!andrzej sapkowski - narrenturm

Download !Andrzej Sapkowski - Narrenturm

If you can't read please download the document

Upload: filip-krygier

Post on 19-Jan-2016

2.842 views

Category:

Documents


9 download

TRANSCRIPT

SCAN-dal.prv.pl

ANDRZEJ SAPKOWSKI

Narrenturm

SCAN-dal

Koniec wiata w Roku Paskim 1420 nie nastpi. Cho wiele wskazywao na to, e nastpi.

Nie sprawdziy si mroczne proroctwa chiliastw, przepowiadajcych nadejcie Koca do precyzyjnie - na rok mianowicie 1420, miesic luty, poniedziaek po witej Scholastyce. Ale c - min poniedziaek, przyszed wtorek, a po nim roda - i nic. Nie nastay Dni Kary i Pomsty, poprzedzajce nadejcie Krlestwa Boego. Nie zosta, cho skoczyo si lat tysic, z wizienia swego uwolniony szatan i nie wyszed, by omami narody z czterech naronikw Ziemi. Nie zginli wszyscy grzesznicy wiata i przeciwnicy Boga od miecza, ognia, godu, gradu, od kw bestii, od de skorpionw i jadu wy. Prno oczekiwali wierni nadejcia Mesjasza na grach Tabor, Baranek, Oreb, Sion i Oliwnej, nadaremnie oczekiwao powtrnego przyjcia Chrystusa quinque civitates, przepowiedziane w Izajaszowym proroctwie pi miast wybranych, za ktre uznano Pilzno, Klatovy, Louny, Siany i Zatec. Koniec wiata nie nastpi. wiat nie zgin i nie spon. Przynajmniej nie cay.

Ale i tak byo wesoo.

Icie, wyborna ta polewka. Gsta, korzenna i omaszczona suto. Dawno takiej nie jadem. Dziki wam, cni panowie, za poczstunek, dziki i tobie, karczmareczko. Czy piwem, pytacie, nie pogardz? Nie. Raczej nie. Jeli pozwolicie, to z przyjemnoci. Comedamus tandem, et bibamus, cras enim moriemur.

Nie byo koca wiata w 1420, nie byo w rok pniej, ani w dwa, ani w trzy, ani w cztery nawet. Rzeczy biegy, e si tak wyra, swym przyrodzonym porzdkiem. Trway wojny. Mnoyy si zarazy, szalaa mors nigra, szerzy si gd. Blini zabija i okrada bliniego, poda jego ony i generalnie by mu wilkiem. ydowinom co czas jaki fundowano pogromik, a kacerzom stosik. Z nowoci za - szkielety w uciesznych podskokach plsay po cmentarzyskach, mier z kos przemierzaa ziemi, inkub noc wciska si midzy drce uda picych panien, jedcowi samotnemu na uroczysku strzyga siadaa na karku. Diabe w sposb widomy wkracza w sprawy powszednie i kry midzy ludmi tamquam leo rugiens, jak lew ryczcy, szukajcy, kogo by tu pore.

Sporo ludzi sawnych w owym czasie pomaro. Ha, pewno i urodzio si wielu, ale jako tak jest, e daty narodzin dziwnym trafem w kronikach si nie zapisuj i za choler nikt ich nie pamita, za wyjtkiem moe matek i za wyjtkiem tych przypadkw, gdy noworodek mia dwie gowy albo dwa przynajmniej kutasy. A jeli zgon, ha, to data pewna, jakby w kamieniu ryta.

W 1421 tedy roku, w poniedziaek po Niedzieli rdpostnej, doywszy zasuonych lat szedziesiciu zmar w Opolu Jan apellatus Kropido, ksi krwi piastowskiej i episcopus wloclaviensis. Przed mierci uczyni by na rzecz miasta Opola donacj szeciuset grzywien. Mwi, e cz tej kwoty ostatni wol umierajcego posza na synny opolski zamtuz U Rudej Kundzi. Z usug tego przybytku, mieszczcego si na tyach klasztoru Braci Mniejszych, biskup hulaka korzysta do samej mierci - nawet jeli pod koniec ycia ju tylko jako obserwator.

Latem za - dokadnej daty nie pomn - roku 1422 umar w Vincennes krl angielski Henryk V, zwycizca spod Azincourt. O dwa miesice go jeno przeywszy, umar krl Francji, Karol VI, ju od lat piciu zupenie pomylony. Korony zada syn szaleca, delfin Karol. Ale Anglicy nie uznali jego praw. Sama przecie matka delfina krlowa Izabela, ju dawno ogosia go bkartem pocztym w niejakim oddaleniu od oa maeskiego i z mczyzn zdrowym na umyle. A e bkarty tronu nie dziedzicz, prawowitym wadc i monarch Francji zosta Anglik, syn Henryka V, may Henry, dziewi sobie jeno liczcy miesicy. Regentem we Francji zosta wuj Henrysia, John Lancaster, ksi Bedford. Ten pospou z Burgundami trzyma Francj pnocn - z Paryem - poudnie za dziery delfin Karol i Armaniacy. A pomidzy dziedzinami psy wyy wrd trupw na pobojowiskach.

W roku za 1423, w dzie Zielonych witek, zmar w zamku Peniscola niedaleczko Walencji Piotr de Luna, papie awinioski, wyklty schizmatyk, a do samej mierci, wbrew uchwaom dwch soborw - tytuujcy si Benedyktem XIII.

Z innych, co w tamte lata pomarli, a o ktrych pamitam, umar Ernest elazny Habsburg, ksi Styrii, Karyntii, Krainy, Istrii i Triestu. Umar Jan Raciborski, ksi krwi piastowskiej i przemylidzkiej zarazem. Umar modo Wacaw, dux Lubiniensis, umar ksi Henryk, wesp z bratem Janem pan na Zibicach. Umar na obczynie Henryk dictus Rumpoldus, ksi Gogowa i landwjt Grnych uyc. Umar Mikoaj Trba, arcybiskup gnienieski, m zacny i umny. Umar w Malborku Micha Kuchmeister, mistrz wielki Zakonu Najwitszej Marii Panny. Umar take Jakub Pczak zwany Ryb, mynarz spod Bytomia. Ha, przyzna trzeba, e krzyn mniej sawny i znany od wyej wymienionych, ale z t nad nimi przewag, em go zna osobicie i nawet pija z nim. A z owymi wczeniej wymienionymi - jako nie trafio si.

Wane te wydarzenia i w kulturze podwczas zachodziy. Kaza natchniony Bernardyn ze Sieny, kazali Jan Kanty i Jan Kapistran, nauczali Jan Gerson i Pawe Wodkowic, pisali uczenie Krystyna de Pisa i Tomasz Hemerken a Kempis. Pisa sw kronik wielce pikn Wawrzyniec z Brzezowej. Malowa ikony Andrzej Rublow, malowa Tomaso Masaccio, malowa Robert Campin. Jan van Eyck, malarz krla Jana Bawarskiego, tworzy dla katedry witego Bawona w Gandawie Otarz Baranka Mistycznego, poliptyk wcale pikny, zdobicy ninie kaplic Jodocusa Vyda. We Florencji mistrz Pippo Brunelleschi ukoczy stawianie przecudnej kopuy nad czterema nawami kocioa Marii Panny Kwiecistej. A i my na lsku nie gorsi - u nas pan Piotr z Frankensteinu zakoczy w miecie Nysa budow wielce okazaego kocioa pod wezwaniem witego Jakuba. To cakiem std, z Milicza, niedaleko, kto nie by i nie widzia, ma okazj by i zobaczy.

W tyme roku 1422, w zapusty same, w grodzie Lida, z wielk pomp wyprawi swe gody stary Litwin, krl polski Jogaja - polubi Sonk Holszask, dziewic kwitnc i modziuk, lat siedemnastu, od siebie tedy wicej ni p wieku modsz. Jak mwiono, wicej ta dziewica urod nili obyczajami syna. No, tak i kopotw potem sia z tego byo. Za Jogaja, cakiem jakby przepomnia, jak mod onk cieszy si trzeba, ju latem wczesnym ruszy na panw pruskich, na Krzyakw znaczy. Tym to samym nowemu - po Kuchmeistrze - mistrzowi wielkiemu Zakonu, panu Pawowi z Russdorfu, ju zarusiczko po objciu urzdu przyszo z polskim orem si poznajomi - i to srodze poznajomi. Jak tam w onicy u Sonki byo, docieka prno, ale na to, by Krzyakowi rzy spra, do jeszcze by Jogaja dziarski.

Sia rzeczy wanych take i w Czeskim Krlestwie miejsce miao w tamtych czasach. Wielkie byo tam poruszenie, wielki krwi przelew i nieustanna wojna. O czym nijak mi zreszt prawi... Wybaczy raczcie dziadowi, wielmoni, ale strach ludzka rzecz, a przychodzio ju po karku bra za niebaczne sowo. Na waszych przecie jakach, panowie, polskie Nacze widz i Habdanki, a na waszych, szlachetni Czesi, koguty panw z Dobrej Wody i strzay rycerzy ze Strakonic... A wycie, Marsowy mu, przecie Zettritz, po gowie ubrzej w herbie miarkuj. A waszych, panie rycerzu, skonych szachownic i gryfw nawet umiejscowi nie potrafi. Nie da si te wykluczy, czy ty, fratrze z zakonu witego Franciszka, nie donosisz witemu Oficjum, a e wy, bracia od witego Dominika, donosicie, to raczej pewne. Tak tedy sami baczycie, e nijak mi w tak midzynarodowym i zrnicowanym towarzystwie o czeskich sprawach baja, nie wiedzc, kto tu za Albrechtem, a kto za polskimi krlem i krlewiczem. Kto tu za Menhartem z Hradca i Oldrzychem z Romberka, a kto za Hynkiem Ptaczkiem z Pirksztajnu i Janem Kold z ampachu. Kto tu komesa Spytka z Melsztyna stronnikiem, a kto biskupa Olenickiego partyzantem. Wcale mi nie tskno do bicia, a przecie wiem, e oberw, bom ju razy kilka obrywa. Jak to, pytacie? A tak to: jeli rzekn, e w czasach, o ktrych bajam, dzielni Czechowie husyci tgo skroili kurt Niemcom, w py i proch rozbiwszy trzy kolejne papienickie krucjaty, ino patrze, jak wezm po bie od jednych. A powiem, e wonczas w bitwach pod Witkowem, Wyszehradem, atcem i Niemieckim Brodem zwyciyli heretycy krzyowcw z pomoc diabelsk, wezm mnie drudzy i owicz. Tedy milcze mi wolej, a jeli i co rzec, to z bezstronnoci sprawozdawcy - spraw zda, jak to mwi, sine ira et studio, krtko, chodno, rzeczowo i komentarza adnego od siebie nie dobawiajc.

Tak i krtko tedy powiem: jesieni roku 1420 odmwi krl polski Jogaja przyjcia korony czeskiej, ktr mu husyci snbili. Umylono w Krakowie, e koron t wemie litewski dux Witold, ktremu zawsze si krlowa chciao. Aby jednak krla rzymskiego Zygmunta ni papiea nie drani nadmiernie, posano do Czech bratanka Witolda, Zygmunta, syna Korybutowego. Korybutowicz na czele piciu tysicy rycerzy polskich stan w Zotej Pradze w roku 1422, na witego Stanisawa. Ale ju wedle Trzech Krli roku nastpnego ksitko na Litw powrci musiao - tak pieklili si o t czesk sukcesj Luksemburczyk i Odo Colonna, wonczas Ojciec wity Marcin V. I co powiecie? Ju w 1424, we wigili Nawiedzenia Marii by Korybutowicz w Pradze z powrotem. Tym razem ju wbrew Jogajle i Witoldowi, wbrew papieowi, wbrew rzymskiemu krlowi. Znaczy, jako wywoaniec i banita. Na czele podobnych sobie wywoacw i banitw. I ju nie w tysice, jak wprzdy, lecz w setki jeno si liczcych.

W Pradze za przewrt, jak Saturn, poera wasne dzieci, a stronnictwo zmagao si ze stronnictwem. Jana z eliwa, citego w poniedziaek po niedzieli Reminiscere roku 1422, ju w maju tego roku opakiwano we wszystkich kocioach jako mczennika. Hardo te postawia si Zota Praga Taborowi, ale tu trafia kosa na kamie. Znaczy, na Jana ik, wielkiego wojennika. W roku Paskim 1424, dnia drugiego po czerwcowych nonach, pod Maleszowem, nad rzeczk Bohynk, straszn da ika praanom nauczk. Duo, oj, duo byo po tej bitwie w Pradze wdw i sierot.

Kto wie, moe to wanie zy sieroce sprawiy, e mao co potem, we rod przed Gawem, pomar w Przybysawiu blisko morawskiej granicy Jan ika z Trocnowa, a pniej z Kalicha. A pogrzebiono go w Hradcu Kralove i tam ley. I tak jak wprzdy jedni pakali przez niego, teraz drudzy pakali po nim. e ich osieroci. Dlatego nazwali si Sierotkami...

Ale to przecie wszyscy pamitacie. Bo to cakiem niedawne czasy. A takie si wydaj... historyczne.

Wiecie za, cni panowie, po czym pozna, e czas jest historyczny? A po tym, e dzieje si duo i szybko.

A wwczas dziao si bardzo duo i bardzo szybko.

Koca wiata, jak si rzeko, nie byo. Cho wiele wskazywao, e nastpi. Nastay przecie - rychtyk jak chciay proroctwa - wielkie wojny i wielkie klski dla ludu chrzecijaskiego i wielu mw zgino. Wydawao si, sam Bg chce, by nastanie nowego porzdku poprzedzia zagada starego. Wydawao si, e bliy si Apokalipsa. e Bestia Dziesicioroga wychodzi z Czeluci. e Jedcw Czterech straszliwych tylko patrze wrd dymw poarw i pl skrwawionych. e ju-ju, a zagrzmi trby i zamane zostan pieczcie. e runie ogie z niebios. e spadnie Gwiazda Pioun na trzeci cz rzek i na rda wd. e czek oszalay, gdy lad stopy drugiego na pogorzelisku zoczy, lad ten bdzie caowa ze zami.

Strasznie byo nieraz, e a, z przeproszeniem wielmonych panw, dupa cierpa.

Grony by to czas. Zy. I jeli wola panw, o nim opowiem. Ot, by nud zabi, nim sota, co nas tu w karczmie trzyma, ustanie.

Opowiem, jeli wola, o tamtym czasie. O ludziach, co podwczas yli, i o takich, co podwczas yli, ale ludmi nie byli bynajmniej. Opowiem o tym, jak i jedni, i drudzy zmagali si z tym, co im ten czas przynis. Z losem. I z samymi sob.

Zaczyna si ta historia mile i lubo, mgo i czuo - przyjemnym, rzewliwym kochaniem. Ale niechaj was to, mili panowie, nie zwiedzie.

Niechaj was to nie zwiedzie.

Rozdzia pierwszy

w ktrym czytelnik ma okazj pozna Reinmara z Bielawy, zwanego Reynevanem, i to od razu z kilku jego najlepszych stron, wliczajc w to bieg znajomo ars amandi, arkanw jazdy konnej i Starego Testamentu, niekoniecznie w tej kolejnoci. Rozdzia mwi take o Burgundii - traktowanej rwnie wsko, jak szeroko.

Przez otwarte okno izdebki, na tle ciemnego jeszcze po niedawnej burzy nieba, wida byo trzy wiee - ratuszow, najblisz, dalej smuk, poyskujc w socu nowiutk czerwon dachwk wie kocioa witego Jana Ewangelisty, za ni za okrgy stob ksicego zamku. Wok wiey kocioa migay jaskki, sposzone niedawnym biciem dzwonw. Dzwony nie biy ju od adnych chwil paru, ale przesycone ozonem powietrze wci jeszcze zdawao si wibrowa ich dwikiem.

Dzwony cakiem niedawno biy te z wie kociow Najwitszej Marii Panny i Boego Ciaa. Wiee te nie byy jednak widoczne z okienka izdebki na poddaszu drewnianego budynku, niczym jaskcze gniazdo przylepionego do kompleksu hospicjum i klasztoru augustianw.

Bya pora seksty. Mnisi zaczli Deus in adiutorium. A Reinmar z Bielawy, zwany przez przyjaci Reynevanem, pocaowa spocony obojczyk Adeli von Stercz, wyzwoli si z jej obj i leg obok, dyszc, na pocieli gorcej od mioci.

Zza muru, od strony ulicy Klasztornej dolatyway krzyki, turkot wozw, guchy omot pustych beczek, piewny brzk cynowych i miedzianych naczy. Bya roda, dzie targowy, jak zwykle cigajcy do Olenicy mnstwo kupcw i kupujcych.

Memento, salutis Auctor

quod nostri guondam corporis,

ex illibata virgine

nascendo, formam sumpseris.

Maria mater gratiae,

mater misericordiae,

tu nos ab hoste protege,

et hora mortis suscipe... Tumaczenia aciskich hymnw, sentencji, swawolnych pieni, informacje bibliograficzne, a take rozmaite ciekawostki znajd Pastwo na kocu ksiki. Acz - z gry uprzedzamy - nie wszystkie. Opowie o Reynevanie to wszak fikcja literacka i cho dokadnie historycznie udokumentowana, to jednak wolna od przesadnie nabonego szacunku dla rde (przyp. wyd.).

Ju piewaj hymn, pomyla Reynevan, rozleniwionym ruchem obejmujc Adel, pochodzc z dalekiej Burgundii on rycerza Gelfrada von Stercz. Ju hymn. Nie do wiary, jak prdko przemijaj chwile szczcia. Chciaoby si, by trway wiecznie, a one przemijaj niczym sen jaki ulotny...

- Reynevan... Mon amour... Mj boski chopcze... - Adela drapienie i zachannie przerwaa jego senn zadum. Te bya wiadoma upywu czasu, ale najwyraniej nie mylaa trwoni go na filozoficzne rozwaania.

Adela bya cakiem, zupenie, najzupeniej naga.

Co kraj, to obyczaj, myla Reynevan, jake ciekawym jest poznawanie wiata i ludzi. lzaczki i Niemki, przykadowo, gdy przyjdzie co do czego, nigdy nie pozwalaj podcign sobie koszuli wyej ni do ppka. Polki i Czeszki podcigaj same i chtnie, powyej piersi, ale za nic w wiecie nie zdejm cakiem. A Burgundki, o, te momentalnie zrzucaj wszystko, ich gorca krew podczas miosnych uniesie nie znosi wida na skrze ani szmatki. Ach, c za rado poznawa wiat. Pikn musi by krain Burgundia. Pikny by musi tamtejszy krajobraz. Gry strzeliste... Pagrki strome... Doliny...

- Ach, aaach, mon amour - jczaa Adela von Stercz, lgnc do doni Reynevana caym swym burgundzkim krajobrazem.

Reynevan, nawiasem mwic, mia dwadziecia trzy lata i wiata pozna raczej niewiele. Zna bardzo mao Czeszek, jeszcze mniej lzaczek i Niemek, jedn Polk, jedn Cygank - a jeli szo o inne narodowoci, to tylko raz dosta kosza od Wgierki. Jego eksperiencje erotyczne w poczet imponujcych zaliczone nie mogy by wic adn miar, ba, byy, szczerze powiedziawszy, do mizerne, zarwno ilociowo jak i jakociowo. Ale i tak wbiy go w pych i zadufanie. Reynevan - jak kady buzujcy testosteronem modzik - mia si za wielkiego uwodziciela i miosnego eksperta, przed ktrym rd niewieci nie ma adnych tajemnic. Prawda jednak bya taka, ze dotychczasowe jedenacie schadzek z Adel von Stercz nauczyy Reynevana wicej o ars amandi ni cae trzyletnie studia w Pradze. Reynevan nie poapa si jednak, e to Adela uczy jego - pewien by, ze w grze jest tu jego samorodny talent.

Ad te levavi oculos meos

qui habitas in caelis

Ecce sicut oculi servorum

ad manum dominorum suorum.

Sicut oculi ancillae in manibus dominae suae

ita oculi nostri ad Dominum Deum nostrum,

Donec misereatur nostri

Miserere nostri Domine...

Adela chwycia Reynevana za kark i pocigna na siebie. Reynevan, uchwyciwszy to, co naleao, kocha j. Kocha mocno i zapamitale i - jakby tego byo mao - szepta jej do ucha zapewnienia o mioci. By szczliwy. Bardzo szczliwy.

Szczcie, ktrym wanie si upaja, Reynevan zawdzicza - porednio, ma si rozumie - witym Paskim. Bo to byo tak:

Czujc skruch za jakie grzechy, znane tylko jemu i jego spowiednikowi, lski rycerz Gelfrad von Stercz wybra si na p pokutn do grobu witego Jakuba. Ale w drodze zmieni plany. Uzna, e do Compostelli jest zdecydowanie za daleko, a poniewa wity Idzi te sroce spod ogona nie wylecia, tedy pielgrzymka do Saint-Gilles wystarczy w zupenoci. Ale do Saint-Gilles nie byo Gelfradowi dane dotrze rwnie. Dojecha tylko do Dijon, gdzie trafem pozna szesnastoletni Burgundk, przeliczn Adel de Beauvoisin. Adela, ktra Gelfrada zauroczya z kretesem, bya sierot, miaa dwch braci hulakw i lekkoduchw, ktrzy bez mrugnicia okiem wydali siostr za lskiego rycerza. Cho w mniemaniu braci lsk lea gdzie midzy Tygrysem a Eufratem, Stercz by w ich oczach idealnym szwagrem, nie wykca si bowiem zanadto w sprawie posagu. Tym to sposobem Burgundka trafia do Heinrichsdorfu, wsi pod Zibicami, ktr Gelfrad dziery jako nadanie. W Zibicach za, ju jako Adela von Stercz, wpada w oko Reynevanowi z Bielawy. Z wzajemnoci.

- Aaaach! - krzykna Adela von Stercz, zaplatajc nogi na plecach Reynevana. - Aaaaaaaach!

Nigdy w yciu nie doszoby do tego achania, wszystko skoczyoby si na rzucanych spojrzeniach i ukradkowych gestach, gdyby nie trzeci wity, Jerzy mianowicie. Na Jerzego bowiem Gelfrad von Stercz, podobnie jak reszta krzyowcw, kl si i przysiga, doczajc we wrzeniu roku 1422 do ktrej tam z rzdu krucjaty antyhusyckiej, organizowanej przez kurfirsta brandenburskiego i margrabiw Mini. Krzyowcy wielkich sukcesw wtedy na swe konto nie zapisali - weszli do Czech i bardzo szybko stamtd wyszli, walki z husytami nie ryzykujc w ogle. Ale cho walk nie byo, ofiary byy - jedn z nich okaza si Gelfrad wanie, ktry niezwykle gronie zama nog przy upadku z konia i obecnie, jak wynikao ze sanych do rodziny listw, nadal kurowa si gdzie w Pleissenlandzie. Adela za, somiana wdowa, mieszkajca w tym czasie wanie u rodziny ma w Bierutowic, moga bez przeszkd schodzi si z Reynevanem w izdebce w kompleksie olenickiego klasztoru augustianw, niedaleko szpitala, przy ktrym Reynevan mia sw pracowni.

Mnisi w kociele Boego Ciaa zaczli piewa drugi z trzech przewidzianych na sekst psalmw. Trzeba si pospieszy, pomyla Reynevan. Przy capitulum, a najdalej przy Kyrie, ani chwili po, Adela musi znikn z terenu hospicjum. Nikt nie powinien jej tu zobaczy.

Benedictus Dominus

qui non dedit nos

in captionem dentibus eorum.

Anima nostra sicut passer erepta est

de lagueo venantium...

Reynevan pocaowa Adel w biodro, potem za, natchniony mnisim piewem, mocno nabra powietrza w puca i zagbi si w kwiaty henny i nardu, w szafran, w wonn trzcin i cynamon, w mirr i aloes, i we wszelkie drzewa ywiczne. Adela, wyprona, wyprostowaa rce i wpia mu palce we wosy, agodnymi ruchami bioder wspierajc jego biblijne inicjatywy.

- Och, oooooch.... Mon amour... Mon magicien... Boski chopcze... Czarodzieju...

Qui confidunt in Domino, sicut mons Sion

non commovebitur in aeternum,

qui habitat in Hierusalem...

Ju trzeci psalm, pomyla Reynevan. Jake ulotne s chwile szczcia...

- Reuertere - zamrucza, klkajc. - Obr si, obr, Szulamitko.

Adela obrcia si, uklka i pochylia, chwytajc mocno lipowych desek wezgowia i prezentujc Reynevanowi cae olniewajce pikno swego rewersu. Afrodyta Kallipygos, pomyla, zbliajc si do niej. Antyczne skojarzenie i erotyczny widok sprawiy, e zblia si niczym dopiero co wspomniany wity Jerzy, szarujcy z nastawion kopi na smoka z Syleny. Klczc za Adel jak krl Salomon za tronem z drzewa libaskiego, uchwyci j oburcz za winnice Engaddi.

- Do klaczy w zaprzgu faraona - wyszepta, schylony nad jej karkiem, ksztatnym jak wiea Dawida - porwnam ci, przyjaciko moja.

I porwna. Adela krzykna przez zacinite zby. Reynevan wolno przesun donie wzdu jej mokrych od potu bokw, wspi si na palm i pochwyci gazki jej owocem brzemienne. Burgundka odrzucia gow jak klacz przed skokiem przez przeszkod.

Quia non relinguet

Dominus virgam peccatorum,

super sortem iustorum

ut non extendant iusti

ad iniguitatem manus suas...

Piersi Adeli skakay pod doni Reynevana jak dwoje kolt, blinit gazeli. Podoy drug do pod jej gaj granatw.

- Duo... ubera tua - jcza - sicut duo... hinuli capreae gemelli... qui pascuntur... in liliis... Umbilicus tuus crater... tornatilis numquam... indigens poculis... Venter tuus... sicut aceruus... tritici uallatus liliis...

- Ach... aaaach... aaach... - kontrapunktowaa nie znajca aciny Burgundka.

Gloria Patri, et Filio et Spiritui sancto. Sicut erat in principio, et nunc, et semper et in saecula saeculorum, Amen. Alleluia!

Mnisi piewali. A Reynevan, caujc kark Adeli von Stercz, zapamitay, oszalay, biegnc przez gry, skaczc po pagrkach, saliens in montibus, transiliens colles, by dla kochanki niczym mody jele na grach balsamowych. Super montes aromatum.

Uderzone drzwi otwary si z hukiem i impetem, i to takim, e wyrwany z odrzwi skobel wylecia przez okno jak meteor. Adela wrzasna cienko i przeraliwie. A do izdebki wpadli bracia von Stercz. Z miejsca dao si miarkowa, e nie bya to wizyta przyjacielska.

Reynevan stoczy si z ka, odgrodzony nim od intruzw porwa swe ubranie i j je pospiesznie wdziewa. Udao mu si to w znacznej mierze, ale tylko dlatego, e frontalny atak bracia Sterczowie zwrcili ku bratowej.

- Ty dziwko! - zarycza Morold von Stercz, wywlekajc nag Adel z pocieli. - Ty wstrtna dziwko!

- Ty gamratko rozwiza! - zawtrowa Wittich, jego starszy brat. Za Wolfher, najstarszy po Gelfradzie, nie otworzy nawet ust, blada wcieko odebraa mu mow. Z rozmachem uderzy Adel w twarz. Burgundka wrzasna. Wolfher poprawi, tym razem na odlew.

- Nie wa si jej bi, Stercz! - zakrzycza Reynevan, a gos ama mu si i dygota z popochu i paraliujcego uczucia bezsiy, powodowanych przez na wp wcignite spodnie. - Nie wa si, syszysz?

Okrzyk wywar skutek, cho nie cakiem zamierzony. Wolfher i Wittich, zapominajc na chwil o niewiernej bratowej, przyskoczyli do Reynevana. Na chopca zwali si grad uderze i kopniakw. Skuli si pod ciosami, miast broni si czy zasania, uparcie wciga spodnie - jak gdyby nie byy to spodnie wcale, lecz jaka magiczna, zdolna zabezpieczy i uchroni od ran zbroja, jaki zaklty pancerz Astolfa czy Amadisa z Walii. Ktem oka dostrzeg, jak Wittich dobywa noa. Adela wrzasna.

- Zostaw - warkn na brata Wolfher. - Nie tu!

Reynevan zdoa unie si na kolana. Wittich, rozjuszony, z bia a z wciekoci twarz, doskoczy i waln go pici, ciskajc znowu o podog. Adela zakrzyczaa widrujco, krzyk urwa si, gdy Morold uderzy j w twarz i targn za wosy.

- Nie wacie si... - wyjcza Reynevan - ...jej bi, ajdacy!

- Ty psi synu! - wrzasn Wittich. - Poczekaj no!

Przyskoczy, uderzy, kopn raz, drugi. Przy trzecim Wolfher powstrzyma go.

- Nie tu - powtrzy spokojnie, a by to spokj zowrogi - Na podwrzec z nim. Zabieramy go do Bierutowa. T dziwk te.

- Jestem niewinna! - zawya Adela von Stercz. - On mnie zauroczy! Oczarowa! To czarownik! Le sorcier! Le diab...

Morold uci sowo, stumi je uderzeniem.

- Zamilcz, popiego - warkn. - Jeszcze damy ci sposobno pokrzycze. Zaczekaj jeno mao.

- Nie wacie si jej bi! - wrzasn Reynevan.

- Tobie te - dorzuci ze swym gronym spokojem Wolfher - damy sposobno pokrzycze, kogutku. Nue, na dwr z nim.

Droga z poddasza wioda po do stromych schodach. Bracia von Stercz strcili z owych Reynevana, chopiec spad na podest, druzgocc sob cz drewnianej balustradki. Nim zdoa si unie, zapali go znowu i zrzucili wprost na podwrzec, na piach udekorowany parujcymi kupami koskiego nawozu.

- Prosz, prosz, prosz - powiedzia trzymajcy konie Nika Stercz, najmodszy z braci, wyrostek zaledwie. - Kt to nam tu spad? Byby to Reinmar Bielau?

- Oczytany mdrala Bielau - parskn stajc nad gramolcym si z piachu Reynevanem Jencz von Knobelsdorf, zwany Puchaczem, kmotr i familiant Sterczw. - Wyszczekany mdrala Bielau!

- Poeta zafajdana - doda Dieter Haxt, kolejny przyjaciel rodziny. - Abelard jeden!

- A eby mu udowodni, e i my oczytani - powiedzia schodzcy ze schodw Wolfher - to mu si zrobi to samo, co Abelardowi, zapanemu u Heloizy. Kropka w kropk to samo. Co, Bielawa? Jak ci si umiecha by kaponem?

- Chdo si, Stercz.

- Co? Co? - cho wydawao si to niemoliwe, Wolfher Stercz zblad jeszcze bardziej. - Kogutek jeszcze omiela si rozwiera dziobek? Omiela si pia? Daj mi bykowiec, Jencz!

- Nie miej go bi! - zupenie niespodziewanie rozdara si sprowadzana po schodach Adela, ubrana ju, acz niekompletnie. - Nie odwa si! Bo po wszystkich rozgosz, jaki ty! e si sam do mnie zaleca, obmacywa i do rozpusty namawia! Za brata plecami! e mi zemst przyrzek, gdym ci precz przegnaa! Dlatego teraz taki... Taki...

Zabrako jej niemieckiego sowa, przez co ca tyrad diabli wzili. Wolfher zamia si tylko.

- Juci! - zakpi. - Bdzie to kto sucha Francuzicy, kurwy wszetecznej. Bykowiec, Puchacz!

Na podwrcu zaczernio si nagle od augustiaskich habitw.

- Co tu si dzieje? - krzykn sdziwy przeor Erazm Steinkeller, chudy i bardzo poky staruszek. - C czynicie, chrzecijanie?

- Poszli won! - zarycza Wolfher, strzelajc z bykowca. - Won, golone pay, won, do brewiarza, do modlitwy! Nie miesza si do spraw rycerskich, bo bieda wam bdzie, czarnuchy!

- Panie - przeor zoy pokryte brunatnymi plamami donie - wybacz im, albowiem nie wiedz, co czyni. In nomine Patris, et Filii...

- Morold, Wittich! - wrzasn Wolfher. - Dawa tu gamratk! Jencz, Dieter, w pta gaszka!

- A moe - wykrzywi si milczcy dotd Stefan Rotkirch, kolejny przyjaciel domu - za koniem go krzynk powczym?

- Moe by. Ale wpierw go owicz!

Zamierzy si na wci lecego Reynevana biczem, ale nie uderzy, chwycony za rk przez brata Innocentego. Brat Innocenty by susznego wzrostu i postury, co zna byo nawet mimo pokornego mniszego przygarbienia. Jego chwyt unieruchomi rk Wolfhera niczym elazna kluba.

Stercz zakl spronie, wyszarpn si i z moc pchn zakonnika. Ale z rwnym powodzeniem mg pchn stolb olenickiego zamku. Brat Innocenty, przezywany przez konfratrw bratem Insolentym, nawet nie drgn. Sam natomiast zrewanowa si pchniciem, ktre cisno Wolfherem przez p podwrza i zwalio na kup obornika.

Przez moment panowaa cisza. A potem wszyscy rzucili si na wielkiego mnicha. Puchacz, pierwszy, ktry doskoczy, dosta w zby i pokula si po piasku. Morold Stercz, walnity w ucho, podrepta w bok z bdnym wzrokiem. Reszta oblaza augustianina jak mrwki. Wielka posta w czarnym habicie zupenie znika pod ciosami i kopniakami. Brat Insolenty, cho tgo bity, rewanowa si jednak rwnie tgo i zupenie nie po chrzecijasku, cakiem, ale to cakiem wbrew pokornej regule witego Augustyna.

Na ten widok zdenerwowa si staruszek przeor. Poczerwienia jak winia, zarycza jak lew i rzuci si w bitewn gstw, rac na prawo i lewo srogimi ciosami palisandrowego krucyfiksu.

- Pax! - wrzeszcza, bijc. - Pax! Vobiscum! Miuj bliniego! Swego! Proximum tuum! Sicut te ipsum! Skurwysyny!

Dieter Haxt kropn go pici. Staruszek nakry si nogami, jego sanday wyfruny w gr, opisujc w powietrzu malownicze trajektorie. Augustianie podnieli krzyk, kilku za nie wytrzymao i runo w bj. Na podwrcu zakotowao si nie na arty.

Wypchnity z zamtu Wolfher Stercz doby korda i wywin nim - grozio, e poleje si krew. Ale Reynevan, ktry zdoa ju wsta, zdzieli go w potylic trzonkiem podniesionego z ziemi bykowca. Stercz zapa si za gow i obrci, wtedy Reynevan z rozmachem chlasn go batem przez twarz, Wolfher upad. Reynevan rzuci si do koni.

- Adela! Tutaj! Do mnie!

Adela nawet nie drgna, a malujca si na jej twarzy obojtno zadziwiaa. Reynevan wskoczy na siodo. Ko zara i zataczy.

- Adeeelaaa!

Morold, Wittich, Haxt i Puchacz ju biegli ku niemu. Reynevan obrci konia, gwizdn przeszywajco i run w galop, prosto w furt.

- Za nim! - zarycza Wolfher Stercz. - Na ko i za nim!

Pierwsz myl Reynevana byo ucieka w stron bramy Mariackiej i dalej, za miasto, w Spalickie Lasy. Ulica Krowia okazaa si jednak w kierunku bramy kompletnie zapchana wozami, popdzany i poszony krzykiem obcy ko wykaza nadto mnstwo wasnej inicjatywy, w rezultacie ktrej, zanim tak na dobre zorientowa si w sprawie, Reynevan mkn ju cwaem w stron rynku, rozbryzgujc boto i rozpraszajc przechodniw. Nie musia si oglda, by wiedzie, ze pogo ma na karku. Sysza dudnienie kopyt, renie koni, dzikie ryki Sterczw i wcieke wrzaski potrcanych ludzi.

Uderzy konia pit w sabizn, w cwale zawadzi i obali nioscego kosz piekarza, chleby, buy i rogale gradem poleciay w boto, w ktre za chwil wgnioty je podkowy koni Sterczw. Reynevan nie obejrza si nawet, bardziej ni to, co za nim, interesowao go, co przed nim, a przed nim rs w oczach wzek z pitrzcym si wysoko chrustem. Wzek tarasowa niemal ca uliczk, a w miejscu, ktrego nie tarasowa, kucaa grupka pnagich dzieci, zajtych wygrzebywaniem z gnoju czego niezwykle interesujcego.

- Mamy ci, Bielau! - zarycza z tyu Wolfher Stercz, te widzc, co na drodze.

Ko rwa tak, e nie byo mowy o wstrzymaniu go. Reynevan przywar do grzywy i zamkn oczy. Dziki temu nie widzia, jak pnagie dzieciaki rozprysny si z szybkoci i gracj szczurw. Nie obejrza si, nie widzia wic rwnie, jak cigncy wzek z chrustem chop w baranicy obrci si, ogupiay nieco, obracajc zarazem dyszel i wzek. Nie widzia te tego, jak na obrcony wzek wpadli Sterczowie. Ani tego, jak Jencz Knobelsdorf wyfrun z sioda i zmit sob poow wiezionego na wzku chrustu.

Reynevan przecwaowa witojask, midzy ratuszem a domem burmistrza, w penym pdzie wpad na ogromny olenicki rynek. Problem polega na tym, e rynek, cho ogromny, roi si od ludzi. I rozptao si pandemonium. Biorc kierunek na poudniow pierzej i widoczny nad ni pkaty czworobok wiey nad Bram Oawsk, Reynevan galopowa wrd ludzi, koni, wow, wi, wozw i straganw, zostawiajc za sob pobojowisko. Ludzie wrzeszczeli, wyli i klli, bydo ryczao, nierogacizna kwiczaa, przewracay si kramy i awki, z ktrych gradem leciay dokoa najrozmaitsze przedmioty -garnki, miski, cebry, motyki, oogi, rybackie wicierze, owcze skry, filcowe czapki, lipowe yki, ojowe wiece, apcie z yka i gliniane kogutki z gwizdawk. Deszczem sypay si te wok produkty spoywcze - jaja, sery, wypieki, groch, kasza, marchew, rzepa, cebula, nawet ywe raki. Latao w obokach pierza i daro si na rne gosy najrozmaitsze ptactwo. Wci siedzcy na karku Reynevana Sterczowie dopeniali dziea zniszczenia.

Sposzony przelatujc mu tu przed nosem gsi ko Reynevana szarpn si i wpad na stragan z rybami, druzgoczc skrzynki i wywalajc beczki. Rozsierdzony rybak z rozmachem waln kaszorkiem, chybiajc Reynevana, ale trafiajc w zad konia. Ko zara i rzuci si w bok, przewracajc przenony kram z nimi i tasiemkami, przez kilka sekund taczy w miejscu, taplajc si w srebrzystej i mierdzcej masie poci, leszczy i karasi, pomieszanych z feeri kolorowych szpulek. Reynevan nie spad jedynie cudem. Ktem oka dostrzeg, jak handlarka nici biegnie ku niemu z wielkim toporem, Bg jeden tylko wie, do czego sucym w nicianym handlu. Wyplu przyklejone do warg gsie pierze, opanowa konia i pogalopowa w uliczk Rzenicz, skd, jak wiedzia, do Bramy Oawskiej byo ju tu-tu.

- Jaja ci urw, Bielawa! - rycza z tyu Wolfher Stercz. - Urw i do gardzieli wtocz!

- Cauj mnie w rzy!

cigajcych byo ju tylko czterech - Rotkircha cignli z konia i turbowali wanie rozjuszeni rynkowi przekupnie.

Reynevan pomkn jak strzaa szpalerem wiszcych za nogi tusz. Rzenicy uskakiwali w popochu, ale i tak obali jednego, nioscego na ramieniu wielki woowy udziec. Obalony run wraz z udcem pod kopyta konia Witticha, ko sposzy si i stan dba, z tyu wpad na niego ko Wolfhera. Wittich zlecia z kulbaki wprost na rzenicz lad, nosem w wtroby, pucka i cynadry, z gry spad na niego Wolfher. Stopa uwiza mu w strzemieniu, nim si wyzwoli, rozwali sob spor cz jatek i po uszy utyta w bocie i jusze.

Reynevan szybko i w ostatniej chwili schyli si na koski kark, mieszczc si tym samym pod drewnianym szyldem z wymalowanym bem prosiaka. Nastpujcy mu na pity Dieter Haxt nie zdy si schyli. Decha z konterfektem radonie umiechnitej winki walna go w czoo, a si rozlego. Dieter wylecia z kulbaki, run na kup odpadkw, poszc koty. Reynevan obejrza si. ciga go ju tylko Nika.

W penym galopie wypad z zauka rzenikw na placyk, na ktrym pracowali garbarze. A gdy wprost przed nosem wyrs mu nagle obwieszony mokrymi skrami stela, poderwa konia i zmusi go do skoku. Ko skoczy. A Reynevan nie spad. Znowu cudem.

Nika nie mia tyle szczcia. Jego ko wry si przed stelaem i staranowa go, lizgajc si w bocie, skrawkach misa i tustych ochapach. Najmodszy Stercz fikn przez koski eb. Bardzo, ale to bardzo pechowo. Pachwin i brzuchem wprost na pozostawion przez garbarzy kos do mizdrowania.

Pocztkowo Nika w ogle nie poj tego, co si stao. Zerwa si z ziemi, dopad konia, dopiero gdy wierzchowiec zachrapa i odstpi, ugiy si pod nim i zamay kolana. Nadal niezbyt wiedzc, co si dzieje, najmodszy Stercz pojecha po bocie za cofajcym si i chrapicym panicznie koniem. Wreszcie puci wodze i sprbowa wsta. Zorientowa si, e co jest nie tak, spojrza na swj brzuch. I zakrzycza.

Klcza pord szybko rosncej kauy krwi.

Nadjecha Dieter Haxt, wstrzyma konia, zeskoczy z sioda. To samo zrobili po chwili Wolfher i Wittich Sterczowie.

Nika usiad ciko. Spojrza znowu na swj brzuch. Krzykn, a potem rozpaka si. Oczy zaczy zachodzi mu mg - Chlustajca z niego krew mieszaa si z krwi zarnitych tu rankiem wow i wieprzy.

- Nikaaaa!

Nika Stercz zakaszla, zachysn si. I umar.

- Ju nie yjesz, Reynevanie Bielau! - zarycza w kierunku bramy blady z wciekoci Wolfher Stercz. - Dopadn ci, zabij, zniszcz, wygubi wraz z caym twym mijowym rodem! Wraz z caym twym mijowym rodem, syszysz?

Reynevan nie sysza. Wrd omotu podkw o dyle mostu wyjeda wanie z Olenicy i wali na poudnie, wprost na wrocawski trakt.

Rozdzia drugi

w ktrym czytelnik dowiaduje si o Reynevanie jeszcze wicej, a to z rozmw, jakie o nim wiod rni ludzie, tak yczliwi, jak i wprost przeciwnie. W tym czasie sam Reynevan bka si po pod-olenickich lasach. Opisu tego bkania autor czytelnikowi skpi, tote czytelnik, nolens volens, musi sam je sobie wyobrazi.

- Siadajcie, siadajcie za st, panowie - zaprosi rajcw Bartomiej Sachs, burmistrz Olenicy. - Co kaza poda? Z win, szczerze rzekszy, nie mam niczego, czym bym mg zaimponowa. Lecz piwo, oho, dzi mi wprost ze widnicy dowieziono, przedni leak, pierwszego waru, z gbokiej zimnej piwniczki.

- Piwa tedy, piwa, panie Bartomieju - zatar donie Jan Hofrichter, jeden z bogatszych kupcw miasta. - Nasz to trunek, piwo, winem niechaj szlachta i rni pankowie trzewia sobie kwasz... Z przeproszeniem waszej wielebnoci...

- Nic to - umiechn si ksidz Jakub von Gall, proboszcz od witego Jana Ewangelisty. - Jam ju nie szlachcic, jam pleban. A pleban, jak z samej nazwy zgadniesz, zawdy z ludem, tedy i mnie piwem gardzi nie przystoi. A napi si mog, bo nieszpr odprawiony.

Siedli za stoem, w wielkiej, niskiej, surowo bielonej ratuszowej sali, zwykym miejscu obrad magistratu. Burmistrz na swym zwykym krzele, plecami do komina, ksidz Gall obok, twarz ku oknu. Naprzeciw siad Hofrichter, obok niego ukasz Frydman, wzity i majtny zotnik, w swym modnie watowanym wamsie i aksamitnym rondlecie na ufryzowanej gowie wygldajcy icie jak szlachcic. Burmistrz odchrzkn, nie czekajc na sub z piwem, rozpocz.

- I c to mamy? - przemwi, splatajc donie na wydatnym brzuchu. - C to zafundowa nam raczyli w naszym grodzie szlachetni pasowani panowie rycerze? Bijatyka u augustianw. Konne, tego tam, gonitwy ulicami miasta. Tumult na rynku, kilku poturbowanych, w tym jedno dziecko powanie. Poniszczony dobytek, zmarnowany towar. Znaczne straty, tego tam, materialne, do odwieczerza niemal pchali mi si tu mercatores et institores z daniami odszkodowa. Zaprawd, powinienem odsya ich z pretensjami do panw Sterczw, do Bierutowa, Lednej i Sterzendorfu,

- Lepiej nie - poradzi sucho Jan Hofrichter. - Cho i jam zdania, ze panowie rycerze ostatnio ponad miar si nam rozwydrzyli, nie lza zapomina ni o sprawy przyczynach, ni o skutkach owej. Skutkiem za, skutkiem tragicznym, jest mier modego Niklasa de Stercz. A przyczyn: wszeteczestwo i rozpusta. Sterczowie bronili honoru brata, gonili za gaszkiem, co bratow uwid, skala oe maeskie. Prawda, ze w zapale przesadzili owsinek...

Kupiec umilk pod znaczcym spojrzeniem ksidza Jakuba. Bo gdy ksidz Jakub sygnalizowa spojrzeniem ch wypowiedzenia si, milk nawet sam burmistrz. Jakub Gall by nie tylko proboszczem miejskiej fary, ale zarazem sekretarzem ksicia olenickiego Konrada i kanonikiem w kapitule katedry wrocawskiej.

- Cudzostwo jest grzechem - przemwi ksidz, prostujc za stoem sw chud posta. - Cudzostwo jest te przestpstwem. Ale za grzechy karze Bg, a za przestpstwa prawo. Samosdw za i mordw nie usprawiedliwia nic.

- O to, to - wpad w credo burmistrz, ale zaraz umilk i powici si piwu, ktre wanie podano.

- Nika Stercz, co nas boli wielce - doda ksidz Gall - zgin tragicznie, ale wskutek nieszczliwego wypadku. Ale gdyby Wolfher z kompani dopadli Reinmara de Bielau, mielibymy w naszej jurysdykcji do czynienia z zabjstwem. Nie wiada zreszt, czy nie bdziemy mieli. Przypominam, e przeor Steinkeller, dotkliwie pobity przez Sterczw witobliwy starzec, ley bez ducha u augustianw. Jeli z tego pobicia zemrze, bdzie problem. Dla Sterczw wanie.

- Wzgldem za przestpstwa cudzostwa - zotnik ukasz Frydman przyjrza si piercieniom na swych wypielgnowanych palcach - to zwacie, panowie szanowni, e nie nasza to wcale jurysdykcja. Cho w Olenicy miaa miejsce rozpusta, delikwenci nie nam podlegaj. Gelfrad Stercz, zdradzony maonek, jest wasalem ksicia zibickiego. Podobnie uwodziciel, mody medyk Reinmar de Bielau...

- U nas si zdarzya rozpusta i u nas byo przestpstwo - rzek twardo Hofrichter. - I to niebahe, jeli temu wierzy, co maonka Sterczowa u augustianw wyznaa. e j medykus czarami omami i czarnoksistwem do grzechu przywid. Przymusi niechcc.

- Wszystkie tak mwi - zahucza z wntrza kufla burmistrz.

- Zwaszcza - doda bez emocji zotnik - kiedy im n do garda przykada kto pokroju Wolfhera de Stercz. Dobrze powiedzia wielebny ojciec Jakub, e cudzostwo to przestpstwo, crimen, a jako takie wymaga ledztwa i sdu. Nie chcemy tu rodowych wrd ani bitew na ulicach, nie dopucimy, by rozbestwieni pankowie podnosili tu rk na duchownych, wywijali noami i tratowali ludzi na placach. W widnicy za to, e patnerza uderzy i kordem grozi, poszed do wiey jeden z Pannewitzw. I tak ma by. Nie mog wrci czasy rycerskiej samowoli. Sprawa musi trafi przed ksicia.

- Tym bardziej - potwierdzi kiwniciem gowy burmistrz - e Reinmar z Bielawy to szlachcic, a Adela Sterczowa to szlachcianka. Jego nie moemy wychosta ani jej jak byle gamratk z miasta wywici. Sprawa musi i przed ksicia.

- Spieszy si z tym nie naley - oceni, patrzc w sufit, proboszcz Jakub Gall. - Ksi Konrad wyjeda do Wrocawia, przed wyjazdem bez liku spraw ma na gowie. Plotki, jak to plotki, zapewne ju do niego dotary, ale nie czas, by plotki te uoficjalnia. Do bdzie spraw ksiciu przedoy, gdy wrci. Do tego czasu wiele samo moe si rozwiza.

- Te tak uwaam - kiwn znowu gow Bartomiej Sachs.

- I ja - doda zotnik.

Jan Hofrichter poprawi kuni kopak, zdmuchn pian z kufla.

- Ksicia - orzek - informowa pki co nie stoi, zaczekamy, a wrci, w tym zgadzam si z wami, szanowni. Ale wite Oficjum powiadomi mus nam. I to szybko. O tym, comy u medykusa w pracowni znaleli. Nie krcie gow, panie Bartomieju, nie rbcie min, cny panie ukaszu. A wy, wielebny, nie wzdychajcie i nie liczcie much na powale. Tak mi do tego pilno jako i wam, tak samo pragn tu Inkwizycji jak i wy. Ale przy otwarciu pracowni byo wiele osb. A gdzie jest wiele osb, tam zawsze, wielce odkrywczy chyba nie bd, przynajmniej jeden si znajdzie taki, co Inkwizycji donosi. A gdy si zjawi w Olenicy wizytator, nas pierwszych zapyta, czemumy zwlekali.

- Ja za - proboszcz Gall oderwa wzrok od sufitu - zwok wyjani. Ja, osobicie. Bo moja to fara i na mnie spoczywa obowizek informowania biskupa i inkwizytora papieskiego. Do mnie te naley ocena, czy zaistniay okolicznoci, wzywanie i trudzenie kurii i Oficjum uzasadniajce.

- Czarownictwo, o ktrym wydzieraa si u augustianw Adela Sterczowa, okolicznoci nie jest? Pracownia nie jest? Alchemiczny alembik i pentagram na pododze nie s? Mandragora? Trupie czaszki, trupie rce? Krysztay i zwierciada? Butle i flakony diabli wiedz z jakim plugastwem czy jadem? aby i jaszczurki w sojach? Okolicznociami nie s?

- Nie s. Inkwizytorzy to ludzie powani. Ich rzecz to inquisitio de articulis fidei. Nie za babskie bajania, zabobony i aby, tymi ani myl zawraca im gowy.

- A ksigi? Te, ktre tutaj le?

- Ksigi - odrzek spokojnie Jakub Gall - naley wpierw przestudiowa. Wnikliwie i bez popiechu. wite Oficjum nie zabrania czytania. Ani posiadania ksig.

- We Wrocawiu - rzek ponuro Hofrichter - dopiero co dwch poszo na stos. Wie gosi, e za posiadane ksigi wanie.

- Bynajmniej nie za ksigi - zaprzeczy sucho proboszcz - lecz za kontumacj, za hard odmow wyparcia si goszonych treci, w ksigach owych zawartych. Wrd ktrych byy pisma Wiklefa i Husa, lollardzki Floretus, artykuy praskie i liczne inne husyckie libelle i manifesty. Czego podobnego nie widz tu, wrd ksiek zarekwirowanych w pracowni Reinmara z Bielawy. Widz tu niemal wycznie dziea medyczne. Bdce zreszt w wikszoci, lub w caoci nawet, wasnoci scriptorium klasztoru augustianw.

- Powtarzam - Jan Hofrichter wsta, podszed do wyoonych na stole ksig. - Powtarzam, wcale mi si nie pali ani do biskupiej, ani do papieskiej inkwizycji, na nikogo donosi nie chc i nikogo widzie skwierczcym na stosie. Ale tu i o nasze zadki idzie. By i nas o te ksigi nie oskarono. A c tu mamy? Prcz Galena, Pliniusza i Strabona? Saladinus de Asculo, Compendium aromatorium. Scribonius Largus, Compositiones medicamentorum. Bartolomeus Anglicus, De proprietatibus rerum, Albertus Magnus, De vegetalibus et plantis... Magnus, ha, przydomek icie godny czarownika. A tu, prosz bardzo, Sabur ben Sahl... Abu Bekr al-Razi... Poganie! Saraceni!

- Tych Saracenw - wyjani spokojnie, ogldajc swe piercienie, ukasz Frydman - wykada si na chrzecijaskich uniwersytetach. Jako medyczne autorytety. A wasz czarownik to Albert Wielki, biskup Ratyzbony, uczony teolog.

- Tak powiadacie? Hmmm... Spjrzmy dalej... O! Causae et curae, napisane przez Hildegard z Bingen. Pewnie czarownica, ta Hildegarda!

- Nie bardzo - umiechn si ksidz Gall. - Hildegarda z Bingen, prorokini, zwana Sybill Resk. Zmara w aurze witoci.

- Ha. Ale jeli tak twierdzicie... A c to jest? John Gerard, Generall... Historie... of Plantes... Ciekawe, po jakiemu to, po ydowsku chyba. Ale to pewnie kolejny jaki wity. Tu za mamy Herbarius, przez Thomasa de Bohemia...

- Jak powiedzielicie? - unis gow ksidz Jakub. - Tomasza Czecha?

- Tak tu stoi.

- Pokacie. Hmmm... Ciekawe, ciekawe... Wszystko, jak si okazuje, zostaje w rodzinie. I wok rodziny si krci.

- Jakiej rodziny?

- Tak rodzinnej - ukasz Frydman nadal zdawa si interesowa wycznie swymi piercieniami - e bardziej nie mona. Tomasz Czech, czyli Behem, autor tego Herbariusa, to pradziad naszego Reinmara, amatora cudzych on, ktry tyle nam narobi zamieszania i kopotw.

- Tomasz Behem, Tomasz Behem - zmarszczy czoo burmistrz. - Zwany te Tomaszem Medykiem. Syszaem. By druhem ktrego z ksit... Nie pamitam...

- Ksicia Henryka VI Wrocawskiego - pospieszy ze spokojnym wyjanieniem zotnik Frydman. - Faktycznie by w Tomasz jego przyjacielem. Wybitny by to pono uczony, zdolny lekarz. Studiowa w Padwie, w Salerno i Montpellier...

- Mwili te - wtrci Hofrichter, ju od paru chwil kiwniciami gowy potwierdzajcy, e rwnie sobie przypomnia - e by czarownikiem i kacerzem.

- Przyczepie si, panie Janie - skrzywi si burmistrz - do tego czarownictwa jako pijawka. Daruje sobie.

- Tomasz Behem - pouczy surowym z lekka gosem proboszcz - by duchownym. Kanonikiem wrocawskim, potem nawet sufraganem diecezji. I tytularnym biskupem Sarepty. Zna osobicie papiea Benedykta XII.

- O owym papieu te rnie mwiono - nie myla rezygnowa Hofrichter. - A zdarzao si czarownictwo i midzy infuatami. Inkwizytor Schwenckefeld, za jego czasu...

- Ostawcie to wreszcie - uci ksidz Jakub. - Co innego nas tu zajmowa winno.

- W samej rzeczy - potwierdzi zotnik. - Ja akurat wiem, co Ksi Henryk nie mia mskiego potomka, mia tylko trzy crki. Z najmodsz, Magorzat, nasz ksidz Tomasz pozwoli sobie na romans.

- Ksi do tego dopuci? A taka bya to przyja?

- Ksi nie y ju wwczas - wyjani znowu zotnik. - Ksina Anna za albo nie widziaa, co si wici, albo widzie nie chciaa. Tomasz Behem nie by jeszcze wwczas biskupem, ale by w znakomitej komitywie z reszt lska: z Henrykiem Wiernym na Gogowie, Kazimierzem na Cieszynie i Frysztacie, Bolkiem Maym widnicko-jaworskim, Wadysawem bytomsko-kozielskim, Ludwikiem z Brzegu. Bo te i wyobracie sobie, panowie, kto, kto nie tylko e bywa w Awinionie u Ojca witego, ale jeszcze potrafi usun kamienie moczowe tak zrcznie, e pacjent nie do, e po operacji ma jeszcze kuk, to owa nawet mu staje. Jeli nawet nie codziennie, to jednak. Cho moe i brzmi to jak krotochwila, ja bynajmniej nie artuj. Powszechnie si mniema, e to dziki Tomaszowi do dzi mamy jeszcze Piastw na lsku. Pomaga bowiem z rwn wpraw mczyznom, jak i kobietom. A take parom, jeli panowie rozumiej, co mam na myli.

- Boj si - rzek burmistrz - e nie.

- Potrafi pomc stadu, ktremu nie wiodo si w onicy. Teraz rozumiecie?

- Teraz tak - kiwn gow Jan Hofrichter. Znaczy si wrocawsk ksiniczk przechdoy te pewnie wedle medycznej sztuki. Naturalnie byo z tego dziecko.

- Naturalnie - potwierdzi ksidz Jakub. - Spraw zaatwiono zwyk mod. Magorzat zamknito u klarysek, dzieciak trafi do Olenicy, do ksicia Konrada. Konrad wychowywa go jak syna. Tomasz Behem stawa si coraz wiksz figur, wszdzie, na lsku, w Pradze u cesarza Karola IV, w Awinionie, dlatego chopak karier mia zapewnion ju w dziecistwie. Karier duchown, ma si rozumie. Zalen od tego, jakim wykae si rozumem. Byby gupi, dostaby wiejsk far. Byby rednio gupi, zrobiono by go opatem gdzie u cystersw. Byby mdry, czekaa na niego kapitua ktrej z kolegiat.

- Jaki si okaza?

- Niegupi. Przystojny jak ojciec. I waleczny. Zanim ktokolwiek zdoa co przedsiwzi, przyszy ksidz ju bi si z Wielkopolanami u boku modszego ksicia, przyszego Konrada Starego. Bi si tak dzielnie, e nie byo wyjcia, pasowano go na rycerza. Z nadaniem. Tym to sposobem umar ksiyk Tymo, niech yje ritter Tymo Behem z Bielawy, von Bielau. Rycerz Tymo, ktry wkrtce niele si skoligaci, polubiajc najmodsz crk Heidenreicha Nostitza.

- Nostitz da crk kleszemu bkartowi?

- Klecha, rodzic bkarta, zosta tymczasem wrocawskim sufraganem i biskupem Sarepty, zna si z Ojcem witym, doradza Wacawowi IV i by za pan brat ze wszystkimi ksitami lska. Stary Heidenreich zapewne sam i ochotnie snbi mu creczk.

- To moliwe.

- Ze zwizku Nostitzwny z Tymonem de Bielau zrodzili si Henryk i Tomasz. W Henryku odezwaa si wida krew dziada, bo zosta ksidzem, odby studia w Pradze i do mierci, cakiem niedawnej, by scholastykiem u witego Krzya we Wrocawiu. Tomasz za poj Boguszk, crk Mikszy z Prochowic i spodzi z ni dwoje dzieci. Piotra, zwanego Peterlinem, i Reinmara, zwanego Reynevanem. Peterlin, czyli Pietruszka, i Reynevan, czyli Wrotycz. Takie warzywno-zioowe cognomeny, pojcia nie mam, sami sobie je wydumali czy to fantazja ojca. w za, jeli ju przy nim jestemy, poleg pod Tannenbergiem.

- Po czyjej strome? - Po naszej, chrzecijaskiej. - Jan Hofrichter pokiwa gow, ykn z kufla.

- A w Reinmar-Reynevan, zwyky dobiera si do cudzych on... Kim on jest u augustianw? Oblatem? Konwersem? Nowicjuszem?

- Reinmar Bielau - umiechn si ksidz Jakub - jest medykiem, szkolonym w Pradze, na Uniwersytecie Karola. Jeszcze przed studiami chopiec uczy si w szkole katedralnej we Wrocawiu, potem poznawa arkana zielarstwa u aptekarzy widnickich i u duchakw w hospicjum brzeskim. To wanie duchacy i stryj Henryk, scholastyk wrocawski, umiecili go u naszych augustianw, w leczeniu zioami wyspecjalizowanych. Chopak uczciwie i z sercem, dowodzc powoania, popracowa dla szpitala i leprozorium. Potem, jak si rzeko, studiowa medycyn w Pradze, te zreszt za protekcj stryja i za pienidze, jakie stryj mia z kanonii. Na studiach przykada si wida, bo ju po dwch latach by bakaarzem sztuk, artium baccalaureus. Z Pragi wyjecha zaraz po... Hmm...

- Zaraz po defenestracji - nie ba si dokoczy burmistrz. - Co jawnie pokazuje, e nic go z husyck, tego tam, herezj nie czy.

- Nic go z ni nie czy - potwierdzi spokojnie zotnik Frydman. - Wiem to dobrze od syna, ktry w tym czasie rwnie w Pradze studiowa.

- Bardzo dobrze te si stao - doda burmistrz Sachs - e Reynevan na lsk powrci, i dobrze, e do nas, do Olenicy, nie za do ksistwa zibickiego, gdzie brat jego u ksicia Jana rycersko suy. To dobry chopak i rozumny, cho mody, a w leczeniu zioami tak zmylny, e mao podobnych znajdziesz. onie mojej czyraki, co si jej na, tego tam, ciele pojawiy, wyleczy, crk zasi z kaszlu ustawicznego uzdrowi. Mnie na oczy, co mi ropiay, da odwar, przeszo, jak rk odj...

Burmistrz zamilk, zachrzka, wsun donie w obszyte futrem rkawy delii. Jan Hofrichter popatrzy na bystro.

- Tym sposobem - owiadczy - nareszcie przejanio mi si w gowie. Z owym Reynevanem. Ju wszystko wiem. Cho bkarci mod, ale krew piastowska. Syn biskupi. Ulubieniec ksit. Krewniak Nostitzw. Synowiec scholastyka wrocawskiej kolegiaty. Dla synw bogaczy kompanion ze studiw. Do tego, jakby nie dosy, wzity medyk, niemal cudotwrca, umiejcy zaskarbi sobie wdziczno monych. A z czeg to was wyleczy, wielebny ojcze Jakubie? Z jakiej, ciekawo, przypadoci?

- Przypadoci - rzek zimno proboszcz - to aden temat do debat. Powiedzmy wic bez detali, e wyleczy.

- Kogo takiego - doda burmistrz - nie warto traci. al da takiemu zgin w rodowej wrdzie dlatego jeno, e zapomnia si dla pary piknych, tego tam, oczu. Nieche suy spoecznoci. Nieche leczy, skoro umie...

- Nawet - parskn Hofrichter - z wykorzystaniem pentagramu na pododze?

- Jeli leczy - rzek powanie ksidz Gall - jeli pomaga, jeli umierza ble, to nawet. Takie zdolnoci to dar boy, Pan obdarza nimi wedle Swej woli i wedle Sobie jeno znanego zamiaru. Spiritus flat, ubi vult, nie nam drg Jego docieka.

- Amen - podsumowa burmistrz.

- Krtko mwic - nie rezygnowa Hofrichter - kto taki jak Reynevan winny by nie moe? O to idzie? H?

- Kto jest bez winy - odrzek z kamienn twarz Jakub Gall - niechaj pierwszy rzuci kamieniem. A Bg nas wszystkich osdzi.

Przez chwil panowaa cisza, tak gboka, e dao si sysze szelest skrzydeek ciem, tukcych si u okien. Z ulicy witojaskiej dobiego przecige i piewne zawoanie stranika miejskiego.

- Tak tedy, reasumujc - burmistrz wyprostowa si za stoem tak, e wpar si we brzuchem - tumultu w grodzie naszym Olenicy winni s bracia Sterczowie. Szkd materialnych i obrae cielesnych na rynku powstaych winni s Sterczowie. Zdrowia utraty, a nie daj Boe mierci jego wielebnoci przeora Steinkellera winni s bracia Sterczowie. Oni i tylko oni. To za, co przydarzyo si Niklasowi von Stercz, byo nieszczliwym, tego tam, wypadkiem. Tak ksiciu rzecz przedstawim, jeno wrci. Jest zgoda?

- Jest zgoda.

- Consensus omnium. - Concordi voce.

- A gdyby si gdzie Reynevan objawi - doda po chwili milczenia proboszcz Gall - doradzam pojma go cichcem i zamkn. Tu, w naszym ratuszowym karcerku. Dla jego wasnego bezpieczestwa. Dopokd sprawa nie ucichnie.

- Dobrze by byo - dorzuci, ogldajc swe piercienie, ukasz Frydman - zrobi to szybko. Zanim o caej aferze dowie si Tammo Stercz.

Wychodzc z ratusza wprost w mrok ulicy witojaskiej, kupiec Hofrichter ktem oka zowi ruch na owietlonej ksiycem cianie wiey, przesuwajcy si niewyrany ksztat, nieco poniej okien miejskiego trbacza, a powyej okien komnaty, w ktrej dopiero co skoczya si rada. Spojrza, osaniajc oczy przed przeszkadzajcym wiatem niesionej przez pachoka latarni. Ki diabe, pomyla i zaraz si przeegna. C to tam azi po murze? Puchacz? Sowa? Nietoperz? A moe...

Jan Hofrichter wzdrygn si, przeegna znowu, a na uszy wcisn kuni kopak, otuli szub i szparko ruszy w stron domu.

Nie widzia wic, jak wielki pomurnik rozpostar skrzyda, sfrun z parapetu i bezszelestnie, jak duch, jak nocny upir poszybowa nad dachami miasta.

Apeczko Stercz, pan na Lednej, nie lubi bywa na zamku Sterzendorf. Powd by jeden i to prosty - Sterzendorf by siedzib Tammona von Stercz, gowy, seniora i patriarchy rodu. Wzgldnie, jak mwili niektrzy - tyrana, despoty i drczyciela.

W komnacie byo duszno. I ciemno. Tammo von Ster nie pozwala otwiera okien w obawie, by go nie zawiao, okiennice te musiay stale by zamknite, bo wiato razio oczy kaleki.

Apeczko by godny. I zakurzony po podry. Ale nie byo czasu ani na posiek, ani na ochdoenie. Stary Stercz nie lubi czeka. Nie zwyk te czstowa goci. Zwaszcza rodziny.

Apeczko yka tedy lin, by zwila gardo - niczego do picia nie podano mu, rzecz jasna - i relacjonowa Tammonowi olenickie wydarzenia. Robi to niechtnie, ale c, mus. Kaleka czy nie, paralityk czy nie, Tammo by seniorem rodu. Seniorem nie tolerujcym nieposuszestwa.

Starzec sucha relacji, rozparty na krzele w zwykej dla siebie, niewiarygodnie kolawej pozie. Stary pokrcony piernik, pomyla Apeczko. Cholerny poamany dziadyga.

Przyczyny stanu, w jakim znajdowa si patriarcha rodu Sterczw, nie do koca i nie wszystkim byy znane. Zgoda panowaa co do jednego - Tammona trafi szlag, albowiem Tammo si wciek. Jedni twierdzili, e starzec wciek si na wie, e jego osobisty wrg, znienawidzony ksi wrocawski Konrad otrzyma sakr biskupi i sta si najpotniejsz osobistoci lska. Jeszcze inni zapewniali, e feralny wybuch spowodowaa teciowa, Anna z Pogorzelw, przypaliwszy Tammonowi jego ulubione danie - kasz gryczan ze skwarkami. Jak tam byo naprawd, nie odgadn, rezultat jednak by widomy i nie do przeoczenia. Stercz po wypadku mg porusza - niezdarnie zreszt - tylko lew rk i lew stop. Praw powiek mia opadnit zawsze, spod lewej, ktr czasami podnie zdoa, cigiem wypyway luzowate zy, a z kcika przykurczonych w koszmarny grymas ust cieka lina. Wypadek spowodowa te zupen niemal utrat mowy, std wzi si przydomek starca - Balbulus. Jkaa - bekotacz.

Utrata zdolnoci mwienia nie pocigna jednak za sob tego, na co liczya caa rodzina - utraty kontaktu ze wiatem. O, nie. Pan na Sterzendorfie nadal trzyma rd w garci i by postrachem wszystkich, a to, co mia do powiedzenia, mwi. Zawsze mia bowiem na podordziu kogo, kto potrafi zrozumie i przeoy na ludzki jzyk jego gulgoty, charkoty, bekoty i krzyki. Tym kim byo z reguy dziecko - ktre z licznych wnuczt lub prawnuczt Balbulusa.

Teraz tumaczk bya dziesicioletnia Ofka von Baruth, ktra siedzc u ng starca, stroia lalk w strzpki kolorowych szmatek.

- Tak tedy - Apeczko Stercz skoczy opowiada i odchrzknwszy, przeszed do konkluzji - Wolfher przez posaca prosi uwiadomi, e ze spraw upora si rycho. e Reinmar Bielau bdzie schwytany na trakcie wrocawskim i poniesie kar. Teraz jednak rce ma Wolfher zwizane, bo traktem podruje ksi olenicki z caym dworem i rne wane duchowne osoby, tedy nie ma jak... Nie ma jak pocigu wie. Ale Wolfher przysiga, e zapie Reynevana. Ze mona mu zawierzy honor rodu.

Powieka Balbulusa podskoczya, z ust wycieka struka liny.

- Bbbhh-bhh-bhh-bhubhu-bhhuaha-rrhhha-phhh-aaa-rrh! - rozlego si w izbie. - Bbb... hrrrh-urrrhh-bhuuh! Guggu-ggu...

- Wolfher jest pieprzonym kretynem - przeoya cieniutkim i melodyjnym gosikiem Ofka von Baruth. - Gupkiem, ktremu nie zawierzybym nawet wiadra rzygowin. A jedyne, co on zdoen zapa, to jego wasny kutas.

- Ojcze...

- Bbb.. brrrh! Bhhrhuu-phr-rrrhhh!

- Milcze - przeoya, nie unoszc gowy, zajta lalk Ofka. - Sucha, co powiem. Co rozka.

Apeczko cierpliwie przeczeka charkoty i skrzeki, doczeka si przekadu.

- Ustali kaesz wpierw, Apecz - rozkazywa Tammo Stercz ustami dziewczynki - ktra to baba z Bierutowa miaa poruczony dozr nad Burgundk. Ktra to nie poapaa si w prawdziwym celu tych dobroczynnych wycieczek do Olenicy. Wzgldnie bya w zmowie z gamratk. Babie trzydzieci pi odlewanych rzeg. Na go rzy. Tu u mnie, na moich oczach. Niech mam cho te troch radoci.

Apeczko Stercz kiwn gow. Balbulus kaszln, zacharcza i oplu si cay. Potem wykrzywi upiornie i zagga.

- Burgundk za - przeoya Ofka, czeszc maym zgrzebekiem pakuowe wosy lalki - o ktrej ju wiem, e schronia si u ligockich cysterek, nakazuj wydoby stamtd, choby trzeba byo bra klasztor szturmem. Potem zamkn nierzdnic u mnichw nam przychylnych, przykadowo w...

Tammo raptownie przesta jka si i gulgota, rzenie zamaro mu w gardle. Wiercony przekrwionym okiem Apeczko zrozumia, e starzec zauway jego zakopotan min. e poapa si. Nie mona byo duej ukrywa prawdy.

- Burgundka - wyjka - zdoaa umkn z Ligoty. Cichcem... Nie wiedzie dokd. Zajci pocigiem... Nie upilnowali... my.

- Ciekawe - przeoya Ofka po dugiej chwili cikiej ciszy - ciekawe, dlaczego wcale mnie to nie dziwi. Ale skoro tak, to niech i tak bdzie. Nie bd sobie kurw gowy zaprzta. Niech t spraw zaatwi Gelfrad, gdy wrci. Niech zaatwi spraw wasnorcznie. Mnie jego rogi nie obchodz. W tej rodzinie to nic nowego zreszt. Mnie samego zdrowo musiano uwieczy. Bo nie moe by, by to z moich wasnych ldwi zrodzili si tacy durnie.

Balbulus przez kilka chwil kaszla, charcza i krztusi si. Ale Ofka nie przekadaa, nie bya to wic mowa, ale kaszel zwyky. Wreszcie starzec zarzzi, nabra tchu, wykrzywi jak demon i waln kosturem o podog, po czym dziko zagulgota. Ofka przysuchiwaa si, woywszy do buzi koniec warkocza.

- Ale Nika - przeoya - by nadziej tego rodu. Prawdziw moj krwi, krwi Sterczw, nie jakimi popuczynami po diabli wiedz jakich kundlich koneksjach. Nie moe wic by, by za jego przelan krew morderca nie zapaci. I to z nawizk.

Tammo znowu omotn kosturem o podog. Kij wypad mu z trzscej si doni. Pan na Sterzendorfie kaszln i kichn, opluwajc si i osmarkujc. Stojca obok Hrozwita von Baruth, crka Balbulusa, matka Ofki, otara mu brod, podniosa i wcisna do rki kostur.

- Hgrrrhhh! Grhhh... Bbb..bhrr... bhrrrllg...

- Reinmar Bielau zapaci mi za Niklasa - przekadaa beznamitnie Ofka. - Zapaci, Bg mi wiadkiem i wszyscy wici. Wsadz go do lochu, do klatki, do skrzyni takiej jak ta, w ktrej Gogowczycy zamknli Henryka Grubego, z jedn dziur na pokarm i drug na wprost przeciwnie, tak, by nawet podrapa si nie zdoa. I potrzymani go tak z p roku. I dopiero potem zabior si za niego. A po oprawc pol a do Magdeburga, bo wybornych tam maj oprawcw, nie takich jak ci tu, na lsku, ktrym delikwent umiera ju drugiego dnia tortur. O nie, ja sprowadz mistrza, ktry powici mordercy Niklasa tydzie. Albo dwa.

Apeczko Stercz przekn lin.

- Ale eby mc to zrobi, naley gaszka schwyta. A do tego trzeba gowy. Rozumu. Bo gaszek nie jest gupi. Gupi nie zostaby bakaarzem w Pradze, nie wkradby si w aski olenickich mnichw. I nie zdoaby tak gracko dobra si do Gelfradowej Francuzki. Za takim spryciarzem nie wystarczy ugania si jak dure po wrocawskim trakcie, na miech si podawa. Nadawa sprawie rozgos, ktry posuy gaszkowi, nie nam.

Apeczko kiwn gow. Ofka spojrzaa na niego, pocigna zadartym noskiem.

- Gaszek - przekadaa dalej - ma brata, siedzcego na nadaniu gdzie podle Henrykowa. Jest do prawdopodobne, e tam poszuka schronienia. Moe i ju poszuka. Inny za Bielau by, pki y, klech przy wrocawskiej kolegiacie, nie wykluczone wic, e ajdak zechce schroni si u ajdaka. Chciaem rzec, u jego wielebnoci biskupa Konrada. Starego opoja i zodzieja!

Hrozwita Baruth znw wytara starcowi brod, osmarkan w gniewie.

- Gaszek ma nadto znajomkw u duchakw w Brzegu.

W hospicjum. Tam wanie mg si nasz spryciarz uda, by zaskoczy i zmyli Wolfhera. Co nie jest zreszt trudnym zadaniem. I wreszcie najwaniejsze, nadstaw uszu, Apecz. Pewnym, e nasz gaszek zechce gra truwera, udawa jakiego zasranego Lohengrina czy innego Lancelota... Zechce zbliy si do Francuzki. I tam, w Ligocie, najpewniej go dostaniemy, jak pieska u ciekcej suczki.

- Jake to, w Ligocie? - odway si Apeczko. - Przecie ona...

- Ucieka, wiem. Ale on nie wie.

Stary pierdoa, pomyla Apeczko, dusz ma jeszcze bardziej pokrtn ni ciao. Ale chytry jak lis. A wie, trza odda mu cze, duo. Wszystko.

- Ale do tego, com dopiero by rzek - przekadaa na jzyk ludzki Ofka - wy mi si marnie nadajecie, moi wy synowie i synowcy, krwie, podobno, z krwi i koci z koci mojej. Dlatego co tchu udasz si wpierw do Niemodlina, a pniej do Zibic. Tam... Suchaj dobrze, Apecz. Odnajdziesz Kunza Aulocka, zwanego Kyrielejson. I innych: Waltera de Barby, Sybka z Kobylej gowy, Storka z Gorgowic. Tym rzekniesz, e Tammo Stercz paci tysic zotych reskich za ywego Reinmara von Bielau. Tysic, zapamitaj.

Apeczko przeyka lin przy kadym nazwisku. Bo byy to nazwiska najgorszych na caym niemal lsku zbirw i mordercw, otrw bez czci i wiary. Gotowych zamordowa wasn babk za trzy skojce, a co dopiero za bajeczn sum tysica guldenw. Moich guldenw, pomyla gniewnie Apeczko. Bo to moja winna by scheda, po tym, gdy ten zatracony kolawiec wreszcie strzeli kopytami.

- Poje, Apecz?

- Tak, ojcze.

- Tedy precz, zabieraj si std. Jazda, w drog, wykona, com rozkaza.

Najpierw, pomyla Apeczko, w drog do kuchni, gdzie podjem sobie i wypij za dwch. Ty skpy dziadu. A potem si zobaczy.

- Apecz.

Apeczko Stercz odwrci si. I spojrza. Ale nie na wykrzywione i nabiege krwi oblicze Balbulusa, ktre nie po raz pierwszy wydao mu si tu, na Sterzendorfie, czym nienaturalnym, niepotrzebnym, czym nie na miejscu. Apeczko spojrza w wielkie orzechowe oczy maej Ofki. Na Hrozwit, stojc za krzesem.

- Tak, ojcze?

- Nie zawied nas.

A moe, przemkno mu przez myl, to wcale nie on? Moe jego tu ju nie ma, moe na tym krzele siedzi zewok, ptrup, ktremu parali doszcztnie wyar ju mzg? Moe to... one? Moe to baby - modziukie, mode, rednie i stare - rzdz na Sterzendorfie?

Prdko odpdzi od siebie t niedorzeczn myl. - Nie zawiod. Ojcze.

Apeczko Stercz ani myla spieszy si z wykonaniem rozkazw. Szparko uda si, pomrukujc gniewnie, do zamkowej kuchni, gdzie kaza poda sobie wszystko, czym rzeczona kuchnia dysponowaa. W tej liczbie resztk jeleniego udca, tuste wiskie eberka, wielkie pto krwawej kiszki, kawa obsuszanej praskiej szynki i kilka ugotowanych w rosole gobi. Do tego cay chleb, wielki jak saraceski puklerz. Do tego, ma si rozumie, wina, te najlepsze, wgierskie i modawskie, ktre Balbulus mia tylko do wasnego uytku. Ale paralityk mg by sobie panem w komnacie na grze, poza komnat komu innemu naleaa si wadza wykonawcza. Poza komnat panem by Apeczko Stercz.

Apeczko czu si panem i zaraz po wejciu do kuchni pokaza, e nim jest. Pies zarobi kopniaka i ze skowytem uciek. Uciek kot, z gracj schodzc z trasy lotu rzuconej za nim warzchwi. Suce a przysiady, gdy o kamienn podog z nieopisanym hukiem wyrn eliwny sagan. Najbardziej opieszaa suca dostaa po karku i dowiedziaa si, e jest kurewsk niedojd. Bardzo rnych rzeczy o sobie i swych rodzicielkach dowiedzieli si te pachokowie, a kilku zaznajomio si z paskim kuakiem, twardym i cikim jak lite elazo. Ten, ktremu rozkaz przyniesienia win z paskiej piwnicy trzeba byo powtrzy, dosta takiego kopa, e w drog uda si na czworakach.

Krtko potem rozparty za stoem Apeczko - pan Apeczko - ar apczywie i wielkimi ksami, pi na przemian modawskie i wgierskie wino, po pasku rzuca na podog koci, plu, beka i spode ba przyglda si grubej ochmistrzyni, czekajc tylko, a ta da mu pretekst.

Stary piernik, pierdoa, paralityk, ojcem kae si zwa, a jest mi przecie ino stryjkiem, ojcowym bratem. Ale mus to cierpie. Bo kiedy wreszcie wycignie nogi, ja, najstarszy Stercz, zostan wreszcie gow rodu. Sched, jasne, trzeba si bdzie podzieli, ale gow rodu bd ja. Wszyscy to wiedz. Nic mi nie przeszkodzi, nic nie moe mi w tym...

Przeszkodzi, zakl pgosem Apeczko, moe mi draka z Reynevanem i on Gelfrada. Przeszkodzi moe mi rodowa wrda, oznaczajca zadarcie z landfrydem. Przeszkodzi moe najmowanie zbirw i mordercw. Haaliwe ciganie, gnojenie w lochu, maltretowanie i torturowanie chopaka, bdcego krewnym Nostitzw i powinowatym Piastw. I lennikiem Jana Zibickiego. A biskup wrocawski Konrad, ktry Balbulusa kocha tak samo jak Balbulus jego, tylko czeka na sposobno, by dobra si Sterczom do rzyci.

Niedobrze, niedobrze, niedobrze.

A wszystkiemu, zadecydowa nagle Apeczko, dubic w zbach, winien jest Reynevan, Reinmar z Bielawy. I za to zapaci. Ale nie tak, by miao to wzburzy cay lsk. Zapaci zwyczajnie, po cichu, w ciemnoci, noem midzy ebra. Wtedy, gdy - jak to trafnie odgad Balbulus - zjawi si tajemnie w Ligocie, w klasztorze cysterek, pod okienkiem swej mionicy, Gelfradowej Adeli. Jeden cios noa, chlup do cysterskiego stawu z karpiami. I sza. Jak karpiem zasia.

Z drugiej strony, polece Balbulusa cakiem zlekceway nie mona. Choby z tego tylko powodu, e Bekotacz zwyk kontrolowa wykonywanie swych rozkazw. Zleca ich wykonanie nie jednej, lecz kilku osobom.

Co tedy czyni, u diaska?

Apeczko z hukiem wbi n w blat stou, jednym zamachem wychyli kubek. Unis gow, napotka wzrok grubej ochmistrzyni.

- Czego si gapisz? - warkn.

- Stary pan - przemwia spokojnie ochmistrzyni - sprowadzi ostatnimi czasy jeszcze przednie woskie. Kaza utoczy, janie panie?

- Icie - Apeczko umiechn si mimo woli, poczu, jak spokj kobiety udziela si i jemu. - Icie, prosz, kacie utoczy, skosztujem, c to te tam dojrzao w Italii. Pchnijcie te, prosz, pacholika do czatowni, niechaj mi si tu na jednej nodze stawi taki, ktren konno dobrze skacze, a i gow ma na karku. Kto, kto zdoa posanie dorczy

-Jak kaecie, janie panie.

Podkowy zaomotay o most, opuszczajcy Sterzendorf goniec obejrza si, pomacha swej niewiecie, egnajcej go z wau bielutk naczk. I nagle goniec zowi ruch na owietlonej ksiycem cianie czatowni, przesuwajcy si niewyrany ksztat. Ki diabe, pomyla, a c to tam azi? Puchacz? Sowa? Nietoperz? A moe...

Goniec zamrucza zaklcie od uroku, splun do fosy i da koniowi ostrog. Posanie, ktre nis, byo pilne. A pan, ktry je zleci, srogi.

Nie widzia wic, jak wielki pomurnik rozpostar skrzyda i bezszelestnie jak duch, jak nocny upir poszybowa nad lasami na zachd, w stron doliny Widawy.

Zamek Sensenberg, jak wszyscy wiedzieli, zbudowali templariusze, a nie bez kozery wybrali to wanie, nie inne miejsce. Wznoszcy si nad poszarpanym urwiskiem szczyt gry by w zamierzchych czasach miejscem kultu bogw pogaskich, staa tu kcina, w ktrej, jak gosiy podania, pradawni mieszkacy tych ziem, Trzebowianie i Bobrzanie, skadali swym bokom ofiary z ludzi. W czasach, gdy po kcinie zostay tylko krgi obych, omszaych, ukrytych wrd chwastw kamieni, pogaski kult szerzy si nadal, na szczycie wci pony sobtkowe ognie. Jeszcze w 1189 biskup wrocawski yrosaw srogimi karami grozi tym, ktrzy odwayliby si witowa na Sensenbergu festum dyabolicum et maledictum. Jeszcze sto bez maa lat pniej biskup Wawrzyniec gnoi w lochach tych, ktrzy witowali.

Tymczasem za, jak si rzeko, przybyli templariusze. Zbudowali swe lskie zameczki, grone i zbate miniatury syryjskich krakw, stawiane pod nadzorem ludzi o gowach omotanych chustami i twarzach ciemnych jak garbowana bycza skra. Nie mogo by przypadkiem, e na lokalizacje warowni zawsze wybierano wite miejsca pradawnych, gincych w niepamici kultw - jak Maa Olenica, Otmt, Rogw, Habendorf, Fischbach, Peterwitz, Owiesno, Lipa, Braciszowa Gra, Srebrna Gra, Kaltenstein. I oczywicie Sensenberg.

Potem za przysza na templariuszy kryska. Sprawiedliwie czy nie, spiera si prno, ale zrobiono z nimi koniec, kady wie, jak to byo. Ich zamki przejli joannici, rozdrapay je midzy siebie szybko bogacce si klasztory i szybko wyrastajcy lscy magnaci. Niektre, mimo drzemicej u ich korzeni potgi, niezwykle szybko obrciy si w ruiny. Ruiny, ktrych unikano, ktre omijano. Ktrych si bano.

Nie bez powodu.

Mimo szybko postpujcej kolonizacji, mimo napywajcych z Saksonii, Turyngii, Nadrenii i Frankonii godnych ziemi osadnikw, gr i zamek Sensenberg nadal otacza szeroki pas ziemi niczyjej, pustkowia, na ktre zapuszcza si jedynie kusownik lub zbieg. To od nich wanie, kusownikw i zbiegw, po raz pierwszy zasyszano opowieci o niesamowitych ptakach, o koszmarnych jedcach, o migajcych w oknach zamku wiatach, o dzikich i okrutnych krzykach i piewach, o dobiegajcej jak gdyby spod ziemi upiornej muzyce organw.

Byli tacy, co nie wierzyli. Byli i tacy, ktrych nci skarb templariuszy, podobno wci lecy gdzie w podziemiach Sensenbergu. Byli zwyczajni ciekawscy i niespokojne duchy. Ci nie wracali.

Tej nocy, gdyby w okolicy Sensenbergu znalaz si jaki kusownik, zbieg lub poszukiwacz przygd, gra i zamek dayby asumpt do kolejnych legend. Zza horyzontu nadcigaa burza, niebo co i rusz pono wiatem dalekich byskawic, tak dalekich, ze nie sycha byo nawet pomruku gromw. A czarny na tle rozbyskujcego nieba blok zamku zapon nagle jaskrawymi lepiami okien.

Bya bowiem wewntrz pozornej ruiny wielka, wysoko sklepiona sala rycerska. Owietlajce j wieczniki, kandelabry i ponce w elaznych obejmach pochodnie wydobyway z mroku freski na surowych murach. Freski przedstawiay sceny rycerskie i religijne. Na stojcy porodku sali ogromny okrgy st patrzy wic Percival, klczcy przed Graalem, i Mojesz, znoszcy kamienne tablice z gry Synaj. Roland w bitwie pod Albrakk i wity Bonifacy, gincy mczesko od fryzyjskich mieczy. Godfryd de Bouillon, wjedajcy do zdobytej Jerozolimy. I Jezus, pod raz wtry upadajcy pod krzyem. Wszyscy oni patrzyli swymi bizantyskimi nieco oczami na st i na zasiadajcych za stoem rycerzy w penych zbrojach i paszczach z kapturami.

Przez otwarte okno wlecia na fali wiatru wielki pomurnik.

Ptak zatoczy koo, rzucajc widmowy cie na freski, usiad, stroszc pira, na oparciu jednego z krzese. Rozwar dzib i zaskrzecza, a nim skrzeczenie przebrzmiao, na krzele siedzia ju nie ptak, ale rycerz. W paszczu i kapturze, bliniaczo podobny do pozostaych.

- Adsumus - przemwi gucho Pomurnik. - Jestemy tu, Panie, zebrani w Twoim imieniu. Przybd do nas i bd wrd nas.

- Adsumus - powtrzyli jednym gosem zgromadzeni za stoem rycerze. - Adsumus! Adsumus!

Echo przebiego przez zamek jak dudnicy grom, jak odgos dalekiej bitwy, jak gruchot taranu o grodow bram niko powoli wrd ciemnych korytarzy.

- Chwaa Panu - przemwi Pomurnik, gdy zapada cisza. - Bliski jest dzie, gdy w prochu legn wszyscy jego wrogowie. Biada im! Dlatego jestemy!

- Adsumus!

- Opatrzno - Pomurnik unis gow, a jego oczy zalniy odbitym wiatem pomienia - zsya nam, bracia moi kolejn sposobno, by znowu porazi wrogw Pana i raz jeszcze pognbi nieprzyjaci wiary. Nadszed czas, by zada kolejny cios! Zapamitajcie, o bracia, to imi: Reinmar z Bielawy. Reinmar z Bielawy, zwany Reynevanem. Posuchajcie...

Rycerze w kapturach pochylili si, suchajc. Upadajcy pod krzyem Jezus patrzy na nich z fresku, a w jego bizantyskich oczach by bezmiar bardzo ludzkiego cierpienia.

Rozdzia trzeci

w ktrym mowa o rzeczach tak mao - pozornie - majcych ze sob wsplnego jak polowanie z sokoami, dynastia Piastw, kapusta z grochem i herezja czeska. A take o dyspucie o tym, czy, komu i kiedy naley dotrzymywa sowa.

Nad rzeczk Oleniczk, wijc si wrd czarnych olszowych gw, kp biaych brzz i zieloniutkich k, na wzniesieniu, z ktrego wida byo strzechy i dymy wsi Borowa, ksicy orszak zrobi duszy postj Ale nie po to, by popasa. Wrcz przeciwnie. Po to, by si zmczy. Znaczy, po wielkopasku rozerwa.

Gdy podjedali, z mokrade zerway si chmary ptactwa, kaczek, cyranek, gowienek, rozecw, czapli nawet. Na ten widok ksi Konrad Kantner, pan na Olenicy, Trzebnicy, Miliczu, cinawie, Woowie i Smogorzewie, a pospou z bratem Konradem Biaym take na Kolu, natychmiast rozkaza orszakowi zatrzyma si i poda sobie ulubione sokoy. Ksi maniakalnie wrcz uwielbia polowanie z sokoami. Olenica i ich finanse mogy poczeka, biskup wrocawski mg poczeka, polityka moga poczeka, cay lsk i cay wiat mogy poczeka - na to, by ksi mg zobaczy, jak jego faworytny Raby drze pierze z krzywek, i przekona si, ze Srebrny bdzie dzielny w powietrznej walce z czapl.

Ksi cwaowa wic po szuwarach i gach jak optany, a wraz z nim - rwnie dzielnie, cho troch z musu - jego najstarsza crka Agnieszka, seneszal Rudiger Haugwitz i kilku paziw karierowiczw.

Reszta orszaku czekaa pod lasem. Nie zsiadajc z koni, albowiem nikt nie mg wiedzie, kiedy ksiciu si sprzykrzy. Zagraniczny go ksicia ziewa dyskretnie. Kapelan mrucza - zapewne modlitw, komornik liczy - zapewne pienidze, minnesinger skada - zapewne rymy, niewiasty ksiniczki Agnieszki obgadyway - zapewne inne niewiasty, a modzi rycerze zabijali nud objedajc i penetrujc okoliczne zarola.

- Cioek!

Henryk Krompusz wry konia i obrci nim, zdziwiony mocno, po czym nadstawi uszu, prbujc ustali, ktry to z krzakw wanie okrzykn go z cicha jego wasnym familiarnym przydomkiem.

- Cioek!

- Kto tu? Pokaz si! Krzaki zaszeleciy.

- wita Jadwigo... - Krompusz ze zdumienia a otworzy gb. - Reynevan? To ty?

- Nie, wita Jadwiga - odrzek Reynevan gosem kwanym jak agrest w maju. - Cioek, ja potrzebuj pomocy... Czyj to orszak? Kantnera?

Do Krompusza, nim do owego wreszcie zaczo dociera, doczyli dwaj inni oleniccy rycerze.

- Reynevan! - jkn Jaksa z Wiszni. - Chryste Panie, jak ty wygldasz!

Ciekawe, pomyla Reynevan, jak ty by wyglda, gdyby ci ko pad zaraz za Bystrem. Gdyby musia ca noc bka si po bagnach i uroczyskach nad wierzn, a nad ranem zamieni mokre i ubocone achy na gwizdnit z wiejskiego pota siermig. Ciekawe, jak ty by po czym takim wyglda, wymuskany paniczu.

Przygldajcy si im do ponurym wzrokiem trzeci olenicki rycerz, Benno Ebersbach, zapewne myla podobnie.

- Zamiast dziwowa si - powiedzia sucho - dajcie mu jakie odzienie. Zdejmuj te achmany, Bielau. Nue, panowie, wycigajcie z jukw, co tam ktry ma.

- Reynevan - do Krompusza nadal sabo dochodzio. -To ty?

Reynevan nie odpowiedzia. Wcign rzucone mu koszul i kabat. By tak zy, e a bliski paczu.

- Potrzebuj pomocy... - powtrzy. - Nawet bardzo potrzebuj.

- Widzimy i wiemy - potwierdzi skinieniem gowy Ebersbach. - I te jestemy zdania, e bardzo. Jak najbardziej bardzo. Chod. Trzeba pokaza ci Haugwitzowi. I ksiciu.

- On wie?

- Wszyscy wiedz. O sprawie jest gono.

Jeli Konrad Kantner ze sw pocig twarz, przeduonym ysin czoem, czarn brod i przenikliwymi oczami mnicha niezbyt przypomina typowego przedstawiciela dynastii, to w przypadku jego crki Agnieszki nie mogo by wtpliwoci - niedaleko upado to jabuszko od lsko-mazowieckiej jaboni. Ksiniczka miaa powe wosy, jasne oczy i may, zadarty, wesoy nosek Piastwny, uniemiertelniony ju synn rzeb w katedrze naumburskiej. Agnieszka Kantnerwna, jak szybko obliczy Reynevan, miaa okoo pitnastu lat, musiaa wic ju by komu zaswatana. Reynevan nie pamita plotek.

- Wsta, - Wsta.

- Wiedz - przemwi ksi, wiercc go ognistym spojrzeniem - e nie pochwalam twego uczynku. Ba, mam go za niecny, naganny i karygodny. I szczerze doradzam ci skruch i pokut, Reinmarze Bielau. Mj kapelan zapewnia mnie, e w piekle jest specjalna enklawa dla cudzoonikw. Biesy mocno trapi tam grzesznikw na narzdziu grzechu. W szczegy nie wejd z uwagi na obecno dziewczcia.

Seneszal Rudiger Haugwitz parskn gniewnie. Reynevan milcza.

- Jakie zadouczynienie dasz Gelfradowi von Stercz - cign Kantner - to ju sprawa twoja i jego. Nie miesza mi si do tej rzeczy, zwaszcza, ecie obaj wasalami nie moimi, ale ksicia Jana na Zibicach. I w zasadzie do Zibic powinienem ci odprawi. Umywszy rce.

Reynevan przekn lin.

- Ale - podj ksi po chwili dramatycznego milczenia - jam nie Piat, to raz. Dwa, przez wzgld na twego ojca, ktry pod Tannenbergiem pooy ycie u boku mego brata, nie dopuszcz, by zamordowano ci w ramach gupiej rodowej wrdy. Trzy, w ogle najwyszy czas, by skoczy z rodowymi wrdami i y jak przystao na Europejczykw. To tyle. Pozwalam ci podrowa w moim orszaku choby i do samego Wrocawia. Ale w oczy mi si nie pchaj. Bo nie cieszy ich twj widok.

- Wasza ksica....

- Odejd, powiedziaem.

Polowanie byo zakoczone definitywnie. Sokoy dostay kapturki na by, upolowane kaczki i czaple kruszay, przytroczone do drabinek wozu, ksi by zadowolony, jego orszak te, bo zapowiadajca si na duej gonitwa wcale dugo nie trwaa. Reynevan zowi kilka wyranie wdzicznych spojrze - po orszaku zdyo si roznie, e to ze wzgldu na niego ksi skrci polowanie i wznowi podr. Reynevan mia uzasadnione obawy, e nie tylko to zdyo si roznie. Uszy mu pony jak na cenzurowanym.

- Wszyscy - zaburcza do jadcego obok Benno Ebersbacha - wszystko wiedz...

- Wszyscy - potwierdzi wcale nie wesoo olenicki rycerz. - Ale, na twoje szczcie, nie wszystko.

- H?

- Ty durnia udajesz, Bielau? - spyta Ebersbach, nie podnoszc gosu. - Kantner jak nic przegnaby ci, a moe i odesa w ptach kasztelanowi, gdyby wiedzia, e w Olenicy pad trup. Tak, tak, nie wybauszaj na mnie oczu. Mody Nika von Stercz nie yje. Rogi Gelfrada rogami, ale zabitego brata Sterczowie nie wybacz ci w yciu.

- Palcem... - powiedzia po serii gbokich oddechw Reynevan. - Palcem nawet nie tknem Niklasa. Przysigam.

- Do kompletu - Ebersbach w sposb widoczny nie przej si przysig - pikna Adela oskarya ci o czary. O to, e j zauroczy i bezwoln wykorzysta.

- Nawet jeli to prawda - odpowiedzia po maej chwili Reynevan - to zmuszono j do tego. Groc mierci. Przecie maj j w rku...

- Nie maj - zaprzeczy Ebersbach. - Od augustianw, u ktrych publicznie oskarya ci o czarcie praktyki, pikna Adela ucieka do Ligoty. Za furt klasztoru cysterek.

Reynevan odetchn z ulg.

- Nie wierz - powtrzy - w te oskarenia. Ona mnie kocha. A ja kocham j.

- Piknie.

- A eby wiedzia, ze piknie.

- Prawdziwie piknie - spojrza mu w oczy Ebersbach - zrobio si wszelako, gdy zrewidowali twoj pracowni.

- Ha. Tego si baem.

- I jake susznie. Moim skromnym zdaniem tylko dlatego nie masz ju na karku Inkwizycji, e jeszcze nie skoczyli inwentaryzowa diabelstw, ktre u ciebie znaleli. Przed Sterczami Kantner moe ci obroni, ale przed Inkwizycj raczej nie. Gdy rozniesie si o tym czarnoksistwie, sam ci im wyda. Nie jed z nami do Wrocawia, Reynevan. Odcz si wczeniej i uciekaj, skryj si gdzie. Dobrze ci radz.

Reynevan nie odpowiedzia.

- A tak przy okazji - rzuci od niechcenia Ebersbach.

- Faktycznie znasz si na magii? Bo ja, widzisz, pann ostatnio poznaem... No... Jakby tu rzec... Przydaby si jaki eliksir...

Reynevan nie odpowiedzia. Od czoa orszaku rozleg si okrzyk.

- Co jest?

- Bykw - zgad Cioek Krompusz, popdzajc konia.

- Karczma Pod Gsiorem.

- I chwali Boga - doda pgosem Jaksa z Wiszni - bom zgodnia okrutnie przez cae to zasrane polowanie.

Reynevan i tym razem nie odpowiedzia. Dobywajce si z jego trzewi przecige burczenie byo a nadto wymowne.

Gospoda Pod Gsiorem bya dua i zapewne znana, sporo byo tu bowiem goci, zarwno miejscowych, jak i przyjezdnych, co dao si miarkowa po koniach, wozach i krztajcych si wok tyche pachokach i zbrojnych. Gdy orszak ksicia Kantnera z wielkim fasonem i haasem wjecha na podwrze, karczmarz by ju uprzedzony. Wypad przed wejcie jak kula z bombardy, rozganiajc drb i rozpryskujc gnj. Przestpowa z nogi na nog i gi si w ukonach.

- Powita, powita, Bg w dom - dysza. - Jaki to zaszczyt, jaki honor, e wasza janie owiecona askawo...

- Ludno tu co dzisiaj - Kantner zsiad z przytrzymywanego przez pachokw gniadosza. - Kog to gocisz? Kt to garnki tu oprnia? Starczy aby i dla nas?

- Niechybnie starczy, niechybnie - zapewni karczmarz, z trudem apic oddech. - A ju i nie ludno wcale... cierciakw, goliardw i kmieciw wen wygnaem... ledwo com wasze miocie na gocicu zoczy. Wolna cakiem izba ninie, wolny take alkierz, jeno...

- Jeno co? - nastroszy brwi Rudiger Haugwitz.

- W izbie gocie. Wane i duchowne osoby... Posy. Nie miaem...

- To i dobrze - przerwa Kantner - e nie miae. Mnie by despekt uczyni i caej Olenicy, gdyby mia. Gocie to gocie! A jam Piast, nie saraceski sutan, dla mnie adna ujma je pospou z gomi. Prowadcie, panowie.

W zadymionej nieco i przepenionej zapachem kapusty izbie faktycznie nie byo ludno. Po prawdzie, to zajty by jeden tylko st, za ktrym zasiadao trzech mczyzn. Wszyscy mieli tonsury. Dwch nosio strj charakterystyczny dla duchownych w podry, ale tak bogaty, e nie mogli to by adni zwykli proboszcze. Trzeci mia na sobie habit dominikanina.

Na widok wchodzcego Kantnera duchowni podnieli si z awy. Ten, ktrego strj by najbogatszy, ukoni si, ale bez przesadnej unionoci.

- Wasza askawo ksi Konradzie - przemwi, dowodzc dobrego poinformowania - zaiste, zaszczyt to dla nas wielki. Jam jest, za pozwoleniem waszym, Maciej Korzbok, oficja diecezji poznaskiej, w misji do Wrocawia, do brata waszej ksicej askawoci, biskupa Konrada, zleconej przez jego przewielebno biskupa Andrzeja askarza. Oto za moi towarzysze podry, jak i ja z Gniezna do Wrocawia zmierzajcy: pan Melchior Barfuss, wikariusz jego wielebnoci Krzysztofa Rotenhahna, biskupa Lubusza. Oraz wielebny Jan Nejedly z Vysoke, prior Ordo Praedicatorum, podrujcy z misj od krakowskiego prowincjaa zakonu.

Brandenburczyk i dominikanin skonili tonsury, Konrad Kantner odpowiedzia lekkim ruchem gowy.

- Wasza dostojno, wasze wielebnoci - przemwi nosowo. - Mio mi bdzie posili si w tak zacnej kompanii. I pogawdzi. Pogawdki zasi, o ile to wielebnych nie znuy, zayjemy do i tu, i w drodze, albowiem ja te do Wrocawia jad, z moj crk... Pozwl tu, Aneka... Sko si przed sugami Chrystusa.

Ksiniczka dygna, pochylia gwk z zamiarem caowania w rk, ale Maciej Korzbok powstrzyma j, pobogosawi szybkim znakiem krzya nad pow grzywk. Czeski dominikanin zoy rce, pochyli kark, zamamrota krtk modlitw, dorzucajc co o clarissima puella.

- Oto za - podj Kantner - pan seneszal Rudiger Haugwitz. A to moi rycerze i mj go...

Reynevan poczu szarpnicie za rkaw. Usucha gestw i sykni Krompusza, wyszed wraz z nim na podwrze, na ktrym nadal trwa wywoany przyjazdem ksicia rejwach. Na podwrzu czeka Ebersbach.

- Zasignem jzyka - rzek. - Byli tu wczoraj. Wolfher Stercz, samoszst. Wypytaem te tych Wielkopolan. Sterczowie zatrzymali ich, lecz nie mieli si narzuca duchownym osobom. Ale wida szukaj ci po wrocawskim gocicu. Uciekabym na twoim miejscu.

- Kantner - bkn Reynevan - mnie obroni...

Ebersbach wzruszy ramionami.

- Twoja wola. I twoja skra. Wolfher bardzo gono i ze szczegami opowiada, co z tob zrobi, gdy ci zapie. Ja, bdc tob...

- Kocham Adel i nie porzuc jej! - wybuchn Reynevan. - To po pierwsze! A po drugie... To dokd miabym niby ucieka? Do Polski? Albo na mud moe?

- Cakiem nieza koncepcja. Ta ze mudzi, znaczy.

- Zaraza! - Reynevan kopn krcc si u ng kwok. - Dobra. Pomyl. I co wymyl. Ale najpierw co zjem. Zdycham z godu, a zapach tej kapusty mnie dobija.

Czas by najwyszy, jeszcze moment, a modziecy obeszliby si smakiem. Garnki kaszy i kapusty z grochem oraz misy wieprzowych koci z misem postawiono na gwnym stole, przed ksiciem i ksiniczk. Naczynia wdroway na krace stow dopiero po tym, gdy nasycili si nimi siedzcy najbliej Kantnera trzej duchowni, umiejcy, jak si okazao, nielicho zje. Po drodze by na domiar zego umiejcy nie gorzej zje Rudiger Haugwitz oraz szerszy w barach nawet od Haugwitza zagraniczny go ksicia, czarnowosy rycerz o twarzy tak smagej, jak gdyby dopiero co wrci by z Ziemi witej. Tym sposobem w misach, ktre docieray do niszych rang i modszych, nie zostawao niemal nic. Szczciem, za chwil karczmarz poda ksiciu wielk desk z kaponami, te za wyglday i pachniay tak smakowicie, e kapusta i wieprzowa tucizna straciy nieco na wziciu i dotary na koce stow w stanie niemale nienaruszonym.

Agnieszka Kantnerwna skubaa zbkami udko kapona, starajc si chroni przed kapicym tuszczem modnie rozcite rkawy sukni. Mczyni rozprawiali o tym i o owym. Kolej przypada wanie na jednego z duchownych, owego dominikanina, Jana Nejedlego z Vysoke.

- Jestem - perorowa wzmiankowany - a raczej byem przeorem u witego Klemensa na Starym Miecie praskim. Item, mistrzem Uniwersytetu Karola. Ninie za, jak widzicie, jestem wygnacem na cudzej asce i cudzym chlebie. Mj klasztor spldrowano, za w akademii, jak acno zgadn moecie, nie po drodze mi byo z apostatami i otrami pokroju Jana Przybrania, Krystiana z Prachatic i Jakubka ze Strzybra, oby ich Bg pokara...

- Mamy tu - wpad w sowo Kantner, owic okiem Reynevana - jednego studenta z Pragi. Scholarus academiae pragensis, artium baccalaureus.

- Radzibym w takim razie - oczy dominikanina bysny znad yki - uwane na niego mie baczenie. Daleki jestem od rzucania oskare, ale herezja jest jak sadza, jak smoa. Jak ajno! Kto si w pobliu krci, ten musi si powala.

Reynevan szybko spuci gow, czujc, jak znowu kraniej mu uszy i krew bije na jagody.

- Gdzie tam - zamia si ksi - naszemu scholarowi do herezji. To on z porzdnej rodziny, na ksidza i medyka si w praskiej uczelni szkoli. Prawym, Reinmarze?

- Za pozwoleniem aski - Reynevan przekn - ju si w Pradze nie szkol. Za rad brata porzuciem Karolinum w roku dziewitnastym, niedugo po witych Abdonie i Senie... Znaczy, zaraz po defenes... No, wiecie, kiedy. Teraz myl, e moe do Krakowa po nauk sprbuj... Albo do Lipska, dokd wikszo praskich mistrzw usza... Do Czech nie wrc. Dopokd trwaj niepokoje.

- Niepokoje! - z ust podnieconego Czecha wyleciao i osiado na szkaplerzu kilka pasemek kapusty. - adne swko, zaiste! Wy tu, w spokojnym kraju, nawet przedstawi sobie nie moecie, co w Czechach herezja wyrabia, jakich potwornoci nieszczsny kraj ten jest widowni. Podjudzony przez kacerzy, wiklefistw, waldensw i inne sugi szatana motoch zwrci sw bezmyln zo przeciw wierze i Kocioowi. W Czechach niszczy si Boga i pali Jego witynie. Morduje si sugi boe!

- Wieci dochodz - potwierdzi, oblizujc palce, Melchior Barfuss, wikariusz biskupa lubuskiego - rzeczywicie straszne. Wierzy si nie chce...

- A mus wierzy! - krzykn jeszcze goniej Jan Nejedly. - Bo adna wie przesadzon nie jest!

Piwo z jego kubka prysno, Agnieszka Kantnerwna cofna si odruchowo, zasaniajc, jak tarcz, udkiem kapona.

- Chcecie przykadw? Su niemi! Masakry zakonnikw w Czeskim Brodzie i Pomuku, pomordowani cystersi w Zbrasawiu, Velehradzie i Mnichowym Hradiszczu, pomordowani dominikanie w Pisku, benedyktyni w Kladrubach i Postoloprtach, pomordowane niewinne premonstratki w Chotieszowie, pomordowani kapani w Czeskim Brodzie i Jaromierzu, ograbione i spalone klasztory w Kolinie, Milevsku i Zlatej Korunie, zbezczeszczone otarze i wizerunki witych w Brzevnowie i Vodnianach... A co wyczynia ika, ten pies wcieky, ten antychryst i diabli pomiot? Krwawe rzezie w Chomutowie i Prachaticach, czterdziestu ksiy ywcem spalonych w Beruniu, spalone klasztory w Sazavie i Vilemowie, witokradztwa, jakich nie dopuciby si Turek, ohydne zbrodnie i okruciestwa, bestialstwa, na widok ktrych zadraby Saracen! O, zaprawd, Boe, dokde nie bdziesz sdzi i wymierza za krew nasz kary?

Cisz, w ktrej sycha byo tylko szmer modlitwy olenickiego kapelana, przerwa gboki i dwiczny gos smagolicego i barczystego rycerza, gocia ksicia Konrada Kantnera.

- Nie musiao tak by.

- Sucham? - unis gow dominikanin. - Co chcecie przez to rzec, panie?

- Mona byo tego wszystkiego z atwoci unikn. Wystarczyo nie pali Jana Husa w Konstancji.

- Wycie - zmruy oczy Czech - ju tam, wtedy, bronili kacerza, krzyczeli, protestowali, petycje skadali, wiem to. A nieprawicie wtedy byli i teraz jestecie. Herezja pleni si jak kkol, a kae Pismo wite chwast spala ogniem. Nakazuj bulle papieskie...

- Zostawcie bulle - uci smagolicy - na soborowe dysputy, miesznie brzmi w karczmie przytaczane. A w Konstancji racj miaem, moecie gada, co chcecie. Luksemburczyk krlewskim sowem i listem elaznym gwarantowa Husowi bezpieczestwo. Sowo i przysig zama, plamic tym honor monarszy i rycerski. Na to patrze spokojnie nie mogem. I nie chciaem.

- Przysiga rycerska - zawarcza Jan Nejedly - ma by skadana w subie Bogu, zajedno, kto przysiga, giermek czy krl. Nazywacie bosk sub dotrzymywanie przysigi i sowa kacerzowi? Zwiecie to honorem? Ja to zw grzechem.

- Ja, jeli daj, daj sowo rycerskie w obliczu Boga. Dlatego dotrzymuj go nawet Turkom.

- Turkom dotrzymywa mona. Heretykom nie wolno.

- Icie - rzek bardzo powanie Maciej Korzbok, oficja poznaski. - Maur albo Turczyn tkwi w pogastwie przez ciemnot i dziko. Moe by nawrcony. Odszczepieniec za i syzmatyk od wiary i Kocioa si odwraca, szydzi z nich, bluni. Dlatego te stokro bardziej Bogu jest ohydny. I kady sposb walki z herezj jest dobry. To przecie nikt, kto na wilka idzie albo na psa wciekego, nie bdzie, jeli przy zdrowych jest zmysach, o honorze i sowie rycerskim rozprawia! Na heretyka wszystko si godzi.

- W Krakowie - go Kantnera zwrci ku niemu ogorza twarz - kanonik Jan Elgot, gdy trzeba usidli kacerza, za nic ma tajemnic spowiedzi. Biskup Andrzej askarz, ktremu suycie, zaleca to samo ksiom diecezji poznaskiej. Wszystko si godzi. Zaiste.

- Nie kryjecie, panie, swych sympatii - rzek kwano Jan Nejedly z Vysoke. - Ja moich te wic kry nie bd. I powtrz: Hus by kacerz i na stos pj musia. Krl rzymski, wgierski i czeski susznie postpi, sowa danego czeskiemu heretykowi nie dotrzymujc.

- I za to