hammerstein, czyli upór - hans magnus enzensberger - ebook
DESCRIPTION
ÂTRANSCRIPT
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym Bookarnia Online.
Hans Magnus Enzensberger
Hammerstein, czyli upór
Niemiecka historiaFragment
Z niemieckiego przełożyłaSława Lisiecka
3/124
Małżeństwo generała Kurta von Hammersteina-Equorda zostałoobdarzone siedmiorgiem dzieci, czterema córkami i trzema sy-nami. Będzie tu mowa o nim i o jego rodzinie.
Strach to nie światopoglądK. v. H.
Trudny dzień
Trzeciego lutego 1933 roku punktualnie o godzinie siódmej ranogenerał wyszedł ze swojego mieszkania we wschodnim skrzydleBendlerblocku. Do pomieszczeń służbowych nie miał daleko. Znaj-dowały się piętro niżej. Jeszcze tego samego wieczoru miał usiąśćdo stołu z człowiekiem o nazwisku Adolf Hitler. Jak często sięz nim wcześniej widywał? Podobno spotkał go zimą na przełomielat 1924/1925 w domu wytwórcy fortepianów Edwina Bechsteina,którego znał od dawna. Tak twierdzi Ludwig, syn von Hammer-steina. Hitler nie zrobił wrażenia na jego ojcu, który nazwał gowówczas pomyleńcem, chociaż sprytnym. Pani Helene Bechsteinod samego początku była wielką admiratorką Hitlera. W jego mon-achijskim okresie życia nie tylko go finansowała – była mowao kredytach i klejnotach – ale również wprowadzała w coś, couważała za dobre towarzystwo. Wydawała na jego cześć wielkiekolacje, chcąc poznać go z wpływowymi przyjaciółmi, uczyła, w jakisposób trzyma się przy stole nóż, gdzie i kiedy całuje się damęw rękę oraz jak się nosi frak. Kilka lat później, w roku 1928 albo1929, Hitler złożył generałowi wizytę w jego prywatnym
mieszkaniu przy Hardenbergstrasse, nieopodal dworca ZOO,prawdopodobnie po to, żeby wysondować, co myślą o nim w szta-bie generalnym. Franz von Hammerstein, wówczas siedmio- lubośmioletni, przypomina sobie, jak ojciec przyjął te odwiedziny:„Siedzieli na balkonie i rozmawiali. Opinia mojego ojca o tymczłowieku: »Mówi za dużo i zbyt bełkotliwie«. Ojciec potraktowałgo chłodno. Mimo to Hitler zabiegał o niego i przysłał mu dar-mowy abonament pewnego nazistowskiego czasopisma”.
7/124
8/124
Kurt von Hammerstein, ok. 1934
Do trzeciego spotkania doszło w domu pana von Eberhardtadwunastego września 1931 roku na życzenie Hitlera, który wów-czas był przywódcą drugiej co do wielkości partii w Niemczech.„Hammerstein powiedział przez telefon do Schleichera, swojegoprzyjaciela [ i ówczesnego ministra obrony]: »Wielki człowiekz Monachium życzy sobie z nami rozmawiać«. Schleicher odparł:»Ja niestety nie mogę«”. Rozmowa trwała cztery godziny. Przezpierwszą godzinę mówił bez przerwy Hitler – z jednym wtrętemHammersteina – przez trzy kolejne trwała dyskusja, a Hammer-stein – jak twierdzi pan von Eberhardt – powiedział na za-kończenie: „Wolelibyśmy wolniejsze tempo. Poza tym jesteśmywłaściwie tego samego zdania”. Czy naprawdę tak powiedział?Świadczyłoby to o głębokich ambiwalencjach w czasie kryzysu, naktóry nie były przygotowane nawet najtęższe umysły.
Po tej rozmowie Schleicher zapytał pana von Eberhardta: „I copan myśli o tym Hitlerze?”. – „Chociaż należy odrzucić wielez tego, co mówi ten człowiek, to ze względu na ogromne masyludzi, którzy za nim stoją, nie można przejść obok niego obojęt-nie”. – „Co ja mam zrobić z tym psychopatą?”, odpowiedział ponoćpytaniem Schleicher, wówczas generał brygady i jeden z na-jbardziej wpływowych polityków w kraju.
Ale już niespełna rok później ten „psychopata” zdobył władzęnad Niemcami. Trzeciego lutego 1933 roku wystąpił po raz pier-wszy przed dowództwem Reichswehry, aby przedstawić swojeplany i w miarę możności pozyskać sobie wojskowych. Gospodar-zem wieczoru był generał Kurt baron von Hammerstein-Equord.Skończył właśnie pięćdziesiąt cztery lata i wyglądało na to, że zn-alazł się u szczytu kariery. Już w roku 1929 został w stopniu gener-ała brygady mianowany szefem Zarządu Wojsk. Było tokryptookreślenie stanowiska szefa sztabu generalnego Reich-swehry, która oficjalnie, na mocy traktatu wersalskiego, nie miała
9/124
prawa go posiadać. Rok później awansowano Hammersteina nagenerała broni i szefa Naczelnego Dowództwa. Było to najwyższestanowisko w armii niemieckiej. Ta decyzja wzbudziła wówczaswiele kontrowersji. Partie prawicowe gwałtownie przeciw niejprotestowały, zarzucając generałowi nie dość „narodowe” poglądy.W Ministerstwie Obrony nazywano go „czerwonym generałem”,prawdopodobnie dlatego, że z doświadczenia dobrze znał ArmięCzerwoną. Imponowała mu ścisła więź jej wojsk z masami, podczasgdy Reichswehra była pod względem politycznym absolutnieodizolowana od klasy robotniczej. Mimo to jednak nazywanieHammersteina lewicowcem, jak to robiła gazeta „Völkischer Beo-bachter”, wydaje się absurdalne. W końcu, jeśli chodzi o jegohabitus, był wojskowym starej szkoły, wywodzącym się zeszlacheckiego rodu. Podczas pewnej narady wyraził się dość jed-noznacznie: „Wszyscy mamy poglądy prawicowe, ale musimy sobieuświadomić, z czyjej winy powstało obecne wewnątrzpolityczne ru-mowisko. To stało się za sprawą przywódców partii prawicowych.Oni ponoszą winę”.
Chociaż więc Hammerstein mógł wówczas patrzeć wstecz naswoją pełną sukcesów karierę, to już rok później miał absolutniedosyć piastowania swojego urzędu.
10/124
Wzorowa kariera kadeta
1888: Korpus Kadetów Plön
1893: Główny Korpus Kadetów Berlin-Lichterfelde
1898: podporucznik w 3. pułku piechoty gwardii w Berlinie
1905 – 1907: w Karlsruhe
1907: Akademia Wojskowa w Berlinie
1909: porucznik
1911: oddział reprezentacyjny w Wielkim Sztabie Generalnym
1913: kapitan w sztabie generalnym
1913: adiutant generalnego kwatermistrza
1914: szef kompanii we Flandrii
1915: Ia [szef działu operacyjnego] w sztabie generalnym 8. pułkurezerwy
1916: w Wielkim Sztabie Generalnym
1917: major
1918: Ia [szef działu operacyjnego] w sztabie generalnym Naczel-nego Dowództwa
1919: w sztabie generalnym Korpusu Lüttwitz
1919: w sztabie dowództwa Grupy I w Berlinie
1920: podpułkownik
1920: szef sztabu dowództwa Grupy II w Kassel
1922: dowódca III batalionu 12. pułku piechoty w Magdeburgu
1924: szef sztabu 3. Dywizji w Berlinie
1925: pułkownik
1929: generał brygady, szef sztabu w dowództwie Grupy I wBerlinie
1929: generał dywizji, szef Zarządu Wojsk
1930: generał broni, szef Naczelnego Dowództwa
12/124
Bardzo stary ród i kontaktyodpowiednie do zajmowanego
stanowiska
Baronowie von Hammerstein to szeroko rozgałęziony ród, wy-wodzący się z dawnej szlachty westfalskiej, który, jak informuje Al-manach Gotajski, podzielił się na dwie linie i cztery gałęzie. Przedtysiącem lat osiedli w Nadrenii, gdzie jeszcze dzisiaj nieopodalAndernachu można oglądać ruiny zamku noszącego ich imię.Później mieszkali w landzie Hanower, w Austrii i w Meklemburgii.Spotyka się wśród nich właścicieli majątków, oficerów, starostówi leśniczych. Córki wychodziły za mąż stosownie do swojego stanualbo kończyły żywot jako kanoniczki lub przeorysze.
Ojciec generała był leśniczym w Meklemburgii-Strelitz. Syna,o którym wiadomo, że chciał zostać prawnikiem albo handlarzemkawy w Bremie, posłał do Korpusu Kadetów. Ze względu na zbytmały majątek nie mógł sfinansować studiów dwojga kolejnychdzieci. Młodego Hammersteina wzywano zresztą od czasu do czasuna dwór cesarski w Poczdamie, aby pełnił tam służbę pazia, co
sprawiało mu równie mało radości, jak wojskowy dryl. Jużw szkole poznał Kurta von Schleichera, późniejszego kanclerzaRzeszy. W wieku dwudziestu lat obaj otrzymali stopnie oficerskiei jako podporucznicy zostali przydzieleni do 3. pułku piechotygwardii, który cieszył się dużym poważaniem. Wyszło z niego wielugenerałów, niestety również Paul von Hindenburg i jego syn Oscar.
Aby przygotować się do studiów w Akademii Wojskowej, Ham-merstein udał się do jednostki artylerii polowej w Karlsruhe. Całydobytek, z którym tam pojechał, zmieścił się w dwóch koszach nabieliznę. Resztę rzeczy zlicytował wcześniej w swoim pułku. Tobyła doniosła w skutkach decyzja. Do Karlsruhe kazał się bowiemprzenieść ze względu na pewną damę, której ojciec, baron Walthervon Lüttwitz, był tam szefem sztabu. Owa dama miała na imięMaria. Hammerstein poznał ją już w 1904 roku w Berlinie i dołożyłpóźniej wszelkich starań, żeby została jego żoną.
Lüttwitz pochodził z zamożnej rodziny urzędniczej wywodzącejsię ze starej szlachty śląskiej. O jego żonie, hrabinie von Wenger-sky z Węgier, mówiono, że jest zupełnie inna niż większość Niemeki że w jej żyłach płynie cygańska krew. Jedną z antenatek hrabinybyła legendarna tancerka Catarina Filipacci, którą król saksońskisprowadził na swój dwór.
W wielkim domu prowadzonym przez Lüttwitzów w Berlinie niebyło widać nic z podobnych ekstrawagancji. Obracając się w towar-zystwie wilhelmińskim, pozostawali „w łaskach obojgamajestatów”[1]. Córki brały lekcje tańca (gawota) i mówiły płynniepo francusku. Starannie przygotowywano je też do pierwszegosezonu balowego. Dotyczyło to zwłaszcza Marii, drugiej córki,o której mówiono, że „bardzo się podoba i ma wielu starających sięo jej rękę”. Podczas takich balów i setka osób nie należała do rza-dkości. Zapraszani panowie pochodzili z odpowiednich rodzini odpowiednich regimentów.
Lüttwitz pisze w swoim pamiętniku: „Oczywiście podporucznikKurt von Hammerstein bywał w naszym domu jako mój dawny
14/124
towarzysz z pułku. Często grał też z obiema córkami w tenisa.Z początku nie domyślaliśmy się, że upatrzył sobie Mietze [Marię].Stopniowo jednak zaczęliśmy to sobie uświadamiać, a ponieważnaszym zdaniem posiadał zbyt nikłe środki, żeby się żenić i żebymłodzi mogli potem żyć beztrosko, przedstawiłem to panu zalot-nikowi, kiedy po jakimś czasie poprosił mnie o rękę córki. Dałemmu rekuzę, on zrozumiał moje argumenty, poprosił jednak o zgodęna dalsze utrzymywanie kontaktów towarzyskich, żeby nikt nie za-uważył tej odmowy. Zgodziłem się. Ale, co musiałem sobie późniejwyrzucać, miało to taki skutek, że ta miłostka trwała nadal”.
Maria von Hammerstein wspomina: „Znaliśmy się, Kurt i ja, odzimy 1904 roku. Od razu rzucił mi się w oczy jako człowiekszczególnie spokojny i poważny, inny niż pozostali ludzie. Podczaspewnego balu kostiumowego tańczyliśmy dużo razem, onw przebraniu Węgra, ja w stylu Alt-Strassburg. Zawsze czułam sięw jego obecności bardzo dziwnie”. Spotykali się w klubie tenisow-ym. „Kiedy pan von Hammerstein odprowadzał mnie do domu, za-wsze niósł moje buty. Na uroczystość pożegnania przyniósł czterybutelki szampana. W listopadzie spotkaliśmy się na pewnym baz-arze w hali, gdzie odbywają się różne uroczystości. Tańczyłam tamjako figurka z Sèvres, w białej szacie i cała pomalowana na biało.Z trwożliwym przeczuciem spoglądałam w przyszłość”.
Wszystko to wcale nie podobało się panu von Lüttwitzowi. Bied-nych rodów oficerskich nie chciano w armii, a co dopierow rodzinie. Hammerstein zaś nie miał pieniędzy. Do małżeństwamógł wnieść niewiele więcej niż teczkę z napisem: „Regulowaniedługów i należności”. Dopiero kiedy wsparł go jeden z dziadków,ojciec Marii przestał się sprzeciwiać. Jeśli chodzi o zastrzeżeniaLüttwitza, pewną rolę odgrywała podobno jeszcze jednaprzeszkoda. Jego rodzina była ortodoksyjnie katolicka, podczasgdy Hammerstein, który zresztą wykazywał niewielkie zaint-eresowanie religią, został ochrzczony w Kościele protestanckim.Takie „małżeństwo mieszane” uchodziło w owych kręgach za
15/124
problematyczne. Również później ta kwestia wywoływała częstoirytację rodziców młodej pary, dopóki sprawy nie zakończył Kurt,podejmując autorytarną decyzję: „Poza tym”, pisał do żony, „jajestem zdania, że dzieci muszą być ochrzczone w wierze matki, boto ona je uczy podstaw religii. Całe to gadanie jest więc popróżnicy. Jeśli o mnie chodzi, mogą stawać na głowie i wierzgaćnogami ze zdenerwowania. Ty w żaden sposób nie wdawaj sięw kontrowersje na ten temat. Jeśli ktoś czegoś chce, niech sięzwróci do mnie”.
Mimo tych wszystkich problemów w roku 1907 wyprawionow Karlsruhe wspaniałe wesele. Zachowała się oficjalna fotografiaz tego ślubu. Chociaż ojciec panny młodej utyskuje, że musiał zor-ganizować tę uroczystość „w mniejszym kręgu”, towarzystwosprawia wrażenie nader reprezentatywnego. Wszyscy goście,wśród nich Kurt von Schleicher, późniejszy kanclerz Rzeszy,należeli do szlachty wojskowej. Panowie w galowych mundurachozdobionych odznaczeniami, panie w wykwintnych białychtoaletach i w bogato zdobionych kapeluszach.
16/124
17/124
Maria i Kurt von Hammersteinowie. Zdjęcie ślubne, 1907
[1] Czyli cesarza i cesarzowej – Wilhelma II Hohenzollernai Augusty Wiktorii.
18/124
Budzący grozę dziadek
Późniejsze zdjęcie ukazuje ojca Marii jako generała o chłodnymspojrzeniu, siwowłosego, szczupłego, udekorowanego orderemPour le mérite, jak opiera prawą rękę na biodrze i wyzywającopatrzy na widza.
We wspomnieniach wnuczki Marii Therese odgrywa bardzoniesympatyczną rolę.
„Trzymał się od nas z daleka, reprezentował nieistniejący jużświat, który nadaremnie usiłował na powrót wyczarować. Jego świ-at był dla nas światem cieni, tak samo chłodny przepych jegomieszkania służbowego, jak i dobra feudalne. Większość z nas gonie cierpiała.
Któregoś dnia zlecił pewnemu malarzowi, aby sportretował mojedwie siostry i mnie. Te obrazy jeszcze istnieją. Są to trzy pastele, naktórych po lewej stoi Butzi [Marie Luise] ze spojrzeniem utk-wionym w Heldze, siedzącej pośrodku, ja jestem po prawej. PortretHelgi dziadek odesłał malarzowi, bo uznał, że wygląda na nim jakŻydówka. Prawdopodobnie przeczytał modną wówczas książkęChamberlaina[2]. Dziadkowie nie prowadzili życia rodzinnego,
w którym moglibyśmy brać udział. Ich najstarsza córka spędziłacały swój żywot w domu, gdyż dziadek zabronił jej poślubićmężczyznę, którego kochała. My, dzieci, nie miałyśmy prawasiedzieć przy stole i spożywać posiłków razem z dorosłymi. Karmi-ono nas w kredensie. Babka zawsze przesiadywała na werandzie,na drugim piętrze, w otoczeniu glicynii. Pod żadnym pozorem niewolno nam było nigdy chodzić do niej na górę, bo cierpiała nagruźlicę. Zmarła w Szwajcarii w roku 1918”.
20/124
Walther von Lüttwitz w latach dwudziestych
21/124
Nieco później doszło do dramatu rodzinnego.„Kiedy po wakacjach 1919 roku wróciliśmy jesienią do Berlina,
wybuchła rewolucja. Dziadek Lüttwitz był nadal głównodo-wodzącym generałem w Berlinie. Mieszkał przy Harden-bergstrasse. Tam urodził się również mój brat Ludwig, a mamazostała z dzieckiem w domu dziadka. Pewnego dnia przybyłz wizytą feldmarszałek Hindenburg, aby z nim porozmawiać.Mama, prawdopodobnie wiedziona naiwną ambicją, wpadła napomysł, żeby Hindenburg został ojcem chrzestnym mojego brata.Chciałam się jej przypodobać, toteż w przeciwieństwie do mojej si-ostry, która nigdy nie byłaby gotowa przystać na taką głupotę,obiecałam, że poproszę Hindenburga, by wyświadczył nam tęgrzeczność. Z bukietem kwiatów w ręce podeszłam do niego,dygnęłam i zadałam mu pytanie.
Kiedy kilka tygodni później znów poszłyśmy z mamą odwiedzićdziadka, zastałyśmy opuszczony dom. Gdzie podział się dziadek?Szukałyśmy go w jego gabinecie, ale nie znalazłyśmy. Wydawało misię, że za każdym krzesłem czyha jakiś prześladowca. Dom zrobiłna nas niesamowite wrażenie. Nie mogłyśmy przecież wiedzieć, żedziadek zbiegł i przebywa u krewnych na Węgrzech. Jak mama towszystko zniosła? Czuła się bardzo blisko związana z ojcem, któryprzez całe życie przysyłał jej codziennie pocztówki zapisanemaleńkimi literami dla zaoszczędzenia miejsca”.
Lüttwitz pisze o tym w swoim równie lakonicznym co szorstkimstylu: „Później niestety doszło do napięć między mną a KurtemHammersteinem. Stał się po wojnie oportunistą, tak że się ścier-aliśmy”. Smilo zaś, szwagier Hammersteina, mówi: „Linia podziałuzostała przeprowadzona. Nieomal klasyczna tragedia w kręgu na-jbliższej rodziny. Moja siostra Maria bardzo cierpiała wskutek tegokonfliktu”.
[2] Książka Grundlagen des neunzehnten Jahrhunderts (Pod-stawy dziewiętnastego wieku) Houstona Stewarta Chamberlaina,
22/124
wydana w 1899 roku, uchodzi za główną lekturę niemieckichantysemitów (przyp. autora).
23/124
Kilka anegdot
Wiek osiemnasty był okresem rozkwitu pewnej lakonicznej formy,która dzisiaj wyszła już z mody. Chodzi tu o anegdotę. Posługiwalisię nią tacy autorzy, jak Chamfort, Fontenelle i Lichtenberg. Aneg-dota nie ma dobrej sławy jako źródło historyczne. Szkoda, bo ktointeresuje się charakterami i maksymami, powinien jej dać, jeślinie wiarę, to chociaż posłuch.
W swoich czarujących, zupełnie bezpretensjonalnych wspomnie-niach córka Hammersteina Maria Therese opowiada o ojcu:
„Ma dwa olbrzymie palce wskazujące, jeden daje Butzi [MarieLuise], a mnie drugi, i idzie z nami na Südwestcorso do koni,przyprowadzonych z koszar na Moabicie, kładzie nam na dłoniachpo kawałku cukru i pokazuje, jak trzeba przycisnąć kciuk do palcawskazującego, żeby koń go nie schwycił. To jedyna nauka ojca, jakąpamiętam z okresu przed rokiem 1914” (1913).
„Moi rodzice biegają wokół stołu śniadaniowego, pod którym sięschowałam. Mama ma w ręce poranną gazetę, a ojciec biega za nią,bo chce jej tę gazetę zabrać. Wydało mi się to bardzo niezwykłe.Chociaż miałam dopiero cztery lata, zorientowałam się, że nie
chodzi o dobre wiadomości. W gazecie była informacjao powszechnej mobilizacji” (1914).
„Pewnego dnia ojciec zagląda rano przez drzwi do naszej ciem-nej sypialni. Ma na głowie hełm z dużym białym pióropuszemi żegna się z nami, bo opuszcza Berlin, aby specjalnym cesarskimpociągiem po jechać do kwatery głównej. Był wówczas kapitanemw Wielkim Sztabie Generalnym” (1914).
Helga, młodsza siostra Marii Therese, dodaje nieco mniejsielankową opowieść: „W dużej jadalni stoją zielone krzesłapochodzące z jakiegoś zamku, obite zielonym adamaszkiem, orazstrasznie masywny, w ogóle niepasujący do nich stół. Papcio jestwściekły na nas (Butzi i mnie), nie pamiętam już dlaczego, bije nasszpicrutą. To jedyny raz, kiedy dostałyśmy lanie, dość paskudnasprawa” (1921).
Ponownie Maria Therese: „Pewnego lata ojciec wynajął namdomek w Steinhorście pod Celle. Jego część zamieszkiwała jednakpewna rodzina, która nie zamierzała się wyprowadzić i zabarykad-owała się w nim. Nie chciała udostępnić nam kuchni i postanowiłaodeprzeć atak bronią. Ojciec, również z bronią w ręce, wkroczył dojadalni. Tylko ten jeden raz widziałam go w sytuacji przypomina-jącej wojnę domową, na dodatek jeszcze w jego własnym domu.Musiał przeprowadzić żmudny proces, aby wreszcie skłonić owąrodzinę do wyprowadzki. A przecież wydzierżawił ten dom spec-jalnie po to, żeby w Berlinie tamtych lat nie być obciążonym rodz-iną” (1921).
„Zajeżdża samochód meblowy: biegnę i pomagam mężczyznom.Wnoszę krzesła do jadalni. Potem słyszę, jak papcio mówi o mnie:»dobroduszna, ale głupia«. Musiało mu chyba być przykro, że niepobiegłam jak cała reszta do nowego ogrodu. Impuls, żeby nie poz-wolić się obsługiwać, był obcy temu ostatniemu grand seigneur”(1924).
„Z Berlina zabiera nas nad jezioro Stechlin. Pokazuje nadleśnict-wo swojego ojca, całkiem w pobliżu. Zna każde drzewo, wymienia
25/124
nam ich nazwy: wiązy, olchy, jesiony... Las traktuje poważnie.Kupuje składane kajaki i idzie z nami powiosłować. Jest szczęśliwyw krajobrazie, w którym spędził dzieciństwo. My też czujemyszczęście” (lata dwudzieste).
„Tylko kiedy przychodzili goście, słyszeliśmy go mówiącego.Pozwalał nam zawsze siedzieć i słuchać. Podziwiałam jego wiedzę,ale kiedy przychodziło co do czego, trzymałam zawsze stronęmamy. Kiedyś przyszedł do mojego pokoju na półpiętrze, aby prze-prosić, że trochę oberwałam jego spacerową laską, kiedy w Tier-garten strasznie wściekł się z jakiegoś powodu. Wskutek długiegorozstania podczas wojny i później on i mama nie potrafili się dosiebie dopasować. Może stąd brało się to jego kompletne milczenieprzy stole” (1926).
„Chciał zjednoczonej Europy, był zaprzyjaźniony z Coudenhove-Kalergim. Mówił, że podczas drugiej wojny światowej Niemcyzostaną podzielone. »Przyjdzie komunizm, ale ja jak najdłużejbędę powstrzymywał jego nadejście«” (1929).
Jego zięć Joachim Paasche opowiada:„Nie była mu obca pewna skłonność do luksusu. Lubił swój ko-
niak i dobre cygaro. Na Bendlerstrasse siedział niemo i z kamiennątwarzą u szczytu rodzinnego stołu. Ale nie mógł się powstrzymaćod śmiechu, kiedy nie zorientowałem się, że podaną na obiad dz-iczyznę wziąłem za wołowinę. Słyszałem, jak mówił do służącego:»Niech mi przyniesie...«. Nigdy wcześniej nie słyszałem tego fry-derycjańskiego trybu rozkazującego” (1931).
„Jego siedmioro dzieci było znane z dzikości i buntowniczejnatury, ale i on nie przypominał typowego, ciężko pracującegoi sumiennego Niemca. Lubił ludzi, po prostu zostawiał swoją pracęi jechał na polowanie” (1931).
„Jego autoironia, gdy wszędzie zaczął wzmagać sięantysemityzm: »Mam nadzieję, że już wkrótce pozbędziemy sięHitlera, żebym znów mógł złorzeczyć na Żydów«. Wówczas jeszczemożna było pozwolić sobie na taką uwagę” (1931).
26/124
Margarethe von Oven, jego sekretarka, późniejsza hrabina vonHardenberg, wspomina:
„Kiedy rano po pożarze Reichstagu przyszłam do biura, powitałmnie słowami: »Sami go oczywiście podpalili!«. Zdjęło mnie przer-ażenie i z początku nie dawałam temu wiary. Byłam podwrażeniem dnia w Poczdamie i zaprzysiężenia Hitlera. Odpowiedźstanowiła zimny prysznic: »Ach tak, a więc pani też się dała złapaćna ich lep?«. On i moja matka byli jedynymi ze znanych mi osób,które nie pozwoliły zamydlić sobie oczu” (1933).
Maria Therese zaś opowiada:„Ojciec pocałował mnie dwa razy w życiu: raz w korytarzu, gdy
podczas pierwszej wojny światowej przyjechał do domu na urlop,a drugi raz, gdy w 1935 roku żegnałam się z nim, żeby wyemig-rować do Japonii”.
27/124
Rozmowa pośmiertna z Kurtemvon Hammersteinem (I)
H: Chciał pan ze mną rozmawiać?
E: Tak. Jeśli ma pan chwilkę.
H: Czasu mam wystarczająco dużo. Ale w jakiej sprawie?
E: Panie generale, wszędzie napotykam pańskie nazwisko, w Ber-linie, w Moskwie, w Kanadzie... Pańska rodzina...
H: Nic nikomu do mojej rodziny.
E: Ale historia, panie von Hammerstein, w której odegrał panważną rolę.
H: Poważnie tak pan myśli? Może dwa, trzy lata, ale potem to sięskończyło. Na dobre. Czy pan jest historykiem?
E: Nie.
H: Żurnalistą?
E: Jestem pisarzem.
H: Obawiam się, że nie znam się na literaturze. W moim domurodzinnym nie czytało się powieści. A co się mnie tyczy, to trochęFontanego, a kiedy byłem w szpitalu, Wojnę i pokój, to wszystko.
E: Piszę o panu książkę.
H: Czy to konieczne?
E: Tak, mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko temu.
H: Mój stary nauczyciel łaciny twierdził zawsze, że poeci kłamią.
E: Nie mam takiego zamiaru. Wręcz przeciwnie. Chcę się bardzodokładnie dowiedzieć, jak to było, jeśli to w ogóle możliwe. Dlategotutaj jestem. Poza tym dzisiaj są pańskie urodziny. Pozwoliłemsobie przynieść skrzyneczkę hawan. Wiem, że ma pan słabość dodobrych cygar.
H (śmieje się): A więc chce mnie pan przekupić. Bardzo dziękuję.No cóż. Niech pan wejdzie. Widzi pan, moje biurko jest puste. Niestrzegę już żadnych tajemnic. Co chciałby pan wiedzieć?
E: Może mógłby pan opowiedzieć mi coś o swoim teściu, panu vonLüttwitzu?
H: Zasadniczo był to człowiek pozbawiony wyobraźni i bezn-adziejny przypadek z politycznego punktu widzenia. Nie miałem codo tego wątpliwości od naszego pierwszego spotkania.
E: W roku 1904 w Berlinie.
H: Właśnie. A potem w czasie wojny, gdy pracowałem w sztabiegeneralnym. Był przecież moim przełożonym.
E: Miał pan z nim problemy.
H: Można to tak nazwać. Już w grudniu 1918 roku – był wtedygłównodowodzącym w Berlinie – za bardzo się wychylił.
E: Rewolucja.
29/124
H: Jeśli tak pan chce nazwać ten rozgardiasz. Można sobie wyo-brazić, że nie darzyłem szczególną sympatią ludzi ze Spartakusa.Ale włóczące się po kraju freikorpsy były jeszcze gorsze, a starywtedy się z nimi układał.
E: Stłumił powstanie. Czy to prawda, że jego oddziały uczestniczyływ zamordowaniu Róży Luxemburg i Karola Liebknechta? Pańskacórka Maria Therese przypomina sobie, że wpadł pan wówczas dojadalni i wykrzyknął: „Żołnierze wrzucili rudowłosą kobietę doLandwehrkanal”.
H: Bardzo możliwe. Fakty są takie: Byłem wtedy pierwszym oficer-em sztabu generalnego w dowództwie Grupy Berlin, a Lüttwitz byłmoim szefem. Jego ulubionym oddziałem była Brygada MarynarkiEhrhardt, kompletnie zdemoralizowana zgraja, która ma na sumi-eniu wszystkie te morderstwa.
E: Ministrem Reichswehry był wówczas Gustav Noske, autor słyn-nego powiedzenia: „Ktoś musi być psem gończym”. H. Tak,komuniści z lubością cytowali to zdanie. Chcieli wówczas utworzyćrepubliki rad na wzór radziecki. To oznaczałoby wojnę domową.Oczywiście moim zdaniem i zdaniem moich przyjaciół nic takiegonie wchodziło w grę.
E: To byli „trzej majorzy”[3].
H: Skąd przychodzi panu do głowy takie określenie?
E: Używa go Brüning w swoich pamiętnikach.
H: Tak? Pewnie ma na myśli Kurta von Schleichera i Boda vonHarbou, których znałem z Akademii Wojskowej i z czasów pier-wszej wojny światowej.
E: Pisze o panu: „W pierwszej połowie roku 1919 ci trzej majorzy,którzy jako przyjaciele utrzymywali ze sobą stałe kontakty, wywier-ali duży, może nawet dominujący wpływ na wszystkie ważne
30/124
sprawy związane z kwestiami wojskowymi”. Traktuje to jakowielką pochwałę. Podobno zapobiegł pan chaosowi.
H: No, chyba trochę przesadza.
E: Rok później Noske chciał, zgodnie z zapisami w traktaciewersalskim, rozwiązać wreszcie freikorpsy, które grały mu nanosie. Ale to nie odpowiadało pańskiemu teściowi.
H: To prawda. Wzbraniał się przed tym. W związku z tym ministerwysłał go na urlop, to znaczy wyrzucił go. I wtedy stary po prostuzorganizował pucz. Stało się to dwunastego marca 1920 roku.Pamiętam jeszcze dobrze, jak rozkazał Brygadzie Ehrhardt po-maszerować na stolicę i wesprzeć rząd. Koniecznie chciał, żebymsię do niego przyłączył.
E: Trudna sytuacja dla pana!
H: Jak to?
E: Odmówił pan.
H: Oczywiście. Operacja bezmózgowca!
E: Najwyraźniej próbował pan wszystkiego, aby go od tegoodwieść.
H: To nie miało sensu.
E: Pański przyjaciel Schleicher był wówczas ważną szychą w Minis-terstwie Obrony. Ostrzegł pana przed odmową wykonania rozkazu.„Zastanów się dobrze, masz pięcioro dzieci”. A pan podobnoodpowiedział mu: „Jak będą głodne, każę im żebrać”.
H: Kto tak mówi?
E: Pański syn Kunrat.
H: Możliwe.
E: Na koniec teść kazał pana nawet aresztować.
31/124
H: Na trzy lub cztery godziny, potem moi ludzie mnie wyciągnęli.
E: I co było dalej?
H: Wysunął na pierwszy plan swojego stracha na wróbleo nazwisku Kapp. Nic nieznaczącego, tłustego biurokratę z cwikier-em i podniesionym kołnierzykiem. Zbliżył się do Ludendorffa,który zresztą też był nieudacznikiem.
E: Ale jednak Lüttwitz ze swoimi ludźmi z freikorpsów zajął Berlin.
H: Bunt.
E: Kanclerz Rzeszy i jego gabinet zbiegli.
H: Nazywał się Bauer. Niezbyt błyskotliwy, podobnie jak tamci.
E: Potem ten Wolfgang Kapp sam ustanowił się kanclerzem.
H: Nie miał nic do powiedzenia. Lüttwitz przejął dowództwo nadReichswehrą i chciał udawać, że jest rząd wojskowy. Ale wojskooczywiście nie wzięło w tym udziału. A tym bardziej cywile. Zor-ganizowali strajk generalny.
E: Bądź co bądź było dwa tysiące trupów.
H: Świństwo. Po czterech dniach to się skończyło. Zdrada stanu!Pięćdziesiąt tysięcy marek za jego ujęcie – napawało go to ogrom-ną dumą. Wszystko to nie było łatwe dla Marii. Kapp, ta płotka,zrejterował do Szwecji, a mój stary gdzieś się ulotnił. Najpierwuciekł do Breslau, a potem z paszportem jednego z krewnych naSłowację. Podawał się za pana von Lorenza. Stamtąd powozemkonnym przekroczył granicę z Węgrami. Raz nawet chciał gozatrzymać pewien pogranicznik, któremu jego paszport wydał siępodejrzany. Ale on w galop, bieg! I już go nie było. W miejscu,w którym się ukrywał, spotkał kuzynkę mojej zmarłej teścioweji szybko się z nią ożenił. Diabli wiedzą, jakim cudem zdobyłprawdziwy paszport. Wrócił z nim do Niemiec, a potem schroniłsię u pewnego proboszcza w Górach Sowich. Pewnego dnia zjawiła
32/124
się policja kryminalna w sile piętnastu ludzi. „Gdzie jest generał?”– „Nie mam pojęcia”. – „Przecież jego łóżko jest jeszcze ciepłe”.Prawdopodobnie wcale nie mieli ochoty go znaleźć. Ale po co japanu to opowiadam?
E: Proszę dalej.
H: Oczywiście trzy tygodnie później przyszła jak amen w pacierzuamnestia. Zadbał o to Hindenburg, którego właśnie wybrano kan-clerzem Rzeszy. Mój teść miał nawet czelność wystąpić do sąduo swoją emeryturę. I wie pan co? Dostał ją. Twarda sztuka. Ale po-tem został na mocy prawa skazany za zdradę stanu. Na chwilęprzycichł, do 1939 roku, potem jednak znowu zwietrzył dobry in-teres. Front Harzburski pasował do jego planów, a w roku 1933stary gratulował nazistom przejęcia władzy.
E: Nie jestem tym zdziwiony. Nie cierpiał też Żydów.
H: Nie on jeden. Przecież to było w armii zupełnie normalne.Szkoda, że nie słyszał pan dowcipów moich towarzyszy z pułku.Nikogo to nie dziwiło. Francuzi i Anglicy byli zresztą tacy sami. Niewskutek fanatyzmu, raczej wskutek złych nawyków. Spostrzegli siędopiero, gdy już było za późno.
E: Niektórzy nigdy nie wyciągają nauk.
H: Tak się panu wydaje! Ale to znaczy, że nie zna pan starego Lüt-twitza. Okazało się to w roku 1934, po „nocy długich noży”. Wtedywiększość ze starej gwardii zrozumiała, do czego zdolny jest Hitler.I znowu jeździliśmy razem na polowania, Lüttwitz i ja, jak za daw-nych czasów. Chyba pan tego nie rozumie.
E: Może nie do końca. Ale się staram. Czy mimo to mogę panu za-dać pewne pytanie?
H: Śmiało.
33/124
E: W jakim stanie ducha oczekiwał pan swojego gościa trzynaścielat później, trzeciego lutego 1933 roku na Bendlerstrasse?
Ciąg dalszy w wersji pełnej
[3] Chodzi tak naprawdę o generałów, ściślej biorąc generalma-jorów, czyli według polskiej nomenklatury generałów brygady(generalmajor – pierwszy stopień generalski sił lądowychi powietrznych Wehrmachtu).
34/124
Glosa pierwsza. GrozaRepubliki Weimarskiej
Dostępne w wersji pełnej
Rozmowa pośmiertna z Kurtemvon Schleicherem
Dostępne w wersji pełnej
Glosa druga. Kłębek podstępówi intryg
Dostępne w wersji pełnej
Trudne czasy
Dostępne w wersji pełnej
Trzy córki
Dostępne w wersji pełnej
Sprawy urzędowe
Dostępne w wersji pełnej
Pod czapką niewidką
Dostępne w wersji pełnej
Osobliwa pielgrzymka
Dostępne w wersji pełnej
Opowieść weterana
Dostępne w wersji pełnej
Przygody pana von Rankego
Dostępne w wersji pełnej
Pojawienie się damy z Czech
Dostępne w wersji pełnej
Rozmowa pośmiertna z Ruthvon Mayenburg (I)
Dostępne w wersji pełnej
Eksperymenty w ostatniejsekundzie
Dostępne w wersji pełnej
Glosa trzecia. O rozłamie
Dostępne w wersji pełnej
Niewidoczna wojna
Dostępne w wersji pełnej
Bankiet z Hitlerem
Dostępne w wersji pełnej
Lista obecności trzeciego lutego1933 r.
Dostępne w wersji pełnej
Moskwa podsłuchuje
Dostępne w wersji pełnej
Rozmowa pośmiertna z Kurtemvon Hammersteinem (II)
Dostępne w wersji pełnej
Fakty dokonane
Dostępne w wersji pełnej
Pozdrowienia od Hindenburga
Dostępne w wersji pełnej
Rozmowa pośmiertna z Kurtemvon Hammersteinem (III)
Dostępne w wersji pełnej
Rozmowa pośmiertnaz Wernerem Scholemem
Dostępne w wersji pełnej
Urodzony as wywiadu
Dostępne w wersji pełnej
Dwa bardzo różne wesela
Dostępne w wersji pełnej
Pruski styl życia
Dostępne w wersji pełnej
Masakra
Dostępne w wersji pełnej
Rozrachunek zupełnie innegorodzaju
Dostępne w wersji pełnej
Na marginesie (I)
Dostępne w wersji pełnej
Rozmowa pośmiertna z Ruthvon Mayenburg (II)
Dostępne w wersji pełnej
Rozmowa pośmiertna z LeoRothem
Dostępne w wersji pełnej
Sondaże
Dostępne w wersji pełnej
Rozmowa pośmiertna z Helgąvon Hammerstein (I)
Dostępne w wersji pełnej
Sprawa karna nr 6222
Dostępne w wersji pełnej
Rozmowa pośmiertna z Helgąvon Hammerstein (II)
Dostępne w wersji pełnej
Urodziny i ich skutki
Dostępne w wersji pełnej
Zupełnie inne życie agenta
Dostępne w wersji pełnej
Wtyczka w Bendlerblocku
Dostępne w wersji pełnej
Jeszcze jedno podwójne życie
Dostępne w wersji pełnej
Z akt personalnych Lea
Dostępne w wersji pełnej
Bez Helgi
Dostępne w wersji pełnej
Z gąszczu odchyleń
Dostępne w wersji pełnej
Przesłanie z Moskwy
Dostępne w wersji pełnej
Inkwizycja
Dostępne w wersji pełnej
Trzecia córka w pajęczej sieciszpiegostwa
Dostępne w wersji pełnej
Glosa czwarta. Rosyjskahuśtawka
Dostępne w wersji pełnej
Pozdrowienia od marszałka
Dostępne w wersji pełnej
Zdekapitowana armia
Dostępne w wersji pełnej
Helga albo samotność
Dostępne w wersji pełnej
Glosa piąta. O skandalurównoczesności
Dostępne w wersji pełnej
Wyjazdy na wieś
Dostępne w wersji pełnej
Pożegnanie
Dostępne w wersji pełnej
Rozmowa pośmiertna z Ruthvon Mayenburg (III)
Dostępne w wersji pełnej
Wojna
Dostępne w wersji pełnej
Na marginesie (II)
Dostępne w wersji pełnej
Z kwatery głównej führera
Dostępne w wersji pełnej
Pogrzeb
Dostępne w wersji pełnej
Glosa szósta. Kilka słówo szlachcie
Dostępne w wersji pełnej
Pokój w Bendlerblocku
Dostępne w wersji pełnej
Rozmowa pośmiertnaz Ludwigiem vonHammersteinem
Dostępne w wersji pełnej
Ucieczka
Dostępne w wersji pełnej
Wspomnienie o pewnejdrogistce
Dostępne w wersji pełnej
Interwencja
Dostępne w wersji pełnej
Odpowiedzialność rodziny zaczyny jej członków
Dostępne w wersji pełnej
Nekroza władzy
Dostępne w wersji pełnej
Berlin, pod koniec
Dostępne w wersji pełnej
Powrót
Dostępne w wersji pełnej
Matka
Dostępne w wersji pełnej
Cztery długie powroty donormalności
Dostępne w wersji pełnej
Początek w nowym świecie
Dostępne w wersji pełnej
Przebudzenie śpiącej
Dostępne w wersji pełnej
Kwestie graniczne
Dostępne w wersji pełnej
Rozmowa pośmiertna z MarieLuise von Münchhausen
Dostępne w wersji pełnej
Ostatnie lata życia Helgi
Dostępne w wersji pełnej
Glosa siódma. MilczenieHammersteinów
Dostępne w wersji pełnej
Dlaczego ta książka nie jestpowieścią. Postscriptum
I
Dostępne w wersji pełnej
II
Dostępne w wersji pełnej
III
Dostępne w wersji pełnej
IV
Dostępne w wersji pełnej
111/124
Podziękowania
Dostępne w wersji pełnej
Źródła
Dostępne w wersji pełnej
Źródła zdjęć
Dostępne w wersji pełnej
Indeks
Dostępne w wersji pełnej
Tablica genealogiczna
Dostępne w wersji pełnej
Hammerstein,czyli upór
Spis treści
OkładkaKarta tytułowa* * *MottoTrudny dzieńWzorowa kariera kadetaBardzo stary ród i kontakty odpowiednie do zajmowane-go stanowiskaBudzący grozę dziadekKilka anegdotRozmowa pośmiertna z Kurtem von Hammersteinem (I)Glosa pierwsza. Groza Republiki WeimarskiejRozmowa pośmiertna z Kurtem von SchleicheremGlosa druga. Kłębek podstępów i intrygTrudne czasyTrzy córkiSprawy urzędowePod czapką niewidkąOsobliwa pielgrzymkaOpowieść weteranaPrzygody pana von RankegoPojawienie się damy z CzechRozmowa pośmiertna z Ruth von Mayenburg (I)Eksperymenty w ostatniej sekundzieGlosa trzecia. O rozłamieNiewidoczna wojnaBankiet z HitleremLista obecności trzeciego lutego 1933 r.Moskwa podsłuchujeRozmowa pośmiertna z Kurtem von Hammersteinem (II)Fakty dokonanePozdrowienia od Hindenburga
118/124
Rozmowa pośmiertna z Kurtem von Hammersteinem(III)Rozmowa pośmiertna z Wernerem ScholememUrodzony as wywiaduDwa bardzo różne weselaPruski styl życiaMasakraRozrachunek zupełnie innego rodzajuNa marginesie (I)Rozmowa pośmiertna z Ruth von Mayenburg (II)Rozmowa pośmiertna z Leo RothemSondażeRozmowa pośmiertna z Helgą von Hammerstein (I)Sprawa karna nr 6222Rozmowa pośmiertna z Helgą von Hammerstein (II)Urodziny i ich skutkiZupełnie inne życie agentaWtyczka w BendlerblockuJeszcze jedno podwójne życieZ akt personalnych LeaBez HelgiZ gąszczu odchyleńPrzesłanie z MoskwyInkwizycjaTrzecia córka w pajęczej sieci szpiegostwaGlosa czwarta. Rosyjska huśtawkaPozdrowienia od marszałkaZdekapitowana armiaHelga albo samotnośćGlosa piąta. O skandalu równoczesnościWyjazdy na wieśPożegnanieRozmowa pośmiertna z Ruth von Mayenburg (III)
119/124
WojnaNa marginesie (II)Z kwatery głównej führeraPogrzebGlosa szósta. Kilka słów o szlachciePokój w BendlerblockuRozmowa pośmiertna z Ludwigiem von HammersteinemUcieczkaWspomnienie o pewnej drogistceInterwencjaOdpowiedzialność rodziny za czyny jej członkówNekroza władzyBerlin, pod koniecPowrótMatkaCztery długie powroty do normalnościPoczątek w nowym świeciePrzebudzenie śpiącejKwestie graniczneRozmowa pośmiertna z Marie Luise von MünchhausenOstatnie lata życia HelgiGlosa siódma. Milczenie HammersteinówDlaczego ta książka nie jest powieścią. Postscriptum
IIIIIIIV
PodziękowaniaŹródłaŹródła zdjęćIndeksTablica genealogiczna
120/124
Karta redakcyjna
121/124
Tytuł oryginałuHAMMERSTEIN ODER DER
EIGENSINN. EINE DEUTSCHEGESCHICHTE
WydawcaDaria Kielan
Redaktor prowadzącyTomasz Jendryczko
IndeksMałgorzata Dehnel-Szyc
Redakcja technicznaAgnieszka Gąsior
KorektaDorota Nowak
© Suhrkamp Verlag Frankfurt am Main2008
All rights reserved by and controlledthrough Suhrkamp Verlag Berlin
Copyright © for the Polish translation bySława Lisiecka, Warszawa 2012
Copyright © for the e-book edition byWeltbild Polska Sp. z o.o., Warszawa 2012
Świat KsiążkiWarszawa 2012
Weltbild Polska Sp. z o.o.ul. Hankiewicza 2, 02-103 Warszawa
Księgarnia internetowa: Weltbild.pl
Niniejszy produkt objęty jest ochronąprawa autorskiego. Uzyskany dostęp up-oważnia wyłącznie do prywatnego użytku
osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wy-dawca informuje, że wszelkie udostępnianieosobom trzecim, nieokreślonym adresatom
lub w jakikolwiek inny sposób upowszechni-anie, upublicznianie, kopiowanie oraz prz-
etwarzanie w technikach cyfrowych lubpodobnych – jest nielegalne i podlega właś-
ciwym sankcjom.
ISBN 978-83-273-0283-0Nr 90453440
Plik ePub opracowany przez firmę eLib.plal. Szucha 8, 00-582 Warszawa
e-mail: [email protected]
123/124
@Created by PDF to ePub
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragmentpełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnierozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przezNetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym możnanabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione sąjakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgodyNetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepieinternetowym Bookarnia Online.