eliza orzeszkowa - gloria victis. bog wie kto

14

Upload: grazka1957

Post on 08-Nov-2015

215 views

Category:

Documents


2 download

DESCRIPTION

W skład zbioru Gloria Victis wchodzą kolejno utwory: Oni, Oficer, Hekuba, Bóg wie kto i wreszcie Gloria victis. Ta kolejnosc zostala opracowana przez sama autorke.

TRANSCRIPT

  • Ta lektura, podobnie jak tysice innych, jest dostpna on-line na stroniewolnelektury.pl.Utwr opracowany zosta w ramach projektu Wolne Lektury przez fun-dacj Nowoczesna Polska.

    ELIZA ORZESZKOWA

    Bg wie kto(R. )

    A teraz opowiem z iejw wiosny owej historyjk mieszn. Jak to iwisz si pord tragedii takiej miech? O, moja droga, ycie

    jest zlepem gliny i marmuru, uplotem sznurw pere i sznurkw korali.Perowe gamy miechu nad koralow strug krwi, cie nocy na jutrzni porannej, cie

    grzechu na szacie anioa, na zotogowiu zy skaczcy i ubielony klown w ponurej celismutku. Wszystko bywa i bywa razem, w jednym momencie czasu w jednym serculukim.

    Pewien pisarz synny, ilekro kreli sowo: ycie, tylekro obok umieszcza w nawiasieinne: galimatias.

    Galimatias taki, e niech ju w nim samo tylko oko Boe rozrnia glin od mar-muru, r, ktra plami patek biaej ry, od spalonego w arach sonecznych jej serca,miechem wonice pery od sznurw korali, ciekcych kroplami krwi

    I to zwa jeszcze, e im serce gbsze, im klawiatura jego szersza i ciesze, zwin-niejsze palce, ktre klawiszami poruszaj, tym czstszymi by w nim musz spotkaniachmur z bkitem, wybielonych klownw z czarnymi smutkami, ry z biaoci, ez zemiechem

    *Oj, byymy, byy za miech ten nasz dugo gderane! Oj, byy emy za ten nasz giel

    gromione!Bo i trzeba byo modoci bujnej, lekkomylnej, rozbawionej, rozpieszczonej, aby gla

    podobnego spata; bo i trzeba byo szczcia duego, aby za pokuty nie ponieiewi nas wszystkich byo i miaby widok ciekawy, a miem powieie i adny,

    kto by nas dnia owego w tym pokoju i naokoo stou tego wiia.W pocztku marca powieiano nam: robi szarpie i bandae, szy koszule jedwabne

    i konfederatki; a tu marzec koca swego dobiega i jeszcze nie wszystko gotowe.Wielemy ju zrobiy. adna z nas ju ani jednej szalki albo szmatki jedwabnej nie

    posiadaa, bo wszystkie poszy na te koszule, co to si ich brud i robactwo nie imaj.Skrzynki te sporej wielkoci z puchami szarpi, niegami bielizny rnej napenione.Ale konfederatki Zaledwie przed paru dniami barankowe oszycie do nich przywieziono.

    Nie nasza wina! Miasteczko dalekie i nikt w nim dotd o takich ilociach futerekbarankowych ani sysza. Z wikszego i jeszcze dalszego miasta sprowaone spniy si,lecz gdy tylko przybyy, wnet we wszystkie strony rozleciay si po ssietwie wici, napiln, nag, wspln, robot zwoujce.

    Przyjedajcie! Przyjedajcie! Stefuniu, Oktuniu, Klemuniu, Maryniu, Wincusiu, Tosiu, przyjedajcie! Przy-

    jedajcie i zabierajcie si do szycia! A moe i pani hrabina przyjecha i szy, szy, szy z nami zechce? Naturalnie! odpowieiaa z chci wielk, z radoci! I liczn Ink, pani Teresy ubogiej, ale tak zacnej crk, zaprosi trzeba? A jake! Naturalnie! Czemu by nie!

  • Do okrgej iesitki jednej zabrako, ale osiem przyjechao, a e do mnie przyjechay,wic byam iewita.

    Przyjechay do mnie, bo ja wwczas oho! miaam skarb! Skarb ten miaamrany i zoty, ktry nazywa si mio luka.

    Nie wiem za co. Moe za modo, moe za wielk ywo, moe za to, e serce nosiamna doni, takie gorce, e strumienie cieplika dokoa rozlewao i od tcz, ktre w nimgray, roziskrzone.

    A moe to i nie by skarb rzeczywisty, ale tylko w jego rzeczywisto wiara? Ju terazi nie zdoam w tej mojej pierwszej, bujnej modoci rozrni, co byo prawd, a co tylkowiar, jeszcze przez adne zmienne albo zimne usta nie zdmuchnit.

    Do e wwczas, kiedy zamiaam si, wszyscy si miali, kiedy zapakaam, wszyscyprzybiegali pyta: Czego? czego?, kiedy oddalaam si, wszyscy woali: Nie odchod,a kiedy zawoaam: Przybywajcie! wszyscy przylatywali.

    Przez cae przedpoudnie powz za powozem, powozik za powozikiem przedganek domu zajedaj.

    Oktunia, zgrabna jak ulana, w amazonce i kapelusiku z pirkiem jak z angielskiegosztychu zdjta, konno przyjechaa.

    Pani hrabina, pikna, silna brunetka, jedn histori tragiczn za sob, a drug przedsob majca, i wyskoczya z karety miejc si i czarne byski detw, ktre sukni jejokryway, na wszystkie strony rozsiewajc.

    Ink matka przysaa wzkiem jednokonnym, przez chopa w baraniej czapie powo-onym.

    Niewiele przed poudniem wszystkie byymy ju zgromaone w rowym pokoju.Salonik nieduy, do wikszego przylegajcy i taki rowy jak modo moja. Na r-

    owo modoci mojej poczynay wypywa niemiao jeszcze pezajce lub szybko prze-latujce chmurki, ale w pokoju ranki u drzwi i okien, obicie na sprztach, arabeskina cianach rowe. Tylko przez dwa okna zza festonw ranek szare niebo marco-we i szara mgieka marcowego deszczyku zaglday, sprzeczajc si z kwiatami. Bo tui wie, na gzymsie kominka, na etaerkach, stoach, pomiy biaymi kolumienkami,zdobicymi biurko starowieckie, w wazonach i wazonikach roliny kwitnce. Oprczkwiatw na gzymsie kominka jest jeszcze kot czarny, ktry u ram wielkiego, mskiegoportretu w kb zwinity pi, a chrapie. Przez okna w szarej mgiece wida drzewa, drze-wa, drzewa, a poniewa bezlistne s jeszcze, wic rd nich ciemne od wilgoci szlaki alei,alei, alei

    Ciasno i w rowym pokoju. Przeciwko zwyczajowi porodku stoi dugi st, a do-koa stou na iewiciu rowych krzesach sieimy wszystkie iewi, rowe od po-wita serdecznych i serdeczniejszego jeszcze nad nie zapau.

    Na wysokich porczach krzese, ju i wwczas starowieckich, na kanapie rozoystej,na bocznych stolikach, etaerkach, biurku rozwieszone, rozoone materiay wenianetrzech kolorw. Biao, amarantowo i szarowo.

    Pokj wyglda jak wielkich rozmiarw sztandar narodowy. Pstro i peno. Tak peno,e ilekro ktra z nas wstanie i po pokoju si obrci, tylekro co biaego, amarantowegolub szarowego skdci cignie i za sob pocignie, a inne przestrzegaj: Ostronie!Kaszmir splami si moe! Bo z kaszmiru tych trzech kolorw szyj si konfederatki.Jak w nich partia adnie wyglda bie!

    Jak an kwiatw! poetyzowa zaczynam. Jak maki z bawatkami zmieszane rumienic si i z cicha poetyzowanie kon-

    tynuuje Stefunia.Matk ju jest od lat kilku i pani duego, bogatego domu, a nic jeszcze nie zdo-

    ao choby o p tonu podnie skali jej niemiaego gosu ani od czstych rumiecwochroni twarzy biaej wrd baro czarnych wosw.

    Nie jak maki ani adne inne kwiaty, ale jak wielki trzykolorowy sztandar wy-glda bd!

    Sowa te z szerokim gestem ramienia wymwia najwysza spomiy nas wzrostemi oczy najsmutniejsze, a czoo najbledsze majca Klemunia Koniecka. Najpowaniejszate spomiy nas bya moe dlatego, e najstarsza, bo miaa ju lat a dwaiecia pi.

    Bg wie kto

  • Z drugiego koca cya wiekw naszych zamykaa si osiemnastoma latami licznejInki.

    W pokoju pstro, ale na nas pstrocizny adnej nie ma, o, nie! aoba narodowa. Suknieczarne, ozdoby z detu lub polerowanej i kunsztownie wyrabianej stali. Wosw tylko caagama: od kruczoczarnych, przez rne odcienie zota, do jasnych jak len.

    Zrazu duy by gwarek gosw. Ogldanie materii, chwalenie, ganienie, narady, zwr-cone do mnie zapytania.

    Ile ich uszy mamy?Krtko, lecz z dum odpowiadam: Sto.A krzykny: Tak wiele! Daleko wicej trzeba. Czci tylko podjam si za siebie i za was. Ano dobrze! Zrobi si! Szkoda nawet, e nie wicej. Zawiniemy si i ie, dwa,

    trzy Tyie, dwa! reektuje Klemunia. Niech sobie i tyie albo dwa! Kamieniem zasiiemy i biemy szy, szy,

    szyZaczynajmy tedy! Dobrze, ale nim szycie rozpocz, skroi wprzd trzeba. Wedug

    formy tej oto! Ktra najlepiej kroi umie? Wincusia umie! Oto noyce, prawiwiekrawieckie, doskonae!

    Rosa, zgrabna, hoa, stalowymi szpilkami u szyi, pasa i wosw byskajca Wincusia,w odwanej i ranej postawie u stou staje, materie przed sob rozkada i czach, czach,czach!

    Okazuje si, e nieosobliwie umie. Ju par kawakw kaszmiru zepsua, lecz to jeszczemaa bieda.

    Duo go jest, wic choby go troch i napsua Ale barankw, wiecie co, ebarankw zdaje si mao

    Westchnienia trwone. Tak, tak, baro ich jako mao! Bro Boe, nie wystarczy.Wincusia tonem aosnym: Boj si! Niech kto inny.Ba! atwo powieie! ale kto? Moe pani hrabina umie?Wstrzsna si przeczco, tak e a czarne byski detw dokoa siebie rozsypaa. Jak yj, nie kroiam nic! Oktuniu! Moe tyAmazonka, ig z nici przez kaszmir przewlekajc i gowy jasnozotej znad roboty

    nie podnoszc, gono na cay pokj, na nut synnej wwczas arii: 5DFKeOo kieG\ 3DQw GoEUoFi QieSoMt\ zapiewaa i zatrelowaa:

    Nie u-miem nie u-miem dajcieee-mi wi-ty pooo-kj!Marylki Jaroszyskiej zawoa, panna suca to jest, ktrej trzej bracia do partii id.

    Ufa jej mona, jak zreszt caej subie.Przywoana wbiega. Sukienka w aobne kratki, gowa w loczkach, ywa, fertyczna,

    miaa. Dowieiawszy si, o co choi, okiem znawczyni futerka barankowe siwe i biaeobejrzaa, po czym ze wzruszeniem ramion:

    I to ma do stu czapeczek wystarczy, jeszcze takich kwadratowych! arty chyba!Ledwie moe do szeiesiciu wystarczy.

    Jezus, Maria! Co ty wygadujesz, Marylko! Bg wie, co pleciesz! Nie znasz si! Nieszczcie przepowiadasz Tu artw nie ma! To byoby nieszczcie! O nowym sprowaaniu ani myle! Gie tam! Czasu ju nie ma Krj, Marylko! Zaczynaj kraja! Zobaczysz, e wystarczyRce bagalnie zoya i gosikiem cienkim zawoaa:

    Bg wie kto

  • Boj si! Jak mam kocham, nie wystarczy, a potem panie powie, e le wy-miarkowaam i e to moja wina!

    Nic tak atwo do pasji doprowai nie moe jak strach. Strachem zdja mi prze-powiednia Marylki, wic wpadam w pasj i nie woam ju, ale krzycz, wprost krzycz:

    Pani Czernickiej tu popro. Powie, e prosimy baro, eby przysza! Czernickiej! Czernickiej! powtarza za mn chr kilku gosw, a inne woaj: Czernisi! Czernisi na ratunek zawoa!ona to nadlenego, w ocynie mieszkajca z mem i z synem jedynakiem, ktrzy

    obaj do partii i maj. O, ta na wszystkim zna si! Gdy iie o gospodarstwo i wszelkieinne takie rzeczy, wszystko robi umie i robi gorliwie, sumiennie.

    Wchoi. Wysoka taka, e my przy niej liliputki, a taka od gry do dou cienkai rwna, e ni gadko wyprzion przypomina. U szczytu gwka maa, z ma twa-rzyczk t i maymi oczkami czarnymi, a z tyu gowy ubouchny warkoczyk, spiralnlini sterczcy nad wosami, tak wygaonymi i byszczcymi, e zdaje si by baroobcisym czepeczkiem z czarnego atasu. Czarn sukni na sobie ma i na czole pod czar-nym atasem wosw zmarszczki baro sympatyczne, bo o jakich poczciwych troskachi trudach opowiadajce, wyranie opowiadajce.

    Ciekawie na nas i na robot nasz spoglda i wezwaniem uradowana, z umiechemkania si na wszystkie strony. A z naszej strony zgiek wykrzyknikw:

    Czernisiu, ratuj! Oto baranki! Sto konfederatek uszy! Zmiuj si, zrb tak, abywystarczyo! Popatrz, pomiarkuj, wymierz, skrj!

    Patrzaa, miarkowaa, na wszystkie strony baranki obracaa milczc. Zy znak, e mil-czy. aden Grek w obraz Pytii trwoniejszego wzroku nie wlepia, ni nasz by w tejchwili.

    C? Jak pani Czernicka o tym myli? Co mylisz, Czernisiu?A ona z zastanowieniem i tonem uroczystym odpowiada: Nic nie myl. I nic teraz ostatecznego nie powiem. Straszy nie chc i obiecanek-

    -cacanek nie lubi. Moe wystarczy. Moe nie wystarczy. Dobrze miarkowa i wymiar-kowa trzeba. Ale e zrobi wszystko, co w monoci czowieczej jest, o tym panieupewniam, bo przecie to nie dla kogo tam jednego, ale i dla szczliwoci publicznejrobota.

    Lubia czasem Czernisia mwi grnie i t szczliwo publiczn jako tak samasobie wymylia, bo ilekro dwa te wyrazy wymawiaa, stawaa si troch rozrzewnionai zarazem uroczysta.

    O noyczki prosz S! S. Oto s! Moja Czernisiu, moja zota, miarkuj, rozmiarkowuj!Ciar nam wszystkim z piersi spad. Ju kiedy Czernisia czym si zajmie i o co si

    postara.Przy naszym stole z krajaniem swoim zmieci si nie moga, wic gdy przy bocznym

    stoliku, rne aszki i fataaszki z niego zdjwszy, nad gr barankowych futerek stana,to zdawa si mogo, e rowe to pokoju przerna kresa czarna i duga, u szczytuw kropk ze sterczcym ku grze ogonkiem zaopatrzona.

    Milczenie na dugo rowy pokj zalego; tylko w nim osiem par rk z igami w pal-cach to podnosi si nad pochylone gowy, to opada i dwoje noyc to otwiera si,to zamyka, a czasem zgrzyta. Noyce Wincusi iaaj w tempie spiesznym, Czernisiw powolnym, ostronym. Patrzymy czasem na ni, gdy czynno krojenia na chwil za-wieszajc przypatruje si rozoonej na stole sztuce barankw, wzrokiem j przemierza,z palcem do ust przytknitym rozmyla, rozwaa i dobra naieja do serc nam wstpuje.

    Naieja! Tej pene byymy nie tylko co do oszy u kwadratowych czapek. Najr-niejszymi gosami piewaa ona w wionianych gowach naszych, ktre dotd czubkamiyzur zaledwie wychyliy si na wiat zawodny, okrutny i w sercach naszych gorcych,a wrcych, ktre brzegami warg zaledwie ostrych brzegw pucharu jego dotkny.

    O, modocinie na kwiatach,nie mj zoty

    Bg wie kto

  • Czyme s kwiaty modoci? Marzeniem, co widnie w jesieni. Czym jej zoto? Na-iej, co w ogniu ycia topiona po drogach jego z serca wycieka.

    Za oknami szary deszczyk marcowy my i my; z przeciwnego koca domu dochoczasem brzmienia mskich gosw niewyranie i na dugo milkn. Cisza.

    W ciszy rowego pokoju, o jaskrawoci trzech kolorw na wszystkie strony rozrzu-conych, rozleg si przyciszony, z gbokim, piersiowym brzmieniem gos kobiecy, ktrymwi zacz:

    O, matko Polko, gdy u syna twegoW renicach byszczy genuszu wietno,Jeli mu patrzy z czoa iecinnegoDawnych Polakw duma i szlachetno

    Z robot i rkoma na kolanach opuszczonymi, z bladym czoem naprzd nieco po-danym Klemunia Koniecka mwia wiersz wszystkim nam dobrze znany, przez wszystkieprawie na pami umiany. Nie deklamowaa mwia. Mwia powoli, z cicha, spo-kojnie:

    Wczenie mu rce okrcaj acuchem,Do taczkowego ka zaprzga woza:By przed katowskim nie zbladn obuchemAni si sponi na widok powroza

    Mwia powoli, z cicha, spokojnie. Tylko w gbokim jej gosie pobrzmieway czasemnuty blu i smutku, a w siwych renicach, ktre spod wypukego czoa kdy w oddalitkwiy, pon ogie spokojny, rwny, silny.

    Zwycionemu za pomnik grobowyZostan suche drewna szubienicy,Za ca saw krtki pacz kobicyI dugie nocne rodakw rozmowy

    U szyi jej na czarnym staniku poyskiwaa ramka stalowa obejmujca portret Ko-ciuszki.

    Szy nie przestajc, wiersza na pami umianego suchaymy tak, jak gdybymy poraz pierwszy w yciu go syszay: z przypieszonym biciem serc, z wilgoci na rzsach.Hrabina westchna gono; moe o swoich dwch synkach malutkich pomylaa. Oktu-nia szepna:

    Mj Stasik malekiWtem u bocznego stolika zagrzmiao, runo, jakby si trba nad gruzami zbu-

    rzonego Jeruzalem rozlega.To Czernisia nos utara. A potem przez chwil jeszcze wielk chust zy po twarzy

    ciekce ocieraa.Aby zasiadaniem do stou przerwy dugiej w robocie nie sprowaa, niadanie do

    rowego pokoiku przynie kazaam. Na pny obiad to ju do sali jadalnej pjiemy,ale teraz, byle jak, byle co, byle czasu traci jak najmniej! Co za szkoda, mj Boe, eczowiek, gdy ma co lepszego i milszego do roboty, bez jeenia obej si nie moe!Niech tam w sali jadalnej panowie i sami je, a my tutaj priutko! Panom itutaj przychoi nie wolno, bo swymi artami, wiecznym swoim sprzeciwianiem sitylko by przeszkaali.

    Przyszli jednak. Trzech domowych byo i czwarty go. W przerwie niadaniowejprzyszli, gdy Oktunia, bezkresny tren amazonki swojej podnisszy, do salonu przylegegowybiega, przy fortepianie usiada i silnym sopranem na cay dom zapiewaa: 5DFKeOokieG\ 3DQ w GoEUoFi QieSoMt\

    Gwar powsta, panowie weszli i piewaczk otoczyli, proszc, aby jeszcze co zapiewaa.Wic nastpiy /eV DGieX[ Schuberta, i B\wDM iewF] ]GUowe 2MF]\]QD Pi woD.

    Bg wie kto

  • A czas ucieka. Oktuniu, do piewania! Szy trzeba!Zerwaa si od fortepianu, w trenie amazonki zapltawszy si, o mao nie upada, lecz

    zwinna jak sarna, z wizw si wywina i krzesa swego dopadszy ju szyje, szyje. A mypanw nie tylko z rowego pokoju, ale w ogle z poblia swego wydali usiujemy. Niechsobie na drugi koniec domu id, niech nam co prej z oczu scho, niech nam nieprzeszkaaj.

    Oktunia ani na mgnienie oka szy nie przestaje, penym gosem, na nut 5DFKeOokieG\ 3DQ, piewa:

    Niech daj nam wi-ty poooo-kj!Nie chc zrazu odchoi, opieraj si, prosz, a na koniec oguszeni, zakrzycza-

    ni oddalaj si, a w rowym pokoju znowu milczenie, szycie, rce to podnosz si, toopadaj, czasem stalowa iskra na staniku lub w splotach wosw bynie, czasem noycezazgrzytaj.

    Bo Wincusia i Czernisia bez przestanku kroj i kroj: pierwsza ranie i szybko, druga row cian wci dug, czarn kres przerzynajc, rozwanie, uroczycie.

    Wtem turkot k na ieicu. Kto przyjecha. Tosia zarumienia si, Ince igaz palcw wypada.

    Moe wesoy Ole! artujemy z pierwszej. Moe pan Gustaw! dranimy si z drug.Ale e nic wcale oprcz niewyranych w oddali gosw i krokw dosysze niepodob-

    na, wic Inka podnosi na nas oczy i z najsodsz swoj mink proponuje. Pjd, dowiem si, kto przyjecha. Owszem, prosimy.Wybiega i rycho z greckim noskiem na kwint spuszczonym powraca. Pan Burakiewicz przyjecha mwi.No, kiedy pan Burakiewicz, to nic wcale nas ta wizyta nie obchoi. Z wienia go

    tylko znamy, i to rzadkiego. Ssiad, adny majtek w pobliu ma, ale panuj jakietam przeciwko niemu uprzeenia. Wane to, e niezbyt dawno w strony te przybyykrewnych ani dawnych znajomych tu nie ma. Obcy i Bg wie kto. Ale waniejszejeszcze, e towarzyska strona jego niezmiernie wiele podobno do yczenia pozostawia.Elegantem podobno chce by i raz do kocioa przyjecha tak obcie jakimi okropnymiperfumami oblany, e pewna ssiadka nasza, osoba sabowita i wielce trefna, zemdlaai z awki kocielnej spada, a modlcy si gie w pobliu marszaek Boniecki tak sirozkicha, e a mu nos nieco spuch. Napoleona III stale podobno nazywa Bonapart,na istnienie kocowego e w tym nazwisku na aden sposb zgoi si nie chcc i czstogsto do mowy swej diaba miesza, jako to: pal go diabli! niech go diabli porw! diabliwie, co to znaczy etc. I szelm take miesza. Kto sysza go mwicego: Diabliwie, co ten szelma Bonapart dla nas za pazuch swoj chowa, a raz zapytany, jak musi jaka panna podoba, odpowieia: liczna szelma jak sto diabw!

    Czek tedy niewyksztacony i nieuobyczajony prostak. Ekonomski syn podobno czyco podobnego. Bg wie kto. Ale mymy o tym wszystkim ze syszenia wieiay. Z inte-resami tu i wie przyjeda czasem, lecz tylko przez gospodarzy domu przyjmowany,gospodyniom ich nigdy przedstawiany nie bywa. 1tDQt SDV SUVeQtDEOe, do towarzystwanie nalea. Ale te mona byo powieie, e si do niego wcale i nie garn. Bezen-ny, niemody, y na stronie, nikomu si nie narzuca, spokojnie sobie starzejc i siwie-jc, gdy par razy spostrzegszy go w kociele i pobliskim miasteczku, wieiaymy, ema srebrn siwizn na gowie i wok twarzy. A twarz ta mocno rumian cer waniedo nazwiska mu przypadaa, dwojgiem tylko oczu baro bkitnych i byszczcych rdczerwonoci oglnej wiecca. Byo to tak zupenie, jakby kto w wikowy burak wprawidwie od rosy byszczce niezapominajki i wszystko razem na srebrnej kieli pooy.

    Nic wcale tedy nie obchoio nas to, e pan Burakiewicz za interesem jakim zapewnedo gospodarza domu przyjecha i szyymy dalej, w robocie i milczeniu pogrone, gdynagle gos na uroczyst nut nastrojony wymwi:

    0ePeQto PoUi!

    Bg wie kto

  • To Oktunia, rce na kolana opuciwszy i aosnym wzrokiem po nas woc, sowate pogrzebowe wymwia i dodaa: Jak w klasztorze, gdy na ViOeQtiXP zawoni

    Jak u kameduw szepna Stefunia. Dlaczego nie rozmawiamy? Rozmawiajmy!Aha? Dlaczego nie rozmawiaymy! atwo to powieie: rozmawiajmy! Kiedy rce

    niewprawne co z wielkim staraniem i nie mniejszym zapaem robi, usta a oddymaj silub a zaciskaj si z gorliwoci, z wysilenia, a gowa im sw adnych nie podpowiada.

    Przeczytajmy cokolwiek! Niech kto gono poczyta! Dobrze! Ale w takim razie jedna para rk od roboty si oderwie. No, niech tam!

    Goink jak, dwie para rk poprnuje, za to innym przyjemniej pracowa bie.Skoczyam do ssiedniego salonu, wziam ze stolika ogromnie wwczas czytywa-

    n, rozrywan broszur, w ktrej Edmund About dokonywa nowego poiau Europyi wyznacza w nim szerokie miejsce Polsce wielkiej, potnej, niepodlegej. Powszechnieutrzymywano, e pisarz ten by powiernikiem, zausznikiem cesarza ancuskiego Napo-leona III i e, jak by pan Burakiewicz powieia, Bonapart ten sam mu j podyktowa.Wic kombinacje polityczne szerokie i gbokie, zakrelanie nowych wcale granic pa-stwowych, cakowite przemalowywanie mapy europejskiej i kolorem najrowszymz rowych wymalowano na niej przyszo Polski. A kiedy BoQDSDUt tak myli, takieukada plany i ywi pragnienie, to ju najpewniej tak si stanie, koalicja pastw zachod-nich na rzecz nasz si zawie i wszystkie te zmiany drog pokoju albo drog wojnyprzeprowai. I trzeba tylko, abymy sami rk i serc nie opucili, abymy w mnej walcenie ustali, abymy jej sztandar jak najielniej, jak najwytrwalej rozwali a Zachdz pomoc nam przyjie, i triumf sprawiedliwoci, wolnoci, triumf Polski, ktra od takdawna za dwie te idee cierpi i walczy radosne surmy i trby rozgone hymny i peanyna wszystkie cztery strony wiata rozgosz. Tak pisa na rozkaz podobno pana swegozausznik i powiernik Bonaparta. A gdy sowa pisania tego, ywym gosem odczytywane,rozlegay si po rowym pokoju, Boe! jak radoci skakay nam w piersiach serca, jakiegorce hymny i peany wypiewyway wioniane nasze gowy! Na cze wspaniaomylne-go i rycerskiego wiata, na cze Bonaparta i sprzymierzecw jego, na cze bliskiego,niezawodnego, ogromnego triumfu Polski hymny i peany wypiewyway gowy wionia-ne i wrzce serca nasze

    A e potem te gowy i serca tak zwieione! przez ycie szy i do mogi doszy,na wiat i lui przeklestwa nie rzuciwszy iw!

    Lecz wtedy kiedy walce tej witej i tak przez obcych nawet podniecanej dopo-maga to dopomaga, ze wszystkich si, kad krwi kropl, kad iskr ducha! Caakrew nasza i cay duch nasz rway si, piy do dopomagania i szczliwe czyniybywszystko Ale tymczasem nic jeszcze do czynienia nie byo oprcz szycia.

    Wic suchajc pieni synnego Francuza, cudnej pieni, z wowej garieli pyn-cej, szyymy, szyy, szyy, czasem z rozrzewnienia z rzsy ocierajc, czasem twarze znadroboty podnoszc i porozumiewawczo zamieniajc si zachwyconymi, rajskimi umie-chami.

    Nagle w drcy czsto od wzruszenia gos czytajcej, w wymowne sowa ancuskiewpado podniesionym gosem wymwione jedno tylko sowo polskie:

    Zabrako! Jezus, Maria! krzyknymy wszystkie i zerwawszy si na rwne nogi otoczy-

    ymy Czernisi, z ktrej wyszo to sowo fatalne.Z dugimi, cienkimi ramionami wzdu gury dugiej i cienkiej opuszczonymi, staa

    Czernisia zasmucona, zmieszana, a my, oniemiae zrazu z konsternacji, zaamywaymyrce lub z desperacj niosymy je ku gowom.

    Wic tedy zabrako! Do ilu zabrako? Wykroiam siedemiesit osiem ju przy kocu coraz wsze, wsze paski kro-

    iam ale Panie Boe ratuj! wicej nie wyszo. Do dwuiestu dwch zabrako!Klska nie tak ogromna, jak przepowiadaa Marylka, jednak klska.Panie Boe ratuj! Bo innego ratunku znikd nie wida.

    Bg wie kto

  • Chyba do panw pobiec i poprosi, baga, aby co prej do miasta posali, do tegodalekiego Ba! Czasu za mao za mao i jak tam jeszcze sprawi si ten posaniec

    Niech ktra z nas sama pojeie!atwo powieie! Kadej co na przeszkoie stoi i zawsze ten czas, ten czas! Lada

    ie przecie wszystkiego od nas zada mog, a tu niegotowe! Stefunia mwi, eod ma swego wie, e lada ie a kiedy naczelnik organizacji tak mwi

    Bieda! Gorzka nawet bieda! Takiej drobnostki nawet nie mc porzdnie zrobi! Wstyd!Wiemy, e winy w tym naszej nie ma, jednak wstyimy si czego moe zoliwe artymskie z roboty niewieciej przeczuwajc.

    Kiedy tak biedujemy i rodki ratunku wymylamy, adnego wymyle nie mogc,drzwi od pokojw dalszych uchylaj si nieco i przez wski otwr niemiao zrazu wygldautreona adnie gowa Marylki Jaroszyskiej, a potem wysuwa si ze szczeliny cakowiciei iewczyna, z luternym jakim ognikiem w oczach, do rowego pokoju wchoi.W mioci wasnej troch zadranita, troch moe za drzwiami podsuchiwaa, jak sprawaz barankami si rozstrzygnie i co Czernisia o niej powie, a teraz wesza i z cicha, spokojnie,lecz z czym luternym w umiechu i w oczach mwi zacza:

    Prosz pa, przez przedpokj teraz przechoiam i futro pana Burakiewicza wi-iaam Takie liczne baranki! Siwe, takie delikatne, od tych delikatniejsze liczne!

    A policzek na do opucia z poiwu nad licznymi barankami pana Burakiewicza.A my na wie t a zadraymy od srogiej, piekcej, od zjadliwej podliwoci czy

    zazdroci. Jeeli jest na wiecie oskoma moralna, tomy wtedy na pewno jej dowiadczyy.Ot, czowiek szczliwy, ktry takie baranki ma!

    I cae takie futro barankowe ma? gosami osabymi zapytujemy. Calutekie! Marylka odpowiada, a luterne ogniki w oczach a arz si

    i umieszki po ustach jej a skacz. Niech panie pjd i zobacz, e nie kami mwi.To prawda. eby cho zobaczy! Pjdmy zobaczy!Wniosek uczyniony jest przez Wincusi, ktra z wielkimi noycami w rku nad sto-

    sem pokrojonych kaszmirw stoi, wszystkimi swymi stalowymi szpilkami, broszkami,klamrami byska i wyglda baro energicznie.

    Pjdmy zobaczy! Pjdmy!Nie przez aklamacj, bo nie jednomylnie wniosek przyjty zosta; Klemunia, Stefu-

    nia, hrabina i jeszcze kto z miejsca si nie ruszyy, ale pi poszo.Aby do przedpokoju doj, trzeba byo przez dwa due i dwa mniejsze pokoje przej.

    Szymy. Pochd otwieraa Wincusia, noyce przez roztargnienie wci w rku trzymajc,potem dwoma parami Oktunia z Tosi i ja z Ink, a za nami w ariergarie dybaa na du-gich swych nogach Czernisia, czarn, dug kres przesuwajc po obrazach i zwierciadachu cian zawieszonych.

    Zbit gromadk skupiymy si w przedpokoju dokoa wieszade, na ktrych o Bo-e miosierny! futro pana Burakiewicza z barankw siwych takie liczne

    Ciche wykrzyki i gone westchnienia. eby to ktrego ze znajomych panw wasnobya! Moe bymy wyprosiy, wypakay na klczki choby pa A tak, nieznajomyjegomo, Bg wie kto skpiec te pewnie, ani myle o proszeniu Mymy wprawiewszystkie a wszystkie swoje suknie i inne ubiory jedwabne odday ale to co innegokobietymy! A panw w ogle o cokolwiek prosi, to prbowa kamienie gry zwasz-cza jeszcze takiego Bg wie kogo!

    Gdy tak biedujemy i lamentujemy, gwka Marylki Jaroszyskiej zza ramion naszychsi wysuwa Nie wieie, skd si wzia, bo z nami tu nie sza i pniej zapewnecichutko si wsuna, a teraz a loczki jej nad czoem od energii trzs si i rce szerokosi rozkadaj, gdy ogromnie rezolutnie mwi:

    Ja bym jedn po ucia i ju!Skamieniaymy, zamarymy z przeraenia, ktrym propozycja ta nas przeja, ale

    potem wskrzesymy i poczy zamienia z sob sowa cichutkie, szybkie, spojrzenia po-rozumiewawcze, palce A przysza sekunda, tak, na zegarze czasu zawonia sekunda(jeeli w ogle zegar jakikolwiek sekundy wywania), w ktrej kilka ust jednogoniei z determinacj jak mier stanowcz wyszeptao:

    Wincusiu, odkrj po!

    Bg wie kto

  • Wezwana, caa w byskawicach swoich stalowych ozdb i w ognistych wypiekach,ktre na policzki si jej wybiy, jak jastrzb jaskk, jak chart zajca, jak podobno sza-tan dusz potpion, futro pana Burakiewicza porwaa i ju je na stole przedpokojowymrozoya, gdy nagle zawahaa si

    Jake to? Tak z wierzchem, z wat, z podszewk razem ci?Do Czernickiej si zwrcia: Czernisiu, porad! Sama odkrj! Ty to porzdnie przynajmniej zrobisz!Sztuka byaby u cuego futra po uci porzdnie! Wic te Czernisia obu rkami

    za gow si schwycia. wity Boe, wity mocny! Ja bym cue futro i jeszcze u takiego On by mi

    potem, spotkawszy, wyaja albo i wybi I paniom te nie ra. Tylko e rzeczywiciepotrzebne, nie dla kogo jednego, ale dla szczliwoci publicznej potrzebne

    Ot to! Dla szczliwoci publicznej! W tym rzecz! I jej samej, Czernisi, mimo pro-testu oczy na futro pana Burakiewicza patrz, jak czarne uelki byszcz.

    Stawi jednak opr namitnociom i z obu rkoma ku gowie podniesionymi, po wielerazy wyszeptujc: wity Boe, wity mocny! A niech mnie Anieli Strowie strzegi broni szerokimi krokami z przedpokoju umyka i przez dug perspektyw innychpokojw kres dug i czarn ku pokojowi rowemu szybko sunie.

    A Wincusia z noycami nad rozoonym futrem jak ib godnego ptaka roztwartymirozpaczliwie woa:

    Marylko! Pjd, odkrj! Wprawniejsza Gie Marylka? Ehe! Ju jej i la-du w pobliu naszym nie byo. Zemkna! Rai i kusi, to raia i kusia, ale kiedydo czynu przyszo, znika. Tak jak Czernicka zlka si zapewne sztuk podobn patanieznajomemu jegomociowi, brutalowi podobno, Bg wie komu

    Wic Wincusia, mruganiem naszym ku niej i gestami zachcajcymi na duchu wzmoc-niona, na odwae do szczytu najwyszego wzbita, mocno stopami opara si o ziemi,ramieniem, w noyce zbrojnym, iwny jaki gest wykonaa i czach, czach, czach!

    Od dou a do pasa caa jedna poa piknego futra odernita, z wierzchem, z wat,podszewk, ze wszystkim, co do niej naleao. I tylko gdy futro na wieszado powrcio,strzpy podszewki i kawaki waty z otwartej jego rany aonie si ku doowi zwieszay

    W rowym pokoju byo troch sprzeczki pomiy tymi spomiy nas, ktre ia-ay, a tymi, ktre z miejsc swych si nie ruszyy, troch wewntrznych wtpie o go-iwo dokonanego czynu, troch niepokoju w ruchach i zamylenie na czoach, leczbaro wkrtce wygaio si znowu jezioro. Co tam! Jako to bie! Panu Burakiewi-czowi strat poniesion mona zwrci. Zapacimy, ile zada, i niech sobie inne futrokupi, a teraz mamy baranki! Mamy, mamy! I rzecz kapitalna. Reszta marno, czczo,przemalno!

    A Czernisia, siec przy bocznym stoliku, wierzch z wat od futra odpruwa. Pydobywajcy si z prutych materii delikatn mgiek jej mae oblicze przysania, a zzamgieki dobywa si gos:

    A jednakowo nie wystarczy! Nie wystarczy! I to jeszcze nie wystarczy! Do dwunastu pewno wystarczy, ale do jakich omiu iesiciu zabraknie!Ochonymy z alu. Osiem na sto odsetek nieduy. Niech ju tam! c robi?

    Nie pjiemy przecie drugiej poy panu Burakiewiczowi ucina!Wtem na drugim kocu domu, kdy w okolicach przedpokoju, jakie niewyrane

    stuknicie, chody i nagle gosy mskie podniesione, bieganie, krzykile. Minuta sdu i kary nadchoi. Dotd nie przyszo nam do gowy, e nadejie.

    Troch dreszczw po plecach przebiega. Ale nic; z nisko pochylonymi nad robot gowa-mi sieimy i szyjemy. Wincusia, krojc kaszmiry noyczkami, tak zgrzyta, e w uszachwidruje, Czernisia porze. Milczenie. I tylko uszy ku stronie przedpokoju nastawione,nasuchujce, co si tam ieje. A tam zaczyna ia si co okropnego

    Otwieraj si ze stukiem drzwi, Marylka z przestrachem na rozczerwienionej twarzywpada i z przypieszonym oddechem mwi:

    Bg wie kto

  • Co to bie? Co to bie? Pan na sub tak gniewa si, e niech Bg broniKae mwi, kto to zrobi, a oni nie wie a pan myli, e kami i coraz wicej gniewasi i Jzef a pacze.

    Nie skoczya jeszcze mwi, gdy mymy ju z krzese si zerway. Nie, nie! Na su-b gniewu i wyrzutw niesprawiedliwych ciga nie mona! Nie mona, aby przez naspoczciwy Jzef paka.

    Trzeba i, wszystko wyzna, pana Burakiewicza przeprosi, ile kompensaty pieninejda bie, zapyta.

    Chodmy! Chodmy!Wic naprzd winowajczynie, potem przez solidarno koleesk te, ktre w prze-

    stpstwie czynnego uiau nie przyjmoway, za nimi Czernisia, zatroskana, ale i z zacie-kawieniem w czarnych oczkach, a na ostatku Marylka kusicielka, jak kot przestraszonypod cianami cichutko si przelizgujca.

    W droe zaskoczyo nas pytanie, ktra do pana Burakiewicza pierwsza przemwi.C? Gospodyni domu naturalnie O, cika minuto pokuty i umartwienia. Ale nie maco! Maj racj! Mnie wypada pierwszej gos zabra przed tym jegomocia nieznajomym,wielkim jakim Bg wie kim!

    Oktunia i Stefunia z obu stron szepcz mi przy twarzy: Ja z pomoc ci przyjd!A ja za sob sysz gosy innych: I ja! I ja! I ja! Wszystkie biemy przyznaway si, przepraszay I paciyDrzwi z sali jadalnej do przedpokoju prowace na ocie rozwarte, zna po nich

    wielkie pdy, z jakimi tu luie wbiegali i wybiegali. A dokoa wieszade pieko wre.Panowie i lokaje skupieni, osupiali, pan Burakiewicz rozmachuje rkoma i krzyczy, go-spodarz domu na sub krzyczy, stary Jzef czerwon chust oczy sobie z ez ociera,kredensowy pomocnik jego cienkim gosem wrzeszczy, e jak Boga kocha, nie wie, ktoto zrobi

    Wejcie nasze, takie gremialne, sprawia dywersj i ten efekt wywouje, e wszyscymilkn i patrz, co to za taka procesja niewiecia iie A my prosto ku panu Burakie-wiczowi zmierzamy i przed nim stajemy, to jest, ja przed nim staj, a towarzyszki mojeza mn, jak mur, a za nimi jeszcze Czernisia i Marylka.

    Staj, dygam, rk ku panu Burakiewiczowi wcigam. W teje chwili gospodarz do-mu, wypadkiem zaszym baro rozgniewany i wtargniciem naszym a do osupieniazaiwiony, ulega jednak przyzwyczajeniu, rzec mona, naogowi towarzyskiemu i aktuprezentacji dokonywa:

    Pan Burakiewicz moja onaA pan Burakiewicz twarz ma czerwiesz jeszcze ni zwykle i wrd niej oczy bkit-

    ne wprost supem od zdumienia stoj. Zdaje si, e na widok tych jedenastu niewiast,nie wieie czego przed nim zjawionych, o poniesionej krzywie na chwil zapomnia.Z baro niezgrabnym ukonem rk czerwon i szorstk rki mojej dotyka, a ja mwizaczynam. Cicho mwi, bo mi w piersiach dry i w gardle dawi. Jednak mwi:

    Przyszymy przeprosi pana baro, baro pana przepraszamy bo to my tojest, gwnie ja, waciwie ja

    Nie, nie, to my wszystkie oywaj si za mn chrem towarzyszki moje. Ja my zrobiymy to uciymy t po Co? jakby kto z pistoletu wypali, wyrywa si z ust pana Burakiewicza i wida

    po nim, e we wcieko wpada zaczyna. C to? Panie dobroiejki arty jakie ze mnie, kpinki, drwinki niech diabli

    porwNa widok tak rozsroonego nieprzyjaciela mnie gos zupenie posuszestwa odmawia,

    ale wysuwa si zza mnie Wincusia i gono, rezolutnie rzecz przedkada zaczyna.Mowa jej zwyka jest, ale treci pena. Krtko, lecz dobitnie opowiada, co i jak byo i e

    to ona, ona wanie ot tymi noyczkami po futra ucia i teraz noyczki te tu przyniosana dowd (osobliwy zaprawd dowd!), e nikt inny tylko ona to uczynia, wic baro,baro przeprasza

    Bg wie kto

  • Baro, baro przepraszamy! rozlega si za mwic na rne tony chr nie-wiecich postaci, w najgrzeczniejszych pod socem dygach ku ziemi przysiada.

    Teraz ja znowu wystpuj. Niech pan bie askaw powie, ile to futro ile mamy panu zwrci na odku-

    pienie zepsutego futra my najchtniej zarazI znowu iewi dygw z towarzyszeniem chru. Baro pana przepraszamy i niech pan bie askaw powie, ile za to zepsute futroCo myleli i czuli, jak wygldali wiadkowie sceny tej, nie wiem, bo w nawyczajnym

    zmieszaniu swoim o istnieniu ich prawie zapomniaam, ale w pana Burakiewicza wlepiamoczy nierozumiejce, zaiwione, bo ia si z nim i na twarz jego wyba si poczoco doprawdy niespoiewanego, nawyczajnego.

    Na twarz jego, jakby nagle poblad nieco, wyba si pocza pilna uwaga zrazu,potem rado jaka rozrzewniona, promienna rado.

    Ju kiedy Wincusia przemawiaa, histori konfederatek niewykoczeniem na czaszagroonych opowiadajc, gniew znikn mu z oczu i ukaza si w nich wyraz ciekawej,skupionej uwagi. A potem bysna rado. Nie wiem, czy ostatnie sowa nasze o pie-ninym wynagroeniu szkody zrzonej sysza, bo mu powieki iwnie jako mrugai wargi pod srebrnym wsem drga zaczy, jakby przez gwatownie cisnce si na niesowa miotane. A wybuchn:

    Tedy panie dobroiejki w takim celu moje futerko pokiereszoway! Na czapeczkidla tych co tam id za za ojczyzn Niech mi diabli wezm, jeeli nie jestemkontent, wiczny

    Stentorowy gos dre mu zacz, wargi ju wprost latay, a niezapominajki w burakwikowy wprawione cae byy oblane byszczc ros.

    Do diaba cikiego! Czeg ja tak irytowaem si tu, gniewaem. Przepraszam,baro przepraszam! Szelma ze mnie i dure! Ale teraz to ikuj paniom dobro-iejkom, sto razy, sto tysicy razy ikuj ikuj za to, e cho to, cho tymcho tym kawakiem sukmany mojej

    Przy ostatnich wyrazach rzuci si ku nam ruchem tak gwatownym, e a pomimowoli niecomy si w ty cofny i pocz nas jedn po drugiej w rce caowa. Pocaunkite jak wystrzay pistoletowe rozlegay si po przedpokoju, a w przestankach gos gruby,chropowaty, w tej chwili czuoci jak, smutkiem jakim przejty, mwi:

    Bo to, panie dobroiejki moje, stary jestem i sam ju nie mog a syna niemam i obcy tu osiadem, nikomu nie znajomy tedy nikt mnie nie ufa, nikt ode mnieniczego nie da a ja z serca i duszy rad bym czymkolwiek, rad bym przyczyni sisuy

    Ju wszystkie nas jedenacie z kolei, bo Czernisi i Marylk take, w rk pocaowa,gdy naga myl jaka strzelia mu do gowy. Znieruchomia, przez par sekund oczymazamylonymi po nas woi.

    A moe zacz moe wicej potrzeba moe jeszcze uci?Aemy si zatrzsy od ziwienia i od tajonej radoci. Lecz nie wypada tak od razu

    propozycji zdumiewajcej przyjmowa! Wicemy chrem i pojedynczymi gosami woay: ikujemy! ikujemy baro panu! Pan baro dobry! Ale nie moemy nad-

    uywa I bez tego wiemy, ile za tak szkod Co tam: ile, jakie tam: ile? To ja paniom dobroiejkom wieczn wiczno

    niech mi diabli porw, jeeli kami, e wieczn wiczno i jeeli wicej potrzebajeeli, w oglnoci mwic, czegokolwiek potrzeba

    Tu na czoo orszaku wysuna si spomiy towarzyszek Oktunia i w amazonce swejzgrabna, miaa, a na twarzy tak wygldajca, jakby wnet z uniesieniem: Rachelo, kiedyPan zapiewa miaa, rzeka:

    Jeeli prawd wyzna mamy, to nam jeszcze do iesiciu oszycia barankowegobrakuje

    Brakuje! wykrzykn. A co? Przeczua dusza moja, e jeszcze brakujeZerwa z wieszada smutne ruiny futra swego i nam je podawa, to jednej, to drugiej

    wprost w rce wciska. Prosz, prosz! Niech te szelmy barany szczcia tego dostpi zaszczytu tego

    i ja razem z nimi

    Bg wie kto

  • Wzruszone, ziwione, oniemielone, cofaymy si, dygaymy nie mic daru przyj-mowa Hrabina pierwsza pochwycia jedn z rk, ktre go podaway i mocno j cisn-a, po czym ta czerwona, szorstka rka od jednej do drugiej doni niewieciej przechoia,ciskana, wstrzsana, nie po wiatowemu, nie po salonowemu, ale po prostu, serdecznie.I mwiymy cigle:

    Czy podobna? Ale niepodobna. Jake pan bez futra pojeie! i tak chodno!I nam a tyle nie potrzeba!

    Nie potrzeba a tyle! No, to drug po tylko do iesiciu czapek drug poPewno jak raz wystarczy

    W rku Wincusi iwnie jako w por noyce bysny i zawoniy. Ot i noyczki s! pan Burakiewicz zawoa. iki Bogu, s noyczki za

    pozwoleniem pani dobroiejkiWychwyci z rk Wincusi noyce ruchem tak niesalonowym, e a sykna troch

    z blu i w mgnieniu oka resztki baranw swych na stole rozoywszy: czach, czach, czach!Krojc mrucza:

    Twarda bestia ten baran ale i noyce szelmy tpe niech ich diabliA gdy pikne niegdy futro adnej poy ju nie miao, zacz pozostao na siebie

    wkada. Panie dobroiejki mwi, e ie i chodny, ale ja sobie z tego kpi Zdrw

    jestem chwaa Bogu, i mog choby w mrz bez futra A tu jeszcze piersi i plecy okryteWcign na plecy to iwne ubranie, ktre tak zupenie jak niewiecie gDUo wy-

    gldao, tym tylko od niego si rnic, e byo z rkawami i e z cicia przez noyceoperacyjne zadanego zawisy mu ku doowi bajecznie aosne strzpy waty, sukna i pod-szewki.

    Ale teraz otoczyli go panowie, wszyscy trzej domowi i go. Gospodarz domu prosi: Niech ssiad bie askaw tak zaraz nie odjeda Moe obiad zjemy razem

    Konie do stajni niech odejdNie przez grzeczno, nie przez zwyczajn grzeczno po raz pierwszy do domu swego

    pana Burakiewicza jako gocia zaprasza. W gosie jego czu byo wzruszenie.A pana Burakiewicza zaprosiny te i ich serdeczno rzecz iwna! nie ucieszyy,

    lecz zaiwiwszy zrazu, rozlay po nim, owszem, zasmucenie czy zamylenie. Ciszej nieco,ni mwi zwykle, odpowieia:

    ikuj panu dobroiejowi, baro ikuj ale odwykem a prawd po-wieiawszy, do takich kompanii i nigdy przyzwyczajony nie byem Jak ik odyniecpomiy drzewami lenymi, tak ja samotny pomiy ludmi cho i nikt mnie bra-tem ani swatem nie jest. Szelma dola taka ale co robi? Kiedy Panu Bogu tak podobaosi i ju niedugo stary jestem wic niedugo ju na tym diabelskim wiecie Aleot, o co ja pana dobroieja poprosz

    W obie rce wzi rk gospodarza domu i iwnie proszco w oczy mu swymi bysz-czcymi niezapominajkami patrzc, znionym nieco gosem mwi:

    Niech panowie bd askawi w kadej potrzebie, takiej oglnej w kadej okazjitakiej, co to grosza albo troch pracy jakiej potrzeba, do mnie oywaj si Ja chc jadam czymkolwiek przysuy si matce bo przecie i ja syn jej a e los szelmapomiy samych obcych na ten wiat mnie rzuci, to ja i nie narzucam si nikomua tylko diabli wie, co w sercu siei i spokojnoci nie daje

    Zaczli go wszyscy czterej coraz cilej otacza, coraz serdeczniej zaprasza. Niech donich przyjeda, niech si bliej z nimi zapozna, oni take odwiea go bd.

    Ale czerwonymi rkoma macha zacz. Ej, nie! Ej, nie! Z duszy, z serca ikuj, ale nie! Odwykem nie przywykem

    diabami jak parobek sa w samotnoci mnie najlepiej ogrdek swj pielgnujdrzewka to moje ieci dumki smutne moi gocie. egnam pastwa dobroiejstwa,egnam, ikuj!

    I szed ku wyjciu w swoim iwnym gDU]e, z aosn l.Ale my znowu tak bez niczego rozsta si z nim nie mogymy i przy drzwiach go

    dopadszy, Boe drogi, czegomy mu nie nagaday! Jakimimy go miymi, serdecznymisowy nie osypay! Zdaje si, e hrabina par razy pieszczotliwie go po ramieniu poga-

    Bg wie kto

  • skaa Zdaje si nawet cho tego niezupenie pewna jestem e czerwone policzkijego, srebrnaw kiel otoczone, od Oktuni, Wincusi i ode mnie dostay trzy causy

    I potem dopiero, po odjeie pana Burakiewicza, odby si nad nami sd, nie sdparw, bro Boe, ale daleko wyszy, bo naszych i wszelkiego stworzenia panw.

    A kiedy przy obiadowym stole baro ju gderaniem nas nuili i wyrzutami oburzali,Czernisia, ktra z nami dnia tego obiad jada, wyprostowaa na krzele swoj dug postai z czarnymi oczkami jak uelki gorejcymi rzeka:

    A mnie si zdaje, prosz panw, e kiedy pan Burakiewicz przebaczy i jeszczepoikowa, to i przez wszystkich przebaczone i zapomniane by powinno Nie dlasamych siebie przecie panie po t ucinay, ale dla szczliwoci publicznej

    Miaa suszno Czernisia. Po dniu tym i po caej tej wionie nastpia u nas takaszczliwo publiczna, e a ha!

    Ten utwr nie jest objty majtkowym prawem autorskim i znajduje si w domenie publicznej, co oznacza emoesz go swobodnie wykorzystywa, publikowa i rozpowszechnia. Jeli utwr opatrzony jest dodatkowymimateriaami (przypisy, motywy literackie etc.), ktre podlegaj prawu autorskiemu, to te dodatkowe materiayudostpnione s na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa Na Tych Samych Warunkach . PL.rdo: http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/gloria-victis-bog-wie-ktoTekst opracowany na podstawie: Eliza Orzeszkowa, Gloria victis, Czytelnik, wyd. , Warszawa Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyowawykonana przez Bibliotek Narodow z egzemplarza pochocego ze zbiorw BN.Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Sekua, Sylwia Hornowska.Okadka na podstawie: Leithcote@Flickr, CC BY .:eVSU]\M :oOQe /ektXU\Wolne Lektury to projekt fundacji Nowoczesna Polska organizacji poytku publicznego iaajcej na rzeczwolnoci korzystania z dbr kultury.Co roku do domeny publicznej przechoi twrczo kolejnych autorw. iki Twojemu wsparciu biemyje mogli udostpni wszystkim bezpatnie.-Dk PoeV] SoPF"Przeka % podatku na rozwj Wolnych Lektur: Fundacja Nowoczesna Polska, KRS .Pom uwolni konkretn ksik, wspierajc zbirk na stronie wolnelektury.pl.Przeka darowizn na konto: szczegy na stronie Fundacji.

    Bg wie kto