krakowzdawałoby się, że historja przeszła już jakoby do porządku nad losem ich mieszkańców,...

36
KRAKOW 1935

Upload: others

Post on 03-Feb-2021

2 views

Category:

Documents


0 download

TRANSCRIPT

  • K R A K O W1935

  • T r e ś ć z e s z y t u :Duchowe oblicze Indy j — W . L o g a ....................................................................................321O racula M agica Z o roastris — Dr. J. R y g le w ic z .............................................................. 323D usza zbiorow a — K. C h o d k ie w ic z ........................................................................................ 328W stęp w św ia ty nadzm ysłow e — J. A. S........................................................................... 333O sugestji m yślow ej — Dr. J. O c h o ro w ic z ......................................................................338T ajem nice sz lachetnych k am ien i — M. F lo r k o w a ........................................................342Nowa G rupa pracow ników ś w i a t a ....................................................................................347W ięźniow ie sarkofagów — M. F l o r k o w a ......................................................................348P rzeg ląd bib ljograficzny.

    WARUNKI PRENUMERATY:B e z d o d a t k u : rocznie 10.— zł w Ameryce półn. — 3 dolary

    półrocznie 5.50 „k w a rta ln ie 3.— „miesięcznie 1.— „

    z d o d a t k i e m : (wychodzi każdy m iesiąc 1 a rkusz , tj. 16 str.)rocznie 15.— zł w Ameryce półn. — 4 dolarypółrocznie 8.— „k w a rta ln ie 4.25 „miesięcznie 1.45 „

    Konto P. K. O. 409.940.(W ażne są rów nież s ta re b lan k ie ty W . D. n a N r. P. K. O. 304.961.)

    Odpowiedzi i kom unikaty redakcji i administracji.W ydaw nictw o „A dyar“ w W arszaw ie zaw iadom iło nas, że „M y ś 1 o k s z t a ł-

    t y" L eadbea tera jeszcze nie w yszły z d ru k u ze w zględu n a trudności, jak ie w yłon iły się w A nglji w zw iązku z w ykonan iem tam że w spom nianych 30 barw nych ilu s tracy j.

    Rów nież pew nej zwłoce uległo w ydan ie dzieła p. t. „Dusza i jej m echanizm . O stateczny te rm in podam y w n as tęp n y m num erze.

    *

    P ierw szy zeszyt Z i e l n i k a już je st w d ru k u . D okładny te rm in w ysyłki, jako też cenę podam y w n as tęp n y m num erze Lotosu.

    *O s t a t n i a rk u sz dzieła „E w olucja ludzkości“ w yjdzie w grudniow ym n u

    m erze Lotosu.*

    Do N -ru n in iejszego załączam y p ro sp ek t W y daw nic tw a „N atu ra i K u ltu ra w K rakow ie.

    Ciąg dalszy na 3 str. okł-

  • MIESIĘCZNIK POŚWIĘCONA ROZWOJOWI I KULTURZE ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO

    ORAZ

    P R Z E G L Ą D M E T A P S Y C H I C Z N Y O rgan T o wa r z y s t wa P a r a p s y c h i c z n e g o im. J u l j a n a O c h o r o w i c z a we L w o w i e

    Rocznik II__________________________ PAŹDZIERNIK 1935 Zeszyt 10

    „Porwać ogień strzeżony, zanieść w o jczyste strony to c e l . . . “

    S t. W yspiański

    W. LOGA (Madras).

    Duchowe oblicze Indyji.

    Cudem i ra jem świata je s t C ejlon, tajem nicze i fantastyczne są Indje, ale stokroć ciekawsza je s t dusza tego 350-m iljonow ego m row iska ludzkiego z najstarszą w świecie cywilizacją, literaturą , filozofją i sztuką, te j kolebki Arjów, skąd, jak z niebosiężnych H im alajów rzeki, wzięły początek prawie wszystkie ku ltury indo-europejskich narodów .

    Toteż chociaż łatwiej byłoby podzielić się w rażeniam i ze stud jów mych w Indjach tylko z punktu widzenia czysto geograficznego i podróżniczego, to jednak, wiedząc, że skołatana dusza przeciętnego E uropejczyka, a szczególniej Polaka, pragnie obecnie głębiej sięgać w w ypadki świata w ich genezie i całości, pokuszę się o coś w iększego i zaspoko ję ciekawość prze- dewszystkiem w kierunku zapoznania czytelników ze stanem um ysłów i m oralnym tego olbrzym a narodu.

    W pom oc mi przyjdzie w tym w ypadku nie tyle drugi zrzędu w życiu pobyt w Indjach, nie tyle dłuższe przygotow ania i stud ja w dziedzinie Hinduizmu, ile znajom ości osobiste w r ó ż n y c h s f e r a c h t u t e j s z e g o s p o ł e c z e ń s t w a , k t ó r e u d a ł o m i s i ę n a w i ą z a ć .

    Czy jednak trud ten nie będzie beznadziejny.Czy m ożna w ogóle mówić o Indjach współczesnych, jak o o czemś

    jednolitem ?Na olbrzym iej przestrzeni prawie 5 m iljonów kilom etrów kw ad ra to

    wych rozsiana ludność je s t m ięszaniną kilku ras, kilkudziesięciu n arodowości z tylom aż językam i i narzeczam i; posiada dwieście kilkadziesiąt m iljonów wyznawców brahm anizm u, siedem dziesiąt przeszło m iljonów m uzułmanów, kilkanaście m iljonów buddystów i dżainistów, około 10 m iljo nów fetyszystów, 4 mil jo n y chrześcijan i około 3 m iljonów różnych innych wyznań.

    Rozbite na kilkanaście niezależnych jedna od drugiej prow incyj i s ta nów, rozbite wewnętrznie kastow ością, Indje są raczej zewnętrznie tylko państw ow o zcem entowane żelazną w olą Anglików, ich genjuszem koloni- zacyjnym , ich adm inistracją i osobą cesarza Indyj — kró la angielskiego.

    LÜTD5

    321

  • Zdawałoby się, że h isto rja przeszła już jakoby do porządku nad losem ich m ieszkańców, k tó rzy sami, k ilkadziesiąt la t temu, w olbrzymiej w iększości zaczęli tracić nadzieję w możliwość uzyskania niepodległości, sam odzielności, naw et pod względem kulturalnym , a tern bardziej w możliwość osiągnięcia j e d n o l i t o ś c i .

    Indje były nietylko w letargu, były one ju ż na granicy śmierci, karta ich dziejów m iała jakoby być zam knięta na zawsze, ja k Babilończyków, Asyry jeżyków , Greków, Rzymian i t . p.

    Ale o to stał się cud, cud większy aniżeli m ógłby uczynić sam Brahma, schodząc na ziemię i tw orząc świat widomy...

    W n i e z n a n y c h g ł ę b i n a c h d u c h a n a r o d u powstały ogniska świadomości w łasnego stanu, zadrgały serca, w popiołach zatliły się znów iskry!...

    Ukryci w dżunglach asceci i m ędrcy — „riszi“, w ierzący w siłę skoncentrow anych w stałych ćwiczeniach i m edytacjach myśli, zadecydowali, że nadszedł czas w yjścia z rezerwy, zrealizow ania myśli w czynach, u ra tow ania nietylko Indyj, lecz pośrednio i pozostałych narodów. Zaczęli oni g ło sić, a raczej przypom inać, że Indje, ja k i każdy inny naród, m ają do spełnienia pewną m isję i że w iara w celowość życia jednostk i i narodu musi je skupić. W ybrawszy sobie odpow iednich uczniów, w tajem niczyli ich w swe w izje przeszłości i przyszłości, wysłali ich na wszystkie strony, jak Indje długie i szerokie; i co kazali głosić?...

    ...Źe poza różnem i wierzeniami, rytuałam i, językam i, poza zmienną fo rm ą stoi coś wiecznego, praw o niezmienne, k tóre uznaje tak brahman, ja k buddysta, czy m ahom etanin; że praźródlo mocy ducha Indyj leży w W edach, W edancie; że poza r ó ż n o r o d n o ś c i ą , k t ó r a j e s t i m u s i b y ć t r e ś c i ą ż y c i a , stoi J e d n o l i t o ś ć . „Ekam sat vipra bahudha vadanti“. — „W szystko co istnieje je s t Jedno. M ędrcy nadają Mu różne im iona“ . O to streszczenie Hinduizmu z sanskryckiej sentencji.

    Dla zjednoczenia więc duchow ego tego olbrzym a znaleźli magiczne słow o „W eda“, czczone przez wszystkich bez w yjątku Hindusów.

    Czytelnik wybaczy mi w tern m iejscu k ró tką, ale ważką dygresję. Czy w ogóle naród, k tó ry pragnie się zjednoczyć duchowo, nie sięga do źródła swej h isto rji? Czy w nikając w treść swych dziejów przeszłych, nie zaczyna on świadomie kształtow ać swą przyszłość!? Czy M ussoliniemu nie p rzyświeca p o tęga daw nej Romy, a H itler nie poszedł aż do m ytów staro- germ ańskich w swym planie działania?

    Indje znalazły w spólną dla w szystkich swych wyznań i narodowości form ułę w W edach, w iarę w ukry tą w jednostce (podkreślam przedewszyst- kiem w jednostce, a nie w kolektyw ach) moc ducha i możliwość rozwoju indyw idualnego, z czego później dopiero wypłyną zagadnienia życia zbiorow ego. W szystko pozostałe będzie w ypływ ało z tej zasadniczej myśli.

    I o to ja k za dotknięciem różdżki czarodziejskiej pow stały i pow stają środow iska raczej o charakterze religijno-filozoficznym , aniżeli politycznym. Ghandi i inni działacze polityczni są tylko realizatoram i, uczniami tych duchowych pionierów i wskrzesicieli, k tórych wielu je s t nieznanych bliżej z nazwiska naw et samym Hindusom.

    Jednym może z najw ięcej popularnych w dziedzinie filozofji narodowej Hindusów był stosunkow o niedawno zgasły filozof Vivekananda.

    322

  • W ykształcony na m odłę europejską, znany ze swych konferencyj w Ameryce i Europie, wytworzył on nową atm osferę duchową Indyj, w k tó rej Ghandi i inni działacze są tylko odblaskiem .

    To też nie odbiegnę daleko od ścisłości naukow ej, jeśli powiem, że wszystko co tu ta j widzę, słyszę, czytam, nosi w m niejszym lub większym stopniu je g o pieczęć.

    W dziełach swych dał on syntezę życia dotychczasow ego Indyj i po raz może pierw szy w dziejach ludzkości napisał przyszłą h isto rję narodu, oczywiście, pośrednio, dając mu w skazania na przyszłość i w yraźne plany. Zwolennicy jeg o w tysiącach egzem plarzy rozszerzają jeg o dzieła. Porobione też są już i wyciągi, sentencje i aforyzm y z dzieł i odczytów, k tó re w ygłaszał przez lat kilkanaście zrzędu w Indjach i na Zachodzie.

    W planie moim zaznajam iania czytelników polskich z duchowem obliczem Indyj postaw ię streszczenie tych sentencyj i myśli na pierwszem m iejscu. Potem , opiera jąc się na szeregu źródeł naukow ych, na współczesnych czasopismach filozoficznych i pedagogicznych hinduskich, wreszcie na o so bistych przeżyciach i rozm ow ach z uczonymi w różnych miejscach, od Celjonu począwszy, wzdłuż i wszerz Indyj, pozw olę sobie poruszyć różne „kw estje i problem y społeczne w ośw ietleniu hinduskiem “.

    Ale zanim wogółe rozpocznę ten szereg artykułów , skonkretyzow anych w „problem y“, muszę uprzedzić, że zachodni czytelnik w wielu w ypadkach je s t w ogóle zaskoczony odrębną m entalnością Hindusów, opartą , nie ja k u nas, na intelekcie, m etodzie indukcyjnej, ile na intuicji, na dedukcji. — M entalne zaś obrazy p rzyb iera ją tu ta j czasem fantastyczne kształty. Jedno nie u lega najm niejszej wątpliwości, że tak ja k w tern wiel- kiem mrowisku ludzkiem obok mas ciemnych i zabobonnych spotykam y faktycznie niesłychanie wysoko rozw inięte jednostki, tak i w śród chaosu ich myśli i paradoksalnych idej naw et sceptyczny i zdyscyplinow any w logice i pozytywiźm ie umysł E uropejczyka może znaleźć najw znioślejsze perły i podziwiać niebosiężne polo ty ducha ludzkiego wogóle.

    Dr. JÓ Z E F R YG LEWIC Z (Lwów)

    Oracula Magica ZoroastrisZoroaster uw ażany był w starożytności za wynalazcę i największego

    adepta m agji. Dlatego przypisyw ane m u aforyzmy — noszące podaną w tytule nazwę — cieszyły się wśród m agów i teurgów, neoplatoników i gno- styków wielkiem poważaniem . Aczkolwiek nie można udowodnić związku lej wyroczni z osobą wielkiego twórcy religji, zawiera ona jednak ideje zoro- astryjskie, przyćm ione tylko w pływam i neopłatońskiem i i gnostycznemi. Skoro Klemens z A leksandrji ( f 220 r.) mówi w swoim „Stromata": „P itagoras zwrócił pierwszy uwagę na słynnego perskiego m aga Zoroastra, którego tajem ne pism a m ają znajdow ać się w posiadaniu zwolenników Prodicusa" — to w leżącym u podstaw „M agicznej W yroczni Zoroastra‘‘ oryginale należy widzieć tego rodzaju pismo ezoteryczne, które — pom inąwszy dawnych

    323

  • pi tagorej czyków — znane było bezw ątpienia neopilagorejczykom, neoplato- nikom i gnostykom.

    W spom niałem o leżącym u podstaw „Magicznej W yroczni“ oryginale, gdyż znane nam dzisiaj pod tern m ianerń aforyzm y nie są oryginałem, lecz fragm entam i, zachowanem i w czterech w ersjach u tyluż komentatorów. T rzy z pośród nich noszą piętno neoplatońskie, czw arta gnostyczne.

    Zajm iem y się najp ierw w ersjam i neoplatońskiem i oraz ich kom entarzami. P ierw szym kom entatorem „W yroczni“ jest uczony bizantyńczyk Michał Psellos ( f 1106), drugim Georgios Gemistios Plethon ( j 1452), słynny filozof Odrodzenia, doradca M anuela i Teodora Paleologów. Trzeci, a według zastosowanej przez nas kolejności, pierwszy, jest nieznany.

    Podanego niżej przekładu „W yroczni“ dokonaliśmy n a podstawie wydanego w Paryżu w r. 1607 przez Jana Opsopeusa tekstu p, t. „Oracula m agica Zoroastris cum scholis — Plethonis et Pselli nunc prim um edita, e bibliotheca regia stud. Joh. Opsopoei. Graec. et Lat.“

    Opsopeusz podaje najp ierw w ersję i kom entarz Anonima, następnie Psellosa, na końcu Plethona.

    -KPorównaw cze zestawienie aforyzmów oraz komentarzy, przyczem wersję

    A nonim a oznaczać będziemy literą „a“, Psellosa lit. „b‘\ zaś Plethona lit. „c“.Aforyzm pierwszy.1 a: „Zbadaj drogę duszy, skąd przychodzi i dlaczego musi służyć ciału.

    Pam iętaj, abyś zaprowadził ją z powrotem do m iejsca, skąd wyszła."— U Psellosa brak.1 c; „Zbadaj stopień, n a którym tw oja dusza się znajduje i jakie m ie j

    sce zajm ow ała przed połączeniem się z ciałem. Zapomocą magicznych słów i prak tyk doprowadzisz ją z powrotem do jej poprzedniego stanowiska.“

    K o m e n t a r z e .A n o n i m . — D usza n ie śm ie rte ln a zstępu je z n ieba, aby n a ziem i połączyć

    się z ciałem , a kiedyś, opuściw szy je znow u, do n ieba powrócić. Pow rót ten zależy jed n ak od je j zachow ania się pdczas ziem skiego życia. A foryzm upom ina, abyśm y p am ię ta li o w zniosłem pochodzeniu duszy — zna jąc bow iem drogę, k tó rą p rzysz ła z nieba, odnajdzie ją też zpow rotem .

    P l e t h o n . — „M agowie ze szkoły Z o ro astra w ierzyli, że dusza łączy się z ciałem n a sk u tek popełn ionych w poprzedniem is tn ien iu przew inień , czego jed n ak w czasie życia n a ziem i nie może sobie przypom nieć. Powrócić do swej n ieb iańsk ie j O jczyzny może ty lko w tedy, jeśli podczas po łączenia z ciałem prow adziła cnotliw e życie. Poniew aż zaś m ieszk an ia duszy są różne, nie m ożna się w ięc dziwić, że by t jednej je s t oprom ieniony św iatłością, podczas gdy drugiej spow ity m rokiem . D roga duszy prow adzi do m iejsca, k tó re jej w yznaczyły czyny popełnione w czasie życia ziem skiego. D latego „W yrocznia“ każe nam m yśleć o pochodzeniu duszy i o naszych czynach n a ziem i, oraz s ta ra ć się wznieść ją k u n iebu przez m odlitw ę i m iłe Bogu obrzędy.“

    U w a g a . — O brzędy te są to t. zw. „teurg iczne pom oce“, k tó re w edług mi styków w szystk ich czasów — m a ją polegać n a u sun ięc iu się od św iata, pow strzym yw an iu od m ięsa, alkoho lu i fizycznej m iłości, oraz n a rozw ażaniu pewnych słów i sym boli.

    Aforyzm drugi.2 a: „Nie odw racaj się! Zniszczenie panu je n a ziemi i siedem dróg ist

    nieje, które m ogą cię od doskonalenia oderwać i poddać przeznaczeniu.“

    324

  • — U Psellosa brak.2c: „Obyś uniknął otchłani i zawsze uszedł przeznaczeniu.“ K o m e n t a r z e .A n o n i m . — Pod „zniszczeniem “ rozum ie on w ystępek, m ora lne zepsucie,

    m o ra ln ą nędzę, „ziem ia“ — to fizyczne ciało, zm ysłow a n a tu ra człow ieka. „S iedem dróg poddających człow ieka p rzeznaczen iu“ — to siedem grzechów głów nych, zależnych —■ w edług daw nego św ia topog lądu — od p lane t. Dzięki m o ra lnej sile wznosi się człowiek ponad fa tu m czyli zgóry ok reśloną pokusę, skoro złej skłonności — k tó ra zależnie od jego te m p eram en tu najw ięcej grozi opanow aniem duszy — przeciw staw i silny opór.

    P l e t h o n . — R ozum iejąc pod „o tch ła n ią“ ziem ię, jako przeciw ieństw o k ra in y św iatłości, n ad a je aforyzm ow i n as tęp u jące znaczenie: „Żyj tak , abyś nie potrzebow ał w cielić się ponow nie, gdyż będąc sk azan y n a ponow ną w ędrów kę, znalazłbyś się znowu pod w ładzą konieczności.“

    Aforyzm trzeci.3 a i c oraz 19 b: „Naczynie tw ojej duszy zam ieszkują zwierzęta ziemi.“ K o m e n t a r z e .A n o n i m i P l e t h o n pod „naczyniem duszy" ro zu m ie ją ciało, a pod jego

    m ieszkaniem — robactw o.P s e 11 o s n a to m ia s t — u którego afo ryzm ten je s t zkolei dziew ię tnastym

    — rozum ie pod „naczyniem “ tem p eram en t ciała, a pod „m ieszkańcam i n aczy n ia“— dem ony, opanow ujące człowieka, k tó ry nie p o tra fi zw alczyć sw oich nam ięt-

    -ności.Aforyzm czwarty.i a: „Nie zwiększaj swego przeznaczenia, bowiem Opatrzność daje

    wszelkim rzeczom odpowiednią m iarę, zaś je j czyny są doskonałe.“4 c i 29 b: „Nie zwiększaj swego przeznaczenia.“K o m e n t a r z e .

    A n o n i m . — W y jaśn ia on, że upom nien ie dotyczy tych, k tó rzy ze swego życia są niezadow oleni i łudzą się że m ogą sam i decydow ać o sw oim losie i u lep szyć postanow ienia bogów.

    P s e l l o s i P l e t h o n , po jm u jąc przeznaczenie w pow szechnie znanym sensie tw ierdzą, że n iedorzecznością je s t sądzić, iż m ożna przez życzenia i m odlitw y zm ienić nieodw ołalne postanow ien ia Bogów.

    Aforyzm czwarty — druga połowa.4½ a i 5b: „Bowiem żadna niedoskonałość nie pochodzi od Ojca dusz.“ K o m e n t a r z e .

    A n o n i m . — „Nie możesz polepszyć swego losu ziem skiego, bow iem w szystk ie w ydarzen ia m a ją swój określony bieg, przyczem jedno w ypływ a z drugiego, idąc w stecz aż do m om entu stw orzenia. W szystk ie w ypadki zw iązane są ze sobą przyczynow o, nigdzie nie spo tykam y p rzy p ad k u — gdzież tedy n iedoskonałość?“

    Aforyzm piąty.5 a: „Ojciec dusz nie dopuszcza do takich wybryków samowoli.“6c: „Nie może on zważać na twoje życzenia, dopóki nie opadnie opaska

    niepamięci, osłaniająca twój wzrok, i w twej pamięci nie wyciśnie się święty znak Ojca.“

    K o m e n t a r z e .A n o n i m : — „Dopiero w tedy dusza n asza odzyska swobodę ruchów , gdy

    zedrze zasłonę n iepam ięci swej n ieb iańsk ie j ojczyzny, oraz zrzuci pęta, p og rążającego ją w ciem nościach, ciała . W ów czas będzie m ogła p rzen ik n ąć najm rocznie jszą przeszłość i n a jd a lszą przyszłość. Zdolność tę m ożna już częściowo uzyskać za życia, skoro człowiek w stąp i n a drogę św iętości i nauczy się pew nych m agicznych zaklęć, k tó re o tw orzą przed n im w ro ta duchow ego św iata.

    325

  • P d i e t h o n : — „N iepam ięć poprzednich stanów (inkarnacyj) jest n a s tę p stw em po łączenia duszy z ciałem . Dopiero po jego śm ierci, przypom niaw szy sobie poprzednie is tn ien ia , zrozum ie, że los jej n a ziem i był n ieun ikn ionem n as tęp stw em poprzedn ich czynów. W yzw olona dusza s ta je się znow u podobną Bogu i w szechw iedzącą. Owo odśw ieżenie pam ięc i je s t w spom nianym w aforyzm ie „znakiem O jca“.

    Aforyzm szósty.6 a: Śpiesz się, abyś powrócił do praźródła, do chw ały niebiańskiego

    Stwórcy, z którego wyszła tw a dusza.“16 b: „N iechaj boskie napełni tw ą duszę. W zrok trzym aj stale ku niebu

    zwrócony.“7 e: „Śpiesz do światłości Ojca, z którego wyszła tw a dusza.“K o m e n t a r z e ,

    A n o n i m i P l e t h o n tłu m aczą zgodnie, że bóstwo je st najw yższem św iatłem , zaś pow rót do tej św ie tlanej ojczyzny w in ien być jedynem p rag n ie n iem duszy.

    P ś e l l o s : — „D usza rozw ija trzy siły : r o z u m , p a m i ę ć i r o z s ą d e k . Tylko przez ich zjednoczenie m ożna zrozum ieć isto tę bóstw a i z n iem się połączyć.“

    U w a g a : D otychczas m ogliśm y zauw ażyć w kolejności aforyzm ów pew ną łączność. Obecnie je d n ak nas tęp u je , n iezw iązany z poprzedniem i pod względem treści, aforyzm . W ykazu je to n a zag in ioną część, leżącego u podstaw trzech w ersy j, o ryg inału .

    Aforyzm siódmy.7 a: „Ziemia opłakuje je w raz z ich dziećmi.“

    28 b: „Ziem ia skarży się nieustannie na nie i ich dzieci.“8 c: „Ziem ia opłakuje je, a z nim i też ich dzieci.“K o m e n t a r z e .

    : A n o n i m i P s e l l o s k o m e n tu ją powyższy aforyzm z p u n k tu w idzenia re in k a rn a c ji.

    P l e t h o n : — „Ci k tórzy nie s łu c h a ją upom nień „W yroczni“ op łak iw ani będą przez ziem ię. P od „ziem ią" należy rozum ieć ziem ską n a tu rę , k tó ra jest n as tęp stw em niedoskonałości — bow iem życie ziem skie je s t k a rą . Dlatego ziem ia o p łak u je rów nież dzieci n iedoskonałości, gdyż rodzice sw oje grzeszne p rag n ien ia zaszczepiają po tom stw u .“

    Aforyzm ósmy, również nie związany z pozostałymi, występuje tylko w pierwszej wersji.

    8 a: „W ytrzepyw ania duszy, które pozw alają jej odetchnąć, są oczyszczającej natu ry .“

    K o m e n t a r z e .e s -

    „Pod w y trzepyw an iem duszy“ — k tó ra tu ta j po rów nana je s t z ub ran iem — należy rozum ieć przyczyny rozum ow e, k tó re znalazłszy dostęp do duszy, u su w ają z n ie j p roch nam iętności i złych nałogów . O czyszczające ich dzia łan ie polega n a tern, że u w a ln ia ją duszę od żużli (!), k tó re ona ze sw ej osłonki, nieczystej m ate r ji, p rzyc iągnę ła do siebie.

    Aforyzm dziewiąty w ykazuje również brak związku z poprzednimi.9 a: „Po lewej stronie znajdu je się siedziba cnotliwych pragnień.“

    12 b: „Źródło cnoty znajduje się po lewej stronie Hekaty. Zachowaj dziewictwo.“

    9 c: „Po lewej stronie zna jdu je się źródło cnoty. Zachowaj dziewiczość.“

    326

  • Wszyscy trzej kom entatorzy uw ażają ten aforyzm za nakaz czystości. Lewa strona ciała jest siedzibą cnoty, ponieważ w niej leży serce; p raw a natom iast z racji obecności w ątroby jest siedliskiem żądz.

    Aforyzm dziesiąty.

    10 a: „Dusza dąży do połączenia się z bóstwem. Skoro wyzwoli sie z pod wpływów m aterji — rozpłynie się w Bogu.“

    15 b: Dusza pragnie rozpłynąć się w Bogu, zrzuciwszy z siebie wszystko co ziemskie i ułomne.“

    10 c: „Dusza człowieka dąży do zatrzym ania w sobie boskiego ('pierw iastka).“ ° ^

    K o m e n t a r z e ,

    ^ ,4 °,n i m - T ,»Dusza nie m oże osiągnąć s ta n u boskości, zan im nie zagasi ziem skich p rag m en .“ 0 __ ? s e 11 o s. — „Dusza w ykszta łca się w naczynie, w k tó rem bóstwo m ogłobyzam ieszkać. S taje się to d rogą ośw iecenia, k tó ry to s ta n poprzedzić m usi św iątobliwe życie, zlekcew ażenie w szystk iego co ziem skie.“

    o s ^ m ^ b i a ^ k y m p ^ b % ^ i T T % s L % '% % ^ e ż % o d z i a n o %

    dobrami 1 b“ k,emi w m -Aforyzm jedenasty.

    11 ci: „Ponieważ dusza jest przezroczystym ogniem, pozostaje n ieśm iertelną i władczynią życia.“

    11 b: „Ponieważ dusza jest świetlanym ogniem, jest nieśm iertelna i w ładczynią życia.“

    11 c: „Ponieważ ona jest jasnym ogniem i nieśm iertelną“...

    K o m e n t a r z e .

    A n o n i m . — „W szystko co ziem skie, je s t p rzem ija jące , duchow e — n iep rzem ijające . Dlatego dusza je s t w ładczyn ią życia, t. j. w iecznego życia.“

    P a e i l l o s . — „Dusza je st n ie m a te rja ln a i d la tego n iep rzem ija jąca , ponie- waz nie jest złożona ze sk ładn ików pod legających rozkładow i. Nie p rzy jm u je niczego z ciem ności, ponieważ nie m a c ia ła ; je s t za tem czystem św ia tłem “

    P l e t h o n . — „Pod ogniem “ należy rozum ieć duchow e zdolności, k tó rem i obdarzona je st dusza człowieka."

    (C. d. n.)

    OQOOQGQOOCQOQOQOOQOOOOOQQQOOOOOQf - ^ OOOQQQQQOQQQQ O ^ —

    Pozostaje nam tylko jedno do zrobienia: zam iast zastanawiać się nad możnością i rzeczyw istością postępu — iść naprzód; zam iast narzekać na złe — krzewić dobre; zam iast poprawiać historję i całą naturę ludzką — poprawiać sam ych siebie.

    Dr. J. Ochorowicz.*Sztuka jest rytm em pracy; Wielka — rytm em organizującym ziemię. N ajw yższa — uzgadniająca ten rytm z rytm em wszechświata.

    Zegadłowicz.

    327

  • K. Chodkiewicz (Lwów)

    Dusza zbiorowaW długim łańcuchu ewolucji życia i jego form na powierzchni naszego

    planety człowiek jest królem stworzenia, istotą najwyżej stojącą na drabinie ewolucji, duchem świadomym, który w szeregu niezliczonych wcieleń rozwinął i uzyskał indywidualność, osobowość i poczucie własnego ja. Duchy ludzkie tworzą, jak to określa okultyzm, pierwszą „falę życia“, która przed miljonami wieków spłynęła na ziemię a raczej zaczęła działać w kształtującej się materji ziemskiej i w rozwoju swym doszła do stanu, w jakim się obecnie znajduje. Manifestowały się jednak i inne „fale życia“, które zaczęły pracę wtedy, gdy pierwsza fala krzepła już w pewne formy i te fale stoją obecnie na różnych stopniach drabiny ewolucyjnej. Cztery wielkie królestwa przyrody są temi czterem a „falami życia“, które w różnych odstępach czasu rozpoczęły swą inwolucję, t. j. wstępowanie w materję i stosownie do tego stoją dzisiaj na różnych stopniach ewolucji.*) Są to królestwa minerałów, roślin, zwierząt i ludzkości. Najstarszem e w o l u c y j n i e jest królestwo ludzkości, najmłodszem królestwo minerałów. Mówiąc tu o najstarszem i najmłodszem królestwie, nie ograniczam się co do czasu. Tradycja ezoteryczna nie twierdzi, że dopiero, gdy pierwsza fala życia osiągnęła pewien stopień inwolucji — następna zaczęła swą pracę. Mówiąc o królestwie mtodszem i starszem, mamy na myśli warunki e w o l u c j i i s z y b k o ś ć t e j e w o l u c j i przedewszystkiem. Fala życia pierwsza, a więc grupa duchów, które dziś obleczone są w ciała ludzkie, rozwijała się szybciej, osiągając coraz w yższe poziomy, fala następna, duchy odziane dziś w ciała zwierząt, później zaczęła pracę i wolniej ją odbywała, tak, że w rozwoju stoi o cały stopień niżej. To samo działo się z następnemi grupami, t. j. z królestwem roślin i minerałów.

    Mówić w ten sposób, jak to obecnie czynię, o królestwie minerałów, roślin i zwierząt — byłoby doniedawna jeszcze straszliwą herezją. Jak można przyznawać „duszę" a nawet „ducha“ kamieniom, roślinom i zwierzętom. Jeśli doniedawna człowiekowi nawet nie chciano tego „ducha" przyznać, wywodząc funkcje psychiczne z czysto fizycznego podłoża, to cóż dopiero mówić o duszy zwierząt i roślin, no a już szczyt niemożliwości przyznawać coś nakształt duszy kamieniom! Tak było doniedawna, ale teraz w ostatnich 30 latach sytuacja zmieniła się gruntownie. Przyznano tego „ducha“ już bezapelacyjnie człowiekowi, coraz więcej przyznaje się i zwierzętom pewne zdolności psychiczne, ba nawet pewne paranormalne zdolności, jak to później zobaczymy. Szerokie i drobiazgowe odkrycia i badania w świecie zwierząt i roślin wykazują coraz bardziej pewien inteligentny plan ewolucyjny tych obu królestw przyrody, pewne zdolności umysłowe wyższych zwierząt a właściwości czuciowe pewnych grup roślin, które wskazują, że poza fizyczną formą działa zasadniczo jakiś pierwiastek duchowy, który wypracowuje sobie powoli i planowo swe fizyczne formy tak, jak duch ludzki pracuje nad swojem fizycznem ciałem. Dzisiejsi uczeni idą już znacznie dalej. Mówią śmiało o życiu i wzroście

    *) W yczerpu jące om ów ienie tego te m a tu znajdzie czyteln ik w pracy tegoż au to ra p. t. „N arodziny Ś w ia ta“. (Przyp. red.).

    328

  • kryształu, o regeneracji tkanek kryształu, o układach sił warunkujących wzrost kryształu, o powinowactwie chemicznem jako o sympatji wzgl. antypatii atomów, o „zmęczeniu“ materiału i szeregu innych dziwów tej doniedawna tak straszliwie i bezapelacyjnie „m artw ej“ natury. Nie mogę w tym krótkim szkicu wchodzić w szczegóły odnoszące się do wszystkich królestw przyrody, by ująć całokształt tej ewolucji, trzebaby tom cały gruby napisać — zajmiemy się zatem tylko „falą życia" nam najbliższą, t. j. królestwem zw ierząt i postaram y się krótko przedstawić jego dotychczasową pracę ewolucyjną i możliwości ewolucyjne na przyszłość.

    Jeśli się prostaka zapytam y, czem się różni zwierzę od człowieka, odpowie nam bez namysłu: „człowiek ma rozum a zwierzę nie ma rozumu“. I w powiedzeniu tern tak prostem jest właściwe wyjaśnienie zagadnienia. Jak wiemy, w obecnem stadjum ewolucji nasza „fala życia“ posiada już 3 ciała, trzy szaty, w które się duch ubiera, by zbierać doświadczenia życiowe i móc się manifestować na planie fizycznym. Szatami temi są ciało fizyczne z ete- rycznem1), ciało astralne i ciało mentalne. To ciało mentalne, myślowe, jest tern, co się pospolicie określa jako „rozum“. Zatem grupa duchów, przechodząca ewolucję w ciałach zwierząt, posiada narówni z nami ciała fizyczne i astralne, a brak jej ciała mentalnego, myślowego. W ynika stąd zupełnie odmienna, że tak powiem, struktura duchowa tej fali ży c ia /) W ciele mental- nem jest siedziba wyższych władz umysłowych, zdolności logicznego myślenia, wyższych funkcyj psychicznych, słowem całego tego kompleksu, który składa się na nasze osobiste, indywidualne „ja“.

    Stąd też dr. R. Steiner używa na to ciało określenia „Ich-Leib", t. j. ciało jaźni. Nie należy jednak tego ciała identyfikować z jaźnią nieśmiertelną, z duchem jako pierwiastkiem wiecznym i niezniszczalnym, cząstką ogólnego ducha świata, tą Iskrą Bożą, która zagłębiła się w m aterję i w niej się obecnie na planie fizycznym wyraża. Ciało mentalne jest jedną ze szat ludzkiego ducha a, jako takie, daje temu duchowi poczucie własnej indywidualności na planie fizycznym. Quod capita, tot sensus“, mówili Rzymianie. Znaczy to, że każda jednostka ludzka jest sama dla siebie indywidualnością, ma swą biografię. W pewnej sytuacji każdy człowiek postąpi zwykle odmiennie, indywidualnie, bliźnięta urodzone w jednym dniu i wychowane w tych samych warunkach wykazują różnice w charakterze i postępowaniu — właśnie dzięki temu, że każde z nich jest indywidualnością inaczej ujmującą sytuacje, w jakich się wspólnie znalazły.

    Inaczej jest w królestwie zw ierząt. Duchy tej fali życia nie miały jeszcze czasu i sposobności wypracować sobie ciała mentalnego. Najwyższem z ciał, jakie posiadają, jest ciało astralne, kompleks uczuć i zasadniczych pożądań związanych z ciałem fizycznem i siedlisko niższej, nieindywidualnej świado

    Nowsze poglądy ezoteryczne zaliczają eteryczny s ta n sk u p ien ia do m a te rji fizycznej, za tem i ciało eteryczne człow ieka je st ty lko sub te ln ie jszą i n a ra z ie n ie w idzia lną d la nas częścią c ia ła fizycznego, k tó ra fungu je jako zb iorn ik sil żyw otnych organizm u.

    ■) P rzy ją łem od Teozofów określen ie „fa la życia“, bo w yrażenie to oddaje bardzo tra fn ie odlegle procesy kosm ogeniczne, gdy to g ru p y duchów , jak b y fa la m i pogrążały się w m aterję , by znaleźć w nie j siebie sam ych, by przez k sz ta łto w anie form y dojść do poczucia w łasnej św iadom ości.

    329

  • mości. Ale przecież zwierzęta te żyją w warunkach takich, jak i my, wykazują celowość postępowania, uczą się pewnych rzeczy unikać a do innych garnąć się a z nich korzystać, rozwijają się, wykazują pewne niższe uczucia i t. d. Są to jednak wszystko czynności wykonywane ciałem astralnem, instynktem, jak to zwyczajnie określamy. Jak należy rozumieć ten „instynkt“. Mówimy, że instynkt prowadzi bociany w ich zimowym locie, instynkt przestrzega je, by za prędko nie wracały z ciepłych krajów, instynkt każe kaczce wylęgłej z jaja iść na wodę i płynąć, instynktownie młode kurczątka umykają przed cieniem jastrzębia i t. d. Łatwo zwalić wszystko na ten wygodny instynkt, ale trudno wszystko działalnością tego instynktu tłumaczyć!

    I tu wyjaśnienie zagadki da nam znane w okultyzmie pojęcie „duszy zbiorowej“- Przedewszystkiem co do samego terminu zaznaczam, że odpowied- niejszem byłoby określenie „duch zbiorow y“, bo chodzi tu właśnie o ducha jako pierwiastek kierowniczy i nieśmiertelny, a nie o duszę, którą tworzą owe niewidzialne ciała. Utarło się już jednak określenie „dusza zbiorowa“ lub „dusza gatunku", tedy zatrzym am y je, by nie wprowadzać zamieszania. Dlaczego nie wybrałem określenia „dusza gatunku“, wyjaśnię w dalszym ciągu mych wywodów.

    Na czerń polega działalność owej duszy zbiorowej? Zaznaczyć muszę najpierw, że w tern stadjum ewolucji, w jakiem są obecnie zwierzęta, duch, nie m ając do dyspozycji poszczególnych ciał mentalnych przy formach fizycznych, nie mógłby, ograniczając się do jednego osobnika, zebrać odpowiedniej ilości doświadczeń niezbędnych do ewolucji. Zatem radzi sobie w ten sposób, że buduje pewną ilość ciał, pewną grupę ciał i, kierując nią, przechodzi tę ewolucję. Poszczególne zwierzę nie jest ciałem fizycznem jednego indywidualnego ducha, tylko pewna grupa zwierząt, większa ich ilość, jest grupą fizycznych komórek danego ducha. Jest to stopień ewolucyjny niższy od ludzkiego, ale też wiemy, że druga fala życia (królestwo zwierząt) w ewolucji swej jest za nami grubo w tyle.

    Klasyczny wzór takiej organizacji mamy u pszczół, mrówek i termitów. Pój jest organiczną jednostką, prowadzoną i dyrygowaną przez jednego ducha, jak to określamy: duszę zbiorową ula. Ciała pszczół, składających się na ten rój, są poszczególnemu komórkami jednego fizycznego organizmu, jakiem u pszczół jest rój, u mrówek grupa mrówek, tworzących mrowisko, a u termitów term itiera. Nie jest to znów tak wielkim cudem, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało. Przypuśćmy, że jakiś uczony wynalazł ultra-mikroskop, pozwalający na oglądanie poszczególnych elektronów, atomów naszego ciała. Jakie miałby wrażenie ten, ktoby przez ten przyrząd nas oglądał? Otóż nasze ciało nie byłoby dla tego obserwatora m asą spoistą i stałą, ale olbrzymią mgławicą wirujących elektronów, niezwiązanych ze sobą i nie dotykających się wzajemnie. Coś tak np. jak rój pszczół unoszących się nad ziemią. Zdaleka możnaby taki rój pszczół wziąć za masywną kulę, unoszącą się nad ziemią, gdyby ktoś miał tak słabe oczy, że nie rozróżniałby poszczególnych pszczół w tym roju. A przecież te wszystkie elektrony naszego ciała są utrzymywane razem w jednym organizmie, kierowane, wymieniane i t. d. tak, jak się to dzieje z pszczołami w ulu, mrówkami w mrowisku a termitami w termitierze. U człowieka nas to nie dziwi — nie powinno zatem dziwić i u pszczół.

    Czyż możnaby w inny sposób wyjaśnić ową cudowną harmonię i zgodność

    330

  • panującą w społeczeństwie ula? Ów podział na królową, robotnice, wartowników, trutni i ową bezwzględną dyscyplinę, jaka tam panuje? I czy nie jest tak samo, a raczej nie powinno być w naszym organizmie, gdzie jedne komórki tworzą szkielet i rusztowanie ciała, inne roznoszą życiodajny tlen w najdalsze zakątki, inne znów stanowią policję i żołnierzy zwalczających wroga, który wdarł się do organizmu? Tylko, że m y często świadomie niszczymy tę har- monję pracy komórek, duch zaś ula nie pozwala poszczególnym pszczołom na wyłamywanie się z dyscypliny społecznej i na chodzenie wlasnemi drogami. Czy można inaczej wytłumaczyć, jak pszczoła trafia do swego ula z odległości kilku kilometrów i to leci w ten mały otworek z szybkością kuli a nie trafi w otwór sąsiedniego ula! Gdy się ogląda zorganizowaną i ofiarną pracę kolumny mrówek, ciągnącej dróżką leśną, musi się uznać istnienie jakiejś organizacji centralnej, która celowo tą pracą kieruje. Dodam nawiasem, że — jak podają ezoteryczne źródła indyjskie — organizacja pszczół nie est wykwitem ewolucji naszej ziemi, ale ludek ten jest darem przyniesionym z siostrzanego, wyższego ewolucją planety'), kiedy to pewna grupa wysokich duchów planety W enus wcieliła się w epoce lemuryjskiej w ciała ówczesnych Lemuryjczyków, by przyspieszyć ewolucję ówczesnej ziemskiej, zwierzęcej jeszcze ludzkości. Pisałem o tern obszerniej w „Ewolucji ludzkości".

    Jakby obrazowo przedstawić organizację takiej duszy zbiorowej, celem łatwiejszego jej zrozumienia? Ciekawy taki przykład daje M. Heindel w swem dziele „Die Weltanschauung der Posenkreuzer“.3) Powiada on tam następująco: „W yobraźmy sobie pokój przedzielony kotarą. Jedna część tego pokoju przedstawia świat ducha, druga świat fizyczny. W obu częściach są dwaj ludzie, którzy się nie widzą wzajemnie, ani nie mogą przejść z jednej części pokoju do drugiej. W kotarze jest 10 otworów, dziur i człowiek, który przebywa w „świecie ducha", może wetknąć w te 10 otworów swoje 10 palców i przepchać je w ten sposób w „świat fizyczny". Jest on doskonałym przedstawicielem „duszy zbiorowej“8), działającej w świecie ducha wzgl. w świecie astralnym. Palce przedstawiają zwierzęta danego gatunku czy grupy. Może on poruszać temi palcami tak, jak chce, ale nie może ich wysuwać za daleko i przesunąć w miejsca poza otworami i nie może tych ruchów robić tak inteligentnie, jak poszczególny człowiek, który przenosi się z miejsca na miejsce w świecie fizycznym. Ten drugi obserwator, siedzący w części pokoju, którą określiliśmy jako „świat fizyczny", widzi poszczególne palce wychodzące z kotary, widzi jak się poruszają, nie może jednak odkryć związku między niemi i wydaje mu się, że każdy palec jest odrębnem stworzeniem. Nie może wiedzieć, że to są palce mężczyzny ukrytego za kotarą, a ich ruchami kieruje jego inteligencja i wola."

    1) Jak p am ię tam y z k o s m o g o n j i , ziem ia nasza je st obecnie w p ią te j rasie swego czw artego w cielenia. W edług trad y c ji indy jsk ie j p la n e ta W enus je st w siódm ej rasie piątego w cielenia i je s t na jb ard z ie j rozw in ię tym z p la n e t w idzia lnych.

    2) S tr. 78, w ydana przez „Theosophisches V erlagshaus", Lipsk.3) M. H eindel słuszn ie używ a te rm in u „G ruppengeist“ a nie, ja k teozofowie

    niem ieccy, „G ruppenseele“, a antropozofow ie „G em einschaftseele“. Chodzi tu , jakjuż w yjaśn iłem , o d u c h a , a nie o d u s z ę , k tó ra je s t ty lko członem pośredn imi łącznikow ym m iędzy duchem a fizycznem ciałem .

    331

  • Obraz skonstruowany przez Heindla daje nam całkiem jasny pogląd na istotę i funkcje duszy zbiorowej. Gdy patrzym y na poszczególne zwierzęta, widzimy tylko te „palce“ oddzielnie funkcjonujące i nie widzimy przyczyny tych ruchów czy funkcyj — dopiero gdybyśmy mogli zaglądnąć za ową kotarę, dzielącą nas od świata ducha, zobaczylibyśmy właściwy stan faktyczny.

    Wnioski nasze poparte są całym szeregiem niezaprzeczalnych dowodów. Więc przedewszystkiem ten rys psychiki zwierzęcej, na który zwraca uwagę dr. A. Steiner1), że zwierzę nie ma rysów indywidualnych, nie ma swej biografii, opis pojedynczego zwierzęcia jest zarazem opisem całego jego gatunku. Przejawia się to nawet w fizycznej postaci. Jeśli mam w pokoju np. dziesięć motyli gatunku „rusałka admirał“ i wezmę jednego do ręki a potem go wypuszczę — nie potrafię między dziesięciu osobnikami tego gatunku odszukać potem tego, którego trzym ałem w ręce. Jeden jest bliźniaczo podobny do drugiego i nie potrafię ich odróżnić, bo nie mają rysów indywidualnych. Gdy zapalę światło w pokoju, wszystkie ćmy jak automaty polecą do tego światła, jakby kierowane jedną wolą i jednym impulsem. Obserwujmy stadko gęsi idących poważnie „gęsiego“ od sadzawki w kierunku podwórza. Idą jak te palce poruszane za kotarą, spokojnie i miarowo. Zagęga pierwsza, gęgają i inne — słowem już zewnętrzne zachowanie się poszczególnych osobników świadczy o jakiejś wspólnej sprężynie, będącej motorem ich zachowania się. To samo jest i u ssaków. Obserwujmy stado baranów czy owiec, gdy je coś nastraszy. Ruch stada zrywającego się do ucieczki jest tak automatyczny, że wszedł nawet w przysłowie. Popatrzm y na stadko kurcząt młodych i starych, gdy na stropie nieba zawiśnie jastrząb a cień jego muśnie ziemię: jak automatycznie wszystkie osobniki stadka znikają w krzewach i zaroślach i to nawet kurczątka młode, które nigdy jeszcze nie zetknęły się z jastrzębiem i napaścią z jego strony. Obserwujmy bociany czy jaskółki, zbierające się do odlotu. Jak dokładnie trafiają na właściwą porę, jak odnajdują kierunek lotu na etapach długości tysięcy kilometrów, jak nawet dobierają wysokość lotu odpowiednią dla ich budowy skrzydeł? Kto uczy bobry budować cudowne wodne budowle? Kto każe pszczole komórki woskowe budować we formie wyraźnych i geometrycznie doskonałych sześcioboków? W szędzie widzimy cudowną mądrość i działanie tej duszy zbiorowej, przez poszczególne ciała zwierząt zbierającej swe doświadczenia.

    W niższych gatunkach zwierząt dusza zbiorowa obejmuje miljony jednostek. Duch np. w yrażający się we formie fizycznej muchy domowej wypełnia miljony ciał tych much. Im w yższy jednak rozwój danego gatunku, tern większe zaznaczają się różnice między poszczególnemi osobnikami i działalność duszy zbiorowej ogranicza się do coraz mniejszej ilości osobników. Dusza ta rozdziela się, że tak powiem, różniczkuje się w mniejsze zespoły, a wkońcu przy zwierzętach domowych, żyjących pod wpływem człowieka, dusza ta zaczyna się powoli indywidualizować. Będziemy jeszcze o tern szczegółowo mówić i to był też powód, dlaczego nie przyjęliśmy w polskim języku określenia „dusza gatunku“ (Gattungsseele), tylko „dusza zbiorowa“, bo w wyższych gatunkach jedna dusza nie wypełnia całego gatunku, tylko mniejsze jego zespoły.

    C. d. n.

    332

  • A A S . TND0I SEATTON

    Wstęp w światy nadzmysłoweXIV. Dhjana.

    (M edytacja .)

    Na szczeblu dharany poznałeś ćwiczenia w skupianiu się, czyli koncentracji, prow adzące do widzenia obrazow ego, i m a g i n a c y j n e g o . Uzdolniłeś się do odbierania w rażeń świadom ych z równi a s t r a l n e j . Teraz przystępujesz do ćwiczeń, k tó re w podobny sposób otw orzą przed tobą równię m y ś l o w ą . Do w ejścia na rów nię astra lną potrzebne ci było skupianie uczucia ja k najżyw szego na przedm iot twej uwagi, bo równia ta, ja k wiesz, je s t światem uczuć, żądz i popędów . Teraz masz uzyskać wstęp w świat myślowy, musisz zatem rozw ijać siły tw ego ciała m yślow ego p o dobnie, jak w dharanie rozw ijałeś siły ciała astralnego . Nie sądź jednak , że ponieważ należysz do ludzi in teligentnych i kulturalnych, to tern samem j u ż m a s z ciało myślowe dobrze rozwinięte. Na szczeblach p rzy g o to wawczych miałeś sposobność przekonać się, ja k nieudolnie w ładałeś dotychczas swem ciałem myślowem, i na tych szczeblach właśnie przeszedłeś ćwiczenia, zm ierzające do uczynienia tego ciała narzędziem posłusznem twej woli i działającem bez zarzutu.

    W dhjanie okaże się, czy to narzędzie działa bez zarzutu rzeczywiście. Jeżeli są w niem jeszcze jakiekolw iek usterk i i niedom agania, wszelkie ćwiczenia dh jany będą bezowocne dla ciebie. Nie doprow adzisz niemi do w yników żadnych, lub do całkiem innych niż zam ierzone. Nie w ystarczy ci tu bowiem z w y k ł a zdolność m yślenia rozsądnego i logicznego. Musisz nietylko umieć myśleć, ale i p rzypatryw ać się z uw agą tym funkcjom m yślowym. A przedew szystkiem musisz umieć tworzyć myśli żyw otne, pełne treści i siły, bp tylko takie myśli zdo ła ją zbudzić i rozwinąć nowe zdolności w twem ciele myślowem. Dotychczas myśli twe zależały w znacznym stopniu od uczuć, i one także dostarczały twej woli pobudek do działania. Myśl, czucie i w ola z w i ą z a n e były ze sobą przyczynowo. Teraz jed n ak m ają się odłączyć od siebie i usam odzielnić, aby każda z tych sił m ogła działać niezależnie od drugiej. W dhjanie właśnie czucie i w ola dostarcza tego g run tu żyznego, z k tó rego myśl tw o ja w yhoduje sobie zdolność w idzenia inspiracyjnego.

    Rozumieć teraz zaczniesz znaczenie tego, co może już nieraz słyszałeś o t. z w. „rozszczepieniu osobowości" przed w tajem niczeniem . Te trzy w ładze tw ej istoty, myśl, uczucie i wola, k tó re są związane ze sobą nieroz- dzielnie w pew ien sposób prawidłow y, tw orzą jednolitość człowieka. Za norm alnego uchodzi taki człowiek, u k tó reg o myśl, czucie i w ola są zw iązane w jedność. Mówisz o sobie: „czuję, myślę, chcę“, w yrażając tern, że we wszystkich trzech w ypadkach ty, t e n s a m ty, jesteś podm iotem . Uchodziłbyś za anorm alnego, gdybyś pożądał rzeczy niemiłych, lub p o stę pował inaczej, niż to wynika z rozum ow ania logicznego. W e w tajem niczeniu jednak dojdziesz do tego , że te trzy władze twej istoty rozluźnią swój związek wzajem ny. Nie będziesz ju ż miewał w rażenia, że to ty myślisz,

    333

  • lecz że „coś m yśli“ w tobie. Podobnież wobec uczuć będziesz miał w rażenie: „coś czuje we m nie“ , i wobec objaw ów woli: „coś chce we mnie“ . Twoje „ ja “ rozpadnie się na trzy „ ja “ odrębne; jedno „ ja " będzie myślało, drugie będzie odczuwało, a trzecie będzie objaw iało wolę.

    Aby dojść do tego, musisz właśnie odbyć ćwiczenia dharany, dhjany i samadhi, rozw ija jące sam odzielność trzech władz twej istoty. Przede- wszystkiem jed n ak musisz doprow adzić do harm onji najzupełniejszej te trzy władze. Uczucie nie pow inno nigdy mieć niechęci tam , gdzie twa myśl osądziła, że po trzebna je s t sym patja; w ola nie śmie nigdy skłaniać cię do postępku niezgodnego z m yślą lub uczuciem. Bez takiego zharm onizowania k tó raś z tych trzech władz m ogłaby uzyskać przew agę nad innemi, a wówczas byłbyś dopiero człowiekiem napraw dę anorm alnym , jak ich spotykałeś zapew ne nieraz w życiu. Są ludzie, u k tórych wola w ybujała zabija myśl i uczucie; są inni, u k tórych oschłość serca i zanik woli idzie w parze z rozpanoszeniem się in telektu; są wreszcie takie niedołęgi życiowe, k tóre pow odują się wyłącznie uczuciami i popędam i. Podobne niebezpieczeństwa groziłyby tobie, gdybyś nie zrównow ażył ja k najharm onijn iej tych trzech władz twej istoty, nim uzyskają samodzielność.

    Rozumiesz tedy, że konieczne je s t takie zharm onizow anie władz uczucia, woli i myśli, nim dostąpisz w tajem niczenia. P otrzebne je s t to także i dla innego celu. O to rozw ój harm onijny tych trzech władz rozw ija rów nież harm onijn ie drugą połow ę tw ego lo tosu sześciopłatkow ego, a wiesz ju ż , że do w tajem niczenia wszystkie padm y musisz mieć rozwinięte w pełni i działające norm alnie. W iesz także, że podobnie ja k u innych padm, także i u sześciopłatkow ej połow a płatków je s t oddaw na czynna nieświadomie dla ciebie, a masz obudzić i doprow adzić do rozw oju drugie trzy płatki. Tern samem też jasnem ci będzie, że podobnie ja k u innych padm, tak i u sześciopłatkow ej rozw ój je j zależny je s t nie od środków fizycznych, lecz od wbudow ania własności odpowiednich w twe ciała niewidzialne.

    Jedną z takich własności je s t zmysł dla praw dy. Nie je s t to oczywiście narząd fizyczny, lecz wewnętrzny. W rażliwość tw o ja na w szystko, co praw dziwe i słuszne, musi się wzmódz do stopnia najw yższego, o jakim dotychczas nie miałeś w yobrażenia. To poczucie praw dy musi być tak żywe, aby wszystko, co fałszywe lub błędne, spraw iało ci odrazu w yraźne uczucie przykrości, a naw et bólu niemal fizycznego. Jak o biegun przeciwny tego zm ysłu praw dy wychowuj w sobie w y r o z u m i a ł o ś ć ja k najdale j p o suniętą dla błędów ludzkich w mowie i postępkach. Nie pozwól sobie nigdy na uczucie niechęci wobec człowieka, k tó ry kłam ie świadomie lub w niewiedzy swej pow tarza m niem anie fałszywe. „Szczęśliwy ten, kogo prawda uczy, nie przez znaki i słowa przem ija jące, lecz sam a przez siebie, ukazując mu się taką — jak ą je s t w sobie“ — mówi Tom asz ä Kempis (E), a na innem m iejscu: „Zwykle sądzim y o rzeczy podług tego, ja k nam do serca przypada, albowiem miłość w łasna pozbaw ia nas łatw o sądu praw ego.“

    R ozw ijając w sobie zmysł dla praw dy obok to lerancji dla błędów ludzkich, p racujesz równocześnie nad wzmocnieniem pewności swych sądów i szybkości decyzji. Twa nowa zdolność uczuciowa oddziaływa na rozwój woli w stanow czem rozstrzyganiu wątpliwości, ja k postąpić. Trzeci kierunek twej pracy zm ierza do w ykształcenia zdolności myślenia, a do tego potrzeba ci studjów napraw dę pow ażnych. O bok lektury, rozw ijającej

    334

  • znakomicie twe władze myślowe, potrzebne ci je s t niezbędnie zagłębianie się we wiedzę ta jem ną w je j różnych kierunkach. O bok ksiąg świętych różnych narodów daw niejszych przydatne ci tu będą prace okultystów nowoczesnych, ja k B ławatska, Sinnet, O lcott, H artm ann, Besant, Leadbeater, Collins, Steiner, naw et Papus, Aksakow, De Rochas i inni. Twój zmysł praw dy pom oże ci tu w yłuskać praw dę z powłoki, często n iepozornej lub dziw acznej: ostrzeże cię także przed fantazjow aniam i autorów , czy to m imo- wiednemi, czy świadomemi.

    W szystko to są w dhjanie prace, przygotow ujące ci g ru n t do ćwiczeń właściwych w m edytacjach. Tem atów do rozm yślań, czyli m edytacji, b ę dziesz miał mnóstwo nieprzebrane w książkach, k tó re ci p rzy toczyłem ; ponadto są jeszcze tem aty m edytacyj, pow odujących następstw a ściśle określone. Nim jednak do nich przystąpisz, przysw ój sobie pew ną biegłość t e c h n i c z n ą w samym sposobie przeprow adzania takich rozm yślań, biorąc do nich tem aty z książek, k tó re stud ju jesz. W skazów ki bliższe z n a jdziesz w rozdziale następnym ; podam ci tam kilka tem atów do m edytacji, wywołujących następstw a ściśle określone. Tutaj zw rócę ci jeszcze uw agę na utrzym yw anie pew nego sta łego sposobu odnoszenia się do zjaw isk i zdarzeń życiowych.

    Owo poczucie praw dy, k tó re m asz w sobie pielęgnow ać, począłeś budzić już podczas przygotow ania. P rzypom nisz sobie bez trudności, że na szczeblu nijam y pracow ałeś nad „kw alifikacją poczw órną“, a pierwszem w niej było odróżnienie rzeczy znikom ych od wiecznych, praw dy od dom niemania. W ówczas uczyłeś się tego raczej intelektem , um ysłem zew nętrznym , teraz zaś masz kształcić w sobie poczucie w ew nętrzne dla praw dy. P ielęgnując rozwój tego zm ysłu praw dy, będziesz m ógł także przeprow adzać owocnie m edytacje w ocenianiu właściwem rzeczy znikom ych wobec wiecznych i na odw rót. Nauczysz się nie przeceniać rzeczy doczesnych, ale za ra zem nauczysz się także doceniać ich znaczenie wobec rzeczy wiecznych. Znane zdanie G oethego: „W szystko co znikom e, je s t ty lko porów naniem “, dostarczy ci tu tem atu do m edytacji bardzo p łodnej.

    O tóż w dhjanie prowadzisz dalej pracę, zaczętą jeszcze w ni jamie. Poczucie praw dy i ocenianie odpow iednie rzeczy doczesnych wobec wiecznych, to dwie pierwsze z owych „czterech kw aiifikacyj“ . Trzecią jest, jak wiesz, „uzdatnienie poszóstne“ , a to miałeś za zadanie upraw iać również w nijam ie. Wiesz także, że „kw alifikacja poczw órna“ budzi z uśpienia cztery płatk i padm y ośm iopłatkow ej; na stopniu dh jany zatem masz je już trzy obudzone i ruchome. P ozosta je do obudzenia jeszcze ty lko p ła tek czwarty, którym je s t „pragnienie osw obodzenia“, lub „pragnienie zbaw ienia“, jeżeli je wolisz tak nazywać. To pragnienie budzić się będzie w tobie stopniow o pod wpływem m edytacyj na tem aty określone, ale do rozkw itu pełnego dojdzie dopiero na szczeblu samadhi.

    Nim wstąpisz na ten szczebel, dużo masz pracy przed sobą przy u p ra wie dhjany. Kształcenie zmysłu dla praw dy przysw ajać ci będzie biegłość coraz większą w odróżnianiu rzeczy wiecznych od doczesnych, bo tylko wieczne są prawdziwe. Doczesne są pozorem , złudą, m arą, m ajakam i (wyraz polski „m ajak “ pochodzi ze sanskryckiego „m aja", złuda). Będziesz sp o strzegał stopniow o, że do wiecznych zaliczać możesz tylko zdolności p o ten cjalne, możebności, ale nic takiego, co już istnieje.

    335

  • Postępek niesłychanie dobry p rzestaje ju ż być czemś wiecznem z tą samą chwilą, w k tó re j go zdziałasz. S taje się doczesnym, przem ijającym , znikomym. W ieczna natom iast je s t tw o ja zdolność czynienia dobrze. W szystko, czego się nauczysz, co przyswoisz umysłowi, choćby to były rzeczy niezwykle trudne do pojęcia, w szystko to ńie je s t wieczne, bo cały ten dorobek um ysłowy stracisz razem z twem ciałem myślowem przy opuszczeniu dewahanu; wieczną natom iast, bo tw orzącą twój dorobek trw ały, je s t zdolność pojm ow ania takich rzeczy trudnych, zdolność uczenia się, p rzysw ajan ia ich sobie. Tern bardziej znikom e i przem ija jące są wszelkie rzeczy m aterja lne .

    Nawet uczucia nie są bynajm niej wieczne, ani następstw a zewnętrzne tych uczuć. W ieczną je s t ty lko zdolność do uczuć, bo gdy ją w sobie rozwiniesz, pozosta je twym dorobkiem trw ałym poprzez wszystkie wcielenia następne. Gdy pom yślisz nad tern, dojdziesz do zrozum ienia, że nie tyczy się to wszystkich uczuć bez wyboru. W ieczne są tylko zdolności do takich uczuć, k tó re ty sam rozwiniesz w sobie pracą świadomą. Uczucia n i s k i e otrzym ałeś gotow e w spuściznie ciał, i w łaśnie twa praca mu polegać na zastąpieniu ich wyższemi. A to , z czego masz się oczyścić, nie może być wieczne, bo przeczyłoby praw u postępu.

    Ocena właściwa rzeczy znikom ych wobec wiecznych będzie ci już teraz dostępna. Cierpienia same w sobie są znikom e i p rzem ijające, ale m ają w artość jak o środek do w budowywania w twe ciała cierpliwości i wytrwałości. S tanow isko społeczne może mieć w artość również tylko jak o środek, m ając bowiem w ręku większy zakres władzy, masz więcej możności czynienia dobrze i w spierania postępu. Sława natom iast i zaszczyty, to rzeczy b y n a jm niej nie wieczne, a pozatem co najm niej bezwartościow e, jeżeli nie szkodliwe. M ogą łatw o budzić pychę i przesadne m niem anie o wartości w łasnej, a nadto staw ać na przeszkodzie w ypełnianiu innych obowiązków, może m niej zaszczytnych, ale owocniejszych.

    Podobnież bezw artościow y je s t m ajątek , bo przynosi ze sobą zw iększenie ciężarów życiowych, a odwodzi uw agę od drogi właściwej. Zdrowie ciała fizycznego nie ma w artości sam o dla siebie; potrzebne je s t tylko do tego , abyś ciałem m ógł posługiw ać się ja k narzędziem działającem bez zarzutu. Pom yśl ko le jno nad różnem i dobram i doczesnemi, o k tó re ubiegają się ludzie z takim i wysiłkami, a spostrzeżesz, że żadne z tych dóbr nie przedstaw iają w artości. M ają co najw yżej w artość pośrednią, jak o środki do innych celów; częściej jed n ak są tylko balastem , spychającym cię na poziom niższy, lub utrudniającym wznoszenie się w górę.

    Rozm yślania o dobrach doczesnych i o ich w artości dadzą ci bardzo cenne przygotow anie do m edytacyj właściwych. Zobaczysz w takich ro zmyślaniach, ja k błędne i ja k płytkie były sądy tw oje dotychczas w tern ocenianiu w artości, a ponad to spostrzeżesz coś bez porów nania w ażniejszego. O to dojdziesz do po jęć całkiem n o w y c h o tych rzeczach, wśród których żyjesz; zaczniesz na nie patrzeć całkiem inaczej. A te pojęcia nowe utw orzysz sobie ty sam ; będziesz ich twórcą.

    Dojdziesz do nich rozm yślaniam i, do k tórych — prócz przedm iotu sam ego — nie bierzesz nic z zew nątrz, nic od kogoś drugiego, lecz wszystko czerpiesz wyłącznie ze sw ego w nętrza. B udujesz sobie te nowe pojęcia z m aterja łów własnych, jesteś zatem ich tw órcą wyłącznym i jedynym .

    336

  • Nikt ci w tern nie pom aga, w szystko tw orzysz silami wlasnemi. A te siły d aje ci w łaśnie m edytacja. Obywasz się w niej bez wszelkich w rażeń zewnętrznych; pracujesz tylko silami wewnętrznem i. N awet pobudki zew nętrzne nie były ci tu potrzebne; nic cię nie skłaniało do rozm yślania o tych rzeczach, lecz zabrałeś się do tego sam, aktem woli w swem wnętrzu.

    Tern wprawianiem w ruch sil w ew nętrznych naw iązujesz łączność coraz to częstszą i coraz bliższą z tw oją jaźn ią wyższą. To, czego się do w iadujesz w m edytacjach, te nowe pojęcia, nowe sądy i nową ocenę, to wszystko o trzym ujesz od niej właśnie. Nie daje ci tego tw ój rozum, twój m ózg fizyczny, tylko tw o ja jaźń wyższa. A wiesz, że ona należy ju ż do równi arupa, do światów nie ograniczonych form am i. To, co ona tam wie, to je s t tam własnością w s p ó l n ą w szystkich isto t tej równi, bo tam niema granic indywidualnych. M oże to być wiedza ludzi wybitnych na ziemi, albo też wiedza isto t czysto duchowych. Tam n i e m a a u t o r ó w , niema właścicieli. W iedza, k tó rą czerpiesz stam tąd przez tw o ją jaźń w yższą, je s t niczyja i w spólna, je s t inspiracyjna. D rogam i nieświadom emi dla siebie o trzym ują swe inspiracje poeci, muzycy, m alarze i rzeźbiarze; ty otrzym ujesz je świadomie, upraw iając ćwiczenia m edytacyjne.

    W jak i sposób przeprow adza się m edytację, wskażę ci na przykładzie, do k tó rego tem atu dostarczy ci zdanie (F): „Nim oko zdoła widzieć, musi od lez odwyknąć". S taraj się naprzód odczuć ja k najżyw iej treść każdego z tych słów kolejno, a potem rozm yślaj mniej więcej w ten sposób: „O ko je s t narządem wzroku. W świecie fizycznym widzę niem przedm ioty, n iezależnie od tego, czy są w niem Izy, lub czy je s t czyste. Ale łzy, jakkolw iek są objaw em ściśle fizycznym, m ają swą przyczynę w ciele astralnem . M ogę płakać z gniewu, z żalu, a równie dobrze z radości, ze współczucia. Ale dany n a s t r ó j duszowy z a b a r w i a mi to, na co patrzę okiem fizycznym. W radości w ydaje mi się w szystko piękniejszem i milszem, niż w p rzy gnębieniu. A zatem uczucia w pływ ają naw et na widzenie fizyczne."

    „Abym tedy m ógł widzieć jasno , bez zabarw ienia osobistego, muszę uspokoić uczucia, muszę „od łez odw yknąć." N iesłuszny był m ój sąd początkowy, jakoby oko, bez względu na łzy, w idziało zawsze jednako . Gdybym rozwinął już w sobie zmysł prawdy, odczułbym odrazu, że to m oje m niemanie pierw otne było mylne. Ale skoro już na widzenie fizyczne m ają wpływ uczucia, to ten wpływ m ego ciała astra lnego będzie tern silniejszy, gdy idzie o widzenie astralne. P rzy im aginacjach tedy odcień barw ny o b ra zów je s t ściśle związany z memi uczuciami o s o b i s t e m i . M uszę nie- ty lko dosłownie, ale i przenośnie „odw yknąć od łez", aby m ódz patrzeć trzeźwo, bez zabarwienia osobistego, na zjaw iska czy to fizyczne, czy astralne. Nie w ystarczy mi takie opanow anie ciała astralnego , aby przy uczuciach żywszych nie wyciskało mi lez z oczu, lecz muszę zaw ładnąć niem tak zupełnie, aby bez mej woli nie pojaw iło się w niem żadne uczucie, choćby najsłabsze. N ajłatw iej w yciskają Izy uczucia egoistyczne, a z takich starałem się oczyścić me ciało astralne już w ni jam ie. Teraz muszę mieć to ciało w tak iej władzy, aby czuło tylko to, na co mu p o z w o l ę , i ty lko wtedy, kiedy mu pozw olę. A to je s t poprostu p ra tja h a ra w uczuciach. Gdy mi się to powiedzie, dopiero w tedy m oje widzenie astra lne będzie wyraźne, niezm ącone zabarw ieniam i osobistem i."

    337

  • Podałem ci tu jeden tylko to r myślowy, ale zrozumiesz łatwo, że ten sam tem at: „Nim oko zdoła widzieć...“ prowadzić może do różnych torów myślowych i na każdym z nich zdołasz przeprow adzić m edytację owocną. P rzypatrz się teraz, ile wiedzy nowej zdobyłeś m edytacją na tem at tych kilku słów prostych. Gdybyś nie znal naw et wcale ni jam y ani pra tjahary , już z tej m edytacji dowiedziałbyś się, że m asz oczyścić się z egoizmu, i że masz opanow ać uczucia. Zrozum iałeś także, że konieczne je s t tu zupełne opanow anie uczuć, a nie tylko połowiczne.

    Poniew aż znasz już drogę ćwiczeń im aginacyjnych, zastosuj je do tego właśnie ow ładnięcia uczuciami. W yobraź sobie ja k najżyw iej, że ktoś z twoich znajom ych o niezbyt wysokim poziom ie etycznym spotyka cię i oskarża o jak ieś postępki bardzo niskie, w prost zbrodnicze. Ty starasz się przeczyć, ale on obrzuca cię coraz to nowemi oszczerstwami, potem obelgam i, a wkoricu znieważa cię czynnie. S taraj się wyobrazić sobie to zajście ja k najżyw iej — ale z a k a ż sobie przytem wszelkich uczuć. Niechaj podczas te j im aginacji nie po jaw i się w twej duszy a n i c i e ń uczucia krzyw dy, przykrości, ani drgnienie oburzenia lub gniewu. Dopiero w tedy będziesz miał ciało astralne zupełnie w swej władzy.

    Dr. Juljan Ochorowiczprzek ład J. Dunlnowej

    O sugestji myślowejR o z d z i a ł III.

    Prawdziwa sugestia myślowa.

    Między moimi pacjentami miałem młodą osobę 24-letnią, chorą ciężko na epilepsję i histerję połączoną z manją samobójczą, prócz tego ataki konwulsji, na które cierpiała od małego dziecka, tak silne, że skręcały ją całą. Pomimo tego wyglądała zupełnie zdrowo. Poza atakami konwulsji i epilepsji miewała napady warjacji i wybitną anemję małego móżdżku. Była bardzo wrażliwa na cynę — żywo ją wyczuwała, jak również i wiele innych metali. Subtelność wyczuwania zależna jednak była od jej psychicznego nastroju.

    Usposobienie miała żywe i aktywne, o dużem skupieniu wewnętrznem, a mało uzewnętrzniające uczucia. W eredyczka, o dobroci wyjątkowo głębokiej i zamiłowaniu do poświęceń. Inteligencja w yjątkow a, duży zmysł obserwacji, uposażona wielu talentami. Niekiedy wola jej załam yw ała się; wówczas trudno było jej na coś się zdecydować, to znów stawała się zamknięta i stanowcza. W ysiłki moralne lub przeciwności powodowały zaraz ataki i zupełne wyczerpanie nerwowe.

    Pewnej nocy, po dłuższym ataku, chora uspokoiła się i zasnęła. Naraz zbudziła się gwałtownie i zaczęła nerwowo prosić mnie i swoją przyjaciółkę pannę Marję, stale czuwającą przy niej, abyśm y niepotrzebnie nie męczyli się dyżurami i udali się na spoczynek. Tak natarczywie i uparcie o to prosiła, że bojąc się, by zdenerwowanie nie wywołało ponownego ataku — ustąpiliśmy. Powoli schodziłem po schodach (chora umieszczona była na trzecim piętrze) —-

  • co chwila zatrzym ując się i nadsłuchując, czy się coś złego nie dzieje, gdyż złe przeczucie nie opuszczało mnie ani na chwilę. Na podwórzu raz jeszcze zatrzymałem się pełen obawy, czy właściwie powinienem odchodzić, gdy wtem okno na trzeciem piętrze z trzaskiem otworzyło się i ujrzałem w niem chorą. Pospieszyłem na miejsce, na które ewentualnie mogłaby chora wypaść i bez namysłu, odruchowo zacząłem posyłać jej myślowe nakazy zabraniające tego postępku. Chora była już na parapecie, lecz widać, coś ją zatrzymywało, gdyż powoli zaczęła się cofać i wkońcu usunęła się na ziemię.

    Po jakiejś chwili znów skoczyła na okno. Ta sama historja powtarzała się pięć razy. Wkońcu Marja, jej przyjaciółka, nadbiegła i pochwyciła ją za ramię. Czas jakiś mocowały się. Nie czekając dalszego ciągu, pobiegłem szybko na górę, aby pomóc p. Marji. Zastałem chorą nieprzytomną w napadzie warjacji. Nie poznawała ani mnie, ani przyjaciółki, uważając nas za bandytów. Z trudem oderwaliśmy ją od ram y okiennej, gdyż rzucała się i gryzła. Napady warjacji ustępowały zwykle przy masażu okolicy jajników. Zabieg ten więc zastosowałem natychmiast, poczem uspokojoną już chorą ułożyliśmy bez trudu na łóżko i następnie zacząłem ją magnetycznie usypiać.

    Pierwsze jej słowa we śnie somnambulicznym były:— Dziękuję i przepraszam.Gdy przyszła do przytomności opowiadała mi, że chciała koniecznie wy

    skoczyć przez okno, lecz za każdym razem, gdy się już wychylała, czuła, że c o ś z dołu podnosi ją i powstrzymuje.

    — W jaki to sposób? — spytałem.— Nie wiem — odpowiedziała.— Czy czuła pani moją obecność?— Początkowo nie. Przypuszczałam, że pan już poszedł, a tymczasem,

    gdy chciałam wyskakiwać, czułam pana wyraźnie koło siebie i wiedziałam, że mi pan tego zabrania.

    To zdarzenie nie wystarcza, aby twierdzić, że było to działanie myśli na odległość, ale było powodem, że zacząłem z innej strony podchodzić do tego zagadnienia. Postanowiłem zrobić eksperyment, ale o zamiarach Swych nie powiedziałem nikomu ani słowa, aby nie skomplikować czystości odbioru wrażeń.

    Już od dwóch miesięcy usypiałem chorą co drugi dzień, aby nerwowo wypoczywała. (Stan aideiczny). W tym czasie robiłem spostrzeżenia i notowałem doświadczenia.1)

    Wiedziałem, że chora nigdy we śnie somnambulicznym nie ruszała się, dopóki nie podszedłem do niej, aby ją zbudzić.

    2-go grudnia.Postanowiłem, nie budząc jej, wysyłać nakazy myślowe, aby wykonywała

    różne ruchy.

    i) W iększość tych dośw iadczeń podana by ła do w iadom ości To w. Psycholo- giczno-fizjologicznem u w P ary żu i ogłoszona 25 styczn ia 1886 r.

    K ilka z n ich w ydrukow ano w „R evue ph ilo soph ique“, s ie rp ień 1886 r.

    339

  • 1. Podnieść praw ą rękę.

    (P a trza łem w ów czas n a chorą poprzez

    palce lew ej ręk i, o p arte j n a czole.)

    W yznaję, że doświadczenie to tak Rozpocząłem więc na now o:

    2. Podnieść się i podejść do mnie.

    O dprow adziłem ją n a m iejsce poprzednie, nie m ów iąc nic.

    3. Zdjąć bransoletką z lewej rąki i podać m i ją.D otknąłem ją palcem , nie p rze ry w ając m yślowego nakazu .

    4. W stać, p rzy su n ąć fotel do sto łu i u siąść koło nas.Z atrzy m ałem jej rękę, w ykonyw u- jącą fałszyw ie zlecenia.

    5. Podać lewą rąką.

    (Siedzieć — podać lewą!)

    P odaj lew ą — n ie tę!1)

    1) W szystk ie te rozkazy daw ane a n i słow a.

    1. W czasie pierw szej m in u ty bez rezu lta tu .

    2. W drug iej m inucie pojaw iło się drżenie p raw ej ręki.

    3. W trzeciej m inucie ręka poruszyła się gw ałtow niej, chora ściągnęła brw i i podniosła praw ą rąką.

    mnie przejęło, jak mało które potem.

    M arszczy brw i, w zdryga się, powoli w sta je i podchodzi do mnie z w yciągn ię tą ręką.

    Chw ila bezruchu . P otem w yciąga lewą rękę, w sta je i podchodzi do p. M arji, po tem do p ian in a . — S iada w yczerpana.

    Zdejm uje bransoletką z nam ysłem i podaje mi.

    W staje , podchodzi do m nie i mówi: „M am coś jeszcze zrobić.“

    Szuka, m yśli, p rzesuw a tab u re t, p rzes ta w ia szklankę.

    Z atrzy m ała się, cofnęła, wziąła fotel, przysunęła do stołu i usiadła z uśm iechem triu m fu , choć b. była w yczerpana.

    P o ru sza się — podaje p raw ą rękę, chce w stać.

    S iada — lew ą rę k ą w strząsa , lecz nie podaje — znów w sta je i s iada n a k a napie.

    P odaje p raw ą rękę, po chw ili podaje rąką lewą.

    w yłącznie m yślow o bez żadnego gestu

    Trzeba zauważyć, że moja pacjentka była zawsze bardzo roztargniona i w stanie świadomości zupełnej często się myliła, mówiąc, a nawet i robiąc nie to, co chciała.

    W czasie tego seansu medjum moje było w stanie aktywnym, wesoła i mało posłuszna.

    — „Pan chce żebym spała? — dobrze“.Po chwili zaczyna się ruszać i mówić. ——■ Nie mogę spać, mam jakieś „tik-tak“ w głowie, — to mi przeszkadza.— Niech pan usiądzie przy mnie.— Czy pani wciąż jeszcze śpi?— Tak. (Zadziwiająca rzecz, że zawsze zdawała sobie sprawę nietylko ze

    swego snu, ale z każdego stanu somnambulicznego, w jakim się znajdowała, tak, iż często sam a mnie informowała, gdyż na początku ja sam nie orientowałem się w tern.)

    — Niech mi pani powie, pytałem dalej, czy w sen somnambuliczny wpada pani tak samo, jak w sen zwykły?

    — O, nie, gdy mnie pan magnetyzuje, zasypiają najpierw nogi i ręce, potem

    340

  • tułów, a dopiero na ostatku głowa, a gdy się budzę, to głowa budzi się pierwsza i dlatego pamiętam i wiem, czy sen był prawidłowy i dobry. W e śnie zwykłym nie mogę robić żadnych spostrzeżeń, bo sen odrazu obejmuje mi głowę i nic już nie wiem i nie pamiętam. Powtóre, we śnie somnambulicznym mogę mówić i to mnie nie męczy. Wypoczywam doskonale — mogłabym całą noc tak prze- gawędzić i nie czułabym się zmęczoną, tymczasem gdybym rozmawiała przez całą noc nie śpiąc, byłabym strasznie wyczerpana.

    3 grudzień.

    Pani M. zasnęła na rozkaz mojego w zroku snem bardzo głębokim (bez- ideowo-paralityczny).

    6. Odpowiedz, czy słyszysz m nie? Ż adnej reakcji.

    Powtórzyłem to samo pytanie na głos. Nie słyszała nic. Po pewnym czasie zaczęła się poruszać.

    — Pani mnie nie słyszała przed chwilą? — Nie. — Dlaczego? — Bo zbyt głęboko spałam. — Czy będzie Pani miała atak dziś wieczorem? — Nie.

    Kilka minut poczekałem i znów rozpocząłem doświadczenia.

    7. Niech m i pani da praw ą rękę!Daj rękę!W szystko jedno jaką!

    P oruszen ie brw iam i. = 0 .P o d ała lew ą rękę.

    Jeśli mówiłem do niej, jednocześnie dotykając ją — rozumiała mnie dobrze; gdy odrywałem rękę, słyszała tylko dźwięki bez sensu i związku.

    Powiedziałem jej, że muszę wyjść na 15 min. Gdy tylko wyszedłem, posłałem jej nakaz myślowy.

    8. Chodź do m nie! | P o ruszen ie brw i.I Ogólny w strząs ciała.

    Nagle doświadczenie zostało przerwane przez oryginalne zajście. Okazało się, że podczas działania na dystans cała prawa połowa ciała chorej zdrętwiała, a porażony mózg przestał rozumieć sens moich myśli. Dopiero po pewnym czasie, gdy chora przyszła do siebie, opowiedziała mi o tern wszystkiem.

    — Zdawało mi się, że powinnam wstać i gdzieś iść, ale sytuacja, w jakiej się znajdowałam, była tak nieznośną, że nie mogłam się ruszyć.

    — To c o ś , co jest po prawej stronie, tak mi przeszkadza, że mnie wprost paraliżuje. — Niech mnie pan od t e g o uwolni.

    — Ale co to jest? — zapytałem.— Nie wiem; to stoi tu: — zrobiła rozpaczliwy ruch ręką w kierunku

    kwiatu stojącego w doniczce, a niedawno przyniesionego od jednej pani, którą chora bardzo lubiła. Gdy kwiat usunąłem, chora momentalnie uspokoiła się.

    — Dziękuję panu; myślałam już, że dostanę ataku!Myślałem początkowo, że to zapach kwiatu szkodzi tak bardzo chorej,

    choć w zwykłym stanie nie zwracała na kwiat uwagi. Okazało się jednak co innego.

    54/

  • Owa dama, od której moja pacjentka otrzym ała ów kwiat, kochała bardzo naszą chorą i zazdrosna była o względy i opiekę, jakiemi ją otaczałem. W stanie świadomości obecność tej pani, jak i prezenty od niej, nie drażniły chorej - jednak we śnie somnambulicznym nie znosiła ich obecności nawet w odległości kilku metrów.

    Robiłem różne doświadczenia z przedmiotami od Pani M, przyniesionymi; zawsze reakcja chorej była ta sama.

    G. d. n.

    Marja Florkowa (Kraków)

    Tajemnice szlachetnych kam ieniCiąg dalszy.

    O zdabiając swe ręce i ram iona drogiem i kam ieniam i, nie zastanawiam y się nad tern, że każdy z tych k lejno tów ma za sobą wiele — wiele tysięcy la t istnienia! Spowite tajem nicą swego pochodzenia zjaw iają się pewnego dnia zdum ionym i zachwyconym oczom Człowieka, a żaden z nich nie pyta: skąd przychodzisz? — jak ie moce i po tęg i kołysały cię i powoływały do życia? Jak i je s t tw ój cel i twe zadanie pośród nas?...

    Człowiek bezmyślny, o ciasnych horyzontach myślowych, nie pyta o nic, nie zastanaw ia się nad niczem. W ystarcza mu, że żyje; ale ci, k tó rzy zbadali ju ż wiele tajem nic Przyrody, dla k tórych Kosmos nie je s t ju ż piękną bajką0 Nieznanem, ale wielkim, jednolitym centrem energ ji, centrem pra-siły, z k tó re j wszystko wzięło swój początek, — ci nieliczni — rozum ieją g łę boki sens i celowość najd robn ie jszego kwiatu, najw ięcej m injaturow ego zw ierzątka, k tó reg o światem całym je s t m ikroskopijn ie m ała krop la wody...

    Dla tych, niestety nielicznych, zagadnienie bytu i celowości drogich kam ieni, owych zaiste nieśm iertelnych tow arzyszy człowieka — jes t godne głębokiej rozw agi i zastanowienia.

    Tam, gdzie rozum jeszcze nie działa — doradcą i kierownikiem staje się instynkt. On je s t głosem, k tó ry nieom ylnie wiedzie do celu tysiączne stada przelotnych ptaków : on ukazuje „bezrozum nem u" zwierzęciu lecznicze traw y i zioła, gdy choroba nawiedzi jeg o tw ardy organizm , on wreszcie wytycza roślinie je j podziem ne szlaki, k tórem i pędy i korzenie w ędru ją za w odą i pożywieniem . Instynkt je s t opiekunem i niezawodnym przew odnikiem w szystkiego co żyje. — P anu je władczo na dnie oceanów1 w najciem niejszych szczelinach, skalnych. M ilknie tylko wówczas, gdy władzę obejm uje — rozum, k tó ry w swej pysze i zarozum iałości myli się tak często i tak boleśnie...

    Ten właśnie Instynkt — odwieczny tow arzysz wszystkich żyjących istot, do rąk ludzi wciskał barw ne, czasem bardzo skrom ne w swym w yglądzie, kam ienie i kazał wierzyć, że obecność tych niemych, pozornie m artw ych przedm iotów , uchroni ich przed złem i zapewni upragnione błogosław ieństw o Losu...

    Jakże ten g łos Instynktu w ygląda w świetle badań i doświadczeń dnia codziennego? Życie, k tó reg o wiecznie ruchliwa i zmienna, a jednak po-

    342

  • tężna fala zalewa wszystko, — potw ierdziło i stale potw ierdza nieom ylność instynktu, n iezatru tego jadem sztucznie w yhodow anej i zw yrodniałej cywilizacji.

    Powiedzieliśm y już, że Kosmos je s t jednolitym centrem energ ji i — zależnie od rodzaju w ibracji, stw arza różnorodność kształtów i z ja wisk. Człowiek i W szechświat — odzw ierciadlają się naw zajem , a m ikro- kosm os i m akrokosm os to Jedność, ja k fa la i m orze to jedno...

    Praw o łączności duszy ludzkiej z ogólną P rzyrodą były znane od wieków, jakkolw iek stanowiły dorobek bardzo nielicznych adeptów i w ta jemniczonych. (W tajem niczenie nie je s t niczem innem, ja k rozszerzeniem naszej jaźni duchowej!) Pozostałe w strzępach książkowych, ukry te pod zagadkowem i symbolami trak ta ty dawnych nauk, M agji, Kabbały, Alchemji, A strologji — dowodzą nam, że dawni „M agow ie“, czyli M ędrcy, musieli znać jak ieś praw o powszechne, k tórem się kierow ali. P raw o to, jedyne i niezmienne, stosowali ściśle w swych działaniach, a skutki tych. działań laicy słusznie nazywali „cudam i“, bowiem daleko przekraczały zdolność zwykłych, ludzkich wysiłków. Ale oni pow tarzali tylko dzieło przyrody: rozprzęgali ją , by potem skupić i przyspieszyć je j działanie. Stąd słynna form ula herm etyczna: Solve, coagula, jak o zasada W ielkiego Dzieła powszechnej re to rty życia.

    W ostatnich czasach, jak o reakcja nadm iernego m aterjalizm u, poczęła się zaznaczać ucieczka od uznaw anych dotąd zasad, ucieczka od bezprzykładnego ignorow ania daw nej wiedzy, a rozpoczęła się żywa działalność w kierunku odcyfrow ania te j w zgardzonej i pogrzebanej wiedzy trad y cyjnej. Ale wyłoniło się nowe niebezpieczeństw o: obok niewątpliw ie cennych prac i odkryć, obok isto tnego ujęcia dawnych m etod naukow ych, wypłynęło na powierzchnię m nóstw o robo ty m ętnej, w yobrażeniow ej, mistycznej i naw et nam iętnościow ej, k tó ra nie może usposobić przychylnie dzisiejszej chłodnej, p rzezornej i nieco uprzedzonej już nauki o ficja lne j. Na szczęście — pom oc nadeszła ze zgoła nieoczekiw anego fro n tu — z sam ego serca obozu przeciw nego: ze strony nauki śc isłe j: fizyka zamieniła się „w wyższą m ag ję“ , a fizycy stali się „kastą w tajem niczonych m agów “ (słowa Dr. B iałobrzeskiego, prof, uniw ersytetu w ileńskiego). Pow stały badania prom ieniotw órcze, nastąpiła rew izja po jęć o m aterji — padł w nicość atom , a myśl ludzka XX wieku znalazła się znów tam , gdzie były już kiedyś m inione cywilizacje: przy nauce o życiu powszechnem , przy prawdzie o W szechduszy!

    W świetle te j praw dy s ta je nam się jasnem , że wszystkie ciała niebieskie, czyli „gw iazdy“, oraz ziemia ze swemi mieszkańcam i, to olbrzym ie pola sil, w zajem nie się przenikających i pobudzających. Te p rądy energ ji, płynące na nasz glob z nieobjętych myślą przestrzeni m iędzyplanetarnych, przenikają ziemię i ładują — niby olbrzym i m agnes, — udzielając się równocześnie i pobudzając każdą, naw et najm niejszą istotę.

    A że każda z p lanet posiada sobie właściwy m agnetyzm , zatem i prądy je j, spływ ające na ziemię, są przez je j m ieszkańców przyjm ow ane ro zmaicie. Dla jednych będą to w ibracje harm onijne, a zatem miłe i dodatnie, dla innych dysharm onijne, pow odujące sm utek, niechęć i rozstró j w ewnętrzny. Bo dusze ludzkie porów nać m ożna do strun, rozpiętych na g ig an tycznych skrzypcach; uderzenie i smyczek je s t ten sam, podobnie ja k Siła,

    343

  • k tó ra płynie od dalekich gwiazd, a jed n ak — podobnie, jak ten sam sm yczek wywoła różne dźwięki na poszczególnych strunach, stosownie do ich nastro jen ia , tak i poszczególne indywidualności reagu ją rozmaicie na te sam e w ibracje Kosmosu. Na wszystkich g ra ta sam a siła, a jednak każda dusza „dźw ięczy“ inaczej.

    S tro jen ie owej harfy, jak ą je s t dusza ludzka, odbywa się w chwili urodzenia, w momencie, gdy człowiek rozpoczyna swój byt indywidualny na ziemskim globie. W ten sposób pozycje gwiezdne w yciskają swą pieczęć na indywidualności danej jednostk i i zawsze potem wpływ ich i siła u jaw ni się m ocniej w chwilach, kiedy się znajdą w pozycjach przeciwnych lub podobnych do tych, jak ie znajdow ały się w chwili ich urodzin.

    Każda p laneta reprezen tu je bowiem pew ną zasadę kosm iczną, d latego ludzie — urodzeni pod pewnym znakiem Zodjakalnym — te właśnie pierw iastki kosm iczne reprezen tu ją w sobie.

    Nie wynika jed n ak z tego, abyśm y bezspornie zdani byli na laskę wpływów planetarnych. „M ędrzec p anu je nad swemi gwiazdam i“, mówi staroży tna sentencja, m ożna zatem opanow ać ich wpływy, należy je tylko poznać i zrozum ieć jakość ich działania. Siły danych p lanet drzem ią w nas tak długo, póki nie zajdzie w yzw alający je aspekt. A spekt je s t ustawicznie zm ieniającym się ustosunkow aniem w zajem nem gwiazd i działa ja k iskra zapala jąca nabój... Jeżeli przewidzim y wczas działanie aspektu — możemy odpow iednio przeciwdziałać i wówczas „n ab ó j“ pozostanie martwy, lub też zgasim y go, zanim rozpocznie działanie niszczące. O ile natom iast aspekt będzie miał wyzwolić nasze siły twórcze, harm onijne i pod każdym względem dodatnie, odpowiedniem zrozum ieniem tych w ibracyj spo tęgujem y jeg o błogosław iony wpływ na nasze życie. — To właśnie nazywa się: „panow aniem nad swemi gw iazdam i“ .

    Graficzne przedstaw ienie stosunku sił, działających w poszczególnym człowieku, zwie się h o r o s k o p e m i je s t nieodzownie konieczne do um iejętnego posługiw ania się właściwościami kam ieni szlachetnych. W k a m ieniach drzem ią bowiem te sam e siły, co i w okrążających nasz glob planetach; należy zatem wiedzieć, ja k i kiedy siły ich i właściwości zaprząc do działania, aby skutek nie był odw rotny i zam iast dodatnich — nie ujaw nił w prost przeciwnych w yników .1)

    Znane są także lecznicze własności kam ieni szlachetnych. Trudno poprostu uwierzyć, że np. szafir gasi gorączkę, szm aragd wzmacnia w zrok oraz leczy stany zapalne oka, krw aw nik i jasp is tam ują krew płynącą z rany, a ag a t przeciwdziała truciźnie.2) Pażdy kam ień przejaw ia swoje działanie w sferze m entalnej i psychicznej, o raz na planie fizycznym.

    Lecznicze działanie kam ieni opiera się na właściwościach prom ieniowania danego k lejno tu . Jeżeli znane nam prom ieniow anie radu leczy raka, czem uby siła em anująca ze szlachetnych kam ieni nie m iała leczyć innych schorzeń organizm u?

    Czemże je s t rad? Podobnie ja k elektryczność, k tó rą wprawdzie o p a now ano i zaprzągnięto do pracy, ale nie zbadano j a k o ś c i je j siły, tak

    ') Do p u n k tu tego pow rócim y jeszcze w d rug ie j części tej pracy.2) Bliższe szczegóły om ówię p rzy poszczególnych kam ien iach .

    344

  • samo i rad pozosta je w istocie sw ojej tajem nicą Przyrody. Taką samą tajem nicą są kam ienie szlachetne.

    Chemicy i przyrodnicy zbadali wprawdzie w kam ieniach ich zasadnicze składniki, oraz w zajem ne do siebie ustosunkow anie, poznali stale i niezmienne form y budujących się kryształów , ale właściwa S i ł a , k tó ra tak a nie inaczej każe róść i budować się tym kryształom , takie a nie inne przybierać barwy, ta S i ł a oraz je j źródło pozostały przyrodnikom zupełnie nieznane. Przyczyna leży w tern, że wiedza oficja lna nie p rz y jm uje i nie uznaje potężnego wpływu działań kosmicznych, mimo, że oddziaływanie słońca na psychikę ludzi i na ogólne życie je s t ogólnie znane, a wpływ księżyca na odpływ i przypływ m orza, na falow anie sk o rupy ziem skiej, na wzrost roślin, na życie seksualne tak ludzi ja k i zw ierząt, je s t zdawna uznane i tysiąckrotnie potw ierdzone przez życie.

    Jeżeli więc zmuszeni jesteśm y uznać wpływ słońca i księżyca na fo rm ujące się życie i jeg o rozliczne przejaw y, czemu odtrącam y wpływy innych planet tylko dlatego, że sfera i sposób ich działań nie zostały przez nas tak jaskraw o i nam acalnie potw ierdzone?

    Na podstawie właściwości różnych grup krystalicznych stw ierdzono, że istnieją kryształy, k tó re pow stały pod działaniem ogrom nie wysokich tem peratur, to zn. o g n i a ; inne znów pod olbrzym iem ciśnieniem p o w i e t r z a . Istnieją również g rupy kryształów , narosłe w skutek wyługi- wania soli m ineralnych, k tó re — przesiąkając przez skalne szczeliny i s ty kając się z sobą w ciągu nieskończenie długich okresów czasu w głębi ziemi — narasta ją zwolna, ja k pęki kwiatów, pod działaniem w o d y ; wreszcie ostatn ia g rupa pow stała na skutek oksydacyj m ineralno-m eta- licznych i ten rodzaj kryształów zawdzięcza pow stanie sw oje z i e m i .

    Badaczom, obznajom ionym z astro log ją i ezoteryzm em , nasuwa się z po- wyższem bardzo ciekawa an a lo g ja : znane są bowiem działania prom ienio- wań, czyli em anacyj dw unastu Znaków zodjakalnych, mianowicie: o g n i s t y c h (Y

  • Każda poszczególna g rupa kryształów rośnie więc około 2,100 lat, poczem, gdy punkt rów nonocny przesunie się do innego Znaku, kryształy, należące do kończącej się epoki, „zasyp ia ją“ , a róść poczynają następne.

    Kamienie, k tó re „zasnęły“, trw a ją w „m artw ocie“, podobnie jak drzewa w czasie zimy, aż do czasu, gdy m anifestow ać się zaczną sprzyjające im prom ieniow ania. W ówczas — znów na dalsze 2,100 la t budzić się zaczynają do życia.

    Ileż więc wieków, ile setek tysięcy la t liczą nasze tajem nicze cudowne k le jn o ty ? Ile w chłonęły w siebie prom ieniow ań, ile posiadły potencjalnie sił, k tórych właściwe działanie rozpocznie się dopiero z chwilą wydobycia ich „na św iatło dzienne". Bowiem kam ienie „rodzą się“ do swego sam oistnego u jaw niania sił dopiero w m omencie, gdy ręka człowieka oddzieli je od łona m atki-ziemi.

    Czy teza „rośnięcia" i „zasypiania“ k lejno tów znajdu je naukowe uzasadnienie? Kto przyglądał się grupom kam ieni jeszcze nieoszlifowanych, w ich pierw otnym stanie, musiał n iejednokrotn ie zauważyć, że np. kryształ górski posiada czasem w ew nątrz swej budow y w arstwy nalotów obcych ciał. Świadczą one najlep iej, że osadzić się musiały w okresie, gdy kam ień „spa ł“, nie rozbudow ując od zew nątrz swej powierzchni. Gdy powróciła wreszcie jeg o „w iosna“, rozpoczął swój dalszy w zrost, narasta jąc na owym obcym nalocie... Czy podobnego zjaw iska nie obserw ujem y na pniach drzewnych, k tó re posiadają czasem okucia i łańcuchy m etalowe w r o ś n i ę t e w treść konaru i naw et pokry te korą? — Tylko że wiosna dla drzew pow raca co 11 miesięcy, a dla kam ieni co 22 tysiące lat!

    A teraz zobaczmy, co o pow staw aniu kryształów mówi oficjalna nauka: czytam y w dziele Tcherm aka G. „Podręcznik m ineralog ji“ na str. 403:

    „W ielkie k ry sz ta ły , n ap o ty k an e w szczelinach ska lnych gnejsu i g ran itu , a w ięc k ry sz ta ły k w arcu (am etysty , ja sp isy , „kocie oko“, k ry sz ta ł górski), oraz k ry sz ta ły o d u la ru lu b k ry sz ta ły galeny i blendy, w ystępu jące w żyłach, zda ją się być jestestw am i, osiad łem i tu od praw ieków , zd a ją się być p ram in era łam i, k tó re m ogą w praw dzie u legać zm ianom , lecz nie p od legają dalszem u wzrostowi, będąc n ie jako u tw o ram i skończonem i co do czasu i nie m ającem i podobnych sobie m iędzy m in e ra ła m i dziś pow sta jącem u

    „Atoli liczne spostrzeżen ia p rzem aw ia ją za poglądem , w edle którego w a ru n k i, n iezbędne do p o w staw an ia ta k ich k ryszta łów , is tn ie ją jeszcze po dziś dzień, że tego ro d za ju w ielkie k ry sz ta ły n a ra s ta ją jeszcze i dzisiaj, że w szczelinach i żyłach w ciąż o s iad a j