych czy też innej prawniczej bazy danych, by zauważyć ile razy zmieniano Prawo o szkolnictwie wyższym (ustawa z dnia z dnia 27 lipca 2005 r., Dz. U. Nr 164, poz. 1365 ze zm., dalej też wymiennie: „PSW”). W roku aka-demickim 2009/2010 dokonano tego już pięciokrotnie, z czego najistotniejsze dla studentów zmiany wprowadzono ustawą z dnia 5 listopada 2009 r. o zmianie ustawy - Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. Nr 202, poz. 1553). Na mocy dodanych art. 173a i 199a umożliwiono jednostkom samorządu terytorialnego przyznawanie studentom oraz doktorantom pomocy ma-terialnej. Zasady jej przyznawania okre-ślają uchwały organów stanowiących tych-że jednostek. Pomoc ta nie jest wliczana do dochodu na osobę w rodzinie studenta uprawniającego do ubiegania się o stypen-dium socjalne, stypendium na wyżywienie i stypendium mieszkaniowe (art. 179 ust. 5 pkt 5). Z kolei nowe art. 173b i 199b pozwalają osobom fizycznym lub osobom prawnym niebędącym państwowymi albo samorządowymi osobami prawnymi, przy-znawać studentom stypendia za wyniki w nauce, a w przypadku doktorantów – stypendia naukowe. W zamian podmioty tego typu mogą liczyć na zwolnienia po-datkowe kwot przeznaczonych na cele sty-pendialne.

Zmiany zasadnicze najprawdopodob-niej nastąpią jesienią. Wówczas plano-wane jest uchwalenie gruntownej nowe-lizacji. „Reformując szkolnictwo wyższe chcemy uruchomić mechanizmy, które spowodują, że za pięć lat, co najmniej pięć polskich uczelni znajdzie się w pierwszej setce rankingów europejskich” – powie-działa minister prof. B. Kudrycka na kon-ferencji prasowej prezentującej projekt nowelizacji ustaw: Prawo o szkolnictwie wyższym oraz o stopniach i tytule nauko-wym. Właśnie 30 marca br. upubliczniono ów projekt, co pozwala bliżej przyjrzeć się proponowanym konkretnym rozwiązaniom legislacyjnym. Przedstawię je pokrótce, poczynając od przepisów bezpośrednio dotyczących studentów.

Ogólnie rzecz ujmując, ograniczony zostanie dostęp do studiów w uczelniach publicznych, za które nie uiszcza się cze-

snego. Nie chcę pisać „bezpłatnych”, bo żadne studia takie nie są. Takowe założe-nie przyjęli również autorzy nowelizacji. Ograniczenie dostępu wyrażać będzie się poszerzeniem zakresu studiów współfi-nansowanych przez studenta (a i bardzo często jego rodzinę). Zagwarantować ono ma bardziej sprawiedliwy dostęp do stu-diów statystycznemu absolwentowi szko-ły średniej poprzez zapewnienie każdemu odpowiedniej puli punktów ECTS finan-sowanych przez Państwo, za które może ukończyć studia do II stopnia włącznie albo jednolite magisterskie (w tym me-dyczne). Odpłatność pojawi się w mo-mencie studiowania powyżej budżetowej puli punktów, czego obok dodatkowych zajęć najbardziej oczywistym przykła-dem są studia równoległe na kolejnych kierunkach. Właśnie studenci równolegli, w opinii ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, zakłócają równość w dostępie do dobra jakim jest wyższe wykształcenie, zajmując kilka miejsc jednocześnie. Regu-ła jeden student – jeden kierunek ma też na celu zracjonalizowanie wyboru kierunku podejmowanych studiów. Niezdecydowani będą płacić – ale nie od razu – w limicie finansowanych ze środków publicznych punktów ECTS mieści się nadwyżka, wy-nosząca 30, którą student może wykorzy-stać wedle swej woli, zwłaszcza na „spró-bowanie” innego kierunku. Od powyższej reguły, na szczęście, przewidziano wyją-tek: dla 10% najlepszych studentów dane-go kierunku przewidziana jest możliwość podjęcia studiów na drugim kierunku w ramach dodatkowego limitu punktów ECTS pokrywanego z budżetu Państwa. Dlaczego akurat taki odsetek? Wedle mi-nisterstwa właśnie tylu studentów w Pol-sce studiuje dziś równolegle. Określenie sposobu i trybu wyłonienia owej uprzywi-lejowanej grupy należy do Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w rozporządze-niu, z kolei kryteria szczegółowe mają zna-leźć się w statucie. Nie wydaje się to roz-wiązanie do końca właściwe. Po pierwsze wytyczne dla ministra są bardzo ogólne. Po wtóre, sposób (już nie tryb) wyłaniania grupy 10 % powinien być ramowo wska-zany w ustawie, gdyż rozporządzenie ła-two można zmienić, a będzie ono przecież dotyczyło uprawnień jednostki. Po trzecie, statut uczelni, akt ustrojowy, nie jest do-brym miejscem na określanie szczegóło-wych kryteriów uznawania za najlepszego studenta. Proponowana regulacja nie prze-

widuje możliwości nieodpłatnego studio-wania więcej niż dwóch kierunków. Co z chętnymi, którzy chcą uczyć się na trzech i więcej kierunkach? Studia międzykierun-kowe. Ten rodzaj studiów będzie pozwalał na zrealizowanie do 390 ECTS finansowa-nych przez Państwo. Właśnie częściowa odpłatność za drugi kierunek ma zachęcać studentów do podejmowania tego rodzaju studiów, a uczelnie do ich organizowania. Zresztą, studenci studiując na kliku kie-runkach pokazują, że dotychczasowe ramy programowe kierunków im nie wystarcza-ją i szukają czegoś więcej.

Kolejną ważną sprawą dotyczącą stu-dentów są zmiany w systemie pomocy ma-terialnej. Dostępne świadczenia ograniczą się do katalogu:

• stypendiumsocjalne,• stypendiumspecjalnedlaosóbniepeł-

nosprawnych,• stypendium rektora dla najlepszych

studentów• stypendium ministra za wybitne osią-

gnięcia w nauce,• zapomoga.

Przy czym stypendium socjalne wchło-nie środki przeznaczone obecnie na sty-pendium mieszkaniowe i na wyżywienie. Będzie ono występowało w dwóch warian-tach: zwykłym i w zwiększonej wysokości dla studentów mieszkających w akademi-kach lub innych obiektach, gdy codzienny dojazd z miejsca stałego zamieszkania do uczelni uniemożliwiałby lub w znacznym stopniu utrudniał studiowanie. Podniesio-ny zostanie próg dochodów na członka rodziny uprawniający do pobierania sty-pendium socjalnego. W końcu naprawiona zostanie konstrukcja „studenta samodziel-nego finansowo” tak, że również on będzie mógł pobierać stypendium socjalne. Do tej pory próg dochodów pozwalający uzyskać taki status był dwukrotnie wyższy od pro-gu uprawniającego do stypendium. Więk-sze wydatki socjalne mają zostać pokryte z puli przesuniętej z tej przeznaczonej na stypendia naukowe. Do tej pory relacja funduszy przeznaczonych na pomoc socjal-ną i stypendia motywacyjne wynosiła ok. 50-50, wedle nowych zasad ma być 75-25. Spowodować ma to odejście od powszech-nych stypendiów naukowych, wzrost ich elitarności, prestiżu i stawek. Zresztą, za zmianą nazwy idzie też zmiana kryteriów. O ich przyznaniu decydować nie będzie jedynie średnia, która pozostanie jednym z kryteriów, ale też osiągnięcia: naukowe, sportowe, artystyczne. Stypendium rekto-ra zastąpi stypendia naukowe i sportowe. Jego formuła przybierze kształt zbliżony

Idzie nowe, czyli o zmianach w szkolnictwie wyższym w skali mikro i makro cz. 2Łukasz Dziamski

W pierwszej części artykułu, która ukazała się w numerze marcowo-kwietnio-wym Lexussa, zaprezentowano zmiany na szczeblu uczelnianym. Poniżej opisane zostaną przekształcenia planowane w skali ogólnopolskiej, związane zwłaszcza z opracowaną już tzw. „dużą” reformą Prawa o szkolnictwie wyższym.

informacjeinformacje

14 15www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

Page 9: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

W pracy Komisji Stypendialnej do-bro studentów jest rzeczą priory-tetową. Przy rozpatrywaniu każ-

dego wniosku staramy się mieć na uwadze przede wszystkim możliwość polepszenia sytuacji studenta. Staramy się zadowalać na-szych wnioskodawców zgodnie z ich ocze-kiwaniami, jednak jesteśmy w tej dziedzinie ograniczeni przez przepisy prawa (Kodeks postępowania administracyjnego, ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym, ustawa o pomocy społecznej, Regulamin ustala-nia wysokości, przyznawania i wypłacania świadczeń pomocy materialnej dla studentów oraz Postanowienie Rektora w sprawie wyso-kości dochodu na osobę w rodzinie studenta uprawniającej do ubiegania się o stypendia oraz wysokości stypendiów w roku akade-mickim 2009/2010, Regulamin Domów Stu-denta Uniwersytetu Warszawskiego), które są do naszej dyspozycji. Na każdy wniosek pa-trzymy z perspektywy studenta, co nie należy do zadań trudnych, gdyż wszyscy członkowie Komisji należą do tego grona. Staramy się pomóc każdemu w ramach naszych możliwo-ści. Z tego też powodu Komisja Stypendialna obecnej kadencji osiągnęła co następuje:

• Powiększyła się, osiągając liczbę 21członków, dzięki czemu praca jest spraw-niejsza;

• ZmianieuległprawiecałyskładKomisjiStypendialnej;

• Członkowie Komisji przeszli szkoleniaz kpa, zasad przyznawania stypendiów i zapomóg oraz nowego Regulaminu do-mów studenta;

• Dziękiżyczliwościp.prof.Bałtruszajtys- Piotrowskiej, Komisja zmieniła swoją siedzibę, co polepszyło i zabezpieczyło warunki pracy;

• ZKomisją stalemożna kontaktować sięza pośrednictwem adresu e-mailowego: [email protected]

• Komisja przygotowuje ulepszenie syste-mu przyznawania stypendiów naukowych oraz zamierza przejąć ich przyznawanie wraz z kolejnym rokiem akademickim;

Co Komisja może

Jeśli chodzi o przyznawanie stypendiów socjalnych, na wyżywienie i mieszkanio-wych, jesteśmy związani Regulaminem usta-lania wysokości, przyznawania i wypłacania świadczeń pomocy materialnej dla studentów oraz Postanowieniem Rektora w sprawie wy-sokości dochodu na osobę w rodzinie studen-ta uprawniającej do ubiegania się o stypendia oraz wysokości stypendiów w roku akade-mickim 2009/2010. Nie ma tu więc mowy o żadnej uznaniowości Komisji oraz możli-wości korygowania postanowień w zależno-ści od sytuacji studenta. W kwestii zapomóg jednak, mamy już trochę więcej do powiedze-nia, gdyż w zależności od sytuacji/położenia

studenta przyznajemy mu określoną kwotę, jaką jest doraźna, bezzwrotna pomoc mate-rialna. Niewiele ma Komisja do powiedze-nia przy wnioskach o zwolnienie/obniżenie z czesnego. Może ona tylko opiniować poda-nia, które zostają następnie rozpatrzone przez p. Dziekan. Od kolejnego roku, Komisja ma w planach zmierzyć się z nowym zadaniem - przejęciem przez Komisję Stypendialną kompetencji do przyznawania stypendiów naukowych, które to na naszym Wydziale są przyznawane przez dziekanat.

Na wstępie należy podkreślić, że Komisja Stypendialna nie należy do Samorządu Studen-tów WPiA, co bezpośrednio wynika zarówno z ustawy prawo o szkolnictwie wyższym, art. 177 ust. 5,6 jak i z Regulaminu ustalania wy-sokości, przyznawania i wypłacania świadczeń pomocy materialnej dla studentów § 56.

Czym zajmowała się i zajmuje Komisja Stypendialna

Przechodząc do kwestii zasadniczych, Komisja Stypendialna przyznaje Stypendium Socjalne, Na wyżywienie, Mieszkaniowe, Zapomogi oraz rozdziela miejsca do domów studenta UW, z puli przyznanej WPiA. Opi-niuje także wnioski o obniżenie/zwolnienie z czesnego studentów studiów niestacjonar-nych i studentów z wydziału administracji. Co do dotychczasowej działalności, sytuacja przedstawia się następująco:

• Wpaździernikuprzyznaliśmy79SS,SWi 23 SM + zapomogi

• Wlistopadzieprzyznaliśmy132SS,SW i 34 SM + zapomogi

• W grudniu przyznaliśmy 52 SS, SW i 9 SM + zapomogi

• Wstyczniuprzyznaliśmy22SS,11SW, 4 SM + zapomogi

• Wlutymprzyznaliśmy6SS,SWi2SM+ zapomogi

• Wmarcuprzyznaliśmy4SS,SWi0SM+ zapomogi

• W kwietniu przyznaliśmy 4 SS, 3 SW + zapomogi

Wnioski należy składać do 10. dnia każ-dego miesiąca, około 20. każdego miesią-ca zostają sporządzone listy osób, których wnioski zostały rozpatrzone pozytywnie. Następnie dziekanaty zaznaczają te osoby w USOS-ie i przekazują listy do Biura Spraw Studenckich Uniwersytetu Warszawskiego. Tam są one na nowo weryfikowane oraz do-chodzi do rozdziału kwot, w zależności od tego, czy studenci wyrazili wolę wpłacania świadczeń na swoje konta bankowe czy od-bierania ich w kwesturze UW. Od początku maja Komisja, oprócz kwestii socjalnych, zajmuje się przyjmowaniem wniosków o za-kwaterowanie w domach studenckich na rok akademicki 2010-2011. Do 30 czerwca po-dania składają studenci obecnie studiujący, natomiast przyszli studenci mają taką szansę w terminie 7 dni, licząc od dnia złożenia wstępnych dokumentów na studia w Komi-sji Rekrutacyjnej WPiA UW. Tak więc przed Komisją całe wakacje czuwanie nad wnio-skami, dokumentacją i ewentualnymi odwo-łaniami. Mamy nadzieje, że zarówno nam, jak i studentom – wnioskodawcom będzie się miło współpracować.

Komisja stypendialna 2009/2010Magdalena Szczepanowska (Przewodnicząca Komisji Stypendialnej 2009/2010)

zostanie zakres stosowania przepisów Ko-deksu Postępowania Administracyjnego w uczelniach i jednostkach prowadzących studia doktoranckie. W Radzie Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Pol-skiej Komisji Akredytacyjnej kobiety będą miały zagwarantowany parytet miejsc. Po-nadto, szkoły wyższe z uprawnieniami do nadawania habilitacji, będą mogły samo-dzielnie otwierać nowe kierunki studiów.

Nie sposób dogłębnie rozważyć poszcze-gólne propozycje na łamach niniejszego arty-kułu, pewnym jest natomiast, że uchwalenie nowelizacji ustawy wiedzie za sobą koniecz-ność zmiany statutu UW i Regulaminu Stu-diów. Zmiany będą miały wpływ głównie na zaczynających naukę w kolejnych latach, a nie obecnych, studentów.

Co dalej?

Wprawdzie we wstępie zapowiadałem omówienie zmian w prawie, ale ostatni akapit chciałbym poświęcić strategii roz-woju szkolnictwa wyższego do roku 2020. Dokument ten na pewno nie wywrze bez-pośredniego wpływu na sytuację studen-tów do czasu ukończenia studiów przez Czytelników i autora, jednakże będzie wskazywał cele, do których osiągnięcia wieść mają zmiany legislacyjne. W chwi-li obecnej toczy się publiczna debata nad dwoma projektami strategii: jednym przy-gotowanym przez środowisko rektorskie oraz drugim, opracowanym na zlecenie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyż-szego przez konsorcjum Ernst & Young i Instytutu Badań nad Gospodarką Ryn-kową. Od razu zaznaczę, że choć jeden z projektów nazywa się „środowiskowym”, to w pracach nad oboma brali udział lu-dzie na co dzień związani ze szkolnic-twem wyższym. Wspólną cechą projektów jest brak wariantowości, tzn. ich autorzy zakładają jedną możliwą ścieżkę rozwoju bez uwzględnienia scenariuszy skrajnych i sposobów działania w każdym wariancie, zależnie od przebiegu wydarzeń. Więk-szość osób biorących udział w debacie nad projektami nie kwestionuje potrzeby przygotowania strategii. Dyskusyjna jest obrana perspektywa czasowa, która wyda-je się nierealna, aby wdrożyć opracowane propozycje. Problem stanowi też ustale-nie właściwego poziomu szczegółowości strategii, która nie ma przecież być pro-jektem nowelizacji ustawy. Wedle planów

minister B. Kudryckiej, ostateczny projekt strategii, który otrzyma Rada Ministrów do uchwalenia, ustalony zostanie w wyni-ku obrad „okrągłego stołu”. Zasiądą przy nim autorzy konkurencyjnych projektów, eksperci, przedstawiciele interesariuszy (gospodarki, samorządu terytorialnego) oraz urzędnicy ministerstwa. Dziś nie wiadomo, jaki kształt przyjmie strategia. Na pewno część jej założeń zostanie zde-terminowana przez zmiany, które mają być wprowadzone omówioną wyżej noweliza-cją Prawa o szkolnictwie wyższym.

Bazując na elementach wspólnych obu projektom, współczesnych trendach w szkolnictwie europejskim i światowym, czy sytuacji polityczno-fiskalnej państwa, można pokusić się o prognozę. Ograni-czony zostanie zakres bezpłatnych usług edukacyjnych w miarę upowszechnienia współfinansowania studiów z kieszeni stu-denta. Ma to na celu odciążenie budżetu państwa, który nie jest w stanie zaspokoić potrzeb społecznych w dobie masowego kształcenia na szczeblu wyższym. Z tego samego powodu zmienią się formy i zasa-dy przyznawania pomocy materialnej dla studentów. Stypendium socjalne zostanie ujednolicone i upowszechnione, a stypen-dium naukowe zyska elitarny charakter w skali kraju poprzez ograniczenie liczby uprawnionych do jego pobierania (oraz globalnie rzecz ujmując, środków na nie przeznaczonych). Z powyższymi zmiana-mi sprzężona będzie modyfikacja systemu kredytów studenckich. Mają być bardziej powszechne dzięki uproszczeniu procedur i zwiększeniu gwarancji państwa. Ogól-ną ideą przyszłych reform jest zerwanie z równym traktowaniem wszystkich uczel-ni publicznych. Promowane będą naj-lepsze, co uwidoczni się w poziomie ich finansowania. Skutkiem zmian ma być zmniejszenie liczby szkół wyższych w Pol-sce i wzrost ich konkurencyjności w skali ponadnarodowej. Mniej miejsc dla studen-tów w uczelniach publicznych (zwłaszcza tych wiodących, badawczych, „okrętach flagowych”) zrównoważyć ma oferta uczelni niepublicznych, które będą mieć zagwarantowaną równą pozycję z uczel-niami publicznymi, zwłaszcza pod kątem dostępu do środków z budżetu państwa dystrybuowanych na zasadach konkursu lub kontraktu terminowego. Przyszłością polskich uczelni jest kształcenie interdy-scyplinarne. Mają one mieć większą swo-bodę w kreowaniu programów studiów

czy nowych kierunków. Zamiast sztyw-nych standardów ministerialnych punk-tem odniesienia dla uczelni będą efekty uczenia się opisane w Krajowych Ramach Kwalifikacji. Polepszeniu pozycji uczelni polskich na arenie międzynarodowej ma służyć także wzrost mobilności kadry, stu-dentów i doktorantów, osiągnięty poprzez uproszczenie procedur i motywowanie do wyjazdów.

Pojawia się pytanie czy sama strategia i cele przez nią zarysowane jest nam po-trzebna. Niewątpliwie lepiej i łatwiej jest działać, gdy ma się plan. Poza tym trudno jest panować nad systemem, który rozwi-ja się chaotycznie. W przypadku Polski istotna jest rola czynników zewnętrznych, takich jak raport OECD z 2007 r., który wykazał brak strategii rozwoju szkolnic-twa wyższego. W raporcie podniesiono, że brak takiego dokumentu ogranicza możli-wość formułowania i prowadzenia długo-falowej polityki edukacyjnej państwa. Jest to szczególnie niekorzystne w sytuacji zaistnienia możliwości finansowania ze środków Unii Europejskiej przedsięwzięć rozwojowych w szkolnictwie wyższym w perspektywie wieloletniej. Ważną infor-macją tłumaczącą ambicje ministerstwa jest też fakt, że w czasie polskiej prezy-dencji będzie miała miejsce ewaluacja wdrażania Krajowych Ram Kwalifikacji w państwach-sygnatariuszach Deklaracji Bolońskiej.

Podsumowanie

Starałem się ukazać, jak dynamiczne zmiany mają miejsce w sektorze szkol-nictwa wyższego, i że nie są to zmiany odległe, a dotyczące samych studentów. Mam nadzieję, że niniejszy artykuł zachę-ci tych, którzy jeszcze tego nie zrobili, do zapoznania się z aktami uniwersyteckimi regulującymi sprawy studenckie. Zwłasz-cza, że akty te, takie jak Regulamin Stu-diów czy Regulamin Pomocy Materialnej, oprócz funkcji normatywnej pełnią rolę edukacyjno-informacyjną. Dzięki nim student nie musi szukać stosownych prze-pisów rozproszonych wśród wielu ustaw i rozporządzeń, gdyż syntetyczne uję-cie zapewniają mu Regulaminy. Student świadomy swoich praw i obowiązków jest równorzędnym partnerem w proce-sie zapewniania jakości kształcenia. Jacy z nas studenci, tacy obywatele. Pamiętajmy o tym!

informacje

17ma j - c ze r w iec 2010 |Lexu§16

informacje

www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

Przydatne adresy, czyli gdzie można zapoznać się z omawianymi dokumentami:

Nowelizacje Prawa o szkolnictwie wyższym: www.nauka.gov.pl/szkolnictwo-wyzsze/reforma-szkolnictwa-wyzszego/

Strategia środowiskowa: www.krasp.org.pl/index.php?sect=strategia

Strategia Ernst & Young: www.uczelnie2020.pl/zobacz/raport-strategia-rowoju-szkoln

Referendum Perspektyw: www.perspektywy.pl/nasze_moduly/serwis_specjalny/referendum_final.pdf

Przykładowy sylabus przygotowany wedle nowego formularza: http://www.bjk.uw.edu.pl/files/pdf/2010_02_22_zal_1.pdf

Page 10: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

Jak twierdzi autor, wymieniony wyżej po-stulat bezstronności i apolityczności nie jest obecnie spełniany przez sę-dziów

TK, co spowodowane jest trybem ich powoły-wania. Wyboru sędziego TK dokonuje Sejm, na podstawie kandydatury wysuniętej przez Prezydium Sejmu lub grupę co najmniej 50 posłów1. Naturalnie w praktyce decydentem jest ugrupowanie mające w Sejmie więk-szość. Stąd, jak słusznie zauważa autor, sę-dziami TK często zostają osoby, które wydają się nie spełniać wymogu, stawianego przez Konstytucję RP przed kandydatami na te stanowiska: „Trybunał Konstytucyjny składa się z (…) sędziów wybieranych (…) spośród osób wyróżniających się wiedzą prawniczą”2. Jako przykład podani zostają sędziowie Woj-ciech Hermeliński i Marek Kotlinowski, nie posiadający stopnia naukowego, którzy przez większą część środowiska prawniczego, de-likatnie mówiąc, nie są postrzegani jako na tyle wpływowe autorytety, aby mogli zasiadać w gremium, w którym członkostwo postrzegane jest jako ukoronowanie kariery sędziowskiej.

W pewnej materii całkowicie zgadzam się z tezami autora artykułu. Tryb wyboru sę-dziów TK pozostawia bardzo wiele do życze-nia. Do Trybunału w większości trafiają ludzie z politycznego nadania, podczas gdy rzesza niekwestionowanych autorytetów prawnych, w ogóle nie jest brana pod uwagę, z powodu braku partyjnych koneksji. Kluby parlamen-tarne wybierają związanych z nimi prawni-ków, nie rzadko byłych działaczy (Konstytucja i ustawa zakazują sędziemu TK przynależe-nia do partii politycznej), przez co zyskują wpływ na linię orzeczniczą Trybunału nawet po zakończeniu kadencji Sejmu (kadencja sędziego TK trwa 9 lat), również gdy władza po kolejnych wyborach przeszła już w ręce in-nego ugrupowania. Jak pokazują wyroki TK w sprawie ustawy obniżającej emerytury funk-cjonariuszom organów bezpieczeństwa PRL, wprowadzenia szybszego trybu uchylenia immunitetu sędziowskiego, reguł przyjmowa-nia osób do Wojskowych Służb Specjalnych, powstałych po likwidacji WSI i wiele innych, Trybunał podejmuje często rozstrzygnięcia nie tyle merytoryczne, co polityczne.

Jednakże czy postulat zupełnej apoli-tyczności sędziów sądu konstytucyjnego jest gdziekolwiek i w jakimkolwiek ustroju moż-liwy do spełnienia? Według mnie jest to jedy-

nie pewien ideał, ku któremu po-winno się dążyć, ale którego nigdy uda się osiągnąć. Przyczyną tego stanu rzeczy jest charakter orga-nu dokonującego elekcji sędziów – tj. Sejmu, organu „na wskroś politycznego”. Wszystkie jego wybory muszą „polityczne”, bo inaczej być nie może, jako że „polityczność” jest cechą kon-stytutywną organu, jakim jest każdy parlament. Postulowanie „odpolitycznienia” jakichkol-wiek jego decyzji jest całko-witym nieporozumieniem, jako że parlament z uwagi na swoją naturę nie jest w stanie takowych podejmować. Czy warto wobec tego przeana-lizować możliwość oddania wyboru sędziów TK innemu organowi państwa? Jak pisze dr Piotr Radziewicz (INP PAN): „Włączenie parla-mentu do procedury wyłaniania sędziów kon-stytucyjnych — mimo licznych wad takiego rozwiązania — uzasadniane jest funkcjonal-nym związkiem między działalnością władzy ustawodawczej (uchwalanie ustaw) a dzia-łalnością trybunałów, które oceniają konsty-tucyjność stanowionego prawa i mają prawo rozstrzygać o dalszym jego obowiązywaniu (sąd konstytucyjny jako „negatywny ustawo-dawca”).3 Odebranie tej kompetencji Sejmo-wi i oddanie jej w ręce innego organu, jak np. Krajowej Rady Sądownictwa, byłoby zbyt du-żym osłabieniem legitymizacji demokratycz-nej TK, niezbędnej przy tak dużych kompe-tencjach. Trudno jest sobie wyobrazić reakcje opinii publicznej, gdyby Trybunał Konstytu-cyjny uchylał przepisy większej liczby ustaw uchwalanych przez Sejm, reprezentanta suwe-rena, którym jest Naród, nie mając przy tym odpowiedniej podstawy swojej władzy. Warto przypomnieć sobie komentarze pod adresem TK, wysuwane przez była posłankę, obecną deputowaną do Parlamentu Europejskiego, prof. Joannę Senyszyn, która bardzo ostro i poprzez niezbyt eleganckie sformułowania krytykowała jego kolejne wyroki. O ile mniej-szy autorytet miałby Trybunał niepochodzący od Sejmu przy podejmowaniu niepopularnych decyzji. Zatem wydaje się, że obecne rozwią-zanie, jakkolwiek bardzo nie-doskonałe, jest jedynym możliwym.

W dalszej części autor entuzjastycznie wypowia-

da się na temat projektu nowelizacji Ustawy o Trybunale Konstytu-cyjnym, autorstwa SLD, który miałby na celu „odpolitycznie-nie” wyboru składu TK. Projekt przewiduje powstanie Kolegium Elektorów. W jego skład wchodziłoby po dwóch przedstawicieli pre-zydenta, Zgromadzenia Ogólnego SN, Zgro-madzenia Ogólnego NSA i Krajowej Rady Sądownictwa oraz po jednym przedstawicielu wydziałów prawa pol-skich uczelni akade-mickich i Komitetu Nauk Prawnych PAN.

W tym miejscu pojawia się moja kolejna wątpliwość. Czy w demokracji możliwe jest tak drastyczne ograniczanie reprezentan-ta suwerena w sprawowaniu władzy? To tak jak gdyby traktować Naród jak niedojrzałe i nierozumne dziecko, którego zachowania nie da się przewidzieć. Należy dołożyć wszelkich starań, aby uniemożliwić mu zrobienie sobie krzywdy, nawet kosztem jego własnej wol-ności decydowania o samym sobie. Jednakże Narodu nie można traktować jak bezrozum-nego i nieobliczalnego dziecka, nawet jeżeli jego zachowanie daje podstawy do takiego myślenia. Takie właśnie „częściowe ubezwła-snowolnienie” zakłada projekt nowelizacji SLD. Ponieważ Sejm, reprezentant suwere-na, może dokonać złej decyzji, wybierając niekompetentnego tudzież z innych przyczyn nieodpowiedniego sędziego TK, należy mu to jak najbardziej utrudnić i odgórnie skierować jego kroki w lepszym kierunku. Jest to

W artykule opublikowanym w poprzednim numerze „Leksu§a”, zatytułowanym „Trybunał do reformy” autor poru-szył bard-zo istotny problem polskiego systemu ustrojowego: upolitycznienie wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Ów organ, powołany do kontroli zgodności aktów normatywnych z aktami wyższego rzędu, zwłaszcza z Konstytucją, stanowiący pew-nego rodzaju hamulec dla zapędów władzy ustawodawczej, powinien według autora oraz, jak sądzę, według większej części opinii publicznej jawić się jako organ całkowicie apolityczny, zdolny do merytorycznego i obiektywnego rozstrzygania o konstytucyjności przepisów.

Trybunał do reformy – replikaMichał Krajewski

dyskusja publicystyka

18

informacje

19|Lexu§maj - c ze r w iec 2010www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

1 art. 5 ust. 4 zd. 1 ustawy o Trybunale Konstytucyjnym; art. 30 ust. 1 zd. 1 regulaminu Sejmu2 art. 194 ust. 1 zd. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej3 http://www.monitoringsedziow.org.pl/materialy-zasady.html

Nie ma osób, które choćby raz w życiu nie popadły w konflikt. Kłótnie lub spory towarzyszą nam nieodłącznie

przez cały czas. Niektórzy szukają rozwią-zania przed sądowym wymiarem sprawie-dliwości. Jednakże, XXI wiek zdecydowanie nacisk kładzie na polubowne rozwiązywanie konfliktów. Jeśli chodzi np. o prawo karne, dr Michał Fajst stwierdza, iż „Mediacja wy-maga tzw. „luzu”, nie sformalizowanej pro-cedury, ponieważ jest formą komunikacji między zwyczajnymi obywatelami, którzy posługują się codziennym, załóżmy, że dość zrozumiałym językiem. Niemniej jednak istotne jest zakotwiczenie mediacji w prawie karnym, które oznacza przełożenie faktycz-nych wyników mediacji bądź samego faktu jej przeprowadzenia na decyzje procesowe.” Mediacja coraz częściej postrzegana jest jako nieodłączny element prawidłowego funkcjo-nowania społeczeństwa. Najprościej określić ją można jako porozumienie się osób będą-cych w konflikcie, przy pomocy bezstronnego i niezależnego mediatora. Jest dobrowolna, poufna, doprowadza do wyjścia z problemo-wej sytuacji i sprzyja zapobie-ganiu przyszłym konfliktom.

Od roku 2006 działa przy Wydziale Prawa i Administra-cji Uniwersytetu Warszaw-skiego Centrum Rozwiązy-wania Sporów i Konfliktów (dalej CRSiK). Mieści się ono w pokoju 3.5 w Colle-gium Iuridicum II. Centrum propaguje wiedzę na temat mediacji i innych alterna-tywnych metod rozwiązywa-nia sporów. Jego powstanie zbiegło się także z nowe-lizacją kodeksu cywilnego w 2005 roku oraz wzrostem publicznego zainteresowa-nia zastosowaniem media-cji w innych dziedzinach prawnych. Zaletami, które przemawiają za jej stoso-waniem są m.in. poufność, szybkość, niskie koszty i wpływ na przebieg oraz wynik postępowania. Roz-powszechnianie wiedzy na temat polubownych me-tod rozwiązywania sporu sprzyja zapoznaniu się, zwłaszcza przez praw-ników, z materią, która może być owocnie wykorzystywana w ich zawodzie. Mediacja sprzyja tworzeniu otwartego społeczeństwa obywatelskiego i dlatego należy postulować jak najszersze jej stosowanie w życiu spo-łecznym, w tym poprzez prawo. Wśród celów statutowych Centrum znajdziemy np. „dosko-nalenie systemu pomocy społecznej przez pro-wadzenie bezpłatnych mediacji”. Ten punkt CRSiK realizuje od 2007 poprzez program

mediacji dla osób niezamożnych. Mediatorzy CRSiK prowadzą mediację zarówno w toku postępowania sądowego, tzn. na podstawie postanowienia sądu (tzw. mediacje sądowe), jak i na etapie przedsądowym (tzw. mediacje umowne lub pozasądowe). Wykaz mediato-rów znaleźć można na stronie internetowej www.mediacje.wpia.uw.edu.pl. Wśród nich są takie osoby jak mgr Stanisław Kordasie-wicz, przez część studentów znany jako pro-wadzący ich ćwiczenia z Prawa Rzymskiego oraz dr Paweł Waszkiewicz prowadzący ćwi-czenia z kryminalistyki.

Dla studentów na WPiA prowadzone są wykłady, ćwiczenia i warsztaty. W minionym roku można było uczestniczyć w zajęciach dr Ewy Gmurzyńskiej dotyczących uregulo-wań prawnych mediacji i innych alternatyw-nych metod rozwiązywania sporów (ADR) w Polsce i na świecie oraz zajęciach dr. Rafa-ła Morka poświęconych negocjacjom. Osoby zainteresowane mogły wziąć udział w pro-gramie Kliniki Mediacji, którego koordyna-torem jest dr Paweł Waszkiewicz.

Klinika mediacji obejmuje międzywy-działowe zajęcia kierowane przede wszystkim do studentów Wydziału Prawa i Administra-cji oraz Instytutu Stosowanych Nauk Spo-łecznych. Warunkiem uczestnictwa w nich jest zaliczenie semestralnego kursu ‘’Me-diacje i negocjacje prawnicze’’ prowadzone-go przez dr E. Gmurzyńską lub ‘’Mediacje i facylitacje – techniki interwencji’’ prowa-dzonego przez dr Z. Czwartosza. Indywidu-alne zasady przyjęcia są możliwe w szczegól-

nych przypadkach. Zajęcia w Klinice trwają jeden semestr i mają charakter warsztatowy. Studenci biorą udział w symulacjach oraz pod kierunkiem opiekuna obserwują, a na-stępnie wspólnie prowadzą z nim mediacje. Są to sprawy wpływające do CRSiK min. z sądów rejonowych w okręgu warszaw-skim (na podstawie programu pilotażowego wdrożonego wspólnie z Sądem Okręgowym w Warszawie), a także z instytucji zajmują-cym się poradnictwem prawnym dla potrze-bujących, m.in. Kliniki Prawa przy WPiA UW oraz fundacji Academia Iuris. Pamiętać należy o tym, iż praca w Klinice Mediacji od-bywa się na zasadzie wolontariatu.

Mediacja, co podkreśla także doc. dr Anna Rosner, ma bardzo dobrą tradycję w prawie polskim i nie trzeba jej wyłącz-nie szukać w prawie amerykańskim, jednak już od dawna bardzo ciężko wprowadzić ją w środowisku akademickim. CRSiK jako je-den z priorytetów stawia sobie propagowanie wiedzy w środowisku uniwersyteckim na te-mat alternatywnych sposobów rozwiązywa-nia sporów. Obecnie sprawy o charakterze sporów pracowniczych, jak i sporów między studentami a administracją Uniwersytetu, są rozstrzygane w trybie sądowym lub admi-nistracyjnym zamiast właśnie w drodze np. mediacji. Dlatego celem upowszechnieniem

wiedzy nt. mediacji, rok aka-demicki 2007/2008 poświę-cony był na cykle wykła-dów na różnych wydziałach i innych jednostkach orga-nizacyjnych UW na temat rozwiązywania sporów aka-demickich, wśród studentów, pracowników naukowych i administracyjnych. Naj-ważniejszym wydarzeniem okazała się międzynarodowa konferencja, która odbyła się na Uniwersytecie Warszaw-skim w dniu 6 marca 2008 r., z udziałem zagranicznych specjalistów z amerykańskie-go Georgia State University, brytyjskiej Civil Mediation Council oraz przedstawicieli wyższych uczelni w Polsce.

Szkolenia i warsztaty z zakresu mediacji, w których mogą uczestniczyć studenci, prowadzą także instytucje spo-za Uniwersytetu Warszawskie-go, jak np. O-Środek Mediacji działający przy Stowarzysze-niu Interwencji Prawnej (Aleja

3 maja 12 lok. 510).

Na zakończenie warto pamiętać o tym, iż umiejętności zdobyte z zakresu mediacji i ne-gocjacji mogą przydać się nam zawsze, nie-zależnie od tego czy ktoś zamierza zajmować się tą tematyką zawodowo. Mają one bowiem nieustanne zastosowanie w praktyce życia co-dziennego.

Problem? Jaki problem?Paulina Kabzińska

Page 11: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

Na pierwszy ogień trafia Marek Ju-rek - kandydat Prawicy Rzeczypo-spolitej. Urodzony 28 czerwca 1960

w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie ukończył I LO im. Tadeusza Kościuszki. Jest absol-wentem Wydziału Historycznego Uniwer-sytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W 1978 roku rozpoczął działalność w opo-zycji niepodległościowej, w roku następnym został współzałożycielem Ruchu Młodej Polski. Od 1981 roku członek władz krajo-wych Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Pracował w redakcjach „Polityki Polskiej” i „Znaków Czasu”. W 1989 roku został współ-założycielem Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, gdzie pełnił funkcję wiceprezesa i przewodniczącego Rady Naczelnej. W la-tach 1989-1993 sprawował mandat poselski,

najpierw z listy Komitetu Obywatelskiego, następnie z listy Wyborczej Akcji Katolic-kiej. Z nominacji Lecha Wałęsy w 1995 roku został członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, gdzie zasiadał do 2001 roku. W okresie od maja do grudnia 1995 roku przewodniczył Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. W 2001 r. uzyskał mandat poselski z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. W 2005 roku ponownie został posłem tej partii i objął stanowisko Marszałka Sejmu. W 2007 roku zrezygnował z członkostwa w partii Prawo i Sprawiedliwość i złożył rezygnację z funkcji Marszałka Sejmu. Utworzył nową partię - Pa-wicę Rzeczypospolitej, która posiada charak-ter chrześcijańsko-konserwatywny. W 2009 roku został odznaczony Krzyżem Koman-dorskim Orderu Odrodzenia Polski.1 Swój

start w wyborach motywuje w następujący sposób: „Kandyduję w tych wyborach, dla-tego, że walczę o sprawy, które zawsze były dla mnie ważne: niepodległość Polski, moc-na pozycja Polski w Europie, prawa rodziny i wartości cywilizacji chrześcijańskiej, na-prawa życia publicznego, bo Polska musi być demokracją o charakterze republikańskim. Demokracją, w której się liczą przekonania, zasady, odpowiedzialność, a nie tylko żądza władzy.”2

Następnym kandydatem jest Jarosław Aleksander Kaczyński. Urodzony 18 czerw-ca 1949 roku w Warszawie, gdzie ukończył XXXIII Liceum Ogólnokształcące im. Mi-kołaja Kopernika. Studiował na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu War-

szawskiego. Od 1971 do 1976 roku pracował w Instytucie Polityki Naukowej i Szkolnictwa Wyższego, następnie w 1976 roku na WPiA UW obronił pracę doktorską i do 1981 roku pracował jako adiunkt w białostockiej filii Uniwersytetu Warszawskiego. W 1980 roku wstąpił do „Solidarności”, gdzie kierował sekcją prawną Ośrodka Badań Społecznych przy Regionie Mazowsze. W 1983 roku na-wiązał współpracę z Tymczasową Komisją Koordynacyjną i od 1986 roku kierował jej biurem społeczno-politycznym. W roku na-stępnym został sekretarzem Krajowej Komi-sji Wykonawczej. W czasie obrad Okrągłe-go Stołu pracował w podzespole do spraw reform politycznych. W latach 1990-1991 pełnił funkcję szefa Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy. W okresie 1989-1991 spra-wował mandat poselski w Senacie I kadencji jako członek Obywatelskiego Klubu Parla-mentarnego. Później do 1993 roku był po-słem na Sejm I kadencji, jako członek Poro-zumienia Obywatelskiego Centrum, którego był współtwórcą. W 1997 roku ponownie został wybrany na posła z ramienia AWS. W 2001 roku został współtwórcą partii Pra-wo i Sprawiedliwość i ponownie zasiadł w Sejmie, tym razem z ramienia PiS. W 2003 roku wybrano go prezesem Prawa i Spra-wiedliwości. W 2005 roku został posłem na Sejm z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, które wygrało wybory parlamentarne. Z no-

minacji Prezydenta Lecha Kaczyńskiego stał się członkiem Rady Bezpieczeństwa Naro-dowego. W 2006 roku po dymisji Kazimie-rza Marcinkiewicza ze stanowiska premiera, objął wakujący urząd. W 2007 roku po raz kolejny uzyskał mandat poselski. Obecnie jest prezesem Prawa i Sprawiedliwości. Swój start w wyborach motywuje w nastę-pujący sposób: „Polska to nasze wspólne, wielkie zobowiązanie. Wymagające prze-zwyciężenia także osobistego cierpienia, podjęcia zadania pomimo osobistej tragedii. Dlatego podjąłem decyzję o kandydowaniu na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Pol-skiej. Mam w tej decyzji wsparcie rodziny. Wszystkich, którzy chcą kontynuować dzie-ło ofiar smoleńskiej tragedii, którzy chcą by prawa Polska i prawi Polacy - jak pięknie powiedział przewodniczący „Solidarności” Janusz Śniadek - na zawsze podnieśli głowy, wzywam do współpracy. Bądźmy razem. Dla Polski. Polska jest najważniejsza.”3

Przyszła pora na opisanie kandydata Platformy Obywatelskiej, Bronisława Komo-rowskiego. Urodzony 4 czerwca 1952 roku w Obornikach Śląskich, ukończył XXIV LO im. Cypriana Norwida w Warszawie. Jest absolwentem Wydziału Historii Uniwersy-tetu Warszawskiego. W latach 1980-1981 pracował w Ośrodku Badań Społecznych „Solidarności”, został internowany w cza-

sie stanu wojennego. Pełnił mandat poselski w 1991 i 1993 roku z ramienia Unii Demo-kratycznej. W okresie 1990-1993 był cywil-nym wiceministrem obrony narodowej do spraw wychowawczo-społecznych. W 1997 roku został posłem na sejm z ramienia AWS, przewodniczył sejmowej Komisji Obrony Narodowej, a od 2000 roku był ministrem obrony narodowej w rządzie Jerzego Buzka. W wyborach w 2001 roku startował z listy Platformy Obywatelskiej, uzyskał mandat. Był zastępcą przewodniczącego Komisji Obrony Narodowej i członkiem Komisji Spraw Zagranicznych. W 2005 roku po-nownie został wybrany jako poseł na Sejm i został jego wicemarszałkiem. W 2007 roku uzyskał mandat z ramienia Platformy Obywatelskiej, wybrano go marszałkiem Sejmu.4 Swój start w wyborach motywuje w następujący sposób: „Nazywam się Bro-nisław Komorowski. Kandyduję na stanowi-sko Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, by wspierać modernizację Polski i dbać o dobro wszystkich Polaków. Uznałem, że lata doświadczeń pozwalają mi na zapropo-nowanie moim rodakom jasnej wizji spra-wowania prezydenckiego urzędu dla dobra Polski. Byłem uczestnikiem opozycji de-mokratycznej w latach 70-tych, członkiem „Solidarności” od roku 1980 i uczestnikiem walki solidarnościowego podziemia. Tam poznawałem smak przyjaźni i cenę

który płacą już dzieci w szkole podstawowej, nabywając komiksy z Kaczorem Donaldem bądź paczkę „Cheetosów”.

Podniesienie choćby o jeden punkt pro-centowy podatku VAT zmniejsza dochody twórców i dystrybutorów dóbr, które tym podatkiem są obłożone. W konsekwencji, co zupełnie oczywiste, podnoszą oni ceny swo-ich usług oraz towarów, by wyrównać straty z tytułu konieczności oddania do skarbowi państwa jeszcze większej kwoty ze swoich zarobków. Podwyżka cen towarów i usług co-dziennego użytku naturalnie powoduje spa-dek konsumpcji, a więc opodatkowani twórcy i dystrybutorzy tak czy inaczej tracą.

I może akurat się zdarzyć, że państwo podwyższając stawki VAT-u ani na tym nie zyska, ani nie straci. A nawet, jeśli przychód z VAT-u będzie mniejszy, to obywatel odda te same pieniądze, na które był łakomy autor reformy VAT-u, w postaci innego podatku, którego stopę tym razem „skutecznie” zmo-dyfikowano. Natomiast twórcom i dystry-butorom „VAT-owskich” artykułów i usług w tym samym przypadku pozostaje jedynie liczenie strat. Przykład oczywiście hipote-tyczny i jednostronny, bo jak wspominałem w artykule „Podpalmy Warszawę!” (nr marzec-kwiecień 2010), pieniądz cały czas pozosta-je w obiegu. Tyle, że w rękach prywatnych jest on dystrybuowany znacznie efektywniej (zatem to nie tyle oszczędność środków, co czasu i wysiłku), stanowiąc zarazem nagrodę za uczciwą, a także pożyteczną pracę (bo na-gradzaną przez konsumenta podczas pobytu

w sklepie), na dodatek stanowiącą bodziec do dalszej przedsiębiorczości, nie zaś życia na koszt państwa.

I co najważniejsze: skutki podniesienia stóp procentowych VAT-u nie są od razu zauważalne – podwyżki cen następują bar-dzo powoli, początkowo nie dając wyraźnie zaznaczyć swojej obecności. Tym lepiej dla rządzących, tym gorzej dla konsumentów. Nagłe skoki cen po jakimś czasie mogą zostać zneutralizowane (oczywiście nie muszą), ale długofalowe modyfikacje w tym zakresie pro-wadzą do nieodwracalnych zmian preferencji i przyzwyczajeń konsumenta. Przyzwyczajeń do nowych, wyższych cen, do niższej jakości towarów i usług.

Oczywiście sama krzywa Laffera przyj-muje zmienny kształt w zależności od oko-liczności oraz miejsca. Inna jest „kultura podatkowa” w Szwajcarii, inna we Włoszech czy Grecji. Inna jest gotowość obywateli do oddawania państwu zarobionych pieniędzy w czasach kryzysu (gdy przelicza się każdą złotówkę), inna w momencie wojny (kiedy rzeczy materialne ogólnie tracą na swojej wartości).

Hipotetycznie można też przyjąć, że ogólnie polski system podatkowy znajduje się poniżej poziomu nasycenia, co pozwala-łoby myśleć o podwyżce publicznych danin. Hipotetycznie. Bowiem w Polsce stopa opo-datkowania wynosi (w zależności od sposobu liczenia) 35 proc. (brutto) albo 80 proc. (net-to). Ponadto istnieje osiem rodzajów przymu-

sowych składek, ściąganych od pracowników i pracodawców, zaś Polska w dalszym ciągu zajmuje żenująco niskie miejsce pod wzglę-dem wolności gospodarczej (71. pozycja według rankingu Heritage Fundation na rok 2010). Zresztą problem nie tkwi w wysokości stopy podatkowej, ale mało efektywniej redy-strybucji publicznych danin.

Jednakże niech już nikt nie wmawia Pola-kom, że podwyżka podatków zawsze przyno-si większy dochód skarbowi państwa!

It’s the human, stupid!

Gospodarka nie jest wyłącznie agregatem suchych wykresów, statystyk, czy też abstrak-cyjnych koncepcji. U podnóża wszystkich elementów tworzących teorię ekonomii (tak-że krzywej Laffera) leży to, co jest niestety często marginalizowane przez współczesnych komentatorów ekonomicznych: ludzkie działanie, motywowanie przez świadomość i podświadomość. Kardynalnym błędem jest ignorancja dorobku nauk humanistycznych, takich jak socjologia czy psychologia i bazo-wanie wyłącznie na myśleniu ścisłym. Cho-ciaż jest ono oczywiście niezwykle użyteczne w opisywaniu zjawisk gospodarczych i stano-wi niejako fundament intelektualny najwięk-szych teoretyków ekonomii.

Kiedy wreszcie Excel pokaże ekspertom z Komisji Finansów, że koszt ściągnięcia VAT-u to połowa przychodów, jakie czerpie skarb państwa z tego podatku?

Będę musiał uspokoić. Albo rozcza-rować. Powyższa teza ma mniej więcej tyle wspólnego z rzeczywi-

stością, co gra The Sims z prozą codzien-nego życia.

Nasi etatowi (a może raczej etatystyczni) publicyści wspinają się na szczyty swoich intelektualnych możliwości, by wyperswado-wać społeczeństwu, że w polityce podatkowej wybór przyjemny i wybór konieczny zwykle nie są wzajemnie tożsame.

Drodzy Państwo, liczby nie kłamią! Je-den punkt procentowy podatku VAT to cztery miliardy złotych dla budżetu! Kto nie wierzy, niech uśmiechnie się do domowego Excela, on wszystko potwierdzi.

Więcej często znaczy mniej

Infantylność takiego myślenia ośmieszył w latach 70. amerykański ekonomista, Arthur Laffer, autor słynnej „krzywej Laffera” (patrz wykres). Przyjął on istnienie stawki podatko-wej, zwanej punktem nasycenia, która zapew-nia największy przychód z podatków. W jego

mniemaniu, ustalenie niższego bądź wyższe-go progu podatkowego od tego punktu powo-duje mniejszy przychód (jest on zerowy przy stopie opodatkowania 0 proc. i 100 proc.). Ni mniej, ni więcej oznacza to, że wyższe podat-ki nie muszą oznaczać większych przycho-dów dla państwa. Bo w pewnym momencie bardziej opłaca się szara strefa albo po prostu nie warto pracować.

T → dochód; t → wysokość podatku;t* może być umieszczony w dowolnym miejscu wykresu, niekoniecznie w połowie. Stopy t1 i t3 dają takie same wpływy (dochody); źródło: Wikipedia.pl

Wszystko doskonale widać na przykła-dzie wspomnianego podatku VAT. Podatku,

publicystyka

20

publicystyka

21|Lexu§maj - c ze r w iec 2010www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

Człowiek to nie ExcelAdam Karpiński

Naprawa budżetu państwa wymaga sięgnięcia po jedną z uzdrawiających me-tod. Najprostszą z nich jest podwyżka podatków, doskonale przewidywalna, w zasadzie niezawodna, bo opierająca się na banalnych, przejrzystych obliczeniach.

ograniczenie demokracji – temu nie można zaprzeczyć. Organy, takie jak SN, NSA, Kra-jowa Rada Sądownictwa, czy fakultety prawa, jakkolwiek niewątpliwie skupiające wybitne autorytety, mają nieporównywalnie mniejszą legitymizację demokratyczną swojej władzy niż Sejm. Jako takie nie mogą go w tak dużym stopniu ograniczać, o ile nie łamie on prawa, stojącego ponad nim samym. W przeciwnym razie doprowadzany do „merytokratyzacji” naszego ustroju, który z demokracji przemie-nia się w merytokrację czy też w technokrację, rządy najmądrzejszych obywateli. Być może taki ustrój byłby dla nas lepszy. Osobiście uważam, że nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Ale w historii nie brak przykła-dów sytuacji, w których określone warstwy społeczne narzucić chciały ogółowi swój dyktat, gdyż miały przekonanie, że czynią to w jego interesie. Takie działanie jest odejściem od demokracji. Jeżeli decydujemy się na takie rozwiązanie, to działajmy konsekwentnie: wykreślmy z naszej Konstytucji zdanie z art. 2, określające nasze państwo, jako państwo demokratyczne.

Propozycja SLD jest próbą odgórnego na-rzucenia stanu rzeczy, który powinien wytwo-rzyć się oddolnie. Nie sztuką jest ustawowo „zabronić” Sejmowi wybierania niekompe-tentnych urzędników. Sztuką jest wybrać taki Sejm, w którym będą zasiadali ludzie świa-domi, zdolni z uwagi na własną wiedzę i do-świadczenie wybierać odpowiednich przed-stawicieli i podejmować słuszne decyzje. Ale jest to już zadanie nie elit rządzących, lecz wszystkich obywateli.

Coraz bliżej wybory, coraz bliżej wybory…Marcin Kamiński

Kiedy myślę o wyborach, przypomina mi się reklama telewizyjna internetowego portalu aukcyjnego - „miliony przedmiotów walczą o Twoje zainteresowanie”. W tym przypadku jest podobnie - kandydaci walczą o zainteresowanie wyborców. Jednakże aby dokonać dobrego wyboru, trzeba poznać wszystkie opcje. Z różnych powodów nie jest to możliwe - jedni promują się bardziej intensywnie, drudzy mniej. Ośmiu kandydatów na najwyższy urząd w Polsce założyło konta na popularnym porta-lu społecznościowym. Ogólnie walka o elektorat rusza pełną parą, poznajmy, więc wszystkich kandydatów, by dokonać jak najwłaściwszego wyboru. By uniknąć posądzenia o stronniczość i promowanie któregoś z kandydatów, opiszę ich w kolejności alfabetycznej według nazwisk.

Page 12: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

potwierdzają słuszność mojego rozstania z tym ugrupowaniem. (…) Stworzę pole dla obywatelskiej aktywności i zaangażowania - zgromadzę ludzi. Do debaty wniosę sprawy życiowo ważne dla Polaków. W kampanii wyborczej przedstawię model prezydentu-ry niezależnej, ponadpartyjnej, otwartej, z wizją przyszłości i przekonam do niego wyborców. Wierzę, że przyniesie to pożytek Rzeczypospolitej.” 12

Przedostatnim kandydatem, którego opi-szę, jest Waldemar Pawlak. Urodzony 5 wrze-śnia 1959 roku w Modelu. Ukończył studia na Wydziale Samochodów i Maszyn Roboczych na Politechnice Warszawskiej. W 1985 roku wstąpił do ZSL. Poseł sejmu kontraktowe-go. Następnie wstąpił do PSL „Odrodzenie”, a po 1990 roku do Polskiego Stronnictwa Lu-dowego. W 1992 roku pełnił urząd premie-ra. Od 1993 do 1995 roku ponownie pełnił funkcję prezesa Rady Ministrów. Uzyski-wał mandat poselski w każdych wyborach: w 1991, 1993, 1997, 2001, 2005 i 2007 roku. W 2007 roku PSL zawiązał koalicję z PO i Waldemar Pawlak został wicepremierem i ministrem gospodarki. Swój start motywuje w następujący sposób: „Ogłoszono wybory. Kandyduję. Proponuję nową formułę prezy-dentury - „dialog i porozumienie”. Dialog, rozmowa, bezpośredni kontakt. Obecnie In-ternet pozwala na demokrację bezpośrednią,

na rozmowę bez ograniczeń. Dlatego dostęp do Internetu powinien być traktowany tak samo jak świeże powietrze i czysta woda, jak podstawowe prawo obywatelskie. Budowanie ładu społeczno - gospodarczego potrzebnego i oczekiwanego przez ludzi nie może opierać się na wprowadzaniu odgórnych rozwiązań. Dziś potrzebne są mechanizmy gwarantu-jące udział, partycypację w podejmowaniu decyzji. W drugiej dekadzie XXI wieku chciałbym wprowadzić takie możliwości w naszym kraju. Porozumienie służy lu-dziom i krajom. (…).”13

Last but not least - przedstawiam kandy-data Polskiej Partii Pracy Bogusława Ziętka. Urodzony 9 października 1964 roku w Za-wierciu. Posiada wykształcenie średnie tech-niczne. W 1989 roku współorganizator strajku w ZZPB w Zawierciu. W 1994 roku współor-ganizator strajku w Hucie Katowice. W 2008 roku doprowadził do pierwszego w Polsce strajku pracowników supermarketu. Od 2005 roku przewodniczący Polskiej Partii Pracy i Wolnego Związku Zawodowego „Sierpień 80”. Publikuje w „Trybunie Robotniczej” i „Kurierze Związkowym”. Fragment mani-festu programowego Polskiej Partii Pracy: „Kapitalizm nie zapewnia ludziom równych możliwości ani przestrzegania podstawo-wych praw człowieka – takich jak prawo do chleba i dachu nad głową. Prowadzi do kry-

zysów i niszczenia potencjału ludzkości, co wyraźnie widać w ostatnich latach, zarówno w Polsce, jak i na całym świecie. (…) Sprze-ciwiamy się prywatyzacji majątku społeczne-go, która jest korzystna dla garstki bogaczy, a szkodliwa dla przytłaczającej większości społeczeństwa. Walczymy o prawo każde-go człowieka do godnego, stabilnego życia, w którym praca jest właściwie wynagradza-na, a państwo i demokratyczne instytucje peł-nią aktywna rolę w gospodarce, reprezentując interesy pracowników, a nie biznesmenów i posiadaczy. Polska, jakiej pragniemy, to kraj, w którym nie ma bezrobocia, bezdom-ności, głodowych pensji, wyzysku ani żad-nych form wykluczenia. Naszą bronią jest solidarność ludzi pracy i solidarność ruchu pracowniczego z innymi grupami społecz-nymi padającymi ofiarą obecnego systemu i mającymi zbieżne interesy, które prędzej czy później sprawią, że wspólnie staną do walki z obecnym systemem.”14

Przedstawiłem wszystkich kandydatów startujących w wyborach prezydenckich. Mam nadzieję, że prezentacja wypadła obiek-tywnie, jeśli nie - przepraszam, nie miałem na celu promowania żadnego z kandydatów. Pamiętajcie, że wybór należy do was, jeśli nie odpowiada wam obecna sytuacja w Polsce to przestańcie narzekać i ruszcie się- zagłosuj-cie. Narodzie do urn!

odwagi. W wolnej Ojczyźnie byłem Posłem na Sejm, sprawowałem funkcję ministra Obrony Narodowej oraz Marszałka Sejmu. To uczyło rozwagi i roztropności. Jestem szczęśliwym mężem, ojcem piątki dzieci, co tak jak to w rodzinach, łączy się z odpowiedzialno-ścią za losy swoich bliskich.”5

Następnym kandydatem jest Janusz Kor-win-Mikke. Urodzony 27 października 1942 r. w Warszawie, gdzie skończył liceum im. Tadeusza Reytana. Student Wydziału Ma-tematyki i Wydziału Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, w 1965 roku został aresz-towany i zawieszony w prawach studenta. Przymusową przerwę w nauce wykorzystał na studiowanie psychologii, prawa i socjo-logii. W 1968 roku ponownie aresztowany i relegowany z uczelni. Zdał egzamin ma-gisterski z filozofii. W okresie od 1962 do 1982 roku należał do Stronnictwa Demokra-tycznego. Uczestniczył w strajku stoczniow-ców szczecińskich w sierpniu 1980 roku. Internowany w czasie stanu wojennego. W 1984 roku został współzałożycielem Partii Liberałów „Prawica”. Trzy lata później wy-brano go prezesem Ruchu Polityki Realnej, który w 1989 roku przekształcił się w Unię Polityki Realnej. Założyciel tygodnika „Naj-wyższy CZAS!”. Był posłem w czasie Sejmu I kadencji, zainicjował uchwałę lustracyjną. Działał w Komitecie Obywatelskim przy Lechu Wałęsie. W 2005 roku założył partię Platforma Janusza Korwin-Mikke.6 Propa-guje konieczność wprowadzenia w Polsce wolności gospodarczej, a także „państwa minimum” z niskimi i prostymi podatkami. Jest zwolennikiem wolności postępowania, przy jednoczesnej odpowiedzialności za swój los. Jego znanym powiedzeniem jest: „Nie kradnij! Rząd nie lubi konkurencji.”.

Kolejnym kandydatem na urząd Prezy-denta RP jest Andrzej Zbigniew Lepper. Uro-dzony 13 czerwca 1954 roku w Stowięcinie, ukończył Państwowe Technikum Rolnicze w Sypniecie jako abiturient. Nie uzyskał świadectwa dojrzałości - nie przystąpił do eg-zaminu. W okresie 1977 do 1980 należał do PZPR, w roku 1991 założył Związek Zawo-dowy Rolnictwa Samoobrona, którego został przewodniczącym. Rok później założył partię Samoobrona RP. W okresie 1998-2001 radny sejmiku województwa zachodniopomorskie-go. W 2001 roku uzyskał mandat poselski i został wicemarszałkiem sejmu, odwołany

z funkcji jeszcze w tym samym roku. W 2005 roku wszedł do Sejmu V kadencji. Wybrany na wicemarszałka sejmu, z funkcji zrezygnował w 2006 roku. 5 maja 2006 roku Samoobrona weszła do koalicji rządzącej z Prawem i Sprawiedliwością, Andrzej Lep-per został wicepremierem i ministrem rolnic-

twa i rozwoju wsi. Odwołany ze stanowiska ministra 22 września 2006 roku, niespełna miesiąc później ponownie na nie mianowa-ny. W 2007 roku odwołany ze stanowisk. W przedterminowych wyborach w 2007 roku nie otrzymał mandatu. Część programu An-drzeja Leppera: „Jako prezydent zamierzam działać na rzecz wprowadzenia w życie pro-jektu Konstytucji RP przygotowanego przez Samoobronę. Zakłada on m.in. likwidację senatu, wprowadzenie systemu prezydenc-kiego i zwiększenie kontroli państwa nad NBP. Konstytucja ta zapewni lepszą ochronę prawną osób wykluczonych i poszanowanie podstawowych praw obywatelskich.”7

Kolejnym opisanym kandydatem będzie Kornel Morawiecki. Urodzony 3 maja 1941 roku w Warszawie, gdzie ukończył Liceum im. Adama Mickiewicza. Ukończył studia na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Wrocław-skiego. W 1970 roku uzyskał tytuł doktora. Pracownik naukowy w Instytucie Fizyki Teoretycznej Uniwersytetu Wrocławskiego, później w Instytucie Matematyki. Od 1973 roku pracuje na Politechnice Wrocławskiej. Uczestnik protestów studenckich w 1968 roku, wydawał ulotki w obronie represjo-nowanych studentów. W podobny sposób sprzeciwiał się interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji i stłumie-niu manifestacji stoczniowców na wybrzeżu w grudniu 1970 roku. Pod koniec lat sie-demdziesiątych związał się z niezależnym miesięcznikiem „Biuletyn Dolnośląski”. Należał do jedynej zorganizowanej grupy inicjującej protesty we Wrocławiu w czasie strajków sierpniowych w 1980 roku. Dru-kował odezwy do żołnierzy sowieckich sta-cjonujących w Polsce, za co został sądzony w 1981 roku. W czasie stanu wojennego prowadził działalność wydawniczą w kon-spiracji. W 1982 roku współzałożyciel So-lidarności Walczącej. W 1987 roku aresz-towany z powodu działalności podziemnej. Rok później wydalony z kraju bez prawa powrotu. W sierpniu 1988 roku powrócił do Polski drogą nielegalną. Odznaczony Krzy-żem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.8

Przejdę teraz do opisania kandyda-ta Grzegorza Napieralskiego. Urodzony 18 marca 1974 roku w Szczecinie, gdzie ukończył Technikum Mechaniczne. Jest absolwentem politologii na Uniwersytecie Szczecińskim. W 1995 roku wstąpił do So-

cjaldemokracji Rzeczypospolitej Polskiej, w 1997 roku został Sekretarzem SdRP w Szczecinie, a w roku 1999 Sekretarzem SLD w województwie zachodniopomorskim. W latach 2002-2004 pełnił funkcję radnego miasta Szczecin. W 2004 roku uzyskał man-dat poselski w miejsce Bogusława Liberadz-

kiego, który został wybrany do Parlamentu Europejskiego. Mandat poselski uzyskał ponownie zarówno w 2005 jak i 2007 roku. W 2008 roku został posłem klubu Lewica. Rok później wybrano go jego przewodniczą-cym, gdyż wcześniejszy przewodniczący- Wojciech Olejniczak - został wybrany do Parlamentu Europejskiego.9 Swój start moty-wuje w następujący sposób:” Kandyduję, bo uważam, że polityka może być inna. Lewica, którą reprezentuję, nie może zgodzić się na liberalną retorykę równości szans. Dla mnie priorytetem jest równość możliwości, aby pomoc społeczna nie ograniczała się jedynie do interwencji kryzysowej, ale zapobiegała wykluczeniu społecznemu i skierowana była do wszystkich rodzin żyjących w ubóstwie. Nie interesują mnie jałowe wojenki, wymy-ślone przez specjalistów od PR, tylko spory wokół konkretnych, ludzkich spraw. Spraw ważnych dla Polaków: lepszej edukacji, lep-szej służby zdrowia, rozdziału państwa od kościoła, mądrej polityki zagranicznej, a nie wyścigu zbrojeń, mądrej pomocy socjalnej, a nie bezefektywnego rozdawnictwa.”10

Następnym kandydatem na fotel prezy-dencki jest Andrzej Olechowski. Urodzony 9 września 1947 roku w Krakowie. Ukończył ekonomię w Szkole Głównej Planowania i Statystyki w Warszawie, gdzie w 1979 roku uzyskał stopień doktora. Dwukrotnie praco-wał w Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju w Genewie. W okre-sie 1978-1982 pracował w Zakładzie Analiz i Prognoz w Instytucie Koniunktur i Cen, a od 1985 do 1987 w Banku Światowym. W 1987 roku został dyrektorem w depar-tamencie Ministerstwa Współpracy Gospo-darczej z Zagranicą. Brał udział w obradach okrągłego stołu w zespole do spraw gospo-darki i polityki społecznej. W okresie od 1989 do 1991 roku był pierwszym zastępcą prezesa Narodowego Banku Polskiego, na-stępnie w latach 1991-1992 był podsekre-tarzem stanu w Ministerstwie Współpracy Gospodarczej z Zagranicą. W okresie od 28 lutego 1992 do 5 czerwca 1992 roku pełnił funkcję ministra finansów, a w okresie od 1993 do 1995 roku ministra spraw zagra-nicznych. W 2001 roku współzałożyciel Platformy Obywatelskiej, z której wystąpił w 2009 roku.11 Oświadczenie Andrzeja Ole-chowskiego: „Postanowiłem wziąć udział w przyszłorocznych wyborach Prezydenta RP. Stanę do nich jako kandydat niezależ-

ny, obywatelski. Uczynię tak z trzech powodów: debatę publiczną trzeba skierować na inne tory. Dziś podporządkowa-na jest walce o władzę. Kto z dzisiejszą polity-ką wiąże swoje starania

o awans życiowy, swoje marzenia i plany? Kogo podrywa ona do lotu? (…) Obecna prezydentura [Lecha Kaczyńskiego – przyp. red.] jest przedmiotem powszechnej krytyki, Platforma zaś, źródłem rosnącego rozczaro-wania. Kolejne wydarzenia ujawniają aro-gancję i narcyzm typowe dla partii władzy,

publicystyka

23ma j - c ze r w iec 2010 |Lexu§22

publicystyka

www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

1 Za http://www.marekjurek.pl/o-mnie2 Za http://www.youtube.com/user/marekjurekTV3 Za http://jaroslawkaczynski.info/4 Za http://www.bronislawkomorowski.pl/biografia.html5 Za http://www.bronislawkomorowski.pl/wizja-polski.html6 Za http://korwin-mikke.blog.onet.pl/7 Za http://prezydentandrzejlepper.pl/

8 Za http://kornelmorawiecki-razem.pl/category/kandydat/zyciorys/9 Za http://www.napieralski.com.pl/o-mnie10 Za http://www.napieralski.com.pl/napieralski-spolecznie/item/20-list-grzegorza-napieralskiego11 Za http://www.olechowski.pl/content/show/id/112 Za http://www.andrzejolechowski.com/13 Za http://www.pawlak.pl/ps/pl/node/6714 Za http://zietek.org/Manifest-programowy-Polskiej-Partii-Pracy-Sierpien-80.html

fot. Maciej Bisch

Page 13: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

Za przyjęciem ustawy głosowało 269 posłów, 158 było przeciw, sześcioro wstrzymało się od głosu. Najbardziej

kontrowersyjny fragment ustawy dotyczył uprawnienia pracowników socjalnych do interweniowania, gdy zagrożone jest życie lub zdrowie dziecka. Zgodnie z przyjętą po-prawką, pracownik socjalny w szczególnych sytuacjach, np. gdy opiekunowie są nietrzeź-wi, jest zobowiązany „zapewnić dziecku bez-pieczeństwo” i powinien umieścić je u innej niezamieszkującej wspólnie osoby z rodziny, a jeśli jest to niemożliwe - w rodzinie zastęp-czej bądź placówce. Decyzja taka nie może być podejmowana jednoosobowo, ale wspól-nie z funkcjonariuszem policji i przedsta-wicielem służby zdrowia. Daje także rodzi-com prawo do odwołania się od tej decyzji. W przypadku zabrania dziecka z domu w sytuacji zagrożenia jego życia, sąd rodzinny musi niezwłocznie, w trybie 24-godzinnym, podjąć decyzję o jego dalszych losach. Tak-że odwołanie rodziców rozpatrywane ma być w takim trybie1.

Kwestią mocno dyskusyjną było tworzenie zespołów interdyscyplinarnych, których celem byłoby przeciwdziałanie przemocy. Zgodnie z ustawą samorządy są zobowiązane do ich powołania. Zespoły będą miały prawo do zbie-rania danych osobowych zarówno ofiar jak i sprawców przemocy, niezależnie od ich zgo-dy. Konsultacje z Generalnym Inspektorem Ochrony Danych Osobowych doprowadziły do ustanowienia, iż członkowie tychże zespołów będą zobowiązani do zachowania poufności i składania specjalnych oświadczeń, które zo-bowiązują ich do zachowania ochrony danych osobowych także po zakończeniu działalności w zespole. Zbieranie danych ofiar niezależnie od ich woli mogło być wykreślone z ustawy, o co wnioskowała posłanka Izabela Jaruga-No-wacka (Lewica). W zawiązku ze śmiercią pani poseł w katastrofie pod Smoleńskiem, wygasł jej mandat, a regulamin sejmu nie pozwolił na poddanie tego wniosku pod głosowanie.

Kolejną istotną kwestią jest wprowadze-nie środków separujących sprawców od ofiar. Nakaz opuszczenia wspólnego mieszkania będzie można zastosować również w wypad-ku przemocy wobec osób niespokrewnio-nych, ale wspólnie mieszkających np. pasier-bów czy dzieci konkubenta.

Magdalena Kochan (PO) sprawozdawczyni komisji była rozentuzjazmowana wypowiadając się na temat ustawy: „Bardzo się cieszę, że ją przyjęto, polskich dzie-ci wreszcie nie można będzie bić, ofiary przemocy zyskają lepszą ochronę, to bardzo waż-ny dokument. Nie udałoby się, gdyby nie wsparcie kolegów, tak-że z innych klubów. To naprawdę ustawa ponad podziałami”. Jestem w stanie zrozumieć poglądy pani poseł, jej entuzjazm podziela również pew-na część społeczeń-stwa. Znaczna część obywateli nie podziela jednak jej opinii – we-dług badań Fundacji Dzieci Niczyje - 60 proc. badanych przy-znaje rodzicom prawo do karcenia dziecka klapsem i nie widzi potrzeby ich prawnego zakazywania. Nato-miast z poglądem, że w ogóle nie powinno się stosować kar cielesnych, zgadza się tylko 32 proc. respondentów2. Niektóre środowiska uważają, iż ustawa jest niezgodna z konstytu-cją: Art. 47: „Każdy ma prawo do ochrony prawnej życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia oraz do decydowania o swoim życiu osobistym.” Art. 48 ust. 2 „Ograniczenie lub pozbawienie praw rodzi-cielskich może nastąpić tylko w przypadkach określonych w ustawie i tylko na podstawie prawomocnego orzeczenia sądu.”3 Te wątpli-wości co do zgodności z ustawą zasadniczą odnoszą się szczególnie do przepisów mó-wiących o możliwości odbierania rodzicom dzieci bez zgody sądu przez pracowników socjalnych. Arbitralna decyzja pracownika socjalnego poparta zgodą funkcjonariuszy stanowi pole do nadużyć. Można sobie wy-obrazić sytuację, w której pracownik socjal-ny podejmuje decyzję o zabraniu dziecka, a funkcjonariusz policji lub służby zdrowia asekuracyjnie przychyla się do tej decyzji. W wypadku, gdyby takiemu dziecku coś złego stało się w domu, na takowego funk-cjonariusza mogłyby spaść nieprzyjemne konsekwencje. Istnieje poważne ryzyko, iż

dla świętego spokoju będą oni zgadzać się z decyzjami pracowników socjalnych. Należy też zauważyć, że na pracownikach socjalnych będzie ciążyć ogromna presja. Wyobraźmy sobie sytuację, w której pracownik socjalny pewnej nocy nie odbierze dzieci jakiejś ro-dzinie, a dziecku coś się stanie np. spadnie ze schodów, bo rodzic na chwilę spuści go z oczu. Prócz zaszczucia przez media, na-stępnym razem każdy pracownik socjalny po-mny doświadczeń kolegi/koleżanki po fachu odbierze dziecko rodzicom, bo a nuż coś się stanie. Kierując się tymi samymi motywami funkcjonariusz wyrazi na to zgodę. Na ten problem zwraca uwagę także poseł Ludwik Dorn. W jego liście do marszałka Sejmu czy-tamy: Rodzi się zatem niebezpieczeństwo, że asekurując się [pracownicy socjalni] mogą podejmować nietrafne decyzje, a wówczas ich działania nie przyczynią się do poprawy losu krzywdzonych dzieci.

Co więcej ustawa ta doprowadzi do po-wstania struktury urzędniczej (art. 7 ustawy) kontrolującej tysiące rodzin. Tzw. „monito-rowanie” oznacza zbieranie i przetwarzanie danych (również wrażliwych) o sprawcach przemocy i ich ofiarach. Aby znaleźć się w bazie danych wystarczy naprawdę niewie-le: „Wszczęcie procedury <<Niebieskie Kar-ty>> następuje przez wypełnienie formularza <<Niebieska Karta>> w przypadku powzię-cia, w toku prowadzonych czynności

A zmiany są dosyć poważne, Bra-cia i Siostry Palacze! Dotyczą one w szczególności artykułu 5 owej

ustawy, traktującego o miejscach, w któ-rych palenia się zabrania. Dotychczas owe były wymienione dosyć ogólnikowo w ustę-pie 1 wspomnianego już art. 5 w 3 punktach (zakłady opieki zdrowotnej, szkoły i pla-cówki oświatowo-wychowawcze, pomiesz-czenia „zakładów pracy i użyteczności pu-blicznej oraz innych obiektów użyteczności publicznej”). W obecnej nowelizacji ust. 1 art. 5 liczy nie 3, ale już 11 pkt. tworzą-cych szczegółowy katalog miejsc, w których z zapalonym papierosem (czy też innym wyrobem tytoniowym) pokazać się, Bracia i Siostry Palacze, nie będziecie mogli (o ile nie będziecie chcieli zapłacić kary, ale o tym później). Są to między innymi, oprócz wy-mienionych już wcześniej zakładów opieki zdrowotnej i zakładów pracy, jednostki or-ganizacyjne systemu oświaty, uczelnie (!) i przystanki komunikacji miejskiej. Zakaz palenia będzie obowiązywał też „w lo-kalach gastronomiczno-rozrywko-wych”, w „środkach pasażerskie-go transportu publicznego oraz w obiektach służących obsłudze podróżnych” i „w ogólnodo-stępnych miejscach przezna-czonych do zabaw dzieci”. Uchylone zostają ust. 2 i 3 niniejszego art., mówiące o możliwości uzyskania specjalnego pozwolenia od lekarza prowadzącego dla pacjenta na odstępstwo od zakazu palenia w zakładzie opieki zdrowotnej i dopusz-czające ministrom właściwym do spraw obrony narodowej, spraw wewnętrznych i sprawiedli-wości wydanie rozporządzenia ze-zwalającego używanie wyrobów ty-toniowych w podległych im obiektach. Jednakże, dzięki niech będą ustawodaw-com, wprowadzony zostaje art. 5a zawiera-jący w swej treści pewne ekscepcje wobec poprzednich, jakże okrutnych, przepisów. Otóż, Minister Obrony Narodowej, minister właściwy do spraw wewnętrznych oraz Mi-nister Sprawiedliwości będą mogli określić w drodze rozporządzeń „szczegółowe warun-ki używania wyrobów tytoniowych” w swych placówkach i środkach przewozu osób, ale

z uwzględnieniem interesów osób niepa-lących. Palarnie będzie można wyznaczyć wg przepisów niniejszej nowelizacji m.in. w hotelach, „w obiektach służących ob-słudze podróżnych”, „na terenie uczelni”, w zakładach pracy i „lokalach gastronomicz-no-rozrywkowych”. Właściciele lub zarzą-dzający tych ostatnich będą mogli wyłączyć spod zakazu palenia „zamknięte pomiesz-czenie konsumpcyjne wyposażone w wen-tylację zapewniającą, aby dym tytoniowy nie przenikał do innych pomieszczeń”,o ile ogólnie pomieszczeń konsumpcyjnych w danym lokalu będzie minimum dwa. Warto też zaznaczyć, iż od tej pory nakaza-ne będzie wywieszanie w sklepach sprzeda-jących wyroby tytoniowe informacji o zakazie nabywania tychże przez osoby poniżej 18 roku życia, co dotychczas nie było przedmiotem

obowiązku. Ci, którzy takowych informacji nie umieszczą, będą podlegać karze grzywny w wysokości 2000 zł. A skoro już o karach, to wiedzcie, Bracia i Siostry Palacze, że pa-lenie wyrobów tytoniowych w miejscach wymienionych w artykule 5 podlega karze

grzywny do 500 zł (co też będzie ujęte w art. 13, ust. 2).

Bracia i Siostry Palacze! Nie ma wątpli-wości, że najnowsza nowelizacja tzw. ustawy antynikotynowej mocno zaostrza dotychcza-sowe przepisy. Możecie sobie zadawać pyta-nie, czy nie są to przypadkiem rozwiązania zbyt surowe? Ale jakże to nie popierać wpro-wadzenia owego zakazu w miejscach prze-znaczonych do zabaw dzieci? Czyż nie na-leży przynajmniej tam chronić najmłodszych przed papierosowym dymem? Owszem, Bra-cia i Siostry Palacze, zastanawiać się można nad sensem obowiązywania tych przepisów na zewnątrz uczelnianych budynków, gdzie brać studencka wychodzi odstresować się po zajęciach i czy faktycznie słuszne jest kara-nie osoby, która pali, idąc ulicą. Oczywiście, tłumaczy się to ochroną zdrowia obywateli. Należy jednak mimo to spojrzeć również na kwestie ekonomiczne i przypomnieć sobie choćby, że dochody akcyzowe ze sprzeda-

ży papierosów wynoszą ok. 30% ogólnej liczby dochodów akcyzowych, o czym

Bracia i Siostry Ustawodawcy najwi-doczniej pamiętać nie raczyli albo

co zgoła zbagatelizowali.

Bracia i Siostry Palacze! W demokracji większość na-rzuca swoją wolę mniejszości (oczywiście, z poszanowa-niem jej praw), zatem jeśli wolą większości jest obecnie większa troska o zdrowie oby-wateli, to należy to uszanować. Przypomnę Wam, iż i tak pewne

rozwiązania są tutaj kompromi-sowe, albowiem w pierwotnym

projekcie nowelizacji pojawiał się np. całkowity zakaz palenia

w lokalach gastronomicznych. Przy-pomnę również, iż żaden kompromis

nie trwa wiecznie. A co do samego pa-lenia, to najmilsi Bracia i Siostry Palacze,

przecież rak płuc, choroby serca, wcześniej-sza impotencja, szybsze starzenie się skóry, czy inne tego typu przyjemności, są Waszym indywidualnym wyborem. Wyborem, które-go w miejscach publicznych możecie doko-nywać bezkarnie jeszcze przez 6 miesięcy vacatio legis nowelizacji ustawy.

Zdrowia życzę!

publicystyka

24

publicystyka

www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

Do przyjaciół Palaczy!O nowelizacji tzw. ustawy antynikotynowej z 1995 r.Jakub Znamierowski

25ma j - c ze r w iec 2010 |Lexu§

Bracia i Siostry Nałogowi Palacze, a także Wy Wszyscy Okazjonalnie Lubiący Puścić Dymek! Możecie się żalić, że chcieliście spokoju i Wam go nie dają [ cóż, wszak wszystkim Wam ( albo prawie wszystkim ) wiadomo, że qui desiderat pacem praeparet bellum ]. Wiedzcie, iż nadchodzi dla Was czas zmian, a czasy będą to dla Was ciężkie. Ciężkie, ponieważ dnia 29 kwietnia 2010 r. p.o. Prezydenta RP Marszałek Sejmu RP Bronisław hr. Komorowski podpisał nowelizację ustawy z dnia 9 listopada 1995 r. o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych, zwaną powszechniej „ustawą antynikotynową”. Nowelizacja to nie pierwsza, ale ta jest szczególnie restrykcyjna. Weźmy ją zatem w obroty i sprawdźmy cóż się tam zmienia.

Przyjęta przez Sejm w maju ustawa jednoznacznie zakazuje stosowania kar cielesnych, zadawania cierpień psychicznych i innych form poniżania dziecka. Posłowie przyjęli także poprawkę PO do artykułu, który dotyczył możliwości odebrania przez pracownika socjalnego dziecka rodzicom, gdy zagrożone jest jego życie lub zdrowie.

Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinieKrzysztof Olszak

1 http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/419202,ustawa_o_przeciwdzialaniu_przemocy_w_rodzinie_uchwalona_wraz_z_kontrowersyjnym_zapisem.html2 http://www.sfora.pl/Klaps-za-kare-to-normalnosc-a81253 http://www.prokapitalizm.pl/protest-wobec-%E2%80%9Eustawy-o-przeciwdzialaniu-przemocy-w-rodzinie%E2%80%9D.html4 http://e-prawnik.pl/wiadomosci/informacje/ustawa-o-przeciwdzialaniu-przemocy-narusza-autonomie-rodziny.html

Page 14: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

górną granicę ustawowego zagrożenia określają wyłącznie przepisy części szczególnej kodeksu karnego i pogląd ten nie stracił na aktualności. Przewidziany zatem obowiązek wymierzania nieletnim kary nie przekraczającej dwóch trze-cich ustawowego zagrożenia należy odnosić do kary dożywotniego pozbawienia wolności, a nie kary 25 lat pozbawienia wolności.”3. Jest to pierwsze, ale oczywiście nie jedyne orze-czenie dotyczące tej tematyki. We wszystkich kolejnych orzeczeniach (z najnowszych trzeba wymienić Postanowienie z dnia 11 paździer-nika 2006 r., sygn. IV KK 164/06 i Wyrok z dnia 4 stycznia 2006 r., sygn. III KK 83/05) Sąd Najwyższy w pełni podtrzymał swoje wcze-śniejsze stanowisko i wyraził expressis verbis możliwość wymierzenia nieletniemu sprawcy kary 25 lat pozbawienia wolności. Warto także zauważyć, że ten wyrok Sądu Najwyższego jest akceptowany i cytowany przez większość dok-tryny prawa karnego4.

Powyższe rozumowanie można oprzeć na dodatkowym argumencie. Jak wspomniałem wcześniej, jedyny przypadek obniżenia górnej granicy ustawowego zagrożenia przewidziane-go w art. 38 § 3 kodeksu karnego to przypadek sprawcy nieletniego z art. 10 § 3. Jeśli więc ta-kiemu sprawcy nie byłoby możliwe wymierze-nie kary dożywotniego pozbawienia wolności, słowa „kara wymierzona za przestępstwo za-grożone karą dożywotniego pozbawienia wol-ności nie może przekroczyć 25 lat pozbawienia wolności” byłyby puste. Jest to niemożliwe do pogodzenia z założeniem racjonalności usta-wodawcy i naczelną regułą interpretacyjną, która mówi, że żadnego przepisu nie można traktować jako pozbawionego treści. W podob-nym tonie wypowiada się też Sąd Najwyższy we wspomnianym już wyroku z 22 IX 1999r.: „Możliwość orzeczenia wobec sprawcy nielet-niego odpowiadającego w warunkach art. 10 § 2 k.k. kary 25 lat pozbawienia wolności wy-nika zresztą wprost z treści art. 38 § 3 k.k. Na-leży bowiem przypomnieć, że obniżenie górnej granicy ustawowego zagrożenia według reguł zawartych w tym przepisie dotyczy wyłącznie sprawców nieletnich. Przyjęcie zatem poglądu wyrażonego w kasacji prowadziłoby do założe-nia, że art. 38 § 3 k.k. jest przepisem pustym”5.

Należy jednak zauważyć, że powyższe po-glądy, choć dominujące w doktrynie i jednolite w orzecznictwie, przez część teoretyków prawa są negowane. Przykładowo można wymienić glosę J. Kuleszy, który uważa, że „w pierwszym

rzędzie należy zastosować art. 54 § 2 k.k., gdyż krąg podmiotów do którego odnosi się ten ar-tykuł jest szerszy, niż podmiotów określonych w art. 10 § 2 k.k. Następnie należy zastosować art. 10 § 3 k.k. i art. 38 § 3 k.k., gdyż dwa osta-nie przepisy odnoszą się już tylko do nieletnie-go, z tym, że obniżenie górnej granicy ustawo-wego zagrożenia na podstawie art. 38 § 3 k.k. należy odnosić wówczas nie do zagrożenia karą dożywotniego pozbawienia wolności, lecz karą 25 lat pozbawienia wolności”6.

Jestem jednak zdania, że ten argument traci na znaczeniu w świetle wcześniejszych cyto-wanych wyroków. Faktem jest, że ustawodaw-ca świadomie zróżnicował odpowiedzialność karną sprawców nieletnich (15-17 lat) i tych w wieku 17-18 lat, pierwszym przyznając do-datkową ochronę. Nie znaczy to jednak, że art. 10 § 3 jest „ważniejszy” od artykułów 38 § 3 i 54 § 2 i trzeba go stosować w pierwszej kolejności, a te ostatnie artykuły dopiero po uwzględnieniu wyników zastosowania pierwszego. Nie można na gruncie wykładni prawa karnego obronić po-glądu, że przepis jest tym ważniejszy, im więk-szej grupy osób dotyczy (wręcz przeciwnie – dużo częściej wyjątki odnoszą-ce się do stosun-kowo wąskiej grupy osób są stosowane w myśl za-sady lex spe-cialis derogat legi generali).

Na zakończenie warto wspomnieć o drugiej możliwości dojścia do takiego samego wniosku – za pomocą wykładni funkcjonalnej. Jak wiadomo, gdy języ-kowo-logiczna interpretacja przepisów zawiera niejasności i wątpliwości – a tak jest w tym przypadku – można sięgnąć do wykładni teleologicznej. Sens artykułu 54, w myśl wykładni Sądu Najwyższego, „sprowadza się tylko do ustanowienia pry-matu celu wychowawczego kary w sytuacji ewentualnego kon-fliktu z pozostałymi dyrektywa-mi wymiaru kary. Nie można zatem skutecznie wywodzić, że w myśl zasady wyrażonej w przepisie art. 54 k.k. na-leży pomijać pozostałe cele

kary. Wreszcie ów prymat nie oznacza nakazu orzekania wobec sprawców nieletnich, albo młodocianych kar łagodnych. Dodać wreszcie trzeba, że prymat ten nie obowiązuje wówczas, gdy brak jest możliwości realizacji celów wy-chowawczych, na przykład z uwagi na wysoki stopień demoralizacji i nieskuteczność dotych-czas stosowanych środków”7 . Nie ulega wąt-pliwości, że stopień demoralizacji niektórych nieletnich sprawców przestępstw może być tak ogromny, że możliwość ich wychowania jest wyłączona, a wymierzenie kary 25 lat pozba-wienia wolności jest adekwatne zarówno do ich stopnia winy, społecznej szkodliwości czynu, celów zapobiegawczych, jak i potrzeb w zakre-sie kształtowania świadomości prawnej społe-czeństwa (dyrektywy ogólne sądowego wymia-ru kary z art. 53 § 1 kodeksu karnego).

Podsumowując, górna granica ustawowe-go zagrożenia karą pozbawienia wolności jest wyznaczana przez przepisy części szczególnej i dla każdego sprawcy tego samego przestęp-stwa jest jednakowa. Jest to pogląd już od 1969 roku akceptowany przez dominującą część

doktryny i poparty stałym orzecznictwem sądów. Zasady sądowego wymiaru kary zawarte w art. 10 § 3 i 54 § 2 mają zasto-sowanie in concreto, ale nie zmieniają samej istoty sankcji in abstracto. Wra-

cając do wspomnianego wcześniej kazusu, 16-letniemu sprawcy nie można wymierzyć kary dożywot-niego pozbawienia wolności, ale ta kara pozostaje podstawą usta-lenia górnej granicy zagrożenia w jego sprawie. Do tej kary, a nie do kary 25 lat pozbawie-nia wolności, ma zastosowanie art. 38 § 3 kodeksu karnego. Dlatego też nie ma przesłanek obniżania górnej granicy za-grożenia dla nieletniego spraw-cy in concreto do 15 lat, lecz można mu wymierzyć karę 25 lat pozbawienia wolności. Jest to ponadto uzasadnione wyni-kami wykładni funkcjonalnej, koreluje ze społecznym poczu-ciem sprawiedliwości i nie stoi

w sprzeczności z żadną z ogól-nych zasad prawa karnego i reguł podlegania odpowiedzial-

ności karnej.

prawie potrzebne. Zapewne też zostanie uratowanych kilka niedoszłych ofiar przemo-cy domowej. Instrumenty i organy jakie są w tym celu podług ustawy tworzone, mogą jednak przynieść również efekty niekorzyst-ne. Tak więc ustawa ta może doprowadzić nie tylko do nadmiernej ingerencji państwa w ro-dzinę, do rozdzielenia wielu rodzin (choćby na 24 godziny, co to i tak zapewne jest nie-przyjemnym doświadczeniem dla dziecka), ale na pewno doprowadzi do rozrostu biu-rokracji, tworzenia nowych organów (koszty finansowe), i stworzenia bazy, w której bę-

dzie można zbierać dane o każdym obywa-telu bez ograniczeń. Pytanie czy koszty (nie tylko finansowe) są współmierne do zysków z ustawy.

Pozostaje do omówienia kwestia „klap-sa”, który zostaje ustawą zabroniony. Ten z pozoru przyziemny temat stawia fundamen-talne pytanie o granice ingerencji państwa w prywatne życie obywateli, w tym prawo do wychowywania swoich dzieci. Osobiście nie jestem zwolennikiem klapsów. Nie przy-szłoby mi natomiast do głowy, aby odmówić

prawa do wychowywania dzieci każdemu we-dług swoich poglądów, w tym, do stosowania kar jakie rodzice uznają słuszne. Rozumiem szlachetne intencje, jakie kierowały twórcami ustawy, ale narzucanie na siłę swojego poglą-du na temat wychowania bez klapsa, który to pogląd odtąd jest jedynym obowiązującym, to, moim zdaniem, zbyt daleko posunięta in-gerencja w prywatne sprawy obywateli.

Ustawa wejdzie w życie 1 lipca.

służbowych lub zawodowych, podejrzenia stosowania przemocy wobec członków ro-dziny lub w wyniku zgłoszenia dokonanego przez członka rodziny lub przez osobę będą-cą świadkiem przemocy w rodzinie.”

Rada Konferencji Episkopatu Polski ds. Rodziny zaapelowała do parlamentarzystów, aby nie godzili się na rozwiązania, które za-bronią rodzicom wychowywania dzieci we-dług wyznawanych zasad. Rada uważa, iż wiele rozwiązań wspomnianej nowelizacji narusza wolność jednostki i autonomię ro-

dziny. Nasuwają się oczywiste wnioski: Skut-kiem uchwalenia takich przepisów może być masowe kontrolowanie rodzin, nawet wbrew ich woli i bez wystarczającego uzasadnie-nia, utrudnianie wychowania dzieci i dalsze osłabienie więzi rodzinnych - oświadczył przewodniczący Rady bp Kazimierz Górny. Gdzie będzie przebiegała granica między wykonywaniem prawa, a nadużywaniem pra-wa przez pracowników socjalnych? - pytali w liście do komisji Polityki Społecznej i Ro-dziny Sejmu RP członkowie Stowarzyszenia „Rzecznik Praw Rodziców”4. Pytali jeszcze

przed wprowadzeniem poprawki PO do arty-kułu 12 ustawy. Nie sądzę by uspokoiło ich to, że taka decyzja o odebraniu dzieci będzie podejmowana przez pracownika socjalnego wspólnie z funkcjonariuszem policji i przed-stawicielem służby zdrowia.

Ustawa ma na celu doprowadzenie do lepszej ochrony ofiar przemocy w rodzinie. Niewątpliwie przyczyni się do tego wprowa-dzenie środków separujących sprawców od ofiar w postaci nakazu opuszczenia wspól-nego mieszkania, rozwiązanie w polskim

Pierwszy kierunek – zaostrzenie zasad odpowiedzialności karnej w stosunku do nieletnich – przejawia się przede wszyst-

kim poprzez obniżenie dolnej granicy wieku, w którym sprawca wyjątkowo może odpowia-dać do lat 15 (w k.k. z 1969r – 16 lat) oraz roz-szerzenie kręgu przestępstw, których taka odpo-wiedzialność dotyczy (m.in. o zamach na życie prezydenta RP czy wzięcie zakładnika).

Drugi kierunek można dostrzec natomiast w trzech przepisach części ogólnej k.k., których analiza jest podstawą odpowiedzi na pytanie za-dane w tytule. Są to: art. 10 § 3, art. 38 § 3 i art. 54 § 2 kodeksu karnego.

Pierwszy z analizowanych przepisów (10 § 3 k.k.) stanowi, że w stosunku do nieletniego powyżej lat 15, podlegającego odpowiedzialno-ści karnej (na podstawie art. 10 § 2 k.k.), „orze-czona kara nie może przekroczyć dwóch trzecich górnej granicy ustawowego zagrożenia przewi-dzianego za przypisane sprawcy przestępstwo”.

Drugi przepis (38 § 3 k.k.) jest uzupełnie-niem wspomnianego wyżej i mówi, że jeżeli ustawa przewiduje obniżenie górnej granicy ustawowego zagrożenie (a jedyny taki przy-padek ma miejsce właśnie w art. 10 § 3 k.k.), to kara wymierzona za przestępstwo zagro-żone karą dożywotniego pozbawienia wol-ności nie może przekroczyć 25 lat pozbawie-nia wolności, natomiast przy przestępstwie zagrożonym karą 25 lat wolności kara nie może przekroczyć 15 lat.

Ostatni z przywołanych przepisów (art. 54 § 2 k.k.) normuje sytuację sprawcy, który w chwili popełnienia przestępstwa nie ukończył 18 lat – wobec takiego sprawcy nie orzeka się kary dożywotniego pozbawienia wolności.

Przepisy te mają jednak to do siebie, że ich wykładnia – i to już na gruncie językowym – nie jest jednolita. Postaram się to przedstawić na przykładzie prostego kazusu – szesnastola-tek w brutalny sposób popełnił przestępstwo zabójstwa w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie.

Pierwsza przypuszczalna interpretacja brzmi następująco: 16-latkowi jako sprawcy poniżej lat 18 nie można wymierzyć kary doży-wotniego pozbawienia wolności. Górna granica jego zagrożenia wynosi więc 25 lat pozbawie-nia wolności. A ponieważ nie ukończył także 17 lat, sąd wymierza karę do 2/3 górnej granicy zagrożenia. W myśl wspomnianego art. 38 § 3, jest to maksymalnie 15 lat.

Druga możliwa interpretacja tych przepi-sów prowadzi jednak do odmiennego wniosku: art. 38 § 3 mówi o „górnej granicy ustawowego zagrożenia”. Tymczasem okoliczność z art. 54 § 2 zmienia prawną sytuację osobistą sprawcy, ale nie ustawowe zagrożenie przestępstwa. Zabój-stwo nadal pozostaje przestępstwem ustawowo zagrożonym karą dożywotniego pozbawienia wolności, nawet jeśli w stosunku do konkretne-go sprawcy ta kara nie może zostać wymierzo-na – więc po obniżeniu zgodnie z regułami art.

38 § 3, nieletniemu sprawcy można wymierzyć karę 25 lat pozbawienia wolności.

Moim zdaniem właściwa jest interpretacja druga. Decydujące dla przyjęcia tej wykładni przepisu jest wyjaśnienie pojęcia „ustawowe zagrożenie”, co już wyżej zasygnalizowałem. Czy oznacza to górną granicę zagrożenia prze-widzianą w części szczególnej, która jest iden-tyczna dla każdego sprawcy; czy może zindywi-dualizowaną granicę kary dla poszczególnego sprawcy (sankcja z części szczególnej zmodyfi-kowana przez przepisy części ogólnej)?

Uważam, że prawidłowa jest odpowiedź twierdząca na pierwsze z tych pytań. Taki też pogląd (na gruncie starego jeszcze kodeksu) wyraził Sąd Apelacyjny w Poznaniu: „Przy-miotu przestępstwa, za które ustawa przewidu-je karę śmierci, nie traci czyn zagrożony taką karą nawet w wypadku, gdy z mocy określo-nego przepisu części ogólnej kodeksu karne-go nie jest w ogóle możliwe wymierzenie kary śmierci”2. Oczywiście dziś kodeks karny nie przewiduje już kary śmierci, ale myśl wyra-żona w poglądzie pozostała aktualna i moż-na ją z całą pewnością zastosować do kary dożywotniego pozbawienia wolności i do wszystkich innych kar.

Na ten temat wypowiedział się też niejed-nokrotnie Sąd Najwyższy – po raz pierwszy na gruncie nowego kodeksu karnego w wyro-ku z 22 IX 1999: „Zawarty w art. 54 § 2 k.k. zakaz wymierzania kary dożywotniego pozba-wienia wolności sprawcy, który w dniu czynu nie ukończył 18 lat, nie powoduje, że zbrodnia określona w art. 148 § 1 k.k. traci przymiot przestępstwa zagrożonego tą karą. Sąd Naj-wyższy w licznych i jednolitych orzeczeniach wydanych na tle k.k. z 1969 r. wyrażał pogląd, iż

publicystykapublicystyka

27|Lexu§maj - c ze r w iec 201026 www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

Czy nieletniemu można wymierzyć karę 25 lat pozbawienia wolności?1

Krzysztof Olszak

Jedną ze znaczących zmian, jakie kodeks karny z 1997 wprowadził w stosunku do nieletnich, jest zmiana zasad ich odpowiedzialności karnej i karalności popełnionych przez nich czynów. Zmiany te rozciągają się w dwóch kierunkach – jeśli chodzi o przesłanki odpowiedzialności karnej nieletnich, uległa ona pewnemu zaostrzeniu; natomiast jeśli chodzi o karalność, można zauważyć pewną liberalizację.

1 Praca bierze udział w konkursie organizowanym przez kancelarię DeBenedetti Majewski Szcześniak i ELSA Warszawa2 wyrok z 18 listopada 1993 r., sygn. II Akr. 258/93, „Orzecznictwo Sądów Apelacyjnych” nr 4 z 1994 r.3 Wyrok SN z dnia 22 IX 1999r. sygn. III KKN 195/994 M.in. w komentarzach A. Marka (Komentarz do art. 10 kodeksu karnego (Dz.U.97.88.553), [w:] A. Marek, Kodeks karny. Komentarz, LEX, 2007, wyd. IV) i A. Zolla (Komentarz do art. 10 kodeksu karnego [w:]

red. A. Zoll, Kodeks karny. Część ogólna. Komentarz. Tom I. Komentarz do art. 1-116 k.k., Zakamycze, 2004, wyd. II)5 Wyrok SN z dnia 22 IX 1999r. sygn. III KKN 195/996 J. Kulesza, Glosa do postanowienia s.apel. z dnia 23 października 1998 r., II AKz 470/98. Teza nr 1, Palestra.2000.11-12.2327 LEX nr 466458

Page 15: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

AJ: Panie Dziekanie, pragnę na początek zadać pytanie, którego nie zadałem 2 lata temu, a które wydaje mi się kluczowe. Mianowicie: jakie motywy kierowały Panem Dziekanem by ubiegać się o ten urząd?

Prof. dr hab. Krzysztof Rączka: Przede wszystkim chęć zrealizowania pewnych wła-snych pomysłów na funkcjonowanie Wydzia-łu. Na pewno bycie Dziekanem Wydziału Prawa i Administracji to jest ogromny za-szczyt, ogromny honor. Nie ukrywam, że to także odgrywało pewne znaczenie, ale naj-ważniejszy był fakt, iż miałem i mam pewne wyobrażenie o Wydziale, tego jak powinien funkcjonować – i chciałem to zrealizować.

AJ: Dzisiejsze nasze spotkanie z Panem Dziekanem jest okazją, by sprawdzić ile się udało zrobić przez te 2 lata a co jeszcze przed nami. Dlatego pozwolę sobie, w oparciu o wywiad w Lexussie sprzed 2 lat i Pana Dziekana program, popytać o te kwestie. Zacznijmy od otwarcia się na nowe dziedziny prawa np. ekonomiczną analizę prawa – czy w tej materii Wydział posunął się do przodu?

KR: To jest pewien trudny problem. Sta-ram się cały czas dokonywać zmian w ofer-cie dydaktycznej Wydziału, z tymże tego nie da się zrobić rewolucyjnie – to trzeba robić etapami. Z jednej strony mamy bar-dzo bogatą ofertę dydaktyczną, z drugiej strony część tej oferty nie do końca odpo-wiada wyzwaniom współczesności. Trzeba wprowadzać nowe przedmioty, ale żeby to uczynić należy zrobić miejsce wycofując inne. Wynika to z ograniczeń lokalowych, bo liczba sal jest ograniczona, i finansowych, bo każda godzina zajęć kosztuje. O ile łatwo jest dodać nowe zajęcia, o tyle bardzo trud-no jest z czegoś zrezygnować – bo to znaczy, że konkretnej osobie odbieramy zajęcia a co za tym idzie zmniejszamy pensje. Narusza się czyjś interes. Ja nieustannie podchodzę do tego tematu, ale efekt jest wysoce, także mnie osobiście, niezadowalający. Dlatego od

przyszłego roku pragnę zmienić nieco meto-dę, oczywiście bez narzucania a w wyniku wypracowania konsensusu, tak by dała ona w tym aspekcie oczekiwane efekty. Co do ekonomicznej analizy prawa to ja wprost my-ślałem o pewnym kierunku, ale tutaj pojawia się problem natury legislacyjnej – Minister-stwo nie wydało jeszcze rozporządzenia wy-konawczego umożliwiającego prowadzenie studiów w tym zakresie.

AJ: Kolejna kwestia to „praktyczniejszy wymiar ćwiczeń”…

KR: Jest w tej chwili powołany zespół mie-szany złożony z przedstawicieli samorządu studentów i wskazanych przez studentów pracowników dydaktycznych, którzy zda-niem studentów najlepiej prowadzą zajęcia. Oni opracowali memorandum, które zawiera wskazówki co do nowej metodologii prowa-

dzenia ćwiczenia. Wyniki prac tego zespołu potwierdziły moje obserwacje polegające na tym, że ćwiczenia niestety są często powtó-rzeniem wykładu. Jako Wydział dążymy do tego, aby czym innym był wykład, a czym innym ćwiczenia. Ćwiczenia mają mieć cha-rakter praktyczny, warsztatowy, kazusowy – a nie, tak jak jest najłatwiej: po prostu przyjść, powtórzyć fragment podręcznika, i wyjść.

AJ: Co do takiej wizji ćwiczeń wszyscy się chyba zgadzają – pytanie tylko, czy są narzędzia, by to osiągnąć? KR: Takim narzędziem będzie system ocen. Problem polega na tym, że to „praktyczne prowadzenie ćwiczeń” – żeby studenci roz-wiązywali kazusy, pisali eseje, uczyli się krytycznego myślenia – wymaga większego wysiłku. Nie wszyscy są gotowi podjąć ten wysiłek. Dlatego chcemy przedstawić na Radzie Wydziału memorandum, aby Rada je przyjęła i aby to była wskazówka meto-dologiczna dla prowadzących ćwiczenia a zarazem punkt odniesienia do oceny. Wyni-ki ocen będą stymulowały i motywowały.

AJ: W kontekście ostatniej sytuacji, także tej geopolitycznej, i tak długo wyczekiwanego zbliżenia z Rosją, pragnę się zapytać o stworzenie i otwarcie Szkoły Prawa Rosyjskiego. Pan Dziekan

mówił o perspektywie 2 – 3 lat. Co udało się zrobić?

KR: Po pierwsze, odnowili-śmy kontakty naukowe z Uni-wersytetem w Rostowie – to jest ta uczelnia, która powstała na bazie Cesarskiego Uniwer-sytetu Warszawskiego, który został wywieziony w 1915 r. Mamy bardzo dobre relacje, są wzajemne wizyty kadry, jest wymiana studencka, są wspól-ne publikacje naukowe. Druga kwestia, bardzo ważna, to na-wiązanie współpracy i podpisa-nie umowy z Uniwersytetem w Petersburgu, w ramach której np. prof. M. Zabłocka i prof. Giaro byli na konferencję. Jest to duże osiągnięcie, ponieważ o współ-pracę z Wydziałem Prawa na Uni-wersytecie w Petersburgu (wraz z Uniwersytetem Moskiewskim najlepszym w Rosji) ubiegają się najlepsze światowe uniwersyte-ty, a nam się udało ją nawiązać. W przyszłym roku chcemy, w ramach corocznej konferencji

wydziałowej, której pragniemy nadać wymiar międzynarodowy, aby wystąpili w roli refe-rentów m.in. profesorowie z Petersburga i Ro-stowa. Co więcej, pragniemy także na jesieni 2011 r. zorganizować dni prawa rosyjskiego. W ostatnim zaś roku kadencji będziemy dążyli - mamy nadzieję, że się uda - do uruchomienia Szkoły Prawa Rosyjskiego. Problemem może być nie tyle zainteresowanie studentów – bo to jest bardzo duże – ile zdolności lingwi-

Idziemy etapami naprzódo nowych przedmiotach, praktycznym wymiarze ćwiczeń,

utworzeniu Szkoły Prawa Rosyjskiego, transparentności

Wydziału, usprawnieniu dostępu do Dziekanatu, dodatkowych

środkach dla ruchu naukowego, o tym co w Lexussie jest zbyt

pierwszorzędne, zasadach rekrutacji na studia doktoranckie,

kontrowersyjnych sprawach na WPiA oraz przeprowadzce do

„Szarej Wilii”

z Dziekanem Wydziału Prawa i Administracji UW,

prof. dr hab. Krzysztofem Rączką rozmawia Aleksander Jakubowski

Niemal od zarania dziejów filozofii zaznaczała się wyrazista tendencja prawnonaturalna, głosząca istnie-

nie prawa wyższego rzędu w odniesieniu do prawa stanowionego przez człowie-ka. Tendencja ta pozostawała w ostrym konflikcie ze stanowiskiem (nazywanym z perspektywy czasu) pozytywistycznym, w myśl którego jesteśmy zależni wyłącz-nie od prawa ustanowionego przez władzę publiczną. Warto powołać się na przykład Antygony, która w sprawie pochówku brata postąpiła zgodnie z prawem boskim, czyli sprawiedliwością ponadustawową, jedno-cześnie depcząc prawo Kreona.

Najdłuższą historię mają ontologiczne1

teorie prawa natury, a więc te, które trak-tują to prawo jako element rzeczywistości obiektywnej. Istnienie tak pojętego prawa jest niezależne od ludzkiej woli i świado-mości. Aczkolwiek podkreślić trzeba, że prawo natury jest adresowane wyłącznie do człowieka i nie ma nic wspólnego z prawa-mi przyrody. A zatem do jego odczytania i urzeczywistniania rozum człowieka jest niezbędny. Pierwszą pełną koncepcję pra-wa natury sformułował Arystoteles, upa-trując źródło tego prawa w metafizycznej istocie człowieka, a więc w tym, bez czego człowiek jako byt nie byłby człowiekiem. Wśród ontologicznych koncepcji prawa natury na uwagę zasługuje na pewno to-mistyczna teoria prawa naturalnego, która jako religijna, poszukuje źródła tego prawa w Bogu. Współczesną odmianą ontologicz-nych teorii jest najmłodsza, dwudziesto-wieczna, chrześcijańska koncepcja nazy-wana dynamiczną. Jeden z jej wybitnych twórców Jacques Maritain2 określa prawo natury już nie jako prawo o niezmiennej treści, ale o treści rozwijającej się, choć za-razem uniwersalnej. Owa dynamika treści jest m.in. konsekwencją wzrastającego po-ziomu wiedzy zakorzenionego w rozwoju

nauki i techniki. Prawo to ma źródło w god-ności osoby ludzkiej. Pojęcie godności na gruncie personalizmu jest ściśle związane z pojęciem osoby ludzkiej. Człowiek jest osobą dzięki swej duchowości i jej atrybu-tom rozumności i wolności, to znaczy jest kimś, kto kieruje swymi działaniami świa-domie i w sposób wolny. Tak pojmowana duchowość, wraz ze związanymi z nią atry-butami, stanowi strukturę ontyczną ludzkie-go bytu, którą należy traktować jako rdzeń osoby ludzkiej. W uzasadnieniu teologicz-nym personaliści wskazują, iż osoba ludz-ka posiada godność, ponieważ jest obrazem Boga, pozostaje w bezpośredniej relacji z Absolutem i w nim tylko może znaleźć spełnienie. Niewątpliwie prawo natury w ujęciu dynamicznym ma charakter mo-ralny, zresztą podobnie jak koncepcja Ary-stotelesa, czy wzorowana na niej teoria św. Tomasza z Akwinu. Natomiast szkoła pra-wa natury, która powstała za sprawą Hugo Grotiusa w czasach renesansu nie nadawała prawu natury charakteru moralnego, z tego powodu, iż w zamyśle autora miała być re-zultatem odnalezienia porozumienia między ludźmi, reprezentującymi różne światopo-glądy, w wartościach uniwersalnych, sytu-ujących się ponad zbiorami norm moralnych. Myśl prawnonaturalna Grocjusza inspirowa-ła rozważania filozofów oświeceniowych.

O wiele krótszą historię mają gnoseolo-giczne3 teorie prawa natury, które powstały pod koniec XIX wieku i bywają nazywane teoriami kultury o zmiennej treści4. Teorie te określa się mianem gnoseologicznych, ponieważ prawo natury, które jest ich przed-miotem istnieje w sensie gnoseologicznym, a nie ontologicznym. Ich wielkim prekurso-rem był Immanuel Kant, i choć jego teoria sytuuje się wśród innych oświeceniowych koncepcji (Rousseau, Locke’a), to już po-siada cechy przesądzające o jej graniczno-ści i rewolucyjności, które ujawniają się

przede wszystkim we wskazaniu rozumu jako źródła prawa natury5. Porządek prawa według Kanta, tak jak porządek świata fe-nomenalnego, jest stworzony przez czysty rozum. Prawo natury to aprioryczne zasa-dy, pod zwierzchnictwem których można utworzyć pozytywny porządek prawny. W koncepcjach gnoseologicznych, wyro-słych z kantyzmu, prawo natury jako twór kulturowy, stanowi ideał dla ludzi określo-nego czasu. Treść tego prawa, po raz pierw-szy w historii koncepcji prawnonaturalnych, jest zmienna ze względu na zachodzące w świadomości człowieka przemiany oraz, co z tym związane, ze względu na ewo-lucję ludzkich oczekiwań. Należy jednak przy tym pamiętać, że teorie prawa natury o zmiennej treści nie tyle służą do podwa-żania obowiązującego prawa stanowionego, ile do jego nieustannego doskonalenia.

Teorie prawa natury mają niewątpliwe znaczenie praktyczne. W literaturze przed-miotu najczęściej wskazuje się na proces w Norymberdze jako wyrazisty przykład sięgnięcia po sprawiedliwość wyższego rzędu, proszę bowiem zwrócić uwagę, że dziewiętnastowieczny pozytywizm prawni-czy nie mógł stanowić podstawy do prze-prowadzenia rozliczeń zbrodni nazizmu. Po II wojnie światowej rozwija się nieprzerwa-nie doktryna praw człowieka, czyli według wielu współczesny odpowiednik teorii pra-wa naturalnego.

Interesujące jest, że zagadnienie pra-wa naturalnego nasyciło polskie dyskusje konstytucyjne (1993-1997). Stało się tak, bowiem perspektywa stanowiska praw-nonaturalnego wyraża naglącą potrzebę zwrócenia się ku wartościom. Niewątpliwe są prawnonaturalne elementy w Konstytu-cji RP z 2 kwietnia 1997 roku - zarówno w preambule, odwołującej się do przyro-dzonej godności człowieka, jak i w art. 30 ust. 1, głoszącym, iż „przyrodzona i niezby-walna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela”6. Jakkolwiek godność jest pojęciem wielo-znacznym, można ustalać jej sens, czerpiąc z różnych koncepcji filozoficznych - cho-ciażby z personalizmu, na gruncie którego wyrosły dynamiczne koncepcje prawa natu-ry, bądź przypisywać godność podmiotowi poznania i moralnego działania (kantyzm, neokantyzm), bądź też odwoływać się do dokumentów międzynarodowych, traktują-cych godność jako źródło praw człowieka, bądź na wiele odmiennych sposobów. Waż-ne, iż owa godność, a nie autorytet władzy suwerena, przemawia za istnieniem podsta-wowych wolności i praw. Nawet tak zasad-nicze źródło prawa, jakim jest Konstytucja, ma w tym zakresie charakter deklaratoryj-ny, a nie konstytutywny.

wywiad

28

publicystyka

29|Lexu§maj - c ze r w iec 2010www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

Przegląd teorii prawa natury. Elementy prawnonaturalne w obecnie obowiązującej Konstytucji RPdr Anna Rossmanith

Powstanie koncepcji prawa naturalnego jest rezultatem filozoficznej refleksji nad zasadami postępowania człowieka w wymiarze społecznym i politycznym, nad jego kondycją jako istoty egzystującej z innymi, a przede wszystkim nad wartościami, które mogłyby stanowić trwały (przynajmniej w ramach kultury) i powszech-ny punkt odniesienia dla ludzkich działań, zwłaszcza nad sprawiedliwością. Bezpośrednio dotyczy krytycznego namysłu nad prawem stanowionym przez człowieka, a zatem prawem niedoskonałym, prawem, które powinno mieć wytyc-zony kierunek rozwoju, aby mogło być przez społeczeństwo akceptowane.

Dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, wcześniej Prodzie-kan ds. studenckich; autor lub współautor ok. 100 publikacji – monografii, podręczników, komentarzy, artykułów i glos – głównie z zakresu prawa pracy; promotor ponad 200 prac magisterskich i dyplomowych; redaktor naczelny miesięcznika „Praca i Zabezpieczenie Spo-łeczne”, redaktor naczelny poradnika „Prawo Pracy – Personel Od A do Z ”.

1 Praca bierze udział w konkursie organizowanym przez kancelarię DeBenedetti Majewski Szcześniak i ELSA Warszawa2 J. Maritain (1882-1973), filozof francuski, jeden z najwybitniejszych personalistów chrześcijańskich, czerpał inspiracje przede wszystkim z tomizmu. 3 Gnoseologia (epistemologia), to inaczej teoria poznania, drugi rdzenny dział filozofii, zajmujący się badaniem źródeł i granic poznania, stawiający pytanie o prawdę. Por. K. Ajdukiewicz, Zagadnienia i kierunki…, jw.4 Por. M. Szyszkowska, U źródeł współczesnej filozofii prawa i filozofii człowieka, Warszawa 1972, s. 95.5 Por. tenże, Teoria i filozofia prawa, Warszawa 2008, s. 154-156.6 Por. P. Winczorek, Problem prawa naturalnego w dyskusjach konstytucyjnych, w: Powrót do prawa ponadustawowego, red. M. Szyszkowska, Warszawa 1999, s. 137.

Page 16: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

Jako Senator UW…

Łukasz Dziamski: Jak to się stało, że została Pani docent Przewodniczącą komisji Senatu UW ds. studentów, doktorantów i procesu kształcenia?

doc. dr Anna Rosner: Przed dwoma laty zo-stałam wybrana do Senatu UW. Stanowi to dla mnie wielki zaszczyt. Zgodnie ze statutem UW, spośród senatorów wybiera się przewod-niczących komisji senackich, a ponadto każdy z senatorów ma obowiązek pracy w komisji. Takich komisji jest wiele. Od dawna uczestni-czę w różnych forach uniwersyteckich dotyczą-cych dydaktyki akademickiej. Między innymi w poprzednich kadencjach byłam członkiem komisji senackiej ds. dydaktyki, więc tę pracę znałam. Myślę, że doświadczenie, które naby-łam spowodowało, że wysunięto moją kandy-daturę na przewodniczącą Senackiej Komisji ds. Studentów, Doktorantów i Procesu Kształ-cenia, a Senat tę kandydaturę zaakceptował. Na następnym posiedzeniu Senatu zostali wybrani członkowie Komisji, spośród osób zgłoszonych przez wydziały, przedstawiciele studentów i doktorantów. Studenci są wybierani na rocz-ne kadencje, natomiast pozostali członkowie, w tym przewodniczący, na kadencję czterolet-nią, zgodną z kadencją senatu.

ŁD: Dużo pracy stoi przed Panią docent – nie tylko sprawy merytoryczne, ale także cała praca organizacyjna…

AR: Tak i przyznam, że na początku obawia-łam się tego wyzwania, a teraz już jestem na półmetku pracy komisji. Komisja ma rzeczy-wiście dużo pracy. Bardzo ściśle współpracuję z Profesor Martą Kicińską-Habior, prorektorem ds. Studenckich, ponieważ ona dekretuje część materiałów do prac komisji. Również pan pro-fesor Tadeusz Tomaszewski - prorektor, który odpowiada za studia podyplomowe, przekazuje materiały komisji. Komisja pełni funkcję opi-niodawczą, decyzje podejmuje Senat. Ściśle współpracuję także z Biurem Spraw Studenc-kich. Jako przewodnicząca Komisji, organizuję pracę Komisji, prowadzę dyskusję, czasem też indywidualne rozmowy z przedstawicielami

wydziałów czy dziekanami. Referuję też stano-wisko komisji na posiedzeniu senatu.

W komisji, którą kieruję, zasiadają osoby, które widzą cel i sens pracy w niej. Są to oczywiście działania o charakterze społecznym – nie wy-nikają z naszych obowiązków, nie mieszczą się w granicach pensum. Każdy z nas oddaje cząst-kę swojego czasu i pracy uniwersytetowi na zasadzie dobrowolności. Moim celem jest wiec stworzenie zespołu i atmosfery dobrej pracy. Mogę z satysfakcją przyznać, że się udało, Ko-misja pracuje świetnie. A nie jest to łatwa praca - dopiero z tej perspektywy widać, jak ogromna jest różnorodność uniwersytetu.

ŁD: Czy w tej kadencji jest jakieś kluczowe zadanie do zrealizowania jeszcze przed komisją, a może już zostało zrealizowane, jeśli mówimy o perspektywie całej kadencji?

AR: Realizujemy przede wszystkim statutowe cele Komisji: pracujemy nad sprawami bieżą-cymi, które muszą być przygotowane na kolejne posiedzenia senatu. Oprócz ocen programów różnych wydziałów są np. uchwały rekruta-cyjne, sprawy studiów doktoranckich, sprawy Funduszu Innowacji Dydaktycznych (Uniwer-sytet wspomaga najlepiej rokujące inicjatywy dydaktyczne). Spraw jest wiele, nie zawsze uda-je się sformułować ogólniejsza refleksję. Dlate-go w tym roku zorganizowałam jednodniowe, wyjazdowe posiedzenie komisji – wyjazdowe. Na podstawie materiałów, nad którymi praco-waliśmy w ciągu dwóch lat rozmawialiśmy jak, naszym zdaniem, powinny wyglądać idealne studia i uniwersytet naszych marzeń, biorąc po uwagę wszystkie wyzwania, jakie dziś stoją przed uniwersytetem. Dla mnie jest to cel pierw-szoplanowy: , żebyśmy na kanwie doświadczeń, po czteroletniej kadencji potrafili choć w części odpowiedzieć na pytanie o sens naszej pracy dla uniwersytetu. Mam nadzieję, że będziemy po-trafili przekazać naszym następcom taką wizję dotyczącą, np. programów studiów, współpracy uniwersyteckiej, uniwersytetu wielowydziało-wego, ale przyjaznego strukturom wspólnym. - nowoczesnego Uniwersytetu, który nie jest tylko federacją wydziałów.

wywiad

30

wywiad

31|Lexu§maj - c ze r w iec 2010www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

styczne, opanowanie języka rosyjskiego. I to jest bariera, bo my organizacyjnie, programo-wo jesteśmy przygotowani.

AJ: Pan Dziekan wielokrotnie, i od dawna, podkreślał znaczenie transparentności, kontroli i jasności. Tymczasem można słyszeć krytyczne uwagi, że np. uchwały Rady Wydziału, protokoły, zarządzenia czy budżet nie są publikowane, chociażby na stronie Wydziału. Materia ta była także podnoszona np. na ostatniej Radzie Wydziału. Czy dostęp do tych informacji zostanie usprawniony?

KR: Po pierwsze, do tej pory oficjalnie spo-tkałem się tylko z jednym takim głosem, mia-nowicie na majowej Radzie Wydziału jedna Pani Profesor wstała i tę sprawę poruszyła, co uważam za burzę w szklance wody. Po drugie, wydałem polecenie aby wszystkie uchwały Rady Wydziału, oczywiście bez da-nych osobowych wrażliwych, były zamiesz-czane na stronie internetowej Wydziału. Wykonanie tego polecenia skontroluje. Nato-miast jeśli chodzi o protokoły, to obowiązu-jące unormowania nie nakładają obowiązku publikowania. Protokoły się udostępnia – a to nie to samo co publikacja. Protokoły są w se-kretariacie Dziekana i każdy zainteresowany może przyjść i się z nimi zapoznać.

AJ: I nie ma z tym problemu?

KR: Najmniejszego. Jest tu pełna transpa-rentność i nie ma ograniczeń.

AJ: A kwestia dostępności budżetu?

KR: Jest tu ustalona praktyka od wielu, wielu lat i jest ona zgodna z dobrem Wydziału.

AJ: Chciałbym się też zwrócić się w imieniu studentów z pewnym postulatem, mogącym usprawnić pracę Dziekanatu w pewnych okresach, a mianowicie wprowadzenie systemu numerkowego analogicznego do tego, który jest np. na poczcie. Przychodzi się, klika, dostaje bilecik z numerkiem i informacją o ilości osób przed, a gdy się numer biletu wyświetli – podchodzi. Szczególnie może to być przydatne w okresach październikowych „burz i naporów”, znanych Panu Dziekanowi jeszcze z czasów bycia prodziekanem ds. studenckich.

KR: Jeśli to technicznie możliwe i finansowo racjonalne to nie widzę przeszkód. Nie wiem tylko czy w okresach „burz i naporów” ten system pomoże, by ten przysłowiowy ochro-niarz nie musiał stać przy drzwiach, żeby ktoś szyb nie wypchnął. Tym niemniej, ten pomysł zostanie poważnie rozważony.

AJ: Pan Dziekan znany jest z życzliwego stosunku do Rady Kół Naukowych i bardzo dobrej z nią współpracy. Jako członek RKN, pragnę zapytać w imieniu Kół Naukowych na Wydziale,

o ewentualną możliwość dodatkowych środków dla studenckiego ruchu naukowego na Wydziale w przyszłym roku (potrzeba ok. 10 000 zł). Pomysł ten poparł w ostatnim numerze „Lexussa” prodziekan prof. Giaro, a mając w świadomości, że od przyszłego roku znów ruszą płatne studia doktoranckie, zakończono remonty oraz że po zeszłym roku pozostała wydziałowi nadwyżka przekraczająca pół miliona złotych którą przeznaczono na 14 pensje dla pracowników, to można mieć chyba nadzieję, że takie fundusze by się znalazły.

KR: Rozważymy to przy przyszłorocznym budżecie. Będzie postulat – będziemy go roz-ważać. Postaramy się z przychylnością i życz-liwością pochylić nad tą propozycją.

AJ: Chciałbym też zapytać o stanowisko Pana Dziekana do naszego Czasopisma „Lexuss”.

KR: Jest ono pozytywne. Pewne wątpliwości Kolegium wzbudza jednak to, że czasopismo jest drukowane na prestiżowym, pierwszo-rzędnym papierze. A to jest kosztowne.

AJ: Pragnę więc rozwiać wątpliwości, bo jakkolwiek druk to nasz jedyny koszt (wszyscy poświęcają swój czas pro publico bono non profit), to wydajemy go w stosunku do jakości bardzo tanio, ok. 2 zł za egzemplarz, przede wszystkim dzięki korzystnej umowie z drukarnią. Szukaliśmy długo, ale udało się uzyskać najniższą cenę na rynku.

KR: Ale zawsze mógłby być, poza okładką, tańszy papier. Chodzi o to, żeby trochę zaosz-czędzić. To się może wydawać jednostkowo niedużo, ale jako Dziekan codziennie otrzy-muje do podpisu wiele rachunków i faktur. Wydatki, naprawy np. klimatyzacji, dotacje – to wszystko się na biurku zbiera. A ja wo-lałbym przeznaczać te środki na inne cele.

AJ: Ja jednak muszę podkreślić, że to nie są duże koszta w stosunku do nakładu numeru i efektu końcowego w postaci czasopisma z którego Wydział – jego studenci i pracownicy – może być dumny. Dodam też, że Wydziału finansowo „nie męczymy”, środki pozyskujemy w drodze zwycięstw w konkursach finansowych Zarządu Głównego Samorządu Studentów oraz od reklamodawców. Wyjątkowe sytuacje, że jesteśmy zmuszeni prosić o uzupełnienie środków bezpośrednio od władz Wydziału, zdarzają nam się rzadziej niż raz do roku.

KR: I tego „raz do roku” się trzymajmy. Tam gdzie można - trzeba oszczędzać.

AJ: Kolejna sprawa to współpraca z Samorządem Studenckim. Jak się ona układa?

KR: Bardzo dobrze, nie ma żadnych pól kon-fliktu.

AJ: Sięgnę teraz do wywiadu z Panem Dziekanem sprzed 2 lat. Powiedział Pan wtedy: „Nasz Wydział ma zachować swój laicki charakter. Będę się starał, by Wydział był neutralny i każdy mógł się z nim identyfikować, czuć na nim dobrze”. Czy w kontekście tej deklaracji będzie Pan Dziekan podejmował jakieś działania w związku z zawieszeniem krzyża przez grupę studentów w pokoju Samorządu Studentów?

KR: Teraz się o tym dopiero dowiaduję. Wy-chodzę z założenia, że to jest pokój Samorzą-du Studentów a Samorząd jest autonomicz-ny, co szanuję, i dlatego studenci powinni to załatwiać we własnym zakresie, najlepiej demokratycznie. Na pewno symbole religijne nie będą wieszane w salach wykładowych, miejscach ogólnodostępnych - gwarantuję.

AJ: Senat przyjął nowelizację Regulaminu Studiów na UW, teraz dostosowywane do niego muszą być Zasady Studiowania. Jak to wygląda na naszym Wydziale?

KR: Pani Dziekan Mikos - Skuza opracowała - wspólnie ze studentami z Samorządu - pro-jekt, który został przedyskutowany na Ko-legium Dziekańskim, i przedłożony Radzie Wydziału.

AJ: Będąc przy Radzie Wydziału pragnę się zapytać o przyjętą po burzliwych obradach Uchwałę ustalającą zasady rekrutacji na studia doktoranckie…

KR: Jestem jednym z jej współautorów, powstała ona z mojej inspiracji, ponieważ poprzednie reguły były niejasne, nieprecy-zyjne, umożliwiające stosowanie kryteriów trudno weryfikowalnych. W związku z tym Pani Rektor poprosiła o sprecyzowanie za-sad rekrutacji, co mi bardzo odpowiadało. Teraz ustaliśmy nowe reguły, dzięki którym wiadomo, że na studia doktoranckie dostają się najlepsi. Wiodącym kryterium oceny jest średnia z przedmiotów z całych studiów.

AJ: Średnie nie są jednak w pełni miarodajne, reprezentatywne.

KR: To co innego może być? Poza tym, mimo że średnia to podstawowe kryterium, to inne też są brane pod uwagę, jak np. rekomendacja Rady Naukowej Instytutu, które mogą wy-równać te zachwiania. Studia doktoranckie są dla najlepszych – chcę, żeby student wiedział, że jeśli przez 5 lat ciężko pracował, to się na te studia dostanie. Z tego co wiem, spotyka się to też z aprobatą większości studentów.

AJ: Kolejne pytania dotyczyć będą spraw, które zyskały pewien rozgłos. Pierwsza sprawa to kurs rozumowania prawniczego „tylko dla mężczyzn”, o którym ogłoszenie pojawiło się w dzień kobiet na stronie Wydziału.

KR: Został ogłoszony bez mojej wiedzy, bez mojej zgody, jak tylko się dowiedziałem

- natychmiast kazałem usunąć. Nie toleruje takich informacji. Takie informacje nie będą się ukazywać, ustalone zostały nowe reguły zamieszczania informacji na stronie, tak że pracownicy nie będą bezpośrednio wpisywać na stronę ogłoszeń, lecz wszystko będzie fil-trowane przez informatyków.

AJ: Jak wyglądała sytuacja z wykładem prof. Petera Singera, który został odwołany?

KR: Nie komentuje tej sprawy.

AJ: I wreszcie trzecia sprawa, a mianowicie: jak Pan Dziekan ustosunkowuje się do stanowiska dyrektora Instytutu Historii Prawa prof. Zakrzewskiego nt. odwołania dr Urbanika z funkcji pełnomocnika Dziekana ds. LLP Erasmus.

KR: Tu jest pewne nieporozumienie. Jak państwo jesteście młodymi prawnikami to wiecie, że pełnomocnictwa się udziela – i pełnomocnictwo się cofa. To nie podlega żadnej kontroli i dyskusji. Po prostu uzna-łem, że formuła pełnomocnictwa dla Pana dr Urbanika się wyczerpała, w związku z czym został odwołany. Dlatego nie rozumiem tego szumu, tym bardziej, że to nie pierwsza zmia-na kadrowa.

AJ: Być może wynika on z faktu pozytywnej oceny Pana Doktora, np. przez studentów, z realizacji programu Erasmus na Wydziale, abstrahując od relacji z Panem Dziekanem.

KR: Trzeba mieć pełną informację, żeby for-mułować oceny. Ja tę wiedzę mam.

AJ: Na koniec chciałbym spojrzeć z Panem Dziekanem w przyszłość. Jakie plany ma Pan Dziekan na okres „po remoncie”.

KR: Przede wszystkim „Szara Willa”, czyli adaptacja budynku przy wybrzeżu Kościusz-kowskim. Nie będzie to długotrwałe za-danie, od listopada powinniśmy się już tam przenieść. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to Wydział będzie miał taką sytuację lokalową, jakiej nigdy do tej pory w historii nie miał i jakiej nie ma zdecydowana większość Wy-działów.

AJ: Czy Pan Dziekan myśli już o ubieganiu się o kolejną kadencję?

KR: Nie. Dwa lata to jest tyle czasu… Na razie pragnę robić to co robię - i robić to do-brze. Ciężko jest przewidywać przyszłość.

AJ: Dziękuję za rozmowę.

Lubię swój zawód, lubię studentów

o komisji Senatu UW ds. studentów, doktorantów i procesu

kształcenia; wizji idealnego Uniwersytetu; raporcie studentów;

zasadach rekrutacji na studia doktoranckie na WPiA; now-

elizacji Regulaminu Studiów na UW; studiach i studentach

MISH; horyzontach prawników i stereotypach na ich temat;

potrzebie nauki historii prawa; opinii o Lexussie i Komisji rek-

torskiej ds. przeciwdziałania dyskryminacji

z doc. dr Anną Rosner rozmawiają Paulina Kabzińska i Łukasz Dziamski

Page 17: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

rekrutacja ta opierała się na formule zwyczajo-wej, budzącej emocje i kontrowersje. Praktyka taka dotyczyła wielu wydziałów uniwersytetu w związku z tym pani Rektor M. Kicińska-Ha-bior zwróciła się do wydziałów o ustanowienie konkretnych regulacji i do końca przyszłego roku akademickiego wszystkie wydziały uni-wersytetu muszą takie zasady przedstawić Wiadomo, że zawsze na stacjonarne studia dok-toranckie jest więcej kandydatów niż miejsc, zwłaszcza na tych wydziałach, gdzie są stypen-dia, a np. na WPiA są. Z tego punktu widzenia uważam, że ustalenie jasnych reguł jest bardzo dobre.. Zmiany wprowadzone na WPiA powo-dują, że ciężar przyznawania miejsc doktoranc-kich przechodzi na komisję dziekańską, zaś In-stytuty mają mniejszy wpływ na wybór swoich doktorantów. Obecnie rekomendacja instytutu będzie ważyć 5%. Osobiście postulowałabym, żeby wpływ instytutów był większy. Uważam, że osoba podejmująca studia doktoranckie powinna być zdeklarowana co do dziedziny, w której zamierza się specjalizować, ponadto doktoranci – to w przyszłości kadra dydaktycz-na instytutów. Decyzja rady już zapadła i teraz praktyka będzie weryfikowała zasadność przy-jętych rozwiązań. Natomiast bardzo się cieszę, że średnia ocen ze studiów nie jest jedynym i najważniejszym miernikiem. Szczerze mó-wiąc, wolę studenta, który ma tróję z przed-miotu, który go mniej interesuje, a wykazuje wyraźne zainteresowanie konkretną dziedziną wiedzy, niż studenta, który ma same piątki i brak takich zainteresowań..

ŁD: W lutym senat uchwalił zmianę Regulaminu Studiów. Jak Pani ocenia kierunek zmian?

AR: Bardzo pozytywnie. Są to zmiany na ko-rzyść studentów: mamy bardzo prostudencki, ale rozsądny regulamin. Oczywiście postulaty studentów szły dalej, ale trzeba było w jakimś miejscu dojść do kompromisu. Uczestniczyłam w pracach nad regulaminem i potem nad jego nowelizacją. Nie było to łatwe zadanie, zdarzały się ostre dyskusje przede wszystkim z przedsta-wicielami studentów, ale osiągnęliśmy konsen-sus, co dla mnie jest dużą satysfakcją. Tylko trzy sprawy były rozstrzygane na posiedzeniu senatu jako kontrowersyjne. W bardzo wielu innych doszliśmy do porozumienia, co jest też moim przekonaniu wyrazem myślenia o wspólnocie akademickiej. Jest to regulamin ułatwiający do-bre studiowanie.. Oczywiście pod warunkiem, że regulamin jest znany, zarówno pracowni-kom, jak i studentom. Teraz na wydziałach do-stosowywane do niego są zasady studiowania. Bardzo wiele rozstrzygnięć regulaminu zostało tam delegowanych: są uchwalane przez Rady Wydziałów oraz przekazane decyzji Dziekana. To ze względu na różnorodność uniwersytetu, bo nie wszystko co jest dobrym rozwiązaniem na WPiA, będzie dobre dla małego wydziału, gdzie studiuje kilkunastu studentów kierunku na roku – i odwrotnie. Warto przypomnieć, że w Radach Wydziałów zasiadają studenci, a wiele spraw rozstrzyganych przez Dziekana objętych jest obowiązkiem konsultacji z samo-rządem studentów. Wzmacnia to rolę i wpływ studentów.

ŁD: Jedną ze spraw rozstrzyganych na posiedzeniu Senatu był dostęp studentów do swojej teczki akt osobowych. Ostatecznie Senat przyjął ten postulat. Jak Pani docent myśli, dlaczego budził on takie kontrowersje?

AR: Myślę, że to jest problem zabezpieczenia akt. Opór przeciwko temu postulatowi miał więc u swych podstaw obawy organizacyjno-techniczne. Udostępnienie teczki do wglądu zainteresowanemu musi się odbywać w określonym trybie. Konieczna na pewno jest przy tym obecność pracownika dziekanatu - nie chcę myśleć, co można dodać, co można wyjąć a co zamienić w swojej teczce. Generalnie popieram takie uprawnienie do wglądu, tyle tylko, że trzeba będzie dochować procedur zabezpieczających dane osobowe.

ŁD: Jak Pani rozumie jakość kształcenia?

AR: Jakość kształcenia zakłada, że ma być dobre kształcenie. Pojawia się pytanie – co to znaczy? Prostsze do zdefiniowania, choć nie za-wsze łatwe do osiągnięcia są „techniczne” wa-runki dobrej edukacji. Przyjazne sale, dobrze wyposażone laboratoria, nowoczesne bibliote-ki, dostępne komputery etc. Wydaje mi się, że te postulaty są sukcesywnie realizowane. Trudniej zdefiniować ważniejszą materię jak uczyć, cze-go uczyć, jakie powinny być efekty kształcenia O tym możemy rozmawiać całymi godzinami. Powinno być nowocześnie, interdyscyplinarnie, opierać się na dialogu ze studentem. Dodam w tym miejscu, że jakość kształcenia zależy od obu stron. A wielu zakłada, że student ma być wyłącznie biernym odbiorcą, oczekującym od nauczyciela zapewnienia pozytywnych wyni-ków kształcenia. To nie tak: student musi być aktywny. Oczywiście do mnie, jako pracownika dydaktycznego, należy przekazywanie wiedzy i organizowanie pracy studenta, ale też muszę mieć odzew z drugiej strony. Żeby otrzymać „x” punktów ECTS student nie może po prostu odsiedzieć ”x” godzin, on musi czynnie ze mną współpracować.

…jako koordynator MISH na WPiA…

ŁD: Odkąd sięgam pamięcią, jest Pani koordynatorem studentów MISH na prawie. Czy tak było od początku?

AR: Nie, kiedy powstawał MISH, przy opra-cowaniu modułu prawniczego pracował prof. W. Wołodkiewicz. W listopadzie 2000 r. (czyli już dziesięć lat temu!) została podpisana umo-wa o współpracy pomiędzy WPiA a MISHem. Ja zaś byłam bardzo zainteresowana tym sposo-bem indywidualnej tutorskiej pracy ze studen-tem, Kiedy profesor Wołodkiewicz nie mógł już brać udziału w tych działaniach na WPiA, siłą rozpędu sprawy organizacyjne i programo-we spadły na mnie. Z tym, że było to zupełnie niesformalizowane, oparte o dobrą współpracę z dyrekcją Kolegium i naszymi władzami dzie-kańskimi. Funkcję pełnomocnika dziekana ds. współpracy z Kolegium MISH pełnię oficjalnie dopiero od początku tego roku akademickiego. To organizacyjna działalność. Najwięcej satys-

fakcji przynosi mi jednak praca ze studentami – i tu mogę powiedzieć, że jestem starym, do-świadczonym tutorem: moi pierwsi wychowan-kowie już dawno opuścili mury Uniwersytetu.

PK: Czy potwierdza Pani Docent pogląd, iż studenci MISH są pozytywniej postrzegani przez wykładowców niż studenci Wydziału Prawa i Administracji?

AR: Nie, ponieważ byłaby to opinia niespra-wiedliwa i krzywdząca dla studentów Wydziału Prawa i Administracji. Truizmem jest twierdze-nie, że na WPiA jest wielu świetnych studentów. Nie sądzę, aby moi koledzy dzielili studentów na „mishowców” i prawników. Prawdą jest na-tomiast, iż studia MISH są studiami elitarnymi - takie jest ich założenie od początku istnienia Kolegium. Zauważyć można to już przy rekru-tacji, która jest trudniejsza na inne wydziały UW. Oprócz złożenia matury należy dodatkowo przejść rozmowę kwalifikacyjną na zgłoszony przez siebie temat. Sam system studiowania jest też inny: wyraźną różnicą studentem MISHu a WPiA jest fakt, iż ten pierwszy studiuje wedle indywidualnego planu, dobierając przedmioty z kilku wydziałów. Mit, iż studenci MISH są postrzegani jako pilniejsi może po prostu wyni-kać z tego, że mają zdecydowanie więcej zajęć i – w konsekwencji - np. 11 naprawdę trudnych egzaminów w ciągu jednej sesji. Jest to duży próg do pokonania z którym muszą sobie pora-dzić. Jest to imponujące i przyznaję , że budzi mój największy szacunek.

PK: Pani Docent aprobuje podejmowanie takiego trudu.

AR: Jestem zwolenniczką tego sposobu życia. Sens studiowania na MISHu polega na tym, iż łączy się kilka modułów studiowania. Oczy-wiście czasem zdobycie dwóch czy trzech dy-plomów trwa dłużej,, na co nie każdy może sobie pozwolić. Takie wykształcenie świadczy jednak o tym, iż student uzyskał umiejętność poruszania się w kilku dziedzinach. Otwiera to przed nim dalsze możliwości rozwoju, na-ukowego czy zawodowego. Mnie się szalenie podoba, iż student MISH może realizować dwa minima i dodatkowo inne wybrane przedmioty. Daje mu to na pewno większe perspektywy, ale także szerszą wiedzę metodologiczno-meryto-ryczną. Wracając do poprzedniego pytania, być może właśnie dlatego studenci MISH są czasa-mi wrogo postrzegani przez studentów prawa. Postrzega się ich jako konkurencję, ale też jako „innych”. To dotyczy także np. studentów SGH, na zasadzie: jeśli ktoś nie jest „nasz” jest prze-ciwko nam. Pokutuje też przekonanie, że „oni mają lepiej”, a oni - to Ci którzy podejmują większe wyzwania.

PK: Podsumowując, studenci MISH nie są bardziej uprzywilejowani?

AR: W moim przekonaniu nie. Pojawiają się oczywiście opinie, że tworzone są wyjątki dla tych studentów. Podobne zarzuty formułowa-ne są pod adresem studentów „równoległych”, czy studentów SGH. Ale wedle mojej wie-dzy przywileje polegają co najwyżej na

Paulina Kabzińska: Jak daleko nam do takiego wizerunku idealnego uniwersytetu?

AR: Trudno odpowiedzieć. W części tyczącej spraw technicznych, organizacyjnych – widzę wyraźne zmiany na lepsze. Można było np. źle mówić o USOSie, ale teraz sprawność ob-sługi studentów, zwłaszcza na masowych wy-działach, jest nieporównywalnie większa niż parę lat temu. Stawiamy sobie jednak pytania ważniejsze: jak zachować umiejętność myśle-nia o wspólnym uniwersytecie, jak zachować wspólnotę akademicką, która jest dobrą trady-cją sięgającą średniowiecza i nie zatracić jej w budowaniu koniecznych nowoczesnych struk-tur. Nie ma na nie prostych odpowiedzi. Każdy z nas ma swoją wizję: każdy pracownik, każdy student mówi: „byłoby lepiej, gdyby…”. Jeśli jednak nie ma określonej, wyraźnej wizji nie jest łatwo dążyć do celu. On nie jest w tej chwi-li, w moim przekonaniu, możliwy do opisania, nikt tak naprawdę nie wie, jak Uniwersytet XXI wieku powinien wyglądać. Na pew-no chcemy uczyć, kształcić dobrze. Jestem przeciwna uniwersytetowi z XIX w,. podzielonemu na wydziały. Stąd zawsze wspierałam i będę wspie-rać, wszystkie inicjatywy, które łączą uniwersytet np. typy studiów i rodzaje metod edukacyjnych, które są inter-dyscyplinarne. Już teraz studenci po-dejmując studia na wielu kierunkach, pokazują nam, że tak skonstruowane programy nie sa dobre. Trzeba to prze-zwyciężać i w tym kierunku będzie szło myślenie o uniwersytecie, również dzia-łania komisji, która kieruję. Wspieramy przede wszystkim te inicjatywy, które pozwalają studentom samodzielnie bu-dować programy studiów, wybierać z bo-gatej oferty uczelni. Wymaga to jednak nie tylko nowych programów, ale przede wszystkim zmian w myśleniu o dydakty-ce: i nauczycieli i studentów.

ŁD: Obecnie toczy się debata na temat takiej wizji, powstały dwie strategie rozwoju szkolnictwa wyższego, sam Uniwersytet Warszawski od grudnia 2008 r. ma swoją misję i cele wyrażone w uchwale senatu. Czy komisja zajmuje stanowisko wobec toczącej się debaty?

AR: Tak, oczywiście – w miarę możliwo-ści - podejmujemy tę dyskusję – refleksję nad całością, albo poszczególnymi modułami. Np. toczy się debata, bardzo potrzebna, o stu-diach doktoranckich. W ubiegłym roku podję-liśmy dyskusję nad ich głównymi założeniami; opinia wypracowana w Komisji została prze-kazana pani Rektor. W tej chwili pracujemy nad programami studiów doktoranckich. Spo-tykamy programy bardzo rozbudowane mery-torycznie, ale też przez to mocno obciążone godzinami zajęć czy punktami ECTS. Mam jednak świadomość, że za mało mamy czasu na takie szersze debaty.

ŁD: Czy w bieżących pracach komisji

nie jest za dużo spraw studiów podyplomowych? Przeglądając protokoły z posiedzeń senatu można zauważyć, że te sprawy miesiąc w miesiąc pojawiają się w porządku obrad. Jak Pani Docent ocenia to zjawisko? Niektóre wydziały są zazdrosne o podobne studia podyplomowe otwierane przez inne jednostki w ramach UW.

AR: Czy studiów podyplomowych jest za dużo… Wiąże się to, co tu dużo mówić, z kon-dycją finansową wydziałów, które na tych stu-diach zarabiają. Uważam, że jeżeli znajdują się osoby zainteresowane takimi studiami na uni-wersytecie i gotowe ponieść koszty, żeby takie studia podjąć – to uniwersytet może takie studia organizować. Być może nawet powinien to ro-bić, wykorzystując swoje zaplecze intelektualne i możliwości kadrowe. Pamiętać jednak należy o tym, iż jeżeli podejmujemy decyzję, że studia podyplomowe na uniwersytecie mają być pro-wadzone, to one muszą być na maksymalnie

wysokim poziomie i tu opinia komisji jest waż-na. Bardzo uważnie opracowujemy te wnioski, stawiamy wysokie wymagania formalne i me-rytoryczne. Muszę przyznać, że wydziały coraz lepiej tę ofertę przygotowują i w tej chwili praca idzie sprawnie. I znów staramy się promować te inicjatywy, które są międzywydziałowe i skła-niać wnioskodawców aby podejmowali takie próby współpracy z innymi jednostkami. Studia podyplomowe są studiami, które są dedyko-wane konkretnym grupom słuchaczy. Wydział musi zbadać rynek, mieć odpowiednią liczbę kandydatów. W wielu wypadkach są to studia wąsko tematyczne, wysokospecjalizowane, wręcz monograficzne. Wiemy, że wśród kandy-datów są osoby, które oczekują, żeby uniwer-sytet połączył np. ekonomię z prawem, psycho-logię z prawem. Takie studia powstają i cieszą się dużym zainteresowaniem. W końcu gdzie można lepiej realizować program nauki niż

na uniwersytecie? W tej chwili trwa dyskusja, czy powinniśmy uruchamiać studia podyplo-mowe policencjackie - dla osób, które nie chcą lub nie mogą podjąć studiów II stopnia, a chcą uzupełnić swoją wiedzę w ściśle specjalistycz-nej dziedzinie. Kto wie…

ŁD: Raz w roku, wedle dotychczasowej praktyki, studenci prezentują swój raport Senatowi. Jak Pani ocenia tę inicjatywę? Czy coś takiego jest potrzebne, czy rodzi jakieś konsekwencje? Czy występuje jakaś informacja zwrotna? Czy taki raport jest efektywny?

AR: Moim zdaniem to ważny głos studentów. W zeszłym roku zaprosiłam więc studentów po prezentacji na forum Senatu, żeby zechcie-li przedstawić swój raport także komisji (nie wszyscy członkowie komisji są członkami se-natu). Po tym doświadczeniu zauważyliśmy, że raport mógłby być inaczej opracowany.

W tym roku zaproponowałam sama Zarzą-dowi Samorządu Studentów UW, żeby ze-chcieli ten raport prezentować w odwrotnej kolejności: najpierw na posiedzeniu komi-sji, a potem senatu. Tak też się stało, dzięki czemu mogliśmy zaproponować autorom uzupełnienia w niektórych miejscach, za-sugerować sposób prezentacji danych. Na posiedzeniu Senatu raport został przyjęty znakomicie, podniesiono w nim wiele ważnych kwestii, które będą teraz analizo-wane. Monitorowanie, sprawdzanie czy i w jaki sposób konkretna sprawa zosta-nie załatwiona należy do studentów.

ŁD: W tym roku pojawiła się też nowa inicjatywa – raport doktorantów. Rozumiem, że procedura była przyjęta analogiczna?

AR: Była analogiczna, jednakże stu-dia doktoranckie to jest temat do oddzielnej rozmowy. Raport poka-zywał wszystkie problemy studiów doktoranckich w tym te z działaniem samorządu doktorantów. Został on „wtłoczony” w ramy struktur właści-

wych samorządowi studentów, a tak naprawdę jest czymś zupełnie innym. Grupa doktorancka nie poddaje się regułom, które rządzą samorzą-dem studentów. Myślę, że nad problematyką studiów doktoranckich musi być podjęta szer-sza dyskusja, nie tylko na uniwersytecie. Ko-nieczne są systemowe rozwiązania. Z mojego punktu widzenia studia doktoranckie powinny się opierać na relacjach mistrz-uczeń, na pracy indywidualnej doktoranta z promotorem, uzu-pełnionej zajęciami z modułu dodatkowego – a nie odwrotnie. Formuła studiów doktoranc-kich jest do przemyślenia.

ŁD: Na posiedzeniu rady WPiA uchwalono zasady rekrutacji na studia doktoranckie. Co Pani sądzi o tej nowej uchwale?

AR: Jestem zadowolona, że ta uchwała się po-jawiła. Precyzuje ona w sposób wyraźny spo-sób rekrutacji na studia III stopnia. Do tej pory

wywiadwywiad

32 33|Lexu§maj - c ze r w iec 2010www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

Historyk prawa, pracuje w Instytucie Historii Prawa WPiA w Zakładzie Historii Państwa

i Prawa Polski. Wicedyrektor tego Instytutu, członek Rady Wydziału, członek Senatu UW i

przewodnicząca Senackiej Komisji ds. Studentów, Doktorantów i Procesu Kształcenia. Bie-

rze udział w pracach zespołów zajmujących się jakością kształcenia na UW i komisji ds.

regulaminu studiów. Na WPiA opiekuje się studentami MISH.

Page 18: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

Krzysztof Olszak: Panie Doktorze, egzamin z prawa konstytucyjnego jest uznawany za jeden z najtrudniejszych na studiach prawniczych na naszym Wydziale. W związku z tym pragnę się zapytać o to, jak najlepiej przygotować się do egzaminu z prawa konstytucyjnego?

Dr Ryszard Piotrowski: Warto chodzić na wykłady. Myślę, że pod tym wzglę-dem nic się nie zmieniło od czasu, kiedy sam byłem studentem. Najlepiej uczyć się z podręcznika Profeso-ra Leszka Garlickiego, ale należy jednak zacząć już w październiku, a nie w ostatniej chwili. Przyda się dobra znajomość Konsty-tucji i aktów normatyw-nych komentowanych w podręczniku, na wykładzie i na ćwiczeniach. Warto systematycznie przygoto-wywać się do zajęć, sięgać także do innych podręczni-ków, komentarzy, wyborów źródeł, materiałów pomocniczych, a także do orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego.

Aneta Serowik: Czy potwierdzi Pan Doktor tezę, że egzamin z prawa konstytucyjnego jest jednym z najtrudniejszych?

RP: Każdy egzamin jest trudny, zwłaszcza, jeże-li ten, kto do niego przystępuje nie przygotowy-wał się według mojej recepty, tzn. nie studiował już od października. Istotną przyczyną trudności może być uznanie prawa konstytucyjnego za przedmiot z założenia nie stwarzający proble-mów. Każdy zna się trochę na medycynie i na konstytucji. Czasem studenci też tak myślą. Usta-wa zasadnicza nie jest rodzajem reguł, które każ-dy może sobie tworzyć i interpretować tak, jak mu dyktuje wewnętrzne przekonanie.

KO: Co sądzi Pan o przeprowadzaniu tego egzaminu w formie ustnej?

RP: Nie chcę dokonywać rozstrzygnięć w tej sprawie, bo nie jestem do tego powołany, ale

opowiadam się za egzaminami ustnymi.

KO: Jakie jest praktyczne zastosowanie przedmiotu prawa konstytucyjnego?

RP: Ogromne! Konstytucja jest najwyższym ak-tem prawa krajowego i w praktyce w bardzo wie-lu sporach prawnych zagadnienia konstytucyjne są bardzo doniosłe. Z perspektywy orzecznictwa sądowego praktyczne znaczenie prawa konstytu-cyjnego nie ulega wątpliwości. Każdy, kto będzie zajmował się prawem w praktyce, przekona się o tym bardzo szybko.

AS: Czy przedmiot prawo konstytucyjne nie próbuje górować i wchłaniać inne gałęzi prawa?

RP: Rozmaite zagadnienia szczegółowe należą-ce do innych niż prawo konstytucyjne dziedzin prawa, często są analizowane z punktu widzenia Konstytucji. Jeśli przyjrzymy się podręczniko-wi prawa konstytucyjnego, zobaczymy, że nie ma tam zagadnień, które by nie były związane z materią konstytucyjną. Nie sądzę więc,

Obecna Konstytucja nie wymaga zastąpienia

o tym jak się przygotować do egzaminu z prawa konstytucyj-

nego, praktycznym zastosowaniu Konstytucji, kontrower-

syjnych wyrokach Trybunału, zmianie sposobu wyboru sędziów

TK, i o tym czy należy zmienić obecną Konstytucję

z dr Ryszardem Piotrowskim rozmawiają Aneta Serowik i Krzysztof Olszak

wywiad

34

wywiad

35|Lexu§maj - c ze r w iec 2010www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

rozluźnieniu sesji, czyli przełożeniu egzami-nu w uzasadnionym przypadku. Należy wtedy wskazać, iż w zbliżonym czasie ma się nakła-dające na siebie egzaminy i tego Pani Dzie-kan bardzo przestrzega. Studenci WPiA także maja przekładane egzaminy jeżeli np. między egzaminami jest odstęp mniejszy niż 3 dni - to gwarantują zasady studiowania (przyp. red. §6 ust 9 zasady studiowania WPiA UW od roku 2008/2009), nie widzę więc podstaw do mó-wienia tu o specjalnych przywilejach. Liczne nieporozumienia wynikają z niezrozumienia zasad studiów MISH. Są dwa „typy” studentów MISH. Pierwsi studiują w ramach wydziału prawa i mają tzw. rekomendacje do realizacji minimum, czyli są to studenci, którzy będą w przyszłości starali się o dyplom prawniczy. Student, który otrzymał – w trybie konkur-sowym - rekomendację jest zarejestrowany w systemie USOS i realizuje zajęcia tak samo jak studenci prawa, czyli np. tak samo układa plan, bierze udział w rejestracji, giełdach itp. Drugi rodzaj studiowania realizuja ci studenci MISH , którzy umieszczają w swoich planach tylko wybrane, istotne dla nich zajęcia, np. pra-wo karne, bo jest ono niezbędne do pracy kura-tora. Taki student ma prawo w ciągu roku akade-mickiego zrealizować dwa przedmioty (wykład i ćwiczenia) na WPiA. Wracając do Pani py-tania: z obserwacji wiem, że studenci MISHu często zaprzyjaźniają się ze studentami prawa i na szczęście niesłuszne opinie na ich temat zanikają.

…i jako dydaktyk.

PK: Prawnicy bardzo często skupiają się na wąskich dziedzinach, specjalizacjach, zawężając swoje horyzonty. Jakie niesie to za sobą konsekwencje?

AR: Uważam, że negatywne. Prawo jest ele-mentem szeroko rozumianej kultury. Praw-nik, który zamyka się wyłącznie w kancelarii i nie poszerza swoich horyzontów, źle wyko-nuje swój zawód - nie postrzega wokół siebie elementów życia społecznego, kulturalnego. A szerokie postrzeganie prawa trzeba wy-kształcać już na studiach. To powinno się dziać m.in. przez uczestnictwo w życiu społecznym, kulturalnym Należy budować w sobie cieka-wość świata, by w przyszłości nie było nam znacznie trudniej.

PK: Zgodzi się więc pani Docent, że prawnikom potrzebne są przedmioty z pogranicza prawa, jak np. socjologia zawodów prawniczych…

AR: Jak najbardziej! Takie przedmioty są bar-dzo związane z prawem. Ja bym powiedziała, że jest to, po prostu, obligatoryjne wykształ-cenie prawnika. W dzisiejszych czasach jest to „prawda objawiona” (uśmiech) i wszyscy to wiedzą…Studenci mają teraz ogromne możli-wości wyboru takich zajęć.

PK: … lecz nie wszyscy korzystają.

AR: Studenci muszą zacząć aktywnie korzy-stać z oferty Wydziału i Uniwersytetu. Tu zresz-

tą warto zwrócić uwagę, że z tą studencką ak-tywnością i samodzielnością w poszukiwaniu ciekawych zajęć nie jest najlepiej…

PK: Pani docent prowadzi konwersatorium „Prawo w tekstach kultury”. Skąd pomysł na tę tematykę?

AR: Pomysł konwersatorium wynika z moich własnych zainteresowań. Wydział na szczęście umożliwia podejmowanie takich nietypowych działań dydaktycznych. Zaczęłam prowadzić konwersatorium wiele lat temu z profesorem Piotrem Girdwoyniem, który ze względu na liczne obowiązki z tego współprowadzenia zre-zygnował. Zawsze mogę jednak liczyć na jego pomoc. Zajęcia cieszę się dużą popularnością. Corocznie zmieniam ich tematykę w zależno-ści od zainteresowań studentów. Nie narzucam własnych poglądów, zostawiam dużo miejsca na dyskusję. Te zajęcia dają mi ogromną sa-tysfakcję, ponieważ współtworzą je studenci. Często dobierane przez prelegentów przykłady zaskakują mnie, wiele się też na tych zajęciach uczę. Namawiam też studentów do wykorzysty-wania jak największej gamy źródeł: dzięki temu na zajęciach poza najbardziej lubianym filmem pojawiają się wszelkie formy dzieł literackich, malarskich, architektura, muzyka, ale też ko-miks, graffiti, reklama.

PK: W ramach konwersatorium pojawia się często pytanie: jaki jest stereotyp prawnika postrzegany przez większość społeczeństwa?

AR: Bardzo ciężko odpowiedzieć na takie py-tanie. Od zawsze, od starożytności prawnik był oceniany bardzo surowo ponieważ jest zawo-dem zaufania publicznego. Są różne zawody prawnicze i inaczej ocenia się notariusza, ad-wokata lub sędziego. Sądzę, że potoczna wie-dza o prawnikach jest bardzo schematyczna, uproszczona i często niesprawiedliwa. Zawód prawnika postrzegany jest przez pryzmat wie-lu uprzedzeń. Kiedy na zajęciach analizujemy obraz prawnika w literaturze, filmie, malarstwie widać to wyraźnie. A i wśród studentów dysku-sja o wizji prawnika w sztuce wywołała wiele emocji.

PK: Bywa tak, że studenci, jak i pracownicy naukowi Wydziału Prawa (i to nie tylko na Uniwersytecie Warszawskim!) unikają ujawniania informacji gdzie studiują, bądź pracują. Czy może to wynikać ze stereotypu o którym Pani docent wspomniała?

AR: Możliwe. Pewnie Państwo lepiej niż ja wiecie jaki jest stereotyp studenta prawa Po-strzeganie przez ten pryzmat powoduje , że na imprezach niechętnie wspomina się o macie-rzystym wydziale prawa. Bywa też tak, że wy-działy prawa nie są dobrze postrzegane przez inne wydziały uniwersyteckie. Duże, masowe wydziały prawa kształcą przede wszystkim zawodowo, w potocznym odczuciu studiują tu ludzie nastawieni na zdobycie intratnego zawo-du i szybką kariere. To budzi emocje, nie za-wsze pozytywne. Wydziały te kojarzy się także

z najbogatszymi, np. nasz wydział ma wiele no-woczesnych budynków, świetną bibliotekę. To budzi emocje – a mało kto zastanawia się nad tym, iż okupione jest to ciężką pracą pracowni-ków i działaniami władz wydziału w kolejnych kadencjach. Budynki nie są ozdobą. Są po to by służyć pracownikom do lepszej pracy i studen-tom do lepszej nauki.

PK: Dlaczego współczesny prawnik powinien znać historyczne prawo?

AR: Prawo nie jest oderwane od historii. Powstaje, bazuje na rozumnej analizie prze-szłości. Znajomość historii prawa pozwala na analizę współczesnego prawa. Historia prawa, której uczymy na Uniwersytecie, ma na celu poza przekazaniem podstawowych faktów, naukę siatki pojęciowej prawa, a także zapo-znanie z mechanizmami rządzącymi prawem. Nauka historii jest tez nauką logicznego my-ślenia. Na zajęciach rozwiązujemy kazusy. Służy to nabyciu umiejętności przydatnych na dalszym etapie studiów. Nie ma znaczenia czy kazus dotyczy XX-lecia międzywojennego czy średniowieczna, chodzi o naukę pewnego sposobu myślenia. I symptomatyczne jest, że tych zadań studenci I roku boją się najbardziej. Tutaj po raz kolejny oczekujemy aktywnego współdziałania studentów w nowoczesnym myśleniu o nauczaniu. W zeszłym roku zaini-cjowaliśmy tzw. egzamin z książką na stole. Nowość na razie nie cieszy się popularnością. Dlaczego studenci wolą tradycyjny egzamin? Trzeba do niego nauczyć się wielu rzeczy na pamięć, a egzamin z książką stawia w gruncie rzeczy na myślenie.

PK: Poza tym, że studenci wolą to co znają, panuje też przekonanie, że na egzaminie z książką wymagane są od studentów liczne szczegóły i że bardzo ciężko je odnaleźć w tejże książce…

AR: Przywołam tu przykład zeszłorocznego egzaminacyjnego kazusu (znajduje się na stronie internetowej IHP). Na podstawie opi-su należało określić jakie prawo stosowano w danej epoce (podana była data i miejsce zdarzenia). Następnie na podstawie Kodeksu (chodziło o Kodeks Karzący Królestwa Pol-skiego) udzielić odpowiedzi. Myślę, że jest to znacznie łatwiejsze od wymienienia cech tegoż kodeksu z pamięci. Prac nie oceniamy bardzo restrykcyjnie, ponieważ nikt nie wy-maga od studentów po pierwszym roku zna-komitej wiedzy prawniczej.

PK: Co sądzi Pani docent o niedawno powołanej komisji rektorskiej ds. przeciwdziałania dyskryminacji na UW, pierwszej tego typu w Polsce?

AR: Bardzo mnie ta inicjatywa cieszy. Mam nadzieję, że jej działalność będzie przede wszystkim wyznaczać standardy zachowań i wykładowców i studentów. Komisja ma też współpracować z Centrum Rozwiązywania Spo-rów i Konfliktów WPiA UW i z nasza Kliniką Prawa. Mam więc nadzieje, że prawnicy – za-przeczając złym stereotypom, o których mówiły-

śmy – będą mieli w tym niebagatelny udział.

PK: Pani docent bardzo chętnie sięga po Lexussa, jak ocenia Pani nasze czasopismo?

A.R. Śledzę gazetę od jej początku. Jest to także mój drugi wywiad do Lexussa. Co jakiś czas widać zmiany w składzie redakcji, co wyni-ka w naturalny sposób z płynności studentów. Czasopismo ma bardzo dobrą szatę graficzną, co notabene, budzi emocje wśród studentów in-nych wydziałów, twierdzących, że „Lexuss” jest bardzo elegancki, a nie jest gdzieś tam odbity na xero. (znów „kłania się” stereotyp!). Wyda-je mi się, że jest to czasopismo ciekawe i bar-dzo potrzebne. Informacje, wywiady, recenzje: w większości rzetelne i poważnie traktujące czytelnika. Nie umiem zdiagnozować, na ile jest to pismo reprezentacyjne dla wszystkich studentów prawa, na ile zaś środowiskowe? Czy jest to gazeta, do której przyjmujecie każdy tekst od studentów?

PK: Lexuss jest otwarty na studentów, czasopismo powstaje dzięki ich artykułom i zachęcamy wszystkich by współtworzyli tę gazetę. Oczywiście, dbamy przy tym o wysoką jakość merytoryczną i językową treści.

A.R. Apelowałabym właśnie, żeby pismo było maksymalnie pluralistyczne, otwarte na wiele poglądów i tematów - oczywiście w ramach kultury dialogu. Wydaje mi się, że dla wielu stu-dentów ciekawa jest strona informacyjna, tzn. to co piszecie o sprawach uniwersyteckich czy wydziałowych. Studenci często tego nie mają o tym pojęcia, nie znają pracowników Wydzia-łu Wiem z autopsji, że Wasze teksty spełniają swoją rolę, bo czasami w czasie rozmów ze studentami słyszę „a bo w Lexussie napisali, że…” . Te informacje muszą więc być rzetel-ne. Może było by dobrze, żebyście stworzyli witrynę, która stałaby się miejscem wymiany poglądów na tematy drażliwe – coś w rodzaju „agory”. Myślę ze mogłoby być to bardzo cie-kawe.. Generalnie – co do oceny Lexussa - tak trzymać! (uśmiech)

PK: Pani docent jest osobą niezwykle przychylną studentom, sprawdza na bieżąco od nich maile, czyta Lexussa, interesuje się ich losami, czy korzysta Pani z takich nośników jak grono, facebook?

AR: Nie ma mnie na takich portalach, nie od-powiadam na żadne zaproszenia na Facebook. Uważam że jest to „prywatne” życie studentów. Tak długo jak nie jestem o to poproszona, nie będę się wtrącać. Dla mnie ważna jest przede wszystkim dydaktyka uniwersytecka: spotkania ze studentami na zajęciach, wykładach, ćwi-czeniach, konwersatoriach. Jeśli zaś studenci zwracają się do mnie (co się często zdarza) ze swoimi problemami, przemyśleniami, opiniami zawsze jestem gotowa do rozmowy i pomocy. Wolę jednak staroświecką formę – zwyczajną, dobrą rozmowę „na żywo”.

Page 19: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

Magdalena Homenda: W listopadzie ub. roku na naszym Wydziale ruszył po raz pierwszy w historii kurs na aplikacje prawnicze, którego Pani Doktor jest koordynatorką. Skąd się wzięła ta inicjatywa?

Dr Monika Latos-Miłkowska: Była to odpowiedź na zapotrzebowanie zarówno naszych studentów, jak i zapotrzebowanie rynkowe – absolwentów różnych wydziałów prawa z całej Polski. Zainteresowanie taką formą przygotowania do egzaminu na apli-kację wyrażali nawet studenci zagraniczni. Ponadto, uważaliśmy to za ciekawe przed-sięwzięcie dydaktyczne.

MH: Pani Doktor jest koordynatorką projektu. Czy była też Pani jego pomysłodawczynią?

Przyznam szczerze, że pomysł nie był mój, ale jednego z kolegów, któ-ry z przyczyn losowych musiał zrezygnować z pro-wadzenia tego projektu. Tym samym do tego zada-nia zostałam wyznaczona ja.

MH: Koniec listopada to dość późny termin rozpoczęcia kursu. Dlaczego dopiero wtedy?

W tym przypadku decydujące znaczenie miała właśnie zmiana osoby prowadzącej, co skomplikowało sprawę od strony organizacyjnej – nie było to zatem zamierzone. Okazuje się jednak, że uczestnicy sugerują, aby kurs trwał krócej, w przeciągu jednego semestru, a zajęcia były bardziej skondensowane – maksymalnie dużo materiału, maksymalnie intensywnie powtórzony i w jak najkrótszym czasie przed samym egzaminem. Dostosowując się do tego chcemy, żeby druga edycja kursu

ruszyła w semestrze letnim przyszłego roku akademickiego.

MH: Czy w związku z tym kurs będzie trwał aż do września?

Nie, tak jak w tym roku skończy się na po-czątku lipca, zwiększy się natomiast często-tliwość zjazdów.

MH: Dlaczego warto wybrać się na taki kurs? Czy wiedza ze studiów nie wystarcza na zdanie egzaminu?

W przypadku absolwentów, którzy studia ukończyli jakiś czas temu, ich wiedza i kompetencje ulegają z czasem naturalnemu zmniejszeniu, zwłaszcza że mając zazwy-czaj określoną specjalizację, z pewnymi dziedzinami wiedzy nie ma się styczności w codziennej praktyce. Natomiast egzamin wymaga znajomości bardzo szerokiego przekroju materiału. Dla takich osób kurs to

dobra okazja do odświeżenia wiedzy, gdyż mamy duży wymiar godzinowy i duże spek-trum przedmiotowe – staramy się organi-zować wykłady i repetytoria ze wszystkich dziedzin objętych wymaganiami egzamina-cyjnymi. Natomiast studenci piątego roku, którzy również uczestniczą w kursie, trak-tują go widocznie jako metodę powtórzenia i utrwalenia wiedzy.

Oprócz chęci powtórki materiału, część uczestników jest zainteresowana aspektem praktycznym, którego brakuje na studiach.

MH: Jak w związku z tym przedstawia się program kursu? Czy istnieje podział na część teoretyczną i część praktyczną?

W zasadzie tak, choć czasami ulega on lek-kiemu zatarciu, jako że niektórzy wykła-dowcy lubią rozwiązywać kazusy w trakcie zajęć teoretycznych. Przede wszystkim pro-wadzimy repetytorium teoretyczne powie-rzane wybitnym specjalistom, głównie z na-szego Wydziału. W związku ze zgłaszaniem przez studentów niedosytu zajęciami prak-tycznymi - typu kazusy czy pisanie pism procesowych - oraz w związku z wymogiem egzaminu na aplikację ogólną (obecnie składa się ona z testu oraz kazusów), zor-ganizowaliśmy też część praktyczną, którą powierzyliśmy wybitnym praktykom, czyli sędziom Sądu Najwyższego, sądów okrę-gowych czy osobom ze znanym dorobkiem praktycznym.

MH: Czy inne uczelnie w Polsce oferują takie kursy? Czy też Uniwersytet Warszawski jest pionierem w tej dziedzinie?

Wiem, że takie kursy orga-nizowały różne instytucje, np. Zrzeszenie Prawników Polskich. Co się tyczy innych uniwersytetów, to nie mam wiedzy na ten temat. Ostatnio jednak dostawaliśmy telefony z Katolickiego Uniwersytetu Lu-belskiego z pytaniami, jak nasz kurs przebiega i jakim zainte-resowaniem się cieszy, gdyż również w regionie KUL ist-nieje zapotrzebowanie na taką inicjatywę.

MH: Przechodząc do kwestii stricte technicznych związanych z kursem – gdzie i w jakiej formule prowadzone są zajęcia?

Korzystamy z zaplecza uniwer-syteckiego, z sali Biblioteki UW. Co do zasady zajęcia od-bywają się w systemie sobotnio-niedzielnym, co 2 tygodnie, ale rytm ten może niekiedy zostać zaburzony, np. w przypadku wy-stępowania świąt.

Obrać kurs? Na aplikacje!o idei kursu na aplikacje organizowanego przez Wydział Prawa

i Administracji UW, jego adresatach, programie, ofercie

i przyszłych zamierzeniach

z Koordynatorką projektu, dr Moniką Latos-Miłkowską

rozmawia Magdalena Homenda

wywiad

37maj - c ze r w iec 2010 |Lexu§36

wywiad

www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

żeby można było mówić o procesie przejmowa-nia pola innych dyscyplin prawniczych. Istnieje natomiast zjawisko konstytucjonalizacji różnych dziedzin prawa, można nawet powiedzieć, że to one „wchłaniają” prawo konstytucyjne.

KO: Jakie jest stanowisko Pana Doktora w sprawie ostatnich, kontrowersyjnych wyroków Trybunału Konstytucyjnego?

RP: Moim zdaniem to nie wyroki są kontrower-syjne, lecz ustawy, których te wyroki dotyczą. Mamy do czynienia z sytuacją, kiedy sędziowie Trybunału, a więc prawnicy, wyróżniający się swoją wiedzą, zasadniczo różnią się w dziedzinie rozumienia wartości konstytucyjnych, których ustawa dotyczy, co nie pozostaje bez znaczenia z punktu widzenia polityki. Prawo musi być oparte na sile wartości, nie miecza. Ustawodawca powi-nien unikać rozstrzygnięć, które są aksjologicz-nie niejednoznaczne. Zagraża to legitymizmowi prawa i osłabia jego siłę. Ustawodawca powinien unikać rozstrzygnięć, które dzielą opinię pu-bliczną, w tym prawników. Prawo nie może być zwłaszcza narzędziem służącym do szczucia jed-nych przeciwko drugim dla osiągnięcia korzyści politycznych.

AS: Czy w wyniku kontrowersyjnych rozstrzygnięć nie zostaje podważony autorytet Trybunału Konstytucyjnego?

RP: Zapewne tak, ale w wyniku kontrowersyj-nych ustaw. Podziały, które dotyczą wyroków Trybunału, przenoszą się na stosunek do niego, ale to jest nieuchronne i nieuniknione. Nie ma sądu konstytucyjnego, którego wyroki nie były-by kontrowersyjne. Spory są siłą rozwoju, pod warunkiem istnienia mechanizmów mogących zamknąć je w pewnych ramach. Te ramy tworzy Konstytucja. Nawet, jeśli wyrok Trybunału jest kwestionowany, to odbywa się to w ramach zasad konstytucyjnych, a orzeczenia Trybunału są po-wszechnie obowiązujące. Nie zamyka to jednak dialogu toczącego się w doktrynie, nie blokuje debaty publicznej, a może również prowadzić do unikania w przyszłości rozwiązań wątpliwych.

AS: Panie Doktorze, ale czy da się uniknąć trudnych rozwiązań... ?

RP: Nie da się, ale można unikać rozwiązań, któ-re będą oparte na zasadzie uproszczonego – jak to ujął Trybunał Konstytucyjny w uzasadnieniu jednego z wyroków - rozumienia demokracji, jako władzy większości sejmowej, która, igno-rując stanowisko mniejszości, przeprowadza niekiedy rozwiązania dzielące obywateli. Wyni-ka to ze stawiania polityki ponad prawem. Kon-trowersyjne orzeczenia wiązały się z dominacją racji politycznych w procesie ustawodawczym, a to stawiało Trybunał wobec konieczności zajmo-wania stanowiska w niejednoznacznym układzie wartości.

KO: Czy zasady wyboru sędziów TK winny być zmienione?

RP: Myślę, że nie ma konieczności zmieniania zasad, jeśli chodzi o model konstytucyjny doty-czący dokonywania wyboru przez Sejm. Należy

jednak zmniejszyć możliwość traktowania Try-bunału jako domeny poszczególnych partii. Do-tychczasowe orzecznictwo dostarcza przykładów, że mimo - słabości procesu selekcji kandydatów - mieliśmy i mamy znakomite rozstrzygnięcia, na przykład na temat rozumienia demokracji. Jed-nakże Konstytucja i ustawy powinny zakładać możliwość spełnienia się czarnego scenariusza, w którym będziemy mieć jednoznacznie spro-filowanych politycznie kandydatów na sędziów Trybunału. Proces wskazywania Sejmowi kan-dydatów na sędziów Trybunału powinien być tak ukształtowany, żeby zmniejszyć rolę partii w tych sprawach i związane z tym ryzyko.

KO: Jak, zdaniem Pana doktora, powinno wyglądać rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego między Prezydentem, a Radą Ministrów?

RP: Tak, jak wygląda to rozstrzygnięcie w posta-nowieniu Trybunału w tej sprawie. Dobrze, że zo-stało wydane, bo to był, moim zdaniem, prawdzi-wy spór kompetencyjny. Rozstrzygnięcie polega na tym, że obowiązuje zasada współdziałania. Kompetencje Prezydenta nie powinny być usta-lane w drodze domniemania. Prezydent może podjąć decyzję o swym udziale w posiedzeniu Rady Europejskiej, jeśli uzna to za celowe dla re-alizacji swych konstytucyjnych zadań. Rada Mi-nistrów jest właściwa w sprawach europejskich, ale Prezydent powinien mieć zagwarantowane możliwości współdziałania z Radą Ministrów w tych sprawach, polegającego na ustosunkowaniu się do stanowiska Polski ustalanego przez Radę Ministrów. Trybunał Konstytucyjny rozwiązał to zagadnienie ściśle według reguł Konstytucji i spełnił swoją rolę ustrojową.

AS: Pod tym względem nie trzeba zmieniać Konstytucji?

RP: Moim zdaniem nie. Konstytucja jest zespo-łem reguł, standardów, które władze wykonaw-cze powinny respektować. Z tego powodu, że te standardy są różnie rozumiane albo nie ułatwiają rządzenia, nie powinny być z zmieniane, zwłasz-cza, że mamy rozstrzygnięcie zawarte w postano-wieniu Trybunału Konstytucyjnego.

KO: Nasza obecna Konstytucja jest często krytykowana. Jak Pan Doktor uważa, czy jest coś, co powinno znaleźć się w projekcie nowej Konstytucji, czego nie ma w obecnej?

RP: Mam krytyczny stosunek do krytyki Kon-stytucji. Jestem zdania, że ta krytyka jest często motywowana doraźnymi interesami polityczny-mi i prezentuje podejście jednego czy drugiego obozu znajdującego się w sporze. Jest to świa-dectwo niezrozumienia i braku poszanowania Konstytucji oraz standardów konstytucyjnych, które nie są przecież dla wygody władzy. Kon-stytucja nie może być pisana z punktu widzenia charakterów poszczególnych polityków i myślę, że obowiązująca ustawa zasadnicza nie wyma-ga zastąpienia przez żadną inną. Konstytucja spełniła i spełnia swoją rolę, umożliwiając np. członkostwo w Unii Europejskiej, odzwierciedla kulturę konstytucyjną, charakterystyczną dla

Europy, zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwa-gę postanowienia Traktatu z Lizbony dotyczące sprawiedliwości społecznej, zobowiązań Unii w zakresie walki z wykluczeniem społecznym, jak również Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka czy też postanowienia Paktów Praw Człowieka. Potrzebne są korekty w spra-wach związanych z członkostwem w Unii Euro-pejskiej (wprowadzenie euro i być może także doprecyzowanie roli parlamentu w sprawach europejskich), należałoby wzmocnić gwarancje autonomii informacyjnej obywateli, wykluczyć wykorzystywanie w postępowaniach przeciwko nim informacji zebranych z naruszeniem prawa oraz dowodów uzyskanych przez niezgodne z prawem działania władz publicznych.

AS: Jeśli chodzi o naczelne organy naszego państwa, władzę wykonawczą, czy w tym wypadku nie należy poszukać jakiś nowych rozwiązań?

RP: Ci, którzy te rozwiązania postulują i pro-ponują, sprawiają czasem wrażenie bawiących się nimi. Można proponować przesuwanie kom-petencji, tworzenie nowych organów. Studenci lubią to robić na zajęciach z prawa konstytucyj-nego, ale politycy powinni wykazywać nieco więcej odpowiedzialności za państwo. Jeżeli ktoś nie jest w stanie podołać regułom ustanowionym w Konstytucji, niech nie zabiera się do rządzenia. To jest trochę tak, jak z egzaminem z prawa kon-stytucyjnego. Jeżeli ktoś wie, że nie jest w stanie mu sprostać, to nie powinien do tego egzaminu przystępować. Nie możemy sobie tworzyć reguł, na jakie mamy ochotę w danym momencie. Nie jest to metoda demokratyczna, jeżeli partia poli-tyczna wystawia na szwank wartość stałości reguł Konstytucji dla doraźnych korzyści politycznych dlatego, że to nie ona tę Konstytucję napisała.

AS: A jakimi zasadami kierowano się tworząc obecną Konstytucję ?

RP: Kierowano się w szczególności respektowa-niem praw człowieka i widać to w tekście. Kie-rowano się poszanowaniem godności, koniecz-nością osiągnięcia kompromisu, ale również – niestety - rozmaitymi doraźnymi motywami politycznymi. Nie da się tego uniknąć, ale nie należy popełniać tego samego błędu zbyt czę-sto. W Polsce zwykle starano się układać Kon-stytucję albo przeciwko komuś, albo dla kogoś. Trzeba z tym zerwać i przestać traktować Kon-stytucję jako narzędzie. Jeśli tego nie uczynimy, po kolejnych wyborach będziemy mieć kolejne debaty dotyczące zmian w ustawie zasadniczej. Byłoby niedobrze, gdyby obywatele ostatecznie wywnioskowali z tego, że Polska to jest państwo, w którym obowiązuje zasada „gram w to, w co wygrywam”. Jeżeli przekonamy ich, że taka reguła obowiązuje, oznaczać to będzie koniec prawa - porządku opartego na przekonaniu, że reguły nie są jak plastelina w naszych rękach, że są po to, żeby ich przestrzegać, jeżeli już zosta-ną ustanowione. Przecież Konstytucja została zaakceptowana w referendum, co prawda, przy licznych wątpliwościach i stosunkowo niewielką liczbą głosów, ale jednak. Skoro tak, to nie ma powodu tego psuć.

Page 20: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

storią kryminalną w tle, osnutej w realiach II Rzeczpospolitej. Byłaby to możliwość nauki przez zabawę, m.in. można by się dowiedzieć dużo o metodach kryminalistycznych stosowa-nych w pierwszej połowie XX wieku. Sama historia kryminalistyki jest bardzo zajmująca, a lata 20. to okres jej burzliwego rozwoju.

MH: Opiekunką Waszego koła jest pani profesor dr hab. Ewa Gruza – jak oceniasz współpracę z nią?

JK: Profesor Gruza jest zaangażowana w dzia-łalność koła, co widać po tym m.in. ze pojawia się na projektach koła, takich jak insceniza-cja procesu czy też aktywnie uczestniczy w pracach nad warsztatami kryminalistycznymi przygotowywanymi przez nas na październik 2010 roku.

MH: Z jakimi innymi pracownikami naukowymi Wydziału „Temida” współpracuje?

JK: Jeżeli chodzi o innych pracowników, współpracujemy bardzo często z panami dok-torami: Gradoniem i Waszkiewiczem – są oni przyjaciółmi „Temidy”, przyjmują zaproszenia na nasze projekty i służą nam pomocą. Cieka-wie i wyczerpująco opracowują powierzone przez nas tematy, pojawiają się tak bardzo czę-sto na spotkaniach koła.

MH: Czy macie plany dotyczące rozwinięcia współpracy z innymi kołami?

JK: Aktualnie prowadzimy rozmowy z Kołem Naukowym Kryminalistyki przy Wydziale Che-mii, którego prezesem jest Kacper Choromań-ski. Naszym pierwszym wspólnym projektem ma być gra fabularna, o której wspomniałem, a koło to miałoby nam zorganizować zaplecze chemiczne. Myślałem też o rozwinięciu współ-pracy z KN Psychologii Sądowej przy Wydziale Psychologii, ale to dopiero faza projektu. Warto byłoby też nawiązać kontakt z podobnymi nam

organizacjami z innych uniwersytetów – bardzo dużo ciekawych inicjatyw realizowanych jest na innych uczelniach w całej Polsce. Gdyby uda-ło się coś osiągnąć na tym polu, to być może możliwe stałoby się zorganizowanie wymiany studenckiej między kołami z różnych uniwersy-tetów. Być może zorganizujemy jeszcze Ogól-nopolski Zjazd Kół Naukowych Prawa Karne-go, ale na razie to bardzo odległa perspektywa.

PS: W marcu bieżącego roku Koło przygotowało inscenizację procesu Karola Kota, seryjnego mordercy zwanego „Wampirem z Krakowa”. Czy Koło planuje kontynuować organizację tego typu inscenizacji i czy ma już pomysły na kolejne?

JK: Oczywiście, mamy zamiar to kontynu-ować, zwłaszcza że była to już 7. inscenizacja z rzędu. Zdążyło się to już wpisać do naszej tradycji. Natomiast co do przyszłego roku, ciągle jeszcze się zastanawiamy, który z intry-gujących procesów warto by zaprezentować. Mamy jeszcze trochę czasu i z pewnością wy-bierzemy coś równie interesującego jak w tym roku.

MH: Czy Zarząd Koła zaplanował już przedsięwzięcia na rok przyszły?

JK: Mamy już kilka pomysłów na przyszły rok. Poza terenową grą fabularną, o której wspominałem wyżej, mamy zaplanowane na październik warsztaty kryminalistyczne, poświęcone tematyce badania dokumentów, badań pismoznawczych i grafologicznych. Odbędą się one w formie konferencji, przy-gotowanej we współpracy z Polskim Towa-rzystwem Kryminalistycznym, a także z La-boratorium Kryminalistycznym Komendy Stołecznej Policji.

MH: Jak w związku z tym układa się wam współpraca z Policją?

JK: W Policji mamy również wielu oddanych

przyjaciół, m.in.: naczelnika laboratorium kryminalistycznego KSP insp. Tomasza Bed-narka. Współpraca układa nam się dobrze, ale jak wiadomo panowie często są zajęci, a gdy zostaną wezwani na służbę, to muszą, niestety, odwołać spotkanie z nami. Tę pewną niedo-godność wynagradza nam fakt, że policjanci są zawsze chętni i gotowi do współpracy.

PS: Współpracujecie z wieloma osobami i instytucjami. Jak wygląda w takim razie wasza współpraca z Radą Kół Naukowych?

JK: Jeżeli chodzi o mnie, to dopiero wdrażam się w procedury współpracy z RKN. Do tej pory nie mieliśmy żadnych zgrzytów, wszystko układało się w porządku. Mam dobry kontakt z prezydium RKN, a gdy mam wątpliwości co do kwestii formalnych, zawsze mogę liczyć na udzielenie mi przez nie informacji.

MH: Czy ilość środków finansowych, na które może liczyć koło, jest wystarczająca, by prowadzić skuteczną działalność?

JK: Myślę, że każde koło naukowe jest zdania, że ilość środków finansowych przeznaczanych na ruch naukowy nie jest wystarczająca. Zawsze znajdą się wartościowe projekty, które są bardzo kosztowne i właśnie z tego powodu nie można ich zrealizować. Natomiast należy stwierdzić, że sytuacja nie jest katastroficzna. Przy tych środ-kach, które mamy, zorganizowanie ciekawych inicjatyw, choć przy niższych funduszach, jest z pewnością możliwe. Jako koło naukowe, „Te-mida” radzi sobie pod tym względem dobrze. Zaangażowaniem i udziałem można często zdziałać dużo więcej niż większą ilością pienię-dzy. Naturalnie, mogłoby być - i mam nadzieję, że będzie - ich więcej, ale nie jest też tak, że z taką ilością nie da się funkcjonować. Także wyczekiwane możliwe dodatkowe środki finan-sowe, o których mówił prodziekan prof. Giaro, pozwalają mi na ten optymizm.

PS: W jaki sposób można zostać członkiem Koła?

JK: Wystarczy przyjść na spotkanie (wtorek, godz. 20:00, s. 211 dawny BUW) i wypełnić deklarację członkowską. Jesteśmy organiza-cją otwartą na wszystkich, którzy są zaintere-sowani prawem karnym. Z tego względu nie przewidujemy żadnej szczególnej procedury inicjacji.

MH: Przygotowując się do wywiadu, zajrzeliśmy na waszą stronę internetową, aby zdobyć o was bliższe informacje. Niestety, niewiele udało nam się na niej znaleźć. Co zamierzasz zrobić, by poprawić jej funkcjonowanie?

JK: Strona jest w tej chwili zdecydowanie nie-aktualna. W zarządzie pracujemy nad jej reor-ganizacją . Chcemy, by nowa strona była zarów-no atrakcyjna pod względem treści jak i grafiki. Mam nadzieję, że po wakacjach strona zacznie już normalnie funkcjonować. W przeciwnym razie uznam to za swoją osobistą porażkę.

Magdalena Homenda: Opowiedz nam krótko, czym zajmuje się najstarsze działające Koło Naukowe na Wydziale - „Temida”.

Jędrzej Kupczyński: Nasze koło zajmuje się prawem karnym sensu largo. Oznacza to, że skupiamy się nie tylko na kodeksie karnym czy kodeksie postępowania karnego, ale pracujemy też nad wszystkimi naukami pomocniczymi, ta-kimi jak kryminalistyka czy kryminologia.

MH: A jak oceniasz dotychczasową działalność Koła?

JK: „Temida” ma piętnastoletnią tradycję i myślę, że jest jednym z najbardziej zauważal-nych kół na Wydziale Prawa. Liczymy obecnie 68 członków, jeśli nie brać pod uwagę aktyw-nych absolwentów. Mamy dużo ciekawych ini-cjatyw, czegoś czego w innych kołach nauko-wych nie można spróbować, takich jak wyjścia na strzelnicę, wizyty w Laboratorium Krymi-nalistycznym Komendy Stołecznej Policji oraz wiele innych. Między innymi dlatego naszą działalność oceniam bardzo pozytywnie.

MH: Niedawno zostałeś wybrany na funkcję prezesa koła. Czy była to zmiana

wynikająca z końca kadencji poprzedniej prezes czy też jej praca nie była pozytywnie oceniana i postanowiliście ją odwołać?

JK: Prezesura Mai Grenich była w ocenie wielu członków koła, w tym także mojej, bar-dzo dobra dla „Temidy”. Fakt zmiany prezesa wynikał z tego, iż Maja nie startowała w tego-rocznych wyborach.

Piotr Sobczyk: Czy jako nowy Prezes „Temidy” masz własną, indywidualną wizję Koła, czy też zamierzasz kontynuować wyłącznie dotychczasową formę działalności i funkcjonowania?

JK: Na pewno zamierzamy kontynuować bar-dzo dobre przedsięwzięcia „Temidy” takie jak coroczne, letnie wyjazdy do szkół policji na warsztaty kryminalistyczne, tradycję insce-nizacji procesów. Chciałbym też wnieść coś nowego do koła – mam, wraz z moim zarzą-dem, sporo autorskich pomysłów, do realiza-cji których przystąpimy od przyszłego roku. Mógłbym tutaj chociażby wymienić pomysł zorganizowania terenowej gry fabularnej z hi-

Jesteśmy otwarci na wszystkicho działalności koła, wizji jego przyszłego funkcjonowania,

nowych projektach, współpracy z policją oraz

stronie internetowej „Temida”

z prezesem Koła Naukowego Prawa Karnego „Temida”

Jędrzejem Kupczyńskim rozmawiają Magdalena Homenda i Piotr Sobczyk

MH: Kto może się zapisać na kurs?

Specjalnych wymagań nie ma. Kurs skiero-wany jest do absolwentów różnych wydzia-łów prawa oraz studentów 5. roku prawa; osób z niższych lat nie przyjmujemy.

MH: Czy jest przewidziana jakaś forma zaliczenia kursu?

Poprosiliśmy wszystkich naszych współpra-cowników, aby przygotowali pytania testo-we w zakresie, w którym przeprowadzali wykład. W ten sposób powstanie symulowa-ny test, który uczestnicy kursu będą pisali w warunkach porównywalnych do egzaminu aplikacyjnego: podobna liczba pytań jedno-krotnego wyboru, porównywalna struktura tj. porównywalna proporcja natężenia róż-nych przedmiotów w podobnym czasie.

MH: W związku z tym, czy przygotowany zostanie oddzielny sprawdzian dla chętnych na aplikację np. radcowską i notarialną?

Wbrew pozorom różnice programowe nie są takie duże – głównie sprowadzają się do występowania lub nie, pewnych elementów prawa podatkowego. Dlatego przewidujemy jeden ogólny test.

MH: Zaliczenie testu daje gwarancję zdania prawdziwego egzaminu?

Nasz test jest formą sprawdzenia samego siebie i może co najwyżej wskazać, że wie-dza uczestnika osiągnęła już stan dający na-dzieję na to. Formalnie między egzaminem kończącym kurs a egzaminem na aplikację żadnego związku jednak nie ma.

MH: W jakim terminie należy się zapisywać na drugą edycję kursu?

Nauczeni zeszłorocznym doświadczeniem chcemy uruchomić rekrutację już w czerw-cu, aby wszyscy chętni, którzy teraz będą szukali takiego kursu, mogli skorzystać z naszej oferty. Również po wakacjach będzie możliwość zapisania się.

MH: Jak można się więc zarejestrować na kurs?

Przez Internet. Zapraszam na naszą stronę www.kursnaaplikacje.pl, gdzie zamiesz-czony jest formularz do wypełnienia, dzięki czemu można uniknąć uciążliwego biegania z papierkami i zaoszczędzić na czasie. W odpowiednim terminie należy też wnieść opłatę.

MH: W jakiej wysokości?

3000 złotych. Wliczone jest w tym 216 go-dzin zajęć, co w porównaniu do konkuren-cyjnych ofert stanowi dużą liczbę.

MH: Obecnie w kursie uczestniczy 60 osób. Czy to docelowa liczba uczestników kursu?

Kurs był przewidywany maksymalnie na 200 osób, ale ze względów organizacyjnych ograniczymy się prawdopodobnie do 100 kursantów. Pragnę zaznaczyć tutaj, że choć nie są oni podzieleni na mniejsze grupy, to taki duży zespół nie przeszkadza ani uczest-nikom ani wykładowcom.

MH: Jak Pani ocenia tę pierwszą edycję? Co by Pani zmieniła w przyszłym roku?

Chcemy pozyskać jaśniejszą, wygodną, dobrze wyposażoną multimedialnie salę. Ponadto, planujemy zmianę natężenia po-szczególnych zajęć – prawdopodobnie zwiększymy liczbę godzin przeznaczonych na wykład z prawa cywilnego kosztem, jak sądzę, postępowania administracyjnego. Po-trzebę zwiększenia wymiaru zajęć z prawa cywilnego sygnalizowali zarówno uczest-nicy, jak i sami wykładowcy. Staramy się wsłuchiwać w opinie naszych słuchaczy - przeprowadzamy ankiety i dzięki temu do-wiadujemy się, co powinno ulec korekcie na przyszłość.

MH: A dlaczego akurat ten kurs? Czym się on wyróżnia spośród innych?

Na pewno stosunkowo dużą liczbą zajęć o dużym zakresie przedmiotowym – myślę, że pokrywają one ok. 80% materiału wymaga-nego na egzaminach na aplikacje. Staramy się też nie działać mechanicznie, lecz dosto-sowywać czas poświęcony danemu przed-miotowi do jego objętości oraz nasilenia, z jakim ten przedmiot występuje na egzami-nie. Naszym niewątpliwym plusem jest do-bra kadra z dużym doświadczeniem dydak-tycznym: profesorowie, wybitni specjaliści, wybitni sędziowie – elita prawnicza. Poza tym, dużym uznaniem cieszy się element praktyczny, których chyba nas najbardziej wyróżnia spośród innych ofert.

MH: Dziękuję za rozmowę.

wywiad

3938

wywiad

www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

Page 21: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

Może więc istotą tego uchodź-stwa jest nie tyle ucieczka z Pol-ski, co ucieczka w głąb siebie i swej twórczości? Nie sposób się rozwodzić nad kwestią nie wią-żąc jej z tak wyraźnym u pisarza dylematem (czy może raczej kom-pleksem) polskości. Skromny jak zawsze i umiarkowany w poglą-dach poseł i reżyser filmowy Kazi-mierz Kutz wskazywał na swoisty paradoks Mrożka, który nie czując się dobrze jako Polak, nie mógł żyć i – przede wszystkim – pisać bez ojczyzny. Na to, że patriotyzm oznaczać może uczucie nienawiści do Polski po to, by ją kochać. Pani Weronika Szczawińska zauważyła unoszącego się nad dramatami pisarza „ducha Wesela”, klisze i powidoki tworzące naszą na-rodową świadomość. I przypomniała pewien rysunek samego Mrożka, obrazujący Polaka pytającego przy wódce: „czy to wesele, czy to pogrzeb?”.

Jacek Wakar, redaktor naczelny dodatku kulturalnego „Dziennika”, zaproponował ujęcie nieco odmienne. Bo może istota tkwi nie tyle

w owym oddaleniu od wspólnoty, co w prze-śmiewczym, acz krytycznym spojrzeniu autora, który nie ułatwia nam zadowolenia z siebie. I słusznie, że to robi!

Czy należy się zatem Mrożkowi pomnik? Czy w Polsce byłby on zaakceptowany – i czy w ogóle potrzebny? Pan Antoni Libera kolejny raz nie zgodził się takim ujęciem zaznaczając wy-raźnie, że Mrożek nie jest pedagogiem ani dy-

daktykiem. Zwrócił też uwagę na inne aspekt, uniwersalistyczny: emigracji nie tyle od Polski, co od świata, uzna-wania za pomyłkę natury istoty ludz-kiej jako takiej. I zaproponował podział jego twórczości na dwie odmienne sfery – pisarską, idealnie sformowaną, o obiektywnym mianie Sztuki, oraz publicystyczną.

I długo można by jeszcze przy-taczać wszystkie refleksje, propono-wane interpretacje, kontrowersyjne opinie, a łamy naszego czasopisma są, niestety, ograniczone. Konkluzje wypływające ze spotkania nie były jednak optymistyczne: bo umiejęt-ność czytania i rozumienia Mrożka

zamiera; bo niezawłaszczalnosć jego drama-tów jest niechętnie widziana przez współ-czesny teatr, nie tylko zresztą polski; bo ten Polak, jakim go Mrożek opisuje, przywykł do swego wizerunku z „Emigrantów”... a nawet go polubił.

Ale może takie debaty jak ta pomo-gą zastanowić się nad tym choćby odrobinę głębiej?

f i lm

NR: Jakie korzyści daje przystąpienie do prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego?

WK: Wykupienie kart medycznych w na-szej firmie zapewnia bezgotówkową opiekę medyczną w ponad 300 placówkach medycz-nych o wysokim standardzie w całej Polsce (wśród nich : CM Lim,Lux Med, Enel Med, Centrum Damiana, Dantex-Med. Itp.). Kon-sultacje WSZYSTKICH specjalistów są bez limitów i bez skierowań. Wizyty domowe le-karzy i badania są także nielimitowane.

NR: A co jeżeli wyjedziemy ,, gdzieś w Polskę” i nie ma w pobliżu waszych placówek?

WK: Należy pójść do najbliższej placówki medycznej, wziąć rachunek i przesłać go do naszej firmy celem uzyskania zwrotu kosztów.

NR: Piętą Achillesa państwowej służby zdrowia jest bardzo długi czas oczekiwania na konsultacje i badania. Jak ten problem rozwiązała Pańska firma?

WK: Fakt że współpracujemy z bardzo do-brymi placówkami tworzącymi gęstą sieć lecznic prywatnych oraz możliwość skorzy-stania z każdego lekarza prywatnego na te-renie Polski i rozliczenia rachunkowego gwa-rantuje szybką i bardzo fachową obsługę.

NR: Co jeszcze jest waszą mocną stroną?

WK: Chyba jako jedyny ubezpieczyciel w Polsce oferujemy pełną i nielimitowaną opieką stomatologiczną oraz częściową re-fundację za protetykę dentystyczną – korony, implanty itd.

Jest możliwość zwrotu kosztów leków (500 zł lub 700 zł na rok), wypłacamy tzw. zasi-

łek szpitalny czyli ryczałtową kwotę za każ-dy dzień pobytu w szpitalu. Karta zapewnia również opiekę pielęgniarską np. założenie i zdjęcie gipsu, zastrzyki, szwy, opatrun-ki. Posiadamy bardzo rozbudowaną pomoc Assistance: w przypadku nieszczęśliwych wypadków lub nagłych zachorowań zapew-niamy transport medyczny, wizyty domowe lekarza, pielęgniarki, pomoc psychologa, dostawę leków, opiekę nad osobami niesa-modzielnymi, rehabilitację oraz zakup lub wypożyczenie sprzętu rehabilitacyjnego.

NR: A ceny?

WK: Ceny uzależnione są od wieku, płci i wariantu ubezpieczenia. Są one ustalane podczas rozmowy z przedstawicielem firmy. Szczegóły opisane są na stronie internetowej: www.ubezpieczeniemedyczne.eu

NR: Dziękuję za rozmowę.

KARTY MEDYCZNE - najlepsze rozwiązanie dla wymagających pacjentów

Ciągła reforma służby zdrowia doprowadziła ten resort na skraj upadku.

Na wykonanie koniecznych badań czeka się miesiącami, a na konsultacje u specjalisty nawet pół

roku i wcześniej trzeba udać się do innego lekarza po skierowanie. W tej sytuacji najlepszym

rozwiązaniem jest wykupienie prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego,

z wieloletnim przedstawicielem specjalizującego się w ubezpieczeniach medycznych towarzystwa ubezpieczeń,

Wojciechem Kacprowiczem rozmawia Nasz Redaktor

a r t y k u ł s p o n s o r o w a n ywywiad

40 www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUS 41ma j - c ze r w iec 2010 |Lexu§

kultura

„Kwiat Pustyni” to opowieść o tru-dzie bycia kobietą w afrykańskim świecie, o różnicach międzykultu-

rowych, o perypetiach niezwykle silnej osoby, która postanowiła pokonać wszystkie przeciw-ności losu i być szczęśliwą. Przerwała również zmowę milczenia, aby pomóc innym.

W Somalii każde imię coś znaczy. Waris na przykład oznacza „kwiat pustyni”, gatunek rzad-ko spotykany, kwitnący krótko lecz pięknie. Pięk-na (dosłownie i w przenośni) jest również kobieta, która tę imię nosi. Waris Dirie jest nie tylko po-chodzącą z Afryki światowej sławy supermodel-ką, ale również ambasadorem ONZ działającym na rzecz zaprzestania brzezania kobiet.

Poznajemy ją jako nastolatkę, która wraz z rodzicami - Nomadami i licznym rodzeństwem prowadzi spokojne i szczęśliwe życie na pustyni. Sielankę przerywa dzień, w którym ojciec zapo-znaje Waris z jej przyszłym mężem- sześćdziesię-cioletnim mężczyzną. Dirie woli opuścić rodzinę, niż być kolejną żoną człowieka, który mógłby być jej dziadkiem. Udaje się do Mogadiszu, a stamtąd wraz z wujem (ambasador Somalii w Wielkiej Brytanii) do Londynu. Tam spotyka jednego z najsłynniejszych fotografów mody Terence’a Do-novana. Za namową przyjaciółki, u której miesz-ka, postanawia zgodzić się na sesje zdjęciową i…

Mimo że jej życie zaczyna przypominać bajkę, Waris nie potrafi być szczęśliwa. Brakuje jej bowiem czegoś, czego została pozbawiona w wieku lat pięciu - swojej kobiecości. Wraca wciąż we wspomnieniach do dnia, w którym matka położyła ją na dużym kamieniu i kurczowo trzy-mając córkę pozwoliła by „morderczyni” (jak tytułowa bohaterka określa szamankę), przy po-mocy żyletki wycięła dziecku łechtaczkę wraz z częścią warg sromowych. Wspomnienia stają się silniejsze w czasie każdej miesiączki, gdy powra-ca niesamowity ból. Otwór pozostawiony przez szamankę jest bowiem zbyt mały, by krew mogła się wydostać. Zresztą nie tylko krew, to samo do-tyczy moczu. Waris poddaje się zabiegowi, który ma pomóc jej w miarę normalnie funkcjonować. Wówczas zaczyna również rozumieć, że bycie kobietą to nie tylko ból i cierpienie. Postanawia wykorzystać swą sławę, aby pomóc innym Afry-kankom. Zaczyna walkę z rytuałem obrzezania.

Po obejrzeniu filmu jestem nie do końca przekonana czy powinno się twierdzić, że jest to ekranizacja książki o tym samym tytule. Uwa-żam że lepsze byłoby stwierdzenie „oparty na życiorysie/ książce”. Dzieło Sherry Horman różni się bowiem od relacji zawartych w powie-ści. Scenarzyści postanowili połączyć kilka po-staci w jedną. Przemilczeli również pewne sceny, a inne pozmieniali.

Ekranowa wersja wydarzeń przedstawiona jest w sposób nieuporządkowany; wiele wąt-ków jest rozpoczętych, jednak niewyjaśnionych do końca. Momentami można się pogubić w tym, co jest wspomnieniem, a co dzieje się „na żywo”. Osoby, które nie czytały książki, mogą mieć również problemy ze zrozumieniem pew-nych nawyków Waris, jak np. zakręcanie wody przy mydleniu się. Nikt bowiem nie wyjaśnia im w filmie, że woda dla Nomadów ma większą wartość niż złoto. Bohaterka oszczędza ją więc najbardziej jak się da.

Zawiedzeni mogą być też Ci, którzy chcieli zobaczyć afrykańskie krajobrazy, gdyż wspo-mnienia bohaterki są ograniczone do minimum.

Film ma jednak dwie bardzo mocne strony. Pierwszą jest niewątpliwie obsada. Odtwórczyni pierwszoplanowej roli Liya Kebede pasuje do niej nie tylko wizualnie. Patrząc na nią, ma się wrażenie obserwowania filmu dokumentalnego. Również pozostali aktorzy (w tym największe gwiazdy angielskiego kina) zasłużyły na po-chwałę. Wymienię tylko niektórych z nich: Sally Hawkins , Craig Parkinson , Juliet Stevenson , Timothy Spall.

Na uwagę zasługuje także ścieżka dźwię-kowa. To muzyka tworzy niesamowity klimat filmu, pomaga w zrozumieniu go. Niewątpliwie wpada w ucho i zapada w pamięć.

„Kwiat Pustyni” to film, który porusza waż-ny temat. Nie jest jednak smutną opowieścią o pokrzywdzonej dziewczynie, która uskarża się na swój los. To na swój sposób optymistycz-na opowieść - o kobiecie, która postanowiła pokierować swym życiem. I robi to najlepiej jak potrafi.

„Kwiat Pustyni” Today is your lucky dayMagdalena Sadowska

Czy pamiętacie może jak kiedyś, czytając książkę, zraniliście się brzegiem kartki? Albo ból, gdy zacieliście się przy goleniu? A teraz wyobraźcie sobie, że ktoś „na żywca”, bez żadnego znieczulenia, bez zachowania minimum warunków sanitar-nych, „odkażoną” jedynie śliną żyletką wycina wam najbardziej intymne części ciała. Wam, czyli małej, pięcioletniej dziewczynce….

O Sławomirze Mrożku powiedziano już chyba wszystko. Niestety, nie wszystko co w tym dyskursie jest wartościowe-

go dociera do wszystkich, do których dotrzeć powinno. Dlatego spotkania takie, jak choćby to zorganizowane przez „Kulturę Liberalną” w klubokawiarni na ul. Chłodnej, są nieocenio-nym punktem na literackiej mapie naszej uko-chanej stolicy.

O tym między innymi dyskutowali, przy gę-sto wypełnionej sali, zaproszeni goście w licz-bie pięciu. Punktów widzenia zaś – jak słusznie zauważyła pani reżyser Weronika Szczawińska – było przynajmniej dwukrotnie więcej. Tema-tem przewodnim spotkania było hasło „Mro-

żek. Uchodźca”, a okazja do niego nie byle jaka: osiemdziesiąte urodziny autora i fakt, że już wkrótce na rynku ma ukazać się pierwszy tom jego dzienników. Oddanych do druku, jak sam szczerze przyznaje, dla pieniędzy.

Była to już druga debata z zapowiadanego przez redakcję internetowego tygodnika cyklu sporów o współczesne autorytety. Po Jarosła-wie Iwaszkiewiczu, postaci kontrowersyjnej ze względów i osobistych, i politycznych, nadeszła pora na ocenę i analizę twórcy małomównego, prześmiewczego i zdecydowanie nie mogącego się odnaleźć w polskiej rzeczywistości. Nad de-batą cały czas wisiało pytanie, na które jednej odpowiedzi udzielić nie sposób: jaka jest praw-

dziwa motywacja wiecznego uchodźcy, który ostatecznie i z własnej woli opuścił nasz kraj - na zawsze?

Zdecydowanie nie przybrała ona formy miłej pogaduszki przy kawie. Już pierwsze zagadnienie, zaproponowane przez moderu-jącego panel dra Jarosława Kuisza, wzbudzi-ło dość stanowczą kontrę ze strony tłumacza i pisarza Antoniego Libery. Jak zawsze wszak bezpośredniego. A poszło o opinie wyrażoną przez Tadeusza Nyczka, krytyka literackiego, o tym jak oceniałby Mrożek niedawne reakcje na katastrofę w Smoleńsku. I czy w związku z tym naprawdę chciałby uciec na Grenlandię - miejsce w którym, o dziwo, jeszcze zdaje się nie był.

Jak w filmach Hitchcocka mieliśmy więc trzęsienie ziemi – a następnie napięcie zaczęło rosnąć. Czy można urodzić się jako emigrant? Reżyser teatralny Maciej Englert wyraźnie zaznaczył, że Mrożek nie jest autorem, który uczestniczyłby w życiu publicznym. Zawsze lakoniczny w wywiadach, niechętny wobec inicjatyw społecznych - uczestnictwem staje się dla niego dramat. Szczególnie wtedy, gdy po-trafi zapełnić nim salę w teatrze.

Dziesięć stron barykadyMarek Skrzetuski

O Sławomirze Mrożku powiedziano już chyba wszystko. Niestety, nie wszystko co w tym dyskursie jest wartościowego dociera do wszystkich, do których dotrzeć powinno. Dlatego spotkania takie, jak choćby to zorganizowane przez „Kulturę Liberalną” w klubokawiarni na ul. Chłodnej, są nieocenionym punktem na liter-ackiej mapie naszej ukochanej stolicy.

źródło: dziennik.pl; fot.:Wojciech Grzędziński

Page 22: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

Niestety, polskie tłumaczenie tytułu i przyjęta „kasowa” forma reklamy filmu, mogą spaczyć niezaznajomio-

nym z twórczością nowojorczyka wyobraże-nie o „Whatever Works”.

Zwrot ten jest całym sensem dzieła, odze-wem autora, definiowanym kolejno przez każ-dego z bohaterów. Tytuł „Co nas kręci, co nas podnieca”, w połączeniu z plakatami przedsta-wiającymi zakochaną, młodą parę (nie jest ona bynajmniej kluczowa dla filmu) sprawia wraże-nie, że do kin wchodzi właśnie nowa komedia romantyczna. Nic bardziej mylnego. „Whatever works” to pierwszy chyba w karierze Woodego Allena thriller psychologiczny. Próby samobój-cze, zdrady, nieprzewidywalne zwroty akcji, me-tamorfozy postaci, problemy rodzinne i pytania o sens istnienia i własną tożsamość…

…Niestety aktorzy zupełnie zepsuli domnie-many przeze mnie zamysł reżysera, sprowadza-jąc wszystkie sceny do gatunku, z którego Alle-nowi nigdy nie udało się wyrwać… czyli jego własnego, autorskiego. Główna postać, Boris Yellnikoff, jest tak klasycznym, sarkastycznym lecz pozytyawnym allenowskim bohaterem, że pierwsze kilka minut filmu mocno główkowa-łem czy aby Pan Woody nie obsadził (jak za-zwyczaj) sam siebie, tym razem w wymyślnej charakteryzacji. Nie degraduję tu wcale Larry’e-go Davida, faktycznego odtwórcę roli. Jego gra to majstersztyk. Reszta obsady nie pozostaje w cieniu. Młoda Evan Rachel Wood, odtwórczyni głównej roli kobiecej (Melody) to kwintesencja naiwnego wdzięku, „ocieplacz” filmu i przy-czyna całego zamieszania zawiązującego akcję. Kolejni bohaterowie to za każdym razem nowy, w pełni ukształtowany świat. Nic zbędnego, nic ogranego, nic kiczowatego, czysty geniusz.

Całości dopełnia przedsta-wiony magicznie Nowy Jork. Owa scenografia idealnie oddaje zasadę nieoznaczoności Heisen-berga (zrozumiecie po seansie). Podejrzewam, że Woody Allen nie potrzebował manipulować obrazem, zna miasto tak dobrze, że dobrał idealnie miejsca do scen.

Najmocniejszą stroną filmu

są jednak dialogi. „Whatever Works” mogłoby być w zasadzie słuchowiskiem radiowym aby wciąż pozostać dziełem wyrazistym i pełnym. Subtelne riposty i ironiczne komentarze nie po-winny wprawdzie u Allena zaskakiwać, jednak gwarantuję, zrobią to. Monologi Borisa czy jego dialogi z Melody, odzywki, komentarze, rozmo-wy matki z córką, męża z byłą żoną… właściwie we wszystkich konfiguracjach aktorskich nadwy-rężają intelekt, pozostawiając na ustach uśmiech jako trwały skutek uboczny seansu.

Zdaję sobie sprawę, iż łamiąc wszelkie za-sady pisania recenzji nie przedstawiłem zarysu fabuły ani krótkich charakterystyk postaci. Po-minąłem nazwiska. Postąpiłem tak bezczelnie nieprofesjonalnie z jednego powodu: ten film po prostu trzeba zobaczyć. Wystarczyć Wam musi świadomość, że:a) życie odzyska sens (jeżeli Wasze akurat ma,

to stracicie go podczas oglądania, po czym odzyskacie podczas finału),

b) miłość okaże się czekać za rogiem (lub pod oknem, względnie w stercie kartonów),

c) w końcu ktoś Was uświadomi (w każdym sensie).

Poszukiwaczom smaczków polecam spraw-dzenie, kto jest aktualnym partnerem Evan Ra-chel Wood (nabierze to po seansie głębszego sensu), a także zapoznanie się z filmem „To wspaniałe życie” Franka Capry (inspiracja dla Allena).

Po obejrzeniu „Whatever works” miałem błogie odczucie, iż całe zło świata może mnie nie dotyczyć. Borisowi i reszcie też się to udzieliło, czego i Wam życzę.

Liczba sześciu statuetek przyznanych fil-mowi „The Hurt Locker” (w tym Oscar w kategorii „najlepszy film”) wydawała

się być z polskiej perspektywy dość dziwnym rozstrzygnięciem. Otóż oscarowy triumfator nie był w naszym kraju kinowym hitem – za-brakło go w repertuarze multipleksów, a można się było z nim zapoznać przede wszystkim za sprawą kilkukrotnej emisji na antenie jednego z najpopularniejszych kanałów polskiej telewizji cyfrowej oraz dystrybucji płyt DVD. Ponad-to producenci filmu dysponowali nad wyraz skromnym jak na hollywoodzkie warunki bu-dżetem. Mimo to udało im się stworzyć film, który odniósł sukces oraz w moim odczuciu zasłużył na uhonorowanie tyloma nagrodami.

„The Hurt Locker” został oparty na scena-riuszu Marka Boala, korespondenta wojenne-go, który miał okazję towarzyszyć amerykań-skim saperom operującym w Iraku. Głównym bohaterem jest William James, dowódca trzy-osobowego oddziału zajmującego się rozbraja-niem ładunków wybuchowych, podkładanych codziennie na ulicach irackiej stolicy. Akcja filmu koncentruje się na codziennym życiu oraz

odmiennych postawach wobec wojny, okazy-wanych przez członków oddziału. Poruszona została także kwestia kontaktu żołnierzy z lud-nością miejscową. Po zakończeniu służby żoł-nierze wracają do swych domów. Jednakże nie dla każdego z nich powrót niesie ze sobą ulgę...

Motto filmu brzmi: „The rush of battle is a potent and often lethal addiction, for war is a drug (Gorączka walki jest potężnym i często zabójczym uzależnieniem, gdyż wojna jest nar-kotykiem)” i stanowi doskonałe podsumowanie problematyki przez niego poruszanej. Sierżant James, który zastąpił zabitego przez eksplozję plutonowego Thompsona, budzi nieufność u swoich nowych towarzyszy. Weteran wojny w Afganistanie zachowuje się podczas saperskich akcji jak kowboj – skrajna pewność siebie zakra-wa o lekkomyślność, brawurę i pyszałkowatość. Bigelow nie podejmuje się wartościowania po-staci – sposób prowadzenia kamery, doskonała ścieżka dźwiękowa, której ważnym elementem staje się momentami cisza oraz brak aktorskich gwiazd powodują, że „The Hurt Locker” zbli-ża się stylistycznie do filmu dokumentalnego. Sierżant James nie jest ani superbohaterem, ani postacią o jednoznacznie negatywnym za-

barwieniu. Jest po prostu człowiekiem uzależ-nionym od adrenaliny jaką daje wojna, saperem – pracoholikiem, który przechowuje uniesz-kodliwione zapalniki w pudełku pod łóżkiem, a relaksuje się przy ostrych brzmieniach indu-strialnego metalu. Mężczyzna z niego ani dobry ani zły – jego dziwactwem jest niecodzienny sposób na życie. Ale czy dziwactwem nie jest także bolesna konieczność wyboru jednego z setki opakowań płatków śniadaniowych, przed jaką staje mieszkaniec wysoko rozwiniętego kraju, dokonując zakupów w supermarkecie? Codzienne życie po prostu nie zadowala Jame-sa, on potrzebuje silnych wrażeń. Czy rzeczywi-ście można znaleźć takich ludzi w jednostkach saperów? Jest to kwestia sporna, która wzbu-dziła kontrowersje w środowisku amerykań-

f i lm fi lmkultura

42 www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUS 43maj - c ze r w iec 2010 |Lexu§

kultura

„The Hurt Locker. W pułapce wojny”Jakub Brzeski

Kiedy zimą mówiło się o szansach poszczególnych filmów na zdominowanie gali rozdania Oscarów, zdecydowanym faworytem do zdobycia największej lic-zby statuetek wydawał się być „Avatar” Jamesa Camerona. Do zrealizowania swojego wizjonerskiego projektu Cameron potrzebował gigantycznego budżetu, pozwalającego na użycie nowatorskich technologii. To właśnie efekty specjalne miały przyciągnąć i przyciągnęły widzów do kin. Oscarowe jury bardziej doceniło jednak inny film, wyreżyserowany przez byłą żonę Jamesa Camerona, Kathryn Bigelow.

„Whatever works” aka „Co nas kręci, co nas podnieca” Konrad Leszko

skich weteranów wojennych, którzy poddają w wątpliwość wiarygodność filmu. Należy pamię-tać, że „The Hurt Locker” to mimo wszystko dzieło o charakterze fabularnym i wiele kwestii zostało w nim przejaskrawionych i dostosowa-nych do wymagań widza kinowego. Nie może być zatem traktowany jak w pełni wiarygodne źródło informacji o wojnie w Iraku. Biorąc jed-nakże pod uwagę doświadczenia, jakie stały się udziałem Marka Boala, możemy wnioskować iż autor scenariusza zetknął się z żołnierzami wykazującymi cechy sierżanta Jamesa.

„The Hurt Locker” nie ocenia konfliktu w Iraku. Perspektywa obrazu jest na tyle zawężo-na, że widz nie ma zbyt wielu okazji do zastano-wienia się nad sensem wojny. Dostaje natomiast możliwość wczucia się w emocje towarzyszące saperom. Trzeba uczciwie przyznać, że pierw-sza w historii kobieta uhonorowana Oscarem dla najlepszego reżysera sprawiła, iż siedząc wygodnie w kinowym fotelu lub domowym zaciszu, doświadczamy przyspieszonego bicia serca. Tempo akcji się zmienia, napięcie jest raz silne, a raz słabsze – jak na wojnie. Obrazy po-zostają w głowie jeszcze długo po zakończeniu seansu.

Co sprawiło, że film aż tak zachwycił osca-rowe jury? Maestria w poszczególnych elemen-tach sztuki filmowej oraz poruszenie wojennej tematyki w sposób do tej pory raczej niespoty-kany wśród fabularnych produkcji filmowych. „The Hurt Locker” nie nosi znamion dzieła hol-lywoodzkiego – jest nieszablonowy i niestan-dardowy. Gorąco zachęcam do obejrzenia fil-mu, pamiętając o przygotowaniu odpowiedniej jakości sprzętu odtwarzającego – pozwalające-go cieszyć się dopieszczoną ścieżką dźwiękową i raz spektakularnymi, a raz celowo niedopraco-wanymi ujęciami kamery.

Jenny to szalenie inteligent-na maturzystka, mieszkająca na przedmieściach Londynu

z rodzicami o konserwatywnych poglądach. Ma wspaniałe przy-jaciółki, najlepsze oceny, talent muzyczny i niesamowitą pamięć. Jednak jej życie to tylko pozorna sielanka, ponieważ psuje ją postać ojca dziewczyny. Kochający rodzi-ciel zaplanował całe życie córki, od dnia jej narodzin aż po dzień śmierci. Aktualnie dąży do reali-zacji punktu pod tytułem: dostanie

się na Oksford. Wszystko podporządkowane jest więc jak najlepszemu zdaniu matury- korepety-cje, zakaz uczestniczenia w zabawach, ba - słu-chania ukochanych francuskojęzycznych piose-nek („tego nie ma w programie nauczania”). I gdy wydawać by się mogło, że dla prymuski nie ma nadziei...

Londyńska pogoda sprawia jej prezent- gentelmana, który proponuje jej podwiezienie do domu w czasie ulewy. Nagle życie Jenny zaczyna nabierać zupełnie nowych barw. Bale, wernisaże, podróże, wyścigi konne i… zaręczy-ny tuż przed maturą. Czy aby związek nastolatki z rówieśnikiem jej ojca to dobry pomysł? Czy można przez całe życie dobrze się bawić i nie pracować? I w jakim stopniu na decyzje rodzi-ców wpływa to, co im mówimy, a w jakim ich własne doświadczenia?

Sądzę, że „Była sobie dziewczyna” to naj-lepsza brytyjska produkcja ostatnich lat. Pomi-jając znakomitą obsadę (Carey Mulligan- Jenny

„Była sobie dziewczyna” Kiedy pęknie uwięziona bańka mydlana? Magdalena Sadowska

Czy zastanawiałeś się kiedyś nad sensem edukacji? Ile razy marzyłeś o tym, żeby to wszystko szlag trafił i żebyś mógł wreszcie bawić się do woli? Czy aby na pew-no Twoje życiowe decyzje należą jedynie do Ciebie? Jeśli uważasz, że tak, to jaki wpływ na nie miało Twoje otoczenie?Jeżeli interesuje Cię odpowiedź na chociaż jedno z wymienionych pytań, „Była sobie dziewczyna” to film dla Ciebie. Szczególnie obecnie, gdy musisz wybierać pomiędzy zabawą a przygotowaniami do sesji.

, Peter Sarsgaard – narzeczony, Olivia Williams – nauczycielka, Dominic Cooper – przyjaciel) i piękne widoki Paryża oraz Londynu, należy zwrócić uwagę na doskonałe oddanie atmosfe-ry lat sześćdziesiątych, w których rozgrywają się prezentowane wydarzenia. Stroje, opinie, zachowanie, wyposażenie typowo robotniczego domu uzupełnia wpadająca w ucho muzyka, za-równo anglo- jak i francuskojęzyczna. Plusem jest również specyficzny angielski dowcip oraz podejście do życia. Należy pamiętać o przesła-niu filmu. Nie jest ono wydumane, ani przeka-zane w sposób patetyczny. Nie jest też „podane na tacy”. Jednak nastraja optymistycznie. Szcze-gólnie z perspektywy zbliżającej się sesji.

Jak widać, wbrew tytułowi i pierwszemu wrażeniu „An Education” nie jest produkcja przeznaczoną tylko dla nastolatków. Osobiście polecam ją widzom w każdym wieku, oczeku-jącym dobrej zabawy towarzyszącej inteligent-nej produkcji.

I nie zapomnijcie rady Helen (Rosamund Pike ), że najważniejsza w życiu jest rozwaga, bo tracąc ją staniecie się „typowymi grubymi i pa-skudnymi studentami w grubych okularach”, a nikt z nas chyba nie pragnie podobnego losu.

Woody Allen widzi „cały obraz”. My nie. Każdemu, kto pragnie poszerzyć swą świadomość polecam zajrzeć poprzez najnowszy film mistrza w życie Borisa Yell-nikoffa. Nie obrazi się, wie że tam jesteście.

Inteligencja, sarkazm i gra na klarnecie najwyraźniej mają właściwości konserwujące, bowiem amerykański reżyser stworzył najświeższe i najbardziej soczyste dzieło od lat. Nawet „Vicky, Cristina, Barcelona”, poprzedni hit „od-kurzonego” Allena nie może się z nim równać.

Page 23: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

muzyka muzyka kultura

45maj - c ze r w iec 2010 |Lexu§44 www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUSS

kultura

Projekt: Discovering music, czyli laik w muzycznej dżungliMagdalena Homenda

Cel nr 1: Florence and The Machine „Lungs”

Rok 2009 należał do angielskiej wokalistki Florence Welch i jej zespołu: deszcz nagród, pochwały krytyków za krążek „Lungs” i niezwykła popularność na świecie… I wcale się

nie dziwię temu zamieszaniu, bo świat muzyczny dawno już nie wi-dział tak błyskotliwego debiutu. „Lungs” jest świetnym albumem sta-nowiącym kombinację różnych gatunków muzycznych – pop, rock, indie. Zachwyca swoją świeżością, niekonwencjonalnością i dojrza-łością. Obok żywych, skocznych kawałków znajdziemy tu nastrojowe ballady (np. „A Girl with One Eye”), zaś pozytywne utwory przepla-tają się z nieco bardziej mrocznymi piosenkami (np. „Cosmic Love”). Ekscentryczny muzycznie i porywający emocjonalnie krążek nie nudzi się nawet na chwilę – od początku do końca jesteśmy zaskaki-

wani zmianą tempa czy siłą utworów (najlepszym przykładem „Bird Song”). Efekt taki płyta zawdzięcza nie tylko nieprzeciętnym wyko-rzystaniem instrumentów takich jak harfa czy dzwonki oraz inteli-gentnym, czasem zabawnym, czasem ironicznym tekstom, ale przede wszystkim fascynującemu wokalowi angielskiej piosenkarki. Floren-ce czaruje głosem i nie pozwala nam pozostać biernymi słuchaczami, przekazując niezwykłą energię. Wybranie najlepszego lub najgor-szego kawałka stanowi ciężkie zadanie, gdyż prawie każdy jest inny, a jednocześnie wszystkie stoją na podobnym, wysokim poziomie. Al-bum wymyka się wszelkim ramom i ustanowionym standardom mu-zycznym, co stanowi chyba jego największy plus. Z pewnością zespół ma wielki potencjał, więc miejmy nadzieję, że go nie zmarnuje!

Cel 2: Alicia Keys „The Element of Freedom”

Kiedy w 2001 roku dwudziestoletnia Alicia Keys zadebiuto-wała w muzycznym świecie krążkiem “Songs in a minor”, krytycy rozpływali się w zachwytach nad dojrzałością tej

młodej wokalistki, odwagą artystyczną, niezwykłym głosem oraz drzemiącym w niej, a nie do końca wykorzystanym, potencjałem. Znalazło to odzwierciedlenie nie tylko w fenomenalnej liczbie sprze-danych egzemplarzy (ponad 12 milionów na całym świecie), ale i w pięciu muzycznych Oscarach – nagrodach Grammy. Od tego cza-su minęło 9 lat, podczas których panna Keys wydała jeszcze 3 krążki studyjne. Ostatni – „The Element of Freedom” – w ubiegłym roku. Niestety, to kolejny dowód na to, że ta inspirująca się Arethą Franklin wokalistka zamiast rozwijać swój nieprzeciętny talent i mierzyć coraz wyżej, wybrała prostą drogę komercji. Tradycyjnie, album rozpoczy-na się refleksyjnym intro, by płynnie przejść do „części właściwej”. O ile pierwszy utwór „Love is Blind” przypomina „dawną” Alicię so-ulowym brzmieniem, mrocznym klimatem i ciekawym wokalem oraz pomysłowym wykorzystaniem chórków, to słuchając kolejnych ka-wałków, jako fanka Alicii Keys, byłam coraz bardziej rozczarowana.

Płyta stanowi składankę prostych, popowych piosenek o charakterze lirycznych ballad, które za nic nie dorównują genialnemu „Fallin’” czy „A Woman’s Worth”. Zamiast nastrojowego pianina częściej słyszymy elektroniczne bity, a głęboki, świdrujący wokal zastąpiony został przez banalne chórki i jednorodną tonację głosową. Kolejne kawałki są do siebie monotonnie podobne, zaś teksty rozczarowują swoją standardowością. Nieco wyróżniającym się utworem jest duet z Beyonce, który dodaje nieco innej energii krążkowi, ale bardziej przypomina muzyczny styl byłej wokalistki „Destiny’s Child” niż sa-mej Alicii. Mimo iż album cechuje większa spójność niż poprzednie płyty Amerykanki oraz bardzo dobra produkcja, to wydaje się, że jest za mało ryzykowny, odważny, ambitny, zaś sama Alicia jako artystka stanęła w miejscu. Z drugiej strony jednak płyta może być uznana za świetny popowy krążek, wnoszący nieco świeżości do tego gatunku muzyki. Ale czy tylko tego oczekujemy po Alicii Keys? Po „Fallin’” wokalistka zrobiła słuchaczom ogromny apetyt na niebanalną muzy-kę, a tymczasem zawodzi, ulegając modzie na chwytliwe brzmienia i sentymentalne teksty.

Cel nr 3: Raz Dwa Trzy „SkąDokąd”

Od premiery ostatniego, fenomenalnego autorskiego krąż-ka zespołu Raz Dwa Trzy „Trudno nie wierzyć w nic” minęło siedem długich lat. W tym czasie grupa przeżyła

flirt z twórczością Wojciecha Młynarskiego, czego efektem była okryta podwójną platyną płyta „Młynarski”, oraz nagrała w 2008 roku singiel „Pałacyk Michla” z okazji 64. Rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Teraz, wymykając się wszelkim wy-maganiom show-biznesu, Adam Nowak i jego koledzy stworzyli dojrzały, intymny i przejmujący album, który natychmiast zajął czołowe miejsce na listach bestsellerów.

Nowa płyta Raz Dwa Trzy nie zaskakuje słuchacza rewolu-cyjną zmianą stylu - jedni będą to postrzegać jako zaletę, inni mogą poczuć niedosyt. Całość złożona z 11 utworów przypomi-na starą, charakterystyczną konwencję muzyczną, zaś obecność instrumentalnego kawałka o policjantach świadczy o ciągłości artystycznej zespołu. Słyszymy więc tu dobrze znane motywy muzyczne, tradycyjne sięgnięcie po instrumenty akustyczne przeplatane elementami elektrycznymi, idealną współpracę gru-py artystów-indywidualistów, jakby zmęczony głos Adama No-waka… A jednak płyta ta jest inna od poprzednich wydawnictw.

Podczas gdy dynamiczne „Trudno nie wierzyć w nic” skupiało się na relacji Bóg-człowiek i żonglowało abstrakcyjnymi afory-zmami, wprowadzając nierzadko w konfuzję i prowadząc inte-lektualną grę ze słuchaczem, „SkąDokąd” stanowi o wiele bar-dziej wyciszoną, spokojną, refleksyjną kompozycję. Poetyckie teksty podejmują tematy związane z prozą egzystencji człowie-ka takie jak sens i cel ludzkiej wędrówki, śmierć, lęk czy brak nadziei – zjawiska będące nieodłączną częścią naszego życia, o której jednak artyści często boją się mówić. „Tematem prze-wodnim treści utworów zawartej na płycie jest poszukiwanie, które w swej formie bywa znacznie bardziej fascynujące niż sam jego efekt” - przekonują muzycy. I wsłuchując się w refleksyjne „Dalej niż sięga myśl”, inspirowane reggae „Już” czy „Tylko we mgle człowiek”, niepokojące „Jego gest jego wzrok jego imię” czy balladowe „Zgodnie z planem (może świt błyśnie)” trudno nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. Różnorodność muzyczna i filozoficzne pytania urozmaicają album, stawiając go wśród najlepszych wydawnictw ostatnich lat oraz dowodząc, iż Raz Dwa Trzy to zespół nieprzeciętny, wybitny, wyjątkowy. I warto go znać.

Tak jak platynowe płyty niezrów-nanych Guns N’ Roses stopniowo pokrywają się kurzem na ścianach

wytwórni Geffen Records w Kaliforni, również inwencja i umiejętności ich le-gendarnego gitarzysty, Slasha, coraz bar-dziej bledną i umierają powolną, żałosną śmiercią starzejących się gwiazd rocka. Wydany na początku kwietnia solowy album artysty, zatytułowany po prostu „Slash”, jest tego przykrym dowodem. Po intrygującym powrocie GNR w posta-ci albumu „Chinese Democracy” z 2008 roku, liczyłem na przynajmniej rów-nie dobry solowy projekt Slasha, który w międzyczasie grał dla zespołu Ve-lvet Revolver. Tymczasem, Slash/Slash (zarówno jeden, jak i drugi) rozcza-rowuje. Album promuje plejada wiel-kich nazwisk, występujących gościnnie w każdej z piosenek gitarzysty. Są to między innymi Ozzy Osbourne, Iggy Pop, Chris Cornell, Adam Levine z Ma-roon 5 oraz Fergie z Black Eyed Peas. Zresztą, same piosenki są skompono-wane tak, by przypominać charakte-rem repertuary poszczególnych gości. Wpływa to jednak negatywnie na odbiór albumu. Jest on wyjątkowo niespójny, chaotyczny, stanowi dziwny zlepek róż-nych klimatów muzycznych, przez co słuchanie go w całości wywołuje inten-sywną irytację słuchacza. Co więcej, kompozycje Slasha stały się wyjątkowo

schematyczne, a solówki banalne. Spo-śród czternastu utworów na płycie tylko dwa zasługują, moim zdaniem, na po-zytywną ocenę. Są to kawałki Promise (z Chrisem Cornellem) oraz Beautiful Dangerous (z Fergie), jednak ten drugi nie ze względu na jego wartość muzycz-ną, tylko na umiejętności wokalistki, która potrafiła odnaleźć się w zupełnie innym klimacie muzycznym niż ten, w którym tworzy na co dzień. Warto także dodać, że w brazylijskim wydaniu albu-mu znalazł się dodatkowy utwór z udzia-łem wokalistki, mianowicie klasyczny kawałek GNR - Paradise City, w którym pojawili się gościnnie również artyści z Cypress Hill. Reszta to tuzin mało im-ponujących, marnych lub mdlących ka-wałków, zupełnie się niewyróżniających. Nie jest to to, czego oczekiwalibyśmy po legendarnym hardrockowym gitarzyście. Podsumowując – Slash się postarzał, i to bardzo. Na jego obronę można po-wiedzieć tyle, że udało mu się stworzyć parę niezłych motywów (riffów), jednak w większości są one, jak dla mnie, zbyt uładzone, ugrzecznione i generalnie - za-nadto popowe. Żyjemy w czasach, kiedy autorytety umierają, a idole się starzeją. Ale może to tylko moje nastawienie. Tak trudno jednak iść z duchem czasu, kiedy ma się poczucie, że w dziejach muzyki o ciężkim brzmieniu nie nadejdzie już nic lepszego, niż lata osiemdziesiąte.

Slash – Slash: rock się skończyłKrzysztof Muciak

Page 24: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

misz-masz

46 www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUS 47maj - c ze r w iec 2010 |Lexu§

misz-masz

Na wywiad z Maxem Cegielskim umawiam się na czwartkowe przed-południe w warszawskiej „Karmie”

na placu Zbawiciela. Właściwie jest to już druga próba umówienia się na wywiad, bo na pierwsze spotkanie Max nie dotarł – jego córeczka się rozchorowała i musiał iść z nią do przychodni lekarskiej. Kiedy lekko stre-mowana czekam na niego w przykawiar-nianym ogródku i zamartwiam się, czy aby uda mi się go rozpoznać dysponując tylko zdjęciem z obwoluty „Masali” nagle przed „Karmę” chyżo zajeżdża oldskulowy rower, a na nim – bohater mojego wywiadu wła-śnie. Wita mnie mocnym uściskiem dłoni, zamawia kawę, zapala papierosa i zaczy-namy rozmowę. Z dużą empatią reaguje na moje obawy, czy aby dyktafon zadziała, w związku z czym pierwsze nagrane zdania tego wywiadu brzmią: „Ale czy na pewna działa?”, „Wygląda jakby działało, bo się świeci”, „No fakt, wygląda na to, że działa”. A potem rozmowa toczy się już sama, bo Max Cegielski jest świetnym rozmówcą – erudy-tą, z poczuciem humoru, który w dodatku chętnie dzieli się ze mną swoim czasem, a rozmawiamy ponad godzinę. Gdzieś tak po trzecim pytaniu Max proponuje przejście

na ty, bo jak tłumaczy „on automatycznie do każdego mówi na ty”. Ciekawostką jest fakt, że w tle nagrania z tego wywiadu słychać nie tylko nasze głosy i buczenie tramwajów, ale też zdanie wypowiedziane męskim głosem z namolną perswazją: „Panie, pożyczysz pan zapalniczkę?”. Max pożyczył.

Orient Express

Magda Olszewska: Czym jest dla Pana Orient?

Max Cegielski: Orient to jest strasznie szerokie pojęcie, i podobnie jak wszelkie zbyt szerokie pojęcia, niewiele ono, tak na-prawdę, oznacza. Orient służył głównie do tworzenia teorii mających na celu podbo-je Orientu. Stąd wzięła się teoria Edwarda Saida o orientalizmie, czyli pewnym zaso-bie wiedzy produkowanej przez Zachód po to, żeby ten Orient podbijać. Ja to słowo zawsze staram się używać w cudzysłowie i z zastrzeżeniem, że ono się bardzo koja-rzy ze sprawowaniem władzy. Zresztą nawet tworzenie takich pojęć jak: „tajemnice Azji” czy „mistycyzm Azji” tak naprawdę służyło czemuś. Europejczycy stworzyli je po to, by

pokazać, że ta mistyczna Azja jest na tyle tradycyjna, że nie potrafi się sama rządzić – dlatego trzeba ją podbić kolonialnie. Tak naprawdę to jest bardzo niebezpieczne sło-wo. Ono z jednej strony się nam fajnie ko-jarzy, ale jak się nad tym zastanowimy, to się okazuje, że ta fajność wynika z trwającej wiele setek lat manipulacji dokonywanej przez Europejczyków. Ta manipulacja miała bardzo konkretne cele, najpierw ekonomicz-no – polityczne, potem zaś tym celem był podbój. Dlatego trzeba bardzo uważać z tym słowem.

MO: Skąd się wzięła Pana fascynacja Azją?

MC: Nie będę udawał, że to nie był przypa-dek. Myślę, że każdy ma taki moment w ży-ciu, w którym potrzebuje jakiejś przemiany. Jednym ze sposobów na tę przemianę jest podróżowanie. Jest oczywiście wiele innych sposobów – można pójść do klasztoru albo zająć się wolontariatem i pomagać dzieciom chorym na raka. Można robić tysiące rzeczy, żeby coś zmienić. Można też podróżować. Z kolei jak już się zdecyduje na podróżowa-nie, to właśnie ta Azja, ten Orient wydaje się być dobrym miejscem do przemieniania się. Jak mamy coś zmienić, to najlepiej w Azji – ona jest takim miejscem, które kojarzy się z pewną przemianą.

Tak się też złożyło, że ośrodek Monaru, w którym byłem pod koniec lat dziewięć-dziesiątych, był prowadzony przez alpini-stę, człowieka, który wspinał się również w Himalajach. On należał do tej mniej zna-nej, trzeciej ligi, z okresu Kukuczki. To on pokazywał nam wspaniałe zdjęcia, pokazu-jące na przykład Himalaje od strony chiń-skiej – one od strony indyjskiej idą ostro w górę, a od strony chińskiej tak łagodnie się pną. W jego sposobie myślenia było dużo z buddyzmu pojmowanego nie jako religia, ale jako filozofia, pewna praktyka codzienna. Jak skończyłem ten ośrodek, to pomyślałem, że chciałbym to jakoś kontynuować, że chciał-bym właśnie wyjechać. Inspirując się tym, co mówił nam nasz wychowawca, zdecydowa-łem, że tym miejscem, do którego chcę wyje-chać, będą Indie. I od tego się zaczęło.

MO: Marzą się Panu podróże na modłę XIX wieczną – jazda Orient Expressem, eksplorowanie „romantycznego” Orientu, rejsy po Bosforze, czy też bardziej się Panu podoba współczesny sposób podróżowania?

MC: Każda stylistyka retro przez to, że wy-raża tęsknotę ze światem, który nie istnieje, jest w pewien sposób atrakcyjna. To jest ten sam rodzaj tęsknoty, jaki odczuwamy oglą-dając czarno – białe zdjęcia, które wydają nam się takie baśniowe i nierealne. Wiadomo jednak, że to są czysto estetyczne odczucia. Mnie natomiast interesuje, co czuli ludzie, którzy żyli w tych czasach i którzy przyjeż-dżali do Stambułu. Z tego między innymi wynikało opisanie w „Oku świata” histo-

Skończył się mój etap ucieczkowy

Urodzony w 1975 roku dziennikarz, pisarz, reporter, współtwórca formacji

Masala Sound System. Syn historyka, profesora Tadeusza Cegielskiego, sam

studiował antropologię i orientalistykę. Autor czterech książek: „Masali”,

„Apocalipso”, „Pijani bogiem” i „Oko świata”. Obecnie prowadzi swój program

w TVP Kultura i pracuje nad nową książką. Dawniej zbuntowany travellers, teraz

przykładny ojciec trojga dzieci, który wciąż nie zatracił swojej niszowości. Sam

o sobie mówi: „dziennikarz łamane przez pisarz”.

z Maxem Cegielskim rozmawia Magda Olszewska

rii Pierre’a Lotiego. Zamieszczenie historii o Pierze Lotim w „Oku świata” wynikało też z tego, że długo nie mogłem wyjechać do Stambułu i w związku z tym dużo chodziłem po antykwariatach. Poszukiwałem tam ksią-żek Pierre’a Lotiego, żeby zobaczyć, co on wtedy myślał. Ciekaw byłem co kształtowało wyobrażenia jego i ludzi mu współczesnych. Zastanawiało mnie, co tkwiło u podstaw tych romansów, tego Orientu, zakochania się i miłości, historii Aziyade, która została za-mknięta w domu przez złego Turka, swojego męża. Może to wynika również z tego, że je-stem po antropologii i orientalistyce, a moi rodzice są historykami i przez to mój sposób myślenia to jest z jednej strony sposób myśle-nia historyka, a z drugiej strony antropologa. W związku z czym kiedy czytam romans z XIX wieku to czytam go jak antropolog - zastanawiam się, co to znaczy, że biały oficer wyzwala turecką Aziyade. Od razu czuję, że w tej historii kobieta jest pewnym symbolem, który trzeba odbić. Jeżeli ten ofi-cer, czyli sam Pierre Loti ma romans z Aziy-ade, to tak naprawdę jest to symbol zdobycia Wschodu przez Zachód. Książkami Pierre’a Lotiego współcześni mu ludzie się zaczyty-wali, to było tłumaczone na wiele języków i wiele osób przyjeżdżając Orient Expres-sem miało w głowie te historie, podobnie jak my mamy w głowie chociażby Sienkie-wicza. Takie historie kształtowały ich spo-sób myślenia i to, jak postrzegali Stambuł i Turcję.

Stacje

MO: Podróżuje Pan do krajów, w których religia odgrywa ogromną rolę. W Indiach szukał Pan mistycznego oświecenia, obserwując zarówno wyznawców hinduizmu jak i buddystów, w Pakistanie opisywał Pan sufitów, zaś w Turcji próbował Pan dotrzeć do granicy pomiędzy oficjalnie deklarowanym świeckim państwem a wszechobecnym islamem. Skąd to zainteresowanie tak różnymi religiami i systemami etycznymi?

MC: Moje zainteresowanie religiami wynika z tego, że jestem ateistą. Nie jestem ateistą walczącym, który zajmuje się przekonywa-niem innych do swojego poglądu na Absolut, natomiast jestem typowym ateistą poszuku-jącym. Gdybym uwierzył, to zapewne był-bym radykalnym neofitą, mógłbym zostać członkiem bojówki islamistycznej albo ka-tolickiej (śmiech). Jestem idealnym materia-łem na radykała. Przez to, że jestem ateistą poszukującym, interesuje mnie religia – ten brak, który jest we mnie, a którego nie mają ci, którzy wierzą. Książki dotyczące religii powstawały w takim moim okresie „burzy i naporu”, kiedy poszukiwałem swojego miejsca w świecie. Obecnie coraz mniej piszę o religii, co zresztą można zauważyć czytając moją ostatnią książkę, „Oko świata”.

Wydawało mi się wtedy, że religia ofe-ruje taki atrakcyjny model życia, dlatego

też przyglądałem się ludziom wierzącym z ogromną zazdrością i podziwem, ale też z dystansem. To, że jestem ateistą, pozwala mi dostrzegać różne zjawiska w życiu reli-gijnym, które kompletnie mi nie odpowia-dają i których nie potrafię zaakceptować, takie jak: radykalizm, zacietrzewienie, fun-damentalizm. Poza tym, oczywiście, będąc w Indiach trudno jest pominąć zjawiska re-ligijne, bo to z jednej strony jest część skła-dowa mitu indyjskiego, a z drugiej strony - nieodłączny element codzienności. Dawno już nie byłem w Indiach i bardzo jestem cie-kaw tego, jak przekształciła się ta religijność w zderzeniu z przemianami globalnymi. Z drugiej strony, to zabrzmi kuriozalnie, ale zarówno hinduizm, jak i katolicyzm, jak również islam potrafią znaleźć świetne spo-soby na dopasowanie się do etyki kapitali-stycznej. To zdumiewające, z jaką łatwością te religie wpasowują się w globalną etykę konsumpcjonizmu.

MO: Odwiedza Pan kraje, które nie zostały jeszcze pochłonięte przez globalizację, które wciąż zachowały odrębność kulturową. Co jest dla Pana najbardziej interesujące w tych miejscach?

MC: Globalizm oznacza dla mnie pewną hybrydyczność. Dlatego też irytuje mnie w antropologii czy etnografii takie szukanie „ czystych bytów”, bo przez globalizację wszystkie tradycje i obyczaje podlegają nie-ustającym przemianom. Dla mnie idealnym przykładem globalizacji są Hindusi żyjący w Anglii, tworzący tam bardzo silną diasporę, którzy zarazem odznaczają się zdumiewają-cym tradycjonalizmem. Ten tradycjonalizm związany silnie z kastowością przejawia się chociażby w treści ogłoszeń matrymonial-nych zamieszczanych przez nich w prasie, które brzmią mniej więcej tak: „poszukiwana kandydatka/kandydat z odpowiedniej kasty, z MBI, dyplomem z Harvardu albo stopniem naukowym”. Najlepiej, żeby dziewczyna po-chodziła z kasty bramińskiej i żeby jedno-cześnie była specjalistą od komputerów. To funkcjonuje razem, to jest właśnie to połą-czenie globalności z tradycją - ponieważ ta dziewczyna, kandydatka na żonę, musi być z odpowiedniej kasty, bo ci Hindusi, którzy wyemigrowali i którzy zdobyli wy-kształcenie za granicą, pochodzą właśnie z tych wyższych, bogatszych kast. Ten system tradycyjny ma swoje nowe przedłużenie, on znajduje potwierdzenie we współczesnych sytuacjach. Pamiętam taką sytuację, której nie opisałem w „Masali”, bo miała miej-sce już po wydaniu książki. Robiłem wte-dy cykl reportaży dla pisma podróżniczego i bardzo chciałem przeprowadzić wywiad z kimś z jakiejś dużej firmy komputerowej w Bombaju, człowiekiem należącym do tego świata „Bangalore, Bombaj”. Umówiliśmy się w wielkim wieżowcu, który był siedzi-bą tej firmy, a który wyglądał, jakby to było gdzieś w Kalifornii, a nie w Indiach. Wcho-dzimy do środka, a tam wszystko wygląda jak w takim tradycyjnym indyjskim urzędzie

państwowym - jest ochroniarz, który ma ja-kąś kretyńską spluwę, jest pan od herbaty, którego jedynym zadaniem jest podawanie wody i herbaty, i nawet ta herbata to jest tradycyjny indyjski chai. Tam panują takie same stosunki jak w całych Indiach – pra-cownicy odnoszą się do obsługi jak do ludzi z niższej kasty, bo oni są biedni. W tych ko-smicznych wnętrzach przeprowadzam długi wywiad z programistą, który z jednej strony dysponował wszelkimi atrybutami współ-czesności – komórką, laptopem, a z drugiej strony rozmawiając ze mną, mówił w takim tonie patriotyczno – nacjonalistycznym: „bo my w Indiach, my hinduiści” – co od razu oznacza „my hinduiści”, ale nie „oni muzuł-manie”. Z jednej strony tłumaczył mi, że oni mają w Indiach ten przemysł komputerowy dzięki tradycji, starożytnej religii, a z dru-giej strony w pewnym momencie pochwalił się: „ja, panie Maxie, raz w miesiącu jeżdżę w Himalaje”. Dla tego człowieka ta tradycja jest tylko użytecznym narzędziem, podob-nie jak inny biznesmen gra w golfa, to on medytuje. W pewnym momencie następuje scalenie tych wszystkich elementów – tego, co tradycyjne, dumy z tej tradycji i tego, co nowoczesne.

MO: Co Pan przywozi ze swoich podróży?

MC: Staram się przywozić książki z po-dróży – to znaczy materiały na książki. Kiedy poleciałem do Indii po raz pierwszy to wydawało mi się, że trzeba stamtąd coś przywieźć, więc nakupowałem mnóstwo płyt, figurek i dużo innych rzeczy. Po czym wysłałem to wszystko w paczce i to zostało w drodze do Polski kompletnie rozpieprzone. Z kolei obrazek Sziwy, który przywiozłem ze sobą w plecaku, został przez Polaków na lotnisku podziurawiony, bo sprawdzali, czy nie ma tam narkotyków.

Z drugiej strony, przywożenie fizyczne i ma-terialne kojarzy mi się z turystyką. Turysta jedzie gdzieś na tydzień i musi z tego tygo-dnia przywieźć do domu coś, co będzie mu przez całe życie przypominało o tej podróży – takie swoiste trofeum. Tak samo jak my-śliwy strzela po to, żeby potem móc na ścia-nie powiesić poroże, tak turysta stawiający w domu figurkę z podróży pokazuje tym sa-mym, że był, kupił i wrócił. To jest pewna forma dominacji, sposób na pokazanie się. My w domu mamy raczej pojedyncze rzeczy, które są nasycone osobistą historią. Mamy tzw. ćadar , czyli wielki materiał wyszywany cytatami z Koranu i złotem. Ten konkretny ćadar złożono w ofierze na grobie sufiego w Pakistanie i dzięki temu został nasączo-ny tą boską energią. Ten ćadar przypomina mi moje podróże po Pakistanie, Mittu Saina i historie bohaterów książki „Pijani Bo-giem”. To jest, w gruncie rzeczy, jedna z niewielu materialnych rzeczy, które przy-wiozłem ze swoich podróży. Poza tym, tak jak już mówiłem, przywożę ze sobą do-świadczenia, materiały i notatki na nowe książki.

Page 25: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

misz-masz

48 www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUS 49maj - c ze r w iec 2010 |Lexu§

misz-masz

Pasażerowie

MO: W „Oku świata” pisze Pan o przenikaniu się kultur Zachodu i Wschodu i zarazem coraz większej okcydentalizacji Turcji. Jak Pan odbiera ten triumf kultury zachodniej?

MC: Osobiście staram się w ogóle nie oceniać, bo odnoszę wrażenie, że ludzie Zachodu zbyt często oceniają innych. Dla mnie symbolem okcydentalizacji Turcji jest centrum handlowe Kanyon - interesująca architektonicznie, w pewnym sensie piękna budowla, która tak bardzo różni się od na-szych warszawskich centrów handlowych. To, co mnie zaciekawiło w Turcji to fakt, że mimo, iż tam od lat rządzą tak zwani isla-miści, czyli AKP, to właśnie za ich rządów dokonują się największe przemiany neo-liberalne. Oskarża się ich o konserwatyzm i tak naprawdę nie zauważa się, że to wła-śnie oni prywatyzują przedsiębiorstwa i to oni wypracowali koncepcję islamskiego kal-winizmu. Zapomina się o tym, że bazę AKP tworzą biznesmeni. AKP jest świetnym do-wodem na to, że ci, którzy okcydentalizują Turcję, są najbardziej orientalni.

Przedział restauracyjny

MO: Tytuł Pana pierwszej książki – „Masala” - to nazwa indyjskiej przyprawy. Jakie smaki mają dla Pana miejsca, do których Pan podróżował i które Pan opisywał?

MC: Ze smakami jest taki sam problem, jak ze stereotypami, to znaczy my często sprowadza-my inne kultury do smaków. Idziemy do restau-racji tajskiej czy indyjskiej i nam się wydaje, że poznajemy Indie. Nie mamy tej świadomości, że to jedzenie nie ma wiele wspólnego z tym prawdziwie indyjskim. Jak jestem w Polsce to, co prawda, często zdarza mi się jeść jedzenie indyjskie czy wietnamskie ale wolę je w takich formach „in crudo”. Jak mam jeść jedzenie wietnamskie, to wolę iść do tych brudnych, za-pyziałych bud przy dawnym stadionie X – le-cia, gdzie jedzą sami Wietnamczycy. Do tego dochodzi sceneria – z jednej strony powstający stadion, z drugiej strony dworzec PKS i po-między to wciśnięte te budy. To jest prawdzi-we, to pokazuje też sytuację Wietnamczyków w Polsce, mówi coś o diasporze. Z kolei jak jestem w Indiach, to uwielbiam jeść takie zwykłe jedzenie na ulicach, w przydrożnych jadłodajniach. Szczególnie lubię jedzenie na południu Indii – tam, gdzie cała cywilizacja jest bardzo tradycyjna, tam też znajdują się te najbardziej starożytne Indie.

Co do Turcji, to niedługo ma się ukazać nowe wydanie „Oka świata”, w którym zamieszczony został nowy rozdział. Ten rozdział napisałem po kolejnej podróży do Turcji, kiedy trafiłem na ramadan. Brałem udział w tak zwanych iftar, czyli posiłkach, które przełamują post po zmroku, i to było dla mnie niesamowite przeżycie, pomimo iż sam nie pościłem.

Lektura na drogę

MO: W swoją pierwszą podróż do Indii zabrał Pan ze sobą tylko przewodnik „Lonely Planet”. Z kolei przygotowując się do podróży do Turcji przeszukiwał Pan biblioteki i antykwariaty w poszukiwaniu książek Lotiego, Amicisa, Chateaubrianda, Lamatrine’a, często też konfrontuje Pan swój opis Stambułu ze Stambułem Pamuka. Skąd wynika ta zmiana w Pana podejściu do podróżowania?

MC: Jak jeździłem do Indii, to miałem dużo czasu, z kolei jak jeździłem do Turcji, to miałem już dzieci i nie mogłem sobie po-zwolić na długie podróże. Ten czas, który tam spędzałem, musiałem maksymalnie wykorzystać, wycisnąć z tego pobytu, ile się da. Dlatego musiałem się do tego przygo-tować. To ma też, niestety, swoje wady, bo mam poczucie, że „Masala” była dużo bar-dziej osobista. Była też naiwna, ale właśnie to powoduje, że ludzie cały czas tę książkę kupują, ona jest wciąż wznawiana. Z kolei „Oko świata” nie jest naiwne, ale jest takie trochę suche. Przy pisaniu tej książki nie było ani możliwości, ani czasu, żeby ono było osobiste. Dlatego też „Oko świata” jest dużo bardziej dziennikarskie. Zresztą taki jest właśnie problem z pisaniem o innych krajach, że im bardziej one są inne, tym wię-cej trzeba czytelnikowi tłumaczyć. Nawet jak się czyta Kapuścińskiego, to przy tych wszystkich osobistych fragmentach jest tam też bardzo dużo wiedzy, która była po prostu niezbędna. Teraz piszę książkę o Polsce po to, żeby nie musieć wszystkiego tłumaczyć, żeby móc skupić się na rzeczach osobistych. Dzięki temu, że nie muszę tłumaczyć eg-zotyczności, mogę skupić się na aspektach artystycznych.

MO: Dlaczego zdecydował się Pan opisywać swoje podróże?

MC: Po podróży do Indii w 1999 roku mia-łem cały notes z zapiskami, ale nie miałem zamiaru tego wydawać. Dostałem po prostu propozycję wydania tych zapisków, zapro-ponowano mi, żebym je jakoś przerobił na książkę. Pisałem zresztą od dawna, jak by-łem mały, to wydałem opowiadanie scien-ce - fiction w „Świecie młodych”, potem z kolei pisałem wiersze. Ale gdyby ktoś mi nie złożył takiej propozycji, to pewnie nie miałbym takiego poczucia własnej war-tości, żeby to wydać. Trzeba też pamiętać o tym, że dziesięć lat temu sytuacja na ryn-ku wydawniczym była diametralnie inna niż w tej chwili. Dzisiaj debiuty osiemnastolatków są dla nas czymś zwyczajnym, a wtedy nie było tylu tego typu wydawnictw, serii debiutantów czy młodej prozy. To miało jednak tę zaletę, że zadebiutować wcale nie było tak łatwo.

Podróżnik

MO: W „Masali” napisał Pan, że podróż do Indii to była ucieczka. Jakie były

motywy Pana następnych podróży?

MC: Motywem następnych podróży z pew-nością było to, że podróżowanie wchodziło po prostu w krew. Z kolei fakt, że teraz in-teresuję się Polską, wynika poniekąd z tego, że przestałem uciekać i że bardziej staram się być tu i teraz. Interesuje mnie świat, któ-ry mnie otacza, czyli Polska. Nie można cały czas interesować się innymi krajami, trze-ba w końcu zainteresować się tym krajem, w którym się żyje. W związku z tym myślę, że ten etap ucieczkowy się skończył.

MO: Jaką postawę przyjmuje Pan wobec odwiedzanego miejsca – stara się Pan wejść w skórę tubylców czy może zachowuje Pan dystans potrzebny do obiektywnej oceny?

MC: Ideałem jest żyć tak, jak ci ludzie na miejscu. Tak jak wtedy, kiedy przyjechałem do Turcji podczas ramadanu - wtedy mo-głem coś przeżyć, można spróbować wto-pić się w to społeczeństwo. To jest właśnie obserwacja uczestnicząca, którą prowadził i opisywał Bronisław Malinowski – jedno z podstawowych narzędzi antropologicz-nych. Jako człowiek, który studiował antro-pologię, staram się korzystać z tych narzędzi antropologicznych, a nie dziennikarskich. Na tej samej zasadzie nigdy nie interesowało mnie robienie wywiadów z ważnymi ludź-mi, bo to są tematy dla dziennikarzy. To jest przypadek Oriany Fallaci, która zbudowa-ła swoją karierę dziennikarską na robieniu wywiadów ze znanymi postaciami i potem, po 11 września, stała się czołową antyisla-mistką, bo wydawało jej się, że skoro roz-mawiała z postaciami ze świata islamu, to zna islam. A przecież gdyby robiła wywiady chociażby z polskimi politykami, to wcale nie oznacza, że poznała Polskę, tylko, że po-znała tych polityków.

MO: Pana najnowsza książka ma dotyczyć Polski. Czy jest to zapowiedź nowego etapu w Pańskiej twórczości?

MC: To jest po prostu wyraz tego, że naj-ważniejsze jest dla mnie pisanie, a nie po-dróżowanie. Zawsze chodziło mi o pisanie, a nie o podróże. Podróżowanie było przy-czyną albo skutkiem, ale nigdy nie było najważniejszą rzeczą. Tak jak powiedzia-łem wcześniej - podróżowanie ogranicza pisarsko. Dlatego też szukałem sytuacji, w których mógłbym się rozpisać, poświę-cić pisaniu. Nigdy się nie upierałem, że muszę koniecznie pisać reportaże z podró-ży. Zresztą może wrócę do tej formy, bo to też nie jest tak, że mam jakiś wyraźny plan, z którego wynika, że już nigdy nie będę pisał o podróżach. Teraz chcę się po pro-stu rozpisać - mam bohaterów, którzy mnie wciągnęli i chcę opisać ich historie. A może potem wrócę do Indii. A może zrobię coś zupełnie innego.

Dobre pytanie. Logicznie rzecz biorąc, wcale nie wspaniałe, a wręcz smutne. Utarło się wszak powszechne przeko-

nanie, że człowiek bez przeszłości to człowiek bez korzeni. A człowiek bez korzeni nie może przecież osiągnąć pełni człowieczeństwa. Ten powszechny stereotyp, zdaje się, znalazł swoich odbiorców i szczególnie zadomowił się w Pol-sce, niezależnie od tego, czy weźmiemy pod lupę trzecią, czwartą, piątą czy też wszystkie inne Rzeczpospolite. O historii mówią więc ro-dzice i rodzice rodziców swoim bardzo jeszcze nieletnim pociechom, historyczną indoktrynację prowadzą wszelkiego rodzaju szkoły na kolej-nych pochyłych i stromych stopniach edukacji, wreszcie o historii nad wyraz chętnie lubią deba-tować politycy, szastając przy tej okazji na prawo i lewo przodkami w Wermachcie, akowskimi korzeniami czy mniej i bardziej spektakularnymi internowaniami. I to nie dziwi. Rodzice zawsze wychowywali. Szkoły zawsze starały się wpajać uczniom wszystko i bardziej wszystko, z nadzie-ją, że cokolwiek zostanie w opornych umysłach na dłużej niż na chwilę, a politycy zawsze mówi-li. Za dużo i za często.

Dziwi natomiast inne zjawisko. Zastana-wiam się, jak przegapiłam moment, w którym tę misję krzewienia pamięci narodowej (za którą notabene mamy już w Polsce odpowiedzialną, odpowiednią, budzącą coraz to nowe kontrower-sje, instytucję) przejął polski przemysł filmowy. Oto bowiem kolejni znani i bardziej znani reży-serzy kolejnych pokoleń zasypują nas nieustannie kolejnymi premierami sezonu, mającymi stać się przełomem w polskiej kinematografii. Oto pro-mocja każdego kolejnego tytułu opatrywana jest jedynym i niepowtarzalnym sloganem: „Szoku-jący. Mocny. Autentyczny”. „Pokazuje prawdę wprost i bez utartych przekłamań”. Więc ja się naiwnie raz za razem daję łapać na te przemyślne haczyki producenckich wędek i biegnę z filmu na film, za każdym razem oczekując cudu, jak dziecko co roku pierwszej gwiazdki na Wigilię. Ale mój cud, jak gwiazdka i jak Godot, przyjść jakoś nie chce. I jak Godot - nie przychodzi.

A ja - zamiast odpuścić, zamiast się poddać - z nadzieją na możliwość wynegocjowania god-nych warunków kapitulacji, póki jeszcze na to czas, z klasycznym słowiańskim straceńczym uporem biegnę na kolejny film kolejnego reżyse-ra. I jak zwykle nie dostaję nic. Bo gdyby polska kinematografia miała zdawać dzisiaj egzamin z historii najnowszej, czy to tej sięgającej II woj-ny czy to tej zupełnie nowo najnowszej, efekt był-by taki sam. Nie mogłaby dostać niczego powy-żej mocnej studenckiej trói. Niby do przodu, niby zaliczone. Ale jednak powód do dumy to żaden.

I nie chodzi tu wcale o to, że jestem zago-

rzałą miłośniczką kina retrospektywnego, roz-pamiętywania narodowych upadków i wzlotów oraz filmów historycznych, a już tym bardziej wojennych. Nie jestem i nigdy nie byłam. Jed-nakowoż, wychowana w klasycznie polskiej ro-dzinie, karmiona historią w kolejnych szkołach, noszących imiona mniej i bardziej zasłużonych ojczyźnie patronów, wpojone mam jedno - hi-storię trzeba znać. Więc idę na „Katyń” i cie-szę się w duchu, że nie dość, że zobaczę dzieło uznanego reżysera, więc będzie to uczta dla oczu i z całą pewnością świetny obraz, to jeszcze uzupełnię skrzętnie skrywane niechlubne braki w wiedzy elementarnej. Nic z tego. „Katyń”, chociaż świetnie zmontowany, z pięknymi zdję-ciami, z solidną ekipą aktorską, prześlizguje się po kłopotliwych i problematycznych kwestiach i wije jak ryba w rękach rybaka. Gdzie nie trze-ba - za mocno upraszcza. Gdzie nie powinien - komplikuje. I wprowadza potwornie niebez-pieczny relatywizm, że oto niby zło nie jest wcale takie złe, bo to i osobiste dramaty i kataklizmy na całą skalę. Byle tylko nikogo nie dotknąć, byle nie urazić, bo temat wojny to przecież kwestia niezwykle delikatna i drażliwa. Trzy. Z plusem najwyżej. Za świetną rolę Jana Englerta. Notabe-ne, zagraną praktycznie bez słów, a najbardziej jednoznaczną i wyrazistą.

Następnie pojawia się „Rewers” i słyszę już o pokazach przedpremierowo przedpremie-rowych i o gradzie nagród, który na głowy

twórców i odtwórców się posypał i o owacjach i zachwytach i że „och!” i „ach!”. Więc ja, zno-wu, naiwnie, wierzę po raz setny, że może tym razem, że może Godot jednak przyjdzie. I zno-wu, jak zawsze, to samo. Bo „Rewers” filmem dobrym jest, ale nie wybitnym. Bo konwencja żartu jest świeża i nieograna i mogłaby być strza-łem w dziesiątkę i jednorękim bandytą, zgarnia-jącym wszystko, gdyby żart z każdym kolejnym

klapsem filmowym nie robił się coraz cięższy i bardziej ołowiany. I gdyby w poincie reżyser nie przemycał ze zręcznością, raczej drugorzęd-nej primabaleriny, treści, że jak świat światem, tolerancja jest najważniejsza, czym doprowadził mnie do takiej konsternacji, że wychodząc z kina nie wiedziałam właściwie, co w filmie było pro-blemem, bo niby i historia i Rzeczpospolita Lu-dowa i miłość. Tylko, że wszystko to było jakieś takie bez emocji, niewyraźne i jakby lekko nie-świeże, jak rozkładający się opornie trup głów-nego filmowego czarnego charakteru w wannie.

Z drżeniem serca szłam więc na „Różyczkę”, nie tak beztroska jak wcześniej, bo już i starsza i nauczona wcześniejszymi doświadczeniami, ale jednak - ciągle jeszcze z iskierką nadziei. Bo to przecież film niby historyczny, ale jednak bliż-szy, bo to 1968 rok, więc i studenci i profesoro-wie i Krakowskie Przedmieście. Więc może to, może tym razem zachwyci. Nie zachwyciło, bo nie miało co zachwycać. Bo niby wszystko po-prawnie, bo i manifestacja studencka i pałowanie i antysemityzm. Tylko wszystko to pokazane tak bardzo, nawet nie w drugim, a w trzecim planie, że łatwe do przeoczenia. I znowu nagromadzenie indywidualnych dramatów i wewnętrznych roz-terek i skrywanych tajemnic, które mogłoby po-służyć za materiał na scenariusz co najmniej pół tuzina filmów. I znowu i dobry i zły po-, a wła-ściwie milicjant, i cudowna przemiana prostej, naiwnej dziewczyny w panią profesorową pełną gębą i miłość, jeżeli nie silniejsza niż śmierć, to przynajmniej do śmierci prowadząca. Ale nawet mimo to, wszystko to razem zmieszane i wstrzą-śnięte dałoby się przełknąć, gdyby nie głośne, wręcz krzyczące, odwołania do Jasienicy, które-go to główny bohater miał przypominać. Miał, bo, w moim odczuciu, nie przypominał. Kto zna historię, zrozumie. Kto nie zna, nie zrozumie filmu, bo w tym wypadku to wiedza bezcenna, której obraz nie przybliża, chociaż w założeniu

scenarzystów chyba miał. Abstrahując od historii, film świetny, bo po raz pierwszy pokazujący, że w polskim kinie miłość to nie tylko seks i fizycz-ność, ale też, a właściwie - przede wszystkim, emo-cje. Nie zawsze szlachetne i nie zawsze słuszne, ale diabelnie silne, waleczne i do bólu autentyczne. Do krwi. Za te emocje, za ten autentyzm – cztery. Z mi-nusem. Bez historycznej wycieczki mogłoby być znacznie, znacznie lepiej.

Znacznie lepiej mia-ły szansę wypaść tele-

wizyjne seriale, które, chociaż będące przed-miotem ogromnego zainteresowania świata i światka filmowego, to jednak nie muszą nosić presji wielkiego ekranu na swoich serialowych barkach. Był i budżet i czas i możliwości, żeby kręcąc o wojnie („Czas honoru”) wojnę nakręcić i rzeczywiście pokazać. Co więcej, wydawało się, że był i pomysł i potencjał. Nic bardziej myl-nego. Pierwsza seria nadziei nie spełniała,

Tygrys i kurze nogiIzabela Smolińska

„Są na świecie egzotyczne języki, w których nie istnieje czas przeszły. Mówiący nimi ludzie żyją wyłącznie teraźniejszością. Czy to nie wspaniałe?” – rozpoczął jeden ze swoich wykładów jeden z profesorów na jednym z uniwersytetów.

Page 26: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

1. Czy warto poznać miejsca, gdzie nauczali tacy prawnicy, jak Gustaw Radbruch, A.F.J. Thibault? Przejść się Drogą Filozofów, po-czuć atmosferę innego życia i podejścia do studiów prawniczych, co przyczynia się do lepszego zrozumienia innej kultury, także prawnej? Na to pytanie każdy może od-powiedzieć sam, decydując się na wyjazd w ramach Erasmus. Przecież, to ciekawość zawsze była motorem wielkich odkryć.

2. W obcym mieście, tym bardziej państwie z plecakiem i mapą w ręku.Odczucie, że jest się samym na innej planecie. Zapał odkrywcy i dreszcz przygody towarzyszy studentowi w pierwszych dniach pobytu na Erasmusie. Pod koniec wrażenia te diame-tralnie się zmieniają: czujemy, że odnaleź-liśmy nowy dom, przyjaciół i weszliśmy w rytm nowego miejsca, być może odkry-jemy w sobie nową osobowość. Z takimi odczuciami spotkałam się kończąc studia na kierunku Tłumaczenia specjalistyczne w Heidelbergu, które można nazwać dłu-gim Erasmusem. I wiem na pewno, zdecy-dowałabym się na tę przygodę po raz drugi. Moje studia na UW uwidoczniły różnorod-ność w organizacji życia studenta w innych państwach, które pragnę przybliżyć i po-dzielić się doświadczeniem, związanym ze studiami na uczelni niemieckojęzycznej.

3. Samodzielne urządzenie życia w obcoję-zycznym państwie nie musi być trudne. Od tego są przeróżne organizacje (Studen-tenwerk), pomagające studentom znaleźć mieszkanie. W Niemczech mamy zagwa-rantowany oddzielny pokój w akademiku, nie mniejszy niż 9 m2, jednakże może on być bez mebli. Dlatego warto jest zastrzec, że takowych się potrzebuje. Już na tym eta-pie trzeba dokonać wyboru gdzie się chce zamieszkać i w ilu pokojowym mieszkaniu. Czynsz miesięczny wacha się od 180 do 250 Euro. Gdy chcemy zamieszkać powyżej 3 semestrów, obowiązkowe są prace na rzecz akademika. Otrzymuje się zadanie na cały semestr, może to być zarówno podle-wanie kwiatków, jak i organizowanie im-prez na kampusie i oczywiście sprzątanie po nich. Jest to świetny sposób poznawania nowych ludzi i zbierania doświadczenia. Każda impreza prywatna powinna odbywać się z uprzedzeniem w specjalnym pokoju, kaucja wynosi 50 Euro. Oczywiście sprzą-tanie pokoi i urządzeń sanitarnych należy do obowiązków mieszkańców i porządek bywa czasami sprawdzany.

4. Aby się lepiej zadomowić, warto się ro-zejrzeć za miejscem spotkań studenckich np. spróbować poznać innych polaków na uczelni. Wskazówką mogą być ogłoszenia o Stammtisch, czyli tematyczne spotkania w celu wymiany doświadczeń, np. polni-sches Stammtisch – spotkania polaków, bądź osób zainteresowanych polską kulturą. Poza tym istnieje „tandem językowy” jest świetną okazją podszkolenie języka i zapo-

znania się z nowymi ludźmi. Oprócz tego istnieją specjalne platformy internetowe, służące do poszukiwania innych studentów w celu wspólnej nauki i spędzania wolnego czasu, pt. „Studypals”.

5. Kolejnym etapem wdrażania się w rytm studenckiego życia jest sport na uczelni. O ile jeszcze nie znużyliśmy się ciągłą jazdą na rowerze po mieście, gdyż jest to najpopularniejszy środek transportu, także wśród wielu wykładowców. Jest to nie lada zaskoczeniem dla „świeżych” studentów. Zajęcia sportowe są całkowicie dobrowol-ne i można na nie uczęszczać w dowolnym wymiarze. Stanowi to niesamowitą możli-wość poznania ludzi z zainteresowaniami z przeróżnych dziedzin.

6. W sferze wirtualnej nawiązuje się kontakty o wiele szybciej, do tego służy portal inter-netowy, zbliżony do naszego Grona i Face-book’a, jest to www.studivz.de .

7. W zależności od uczelni kursy językowe dla studentów prawa mogą być bezpłatne, na których poznaje się terminologię praw-niczą i prawną z nativspeaker’em .

8. Różnorodność zajęć w czasie studiów nie daje się nudzić. Jednakże o biurokratycz-nych formalnościach nie należy zapominać. Przepustką w świat studenta jest skrawek papieru, będący legitymacją, który nale-ży sobie samemu wydrukować co semestr i pilnować terminu przedłużenia pobytu w akademiku, inaczej może się okazać, że nasz pokój został już oddany nowemu lo-katorowi. Podobnymi regułami rządzi się co semestralne wyrażanie chęci dalszego studiowania na uczelni, inaczej zostaniemy skreśleni z listy studentów, jednym słowem „eksmatrykulowani”.

9. Internet razem z powietrzem unosi się nad Campusem, zaś Rechenzentrum (centrum komputerowe) oferuje od 7:30 do 24 nie-ograniczony dostęp do Internetu. Warto też wiedzieć, że student może wydrukować część dokumentów bezpłatnie i kolejne za opłatą 4 centy.

10. Przez Internet można przeczytać tygodnio-we menu w stołówce studenckiej (Mensa). Średni koszt obiadu to 5 euro. Jedzenie jest ważone ok. 10 centów za gram, do wybo-ru są zarówno owoce morza jak i zwykłe frytki.

11. Przyzwyczajenia wymaga odmienny czas odbywania zajęć, który jest krótszy, z trwa-jącą od lutego do kwietnia przerwą seme-stralną, jest to czas na pisanie prac, bądź odbywanie praktyk. Letnia przerwa trwa od sierpnia do października, która nie nazywa się wakacjami i ma być przeznaczona na pracę naukową.

12. Nie zapominając o nauce i przygotowywa-niu się do egzaminów, studia są najpiękniej-szym okresem w naszym życiu.

Odkrywajmy świat!

misz-masz

50 www. samor zad .wp ia . uw.edu .p l / LE XUS 51ma j - c ze r w iec 2010 |Lexu§

misz-masz

ale dawała ją na serię drugą. Druga nie tylko nie pociągnęła nitki, ale zgubiła kłębek i wszelkie kłębiące się w kłębku nadzieje. Trzeciej serii, która ma nadejść lada chwila, po prostu najzwy-czajniej w świecie się boję. Podobnie rzecz ma się z „Małą Moskwą”. Film mnie nie porwał, więc serial zwyczajnie zignorowałam.

Ignorancja jest cechą niezbyt chlubną i chwalić się nią nie powinnam, ale to nie natural-na przypadłość charakteru. To naturalna obrona organizmu. Taka sama jak sen czy nadmierne objadanie się w sytuacjach stresowych. To swo-ista samoobrona. I odpłata pięknym za nadobne. Bo czy rodzima kinematografia nie robi tego samego w stosunku do widza? Czy nie mogła-by na znak pokoju z widzem, zamiast puszczać film opłotkami, nocą w publicznej telewizji, gdzie mają szansę trafić na niego tylko lunatycy i cierpiący na bezsenność, pokazać prawdziwego filmu historycznego, bez patosu i sztucznych łez, jakim jest obraz Michała Kwiecińskiego „Jutro idziemy do kina”, w którym to bohaterowie, chociaż nie są bohaterami, ale ludźmi z krwi i kości, to i bić się potrafią i za honor ginąć? Czy nie mogłaby wreszcie, jak egzotyczne ludy, zająć się chociaż na chwilę teraźniejszością? Tu i teraz pokazać naprawdę kilka dobrych filmów, które w większości giną od razu po wyświetleniu na Warszawskim Festiwalu Filmowym albo tuż po nim, jak „Dom zły” i „Zero”, gdzie emocji i pasji i wszystkiego jest tak dużo, że można się zachwycać bez końca?

Wydaje mi się, że, abstrahując od patriotycz-nego obowiązku, od dzieciństwa, szkoły i poli-tyki, trzeba czasem odrzucić wszelką przeszłą wiedzę, konwencjonalizm, poczucie tego, co się powinno i co należy. Trzeba tu i teraz zastanowić się, co tu i co teraz i trzeba zacząć przykładać do tego większą wagę. Bo inaczej, jeszcze dwie czy trzy podobne „Różyczce” premiery i jutro do kina nie pójdę nawet ja, bo wejdę już w wiek, kiedy mówi się dziecku, że Święty Mikołaj nie istnieje.

„Stara kura ma nogi cienkie” - pisze w jed-nym z przepisów autorka najbardziej polskiej i historycznie poprawnej, przynajmniej w war-stwie semantycznej, książki kucharskiej - Lucy-na Ćwierczakiewiczowa. Nie warto więc przygo-towywać kury, dwoić się i troić z przybraniem i dodatkami, bo co by się nie zrobiło, chude nogi i tak zdradzą prawdę. Lepiej wybrać inny prze-pis. Może kaczkę? Albo gęś? Trochę nowator-stwa i tradycyjny polski niedzielny obiad może okazać się ucztą z prawdziwego zdarzenia.

Chcę czegoś nowego. Chcę zachwytu albo chociaż uczucia przyjemnej sytości. A tak, kie-dy ktoś chce mnie po gombrowiczowsku upupić i wmówić mi, że jak stara ta kura, jak nie stara i że wcale jej nogi nie sterczą i jak nie zachwyca, skoro zachwyca, to ja odpowiadam, że nie tylko, że nie. Co więcej, coraz częściej nachodzi mnie refleksja, że z polskim kinem jest odwrotnie niż z tygrysem z wyświechtanego sztampowego żartu z radia Erewań, królującego w poprzedniej epo-ce. Ani to z nim straszno, ani śmieszno.

Krocząc po Europie…Anna Kudłaj

O Największy, o Wszechwładny,Woła do Cię student – Twój podwładny!

Jak Cię prosić, jak zaklinać,Jak polubić i nie przeklinać?Jak przechytrzyć, jak przekupić,Czym Cię zwabić, czym Cię upić?Jaki sposób jest na Ciebie?Podpowiedź, wskazówka, znak na niebie..Cokolwiek, proszę, bym zyskał sekundę,Jakikolwiek sposób bym wygrał tę rundę..

Myśl jak Cię rozgryźć dręczy co nocy,Jak rozszyfrować, gdzie szukać pomocy?Próbowałem wszystkiego: programy, serwery,Najnowocześniejsze internetowe bajery!Oplułem samorząd, straszyłem dziekana,W wątku na gronie dostałem bana..Nic nie pomaga, na nic staraniaProszę więc przyjmij moje błagania

Dzisiaj się kajam, dzisiaj poddaję,Zrobię co zechcesz, słowo Ci daję!Nie użyję już więcej groźby,Ulegnij tylko i przyjmij me prośby..

O Dziekanie nad Dziekanami,Zlituj się dziś nad studentami!Lecz nie nad wszystkimi rozumie się,Ważne przecież byś wybrał mnie.To mój interes jest najważniejszy,Ja jestem studentem najwybitniejszym!Ta grupa egzaminacyjna jest dla mnie stworzona,Godzina i data wręcz wymarzona!

USOSIE, USOSIE, więc błagam znów Cię!USOSIE, USOSIE zarejestruj dziś mnie!

Oda do USOSAMarcin Szlasa-Rokicki

Komiks Tomasz Pastuszka | www.paski.org

Page 27: LEXU - START | Samorząd Studentów WPiA UW · N ieczęsto spotyka się dwie przyjemności naraz, a połączo-na z IV Ogólnopolskim Dyktandem Prawniczym konfe-rencja „Prawo, język,

§