dziedziczki soplicowa

25

Upload: muza-sa

Post on 05-Apr-2016

235 views

Category:

Documents


4 download

DESCRIPTION

W 180 rocznicę pierwszego wydania „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza warto powrócić do miejsc związanych z Soplicowem i naszym Wieszczem. Modrzewiowy dwór w Czombrowie był dworem niezwykłym, ponieważ w ciągu dwóch wieków swej historii był świadkiem wielu ważnych wydarzeń, przemarszu wojsk napoleońskich, szlacheckich zajazdów, powstań i dwóch wojen światowych. Ocalone dawne dworskie archiwum oraz rekonstrukcja wydarzeń na podstawie rodzinnych archiwaliów pozwoliły odtworzyć życie codzienne w dworze szlacheckim na przestrzeni kilku stuleci. Historię majątku poznajemy poprzez losy trzech kobiet, które rządziły w czombrowskim dworze i miały swój udział w tym, że przetrwał on wiele trudnych chwil. Dwór zapisał się także w historii literatury, bowiem jedna z bohaterek – Aniela Uzłowska była matką chrzestną Adama Mickiewicza , a zaprzyjaźnionym ekonomem był wówczas jego dziadek , częstym gościem musiał być więc wtedy sam przyszły Wieszcz. A kto był wówczas apteczkową ?

TRANSCRIPT

Page 1: Dziedziczki Soplicowa
Page 2: Dziedziczki Soplicowa

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 2Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 2 2014-08-06 15:21:152014-08-06 15:21:15Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 3: Dziedziczki Soplicowa

Joanna Puchalska

SOPLICOWA

Sport i Turystyka

MUZA SA

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 3Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 3 2014-08-06 15:21:152014-08-06 15:21:15Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 4: Dziedziczki Soplicowa

Projekt okładki i stron tytułowychPaweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redaktor prowadzącyUrszula LewandowskaKorektaKrystyna WysockaElżbieta KowalewskaRedakcja technicznaAndrzej Sobkowski

Zdjęcia pochodzą ze zbiorów rodzinnych Karpowiczów,obecnie w posiadaniu Autorki

Wszelkie prawa zastrzeżone.Żadna część tej książki nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu bez pisemnej zgody posiadaczy praw.

© for the text by Joanna Puchalska© for the illustrations by Joanna Puchalska© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2014

ISBN 978-83-7758-778-2

Sport i Turystyka – MUZA SAWarszawa 2014

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 4Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 4 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 5: Dziedziczki Soplicowa

Mojej Rodzinie

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 5Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 5 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 6: Dziedziczki Soplicowa

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 6Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 6 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 7: Dziedziczki Soplicowa

7

Leżący siedemnaście kilometrów na południe od Nowo-gródka i cztery kilometry od Mickiewiczowskiej Świtezi Czombrów był dworem szczególnym.

Pierwsze wzmianki o majątku, na jakie natrafiłam w do-kumentach, pojawiają się już w szesnastym wieku. Pod ko-niec siedemnastego wieku dobra te należały do wojewody brzeskiego Stefana Kurcza, który w graniczącej z Czombro-wem wsi Walówce zbudował drewniany kościółek Domini-kanów. Pod koniec osiemnastego wieku majątek należał do Siemiradzkich, którzy sprzedali go swemu dotychczasowe-mu dzierżawcy, sędziemu Józefowi Uzłowskiemu. Jego żona, Aniela z Wierzejskich Uzłowska, została matką chrzestną Adama Mickiewicza i między innymi dlatego czombrowski dwór, związany z poetą niemal od początku jego życia i zna-ny mu od dzieciństwa, uważany jest za jeden z pierwowzo-rów Soplicowa.

Dla badaczy Czombrów może być tym bardziej intere-sujący, że udało się uratować z wojennej pożogi dawne dworskie archiwum, w którym gromadzono dokumenty od wieku szesnastego. Są to inwentarze, akta sądowe, ko-respondencja prywatna, urzędowa i gospodarcza, bruliono-we notatki. Pozwalają one o wiele wiarygodniej niż na pod-stawie pamiętników czy relacji ustnych odtworzyć historię

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 7Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 7 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 8: Dziedziczki Soplicowa

8

WSTĘP

tego niezwyk łego miejsca. Co więcej, znalazło się w nich potwierdzenie dla wątków soplicowskich.

Nie przez przypadek zatem Ryszard Ordyński wybrał Czombrów do kręcenia plenerowych ujęć ekranizacji Pana Tadeusza z 1928 roku. Zagrała nie tylko sceneria, lecz także tutejsi ludzie, jak się wyraził sam reżyser „wnukowie mic-kiewiczowskich bohaterów”. Powstały film w dużym stop-niu przyczynił się do tego, że w okresie międzywojennym Czombrów w powszechnej świadomości Polaków funkcjo-nował jako Soplicowo.

O tym wszystkim staram się opowiedzieć w tej książce, ukazując jednocześnie losy kobiet, które rządziły w czomb-rowskim dworze i miały swój udział w tym, że przetrwał on trudne chwile. Najmniej wiadomo o mojej antenatce ze stro-ny babci, czyli o samej Anieli Uzłowskiej. O wiele więcej udało się ustalić faktów z życia dwóch pań z rodziny Kar-powiczów, prababki i matki mojego dziadka. Jego babka zresztą też się zasłużyła w dziejach rodziny, ale tu zostanie tylko krótko wspomniana.

Rekonstrukcja zaszłych w Czombrowie wydarzeń w du-żej mierze opiera się na rodzinnych archiwaliach, tych po-żółkłych, czasem trudnych do odcyfrowania starych ręko-pisach. Właściwe ich odczytanie nie zawsze byłoby możliwe, gdyby nie wiedza i pomoc moich bliskich. Za cierpliwość i gotowość do odpowiadania na niezliczone pytania, zwłasz-cza dotyczące czasów nowszych, dziękuję mojej Mamie Elż-biecie Puchalskiej, Cioci Marii Skotnickiej-Skarżyńskiej, Wujom Mariuszowi, Tadeuszowi i Ignacemu Karpowiczom oraz Jerzemu Brzozowskiemu.

Pierwszą wersję przeczytali i twórczo skonsultowali: moja towarzyszka nowogródzkich wypraw Larysa Bukhalenka,

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 8Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 8 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 9: Dziedziczki Soplicowa

WSTĘP

Michał Karpowicz i Ignacy Karpowicz, któremu bardzo je-stem wdzięczna za wiele informacji dotyczących najtrud-niejszego dla mnie okresu drugiej wojny światowej.

Osobne dzięki dla drugiego wiernego towarzysza wy-praw do Wielkiego Księstwa Litewskiego, Bohdana Bułha-ka, za zgodę na wykorzystanie zdjęć Jana Bułhaka. Także dla Michała Karpowicza za fachowe zreprodukowanie por-tretów naszych wspólnych praprapradziadków Kazimierza i Benedykty.

Doktor Jazep Januszkiewicz z Wielkiego Księstwa Li-tewskiego ogromnie mi pomógł przy zapisie białoruskich cytatów łacinką.

Pani Annie Lisieckiej z Polskiego Radia serdecznie dzię-kuję za wspólną pracę przy audycjach cyklu Droga do So-plicowa, co mnie zmobilizowało do systematycznego opra-cowywania rodzinnych dokumentów.

Pani Renacie Wąsowskiej z Filmoteki Narodowej zawdzię-czam uzupełnienie historii Czombrowa o artykuły prasowe, jakie ukazały się w związku z pobytem ekipy Ryszarda Or-dyńskiego podczas kręcenia zdjęć do Pana Tadeusza, a tak-że wiele istotnych informacji związanych z filmem.

Szczególne podziękowania winna jestem Państwu Han-nie i Markowi Drabikom za podsunięcie pomysłu napisania książki ukazującej sylwetki kolejnych pań na Czombrowie i za życzliwe rady na pierwszym, dość mglisto jeszcze się wtedy rysującym etapie pracy.

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 9Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 9 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 10: Dziedziczki Soplicowa

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 10Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 10 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 11: Dziedziczki Soplicowa

11

Dziwneć to były losy tej naszej KoronyI naszej Litwy! wszak to jak małżonków dwoje!Bóg złączył, a czart dzieli, Bóg swoje, czart swoje!

Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz

W rodzinie mojej babci od kilku pokoleń powtarzano powie-dzenie, które brzmiało, że sekrety Czombrów zgubiły, a na-rodziło się ono gdzieś w początkach zamierzchłego wieku dziewiętnastego. Jako mała dziewczynka babcia słyszała je nieraz od swojej babci, Heleny Walickiej z domu Uzłowskiej, ale nie przywiązywała do tego wagi. Coś tam jeszcze mówio-no o utraconym dawno temu dworze, który należał kiedyś do rodziny, ale nie zastanawiała się głębiej nad związkiem tego faktu z tajemniczymi słowami. Myślała sobie, że to po prostu taka przestroga, aby wszystko robić otwarcie, niczego nie taić. Opowieść ta będzie między innymi o tym, skąd się wzięły te dziwne słowa.

Wszystko zaczęło się od zwyczajnego z pozoru wydarze-nia, z którego wagi nikt nie zdawał sobie w owym czasie sprawy, dopóki nie okazało się, że zamieszany jest w nie sam Wieszcz. Otóż wskutek pewnych okoliczności babka

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 11Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 11 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 12: Dziedziczki Soplicowa

12

GENTE LITHUANA

babki mojej babki, Aniela Uzłowska z Czombrowa, zgodziła się zostać matką chrzestną drugiego synka Barbary, swojej byłej panny apteczkowej, przez jakiś czas zatrudnionej we dworze. Los chciał, że dzieckiem ochrzczonym wówczas w nowogródzkiej farze był Adam Mickiewicz. Noblesse ob-lige, z takich koligacji można być dumnym.

I byłam. Czombrów, dwór legenda, dwór mit, towarzy-szył mi przez całe dzieciństwo. Dziadkowie nigdy nie prze-stali tęsknić za domem, z którego wypędziła ich wojna. Raj utracony z ich opowieści w mojej dziecięcej wyobraźni ist-niał obok zwykłego życia jak świat równoległy. Pamiętam, że z początku najbardziej fascynowały mnie czombrowskie konie, o których ciągle kazałam sobie opowiadać. O Kery-mie i Minerwie. O Halce i Muszce. O Bucyfale zabranym przez bolszewików (z początku nie bardzo rozumiałam, o co chodzi z tymi bolszewikami i właściwie dlaczego za-bierali nasze konie). Nie mniej ważne były dla mnie psy, które zawsze uwielbiałam. Foksterierka Beka, seter As, bernardyn Reks. Dom, w którym są konie i psy, w dodatku piękny, z białymi kolumnami, nie mógł dziecka nie fascynować.

Najbardziej lubiłam opowiadanie o popisowym numerze stryjecznego dziadka Litka, który miał zwyczaj wjeżdżać do salonu na Minerwie, zawracał na środku (ileż tam mu-siało być miejsca!) i wyjeżdżał. Mądrej (zgodnie z imieniem) klaczy nigdy nie zdarzyło się zachować niestosownie na po-kojach, umiała się znaleźć w salonie. Z kolei dreszczem lęku zawsze przejmowała dramatycznie opowiadana – łącz-nie z zawieszaniem głosu w kulminacyjnym momencie – hi-storia o nocnej wizycie wilków w zimie. Pewnej nocy psy bardzo wyły, a rano na gazonie znaleziono odgryzioną

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 12Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 12 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 13: Dziedziczki Soplicowa

13

W NOWOGRÓDZKIEJ STRONIE

głowę jednego z nich. Przerażające to było, zwłaszcza gdy potem następowały opowiadania o tym, jak zajadle wilki potrafiły atakować jadące zimową nocą sanie i jak trzeba się było przed nimi bronić.

Nawet opowieści o codziennych sprawach brzmiały jak coś niezwykłego, jak z innej rzeczywistości. Bo jak to moż-liwe, że każdy parobek dostawał na tydzień dwanaście kilo chleba z dworskiej piekarni? To znaczy wrażenie na mnie robiło nie to, że dostawał, ale że był w stanie tyle zjeść (byłam niejadkiem). W dodatku w tym momencie dziadek zawieszał na chwilę głos i dodawał, że pracował w Czomb-rowie taki jeden, dla którego ten przydział był niewystar-czający. Toteż dawano mu więcej.

I jeszcze mogłam słuchać bez końca o tym, że gdy przed wojną kręcili w Czombrowie Pana Tadeusza, to jeden ak-tor nie umiał jeździć konno i trzeba mu było podstawiać stołek z drugiej strony konia. Cała służba się z niego śmia-ła, no bo jak można nie umieć jeździć konno? To jakby dziś ktoś nie umiał jeździć na rowerze. Ale najważniejsze było to, że pradziadek Karol też zagrał w filmie. Był tak sarma-cki, że reżyser nie mógł przepuścić takiej okazji. Ubrali go więc w kontusz i wyglądał wtedy jak prawdziwy dawny szlachcic. Ależ mi to imponowało. Tak bardzo żałowali-śmy, że przedwojenny film się nie zachował. Wszyscyśmy wtedy uważali, że aktorski epizod w życiu pradziadka jest dla nas bezpowrotnie stracony. Po latach okazało się, że wcale nie.

Im się robiłam starsza, tym więcej dochodziło wątków dramatycznych, o jakich małym dzieciom się nie opowiada. A to jak w zamku w Mirze dokonano ekshumacji zamordo-wanych przez Sowietów dwóch szwagrów mego pradziadka,

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 13Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 13 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 14: Dziedziczki Soplicowa

14

GENTE LITHUANA

Aleksandra Haciskiego i Mariana Bronowskiego, i przenie-siono ich na czombrowski rodzinny cmentarz. A to jak bol-szewicy zabrali konia araba z czombrowskiej stajni i ten je-den, co na niego wsiadł, chcąc się popisać, ostro zadarł do góry jego łabędzią szyję. Babcia aż się wtedy rozpłakała. Była mowa o tym, że dwór został spalony, ale bez drastycz-nych szczegółów. Wiedziałam też, że był uważany za Sopli-cowo i że bywał w nim Mickiewicz, ale dopiero dużo później miałam docenić wagę tego faktu i poznać dalsze szczegóły.

Już jako osoba dorosła zainteresowałam się pokaźną kolekcją starych listów, dokumentów, papierów i przeróż-nych zapisków, troskliwie przechowywaną od wojny w pod-warszawskim rodzinnym domu. Dworskie archiwum. Pa-piery starannie gromadzone od pokoleń. Zagrała krew absolwentki wydziału historycznego i choć od dawna za-wodowo robiłam w życiu zupełnie co innego, z przyjem-nością dałam się wciągnąć w świat zaludniony moimi przodkami i ich sąsiadami z Nowogródczyzny. Poznać przeszłość to zrozumieć siebie. Zaczęłam odtwarzać Czombrów. Mocno żałuję, że stało się to tak późno. Dziad-kowie, którzy najwięcej mogliby wyjaśnić, już nie żyli. Mama i jej dwaj bracia w 1939 roku byli zbyt mali, żeby zapamiętać coś więcej niż biały piasek w Świtezi, indyka--awanturnika na podwórzu, groźnego pana serowara czy wielką i naturalnie przedsięwziętą bez wiedzy rodziców wyprawę dziecinnym samochodem na pedały do sąsied-niej wsi w wykonaniu starszego brata mamy. Jako źródła informacji pozostawali wujowie i ciocie, którzy w czasie wojny byli starsi i zapamiętali więcej.

Archiwum przyjechało z Kresów Wschodnich z całym dobytkiem, kiedy prababcia Maria Karpowiczowa już po

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 14Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 14 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 15: Dziedziczki Soplicowa

15

W NOWOGRÓDZKIEJ STRONIE

spaleniu dworu, po wielu wahaniach i rozterkach zdecydo-wała się w 1945 roku na wyjazd do centralnej Polski. Ocalało z zagłady dzięki temu, że właśnie ona dosłownie w ostatniej chwili wyrzuciła je przez okno z pożaru. Część papierów mu-siała zaginąć, bo można się zorientować, że brakuje pew-nych rzeczy, ale i tak to, co pozostało, jest bezcenne.

Pomału rekonstruowałam, często dosłownie z okruchów, tamten zaginiony świat, a Czombrów legenda, Czombrów mit stopniowo przybierał coraz realniejsze kształty. Z kwe-rendy wyłaniał się fascynujący obraz codziennego życia w szlacheckim dworze, tym fenomenie bezlitośnie zesła-nym w niebyt przez historię. W pewnym momencie czegoś mi zaczęło brakować do całości obrazu. Nie miałam wyjścia. Trzeba było samej tam jechać. Odtąd jeździłam na Białoruś wielokrotnie. I za którymś razem przyłapałam się na tym, że przy wyjeździe stamtąd już zaczynam tęsknić do następ-nej wyprawy.

*

Każdy pobyt przynosił jakieś odkrycie. Przeszłość, splecio-na w przedziwny sposób z teraźniejszością stopniowo od-słaniała kolejne sekrety. I tak pewnego razu otworzyły mi się oczy na specyficzny urok życia w wielokulturowym Wielkim Księstwie Litewskim, gdzie z racji różnicy litur-gicznego kalendarza każde chrześcijańskie święto można było obchodzić dwa razy, jeśli kto miał rodzinę czy znajo-mych też tego drugiego wyznania. Tego roku, spędziwszy Wielkanoc z rodziną w Polsce, udałam się do Nowogródka na prawosławną, która wypadała tydzień później. Już w sa-mym fakcie, że w jednym roku dwukrotnie miałam przeżyć

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 15Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 15 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 16: Dziedziczki Soplicowa

16

GENTE LITHUANA

radość Zmartwychwstania, było coś niezwykłego. Na stacji w Baranowiczach odebrali mnie przyjaciele. Do świąt mie-liśmy jeszcze całe trzy dni, więc nazajutrz wczesnym ran-kiem wyruszyliśmy na poszukiwanie zamku.

Otóż zamek jest jedynym elementem, którego brakuje w czombrowskiej scenerii, aby obraz Soplicowa był kom-pletny. Poza tym znajdowało się tu wszystko: drewniany bielony dwór na pagórku, topole, ruczaj, ogród warzywny, nawet kępa brzóz na górce, zwana świątynią dumania, i ser-nica, o czym będzie mowa w następnym rozdziale. Jednak nim dojdziemy do zamku, którego niby nie ma, a być może jednak jest, najpierw parę słów o batiuszce.

Poznałam go kilka lat wcześniej. Michaił Linnik, pro-boszcz cerkwi w Walówce. Miał dziewięćdziesiąt lat i dużo pamiętał, w tym moich pradziadków, jak sadzili drzewa przy wiejskiej drodze (z listów prababci wynika, że to sa-dzenie było dość szeroko zakrojoną akcją dworu). Kochał Pana Tadeusza, sporo wędrował po okolicy, znał wszyst-kich i każdy kamień. Uważał, że Czombrów to na pewno Soplicowo, i stanowczo twierdził, że odnalazł zamek. We-dług niego znajdował się dokładnie w tym miejscu, jak na-pisał Mickiewicz. Upewniłam się, czy nie miał na myśli Horodyszczyka, słowiańskiego grodziska w parku. Zaprze-czył. Powtórzył wyraźnie, że znalazł zamek z Panem Tade-uszem w ręku. Obiecał, że pokaże nam to miejsce. Nie udało się. Nie należy odkładać rozmów ze starszymi ludźmi. Zmarł w 2003 roku w wieku dziewięćdziesięciu jeden lat, zabierając do grobu tajemnicę zamku w Czombrowie. Jedy-nej pozycji z soplicowskiej scenografii, której nie możemy ciągle namierzyć, choć podobno powinien jednak być, bo sporo źródeł wspomina o niezachowanej obronnej budowli

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 16Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 16 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 17: Dziedziczki Soplicowa

17

W NOWOGRÓDZKIEJ STRONIE

fundacji wojewody Stefana Kurcza, właściciela tych ziem pod koniec siedemnastego wieku.

I właśnie dlatego w prawosławny Wielki Czwartek zna-leźliśmy się w Czombrowie, aby prowadzić poszukiwania. Było nas czworo. Towarzyszyła mi moja tutejsza przyjaciół-ka Larysa, jej córka Saszka i gość z Anglii, Tony, pierwszy raz na Białorusi. Dla obywatela Albionu wszystko było na ra-zie egzotyczne, potem otrzaska się z tutejszą specyficzną rzeczywistością, a za niecały rok zostanie mężem Larysy i przyjedzie na stałe do Nowogródka hodować kozy. Ale na razie rzuciłyśmy go na głęboką wodę historii i tradycji Wiel-kiego Księstwa Litewskiego. Gdy wyjaśniłyśmy, o co nam chodzi, okraszając to krótkim wykładem na temat twórczo-ści Wieszcza i możliwych inspiracji miejscowymi realiami, wysłuchał nas z prawdziwe angielską uprzejmością i widać było, że oczy mu się świecą do naszych pomysłów.

Był piękny, ciepły wiosenny dzień. Wyposażeni w rozsy-pujący się, zaczytany niemal na śmierć egzemplarz Pana Tadeusza oraz w GPS ruszyliśmy na spotkanie przygody. Punktem wyjścia były słowa batiuszki Michaiła, że zamek znajduje się dokładnie tam, gdzie ulokował go Mickiewicz, a zatem należało się spodziewać, że:

O dwa tysiące kroków zamek stał za domem.

Okazały budową, poważny ogromem,

Dziedzictwo starożytnej rodziny Horeszków;

Gdzie usytuowany był dwór wiadomo i stamtąd wystar-towaliśmy. Najpierw jednak trzeba było podjąć decyzję, w którą stronę odmierzać owe dwa tysiące kroków. Określe-nie „za domem” nie jest zbyt precyzyjne, wcale nie znaczy,

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 17Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 17 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 18: Dziedziczki Soplicowa

18

GENTE LITHUANA

że zamek znajdował się na wprost dworu. Mógł być przesu-nięty w lewo lub w prawo. Czyli pole naszych poszukiwań miałoby kształt wachlarza, którego podstawę stanowiłby nieistniejący dwór. Na wprost jest wysoki pagórek zwany Horodyszczykiem, dawne słowiańskie grodzisko. Włączony przez mego prapradziadka Juliana Karpowicza do dwor-skiego parku, dzięki swej wyjątkowej malowniczości i pięk-ności położenia stanowił największą tego parku ozdobę i dumę, a także doskonały punkt widokowy. Postanowili-śmy wejść najpierw tam i z góry rozejrzeć się po okolicy. Traktując eksperyment z należytą powagą, liczyliśmy głoś-no kroki, a Tony cały czas kontrolował GPS. Na płaskim szczycie Horodyszczyka okazało się, że przeszliśmy niemal dokładnie tysiąc kroków. A zatem połowa drogi do zamku.

Na świeżym powietrzu apetyty dopisują i po zaliczeniu pierwszego etapu poszukiwań należało wzmocnić nadwąt-lone siły drugim śniadaniem, składającym się z ciemnego chleba, zwanego wdzięcznie kirpicz, czyli cegła, i (moim zdaniem najlepszych w tej części Europy) serów z miejsco-wych zakładów mleczarskich Nawagrudskije Dary. Zapili-śmy to kwasem chlebowym produkowanym przez browar w niedalekiej Lidzie. Konsumpcji, niczym w dobrej restau-racji „z widokiem”, towarzyszyła jedyna w swoim rodzaju sceneria najbliższej okolicy. Po raz kolejny przyszła mi wte-dy do głowy myśl, że słowa nigdy nie oddadzą falowania nowogródzkiego pejzażu, które ani na moment nie zamiera. Kto nie może tu sam przyjechać, powinien koniecznie zo-baczyć to na zdjęciach wileńskiego mistrza obiektywu Jana Bułhaka. Jemu udało się uchwycić istotę tego zjawiska.

Pokrzepieni na ciele rozejrzeliśmy się uważnie, aby ustalić kierunek dalszego marszu i odmierzania następ-

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 18Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 18 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 19: Dziedziczki Soplicowa

19

W NOWOGRÓDZKIEJ STRONIE

nego tysiąca kroków. Dokładnie na wprost, u stóp bardzo z tej strony stromego zbocza Horodyszczyka ciągnie się płaska łąka, zwana kiedyś Piarechrestem. Nazwa wzięła się stąd, że po tym, jak car Mikołaj I zlikwidował w 1839 roku Kościół unicki, spędzono tu całą greckokatolicką włość z Walówki, Radohoszczy i Nieznanowa, a wtedy ba-tiuszka pokropił wszystkich wodą święconą i zapowie-dział, że są prawosławni. Tylko jedna rodzina, Flejtowie, przez przypadek nie była tego dnia na Piarechreście i oni potem przyjęli obrządek łaciński. Podobnie zrobiło wielu innych grekokatolików, którzy nie chcieli przejść na prawosławie

Za łąką, wśród zarośli wije się rzeczka Niewda, Mickie-wiczowski ruczaj opływający Soplicowo, która ma wyjąt-kowo bystry nurt, nie zamarza w zimie, a przed wojną żyły w niej pstrągi. Nawet w upał woda jest tak zimna, że nie da się w niej ustać dłużej niż kilka sekund. Na drugim brzegu leży wieś Radohoszcza, dobrze stąd widoczna. Notowana jest w bardzo starych dokumentach, więc tu zamku być nie mog ło. Chałupy ciągną się w prawo aż po horyzont, czyli na ewentualną lokalizację zamku w odległości dwóch tysięcy kroków od dworu pozostaje nam pofałdowany teren na lewo od wsi. Na lewym skraju wachlarza zaczyna się las, a tuż za nim zabudowania Walówki. Pozostaje przestrzeń między tym lasem z lewej a Radohoszczą. Uważnie prze-patrujemy faliste pagórki, korzystając z dobrego punktu widokowego, jaki zapewnia najwyższe wzniesienie. Osta-tecznie trasę marszu wytyczamy w połowie drogi między niewielkim laskiem flankującym z lewej skrajne chaty Ra-dohoszczy a drogą biegnącą lekko w górę do sąsiednich Jaroszyc, gdzie w czasach Mickiewicza dwór swój mieli

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 19Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 19 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 20: Dziedziczki Soplicowa

20

GENTE LITHUANA

Siemiradzcy, którzy zajechali mego przodka Uzłowskiego, o czym będzie mowa w następnym rozdziale.

Po zejściu z Horodyszczyka ruszamy drogą biegnącą skrajem Piarechrestu i wspinamy się na łagodne wzniesie-nie, komisyjnie licząc i odmierzając kroki. Tysiąc od Horo-dyszczyka, dwa tysiące od dworu. Stop. Jesteśmy na grzbie-cie pagórkowej fali, na otwartej przestrzeni. Ani śladu budowli, tylko wesoło zieleni się wiosenna ruń wiejskiego pastwiska. Z jednej strony widok ogranicza Radohoszcza, z drugiej Horodyszczyk i las od strony Walówki, natomiast z trzeciej i czwartej, od Jaroszyc… No właśnie. Pejzaż ciąg-nie się aż po bardzo daleki horyzont. Rzecz dziwna, bo choć wcale nie stoimy na wysokim wzniesieniu, tylko w siodło-watym obniżeniu podługowatego pagórka, widać stąd do-kładnie całą okolicę. Dużo dalej wzrok sięga niż z wysokie-go Horodyszczyka. I od razu przychodzi myśl: jeśli stawiać budowlę obronną, to trudno o lepsze miejsce. Widać stąd cały świat, a więc też zbliżających się wrogów, mających chrapkę na nasz zamek.

Sama powierzchnia ziemi jest dość nierówna, ale żeby się przekonać, czy tam coś jest pod spodem, jakieś cegły i mury, trzeba by pokopać. Nie mamy narzędzi, zresztą głu-pio byłoby tak kopać kołchozową własność, tym bardziej że nie tylko my widzimy całą okolicę, ale okolica widzi nas jak na dłoni. Czy batiuszka mógł właśnie tutaj odkryć pozosta-łości budowli? Może parę lat temu były jeszcze jakieś ślady. Tak szybko wszystko znika, zarasta. Wiem coś o tym, bo jeszcze parę lat temu na solidnych fundamentach czomb-rowskiego spichrza stał zwykły drewniany dom, już powo-jenny. Dom ten rozebrano i teraz trzeba dobrze wiedzieć, gdzie w chaszczach szukać pozostałości starej podmurówki

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 20Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 20 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 21: Dziedziczki Soplicowa

21

W NOWOGRÓDZKIEJ STRONIE

z ogromnych kamieni łączonych zaprawą i piwnic. Obecnie nic nie widać spod roślinnej wegetacji. Jak w dżungli.

Tutaj też trudno cokolwiek powiedzieć, choć teren jest otwarty, niezarośnięty krzakami. Batiuszka już nam nic nie wyjaśni. Jedyne, co zostaje, to Mickiewicz i jego dwa tysiące kroków za domem… Parę lat temu archeolodzy ko-pali na naszym Horodyszczyku i wtedy potwierdziło się, że kiedyś znajdował się tu pogański chram i świątynna osada. Może więc kiedyś ktoś wykopie w tym wytypowa-nym przez nas miejscu „dziedzictwo starożytnej rodziny Horeszków”? Uparcie wracają na myśl znajdowane w róż-nych publikacjach wzmianki o zamku Stefana Kurcza. W czombrowskim salonie wisiały pochodzące z tamtych czasów portrety jego i małżonki. Przetrwały kilka stuleci, by spłonąć z dworem w 1943 roku. Zamek mógł zatem stać właśnie gdzieś tutaj. Fundacji pana wojewody był kościół Dominikanów w Walówce, później w ramach represji po powstaniu listopadowym zabrany na cerkiew – właśnie tę pod wezwaniem św. św. Apostołów Piotra i Pawła, gdzie przez wiele lat służył Bogu i ludziom batiuszka Michaił.

Obiecujemy sobie, że wrócimy kontynuować poszukiwa-nia, po czym ruszamy na włóczęgę po najbliższej okolicy. Chcemy pokazać Tony’emu Radohoszczę. Wieś ciągnie się przez kilka kilometrów, jest to typowa ulicówka. Prawie wszędzie pusto, bo młodzi przenieśli się do miast, głównie do Mińska, a pozostali niemal sami staruszkowie. Chałupy w większości mocno wiekowe, kilka na pewno jest jeszcze z końca dziewiętnastego wieku, dużo opuszczonych. Droga biegnąca między nimi ma mocno przedwojenny bruk, jaki pamiętam z bardzo wczesnego dzieciństwa i jakiego w Pol-sce już się nie uświadczy. To miejsce to wehikuł czasu.

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 21Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 21 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 22: Dziedziczki Soplicowa

22

GENTE LITHUANA

Gdyby nie słupy elektryczne, złudzenie wieku dziewiętna-stego byłoby całkowite.

Na początku i na końcu wsi stoi prawosławny krzyż przy-kryty haftowanym fartuszkiem. Stawianie takich krzyży to tutejszy zwyczaj, charakterystyczny dla kresowego misty-cyzmu. Nie tylko w prawosławnych wioskach tak robiono, w katolickich też. Wierzono bowiem, że krzyże stojące przy głównej drodze będą chronić przed nieszczęściem, ale obo-wiązkowo musiały być postawione w ciągu jednej nocy od zachodu do wschodu słońca i zrobione z drzewa jeszcze ros-nącego w lesie. Po zmroku mężczyźni jechali do lasu, przy blasku ognia ścinali drzewo i obrabiali. Inni w tym czasie szykowali miejsce, a kobiety przędły nici lniane i na kros-nach w pośpiechu tkały fartuszek, po czym jeszcze haftowa-ły na nim krzyżyk, śpiewając pobożne pieśni. Tę pracę też należało wykonać przez jedną noc. O świcie wkopywano krzyż i wieszano fartuszek przy wtórze śpiewów i modlitw.

Krzyż mający bronić od złego stał też w czombrowskim parku u wylotu drogi prowadzącej w stronę nieistniejącej już Muchówki – folwarku na terenie czombrowskiego ma-jątku – i jak najbardziej istniejącej do dziś wsi Nieznanowo. Mam zdjęcie prababci Marii Karpowiczowej stojącej pod nim. Po kroju ubioru sądząc, są to czasy pierwszej wojny.

Wieś jest prawie wyludniona, ale widać, że przemarsz na-szej czwórki stanowi wyraźne urozmaicenie w monotonii codziennego życia. Nieliczni mijani mieszkańcy przygląda-ją się nam dyskretnie, czasem ktoś zagaduje. Jeden męż-czyzna, niewątpliwie lekko zawiany, wylewnie zaprasza, abyśmy do niego wstąpili. Wyraźnie brakuje mu towarzy-stwa do kielicha. Grzecznie odmawiamy, a on na szczęście nie jest zbyt natarczywy i delikatnie się wycofuje. My dalej

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 22Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 22 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 23: Dziedziczki Soplicowa

23

W NOWOGRÓDZKIEJ STRONIE

rozkoszujemy się dziewiętnastym wiekiem i zachwycamy kotami. To niezwykłe zjawisko na Białorusi. Tak urodziwe zwierzaki i w takich ilościach jak tu, widziałam dotąd tylko w Ligurii, która z nich słynie. W najbardziej zapadłej wiosce można spotkać piękności o wyraźnej przymieszce którejś z klasycznych ras, persów, syjamów czy niebieskich rosyj-skich. Na Kocią Miss Radohoszczy wybieramy jednogłośnie długowłosą czarnulkę, której połyskliwa sierść miejscami przechodzi w jaśniejszy, brunatny odcień. Jest łaskawa, po-mrukując mości się zalotnie na płocie i nastawia do głaska-nia. Wyraźnie faworyzuje naszego przybysza z Anglii, któ-remu z kolei podoba się ten świat zaginiony, w zachodniej Europie dawno już wymarły. Wszyscy dobrze się w nim czu-jemy. Swojsko i spokojnie. Wyjaśniamy jeszcze Tony’emu, że przypieczętowane czerwoną gwiazdą tablice wiszące na niektórych domach głoszą dumnie, iż tu mieszka bohater wielkiej wojny ojczyźnianej.

A mnie się przypomina, jak rok czy dwa wcześniej, pija-ne słońcem po kilku godzinach opalania się w lipcowy dzień pośród cząbrów kwitnących na zboczu Horodyszczy-ka (czy zawsze tu były i od nich wzięła się nazwa dworu?), powędrowałyśmy z Larysą do Radohoszczy szukać moich korzeni. Larysa czujnym okiem wypatrzyła skryty w gę-stych zaroślach mostek na Niewdzie, dzięki czemu zrobiły-śmy skrót na skos przez Piarechrest, zamiast iść drogą na-około. Któraś z kolei zapytana przez nas kobieta skierowała nas do mocno leciwego, niemal bezzębnego starszego czło-wieka. Okazało się, że doskonale pamiętał moich dziadków i pradziadków. Aleksander Flejta. Nazwisko Flejta jest mi dobrze znane z dokumentów i to również tych najstarszych, i z rodzinnych opowieści. Flejtów było sporo w Radohoszczy

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 23Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 23 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 24: Dziedziczki Soplicowa

24

GENTE LITHUANA

i w sąsiednim Nieznanowie. Zosia Flejta służyła w Muchów-ce u Józefa Karpowicza, brata mego dziadka.

– A wy wnuczka Janusza czy Józia? – pyta.– Janusza – odpowiadam. A wtedy on śmieje się do mnie

i oczy mu się śmieją i zaczyna snuć opowieść. Po białoru-sku. Jak tu było pięknie, jakie kwiaty, owoce, mostki, ścież-ki. Wszystko zadbane. Wycieczki autobusem przyjeżdżały, po kilka tygodniowo. Do Mickiewicza. Dzieci ze wsi pani do dworu zapraszała na choinkę, cukierki dawała, książki po-życzała. Sama książki tłumaczyła i wszystko, co zarobiła, dała na kościół. Dwa tysiące wzięła za taką książkę. Sześć języków znała. Przedstawienia po chatach urządzała. I sta-rzy w nich występowali, i młodzi. Dzieciaki uczyła w szkole. Raz, jak przyjechali goście, zawołali go z dworu i kazali wiersz mówić. To on powiedział Świteziankę i tak ładnie, że pani dała mu dziesięć złotych. A wtedy dniówka w polu była dwa złote.

W tym momencie ten prosty chłop o spalonej słońcem, pooranej zmarszczkami twarzy, któremu, jak wynikało z opowieści, też nie udało się uniknąć służby w szeregach armii czerwonej podczas wielkiej ojczyźnianej wojny, na jednym oddechu przeszedł na piękną literacką polszczy-znę, bez śladu akcentu, jaki mają teraz tutejsi Polacy. „Ja-kiż to chłopiec piękny i młody…”. I tak do końca. A ja słu-chając, miałam uczucie, że to prababcia mówi do mnie jak przez medium na seansie. Natychmiast łzy w oczach, ucisk w gardle. Ona uczyła go wymowy, akcentu, rozumienia słów. Była tu nauczycielką.

Jest tyle rzeczy, o które chcę go zapytać, ale nie przery-wam, pozwalam staremu człowiekowi, którego oczy śmieją się do mnie ciepło, snuć opowieść tak jak jemu wygodnie.

Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 24Dziedziczki Soplicowa_blok.indd 24 2014-08-06 15:21:162014-08-06 15:21:16Podstawowy czarnyPodstawowy czarny

Page 25: Dziedziczki Soplicowa