nitka o nacjonalizmie - stary xportal

95
Xportal.pl Wyspa światła pośród nieprzeniknionych mroków wolności wypowiedzi Idee - Nacjonalizm Adam Danek - 20 Wrzesień 2011, 17:48 Temat postu: Nacjonalizm Kwestia, wokół której było wiele dyskusji. Niejednokrotnie pytano mnie "Jaki masz stosunek do nacjonalizmu?" albo "Czy jesteś nacjonalistą?", uzależniając od tego ocenę moich poglądów, a z tych pytań w ogóle nie wynikało, o co tak naprawdę pyta pytający. Osobiście, o ile pamiętam, w odniesieniu do problemu "Nacjonalizm - tak czy nie?" najpierw uważałem się za konserwatywnego nacjonalistę, potem za konserwatystę niechętnego nacjonalizmowi, a ostatnio coraz bardziej skłaniam się do stanowiska pośredniego. Nie da się dokonać prostej klasyfikacji nacjonalizmu na żadnej osi idei politycznych. Przykład: czy nacjonalizm jest prawicowy, czy lewicowy? Odpowiedź na to pytanie zależy właściwie w całości od konkretnego przypadku (wyklucza możliwość uogólnień); np. p. prof. Bartyzel w swojej 'próbie teoretyzacji pojęcia prawicy' zalicza nacjonalizm Akcji Francuskiej, hiszpański "narodowy katolicyzm", konserwatywny nacjonalizm państw romańskich (hiszpański frankizm, integralizm luzytański, włoskie "niebieskie koszule"), nacjonalizm polskich "młodoendeków" do autorytarnej prawicy prawicy, włoski nacjonalizm neogwelficki oraz myśl nacjonalistów republikańskich (Barres, Dmowski, Karel Kramar, Eamon de Valera) do umiarkowanego centrum prawicy, wczesną endecję (Popławski, Balicki) do demokratycznej lewicy prawicy, wreszcie narodowy rewolucjonizm (rewolucja konserwatywna, hiszpańscy falangiści, "synarchiści" z Meksyku, "integraliści" z Brazylii, belgijski Rex, rumuńska Żelazna Gwardia, romantyzm faszystowski i włoscy neofaszyści, niemiecki "nacjonalizm żołnierski" i narodowy bolszewizm, włoscy neofaszyści, historyczne ONR i RNR, terceryści, NOP, Trzecia Pozycja) do skrajnej lewicy prawicy. http://www.legitymizm.org/teoretyzacja-prawica Konstruowanie zaś osi "nacjonalizm-antynacjonalizm", w czym celują bystrzaki z "ruchu", nie ma sensu bez ustalenia wcześniej, co właściwie należy rozumieć przez "nacjonalizm". W obrębie nie tylko obozu narodowego, liczącego kilka pokoleń, ale nawet samej endecji występowały różne od siebie ujęcia narodu, a inne wersje nacjonalizmu prezentowały OZN, Zadruga, ludowcy czy narodowi monarchiści. O ile wiem, jeden z obiecujących autorów młodego pokolenia Prawicy - który też głowi się nad nacjonalizmem od dobrych paru lat - opublikuje niedługo ciekawie zapowiadający się tekst o tym, czy należy być nacjonalistą, a jeżeli tak, to dlaczego i co to właściwie znaczy. Uprzedzając nieco pojawienie się tej wypowiedzi, można przedstawić własne, szczątkowe, intuicje na ten temat. Mi się wydaje, że w poszczególnych odmianach nacjonalizmu powtarza się w różnych konfiguracjach skończony zbiór elementów, które da się z nich wyabstrahować. Podstawą wyróżnienia poszczególnych elementów składowych jest wskazywany przez nie czynnik, który konstytuuje naród, łączy ludzi we wspólnotę narodową. Tymi elementami - Weberowskimi "typami idealnymi" - byłyby wówczas: 1) nacjonalizm obywatelski (demokratyczny) - tym, co wiąże ludzi w naród, jest wspólna podmiotowość polityczna ("suwerenność ludu"); to koncepcja narodu z lat 1789 i 1848; 2) nacjonalizm etniczny - tym, co wiąże ludzi w naród, są wspólny język oraz podobieństwo fenotypu (wyglądu zewnętrznego); 3) nacjonalizm kulturowy (historyczny) - tym, co wiąże ludzi w naród, jest ukształtowana przez wieki historii kultura narodowa; najlepszy przykład to nacjonalizm Akcji Francuskiej; 4) nacjonalizm chtoniczny - tym, co wiąże ludzi w naród, jest przede wszystkim związek z ziemią, z określonym terytorium geograficznym; ten kierunek w nacjonalizmie zazwyczaj mocno dowartościowuje Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s... 1 z 95 2012-10-06 15:06

Upload: tomasz-wisniewski

Post on 02-Aug-2015

428 views

Category:

Documents


3 download

DESCRIPTION

Wielce erudycyjna polemika toczona na świętej pamięci I forum XPortalu.

TRANSCRIPT

Xportal.plWyspa światła pośród nieprzeniknionych mroków wolności wypowiedzi

Idee - Nacjonalizm

Adam Danek - 20 Wrzesień 2011, 17:48Temat postu: Nacjonalizm

Kwestia, wokół której było wiele dyskusji.

Niejednokrotnie pytano mnie "Jaki masz stosunek do nacjonalizmu?" albo "Czy jesteś nacjonalistą?",

uzależniając od tego ocenę moich poglądów, a z tych pytań w ogóle nie wynikało, o co tak naprawdę

pyta pytający. Osobiście, o ile pamiętam, w odniesieniu do problemu "Nacjonalizm - tak czy nie?"

najpierw uważałem się za konserwatywnego nacjonalistę, potem za konserwatystę niechętnego

nacjonalizmowi, a ostatnio coraz bardziej skłaniam się do stanowiska pośredniego.

Nie da się dokonać prostej klasyfikacji nacjonalizmu na żadnej osi idei politycznych. Przykład: czy

nacjonalizm jest prawicowy, czy lewicowy? Odpowiedź na to pytanie zależy właściwie w całości od

konkretnego przypadku (wyklucza możliwość uogólnień); np. p. prof. Bartyzel w swojej 'próbie

teoretyzacji pojęcia prawicy' zalicza nacjonalizm Akcji Francuskiej, hiszpański "narodowy katolicyzm",

konserwatywny nacjonalizm państw romańskich (hiszpański frankizm, integralizm luzytański, włoskie

"niebieskie koszule"), nacjonalizm polskich "młodoendeków" do autorytarnej prawicy prawicy, włoski

nacjonalizm neogwelficki oraz myśl nacjonalistów republikańskich (Barres, Dmowski, Karel Kramar,

Eamon de Valera) do umiarkowanego centrum prawicy, wczesną endecję (Popławski, Balicki) do

demokratycznej lewicy prawicy, wreszcie narodowy rewolucjonizm (rewolucja konserwatywna,

hiszpańscy falangiści, "synarchiści" z Meksyku, "integraliści" z Brazylii, belgijski Rex, rumuńska Żelazna

Gwardia, romantyzm faszystowski i włoscy neofaszyści, niemiecki "nacjonalizm żołnierski" i narodowy

bolszewizm, włoscy neofaszyści, historyczne ONR i RNR, terceryści, NOP, Trzecia Pozycja) do skrajnej

lewicy prawicy.

http://www.legitymizm.org/teoretyzacja-prawica

Konstruowanie zaś osi "nacjonalizm-antynacjonalizm", w czym celują bystrzaki z "ruchu", nie ma sensu

bez ustalenia wcześniej, co właściwie należy rozumieć przez "nacjonalizm". W obrębie nie tylko obozu

narodowego, liczącego kilka pokoleń, ale nawet samej endecji występowały różne od siebie ujęcia

narodu, a inne wersje nacjonalizmu prezentowały OZN, Zadruga, ludowcy czy narodowi monarchiści.

O ile wiem, jeden z obiecujących autorów młodego pokolenia Prawicy - który też głowi się nad

nacjonalizmem od dobrych paru lat - opublikuje niedługo ciekawie zapowiadający się tekst o tym, czy

należy być nacjonalistą, a jeżeli tak, to dlaczego i co to właściwie znaczy. Uprzedzając nieco pojawienie

się tej wypowiedzi, można przedstawić własne, szczątkowe, intuicje na ten temat.

Mi się wydaje, że w poszczególnych odmianach nacjonalizmu powtarza się w różnych konfiguracjach

skończony zbiór elementów, które da się z nich wyabstrahować. Podstawą wyróżnienia poszczególnych

elementów składowych jest wskazywany przez nie czynnik, który konstytuuje naród, łączy ludzi we

wspólnotę narodową. Tymi elementami - Weberowskimi "typami idealnymi" - byłyby wówczas:

1) nacjonalizm obywatelski (demokratyczny) - tym, co wiąże ludzi w naród, jest wspólna podmiotowość

polityczna ("suwerenność ludu"); to koncepcja narodu z lat 1789 i 1848;

2) nacjonalizm etniczny - tym, co wiąże ludzi w naród, są wspólny język oraz podobieństwo fenotypu

(wyglądu zewnętrznego);

3) nacjonalizm kulturowy (historyczny) - tym, co wiąże ludzi w naród, jest ukształtowana przez wieki

historii kultura narodowa; najlepszy przykład to nacjonalizm Akcji Francuskiej;

4) nacjonalizm chtoniczny - tym, co wiąże ludzi w naród, jest przede wszystkim związek z ziemią, z

określonym terytorium geograficznym; ten kierunek w nacjonalizmie zazwyczaj mocno dowartościowuje

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

1 z 95 2012-10-06 15:06

też to, co rodzi się ze styku człowieka z ziemią, a więc "rolniczy" paradygmat cywilizacyjny, "wiejskość",

kulturę ludową, pozostałości kulturowe z okresu archaicznego;

5) nacjonalizm państwowy - zwany przez prof. Romana Bäckera statokratyzmem. Jego przedmiotem jest

państwo, nie etnos; tym, co łączy ludzi w naród (polityczny), są wspólna przynależność do państwa i

wspólna tradycja państwowa; naród ma więc charakter polityczny a nie etniczny, jednak nie w takim

sensie, jak w nacjonalizmie obywatelskim; nacjonalizm państwowy ma wersję monarchistyczną: naród

to wspólnota poddanych tej samej monarchii;

6) nacjonalizm biologiczny - zradykalizowana wersja nacjonalizmu etnicznego; tym, co wiąże ludzi w

naród, są cechy somatyczne (cielesne) i w ogóle biologiczne; często przechodzi w rasizm.

Zaznaczam, że żaden z wymienionych elementów nie występuje samodzielnie, tj. poszczególne nurty

nacjonalizmu z reguły stanowią połączenie dwóch lub kilku z tych elementów. Na przykład, krytykowany

przez konserwatystów "nacjonalitaryzm" to połączenie elementów 1 i 2; Maurice Barres w swoim

nacjonalizmie łączył elementy 3, 4 i 5, zahaczając też miejscami o pozostałe; nacjonalizm faszystów

włoskich zasadniczo opierał się na elementach 2, 3 i 5, przy czym u początków przejawiał się w nim

także element 1, z czasem wyeliminowany.

Osobiście skłaniałbym się do nacjonalizmu łączącego elementy 4 i 5.

Oczywiście proszę nie traktować powyższego wyliczenia jako zamkniętego i dopracowanego modelu - to

zupełnie luźne intuicje. Do punktu dojścia jeszcze daleko. Będę Państwu wdzięczny za wszelkie

krytyczne uwagi (dzięki nim może bardziej wyklaruje mi się to zagadnienie) tudzież inne typologie

nacjonalizmu.

Staatsfreund - 20 Wrzesień 2011, 19:38

Ciekawy post, dobrze, że się pojawił, bo zawiera wiele interesujących spostrzeżeń (można by rozwinąć

go w artykuł). Ostatnimi czasy wśród niektórych reakcjonistów zapanowała swego rodzaju moda na

tępienie nacjonalizmu w jakiejkolwiek postaci, tak jakby nacjonalizm integralny itp. nie istniały.

Osobiście skłaniam się ku typom 5, 3, 4 (w kolejności od najistotniejszego).

Michał Prokopowicz - 21 Wrzesień 2011, 00:41

Czy powyższe zestawienie nie skłania się ku wnioskowi, że nacjonalizm jest w zasadzie pewnym

stopniem, natężeniem, potencjałem danego prądu? Po wyabstrahowaniu nacjonalizmu mamy przecież

kolejno: demokrację liberalną, identytaryzm, konserwatyzm, ruchy ludowe, autorytaryzm, rasizm. Każda

z tych doktryn (a także np. komunistyczna) może przybrać odcień nacjonalizmu lub odcinać się od niego

i zwalczać tenże u swych przeciwników.

Z kolei klasyfikacja prof. Bartyzela mimo wszystko wskazuje na transcendentne umocowanie Prawicy i jej

pojęcia nacjonalizmu, co w połączeniu z pewnymi koncepcjami stawiającymi w opozycji konserwatywną

rewolucję (jako front tradycji i nowoczesności, archaizmu i "niedokończonej" moderny) oraz

postmodernizm przemawia do mnie jakoś bardziej.

P.S. Powoli nieodparta staje się też pokusa stworzenia negatywnej definicji nacjonalizmu:

nacjonalizmem nie jest to, co nie przeraża śmiertelnie telewizyjnych i gazeciarskich "elit".

Tankomaster - 21 Wrzesień 2011, 09:23

P.S. Powoli nieodparta staje się też pokusa stworzenia negatywnej definicji nacjonalizmu:

nacjonalizmem nie jest to, co nie przeraża śmiertelnie telewizyjnych i gazeciarskich "elit".

No to przecież o tym pisał Junger.

Co do klasyfikacji prof Bartyzela, to jednak ma ona liczne wady.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

2 z 95 2012-10-06 15:06

-Przy "autorytarnej (reakcyjnej) <<prawicy prawicy>>" mamy wymienioną Unię Polityki Realnej.

-Na lewicy prawicy wymienia rożnego rodzaju chadeckie ścierwa, neokonserwatyzm i PiS, które w tej

klasyfikacji jest uznane za bardziej prawicowe od takiego RNRu czy REXu.

Zatem jeśli tak ma wyglądać klasyfikacja prawicy, to chyba pora odciąć się od tego pojęcia...

Reaktor - 21 Wrzesień 2011, 10:41

Nacjonalizm ostatnio uznaję - przy całej dowolności tego, co uważa się za naród i jakie mogą być tego

kryteria - za przeniesioną w sferę postulatów politycznych świadomość narodową. W jednym państwie

jak i w jednym narodzie może występować wiele, nawet ze sobą kolidujących odmian nacjonalizmu

(zwłaszcza, jeśli tyczą się odmiennych grup).

Reaktor - 21 Wrzesień 2011, 11:24

Nacjonalizm integralny oczywiście istniał - i nie sprawdził się, jest dla nas nauczką!

Jacek Skup - 21 Wrzesień 2011, 11:35

W jakim sensie się nie sprawdził?

Reaktor - 21 Wrzesień 2011, 11:46

Ale mówimy konkretnie o Akcji Francuskiej? No tak po prostu, nie podchodzi mi. Zależy kto co uznaje za

cele.

Adam Czapliński - 21 Wrzesień 2011, 11:46

Ja także cieszę się z postu kol. Danka. Mam nadzieję, że przemówi do rozsądku osobom żyjącym pustą

nienawiścią do nacjonalizmu.

Reaktor - 21 Wrzesień 2011, 11:51

Żebyś od tej nienawiści nie umarł!

Co z tego, jeśli nawet zaakceptuję któryś z tych nacjonalizmów, a może nawet osobiście popierał? Można

postrzegać narody jako odmienne kulturowo, językowo, przywiązane do tej lub innej ziemi i jakoś je pod

tymi względami wartościować - ale nigdy nie uczyniłbym żadnego z tych paradygmatów doktryną dla

państwa. Czyli - nigdy nie dążyć do nacjonalizacji struktur i instytucji, do urzędowego wyniesienia jednej

nacji kosztem drugiej, do obrócenia państwa w narzędzie jakiegoś narodu o jakichś interesach, jakichś

emocjach i jakichś oczekiwaniach. Kwestie stosunków między etniami w obrębie państwa należy spychać

jak najniżej - do relacji towarzyskich, rodzinnych, gminnych, samorządowych.

Tankomaster - 21 Wrzesień 2011, 13:58

Nacjonalizm integralny oczywiście istniał - i nie sprawdził się, jest dla nas nauczką!

Legitymizm się sprawdził?

Jacek Skup - 21 Wrzesień 2011, 14:02

Gdyby "skuteczność" idei była jakimkolwiek kryterium oceny ich słuszności, to najlepiej byłoby przestać

zaprzątać sobie głowę czymkolwiek, wbić się w garnitur, głupio się uśmiechać i zapisać się do dowolnej

partii.

Reaktor - 21 Wrzesień 2011, 14:48

Nie sprawdził się, bo rozminął się z legitymizmem, podłożył się ekskomunice, został wyrolowany przez

ks. Orleańskiego, wreszcie rozpadł się na ileś skłóconych trve-odłamów.

Adam Danek - 21 Wrzesień 2011, 15:22

Reaktor napisał/a:Czyli - nigdy nie dążyć do nacjonalizacji struktur i instytucji, do

urzędowego wyniesienia jednej nacji kosztem drugiej, do obrócenia państwa w narzędzie

jakiegoś narodu o jakichś interesach, jakichś emocjach i jakichś oczekiwaniach. Kwestie

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

3 z 95 2012-10-06 15:06

stosunków między etniami w obrębie państwa należy spychać jak najniżej - do relacji

towarzyskich, rodzinnych, gminnych, samorządowych.

Nieuważnie czytasz. Jedno z podstawowych pytań w temacie brzmi: czy naród należy utożsamiać z

etnosem?

Odrowąż - 21 Wrzesień 2011, 16:07

5) nacjonalizm państwowy - zwany przez prof. Romana Bäckera statokratyzmem. Jego

przedmiotem jest państwo, nie etnos; tym, co łączy ludzi w naród (polityczny), są wspólna

przynależność do państwa i wspólna tradycja państwowa; naród ma więc charakter

polityczny a nie etniczny, jednak nie w takim sensie, jak w nacjonalizmie obywatelskim;

nacjonalizm państwowy ma wersję monarchistyczną: naród to wspólnota poddanych tej

samej monarchii;

Sam nie wiem. Wydaje mi się, że o nacjonalizmie w tym wypadku można by mówić tylko jeśli uznać

państwotwórczą rolę narodu. Jeśli państwo tworzy naród, lub są współzależne?

Można by się wtedy czuć nacjonalistą np. Rzeczpospolitej Trojga Narodów i popierać ich interes przed

innymi, ale czy nie wystarczy na takie sformułowanie patriotyzm? Albo "nacjonalizm wielkobrytyjski"?

Tankomaster - 21 Wrzesień 2011, 16:15

podłożył się ekskomunice, został wyrolowany przez ks. Orleańskiego, wreszcie rozpadł się

na ileś skłóconych trve-odłamów.

Wyjąwszy ekskomunikę (kontrowersyjną z wiadomych powodów) to w sumie to samo można by odnieść

do legitymizmu (nie wyrolowany co prawda przez ks. Orleańskiego, ale za to przez paru innych tak - o

jak jesteśmy przy papiestwie i ekskomunikach to można by wspomnieć o ralliement Leona XIII ).

Adam Danek - 21 Wrzesień 2011, 16:48

Odrowąż napisał/a:Sam nie wiem. Wydaje mi się, że o nacjonalizmie w tym wypadku

można by mówić tylko jeśli uznać państwotwórczą rolę narodu.

A mi się wydaje, że w tym przypadku eksponuje się raczej narodotwórczą rolę państwa. ;]

Można by się wtedy czuć nacjonalistą np. Rzeczpospolitej Trojga Narodów i popierać ich

interes przed innymi, ale czy nie wystarczy na takie sformułowanie patriotyzm?

Nie. Tu warto przywołać rozróżnienie Jana Ludwika Popławskiego. Patriotyzm to uczucie, coś niczym

chmury - bez konkretnego kształtu i granic. Wszędzie tam, gdzie pojawia się natomiast refleksja

teoretyczna, której przedmiotem jest naród, mamy do czynienia już nie z patriotyzmem, a z

nacjonalizmem.

Albo "nacjonalizm wielkobrytyjski"?

O, to już bliżej.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

4 z 95 2012-10-06 15:06

Odrowąż - 21 Wrzesień 2011, 17:21

Patriotyzm to uczucie, coś niczym chmury - bez konkretnego kształtu i granic. Wszędzie

tam, gdzie pojawia się natomiast refleksja teoretyczna, której przedmiotem jest naród,

mamy do czynienia już nie z patriotyzmem, a z nacjonalizmem.

Ogólnie mi chodzi o to, że tacy ludzie (mówiący właśnie o narodotwórczej roli państwa) zazwyczaj nie

uważali się za nacjonalistów(po za takimi wyjątkami jak Doboszyński). Owszem można mówić o

"nacjonalizmie statokratycznym", tylko po prostu nie wydaje mi się żeby to miało pokrycie w realiach.

W II RP taka refleksja dotycząca wszak narodu, ale uznająca państwo za "dobro wyższe" i wzywający do

federacji uznawali się bodajże za konserwatystów. I dlatego patriotyzm jako właśnie uczucie/stosunek

wydaje mi bardziej odpowiedni.

Adam Danek - 21 Wrzesień 2011, 17:40

Odrowąż napisał/a:Ogólnie mi chodzi o to, że tacy ludzie (mówiący właśnie o

narodotwórczej roli państwa) zazwyczaj nie uważali się za nacjonalistów(po za takimi

wyjątkami jak Doboszyński). Owszem można mówić o "nacjonalizmie statokratycznym",

tylko po prostu nie wydaje mi się żeby to miało pokrycie w realiach.

Owszem ma, np. w Rosji, gdzie wyróżnia się dwa osobne poziomy identyfikacji: Russkij (członek etnosu

rosyjskiego) i Rossijanin (członek wspólnoty państwowej), czy we Francji, gdzie ugruntowaną tradycję

ma pojęcie État-nation utożsamiające naród z państwem; w światowych naukach społecznych

zdominowanych oczywiście przez wzorce anglosaskie na porządku dziennym jest pisanie o nation-state.

W Templum Novum był na ten temat b. ciekawy artykuł pióra - horribile dictu - Aleksandra Dugina.

W Polsce taką teorię narodu propagował np. Stanisław Bukowiecki (w jednym państwie jest tylko jeden

naród polityczny), który przez 20 lat swojego życia działał w ND.

Reaktor - 22 Wrzesień 2011, 10:02

Nacjonalizm jest niedopuszczalny, ponieważ jego poziom świadomości narodowej domaga się, aby jakiś

naród był politycznym podmiotem, żeby jego wola kreowała urządzenie świata polityki. Nie mogę się na

to zgodzić, stoję tutaj po stronie państwa, w którym upatruję religijnej roli powstrzymywania ludzkich

zakusów.

Co do typologii nacjonalizmów na chtoniczne, etniczne, polityczne etc. Nie pochodziłbym do tego bez

zastrzeżeń. Powiedziałbym raczej, że można mówić o zasadach/czynnikach chtonicznym, etnicznym,

politycznym etc., które w jakimś stopniu zorganizowały dany nacjonalizm. Chyba nigdy nie zdarzyło się,

żeby któryś z nich reprezentował czysty taki czy inny typ.

Siedzę ostatnio w książce K. Jaskułowskiego Nacjonalizm bez narodów, autor opisuje tam rozmaitość

perspektyw badawczych "Anglosasów" zajmujących się naukami społecznymi. Po dokonaniu jakiegoś

bilansu cech etnosymbolizmu i modernizmu (odrębnych poglądów na nacjogenezę) Jaskułowski dochodzi

do propozycji ujęcia nacjonalizmu bez narodów, czyli perspektywy antropologicznej, stawiającej sobie za

cel wyjaśnienie, kiedy jakaś grupa w swojej przynajmniej opinii staje się narodem. Istnienie narodu nie

jest tu oczywiste, w toku badań porównawczych stawia się więc pytania o granice i wyznaczniki samego

pojęcia i funkcjonowania "narodowości". To tak w skrócie. Mam taki ujmujący przykład:

Należy zrezygnować z pojęcia „naród”, gdyż posługując się nim mamy skłonność do myślenia w

kategoriach trwałych grup społecznych, którym przypisujemy tożsamość, sprawczość, wspólne interesy

czy zdolność do kolektywnego działania. Za pojęciem „naród” nie stoi żaden trwały społeczny byt, lecz

zbiór symboli, rutynowe działania społeczne, procesy nadawania znaczenia, a także jego negocjowania i

kontestowania. Nie oznacza to, rzecz jasna, całkowitego zaprzeczania realności narodów, lecz odmienną

konceptualizację tej realności i inny zestaw pytań badawczych. Przedmiotem badań winien być nie tyle

naród jako taki, jego atrybuty, geneza, istota, lecz to, jak wykorzystywana jest w praktyce kategoria

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

5 z 95 2012-10-06 15:06

„naród”, narodowe symbole i mity, przez kogo i z jakim skutkiem. Jak i dlaczego naród „zdarza się” w

tym a nie innym momencie, dlaczego kategorie, dyskursy, mity czy symbole skoncentrowane na

narodzie są skutecznie przywoływane w danym miejscu i czasie przez określone podmioty.

Wiąże się to nieco z postmodernizmem (jak i jednym ze scholiów Bogotanina - rzuciło mi się dziś w oczy

w tekście Adama o nim jako archaiście); naród nie jest tu danym tekstem, lecz sposobem jego

odczytania. To jedna z równoprawnych narracji. Jaskułowski pytał m.in., czemu to tożsamość narodowa

została obecnie wybita na pierwszy plan, spychając tożsamości klasowe, religijne itd.

Tankomaster - 22 Wrzesień 2011, 18:07

Nacjonalizm jest niedopuszczalny, ponieważ jego poziom świadomości narodowej domaga

się, aby jakiś naród był politycznym podmiotem, żeby jego wola kreowała urządzenie

świata polityki. Nie mogę się na to zgodzić, stoję tutaj po stronie państwa, w którym

upatruję religijnej roli powstrzymywania ludzkich zakusów.

A gdzie tu przeciwieństwo między narodem a państwem?

Adam Czapliński - 22 Wrzesień 2011, 19:09

Rejczi napisał/a:Nacjonalizm jest niedopuszczalny, ponieważ jego poziom świadomości

narodowej domaga się, aby jakiś naród był politycznym podmiotem (...)

To nacjonalitaryzm. Wiem, że uznasz to pewnie za subiektywizm sformułowany na potrzeby Akcji

Francuskiej, ale moim zdaniem to trafna definicja, bo nie każdy nacjonalizm uznaje suwerenność narodu.

Adam Czapliński - 22 Wrzesień 2011, 19:13

Swoją drogą, czy Endecję też możnaby przypisać do nacjonalitaryzm? Przecież uznawała ona naród za

podmiot polityczny...

Adam Danek - 22 Wrzesień 2011, 19:23

Adam Czapliński napisał/a:Swoją drogą, czy Endecję też możnaby przypisać do

nacjonalitaryzm? Przecież uznawała ona naród za podmiot polityczny...

Sądzę, że to zależy od okresu w jej historii. Na przykład krytyka konserwatystów przez Dmowskiego na

początku XX wieku formułowana była z pozycji ewidentnie nacjonalitarystycznych. Prof. Bartyzel

opublikował kiedyś artykuł zatytułowany Nacjonalitaryzm, czyli demokracja narodowa, który skądinąd

ukazał się we wszechpolskiej "Nudzie Narodowej".

Co do odpowiedzi na Twoje pytanie, pomocny może okazać się ten oto szkic prof. Bartyzela, który

zawiera też dużo cennych uwag na temat zasadniczy, czyli o nacjonalizmie w ogóle:

http://www.endecja.pl/historia/artykul/10

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tak na marginesie, to ND miała pecha do ludzi. Marian Bohusz zmarł pod sam koniec XIX wieku,

Popławski w 1908 r., Balicki w 1913 r. i w rezultacie duchowym oraz politycznym przywódcą już na

trwałe został Dmowski, który ze wszystkich przywódców ND był ponoć najsłabszy intelektualnie.

Należy zrezygnować z pojęcia „naród”, gdyż posługując się nim mamy skłonność do

myślenia w kategoriach trwałych grup społecznych, którym przypisujemy tożsamość,

sprawczość, wspólne interesy czy zdolność do kolektywnego działania. Za pojęciem „naród”

nie stoi żaden trwały społeczny byt, lecz zbiór symboli, rutynowe działania społeczne,

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

6 z 95 2012-10-06 15:06

procesy nadawania znaczenia, a także jego negocjowania i kontestowania. Nie oznacza to,

rzecz jasna, całkowitego zaprzeczania realności narodów, lecz odmienną konceptualizację

tej realności i inny zestaw pytań badawczych. Przedmiotem badań winien być nie tyle

naród jako taki, jego atrybuty, geneza, istota, lecz to, jak wykorzystywana jest w praktyce

kategoria „naród”, narodowe symbole i mity, przez kogo i z jakim skutkiem. Jak i dlaczego

naród „zdarza się” w tym a nie innym momencie, dlaczego kategorie, dyskursy, mity czy

symbole skoncentrowane na narodzie są skutecznie przywoływane w danym miejscu i

czasie przez określone podmioty.

Postmodernistyczny bełkot "dekonstrukcjonizmu". Spalić

Zoetrope - 22 Wrzesień 2011, 20:24

Adam Danek napisał/a:Tak na marginesie, to ND miała pecha do ludzi. Marian Bohusz

zmarł pod sam koniec XIX wieku, Popławski w 1908 r., Balicki w 1913 r. i w rezultacie

duchowym oraz politycznym przywódcą już na trwałe został Dmowski, który ze wszystkich

przywódców ND był ponoć najsłabszy intelektualnie.

Wedle artykułu Bartyzela, który podesłałeś :

Nacjonalitarystą par excellence był zwłaszcza (i do końca swojego żywota) najstarszy z grona twórców

doktryny narodowo-demokratycznej, Jan Ludwik P o p ł a w s k i – szczególnie niechętny szlachcie i

„pańskiemu klerykalizmowi” , rozgraniczający „naród pański” i „naród chłopski” , „ludoman”, stawiający

„nade wszystko interesy ludu” i opierający się na „jego poczuciu plemienności, na samorodnych,

swojskich podstawach naszego bytu” . W nieco tylko mniejszym natężeniu dotyczy to jednak również

Zygmunta Balickiego i Romana D m o w s k i e g o w pierwszej fazie rozwoju ich koncepcji narodu.

(...)Jednak przełom w myśleniu Dmowskiego w kierunku nacjonalizmu „nienacjonalitarnego” rozpoczął

się dopiero po podróży do Japonii(...)

Kresem tej ewolucji była jednak dopiero tzw. katolicko-narodowa faza w myśli Dmowskiego,

zainaugurowana pracą Kościół, Naród i Państwo (1927), a jej owocem – w pełni już tradycjonalistyczny

nacjonalizm tzw. młodej endecji w latach 30. Zarówno etniczne rozumienie narodu, jak i

demokratyczna zasada „suwerenności narodu”, zostały odrzucone dopiero przez takich

teoretyków „młodoendeckiego” nacjonalizmu polskiego, jak sympatyk karlizmu i salazaryzmu –

Jędrzej Giertych, „imperialista idei” – Stanisław Piasecki, przeciwstawiający idei jednorodnego państwa

narodowego (która, „wzięta zbyt dosłownie [...] zaszkodziła nam w latach 1918-21” ) koncepcję

Wielkiego Narodu – Adam Doboszyński, czy zwolennik monarchii i tradycji Świętego Cesarstwa – Karol

Stefan Frycz, podczas gdy „starzy” endecy, jak Stanisław Grabski, Marian Seyda, czy Wacław

Komarnicki, pozostali na pozycjach demokratycznych, więc nacjonalitarnych.

Pomimo rzekomego mniejszego potencjału intelektualnego to jednak m.in. właśnie Dmowski

przeprowadził ND z pozycji nacjonalitarystycznej na pozycję nacjonalistyczną. "Starsi" endecy nie

przejawiali takich skłonności. Zastanawiam się w takim razie czy to pech czy może szczęscie?

Adam Czapliński - 22 Wrzesień 2011, 22:28

Dziękuję za odpowiedź, ta sprawa wydaje się być jasna. Endecja od Popławskiego aż po wczesnego

Dmowskiego to nacjonalitaryzm, jednak poglądy Dmowskiego radykalizują się, co wynika po trosze z

rozczarowania demokracją, czerpaniem z faszyzmu itp. i przechodzi on na pozycje bliższe

nacjonalizmowi. [quote="Adam Danek"]

Tak na marginesie, to ND miała pecha do ludzi. Marian Bohusz zmarł pod sam koniec XIX wieku,

Popławski w 1908 r., Balicki w 1913 r. i w rezultacie duchowym oraz politycznym przywódcą już na

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

7 z 95 2012-10-06 15:06

trwałe został Dmowski, który ze wszystkich przywódców ND był ponoć najsłabszy intelektualnie.

Hmm, to ciekawe... Zawsze miałem Dmowskiego za "proroka", wybitnego intelektualistę i wspaniałego

geopolityka Myślę, że to niejako sztucznie rozciągnięta aura wokół tej postaci "narzucona"

narodowcom/prawicowcom, która wynika z przereklamowania Dmowskiego przez MW i podmioty im

pokrewne, ale może wyciągam zbyt daleko idące wnioski.

Ronald..Lasecki - 22 Wrzesień 2011, 23:56

Mnie najbliższe z podanych tu wariantów są czwarty, drugi i szósty. Brakuje mi trochę zaznaczenia

sakralnych, mitologicznych i niekiedy nawet mistycznych treści pojawiających się zazwyczaj w ramach

archaicznego rozumienia etnosu, które tutaj należałoby skojarzyć z opcją czwartą. W ogóle byłbym

zwolennikiem posługiwania się raczej pojęciami takimi jak "etnos", "wspólnota" czy "rasa" w miejsce

terminu "naród", gdyż ten ostatni niesie ze sobą zbyt wiele treści politycznie upodmiotawiających,

zarazem zaś jest zbyt inkluzywny wobec obcych i pozostaje w zbyt dużej ambiwalencji wobec pojęcia

"jednostki". Chodzi natomiast o to, by w ramach nacjonalizmu zacząć postulować stworzenie warunków

zabezpieczających trwanie i rozwój wspólnot organicznych i integralnie anty-indywidualistycznych,

światoogląd których w naturalny sposób byłby uwarunkowany przez życie w określonym środowisku

przyrodnicznym, krajobrazowym, ale także rasowym (przez co należy rozumieć ochronę wykształconego

w danych warunkach fenotypu). Duchowość takiej wspólnoty byłaby efektem nakładania się elementów

uniwersalnych na dane tło geofizyczne i biologiczno-rasowe. Mielibyśmy więc do czynienia z

rozpoznaniem rozmaitych regionalnych wariantów odczytania Tradycji - jednych bardziej jej wiernych,

innych mniej. Kładziono by nacisk na dopuszczanie tylko możliwie powolnych i umiarkowanych zmian

środowiska życia danej wspólnoty. Oznaczałoby to więc choćby blokowanie migracji, dewastacji

krajobrazu kulturowego, dewastacji przyrody, zapobieganie masyfikacji, zbytniej mobilności pionowej i

przestrzenej, i ochronę rozmaitych "ojczyzn fizycznych" (franc. patries charnelles). (Na ten przykład

stosunkowo blisko Warszawy jeszcze przed pięćdziesięciu laty byl jeden z najsilniejszych ośrodków

kultury ludowej na Mazowszu. Region kołbielski posiadał własną gwarę regionalną, zwyczaje, strój,

folklor, podania, zachowane jeszcze z czasów pogańskich sakralne centra etc. Wszystko to zniknęło

dopiero w efekcie "społecznej urbanizacji" forsowanej przez komunę, a pełną parą postępującej za

demoliberalizmu). Zupełnie wyeliminowana zostaje natomiast kwestia politycznego upodmiotowienia

wspólnoty, będąca największym obciążeniem nacjonalizmów integralnego i statokratycznego. Osobiście

jestem przeciwnikiem państwa narodowego jako najwyższej formy politycznego zorganizowania

wspólnoty, toteż wspomniane wersje nacjonalizmu są dla mnie zupełnie nieinteresujące. Z kolei

legitymizm monarchiczny oderwany całkowicie i wyabstrahowany od "kraju i ludu" jest koncepcją

abstrakcyjną i przez to ahistoryczną i fałszywą. Od czasów legend arturiańskich wiadomo przecież, że

"król i kraj to jedność". Rozumienie nacjonalizmu, o którym wspomniałem, nie jest natomiast przeciwne

roli historycznych rodów wyrastających z danego kraju i wspólnoty, i spajających je oraz im

przewodzących. W przywołanym tu regionie kołbielskim taką rolę odegrali na przykład Zamoyscy. Gdy

jeden z nich zmarł pod koniec XIX wieku, okoliczni chłopi zebrali się w nocy z pochodniami na stacji

kolejowej gdzie przewieziono zwłoki dziedzica, by tam oddać mu hołd. Na okolicznym uroczysku złożono

natomiast dary pod użytkowaną na pogański sposób chrześcijańską kapliczką, dla przebłagania

pośmiertnej łaski dla zmarłego pana. I o coś takiego właśnie by chodziło. O odwrócenie układu pomiędzy

zagadnieniami etnosu i państwa, które to państwo powinno być oczywiście rozumiane na sposób

"solarny", tak więc "odgórnie", zarazem jednak zaś w ścisłej łączności z krajem i zamieszkującym go

ludem ("ludem" w rozumieniu etnicznym, nie klasowym czy obywatelskim). Jednocześnie uniknęłoby się

przeciwstawiania sobie monarchii, legitymizmu oraz czynnika narodowego, co cechuje często rozmaitych

niedojrzałych intelektualnie (ale często przy tym metrykalnie dorosłych...) monarchistów.

Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 00:36

Ronald..Lasecki napisał/a:Zupełnie wyeliminowana zostaje natomiast kwestia politycznego

upodmiotowienia wspólnoty, będąca największym obciążeniem nacjonalizmów integralnego

i statokratycznego.

Upodmiotowienie ludu to cecha konstytutywna nacjonalizmu obywatelskiego (1). W porównaniu do niego

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

8 z 95 2012-10-06 15:06

nacjonalizm państwowy (5) proponuje odmienny etos narodowy. O ile w przypadku 1 podstawą etosu

narodowego jest wspólna podmiotowość polityczna (etos obywatelski/demokratyczny), to w drugim

przypadku podstawą etosu jest wspólna (i chwalebna) służba państwu czy też ośrodkowi władzy, który

stanowi centrum i źródło mocy politycznej. Wspólna służba ośrodkowi władzy wytwarza więź narodową, a

budowana w ten sposób potęga państwa jest źródłem historycznej chwały, rozlewającej się na tych,

którzy przyczyniają się do jej umacniania.

Nacjonalizm obywatelski bazuje na wzorcu aktywnego obywatela, który ciągle domaga się czegoś

wspólnie z innymi i w ten sposób rodzi się "wola narodu". Nacjonalizm państwowy bazuje na idei służby

państwowej, a ideałem jego etyki politycznej jest "cnota dumnego posłuszeństwa", jak nazywali ją

niektórzy myśliciele ze środowiska "Stańczyka". Nacjonalizm obywatelski jest sprzężony z republikańską

formą państwa i ustrojem demokratycznym, zaś nacjonalizm państwowy z niedemokratycznymi formami

państwa.

W rezultacie mamy tu do czynienia z kierunkami przeciwstawnymi. Nie jestem pewien, ale wydaje mi

się, że gdyby spojrzeć na te zagadnienia przez pryzmat ramoty pt. "teoria cywilizacji Konecznego", to

wyszłoby, że nacjonalizm obywatelski jest typowy dla "cywilizacji łacińskiej/zachodniej", a "nacjonalizm

państwowy" dla cywilizacji bizantyńskiej i turańskiej. :)

W nowożytności mieliśmy, jak mi się wydaje, do czynienia z dwoma próbami realizacji nacjonalizmu

państwowego, przy czym zakończyły się klęską, z powodu domieszania do niego konkurencyjnego

elementu. Pierwszy przypadek - nacjonalizm państwowy realizowało Imperium Brytyjskie, za co chwalił

je w swoich pismach niewątpliwy statokrata Stanisław Cat-Mackiewicz. Brytyjski błąd polegał na

połączeniu go z nacjonalizmem obywatelskim. Drugi przypadek - nacjonalizm państwowy realizowały

Prusy. Pruski etos państwowy i towarzysząca mu filozofia były jednymi z nielicznych osiągnięć kultury

pruskiej rzeczywiście godnymi pochwały. Pruski błąd polegał na połączeniu go z nacjonalizmem

biologicznym i upadkiem w materializm.

A co do państwa narodowego, to temat na odrębną dyskusję. Koncepcji państwa narodowego nie można

łączyć ze wszystkimi wymienionymi powyżej nacjonalizmami, ponieważ naród utożsamia się w niej z

etnosem, jest to koncepcja państwa opartego na podstawie etnicznej, czy ściślej mówiąc

monoetnicznego. A cała dyskusja jest wokół tego, czy aby na pewno należy redukować naród do etnosu.

Stąd ja też nie jestem zwolennikiem państwa narodowego.

Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 01:02

[quote="Adam Danek"]

Wspólna służba ośrodkowi władzy wytwarza więź narodową, a budowana w ten sposób

potęga państwa jest źródłem historycznej chwały, rozlewającej się na tych, którzy

przyczyniają się do jej umacniania.

Ale w ten sposób zupełnie pominięte zostają czynniki takie jak tradycja, kultura, rasa, ziemia, przyroda,

wspólnoty pierwotne. Kompletna definicja nacjonalizmu powinna zaś zostać sformułowana tak, by

przynajmniej korespondować z tymi punktami odniesienia każdego człowieka. Są one wszystkie

przyrodzone człowiekowi i bliskie mu "fizycznie", zatem pierwotnie to przez ich pryzmat się on

identyfikuje. Skoro tak, to przyjmując przedstawione przez Ciebie skojarzenie narodowej potencji z

odniesieniem do państwa, będzie się dążyć do zorganizowania w państwo każdej wspólnoty

poczuwającej się do bycia narodem. Z drugiej strony, nacjonalizm zainteresowany tylko lojalnością

państwową, a marginalizujący wszystko to, co jest właściwą treścią wspólnoty pierwotnej (w tym

przypadku narodu - język, wygląd fizyczny etc.), stojący na stanowisku że "każdy może być Polakiem,

byleby tylko był katolikiem i służył królowi", zupełnie lekceważy faktycznie istniejące grupy etniczne i

faktyczne równice między nimi. Szkoci, Walijczycy, Anglicy, Irlandczycy nie byli wszyscy jednym

narodem. Podobnie narody zamieszkujące "pierwszą" Rzeczypospolitą. I koncepcja nacjonalistyczna musi

tego rodzaju faktom wychodzić naprzeciw. Odzielenie zatem pojęcia "poddanego" od kategorii

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

9 z 95 2012-10-06 15:06

etnonarodowościowych byłoby tu krokiem we właściwą stronę.

Reaktor - 23 Wrzesień 2011, 13:24

Destrukcjonizm wobec absolutyzowanych pojęć odnoszących się do doczesności, oznaczających rzekome

wcielenia ducha, pomaga nam wydostać się z nowoczesności. Wartość postmodernizmu jest taka, że już

nie jest on moderną.

Jeśli nacjonalizm nie jest politycznym upodmiotowieniem narodu, to czym jest? Można być jakimś

życiowym etnocentrystą - przykładowo w stosunkach osobistych preferować ludzi jakiejś narodowości

kosztem innej - ale nie jest to jakimś nacjonalizmem podpierającym się kategoriami kulturowymi czy

politycznymi.

Tankomaster napisał/a:A gdzie tu przeciwieństwo między narodem a państwem?

Naród to pielęgnowanie więzi naturalnych, chtonicznych - państwo z kolei służy ich przecięciu,

dowolnemu zorganizowaniu w sposób taki, by zasady życia w wykreowanym przez nie społeczeństwie

odpowiadały wymogom dóbr transcendentnych.

Adam Danek napisał/a:Koncepcji państwa narodowego nie można łączyć ze wszystkimi

wymienionymi powyżej nacjonalizmami, ponieważ naród utożsamia się w niej z etnosem,

jest to koncepcja państwa opartego na podstawie etnicznej, czy ściślej mówiąc

monoetnicznego. A cała dyskusja jest wokół tego, czy aby na pewno należy redukować

naród do etnosu. Stąd ja też nie jestem zwolennikiem państwa narodowego.

W takim razie najpierw odpowiedzmy sobie czym w ogóle jest nacjonalizm i naród, bo póki co wyszedłeś

od klasyfikacji odmian tego pierwszego. Jeśli będziemy mieć te pojęcia za realną oczywistość, to ja

najpoważniejszą ostatnio erupcję nacjonalizmu widzę w Sekcie Smoleńskiej - mówią i o etnosie, i o

ziemi, i o kulturze i o państwie. Nacjonalizm kompletny? Ultranacjonalizm? Czy wcielą Ducha Narodu w

RP przy okazji następnych wyborów?

Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 14:12

Ronald..Lasecki napisał/a:Ale w ten sposób zupełnie pominięte zostają czynniki takie jak

tradycja, kultura, rasa, ziemia, przyroda, wspólnoty pierwotne.

Dlatego ja preferowałbym nacjonalizm łączący element państwowy z elementem chtonicznym.

Skoro tak, to przyjmując przedstawione przez Ciebie skojarzenie narodowej potencji z

odniesieniem do państwa, będzie się dążyć do zorganizowania w państwo każdej wspólnoty

poczuwającej się do bycia narodem.

Nie, w żadnym wypadku, raczej odwrotnie. Państwo tworzy naród, nie naród tworzy państwo. Istnienie

ośrodka siły i tradycji państwowej musi więc wyprzedzać istnienie narodu.

Z drugiej strony, nacjonalizm zainteresowany tylko lojalnością państwową, a

marginalizujący wszystko to, co jest właściwą treścią wspólnoty pierwotnej (w tym

przypadku narodu - język, wygląd fizyczny etc.), stojący na stanowisku że "każdy może

być Polakiem, byleby tylko był katolikiem i służył królowi", zupełnie lekceważy faktycznie

istniejące grupy etniczne i faktyczne równice między nimi.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

10 z 95 2012-10-06 15:06

Hy hy, Ronald nacjonalitarystą.

A pisząc już poważnie, to nie tyle je lekceważy, co raczej wbudowuje w w szerszą wspólnotę. Ja mocnej

strony nacjonalizmu państwowego upatruję właśnie w tym, że stawia on wspólnotę narodową ponad

partykularyzmami etnicznymi, a do pewnego stopnia także ponad partykularyzmami kulturowymi, co

nadaje nacjonalizmowi charakter ekspansywny, a państwu pozwala zmierzać ku formie imperialnej.

Podana przez Ciebie przykładowa formuła "każdy może być Polakiem, byleby tylko był katolikiem i służył

królowi" jest więc w dużej mierze trafna. Ja bym nawet dodał, że niekoniecznie musi być katolikiem: na

przykład ustanowiona w Królestwie Polskim (tym z I wojny światowej), które było katolickim państwem

wyznaniowym, urzędowa przysięga na wierność Królowi i Państwu Polskiemu oraz ceremonia jej

składania były przysięgą i ceremonią religijną, dlatego miały szereg wariantów w zależności od wyznania

zaprzysięganego urzędnika: osobny dla katolików, dla prawosławnych, dla protestantów, dla żydów i

może dla kogoś jeszcze, nie pamiętam w tej chwili (automatycznie wykluczało to od sprawowania funkcji

publicznych osoby areligijne). Tak też pisał wspomniany przeze mnie Bukowiecki: w państwie polskim

może istnieć tylko jeden naród, rozumiany politycznie - naród polski, co nie przeszkadza być jego

pełnoprawnymi członkami etnicznym Białorusinom, Ukraińcom, Niemcom itd., nie wspominając o

członkach wspólnot regionalnych w rodzaju Mazurów, Ślązaków, Kaszubów, Górali etc. Za Studnickim i

Barresem można z kolei dodać, że te mniejsze wspólnoty w obrębie państwa i narodu, związane z

mniejszymi terytoriami, są instytucjonalnie zorganizowane w prowincje w strukturze państwa.

Podobnie narody zamieszkujące "pierwszą" Rzeczypospolitą.

Bynajmniej. Jak trafnie zauważył jeden z autorów ze środowiska "Arcanów", błędem jest modne dziś

mówienie, że przedrozbiorowa Rzeczpospolita była państwem "wielonarodowym", bo żył w niej jeden

naród (polityczny właśnie); błędem jest również modne dziś twierdzenie, że był to naród

"wielokulturowy", bo kultura wspólnotowa na poziomie państwowym była jedna - był to co najwyżej

naród wieloetniczny. Co raz jeszcze przemawia za odróżnieniem narodu od etnosu. Tragedia Rusi, która

doprowadziła do osłabienia i upadku państwa (Chmielnicczyzna itd.) była spowodowana właśnie tym, że

Lachy krótkowzrocznie odmówiły przyjęcia Kozaków i Cerkwi do narodu.

Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 14:21

[quote="Reaktor"]

Jeśli nacjonalizm nie jest politycznym upodmiotowieniem narodu, to czym jest?

Poczuciem tożsamości z grupą pierwotną (narodowościową), w której się urodziliśmy. Stąd dążenie do

jej trwania, możliwie stabilnego balansu pomiędzy ciągłością a zmiennością jej form, do jej rozwoju.

Można być jakimś życiowym etnocentrystą - przykładowo w stosunkach osobistych

preferować ludzi jakiejś narodowości kosztem innej

Taką postawę stwierdzono empirycznie i eksperymentalnie na gruncie psychologii społecznej. Choćby w

krajach imigranckich, gdzie ludzie podobnego fenotypu trzymają się na ogół razem, a małżeństwa

mieszane rasowo są rzadkością. To właśnie naturalna reakcja nacjonalistyczna, mająca za punkt wyjścia

subiektywnie odczuwane, ale i obiektywnie istniejące więzi krewniacze.

- ale nie jest to jakimś nacjonalizmem podpierającym się kategoriami kulturowymi czy

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

11 z 95 2012-10-06 15:06

politycznymi.

Kultura koewoluuje z biologią, pozostając podobnie jak ona w zależności wynikowej od geografii.

Otwartym pytaniem pozostaje, czy biologię i kulturę łączą jakieś zależności wynikowe. Badania w tej

dziedzinie rozwijane są raczej dyskretnie - z powodu bariery poprawności politycznej. Przykładowo

projekt badania zróżnicowania genomu ludzkiego został w Stanach przed kilku laty zarzucony po

protestach organizacji indiańskich. Niezależnie jednak od ewentualnego znaczenia rasy, zróżnicowanie

geograficzne sprawia, że ludzie różniący się od siebie biologicznie, różnią się też zazwyczaj pod

względem sposobów życia, myślenia, kulturą. Tak więc nacjonalizm powinien rozpoznawać również faktor

kulturowy. Natomiast zupełnie powinno się odrzucić jego warstwę polityczną. (z zastrzeżeniem, że winna

zostać rozwinięta nacjonalistyczna filozofia prawa, zapodmiotawiająca status prawny jednostki nie w niej

samej, lecz w grupie etnohistorycznej, do której taka jednostka należy).

Naród to pielęgnowanie więzi naturalnych, chtonicznych - państwo z kolei służy ich

przecięciu, dowolnemu zorganizowaniu w sposób taki, by zasady życia w wykreowanym

przez nie społeczeństwie odpowiadały wymogom dóbr transcendentnych.

No właśnie państwo nie powinno służyć "przecięciu", tylko zabezpieczeniu tych więzi. W nich bowiem

adekwatny do danego środowiska i do danego kontekstu historycznego wyraz znajduje uniwersalna

Prawda. Nigdy nie rozumiałem tych, którzy przeciwstawiają sobie czynnik nadprzyrodzony i jego

materialne historyczne konkretyzacje w postaci różnych kultur, narodowości i nacjonalizmów.

Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 14:27

Destrukcjonizm wobec absolutyzowanych pojęć odnoszących się do doczesności,

oznaczających rzekome wcielenia ducha, pomaga nam wydostać się z nowoczesności.

Wartość postmodernizmu jest taka, że już nie jest on moderną.

Emo-głupstwa. "Postmodernizm" jest łajnem, przede wszystkim - jest ideologią, a nie opisem

rzeczywistości.

Jeśli nacjonalizm nie jest politycznym upodmiotowieniem narodu, to czym jest?

Nacjonalizm to polityka prowadzona dla dobra wspólnego narodu oraz myśl polityczna ją postulująca.

Spór toczy się o identyfikację narodu i jego dobra wspólnego. Rozumny nacjonalizm w ogóle nie wymaga

zamieniania narodu w demokratyczny podmiot polityczny. Może on kierować się następującymi

maksymami:

Wszystko dla ludu, nic przez lud! - Buonaparte.

Dla Polaków można czasem coś zrobić, z Polakami - nigdy. - margrabia Wielopolski.

Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 14:32

Ronald..Lasecki napisał/a:Nigdy nie rozumiałem tych, którzy przeciwstawiają sobie czynnik

nadprzyrodzony i jego materialne historyczne konkretyzacje w postaci różnych kultur,

narodowości i nacjonalizmów.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

12 z 95 2012-10-06 15:06

Kłamczuch, kłamczuch... Ja dobrze pamiętam czasy, kiedy sam głosiłeś takie właśnie poglądy na temat

nacjonalizmu.

Reaktor - 23 Wrzesień 2011, 14:38

Ronald..Lasecki napisał/a:Poczuciem tożsamości z grupą pierwotną (narodowościową), w

której się urodziliśmy.

Czyli faworyzowaniem więzi narodowych kosztem religijnych, lokalnych, klasowych. Czemu tak a nie

inaczej?

Piszesz Ronald o naturalności "reakcji nacjonalistycznej", ale czy to potrzebuje przeniesienia na poziom

doktryny politycznej?

Co do przecięcia więzi - powstanie państw zawsze łączy się z poskromieniem organicznych plemion,

wprowadzeniem racjonalnej, kreowanej przez ośrodek władzy administracji, wprowadzaniu

wypracowanych zasad poza-/ponadnaturalnych. Niemożliwym jest dla mnie, żeby losowo i instynktownie

rozwijająca się grupa ludności mogła samodzielnie w sposób poprawny materialnie skonkretyzować

czynnik nadprzyrodzony. Jego pierwociny zostają zawsze zapoznane, dlatego konieczna jest budowa

państwa według zasad Objawienia Ostatecznego i doprowadzenia jego społeczeństwa do zbawienia,

wobec trwających już czasów ostatecznych.

Panowanie więzi naturalnych - to mi się kojarzy ze stanem szlachetnego dzikusa. Tu zresztą leżał błąd

Eliadego, absolutyzującego słuszne przecież intuicje ludów prymitywnych jako wzór bycia człowieka

archaicznego, pozbawiając go etycznego kontekstu.

Adam Danek napisał/a:Emo-głupstwa. "Postmodernizm" jest łajnem, przede wszystkim -

jest ideologią, a nie opisem rzeczywistości.

Może jest ideologią, może jest epoką. Postrzegam go podobnie jak feudalizm krystalizujący z

plemiennych praw Germanów na gruzach Ekumeny. Z nami będzie podobnie.

Adam Danek napisał/a:Nacjonalizm to polityka prowadzona dla dobra wspólnego narodu

oraz myśl polityczna ją postulująca. Spór toczy się o identyfikację narodu i jego dobra

wspólnego. Rozumny nacjonalizm w ogóle nie wymaga zamieniania narodu w

demokratyczny podmiot polityczny.

Czy w dbałości o dobro wspólne musi paść kategoria "narodu", która niesie określone implikacje

ideologiczne? Poszukuję drogi do wyminięcia tego.

Nie ignoruję czynnika etnicznego w ogóle, ale wzdragam się przed uznaniem go za wiodący.

Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 15:08

[quote="Adam Danek"]

wbudowuje w w szerszą wspólnotę.

...którą nazwać można po prostu "poddanymi cesarza", nie zaś "narodem imperialnym". Model taki ma tą

zaletę, że pozwala ominąć konfuzję towarzyszącą wskazywaniu "narodu wiodącego" i ustaleniu jego

pozycji wobec pozostałych grup zamieszkujących regnum/imperium. Kolejną korzyścią jest nieistnienie

warunków dla wytworzenia się poczucia politycznej podmiotowości członków "narodu politycznego". Było

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

13 z 95 2012-10-06 15:06

to słabością wszystkich w zasadzie monarchii europejskich, gdzie rycerstwo/szlachta uznawała się za

współtwórcę i współgospodarza państwa, wraz z monarchą. Model, który proponuję, to taki, w którym

tożsamość danego człowieka współtworzą "tutejszość", "bycie poddanym króla/cesarza" i ewentualnie

"plemienność". Tak właśnie wyglądało to w Rosji do czasów wojen napoleońskich (konstruowanie

rosyjskiej "świadomości narodowej" w tym okresie opisuje Tołstoj na kartach Wojny i pokoju), gdzie

"narodu imperialnego" nie było, a wszyscy mieszkańcy mówili o sobie "poddany cara".

Ja mocnej strony nacjonalizmu państwowego upatruję właśnie w tym, że stawia on

wspólnotę narodową ponad partykularyzmami etnicznymi, a do pewnego stopnia także

ponad partykularyzmami kulturowymi,

Ale po co to? Tego rodzaju tożsamość jest konstruktem, co sam przyznajesz. Z historycznego

doświadczenia wiadomo też, że na pewnym etapie rozwoju powoduje anihilację odrębności etnicznych,

które ma przezwyciężać. Prowadzi więc do uniformizacji w obrębie jednego państwa, to natomiast tworzy

potencjalne napięcia - zarówno na liniach międzynarodowych jak i na linii monarcha-naród państwowy.

Lepszy jest system, w którym Imperium reprezentuje uniwersalną, solarną Zasadę, podczas gdy

powinnością poddanych jest mu służyć na sposób właściwy przyrodzonej czy historycznie ukształtowanej

naturze swojej wspólnoty (powiedzmy, górale jako pasterze, Kurpiowie jako drwale, Kaszubi jako rybacy,

żydzi jako handlarze lub drobni rzemieślnicy itp.).

co nadaje nacjonalizmowi charakter ekspansywny,

Ale po co ekspansywny nacjonalizm? Nie mam nic przeciwko ekspansji określonych etnosów kosztem

innych, bo jest to zjawisko historycznie naturalne. Etnosy posiadają własny rytm i cykl życiowy, zatem

mogą też przestrzennie i liczebnie wzrastać lub obumierać. Są też kolektywnymi organizmami, zatem

mogą konkurować o zasoby i przestrzeń życiową. Tylko że monarcha reprezentujący Sprawiedliwość

powinien takimi procesami administrować i pilnować by w ich ramach urzeczywistniana była zasada

bonnum communae. Można zatem przykładowo podpisać dwustronną umowę z Niemcami na temat

zorganizowanej i planowej kolonizacji dawnej NRD przez Polaków. Na poziomie politycznym podmiotem

ekspansji powinno być jednak państwo (regnum/imperium), działające przede wszystkim w myśl

wskazówek geopolityki.

a państwu pozwala zmierzać ku formie imperialnej. Podana przez Ciebie przykładowa

formuła "każdy może być Polakiem, byleby tylko był katolikiem i służył królowi" jest więc w

dużej mierze trafna.

Ale prowadzi do dwóch równocześnie szkodliwych konsekwencji: 1) rozmycia etnosu polskiego wśród

innych etnosów, oraz 2) poczucia krzywdy członków odmiennych niż polski etnosów (którzy dopiero

zabiegać muszą o przyjęcie do takiego "upolitycznionego" narodu). Tymczasem wewnętrzna

różnorodność państwa, jeśli jest ono we właściwy sposób spojone odpowiednią teologią polityczną, jest -

czysto socjologicznie ujmując - wartością samą w sobie, gdyż dynamizuje taką zbiorowość

(intelektualnie, gospodarczo etc).

Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 15:53

[quote="Reaktor"]

Czyli faworyzowaniem więzi narodowych kosztem religijnych, lokalnych, klasowych. Czemu

tak a nie inaczej?

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

14 z 95 2012-10-06 15:06

"Klasy" w ogóle ontologicznie nie istnieją, zaś "świadomość klasowa" i "więzi klasowe" są albo rezultatem

ideologicznej indoktrynacji, albo pojawiają się na gruncie wtórnych i subiektywnie tylko dających się

legitymizować kontekstów gospodarczych. Lokalność czy regionalność - moim zdaniem - pozostaje na

tym samym poziomie co etnos. Kultura przecież i etnos powstają pomiędzy ludźmi wchodzącymi ze sobą

w relacje, czyli wyrastają, albo raczej nakładają się na zróżnicowanie regionalne czy lokalne. Jak pojedzie

się do niektórych mazowieckich wsi, to okazuje się czasem, że każdy z mieszkańców jest potomkiem

jednego z kilku zamieszkujących tam rodów i nosi jedno z kilku używanych tam nazwisk (tak jest na

przykład do dziś w Karczewie, gdzie przybysze dopiero w drugim pokoleniu przestają być nazywani

"przybłędami"). Co do religii, to przezwycięża ona oczywiście tożsamości "fizyczne", więc rozpatrywać by

ją należało na innym planie. Zresztą, w przeciwieństwie do wymienionych ma charakter "odgórny".

Piszesz Ronald o naturalności "reakcji nacjonalistycznej", ale czy to potrzebuje

przeniesienia na poziom doktryny politycznej?

Nie wiem, jak rozumieć to pytanie. W pewnym sensie potrzebuje, ale nie tak, jak wyobrażają to sobie

nacjonaliści w Polsce. Widzę na przykład potrzebę stworzenia ram odpowiednich do trwania kultury,

języka czy gwary, rozmaitych form wytwórczości materialnej, szczególnej architektury. Wchodzi więc

tutaj pewnie jakaś reglamentacja imigracji, zagospodarowania przestrzeni, języka. Generalnie, widzę

potrzebę zabezpieczenia stanu, w którym dany etnos funkcjonuje we własnej ekumenie przyrodniczej i

kulturowej. Pojawienie się w Polsce znaczącej (dającej się zauważyć, mającej wpływ na postrzeganie

przez społeczeństwo samego siebie) liczby imigrantów - na przykład Arabów lub nawet mniej różniących

się od nas Ukraińców - mogłoby poważnie zaburzyć równowagę kulturową czy społeczną. Takie rzeczy

zresztą obserwowano na przeciągu historii; na przykład po napływie do Królestwa "kongresowego" z

Rosji właściwej tzw. "litwaków". W latach 90-tych ubiegłego wieku z kolei, miał podobno miejsce ostry

konflikt pomiędzy autochtonicznymi polskimi Cyganami, a Cyganami napływowymi z Rumunii, którzy

należeli większości do jednego z niżej poważanych plemion. Te zasady oczywiście należałoby też

przenieść na poziom stosunków regionalnych; na Mazowszu i w okolicach dominował przykładowo styl

"dworkowy" w budownictwie. W pewnym momencie wykorzeniona warszawska burżuazja zaczęła sobie

masowo budować domki w stylu "zakopiańskim". Efekt estetyczny i kulturowy nietrudno sobie

wyobrazić.

Co do przecięcia więzi - powstanie państw zawsze łączy się z poskromieniem organicznych

plemion, wprowadzeniem racjonalnej, kreowanej przez ośrodek władzy administracji

Państwa powstają poprzez włączanie określonych ziem w swoje granice i pozyskanie lojalności elit tych

krajów. Nie trzeba tu nic przekształcać ani "racjonalnie organizować". W wyniku rozmaitych organicznych

procesów, przenikania kulturowego, demograficznego, powstawania nowych więzi gospodarczych, jakieś

tam przemiany oczywiście się dokonają, ale odbędzie się to powoli i w sposób naturalny i organiczny. W

tym sensie jestem uczniem Edmunda Burke'a

Niemożliwym jest dla mnie, żeby losowo i instynktownie rozwijająca się grupa ludności

mogła samodzielnie w sposób poprawny materialnie skonkretyzować czynnik

nadprzyrodzony. Jego pierwociny zostają zawsze zapoznane, dlatego konieczna jest

budowa państwa według zasad Objawienia Ostatecznego i doprowadzenia jego

społeczeństwa do zbawienia, wobec trwających już czasów ostatecznych.

A dlaczego "rozwijająca się instynktownie i losowo"? Ja widzę raczej elementy ciągłości pomiędzy

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

15 z 95 2012-10-06 15:06

regnum a społecznością niepaństwową. Organiczne państwo jest przecież oparte na lojalnościach

osobistych, prawie prywatnym, w dużej części też na wspólnotach pierwotnych. Z kolei społeczność

przedpaństwowa też ma własne elity, wyodrębnione rody czy też klany, przy większej liczbie i wyższym

poziomie zaawansowania gospodarczego wydzielony stan rycerski itp.

Panowanie więzi naturalnych - to mi się kojarzy ze stanem szlachetnego dzikusa.

Nigdy czegoś takiego nie było. "Szlachetny dzikus" jest mitem pozytywnym dla części postmodernistów i

sentymentalistów, natomiast mitem negatywnym dla modernistów (choćby TFP), ale prawda jest taka,

że jest on wyłącznie ideologicznym konstruktem, który empirycznie nie istnieje, ani nigdy nie istniał.

Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 16:25

Ronald..Lasecki napisał/a:Z historycznego doświadczenia wiadomo też, że na pewnym

etapie rozwoju powoduje anihilację odrębności etnicznych, które ma przezwyciężać.

Lepszy jest system, w którym Imperium reprezentuje uniwersalną, solarną Zasadę,

podczas gdy powinnością poddanych jest mu służyć na sposób właściwy przyrodzonej czy

historycznie ukształtowanej naturze swojej wspólnoty (powiedzmy, górale jako pasterze,

Kurpiowie jako drwale, Kaszubi jako rybacy, żydzi jako handlarze lub drobni rzemieślnicy

itp.).

Na poziomie politycznym podmiotem ekspansji powinno być jednak państwo

(regnum/imperium), działające przede wszystkim w myśl wskazówek geopolityki.

Ale prowadzi do dwóch równocześnie szkodliwych konsekwencji: 1) rozmycia etnosu

polskiego wśród innych etnosów, oraz 2) poczucia krzywdy członków odmiennych niż polski

etnosów (którzy dopiero zabiegać muszą o przyjęcie do takiego "upolitycznionego"

narodu). Tymczasem wewnętrzna różnorodność państwa, jeśli jest ono we właściwy sposób

spojone odpowiednią teologią polityczną, jest - czysto socjologicznie ujmując - wartością

samą w sobie, gdyż dynamizuje taką zbiorowość (intelektualnie, gospodarczo etc).

Wszystkie Twoje wątpliwości wynikają z redukowania narodu do etnosu, tymczasem żaden historyczny

naród nie dawał i nie daje się sprowadzić do materiału etnicznego. Zagrożeń, które sugerujesz, nie

będzie; właśnie dla uniknięcia dywagacji o ewentualnym "rozmyciu", wynikających z przyjęcia

niedostatecznie przejrzystej siatki pojęciowej, międzywojenni teoretycy tego zagadnienia w Polsce

postulowali rozróżnienie dwóch pojęć: narodu i narodowości (co do wściekłości i wrzasku doprowadzało

endeków). Naród w państwie jest jeden; narodowości może być wiele i tworzą wówczas Herderowski

ogród, wzajemnie się ubogacając. Nie ma tu zagrożenia homogenizacji, o ile państwo świadomie nie

wejdzie na tory takiej polityki (znana nam rusyfikacja, germanizacja, "turkizacja" w cesarstwie

otomańskim, a także później w Turcji republikańskiej itd. - przecież tego by nie było, gdyby nie

"sztuczne" decyzje polityczne o ich wprowadzeniu), kierując się postulatami zamiany go w państwo

(mono)etniczne. I tożsamość taka, oparta na wspólnocie państwowej, wcale nie jest "konstruktem"

(chyba, że za "konstrukt" uznać wszystko, co kształtuje się historycznie) - podałem powyżej jej

przykłady. Ja też uważam, że zachowanie wewnętrznej różnorodności jest korzystne dla państwa, więc

uznaję monolityczną koncepcję narodu za chybioną.

Postrzegam go podobnie jak feudalizm krystalizujący z plemiennych praw Germanów na

gruzach Ekumeny. Z nami będzie podobnie.

Postmodernizm jest uskrajnioną postacią indywidualizmu i atomizmu, toteż jego konsekwencją może być

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

16 z 95 2012-10-06 15:06

tylko "liberalniejsza i demokratyczniejsza" liberalna demokracja ze zmaksymalizowaną i wciąż rosnącą

liczbą "mniejszości" i ich oficjalnie uznanych "praw". W gruncie rzeczy jest to kontynuacja

demoliberalnej koncepcji Johna Stuarta Milla.

Wydaje mi się, że do roli sojuszników tradycjonalistów w walce z tym, co mamy obecnie,

predestynowane są raczej co bardziej zapyziałe kierunki modernistyczne, przejawy "niedokończonego

modernizmu", jak się powyżej wyraził jeden z kolegów - bo tzw. "postmodernizm" to właśnie

nowoczesność doprowadzona do swoich skrajnych konsekwencji.

Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 16:47

Ale dla mnie przedmiotem troski jest w tym miejscu właśnie etnos/narodowość. Do rozpoznania

wiążących się z nim problemów nadaje się zaś właśnie nacjonalizm, bez którego z kolei można sobie

doskonale poradzić wskazując pryncypia, na jakich winno opierać się teologia polityczna legitymizująca

państwo. Z kolei żadna inna koncepcja niż nacjonalizm, do podniesienia zagadnienia etnosu/narodowości

się nie nadaje. Stąd uważam, że nacjonalizm powinien zostać związany z tym właśnie poziomem

rzeczywistości.

Nacjonalizm integralny był koncepcją teoretyczną stworzoną przed stu (z okładem) laty, na potrzeby

ówczesnego wyzwania, jakim było ustosunkowanie się ruchów kontrrewolucyjnych wobec kwestii

narodowej. Ale dziś warunki zewnętrzne diametralnie się zmieniły, kontrrewolucja sczezła w sensie

społecznym i doktrynalnym, tradycjonalizm zaś musi ustosunkować się do rzeczywistości zbudowanej na

nowym paradygmacie, mianowicie do Postmoderny. I tutaj bardziej przydatne są kierunki

"volkistowskie", wyraźniej korespondujące z procesami "glokalizacji".

Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 17:06

Ronald..Lasecki napisał/a:Ale dla mnie przedmiotem troski jest w tym miejscu właśnie

etnos/narodowość. Do rozpoznania wiążących się z nim problemów nadaje się zaś właśnie

nacjonalizm, bez którego z kolei można sobie doskonale poradzić wskazując pryncypia, na

jakich winno opierać się teologia polityczna legitymizująca państwo. Z kolei żadna inna

koncepcja niż nacjonalizm, do podniesienia zagadnienia etnosu/narodowości się nie

nadaje. Stąd uważam, że nacjonalizm powinien zostać związany z tym właśnie poziomem

rzeczywistości.

Z tym, że uwypuklenie czynnika etnicznego (ekskluzywnego) w nacjonalizmie prowadzić będzie do tego,

że:

a) jeśli w państwie jest więcej niż jedna narodowość, a siły są porównywalne, nacjonalizm będzie je

prowokować do wzajemnego konfliktu;

b) jeżeli w państwie jest wiele narodowości, ale jedna dominuje, albo jest jedna narodowość i mniejsze

etniczne grupy nie-narodowościowe, jak dawni "tutejsi" czy Poleszucy na Ziemiach Wschodnich,

nacjonalizm będzie podjudzał dominującą narodowość do agresywnego postępowania z tymi

mniejszościami, czy wręcz dążenia wyprania ich z ich rożsamości i przerobienia na siebie.

A to już grozi destabilizacją państwa.

Dlatego wydaje mi się, że naród i nacjonalizm należy pojmować na sposób inkluzywny, nie ekskluzywny.

Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 17:25

[quote="Adam Danek"]

Z tym, że uwypuklenie czynnika etnicznego (ekskluzywnego) w nacjonalizmie prowadzić

będzie do tego, że:

a) jeśli w państwie jest więcej niż jedna narodowość, a siły są porównywalne, nacjonalizm

będzie je prowokować do wzajemnego konfliktu;

b) jeżeli w państwie jest wiele narodowości, ale jedna dominuje, albo jest jedna

narodowość i mniejsze etniczne grupy nie-narodowościowe, jak dawni "tutejsi" czy

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

17 z 95 2012-10-06 15:06

Poleszucy na Ziemiach Wschodnich, nacjonalizm będzie podjudzał dominującą narodowość

do agresywnego postępowania z tymi mniejszościami, czy wręcz dążenia wyprania ich z ich

rożsamości i przerobienia na siebie.

A to już grozi destabilizacją państwa.

Właśnie z tego powodu, postuluję oparcie polityki państwa na zasadzie innej niż narodowa, równocześnie

jednak postuluję, aby władza uznawała podlegające jej etnosy za coś, co powinno trwać i się rozwijać,

zatem dostrzegała ten czynnik i brała go pod uwagę jako jedną ze zmiennych.

Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 18:46

Ronald..Lasecki napisał/a:Właśnie z tego powodu, postuluję oparcie polityki państwa na

zasadzie innej niż narodowa, równocześnie jednak postuluję, aby władza uznawała

podlegające jej etnosy za coś, co powinno trwać i się rozwijać,

Ja się z tym zgadzam. Chodzi mi o wypracowanie takiego nacjonalizmu, który z jednej strony czyni dla

wszystkich tych etnosów (czy innych grup, np. wyznaniowych) wspólne państwo czymś cennym, i

rzeczywiście wspólnym tj. łączącym je ponad wzajemnymi różnicami (przy ich zachowaniu i

respektowaniu), a z drugiej strony potrafi mobilizować owe grupy do konstruktywnej służby państwowej.

Jako ilustrację przytoczę słowa Stanisława Cata-Mackiewicza z jego książki z 1945 r.:

Propagowałem od 1922 w Polsce tezę, że skutkiem odzyskania własnego państwa winna być zmiana

charakteru nacjonalizmu polskiego. Za czasów zaborów miał on z natury rzeczy charakter defensywny,

broniliśmy polskości, nie mogliśmy jej zasięgu powiększać. Teraz natomiast, gdyśmy odzyskali własne

państwo, powinniśmy w niem rządzić tak, aby było ono potrzebne i Ukraińcom i Białorusinom, a tylko w

ten sposób możemy uzyskać asymilację wpierw państwową, a potem, być może, nawet narodową,

naszych słowiańskich mniejszości narodowych. Obóz narodowy w Polsce był bardzo daleki od tego

sposobu rozumowania i stawiał zawsze znak równania pomiędzy mniejszością nieterytorjalną, której

słusznie asymilować nie chciał a mniejszościami terytorjalnemi, jak o tem piszę w swej "Historji" w

rozdziale p.t. "największy błąd stronnictwa narodowego".

Dla bystrzaków z "ruchu" nie do pojęcia jest, że polemika Cata-Mackiewicza, Bukowieckiego czy Adolfa

Bocheńskiego z ND była polemiką o kształt polskiego nacjonalizmu, a nie przeciw polskiemu

nacjonalizmowi.

Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 19:28

[quote="Adam Danek"]

Propagowałem od 1922 w Polsce tezę, że skutkiem odzyskania własnego państwa winna

być zmiana charakteru nacjonalizmu polskiego. Za czasów zaborów miał on z natury rzeczy

charakter defensywny, broniliśmy polskości, nie mogliśmy jej zasięgu powiększać. Teraz

natomiast, gdyśmy odzyskali własne państwo, powinniśmy w niem rządzić tak, aby było

ono potrzebne i Ukraińcom i Białorusinom, a tylko w ten sposób możemy uzyskać

asymilację wpierw państwową, a potem, być może, nawet narodową, naszych słowiańskich

mniejszości narodowych. Obóz narodowy w Polsce był bardzo daleki od tego sposobu

rozumowania i stawiał zawsze znak równania pomiędzy mniejszością nieterytorjalną, której

słusznie asymilować nie chciał a mniejszościami terytorjalnemi, jak o tem piszę w swej

"Historji" w rozdziale p.t. "największy błąd stronnictwa narodowego".

- autor występuje z pozycji Polaka-gospodarza swojego państwa

- Białorusini i Ukraińcy są tutaj "elementem dodanym"

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

18 z 95 2012-10-06 15:06

- jako stan pożądany traktowana jest możliwa asymilacja narodowa

W mojej interpretacji natomiast:

- członkowie narodu liczebnie przeważającego winni być takimi samymi poddanymi suwerena, jak

narodów mniej licznych. Grupy te mogą oczywiście różnić się pozycją prawną lub przywilejami, ale nie

powinno to wynikać stąd iż jedna z nich uznawana jest za "gospodarza w państwie", zaś państwo za jej

wytwór. "Gospodarzem" musi być bowiem nie konkretny naród, ani nawet nie szlachta tego narodu,

tylko wyrażający uniwersalną Zasadę suweren.

- państwo może znajdować swoją narodowościową bazę przede wszystkim w jednym narodzie, ale

powinno przy tym na pierwszym miejscu reprezentować principium ponadnarodowe, tak więc

rozróżnienie na "naród przyjmujący" i "narody goszczące" nie powinno mieć miejsca

- jak wspomniałem wcześniej, różnorodność narodowa jest rezultatem zróżnicowania warstwy fizycznej

świata oraz pewnego rodzaju "nieoznaczoności" i "przypadkowości" rozwoju wydarzeń historycznych.

Ujednolicenie nie powinno być zatem treścią forsowanej polityki (chociaż pewna dyfuzja pomiędzy

narodami może rzecz jasna zachodzić - byle w sposób naturalny). Koncepcja "One-World", niezależnie

czy miałby być on wypełniony przez "restauracje" McDonald's, przez gotyckie katedry, czy przez

socrealistyczne blokowiska, jest koszmarną dystopią, na dodatek niemożliwą do urzeczywistnienia.

Bliższy więc byłby mi model państwa ideokratycznego i etnodyferencjalistycznego niż nacjonalistycznego

w tym rozumieniu, w jakim opisuje nacjonalizm cytat. Przy czym w obrębie takiego uniwersalnego

Imperium mogłyby sobie istnieć politycznie ustrukturowane calości narodowe, ale właśnie jako subiekty,

jako partykularyzmy.

Dla bystrzaków z "ruchu" nie do pojęcia jest, że polemika Cata-Mackiewicza,

Bukowieckiego czy Adolfa Bocheńskiego z ND była polemiką o kształt polskiego

nacjonalizmu, a nie przeciw polskiemu nacjonalizmowi.

Poza pewną techniką myślenia o stosunkach międzynarodowych (właśnie międzynarodowych - nie

międzypaństwowych czy międzysuwerennych) i koncepcjami organicznikowskimi, Narodowa Demokracja

jest nurtem całkowicie bezwartościowym.

Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 19:50

Ronald..Lasecki napisał/a:- jako stan pożądany traktowana jest możliwa asymilacja

narodowa

Ale naród =/= etnos tutaj. Chodziło o rezygnację przez Ukraińców i Białorusinów (i innych) z dążeń do

"samostanowienia" podejmowanych (czy choćby deklarowanych) przeciw państwu polskiemu, a

wprzęgnięciu ich w polską państwowość.

Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 20:28

Polska jest tu dość uciążliwym punktem odniesienia, bo w języku polskim nie wykształciło się

rozróżnienie pomiędzy "narodem politycznym"a etnosem. Obydwie różniące się przecież od siebie

zbiorowości określa się mianem "Polaków", co staje się powodem pewnej poznawczej konfuzji i

terminologicznego zamętu. Już nie wspominając, że czyni mocno skomplikowanym utożsamienia się

jakiegokolwiek innego narodu z państwem polskim, imperium polonicum, czy wręcz postrzegania jako

szansy "stania się Polakami". Lepsza sytuacja panuje pod tym względem rzeczywiście między innymi w

UK i w Rosji, gdzie przynależność narodowa i przynależność państwowa zyskują odrębne określenia.

Natomiast w cytowanym fragmencie Cat-Mackiewicz pisze ewidentnie mieszając dwa rozumienia narodu

(etniczne lub kulturowe i polityczne), skoro najpierw pisze o "obronie poskości", później o natomiast o

uzyskaniu dla niej "własnego państwa".

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

19 z 95 2012-10-06 15:06

Koncepcja państwa narodowego dla Polaków rozumianych jako etnos i zarazem naród polityczny nie jest

oczywiście zła, tyle że niesposób później się dziwić, że Ukraińcy nie czują się nobilitowani możliwością

"stania się Polakami" (nawet jeśli z naszego punktu widzenia byłoby dobrze, gdyby się czuli).

Strukturalnie stabilniejszym rozwiązaniem byłoby już polskie państwo etniczne wpisane w porządek

imperialny (np. europejski).

Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 21:01

Ronald..Lasecki napisał/a:Poza pewną techniką myślenia o stosunkach międzynarodowych

(właśnie międzynarodowych - nie międzypaństwowych czy międzysuwerennych) i

koncepcjami organicznikowskimi, Narodowa Demokracja jest nurtem całkowicie

bezwartościowym.

A ja ostatnio doszedłem do odwrotnego wniosku, mianowicie, że żaden z większych nurtów w historii

polskiej myśli politycznej nie może być uznany za całkowicie bezwartościowy - ani ludowcy, ani

socjaliści, ani pozytywiści, ani ND, nawet, jeśli z zasadniczymi punktami ich programów nie można się

zgodzić. Sądzę, że trzeba raczej rozgrzebać każdy z tych nurtów i, poniekąd po Gabisiowsku, wyciągnąć

z niego to, co jest przydatne czy wartościowe.

Ronald..Lasecki - 23 Wrzesień 2011, 21:05

Adam Danek napisał/a:

A ja ostatnio doszedłem do odwrotnego wniosku, mianowicie, że żaden z

większych nurtów w historii polskiej myśli politycznej nie może być uznany

za całkowicie bezwartościowy - ani ludowcy, ani socjaliści, ani pozytywiści,

ani ND, nawet, jeśli z zasadniczymi punktami ich programów nie można się

zgodzić. Sądzę, że trzeba raczej rozgrzebać każdy z tych nurtów i, poniekąd

po Gabisiowsku, wyciągnąć z niego to, co jest przydatne czy wartościowe.

Nie ma co się grzebać w demoliberalnym bagienku. Równie dobrze można by "rozgrzebywać po

gabisiowsku" AWS, PO, PiS, PSL, UP, UPR a nawet "republikanów".

Adam Danek - 23 Wrzesień 2011, 21:38

Ronald..Lasecki napisał/a:Nie ma co się grzebać w demoliberalnym bagienku.

A no właśnie wcale nie wszystkie koncepcje tych ruchów pasują do demoliberalizmu.

Do współczesnych politykierów nie ma w ogóle porównania. Uderzyło mnie to swego czasu, kiedy na

potrzeby wystąpienia na jakiejś konferencji naukowej siedziałem nad przedwojenną prasą polityczną

(zwłaszcza, że sam zawsze wyrażałem się entuzjastycznie o maglowaniu w Brześciu Litewskim itd.).

Zasadnicza różnica polega choćby na tym, że tamci ludzie byli in gremio patriotami - jakkolwiek mogli

się spierać o kierunek polityki, to jednak zasadniczo obchodziła ich racja stanu, dobro państwa i narodu.

Popieranie polityki polegającej na służalczym realizowaniu przez Polskę celów innego państwa dla

żadnego z tych obozów było nie do pomyślenia, tymczasem wymienione przez Ciebie partie kartelowe

spierają się w zasadzie tylko o to, czy należy wysługiwać się USA, czy Rosji, czy może Niemcom. Nie

wspominając o tym, że przedwojenny organ prasowy głupich chadeków czy ludowców stał na poziomie

intelektualnym, jakiego dziś nie uświadczy się w żadnej gazecie.

Co zaś do Cata, to właśnie bracia Mackiewiczowie są przedstawicielami takiego kierunku, o jakim myślę.

Konsekwentnie oponowali przeciw etnocentrycznej, "polonizacyjnej" polityce, realizowanej na Ziemiach

Wschodnich (czy raczej ich resztce, jaką Polska pozostawiła sobie w traktacie ryskim) zarówno pod

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

20 z 95 2012-10-06 15:06

dyktando ND, jak i po 1926 r. przez sanację. Brali (zwłaszcza Józef Mackiewicz) stronę praktycznie

każdego, kto był przez tę krótkowzroczną politykę tłamszony: Cerkwi, lokalnych społeczności Żydów,

białoruskich "tutejszych", rybaków z Wileńszczyzny itd. Cat był zwolennikiem opanowania przez Polskę

na Wschodzie bodaj całości ziem Rzeczypospolitej sprzed 1772 r., a Ukraińców i Białorusinów postrzegał

jako "mniejszości terytorialne", a więc trwale związane z określonymi częściami tych ziem, toteż nie

deprecjonował ich bynajmniej do roli "elementu dodanego"

Bartosz Bekier - 24 Wrzesień 2011, 15:30

W przedmiocie dyskusji o kształcie nacjonalizmu dla mnie największym autorytetem pozostaje B.

Piasecki. Jego 'ideologia wielkiego narodu' tym różniła się od koncepcji endeckich, czy wczesnych

narodowo-radykalnych (Wasiutyński), że nie opowiadał się za forsowną, czy jakąkolwiek inną

jednostronną asymilacją słowiańskich mniejszości, lecz "obopólną asymilacją" w ramach coraz bardziej

zacieśniającej się federacji, wychodząc z przesłanki że 1) państwo wytwarza i kształtuje naród, a nie

odwrotnie, 2) Polska związana z Rusią istniała przez długi okres czasu jako odrębny fenomen

cywilizacyjny (zerwanie z Konecznym) i należałoby do tego stanu powrócić, rozpoczynając od silnych

związków politycznych, które z czasem miałyby przekształcić się w coś na kształt federacji w ramach

której etnosy wytworzyłyby życie kulturowe nowego typu. Uważam, że tylko w takiej sytuacji mogłoby

nastąpić "uwolnienie" tożsamości regionalnych, tych wszystkich Kaszubów, Hucułów, Górali, Łemków,

Tatarów podlaskich i krymskich, Bojków itd., które obok większych etnosów wytwarzałyby nowy rodzaj

cywilizacji, której matrycą byłoby wspólne, wielkie państwo.

Co się natomiast tyczy współczesnych polskich wspólnot regionalnych w ramach państwa narodowego (w

obecnych granicach nie ma sensu rozważać jakiejkolwiek innej jego formuły), to ich istnienie powinno

być traktowane jako tożsamość innego szczebla, aniżeli tożsamość narodowa. Pielęgnowanie lokalnych

tradycji nigdy nie powinno odbywać się w opozycji do fundamentalnej wspólnoty jaką jest naród, zaś ów

patriotyzm lokalny powinien rozwijać się jako dopełnienie szerszej tożsamości narodowej. Każdorazowe

pojawienie się głębszego poczucia regionalnej odrębności, zejście na poziom zarezerwowany dla

wspólnoty narodowej, powinno być traktowane jako tendencja odśrodkowa i odpowiednio wygaszane.

Ronald..Lasecki napisał/a:Polska jest tu dość uciążliwym punktem odniesienia, bo w języku

polskim nie wykształciło się rozróżnienie pomiędzy "narodem politycznym"a etnosem.

Wszystkiemu, jak zwykle, zawiniły Rozbiory. W XVII-XVIII wieku określenie "Rzeczpospolita" pełniło

mniej więcej taką samą funkcję jak UK, więc gdyby nasza państwowość nie została gwałtownie

przerwana, lub odrodziła się w początkach XIX wieku, to może pojawiłoby się również wyraźnie

rozróżnienie językowe określające naród polityczny. Pisarz D. Spychalski spekuluje, że mogłoby chodzić o

Rzeplitów :) Nazwą państwową, która nie zniechęcałaby przywołanych przez Ciebie wcześniej Ukraińców,

mogłaby być właśnie Rzeczpospolita, Rzeczpospolita Obojga Naród - lub, żeby problematycznie nie

uściślać ilości zamieszkujących ją narodów, analogicznie do Wielkiej Brytanii - Wielka Rzeczpospolita. W

dzisiejszej Polsce nie ma, rzecz jasna, odpowiedniej siły politycznej która mogłaby operować tego

rodzaju optyką, ale z teoretycznego punktu widzenia jest to wykonalna akrobacja.

Ronald..Lasecki - 24 Wrzesień 2011, 20:39

[quote="Bartosz Bekier"]

W przedmiocie dyskusji o kształcie nacjonalizmu dla mnie największym autorytetem

pozostaje B. Piasecki. Jego 'ideologia wielkiego narodu' tym różniła się od koncepcji

endeckich, czy wczesnych narodowo-radykalnych (Wasiutyński), że nie opowiadał się za

forsowną, czy jakąkolwiek inną jednostronną asymilacją słowiańskich mniejszości, lecz

"obopólną asymilacją" w ramach coraz bardziej zacieśniającej się federacji, wychodząc z

przesłanki że 1) państwo wytwarza i kształtuje naród, a nie odwrotnie, 2) Polska związana

z Rusią istniała przez długi okres czasu jako odrębny fenomen cywilizacyjny (zerwanie z

Konecznym) i należałoby do tego stanu powrócić, rozpoczynając od silnych związków

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

21 z 95 2012-10-06 15:06

politycznych, które z czasem miałyby przekształcić się w coś na kształt federacji w ramach

której etnosy wytworzyłyby życie kulturowe nowego typu. Uważam, że tylko w takiej

sytuacji mogłoby nastąpić "uwolnienie" tożsamości regionalnych, tych wszystkich

Kaszubów, Hucułów, Górali, Łemków, Tatarów podlaskich i krymskich, Bojków itd., które

obok większych etnosów wytwarzałyby nowy rodzaj cywilizacji, której matrycą byłoby

wspólne, wielkie państwo.

W sumie, takie naturalne i organiczne przenikanie się etnosów jest czymś rzeczywiście zachodzącym w

historii i z kolei rodzajem inżynierii społecznej byłoby zapobieganie mu za wszelką cenę. Trochę na

podobnej zasadzie u zarania państwowości polskiej przenikały i oddziaływały na siebie wzajemnie

etnosy, powiedzmy Wiślanie, Lędzice, Goplanie, czy jakieś ludy śląskie w rodzaju Opolan lub Golęczyców.

Czynnikiem spajającym powinna być tu dynastia panująca i rozmaite formy jej obecności (na przykład

posiadane ziemie) na terenach rożnych plemion. Przy czym trudno wyobrazić sobie powrót do takiego

stanu rzeczy współcześnie. Był on charakterystyczny dla społeczności premodernistycznych.

Najbliższymi rozpoznaniu wlaściwego porządku rzeczy spośród modernistycznych koncepcji

konstytucyjnych (przy poprawce na ogólnie fałszywy charakter Moderny) były "organiczny federalizm"

przypisywany "drugiej" Rzeszy i powojenny federalizm asymetryczny, którego modelowym przykładem

są Włochy (podobną acz bardziej "dynamiczną" formułę posiada Rosja, za to zupełnie nie sprawdziła się

ona w Hiszpanii). Z jednej strony mamy tutaj prawne wyodrębnienie podmiotów faktycznie różniących

się od reszty kraju, z drugiej strony rozdział pomiędzy prerogatywami rządu centralnego a

kompetencjami władz prowincjonalnych różni się w zależności od przypadku i nie jest mechanistyczną

abstrakcją, jak w klasycznym federalizmie lub w podziale kompetencji pomiędzy władzą centralną a

władzami terenowymi w państwach unitarnych. Można natomiast zastanawiać się nad charakterem tych

kompetencji, czy na przykład ograniczenie prawa osiedlania się osób spoza danej prowincji nie byłoby

czymś sensowniejszym, niż samorząd gospodarczy (zazwyczaj stwarzający tendencje separatystyczne)

lub własny parlament (forum na którym gardłować mogą do woli różni szaleńcy). Dobrym wzorem byłyby

tu sprawnie zarządzane północnokaukaskie republiki związkowe Rosji, rządzone zazwyczaj przez jakiegoś

namaszczonego przez Kreml "lennika" (czasem jak w Czeczenii nawet przez rodzimą "dynastię"), który z

kolei ma grono własnych "klientów".

Co się natomiast tyczy współczesnych polskich wspólnot regionalnych w ramach państwa

narodowego (w obecnych granicach nie ma sensu rozważać jakiejkolwiek innej jego

formuły), to ich istnienie powinno być traktowane jako tożsamość innego szczebla, aniżeli

tożsamość narodowa. Pielęgnowanie lokalnych tradycji nigdy nie powinno odbywać się w

opozycji do fundamentalnej wspólnoty jaką jest naród, zaś ów patriotyzm lokalny powinien

rozwijać się jako dopełnienie szerszej tożsamości narodowej. Każdorazowe pojawienie się

głębszego poczucia regionalnej odrębności, zejście na poziom zarezerwowany dla

wspólnoty narodowej, powinno być traktowane jako tendencja odśrodkowa i odpowiednio

wygaszane.

Ja natomiast jestem zwolennikiem widzenia wspólnot prowincjonalnych jako poszczególnych organów

całości organizmu państwowego. Natomiast zaznaczające się na niższym szczeblu instynkty etniczne i

rasowe - za miejscowy wyraz nacjonalizmu calości etnicznej jako takiej. Składa się ona z poszczególnych

ludów i plemion, których odruch ksenofobiczny - nawet jeśli skierowany jest w danej sytuacji przeciw

krewniaczej grupie etnicznej - jest po prostu mniej czy bardziej uświadomionym pragnieniem

zachowania czystości rasy. Nie musi to być ostrzeżeniem przed secesjonizmem, gdyż dla zwartej,

spójnej, wyraźnie zaznaczającej swą tożsamosć wspólnoty organicznej, czymś zupełnie naturalnym,

czego domaga się sama struktura takiej wspólnoty, jest partycypacja w porządku wyższego rzędu. Tak

więc rodziny w klanie, klanu w plemieniu, plemienia w narodzie, narodu w superetnosie, superetnosu

wreszcie w Imperium. Taki wyższy porządek wówczas ich nie tłasi, lecz obejmuje.To wszystko nie

zmienia faktu, że członkowie danej rodziny mogą czuć uzasadnioną niechęć przed krzyżowaniem się z

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

22 z 95 2012-10-06 15:06

członkami innej rodziny, mieszkańcy jakiejś prowincji mogą zaś nie życzyć sobie napływu i osiedlania się

w swoim kraju mieszkańców innej ziemi. W politologii anglojęzycznej nazywa się to chyba "grass-root

nationalism".

Oczywiście, we współczesnej Polsce rozważania takie mają w odniesieniu do większości regionów

charakter czysto akademicki; kilka kataklizmów dziejowych, które przewaliły się przez nasze ziemie z

drugą wojną światową na czele, zupełnie zniszczyły organiczne i zakorzenione populacje autochtoniczne,

zrywając zupełnie historyczną, materialną i majątkową, wreszcie zaś duchową i kulturową ciągłość.

Najlepszym przykładem jest tu Warszawa, której autochtoniczna populacja (i nie mam tu na myśli

Żydów) została doszczętnie unicestwiona.

Wszystkiemu, jak zwykle, zawiniły Rozbiory. W XVII-XVIII wieku określenie

"Rzeczpospolita" pełniło mniej więcej taką samą funkcję jak UK, więc gdyby nasza

państwowość nie została gwałtownie przerwana, lub odrodziła się w początkach XIX wieku,

to może pojawiłoby się również wyraźnie rozróżnienie językowe określające naród

polityczny. Pisarz D. Spychalski spekuluje, że mogłoby chodzić o Rzeplitów :) Nazwą

państwową, która nie zniechęcałaby przywołanych przez Ciebie wcześniej Ukraińców,

mogłaby być właśnie Rzeczpospolita, Rzeczpospolita Obojga Naród - lub, żeby

problematycznie nie uściślać ilości zamieszkujących ją narodów, analogicznie do Wielkiej

Brytanii - Wielka Rzeczpospolita. W dzisiejszej Polsce nie ma, rzecz jasna, odpowiedniej

siły politycznej która mogłaby operować tego rodzaju optyką, ale z teoretycznego punktu

widzenia jest to wykonalna akrobacja.

Mam alergię na pojęcia "naród polityczny", "republika" i tym podobne. To takie "polskie" i takie

anarchiczne. Zaraz pojawiają się sejmy, konfederacje, rokosze, przywileje, wolności, prawa etc. Bardziej

zawsze podobały mi się odniesienia takie jak starożytny Egipt, państwo Inków, Japonia. Tak więc

bardziej "chtoniczne", ale paradoksalnie też bardziej "solarne" i monarchiczne określenia w rodzaju

"Synowie Słońca", "solarna rasa", "rasa Wielkiej Japonii" etc. W Europie taki mit rasowy rozbudziła na

nowo "trzecia" Rzesza, ale - jak slusznie zarzucali przywódcom tego państwa tradycjonaliści - naziści

zupełnie nie rozpoznali solarnej (ponadnarodowej) zasady Państwa, co też ostatecznie ich zgubiło.

Adam Danek - 24 Wrzesień 2011, 21:23

Ronald..Lasecki napisał/a:Mam alergię na pojęcia "naród polityczny", "republika" i tym

podobne. To takie "polskie" i takie anarchiczne.

Republikanizm nie jest polski. To bajka konstruowana na własne potrzeby przez różne "Arcana" i

"Pressje". Republikanizm jest kosmopolityczny i jest rakiem w każdej historycznej wspólnocie

politycznej.

Co zaś do narodu, to, jak pisałem, statokratyzm otwiera korzystną perspektywę właśnie dlatego, że

rozpoznaje więź narodową jako więź polityczną (państwową), ale zarazem oczyszcza ją z momentów

demokratycznych i republikańskich.

Tankomaster - 24 Wrzesień 2011, 21:37

Najbliższymi rozpoznaniu wlaściwego porządku rzeczy spośród modernistycznych koncepcji

konstytucyjnych (przy poprawce na ogólnie fałszywy charakter Moderny) były "organiczny

federalizm" przypisywany "drugiej" Rzeszy

Litości, a germanizacja Polaków, Duńczyków w Holsztynie, Alzatczyków? Do tego Kulturkampf i ogólnie

skażenie biologistyczne i szowinistycze o czym Adam wspominał...

Adam Danek - 24 Wrzesień 2011, 22:05

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

23 z 95 2012-10-06 15:06

Ronald..Lasecki napisał/a:Oczywiście, we współczesnej Polsce rozważania takie mają w

odniesieniu do większości regionów charakter czysto akademicki; kilka kataklizmów

dziejowych, które przewaliły się przez nasze ziemie z drugą wojną światową na czele,

zupełnie zniszczyły organiczne i zakorzenione populacje autochtoniczne, zrywając zupełnie

historyczną, materialną i majątkową, wreszcie zaś duchową i kulturową ciągłość.

Niestety, to prawda. Wyrazem politycznej i intelektualnej jałowości "ruchu narodowego" był fakt, że swą

tożsamość "ideową" usiłował on tworzyć przez nieustanne deklarowanie niechęci do nieistniejących od

dawna jako zagadnienie społeczne Żydów i "mniejszości narodowych".

Ostatnio zaś co bardziej "światli" luminarze "ruchu", chcąc go "ucywilizować", coraz skuteczniej wpajają

mu inną tożsamość "ideową", polegającą na fetowaniu w kółko podziemia zbrojnego z II wojny

światowej.

Ewolucja od martwoty do martwoty.

Niemniej, wydaje mi się, że Polska powinna zbudować dla siebie jakąś "siłę atrakcyjną", pozwalającą jej

przyciągać życzliwe zainteresowanie państw regionu i przekładać je na polityczne konkrety - polski

nacjonalizm również musi więc przyjąć sprzyjającą temu formułę, zarówno "na zewnątrz", jak i "na

wewnątrz".

Adam Danek - 24 Wrzesień 2011, 22:07

Tankomaster napisał/a:

Najbliższymi rozpoznaniu wlaściwego porządku rzeczy spośród

modernistycznych koncepcji konstytucyjnych (przy poprawce na ogólnie

fałszywy charakter Moderny) były "organiczny federalizm" przypisywany

"drugiej" Rzeszy

Litości, a germanizacja Polaków, Duńczyków w Holsztynie, Alzatczyków? Do tego

Kulturkampf i ogólnie skażenie biologistyczne i szowinistycze o czym Adam wspominał...

Ronaldowi chodziło, jak sądzę, o rozwiązania prawno-ustrojowe, które faktycznie w całkiem udany

sposób godziły autonomię poszczególnych monarchii związkowych ze spójnością i sterownością państwa

na poziomie federalnym. Przykład niemiecki zapładniał w Polsce myśl ustrojową Studnickiego, zwłaszcza

jego projekt konstytucji decentralistycznej z 1929 r., dedykowany Piłsudskiemu.

Ronald..Lasecki - 24 Wrzesień 2011, 23:44

[quote="Adam Danek"]

Niestety, to prawda. Wyrazem politycznej i intelektualnej jałowości "ruchu narodowego"

był fakt, że swą tożsamość "ideową" usiłował on tworzyć przez nieustanne deklarowanie

niechęci do nieistniejących od dawna jako zagadnienie społeczne Żydów i "mniejszości

narodowych".

...podobnie jak do szeregu zupełnie zdezaktualizowanych już zagadnień historycznych o charakterze

niekoniecznie tyczącym się kwestii narodowościowych (np. Piłsudski) lub posługując się równie

zdezaktualizowanymi historycznymi clichés (przysłowiowe "Niemcy, Rosja i kwestia polska"), poprzez

które próbowano budować zupełnie przez to zafalszowany obraz współczesnej rzeczywistości.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

24 z 95 2012-10-06 15:06

Ostatnio zaś co bardziej "światli" luminarze "ruchu", chcąc go "ucywilizować", coraz

skuteczniej wpajają mu inną tożsamość "ideową", polegającą na fetowaniu w kółko

podziemia zbrojnego z II wojny światowej.

To w gruncie rzeczy przedłużenie tego, o czym napisałem wyżej, tylko w wersji bardziej "politycznie

poprawnej".

Ewolucja od martwoty do martwoty.

Da się zauważyć jeszcze jeden nurt: próbę stworzenia w Polsce czegoś w rodzaju nacjonalizmu

trzecioświatowego, a w każdym razie splecionego strategicznie z nacjonalizmami pozaeuropejskimi i

antyzachodnimi. Koncepcja niby jest atrakcyjna i sam nawet sporo ostatnio na jej temat czytam, chociaż

osobiście nie jestem pewien, czy przenoszenie jej do Polski tu i teraz nie jest przypadkiem też

rzutowaniem pewnej cliché, tyle że wymyślonej w Europie Zachodniej przed około pięćdziesięciu laty.

Konkretnie, to nie jestem pewien (w dosłownym tych słów znaczeniu), czy w Polsce istnieje społeczno-

ekonomiczna baza pod rozwój takiego nacjonalizmu. Sam nie mam raczej styczności z ewentualnie

istniejącymi gorzej materialnie sytuowanymi grupami, i prawdę powiedziawszy to nie wiem, czy

rzeczywiście one istnieją, jeżeli zaś tak, to jak bardzo podatne mogłyby być na hasła rewolucyjne (nawet

"wyborczo rewolucyjne") i nacjonalistyczne. Intuicyjnie wydaje mi się jednak, że nasze czasy

materializującej się gdzieś od dwudziestu lat Postmoderny, raczej dezaktualizują program budowania

masowego ruchu politycznego lub nawet wysuwania tzw. "kwestii społecznej". Ilustracją są tu państwa

obecnie pogrążone w długach i trawione kryzysem (czy nawet zapaścią) gospodarczym, tak więc Grecja,

Hiszpania, Irlandia, Cypr, Włochy, do pewnego stopnia Izrael, potencjanie Belgia. Wszędzie tam

dochodzi do pokojowych protestów ulicznych lub nawet do zajść, ale nigdzie na fali tych niepokojów i

ewidentnego strukturalnego kryzysu nie powstało (ani nie rozwinęło się już istniejące) zorganizowane

ugrupowanie rewolucyjne lub populistyczne. Fala bliskowschodnich rewolucji rozbiła się u wybrzeży

Europy. Innymi słowy, wydaje mi się, że żyjemy w "epoce powszechnej apolityzacji i neutralizacji", gdy

przedmiotem sporów są już co najwyżej "wartości postmaterialistyczne" ("prawa człowieka", pedalstwo

itp). Czyli szanse działania leżą raczej w sferze "wojen sieciowych" (tworzenia pewnej siatki pojęć) i

"struktur sieciowych", ale w szczegółach to w sumie sam jeszcze nie wiem.

Niemniej, wydaje mi się, że Polska powinna zbudować dla siebie jakąś "siłę atrakcyjną",

pozwalającą jej przyciągać życzliwe zainteresowanie państw regionu i przekładać je na

polityczne konkrety - polski nacjonalizm również musi więc przyjąć sprzyjającą temu

formułę, zarówno "na zewnątrz", jak i "na wewnątrz".

Ja natomiast całkiem poważnie wspomniałem w którymś momencie o dwustronnej umowie dotyczącej

kolonizacji przez polski etnos niemieckich obszarów przygranicznych. Jeszcze sto kilkadziesiąt lat temu

takie umowy były czymś oczywistym. Izrael do dziś prowadzi taką politykę w okupowanej przez siebie

części Palestyny, Chiny Ludowe w Tybecie i (podobno) w Mongolii oraz na przygranicznych obszarach

rosyjskiego Dalekiego Wschodu, Brazylia i Peru podobno we własnym interiorze. Do tego bardzo dobrym

pomysłem byłoby podjęcie zagadnienia "Karty Polaka". Tym bardziej, że tego rodzaju kroki akurat z

powodzeniem poczyniły w ostatnim roku Węgry. Jest też sprawa Polaków na Wileńszczyźnie i na

Ukrainie. Skoro rząd potrafi przepraszać za wydanie przez Prokuraturę Generalną władzom białoruskim

danych dotyczących przekazywanych na konto "demokratycznego opozycjonisty" łapówek (informacje

przekazano to zgodnie z obowiązującą dwustronną umową polsko-białoruską), to mógłby odpowiednio

stanowczo zareagować na antypolską politykę Wilna. Możliwości są, choćby przez udziały w Ignalinie i w

ogóle obecność Orlenu, przez udział lotnictwa polskiego w zabezpieczaniu litewskiej przestrzeni

powietrznej, rozmaite kontakty gospodarcze etc. W ostateczności można by nawet zerwać umowę o

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

25 z 95 2012-10-06 15:06

sąsiedztwie i współpracy z Wilnem.

Adam Danek - 25 Wrzesień 2011, 00:10

Ronald..Lasecki napisał/a:Sam nie mam raczej styczności z ewentualnie istniejącymi

gorzej materialnie sytuowanymi grupami,

Jak to nie masz? A absolwenci kierunków humanistycznych na wyższych uczelniach?

Ronald..Lasecki - 25 Wrzesień 2011, 00:25

Adam Danek napisał/a:

Ronald..Lasecki napisał/a:Sam nie mam raczej styczności z ewentualnie

istniejącymi gorzej materialnie sytuowanymi grupami,

Jak to nie masz? A absolwenci kierunków humanistycznych na wyższych uczelniach?

Może to kwestia życia w mieście, ale większość mi znanych osób jakoś tam skończyła; najwięcej okupuje

posadki w Ministerstwie Infrastruktury, ktoś tam w Ministerstwie Gospodarki, jeszcze jeden bodaj w

jakimś centralnym urzędzie celnym, jedna dziewczyna w UOKiK, jeden typ w Royal Bank of Scotland,

parę osób jest za granicą, a jedna znajoma została luksusową prostytutką w Szwajcarii

Bartosz Bekier - 26 Wrzesień 2011, 03:50

Ronald..Lasecki napisał/a:Mam alergię na pojęcia "naród polityczny", "republika" i tym

podobne. To takie "polskie" i takie anarchiczne. Zaraz pojawiają się sejmy, konfederacje,

rokosze, przywileje, wolności, prawa etc. Bardziej zawsze podobały mi się odniesienia takie

jak starożytny Egipt, państwo Inków, Japonia.

Myślę, że można by się kłócić odnośnie tego, czy w czasach o których pisałem, słowo "Rzeczpospolita"

kojarzyło się nieodłącznie z ustrojem republikańskim. Termin ten może budzić jedynie lingwistyczne

zakłopotanie (choć dosłownie "Res publica" nie inklinuje w zasadzie żadnego ustroju), zaś historycznie

jest określeniem wspólnego państwa Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Chodziło o Commonwealth, a nie Republic. Znajomy Francuz nie kojarzący tej subtelności pytał się mnie

kiedyś, cóż my to mieliśmy za republikę, skoro na jej czele stał król. Nie ma też sensu popadać w

kompleksy z powodu naszej <<polskiej>> skłonności do rokoszy, walk o przywileje itd. Nie znam się na

Japonii i państwie Inków, ale starożytny Egipt do którego odniesienia, jak twierdzisz, bardziej Ci się

podobają, to nieprzerwana historia zmagań faraonów z możnowładcami, zbuntowanymi prowincjami,

rozgrywającymi kapłanami, nie płacącymi podatków warchołami pochodzącymi niekiedy z samej rodziny

królewskiej... Kiedy pozycja władcy lekko się chwiała, Egipt rozpadał się na tyle "państw", ilu było

nomarchów. Anarchizm rodzący się z wybujałego partykularyzmu to raczej kwestia ogólnej ułomności

charakteru człowieka, aniżeli wada jakoś szczególnie przypisana do konkretnego narodu.

To, że ustrój Rzeczpospolitej był relatywnie "słaby", chyba najsłabszy w naszej części świata w tamtym

okresie, jest raczej kwestią niewłaściwego, anachronicznego ustroju terytorialnego, który wymuszał na

królu ustępstwa. Decentralizacja, "etnopluralizm", odrębne "organicystyczne" prawa dla każdej

wspólnoty i niemalże każdej prowincji - czyli mniej więcej to, co proponujesz kilka postów wyżej -

doprowadziło do sytuacji, w której monarcha był zakładnikiem setek, jak dzisiaj byśmy powiedzieli, grup

wpływu, natomiast każda jego decyzja musiała być poprzedzona kampanią wewnętrznych targów. W ten

oto sposób Polska w XVI-XVII wieku przeżywała de facto rozbicie dzielnicowe, zaś suma prywatnych

armii stacjonujących (i walczących niekiedy między sobą) w jej granicach przewyższała liczebnie wojska

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

26 z 95 2012-10-06 15:06

monarchy.

Jakkolwiek idea Imperium będąca próbą odzwierciedlenia boskiego ładu na ziemi brzmi bardzo

atrakcyjnie, to każdy zbliżony do niej "technicznie" projekt się nie powiódł, a wewnętrznie skłócona

Rzesza, Święte Cesarstwo Rzymskie, czy imperium Habsburgów, są tego najlepszymi przykładami. Idea

Imperium, taka jaką widzę w niektórych wypowiedziach, pokłada zbytnią wiarę w ludzi - tworzy

partykularyzmy, zakładając, że będą wiernymi poddanymi Cesarza, nie wezmą się wzajemnie za łeb,

bądź do gromady za monarchę, nie zaczną tworzyć wewnętrznych koalicji w celu szantażu dla uzyskania

praw czy wolności w jakiejś tam sprawie - lecz że będą niczym chorały anielskie orbitować w idealnym

Ładzie ku chwale Imperium, jako boskie odzwierciedlenie mitycznego Porządku i solarnej Zasady.

Obawiam się, że gdyby wprowadzić ów system w skali każdego wieloetnicznego państwa (gdzie

podmioty/etnosy faktycznie coś by znaczyły, a nie były jedynie ciekawostką etnograficzą), czy nie daj

Boże, kontynentu, nie mielibyśmy do czynienia z Porządkiem, a z permanentnym Chaosem. Cały projekt

zakończyłby się tak, jak każda z gruntu grzeszna, bo wynikająca z pychy, ludzka próba naśladowania

Boga - upadkiem Wieży Babel. Koncepcja "Europy Stu Flag", proponowana przez niektórych

zachodnioeuropejskich nacjonalistów, czy pod pewnymi względami podobna idea Imperium, która w tym

względzie opiera się na metafizyce i teologii, nie zaś "prawie narodów do samostanowienia", jest w

zasadzie prostą drogą do bałkanizacji Europy.

Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 06:19

Przyczyną degeneracji i rozkładu państwowości polskiej było wykztałcenie się szlacheckiego "narodu

politycznego", uznającego się za podmiot równoważny królowi i uprawniony do stawiania mu żądań.

Narzędziami do tego prowadzącymi były sejm, przywileje prawne i gospodarcze, "prawo do oporu" i

pozostałe elementy składające się na republikańską i wolnościową kulturę polityczną "pierwszej"

Rzeczypospolitej. Przekształcenie monarchii w rzeczpospolitą, czyli stanowe państwo szlachty,

spowodowało zupełny rozkład w nim władzy, która od monarchy przeszła do szlacheckiego "narodu

politycznego" sprawującego ją poprzez sejm, sejmiki ziemskie i konfederacje. Król stał się zaledwie

jednym ze "stanów sejmujących". W XVII wieku przeważyły natomiast tendencje do oligarchizacji -

zarówno majątkowej jak i politycznej. Pierwotnie jednak władza w Polsce, jak i na Litwie, nie była wcale

więcej zanarchizowana, niż wynikałoby to z ówczesnych niedostaków administracyjnych i

ekonomicznych.

Porządek republikański, oparty o taką czy inną formę partycypacji obywateli, opiera się na cnocie.

Zauważył to Monteskiusz. Zakładanie jednak powszechnego panowania cnoty, na dodatek

podtrzymywanej dobrowolnie i bez przymusu zewnętrznego przez samą zbiorowość w której miałaby być

ona zapodmiotowiona, jest socjologicznie i antropologicznie niezbyt realistyczne. Dziś bredzą o tym

"PiS-owcy intelektualiści" prorokujący "moralne odrodzenie wspólnoty narodowej" spojonej "mitem

smoleńskim" i kultem Lecha Kaczyńskiego. Nic takiego się oczywiście nie wydarzy, gdyż republikanizm

jest koncepcją opartą o nieprawdziwe założenia i wobec tego fałszywą i szkodliwą.

Ustrojem stabilnym ma więc szansę stać się ten, w którym dokona się całkowite unicestwienie jednostki

i wtórnych asocjacji międzyludzkich o charakterze politycznym. Zatem ustrój organiczny, którego

kompletną i "domkniętą" formą jest Imperium. Porządek taki może też oczywiście realizować się na

poziomie cząstkowym, w wymiarze ograniczonym do podmiotów międzynarodowych, narodowych lub

nawet krajowych - subnarodowych (np. Państwo Papieskie). Z perspektywy organicznej jest to jedna

zawsze jedynie porządek cząstkowy. Odmowa zaś uczestniczenia przez taki podmiot we wspólnocie

wyższego rzędu dowodzić może co najwyżej niekompletnego rozpoznania swej organicznej natury. Jest

równie absurdalna jak odmowa posłuszeństwa przez dzieci rodzicom, bunt prowincji przeciwko państwu,

lub odmowa uczestniczenia we wspólnocie narodowej. Ukonstytuowanie się na nowo Porządku będzie z

samej swej istoty tożsame ze świtem nowego Imperium, gdyż tylko ono wyraża Prawdę. Będzie ono

wobec tego porządkiem - jak byśmy powiedzieli dzisiejszym językiem - "ideokratycznym".

Co do niedostatków różnych historycznych wcieleń Imperium - kolejnych inkarnacji Zasady Słonecznej,

to wynikały one oczywiście z rozmaitych czynników historycznych z niedorozwojem kultury materialnej i

organizacyjnej na czele (stworzenie odpowiednio ustrukturowanego zarządu, wystarczająca dla jego

utrzymania produkcja i dystrybucja żywności, transport i łączność). Poza tym, dochodziły czynniki w

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

27 z 95 2012-10-06 15:06

rodzaju epidemii, wojen, klęsk żywiołowych, naturalnych w miarę upływu czasu degeneracji, obniżania

witalności i obumierania dynastii, arystokracji i etnosów, nawet zmiany klimatyczne, hydrograficzne czy

cykle klimatyczne i astronomiczne. Nic na ziemi nie trwa wiecznie, nic co ludzkie nie może być doskonałe

i wszystko ma swój kres.

Adam Danek - 26 Wrzesień 2011, 09:33

Tak na marginesie, Beynar-Jasienica w swojej książce Polska anarchia pokazał, że poziom anarchii w

Rzeczypospolitej w epoce nowożytnej nie był wcale wyższy, niż w Niemczech, Anglii, Francji czy

Włoszech.

"Anarchiczne skłonności narodu polskiego" to nie żaden fakt historyczny, lecz ideologiczny wymysł z

jednej strony rozmaitych "wolnościowców"/demokratów/republikanów/liberałów, opiewających je (już

przez cały XIX wiek) z aprobatą, z drugiej strony komunistycznych propagandzistów, potakujących im z

przeciwstawnych pozycji.

Reaktor - 26 Wrzesień 2011, 09:47

Cholera, zgubiłem wątek.

Bartosz Bekier - 26 Wrzesień 2011, 10:11

Pisanie o "monarchii, która przekształciła się w rzeczpospolitą" jest historycznie nieścisłe, o czym

pisałem już wyżej. Określenie Rzeczpospolita było już na dobre używane za Władysława Jagiełły, jako

określenie wspólnego państwa Korony Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Początkowo

przywileje nadawane szlachcie nie odstawały wiele od swobód nadawanych stanowi rycerskiemu w

innych częściach Europy, natomiast o początkach "stanowego państwa szlachty" możemy mówić dopiero

od przywilejów cerekwicko-nieszawskich, czy nawet konstytucji nihil novi. To, że nasi niektórzy rodzimi

historycy robią wszystko by udowodnić, że Polska jest jedną z pierwszych, zapomnianych (chlip chlip)

ojczyzn demokracji i niemalże od początku państwowości pielęgnowała wartości republikańskie ple ple

ple, nie znaczy że należy to bezkrytycznie kupować i powtarzać gdzieś poza bankietem u Ambasadora

USA. W stawianym przez Ciebie za wzór Świętym Cesarstwie Niemieckim władza pochodziła de facto z

elekcji już w czasach, gdy w Polsce panujący monarcha straciłaby bez procesu każdego śmiałka, który

głośno zakwestionowałby prawo jego pierworodnego syna do tronu.

Umacnianie się "wolności" i przywilejów dla polskiej szlachty związane jest właśnie z decentralizacją

ustroju terytorialnego, a co za tym idzie, stworzeniem wielu podmiotów zdolnych do wywierania razem,

bądź osobno nacisków na centralny aparat państwowy w osobie monarchy i jego dworu - co pod wieloma

względami upodobniło system do tego który przez wieki wykrwawiał podzielony, skłócony deutsche Volk.

W "ideokratycznym" ustroju Sacrum Imperium, Cesarz który opuszczał na parę dni Rzeszę, chociażby w

celu odbycia podróży do Rzymu, musiał się liczyć z tym, że nie ma już do czego wracać - wewnętrzna

opozycja wykorzystywała każdą okazję by pozbawić go tronu. Walki wybuchały niekiedy tuż po samej

elekcji, jak było na przykład z pierwszym Ludolfingiem. W inferiorze, do którego z pewnością zaliczają się

materialne aspekty polityki, decentralizacja zawsze będzie wiązała się z rozprężeniem. W życiu narodów i

społeczności coś takiego jak "naturalna, nienaruszalna hierarchia" której każdy będzie przestrzegał, bo to

intuicyjne i prawe, nie istnieje. Cóż z tego, że występek przeciwko w ten sposób urządzonemu

Porządkowi, to obiektywnie jak "bunt dzieci przeciwko rodzicom", skoro: "I wyda brat brata na śmierć, a

ojciec syna; i powstaną dzieci przeciwko rodzicom, i będą je zabijać" Mk13:12. Występek leży w naturze

człowieka; tak jak absurdem jest twierdzenie Moteskiusza, że rządy można oprzeć na cnocie obywateli,

podobnie naiwne wydaje się liczenie na to, że władzę w ponadnarodowym, transkontynentalnym

imperium będzie można oprzeć na podmiotach które "kompletnie rozpoznały swą organiczną naturę".

Całkowite zniesienie asocjacji międzyludzkich nie wydaje się możliwe, bo człowiek który nie jest

wykorzeniony, rodzi się w określonej wspólnocie, która przynależy do określonego etnosu, co zawsze

będzie rodziło doniosłe konsekwencje polityczne i "asocjacje międzyludzkie", także na poziomie

biologicznym. Nie bez przyczyny każde imperium które widział nasz świat, posiadało jeden dominujący

etnos - bez względu na jego miejsce w oficjalnym ustroju państwa - to samo da się zaobserwować w

starożytnym Rzymie, Egipcie, Świętym Cesarstwie, Imperium Rosyjskim, czy nawet w Zjednoczonym

Królestwie. Ba, nawet Związek Radziecki, w którym podjęto bodaj największą próbę zerwania asocjacji

międzyludzkich i wykorzenienia jednostki tak, żeby mogła odpowiednio dobrze i kompletnie rozpoznać

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

28 z 95 2012-10-06 15:06

swą organiczną naturę klasową, był czerwoną projekcją wielkorosyjską - projekcją, która po pierwszych

próbach decentralizacji rozpadła się jak domek z kart.

Koncepcja wielkiego, transkontynentalnego Imperium, w które zostaną zaprzęgnięte setki etnosów by

pokojowo współistnieć w ramach (ekskluzywnej) Idei, przypomina trochę marzenia uczestników Wiosny

Ludów, którzy sądzili że po 'wyzwoleniu' zapanuje powszechne braterstwo umocowane na fundamencie

prawd nowej wiary. Miliardy istnień ludzkich, przynależące do nie dającego się ogarnąć panteonu

narodów, grup etnicznych, a nawet różnych ras, koegzystujące ze sobą w ramach jednego Imperium,

jednego systemu na czele którego stałaby jedna Osoba - to wizja, która może zrealizować się dopiero po

wydarzeniach opisanych w Apokalipsie św. Jana. Ktoś, kto pragnąłby ustanowić podobny ład w

przestrzeni inferioru, czyli nieuchronnie będący przedrzeźnianiem Absolutu, musiałby działać

powodowany wielką wiarą w gatunek ludzki i jego zdolność recypowania prawd transcendentalnych, lub

z pobudek satanistycznych. Dużo jest w tym zresztą postmodernizmu - możliwości intelektualnego

wyalienowania się ze swojej wspólnoty, na rzecz przyszłej, nieistniejącej jeszcze wspólnoty, w której ta

prawdziwa zostałaby sprowadzona do małego trybiku w wielkim, obcym, zarządzanym gdzieś z daleka

organizmie.

Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 13:46

Nie było nigdy czegoś takiego jak "Święte Cesarstwo Niemieckie". W okresie, gdy idea ta miała

najbliższy Tradycji charakter, mówiono o nim po prostu "Cesarstwo". Z upływem czasu dodano

określenie "rzymskie" i doprecyzowano, że jest ono "święte" (w normalnych warunkach to drugie wynika

z samej istoty Cesarstwa i nie wymaga odrębnego podkreślania), a w okresie ostatecznego upadku tej

idei wreszcie dodano i określenie "narodu niemieckiego". Natomiast "wcielenie" czy też "zstąpienie" idei

Cesarstwa w historycznej rzeczywistości europejskiej nigdy nie odbyło się w sposób satysfakcjonujący i

ja sam nie uznaję jej materialnej postaci w żadnym okresie za wzór do naśladowania. Wypadałoby się

raczej zgodzić z dowcipnym spostrzeżeniem Woltera, że Cesarstwo w Europie nie było "ani rzymskie, ani

święte, ani nie było Cesarstwem". Moim prywatnym zdaniem, miało to swoje przyczyny w geopolityce,

mianowicie w rzeczywistym podziale Europy na strefy geopolityczne o granicach wyznaczanych

równoleżnikowo, konkretnie zaś wzdłuż linii Alp i Bałkanów pomiędzy regionem śródziemnomorskim a

regionem Niziny Śródkowoeuropejskiej. Różnice klimatyczne, florystyczne, etniczne, w zakresie

możliwości gospodarowania, były na tyle znaczące, że przy ówczesnym poziomie rozwoju techniki,

gospodarki i zarządzania niemożliwe było równoczesne zarządzanie tymi dwoma światami z jednego

ośrodka decyzyjnego. Stąd właśnie dezorganizacja władzy cesarskiej naprzemiennie w Italii lub w

Niemczech i anarchizacja tych krajów, a co za tym idzie rozkład Cesarstwa. Po prostu ówczesna Europa

nie była glebą odpowiednią do samodzielnego podniesienia zasad tradycyjnego porządku. Nośnikiem

cesarskiej Zasady było wówczas śródziemnomorskie Bizancjum, przeciwko władzy którego zbuntowali się

zachodni monarchowie i papieże.

Na marginesie tylko dodam, że Cesarstwo na Zachodzie nie zawsze było "feudalną anarchią"; rzutuje się

tu na ogół w ahistoryczny sposób w przeszłość stan rzeczy tolerowany i popierany pod władzą

Habsburgów (jedna z najmniej "udanych" dynastii europejskich), pomija natomiast fakt, że panowanie

Hohenstaufów czy wcześniej Ludolfingów i Karolingów to okres heroicznych prób przezwyciężenia przez

Cesarstwo oporu materii i zaprowadzenia Jedności. Większe osiągnięcia w tej dziedzinie miały oczywiście

"solarne" państwa pozaeuropejskie, od starożytnego Egiptu, Babilonii i Persji począwszy, na Japonii,

Chinach czy państwach Inków i Azteków skończywszy. Przy czym oczywiście żadne z nich nie było

immunizowane na kryzysy wynikające z niepoddawania się materii społecznej i przyrodniczej

formowaniu przez zastępujących Boga na ziemi imperialnych monarchów. Ale podobna podatność na

opór materii dotyczy nie tylko Cesarstwa ale każdej w ogóle formy zorganizowania rzeczywistości przez

człowieka. Co nie zwalnia go z obowiązku podejmowania takich prób. Imperator kreuje Porządek w

poddanych sobie krajach na podobieństwo Boga stwarzającego przed wiekami świat z chaotycznej i

bezkształtnej materii.

Imperium będzie wznosiło na wyższy poziom świadomości etnosy, rasy i wspólnoty terytorialne

organizując je w zbiorową kulturosobowość, na podobnej zasadzie jak zbiorową kulturosobowość formują

prowincje i etnosy tworzące na materialnym poziomie rzeczywistości treść królestwa. Wszystkie one

zabrzmią w chóralnej sławiacej Boga imperialnej "osobowości symfonicznej", która swym kształtem

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

29 z 95 2012-10-06 15:06

odbijać będzie na ziemi hierarchię niebiańską (poszczególne stany, ludy i prowincje jako odpowiedniki

chórów anielskich adorujących Boga). Rozróżnienie na "moje" i "twoje", "indywidualne" i "zbiorowe",

"święte" i "świeckie" straci na znaczeniu, indywidualizm i partykularyzm zostaną unicestwione, a zasada

osobowej realizacji człowieka osiągnie swój najwyższy poziom sublimacji i urzeczywistnienia w

kolektywnej osobowości symfonicznej Imperium. Będzie ono rzeczywiście miało charakter

eschatologiczny i apokaliptyczny wpisując się w historię świętą i dzieje odkupienia człowieka. Rządzone

przez kastę poświęconych Imperium Końca ma przecież poprzedzać bezpośrednio oczekiwany przez nas

niecierpliwie Koniec Świata, dokonanie się dziejów i następującą po tym Paruzję.

Prawdą jest natomiast, że idea Imperium pozostaje w opozycji do idei republiki.* Ta druga wyrasta z

arystotelesowkiej koncepcji regimen commixtum, gdzie państwo jest dobrem wspólnym wszystkich

swoich obywateli - w tym i samego króla, jeśli republika ma formę monarchiczną. Republika to ustrój, w

którym król pospołu z poddanymi służą dobru wspólnemu w postaci państwa. Król jest obok szlachty i

ludu jednym z podmiotów zobowiązanych do służby dobru wspólnemu. Na dobro to składają się w

równej mierze dobro króla, dobro szlachty i dobro ludu, które powinny być odpowiednio zbalansowane i

w sytuacji gdy jeden z tych podmiotów uzyska zbyt dużą przewagę nad pozostałymi, powinna ona zostać

odpowiednio powściągnięta i ograniczona. Zasada ta przybiera postać wiążących się z republikanizmem

zasad umiarkowania i "złotego środka". Rokosz przeciwko królowi nadużywającemu swych prerogatyw i

nastąjącemu na prawa, przywileje i wolności poddanych jest w republice dopuszczany. O kierunku

polityki państwa współdecydują wszystkie stany, zaś stabilność zapewnia uprzeciętniona i uśredniona

intelektalnie i majątkowo klasa średnia. To właśnie system polityczny dawnej Rzeczypospolitej - system

władzy Sejmu tworzonego pospołu przez króla, arystokrację i szlachtę, gdzie stabilność polityczną miała

zapewniać dominująca pozycja ustrojowa względnie jednolitej majątkowo i kulturalnie szlachty,

spełniającej w tym przypadku rolę arystotelesowskiej klasy średniej. Sięgający około 10 procent udział

szlachty w społeczeństwie upodabniał ten ustrój do klasycznej demokracji antycznej, gdzie demos był

podobnie zuniformizowany i w podobny sposób ekonomicznie i politycznie wyzyskiwał ujarzmione masy

ludowe. Jest to system, którego stabilność zasadza się na utopii, czyli na przekonaniu o kierowaniu się

przez obywateli i przez sejmowy tłum cnotą, umiarkowaniem i rozumem. Już Le Bon wykazał, jak

głęboko fałszywe jest takie przekonanie. Republika jest zatem systemem szkodliwym i niebezpiecznym;

powoduje rozkład wspólnoty politycznej niezależnie od stopnia jej scentralizowania lub decentralizacji -

do dezorganizacji i rozkładu dochodzi nawet w przypadku skrajnego wewnętrznego zuniformizowania

wspólnoty (zresztą przez republikanizm powodowanego). Republika i republikanizm nadają się tylko na

historyczny śmietnik.

W to miejsce zasada Imperium wyprowadzana jest z filozofii idealistycznej; idea nie jest tam

zapodmiotowiona w materii jak w arystotelizmie, lecz ma charakter transcendentny. To właśnie w tą

transcendentną zasadę wpatruje się i ku niej zwrócone jest Imperium. Jak wspomniałem wcześniej, jego

porządek wewnętrzny odbija hierarchię chórów anielskich w swym harmonijnym śpiewie sławiących

Boga. Rzeczywistość nie ma charakteru ontologicznie pluralistycznego, lecz jest ontologiczną Jednością -

istnieje jedna Zasada, acz widziana z różnych stron, w różnym stopniu i z różną dokładnością. Zasadę tą

reprezentuje Cesarz, będący zastępcą Boga na ziemi, synem Boga lub niekiedy doczesną inkarnacją

Boga. Imperium nie jest oddolnym wytworem rozumnie zabiegających o dobro wspólne obywateli. Ma

charakter ezoteryczny i elitarystyczny: rządzi nim poświęcona kasta wtajemniczonych, którzy poprzez

ryty inicjacyjne i podniesienie na wyższy poziom swej osobowości i istnienia uzyskali pełnię wglądu w

Prawdę. Idea cesarska łączy się zatem z zagadnieniami ezoteryzmu, wtajemniczenia i ukrytych przed

oczami profanów zakonów politycznych. Łączy się z tradycyjną (a nieobecną już w katolicyzmie, gdzie

zakony zdegenerowąły się do egzoterycznych kongregacji dobroczynnych, ewangelizacyjnych lub

kontemplacyjnych) ideą zakonu jako kustosza świętej wiedzy, strażnika świętego pisma, ogólnie jako

"służących Świątyni". Imperium wyrasta z tradycji platońskiej i poprzedzających ją tradycji magicznych i

sakralnych (starożytny Egipt), poprzez podtrzymujące go ezoteryczne zakony przenosi depozyt

Objawienia i utrzymuje duchową łączność z tradycyjnymi centrami sakralnymi (europejski Zakon

Świątyni i wyprawy krzyżowe do będącej takim centrum Jerozolimy, łączność zakonów azjatyckich z

Tybetem i legendarnym Królestwem Aggarthy - kolebką rasy aryjskiej). W ten sposób Imperium jest

prawdziwym katechonem - "tym, co powstrzymuje" (czy raczej spowalnia) postępującą kosmiczną

entropię.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

30 z 95 2012-10-06 15:06

* widoczne to jest nawet w kulturze popularnej, gdzie w filmie "Gwiezdne wojny" głównymi

przeciwnikami imperium galaktycznego są pogrobowcy dawnej zanarchizowanej republiki. Widać to też

we współczesnej politologii, choćby w pracy M. Hardta i A. Negriego Imperium, gdzie ci dwa marksiści

przeciwstawiają zasadzie imperialnej republikańską zasadę "Rzeszy".

Reaktor - 26 Wrzesień 2011, 14:02

Opanujcie się, kiedy ja to przeczytam?

Tankomaster - 26 Wrzesień 2011, 14:05

Rządzone przez kastę poświęconych Imperium Końca ma przecież poprzedzać

bezpośrednio oczekiwany przez nas niecierpliwie Koniec Świata, dokonanie się dziejów i

następującą po tym Paruzję.

Ronald, jesteś millenarystą?

Ta druga wyrasta z arystotelesowkiej koncepcji regimen commixtum, gdzie państwo jest

dobrem wspólnym wszystkich swoich obywateli - w tym i samego króla, jeśli republika ma

formę monarchiczną. Republika to ustrój, w którym król pospołu z poddanymi służą dobru

wspólnemu w postaci państwa. Król jest obok szlachty i ludu jednym z podmiotów

zobowiązanych do służby dobru wspólnemu.

A co w tym złego? Przecież w takim ujęciu państwo, społeczeństwo, naród stanowią dobra wyższe od

dążeń poszczególnych grup, stanów, czy jednostek. To chyba dobrze? Wątpię tez aby istniała

alternatywa, której realnie nie groziło by stoczenie się w otchłań jakichś partykularyzmów.

Reaktor - 26 Wrzesień 2011, 14:07

Przeca to gnostycyzujący heglista, co wyszło na wierzch już w Metapolityce sojuszu ekstremów.

Tankomaster - 26 Wrzesień 2011, 14:12

Ostatnio, uznał się za volkistę.

Michał Prokopowicz - 26 Wrzesień 2011, 14:16

Albo odpowiadacie merytorycznie albo schylacie głowy z szacunkiem.

Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 14:42

[quote="Tankomaster"][

Ronald, jesteś millenarystą?

Tradycjonalizmowi, w każdym razie temu prawdziwemu, towarzyszy zawsze poczucie, że "z tym światem

coś jest nie tak" oraz oczekiwanie na powrót pierwotnej Harmonii, Jedności i Porządku. Dlatego

tradycjonaliści podąrzający "ścieżką lewej ręki" pozostają w niezgodzie ze światem; są rewolucjonistami

lub "duchowymi anarchami" nie mogącymi się pogodzić z fałszywą rzeczywistością. Zwróć uwagę, że

aktor grający główną rolę w filmie "Matrix" ani razu się tam nie uśmiecha. Tak jak Rycerze Templariusze,

Fryderyk II Hohenstauff czy baron von Ungern-Sternberg. To obecna wśród elit wszystkich kultur

tradycyjnych (tak więc zupełnie obca naiwno-optymistycznej cywilizacji amerykańskiej z jej

obowiązkowym głupawym "How are you? - I'm good !") świadomość tragizmu istnienia.

Jeden z najwybitniejszych współczesnych badaczy tradycjonalizmu prof. Joscelyn Godwin w swojej

książce Arktos: Polar Myth in Culture, Science and cośtam kojarzy to z archaicznymi (lub

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

31 z 95 2012-10-06 15:06

tradycjonalistycznymi) mitami wiążącymi istnienie Raju z czasami, gdy rzekomo nachylenie osi wokół

której obraca się Ziemia wobec płaszczyzny orbity po której obiega ona Słońce było prostopadłe.

Odmienny charakter cyklów astronomicznych (a w zasadzie ich brak w dzisiejszym rozumieniu - na

przykład stan permanentnej wiosny, jednostajne oświetlenie tych samych regionów Ziemi) rzeczywiście

mogłyby stwarzać warunki dla zupełnie odmiennego typu życia. Tradycjonaliści łączą wygnanie z Raju z

jakiegoś rodzaju kataklizmem astronomicznym, który miałby zupełnie zmienić działanie i wpływ

grawitacji w Układzie Słonecznym na losy świata. Koniec Świata też będzie zapewne miał charakter

jakiejś astronomicznej katastrofy, choćby związanej z cyklem życia gwiazd.

Zoetrope - 26 Wrzesień 2011, 14:52

Reaktor napisał/a:Opanujcie się, kiedy ja to przeczytam?

Ciesz się, że takie dyskusje są w ogóle prowadzone. Ja mam w środę egzamin, ale czytam zawzięcie!

Może się mój prymitywny łepek trochę dokształci w tej materii.

A jak ktoś nie chce czytać to zapraszam na konserwatyzm.pl - tam się właśnie odbywa debata "dlaczego

w reklamach wisi baner Polskiej Partii Pracy?"

Michał Prokopowicz - 26 Wrzesień 2011, 14:52

Zaraz sypną się oskarżenia o materializm, więc ja dopowiem, że Evola pisze o czymś podobnym w

"Rivolto...", sugerując nawet nie tyle, że było to wynikiem przemian w planie niematerialnym, ale wręcz

doprowadziło do oddzielenia planów materialnego i metafizycznego. W tym samym fragmencie jest też

jakoś bardzo pobieżnie wspomniane, że owa "materializacja" mogła być rozciągnięta w (chyba dopiero co

się zaczynającym?) czasie.

Tankomaster - 26 Wrzesień 2011, 15:43

Albo odpowiadacie merytorycznie albo schylacie głowy z szacunkiem.

Ja go staram się tylko podpuszczać do wynurzeń.

Koniec Świata też będzie zapewne miał charakter jakiejś astronomicznej katastrofy, choćby

związanej z cyklem życia gwiazd.

Hmm, czy tych wszystkich teorii spiskowych o Nibiru/Planecie X itd. nie można traktować właśnie jako

pewnych pozostałości szczątkowych po opisanym przez Ciebie tradycyjnym poglądzie?

Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 16:38

Michał Prokopowicz napisał/a:Zaraz sypną się oskarżenia o materializm, więc ja dopowiem,

że Evola pisze o czymś podobnym w "Rivolto...", sugerując nawet nie tyle, że było to

wynikiem przemian w planie niematerialnym, ale wręcz doprowadziło do oddzielenia

planów materialnego i metafizycznego. W tym samym fragmencie jest też jakoś bardzo

pobieżnie wspomniane, że owa "materializacja" mogła być rozciągnięta w (chyba dopiero

co się zaczynającym?) czasie.

Zagadnienie czasu jest tu bardzo ciekawe; oś wokół której obraca się Ziemia jest nachylona w stosunku

do płaszczyzny orbity bodaj o 23,5%. Powoduje to, że Ziemia nie tylko obraca się wokół własnej osi i

obiega Słońce po orbicie eliptycznej, ale że również porusza się ruchem precesyjnym ("kiwający się"

biegun północny zakreśla okrąg na przeciągu kilkudziesięciu tysięcy lat). Orbita Ziemi także zmienia

swój mimośród w cyklach liczących sobie odpowiednio ok 100 tyś. lat i ok. 400 tyś. lat stając się

odpowiednio bliższą swoim kształtem okręgowi (o małym mimosrodzie) lub elipsie (o dużym

mimośrodzie). Wszystko to wpływa na oświetlenie rozmaitych partii globu i powoduje występowanie

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

32 z 95 2012-10-06 15:06

cyklów pór roku (zima-lato, pora deszczowa-pora sucha) oraz cyklów klimatycznych (zlodowacenia-

ocieplenia klimatu). W sytuacji zerowego mimośrodu i prostopadłego nachylenia osi obrotu Ziemi do

płaszczyzny orbity znikają warunki do wyodrębnienia się tych cyklów przyrodniczych, które stanowią

podstawę dla pojawienia się u ludzi świadomości upływającego czasu. Znikają też wówczas cykle życia

roślin, mogących obradzać nieustannie, jedynie przy ograniczonym wpływie księżycowego rytmu pływów

i podziale doby na dzień i noc. Istnieje więc złudzenie wieczności i braku upływu czasu. Zmiany

następują wraz z oddalaniem się od równika w kierunku biegunów, czemu towarzyszy stale

zmniejszająca się dzienna porcja światła słonecznego. Stan ten odpowiada więc mitycznemu Rajowi czy

też Złotemu Wiekowi w historii ludzkości, gdy żyje ona w niezmiennej i ahistorycznej "wieczności".

Niezależnie czy coś takiego kiedykolwiek historycznie istniało (współczesny stan badań nic takiego nie

potwierdza), fakt istnienia w świadomości i w (urojonej?) pamięci ludów archaicznych takiego modelu

dowodzi, jak naturalnym jest wyobrażenie harmonii, jedności, symetrycznego układu wspartego na

jednej Zasadzie. W tym przypadku przejawia się to w harmonii sfer niebieskich, tak silnie podkreślanej

przez przednowożytną świętą astronomię (babilońską, aztecką, chińską). Jeśli świat jest księgą zapisaną

przez znaki symboliczne, jest pełen krzyży, mandali, swastyk, to być może nie jest tylko przypadkową

zbieżnością, że galaktyki przypominają swoim kształtem właśnie swastykę - niekończący się obrót rzeczy

wokół jednego Środka czy jednej Zasady. Historia też może być cyklem Wiecznego Powrotu a dzieje

ludzkości być wpisane w nieustanny "rewolucyjny" obrót Ducha dążącego do odzyskania utraconej

Jedności.

Juliusz Słowacki w swoim poemacie Genesis z ducha opisuje właśnie "gnostycką" rozumianą

etymologicznie "rewolucję" Ducha Globowego, który utraciwszy Jedność czy też Tożsamość, nieustannie

poszukuje dróg do odzyskania Pierwotnej Harmonii. Odzyska ja dopiero w Końcu Czasów oczywiście.

Adam Danek - 26 Wrzesień 2011, 16:51

Ronald..Lasecki napisał/a:Natomiast "wcielenie" czy też "zstąpienie" idei Cesarstwa w

historycznej rzeczywistości europejskiej nigdy nie odbyło się w sposób satysfakcjonujący i

ja sam nie uznaję jej materialnej postaci w żadnym okresie za wzór do naśladowania.

Innymi słowy, owo "cesarstwo" jest tym samym, co "wolny rynek" libertarian: wiadomo, że nigdy

nigdzie w historii nie istniało, ale mimo to jest pożądane i kiedy już się pojawi, nastanie raj na ziemi. :>

Nośnikiem cesarskiej Zasady było wówczas śródziemnomorskie Bizancjum, przeciwko

władzy którego zbuntowali się zachodni monarchowie i papieże.

Uzasadnienie tego stwierdzenia brzmi prawdopodobnie "bo tak napisał Dugin w którejś tam swojej

książce". Mam pytanie. Czy wiesz, kto wymyślił ten pogląd i kiedy? Innymi słowy - od kogo Dugin go

wziął?

Na marginesie tylko dodam, że Cesarstwo na Zachodzie nie zawsze było "feudalną

anarchią"; rzutuje się tu na ogół w ahistoryczny sposób w przeszłość stan rzeczy

tolerowany i popierany pod władzą Habsburgów (jedna z najmniej "udanych" dynastii

europejskich),

O ile wiem, najbliższy stworzenia katolickiego (czyli, znaczeniowo, "powszechnego") imperium

światowego był właśnie dom Habsburgów w osobie cesarza Karola V.

Łączy się z tradycyjną (a nieobecną już w katolicyzmie, gdzie zakony zdegenerowąły się do

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

33 z 95 2012-10-06 15:06

egzoterycznych kongregacji dobroczynnych, ewangelizacyjnych lub kontemplacyjnych)

ideą zakonu jako kustosza świętej wiedzy, strażnika świętego pisma, ogólnie jako

"służących Świątyni".

Stwierdzenie to wydaje się sugerować u swego autora braki w znajomości historii monastycyzmu i

katolickiej duchowości monastycznej.

Tradycjonalizmowi, w każdym razie temu prawdziwemu, towarzyszy zawsze poczucie, że "z

tym światem coś jest nie tak" oraz oczekiwanie na powrót pierwotnej Harmonii, Jedności i

Porządku.

Prof. Marian Zdziechowski ujął to nieco inaczej, pisząc, że najszlachetniejszym duchom w tym (tj.

ziemskim) świecie zawsze czegoś brakuje - stan ten jest nieusuwalny i to ich popycha do realizacji ich

powołania.

Zwróć uwagę, że aktor grający główną rolę w filmie "Matrix" ani razu się tam nie uśmiecha.

Tak jak Rycerze Templariusze, Fryderyk II Hohenstauff czy baron von Ungern-Sternberg.

To obecna wśród elit wszystkich kultur tradycyjnych (tak więc zupełnie obca naiwno-

optymistycznej cywilizacji amerykańskiej z jej obowiązkowym głupawym "How are you? -

I'm good !") świadomość tragizmu istnienia.

Czyli żaden z Ciebie tradycjonalista - kiedy mówisz, uśmiechasz się przez cały lub prawie cały czas.

Tragiczne nie jest istnienie, lecz egzystencja.

Juliusz Słowacki w swoim poemacie Genesis z ducha opisuje właśnie "gnostycką"

rozumianą etymologicznie "rewolucję" Ducha Globowego,

Zapewne dlatego poglądy tam zawarte zostały potępione przez Stolicę Świętą.

Tankomaster - 26 Wrzesień 2011, 17:05

to być może nie jest tylko przypadkową zbieżnością, że galaktyki przypominają swoim

kształtem właśnie swastykę

Prawdziwe jest to chyba tylko dla galaktyk spiralnych. Są jeszcze eliptyczne, soczewkowate i

nieregularne.

Adam Danek - 26 Wrzesień 2011, 17:42

Na marginesie, ja zgadzam się, że istniało coś takiego, jak "idea polska", stanowiąca dziejowe

posłannictwo naszego narodu i manifestująca się lepiej lub gorzej w naszej historii, przy czym nie był nią

żaden republikanizm, "wolność" i tym podobne bzdety (co zgodnie głoszą zarówno "intelektualiści" z

think-tanków PiS, jak i UPR z przyległościami); był nią katolicyzm - jego szerzenie oraz integralna

realizacja w porządku ziemskim (pogląd m.in. Józefa Szujskiego, Zmartwychwstańców, Krasińskiego czy

Norwida). Odpowiedzialność ta uległa wzmocnieniu z chwilą rozpadu chrześcijaństwa w Niemczech w

XVI wieku, co uczyniło z Polski główny ośrodek katolicyzmu w Europie Środkowej i Wschodniej. Coraz

dalej idące sprzeniewierzenie się tej misji spowodowało słabnięcie, a następnie rozpad Rzeczypospolitej.

To oczywiście przyczyna na poziomie "historiozoficznym" (czy, mówiąc ściślej, na poziomie metafizyki

historii), na którym działa Opatrzność - narzędzia, jakie posłużyły do spowodowania tego na poziomie

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

34 z 95 2012-10-06 15:06

"historycznym" (politycznym) to odrębna sprawa.

Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 18:51

[quote="Adam Danek"]

Innymi słowy, owo "cesarstwo" jest tym samym, co "wolny rynek" libertarian: wiadomo, że

nigdy nigdzie w historii nie istniało, ale mimo to jest pożądane i kiedy już się pojawi,

nastanie raj na ziemi. :>

Przecież wskazałem przykłady pozaeuropejskie i starożytne. Spodziewam się jednak za chwilę

przeczytać, że tak naprawdę to nie były prawdziwe imperia, bo przecież dało się zauważyć wiodący etnos

i w Babilonii, i w Asyrii, i w Egipcie, i w starożytnych Chinach, i w Persji, a pewnie i w Państwie Wielkiego

Mogoła, a na dodatek przecież wszystkie te państwa upadły, więc znaczy to że nie miały solidnych

fundamentów etc. W podobny sposób (że były nietrwałe) można jednak "załatwić" w zasadzie każdego

typu państwo; subnarodowe, narodowe, wielonarodowe, ponadnarodowe czy antynarodowe. Z kolei

przygladając się strukturze imperiów nie sposób nie zauważyć wewnętrznego uwarstwienia ich populacji

w obrębie której można wskazać nadetnosy (superetnosy), etnosy właściwe (narody) i całości

podetniczne (plemienne, regionalne). Nietrudno też zauważyć, że uwarunkowania geopolityczne wiążą ze

sobą rozmaite często niezwiązane ze sobą pochodzeniem całości etniczne formując z nich

schicksalgemeinschaft - kroczącą wspólnie przez historię wspólnotę dziejowego przeznaczenia (tworzą ją

na przykład narody i ludy zamieszkujące Europę). To właśnie o takie całości opiera się Imperium, bo

przecież ani peruwiańscy Synowie Słońca, ani tym bardziej choćby rasa Babilonii lub Egiptu nie byli

jednolitymi narodami w takim sensie jak dzisiejsi Niemcy lub Litwini.

Uzasadnienie tego stwierdzenia brzmi prawdopodobnie "bo tak napisał Dugin w którejś

tam swojej książce". Mam pytanie. Czy wiesz, kto wymyślił ten pogląd i kiedy? Innymi

słowy - od kogo Dugin go wziął?

Z żadnej ksiązki Dugina; czytałem kiedyś pracę Teokracja bizantyjska Stevena Runcimana, która bardzo

mi się spodobała i stąd wyprowadziłem taką właśnie ocenę.

O ile wiem, najbliższy stworzenia katolickiego (czyli, znaczeniowo, "powszechnego")

imperium światowego był właśnie dom Habsburgów w osobie cesarza Karola V.

Ale to już były czasy nowożytne, więc jego władztwo nie miało charakteru archaicznego i sakralnego,

stąd nie traktowałem go jako punktu odniesienia. Acz osoba tego władcy i jego próby utrzymania

jedności Christianitas przeciwko protestantom i partykularyzmowi Walezjuszy były oczywiście godne

pochwały i to właśnie w nim manifestowała się wówczas zasada cesarska.

Co do "idei polskiej", to w różnych okresach historycznych miała ona różną treść (Antemurale

Christianitas, wehikuł latynizmu w Europie Środkowej, ośrodek nowej syntezy kulturalnej), w pewnych

momentach Polska sprzeniewierzyła się też swojemu dziejowemu posłannictwu (porzucenie

Słowiańszczyzny Zachodniej tak więc Pomorza, Śląska, Łużyc, ujścia Odry, innym razem zaniechanie unii

z Moskwą, obecnie atlantyzm i odrzucenie kierunku europejskiego), ale nie wydaje mi się, by Opatrzność

jakoś szczególnie wyróżniła akurat Polaków w obowiązkach wobec wiary. Zbyt bliskie wydaje się to być

wywodom o "Papieżu-Polaku"i trąci etnolatrią. Natomiast rzeczywiście w planie dziejowym w pewnych

momentach to właśnie Polacy brali na siebie rolę obrońcy i promotora katolicyzmu - to nie podlega

wątpliwości.

Bartosz Bekier - 26 Wrzesień 2011, 19:04

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

35 z 95 2012-10-06 15:06

Koncepcja Imperium wydaje się całkowicie ignorować opór materii, a baśnie o harmonijnym,

organicystycznym ułożeniu wielomiliardowej, ekstremalnie zróżnicowanej zbiorowości na kształt

niebiańskiej hierarchii chórów anielskich, jest gnostycznym poglądem religijnym, a nie politycznym. O

tak rozumianym Imperium nie można rozmawiać na niższym poziomie abstrakcji, niż klimat Apokalipsy i

Paruzji. Jak poucza zresztą Pismo, Drugie Przyjście nastąpi by zmieść ziemskie imperium Antychrysta,

nie zaś w celu odebrania hołdu od nawróconej ludzkości pokornie naśladującej Pana. Próba odwzorowania

boskiego ładu w przestrzeni inferioru przez istoty skażone grzechem pierworodnym musi zakończyć się

przedrzeźnianiem Stwórcy, co jest bodaj najbardziej charakterystycznym symptomem demoniczności.

Jak twierdził Heraklit, człowiek jest śmiertelnym Bogiem, a Bóg nieśmiertelnym człowiekiem, jednak

ograniczenia wynikające z zakończenia Złotej Ery, wygnania ludzi z Edenu i nastania niepowstrzymanego

przepływu czasu, to brak zdolności całościowego naśladowania Stworzyciela i Jego Dzieła. Jedyne, co

może zrobić człowiek w dążeniu do doskonałości, to przestrzeganie boskiego kodeksu, oraz czynienie

sobie ziemi poddaną, a więc praca dla chwały swojej wspólnoty i ojczyzny. Przypominam, że

zapoczątkowana tutaj dyskusja dotyczy nacjonalizmu.

Zakładając jednak, że każda Idea w świecie materii, profańskim inferiorze, urzeczywistnia się dość

trywialnie, to możemy jednak zejść na niższy poziom abstrakcji. Parafrazując Woltera, Cesarstwo w

Europie nie było "ani rzymskie, ani święte, ani nie było Cesarstwem", ale z całą pewnością było

niemieckie. Nawet w ramach tak abstrakcyjnego, elekcyjnego projektu, zaistniał przede wszystkim jeden

etnos, który za pośrednictwem tejże idei dążył do podporządkowania sobie większego obszaru, po

uprzednim zjednoczeniu własnej substancji. Dzieje ziemskich imperiów to historia stosunkowo krótkich

przebłysków ontologicznych, kiedy to jeden etnos, za pośrednictwem bogactwa posiadanej materii, lub

błyskotliwej struktury organizacyjnej, dokonywał podboju i rozszerzał stan swojego posiadania. Zawsze

istniał jednak podział na podbijających i podbitych, dlatego koncepcja transkontynentalnego Imperium

jest bardzo atrakcyjna z perspektywy niemieckiej i rosyjskiej, ale zupełnie nie do przyjęcia dla kogoś, kto

myśli kategoriami polskimi, lub na poważnie utożsamia się z losem swojego etnosu. Z powodu

uosobienia określonego etnosu "panującego" z każdym istniejącym w dziejach imperium, wynika również

przyczyna ich upadku, czynnik który uniemożliwia skupienie miliardów istnień ludzkich przynależących

do ogromnej ilości etnosów, szczepów i ras w jednym, harmonijnym Imperium*. Wewnętrzna imigracja

biologiczna i kulturowa jest w ogromnym organizmie nieunikniona.

*Odwołując się do polskiej "kultury popularnej" z końca XIX wieku, pozwolę sobie zacytować B. Prusa z

powieści "Faraon": "Rodowici Egipcjanie mieli barwę skóry miedzianą, czym chełpili się gardząc

jednocześnie czarnymi Etiopami, żółtymi Semitami i białymi Europejczykami. Ten kolor skóry,

pozwalający odróżnić swojego od obcego, przyczyniał się do utrzymania narodowej jedności silniej aniżeli

religia, którą można przyjąć, albo język, którego można się wyuczyć. Z biegiem czasu jednak, kiedy

państwowy gmach zaczął się rozrastać i pękać, do kraju coraz liczniej napływały obce pierwiastki.

Osłabiały one spójność, rozsadzały społeczeństwo, a nareszcie zalały i rozpuściły w sobie pierwotnych

mieszkańców kraju."

Tankomaster - 26 Wrzesień 2011, 19:10

O tak rozumianym Imperium nie można rozmawiać na niższym poziomie abstrakcji, niż

klimat Apokalipsy i Paruzji. Jak poucza zresztą Pismo, Drugie Przyjście nastąpi by zmieść

ziemskie imperium Antychrysta, nie zaś w celu odebrania hołdu od nawróconej ludzkości

pokornie naśladującej Pana.

Dlatego też pytałem Ronalda o stosunek do millenaryzmu/chiliazmu, czyli tysiąc lat Królestwa Bożego

(Imoperium?) na ziemi, a potem od razu Antychryst i Paruzja.

Adam Danek - 26 Wrzesień 2011, 20:05

Ronald..Lasecki napisał/a:Przecież wskazałem przykłady pozaeuropejskie i starożytne.

Wszystkie przykłady pozaeuropejskie i starożytne, przy całej swojej wartości, dzieliły wspólną ułomność:

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

36 z 95 2012-10-06 15:06

opierały się na fałszywych religiach. To Papież zastępuje Najwyższego w świecie doczesnym, jest - wedle

ustalonych określeń teologicznych - "widzialną głową Kościoła" (niewidzialną jest sam Zbawiciel),

"namiestnikiem Chrystusowym na ziemi" oraz "aktualnym św. Piotrem", a w ujęciu niektórych teologów

nawet "aktualnym Chrystusem". Jak w swoim znakomitym eseju pokazał D. Madejski, w

pregregoriańskiej teologii politycznej obowiązywała formuła: Cesarz pochodzi od Papieża, podobnie jak w

łonie Trójcy Świętej Syn pochodzi od Ojca. Papież przeciw nikomu się nie "buntował", bo nikomu na

ziemi nie był winien posłuszeństwa.

Z żadnej ksiązki Dugina; czytałem kiedyś pracę Teokracja bizantyjska Stevena Runcimana,

która bardzo mi się spodobała i stąd wyprowadziłem taką właśnie ocenę.

Według mojej wiedzy pogląd, iż praprzyczyną zwycięstwa Rewolucji w Europie było uniezależnienie się

papiestwa od cesarstwa wschodnio-rzymskiego, po raz pierwszy został wyartykułowany przez rosyjskiego

poetę i dyplomatę Fiodora Tiutczewa. Tiutczew wyłożył go w teście La papaute et la question Romaine au

point de vue de St. Petersbourg, par un diplomate Russe, opublikowanym w styczniu 1850 r. na łamach

prestiżowego francuskiego pisma "Revue des deux Mondes". Nie trzeba dodawać, że u podstaw tej tezy

leżały "typowo rosyjska" patologiczna nienawiść do katolicyzmu oraz potrzeba podbudowania

ówczesnego programu międzynarodowo-politycznego cesarza Mikołaja I. Krytykę poglądów Tiutczewa

przeprowadził polski zakonnik O. Hieronim Kajsiewicz, współzałożyciel zakonu Zmartwychwstańców, w

ważnym eseju Papiestwo i sprawa rzymska z punktu widzenia petersburskiego przez dyplomatę

rosyjskiego. Wywodził w nim m.in., że jeśli postulaty Tiutczewa zostaną zrealizowane, w Rosji zapanuje

komunizm. Przewidział nadejście sowieckiego komunizmu już w połowie XIX wieku.

Ale to już były czasy nowożytne, więc jego władztwo nie miało charakteru archaicznego i

sakralnego,

E, nie było tak źle. Zwróć uwagę na ryt koronacyjny Karola V i całą symboliczno-obrzędową stronę jego

panowania.

nie wydaje mi się, by Opatrzność jakoś szczególnie wyróżniła akurat Polaków w

obowiązkach wobec wiary.

Zasygnalizowałem powyżej ściślejszy kontekst historyczno-geograficzny. Szerszego uzasadnienia

polecam szukać u wymienionych autorów, zwł. u Szujskiego (twórca krakowskiej szkoły historycznej),

Zmartwychwstańców i polskich ultramontanów.

Zbyt bliskie wydaje się to być wywodom o "Papieżu-Polaku"i trąci etnolatrią.

"Słowiańskiego papieża" wyprorokował nie kto inny, jak przywoływany przez Ciebie w tym wątku Juliusz

Słowacki.

Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 20:09

[quote="Bartosz Bekier"]

Koncepcja Imperium wydaje się całkowicie ignorować opór materii, a baśnie o

harmonijnym, organicystycznym ułożeniu wielomiliardowej, ekstremalnie zróżnicowanej

zbiorowości na kształt niebiańskiej hierarchii chórów anielskich, jest gnostycznym

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

37 z 95 2012-10-06 15:06

poglądem religijnym, a nie politycznym.

Na podobnej zasadzie można odrzucić każdą koncepcję polityczną; państwo narodowe, bo stanowiąc

formę dominacji jednego etnosu nad innymi stwarza wewnętrzne napięcia, które muszą je rozsadzić od

środka albo ograniczyć jego przestrzenny zasięg na tyle, że nie stanie się możliwe odegranie przez niego

znaczniejszej roli w historii. Państwo podnarodowe (na przykład Królestwo Obojga Sycylii) można z kolei

krytykować, że nie obejmuje swoimi granicami całego terytorium zamieszkanego przez dany etnos,

zatem jest stale narażone na nacjonalistyczną irredentę z zewnątrz. W każdym z tych przypadków w

zarzutach tych będzie sporo prawdy, ale w odniesieniu do Imperium pojawia się dodatkowy argument, w

moim przekonaniu rozstrzygający: transcendentne umocowanie metafizyczne i odwzorowywanie

boskiego porządku rzeczy. Czyli coś, w czym zarówno państwa narodowe jak i mniejsze podmioty

terytorialne uczestniczyć w pełni mogą tylko partycypując w jedności Imperium.

koncepcja transkontynentalnego Imperium jest bardzo atrakcyjna z perspektywy

niemieckiej i rosyjskiej, ale zupełnie nie do przyjęcia dla kogoś, kto myśli kategoriami

polskimi, lub na poważnie utożsamia się z losem swojego etnosu.

Zdajesz się zapominać o istniejącym współcześnie kontekście międzynarodowym: mianowicie w

konsekwencji rozwoju cywilizacji, technologii, gospodarki, ogólnego materialnego skoku ludzkości, której

rozwój w tej dziedzinie przewyższa swoim dynamizmem wszystko co było wcześniej nie mając żadnych

historycznych analogii, stale też w niektórych dziedzinach (technologia) rośnie w tempie wykładniczym,

nie ma już na świecie miejsca dla małych państw. Aktualne to zresztą było w całej historii, z tą tylko

różnicą że dawniej niedostatki materialne czyniły wiele krajów de facto od siebie izolowanymi

uniemożliwiając ekspansję i trwałe panowanie nad odległymi ziemiami (choćby sprzedaż USA przez

Rosję niemożliwej do zarządzania z Sankt Petersburga Alaski, podobne sprzedaże wysp posiadanych

przez Szwecję czy Danię na Morzu Karaibskim itp.), dziś natomiast bariery przyrodnicze czy ekologiczne

nie odgrywają już takiej roli. Tak więc z jednej strony okrzepnąć próbuje nieterytorialna superstruktura

globalistyczna, częściwo zapodmiotowiona terytorialnie w USA ale w pewnym stopniu też w

międzynarodowej nieterytorialnej biurokracji różnych globalistycznych instytucji i podmiotów

gospodarczych oraz w transnarodowych ruchach społecznych, z drugiej strony - częściowo w jej obrębie

a częściowo wbrew niej - dokonują się wtórne polityczne i ekonomiczne krystalizacje regionalnych quasi-

imperiów o charakterze na miarę epoki Postmoderny. Tak więc tego rodzaju struktura wyłania się wokół

Pacyfiku, rozmaite formuły integracyjne (ODKB, Unia Celna, Szanghajska Organizacja Współpracy)

prowadzą do stopniowego materializowania się ugrupowania eurazjatyckiego, w Ameryce trwa spór

pomiędzy zwolennikami integracji całej zachodniej półkuli pod hegemonią USA a rzecznikami

"alternatywy bolivariańskiej", oprócz tego zaś pojawia się też kilka mniejszych i o znaczeniu tylko

regionalnym zagęszczeń geopolitycznych. Na tym tle narody europejskie - będę się przy tym upierał -

dzielące swój historyczny los i przeznaczenie, mają do wyboru albo roztopić się w zarządzanej z Nowego

Jorku wspólnocie zachodniej (atlantyckiej) ufundowanej na zaprzeczeniu wartości tradycyjnych, albo

wejść w skład swojego własnego Imperium, które rozsadziłoby wspólnotę zachodnią i zorganizowało

alternatywny porządek światowy na zasadach innych niż mondialistyczne. Trzeciego wyjścia nie ma.

Żadne bowiem subkontynentalne konstelacje międzynarodowe ("międzymorskie", aneksjonistyczne,

prorosyjskie) nie gromadzą pod władzą jednego ośrodka decyzji politycznej potencjału wystarczającego

do prowadzenia Wielkiej Polityki i tym samym decydowania o własnym losie. Problemem w Europie jest

oczywiście brak wyraźnego "bieguna inicjacji" czy też "ośrodka wiodącego" ale mniej więcej równe

rozłożenie potencjału pomiędzy różne państwa. To czyni przedsięwzięcie integracyjne dużo trudniejszym

bo zależnym od skoordynowanego działania co najmniej kilu biegunów, ale tym bardziej uwrażliwiać

powinno na kwestię wyłonienia "geopolitycznego kręgosłupa". Naturalnymi kandydatami są tu oczywiście

Niemcy, zastępowane w obszarze śródziemnomorskim przez Francję, w obszarze Europy Środkowej i

Wschodniej wspomagane natomiast przez Polskę. Na tym polega nasze dzisiejsze posłannictwo dziejowe.

*Odwołując się do polskiej "kultury popularnej" z końca XIX wieku, pozwolę sobie

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

38 z 95 2012-10-06 15:06

zacytować B. Prusa z powieści "Faraon": "Rodowici Egipcjanie mieli barwę skóry miedzianą,

czym chełpili się gardząc jednocześnie czarnymi Etiopami, żółtymi Semitami i białymi

Europejczykami. Ten kolor skóry, pozwalający odróżnić swojego od obcego, przyczyniał się

do utrzymania narodowej jedności silniej aniżeli religia, którą można przyjąć, albo język,

którego można się wyuczyć. Z biegiem czasu jednak, kiedy państwowy gmach zaczął się

rozrastać i pękać, do kraju coraz liczniej napływały obce pierwiastki. Osłabiały one

spójność, rozsadzały społeczeństwo, a nareszcie zalały i rozpuściły w sobie pierwotnych

mieszkańców kraju."

Ale ja nie zaprzeczam, że Imperium jako najwyższa forma zorganizowania życia zbiorowości ludzkich

ulega z czasem entropii. Moja koncepcja etnodyferencjonalistyczna jest propozycją rozwiązania mającego

zapobiegać, w każdym razie zaś spowalniać mieszanie się etnosów i towarzyszące temu rozprzężenie. Z

kolei koncepcja nacjonalizmu chtonicznego w typie "volkistowskim", którą uważam za najsensowniejszy i

najbardziej optymalny typ nacjonalizmu, ma uniemożliwiać wykorzenienie i powstawanie

wynarodowionych mas, podobnie jak odarcie nacjonalizmu z treści mistycznych, przed czym nie chronią

w podobnym stopniu inne doktryny nacjonalistyczne.

Skądinąd scenariusz opisany w cytowanym fragmencie w pełnym zakresie między innymi poprzez

politykę imigracyjną zrealizowały dzisiejsze europejskie państwa narodowe, Polska zaś - gdyby nie jej

względna pod tym względem izolacja geopolityczna - również by go zrealizowała. Stało się to nie jako

konsekwencja Imperium, ale ze względu na jego brak (myślenie nie geopolitycznymi, ale cząstkowymi,

partykularnymi i krótkookresowymi kategoriami).

Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 20:47

[quote="Adam Danek"]

Wszystkie przykłady pozaeuropejskie i starożytne, przy całej swojej wartości, dzieliły

wspólną ułomność: opierały się na fałszywych religiach. To Papież zastępuje Najwyższego

w świecie doczesnym, jest - wedle ustalonych określeń teologicznych - "widzialną głową

Kościoła" (niewidzialną jest sam Zbawiciel), "namiestnikiem Chrystusowym na ziemi" oraz

"aktualnym św. Piotrem", a w ujęciu niektórych teologów nawet "aktualnym Chrystusem".

Jak w swoim znakomitym eseju pokazał D. Madejski, w pregregoriańskiej teologii

politycznej obowiązywała formuła: Cesarz pochodzi od Papieża, podobnie jak w łonie Trójcy

Świętej Syn pochodzi od Ojca. Papież przeciw nikomu się nie "buntował", bo nikomu na

ziemi nie był winien posłuszeństwa.

A ja jestem zdania, że brak technicznej możliwości efektywnej kontroli przez Cesarstwo równocześnie

Italii i Germanii (nie wspominając już o innych krajach) i spowodowane tym polityczne usamodzielnienie

się między innymi Papiestwa (ale też miast włoskich i krajów niemieckich), oraz idące za nim polityczne

wyłączenie Kościoła z Cesarstwa przez reformę kluniacką, były głównym politycznym czynnikiem upadku

Imperium w Europie, powodując na jego ziemiach polityczny chaos (dwóch niemal stale

skonfliktowanych ze sobą suwerenów) i krusząc jego teologię polityczną. Na poziomie filozoficznym

gwelfizm był zaś pierwszą i poprzedzającą tomizm rewolucją przeciwko sacrum. Historia zresztą

przyznała rację gibelinom, bo nieimperialny i pozbawiony najwyższego centrum decyzyjnego porządek

chrześcijańskiej konfederacji monarchów i republik, którego moralnym zwierzchnikiem miał być biskup

Rzymu, okazać się musiał i rzeczywiście się okazał skrajnie niestabilny, podatny na wewnętrzne

konflikty, wrażliwy na anarchię i co za tym idzie nietrwały. Brak zaś instytucjonalnych obramowań

powstrzymujących przed ekspresją tkwiącego w człowieku zła (potępienia papieskie nie miały

odpowiedniej mocy, a sami papieże nie mieli przysłowiowych "dywizji" by wobec kogokolwiek móc

realnie egzekwować swoje decyzje), musiały otworzyć drogę do coraz to bardziej dojmujących

paroksyzmów rewolucyjnych. Zabrakło katechona.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

39 z 95 2012-10-06 15:06

Według mojej wiedzy pogląd, iż praprzyczyną zwycięstwa Rewolucji w Europie było

uniezależnienie się papiestwa od cesarstwa wschodnio-rzymskiego, po raz pierwszy został

wyartykułowany przez rosyjskiego poetę i dyplomatę Fiodora Tiutczewa. Tiutczew wyłożył

go w teście La papaute et la question Romaine au point de vue de St. Petersbourg, par un

diplomate Russe, opublikowanym w styczniu 1850 r. na łamach prestiżowego francuskiego

pisma "Revue des deux Mondes". Nie trzeba dodawać, że u podstaw tej tezy leżały

"typowo rosyjska" patologiczna nienawiść do katolicyzmu oraz potrzeba podbudowania

ówczesnego programu międzynarodowo-politycznego cesarza Mikołaja I. Krytykę poglądów

Tiutczewa przeprowadził polski zakonnik O. Hieronim Kajsiewicz, współzałożyciel zakonu

Zmartwychwstańców, w ważnym eseju Papiestwo i sprawa rzymska z punktu widzenia

petersburskiego przez dyplomatę rosyjskiego. Wywodził w nim m.in., że jeśli postulaty

Tiutczewa zostaną zrealizowane, w Rosji zapanuje komunizm. Przewidział nadejście

sowieckiego komunizmu już w połowie XIX wieku.

Nie lubię rosyjskich słowianofilów i Tiutczewa, między innymi za ich faktyczny jednostronny

antykatolicyzm, antyromanizm i antyeuropeizm. W odniesieniu do Polski natomiast, to zainteresowałem

się niedawno panslawizmem, który wydaje się względnie najbardziej pasować do moich "koncepcji

volkistowskich".

E, nie było tak źle. Zwróć uwagę na ryt koronacyjny Karola V i całą symboliczno-obrzędową

stronę jego panowania.

Chodziło mi o absolutystyczne i biurokratyczne zniekształcenia ówczesnej monarchii hiszpańskiej i nie

tylko hiszpańskiej, które były głównym terytorialnym oparciem dla panowania Karola V. Pod koniec życia

zrezygnował on zresztą z tronu i podzielił swoje dominium nie będąc w stanie poradzić sobie z jego

monstrualną biurokracją. Warto wspomnieć, że biurokrację tą jeszcze bardziej rozdął jego syn i następca

na tronie hiszpańskim Filip II.

Tankomaster - 26 Wrzesień 2011, 20:56

Żadne bowiem subkontynentalne konstelacje międzynarodowe ("międzymorskie",

aneksjonistyczne, prorosyjskie) nie gromadzą pod władzą jednego ośrodka decyzji

politycznej potencjału wystarczającego do prowadzenia Wielkiej Polityki i tym samym

decydowania o własnym losie.

Europa (bez Rosji) gromadzi natomiast?

W każdym z tych przypadków w zarzutach tych będzie sporo prawdy, ale w odniesieniu do

Imperium pojawia się dodatkowy argument, w moim przekonaniu rozstrzygający:

transcendentne umocowanie metafizyczne i odwzorowywanie boskiego porządku rzeczy.

Dlaczego Imperium ma monopol na transcendentne umocowanie metafizyczne? Zwłaszcza, ze póki co, w

formie postulowanej przez Ciebie nie istniało...

Adam Danek - 26 Wrzesień 2011, 21:04

Ronald..Lasecki napisał/a:Zabrakło katechona.

Rzecz idzie - tak jak szła w sporach cesarsko-papieskich - o kształt relacji między Papieżem a Cesarzem.

Ja w sumie nie miałbym nic przeciwko urzeczywistnieniu wizji Władimira Sołowjowa, w której Rosja

nawraca się na katolicyzm, a w rezultacie Europa jednoczy się pod duchową zwierzchnością Papieża i

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

40 z 95 2012-10-06 15:06

polityczną katolickiego już cara. Ale nad Cesarzem jako zasada patronalna musi być Papież. Sytuacja, w

której miejsce na szczycie duchownej piramidy zajmuje ktoś inny, jest wykluczona. To schizma lub

herezja, antykatolicyzm właśnie.

W odniesieniu do Polski natomiast, to zainteresowałem się niedawno panslawizmem, który

wydaje się względnie najbardziej pasować do moich "koncepcji volkistowskich".

A jak wyobrażasz sobie owe "polskie koncepcje volkistowskie"? Rozumiem, że jest to nazwa umowna,

ponieważ historyczny volkizm dążył do zamiany chrześcijaństwa w monolatrię narodową, czyli właśnie w

etnolatrię, którą powyżej wspominasz z niesmakiem.

Z kolei koncepcja nacjonalizmu chtonicznego w typie "volkistowskim", którą uważam za

najsensowniejszy i najbardziej optymalny typ nacjonalizmu, ma uniemożliwiać

wykorzenienie i powstawanie wynarodowionych mas, podobnie jak odarcie nacjonalizmu z

treści mistycznych, przed czym nie chronią w podobnym stopniu inne doktryny

nacjonalistyczne.

Z lżejszych tematów - przyszło mi do głowy, że u paru przedstawicieli polskiej poezji możnaby odnaleźć

intuicje "volkistowskie", przy całej świadomości, że to określenie użyte jest sztucznie. Na przykład Jerzy

Pietrkiewicz, poeta związany z obozem narodowym, który w młodości opublikował poemat regionalny z

różnymi słowiańskimi Dadźbogami, Swarożycami i Jaszami. Dalej Wojciech Skuza (1908-1942), chłopski

poeta i jednocześnie działacz poganizującego Związku Młodzieży Wiejskiej "Wici"; w niektórych jego

utworach (np. Zielony Bóg) przejawiają się wątki przyrodniczo-panteistyczne. Wreszcie, klimat

rodzimych łąk, gajów, mokradeł, polnych ścieżek genialnie oddawał (czy też kreował) w swoich tomach

poetyckich zaludniający polski krajobraz duchami i duszkami Bolesław Leśmian (skądinąd z pochodzenia

Żyd). Wątki takie można też odnaleźć w szeregu dzieł znanego niepodległościowca-prometeisty

Tadeusza Micińskiego.

Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 21:30

[quote="Tankomaster"][

Europa (bez Rosji) gromadzi natomiast?

Ja tu się akurat zgadzam z Leszkiem Sykulskiem, że trwale strukturalnie stabliny były tylko Blok

Kontynentalny, czyli Europa+Rosja i okolice+kraje śródziemnomorskie. W dalszej kolejności naturalnym

dopełnieniem Bloku Kontynentalnego (fukcjonującego na zasadzie federacji "wielkich przestrzeni")

stałaby się Afryka, a o jego globalnej preponderancji przesądziłby związek z Ameryką Romańską wraz z

Quebeckiem, Akadią i Luizjaną. Tym niemniej, aby wchodzić w bliższe kontakty z Rosją w pozycji innej

niż na kolanach lub pełzającej, należałoby najpierw wytworzyć jednolity ośrodek władzy w Europie

mający do dyspozycji potencjał całego Kontynentu (w sytuacji idealnej wraz z całą Ukrainą i Białorusią

oraz połaczoną z Europą sojuszem Gruzją w obecnych granicach de facto).

Dlaczego Imperium ma monopol na transcendentne umocowanie metafizyczne? Zwłaszcza,

ze póki co, w formie postulowanej przez Ciebie nie istniało...

Imperium zawsze istniało i dziś także istnieje jako obiektywna rzeczywistość idei. To tylko ludzie jej nie

dostrzegają, buntują się przeciwko niej, albo nie są w stanie podołać uporządkowaniu materii podług jej

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

41 z 95 2012-10-06 15:06

wzorca. Imperium odwzorowuje porządek boski i ma najpełniejsze umocowaie metafizyczne, ponieważ

reprezentuje całość w przeciwieństwie do państw narodowych i podnarodowych, które w normalnej i

zdrowej sytuacji są jego subjektami składowymi. Nie mogą one mieć podobnej rangi jak Imperium,

analogicznie jak partia nie może nigdy reprezentować całości wspólnoty państwowej.

Tankomaster - 26 Wrzesień 2011, 21:34

Imperium odwzorowuje porządek boski i ma najpełniejsze umocowaie metafizyczne,

ponieważ reprezentuje całość w przeciwieństwie do państw narodowych i podnarodowych,

które w normalnej i zdrowej sytuacji są jego subjektami składowymi. Nie mogą one mieć

podobnej rangi jak Imperium, analogicznie jak partia nie może nigdy reprezentować

całości wspólnoty państwowej.

Dobra, ale to implikuje państwo światowe (w jakim innym wypadku Imperium może być kompletne?),

czyli projekt nigdy nie zrealizowany. Co więcej, o czym pisał już Bartek, sprzeczne z Bożym

postanowieniem (wieża Babel).

Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 22:08

[quote="Adam Danek"]

Rzecz idzie - tak jak szła w sporach cesarsko-papieskich - o kształt relacji między

Papieżem a Cesarzem. Ja w sumie nie miałbym nic przeciwko urzeczywistnieniu wizji

Władimira Sołowjowa, w której Rosja nawraca się na katolicyzm, a w rezultacie Europa

jednoczy się pod duchową zwierzchnością Papieża i polityczną katolickiego już cara. Ale

nad Cesarzem jako zasada patronalna musi być Papież. Sytuacja, w której miejsce na

szczycie duchownej piramidy zajmuje ktoś inny, jest wykluczona. To schizma lub herezja,

antykatolicyzm właśnie.

Ja bym za to zaakceptował całkowite zniesienie godności cesarskiej i bezpośrednie rządy papieskie z

biskupami jako feudałami duchownymi i zakonami jako kongregacjami "uczestniczącymi w polityce".

Wszystko mi jedno, czy rządził będzie jednoosobowo Papież, czy Cesarz. Chodzi mi natomiast o

odrzucenie "doktryny dwóch mieczy", którą uważam za antytradycyjną, protoliberalną i dogłębnie

anarchizującą. Jestem przede wszystkim mon-archistą. Historycznie jednak, Papieże nie domagali się na

ogół dla siebie pełni władczych prerogatyw, politologicznie zaś nie mieli nigdy środków ani narzędzi ich

wykonywania (nawet gdyby takie prerogatywy sobie przypisywali). Walka Papiestwa toczyła się o

wyłączenie Kościoła z Cesarstwa i desakralizację tego drugiego, tak więc miała charakter odśrodkowy i

rozbijancki. Stąd moje sympatie zdecydowanie leżą po stronie gibelinizmu, teokracja zaś bizantyjska

wydaje mi się bardzo atrakcyjnym wzorem.

A jak wyobrażasz sobie owe "polskie koncepcje volkistowskie"? Rozumiem, że jest to

nazwa umowna, ponieważ historyczny volkizm dążył do zamiany chrześcijaństwa w

monolatrię narodową, czyli właśnie w etnolatrię, którą powyżej wspominasz z niesmakiem.

Jako mniej więcej taki rodzaj świadomości, jaki opisano w tym artykule o Kolskim, który Ci kiedyś

wysłałem. Jako nasycony mistycyzmem, organiczny, chtoniczny nacjonalizm zakorzeniający człowieka w

zamieszkiwanej przez niego ekumenie.

Z lżejszych tematów - przyszło mi do głowy, że u paru przedstawicieli polskiej poezji

możnaby odnaleźć intuicje "volkistowskie", przy całej świadomości, że to określenie użyte

jest sztucznie. Na przykład Jerzy Pietrkiewicz, poeta związany z obozem narodowym, który

w młodości opublikował poemat regionalny z różnymi słowiańskimi Dadźbogami,

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

42 z 95 2012-10-06 15:06

Swarożycami i Jaszami. Dalej Wojciech Skuza (1908-1942), chłopski poeta i jednocześnie

działacz poganizującego Związku Młodzieży Wiejskiej "Wici"; w niektórych jego utworach

(np. Zielony Bóg) przejawiają się wątki przyrodniczo-panteistyczne. Wreszcie, klimat

rodzimych łąk, gajów, mokradeł, polnych ścieżek genialnie oddawał (czy też kreował) w

swoich tomach poetyckich zaludniający polski krajobraz duchami i duszkami Bolesław

Leśmian (skądinąd z pochodzenia Żyd). Wątki takie można też odnaleźć w szeregu dzieł

znanego niepodległościowca-prometeisty Tadeusza Micińskiego.

Ja jestem świeżo po lekturze tomu Cyganeria Warszawska bedącego antologią twórczości mazowiecko-

warszawskiej romantycznej frenezji (Seweryn Grzegorz Filleborn, Włodzimierz Dionizy Wolski, Seweryn

Zenon Sierpiński, Aleksander Niewiarowski i inni - patronował im nie kto inny jak znany i lubiany

Edward Dembowski) . Przeczytałem też niemal wszystkie utwory (nie ma ich znów tak wiele)

najwybitniejszego autora tej grupy, mianowicie Romana Zmorskiego. To właśnie takie zanurzenie się w

folklor, w lokalność, w etnos, w to wszystko co z francuska nazywa się patrie charnelle. Są tam

południce, topielcy, dziwożony, duchy mazowieckich książąt i piastowskich wojów, wodniki, wampiry,

kwiaty paproci, przechadzający się polnymi ścieżkami osobnicy niewiadomej natury i pochodzenia,

rozstajne drogi, polne kapliczki, ruiny zwalonych zamków i zaklęta w nich pamięć przeszłości, moce

piekielne, diabły, czarownice i klątwy, nad wszystkim tym zaś unosi się chrześcijański Bóg, lub w

każdym razie ustylizowany na niego Absolut. Do tego jeszcze u Zmorskiego da się zauważyć coś w

rodzaju intucji "rewolucyjno-konserwatywnych" (krwawa zagłada zepsutej rzeczywistości jako droga do

odrodzenia sprawiedliwego Ładu). Stylistycznie jest to fenomen bardzo podobny do szkoły ukraińskiej

polskiego romantyzmu, geograficznie zaś przedmiotem swojego zainteresowania twórcy tej szkoły czynią

natomiast nie kozaczyznę i mimo wszystko odrębne od Polski narodowościowo kraje ukrainne, lecz

obszar rdzennie polski, mianowicie Mazowsze. Trochę jak Teofil Lenartowicz, ale w przeciwieństwie do

niego w manierze nie sielankowej, lecz frenetycznej i utrzymanej w stylistyce czarnego romantyzmu.

No i dochodzi jeszcze oczywiście najciekawszy obok Orzeszkowej autor polskiego realizmu, czyli

Adolf Dygasiński z jego genialnym utworem Gody Życia. Jest to swoista mitologia przyrody

wyprowadzona ze starożytności słowiańskich i z mitów aryjskiej Persji, utwór napisany w stylistyce

radoisnej pochwały życia, Słońca i witalnych sił natury. Zawiera uwagi prekursowrskie poniekąd wobec

ekologii.

Adam Danek - 26 Wrzesień 2011, 22:22

Ronald..Lasecki napisał/a:Chodzi mi natomiast o odrzucenie "doktryny dwóch mieczy",

którą uważam za antytradycyjną, protoliberalną i dogłębnie anarchizującą. Jestem przede

wszystkim mon-archistą.

Ale Twoje poglądy na temat "doktryny dwóch mieczy" są całkowicie nieuzasadnione właśnie z

tradycyjnego punktu widzenia (w tym z punktu widzenia tych rzeczy, na które sam się powołujesz, jak

platonizm czy teologia wschodnia), co starałem się naświetlić w paru uwagach tutaj:

http://xportal.pl/viewtop...t=2609&start=30

Ronald..Lasecki - 26 Wrzesień 2011, 22:22

[quote="Tankomaster"]

Dobra, ale to implikuje państwo światowe (w jakim innym wypadku Imperium może być

kompletne?), czyli projekt nigdy nie zrealizowany. Co więcej, o czym pisał już Bartek,

sprzeczne z Bożym postanowieniem (wieża Babel).

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

43 z 95 2012-10-06 15:06

No, w założeniu Imperium ma być porządkiem uniwersalnym i sięgać tak daleko, jak sięga uznanie dla

Boga i jego praw przekazywanych pod postacią doktryny religijnej. Za jego granicami "żyją już tylko

smoki". Racją istnienia Imperium jest stwarzanie materialnych warunków dla życia ludzi podług praw

bożych i umożliwianie im zabiegania o zbawienie. W praktyce oczywiście, każde mocarstwo aspirujace do

bycia Imperium musi liczyć się z materialnym wymiarem rzeczywistości, tak więc tolerować w swych

granicach wspólnoty odmienne wyznaniowo, opierać swoje władztwo o geopolityczne granice naturalne

(dla Europy są to Sahara, obszary arktyczne i pasma górskie okalające od południa Heartland),

prowadzić politykę elastyczną, pragmatyczną i wyważoną. "Raz cios cepem, a raz poker przy zielonym

stoliczku" jak by powiedział Tomasz Gabiś.

Bartosz Bekier - 27 Wrzesień 2011, 01:32

Ronald Lasecki napisał/a:Zdajesz się zapominać o istniejącym współcześnie kontekście

międzynarodowym: mianowicie w konsekwencji rozwoju cywilizacji, technologii,

gospodarki, ogólnego materialnego skoku ludzkości, której rozwój w tej dziedzinie

przewyższa swoim dynamizmem wszystko co było wcześniej nie mając żadnych

historycznych analogii, stale też w niektórych dziedzinach (technologia) rośnie w tempie

wykładniczym, nie ma już na świecie miejsca dla małych państw.

Moim zdaniem ulegasz tej samej iluzji, której ulega Gabiś pisząc o tym, że świat poprzez rozwój

technologiczny, a w konsekwencji militarny ("nie można strzelać z armaty do muchy") i komunikacyjny

(względne zmniejszenie odległości, szybki przepływ informacji), nieuchronnie zmierza ku wyodrębnieniu

się kilku ośrodków siły o zasięgu globalnym, które zgrupują wszystkich dotychczasowych graczy w

wielkich, kontynentalnych i transkontynentalnych blokach. Ten rodzaj myślenia zrodził się mniej więcej

w 1945r. i obowiązywał praktycznie do końca lat '80. Kolejna dekada nie pozostawiła natomiast

najmniejszych złudzeń, że bicentryczny świat pozostał jedynie wspomnieniem. Niektórzy "marzyciele"

zza Atlantyku wieszczyli wówczas, że jesteśmy u progu ery monocentrycznej, ze Stanami Zjednoczonymi

na czele "wolnego świata" demokracji liberalnych. Następna dekada i tutaj nie pozostawiła żadnych

złudzeń.

W tym wypadku błąd myślenia gabisiowskiego polega na błędnym, anachronicznym rozpoznaniu

rzeczywistości - w myśl tych założeń, świat wciąż się integruje. Wystarczy jednak trochę się rozejrzeć,

by nabrać przekonania, że jest dokładnie odwrotnie - we współczesnym świecie dominują tendencje

dezintegrujące. Tylko za naszego życia, w samej tylko Europie, powstało kilkadziesiąt państw, a kilka

nowych jest "w drodze". Wszystkie konflikty zbrojne które miały miejsce w ostatnich dekadach, poza

paroma akcjami "policyjnymi" ostatniego, dogorywającego zresztą mocarstwa, to walki wynikające z

fragmentacji większych całości w mniejsze. Jeśli na obecnym etapie da się wyszczególnić jakikolwiek

kierunek, w którym zmierza świat, to byłoby to konstelacja ekstremalnie policentryczna, w której

największą rolę będą odgrywać subkontynentalne porozumienia międzynarodowe w rodzaju

"międzymorza". Rzeczoną tendencję możemy zaobserwować już dziś przyglądając się słabnącemu

znaczeniu wciąż jeszcze największego sojuszu wojskowego, oraz Europie, która powstałą w ten sposób

pustkę w swym systemie zbiorowego bezpieczeństwa wypełnia tworzeniem regionalnych grup szybkiego

reagowania, posiadających odrębne, lokalne dowództwa.

Ronald..Lasecki - 27 Wrzesień 2011, 04:42

No chyba nie bierzesz na poważnie "pluralizacji i demokratyzacji stosunków międzynarodowych", którym

zachwyca się między innymi profesor Kuźniar?

Czy w ostatnich stu kilkunastu latach doszło do fragmentacji politycznej globu? Tak! Czy rozpadły się

wielkie, oparte na "władzy relacyjnej" (określenie prof. Staniszkis) podmioty geopolityczne (imperia

kolonialne, Związek Sowiecki)? Tak! Czy władza stała się bardziej usieciowiona? Tak! - przecież mamy do

czynienia z internalizacją rozmaitych instytucji międzynarodowych w wewnętrznych systemach

poszczególnych państw oraz równoczesną intrernacjonalizacją szeregu kwestii pozostających dotychczas

domeną polityki wewnętrznej. Czy dekonstrukcji ulegają kluczowe kategorie stosunków

międzynarodowych czasów Moderny jak suwerenność, państwo narodowe, wojna i pokój? Też - przecież

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

44 z 95 2012-10-06 15:06

żyjemy w "później nowoczesności", czy raczej u początku krzepnącej na naszych oczach Postmoderny.

Geniusz Gabisia i podobnych mu politycznych makiawelistów polega jednak na tym, że będąc

świadomymi działania pewnych uniwersalnych i zawsze aktualnych praw i regularności świata polityki,

patrzą na wszystkie wymienione procesy i tendencje z uwzględnieniem istnienia owych praw. Czyli

"sięgają pod powierzchnię zjawisk", co pozwala im stawiać trafne diagnozy i wysnuwać na ogół słuszne

prognozy. Gabiś dokonał swego czasu świetnej autocharakterystyki w tekście Stańczyk jako

konserwatywny intelektualista - jeszcze niedawno był on do znalezienia w sieci.

Wracając natomiast do istoty problemu, to formalna pluralizacja, fragmentacja i decentralizacja

stosunków międzynarodowych nie przekreśla oczywiście aktualności i znaczenia podstawowej w nich

kategorii: der macht. Imperia wciąż istnieją, ale nie są to już ani organiczno-feudalne imperia

charakterystyczne dla świata przedmodernistycznego i archaicznego, ani scentralizowane i unitarne

imperia w stylu czasów nowożytnych (wzorem było tu oczywiście kolonialne imperium brytyjskie), ale

"niewidzialne imperia" maskujące się jako "wspólnoty międzynarodowe", "ugrupowania integracyjne",

"unie gospodarcze" i tym podobne. Istnieje dość zagmatwany, dynamiczny i wielokształtny system

globalistyczny, silnie wewnętrznie schierachizowany, z nakładającymi się na siebie kilkoma kręgami

decyzyjnymi o różnym stopniu otwartości i przepuszczalności. Poza tym centrum, które można z

pewnym uproszczeniem utożsamiać z Zachodem i jego wszystkimi instytucjami (NATO, UE, WTO,

NAFTA, Bank Światowy, Bilderberg, różne "organizacje pozarządowe") istnieją światowe peryferia i

półperyferia. Są to obszary słabiej zorganizowane i kontrolowane. Istnieją też wewnętrzne napięcia w

systemie globalistycznym, choćby pomiędzy UE i USA lub wewnątrz UE. Niektóre "prowincje" globalnego

Systemu z różnych powodów zachowują względną autonomię lub nawet emancypują się od

waszyngtońsko-nowojorskiego centrum decyzyjnego. System ten znajduje się też w dość trudnym do

określenia stadium rozwoju; bez wątpienia jego prowincja metropolitarna w Stanach Zjednoczonych ma

już mniejszą przewagę nad resztą świata niż miała wcześniej, ale z drugiej strony "upadek

amerykańskiej hegemonii" mający rzekomo nastąpić "już za chwilę" wieszczony jest mniej więcej od lat

70-tych i dotychczas jeszcze nie nastąpił. Nie stawiałbym zatem na projekcie mondialistycznym

przedwcześnie krzyżyka. Natomiast mnogość i wysyp nominalnie suwerennych państw, wraz z ich

subregionalnymi sojuszami, porozumieniami i koalicjami, wpisuje się jak najbardziej w projekt

globalistyczny, gdyż zapewnia jego dalsze trwanie nie dopuszczając do jakichkolwiek mogących go

zdezaktualizować krystalizacji i zagęszczeń geopolitycznych (szczególnie widoczne jest to w świecie

arabskim i w Europie). Zapowiedzią "zarządzania chaosem" w systemie globalistycznym była "doktryna

Monroe" nominalnie nakierowana na zachowanie niepodległości de iure państw amerykańskich, w

rzeczywistości zaś konstytuująca pierwsze w historii "imperium nowego typu" Stanów Zjednoczonych w

zachodniej hemisferze. W rezultacie wojennej porażki Rzeszy Niemieckiej i Japonii, imperium to zostało

rozciągnięte na Bliski Wschód i Europę Zachodnią. Upadek Związku Sowieckiego - "największa katastrofa

geopolityczna" od czasów załamania zachodnioeuropejskich imperiów kolonialnych - pozwolił z kolei

rozciągnąć je na obszar Europy Środkowej. Z drugiej strony umocnienie takich państw jak Abchazja,

Osetia Południowa, Górny Karabach, iracki Kurdystan, Kosowo lub Sudan Południowy to przecież nie

żaden dowód pluralizacji rzeczywistości międzynarodowej, lecz rozciągania stref wpływów przez różne

mocarstwa, dostosowujące formy swojej ekspansji do realiów Postmoderny.

Międzymorze w wersji projektowanej przez amerykańskich "pundytów" (i polskich neoendeków) ma być

czymś w rodzaju klina wbitego w środek Europy i uniemożliwiającego wyłonienie się niezależnego od

USA ośrodka siły. Międzymorze w wersji piłsudczykowskiej jest rzutowaniem na współczesne realia

koncepcji sprzed blisko stu lat, które na dodatek nawet wówczas się nie sprawdziły, będąc oparte nie

diagnozie sytuacji sprzed około czterystu lat. Prowadzenie przez Polskę równocześnie antyniemieckiej i

antyrosyjskiej polityki doprowadziło przed wojną i doprowadzić musiałaby dzisiaj do międzynarodowej

izolacji Polski wśród państw wskazywanych przez zwolenników tej koncepcji jako przyszli sojusznicy,

obok tego zaś do nieuchronnej politycznej porażki. Dziś można by dodać, że również do

instrumentalizacji polityki polskiej przez Stany Zjednoczone, silniejszego związania Polski z systemem

mondialistycznym, w najczarniejszym scenariuszu mogłaby zaś zakończyć się tak, jak "polityka równych

odległości" ministra Becka przed wojną.

Adam Danek - 27 Wrzesień 2011, 09:34

Ronald..Lasecki napisał/a:Strukturalnie stabilniejszym rozwiązaniem byłoby już polskie

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

45 z 95 2012-10-06 15:06

państwo etniczne wpisane w porządek imperialny (np. europejski).

W takiej wizji nie ma nic porywającego. Nuda. Polska zdegradowana do roli jednostki samorządu

terytorialnego w strukturze jakiegoś sztucznego ulepu to nie jest cel wart dążenia. "Polska będzie albo

wielka, albo nie będzie jej wcale."

Naturalnymi kandydatami są tu oczywiście Niemcy, zastępowane w obszarze

śródziemnomorskim przez Francję, w obszarze Europy Środkowej i Wschodniej

wspomagane natomiast przez Polskę. Na tym polega nasze dzisiejsze posłannictwo

dziejowe.

Z całą pewnością "posłannictwo dziejowe" Polski nie polega na realizacji polityki Niemiec w regionie.

Wszystkie wymienione przez Ciebie samego wcześniej przykłady polskiego "posłannictwa dziejowego"

były możliwe do realizacji pod warunkiem posiadania przez Polskę pozycji możliwie samodzielnego

ośrodka.

Ha, żeby się zaraz się okazało, że laureat niemieckiej nagrody im. Karola Wielkiego, jego paladyni -

dzielny agent brytyjskiego wywiadu i psychiatra finansowany przez Fundację Schumana oraz jego Merlin

- potężny szaman o imieniu "profesor", wspólnie "eksportujący demokrację i prawa człowieka" na

Białoruś i do Libii, to rycerze Imperivm, nad którymi "powiewają niewidzialne sztandary". Te same, które

łopoczą nad agentami polskiego wywiadu, pobudzającymi "demokratyczną opozycję" na Białorusi ramię

w ramię z "imperialnym" BND.

Tym niemniej, aby wchodzić w bliższe kontakty z Rosją w pozycji innej niż na kolanach lub

pełzającej,

Ale trzeba również podjąć kroki, które pozwolą wchodzić w bliższe kontakty z Niemcami w pozycji innej

niż na kolanach lub pełzającej, a w tym celu Polska musiałaby zbudować wokół siebie pewien niezależny

potencjał.

Prowadzenie przez Polskę równocześnie antyniemieckiej i antyrosyjskiej polityki

Nikt tu takiej nie postuluje. Prymat powinny mieć działania obliczone na zacieśnienie współpracy i

docelowo integrację państw regionu. No, chyba, że za "antyniemiecką i antyrosyjską" należy uznać każdą

politykę, która nie jest pokorną realizacją dyrektyw z Berlina i Moskwy.

Jako mniej więcej taki rodzaj świadomości, jaki opisano w tym artykule o Kolskim, który Ci

kiedyś wysłałem.

A co to ma wspólnego z wywołanym przez Ciebie panslawizmem?

Ronald..Lasecki - 27 Wrzesień 2011, 11:14

[quote="Adam Danek"]

W takiej wizji nie ma nic porywającego. Nuda. Polska zdegradowana do roli jednostki

samorządu terytorialnego w strukturze jakiegoś sztucznego ulepu to nie jest cel wart

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

46 z 95 2012-10-06 15:06

dążenia. "Polska będzie albo wielka, albo nie będzie jej wcale."

Państwo narodowe w ogóle jest "nudne", bo nie jest podmiotem właściwym do prowadzenia Wielkiej

Polityki. Co może być "porywającego" w wykłócaniu się z Czechami o Śląsk Cieszyński albo w ględzeniu

że "wykupią nas Niemcy"? To rzecz właśnie na miarę polityki w skali prowincjonalnej. "Politykę z

rozmachem" mogą prowadzić rozległe przestrzennie mocarstwa, co w warunkach europejskich (i w

każdych innych zresztą) oznacza wzniesienie się ponad poziom własnej wspólnoty narodowej. Taka

Wielka Polityka może być mitem mobilizującym, natomiast polityka państwa narodowego - prowadzona

w naszych warunkach "tu i teraz" - nie dość że musiałaby być teatrem złudzeń w sytuacji niemożliwego

wówczas uwolnienia się od wpływów USA, to jeszcze szczytem swoich ambicji musiałaby uczynić

powiedzmy porozumienie się z Litwą w przedmiocie posługiwania się dwujęzycznymi tablicami. Nuda.

Powiedziałbym nawet "typowo wszechpolska" nuda. Bo gdzie tu wielka przestrzeń, gdzie rozległy świat?

Z całą pewnością "posłannictwo dziejowe" Polski nie polega na realizacji polityki Niemiec w

regionie. Wszystkie wymienione przez Ciebie samego wcześniej przykłady polskiego

"posłannictwa dziejowego" były możliwe do realizacji pod warunkiem posiadania przez

Polskę pozycji możliwie samodzielnego ośrodka.

Ale taka sytuacja ("samodzielna pozycja" Polski) jest w normalnych warunkach nie do utrzymania.

Władztwo Jagiellonów rozwinęło się w szczególnych okolicznościach, jakim była fragmentacja Niemiec

(do czasu zaś też Rosji). W sytuacji istnienia państwa zarówno niemieckiego jak i rosyjskiego, marzenie

o polskiej mocarstwowości zbudowanej przeciwko tym dwóm ośrodkom, tak drastycznie rozmija się z

istniejącym realnie układem politycznym, że musi skończyć się druzgocącą porażką. Chyba, że mówimy

o byciu amerykańskim cordon sannitaire mającym storpedować europejskie projekty zjednoczeniowe, ale

to jest bodaj jeszcze mniej atrakcyjna perspektywa niż uczynienie horyzontem swoich mocarstwowych

ambicji "odzyskania Lwowa".

Ha, żeby się zaraz się okazało, że laureat niemieckiej nagrody im. Karola Wielkiego, jego

paladyni - dzielny agent brytyjskiego wywiadu i psychiatra finansowany przez Fundację

Schumana oraz jego Merlin - potężny szaman o imieniu "profesor", wspólnie "eksportujący

demokrację i prawa człowieka" na Białoruś i do Libii, to rycerze Imperivm, nad którymi

"powiewają niewidzialne sztandary". Te same, które łopoczą nad agentami polskiego

wywiadu, pobudzającymi "demokratyczną opozycję" na Białorusi ramię w ramię z

"imperialnym" BND.

Unia Europejska w sensie geopolitycznym jest rodzajem projektu imperialnego, równocześnie będąc

częścią systemu globalistycznego (imperium amerykańskiego). Obiektywnie patrząc, rozszerza ona

swoje strefy wpływów i zabiega o swoje interesy. Niekoniecznie natomiast jej obecna tożsamość

międzynarodowa musi nam odpowiadać, zatem tez niekoniecznie musimy się utożsamiać z jej celami

cząstkowymi i poszczególnymi działaniami. Podobnie jak niekoniecznie musi nam odpowiadać tożsamość

międzynarodowa państwa polskiego i jego obecna polityka zagraniczna.

Ale trzeba również podjąć kroki, które pozwolą wchodzić w bliższe kontakty z Niemcami w

pozycji innej niż na kolanach lub pełzającej, a w tym celu Polska musiałaby zbudować

wokół siebie pewien niezależny potencjał.

Niemcy nie różnią się oczywiście od innych państw jeśli chodzi o charakter swojej polityki zagranicznej,

ale w tym przypadku poprawkę należy brać na obecność w jednym z Niemcami "imperium in statu

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

47 z 95 2012-10-06 15:06

nascendi". Czyli należałoby zabiegać o pozycję państwa polskiego w relacjach z Niemcami, także o

znaczenie etnosu polskiego czy szerzej słowiańskiego wobec etnosu niemieckiego (wspomniałem o tym

wcześniej przy okazji ewentualnej umowy dotyczącej kolonizacji obszarów nadgranicznych, dochodzi zaś

choćby sprawa łużyckich Serbów, słowiańskich starożytności w Niemczech i polskiej diaspory w tym

kraju), ale mając na względzie ścisły związek geopolityczny Polski z tym państwem. Innymi słowy,

wszelkie antyniemieckie koalicje mające przeciwdziałać zacieśnieniu wspólnoty państw

środkowoeuropejskich z francusko-niemieckim rdzeniem Europy uważam za: 1) szkodliwe 2) niemożliwe

do urzeczywistnienia. Generalizując zaś, oczywiście Polska w stosunkach wewnątrzeuropejskich może

występować na rzecz swoich interesów wobec innych państw (choćby rewizja rażąco niesymetrycznej

umowy o sąsiedztwie i przyjaźni z Niemcami byłaby zupełnie naturalna - traktat ten został podpisany

rzeczywiście "z pozycji pełzającej", bo odchodzi od cechującej wszystkie tego typu umowy

dwustronności, choćby w zakresie praw mniejszości narodowych), ale powinno się to odbywać na

podobnej zasadzie jak zabieganie o interesy wojewódzkie w państwie narodowym - czyli mając na

względzie dobro wspólne Europy jako wspólnoty wyższego rzędu.

Nikt tu takiej nie postuluje. Prymat powinny mieć działania obliczone na zacieśnienie

współpracy i docelowo integrację państw regionu. No, chyba, że za "antyniemiecką i

antyrosyjską" należy uznać każdą politykę, która nie jest pokorną realizacją dyrektyw z

Berlina i Moskwy.

Jeśli miałoby się to odbyć poprzez rugowanie wpływów niemieckich, to spotkać by się musiało z taką

samą reakcją jak reakcja Rosji na próby rugowania jej wpływów w Europie Wschodniej. Natomiast próby

budowania antyeuropejskiego sojuszu państw środkowoeuropejskich uważam za pozbawione sensu,

skazane na niepowodzenie i co za tym idzie szkodliwe dla Polski. Takie "wymachiwanie szabelką" na

złość sąsiadom, byleby poczuć się (pozornie) silnym.

A co to ma wspólnego z wywołanym przez Ciebie panslawizmem?

Pokazuje chtoniczny model zakorzenionej terytorialnie wspólnoty, której duchowość i stan świadomości

zbiorowej odpowiada mniej więcej temu, co należałoby skojarzyć z proponowanym przeze mnie

"modelem volkistowskim" nacjonalizmu (gdyby miał on być wprowadzony w życie w kontekście

niemodernistycznym i niepostmodernistycznym - czyli premodernistycznym lub

postpostmodernistycznym).

Adam Danek - 27 Wrzesień 2011, 19:47

Ronald..Lasecki napisał/a:Chodziło mi o absolutystyczne i biurokratyczne zniekształcenia

ówczesnej monarchii hiszpańskiej i nie tylko hiszpańskiej, które były głównym

terytorialnym oparciem dla panowania Karola V. Pod koniec życia zrezygnował on zresztą z

tronu i podzielił swoje dominium nie będąc w stanie poradzić sobie z jego monstrualną

biurokracją. Warto wspomnieć, że biurokrację tą jeszcze bardziej rozdął jego syn i

następca na tronie hiszpańskim Filip II.

Raczej nie sądzę, by rozmiary "biurokracji" w przednowożytnych Chinach domów Sung czy Tang, albo

starożytnym Egipcie czy Babilonie u szczytu rozwoju były mniejsze, niż w cesarstwie Karola V.

Swoją drogą, to zawsze mi przeszkadzał ten negatywny ładunek emocjonalny, jaki zwykło się dodawać

do określenia "biurokrata", oznaczającego po prostu wyspecjalizowanego funkcjonariusza administracji

(państwowej). Służba publiczna powinna być postrzegana jako honor. Tymczasem jeżdżenie po

biurokratach to ulubiona narracja wszelkiej maści "wolnościowców" i liberałów, a także demokratów i

(neo)republikanów, histeryzujących, że "władza w państwie przechodzi z rąk obywateli w ręce

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

48 z 95 2012-10-06 15:06

urzędników nie pochodzących z wyboru!" itp. Na pohybel temu towarzystwu. Od dłuższego czasu mam

ochotę napisać tekst o biurokracie jako figurze państwowej mocy politycznej oraz potrzebie odrodzenia

stanowego etosu urzędniczego i wysłać go do jakiegoś statokratycznego publikatora.

Tankomaster - 27 Wrzesień 2011, 21:37

Służba publiczna powinna być postrzegana jako honor.

Przywracamy urzędy piastowane bezpłatnie (względnie, z pewnymi jedynie zwrotami kosztów

sprawowania funkcji - bez pensji jako takiej).

Tymczasem jeżdżenie po biurokratach to ulubiona narracja wszelkiej maści

"wolnościowców" i liberałów, a także demokratów i (neo)republikanów, histeryzujących, że

"władza w państwie przechodzi z rąk obywateli w ręce urzędników nie pochodzących z

wyboru!" itp. Na pohybel temu towarzystwu. Od dłuższego czasu mam ochotę napisać

tekst o biurokracie jako figurze państwowej mocy politycznej oraz potrzebie odrodzenia

stanowego etosu urzędniczego i wysłać go do jakiegoś statokratycznego publikatora.

Prawda. Ale upadkowi szacunku dla służby publicznej w znacznej mierze jest winna ona sama - skoro

urzędnik stał się synonimem darmozjadasiedzącego na stołku i przybijającego pieczątki w jakiś

absurdalnych kwestiach (za publiczne pieniądze) ...

Adam Danek - 27 Wrzesień 2011, 22:46

Ronald..Lasecki napisał/a:Państwo narodowe w ogóle jest "nudne", bo nie jest podmiotem

właściwym do prowadzenia Wielkiej Polityki. Co może być "porywającego" w wykłócaniu się

z Czechami o Śląsk Cieszyński albo w ględzeniu że "wykupią nas Niemcy"? To rzecz

właśnie na miarę polityki w skali prowincjonalnej. "Politykę z rozmachem" mogą prowadzić

rozległe przestrzennie mocarstwa, co w warunkach europejskich (i w każdych innych

zresztą) oznacza wzniesienie się ponad poziom własnej wspólnoty narodowej. Taka Wielka

Polityka może być mitem mobilizującym, natomiast polityka państwa narodowego -

prowadzona w naszych warunkach "tu i teraz" - nie dość że musiałaby być teatrem złudzeń

w sytuacji niemożliwego wówczas uwolnienia się od wpływów USA, to jeszcze szczytem

swoich ambicji musiałaby uczynić powiedzmy porozumienie się z Litwą w przedmiocie

posługiwania się dwujęzycznymi tablicami. Nuda. Powiedziałbym nawet "typowo

wszechpolska" nuda. Bo gdzie tu wielka przestrzeń, gdzie rozległy świat?

Wypada przestrzec przed kompleksem prowincjusza, który jest tu, a chciałby być tam - w "wielkim

świecie", i w związku z tym łasi się na "wielkoduszne" oferty: ty się nam będziesz wysługiwać, a my ci

się pozwolimy uważać za "obywatela wielkiego świata". To model realizowany obecnie przez Warszawę,

(również) w stosunkach z Waszyngtonem. To, co własne, nigdy nie jest nudne - właśnie dlatego, że jest

własne. Ta "wielka polityka" byłaby prowadzona nie przez nas, lecz przez kogo innego, a Polska byłaby

jej przedmiotem; to tak, jakby, powiedzmy, przekonywać Burów do ulegnięcia Imperium Brytyjskiemu

argumentem, że po tym dobroczynnym podboju będą mogli jarać się faktem, że Imperium Brytyjskie

pierze i eksploatuje jakieś tam ludy w Chinach czy Azji Środkowej. Wizja, za którą nie warto nic

oddawać. Teraz Polska też ma taki "mit mobilizujący", bo przecież "nasi dzielni chłopcy" na piaskach

dalekiej Libii wykonują dla hegemona operacje wywiadowcze (a być może i wojskowe operacje

specjalne) oraz wożą broń dla "bojowników o wolność" pod ogniem dział krwawego satrapy. :>

Ale taka sytuacja ("samodzielna pozycja" Polski) jest w normalnych warunkach nie do

utrzymania.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

49 z 95 2012-10-06 15:06

Narracja dobrze znana. "Polska musi mieć protektora" (prof. Wielomski), który będzie za nią myślał, za

nią wyznaczał cele i generalnie mówił jej, co ma robić, tylko w zależności od preferencji mówiącego

zmienia się ten protektor. Skądinąd, polityka zagraniczna Republiki Okrągłego Stołu opiera się właśnie

na tym założeniu.

Unia Europejska w sensie geopolitycznym jest rodzajem projektu imperialnego,

równocześnie będąc częścią systemu globalistycznego (imperium amerykańskiego).

Obiektywnie patrząc, rozszerza ona swoje strefy wpływów i zabiega o swoje interesy.

Niekoniecznie natomiast jej obecna tożsamość międzynarodowa musi nam odpowiadać,

zatem tez niekoniecznie musimy się utożsamiać z jej celami cząstkowymi i poszczególnymi

działaniami. Podobnie jak niekoniecznie musi nam odpowiadać tożsamość międzynarodowa

państwa polskiego i jego obecna polityka zagraniczna.

Różnica polega jednak na tym, że państwo polskie jest kalekie chyba pod każdym względem

(ustrojowym, militarnym, ekonomicznym), rządzone od dawna głupio, przez klasę polityczną wyjątkowo

niskiej jakości, ale mimo to jest państwem polskim. Dopóki państwo polskie istnieje i posiada choćby tę

resztkę państwowej substancjalności, zadania polskiej (a nie niemieckiej, brukselskiej, francuskiej,

amerykańskiej itd.) polityki należy upatrywać w ochronie tej substancjalności i dążeniu do jej odbudowy.

Tzn. do wzmocnienia państwa polskiego, polegającego na uzyskiwaniu przez nie niezależnych (własnych)

instrumentów wpływania na otoczenie strategiczne. Nie do "wzmocnienia" polegającego na lokajstwie

wobec innego ośrodka i chwaleniu się, jacy jesteśmy silni, bo stoi za nami "wielki brat". Kto sam oferuje

swoje lokajstwo, jest bezwartościowy w oczach wszystkich. Dobrze ilustruje to polityka obecnego rządu

III RP, który stręczy się jednocześnie Waszyngtonowi, Berlinowi i Moskwie, w rezultacie czego przez

wszystkich jest wykorzystywany jako służący, ale przez nikogo widziany jako partner. Przy całej swojej

ułomności państwo polskie jest nasze. Unia Europejska nasza nie jest - jest to obcy twór, służący

cudzym interesom.

Niemcy nie różnią się oczywiście od innych państw jeśli chodzi o charakter swojej polityki

zagranicznej, ale w tym przypadku poprawkę należy brać na obecność w jednym z

Niemcami "imperium in statu nascendi".

Od dłuższego czasu mnożą się prognozy przewidujące rozpad tego tworu w perspektywie 10-15 lat, więc

możemy mieć raczej do czynienia z quasi-federatio in statu moriendi. I na taki scenariusz należałoby się

(również) przygotować.

powinno się to odbywać na podobnej zasadzie jak zabieganie o interesy wojewódzkie w

państwie narodowym - czyli mając na względzie dobro wspólne Europy jako wspólnoty

wyższego rzędu.

Prowincjonalni staniemy się właśnie wtedy, kiedy damy z siebie zrobić cudzą prowincję.

Jeśli miałoby się to odbyć poprzez rugowanie wpływów niemieckich, to spotkać by się musiało z taką

samą reakcją jak reakcja Rosji na próby rugowania jej wpływów w Europie Wschodniej.

Nie no oczywiście, powinniśmy je konserwować i być ich narzędziem. "Trzeba myśleć przyszłościowo:

oficjalnie nie będzie wam wolno prowadzić żadnej samodzielnej polityki obronnej, handlowej i w ogóle

zagranicznej, a wzamian będzie wam u nas bardzo dobrze, i to będzie dla was bardzo korzystne." To już

w historii przerabialiśmy, kiedy byliśmy w unii sowieckiej, więc powtórka wydaje się czymś z pewnością

niegodnym dążenia. Skoro wpływy niemieckie i polskie w regionie są konkurencyjne, to trzeba starać się

tworzyć instrumenty konkurencji, zamiast kwękać "lepiej od razu dajmy za wygraną, bo jesteśmy tacy

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

50 z 95 2012-10-06 15:06

słabi i Niemcy i tak nas wydmuchają". Nie jesteśmy sami. Zostać cudzym lokajem zawsze będzie czas.

Natomiast próby budowania antyeuropejskiego sojuszu państw środkowoeuropejskich uważam za

pozbawione sensu, skazane na niepowodzenie i co za tym idzie szkodliwe dla Polski. Takie

"wymachiwanie szabelką" na złość sąsiadom, byleby poczuć się (pozornie) silnym.

Pokazuje chtoniczny model zakorzenionej terytorialnie wspólnoty, której duchowość i stan

świadomości zbiorowej odpowiada mniej więcej temu, co należałoby skojarzyć z

proponowanym przeze mnie "modelem volkistowskim" nacjonalizmu (gdyby miał on być

wprowadzony w życie w kontekście niemodernistycznym i niepostmodernistycznym - czyli

premodernistycznym lub postpostmodernistycznym).

Ale co to ma wspólnego z panslawizmem? Panslawizm postulował niwelację narodów słowiańskich i

zlanie ich w jedną masę plemienną; był propagandową maską dla rosyjskiego ekspansjonizmu.

Ronald..Lasecki - 28 Wrzesień 2011, 01:33

[quote="Adam Danek"]

to tak, jakby, powiedzmy, przekonywać Burów do ulegnięcia Imperium Brytyjskiemu

argumentem, że po tym dobroczynnym podboju będą mogli jarać się faktem, że Imperium

Brytyjskie pierze i eksploatuje jakieś tam ludy w Chinach czy Azji Środkowej. Wizja, za

którą nie warto nic oddawać. Teraz Polska też ma taki "mit mobilizujący", bo przecież "nasi

dzielni chłopcy" na piaskach dalekiej Libii wykonują dla hegemona operacje wywiadowcze

(a być może i wojskowe operacje specjalne) oraz wożą broń dla "bojowników o wolność"

pod ogniem dział krwawego satrapy. :>

Różnica jest dość zasadnicza; mianowicie republiki burskie chciano zasiedlić obcymi górnikami i poddać

ich zasoby naturalne eksploatacji na potrzeby imperium brytyjskiego. Moja koncepcja to udział Polski w

formowaniu porządku wyższego rzędu, przy zachowaniu podmiotowości i wewnętrznej suwerenności

państwa polskiego. Natomiast warto pamiętać, że po zniesieniu reżymu okupacyjnego na terenie byłych

republik burskich, ich elity i mieszkańcy poparły nową republikę południoowoafrykańską i jej obecność w

imperium brytyjskim. Burscy oficerowie z czasów wojny z Brytyjczykami, mianowicie Ian Smuts i Louis

Botha odegrali istotną rolę w czasie Wielkiej Wojny i po jej zakończeniu.

Narracja dobrze znana. "Polska musi mieć protektora" (prof. Wielomski), który będzie za

nią myślał, za nią wyznaczał cele i generalnie mówił jej, co ma robić, tylko w zależności od

preferencji mówiącego zmienia się ten protektor. Skądinąd, polityka zagraniczna Republiki

Okrągłego Stołu opiera się właśnie na tym założeniu.

Po prostu małe państwa nie mają geopolitycznego sensu. Prawdziwie suwerenne i samowystarczalne

mogą być tylko wielkie przestrzenie.

Różnica polega jednak na tym, że państwo polskie jest kalekie chyba pod każdym

względem (ustrojowym, militarnym, ekonomicznym), rządzone od dawna głupio, przez

klasę polityczną wyjątkowo niskiej jakości, ale mimo to jest państwem polskim. Dopóki

państwo polskie istnieje i posiada choćby tę resztkę państwowej substancjalności, zadania

polskiej (a nie niemieckiej, brukselskiej, francuskiej, amerykańskiej itd.) polityki należy

upatrywać w ochronie tej substancjalności i dążeniu do jej odbudowy. Tzn. do wzmocnienia

państwa polskiego, polegającego na uzyskiwaniu przez nie niezależnych (własnych)

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

51 z 95 2012-10-06 15:06

instrumentów wpływania na otoczenie strategiczne.

... drogą do osiągnięcia tego wszystkiego jest zaś podmiotowe uczestnictwo i współtworzenie Imperium

Europaeum.

Unia Europejska nasza nie jest - jest to obcy twór, służący cudzym interesom.

Zewnętrzne mogą być wpływy odmiennych ośrodków państwowych, natomiast UE jest projektem

międzypaństwowym, współkształtowanym przez państwa członkowskie. Tak więc jest "nasza", podobnie

jak jest czymś "własnym" dla wszystkich państw członkowskich.

Od dłuższego czasu mnożą się prognozy przewidujące rozpad tego tworu w perspektywie

10-15 lat, więc możemy mieć raczej do czynienia z quasi-federatio in statu moriendi. I na

taki scenariusz należałoby się (również) przygotować.

Rozumna strategia rozważa rozmaite scenariusze, chociaż warto też pamiętać, że "rozpad socjalistycznej

UE" różne Korwiny i Adamy Słomki wieszczyli już od końca lat 90-tych i miał on nastąpić rzekomo na

przeciągu kilku lat, a nie nastąpił. Trochę podobnie jak z rzekomo mającym "już-zaraz" nastąpić

upadkiem USA i demokracji liberalnej albo bankructwem ZUS-u.

Nie no oczywiście, powinniśmy je konserwować i być ich narzędziem. "Trzeba myśleć

przyszłościowo: oficjalnie nie będzie wam wolno prowadzić żadnej samodzielnej polityki

obronnej, handlowej i w ogóle zagranicznej, a wzamian będzie wam u nas bardzo dobrze, i

to będzie dla was bardzo korzystne." To już w historii przerabialiśmy, kiedy byliśmy w unii

sowieckiej, więc powtórka wydaje się czymś z pewnością niegodnym dążenia. Skoro

wpływy niemieckie i polskie w regionie są konkurencyjne, to trzeba starać się tworzyć

instrumenty konkurencji, zamiast kwękać "lepiej od razu dajmy za wygraną, bo jesteśmy

tacy słabi i Niemcy i tak nas wydmuchają". Nie jesteśmy sami. Zostać cudzym lokajem

zawsze będzie czas.

Rozumne zabieganie o własne interesy nie jest wcale tożsame, jak zdajesz się sugerować, z

wymachiwaniem szabelką i szarżowaniem na kasztance z okrzykiem "Urraaa! Na Moskali!" Całe pokolenia

polityków polskich pracowały na rzecz dobra wspólnoty narodowej i zabiegały o polskie interesy w

ramach organizmów politycznych splecionych z innymi w większe całości. Można by wskazać Księstwo

Warszawskie, Galicję, "kongresowe" Królestwo Polskie, wreszcie Królestwo restaurowane przez państwa

centralne. Prawda jest bowiem taka, że suwerenne państwo narodowe, ani nawet państwo narodowe w

ogóle, nie jest konieczne dla życia danej wspólnoty w sprawiedliwym porządku społecznym, ani dla jej

dobrostanu. Państwo narodowe to nowożytny fetysz polityczny nacjonalistów i demokratów. Samo w

sobie w określonych okolicznościach może być prawowitym i przydatnym, ale nie jest żadnym

absolutem. Ciekawiło mnie też zawsze, jakimi argumentami chciałbyś przekonać do poparcia polskich

projektów mocarstwowych inne narody, skoro uczestniczenie w większych konstelacjach geopolitycznych

kosztem własnego suwerennego państwa jest dla Ciebie niedopuszczalne? Skoro państwo polskie nie

może prowadzić skoordynowanej z Niemcami polityki zagranicznej, to dlaczego koordynować swoją

politykę z Polską (lub wręcz zgodzić się na wcielenie własnego kraju do "imperium polskiego") miałyby

się godzić elity litewskie, białoruskie lub ukraińskie? To klasyczny paradoks subiektywistycznego

nacjonalistycznego "imperializmu".

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

52 z 95 2012-10-06 15:06

Ale co to ma wspólnego z panslawizmem? Panslawizm postulował niwelację narodów

słowiańskich i zlanie ich w jedną masę plemienną; był propagandową maską dla

rosyjskiego ekspansjonizmu.

Polski panslawizm nie miał charakteru rosyjskocentrycznego. Przydatny jest ze względu na wskazywanie

na faktycznie istniejące pokrewieństwo narodów słowiańskich, a zatem też zwraca uwagę na łączące je

związku kulturowe i potrzebę pewnej solidarności.

Bartosz Bekier - 28 Wrzesień 2011, 18:30

Ronald..Lasecki napisał/a:Imperia wciąż istnieją, ale nie są to już ani organiczno-feudalne

imperia charakterystyczne dla świata przedmodernistycznego i archaicznego, ani

scentralizowane i unitarne imperia w stylu czasów nowożytnych (wzorem było tu

oczywiście kolonialne imperium brytyjskie), ale "niewidzialne imperia" maskujące się jako

"wspólnoty międzynarodowe", "ugrupowania integracyjne", "unie gospodarcze" i tym

podobne.

Obawiam się, że zbytnio zaufałeś paradygmatowi neoliberalnemu w stosunkach międzynarodowych i

wszelkim "wspólnotom międzynarodowym", "uniom gospodarczym" i tym podobnym nadajesz odrębną

osobowość kształtowaną horyzontalnie przez ogół państw członkowskich, a nawet utożsamiasz je z

imperiami. Ja natomiast jestem przekonany, że więcej racji w tym sporze mają neorealiści, którzy

uznają, że organizacje międzynarodowe mogą dysponować narzędziami wpływu na określone obszary,

ale z reguły za tego typu naciskami stoją najsilniejsze podmioty które je współtworzą, a które posiadają

własne interesy realizowane właśnie za pośrednictwem wszelkich projekcji w rodzaju "unii

międzynarodowych". Moje obawy zdaje się potwierdzać Twoje późniejsze stwierdzenie, że "Unia

Europejska jest tak samo nasza, jak i innych państw członkowskich które ją współtworzą", które wydaje

mi się szczególnie naiwne. Na tym polu dogadałbyś się z fundacją Rosatiego.

Ronald..Lasecki napisał/a:Prawda jest bowiem taka, że suwerenne państwo narodowe, ani

nawet państwo narodowe w ogóle, nie jest konieczne dla życia danej wspólnoty w

sprawiedliwym porządku społecznym, ani dla jej dobrostanu.

Gdyby podobnie do Ciebie założyć, że suwerenne państwo nie jest potrzebne, a szczytem polskich

ambicji powinien być porządek społeczny narzucony przez obce mocarstwo i "pełna micha" w zestawie,

należałoby chyba popełnić narodowe seppuku. Nabieram coraz głębszego przekonania, że Twoje

stanowisko ma więcej wspólnego z Postmoderną, aniżeli z Prawicą, na którą się powołujesz - Twoją

prawdziwą ojczyzną jest fetysz ze świata fantazji, a nie wspólnota z której wyrosłeś. Myślę, że to główny

powód, dla którego nie możemy się w tym aspekcie zrozumieć.

Ronald..Lasecki napisał/a:Skoro państwo polskie nie może prowadzić skoordynowanej z

Niemcami polityki zagranicznej, to dlaczego koordynować swoją politykę z Polską (lub

wręcz zgodzić się na wcielenie własnego kraju do "imperium polskiego") miałyby się godzić

elity litewskie, białoruskie lub ukraińskie? To klasyczny paradoks subiektywistycznego

nacjonalistycznego "imperializmu".

Nie ma w tym nic absurdalnego, bo rzeczą oczywistą jest, że optyka jest subiektywnie zdeterminowana

przez konkretne współrzędne - z polskiej perspektywy przekonywanie elit litewskich, białoruskich i

ukraińskich do bliskich związków z Rzeczpospolitą leży w naszym żywotnym interesie, tak jak w interesie

niemieckim czy rosyjskim leży przekonywanie elit Mitteleuropy, że suwerenne państwo nie jest

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

53 z 95 2012-10-06 15:06

konieczne dla ich dobrostanu, zaś wyrzeczenie się go otwiera drogę do świata "Wielkiej Polityki". Skoro

Ty to kupiłeś, to dlaczego nie mieliby tego kupić inni?

Ronald..Lasecki napisał/a:Prowadzenie przez Polskę równocześnie antyniemieckiej i

antyrosyjskiej polityki doprowadziło przed wojną i doprowadzić musiałaby dzisiaj do

międzynarodowej izolacji Polski wśród państw wskazywanych przez zwolenników tej

koncepcji jako przyszli sojusznicy, obok tego zaś do nieuchronnej politycznej porażki

Ja nie jestem zwolennikiem "międzymorza" jako wspólnoty utrzymującej równy dystans pomiędzy

wszystkimi graczami w konstelacji geopolitycznej, tudzież klina wbitego w Europę przez czynniki zza

Oceanu. Jestem natomiast przekonany, że możliwe jest sprzężenie koncepcji międzymorza z ideami

panslawizmu, czy europeizmu.

W tym pierwszym zestawieniu, bardziej fantastycznym niż drugie, polskim posłannictwem byłoby

utworzenie bloku państw środkowoeuropejskich jako zachodniej awangardy słowiańskiego bloku

kontynentalnego, stanowiącym zaporę, a także częściowo "okcydentalny" katalizator sygnałów z

pogrążającej się w ideowej, kulturowej degeneracji i niepokojach społeczno-religijnych, Europy

Zachodniej. Rosja zmuszona jest przenieść środek ciężkości swej polityki na bogaty w surowce, lecz

także problemy Kaukaz i Daleki Wschód, podczas gdy międzymorze zabezpiecza jej zachodnią flankę, a

Polska jako jego naturalny lider uzyskuje status regionalnego mocarstwa i prowadzi w tym obszarze

stosunkowo niezależną grę.

W drugim zestawieniu, Polska jako element projektu europejskiego, w którym utrwala się naturalny

proces fragmentaryzacji i "różnych prędkości", staje się ambasadorem interesów Europy Środkowej

("Grupa Wyszehradzka"), a z czasem również Ukrainy ("Partnerstwo Wschodnie"), co skutkuje jej

awansem do decycjonistycznego klubu de facto zarządzającego Europą ("Trójkąt Weimarski"), gdzie

reprezentuje wschodni fragment bloku europejskiego. Nazwy instytucji podałem oczywiście z pewną

dozą ironii, nie kierując się tym, czym one rzeczywiście są, ale czym mogłyby być, gdyby w Polsce

rządzili ludzie nie posiadający kompleksów, a posiadający odpowiednio dalekie horyzonty. W wersji

bardziej idealistycznej (bez zdegenerowanych, demokratyczno-liberalnych afiliacji z UE), można

posługiwać się tymi terminami, jako umownymi wyznacznikami pewnych obszarów zainteresowania.

Obydwie te koncepcje łączy sprzężenie idei międzymorskiej z imperialną, z Polską jako bytem

suwerennym, czy nawet czymś co moglibyśmy w typologii Organskiego nazwać regionalnym

mocarstwem. Jest to sytuacja zupełnie inna, niż proste poprowadzenie przez Polskę osi "Berlin-Moskwa",

gdzie faktycznie moglibyśmy być tylko jedną z prowincji, politycznym trupem.

Ronald..Lasecki - 28 Wrzesień 2011, 21:34

[quote="Bartosz Bekier"]

Ja natomiast jestem przekonany, że więcej racji w tym sporze mają neorealiści, którzy

uznają, że organizacje międzynarodowe mogą dysponować narzędziami wpływu na

określone obszary, ale z reguły za tego typu naciskami stoją najsilniejsze podmioty które

je współtworzą, a które posiadają własne interesy realizowane właśnie za pośrednictwem

wszelkich projekcji w rodzaju "unii międzynarodowych".

Może nieprecyzyjnie się wyraziłem; miałem na myśli, że zarówno wysyp na świecie niepodległych

państewek począwszy od lat 60-tych (w Europie już w okresie "systemu" wersalskiego) jak i organizacje

międzynarodowe są dostosowanymi do rzeczywistości Postmoderny formami ekspansji i panowania

największych i najsilniejszych państw. Ewentualnie, koalicjami mającymi się przeciwstawić takiej

ekspansji i panowaniu i zorganizować konkurencyjny ośrodek siły. Tak więc pisząc o "imperiach" miałem

w tym przypadku na myśli bardziej zestawienie z europejskimi imperiami kolonialnymi, niż z Imperium

w tradycyjnym i przednowożytnym tego słowa znaczeniu.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

54 z 95 2012-10-06 15:06

Inaczej ujmując, chodziło mi o to, że choćby rozbicie naddunajskiej monarchii habsburskiej w 1918 r.

nie było żadnym dowodem "zwycięstwa zasady narodowościowej" i "defragmentacji międzynarodowego

rozłożenia sił", ale decyzją podyktowaną interesami politycznymi ówczesnych mocarstw (Włochy,

Francja), których elity polityczne i gospodarcze starały się zabezpieczyć sobie w ten sposób swobodę

rozciągnięcia władzy własnej finansjery i kapitału, a także wpływów politycznych, w krajach dawniej

podporządkowanych pod tymi względami Niemcom. Podobny charakter mają dzisiaj wszelkie koncepcje

podziału Europy na "nową" i "starą" snute przez amerykańskich planistów i "pundytów".

Koncepcja międzymorska w ogóle zaś nie istnieje w myśli strategicznej innej niż polska. Podnoszą ją

środowiska neopiłsudczykowskie (zaliczam tutaj PiS) i neoendeckie (zaliczam tu współczesną Młodzież

Wszechpolską), licząc że "sprzedadzą" ją geostrategom amerykańskim, wkupią się w łaski

waszyngtońskiej elity imperialnej i uzyskają dla siebie status najpewniejszych gwarantów interesów USA

w tej części świata.

Polska ma w myśl tej koncepcji odgrywać w (nienazywanej tak) polityce imperialnej Stanów

Zjednoczonych rolę środkowoeuropejskiego odpowiednika Izraela. USA ma jej dostarczać

najnowocześniejsze technologie wojskowe, uczynić z niej terytorialne oparcie dla swojej obecności

militarnej w Europie i lokować tu swoje inwestycje. Prestiż stacjonującej w naszym kraju w dużej liczbie

armii amerykańskiej ma zabezpieczać Polskę przed ewentualną napaścią Rosji, zaś wiarygodność

sojusznicza i poparcie przez dyplomację polską polityki zagranicznej USA na forum ONZ i innych

organizacji międzynarodowych ma ułatwić budowanie prestiżu Polski w amerykańskim Kongresie i

sferach ekspercko-planistycznych, co z kolei ma owocować zaprzężeniem dyplomacji amerykańskiej dla

realizacji (wrogiej wobec Rosji) polskiej polityki wschodniej i (wrogiej wobec Europy) polityki polskiej na

forum UE. PiS i wspierający tą partię intelektualiści mają być tutaj najbardziej politycznie wiarygodną dla

Amerykanów częścią polskiej elity politycznej. W koncepcjach neoendeckich, po załamaniu się PiS, w roli

tej wystąpić ma rzekomo intelektualnie i kadrowo lepiej przygotowany bliżej jeszcze niedookreślony

amalgamat republikańsko-wszechpolski.

Innymi słowy, współczesna postać idei międzymorskiej wpisuje się w amerykańskie koncepcje

klientelizacji państw naszej części Europy. Jej słabość (z perspektywy jej zwolenników) polega natomiast

na tym, że amerykańskie elity polityczne i strategiczno-planistyczne pozostają na głosy z Polski zupełnie

głuche. Amerykańscy stratedzy zdają sobie bowiem sprawę z tego, co niemożliwe do przyjęcia okazuje

się dla zaślepionych narodową megalomanią i snami o mocarstwowej potędze polskich ideologów

Miedzymorza: Polska - nawet połączona ścisłymi więzami sojuszniczymi z Ukrainą i innymi państwami

regionu - nie jest i przez długi czas (jeżeli w ogóle kiedykolwiek) nie będzie w stanie stać się żadną

geopolityczną ani geostrategiczną przeciwwagą dla Rosji, lub dla osi fracusko-niemieckiej. Dlatego

właśnie poza propagandystami piszącymi najprawdopodobniej z polecenia zwierzchników nastawione na

pozyskanie polskich elit pseudoanalizy, gdzie snuje się wizje zbudowanej w oparciu o sojusz z USA

polskiej mocarstwowości, nikt w Stanach Zjednoczonych nie podnosi kwestii oparcia dominacji

amerykańskiej nad Europą na wpływach na państwo inne niż naturalny tej Europy potencjalny hegemon,

czyli na obecności amerykańskiej w Niemczech. Scenariusz popierania przez Stany Zjednoczone Polski

przeciwko Niemcom, Francji i Rosji jest z perspektywy amerykańskiej skrajnie niekorzystny, gdyż

musiałby oznaczać utratę kontroli nad Unią Europejską i w dalszej perspektywie wyrugowanie wpływów

USA z Europy (bo połączone sojuszem Francja, Niemcy i Rosja z łatwością poradziłyby sobie z

wepchniętym między nie "klinem").

Dla Stanów Zjednoczonych najkorzystniejszym wariantem jest obecność Polski w Unii Europejskiej

zorganizowanej jako wspólna przestrzeń gospodarcza (co zabezpieczałoby stabilne warunki pod

ekspansję amerykańskiego kapitału w Europie) i jako sieć instytucji zabezpieczających demoliberalny

konsens ideologiczny i ustrojowy (co zapobiegałoby destabilizacji Europy i możliwości wyłonienia się w

niej rządów zagrażających zwiazkom swych państw z USA). Dla elit amerykańskich najkorzystniejsze

jest, by Polska utrzymywała bliskie i przyjazne stosunki z Niemcami, popierając w ich sferach

decyzyjnych zwolenników atlantyzmu, przeciwdziałając natomiast orientacji kontynentalnej (zacieśnianiu

związków z Rosją, realizacji wzmocnionej integracji z Francją w ramach "Europy dwóch prędkości") i

nadaniu UE charakteru mocarstwa politycznego i wojskowego, wyposażonego w jednolitą władzę

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

55 z 95 2012-10-06 15:06

imperialną.

Moje obawy zdaje się potwierdzać Twoje późniejsze stwierdzenie, że "Unia Europejska jest

tak samo nasza, jak i innych państw członkowskich które ją współtworzą", które wydaje mi

się szczególnie naiwne. Na tym polu dogadałbyś się z fundacją Rosatiego.

W sferze postulowanej Unia Europejska ma być tworem ponadpaństwowym, na którego decyzje

oddziaływać będą państwa wchodzące w jej skład. Mogą one mieć mniejszy lub większy wpływ na

poszczególne decyzje i być dopuszczanym do współdecydowania w różnych sprawach (zależeć to będzie

od sprawności służb i skuteczności polityki danego państwa na forum UE), ale tak czy inaczej formalnie

pozostaną podmiotami systemu decyzyjnego. Inaczej sprawa przedstawia się ze stosunkami

międzypaństwowymi o charakterze asymetrycznym, gdzie podmiot słabszy jest formalnie wyłączony z

mechanizmu decyzyjnego podmiotu silniejszego i może na niego wpływać jedynie kanałami

pozaformalnymi lub nieformalnymi. Czyli znajduje się w słabszej wyjściowo pozycji, niż uczestnik

podmiotu ponadpaństwowego.

Gdyby podobnie do Ciebie założyć, że suwerenne państwo nie jest potrzebne, a szczytem

polskich ambicji powinien być porządek społeczny narzucony przez obce mocarstwo i

"pełna micha" w zestawie, należałoby chyba popełnić narodowe seppuku.

Podstawowymi wytycznymi dobra każdej wspólnoty są istnienie-bezpieczeństwo-rozwój (prof. Józef

Kukułka). Przy dalej idącej konkretyzacji możemy wskazać na preferowany porządek społeczny, w

najlepszy sposób spełniający te trzy warunki. Nacjonalizm jest zaś koncepcją podkreślającą powinności

człowieka wobec wspólnoty narodowej, do której należy. Jeśli zatem organizacja polityczna innego

rodzaju niż państwo narodowe stwarza i utrzymuje odpowiedniego rodzaju porządek życia zbiorowego

danej wspólnoty, to z perspektywy nacjonalistycznej wsparcie takiej formy politycznej jest jak

najbardziej zasadne. Dlatego właśnie można być nacjonalistą i regionalistą, a równocześnie pozostawać

lojalnym wobec państwa szerszego niż własna wspólnota narodowa. Na takiej zasadzie Józef Mackiewicz

mógł nie przestając być Polakiem i patriotą swojej regionalnej patrie charnelle w okresie

międzywojennym sprzeciwiać się przyłączeniu Wilna do państwa polskiego, w to miejsce postulując

restaurację Wielkiego Księstwa Litewskiego z Wilnem jako jego stolicą (skądinąd była to koncepcja już

wówczas utopijna).

Nabieram coraz głębszego przekonania, że Twoje stanowisko ma więcej wspólnego z

Postmoderną, aniżeli z Prawicą, na którą się powołujesz - Twoją prawdziwą ojczyzną jest

fetysz ze świata fantazji, a nie wspólnota z której wyrosłeś. Myślę, że to główny powód, dla

którego nie możemy się w tym aspekcie zrozumieć.

Bynajmniej nie wypieram się swojego powinowactwa z postmodernizmem i nigdy tego nie robiłem.

Postmodernę uważam natomiast za pewien obiektywny etap rozwoju społeczności ludzkich, posiadający

swój własny paradygmat, który począwszy od lat 90-tych XX wieku krzepnie na naszych oczach

zastępując rozsadzany przez siebie paradygmat Moderny. Jestem zresztą zdania, że wszyscy tu piszący

jesteśmy intelektualnymi dziećmi "późnej nowoczesności", choćby z tego powodu, że dla wszystkich z

nas czymś w praktyce niesłychanie obcym i egzotycznym jest myślenie zgodne z paradygmatem

archaicznym (premodernistycznym), nawet jeśli niektórzy bardzo często się na niego powołują.

Co do różnic natomiast w tej konkretnej sprawie, to ja po prostu rozdzielam zagadnienie wspólnoty

narodowej od zagadnienia państwa. Wspólnotę narodową widzę też jako chtoniczną i przynależącą do

materialnego porządku rzeczy, natomiast państwo postrzegam jako twór o charakterze solarnym i

"odgórnym", tak więc przynależnym do zupełnie innego poziomu rzeczywistości. Państwo (dynastia

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

56 z 95 2012-10-06 15:06

panująca) jest materializacją zasady transcendentnej i do niej przede wszystkim powinno posiadać

odniesienie, podczas gdy etnos jest przedmiotem, tworzywem czy surowcem (bardzo zgrabne

porównanie wysunięte przez moją ulubioną profesor na studiach, gdy omawiała z nami system wiedeński

w stosunkach międzynarodowych), z którego monarcha na podobieństwo Demiurga formuje Ład.

Stosunek między monarchą (państwem, Imperium) a ludem można by porównać do relacji między

Niebem a Ziemią: Niebo przy pomocy światła słonecznego i deszczu czyni Ziemię płodną i sprawia, że

obradza ona życiem. Innym porównaniem mógłby też być stosunek między mężczyzną a kobietą, w

którym mężczyzna reprezentuje zasadę solarną i podmiotową, zaś kobieta zasadę chtoniczną i

przedmiotową. Tak jak też w relacji małżonków, związek między monarchą a ludem powinien być

wypełniony Miłością.

Nie ma w tym nic absurdalnego, bo rzeczą oczywistą jest, że optyka jest subiektywnie

zdeterminowana przez konkretne współrzędne - z polskiej perspektywy przekonywanie elit

litewskich, białoruskich i ukraińskich do bliskich związków z Rzeczpospolitą leży w naszym

żywotnym interesie, tak jak w interesie niemieckim czy rosyjskim leży przekonywanie elit

Mitteleuropy, że suwerenne państwo nie jest konieczne dla ich dobrostanu, zaś

wyrzeczenie się go otwiera drogę do świata "Wielkiej Polityki". Skoro Ty to kupiłeś, to

dlaczego nie mieliby tego kupić inni?

Ale właśnie polityka służyć powinna nie interesom partykularnym, lecz rozpoznaniu ponadpartykularnych

zasad Sprawiedliwości i uporządkowaniu podług nich świata.

Dobrze ujął to kiedyś Jacek Bartyzel; na jednej z konferencji, w jakiej wziął udział, na której zaś ja

byłem słuchaczem, zapytany o władców Francji, których najbardziej lubi i ceni, odpowiedział, że wcale

nie są to ci, którzy najbardziej rozszerzyli francuskie granice i powiększyli stan posiadania monarchii,

lecz ci, którzy najwierniej w swoim panowaniu realizowali naukę społeczną Kościoła.

W naszym przypadku, należałoby wskazać taki paradygmat organizacji społecznej, w ramach którego

najpełniej zabezpieczone byłyby warunki dla realizacji transcendentnego powołania człowieka. Taki

paradygmat tworzą tradycjonalizm, monarchizm i nacjonalizm w wersji przeze mnie tu opisywanej.

Ja nie jestem zwolennikiem "międzymorza" jako wspólnoty utrzymującej równy dystans

pomiędzy wszystkimi graczami w konstelacji geopolitycznej, tudzież klina wbitego w

Europę przez czynniki zza Oceanu.

Czyli "polityka równowagi" Piłsudskiego i Becka, która przed siedemdziesięciu laty doprowadziła do

upadku państwa polskiego, materialnego wyniszczenia kraju oraz takiegoż demograficznego i

społecznego wyniszczenia wspólnoty narodowej. Pamiętam, jak kiedyś wspólnie wybrzydzaliśmy na

głupotę i totumfackość tej polityki, zgodnie twierdząc że Polska powinna się wówczas przymierzyć z

Niemcami.

W tym pierwszym zestawieniu, bardziej fantastycznym niż drugie, polskim posłannictwem

byłoby utworzenie bloku państw środkowoeuropejskich jako zachodniej awangardy

słowiańskiego bloku kontynentalnego, stanowiącym zaporę, a także częściowo

"okcydentalny" katalizator sygnałów z pogrążającej się w ideowej, kulturowej degeneracji i

niepokojach społeczno-religijnych, Europy Zachodniej. Rosja zmuszona jest przenieść

środek ciężkości swej polityki na bogaty w surowce, lecz także problemy Kaukaz i Daleki

Wschód, podczas gdy międzymorze zabezpiecza jej zachodnią flankę, a Polska jako jego

naturalny lider uzyskuje status regionalnego mocarstwa i prowadzi w tym obszarze

stosunkowo niezależną grę.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

57 z 95 2012-10-06 15:06

Czyli powtórka z Układu Warszawskiego, tylko że bez komunizmu. Koncepcja ta ma jedną zasadniczą

wadę: stawia Rosję na z góry przegranej wobec Zachodu pozycji. Niewydolność gospodarcza komunizmu

nie była jedyną, a najprawdopodobniej nawet nie najważniejszą przyczyną zwycięstwa Zachodu. Gdyby

blok wschodni odszedł od komunizmu, też najprawdopodobniej nie podołałby blokowi atlantyckiemu,

choć zapewne konfrontacja trwałaby dłużej. Strukturalne przyczyny bowiem takiego a nie innego

rozstrzygnięcia zimnej wojny miały charakter geopolityczny. Po prostu Rosja jest i zawsze będzie wobec

Europy peryferią. Za to potencjał możliwy do zgromadzenia w Europie Środkowej jest relatywnie dość

niski i ustępuje zarówno zachodnioeuropejskiemu, jak i rosyjskiemu traktowanym każdy z osobna. Nawet

w XIX wieku środkowoeuropejskie Austro-Węgry były jednym z najsłabszych mocarstw europejskich,

ustępując zarówno Rosji jak i Niemcom. Dlatego najinteligentniejsi stratedzy i geopolitycy podkreślali

zawsze, że Rosja może zagrozić Zachodowi jedynie w ścisłym sojuszu z Niemcami, w których powinny

wówczas dominować Prusy. Stabilność i bezpieczeństwo Rosji uwarunkowane są sojuszem z Niemcami,

podobnie jak siła Niemiec zależy od uzyskania przestrzeni na Wschodzie. Rozumiał to Bismarck i

współcześni mu carowie i rozumie to też Putin i dzisiejsza elita polityczna Rosji (a także niemieccy

socjaldemokraci).

W drugim zestawieniu, Polska jako element projektu europejskiego, w którym utrwala się

naturalny proces fragmentaryzacji i "różnych prędkości", staje się ambasadorem interesów

Europy Środkowej ("Grupa Wyszehradzka"), a z czasem również Ukrainy ("Partnerstwo

Wschodnie"), co skutkuje jej awansem do decycjonistycznego klubu de facto

zarządzającego Europą ("Trójkąt Weimarski"), gdzie reprezentuje wschodni fragment bloku

europejskiego.

Przecież coś takiego właśnie proponuję; Polska jako wschodnia marchia Imperium, konsolidująca wokół

siebie różne ziemie i ludy, w szczególności te współtworzące dawniej państwo polsko-litewskie,

działająca w oparciu o ścisły strategiczny związek z Niemcami, w imieniu Imperium jako całości i z

namaszczenia imperialnej elity (frazeologia "imperialna" oczywiście ma charakter umowny). W sensie

geopolitycznym byłoby to zatem podjęcie misji powierzonej Mieszkowi I przez cesarza Ottona I podczas

zjazdu gnieźnieńskiego - zjednoczenie słowiańszczyzny i zaprowadzenie Ładu (wówczas chrześcijaństwa)

w Europie Środkowej i Wschodniej.

poprowadzenie przez Polskę osi "Berlin-Moskwa"

Geopolitycznie, Europa nigdy nie stanie się pierwszym mocarstwem świata nie wchodząc w ścisłe związki

z Rosją, na podobnej zasadzie jak sojusz łączący Prusy i Rosję od czasu Kongresu Wiedeńskiego.

Adam Danek - 28 Wrzesień 2011, 23:33

Ronald..Lasecki napisał/a:... drogą do osiągnięcia tego wszystkiego jest zaś podmiotowe

uczestnictwo i współtworzenie Imperium Europaeum.

Owo "imperium" oznaczałoby rozpuszczenie polskiej państwowości w europejskim "superpaństwie", do

czego drogę obserwujemy od kilku lat w postaci wyzbywania się (programowo - na zawsze) kolejnych

kompetencji (wliczając w to najbardziej kluczowe, jak choćby prowadzenie własnego handlu

zagranicznego) na rzecz instytucji unijnych... które, co też obserwujemy, realizują wolę "republiki

bońskiej".

Zewnętrzne mogą być wpływy odmiennych ośrodków państwowych, natomiast UE jest

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

58 z 95 2012-10-06 15:06

projektem międzypaństwowym, współkształtowanym przez państwa członkowskie. Tak

więc jest "nasza", podobnie jak jest czymś "własnym" dla wszystkich państw

członkowskich.

Unia Europejska jest strukturą służącą polityce "republiki bońskiej", która nawet w zupełnie poprawnych

politycznie opracowaniach określana jest szczerze mianem "hegemona integracyjnego". Wyrażenie

"interes europejski", którym z jawnym cynizmem przy każdej okazji szermują niemieccy politycy, jest

synonimem polityki niemieckiej, czego zresztą sami zainteresowani nie starają się specjalnie ukrywać.

Toteż nie, nie jest "nasza" - w zupełności kręcą nią "oni".

"Orientacja imperialna Gabisia, czyli orientacja proniemiecka", jak trafnie wyraził się kiedyś x. Trytek.

Rozumna strategia rozważa rozmaite scenariusze, chociaż warto też pamiętać, że "rozpad

socjalistycznej UE" różne Korwiny i Adamy Słomki wieszczyli już od końca lat 90-tych

Należałoby dodać: i "różni Laseccy", jeśli dobrze pamiętam naszą ostatnią rozmowę. Tego rodzaju

ekscentrycznym postaciom mimo woli wtórują zresztą sami rzecznicy "integracji europejskiej" - zarówno

politycy, jak ideolodzy i reżimowi analitycy - bijący od pewnego czasu na alarm z powodu nasilającego

się kryzysu strukturalnego UE. Jest to widoczne nawet dla tzw. zwykłych ludzi: od nieszczęsnego

rozszerzenia z 2004 r. triumfalizm i propaganda sukcesu w oficjalnych wypowiedziach różnych ważnych

"federastów" powoli, acz zauważalnie zamierają.

Rozumne zabieganie o własne interesy nie jest wcale tożsame, jak zdajesz się sugerować,

z wymachiwaniem szabelką

No tak, odmienianie przez wszystkie przypadki frazesu o "szabelce" to chyba najbardziej rozpoznawalna

cecha języka tej kolaboranckiej wielomszczyzny; zapewne zaraz zostanę nazwany sympatykiem PiS.

Tymczasem jednak nie rozumiem, dlaczego praca nad wzmocneniem własnych instytucji państwowych,

odbudowa armii czy uporządkowanie gospodarki w celu zwiększenia potencjału ekonomicznego Polski -

wszystko po to, by następnie móz używać tych instrumentów w polityce zagranicznej - miałoby być

naganne jako "wymachiwanie szabelką"? "Bo Niemcy się zezłoszczą!"? A być może ich zezłoszczenie

ściągnie na siebie każda próba podnoszenia Polski z kolan. Spełnienie tych postulatów to warunek

wstępny przystąpienia przez Polskę do realizacji jakiegokolwiek większego projektu w polityce

zagranicznej (i tu z kolei przydałby się pewien nawrót do "pozytywistycznego" myślenia o "pracy

organicznej"). Aby Polska mogła wchodzić z kimkolwiek, również z Niemcami, w kontakty z pozycji

podmiotowej, zależności, jakimi oplątują nas same Niemcy od 20 lat, muszą ulec możliwie daleko

idącemu przecięciu. Jak sam wcześniej zauważyłeś, od swoich początków polityka III RP wobec Niemiec

prowadzona jest na kolanach i dla uzyskania przez Polskę podmiotowości konieczne będzie zdecydowane

odejście od takiej polityki. Ty jednak na wezwania właśnie do uzyskania podmiotowości przez Polskę

reagujesz krzykiem, że to "szabelka", "konfrontacja" itd.

i szarżowaniem na kasztance z okrzykiem "Urraaa! Na Moskali!"

Akurat od orientacji "imperialnej", czyli po prostu bońskiej, zdecydowanie wolałbym orientację

prorosyjską. Rosja jako potencjalny "asymetryczny partner" ma przynajmniej tę zaletę, że w

przeciwieństwie do brukselskiego "imperium" nie jest światowym rozsadnikiem demoliberalizmu i

prawoczłowieczyzmu. Którym UE pod przewodnictwem NRF jest w niemniejszym stopniu i z nie mniejszą

zaciekłością, niż USA (a lewactwo w swojej sferze szerzy nawet bardziej zaciekle - USA bądź co bądź nie

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

59 z 95 2012-10-06 15:06

wydają rezolucji-pogróżek, każących podporządkowanym sobie państwom jak najszybciej zadbać o

"prawdziwe równouprawnienie" pederastów). Jakkolwiek porozumienie Polski z Rosją dobrze byłoby

zrównoważyć wcześniejszym porozumieniem Polski z innymi państwami regionu zainteresowanymi

zacieśnieniem współpracy z Rosją.

W takim wypadku należałoby faktycznie wypracować jakąś ideową spójnię między tymi państwami i

zarazem Rosją - rodzaj nie tyle nowego panslawizmu, co raczej nowego słowianofilstwa, zrewidowanego

w swoim stosunku do katolicyzmu. Pozostałe z trzech wymienionych przez Ciebie cech, czyli

"antyeuropeizm i antyromanizm", jak najbardziej podzielam. :-)

Ciekawiło mnie też zawsze, jakimi argumentami chciałbyś przekonać do poparcia polskich

projektów mocarstwowych inne narody, skoro uczestniczenie w większych konstelacjach

geopolitycznych kosztem własnego suwerennego państwa jest dla Ciebie niedopuszczalne?

Skoro państwo polskie nie może prowadzić skoordynowanej z Niemcami polityki

zagranicznej, to dlaczego koordynować swoją politykę z Polską (lub wręcz zgodzić się na

wcielenie własnego kraju do "imperium polskiego") miałyby się godzić elity litewskie,

białoruskie lub ukraińskie? To klasyczny paradoks subiektywistycznego nacjonalistycznego

"imperializmu".

Różnica byłaby chyba dość istotna. Polityka niemiecka polega na tym, że NRF kupuje (dosłownie - bierze

na pensje) demoliberalne elity państwa X i w ten sposób nakłania je do prowadzenia polityki niezgodnej

z racją stanu X. Dalej (albo jednocześnie) przejmuje jego system bankowy (zaciskając tym samym łapę

na sercu gospodarki) i podporządkowuje sobie rynek medialny, aby na końcu już zupełnie otwarcie np.

wycinać całe gałęzie gospodarki tego państwa, które stanowią konkurencję dla gospodarki niemieckiej.

Tak właśnie wygląda "koordynowanie naszej polityki z Niemcami". Nie widzę powodu, dla którego Polska

miałaby uprawiać podobne gangsterstwo wobec swoich sąsiadów.

siła Niemiec zależy od uzyskania przestrzeni na Wschodzie. Rozumiał to Bismarck i

współcześni mu carowie i rozumie to też Putin i dzisiejsza elita polityczna Rosji (a także

niemieccy socjaldemokraci).

Rozumiał to też cesarz Aleksander III i dlatego rozprawił się z niemiecką agenturą wpływu na rosyjskim

dworze. Taki sojusz od Fryderyka II po Ribbentropa miał jeden warunek wstępny: zniszczenie Polski - i

niebyt Polski był też warunkiem jego trwałości. W tym sensie należy zgodzić się z Twoim wywodem, że

"zachowanie samodzielności Polski" uniemożliwia "powstanie europejskiego imperium".

Już lepsze byłoby sprzymierzenie się Rosji przeciw dziadowi Samowi z Chinami i realizacja w ten sposób

wielkiej panazjatyckiej idei księcia Uchtomskiego. Jeżeli już, to tam jest miejsce dla imperium i wielkiej

przestrzeni, a nie na "tym upierdliwym przylądku", jak wyraził się o Europie przewodniczący Mao. W

takim wypadku rzeczywiście należałoby zadbać o zorganizowaną kolonizację wschodniej części "republiki

bońskiej" przez ludność polską, a nawet o utworzenie jakiejś nowej NRD, ale tym razem co najmniej

współrządzonej przez Polskę. :-) Mielibyśmy "ungernowski" blok od Łaby do Pacyfiku.

Bartosz Bekier - 29 Wrzesień 2011, 03:23

Ronald Lasecki napisał/a:Tak więc pisząc o "imperiach" miałem w tym przypadku na myśli

bardziej zestawienie z europejskimi imperiami kolonialnymi, niż z Imperium w

tradycyjnym i przednowożytnym tego słowa znaczeniu.

Oznacza to, że wbrew temu co za Gabisiem pisałeś w głównym nurcie dyskusji, postęp technologiczny w

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

60 z 95 2012-10-06 15:06

dziedzinie komunikacji i sztuki wojennej nie determinuje "zblokowania" i konkurencji między imperiami

kontynentalnymi i transkontynentalnymi, ale że wraz z zakończeniem zimnej wojny, świat powrócił do

rywalizacji bardziej przypominającej starcie pomiędzy "europejskimi imperiami kolonialnymi", a więc

uległ dezintegracji, a nie pogłębionemu "zblokowaniu".

Na marginesie: zgoda co do tego, że dezintegracja i wyłanianie w jej wyniku nowych podmiotów, a w

zasadzie przedmiotów międzynarodowej gry, może być i najczęściej jest świadomą ingerencją sił trzecich

w ramach realizacji ich własnych interesów. Nie zmienia to jednak faktu, że są one ośrodkami, które

zawsze będą dążyły do większej niezależności (po to, w ich mniemaniu, powstały), a z czasem, przy

sprzyjających warunkach, mogą się nawet do pewnego stopnia "usuwerennić" (np. Słowacja za Meciara).

Samo ich powstanie anarchizuje i komplikuje scenę choćby przez sam fakt, że mogą stać się obiektem

licytacji pomiędzy mocarstwami walczącymi o wpływy. Oczywiście, nie piszę tu o takich kompletnych

kalekach jak np. Abchazja.

Ronald..Lasecki napisał/a:Czyli "polityka równowagi" Piłsudskiego i Becka, która przed

siedemdziesięciu laty doprowadziła do upadku państwa polskiego, materialnego

wyniszczenia kraju oraz takiegoż demograficznego i społecznego wyniszczenia wspólnoty

narodowej. Pamiętam, jak kiedyś wspólnie wybrzydzaliśmy na głupotę i totumfackość tej

polityki

No i ja to swoje stanowisko podtrzymałem stwierdzając, że nie jestem zwolennikiem "międzymorza",

które miałoby utrzymywać równy dystans pomiędzy wszystkimi graczami w konstelacji geopolitycznej -

musiałeś niedokładnie przeczytać.

Ronald..Lasecki napisał/a:Przecież coś takiego właśnie proponuję; (...) W sensie

geopolitycznym byłoby to zatem podjęcie misji powierzonej Mieszkowi I przez cesarza

Ottona I podczas zjazdu gnieźnieńskiego - zjednoczenie słowiańszczyzny i zaprowadzenie

Ładu (wówczas chrześcijaństwa) w Europie Środkowej i Wschodniej.

I tutaj doszlibyśmy do porozumienia, jeśli oczywiście chodzi Ci o zjazd gnieźnieński w którym

uczestniczył Otton I i Bolesław Chrobry, a nie Mieszko I. Doszlibyśmy, ale nie dojdziemy, bo to co

proponujesz nie jest przypisaniem Polsce roli wyznaczonej na tamtym pamiętnym Zjeździe, lecz -

analogicznie - rozerwaniem jej między cesarstwo 'niemieckie' i bizantyjskie. Nie zgodzę się też z tym, że

Imperium Europaeum nie posiada wystarczającego potencjału by obyć się bez Rosji. Jedyną rzeczą,

jakiej mu brakuje, to w istocie surowce, których może przecież szukać w basenie Jeziora Śródziemnego,

czyli tam gdzie obecnie USA - przy czym ma zdecydowanie bliżej i może odgrywać tam rolę

zdecydowanie lepszej alternatywy dla powszechnie znienawidzonego "Wuja Sama".

Przyłączenie Rosji do bloku europejskiego byłoby natomiast nie tylko tragiczne w skutkach dla Polski, ale

także dla samego bloku. Dopóki strefy wpływów Niemiec i Rosji pozostają we względnym oddaleniu, ich

współpraca wydaje się wręcz naturalna. Kiedy jednak wektory ich nacisku zaczynają się wzajemnie

stykać (najczęściej nad naszymi głowami), dochodzi do rywalizacji, a w konsekwencji konfliktu. Tak jak

Polacy są narodem przyzwyczajonym przez ostatnie 250 lat do pozycji klęczącej, tak znalezienie się

Berlina i Moskwy w jednym organizmie oznacza nieuniknioną konfrontację i walkę o dominację w

kierowaniu całym projektem.

Podobnie ma się rzecz z blokiem słowiańskim i polskim "międzymorzem" jako jego awangardą, tym

razem na zachodniej flance imperium. W wypadku przyłączenia do tej konstelacji Niemiec, podważone

zostają jej dwa zasadnicze filary - "słowianofilskość", oraz rola "międzymorza", jaka miałaby się w nią

wpisywać. Co więcej, tak jak w wyżej omawianym przypadku, doszłoby do zawiązania szkodliwej dla nas

w każdej konstelacji osi "Berlin-Moskwa". Nawet w ramach bloku sowieckiego, gdy w 1947r. nadarzyła

się potencjalna okazja do przerwania okupacji zachodnich Niemiec przez aliantów, przeprowadzenia

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

61 z 95 2012-10-06 15:06

"demokratycznych" wyborów, a następnie pozyskania i stalinizacji całych Niemiec, ZSRS dla

wylicytowania sympatii Niemców gotowy był do do ogromnych ustępstw kosztem Polski, w tym rewizji

granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej - dopiero w konsekwencji klęski polityki wciągnięcia całych Niemiec

powstał kadłubowy NRD, który tę granicę uznał. Przykład ten wiele obrazuje w kontekście naszej

dyskusji. Wracając jednak do koncepcji potencjału bloku słowiańskiego, to warunkiem jego powstania

jest przecież kryzys Europy Zachodniej, jej kompletne rozłożenie w dekadencji i niepokojach społeczno-

religijnych. W takiej sytuacji blok słowiański, bogaty w surowce, wielkie przestrzenie i stabilne rządu

autorytetu byłby dla USA mocnym konkurentem.

Tankomaster - 29 Wrzesień 2011, 11:26

Nie zgodzę się też z tym, że Imperium Europaeum nie posiada wystarczającego potencjału

by obyć się bez Rosji. Jedyną rzeczą, jakiej mu brakuje, to w istocie surowce, których

może przecież szukać w basenie Jeziora Śródziemnego, czyli tam gdzie obecnie USA - przy

czym ma zdecydowanie bliżej i może odgrywać tam rolę zdecydowanie lepszej alternatywy

dla powszechnie znienawidzonego "Wuja Sama".

Tylko, że takie rozwiązanie doprowadziłoby zapewne do powstania sojuszu amerykańsko-rosyjskiego, z

udziałem Wielkiej Brytanii zapewne. Czyli okrążenia Europy, i niejako powtórki z II Wojny. Co więcej,

powstały sojusz, miałby miażdżącą przewagę militarną (tak w broni konwencjonalnej, jak i jądrowej) nad

Europą.

Adam Danek - 29 Wrzesień 2011, 12:06

Tankomaster napisał/a:Tylko, że takie rozwiązanie doprowadziłoby zapewne do powstania

sojuszu amerykańsko-rosyjskiego, z udziałem Wielkiej Brytanii zapewne.

Ale dlaczego? A dlaczego nie sojusz Rosji i Chin (i ewentualnie islamu) przeciw USA, a potem zabiegi o

przeciągnięcie do tego obozu również Indii, jak postulują dziś niektórzy rosyjscy geopolitycy?

Byłoby tu w sumie urzeczywistnienie myśli modnego amerykańskiego neokonserwatysty Roberta

Kagana, według którego światu grozi podzielenie się na Ligę Demokracji (obóz euratlantycki) i Ligę

Autokracji (Rosja, Chiny i wspierane przez nie "reżimy"), czyli krok w dobrą stronę. :-)

USA ma jej dostarczać najnowocześniejsze technologie wojskowe

Akurat jeśli chodzi o zaopatrywanie się w broń, to nie należałoby a priori wykluczać jej zakupu również

od USA, o ile tylko byłby dla nas opłacalny. Broń nie ma ojczyzny. Tu moglibyśmy brak przykład z

państw Afryki podczas zimnej wojny, które kupowały broń od obu bloków, nie oglądając się na względy

ideologiczne. Efekt jest taki, że na chwilę obecną co najmniej parę państw afrykańskich ma silniejsze siły

zbrojne od Polski.

Ciekawiło mnie też zawsze, jakimi argumentami chciałbyś przekonać do poparcia polskich

projektów mocarstwowych inne narody, skoro uczestniczenie w większych konstelacjach

geopolitycznych kosztem własnego suwerennego państwa jest dla Ciebie niedopuszczalne?

A, jeszcze jedno w tym temacie. Rozważania o nacjonalizmie opartym na elemencie państwowym i

budowaniu narodu państwowego ponad podziałami etnicznymi mogą się oczywiście przydać kiedyś w

przyszłości, ale w warunkach obecnych mają walor czysto teoretyczny, jak zwrócił uwagę Bartosz. Dla

Polski w obecnych granicach i z obecną strukturą ludnościową (państwo właściwie monoetniczne)

statokratyzm widziałbym w pierwszej kolejności, na "już", jako styl myślenia politycznego, który mocno

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

62 z 95 2012-10-06 15:06

dowartościowuje państwo i koncentruje się na dążeniu do jego wzmocnienia. A właśnie dlatego, by nie

był on zbyt pusty normatywnie i "techniczny", należałoby go uzupełnić nacjonalizmem chtonicznym,

zakorzeniającym wspólnotę polityczną w "ziemi - tej ziemi" i związanych z nią archaicznych archetypach.

Ronald..Lasecki - 29 Wrzesień 2011, 14:57

[quote="Adam Danek"]

Owo "imperium" oznaczałoby rozpuszczenie polskiej państwowości w europejskim

"superpaństwie", do czego drogę obserwujemy od kilku lat w postaci wyzbywania się

(programowo - na zawsze) kolejnych kompetencji (wliczając w to najbardziej kluczowe, jak

choćby prowadzenie własnego handlu zagranicznego) na rzecz instytucji unijnych

Koncepcja Imperium Europaeum zakłada oczywiście pozycję Polski w tak ukształtowanym porządku jako

pozycję prowincji Imperium - to raczej oczywiste. Prerogatywy władzy imperialnej dotyczyłyby zresztą

nie tylko handlu zagranicznego i ceł (Imperium tworzyłoby jeden obszar gospodarczy), ale przede

wszystkim polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, jak zaś dowodzą ostatnie wydarzenia, konieczna też

byłaby ogólna kontrola polityki budżetowej i finansowej. Autonomię prowincje zachowałyby na przykład

w dziedzinie polityki podatkowej czy inwestycyjnej, żeby pozostać przy gospodarce.

"Orientacja imperialna Gabisia, czyli orientacja proniemiecka", jak trafnie wyraził się kiedyś

x. Trytek.

Odkąd to ksiądz Rafał stał się autorytetem w dziedzinie integracji europejskiej i stosunków

międzynarodowych?

Poważnie zaś, to oczywiście że poparcie dla Zjednoczonej Europy wiąże się z orientacją na Niemcy; ze

względu na swoje położenie, potencjał ludnościowy i wielkość gospodarki są one państwem, bez którego

jakkolwiek pojęta integracja europejska jest nie do pomyślenia. Zjednoczona Europa nie będzie przecież

zbudowana wokół Szwecji, Niderlandów lub Słowenii.

Należałoby dodać: i "różni Laseccy", jeśli dobrze pamiętam naszą ostatnią rozmowę.

Nie wykluczam wcale możliwości rozpadu UE i dostrzegam pewne czynniki, ze względu na które taki

scenariusz może się zrealizować. Unia Europejska może mieć sens jedynie jako twór ponadpaństwowy,

czyli jako imperium. Zagrożenie dla euro spowodowane kryzysem zadłużeniowym kilku państw i

upadkiem gospodarki Grecji, dowodzi że dla utrzymania tej waluty potrzebne jest powołanie

europejskiego rządu gospodarczego, uprawnionego do kontroli nad polityka finansową (np. kredytową) i

budżetową państw "eurolandu". W przeciwnym razie państwa uboższe będą się nadal zadłużać na koszt

wszystkich pozostałych. Dostrzegają to zresztą finansiści i politycy francuscy (w tym sam prezydent

Sarkozy), a przypuszczam że taki właśnie zamysł (wymuszenie zjednoczenia politycznego) leżał też u

źródeł koncepcji wprowadzenia euro. Natomiast niepodjęcie tego zadania i suplementowanie wspólnego

zarządu gospodarczego półśrodkami w rodzaju emisji papierów wartościowych przez EBC na rynku

wtórnym, jest przenoszeniem zadłużenia na kolejny, wyższy poziom, czyli powtarzaniem

pseudorozwiązań zastosowanych wobec kryzysu zadłużeniowego z 2008 r. (wówczas państwa

kredytowały upadłe podmioty prywatne, obecnie zaś ponadnarodowe banki i mocarstwa ekonomiczne

kredytować by miały upadłe państwa). Albo w Europie zostanie zaprowadzona dyscyplina budżetowa i

finansowa i skończy się z rozdawnictwem (nie istniejącego na ogół fizycznie) kapitału, albo unia

gospodarcza się rozpadnie, bo wobec skurczenia się rynków państw uboższych, państwom

zamożniejszym skończą się korzyści z eksportu (gospodarka Niemiec opiera swój wzrost w zasadzie na

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

63 z 95 2012-10-06 15:06

eksporcie w obrębie "eurolandu") i przestaną mieć powody by finansować państwa niezamożne.

kolaboranckiej wielomszczyzny

To trochę niezwiązane z tematem, ale od dawna już nasuwa mi się spostrzeżenie, że Adam Wielomski

reprezentuje po prostu prorosyjskie poglądy na politykę zagraniczną. Jest to jeden z możliwych

wariantów tej polityki (obok proamerykańskiego, europejskiego, międzymorskiego, trzecioświatowego

etc.) i nie ma sensu go wyzywać tylko za to, że jest prorosyjski i niechętny wariantom konkurencyjnym.

Jest wiele argumentów za tym, żeby nie mieć dobrej opinii o Adamie Wielomskim, ale ten jeden

niekoniecznie się do nich zalicza.

Tymczasem jednak nie rozumiem, dlaczego praca nad wzmocneniem własnych instytucji

państwowych, odbudowa armii czy uporządkowanie gospodarki w celu zwiększenia

potencjału ekonomicznego Polski - wszystko po to, by następnie móz używać tych

instrumentów w polityce zagranicznej

A czy ktoś kwestionuje wyłożone tu cele? I czy zaliczają się one do przedmiotu polityki zagranicznej?

Wszystkie je zaliczyć by można do wewnętrznych obiektywnych uwarunkowań polityki zagranicznej czy

polityki bezpieczeństwa państwa. Zwolennicy każdego ze wskazanych przeze mnie kierunków polityki

zagranicznej zapewne zgodziliby się z potrzebą jak najkorzystniejszego ukształtowania tych zmiennych.

Zgodziłby się zapewne nawet profesor Wielomski.

Kontrowersje rodzą się dopiero przy określaniu celów polityki zagranicznej (stanu rzeczy w otoczeniu

zewnętrznym państwa, do którego powstania lub utrzymania państwo dąży), zatem również jej kierunku

i struktury, których przedmiotem są uwarunkowania zewnętrzne obiektywne (np. pozycja państwa w

systemie ról i stosunków międzynarodowych) i zewnętrzne subiektywne (np. międzynarodowa percepcja

danego państwa i narodu oraz oczekiwania i żądania stawiane mu przez inne ośrodki), czyli właśnie owo

środowisko zewnętrzne państwa.

Zwolennicy "pobrzękiwania szabelką" krytykowani są na ogół za przypisywanie państwu do wykonania

roli, której nie będzie ono w stanie podołać, lub za wyznaczanie szkodliwych celów jego działań w

przestrzeni międzynarodowej.

zdecydowanie wolałbym orientację prorosyjską. (...) Jakkolwiek porozumienie Polski z

Rosją dobrze byłoby zrównoważyć wcześniejszym porozumieniem Polski z innymi

państwami regionu zainteresowanymi zacieśnieniem współpracy z Rosją.

W takim wypadku należałoby faktycznie wypracować jakąś ideową spójnię między tymi

państwami i zarazem Rosją - rodzaj nie tyle nowego panslawizmu, co raczej nowego

słowianofilstwa, zrewidowanego w swoim stosunku do katolicyzmu. Pozostałe z trzech

wymienionych przez Ciebie cech, czyli "antyeuropeizm i antyromanizm", jak najbardziej

podzielam. :-)

Ja natomiast uważam słowianofilstwo za rosyjski odpowiednik endeckości, natomiast w latynizmie widzę

wiele dobrego; sprzeciwiać się należy uniwersalistycznym uroszczeniom niektórych co bardziej

prymitywnych łacinników, ale kultura łacińska jako taka ma swoje miejsce w Europie i wywarła

pozytywny wpływ w Polsce.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

64 z 95 2012-10-06 15:06

Rozumiał to też cesarz Aleksander III i dlatego rozprawił się z niemiecką agenturą wpływu

na rosyjskim dworze.

"Car-demokrata", który zamienił rosyjskie Cesarstwo w nacjonalistyczne państewko Wielkorusów, w ten

sposób stwarzając podstawy dla przyszłego separatyzmu na obcoplemiennych krańcach państwa. Gdy

jeden z urzędników rosyjskich poskarżył się Mikołajowi I na zbyt duże jego zdaniem wpływy bałtyckich

Niemców i "zbyt mało rosyjski" charakter władzy, został zdymisjonowany za podjudzanie do waśni na tle

narodowościowym. I na tym właśnie polega polityka monarchiczna i imperialna.

Taki sojusz od Fryderyka II po Ribbentropa miał jeden warunek wstępny: zniszczenie

Polski - i niebyt Polski był też warunkiem jego trwałości.

W okresie Sejmu Wielkiego w 1790 r. stanął traktat przymierza pomiędzy Prusami a Polską, skierowany

przeciwko Austrii. Z kolei już w XX wieku państwo polskie zostało odbudowane w 1916 r. przez Niemcy.

Orientacja eurazjatycka Niemiec związana jest z ich obecnością nad Bałtykiem, tak więc w Prusach i w

Inflantach. Tymczasem sukcesorem terytorialnym zlikwidowanego w 1947 r. państwa pruskiego

pozostaje dziś Polska. Kształt jej granic sadowi ją solidnie nad brzegami Bałtyku. Komunikacyjnymi

węzłami stały się bałtyckie Szczecin i Gdańsk oraz "kontynentalna" Warszawa. Zmalała zarazem rola

"papistowsko-łacińskiego" i tradycyjnie antywschodnio zorientowanego Krakowa. Stąd prosty wniosek, że

współcześnie silnemu związkowi Niemiec z Rosją będzie sprzyjał jeszcze silniejszy związek Niemiec z

Polską. Polska w tym układzie weszłaby w rolę napisaną dla niej w roku 1790, czyli w rolę jednego z

"dworów północnych" i kraju zastępującego w geopolityce niemieckiej dawne państwo pruskie - byłaby

kotwicą zarzuconą przez Niemcy na Wschodzie i wiążącą to państwo z orientacją kontynentalną. Samo

państwo polskie w naturalny sposób powinno akcentować silniej niż robi to obecnie, swoje nachylenie

bałtycko-arktyczne.

Już lepsze byłoby sprzymierzenie się Rosji przeciw dziadowi Samowi z Chinami i realizacja

w ten sposób wielkiej panazjatyckiej idei księcia Uchtomskiego. Jeżeli już, to tam jest

miejsce dla imperium i wielkiej przestrzeni, a nie na "tym upierdliwym przylądku", jak

wyraził się o Europie przewodniczący Mao. W takim wypadku rzeczywiście należałoby

zadbać o zorganizowaną kolonizację wschodniej części "republiki bońskiej" przez ludność

polską, a nawet o utworzenie jakiejś nowej NRD, ale tym razem co najmniej

współrządzonej przez Polskę. :-) Mielibyśmy "ungernowski" blok od Łaby do Pacyfiku.

Ale orientacja azjatycka (realizowana na przykład przez premiera i ministra spraw zagranicznych

Eugeniusza Primakowa w latach 1996-1999 oraz przez Putina w latach 2000-2001 i po 2003 r.) jest dla

Rosji niewykonalna, geopolitycznie, ekonomicznie, ani surowcowo.

Przede wszystkim ze względu na strukturę handlu zagranicznego, którego wielkość w odniesieniu do

Europy trzykrotnie przewyższa wielkość obrotów z Azją. Dynamika wzrostu obrotów z Europą przewyższa

też dynamikę wzrostu obrotów z Azją. Atrakcyjność cenowa Europy przewyższa dla Rosji atrakcyjność

cenową Azji. Podobnie rzecz ma się z infrastrukturą już istniejącą i gotowością kontrahentów do

współfinansowania zarówno transportu towarów jak i ułatwień w ich wytwarzaniu przez Rosję. Rozmijają

się też oczekiwania państw azjatyckich i Rosji odnośnie struktury handlu; Chiny na przykład oczekują

sprzedaży nowoczesnej broni, technologii uzbrojenia jak i udziału we współwytwarzaniu systemów

uzbrojenia, na co z kolei nie godzi się Rosja. Rosja celowo ogranicza dostawy ropy i jej pochodnych (czy

nawet drewna) do Chin w stosunku do oczekiwań tego państwa, by zanadto nie wzmacniać jego

gospodarki i nie uzależniać się od rynku chińskiego. Nie bez powodu dla planowanego ropociągu WSTO

do Azji wybrano trasę Tajszet-Skorowodino-Pierewoznaja nakierowaną przede wszystkim na eksport do

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

65 z 95 2012-10-06 15:06

Japonii i Korei, posiadającego zaś tylko odgałęzienie do Chin (czyli przeciwnie, niż oczekiwały tego

Chiny). Nierównowaga gospodarcza obydwu państw wynosi 4:1 na korzyść Chin, a nierównowaga

ludnościowa jeszcze więcej. Na rosyjskim Dalekim Wschodzie przebywa kilkaset tysięcy chińskich

imigrantów, a gospodarka tego regionu uzależniona jest od handlu przygranicznego z Chinami, nie zaś

od wewnętrznych powiązań z resztą Rosji. Obydwa państwa rywalizują o wpływy w Azji Centralnej, zaś

Chiny bynajmniej nie popierają rosyjskiego stanowiska przeciwko USA (np. sprawa Kosowa, Abchazji i

Osetii Południowej) i nie dążą do konfrontacji z tym państwem, ilekroć w takiej konfrontacji znajdzie się

Rosja. Materialnym dowodem na nierównowagę i zarazem niezbieżność interesów obydwu mocarstw była

delimitacja granicy pomiędzy nimi w 2004 r. gdy Rosja zgodziła się przekazać Chinom wyspy Tarabarow

i Wielikij Ussurijskij. Podsumowując więc, związek z Chinami oznaczałby dla Rosji 1) redukcje do roli

słabszego partnera 2) ustąpienie w szeregu spraw spornych i zagrożenie dla własnych interesów.

Ponadto jest technicznie niewykonalny z powodu struktury dotychczasowych powiązań obydwu państw

(mutualizm gospodarki chińskiej i amerykańskiej oraz silne związki gospodarki rosyjskiej z europejską).

Naturalny dla Rosji jest udział w eurazjatyckiej konfederacji z Unią Europejską, ktora oznaczałaby unię

gospodarczą, swobodny przepływ ludzi, współpracę w dziedzinach kultury, technologii i nauki, oraz

koordynację polityki zagranicznej i polityki bezpieczeństwa. Coś na podobnej zasadzie jak unia Polski z

Litwą w latach 1385-1569. Trochę pisał o tym rosyjski profesor Sergiusz Karaganow w lipcu 2009 r.

Ronald..Lasecki - 29 Wrzesień 2011, 15:37

[quote="Bartosz Bekier"]

Oznacza to, że wbrew temu co za Gabisiem pisałeś w głównym nurcie dyskusji, postęp

technologiczny w dziedzinie komunikacji i sztuki wojennej nie determinuje "zblokowania" i

konkurencji między imperiami kontynentalnymi i transkontynentalnymi, ale że wraz z

zakończeniem zimnej wojny, świat powrócił do rywalizacji bardziej przypominającej starcie

pomiędzy "europejskimi imperiami kolonialnymi", a więc uległ dezintegracji, a nie

pogłębionemu "zblokowaniu".

Przecież europejskie imperia kolonialne właśnie tworzyły wielkie bloki geopolityczne o skali globalnej.

Blok brytyjski zajmował na przykład bodaj 1/10 całego globu. Były to przy tym całości zwarte

gospodarczo - ekonomiczne wielkie przestrzenie otoczone własnymi barierami celnymi i koordynujące

politykę gospodarczą między innymi w zakresie podziału produkcji, alokacji kapitału, przepływów

technologii i transferów siły roboczej. Podobną rolę odgrywa dziś na przykład ASEAN lub Unia Celna czy

ALBA.

Nie zmienia to jednak faktu, że są one ośrodkami, które zawsze będą dążyły do większej

niezależności (po to, w ich mniemaniu, powstały), a z czasem, przy sprzyjających

warunkach, mogą się nawet do pewnego stopnia "usuwerennić" (np. Słowacja za Meciara).

Samo ich powstanie anarchizuje i komplikuje scenę choćby przez sam fakt, że mogą stać

się obiektem licytacji pomiędzy mocarstwami walczącymi o wpływy. Oczywiście, nie piszę

tu o takich kompletnych kalekach jak np. Abchazja.

Pomocne może być tu odwołanie się do rzeczywistości Rzeszy czasów średniowiecznych; mnożenie

zwalczających się nawzajem i szachujących małych państewek jest na rękę najwyższemu suwerenowi. W

rezultacie ci na samym dole są naturalnymi sojusznikami tych na samej górze. UK i USA popierały

powstawanie małych państewek w Ameryce Południowej i zwalczały tam panowanie hiszpańskie, bo

łatwiej im było zdominować ekonomicznie i interweniować zbrojnie w nic nie znaczących choć formalnie

niepodległych republikach, niż zmagać się z kontynentalnym blokiem imperialnym zakotwiczonym w

europejskim mocarstwie. Z podobnych powodów UK popierało w XIX wieku wszystkie ruchy

secesjonistyczne w Europie (np. w Grecji, w Belgii), zaś na paryskiej konferencji pokojowej w 1919 r.

Francja, Włochy, USA i UK zgodnie domagały się rozbicia Austro-Węgier. Z tych samych powodów

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

66 z 95 2012-10-06 15:06

Niemcy i państwa anglosaskie pośpiesznie uznawały w latach 90-tych XX wieku niepodległość republik

związkowych Jugosławii, zaś w latach 60-tych i 70-tych Związek Sowiecki i USA niepodległość

europejskich kolonii. Dzisiejsze rozbicie świata na małe państewka nie zapobiega, lecz zwiększa siłę i

skuteczność globalistycznej uniformizacji i amerykanizacji. Tym mógłby zapobiec tylko podział globu na

kilka zamkniętych i samowystarczalnych ekonomicznie i strategicznie imperiów - wielkich przestrzeni.

I tutaj doszlibyśmy do porozumienia, jeśli oczywiście chodzi Ci o zjazd gnieźnieński w

którym uczestniczył Otton I i Bolesław Chrobry, a nie Mieszko I. Doszlibyśmy, ale nie

dojdziemy, bo to co proponujesz nie jest przypisaniem Polsce roli wyznaczonej na tamtym

pamiętnym Zjeździe, lecz - analogicznie - rozerwaniem jej między cesarstwo 'niemieckie' i

bizantyjskie.

Napisałem o tym piętro wyżej; geopolityczną rolę Polski wobec Niemiec widzę trochę na podobieństwo

roli Prus w Niemczech przed 1945 r. Albo lepiej - roli Niderlandów wobec Zjednoczonego Królestwa: jako

kotwicy w określonym regionie Europy i państwa, którego interesy pokrywałyby się z interesami

silniejszego sojusznika.

Nie zgodzę się też z tym, że Imperium Europaeum nie posiada wystarczającego potencjału

by obyć się bez Rosji. Jedyną rzeczą, jakiej mu brakuje, to w istocie surowce, których

może przecież szukać w basenie Jeziora Śródziemnego, czyli tam gdzie obecnie USA - przy

czym ma zdecydowanie bliżej i może odgrywać tam rolę zdecydowanie lepszej alternatywy

dla powszechnie znienawidzonego "Wuja Sama".

Przyłączenie Rosji do bloku europejskiego byłoby natomiast nie tylko tragiczne w skutkach

dla Polski, ale także dla samego bloku. Dopóki strefy wpływów Niemiec i Rosji pozostają we

względnym oddaleniu, ich współpraca wydaje się wręcz naturalna. Kiedy jednak wektory

ich nacisku zaczynają się wzajemnie stykać (najczęściej nad naszymi głowami), dochodzi

do rywalizacji, a w konsekwencji konfliktu. Tak jak Polacy są narodem przyzwyczajonym

przez ostatnie 250 lat do pozycji klęczącej, tak znalezienie się Berlina i Moskwy w jednym

organizmie oznacza nieuniknioną konfrontację i walkę o dominację w kierowaniu całym

projektem.

Ale ja nigdzie nie pisałem o włączeniu Rosji do UE. Nikt poważnie nie rozważa takiej możliwości. Pisałem

o konfederacji Imperium Europaeum (UE) i Eurazji (Rosja+Kazachstan+Armenia+Abchazja+Osetia

Południowa) na zasadach podobnych jak polsko-litewska unia w Krewie. Innymi słowy o utworzeniu

przez te dwa podmioty Bloku Kontynentalnego. Pozostałymi jego podmiotami byłyby państwa

śródziemnomorskie.

Podobnie ma się rzecz z blokiem słowiańskim i polskim "międzymorzem" jako jego

awangardą, tym razem na zachodniej flance imperium. W wypadku przyłączenia do tej

konstelacji Niemiec, podważone zostają jej dwa zasadnicze filary - "słowianofilskość", oraz

rola "międzymorza", jaka miałaby się w nią wpisywać.

Ale ja nie jestem zwolennikiem Międzymorza. Europę Środkową widziałbym raczej w konstelacji

Mitteleuropy, czyli wspólnie z Niemcami. Koncepcja międzymorska zakłada natomiast budowę

środkowoeuropejskiego bloku z wyłaczeniem i wbrew Niemcom, co moim zdaniem nie jest możliwe.

Panslawizm postrzegam natomiast raczej na płaszczyźnie kulturowej i etniczno-demograficznej, niż

politycznej.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

67 z 95 2012-10-06 15:06

W takiej sytuacji blok słowiański, bogaty w surowce, wielkie przestrzenie i stabilne rządu

autorytetu byłby dla USA mocnym konkurentem.

Właśnie problem w tym, że państwa słowiańskie i w ogóle środkowoeuropejskie nie mają żadnych

własnych surowców naturalnych (jest to jeden z powodów niewielkiej sensowności koncepcji

międzymorskich). Ma je tylko Rosja.

Ronald..Lasecki - 29 Wrzesień 2011, 15:46

[quote="Adam Danek"]

Akurat jeśli chodzi o zaopatrywanie się w broń, to nie należałoby a priori wykluczać jej

zakupu również od USA, o ile tylko byłby dla nas opłacalny. Broń nie ma ojczyzny. Tu

moglibyśmy brak przykład z państw Afryki podczas zimnej wojny, które kupowały broń od

obu bloków, nie oglądając się na względy ideologiczne. Efekt jest taki, że na chwilę obecną

co najmniej parę państw afrykańskich ma silniejsze siły zbrojne od Polski.

Zakupy uzbrojenia mają charakter strategiczny, gdyż trwale wiążą państwo-nabywcę z państwem-

producentem. To właśnie dlatego zakupowi wielozadaniowego myśliwca dla polskiej armii towarzyszyły

te wszystkie spory. Z tego samego powodu, od początku było pewne, że polskie władze zadecydują o

zakupie amerykańskich F-16. Wchodzą tu przecież w grę znajomość technologii, dostawy części

zamiennych, uzbrojenia, amunicji, modernizacja itp. Na przykład premier brytyjski Blair przyznał

którymś razem, że Zjednoczone Królestwo nie byłoby w stanie samodzielnie (bez pomocy USA)

prowadzić dziś wojny. Podczas wojny o Malwiny rzeczywiście flota brytyjska mogła dopłynąć na miejsce i

wykonać zadanie tylko dzięki dostawom sprzętu i paliwa przez siły amerykańskie.

Tankomaster - 29 Wrzesień 2011, 17:15

Ale dlaczego? A dlaczego nie sojusz Rosji i Chin (i ewentualnie islamu) przeciw USA, a

potem zabiegi o przeciągnięcie do tego obozu również Indii, jak postulują dziś niektórzy

rosyjscy geopolitycy?

W wariancie proponowanym, przez Bartka? Czyli mamy Europę jako w pełni oddzielny i konkurencyjny

wobec Rosji podmiot, dążący do zdobycia wpływów w obszarach zainteresowań zarówno USA jak i Rosji.

Do tego dochodzi kwestia chińska (Rosja mogła by być dla USA przeciwwagą dla CHRLD w regionie)

Byłoby tu w sumie urzeczywistnienie myśli modnego amerykańskiego neokonserwatysty

Roberta Kagana, według którego światu grozi podzielenie się na Ligę Demokracji (obóz

euratlantycki) i Ligę Autokracji (Rosja, Chiny i wspierane przez nie "reżimy"), czyli krok w

dobrą stronę. :-)

Tylko, ze my bylibyśmy wówczas (jako część Europy) w lidze demokratycznej

Zakupy uzbrojenia mają charakter strategiczny, gdyż trwale wiążą państwo-nabywcę z

państwem-producentem. To właśnie dlatego zakupowi wielozadaniowego myśliwca dla

polskiej armii towarzyszyły te wszystkie spory. Z tego samego powodu, od początku było

pewne, że polskie władze zadecydują o zakupie amerykańskich F-16. Wchodzą tu przecież

w grę znajomość technologii, dostawy części zamiennych, uzbrojenia, amunicji,

modernizacja itp.

Nie do końca. Tak naprawdę znajomość tych wszystkich rzeczy zdobywa się dopiero po uzyskaniu licencji

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

68 z 95 2012-10-06 15:06

(pełnej) od producenta. Czyli wszystkie plany, kody źrodłowe, dostep do ludzi znających pełen cykl

produkcyjny etc. Obecnie to my np. bez zgody i wsparcia Amerykanów nie możemy zintegrować sobie z

naszymi F-16 dodatkowych rodzajów uzbrojenia, które nie były zakupione w pakiecie z samolotami.* W

przypadku zakupu myśliwców wybór zresztą był ograniczony: główny konkurent 16 czyli Grippen, lata na

amerykańskim (licencyjnym silniku). W związku z tym Szwedów obowiązują pewne ograniczenia

eksportowe. To jest jeszcze kolejna kwestia, bowiem w USA każda sprzedaż broni za granicę musi

uzyskać zgodę Senatu. W wypadku jeśli nie ma podpisanej umowy z pełną licencją, to w dalszym ciągu

pozostaje się (mówimy tu o bardziej zaawansowanych technicznie rodzajach uzbrojenia) zależnym od

państwa producenta, które poprzez odmowę pomocy w serwisowaniu (a wszelkie bardziej poważne prace

należny prowadzić już w zakładach wytwórcy) może doprowadzić do unieszkodliwienia danego rodzaju

broni. Już o hipotetycznych "kill switchach" nie wspomnę...

. Na przykład premier brytyjski Blair przyznał którymś razem, że Zjednoczone Królestwo

nie byłoby w stanie samodzielnie (bez pomocy USA) prowadzić dziś wojny. Podczas wojny

o Malwiny rzeczywiście flota brytyjska mogła dopłynąć na miejsce i wykonać zadanie tylko

dzięki dostawom sprzętu i paliwa przez siły amerykańskie.

Powiem więcej: obecnie potencjał atomowy Zjednoczonego Królestwa opiera się na amerykańskich

pociskach Trident D-5.

*Próby modernizacji na własną rękę zaś, bez udziału producenta potrafią być b. ryzykowne co pokazał

przykład rumuńskiego Lancera - modernizacji leciwych MiGów-23, podjętej wspólnie z Izraelem, bez

wsparcia OKB Mikojana i Guriewicza. Nie wyszło najlepiej - usterki i wypadki stały się plagą tego

programu.

Ronald..Lasecki - 29 Wrzesień 2011, 19:15

[quote="Tankomaster"]

główny konkurent 16 czyli Grippen, lata na amerykańskim (licencyjnym silniku).

Był jeszcze francuski Mirage i o ile pamiętam ówczesne komentarze, to właśnie ewentualne przyjęcie tej

oferty było traktowane jako "stwarzające większe zagrożenie dla stosunków transatlantyckich" niż oferta

szwedzko-brytyjska.

W wypadku jeśli nie ma podpisanej umowy z pełną licencją, to w dalszym ciągu pozostaje

się (mówimy tu o bardziej zaawansowanych technicznie rodzajach uzbrojenia) zależnym od

państwa producenta, które poprzez odmowę pomocy w serwisowaniu (a wszelkie bardziej

poważne prace należny prowadzić już w zakładach wytwórcy) może doprowadzić do

unieszkodliwienia danego rodzaju broni.

Tak, właśnie to miałem na myśli w swoim poprzednim wpisie; znowu posłużyłem się być może

niezrozumiałym skrótem myślowym.

Adam Danek - 7 Październik 2011, 17:19

Ronald..Lasecki napisał/a:Autonomię prowincje zachowałyby na przykład w dziedzinie

polityki podatkowej czy inwestycyjnej, żeby pozostać przy gospodarce.

...no i to by było na tyle, gdy idzie o międlenie o "podmiotowej pozycji Polski w UE". Możnaby jeszcze

przypomnieć osławione unijne "kwoty", czyli zmuszanie np. Polski do marnotrawstwa wytworzonych

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

69 z 95 2012-10-06 15:06

towarów, które możnaby z zyskiem eksportować, bo zabroniły tego Niemcy (czasem Francja), bo to by

zezłościło jakieś ich wewnętrzne lobby zawodowe produkujące analogiczny towar.

Odkąd to ksiądz Rafał stał się autorytetem w dziedzinie integracji europejskiej i stosunków

międzynarodowych?

A odkąd w ogóle trzeba być autorytetem, żeby coś trafnie zauważyć i podsumować?

Zagrożenie dla euro spowodowane kryzysem zadłużeniowym kilku państw i upadkiem

gospodarki Grecji,

...wykorzystanym przez Niemcy do zupełnie nieskrywanego "przejęcia" tego państwa (co każe

zastanowić się, w jakim stopniu upadek ten mógł zostać wywołany z premedytacją)...

To trochę niezwiązane z tematem, ale od dawna już nasuwa mi się spostrzeżenie, że Adam

Wielomski reprezentuje po prostu prorosyjskie poglądy na politykę zagraniczną. Jest to

jeden z możliwych wariantów tej polityki (obok proamerykańskiego, europejskiego,

międzymorskiego, trzecioświatowego etc.) i nie ma sensu go wyzywać tylko za to, że jest

prorosyjski i niechętny wariantom konkurencyjnym. Jest wiele argumentów za tym, żeby

nie mieć dobrej opinii o Adamie Wielomskim, ale ten jeden niekoniecznie się do nich

zalicza.

"Wielomszczyzna" to w tym przypadku nie poglądy prorosyjskie (jak widzisz, nie mam wcale nic

przeciwko nim, o ile nie towarzyszy im wazeliniarskie, natrętne moskalofilstwo), ale sposób ich

prezentacji, tj. uprawiana z rozmysłem gloryfikacja postaw poniżających (dla siebie samego, czy też dla

własnego państwa/narodu), w połączeniu z chamstwem wobec polemistów oraz przypisywaniem ich

poglądów, których nie wyznają. Gdyby nie te dwa ostatnie elementy konstytutywne, to można by było

powiedzieć, że "wielomszczyznę" w wersji proamerykańskiej uprawia p. Adamski z Frajerondy.

Zwolennicy "pobrzękiwania szabelką" krytykowani są na ogół za przypisywanie państwu do

wykonania roli, której nie będzie ono w stanie podołać, lub za wyznaczanie szkodliwych

celów jego działań w przestrzeni międzynarodowej.

Frazes o "szabelce" wykorzystywany jest raczej przez zwolenników wazeliniarstwa wobec danego

państwa do zbywania tych, którzy opowiadają się za polityką odmienną. Zazwyczaj towarzyszą mu uwagi

o tym, że brak wazeliniarstwa przecież "zantagonizowałby" nasze stosunki z tym państwem i w związku

z tym "ściągnąłby na nas poważne niebezpieczeństwo". Ten zaś argument jest bezwartościowy,

ponieważ kwestionuje w ogóle sens prowadzenia przez nasze państwo własnej polityki zagranicznej,

ponieważ to drugie państwo zapewne będzie "złościł" każdy krok, który nie jest wymyślony przez nie,

tylko przez nas samych, który wcześniej nie został z nim "uzgodniony" czyt. nie wystąpiono do niego

uprzednio o łaskawe pozwolenie na jego powzięcie, odstępując od niego natychmiast w wypadku braku

jego uzyskania. Jeżeli chcielibyśmy podążać za tymi światłymi napomnieniami, powinniśmy więc

rozwiązać MSZ, a jego kompetencje scedować na warszawską ambasadę tego państwa.

Ja natomiast uważam słowianofilstwo za rosyjski odpowiednik endeckości,

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

70 z 95 2012-10-06 15:06

Słowianoflistwo mieszasz z panslawizmem, który powstał w wyniku jego rozkładu. Słowianofile bazowali

na poglądzie o wyjątkowo wysokiej wartości kultury (wschodnio)słowiańskiej, nie interesując się w ogóle

etnicznością czy tym bardziej rasą (w przeciwieństwie do panslawistów i endeków). Słowianofilstwo

miało treść tradycjonalistyczną, a endecja - modernistyczną. Albo, mówiąc terminami francuskiego

romantyka P. Ballanche'a, słowianofile byli "archeofilami", a endecy "neofilami".

natomiast w latynizmie widzę wiele dobrego; sprzeciwiać się należy uniwersalistycznym

uroszczeniom niektórych co bardziej prymitywnych łacinników, ale kultura łacińska jako

taka ma swoje miejsce w Europie i wywarła pozytywny wpływ w Polsce.

"Wartość spuścizny dziejowej" Polski (mówiąc słowami prof. W. Konopczyńskiego) leży w tym, że

próbowała ona wytworzyć nową cywilizację. "Latynocentryzm" zarówno w wersji konserwatywnej, jak i w

wersji oświeceniowo-liberalnej to postacie okcydentalizmu, a okcydentalizm trzeba ciąć. Największą

wartość ma to, co nas różnicuje od Zachodu, a nie to, co nas do niego upodabnia.

"Car-demokrata",

A skądże znowu. Podjął reformy, które miały odwrócić liberalne reformy jego nieszczęsnego poprzednika

Aleksandra II i prowadzić do odbudowy społeczeństwa stanowego. Aleksander III upodobania miał nie

demokratyczne, lecz reakcyjne. Dość przypomnieć jego słynny toast na bankiecie dyplomatycznym na

Zachodzie, kiedy poproszony wzniesienie toastu powiedział przy różnych koronowanych głowach, że pije

zdrowie księcia Czarnogóry, "mojego jedynego sojusznika w całej Europie" (Czarnogóra byłą wówczas

najbardziej archaicznym krajem kontynentu, a przynajmniej za taki uchodziła).

W okresie Sejmu Wielkiego w 1790 r. stanął traktat przymierza pomiędzy Prusami a

Polską, skierowany przeciwko Austrii.

Nabranie się Polski na projekt przymierza polsko-pruskiego spowodowało II rozbiór. Znany jest nie od

dziś pogląd sformułowany przez znakomitych historyków, głoszący, iż ten projekt był tylko przynętą

mającą spowodować taki właśnie a nie inny bieg zdarzeń i zakończyć się nowymi nabytkami

terytorialnymi dla Prus. Inaczej mówiąc, to przymierze polsko-pruskie w XVIII wieku spełniło tę samą

rolę, co w XX wieku brytyjskie i francuskie "gwarancje" niepodległości Polski.

Z kolei już w XX wieku państwo polskie zostało odbudowane w 1916 r. przez Niemcy.

Ha, no ja bym raczej powiedział, że to Niemcy dbali o to, żeby Królestwo Polskie pozostało bezwolnym

kadłubem w ich rękach, blokując wszystkie inicjatywy ukierunkowane na nadanie mu realnej subtancji,

podejmowane w latach 1916-1917 przez Austro-Węgry. Tak czy siak, postawienie Królestwa Polskiego

nastąpiło w sytuacji konfliktu między Niemcami a Rosją - i to jest sytuacja dla Polski korzystna -

natomiast niewątpliwie nie nastąpiłoby nigdy w sytuacji rosyjsko-niemieckiego przymierza, które jest dla

Polski mordercze. Nic innego wcześniej nie napisałem. To zresztą pogląd nie mój, tylko Adolfa

Bocheńskiego i innych polskich geopolityków.

Orientacja eurazjatycka Niemiec związana jest z ich obecnością nad Bałtykiem, tak więc w

Prusach i w Inflantach. Tymczasem sukcesorem terytorialnym zlikwidowanego w 1947 r.

państwa pruskiego pozostaje dziś Polska.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

71 z 95 2012-10-06 15:06

Nie bardzo. Jeżeli już, to jest nim Rosja, która kontroluje ośrodek pruski (były Królewiec).

Komunikacyjnymi węzłami stały się bałtyckie Szczecin i Gdańsk oraz "kontynentalna"

Warszawa. Zmalała zarazem rola "papistowsko-łacińskiego" i tradycyjnie antywschodnio

zorientowanego Krakowa.

Nie bardzo rozumiem, o co Ci chodzi. Jeżeli "antywschodnio" ma znaczyć "antyrosyjsko", to "tradycyjnie

antywschodnio" (czy raczej antysowiecko) zorientowane były Lwów i (zwłaszcza) Wilno. Kraków

natomiast był motorem dynamicznej polityki wschodniej, czyli właśnie takiej, jaką Polska prowadzić

powinna. To tzw. w podręcznikach "małopolscy możnowładcy" byli głównym czynnikiem politycznym unii

polsko-litewskiej (czyli tego, co stanowi główny historyczny butthurt rzeczników zachodniactwa i

"łacińskiego szowinizmu") i w ogóle ekspansji Królestwa Polskiego na Wschód. Pokazał to dobrze

nacjonalista prof. Zygmunt Wojciechowski w ciekawej skądinąd pracy geohistorycznej Dwa ośrodki

państwotwórcze w Polsce na przestrzeni dziejów i ich zasięg geograficzny.

Stąd prosty wniosek, że współcześnie silnemu związkowi Niemiec z Rosją będzie sprzyjał

jeszcze silniejszy związek Niemiec z Polską. Polska w tym układzie weszłaby w rolę

napisaną dla niej w roku 1790,

...i zrealizowaną w 1793.

Samo państwo polskie w naturalny sposób powinno akcentować silniej niż robi to obecnie,

swoje nachylenie bałtycko-arktyczne.

A tutaj akurat się zgadzam.

Trochę pisał o tym rosyjski profesor Sergiusz Karaganow w lipcu 2009 r.

Zapadnik i antytradycyjny perukarz. Do wora.

Ronald..Lasecki - 7 Październik 2011, 23:59

[quote="Adam Danek"]

...wykorzystanym przez Niemcy do zupełnie nieskrywanego "przejęcia" tego państwa (co

każe zastanowić się, w jakim stopniu upadek ten mógł zostać wywołany z premedytacją)...

Co potwierdza jedynie moja tezę, że małe (narodowe, subnarodowe) państwa nie mające sensu

geopolitycznego - a taki mogą mieć jedynie samowystarczalne strategicznie i gospodarczo wielkie

przestrzenie - nigdy nie były, nie są dziś i nigdy trwale nie będą suwerenne i niepodległe de facto.

Wyjąwszy sytuacje przejściowego chaosu towarzyszącego upadkowi danego systemu międzynarodowego

i narodzinom nowego, mogą istnieć jedynie albo jako podmioty większej całości, albo być

przedmiotowymi uczestnikami stosunków międzynarodowych - poddanymi władzy innych politycznych

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

72 z 95 2012-10-06 15:06

lub niekiedy nawet gospodarczych ośrodków siły.

uprawiana z rozmysłem gloryfikacja postaw poniżających (dla siebie samego, czy też dla

własnego państwa/narodu)

To można jednak odczytywać w bardzo różny sposób. Sam chwaliłeś w jednym ze swych tekstów

austriackiego agenta, zwolennicy atlantyzmu mają swojego Kuklińskiego, germanofile mają Feliksa

Burdeckiego i podobnych mu kolaborantów itp. Niby wiadomo, o co chodzi, ale praktycznie bardzo

trudno jest przeprowadzić tutaj granicę.

w połączeniu z chamstwem wobec polemistów oraz przypisywaniem ich poglądów, których

nie wyznają.

Napisał ten, który wyzywa i bluzga na endeków przy kazdej dosłownie okazji

Ja mam tutaj w pewnym stopniu "uprzywilejowaną" pozycję, bo doktryny, z którymi sympatyzuję, w

tradycji polskiej nie były reprezentowane w zasadzie w ogóle. Stąd też przypatruję się trochę z boku

choćby kłótniom "bertyzelian" i "wielomskistów" i szczerze pisząc - na podstawie wpisów czynionych

przez obydwie strony w różnych miejscach i na portalach społecznościowych, nie uważam wcale, by racja

w tej kłótni i jakaś kolosalna różnica w kulturze polemicznej przemawiała wyraźnie na korzyść jednej ze

stron.

Słowianoflistwo mieszasz z panslawizmem, który powstał w wyniku jego rozkładu.

Słowianofile bazowali na poglądzie o wyjątkowo wysokiej wartości kultury

(wschodnio)słowiańskiej, nie interesując się w ogóle etnicznością czy tym bardziej rasą (w

przeciwieństwie do panslawistów i endeków). Słowianofilstwo miało treść

tradycjonalistyczną, a endecja - modernistyczną. Albo, mówiąc terminami francuskiego

romantyka P. Ballanche'a, słowianofile byli "archeofilami", a endecy "neofilami".

Słowianofilstwo było nurtem, który po uwłaszczeniu chłopów rozsadzać zaczął rosyjskie Cesarstwo po

liniach narodowościowych. Był to nurt odśrodkowy i przez to antypaństwowy i antymonarchiczny.

"Wartość spuścizny dziejowej" Polski (mówiąc słowami prof. W. Konopczyńskiego) leży w

tym, że próbowała ona wytworzyć nową cywilizację. "Latynocentryzm" zarówno w wersji

konserwatywnej, jak i w wersji oświeceniowo-liberalnej to postacie okcydentalizmu, a

okcydentalizm trzeba ciąć. Największą wartość ma to, co nas różnicuje od Zachodu, a nie

to, co nas do niego upodabnia.

Jak pisałem wcześniej, sprzeciwiam się co bardziej prymitywnym łacinnikom wyznającym któreś z

poniższych twierdzeń, bądź ich kombinację:

1) chrześcijaństwo jest tożsame z kulturą łacińską (ewentualnie "cywilizacją" łacińską)

2) kultura łacińska jest jedyną kultura prawdziwą i jako jedyna posiada jakąkolwiek wartość. Spoza

kultury łaciśńkiej nie może pochodzić nic dobrego.

3) wszystko, co wartościowe w kulturze polskiej, miało swoje pochodzenie na łacińskim Zachodzie,

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

73 z 95 2012-10-06 15:06

kultura polska zaś powinna zostać utożsamiona z obecnymi w niej treściami łacińskimi.

Są to oczywiście stwierdzenia nieprawdziwe, zakłamujące rzeczywistość i chyba tylko TFP-owcy, co

bardziej poczciwi "tradycjonaliści katoliccy" i wielbiciele twórczości Feliksa Konecznego są gotowi bronić

tak karkołomnych tez.

Natomiast wpływy łacińskie, rzymskie, oddziaływujace głównie za pośrednictwem Kościoła, wniosły w

Polsce wiele dobrego; przede wszystkim organizację, co było niezwykle ważne we wczesnym

Średniowieczu, ponadto wpływy architektoniczne, literackie, kulinarne, w dziedzinie obyczajów, pismo,

wzorce poetyckie, w dziedzinie sztuki itp. Ja bardzo wysoko oceniam kulturę śródziemnomorsko-łacińską,

pozytywnie też patrzę na jej wpływ w Polsce i w ogóle w Europie Środkowej (a za pośrednictwem Polski

też w Europie Wschodniej).

Co wszystko nie zmienia faktu, że kulturę europejską składa się też dziedzictwo niemieckie, greckie,

słowiańskie, skandynawskie, celtyckie a nawet ugrofińskie i turańskie, które wniosły niekiedy nawet

bardziej wartościowe treści, niż spuścizna zachodniorzymska (choćby kojarzone na ogół z dziedzictwem

Germanów monarchia, rycerstwo, honor, pojedynek). Również w Polsce mamy kilka dających się wskazać

czynników historycznych odmiennych od lacińskiego, które ukształtowały zbiorową kulturosobowość

narodową, tak więc należałoby je odpowiednio docenić. Natomiast zamiar odcięcia Polski od świata

łacińskiego (którego zresztą jest częścią) i zaprzeczenia wpływu kultury romańskiej w Polsce zupełnie do

mnie nie przemawiają i jestem im przeciwny.

Nabranie się Polski na projekt przymierza polsko-pruskiego spowodowało II rozbiór. Znany

jest nie od dziś pogląd sformułowany przez znakomitych historyków, głoszący, iż ten

projekt był tylko przynętą mającą spowodować taki właśnie a nie inny bieg zdarzeń i

zakończyć się nowymi nabytkami terytorialnymi dla Prus. Inaczej mówiąc, to przymierze

polsko-pruskie w XVIII wieku spełniło tę samą rolę, co w XX wieku brytyjskie i francuskie

"gwarancje" niepodległości Polski.

Sojusz zdezaktualizował się szybko w konsekwencji niekorzystnego obrotu spraw w Austrii i Imperium

Ottomańskim. Przed tym miał jednak konkretne umocowanie w sytuacji międzynarodowej.

Ha, no ja bym raczej powiedział, że to Niemcy dbali o to, żeby Królestwo Polskie pozostało

bezwolnym kadłubem w ich rękach, blokując wszystkie inicjatywy ukierunkowane na

nadanie mu realnej subtancji, podejmowane w latach 1916-1917 przez Austro-Węgry.

Autro-Węgry co najmniej od czasu nieodnowienia traktatu o Trójprzymierzu nie były podmiotowym

uczestnikiem stosunków międzynarodowych, tylko satelitą Niemiec. Z tego powodu stawianie na Wiedeń

przeciwko Berlinowi było wówczas nonsensem.

Nie bardzo. Jeżeli już, to jest nim Rosja, która kontroluje ośrodek pruski (były Królewiec).

Pomorze Szczecińskie, dawne Prusy Zachodnie, Śląsk, Poznańskie, część Brandenburgii i połowa Prus

Wschodnich znajdują się dziś w granicach Polski. Na początku XIX wieku może jakaś 1/5 Prus leżała na

zachód od Odry.

Nie bardzo rozumiem, o co Ci chodzi.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

74 z 95 2012-10-06 15:06

Galicyjskie elity konserwatywne w XIX weku były antyrosyjskie, katolickie, łacińskie, antyprawosławne i

antyrusińskie. Do dziś zresztą tak jest, bo przecież krakowski OMP z wykładającym na UJ prof. Nowakiem

jest piłsudczykowski, konserwatywny i antyrosyjski. Na lewicy antywschodnio był i jest nastawiony

choćby wydawany w Krakowie "Tygodnik Powszechny".

A tutaj akurat się zgadzam

.

Ja przez to rozumiem infrastrukturalne, transportowe i gospodarcze, generalnie funkcjonalne,

zacieśnienie kontaktów z Danią, Skanią, Meklemburgią, które geopolitycznie "dopełniają" polskie

Pomorze, poza tym złym pomysłem nie jest "dywersyfikacja" źródeł nośników energii z Morza Północnego

i budowanie połączeń infrastrukturalnych z Warszawy do Sankt-Petersburga (żeby wreszcie kiedyś

powstała łącząca dwa miasta autostrada przez państwa nadbaltyckie). Polska ma też tradycje obecności

naukowej i sportowej na Szpicbergenie i rybackiej w Arktyce. Pozostaje też turystyka i krajoznawstwo -

wszyscy czytali książki o Indianach, ale czy ktoś wie coś konkretnego o Lapończykach?

Bartosz Bekier - 8 Październik 2011, 16:00

Ronald..Lasecki napisał/a:Dzisiejsze rozbicie świata na małe państewka nie zapobiega, lecz

zwiększa siłę i skuteczność globalistycznej uniformizacji i amerykanizacji. Tym mógłby

zapobiec tylko podział globu na kilka zamkniętych i samowystarczalnych ekonomicznie i

strategicznie imperiów - wielkich przestrzeni.

Mógłby zapobiec, ale nie zapobiega, bo świat ulega fragmentaryzacji, zaś w miejsce procesów

integracyjnych pojawiły się procesy dezintegracyjne. Dyskusja o tym, czyim to służy interesom w

szerszej perspektywie, to inny problem. Według teorii anarchii w stosunkach międzynarodowych, ilość

aktorów, choćby o skrajnie nierównych potencjałach, zawsze komplikuje stosunki i poszerza margines

nieprzewidywalności. Współczesna uniformizacja i globalizacja to raczej wynik minionej ery "wielkich

przestrzeni", którą zwyciężył blok demoliberalny, co przekłada się na jego współczesną dominację

kulturową w większej części globu.

Pomocne może być tu odwołanie się do rzeczywistości Rzeszy czasów średniowiecznych;

mnożenie zwalczających się nawzajem i szachujących małych państewek jest na rękę

najwyższemu suwerenowi.

Odwołanie się do rzeczywistości Rzeszy faktycznie jest pomocne, ale dla strony która pragnie udowodnić,

iż mnożenie ośrodków wpływu, choćby w pojedynkę słabych i "kalekich", nie jest na rękę najwyższemu

suwerenowi. To najwyższy suweren (Cesarz) był zakładnikiem różnych wewnętrznych koalicji, które

przybierały najróżniejsze formy i konstelacje, byle tylko Cesarz był jak najdalej od osiągnięcia realnej

władzy w Imperium. Gdyby było inaczej, to rozwiązanie problemu, dajmy na to, Związku Wieleckiego,

byłoby kwestią 5-letniej kampanii, nie zaś wielu wieków zmagań, prowadzonych zresztą ze zmiennym

szczęściem.

Jeśli dla współczesnego, pogrążonego w mrokach demokracji świata, cywilizacji iPhonów i "praw

człowieka", nadejdzie kiedyś apokalipsa w postaci Imperium, to na jego czele nie będzie stał Cesarz

szanujący "jedność w różnorodności", municypalizm i pluralizm, lecz jednostka odwołująca się do

totalnych rządów autorytetu. W świecie powszechnego wykorzenienia, a w konsekwencji przeminięcia

wszelkiej tradycyjnej wspólnotowości, powrót Średniowiecza nie jest możliwy, bo nie jest już możliwy

żaden organiczny porządek - materia, organizm do której miałby się on odwoływać, już nie istnieje.

Jedyne, co można zrobić, to za pośrednictwem totalitarnej inżynierii społecznej i strukturalnej

(państwowej) wybudować na zgliszczach przemijającej ery przejściowej Nowy Świat, będący częściowo

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

75 z 95 2012-10-06 15:06

aposterioryczną, częściowo aprioryczną projekcją analogiczną do dawno minionego Starego Świata.

Imperium, ale bez proponowanych "wspólnot drwali", flisaków itd., których zastąpi korporacyjny system

uporządkowania wolnych zawodów i powszechna organizacja społeczno-państwowa o strukturze

wertykalnej.

Europę Środkową widziałbym raczej w konstelacji Mitteleuropy, czyli wspólnie z Niemcami.

Koncepcja międzymorska zakłada natomiast budowę środkowoeuropejskiego bloku z

wyłaczeniem i wbrew Niemcom, co moim zdaniem nie jest możliwe.

Jest możliwe, w oparciu o Rosję. By jednak mogło do tego dojść, Rosja musiałaby przewartościować

swoją politykę względem Europy Środkowo-Wschodniej poprzez "zakotwiczenie" się w regionie za

pośrednictwem Polski i jej lokalnych sojuszników/członków międzymorskiej federacji, oraz zwrócenie

głównego wektora swej polityki na coraz bardziej zagrożony Kaukaz i Daleki Wschód. Mieliby w tym

czasie spokój na zachodniej flance, no i mogliby liczyć na polskie kontyngenty 'obstrzelane' w misjach

stabilizacyjnych )

Bardziej prawdopodobny, tak jak zresztą pisałem wcześniej, jest scenariusz międzymorza powiązanego z

Niemcami (tak obecnie interpretuję Mittleuropę), z Polską będącą kotwicą Republiki Federalnej Niemiec

w Europie Środkowej, realizującą częściowo własną (zależnie od woli Berlina), częściowo "europejską"

politykę, co czasem pozwoli (a czasem nie) na realizację polskiej racji stanu. W tej sytuacji śmiertelnym

zagrożeniem dla Polski byłaby jakakolwiek forma zrzeszenia się Rosji z funkcjonującym na tych zasadach

Imperium Europaeum - profity z tej współpracy zbijaliby Niemcy, natomiast Polska w dalszym ciągu

ponosiłaby konsekwencje wynikające z ich polityki wschodniej. Jest chyba tylko jedna okoliczność, która

mogłaby nieco odmienić tradycyjnie tragiczną "polską kartę" w tej konstelacji - Rosja musiałaby w

przymierzu z Europą stać się taka, jakiej chcą obecnie Europejczycy - demoliberalna, "wykastrowana". W

takim układzie będzie stopniowo, lecz nieuchronnie tracić kontrolę nad wszystkim, co jest za Uralem, a

Polska za wstawiennictwem Niemiec i reszty Europy, mogłaby ją rozgrywać nawet na Ukrainie i Białorusi.

Tankomaster - 8 Październik 2011, 17:53

Jedyne, co można zrobić, to za pośrednictwem totalitarnej inżynierii społecznej

Ronald na czele Lebensbornu? Byłoby epicko...

Adam Danek - 8 Październik 2011, 18:20

Ronald..Lasecki napisał/a:Zakupy uzbrojenia mają charakter strategiczny, gdyż trwale

wiążą państwo-nabywcę z państwem-producentem.

Pytanie, czy jest to nieuniknione, tzn. czy nie da się wybierać takich ofert, by nie zakładać sobie cudzej

smyczy na szyję. Skoro udaje się to takiej Nigerii (z całym szacunkiem dla jej mieszkańców), to dlaczego

nie miałoby udawać się Polsce? Do tej pory polityka zbrojeniowa Republiki Okrągłego Stołu wygląda tak,

jak piszesz: kupujemy stary złom (jak ten amerykański myśliwiec), żeby wejść w tyłek państwu

pochodzenia - i to bez względu na to, czy rządzi akurat "eurazjatycki Tusk" czy "euratlantycki

Kaczyński", czy jeszcze ktoś inny ich pokroju - ale, jak wspomniałem, przykład różnych państw, wcale

nie zawsze mocniejszych od Polski, pokazuje, że nie działa tu żaden nieunikniony determinizm.

A w sprawie myśliwca faktycznie chyba najlepsza była oferta francuska. Francja jako jedno z nielicznych

państw posiada własny przemysł zbrojeniowy z prawdziwego zdarzenia, stworzony przez de Gaulle'a

rozmyślnie po to, by uniezależnić w tych kwestiach Francję od USA.

Napisał ten, który wyzywa i bluzga na endeków przy kazdej dosłownie okazji

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

76 z 95 2012-10-06 15:06

Naprawdę? Ostatnio to chyba Ty nazwałeś ND "ruchem całkowicie bezwartościowym", z czym ja się nie

zgadzam. Spójrz za to lepiej na cysterny śliny i błota, które wyrzucasz z siebie "przy każdej dosłownie

okazji" na zwolenników orientacji proamerykańskiej i/lub rzeczywistych i urojonych sympatyków PiS.

A skoro już mowa o tychże, to jednym z ciekawszych epizodów w polityce zagranicznej Republiki

Okrągłego Stołu była polityka prowadzona przez p. Fotygę w pierwszym gabinecie PiS (tym z

Marcinkiewiczem): prób zbliżenia do Rosji i jednocześnie zdystansowania się do "republiki bońskiej".

Eksperci-komentatorzy określali ją wprost jako "politykę neoendecką".

Tankomaster - 8 Październik 2011, 18:44

A w sprawie myśliwca faktycznie chyba najlepsza była oferta francuska. Francja jako jedno

z nielicznych państw posiada własny przemysł zbrojeniowy z prawdziwego zdarzenia,

stworzony przez de Gaulle'a rozmyślnie po to, by uniezależnić w tych kwestiach Francję od

USA.

Fakt, że tutaj zasługi de Gaulle'a sa wielkie. Najlepiej widac to w dziedzinie broni nuklearnej gdzie

Francja doszła do tego w zasadzie sama, w odróżnieniu od Brytyjczyków, uzależnionych od USA. A jak

interesują Cię takie sprawy (zakupy uzbrojenia a polityka etc.) to polecam Twojej uwadze Finlandię,

która również podczas Zimnej Wojny prowadziła politykę "równego dystansu" tj. kupowania broni

zarówno ze Wschodu jak i Zachodu.

Ronald..Lasecki - 9 Październik 2011, 02:21

[quote="Bartosz Bekier"]

Według teorii anarchii w stosunkach międzynarodowych

W warstwie deskryptywnej, mianowicie w zakresie w jakim tego rodzaju teorie dociekają przyczyn i

natury charakteru stosunków międzynarodowych w określonym miejscu i czasie, mają one pewne

zastosowanie, natomiast zupełnie nietrafione są wszelkie próby tworzenia na tej bazie teorii pozytywnej

(doktryny, programu), tak więc rozmaite koncepcje świata jako "uporządkowanej anarchii" lub jako

"poliarchii". Ignorują one zupełnie warstwę fizyczną (geograficzną) rzeczywistości międzynarodowej i

działające także w pomiędzy państwami prawo doboru naturalnego i przetrwania najlepiej

przystosowanych. W wolnej chwili może zajmę się krytyczną recenzją teorii prof. Skarzyńskiego na ten

temat.

Osobiście uważam natomiast, że współczesny stan stosunków międzynarodowych najtrafniej opisują

geopolityka, teoria systemowa, teoria zależności Johana Galtunga, teoria systemu światowego

Wallersteina i teoria globalnego imperium Michaela Hardta i Antonia Negriego (w Polsce jako pierwszy

zauważył ją Tomasz Gabiś) - to na ich styku trzeba szukać odpowiedzi o charakter dzisiejszej

rzeczywistości międzynarodowej.

Jedyne, co można zrobić, to za pośrednictwem totalitarnej inżynierii społecznej i

strukturalnej (państwowej) wybudować na zgliszczach przemijającej ery przejściowej Nowy

Świat, będący częściowo aposterioryczną, częściowo aprioryczną projekcją analogiczną do

dawno minionego Starego Świata. Imperium, ale bez proponowanych "wspólnot drwali",

flisaków itd., których zastąpi korporacyjny system uporządkowania wolnych zawodów i

powszechna organizacja społeczno-państwowa o strukturze wertykalnej.

Nic innego nigdy nie twierdziłem. Należy natomiast identyfikować pewne rzeczywiście zachodzące

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

77 z 95 2012-10-06 15:06

procesy społeczne i pewne faktycznie występujące powtarzalne prawidłowości, tak więc ustosunkować

się jakoś do zagadnień etnosu, środowiska, wspólnot naturalnych, w które człowiek ma skłonność się

łączyć i które wobec tego w takiej czy innej, mniej czy bardziej zdefektowanej formie (choćby poprzez

takie fora jak niniejsze) będą się zawiązywały. Stąd właśnie wyszedłem w tej dyskusji (a formalnie wyjdę

na łamach jednego z periodyków w formie artykułu) z koncepcją "neo-volkizmu", który w moim

przekonaniu stanowi dosyć obiecujący kierunek poszukiwań.

Natomiast ilustracje danego twierdzenia analogiami historycznymi są o tyle przydatne, że łatwiej się

przy ich pomocy dokonuje obrazowania określonych tez. Na zasadzie takiego obrazowania można by

napisać, że budowanie nowego porządku będzie miało charakter przypominający kreowanie ładu ex

nihilo przez monarchów wczesnośredniowiecznych, choćby chrystianizację i przyłączenie Germanii przez

Karola Wielkiego. Czyli bedzie to "inżynieria społeczna" o charakterze "konstruktywistycznym" i

"totalitarnym", żeby posłużyć się współczesnym słownictwem.

Jest możliwe, w oparciu o Rosję.

Europa Środkowa (to, co pomiędzy Niemcami a dzisiejszymi zachodnimi granicami Rosji), nawet

poszerzona o kraje jugo-słowiańskie do wybrzeży Adriatyku, nie posiada potencjału równoważącego

rosyjski.

Europa Środkowa nie tworzy również pod żadnym względem jedności i w związku z tym jest skrajnie

mało prawdopodobne uformowanie jej w odrębny i przy tym spójny i jednolity blok. Sudety i Karpaty

oddzielają historyczne Węgry od Polski, które to dwa kraje nigdy nie tworzyły trwałej i rzeczywiście

funkcjonalnie zespolonej całości. Z kolei Dunaj zawsze łączył i do dziś łączy kraje austriackie i

południowoniemieckie z krajami węgierskimi, więc rozerwanie tych zależności byłoby arbitralne i

stwarzało układ nienaturalny i przez to niestabilny. Bliższy rzeczywistości, choć niepozbawiony wad

(skąd granica wschodnia akurat na granicy polsko-białoruskiej - Polesie polskie i białoruskie to przecież

ta sama kraina geograficzna, pewną granicę naturalną tworzą dopiero bagna środkowej Białorusi) jest

już taki oto obrazek:

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

78 z 95 2012-10-06 15:06

W tej sytuacji śmiertelnym zagrożeniem dla Polski byłaby jakakolwiek forma zrzeszenia się

Rosji z funkcjonującym na tych zasadach Imperium Europaeum - profity z tej współpracy

zbijaliby Niemcy, natomiast Polska w dalszym ciągu ponosiłaby konsekwencje wynikające z

ich polityki wschodniej.

Dlatego też uważam, że powinno się dążyć do zintegrowania w ramach UE zarówno Białorusi jak i

Ukrainy w dzisiejszych ich granicach. Jakieś formy luźniejszej konfederacji powinny też objąć Gruzję (bez

Abchazji i Osetii Południowej). Sytuacja na Ukrainie zresztą zdaje się w tej sprawie rozwijać we

właściwym kierunku, bo Janukowycz nalega na stowarzyszenie Ukrainy z Unią Europejską i wyklucza

możliwość wejścia tego państwa do Unii Celnej skupiającej Rosję, Białoruś i Kazachstan, zaś Putin w

swojej ostatniej wypowiedzi na temat planowanej "unii eurazjatyckiej" wymienił jako jej państwa

założycielskie Rosję, Białoruś, Kazachstan, następnie zaś Kirgistan i Tadżykistan. Członkostwo

zaoferować miano by następnie Armenii, Abchazji i Osetii Południowej, Ukraina zaś pojawiła się tylko

jako ewentualny kandydat "w dalszym planie". Tak więc Rosja zaczyna powoli godzić się z trwałym

oderwaniem od niej Ukrainy. Pytaniem jest oczywiście, czy nie będzie się starała sprowokować oderwania

się jakiejś części tego państwa.

Barierą stojącą na przeszkodzie dalszemu zintegrowaniu Ukrainy z UE są natomiast jednostronnie

prorosyjska orientacja w Niemczech i Francji, oraz bariery ideologiczne w samej UE (czepianie się

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

79 z 95 2012-10-06 15:06

procesu Tymoszenko).

Jest chyba tylko jedna okoliczność, która mogłaby nieco odmienić tradycyjnie tragiczną

"polską kartę" w tej konstelacji - Rosja musiałaby w przymierzu z Europą stać się taka,

jakiej chcą obecnie Europejczycy - demoliberalna, "wykastrowana".

Ja natomiast uważam, że "tragiczną europejską kartę" da się odwrócić tylko w przypadku ideologicznego

przede wszystkim, ale następnie też proceduralnego, przezwyciężenia demoliberalizmu. I że ewentualne

skonfliktowanie się UE z USA oraz równoczesne zbliżenie z Rosją i państwami arabskimi musiałoby

spowodować pewnego rodzaju redefinicję tożsamości ideowej i międzynarodowej UE, bo nie da się

równocześnie zwalczać światowego rozsadnika demoliberalizmu wespół z dyktaturami i "semi-

dyktaturami", a zarazem samemu wierzyć w uniwersalność i moralną wyższość demoliberalizmu.

Na przykładzie Ukrainy, o czym wspomniałem już wyżej, i jeszcze wyraźniej na przykładzie Białorusi,

widać, jak szkodliwym obciążeniem dla polskiej polityki zagranicznej i dla UE jako całości, jest

demoliberalizm i poważne traktowanie "standardów demokratycznych".

W takim układzie będzie stopniowo, lecz nieuchronnie tracić kontrolę nad wszystkim, co

jest za Uralem,

Niekorzystne by było, gdyby Rosja utraciła Syberię i Daleki Wschód, a także gdyby rozerwano trwale jej

związki z Kazachstanem, ponieważ Rosja reprezentuje wobec Azji kulturę europejską i chrześcijańską.

Każde zatem poszerzenie panowania i wpływów Rosji w Azji jest dla nas korzystne i powinniśmy je

popierać.

Przy okazji też wrócę do swojej idee fixe, mianowicie do tezy o Kazachstanie jako państwie w organiczny

sposób związanego z Rosją, przez to zaś pośrednio i z Europą. Mniej więcej połowa mieszkańców

Kazachstanu to Europejczycy, językiem powszechnie używanym jest rosyjski, infrastrukturalnie i

gospodarczo Kazachstan związany jest z uralskim i nadwołżańskim ośrodkami przemysłowymi w Rosji,

państwo to popiera wreszcie, czy raczej inicjuje, wszystkie inicjatywy eurazjatyckie w przestrzeni

posowieckiej. Z pewnością zatem w planie przyszłej Wielkiej Europy (konfederacji UE i Rosji "od Lizbony

do Władywostoku") musi się znaleźć miejsce dla Kazachstanu.

Ronald..Lasecki - 9 Październik 2011, 03:04

Czy Nigeria (...) ma własną flotę albo liczące się lotnictwo?

Chyba jednak nie ma: http://www.rp.pl/artykul/...ikaliowiec.html

Tankomaster - 9 Październik 2011, 09:27

Na zasadzie takiego obrazowania można by napisać, że budowanie nowego porządku

będzie miało charakter przypominający kreowanie ładu ex nihilo przez monarchów

wczesnośredniowiecznych, choćby chrystianizację i przyłączenie Germanii przez Karola

Wielkiego. Czyli bedzie to "inżynieria społeczna" o charakterze "konstruktywistycznym" i

"totalitarnym", żeby posłużyć się współczesnym słownictwem.

Inżynieria społeczna we wczesnym średniowieczu? Była w ogóle możliwa w sytuacji gdy aparat

wypracowany potem przez państwo nowożytne nie istniał? Mógłbyś rozwinąć? Śmiejesz się z ludzi

piszących, że Cesarstwo Rzymskie upadło przez socjalizm, a samemu uprawiasz nie lepszy prezentyzm.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

80 z 95 2012-10-06 15:06

Ronald..Lasecki - 9 Październik 2011, 12:39

[quote="Tankomaster"]

O_O Inżynieria społeczna we wczesnym średniowieczu? Była w ogóle możliwa w sytuacji

gdy aparat wypracowany potem przez państwo nowożytne nie istniał? Mógłbyś rozwinąć?

Śmiejesz się z ludzi piszących, że Cesarstwo Rzymskie upadło przez socjalizm, a samemu

uprawiasz nie lepszy prezentyzm.

No, jak dla mnie wybicie sporej części populacji, obrócenie kolejnej części w niewolników, niszczenie

dotychczasowych miejsc kultu, wytworów kultury, rozbijanie starych struktur społecznych, narzucanie

nowej religii, nowego języka, zabudowa kraju nowego typu budownictwem, narzucenie nowego typu

organizacji społecznej i politycznej, to są elementy "iżynierii społecznej", chociaż oczywiście rzutowanie

tego terminu w przeszłość może trochę razić.

Tankomaster - 9 Październik 2011, 15:20

No, jak dla mnie wybicie sporej części populacji, obrócenie kolejnej części w niewolników,

niszczenie dotychczasowych miejsc kultu, wytworów kultury, rozbijanie starych struktur

społecznych, narzucanie nowej religii, nowego języka, zabudowa kraju nowego typu

budownictwem, narzucenie nowego typu organizacji społecznej i politycznej, to są

elementy "inżynierii społecznej", chociaż oczywiście rzutowanie tego terminu w przeszłość

może trochę razić.

W przypadku państw średniowiecznych pojawia się kwestia bariery technologicznej i skuteczności

aparatu władzy wraz z siłami zbrojnymi. Skoro często przeprowadzenie długotrwałego oblężenia jednej

twierdzy było problemem, to kwestia pacyfikacji danego obszaru i przeprowadzenia na nim "inżynierii

społecznej tym bardziej" - vide przykład, wspominanego już w dyskusji Połabia. Dalej trzeba pamiętać o

tym, że zmiany co do organizacji społecznej i politycznej odbywały się zazwyczaj stopniowo.

Chrześcijańscy monarchowie wczesnośredniowieczni bynajmniej nie kreowali ładu "ex nihilo" jak piszesz

- bazowali oni zwykle nad tym co poprzednie pogańskie jeszcze pokolenia wypracowały. Kłania się tu

rodzimy przykład ziem państwa Gnieźnieńskiego, w których rozwój państwowy (budowa grodów etc.)

jest wyraźnie uprzedni (koniec IX i początek X w. ) w stosunku do chrystianizacji.

Ronald..Lasecki - 9 Październik 2011, 17:36

[quote="Tankomaster"]

W przypadku państw średniowiecznych pojawia się kwestia bariery technologicznej i

skuteczności aparatu władzy wraz z siłami zbrojnymi. Skoro często przeprowadzenie

długotrwałego oblężenia jednej twierdzy było problemem, to kwestia pacyfikacji danego

obszaru i przeprowadzenia na nim "inżynierii społecznej tym bardziej" - vide przykład,

wspominanego już w dyskusji Połabia. Dalej trzeba pamiętać o tym, że zmiany co do

organizacji społecznej i politycznej odbywały się zazwyczaj stopniowo. Chrześcijańscy

monarchowie wczesnośredniowieczni bynajmniej nie kreowali ładu "ex nihilo" jak piszesz -

bazowali oni zwykle nad tym co poprzednie pogańskie jeszcze pokolenia wypracowały.

Kłania się tu rodzimy przykład ziem państwa Gnieźnieńskiego, w których rozwój

państwowy (budowa grodów etc.) jest wyraźnie uprzedni (koniec IX i początek X w. ) w

stosunku do chrystianizacji.

No wiem, że to się odbywało stopniowo, ale mimo wszystko, na ile coś tam słyszałem o chrystianizacji

Germanii, to polegała ona na podboju i przeoraniu tamtejszego społeczeństwa. Nie inaczej zresztą było

chyba na ziemiach polskich; ilekroć wyjeżdżam gdzieś poza Warszawę i czytam o jakimś okolicznym

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

81 z 95 2012-10-06 15:06

grodzisku, to zazwyczaj trafiam na informację, że był gród niewielki, który spłonął lub został zburzony w

X-XI w., następnie zaś nie był już odbudowywany, albo na jego miejscu postawiono nowy-większy; tym

razem związany z władzą centralną.

Tankomaster - 9 Październik 2011, 18:01

Nie inaczej zresztą było chyba na ziemiach polskich; ilekroć wyjeżdżam gdzieś poza

Warszawę i czytam o jakimś okolicznym grodzisku, to zazwyczaj trafiam na informację, że

był gród niewielki, który spłonął lub został zburzony w X-XI w., następnie zaś nie był już

odbudowywany, albo na jego miejscu postawiono nowy-większy; tym razem związany z

władzą centralną.

Spalony przez kogo? W tym okresie było sporo wojen, nie koniecznie musiała dokonywać tego "władza

centralna" wobec własnych poddanych. Nie mówiąc już o czymś takim jak reakcja pogańska - czyli

proces dokładnie odwrotny do opisywanego przez Ciebie.

Ronald..Lasecki - 9 Październik 2011, 18:55

No właśnie wszędzie (również w książkach historycznych - np. Jerzy Wyrozumski) piszą, że tu chodziło o

likwidację materialnego oparcia dla samodzielnych plemion, na jej gruzach zaś o budowę takiegoż

oparcia dla władzy książęcej. To by tłumaczyło likwidację tych grodów w zasadzie w jednym niemal

czasie (tzn. na przeciągu ok. wieku), który pokrywał się z czasem powstawania monarchii

wczesnopiastowskiej. No i fakt budowy bardziej regularnej sieci solidniejszych grodów, acz rozłożonych

luźniej i w mniejszej liczbie.

Tankomaster - 9 Październik 2011, 19:29

No właśnie wszędzie (również w książkach historycznych - np. Jerzy Wyrozumski) piszą, że

tu chodziło o likwidację materialnego oparcia dla samodzielnych plemion, na jej gruzach

zaś o budowę takiegoż oparcia dla władzy książęcej. To by tłumaczyło likwidację tych

grodów w zasadzie w jednym niemal czasie (tzn. na przeciągu ok. wieku), który pokrywał

się z czasem powstawania monarchii wczesnopiastowskiej.

Bo też grody miały znaczenie przede wszystkim administracyjno-wojskowe. Ich ludność stanowiła niły %

ogółu mieszkańców. Zatem ciężko ich niszczenie uznawać za przejaw jakiejś "inżynierii społecznej".

Bartosz Bekier - 10 Październik 2011, 00:02

Ronald..Lasecki napisał/a:Ignorują one zupełnie warstwę fizyczną (geograficzną)

rzeczywistości międzynarodowej i działające także w pomiędzy państwami prawo doboru

naturalnego i przetrwania najlepiej przystosowanych.

Teoria "anarchii" w stosunkach międzynarodowych trafnie opisuje pewien fragment rzeczywistości do

którego się odniosłem, nie widzę zatem powodu dla którego nie miałaby zostać przytoczona w rzeczonym

kontekście. Jest ona również kompatybilna z darwinizmem międzynarodowym, na który zdajesz się

powoływać - każdy organizm walczy o przetrwanie i zaspokajanie swoich indywidualnych potrzeb, a

zatem każdy utworzony na nowo, literą prawa międzynarodowego, lub de facto, "organizm", komplikuje

scenę międzynarodową. Grupa słabszych organizmów może podjąć doraźną, lub bardziej trwałą

współpracę dla obrony przed zakusami organizmu silniejszego.

Europa Środkowa (to, co pomiędzy Niemcami a dzisiejszymi zachodnimi granicami Rosji),

nawet poszerzona o kraje jugo-słowiańskie do wybrzeży Adriatyku, nie posiada potencjału

równoważącego rosyjski.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

82 z 95 2012-10-06 15:06

Nigdzie nie pisałem o równoważeniu potencjału rosyjskiego, czy też prowadzeniu polityki równowagi w

oparciu o międzymorze, ale o podjęcie z Rosją (bądź z Niemcami) współpracy w oparciu silniejszą

pozycję Polski wynikającą z utworzenia bloku państw Europy Środkowej. Odwołując się do wcześniejszej,

"darwinowskiej" narracji, grupa słabszych organizmów podejmując współpracę dla obrony przed atakiem

organizmu silniejszego nie musi dysponować realną przewagą fizyczną, ale taką, która zniechęci

drapieżnika do konfrontacji. Polska pełniąca funkcję "adwokata" i "ambasadora" Europy Środkowej, może

dysponować bardziej niezależną pozycją negocjacyjną względem Rosji (lub Niemiec), lecz również być

lepszym partnerem.

Ja natomiast uważam, że "tragiczną europejską kartę" da się odwrócić tylko w przypadku

ideologicznego przede wszystkim, ale następnie też proceduralnego, przezwyciężenia

demoliberalizmu. I że ewentualne skonfliktowanie się UE z USA oraz równoczesne zbliżenie

z Rosją i państwami arabskimi musiałoby spowodować pewnego rodzaju redefinicję

tożsamości ideowej i międzynarodowej UE, bo nie da się równocześnie zwalczać

światowego rozsadnika demoliberalizmu wespół z dyktaturami i "semi-dyktaturami", a

zarazem samemu wierzyć w uniwersalność i moralną wyższość demoliberalizmu.

To całkowicie błędne założenie. Ów rozsadnik demoliberalizmu jeszcze nie tak dawno sam powoływał

różne dyktatury i semi-dyktatury, co całkowicie nie przeszkadzało mu w podkreślaniu na każdym kroku

uniwersalności i moralnej wyższości demoliberalizmu. Błędne jest założenie, że w XXI wieku Europa jest

demoliberalna, bo demoliberalne są Stany Zjednoczone. Z perspektywy Brukseli, USA to agresywne

imperium, którego elekcyjny imperator prowadzi wojny nie licząc się z opinią międzynarodową, zaś

prawdziwy kaganek praw człowieka i liberalnej demokracji tli się w Parlamencie Europejskim. Nawet

gdyby Stany Zjednoczone zapadły się w tej chwili pod Ocean, lub z tych, czy innych przyczyn, wycofały

się z aktywnej polityki globalnej, Europa jest następna w kolejce do odgrywania roli rozsadnika

demoliberalizmu. W tej chwili nie robi tego dlatego, że 1) nie byłaby w stanie militarnie podołać roli

demoliberalnego żandarma, 2) traktuje "demokratyczne standardy" jeszcze bardziej serio niż USA, co

przekłada się na preferowanie koncyliacyjnych i polubownych metod rozwiązywania konfliktów i

pokojowego wymuszania reform "umacniających demokrację".

Ronald..Lasecki - 10 Październik 2011, 01:27

[quote="Bartosz Bekier"]

Teoria "anarchii" w stosunkach międzynarodowych trafnie opisuje pewien fragment

rzeczywistości do którego się odniosłem, nie widzę zatem powodu dla którego nie miałaby

zostać przytoczona w rzeczonym kontekście. Jest ona również kompatybilna z

darwinizmem międzynarodowym, na który zdajesz się powoływać - każdy organizm walczy

o przetrwanie i zaspokajanie swoich indywidualnych potrzeb, a zatem każdy utworzony na

nowo, literą prawa międzynarodowego, lub de facto, "organizm", komplikuje scenę

międzynarodową. Grupa słabszych organizmów może podjąć doraźną, lub bardziej trwałą

współpracę dla obrony przed zakusami organizmu silniejszego.

Rozumiem, o co chodzi, ale osobiście jestem bardziej przekonany do jakiejś formy zmieszania

wymienionych wcześniej geopolityki i teorii neomarksistowskich. Innymi słowy uważam, że rozproszenie

siły pomiędzy rzeszę zajmujących się głównie sobą nawzajem i swoimi lilipucimi problemami

uczestników SM , w sytuacji równoczesnego istnienia jednego ośrodka siły o randze supermocarstwa,

rodzą sytuację gdzie powstają rozmaite ekonomiczne i funkcjonalne zależności na liniach centrum-

peryferie, większość globu zdolna technicznie uczestniczyć w gospodarce światowej staje się częścią

systemu-świata organizowanego prze globalizację w coś na podobieństwo układu imperialnego, ale tym

razem takiego, jakim opisywali go Hobson, Lenin i Mao - czyli z eksploatacją, eksportem kapitału dla

zażegniania wewnętrznych sprzeczności w ośrodkach kapitalistycznych, pozyskiwaniem surowców i siły

roboczej, oraz jak opisują to Hardt i Negri (a w cześniej bodajże Horkheimer?) z globalistyczną

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

83 z 95 2012-10-06 15:06

superstrukturą instytucjonalną.

Anarchia jest tylko na obszarach nieobjętych globalistycznym systemem-światem; na pewno w Afryce

subsaharyjskiej, może na Bałkanach Zachodnich.

Ów rozsadnik demoliberalizmu jeszcze nie tak dawno sam powoływał różne dyktatury i

semi-dyktatury, co całkowicie nie przeszkadzało mu w podkreślaniu na każdym kroku

uniwersalności i moralnej wyższości demoliberalizmu.

Znalazło to nawet swój wyraz quasi-formalny w doktrynie ogłoszonej przez neokonserwatywną

ambasador USA przy ONZ w latach 80-tych Jeane Kirkpatrick. W 1982 r. ukazał się jej esej Dictatorships

and Double Standards: Rationalism and Reason in Politics, w którym skądinąd całkiem przytomnie

zauważyła, że autorytaryzmy nie tworzą żadnej własnej ideologii, która mogłaby stać się konkurencyjną

wobec amerykanizmu, tak więc w przeciwieństwie do komunizmu nie stanowią zagrożenia, mają

charakter komisaryczny lub charyzmatyczny i muszą w dłuższej perspektywie ewoluować w kierunku

demokracji liberalnej. Zatem, jeśli są antykomunistyczne i antysowieckie, Stany Zjednoczone powinny je

popierać. To samo tyczy się dyktatur prawicowych, których ideologia utraciła swoją socjalną bazę i które

zatem są jedynie reliktami, realnie nie zagrażając USA. Demoliberalizm nie został tu więc w żaden

sposób zrelatywizowany, ale po prostu realnie oceniono, że jest on mniej groźnym przeciwnikiem niż

mający pewien potencjał mobilizacyjny komunizm.

Błędne jest założenie, że w XXI wieku Europa jest demoliberalna, bo demoliberalne są

Stany Zjednoczone. Z perspektywy Brukseli, USA to agresywne imperium, którego

elekcyjny imperator prowadzi wojny nie licząc się z opinią międzynarodową, zaś prawdziwy

kaganek praw człowieka i liberalnej demokracji tli się w Parlamencie Europejskim. Nawet

gdyby Stany Zjednoczone zapadły się w tej chwili pod Ocean, lub z tych, czy innych

przyczyn, wycofały się z aktywnej polityki globalnej, Europa jest następna w kolejce do

odgrywania roli rozsadnika demoliberalizmu. W tej chwili nie robi tego dlatego, że 1) nie

byłaby w stanie militarnie podołać roli demoliberalnego żandarma, 2) traktuje

"demokratyczne standardy" jeszcze bardziej serio niż USA, co przekłada się na

preferowanie koncyliacyjnych i polubownych metod rozwiązywania konfliktów i pokojowego

wymuszania reform "umacniających demokrację".

Ale pod wpływem zmieniajacego się układu sił, państwa niekiedy zmieniają też swoją tożsamość

ideologiczną; tak się stało w Chinach Ludowych, w "czarnej" RPA (ostatnio niewpuszczono tam

Dalajlamy), w azjatyckich państwach posowieckich. Wersja demoliberalizmu istniejąca w Europie jest tak

absurdalna, zaś państwa w jej otoczeniu tak od niej dalekie, że zwyczajny proces politycznej adaptacji

powinien tu zadziałać. Obecnie nie działa, z powodu istnienia mocnego "rusztowania" amerykańskiego i

demoralizującego wpływu NATO-wskiego parasola ochronnego.

Adam Danek - 26 Październik 2011, 13:57

Do uwag Bartosza i Ronalda jeszcze się odniosę, ale to będzie wymagać ze trzech godzin pisania, więc

uczynię to, kiedy takowe wygospodaruję.

A tymczasem - typologia nacjonalizmu znaleziona na wspominanej tu gdzieniegdzie stronie:

http://polskakarta.blogsp...cjonalizmy.html

Socjal Patriota - 10 Listopad 2011, 08:16

Adam Danek napisał/a:Do uwag Bartosza i Ronalda jeszcze się odniosę, ale to będzie

wymagać ze trzech godzin pisania, więc uczynię to, kiedy takowe wygospodaruję.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

84 z 95 2012-10-06 15:06

A tymczasem - typologia nacjonalizmu znaleziona na wspominanej tu gdzieniegdzie

stronie:

http://polskakarta.blogsp...cjonalizmy.html

Pozwolę się wtrącić w waszą dysputę. Nie wiem czy wiecie ale za "Polska Kartą" stoi sam i nie kto inny

jak... KK. Non-stop wysyła mi linki do artykułów pytając czy trzeba coś zmienić, pomimo iż ja nie mam

nic wspólnego z tą jego inicjatywą polskiego NS.

Dezintegracja - 10 Listopad 2011, 09:54

Nietrudno się domyśleć kto promuje polski katolicki NS

NarodowyNR - 10 Listopad 2011, 12:13

Dezintegracja napisał/a:Nietrudno się domyśleć kto promuje polski katolicki NS

Daruś, zajmij się sobą i swoim blogiem.

Adam Danek - 10 Listopad 2011, 12:45

FalangaNY napisał/a:Pozwolę się wtrącić w waszą dysputę. Nie wiem czy wiecie ale za

"Polska Kartą" stoi sam i nie kto inny jak... KK.

Wiemy. Nic w tym złego.

pomimo iż ja nie mam nic wspólnego z tą jego inicjatywą polskiego NS.

Moim zdaniem jest to jedna z ciekawszych koncepcji w "trzecim obiegu" politycznym i mam nadzieję, że

będzie się pomyślnie rozwijać.

Daruś, zajmij się sobą i swoim blogiem.

Ale Panowie, sugerowałbym jednak dyskutować tu kwestie merytoryczne, a nie personalne.

Nawiasem mówiąc, czytam również blog "Dezintegracja Systemu" i ciekaw jestem, w jakim kierunku

pójdzie dalej.

Socjal Patriota - 15 Listopad 2011, 09:56

Adam Danek napisał/a:Wiemy. Nic w tym złego.

Oczywiście że nie, jedynie nadmieniłem autorstwo rzeczonych rewelacji . Koncepcja polskiego NS

jest ciekawa, jednakże warto by zdefiniować czym dokładnie jest (ma być?) owy polski NS. Koncepcja

państwa narodowego z gospodarką planowaną jest jak najbardziej pasująca do siebie; wszak obie drogi

myśleniowe uwalniają dany naród z kajdan ucisku.

NarodowyNR - 15 Listopad 2011, 17:01

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

85 z 95 2012-10-06 15:06

FalangaNY napisał/a:

Adam Danek napisał/a:Wiemy. Nic w tym złego.

Oczywiście że nie, jedynie nadmieniłem autorstwo rzeczonych rewelacji . Koncepcja

polskiego NS jest ciekawa, jednakże warto by zdefiniować czym dokładnie jest (ma być?)

owy polski NS. Koncepcja państwa narodowego z gospodarką planowaną jest jak

najbardziej pasująca do siebie; wszak obie drogi myśleniowe uwalniają dany naród z

kajdan ucisku.

Zauważ ze idea Polskiego NS nie jest ideą unitarną, każda partia NS miała w różnych kw inne zdanie na

dany temat, np. Kowal Lipiński był za monarchią, Partia Narodowych Socjalistów za demorkacją a NSPR

za dyktaturą. Tak samo dotyczy to wiele innych kw. Współczesny Polski NS jest wybraniem najlepszych

opcji ideowych z danych programów i ujednolicenie go.Trzeba go jednak "napisać". To jednak trochę

potrwa

Socjal Patriota - 16 Listopad 2011, 01:09

Mam nadzieję że polski NS nie zakończy przygody na katechonie Szczerskim i Honorze , jak i nie

pójdzie błędną drogą pewnych dzisiejszych organizacji "narodowo-radykalnych".

NarodowyNR - 16 Listopad 2011, 09:22

FalangaNY napisał/a:Mam nadzieję że polski NS nie zakończy przygody na katechonie

Szczerskim i Honorze , jak i nie pójdzie błędną drogą pewnych dzisiejszych organizacji

"narodowo-radykalnych".

Jeśli coś to na Sztormie68 i Ofensywie :-P

Wrzuce twój link z FB

http://wiadomosci.wp.pl/t...,wiadomosc.html

"Ruch" się "Rucha"

Reaktor - 13 Styczeń 2012, 23:30

Świadomość narodowa nie powstaje poprzez mechaniczne przelanie jej treści, takimi,

jakimi są u aktywnych członków narodu, na tych, którzy doń jeszcze nie należą. Korzenie

patriotyzmu, korzenie poczucia wspólności i solidarności z większą, wszystkich ogarniającą

całością, leżą w tym kompleksie uczuciowym, który najlepiej oddaje niemiecki termin:

Heimatliebe czy Heimatgefühl. Ojczyzna to przede wszystkim sentyment dla swojego

miejsca rodzinnego, przywiązanie do swego otoczenia; to zadowolenie z tych form

bytowania, w których się tkwi i spędza życie. Te małe ojczyzny, stanowiące świat przeżyć

najkonkretniejszych i najistotniejszych, uczą kochać wielką. Gdyż ta wielka ojczyzna,

pojmowana jako wielka wspólnota kulturalna, łączy ludzi w naród tylko wówczas, gdy

rzutując w nią swoje lokalne i najbardziej własne wartości kulturalne, podnoszą je do

godności wartości narodowych i w ten sposób włączają je w schemat większy, potężniejszy

i wspanialszy. tak więc Heimatliebe i Heimatgefühl są najżywotniejszymi rezyduami

ideologii narodowej: są one tymi irracjonalnymi impoderabiliami, bez których nie może być

chyba mowy o ojczyźnie szerszej ani o świadomości narodowej.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

86 z 95 2012-10-06 15:06

J. Obrębski, Problem etniczny Polesia, w: tenże, Dzisiejsi ludzie Polesia i inne eseje, Warszawa

2005, s. 109-110.

Apfelbaum - 14 Styczeń 2012, 13:11

Konstruowanie zaś osi "nacjonalizm-antynacjonalizm", w czym celują bystrzaki z "ruchu", nie ma sensu

bez ustalenia wcześniej, co właściwie należy rozumieć przez "nacjonalizm". W obrębie nie tylko obozu

narodowego, liczącego kilka pokoleń, ale nawet samej endecji występowały różne od siebie ujęcia

narodu, a inne wersje nacjonalizmu prezentowały OZN, Zadruga, ludowcy czy narodowi monarchiści.

Osobiście nie martwiłbym się z potrzebą definicji „Narodu”. Różne narody można różnie definiować, a

nawet można mówić o nacjonalizmie cywilizacyjnym, czy rasowym i szukać innych niż „Naród” podstaw

nacjonalizmu. Subkultury mogą przekształcać się w neoplemiona o których pisał Michel Maffesoliw w

pracy „Czas plemion”, którą mam zamiar przeczytać. Ważniejsze jest ustalenie jakie relacje między

jednostką, a „Narodem” zmieniają zwykłe uczestnictwo w życiu tego narodu w nacjonalizm. Czy

wspólnota narodowa ma być uznana za najważniejszą i uczestnictwo w narodzie ma być najwyższą

wartością? Chyba nie skoro istnieją nacjonalizmy, które wyżej cenią relację z Bogiem, oraz wspólnotę

religijną jaką jest Kościół. Może chodzi tylko o wykluczenie z państwa tych, którzy nie należą do naszego

„Narodu”? Też chyba nie gdyż R. Rybarski, W Grabski sprzeciwiali się dyskryminacji ekonomicznej Żydów

przez państwo, żądając od nich w zamian całkowitej ślepej lojalności wobez państwa. Chciałbym, więc

wiedzieć jaka jest praktyka polityczna nacjonalistów w dążeniu do realizacji „celów” „Narodu” nie

mieszając się w, to czym „Naród” dla nacjonalisty ma być. Tak stworzona definicja nacjonalisty mogłaby

wyraźnie wskazać czym charakteryzuje się nacjonalizm. Na ile jest to pogląd możliwy do akceptacji przez

konserwatystę i katolika.

Socjal Patriota - 19 Styczeń 2012, 00:37

Reaktor napisał/a:

Świadomość narodowa nie powstaje poprzez mechaniczne przelanie jej

treści, takimi, jakimi są u aktywnych członków narodu, na tych, którzy doń

jeszcze nie należą. Korzenie patriotyzmu, korzenie poczucia wspólności i

solidarności z większą, wszystkich ogarniającą całością, leżą w tym

kompleksie uczuciowym, który najlepiej oddaje niemiecki termin:

Heimatliebe czy Heimatgefühl. Ojczyzna to przede wszystkim sentyment dla

swojego miejsca rodzinnego, przywiązanie do swego otoczenia; to

zadowolenie z tych form bytowania, w których się tkwi i spędza życie. Te

małe ojczyzny, stanowiące świat przeżyć najkonkretniejszych i

najistotniejszych, uczą kochać wielką. Gdyż ta wielka ojczyzna, pojmowana

jako wielka wspólnota kulturalna, łączy ludzi w naród tylko wówczas, gdy

rzutując w nią swoje lokalne i najbardziej własne wartości kulturalne,

podnoszą je do godności wartości narodowych i w ten sposób włączają je w

schemat większy, potężniejszy i wspanialszy. tak więc Heimatliebe i

Heimatgefühl są najżywotniejszymi rezyduami ideologii narodowej: są one

tymi irracjonalnymi impoderabiliami, bez których nie może być chyba mowy

o ojczyźnie szerszej ani o świadomości narodowej.

J. Obrębski, Problem etniczny Polesia, w: tenże, Dzisiejsi ludzie Polesia i inne

eseje, Warszawa 2005, s. 109-110.

Czy dzisiejsza sytuacja na Śląsku nie przeczy tej teorii?

Reaktor - 19 Styczeń 2012, 00:44

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

87 z 95 2012-10-06 15:06

Wręcz przeciwnie, potwierdza ją. Nowocześniacka "polskość" odcięła się od swoich autentycznych,

lokalnych korzeni. Historycznie, mentalnie, politycznie tożsamość śląska/ślązacka ma bardzo mało

wspólnego z generalną świadomością polską (tu polecam przyjrzeć się twórczości Twardocha). Ta

ostatnia stała się amorficznym potworem prześladującym pozostałe jeszcze okruchy tożsamości

lokalnych, niemal każdą z nich traktując jako inspirowanego z zewnątrz konkurenta.

Socjal Patriota - 19 Styczeń 2012, 01:48

Reaktor napisał/a:Wręcz przeciwnie, potwierdza ją. Nowocześniacka "polskość" odcięła się

od swoich autentycznych, lokalnych korzeni. Historycznie, mentalnie, politycznie

tożsamość śląska/ślązacka ma bardzo mało wspólnego z generalną świadomością polską

(tu polecam przyjrzeć się twórczości Twardocha). Ta ostatnia stała się amorficznym

potworem prześladującym pozostałe jeszcze okruchy tożsamości lokalnych, niemal każdą z

nich traktując jako inspirowanego z zewnątrz konkurenta.

To koncepcja "lokalnego patriotyzmu", idea tego że naród tworzą "autonomiczne regionalizmy" które się

do całości jako część poczuwają bądz i nie. Bardzo niebezpieczna sprawa jeżeli chodzi o jedność narodu.

Lepszą koncepcją jest ta forsowana od wielu stuleci w naszym regionie, mianowicie zwalczanie

regionalizmów i forsowanie idei "jednego narodu". Na Śląsku dzieje się to co się dzieje właśnie przez

niedokładną politykę polonizacji tego regionu. Winę ponoszą ludzie którzy "nie wiedzieli" czy Ślązacy to

Polacy, Niemcy czy "opcja samodzielna". Zamiast wyzywać Ślązaków od Niemców i tępić w prymitywny

sposób ich śląskość należało wzmocnić politykę promocji polskości w tym regionie. No ale komarki

przynajmniej próbowały a elyty III RP mają Śląsk kompletnie głęboko gdzieś dlatego uważam że kwestią

czasu jest pwostanie takiej śląskiej ETY czy IRY... RAŚ można olewać - do czasu.

Reaktor - 19 Styczeń 2012, 08:45

Nie ma żadnego "jednego narodu", bo to wyrasta z dołu. Scentralizowany ersatz to mentalna papka dla

idiotów. Problemem jest to, że większość ludności tego kraju to Déracinés mocno - a Ślązy więzi takie

zachowali, co odbija się Polaczkom srogim butthurtem. I dobrze. Taki naród nie zasługuje na istnienie,

poza tym że narody w ogóle nie zasługują na istnienie, jak i cała ludzkość, etc. etc.

NarodowyNR - 19 Styczeń 2012, 11:40

Reaktor napisał/a:Nie ma żadnego "jednego narodu", bo to wyrasta z dołu.

Scentralizowany ersatz to mentalna papka dla idiotów. Problemem jest to, że większość

ludności tego kraju to Déracinés mocno - a Ślązy więzi takie zachowali, co odbija się

Polaczkom srogim butthurtem. I dobrze. Taki naród nie zasługuje na istnienie, poza tym że

narody w ogóle nie zasługują na istnienie, jak i cała ludzkość, etc. etc.

Polaczkowie mówią: centralizacja - ok

Nekromantik - 19 Styczeń 2012, 12:13

Reaktor ahistorycznie przeniósł cechy jakiegoś niemieckiego lokalnego patriotyzmu z XVIII wieku i

przywiązania do swojego "Heimat" z uwzględnieniem całej ówczesnej specyfiki i ichnych procesów do

Polski XXI wieku wyrosłej w zupełnie innych warunkach

Andrev - 19 Styczeń 2012, 12:37

O ile Twardoch wspomniał, że jego korzenie od końca XVIII wieku zamykają się w granicy okręgu o

promieniu 15km, to ile takich rodzin może być na Śląsku? Sam mówił, że miał inne "doświadczenia

historyczne" niż mieszkańcy Gliwic, którzy pochodzili z ziem wschodnich.

Jak wobec śląskości winni odnosić się Ci Polacy? Czy może jak już żyją w trzecim pokoleniu to już są

pełnoprawnymi Ślązakami? Coś na ten temat Twardoch mówił/pisał ?

gazda - 19 Styczeń 2012, 13:13

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

88 z 95 2012-10-06 15:06

Reaktor napisał/a:Nie ma żadnego "jednego narodu", bo to wyrasta z dołu.

Scentralizowany ersatz to mentalna papka dla idiotów. Problemem jest to, że większość

ludności tego kraju to Déracinés mocno - a Ślązy więzi takie zachowali, co odbija się

Polaczkom srogim butthurtem. I dobrze. Taki naród nie zasługuje na istnienie, poza tym że

narody w ogóle nie zasługują na istnienie, jak i cała ludzkość, etc. etc.

Jak bym czytał forum KPP.

Reaktor - 19 Styczeń 2012, 13:14

Tekst nie odnosi się do żadnych niemieckich hajmatówz XVIII, tylko pochodzi z eseju o tożsamości

Poleszuków po II WŚ. Jak widać, niemieckie kategorie są tutaj najodpowiedniejsze dla uchwycenia

niuansów.

Centralizacja ok, ale w oparciu o natchnioną wolę, a nie fanaberię jakiegoś zakompleksionego szczepu.

Dopóki ekspatriowani Galicjanie nie wyniszczą Ślązaków rdzennych (albo jedni czy drudzy w jakiś sposób

się nie asymilują) to ich krew nie będzie miała prawa do tej ziemi. Właśnie wyniszczenia swojej kultury

obawiają się Ślązacy. Syf i urawniłowka, tylko tyle im proponujecie. To z zazdrości, że istnieją jeszcze

grupy ze świadomością i autentycznym kultywowaniem swoich historycznych korzeni.

Takie "tworzenie" "polskości" ~ jakobinizm.

Reaktor - 19 Styczeń 2012, 13:21

gazda napisał/a:Jak bym czytał forum KPP.

Oczywiście, zapewne w jakimś stopniu myślenie marksistowskie pokrywa się z moim. Postawiony przez

komunistów problem był zasadny. To robotnicy zostali poszkodowani pierwsi - przez burżuazję, która

powyciągała ich ze wsi, stłoczyła w miastach, i zagoniła do pracy, wraz z każdym z tych działań

pozbawiając ich korzeni.

Tu musielibyśmy przejść do społecznej szkodliwości samych miast. Pol Pot wiedział, jak sobie z tym

poradzić.

Rewolucje socjalistyczne/komunistyczne powybuchały w reakcji na tę szkodę, lecz zapoznając właściwy

problem, skupiły się na materialistycznym wymiarze egzystencji proletariatu.

Niestety, dzisiaj nie mamy co liczyć na masowe powstania uciskanych ludów tubylczych. Może w

przyszłości entropia dojdzie do tego stopnia, że wykreowane w jej procesie mniejszości uznają

tożsamości narodowe za zgubną fasadę i rozmontują cały ten syf.

Odrowąż - 19 Styczeń 2012, 15:34

W sumie Reaktor, pomijając semantyczną papkę, w znacznej mierze ma rację. Popieranie miłości do

wyabstrahowanego od wspólnoty "narodu"(z olaniem wspólnot lokalnych), jest niczym innym jak

indywidualizmem, który szuka oparcia w jakiejś "idei". Tylko, że musi okazać się, że sam naród,

definiowany jako wspólnota krwi i ziemi jest obecnie pustą koncepcją. Bo czy indywidualiści

nacjonalistyczni nie odrzucają właśnie realnie istniejących związków, jak wspólnoty lokalne i regionalne?

Reaktor - 19 Styczeń 2012, 18:08

Nowoczesne narody są produktem masowej "kultury" i rozbudowanych struktur urzędniczych. Wyprane z

lokalnej treści, są balonami obitymi pustymi sloganami.

Bo co niby zawiera w sobie czyjaś polskość i w czym lepsza jest od śląskości?

Odrowąż - 20 Styczeń 2012, 18:45

Bo co niby zawiera w sobie czyjaś polskość i w czym lepsza jest od śląskości?

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

89 z 95 2012-10-06 15:06

jeśli nie rozumiesz co zawiera w sobie polskość, to wracaj to szkoły, a nie durnie trolluj.

Reaktor - 20 Styczeń 2012, 18:49

Do szkoły wracam ustawicznie.

Polska = Katyń, bigos i Mickiewicz. Takiemu Twardochowi to nie komputuje. A Mickiewicza

przywłaszczyliście sobie zresztą.

Tankomaster - 20 Styczeń 2012, 20:58

Problemem jest to, że większość ludności tego kraju to Déracinés mocno - a Ślązy więzi

takie zachowali, co odbija się Polaczkom srogim butthurtem.

??? Masz świadomość, że obecna ludność Śląska to w dużej mierze element napływowy po II wojnie?

Bo co niby zawiera w sobie czyjaś polskość i w czym lepsza jest od śląskości?

W czym jest lepsza śląskość od polskości?

Polska = Katyń, bigos i Mickiewicz. Takiemu Twardochowi to nie komputuje. A Mickiewicza

przywłaszczyliście sobie zresztą.

Bez komentarza... Zwłaszcza jeśli student historii wypisuje takie rzeczy

Reaktor - 20 Styczeń 2012, 21:06

Tankomaster napisał/a:??? Masz świadomość, że obecna ludność Śląska to w dużej mierze

element napływowy po II wojnie?

To przecież piszę o rdzennych Ślązakach, których odróżniłem od ekspatriowanych Galicjan.

Tankomaster napisał/a:W czym jest lepsza śląskość od polskości?

Zastanawiam się właśnie czy takie postawienie tematu jest uczciwe. Pomijając treści tych tożsamości,

chodzi tu o poziom. Lokalność vs narodowość państwowo-historyczna.

Destrukcję transmisji polskości i obecne kompletne pomieszanie tradycji, genetyczną niekompatybilność

i losowe dobranie schematów myślenia uważam za najpoważniejszy problem; próba rozwiązania go

automatycznie lokowałaby takiego próbującego jako którąś ze stron sporu, dlatego też wolę kompletnie

się zdystansować.

Staatsfreund - 20 Styczeń 2012, 21:11

Reaktor napisał/a:Polska = Katyń, bigos i Mickiewicz.

Śląsk = węgiel, kluski i górnicy.

Reaktor napisał/a:A Mickiewicza przywłaszczyliście sobie zresztą.

To czyj jest Mickiewicz? Współcześnie "przywłaszczają" go sobie aż trzy narody dawniej złączone w

Rzeczypospolitej, czy jest w tym coś dziwnego?

Reaktorze, wydaje mi się, że rozczarowawszy się polskością, na siłę próbujesz odnaleźć jakąś

alternatywę, co przejawia się czasem w germanofilstwie (co jest dziwne, bo na podstawie teraźniejszych

obserwacji odrzucasz polskość, wzdychając jednocześnie do dawnych Prus, podczas gdy współczesne

Niemcy są o wiele bardziej zdegenerowane a ich mieszkańcy z wojowniczych Germanów stali się jakimiś

gównoludźmi gorszymi od polaczków z wielkich miast) a czasem w popieraniu ruchu "autonomistów",

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

90 z 95 2012-10-06 15:06

którzy w imię własnego egoizmu (tak, nie w celu zachowania swojej kultury, tylko z powodów czysto

ekonomicznych, w dodatku być może inspirowani są przez obce ośrodki siły) chcą oderwać się od

większej wspólnoty.

Nie piszę tego złośliwie, podobają mi się nawet niektóre Twoje odpały ideowe, ale obawiam się, że to

może być 3. rozdział historii wiadomo o kim. :>

Tankomaster - 20 Styczeń 2012, 21:13

To przecież piszę o rdzennych Ślązakach, których odróżniłem od ekspatriowanych Galicjan.

No dobrze, ale przecież to nie jest przykład Kosowa, tylko mamy tu dwie grupy mieszające się.

Zastanawiam się właśnie czy takie postawienie tematu jest uczciwe. Pomijając treści tych

tożsamości, chodzi tu o poziom. Lokalność vs narodowość państwowo-historyczna.

Zgadzam się. I dlatego nie ma za bardzo czego tu porównywać. Chociaż procesy degeneracji obu

tych poziomów tożsamości, pod wieloma względami są zbliżone.

Destrukcję transmisji polskości i obecne kompletne pomieszanie tradycji, genetyczną

niekompatybilność i losowe dobranie schematów myślenia uważam za najpoważniejszy

problem;

Prawda, ale podobne procesy występują i u lokalnych wspólnot, o czym wspominałem wyżej.

Reaktor - 20 Styczeń 2012, 21:22

Nie, nie popieram nikogo. Pruskości nie afirmuję, co próbowałem kiedyś wyjaśnić przy okazji pewnego

tekstu. Nowoczesny naród polski postrzegam jako mentalny konstrukt bez autentycznego oparcia.

Ciekaw jestem losów jego starcia ze wspólnotą niższego rzędu, która pragnie stać mu się równa. Jakoś

tak mam, że popieram zwyczajowe autonomie mniejszości, a że w epoce Rewolucji nastąpiła

centralizacja i glajchszaltung, to na najoczywistszą, najbardziej szokową (bo to dokonanie poziomego

rozgraniczenia jest ich właściwym celem) odpowiedź ze strony mniejszości coraz bardziej wyrasta

separatyzm. Po prostu nie sprzeciwiam się upływowi historii przynajmniej w tym względzie, i dobrze

wiem że żadna konfiguracja życia wspólnotowego nie jest ani stała ani absolutna, i kiedyś w końcu

przeminą wszystkie. No i chciałbym ujrzeć podobne zmiany w czasie rzeczywistym gdzieś w pobliżu.

Ctrl - 21 Styczeń 2012, 00:45

Cała gadanina o narodzie śląskim to typowy "balon obity pustymi sloganami". Próba małpowania tej

wyszydzanej przez Ciebie "jakobińskiej polskości" (czy jakiejkolwiek formy nowożytnej narodowości) i

przeniesienie tego na poziom regionalny.

Jeśli cokolwiek zagraża owej śląskości, która gdzieś tam się jeszcze ostała, to właśnie różni szaleńcy z

RAŚ-u (który stał się typowo demoliberalną organizacją) czy ZLNŚ, którzy próbują polityzować

pozostałych Ślązaków i sprzedać im swój prymitywny ersatz , zabierając lokalną treść o ile jeszcze się

ostała. To samo oferują przeciętnym mieszkańcom wielkiej aglomeracji, których ani polskość, ani

śląskość specjalnie nie rusza - tępą, pustą gadaninę w stylu "jesteście Ślązakami, to jest super".

Ponadto antagonizują lokalną społeczność (zamiast pomagać konsolidować i nakierowywać na jakiś

sensowny cel). Przy okazji tego konfliktu w dużo większych ilościach zaczyna się też pojawiać

prymitywna narodowo-demokratyczna propaganda i coraz więcej osób zainteresowanych sprawami

regionalnymi (czy też zwykłych mieszkańców) zamiast angażować się w np. próby jakiejś sensownej

rekultywacji, zajmuje się promowaniem bzdur i tępą agitką oraz zwalczaniem wyimaginowanych wrogów

polskości/śląskości, szukaniem prawdziwych "hanysów" i złowrogich "goroli" (PiS/MW vs. RAŚ itp). Oto

tak interesujące Cię losy starcia debilizmu niższego rzędu z debilizmem wyższego rzędu. Jeszcze w II RP

to miało sens, bo za ruchem polskim czy ślązakowskim stały społeczności dość głęboko w tożsamości

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

91 z 95 2012-10-06 15:06

zatopione, dziś w obliczu totalnej dekompozycji wszystkiego trzeba szukać innych rozwiązań, być może

jakiejś syntezy...

A rdzenni Ślązacy to żyją jeszcze, niedobitki, gdzieś na wsiach takich jak ta Twardocha. W pozostałych

przypadkach nie da się rozpoznać, odróżnić rdzennego Ślązaka od ekspatriowanego Galicjana. Ci drudzy

wpierw w większości ulegli asymilacji po czym dzieci wszystkich uległy massmedialnej polonizacji i

totalnemu wynarodowieniu. Rdzenno-ślunskie morze wyróżniające się spośród pozbawionej tożsamości

bezkształtnej masy z terenów reszty kraju to mit.

Dzięcioł Czarny - 21 Styczeń 2012, 11:19

To koncepcja "lokalnego patriotyzmu", idea tego że naród tworzą "autonomiczne

regionalizmy" które się do całości jako część poczuwają bądz i nie. Bardzo niebezpieczna

sprawa jeżeli chodzi o jedność narodu.

Znakomicie. Tym bardziej należy ją zatem popierać.

Nie ma żadnego "jednego narodu", bo to wyrasta z dołu. Scentralizowany ersatz to

mentalna papka dla idiotów. Problemem jest to, że większość ludności tego kraju to

Déracinés mocno - a Ślązy więzi takie zachowali, co odbija się Polaczkom srogim

butthurtem. I dobrze. Taki naród nie zasługuje na istnienie, poza tym że narody w ogóle

nie zasługują na istnienie, jak i cała ludzkość, etc. etc.

Niestety póki wyrabiamy normę dziesięciu sprawiedliwych na powiat to eksterminacja nam nie grozi

Reaktor ahistorycznie przeniósł cechy jakiegoś niemieckiego lokalnego patriotyzmu z XVIII

wieku i przywiązania do swojego "Heimat" z uwzględnieniem całej ówczesnej specyfiki i

ichnych procesów do Polski XXI wieku wyrosłej w zupełnie innych warunkach

Powiedzmy sobie szczerze Polska XXI wieku wyrosła w takich warunkach i w taki kształt się oblekła, że

nie ma co nad nią dyskutować. Wypalić i budować od nowa. A warunki XVIII wiecznego niemieckiego

Heimatu wydają mi się do tego całkiem zacne.

Centralizacja ok, ale w oparciu o natchnioną wolę, a nie fanaberię jakiegoś

zakompleksionego szczepu.

Mam przedziwne wrażenie, że większość natchnionych woli, które nam w ostatnich wiekach promowały

projekty centralizacyjne były natchnione przez tego samego ducha co Sobór Watykański II

Tu musielibyśmy przejść do społecznej szkodliwości samych miast. Pol Pot wiedział, jak

sobie z tym poradzić.

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

92 z 95 2012-10-06 15:06

No tak przy zniwelowaniu ludności Polski do 10 milionów głów to spokojnie by się 90% z nich z

kołchozów utrzymała. Pol Pot wiedział co robi nie ma co... Ale jednakowoż mam to dziwne wrażenie, że

jakkolwiek zdaję sobie sprawę, że miasta to syf generujący więcej syfu i to wykładniczo, to

eksterminacja ludności jako metoda zapobiegawcza wydaje mi się niezbyt hmmm... odpowiednia.

Tudzież moralna.

Do szkoły wracam ustawicznie.

Polska = Katyń, bigos i Mickiewicz. Takiemu Twardochowi to nie komputuje. A Mickiewicza

przywłaszczyliście sobie zresztą.

Nu nie przesadzajmy. Fakt, że Mickiewicz był etnicznym Rusinem którego Heimatem była Litwa nie

oznacza, że kultura polska nie ma do niego prawa. Ma jak najbardziej bo pomijając tworzenie w tej

kulturze i w jej zbiorze archetypów (w odróżnieniu od Krwawego Hegemona, który tworzy po polsku ale

na odmiennych toposach i motywach) to w praktyce razem z kolegą Julkiem i ich odpowiednikami w

innych krajach to romantycy byli epigonami nacjonalizmu. Co prawda bardziej lucyferyczno-

mesjanistycznymi, niż biurokratycznymi, ale taka już naturalna kolej rzeczy co prorok obmyśli, co król

nakaże to namiestnicy wprowadzać będą...

W czym jest lepsza śląskość od polskości?

Niczym. Podobnie polskość nie jest lepsza od niemieckości, rosyjskości, japońskości czy śląskości.

No dobrze, ale przecież to nie jest przykład Kosowa, tylko mamy tu dwie grupy mieszające

się.

Genetyczne mieszanie się nie musi pociągać za sobą mieszania kultur.

Executor - 21 Styczeń 2012, 12:24

Dzięcioł Czarny napisał/a:Niestety póki wyrabiamy normę dziesięciu sprawiedliwych na

powiat to eksterminacja nam nie grozi

Czy ci z Siloe byli większymi od nas grzesznikami?

Dzięcioł Czarny napisał/a:Powiedzmy sobie szczerze Polska XXI wieku wyrosła w takich

warunkach i w taki kształt się oblekła, że nie ma co nad nią dyskutować. Wypalić i

budować od nowa. A warunki XVIII wiecznego niemieckiego Heimatu wydają mi się do

tego całkiem zacne.

I dobrze. A nawet XV wiecznego, bo u nas nie ma takich napięć religijnych.

Dzięcioł Czarny napisał/a:Ale jednakowoż mam to dziwne wrażenie, że jakkolwiek zdaję

sobie sprawę, że miasta to syf generujący więcej syfu

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

93 z 95 2012-10-06 15:06

Raczej go skupiający. Syf rozproszony mniej śmierdzi. Ale jego ilość zależy odpopulacji, nie urbanizacji.

Dzięcioł Czarny napisał/a:Podobnie polskość nie jest lepsza od niemieckości, rosyjskości,

japońskości czy śląskości.

Pytanie, czy tę ostatnią możemy w ogóle wrzucać do tej grupy.

Odrowąż - 21 Styczeń 2012, 12:27

rdzennego Ślązaka od ekspatriowanego Galicjana.

Fajne rozróżnienie, skoro większość "rdzennych Ślązaków" to Galicjanie z fali XIX wiecznej.

Dzięcioł Czarny - 21 Styczeń 2012, 13:01

Czy ci z Siloe byli większymi od nas grzesznikami?

A Siloeńcy to jakiś osobny naród był

I dobrze. A nawet XV wiecznego, bo u nas nie ma takich napięć religijnych.

Ano.

Raczej go skupiający. Syf rozproszony mniej śmierdzi. Ale jego ilość zależy odpopulacji,

nie urbanizacji.

Skupianie syfu sprzyja jego szybszemu rozrodowi.

Pytanie, czy tę ostatnią możemy w ogóle wrzucać do tej grupy.

Jako formę tożsamości grupowej jak najbardziej. Zaś jaki poziom osiągnie to już inna betka.

Executor - 21 Styczeń 2012, 21:27

Dzięcioł Czarny napisał/a:Skupianie syfu sprzyja jego szybszemu rozrodowi.

Owszem, ale również wzmaga nań reakcję - podobnie jak w ekosystemach obfitujących w choroby i

trucizny jest masa odpornych organizmów. Tak więc nie byłbym pewien efektu per saldo.

Reaktor - 26 Styczeń 2012, 19:08

„Nacjonalizm – to w zasadzie nieuleczalna patologia nowożytnego rozwoju historycznego, równie

nieuchronna jak indywidualne «neurozy», równie jak one dwuznaczna co do swej istoty, z podobną

łatwością obracająca się w demencję; zakorzeniona w dylematach bezradności wobec świata (społeczny

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

94 z 95 2012-10-06 15:06

odpowiednik infantylizmu)”

- Tom Nairn, szkocki historyk neomarksistowski.

Adam Czapliński - 26 Styczeń 2012, 20:45

Reaktor napisał/a:szkocki historyk neomarksistowski.

Reaktor - 26 Styczeń 2012, 20:53

Do tego to człowiek przychylny nacjonalizmom.

Staatsfreund - 26 Styczeń 2012, 22:47

Potwierdza to tylko tezę, że jak marksiści zabierają się za pisanie prac naukowych, to wychodzi bełkot.

Ronald..Lasecki - 27 Styczeń 2012, 00:32

Ja tam się w dużej mierze zgadzam z "Reaktorem", o czym zresztą pisałem wcześniej w tym wątku.

Podzielam też jednak negatywną ocenę RAŚ. Bo przecież nie jest wcale tak, że współczesne państwo

polskie prowadzi politykę wynarodowienia tamtejszych autochtonów. W każdym razie prowadzi w nie

większym stopniu, niż wynika to z jego kosmopolitycznego i demoliberalnego charakteru. Zarówno

jednak w Polsce socjalistycznej, jak i w Polsce demoliberalnej, istniały i istnieją regionalizmy

nieseparatystyczne. Funkcjonują sobie w najlepsze regionalizm kaszubski, regionalizm podhalański, sam

swego czasu dość dokładnie zwiedziłem Kurpie i Puszczę Zieloną doświadczając na własne oczy i uszy

osobliwości tamtejszego dialektu i zwyczajów (niestety bardzo ładna dziewczyna mówiąca miejscową

gwarą, z którą się bliżej zapoznałem, okazała się być "kobietą upadłą" i pomimo dość młodego wieku,

poczęła już bękarta wychowywanego przez jej babcię - ohyda). Nawet podwarszawski region kołbielski

posiada swoją już nawet nie regionalną, ale lokalną specyfikę ze szczególnym strojem, zdobieniami i

wykończeniami budynków i przedmiotów codziennego użytku, obrzędami na Boże Ciało, dającymi się

wciąż odnaleźć miejscami sakralnymi i magicznymi, a nawet gwarą: http://www.folklor.bartni...id=60&

Itemid=69

Zresztą nawet fryzjer, do którego chodzę się strzyc, mówi czymś w rodzaju stołecznej gwary i ma gadkę

typowego "warszawskiego cwaniaka". Innymi słowy, jest możliwy regionalizm bez separatyzmu.

Inną sprawą jest, że same założenia - i rzeczywiście, wyjątkowo szkodliwą rolę spełniają tu różne

"sieroty po Modernie" w rodzaju PiS i MW - na jakich oparte jest państwo polskie odgrywają tu rolę

negatywną. Polska powinna stać się państwem zregionalizowanym i policentrycznym. Podobna powinna

być wewnętrzna geopolityka prowincji i regionów. Dobry przykład jest tu: http://www.cnu.org/sites

/...iles/polska.pdf No i do tego "neovolkizm" w takim kształcie, jakim opisałem go na wcześniejszych

stronach tego wątku. Jako zaś że "volkizm" kojarzy się negatywnie, ponadto zaś nie można być przecież

niewolnikiem przebrzmiałej terminologii ani historycznych dziś już koncepcji, więc potrzebna będzie

jakaś nowa, neutralnie brzmiąca nazwa - może na przykład "państwo tożsamościowe" lub "państwo

symfoniczne"?

Staatsfreund - 27 Styczeń 2012, 17:53

Ciekawy jest przypadek Chorwacji, gdzie występuje silne zróżnicowanie regionalne, wynikające z

uwarunkowań geograficznych i wpływu różnych kręgów kulturowych (środkowoeuropejski,

śródziemnomorski i turecki), a jednocześnie widać tam silne przywiązanie do tożsamości narodowej,

zapewne ze względu na ciągłe zagrożenie zewnętrzne.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Zobacz temat - Nacjonalizm http://www.ikos.superhost.pl/xportal-pl/forum/printview.php?t=2757&s...

95 z 95 2012-10-06 15:06