atheneum nr 10/2013

24
MAJ 2013 1

Upload: gazeta-studencka-ukw-atheneum

Post on 09-Mar-2016

232 views

Category:

Documents


0 download

DESCRIPTION

Maj 2013 Gazeta Studencka UKW "Atheneum"

TRANSCRIPT

Page 1: Atheneum nr 10/2013

MAJ 20131

Page 2: Atheneum nr 10/2013

2

Page 3: Atheneum nr 10/2013

2 3

JUWENALIA • Rozkład jazdy 4 • Akademicka Przestrzeń Kulturalna 5 • Rozmowa z Pawłem Gwiazdowskim 6-7

RELAcJA • Kongres Kół Naukowych 8 • MiM okiem licealisty 15

RepoRtaż • Olivia Drost: „Wiktoria" 9-11

StUDeNt Z paSJĄ • Magdalena Kucharska 12-13

OpINIE stUdENtóW • Przemysłowa 16

REcENZJE • Film: Świat pragnie śmierci 17 • Książka: Dusza nad ciałem 18 • Płyta: OER – Dźwięki BDG 18 • Spektakl: Trio z piekła rodem 19

ROZRYWKA 21

KALENdARIUM 22SPIS

TREŚ

CIStudenci na pierwszym planie

Co roku obchodzimy Dzień Babci, Andrzejki, Dzień Wagarowicza. Nie sposób sobie wyobrazić, ile

świąt (oficjalnych, ale i tych mniej znanych) króluje w polskiej tradycji. Swojego miesiąca doczekali się również ci, dla których wspól- nym mianownikiem są bydgoskie uczelnie. Choć imprezy studenckie wystrzeliwują petardami każdego dnia roku akademickiego, żeby doczekać się prawdziwych fajerwerków, trzeba uzbroić się w cierpliwość do połowy maja.

Najważniejsze święto żaków – tak w slangu uniwersyteckim mówi się o Juwenaliach. To podczas nich studenci bez kompleksów pokazują swój prawdziwy charakter. Choć masowa integracja dwudziestoparolatków trwa przez cały rok, śmiem twierdzić, że tych kilka szczególnych dni gwarantuje im wyjątkowy rodzaj wolności albo po prostu zwiększa zakres ich swobód.

Zbieranie pieniędzy na zabawę wśród zmoto- ryzowanych bydgoszczan na rondach i skrzy-żowaniach całego miasta w przebraniach kotów, motyli i wojowników Jedi to pierwszy znak, że święto się zbliża. Najbardziej przekonujący i kreatywni żacy potrafią w ten sposób wyłuskać na juwenaliową fetę nawet kilkaset złotych. Nierzadko pokazanie się mieszkańcom miasta jest możliwe dzięki władzom uczelni, które zwalniają z eduka-cyjnego obowiązku bycia na wykładach. Żeby tego było mało, właśnie dla studentów zjeżdżają do serca Pomorza i Kujaw najwięksi,

mniejsi i słabo znani bożyszcza popu, rocka, czy muzyki alternatywnej. W tym roku scena pod Łuczniczką ugnie się m.in.: pod ciężarem historii zespołu Dezerter, świeżości Eweliny Lisowskiej i charyzmy Piotra Roguckiego.

Zanim jednak żacy wpadają w muzyczny trans, rzeszę wielbicieli skupia od dziesięciu lat preludium do Juwenaliów w postaci miniBlokady i Blokady Łużyka (w tym roku będzie miała ona postać biesiady na boisku przy ulicy Chodkiewicza ze względu na zwiększenie bezpieczeństwa i wzrost zainteresowania imprezą). Mimo że geneza imprez towarzyszących Juwenaliom sięga już dekady, podczas nich wciąż ma się do czynienia z fenomenem bogatej oferty kul-tury studenckiej, jak np.: podryw na banany

z grilla czy szukanie wspólnego języka z towa-rzyszami imprezy w kolejce do toi-toia.

Niewątpliwie studenci są specyficznym ro-dzajem grupy społecznej. Dla nie-żaków to lekkomyślne i awanturnicze dzieciaki, którym brakuje ogłady towarzyskiej. Tymczasem potrafią oni nie tylko wzbudzać kontrowersje, ale i być dla siebie nawzajem idealnymi kandydatami do integracji przy piwie czy niepochlebnych rozmów o uczelni. Ważniej-sze jest jednak, by to nietuzinkowe święto, na które z niecierpliwością czekamy od paź-dziernika, obfitowało w pogodę ducha i chęć kultywowania tradycji, ponieważ czerwony dywan studenckiego festiwalu zabawy już wkrótce zostanie rozwinięty.

MATEUSZ BORYS

Page 4: Atheneum nr 10/2013

MAJ 20134

JUWENALIA

rozkład jazdyMaj to nie tylko pierwsze gril-

lowanie, niezapomniane „ma-jówki”, czy przedwakacyjne

imprezy w plenerze. To również czas Juwenaliów. Co roku tysiące żaków bawi się do białego rana podczas swojego trzy- dniowego święta. Koncerty, bale czy uni- wersyteckie imprezy na świeżym powiet-rzu oraz wiele innych atrakcji czeka już na bydgoskich studentów.

Kto zagra w tym roku podczas bydgoskich Juwenaliów? Największą gwiazdą ma być brytyjska raperka Ms. Dynamite, która zawojowała świat utworami Neva Soft czy Fire. Dla ciekawskich – łączy ona muzykę R&B z hip-hopowym brzmieniem. Drugim wielkim wykonawcą jest Ewelina Lisowska. Jej utwór W stronę słońca można było usłyszeć wielokrotnie w radiu, a na YouTube osiągnął ponad 15 milionów wyświetleń. Pojawi się również prawdziwa legenda polskiego punku, czyli zespół Dezerter. Nie może oczywiście zabraknąć hip-hopowych kawałków, które serwować nam będzie Małpa – znany z takich hitów jak: Nie byłem nigdy czy Skała. Kolejne zespoły to już klasyka na scenie polskich Juwenaliów. Zabili Mi Żółwia, Ras Luta, Strachy na Lachy czy Coma to wykonawcy, których nie trzeba przedstawiać. Warto dodać, że organizatorzy zadbali, by lokalne zespoły również miały okazję zaprezentowania się przed szerszą publicznością. Z bydgoskich ekip zagrają m.in.: punkowo-dubstepowy Killed By Car, rockowy zespół Second Chance, The Drinkers, grający solidną mu- zykę z pogranicza rocka i metalu z do-datkiem żeńskiego wokalu, czy Mordercy P, którzy sami określają swoją muzykę jako energiczną mieszankę rocka i reggae. Jak to mówią, nie samymi koncertami człowiek

Wstęp na Juwenalia ma każdy, jednak tylko studenci wchodzą za darmo. Osoby, które nie posiadają ważnej legitymacji, muszą zapłacić odpowiednio 5zł za jeden dzień lub 10 zł za karnet trzydniowy.

żyje. Owszem, są one niezwykle istotne i na pewno bez nich Juwenalia nie odbyłyby się, ale organizatorzy wiedzą, że to nie tylko znane zespoły są potrzebne, aby w pełni zaspokoić imprezowy głód. Dlatego co roku Porozumienie Samorządów Studenckich Uczelni Bydgoskich dokłada wszelkich starań, by studenci mieli w czym wybierać podczas swojego święta. Co czeka na nas tym razem? Osławione już dwa before party, czyli Bal Rzymski, organizowany przez Uniwersytet Technologiczno- Przyrodniczy i Blokada Łużyka, która, wyjątkowo z przyczyn niezależnych od organizatorów, odbędzie się na boisku przy budynku głównym UKW. W tym roku Bal Rzymski to nie tylko impreza taneczna do samego rana, ale również wys-tępy gwiazd muzycznych takich jak Mesajah, V-Unit, czy BISZ. Natomiast wydarzenie organizowane przez Samorząd Studencki UKW to kwintesencja tego, co studenci lubią najbardziej – grillowanie, karaoke, konkursy i zabawa do białego rana w gronie znajomych. Ponadto czeka na studentów jeszcze jedna okazja do wyszalenia się. Mam tu na myśli Bal Kazimierza (organizowany przez Samo-rząd UKW), który już w zeszłego roku

stał się swojego rodzaju alternatywą dla Balu Rzymskiego. A co poza tym? Wyższa Szkoła Gospodarki organizuje dzień sportu, w czasie którego będzie można wziąć udział w zmaganiach różnych dyscyplin sporto-wych, zarówno zespołowych, jak i indywi-dualnych. Ponadto odbędzie się bitwa kapel, podczas której w szranki staną ze sobą lokalne zespoły. Dodatkową atrakcją ma być możliwość pogrania w paintballa. Nie zabraknie Silent Party, czyli namiotu, gdzie każdy ma na uszach swoje słuchawki i bawi się w innym rytmie muzyki.

Jak widać organizatorzy zadbali, by nie samymi koncertami i afterkami żył student, ale również, by miał okazję spędzić czas w inny sposób. Być może znajdą się i tacy, którzy stwierdzą, że Juwenalia Bydgoskie to „lipa”, „nuda”, „słabe zespoły”, ale pamiętajcie – nie liczą się wyłącznie koncerty. A atmo- sferę, czyli to, co najważniejsze, to MY, stu- denci z bydgoskich uczelni, potrafimy stworzyć jak nikt inny. Więc to, jaka będzie zabawa zależy przede wszystkim od nas samych.

FILIP OLENDER

Na terenie uczelni będzie można zakupić oficjalne koszulki „Juwenalia Bydgoskie 2013” (cena 20 zł), jak również inne gadżety, m.in. kubki. Organizatorzy zaplanowali wiele konkursów z nagrodami.

GaRŚć PRzydaTnyCh InfoRmaCjI

Page 5: Atheneum nr 10/2013

5

JUWENALIA

rewolucjeCzym są Juwenalia? Corocznym

świętem studenckim otoczonym koncertami i paradami pełnymi

uśmiechu i kolorów. Jednak coraz bardziej skłaniamy się do traktowania tych weso-łych dni jako zwykłej imprezy okraszonej koncertami. W tym roku będzie inaczej! Koło Inicjatyw Innowacyjnych w Kulturze OTHER WAY z WSG oraz Porozumienie Samorządów Studenckich Uczelni Byd-goskich spotkali się 12 kwietnia na debacie dotyczącej tego święta.

Celem spotkania było wzajemne poznanie się przedstawicieli różnych środowisk twór- czych Bydgoszczy, rozmowa na temat samej formuły Juwenaliów oraz omówienie po- mysłów, które mogłyby ubogacić i uatrak-cyjnić Juwenalia 2013. W debacie pojawiły się osoby reprezentujące środowisko muzyczne i taneczne oraz przedstawiciele sztuk wizu-alnych. Kwestie, nad którymi toczyły się rozmowy, dotykały problemów związanych z możliwościami spędzania wolnego czasu, które są oferowane młodym ludziom oraz brakiem zaangażowania młodzieży akade-mickiej w twórcze inicjatywy. Uczestnicy spotkania zastanawiali się, jak zaktywizować studentów, wyciągnąć ich z hermetycznych grup, w których się zamykają. Padły głosy, że Juwenalia w dzisiejszych czasach są idealne dla „miłośników piwa i kiełbas”, a środowisko artystyczne nie postrzega ich jako szansy na „pokazanie siebie”.

Poruszony zostały również problem grup twórczych oraz powodów, dla których nie ma ich zbyt wiele w bydgoskim środowisku akademickim. Uczestnicy spotkania zastana-wiali się jak zaktywizować studentów, wyciąg-nąć ich z dość hermetycznych środowisk, w których tkwią. Padły głosy, że Juwenalia w dzisiejszych czasach są idealne dla „miłoś- ników piwa i kiełbas”, a środowisko artys-tyczne nie postrzega ich jako szansy na „pokazanie siebie”.

Głos zabrała również Bogna Blachowska, animatorka kultury, która podkreśliła, że nie ma sensu skupiać się na przeszłości, ale nie można jej również wypierać. Jej zdaniem dawniej studentem była głównie elita, teraz proporcje się odwróciły ze względu na łatwy dostęp do studiowania. Zaznaczała, że Juwenalia były pewnym „emblematem” Bydgoszczy. W jej opinii „zakopanie” Juwenaliów i stwierdzenie, że tworzymy coś zupełnie nowego może zakończyć się fias-

kiem, ponieważ nie możemy odwracać się od naszego dziedzictwa. Jednak kalka Juwe-naliów sprzed lat nie jest dzisiaj możliwa – mimo wszystko bowiem różnimy się od ówczesnych studentów. Musimy wziąć pod uwagę, że wielu dzisiejszych studentów nie może sobie czasowo pozwolić na duże zaangażowanie w Juwenalia. Blachowska zaznaczyła, że to właśnie w osobach takich jak uczestnicy debaty jest ogromny potencjał: – Jak Wy tego nie pociągniecie, to nikt tego nie zrobi! Dajcie zaczyn, by pojawiły się nowe potrzeby, by poprawił się wizerunek bydgoskiego studenta.

Podczas debaty powstał projekt pod nazwą ulicART. Celem akcji jest wywołanie artys- tycznego poruszenia na ulicach naszego miasta. Do udziału postanowiono zaprosić wszystkich studentów związanych z dzia- łaniami twórczymi (instrumentalistów, woka- listów, tancerzy, malarzy, fotografów, poetów, kuglarzy i inne aktywne osoby). Wszystko po to, by pokazać, że w Bydgoszczy są młodzi ludzie wyrażający się poprzez sztukę. Przygotowane akcje improwizacyjne mają również zaktywizować przechodniów do włączenia się w trwające około godziny happe- ningi (m.in. współtworzenie wieloosobo-wego, prostego układu tanecznego, utworu muzycznego na instrumenty najprostsze czy tworzenie masek przyszłości z pomocą plastyków).

Rezultatem spotkania jest również wyodręb-nienie pięciu grup tematycznych: grupy performatywnej ruchowo (tancerze, akto-rzy, kabareciarze, kuglarze, itp.), grupy muzycznej (wokaliści, instrumentaliści, kom- pozytorzy), grupy plastycznej (malarze, rysownicy, grafficiarze, rzeźbiarze, architekci, projektanci), grupy foto-video (fotograficy, operatorzy, filmowcy) oraz grupy między-narodowej złożonej z obcokrajowców stu- diujących na bydgoskich uczelniach (z Ukrainy, Chin, Turcji, Szwecji, Norwegii i innych krajów), dzięki którym Juwenalia staną się spotkaniem wielu kultur.

Wstępnie ustalone zostało, że działania poszczególnych grup miałyby mieć miejsce w następujących przestrzeniach miasta: Stary Rynek, ul. Gdańska, plac przy CH Drukarnia, Plac Wolności, początek ul. Dworcowej.

Zapraszamy wszystkich, mając nadzieję, że I DEBATA TWÓRCZA STUDENTÓW AKTYWNYCH I KREATYWNYCH będzie świetnym zaczątkiem do dalszych rozmów i działań.

Link do otwartej grupy: www.facebook.com/groups/190024031144666/?fref=ts

MARCIN GÓRSKI

Page 6: Atheneum nr 10/2013

MAJ 20136

JUWENALIA / Rozmowa z Pawłem Gwiazdowskim

zmieniamy lokalizację i bawimy się tak jak co roku. Wydaje mi się, że impreza na ul. Łużyckiej bez możliwości wniesienia alkoholu, bez grilla i bez możliwości swobodnego poruszania się byłaby jedynie karykaturą Blokady Łużyka, przez co zupełnie straciłaby sens. Osobiście nie jestem zadowolony z takiego rozwiązania, ale należy zauważyć również plusy tej sytuacji, a mianowicie stajemy przed nowym tworem, który w przyszłości pozwoli na zwiększenie atrakcji, które towarzyszyły tradycyjnemu Łużykowi, choćby ze względu na większy teren. Zmieniamy tylko jedną rzecz, a pomiędzy akade-mikami musielibyśmy zmienić całą masę.

Czy naprawdę nie dało się nic zrobić, by wywalczyć z Urzędem Miasta pozwolenie na tradycyjną Blokadę Łużyka? Urząd Miasta stawia jeden jedyny warunek – wszystko musi się odbyć zgodnie z wymogami wspominanej już ustawy. Blokada Łużyka stanie się wtedy imprezą masową, a tym samym kolej- nym dniem koncertowym w czasie Juwenaliów. Z ustawy nie ma wyłączeń ani możliwości ubrania paragrafów w żaden inny sposób, w tym wypadku nie ma form pośrednich. Prawo narzuca jedną formę i choć spełnienie tych warunków jest możliwe, to są one sprzeczne z wszystkimi zasadami Blokady Łużyka.

Nie boicie się, że studenci zrezygnują z imprezy w tej formie?Podkreślam, że forma pozostała ta sama. Dalej każdy może przyjść ze swoim alkoholem, wejść za darmo, wypić piwko i zjeść kiełbasę.

„najważniejsi są ludzie, którzy tego dnia będą tam razem z nami”

O zmianie lokalizacji Blokady Łużyka, negocjacjach z Urzędem Miasta i dodatkowych atrakcjach w czasie Juwenaliów z Pawłem Gwiazdowskim – przewo-

dniczącym Komisji Samorządu Studenckiego ds. organizacji Juwenaliów rozmawia Żaneta Komoś.

Blokada Łużyka to impreza, która ma dziesięcioletnią tradycję i przychodzi na nią cztery i pół tysiąca osób. Czy bycie organizatorem tego wydarzenia to duża odpowiedzialność?To zależy, co rozumiesz przez słowo „odpowiedzialność”. Jeśli chodzi o to, jakie obowiązki nakłada na nas ustawa o bezpieczeń- stwie imprez masowych, to rzeczywiście jest ona bardziej skodyfikowana, gdyż wszystko zostaje wyznaczone przez poszcze-gólne paragrafy. Jeśli natomiast mówimy o imprezie, którą organizowaliśmy do tej pory, czyli grillowanie na wydzielonym terenie za zgodą Urzędu Miasta, to ta odpowiedzialność wyglądała zupeł- nie inaczej, bo spoczywała na nas, na służbach ochrony, na zabezpieczeniu medycznym i na samych studentach. Wszyscy wie-dzieli, że jest to wspólna impreza uniwersytecka, łącząca całą Uczelnię i myślę, że mimo tego, iż zapewnialiśmy wszelkiego rodzaju służby bezpieczeństwa oraz porządkowe, to każdy zdawał sobie sprawę, że odpowiada za siebie i za znajomych. Impreza była oparta na wyobraźni studentów, którzy przychodzą, piją piwo i jedzą kiełbaski, ale wiedzą, że odpowiadają za siebie. Chciałbym przypomnieć, że na początku Blokada Łużyka nie miała nawet ochrony, to była zwykła „posiadówa” grillowa. Tak naprawdę dopiero z czasem, kiedy ta impreza się rozrastała i potrzebne było zapewnienie bezpieczeństwa, zaczęła pojawiać się służba medyczna, ochrona, gaśnice – całe zabezpieczenie to wynik ewolucji tego wydarzenia.

W tym roku spotkaliśmy się z dość dużym zamieszaniem wokół Blokady. Największą siłą tej imprezy jest tradycja, która równocześnie jest też wadą. Siłą, bo my wiemy, że ludzie przyjdą i będą się dobrze bawić, ale jednocześnie boimy się coś zmieniać, bo musimy zachować jej formułę jak najdłużej. W tym roku mieliśmy bardzo trudną decyzję do pod- jęcia i mimo że nikt z nas nie jest z niej w pełni zadowolony, nie mie-liśmy innego wyjścia. Musieliśmy zmienić lokalizację Blokady Łużyka, wiedząc z jakim wiąże się to ryzykiem. Mam jednak nadzieję, że ludzie zdają sobie sprawę z tego, że zmiana terenu to nie nasz indywidualny kaprys, bo uważamy to rozstrzygnięcie za wybór mniejszego zła. Nikt nie chce zabić ducha Blokady i nikt nie chce jej zmieniać – stąd też przeniesienie. Tak naprawdę ideą zmiany lokalizacji jest chęć zachowania jej charakteru.

Dlaczego więc Blokada będzie wyglądać inaczej, nie tak jak do tej pory?Poza tym co napisaliśmy w oświadczeniu, nie mam za dużo do do- dania. Wybór był prosty, bo albo impreza zostaje w tym samym miejscu z narzuconymi zasadami – przy okazji gorąco zachę- cam do zapoznania się z ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych i sprawdzenie, jak bardzo restrykcyjne jest w tej kwestii prawo – albo

...na początku Blokada Łużyka nie miała nawet ochrony, to była zwykła

„posiadówa” grillowa.

W takim razie czy nie boicie się skutków decyzji odnośnie zmiany lokalizacji?Czy spodziewam się bojkotu ze strony studentów? Powiem szczerze, że liczę na wsparcie studentów. Wiem, że na pewno nikogo ta decyzja nie cieszy i mnie też jako studentowi nie podoba się zmiana miejsca, jednak nie było innego wyboru. Jeśli ktoś chce się dobrze bawić, utrzymując przy tym klimat, który był kreowany przez dziesięć lat, to liczę, że przyjdzie i pomoże nam tę aurę stworzyć. Czy tak naprawdę liczy się miejsce? Moim zdaniem najważniejsi są ludzie, którzy tego dnia będą tam razem z nami.

10 lat tradycji i nie ma żalu?Wiadomo, żal jest. Oczekujemy również reakcji studentów, ale myś-limy pozytywnie. Istnieje jeden niezaprzeczalny plus tej lokalizacji, który mam nadzieję jakoś do Was przemówi, a mianowicie, od dwóch/trzech lat mierzymy się z jedną kwestią – ludzie na Blokadzie się nie mieszczą. Teren imprezy jest ograniczony, przez co uczestnicy zwyczajnie po sobie depczą i myślę, że nie spotkam osoby, której do jakiegoś stopnia to nie irytuje. Problem ten często rodził jakieś

Page 7: Atheneum nr 10/2013

7

zwycięzcą. Druga konkurencja to turniej unimopów, w której każdy z akademików wystawi swoją drużynę oraz, tak jak w latach ubiegłych, tradycyjna bitwa wodna.

Wiele atrakcji – dużo pracy. Kiedy zaczęła się organizacja uczelnianych Juwenaliów?Tak naprawdę początek zaczął się ze startem Komisji Samorządu Studenckiego ds. organizacji Juwenaliów, czyli w styczniu tego roku.

Jak wygląda praca tej Komisji?Komisja spotyka się kilka razy w miesiącu, analizuje projekty, zbiera informacje od partnerów i innych instytucji, opracowuje pomysły. Spotkania zazwyczaj są kilkugodzinne, bo wszystko skrupulatnie trzeba omówić: od zabezpieczenia imprezy, kwestii technicznych, przez nowe idee, po ciężkie zmiany w tym roku związane z Blokadą Łużyka. Przygotowujemy dokumenty, pisma, wioski, oferty dla sponsorów. To bardzo dużo pracy, a często niektóre rzeczy są robione na ostatnią chwilę, bo zajmują sporo czasu. Jest to pierwszy rok, kiedy zajmuje się tym Komisja i w pewien sposób odciąża funkcję przewodniczącego, bo ciężar odpowiedzialności częściowo spływa na członków. To, czy takie rozwiązanie się sprawdziło, okaże się po Juwenaliach.

Czyli zadania Komisji wiążą się jedynie z pracą umysłową.Takie prace typowo fizyczne zostają nam na sam koniec, ponieważ większość z nich wykonujemy zgodnie z dostępnością terenu. W momencie, gdy dostajemy go we władanie, czyli rano w dzień przewidzianej imprezy, możemy zabrać się za przygotowanie zaplecza. Rozstawiamy scenę i płotki – tego nie możemy przygotować wcześniej i są to rzeczy, które tak naprawdę muszą być robione w dzień wydarzenia. Wykonujemy je praktyczne tylko siłami Samorządu.

Do tej pory na Blokadzie Łużyka grali mniej znani wykonawcy lub zespoły studenckie, jak to będzie wyglądać w tym roku? Są to tylko zespoły studenckie, gdyż naszym celem jest promowanie kultury akademickiej. Chcemy dać studentom szansę występu na scenie, zaprezentowania swoich umiejętności, zobaczenia, jak to jest pokazać się przed kilkutysięczną publicznością, przetestować swoje możliwości. Dzięki temu ludzie mogą poznać ich twórczość. To jest taki nasz wkład w kulturę studencką.

Na jakiej zasadzie wybieracie zespoły? Ktoś się zgłosi i już może grać?Zorganizowaliśmy bitwę kapel i to ona wyłoniła nam większość artystów. Kilka z nich to zespoły, które same się zgłaszały. Głównym kryterium jest możliwość występu przez 90 minut, bo jeśli zespół jest w stanie zagrać tylko jedną czy dwie piosenki, to nie ma to większego sensu.

stresogenne sytuacje, które trzeba było łagodzić. Czasami wśród studentów występowały siłowe rozwiązania. Lokalizacja przy ul. Chodkiewicza na pewno eliminuje ten problem. Tam każdy będzie mógł poruszać się swobodnie i usiąść w swoim gronie, nie wadząc nikomu. Zmniejszymy prawdopodobieństwo zaczepek i irytacji. Mam nadzieję, że ten jeden plus pomoże chociaż trochę złagodzić ostre stanowisko Urzędu Miasta w tym roku.

Jakie inne atrakcje czekają na studentów, jeśli chodzi o nasze uczelniane Juwenalia?W tym roku Blokada będzie połączona z konkursem pt. „Reelekcja Króla UKW 2013”, którego finał odbędzie się w czasie grillowania. Atrakcyjna nagroda powinna zachęcić wszystkich studentów do udziału, a wystarczy tylko wysłać na podany w regulaminie adres odpowiedź na pytanie, dlaczego powinno się zostać wspomnianym królem. Pięć najlepszych propozycji przejdzie do następnego etapu.

Czego mogą spodziewać się finaliści?Ostatni etap będzie składał się z trzech części i wszystkie są tajemnicą, więc nie będzie możliwości przygotowania się. Mogę jedynie zdradzić, że będziemy sprawdzać Wasze umiejętności, wiedzę i kreatywność.

Na co jeszcze mogą liczyć studenci?Odbędzie się również już II edycja Uniwersyteckiego Raj(du) Rowerowego, który przebiega na zasadach alleycat. W tym roku wydarzenie to będzie objęte patronem przez OLIMPIA Sklep Sportowy. Dodatkowo będzie miał miejsce turniej futsalu, siatkówki, a także Mistrzostwa Uczelni Wyższych w Wyścigach Gokartowych oraz II edycja Balu Kazimierza na ul. Sportowej z tą różnicą, że w tym roku wstęp jest darmowy.

Blokada Łużyka została przeniesiona na teren UKW, co w takim razie z bitwą między akademikami?Pozostaną na ul. Łużyckiej. W tym roku będą to trzy konkurencje. Bieg śmierci, czyli bieg dookoła akademika z koniecznością spożycia płynnego napoju piankowego po każdym okrążeniu. Będzie to bieg wytrzymałościowy na 10 okrążeń, ten kto pierwszy zamelduje się na mecie i nie spotka się z żadną reakcją zwrotną, zostanie

Jeśli ktoś chce się dobrze bawić, utrzymując przy tym klimat, który był kreowany przez dziesięć lat, to liczę, że przyjdzie i pomoże nam tę aurę

stworzyć.

Rozmowa z Pawłem Gwiazdowskim / JUWENALIA

Paweł Gwiazdowski - Przewodniczący Komisji Samorządu Studenckiego ds. organizacji Juwenaliów

Page 8: Atheneum nr 10/2013

MAJ 20138

INFO Z WIELKIEJ BUKWY / Kongres Kół Naukowych

młodzi z pasjąJuż po raz piąty studenci z całej

Bydgoszczy spotkali się, aby podzie- lić się ze społecznością akademicką

swoimi spostrzeżeniami, odkryciami i wynikami badań z rozmaitych dziedzin. W czasie, gdy przeciętny żak myśli już o Juwenaliach, oni postawili na wiedzę i nie bali się mówić głośno o wielu pro-blematycznych kwestiach. A wszystko to na Bydgoskim Kongresie Studenckich Kół Naukowych, który z roku na rok cieszy się coraz większym zainteresowaniem.

Na czym polega ten projekt? Otóż corocznie przedstawiciele bydgoskich szkół wyższych, w tym przede wszystkim studenci naszego Uniwersytetu, którzy działają w ramach kół naukowych, mają możliwość upublicznienia swoich dokonań w dziedzinie nauki. W ra-mach wybranej sekcji (nauki przyrodnicze, nauki inżynieryjne i techniczne, nauki me-dyczne i nauki o zdrowiu, nauki rolnicze, nauki humanistyczne i społeczne oraz sztuka) każdy z nich może wygłosić przygotowany przez siebie referat i poddać go pod ocenę specjalnego jury. Oprócz tego, każda osoba z publiczności ma możliwość udziału w dys-kusji na wybrany temat, co często kończy się niezwykle owocną polemiką. Taka wymiana zdań nierzadko prowadzi do ciekawych refleksji i motywuje do dalszych badań.

Wydarzenie to jest owocem działań wielu osób – warto w tym miejscu podkreślić, że organizują je wspólnie zarówno pracownicy Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego, jak i studenci. Poza tym wielki wkład w przed-sięwzięcie mają także nauczyciele akademic-

cy innych uczelni. W tym roku koordynato-rami Kongresu byli dr Maria Dombrowicz i dr inż. Marek Macko, a w organizację włą-czyło się również wielu innych wykładow- ców. Konferencja okazała się wielkim sukcesem. Kongres tworzą jednak przede wszystkim sami prelegenci, którzy często mie- siącami pracowali nad rozmaitymi zagad- nieniami badawczymi, aby móc się nimi w końcu podzielić. Warto zauważyć, że pre- zentacje kongresowe są tak rozbieżne tema-tycznie, że nie można się przy nich nudzić. Każdy znajdzie coś dla siebie. – Wystąpienia na Kongresie z roku na rok są coraz lepsze. Biorę w nim czynny udział już od trzech lat i ten jest zdecydowanie najciekawszy. Sam jestem humanistą, jednak bardzo zainte- resowały mnie kwestie kompletnie nie- związane z tym, co studiuję. Szczególnie podobał mi się referat na temat projek- towania robotów, czy ten o umowach śmieciowych. Myślę, że właśnie w tym tkwi siła Kongresu – spotykają się tu ludzie, którzy pozornie interesują się zupełnie różnymi kwestiami. Mimo to taka wymiana doświadczeń prowadzi do wielu fajnych dyskusji i naprawdę dużo można się tu dowiedzieć. Polecam to każdemu – mówi Łukasz, uczestnik Kongresu. – Z roku na rok jest coraz lepiej. Zawsze wynoszę stąd mnóstwo rzeczy, o których nie miałam wcześniej pojęcia. Poza tym poznałam tu wiele osób z innych uczelni. Rozwój naukowy to jedno, ale integracja też ma tutaj duże znaczenie. Powinno być zdecydowanie więcej takich konferencji – śmieje się Magda z UTP.

Oprócz wymiany doświadczeń, celem spotkań jest także zacieśnienie więzi między uczestnikami. Właśnie dlatego młodzi badacze mieli możliwość dyskusji podczas specjalnych przerw kawowych, gdzie na wszystkich czekały liczne smakołyki. Można więc mówić o przyjemnościach dla ciała i dla ducha. Poza tym odbyła się specjalna impreza integracyjna dla wszystkich prele-gentów, gdzie można było chwilowo zapomnieć o trudzie dociekań naukowych i zwyczajnie rozerwać się w gronie nowych znajomych. – Fajnie, że Kongres to nie tylko nauka – mówi Agnieszka. – Integracja jest bardzo ważna, dlatego jestem za takimi spotkaniami. Było bardzo miło. To świetny pomysł, który powinien być kontynuowany.

Co sprawia, że z roku na rok jest coraz więcej chętnych do wygłaszania referatów? Jakie są z tego korzyści? Niewątpliwie wielki wpływ ma na to publikacja, w skład której wchodzą artykuły wszystkich prelegentów – to w końcu wielki prestiż mieć własny tekst wydany w wersji książkowej. Przyciągają także liczne nagrody, tym bardziej, że w tym roku pojawił się nowy sponsor – Wydawnictwo Naukowe PWN. Można więc było liczyć na naprawdę interesujące gadżety. Nie zapominajmy jed- nak, że Kongres Studenckich Kół Nauko-wych to przede wszystkim konkurs, w któ-rym jury wybiera najlepsze wystąpienia. Rywalizacja i możliwość wygranej motywują wielu młodych ludzi do udziału w tym przedsięwzięciu. – Udział w Kongresie jest dla mnie bardzo korzystny. Wygłoszenie referatu i jego publikacja to przecież spore osiągnięcie naukowe. Dzięki temu będę mogła starać się o stypendium rektora. Na pewno takie zaświadczenie sporo mi pomoże – wyznaje Marta, studentka UKW.

Jak widać, istnieje więc zapotrzebowanie na tego typu konferencje. My, studenci, potrzebujemy miejsca, gdzie moglibyśmy mówić o swoich pasjach, dociekaniach badawczych i pomysłach. Miejsca, gdzie nie liczy się, jaki kierunek studiujesz, czym się interesujesz, gdzie nie ma ograniczeń tematycznych. To właśnie takie spotkania prowadzą do rozwoju intelektualnego mło-dych badaczy, stanowią więc niezbędny komponent akademickiego życia. Z tego powodu należy przyklasnąć organizatorom Bydgoskiego Kongresu Studenckich Kół Naukowych. Oby takich przedsięwzięć było jak najwięcej.

JOANNA WIECZOREK

fot.

Sylw

este

r Net

kows

ki

Uczestnicy Kongresu Kół Naukowych podczas prezentacji

Page 9: Atheneum nr 10/2013

9

Miała wtedy 18 lat. Uczęszczała do wieczorowego liceum ogólno- kształcącego. Niczym nie różniła

się od swoich rówieśników. Tak jak oni, chętnie wychodziła do klubów, spędzała czas ze znajomymi, uprawiała sporty. Od kilku lat była też szczęśliwie zakochana, lecz czy pierwsza, młodzieńcza miłość przetrwa próbę czasu? Czy nie okaże się efemeryczna i krótkotrwała?

Ciocia Stenia

Koniec marca poza przebiśniegami, zwiastu-jącymi wiosnę i pierwszymi promieniami słońca, przyniósł młodej Adriannie powody do zmartwień. Siostra babci, starsza pani o wielkim sercu, cierpiała na raka piersi. Adusia często ją odwiedzała i wspierała, choć nadal była za młoda i zbyt mało doświad-czona, by zrozumieć cierpienie Stefanii.W tym samym czasie, gdy kwitły już pierwsze krokusy i ranniki, a bociany wracały do kraju, w okolicach lewego ucha wyrósł Adzie mały „guziołek”. Lekarze zapewniali, że to chrząstka lub narośl, nic poważnego. Zabiegu usunięcia podjęto się w toruńskim szpitalu. Ada musiała podpisać zgodę na leczenie operacyjne, które niosło ze sobą prawdopodobieństwo uszkodzenia nerwu twarzowego. Pierwszą rzeczą, o której pomyślała po przebudzeniu było sprawdzenie, czy nerw nie został naruszony i czy nie ma żadnych tików. Zabieg przebiegł pomyślnie, bez komplikacji.

Obolała i wyczerpana po operacji wróciła do domu, gdzie zastała ciotkę w jeszcze gorszym stanie. Mimo że jej okres rekonwalescencji nadal trwał i ostatkiem sił dawała sobie radę z własną dolegliwością, starała się pomagać starszej pani. Tak mijały kolejne minuty, godziny i dni. Kiedyś pełna wigoru i energii ciotka Stenia, dzisiaj – niedomagająca sta-ruszka z trudem radząca sobie z bólem i ciężką chorobą. Młoda dziewczyna nie do końca mogła pojąć, dlaczego w tak szybkim czasie odchodzi tak silna – jeszcze do niedawna – kobieta. Nieodwołalnie przyszedł i „ten” dzień. Pogrzeb ciotki był dla niej trudnym doświadczeniem.

Damy radę

Nadszedł dzień, w którym Adrianna miała odebrać wyniki. A że planowana była jedynie wizyta kontrolna, dziewczyna odmówiła mamie proponującej wspólny wyjazd. Po wejściu do szpitala na rozmowę do swojego gabinetu zaprosił Adriannę sam ordynator. W okamgnieniu włosy stanęły jej dęba. Po-bladła. Na całym ciele czuła już gęsią skórkę: – Jak to, sam ordynator? Mnie? Na rozmowę?Do gabinetu pierwsza weszła pani doktor, która prowadziła zabieg, a po chwili w po-mieszczeniu pojawił się także sam ordynator. Ada czuła, że nogi się pod nią uginają. Miała złe przeczucia. Zaczęto jej tłumaczyć, że mimo braku obecności komórek nowotworowych w samym guzie, przyczyną jego powsta-wania były komórki złośliwe znajdujące się w śliniance i powodujące powiększanie narośli.

Nie pamięta dokładnie słów lekarzy, ponie-waż dostała dodatkową dawkę hydroksyzyny na uspokojenie. W oczach momentalnie jej pociemniało, a serce zaczęło walić jak młotem. Siedziała nieruchomo na krześle w poma-lowanym na biało, sterylnym pomieszczeniu. Jasne świetlówkowe promienie raziły jej oczy, z których wypływały mimowolnie cieknące po policzkach łzy. Z trudem podała numer telefonu do mamy, o który poproszono.Zaczęło do niej wszystko docierać. – Wyrok, to wyrok… – zdawały się mówić jej oczy. Tak samo jak oczy lekarza.Po jakimś czasie do gabinetu weszła Hanna, matka Adrianny. Po usłyszeniu diagnozy w okamgnieniu pobladła. Ledwo trzymała się na nogach i przez zdławione gardło z trudem wyszeptała: – Damy radę.

Zmiany, zmiany, zmiany…Od tego dnia życie Ady zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Co noc przed snem myślała o cioci, której cierpienia teraz dzieliła.

Atheneum prezentuje na swoich łamach artykuł Olivii Drost, laureatki głównej nagrody w konkursie na najlepszy reportaż zorganizowany

w ramach Konferencji Młodzież i Media 2013.

„WIKToRIa”

– Wyrok, to wyrok... – zdawały się mówić jej

oczy. Tak samo jak oczy lekarza.

Czy z nią będzie podobnie?Skierowano ją do Bydgoszczy. Trafiła tam na doktor Basię, która po kolejnej biopsji stwierdziła, że w bliznach są jeszcze komórki nowotworowe. Wykonano tomografię i inne potrzebne do zabiegu badania, podczas któ-rych okazało się jeszcze, że Ada cierpi na niedoczynność tarczycy. Zaczęto podawać jej hormony. Czas mijał nieubłaganie. Wielkimi krokami zbliżał się kwiecień i dzień drugiej operacji. Był to zabieg dosyć złożony. Ada spędziła w szpitalu dziesięć dni. Codziennie czuwała przy niej mama, która poświęciła swoje obo-wiązki i pracę, by móc spędzać z córką jak najwięcej czasu. Tata czasem odwiedzał chorą Adriannę w szpitalu. Przeżywał chorobę ra-zem z nią. Wieczorami płakał. Ciężko płakał.Ada nie wiedziała, jak zareaguje i jak zachowa się w obliczu tak poważnej choroby Robert, z którym związana była od czterech lat. Ukochany codziennie ją odwiedzał, wspierał i powtarzał: „Damy radę”. To właśnie bliskość drugiego człowieka i pomoc ze strony rodziny były najważniejszymi czynnikami, które dodawały jej otuchy i wiary w lepsze jutro. Długo zastanawiano się nad datą operacji, ponieważ pacjentka kilka dni wcześniej miała silne skurcze i bóle brzucha, a w dodatku wystą- piły komplikacje z miesiączką, podczas której nie można poddać się zabiegowi narkozy. Zabieg wykonano jednak zgodnie z zaplano-wanym terminem. Tym razem Adrianna bez wahania podpisała zgodę na operację i zdawała sobie sprawę z ryzyka uszkodzenia nerwu, ponieważ zabiegu dokonywano na jeszcze większej powierzchni twarzy niż poprzednio.Po przebudzeniu była przekonana, że tym razem doszło do uszkodzenia twarzy i gdy dowiedziała się, że zabieg przebiegł bez komplikacji, łzy zaczęły spływać jej po policzkach.

REPORTAŻ

Córka Adrianny – Wiktoria

Page 10: Atheneum nr 10/2013

MAJ 201310

REPORTAŻ

Pobyt w szpitalu i stres z tym związany pozbawił ją kilku kilogramów. Zmizerniała, nie miała apetytu. Po narkozie znowu spóź- niała jej się miesiączka. Do tego jej organizm zaczął oczyszczać się po zabiegu – wymiotowała kilka razy dziennie. Stroniła od pikantnego i słonego jedzenia, ponieważ nadmiernie pobudzało jej kubeczki smakowe. Herbata i kurczak także straciły dla niej smak. Czuła się jak w nieswoim ciele, ale była pewna, że są to skutki kolejnej poważnej operacji. Robert pewnego popołudnia przyniósł Adzie test ciążowy. Po odczytaniu rezultatów jedynymi słowami, jakie mogły przejść parze przez gardło, były: – O mój Boże!

Pytania bez odpowiedziAdrianna i Robert odbyli skomplikowaną rozmowę. Korzystali ze środków antykon-cepcyjnych, ale jak się później okazało, hor-mony podawane Adzie podczas leczenia niedoczynności tarczycy wiązały się z więk-szym ryzykiem zajścia w ciążę. Skrajne myśli kłębiły się w głowach przyszłych rodziców. Z jednej strony ogromna radość, ponieważ mieli prawie dwadzieścia lat, a za sobą już pięcioletni związek, planowali wspólną przy-

szłość. Z drugiej strony – TERAZ? Podczas samego zabiegu Ada była już w ciąży, więc czy dziecko urodzi się zdrowe? Czy tomografia, której nie można wykonywać brzemiennym kobietom, nie wpłynie w żaden sposób na jego rozwój? Czy będzie miało wszystkie kończyny i palce? Czy nie urodzi się z wadą genetyczną?

Ada nie od razu przyznała się mamie do zajścia w ciążę. Z tą informacją zwlekała do ostatniej chwili. Nie bała się samej reakcji

ponieważ – jak to powiedziała pani doktor – po tych naszych naświetlaniach to tylko dziewczynki mamy. Na białej jak ściana twarzy mamy pojawił się uśmiech i iskra nadziei.Adriannę wraz z mamą wysłano do gine-kologa, by potwierdzić, czy dziewczyna rzeczywiście jest w ciąży.– Jest jeden zarodek, sześć tygodni – usłyszała przyszła matka i pamięta te słowa do dziś.Lekarz na początku nie dopuszczał do siebie myśli, by młoda dziewczyna przyjmująca radioterapię mogła urodzić dziecko. Ada wyszła z gabinetu, do którego po chwili wdarła się opiekująca się nią onkolog. Przez drzwi było słychać dobiegające krzyki i niezbyt sympatyczną wymianę poglądów. Ginekolog uważał, że podtrzymanie ciąży z równoczesną radioterapią Adrianny jest niemożliwe, a dziecko prawdopodobnie urodzi się chore bądź z wieloma wrodzonymi wadami. Scep-tycznie przyjmował argumentację pani doktor, która twierdziła, że młoda i silna kobieta podoła temu wyzwaniu.Po chwili oboje wyszli z gabinetu, oznajmiając, że nie mogą dojść do konsensusu i planują zwołać konsylium lekarskie.

PoczekalniaW specjalnie przygotowanym do tego pomie-szczeniu zebrało się kilkunastu lekarzy. Za grubymi białymi drzwiami mieli podjąć decyzję: pozwolić Adzie urodzić dziecko lub kazać usunąć ciążę.Dziewczyna czekała na korytarzu. Czas stanął w miejscu. Kiedy spoglądała na zegar, miała wrażenie, że wskazówki wcale się nie poruszały. Za tymi sinozielonymi, grubymi ścianami kilkanaście osób podejmowało decyzję rozstrzygającą o jej życiu. Czekała na wyrok. Kolejny w ciągu ostatnich kilku miesięcy.Po jakimś czasie zaproszono młodą kobietę do środka. W jasnym pomieszczeniu, do któ- rego przez wielkie okno przebijały się pro-mienie słońca, przy owalnym stole zasiadali ludzie decydujący o jej życiu. „Dwunastu sprawiedliwych”, chciałoby się powiedzieć,

–To niech się pani cieszy! Będzie pani babcią!

na wiadomość, że jej matka zostanie babcią, bo Hanna wiedziała, że córka od kilku lat była związana z Robertem, który wspierał ją przez ostatnie miesiące. Obawiała się reakcji mamy na to, że razem z dzieckiem przeszła tak poważną operację. Przez wiele tygodni zjadała wszystko, co gotowała jej mama, a chwilę później zwracała posiłki do toalety lub, wybiegając z domu, w bramie na podwórzu. Nadszedł czas kolejnej wizyty kontrolnej i zarazem kres milczenia. Trzeba było powie-dzieć mamie.

Szpitalna łazienka…niezbyt przyjazna, wysadzana zielonymi kafelkami. Na korytarzu tłumy pacjentów. W środku co jakiś czas też ktoś się kręcił.– Mamo, muszę Ci coś powiedzieć – wyszeptała – jestem w ciąży.Na twarzy mamy wymalował się strach przeplatany z niedowierzaniem. Odczekała kilkanaście minut, przyswajając usłyszane wyznanie córki, po czym razem z Adrianną pośpieszyła do gabinetu lekarskiego i powiedziała:– Pani doktor, komplikacje! Córka jest

w ciąży. Ja nie wiem, co to będzie…Pani doktor popatrzyła to na Adę, to na mamę. Jeszcze raz na Adę i jeszcze raz na mamę.– To niech się pani cieszy! Będzie pani babcią! – odparła pani onkolog opancerzona osobliwym poczuciem humoru. Po chwili zaczęła opowiadać o pacjentce, która walczyła z rakiem, miała usuniętą pierś i naświetlania podczas czwartego miesiąca ciąży. W efekcie urodziła się zupełnie zdrowa dziewczynka,

gdyby te słowa nie zabrzmiały jak szyderstwo.Adrianna wsłuchiwała się w przemówienie pani onkolog ze wzrokiem nieobecnym, jakby wędrującym po gabinecie. Podjęto decyzję o podtrzymaniu ciąży, w trakcie której Ada będzie przechodziła radioterapię.Na oddziale, na którym leczono raka, przeby- wało wiele osób. Starsi, przepełnieni cier-pieniem i umierający już ludzie, małe dzieci, jeszcze tak niewinne, a już dźwigające na swych niewielkich barkach życiowy ciężar.

Zwycięzcy w walce z rakiem

Page 11: Atheneum nr 10/2013

11

REPORTAŻSama nie wiedziała, która grupa ludzi poruszała ją bardziej. Do dziś w pamięci pozostają nieposkładane obrazy.Pięcioletni chłopiec idący korytarzem. Bez włosów, z ogromną blizną na głowie i oczami przepełnionymi smutkiem. Starsza pani chwy- tająca młodszego mężczyznę za rękę i umie-rająca w cierpieniu.Ze względu na stan emocjonalny Ady, zalecono, by nie zostawała w szpitalu na czas radioterapii.

Niecodzienna codzienność

Córka Hanny przez dwa miesiące, pięć razy w tygodniu, pokonywała odległość ponad pięćdziesięciu kilometrów z jej rodzinnego miasteczka do Centrum Onkologii w Bydgoszczy. O godzinie dziewiątej rano stawiała się na oddziale i czekała na swoją kolej. Po wezwaniu następowały przymiarki do maski, które były ogromną męczarnią, ponieważ naświetlania obejmowały głównie obszar okolic ucha. Odrysowywano kontur twarzy, który miał zostać poddany radiote-rapii, ustalano pole, ilość promieni, do którego momentu ma palić. Głowę podtrzymywano jej śrubami przyczepionymi do stołu w bar-dzo niekomfortowej pozycji, przez co kobieta dorobiła się dyskopatii szyjnej. Ubierano ją w cztery ołowiane fartuchy, szczególnie ochraniano brzuch. Sama radioterapia trwała około dwóch, trzech minut. Adzie przy-dzielono największą dawkę, jaką można dostać podczas tego typu zabiegu.Radioterapia spaliła jej całe gardło i kubki smakowe. Miała nudności, wymiotowała prawie każdego dnia, a w dodatku nie czuła smaków. Najczęściej piła siemię lniane i spożywała buraczki, chociaż właściwie i tak nie była w stanie rozpoznać co je. Słodycze były gorzkie jak ziarna gorczycy, a jedzenie

sprawiało taki ból, jakby ranę posypywano solą. Dziewczyna cierpiała także na anemię, ponieważ organizm nie otrzymywał zbyt wielu składników. W miejscach, które naświet-lano, wyszły jej włosy, a skóra na policzku, gardle i szyi zmieniła się w bordową bliznę.

„oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci”Po wakacjach spędzonych na oddziale onko-logii przyszedł wrzesień. Wraz z wrześniem przygotowania do matury i… do ślubu.Ślubu z miłości, przywiązania, wytrwałości, ale trochę też ze strachu przed tym, co będzie dalej i z tradycji, „bo tak kiedyś trzeba było, zanim urodziło się dziecko”.

W dzisiejszych czasach ciężko sobie wyo-brazić przyszłą pannę młodą, która nie zamawia białej sukni i welonu z półrocznym wyprzedzeniem, która nie planuje od roku menu i nie wybiera najbardziej kosztownych restauracji. Która z cierpieniem znosi każdy połykany kęs i wymiotuje kilka razy dzien-nie. Która w wyniku radioterapii straciła włosy. Której połowę twarzy zajmuje ciemno-bordowa blizna. Jak czuje się taka kobieta? Paradoksalnie – jak najszczęśliwsza kobieta na świecie. Uśmiechnięta, wyondulowana, dzięki Gosi – znajomej fryzjerce, która zajęła się upięciem fryzury zasłaniającej częściowy brak włosów, w śnieżnobiałej sukni podkreślającej pięcio-miesięczną ciążę, poszła do ołtarza.Najważniejsze wydarzenie, jakie miało miejsce

Głowę podtrzymywano jej śrubami przyczepionymi do stołu w bardzo niekomfortowej pozycji, przez co kobieta

dorobiła się dyskopatii szyjnej. Ubierano ją w cztery ołowiane fartuchy, szczególnie ochraniano brzuch.

w jej życiu, było odskocznią od szpitalnych korytarzy, widoku cierpiących ludzi i psy-chicznej męki z powodu ciężkiej choroby. Czuła się kochaną kobietą, a mężczyzna, który założył jej obrączkę na palec, razem z nią przysiągł walczyć z rakiem „oraz że jej nie opuści aż do śmierci”.

Przyśpieszone dojrzewanieZwiązek małżeński i rozwijająca się ciąża wprowadziły w jej życie wiele zmian. Jeszcze niedawno – zwariowana licealistka, lubiąca zabawy i spędzanie czasu ze znajomymi. Teraz – dorosła kobieta, prowadząca bój o życie, a właściwie – o dwa życia.

Dojrzała w błyskawicznym tempie. Ciąża pomogła jej psychicznie. Nie myślała już o sobie. Wiedziała, że nie może być już chora, że za chwilę ktoś ważny przyjdzie na świat i to ona musi się nim zająć. Wiedziała, że nie może tego kogoś zostawić. Musi dla niego żyć.USG wykonywano jej częściej niż przeciętnej kobiecie w ciąży. Za każdym razem pełna nadziei, błagalnym głosem prosiła lekarza, by sprawdził, czy dziecko ma wszystkie paluszki, kończyny, czy rozwija się prawidłowo.Poród trwał zaledwie dwie godziny, a Ada, gdy usłyszała pierwszy krzyk swojego dziecka, była tak wzruszona, że nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa.***Dzisiaj spotykam piękną, korzystającą z życia Adriannę, która pracuje jako pedagog. Jest także asystentem rodzinnym i pomaga ubogim. Spędza wiele czasu na rozmowach z dziećmi, a historia życia, jaką im opowiada, sprawia, że młodzi ludzie otwierają się przed nią i dzielą swoimi problemami.Otrzymała drugie życie, a właściwie dwa nowe życia. To nieprawdopodobne, jak wiele zmieniło się w ciągu tamtych kilku miesięcy. Obok Adrianny stoi piękna, zdrowa i uśmiech-nięta dziewczynka.– Mam na imię Wiktoria. Wiktoria, bo moja mama jedenaście lat temu zwyciężyła z rakiem.

FOT. ARCHIWUM PRYWATNE ADRIANNY

Rodzina w komplecie

Page 12: Atheneum nr 10/2013

MAJ 201312

STUDENT Z PASJĄ / Karolina Pancek

Magdalena Kucharska jako dziewięciolatka podjęła decyzję o wystąpieniu przed publicznością. Dziś ma 21 lat, a za sobą występy na jednej scenie z takimi

artystami, jak: Maryla Rodowicz czy Mieczysław Szcześniak.

Mała Mi, bo tak nazywają Magdę przyjaciele, pochodzi ze Złocieńca, miejscowości w województwie zachodniopomorskim. Obecnie mieszka w Bydgoszczy i studiuje na drugim roku dziennikarstwa i komunikacji społecznej. Jej muzyczną inspiracją jest Stevie Wonder, hobby – gotowanie i jazda na rolkach, atrybutem – kalendarz wypełniony po brzegi. Dobra książka, film, lekcje śpiewu, dyskusje ze znajomymi, wyjście na herbatę – Magda nie marnuje ani chwili. Jej przygoda ze śpiewaniem zaczęła się niewinną zabawą. Po latach ma na swoim koncie nagrody na festiwalach krajowych i międzynarodowych, telewizyjny dżingiel, występy w programach Szansa na sukces i X Factor.

Z rodziny twórczaTata Magdy grał na gitarze i perkusji, wujek – na pianinie, mama – na akordeonie, dziadek był trębaczem. Jednak nie od początku było jasne, że dziewczyna będzie śpiewać. Oprócz muzyki interesował ją taniec i lepienie z gliny, a śpiew był dla niej frajdą. – Lubiłam bawić się w Mini Playback Show, czy w jakieś inne formy karaoke – wspomina Magda. Pewnego dnia Mała Mi powiedziała mamie, że tak jak inne dziewczynki, chciałaby wystąpić na prawdziwej scenie. I stało się. Pierwszy aranż przygotował dla Magdy jej wujek. Jako dziewięciolatka wystąpiła na festiwalu kolęd i pastorałek. Kolejny występ miał miejsce kilka miesięcy później podczas festiwalu „Piosenka na deszcz i niepogodę”. – Pamiętam, że pojechałam tam chora. Bardzo chciałam zaśpiewać i mimo wszystko stanęłam na scenie – komentuje wokalistka. Upór się opłacił. Magda otrzymała wyróżnienie.

Maryla i ja– Pojechałam do Szczecina na casting do Szansy na sukces i napisałam w formularzu, że jeśliby mnie przyjęli do programu, to chciałabym wystąpić z Marylą Rodowicz – mówi Mała Mi. – Maryla Rodowicz jest artystką kompletną! – uzasadnia mi swój wybór rozmówczyni. Stało się! Niecały miesiąc później okazało się, że spośród 600 osób z castingu do programu wybrano właśnie Magdę. Piętnastolatka wystąpiła w odcinku Szansy ze swoją idolką. Dziewczyna wykonała utwór Łatwopalni. Dojrzałość w jej głosie doceniła sama Rodowicz. – Podczas obrad jurorskich pani Maryla powiedziała mi, że mam piękny głos i że trafnie zinterpretowałam tę piosenkę. Dostałam od niej słowne wyróżnienie – opowiada. Jednak to nie było ostatnie spotkanie Magdy z legendą polskiej sceny. – Kilka miesięcy później, latem w Szczecinku, zorganizowano dni miasta, na które przyjechała Maryla Rodowicz. Jako reprezentantka Samorządowej Agencji Promocji i Kultury również brałam czynny udział w tym wydarzeniu. Uruchomiłam swoje kontakty, by móc z panią Marylą wystąpić na jednej scenie – wspomina. – Okazało się, że pani Maryla się zgodziła.

Zgodził się także jej menadżer, który pamiętał mnie z programu – tłumaczy. – Dostałam możliwość wejścia na scenę i zaśpiewania razem z nią na żywo, z zespołem, przed tysiącem ludzi, piosenki Łatwopalni. To było dla mnie duże przeżycie – wspomina wokalistka.

Dozwolone od lat osiemnastu – To była przygoda mojego życia! – Magda entuzjastycznie rozpoczyna opowieść o Festiwalu Piosenki Rosyjskiej. – Pojechałam na Festiwal Piosenki Polskiej „Debiuty”. Tam zasiadała w jury Grażyna Łobaszewska, która przed festiwalem zorganizowała krótkie warsztaty, na których mieliśmy zaśpiewać nasze utwory – tłumaczy Mała Mi. – Pani Grażyna zrobiła ogromne rewolucje w repertuarach. Kilku osobom kazała zmienić piosenki, czepiała się ich interpretacji. Moje utwory nie do końca jej się podobały. Jednak uparłam się, chciałam je zaśpiewać. Jako jedna z nielicznych pozostałam przy swoim repertuarze – mówi. Magda po raz kolejny postawiła na swoim, a samoświadomość znów poprowadziła ją w dobrym kierunku. – Wygrałam ten festiwal! Dostałam Grand Prix! – wspomina z radością.– Po wszystkim podeszłam do Grażyny Łobaszewskiej podziękować i poprosić o uwagi na przyszłość. Powiedziała, że w tym roku odbywa się reaktywacja Festiwalu Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze i ona będzie w jury. Ma możliwość przyznania dwóch nominacji osobom, które uważa, że powinny na ten festiwal pojechać – mówi wokalistka. Wybór Grażyny Łobaszewskiej padł na Magdę. Mimo iż Mała Mi miała zaledwie szesnaście lat, a uczestnicy festiwalu od osiemnastu wzwyż, nie stanowiło to dla niej przeszkody. Utrudnieniem okazał się być język. – Nie znałam w ogóle języka rosyjskiego, to była dla mnie nowość, czarna magia. Rozczytać litery, całą cyrylicę i jeszcze nauczyć się tego na pamięć – wspomina. – Mama pomogła mi znaleźć utwór – mówi dwudziestojednolatka. Wybór padł na piosenkę Stasia Piechy, Rosjanina o polskich korzeniach.

Słowa uskrzydliły – Festiwal Piosenki Rosyjskiej był dla mnie pierwszym zetknięciem z ogromną sceną, wielką orkiestrą, ludźmi. Całe zamieszanie wokół nas, makijażystki, wizażystki, telewizja rosyjska, telewizja polska, radio, prasa, fotografowie… Wśród zaproszonych byli Edyta Górniak, Michał Bajor... – wylicza. – Czułam się przy nich taka malutka. Ktoś dał mi szansę pokazać się na wielkiej scenie – mówi. Nie obyło się bez wpadek. Przy odczytywaniu listy uczestników finału Magda za późno weszła na scenę. – Zagapiłam się i wybiegłam w ostatniej chwili. Byłam przerażona, że coś mnie ominęło. Wyniki podawane były po rosyjsku. Byłam spanikowana, ale okazało się, że do finału się dostałam – wspomina z uśmiechem. Wokalistka otrzymała nagrodę za największą indywidualność festiwalu. Wręczająca nagrodę, Żanna Biczewska, powiedziała, że jest wspaniała, a nagroda całkowicie jej się należała. – W tym momencie nie liczyło się dla mnie ani Grand Prix, ani

mała mi wśród wielkich

STUDENT Z PASJĄ / Magdalena Kucharska

fot.

Maja

Prz

ybyls

ka

Page 13: Atheneum nr 10/2013

13

że kupiłam go emocjami. Uwierzył mi. Czesław Mozil stwierdził odwrotnie. Powiedział, że utwór jest piękny, ale go do końca nie udźwignęłam. Był na nie – podsumowuje. Magda ma jednak duży dystans do tego, co usłyszała w programie. – Członkowie jury są częścią programu. Pewne rzeczy muszą mówić. Wiedzą, że coś jest bardziej pożądane, coś innego mniej. Czasami jest tak, że jurorowi wewnętrznie może się spodobać, ale w telewizji się to nie sprawdzi. – tłumaczy. – Jedyna pozytywna rzecz, którą wyniosłam to są kontakty z ludźmi, których poznałam, ludzi którzy są podobni do mnie. Czasami jeden kontakt potrafi się rozwinąć we współpracę.

Koledzy po fachuMagda na festiwalach poznała ludzi, których dziś oglądamy na szklanym ekranie. Przykładem są Wojciech „Łozo” Łozowski i Tomasz „Tomson” Lach z zespołu Afromental. – Poznałam ich na festiwalu „Gama” w Kołobrzegu. Oni również się tam poznali. Stworzyli duet, bo Afromental to był na początku tylko Wojtek i Tomek. Postawili wszystko na jedną kartę i dopięli swego – mówi Magda. Jednak chłopaki z Afromental to nie jedyne wchodzące gwiazdy, których narodzin była świadkiem. – Małgorzatę Jamroży, której piosenka jest teraz dżinglem Polsatu, poznałam na swoim pierwszym festiwalu. Natalia Krakowiak, która wygrała opolskie „Debiuty” śpiewa teraz w Studiu „Buffo” u Janusza Józefowicza – wymienia wokalistka. Jest wiele osób, o których niedługo będzie głośno. Magda cały czas obserwuje ich rozwój i cieszy się z sukcesów. – Jeżeli im się udało, a długo do tego dążyli, to może mi też się uda – dodaje z uśmiechem.

Scena uczy pokory– Nigdy nie czułam, że mam talent – mówi stanowczo Magda. Lata na scenie nauczyły ją, że o siebie trzeba walczyć, a sam sukces to długotrwała ciężka praca. Festiwale to nie tylko kolorowe sukienki, ale także rywalizacja oraz nieudane występy. – Ludzie potrafią być okrutni. Scena nauczyła mnie tego, że trzeba być i silnym, i wrażliwym – mówi. Nie obyło się bez chwil zwątpienia, Magda jednak wyciąga wnioski z każdej porażki. – Warto gonić za swoimi marzeniami. Jak coś się kocha, nie można odpuszczać!

MAJA PRZYBYLSka

pierwsza, druga czy trzecia nagroda, ani żadne wyróżnienie. Jeżeli jury widzi we mnie, w młodej osobie, wśród wszystkich innych, osobowość festiwalu… To był dla mnie dobry wiatr, by rozłożyć skrzydła i żeby jeszcze dalej polecieć.

Artyści nie gwiazdorząMagdalena Kucharska podczas wielu festiwali, konkursów oraz występów miała styczność z niejedną gwiazdą estrady. Oprócz Maryli Rodowicz i Grażyny Łobaszewskiej poznała także Wandę Kwietniewską, Mieczysława Szcześniaka, Ryszarda Rynkowskiego, Jacka Bończyka, Krystynę Prońko. – Największe wrażenie wywarł na mnie Mietek Szcześniak – mówi Magda. – Może to za dużo powie-dziane, ale spotkanie z nim uświadomiło mi, że są ludzie podobni do mnie – wyjaśnia. – Mietek Szcześniak to najnormalniejszy człowiek w każdym calu. On jest artystą, odniósł sukces, zarabia pieniądze, nagrywa teraz w Stanach Zjednoczonych. Jest to człowiek, który potrafi usiąść z tobą przy kawie i rozmawiać jak dobry kumpel. Zapyta jak widzisz muzykę, wymieni się z tobą opinią – mówi dwudziestojednolatka. – Podobna jest Grażyna Łobaszewska. Można z nią też porozmawiać o tym jak wygląda rynek muzyczny. Jest chętna do udzielenia jakichkolwiek rad – informuje. – Artyści to nie są takie wielkie gwiazdy, które się panoszą w mediach. Mają w sobie pierwiastek takiej ludzkości, tej normalności. Oni też potrafią wspierać ludzi młodych – wyjaśnia Magda. Zdaniem wokalistki znani artyści umieją powiedzieć coś, co motywuje do dalszego działania. Tak było w jej przypadku.

Magia telewizjiStudentka z Pasją brała udział także w przesłuchaniach do popularnego programu X Factor. Była jedną z sześćdziesięciu osób w etapie konkursu. Odpadła z show przed rozdzieleniem zawodników do domów jurorskich. Na przesłuchaniach do programu Magda zaśpiewała utwór Red z repertuaru Daniela Merriweathera, który, zbiegiem okoliczności, emitowany był w radiu podczas naszej rozmowy. – Przechodzenie castingów to siedzenie w holach, salach, śpiewanie tych samych piosenek po kilka razy. To 5 minut na kilka godzin czekania i nagrywania. Nie udało mi się dostać do finału, więc nie wiem jak on wygląda. – mówi Magda. Wokalistka dostała od jurorów w większości pozytywne opinie. – Tatiana Okupnik pochwaliła moje warunki głosowe. Kuba Wojewódzki powiedział,

Dobra książka, film, lekcje śpiewu, dyskusje ze znajomymi, wyjście na herbatę – Magda nie

marnuje ani chwili.

Magdalena Kucharska / STUDENT Z PASJĄfo

t. M

aja P

rzyb

ylska

Page 14: Atheneum nr 10/2013

MAJ 201314

Page 15: Atheneum nr 10/2013

15

Konferencja Młodzież i Media okiem licealisty / RELACJA

Pełni werwy, chętni do podjęcia każdego wyzwania. Śmiało zada- jący pytania, zdecydowani zacząć

„od zaraz” – studenci i licealiści, konferencja „Młodzież i Media”.

Dowiedziałam się o niej dzięki rodzinnej poczcie pantoflowej, a poszłam z ciekawości. W końcu to    trochę „moja działka”, można by posłuchać, co inni, znacznie bardziej doświadczeni, mają do powiedzenia. Byłam tak zaskoczona tymi rozmowami, że od razu postanowiłam spisać wrażenia.

Konferencję zorganizowała redakcja gazety studenckiej Atheneum  z UKW w Bydgoszczy razem z Instytutem Filologii Polskiej i Kulturoznawstwa, Katedrą Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej oraz Zakładem Literatury Dawnej i Edytorstwa. Trochę już przesiąkłam atmosferą wzajemnej niechęci między Bydgoszczą i Toruniem, nie ukrywam również, że z racji szkoły bardziej związana jestem z toruńskim UMK, więc tym bardziej byłam pełna wątpliwości co do tej imprezy. Jednak organizatorzy zaskoczyli profesjonalizmem. Tak się zasłuchałam pod-czas pierwszego panelu dyskusyjnego, że z przyjemnością poszłam na dwa następne i jeszcze żałowałam, że nie mogę zostać na warsztatach.

Najbardziej podobało mi się to, że zarówno zaproszeni goście, jak i uczestnicy otwarcie przyznawali się do swoich humanistycznych zainteresowań. U większości widać było, że to jest to, co chcą robić przez całe życie – to ich pasja. W obecnych czasach, kiedy humaniści są uznawani jedynie za idealnych pracowników osiedlowych marketów, takie konferencje stają się bardzo interesujące. 

W pierwszej części można było rozmawiać kolejno: z Moniką Siwak-Waloszewską z radia PiK, Renatą Dąbrowską, fotorepor-terką „Gazety Wyborczej",  oraz Małgorzatą Rogatty z bydgoskiego oddziału Telewizji Polskiej. Każda z pań opowiadała o swojej pracy w inny sposób, żadna jednak nie udawała, że wszystko przebiega idealnie – nie padły obietnice pracy dla każdego absolwenta kierunku dziennikarstwo (raczej dowcipy o braku dziennikarzy po dziennikarstwie), stałego zatrudnienia czy wysokich zarobków. Podkreślały jednak to, jakie możliwości daje ta praca i jak ogromną satysfakcję sprawia.Szczególnie uderzyła mnie wypowiedź Moniki Siwak-Waloszewskiej, która, komen-

tując słowa jednego z uczestników o „kierun- kach humanistycznych kształcących bez-robotnych”, zapytała krótko: –  Czy to, że wszyscy tak mówią, sprawi, że będziecie chcieli i mogli zostać inżynierami budow-nictwa? Ja bym nie mogła. – Niby oczywiste, a tak często pomijane w codziennych dyskusjach o „hodowaniu bezrobotnych”. 

Mam wrażenie, że ta uwaga trafiła też do sporej części uczestników. Zawód dzien-nikarza uznawany jest dziś za fach bez przyszłości. Gazet papierowych jest coraz mniej, w Internecie wszyscy czytają i przeg- lądają, lecz płacić nikt nie chce. Publikować też może każdy, tak jak każdy może robić zdjęcia i je udostępniać, nie trzeba mieć do tego specjalnych kwalifikacji. Konferencja pokazała, że młodzi ludzie są nadal

zafascynowani powstawaniem gazety papie-rowej, tworzeniem reportażu radiowego, czy umiejętnością robienia ciekawych zdjęć prasowych. Licealiści i studenci dopytywali w jaki sposób można się wybić, gdzie zacząć pracować    jako dziennikarz. Pokazywali zaciekawienie, determinację i przede wszyst-kim pasję. A przecież to właśnie nam, młodym dorosłym przypisuje się brak zaintereso- wania światem. Jak widać, wiarę w ludzi można odzyskać w najdziwniejszych sytuacjach.

Słowo krytyki – ode mnie do organizatorów – za absolutny brak informacji o konkursie na najlepszy reportaż, który był tak szumnie nagłośniony, że przesłano 3 prace...I do pani Rogatty, bo w ramach „panelu dyskusyjnego” wygłosiła monolog.

ZUZANNA LAUDAńSka

W ramach konferencji Młodzież i Media uczestniczyłam w war- sztatach radiowych prowa-

dzonych przez Szymona Andrzejewskiego i Marcina Szymczaka. Było to dla mnie niezwykłe przeżycie. Niesamowity był fakt, iż mogłam poznać i zobaczyć na żywo osoby, które do tej pory znałam tylko z radia.

Miałam też sposobność dowiedzieć się, na czym, tak naprawdę, polega praca w mediach. W trakcie zajęć wykorzystałam szansę na poznanie jednego z głównych środków masowego przekazu z zupełnie innej, wcześ- niej nieznanej mi strony. Do tej pory myślałam, że zawód dziennikarza jest dość łatwy i przyjemny. Jednak zmieniłam swoją

opinię. Teraz już wiem, iż jest to naprawdę ciężka praca. 

Pomimo że nie planuję wiązać swojej przyszłości z mediami, spotkanie to dostar-czyło mi niezwykle cennych informacji. Sposób ich przekazania był ciekawy i nietu-zinkowy. Mam nadzieję, iż zgromadzoną wiedzę wykorzystam za kilka lat – w pracy polonistki, o której marzę. Myślę, że oba zawody wiele łączy. Przede wszystkim to, że i dziennikarz radiowy, i nauczyciel swoim głosem oraz sposobem przedstawiania informacji musi zainteresować słuchaczy i pobudzić do myślenia. Bardzo się cieszę, iż mogłam uczestniczyć w tych zajęciach.

MARTA MEDYCka VII LO W BYDGOSZCZY

okiem licealisty

Małgorzata Rogatty z uczestnikami warsztatu telewizyjnegofo

t. An

drze

j Obi

ała

Page 16: Atheneum nr 10/2013

MAJ 201316

Ulica Przemysłowa 34 – zapewne adres ten sporej liczbie studentów nie mówi absolutnie nic. To

tutaj jednak mieszczą się dwa instytuty Wydziału Humanistycznego. Legenda głosi, że studenci mający zajęcia w tym miejscu będą mogli liczyć na przeniesienie bliżej centrum. Co sądzą o tym sami zainteresowani? Od jak dawna słyszą takie plotki? Tradycyjnie – postanowiłem spytać ich o zdanie!

O przenosinach UKW z ulicy Przemysłowej słyszę, od kiedy zaczęłam tu studia – będą to już dwa lata. Szczerze mówiąc, nie mogę się już tego doczekać. Obecne położenie Insytutu nie jest najciekawsze. Mieszkając w centrum miasta, trudno jest dojechać na „koniec świata”, nie spóźniając się na pierwsze zajęcia, a mając przerwę między zajęciami – by tę odpowiednio wykorzystać. Nie wspominając już o tym, że sam budynek, jak i okolica, nie zachęcają potencjalnych kandydatów do podejmowania tutaj studiów.

NATALIA

O tym, że nasz Instytut ma zostać prze-niesiony, słyszałam już pierwszego dnia, kiedy zaczęłam studiować na UKW. Sądzę, że zmiana miejsca jego funkcjonowania byłaby korzystna dla wielu studentów. Oczywiście pod warunkiem, że przyszła lokalizacja znaj- dowałaby się bliżej centrum. Ponadto uwa-żam, że przeniesienie znacznie ułatwiłoby dojazd studentom. Nie ukrywam, że sama zaliczam się do tego grona.

AGATA

Plotki dotyczące przenosin z ulicy Przemy-słowej do centrum miasta, a konkretnie na ulicę Józefa Poniatowskiego, słyszę już od dawna – od momentu, w którym zacząłem

studia na bezpieczeństwie narodowym, a może nawet wcześniej. Uważam przepro-wadzkę za konieczną i niezwłoczną. Mimo krążących opinii o „mikroklimacie” i nie- powtarzalnej atmosferze, jest tam strasznie daleko. Męczące dojazdy i kiepskie połą- czenia utrudniają życie wielu studentom. Atrakcyjność Instytutu Nauk Politycznych spada, co działa na niekorzyść przy promowaniu Uczelni. Mogliśmy to zau-ważyć podczas ostatniej konferencji zor-ganizowanej przez Koło Naukowe Studentów Bezpieczeństwa Narodowego. Już najwyższy czas, by skończyć z godzinami zmarnowanymi na dojazdy.

BARTEK

Historia z przenosinami jest dłuższa niż moja kariera w Instytucie znajdującym się przy ulicy Przemysłowej. Niestety, zapewne będzie jeszcze trwała. „Przemysłowa” ma swój klimat, lecz fakt, iż znajduje się tam nasz Instytut, często sprawia, że odczuwamy wstyd przed znajomymi, a co gorsze – przed zapro-szonymi przez koła naukowe gośćmi. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem budynek na ulicy Przemysłowej (nie jestem z Bydgoszczy, więc miałem zupełnie inne wyobrażenie), myś-lałem, że stałem się obiektem żartu ze strony kolegi, który mnie tam zabrał. Mimo że z czasem się przyzwyczaiłem, to jednak wydział na miarę XXI wieku powinien mieć siedzibę w innym otoczeniu. Jak sama nazwa ulicy wskazuje – Przemysłowa – jest to miejsce przeznaczone dla fabryk i różnego rodzaju firm, nie zaś dla budynku uniwersytetu. Ponieważ dojeżdżają tam tylko dwa autobusy, a linia 59 nie kursuje cały dzień, to wydostanie się stamtąd nie jest rzeczą łatwą – szczególnie w godzinach wieczornych.

RADEK

O sprawie rzekomych przenosin słyszę, od kiedy zaczęłam moją przygodę ze studiami. Uważam, że zmiana miejsca jest potrzebna, gdyż dziekanat Wydziału Humanistycznego znajduje się w centrum miasta, a nie na Przemysłowej (jest to bardzo uciążliwe w przypadku wystąpienia konieczności załat-wienia jakiejkolwiek sprawy). Dla wielu studentów, w tym i dla mnie, kłopotliwa jest również znaczna odległość dzieląca nasz budynek od Biblioteki Głównej. Niestety, w przypadku obłożonego zajęciami grafiku bardzo ciężko jest wygospodarować tyle czasu, by się do niej udać. Prawdziwą zmorą jest jednak konieczność dojeżdżania na wf, który w tym semestrze odbywa się na naszym kierunku przed zajęciami. Na sam dojazd tracimy około czterdziestu minut! Ponadto aktualna lokalizacja okazuje się być szczególnie uciążliwa zimą, kiedy autobusy się spóźniają, ewentualnie w ogóle nie przy- jeżdżają. W takiej sytuacji dotarcie na miejsce jest bardzo utrudnione, a niekiedy nawet i niemożliwe. Oddana do naszego użytku infrastruktura nie wynagradza nam wymienionych wyżej wad. Instytutowi znaj- dującemu się przy ulicy Przemysłowej przydałby się gruntowny remont. Nie widzę jednak sensu w jego przeprowadzeniu – lepiej jednak wyjść z kręgu plotek i przenieść nas do nowego budynku!

KINGA

Czytając powyższe wypowiedzi, trudno nie odnieść wrażenia, że doskonale opisują one sytuację osób studiujących w budynku znaj-dującym się przy ulicy Przemysłowej. Ciężko odpowiedzieć na pytanie, co właściwie wstrzy-muje proces przeniesienia instytutów. Brak pieniędzy? A może lobby legendarnego już sklepu „U Sławka” sięga zdecydowanie dalej, niż ktokolwiek z nas mógłby się spodziewać.

GRZEGORZ PORAZIK

PRzEmySŁoWa, CzyLI STUdEnT na KoŃCU ŚWIaTa

OPINIE STUDENTÓW

Page 17: Atheneum nr 10/2013

17

Film / RECENZJE

Świat pragnie śmierciDwanaście dystryktów. Z każdego

typuje się przedstawiciela płci męskiej i żeńskiej do udziału

w Głodowych Igrzyskach, emitowanych na żywo dla publiczności żądnej niezdrowych emocji. Dramat, sensacja oraz trójkąt miłosny w jednym – to karykatura na współczesną rolę mediów w życiu co-dziennym ukazana w filmie Garego Rossa Igrzyska śmierci.

Katniss ( Jennifer Lawrence) nie waha się zastąpić ukochanej siostry w udziale w krwawym pojedynku. Oznaczać musi to tylko jedno – pożegnanie, szanse na ocalenie są bowiem znikome. Turniej emitowany jest na żywo przez jedną z ogólnopaństwowych telewizji.

Katniss towarzyszy Peeat Melark ( Josh Hutcherson), syn piekarza. Podobno aktor specjalnie przez trzy tygodnie intensywnie ćwiczył i przybrał na wadze, aby wyglądać na osobę, która codziennie dźwiga pięć-dziesięciokilogramowe worki mąki. Peeat ukradkiem spogląda na Katniss, dziewczynę, która nigdy nie patrzy na niego w ten sam sposób. I oto życie splata ich linie papilarne. Czy coś z tego wyniknie? Jest przecież jeszcze Gale Hawthorne ( Jam Hemsworth), wierny kompan Katniss. Przyjaciel, którego partnerka traktuje jak brata, pozostaje w dys-trykcie. Chłopak dzieli się z nią ostatnią bułką i mówi bez ogródek, co koleżanka źle robi, szkoląc się w łucznictwie. Kiedy okazuje się, że do udziału w śmiertelnej wyprawie zgłasza się Katniss, w jego spojrzeniu kryje się coś więcej niż braterskie uczucie.

Ale gdzie tu czas na miłość, skoro rusza po- ciąg prowadzący naszą parę bohaterów do studia. Uderzają kontrasty. W jadącym ekspresie Katniss i Peeat dostają wytyczne: mają nie żałować sobie jedzenia, a kiedy po- jazd przekroczy granice miasta, muszą uśmiechać się do ludzi. Najprawdopodob- niej w tym tłumie znajduje się sponsor, który wesprze ich podczas turnieju. W jednej chwili Katniss z chłopczycy trudniącej się łucznictwem, staje się ponętną kobietą. To odpowiedź na rolę mediów w kreowaniu wizerunków – ma być szczupło, wyde-pilowanie, z makijażem.

Opowieść o przetrwaniu, poświęceniu i mi-łości jest karykaturą na współczesną rolę czwartej władzy w kształtowaniu świadomości.

Sprzedają się: krew, śmierć, sensacja, golizna. I tylko tego ostatniego w filmie brak, choć wątek miłosny jest intensyfikowany.

Jeżeli nie będzie się pracować nad swoją publicznością, utonie się w komercji. Obraz Garego Rossa być może jest zorientowany na zysk. W końcu to adaptacja pierwszej części trylogii Suzanne Collins, porównywanej do Stephanie Meyer – autorki słynnej sagi Zmierzch. Przewrotne kreacje, przypomi-nające przestrzeń Cruelli De Mon ze 101 dalmatyńczyków, duszna atmosfera dżungli oraz gradacja dramaturgii przekonały mnie. Wytrawne oko dostrzeże także Lennego Kravitza, który gościnnie wystąpił w filmie. Mnie się to nie udało. Fabuła filmu totalnie mnie wciągnęła.

AGNIESZka SZLACHCIKOWSka

KONKURSRedakcja Atheneum ma do rozdania trzy wejściówki na projekcje filmowe,

realizowane w ramach Dyskusyjnego Klubu Filmowego. Seanse odbywają się co czwartek, o godz. 19.30 w Pałacu Młodzieży, przy ul. Jagiellońskiej 27.

Cena biletu ulgowego za okazaniem ważnej legitymacji studenckiej wynosi 5 złotych. Aby zdobyć pojedynczą wejściówkę, wystarczy odpowiedzieć na pytanie:

jakiemu festiwalowi towarzyszy coroczne przyznawanie nagrody Złoty Niedźwiedź? Rozwiązanie wraz z danymi uczestnika (imię i nazwisko, rok oraz kierunek studiów)

należy przesyłać na adres [email protected] do 30 maja 2013 roku z dopiskiem „Recenzje”. Redakcja poinformuje zwycięzców o wygranej.

16 V Raj: Wiara (Paradies: Glaube), reż. Ulrich Seidl, Austra/ Francja/ Niemcy 2012

23 VWeekend z królem (Hyde Park on Hud-son), reż. Roger Michell, Wielka Brytania 2012

29 VSugar Man (Searching for Sugar Man), reż. Malik Bendjelloul, Szwecja, Wielka Brytania 2012

Filmy, które będzie można obejrzeć w czerwcu:Reality (Reality), reż. Matteo Garrone, Francja, Włochy 2012Kwartet (Quartet), reż. Dustin Hoffman, Wielka Brytania 2012Szczegółowe informacje dostępne są na stronie organizatora: http://www.palac.bydgoszcz.pl/dkf_niespodzianka.phpJak również: odszukaj „DKF Niespodzianka (Pałac Młodzieży w Bydgoszczy)” na portalu Facebook

Czwartkowe seanse w dyskusyjnym Klubie filmowym

Page 18: Atheneum nr 10/2013

MAJ 201318

RECENZJA / Książka / Płyta

dusza nad ciaŁemJeśli masz już dość powieści-klonów

Pięćdziesięciu twarzy Greya, w których liczy się tylko czysta zmysłowość,

erotyzm, a na piedestale stawia się cielesną przyjemność, to jest dla ciebie ratunek! Na rynku wydawniczym pojawiła się nowość, która przełamuje panujące ostatnio trendy, a mimo to wpisuje się w podobny klimat. Piekło Gabriela, pióra Reynarda Sylveina, nie pasuje w najmniejszym stopniu do wielu popularnych erotyków, które całkiem niedawno uzyskały sporą popularność. Tutaj z pewnością nie znajdzie się scen brutalnego seksu, w których kobieta zostaje sprowadzona do roli przedmiotu. Tu nie stawia się na przyziemne przyjemności, prymitywne żądze i doznania. To książka, która opowiada o głębokiej miłości między dwojgiem ludzi, o potrzebie przynależności i wzajemnym szacunku. I to bez seksu.

Jest to historia na pozór banalna – młoda, piękna studentka zakochuje się w starszym o dziesięć lat profesorze. Oboje mają za sobą mroczną przeszłość, którą skrzętnie ukrywają i tylko rodzące się między nimi uczucie może przynieść im spokój i szczęście. Nie jest to jednak łatwe – początek ich znajomości nie wskazuje na happy end. Zgorzkniały wykładowca bowiem wyładowuje na nieśmiałej dziewczynie wszelkie swoje frustracje już podczas pierwszego wykładu.

oer - dźwięki BdGOer to jeden z najlepszych produ-

centów muzycznych w tym mieście, co do tego nie ma wątpliwości.

Człowiek odpowiadający za warstwę mu- zyczną każdego z albumów zespołu B.O.K. już wielokrotnie udowadniał swoją wartość na bydgoskiej scenie. Nic dziwnego, że na jego solowy projekt wielu czekało z niecierpliwością. Ale ci, którzy spodziewali się płyty producenckiej z zaproszonymi raperami, muszą jeszcze obejść się smakiem. Dźwięki BDG to płyta całkowicie instru-mentalna. To muzyczny spacer po Byd-goszczy, w którym hip hop łączy się drum’n’bassem, jazzem, dubstepem i nie tylko. Oer nie boi się eksperymentować z brzmieniami, mieszać gatunki i tworzyć swoją własną wizytówkę miasta nad Brdą. I w większości przypadków efekt jest na-prawdę dobry. Tytułowe Dźwięki BDG to żywy, świetnie zagrany numer. Dużo przy-

jemności sprawia również słuchanie Słońca Nad Fordonem i Wzgórza Wolności. Właś-nie dzięki tego typu numerom Oer zbudo-wał swoją silną pozycję w Bydgoszczy. Zdecydowanie gorzej wypadają tracki, w których dominuje drum’n’bass. O ile Dolinę Śmierci da się jeszcze polubić, to na przykład Enigma po prostu męczy. Na szczęście słabe wrażenie szybko niweluje najlepszy na płycie numer, Brama Do Nieba. To istny majster-sztyk, w tym utworze zagrało wszystko, nie sposób się w nim nie zakochać! Już tylko dla niego warto sprawdzić tę płytę. Oer pisał, że jego celem było stworzenie ścieżki dźwiękowej dla Bydgoszczy. Czy ten ambitny zamiar mu się powiódł? Zdecydowanie tak. Mimo kilku słabszych momentów, Dźwięki BDG są dawką bardzo dobrej i wciągającej muzyki, której zdecydowanie należy się chwila uwagi. Naprawdę warto.

ŁUkaSZ PŁACZKOWSKI

Niefortunny zbieg okoliczności sprawia jednak, że zaczynają się spotykać na stopie prywatnej, co doprowadzi ostatecznie do wybuchu płomiennego romansu.

Czy to znaczy, że można liczyć na sceny namiętności? Nie. Bohaterowie poznają się powoli, dowiadują o swoich najmroczniejszych sekretach, wczuwają w problemy drugiej strony. Mężczyzna stopniowo zdobywa ukochaną, zwraca uwagę na wszelkie szczegóły, chce zapewnić jej różne doznania, zarówno ciała, jak i duszy. Mimo że w powietrzu wokół nich można wyraźnie wyczuć wielkie pożądanie, to żadne z nich nie spieszy się do aktów fizycznych. Seks zostaje więc tutaj wyniesiony na zupełnie inny poziom, gdzie nie jest już tylko przyjemnością cielesną, a stanowi coś o wiele ważniejszego. Właśnie dlatego czytelnik z zapartym tchem zagłębia się w tę historię, czekając z utęsknieniem na moment, gdy bohaterowie ostatecznie się połączą. A szybko to nie nastąpi.

Fabułę zdecydowanie wzbogacają liczne odwołania do Dantego i Beatrycze. Cała historia zostaje osadzona w tle Boskiej komedii, co sprawia, że powstają dwa wymiary opowieści. Piekło Gabriela bardzo zyskuje na tym zabiegu, ponieważ oprócz zwykłego romansu, czytelnik otrzymuje o wiele więcej.

Niewątpliwie na całość ma też ogromny wpływ warsztat autora, który jest na bardzo wysokim poziomie i zachęca do czytania.Wszystkich potencjalnych czytelników zachęcam do lektury: książka wciąga od pierwszych stron i trudno się od niej oderwać. Jest jednak warta poświęcenia czasu – to piękna historia o miłości, po której człowiek ma odczucie, że przeczytał coś naprawdę wartościowego.

JOANNA WIECZOREK

Page 19: Atheneum nr 10/2013

19

Płyta / RECENZJE

Teatr Polski w Bydgoszczy wystawił sporą gratkę dla miłośników twór- czości Witkiewicza, ale nie tylko.

W swoim najnowszym spektaklu, Szalona lokomotywa, przestrzega przed konsek- wencjami nieumiejętnego wykorzysty-wania technologii w naszym życiu.

Michał Zadara słynie z nowatorskich przed-stawień. W bydgoskim TP mogliśmy już oglądać reżyserowane przez niego spektakle – Wielkiego Gatsby’ego, a także Awanturę warszawską. Waszyngton-Moskwa-Londyn pre- zentowaną na zakończenie Festiwalu Pra-premier 2012. Teraz wziął na swój warsztat dramat Stanisława Ignacego Witkiewicza – prekursora teatru absurdu.

Przestrzeń sceny zajmują dwa fortepiany, nad nimi znajduje się lustro, a obok stoi coś, co przypomina kokpit lokomotywy. Najistotniejsza dla całej inscenizacji jest miniaturowa kolejka, która znajduje się w cen- tralnym punkcie sceny. To ona napędza spektakl. To, co się dzieje na scenie porusza się w jej rytmie. Kiedy się zatrzymuje, wszystko wokół nieruchomieje wraz z nią. Dzięki projekcji pędzącej kolejki na ekranach ustawionych na scenie, widz czuje jakby wraz z bohaterami podróżował pociągiem.

Fabuła spektaklu opiera się na pomyśle trzech szaleńców, którzy postanawiają por- wać lokomotywę i doprowadzić do jej wyko-lejenia. Poznajemy ich także dzięki relacjom, w jakie wchodzą z pasażerami, którzy, aby przeżyć, próbują mediować z porywaczami. Narracja niby prosta, zrozumiała, gdyby nie miała swojego drugiego dna i nie włożono w nią wielu metafor. Mamy tu do czynienia z teatrem akcji, ale także absurdu, ponieważ oprócz zwięzłej historii o porywaczach-mordercach, pojawia się wiele scen komicz-nych, nonsensownych, wybijających widza z rytmu.

Aktorzy: Mateusz Łasowski, Karolina Adamczyk i Maciej Pesta (odgrywający role: Zygfryda Tengiera, Julii Tomasik oraz Mikołaja Wojtaszka), stworzyli prawdziwy trójkąt z piekła rodem, a ich szaleństwo na-prawdę przeraża. Są motorem sprawczym tej całej sytuacji, której, w gruncie rzeczy, nie są w stanie zrozumieć.

TPB przyzwyczaił już swoją publiczność do wykorzystywania w swoich spektaklach form audiowizualnych. Tym razem w Szalonej

lokomotywie – podczas sceny rozwiązującej akcję – pojawia się paradoku-ment nakręcony przez Marcina Sienickiego (ope-ratora filmowego, autora zdjęć m.in. Obławy). Dzię- ki kręceniu „z ręki” w uję- ciu ciągłym, wydaje się, iż jego realizacją zajmuje się jeden z uczestników zdarzeń.

Jest to spektakl bardzo wyrazisty, hipnotyzujący widza. Pojawia się pytanie, czy jesteśmy jeszcze w stanie zatrzymać postęp technologiczny, pędzący do przodu coraz szybciej – jak tytułowa lokomotywa? Czy do końca rozumiemy, jakie plusy i minusy taka zmiana ze sobą niesie? Zadara próbuje przekazać konsekwencje tej pędzącej machiny, wrzucając w nią swoich bohaterów. Świetnie tego dokonał poprzez zabieg zatrzymywania kolejki, która psuje się

Trio z piekła rodem

w miejscach, gdy rośnie napięcie, aby pokazać jak jesteśmy uzależnieni od technologii. Spektakl niesie przestrogę o tym, co może się stać, kiedy osiągnięcia technologiczne wpadną w ręce szaleńca. Dramat Witkacego, mimo że został napisany w 1923 roku, jest jeszcze bardziej aktualny. Zwłaszcza teraz, gdy doświadczamy sytuacji, przed którą nas ostrzegał.

ANNA WIĄCEK

fot.

Krzy

szto

f Bie

lińsk

i, www

.teat

rdla

was.p

l

Page 20: Atheneum nr 10/2013

MAJ 201320

Page 21: Atheneum nr 10/2013

21

Jakiego mieJsca dotyczy ta fotografia?

KONKURSOdpowiedz na pytanie: „Jakiego miejsca

w Bydgoszczy dotyczy ta fotografia?” Odpowiedzi można przesyłać na adres

e-mail: [email protected] 24 maja 2013r. W zgłoszeniu należy podać imię, nazwisko, rok i kierunek studiów. Wśród poprawnych odpowiedzi rozlosujemy jedno zaproszenie do Teatru Polskiego Bydgoszcz

lub Opery Nova.

Rozwiązanie z poprzedniego numeru: Łuczniczka, rzeźba w parku Jana

Kochanowskiego, naprzeciwko Teatru Polskiego. Nagrodę otrzymała Anna

Kowalska z I roku turystyki i rekreacji. Gratulujemy!

S U d o K U

fot.

Maja

Prz

ybyls

ka

3 4 89 7 2 5

7 18 9

29 4 6

6 5 83 4

8 1 9 2

Level 0.007 8

3 2 55 1 6

2 3 58 61 9 7 2

3 99 5 6 8

6 7

Level 2.753 8 5 95 9 3

19 6 4 2

1 45

8 4 67 9 85 1 9

Level 0.00

7 4 8 28 5 2 9

7 68 1 6

5 2 33 2 7 4

6 15 8

9

Level 1.502 1 3

7 3 66 5 48 4 9

6 1 72 8

9 7 34

5 7

Level 0.006 7 4 14

6 5 26 1 5 9

2 8 382 3 8 4

5 63 9

Level 1.00

Page 22: Atheneum nr 10/2013

MAJ 201322

dAtA WYdARZENIE KAtEGORIA MIEJscE WStĘp

13 majagodz. 16.00

II UNIWERsYtEcKI RAJ(d) ROWEROWY OLIMpIAspORt.pL

Event Start: budynek główny UKW, ul. Chodkiewicza 30

Wpisowe: 5 zł na starcie, po wcześniejszym zgłoszeniu na [email protected]

14-15 maja, godz. 19.0018 maja, godz. 17.00 i

20.0030 maja, godz. 20.00

„WSZYSCY ŚWIĘCI” Spektakl Teatr Polski Bydgoszcz,al. Mickiewicza 2

Zgodnie z cennikiem biletów Teatru Polskiego Bydgoszcz

15 majagodz. 22.30

II BAL KAZIMIERZA WIELKIEGO Event ul. Sportowa 2 Wstęp wolny

15 maja „BLoKaDa ŁUżYKa” Event ul. Chodkiewicza 30 Wstęp wolny

16 majagodz. 19.00 „KLUB KaWaLeRÓW” Spektakl Teatr Polski Bydgoszcz,

al. Mickiewicza 2Zgodnie z cennikiem biletów Teatru

Polskiego Bydgoszcz

16-18 maja JUWENALIA BYdGOsKIE 2013 Event Koncerty przy hali Łuczniczka Studenci: wstęp wolny

17 majagodz. 15.00 ulicARt Event

Stary Rynek, ul. Gdańska, plac przy CH Drukarnia, Plac Wolności,

początek ul. DworcowejWstęp wolny

18-19 maja godz. 19.00 „CYGaNeRIa” Opera Opera Nova w Bydgoszczy,

ul. Marszałka Focha 5Zgodnie z cennikiem biletów Opery Nova

w Bydgoszczy

18-21 maja19.00, 18.00, 19.00 „pRZYRZeCZe” Spektakl Teatr Polski Bydgoszcz,

al. Mickiewicza 2Zgodnie z cennikiem biletów Teatru

Polskiego Bydgoszcz

22-24 maja, godz. 19.0026 maja, godz. 18.00

„sZALONA LoKoMotYWa” Spektakl Teatr Polski Bydgoszcz,

al. Mickiewicza 2Zgodnie z cennikiem biletów Teatru

Polskiego Bydgoszcz

23-26 majagodz. 19.00 „NaBUCCo” Opera Opera Nova w Bydgoszczy,

ul. Marszałka Focha 5Zgodnie z cennikiem biletów Opery Nova

w Bydgoszczy

24 majagodz. 20.00

„eURopa”pRApREMIERA NIEMIEcKA Spektakl Teatr Polski Bydgoszcz,

al. Mickiewicza 2Zgodnie z cennikiem biletów Teatru

Polskiego Bydgoszcz

24 majagodz. 20.30

„aGaINSt”pRApREMIERA Spektakl Teatr Polski Bydgoszcz,

al. Mickiewicza 2Zgodnie z cennikiem biletów Teatru

Polskiego Bydgoszcz

25-27 maja20.00, 16.00, 11.00 „eURopa” Spektakl Teatr Polski Bydgoszcz,

al. Mickiewicza 2Zgodnie z cennikiem biletów Teatru

Polskiego Bydgoszcz

25, 29-31 majagodz. 20.30 „aGaINSt” Spektakl Teatr Polski Bydgoszcz,

al. Mickiewicza 2Zgodnie z cennikiem biletów Teatru

Polskiego Bydgoszcz

27-28 maja dNI KULtUROZNAWcY EventInstytut Filologii Polskiej i Kulturoznawstwa oraz Aula

Copernicanum, Aula MikotoksynWstęp wolny

28 majagodz. 19.00 „pIeŚŃ LeaRa” Spektakl Teatr Polski Bydgoszcz,

al. Mickiewicza 2Zgodnie z cennikiem biletów Teatru

Polskiego Bydgoszcz

29 i 31 majagodz. 17.00 „KopCIUSZeK” Baśń baletowa Opera Nova w Bydgoszczy,

ul. Marszałka Focha 5Zgodnie z cennikiem biletów Opery Nova

w Bydgoszczy

majoWE WydaRzEnIa

okładka: Maja Przybylska, oprawa

Korekta: Magdalena Banasiak, Joanna Behrendt, Agnieszka Ciekot, Urszula Gąsior, Angelika Jesionek, Piotr Ossowski, Katarzyna Rybka

Redakcja: Mateusz Borys, Julian Drob, Paulina Dzieńska, Milena Lewandowska-Florczyk, Marcin Ogłoziński, Filip Olender, Justyna Osińska, Łukasz Płaczkowski, Grzegorz Porazik, Maja Przybylska, Agnieszka Szlachcikowska, Żaneta Szlachcikowska, Anna Wiącek, Joanna Wieczorek

Page 23: Atheneum nr 10/2013

23

Page 24: Atheneum nr 10/2013

MAJ 201324