teraz Świecie

24
Nr 41 • listopad 2012 ISSN 2080-8429 obraz ostry jak brzytwa Jeszcze w pierwszym kwartale przyszłego roku kino Wrzos zacznie wyświetlać filmy w jakości cyfrowej str. 5 Łobaszewska w „lustrzanej” Nowy sprzęt w sali lustrzanej przejdzie oficjalną próbę już 4 listopada, a dokona tego nie byle kto, bo Grażyna Łobaszewska str. 6 ostatni sekretarz Jan Kępa przez półtora roku był pierwszym sekretarzem PZPR w Świeciu str. 17 miesięcznik bezpłatny Reklama spojrzenie na media str. 8 i 10

Upload: osrodek-kultury-sportu-i-rekreacji-w-swieciu

Post on 30-Mar-2016

245 views

Category:

Documents


1 download

DESCRIPTION

Bezpłatny miesięcznik społeczno-kulturalny „Teraz Świecie”, wydawany przez Ośrodek Kultury, Sportu i Rekreacji w Świeciu, ukazuje się od listopada 2009 r. Tradycyjne wydanie papierowe dostępne jest w sklepach, kawiarniach, kioskach i punktach usługowych.

TRANSCRIPT

Page 1: Teraz Świecie

Nr 41 • listopad 2012ISSN 2080-8429

obraz ostry jak brzytwaJeszcze w pierwszym kwartale przyszłego roku kino Wrzos zacznie wyświetlać filmy w jakości cyfrowej str. 5

Łobaszewska w „lustrzanej”Nowy sprzęt w sali lustrzanej przejdzie oficjalną próbę już 4 listopada, a dokona tego nie byle kto, bo Grażyna Łobaszewskastr. 6

ostatni sekretarz

Jan Kępa przez półtora roku był pierwszym sekretarzem PZPR w Świeciustr. 17

miesięcznik bezpłatny

Reklama

spojrzeniena media str. 8 i 10

Page 2: Teraz Świecie

2 listopad 2012 www.oksir.euco jest grane?

Jeszcze bogatszy program niż rok temu i dużo dobrej litera-tury – ośrodek kultury w Świeciu zaprasza w listopadzie na drugą edycję Jesieni Poetyckiej. W tym roku potrwa ona aż

siedem dni. Zapowiada się interesująco. Barbara Piórkowska, znana z ubiegłorocznej Jesieni gdańska poetka i pisarka, autorka m.in. powieści „Szklanka na pająki”, czytanej w radiowej „Trójce”, poprowadzi warsztaty twórczego pisania.

Wspólnie z Miejską Biblioteką Publiczną w Świeciu OKSiR przygotował też wieczór autorski dwóch młodych poetek, Ewy Poniznik i Karoliny Sałdeckiej. Obie mają na swoim koncie wiersze opublikowane w czasopismach literackich i debiutanckie tomiki poezji.

Bydgoska piosenkarka Beata Lewińska wystąpi w kawiarni Cafe Kultura z recitalem „Błękitny anioł – życie i twórczość Marleny Dietrich”. Nazwa nawiązuje do tytułu filmu, od

którego zaczęła się kariera niemieckiej aktorki, święcącej później sukcesy w USA.

Program składa się z 12 najsłynniejszych piosenek Marleny Dietrich i podzielony jest na trzy bloki - piosenki filmowe, piosenki wojenne oraz piosenki estradowe. Usłyszymy m.in. takie przeboje jak „Lola-Lola”, „Lili Marleen”, „Johnny”. Recital prowadzi aktorka Teresa Wądzińska, która przed każdym blokiem wpro-wadzi słuchaczy w atmosferę piosenek i epokę, która była ich tłem.

„Błękitny anioł – życie i twórczość Marleny Dietrich”, recital Beaty Lewińskiej, 10 listopada o godz. 18.00, Cafe Kultura. Bilety (15 zł) do kupienia w kawiarni.

Kino Wrzos w Świeciu zaprasza na „TopDocFilm”, czyli listopadowe poniedziałki w ramach Dyskusyjnych Klu-bów Filmowych, podczas których zobaczymy dziesięć

doskonałych polskich filmów dokumentalnych.

5 listopada „Kres świata” to film o wsi na Podlasiu, w której zostali już tylko najstarsi, bo młodzi wyjechali za chlebem do Wielkiej Brytanii i Irlandii. Kolejny obraz, „Cisza, ciemność”, opowiada o pracy nie-widomych i głuchoniemych uczestniczących w warsztatach rzeź-biarskich. Oprócz tego zobaczymy „Gadające głowy II”, który jest kontynuacją filmu Krzysztofa Kieślowskiego. Autor zadaje boha-terom te same, co w pierwszej części, kluczowe dla określenia ich tożsamości, pytania: „kim jesteś?”, „czego byś pragnął?”, „co jest dla ciebie ważne?”, tworząc tym samym zbiorowy portret Polaków.

Tego samego dnia również „Wszystko może się przytrafić”, opowieść o przemijaniu, życiu i śmierci przez pryzmat obserwacji 6-letniego chłopca, który zadaje spotkanym osobom z pozoru proste i banalne pytania.

12 listopada„Alfred Schreyer z Drohobycza” to film o jednym z ostatnich uczniów i strażniku pamięci Bruno Schulza, prozaika i malarza, zabitego przez hitlerowców. Z kolei w „Miejscu urodzenia” Henryk Grynberg, prozaik, dramaturg i poeta żydowskiego pochodzenia, opowiada o traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa. Pisarz wraz z matką cudem ocalał z Holokaustu.

19 listopada„Komeda. Muzyczne ścieżki życia” opowiada o wybitnym polskim kompozytorze, jednym z nielicznych, który zrobił międzynaro-dową karierę, twórcy m.in. muzyki do filmu „Dziecko Rosemary” Romana Polańskiego ze słynną „Kołysanką”.

„Jerzy Grzegorzewski. Skrywana obecność” przybliża postać reżysera teatralnego i scenografa, którego inscenizacje to prawdzi-we dzieła sztuki. W swoich scenografiach wykorzystywał m.in. skrzydła samolotu czy części instrumentów muzycznych.

26 listopadaW „Ostatniej rozmowie” Jerzy Giedroyc, publicysta i działacz emi-gracyjny, wieloletni redaktor paryskiej „Kultury”, na kilka tygodni przed śmiercią w 2000 r., komentuje sytuację w Polsce, wytykając korupcję, afery i słabość władz politycznych.

„Tak się toczy moja myśl” to film o życiu i przesłaniu filozo-ficznym księdza Józefa Tischnera, który mawiał o sobie „czasami się śmieję, że najpierw jestem człowiekiem, potem filozofem, potem długo, długo nic, a dopiero potem księdzem”. (ap)

Projekcja wszystkich filmów od godz. 19.00. Bilety (10 zł) w kasie kina Wrzos. Więcej o filmach na www.oksir.eu.

Noworoczny prezent dla miłośników dobrej muzyki. 1 sty-cznia 2013 r. odbędzie się „Koncert noworoczny” pod patronatem burmistrza Świecia Tadeusza Pogody. Naj-

większe przeboje muzyki operetkowej wykonają na scenie ośrodka kultury artyści z Teatru Wielkiego w Poznaniu, gdańskiej Opery Bałtyckiej i Opery Nova w Bydgoszczy. Wśród nich usłyszymy nie-zwykle utalentowaną sopranistkę Annę Fabrello. Warto się pospieszyć z kupnem biletów, bo sądząc po sukcesie ubiegłoro-cznego koncertu, szybko może ich zabraknąć.

„Koncert noworoczny”, 1 stycznia o godz. 16.00, sala widowiskowa OKSiR. Bilety (20 zł) dostępne od 5 listopada w punkcie informacji ośrodka kultury w Świeciu.

W ubiegłym roku w ośrodku kultury w Świeciu mogliśmy oglądać brawurowo zagrany „Klub kawalerów”. Pod koniec listopada bydgoski Teatr Polski zagości u nas

ponownie, tym razem ze spektaklem „Turyści”.„Turyści” to sztuka jednego z najczęściej nagradzanych ostatnio

dramaturgów młodego pokolenia Artura Pałygi. Spektakl jest opo-wieścią o długoletniej męskiej przyjaźni. Bohaterowie to zapaleni kibice piłki nożnej, których więcej dzieli niż łączy. Punktem wyjścia historii staje się wyjazd na ślub córki jednego z nich. Podczas podróży ich marzenia i wzajemne relacje zostają wysta-wione na ciężką próbę.

„Turyści”, 29 listopada o godz. 18.00, sala widowiskowa OKSiR w Świeciu. Bilety (20 zł) od listopada w punkcie informacji ośrodka kultury przy ul. Wojska Polskiego 139.

Barbara Piórkowska, gdańska poetka i pisarka, poprowadzi warsztaty twórczego pisania

Fot. Rudolf Stýbar

Mów do mnie wierszem Anielska Marlena

Polaków portret własny

Koncertowo w Nowy Rok

Faceci w podróży

„Turyści”, czyli rzecz o męskiej przyjaźni

Fot. Teatr Polski

Wydawca i redakcja:Ośrodek Kultury, Sportu i Rekreacjiul. Wojska Polskiego 139, 86-100 Świecietel. 52 562 73 70, e-mail: [email protected]

Redaktor naczelny: Andrzej Pudrzyński, e-mail: [email protected]

Skład: Studio M&M GRAPHIC

Druk: Express Media sp. z o.o.

Wydanie łączone, numery: 39 (IX), 40 (X), 41 (XI)

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam i ogłoszeń.

Reklama: tel. 661 504 850

Teatr Skawander z Tucholi wystawi dramat Doroty Masłow-skiej „Między nami dobrze jest”. Sztuka pokazuje wzajemne relacje między trzema mieszkającymi razem kobietami: babką, matką i wnuczką.

To nie jedyny spektakl na tegorocznej Jesieni. Gdańscy poeci Ewa Miłek i Andrzej Mestwin są autorami scenariusza do „Mixu Tysiąclecia”. Spektakl poprowadzą autorzy scenariusza oraz Bar-bara Piórkowska i pochodząca ze Świecia poetka Alicja Knop.

- „Mix Tysiąclecia” jest czymś w rodzaju podroży z tekstami przez wieki. To nie antologia, ani groch z kapustą, ale połączenie tradycji i nowoczesności. Całość wzbogacona jest ciekawie dobra-ną muzyką i oprawą plastyczną – mówi Kinga Willim, koordynator Jesieni Poetyckiej.O tegorocznej Jesieni czytaj też na www.oksir.eu. (ap)

Jesień Poetycka 2012

ź sobota 3 listopada, godz. 18.00, kawiarnia Cafe Kultura w Świeciu: rozstrzygnięcie Konkursu Prozatorskiego „Podróż” oraz konkursu fotograficznego „Świecie ze Światem” pod patronatem wiceburmistrza Świecia Zbigniewa Podgórskiego, wieczorek autorski Grona Literackiego Zielony Kot;

ź wtorek 6 listopada, godz. 18.00, sala widowiskowa OKSiR: „Między nami dobrze jest”, dramat Doroty Masłowskiej w wyko-naniu teatru Skawanter z Tucholi;

ź czwartek 8 listopada, godz. 18.00, Miejska Biblioteka Publiczna: wieczór autorski Ewy Poniznik i Karoliny Sałdeckiej;

ź piątek 9 listopada, godz. 18.00, Cafe Kultura: spektakl „Mix Tysiąclecia” - Barbara Piórkowska, Andrzej Mestwin, Ewa Miłek, Alicja Knop;

ź sobota 10 listopada, godz. 11.00-17.00, sala konferencyjna OKSiR: warsztaty twórczego pisania – prowadzenie Barbara Piórkowska.

Do 14 listopada można nadsyłać prace na Ogólnopolski Konkurs Plastyczny „Wzdłuż Wisły”. Tegoroczna edycja nosi nazwę „Spacer i odpoczynek u brzegu Wisły”.

Konkurs adresowany jest do dzieci i młodzieży w wieku od 6 do 13 lat. Prace w formacie od B1 do A3 mogą być wykonane w technice graficznej, batiku, malarskiej lub rysunkowej.

Każda praca powinna zawierać na odwrocie imię, nazwisko, wiek i adres autora, adres placówki i dane instruktora (w przy-padku zgłoszenia przez instytucję kulturalną), telefon kontaktowy, e-mail. Zwycięzca zostanie uhonorowany nagrodą pieniężną ufundowaną przez burmistrza Świecia. Pozostali laureaci otrzy-mają nagrody rzeczowe. (ap)

Prace można przynosić osobiście lub przesłać pocztą na adres organizatora konkursu: Ośrodek Kultury, Sportu i Rekreacji ul. Wojska Polskiego 139, 86-100 Świecie. Regulamin dostępny na www.oksir.eu. Szczegółowych informacji udziela Hanna Kawecka pod nr tel. 600 557 989.

W ośrodku kultury w Świeciu trwają zapisy na kurs tańca towarzyskiego dla dorosłych. To doskonała okazja na podniesienie umiejętności dla wszystkich, którzy nie

czują się zbyt pewnie na parkiecie. Zwłaszcza, że zbliża się sylwester. Lekcji będzie udzielać doświadczona instruktor, Margarita Bjozovsky. (ap)

Zapisy trwają do 5 listopada w Punkcie Informacji Ośrodka Kultury, Sportu i Rekreacji w Świeciu przy ul. Wojska Polskiego 139, tel. 52 562 73 70. Kurs rozpoczyna się 8 listopada.

Pędzlem po Wiśle

Tanecznym krokiem

Informacje o imprezach i aktualności na stronie

www.oksir.eu

Siedem dni będzie trwała tegoroczna Jesień Poetycka

Page 3: Teraz Świecie

3listopad 2012www.oksir.eu reklama

Page 4: Teraz Świecie

4 listopad 2012 www.oksir.euco jest grane?

Reklama

Michał Szymczak, przezwisko „Pasikonik”, to podróżnik, wędrujący po świecie z kamerą. W ubiegłym roku gościł w kawiarni Cafe Kultura w Świe-ciu, gdzie wyświetlono jego film „Se-zon na lwy”, będący relacją z wędrówki po Ameryce Południowej. Niedawno wrócił do kraju po 5-miesięcznej wę-drówce przez Ukrainę, Mołdawię, Rumunię, Bułgarię, Turcję i Cypr. W listopadzie ponownie zawita w Cafe Kultura, tym razem z filmem „Buffer Zone”. Dokument ukazuje sytuację społeczno-polityczną w ostatniej już podzielonej stolicy Europy – Nikozji na Cyprze. Poprzez historię grupy ludzi z ruchu „Occupy Buffer Zone”, która zamieszkiwała skrawek „ziemi niczyjej” w centrum stolicy, film obra-zuje jak osoby o różnej narodowości, rasie i wyznaniu walczą o pokój dla Cypru. (ap)

Spotkanie autorskie z Michałem Szymczakiem połączone z pokazem filmu „Buffer Zone”, 13 listopada o godz. 19.00, Cafe Kultura. Wstęp wolny.

„Pasikonik” na Cyprze

O tym, że na działającej w świeckim ośrodku kultury Wyspie Skarbów można świetnie spędzić czas, a przy okazji nauczyć się czegoś nowego, wiedzą maluchy, które korzystają z zajęć. Tych, które tego jeszcze nie

wiedzą i ich rodziców, Wyspa Skarbów zaprasza 10 listopada na drzwi otwarte pod nazwą „Moje szczęśliwe dzieciństwo”.

Czy jest sens zawracać naszym dzieciom głowę kulturą i sztuką? Są przecież nowoczesne zabawki, piaskownice, sale zabaw. Jednak czy podczas tych zabaw mają okazję rozwijać swoją osobowość, kreatywność czy zdolności manualne?

Wyspa Skarbów odpowiedziała sobie na te pytania i postanowiła wyjść naprzeciw potrzebom i oczekiwaniom podopiecznych.

- Zmodyfikowaliśmy nieco naszą ofertę – mówi Agnieszka Piątkowska, animator z Wyspy Skarbów. – Poszerzamy ją m.in. o niedzielne poranki rodzin-ne oraz zajęcia umuzykalniające, taneczne i plastyczne. Nową ofertę zaprezentu-jemy podczas drzwi otwartych, adresowanych do rodziców z dziećmi w wieku od 3 do 10 lat.RODZICE - spotkanie warsztatowe z zakresu psychoedukacji. DZIECI 3-7 lat – „Pociąg do kultury” (zwiedzanie ośrodka kultury „od kuchni”). DZIECI w wieku 8-10 lat – warsztaty małego dziennikarza (przygotowane przez redakcję „Czasu Świecia”), obowiązują zapisy w punkcie informacji OKSiR, tel. 52 562 73 71 lub wypełniając formularz on-line na www.wyspa.oksir.eu. (ap)

Drzwi otwarte na Wyspie Skarbów, 10 listopada o godz. 12.00, kawiarnia Cafe Kultura. Wstęp wolny.

Gratka nie tylko dla miłośmików reggae, ale dla wszystkich, którzy lubią dobrą muzykę. W listopadzie na muzycznej scenie kawiarni Cafe Kultura wystąpi Bartosz Ressel z projektem „Ras Bass Sound System”. Cechą

charakterystyczną sound systemów są ściany głośników, z których wydobywa się potężne brzmienie basu. W przypadku Ressela to również nieba-nalny dobór prezentowanej muzyki reggae we własnych aranżacjach. Podczas częstych wyjazdów na Jamajkę poznał wielu tamtejszych muzyków reggae m.in. Sizzla czy Michaela Rose. Współpracuje z czołówką polskich artystów tego gatunku i gra w klubach muzycznych w całym kraju. (ap)

Bartosz Ressel, „Ras Bass Sound System”, 24 listopada o godz. 19.00, Cafe Kultura.

Wyspa bez tajemnic

Rytmy prosto z Jamajki

Bartosz Ressel, czyli basowe brzmienia rodem z Jamajki

Na Wyspie Skarbów dzieci uczą się poprzez zabawę

Fo

t. A

nd

rz

ej

Pu

dr

zy

ńs

ki

Fo

t. A

rc

hiw

um

Page 5: Teraz Świecie

5listopad 2012www.oksir.eu wydarzenia

Kredyt hipoteczny z gwarancją najniższej marży Bank BGŻ oferuje kredyt hipoteczny i budowlany, dzięki któremu możliwe jest sfinansowanie aż 100 proc. wartości nieruchomości. Bank kredytuje także inne wydatki, w tym zakup działki rekreacyjnej i rolnej, czy refinansuje środki zainwestowane w nieruchomość nawet 2 lata przed złożeniem wniosku o kredyt. Oprócz konkurencyjnego oprocentowania, Bank oferuje również niskie koszty okołokredytowe i zapewnia długi okres spłaty – do 40 lat, bez ograniczenia maksymalnego wieku kredytobiorców. Jest to korzystne rozwiązanie dla klientów i sprawia, że raty są zdecydowanie mniejsze.

– Do końca roku trwa promocja, która polega na tym, że jeżeli inny bank zaoferuje klientowi niższą marżę niż obowiązująca w Banku BGŻ na dzień złożenia kompletnego wniosku o kredyt, to my zaoferujemy klientowi obniżoną marżę w stosunku do marży zaoferowanej przez inny bank oraz tę samą wysokość prowizji za udzielenie kredytu

Bank BGŻ również udziela kredytów w ramach programu „Rodzina na Swoim”. Osoby zaciągające kredyt otrzymują dofinansowanie nawet do 50 proc. odsetek przez 8 lat spłaty kredytu.

Dzięki szerokiej sieci sprzedaży o kredyt można ubiegać się w ponad 400 placówkach Banku BGŻ oraz u współpracujących z Bankiem pośredników sieciowych i lokalnych.

– powiedziała Pani Paulina Robaczewska, Dyrektor Oddziału Banku BGŻ w Świeciu.

Reklama

Obraz ostry jak brzytwaPrawdziwa rewolucja w świeckim kinie Wrzos. Jeszcze w pierwszym kwartale przyszłego roku zacznie ono wyświetlać filmy w jakości cyfrowej. Dzięki temu nowości filmowe będą się u nas pojawiały już w dniu premiery.

lipcu Ośrodek

Kultury, Sportu i

Rekreacji złożył

wniosek do Pań-Wstwowego Insty-

tutu Sztuki Filmowej na dofinansowa-

nie cyfryzacji kina.

- W drugiej połowie października

dostaliśmy wiadomość, że nasz wnio-

sek został zaakceptowany. Byłem w

siódmym niebie – nie ukrywa radości

Marcin Traczyk, kierownik Wrzosu.

Koszt zakupu projektora, przysta-

wki do 3D i wzmacniaczy dźwięku

to 430 tys. zł brutto, z czego połowę

sfinansuje instytut. Resztę wyłoży

OKSiR. Oprócz tego ośrodek kultury

kupi też nowy ekran za około 40 tys. zł.

Trudno się dziwić zadowoleniu

kierownika Wrzosu, bo cyfryzacja to

ostry i czysty obraz. Ale nie tylko. To

również szybszy i łatwiejszy dostęp do

filmów, które będzie można wyświet-

lać nawet w dniu premiery. Dzięki no-

wej technologii będzie można ściąg-

nąć film od dystrybutora drogą sate-

litarną. Można to robić także za poś-

rednictwem kuriera, jak do tej pory

z filmami analogowymi. Jest jednak

jedna istotna różnica. O ile w przypad-

ku filmu analogowego trzeba było

zatrzymać kopię na kilka dni, dopóki

nie skończono go wyświetlać, to teraz

sprawa będzie prostsza. Kurier dostar-

czy nośnik cyfrowy z filmem, który

zostanie zgrany na twardy dysk pro-

jektora. Zaraz potem można przekazać

nośnik do kolejnego kina.

sięcznie. OKSiR liczy, że po wprowa-

dzeniu cyfryzacji, ilość ta znacznie

wzrośnie.

Nie zmieni się cena biletów. Bilet

ulgowy nadal będzie kosztował 12 zł,

a normalny 14 zł. Nieco droższe mogą

być jedynie wejściówki na filmy w 3D.

Biorąc pod uwagę, że w multipleksach

w Grudziądzu i Bydgoszczy cena wy-

nosi ponad 20 zł, będzie to najtańsze

kino cyfrowe w naszym województwie.

Jeszcze w tym roku zostanie ogło-

szony przetarg na dostawcę nowego

sprzętu. Natomiast z okazji pierwszej

projekcji w jakości cyfrowej, kino

Wrzos zamierza przygotować prezent

dla mieszkańców.

- Chcemy sprowadzić filmowy hit

i zrobić pierwszy seans za darmo –

zdradza Marcin Traczyk.

Na tym nie koniec planów związa-

nych z modernizacją świeckiego kina.

W przyszłym roku OKSiR zamierza

starać się o środki na wymianę foteli

na sali widowiskowej.

za kilka złotych specjalne okulary. Bę-

dzie je można zabrać do domu i przy-

nieść na następny film w 3D – mówi

Traczyk.

Obecnie frekwencja w świeckim

kinie wynosi około 1,5 tys. osób mie-

rownik świeckiego kina.

Ta sytuacja zmieni się radykalnie

do końca marca przyszłego roku.

Dzięki cyfryzacji będzie też można pu-

szczać filmy w 3D.

- Widzowie będą mogli u nas kupić

- Dystrybutorzy wypuszczają tylko

kilka kopii danego tytułu, nagranego

na tradycyjnej taśmie analogowej.

Chodzi tu o względy finansowe, bo

nagranie jednej takiej kopii sporo

kosztuje. Musimy więc czekać w kolej-

ce aż kopia dotrze do nas, co trwa

nieraz parę tygodni – wyjaśnia kie-ANDRZEJ PUDRZYŃSKI

[email protected]

Chcemy sprowadzić filmowy hit i zrobić pierwszy seans za darmo

Marcin Traczyk, kierownik Wrzosu, liczy, że po wprowadzeniu cyfryzacji kina wzrośnie

ilość widzów

Fo

t. A

nd

rz

ej

Pu

dr

zy

ńs

ki

Page 6: Teraz Świecie

6 listopad 2012 www.oksir.euwydarzenia

Reklama

ijają trzy lata od ukazania

się pierwszego numeru M„Teraz Świecie”. Na po-

czątku niewielki pod względem obję-

tości miesięcznik, wydawany przez

świecki Ośrodek Kultury, Sportu i Re-

kreacji, z roku na rok rozrastał się

coraz bardziej. Uznaliśmy jednak, że

czas zwiększyć także jego zasięg i dla-

tego z pisma, ukazującego się do tej

pory w Świeciu i okolicach, stajemy się

gazetą obejmującą cały powiat. Nasz

trzylatek przeszedł terapię wstrząso-

wą – zmieniamy jego format, papier

i szatę graficzną. Jedno jednak nie

ulegnie zmianie – chcemy, aby było to

pismo adresowane do wszystkich, opi-

sujące i analizujące sprawy społeczne

i kulturalne.

Liczymy na oddźwięk i współpracę

z Państwa strony. Jesteśmy otwarci na

wskazówki i krytykę. Gazeta nie ma ra-

cji bytu, jeśli jest przyjmowana obojęt-

nie. Może się podobać lub budzić iry-

tację, ale nie bierność. Ma to być prze-

cież pismo dla Was i tylko dzięki na-

szym Czytelnikom ma szansę się roz-

wijać i stawać się – taką mamy nadzie-

ję – z numeru na numer coraz lepsze.

Odświeżony trzylatek

Paulina Walendziak ze Świecia została wy-różniona podczas 48. Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie, a 14 października wystą-piła na galowym koncercie w krakowskim Teatrze Groteska.

Podczas przesłuchań Paulina Walendziak zaprezentowała dwa utwory: z własnym teks-tem „Z kartoteki …” oraz z tekstem Jonasza Kofty pt. „Nie wierzę w powroty”. Muzykę skomponował Michał Maciudziński, instruk-tor zajęć wokalnych w świeckim Ośrodku Kultury, Sportu i Rekreacji.

Podczas koncertu galowego w Teatrze Gro-teska Paulina wystąpiła wraz z akompaniu-jącym jej Michałem Maciudzińskim.

Artystów zakwalifikowanych do konkursu oceniało jury, w którym zasiadali m.in. Olga Lipińska, Jerzy Satanowski i Zbigniew Zama-chowski. (ap)

Paulina wyśpiewała wyróżnienie

Próba mikrofonu z ŁobaszewskąKoncert Grażyny Łobaszewskiej uświetni nową odsłonę sali lustrzanej.

środek kultury w Świe-

ciu wzbogacił się o no-

wy sprzęt nagłośnie-

niowy, oświetlenie sce-Oniczne i system do pro-

jekcji multimedialnej.

- Sprzęt jest na najwyższym pozio-

mie i będzie już na stałe zainstalowany

na dawnej sali lustrzanej. Nie trzeba

więc będzie przed każdym występem

ustawiać go od nowa. Zapewni bardzo

dobrą jakość dźwięku podczas koncer-

tów – mówi Romuald Dworakowski,

kierownik OKSiR-u.

Z kolei dzięki systemowi multime-

dialnemu, w skład którego wchodzą

rzutnik i ekran, będzie można wyś-

wietlać filmy z koncertów i rozmaite

prezentacje, a osoby przebywające w

Cafe Kultura będą mogły oglądać na

ekranie występ w sąsiedniej, dawnej

sali lustrzanej. Dawnej, bo została ona

przemianowana na salę kulturalno-

edukacyjną Kameralna Przestrzeń Wi-

dowiskowa.

Zakup sprzętu wartego ponad 140

tys. zł, był możliwy, dzięki dofinanso-

waniu z Ministerstwa Kultury i Dzie-

dzictwa Narodowego, które pokryło

wydatek w 80 proc.

OKSiR zamierza też zamontować

się do położonej na parterze kawiarni

– wyjaśnia kierownik.

Nowy sprzęt przejdzie oficjalną

próbę już 4 listopada, a dokona tego

nie byle kto, bo Grażyna Łobaszewska,

jedna z najwybitniejszych polskich

piosenkarek i kompozytorek. Wspól-

nie z formacją Ajagore zagra koncert

„W hołdzie tym, którzy odeszli”. W re-

pertuarze m.in. piosenki Niemena,

Ciechowskiego, Grechuty, Hendrixa

i Morrisona.

Koncert Grażyny Łobaszew-

skiej i zespołu Ajagore, 4 listo-

specjalne ekrany, aby akustyka na sali

była jeszcze lepsza. Kolejnym krokiem

będzie wygłuszenie matami podłogi

w sali nagrań na piętrze budynku.

- Korzyść będzie podwójna, bo

dzięki temu uczestnicy zajęć muzycz-

nych i zespoły, które mają tam próby,

będą mieli lepszą akustykę, a oprócz

tego dźwięk nie będzie przedostawał

pada o godz. 19.00. Wstęp wolny,

obowiązuje rezerwacja miejsc,

której można dokonać w kawiar-

ni Cafe Kultura (tel. 795 123 276).

Sala kulturalno-edukacyjna „Kameralna Przestrzeń Widowiskowa” została dofinansowana ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Prosto z mostu

ANDRZEJPUDRZYŃSKI

ANDRZEJ PUDRZYŃ[email protected]

Page 7: Teraz Świecie

7listopad 2012www.oksir.eu reklama

www.airpress.pl

JESIENNA

OBNIŻKA CEN!

• SPRĘŻARKI • KOMPRESORY

• ZAWORY • ELEKTRODY • WĘŻE • SPAWARKI

• ODZIEŻ BHP • KAMIENIE SZLIFIERSKIE

• TARCZE • SZCZOTKI • PAPIERY ŚCIERNE

• WIERTARKI • OPALARKI

• SZLIFIERKI • WKRĘTARKI

• ARTYKUŁY SPAWALNICZE

RAFAŁ GÓRSKIwww.raf-mix.pl

86-105 Świecieul. Chełmińska 2a

tel./fax: 52 331 09 65mobile: 501 744 830mobile: 504 259 191

e-mail: [email protected]

www.raf-mix.pl

HURT - DETAL

Page 8: Teraz Świecie

8 listopad 2012 www.oksir.euto jest temat!

Reklama

Jakośćprzestałasię liczyćPrzez lata był gwiazdą programów informacyjnych i publicystycznych w TVN. O powodach odejścia z tej stacji, coraz gorszym poziomie polskich mediów oraz o tym, jaka czeka je przyszłość mówi Tomasz Sekielski.

Page 9: Teraz Świecie

9listopad 2012www.oksir.eu to jest temat!

Reklama

Najlepszy kredyt gotówkowy w Polsce!

PROSTOLICZONY

GOTÓWKOWY

najlepszy w 2011według Bankier.pl

KREDYT

Materiał ma charakter informacyjny i nie stanowi oferty w rozumieniu art. 66 K.c. Szczegółowy zakres ubezpieczenia spłaty kredytu znajduje się w Warunkach Ubezpieczenia Kredytobiorców Credit Agricole Bank Polska S.A. oraz w Warunkach Ubezpieczenia Assistance. Przy składaniu wniosku o kredyt prosimy o udokumentowanie dochodu. Szczegółowy opis akceptowanych przez Bank dokumentów znajduje się na stronie www.credit-agricole.pl oraz pod numerem serwisu telefonicznego. W razie zawarcia umowy kredytowej ze zmienną stopą procentową istnieje ryzyko zmiany tej stopy, w tym jej podwyższenia, co może spowodować zwiększenie zobowiązania należnego do spłaty.

PLACÓWKA PARTNERSKA CREDIT AGRICOLE BANK POLSKA S.A.86-100 ŚWIECIEul. Duży Rynek 12 (wejście od ul. Kopernika)

tel. 52 330 13 11

ANDRZEJ BARTNIAK: Zdarza się panu, przerzucając kanały w te-lewizorze, zatrzymać na totalnie głupim programie, po to, aby spróbować zrozumieć intencje jego twórców? Czy też zastano-wić się jakiemu widzowi odpo-wiadają takie treści?

TOMASZ SEKIELSKI: - Czasami tak, ale mówiąc „dłużej” mówimy o mi-nucie, bo więcej nie da się wytrzymać. Natomiast znacznie częściej łapię się na tym, że skaczę bezmyślnie po kana-łach. Jest coś takiego w telewizji, że człowiek siada na kanapie, bierze do ręki pilota i zaczyna przeskakiwać z kanału na kanał. W zasadzie nic nie ma, ale mija pół godziny, godzina. Teraz nie mam takiego problemu. Jes-tem po przeprowadzce i nie mam je-szcze telewizji. Szczerze mówiąc, za-stanawiamy się z żoną, czy w ogóle to zrobić. Nagle, kiedy w domu nie ma telewizora, zyskaliśmy dużo czasu i nic nas nie odrywa od prawdziwego życia.

Człowiek telewizji zachwala życie bez telewizora?

Telewizja jest ciekawym i potrzeb-nym medium, pod warunkiem, że wybieramy z niej rzeczy wartościowe. Siedzenie cały dzień przed ekranem nie jest najlepszym pomysłem. Nie-stety, to jest łatwa rozrywka, która nie angażuje nas specjalnie, stąd jej moc.

Spore zamieszanie wywołały słowa Grzegorza Miecugowa, który stwierdził, że telewizja jest coraz gorsza, ponieważ widzo-wie są coraz głupsi. A może jest zupełnie na odwrót?

Za coraz niższy poziom telewizji i spłycanie informacji odpowiadają dziennikarze i dyrektorzy programo-wi, chociaż widzowie też nie są bez winy. Zasada jest prosta. Jeśli tele-wizja żyje z reklam, musi mieć dużo widzów. Gdyby ludzie nie oglądali tej sieczki, to pewnie trzeba byłoby pomyśleć o innej ofercie.

Tyle, że przeciętny widz nie ma żadnego wpływy na ramów-kę. Korzysta z tego, co otrzy-muje.

Jest alternatywa. Można w ogóle nie oglądać. Nie jesteśmy niewolni-kami. Jak jest sieczka i głupota, to lepiej wziąć do ręki książkę, pogadać z dzieciakami, pograć w szachy lub warcaby czy nawet pomyśleć o nie-bieskich migdałach.

Telewizja powinna mieć jakąś misję do spełnienia?

Publiczna tak. Natomiast póki co TVP to kolejna stacja komercyjna, która musi walczyć na rynku reklam. Wpływy z abonamentu są bardzo niskie, więc potrzebne są dodatkowe pieniądze z reklam. Żeby je pozyskać, robi to, co stacje komercyjne, czyli lekkie, łatwe i przyjemne programy zapewniające wysoką oglądalność.

Znaczenia abonamentu nie podkreśla pan dlatego, że znalazł się w telewizji publicznej?

Nie. Gdy jeszcze byłem w TVN mó-wiłem o tym, że to telewizja publicz-na powinna kształtować poziom deba-ty. Tam powinny odbywać się ważne i ciekawe rozmowy, bez względu na to, jakie będą wyniki oglądalności. Stacje komercyjne nigdy nie będą tak wysu-blimowane, jak może być telewizja publiczna.

Na problem abonamentu mo-żna spojrzeć zupełnie inaczej. Stacje komercyjne utrzymują się wyłącznie z reklam. Natomiast TVP, która emituje niewiele mniej reklam twierdzi, że bez milionów z abonamentu nie jest

w stanie funkcjonować. Coś tu nie gra. Co pożera te pieniądze?

Media publiczne to nie jest wyłącz-nie jeden kanał. Są to bardzo rozbudo-wane struktury. Pewnie jednym z pro-blemów jest przerost zatrudnienia. Każdy kolejny prezes mówi, że ta firma wymaga restrukturyzacji i wprowa-dzenia biznesowych zasad zarządza-nia, natomiast niewiele z tego wszy-stkiego wynika.

Czy stacje komercyjne radzą sobie lepiej? Nie wiem. Wszyscy mają pro-blemy. Zaczęły się zwolnienia, nie inwestuje się w nowe programy, więc nie powiedziałbym, że tyko TVP ma kłopoty. U innych też nie jest różowo. Musimy pamiętać o jednym, że oprócz programów typowo komercyjnych typu „M jak miłość” czy „Bitwa na głosy” telewizja publiczna produkuje rzeczy, które są misyjne: teatr tele-wizji, dokumenty, programy eduka-cyjne. Gdyby tak uważnie przejrzeć program, to by się okazało, że tego jest całkiem sporo.

Generalnie byłbym za tym, żeby telewizja państwowa utrzymywała się wyłącznie z abonamentu i już nie brała udziału w walce o reklamy. Należałoby jednak jasno określić, co za te pienią-dze musi być wyprodukowane. Inną sprawą jest brak woli politycznej, żeby rozwiązać ten problem. Kilka lat temu premier Tusk ogłosił, że abonament to haracz i zaczęły się problemy.

Przez kilkanaście lat był pan twarzą TVN. Jak przyjęli pana koledzy z TVP?

Na razie byłem tylko raz w TVP u dyrektora „Jedynki” i tyle. Nie mam z tym problemu. Wydaje mi się, że zro-

produkować dla TVP. Jestem trochę poza strukturami.

Dlaczego odszedł pan z TVN?Ponieważ było mi tam za dobrze.

Tak wygodnie, że straciłem wolę walki, robienia kolejnych rzeczy. Zdałem sobie sprawę, że mam jeszcze parę marzeń, które chciałbym zrealizować.

Praca w TVN to uniemożli-wiała ?

Zapisy kontraktu ograniczały moją działalność medialną do TVN. Obec-nie pracuję na przykład nad cieka-wym projektem internetowym i to by mogło za chwilę wejść w kolizję. Chcę też robić filmy dokumentalne. Oba-wiałem się, że pojawi się jakiś zgrzyt. Miałem poczucie, że mam stabilną sytuację i że nie chce mi się walczyć. Brakowało impulsu do działania.

To odejście mnie napędziło. W wa-kacje napisałem kryminał, który ukaże się w listopadzie. Nosi tytuł „Sejf”, to historia szpiegowsko-polityczna. Było to jedno z moich marzeń. Mam scenariusz filmu dokumentalnego. Wróciłem też do radia. Od paździer-nika mam swoją audycję w TOK FM.

Wspomniał pan o filmach dokumentalnych. Co sądzi pan o płaceniu rozmówcom za wy-wiady? Co do tego nie ma zgod-ności w środowisku dziennikar-skim.

Zapłaciłem chyba tylko raz przy okazji robienia programu „Teraz my”. To był wywiad z Benem Johnsonem, byłym sprinterem kanadyjskim. Nie widziałem w tym problemu. Powie-dział, że za wywiad bierze tyle i tyle.

Na pewno nie zapłaciłbym polity-kowi. Zgadzam się z tymi, którzy

Jaka będzie przyszłość me-diów? Czy gazety mają szansę przetrwać choćby jeszcze 20 lat?

Jestem pewien, że tradycyjne me-dia jakie znamy, znikną. Prasa, radio, telewizja w obecnej formie nie prze-trwają. Pojawi się coś, co będzie łączyć te trzy formy przekazu. Odbiorca sam będzie sobie układał ramówkę telewi-zyjną. Powstanie biblioteka progra-mów, z której będzie można wybierać interesujące audycje czy filmy. Począt-ki tej rewolucji już widać – kanały VOD na portalach internetowych, pre-mierowe odcinki seriali dostępne na zamówienie itp.

Jak w tym układzie zmieni się rola dziennikarzy?

Kiedyś monopol na dostarczanie informacji miały gazety. Potem poja-wiły się radio i telewizja. Dziś wyścig o to, kto pierwszy, wygrywa Internet. Dlatego dziennikarze powinni zająć się tym, co stanowi sedno tego zawodu czyli na przykład dziennikarstwem śledczym, porządnymi reportażami.

Ale to, co obserwujemy dziś nie sugeruje, aby było takie wiel-

kie zapotrzebowanie na szla-chetne dziennikarstwo.

Może więc dziennikarstwo zniknie. Ludzie sami sobie będą przekazywać informacje za pośrednictwem Inter-netu. Może przyszłość należy do dziennikarstwa obywatelskiego? Jeśli my, dziennikarze, nie zaoferujmy od-biorcy czegoś ciekawego, co sprawi, że widz powie OK wolę obejrzeć na przy-kład program Sekielskiego niż głupi filmik na You Tube zrobiony telefo-nem, to ten zawód będzie zanikać.

Zdaje się to potwierdzać przy-kład masowo zwalnianych foto-reporterów.

Dziś nie liczy się jakość zdjęcia, tylko uchwycenie czegoś. Kto pierwszy zdobędzie newsa, ten lepszy. Jakość znalazła się na drugim planie. Uwa-żam, że dziennikarze za bardzo zajęli się sobą. Za dużo komentują, zamiast zajmować się rzetelną informacją.

ROZMAWIAŁ ANDRZEJ [email protected]

Opinie na temat lokalnych mediów na str. 10.

biłem w swojej dotychczasowej pracy kilka ciekawych rzeczy i jakąś tam markę już mam.

Problemem może okazać się właśnie ta marka.

Chyba nie. Cenię ludzi, którzy profesjonalnie działają i takich w TVP nie brakuje. Nie wiem czemu miałbym się z nimi nie dogadać? Poza tym mój program będzie powstawał na zew-nątrz. Mam firmę, która będzie go

mówią, że to nie na miejscu. Mogą bowiem pojawić się wątpliwości, czy bohater mówi tak, bo mu zapłacono, czy też tak uważa. Co prawda na świe-cie jest przyjęte, że płaci się za eksklu-zywne wywiady. Wystarczy wspom-nieć o byłym prezydencie USA Richar-dzie Nixonie, który udzielił słynnego wywiadu Frostowi, za co otrzymał kilkaset tysięcy dolarów, ale w Polsce nie jest to dobrze widziane.

Siedzenie cały dzień przed ekranem nie jest najlepszym pomysłem. Niestety, to jest łatwa rozrywka, która nie angażuje nas specjalnie, stąd jej moc

NISKA cena,

WYSOKI nakładReklama w „Teraz Świecie”

tel. 661 504 850

Autopromocja

Page 10: Teraz Świecie

10 listopad 2012 www.oksir.euto jest temat!

haos – to pierwsze skojarzenie, które przychodzi mi na myśl, Cgdy mowa o mediach, także

tych lokalnych. Treści są o wszystkim i o niczym. Brakuje hierarchii ważno-ści tematów. W zależności od tytułów, w mniej lub bardziej nachalny sposób, na pierwszy plan wybija się sensacja: kradzieże, zabójstwa, rozboje, ludzkie dramaty. Dopiero dalej podaje się in-formacje pozytywne, że ktoś coś osią-

gnął, coś zbudowano, że zorganizowa-no jakieś wartościowe wydarzenie kulturalne lub akcję społeczną. Oczy-wiście, jeśli któreś z tych działań nie wypali, to wtedy jest news i wówczas podawany jest jako jedna z głównych informacji. Jeśli natomiast wszystko przebiega tak jak należy, to automaty-cznie wiadomość traci dla mediów na atrakcyjności. Dlaczego? Nie mogę tego pojąć.

Dziennikarze lubią podkreślać rolę swoich tytułów w kształtowaniu pos-taw społecznych. Mówią, że patrzą na ręce politykom, także tym lokalnym, tropią afery i nieprawidłowości. I bar-dzo dobrze. Za to należy im się uzna-nie. Niestety, coraz bardziej też gonią za sensacją, wolą opublikować nie do końca sprawdzone informacje (nie ważne, że mogą kogoś przez to skrzyw-dzić), byle tylko być pierwszym, rzucić „na żer” swoich odbiorców kolejną rewelację i wyprzedzić konkurencję.

Zastanawiam się, dlaczego inwes-tycja w gminie X za kilka milionów jest, zdaniem lokalnych mediów, mniej ważna niż wiadomość o wypad-ku samochodowym lub o tym, że ktoś kogoś pobił? Czyżby dla niektórych dziennikarzy tylko zła wiadomość była dobrą wiadomością? Oczywiście nie dotyczy to wszystkich mediów i dzien-nikarzy, ale tendencje są coraz bar-dziej niepokojące.

Media bronią się, twierdząc, że lu-

dzie tego chcą. Tylko, że odbiorca ma coraz mniejsze możliwości, by wybrać coś innego, bo zdecydowana więk-szość gazet, portali internetowych i stacji telewizyjnych serwuje nam sen-sacyjne treści. Tymczasem to ich rolą powinno być, by w umiejętny sposób wpływać na bardziej pozytywne zain-teresowania swoich odbiorców. W tej pogoni za coraz bardziej wstrząsają-cymi doniesieniami zatraca się wszel-kie normy i granice. Gdzieś w tym wszystkim się pogubiono.

Lokalne media odgrywają ważną rolę, bo dzięki nim wiemy, co dzieje się dookoła nas. Nie gdzieś tam daleko, ale w najbliższym sąsiedztwie. Dlatego nie powinny ulegać ogólnokrajowym tendencjom. Jeśli informować to rze-telnie, dawać pełen obraz i zachować jakąś hierarchię ważności, nie na zasa-dzie: najpierw sensacja, a pozostałe informacje to już jak się znajdzie miej-sce. Chciałbym, by więcej miejsca po-święcały pozytywnym aspektom na-

szego życia. Lokalne tytuły uważam za dość obiektywne, chociaż oczywiście pewne sympatie lub antypatie daje się zauważyć wśród dziennikarzy, na przykład do tego czy innego urzędnika, instytucji lub osoby.

Jaki los czeka lokalne mass media w niedalekiej przyszłości? Wiadomo, że gazety codzienne w Polsce i na całym świecie przeżywają kryzys. Przegrywają z Internetem i telewizją. Pewnie za kilka czy kilkanaście lat pa-pierowe wydania dzienników zupełnie znikną. Dłużej utrzymają się tygodniki i miesięczniki. Lokalne tytuły również dłużej będą ukazywać się w tradycyj-nej, papierowej formie, bo na wsi i w małych miastach Internet nie jest jesz-cze tak powszechny. Poza tym starsi czytelnicy wolą korzystać „z papieru”. Wiem to sam po sobie. Czerpię sporo informacji z sieci, ale dłuższe teksty wolę sobie wydrukować z Internetu i przeczytać je na kartce, bo to znacznie wygodniejsze i mniej męczące.

Ksiądz Franciszek Kameckipoeta, felietonista, proboszcz parafii w Grucznie, autor ponad 20 tomików wierszy i książek

Dobra zła wiadomość to wiadomość?Przyzwyczailiśmy się, że to dziennikarze lokalnych mediów krytykują i chwalą. A co o lokalnych mediach myślą ich odbiorcy? O opinie poprosiliśmy „ludzi pióra” - literatów i felietonistów.

o nie odbiorca jest największą słabością mediów, a same me-Tdia, które kreują i rzeźbią od-

biorcę, wpływają na sposób przekazy-wania treści, jej zawartości, a nawet lokalizacji newsa – przy stałym odde-chu konkurencji na karku. Podobnie jak w kraju, rzecz dzieje się na lokal-nych rynkach, także w powiecie świec-kim. Tabloidyzacja mediów w prostej drodze prowadzi do utraty bardziej wymagającego czytelnika, który infor-

macji zaczyna poszukiwać, nie w pa-pierowych wydaniach dzienników, charakteryzujących się sporą bezwła-dnością, ale w telewizji i Internecie.

Przyznam, że dwa elementy są nie tylko drażniące, ale i odpychające czy-telnika. Pierwszy to nadmiar reklam, które są podstawą bytu mediów i tego nie jesteśmy w stanie zmienić, z tym trzeba się pogodzić. Drugi drażliwy element, który kreują media, to loka-lizacja na stronach tytułowych ludz-

kich dramatów – rozboje, gwałty, kra-dzieże, pożary, wypadki itp. Typowa pogoń za sensacją, zdjęciem i chwyt-liwym tekstem. Jestem typem opty-misty, więc szybko ogarniam tytuł i zmieniam stronę. Nie twierdzę, że uciekam od ludzkiej tragedii, nawet zaprzeczam, jednak zawsze szukam historii z pozytywnym zakończeniem.

Przede wszystkim brakuje mi pozy-tywnych przykładów, będących moto-rem do dalszego działania, będących inspiracją dla ludzi poszukujących swojego miejsca w życiu. Informacji o małych i dużych sukcesach zwykłych i niezwykłych ludzi. Nieliczne perełki toną w zalewie sensacyjnych doniesień – newsów na stronę tytułową.

W moim osobistym odczuciu me-dia regionalne są zdecydowanie obiek-tywne. Stronniczość potrafi zawęzić krąg czytelników i stworzyć z nich mniejszość, tym samym ograniczyć nakład lub oglądalność, co przekła-da się na wynik finansowy mediów. Trudno na naszym świeckim rynku

zauważyć brak obiektywizmu lub par-tyjne preferencje dziennikarza (cho-ciaż zdarzają się wyjątki). I niechaj tak pozostanie.

Jak wcześniej wspomniałem, to media kreują preferencje przeciętnego czytelnika lub widza. A człowiek jest jak myśliwy, potrzebuje określonej dawki adrenaliny. Taką dawkę napię-cia gwarantuje sensacja i dramat, naj-lepiej identyfikowany z naszym miej-scem pracy lub zamieszkania. Zmienił się styl życia zwykłych ludzi i jego potrzeby, a media potrafią te potrzeby nie tylko zauważyć, ale też sprawnie dostosować do stylu odbiorcy. Dosto-sowując się do czasu i stylu zwykłego „zjadacza chleba” podają na tacy to-war, który szybko zostaje pochłaniany, niczym „szybkie żarcie” w ulicznym barze. Równie szybko ulatnia się on z ludzkiego umysłu.

Tak jak z książkami i filmem w ki-nie, media nadal będą funkcjonować na lokalnym rynku. Zapewne z tego obszaru znikną codzienne gazety, a ich

miejsce zapełni Internet i telewizja. Przetrwają miesięczniki i kwartalniki, już dzisiaj mające charakter pamiętni-ków z dobrymi tekstami i sporą dawką obrazów. Dla tej wartości będą kupo-wane i dobrze oceniane przez czytel-nika.

Obawiam się, że za 10, 15 lat gazety przyjmą formę bezpłatnych czasopism z bieżącymi informacjami i mnós-twem reklam sieci handlowo-usługo-wych. Tu newsem będzie np. promocja proszku do prania za 0,99 zł lub bana-ny po 0,49 zł. W rolę lokalnego dzien-nikarza wcielą się sami mieszkańcy, którzy na bieżąco przekażą zdjęcia i teksty o wydarzeniach w regionie. Dominować będą suche fakty lub roze-mocjonowane komentarze. Domino-wać będą newsy. Zabraknie perełek, o których wspomniałem wcześniej. Z jednej strony można będzie liczyć na szybką i pełną informację, z drugiej strony… tkwić będzie nostalgia za sze-lestem gazety, aromatycznej kawy i za-ciszem w przytulnym fotelu.

Marek Lejkpoeta, prozaik, fotograf, regionalista, animator działań społecznych i kulturalnych w gminie Osie

statnio coraz głośniej

mówi się o tabloidyza-

cji mediów, czyli gonie-

niem za sensacją i tanią Orozrywką, którą przed-

kłada się nad mniej efektowne, ale rze-

telne informacje. W coraz większym

stopniu dotyczy to nie tylko tytułów,

które z założenia są tabloidami, ale

strofie smoleńskiej, pojawiły się zarzu-

ty, że państwo, oszczędzając na bez-

pieczeństwie, nie kupiło nowych, lep-

szych samolotów. Gdyby jednak je ku-

piono jeszcze przed katastrofą, w tych

samych mediach zapewne podniosły-

by się głosy oburzenia, że państwo

trwoni pieniądze na wygody dla swo-

ich urzędników. Bez względu na to, co

gazet oraz stacji telewizyjnych i radio-

wych, które do niedawna uchodziły za

poważne i wiarygodne.

Podczas październikowego spotka-

nia w kawiarni Cafe Kultura w Świe-

ciu, Tomasz Sekielski, były dzienni-

karz TVN, podał dobry przykład takich

tabloidowych praktyk.

- Kiedy rozbił się samolot w kata-

rzenie rankingów i wskazywanie pal-

cem na zasadzie – ta gazeta jest niezła,

a tamta kiepska. Bardziej zależało nam

na ogólnej ocenie ich zawartości i ten-

dencji, jakie się w nich pojawiają.

by się nie zrobiło i tak byłoby źle.

Jak to wygląda na naszym podwór-

ku? I jaka w ogóle jest kondycja me-

diów w powiecie świeckim? Popro-

siliśmy, by osoby, do których zwróci-

liśmy się z prośbą o ocenę, wzięły pod

lupę wszystkie lokalne środki maso-

wego przekazu, łącznie z naszym tytu-

łem. Nie chodziło nam jednak o two-

Reklama

ANDRZEJ PUDRZYŃ[email protected]

Na Państwa opinie czekamy pod adresem

[email protected]

DUŻY FORMAT: 120x90 cm

LASEREM

grawerowanie,znakowanie i cięcie LASEREMelementy oznaczeń i identyfikacji, tabliczki zanamionowe,gadżety, statuetki, szklanki i kubki z indywidualnym grawerem, dyplomy i podziękowania, elementy zdobnicze i dekoracyjne oraz wiele innych...

www.mmgraphic.plwww.mmgraphic.com.pl

Studio M&M GRAPHICul. Klasztorna 1686-100 Świecietel./fax 52 332 46 [email protected]

Page 11: Teraz Świecie

11listopad 2012www.oksir.eu to jest temat!

Reklama

a pytanie kto zepsuł się pierwszy – ludzie czy media, Ndziś nie znajdziemy odpowie-

dzi, ale nie da się ukryć, że poziom fak-

tycznie pikuje w dół. I mówię tu o skali całego kraju, bez rozgraniczeń między media lokalne i ogólnopolskie. Jeśli chodzi o telewizję, to prawdę mówiąc

nie mam zdania, bo przestałem oglą-dać już dobrych parę lat temu – „smo-leńsko-krzyżowa publicystyka”, prze-stała mnie interesować, a „jaka to me-lodia, do której tańczy idol z gwiazda-mi na lodzie” to też nie moja bajka. Niemniej z prasy i radia korzystam na co dzień.

Drażni mnie w nich sporo i to na każdej płaszczyźnie. Zacząć mógłbym choćby od drobiazgów w stylu per-manentnych literówek i błędów w tekstach, czy braku dykcji spikerów, przechodząc przez ciągłą potrzebę szu-kania wszędzie wątpliwej sensacji, na zupełnym braku obiektywizmu skoń-czywszy.

Czytając nasze lokalne gazety do-

chodzę do wniosku, że dziennikarze zupełnie zapomnieli o swoim fachu, a realizują się teraz w pseudo-politycz-nych karierkach, o jednych pisząc le-piej, a o innych gorzej, często ośmie-szając się pochwałą głupoty lub pro-mowaniem idiotyzmów.

Niestety, wydawcy sprawiają też wrażenie, jakby z wyjątkiem polityki, publicystyki i spraw społecznych, żadna inna dziedzina nie była warta wspomnienia. Kiedyś w gazetach pu-blikowało się ciekawe wywiady z ludź-mi sztuki, kultury czy nauki. Znaleźć można było recenzję filmu, książki lub płyty – dziś pustki, a zamiast tego można dowiedzieć się komu urodziło się dziecko, kto się pobrał albo kto jest

najstarszym mieszkańcem – no ma-giel po prostu. Nie mam nic przeciwko, ale stosunek materiału pustego do wartościowego powinien być zupełnie odwrotny.

Podsumowując. Wszystkie te moje pretensje do mediów są do usprawie-dliwienia. Prasa, jak wszystko inne, jest produktem i musi się sprzedać. Mało tego, musi maksymalizować zysk i rea-gować na stosunek kosztów do przy-chodów, stąd właśnie ludzie z łapanki zamiast dziennikarzy, materiał niewie-le wnoszący w życie czytelników i ogól-nie zły poziom. W przyszłości nie bę-dzie lepiej, bo rynek będzie regulował to, co ma się ukazywać, więc trzeba się liczyć, że kryzys mediów się pogłębi.

Szymon Wacławikmenedżer, felietonista, fotograf, globtroter

towarowienie informacji oraz ostra walka o odbiorcę na ryn-Uku sprawia, że media w natu-

ralny sposób ulegają pokusie oferowa-nia „atrakcyjnych treści”. Rzeczywis-tość jest okrutna. Krowa z dwiema gło-wami sprzedaje się o wiele lepiej niż relacja z kolejnej sesji rady miasta. Trend ten w równym stopniu dotyczy

tytułów ogólnopolskich, jak i lokal-nych. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że uogólnienie tego stanu spowodowa-ne jest w dużym stopniu uzależnie-niem mediów lokalnych od ogólnej linii polityki korporacyjnej koncernów medialnych będących ich właścicie-lami.

Jest jeszcze jeden poważny pro-

blem. Media lokalne mają do zagospo-darowania o wiele mniej informacji niż ich ogólnopolskie odpowiedniki. Dlate-go naturalną konsekwencją braku wy-starczającej ilości treści staje się pod-noszenie do rangi newsa wiadomości rodem z „magla”.

Jedną z największych słabości me-diów lokalnych jest poziom języka. Od mediów, szczególnie tych druko-wanych, oczekiwałbym większej dba-łości o poprawność języka. Wielokrot-nie powtarzane błędy zaczynają się u czytelnika podświadomie utrwalać jako formy dopuszczalne, czy wręcz do-minujące, zachwaszczając tym samym język.

Czego mi brakuje w lokalnych me-diach? Przede wszystkim rzetelnej informacji o nadchodzących wyda-rzeniach kulturalnych i społecznych. Z przykrością muszę stwierdzić, że niestety o wielu wydarzeniach dowia-

duję się po fakcie z późniejszych relacji i reportaży. Co gorsza, część imprez przechodzi zupełnie bez echa. Więk-szość mieszkańców regionu nie ma czasu na poszukiwania takich infor-macji.

Problem obiektywizmu mediów regionalnych sprowadza się głównie do samych dziennikarzy i pozostaje kwestią wysoce indywidualną. Więk-szość ludzi ma ukształtowane poglą-dy na szereg spraw. Dotyczy to w rów-nym stopniu dziennikarzy. Oczywiście byłoby idealnie, gdyby udało się zosta-wić swoje poglądy za drzwiami redak-cji, ale często tak się nie dzieje. Ujaw-nia się to szczególnie w przypadku treści budzących duże społeczne emo-cje. Zwykle jednak kilkukrotna lektura tekstów danego dziennikarza pozwala czytelnikowi na oddzielenie poglądów od suchej informacji.

Media przyzwyczaiły nas do sensa-

cyjnych treści i niejednokrotnie same nakręcają spiralę emocji. A my odbior-cy? Cóż... mamy naturę podglądaczy. Lubimy podglądać sąsiadów, czy w ot-wartym oknie, wsparci na poduszce, patrzeć jak pogrzeb idzie ulicą. Bo to jest blisko, to nas dotyczy.

Tabloidyzacja mediów jest przeja-wem symbiozy między wydawcą/na-dawcą a odbiorcą. Może nie tą najbar-dziej pożądaną, ale nią pozostaje. Jest znakiem przemian jakim podlegają media.

Za kilka lat prasa drukowana w obecnym kształcie zniknie bezpowrot-nie. Cyfryzacja, łatwość dostępu oraz szybkość przekazywania informacji sprawi, że wydawcy chętniej oferować będą swoje treści w Internecie. Myślę, że również telewizji jaką dzisiaj znamy można wieszczyć rychły koniec. Nie sądzę, by lokalne tytuły oparły się tej tendencji.

Joel Nowickikompozytor, konferansjer, felietonista, tłumacz języka angielskiego i hebrajskiego

Page 12: Teraz Świecie

12 listopad 2012 www.oksir.euobyczaje

Pierwsza bierze WSZYSTKO

SANDRA MAJKA

andra Majka była pierwszą świecianką mającą szansę na tytuł najpiękniejszej Polki. Już w gimnazjum, Sgdzie wyróżniała się nie

tylko wzrostem, figurą, ale również pewnością siebie, miała jasno sprecy-zowane plany na przyszłość. Otwarcie deklarowała, że chce zostać modelką lub aktorką, dlatego wolny czas w znacznej mierze podporządkowany był dbałości o zdrowy wygląd.

Pierwszy poważny sukces przy-szedł w roku 2007, gdy znalazła się w gronie kilkunastu finalistek konkur-su Miss Polski. Niestety, nie było jej w pierwszej trójce. Wielu komentują-cych imprezę, uznało werdykt jurorów za krzywdzący świeciankę. Sama zain-teresowana wydawała się najmniej przejęta tym, co się stało, wychodząc z założenia, że najlepsze dopiero nadejdzie.

Po skończeniu Zespołu Szkół Me-nedżerskich w Świeciu Sandra Majka przeniosła się do Warszawy.

- Aby odnieść sukces trzeba za-mieszkać w stolicy, bo mają tam swoje biura wszystkie najważniejsze agencje modelek - przekonuje Majka, która przygodę z modelingiem porzuciła niedawno na rzecz kariery muzycznej. Jest nową wokalistką coraz popular-niejszego zespołu Pewex. – W Warsza-wie odbywają się castingi, pokazy mody i wszystko to, co ważne dla tego zawodu. W Toruniu czy Bydgoszczy możemy spotkać tylko pośredników nie mających specjalnych kontaktów ani możliwości. To powszechnie znane fakty. Z perspektywy Warszawy takie miasta to prowincja. Może się to komuś nie podobać, ale wielokrotnie spotkałam się z takimi opiniami. Oczywiście nie bronię nikomu mierzyć jeszcze wyżej. Hollywood czeka na piękne dziewczyny – żartuje.

W tańcu z Maserakiem

Rok 2008 przyniósł jej tytuł pierw-szej wicemiss stolicy. Dzięki temu zwróciła na siebie uwagę ludzi nie tylko z branży modelingowej. Chociaż w tamtym czasie te kontakty były dla niej najcenniejsze. Za ich sprawą wzięła udział w wielu poważnych sesjach zdjęciowych i pokazach mody. Nie zamierzała jednak ograniczać się wyłącznie do tego, co oferuje świat mody. Swoją energią zwróciła uwagę szefów warszawskiej telewizji ITV. To

stworzyło jej nowe możliwości, zarów-no do promocji, jak i poszerzania krę-gu znajomych.

Jej temperament, urodę i poczucie rytmu postanowili wykorzystać w 2011 roku reżyserzy Józef i Andrzej Skoli-mowscy, synowie Jerzego Skolimow-skiego. Zaproponowali Sandrze udział w filmie „Ixjana. Z piekła rodem”, gdzie wystąpiła w scenie tanecznej wspólnie z Rafałem Maserakiem.

Jej najnowszy pomysł na życie za-wiera się w pięciu literach - Pewex. Tak nazywa się zespół mający na swoim koncie takie dyskotekowe hity

jak „Dziunia”, „Taki jestem” czy „Mam yorka”.

- Swój talent wokalny odkryłam śpiewając pod prysznicem – żartuje w typowy dla siebie sposób Sandra Yo Majka, która na potrzeby sceny nieco zmodyfikowała nazwisko. - Teraz skupiam się tylko na tym. W zasadzie porzuciłam modeling. Może nie definitywnie, gdy trafi się jakaś poważna oferta na pewno ją rozważę, ale teraz chcę się rozwijać muzycznie, a że mam predyspozycje, należy się spodziewać kolejnych hitów.

Za projektem Pewex stoi krakowski

raper Karramba i BBX. Yo Majka w wokalu zastąpiła Miss Małopolski Kingę Majchrowską.

rzez kilka dni z trudem nadążałam z przeczyta-niem wszystkich gratu-lacji na Facebooku – wspomina Anna Krupa. - P

Tym bardziej, że bez przerwy dzwonił telefon i przychodziły SMS-y. Czułam się z tym świetnie, ale wiedziałam, że nie ma co się przyzwyczajać do tego stanu, bo uświadomiono mi, że „druga” nie może liczyć na zbyt wiele.

Znaleźć się w finale Miss Polonia to marzenie tysięcy dziewczyn wierzą-cych w to, że udział w prestiżowym konkursie stanie się przepustką do świata modelingu. Liczą, że nawet jeśli nie wygrają, to zostaną zauważone przez jedną z agencji modelek. Takich planów ani ambicji, o dziwo, nigdy nie miała Anna Krupa ze Świecia.

- Prawie każda dziewczyna zapy-tana o to, dlaczego bierze udział w tym konkursie mówi o chęci przeżycia przygody czy sprawdzeniu się w nowej sytuacji. Tyle, że w moim przypadku jest to prawda od początku do końca – deklaruje pierwsza wicemiss Polonia 2011. - Nigdy nie planowałam kariery modelki, bo po pierwsze wiem z jakimi wiąże się to wyrzeczeniami, a po drugie mam świadomość, jak trudno osiągnąć autentyczny sukces w tej branży. Nie chodzi o to, że boję się wyzwań. Po prostu mam inny pomysł na życie. Oczywiście konkurs był miłym epizodem, ale nie ubolewam z tego tytułu, że nie otrzymałam dzie-sięciu ciekawych propozycji pracy jako modelka.

Nie rozbiorę się

Dla uczestniczek konkursu Miss Polonia było pewnym zaskoczeniem, gdy na dwa dni przed finałem dowie-działy się od Elżbiety Wierzbickiej, ówczesnej prezes Biura Miss Polonia, że nagrody czekają tylko na zwycięż-czynię.

- To było dość dziwne, zważywszy, że Marcelina Zawadzka dostała samo-chód, piękną biżuterię, kupon na roczną pielęgnację włosów w bardzo dobrym salonie, weekend w elegan-ckim spa i pewnie jeszcze kilka innych rzeczy, a za drugie i trzecie miejsce nie

ANNA KRUPA

przewidziano kompletnie nic – wspo-mina Ania. - Sprawa została posta-wiona jasno: pierwsza bierze wszy-stko. Tu nie jest tak, jak w sporcie, gdzie liczy się też drugie i trzecie miej-sce. Szczerze mówiąc, nie przejmo-wałam się tym specjalnie, bo nie za bardzo wierzyłam, że uzyskam tak dobry wynik. Znalezienie się w finale traktowałam jako niespodziankę, którą sprawiłam sobie i bliskim.

Po powrocie do rodzinnego Świecia przez jaki czas pierwsza wicemiss czuła się jednak tak, jakby to ona wygrała. Zewsząd dobiegały gratu-lacje, życzenia i coraz bardziej uciąż-liwe pytania: co teraz, jak dalej widzisz swoją karierę?

- Na takie pytania nie mogłam i nadal nie mogę odpowiedzieć nic sen-sownego – stwierdza Ania. - Roczny kontrakt, jaki podpisałam z Biurem Miss Polonia do tej pory wiąże mi ręce. Nawet gdybym chciała profesjonalnie pozować czy też brać udział w poka-zach mody, to nie mogę tego zrobić za plecami biura, bo grozi mi za to wyso-ka kara. Z kolei biuro nie robi nic, aby umożliwić mi zarobienie jakichś pie-niędzy. Zresztą nie byłoby ich zbyt wiele, bo mogłabym liczyć tylko na niewielki procent z kwoty, jaką zapła-ciłaby agencja chcąca ze mną współ-pracować.

Umowa nie zabrania jednak pozo-wania amatorom oraz fotografom, którzy nie zamierzają wykorzystywać zdjęć w celach komercyjnych. A chcą-cych fotografować piękną świeciankę nie brakuje. Regularnie otrzymuje oferty od miej lub bardziej zdolnych fotografów. Ania bardzo ostrożnie podchodzi do propozycji.

- Generalnie lubię pozować. Dobrze się czuję przed obiektywem, ale nie widzę powodu, żeby tracić dzień z kimś, kto nie ma specjalnego pojęcia o fotografii – zaznacza. - Zanim zgodzę się poświęcić swój czas, proszę o prze-słanie linka do zdjęć. Zwykle na tym etapie kończy się dalsza wymiana e-maili.

Zdarza się jednak, że zwracają się zdolni artyści. Za każdym razem rozli-czenie za pracę wygląda tak samo – ty pozujesz, ja rewanżuję się 15-30 zdjęciami. Nie brakuje też takich, którzy proponują wykonanie aktów. W tym przypadku, niezależnie kto chciałby fotografować ją nago, odpo-wiedź zawsze jest taka sama. - Nie – stanowczo zaznacza Krupa. - Tej granicy nie zamierzam przekraczać. Nie widzę powodu, aby pozować nago. Nawet gdyby miało chodzić o wysma-kowane zdjęcia artystyczne. Są dziew-

Nie ma co się łudzić. Uroda to nie wszystko, żeby zrobić karierę modelki. Trzeba rozpychać się łokciami, żeby wybić się z tłumu innych ładnych twarzy. I po zaliczeniu pierwszych sukcesów najlepiej od razu spakować walizki i przenieść się do Warszawy, bo mniejsze miasta to w tej branży prowincja. O swoich doświadczeniach w modelingu opowiadają świecianki Sandra Majka i Anna Krupa.

Sandra Majka: - Aby odnieść sukces trzeba zamieszkać w stolicy . To tutaj odbywają się castingi, pokazy mody i wszystko to, co ważne dla tego zawodu

Fot. Telewizja ITV

Page 13: Teraz Świecie

czyny, dla których rozebranie się nie stanowi problemu, ale ja nie czułabym się z tym dobrze.

Było warto

Wprawdzie Krupa opowiada o tym dość niechętnie, ale nie zaprzecza, że cieszy się dużym powodzeniem. Inter-netowych adoratorów-gawędziarzy trudno byłoby policzyć. Oczywiście są też realni, tyle że większość oblewa już „rozmowę kwalifikacyjną”.

- Zwykle wystarczą dwa, trzy zda-nia, abym wiedziała, czy będę miała o czym rozmawiać z chłopakiem – zdradza. - Bardzo rzadko decyduję się dać komuś numer telefonu. Chyba, że naprawdę zrobi na mnie wrażenie, ale o to nie jest tak łatwo. Wcale nie dla-tego, że nie wiadomo jak wysoko usta-wiłam poprzeczkę, tylko ci najbardziej pewni siebie zwykle nie są w moim typie.

Chociaż udział w finale Miss Polonia przyniósł znacznie mniej wymiernych profitów niż mogłoby się wydawać, Anna Krupa nie czuje się w żaden sposób rozczarowana.

- Takie doświadczenie zawsze krzepi, pomaga nabrać pewności sie-bie, co bywa pomocne w przypadku osób, które czasami powątpiewają w swoją wartość – podkreśla. - Dlatego gdy ktoś mnie pyta, czy warto brać udział w takim konkursie, zawsze mu mówię – oczywiście. Niedawno dora-dziłam tak mojej koleżance z Uniwer-sytetu Mikołaja Kopernika, która – choć jest dosyć niska - została Miss Ziemi Toruńsko-Włocławskiej. Z tego co wiem, dzięki temu dostała kilka interesujących propozycji.

Anna Krupa potwierdza to, co

mówi Sandra Majka – wyjazd do War-szawy to jedyna prosta ścieżka prowa-dząca do kariery w modelingu.

- Tam łatwiej jest być zauważonym przez osoby z branży, ale jak już wspo-mniałam, nie zależy mi na tym, a po drugie nie lubię tak dużych miast – podkreśla. - Niewątpliwie jednak, jeśli ktoś chce pójść tą drogą, to w stolicy

13listopad 2012www.oksir.eu obyczaje

Anna Krupa: - Sprawa została postawiona jasno: pierwsza bierze wszystko. W konkursie Miss Polonia nie jest tak, jak w sporcie, gdzie liczy się też drugie i trzecie miejsce

ma większe szanse niż wtedy, gdy mieszka w Toruniu czy Bydgoszczy - uważa.

Anna Krupa w przyszłym roku kończy studia z zarządzania procesami logistycznymi w Wyższej Szkole Bankowej w Bydgoszczy.

Fot. Andrzej Bartniak

ANDRZEJ [email protected]

Reklama

Page 14: Teraz Świecie

Gmina pozyskała na budowę ul. Miodowej dofinansowanie z tzw. „schetynówek”

Rok pod znakiem inwestycji

Miodową od ronda do ronda

Minęły dwa miesiące od Pana zawału. W jakiej kondycji jest dziś Tadeusz Pogoda?

W coraz lepszej. Wszczepiono mi defibrylator, który ma reagować w przypadku ewentualnej arytmii serca i przywrócić mu normalny rytm. Dużo spaceruję, gimnastykuję się i ćwiczę na rowerze stacjonarnym. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku, bez nadmiernego forsowania organizmu. Zawał to ciężkie przeżycie, ale nie wyrok. Trzeba nauczyć się z tym żyć i nadal robić swoje, tyle że bardziej zwracać uwagę na swoje zdrowie. Teraz jestem na zwolnieniu chorobo-wym i tak pozostanie jeszcze przez jakiś czas. To, kiedy będę mógł wrócić do pracy, zależy od decyzji lekarzy.

Mimo przymusowego „bezrobocia” nie narzekam na nudę. Odwiedzam od czasu do czasu urząd miasta. Kiedy jest się burmistrzem nie można tak po prostu zrzucić swoich obowiązków na innych i zupełnie się nie przejmo-wać tym, co dzieje się w gminie. Co ciekawe, spacer z domu do urzędu zajmuje mi niekiedy godzinę, bo zagadują mnie przechodnie, pytając, jak się czuję. To niezwykle miłe i jes-tem wszystkim bardzo wdzięczny za słowa wsparcia.

Wspomniał Pan, że nawet na zwolnieniu chorobowym trudno uciec od obowiązków burmis-trza. Tymczasem przełom paź-dziernika i listopada to czas, kiedy w samorządach trwają gorączkowe prace nad budżetem na następny rok.

To prawda. Ze zrozumiałych wzglę-dów nie uczestniczę w tych pracach w takim zakresie, jak jeszcze przed rokiem, ale to nie znaczy, że zupełnie

się tym nie interesuję. Od tego prze-cież, jakie zostaną przyjęte zapisy w budżecie, zależy co czeka nas w przy-szłym roku.

Jaki więc będzie 2013 r. dla Świecia?

Nie najgorszy. W przyszłorocznym budżecie zaplanowaliśmy wysoki po-ziom wydatków na inwestycje. Kwota na ten cel osiągnie 50 mln zł. Sztan-darowym przedsięwzięciem będzie budowa Międzygminnego Kompleksu Unieszkodliwiania Odpadów Komu-nalnych w Sulnówku. W przyszłym roku przeznaczymy na ten cel 26 mln zł. W sumie inwestycja będzie kosz-towała 35,5 mln zł netto, z czego ponad 15 mln to dofinansowanie z Regio-nalnego Programu Operacyjnego. Przedsięwzięcie jest kosztowne, ale konieczne, bo przepisy nakładają na gminy obowiązek przerobu i recyklin-gu odpadów komunalnych. W prze-ciwnym razie grożą nam wysokie kary.

W przyszłym roku zamierzamy też sporo przeznaczyć na budowę dróg, bo aż 15,5 mln zł. Poszerzymy drogę, biegnącą od skrzyżowania ulic Pade-rewskiego i Stromej na Mariankach w kierunku cmentarza przy ulicy Sienkiewicza. Zbudujemy wzdłuż niej także ścieżkę rowerową i chodnik. Szacujemy, że będzie to kosztowało około 3,5 mln zł. Często widuję tam spacerujące rodziny, matki z wózkami, rowerzystów czy osoby uprawiające nordic walking. Droga w obecnym stanie nie spełnia już swojej roli, dlatego chcemy to zmienić z korzyścią dla mieszkańców.

Planujemy także budowę drogi do składowiska odpadów w Sulnówku kosztem 3,5 mln zł. Chcemy też pobu-dować rondo w Sulnowie wraz z ulicą,

W połowie października roz-poczęto prace związane z prze-dłużeniem ul. Miodowej do ul. Wojska Polskiego w Morsku.

W ubiegłym roku przedłużono ul. Miodową do ul. Laskowickiej w Świe-ciu, gdzie pobudowano rondo. Liczący 900 metrów odcinek kończył się na skrzyżowaniu z ul. Jesionową. Teraz przyszła kolej na drugi etap, dzięki któremu ul. Miodowa zostanie połą-czona z ul. Wojska Polskiego w Mor-

która będzie prowadziła od Obszaru Rozwoju Gospodarczego Vistula Park II do drogi na Laskowice. Uzależniamy to jednak od uzyskania dofinanso-wania z Regionalnego Programu Ope-racyjnego. Zależy nam na tej inwes-tycji, tym bardziej, że chcemy włączyć Vistulę Park II do Pomorskiej Specjal-nej Strefy Ekonomicznej. Mamy już pozytywną opinię PSSE. Będziemy jednak musieli czekać na decyzję Rady Ministrów, bo to do niej zależy osta-tnie słowo w tej sprawie.

W przyszłym roku rozpoczniemy także modernizację krytej pływalni w Przechowie oraz budowę nowej biblioteki w Świeciu i budynku socjal-nego w Czaplach.

Co z inwestycjami na terenach wiejskich?

Oprócz inwestycji drogowych, o których już wspomniałem, będziemy kontynuować budowę przydomowych oczyszczalni ścieków we wsiach w na-szej gminie. Poza 127 oczyszczalnia-mi, które powstaną na przełomie tego i przyszłego roku, w 2013 r. rozpo-czniemy budowę kolejnych stu. W su-mie będzie ich więc prawie 230.

Przeznaczymy też 2,3 mln zł na rozbudowę sieci wodociągowej, sani-tarnej i deszczowej w miejscowoś-ciach, gdzie jest plan zagospodarowa-nia przestrzennego, m.in. w Sulnowie. Powstanie tam też nowa świetlica wiejska kosztem 1 mln zł. Wymieniam oczywiście tylko największe przyszło-roczne przedsięwzięcia. Poziom wy-datków na inwestycje w Świeciu nie spadnie, co niestety dzieje się w wielu innych gminach w kraju, bo kończą się unijne pieniądze na lata 2007-2013 i kolejne fundusze będą dostępne dopiero od 2014 r.

sku niedaleko Nowego Szpitala. W tym miejscu powstanie również rondo.

Początkowo zakładano, że inwes-tycja zostanie zrealizowana w później-szym terminie.

- Staraliśmy się o wsparcie w ra-mach Narodowego Programu Prze-budowy Dróg Lokalnych, czyli tzw. „schetynówek”, ale początkowo nie udało nam się uzyskać dofinansowa-nia. We wrześniu otrzymaliśmy jed-nak informację, że w urzędzie woje-wódzkim zostały jeszcze środki z tego programu i możemy dostać pieniądze – wyjaśnia Zbigniew Podgórski, za-stępca burmistrza Świecia.

Nowy odcinek ul. Miodowej będzie miał 200 metrów długości i 7 metrów szerokości. Koszt inwestycji to 1 mln 31 tys. zł, z czego 30 procent pokryje dofinansowanie ze „schetynówek”. Wykonawcą inwestycji jest firma Skanska.

W pierwszym etapie zostanie ułożona kanalizacja deszczowa. Prace drogowe rozpoczną się od budowy ronda na ul. Wojska Polskiego w Mor-sku. W tym czasie ruch na tej trasie będzie odbywał się wahadłowo.

Na przedłużeniu ul. Miodowej zy-skają zarówno mieszkańcy, jak i kie-rowcy. Pierwsi, bo zmniejszy się ruch samochodów na ul. Wojska Polskiego w Świeciu, a drudzy, bo szybciej i ła-twiej dotrą z ul. Laskowickiej do ob-wodnicy Świecia i drogi krajowej nr 91 (dawnej „jedynki”).

14 listopad 2012 www.swiecie.euecho gminyecho gminy materiały informacyjne gminy Świecie

- Spacer z domu do urzędu miasta zajmuje mi niekiedy godzinę, bo zagadują mnie przechodnie, pytając, jak się czuję. To niezwykle miłe i jestem wszystkim bardzo wdzięczny za słowa wsparcia – rozmowa z Tadeuszem Pogodą, burmistrzem Świecia, o planowanych w przyszłym roku inwestycjach i powrocie do zdrowia po przebytym zawale.

Page 15: Teraz Świecie

Od koncepcji do budowyNowa biblioteka w Świeciu ma być nowoczesna i przestron-na. Wkrótce zostanie ogłoszony konkurs na opracowanie kon-cepcji budowy.

- To pierwszy krok do realizacji in-westycji – wyjaśnia Zbigniew Pod-górski, zastępca burmistrza Świecia. – Podpisałem właśnie wniosek o po-wołanie komisji konkursowej. Następ-nym krokiem będzie ogłoszenie kon-kursu na koncepcję budowy. Będzie ona zwierać między innymi propozy-cje wyglądu obiektu i rozmieszczenie poszczególnych pomieszczeń. Firma, która wygra w tym konkursie opra-cuje też później szczegółowy projekt techniczny.

Nowa biblioteka powstanie na należącym do gminy terenie przy ul. Sienkiewicza, który wydzierżawiono na płatny parking dla samochodów ciężarowych. Jednopiętrowy budynek będzie miał 1000 metrów kwadra-towych powierzchni użytkowej.

Wygodnie i nowocześnie

Całość ma kosztować około 3,5 mln zł. Prace zaczną się w przyszłym roku.

Opracowano już wskazówki, któ-rymi będzie kierowało się biuro pro-jektowe przy opracowywaniu konce-pcji budowy.

Nowy budynek będzie miał otwarte przestrzenie, bez nadmiaru ścian

działowych, co pozwoli na lepsze za-gospodarowanie powierzchni.

Na parterze mają być zlokalizo-wane m.in. pomieszczenia z książkami dla dorosłych, powierzchnia do pracy indywidualnej z fotelami, kanapami

i stołami, czytelnia, szatnia i magazyn. Z kolei na piętrze przewidziano wypo-życzalnię książek dla dzieci i młodzieży z czytelnią, salę na szkolenia, konfe-rencje i spotkania autorskie oraz po-wierzchnię na stanowiska komputero-

we. Będą tam się także znajdowały zbiory multimedialne oraz na płytach CD i DVD. W budynku ma być też winda dla niepełnosprawnych.

Wśród sugestii dla biura opracowu-jącego koncepcję jest także parking,

taras przy budynku na letnią czytelnię i miejsce zabaw dla dzieci oraz tereny zielone ze ścieżkami i ławkami.

Coraz mniej miejsca

W obecnej siedzibie Miejskiej Biblio-teki Publicznej przy ul. Wojska Pol-skiego robi się coraz ciaśniej. Władze gminy, zdając sobie z tego sprawę, wpisały cztery lata temu budowę nowego obiektu w Wieloletni Plan Inwestycyjny.

Z planowanej inwestycji cieszy się Beata Szymańska, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej w Świeciu. Tym bardziej, że brakuje miejsca, gdzie można by urządzać spotkania z pisa-rzami, zajęcia dla dzieci czy zebrania klubów czytelniczych.

- Musimy to robić w czytelni, co powoduje, że w tym czasie nie jest udo-stępniana czytelnikom. Ciasno robi się również w wypożyczalniach i maga-zynie – mówi Beata Szymańska.

A książek jest coraz więcej – łącznie 110 tys. woluminów w głównej siedzi-bie przy ul. Wojska Polskiego i w pięciu filiach. Co roku biblioteka kupuje około 3 tys. nowych pozycji.

Nowy obiekt, wspólnie z pobliskim Ośrodkiem Kultury, Sportu i Rekre-acji, będzie tworzył swoiste centrum kulturalne w środku miasta – dobrze wyposażone i nowoczesne, zapewnia-jące urozmaiconą ofertę dla młodzieży i dorosłych.

Biblioteka powstanie na terenie płatnego parkingu dla samochodów ciężarowych przy ul. Sienkiewicza

Drogowe rewolucje na Mariankach

Codziennie przybywają po dwie oczyszczalnie

Na przełomie października i lis-topada będzie można przeje-chać ul. Sobieskiego w Świeciu. Z kolei w przyszłym roku zosta-nie poszerzona droga łącząca Górne Marianki z ul. Sienkiewi-cza. Powstanie tam też chodnik i ścieżka rowerowa.

Prawie 400-metrowa ulica Jana III Sobieskiego na Mariankach prowadzi od ronda przy zbiegu ulic Piłsudskiego i Krausego (przy nowym Polomarke-cie) do drogi biegnącej od skrzyżowa-nia ulic Paderewskiego i Stromej do Sienkiewicza.

- Usypano już podbudowę z tłu-cznia i położono grubą na 7 cm war-stwę asfaltowo-betonową. Ma ona za-bezpieczyć podbudowę tłuczniową, żeby ulewne deszcze nie spłukały jej na ulicę Krausego – wyjaśnia Ryszard Sadowski, kierownik Wydziału In-

Pierwsze gospodarstwa mają już przydomowe oczyszczalnie ście-ków. Prace przy budowie idą peł-ną parą.

- Średnio powstaje jedna, dwie oczyszczalnie dziennie, bo pracują dwie ekipy. Na „pierwszy ogień” poszły wsie Topolinek i Dziki, gdzie zakoń-czyliśmy już prace, a teraz przenie-śliśmy się do Skarszewa – wyjaśnia Ryszard Sadowski, kierownik Wydzia-łu Inwestycyjnego Urzędu Miejskiego w Świeciu.

Oczyszczalnie są alternatywą dla szamb, często nieszczelnych, których zawartość zanieczyszcza glebę i wody gruntowe. Nie zawsze też są one opróżniane w odpowiedni sposób, bo ścieki wylewane są w lasach lub na polach, zamiast trafiać do komunalnej oczyszczalni ścieków.

Dlatego gmina Świecie rozpoczyna w tym roku zakrojony na szeroką skalę projekt budowy przydomowych oczyszczalni ścieków. To rozwiązanie dużo bardziej ekologiczne niż szamba. Poza tym oczyszczalnie są dużo tańsze niż budowa tradycyjnej kanalizacji sanitarnej ze względu na rozproszenie gospodarstw domowych na wsiach.

Koszt budowy 127 oczyszczalni wy-niesie blisko 1 mln 540 tys. zł. 75 pro-cent wartości netto pokryje dofinanso-wanie z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich. Przetarg na wykonanie inwestycji wygrała warszawska firma Awas-Systemy.

W pierwszym etapie, najdalej do października przyszłego roku, powsta-nie 127 przydomowych oczyszczalni w

westycyjnego Urzędu Miejskiego w Świeciu.

Tak więc najdalej w listopadzie uli-ca Sobieskiego zostanie udostępniona kierowcom. Na razie tymczasowo, bo wiosną ponownie wkroczą budo-wlańcy, by położyć kolejne dwie war-stwy asfaltu.

Na tym nie koniec drogowych in-westycji na Mariankach. Droga łączą-ca Górne Marianki z ul. Sienkiewicza powyżej cmentarza i prowadząca dalej do Sulnówka, jeszcze nie tak dawno leżała na peryferiach miasta. Zmieniło się to wraz z budową nowych bloków mieszkalnych przy ul. Piłsudskiego. Droga stała się niemalże ulicą osie-dlową. Korzysta z niej coraz więcej

Sartowicach, Świętem, Czaplach, Czapelkach, Ernestowie, Dzikach, Skarszewie i Topolinku. Natomiast w ramach drugiego etapu w 2013 r. zaplanowano budowę blisko 100 oczyszczalni w kolejnych wsiach w gminie Świecie.

Jak sama nazwa wskazuje, będą one oczyszczały ścieki z domów, a nie z budynków, gdzie hodowane są zwie-rzęta gospodarskie. Większość kosz-tów związanych z budową pokrywa gmina. Wkład własny właściciela gospodarstwa domowego wyniesie 1,5 tys. zł.

pieszych i rowerzystów, dlatego w przyszłym roku zostanie ona posze-rzona, a oprócz tego powstanie chod-nik i ścieżka rowerowa.

W przyszłym roku drodze przybę-dzie dodatkowy metr szerokości, a na poboczu powstanie 3,5 – metrowy ciąg pieszo-rowerowy. Z kolei na skrzyżo-waniu ulic Paderewskiego i Stromej zostanie pobudowane rondo.

W pierwszym etapie powstanie od-cinek od skrzyżowania Paderewskiego i Stromej do nowo powstałej ulicy Sobieskiego. Natomiast w kolejnym etapie – od ulicy Sobieskiego do Sien-kiewicza. Gmina zamierza zarezerwo-wać na ten cel w przyszłorocznym budżecie 3,5 mln zł.

Nowo budowana ul. Sobieskiego usprawni ruch na Mariankach

W pierwszym etapie w gminie Świecie powstanie 127 przydomowych oczyszczalni ścieków

Dodatkową przewagą przydo-mowych oczyszczalni nad szambami, oprócz wpływu na środowisko, są mniejsze koszty eksploatacji. Szambo, w zależności od jego wielkości i ilości osób mieszkających w danym domu, trzeba opróżniać co najmniej dwa, trzy razy w roku, a nierzadko i częściej. Wiąże się to oczywiście z wynajęciem i opłaceniem pojazdu asenizacyjnego. Tymczasem oczyszczalnia rozpro-wadza w gruncie wszystkie ścieki z domu i tylko co dwa, trzy lata trzeba usunąć nagromadzone w niej osady.

15listopad 2012www.swiecie.eu echo gminyecho gminy materiały informacyjne gminy Świecie

Page 16: Teraz Świecie

16 listopad 2012 www.oksir.euobyczaje

Historia życia w obrazkach

Z tatuowaniem jest jak z piciem wódki na imieninach. Trudno skończyć na jednym kieliszku. Wiele osób, które zdecydowały się na pierwszy wzór, zwykle po jakimś czasie myśli o kolejnym. Dlaczego?

dpowiedzi na to pytanie nie zna Rafał Karbow-nik, chociaż jego ciało w 90 proc. pokrywają wzo-Ory, wzajemnie przepla-

tających się mitycznych stworów, czaszek, pająków i groźnie łypiących okiem wizerunków, przypomina-jących wyobrażenia diabła. Prawie wszystkie powstały w ciągu trzech lat. Zdarzały się nawet jedenastogodzinne sesje, podczas których skórę nakłu-wano igłą, a następnie, powstałą w ten sposób „ranę” skrapiano tuszem.

- Więcej mało kto jest w stanie wytrzymać, zwłaszcza cztery dni pod rząd – mówi Karbownik. - W dodatku wszystko trzeba było robić w tajem-nicy, żeby nie nakrył nas strażnik. Tatuowanie w więzieniu jest oficjalnie zabronione. Dlatego przez cały czas jeden z chłopaków musiał stać na czatach pod drzwiami i nasłuchiwać, czy ktoś nie idzie. W zakładzie karnym nie ma zbyt wielu rozrywek, dlatego nie było problemu, aby za papierosa ktoś filował od rana do wieczora.

Oglądając misterne wzory na brzuchu, plecach i nogach trudno uwierzyć, że nie zostały one wykonane w dobrym salonie tatuażu, tylko po kryjomu, przy pomocy dość prymi-tywnej maszynki. Takiej, na jakiej skonstruowanie pozwalała więzienna konspiracja.

Jaszczurka z piwnicy

Chęć posiadania tatuażu zrodziła się u Rafała Karbownika w wieku kil-kunastu lat. Jak postanowił, tak zrobił. Była to wspólna tajemnica grupy kole-gów z osiedla Kościuszki w Świeciu.

- Spotkaliśmy się w piwnicy w sześ-ciu i po kolei, zwykłą igłą do szycia, kłuliśmy sobie na ramieniu jaszczurkę - śmieje się na myśl o tym wspomnie-niu. - To była nasza wielka tajemnica.

U mnie w domu wydało się to dopiero po dwóch miesiącach. Zmyć się tego już nie dało. Rodzice musieli się jakoś z tym pogodzić.

Po kilku latach niektórzy z piwnicz-nych tatuażystów dorobili się kolej-nych, bardziej udanych tatuaży. Jeden postanowił całkowicie usunąć gada.

On poszedł w przeciwnym kierun-ku. Po jaszczurce pojawił się żuk.

- Trafiając do zakładu karnego trzeba się jakoś określić, do której grupy człowiek należy – objaśnia więzienne rytuały.

Być może nie wyglądałby tak jak dziś, gdyby nie to, że trafił do celi z dobrym tatuażystą. Zafascynowany efektami jego pracy w ciągu trzech lat dorobił się wzorów na rękach, plecach, brzuchu i nogach. Gdzie najbardziej bolało?

- Chyba na żebrach - mówi. - Tam jest najcieńsza warstwa tłuszczu, a w dodatku skóra musi być cały czas naciągnięta. Za to na karku nie boli prawie wcale.

Podobno najodważniejsi fundują sobie wzorek nawet na penisie.

- Znam ten ból – śmieje się Karbownik.

Dużej ostrożności i znajomości rzemiosła wymagają prace na twarzy. Decyduje się jednak na to stosunkowo niewielu. I wcale nie chodzi o ból, a raczej o odbiór społeczny.

- Twarz zostawiłem czystą ze względu na rodziców – przyznaje. - Chodziło mi po głowie, żeby coś zrobić, ale wiem, że bardzo by im się to nie podobało.

Po co to wszystko? Aby udowodnić innym, ile potrafię znieść? O takie pobudki można by podejrzewać np. więźniów, chcących dowieść swojej męskości.

- Nic z tych rzeczy – wyjaśnia Karbownik. - Po prostu niektórym się to podoba i już. Jestem jednym z nich.

Poza tym, niesamowicie to wciąga. Jest to jakiś nałóg. Nie wiem na czym to polega, ale myślę o kolejnych tatu-ażach. Jeszcze trochę miejsca zostało. I pewnie za jakiś czas coś tam się pojawi – planuje.

Przeciwko „zagospodarowaniu” wolnych powierzchni nie ma nic prze-ciwko jego narzeczona, również zafas-cynowana tatuażem. Ona sama, op-rócz imienia ukochanego na ręce, ma dwa inne tatuaże i na pewno na tym nie poprzestanie.

- Chciałabym mieć na nodze ptaka i gwiazdki na plecach, takie jak Rihanna – planuje Wioletta. - I jeszcze imię dziecka, gdy się kiedyś docze-kamy.

Wszystkie je wykona narzeczony, który amatorsko, ale z dużą wprawą, zajmuje się tatuowaniem.

Dla osób, które nie znają więzien-nej symboliki żaden z tatuaży na ciele Rafała Karbownika nie zdradza ich pochodzenia. Zupełnie nie przypomi-nają nieporadnych, więziennych ob-razków z nagimi kobietami czy z ser-cem przebitych mieczem. Dlatego łatwiej pomyśleć, że jest on fanem muzyki heavy metalowej niż byłym więźniem. To właśnie rockmani wpro-wadzili na salony tatuaże, podobnie jak przed laty aktorzy westernów wykreowali, mniej lub bardziej świa-domie, modę na dżinsy.

- Z powodu swojego wyglądu spotykam się czasem, zwłaszcza ze strony starszych osób, z niechęcią, ale niespecjalnie mnie to obchodzi - mówi Karbownik. - Mam tatuaże, bo mi się to podoba, a z dawnym życiem zerwa-łem raz na zawsze. Nie utrzymuję kon-taktów z ludźmi, przez których miałem problemy. Na szczęście w moim życiu pojawiła się kobieta, która zmieniła wszystko. Nie chcę nigdy wracać do tego, co było. To zamknięty rozdział.

Tatuaże to nie tylko ból, ale również

spory wydatek, jeśli chcemy je wyko-nać w salonie. Stawka uzależniona jest od renomy artysty oraz wielkości i komplikacji wzoru. Ile kosztuje ozdo-bienie niemal całego ciała?

- Trudno powiedzieć, ale nawet 30 tys. zł mogłoby nie starczyć – kalkuluje Rafał Karbownik.

Filozofia życia i śmierci

Roman Witt, komendant Straży Miejskiej w Świeciu, do swojego pierwszego tatuażu dojrzewał dość długo.

- Myślałem już o tym będąc nasto-latkiem, ale zdecydowałem się dopiero po trzydziestce, już jako mąż i ojciec – wyznaje. - Takich decyzji nie powinno się podejmować pochopnie, na przy-kład pod wpływem czyjejś namowy. Trzeba mieć świadomość, że jest to coś, co będzie nam towarzyszyć do końca życia. Oczywiście tatuaż można usunąć, ale zawsze wiąże się to z bólem i blizną, która zwykle wygląda gorzej niż nawet najbardziej nieudany wzór.

Zdaniem komendanta, zdobienia na skórze powinny być odzwierciedle-niem duszy człowieka, wyrazem war-tości, jakie wyznaje. Dlatego prze-strzega przed wybieraniem rysunków, zwłaszcza egzotycznych, o których znaczeniu nic się nie wie.

Witt dorobił się tatuaży na obu ramionach. Oprócz napisów w języku chińskim jest to także jego znak zodiaku wedle kalendarza chińskiego.

- Interesuję się kulturą Wschodu – wyjaśnia. - Filozofią dotyczącą życia

zabraniają, ale nigdy nie zafundował-bym sobie tatuażu na szyi czy dłoni - zaznacza. - Mój dziadek, będący dla mnie ważnym człowiekiem, wpoił mi szacunek do munduru. Sądzę, że nie licowałyby z nim tatuaże. Nie żebym się ich wstydził, wręcz przeciwnie, tyle że to zestawienie do siebie nie pasuje.

Roman Witt nie jest pewien czy zdecydowałby się na tatuaż, gdyby nie to, że w ciągu ostatnich kilkunastu lat wyraźnie zmienił się stosunek do tej formy zdobienia ciała.

- Myślę, że za kolejnych kilkanaście lat na nikim nie będzie robić to więk-szego wrażenia – przewiduje. - Do-wodem na to może być choćby sto-sunek do fryzur. W latach 80. irokez był wyrazem buntu, przynależności do subkultury punkowej. Można było za to wylecieć ze szkoły. Dziś są tak obcię-te nawet dzieci i nikogo to nie szokuje. Doskonale pamiętam, jak w czasach szkolnych modne stały się kosmyki włosów z tyłu głowy. Nauczyciele strasznie je tępili. Pytam, po co? – zastanawia się.

ANDRZEJ [email protected]

Fo

t. A

nd

rz

ej

Ba

rtn

iak

Fo

t. A

nd

rz

ej

Ba

rtn

iak

Rafał Karbownik pierwszy tatuaż dał sobie zrobić jako nastolatek. Podczas pobytu w więzieniu zafundował sobie prawdziwą galerię

Orientalne tatuaże na ramieniu komendanta Romana Witta, zafascynowanego kulturą Dalekiego Wschodu

i śmierci, Kodeksem Bushido, opisu-jącego zasady, według których powi-nien żyć samuraj.

Komendant również przyznaje, że na początku planował tylko jeden wzór, ale z czasem dojrzał do kolej-nych. Czy będą następne? Tego nie wyklucza. Jednak, jak podkreśla, mogą się one pojawić tylko w miej-scach niewidocznych, gdy ma założony mundur.

- Wprawdzie przepisy tego nie

Pewną regułą wydaje się również to, że w przypadku małżeństw, gdy jeden z partnerów zdecyduje się na tatuaż, po jakiś czasie „druga połówka” idzie w jego ślady.

- Do niczego nie namawiałem żony. Sama uznała, że również chce mieć jakiś niewielki wzór w niezbyt widocz-nym miejscu. Sądzę jednak, że na tym poprzestanie – śmieje się komendant.

Page 17: Teraz Świecie

Fot. Archiwum

Rok 1987. Jan Kępa (stoi) przemawia na uroczystości z okazji 70. rocznicy rewolucji październikowej

17listopad 2012www.oksir.eu społeczeństwo

Ostatni sekretarz

ANDRZEJ BARTNIAK: - Na kogo pan głosował w ostatnich wybo-rach prezydenckich?

JAN KĘPA: - Na Bronisława Komo-rowskiego.

A w parlamentarnych? Tradycyjnie już, jako że jestem

lewakiem, na SLD. Podoba się panu dzisiejsza le-

wica? Do prawdziwej lewicy jej daleko.

Polskie ugrupowania lewicowe zbyt mocno przesunęły się w kierunku centrum, albo wręcz zmierzają na pra-wicę. Zapominają o tym, co powinny robić.

Ruch Palikota robi wiele, aby utwierdzać Polaków w przeko-naniu, że to właśnie on, jak żadne inne ugrupowanie, spełnia ocze-kiwania elektoratu lewicowego. Z kolei SLD mieni się jako spadkobierca dawnych tradycji i przekonuje, że to tej partii przy-należy się miano prawdziwej lewicy. Która z tych opcji jest panu bliższa?

Wydaje mi się, że ani jedno, ani drugie do końca lewicowe nie jest. Tak to wygląda z mojej perspektywy. Walka o elektorat sprawiła, że ważne kwestie, mogące wyraźnie różnić po-szczególne ugrupowania, rozmyły się.

A co to znaczy mieć lewicowe przekonania?

Społeczeństwo jest bardziej roz-darte niż kiedykolwiek wcześniej w historii. Kompletnie rozczłonkowane. Kiedyś biedę wszyscy dzierżyli równo. Nie było skrajności, które dziś tak bolą. Z jednej strony mamy tych, którzy w latach 90. zdobyli wielkie majątki nie wiadomo skąd, a z drugiej wielką strefę biedy, widoczną zwłasz-cza na wsi. Państwo nie zaspokaja pod-stawowych potrzeb wielu Polaków. Jakby nie patrzeć na teraźniejszość, to ubóstwo jest większe niż w przeszłości. Należałoby to zmienić. Oto powinność lewicy, która jest mi bliska.

Jak długo był pan pierwszym sekretarzem PZPR w Świeciu?

Tylko półtora roku. Jaka była pana realna władza,

na co miał pan wpływ? Przede wszystkim na politykę kad-

rową. Mogłem decydować o tym, kto zostanie dyrektorem szkoły lub zakła-du pracy. W sprawach finansowych nie było już tyle do powiedzenia, bo pieniędzy było niewiele. Prawdziwa władza to pieniądze, a że mieliśmy ich mało, można uznać, że i moja władza nie była wcale taka wielka. Dzisiaj burmistrz Świecia na pewno ma większe możliwości.

Zdarzały się telefony np. z ko-mitetu wojewódzkiego, w któ-rych nakazywano panu zdjęcie kogoś ze stanowiska lub też obsa-dzenie w jakimś zakładzie swo-jego człowieka?

Nie miałem takich doświadczeń. Wiem, że zdarzało się to, ale ja takich przypadków nie miałem.

Ilu pracowników liczył świec-ki komitet PZPR?

Etatowych tylko pięciu. Całą resztę osób, które można było spotkać w bu-dynku, stanowili działacze społeczni. W tamtym czasie mieliśmy ponad 2 tys. członków.

To oni bawili się na tych słyn-nych balach sylwestrowych i kar-nawałowych, jakie odbywały się na parterze komitetu, a o których mówiło całe miasto?

Za moich czasów balów, o których pan wspomina, już nie było. Urządza-no je w latach 70.

Cofnijmy się o 23 lata, do mo-mentu gdy otrzymał pan pismo lub telefon, że kończą się rządy PZPR i należy się wyprowadzić z pięknej kamienicy, dziś zajmo-wanej przez Urząd Skarbowy w Świeciu.

Na bieżąco byłem informowany, co się dzieje, miałem kontakty z centralą i wiedziałem wcześniej niż inni, czego należy się spodziewać.

Pamięta pan datę określającą do kiedy należy opuścić komitet?

Nie było konkretnej daty. Wiedząc jednak, że zbliża się ten moment, na plenarnym posiedzeniu komitetu miejsko-gminnego wyprowadziliśmy sztandar i w tym momencie została rozwiązana partia w Świeciu. W bu-dynku byliśmy dłużej, bo trzeba było uporządkować akta i różnego rodzaju dokumenty. Musieliśmy się zastano-wić, co przekazać do archiwum, a co zniszczyć. Budynek został przekazany po dwóch, trzech miesiącach od momentu wyprowadzenia sztandaru. To było jesienią 1989 roku.

Ciężko było oswoić się ze świa-domością, że skończyła się pew-na epoka? Niewątpliwie dobra dla pana.

Nie było wielkich wzruszeń. Dobrze wiedziałem, co się dzieje. Byłem przy-gotowany na zmiany, które wtedy wydawały się, również nam, członkom PZPR, nieuniknione. Stary, skostniały system musiał odjeść. Byłem o tym przeświadczony. Nie rozpaczałem i nie rozpamiętywałem jak to dobrze się rządziło. Czułem się młodym czło-wiekiem, miałem dopiero 42 lata, życie było przede mną. Wiedziałem, że

nie ma co się oglądać na to, co było, tylko trzeba sobie szukać nowego pomysłu na życie.

Koniec pana rządów zbiegał się z objęciem stanowiska przez burmistrza. Spotkaliście się choć raz, żeby porozmawiać o tym, co się stało?

Nie było okazji. Nie znałem Tadeusza Pogody, mimo tego, że nasze drogi przecięły się w szkole. Razem chodziliśmy do podstawówki w Czaplach, tyle że ja byłem starszy i nie bardzo zwracałem uwagę na chłopca z niższej klasy. Okazja do tego, aby się poznać nadarzyła się dopiero półtora roku temu, gdy wybrano mnie na sołtysa Wiąga.

Co pan czuł, gdy nagle okazało się, że to, co przez tyle lat było sensem życia, nie jest nic warte?

Postanowiłem całkowicie się odsu-nąć od życia polityczno-społecznego. Wytrwałem w tym postanowieniu ponad 20 lat. Mam wykształcenie wyższe ekonomiczne i mogłem sobie załatwić jakąś spokojną posadę w szkole, urzędzie, albo jakimś zakładzie pracy, ale uznałem, że nie będę się z tym dobrze czuł. Doszedłem do wniosku, że najlepiej będzie robić coś na własną rękę. Otworzyłem więc mały sklepik w Wiągu, który prowadziłem przez 10 lat. Mam też nieduże

gospodarstwo, które także pozwoliło mi funkcjonować z dala od tego, co działo się po 1989 roku.

A co takiego zdarzyło się po 1989 roku, co budzi w panu taką gorycz?

W krótkim czasie rozkradziono wielką część Polski. Z dnia na dzień pojawili się milionerzy i tania siła robocza pracująca za stawkę, która nie pozwala na normalne życie.

Nie zapominajmy, że wśród tych, którzy w niejasnych oko-licznościach przejęli państwowy majątek lub zbili fortunę wyko-rzystując luki w prawie, było spo-ro wysokich dygnitarzy PZPR.

Ależ oczywiście. Znajdowali się w uprzywilejowanej grupie i gdy nastał dziki kapitalizm postanowili wyrwać coś dla siebie. Mieli sposobność i sko-rzystali z niej.

Nie podoba się panu dzisiejsza Polska?

Trudno pogodzić się z tymi nierów-nościami. Jak można się utrzymać za marne 1200 zł, a tyle dostają na rękę zarabiający najniższą krajową. Mogą się czuć sfrustrowani, gdy słyszą, że średnia krajowa to 3500 zł. Nie dziwię się, że tak wielu młodych ludzi wyjeżdża za granicę. Nie widzą tu dla siebie żadnej przyszłości.

Najbardziej żal mi ludzi, którzy

zupełnie nie byli przystosowani do tego krachu, jaki nastąpił po 1989 roku. Są całe wsie popegeerowskie, gdzie kolejne pokolenie tkwi w tym marazmie, w jaki popadli, gdy okazało się, że opieka państwa się skończyła. O wszystkim decydowano za nich: co mają robić, gdzie mieszkać, jak wypo-czywać. Nikt im nie przyszedł z pomo-cą, gdy kolejne państwowe gospodar-stwa padły, choć nie musiały. Wiele z nich mogło dalej dobrze funkcjono-wać, ale nie było to w interesie nowych sił rządzących. Za wszelką cenę trzeba było pokazać, że socjalizm był zły. Nie zapominajmy, że po wojnie Polska była bardzo biednym krajem. Z wiel-kim trudem i tylko dzięki ciężkiej pra-cy podnieśliśmy ten kraj z ruin.

Przyznał pan jednak, że spo-sób zarządzania, jaki propono-wała partia nie sprawdził się już w latach 80. W momencie, gdy skończyły się pieniądze z zagra-nicznych kredytów, zaczęły wy-chodzić wszystkie felery central-nego zarządzania.

Za 20 mld dolarów zaciągniętych przez Gierka Polska wykonała ogrom-ny skok. Nie zgodzę się z twierdze-niem, że te pieniądze zostały zmarno-wane, jak często próbuje się to przed-stawiać.

To właśnie w latach 70. realizo-wano jedne z największych inwestycji przemysłowych. Ruszyło budownic-two, powstawały nowe szpitale, szkoły i, co równie ważne, chyba nikomu polskie rolnictwo nie zawdzięcza tyle, co właśnie Edwardowi Gierkowi. Poprzez uruchomienie różnego rodza-ju dopłat i kredytów wieś się rozbu-dowała i unowocześniła. Inaczej niż w innych krajach socjalistycznych, w Polsce nigdy nie było prawdziwej presji, aby zmuszać rolników indy-widualnych do kolektywizacji. Rolnicy czuli, że ich praca jest szanowana i przynosi godziwe zarobki. Jak wielu myśli podobnie dziś? Mieszkam na wsi, więc wiem jakie są nastroje.

Co pan czuje przechodząc obok dawnego miejsca pracy, bądź też wchodząc do środka, żeby coś załatwić w skarbówce?

Zupełnie nic. To etap zamknięty dawno temu.

A zdarza się, że ktoś z przyz-wyczajenia lub przekory zwróci się do pana „panie sekretarzu” lub „towarzyszu”?

Tylko w żartach.

- W krótkim czasie rozkradziono wielką część Polski - twierdzi Jan Kępa. Przez 1,5 roku był pierwszym sekretarzem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Świeciu.

ROZMAWIAŁ ANDRZEJ [email protected]

Fo

t. A

nd

rz

ej

Ba

rtn

iak

Page 18: Teraz Świecie

18 listopad 2012 www.oksir.euspołeczeństwo

Reklama

JEST KASA, jest miłośćioletta Antkowska, dy-rektorka Domu Dziecka w Bąkowie koło Warlu-bia, od ponad 20 lat Vobserwuje powtarzający

się scenariusz. Przestrzega przed nim wszystkich młodych ludzi, zbliżają-cych się do dorosłości. Z różnym skutkiem.

- Bywa, że przez wiele lat rodzice nie okazują najmniejszych oznak zain-teresowania Dziecko dorasta w prze-konaniu, że ojciec i matka zupełnie o nim zapomnieli. Nagle, na pół roku przed osiemnastymi urodzinami, przychodzi czuły list, z którego dowia-dują się, że nie było dnia, aby rodzice nie myśleli o tym, co się stało przed laty – dyrektorka tłumaczy zasady dobrze znanego schematu.

Piszą, że żałują, iż nie byli dobrymi rodzicami. Jednocześnie podkreślają, że pobyt w domu dziecka na pewno miał swoje dobre strony, bo dzięki temu dziecko miało lepsze warunki niż w domu.

Oprócz tych zapewnień o rodziciel-

skiej pamięci zwykle pojawia się też oświadczenie, że już nie mogą docze-kać się momentu, gdy wreszcie będą mogli zamieszkać razem. Potem jest kartka na imieniny, święta, telefony i oczywiście prezent na urodziny, po których młody człowiek może samo-dzielnie zadecydować o swoich dal-szych losach.

- Wielu, niestety, łapie się na ten tani chwyt. Zbyt wielu. Ale potrzeba bycia kochanym, a przy okazji wyrwa-nia się spod klosza placówki, są sil-niejsze. Odchodzą. Często o wiele za wcześnie – uważa Violetta Antkowska.

Powody, dla których rodziny, cza-sami są to także dziadkowie lub wujo-stwo, przypominają sobie o dzieciach przebywających w domu dziecka, są prozaiczne. Chodzi o pieniądze.

Każdy wychowanek opuszczający placówkę może liczyć na tak zwaną wyprawkę. Jej wysokość uzależniona jest od lat spędzonych w placówce i maksymalnie może wynieść trzy średnie krajowe, czyli około 10 tys. zł. Ale oprócz gotówki są to również meble, sprzęt AGD i RTV, a ostatnio

także komputery. W usamodzielnie-niu się ma też pomóc świadczenie rzędu 500 zł miesięcznie, przysługu-jące do momentu zakończenia nauki.

- Taka wyprawka to dla wielu łakomy kąsek - podkreśla Antkow-ska. - Praktyka pokazuje, że zwykle już po pół roku, gdy wszystkie pieniądze zostaną przepuszczone, rodzicielska miłość zaczyna stopniowo topnieć.

W takiej sytuacji młody człowiek może szukać wsparcia u opiekuna pro-cesu usamodzielnienia. Podejmując decyzję o pożegnaniu się z placówką, wskazują osobę lub instytucję, której zadaniem jest służenie pomocą w sytu-acjach, gdy mają problem z radzeniem sobie w życiu. Mogą to być kurator, pracownik pomocy społecznej, rza-dziej członek rodziny. Taki „anioł stróż” powinien czuwać do momentu ukończenia szkoły lub podjęcia pracy.

Rzecz w tym, że były wychowanek w każdym momencie może powiedzieć „Daj mi spokój. Będę żył według włas-nych zasad”. W zasadzie opiekun nie może nic zrobić, nawet wtedy, gdy

widzi, że młody człowiek zaczyna po-pełniać błędy rodziców, z porzuceniem szkoły włącznie. Na szczęście wię-kszości udaje się wyjść na prostą. Nawet tym, którzy po jakimś czasie odkrywają, że po raz kolejny zostali oszukani przez najbliższych.

- Zwykle najłatwiej przychodzi to tym, którzy nie wracają na stałe do środowiska, z którego się wywodzą. Zwłaszcza gdy są to małe wioski, gdzie większość mieszkańców jest bez pracy - uważa dyrektor Domu Dziecka w Bąkowie. - Według moich szacunków jakieś 80 proc. wychowanków układa sobie pomyślnie życie. To wysoki od-setek, zważywszy na trudności, jakie muszą pokonać. Począwszy od tych finansowych, a skończywszy na częs-tym braku wsparcia ze strony rodziny.

W Bąkowie przebywa obecnie troje osiemnastolatków, którzy postanowili pozostać tam jeszcze przez dwa, trzy lata, do momentu zakończenia nauki. Wszyscy uczą się w Grudziądzu. Tam też mieszkają od poniedziałku do piątku. W domu dziecka pojawiają się tylko w weekendy i święta.

Mimo że są dorośli, nadal muszą podporządkowywać się obowiązującym tam regułom. Regulamin zabrania im palenia papie-rosów na terenie placówki, picia alko-holu, wracania później niż o 21.30. Rozliczani są też przez wychowawców z wyników w nauce. Jeśli decydują się pozostać w internacie na weekend, mają obowiązek powiadomić o tym dom dziecka. Niedotrzymanie warun-ków kontraktu skutkuje wyrzuceniem z placówki.

Tego na pewno nie chciałaby Karo-lina, którą ten kontrakt będzie obo-wiązywał jeszcze przez rok. Czy trudno jest pogodzić się jej z zasadami, zna-cznie bardziej restrykcyjnymi niż te, z jakimi muszą się liczyć jej rówie-śnicy?

- Przyzwyczaiłam się już do nich – tłumaczy ściszonym głosem drobna blondynka w nieco zbyt ostrym maki-jażu. - Jestem tu już tyle lat, że nie jest to żaden problem. Zresztą w niektó-rych sprawach można się dogadać z wychowawcą. Gdy idę na dyskotekę, to przecież nie mogę wrócić już o 21.30. Można dostać wychodne do północy.

Karolina ma jeszcze pięcioro rodzeństwa. Dwoje z nich również mieszka w domu dziecka. Dorośli już brat i siostra wyjechali za granicę. Jakiś czas temu, mieszkający w Wiel-kiej Brytanii brat, zaproponował jej, aby przyjechała do niego na dłużej. Dziewczyna nie zdecydowała się na to.

- Nie chciałam rzucać szkoły – tłu-maczy powody swojej decyzji. - Chcę skończyć Ochotnicze Hufce Pracy, mieć jakiś zawód, żeby było mi łatwiej w życiu. Poza tym nie znam angiel-skiego. Źle bym się z tym czuła. Ludzie by o mnie coś mówili, a ja nie wiedzia-łabym czy mówią dobrze, czy źle. To nie dla mnie. Ale może pojadę go kiedyś odwiedzić.

Karolina na razie nie bierze pod uwagę powrotu do rodzin-nego domu. Jeśli już ma zamieszkać z kimś z rodziny, będzie to ciotka, zamierzająca powierzyć Karolinie opiekę nad swoimi rodzicami

- Nawet odpowiadałoby mi takie zajęcie – mówi z uśmiechem, który zdradza, że nie jest tak nieśmiałą dziewczyną, jak to wydawało się w pierwszym momencie.

W to, że czeka na niego własny kąt w rodzinnym domu mocno wierzy za to Kamil. Choć od kilku miesięcy posługuje się już dowodem osobistym, wygląda najwyżej na 15 lat.

- Z rodzicami został już tylko brat – objaśnia swoją sytuację rodzinną. - Reszta wyprowadziła się z domu na swoje. Nie będzie problemu z wolnym pokojem – mówi pełen przekonania.

Na razie nie śpieszy się jednak z rozpoczęciem nowego etapu życia. Myśli o tym, żeby zdobyć fach, zapew-niający mu utrzymanie.

- Uczę się na malarza i tapeciarza – wyjaśnia. - Myślę, że znajdę po tym pracę. Jak już się gdzieś zaczepię, to będę czekał na mieszkanie.

Wszyscy wychowankowie mogą składać w gminach, z których pocho-dzą, podania o przydział lokalu socjal-nego. Na to, że w ten sposób znajdzie własny kąt liczy także Dawid. On także szkoli się w zakresie robót wykończe-niowych. Wybierając kierunek suge-rował się tym, co wielokrotnie słyszał – w budownictwie brakuje fachowców.

Wielu wychowanków domu dziecka po osiągnięciu pełnoletności natychmiast opuszcza placówkę. Zwykle odbierają potem gorzką lekcję życia.

Fot. Andrzej Bartniak

STS

SOMAR

ANDRZEJ [email protected]

Page 19: Teraz Świecie

19listopad 2012www.oksir.eu reklama

Lokalna Grupa Działania „Gminy Powiatu Świeckiego”86-100 Świecie, ul. Chmielniki 2B, pok. nr 7, tel./fax (52) 33 01 832, email: [email protected]

www.lgdswiecie.pl

Lokalna Grupa Działania „Gminy Powiatu Świeckiego” jest partnerstwem trójsektorowym utworzonym na obszarze siedmiu gmin powiatu świeckiego (Bukowiec, Dragacz, Drzycim, Jeżewo, Nowe, Świecie, Warlubie) dla realizacji Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich (PROW) na lata 2007-2013 w oparciu o

W tym okresie ogłosiliśmy 11 konkursów na dofinansowanie w ramach działań:ź Odnowa i rozwój wsiź Różnicowanie w kierunku działalności nierolniczejź Tworzenie i rozwój mikroprzedsiębiorstwź Małe ProjektyW odpowiedzi na które spłynęły do LGD 104 wnioski z obszaru działania LSR.Rada decyzyjna wybrała do dofinansowania 92 wnioski na kwotę przekraczająca 5,5 mln złotych.Na co dzień udzielamy wsparcia szkoleniowo-doradczego dla podmiotów zainteresowanych pozyskaniem dofinanso-wania z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich (PROW). Wspólnie z mieszkańcami wsi, Kołami Gospodyń Wiejskich, gminami organizujemy również wiele inicjatyw o charakterze kulturalnym m.in.: cykliczne festyny Wielkanocy i Adwentowy, wyjazdy na Piknik Leader, „Barwy Lata, Dary Jesieni”.

WYDARZENIA

Barwy Lata, Dary JesieniW tym roku nasza grupa wystawiała się po raz kolejny na corocznej imprezie w Przysieku „Barwy Lata, Dary Jesieni” w ramach Ogólnopolskich Spotkań Ekologicznych, któremu towarzyszyły XVIII Krajowe Dożynki Ekologiczne, Święto Ziemniaka oraz liczne kiermasze i konkursy.Festyn „Barwy Lata, Dary Jesieni” to okazja do degustacji ekologicznej żywności, potraw z ziemniaka oraz wielu innych regionalnych specjałów. Nasza Lokalna Grupa Działania w konkursie na najbardziej atrakcyjne stoisko z produktami regionalnymi i rękodziełem ludowym zdobyła I miejsce. Tegoroczne stoisko nawiązywało do tradycji Kociewia, atrakcją stoiska był wóz drabiniasty, który przyciągnął rzesze odwiedzających.Jest to głównie zasługa pań z Kół Gospodyń Wiejskich z Gminy Jeżewo (z Buczka, Ciemnik, Jeżewa, Czerska Świeckiego), które przygotowały wspaniałe potrawy w tym tradycyjny kociewski szandar, zupę z brukwi oraz udostępniły stroje kociewskie oraz wóz drabiniasty. W tym roku na naszym stoisku zaprezentowały się również panie z Koła Gospodyń Wiejskich Polskie Łąki oraz Bratwin z nieocenionymi pierogami. Ponadto prezentowaliśmy miody z Pasieki „Bzyczek” z Belna, tradycyjne wędliny domowej roboty Ryszarda Feldheim z Jeżewa oraz rękodzieło, które wspaniale przystroiło nasze stoisko. Zainteresowanie naszym stoiskiem było bardzo duże. Zaszczyciła nas m.in. pani wojewoda Ewa Mes.

Lokalną Strategię Rozwoju (LSR), którą realizujemy od 2009 roku.

Działanie: Małe ProjektyBeneficjent: Gminna Biblioteka Publiczna w Bukowcu Tytuł projektu: „Organizacja uroczystości rocznicowych walk 16. Pułku Ułanów Wlkp. pod Bukowcem „Bukowiec 1939/2012” Całkowity koszt projektu: 43 655 zł.Wartość dofinansowania z LGD: 24 850 zł.

Z okazji 73. rocznicy bitwy pod Bukowcem odbyły się uroczystości upamiętniające wrześniowe dni z 1939 r. Po raz piąty po oficjalnych uroczystościach zebrani mieli okazję obejrzeć widowisko historyczne, ukazujące pierwsze dni wojny na Pomorzu oraz na terenie Bukowca i okolic. To prawdziwa lekcja historii i patriotyzmu, która wszystkim, a w szczególności młodemu pokoleniu naszej gminy, ma przypomnieć o bohatersko walczących ułanach 16. Pułku, którzy zginęli walcząc w obronie Ojczyzny.

WYBRANE PROJEKTY

ZAPRASZAMYź Spotkania informacyjne z zakresu zasad i przygotowania wniosku w ramach działania „Różnicowanie w kierunku

działalności, które zaplanowane są na przełomie października i listopada. Terminy oraz program dostępne będą na stronie internetowej LGD www.lgdswiecie.pl.

ź Planowany nabór wniosków w ramach działania „Różnicowanie w kierunku działalności nierolniczej” – grudzień 2012 r. Szczegóły zostaną zamieszczone na stronie LGD.

Sfinansowano w ramach działania 4.31 „Funkcjonowanie lokalnej grupy działania, nabywanie umiejętności i aktywizacja”Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007-2013 i środków Unii Europejskiej oraz Budżetu Państwa

Europejski Fundusz Rolny na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich: Europa inwestująca w obszary wiejskie

Żeby wieś żyła i wokół zrobiło się bardziej kolorowo…

Dzień Bałabuna – Kociewskie Święto ZiemniakaW tym roku Nasza LGD była współorganizatorem Dnia Bałabuna, czyli Kociewskiego Święta Ziemniaka. Wielu mieszkańców Świecia i okolic wybrało się w niedzielę na zamek. Mogli się zapoznać z tradycjami związanymi z ziemniakiem na Kociewiu. A wszystko dzięki Kołom Gospodyń Wiejskich z obszaru Lokalnej Grupy Działania „Gminy Powiatu Świeckiego”. Imprezę uświetniały występy artystyczne m.in. w wykonaniu chóru „Cecylia” z Bukowca.W konkursie na najsmaczniejszą potrawę z ziemniaków pierwsze miejsce zajęło Koło Gospodyń Wiejskich z Drozdowa za zapiekankę ziemniaczaną po zbójnicku. Drugie miejsce zdobyło KGW z Polskiego Konopatu za faszerowane ziemniaki, a trzecie gospodynie z Bratwina, które przygotowały kluski ziemniaczane nadziewane kiełbasą.Wśród konkursowych potraw pojawiło się wiele wspaniałych dań, takich jak placki ziemniaczane, kluseczki z kiszoną kapustą, „pulki” gotowane w mundurkach z sałatką śledziową, szandar – tradycyjna kociewska babka ziemniaczana, ziemniaki nadziewane mięsem mielonym, pierogi, sałatka ziemniaczana czy nawet pączki z ziemniaków.

Page 20: Teraz Świecie

20 listopad 2012 www.oksir.eurecenzje

Muzyka

Bunt Jarre’a

Jean Michel Jarre, „Musique pour supermarche”

le warta jest najdroższa płyta? Trudno o pewną Iodpowiedź. Niewykluczo-

ne, że jest to „Musique pour supermarche” lub jak ktoś woli „Music for supermar-kets”, bo na krążku wydanym w 1983 r. przez Jeana Michela Jarre’a, umieszczono tytuł w języku francuskim i angielskim.

Co takiego wyróżnia tę płytę, na której znalazła się muzyka skomponowana na zamówienie paryskiej galerii sztuki, gdzie miała stanowić tło wystawy inspirowanej przedmiotami pocho-dzącymi z supermarketu? Otóż wydano ją tylko w jednym egzemp-larzu. Francuski kompozytor, cieszący się już ogólnoświatową sławą, chciał zaprotestować przeciwko zachłanności bossów przemysłu fonograficznego. Artysta, którego płyty od czasów „Oxygene” z 1976 r. rozchodziły się w milionowych nakładach, postanowił zrezygnować z honorarium za pracę włożoną w pow-stanie „Musique pour supermarche”, jednocześnie pozbawiając ogromnych zysków rekiny z branży.

W 1983 r. płytę sprzedano na aukcji za 69 tys. franków. Pieniądze trafiły na konto UNICEF-u. Muzykę odtworzono publicznie tylko raz w Radiu Luxembourg. Co ciekawe, Jarre zachęcał do nagrania jej. Dzięki temu kopie, niestety niezbyt dobrej jakości, można bez trudu znaleźć w Internecie.

Big-bit wciąż żywy

Ania Rusowicz, „Mój Big-Bit”, Universal Music Polska, 2011

chwilach naj-większego zwąt-Wpienia w możli-

wości polskiego przemysłu muzycznego życie przynosi takie niespodzianki, dające nadzieję na przyszłość, jak „Mój Big-Bit” Ani Rusowicz.

Debiutancki album jest swego rodzaju hołdem złożonym matce, która zginęła w wypadku samochodowym, Adzie Rusowicz, woka-listce Niebiesko-Czarnych. Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że Rusowicz zamierza odcinać kupony od sławy matki. Na „Moim Big-Bicie”, gdzie znalazło się 12 piosenek, oprócz tych śpiewanych przez Adę, są także kompozycje córki, świadomie nawiązujące, zarówno w warstwie tekstowej, jak i muzycznej do twórczego ducha lat 60. i 70. Dzięki temu uniknięto rozdźwięku, jaki mógłby się pojawić między nowymi i starymi utworami.

Do promocji płyty wydanej w 2011 r. wybrano genialną kompo-zycję „Ślepa miłość” inspirowaną utworem „Little Girl Blue” z repertuaru Janis Joplin. Bez wątpienia to jeden z najciekawszych teledysków, jakie nakręcono w ubiegłym roku, a może nawet w ostatnich latach w Polsce. Przesłuchując płytę warto też mocniej skupić się na drugim na krążku „Ja i ty” oraz „Za daleko mieszkasz miły”, piosence wykorzystanej w filmie „Kulig”.

ANDRZEJ BARTNIAK

Książki

Genialny Słobodzianek

Tadeusz Słobodzianek, „Śmierć proroka i inne historie o końcu świata”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012, s. 288

„Śmierci proroka i innych his-toriach o końcu świata” Tade-Ousza Słobodzianka słyszałem

dużo w radiu. Przeczytałem też co nieco. Dlatego, kiedy zauważyłem ją w świeckiej księgarni, kupiłem bez namysłu.

Książka to trzy dramaty, oparte o prawdziwe historie z rejonu białostockiego. Wydarzyły się w latach 30. XX wieku. W pierwszych scenach – „Cara Mikołaja” – przeno-simy się do Wierszalina, przed chałupę Ili, miejscowego Chrystusa. Fiokła, wiejska Matka Boska i Miron – Archanioł, przygotowują ołtarz. Ich rozmowa pełna jest ludowej mądrości i świetnego poczucia humoru. Wszystko niczym kadry z filmu Kolskiego albo Majewskiego. Wtem pojawia się Mikołaj Regis, regent chóru cer-kiewnego, uważany za cara Mikołaja, który cudem uniknął roz-strzelania. Jego osoba zapoczątkuje nie lada zamieszanie, którego finał będzie opłakany w skutkach.

Druga część – „Prorok Ilja” – powstała na kanwie życiorysu Eliasza Klimowicza, który obwieścił się biblijnym prorokiem Ilją. Wybudował cerkiew i ogłosił Wierszalin nową stolicą świata.

Kiedy święty mówił wszem i wobec o nadejściu końca świata, wszyscy traktują przepowiednię poważnie i przygotowują się do tego wydarzenia. Koniec jednak nie nadchodzi. Wierni biorą więc sprawy w swoje ręce. To początek trzeciej części książki – „Śmierć proroka”. Jej zakończenia nie zdradzę, ale zapewniam, że będzie niebywałe!

Trzy dramaty Słobodzianka poruszają bardzo aktualne dziś tematy – porządek świata, fanatyzm religijny, walka dobra ze złem, człowiek, jako istota niedoskonała. Dawno nie czytałem tak dobrej i mądrej książki.

Ani masakra, ani profana

Jarosław Stawirej, „Masakra profana”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011, s. 256

ragment drugiej książki – „Masa-kra profana” Jarosława Stawireja – Fusłyszałem także w radiu. Uśmia-

łem się bardzo! Chciałem poznać dalsze losy bohatera. W księgarni, nim dosze-dłem do kasy, przeczytałem kilka stron. Byłem zachwycony!

Oto w pierwszej części „Księdze Wejścia” poznajemy głównego bohatera – menedżera międzynarodowej korporacji, któremu ukazuje się Matka Boska. Jemu – ubranemu w koszulę od Arma-niego. Jemu – który posiada wypasioną chatę, furę i pannę, co to ładna, ale niezbyt rozgarnięta. Kipi i wrze od – przysłowiowego – ostrego, jak brzytwa, humoru.

Matka Boska swoim wyborem też nie jest zachwycona. Ale wyjścia nie ma. Kiedy bohater, którego imienia nie poznajemy, traci powoli pracę, dom, dziewczynę, książka traci też świeżość, humor i lekkość. Miałem wrażenie, że autor miał pomysł jedynie na tą pierwszą część. Resztę, jakby musiał „dosztukować”. I im dalej w książkę, tym ciemniej, straszniej i mdło. Wątki urywają się, albo dłużą się w nieskończoność. Przez epilog z ledwością prze-brnąłem. Niewiele różnił się on od niedzielnego kazania w koście-le. Myślę, że niejeden ksiądz „skroiłby je” lepiej. Gdyby „Masakra profana” była krótkim opowiadaniem, byłoby super. A tak – jest „do chrzanu tarcia”.

TOMASZKARPIŃSKI

Film

Humor spod szubienicy

„ I sprawiedliwość nie dla wszystkich”, reż. Filippos Tsitos, Grecja/Niemcy, 2011

wit. Ławka. Mężczyzna spadający z ławki. To początek komedii – Śtak sklasyfikowano grecki film w

reżyserii Filipposa Tsitosa „I sprawie-dliwość nie dla wszystkich”.

A więc mężczyzna. Główny bohater. Policjant. Praca na posterunku, gdzie przesłuchuje się podejrzanych o. O różne wykroczenia, tudzież czyny haniebne. Jest też kobieta. Oczywiście także podejrzana oraz cała, tym więcej podejrzana reszta. Plus niemal wątek miłosny.

Dla amatorów „prawdziwych” komedii film będzie co najmniej nużący lub nawet koszmarny i nie do oglądania. Dlatego miłoś-nikom „prawdziwych” komedii go odradzam. Zresztą pominę dywagacje komu ów obraz może do gustu przypaść, tytuł obwiesz-cza przecież, że nie dla wszystkich. Przyznam – bez wchodzenia w szczegóły fabularne – sam ledwie „wysiedziałem” na seansie tego blisko dwugodzinnego dzieła. Mimo to polecam go, choćby ze względu na tę odmienność narracyjną, jakby bezemocjonalność postaci, a zwłaszcza wisielczy – okraszony humorem w kolorze szubienicy – nastrój.

Coś optymistycznego

„Happy-go lucky, czyli co nas uszczęśliwia”, reż. Mike Leigh, Wielka Brytania, 2008

appy-go lucky, czyli co nas uszczęśliwia” – komediodra-Hmat Mike'a Leigh, który

mógłby spodobać się szerszemu gronu odbiorców sztuki filmowej, gdyby rzecz jasna tylko zechcieli ten film zobaczyć. W centrum wydarzeń reżyser (także i autor scenariusza) umieścił trzydzies-toletnią kobietę. Mało tego – optymistkę. Wręcz niepoprawną, co bynajmniej nie oznacza, że całkiem naiwną, czy pozbawioną krytycznego spojrzenia na otaczającą ją rzeczywistość.

Bohaterkę „Happy-go lucky” cechuje po prostu nadprzeciętna pogoda ducha. Owszem – niektórych to razi, jak chociażby instruktora jazdy. Ten jednakże w konsekwencji nie pozostaje obojętny wobec wdzięku swej uczennicy. Owszem – kolorowo ubrana, bezpretensjonalna dziewczyna może budzić skrajne emocje. I budzi. W zaganianym, wyzutym z empatii świecie to istota z pogranicza światów. Pytanie tylko jakich? Których światów? Odpowiedź zawsze będzie jedna, bezkompromisowa: wszystkich naszych, tak bardzo odrębnych. Tak mocno czasem zagubionych.

MARIUSZHEINRICH

HITY PAŹDZIERNIKA TOP 3HITY PAŹDZIERNIKA TOP 3FILM

1. „Jesteś Bogiem”, reż. Leszek Dawid, Polska2. „Epoka lodowcowa 4: Wędrówka kontynentów”, reż.

Steve Martino, Mike Thurmeier, USA3. „Bitwa pod Wiedniem”, reż. Renzo Martinelli,

Włochy/PolskaDane na podstawie październikowej sprzedaży biletów w kinie Wrzos w Świeciu.

KSIĄŻKI1. „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, E.L. James, Wydawnictwo

Sonia Draga2. „McDusia”, Małgorzata Musierowicz, Wydawnictwo

Akapit Press3. „Irena”, Małgorzata Kalicińska, Barbara Grabowska,

Wydawnictwo W.A.B.Dane na podstawie październikowej sprzedaży w księgarni Matras w Świeciu.

Page 21: Teraz Świecie

21listopad 2012www.oksir.eu reklama

Page 22: Teraz Świecie

22 listopad 2012 www.oksir.euliteratura

emat artykułu jest prosty – czym jest poezja? Po zagłębieniu się w nią – od-powiedź prosta już nie jest. Bo czym jest? I dla-T

czego pojawia się w życiu tylko niektó-rych osób? Kto kogo wybiera – poezja

Dziecko wiatruAria siedziała na kamieniu. „Nie siedź na kamieniu, bo wilka dostaniesz” – tak mawiała ciotka

Wala, kiedy jeszcze u niej mieszkali. Dziewczyna nie przepadała za staruszką, ale wiedziała, że ciotka miała rację. Zeszła więc z kamienia. Jako mała dziewczynka nie pojmowała, jak można dostać wilka od siedzenia na kamieniu. Wilka? Takiego z lasu? Jak z bajki? A może tylko takiego psa, co to jest do wilka podobny? Aria widziała kilka takich przy budach w miasteczku i związek między dostaniem takiego, a siedzeniem na kamieniu, nie mieścił się w jej dziecięcej głowie.

Jako mała dziewczynka nie rozumiała jeszcze kilku innych rzeczy. Dlaczego w szkole mówili, że to jezioro, nad którym mieszka, zeszło z gór, skoro jasnym było, że to góry wyrosły z biało-błękitnej toni? Dlaczego do Wali mówiła „ciociu”, skoro tato mówił do niej „mamo”? Dlaczego wyprowadzili się od niej? I dlaczego do domku nad jeziorem? Dlaczego o Triście, jej mamie, mówiono, że jest ona czarownicą? I czemu mama zawsze się smuciła? Czemu nie odzywała się do niej? Nie kochała jej? Dlaczego nie może mieć rodzeństwa?

Jako siedemnastoletnia panna wiedziała już dużo więcej. Rozłożyła pod pobliskim dębem grubą chustę zdjętą z ramion i ułożyła się na niej wygodnie.

Rodzeństwa Aria pragnęła najbardziej na świecie. Doskwierała jej samotność. Brakowało jej kogoś, z kim mogłaby puszczać bańki mydlane i zbierać kamyki na brzegu jeziora. Nie lubiła nigdy dzieci z Miasteczka. One się jej bały. Bo Aria miała w spojrzeniu coś, co sprawiało, że obraz przed oczami mętniał, a w głowie pojawiał się mętlik. Zupełnie, jak przy nurkowaniu, odczuwało się zmianę ciśnienia.

człowieka, czy na odwrót? Zapytałem o to tych, którzy o pisaniu winni wie-dzieć wiele – członków Grona Literac-kiego Zielony Kot w Świeciu.

- Kiedy siadam przed kartką papie-ru, nie wiem jaką formę przyjmie tekst – odpowiada Kinga Willim, front-

woman grona. – Dopiero po kilku wy-razach okazuje się, że dąży on w stronę prozy lub poezji. Myślę więc, że to poezja przychodzi do mnie. A gdy już jest, to…

Pojawiają się związki frazeolo-giczne – mówi Mariusz Heinrich,

członek grona. – Jakbyśmy oboje – z poezją – w którejś chwili się wybrali. Po prostu.

Nieszczęśliwy jak poeta

Często słyszę, że poezja jest nudna, bo ile można w kółko o nieszczęściach, o cierpieniach czytać? Sam Zbigniew Herbert, przed jednym ze swoich wie-czorów autorskich, powiedział, że „aby być poetą, trzeba być nieszczęśliwym”.

– Łatwiej jest pisać, kiedy spotyka nas jakieś nieszczęście, ponieważ łatwiej podzielić się nim z papierem, niż z drugą osobą – podsumowuje Kinga Willim. – Szczęściem dzielimy się łatwiej z ludźmi. Podziwiam więc tych, którzy piszą w radości.

Inni członkowie grona odpowia-dają mniej jednoznacznie.

– Żeby być poetą, trzeba znać życie – podkreśla Anna Mokwa. – A to nie jest bajka. Więc poniekąd zgadzam się ze słowami Herberta. Jednak nie do końca.

Krzysztof Spych, członek grona, stwierdził natomiast, że poeta może być wesoły.

– Jednak nieszczęście poezji go przygniata – skwitował.

Dla jednych błogosławieństwo. Dla innych wręcz przeciwnie – przekleń-stwo. I tu na myśli mam uczniów i szkołę, gdzie – jak pisała Szymborska w wierszu „Niektórzy lubią poezję” – się musi. Rozkładanie wierszy na czyn-niki pierwsze, szukanie odpowiedzi na pytanie „co poeta ma na myśli?”, nau-czyciele, którzy swoimi uwagami typu (ostatnio zasłyszane) – „w życiu ci się to nie przyda, więc daruj sobie pisanie” – to tylko niektóre czynniki zniechę-cające młodych do poezji.

Nauczyciele bywają różni. W swo-im życiu spotkałem i wspaniałych pa-sjonatów, i takich, którzy w szkole powinni tylko sprzątać. Piszę we włas-nym imieniu, bo wszyscy, z którymi rozmawiałem, nie chcieli się wypowia-dać. Nie dziwię się, bo kto zadrze z bel-frem, resztę roku ma przechlapane.

Poezja w bitach

A co o poezji myślą sami uczniowie? Czy to obciach dziś pisać wiersze?

- Nie, to nie obciach – mówi Zosia, uczennica Zespołu Szkół Ponadgim-nazjalnych w Świeciu. - Poezję wśród młodzieży tworzą raperzy czy hip-hopowcy. Dorzucają do tego bity i po-wstają super kawałki.

Na czytanie wierszy trudno mło-dym znaleźć czas.

– Większość dnia spędzam w szko-le – wskazuje Zosia. – Gdy przychodzę do domu to najzwyczajniej mi się nie chce. Wolę obejrzeć jakiś film.

Co innego, gdy mieszka się za granicą. Wtedy nawet ulotki dają po-czucie kontaktu z ojczyzną.

- Czytam teraz o wiele więcej niż wtedy, gdy byłem w kraju – przyznaje Darek, mieszkający w Liverpoolu. - Książki przesyła mi rodzina pocztą. Poezję także. Szczególnie Szymborską, którą uwielbiam.

Jak mówi Darek, z Wielkiej Bry-tanii wszystko wygląda inaczej.

– Po całym dniu w pracy, gdy mówi się tylko po angielsku, chce się bardzo polskiego – wyznaje. – Wtedy nawet gazety czy ulotki zaspokajają ten we-wnętrzny głód. No a Szymborska to już prawdziwy Wersal.

Pokiwała głową. Wbrew powszechnej opinii, ani ona, ani Trista nie parały się czarami. Dziewczynie osobiście było szkoda czasu na układanie banalnych, acz skomplikowanych uroków. Dużo więcej przyjemności i mniej problemów sprawiały jej eksperymenty z psychiką mieszkańców Miasteczka.

Za to rozmowy z matką, jeżeli w ogóle do nich dochodziło, przekraczały jej możliwości. Matka zazwyczaj milczała, wpatrzona w dal, albo robiła koronki. Zaskoczeniem dla Arii było więc to, że kiedy pewnego dnia, mając może z sześć lat, zapytała, dlaczego nie ma rodzeństwa, matka odpowiedziała melancholijnym tonem:

- Bo widzisz, to wiatr przynosi duszę dziecka. Delikatnie rozczesuje włosy, potem głaszcze po policzku, w końcu wsuwa się przez usta razem z wdechem i tam zostawia duszyczkę.

- Ale przecież wiatr ciągle wieje tutaj. Dlaczego nie zostawił mi braciszka? – zapytała mała Aria, korzystając z dobrego humoru matki.

- Wiatr zostawia dzieci tylko u dorosłych kobiet. Ty jesteś jeszcze za mała. Poza tym dusz na świecie jest określona ilość. I żeby ktoś mógł się urodzić, ktoś musi umrzeć – odpowiedziała matka i znowu zamilkła.

Arii odpowiedź ta wydała się dziwna, ale na pewno lepsza od reakcji ojca, który na to samo pytanie burknął coś o osobnych łóżkach oraz braku czasu i sił.

Kolejne części opowiadania na blogu madeofwater.wordpress.com.

Diabełtkwi w wierszuNieuchwytna. Kapryśna. Gdy przychodzi, czujemy ją każdą częścią siebie. Kiedy jej nie ma, nie ma i nas.

TOMASZ KARPIŃ[email protected]

Fo

t. T

om

as

z K

ar

piń

sk

i

- Żeby być poetą, trzeba znać życie – mówią członkowie świeckiego Grona Literackiego Zielony Kot

Anna Kleszewska

Publikujemy pierwszą część opowiadania Anny Kleszewskiej „Dziecko wiatru”. Debiutancki tekst popełniła mając 13 lat, do szkolnej gazetki. Potem było Grono Literackie w świeckim Ośrodku Kultury, Sportu i Rekreacji, jeszcze pod okiem Doroty Kiedrowskiej, publikacja felietonów w czasopiśmie „Pod wiatr”, debiut poetycki w „Pudełku z wierszami” wydanym z okazji Jesieni Poetyckiej w 2003 r. Wierszy już prawie nie pisze, preferuje prozę. Ceni Andrzeja Sapkowskiego za poczucie humoru i postaci z krwi i kości, Umberto Eco za język i przenikliwość oraz Iris Murdoch za wyobraźnię i drugie dno.

Piszesz i chciałbyś opublikować swoją poezję lub prozę na łamach „Teraz Świecie? Skontaktuj się z nami pod adresem [email protected].

Fo

t. K

ing

a W

illi

m

Page 23: Teraz Świecie

23listopad 2012www.oksir.eu felietony

Studencie, studenciku…

Kątem oka

MAŁGORZATA BRANDT

Perspektywa

Pesel 85

SZYMON WACŁAWIK

ednym z wielu plusów stu-diowania były i są trzymie-sięczne wakacje. Pod koniec września młodzi spakowali Jplecaki, walizki, sakwojaże,

ciemadany czy co tam akurat mieli w tzw. pawlaczach i ruszyli po wiedzę. Sama chętnie postudiowałabym je-szcze, ale pod warunkiem cofnięcia się w czasie, bo studiować obecnie to już nie to samo.

Kiedyś student to był „gość” (nie mam na myśli mojego rocznika, a ra-czej pokolenie moich rodziców). Wią-zało się to z ograniczonym dostępem do uczelni wyższych, bo było ich nie-

hyba stanie się tradycją, że w październiku pisać będę o turystyce, podróżach i urlopach, bo zwykle na Cpoczątku jesieni, kiedy

pozostali turyści opuszczą już szlaki i siedząc w pracy wspominają swoje wojaże, ja pakuję plecak i ruszam w drogę. Tym razem chęć zwiedzania re-jonów mniej obleganych turystycznie (oraz brak paszportu! tak, tak – zapo-mniałem o upływie terminu ważności) pchnęła mnie do „podboju” Rumunii.

Po zapoznaniu się z tym, co przewo-dniki piszą o kraju i skonfrontowaniu tego z wiedzą moich przyjaciół, którzy również w tym roku odwiedzali tamte

wiele, więc ten, któremu dane było zostać żakiem, musiał być albo jed-nostką wybitną, albo szczęściarzem, albo mieć dobrze umocowanego pro-toplastę. Bycie studentem było auten-tycznym powodem do dumy.

Najbardziej pociągała mnie tzw. kultura studencka, która rozkwitła właśnie w czasach PRL-u. Piosenka studencka, poezja, kabaret, turystyka – marzyłam, żeby móc wbić się w to środowisko i czerpać garściami. Zwła-szcza, że przedsionek był tu na miejscu – świecki zamek przecież pamięta na-jazdy bydgoskich i nie tylko studen-tów, tętniące piosenką, śmiechem,

rejony, zaklepałem bilety do Buka-resztu. Moja formuła zwiedzania pole-ga na tym, że wybrawszy kraj, jadę do niego „na dziko”. Nie mam w zwyczaju rezerwować z wyprzedzeniem noclegu czy wypożyczać samochodu. Zdaję się wyłącznie na publiczne środki trans-portu i przyjazne nastawienie miesz-kańców.

Okazało się jednak, że Rumunia do tego typu zwiedzania nie nadaje się zbyt dobrze. No, chyba że nie jes-teśmy specjalnie ograniczeni czasem, wtedy zapewne we wszystkie wartoś-ciowe miejsca uda się dotrzeć bez kłopotu. Ja tego komfortu nie miałem i z całym planem chciałem się zmieścić

epatujące poczuciem niespotykanej już dziś wspólnoty.

kocz w pudło gitary i tam rozłóż się obozem. Skocz w pudło Sgitary, ratunkowym ona ko-

łem…” – pamiętam, jak kilka setek ludzi, ściśniętych niczym w pociągu relacji Gdynia - Zakopane, do wtóru z SDM (nazwa popularnego do dziś zespołu) śpiewało te słowa, bo piosenka potrafiła łączyć bardziej niż przysłowiowe wojsko. Obawiam się, że nawet za czasów komturów nie bywało na zamku tak głośno i wesoło, jak w latach 80. Niestety, po 1989 r. kulturę studencką dopadł kryzys, ponieważ młodzi nastawili się bardziej na robienie karier, bardziej na „mieć” niż na „być”. Moim przyjaciołom i mnie udało się jeszcze załapać na końcówkę tych kolorowych czasów i patrząc z perspektywy nie zamieniłabym tego na nic!!!

Dziś, gdyby (jak mawia kolega Mirek) „rzucić kamieniem”, z dużym prawdopodobieństwem trafi się w stu-denta, bo może nim być każdy. Wy-starczy mieć odrobinę chęci i czasu, a co najważniejsze regularnie wpłacać pieniądze na konto uczelni, co w połą-

w dwóch tygodniach. Jak się okazało, było to zupełnie nierealne.

dchodząc na chwilę od proble-mów z transportem, konie-Ocznie muszę zaznaczyć, że w

Rumunii jest co zwiedzać i na pewno warto się tam wybrać. Każdy znajdzie coś, co go zainteresuje. Jedni na pew-no spróbują poznać historię kraju i powłóczyć się śladami Vlada Tepesa – na świecie znanego bardziej jako hrabia Drakula, inni wybiorą się w ru-muńskie Karpaty, zobaczą malowni-cze wąwozy i wysokie szczyty. Miłośni-cy motoryzacji spróbują swoich sił na zakrętach Trasy Transfogarskiej. Innych zainteresują wulkany błotne i solne góry, albo saksońskie twierdze i kościoły, albo kolorowe i malownicze wsie Maramureszu, albo Morze Czar-ne, albo zamki i chłopskie warownie, albo delta Dunaju albo... nie sposób wymienić wszystkich atrakcji i możli-wości!

Bogactwo krajoznawcze wydaje się być wprost nieograniczone! Z powodu wieloletnich wpływów innych kultur, każdy region różny jest od pozostałych i każdy z osobna należy zwiedzić – północ pełną ukraińskiego folkloru, północny zachód okraszony wpływami

czeniu z obecnością na zajęciach daje już prawie absolutną pewność, że się studia ukończy.

„Kultura studencka” ogranicza się głównie do didżejskich imprez, na których bez coraz to wymyślniejszych „wspomagaczy” bawić się trudno. Młodym ludziom (z nielicznymi wyjąt-kami) nie chce się angażować, poświę-cać czas, dać coś z siebie, jeśli nie przyniesie to finansowych korzyści. Robienie czegoś tylko dla idei postrze-gane jest często – mówiąc kolokwial-nie – jako fajansiarstwo. Na topie są teraz „więzi” międzyludzkie budowa-ne (?) za pośrednictwem komputera. Więcej dzieje się wirtualnie niż w real-nym życiu.

a początku lat 90. szkół wyższych w Polsce było 124, w Ntym niepublicznych 18. Teraz

jest ich 470, w tym niepublicznych 338, więc Państwa ocenie pozosta-wiam, czy uczelnie w Polsce kształcą, czy produkują studentów (obecnie są ich prawie dwa miliony).

Możemy się poszczycić największą liczbą instytucji szkolnictwa wyższego w Europie, ale co z tego, skoro ilość nie przekłada się na jakość. Na szczęście

saksońskimi, zachód skropiony kultu-rą węgierską i wybrzeże pełne historii starożytnej. Ale Rumunia to przecież nie tylko krajobrazy i pejzaże, to rów-nież ludzie – Rumuni, Węgrzy, Niem-cy, Ukraińcy i oczywiście Romowie – istny kulturowy kocioł.

Niestety, do tej beczki miodu płyną-cej z poprzedniego akapitu muszę do-dać łyżkę dziegciu... Piękno tych wszys-tkich wyżej wymienionych miejsc nie-stety mocno uszczuplone jest wszech-ogarniającym brudem, śmieciami wa-lającymi się absolutnie wszędzie.

W dodatku należy się też przygo-tować na ciągłe pytanie o drogę, bo niestety bez żadnych znaków i dro-gowskazów w wiele miejsc dotrzeć się nie da. Z tym oczywiście nie ma kło-potu, bo ludzie są bardzo chętni do pomocy i zrobią wszystko, by turysta zobaczył to, co chce, ale może się to skończyć na przykład wylądowaniem o północy w szczerym polu z latarką, plecakiem, brakiem jakiegokolwiek autobusu powrotnego i perspektywą noclegu na ławce...

a ulicach widać biedę, żebrac-two jest na porządku dzien-Nnym i niestety nie jest przy-

jemnie być co chwilę proszonym o

jest jeszcze pewien procent uczelni renomowanych, które od dekad nie-zmiennie trzymają poziom, i których dyplomy to jest naprawdę coś. Kiedyś uczeń walczył o uczelnię, teraz uczel-nia walczy o niego, by się utrzymać.

Zdarzyło mi się studiować w tym samym miejscu trzykrotnie (nie, nie dlatego, że gubiłam notatki). Miałam dzięki temu możliwość porównania, jak to wyglądało kiedyś i jak wygląda dzisiaj. Uczelnia ta jakiś czas temu zyskała rangę uniwersytetu, ale jak się okazuje do niczego to nie zobowiązuje, tyle że nowa nazwa brzmi dostojniej. Może mieliśmy pecha (wspólnie z moi-mi współtowarzyszami – zarazem „sponsorami” uczelni) wybierając taki, a nie inny kierunek, jednak mogę stwierdzić śmiało, że 20 i 10 lat temu było tam o klasę lepiej, choć trzeba było zdecydowanie bardziej się napo-cić. Tym razem posiadłam wiedzę, zwłaszcza na temat, gdzie już nigdy więcej nie studiować, gdyby przyszła mi jeszcze taka myśl do głowy. Mam ochotę sięgnąć po archiwalne, studen-ckie nagrania, by na chwilę cofnąć czas. To nic, że w tle słychać szumy, czyjeś rozmowy i śmiech – tym bar-dziej są dla mnie cenne…

jakąś pomoc. A jak już przy ulicach jesteśmy, to też koniecznie muszę uprzedzić o sforach bezpańskich psów i proszę mi wierzyć, że są ich tysiące! W ciągu dnia zwykle śpią i nie stanowią kłopotu, ale spotkanie z takim „stad-kiem” w nocy, nie należy do miłych.

Należy też mieć oczy dookoła głowy – nam nic nie zginęło, ale na pewno na kilku dworcach byłem „namierzany” przez kieszonkowców. No i jeszcze zupełnie bym zapomniał o jednym szczególe – notesik – niezbędne wypo-sażenie każdego turysty, nieraz mnie ratował przed trudnościami językowy-mi – z angielskim nie jest zbyt różowo, więc często prosty rysunek czy pikto-gram służył mi za słownik.

Na swoim szlaku spotkałem wielu rodaków i z każdym udało mi się choć przez chwilę porozmawiać. Wszyscy byli Rumunią zachwyceni i oczarowa-ni. Szybko zrozumiałem z czego bierze się różnica w naszych spostrzeżeniach – z perspektywy, a dokładniej... z per-spektywy samochodowego okna.

Czy warto zwiedzić Rumunię? Oczywiście, ale musicie zdecydować, jaką formułę wybierzecie: szybszą, łat-wiejszą, samochodową wersję „pod-stawową”, czy przygodową, półpieszą i czasochłonną wersję „rozszerzoną”.

Reklama

Studio M&M GRAPHIC ul. Klasztorna 16 • 86-100 Świecie • tel./fax 52 332 46 90

www.mmgraphic.pl / www.mmgraphic.com.pl

Tworzenie nas kreci!

studio graficznePROJEKTOWANIE: materiałów reklamowych, druków firmowych, druków użytkowych, opakowań, skład graficzny gazet, czasopism...

drukcyfrowy/offsetowyDRUKOWANIE: wizytówek, papierów firmowych, ulotek,plakatów, folderów, broszur, katalogów, teczek firmowych, kalendarzy... małe i duże nakłady

stronyinternetowebanery reklamowe, strony firmowe, galerie, sklepy on-line...

Page 24: Teraz Świecie

24 listopad 2012 www.oksir.eureklama