eliza orzeszkowa - gloria victis. oni

26

Upload: grazka1957

Post on 06-Sep-2015

260 views

Category:

Documents


4 download

DESCRIPTION

Dzieło autorstwa Elizy Orzeszkowej. Eliza Orzeszkowa była zarówno jednym z pierwszych teoretyków pozytywizmu w Polsce, jak i najwybitniejszym twórcą tego okresu. Jej dzieciństwo przypadło na schyłek romantyzmu i w tym duchu została wychowana przez matkę. Jej nazwisko pojawiło się pośród kandydatów do Literackiej Nagrody Nobla W 1904 roku. W wewnętrznych dokumentach komitetu nagrody występowała często jako Elise Orzeszko. Jej kandydaturę zgłosił Aleksander Brückner, ówczesny profesor uniwersytetu berlińskiego. Kandydatura uzyskała poparcie Alfreda Jensena, który w opracowaniach na temat jej twórczości stawiał ją pod niektórymi względami nawet wyżej od Henryka Sienkiewicza. W 1909 r. Eliza ponownie była kandydatką do nagrody Nobla ale Szwedzi przeforsowali nagrodę dla swej rodaczki Selmy Lagerlöf.

TRANSCRIPT

  • Ta lektura, podobnie jak tysice innych, jest dostpna on-line na stroniewolnelektury.pl.Utwr opracowany zosta w ramach projektu Wolne Lektury przez fun-dacj Nowoczesna Polska.

    ELIZA ORZESZKOWA

    Oni(R. )

    By w zamknitym, cichym pokoju wieczr zimowy, dugi, gdy ta dawna znajomamoja, z twarz na wiato lampy obrcon, z wntrza gbokiej zadumy mwia:

    Pytanie twoje o moje wspomnienia, proby twoje, abym swoje wspomnienia two-jej pamici powierzya, przenosz dusz moj utsknion w wiosn ow, w w sen, w owgoin, ktr niegdy zegar przeznacze wywoni wielkim gosem.

    Wiosna przemina, sen zgas, goina umara i dusze lukie pozostay za nimi da-leko, wirem ycia coraz dalej unoszone, lecz wiecznie je pomn.

    O, wiosno! kto ci wiia w naszym kraju,Pamitna wiosnoKto ci wiia, jak byaObta we zdarzenia, naiej brzemienna!Ja ciebie dotd wi, pikna maro senna!

    Przesuna mi si o wczesnym poranku ycia jak sen zoty i krwawy, znikna. Powiecie rozlaa si ciemno. W ciemnoci miaam dusz wiecznie utsknion i za so-necznymi, zotymi snami gonic po polach, nad ktrymi stay cisze guche i hasayponure wichry.

    Chcesz okrucha, momentu, agmentu tej wiosny. Dobrze. Posuchaj!

    IMiaam lat dwaiecia, lecz pomimo modoci tak wczesnej, dla przyczyn, ktre po-mam, bo z moj osob tylko byy w zwizku, wieiaam o wszystkim, co si dokoaiao i nikt z niczego tajemnicy przede mn nie czyni. To tumaczy, e w momencieowym znajdowaam si w tym domu i e byam wiadkiem sceny tej, o! baro uwanymi wzruszonym.

    Dom by jednopitrowy, obszerny, na biao otynkowany, majcy przed sob iei-niec baro rozlegy, a za sob wysokie oparcie drzew ogrodowych. Wszystko, co otaczaodom ten i znajdowao si w jego wntrzu, oznajmiao dostatek wielki i smak wykszta-cony. Piknie tam byo, zamonie, wytwornie i dotd spokojnie.

    Ale teraz anio spokoju z ziemi tej odlecia i rozlao si po niej wrzenie guche, botajemnic okryte, tym namitniejsze i tym tragiczniejsze. Byo to wrzenie serc i gww kotle niewoli, pod pokryw tajemnicy.

    W obszernym i ozdobnym wntrzu domu toczyy si gwarne rozmowy trzyiestuokoo mczyzn rnego wieku i rnej powierzchownoci. Na dnie gwaru tego czu byoniewypowieiane, lecz niespokojne oczekiwanie.

    Byli to czonkowie organizacji powstaczej paru powiatw poleskich, oczekujcy naprzybycie jednego ze wspobywateli swoich, ktry i przed nimi mia zoy owiad-czenie, e przyjmuje dowtwo nad miejscowym odiaem zbrojnym lub e je odrzuca.

  • Prawie powszechne byo zdanie, e nie odrzuci, ale pewnoci zupenej nie posiadanikt. Nikt z obecnych nie zna go z bliska, wielu nie znao go wcale. Jednak od kilku jumiesicy imi jego wymawiane byo w okolicy baro czsto.

    On jeden mgby! mwiono. On tylko jeden!I czoa mwicych powlekay si trosk, bo jeeli on nie zechce, nikt w tych stronach

    nie potra. A rkom nieumiejtnym, sztuce wojskowej obcym, zadanie to powierzaNietrudno byo przypuszcza, e nie zechce, bo zadanie posiadao wag i groz rzeczy

    niezmiernie wysokich i niebezpiecznych.Ten, kto zadania tego mia si podj, musia posiada bary Atlasa i serce garce

    mieczami Damoklesowymi. Mnstwem mieczy najeone byo to zadanie i krwawiy sina nich napisy: Odpowieialno, Mka, mier. Trzeba byo porzuci wszystko, co by-o mie, kochane, spokojne, bezpieczne, a pj pomiy te miecze, w ich byskawicei w ich mordercze szczki. Trzeba byo zwyciy albo zgin; trzecie wyjcie z koa ichnie istniao. Zwyciy za atwo nie bie; owszem, stokro trudniej anieli poprzed-nikom, ktrzy w epizodach minionych tej ju prawie stuletniej walki nie zwyciyli.Wic trzeba byo mie gow zapalon takim poarem idei, aby w jego blaskach olepncakowicie na samego siebie, na wszystko, co nie jest przedmiotem tej idei i jej oar-nym otarzem. Trzeba byo w samej nawet klsce, zza zason czasu dostrzeonej, wiiekrwawe, lecz niemiertelne ziarno przyszego zwycistwa i umie na grb wasny patrzerenic nie tylko niewzruszon, lecz jeszcze rozradowan przez myl i naiej, e kie-dy, w pokole i czasu oddali z emanacji przez grb ten wyziewanych powstanie krwiprzelan uniemiertelniony Arcyzwycizca, Duch.

    Zdarza si wprawie mogo, e w koo to wstpowao, w krater ten wskakiwa-o uniesienie lekkomylne, uniesienie moiecze, nie znajce faktw, liczb, monoci,niemonoci, wzgardliwie omajc wszystko, co nie jest serca, mar wyobrani.

    Ale o nim wieieli wszyscy, e w sile mskiej wieku bdc, moiecem ju nie by,e wiele wieia, umia, e w rzemiole wojskowym by biegy. W tych stronach poleskichuroony, modo daleko std przepi, w wojnach bra uia, twarde prawo elazai liczby zna. Pukownik jednego z uczonych iaw ogromnej armii, drog mia przedsob dalek, moe z wysokimi szczytami u kresu. I nagle rozsta si z t drog, zerwaz przeszoci, wyrzek si przyszoci, do roimej swej wsi poleskiej powrci, w niejosiad. Niedawno, zaledwie przed miesicami.

    Nikt go tu z bliska nie zna, wic nikt nie wieia, na jak miar pier jego skrojona.Bo posiada rozum, umiejtno, biego w fachu, nie zawsze znaczy to by czowiekiemmajcym serce wielkie.

    Kto wie, jak postpi?Poselstwo, przed niewielu dniami do niego wysane, odpowiei stanowczej nie przy-

    wiozo. Przyrzek, e i przed zgromaonymi czonkami orgnizacji stanie i postano-wienie swoje owiadczy.

    Tymczasem nie przyjeda.Pora dnia ju pna. Waciwie ie ju si skoczy. W salonach suba zapalia

    lampy. Jasne wiato rozlao si po obrazach, sprztach, kwitncych rolinach, obcia-jcych stoy ksikach, iennikach, albumach. Przez kilka okien otwartych na wieczrkwietniowy, iwnie cichy i ciepy, wlatywa zapach narcyzw i miesza si w powietrzuz jasnym wiatem lamp.

    Jasno i wonnie byo w salonach, jednak stawa si poczo chmurnie i duszno.Rozmowy leniwiay, gwar gosw przycicha, na czoach osiaday chmury.Gospodarz domu, uroiwy i rosy brunet w rednim wieku, z czoem wyniosym

    i ustami przybierajcymi czsto zarys mdrych, lecz sarkastycznych umiechw, z kil-ku starszymi gomi przechaa si po salonie, coraz wicej milczcy i roztargniony.Oni, ci gocie, z pobyskujc srebrem siwizn na gowach, kiedy niekiedy przystawali,przysuchiwali si czemu, zdawali si na co oczekiwa.

    Co chwila kto wysuwa si z salonu, wychoi na ganek domu i w zmierzch agod-nego wieczoru wpatrzony wyta wzrok i such.

    Inni otwierali lece na stoach ienniki, albumy, lecz atwo byo zgadn, e kart,na ktre patrzyli, nie wiieli, z myl okoo czego innego krc.

    Oni

  • Inni jeszcze u otwartych okien stojc zamieniali si pgonymi sowami, czstomilknc, w zamyleniu.

    Wrd tych u okien stojcych najwyraniej i dostrzegam szlachetn twarz Wa-dysawa Orszaka. Postaw mia cik nieco, ruchy powolne i mow nieco powoln, roz-wan. Starzej nad swoje lat czterieci wygldajcy, oczy zmczone i smutne wznosi kugrze, ku zawieszonym za oknem mrocznym bkitom, a pod bujnym, ciemnym wsemagodnymi jego ustami poruszay ledwie dostrzegalne drgania. Jakby modli si. Moe.wiato lampy pozacao mu ciemne wosy i brod na szerok pier spadajc.

    Najmodsi z towarzystwa do nas, kobiet, si zbliyli. Nas, kobiet, byo tylko dwie.Gospodyni domu, adna, wiotka, troch tylko ode mnie starsza, tu przy mnie na maejkanapce sieiaa. Zbliy si do niej i do mnie baro wysoki, atletycznie zbudowanybrunet, ktrego dla rysw rzymskich i cery poudniowej Scypionem czasem nazywano.Powierzchowno to bya czowieka miaego, mocnego w uczuciach i woli. Oczy ponyjak czarne diamenty, usta pod czarnym wsem gorzay purpur. Przy nim niebawem stantyp moieczy zupenie odmienny. Poudnie i pnoc.

    Postawa wysmuka, raczej wta ni silna, twarz biaa, wosy zote, wesoo niemaliecinna w bkitnych oczach. Synny na szerok okolic z namitnoci myliwskiej, zeznakomitej jazdy konnej, z wprawy strzeleckiej. Przeszo krtka baro, lecz w ktrejnic nie zapowiadao polotu ku gwiazdom lub pocigu ku otchaniom. Trzeci, ktry sizbliy, jeszcze prawie student, przez nas z powodu pokrewiestwa bliskiego po imieniuFlorentym nazywany. Ze studiw uniwersyteckich przywiz z sob demokratyzm gorcy,zawzity, w myli, sercu i mowie wci jakby pacierz odmawiajcy deklinacj: lud, ludowi,dla ludu, przez lud, w luie Ogorzay, barczysty, czy w sobie z demokratycznymsposobem mylenia nieco te demokratyczn, umyln rubaszno ruchw i sowa, gdyz szarych oczu patrzaa na wiat mikka, litociwa, wci ku wyynom wzlatujca duszamarzyciela.

    Stanli przed nami i zaczli mwi o niP. Spotkaem si z nim, wiiaem go, to czowiek niezwyky, na woa stworzony.

    Przyrzek, wic przyjeie Tacy luie, gdy co przyrzekn Rzecz prosta, e przyjeie. Czy dowtwo przyjmie? nie wiadomo Przyjmie niezawodnie Dlaczego niezawodnie?Gospodarz domu zbliy si do ony i z cicha rzek: Jest ju tak pno, e kazaem podawa wieczerz. Pro goci, Stefuniu!Wysokie czoo przeszywaa mu zmarszczka niezadowolenia i w zarysie ust tkwi wy-

    raniejszy ni kiedykolwiek sarkazm. Jeden ze stojcych przed nami moiecw z drgnie-niem ironii w gosie zapyta:

    Pan ju zwtpi? Zwtpiem. Ja nie. Ani ja.Gospodarz zawoa: Szczliwa modo! Dlaczego szczliwa? zapytay trzy mode gosy, w ktrych brzmieniu czu byo

    ju rozniecajc si iskr tych sporw, uraz, zaale, ktre od roku, moe wicej, wybu-chay tu pomiy ludmi starszymi a modszymi co ie, co goin, gorce, czasemnamitne i gwatowne.

    Gospodarz domu sympatii modego pokolenia nie posiada, o! nie, za ironi, za to, conazywao ono chodem uczu, moe troch za dum czowieka wysoko wyksztaconegoi monego. Tym razem jednak znik mu z ust bez ladu wyraz ironii.

    Dlatego odpowieia e modo to wiara, ktra uszczliwia, gdy wtpienieboli.

    Mwi szczerze. Z wyrazu czoa i oczu zna byo, e go co dojmujco, gboko bolao.Wkrtce wchoilimy wszyscy do wielkiej sali jadalnej, w ktrej dugi st, okryty

    naczyniami stoowymi, byszcza w rzsistym wietle lamp i wiec.

    Oni

  • W gbi sali, naprzeciw drzwi, przez ktremy wchoili, rysowaa si na jasnym tleciany kolumna z czarnego drzewa, z okrgym wyrniciem w gowicy. By to staro-wiecki zegar, a pod sut prawie wznoszcy swe oblicze wielkie, okrge, biae, czarny-mi zmarszczkami wskazwek przeorane. Wyglda jak symbol czasu, z gry i obojtniespogldajcy na lukie zachody, niepokoje, losy.

    By moment krtki, w ktrym zebrani, na znak gospodyni domu oczekujc, otaczalist w postawach stojcych. Ona, stojc rwnie, na kilka osb nieco spniajcych sioczekiwaa. Po sali pyn niegony szmer rozmw, dwie nasze kobiece suknie rzucay naczarne to ubra mskich plamy jasne i w blasku lamp wietliste.

    W tym wanie krtkim momencie za oknami rozleg si turkot k. Szmer goswrozmawiajcych umilk, sal zalega cisza. Nikt nie usiad. Po wszystkich twarzach rozlasi wyraz zaniepokojenia; niektre z nich troch poblady.

    Gospodarz domu piesznie do przedpokoju wyszed i po minutach kilku ju spnio-nego gocia obecnym przedstawia.

    Po wielkiej sali, w rzsistym wietle, wrd ciszy zupenej i trzyiestu paru oczuw jednym punkcie utkwionych, rozlego si imi i nazwisko Romualda Traugutta.

    Jednoczenie w gbi sali, prawie pod sutem, zabrzmia metaliczny, basowy dwik.Zegar z bia twarz w czarnej obwdce uderza zacz goin. iesi z kolei dwi-kw metalicznych, gbokich pyno gr, gdy dokoa stou brzmiay nazwiska goci,z ktrymi gospodarz domu przybyego najpniej zaznajamia.

    Przyczyna opnienia z atwoci wyjaniona zostaa: jaki prosty i pospolity wypadekw kilkumilowej podry po zych jeszcze drogach wiosennych.

    Mia lat trzyieci sze i na wiek ten wyglda, wzrost redni, budow ciaa wicejspryst i szczup ni siln, a w ruchach atwych, pewnych siebie, w postawie wyprosto-wanej co, co przypominao typy wojskowe. Od pierwszego wejrzenia rzucaa si w oczygboka czarno jego wosw tak obtych, e dwie ich fale, jedna nad drug, wznosiysi nad czoem niadym, ksztatnym, przernitym od brwi a prawie po wosy pionowlini gbokiej zmarszczki. Oczy nieatwo byo dostrzec, bo okryway je szka okularw,lecz wrd owalu niadej twarzy uwag zwracay usta bez umiechu, spokojne i powane.Moe ta powaga ust i ta zmarszczka na czole przedwczesna sprawiay, e w powierz-chownoci tej uderza przede wszystkim wyraz myli surowej, skupionej, maomwnej.Nic mikkiego, gitkiego, ugrzecznionego, nic z atwoci wylewajcego si na zewntrz.Tylko myl jaka panujca, przeogromna, nieustannie w milczeniu, w skupieniu pracu-jca i pod jej pokadem jaki tajemny upa uczu, ktry na czole wypali przedwczesnzmarszczk i gorcym kolorytem powlk milczc twarz.

    Zna byo, e daleko chtniej milcza, anieli mwi. Do rozmowy o rzeczach po-tocznych, ktra toczya si w czasie wieczerzy, miesza si rzadko i obojtnie, krtkimisowami. W zamian niepodobna byo nie dostrzec, e wzrokiem bada otaczajce, wieopoznawane twarze. Moe w duchu, gotujcym si do spenienia jednego z najdramatycz-niejszych aktw, jakie przez duch czowieczy spenionymi by mog, zapytywa o wartoi si swoich w dramacie wspaktorw.

    Cicho za odchoc sub pozamykay si drzwi sali; wszyscy sieieli w milczeniudokoa dugiego stou, z ktrego zdjte ju byy okrywajce go wprzd naczynia.

    Gospodarz domu w postawie stojcej przemawia.Mwi o tym, e niedawno jeszcze przeciwny by rozpoczynajcemu si w kraju ru-

    chowi i powstrzymywa go usiowa, nie dlatego, aby mniej od kogokolwiek pragnwolnoci i szczcia kraju, ale e pora nie zdawaa mu si wybrana trafnie ani siy doprzygotowane, ani szanse zwycistwa rwne szansom klski, ktra jeeli nastpi, przy-niesie nastpstwa wagi nieobliczalnej, najpewniej baro cikiej. Mniema, e cierpliweoczekiwanie na moment sposobny, na zbieg okolicznoci dla walki pomylny, na powik-szenie si i zasobw do niej, nie mniej jest warte od rzucenia si w walk ze szlachetnymi choby bohaterskim zapaem w sercu, lecz bez naleytej orientacji w gowie, bez wagiw rku i arytmetycznej tablicy przed oczyma.

    Czcicielem rozumu jestem i tych szkieek mdrca, ktre wymiewa ma pra-wo poezja, lecz ktrych polityka sprzed oczu usuwa nie powinna. Dlatego odraaem,walczyem z prdem, usuwaem si na stron. Byem biay

    Oni

  • Przy sowach ostatnich podnis gow i miaym spojrzeniem spotka si z niecht-nymi, ironicznymi umiechami, ktre na kilka twarzy wystpiy.

    Nie sam jeden w zgromaeniu tym jestem, ktrym tak myla i nazw t nosi.Wszak znajduj si tu wsplmylcy moi, nieprawda?

    Wyej jeszcze podnis gow, na odpowied czeka. Powanie kilka gosw odpo-wieiao:

    Tak.Wic mwi dalej: Teraz uderzy ju won, wielki won historyczny i nie biaym, ale czarnym by-

    by ten, kto by na dwik jego guchy pozosta. Istnieje co, co gdy raz nad powierzchniziemi wystpi, zgaone z niej by nie moe. Tym czym jest fakt. Fakt zbrojnej walkista si. Znaczna cz kraju w ogniu jej ju stoi. Jakkolwiek niebezpieczestwa czy nie-podobiestwa mgby dla niej i przez ni spostrzega rozum, on rwnie wskazuje, eprzeciw niebezpieczestwom i niepodobiestwom, przeciw habie take, ktra zuchwa-ych a niedonych okrywa, orem ratunkowym moe by tylko nasza jedno. Mdrysyn domu ostrzega przed rozniecaniem ognia nieostronym i niewczesnym, lecz kiedydom ju gore, szalony byby, wicej przeklty byby, gdyby nad nim nie roztoczy ra-mion czynnych, ratujcych! Przekona czowieka goina kada odmienia nie moe, alew goinie kadej inne by mog obowizki. Obowizkami goiny, ktra wybia w krajunaszym, s dla nas: jedno i oarno. W nich naieja Bez nich zginiemy

    Wstrzyma si, z gow spuszczon milcza, myla. Rumiece na policzki, blaski go-rce w oczy wstpowa mu zaczynay.

    S to przyczyny, dla ktrych, gdy fakt sta si i goina nowego obowizku ude-rzya, wstpiem do organizacji powstaczej tej poleskiej ziemi i na czele jej stanem.I od momentu, w ktrym rozum mj zatwieri haso: jedno i oarno! siebie same-go i wszystko, co moje: dom, majtek, w potrzebie wolno i ycie, siy rozumu, jakimirozporzam i pragnienie serca najgortsze z tych, ktrych zaznaem kiedykolwiek, zo-yem na usugi sprawy.

    U przeciwnego koca stou zabrzmiay ciche brawa, wyszeptywane przez te same usta,ktre przed chwil umiechay si ironicznie i niechtnie. Ale mwicy, na ten szmerprzyjazny, tak jak przedtem na nieprzyjazne umiechy obojtny, mwi koczy:

    W charakterze nowo mianowanego naczelnika organizacji ziemi poleskiej, w imie-niu jej i w obecnoci jej czonkw, zapytuj pana Romualda Traugutta, czy przyjmiedowtwo nad uformowanym przez organizacj zbrojnym odiaem tej ziemi?

    Niewysoki, szczupy, wyprostowany i tylko z pochylonym nieco czoem, na ktrymupa wewntrzny wypali pod falami kruczych wosw przedwczesn zmarszczk, wstaz krzesa Romuald Traugutt i odpowieia:

    Z dalekich stron powrciem tu z myl, e usugi moje mog by teraz potrzeb-ne ojczynie. Zawd, ktremu si oddawaem, przysposobi mnie do oarowanego mizadania, wic je przyjmuj.

    Krtkie to byo, proste, skromne, wypowieiane gosem majcym brzmienie czystei metaliczne.

    Dokoa stou wszyscy powstali i pochylili si w milczcym ukonie, po czym salzalega chwilowa cisza. Cisza serc, oblewajcych si potajemnymi zami wzruszenia i ciszagrozy, ktr oddychaj momenty wyroczne; i ta jeszcze cisza, z jak nad tym biednymwiatem kdy wysoko wa si na szalach przeznaczenia losy lui i narodw.

    Pierwszy cisz przerwa Traugutt. Prosz organizacj o zdanie spraw z iaa dla uformowania odiau przedsi-

    wzitych i dokonanych, z liczebnoci tego odiau, uzbrojenia i wszechstronnych zaso-bw jego oraz o mapy powiatu i powiatw ssiednich, czyli topogracznego terenu, naktrym rozwa si bd przysze iaania wojskowe.

    Gos to by nieco inny ju od tego, ktrym przemawia przedtem. Pobrzmiewaaw nim nuta rozkazu, czu byo czowieka, ktry z zadaniem raz na siebie przyjtym ar-towa nie bie i fachowca, ktry wiec dobrze, czego da mu naley, dania swestawi bez prnych dodatkw i omwie.

    Baro rycho zjawiy si na stole mapy mniejsze i wiksze, lecz przed ich rozwi-niciem z kolei mwi zaczynali ci, ktrzy penic w organizacji urzdy iesitnikw

    Oni

  • i setnikw zdawali spraw ze zgromaonych przez siebie iesitkw i setek przyszychzbrojnych partyzantw, cyy niedue zreszt, bo odiay partyzanckie z samej naturytego roaju wojny liczne by nie mog, potem nazwy broni, iloci jej i gatunki.

    W z twarz ku mwicym podniesion sucha; w szkach, ktre osaniay muoczy, zapalay si, przygasay, migotay odbicia wiata, czasem pytania krtkie zadawa,czasem zsuway si mu brwi czarne i zmarszczka na czole pogbiaa si widocznie. Raztylko po rysach milczcych przepyna, wnet znikajc, smuga radoci. Byo to wtedy,gdy przemwi naczelnik zorganizowanej w powiecie poczty obywatelskiej, WadysawOrszak.

    Jak zwykle ociay nieco w poruszeniach, jak zwykle powoli i rozwanie mwi za-cz o potrzebie otaczania partii zbrojnej piln stra tych, ktrzy w domach pozostan,rozcigania dokoa niej takiej niby sieci drutw telegracznych, z mnych woli i sercwyprzionych, ktre by wiat z ni i j ze wiatem, i jeszcze lui jednomylnie z niiaajcych, a rozproszonych po wiecie wizay.

    Z twarz nad wiek przywid, agodn, od ktrej na piersi spywaa ciemna, gstabroda, z oczyma, w ktrych zmczonym, lecz czystym bkicie byo co z bolesnych upa-w, ktre dugo pony tajemnie i bezpoytecznie, mwi o tym, gie, jak, przez kogoprzewoone, przenoszone bd wiadomoci, ostrzeenia, dania, wskazania.

    Taka poczta nie jest najpodrzdniejsz czci rozpocztego iea; owszem, jest jegoczci baro wan. Musi by zwinna, ostrona, umiejca lata i peza, przelizgiwa sii umyka. Ale znaleli si luie do roboty tej odpowiedni i pan naczelnik przebaczy, enie samych starych do niej zabrano, lecz take troch modych, ktrzy ju w partii suynie bd, dopki ona w okolicach tych pozostanie. Potem, gdy losy walki przenios jw miejsce inne, i ci z ni si pocz, ale tymczasem do tej straniczej roboty trzeba taketroch si niesteranych i z zapaem modoci oddanych sprawie. Bo przecie

    Bo przecie partia to serca bce i krew gorca kilku setek lui, to ieckomarze naszych, zabiegw, naiei, e raz przecie nie jak niewolnicy z duszami zabitymi,lecz jak ywi luie y biemy. Trzeba tedy nad ni czuwa, trzeba krwawym zapasomjej troskliwym czuwaniem dopomaga!

    Pochyli twarz, ktra wraz z czoem pogia si w mnstwo fad i zmarszczek, z a-godnej zwykle stajc si pospn. Z kadej jej zmarszczki i z kadej jej fady wygldaygorzkie myli, cikie smutki, dugo w milczeniu i niemocy przeuwane. Powoli, gosemguchym znowu mwi zacz:

    Powieiaem: niewolnicy z duszami pozabanymi. Tak jest. Kiedy rce skutei usta zakneblowane, to i dusza zrazu usypia, a potem mrze. Byli tacy, ktrzy powiada-li: Czego wam brak? Spokojnie sobie yjecie, w dostatkach po co zdrow gow podewangeli kaiecie? Ot to zdrow gow! miech gorzki z takiego zdrowia! Nicnam nie byo wolno: ani czyni, ani gono mwi, ani ludu naszego z jarzma niewolii ciemnoty wyzwala, ani ycia swojego przerabia, polepsza. Tylko: je, p, p i gn!To wolno. Niedobrze ci z tym? Powinno by dobrze, a jeeli nie jest, to milcz! Jeelisarkniesz gono lub palcem poruszysz na Sybir! I tak byo tyle lat. Boe mj! Tyleiesitkw lat! Byli tacy, ktrzy w tym bocie poznajdowali sobie rne rozkosze i nimisi potruli, ale byli inni. Boe! Ty jeden wiesz, ile ci inni cierpieli! Jak im wasne mylipaliy wntrznoci, jak z nich wasne siy i ochoty, do niczego nie uyte, rzay zaduszane,cigle konajce i nigdy nie mogce skona! Najlepsze lata ycia przechoiy nam, jak tendym szary, ktry po ziemi si czoga, a gdy sprbuje wznie si w gr, zy wiatr zarazo ziemi go cinie i po botnistej powierzchni jej rozcignie Tak duej nie mona byoy. Ja wiem, e siy nasze mae, wic czerwonym by nie miaem. Ale i biaym nie byemtake, nie! Za wielem cierpia, za wielem przysuchiwa si miertelnemu rzeniu duszywasnej i dusz bliskich, abym biaym mg by. A teraz co do tej motyki porywajcej siprzeciw socu, to myl, e Bg jest z nami i e sprawa nasza to sprawa boska. Tedyjaki tam koniec bie, to bie, powinno swoj powinno swoj czymy.

    Baro wzruszony, z drcymi wargami i pobladym czoem na krzeso opad, cikooddycha, a po krtkim milczeniu doda ju tylko:

    Poczta obywatelska powinno swoj speni. Rcz.

    Oni

  • Wtedy to wanie na milczc twarz naczelnika odiau zbrojnego spada smugaradoci i cho prdko zgasa, oczy jego, zza szkie je osaniajcych, tkwiy dugo w szla-chetnych, smutnych, przedwczenie uwidych, zoranych rysach Orszaka.

    Teraz rozpostaro si na stole kilka map rnej wielkoci i wieniec gw pochyli sinad nimi, gdy w gwarze rozmowy brzmiay liczne nazwy dworw, wsi, miasteczek, uro-czysk.

    adna droga elazna wwczas jeszcze stron tych nie przebiegaa i byo w nich trochgocicw szerokich i mnstwo drg, droyn, ktre w kierunki rne rozbiegay si poniecignionej okiem rwninie.

    Byy w tych stronach okolice yzne, ludne, falujce bujnymi zboami, gsto strzelajceku niebu grupami topoli, ktre przyozdabiay dwory, i krzyw, ktre stroway u wrtwiosek.

    I byy pustkowia niemal bezludne, kpami wilgotnych k wysaane, wodami mo-krzade wiecce, przemawiajce tylko gosami hulaszczych wichrw lub wdrownychptakw, dla stp obcego przybysza grone mierteln grzl trzsawisk.

    I byy tam jeszcze lasy wielkie, gbokie, lasy odwieczne, przez wieki toporem nie-dotykane, wspaniae przybytki natury samotnej i ikiej, obdne labirynty, z drogamiwiadomymi tylko zwierzom je zamieszkujcym i luiom o barach potnych, wzrokubystrym, strzaach celnych, ktrzy nad ich niepokalan caoci strowali.

    I by tam na koniec wrd wielu wd innych, przez natur po ziemi tej rozlanych,jeden szlak wody nieszeroki, przez rce lukie na powierzchni jej dobyty i nazwanyKanaem Krlewskim.

    Podnis si wieniec gw znad map na stole rozoonych i po ustach rozbiegy sisowa:

    Za Kana Krlewski! Do lasw horeckich.Tam partia uda si i obz zaoy miaa.Przedtem jednak zgromai si musi. Z ziemi rozlegej, z rwniny dla oka bezgra-

    nicznej, z rozsianych po niej dworw, miasteczek, chat leniczych, zagrd drobnoszla-checkich, na jednym punkcie zgromai si musi. Na punkcie przedstawiajcym ua-twie najwicej, niebezpieczestw najmniej.

    Romuald Traugutt podnis znad mapy twarz i wymwi: Dwr iatkowicki.A po krtkiej chwili, spojrzeniem po zebranych wiodc, zapyta: Czy waciciel iatkowicz jest tutaj obecny? Tak; ja jestem wacicielem iatkowicz.Traugutt mwi zacz: Way dyktatorskiej nie posiadam. Mienia i wolnoci lui na niebezpiecze-

    stwo wystawia bez dobrowolnego zgoenia si ich na to nie mam prawa. Miejscu,ktre bie punktem zbornym partii i wacicielowi jego zagro niebezpieczestwa po-wane. Dwr spalony, majtek zabrany, waciciel jego uwiziony i surowo karany moezosta. Zgromaenie si partii w iatkowiczach przedstawia dla niej korzyci znaczne,lecz ktre wwczas tylko osignite bd, jeeli waciciel miejsca tego, z pen wieo moliwych nastpstwach swego czynu, zgoi si go dokona!

    Ju w poowie przemwienia tego podnis si z krzesa w wysmuky, zaledwie doj-rzay blondyn z bia twarz, wesoymi oczyma i drobnym wsem zotym nad ustami,ktre dotd zdaway si zna tylko miech, pie i pocaunki; w myliwiec namitny,na szerok okolic ze znakomitej jazdy konnej i strzaw celnych synny, w z przeszocibaro jeszcze krtk, lecz w ktrej nic nie zapowiadao polotu ku gwiazdom lub pociguku otchaniom

    O! Od dawna zszed ju z tej ziemi w krain nieznan, ktra tam kdy po drugiejstronie rzeki ycia ley, zszed z niej po dugich cierpieniach wygnania, ubstwa, czystydo koca, mny do koca, gwieie modoci swej i otchani, ktra mu ycie poara,bogosawicy do koca. Zszed z tej ziemi samotny, bezietny i wolno mi imi jegowymwi, a tobie je gono powtrzy. Moe na nie jak na mogi spynie promie jakiegorozrzewnionego oka, ktre samo kocha gwiazdy i otchanie

    Podnis si z krzesa Gustaw Radowicki i z oczyma jak dwa bkitne pomienie go-rejcymi rzek:

    Oni

  • Nie tylko zgaam si, ale skoro to dla partii ma by korzystne, ciesz si, e waniete moje kochane iatkowicze korzyci tych dostarczy mog. I w zamian o jedno tylkopana naczelnika prosz, aby mi byo pozwolone

    Zmiesza si jako, spuci oczy, moe przed tkwicym w nim wzrokiem naczelnika.Jednak po chwili dokoczy:

    Aby mi byo pozwolone nalee w partii do odiau jazdyTeraz znowu zamiay mu si oczy i usta. Bo e bd suy w partii, to ju dawno postanowione i wiadome. Jake! Setnikiem

    przecie jestem. Stu lui chtnych do pjcia zebraem, a sam miabym nie pj! Toprzecie przez gow nigdy mi przej nie mogo. Ale prosz, aby mi wolno byo suyw jeie, bo ja na koniu to do wszystkiego, a pieszo to jako tak jako Ale prosztylko i jak pan naczelnik rozkae, tak si stanie. Tylko to jeszcze powieie musz,e mam konia El Raszyda, takiego, co to w sam raz do takiej suby w sam raz

    Zmiesza si znowu, umilk.Naczelnik za z twarz wci ku niemu podniesion tkwi w nim wzrokiem i na usta

    pierwszy raz, odkd tu przyby wykwita mu poczyna umiech. Wykwita, boiwnie wiey by, szczery, perowy od rzdu zbw biaych, ktre w nim bysny. Przytym una radoci twarz mu opyna i z czoa spia pospn zmarszczk. Z wesoymprawie gestem zawoa:

    Ale owszem, zgaam si, aby pan suy w jeie i nawetTu gos jego nabra tonw zupenie wesoych. Poniewa pan ma konia El Raszyda, co to w sam raz, mianuj pana swoim adiu-

    tantem.A po brzegi zotych wosw z radoci zarumieniony moieniec przed naczelnikiem

    zoy gboki ukon i siadajc, ku wysokiemu brunetowi, ktrego czasem Scypionemnazywano, z porozumiewawczym skinieniem gowy rzuci zagadkowe sowa:

    A co, Feliksie! Wiisz! I ja z tobZna o czym wtpili wsplnie i zna, e tamten wybiera si take do jazdy.Ale teraz wsta z krzesa swego naczelnik: Skoczone s na isiaj narady nasze. Mwc nie jestem. Mniemaem zawsze, e

    sowem najwymowniejszym z tych, ktrymi czowiek do wiata przemawia moe, jestczyn. Jednak teraz, gdy Bg pozwoli, e przystpuj do czynu, o ktrym zawsze marzyoserce moje, z serca wyrywaj mi si sowa, tylko co przez pana Orszaka powieiane:Sprawa nasza to sprawa boska. To jest rwnie prawd, co pan Orszak powieia, eniewola zaba dusze, a ja z tej prawdy wyprowaam wnioski, e nikomu nie wolno zabadusz lukich i odwrotnie: duszom lukim nie wolno pozwala, aby ktokolwiek je zaba.Oto jest prawo nasze do walki, ktr przedsibierzemy i oto dlaczego sprawa nasza jestspraw bosk. Nie na podboje i nie po upy iiemy, ale po odbir wyieranego namdobra boskiego. Dobrem boskim cnota luka, cnoty nie ma bez wolnoci. Jeeliwygramy, wygran nasz bie zbawienie duszy narodu, jego czci i jego doczesnegoszczcia; jeeli przegramy, rzek krwi przez nas przelanej inni zapyn do wolnoci. Alejakikolwiek bie nasz koniec, powinno nasz czymy. Z naiej czy przeciw naiei,ale z prawd i z Bogiem! My z prawd i ze sprawiedliwoci, wic z Bogiem. W tym naszamoc. My z Bogiem.

    Nie patrza na nikogo, spojrzeniem bi w grze i cho umilk, wargi mu wewntrz-nymi sowami jeszcze drgay, gdy twarz i postaw oblewaa jaka od ziemi oderwana, zesoc mistycznych wybysa ekstaza. W takich ekstazach wbrew ziemskim rachubom ro- si niezomni ksita czynu i z pieni triumfu w duchu, wbrew mczarniom ciaa,umieraj mczennicy.

    Wieniec twarzy od wzrusze i znuenia bladych otacza dugi st i w sali, ktr zalegomilczenie, zegar pocz wyba goin. Z biaego oblicza w czarnej obwdce, spod sutupatrzcego wypyny cztery z kolei dwiki metaliczne, gbokie.

    Czy oczy lukie dugim czuwaniem zmczone byy, czy lampy przygasay, ale rzsisteich wiato zdawao si teraz rozprasza w kurzaw mnstwa wieccych atomw, ktreprzed oczyma migotay, drgay, majc linie otaczajcych twarzy i przedmiotw. Pomie-nie dopalajcych si wiec stay w wysokich kandelabrach wielkie, jaskrawe, z nitkami

    Oni

  • dymu u chwiejcych si wierzchokw. Powietrze nasycone oddechami lukimi, moeczstszymi, ni to bywa w momentach powszednich, stao si duszne i gorce.

    Kto zbliy si do jednego z okien, na ocie je otworzy i za tym otwartym oknemukaza si iw, cud: iwnie cudny i pikny poranek wiosenny.

    Niepokalany bkit nieba, jasna zielono ogrodu osypana brylantami rosy. Biaegwiazdy narcyzw nad trawami, mnstwo okw w trawach, rozoyste jabonie w r-owym i grusze w biaym rozkwiciu. Potoki woni i fale powietrza napojonego ros.I wszystko od nieba do ziemi, od szczytw drzew wysokich do drobnych traw i kro-pel rosy, w wielkim, penym, zotym wietle soca wyrane, wypuke, wyodrbnione,jasne, pozocone.

    Od doznanych wzrusze drce i wzajem wspierajce si o siebie, my, dwie kobiety,prawie ieci, szeroko otwartymi oczyma patrzaymy to na w rajski obraz za oknem, tona sal napenion wiatem tym, sproszkowanym, migoccym, dymnym i twarzamilukimi o czoach zbrudonych i zmczonych oczach

    Poemat i dramat.Raj i czyciec.Pogoda i burza.

    IIKto wiosny owej przesypia cae noce? Kto zna wczesne i spokojne sny?

    O pnej, nocnej goinie po grobli, ktra wrd dwu rzdw wierzb wznosia si naddwoma rozogami k, pi na koniu czowiek szar burk owinity. Ca szybkocibystrego konia pi, u koca grobli obszerny dwr okry, na ieiniec jego jakwicher wpad i konia przed gankiem domu osai.

    Na ganku szarzao w zmroku kilka postaci mskich i bielao kilka sukien kobiecych.Gos jaki zapyta:

    Kto?Jeiec, z konia zaskakujc, odpowieia: Posaniec.Wszed na ganek i cicho mwi zacz: Partia z iatkowicz ku lasom horeckim iie i na dwie goiny we dworze, z kt-

    rego posaniec przybywa, stana.Naczelnik partii wzywa najbliej zamieszkujcych czonkw organizacji, aby dla po-

    mwienia z nim o rzeczach wanych przybyli. Jak najprej, gdy ani minuty duejnad dwie goiny partia si tam nie zatrzyma. Kilku takich jak on posacw rozleciaosi w strony rne, jemu tu pi co ko wyskoczy rozkazano. I tak samo powracaz uwiadomieniem, czy wezwani przybd. Jest jeszcze kartka do pani

    Nie skoczy mwi, gdy ju para lui, mczyzna i kobieta, ku stajniom przez ie-iniec biega. W moim rku szelecia kartka z piciu sowami:

    Przyjedaj take. Jeste potrzebna. Stefania.Sub stajenn bui? Strata czasu. Do powozu konie zakada? Kto by tam teraz

    myla o powozach!Kilka minut upyno i ju przed stajni sta ko do linki zaprzony.Nie wiesz, co to linka? Taka gadka, zwyczajna deska, pomiy czterema koami

    pooona i suknem obita. Nic wicej. Wskie to, niezmiernie lekkie, dla gospodarzy dojedenia po droynach i mieach polnych Kobiety rzadko tym jeiy, jednak czasem,w takiej postawie, jak jed na koniu.

    Towarzysz mj uj lejce, ja za nim ju sieiaam.Trzy wiorsty drogi tylko. Linka nasza jak strzaa prua powietrze, turkocc po twar-

    dej grobli, prawie doganiajc pcego przed ni na koniu posaca. Noc bya gwiai-sta, troch wietrzna. Wierzby lekko chwiay si i szemray po obu stronach drogi.

    Wpadlimy na wielki ieiniec latarniami owietlony, mrowiskiem lukim po-kryty.

    Latarnie na drzewach, na supach u cian budynkw i w czerwonawym ich wietlemrowisko lukie poruszajce si i gwarne.

    Oni

  • Czamary, bluzy, krtkie sukmany, szerokie pasy, skrzane, wysokie obuwia, czapkijak an kwiatw, amarantowe, szarowe, biae. Na plecach strzelby, u pasw pistolety.Duy pk kos pionowo w dugie trzony oprawionych sta oparty o cian domu i w wietlelatarni nad nim wiszcej byszcza jak stalowe soce. Ruch, gwar, szum lukich kro-kw i gosw. Nawoywanie, wywaniajce imiona i nazwiska, rozmaite rozmowy, tui wie wybuchy miechu. W mrocznych gbiach ieica, pod gospodarskimi bu-dynkami konie r i parskaj, rysuj si mtne sylwetki wozw i lui, w pobliu domu,na przestrzeni najlepiej owietlonej, pobrzkuj nad dugimi stoami naczynia glinianei szklane.

    Mnstwo postaci i twarzy; ogromna rozmaito ich zabarwienia i wyrazu. S tu sy-nowie domw zamonych, ieci dostatku i elegancji, z niestartym pitnem ich w poru-szeniach i oiey. S moi uczeni, ieci myli i wiey, z niepozbytym ich wiatemna czoach i oczach. S wszyscy niemal stranicy lasw o barach szerokich, wzrokachnieco ponurych, lecz bystrych, do przebania gstwin i mrokw nawykych. Jest caamoie zagrd drobnoszlacheckich, rana, miaa, o umiechach atwych i zamaszy-stych ruchach. I jest jeszcze nieco postaci wtych, najmniej wyranych, zdajcych siby cieniami, ktre id za tamtymi. Tych, z miasteczek, gieniegie ze wsi chopskich,z jakich moe drg losu obdnych i nieszczliwych, przywiody tu hasa, ktre sennymiduszami wstrzsny, naieje przyszoci lepszej, ktre czarem spyny na z teraniej-szo.

    Kiedy linka nasza przez tum ten z wolna si przesuwaa, z ganku domu zbiega i na-przeciw niej biega wiotka, adna kobieta w biaej sukni, za rce mnie z linki zeskakujcpochwycia, mwic piesznie:

    Przyjechaa? To dobrze! Daj zlecenie mnie i tobie, przez nas innym. Chodprdko!

    Weszymy razem do wntrza domu, ktre w porwnaniu z ieicem wydawaosi iwnie puste i ciche.

    Sala jadalna owietlona bya, ale pusta. Nikogo w niej nie byo. Tylko biae obliczezegara patrzao na ni z wierzchoka czarnej kolumny i u otwartych okien wiatr poruszarankami.

    W przylegym salonie kilku lui, przy jednym ze stow siec, pgosem rozma-wiao. Zaraz w progu rzuciy mi si w oczy kruczoczarne wosy Traugutta. Gdymy sipowoli i troch niemiao zbliay, on wanie mwi:

    Sam nie chciabym tego, ale jake inaczej szpiegostwo, donosicielstwo ukrci?Prawa wojskowe dla postpkw takich zawsze i wszie maj kar mierci. Jednak czyzastosowanie jej w tym przypadku nie pocignie skdind nastpstw dla sprawy szkodli-wych?

    Gospodarz domu, z brwi zmarszczon, odpowieia: W okolicznociach, rd jakich si znajdujemy, objaw energii i rzucenie postrachu

    na ywioy nam nieprzyjazne wydaj mi si konieczne A ja przerwa Orszak bybym za okazaniem wspaniaomylnoci, ktra moe

    uj nam serca. Ideologia! sarkn gospodarz domu. Odwyklimy od energicznych czynw

    i jak mde panienki gotowimy dostawa spazmw na widok kropli krwi. Zdaniem moim ozwa si kto inny sam pan naczelnik o losie czowieka

    tego rozstrzyga powinien. Tylko. Do nas to nie naley. Byoby to piatowym umywaniem rk? z najsarkastyczniejszym ze swych

    umiechw rzuci gospodarz domu i mwi dalej: Jestemy naturalnymi doradcami naczelnika i co do mnie, w charakterze dorad-

    cy, gosuj za okazaniem energii, za rzuceniem postrachu, czyli za mierci szpiegai donosiciela.

    Byli tak baro rozmow zajci, e zaledwie teraz nas spostrzegli.Po krtkich powitaniach gospodarz domu bez adnej zwoki przedstawi to, czego

    organizacja od nas daa. Byy to zadania majce zwizek z potrzebami ekonomicznymipartii, waciwie z pewnymi ich szczegami, ktre teraz dopiero, po jej zgromaeniu si,na jaw wystpi mogy i wystpiy. Trzeba byo usun pewne braki, zadouczyni wik-szym ni rachuby poprzednie wskazyway wymaganiom, zapobiec mogcemu zdarzy si

    Oni

  • nieprzygotowaniu i niedostatkowi. Rzeczy tych drobnych i zarazem do trudnych kobie-ty dokona mogy z wiksz ni mczyni atwoci, z mniejszym niebezpieczestwem.

    Szo nie o jedn ani o dwie kobiety, ale o cay legionik kobiecy, roztropnie i traf-nie dobrany. Na wzgld ostatni kilka gosw nacisk pooyo. Omyki w wyborze mogypocign z sob nastpstwa nieobliczone.

    Przymiotami legioniku, majcego krzta si po okolicy rozlegej i nad ktr nieza-wodnie po wystpieniu partii nieprzyjaciel stra baczn rozcignie, musiay by: zwinnoruchw, ich spokj i ich niejako naturalno. Druga cecha niezbdna: umiejtno ujmo-wania dla roboty swojej serc i chci lukich. A trzecie: umiejtno milczenia. I czwartajeszcze: odwaga.

    I przytomnoci umysu w adnym wypadku nie traci! z przyjacielskim ku namumiechem doda Orszak.

    Suchaymy szczliwe, przejte, skupione; w piersiach gray nam bohaterskie pie-ni, a po gowach ju przelatyway myli: kto, gie, jakim sposobem? Ku mwicympochylone, w sowa ich zasuchane, z ogniami na policzkach, bez adnej o tym wieyswojej mocno ciskaymy si za rce.

    Wtem usyszaymy gos Traugutta. Spojrzenie jego zza szkie okularw spoczywao nanas uwane, przenikliwe, lecz nie surowe; owszem, wewntrznym umiechem rozjanione.Do otaczajcych rzek:

    Paniom tym w zupenoci zaufa mona.A potem do nas: Z ufnoci powierzamy wam te na pozr drobne, lecz w rzeczywistoci wane

    interesy polskiego onierza.I tak jak wwczas, po moieczym i entuzjazmu penym owiadczeniu wacicie-

    la iatkowicz, usta rozkwity mu wieym, szczerym i perowym umiechem. Snadumiechy na t twarz surow najacniej wywoa widok modoci, ktra na ksztat wiecyprzed otarzem palia si przed obliczem ideau pomiennie i prosto.

    Jeszcze kilka zapyta, odpowiei, przestrg, uwag i uczuymy, emy tu ju niepo-trzebne.

    Pocigaa nas ku sobie wielka sala stoowa. Nie bya ju pusta. Kilkunastu lui weszotu z rojnego ieica i nietrudno byo odgadn, e znajdowali si pod wpywem wzru-szenia, moe nawet wzburzenia, ktre na woy trzymane, objawiao si jednak w szep-tach, gestach, wyrazach twarzy.

    Byli tam bliscy znajomi nasi, towarzysze zabaw i zaj, krewni. Uderzya nas zmiana,ktra w nich zasza. Wydawali si wzrostem wysi i wyrazem wicej mscy ni przedtem.Postawy i poruszenia ich nabray energii i prostoty, oczy staego i silnego blasku. Strzelbprzy sobie nie mieli; tylko u pasw pobyskiway pochwy kryjce w sobie rn krtkbro.

    By tam ze swym rzymskim prolem twarzy i wzrostem wszystkie inne przenosz-cym, Scypionem czasem zwany, Feliks Jagmin, by Radowicki szarow konfederatkz fantazj u boku trzymajcy, by demokrata w zacity, wiey eks-student Florenty,byli Artur i Henryk Ronieccy, synowie ojca, ktry za biaego ogoszony, przez to znielu-biony, teraz dwch synw mia w partii; may Tarowski, iwny chopak, biay i rowyjak panienka, botanista uczony, a z dobrej woli nauczyciel ieci chopskich w pobliskimmiasteczku; dwaj moi medycy, ktrzy w partii funkcj lekarzy obozowych peni mie-li; i inni jeszcze, dobrze znani, bliscy

    Rozmawiali z sob gosami przytumionymi. Mona byo dosysze sowa: To niepodobna! To sta si nie moe. Pjdmy! Przedstawmy! Powiemy zdania nasze! Od tego rozpoczyna? Nigdy! Byoby to dla nas wstydem Faszywym krokiem wzgldem ludu Kimkolwiek jest, czowiek ten pochoi z tutejszego ludu, na tej ziemi si uroi.I wiele innych zda oderwanych, z ktrych niepodobna byo wyrozumie, o co cho-

    i, ale ktre objawiay uczucia zatroskania, obrzyenia, niepokoju, na woy trzymane,powcigane, jednak wybiegajce na zewntrz w gestach ramion, w marszczeniach brwi,w byskach oczu.

    Oni

  • Zamieniymy z nimi przyjacielskie ucinienia doni i zapytaymy, o co iie, costao si lub ma si sta. miao mogymy zapytywa. Pomiy nimi i nami, wobec ideii iaa w imi jej przedsibranych, panowaa rwno zupena.

    Florenty cay w ogniu, z oczyma zmartwionymi, jedn z nas za rk pochwyci. Chodcie! Poka. I opowiem.Szymy z nim na ieiniec. Poszli za nami Artur Roniecki i Marian Tarowski.Prdko przez ten ieiniec przebrn byo teraz niepodobna. Wszie gromadki

    i tumiki lukie, ruszajce si, rozmawiajce.Mnstwo po droe przywita, krtkich rozmw, prb o dobre yczenie na drog,

    o dobr pami dla odchocych w drog. W drog blisk, a jednak dalek i dla wielubezpowrotn. Nieraz oczy zapieky nas od ez, kilka razy spostrzegymy w innych oczachszklist ich powok. Ale byy to sekundy, po ktrych wracaa rano gwarna i wesoa,w uczuciach wezbranych, w wyobrani rozkoysanej rdo swe majca.

    Raz, gdymy tak szy, witajc i razem egnajc, ciskajc rce lui, zamieniajc z nimikrtkie sowa, po ieicu rozleg si huk przeraliwy. Jakby co ogromnego upadoi rozbio si na mnstwo szcztkw, jakby mnstwo metalowych ostrzy wzajem o siebieuderzyo. Byy to kosy, ktre wskutek nie wieie jakiego wypadku zelizny si pocianie, o ktr byy oparte, i upadajc sypny w powietrze gar dwikw, tak samo jakich eleca ostrych. Podniesiono je natychmiast i umieszczono na miejscu uprzednim,gie znowu w wietle latarni rozbysy jak stalowe soca.

    Ale przez wypadek ten, czy moe przez wraenie na niektrych sprawione, wywoany,rozleg si w powietrzu zbiorowy wybuch miechu.

    Jednak im wicej wraz z towarzyszami swymi oddalaymy si od domu, tym wicejtum luki rzednia i tym wyraniej w gwiaistym zmroku wystpoway przed namiciany budynkw gospodarskich i otaczajce je rozoyste drzewa. Ze sfery wiata i haasuweszymy w sfer cienia i wzgldnej ciszy. Na znacznej przestrzeni palio si tu tylko kilkalatar, w ktrych wietle dostrzec byo mona sylwetki osiodanych koni i w milczeniudokoa nich poruszajcych si niewielu lui. Gwiazdy za to wyraniej ni tam iskrzyy sina niebie, wiatr szeleci w czarnych drzewach i od traw podnosia si rzewica wilgorosy.

    Prdko obok nas idc Florenty opowiada: Zaledwie wyszlimy z iatkowicz, drog nam zabieg chopak wiejski, moe trzy-

    nastoletni i cay drcy, przelkniony, do Jagmina, ktry z poow jazdy na czele partiijecha, aosnym gosikiem woa zacz:

    Stjcie, panoczku, stjcie! Zatrzymajcie si, jeeli Boga kochacie!Jagmin konia powstrzyma, nam to samo uczyni rozkaza i z sioda pochyli si ku

    chopcu, ktry mu jak zapisan kartk papieru podawa. Rozwin kartk, przeczytai nam pokaza. Byo to ni mniej, ni wicej, tylko oznajmienie posyane do wojska, e wy-szlimy z iatkowicz, ilu nas jest, w jakim udajemy si kierunku. Wszystko wyleone,wyszpiegowane i donoszone. My do chopca:

    Kto jeste? Suga iakowy. Gie mieszkasz? U iaka. Dlaczego nie u roicw? Nie mam roicw, pomarli. Kto ci t kartk da? iak.Kaza iecku co tchu z t kartk do miasteczka biec i ocerom j odda. Wiicie,

    gagan jaki! Nie chopak, ale iak! Chopaka Jagmin na konia podnis, przed sob nasiodle posai i zapytuje:

    Czy wiesz, co w tej kartce napisane? Wiem odpowiada.Sysza, jak iak onie swojej czyta. Dlaczego nam j odda?

    Oni

  • Tu ieciak rozpaka si, zmczyy go ju pytania, czy czego zlk si, Jagmin powosach go pogai, w gow pocaowa i znowu:

    Dlaczego nam j odda? Nie bj si niczego. Dobrze uczyni i ikujemy ci zato, ale dlaczego?

    Spuci kudat bin i tak cicho, e ledwiemy dosysze mogli: Jak zobaczy was, to poaowa Pki nie wiia, to lecia tam, gie iak ka-

    za, a jak zobaczy, to poaowa, bo bo iak przed on swoj mwi, e oni waswszystkich jak kaczki wystrzelaj

    Mia po trochu racj iak! W czystym polu i niespoiewanie. Ale co o tymiecku chopskim mylicie? Jakie serce zote? Jaka natura tkliwa

    Jeeli nie kama! egmatycznie odezwa si idcy za nami Artur Roniecki.Florenty oburzy si. e chopskie iecko, to ju zaraz kama miao! Wstyd si, Arturze!Tamten z jednostajn wci egm odpowieia: Nie dlatego, e chopskie, ale dlatego, e lukie iecko, a temu, co mwi ieci

    lukie w ogle, niedowierza trzeba Take lozoa! A sam caowae chopca, a mlaskao Sentyment we mnie obui W nas wszystkich.Odebra go od Jagmina emirski, od emirskiego tu obecny lozof, od lozofa ja go

    w obroty wziem, ode mnie kto inny. iw, emy go na mier nie zacaowali. Omielisi, prawie rozswawoli, mia si zacz i rnych czci oiey naszej dotyka:

    Jakie u was czapki adne! A jakie pasy! A strzelby, a jej! Wecie mnie z sobstrzelb dajcie

    Rozkosz nie malec! Gdyby by cho troch starszy! Ale bben taki! Za wczenie gojeszcze na bale z sob bra!

    Ale c z kartk? Jagmin zawrci konia i z ni do naczelnika, a naczelnik jak z bicza trzas, na-

    tychmiast: ten, ten, ten, do iaka niech jad! Rce i nogi mu zwiza, oczy zawiza,tu przywie! Marsz! Marsz!. U niego wszystko tak: w trybie rozkazujcym, w tempieszybkim. iak, bestia, bliziuteko mieszka, wycieczka kwadransa nie trwaa. Wrzesz-cza, kl, plu, drapa, a pistolety musiay z pochew wyle. To pomogo. No i jest tutajz nami.

    Tu gos mu nieco cich, spowania: Powieszony ma by!Zadraymy obie i usyszaymy za sob szczeglny dwik, wychocy z ust Ro-

    nieckiego, jakie przecige: pfuuu! Wygldao to na powstrzyman ch splunicia.A obok Ronieckiego idcy may Marian Tarowski szepn: Zy pocztek! Bd co bd czowiek bezbronny! Cicho, nie mw nic! Moe posysze!Stanlimy jak do ziemi przykuci, w milczeniu.O kilka krokw przed nami sta pod rozoystym drzewem prosty wz chopski w jed-

    nego konia zaprzony i w pobliu woza szarzay o drzewo oparte dwie rose postaciestrujcych nad nim ze strzelbami na plecach powstacw.

    Na wozie wyranie w gwiaistym zmroku wida byo cienkiego i wysokiego czo-wieka, w dugim, a prawie do stp ubraniu, z rkoma u piersi owizanymi i ze szma-t biaego ptna, ktra zasaniaa mu wraz z oczyma znaczn cz twarzy. Gow miaokryt tylko gstymi, siwiejcymi wosami, siwiejca rwnie broda opadaa mu na zwi-zane sznurami rce. Sploty sznurw krpujcych nogi ukazyway si spod skraju dugiejoiey.

    Jeeli kiedy czowiek ten jak opowiada Florenty wrzeszcza, plu, kl, drapa,teraz mu to ju przeszo. Teraz ju wieia, e znajduje si na samym dnie niedoli, e nicgo nie uratuje, e lada chwila mierci ohydn zgin musi. mier t wiia moe podprzytwieronymi do renic powiekami, wiszc i koyszc si na tych samych sznurach,ktrych twarde obrcze na nogach i rkach swych uczuwa. Moe tuay si mu po gowieprzypomnienia rne i z serca wyciskay zy, moe to serce piek ogie nienawici i po

    Oni

  • czonkach rozleway si gryzce strumienie ci; najpewniej miertelny strach kroplekrwi cina mu w sople lodw i wkna nerww sta w nieme od przeraenia struny.

    Cokolwiek czu i myla, by w tej chwili upostaciowaniem tej mki, ktra nie maani gosu, ani sw, ani jkw i tylko jak wiatr niewiialny ciaem czowieka koysze. Nawozie siec koysa si nieustannie. Z siwiejcymi wosami na gowie i u piersi, z biachust na twarzy to w ty, to naprzd odgina sw cienk i wysok posta, miarowo,nieustannie, w milczeniu kamiennym. Widok za tego miarowego, powolnego, wiecznegokoysania si daleko wicej, niby to ziaa mogy krzyki i przeklestwa, patrzcym kreww yach zatrzymywa, w pamici ry si na zawsze.

    Nie wszystkim jednak patrzcym. Jeden z tych, ktrzy ze strzelbami na plecach poddrzewami stali, odezwa si gosem od miechu nabrzmiaym:

    Pokony wyba jak przed ikon!Zamieli si obaj. Leni stranicy to byli, chwaty ielne i chopy uczciwe, lecz z nie-

    tknit jeszcze w duszach pierwotn si nienawici, zacite i mciwe, z t si, ktrapodobno w wojnach zapewnia zwycistwo.

    Roniecki z cicha ich upomnia: Nie trzeba mia si z nikogo, kto popad w nieszczcie. Oho! A w jakie nieszczcie szelma ten chcia nas wprowai!Mwic to nie miali si ju, raczej warczeli. Oko za oko, zb za zb. Zemsta straszliwa,

    lecz kto na wojn iie, musi j z sob bra, a my i ci najblisi towarzysze nasi szlimy nawojn bez niej Ju nam byo niepodobna duej na mk czowieka tego patrze.

    Wracalimy do domu piesznie, w milczeniu. Raz tylko towarzyszka moja przemwia: A c stao si z chopcem? Jeeli tam powrci, przeladowa go bd. Ale gie tam! Jagmin tu go na koniu swoim przywiz i std zaraz do roicw

    odesa, o opiek nad nim proszc. Bie mu tam jak w niebie syn prosiW sali jadalnej, zaraz u drzwi, towarzyszw naszych wymwki i zapytania spotkay: Gieecie byli? Czekamy na was! Do naczelnika iiemy, ale bez ciebie, Arturze,

    nie mona. Ty przemwisz Dlaczego ja? Bo najspokojniejszy, a tu trzeba Dobrze w garci si trzyma. Macie racj. Pora. Idmy wic. Historia rzeczywicie przykra. Tarowski susznie mwi: zy pocztek! Ptlic wisielcz rce brui! Bezbronnego zwycia To jest syn chopski! Jednej z chopami wiary! Obruszymy przeciwko sobie lud! Chodmy! Czas ucieka! Chodmy!Do salonu we czterech weszli i przed Trauguttem, ktry wrd kilku czonkw orga-

    nizacji sieia, w postawach penych uszanowania stanli. Postawy ich byy uszanowaniapene, ale w oczach, na czoach, na wargach co takiego im drgao, palio si, migota-o, e wprzd, nim sowo z ust ktregokolwiek wyj mogo, Romuald Traugutt gestemenergicznym rami ku nim wycign i gow podnoszc rzek:

    Niech panowie nie mwi. Prosz nie mwi nic. Wiem, o co iie.Byo to bystre przeniknicie tych gw zapalonych i tych niezaprawionych do posu-

    szestwa woli; byo to przytomne zapobiegnicie sowu jakiemu, ktre mogo z ust sizerwa, niosc z sob konieczno kary i niepodobnego do naprawienia nieszczcia.

    Przez chwil milcza, prosto w twarze ich patrzc, a z tym samym spokojem w gosie,ktrego mia pene oczy i postaw, mwi zacz:

    Iie o czowieka, ktry dopuci si wzgldem nas szpiegostwa i donosicielstwa.Prawo wojskowe ma dla postpkw takich kar mierci. Tym razem jednak, z przyczynmnie wiadomych, uaskawiam tego czowieka. Niech odwieziony bie o wiorst kilkaod domu tego i tam wrd pola pozostawiony. Zasony z oczu ani wizw z rk i ngnie zdejmowa. Panowie Jagmin, Radowicki i Roniecki wz z jecem eskortowa bdi natychmiast po spenieniu rozkazu mego tu powrc.

    Oni

  • Na zegarek spojrza: Partia wychoi std za p goiny.Trzej wymienieni przez naczelnika moiecy zoyli gbokie ukony i piesznie dom

    opucili. Czwarty, Florenty, obok nas przechoc do uszu nam szeptem rzuci: Co za gowa! Z oczu nam awantur wyczyta i sam niby tak postanowi.Czy niby, czy istotnie sam tak postanowi, odgadn trudno byo. Dugo sieia

    zamylony i milczcy. Gospodarz domu pierwszy przerwa milczenie. Czu si widocznieniezadowolony, po ustach mu szpilki ironii biegay.

    Biesz mia, panie naczelniku, robot dug i trudn. Z czym? Z poskramianiem fantazji naszych, sentymentw naszych, warcholstwa naszego.

    miem zapyta: czy dobrze si stao, e ustpie?Podnis gow Traugutt i twardo odpowieia: Nie ustpiem; ostateczn decyzj tylko powziem.Potem agodniej ju nieco doda: Czowiek ten, do godnoci urzdu cerkiewnego podniesiony, jest przecie cho-

    pem. Moiecy ci mieli suszno. Nie od mordowania chopw zaczyna nam naley.Nie ustpiem przed nimi, ale zdanie ich po rozwae poieliem.

    Wsta z krzesa. Odbicia wiata w szkach, ktre na oczach mia, iskrzysto od ruchugowy zapony.

    Ilekro zgodnie z przekonaniem swoim bd mg zapobiec wybuchowi warchol-stwa, zapobiegn mu; ilekro przekonaniu memu w droe on stanie, poskromi go.

    Przy ostatnich sowach rka jego ruchem pomimowolnym spada na zawieszone u pa-sa pistolety.

    Trzej jedcy pod ganek domu podjechali, z koni zaskoczyli. Siei sobie niedaleko drogi na zagonie egmatycznie opowiada Roniecki

    i czeka, a go kto przechocy albo przejedajcy z pt wyzwoli. Zapewne stanie sito niebawem, a im pniej si stanie, tym dla nas lepiej bie. I jedno tylko mam dozarzucenia ekspedycji, to, e jakim sposobem opaska kupidynowa z oczu mu si zsunai e nas ujrza, a ujrzawszy pozna.

    C z tego wynikn moe? Ano to tylko, e w razie okolicznoci nieprzyjaznych my na jego miejscu, jak

    lenik Grzegorz si wyraa, zadyndamy!Poszli naczelnikowi oznajmi, e rozkaz jego speniono.Latarnie na ieicu i gwiazdy na niebie przygasy, wczesny wit wiosenny roz-

    bkitnia zaczyna powietrze, gdy Traugutt w otoczeniu cywilnych towarzyszy swych naganek domu wyszed. Zaraz tez po ieicu rozleg si donony, metaliczny gos jego:

    W szeregi formuj si! Jazda na ko!piesznie Radowicki do woa si zbliy i z uszanowaniem mwi: onierze zapytuj, czy wolno im ie i pochd rozpocz odpiewaniem hymnu.W gow znak potwierajcy uczyni, adiutant zas z brzegu ganku na cay ie-

    iniec krzykn: piewanie pozwolone!Na ieicu odbyway si szybkie, milczce ruchy. iesitnicy i setnicy piechot

    w szeregi ustawiali, jazda wsiadaa na przyprowaone od stajen konie.Traugutt zawoa: Jagmin z poow jazdy naprzd!Przebiega przed gankiem gar jedcw na piknych koniach, z szablami u bokw,

    konfederatkami nas egnajc i u pocztku drogi, ktra z ieica wychoia w pole,jak wryta przed szeregami pieszymi stana. Druga, zupenie do tamtej podobna, staaza dwoma nieco wyosobnionymi i na siodach nieruchomymi jedcami. Byli nimi wpartii i jego mody adiutant.

    Chwila milczenia, kamiennej ciszy porannej w powietrzu coraz bielszym od szybkopowstajcego dnia, a na znak dany przez woa stan w strzemionach mody adiutanti w ciche, biae powietrze rzuci okrzyk dwicznego gosu:

    Naprzd! Marsz!

    Oni

  • Wtedy jak fala, ktra szumnie, lecz powanie pynie, zaczli odjeda, odchoi.Stpania lukie i koskie szemray gosem przyciszonego wiatru i nad szumem tymwybuchna pie kilkuset piersi mskich.

    Z pieni t szli i jechali powoli, rwno, w porzdku niezmconym, pomiy dwomarzdami strzelistych topoli, naprzeciw jutrzence, ktra za topolami szlakiem ranymdaleki skon nieba powleka.

    W byskach sonecznych, ktre na szlaku jutrzenki drga poczy, pyna nuta i brzmia-y coraz dalsze sowa pieni.

    Ganek domu peen lui wezbra silnym biciem serc i szeptem bagalnym: Boe, bogosaw!Byli tam tacy, ktrzy ramiona ze splecionymi domi ku oddalajcym si wycigali,

    i tacy, ktrzy oczy zasaniali domi. Orszak w niebo patrza. Z czoa gospodarza domuwynioso znikna bez ladu i przewleky si po nim chmury cikich myli, gdy usta,z ktrych ironia bez ladu znikna, szeptay:

    Boe, zmiuj si!

    Nie pobogosawie, Boe! Nie zlitowae si, o, Boe! Dlaczego? Czy tam, w wia-toci niebieskiej, dowie si o tym ci, ktrzy tu yli i pomarli w piekielnej ciemnoci?

    IIIKto wiosny owej spostrzega kwitnce re? Kto sucha pieww sowiczych?

    Dla kwiatw i dla pieni, dla wiosennych marze, zachwytw, spoczynkw nie byoczasu, woli, myli, pamici. Lasy pony.

    Z horeckich lasw wylatyway czstsze wieci i rozlatyway si po przestrzeni szero-kiej, buc w sercach i gowach gbokie i wierne echa.

    Poczta obywatelska w energicznym rku Wadysawa Orszaka iaaa nieustannie,wic powstacw ze wiatem i lui po wiecie rozproszonych pomiy sob. Czowiekten, ktremu nadaremna tsknota do wysokiego ycia czynu strawia ca rado modoci,z radoci teraz rzuci si w to ycie i wraz z garci pomocnikw swoich by wszie,dowiadywa si o wszystkim, ostrzega, doraa, wiat uwiadamia o tym, co ieje siw gbi lasw, i gb lasw o tym, co czyni i przedsibierze wiat.

    Tym sposobem poznawane, wewntrzne ycie obozu buio uczucie radoci, nie wol-ne przecie od pewnego uczucia grozy.

    Kdy tam, na otoczonej odwiecznymi drzewami rozlegej polanie lenej odbywaysi wiczenia wojskowe, nieustanne, pracowite, pilne, majce ochotnikw nieumiejt-nych przemieni w onierzy sztuki swej wiadomych. Wzbuao to dla woa szacunekpowszechny i przy opowiadaniach o jego cikiej, niezmiernej pracy wzbajcy si dostopnia czci. Ale zarazem panowaa tam karno tak surowa, nawet sroga, e lui, do-td sprawom wojskowym obcych, zdumieniem przejmowaa. Kto tam moienieczaledwie dorosy ju z rozkazu woa rozstrzelanym zosta. Kto inny by losu takiegobaro bliski. Za brak posuszestwa. A posuszestwo atwe nie byo, nie! Regulaminpanowa koszarowy czy klasztorny, z niezomnym dla kadej goiny przeznaczeniem,z nieubaganym dla kadego czowieka obowizkiem, z karami, ktre u szczytu miaykar mierci dla kadego, bez wzgldu na to, czy bogaty by albo ubogi, uczony alboprostak najmodszy albo najstarszy. Wobec sposobu ycia, ywienia si, uczynkw noc-nych, pracy wymaganej - zrwnanie si doskonae stanw umysowoci, przyzwyczaje.Ujcie wszystkich woli w elazn obrcz obowizku, przecigniciecie nad wszystkimigowami nieugitej linii rwnoci. I groby cikiej dla wszystkich, ktrzy by t obrczprzekroczy, nad t lini wzbi gowy prbowali.

    Luiom, do wrae gwatownych, do czynw krwawych, do dni surowo spanychnie nawykym, jak mdym panienkom sprowaao to na skr dreszcze przeraenia, alemilczeli, czasem mwic tylko. Tak snad trzeba! Niemniej wieieli wszyscy, e tam,w gbi lasu obok wroga zewntrznego czai si i grozi ten jeszcze, ktrego czowiek kadyw samym sobie nosi.

    Oni

  • Siwi ojcowie nisko pochylali zamylone gowy i matki ukradkiem zy z oczu ocie-ray Po zacisznych ktach domw i w cienistych alejach ogrodw pakiway iewczta.W ksiycowe noce wiie byo mona u okien otwartych klczce postacie z twarzamipodniesionymi ku osrebrzonemu niebu albo u supw gankowych wyprajce si w po-wietrzu osrebrzone ramiona z zaamanymi domi. Gdy po dugich czuwaniach domyusypiay, w ciemnych pokojach oyway si krtkie krzyki, niewyrane mowy, tskliwewoania. To krzyczeli, mwili, woali luie picy.

    Lecz w dni biae, na miejscach odkrytych, jawnie i gono nikt nie wyrzeka nie paka,nie buntowa si przeciw niczemu. Duma wstpia w gowy i zabraniaa im jawnej aoci,a w piersiach tkwia i ao gasia ta rado tajemniczego pochoenia, ktra sczy siz oary przed ukochanym otarzem zabanej i krew jej przemienia w oliw.

    Zreszt na biadania, pakania, szemrania czasu nie byo.wawo i pracowicie po dworach, dworkach, zagrodach wypiekano ciemne chleby,

    wyrabiano biae sery, sporzano zasoby ywnoci trwaej, oiey rozmaitej.Powozw na drogach prawie wcale wida nie byo, gsto w zamian turkotay wozy

    i wzki, lekkie a pakowne, wyskakiway z nich przed progami niskich domostw kobietywysmuke i biae, wpaday do wietlic, w ktrych znad gospodarskich statkw podnosiysi na ich' spotkanie postacie kobiece inne nieco, rumiane, tgie, ogorzae, lecz tak samojak tamte jakim socem witecznym czy dusznym rozgrzane i rozpromienione.

    Bywao wtedy w tych wietlicach, czyli pokoikach, izbach, mnstwo gwaru zoone-go z rozmw, zapyta, opowiada, wzdycha, wykrzykw, pocaunkw. miay si z nasbarczyste i silne szlachcianki, gdymy obok nich nad statkami gospodarskimi stojc, dowsplnej roboty rkawy na szczupych ramionach zaway; miaymy si ze szlachcianek,gdy zapytyway, czy te moi panowie, co s w partii, na takim ciemnym, cho i smacz-nym chlebie poprzestawa zechc. miaymy si wszystkie razem, ilekro robota jakabaro si nam udaa albo nie udaa. A gdymy jak dobr nowin bd z lasu otrzyman,bd w gazetach wyczytan, przyniosy i opowieiay, zrazu rado powszechna wybu-chaa, potem chwiaa si w niepokojach, wtpieniach, a przemieniaa si w rozrzewnieniezoone z radoci, niepokojw, wtpie, naiei i wycigay si ku sobie wzajem ramionawte i silne, biae i ogorzae, spotykay si w pocaunkach usta Jak pierwsi chrzecaniew Chrystusie kochaymy si w Polsce.

    Zatrzymyway si rwnie wozy i wzki nasze przed niszymi jeszcze ni tamte proga-mi siedlisk lenikw, sug dworskich, rnych lui maych, teraz dla oczu naszych wiel-kich, dla serc drogich. Zamieszkiway je roiny przez mw, synw, braci opuszczone.Nie mogo by, by ciaom ich chleba, a duszom pociechy brakowao. ieci bywao tammnstwo; na odgos naszych wzkw jak na spotkanie dobrej nowiny wylatyway z we-soym haasem. Smutne ony umiechami wicznymi rozjaniay twarze, a stare matkiwlepiay w nas renice spowiae, gdy wargi jak usche licie dray i szeleciy szeptem:

    Daj, Boe! Daj, Boe!Potem wozy i wzki nasze, tak przedmiotami rnymi napenione, e a od nich

    kolorowe i pachnce, zwinnie przetaczay si od dworu do dworu coraz dalej, coraz dalej,ku Kanaowi Krlewskiemu, za kana

    Czasem na znak przez Orszaka lub pomocnikw jego dany wszystko zatrzymywaosi, stawao, suchao: Teraz nie mona! Szpiegi kr! Wojska przechod! Albo: Nietymi drogami! Tamtymi! Tamtymi! Bezpieczniejsze! Zwoki bolay; nie byway te nigdydugie. Zawsze znajdoway si sposoby, jeeli nie te co wprzdy, to inne. I znowu, czasemz objazdami dalekimi, przez okolice wpierw nie znane, brzegami k wieccych szkemwodnych rozleww, skrajami lasw obrzeajcych bezludne ugory, od dworu do dworu,coraz dalej

    Nieraz w droe zapaday nad nami gwiaiste lub pochmurne noce, nieraz o sinymwitaniu maymy jakie domostwo niskie, z grzdami jaskrawych kwiatw przed pro-giem i woay na nas stamtd znajome gosy, abymy zatrzymay si, odpoczy Bywaycudne wschody soca na niebie, rane od jutrzenek, gdymy, bezsenne i spragnione, pi-y z glinianych kubkw mleko pieniste, nad oblanymi ros grzdami ognistych nasturcjii piwonii.

    Oni

  • I tylko niestety wozy i wzki nasze nie zatrzymyway si nigdy przed chatamichopskimi.

    Chaty te byy przed nami zamknite niestety!Zamykay je przed nami rnice wiary i mowy, bdy przodkw naszych niestety!

    Niestety!I bya to skaa, o ktr rozbia si nawa nasza, na straszliwe morze wypuszczona

    niestety!Na ktrej pikny agiel nasz rozdar si niestety!Z ktrej po krtkim dniu sonecznym spyna na nas noc ciemna, duszna, zimna,

    nieprzebyta niestety!Zamknita przed nami chata chopska bya to ta skaa niestety! niestety! niestety!Staczali bitwyRozumiesz, e naocznym wiadkiem ich by nie mogam, a chocia wiele, wiele ra-

    zy suchaam opowiada o nich naocznych wiadkw, zrozumiesz, e dla ich malowaniapotrzeba rki, do czego innego ni moja zaprawionej.

    Do czego zaprawiaa si rka moja, ty wiesz! Na tym wiecie bratobjczym, od zocitym i od krwi czerwonym, zaprawiaa si ona do zdejmowania z nieba wysokich, czy-stych, kojcych bkitw. Szalona bya? To prawda. Lecz nie wymagaj teraz od niej farbczerwonych.

    To jednak powiem, e stoczyli kilka pomylnych bitew z wojskami, ktre ich po za-rolach, cieniach, labiryntach lenych szukay, cigay, tym nowym dla siebie sposobemwojowania niecierpliwione, rozjtrzone.

    Tak nieraz kraje inne broniy si od niewoli albo zrzucay z siebie niewol za tarczamiswoich gr i ska. Mymy grskich zason ani skalnych wierzchokw nie mieli, tylko tjedn tarcz zielon, odwieczne gniazdo rodu, z ktrego teraz rd uczyni sobie twier,a raczej wiele twier z osaonymi w szumicych cianach ich zaogami.

    Drobne liczb musiay by te zaogi, aby przez t drobno wanie posiada lekko,atwo przenoszenia si z miejsca na miejsce, rozlatywania si i zlatywania na ksztatptakw, ktre przed myliwcem umykaj, a sposobno pomyln dostrzegszy spadajna niego gromad skrzydlat, iobat, zawsze rozlecie si i znowu zlecie gotow.

    Drobne zaogi te z natury by musiay, ale take i baro liczne. Aby starczy, aby sku-tecznie czoo stawi ogromnemu i w formy regularne uksztatowanemu wojsku, ilo ichmusiaaby by ogromna, musiaaby powierzchni kraju usia tak gsto, jak gsto gwiazdyusiewaj sierpniowe niebo. Bya niewielka, bya za maa. Skurczya j, wzrost jej zata-mowaa, do stanu poogi szerokiej, zwyciskiej nie dopucia niestety! zamknitachata chopska.

    W zielonej twiery lasw horeckich zaoga okazaa si ielna i mna. Tygodnieupyway, bitwy byy staczane, a ona nie przestawaa trwa, przeciwnie, miaa niebawemwzrosn w liczb i si przez poczenie si z inn jej podobn, ktr ze stron niezbytdalekich wid ku niej

    Jak wonek, radosn wie ogaszajcy, zabrzmiao w ustach lukich imi: Leliwa.Byo to przybrane imi; ukrywao si pod nim inne, nam zreszt wiadome. Bi od imieniatego blask piknej sawy, szy przed nim opowieci do legend podobne. Ci i owi mwili,szeptali: Gdy si dwaj tacy woowie, gdy si dwa takie odiay pocz I upatrywaliw tym poczeniu zawizek narodowego, regularnego wojska albo spoiewali si po nimjakiego czynu tak rozgonego, zwycistwa tak potnego, e jak byskawica rmamentrozwieci, jak prdem elektrycznym ludmi wstrznie i wszystkich do walki pocignie,moe nawet chat chopsk przed ni otworzy.

    Takie byy marzenia ale niechaj nie mwi nikt, e urojenia. Niechaj nikt marzewielkich z prnymi urojeniami nie miesza, bo na dnie ich czstokro spoczywa praw-da, ktrej tylko twarda tocznia zej rzeczywistoci zici si nie daa. Dusza luka, dowielkoci stworzona, o niej w roztsknieniu ni. Sny nie sprawaj si, lecz w nich jestprawda, nie w wichrach, ktre kurzawy marne z ziemi podnosz, z nich dla niej mogiusypuj. Otworzy si kiedy mogia i wyjie z niej zwyciska prawda snw wielkich

    Gromaiy si naprzeciw zaoe twiery horeckiej wojska liczne. Dlaczego a takliczne, przyczyn byo wiele. Wytrzymao jej i trwao zaiwiay, buc bdne przy-puszczenia o jej liczbie i zasobach; zwycistwa przez ni odnoszone upokarzay, gniewa-

    Oni

  • y, jtrzyy. Trzeba raz z tym skoczy. Pochd Leliwy przez lasy i moczary, powolnyi skryty, zupenie tajemnym jednak ani cel jego nie znanym zosta nie mg. Niedo-brze w zamian znana, cieniami lasw, pustkowiem moczarw okryta bya odiau tegosia. Gbokie lasy, bezludne pustkowia, drogi tylko przez klucze wdrownych ptakwwykrelane tajemnic dobrze strzeg, a w kadej tajemnicy tkwi ziarnko grozy i narz-iem optycznym najwicej powikszajcym przedmioty jest ich tajemniczo. Trzebatedy przeszkoi zlaniu si dwch odiaw, ktre gdy si dokona, przedstawi niewia-dom siy i celw najbliszych. Na koniec, nie byo takiego argusowego oka, ktre byw kadym dniu i o kadej goinie wieie mogo, czy ju nie dokonao si, wczorajmoe, ubiegej nocy moe, przed goin moe A jeeli si to ju stao? Przeciw cyzeniewiadomej wystpowa musiaa cya wielka Takie byy przyczyny, dla ktrych prze-ciw zaoe twiery horeckiej wyprawi musiano ilo wojska w stosunku do jej ilociwielk.

    O tym, e tak by miao, wieielimy i wieia obz. Nie darmo Orszak i pomocnicyjego pracowali. Niewiadomy tylko pozostawa ie, w ktrym wojska ku lasom horeckimprzycign.

    Do dnia tego sposobiono si w obozie; do nastpstw jego przysposobi si musiaaorganizacja.

    W wypadku kadym przewidywana bya liczba znaczna rannych, a w wypadku rozpro-szenia znaczniejsza jeszcze tych, ktrzy schronienia krtszego lub duszego potrzebowabd.

    Okazaa si konieczno zgromaenia pewnego zasobu chtnych si lukich w jaknajwikszym pobliu miejsca przyszej i zapewne niedalekiej w czasie walki.

    Dwr z duym, murowanym domem, troch na ruin wygldajcym, zaniedbany,smutny, prawie ponury w swych biaych brzozach i prawie czarnych wierkach. Miesz-ka w nim czowiek samotny, od dawna cik niemoc zoony i panowaa towarzyszcazwykle niemocy i samotnoci cisza.

    Lecz w tym momencie ani cika niemoc, ani orszak jej z odosobnienia i smutkuzoony przeszkod by nie mogy. Przeciwnie, odosobnienie, zaniedbanie, sawa gro-bu, w ktrym przecigle dogorywa czowiek ju prawie umary, dobroczynnie usuwaypodejrzenie, przypuszczenie, e zakra si tu moga jakakolwiek fala wrzcego dokoapotoku.

    Zakrada si jednak i adnym gonym objawem nie zdraaa swego istnienia. Biaebrzozy i ciemne wierki zdaway si ocienia grb.

    W pokojach wysokich, od dawna zaniedbanych, wrd sprztw nielicznych i cianprawie nagich zwinnie krztay si kobiety, dugie rozmowy staczali mczyni. Pierwszestale tu przebyway; druy zjedali si, to rozjedali w sposb najmniej dla oczu i uszulukich wyrany.

    Nad stoami wznosiy si stosy sporzanych szarpi, banday, roaju rnego bie-lizn i oiey; u cian bielay troskliwie usane pociele; gie iniej waono, mierzono,przysposabiano kuchenne i spiarniane zasoby.

    W noc chmurn i ddyst kto do drzwi prowacych na ogrd zapuka. Kto tam?Za szklanymi drzwiami staa posta w ciemnoci czarna, lecz gos znajomy wymwi

    imi znane. To jeden z przebywajcych w obozie lekarzy.Pieszo przeszed przestrze ielc obz od kanau, wpaw przeby kana i przyszed

    tu, aby uieli rozporze czy wskazwek tyczcych si przyszych rannych.Goin tylko zabawi i przed wschodem soca z powrotem znajie si w obozie.

    Oiey osusza nie bie, bo nie warto czyni tego przed powrotnym wkrtce rzuceniemsi do wody. Wic wod ociekajcy, pc pospiesznie rozgrzewajcy napj mwi nam, cow domu znajdowa si powinno, co czyni, jak sobie w wypadkach rnych rai, w raziegdyby aden z lekarzy obozowych nie stawi si na chwil odpowiedni. Sta si to atwomoe, dla tej choby przyczyny, e aden moe ju nie y. I o tym jednak pomyle naley,aby nieyjcych czy uwizionych kto yjcy i wolny zastpi. Kogo, skd do zastpstwawezwa? Zaraz te oznajmi, uprzei: gie, kiedy.

    Przed wschodem soca mody lekarz znowu Kana Krlewski przepywa i ciekamilenymi ku obozowi dy, a niewiele pniej, o wczesnym poranku niepozorna brycz-

    Oni

  • ka z dwiema siecymi na niej kobietami przetaczaa si od zaniedbanego dworu domiasteczka o mil kilka oddalonego.

    Rowej jutrzenki dnia tego na niebie nie byo, szare chmury wschd soca zasa-niay, na piaszczystej, nudnej droe d wiatr silny i biczami zimnego deszczu smaga.W mgle deszczowej karowate soniny na tych piaskach wyglday jaowo i nnie; poobu stronach drogi tu i wie wysokie iewanny, cae w kwiecie, przez wiatr miotane,zdaway si rozpacza i ocieka tymi zami. Czarne wrony na zarola zlatujc kraka-y. Na sercu lea ciar niewiadomego pochoenia: moe w smutku natury przeczuciesmutku, o! jakiego smutku ycia!

    W miasteczku panowa wielki ruch, pomimo e przestraszona ludno mao uka-zywaa si na mokrych dnia tego uliczkach. Ruch pochoi od wojska, ktrego liczbaznaczna tylko co tu przybya, a kiedy odej std miaa, nikt nie wieia. Nie zaraz jednakpewno, bo ocerowie i onierze roztasowywali si po domostwach; plecy onierskie by-y ju bez tornistrw, grzbiety koskie bez siode. Szare od deszczu powietrze napeniayczerwone i te plamy mundurw, sylwetki zwierzt, wozw, adunkw na wozach, pa-nowa zamt i hasa ycia niespokojnego, ktre przystanwszy na chwil, wzdo si buti pewnoci swojej nieprzemoonej siy.

    Wrd pstrokacizny wojskowych ubra i natoku miaych ruchw przesuway si,przebiegay postacie mieszkacw, pokorne, pieszce, wylke, z twarzami pobladymi;z wrzawy grubych gosw wyrzynay si piskliwe krzyki kobiet i pacze niemowlt.

    O poudniu dnia tego przyjecha do nas Orszak i oznajmi: Jutro!Dlaczego a jutro, skoro do miejsca tak bliskiego ju nadcignli? Czekaj zapewne

    na nadcignicie innychPrzed zmrokiem naczelnik organizacji uda si do obozu dla pomwienia z naczel-

    nikiem partii. Prowai go przez las, jemu nie znany, wybornie go znajcy stary stolarzAntoni, ktry syna mia w partii. Wczoraj tu przyszed z miasteczka, w ktrym warsz-tat swj posiada, z zapytaniem, co tam z naszymi sycha. A teraz mia si pod biaymwsem i rce zaciera cieszc si: Chopca mojego zobacz!

    Niewiele przed pnoc powrcili i z twarzy naczelnika organizacji wida byo, enie zadowoli go wynik rozmowy. Z Orszakiem i starym Ronieckim, ktry o pnymwieczorze tu przyby, dugo w noc po cichu rozmawiali. Zdaje si, e szo o to, aby Trau-gutt unikn bitwy z si tak przewaajc, przez cofnicie si w cigu nocy dalej, gbiejw lasy, ktre czyy si z horeckimi i e on na to si nie zgoi. Zdaje si, e przyczynniezgoenia si byy niedogodnoci gruntu, ktre przypieszonym pochodem przebywawypadaoby i obawa, aby rozkaz cofania si nie osabi odwagi i ufnoci w siebie wieegoonierza.

    Noc bya bezsenna i niespokojna. Wiele niepokoju przyczyniaa Czernicka, ona nad-lenego, ktrej m, strzelec wymienity, i syn dwuiestoletni, jedynak, byli w partii.Gospodyni doskonaa, kobieta pracowita i uczciwa, bya nam tu w zajciach naszychbaro uyteczna i lubiymy j, cho po kryjomu umiechaymy si czasem z jej gada-tliwoci niezrwnanej, gosiku piskliwego i niezwykle wysokiej a cienkiej gury, u ktrejszczytu aonie jako stercza z tyu czaszki cieniutki, czarny, spiralnie zwinity warko-czyk. Z t Czerniusi nasz, weso zwykle, czynn, ran i a nadto mwn tej nocynie wieie, co si stao. Wstpi w ni jaki duch niepokoju, strachu, tsknoty, nadktrym nic zapanowa nie mogo. I by to duch w gadatliwej kobiecie tej baro iwny,bo jak grb milczcy i tylko przymuszajcy j do cigego choenia, snucia si dokoanas, patrzenia w twarze nasze maymi, czarnymi oczkami, z ktrych wygldaa jaka nie-wysowiona i adnym sowem nie wyraana mka. Do spoczynku pooy si nie chciaa,je ani mwi z nami nie chciaa, robi nic nie moga i tylko z aosnym warkoczykiemswym u szczytu dugiej i cienkiej gury, z drobn, t twarz, w mce nieprzemoo-nej skurczona choia wci, choia, snua si pod cianami, dokoa stow, a za nichoi po cianach dugi i cienki jej cie. Zatrzymywaa si czasem u otwartych drzwipokoju, w ktrym mczyni rozmawiali i zdaje si, e podsuchiwaa ich rozmow Taprzez dugie goiny nocne w milczeniu grobowym choca wci i choca z mkna twarzy posta przypominaa nam owego na wozie koyszcego si wci i koyszcegoiaka. Mdlay i bolay od jej widoku wszystkie nerwy.

    Oni

  • ie wszed soneczny, upalny, duszny, ze szmatami chmur, przewczcymi si podwyiskrzonym niebem.

    W pokoju wysokim prawie pustym kilkanacie osb, kobiet i mczyzn, stao u szczel-nie pozamykanych okien patrzc przez wielkie, lecz mtne od zaniedbania szyby na prze-choce i przejedajce wojsko.

    Przejedao i przechoio szerok, piaszczyst drog za bram i ogroeniem ie-ica tak blisko, e mona byo wyranie dostrzega postacie odielne, barwy ubrai koni.

    Rozoyste gazie drzew rosncych za oknami cz szczegw zasaniay; rozchylaje, to znowu czy wiatr do silny i byo to tak, jakby niewiialne jakie rce rozsu-way, to zasuway zielone ranki, przed obrazem ruchomym, jaskrawym, byszczcym,przesuwajcym si dugo dugo

    Szli i jechali, szli i jechali, z krtkimi czasem przerwami wrd odiaw. Ubranie ichw wietle sonecznym iskrzyo si od barw i metali, bronie byszczay, kroki monotonneszumiay, niekiedy gucho grzmiay.

    Sia. Sia liczby i elaza. Sia wielka. Nie setki ju mniejsze lub wiksze, jak wprzdy,ale tysice.

    W pokoju panowao milczenie, szmerem oddechw nawet nie mcone, bo przeci-gajca przed oczyma sia kada si na oddechach, tamowaa je i dawia garda. W tymmilczeniu czyj gos wymwi:

    Jenera!Kilka powozw z wolna toczyo si po piaszczystej droe. Jeden z nich nalany by

    jaskraw czerwonoci i zawieciy w nim jakie srebrne wosy. Kilka rumianych twa-rzy dokoa tej srebrnej gowy, mnstwo jedcw i koni dokoa powozu od pozacanychbrzw byszczcego.

    Bya chwila, w ktrej zdawa si mogo, e powz stanie przed bram dworu i kreww yach zastyga. Wysid z powozu, wejd do domu, moe bd szukali tego, czego domten peny, moe bd zapytywali o to, o czym ustom naszym mwi przed nimi za cenycia niepodobna

    Ale nie; to tylko w grzskim piasku koa powozu obroty swe zwolniy. Stangret z ra-mionami w czerwonych rkawach jak struny wypronymi przed piersi w czarny aksamitubran gwizdn, konie okryte mosiem byszczcym i brzczcym ruszyy prej, po-wz min bram, za nim w otoczeniu jedcw przesun si jeszcze i jeszcze jeden. Sztabjeneralski. Za powozami penymi lui modych jeszcze, jak na bal wystrojonych, z oy-wieniem gestykulujcych, znowu wojsko piesze, konne, potem jeszcze bryki wojskowena zielono pomalowane, adunkami spitrzone i na koniec proste wozy chopskie, potrze-bom jakim onierskim suy zapewne majce. Wiele chopskich wozw; powo nimiluie w szarych siermigach i baranich czapach, nad twarzami ciemnymi, obrosymi,obojtnymi, znuonymi.

    Do jednostajnie przed obu zapanikami zamknitej chaty chopskiej zapukaa sia,lui tych z niej wyprowaia i za sob prowaia. Milczcy Snks leniwie i obojtniecign za tysicogowym kolosem, a zbiorowe oblicze jego spod czap baranich zdawaosi mwi: Musz! i Wszystko mi jedno!

    Na koniec opustoszaa piaszczysta droga i nic ju na niej nie byo oprcz tumanwkurzawy tymi strzpami opadajcej na pobliskie drzewa.

    Odstpilimy do okien i usiedlimy, gie komu byo najbliej. Nikt nic nie mwi,zdaje si, e nikt nikogo i nic dokoa nie spostrzega. Myli w gowach milczay, na sercachleay bryy lodu.

    Sucy ukaza si we drzwiach otwartych i iwnie cichym gosem oznajmi podanyobiad. Nikt dugo nie czyni najmniejszego poruszenia, a potem kto wsta i przymkndrzwi pokoju, w ktrym krztaa si suba i powaniay naczynia stoowe. Powszedniewidoki stay si dla dusz nieznone, powszednie potrzeby w ciaach umilky. Nic, tylkoten kolos, ktry tylko co przed oknami przecign, tylko ta sia elazna, ogromna i przedoczyma, w uszach jej byski, barwy, brzki, turkoty, ttenty

    Zupenie niepodobna mi powieie, ile czasu upyno do tej chwili, do tej niespo-iewanej tak rycho chwili, w ktrej za domem, nie w bezporedniej jego bliskoci, ale

    Oni

  • w niewielkim oddaleniu uderzy w powietrze stuk ogromny i my wszyscy zerwalimysi na nogi, z jednym u wszystkich okrzykiem:

    Strzelaj!Potem krtki pomiy nami zgiek zapyta, zaiwie. Ju! Tak rycho? Jak to? Gie tak blisko? Oni przecie w gbi lasu a strzay

    u jego brzegw, nad kanaem.Porodku przestrzeni ielcej dwr od kanau wznosio si wzgrze do wysokie,

    nie wieie jak wrd paszczyzny tej powstae. Na piaszczystych jego zboczach rosysoniny cienkie i rzadkie, krzaki jaowcowe, mchy i czombry.

    Szerokim otworem pozostay za nami drzwi domu, pustk stany pokoje domu;bieglimy ku wzgrzu i nie dosiglimy jeszcze wierzchoka, gdy las zahucza potnym,przecigym grzmotem.

    Tak, las zagrzmia. Bo gdy z tej strony niedalekiego i nieszerokiego szlaku wody nie-przejrzan wstg lui i koni rozwao si wojsko, gdy na rnych punktach powierzchniwodnej, bliskich, dalszych, dalekich, wida byo przebywajce wod jego odiay, stro-na tamta, przeciwna, pusta bya i bezludna. Nic tam nie byo krom nierwnego w swejszerokoci pasu ki nadbrzenej i za ni, pogitej w zagbienia i wypukoci, ciemnejciany lasu.

    W ciemnej, nieruchomej, milczcej cianie lasu grzmiao i byskao, po czym stawaasi ona znowu ciemna, nieruchoma, milczca.

    Buia si w zaczarowanym paacu swoim straszna baJaki wrd nas przytumiony gos wymwi: Parti na brzeg lasu przyprowaiInny wnet doda: Przeprawy przez kana broni Nie, nie! Tego dokaza by nie potra i wie o tym. onierza swego na duchu

    podnosi!Naczelnik organizacji do Orszaka, Ronieckiego i innych starszych rzek: Oznajmia, e bitw przyjmujeJeeli w sowach tych bya ironia, to na wskro przejmowa j bl.Wielkie masy zbrojne wobec niespoianki, ktra je zaskoczya, spokojne byy i mil-

    czce. Poruszay si z powolnoci rzeczy cikich, ktre utrzymywane s przez doskonaekarby na liniach staych i prostych. adna drobina nie odrywaa si lunie od tej potnejcaoci, aden zamt nie objawia si w elaznym tym porzdku. Liczne i z oddala czarnejej odiay na wielu jednoczenie punktach przebyway wod i przebywszy j okrywayszlak nadbrzenej ki.

    A las na to wyadowywanie si u stp jego siy najeonej elaznymi ostrzami patrzaprzez do dugie chwile w milczeniach kamiennych i zdawa si mogo, e w nim nicnie istniao krom drzemicej w zakltym paacu bani, a znowu nagle co na zielonymjego podou zrywao si z ogromnym stukiem, ktry ciemne lady swoje tu i wie nace i woie pozostawia.

    Tu i wie na k i wod upadao co, co z oddalenia miao pozr plam drob-nych, ciemnych. Podnoszono to i skadano na wozy chopskie, u ktrych nie byo jupowonikw.

    Snks na odgos grzmotw, rozlegajcych si u brzegu lasu, rozproszy si na gro-madki, ktre przestrzeni jak najwiksz od tego, co si iao, ycie wasne odgraausioway. Kilka jego baranich czap zabiego a na nasze wzgrze i zza cienkich soninwychylao oblicze ciemne, wosem zarose, czasem ciekawe, czasem zoliwe, najczciejobojtnie mwic: Nie obchoicie nas ani jedni, ani druy i walka wasza nic nas nieobchoi Wszystko nam jedno!

    Tak na toczce si po grskich wyynach boje Ateczykw z Lacedemoczykamiz przyziemnych siedlisk swych spoglda musieli heloci.

    Jeszcze raz grzmotem przemwi las, jeszcze i jeszcze raz, a umilk.Zerwaa si bya ba z zielonej pocieli, krzykna i znowu opada w zaklt cisz.

    Teraz w tajemne, gbokie jej pielesze wpyway szumice, byszczce potoki. Na wielujednoczenie punktach wpyway powoli, znikay, a znikny. Za nimi na ostatku wci-gny w ciemn uciszon cian wozy z czapami baranimi i nic ju nie byo.

    Oni

  • Nic ju nie byo prcz bkitnego szlaku wody pomiy szlakami k zdeptanych,chmur, ktre nabrzmiaymi szmatami choiy po niebie, i wiatru, ktry koysa wierzchycienkich sosen. Mocny zapach podnosi si od rozrzuconych po wzgrzu liliowych plamczombru.

    Dugo, baro dugo nie iao si nic wcale. Gromadka lui na wzgrzu stojcychi siecych z rzadka zamieniaa si cichymi sowami. Potrzeby szeptania nie byo. Drob-ne ptaki chyba, z trwogi po jaowcach i sosnach umilke, podsuchiwa by nas mogy.Lecz bywaj wzruszenia, ktre niemoc dotykaj gosowe struny i momenty, w ktrychczowiek, na gos Boga oczekujc, swojego podnie nie mie.

    Kto cicho zapyta: A teraz gie gieKto inny podj nie dokoczone pytanie: Gie spotkaj si? Kdy w gbokociach lasu. Ale nie zaraz! Nie zaraz! Takiej cikiej masie zbrojnego wojska posuwa si przez lasy gsteUmiechy wybiegy na twarze. Nieatwo! onierz nawyky do pl otwartych lasu nienawii Dowdcy go nie znaj Chopi drogi pokazuj prowaUmiechy na twarzach pogasy. Serca przewierci bl. O, czasie, roznosicielu pomst

    spadajcych na gowy niewinne, najlepsze! Ale czy ta pomsta i nad gowami mcicielitake nie rozwiesi caunu ciemnoci?

    Suchajcie! Suchajcie! Z cichego oa lasu znowu zrywaj si zaklte banie i roz-mawia z sob zaczynaj! Zamieniaj si grzmotami, dugimi hukami, ktre nastpuj posobie coraz szybciej, coraz dusze i grzmotliwsze.

    Nie wida nic, tylko te dwa grzmoty, toczce si w gbinach lasu, wiat sob nape-niaj

    Nie wida nic; such tylko pracuje, a praca to cika. Krew od niej we wszystkichpulsach stuka, jak popieszne uderzenia motw.

    Kto wrd nas z cicha tumaczy: Te monotonne, cikie, jakby zbite w sobie huczenia, to rotowy ogie wojska

    a te krtsze, sabsze, jakby z mnstwa drobnych i szybko po sobie nastpujcych stuknizoone, to ogie naszych

    A podwjne, odosobnione stuknicia czy syszycie? Taf, taf! taf, taf. To nie dowyuczeni czy niesforni z dubeltwek!

    Sycha krzyk. Tumny, zgiekliwy krzyk, raczej ogromne krtkie wrzanicie wzbi-o si nad cian lasu, a wnet po nim potoczy si w jego gbi rotowy ogie duszy,potniejszy od poprzeajcych.

    To wojsko krzykno: hurra! Pchnito do bitwy nowe roty.Wtem za nami, obrconymi w stron lasu, gos jaki dononie wymwi: Mdlmy si!Obejrzelimy si wszyscy. Za nami, pomiy dwoma cienkimi pniami sosen staa

    Czernicka. Wysoka i cienka, twarz drobn i t wysoko podnosia ku niebu i wysokonad gow podnosiy si jej ramiona, na ktrych chusta okrywajca plecy rozpinaa si jakdwa skrzyda z nici czarnych i tych utkane, przewiecone socem. Zawoaa:

    Mdlmy si!I upada na ziemi, z ramionami nad gow wycignitymi, czoo do mchu suchego

    przyciskajc. Chusta rozoya si po obu jej stronach jak omdlae skrzyda i znad mchugos silny, guchym, gbokim stkaniem podszyty, mwi pocz:

    Chryste, usysz nas! Chryste, wysuchaj nas! Chryste z nieba Boe!W lesie grzmiao nieustannie.Kilka osb uklko, inne zostay w postawach stojcych.W postawie stojcej zosta naczelnik organizacji i rosy, uroiwy, ze skrzyowanymi

    u piersi ramiony, na tle nnego drzewa, o ktre si opiera, podobny by do pos-gu w mylach straszliwych skamieniaego. Straszliwe myli rny mu czoo w mnstwofad i zmarszczek, e wydawa si o iesi lat starszy, nieli by wczoraj. Dalej nieco za

    Oni

  • nim, przez iglast zason gazi wida tylko dwie czaszki siwymi wosami okryte i baroku sobie zblione. To Roniecki, biay ojciec dwch miertelnie moe ju tam zaczerwie-nionych synw, i stolarz Antoni. Snad o czym rozmawiaj, z cicha, lecz ywo, bo zzaiglastej zasony raz w raz ukazuj si rce ich to bielsze, to ciemniejsze, czynic iwneruchy i gesty. Te rce mwi, al si, trwo, nienawi

    W lesie grzmiao nieustannie.Tu przy mnie z czoem do sosny przycinitym klczaa siostra Mariana Tarowskie-

    go, moiutka Anielka. Roestwo to nazwano par adnych ieci. Podobno adn,zotowos iewczyn pokocha by pikny Jagmin. Teraz zote wosy rozsypay si poiecinnie drobnej jej kibici, prol twarzy zasoniy i wida byo tylko dwie baro maerce splecione tak silnie, e a krwi nabiege, przyciskajce pier wt i tak nieruchom,jakby oddech jej usta i ycie w niej zastygo. Po opadym igliwiu sosnowym zaszeleciylekkie kroki. To Stefunia, caa blada, sza do rozcignitej na ziemi Czernickiej, przy niejuklka i bia rk gai pocza jej wosy, spiraln lini warkoczyka aonie z tyuczaszki ku grze sterczce. Zdaje si, e szeptaa nad jej gow jakie sowa pokrzepieniaczy wspczucia, ktre zapewne suchu jej nie dochoiy, bo od ziemi szed wci gosdonony, guchym stkaniem podszyty:

    Jezu, soce sprawiedliwoci, zmiuj si nad nami! Jezu, Ojcze przyszego wiekuPowany gos Orszaka z wtrem kilku gosw kobiecych odpowieia: Zmiuj si nad nami!W lesie grzmiao jeszcze.Kto kilka razy krzykn przeraliwie, po czym spazmatycznie mia si i szlocha za-

    cz. To suca moja, Marylka Jaroszyska, ktrej trzej moi bracia byli tam. Podnosiaj z ziemi, obejmowaa, uspokajaa Klementyna Roniecka, wysmuka panna z piknymioczyma i mylcym czoem. Na pomoc im pieszyo kilku mczyzn

    W lesie grzmiao cigle.Klczaam na kobierczyku liliowego czombru i takie kobierczyki, mniejsze, wiksze,

    po zboczu wzgrza zbiegay coraz niej, a na biae piaski, ktre say si daleko, pod szlaknadbrzenej ki. Na piaski i na ki, od sosen i wierzb kady si cienie dugie, ukone,jak bywa zwykle o zachodach soca. Soce nisko ju stao nad samym lasem, a wielkatwarz jego, zota, pogodna, patrzaa na nas obojtnie i spokojnie, tak jak wtedy w zegarznad czarnej kolumny, jak czas, wiekuista i w wiekuistoci swojej niewzruszona.

    W lesie grzmiao jeszcze.

    Zmrok zapada. Nie byo ju nad lasem soca. Wiatr spi spod nieba chmuryi ucich. Na niebie wystpio troch tylko gwiazd bladych, jak w porach peni ksiyco-wych bywa zwykle.

    W lesie ustay grzmoty, lecz nie uczynio si w nim zupenie cicho. Po gbiach jegobliszych, dalszych, dalekich, szy i rozchoiy si gone, to cichsze, to zaledwie echowepogosy nawoywania, hukania.

    Heej-haaaa! Hoo-hooj! woaa tam ba zaklta, ktra i w sen i milczeniezakl si nie moga.

    Tu i wie, dalej, bliej, jakby kto kogo ciga, jakby kto kogo do cigania na-gli. I wrd woa tych tajemniczych, przecigych, echowych, kiedy niekiedy gromkie,krtkie, podwjne wystrzay: taf-taf! taf-taf!

    Co wystrzay te znaczyy nikt nie wieia. Co woania owe znaczyy nikt niewieia.

    Nagle rozebrzmia w lesie taki sam jak par razy ju przedtem krzyk gromowy, zbio-rowy, raczej wstrznicie. To onierskie, wielotysiczne: hurra!

    Potem znowu takie same jak wprzdy woania, tylko coraz dalsze, i takie same jakwprzdy stuki dubeltowe: taf-taf! taf-taf! Tylko coraz rzadsze

    Wosy na gowach powstaway.Zza dalekiego skrtu lasu ukazywa si pocz czerwony ksiyc w peni. Goina

    musiaa by ju pna: musiaa by nocna, gdy ksiyc w tej porze wschoi okoo p-

    Oni

  • nocy. Po woie, po piaskach, po wzgrzu rozlao si czerwonawe pwiato. Las ucichzupenie.

    Co si tam iao? Co si tam ieje? Niepodobna byo ani dojrze, ani dosysze stdrzucania si cia lukich na wody kanau; ku wodom tym przecie zwraca si z nate-niem nasz wzrok i such.

    Ksiyc wyrasta nad lasem, a stan nad nim okrgy, ogromny, czerwony.W ciszy, kdy u skonu wzgrza co zaszemrao pomiy sosnami, niezrozumiale

    zrazu, potem wyraniej: Mamo! Mamo!Szmer to by, szept, raczej powiew smutny, jednak usyszaa go Czernicka i z krzykiem:

    Stasiek! porwaa si spomiy sosen. Jak cie wysoki i cienki, ze skrzydem rozwianejchusty za plecami, w czerwonym wietle zlatywaa ze wzgrza i zlatywa z ni razem gosjej zdyszany, woajcy:

    Stasiek! A ojciec? Jezu, Boe mocny! Co si stao Ojciec gie? Jezu, przez mki krwawy pot Twj! Ty yjesz, Stasiek! A ojciec! Co stao si? Mw

    Ale wysmuky i baro blady wyrostek, w szerokim pasie na zmoczonej oiey, m-wi nie mg. Rk podnis do szyi owinitej szmat od krwi czerwon, zachwia sii w ramiona matki upad

    Od kanau ukazywa si zaczy na ce i piaskach cienie ku nam dce, z oddaleniadrobne, w czerwonawym wietle czarne cienie lukie

    Jezu, soce sprawiedliwoci, Ojcze przyszego wieku, kiedy wiek Twj i sprawie-dliwo nad wiatem wzejd?

    Ten utwr nie jest objty majtkowym prawem autorskim i znajduje si w domenie publicznej, co oznacza emoesz go swobodnie wykorzystywa, publikowa i rozpowszechnia. Jeli utwr opatrzony jest dodatkowymimateriaami (przypisy, motywy literackie etc.), ktre podlegaj prawu autorskiemu, to te dodatkowe materiayudostpnione s na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa Na Tych Samych Warunkach . PL.rdo: http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/gloria-victis-oniTekst opracowany na podstawie: Eliza Orzeszkowa, Gloria victis, Czytelnik, wyd. , Warszawa Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyowawykonana przez Bibliotek Narodow z egzemplarza pochocego ze zbiorw BN.Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Sekua, Olga Sutkowska.Okadka na podstawie: Leithcote@Flickr, CC BY .:HVSU]\M :ROnH /HNWXU\Wolne Lektury to projekt fundacji Nowoczesna Polska organizacji poytku publicznego iaajcej na rzeczwolnoci korzystania z dbr kultury.Co roku do domeny publicznej przechoi twrczo kolejnych autorw. iki Twojemu wsparciu biemyje mogli udostpni wszystkim bezpatnie.-DN PRHV] SRPF"Przeka % podatku na rozwj Wolnych Lektur: Fundacja Nowoczesna Polska, KRS .Pom uwolni konkretn ksik, wspierajc zbirk na stronie wolnelektury.pl.Przeka darowizn na konto: szczegy na stronie Fundacji.

    Oni