riviera 55

16
Rok V Nr X (55) 17 listopad 2010 Nakład: 20 400 egz. Donos na Adamowicza >> S. 2 Forum Sopocian >> S. 7 Rozmowa z Komendantem Miejskim Policji w Sopocie >> S. 10 MYŚL GLOBALNIE – CZYTAJ LOKALNIE Wybory już w niedzielę. Fułek kontra Karnowski IDĄ ŁEB W ŁEB Krzysztof M. Załuski S ondaż, na zlecenie „Gazety Wyborczej”, przeprowadziła w dniach od 3 do 10 listo- pada br. sopocka Pracownia Ba- dań Społecznych PBS DGA. Wy- nika z niego, że Jacek Karnowski nie tylko traci poparcie miesz- kańców kurortu, ale że nie jest Jak wynika z najnowszego sondażu PBS, w Sopocie dojdzie do drugiej tury wyborów prezydenckich. Tym samym realną szansę na objęcie stanowiska prezydenta miasta ma Wojciech Fułek. Zmiana władzy zależy przed wszystkim od tego, czy niezadowoleni z rządów Jacka Karnowskiego pójdą do urn. O ostatecznym wyniku przesądzić może frekwencja i dosłownie każdy głos. już wstanie powiększyć swojego elektoratu. Systematycznie ro- śnie natomiast liczba zwolenni- ków najgroźniejszego konkuren- ta Karnowskiego, bezpartyjnego Wojciecha Fułka. „Prasa musi mieć swobodę mówienia wszystkiego, by niektórzy ludzie nie mieli swobody robienia wszystkiego” Louis Terrenoire Jeśli II tura wyborów odbyła- by się w chwili badania, kandy- dat ruchu obywatelskiego „Ko- cham Sopot” miałby realną szan- sę wygrać z urzędującym prezy- dentem. Według sondażu PBS Wojciech Fułek i Jacek Karnow- ski w II turze mogą liczyć na nie- mal identyczne poparcie. Na Fuł- ka zagłosowałoby 42 proc. bada- nych. Karnowski może liczyć na głosy 43 proc. sopocian. O tym czy dojedzie do zmiany na naj- ważniejszym stanowisku w mie- ście zdecydują przede wszystkim ci mieszkańcy, którzy nie godzą się na styl sprawowania władzy urzędującego prezydenta. Z sondażu PBS wynika, że Karnowski największą popular- nością cieszy się wśród osób po 60. roku życia. Fułek jest zdecy- dowanym faworytem ludzi mło- dych i lepiej wykształconych. Pierwsza tura wyborów odbę- dzie się 21 listopada, druga 5 grud- nia. W najbliższą niedzielę, prócz prezydenta miasta, wybierać bę- dziemy członków Rady Miasta oraz Sejmiku Wojewódzkiego. Ergo Arena Hala – biznes przyjaciół prezydenta J acek Karnowski, prezesem spółki zarządzającej Ergo Areną, mianował swoją przy- jaciółkę. Ta, do współpracy z halą, wyznaczyła stowarzyszenie re- prezentowane przez swoją liceal- na koleżankę. Koleżanka z li- ceum jest córką radnego Platfor- my Obywatelskiej, Lesława Or- skiego, zaprzyjaźnionego z Kar- nowskim. Więcej o kulisach interesów wokół Hali na s. >> 3 fot. Krzysztof M. Załuski Wojciech Fułek, kandydat ruchu „Kocham Sopot” Jacek Karnowski, kandydat „Samorządności Sopot” fot. Jacek Kołakowski fot. Krzysztof M. Załuski

Upload: robert-t

Post on 12-Mar-2016

232 views

Category:

Documents


6 download

DESCRIPTION

Sopocka gazeta dobrych wiadomości

TRANSCRIPT

Page 1: Riviera 55

Rok V Nr X (55) 17 listopad 2010Nakład: 20 400 egz.

Donos na Adamowicza

>> S. 2

ForumSopocian

>> S. 7

Rozmowa z Komendantem Miejskim Policji w Sopocie>> S. 10

M YŚ L G L O B A L N I E – C Z Y T A J L O K A L N I E

Wybory już w niedzielę. Fułek kontra Karnowski

IDĄ ŁEB W ŁEBKrzysztof M. Załuski

Sondaż, na zlecenie „Gazety Wyborczej”, przeprowadziła w dniach od 3 do 10 listo-

pada br. sopocka Pracownia Ba-dań Społecznych PBS DGA. Wy-nika z niego, że Jacek Karnowski nie tylko traci poparcie miesz-kańców kurortu, ale że nie jest

Jak wynika z najnowszego sondażu PBS, w Sopocie dojdzie do drugiej tury wyborów prezydenckich. Tym samym realną szansę na objęcie stanowiska prezydenta miasta ma Wojciech Fułek. Zmiana władzy zależy przed wszystkim od tego, czy niezadowoleni z rządów Jacka Karnowskiego pójdą do urn. O ostatecznym wyniku przesądzić może frekwencja i dosłownie każdy głos.

już wstanie powiększyć swojego elektoratu. Systematycznie ro-śnie natomiast liczba zwolenni-ków najgroźniejszego konkuren-ta Karnowskiego, bezpartyjnego Wojciecha Fułka.

„Prasa musi mieć swobodę mówienia wszystkiego, by niektórzy ludzie nie mieli swobody robienia wszystkiego”

Louis Terrenoire

Jeśli II tura wyborów odbyła-by się w chwili badania, kandy-dat ruchu obywatelskiego „Ko-cham Sopot” miałby realną szan-sę wygrać z urzędującym prezy-dentem. Według sondażu PBS

Wojciech Fułek i Jacek Karnow-ski w II turze mogą liczyć na nie-mal identyczne poparcie. Na Fuł-ka zagłosowałoby 42 proc. bada-nych. Karnowski może liczyć na głosy 43 proc. sopocian. O tym

czy dojedzie do zmiany na naj-ważniejszym stanowisku w mie-ście zdecydują przede wszystkim ci mieszkańcy, którzy nie godzą się na styl sprawowania władzy urzędującego prezydenta.

Z sondażu PBS wynika, że Karnowski największą popular-nością cieszy się wśród osób po

60. roku życia. Fułek jest zdecy-dowanym faworytem ludzi mło-dych i lepiej wykształconych.

Pierwsza tura wyborów odbę-dzie się 21 listopada, druga 5 grud-nia. W najbliższą niedzielę, prócz prezydenta miasta, wybierać bę-dziemy członków Rady Miasta oraz Sejmiku Wojewódzkiego.

Ergo Arena Hala – biznes przyjaciół prezydenta

Jacek Karnowski, prezesem spółki zarządzającej Ergo Areną, mianował swoją przy-

jaciółkę. Ta, do współpracy z halą, wyznaczyła stowarzyszenie re-prezentowane przez swoją liceal-na koleżankę. Koleżanka z li-ceum jest córką radnego Platfor-my Obywatelskiej, Lesława Or-skiego, zaprzyjaźnionego z Kar-nowskim.

Więcej o kulisach interesów wokół Hali na s. >> 3

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Wojciech Fułek, kandydat ruchu „Kocham Sopot” Jacek Karnowski, kandydat „Samorządności Sopot”

fot. J

acek

Kołak

owsk

i

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

Page 2: Riviera 55

2 Aktualności www.riviera24.pl

Adres redakcji:81-838 SopotAl. Niepodległości [email protected]

Redaktor naczelny:Krzysztof M. Załuskitel. 530 30 35 38

Wydawca:PPHU RIVIERA SOPOTGabriela Łukaszuk81-838 Sopot, Al. Niepodległości 753

Adres do korespondencji:Riviera Literackaul. Mariacka 50/52, 80-833 Gdańsk

Druk:Polskapresse sp. z o.o.80-720 Gdańsk, ul. Połęże 3

Niezamówionych materiałów redakcja nie zwraca, zastrzega sobie także prawo do ich redagowania.Za treść reklam redakcja nie ponosi odpowiedzialności

Konwencja wyborcza „Kocham Sopot”

Nie jesteśmy partią13 listopada w sali hotelu „Haffner” w Sopocie odbyła się konwencja wyborcza ruchu „Kocham Sopot”, który to Ruch wysunął kandydaturę Wojciecha Fułka na urząd prezydenta kurortu. W spotkaniu udział wzięli kandydaci na radnych startujący z poparcia Komitetu Wyborczego Wyborców „Kocham Sopot”.

Jacek Karnowski doniósł do prokuratury na Dariusza Adamowicza, kandydata na prezydenta Gdańska. Prokuratorzy nie doszukali się żadnych uchybień.

Krzysztof M. Załuski

Podczas konwencji zapre-zentowana została lista Honorowego Komitetu po-

parcia kandydatura Wojciech Fułka, licząca sto osób. Zabiera-jąc głos Wojciech Fułek oświad-czył, że gdyby w ciągu czterech lat jego prezydentury nie udało mu się zrealizować swojej wizji rozwoju miasta, nie będzie się ubiegał o reelekcję.

– Głos mieszkańców musi być ważny, nawet gdy rzecz dotyczy tylko powstania baru mlecznego – mówił kandydat. – Podczas kam-panii wyborczej odwiedziliśmy około trzech tysięcy sopockich mieszkań, wypytując mieszkańców o ich bolączki i słuchając zgłasza-nych przez nich propozycji.

W dyskusji wziął udział fi lo-zof i etyk, prof. Karol Toeplitz, który stanowczo sprzeciwił się metodom sprawowania władzy

obecnego prezydenta. Przypo-mniał, że w sprawie oskarżenia Karnowskiego przez prokuraturę

nic się nie zmieniło i wciąż ma on statut osoby podejrzanej o przestępstwo. Z kolei prof. Kry-styna Drat-Ruszczak z sopockiej Szkoły Wyższej Psychologii Spo-łecznej mówiła na temat feno-menu, jakim jest ruch obywatel-ski „Kocham Sopot”.

– My nie jesteśmy partią, gdyż partii zależy tylko na obję-ciu władzy – podkreśliła prof. Drat-Ruszczak. – My natomiast chcemy, aby w sprawowaniu tej władzy decydujący głos mieli mieszkańcy miasta. Podobny po-gląd zaprezentował także znany sopocki artysta-rzeźbiarz, Bog-dan Mirowski, znany powszech-nie jak twórca statuetki Burszty-nowego Słowika.

fot. J

acek

Kołak

owsk

i / af

pvlad

.pl

fot. a

rchiw

um

Mandaty za palenie tytoniu

Gastronomia bez dymku15 listopada br. na palaczy tytoniu zapadł wyrok. W życie weszła ustawa zakazująca palenia w miejscach publicznych.Z

a nieprzestrzeganie zakazu grożą mandaty, w niektórych przypadkach dość wysokie.

Policja i Straż Miejska uspokajają, że w pierwszym okresie działania ustawy będą raczej przypominać niesfornym o możliwych konse-kwencjach, a nie inkasować pienią-dze. Jak zwykle w takich chwilach pojawia się sporo niewiadomych. Czy na przykład ulica to przestrzeń publiczna i w takim razie wykluczo-na z prawa do zapalenia papierosa, czy nie? Już wcześniej nie wolno było palić na peronach kolejowych i w obrębie przystanków autobuso-wych, czy też tramwajowych. Czy obecnie palacz, który oddali się kil-kanaście kroków od przystanku zo-stanie ukarany, czy też nie? To są

oczywiście kwestie drobne, wyma-gające jedynie uściślenia. Najpo-ważniejszą sprawą jest gastrono-mia. Wielu ludzi nie wyobraża so-bie wypicia kieliszka wódki, czy ku-fl a piwa i toczącej się przy tym dys-

kusji bez zapalenia papierosa. W małych lokalach, do stu metrów kwadratowych powierzchni, ma obowiązywać całkowity zakaz pa-lenia. W większych właściciele mogą wydzielić izolowane i wenty-

Przykry zapach tytoniowego dymu w knajpach to już przeszłość.

Policja w domu handlowym8 listopada do biura fi nanso-

wo-prawnego, mieszącego się na drugim piętrze domu handlowe-go Monte przy ulicy Monte Cassi-no w Sopocie, wkroczyło dwóch mężczyzn. Twierdzili oni, że so-pocka kancelaria oszukała ich na kwotę kilku milionów złotych i zażądali wydania im dokumen-

tacji w tej sprawie. Zdaniem pra-cowników biura było akurat od-wrotnie; nie kancelaria, lecz przy-byli mężczyźni byli jej dłużnika-mi. Spór się zaostrzał i koniecz-nym okazała się interwencja poli-cji. Jeden z pracowników biura zawiadomił Komendę Miejską, że przybysze grozili mu przestrzele-niem kolan. Aktualnie trwa po-stępowanie dowodowe. (as)

Bezpieczne lokalePrezydent Sopotu Jacek Kar-

nowski, oraz zastępczyni komen-danta Policji Miejskiej, młodsza inspektor Krystyna Stępniewska wręczyli certyfi katy i nagrody właścicielom lokali biorących udział w wakacyjnej edycji kon-kursu „Bezpieczny lokal”. Lokale były oceniane w trzech katego-riach: rozrywkowo-gastrono-miczne powyżej 50 osób, gastro-

nomiczno-rozrywkowe powyżej 50 osób i gastonomiczno-rozryw-kowe do 50 osób. W poszczegól-nych kategoriach zwyciężyły: „Tropikalna Wyspa” przy ulicy Monte Cassino, „Harnaś” przy ulicy Moniuszki, oraz „Galanga” przy ulicy Skarpowej. Konkurs potrwa do końca roku, a całorocz-ne podsumowanie bezpieczeń-stwa sopockich lokali odbędzie się z początkiem 2011 roku. (as)

Stypendia dla najzdolniejszychW tym roku prezydent Sopo-

tu przyznał 49 stypendiów dla najzdolniejszych uczniów i stu-dentów zamieszkałych w kuror-cie. Jedenastu uczniów szkół podstawowych otrzymało po 150

złotych miesięcznie. Stypendia dla piętnastu gimnazistów wy-niosły po 210 złotych. Jedenastu licealistów wzbogaciło się o 260 złotych miesięcznie. Dwunastu studentom została przyznana pomoc w wysokości 350 złotych miesięcznie.

Jarre w Ergo Arenie 5 tysięcy osób przybyło do

hali Ergo Arena na granicy Sopo-tu i Gdańska, aby podziwiać ar-tystę Jean-Michel Jarre’a. Ci, któ-rzy przestraszyli się zbyt wyso-kich cen biletów (200 i 300 zło-tych) mieli czego żałować. Z oka-zji 92. rocznicy odzyskania nie-podległości Polski Jarre’a wraz z zespołem zaprezentował swoje

największe hity. Mimo upływu lat, muzyk dał wspaniały pokaz fi zycznej kondycji. Swoją wirtu-ozerią i ekspresją oczarował pu-bliczność. Zdaniem recenzenta „Gazety Wyborczej” nietaktem ze strony organizatorów było po-bieranie dodatkowych opłat za korzystanie z parkingu, szatni, oraz toalet. (as)

Kampania w prokuraturze

Donos na Adamowicza

Kilka tygodni temu prezy-dent Sopotu zawiadomił prokuraturę, że sopocka

fi rma „Mega Music”, instalująca wyposażenie w Domu Zdrojo-wym miała dopuścić się bliżej nieokreślonych nieprawidłowo-ści. Prace polegały m.in. na mon-tażu i dostarczeniu sprzętu au-dio-wideo. Okazuje się jednak, że przetarg na adaptację Domu Zdrojowego wygrała fi rma „War-bud” S.A. z Warszawy, a nie „Mega Music” z Sopotu. Ta była tylko podwykonawcą „Warbudu”. Karnowskiemu nie spodobało się to, że pracownik, który był współautorem kosztorysów, był także doradcą technicznym, bie-głym, sprawującym nadzór oraz wykonawcą robót. Jakie konkret-ne szkody dla miasta miałyby z tego wynikać, nie wiadomo.

Intencje działań prezydenta Karnowskiego stały się jaśniej-sze, gdy okazało się, że właścicie-lem fi rmy „Mega Music” jest Da-riusz Adamowicz, konkurent

jego kolegi w wyborach na prezy-denta Gdańska. Rykoszet miał uderzyć w Wojciecha Fułka po-przez obciążenie go współodpo-wiedzialnością za ewentualne nieprawidłowości. Sympatyzują-ca z Karnowskim gazeta umie-ściła Fułka „w cieniu afery”. Pro-kuratorzy nie doszukali się jed-nak żadnych uchybień.

Co na to sami zainteresowani?– Pierwszy raz spotkałem się

z taką sytuacją i po konsultacji z prawnikami zawiadomiłem prokuraturę – mówi Jacek Kar-nowski, prezydent Sopotu, ubie-gający się o reelekcję.

– To absurdalne zarzuty- mówi Dariusz Adamowicz. – Na-sza fi rma z przetargiem nie mia-ła nic wspólnego, byliśmy tylko podwykonawcą. Uczciwie zrobi-

liśmy to, co do na należało. Ocze-kujemy zapłaty należnych nam 1,7 miliona złotych.

– Afery to widać specjalność Jacka Karnowskiego – mówi Wojciech Fułek, były wiceprezy-dent Sopotu – Ja nie zamierzam uprawiać polityki opartej na do-nosach. Jak ktoś nie potrafi ina-czej to jego problem.

Ostatecznie „Mega Music” złożyło pozew przeciwko Miastu Sopot, które ma zapłacić blisko 2 miliony złotych za wyposaże-nie Domu Zdrojowego.

– Prace zostały wykonane należycie, zgodnie z zamówie-niem. Odbiór robót nastąpił 22 lipca, sprzęt działa. Odbyło się tam wiele miejskich imprez. – podsumowuje Dariusz Adamo-wicz.

lowane pomieszczenia, w których będzie można zaciągnąć się dym-kiem. Czy to zadowoli palaczy, trudno w tej chwili powiedzieć. Palenie tytoniu to nie tylko nałóg, ale i pewnego rodzaju kultura to-warzyska. Przerwanie rozmowy przy kawiarnianym stoliku, po to aby na kilka minut wyjść do palar-ni nie każdego zadowoli. Co więc się stanie? Czy palacze zaczną omi-jać kluby, puby i restauracje, orga-nizując spotkania towarzyskie w domach, gdzie przecież nikt nie zakazuje palenia, choćby pod no-gami palaczy kręciły się małe dzieci? Czy zakłady gastrono-miczne zaczną z tej przyczyny plajtować? Czy też, jak to w Polsce bywa zakaz zakazem, a my, panie dzieju, po swojemu? Bo przecież dym z papierosa nikomu jeszcze nie zaszkodził, a to co lekarze wy-gadują i dziennikarze wypisują, to zwykłe zawracanie głowy. (kmz)

Sopoccy radni apelują o powo-

łanie niezależnego audytora

w sprawie zadłużenia miasta

Kontrola musi byćRadni Jarosław Kempa, długoletni przewodni-czący Komisji Polityki Gospodarczej i Strate-gii Rady Miasta Sopotu, Jerzy Hall, przewodni-czący Komisji Bezpie-czeństwa i Statutu RM Sopotu oraz Henryk Hryszkie wicz, przewod-niczący Komisji Sportu, Turystyki i Młodzieży RM Sopotu apelują o po-wołanie niezależnego audy tora, by zbadać fi-nanse miasta.

Bartek Sasper

Trzej sopoccy radni Jerzy Hall (PO), Henryk Hryszkiewicz (niezależny), oraz Jarosław

Kempa (PO) wystosowali apel do prezydenta miasta Jacka Karnow-skiego i przewodniczącego Rady Miasta Wieczesława Augustyniaka, wnosząc o powołanie niezależnego audytora, dla zbadania rzeczywistej stopy zadłużenia kurortu. Sprzecz-ne informacje na ten temat pojawi-ły się podczas debaty prezydenckiej zorganizowanej przez „Dziennik Bałtycki”. Z początkiem roku 2010, w budżecie miasta, wskaźnik zadłu-żenia określono na prawie 47 %. 2 i 3 listopada dług miał wynosić 21 %, a w dwa dni później podana została informacja, iż planowane na koniec roku zadłużenie ukształtuje się na poziomie 32 %.

„Niepokojące jest stale rosnące zadłużenie miasta, oraz znikoma realizacja dochodów ze sprzedaży mienia komunalnego – napisali w swoim apelu radni. – Domaga-

my się zatem całościowego, kom-pleksowego zbadania stanu zadłu-żenia gminy Sopot, łącznie z zobo-wiązaniami kredytowymi i zadłu-żeniem spółek komunalnych, oraz takich, w których gmina Sopot ma znaczące udziały (np. Hali Wido-wiskowo-Sportowej) i niezwłocz-nego poinformowania opinii pu-blicznej o rzeczywistym stanie fi -nansów miasta”.

Page 3: Riviera 55

Nr X (55) 17 listopad 2010 Gorący temat 3Ergo Arena od kuchni

HALA – BIZNES PRZYJACIÓŁ PREZYDENTA Jacek Karnowski, prezesem spółki zarządzającej Ergo Areną,

mianował swoją przyjaciółkę. Ta, do współpracy z halą, wy-znaczyła stowarzyszenie reprezentowane przez swoją licealną koleżankę. Koleżanka z liceum jest córką radnego Platformy Obywatelskiej, zaprzyjaźnionego z Karnowskim.

Bartek Sasper

Magdalena Sekuła, prezes spółki zarządzającej Ergo Areną, jest córką

byłego wiceprezydenta Sopotu, który przed laty namaścił Jacka Karnowskiego na stanowisko prezydenta miasta. Sekuła pry-watnie zaprzyjaźniona jest z Kar-nowskim. Ich rodziny dobrze się znają. Sekułowie mają aparta-menty na wynajem i winiarnię, w której częstym gościem jest prezydent Karnowski. Razem spędzają wolny czas. Karnowski mieszkał u nich po rozstaniu się z żoną. Sekułowie znają się także ze Sławomirem Nowakiem, Se-kretarzem Stanu w Kancelarii Prezydenta, który wbrew stano-

wisku premiera Donalda Tuska, forsował poparcie PO dla obcią-żonego korupcyjnymi zarzutami Jacka Karnowskiego.

Latem Sekułowie razem z ro-dziną gościli innego, rywalizują-cego z Tuskiem, działacza Plat-formy, Marszałka Sejmu Grzego-rza Schetynę.

Apartamenty w centrum miasta Sekułowie nabyli, przej-mując je „z dnia na dzień”, od starszych lokatorów. Ci wykupili je chwilę wcześniej od gminy, gdy miastem rządził Jacek Kar-nowski.

Jak Sekuła konkurs wygrała

Na początku tego roku Kar-nowski rozpisał konkurs na sta-nowisko kierownika w wydziale inwestycji Wielofunkcyjna Hala

Sportowo-Widowiskowa. Zwy-ciężyła… Magdalena Sekuła.

Jak uzasadniono ten wybór? „Po dokonaniu selekcji aplikacji zgodnie z Zarządzeniem Nr 618/09 Prezydenta Miasta So-potu (…) oraz zastosowaniu techniki naboru opierającej się na rozmowie kwalifi kacyjnej wy-brano kandydatkę, która wyka-zała się wiedzą teoretyczną i praktyką oraz posiada predys-pozycje gwarantujące prawidło-we wykonywanie powierzonych obowiązków.”

Po kilku miesiącach Kar-nowski mianował Sekułę preze-sem miejskiej spółki zarządzają-cej halą. Sekuła odpowiadała w niej między innymi za wybór międzynarodowego operatora, który miałby zarządzać obiek-tem i zapewniać przyciągnięcie do Sopotu największych na

świecie imprez. Wybór ze-wnętrznego operatora wiązałby się z tym, że utrzymywanie miejskiej spółki zarządzającej halą na obecnych zasadach stra-ciłoby sens. To nowy operator, w zamian za organizację imprez przyciągniętych do hali, czer-pałby bowiem zyski z gastrono-mii i parkingów.

Cały czas się uczymyOstatecznie Sekuła ogłosiła, że

zarządzana przez nią spółka zry-wa negocjacje z fi rmą SMG – mię-dzynarodowym kolosem, który zarządza kilkudziesięcioma tego typu obiektami na świecie.

– Sądziliśmy, że umowa zo-stanie szybko podpisana, nato-miast bez jakiegokolwiek uprze-dzenia ze strony władz lub też spółki celowej odpowiedzialnej za przeprowadzenie postępowa-nia przetargowego i wybór ope-ratora, rozpoczęto publiczną dyskusję o możliwych zamiarach odstąpienia od zawarcia umowy – tłumaczy Marcin Wojczyński, zastępca dyrektora zarządzające-go SMG Polska.

W ciągu 4,5 roku negocjacji przedstawiciele fi rmy odbyli 35 spotkań z władzami. Po kolej-nych rozmowach inwestor zaak-ceptował wszystkie warunki za-proponowane przez miasta So-pot i Gdańsk. Mimo to Jacek Karnowski zdecydował, że halą zarządzać będzie spółka kiero-wana przez… Sekułę.

Efekt? Hala, której koszt bu-dowy miały wynieść 100 milio-nów złotych, a fi nalnie zamknął się w kwocie bliskiej 400 milio-

nom, nie ma profesjonalnego operatora. Obiekt, który miał za-rabiać, wymaga dofi nansowania.

Podczas jednej z ostatnich komisji rady miasta okazało się, że mieszkańcy Sopotu dokładać będą przez kolejne 10 lat po mi-nimum milion złotych rocznie. Drugie tyle dołożyć mają gdańszczanie. Magdalena Seku-ła tłumacząc się z błędów popeł-nianych przy zarządzaniu obiek-tem stwierdziła: – W ogóle cały czas uczymy się hali i czekamy na sugestie, co można poprawić czy zmienić.

Parking dla stowarzyszenia koleżanki

W ostatnich tygodniach „Gaze-ta Wyborcza” ujawniła, że Auto-mobilklub Orski, stowarzyszenie założone przez wiceprzewodniczą-cego Rady Miasta Sopotu, Lesława Orskiego, zaprzyjaźnionego z Jac-kiem Karnowskim, dostało bez przetargu parking przy hali za 340 milionów złotych. Wszystko odby-ło się na telefon. Radny Orski tłu-maczył się, że nie ma z tym nic wspólnego. Okazało się jednak, że Stowarzyszenie, które bezprzetar-gowo dostało możliwość zarobko-wania, reprezentuje córka Orskie-go, Anna. Ta z kolei jest koleżanką z liceum… Sekuły.

– Wygląda to jak stowarzy-szenie przyjaciół, które wykorzy-stuje dobro publiczne do wła-snych celów – ocenia profesor Antoni Kamiński, profesor Insty-tutu Nauk Politycznych PAN i szef Transparency International w Polsce.

Jacek Karnowski

Prezydent Sopotu

Magdalena Sekuła

Przyjaciółka Karnowskiego. Córka

Józefa Kaczkowskiego, mianowana

przez Karnowskiego prezesem

spółki zarządzającej halą

Józef Kaczkowski

Były wiceprezydent Sopotu,

namaścił Karnowskiego na

prezydenta miasta

Lesław Orski

Przyjaciel Karnowskiego,

radny miasta Sopotu

Anna Orska

Córka radnego zaprzyjaźnionego

z prezydentem, koleżanka z liceum Sekuły.

Reprezentowane przez nią Stowarzyszenie

Automobilklub Orski dostało bez przetargu

parking przy hali za 340 milionów złotych

KOLE

GA

PRZYJACIEL

PR

ZYJ

AC

IÓŁK

A

RK

A P

RZ

YJAC

IELA

CÓRKA

KOLEŻANKA

Z LICEUM

CÓRKA

ERGOARENA

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

fot. a

rchiw

um

fot. M

aciej

Kosy

carz

/ KF

P

Jacek Karnowski – prezydent Sopotu

Magdalena Sekuła – prezes spółki Ergo Arena, a prywatnie przyjaciółka prezydenta miasta.

Lesław Orski – radny miasta, założyciel stowarzyszenia Automobilklub Orski, przyjaciel Jacka Karnowskiego

Page 4: Riviera 55
Page 5: Riviera 55

Krótka instrukcja Proszę wziąć ze sobą dowód osobisty, lub inny dokument tożsamości ze zdjęciem.Jeżeli wybrali już Państwo swojego kandydata – nie zapomnijcie jego nazwiska i numeru listy, zapiszcie je na kartce, lub weźcie ze sobą ulotkę – ułatwi to znalezienie go na karcie do głosowa-niaPamiętajcie Państwo, że lokale wyborcze (w Sopocie będzie ich łącznie 21 w 4 okręgach) są czyn-ne 21 listopada w godzinach 8.00-22.00.Przypomnijcie o głosowaniu swojej rodzinie i znajomym – powiedzcie na kogo głosujecie i dla-czego. Zadzwońcie, wyślijcie SMS-a lub e-mail.

1. Głosowanie na kandydata na Prezydenta Miasta Sopotu

(kartka różowa)Aby Twój głos był ważny możesz głosować tylko na jednego kandydata, stawiając znak X tylko przy jego nazwisku.Uwaga: na karcie do głosowania nazwiska i imiona kandydatów zostaną umieszczone w ko-lejności alfabetycznej.Wojciech Fułek jest kandydatem na Prezydenta Sopotu Komitetu Wyborczego WyborcówKocham Sopot.

2. Głosowanie na kandydatów do Rady Miasta Sopotu

(kartka biała)Aby Twój głos był ważny możesz głosować tylko na jednego kandydata (stawiając znak X tylko przy jego nazwisku) z wybranej przez siebie tylko jednej listy.KANDYDACI Komitetu Wyborczego Wyborców Kocham Sopot Wojciecha Fułka – LISTA NUMER ….Uwaga: kandydat na Prezydenta Sopotu, Wojciech Fułek jest jednocześnie kandydatem na radnego w okręgu nr 3.

3. Głosowanie na kandydatów na radnych do Sejmiku Woje-

wództwa Pomorskiego

(kartka niebieska)Aby Twój głos był ważny możesz głosować tylko na jednego kandydata (stawiając znak X tylko przy jego nazwisku) z wybranej przez siebie tylko jednej listy.

Granice okręgów

OKRĘG NR 1 – SOPOT CENTRUMGranica miasta z Gdynią, linia kolei PKP do ul. 3 Maja (bez ulicy Podjazd i Marynarzy), ul. 3 Maja strona parzysta, strona nieparzysta nr od 1 do 7, ul. Bitwy pod Płowcami strona nieparzysta i od nr 28 strona parzysta, granica z miastem Gdańskiem, wzdłuż Al. Wojska Polskiego do molo, brzeg Zatoki Gdańskiej, Al. Niepodległości 934 (obwody głosowania nr 1 do nr 7)

OKRĘG NR 2 – SOPOT POŁUDNIEGranice okręgu wyznaczają ul. 3 Maja strona nieparzysta od nr 9 do końca i nr 50, ulica Bocz-na, ul. Armii Krajowej do nr 95, ulica Andersa, wzdłuż ul. Abrahama, stadion przy ul. Wybic-kiego, granica z miastem Gdańskiem, ul. Bitwy pod Płowcami strona parzysta od nr 2 do nr 26 (obwody głosowania od nr 8 do 11)

OKRĘG NR 3 – SOPOT ZACHÓDGranice okręgu wyznaczają: ul.Abrahama, ul. Armii Krajowej od nr 96, wzdłuż Armii Krajo-wej do ul. Bocznej, linia kolei PKP wraz z ul. Marynarzy i ul. Podjazd, do wiaduktu PKP Ka-mienny Potok. /obwody głosowania od 12 do nr 16/

OKRĘG NR 4 – SOPOT KAMIENNY POTOK I BRODWINOGranice okręgu wyznaczają: osiedla Kamienny Potok 1 i 2 oraz Brodwino (okręgi głosowania od 17 do 21)

Kocham Sopot to swoisty fenomen ruchów obywatelskich. W ciągu zaledwie kilku miesięcy z pomy-słu grupy sopockich pasjonatów na integrację mieszkańców, narodził się masowy, oddolny ruch społeczny, wielokrotnie liczniejszy niż jakiekolwiek miejskie ugrupowanie polityczne. Ale przecież polityka i partie są od dzielenia ludzi, a my chcemy ich łączyć – ponad wszelkimi podziałami.O poparcie mieszkańców zabiegają kandydaci ruchu Kocham Sopot na radnych. To doskonały ze-spół, są wśród nich naukowcy różnych dziedzin, prawnicy, architekci, ekonomiści, sportowcy, na-uczyciele, prywatni przedsiębiorcy, emeryci, studenci; doświadczeni samorządowcy i młodzi, ener-giczni ludzie, ze świeżym spojrzeniem. To Wasi znajomi, przyjaciele, sąsiedzi, nie namaszczeni przez żadną partię, nie związani siecią układów, ani zależności. To ludzie prawi i godni zaufania. Warto na nich głosować. Poznajcie ich. Zobacz pełną listę naszych kandydatów na radnych (s. 8 i 9).

21 LISTOPADA 2010 r. – WYBORY SAMORZĄDOWE

Jak i gdzie głosujemy w Sopocie

Finansowane z budżetu Komitetu Wyborczego Wyborców Kocham Sopot Wojciecha Fułka

Page 6: Riviera 55

6 Opinie Rozmowy Riviery www.riviera24.pl

Moim zdaniem

Czym jest ruch „Kocham Sopot”prof. SWPS Kystyna Drat – Ruszczak

Przez dwa tygodnie nie było mnie w kraju, pierwszą rzeczą, która po powrocie

ujrzałam w TV była reklamówka znanej partii politycznej, w któ-rej partia ta z wyraźnym niesma-kiem odcinała się od polityki, nagle ogłaszając zamiłowanie do „terenu”, czyli spraw lokalnych. Zamrugałam oczami… Partia polityczna ma dosyć polityki? A może nawet kocha Sopot?

Inicjatywa obywatelskaRuch społeczny jako inicjaty-

wa obywatelska, (oddolna – tak, tak, politycy w ostatnich dwóch tygodniach prześcigają się w swo-jej trosce o „doły” odmieniając „oddolność” przez wszystkie przypadki!), z partią polityczną nie ma nic wspólnego! I różni się od partii nie tylko tym, że nie ma pieniędzy, podczas gdy partie je mają. Partie polityczne są sztyw-ne, Ruch społeczny, taki jak nasz, jest giętki, co chwilę jest w nim coś nowego, co chwilę ktoś się przyłącza. Partie są zaprogramo-wane – nie może się w nich wyda-rzyć nic nie przewidzianego, ruch jest spontaniczny. Partie są wy-kalkulowane, chłodne. A ruch jest emocjonalny. Partie są silnie cen-zurowane (spróbujcie powiedzieć tam co myślicie – tygodnie zejdą wam na odwoływaniu swych słów i zapewnianiu o miłości do przy-wódcy), ruch jest swobodny – wolny. Czy ktoś potrafi powie-dzieć jaki program mają partie, choć ich działacze krzyczą, że właśnie o programie chcą rozma-wiać, a jednak im bardziej krzy-czą, tym program mniej widać?

Chodzi o estetykęCzy jakaś partia powie, że

przywróci w Sopocie bar mlecz-ny na Monciaku albo atmosferę, za którą w latach 50. pokochali Sopot artyści, kiedy była tu i Szkoła Plastyczna i jazz?

Miłość do tego co lokalne nie wzięła się nam znikąd i nie jest kaprysem powstałym dla wybo-rów samorządowych. Nie chodzi o władzę, jeśli już to bardziej o estetykę! Tak, o estetykę! O na-strój, o wzruszenie!

Całkiem niedawno byłam w Budapeszcie, który zapamięta-łam z lat 70. jako miasto prze-piękne (magiczne?). Dzisiaj – zero magii. Rossman, Sheraton, Zara, Benetton – na każdym rogu taki sam „Klif ” jak u nas (albo „Galeria Bałtycka”, wszyst-ko jedno co, bo w środku to samo). Szukałam słynnych pala-cinta (przepyszne węgierskie na-leśniki) ale dużo łatwiej było znaleźć obowiązkowe dziś sushi!

Obejrzyjcie Sopot! Sheraton, sushi (Avocado), Petit Paris i tak

dalej. Czy to źle? I tak i nie – od-powiem. Sheraton, sushi i wszyst-ko inne nazwane tak jak wszę-dzie, to wyraz słynnej globaliza-cji. Nieuchronnego upodabnia-nia się do siebie wszystkich miejsc na świecie, w których mo-żemy być błyskawicznie (samo-lot) a nawet nie wychodząc z domu (Internet). Są takie same – orientujemy się w nich bez tru-du. Ale czy możemy się w nich zadomowić?

Chociaż z jednej strony cieszą nas zmiany, to z drugiej, coraz bardziej wątpimy czy to z tego właśnie mamy być dumni, czy to jest nasze? „Globalne”, czyli po-wszechne, czyli „wszędzie-na-świecie” to zdarzenia, które prze-cież nie od nas zależą i… nie do nas należą. Globalne („wszędzie-na-świecie”) budzi tęsknotę za tym co lokalne – co jest „tylko-u-nas”. Przeciwieństwem „wszyst-kich” jesteśmy „MY”.

„My” „u-nas” to właśnie „Kocham Sopot”

„Kocham Sopot” to lokalny ruch społeczny, lokalna miłość. To wypatrywanie tego co niepo-wtarzalne, co tylko tutaj! To nie sushi (niech mi wybaczą przy-kład młodzi smakosze tej suro-wej, japońskiej ryby) ale na przy-kład dorsz, który – jak mówi mi pewnego dnia rano właścicielka straganu koło „Przystani” – wła-śnie płynie i za jakieś 40 minut będzie, bo kuter już widać. Niepo-wtarzalny jest sopocki dom z drewnianą werandą, koło które-go tak chętnie do wywiadu telewi-zyjnego ustawia się władza. (A czemu – pytam – nie fotografu-je się przed betonem, który świeżo wybudowała?). Niepowtarzalny (lokalny) jest ten bar mleczny na górze Monciaka, o który upomi-nał się starszy Czytelnik na na-

szym forum i – jak myślę – te Delikatesy na dole, które zamie-niono w ciasny sklep osiedlowy.

To co lokalne jest dla nas ważne nie dlatego, że się zestarze-liśmy i nie chcemy albo nie rozu-miemy zmian. To co lokalne jest naturalną reakcją ludzi w wielu lokalnych społecznościach na świecie – reakcją na to co global-ne. To miłość Nowojorczyków do Nowego Jorku, to miłość Wrocła-wian do Wrocławia, Sopocian do Sopotu. To co lokalne to nie tyle tęsknota za przeszłością ile tęsk-nota za tożsamością – za tym co mnie/nas – Sopocian określa i nas – Sopocian od innych od-różnia. Nie chcemy się z innymi pokłócić. Nie chcemy tych „nie-stąd” stąd wyrzucić. Chcemy ich tu zaprosić. Chcemy się tym co tu mamy pochwalić. Chcemy być z „naszego” Sopotu dumni. Bo – o tym jesteśmy przekonani – ni-gdzie nie jest tak pięknie, ani w ogóle tak jak tu!

Nasz prezydent ma być nasz. Ma być stąd. Ale ma też rozma-wiać z innymi prezydentami. Tam gdzie kończy się Sopot i za-czyna Gdańsk i Gdynia to miej-sca, które interesują nas także. Bo Sopot niezupełnie kończy się w Sopocie. Życzymy innym miej-scom dobrze. A także temu co już tu u nas jest. Jakoś porozu-miemy się z tym co globalne. Niech sobie ten postawiony She-raton stoi. Niech „wszystkim” smakuje sushi.

Ale co do nas, to obiecujemy, że będziemy uczciwie, codzien-nie, co godzinę, szukali i strzegli tego co nasze, sprawdzali czy nie przepadło, i pielęgnowali, by się rozwijało.

Co do nas – czujemy, że Woj-tek Fułek przyda się Sopotowi! MIESZKAŃCY I MIŁOŚNICY SOPOTU, GŁOSUJCIE NA KO-CHAM SOPOT!

fot. J

acek

Kołak

owsk

i / af

pvlad

.pl

fot. a

rchiw

um

fot. J

acek

Kołak

owsk

i / af

pvlad

Prof. Kystyna Drat – Ruszczak podczas wystąpienia na Konwencji Wyborczej Wojciecha Fułka – „Kocham Sopot”, 13 listopada 2010 w Hotelu Haffner.

Mapia żeglarska Waltera Clemensa z 1596 roku.

Dla Agnieszki Lasoty „Przyszłością Sopotu jest jego przeszłość”.

Rozmowa z Agnieszką Lasotą, lat 33, architek-

tem, urbanistą, kandydatem na radną Sopotu.

Lasocianka – sopocianka

Karolina Draga

Proszę się przedstawić w kilku zdaniach.

Jestem związana z Sopotem od urodzenia. Tu mieszkam, tu się wychowałam, kocham to miejsce do tego stopnia, że na-wet, gdy z racji wyborów zawo-dowych zdarzało mi się mieszkać gdzie indziej, to zawsze w sercu pozostawałam Lasocianką – so-pocianką.

Pracowałam we Włoszech, Szwecji, Algierii, mieszkałam we Francji, dużo podróżowałam po Europie. Zawsze fascynowały mnie miejsca „ładnie skrojone”, przestrzenie publiczne o dobrze zakomponowanej funkcji, miasta spójne i dumnie wykorzystujące swój potencjał.

W czasie studiów na Wydziale Architektury i Urbanistyki Poli-techniki Gdańskiej miałam szczę-ście trafi ć do Katedry Rozwoju Miasta. Wiedziałam już z racji mojej pasji podróżniczej, że mamy w Polsce przepiękne krajo-brazy i bardzo skrzywdzone mia-sta, miasteczka i wsie. Mówiąc „skrzywdzone” mam tu na myśli brak ciągłości kulturowej będącej wynikiem zniszczeń wojennych i czasów komunistycznych. Ża-den inny kraj w historii nie ucier-piał tak bardzo, jeśli chodzi o przestrzeń. A przestrzeń kształ-tuje ludzi. To co widzą, gdzie mogą pójść – to wszystko ma nie-bagatelny wpływ na ludzkie ży-cie… Obroniłam się w 2002 roku pracą magisterską pt. „Sopot – miejsca magiczne, miejsca zapo-mniane”. Stało się to mimo po-czątkowego sprzeciwu dziekana, który wezwał mnie „na dywanik” mówiąc „Pani Lasota, to jest po-ważna uczelnia techniczna, a pani z takim tytułem dyplomu?!”

Skąd pomysł na kandydowanie do Rady Miasta?

Życie to ciąg zmian. Tylko to, co martwe się nie zmienia. Ale zmiany mogą być różne. Część zmian jest lepszych, część gor-szych, ale jeśli kumulacja zmian wpływa na to, że ukochane miasto przestaje się podobać, traci swój charakter, to pojawia się instynk-towna potrzeba zrobienia z tym czegoś.

Co Panią tak urzeka w Sopo-cie?

Zacytuję słowa urodzonego tu, znanego i cenionego na świe-cie grafi ka Andrzeja Dudzińskie-go. Powiedział on z górą przed 10 laty „Przyszłością Sopotu jest jego przeszłość”. A w przeszłości Sopo-tu zawsze były: morze, kilometry plaż, wzgórza. Człowiek dodał do nich molo, piękną bryłę Grand Hotelu oraz ławki i śmietniki w lesie, tworząc tam wysoko w kilku miejscach punkty widokowe. To

są elementy, które wyróżniają So-pot od innych miast. Można nie-wątpliwie wymieniać dalej, np. wspominając jeszcze Operę Le-śną, Hipodrom… Szkoda tylko, że z tej listy wypadły w ostatnich la-tach XVIII-wieczny Młyn Karli-kowski, budynek gazowni z XIX wieku, czy dawna fabryka cygar na początku ul. Obr. Westerplatte. Obiekty historyczne, z niezwykły-mi w swoim charakterze wnętrza-mi, które mogły były się stać ko-lejnym celem spacerów, spotkań. Co powstaje na ich miejscu? Bu-dynki biurowe, osiedla, czyli coś „dedykowanego” wąskiej grupie odbiorców, nie wzbogacającego potencjału miasta.

Działania ostatnich lat to w dużej mierze wyprzedawanie działek pod osiedla, skupianie zaś funkcji miastotwórczych w jed-nym tylko rejonie, przy osi sopoc-kiego „kręgosłupa”, jakim jest uli-ca Boh. Monte Cassino. Pytanie, ile ten kręgosłup jeszcze wytrzy-ma. Władza puszy się dumnie, że będzie tu „drugie Monte Carlo”, ale to ma więcej niż jedną ciekawą ulicę… Upolitycznienie samorzą-dów w Polsce jest obecnie faktem, ale nie musi tak być. Samorząd, jako najniższy szczebel demokra-cji, miał być w założeniach blisko ludzi, ich potrzeb i problemów. Samorządowcy nie mają się „sami rządzić”, ani nie powinni wykony-wać poleceń płynących z góry (od partii), ale służyć mieszkańcom i w ich imieniu zarządzać mia-stem, mając na szczególnym względzie ich dobro – mieszkań-ców oraz dobro miejsca. Trudno

nie zauważyć, że gros pieniędzy w budżecie pochodzie ze „składek”, tj. podatków mieszkańców. I to oni powinni mieć możliwość współdecydowania o najważniej-szych, ich zdaniem, wydatkach w mieście. To się nazywa budżet obywatelski. Powinni móc wska-zać, czy chcą, by ich pieniądze zostały wydane na ławki i śmiet-niki w lesie, czy na plac zabaw, a może i to i to nieważne, bo chcą, by wszystkie te pieniądze poszły na nową przystań jachtową… A jeśli powstaje w środku miasta nowy plac za 21 mln, to powinno im się, jako głównym inwestorom, przedstawić jak on będzie wyglą-dał, nim przystąpi się do prac.

Wróćmy więc do Sopotu… W jakim kierunku powinien zmie-rzać?

Pragnęłabym zmian w zapi-sach niektórych Miejscowych Pla-nów Zagospodarowania Prze-strzennego. W tej chwili np. w jed-nym z nich są zapisy pozwalające na stawianie wysokich budynków, co tłumaczy się rzekomo bliskim sąsiedztwem Żabianki. Sopot cha-rakteryzuje zabudowa w nomen-klaturze architektonicznej zwana niską. I są to, w głównej mierze, budynki kilkurodzinne, otoczone ogrodami. Wyjątkami są al. Nie-podległości, ul. Boh. Monte Cassi-no i Grunwaldzka. Moim zdaniem, to co charakterystyczne dla Sopo-tu, wymaga ochrony. Mam tu na myśli również potoki, które prze-pływają pod miastem i wpadają do morza. „Sopot” to nazwa wodna i już na mapie żeglarskiej Waltera Clemensa z 1596 roku widać, skąd się ta nazwa wzięła.

Dziękuję za rozmowę.

Agnieszka Lasota, lat 33, architekt urbanista po Politechnice Gdańskiej, pra-cuje jako architekt – przygotowuje pro-jekty, prowadzi też nadzory budów. Mi-łośniczka Sopotu i propagatorka idei es-tetyzacji przestrzeni miast i wsi Polski. Jest bezpartyjną kandydatką do Rady Miasta Sopot, okręg II, miejsce 2. na li-ście KWW „Kocham Sopot” Wojciecha Fułka. Więcej na stronie www.kocham-sopot.pl/agnieszkalasota.

Page 7: Riviera 55

7Nr X (55) 17 listopad 2010 Speakers’ Corner

Z listów i maili do „Riviery”:Kto nie z Jacą, tego stracą!

Ostatnio otrzymuję liczne informacje, że mieszkańcy Sopotu, którzy mają od-wagę nie poprzeć w nadchodzących wyborach prezydenta Jacka Karnowskiego są zastraszani, szantażowani, wobec nich kierowane są groźby.

W kampanię zostali zaangażowani pracownicy Urzędu Miasta, między innymi pracownicy Biura Promocji. Rozwieszają plakaty wyborcze, rozno-szą materiały reklamowe prezydenta Karnowskiego.

Zastanawiam się co nimi kieruje: absolutna lojalność czy strach przed utratą pracy? Wielu obecnym urzędnikom i pracownikom w podległych Urzę-dowi jednostkach proponuje się awanse, podwyżkę płac a nowym członkom Samorządności (jest ich coraz więcej przed wyborami) stanowiska w miejsce tych, których za brak chorej lojalności w przypadku przegranej się odwoła. Dublerów widać kilku. Są wśród nich nawet tacy, którzy zostali odwołani w przeszłości przez obecnie panującego. Panowie i Panie, pytamy: gdzie wasz honor? W czasie debaty prezydenckiej pana Karnowskiego i jego kontrkandy-datów, która odbyła się w Sopocie w Teatrze przy ul. Monte Cassino ustawiono wielkie billboardy, na których widniał pan Karnowski, członkowie Samorząd-ności i PO. Zapewne była zgoda Zarządu Dróg w Sopocie i wniesiono należną opłatę. Bo jak można odmówić jaśnie panującemu?

Wspaniały pomysł, idea szczytna – poświęcenie organów w pięknym kościele na Brodwinie w dniu 20 listopada. Uroczystość uświetni koncert Sopockiej Orkiestry Kameralnej pod dyrekcją Wojciecha Rajskiego. I tu się rodzi pytanie: komu będzie poświęcony koncert – organom, czy panu prezy-dentowi Karnowskiemu? Jeśli organom, to chwała Bogu, bo jesteśmy katoli-kami. W wolnej Rzeczpospolitej panowała onegdaj anegdota, myślę że pa-miętamy ją wszyscy: „kto nie z Mieciem, tego zmieciem”. Czyżby historia miała się powtórzyć?

M.S.

Winda grozyW zeszły wtorek, 19 listopada 2010, miało miejsce otwarcie, jak to ładnie za-

brzmiało w ustach prezydenta. „nowoczesnego punktu informacji turystycznej” (nic, co świadczyłoby o „nowoczesności” tego punktu tam nie widziałam). Po-wszechnie wiadomo, że informacja turystyczna winna znajdować się przy dworcu i na parterze. Być widoczna i łatwo dostępna, zachęcać i promować. Tu mamy do czynienia ze „strzelaniem sobie w kolano”, jak to trafnie określiła będąca na otwar-ciu prominentna pani od spraw turystyki. Co więcej winda jest na 11 osób (w wersji na sardynkę), a na 3-im piętrze, obsługiwana tą samą windą jest pijalnia wód so-lankowych. Skutek jest taki, że trzeba swoje odczekać, żeby się dostać do windy (lub wydostać z budynku). Lub też mogą się zdarzyć jeszcze inne historie…

W czwartek 21.10, około godziny 13:30, a więc w 2 dni po otwarciu winda sta-nęła wraz z jedną osobą na pokładzie. Osoby będące na górze wypuszczono po skontaktowaniu się z konserwatorem dźwigu („będzie za pół godziny” – nie wcze-śniej) klatką schodową dla personelu. Na dole okazało się, że drzwi zamknięte i trzeba szukać kluczy, by je otworzyć (sic! przepisy dot. dróg ewakuacyjnych).

Na zewnątrz stał mocno zdenerwowany mąż kobiety uwięzionej w win-dzie. Przyjechali do Sopotu na pogrzeb, słyszeli o nowootwartej pijalni wód i informacji, o 14-stej mieli mieć pociąg powrotny. Świadek wypuszczony schodami nie czekał co będzie dalej, ale kolejne 2 dni później, tj. w sobotę przy okazji spaceru chciał swemu współmałżonkowi pokazać nowe miejskie inwestycje; niestety winda nadal nie działała, ale też i nie było informacji typu „winda nie działa”, „informacja turystyczna czasowo niedostępna” – nic z tych rzeczy, nie jeździła i już). W weekend w Sopocie brak Informacji Turystycznej… Zgroza.

Nie wiem czy i ew. od kiedy przywrócono funkcjonowanie windy i IT. Nie monitorowałam dalej tego tematu.

Z poważaniem,A.L.

Sławomir Nowak wspiera Jacka KarnowskiegoMoim zdaniem tego wsparcia już za DUŻO. Nawet w Gazecie Wyborczej

wytyka się tzw. potknięcia jedynego mającego szansę kontrkandydata Woj-ciecha Fułka. Jak widać ofensywa lobbystów prezydenta, któremu rozsądna część mieszkańców chce podziękować z nadzieją na „oddech” i korzystne dla Miasta zmiany, ze szkodą dla poparcia Partii rządzącej, trwa. Czy Pan Sławo-mir Nowak i inni z Sopockiej PO zdają sobie sprawę, jaką irytację i zamiesza-nie wywołują u tych wyborców, którzy nie chcą Jacka Karnowskiego, oba-

wiają się PIS, a z serca oraz przekonań są zwolennikami PO. Jakie straty i spadek poparcia odnotujemy w następnych wyborach?

~LES

Spacer po Sopocie, czyli lista Grzechów Głównych Pana Prezydenta

1.Tereny przy ul. Łokietka (Sopocki Parkur itp.)z pominięciem zasad urbani-stycznych i społecznych dot. kształtowania przestrzeni miejskich bezmyślnie podzielono i sprzedano developerom, którzy korzystając z chwilowego wzrostu koniunktury zabudowali uzyskane działki kierując się tylko dążeniem do uzy-skania max. tzw. powierzchni użytkowej mieszkań. Zapomniano? o przestrze-niach publicznych, drogach osiedlowych, miejscach na sklepy, żłobek, przed-szkole, place zabaw, parki itp. Mieszkający tam ludzie przez dziury w płocie sta-rają się dostać (na skróty) do morza, SKM itp. Czy mieszkaniec Sopotu lub przyjezdny może i czy ma potrzebę pójść tam na spacer? Powstaje następny blok Polnordu na terenie po byłych Zakładach Miejskich, czy tak ma wyglądać rozwój zrównoważony czy zabudowa mieszkaniowa w mieście – kurorcie,któremu bra-kuje terenów ma sprowadzać się do hasła –przenocuj w swoim hotelowcu a czas i swoje potrzeby zabezpieczaj w Centrum Haff nera, któremu jak się wydaje za-bezpieczają zakładany dochód większość inwestycji obecnej ekipy rządzącej.2. Sopockie dworce kolejowe i tereny przyległe obrazują nonszalancję władzy, która zabiega o PR-owskie poparcie oraz splendor z wielkich inwestycji a głos mieszkańców i indywidualnych przyjezdnych nie ma znaczenia. Od lat zanie-dbane i nieoświetlone dojścia do peronów nie usprawiedliwia długoletnie oczekiwanie na ich gruntowną modernizację. Wykonane dużym kosztem in-westycje w tych okolicach jak tunel pod Al. Niepodległości, dworzec SKM Ka-mienny Potok są zaniedbane,dewastowane i brudne. Winda dla niepełno-sprawnych w zalewanym wodami opadowymi tunelu SKM Kamienny Potok nigdy nie działała.3. Schody z ul. Sępiej do zmodernizowanego ostatnio parku północnego są niezakończone,nie przydatne dla rodziców z dziećmi na wózkach, uschnięte konary drzew zagrażają bezpieczeństwu. Korytko ściekowe przy schodach partacko „wyklejone” z betonu rozpada się i nie zabezpiecza schodów oraz skarpy przed podmywaniem wodami opadowymi.4. Dojście do morza od SKM Kamienny Potok chodnikiem wzdłuż ul. Haff ne-ra jest dla przechodniów poważnym wezwaniem a turystów odstrasza od wy-najmowania kwater nie mówiąc o ewentualnym zainwestowaniu w tej części Sopotu. W sezonie letnim przechodnie są stresowani przez pędzących rowe-rzystów, a w sezonie zimowym chodniki nie są z zasady odśnieżane.5. Nie utwardzony 35 m odcinek do budynku przy ul. Kujawskiej 1 powoduje zagrożenie dla domów w skarpie od ul. Łowickiej i wpływa negatywnie na postrzeganie atrakcyjności.6. Okolice Pętli autobusowej przy SKM Kamienny Potok.Turystów i mieszkań-ców oczekuje widok zaniedbanych budynków w tym pierwszy pokryty rozpada-jącym się eternitem. Spacery po okolicy w sezonie grzewczym bez maski gazo-

wej są wielkim ryzykiem dla zdrowia ze względu na unoszące się dymy z komi-nów często zawierających toksyczne związki z palonych foli i innych śmieci.7. Główna oś od mola do Opery Leśnej w aspekcie negatywnego oddziaływa-nia spadku koniunktury i Centrum Haff nera na pozostałą zaniedbaną część miasta, co powoduje degradację dotychczasowych funkcji oraz spadek atrak-cyjności tego terenu. Lata zaniedbań niewątpliwie przyczyniły się do degrada-cji i ograniczyły równoległy rozwój przyległych części miasta.- na odcinku od tunelu PKP do tunelu pod Al. Niepodległości widoczny

gołym okiem stan zaniedbania i zapomnienia. Niezrozumiały jest opór obecnego Prezydenta na bezskuteczne postulaty

właścicieli lokali użytkowych do przeprowadzenia zmian z w planie zago-spodarowania umożliwiających wprowadzenie przedstawicielstw insty-tucji fi nansowych np. banki itp.

- zaniedbany tunel pod ul. Niepodległości do ul. Armi Krajowej. Obraz zanie-dbania i codziennie obecne (bezkarne) grupy tzw. elementu społecznego w biały dzień pijących alkohol, zaczepiających przechodniów i załatwiających swoje potrzeby fi zjologiczne na zaniedbanych przejściach oraz podwórkach.

- ul.1 Maja i Moniuszki do Opery – zaniedbanie zniechęcające do spacerów a tym bardziej do zainwestowania.

Od lat brak sensownego zainwestowania i uregulowania problemów tere-nów za Strażą Pożarną włącznie z schroniskiem dla zwierząt. Pomimo trwania i oczekiwania na przychylność władz Sopotu w rozwiązaniu pro-blemów ograniczających dalsze inwestowanie przez restaurację Harnaś zaniedbano ten teren, czego dowodem jest odstraszający stan tzw. Mor-skiego Oka.

8. W wyniku niewątpliwie źle przygotowanego przetargu(dziwnie bez rzetel-nego rozeznania rynku) i tzw. koniecznego wyboru najlepszej jedynej oferty molem w dalszym ciągu będzie zarządzać (co prawda swojskie) nieudolne Ką-pielisko Morskie Sopot.9. Liczne zastrzeżenia mieszkańców co do sposobu i ekonomi prowadzenia inwestycji związanych z budową Centrum Haff nera w tym:- dostęp tylko (awaryjną windą) do pijalni wód mineralnych i informacji

turystycznej.- zasłanianie zaniedbaną zielenią (i prawdopodobnie planowaną) i elemen-

tami budowlanymi walorów Sopotu tj. mola, zabytkowego budynku szpi-tala z jednoczesnym eksponowaniem obiektów komercyjnych.

- pozostawienie w odstraszającym stanie łącznika nad zrewaloryzowanym parkiem z budynkiem szpitala reumatologicznego do balneologii.

- wykonanie w parku południowych pseudo zabytkowych ławek z cienkich listewek, którymi niedługo będą się bawić dzieci.

10. Wykonano za publiczne pieniądze remont elewacji budynku przy ul. Parko-wej 12 pozostawiając na zapleczu rozpadające się komórki,które są dziką noc-legownią dla bezdomnych i zbiorowiskiem śmieci. Pozostawiono pozapadane drogi dojazdowe i ogólne zaniedbanie podobno w oczekiwaniu na decyzję Prezydenta.W tak atrakcyjnej lokalizacji mieszkania po znacznie obniżonych cenach ocze-kują na nabywcę od wielu lat.11. Przy tak wielu inwestycjach w pasie nadmorskim nie przewidziano możli-wości swobodnego dojazdu dla starych schorowanych mieszkańców do nowo powstałych atrakcji.12. Przez wiele lat nie uregulowano spraw utrudniających rozwój terenu par-kingu przy ul. Reja a przyległe tereny ulegają degradacji inwestycyjnej.13. Urocza polana przy ul. Smolnej dzierżawiona przez tzw. Geooding jest za-blokowana a miejsce, które miało zachęcać do pobytu i spacerów odstrasza.14. Zaniedbana łąka przy ul. Świemirowskiej do Trafo czeka też na szybkie rozstrzygnięcia.15. Rozpadająca się weranda przy ul. Bocznej 2 oraz schody do kultowej restau-racji Belwederek i inne stanową wizytówkę dbałości obecnego Prezydenta o kompleksowy rozwój Miasta.

Od redakcji:Lista ta jest jedynie częścią nieprawidłowości zauważonych i zasygnalizowanych

nam przez Czytelników. Zdajemy sobie sprawę, że problemów, z którymi na co dzień bo-rykają się mieszkańcy Sopotu, jest dużo. W związku z tym zwracamy się do wszystkich Sopocian o uzupełnianie tej listy. Być może po publikacji wszystkich grzechów Pana Pre-zydenta, sopockie władze zaczną nas wreszcie traktować poważnie, może zrozumieją, że to my, Sopocianie jesteśmy w tym mieście najważniejsi.

fot. K

FP

Akcja wyborcza prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego, w której wzięli udział członkowie Platformy Obywatelskiej, Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezydenta Sławomir Nowak, poseł Paweł Orłowski, radna Sopotu Małgorzata Maj, oraz wiceprzewodniczący Rady Miasta Lesław Orski. (15.11.2010 r.)

Page 8: Riviera 55

Henryk Hryszkiewiczsportowiec, trener i wychowawca młodzieży

Jerzy Hallprawnik, prywatny przedsiębiorca

Tymon Zieliński prof. PAN, oceanograf

Agnieszka Lasota architekt, urbanistka

Grażyna Czajkowska ekonomistka, aktywny działacz w Radach Rodziców i w kawiaren-ce parafi alnej przy kościele św. Jerzego

Lucjan Brudzyński prawnik, skarbnik ZHP

Olga Krzyżyńska dziennikarz, artysta plastyk, pracownik samorządowy

Andrzej Kuta ekonomista, własna fi rma consultingowa

Zbigniew Okuniewski szef sekcji eksploracyjnej Towarzystwa Przyjaciół Sopotu, menadżer

Łucja Sobczak scenograf

Iwona Nowak nauczyciel

Maciej Wysiecki pracownik poligrafi i

Michał Kaszubowski absolwent wyższej szkoły hotelarstwa, podróżnik

Magdalena Stankowska--Łaszczsocjolog

Maria Miotk absolwentka fi lozofi i i kulturoznaw-stwa UG, tancerka i choreograf

Sławomir Lamparski student politologii

Jakub Drohomirecki architekt, inicjator akcji „zielonego podwórka” dla Sopotu

Ewelina Adrian absolwentka Akademii Morskiej

Halina Sut emerytka, doświadczony samorządowiec

Adam Adamowiczmenedżer, prywatny przedsiębiorca

Marek Fułekekonomista, spółdzielca mieszkaniowy

Angelika Zając prezes Ogrodów Działkowych, absolwent administraji publicznej, specjalista ds. spedycji 

OKRĘG I

OKRĘG II

Kandydaci na radnych Sopotu

Page 9: Riviera 55

Jarosław Kempapracownik naukowy Uniwersytetu Gdańskiego, ekonomista

Andrzej Orłowskiprof. oceanografi i, działacz kulturalny

Anna Stasierskaprawnik, menedżer

Dariusz Sieńczewskifi lozof, elektronik i teleinformatyk

Jan Ujmamgr inż. mechanik dwóch specjalności: lądowej i morskiej

Katarzyna Szczecinanauczyciel, terapeuta, instruktor harcerski, inicjator wielu projektów społecznych

Mariusz Czajorabsolwent UG, politolog

Paweł Wilkickiprywatny przedsiębiorca

Jarosław Lisieckiekonomista, prywatny przedsię-biorca

OKRĘG IV

Piotr Kurdzielekonomista, spółdzielca mieszkaniowy

Magdalena Masny fl orystka, prywatny przedsiębiorca

Halina Charytonów-Niesyn magister prawa i ekonomii

Barbara Sowińska nauczyciel, polonista

Jerzy Kurek pasjonat ekologii i ochrony środowiska

Wojciech Kruk prywatny przedsiębiorca, menedżer

Krzysztof Wołkowicz prywatny przedsiębiorca

Gerard Łukaszewicz radny Miasta Sopotu 1994–1998inspektor – specjalista technicznyPolskiego Rejestru Statków S.A.

OKRĘG III

Wojciech FułekKandydat na Prezydenta Sopotu

lat 53, absolwent UG i Europejskiego Studium

Administracji Rządowej i Samorządowej,

żonaty, trzech synów, żona – nauczycielka

historii w sopockim gimnazjum, w latach

1998-2010 Wiceprezydent Sopotu

Czas na zmiany!Teraz mieszkańcy

Finansowane z budżetu Komitetu Wyborczego Wyborców Kocham Sopot Wojciecha Fułka

Page 10: Riviera 55

10 Rozmowa Riviery www.riviera24.pl

Rozmowa z młodszym inspektorem Mirosławem Pinkiewiczem, Komendantem Miejskim Policji w Sopocie.

Policjant musi być człowiekiemKrzysztof M. Załuski

Panie komendancie, na temat bezpieczeństwa w Sopocie krążą różne opinie, również te nie do końca pochlebne. Co na ten temat może pan powiedzieć naszym czytelnikom?

Zarzut, że Sopot nie jest miej-scem bezpiecznym jest po prostu absurdalny. Takie opinie mogą wygłaszać jedynie osoby nie ma-jące zielonego pojęcia o statysty-kach i bezpieczeństwie w mie-ście. Wiem, że są i tacy, którzy mają inne powody by dyskredy-tować pracę sopockiej policji. O poziomie bezpieczeństwa świad-czą dane statystyczne, które są dostępne na naszej stronie inter-netowej. Wynika z nich, że ilość przestępstw popełnianych na te-renie Sopotu z roku na rok spa-da. Po objęciu przeze mnie funk-cji Komendanta Miejskiego w roku 2008 ogólnie przestęp-czość w naszym mieście spadła o ponad 10 procent, a w ubie-głym roku o kolejne 1,5 proc. Je-śli chodzi o przestępstwa krymi-nalne, to te wskaźniki są jeszcze lepsze, bo wynoszą odpowiednio 15 i 2 procent. Co najważniejsze, tendencja spadkowa jest utrzy-mywana. W kategoriach prze-stępstw najbardziej uciążliwych dla mieszkańców wygląda to na-stępująco: rozboje – 30-procen-towy spadek; bójek i pobić przez cały ubiegły rok było jedynie 9. Spadła też ilość kradzieży – o 3 procent w 2008 i o 7 w roku 2009. Spadła także niemal 40 procent ilość ukradzionych pojazdów. Te dane mówią same za siebie…

Ilość przestępstw, to nie jedy-ny miernik poziomu pracy policji, ważniejsza jest chyba wykrywal-ność?

Oczywiście. Ale również w tym wypadku mogę pochwalić się sukcesami. W kwietniu 2008 roku, w siedmiu najbardziej uciążliwych dla mieszkańców kategoriach przestępstw, czyli zabójstwo, rozbój, uszkodzenie ciała, bójka i pobicie, kradzież rzeczy, kradzież z włamaniem oraz uszkodzenie mienia, wskaź-nik ten wynosił 6,1 proc. i był najniższy w naszym wojewódz-twie oraz jeden z najgorszych w Polsce. W tej chwili wykrywamy 35,6 proc. przestępstw, co oznacza, że ponad 1/3 zgłoszonych spraw kończy się wykryciem. Co istotne, od półtora roku w Sopocie nie było ani jednego wypadku śmiertelnego na drogach. Chciał-bym jeszcze dodać, że tegorocz-ne wyniki pracy sopockiej policji są najlepszymi od 15 lat.

Czym tłumaczy pan takie wyniki pracy sopockich policjan-tów?

Na nasze sukcesy, a mógłbym ich mnożyć jeszcze wiele, złożyło się wiele czynników. Przede wszystkim reorganizacja pracy jednostki. Od 2,5 roku sopocka jednostka przechodzi głębokie reformy, wiele stanowisk zostało przeniesionych zza biurek do służby patrolowej. Co roku o 5 procent wzrasta obecność policjantów na ulicach. Istotna była też zmiana zakresu obo-wiązków policjantów, szkolenia i odpowiedni nad nimi nadzór. Likwidacji uległa również część stanowisk kierowniczych – w roku 2008, na 150 etatów 26 było zarezerwowanych było dla naczelników i kierowników. Obecnie jest tylko 7. To daje duże oszczędności i pozwala na prze-sunięcie większej liczby ludzi do pracy liniowej. Uruchomiliśmy także wiele programów nakiero-wanych na podniesienie pozio-mu bezpieczeństwa mieszkań-ców Sopotu i naszych gości, m.in. program „Bezpieczny Lokal”, w którym uczestniczymy jako je-dyna pomorska jednostka. Jest to ważne, bo większość (prawie 80 procent) przestępstw na tere-nie Sopotu popełniana jest na terenie klubów i dyskotek. Napa-dy rabunkowe, bójki, pobicia, kradzieże mienia z pozostawio-nych torebek, to wszystko odby-wa się głównie w lokalach lub ich

pobliżu. Stąd program prewen-cyjny skierowany właśnie do by-walców tego typu obiektów.

Skoro jesteśmy przy programie „Bezpieczny Lokal” pozwoli pan, że zapytam o zaginięcie Iwony Wieczorek. Również w tej sprawie padały zarzutu, że to za sprawą nieudolności kierowanej przez pana jednostki, sprawa nie zosta-ła dotąd wyjaśniona…

Chciałbym zaznaczyć, że za-równo ja, jak i sopocka policja, nie mamy sobie nic do zarzuce-nia. Czynności wyjaśniające w sprawie tego zaginięcia podję-te były natychmiast. Powołałem specjalny zespół do rozwikłania tego przypadku. Moi ludzie pra-cowali na trzy zmiany. Ostatnią rzeczą, jaką wykonaliśmy było ustalenie miejsca w jakim p. Wie-czorek była widziana, i było to już poza Sopotem. Tam nasi poli-cjanci, przy współpracy policji gdańskiej dokonali jeszcze osta-tecznej weryfi kacji wszystkich śladów i sprawa została przeka-zana policji z Gdańska zgodnie z właściwością terytorialną. Je-stem naprawdę dumny z sopoc-kich policjantów, bo zrobili nie tylko to, czego wymagało od nich prawo, lecz również to, co naka-zywało im sumienie. Zarzucanie nam, że nie zrobiliśmy wszyst-kiego w sprawie zaginięcia

p. Iwony jest naprawdę głęboko krzywdzące i niesprawiedliwe. Osoby, które zarzucają nam, że dopuściliśmy się zaniedbań, działają nie tylko na szkodę wi-zerunku sopockiej policji, lecz również i samego miasta. Bo to stwarza wrażenie, że Sopot jest miastem bezprawia, w którym działają jakieś zorganizowane grupy, dopuszczające się upro-wadzeń, przetrzymań i temu po-dobnych przestępstw. Z całą sta-nowczością oświadczam, że są to jedynie plotki. Nasze miasto jest naprawdę bezpieczne.

Ostatnio mówi się dużo o do-palaczach i, o narkotykach roz-prowadzanych w lokalach, ponoć w Sopocie ten rodzaj przestępstw nie należy do rzadkości?

No niestety ma pan rację. Wzrost przestępczości związanej z narkotykami jest zauważalny. Zatrzymujemy coraz więcej osób znajdujących się pod wpływem narkotyków lub je posiadających. Są to przeważnie ludzie młodzi, którzy nie zdają sobie nawet spra-wy, że przestępstwo takie nie tyl-ko pociąga za sobą karę przewi-dzianą w kodeksie, lecz także za-myka im dalszą drogę do kariery zawodowej. Skazanie prawomoc-nym wyrokiem zamyka na parę lat nie tylko możliwość sprawo-wania funkcji publicznych, lecz także podjęcia jakiejkolwiek pra-cy, bo pracodawcy najczęściej żą-dają okazania zaświadczenia o niekaralności. Tak więc przez młodzieńczą głupotę można przegrać życie. Dlatego przestrze-gam rodziców, pilnujcie wasze – również dorosłe – dzieci, tłu-maczcie czym są narkotyki i jakie konsekwencje może spowodować ich zażywanie.

Jak według pana powinien wyglądać wzorowy policjant?

Przede wszystkim powinien wykazywać się wysoką kulturą osobistą. Nie wyobrażam sobie, żeby policjant był nieczuły na problemy osób, które przychodzą po pomoc. Mamy na co dzień do czynienia zarówno z ofi arami przestępstw, jak i z przestępcami. Policjant musi zróżnicować swój sposób działania wobec osoby po-krzywdzonej i sprawcy przestęp-stwa. Dla przestępcy musi być bezwzględny. Osobom pokrzyw-dzonym musi szybko i skutecznie udzielić pomocy. Na przykład je-śli starsza osoba wraca z dworca kolejowego do domu pieszo, to znaczy, że nie stać jej na taksów-kę, dlatego należy ją podwieźć ra-diowozem. To jest właśnie stan-dard europejski. Policjant musi być przede wszystkim człowie-kiem, musi być skuteczny, dyna-miczny i przede wszystkim kultu-ralny, powinien postępować tak, jakby sam chciał być potraktowa-ny w momencie wymagającym pomocy. Tego wymagam od so-pockich policjantów.

Policjant jest urzędnikiem państwowym, a jak widomo, nie-którym naszym urzędnikom zda-rza się wejść w konfl ikt z prawem np. żądać łapówki… Co pan robi z policjantem w wypadku takich podejrzeń?

Jestem bezwzględny… Wy-znaję zasadę, że nie ma ludzi nie-zastąpionych. Jeżeli policjant podejrzany jest o jakiekolwiek przestępstwo np. o wzięcie ła-pówki, natychmiast zostaje od-sunięty od stanowiska. Zawie-szam go w czynnościach do cza-su zakończenia sprawy. To w jego interesie leży jak najszybsze oczyszczenie się z zarzutów. Jeśli w ciągu roku tego nie zrobi, zo-staje zwolniony ze służby w try-bie administracyjnym. Policjant nie może przecież ścigać prze-stępców, będąc samemu obciążo-nym zarzutami. W takim przy-padku nie ma znaczenia tzw. do-mniemanie niewinności – urzędnik państwowy musi być czysty i koniec. Cień podejrzenia rzuca odium nie tylko na jed-nostkę, lecz na całą policję.

Czy takie „drastyczne” metody wprowadzania europejskich stan-dardów dają efekty, jeśli chodzi o stosunek sopocian do policji?

Na pewno tak… Proces sana-cji sopockiej jednostki trawa już 2,5 roku i na pewno jeszcze tro-chę potrwa. Jednak już teraz od-bieramy sygnały od sopocian, że współpraca pomiędzy mieszkań-cami a policją układa się z każ-dym rokiem coraz lepiej. Moim celem jest przybliżyć policję do ludzi. Chciałbym, aby policji udało się wzbudzić jeszcze więk-sze zaufanie sopocian, bo to wła-śnie dzięki niemu zwiększa się wykrywalność przestępstw. Do-skonałym przykładem, jak to działa, są Niemcy. U nas zgłasza-jący przestępstwo człowiek staje się automatycznie „kapusiem”. W Niemczech taka osoba spełni-ła swój obywatelski obowiązek. Niemcy rozumieją, że w ten spo-sób pomaga nie tyle policji, co społeczności lokalnej. Dzięki ta-kim informacjom skuteczniej eliminowani są przestępcy, któ-rzy szkodzą przecież nie policji tylko obywatelom. Ja w swojej jednostce staram się wprowa-dzać właśnie taki model, tłuma-czę policjantom, że osobę infor-mującą nas o przestępstwie nale-ży traktować jako sprzymierzeń-ca, a nie jako kapusia…

Czy problem niechęci do poli-cji i wymiaru sprawiedliwości nie leży przypadkiem głębiej? Prze-cież w Polsce osoba składająca doniesienie o popełnieniu prze-stępstwa jest traktowana przez prokuraturę na równi, a nawet gorzej niż przestępca. Oskarżony ma prawo wglądu w nasze akta, w których są dane osobowe, nasze nazwisko, adres. Może obawa

przed zemstą powoduje tę nie-chęć?

Przepisy, o których pan wspo-mniał uległy już zmianie, nieste-ty nie do końca w praktyce funk-cjonują. Dlatego ja uczulam ofi -cerów dyżurnych, aby nie wnika-li, kto i skąd dzwoni. To nie jest istotne z punktu widzenia działa-nia policji. Dyżurny odbierając zgłoszenie może oczywiści zapy-tać o dane osoby zgłaszającej na przykład włamanie do sklepu, ale jeśli taka osoba odmówi po-dania nazwiska, to policjant nie ma prawa wnikać w te szczegóły. Natomiast problem rodzi się w sądzie. Na tym etapie wiele osób w obawie o własne życie wycofuje się z zeznań. I to jest właśnie skutek braku anonimo-wości świadków. Gdyby osoba taka wiedziała, że nadal jest ano-nimowa, nadal współdziałałaby z organami ścigania. Świadek powinien mieć zapewniona cał-kowita ochronę danych osobo-wych, tak jak to jest w Niem-czech. Niestety u nas w trakcie postępowania karnego ciągle jeszcze nie ma tej skuteczności utajniania danych świadka. Za-ręczam jednak, że na etapie zgła-szania przestępstwa, sopocka policja nie żąda już od nikogo danych osobowych. Dlatego ape-luję do sopocian, aby nie obawia-li się przekazywać nam informa-cji na temat zauważonych prze-stępstw. Każdy taki sygnał jest dla nas bardzo pomocny.

Jakie zadania, jako Komen-dant Miejski w Sopocie, stawia pan sobie na najbliższe lata?

Obecnie bardzo intensywnie przygotowujemy się do przyszło-rocznej prezydencji Polski w Unii Europejskiej. Szykujemy się tak-że do rozgrywek Euro 2012. Mimo to na pewno nie zapomni-my o bezpieczeństwie mieszkań-ców Sopotu i odwiedzających nas turystów. Chciałbym także, aby-śmy w najbliższych latach naszą pracą zasłużyli na jeszcze więk-sze zaufanie obywateli.

Mirosław PinkiewiczW Sopocie mieszka od ponad 41 lat.

Tu rozpoczynał karierę w policji, naj-pierw w referacie patrolowo-interwen-cyjnym, a następnie jako dzielnicowy. Był także pracownikiem Wydziału Kry-minalnego, Naczelnikiem Wydziału Prewencji oraz zastępcą Komendanta Miejskiego Policji w Sopocie. Pełnił tak-że funkcję Komendanta policji w No-wym Dworze Gdańskim, w Sztumie i Pruszczu Gdańskim. Od 1 kwietnia 2008 roku powołany został na stanowi-sko Komendanta Miejskiego Policji w Sopocie. Ukończył Wyższą Szkołę Po-licji w Szczytnie, Wydział Prawa na Uni-wersytecie Wrocławskim, Wydział Za-rządzania na Uniwersytecie Gdańskim oraz Ekonomię na Politechnice Gdań-skiej.

fot. a

rchiw

um

Mirosław Pinkiewicz, Komendant Miejski Policji w Sopocie

Page 11: Riviera 55

Nr X (55) 17 listopad 2010 Rozmowa Riviery 11Rozmowa z Magdaleną Stankowską-Łaszcz,

socjologiem, kandydatką na radną

Przywróćmy Sopotowi dobry wizerunekAgata Masłowska

Dlaczego postanowiła pani kandydować na radną?

W pierwszej kolejności chcia-łam poprzeć p. Wojciecha Fułka w jego staraniach o prezydenturę w Sopocie. Od jakiegoś czasu z ogromnym niepokojem obser-wuję wizerunek Sopotu w pol-skich mediach, mianowicie obraz

tualnym najemcom. Wiem, że możemy się poszczycić tym, że Sopot to miasto ekskluzywne. Ale w momencie kiedy widzimy opu-stoszałe budynki i tyle samo ogło-szeń „sprzedam” na sopockich kamienicach to nie świadczy do-brze o zarządzaniu miastem.

W jakim kierunku powinny podążać zmiany w pani okręgu wyborczym?

Sopot jest relatywnie małym miastem, także kierunek zmian

potrzebnego do zaistnienia w Ra-dzie Miasta?

W Radzie Miasta do tej pory zasiadały osoby dojrzałe, o dużym doświadczeniu w zarządzaniu. Domyślam się, że i tak będzie tym razem. Jednakże zrównoważony rozwój to również współpraca młodych z doświadczonymi. Ja uważam, że młodość to atut. Nie jesteśmy uwikłani w żadne intere-sy czy „zobowiązujące” sieci kon-taktów. Nasze umysły są otwarte i może z tego powstać wiele świe-

powinien być ten sam dla wszyst-kich dzielnic. Tu również powin-na zachodzić równowaga – dbaj-my o wszystkie ulice a nie tylko te w reprezentatywnych punktach miasta. Mam wrażenie, że do-tychczasowi radni zajęli się wiel-kimi planami inwestycyjnymi tak pilnie, że zapomnieli o mieszkań-cach. Powinniśmy zacząć od spraw małych, które wcale nie mają mniejszej wagi. Mam tu na myśli chodniki, które w górnym Sopocie w wielu miejscach stwa-rzają niebezpieczeństwo. Rów-nież oświetlenie pozostawia wiele do życzenia. Może i latarnie, które są teraz przy Armii Krajowej są stylowe i w naszym sopockim kli-macie, ale nie spełniają w ogóle swojej roli. Takich niby drobnych a bardzo ważnych zmian należy dokonać. Chciałabym, aby sopoc-ka Rada Miasta stworzyła „Forum Mieszkańców”. Byłoby to takie miejsce gdzie spotykalibyśmy się z mieszkańcami z poszczególnych dzielnic w celu zapoznania się z ich uwagami. Radny nie musi znać każdego krzywego chodnika w Sopocie, a takie forum pomo-gło by w uspołecznieniu procesu podejmowania decyzji i konsulta-cji tych decyzji.

Jest pani młodą osobą, czy nie oznacza to braku doświadczenia

żych projektów, które nasi starsi koledzy pomogą nam wprowa-dzić w życie. Bycie radnym po-strzegam jako misję, a nie sposób na wypłynięcie czy zarobkowanie. Pracuję zarobkowo a praca w Ra-dzie Miasta byłaby dla mnie zaję-ciem dodatkowym.

Sopot pod względem demogra-fi cznym jest miastem „starzeją-cym się”, czy pani jako socjolog ma pomysł na rozwiązanie tego pro-blemu?

Jako młoda osoba chciałabym zająć się tym problemem w pierw-szej kolejności. Sopot powinien inwestować w młodych, budując mieszkania komunalne czy fi nan-sując płatne staże we współpracy z największymi trójmiejskimi pracodawcami. Mam już kilka pomysłów na zorganizowanie bezpłatnych szkoleń dla młodych sopockich absolwentów min. z za-kresu zakładania własnej działal-ności gospodarczej. Niestety w tym przypadku kampania spo-łeczna nie poskutkuje, musimy tym młodym pomóc na starcie, aby mogli zostać w Sopocie. Pro-szę mi wierzyć, że jeszcze nie sły-szałam, aby ktoś z moich przyja-ciół wyprowadzał się z Sopotu dlatego, że chce mieszkać w in-nym mieście – zawsze chodzi o względy ekonomiczne.

Sopotu jako miasta afer. Czymś niepojętym jest dla mnie, że oso-ba o nieuregulowanej sytuacji prawnej może i chce nadal być prezydentem naszego miasta. W tej sytuacji poczułam misję, aby wesprzeć kandydata „Ko-cham Sopot” ponieważ wiem, że za jego prezydentury o Sopocie będzie się mówiło, jako o mieście zrównoważonego rozwoju, o mie-ście które zajmuje ważne miejsce na kulturalnej mapie Polski.

Miasto „zrównoważonego roz-woju”, co pani przez to rozumie?

Sopot rozwija się w ogrom-nym tempie. Wielu Sopocian po-strzega to jako wielki sukces Jacka Karnowskiego. Proszę wybaczyć, ale miasto z takim potencjałem jak Sopot samo przyciąga inwe-storów i trudno byłoby ów rozwój zatrzymać. Po latach szybkiego wzrostu, należy wziąć oddech i poddać rzetelnej ocenie kieru-nek dalszych inwestycji. Proszę zobaczyć ile mamy w mieście wolnych powierzchni biurowych. Jak krótki żywot mają kawiarnie czy sklepy otwierane przy Monte Cassino. Sztuką nie jest wybudo-wanie pięknego, reprezentatyw-nego biurowca. Sztuką jest upew-nienie się, że zarządca ustanowi taki czynsz, który będzie sensowy i pozwoli generować zyski ewen-

HONOROWY KOMITET POPARCIA KANDYDATURY WOJCIECHA FUŁKA

NA PREZYDENTA SOPOTUMy, niżej podpisani, mieszkańcy Sopotu oraz osoby blisko z tym miastem związane m.in. zawodowo,

emocjonalnie, rodzinnie i prywatnie, deklarujemy chęć udziału w Honorowym Komitecie poparcia kandydatury Wojciecha Fułka w zbliżających się wyborach samorządowych na Prezydenta Sopotu

w roku 2010.

Wojciech Fułek działa w sopockim samorządzie od pierwszych demokratycznych wyborów w roku 1990, a od 1998 roku pełnił funkcję Wiceprezydenta Sopotu. Doceniamy jego dotychczasową działalność na rzecz

Sopotu, wiedzę, doświadczenie, kompetencje i bogaty dorobek zawodowy. Obdarzamy go naszym pełnym zaufaniem i wsparciem, uznając, iż jest to najlepszy kandydat na Prezydenta Sopotu w zbliżających się wyborach.

1. prof. Marcin Pliński (sopocianin, wybitny naukowiec, biolog, przez dwie ka-dencje rektor Uniwersytetu Gdańskiego)

2. Andrzej Dudziński (Honorowy Obywatel Sopotu, wybitny malarz i grafi k)3. Elżbieta Wiatrak (przedwojenna sopocianka, nestorka sopockiej Polonii)4. prof. Karol Toeplitz (fi lozof, etyk, tłumacz, sopocianin od okresu przedwojen-

nego, uczeń i przyjaciel Leszka Kołakowskiego)5. prof. Maciej Wołowicz (sopocianin, wybitny naukowiec, biolog morza, sopoc-

ki radny w latach 1998 – 2006, profesor Uniwersytetu Gdańskiego)6. Zofi a Jokiel (Prezes sopockiego koła Światowego Związku Żołnierzy AK)7. Aleksander Mróz (Prezes sopockiego Cechu Rzemiosł Różnych)8. Franciszek Walicki (laureat Sopockiej Muzy, organizator sopockich festiwali

jazzowych w roku 1956 i 1957 i legendarnego „Non-Stopu” oraz „Musicoramy”, „ojciec chrzestny” polskiej muzyki rockowej, odkrywca talentów m.in. Czesława Niemena, Wojciecha Kordy, Michaja Burano, Tadeusza Nalepy)

9. Czesław Lang (wicemistrz świata i wicemistrz olimpijski w kolarstwie szoso-wym, organizator Tour de Pologne i wielu innych kolarskich imprez sportowo-rekreacyjnych, w roku 2010 zorganizował największe w Sopocie zawody dla amatorów, w których wzięło udział ponad 1000 uczestników)

10. Tomasz Lipiński (sopocianin, muzyk, kompozytor, lider grup „Brygada Kryzys” i „Tilt”, autor m.in. piosenki „Nie wierzę politykom”)

11. Hanna Tułodziecka (nauczycielka, długoletnia Prezes sopockiego Związku Emerytów i Rencistów)

12. Roswita Stern (sopocianka, nauczycielka, malarka, działaczka sopockiej Polonii, po-mysłodawczyni i animatorka wielu sopockich przedsięwzięć artystyczno-kulturalnych)

13. Stan Borys (piosenkarz, laureat Bursztynowego Słowika na sopockim festiwalu)14. Andrzej Bartkowski (Wiceprezes Sopockiego Klubu Tenisowego, prywatny

przedsiębiorca)15. dr Bogdan Lamparski (sopocki lekarz, długoletni ordynator szpitala)16. Artur Dyro (sopocianin, twórca fi rmy nowych technologii Young Digital Planet)17. Jerzy Satanowski (kompozytor, reżyser, twórca Lata Teatralnego sopockiego

Teatru Atelier im. Agnieszki Osieckiej, związany również z Teatrem Roma)18. Elżbieta Hajdun (malarka, żona nieżyjącego Janusza Hajduna, laureata Sopoc-

kiej Muzy)19. dr. Adam Olczyk (sopocki lekarz rodzinny, radny Sopotu w latach 2006-2010)20. Gabriela Danielewicz (autorka wielu książek o Sopocie (m.in. „Rody sopockie”,

„Tajemnice sopockiego lata”) oraz historii Pomorza, członek Honorowy Stowarzy-szenia Autorów Polskich

21. Wanda Staroniewicz (sopocka piosenkarka, autorka tekstów)22. dr Stanisław Bajena (sopocki lekarz, specjalista chorób wewnętrznych i reau-

matologii)23. Anna Dauksza-Wołkowicz (sopocianka, wokalistka Teatru Muzycznego, na-

uczycielka i reżyser)24. Bogdan Mirowski (sopocki artysta – rzeźbiarz, autor statuetki Bursztynowego

Słowika – głównej nagrody sopockiego festiwalu)25. Grzegorz Kacała (sopocianin, najsłynniejszy polski rugbysta, zdobywca Pucha-

ru Europy z francuską drużyną Brie, twórca Barbarians Polska)26. prof. Krystyna Drat-Ruszczak (psycholog, wykładowca sopockiej Szkoły

Wyższej Psychologii Społecznej)27. Hanna Bakuła (pisarka, malarka, założycielka Fundacji Hanny Bakuły, która

wspomaga m.in. dzieci z sopockiego szpitala reumatologicznego)28. dr Andrzej Sosnowski (sopocianin, wybitny kardiochirurg, współpracujący

z wieloma szpitalami na świecie)29. Henryk Hryszkiewicz (założyciel i Prezes Sopockiego Stowarzyszenia Kultury-

styki i Rekreacji, wielokrotny mistrz kraju i wicemistrz świata, działacz społeczny, trener dzieci i młodzieży, radny Sopotu kadencji 2006-2010)

30. Przemysław Dyakowski (muzyk, nestor trójmiejskiego i sopockiego jazzu)31. Mieczysława Andrzejewska (sopocianka, wielokrotna reprezentantka Polski

w tenisie, wychowawca oraz trener dzieci i młodzieży)32. prof. Tymon Zieliński (fi zyk atmosfery, pracownik naukowy Instytutu Oceano-

logii PAN, założyciel i Prezes Sopockiego Towarzystwa Naukowego)33. Kazimierz Kalkowski – rzeźbiarz, laureat wielu krajowych i międzynarodo-

wych nagród artystycznych34. dr Anna Jankowska (sopocianka, lekarz stomatologii)35. Tymon Tymański (muzyk, kompozytor)36. Marek Karewicz (światowej sławy fotografi k największych gwiazd jazzu i roc-

ka, autor ponad 3000 okładek płyt)37. prof. Katarzyna Jerzak (sopocianka, wykładowca uniwersytetu w Athens)38. Jan Butowski (pasjonat historii Sopot, twórca fi lmu „Sopot dawniej i dziś”, wła-

ściciel stanowiska lunet na sopockim molo)39. Anna Dahlberg (sopocianka, architekt, organizatorka wydarzeń kulturalnych

i wydawca)40. Wojciech Trzciński (kompozytor, menedżer kultury, wieloletni dyrektor arty-

styczny wielu edycji sopockich festiwali)41. Joanna Konopacka (Prezes sopockiej Fundacji im Stanisławy Fleszarowej-Muskat)42. Krzysztof Figel (Honorowy Konsul Łotwy)43. Andrzej Żylis (sopocianin, kompozytor, pianista)44. Sylwester Hodura (sopocianin, rugbysta związany z sopocką drużyną „Ogniwa”)45. Marek Gaszyński (dziennikarz radiowy i publicysta muzyczny, autor kilkunastu

książek, związanych z historią muzyki rockowej i jazzowej)46. Wiesław Pedrycz (sopocianin, sopocki przedsiębiorca, właściciel i Prezes so-

pockiej formy „Platan”)47. Grażyna Orlińska (sopocianka, autorka tekstów piosenek, m.in. Hymnu Miasta

„Ave Sopot”, napisanego na jubileusz 100-lecia nadania Sopotowi praw miejskich, autorka m.in. książki „Sopocki lubczyk” oraz płyty CD „Sopocki nokturn”)

48. Dariusz Szczecina (sopocianin, działacz i historyk ruchu harcerskiego, autor wielu publikacji i opracowań na temat historii Sopotu)

49. Zbigniew Okuniewski (sopocianin, popularyzator historii miasta, szef Sekcji Eksploracyjnej działającej przy Towarzystwie Przyjaciół Sopotu)

50. Andrzej Morawski (sopocianin, pasjonat historii Sopotu, znawca jazzu i rocka, autor wielu publikacji na temat Sopotu, opracowuje historię sopockich cmentarzy i przewodnik po nich)

51. Grażyna Rigall (sopocianka, malarka, członek Zarządu Towarzystwa Przyjaciół Sopotu)

52. Marek Gałązka (muzyk, kompozytor, wokalista, animator kultury)53. Wiesław Śliwiński (współzałożyciel Fundacji Sopockie Korzenie, związanej z oca-

laniem dziedzictwa Sopotu oraz historii polskiego jazzu i rocka, sopocki księgarz)54. Maciej Szemelowski (sopocki fotografi k, malarz, scenograf, wydawca)55. dr. Ryszard Urbanowicz (lekarz ortopeda)56. Barbara Kaczmarowska-Hamilton (sopocianka, absolwentka PWSSP, dzieli

swój czas pomiędzy Sopot i Wielką Brytanię, gdzie mieszka i pracuje. Jedna z najbardziej popularnych autorek portretów w Anglii – malowała m.in. członków rodziny królewskiej i Jana Pawła II.

57. Zenon Ziaja (prywatny przedsiębiorca, twórca serii sopockich kosmetyków)58. Grzegorz Marchowski (sopocianin, muzyk, kompozytor i wykonawca ballad,

ostatnio wydał płytę „Zielony Księżyc”)59. Jacek Mydlarski (sopocki malarz)60. Wiesława Romanowska (właścicielka galerii „Triada”, promującej sopockich

artystów)61. Marek Richter (aktor, wokalista, związany z Teatrem Muzycznym w Gdyni, założy-

ciel sopockiej Fundacji Art. 2000, wspierającej Teatr Atelier im. Agnieszki Osieckiej)62. Barbara Maj (sopocianka, wychowawczyni wielu pokoleń sopockiej młodzieży,

nauczycielka matematyki w I LO w Sopocie)63. Waldemar Chyliński (poeta, autor tekstów piosenek, bard, autor piosenki

„Pięknie w Sopocie”)64. Tadeusz Foltyn (rzeźbiarz, autor m.in. rzeźby upamiętniającej sopockiego Para-

solnika na ul. Bohaterów Monte Cassino)65. Ryszard Jankowski (sopocianin, menedżer, specjalista od systemów jakości)66. Jerzy Stachura – Junior (pisarz, malarz, „strażnik rodzinnej pamięci” Edwarda

Stachury, związany z Sopotem od lat 80-tych)67. Zbigniew Budziński (sopocki przedsiębiorca, menedżer, specjalista w zakresie

budownictwa dla potrzeb służby zdrowia)68. Anna Szemelowska (sopocianka, konserwator zabytków, odtwarzała min.

Zabytkowe kafl e z pieca w Dworze Artusa)69. Wiesław Grubba (sopocki artysta-grafi k, laureat wielu nagród na festiwalach

reklamy)70. prof. Andrzej Orłowski (pracownik naukowy, specjalizujący się w akustyce,

oceanografi i, rybactwie i ochronie środowiska71. Jerzy Hall (sopocki przedsiębiorca, legenda opozycji, sopocki radny, szef Komisji

Bezpieczeństwa i Porządku)72. Piotr Kaczmarek (trener lekkoatletyczny, tenisista)73. Ewa Rymkiewicz (właścicielka sopockiej szkoły „Stanley’s School of English”)74. Wojciech Okoniewski (Prezes Sopockiego Towarzystwa Tenisowego)75. Włodzimierz Antkowiak (związany z Sopotem Prezes Międzynarodowej

Agencji Poszukiwawczej, Prezes Stowarzyszenia na Rzecz Ratowania Zabytków Kultury Europejskiej w Polsce, autor wielu książek i przewodników)

76. dr Barbara Sarankiewicz-Konopka (sopocka lekarka, dermatolog)77. Adam Grzybowski (sopocki dziennikarz i publicysta)78. Wiesław Połom (sopocki fryzjer)79. Lech Makowiecki (muzyk, kompozytor, wokalista, twórca płyty „Katyń 1940 –

Ostatni list”)80. Jan Golba (Prezes Stowarzyszenia Gmin Uzdrowiskowych RP)81. prof. Andrzej Żurowski (teatrolog, pisarz)82. Tomasz Detlaff (związany z parafi ą św. Michała w Sopocie, członek zespołu

muzycznego, działającego przy kościele, menedżer instytucji fi nansowej)83. Biruta Żylis (sopocianka, spikerka radiowo-telewizyjna, animator kultury)84. Zbigniew Jan Młodzianowski (sopocki architekt)85. Mariusz Gliwiński (twórca biżuterii, właściciel sopockiej galerii „Ambermoda”86. Jerzy Kaźmierczak („Lions Club Sopot”)87. Justyna Grabska (właścicielka sopockiej księkarni-kawiarni „Bookarnia”)88. Zbigniew Wierowski („Rotary Sopot”)89. Jerzy Schön (sopocianin, menedżer)90. Lucjan Brudzyński (długoletni komendant sopockiego Hufca ZHP, harcmistrz,

centralny skarbnik ZHP)91. Andrzej Popławski (sopocki architekt, syn rzeźbiarza Stanisława Horno-Po-

pławskiego)92. Kazimierz Ropel (najstarszy stażem sopocki fryzjer, wciąż aktywny – działa

w Sopocie od roku 1945)93. Olga Krzyżyńska (sopocka dziennikarka)94. Filip Kalkowski (sopocki malarz)95. Magda Masny (sopocianka, fl orystyka, właścicielka ekologicznej kwiaciarni

przy ul. Kościuszki)96. Łucja Sobczak (scenograf)97. Magda Dygat (pisarka)98. Jarosław Kempa (pracownik naukowy UG, sopocki radny, który w ostatnich

wyborach otrzymał największą ilość głosów mieszkańców Sopotu)99. Angelika Zając (sopocianka, prezes sopockich Rodzinnych Ogrodów Działko-

wych „Jantar”)100. Piotr Kurdziel (sopocianin, Prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Przylesie”)

Magdalena Stankowska-Łaszcz z rodziną

fot. a

rchiw

um

Page 12: Riviera 55

12 Warto zobaczyć www.riviera24.pl

Jubileusz Ewy Ignaczak w sopockim teatrze Off de Bicz

Hollywood nad BałtykiemW świecie pełnym hałasu, castingów, reklam, przepychanek politycznych i wszelkich innych plag narodowych, każdy, normalny człowiek ma czasem ochotę przysiąść w fotelu i odetchnąć. Jeśli nie świeżym powietrzem, to przynajmniej czymś odprężającym, zajmującym myśli w sposób bezstresowy, nasiąknąć czymś innym niż oparami alkoholowymi i tytoniowymi, np. atmosferą. Dlatego śmiem twierdzić, iż Sopot powinien szczycić się mianem nie klubowo-warszawskiego miejsca uciech, ani nie hipodromem, który już dawno nie służy miastu do niczego pożytecznego, ani tym bardziej nie powinien pysznić się powodami, dla których prezydent miasta zdobył ogólnopolski rozgłos… Sopot ma bowiem coś, co niezaprzeczalnie stanowi o jego klasie i ratuje honor miasta – jest to Sopocka Scena Off de Bicz.

Aleksandra Rzewuska

Początek października był w Sopocie bardzo uroczy-sty. Swój jubileusz 30-lecia

pracy artystycznej obchodziła Ewa Ignaczak, założycielka Teatru Stajnia Pegaza, szefowa Sopockiej Sceny Off de BICZ, reżyser i au-torka wielu spektakli teatralnych, które nagradzane były na ogólno-polskich i międzynarodowych fe-stiwalach teatralnych.

Wieczory długogrająceTej jesieni sezon teatralny roz-

począł pewnego rodzaju maraton. Okazuje się, że i teatr, nie tylko kino, może zaproponować taką rozrywkę swoim widzom. Wie-czory długogrające, to duża grat-ka dla miłośników teatru. Przy-znam, że z dużą niecierpliwością oczekiwałam tego kilkugodzinne-go obcowania ze sceną Off de Bicz. To miejsce ma swój niepo-wtarzalny urok. Jeśli chociaż raz wchłonie się klimat tego miejsca, tej sali wypełnionej delikatnym światłem, doceni minimalistycz-ny, a oryginalny wystrój, ciekawą niejednokrotnie scenografi ę, to pokocha się go na zawsze. Nie za-wiodłam się i tym razem.

Wieczory teatralne rozpoczął spektakl „A teraz Ja!” wg tekstów Witolda Gombrowicza w reżyserii Ewy Ignaczak. W roli głównej wy-stąpił Grzegorz Sierzputowski. I tutaj przyznam, że moja recen-zja miała dotyczyć głównie infor-macji na temat spektakli w ogól-nej formie. Jednak nie da się nie napisać o aktorach, którzy kom-pletnie zdominowali swoją grą, osobowościami, a także często nietuzinkową fi zjonomią ów ma-raton teatralny. Na przykład Grze-gorz Sierzputowski zaskoczył mnie już na samym starcie. Otóż wyobraźmy sobie niedużego

blondyna, za to o dużych niebie-skich oczach, które widać było nawet z ostatnich rzędów. Ewi-dentnie aktor reprezentował tzw. typ nordycki. Okazało się, że pan Grzegorz dysponuje niezwykłym potencjałem komediowym. Gdy on się śmiał, nawet najpochmur-niejsze twarz, nie mogły nie za-drżeć się w uśmiechu. Gdy płakał, smutek wdzierał się do naszych dusz (świetna rola Sierzputow-skiego także w „Ja/Marilyn”, które to przedstawienie kończyło te-atralny maraton).

Śmiech i łzy„Noel Wspak” wg „Matki”

Witkacego, to kolejny monodram w reżyserii znakomitej jubilatki. W poszukiwaniu przestrzeni ar-tystycznej, sprzeciwiając się tabu w postaci m. in. zasad społecz-nych, bohater – w tej roli znako-mity Grzegosz Szlanga – niezwy-

kle barwnie przekazuje widzowi emocje nim targające, gestem, głosem i mimiką budując napię-cie, po czym w jednej chwili roz-śmiesza widza do łez. Szlanga za-skakuje wyjątkowym talentem aktorskim. Śmiało można powie-dzieć, że to prawdziwa perła wśród trójmiejskich aktorów młodego pokolenia, a gdyby jesz-cze małą falę w okolicach brzusz-ka zamienił na mięsień, byłby także jednym z klejnotów najuro-dziwszych.

Nie można też nie wspomnieć o „Tulli” wg „Psich lat” Güntera Grassa. Spektakl reżyserowała Ewa Ignaczak, a zagrała Ida Bo-cian. I tutaj należy się bezwstyd-nie wręcz zachwycać niezwykłym talentem aktorki. Jest to bowiem młoda kobieta o ujmującym uśmiechu, która sprawia, że widz przeżywa emocje wraz z nią. Uro-cze dołeczki na policzkach budzą

zachwyt, a charyzmatyczna oso-bowość skłania widza do refl eksji nad każdą graną przez Idę Bocian postacią (także świetna rola w przedstawieniu pt.”Była Żydów-ka, nie ma Żydówki”, reż. E. Igna-czak). Aktorka ma nieprzeciętny dar budzenia w drugim człowieku dużej życzliwości i nie da się jej nie polubić od pierwszego wejrze-nia. To tak, jakby ktoś nie chciał się zaprzyjaźnić z Dorotą Well-man i Marcinem Prokopem.

Ostatnią, ale jedną z najlep-szych aktorek niezależnej sceny off owej Trójmiasta, jest podziwia-na przeze mnie od dawna Sylwia Góra-Weber. Prawdziwy aktorski kunszt pokazała podczas tego maratonu niejednokrotnie (m. in. „Była Żydówka, nie ma Żydówki”, „Ja/Marilyn”). Jednak monodram pt. „Umiłowania” na podstawie „Sybilli” Para Lagerkvista i w re-żyserii Ewy Ignaczak, wstrząsnął

Jacek Karnowski stanął w obronie

bezdomnych

Sopot bez żebrakówP

odczas zorganizowanej przez „Gazetę Wyborczą” debaty na temat przyszło-

ści Sopotu Jacek Karnowski za-rzucił Wojciechowi Fułkowi, że w ulotce wyborczej jednej z kan-dydatek ruchu „Kocham Sopot” znalazł się zapis dotyczący „usu-nięcia z centrum miasta osób z marginesu społecznego, alko-holików i osób bezdomnych, dą-żenie do przeniesienia poza ści-słe centrum miasta np. stołówek i jadalni dla osób bezdomnych”. Wojciech Fułek odpowiedział, że

kandydaci zgłaszają różne pomy-sły, z których jedne są warte roz-ważenia, inne nie. Przyznał jed-nak, że jadłodajnia na ulicy Pod-jazd nie stanowi wizytówki dla miasta i byłoby lepiej gdyby stamtąd zniknęła. Karnowski nie był usatysfakcjonowany takim tłumaczeniem Fułka.

– To co? – odparował. – Bez-domnych za miasto?

Przypomnijmy, że dwa lata wcześniej („Gazeta Wyborcza” z 25 listopada 2008 r.) Karnowski apelował do sopockich księży: „Powiedzcie ludziom na mszy, żeby nie dawali pieniędzy bez-domnym i żebrakom. Tak im nie pomagamy, a tylko pogarszamy wizerunek kurortu. Wielu z nich żeruje na dobroci innych, a pienią-dze wydają na alkohol i narkotyki”. Po tej wypowiedzi na ulice Sopotu wyszły patrole policji i straży miej-skiej, wypisując żebrakom manda-ty od 20 do 500 złotych. Według danych Urzędu Miasta, w Sopocie pomieszkuje około 20 żebraków zimą i 50 latem. (kmz)

„Dziennik Bałtycki”: Jarosław Kempa jednym z najaktywniejszych radnychW

ostatnim piątkowym wydaniu „Dziennika Bałtyckiego” podsu-

mowano pracę trójmiejskich rajców. Jarosław Kempa został uznany za jednego z najaktyw-niejszych sopockich radnych. To kolejne wyróżnienie. Także „Gazeta Wyborcza” uznała go za najlepszego radnego poprzed-niej kadencji. Kempa, pełnił przez wiele lat funkcje prze-wodniczącego Komisji Polityki Gospodarczej i Strategii Miasta. Jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Gdańskiego. fot

. arch

iwum

Cytat miesiąca:

Prezydent Jacek Karnowski powiedział:… Nie, no bo ja nie mogę, zna-

czy wiesz, bo ja bym w to nie

wchodził, tylko moja mama.

(…) Mam tak przej…ą sytu-

ację, że nie mogę teraz i dalej

doje…ą i koniec… K…a mać…

Stenogram rozmowy, od której zaczęła się

„afera sopocka” (19 marca 2008 roku).

fot. w

ww.ja

cekk

arno

wski.

pl

mną najsilniej. Sybilla, to rola ab-solutnie nieprzeciętna. Prorokini, kobieta potępiona i ukochana przez Boga jednocześnie, wygraża pięścią, bo wie, że jest słaba, bo nie daje rady brać się z życiem za bary. Ileż emocji Góra-Weber przelała na widzów podczas tego spektaklu! Aż ciarki wiły się po plecach. Sposób w jaki stworzyła tę postać nie pozostawiał kom-pletnie nic do życzenia, a gra wprawiła widza w monstrualny podziw.

Nie ma to jak w Sopocie

Dla sopocian to powód do dumy, dla mnie radość, że w So-pocie potrafi ą tak grać. Cieszę się też, że i tym razem wizyta w tym niewielkim teatrze nie pozostawi-ła blizn na sercu i niedosytu w du-szy, czym niestety kończą się cza-

Dwa lata temu Jacek Karnowski widział Sopot bez żebraków, teraz mu nie przeszkadzają?

sem moje wizyty w innych po-morskich teatrach.

Tadeusz Kantor powiedział kiedyś: „Moim domem było i jest moje dzieło. Obraz, spektakl, te-atr, scena”. Zespół teatru Off de Bicz sprawia, że słowa te zaczyna-ją znowu żyć.

Pozostaje mi tylko życzyć pani Ignaczak, a także aktorom z Off de Bicz dalszych sukcesów i kolej-nych fantastycznych spektakli. W pamięci na długo przechowam te wieczory z wielką, światową prozą. Aktorom z aktualnych pro-dukcji polskiej kinematografi i rozrywkowej, szczególnie z no-wych komedii, zaproponowała-bym wcześniejsze praktyki (oczy-wiście darmowe) w teatrach. Sam casting ściągnięty żywcem z Hol-lywood mógłby nie wystarczyć do zagrania na trójmiejskiej scenie off owej.

fot. K

rzys

ztof M

. Zału

ski

fot. M

irosła

w Bo

cian

fot. Z

bignie

w Sz

rede

r

fot. Z

bignie

w Sz

rede

r

Page 13: Riviera 55

Nr X (55) 17 listopad 2010 Reklama 13

Hotel Opera Antiaging&Spa – bal sylwestrowy w Operze HHooottteeell OOOpppeerraaa AAAAAnnnttiaging&Spa – bal sylwestrowy w Operze Cena 390 zł Więcej informacji na www.hotelopera.pl oraz pod nr. tel. 58 55 55 600

Hotel Europa – kulinarna i taneczna podróż po starym kontynencie HHooottteeell EEEuuurrroooppaaaa –– kkulinarna i taneczna podróż po starym kontynencie Cena 280 złWięcej informacji na www.hotel-europa.com.pl oraz pod nr. tel. 58 551 44 90

Hotel Miramar – zabawa w rytmie przebojów lat 80-tych Cena 240 złWięcej informacji na www.hotelmiramar.pl oraz pod nr tel. 58 550 00 11

JEDNA TAKA NOC W ROKU 3 WYJĄTKOWE PROPOZYCJE JEJ SPĘDZENIA

Page 14: Riviera 55

14 Trójmiasto czyta www.riviera24.pl

Aussiedlerblues (6)

Herr Caluski

Krzysztof Maria Załuski

Ostatni raz, przed przyjaz-dem do Singen, z mental-nością kołchozową ze-

tknąłem się w Londynie, gdzie przez niemal dwa lata przebywa-łem w charakterze nielegalnego imigranta. Przez cały ten okres mieszkałem w peryferyjnej dziel-nicy Hayes, w pustym domu Pete-ra, kuzyna mego dalekiego… Pod koniec sierpnia ‘88 zjawiła się tam także Johanna, która zmąciła mi, tę moją może nie do końca stabil-ną, ale jednak stabilizację.

Wcześniej usiłowali mi ją zmącić polscy robotnicy sezono-wi, których Peter, zwany przez nich Peterem Panem, sprowadzał na swoje zwariowane budowy. Ludzi tych umieszczał w „moim”

drzwi albo żebym wariował, bo nie przychodziły listy od niewier-nej dziewczyny, a polscy przyja-ciele kompletnie o mnie zapo-mnieli; nie – do tego zdążyłem się już przyzwyczaić. Nie mogłem znieść próżni, tego że wieczorami nie było do kogo otworzyć ust… I Zibi w jakiś sposób wypełnił tą pustą przestrzeń; wypełnił ją, nie-naprzykrzając się jednocześnie swoją obecnością. Potrafi ł opo-wiadać o muzyce, podróżach, o swojej pracy; interesował się psychologią, polityką, historią; rozmawialiśmy też często o śmierci, o przemijaniu i samot-ności… I pewnie dlatego w dniu jego wyjazdu nie spieszyłem się po pracy z powrotem do Hayes.

Tamtego dnia długo kręciłem się ulicami starego Greenwich – patrzyłem na wystawy zamknię-tych na głucho antykwariatów i galerii, usiłowałem zaglądać przez matowe szyby do wnętrza zadymionych pubów. W parku na-przeciwko Królewskiego Obserwa-torium Astronomicznego odbywał się jakiś ludowy festyn: płonęły ogniska, kuglarze połykali sztylety i szpady, półnagi fakir pluł ogniem i zaklinał węże, dwaj brodaci star-cy zwiastowali koniec świata, wy-tatuowani cwaniacy namawiali podpitych mężczyzn na partię ko-ści. Pachniało morzem, spocony-mi ciałami i towotem.

myślałem, że jestem psychicz-nym wrakiem, że coraz częściej sny plączą mi się z jawą, rojenia z rzeczywistością, przeszłość z teraźniejszością.

ski worek i zniknął za drzwiami – byłem pewien, że już nigdy go nie zobaczę.

Wieczorem, szedłem od stacji do domu najdłuższą z możliwych

dróg: najpierw wzdłuż kanału, a potem nasypem równolegle do muru nieczynnej fabryki – pod tym murem w gęstych krzakach dzieci bezrobotnych czarnych imigrantów bawiły się zwykle w wojnę; wieczorami przesiady-wał tutaj bezdomny Szkot: miał fi oletową twarz i sine, pokryte świerzbem ręce. Ilekroć go mija-łem, pozdrawiał mnie w dialek-cie, którego nie rozumiałem. Tamtego dnia go jednak nie było. Nie było nikogo… Całe Hayes sprawiało wrażenie wymarłego.

W domu nie zapaliłem żad-nych świateł. Zaparzyłem herbatę i włączyłem telewizor… I wtedy go zobaczyłem.

Zbyszek siedział na podłodze, w samym rogu pustego salonu: skurczony, jakby zeszło z niego powietrze; środkiem policzków ściekały mu łzy. Dopiero po szklance whisky przyznał się do wszystkiego:

– Ona ma kogoś. Wczoraj zło-żyła sprawę o rozwód… Ja już tam nie pojadę. Nie mogę, rozu-miesz?

Nawet nie próbowałem go po-cieszać. Wiedziałem przecież, że współczucie nic tu nie da. Wie-działem także, że tamta kobieta i tak do niego nie wróci, a jeśli na-wet będzie próbowała, to powinien wyrzucić ją za drzwi, zanim zosta-wi go z następnym facetem… Nie powiedziałem mu jednak o tym, ponieważ wiedziałem również i to,

że każdy mężczyzna musi do ta-kich wniosków dojść sam. Pokle-pałem go tylko po plecach i zapro-ponowałem, żebyśmy rozpalili w ogrodzie ognisko… A potem są-czyliśmy w milczeniu tę jego whi-sky. Dogasające węgle zamieniały się w biały popiół, stygło niebo i ziemia, umierał jego świat.

Rano nawet się nie zdziwiłem, że nie zszedł do kuchni na śniada-nie, w końcu była niedziela, a my położyliśmy się dopiero przed trzecią. Zajrzałem do jego pokoju dopiero koło południa.

Jego łóżko i szafa były puste. Na stole leżała jedynie zmięta paczka polskich papierosów – nie było żadnego listu, żadnego poże-gnania, nic… Świat trwał nadal, tak jakby się nic nie stało, tak jak-by Zibi nigdy nie istniał.

Reszta polskiej załogi z 16 Crowland Avenue umiała je-dynie harować, oszczędzać, wysy-łać kasę żonom, a nadwyżki kolek-tywnie przepijać… Mnie irytowała w nich nie tyle ich nachalna obec-ność, co właśnie kolektywna umy-słowość. Wyłamując się ze wspól-noty producentów fortuny za wszelką cenę – czy to odmawiając spożywania whisky od godziny szóstej rano, czy też udziału w noc-nych eskapadach po przetermino-wane jedzenie na zaplecze pobli-skiego supermarketu Safeway – stawałem się w ich oczach zdrajcą, frajerem, bezzębną dupą, którą na-leży obłożyć całkowitą anatemą.

domu, przy 16 Crowland Avenue, który na czas ich pobytu zamie-niał się w kołchoz absolutny. Tamci faceci, mimo że przeważ-nie legitymowali się dyplomami wyższych uczelni, nie grzeszyli ani czystością, ani intelektualnym wyuzdaniem. Wyjątkiem od tej reguły był tylko Zbyszek, sanita-riusz jednego z warszawskich szpitali psychiatrycznych.

Zibi przyjechał do Hayes wio-sną 1988 roku. W swoim wytar-tym dżinsowym mundurku, z długimi, wełnistymi włosami á la Jim Morrison wyglądał na weterana ruchu hipisowskiego – może dlatego od razu wzbudził moją sympatię. Zresztą byłem wtedy w nienajlepszej kondycji psychicznej: ośmiomiesięczna izolacja dawała mi się już porząd-nie we znaki – nie to, żebym bał się własnego cienia, pustych ścian, skrzypiących podłóg, wycia wiatru w kominku czy szczękania

Dopiero parę godzin później, już w wagonie kolei podmiejskiej, znowu przypomniałem sobie o samotności, o pustce która cze-ka na mnie w domu, która towa-rzyszyć miała mi w każdym z pię-ciu pokoi, w kuchni, w łazience, w garażu, w szopie z drewnem, a nawet w ogrodzie, który zdawał się nie znać pór roku, w którym anemiczne róże kwitły tylko dla mnie nawet w Boże Narodzenie.

Wyjrzałem przez okno, ale pociąg zjechał pod ziemię i na zewnątrz przesuwał się teraz tyl-ko jednolity, przykurzony bru-natnym pyłem mur. Wtedy wła-śnie zobaczyłem tamtą dziew-czynę: jej profi l odbijał się w szy-bie. Siedziała w sąsiednim prze-dziale po tej samej stronie, co ja – mogłem więc obserwować tyl-ko jej niewyraźne odbicie. Im dłużej się jej przyglądałem, tym bardziej wydawało mi się, że jest do kogoś podobna. A potem po-

Pod sufi tem warczał wentyla-tor, przeraźliwie zgrzytały koła na krzyżujących się co chwilę torach. Czułem swąd smarów i gorycz spalin. W pewnym momencie wydało mi się, że poprzez te wszystkie okropne zapachy wy-czuwam także słodki, kwiatowy aromat perfum tamtej dziewczy-ny. I wówczas przypomniałem sobie zdjęcie, które kiedyś poka-zał mi Zbyszek.

– To jest Kasia, moja żona – powiedział z dumą.

Ale później okazało się, że jego żona ma raka wątroby i że Zibi musi natychmiast wracać do kraju.

Tamtego dnia nasze poranne pożegnanie było wyjątkowo oszczędne, tak jakbyśmy obydwaj chcieli je mieć jak najszybciej za sobą; powiedziałem mu tylko, że jak już wszystko się ułoży i przyje-dzie znowu do Londynu, to za-wsze może liczyć na pokój u Pete-ra; potem on wziął swój marynar-

Page 15: Riviera 55

Nr X (55) 17 listopad 2010 Trójmiasto czyta 15Jeden z rodaków, niejaki Kry-

stman, donosił Peterowi Panu o każdym moim kroku: o tym, że spałem w garażu, zamiast nosić cegły, że zakwaterowałem u siebie dwie koleżanki z Gdańska, że nie wracam do domu na noc i tak da-lej… Donosy Krystmana były naj-pewniej zemstą za to, że szydzi-łem z jego wariackiej oszczędno-ści i zabroniłem znosić do domu „czarne worki” ze zgniłymi owo-cami, przeterminowaną szynką, wyschniętym chlebem i rozgnie-cionymi ciastkami, które stanowi-ły podstawę jego diety.

Parę tygodni później mój ir-landzki druh, Sean, któremu po-wiedziałem o gadulstwie Kryst-mana, miał ogromną ochotę po-derżnąć mu gardło – wybrał już nawet w sadzie odpowiednie miejsce na grób; konieczne było tylko moje przyzwolenie… Bied-ny Krystman, pewnie już nigdy się nie dowie, że tamtej wesołej nocy, kiedy zaćpany Sean wywa-żył drzwi do jego pokoju i przy-stawił mu nóż do szyi, to właśnie ja ocaliłem mu życie.

A o wypowiedzeniu głoski „ł” to już w ogóle nie ma co marzyć. Aby Niemiec, Szwajcar czy Au-striak wydusił z siebie prawidło-wego „Załuskiego”, musiałbym swoje nazwisko zapisać jako „Sauuski”, co siłą rzeczy nasuwa-łoby skojarzenia z sympatycznym zwierzęciem o czerwonym ryju – po niemiecku bowiem Sau to zwykła świnia. Z dwojga złego wolę więc już chyba być „Calu-skim”. Zresztą nie tylko ja mam takie problemy. Dla prawdziwego Niemca nawet brytyjska królowa to nie „kłin” tylko „kfi n”, czyli do-kładnie tak, jak gdański pisarz Stefan Chwin, który z niemiecka też jest „Kfi nem”. Nie lepiej brzmi Mickiewicz (Mikiwic), Wałęsa (Waleza), Szczypiorski (Zcipior-ski), Kwaśniewski (Kfaznjefski), Mrożek (Mrocek), Stasiuk (Zta-zjuk rzadziej zwany Sztazjukiem), nie wspominając o moim szkol-nym koledze niejakim Ciężkow-skim, którego nazwisko, gdyby parę lat temu udało mu się zostać Niemcem, wymawiano by nad Renem jako Cickowski… O szczę-

menty, a tym bardziej na rozpra-wianie o sensie i bezsensie bytu.

Pamiętam, jak zupełnie sam snułem się po Notting Hill, Acton, Ealingu, Lambeth, Chelsea, Ham-mersmith czy Battersea, i jak o zmierzchu, kiedy księżyc zasnu-wał się chmurami, a znad Tamizy wypływała zimna dickensowska mgła, lądowałem w którymś z tych cuchnących pubów na Po-łudniowym Brzegu, w jednym z tych miejsc, gdzie turyści nie mieli wstępu, i których nie odwie-dzał nikt z ludzi, uważających się za przyzwoitych. Tam zapach przegranej, upadku, wszystkiego, co najpodlejsze był najintensyw-niejszy, najbardziej ludzki.

Ale bywało, że tamtą gorycz wyczuwałem wokół siebie, nie ru-szając się nawet z domu. Kiedy nie miałem ani pracy, ani pieniędzy i całymi tygodniami słuchałem symfonii deszczu i wiatru, tego najcudowniejszego z cudownych rodzajów muzyki. Wiedziałem, że dopóki nie przestanie padać i nie zarobię paru funtów, poza listono-szem, który przez szparę w drzwiach wrzucał mi listy od Ojca, gazety i reklamówki, nie zo-baczę nikogo. Któregoś z takich dni, wypełnionych jedynie szele-stem długopisu na papierze, skrzy-pieniem schodów, szczękaniem drzwi i okien, trzaskiem bierwion w kominku i pluskiem wody w rynnie, zrozumiałem, że stoję na bocznym torze… O ile jednak w Londynie znalazłyby się jeszcze jakieś powody, dla których moja depresja byłaby uzasadniona, to

Na środku stołu postawiła mały wazonik z kwiatami. Miało być miło i przytulnie. I pewnie było, tyle, że ja czułem się chory i tego nie dostrzegałem. Widzia-łem jedynie sfatygowane, po raz pierwszy od miesięcy puste, i przez to jakby martwe, plecaki. I widziałem też piętrowe łóżka, i zlew, i kosz na śmieci, i tamtą obrzydliwą podłogę, którą zaraz na początku zdezynfekowaliśmy spirytusem. Patrzyłem na to wszystko z jakimś dziwnym prze-świadczeniem, że ta emigracyjna nędza, ten kołchoz trzy metry na cztery, będzie już trwał wiecznie.

Wtedy właśnie po raz pierw-szy wydało mi się, że czas się za-trzymał, że świat wstrzymał od-dech, jak przy ataku duszności. A kiedy bezdech minął i świat po-wrócił do przytomności, zdałem sobie sprawę, że czas płynie w zu-pełnie innym kierunku. I już wówczas podejrzewałem, że nie może to oznaczać niczego dobre-go – teraz jestem tego pewien.

Do niektórych wniosków do-chodzi się jednak z upływem cza-su. Tak zwana życiowa mądrość należy właśnie do tej kategorii: zdobywa się ją z wiekiem na tej sa-mej zasadzie, na jakiej z wiekiem głos chłopca ulega mutacji, wino nabiera smaku, a przedmioty co-dziennego użytku przeistaczają się w dzieła sztuki. Życiowa mądrość wynika bowiem z bezpośredniej obserwacji świata i ludzi. Wiedza książkowa, szczególnie w wypadku emigranta, nie na wiele się przyda-je – jej braki wychodzą co prawda

po trzydziestce, ale wtedy zastępu-je ją już rutyna. „Piękny dwudzie-stoletni”, jeśli w ogóle o coś dba, to na pewno nie o to, co stanie się z nim za lat pięć, czy dziesięć. Świat w tym wieku jest jeszcze pro-sty i kolorowy i nie ma barier. Je-dynym ograniczeniem są pienią-dze – reszta się nie liczy.

Mając dwadzieścia sześć lat nie wiedziałem, że czas, tak samo jak wiedza, jest pojęciem względ-nym. I że to, co w pewnym mo-mencie wydaje się czymś cudow-nym, parę lat później uznane może zostać za przejaw dyletanc-twa, a nawet za pospolitą głupotę. Nie zdawałem sobie sprawy, że pewne wartości, podobnie jak moda czy kanon piękna, ulegają przemianom, i że dzieje się to pod dyktando specjalistów od kre-owania masowej wyobraźni. To, co jeszcze wczoraj posiadało zna-miona geniuszu, boskości, co sta-nowiło o etosie czasów, dziś jest tylko echem nieszczerego śmie-chu – uczciwość, przyzwoitość, lojalność, prawda, przyjaźń, mi-łość, patriotyzm, „Solidarność”… reche che che.

A wszystkiemu winny jest czas. Czas, chyba nawet bardziej niż przestrzeń, wyznacza granice ludzkiej egzystencji, precyzuje moment narodzin i ustala kres życia, determinuje poszczególne role społeczne, określa światopo-gląd, nasila i osłabia popędy, wzmaga uczucia, tęsknoty i fobie. Czas jest więc jednocześnie zna-kiem nakazu i zakazu, afrodyzja-kiem i środkiem wymiotnym,

„Aby trafi ć z Gdańska nad Jezioro Bodeńskie, musiałem spaść z piątego piętra mojego wieżowca na samo dno emigracyjnego piekła” – wyznaje popularny pisarz i eseista, dokonując na pół-metku życia bolesnego rozrachunku z przeszłością. Opuszczając Polskę w 1987 roku, nie przypuszczał nawet, że droga do zrozu-mienia, czym jest miłość, przyjaźń i pospolite ludzkie szczęście, wiedzie przez liczne upokorzenia i koszmar bezdomności. Daleka od martyrologicznego tonu książka Załuskiego jest z pewnością rodzajem autoterapii, zapisem zmagań młodego inteligenta z doświadczeniem emigracyjnym, ukształtowanym przez trady-cję sięgającą epoki romantyzmu. Autor, choć demitologizuje le-gendę o ucieczce na Zachód w poszukiwaniu lepszego bytu bądź wolności słowa, składa jednocześnie hołd tym wszystkim, którzy dzielili z nim trudy wędrówki przez życie i wspólną pryczę w obo-zie dla uchodźców.”

Do nabycia w wybranych księgarniach oraz w Merlin.pl

Krzysztof Maria Załuski, Maszoperia Literacka, Gdańsk 2010, ISBN: 978-83-62129-21-8, s. 184, cena 23 zł.

Ale w obozie w Singen było chyba jeszcze śmieszniej; po nie-spełna dwóch miesiącach, spędzo-nych w aussiedlerskiej wspólnocie, w tej duchowej i materialnej eku-menie mizeractwa, spostrzegłem ku swemu przerażeniu, że tym ra-zem kołchozowej socjecie udało się mnie „wyprostować” – właśnie wtedy, piętnastego czerwca o ósmej rano, uświadomiłem so-bie, że jeżeli nie wezmę się w garść, to wkrótce stanę się jednym z nich; i że to będzie mój koniec.

A jednak, mimo pełnej świa-domości, że jedynie gówno dryfu-je z prądem, nie potrafi łem za-wrócić i popłynąć w przeciwnym kierunku. Na podglebiu mojego rozmiękczonego mózgu piął się ku słońcu bujny, barokowy pęd lenistwa. Nie chciało mi się nic robić, absolutnie nic. Nawet wstać, otworzyć drzwi i dać w buźkę intruzowi, który ciągle w nie stukał… I pewnie jeszcze długo bym tam tak leżał i zastana-wiał się nad tym i nad owym, gdy-by nie Rumun Uli. To on wpuścił wreszcie do pokoju skacowanego hausmajstra Fronczaka.

– Na, endlich, jużech myśloł, że żeśta pomarli… Wo yscht der Caluski? – zapytał i rozejrzał się po pokoju.

Od razu domyśliłem się, że te „caluski” to mam być ja. Niemcy, a więc i Fronczak, nie potrafi ą inaczej wymówić mojego nazwi-ska. Jeżeli na początku wyrazu stoi litera „Z”, to bezwzględnie musi być „Caluski”, w żadnym wy-padku nie jakieś tam „Zaluski”…

ściu mogą w zasadzie mówić tyl-ko nieliczni polscy pisarze – Lem, Heulle, Grynberg czy Natasza Go-erke – których nazwiska Niemcy najprawdopodobniej wymawiają poprawniej niż oni sami.

Ale mniejsza z tym. Hausmajster Fronczak, jak już

się dowiedział, że ja to ja, kazał mi się zbierać.

– Podpisz, hier – pokazał pal-cem zmięty papier i wręczył kwity na dwa materace, dwa komplety pościeli, dwa bure koce, dwie po-duszki i jedną dwupalnikową ma-szynkę elektryczną.

W parę minut później taska-łem już to wszystko z piwnicy do pokoju, który wyglądał trochę jak ubikacja przerobiona na więzien-ną celę. Na dolnej pryczy naprze-ciwko otwartej blaszanej szafy siedziała Johanna. Z kranu kapała woda. Za oknem widać było Alpy.

Tak… Hausmajster Fronczak, ten cholerny pokurcz, cuchnący nieprzetrawioną wódą i najtańszą machorą, wzbudził we mnie nie-pokój. Parę godzin po tym, jak zniknął za drzwiami naszego małżeńskiego gniazdka, poczu-łem że dzieje się ze mną coś nie-dobrego, że dopada mnie zupeł-nie niezrozumiały smutek. Po-wietrze nagle zrobiło się ciemne i gęste i poczułem w ustach gorzki smak zwietrzałego piwa… Tak samo, jeszcze przed przyjazdem Zbyszka, smakował Londyn – tamta pierwsza jesień, a po niej zima, gdy wszyscy wyjechali do Polski… Ci, którzy „wybrali wol-ność”, nie mieli czasu na senty-

w Singen o niczym takim nie mo-gło być mowy: mieszkaliśmy nad Jeziorem Bodeńskim, świeciło słońce i co najważniejsze, mieli-śmy wreszcie ten cholerny, własny pokój… Czegóż chcieć więcej?

A jednak… Bezmyślnie patrzyłem na Jo-

hannę, jak układa nasze rzeczy w blaszanej szafi e. Mimo woli po-dziwiałem pietyzm, z jakim to robi: oddzielnie białe podkoszul-ki, oddzielnie kolorowe, na jedną półkę skarpety, na drugą majtki, jeszcze gdzie indziej swetry, halki, sukienki i kapelusze; a potem to samo z moimi ubraniami… Na zakończenie zabrała się za stół – najpierw przetarła go octem, po-tem przykryła ceratą, a następnie ręcznie haft owanym obrusem, który dostaliśmy w prezencie ślubnym od jej kaszubskiej babki.

trucizną i ambrozją – czynni-kiem, bez którego tak naprawdę człowiek nie wiedziałby, że żyje. Dlatego właśnie ludziom potrzeb-ne są powtarzające się cykle: pory dnia, pory roku, święta, wschody i zachody księżyca, narodziny i śmierć. Jeżeli odebrać by im te punkty orientacyjne, te busole według których, często zupełnie nieświadomie, układają sobie ży-cie, ich czas przestałby płynąć, a wraz z nim przestaliby istnieć oni sami.

Lecz może to, co ludzie po-tocznie nazywają czasem, jest tyl-ko biologicznym przemijaniem, starzeniem się tej najidiotyczniej-szej z idiotycznych form istnienia białka, która notabene z istnie-niem ma niewiele wspólnego.

– Czym więc tak naprawdę jest czas?

– Nie mam pojęcia…Kiedy 15 czerwca roku 1989,

hausmajster Fronczak wręczał mi klucz do pokoju, nie mogłem tego wszystkiego wiedzieć. A tym bar-dziej nie mogłem tego wiedzieć jeszcze dwa lata wcześniej, gdy na peronie stacji Gdańsk-Oliwa, że-gnałem się z moimi rodzicami.

Wówczas, 25 lipca 1987 roku, chyba nawet w pijanym widzie nie przyszłoby mi do głowy, że będę kiedyś tęsknił za Gdań-skiem, za takim właśnie Gdań-skiem: za blokowiskami Przymo-rza, za pasem startowym na Za-spie, za wybitymi kocimi łbami, ulicami starego Wrzeszcza, za nadmorskimi łąkami, za „Błędni-kiem”, po którym w osiemdziesią-tym pierwszym jeździły czołgi, i za wieżowcem „Zieleniak”, na którego fasadzie dziesięć lat wcze-śniej wisiał transparent z zapew-nieniem: „Pomożemy”.

I tak samo nie mogłem wie-dzieć, że tak łatwo ulegnę legen-dzie, że sam współtworzyć będę li-teracki mit, według którego w Gdańsku Prawda i Fikcja splata-ją się w misterną gotycką koronkę, Dobro i Zło w fantastyczny, rene-sansowy ornament, Niebo i Piekło w barokową, iskrzącą złoceniami groteskę, Miłość i Nienawiść w trzy proste, stalowe Krzyże.

Gdybym wtedy to wszystko wiedział, gdybym już wówczas zdawał sobie sprawę z zabójczych inklinacji czasu, być może moje losy potoczyłyby się inaczej.

A może nie… Tego już nigdy się nie dowiem.

Page 16: Riviera 55

16 Reklama www.riviera24.pl