dzielnicówka starobronowicka nr8

4
NR 8 / MAJ 2016 / BEZPŁATNA GAZETA NIE TYLKO O STARYCH BRONOWICACH Z REDAKCJĄ PRZY UL. SKIBIŃSKIEJ 21 - Na zdjęciu widzi pan mój dom na Łę- czyńskiej 54. W 1939 roku trafiła w nie- go bomba. Później, kiedy przyszli So- wieci w 1944 - też trafiła. W to samo miejsce. Tak wyglądały ściany domu. A tu jestem ja, z rodzicami. A kiedy w latach 50. dom został odbudowany, to tak wy- glądał ołtarz podczas procesji Bożego Ciała - opowiada pan Sławomir Matys, pokazując czarno-białe zdjęcia z daw- nych lat. Pan Sławomir mieszkał na Sta- rych Bronowicach od urodzenia, czyli od roku 1949, aż do 1979. Trzydzieści lat spędzonych na dzielnicy przywołuje wspomnienia… Zielone płuca i Radio Wolna Europa Kamienica ze zdjęcia została odbudowa- na. Pan Sławomir odziedziczył połowę budynku i choć z Bronowic wyprowadził się dawno temu, dzisiaj często wraca w rodzinne strony. Ma świetną pamięć. Bez problemu przywołuje wydarzenia sprzed lat. - Mieszkałem na Łęczyńskiej, szkoła była Znaliśmy tu wszystkie zakątki na Bronowickiej. Chodziło się tam tzw. ogrodami, czyli Firlejowską. Miałem ko- legów na Biłgorajskiej, Skibińskiej. Sie- dem lat tamtędy z nimi łaziłem. Zależnie od tego z kim się ze szkoły wracało, to się po jego ulicy szło i odprowadzało. Ta trasa przez ogrody, przez Firlejowskie - bo jest tam ulic o tej nazwie kilka - to były takie „zielone płuca” dzielnicy. Lu- dzie mieli tam domki, sady, ogrody. Na początku odprowadzał mnie tamtędy dziadek, który mieszkał na Biłgorajskiej. Odprowadzając mnie, przychodził do nas, bo mieliśmy radio - Pioniera. A dzia- dek, jak każdy starszy człowiek, intere- sował się polityką i przychodził słuchać Wolnej Europy. Dziadek nie słyszał zbyt dobrze, więc przykładał ucho prawie że do tego radia, a ja mu tę Wolną Europę łapałem. Jak wiedziałem że przyjdzie, to rezygnowałem nawet z grania w piłkę na podwórku, bo wiedziałem, że trzeba bę- dzie to radio nastawić. Mam dużo wspo- mnień z dziadkiem, pomagałem mu czasem w różnych domowych pracach, typu postawienie płotu, czy naprawienie komórki. Dziadek pana Sławomira był człowie- kiem bardzo zdolnym. Pochodził z Koń- skowoli. Był ślusarzem, ale pracował w rzeźni lubelskiej, która w tamtych cza- sach rozpoczęła działalność. Był również złotą rączką. - W piątej czy szóstej klasie dostałem taki drewniany samochód, który bardzo mi się podobał. Był tak duży, że można było na niego siąść. Skąd go miałem? Mieli- śmy w domu kuchnię węglowo-gazową, więc było drewno suszone na podpałkę i dziadek mi strugał najróżniejsze rzeczy. Potrafił robić zabawki typu wiatraczki, karuzele, kaczuszki ruszające skrzydła- mi. Był w tym bardzo sprytny. I mieliśmy taką umowę, że przychodził zawsze, kie- dy matka szła do miasta. Zaczynał stru- gać kiedy wychodziła, a kończył chwilę przed jej powrotem. Najśmieszniejsze było, jak ojciec chciał rozpalić w piecu, a tu drewna nie ma! Dzięki dziadkowi pan Sławomir nauczył się rozpoznawać zioła. - Chodząc nad Czerniejówką, nad By- strzycą, dziadek zawsze mi tłumaczył: „To jest skrzyp”, „To jest dziewanna”. I ja zbierałem te zioła. Leczyliśmy się nimi później. Tak sobie wtedy ludzie radzili. Miałem tam wszystkie ścieżki wydepta- ne, znaliśmy z kolegami wszystkie zakąt- ki - wspomina. Uwaga! Cementowóz! Pan Sławomir pamięta dzielnicę jako przemysłową. Znajdował się na niej skład chmielu, skup skór, fabryka wag. Była również tzw. goździownia, gdzie produkowali gwoździe. Na parterze mieszkał tam Krzysztof Cugowski, obec- nie znany artysta. - Wytwórnia eternitu przy Firlejowskiej 32 była bardzo znaną fabryką, którą póź- niej zlikwidowano. Ten zakład projekto- wał Witkiewicz, to bardzo ciekawa archi- tektura. Adres pamiętam, bo znajduje się tam wiele firm. Przepracowałem ponad 45 lat w budownictwie, więc często tam zaglądałem, aby kupić jakieś materiały. Z wytwórnią eternitu związane są wspo- mnienia pana Sławomira na temat ów- czesnych form spędzania wolnego czasu. - Jak sobie najdalej sięgam pamięcią, to najprzyjemniejsze były jazdy na łyżwach. Oczywiście wtedy nikt się nie przejmo- wał i nie było żadnych lodowisk, tylko mieliśmy łyżwy i jeździliśmy po ulicach. Do wytwórni eternitu przyjeżdżały ce- mentowozy. Jadąc, musiały na zakręcie na Łęczyńskiej zwolnić, przyhamować. I wtedy, na umówiony sygnał: „Uwaga! Jedzie cementowóz!” my się czepialiśmy tych samochodów i puszczaliśmy się do- piero, gdy dojechaliśmy do bramy. I tak w kółko. Na uliczkach był wtedy ubi- ty śnieg, więc jeździło się dobrze. Cały zjazd do wytwórni eternitu był bialutki. Telewizja na CPN-ie - Nie każdy miał telewizor w domu – wspomina pan Sławomir. - W związku z tym kiedyś wielką atrakcją było cho- dzenie na CPN przy Łęczyńskiej/Brono- wickiej. Mieliśmy znajomego pana, który był strażakiem i z urzędu musiał w tym CPN-ie pracować. Przychodził i ogłaszał na podwórku, że idzie do pracy. To dla nas znaczyło mnie więcej tyle, że „zbie- rajcie się chłopaki, będziecie oglądać telewizję”. Do tej pory pamiętam, że on szedł do swoich zajęć, a nam na świetli- cy włączał telewizor. Panu Sławomirowi najbardziej zapadł w pamięć film „Od Apeninów do And”, który powstał na podstawie książki Edmunda de Amicisa, ówczesnej lektury szkolnej. CPN u zbiegu Łęczyńskiej i Bro- nowickiej nie był jedynym miejscem, gdzie można było pooglądać telewizję. - „Punkt telewizyjny” był też na przykład na PKS-ie przy Hutniczej. Jak były mecze, to właśnie tam się leciało, żeby je obej- rzeć przy pełnej sali. Trzecim miejscem była fabryka ZooL przy ul. Wrońskiej, w hangarach po przedwojennej Lubel- skiej Wytwórni Samolotów. Tam też była świetlica i duży telewizor. I to były takie trzy miejsca, gdzie można się było za- opatrywać w telewizję. Dopiero później zaczęło się kupowanie telewizorów do domów – mówi pan Sławomir. A co poza telewizją i jazdą na łyżwach? Bardzo popularne były jazdy na wysy- pach. - Największym stopniem wtajemnicze- nia był wysyp kolejowy, biegnący do Świdnika. To była duża górka, po której się jeździło. Większych atrakcji nie było. Później powstała osiedle mieszkaniowe Motor na potrzeby fabryki - wtedy poja- wiły się kluby. Lublin, 1955: - Wielką atrakcją było przespacerować się po parku na Bronowicach, naprzeciwko kościoła. Były tam takie cuda, jak woda, czy lizaki. Można też było dosiąść osiołka, konia. Na zdjęciu widzimy konika fotografa. Oni przyjeżdżali z tymi końmi, żeby można się było z nimi sfotografować. Sławomir Matys wspomina Stare Bronowice 1 Sławomir Matys z rodzicami Wrzesień 1956. Dom przy Łęczyńskiej 54. Na drugim zdjęciu – brat pana Sławomira.

Upload: punkt-kultury

Post on 31-Jul-2016

227 views

Category:

Documents


2 download

DESCRIPTION

MAJ 2016 Bezpłatna gazeta nie tylko o Starych Bronowicach z redakcją przy ulicy Skibińskiej 21 Zrealizowano dzięki środkom Budżetu Obywatelskiego Miasta Lublin

TRANSCRIPT

Page 1: Dzielnicówka Starobronowicka nr8

NR 8 / MAJ 2016 / BEZPŁATNA GAZETA NIE TYLKO O STARYCH BRONOWICACH Z REDAKCJĄ PRZY UL. SKIBIŃSKIEJ 21

- Na zdjęciu widzi pan mój dom na Łę-czyńskiej 54. W 1939 roku trafiła w nie-go bomba. Później, kiedy przyszli So-wieci w  1944 - też trafiła. W  to samo miejsce. Tak wyglądały ściany domu. A tu jestem ja, z rodzicami. A kiedy w latach 50. dom został odbudowany, to tak wy-glądał ołtarz podczas procesji Bożego Ciała - opowiada pan Sławomir Matys, pokazując czarno-białe zdjęcia z  daw-nych lat. Pan Sławomir mieszkał na Sta-rych Bronowicach od urodzenia, czyli od roku 1949, aż do 1979. Trzydzieści lat spędzonych na dzielnicy przywołuje wspomnienia…

Zielone płuca i Radio Wolna EuropaKamienica ze zdjęcia została odbudowa-na. Pan Sławomir odziedziczył połowę budynku i choć z Bronowic wyprowadził się dawno temu, dzisiaj często wraca w  rodzinne strony. Ma świetną pamięć. Bez problemu przywołuje wydarzenia sprzed lat.- Mieszkałem na Łęczyńskiej, szkoła była

Znaliśmy tu wszystkie zakątkina Bronowickiej. Chodziło się tam tzw. ogrodami, czyli Firlejowską. Miałem ko-legów na Biłgorajskiej, Skibińskiej. Sie-dem lat tamtędy z nimi łaziłem. Zależnie od tego z kim się ze szkoły wracało, to się po jego ulicy szło i odprowadzało. Ta trasa przez ogrody, przez Firlejowskie - bo jest tam ulic o tej nazwie kilka - to były takie „zielone płuca” dzielnicy. Lu-dzie mieli tam domki, sady, ogrody. Na początku odprowadzał mnie tamtędy dziadek, który mieszkał na Biłgorajskiej. Odprowadzając mnie, przychodził do nas, bo mieliśmy radio - Pioniera. A dzia-dek, jak każdy starszy człowiek, intere-sował się polityką i przychodził słuchać Wolnej Europy. Dziadek nie słyszał zbyt dobrze, więc przykładał ucho prawie że do tego radia, a ja mu tę Wolną Europę łapałem. Jak wiedziałem że przyjdzie, to rezygnowałem nawet z grania w piłkę na podwórku, bo wiedziałem, że trzeba bę-dzie to radio nastawić. Mam dużo wspo-mnień z  dziadkiem, pomagałem mu czasem w  różnych domowych pracach, typu postawienie płotu, czy naprawienie komórki.

Dziadek pana Sławomira był człowie-kiem bardzo zdolnym. Pochodził z Koń-skowoli. Był ślusarzem, ale pracował w rzeźni lubelskiej, która w tamtych cza-sach rozpoczęła działalność. Był również złotą rączką. - W piątej czy szóstej klasie dostałem taki drewniany samochód, który bardzo mi się podobał. Był tak duży, że można było na niego siąść. Skąd go miałem? Mieli-śmy w domu kuchnię węglowo-gazową, więc było drewno suszone na podpałkę i dziadek mi strugał najróżniejsze rzeczy. Potrafił robić zabawki typu wiatraczki, karuzele, kaczuszki ruszające skrzydła-mi. Był w tym bardzo sprytny. I mieliśmy taką umowę, że przychodził zawsze, kie-dy matka szła do miasta. Zaczynał stru-gać kiedy wychodziła, a kończył chwilę

przed jej powrotem. Najśmieszniejsze było, jak ojciec chciał rozpalić w piecu, a tu drewna nie ma!

Dzięki dziadkowi pan Sławomir nauczył się rozpoznawać zioła. - Chodząc nad Czerniejówką, nad By-strzycą, dziadek zawsze mi tłumaczył: „To jest skrzyp”, „To jest dziewanna”. I  ja zbierałem te zioła. Leczyliśmy się nimi później. Tak sobie wtedy ludzie radzili. Miałem tam wszystkie ścieżki wydepta-ne, znaliśmy z kolegami wszystkie zakąt-ki - wspomina.

Uwaga! Cementowóz!Pan Sławomir pamięta dzielnicę jako przemysłową. Znajdował się na niej skład chmielu, skup skór, fabryka wag. Była również tzw. goździownia, gdzie produkowali gwoździe. Na parterze mieszkał tam Krzysztof Cugowski, obec-nie znany artysta. - Wytwórnia eternitu przy Firlejowskiej 32 była bardzo znaną fabryką, którą póź-niej zlikwidowano. Ten zakład projekto-wał Witkiewicz, to bardzo ciekawa archi-tektura. Adres pamiętam, bo znajduje się tam wiele firm. Przepracowałem ponad 45 lat w budownictwie, więc często tam zaglądałem, aby kupić jakieś materiały. Z wytwórnią eternitu związane są wspo-mnienia pana Sławomira na temat ów-czesnych form spędzania wolnego czasu.- Jak sobie najdalej sięgam pamięcią, to najprzyjemniejsze były jazdy na łyżwach. Oczywiście wtedy nikt się nie przejmo-wał i  nie było żadnych lodowisk, tylko mieliśmy łyżwy i jeździliśmy po ulicach. Do wytwórni eternitu przyjeżdżały ce-mentowozy. Jadąc, musiały na zakręcie na Łęczyńskiej zwolnić, przyhamować. I  wtedy, na umówiony sygnał: „Uwaga! Jedzie cementowóz!” my się czepialiśmy tych samochodów i puszczaliśmy się do-piero, gdy dojechaliśmy do bramy. I  tak w  kółko. Na uliczkach był wtedy ubi-ty śnieg, więc jeździło się dobrze. Cały zjazd do wytwórni eternitu był bialutki.

Telewizja na CPN-ie - Nie każdy miał telewizor w  domu – wspomina pan Sławomir. - W  związku z  tym kiedyś wielką atrakcją było cho-dzenie na CPN przy Łęczyńskiej/Brono-wickiej. Mieliśmy znajomego pana, który był strażakiem i z urzędu musiał w tym CPN-ie pracować. Przychodził i ogłaszał na podwórku, że idzie do pracy. To dla nas znaczyło mnie więcej tyle, że „zbie-rajcie się chłopaki, będziecie oglądać telewizję”. Do tej pory pamiętam, że on szedł do swoich zajęć, a nam na świetli-cy włączał telewizor.

Panu Sławomirowi najbardziej zapadł w  pamięć film „Od Apeninów do And”, który powstał na podstawie książki Edmunda de Amicisa, ówczesnej lektury szkolnej. CPN u zbiegu Łęczyńskiej i Bro-nowickiej nie był jedynym miejscem, gdzie można było pooglądać telewizję. - „Punkt telewizyjny” był też na przykład na PKS-ie przy Hutniczej. Jak były mecze, to właśnie tam się leciało, żeby je obej-rzeć przy pełnej sali. Trzecim miejscem była fabryka ZooL przy ul. Wrońskiej, w  hangarach po przedwojennej Lubel-skiej Wytwórni Samolotów. Tam też była świetlica i duży telewizor. I to były takie trzy miejsca, gdzie można się było za-opatrywać w telewizję. Dopiero później zaczęło się kupowanie telewizorów do domów – mówi pan Sławomir.

A co poza telewizją i jazdą na łyżwach? Bardzo popularne były jazdy na wysy-pach.- Największym stopniem wtajemnicze-nia był wysyp kolejowy, biegnący do Świdnika. To była duża górka, po której się jeździło. Większych atrakcji nie było. Później powstała osiedle mieszkaniowe Motor na potrzeby fabryki - wtedy poja-wiły się kluby.

Lublin, 1955: - Wielką atrakcją było przespacerować się po parku na Bronowicach, naprzeciwko kościoła. Były tam takie cuda, jak woda, czy lizaki. Można też było dosiąść osiołka, konia. Na zdjęciu widzimy konika fotografa. Oni przyjeżdżali z tymi końmi, żeby można się było z nimi sfotografować.

Sławomir Matys wspomina Stare Bronowice

1

Sławomir Matys z rodzicami

Wrzesień 1956. Dom przy Łęczyńskiej 54. Na drugim zdjęciu – brat pana Sławomira.

Page 2: Dzielnicówka Starobronowicka nr8

2

Walki, które przeszły do historii

16 kwietnia Młodzieżowy Dom Kultury im. Heleny Stadnickiej w Radomiu po raz drugi zorganizował Ogólnopolski Festi-wal Tańca „Tańcz z  Nami”. W  festiwalu wzięło udział 351 uczestników z  całej Polski, w tym z Lublina. Stare Bronowice reprezentowała załoga z Punktu Kultu-ry.

- Wraz z dzieciakami z Punktu Kultury na Skibińskiej oraz jedną z naszych instruk-torek Izą Gawęcką postanowiliśmy udać się do Radomia, a naszym planem miała być obserwacja struktury zawodów oraz

uczestników walczących o tytuł mistrza – mówi Krzysztof Kamiński, który od po-czątku istnienia placówki przy Skibiń-skiej 21 prowadzi zajęcia z breaka.- Moje wrażenia, które wyniosłem z Ra-domia zaskoczyły mnie samego. Jeśli chodzi o  muzykę i  didżeja - klimat nie pozwalał stać w  miejscu, ciało samo rwało się do tańca. Słowa Kamińskiego potwierdzają Gabry-sia, Amelka i Patrycja, które wybrały się na eskapadę do Radomia.- Klimat był kozacki. Były fajne układy, fajne przeboje - mówi Patrycja.W  jury zasiadły cztery osoby, które

oceniały uczestników w  czterech ka-tegoriach wiekowych - począwszy od najmłodszych w wieku 8-12, do najstar-szych powyżej 15. roku życia. - Początek festiwalu nie porażał energią - relacjonuje Krzysiek Kamiński. - Jednak kiedy tancerze rozpoczęli zmagania, to nawet dzieciaki z Punktu Kultury zaczęły rwać się do tańca i  tworzyć własne ru-chy. Ostatecznie po kilku godzinach za-bawy zdecydowaliśmy, że dwójka dzieci z Punktu wystartuje w zawodach w ka-tegorii breakdance, w przedziale wieko-wym 8-12 oraz 12-15. - Miałyśmy tylko oglądać, ale później pani Iza wymyśliła, żebyśmy występo-wały - dodaje Gabrysia. Za koleżanki kciuki trzymała Patrycja: - Bardzo je podziwiałam i kibicowałam, żeby walczyły! Było trochę nie fair, bo dziewczyny musiały walczyć ze star-szymi chłopakami. Sędziowie wybierali chłopaków, bo mieli wyćwiczone układy. Dziewczyny swój opracowały na szybko.- Pan Krzysiek też wziął w  tym udział. Walczył o trzecie miejsce, ale przegrał – dodaje Amelka. Rzeczywiście, pan Krzysiek nie próżno-wał i – podobnie jak dziewczyny - starł się z jednym z uczestników w swojej ka-tegorii wiekowej (powyżej 15 roku życia w tańcu breakdance):- Pierwsze dwie wygrane walki wpisały się do jednych z wielu moich osiągnięć, jednak kolejne etapy były coraz trud-niejsze. Ostatecznie w  walce o  trzecie miejsce zwyciężył B-Boy spoza Rado-

mia, a całe zawody wygrał... B-Boy Oski, który reprezentował NBDS Lublin oraz Skill Fanatikz Crew. Drugie miejsce zajął także B-Boy z Lublina, jeden z członków mojej ekipy B-Boy Kadezet.Pomijając wyniki profesjonalistów, Krzy-siek zwrócił uwagę na jeden ważny fakt: Walki dziewczyn - B-Girl Gabi i  B-Girl Ami - przeszły do historii. - Dziewczyny miały okazję poczuć pozy-tywny stres, który pojawił się w momen-cie, gdy rozpoczęły walkę z  B-Boy`ami. Gabi i Ami odwaliły kawał dobrej roboty, ponieważ wyjść na środek sali pełnej se-tek ludzi i  tańczyć przeciwko B-Boy`om z kolosalnym stażem to prawdziwy wy-czyn i  ogromne osiągnięcie. Tym bar-dziej, że dziewczyny po raz pierwszy w życiu miały okazję uczestniczyć w za-wodach tego typu, a ich nauka trwa za-ledwie kilka miesięcy. Po ciężkich zmaganiach ekipa z  bro-nowickiego Punktu Kultury wczuła się w  niesamowity klimat hip-hopu oraz funku i  kontynuowała zabawę przyglą-dając się kolejnym uczestnikom oraz grupom prezentującym swoje umiejęt-ności. Gdy nadszedł ich czas, B-Girl Gabi i  B-Girl Ami odebrały dyplomy i  z  po-tężnym zastrzykiem pozytywnej energii i  niesamowitymi wspomnieniami cała brygada wyruszyła w  drogę powrotną do Lublina.Czy dziewczyny chciałyby powtórzyć tę przygodę? Wszystkie zgodnie odpowie-działy, że tak.

Nibylandia nad BystrzycąNa początek informacja oficjalna: Ko-misja Ekspertów programu „Lato w Te-atrze”, organizowanego przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego ze środków Ministra Kultury i Dziedzic-twa Narodowego spośród nadesłanych wniosków, które zostały dopuszczone do oceny merytorycznej zdecydowała o przyznaniu dofinansowania wielu cie-kawym projektom, w tym jednemu bro-nowickiemu!W  tym przedsięwzięciu Punkt Kultury będzie działał ramię w ramię z Teatrem Realistycznym. Jakie plany mają inicjato-rzy tego wydarzenia?

- Plan jest taki, żeby od razu po rozpo-częciu wakacji pierwsze dwa tygodnie poświęcić na intensywne warsztaty te-atralno-parkourowe, breakdance’u i rapu – mówi Kasia Pągowska. – Chodzi o to, żeby wspólnie z dzieciakami i młodzieżą ze Starych Bronowic stworzyć duże wi-dowisko plenerowe, które swoją premie-rę będzie miało 10 lipca nad Bystrzycą. Projekt zakłada wykorzystanie motywów Piotrusia Pana i Nibylandii – w związku z  tym, Stare Bronowice staną się miej-scem, w którym wszystko jest możliwe.- To będzie taki świat dzieci, które oży-

wiają tę dzielnicę. Chłopaki trenujący parkoura skaczą przecież niczym lata-jący chłopcy z Nibylandii. Chcemy, żeby dzieciaki napisały teksty hip-hopowe i żeby to było takie duże muzyczne wi-dowisko, które będzie się trochę odwo-ływało do historii dzielnicy. W  związku z  tym będziemy na pewno wypytywać mieszkańców o historie związane z tym miejscem – dodaje Pągowska.Do pomocy przy realizacji tego przedsię-wzięcia zaproszeni są również dorośli, którzy mogą wykazać się przy realizacji scenografii.

- Byłoby miło, gdyby ktoś z  dorosłych chciał wystąpić w spektaklu - jest prze-cież kapitan Hak, są rodzice i  kilka in-nych ról do obsadzenia dorosłymi oso-bami.

Co roku w  kilkudziesięciu miejscach w  całej Polsce na dwa tygodnie różne małe miasta, miasteczka, teatry zamie-niają się w intensywne laboratoria pracy nad spektaklami. W tym roku podobnie będzie na Starych Bronowicach.Przygotowania do spektaklu ruszą już niebawem.

Breakdance – zajęcia w Punkcie Kultury

Sznur burakówW 1956 roku, kiedy pan Sławomir skoń-czył szkołę podstawową, trafił do bu-dowlanki, gdzie spędził pięć lat.- Teraz komunikacja miejska jest znacz-nie lepsza, ale wtedy musiałem iść na piechotę do 1 Maja. Tam był trolejbus nr 150, którym jeździłem. Miałem wtedy mniej czasu na łazikowania po osiedlu – wspomina.

Lublin z tamtych czasów w pamięci pana Sławomira to miasto, w  którym samo-chodów było bardzo mało, a  taksówek jeszcze mniej.- Były takie maleńkie opelki, które woziły ludzi. Z kolegami mieliśmy taką zabawę, że kiedy ktoś zamówił taksówkę, to myśmy się zakładali jaki numer przyjedzie. Znaliśmy te numery samochodów na pamięć. Kto miał większe szczęście, to wygrywał. Bawiliśmy się tak, bo dużo czasu spędzaliśmy na ulicy, na której ruch był wtedy niewielki.

Co jeszcze było cha-rakterystyczne dla tamtych czasów? - Niekończący się rząd furmanek z  bu-rakami. Na Kroch-malnej była czynna cukrownia. Nie było wtedy dużego trans-portu i  chłopi sami odstawiali te buraki do cukrowni. Więc kiedy wyszło się na ulicę, to nie było sa-mochodów, tylko ten sznur buraków. Od Hutniczej aż po Fabryczną. Atrakcja po-legała na tym, że się prosiło: „No niech pan da buraka” i  później mamy piekły buraczarze. Ścierało się te buraki, doda-wało się mąkę, cukier i gotowe.

Jak w rodzinieW  tamtych czasach każdy znał swoje-go sąsiada. Wszyscy wiedzieli kto gdzie mieszka. Na Starych Bronowicach pano-wała rodzinna atmosfera.

- Nikt nikogo z miejscowych nie zacze-piał. Ale były takie spotkania nad rzeką – z jednej strony ci z Kaliny, z drugiej my. I  różnie to bywało. Trzeba się było pil-nować. A tak między sobą - wszyscy się znaliśmy. Na podwórku każdy wiedział gdzie kto mieszka. Wszyscy się tam ba-wiliśmy. Teraz tam jest ubity plac, a kie-dyś były grządki. Na środku podwórka stała studnia. My mieliśmy miejsce pod płotem i  tam sobie graliśmy w  piłkę.

Nie było rozrywek domowych. Jak było ciepło, wszyscy wychodzili na dwór, sie-dzieli na stołkach, bawili się, rozmawiali. Wszyscy się znali. Moją kamienicę ro-dzinną pamiętam w ten sposób, że były płotki, a za nimi ogródki, w których rosły bzy. W miarę postępu tej industrializacji wszystko znikło. Zamiast tego powstały chodniki. Dominik Szcześniak

Page 3: Dzielnicówka Starobronowicka nr8

30 marca silna ekipa młodzieży z Punktu Kultury po raz pierw-szy oficjalnie wystąpiła przed dużą publicznością.

Stało się tak dzięki kolejnej edycji koncertu „Powachluj na scenie”. Zamysłem tego cyklu jest prezentacja umiejętności uczestników różnych warsztatów muzycznych, niezależnie od stopnia ich zaawansowania. Nasz dzielnicowy zespół - Bronomuza - wystąpił jako jeden z pierwszych. Na scenie lubelskiej Chatki Żaka zaprezentował się tercet, któremu akompaniował Zbyszek Kowalczyk. Dziewczyny dały niezły show!

Debiut Bronomuzy

Poznaliśmy wyniki głosowania w  ramach Społecznika 2.0. Niestety, projekt BronoParku nie znalazł się wśród laureatów. Zwyciężyły trzy projekty: „Mobilnego klubu robotyki” z Ożarowa, „Mobilnej świetlicy” z Radwanic oraz „Razem raźniej” ze Zboisk. Zwycięzcom IV edycji kon-kursu gratulujemy!

Społecznik 2.0 nie dla BronoParku

Majówka nad Bystrzycą 2 maja 2016, 15:00-18:00(Stare Bronowice, przy ul. Bronowickiej)

Punkt Kultury zaprasza na piknik w  rodzinnej atmosferze. W  programie: animacje dla dzieci, zawody z  nagrodami dla całych rodzin, warsztaty i popisy kuglarskie, pokazy breakdance i muzyczne przygotowane przez dzieci z  Punktu Kultury oraz słuchowisko „Z głową w chmurach”.

3

Page 4: Dzielnicówka Starobronowicka nr8

PUNKT KULTURY | PROGRAM NA MAJ

Nr ISBN: 978-83-941237-1-0

4

Wydawca: Towarzystwo Edukacji Kulturalnej w Lublinie.Współpraca: Centrum Kultury w Lublinie.

Nakład: 800 egz.

OBYWATELSKIEGO

Wiosenna runda lubelskiej B-klasy ruszyła, a  Klub Sportowy Bronowice pierwsze mecze ma już za sobą.

Po serii mniej i bardziej udanych sparin-gów, Klub Sportowy Bronowice wrócił do gry w  wiosennej rundzie lubelskiej B-klasy. W  12. kolejce rozgrywek rywa-lem żółto-biało-czarnych był Vir Doro-hucza, który minionej jesieni pokonał nasz zespół 1:0. Klub z Bronowic najwy-raźniej dobrze zakodował sobie w  pa-mięci tę porażkę, ponieważ 3 kwietnia o  15:00 przy ulicy Słowiczej pozwolił sobie rozgromić Vir aż 5:0. Bramki dla zespołu z  Bronowic strzelali: Grzegorz Łuka w 40. minucie, Jarosław Palusiński w 63., Adrian Nowiński w 74. i 82. oraz Krzysztof Jarnicki w 79.

Po meczu nowy kapitan drużyny, Piotr Wiszowaty, powiedział:

- Bardzo cieszy postawa drużyny w tym meczu. Widać u  nas głód gry. Tym bar-dziej cieszy wynik 5:0, będący wyśmie-nitym rewanżem za porażkę z początku sezonu. Co do wyboru nowego kapitana - jestem szczęśliwy, że jest mi dane nim być! Cieszy, że koledzy ufają mi, powie-rzając tę funkcje w zespole, a ja dam na pewno od siebie 110%. Wracając do me-czu -niestety kończyłem go ze skręconą kostką. Niespełna 5 minut przed końcem niefortunnie stanąłem na piłce i kostka uległa zepsuciu... Mam nadzieję, że wy-kuruję się i wrócę, aby pomóc drużynie w kolejnych meczach.

Swoje spostrzeżenia na temat meczu dodał debiutujący w  żółto-biało-czar-nych barwach Bartosz Surman.

- Pierwszy mecz rundy zawsze jest pew-ną niewiadomą. Spodziewaliśmy się, że w  pierwszym kwadransie przeciwnik

będzie chciał nas zaskoczyć niebez-piecznymi, prostopadłymi piłkami za obrońców i musimy wyjść na boisko bar-dzo dobrze skoncentrowani. Myślę, że w pierwszej połowie zagraliśmy dobrze taktycznie, a wynagrodzeniem tego była bramka zdobyta w  końcówce. Po zmia-nie stron przeciwnik zaczął stopniowo słabnąć, my natomiast złapaliśmy wiatr w żagle i koledzy strzelili kolejne bram-ki, które dały efektowne i w pełni zasłu-żone zwycięstwo. Co do mojego debiutu w  barwach BRW, to oczywiście przed pierwszym gwizdkiem był ten przysło-wiowy dreszczyk emocji. Tym bardziej, że trener dość zaskakująco dał mi szansę gry od pierwszych minut. W  tym miej-scu chciałbym podziękować chłopakom i trenerowi za bardzo ciepłe przyjęcie do zespołu. Od początku czułem wsparcie i  życzliwość od każdego z  chłopaków. Mam nadzieję, że w kolejnych meczach pomogę drużynie w odnoszeniu korzyst-

nych rezultatów. Tym bardziej, że przy gorącym dopingu kibiców nie pozostaje nic innego, jak tylko walczyć o  kolejne zwycięstwa.

Po efektownym rozpoczęciu rundy przy-szedł czas na nie tyle zimny, co chłodny prysznic. 10 kwietnia klub z  Bronowic uległ na wyjeździe Świdniczance Świd-nik Mały. Nie pomógł gol Marcina Pie-trzaka strzelony w  43. minucie spotka-nia. Mecz zakończył się rezultatem 3:1.Najbliższym rywalem żółto-biało-czar-nych będzie Sprint Wierzchowiska. W związku z  tym meczem organizowa-ny jest wyjazd kibiców busem. Blisko 70-kilometrowa wyprawa jak zwykle zapowiada się dość atrakcyjnie jak na B-klasowe warunki. Koszt: 16zł/osoba. Termin: 24 kwietnia, godz. 9:15 (zbiórka na skwerku, ul. Zimowa)

Źródło: http://bronowicelublin.futbolowo.pl

Nowy kapitan, debiut, pogrom i porażka

poniedziałki16:30 Warsztaty komiksowe - dla osób w każdym wiekuRobimy komiksy o superbohaterach i nie tylko. Efekty warsztatów pojawią się w albumie, który przygotujemy na koniec roku.

18:00 Teatralna energia! - dla osób w każdym wieku *Będziemy bawić się ruchem i głosem, budować relacje z partnerem i zarażać entuzjazmem do życia wszystkich wokoło. Zapraszamy młodzież starszą i młodszą!

wtorki16:30 Warsztaty muzyczne - dla osób w każdym wiekuWyśpiewaj z nami listę przebojów Punktu Kultury! 18:00 Breakdance - dla dziewczyn *Taniec w rytmie hip-hop, poznaj tajniki bycia b-girl!

środy16:30 Zajęcia sportowe - Parkour + spotkanie Bronologii - dla młodzieży *18:00 Zajęcia sportowe - Piłka: nożna lub siatkowa, gry integracyjne - dla młodzieży *Środa to doskonały dzień żeby się poruszać. Pogramy w nogę, siatkę, ręczną, pobiegamy i porozciągamy się. Weź ze sobą zmienny strój i buty. Zapraszamy starszych i młodszych. Dziewczyny i chłopaków!

czwartki16:30 Mozaika - dla dzieci w wieku 6-13 lat (max. 6 osób)Zajęcia plastyczne podczas których będziemy tworzyli dekoracje, zgłębiali technikę mozaiki i wspólnie zbudujemy galerię w przestrzeni Starych Bronowic.

18:00 Breakdance - dla chłopaków *

piątki11:00 - Babskie przedpołudnie - otwarte spotkania, których program będziemy układać wspólnie z mieszkankami dzielnicy, zapraszamy!16:30 Bronologia - Parkour/Breakdance *18:00 Plastyka dla smyka- dla dzieci w wieku 6-9 latMix szablonu, malarstwa i wszystkiego co można zrobić za pomocą wyobraźni i rąk.

soboty i niedziele14.05.2016, 11:00 Wycieczka do Skansenu21.05.2016, 11:00 Warsztat niespodzianka29.05.2016, 11:00 Wyjście do Teatru Andersena

*Uwaga! zajęć przy sprzyjającej pogodzie przenosi się na zewnątrz. Zbiórki punktualnie pod Punktem Kultury, później szukajcie nas na boisku, placu zabaw, okolicznych podwórkach.